TRANSFORMACJE nr 1-2 - Kozminski University

Transcription

TRANSFORMACJE nr 1-2 - Kozminski University
TRANSFORMACJE
"Transformacje” są pismem interdyscyplinarnym, recenzowanym,
wychodzącym od 1992 roku. Poświęcone są m.in. problematyce:
transformacji cywilizacyjnych i kulturowych
społeczeństwa informacyjnego i społeczeństwa wiedzy
zagadnieniom globalizacji
kwestiom rozwoju trwałego
filozofii politycznej i aksjologii
dociekania przyszłości.
Transformacje są charakterystyczną formą i sposobem funkcjonowania, rozwoju, trwania świata ludzi. Ich wszechobecność i znaczenie skłania
do uznania kategorii transformacji za swoisty paradygmat w badaniu rozwoju techniki, cywilizacji, społeczeństwa, kultury, wartości i przekonań. Konsekwencje i potencjalności zmian i przeobrażeń wymagają nowych metodologicznych podejść i narzędzi, nowych wizji oraz innowacji teoretycznych,
a także budowania zdolności do radzenia sobie nie tylko dziś, ale i w przyszłości.
Ważnym celem niniejszego pisma jest także promowanie inter-, multii transdyscyplinarności w badaniach i analizach, orientacji prospektywnej
oraz myślenia strategicznego i globalnego. Horyzont poznawczy zamieszczanych tekstów jest bardzo szeroki – od ujęć teoretycznych i metodologicznych przez tematykę krajową i regionalną do globalnej oraz empirycznej. Opisy i ewaluacje konkretnych doświadczeń są też przedmiotem zainteresowań pisma.
Transformacje mają już zasięg międzynarodowy w 2012 roku podpisaliśmy umowę licencyjną z globalną bazą danych EBSCO Publishing (Ipswich, MA, USA)
I
TRANSFORMACJE
1-2 (76-77) 2013
ISSN 1230-0292
Czasopismo recenzowane (7 pkt. MNiSzW)
Ukazuje się dwa razy do roku (numery podwójne) w jęz. pol. oraz ang. (odrębne teksty)
Redakcja (kierownictwo):
Prof. dr hab. Lech W. ZACHER, Centrum Badań Ewaluacyjnych i Prognostycznych, Akademia Leona Koźmińskiego, Warszawa ([email protected]) – Redaktor Naczelny
Prof. dr hab. Tadeusz MICZKA, Instytut Nauk o Kulturze i Studiów Interdyscyplinarnych,
Uniwersytet Śląski, Katowice ([email protected]) – Z-ca Redaktora Naczelnego
Dr Magdalena RZADKOWOLSKA, Katedra Bibliotekoznawstwa i Informacji Naukowej,
Uniwersytet Łódzki, Łódź ([email protected]) – Sekretarz Redakcji
Dr Małgorzata SKÓRZEWSKA-AMBERG, Kolegium Prawa, Akademia Leona Koźmińskiego, Warszawa ([email protected]) – Sekretarz Redakcji
Członkowie Redakcji i konsultanci:
Dr Alina BETLEJ, Instytut Socjologii, Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II, Lublin
Dr Mirosław GEISE, Uniwersytet Kazimierza Wielkiego, Bydgoszcz (także redaktor statystyczny)
Prof. Dora MARINOVA, Sustainability Policy Institute, Curtin University, Perth, Australia
Prof. Gavin RAE, Akademia Leona Koźmińskiego, Warszawa (także redaktor językowy język angielski)
Prof. Sangeeta SHARMA, Dept. of Public Administration, University of Rajasthan, Jaipur,
India
Prof. Ryszard ZIĘBA, Instytut Stosunków Międzynarodowych, Uniwersytet Warszawski,
Warszawa
Prof. Urszula ŻYDEK-BEDNARCZUK, Wydział Filologiczny, Uniwersytet Śląski, Katowice
(także redaktor językowy - język polski)
Recenzenci:
Prof. Peter BOŁTUĆ (filozofia, informatyka) , University of Illinois, Springfield, IL, USA
Prof. Piotr CHMIELEWSKI (socjologia, zarzadzanie kryzysowe), Akademia Leona Koźmińskiego, Warszawa
Prof. Włodzimierz CHOJNACKI (socjologia, wojsko), Wyższa Szkoła Finansów i Zarządzania w Warszawie
Prof. Andrzej KIEPAS (filozofia, filozofia techniki), Uniwersytet Śląski w Katowicach
Dr Katarzyna PAWELEC (medycyna), WU Medyczny, Warszawa
Dr Filip PIERZCHALSKI (nauki polityczne), Uniwersytet Kazimierza Wielkiego, Bydgoszcz
Prof. Ewa POLAK (ekonomia), Uniwersytet Gdański, Gdańsk
Prof. Ryszard STĘPIEŃ (pedagogika, bezpieczeństwo), Akademia Humanistyczna, Pułtusk
Prof. Jan SZMYD (filozofia, pedagogika), Uniwersytet Pedagogiczny, Kraków
Prof. Bogdan ZELER (media), Uniwersytet Śląski, Katowice
Recenzentami są także członkowie Redakcji oraz Międzynarodowej Rady Redakcyjnej
II
Wydawca
Fundacja Edukacyjna „Transformacje"
Al. Jana Pawła II 80 lok. 80, 00-175 Warszawa
Tel./fax. (22)-4038411, e-mail: [email protected]
oraz
Centrum Badań Ewaluacyjnych i Prognostycznych,
Akademia Leona Koźmińskiego w Warszawie, e-mail: [email protected]
Witryna internetowa:
www.transformacje.kozminski.edu.pl
www.ciasf.kozminski.edu.pl
UWAGA: teksty prosimy przesyłać na adres: [email protected] lub na adresy
Redaktorów
Projekt okładki: Tomasz Patryn
© 2013 TRANSFORMACJE
Webmaster: Janusz Janczyk
Druk ukończono w 2013 r.
Warunki prenumeraty
Zamówienia na prenumeratę bądź zakup poszczególnych numerów prosimy składać (koniecznie z dokładną nazwą instytucji i adresem) listownie lub mailem. Nakład i dystrybucja
czasopisma ograniczone (do nabycia głównie w Warszawie w Głównej Księgarni Naukowej
im. B. Prusa, Krakowskie Przedmieście 7; Księgarni Ekonomicznej K. Leki, ul. Grójecka 67
oraz księgarni w Akademii Leona Koźmińskiego bądź przez Kolportera).
Zamówienie powinno się łączyć z wpłatą na konto
Fundacji Edukacyjnej TRANSFORMACJE
37 1020 1156 0000 7002 0059 8037
(PKO BP S.A. XV O. Warszawa)
- kwoty 70 PLN (prenumerata roczna)
- kwoty 35 PLN (pojedynczy numer)
Prenumerata zagraniczna 40 € rocznie, 20 € za pojedynczy numer pisma.
Przyjmujemy do druku materiały informacyjne i reklamowe.
III
MIĘDZYNARODOWA RADA REDAKCYJNA
Prof. Witold T. Bielecki
Akademia Leona Koźmińskiego,
Warszawa
Prof. Czesław Cempel
Politechnika Poznańska,
Poznań
Prof. Andrzej Chodubski
Uniwersytet Gdański,
Gdańsk
Joseph F. Coates
Futurist in Residence
Washington, D.C.,USA
Dr Vary T. Coates
The Kanawha Institute
for the Study of the Future,
Washington, D.C., USA
Prof. Meinolf Dierkes
Science Center (WZB),
Berlin, RFN
Prof. Nikolai Genov
Freie Universität,
Berlin, RFN
Prof. Günter Getzinger
Alpen-Adria Universität
Klagenfurt, Austria
Prof. Tomasz Goban-Klas
Uniwersytet Jagielloński,
Kraków
Prof. Janusz Golinowski
Uniwersytet Kazimierza Wielkiego,
Bydgoszcz
Prof. Larisa A. Gromova
Herzen State
Pedagogical University
St. Petersburg, Rosja
Prof. Armin Grunwald
Institute of Technology
FZK, Karlsruhe, RFN
Prof. Andrzej Herman
Szkoła Główna Handlowa,
Warszawa
Prof. Jerzy Kisielnicki
Uniwersytet Warszawski,
Warszawa
Prof. Witold Kieżun
Akademia Leona Koźmińskiego,
Warszawa
Prof. Andrzej K. Koźmiński
Akademia Leona Koźmińskiego,
Warszawa
Prof. Wojciech Lamentowicz
Wyższa Szkoła Administracji
i Biznesu, Gdynia
Książę Prof. Rudolf zur Lippe
Oldenburg Universität
Oldenburg, RFN
Prof. Andrzej Lubbe
Akademia Leona Koźmińskiego,
Warszawa
Dr Michael Maccoby
The Maccoby Group PC,
Washington, D.C., USA
Prof. Ali A. Mazrui
State University of New York,
Binghampton, N.Y., USA
Prof.
Jerzy Mikułowski - Pomorski
Uniwersytet Ekonomiczny,
Kraków
Prof. Mammo Muchie
Aalborg University,
Aalborg, Dania
Prof. Witold Morawski
Akademia Leona Koźmińskiego,
Warszawa
Prof. Andrzej Papuziński
Uniwersytet Kazimierza Wielkiego,
Bydgoszcz
Prof. Sławomir Partycki
Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana
Pawła II, Lublin
Prof. Karol L. Pelc
Michigan Technological University
Houghton, Ml, USA
Prof. Marek Pietraś
Uniwersytet Marii CurieSkłodowskiej, Lublin
Prof. Bazyli Poskrobko
Uniwersytet w Białymstoku
Białystok
Prof. Harry Rothman
University of Manchester
Manchester, Wielka Brytania
Płk Prof. Piotr Sienkiewicz
Akademia Obrony Narodowej,
Warszawa
Prof. Marek S. Szczepański
Uniwersytet Śląski,
Katowice
Prof. Agnieszka Szewczyk
Uniwersytet Szczeciński,
Szczecin
Prof. Czesław Szmidt
Akademia Leona Koźmińskiego,
Warszawa
Prof. Andrew S. Targowski
Western Michigan University
Kalamazoo, Ml, USA
Prof. Andrzej A. Wierzbicki
Instytut Łączności,
Warszawa
Prof. Katarzyna Żukrowska
Szkoła Główna Handlowa,
Warszawa
Dr Clement Bezold
Institute for Alternative Futures,
Alexandria, VA, USA
Prof. Albert H. Teich
American Association for the
Advancement of Science,
Washington, D.C., USA
IV
TRANSFORMACJE / TRANSFORMATIONS
1-2 (76-77) 2013
Spis Treści / Contents
Do Autorów / Instructions to Authors ...................................................... VIII
Od Redakcji / Editorial ................................................................................ IX
I.
Idea transformacji jako paradygmat / Idea of Transformation
as a Paradigm
Lech W. ZACHER: Transformacje świata i ludzi (próba rozpoznania i interpretacji) / Transformations of the World and People (An Attempt at Recognition and
Interpretation )..................................................................................................... 2
Wiesław SZTUMSKI: Transformacja nowym paradygmatem rewolucji społecznej / Transformation as a New Paradigm of Social Revolution ...................45
II. Transformacje kulturowe / Transformations of Culture
Tadeusz MICZKA: Audiowizualność trzeciego stopnia – rzeczywistość czy
fantastyka ? / Third Step Audiovisuality – Reality or Fantasy ? .........................66
Aleksandra KUNCE: Osobne myślenie metropolii. Transformacje kulturowych
projektów centre de cultura contemporània de Barcelona / The Separate Thinking of the Metropolis. Transformations of CCCB’s Cultural Projects..............75
Ilona COPIK: Genius loci jako figura antropologiczna – transformacje znaczeniowe, konteksty interpretacyjne / Genius Loci as an Anthropological Figure.
Semantic Transformations, Interpretive Contexts ...............................................92
Joanna KUŹNICKA: Trajektorie ortegizmu w kulturze / Trajectories of Ortega
y Gasset in Culture ...........................................................................................109
Mariola SUŁKOWSKA-JANOWSKA: Performatywna tożsamość homo aestheticus / Performative Identity of Homo Aestheticus. ......................................139
Monika MICZKA-PAJESTKA: Postmoderna i transformacja przestrzeni kulturowej. Jedna kultura czy raczej wielość kultur ? / Post-modernity and Transformation of Cultural Space. One Culture or Rather the Multiplicity of Cultures?
..........................................................................................................................154
V
III. Media w procesie przemian / Media in Transition Process
Urszula ŻYDEK-BEDNARCZUK: Metafory medialne z punktu widzenia lingwistyki / Media Metaphors Perceived from a Linguistic Point of View ......... 172
Bogdan ZELER: Nowe nowe media – multitasking – przestrzeń przepływu /
New New Media – Multitasking – Flow Space ................................................. 184
Barbara ORZEŁ: Ciało – przestrzeń – interakcja. O doświadczeniu użytkownika w grach kinetycznych / Body - Space - Interactivity.About the User Experience in Kinetic Games. .................................................................................. 191
IV. Informacja – komunikacja - polityka / Information - Communication - Politics
Magdalena PIŁAT-BORCUCH, Artur BORCUCH: Homo wikipedicus jako
przykład transformacji w dostępie do informacji / Homo Wikipedicus as an Example of the Transformation of Access to Information ..................................... 206
Edward KAROLCZUK: Dialektyka większości i mniejszości / Dialectics of the
Majority and Minority ........................................................................................ 218
Wiktor SZEWCZAK: Dyskurs publiczny jako substytut reprezentacji politycznej – wymiar parainstytucjonalny współczesnej demokracji / Public Discourse as a Substitute to Political Representation – a Parainstitutional Dimension of Contemporary Democracy ..................................................................... 251
Janusz GOLINOWSKI: Antynomie i wyzwania polskiej transformacji / Antinomies and Challenges of the Polish Transformation ..................................... 287
V. Ekonomia - marketing: poszukiwanie nowych idei / Economy Marketing: Looking for New Ideas
Wiesław SZTUMSKI: Kilka refleksji związanych z filozofią ekonomii / Some
Reflections Connected with the Philosophy of Economics ............................... 320
Lechosław GARBARSKI: Marketing – między Scyllą oczekiwań a Charybdą
oskarżeń / Marketing – between Scylla of Expectations and Charibdis of Indictments ................................................................................................................ 343
VI
Karolina DZIWAK: Nowe formy marketingu w lokalnej przedsiębiorczości /
New Marketing Forms in Local Initiative .........................................................358
Jan FAZLAGIĆ: Negatywny kapitał intelektualny / Negative Intellectual Capital ......................................................................................................................383
VI. Przyszłość – wizje, interpretacje i opowieści / Futures – Visions,
Interpretations and Narratives
Małgorzata MOLĘDA-ZDZIECH: Wizje kapitalizmu w ponowoczesnych podejściach socjologicznych – ujęcie porównawcze (Z. Bauman, A. Giddens, R.
Sennett) / Scenarios of Capitalism in Postmodern Sociological Approaches
(Z.Bauman, A.Giddens, R.Sennett) ...................................................................400
Dorota BRYLLA: „I dali im losy...”. Wokół przeobrażeń w interpretacji
zjawiska dywinacji / “And they gave forth their lots...”. About the Transformations in the Interpretation of the Phenomenon of Divination .......................422
Agnieszka PRZYBYŁA-DUMIN: Spiski, przepowiednie i opowieści. O reakcjach na niewiadome i niezrozumiałe oraz gatunkach folkloru je wyrażających /
Conspiracies, Prophecies and Stories. About Reactions to the Unknown and Incomprehensible as well as Folklore Genres Expressing Them .........................439
VII. Varia / Varia
Zbigniew BORUCZKOWSKI, Katarzyna PAWELEC, Maciej BORUCZKOWSKI, Dominika GŁADYSZ: Komórki macierzyste przyszłością biomedycyny / The Stem Cells as the Future of Biomedicine ................................ 462
VII
Do Autorów
Polityka redakcji wyraża się w preferencji dla artykułów naukowych opartych na solidnych przemyśleniach, ekstensywnej znajomości literatury przedmiotu
oraz na analizach empirycznych.
Zgodnie z charakterem naszego pisma szczególnie preferowane są artykuły
interdyscyplinarne, multidyscyplinarne i transdyscyplinarne. Tematycznie pożądane
są zwłaszcza teksty dyskutujące współczesne przeobrażenia (transformacje –
„wszystkie i wszędzie", we wszystkich aspektach, wymiarach i perspektywach – zob.
deklarację tematyczną poprzedzającą spis treści). Zjawiska, procesy, wydarzenia generujące, oddziałujące czy towarzyszące współczesnym transformacjom są dla nas
interesujące. W związku z tym nawet wąsko tematyczne i specjalistyczne artykuły
warto odnosić do wspomnianej problematyki. Preferujemy także orientację problemową oraz prospektywną.
Zachęcamy Autorów do pisania prostym, jasnym i zwięzłym językiem, do
unikania nadmiaru żargonu dyscyplinowego. Teksty powinny być dobrze udokumentowane (przypisy, bibliografia) – zgodnie ze standardem przyjętym w dotychczasowych numerach.
Obok typowych research papers dopuszczalne są również inne formy wypowiedzi związane z sugerowanym podejściem i z problematyką pisma.
Nadesłane teksty są recenzowane i opiniowane przez Redakcję oraz zewnętrznych ekspertów (zgodnie z wymogami MNiSzW).
Wskazówki dla Autorów:
•
•
•
•
•
•
•
•
•
•
Nadsyłane teksty powinny być opracowane komputerowo (wskazane jest podanie
nazwy i wersji edytora),
Teksty powinny być dostarczane e-mailem.
Preferowana objętość tekstów artykułowych 15-20 stron (strona znormalizowana:
30 wierszy, 60 znaków w wierszu), przypisy dolne.
Wszelkie cytaty czy powołanie (także tabele, rysunki, statystyki itp.) muszą być
udokumentowane (np. w przypisach). Unikamy zamieszczania fragmentów (tekstowych, rysunków, tabelarycznych) w obcych językach,
Prosimy o zwrócenie szczególnej uwagi na poprawność językową, gramatyczną,
ortograficzną oraz styl tekstu oraz na dokładność w pisowni obcych nazwisk czy
tytułów prac w innych językach,
Wszelkie wyróżnienia w tekście powinny być czynione przy pomocy kursywy,
spacji czy druku półgrubego (niedopuszczalne są podkreślenia),
Do tekstu należy dołączyć krótkie (ok. 1/2 strony) streszczenie oraz tytuł pracy
w języku angielskim.
Do tekstu należy dołączyć dokładny adres Autora, numer telefonu i fax, e-mail
oraz podać stopień czy tytuł naukowy (zawodowy).
Redakcja zastrzega sobie prawo adiustacji redakcyjnej oraz wymóg ustosunkowania się Autora do recenzji, jak też obowiązek przeprowadzenia dokładnej
i terminowej korekty.
Materiałów niezamówionych Redakcja nie zwraca.
VIII
Od Redakcji / Editorial
Niniejszy numer przedstawia do dyskusji lansowaną przez nas ideę
transformacji jako swoistego paradygmatu pozwalającego w sposób bardziej
adekwatny rozpoznawać i analizować zmiany, tranzycje, przeobrażenia. Taka
perspektywa badawcza będzie preferowana w następnych numerach. To
wskazówka dla przyszłych Autorów.
Szczególną uwagę przywiązujemy do transformacji kulturowych. Zaprezentowana została ich wielokierunkowość i rozmaitość efektów, także w
wymiarze międzynarodowych.
Jak zwykle ważną część numeru obejmuje problematyka mediów, informacji i komunikacji, szczególnie w kontekście dostępu do informacji (Homo wikipedicus), reprezentacji politycznej, demokracji.
Poszukiwanie nowych idei i ujęć w myśleniu teoretyczno-ekonomicznym i marketingowym to kolejny obszar poddany krytycznej dyskusji.
Nowe podejścia i interpretacje zdają się tu pilną sprawą – w obliczu wyzwań
związanych z przechodzeniem gospodarek i społeczeństw do trwałego rozwoju.
Numer kończą „tematy przyszłościowe” – od porównawczego omówienia niektórych współczesnych wizji przyszłości do przepowiedni i folklorystycznych opowieści. I na zakończenie -medyczna perspektywa przyszłości
w kontekście rozwoju biomedycyny opartej na badaniach potencjału terapeutycznego komórek macierzystych.
Redakcja
P.S. Zachęcamy Autorów i Czytelników do prenumeraty papierowej
wersji „Transformacji”. Autorom Redakcja będzie zapewniać jedynie wersję
pdf ich artykułu.
IX
IDEA TRANSFORMACJI
JAKO PARADYGMAT
I.
IDEA OF TRANSFORMATION
AS A PARADIGM
1
Lech W. ZACHER
TRANSFORMACJE ŚWIATA I LUDZI
(PRÓBA ROZPOZNANIA I INTERPRETACJI)
Orientacje poznawcze i podejścia – potrzeba modyfikacji i inwencji
Mądrość starożytnych wyrażała się m.in. tym, iż trafnie zauważyli, że
„wszystko płynie” i że „nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki”. „Płynna rzeczywistość” Zygmunta Baumana jest niczym innym jak aktualizacją tej
mądrości. Wskazywała ona na ruch, na procesualność, na naturę „wszystkiego”, a także na konieczność zmiany punktu obserwacji czy odniesienia, jeśli
chce się zrozumieć, co się właściwie bada i jakie to jest naprawdę. Oczywiście, wszystko to, co płynie ma rozmaite „gęstości”, różną szybkość, różne
„kanały” (niektóre rozpoznane, inne to nieoczekiwane emergencje). Gdy
przyjrzeć się bliżej rzeczywistości, to dostrzegamy, że obiekty obserwowane,
jej „fragmenty” się zmieniają w czasie, jedne bardziej, inne mniej, jedne spektakularnie, drugie bardziej sekretnie, jedne radykalnie, drugie stopniowo.
Mamy zatem trzy ważne cechy i zarazem intelektualne wskaźniki: płynność,
transformacje, różnorodność.
Myliłby się jednak ktoś sądzący, iż te chyba dość oczywiste konstatacje na temat rzeczywistości (która jest coraz lepiej rozpoznana, mierzona,
oceniana) są powszechnie akceptowane i rekomendacje z nich płynące są brane pod uwagę nie tylko w myśleniu, lecz i w decydowaniu, działaniach, zachowaniach. Wiele przykładów pokazuje, iż łatwiej tolerować dysonans poznawczy i nieskuteczność teorii i praktyki, aniżeli przyznać się do starej wiedzy, braku inwencji, schematyczności, umysłowego wstecznictwa, obawy
przed utratą kontroli, pozycji w hierarchii, zagrożenia dla utrwalonych interesów i przywilejów, władzy, nie mówiąc o strachu przed zmianą i skostniałości
nie tylko umysłów, ale też instytucji i wszelkich organizacji. Oczywiście,
zawsze są odkrywcy, wynalazcy, innowatorzy, reformatorzy, wizjonerzy i inni
„ryzykanci”. (np. rewolucjoniści, krytycy, sceptycy). W każdym razie zmiana
jest trudna. Warto zauważyć, iż od najdawniejszych czasów po dzisiejsze kre2
atywność i zwolennicy zmian są ostro tępieni (niegdyś topiono wynalazców,
rewolucjonistów więziono i mordowano, reformatorów palono na stosach,
krytyków cenzurowano i zamykano w psychuszkach), antyglobaliści są w
demokratycznych państwach brutalnie pałowani, to samo dotyczy ruchów
typu Anti-ACTA, Occupy Wall Street czy Oburzonych, nie mówiąc o masowej inwigilacji wszelkich „podejrzanych”. Naruszenie status quo jest z reguły
surowo karane, np. stygmatyzacją społeczną, odrzuceniem w rodzinie, ekskomuniką, wyrzuceniem z pracy, nękaniem, wyśmiewaniem, pozbawianiem
środków (np. na badania naukowe), zakazem publikacji itp. Między „starym” i
„nowym” jest po prostu wojna czy łagodniej mówiąc konflikt i to strukturalny
i „nieprzejednany”, przy czym „stare” w tej walce nie przebiera w środkach,
ale w „długiej fali” przegrywa całkowicie czy częściowo, adaptując się, zmieniając, współkształtując „nowe”.
Ta niejako samonapędzająca się zmienność – wynikająca z ruchu i
różnorodności, uznana być może za postęp, ale tylko jako przesuwanie się na
osi czasu. W przeciwieństwie do zjawisk fizykalnych (jak np. oddalanie się
galaktyk), na które nie mamy żadnego wpływu, zmiany, o których mowa
istotnie kształtują świat i człowieka, posiadającego zdolność ewaluacji.
Jednakże wiele zachodzących zmian (transformacji) przypomina procesy fizykalne, dzieją się bez naszej zgody, wiedzy, uwzględniania naszych
wartości, bez możliwości ich przewidywania, kontroli, sterowania, nierzadko i
rozumienia. Procesy stochastyczne niwelują wagę indywidualnych czy partykularnych wyborów i działań. Efekty są tylko częściowo zamierzone i pożądane, trajektorie procesów mało albo wcale niekontrolowane, ryzyka niezależne od starań.
Teorie, koncepcja, nawet język, stosowane przez środowiska naukowe
i edukacyjne, także polityczne i dziennikarskie, dotyczą świata, którego już
nie ma, przynajmniej znaczących jego „fragmentów”, świata, z którym są
obeznani, związani i w którym są zakorzenieni nie tylko mentalnie, ale swoją
edukacją, wiedzą, osiągnięciami, kolejami swego losu, interesami, uwikłaniami itp. Historia, dziedzictwo, retrospekcja, polityka historyczna w niejednym społeczeństwie zastępuje myślenie o przyszłości. Nawet transcendencja
do aktualnego czasu dla wielu jest trudna. Przeszłością łatwiej manipulować i
nie jest się za nią odpowiedzialnym. Na szczęście są społeczeństwa, przynajmniej znaczące ich segmenty czy/i ich liderzy bardziej prospektywnie zo3
rientowane. Dotyczy to również środowiska nauki i techniki, zwłaszcza techniki. Te dwie ostatnie dziedziny rozwijają się wbrew historii, tradycji, religii,
obyczajom, są bowiem napędzane głownie przez imperatyw poznawczy, który
nie uznaje granic (nierzadko narzucanych i bronionych zaciekle, np. w przypadku Kopernika czy Darwina). Dla wielu prawda jest de facto bez znaczenia,
jest bowiem dana „z zewnątrz” i co najwyżej można się zajmować jej apologetyką (np. ideologiczną, polityczną, religijną). Wiedza ma służyć władzy,
panowaniu, oddziaływaniu, manipulacji, dominacji i osiąganiu zysków (o
czym pisał m.in. Habermas, Foucault, Galbraith, Chomsky i in.). Wiedza ma
też służyć ideologii i uzasadnieniom działań biznesu i polityki. Organizowane
są sponsorowane kampanie tzw. handlarzy wątpliwościami czyli rozmaitych
ekspertów–sceptyków podważających – wobec kontrowersji w nauce czy
niepewności danych – wyniki niekorzystne dla określonych przekonań (Oreskes, Conway, 2010 podają wiele przykładów i nazywają ten proceder „kulturowym wytwarzaniem ignorancji”). Ideologiczny i sponsorowany sceptycyzm
daje się łatwo mitologizować, co pomaga w odpowiednim kształtowaniu opinii publicznej. Co więcej, z normalnych w nauce niepewności i spornych opinii media starają się zrobić – przez ich symplifikację i antagonizację – konflikt
polityczny czy społeczny. Co pozwala im na „zarządzanie emocjami i strachem” (wydatkami ludzi i modelem konsumpcji zarządza biznes przy pomocy
marketingu i reklamy oraz budowy supermarketów – „świątyń handlu i konsumpcji”). Tabloidyzacja mediów (także Internetu) ułatwia to oraz odciąga od
myślenia o skutkach przyszłości.
Mamy zatem intelektualny, i nie tylko, time lag. Nawet w technice –
korzystnej w zastosowaniach dla rządów, biznesu i obywateli – procesy rozwoju czyli od odkrycia, wynalazku, innowacji do masowych zastosowań trwają często dziesiątki lat (często podawane są tendencyjnie dobrane ciągi mające
świadczyć o nadzwyczajnym przyspieszeniu; przyspieszenie jest, ale „opór
materii” nie ustaje). Dotyczy to nawet dynamicznych technologii infokomunikacyjnych czy biotechnologii.
Tym niemniej przeobrażenia materialnej rzeczywistości notorycznie
wyprzedzają zmiany mentalno-społeczne (W. Ogburn sformułował niegdyś
tezę o opóźnieniu zmiany społecznej wobec zmiany technicznej). Akceleracja
techniki czy produkcji odbywa się w bardziej – mimo wszystko – sprzyjającym środowisku (naukowo-biznesowym) aniżeli środowisko polityczno4
kulturowe, w którym nie postęp i zmiana, ale tradycja i mitologia historyczna
są ważniejsze.
Awersja do patrzenia w przyszłość wynika nie tylko ze „specyfiki materii”, tj. niepewności i niemożności sprawdzenia wyniku (co występuje również i w badaniach historycznych i archeologicznych) przewidywań, prognoz i
scenariuszy, ale też z krótkiego dość czasu życia ludzi, kadencyjności polityków, krótkowzroczności biznesowych decyzji. Dochodzi do tego wymiar generacyjny – dojrzali czy starsi decydenci nie są w swoich zainteresowaniach,
ewaluacjach, wyborach i decyzjach zbytnio prospektywni, nie obchodzą ich
postkadencyjne skutki ich decyzji i zaniechań. Paradoksalnie młody narybek
polityczny (tzw. młodzieżówki), chcąc robić karierę, przypodobują się starszym szefom konserwatyzmem raczej aniżeli ryzykowną prospektywnością.
Podobną postawę przyjmuje „nauka dworska””, nie mówiąc o kręgach biurokratycznych, dla których zmiana jest zagrożeniem status quo. Mamy zatem
wiele czynników, uwarunkowań i uwikłań sprzyjających zachowawczości i
petryfikacji struktur, polityk, zachowań (do czego dorabia się oczywiście ideologiczne uzasadnienia). Jak pokazują doświadczenia, modernizacja, nie tylko
techniczna jest procesem trudnym i bynajmniej nie błyskawicznym (Zacher,
2009a, 2011b). Dominacja krótkiego horyzontu czasowego i skłonność do
maksymalizacji szybkich korzyści – nie tylko widoczna w sposobie eksploatacji zasobów i dewastacji środowiska – prowadzi do nieadekwatności wobec
wyzwań nie tylko przyszłych, ale i już obecnych. Warto dodać, że ewolucjoniści uważali, iż brak troski o skutki decyzji i działań wynika z niedojrzałości
gatunkowej. Czyż byśmy nadal byli niedojrzali? Wiele negatywnych skutków
i ryzyk powstających w rezultacie dominacji kryterium zysku o tym świadczy.
Myślenie o przyszłości z trudem przebija się w naukach. Transformacje, nie tylko techniczne, współczesnego świata wymuszają prospektywność
jako niezbędny wymiar myślenia i decydowania, jako wymóg racjonalności,
racjonalności uwikłanej również w przyszłe konsekwencje dzisiejszych wyborów. I tak rosnące powiązanie nauki z biznesem zaowocowało w ekonomii
politycznej traktowaniem jako centralnych takich kategorii jak dynamika nadziei, antycypacja, wizje, obietnice, oczekiwania. Co więcej, uznaje się ich per
formatywność czyli możliwość oddziaływania na rzeczywistość (nie tylko w
formie Mertonowskich „samospełniających się proroctw”). Uważa się, iż antycypacja stanowi ekonomiczną i epistemiczną wartość, a prospektywne spe5
kulacje za ważne dla dynamiki procesów kreujących nowe socjo-techniczne
sieci współdziałania (Tutton 2011). Coraz częściej są używane takie określenia – przeważnie w kontekście nauki i techniki – jak biznes oczekiwań (Pollock, Williams 2010), socjologia przyszłości (Selin 2008), socjologia oczekiwań (Borup, Brown, 2006), socjologia prospektywnej techno-nauki (Brown,
2000). W następstwie przenikania prospektywności do nauki, do teorii, poprawić się mogą procesy ewaluacji i decydowania oraz antycypowania negatywnych efektów ubocznych.
Potrzeba zatem nie tyle metodologii, ile nowego sposobu patrzenia na
transformacje świata i ludzi, nowego widzenia świata (Mannheimowski Weltanschauung). Muszą się zmienić – w powiązaniu z tym –zasoby naszego
umysłu, jego intelektualne wyposażenie (mindset). Prospektywność, problemowość, transdyscyplinarność, systemowość, konsekwencjonalizm to tylko
niektóre ukierunkowania poznawczo-badawcze i decyzyjne. Można jeszcze
dodać inne jak detradycjonalizacja, demitologizacja, dezideologizacja, kontekstualność, kompleksowość, holizm, multikulturowość. Podejście uwzględniające te wskazówki i rekomendacje (stosowane choćby „w tendencji”) pozwoli na właściwą problematyzację współczesnych transformacji świata i
ludzi, uchroni przed redukcjonizmem i „tunelowymi wizjami” ujęć monodyscyplinarnych, ukaże nowe punkty referencyjne, może nawet da podstawy do
modyfikacji naszego wyobrażeniowego modelu świata i życia ludzi (tzw. reimaging). Konieczne jest korzystanie z modelowania (komputerowego), symulacji i future studies, z doświadczeń intelektualnych obszaru badawczego
„nauka-technika-społeczeństwo” (science, technology, society – STS) oraz
programów dotyczących relacji człowiek-maszyna (HCI czyli HumanComputer Interaction); spoza nauk społecznych wzmocnienie poznawcze
może przyjść ze strony teorii złożoności, drugiej cybernetyki, teorii sieci (Web
theory), teorii chaosu, teorii katastrof. Może się też ukształtuje teoria tranzycji
badająca procesy transformacji, także ich konkretne przypadki. Rozumienie
„przejścia” jest ważne nie tylko dla celów poznawczych, lecz i praktycznych
(już się mówi o transition management). Szanse rozwojowe ma też koncepcja
– wychodząca z ekologii – trwałości i zrównoważoności (czyli sustainability)
– ekosystemów, rozwoju, gospodarki, konsumpcji itd., z natury rzeczy zorientowana prospektywnie, bo uwzględniająca ryzyka i zagrożenia obecnych megatrendów rozwojowych.
6
Można zapewne znaleźć wiele przełomowych momentów czy okresów w losach świata i ludzi. Współczesne nam to transformacje w XX wieku,
których cechy można przedstawić następująco:
wejście świata w wiek atomowy (od Hiroszimy po traktat o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej),
cuda gospodarcze po II wojnie światowej i nowy podział świata,
dekolonizacja,
wyścig zbrojeń i zimna wojna,
era Bretton Woods (porozumienie walutowe),
kryzys naftowy lat 70.,
post-Fordyzm (zmiana systemu produkcji i pracy),
neoliberalizm jako siła napędowa (oraz ideologiczna) kapitalizmu,
nowe technologie i przyspieszenie ich zastosowań (np. energetyka atomowa, nowe materiały, technologie militarne i kosmiczne),
globalne migracje ludzi, kapitału, biznesu, produkcji.
Ten z gruntu arbitralny, jednak dość spójny i całościowy, wykaz objaśnia powstanie w nauce koncepcji i teorii, np. poststrukturalizmu, postkolonializmu (jako podejścia badawczego), postmodernizmu, różnych endyzmów
(typu koniec historii, koniec człowieka F. Fukuyamy).
Obecne czasy, niedawny przełom stuleci, też można scharakteryzować przy pomocy podobnego wykazu, np. następującego:
autonomizacja finansów międzynarodowych,
rosnąca dominacja wielkich korporacji transnarodowych,
turbulencje i kryzysy ekonomiczne,
rozwój i kryzys globalizacji korporacyjnej (neoliberalnej),
upadek systemu komunistycznego,
terroryzm międzynarodowy, wojny i zbrojenia,
zderzenia cywilizacyjne (ras, religii, kultur, interesów),
makdonaldyzacja społeczeństw (i McŚwiat),
rewolucyjne technologie (info-komunikacyjne, biotechnologia, nanotechnologia) i wyłanianie się społeczeństw informacyjnych,
powstanie cyberprzestrzeni i hybrydyzacja świata,
zderzenie światów (realu i wirtualu),
7
rekonfiguracje globalne – nowe potęgi,
dewastacja środowiska, wyczerpywanie się zasobów (np. problem wody,
źródeł energii), turbulencje klimatyczne (ocieplenie).
Przełomy dawne i nowe mają nie tylko ciemne strony, są też pozytywy jak np. dekolonizacja i prawa człowieka, informacjonizm społeczeństw
(by użyć sformułowania M. Castellsa), powstanie koncepcji rozwoju trwałego
(suistainable development) i jej niełatwe wdrażanie w skali krajów i globu. W
każdym razie powyższe przykładowe wykazy pokazują, iż transformacje się
odbywają, co nie oznacza, iż są efektem Rozumu, Racjonalności (zachodniej)
i Postępu i wiodą ku uniwersalnej Przyszłości. Tym bardziej, jak się zdaje,
trzeba owe „przejścia” badać, traktując transformacyjność jako użyteczny
paradygmat (czy choćby subparadygmat), a nasycenia problemowego nigdy
za dużo w warunkach obecnej złożoności conditio humana.
Przestrzenie zmian i obszary badań
Zmiana skali – globalizacja: globalizacja jest procesem powiększania
skali – transportu, mobilności ludzi, kapitału, towarów, komunikacji i mediów, kryzysów i wojen, przepływu wzorców konsumpcji, dostępności kultury, wiedzy, danych itd. Globalizacja jest transformacją niemal wszystkiego,
zmniejsza obszary lokalności, partykularności, jednostkowości, albo je przekształca, także niszczy. Globalizacja determinuje nowy wspólny los ludzkości
– w działaniach i skutkach. Jest procesem cywilizacyjnym o ogromnej sile
działania i wielkich skutkach kulturowych, nie mówiąc o ekonomicznych. Ów
wspólny los, nie do uniknięcia przez wszystkich, jest rezultatem splotu możliwości technologicznych (transport, informacja), mechanizmów ekonomicznych (rynek i transnarodowa ekspansja korporacji i podporządkowanie innych
podmiotów), strategii i polityk międzynarodowych instytucji (zwłaszcza finansowych) i organizacji oraz rządów państw narodowych, zwłaszcza mających skłonności do ekspansji, misji, hegemonii. Globalizacja wymaga swobody przepływów wszystkiego, kojarzona jest przeto z ideologią wolnego rynku,
z neoliberalizmem, z dominacją wielkich korporacji działających jako monopole czy oligopole, często de facto ponad jurysdykcją rządów. Zaangażowanie
8
poszczególnych krajów i społeczeństw w procesy globalizacji jest zróżnicowane, jeśli chodzi o „wkład”, korzyści, ryzyka, skutki. Globalizacja jest transformacją radykalnego typu – jedni wygrywają, inni przegrywają. Krytycy
globalizacji, antyglobaliści, alterglobaliści (np. N. Klein) dostrzegają negatywny potencjał globalizacji. Entuzjaści eksponują jej globalną racjonalność
(wykorzystanie zasobów naturalnych, kapitału, siły roboczej, rynku, handlu).
Globalizacja to proces (czy „suma” wielu procesów) trudny do kontrolowania czy sterowania. Oczywiście, wielcy gracze – z punktu widzenia
potencjału, ale też wielkości rynku i populacji – mają więcej do powiedzenia
(np. w WTO czy Banku Światowym). Dużym wzmocnieniem procesów globalizacyjnych stało się powstanie cyberprzestrzeni, z natury rzeczy transgranicznej. Również Internet stał się instrumentem i przestrzenią globalizacji.
Krytyka i opór (nie tylko antyglobalistów, ale i niektórych rządów) wobec
globalizacji narasta, co przejawia się nie tylko w manifestacjach i protestach
na szczytach biznesu i polityki (np. w Davos), ale też w publikacjach i wypowiedziach medialnych (prace Stigliza i Sorosa, blog Krugmana, książki Chomsky’ego, wywiady Klein, publikacje Shivy i in.). Wygłaszane są postulaty,
stawiane żądania, formułowane hasła typu: globalizacja sprawiedliwa czy
inkluzyjna. Mówi się (życzeniowo czy pesymistycznie) o deglobalizacji, o
glokalizacji łączącej lokalność z korzyściami z globalizacji. W każdym razie
nastąpiła pewna dezideologizacja jednolitości i uniwersalności procesów globalizacji. W rozmaitych publikacjach pisze się o globalizacji w liczbie mnogiej, zwłaszcza gdy mowa nie tylko o technice i ekonomii. Warto zwrócić
uwagę na dwa – na razie – mikrotrendy: globalizację jednostkową, poszczególnego człowieka, możliwą dzięki Sieci (można ją nazwać mikroglobalizacją) oraz kosmizację (czyli superglobalizację) związaną z eksploracją przestrzeni okołoziemskiej do celów badawczych, militarno-szpiegowskich, telekomunikacyjnych itp.
Globalizacja jako wielki proces, o złożonej strukturze, proces w dużym stopniu żywiołowy i chaotyczny nie wydaje się możliwa do zatrzymania,
co najwyżej wielcy gracze czy wielkie organizacje mogą próbować ustalić
jakieś „warunki brzegowe”, jakieś bufory i zabezpieczenia. Globalizację może
załamać jakaś wielka katastrofa ekologiczna, duża wojna z użyciem środków
masowego rażenia, globalne protesty i zamieszki (z użyciem siły), globalny
kryzys ekonomiczny (np. na tle energetycznym).
9
Zmiana ekologiczna czyli trasformacja środowiska człowieka, zarówno resztek środowiska naturalnego, jak i środowiska eko-sztucznego, przetworzonego przez ludzi. wielki wzrost ludności na planecie, która jest „jedna,
mała, ograniczona”, oraz intensywna, często rabunkowa, eksploatacja zasobów naturalnych sprawia, że możliwe są wielkoskalowe kryzysy. Wyczerpywanie się zasobów, wylesianie, pustynnienie gleb, zanieczyszczanie rzek,
mórz i oceanów, zmniejszanie się bioróżnorodności, katastrofy żywiołowe
(tsunami, huragany, trzęsienia ziemi, erupcje wulkanów, powodzie, osuwiska
itp.), turbulencje klimatyczne i ocieplanie się klimatu (topią się lodowce górskie oraz lody Arktyki i Antarktydy), katastrofy techniczne powodujące zanieczyszczenie środowiska (tankowce, wieże wiertnicze, odpady promieniotwórcze). Problemem dla ok. 1 mld ludzi jest niedostatek wody pitnej. Niewystarczające są zasoby energetyczne, zwłaszcza dla wielkich krajów dynamicznie
się rozwijających (jak ChRL). Intensyfikacja rolnictwa, zwłaszcza hodowli
(głównie na użytek krajów bogatych) oraz rozwijanie produkcji biopaliw (z
upraw rolnych) ogranicza możliwości wyżywienia ludności planety (ok. 1
mld. jest głodujących i niedożywionych, co powoduje choroby i niedorozwój
na wielką skalę, mogący zdestabilizować wielkie rejony świata). Zdolności
ziemskich ekosystemów do samoregeneracji zostały przekroczone (zagrożone
są np. deszczowe lasy Amazonii), ocieplenie klimatu może spowodować nieodwracalne podniesienie się poziomu wód i zatopienie wielu wybrzeży (nieobliczalne koszty i straty).
Racjonalność ekologiczna (oszczędność zasobów, nieprzekraczanie
granic samoodnawialności zasobów, długi horyzont decyzji, zachowanie równowagi w środowisku i harmonii międzygatunkowej, uczciwa dystrybucja zasobów) kłóci się z dominującą racjonalnością ekonomiczną opartą na dążeniu
do zysku i rabunkowej gospodarce zasobami (mimo retoryki etyki ekologicznej, odpowiedzialności korporacji, haseł religijnych), zwłaszcza w odniesieniu
do słabych krajów i regionów. Częścią przyrody są też ludzie, żyjący często w
ogromnym natłoku, w warunkach braku higieny, wody, odpowiedniego pożywienia, narażeni na choroby, epidemie, niedorozwój, dziedziczenie biedy.
Na „planecie slumsów” kilka miliardów ludzi wegetuje bez pracy i edukacji,
kwitnie niewolnictwo na skalę nigdy nieznaną wcześniej, praca dzieci jest w
wielu regionach (np. w Azji i Afryce) normą (i koniecznością). Jednocześnie
w krajach bogatych największe środki na ochronę zdrowia pochłania walka z
10
otyłością (np. w USA). Gatunek ludzki się degeneruje, wzrasta znacząco bezpłodność kobiet i mężczyzn. Jakość wody, żywności, powietrza pogarsza się.
Starzenie się bogatych społeczeństw ogromnie podnosi koszty opieki zdrowotnej (oraz emerytur). Zaśmiecamy także przestrzeń kosmiczną.
Ideologie i religie nawołujące do nieograniczonej rozrodczości nie
biorą pod uwagę, iż „bomba demograficzna” już tyka i wyżywienie oraz dobrobyt radykalnie zwiększonej populacji wymagałoby zasobów kilku podobnych do Ziemi planet. Łudzenie ludzi kolonizacją kosmosu ma odwrócić uwagę od problemów. Nigdy nie będzie możliwości technicznych i finansowych,
by przerzucić miliardy ludzi na inne planety, zresztą nadających się do natychmiastowego zamieszkania po prostu nie ma. Co więcej, utrzymanie czy dążenie do standardu życia, pokazywanego jako wzorzec w zachodnich filmach,
dla całej ludzkości już dziś by wymagało kilku planet z ich zasobami (wody,
źródeł energii). Czy pomoże GMO, biotechnologie, eko-innowacje, strategie
trwałego rozwoju (suistainability), jeśli będą masowo i skutecznie wdrażane
w przedsiębiorstwach, gospodarkach, gospodarstwach domowych? Oznaczało
by to zwycięstwo racjonalności ekologicznej nad ekonomiczną, nad rynkiem,
nad chciwością i krótkowzrocznością biznesu i ludzi używających nolens
volens środowiska. D. Meadows uważa, że zasoby planety gwarantują dostatnie życie jedynie dla 1–2 mld ludzi. cyniczni ideolodzy przyjmują, że „jakoś
to będzie”, zresztą biednymi i głodnymi łatwiej sterować i wyzyskiwać.
Warto zauważyć, iż ideologiczny kryzys kapitału ludzkiego postępuje
równolegle do haseł budowy społeczeństwa wiedzy. Najbliższym problemem
jest czy uda się zahamować niebezpieczne trendy i rosnące dysproporcje i
wejść na ścieżkę rozwoju trwałego na dużych obszarach planety i czy uda się
to zrobić na czas (por. Brown, 2009 i 2011 ). Inaczej wizja „Ziemi bez nas”
może okazać się prawdziwa (zresztą wyginięcie rasy ludzkiej w terminie kilku
miliardów lat uważa się za bardzo prawdopodobne i nieuniknione). Dodajmy,
że opisane wyżej ryzyka i zagrożenia są dobrze rozpoznane i zbadane, problemem jest ich przełożenie na realizacje praktyczne. Nie jest to wcale problem
techniczny czy organizacyjny, ale ideologiczny, kulturowy, polityczny i ekonomiczny. Może wielkie i kosztowne kryzysy oraz strach przed globalną katastrofą o podłożu ekologicznym wymuszą wielkoskalowe zmiany w zachowaniach, interesach, ideologiach? Gwarancji nie ma, zwłaszcza, że wiele procesów ma charakter żywiołowy, uwarunkowany przez inne procesy, wybory,
11
wzorce, mechanizmy. W każdym razie nie chodzi o „miłość do przyrody”, ale
o „miłość do człowieka”, o jego prawa do dobrego i zdrowego środowiska.
Wydaje się, że wyzwanie ekologiczne to najpoważniejsze wyzwanie ludzkości
najbliższych i dalszych dekad. Strach i troskę o przyszłość może upowszechnić Internet.
Zmiana ekonomiczna ma grosso modo kierunek dość negatywny. Po
korzyściach z globalizacji, z tanich surowców i taniej siły roboczej, także tanich emigrantów, dostępu do nowych wielkich (choć biednych) rynków, z nowych technologii i ekspansji biznesu w Internecie (rewolucja dotcomów spowodowała około roku 2000 „bańkę”, która pękła), ujawniły się także koszty,
ryzyka i zagrożenia. Neoliberalny model kapitalizmu – przyjęty lub narzucony
przez kredytodawców i globalnych sterników – oprócz wzrostu wytworzył ogromne nierówności, a te wpływają w dłuższym okresie negatywnie na wzrost,
na dobrobyt, na spójność społeczną. Sprymitywizowana ekonomia nie chroni
przed turbulencjami, niepewnością, chaotycznością. Wzrost PKB nie przekłada się automatycznie na dobrobyt ogółu obywateli. Nastąpił schyłek państw
dobrobytu, także upadek gospodarek centralnie (i marnie) planowanych. Zwycięstwo neoliberalnej ekonomiki skutkowało rozwojem poprzez bańki spekulacyjne i spekulacje finansowe na ogromną skalę (finanse całkowicie oderwały się od produkcji materialnej). Chciwość i nieokiełznana skłonność do ryzyka przyczyniła się do bankructw wielkich banków (np. Lehman Bros.), do których wpompowano ponad bilion dolarów pieniędzy podatników (wbrew wszelkim zasadom neoliberalizmu; uzasadnienie było takie, że dotowane czy de facto nacjonalizowane banki i firmy „były zbyt duże, by upaść” bez szkody dla
USA). Ślepa wiara w „niewidzialną rękę rynku” jako optymalizującą użycie
zasobów, alokację środków, gospodarkę i zapewniającą dodatkowo wolność i
demokrację znacznie osłabła, a przynajmniej została wyciszona. Wielu ekonomistów (także noblistów jak np. Stiglitz czy Krugman), wielu polityków, a nawet ludzi biznesu (jak np. Soros czy Buffet) wyraziło krytykę i wątpliwości
dotyczące sposobu funkcjonowania współczesnego kapitalizmu – zwanego
modnie globalnym kapitalizmem technologicznym, turbo-kapitalizmem, kapitalizmem informacyjnym czy cyfrowym, kapitalizmem kognitywnym itp.
(por. prace Stiglitza, Sorosa, Schillera, Luttwaka i in.), a także casino capitalism, co może najtrafniejsze (co oznacza hazard w skali społecznej ?). Zaczęto
nawet mówić o „granicach bogacenia się”, a także o nonsensownym założeniu
12
możliwości wykładniczego wzrostu w nieskończoność. O „granicach wzrostu”
pisał na początku lat 70. zespół D. Meadowsa, potwierdzał swoje ostrzeżenia
w r. 2004 i później (por. Zacher, 2012f). Ciekawe, że umiejący liczyć ekonomiści matematyczni nie protestują przeciwko wizji „ever growing cake”, rosnącemu wykładniczo PKB i populacji oraz ich presji na środowisko. Powstaje fundamentalne pytanie – oprócz mniej lub bardziej trafnej krytyki systemu
– czy da się go zreformować, bo przepompowywanie publicznych pieniędzy
do prywatnego biznesu może w końcu wzbudzić oburzenie (już powstał Ruch
Oburzonych, Ruch Occupy Wall Street i in.). Dodać też trzeba, że protestancka etyka biznesu, CSR itp. pozostają przeważnie na papierze w sformułowaniach o służebności firm wobec społeczeństwa. Nastąpiło, jak się zdaje, podważenie kulturowego zaufania do biznesu i biznesmenów (powodem były
afery typu Enron, kanty Madoffa, kilkudziesięciomilionowe premie prezesów
upadających banków amerykańskich). Jeśli dodać antyekologiczne działania
kapitału i korupcję w wielu krajach oraz niemałą „szarą strefę” (sektor gospodarki nieformalnej związany w dużej mierze z przestępczością zorganizowaną), a także bezpośrednie mieszanie się biznesu do polityki (przez finansowanie kampanii i lobbing oraz media), to widać, iż sfera ekonomiczna krajów i
świata przechodzi konwulsje, mimo wielkich nowych możliwości technologicznych oraz korzyści z globalizacji. Czy można zmienić istotę systemu –
która mimo wielkiego nacisku ideologicznego (w polityce, mediach, nauce)
coraz to wychodzi na jaw – drogą reformowania, bo na rewolucję system za
mocny, a przeciwnicy za słabi? Mało prawdopodobne. Ale komunizm też miał
być wieczny. W każdym razie obecna destabilizacja systemowa nie może ze
względu na koszty, także polityczne, trwać zbyt długo. Na razie bogacze dobrowolnie chcą podwyżki podatków i rozwijają działalność charytatywną (np.
Buffet, Gates, Zuckerberg, francuscy biznesmeni). Trzeba dodać, iź panujący
system „bogacenia się narodów” wytworzył warstwę oligarchów (nie tylko w
Rosji) oraz globalną klasę biznesu uzależniającą od swoich interesów rządy i
społeczeństwa, sprowadzającą demokrację do finansowania wyborów i kampanii medialnych. Słaba nadzieja, iż klasa ta sama się – choćby w imię własnych długofalowych interesów – skoryguje. Jeśli nie, grozi populizm, radykalizm, konflikty i dalsza destabilizacja systemu i to – dzięki Internetowi – na
niespotykaną skalę. Może policji i wojska nie wystarczyć.
Problemem fundamentalnym jest jednak sama racjonalność ekono13
miczna. Czy można by ją przeprojektować (re-engineering) tak, by celem nie
był coraz szybszy wzrost, coraz większa produkcja, coraz większa konsumpcja stymulowana na różne sposoby – a wszystko, by osiągnąć zysk, najlepiej
jak największy i jak najszybciej. A przecież, mimo eko-innowacji, obniżania
energo- i surowcochłonności, mimo różnych racjonalizacji, CSR, recyklingu
itp. – wzrost to rosnące zużycie zasobów, wody, energii, przestrzeni. Są scenariusze krachu energetycznego i zaczynania cywilizacji od nowa. Są też rekomendacje (np. D. Meadowsa) opanowania eksplozji demograficznej i w efekcie stopniowej redukcji populacji ludzkiej i przyjęcia jakiegoś modelu stacjonarnego. Jednak jak na razie wzrostu bez zysku i eksploatacji środowiska (i
ludzi) nie wymyślono. Może powstanie ekonomia stacjonarnego stanu oparta
na racjonalności wielokryterialnej, oszczędności zasobów, wydłużeniu cyklu
życia produktów, racjonalnej zdrowej (nie nadmiernej) konsumpcji, powszechnym recyklingu, godnej pracy i dobrym zabezpieczeniu zdrowotnym i
socjalnym? Ekonomia mądrego i godnego życia ludzkiego zamiast bogacenia
się jako motywu i celu? Kto to poprze poza pięknoduchami i humanistycznymi utopistami? Chyba, że wymuszą to katastrofy wielkoskalowe, rosnące lęki
i związane z nimi krytyki i radykalne działania „oporowe”. Warto jednak pamiętać, że rewolucje i katastrofy są z natury destruktywne i kosztowne.
Może lepiej pomyśleć o wariancie konstruktywnym? Lepsza wymuszona utopia, aniżeli „czarna” dystopia. Może motywem i interesem wszystkich powinno być nie bogacenie się a przetrwanie ludzkości w długim okresie? Może ideologowie fundamentalizmu rynkowego skłonią się ku pragmatyzmowi ekonomicznemu. Taki kierunek jest już proponowany (por. Kołodko
2010). Dyskusja na temat „tranzycji wzrostu” już się toczy (Daly, 2008; Jackson, 2011; Hinterberger i in., 2012), zainteresowanie nią wykazują niektóre
rządy (np. Francji, Austrii, W. Brytanii), także w kontekście strategii trwałego
rozwoju. Dyskusje prowadzą środowiska naukowców i praktyków (np. w
ramach Degrowth Network – www.degrowth.org). Szanse na zmianę ekonomiczną (i w ekonomii) istnieją. Czy jednak da się zrealizować postulaty
krytyków nieograniczonego wzrostu? Czy ortodoksyjna ekonomia, która jest
wzrosto-centryczna zrozumie, że wykładniczy wzrost – „na skończonej planecie o ograniczonych zasobach” zagraża przyszłym generacjom? Ekonomia
wzrostu stała się niemal „świecką religią”, pasującą do niegdysiejszego świata
14
– słabo zaludnionego, o dużych zasobach naturalnych i niezniszczonej przyrodzie, tymczasem obecny świat jest dramatycznie inny. Widać fizyczne granice
wzrostu, widać, że nie rozwiązuje on problemu biedy i nierówności, że napędzany konsumpcją wzrost gospodarczy zapewnia dobrobyt głównie dla pierwszego miliarda zamożnych ludzi żyjących na planecie. Sponsorowane i koordynowane kampanie dezinformacyjne negujące zagrożenia ekologiczne –
ocieplenie klimatu i in. jedynie odwracają uwagę publiczności i pozwalają
rządom i biznesowi na politykę i działanie typu business as usual (por. Dryzek
i in., 2011). Czy nastąpi mentalny i teoretyczny zwrot w myśleniu i działaniu
– czy uda się „odłączyć” prosperity i dobrobyt od wzrostu mierzonego jako
PKB i zredefiniować pojęcia dobrego życia, dobrego społeczeństwa, dostatku.
W każdym razie wysuwany jest postulat opracowania nowej filozofii politycznej na XXI wiek, by nie był on nazywany Wiekiem Nieodpowiedzialności
(Age of Irresponsibility), bowiem business as usual nie jest już realistyczną
opcją (Jackson, 2011). Podkreśla się, że zmiana tradycyjnego modelu wzrostu
wymaga wyobraźni. Pojęcia typu post-growth society nie muszą się kojarzyć
negatywnie. Debatować trzeba kwestię alternatywnych sposobów życia i gospodarowania. W Austrii mówi się np. o ekonomii solidarności oraz o ekospołecznej gospodarce rynkowej jako obowiązującym modelu (Trattingg, w:
Hinterberger, 2012). W kontekście globalizacji proponuje się ideologiczne
połączenie globalizmu i ekologizmu w eko-globalizm (Luke, 2004). Ale fundamentalne pytanie ciągle pozostaje: czy możliwy jest remake kapitalizmu?
Trzeba dodać, iż wzrost turbulentności i kryzysowości sfery gospodarki nie jest jedyną cechą jej współczesnych transformacji. Od wielu dekad
silnie rośnie jej sektor informacyjny (por. prace Dziuby i Oleńskiego), zwiększa się więc sfera usług i technoserwisu w szczególności. Relokacje tradycyjnych przemysłów do krajów mniej zaawansowanych już dawno nastąpiły.
Kraje czołówki technologicznej są centrami wynalazków i innowacji (dzięki
temu ich kryzysogenne systemy funkcjonują) oraz tworzenia nowych zawodów i kompetencji organizacyjnych i menedżerskich. Najważniejsze ich
„przemysły” to usługi finansowe, zdrowie, rozrywka, media – wszystko mocno utechnicznione i zinformatyzowane, podobnie jak sektor B+R oraz militarny. Nie bez kozery od wielu dekad mówi się o gospodarkach informacyjnych,
o „nowej gospodarce”, gospodarce cyfrowej, o wikinomii (por. np. Kołodko,
Zacher, Kelly, Tapscott). Cyberprzestrzeń stała się ogromnym rynkiem dla
15
reklam i handlu (np. e-Bay, Groupon, Amazon). Zdolność innowacyjna systemu zdaje się zapewniać jego trwanie i sukcesy techniczne oraz globalną
przewagę konkurencyjną nad regionami, gdzie nie jest w pełni rozwinięty.
Sfera ekonomiczna – z jednej strony – zdaje się być „napęczniała” w
potencje rozwojowe związane z technologią oraz efektywnością (kosztem
kapitału ludzkiego i ekologicznego, kosztem peryferii). Socjal-ekologiczny
darwinizm – z drugiej strony – powoduje turbulencje i kryzysy oraz drastyczny wzrost nierówności w skali społeczeństw i świata. Czy reformistyczne
regulacje, „nowa gospodarka” i nowe sposoby rządzenia (e-governance) i
zarządzania (transition management) zdołają zapewnić trwałość (sustainability) rozwoju czy choćby dalszego funkcjonowania? Czy „zazielenienie” chciwości i konkurencyjności jest możliwe, czy możliwa jest ponadekonomiczna
wielokryterialna racjonalność? Przyszłość pokaże.
Zmiana techniczna – to przeobrażenia od połowy XX wieku głębokie
i radykalne (stąd pojęcie rewolucji naukowo-technicznej ukute przez J. D. Bernala – por. Zacher, 2000). Rewolucja ta ma wiele nurtów też zwanych rewolucjami; mówi się przeto o rewolucji elektronicznej, mikroelektronicznej, mikroprocesorowej, komputerowej, telekomunikacyjnej, o rewolucji informacyjnej, cyfrowej, a również o rewolucji biotechnologicznej i nanotechnologicznej. Nazwy te posłużyły do oznaczania typów cywilizacji (cywilizacja techniczna), społeczeństw (społeczeństwo informacyjne, społeczeństwo bioinformacyjne). Technika wytworzyła cyberprzestrzeń – mówi się więc o społeczeństwie wirtualnym, o plemionach czy społecznościach sieciowych, o sieciowych nomadach (i monadach – w związku z krańcową dziś indywidualizacją
w Sieci). Człowiek techniczny, homo technicus stał się symbolem tych rewolucji. Człowiek przecież jest jej kreatorem, denaturalizuje środowisko i sam
się usztucznia, tworzy inteligentne środowisko (intelligent ambiance), w którym obok technologii info-komunikacyjnych będzie coraz więcej automatów,
robotów, cyborgów. Utechnicznienie wszystkiego jest zmianą radykalną (ma
ona również wymiar biologiczny i psychologiczny – inżynieria genetyczna i
psychologia sieciowa zmieniają organizm, ciało, także ludzkie „ja” – por. np.
Turkle, 2005, 2012). Jak na razie za radykalnymi innowacjami technicznymi i
ich zastosowaniami notorycznie nie nadążają innowacje społeczne. To ważna
przyczyna powstawania społeczeństwa ryzyka (by przywołać termin U. Becka), wiedza o tym nic jednak nie zmienia. Za to powstają nowe etykiety: kapi16
talizm cyfrowy i biokapitalizm. Chociaż może trochę nadziei dają koncepcje
społecznego wartościowania techniki (technology assessment), uogólniane jako analiza skutków (impact assessment) czy jako – filozoficznie mówiąc – konsekwencjonalizm. Koncepcje te (mają już pół wieku) zostały częściowo
wdrażane – przeniknęły do nauki, edukacji, trochę do polityki i biznesu (por.
Zacher, 2012b, d). Może nowe zagrożenia i ryzyka, faktyczne bądź wyobrażone, związane z ociepleniem klimatu, GMO, awariami elektrowni atomowych,
inżynierią genetyczną, z wizją dominacji komputerów i robotów nad człowiekiem podtrzymają i rozwiną zainteresowanie skutkami, a nie samym rozwojem techniki.
Wizja totalnego utechnicznienia świata (oczywiście głównie i bardziej
dotyczy to świata rozwiniętego) jest scenariuszem prawdopodobnym w perspektywie kilku pokoleń ludzkich. Wszystkie chyba techniczne megatrendy
zmierzają w tym kierunku. Innowacyjność splata się z rynkiem i konkurencyjnością; zarządzanie „pragnieniami” i marketing tworzą nieograniczony wprost
apetyt na elektroniczne gadżety (przy wsparciu współczesnej popkultury i
makdonaldyzacji społeczeństw). Bez sztucznej inteligencji nie da się w przyszłości funkcjonować, w przyszłości już niedalekiej. To już nie science fiction,
ale eksperymenty, projekty i programy badawcze największych innowatorów
technicznych. Japońskie roboty opiekuńcze (dla ludzi niesprawnych) są entuzjastycznie akceptowane w starzejących się społeczeństwach, nie ma protestów przeciwko inteligentnym budynkom i biurom, usztucznianie człowieka
dzięki chirurgii i biomedycynie postępuje, na Marsie wylądował „ łazik”, sterowane z Waszyngtonu drony zabijają podejrzanych o terroryzm w Afganistanie czy Jemenie. W gruncie rzeczy nie ma żadnych kontrkulturowych oporów
wobec owych megatrendów. A przecież prowadzą one prosto – i to już widać
– do przewyższenia ludzkiej inteligencji (mierzonej np. szybkością obliczeń,
decyzji, reakcji) przez komputery kolejnych generacji. Ich „stosunek” do ludzi
oraz możliwości samoreplikacji staną się praktycznym problemem.
Humanizm faktycznie nie ma napędu technicznego ani komercyjnego.
Czy zatem musi przegrać z techno-ekonomiczną przyszłością? Posthumanizm
czyli Era Postludzka (choć „świat bez nas” może się zdarzyć wcześniej z powodów ekologicznych) oznacza apogeum racjonalności technicznej, równie
bezwzględnej jak ekonomiczna. Przeciwstawieniem ich mogła by być jakaś
racjonalność humanistyczna, ludzka. Jak na razie jest ona raczej rozmyta i
17
mało spójna, jest bowiem fundamentalnie uwikłana w rozmaite, często
sprzeczne, wartości, ideologie, religie, przekonania, wyobrażenia, stereotypy,
przesądy itp. Ale próby jakiegoś jej zuniwersalizowania czy uzgodnienia powinny być zintensyfikowane. Może zagrożenia wyzwolą jakąś – choćby wymuszoną – wspólnotowość idei i działań?
Racjonalność techniczną (realizującą imperatywy techniczne i podwyższanie technicznych parametrów) coraz trudniej sprowadzić do jednej perspektywy. Upowszechnienie techniki (zaczęło się na dobre od XVIII-wiecznej
wielkiej rewolucji przemysłowej) i generowane przez nie transformacje społeczne dały asumpt do ich interpretacji w kategoriach systemów socjotechnicznych. Pisano również o „naszej socjo-technicznej przyszłości” (Johnson i Wetmore, 2009 ). Trudny w tym kontekście „wyłom” stanowi cyberprzestrzeń.
Podnosi się też kwestię niedocenienia indywidualnego, prywatnego doświadczenia ludzi w świecie rzeczy, przedmiotów technicznych. Historia techniki
forsuje myślenie o wielkich systemach technicznych (transportowych, energetycznych, produkcyjnych, obronnych), co kształtuje naszą percepcję techniki i
jej doświadczanie, wpływa na instytucje, kulturę, społeczeństwa, politykę. Jest
jednak doświadczanie techniki osobiste, prywatne i indywidualne; nasze małe
techniczne artefakty i ich wpływ na kształtowanie naszego ego i zachowanie,
nadzieje, lęki także powinny być przedmiotem badań i refleksji (Fridlund,
2011). Potrzeba przejścia od kwestii instytucjonalnego kształtowania i publicznej siły systemów technicznych do indywidualnego samokształtowania i
osobistej polityki wobec technicznych artefaktów. To ważne szczególnie, gdy
posiadamy coraz więcej rozmaitych gadżetów („You Are Not a Gadget : A
Manifesto” – to wymowny tytuł książki J. Lanier, jednego z komputerowych
gurus) i gdy w coraz większym stopniu wciąga nas sieciowy indywidualizm.
Dehumanizacja vs humanizacja techniki to problem znany od dawna.
Ale ich przeciwieństwo nasila się w okresach przyspieszania techniki i gwałtownych jej przemian i niepożądanych skutków. Prometejskie rozumienie techniki powoli ewoluuje, triumfalizm techniczny przygasa. Coraz bardziej dochodzi do świadomości ludzi, że technika posiada siłę manipulowania człowiekiem, że technika to nie projektowanie fizycznych obiektów jedynie, ale
projektowanie praktyk społecznych, nowych możliwości oraz zróżnicowanych
skutków i ryzyk. Stąd trudne do przyjęcia przez twórców techniki, polityków i
menedżerów – prawo ludzi do współdecydowania o rozwoju i zastosowaniach
18
techniki. W demokratycznych krajach Zachodu nacisk na taką partycypację
jest coraz większy, coraz więcej jest prób, doświadczeń i metod (Zacher,
2011a). Ale kwestie techniczne są dla laików trudne, stąd wątpliwości czy deliberatywna demokracja (agregowanie opinii dla określenia ogólnej woli), zakładająca, że publiczność jest „racjonalnym epistemicznym agentem” w procesie deliberacji jest dobrym rozwiązaniem. Może skuteczniejsza w tak hermetycznym obszarze wiedzy – sugeruje się – byłaby demokracja dialogiczna
oparta na promowaniu współpracy w dochodzeniu do wniosków i konsensusu.
Jednolity paradygmat rozumienia techniki – w duchu Oświeceniowego nurtu abstrakcyjnego Rozumu i Zachodniej Racjonalności – nie działa w
warunkach dualizmu technicznego i faktycznej hybrydowości współczesnego
świata. O ile hybrydowość dotyczy współistniejących – realu i wirtualu, o tyle
dualizm układa się według innej linii podziału, a mianowicie, linii dzielącej
kraje na technicznie zaawansowane (high tech) oraz pozostałe. Te ostatnie w
dużej liczbie charakteryzują się jednak pewnym zróżnicowaniem. Część korzysta z transferu technologii czy w ramach kooperacji technicznej bierze udział w technologicznym wyścigu. Trzeba też dodać, iż dualizm techniczny
dotyczy często wewnętrznych struktur wielu krajów (zwykle zacofane jest rolnictwo), mamy zatem do czynienia z wielopoziomowością techniczną. Tymczasem wielu autorów skłonnych jest do mówienia o technice jako globalnej,
uniwersalnej, dostępnej dla wszystkich i dającej jednakowe efekty. Można też
mówić o wielotrajektoryjności rozwoju techniki, zwłaszcza tam, gdzie prowadzona jest świadoma polityka techniczna. W każdym razie generalizacje dotyczące techniki mogą okazać się nietrafne. Notabene chyba większość main
stream-owych teorii powstała na bazie doświadczeń euroamerykańskich i nie
radzi sobie – nawet nie próbuje – ze złożonością i zróżnicowaniem współczesnego świata.
Imitacja tych doświadczeń w innych kulturach i na znacząco innym
poziomie cywilizacyjnym i edukacyjnym z reguły nie udaje się. Stąd dawna
Schumacherowska koncepcja techniki pośredniej czy dostosowanej (opisana
m.in. w „Małe jest piękne”). Obecnie działa ruch Critical Technical Practice
nawiązujący do jego idei. Ciągle uczeni i eksperci traktują kraje nie-zachodnie
abstrakcyjnie, bez faktycznego uwzględnienia ich specyfiki. I tak np. transfer
technologii czyli dostarczenie urządzeń nie rozwiązuje złożonych problemów
tych krajów. Przekonuje o tym program Information Communication Techno19
logy for Development (ICT4D) czy wymyślony przez N. Negroponte z MIT
projekt „Jeden laptop dla każdego dziecka” (OLPC – One Laptop Per Child).
Trudne się okazuje przezwyciężenie separacji między „tu” i „tam” (Philip
2012). To samo dotyczy w dużej mierze wewnętrznego transferu techniki – z
uniwersyteckiego laboratorium w mieście do biednych wiosek. Pouczające są
jednak doświadczenia indyjskie. Miasta Hi-Tec jak Bangalore czy Hyderabad
położone są wśród zapóźnionych technicznie i edukacyjnie wiosek. Dzięki
sięci tzw. cyber-kiosków funkcjonuje sieciowy system upowszechniania nowoczesnej wiedzy rolniczej. Czy jego umasowienie doprowadzi do e-rolnictwa? Transfer wiedzy okazuje się w praktyce złożonym socjo-kulturowym
procesem (często przeoczonym przez uniwersyteckich miejskich doradców).
Okazuje się, iż innowacje techniczne wymagają społecznych negocjacji i uzgodnień (Stone, 2011). Wdrażanie info-komunikacyjnych technologii powoduje powstanie nowych strukturalnych relacji pomiędzy zaangażowanymi aktorami, interesariuszami, instytucjami itd. Potrzeba więc w teorii i w praktyce
nowych zniuansowanych multidyscyplinarnych podejść. Gdyby udało się to
osiągnąć w odniesieniu do potrzeb modernizacyjnych większej części ludzkości, byłby to wielki przełom nie tylko techniczny. W obszarze techniki, na
wszystkich jej poziomach, we wszystkich jej trajektoriach rozwojowych i „kanałach” można się spodziewać w perspektywie kilkudziesięciu lat niespodziewanych osiągnięć i ich wpływów na środowisko i ludzi, dotyczy to również
zagrożeń, ryzyk i negatywnych skutków ubocznych. Rewolucyjną zmianą byłoby, gdybyśmy zaczęli już dziś wywierać wpływ, np. przez rozwijanie badań
i technologii naprawdę służących człowiekowi i środowisku czyli prowadzących do trwałego rozwoju (sustainable development), którego warunki i wymagania już dość dobrze znamy.
Zmiana polityczna przebiega na różnych poziomach w różnych obszarach polityki. Racjonalność polityki to zdobycie i utrzymanie władzy w wielu
jej wymiarach. Historycznie najważniejszą instytucją władzy politycznej było
państwo i jego agencje. Ale jedną z cech zmiany politycznej jest istotne osłabienie roli i znaczenia państwa narodowego jako struktury władzy i to zarówno w skali krajów, jak i w skali międzynarodowej i globalnej. Przyczyny są
znane i dobrze opisane w literaturze przedmiotu. Nie chodzi przy tym o utratę
suwerenności (co eksponowano w debatach) czy procesy globalizacyjne wychodzące poza skalę państw (może z wyjątkiem hegemonów). Chodzi bardziej
20
o powstawanie nowych struktur władzy, panowania, wpływu, struktur (i sieci)
wychodzących ponad możliwości państwa narodowego. Wielka jest władza
korporacji ponadnarodowych, chociaż ma ona głownie ekonomiczny charakter, ale korporacje mogą sprzyjać rządowej polityce bądź ją wymuszać, także
w skali globalnej (temu służą szczyty polityki i biznesu, ich symbolem jest
„Davos”). W skali świata następują ostatnio istotne rekonfiguracje – następuje
odejście – po upadku komunizmu – od świata dwubiegunowego (trzecim biegunem były uzależnione peryferia – co stanowiło przedmiot debat tzw. dependystów jak Furtado czy Prebisch). Świat jednobiegunowy (czyli de facto Pax
Americana) trwał stosunkowo niedługo, bowiem wyłoniły się tzw. nowe potęgi (głównie Chiny, Indie, wymienia się też czasem Brazylię). Świat stał się w
sensie politycznym i rozwojowym wielo- czy może raczej postbiegunowym.
Świat postamerykański jest in statu nascendi i szuka „sposobu istnienia” (por.
Zakaria, Brzeziński, Nye i in.). Zaczęły się bardziej liczyć koalicje i sieci
współpracy. Strategicznego znaczenia dla globu nabierają uzgodnienia szczytów od G5 do G2O (są ważniejsze niż masowej organizacji ONZ). Ważne stają się sieci współpracy – dyplomatycznej, wojskowej, ekonomicznej, technicznej (np. USA – UE, USA – Chiny, USA-Rosja). Interesy ekonomiczne często są decydujące, stoją za nimi wielkie korporacje, także międzynarodowe elity biznesowe i polityczne. Racjonalność ekonomiczna coraz bardziej wpływa
na racjonalność polityczną (mocno też uzależnioną od finansowego wsparcia
biznesu w relacji z nim). Globalizacja i cyberprzestrzeń stwarzają dla ekspansji i siły biznesu nowe sprzyjające okoliczności. Oczywiście, siła rządów czołowych państw świata zmniejszyła się i przesunęła do innych niż kiedyś obszarów. To przecież rząd Obamy w liberalnej ekonomii USA podtrzymywał
banki i firmy (faktycznie je czasowo nacjonalizując), to rząd komunistycznych
(głównie w nazwie) Chin promuje chińską ekspansję w USA czy Afryce, to
chadecki rząd Niemiec decyduje o gospodarce w UE. Trzeba dodać, iż gospodarcza polityka prowzrostowa od czasów Wielkiego Kryzysu lat 1929–33, powojennych „cudów gospodarczych”, nakręcania koniunktury zbrojeniami aż
po obecny kryzys (od 2008 r.) stanowi legitymizację polityczną. Kapitalizm
jest „strukturalnie uzależniony od wzrostu” (Jackson w: Hinterberger, 2012, s.
63). Bez wzrostu oczywiście następuje zwiększenie bezrobocia, ale główną tego przyczyną jest postęp techniczny i zmiany strukturalne, także kwalifikacji
oraz napływ tanich imigrantów. Brak środków finansowych, spadek produk21
cji, cięcia wydatków publicznych, trudności w obsłudze długu publicznego –
wszystko to nakręca spiralę recesyjną. Tylko wzrost – uważa się – może uchronić przed katastrofą, skutkującą niezadowoleniem społecznym i utratą władzy przez rządzących. Uzależnienie polityki od napędzania wzrostu oznacza
dominację „presji doraźności” i krótkowzroczności w decyzjach. Stąd m.in.
trudności i opory we wdrażaniu – formalnie niemal wszędzie akceptowanej –
strategii trwałego rozwoju, z natury długofalowej, także rekonfigurującej interesy i struktury biznesu (zwłaszcza tradycyjnego opartego o przemysły wydobycia ropy i gazu i ich konsumowanie). Nie bez znaczenia jest powstanie „klasy oligarchów” (nie tylko w Rosji czy na Ukrainie) mającej znaczenie polityczne (i czasem polityczne ambicje jak Chodorkowski czy amerykańscy milionerzy i „nafciarze” z Teksasu i Kalifornii). Powstała „transnarodowa klasa”
kapitalistyczna (Sklair, 2001) czy też „transnarodowa klasa biznesowa”.
Wśród „rządzących światem” jest ledwie kilka tysięcy osób (Rotkopf, 2009),
niewielki procent bogaczy posiada większość światowego bogactwa. Ani rządy, ani społeczeństwa nie mają na to wpływu. Kosmopolityzacja klas rządzących (i biznesu) staje się faktem i nie jest ona żadnym spiskiem (którego symbolem w opinii publicznej jest np. Rotary Club, Davos, spotkania w Bilderbergu, Opus Dei), ale zrozumieniem własnego interesu. Powyższa kosmopolityzacja nie jest zatem wynikającą jedynie z otwartości na świat, na inne kultury, na wspólnotę interesów ludzkości itp. (do czego skłaniają intelektualiści
europejscy typu Cohn-Bendita, Becka, Rumforda i Delanty’ego, Eco i in.).
Polityczne tolerowanie tzw. „rajów podatkowych” jest kolejnym uwarunkowaniem i problemem. Nie ma poparcia politycznego za darmo czyli bez
oczekiwania ulg i przywilejów, zamówień, redukcji podatków itp. Wzajemność biznesu polega na przyjmowaniu na wysokie stanowiska byłych polityków (nierzadko ich rodzin czy krewnych), co skutkuje często lukratywnymi
zamówieniami publicznymi (widoczne to było np. w Iraku). Ludzie biznesu
zajmują też często stanowiska rządowe (nie tylko w Stanach Zjednoczonych).
Niemal jawna korupcja (np. Enron, Halliburton) i splatanie się elit polityki i
biznesu znajduje mało miejsca w teorii polityki. Choć problem korupcji rządów – własnych i cudzych – jest dobrze znany (por. Rose-Ackerman, 2001).
Korumpowanie rządów, polityków, całych dyktatur to historia nie tylko amerykańskiej polityki. Szczególnie rozwija się korupcja w krajach mało demokratycznych i turbulentnych politycznie (władza potrzebuje pieniędzy, broni i
22
wojska). Przykładów jest wiele, np. kraje latynoskie, afrykańskie, środkowoamerykańskie. Do korupcji dochodziło również w okresie początkowym tranzycji krajów postkomunistycznych do gospodarki rynkowej (przyzwolenie na
korupcję tworzyło „klasę kapitalistów”, której nie było). Powstało nawet pojęcie „wielkiego przekrętu”.
Także polityka rządów wobec szarej strefy gospodarek, związanej
często z przestępczością zorganizowaną, z mafią, również wobec handlu bronią, narkotykami, ludźmi jest dziwnie słaba, co odzwierciedla faktyczną siłę
przestępców (oraz korupcję władz i sądów).
Panujący w większości rozwiniętych społeczeństw ustrój demokratyczny zdegradował się do demokracji elektoralnej, która nie zapewnia faktycznego wpływu na decyzje rządzących, odpowiedzialnych głównie przed
„Bogiem i historią” oraz przed wspierającymi ich – niezwykle dziś kosztowne
– kampanie wyborcze (widać to głównie w historii wyborów w USA). Zwycięża manipulacja, PR, obietnice i wizje, postpolityczność. Polityka obecnie to
performance wizerunku, obietnic niespełnialnych, pojedynków „na miny” (by
przypomnieć Gombrowicza). Powstają nowe formy (i kierunki) polityki władzy, np. „zarządzanie strachem”, które pod hasłem walki z terroryzmem (zrozumiałej psychologicznie po wrześniu 2001) stają się formą rządzenia przy
pomocy masowej inwigilacji (globalny program PRISM), łamania praw człowieka (stosowanie tortur wobec podejrzanych), prawa międzynarodowego
(zarzuca się je wobec stosowania dronów w wojnie czy też w krajach nie będących w konflikcie wojennym z USA). Przypomina się tu również chińska
„rewolucja kulturalna”, która była sposobem rządzenia przez Mao wielkim
ludnościowo społeczeństwem.
Nadal w świecie panują rządy dyktatorskie (np. Syria, Pakistan, Kuba,
Białoruś). Ich funkcjonowanie jest często wygodne dla wielkich graczy w geopolityce. Warto przypomnieć, iż przez dziesiątki lat wiele reżimów (np.
Ameryka Łacińska, Filipiny, Birma) było wspieranych i traktowanych jako
użyteczni sojusznicy (można wymienić wiele nazwisk „wygodnych” polityków jak szach Iranu Reza Pahlavi, Marcos, Papa Doc, Duvalier, Saddam, Kadafi, Mubarak i in.). Tolerowane były tzw. reżimy łajdackie (Taylor w Liberii,
Jemen, Somalia) czy zanarchizowane prowadzące krwawe wojny etniczne
kraje afrykańskie. Handel bronią to doskonały biznes, warto też mieć łatwe
koncesje na eksploatację surowców (np. w Kongo) czy dostęp do nowego ryn23
ku (przymyka się oko na łamanie praw człowieka w ChRL). Wspomaganie
partyzantek, wojen domowych, rewolucji czy przemian systemowych jest notoryczne. W polityce międzynarodowej dominuje makiawelizm i własne interesy. Prowadzone są też wojny, które są „przedłużeniem polityki” (by zacytować Clausewitza). Nie jest tajemnicą, iż kompleks militarno-przemysłowy rośnie na znaczeniu i ma duże i pewne (zamówienia rządowe, np. AOL w Iraku)
zyski. Korzystna dla biznesu jest wojna z terroryzmem (por. Hughes, 2007).
Stara metoda nakręcania koniunktury przez zbrojenia jest nadal używana. Zakulisowe działania prowadzą wywiady, wpływając na politykę. Ład międzynarodowy jest wypadkową interesów i sił. Wypadkowa ta jest „ślepa”, może
być kosztowna i niewygodna, stąd działania racjonalizujące, mniej lub bardziej skuteczne. Wątpliwe jednak czy może tu nastąpić jakiś moralny przełom.
Oczywiście, pewne działania zwłaszcza międzynarodowe idą w dobrym kierunku. Funkcjonują trybunały sprawiedliwości skazujące przestępców (np. serbskich). Nie wszystkie jednak kraje są ich sygnatariuszami (jak
np. USA). Działają organizacje praw człowieka (np. Human Rights Watch)
oraz humanitarne, demaskujące ich łamanie, wspierające prześladowanych i
poszkodowanych.
Częściej jednak międzynarodowe organizacje (jak np. ONZ, NATO,
OECD, OPEC, WTO, WHO, UNESCO, UNIDO) i instytucje (jak MFW,
Bank Światowy, IBRD i in.) służą – przynajmniej w intencjach założycielskich – rozwojowi i współpracy, utrzymaniu stabilności międzynarodowej
oraz ładu politycznego i ekonomicznego. Z reguły jednak są podporządkowane wpływom i interesom „największych udziałowców”. Są one polem rozmaitych starć politycznych. Układy te trudno zmienić, niektóre z nich są bowiem
dość zbiurokratyzowane i skostniałe. Elementem polityki międzynarodowej
jest wdrażanie i egzekwowanie prawa międzynarodowego, bilateralnych i multilateralnych traktatów, umów, porozumień. I tu często interesy partykularne
zwyciężają (przykładem może być ekologiczny protokół z Kioto – nie chcą go
podpisać Stany Zjednoczone, argumentując, iż zwiększenie ochrony środowiska – przez wzrost kosztów – pogorszy konkurencyjność ich przemysłu). Od
dawna uprawiana retoryka międzynarodowego ładu – ekonomicznego, informacyjnego, humanitarnego, nie przynosi wielkich efektów praktycznych.
Szczyty Ziemi, zwłaszcza tzw. społeczne lansują potrzebę globalnej strategii
wzrostu zrównoważonego i trwałego (sustainable development). I tu wielkie
24
zróżnicowanie możliwości oraz woli politycznej poszczególnych państw nie
skłania do optymizmu, mimo coraz lepszego rozpoznania zagrożeń dla człowieka i środowiska.
Obok procesów globalizacji i transnacjonalizacji wielu problemów
ważnym przedsięwzięciem politycznym jest budowanie wspólnoty europejskiej. Unia Europejska, mimo rozmaitych kłopotów (zwłaszcza strefy euro),
jest historycznym fenomenem, choćby ze względu na wolę przezwyciężenia
zróżnicowania techniczno-ekonomicznego i polityczno-prawnego oraz wielkie
programy pomocowe i ramowe programy badawcze. Polityka UE jest istotnym przykładem sukcesu, mimo, że jest krytykowana przez kraje członkowskie z punktu widzenia ich narodowych interesów. Strategia Lizbońska i jej
odnowiona wersja kreślą ambitne plany dotyczące informacji, wiedzy, konkurencyjności, ekologiczności rozwoju. Podstawą jest jednak tradycyjne myślenie zorientowane na wzrost (ważny dla dochodów i zatrudnienia), ryzykowny
dla środowiska i przyszłych pokoleń Europejczyków. Nie wiadomo jak w
obliczu trwającego „pełzającego” kryzysu zachowają się politycy i główni
gracze – czy będą realizowane działania odśrodkowe czy też wzrośnie skłonność do federacyjności i spójności. Byłby to przełom polityczny , choć jedynie
na skalę regionalną. Niektórzy pokładają nadzieję w tzw. wartościach kulturowych (por. Rifkin, Grosse, Joas). Trzeba dodać, że rozmaite próby integracji
– z reguły dość luźnej – są podejmowane w Azji, Ameryce Łacińskiej, Afryce.
Niektóre służą do ułatwień w handlu i współpracy (jak NAFTA, Mercosur),
inne do uzgadniania polityki (np. ZBiR). Polityka w skali międzynarodowej
ze względu na wielość podmiotów narodowych charakteryzuje się ogromnym
zróżnicowaniem interesów, ambicji, programów, działań. Partykularyzm
przeważa wspólnotowość losu. Wymuszenia konsensusu będą prawdopodobnie nadchodzić ze strony transnarodowego biznesu oraz w kwestiach globalnego bezpieczeństwa, także ekologicznego.
Ważną zmianą polityki, przynajmniej in potentia, jest rosnący w siłę
międzynarodowy „sektor” organizacji pozarządowych. Technologie infokomunikacyjne, Internet w szczególności, pozwalają mu się łatwo i tanio
zglobalizować. Skuteczne działanie wszelkiej maści „alternatywistów” w tradycyjnych strukturach było trudne i małoskalowe (np. w partiach zielonych,
organizacjach feministycznych). Dzisiejsze technologie zapewniają natychmiastową komunikację, interaktywność, dostęp do danych, wymuszają trans25
parentność, zapewniają masowy udział w akcjach, mają wielki zasięg oddziaływania społecznego i politycznego (politykom trudno lekceważyć masowe
akcje), umożliwiają również wywieranie nacisku na rządy i biznes przez akcje
destrukcyjne hakerów (przykładem działania ruchu Anti-ACTA). To nowe
zjawisko, nowi aktorzy (a nie interesariusze jedynie), mogący działać szybko i
wielkoskalowo. Novum jest właśnie natychmiastowość akcji, z czym biurokratyczne struktury mają kłopot. Nie ma jakiejś wspólnej „polityki sieci”, są akcje polityczne w Sieci. Wynikają one z początkowej sieciowej ideologii, głoszącej odrębność (od realu) i niezależność (także polityczną). Tradycyjne
struktury państwowe i międzynarodowe mają pewne możliwości regulowania
i kontrolowania Sieci, niektóre chciałyby ją cenzurować i podporządkować
(jak na razie internetowi giganci, jak Google, Yahoo! czy Microsoft posłusznie uczestniczą w amerykańskim programie globalnej inwigilacji PRISM).
Buntownicy (miliony osób) z Anti-ACTA chcą pełnej wolności (przeciwnicy
zarzucają im nawet anarchizm) i swobody, niezależności od rządów, banków,
wywiadów itp. Trwa więc zderzenia cywilizacyjne, kulturowe i polityczne.
Kto wygra i jaki będzie jego rezultat, trudno przewidzieć.
Technologie info-komunikacyjne wkraczają do polityki i jej struktur
także z innej strony. Zaczynają nawet stanowić nową technologię władzy. Istnieje bogata literatura na temat e-polityki, e-rządu, e-administracji, e-rządzenia, e-wyborów, e-demokracji (por. np. Zacher, 2011a). Coraz szersze zastosowanie elektronicznych technologii to trwający obecnie przełom w polityce,
sprawowaniu władzy, w komunikacji ze społeczeństwem, w możliwościach
jego nadzoru, inwigilacji i kontroli (odpowiedni tu termin to surveillance society), cenzury, manipulacji. Z drugiej jednak strony zwiększają się możliwości demokratyzacji polityki, partycypacji, obywateli w decyzjach (referendum
może być permanentne i online), transparentności, szybkiej reakcji itp. Czy
nastąpi Orwellizacja polityki, jej dalsza Makdonaldyzacja czy też cyberprzestrzenna kontrpolityczność i ignorowanie polityki w realu będą wpływać na
model polityki w dzisiejszym hybrydowym świecie? Czy ustrojem przyszłości
będzie demokracja inwigilowana?
Czy w polityce krajowej i międzynarodowej można oczekiwać przełomowych zmian w kierunku idealizmu, charyzmatyczności, przywództwa,
służebności wobec społeczeństw i ludzkości? Czy postpolityczność i populizm, a nierzadko i tendencje autorytarne zdominują przyszłość i utrudnią
26
drogę świata ku rozwojowi trwałemu, opartemu na zredefiniowanych pojęciach prosperity i dostatku, rozwojowi bezpiecznemu i zorientowanemu na
przyszłość, na kolejne generacje ludzkie w ich eko-społecznym wymiarze?
Czy postępująca patologizacja elit władzy – opisywana w literaturze jako
prymitywna żądza władzy, kompleksy i paranoja, chciwość i głupota – przesunie ciężar odpowiedzialności i inicjatywy na organizacje pozarządowe, ruchy społeczne, niezależnych ekspertów, obywateli, „mieszkańców” Sieci?
Byłaby to prawdopodobnie pozytywna zmiana polityczna.
Zmiana społeczna jest – zwłaszcza w ujęciu retrospektywnym – dość
dobrze opisana w literaturze. Wydaje się jednak, że potrzeba pewnych zmian
w proporcjach dziedzinowych i tematycznych. Jest truizmem bowiem, iż to,
co było ważne niegdyś, nie jest równie ważne dziś i że pojawiły się nie tylko
zjawiska (czy kwestie) zmodyfikowane, ale i całkiem nowe, trudne czy wręcz
niemożliwe do przewidzenia. Nowe zjawiska i modyfikacje starych procesów
i mechanizmów nie są łatwe do wyseparowania i konceptualizacji. Nieraz są
trudne do zauważenia przez uwikłanych w nich uczestników. Ich splątanie,
nakładanie się, chaotyczność, nie wspominając o notorycznym zideologizowaniu i upolitycznieniu dyskursu nt. zmiany społecznej, nie ułatwiają ani ich
socjograficznego opisu, ani głębszego rozpoznania i interpretacji.
Kontrowersyjną kwestią jest kto jest (będzie) głównym agentem
zmiany, której podłoże cywilizacyjne przygotowała technika – czy będą to elity czy nowe generacje, czy imitacja transformacji czołówki jest możliwa i realna w krajach do niej nienależących. Transformatywna siła nowych technologii działa obiektywnie, lecz może być stymulowana i wykorzystywana do
zmiany społecznej bądź też hamowana i ograniczana przez stare normy i instytucje oraz wpływowe grupy społeczne. Niewątpliwie elity techniczne i biznesu high tech są motorem zmiany, także kulturowej, rozumieją ją, akceptują i
wykorzystują. Przychylne zmianie są niejako z natury młode pokolenia (bo
żyją w nowym środowisku, mają nową wiedzę, nowe wartości, preferują nowe
zachowania i obyczaje – co widać dobrze w Internecie); żyją wśród „podobnych” nie tylko wiekiem, ale i kulturowo. Starsze pokolenia natomiast – choć
nadal rządzą i dominują (i współtworzą nową rzeczywistość przez politykę i
konsumpcję) – pozostają w tyle za zmianami, obciążeni są też starowiedzą,
tradycją, przyzwyczajeniami, nierzadko niechęcią do ryzyka i zmiany. Zmiany
techniczno-generacyjne są trudne, bowiem są zmianami relacji władzy. Są nie
27
tylko substytucją dawnych kluczowych kompetencji w rządzeniu i w życiu,
lecz również zderzeniem kulturowym. Rosnąca „nieliniowość” rozwoju nie
tylko technicznego, gwałtowne i radykalne jego następstwa przerwały ewolucyjny generacyjny przekaz wartości i doświadczeń. Dawne i tradycyjne stały
się nieadekwatne, niekompatybilne z nowymi sytuacjami, kontekstami, możliwościami, praktykami. Dawna tzw. kultura postfiguratywna (wg terminologii
M. Mead) polegała na przekazywaniu wiedzy, wartości i doświadczeń od starszych do młodszych pokoleń, nawiązywała do przeszłości, próbowała ją zatrzymać i spetryfikować. Postęp cywilizacyjny wytwarza kulturę konfiguratywną (wzajemne uczenie się pokoleń), która lepiej odpowiada na wyzwania
współczesności. Jednak dopiero kultura prefiguratywna (starzy uczą sie od
młodych, od tubylców cyfrowych) odpowiada na zmiany rewolucyjne w nauce, technice, przemyśle, edukacji, komunikacji, wojnie itd. Przejście od pierwszej do drugiej czy trzeciej kultury, jest trudne i pokoleniowo konfliktowe; co
więcej nieuchronne wymieranie pokoleń nie tworzy automatycznie nowej kultury (zwłaszcza, że w starzejących się społeczeństwach ludzie żyją dłużej i
podtrzymują poprzednią tradycyjną kulturę). W debacie na ten temat padają z
jednej strony argumenty za „postępową transformacją”, a z drugiej wskazuje
się coraz częściej badane i poddawane krytyce cechy i postawy internetowego
pokolenia (por. Żakowski, 2013). Jaka więc będzie przyszłość – może nie
lepsza (wedle starych miar), ale na pewno to młodzi będą w niej żyć i ją przekształcać. Generacyjno-kulturowa zmiana będzie zapewne zróżnicowana w
czasie i przestrzeni dla różnych społeczeństw. Będzie też oceniana nie przez
nas, ale przez „mieszkańców przyszłości”.
Refleksje i uwagi końcowe
Wielki w skali świata przyrost naturalny, zróżnicowany w krajach i
regionach, spowodował radykalną, fizyczną w gruncie rzeczy, zmianę warunków bytowania, wpływającą zwrotnie na kwestie społeczne. Zmieniła się skala wielu rzeczy, np. bezrobocia, bezrobotnej młodzieży, ludzi chorych i leczących się, gęstości zaludnienia (w wielkich miastach), potrzeb higienicznych i
żywnościowych, transportowych, skala potrzeb edukacyjnych, turystycznych.
Dawniejsze systemy, mechanizmy, polityki nie sprostały tej nowej skali wy28
zwań. Ogromne masy ludzkie wymagają ogromnych nakładów, przedsięwzięć, projektów. Praca, mieszkania, żywność, energia, edukacja, woda to dla
co najmniej miliarda ludzi dobra rzadkie. Wzrost gospodarczy, który miał
niejako automatycznie rozwiązać wszystkie problemy społeczne zawiódł. To
samo można powiedzieć o postępie technicznym. Epidemie, wojny i konflikty
etniczne, życie w zdewastowanym środowisku to koszty, straty, ryzyka, ryzyka zwiększone i ryzyka nowe (U. Beck ukuł pojęcie społeczeństwo ryzyka i
nawoływał do refleksyjności w polityce modernizacji – Beck, 2003; Adam et
al. 2000). Ryzyka owe mają coraz częściej charakter globalny (stąd jego kolejny termin – world risk society), nie da się ich opanować lokalnie, szybko i
tanio (o ile w ogóle). To nowy wymiar conditio humana i położenia społecznego. Ok. 1 mld ludzi w krajach rozwiniętych i bogatych radzi sobie lepiej z
tymi ryzykami, ale tylko do pewnych granic. Zmiany klimatyczne, wyczerpywanie się zasobów i wzrost ich cen, migracje, zagęszczenie i zatłoczenie miast
i przestrzeni transportowej, rozmaite konflikty, terroryzm, wykluczenie społeczne itd. są udziałem wszystkich.
Nie sprawdziły się nadzieje związane z teorią postępu, teorią modernizacji, przewidywaniami optymistycznych futurologów (jak kiedyś np. H.
Kahna), że nastąpi rozwojowa uniwersalizacja, w gruncie rzeczy automatyczna, wyrównywanie poziomów, kulturowa jednolitość. Tymczasem mamy do
czynienia ze znaczącą wielością i zróżnicowaniem dróg rozwoju (czy raczej
postępu i regresu naprzemiennie), z różnymi prędkościami, z ograniczonymi
możliwościami imitacji wzorców czołówki (czyli wzorców racjonalności i
kultury Zachodu). Naśladownictwo wzorców konsumpcji (fast-food-ów, jeansów, coca-coli, zachowań młodzieżowych) nie zmienia w wielu regionach
obyczajów, kultury, wpływu religii (np. w krajach islamskich, w Azji, w
Afryce, także w skupiskach imigrantów mieszkających wśród „chrześcijan
białej rasy”, także w Internecie). Wielokulturowość jako fakt społeczny nie
musi wcale zmieniać całych społeczeństw, ich wszystkich segmentów (rasizm,
niechęć do obcych, dyskryminacja kulturowa nie znikają). Huntingtona „zderzenia cywilizacji” okazały się samospełniającym się proroctwem czy też
próbą realistycznego i odważnego myślenia.
Wielka złożoność procesów technicznych, gospodarczych, społecznych powoduje, iż socjo-cybernetyczne (a kiedyś i marksistowskie) nadzieje
na sterowanie nimi stały się utopijne. Ich nieliniowość, chaotyczność, nie29
przewidywalność (czy raczej ograniczona przewidywalność), emergentność
faktycznie uniemożliwiają wypracowanie jakiegoś modelu docelowego stanu
społeczeństwa (oczywiście rozmaite prognozy i scenariusze są przygotowywane). Przyszłość (także teraźniejszość) jawi się jako wypadkowa rozmaitych
sytuacji, mechanizmów, polityk, działań i zachowań (ponad 7 mld ludzi).
Sploty ich są trudne do przewidzenia i interpretacji, ale można opracowywać
wiązki scenariuszy przyszłości z różnymi układami parametrów, określać ich
prawdopodobieństwo wystąpienia, jak również ich potencjalne skutki oraz
odpowiednie polityki i strategie. Współczesne komputery ułatwiają tego rodzaju modelowanie. Nie jest ono łatwe, bowiem w wielu wymiarach trwania i
rozwoju (demografia, zasoby naturalne, obciążenia środowiska) przekroczono
granice wyznaczone wielkością planety, jej zasobami, wytrzymałością ekologiczną. Prognozy ostrzegawcze są konieczne, choć niewiele pomagają wobec
chciwości bogatych i nędznego życia biednych (ci ostatni są światową większością). W każdym razie „granice wzrostu” – choć przez postęp techniczny
odsuwane w czasie – się coraz to pojawiają (np. w postaci konfliktów o zasoby naturalne, przestrzeń życiową, wodę). W każdym razie nie ma możliwości,
by wszystkie biedne i ludnościowo duże kraje mogły dogonić konsumpcyjną
czołówkę i naśladować jej styl życia. To groźne w skutkach dla całości świata
ambicje. Próbą przerwania inercyjnej ścieżki rozwoju jest strategia rozwoju
trwałego i zrównoważonego. Ale czy stanie się powszechna i efektywna przed
nastąpieniem wielkich problemów i katastrof?
Trudności w sterowaniu rozwojem (trwaniem choćby) nie zmniejszają
się. Mimo okresów wzrostu ilościowego i radykalnych innowacji „materia
społeczna”, sytuacja świata budzi obawy. Nierówności między państwami i
wewnątrz nich nie znikają, a przeciwnie. Problemy społeczne narastają, nierówności, wykluczenia, przymusowe migracje (uchodźcy ekologicznie, ekonomiczni, polityczni, religijni) rosną. W świecie bogatym triumfy święci
nadmierna konsumpcja prowadząca – i to w masowej skali – do otyłości, chorób, życiowych utrudnień. Problemem światowym jest niedostatek czystej
wody, higieny i równego „startu do rozwoju”. Dezintegracja tradycyjnych
społeczeństw stanowi problem dla rozwoju nie tylko ich, ale i całości świata.
Prawdopodobnie nigdy nie da się zapewnić wszystkim ludziom świata poziomu konsumpcji krajów wysoko rozwiniętych. Czy nastąpi rezygnacja z nadmiernej konsumpcji (i produkcji) w krajach bogatych, czy powstrzymana zo30
stanie eksploatacja krajów biednych i ich zasobów naturalnych i ludzkich
(brain drain i eksploatacja taniej siły roboczej), czy też osią stosunków międzynarodowych stanie się konflikt światów? Może technika i rozwój (oraz
pomoc i współpraca rozwojowa) złagodzą ów strukturalny konflikt będący
również efektem nierównomiernego „startu do rozwoju”, zacofania cywilizacyjnego, wyzysku kolonialnego i neokolonialnego? Nie wiadomo jaki będzie
„efekt końcowy” procesu starzenia się społeczeństw bogatych, ich niskiego
przyrostu naturalnego (w wyniku problemów bezpłodności i kulturowego
wyboru ograniczonej dzietności) i rosnących kosztów podtrzymywania zdrowia i życia. Mogą zmienić się „proporcje sił” bogatych i biednych, choćby
przez rosnące kłopoty tych pierwszych.
Nowe technologie, zwłaszcza info-komunikacyjne, nowa przestrzeń
społeczna – cyberprzestrzeń przerywają ciągłość przekazu międzygeneracyjnego. Odrębność nowej informacyjnej generacji jest faktem społecznym.
Technika przerwała ciągłość kulturową i generacyjną. Digital natives to w
większości ludzie młodzi i dzieci. Młodzi byli też komputerowi gurus pierwszej generacji (jak Gates, Jobs, Lanier), młodzi są obecni koryfeusze Sieci (jak
np. Zuckerberg). Walka o przewagę kulturową, zyski, „rząd dusz”, o przyszłość Sieci trwa. Ważną rolę w niej odgrywa życie jednostkowe (inne motywacje i cele) i codzienność, które transformują tradycyjne pole międzypokoleniowych konfliktów, którym była władza. W jakim kierunku będzie ewoluować odrębność młodych generacji, czy zwycięży w starciu ze zinstytucjonalizowanym tradycjonalizmem – nie wiadomo. W każdym razie pole międzygeneracyjnych (kulturowych i politycznych) konfliktów przesuwa się od tradycyjnych konfliktów przemysłowo-modernizacyjnych do info-biotechnologicznych. W każdym razie powstawanie społeczeństw informacyjnych, które
jest już obserwowalnym faktem, to nowy układ techno-społeczny, to generowanie nowego kapitału społecznego. Cyber-społeczeństwo, społeczeństwo
wirtualne, cyfrowe, społeczeństwo wiedzy to coraz bardziej adekwatne etykiety dla światowej czołówki technicznej. Ale czy techno-info-biospołeczeństwa
będą masowe czy – jak dotąd w rozwoju – napędzane i sterowane przez elity,
jak będzie się zachowywać ludzka info-masa (e-stado) – trudno przewidzieć.
Podobnie, jeśli chodzi o dalszą przyszłość – być może postludzką, w której
komputery, cyborgi, systemy techniczne „wybiją się na niepodległość” (na
razie roboty są projektowane – w ramach tzw. robotyki społecznej – do służe31
nia człowiekowi, por. Alač, 2011) i zdominują resztki i tak już technicznie
„przetworzonych” przedstawicieli homo sapiens. Wątpliwe jednak czy taka
sytuacja dotyczyć będzie całego świata. Więc problemy zróżnicowania i konfliktu raczej nie znikną. Nowe formy istnienia oraz sieci powiązań być może
zmodyfikują strukturalne problemy, ale ich nie zniosą.
Ale zanim nastąpi – ewentualnie – Era Postludzka, głównie dzięki
utechnicznieniu i uinformacyjnieniu, rozwijał się będzie silnie „nurt” ekonomizacji i komercjalizacji nauk o życiu (life science) i biotechnologii. A to za
przyczyną „późnego” czy neoliberalnego kapitalizmu, który jest – mimo wielkich innowacji i zmian oraz dzięki technologii info-komunikacyjnej – „ramą”
wszelkiego rozwoju. W tym kontekście pojawiają się nowe teminy jak biogospodarka (bioeconomy – Cooper, 2008), biokapitał (biocapital – Sunder Rajan, 2006). Rozwój genetyki i medycyny regeneracyjnej „produkuje” kolejne
terminy jak tissue economies (Waldby, Mitchell 2006) czy postgenetic life
(Sunder Rajan, 2006). O bioplityce pisał też M. Foucault już w latach 70. (Foucault, 2008; por. też Zacher, 2009d). M. Cooper zwraca uwagę – za Marksem
i Foucault – że tylko życie i siła robocza wytwarzają wartość służącą akumulacji. Reprodukcja społeczeństw podlega zatem marketyzacji i komercjalizacji
(wykorzystują to bezpardonowo koncerny farmaceutyczne), nastąpiło faktyczne utowarowienie życia, które system chce wytwarzać i podtrzymywać.
Przechodzenie świata od Wieku Industrialnego do Ery Informacyjnej musi
być obecnie uzupełnione przez wyłaniającą się biogospodarkę. Życie i ludzka
populacja są niezbędne kapitałowi dla dalszej akumulacji. Życie uzyskało
swoją rynkową cenę (koszt leków i leczenia). Co więcej, utowarowienie życia
wiąże się z własnościową prywatyzacją biologicznej reprodukcji i regeneracji
(przez patentowanie). Jak biokapitalizm zwiąże się kapitalizmem informacyjnym i co z tego wyniknie dla zmiany społecznej – trudno przewidzieć. W
każdym razie można zauważyć, że o ile ten ostatni może być kontestowany w
odrębnej przestrzeni – w Internecie, to ten pierwszy związany ze zdrowiem i
życiem ludzi nie ma silnego kontrpartnera społecznego.
W powstającym info-biokapitaliźmie rozwój społeczeństw i ich kondycja będą rezultatem wielu już istniejących trendów, a nawet zaszłości, nie
mówiąc o wielkim zróżnicowaniu społeczeństw świata (utrudniającym generalizację). „Wejście” społeczeństw do cyberprzestrzeni (masowe czy enklawowe) stwarza nowe możliwości funkcjonowania, jak również stwarza obszary
32
wykluczenia. Czy info-biokapitalizm będzie na tyle elastyczny (by przywołać
termin Sennetta), by korzystnie dla akumulacji kapitału funkcjonować i czy
zdoła uwzględnić w społeczeństwie sieciowym wymogi trwałości rozwoju
(sustainable development), w tym trwałości społeczeństwa (social sustainability). W społeczeństwie ryzyka grozi nie tylko kryzys ekologiczny i turbulencje gospodarcze. W nowych – generowanych silnie przez technikę (info- i biotechnologie) – kontekstach pozostają również stare trendy, dawne struktury,
problemy – w skali globalnej, krajowej i lokalnej. Usieciowienie społeczeństw
i postępujące usztucznienie człowieka ma się nijak do kwestii – nadmiernego
w relacji do powierzchni i zasobów planety – przyrostu ludności. Przedłużenie
wieku życia ludzi (głównie w bogatych krajach) będzie skutkować zmianą
struktury wiekowej (wzmocnioną prawdopodobnie przez osłabienie przyrostu
naturalnego) oraz ogromnym wzrostem kosztów (opieki zdrowotnej oraz
świadczeń emerytalnych i socjalnych). Na ile duża liczba starych ludzi będzie
wpływać na rynek pracy, na dystrybucję budżetu, na politykę – trudno przewidzieć. Czy będzie oznaczać dalsze – generowane także wiekiem – rozwarstwienie i pogłębiające się nierówności? Jak zachowają się – też w sensie politycznym – rosnące masy starych ludzi, żyjących na poziomie emerytalnym,
ludzi z reguły niezbyt zdrowych? Czy będą istotną konkurencją dla młodych
starających się o pierwszą pracę oraz dla imigrantów? Jaki będzie status społeczny człowieka starego i/czy chorego? Jakie koszty (i konflikty) mogą być konieczne, by starszym pokoleniom zapewnić godne życie – ułatwienia w pracy,
transporcie, mieszkaniu, sklepach itd.? Czy jako „nosiciele” starej wiedzy będą opóźniać edukację i postęp czy też zdołają przyswoić (jakim kosztem) nową wiedzę i umiejętności (to ważne w perspektywie powstawania społeczeństwa wiedzy)?
Problemem, który zapewne nie zniknie będzie bezrobocie (i niedostosowanie) technologiczne, zarówno w społeczeństwach zaawansowanych, jak i
opóźnionych (których większość w świecie). Bezrobocie, bieda, prześladowania (polityczne, religijne, rasowe, etniczne), katastrofy klimatyczne, wojny
skutkować będą – ciągle oczekiwaną – wielką migracją (tzw. „najazdem barbarzyńców” – termin G. Sormana), wielokulturowością społeczną oraz „końcem dominacji białej rasy, chrześcijaństwa, kultury Zachodu”. Można się spodziewać wielu poważnych konfliktów związanych w tymi procesami. Warto
zauważyć, iż technologie info-komunikacyjne, które przemożnie kształtują
33
obecny świat, są tu bezsilne. Różnorodność społeczeństw i kultur zdaje się
przekreślać nadzieje na przewagę procesów ich imitacji oraz uniwersalizacji,
zmniejszając i tak małą sterowalność społeczeństw (w sensie socjocybernetycznym).
Dla zaistnienia pozytywnie zwartościowanej zmiany społecznej potrzeba sprzyjającego kontekstu oraz proaktywności ludzi. Kontekst jej sprzyjający to układ warunków i okoliczności wyzwalających procesy zmiany, bądź
ją wymuszający, bądź będący jej „zapalnikiem”, bądź ją wspomagający czy
nieprzeszkadzający. Proaktywność ludzi ma też różne wymiary – od jednostkowego, grupowego, narodowego (w sensie ogólnonarodowego), międzynarodowego do globalnego (również w cyberprzestrzeni). Aktywność jest też wielorodzajowa – od polityk, strategii, zarządzania (zwłaszcza tzw. tranzycyjnego
– Grin et al., 2010), do porozumień, regulacji, działań międzynarodowych,
także mafijnych i spiskowych, do działań charyzmatycznych liderów (koncepcja Big Man), do działań na szczeblu lokalnym i w cyberprzestrzeni, do działań konstruktywnych czy też destruktywnych. Oczywiście, jest też możliwa i
chyba będąca udziałem większości krajów polityczna i decyzyjna inercja, indyferentyzm, bezruch, w najlepszym razie wymuszona reaktywność (jeśli
bodźce są dość silne).
Czy społeczeństwa przyszłości (niedalekiej najlepiej) będą społeczeństwami nie tylko info i bio, ale i sustainable (czyli trwałego rozwoju – własnego i środowiska)? Czy zdołają odpowiednio zmodyfikować swoją koncepcję rozwoju i funkcjonowania (co dotyczy zwłaszcza overfed)? Czy ich usieciowienie i „życie w sieci” pomoże w rozwoju demokracji (e-democracy, egovernance) i partycypacji czy też – odwrotnie – wzmoże inwigilację, manipulację, cenzurowanie (scenariusz Orwellowski)? Odpowiedzi na te pytania
nie ma, przyszłość jest open-ended. Co prawda znamy zaszłości, rozpoznane
są trendy, prowadzone są polityki, opracowywane strategie, coraz lepiej
uświadamiane konsekwencje działań i zachowań, coraz więcej jest informacji,
wiedzy oraz możliwości, nie tylko technicznych, ale też intelektualnych i sterowniczych – to wszystko stanowi szansę, lecz nie ma pewności czy będzie
ona udanie i powszechnie wykorzystana. Najważniejsze to wprowadzić jak
najwięcej procesów w różnych dziedzinach działalności i życia społeczeństw
na trajektorię prowadzącą do trwałego rozwoju oraz by powiązać gospodarki i
społeczeństwa świata tak, by osiągać efekty synergiczne i eliminować czy
34
choćby osłabiać konflikty. Ważne jest również usuwanie barier i przeszkód.
Ale obok innowacyjności i kreatywności potrzeba też zrozumienia wielkiego
znaczenia wspólnotowości (od lokalnej do globalnej) i zaufania, docenienia
kooperatywności i wzajemności. Pozytywne modyfikacje to zadanie transformacyjne nigdy niekończące się. Celem jest amelioracja conditio humana i
samego człowieka, a nie stworzenie raju. Czy jednak „poprawianie świata i
nas samych” zaakceptują ludzie, czy uda się przezwyciężyć konformizm i
konserwatyzm, prowadzące do indywidualnego dostosowania do zmian cywilizacyjnych, czy uda się przełamać stereotyp nieuchronności praw rynku i
techno-ekonomizacji życia? Nie wiadomo. Ale najważniejsze i dość realne
wydaje się stałe pozytywne ukierunkowywanie transformacji czynników rozwoju, procesów, przekształcanie kontekstów i myślenie o przyszłości i jej
wyzwaniach.
TRANSFORMATIONS AT THE WORLD AND PEOPLE
(AN ATTEMPT OF RECOGNITION AND INTERPREATION)
It goes without saying that various transformations of the world and people are an
essence of human condition, especially in the long run. However transformations are
very diversified in time and space. They lead rather to growing diversity than to universal patterns of development. Various human actors try to control transformations
by making decisions, building strategies, conducting policies. Efforts to direct transformations to a sustainable trajectory are more urgent nowadays in the face of risks,
dangers and increasing ecological costs of development. So to understand a changing
nature of the present “liquid modernity” it is necessary to recognize and analyze ongoing transformations. Such paradigmatic approach can be also helpful for practical
decision-making and acting. Transition to a “better world” needs new thinking to cope
with all emerging challenges to ameliorate human condition.
LITERATURA POWOŁYWANA I UZUPEŁNIAJĄCA
1.
Adam, B., Beck, U., van Loon, J. (red.) (2000), The risk society and beyond:
2.
critical issues for social theory, London, SAGE.
Afeltowicz, Ł., Pietrowicz, K. (2013), Maszyny społeczne, Warszawa, PWN.
3.
Ahmed, S. et al. (red.) (2000), Transformations: Thinking Through Feminism,
London – New York, Routledge.
35
4.
Alač, N. et al. (2011) When a Robot Is Social: Spatial Arrangements and
Multimodel Semiotic Engagement in the Practice of Social Robotics, Social
Studies of Science, Vol. 41, No. 6, December.
5.
Appaduraj, A. (2009), Strach przed mniejszościami – Esej o geografii gniewu,
Warszawa, PWN.
6.
Assange, J. et al. (2012) Cypherpunks – Wolność i przyszłość Internetu, Gliwice, Helion.
7.
Barnett, C. et al. (2011), Globalizing Responsibility. The Political Rationalities
8.
of Ethical Consumption, Oxford, Wiley-Blackwell.
Bauman, Z. (2007), Płynne czasy – Życie w epoce niepewności, Warszawa,
9.
Wyd. Sic!
Beck, U. (1999), World Risk Society, Cambridge, MA, Polity Press.
10.
Beck, U. (2003), Społeczeństwo ryzyka – W drodze do innej nowoczesności,
Warszawa, Scholar.
11.
Beck, U., Beck-Gernsheim E. (2013), Miłość na odległość – Modele życia w
12.
epoce globalnej, Warszawa, PWN.
Borup, M. et al. (2006), The Sociology of Expectation in Science and Technol-
13.
ogy, Technology Analysis & Strategic Management, 18 (3/4), s. 285–298.
Brown, L. R. (2009), Plan B 4.0 – Mobilizing to Save Civilization, New York –
14.
London, Norton.
Brown, L. R. (2011), World on the edge, London – Washington, DC, Norton.
15.
Brown, N. et al. (red.) (2000), Contested Futures: A Sociology of Prospective
16.
Techno-Science, Aldershot, Ashgate.
Brzeziński, Z. (2004), Wybór. Dominacja czy przywództwo, Kraków, Znak.
17.
18.
Castells, M. (2007), Społeczeństwo sieci, Warszawa, PWN.
Castells, M. (2013), Sieci oburzenia i nadziei – Ruchy społeczne w erze Inter-
19.
netu, Warszawa, PWN.
Coates, J. F. (2007), A Bill of Rights for 21st Century America, Washington,
DC, The Kanawha Institute.
20.
Cooper, M. (2008), Life as Surplus: Biotechnology and Capitalism in the Neoliberal Era, Seattle and London, University of Washington Press.
21.
DaLenda, M. (2006), A New Philosophy of Society: Assemblage Theory and
Social Complexity, New York, Continuum.
22.
Daly, H. (1996), Beyond growth: The economics of sustainable development,
Boston, Beacon.
23.
De Nardis, L. (2009), Protocol Politics – The Globalization of Internet Gov-
24.
ernance, Cambridge, MA, MIT Press.
Dolata, W. (2013), The Transformative Capacity of New Technologies, New
36
York, Routledge.
25.
Dryzek, J. (1997), The Politics of the Earth: Environmental Discourses, Oxford, Oxford University Press.
26.
Dryzek, J. et al. (red.) (2011), Oxford Handbook of Climate Change and Society, Oxford, Oxford University Press.
27.
Dziuba, D. T. (2010), Sektor informacyjny w badaniach ekonomicznych, Warszawa, Difin.
28.
Elias, N. (2008), Społeczeństwo jednostek, Warszawa, PWN.
29.
Elliott, A., Lemert, C. (2006), The New Individualism: The emotional costs of
globalization, London, Routledge.
30.
31.
Elsen, S. (red.) (2011), Ökosoziale Transformation, Neu Ulm, Spak Bücher.
Foucault, M. (2008), The Birth of Biopolitics: Lectures at the College de
32.
France 1978–1979, Basinstoke, Palgrave Macmillan.
Freud, S. (1962), Civilizations and Its Discontents, New York, Norton.
33.
Fridlund, (2011) Buckets, Bollards and Bombs: Towards Subject Histories of
34.
Technologies and Terrors, History and Technology, 27.
Friedel, R. (2007), A Culture of Improvement – Technology and the Western
35.
Millennium, Cambridge, MA, MIT Press.
Fuller, S. (2011), Humanity 2.0: What It Means to Be Human Past, Present and
36.
Future, London, Palgrave Macmillan.
Gibbons, M. (2000), Mode 2 society and emergence of context – Sensitive
science, Science and Public Policy, 27 (3).
37.
Gleick, J. (2003), Szybciej – przyspieszenie niemal wszystkiego, Poznań, Zysk i
S-ka.
38.
39.
Godin, Ch. (2004), Koniec ludzkości, Kraków, Wyd. WAM.
Grin, J. et al. (2010), Transition to sustainable development. New directions on
40.
the study of long term transformative change, New York, Routledge.
Grosse, T. G. (2009), Europa na rozdrożu, Warszawa, Fundacja Instytut Spraw
Publicznych.
41.
Grundmann, R., Stehr N. (2003), Social control and knowledge in democratic
societies, Science and Public Policy, June.
42.
Grunwald, A. (2010), Technikfolgenabschätzung – eine Einführung, Berlin,
Sigma.
43.
Gulbrandsen, L. H. (2010), Transnational Environmental Governance – The
Emergence and Effects of the Certification of Forestsand Fisheries, Cheltenham, Edward Elgar.
44.
45.
Hardt, W., Negri, A. (2004), Multitude, New York, Penguin.
Heinberg, R., Lerch, D. (red.) (2010), The post-carbon reader. Managing the
37
21st century’s sustainability crisis, CA, Watershed Media, University of Cali46.
fornia Press.
Hinterberger et al. (red.) (2012) Growth in Transition, London - New York,
47.
Earthscan.
Hobson, K. (2002), Competing discourses of sustainable consumption: does the
48.
rationalization of lifestyles make sense? Environmental Politics, 11 (2).
Hughes, S. (2007), War on Terror, Inc.: Corporate Profiteering from the Politics of Fear, London, Verso.
49.
Hughes, T. P. (2004), Human-Built World: How to Think about Technology
and Culture, Chicago, Chicago University Press.
50.
51.
Illich, I. (2000), Tools for Conviviality, New York – London, Harper & Row.
Jackson, T. (2011), Prosperity without growth, London – Washington, D.C.,
52.
Earthscan.
Jacyno, M. (2007), Kultura indywidualizmu, Warszawa, PWN.
53.
Jasanoff, S. (red.) (2006), States of knowledge. The co-production of science
54.
and social order, London – New York, Routledge
Joas, H., Wiegandt K. (red.) (2012), Kulturowe wartości Europy, Warszawa,
55.
Wyd. IFiS PAN.
Johnson, D. G., Wetmore J. M. (red.) (2009), Technology and Society: Building
56.
Our Sociotechnical Future, Cambridge, MA – London, MIT Press.
Kelly, K. (1994), Out of Control: The Rise of Neo-Biological Civilization,
Reading, MA: Addison-Wesley.
57.
Kelty, Ch. M. (2008), Two Bits: The Cultural Significance of Free Software,
Durham, NC, Duke University Press.
58.
Klang, M., Murray, A. (red.) (2005), Human Rights in the Digital Age, London,
Routledge – Cavendish.
59.
60.
Kołodko, G. W. (2010), Wędrujący świat, Warszawa, Prószyński i S-ka.
Kurzweil, R. (2005), The Singularity Is Near – When Humans Transcend Biology, New York, Viking Press.
61.
Lach, D., Sanford, S. (2010), Public understanding of science and technology
embedded in complex institutional settings, Public Understanding of Science,
62.
19 (2), March.
Lanier, J. (2011), You Are Not a Gadget: A Manifesto, London, Penguin Books.
63.
64.
Laszlo, E. (1977), Goals for Mankind, New York, Dutton.
Leydesdorff, L. (2006), The Knowledge – Based Economy: Modeled, Measured, Simulated, Boca Raton, FL, Universal Publishers.
65.
38
Lombardo, Th. (2006), Contemporary Futurist Thought – Science, Fiction,
Future Studies and Theories and Visions of the Future in the Last Century,
Bloomington, IND. Central Milton Keynes, AuthorHouse.
66.
Loorbach, D. (2007), Transition management – The new mode of governance
for sustainable development, Utrecht, International Books.
67.
Luke, T. W. (2004), Ideology and Globalization: From Globalism and Environmentalism to Ecoglobalism, w: Rethinking Globalism, red. M. Steger. Lan-
68.
ham, MD, Rowman & Littlefield.
Mack, T. C. (2007), Hopes and Visions for the 21st Century, Bethesda, MD,
WFS.
69.
Mack, T. C. (2006), Creating Global Strategies for Humanity’s Future, Bethesda, MD, WFS.
70.
Marx, L. (2010), Technology – The Emergence of Hazardous Concept, Technology and Culture, Vol. 51, July.
71.
Mazurkiewicz, P., Wielecki, K. (red.) (2008), „Inny” człowiek w „innym”
społeczeństwie?, Europejskie dyskursy, Warszawa, Centrum Europejskie Uniwersytetu Warszawskiego.
72.
Meadows, D. (2009), Interview with US Economist Dennis Meadows: Copenhagen Is About Doing As Little As Possible, Spiegel Online International,
73.
12/09/2009 http://www.spiegel.de/international/world/0,1518,666175,00.html
Meadows, D. et al (2004), Limits to Growth – The 30-Year Update, White
74.
River Junction, VT, Chelsea Green.
Moulier-Boutang, Y. (2007), Le Capitalism cognitive, Paris, Éditions Amsterdam.
75.
Nace, T. (2004), Gangi Ameryki – Współczesne korporacje a demokracja,
Warszawa, MUZA.
76.
77.
Naisbitt, J. (1984), Megatrends, New York, Warner Books.
Naisbitt, J. (2006), Mind Set! Reset Your Thinking and See the Future, New
78.
York, Collins.
Oehme, I., Seebacher, U. (red.) (2005), Corporate Sustainability: Theoretical
Perspectives and Practical Approaches, München – Wien, Profil.
79.
Ogilvy, J. A. (2002), Creating Better Futures – Scenario Planning as a Tool
for a Better Tomorrow, New York, Oxford University Press.
80.
81.
Oleński, J. (2001), Ekonomika informacji, Warszawa, PWE.
Opie, J. (2008), Virtual America: Sleepwalking through Paradise, Lincoln, NB,
82.
University of Nebrasca Press.
Oreskes, N., Conway, E. (2010), Merchants of Doubt: How a Handful of Scientists Obscured the Truth on Issues from Tobacco Smoke to Global Warming,
83.
New York, Bloomsbury Publishing.
Philip, K. (2012), Postcolonial Computing: A Tactical Survey, Science, Tech39
nology & Human Values, 37 (1).
84.
Pollock, N., Williams, R. (2010), The Business of Expectations: How Promissory Organizations Shape Technology and Innovation, Edinburgh, University
85.
of Edinburgh.
Rainie, L., Wellman B. (2012), Networked – The New Social Operating System,
86.
Cambridge, MA., MIT Press.
Rifkin, J. (2005), Europejskie marzenie, Warszawa, NADIR.
87.
Rose, N. (2007), The Politics of Life Itself: Biomedicine, Power, and Subjectivi-
88.
ty in the Twenty – First Century, Princeton, NJ, Princeton University Press.
Rose-Ackerman, S. (2001), Korupcja i rządy – Przyczyny, skutki i drogi re-
89.
form, Warszawa, Fundacja S. Batorego i Wyd. Sic!
Rothopf, D. (2009), Superklasa – Kto rządzi światem?, Warszawa, Prószyński i
90.
S-ka.
Sawyer, R. K. (2005), Social Emergence: Societies As Complex Systems, Cambridge University Press.
91.
Sayfang, G. (2009), The new economics of sustainable consumption, Hampshire, Palgrave Macmillan.
92.
Schudson, M. (2007), Citizens, consumers, and the good society, American
Academy of Political and Social Science, 611 (1).
93.
Schumacher, E. F. (1981), Małe jest piękne – Spojrzenie na gospodarkę świata
z założeniem, że człowiek coś znaczy, Warszawa, PIW.
94.
Searle, J. R. (2010), Making the Social World: The Structure of Human Civili-
95.
zation, Oxford, Oxford University Press.
Selin, C. (2008), The sociology of the future: Tracing stories of technology and
96.
time, Sociology Compass, 2.
Sennett, R. (2010), Kultura nowego kapitalizmu, Warszawa, MUZA.
97.
98.
Sklair, R. (2001), The Transnational Capitalist Class, Oxford, Blackwell.
Small, G., Vorgan, G. (2011), iMózg – Jak przetrwać technologiczną przemianę współczesnej umysłowości, Poznań, Vesper.
99.
Smith, A. (2000), Theory of Moral Sentiments, Amherst, NY, Prometheus
Books.
100. Sorman, G. (1997), W oczekiwaniu barbarzyńców, Kraków, ARCANA.
101. Stone, G. D. (2011) Contradictions in the Last Mile: Suicide, Culture, and EAgriculture in Rural India, Science, Technology & Human Values, No 36, November.
102. Sunder Rajan, K. (2006), Biocapital: The Constitution of Postgenomic Life,
Durham and London, Duke University Press.
103. Sykes, B. (2004), A Future Without Men – Adam’s Curse, New York – London,
40
Norton.
104. Szmyd, J. (2011), Odczytywanie współczesności – Perspektywa antropologiczna, etyczna i edukacyjna, Kraków, Krakowskie Towarzystwo Edukacyjne.
105. Tapscott, D., Williams, A. D. (2008), Wikinomia, Warszawa, WAiP.
106. Turkle, Sh. (2005), The Second Self: Computers and the Human Spirit, Cambridge, MA, MIT Press.
107. Turkle, Sh. (2012), Alone Together, New York, Basic Books.
108. Tutton, R. (2011), Promising pessimism: Reading the futures to be avoided in
biotech, Social Studies of Science, Vol. 41, No. 3, June.
109. Voss, J.-P. et al. (red.) (2007), Reflexive Governance for Sustainable Development, Cheltenham, Edward Elgar.
110. Waddell, S. (2005), Social Learning and Change – How Governments, Business and Civil Society Are Creating Solutions to Complex Multi-Stakeholder
Problems, Sheffield, Greenleaf.
111. Wagner, C. G. (2008), Seeing the Future Through New Eyes, Bethesda, MD,
WFS.
112. Waldby, C., Mitchell, R. (2006), Tissue Economies: Blood Organs, and Cell
Lines in Late Capitalism, Durkham and London, Duke University Press.
113. Weisman, A. (2007), Świat bez nas, Gliwice, CKA.
114. Wolfe, C. (2010), What Is Posthumanism?, Minneapolis, IND, University of
Minnesota Press.
115. Zacher, L. W. (2000) Rewolucja naukowo-techniczna, w: Encyklopedia Socjologii, t. 3, Warszawa, Oficyna Naukowa.
116. Zacher, L. W. (2001a) „Nowa gospodarka” jako interakcja techniki, gospodarki i społeczeństwa, w: G. Kołodko (red.), „Nowa gospodarka” i jej implikacje dla długookresowego wzrostu w krajach posocjalistycznych, Warszawa,
Wyd. WSPiZ.
117. Zacher, L. W. (2001b) Globalizacja – projekt nieuniwersalny ?, w: J. L. Krakowiak i in. (red.), Filozofia – dialog – uniwersalizm, Warszawa, Wyd. UW.
118. Zacher, L. W. (2003a) Humanistyczne wyzwania globalizacji, w: P. Matusak,
R. Dmowski (red.), Humanistyka w procesie transformacji 1989-2001, Siedlce,
Akademia Podlaska.
119. Zacher L. W. (2003b) Integracja versus globalizacja. Zbieżności, niezbieżności,
Rocznik Nauk Politycznych, nr 1(5), Pułtusk, WSH.
120. Zacher, L. W. (2004a) Tożsamość w warunkach usieciowienia świata i globalizacji (Refleksje i uwagi futurologiczne), w: J. Broda i in. (red.), Globalizacja a
problem tożsamości narodowej, Zabrze, Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju
Nauki Polskiej.
41
121. Zacher, L. W. (2004b) Od społeczeństwa informacyjnego do społeczeństwa
wiedzy (dylematy tranzycyjne między informacją, wiedzą a wyobraźnią), w: L.
H. Haber (red.), Społeczeństwo informacyjne: wizja czy rzeczywistość?, Kraków, Wyd. AGH, s. 103-112, t. I.
122. Zacher, L. W. (2005a) Współistnienie nauk (od mono- do postdyscyplinarności), w: J. Broda i in. (red.) Czy dwie kultury ?, Zabrze, Stowarzyszenie na
Rzecz Rozwoju Nauki Polskiej.
123. Zacher, L. W. (2005b) Transformacje gospodarek: od sektora informacyjnego
do gospodarki opartej na wiedzy, w: M. Rószkiewicz, E. Wędrowska (red.), Informacja w społeczeństwie XXI wieku, Warszawa, SGH.
124. Zacher, L. W. (2005c) Transformacje społeczeństw ludzkich w dobie uinformacyjnienia i globalizacji (ludzie, technika, przestrzeń), Cywilizacja i polityka,
Zeszyty Naukowe nr 3, Uniw. Gdański.
125. Zacher, L. W. (2006a), E-Transformations of Societies, w: A. Veikki-Antiroiko
(red.), Electronic Government: Concepts, Methodologies, Tools and Applications, Hershey – New York, IGI Global.
126. Zacher, L. W. (2006b) Gry o przyszłe światy, Warszawa, PAN.
127. Zacher, L. W. (2006c) Społeczeństwo post-informacyjne w kontekście ewolucji
społeczeństw i wizji przyszłości, w: L. H. Haber, M. Niezgoda (red.) Społeczeństwo informacyjne – Aspekty funkcjonalne i dysfunkcjonalne, Kraków, Wyd.
UJ.
128. Zacher, L. W. (2006d) Gospodarka – społeczeństwo – wiedza – Ewolucja cywilizacyjna – efekt rynku – strategia i polityki, Cywilizacja i Polityka, 4/2006,
Uniwersytet Gdański.
129. Zacher, L. W. (2007a) Transformacje społeczeństw – od informacji do wiedzy,
Warszawa, Wyd. C.H. Beck.
130. Zacher, L. W. (2007b) Społeczeństwo obywatelskie czy społeczeństwo bez etykiet ?, w: S. Partycki (red.) Nowoczesność – Ponowoczesność – Społeczeństwo
obywatelskie w Europie Środkowej i Wschodniej, t. 1, Lublin, Wyd. KUL.
131. Zacher, L. W. (2007c) Gospodarka i społeczeństwo jako transformujący się
obszar zarządzania, w: L. W. Zacher (red.) Zarządzanie problemami i projektami w nowoczesnej organizacji, Warszawa, Wszechnica TWP.
132. Zacher, L. W. (2008a) Transformacje społeczeństw konsumpcyjnych – między
techniką a kulturą, w: S. Partycki (red.) Kultura a rynek, t. 1, Lublin, Wyd.
KUL.
133. Zacher, L. W. (2008b) Wyobraźnia – orientacja prospektywna – kształtowanie
przyszłości, w: S. Wróbel (red.) Światłocienie wyobraźni, Poznań – Kalisz,
Wyd. UAM.
42
134. Zacher, L. W. (2008c) Globalne wizje polityczno-strategiczne, w: E. Ponczek,
A. Sepkowski (red.) Przyszłość i polityka, Toruń, Adam Marszałek.
135. Zacher, L. W. (2009a) Modele, strategie, uwarunkowania i konteksty trwałego
rozwoju, w: B. Poskrobko (red.) Zrównoważony rozwój gospodarki opartej na
wiedzy, Białystok, Wyd. WSE.
136. Zacher, L. W. (2009b) Generacyjna perspektywa rozwoju społeczeństwa informacyjnego (SI), w: A. Szewczyk, E. Krok (red.) Multimedia i mobilność –
wolność czy smycz ?, Szczecin, Wyd. Uniw. Szczeciński.
137. Zacher, L. W. (2009c) Transformacje i rekonfiguracje podmiotów polityki w
bliskiej i dalszej perspektywie, w: G. Piwnicki, S. Mrozowska (red.) Jednostka
– społeczeństwo – państwo wobec megatrendów współczesnego świata, Wyd.
UG, Gdańsk.
138. Zacher, L. W. (2009d) Biowładza i biopolityka (refleksje, przykłady, predykcje), w: J. Szymczyk i in. (red.) Wiedza – władza, Lublin, KUL.
139. Zacher, L. W. (2009e) Modele dyskursów globalizacyjnych, w: T. Czakon
(red.) Filozofia wobec globalizacji, Katowice, OW Wacław Walasek.
140. Zacher, L. W. (2009f) Przyszłość jako obszar zderzenia wiedzy, wyobraźni i
interesów, w: D. Zalewska (red.) Granice poznania przyszłości, Wrocław,
Uniw. Wrocławski.
141. Zacher, L. W. (2009g) Modernizacja techniczna a modernizacja polityczna –
interakcje, w: M. Barański (red.) Modernizacja polityczna w teorii i praktyce –
Filozoficzne aspekty i dziedziny modernizacji, Katowice, Wyd. „Śląsk”.
142. Zacher, L. W. (2010a) Dezintegracje i rekonfiguracje całości społecznych,
Studia i Prace Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, Kraków, nr 13.
143. Zacher, L. W. (2010b) Wideopolityka – nowa technologia oddziaływania i
władzy, w: M. Zemło i in. (red.) Wiedza – między słowem a obrazem, Wyd.
KUL.
144. Zacher, L. W. (red.) (2011a) Transformacje demokracji – Doświadczenia,
trendy, turbulencje, perspektywy, Warszawa, Difin.
145. Zacher, L. W. (2011b) Strukturalne trajektorie modernizacji – perspektywa nie
tylko społeczna, w: J. Kleer i in. (red.) Wizja przyszłości Polski. Studia i analizy, t. I, Warszawa, PAN.
146. Zacher, L. W. (2011c) Ewolucja usztuczniania i odrealniania człowieka i jego
świata, w: A. Mica, P. Łuczeczko (red.) Ludzie i nie-ludzie. Perspektywa socjologiczno-antropologiczna, Pszczółki, Wyd. Orbis Exterior.
147. Zacher, L. W. (2011d) Globalizacja jako transfer wzorców i przestrzeń wzajemnych wpływów, w: J. Niżnik (red.) Przemiany struktury społecznej w warunkach globalizacji, Warszawa, PAN.
43
148. Zacher, L. W. (2011e) Obecne i przyszłe konteksty rozwoju edukacji, Transformacje, 3-4.
149. Zacher, L. W. (2012a) Jednostkowe i społeczne konteksty i wyzwania dla bezpieczeństwa, w: P. Sienkiewicz i in. (red.) Metodologia badań bezpieczeństwa
narodowego, t. III, Warszawa, Akademia Obrony Narodowej.
150. Zacher, L. W. (red.) (2012b) Nauka – technika – społeczeństwo – Podejścia i
koncepcje metodologiczne, wyzwania innowacyjne i ewaluacyjne, Warszawa,
Poltext.
151. Zacher, L. W. (red.) (2012c) Nasza cyfrowa przyszłość (nadzieje, ryzyka, znaki
zapytania), Warszawa, Wyd. PAN.
152. Zacher, L. W. (2012d) Ideologia, polityka, władza a współczesna technika, w:
J. Golinowski, A. Laska (red.) Odsłony współczesnej polityki, Bydgoszcz, Wyd.
Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego.
153. Zacher, L. W. (2012e) Tranzycyjne modele społeczeństw i gospodarek – założenia do modelowania, ewaluacji i predykcji, w: D. Zalewska (red.) Socjologia
techniki i ekologii, t. 1, Wrocław, Wyd. Inst. Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego.
154. Zacher, L. W. (2012f) Marketing w perspektywie granic wzrostu zasobów
naturalnych i etyki, Handel Wewnętrzny, t. 3, maj-czerwiec.
155. Zacher, L. W. (red.) (2013a) Wirtualizacja – problemy, wyzwania, skutki, Warszawa, Poltext.
156. Zacher, L. W. (2013b) W poszukiwaniu nowych wzorców rozwoju, w: S. Partycki (red.) Teorie kryzysu, Lublin, Wyd. KUL.
157. Zacher, L. W. (2013c) Human and Societal Potentials for Transcending the
Crisis of Civilization, w: A. Targowski, M. J. Celiński (red.) Spirituality and
Civilization Sustainability in the 21st Century, New York, Nova Science Publishers.
158. Zakaria, F. (2009), Koniec hegemonii Ameryki, Warszawa, NADIR.
159. Zittrain, J. (2008), The Future of the Internet. And How to Stop It, New Haven,
CONN., Yale University Press.
160. Żakowski, J. (2013), W młodych nadzieja. Chociaż nie we wszystkich, Gazeta
Wyborcza, 24–25 sierpnia.
Prof. zw. dr hab. Lech W. Zacher – Dyrektor Centrum Badań Ewaluacyjnych
i Prognostycznych w Akademii Leona
Koźmińskiego w Warszawie.
e-mail: [email protected]
44
Wiesław SZTUMSKI
TRANSFORMACJA NOWYM PARADYGMATEM
EWOLUCJI SPOŁECZNEJ.
1. Czym jest transformacja?
Pojęcie transformacji odnosi się do zbiorów (np. w przypadku matematyki) lub systemów. Tutaj zawężam ogólne rozważania o transformacji systemów wyłącznie do systemów społecznych. Wobec tego w dalszym ciągu
mówiąc „system” będę miał na myśli „system społeczny”. Pojęcie „system
społeczny”, dostatecznie jasno zdefiniowane w naukach społecznych, nie musi
być tutaj definiowane. Transformacja jest momentem procesu ewolucji systemu, który zaznacza w jego historii jakąś ważną zmianę, zazwyczaj jakościową. Wszelka zmiana zachodząca w systemach materialnych – a takim jest system społeczny – nie jest natychmiastowym przejściem od jednego stanu do
drugiego, jakby w okamgnieniu (w bezwymiarowym punkcie czasu), lecz rozgrywa się w pewnym przedziale czasu. Dlatego transformacja będąc elementem procesu ewolucji sama też jest procesem, tyle, że krótkotrwałym, zazwyczaj o wiele krótszym w porównaniu z historią danego systemu. Przeważnie
trwa ona o wiele dłużej niż poszczególne transformacje, jakie w nim zachodzą. Na przykład, w ponad tysiącletniej historii państwa polskiego transformacja ustrojowa od gospodarki planowej do wolnorynkowej u schyłku dwudziestego wieku trwała „zaledwie” kilkanaście lat i faktycznie już się zakończyła.
Na ogół transformacje postrzega się jako zmiany jakościowe systemu, które
wiążą się z przekształcaniem jego takożsamości przy zachowaniu tożsamości.
Mogą to być zmiany całych systemów albo ich fragmentów czy też substruktur.1 W wyniku takich zmian systemy zachowują swoją tożsamość empiryczną. Ze względu na to, że transformacji nie musi ulegać system w całości, lecz
poszczególne jego substruktury, można mówić o wymiarach (aspektach) tran-
1
W przypadku transformacji naszego państwa z socjalistycznego w kapitalistyczne zakończyło się istotne
przekształcanie substruktur ekonomicznej i politycznej, podczas gdy inne substruktury, jak na przykład
kulturowa, świadomościowa itp. nie uległy jeszcze takim przekształceniom.
45
sformacji - każdy z nich związany jest z przekształcaniem się jakiejś części
lub substruktury. Można więc mówić o takich wymiarach transformacji systemu, jak: gospodarczy, polityczny, prawny, edukacyjny itd. Z transformacją
nie jest związana strzałka czasu, jaką wyznacza postęp. Nie każda transformacja więc przyczynia się do poprawy struktury albo funkcjonowania systemu.
Bywa też na odwrót – zdarza się, że pociąga za sobą rozpad struktury, dysfunkcję syste-mu i powoduje regres. Wielu autorów twierdzi, że transformacje
w wymiarach społecznym, ustrojowym itd. miały swe źródło w czynnikach
endogennych i dokonywały się pod wpływem sił (przyczyn) wewnętrznych.2
Z tym nie zgadzam się. Taka sytuacja, co najwyżej, może mieć miejsce w
systemach zam-kniętych, ale nie jestem pewien, czy one w ogóle są w stanie
ewoluować. A system społeczny jest systemem otwartym, podobnie jak żywy
organizm, który jest podatny na oddziaływania z zewnątrz i który dzięki nim
może się rozwijać. Tylko na krótką metę system zamknięty jest w stanie rozwijać się na koszt energii endogennej, ale po wyczerpaniu jej zasobów, co
zazwyczaj szybko następuje, musi zacząć korzystać z energii egzogennej, jeśli
nie ma ulec autodestrukcji. W systemach społecznych transformacje są przeważnie wymuszone przez czynniki zewnętrzne.3
Transformacja nie jest jakąkolwiek zmianą, lecz specyficzną zmianą
jakościową ze względu na ważne właściwości lub funkcje systemu. Dlatego w
jakimś sensie można ją chyba uznać za zmianę rewolucyjną, mimo że zazwyczaj transformację przeciwstawia się rewolucji społecznej, dlatego że w przeciwieństwie do rewolucji społecznej albo konfliktu zbrojnego jej przebieg jest
łagodniejszy, bardziej rozciągnięty w czasie i nie pociąga za sobą tylu ofiar.
2. Czas na transformacje
W dwudziestym wieku, przede wszystkim dzięki postępowi technicz2
3
Szczepański J., Reformy, rewolucje, transformacje, Wydawnictwo IFiS PAN, Warszawa 1999.
Z tej racji, przykładem naiwności politycznej i historycznej jest mniemanie, jakoby transformacja ustrojowa, jaka dokonała się u nas w końcówce ubiegłego stulecia, była dziełem sił wewnętrznych (ruchu społecznego) działających w kraju, podczas gdy była ona wspomagana na różne sposoby – materialnie, finansowo i duchowo – przez siły zewnętrzne, nie koniecznie kierujące się przyjaźnią ani filantropią w
stosunku do naszego państwa, kraju i narodu. Działały one zupełnie z innych pobudek. (Zob. np. Schweizer P., Victory, czyli zwycięstwo. Tajna historia świata lat osiemdziesiątych, CIA i "Solidarność", Polska
Oficyna Wydawnicza „BGW”, Warszawa 1994, Tłumaczenie: Igor Apiński) Bez ich wsparcia ideologicznego oraz politycznego, jak i sponsoringu tej transformacji w ogóle nie udałoby się przeprowadzić.
46
nemu oraz rozwojowi gospodarki, ukierunkowanemu na maksymalizację zysku, świat stawał się coraz bardziej dynamiczny. O wiele szybciej dokonywał
się postęp cywilizacji. Jak nigdy wcześniej, lawinowo i coraz szybciej dokonywały się zmiany tak w środowisku przyrodniczym, jak i społecznym. Wraz
z nimi zmieniali się też ludzie pod każdym względem. Zaczęliśmy żyć w szybko zmieniającej się przestrzeni społecznej i pod presją niesłychanego przyspieszania tempa życia. Naraz wszystko zaczęło płynąć i zmieniać się coraz
szybciej jakby w myśl uaktualnionej sentencji Heraklita: παντα πιό ταχύς ρέι
(wszystko płynie coraz szybciej). Dwudziesty wiek charakteryzował się wieloma różnymi zmianami - ilościowymi oraz jakościowymi, w tym także radykalnymi i rewolucyjnymi (dwie wojny światowe, liczne wojny lokalne i wiele
rewolucji społecznych). W tym czasie zmieniło się wiele paradygmatów obowiązujących w polityce, ekonomii, kulturze, nauce, sztuce, myśleniu, obyczajowości itd., podczas gdy wcześniej zmieniały się one raz na kilkaset lat.
Niemal z dnia na dzień żyjemy w innym świecie z trudem nadążamy przyzwyczajać się do jego aktualnego stanu. Dość szybko wyczerpuje się nasz
potencjał adaptacyjny - biologiczny i psychiczny. Zanikają geny odpowiedzialne za wzrost inteligencji, a od niej zależy między innymi zdolność przystosowawcza.4 Zmienia się kontekst uwarunkowań istnienia i funkcjonowania
ludzi. Krótko mówiąc, uczestniczymy w nieustannym procesie transformowania świata i samych siebie. Wzrost dynamiki świata, życia i ludzi oraz towarzyszących jej transformacji nie jest napędzany przez jakieś „obiektywne” czy
„niewidzialne” siły przyrody ani historii, lecz przez ludzi, a ściślej, przez ideologie tworzone przez jednostki lub grupy żądne władzy i bogactwa. Przyspieszanie transformacji - głównie zmian w środowisku i tempa życia - szkodzi ludziom, a także ich środowisku. Bowiem zakłóca naturalne, czyli właściwe przyrodzie, dziejom i ludziom przebiegi procesów, narusza harmonię
(zrównoważenie) między równolegle przebiegającymi procesami ewolucji
przyrodniczej oraz społecznej i jest obce naturze świata i człowieka. Wobec
tego powinno ono być tak samo tłumione i zwalczane, jak wszystko, co szkodzi. Tymczasem, ta akceleracja transformacji nie wywołuje jakichś odruchów
reakcji w masach społecznych. Nikt nie przeciwstawia się temu zjawisku i nie
próbuje zwalczać go oprócz świadomych zagrożeń jednostek, których apele są
4
Zob. S. Connor, Human intelligence ‘packed thousands of years ago and we’ve been on an intellectual
and emotional decline ever since’, w: “The Independent”, 12.11.2012.
47
i tak przysłowiowym wołaniem na pustyni. Wręcz przeciwnie, zamiast dążyć
do ujarzmienia lub poddania kontroli procesów transformacyjnych (głównie
tych najbardziej szkodliwych) ludzie starają się na silę dostosowywać się do
nich, nie zważając na zgubne dla nich skutki takiej adaptacji. Wszystkie inne
racje i wartości utraciły znaczenie wobec władzy i bogactwa. Dlaczego tak się
dzieje?
Można wymienić co najmniej takie przyczyny subiektywne: nieświadomość, lenistwo, uległość i apatia. Większość ludzi nie ma rzetelnej wiedzy
o szkodliwości nadmiaru i częstotliwości transformacji. Najbardziej (masowo)
dostępne programy telewizyjne i poczytne czasopisma nie dostarczają takiej
wiedzy; ich zadaniem jest przekonywanie ludzi do transformacji i mamienie
dobrodziejstwami, jakie z tego wynikają. Nic w tym dziwnego, ponieważ
telewizją i prasą władają elity rządzące, które „żywią się” transformacjami.
Postęp techniczny, który zapewnia wzrost komfortu życia i minimalizacji
wysiłku, prowadzi do coraz większego rozleniwienia ludzi. Ogarnia ono
wszystkie sfery działań człowieka i paraliżuje jego chęć działania, również
buntowania się, nawet przeciwko temu, co mu ewidentnie szkodzi. Każdy
liczy na to, że ktoś inny przeciwstawi się czynnie i podejmie za niego trud
naprawy tego, co złe. W szczególności, liczy na elity władzy. Ale one też są
leniwe. W rezultacie, nikt nic nie robi, żeby przeciwstawiać się tym transformacjom, które pociągają za sobą negatywne skutki. A one toczą się dalej niepohamowanie i jakby niezależnie od woli jednostek i bez przyzwolenia ze
strony społeczeństwa. Ludzie widząc, że niczego w tej sprawie nie czyni się,
nabierają przeświadczenia o niemożności przeciwstawiania się, popadają w
apatię, poddają się bezwolnie tym transformacjom i starają się dostosowywać
do zmieniających się warunków życia, jak tylko mogą. A ci, którzy nie potrafią, zostają wykluczeni i zepchnięci na straconą pozycję. Oczywiście, te przyczyny subiektywne czy wewnętrzne są wtórne w stosunku do przyczyn zewnętrznych, wśród których najważniejszą jest utrzymywanie mas w niewiedzy
o istotnych źródłach i celach transformacji przez elity rządzące oraz o wmawianiu, jakoby płynęły z nich dobrodziejstwa dla wszystkich, a nie tylko dla
wybranych. Transformacje, inspirowane głównie przez ludzi reprezentujących
elitę władzy, wymykają się z czasem spod kontroli i stają się z dnia na dzień
bardziej celem w sobie aniżeli celem dla ludzi – przede wszystkim dla mas
społecznych. Z drugiej strony, zwolennikom transformacji nie chodzi o to, by
48
zmieniać na lepsze, tylko żeby w ogóle zmieniać, najlepiej wszystko, co się da
- „nie jest ważne, by złapać króliczka, tylko żeby go gonić”. W zmianie upatruje się szansy życiowej, a niektórzy - jak np. Zespół Firmy „The Change” - są
przekonani o tym i wpierają innym, że „Każda zmiana jest szansą”5 że „Zmiana jest szansą na sukces” 6 albo że „Szansa drzemie w zmianie”.7 Tylko celowo nie piszą, czy każda zmiana – nawet na coś złego – i czy dla każdego jest
szansą na sukces czy szczęście. To lepiej przemilczeć, żeby nie podważyć
sensu transformacji. A więc tworzy się takie mechanizmy oraz konteksty społeczne, w których wyniku jedne transformacje pociągają za sobą nieuchronnie
kolejne i to zgodnie z bifurkacyjnym modelem rozwoju: każda transformacja
implikuje nie jedną, lecz wiele innych, często niedających się wcześniej przewidzieć. Na pewnym etapie rozwoju te mechanizmy społeczne zaczynają
funkcjonować samodzielnie, powodując samoistne napędzanie się transformacji. A to sprawia, że transformacje zaczynają się stopniowo wymykać spod
kontroli tych, którzy je inspirują i którym one służą, i z tego powodu rzeczywiście zdają się działać jak jakaś niewidzialna siła niszcząca ludzi. Prawdopodobnie mamy do czynienia ze zjawiskiem alienacji transformacji. W swej
wyalienowanej, wyidealizowanej i kultowej postaci, transformacja funkcjonuje niczym paradygmat rozwoju społecznego, działający w rozmaitych obszarach oraz strukturach systemów społecznych. Temu paradygmatowi podporządkowane są mechanizmy, procesy i działania ludzi.
3. Transformacja ustrojowa
Na dobrą sprawę od zakończania drugiej wojny światowej, a już z
pewnością od lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, pokojowe transformacje systemów społecznych, a nie wojny, zaczęły odgrywać coraz większą rolę
w historii ludzkości. Niewątpliwie, jednej z ważnych przyczyn należy upatrywać w strachu przed zagładą w wyniku dokonywania zmian za pomocą wojen
z użyciem broni masowego rażenia i w uświadomieniu sobie bezsensu takich
http://hechange.pl – 7.5.2013.
http://praca.wp.pl/title, Zmiana-jest-szansa-na-sukces,wid,13642184,wiadomosc.html?ticaid=1108cf – 6.5.
2013.
7
http://neshealthcare.pl/szansa-drzemie-w-zmianie-zarzadzanie-zasobami-ludzkimi-w-procesie-przeksztalcen – 7.5.2013.
5
6
49
wojen, w których faktycznie nie ma zwycięzcy. Odkąd zrównoważyły się
arsenały tej broni oraz środków jej przenoszenia między dwoma imperiami
światowymi – USA i ZSRR – starano się sposobami pokojowymi rozwiązywać wszystkie poważniejsze sprzeczności interesów i likwidować konflikty
lokalne i światowe. Między innymi za pomocą dokonywania transformacji w
różnych obszarach systemów społecznych: politycznym, gospodarczym, religijnym i kulturowym. Nie zawsze się to jednak udawało, o czym świadczą
liczne konflikty zbrojne o charakterze lokalnym w różnych miejscach świata.
Zresztą cała polityka USA i Zachodu w okresie tzw. zimnej wojny była ukierunkowana na rozmiękczanie ustroju politycznego w krajach socjalistycznych,
zrazu za pomocą drobnych i stopniowo dokonywanych, a później bardziej
radykalnych transformacji. Opierała się ona na teorii konwergencji Walta
Rostowa, Samuela Hungtingtona i Clarka Kerra. 8 Teoria ta zakładała, że w
konsekwencji postępu naukowo-technicznego, od którego nie sposób jest
uciec, w krajach socjalistycznych dokonają się takie transformacje w różnych
sferach życia społecznego, które przybiorą postać pełzającej rewolucji. W jej
konsekwencji postępować będzie stopniowe upodobnianie się tych państw
pod każdym względem do państw zachodnich, a w ostatecznym rachunku przekształcenie się ich w państwa kapitalistyczne. Inaczej mówiąc, w rezultacie wprowadzania nowoczesnych technologii - co było konieczne do postępu
gospodarczego - i nasilających się akcji politycznych oraz ideologicznych
świat socjalizmu będzie coraz szybciej erodować aż do momentu całkowitego
roztopienia się w świecie kapitalizmu. Wówczas dojdzie do transformacji od
ustroju socjalistycznego do kapitalistycznego w skali globalnej i świat będzie
podporządkowany tylko jednemu imperium. Historia pokazała, że ta polityka
okazała się skuteczna i w dalszym ciągu daje dobre efekty w krajach postkomunistycznych i we współczesnych reliktowych krajach socjalistycznych, np.
w Chinach.
Celem globalnej polityki nakreślonej przez mocarstwa zachodnie jest
ujednolicanie ustrojów politycznych we wszystkich państwach świata. Mają
one być demokratyczne w zachodnim rozumieniu demokracji – jedynym ustroju politycznym uznawanym za najlepszy. W związku z tym, od pewnego
czasu funkcjonuje globalny paradygmat transformacji ustrojowej (politycz8
Zob. P Sztompka, Socjologia zmian społecznych. Kraków: Znak, 2005.
50
nej), któremu na imię „demokratyzacja”. Na życzenie odpowiednich elit politycznych wytyczających arbitralnie dalszy bieg dziejów i zgodnie z ich interesami i zakusami imperialnymi w każdym państwie musi być ustrój demokratyczny niezależnie od woli narodów i rządów tych państw. Jak ongiś w imię
chrystianizacji i walki z pogaństwem, tak teraz w imię demokracji i walki z innymi ideologiami, w szczególności z komunizmem - pogaństwo jest wcieleniem Szatana, a komunizm uważany jest za ucieleśnienie Zła - stosuje się
wszelkie możliwe sposoby „nawracania” na demokrację – od ewolucyjnie
przebiegających procesów transformacyjnych do mniej lub bardziej pokojowych interwencji (raczej ingerencji w wewnętrzne sprawy niepodległych
państw), a nawet konfliktów zbrojnych, najazdów, mordów politycznych i puczów. Ostatnie dekady dostarczyły wielu przykładów tego typu działań i zjawisk. Na siłę „uszczęśliwia się” ludzi, łudząc ich, że demokracja zapewni im
szczęście, jak kiedyś chrześcijaństwo albo komunizm. Nie ma niczego gorszego od odgórnego uszczęśliwiania ludzi, na dodatek wbrew ich woli! Skrycie
działające elity polityczne i finansowe, żądne panowania nad światem, usiłują
również wmówić masom społecznym, jakoby te elity były powołane (tylko
przez kogo?) do wcielania w czyn tzw. obiektywnych prawidłowości rozwoju
społecznego i do realizacji tendencji dziejów. Chcą w ten sposób osiągnąć
dwa cele: po pierwsze, uzyskać legitymizację w opinii publicznej swych niecnych knowań i działań oraz po drugie, angażować w nie społeczność światową. Nie tak dawno temu w podobny sposób próbowano urzeczywistniać idee
faszyzmu i komunizmu wmawiając masom, jakoby były one zgodne z obiektywną tendencją historii (czy coś takiego w ogóle jest?) i realizowały cele obiektywnego procesu dziejowego zmierzającego w granicy do społeczeństwa
doskonałego, gdzie „każdy każdemu bratem” i „każdemu według jego potrzeb”. Nie można mieć wątpliwości co do tego, że owe „obiektywne” tendencje dziejów są faktycznie wymysłem określonych ludzi – liderów, będących
niekiedy neurotykami, psychopatami lub szaleńcami, wspomaganych przez
mafio- lub lożo-podobne „układy”. Odkąd w skali masowej da się coraz skuteczniej stosować różne zabiegi manipulacyjne wspomagane nowoczesnymi
technikami i środkami przekazu, niepomiernie wzrasta rola czynnika subiektywnego (jednostek lub małych grup – „układów”) w kształtowaniu biegu wydarzeń dziejowych. Niestety, spiskowa teoria dziejów potwierdza się w jakimś
stopniu, coraz większym w miarę centralizacji władzy, głównie globalnej.
51
Okazuje się, że również w historii, tak jak w innych dziedzinach, sztuczność –
kształtowanie dziejów na zamówienie jednostek albo małych grup zgodnie z
ich mniej lub bardziej przeidealizowanymi albo chorymi wizjami - zaczyna
przeważać nad naturalnością, czyli nad wydarzeniami przebiegającymi spontanicznie w obrębie wielkich układów (grup) społecznych. Ocena tego, co lepsze - sztucznie tworzony bieg dziejów czy naturalnie - jest nader skomplikowana; chyba jeden i drugi sposób kształtowania historii ma jakieś wady i zalety. Ci, którzy wpływają na naturalny bieg wydarzeń, kierują się raczej intuicją.
Zaś u tych, którzy kształtują sztuczny (kontrolowany) bieg wydarzeń, przeważa czynnik racjonalny. 9 W związku z tym można by przypuszczać, że bieg
wydarzeń wymyślony i kontrolowany przez jednostki ma być mądry, a dalsza
ewolucja społeczna powinna być logicznie uzasadniona. Co do tego można
jednak mieć zastrzeżenia, ponieważ zgoła coś innego pokazuje praktyka. Być
może, dlatego, że rządy sprawują coraz głupsi. Dawno temu, Prof. Walenty
Nowacki 10 spostrzegł, że głupota liderów jest odwrotnie proporcjonalna do
postępu cywilizacyjnego.11 Podał on trzy zasady rozwoju cywilizacji, z których jedną można traktować jak przestrogę aktualną również w dzisiejszych
czasach. Jest to zasada odpływu logiki wśród liderów krajów zaawansowaZob. D. Kahnemann, Schnelles Denken, langsames Denken, München 2012.
Prof. Walenty Nowacki, b. minister przemysłu i handlu w II RP, który od 1966 r. przebywał w USA i
analizował historię prezydentów Stanów Zjednoczonych A.P. oraz innych państw, m. in ZSRR, Niemiec
i Polski, pod kątem ich potencjału myślenia logicznego, zdolności do racjonalnych zachowań i podejmowania decyzji logicznie uzasadnionych w różnych sytuacjach społecznych. Swoje wyniki badań i ciekawe spostrzeżenia zawarł w książce „Civilization and Logic. The Law of Inversely Proportional Stupidity,” opublikowanej w 1983 r. Sformułował tam "prawo zanikania logiki u przywódców krajów rozwiniętych”: W trakcie postępu cywilizacyjnego, przejawiającego się w stałym wzroście nauki i technologii
oraz w nieustannym wzroście stopy życiowej ludności, liderzy narodowi zaangażowani w zarządzanie w
sektorze publicznym tracą swą mądrość i zrozumienie dla narodów ubogich. W rzeczywistości, narodowi
przywódcy państw rozwiniętych zachowują się jak dzieci mylące tęsknoty, fałszywe przesłanki i pobożne
życzenia z rzeczywistością. Na tej podstawie przedstawił hipotezę o nieuchronnym końcu cywilizacji zachodniej i o rozpadzie imperiów światowych w niedalekiej przyszłości wskutek narastającej głupoty ich
przywódców politycznych. Walenty Nowacki zwracał uwagę na to, że głupota liderów odwrotnie proporcjonalna do postępu, a wyrażająca się w nierozumnych, a więc błędnych decyzjach politycznych odnoszących się do krajów zacofanych gospodarczo, zwiększa ryzyko upadku cywilizacji Zachodu. Podał
trzy zasady rozwoju cywilizacji: 1) zasadę odpływu logiki wśród liderów krajów zaawansowanych, 2)
zasadę lawiny postępu, oraz 3) zasadę zniszczenia cywilizacji przez głodne masy. Pierwsza głosi odwrotną proporcjonalność między postępem cywilizacyjnym społeczeństwa i zdolnością jego przedstawicieli do logicznego myślenia: im wyższy poziom nauki i technologii, tym mniejsze zrozumienie relacji
międzyludzkich. Druga stwierdza, że „W ciągu historii wzrośnie różnica między potencjałem cywilizacyjnym narodów zaawansowanych i zacofanych pobudzając zazdrość i nienawiść biednych narodów do bogatych. Nie ma sposobu zniesienia lub zmniejszenia tej naturalnej tendencji." A trzecia, która jest logiczną konsekwencją dwóch pierwszych zasad, stwierdza, że „Nienawiść i zazdrość zacofanych narodów
i fatalistyczne zanikanie mądrości wśród liderów rozwiniętych narodów czynią nieuniknionym poważne
starcie między tymi dwoma grupami narodów, co przyniesie ostateczną śmierć narodom Zachodu i stworzonej przez nie kulturze”.
11
Zob. Civilization and Logic. The Law of Inversely Proportional Stupidity, Now Mail Order Books NY,
1983.
9
10
52
nych. Oni kierują się wprawdzie rozumem i myślą racjonalnie, ale w istocie i
w ostatecznym rachunku szkodzą sobie i przede wszystkim innym – społeczeństwu i gatunkowi ludzkiemu - i dlatego należą do kategorii głupich zgodnie z
kategoryzacją ludzi, podaną przez Mario Cippolego12. Nawiasem mówiąc, mamy do czynienia z ciekawym zjawiskiem. Z jednej strony, wzrasta wśród nas
liczba ludzi wykształconych, w związku z czym powinniśmy być wciąż mądrzejsi, jeśli mądrość i inteligencja wzrastają wraz z edukacją. Badania ilorazu
inteligencji przeprowadzone przez Jamesa N. Flynna z University of Otago w
ponad 20 krajach pokazały, że średnio IQ rośnie w nich o 0,3 % rocznie (efekt
Flynna)13 A z drugiej strony, ludzie kierują się coraz bardziej przesłankami
irracjonalnymi i dlatego zachowują się i postępują głupio, dokonują głupich
wyborów i podejmują głupie decyzje14. A może historia jest albo powinna być
efektem hybrydowych działań – intuicyjnych i racjonalnych ? W każdym razie, dążenie do demokracji, chociaż nie całkiem mądre i pożyteczne, stało się
współczesną tendencją, chyba sztuczną, ewolucji społecznej i celów politycznych oraz paradygmatem transformacji ustrojowej na obecnym etapie historii.
4. Transformacja obyczajów i kultury
Wszystko zmienia się coraz szybciej w wyniku zamierzonych działań
i sztucznie przyspieszanych procesów w świecie. O wiele bardziej zmienia się
rzeczywistość społeczna aniżeli przyrodnicza. Socjosfera stała się jednym
wielkim kłębowiskiem zmian, często chaotycznych i żywiołowych, które coraz bardziej wymykają się spod kontroli i których skutków nie potrafimy
przewidzieć na podstawie wiedzy naukowej i myślenia racjonalnego. Pokazuje się je raczej w utworach science fiction, w zazwyczaj horrorystycznych
filmach albo w dziełach artystów. Praktycznie, transformacje mają miejsce w
całej rzeczywistości społecznej, we wszystkich jej obszarach – w gospodarce,
produkcji, handlu, edukacji, religijności, moralności, kulturze, urbanistyce,
zob. M. Cippola, The Basic Laws of Human Stupidity, w: „Whole Earth Review”, Spring 1987.
Zob. 1. Flynn J. R., Are We Getting Smarter? Rising IQ in the Twenty-First century, Cambridge Univ.
Press 2012; 2. Zimmer D.E., Ist Intelligenz erblich? Eine Klarstellung, Hamurg 2012.
14
Zob. 1. Livreghi G., Power of Stupidity, Trento 2009; 2. Szmyd J., Myślenie i zachowanie irracjonalne.
Studia z psychologii irracjonalizmu, Kraków 2010; 3. Krajewski A, Studenci są coraz głupsi? Czy to
szkoła nie daje rady? W: Newsweek.pl, aktualizacja 13.3.2012; 4. Weber N., Die Menschen werden
dümmer, w: „Spiegel Online”, 12.11.2012.
12
13
53
logistyce itd., a także w obrębie jej struktury - w sferze relacji interpersonalnych i interinstytucjonalnych oraz w takich elementach, jak państwo, instytucje, grupy zawodowe, rodzina, elity społeczne itd.
Twierdzę, że u podstaw wszystkich transformacji przebiegających w
rzeczywistości społecznej leżą zmiany w sferze kultury, a przede wszystkim w
aksjosferze. Uznaję je za warunek konieczny do przeprowadzania transformacji w pozostałych obszarach rzeczywistości społecznej. Wprawdzie aksjosfera
kształtowana jest przez materialny byt społeczny („byt społeczny kształtuje
świadomość społeczną”), ale wbrew pozorom, na życie ludzi w wymiarze
jednostkowym i zbiorowym oraz na ich sposób funkcjonowania i aktywność,
w której wyniku przekształcają oni również swój byt społeczny i siebie samych, w znacznym stopniu wpływa ich świadomość indywidualna i społeczna
(„świadomość społeczna kształtuje byt społeczny”). Toteż od pewnego czasu,
z różnych względów poświęca się coraz więcej uwagi roli świadomości w
życiu ludzi oraz w funkcjonowaniu systemów społecznych. Świadczą o tym
nasilone badania w obszarach kogniwistyki, a szczególnie neurofizjologii
mózgu. Nic dziwnego, że jawne i skryte elity rządzące społeczeństwem, które
sobie to uświadomiły, prowadzą zmasowany atak na świadomość (również na
podświadomość) ludzi, przede wszystkim w celu przeprowadzenia transformacji tradycyjnej kultury i obyczajowości, odpowiednich do ich celów. Wiedzą bowiem, że bez zastąpienia starych norm kulturowych oraz wartości
etycznych nowymi, odpowiadającymi ich celom ideologicznym oraz strategii
politycznej oraz bez rozpropagowania w skali globalnej nowych standardów
kulturowych i kryteriów etycznych nie są w stanie realizować swej polityki w
różnych sferach życia społecznego.
Dlatego w ciągu ostatniego półwiecza i nadal, mamy do czynienia z
gwałtownie dokonującymi się zmianami obyczajowymi w zakresie sposobów
bycia, myślenia, postaw, postępowania, zachowywania się i mody. Najpierw,
z różnych przyczyn, zachodzą one w krajach wysokorozwiniętych gospodarczo, a po upływie pewnego czasu także w pozostałych krajach. Najchętniej za
takimi transformacjami optuje młodzież i ludzie zamożni i oni realizują je i
upowszechniają. Młodzi, korzystając z daleko posuniętego liberalizmu, są awangardą transformacji, ponieważ są najbardziej buntowniczy, radykalni i podatni na to, co nowe i łatwo ulegają iluzjom ideologów. Natomiast ludzie zamożni z racji snobizmu, nudy, chęci wyróżniania się i uchodzenia za postępo54
wych (nie wiadomo dlaczego bycie postępowym ma nobilitować), a także pokazania, że ich na to stać, chętnie akceptują nowe mody i okazują nonszalancję wobec tradycji. Z upływem lat stosunkowo szybko, a ostatnio coraz szybciej, zreformowane obyczaje i standardy kulturowe są akceptowane przez resztę społeczeństwa. Ulegają im stopniowo i z pewnym opóźnieniem zależnym
od uwarunkowań historycznych, religijnych itp. nawet konserwatyści oraz
tzw. ludzie starej daty, którzy są dość odporni na wszelkie nowinki i niechętnie oraz sceptycznie odnoszą się do nich. Ulegają, ponieważ z jednej strony,
na dłuższą metę nie są w stanie odstawać od innych i uchodzić za cudaków albo zacofanych i w konsekwencji spychanych na margines społeczny, a z drugiej strony, z biegiem lat przyzwyczają się do nowych standardów zachowań,
które z początku tylko tolerują, potem pobłażają im, bo nie są w stanie skutecznie przeciwstawić się im, a w końcu poddają się, akceptują je i internalizują. To, co zrazu szokuje, wydaje się sztuczne, niepotrzebne, niekiedy szkodliwe albo gorsze i budzi niesmak, lecz po pewnym czasie jest uznawane za
normalne i naturalne. W konsekwencji, dawne normy obyczajowe ulegają
erozji i idą w niepamięć, a ich miejsce zajmują nowe. I tak, na ogół stare przegrywa z nowym.
W znacznym stopniu na zmianę obyczajowości i kultury wpływa ideologia. Z inspiracji ideologii dokonuje się przekształcenie świata w nas, czyli
wizerunku świata, jaki kształtuje się w naszej świadomości, w świat dla nas,
czyli w ten, który budujemy, który faktycznie nas otacza i którego fizycznie
albo intelektualnie w rzeczywistości doświadczamy. „Świat w nas” buduje się
pod przemożnym wpływem zinterioryzowanych wartości. Natomiast ”świat
dla nas” jest mniej lub bardziej udaną zmaterializowaną kopią „świata w
nas”. Zmiany zachodzące w systemie wartości etycznych powodują zmianę
wyobrażania sobie świata. A więc, trzeba wpierw zmienić wyobrażenie o nim
i stworzyć nową ideę lub wizję świata, żeby dokonać transformacji aktualnego
świata rzeczywistego w jakiś nowy i uznawany za lepszy. Tego nie da się
dokonać bez zmiany wartości etycznych, np. w wyniku substytucji oraz zmiany kryteriów wartościowania.
W ostatnich czasach namnożyło się wiele rywalizujących ze sobą ideologii politycznych – lewicowych i prawicowych, świeckich i religijnych. Każda z nich w różnym stopniu i mniej lub bardziej skutecznie otumania i ogłupia ludzi na swój sposób i wyraża interesy tych grup społecznych, którym
55
służy. Teraz jednak dominuje ideologia konsumpcjonizmu. Podporządkowane
są jej mody, style myślenia, wzory zachowań oraz odnoszenia się ludzi do siębie i do swego otoczenia, a także systemy wartości etycznych. Jest to ideologia, którą w najprostszej formie wyraża hasło „MIEĆ ważniejsze niż BYĆ”.
Ale samo „mieć” już nie wystarczy; trzeba mieć coraz więcej, w coraz krótszym czasie i coraz częściej zmieniać to, co się ma. Fundamentem tej ideologii jest nakręcanie spiritus movens konsumpcji, co implikuje lawinowy i nieograniczany wzrost produkcji, w wyniku czego rozwija się gospodarka, co jest
dobre, ale proporcjonalnie też wzrasta wyzysk ludzi pracy (i nie tylko) oraz
marnotrawstwo materiałów (surowców) i energii towarzyszące nadprodukcji –
odwrotnej strony nadkonsumpcji związanej ze stałym wzrostem potrzeb i szybką ich rotacją, co jest złe. Ideologia konsumpcjonizmu ma doprowadzić do
coraz szybszego wzrostu liczby potrzeb i ich różnorodności. A to można osiągnąć w wyniku transformacji zachowań konsumenckich za pomocą wszelkich
sposobów i środków manipulacji, jakich dostarcza współczesna technika. Tymczasem, utrzymywanie tradycyjnych norm obyczajowych przeszkadza osiąganiu tego celu.15 A zatem, trzeba je usunąć i zastąpić nowymi. I to się robi.
Na gruncie nowych norm obyczajowych i kulturowych zbudowano już zręby
społeczeństwa konsumpcyjnego, które, niestety, nadal bardzo szybko rozwija
się – społeczeństwa marnotrawców niszczących zasoby przyrody i próżniaków spędzających większość życia w samochodach albo przed telewizorami16.
Naturalną rolą ideologii jest deformacja wizerunku świata w wyniku
dostarczania jego zafałszowanego obrazu – przedstawiania go albo w jasnych
barwach, jako świat pełen optymizmu, albo w ciemnych, jako świat pełen
zagrożeń dla człowieka. W przedstawianiu przejaskrawionego wizerunku
świata pełnego nadziei na lepszą przyszłość dla całej ludzkości celują ideologie liberalizmu i konsumpcjonizmu. Nawet im się to udaje dzięki odwracaniu
wartości i żonglowania nimi w zależności od sytuacji, zgodnie z zasadą utylitaryzmu: każdy środek jest dobry, który przyczynia się do osiągnięcia celu.
Sztandarowym hasłem ideologii liberalizmu jest demokracja, oczywiście, jak
Łatwo można się o tym przekonać na przykładzie historii stylu ubierania się w ostatnich kilkudziesięciu
latach. Trzeba było przełamać normy obyczajowe zakazujące odsłaniania coraz większych części ciała i
inne tradycyjne normy dotyczące kolorystyki i estetyki fasonów ubiorów, żeby dokonywać coraz szybszych zmian mody. Tradycyjnym standardom estetycznym w zakresie mody (ubiorów) przeciwstawiają
się przede wszystkim byle jacy aktorzy i artyści, którzy braki swoich zdolności i umiejętności skrywają
pod strojami wyróżniającymi się błazeństwem i brzydotą.
16
Sztumski, Od homo rationalis do homo prodigus, w: „Sprawy Nauki”, Nr 1, 2013.
15
56
najbardziej liberalna. Działa ono na ludzi, jak słowo magiczne i różdżka czarodziejska, która wprawia masy społeczne w stan swego rodzaju oczadzenia i
porywa je w owczym pędzie do działań na rzecz ciągłego rozwijania liberalnej
ekonomii i polityki, nie licząc się z przykrymi skutkami. Nie na wiele zdaja
się głosy ekofilozofów, alterglobalistów i innych, którzy nawołują do kierowania się rozsądkiem, do refleksji, opamiętania się, do krytyki i zawrócenia
czym prędzej z drogi wiodącej nieuchronnie w ślepy zaułek ewolucji społecznej. Nie odnosi też skutku ukazywanie rozmaitych zagrożeń globalnych w
wymiarze przyrodniczym, społecznym, kulturowym i duchowym, wynikających z podporządkowania się tej ideologii. Niestety, przyszło nam żyć w kulturze fundowanej na wartościach odwracanych i w konsekwencji, w coraz
bardziej „odwróconym świecie” kształtowanym na bazie antywartości, który
postrzega się w ich optyce i który aktualnie uznajemy za jedyny, realny i najlepszy z możliwych świat dla nas, jaki wymyślili ideologowie i filozofowie
hołdujący przesadnemu liberalizmowi i konsumpcjonizmowi.
Przekształcenie rzeczywistości społecznej i ustanowienie nowego ładu
społecznego w myśl jakiejś ideologii wieszczącej budowę lepszego świata
wymaga odpowiednich działań przygotowawczych w sferze aksjologicznej, w
szczególności potrzebna jest zmiana dotychczasowych standardów etycznych
i architektury wartości, które od wieków utrwaliły się w świadomości ludzi.
Na początku ubiegłego stulecia, ideolodzy faszyzmu i komunizmu, a pod jego
koniec - ideolodzy liberalizmu próbowali narzucić światu nowe standardy etyczne i nową strukturę wartości inną od tradycyjnej, zwłaszcza chrześcijańskiej. Jednym udało się to na krótką metę i to tylko w wymiarze lokalnym - w
kilku krajach i nie do końca. Drudzy robią, co mogą i nie przebierają w środkach, by stworzyć podbudowę aksjologiczną dla nowego ładu społecznego,
tym razem w większym wymiarze; ten nowy ład miałby z pewnością istnieć w
dłuższym horyzoncie czasu. Ich działania, ukierunkowane na transformację
dzisiejszej kultury i życia społecznego, wywołują przerażenie wielu ludzi, którzy nie bez racji obawiają się destrukcji tej kultury i ładu społecznego (w różnych wymiarach), do którego przywykli i który uznają za lepszy od nowego.
Niestety, pewne fakty i symptomy zdają się potwierdzać ich obawy17.
Transformacja obyczajów dokonuje się w zasadzie jednocześnie w
17
W.Sztumski, Ewolucja społeczna ku destrukcji, zniewoleniu i samozagładzie, w: Człowiek i jego pojęcie
(red. A. Zachariasz), Wyd. Uniwersytetu Rzeszowskiego, Rzeszów 2011.
57
wielu obszarach – w zakresie norm moralnych i odnoszenia się do innych
ludzi (piaru) oraz w sposobach ubierania się, zachowania się (w domu, szkole,
w miejscu pracy i w przestrzeni publicznej), wypowiadania się (słownictwie) i
komunikowania, ekspresji uczuć oraz odnoszenia się do przyrody, dóbr materialnych i świętości (symboli państwowych, narodowych i religijnych). Zmiany w jednym obszarze pociągają za sobą zmiany w pozostałych obszarach i
często wspierają je. Przeważnie idą one w złym kierunku, zwłaszcza z punktu
widzenia starszych generacji – ich systemów wartości i przyzwyczajeń. Ale
niekiedy też idą ku lepszemu, na przykład w przypadku postaw wobec ludzi
niepełnosprawnych czy odnoszeniu się do zwierząt i innych składników środowiska przyrodniczego w wyniku kształtowania postaw proekologicznych.
Tradycyjna etyka opierała się na trwałych wartościach, normach i kryteriach. Oczywiście, one też zmieniały się głównie wskutek relatywizacji,
wymuszanej przez czynniki subiektywne oraz obiektywne (zmieniające się
warunki życia), ale nie tak szybko, jak teraz. Miały przeważnie charakter ilościowy. Natomiast zmiany jakościowe, rewolucjonizujące etykę, zachodziły
rzadko wraz z epokowymi wydarzeniami, np. z kolejnym przechodzeniem od
Starożytności do Średniowiecza, Renesansu, Nowożytności itd. Najwięcej ich
dokonywało się w czasach nowożytnych, a szybkość tych zmian była proporcjonalna do postępu techniki – do następujących po sobie rewolucji naukowych i technicznych. W końcu dwudziestego wieku, w konsekwencji gwałtownego przyspieszenia postępu nauki i techniki, zaczął się zasadniczy zwrot
w ewolucji etyki. Teraz relatywizacja norm etycznych dokonuje się coraz
częściej i szybciej – w granicznym przypadku w „oka mgnieniu”.18 Zmiany
ilościowe zachodzące w treści i interpretacji jakiejś normy narastają teraz
bardzo szybko, aż do osiągnięcia wartości krytycznej, po której przekroczeniu
radykalnie (rewolucyjnie albo skokowo) zmienia się jej jakość. W krańcowym
przypadku powoduje to eliminację tej normy i zastąpienie jej przez odpowiadająca jej antynormę. To samo odnosi się do wartości etycznych – w ich miejsce pojawiają się coraz częściej substytuty w postaci antywartości. W ten sposób rodzi się nowa etyka budowana na antywartościach czyli antyetyka.
W ciągu stuleci aksjologię budowano na bazie podstawowych wartości etycznych, które charakteryzowały się bardzo dużą powszechnością (uniwe18
W.Sztumski, Wartości i antywartości, „Sofia” Nr 12, 2013.
58
rsalnością), absolutnością i niezmiennością. Jednak doświadczenia dwudziestego wieku pokazały, że takich wartości nie ma. W związku z tym teraz praktycznie ma się do czynienia z etykami fundowanymi na wartościach zmiennych i dostosowywanych do wymogów aktualnie panujących ideologii, wyznań religijnych oraz polityki, a także na użytek różnych grup społecznych, w
szczególności korporacji. Są to w istocie etyki prezentystyczne, które przemijają proporcjonalnie do akceleracji postępu cywilizacyjnego. A wartości stałe i
uniwersalne funkcjonują już nie jak coś realnego, lecz jako mity głoszone
przez religię i ideologię. Tradycja i ciągłość pokoleniowa sprawiają, że stabilnej etyki bronią i pożądają kolejne pokolenia ludzi, którzy chcieliby, żeby
trwałe normy etyczne zapewniały równie trwały ład społeczny w wymiarze
globalnym i atemporalnym i żeby obowiązywały one ponad różnymi podziałami społecznymi. Dlatego ludzie chcą dawnej niezmiennej etyki na przekór temu, że jest to coraz mniej prawdopodobne. Nie na wiele zdają się wysiłki podejmowane od dawna przez etyków chrześcijańskich, a ostatnio przez etyków
należących do nurtu humanizmu uniwersalnego i globalnego. Za ponadhistoryczną etyką opowiadają się też ideolodzy konsumpcjonizmu oraz współcześni politycy, ale po to, by wykorzystywać ją do realizacji swoich celów imperialnych lub monopolistycznych. Pragną bowiem, by masy społeczne uwierzyły, że propagowane przez nich wartości i normy etyczne są absolutne i uniwersalne, ponieważ to ułatwia im skuteczne rządzenie i umożliwia osiąganie odpowiednich profitów. Niestety, jak dotychczas, coraz trudniej udaje się im ziścić ten zamysł, gdyż ukształtowało się już uprzytomnienie sobie szybko zmieniającego się świata, także aksjosfery. Z jednej strony, szkoda, że nie można
wprowadzić globalnego ładu społecznego na podstawie jakiejś absolutnej etyki, ale z drugiej strony, dobrze, bo groziłoby to powrotem do jakiegoś totalitaryzmu aksjologicznego.
Począwszy od dwudziestego wieku zauważa się postępującą kwantyfikację i gradację wartości etycznych. Coraz częściej wartości te ulegają parametryzacji, jak wiele innych zjawisk społecznych. Nastała moda na matematyzację wszystkiego. Coraz bardziej różnicują się natężenia wartości (wielkość
wartości) w zależności od kontekstu aksjologicznego oraz od stopnia możliwości ich urzeczywistniania. Tak jak cechy, są one faktycznie doświadczane i
realizowane w takich przedziałach natężeń, w jakich postrzega się je w życiu
codziennym. A sytuacje życiowe zmuszają do coraz większego różniczkowa59
nia tych natężeń – w granicy aż do nieskończenie małych przedziałów. Jeśli
jakaś wartość występuje w nieskończenie małym natężeniu, to faktycznie się
jej nie doświadcza, czyli to jest tak, jakby jej nie było. W jej miejsce wprowadza się więc inną wartość zamienną, ponieważ przestrzeń aksjologiczna nie
znosi pustki podobnie jak przyrodnicza. Najczęściej pożądanym substytutem
danej wartości jest wartość komplementarna w stosunku do niej i przeciwstawna jej, czyli tzw. antywartość. Taka transformacja wartości w antywartość
gwarantuje dokonanie rewolucji w etyce. Relatywizacja wartości polega na
zmianie jej sposobu rozumienia w zależności od czynników obiektywnych (okoliczności lub kontekstu społecznego) i subiektywnych (stereotypów zakorzenionych w świadomości). W ostatecznym rachunku, postępująca kwantyfikacja, parametryzacja i relatywizacja jakiejś wartości etycznej skutkuje jej zanegowaniem i zastąpieniem jej przez wartość przeciwstawną. W dzisiejszym
świecie, coraz bardziej postępuje substytucja wartości etycznych przez odpowiadające im antywartości. Już obecnie w aksjosferze funkcjonuje wiele antywartości, a jest wysoce prawdopodobne, że liczba ich będzie szybko wzrastać.
Antywartość obraża tradycyjne pojęcia moralne i powoduje zmianę stosunków
moralnych panujących w danej społeczności w danym czasie i miejscu - zdaniem tradycjonalistów - na gorsze. Dlatego często jest ona uznawana za negatywną w przeciwieństwie do wartości dotychczas obowiązującej, którą powszechnie uznaje się za pozytywną. Oczywiście, podział na wartości pozytywne
i negatywne jest względny i raczej konwencjonalny i obwiązujący w coraz
krótszym czasie. Antywartością jest wartość negatywna albo wartość pozorna,
którą z różnych względów i dla różnych celów wprowadza się w zamian za
wartość tradycyjną albo rzeczywistą. Zazwyczaj antywartości wywołują awersję, są źle oceniane przez większość społeczeństwa, choć nie zawsze słusznie.
Antywartość też jest względna i umowna: to, co dla jednych ludzi jest wartością, dla innych może być antywartością. Dalszy rozwój cywilizacji, podporządkowanej ideologii skrajnego liberalizmu ekonomicznego i politycznego oraz
ideologii konsumpcjonizmu, wymaga wzmożonego dokonywania substytucji
wartości przez antywartości oraz transformacji etyki w antyetykę. Chodzi
przecież o doprowadzenie do takiej sytuacji, żeby ludzie poczuli się całkowicie zwolnieni z obowiązku przestrzegania tradycyjnych norm obyczajowych i
zasad postępowania etycznego, co jak najbardziej odpowiada światowym elitom władzy gospodarczej, finansowej i politycznej. Bo, skoro wszystko jest
60
moralnie dozwolone, to również i przede wszystkim to, że wolno im bezkarnie
ogłupiać ludzi na skalę masową, by rządzić nimi, jak się podoba i wyzyskiwać, ile się da. Transformacji etyki w antyetykę przeciwstawiają się ludzie
przywiązani do tradycji, zwłaszcza religijnej, którzy w antyetyce upatrują psucia dobrych obyczajów i przyczyny wszelkiego zła, jakie panoszy się w świecie. Jedni i drudzy nie uświadamiają sobie tego, że budowanie porządku społecznego na antywartościach i antyetyce jest równie złe, jak utrzymywanie
ładu społecznego opartego wyłącznie na wartościach tradycyjnie uznawanych
za pozytywne i na dawnej etyce. Przecież w jednym i drugim przypadku może
dochodzić do tworzenia się skrajności i radykalizmów oraz do formowania
postaw ekstremistycznych. Wobec tego wydaje się sensowne, by rzeczywistość aksjologiczną kształtować na zasadzie złotego środka – uwzględniając
wartości i antywartości.
Przede wszystkim w dzisiejszej etyce rozwija się negatywny proces,
który nazywam „żonglowaniem wartościami”. Polega on na rozmyślnej manipulacji wartościami oraz na wciąż szybszej zmianie pozycji, jakie zajmują one
w rankingu wartości etycznych. Coraz inne wartości pojawiają się na szczycie
hierarchii w zależności od panującej ideologii, mody, kontekstu społecznego,
uwarunkowań wyznaniowych, politycznych i ideologicznych oraz miejsca i
czasu. Niewątpliwie proces ten jest wspomagany przez:
Procesy globalizacyjne, dzięki którym szybko szerzą się ideologie, mody,
standardy itp.
Koncentrację władzy.
Postęp w dziedzinie komunikacji i łączności.
Nasilające się ruchy migracyjne - przemieszczający się ludzie przenoszą
swoje priorytetowe wartości do nowych środowisk.
Coraz szybszą rotację upodobań ludzi w dziedzinie konsumpcji dóbr,
wymuszaną przez ideologię konsumpcjonizmu.
Politykę globalnego i celowego ogłupiania, dzięki której narzuca się standardy etyczne oraz hierarchie wartości pożądane przez elity doraźnie
sprawujące władzę i czerpiące z tego tytułu odpowiednie profity.
Odwracanie wartości i zastępowanie ich antywartościami prowadzi do
paradoksów i do towarzyszących im rozterek etycznych. Okazuje się, że dzisiejszy świat jest nie tylko odwrócony pod względem etycznym, ale pełen
61
paradoksów i dlatego można nazwać go przewrotnym. Życie w nim wymaga
intensywnej i pilnej refleksji nad sposobem życia, wychowywaniem oraz
możliwościami przetrwania, po to, by odpowiedzieć na najważniejsze pytania:
Jak żyć?
Do czego wychowywać?
Co robić, żeby przeżyć?
Formowaniu antyetyki sprzyja coraz większa partykularyzacja etyki
tradycyjnej. Powstaje wiele etyk cząstkowych, tworzonych na użytek rozmaitych grup społecznych, przede wszystkim zawodowych (lekarzy, nauczycieli,
policjantów, biznesmenów itd.) i wyznaniowych (katolików, islamistów itd.).
Rywalizują one ze sobą o priorytetowe przywileje i chcą jakby zawłaszczyć te
etyki. Rośnie też liczba etyk funkcjonujących w różnych obszarach i branżach
działalności ludzkiej (w nauce, reklamie, handlu, sądownictwie itd.). Również
filozofii nie jest obca partykularyzacja etyki, ponieważ w dwudziestym wieku
pojawiło się dużo nowych kierunków i koncepcji filozoficznych, z których
każdy lansował jakąś specyficzną, właściwą mu koncepcję etyki. To wszystko
utrudnia, a nawet uniemożliwia stworzenie jakiejś światowej etyki uniwersalnej, która byłaby może wskazana w czasach powszechnej globalizacji. Wzrasta również relatywizacja norm i kryteriów etycznych. Etyki partykularne ustanawiają i interpretują wartości wedle uznania tych grup społecznych, którym
służą oraz przez pryzmat ich egoicznych interesów. Im więcej etyk cząstkowych, tym większe prawdopodobieństwo ich relatywizacji. Wobec tego zbudowanie jakiegoś jednolitego światowego systemu etycznego na bazie wartości ogólnoludzkich i ponadczasowych jest raczej zadaniem niewykonalnym. Z
tym związany jest jeden z paradoksów globalizacji, polegający na tym, że w
miarę wzrostu procesów uświatowienia, w istocie dośrodkowo skierowanych i
dlatego sprzyjających globalizacji, rośnie liczba działających odśrodkowo
partykularyzmów, które jej przeszkadzają.
THE TRANSFORMATION
- A NEW PARADIGM OF SOCIAL EVOLUTION
Thise article includes a reflection on the formation of a new paradigm functioning in
62
the evolution of the sociosphere. The author understands transformation as a specific
qualitative change - a relatively short-lived and slow change, on the contrary to revolutionary changes. The economy focused on meaningless hiperconsumption and virtually unlimited enlargement of profit leads to accelerating rhythms of life and an increasing number and variety of transformations. It does not matter whether their effects are good or bad; what is important is change. Transformation as a magic wand
counteracts the crisis and gives people happiness. First, one transforms social systems
- political and economic – towards democracy and liberalism. Then one needs to
transform other spheres of social life. But to do this, one needs to change the architecture of ethical values, moral norms and standards of culture. Therefore, on the basis of
anti-values one forms anti-ethics and based on the introduction of new standards of
human life one builds an anti-culture. Thus, at the core of any transformation in the
sociosphere is the transformation of the axiosphere.
BIBLIOGRAFIA
1.
Cippola M., The Basic Laws of Human Stupidity, w: Whole Earth Review, Spring
1987
2.
Flynn J. R., Are We Getting Smarter? Rising IQ in the Twenty-First Century,
Cambridge Univ. Press 2012;
3.
http://hechange.pl – 7.5.2013
4.
http://neshealthcare.pl/szansa-drzemie-w-zmianie-zarzadzanie-zasobamiludzkimi-w-procesie-przeksztalcen – 7.5.2013
5.
http://praca.wp.pl/title, Zmiana-jest-szansa-na-sukces,wid,13642184,wiadomosc.
html?ticaid=1108cf – 6.5.2013
6.
Connor S., Human intelligence ‘packed thousands of years ago and we’ve been
on an intellectual and emotional decline ever since’ w: The Independent,
12.11.2012
7.
8.
Kahnemann D., Schnelles Denken, langsames Denken, München 2012
Krajewski A, Studenci są coraz głupsi? Czy to szkoła nie daje rady? W:
9.
Newsweek.pl, aktualizacja 13.3.2012
Livreghi G., Power of Stupidity, Trento 2009
10. Nowacki W., Civilization and Logic. The Law of Inversely Proportional Stupidity, Now Mail Order Books NY, 1983
11. Schweizer P., Victory, czyli zwycięstwo. Tajna historia świata lat osiemdziesiątych, CIA i "Solidarność", Polska Oficyna Wydawnicza „BGW”, Warszawa
1994, Tłumaczenie: Igor Apiński)
12. Szczepański J., Reformy, rewolucje, transformacje, Wydawnictwo IFiS PAN,
63
Warszawa 1999
13. Szmyd J., Myślenie i zachowanie irracjonalne. Studia z psychologii irracjonalizmu, Kraków 2010
14. Sztompka P., Socjologia zmian społecznych. Kraków: Znak, 2005
15. Sztumski W., Wartości i antywartości, Sofia Nr 12, 2013
16. Sztumski W., Ewolucja społeczna ku destrukcji, zniewoleniu i samozagładzie, w:
Człowiek i jego pojęcie (red. A. Zachariasz), Wyd. Uniw.Rzeszowskiego, Rzeszów 2011, Sztumski W., Homo prodigus
17. Sztumski W., What ethics in our time?, w: Disputationes ethicae, Nr 3, Etyka a
prawo – Etyka działania, red. T. Grabińska, Częstochowa, 2007
18. Sztumski W., Od homo rationalis do homo prodigus, w: „Sprawy Nauki”, Nr 1,
2013
19. Weber N., Die Menschen werden dümmer, w: Spiegel Online 12.11.201
20. Zimmer D. E., Ist Intelligenz erblich? Eine Klarstellung, Hamburg 2012
Dr hab. Wiesław Sztumski – emer. profesor Uniwersytetu Śląskiego, obecnie pracuje w Instytucie Pedagogiki Wyższej Szkoły Lingwistycznej w Częstochowie
e-mail: [email protected]
64
TRANSFORMACJE KULTUROWE
II.
TRANSFORMATIONS OF CULTURE
65
Tadeusz MICZKA
AUDIOWIZUALNOŚĆ TRZECIEGO STOPNIA – RZECZYWISTOŚĆ CZY FANTASTYKA ?
Wraz z pojawieniem się audiowizualności, czyli 84 lata temu, gdy kino „przemówiło”, radykalnie zaczął zmieniać się charakter orientacji człowieka w świecie. Obraz ruchomy, po raz pierwszy w dziejach ludzkości odzwierciedlający jednocześnie nasze poczucie przestrzeni, czasu i ruchu, obraz ponadto dysponujący dźwiękiem, a kilka lat później również barwą i głębią,
prawie natychmiast stał się dominującym sposobem naszej orientacji, ponieważ spełniał wszystkie podstawowe kryteria naśladownictwa. A naśladownictwo, „odwzorowywanie” rzeczy, umożliwiało jednostkom pogłębianie poznania, zdobywanie, gromadzenie i przetwarzanie informacji oraz coraz aktywniejsze uczestnictwo w życiu społecznym i zaspokajanie różnorodnych zainteresowań i potrzeb indywidualnych i zbiorowych, a więc coraz lepszą, chociaż
nigdy nie pełną, orientację w zawsze „płynnej” rzeczywistości.
Na specyficzny charakter owego naśladownictwa wskazuje pojęcie
„wrażenie realności”, bardzo popularne w teorii filmu, odsyłające na poziomie
znaczeniowym do dwoistej natury kina: do reprodukcji i kreacji. Każda sztuka
w jakimś stopniu odwołuje się do poczucia rzeczywistości odbiorców, ale w
kinie niezależnie od fantastyczności akcji ekranowej widzowie stają się ich
naocznymi świadkami i jak gdyby współuczestnikami, nabywając emocjonalnej wiary w prawdziwość pokazywanych ludzi, rzeczy, zdarzeń i zjawisk. Jurij Łotman, semiotyk kina, następująco charakteryzował naturę filmowego mimetyzmu: „wrażenie realności i wrażenie podobieństwa filmu do życia, bez
których nie ma sztuki filmowej, nie jest czymś elementarnym, nie wywodzi
się z doznań bezpośrednich. Wrażenie realności stanowi składnik złożonej artystycznej całości i jest zakotwiczone za pośrednictwem licznych związków w
zbiorowym doświadczeniu artystycznym i kulturowym“ (Łotman 1983, s. 68).
Audiowizualność kinematograficzna, dzięki której dokonała się wspomniana zmiana poznawcza, może być z dzisiejszej perspektywy określana
jako audiowizualność pierwszego stopnia. Oferowała ona mimetyzm nie opar66
ty na „wiernym odbiciu”, ale na dwóch rodzajach konwencji: na bardzo wiarygodnej technicznej reprodukcji i na mniej, ale jednak wiarygodnej, sfilmowanej fikcji (przegląd teorii na temat tych konwencji w: Woźnicka 1983). Ten
rozdział między dwoma typami audiowizualności filmowej jest uwidoczniony
w podziałach na kino pochodzące od braci Lumiere'ów i kino pochodzące od
Meliesa, kino dokumentalne i fabularne, kroniki i fantasmagorie, kino faktów
i kino fikcji, czyli „prawda ekranu” i „fabryka snów”. Ale od samego początku istnienia kina dźwiękowego reprodukcja przeplatała się z kreacją, a wszelkie granice między nimi skutecznie zacierały kolejne odmiany konwencjonalizacji, takie jak gatunkowość, autorskość czy awangardowość oraz nowe zjawiska kulturowe, głównie masowość i wynalazki techniczne. Od samego początku rozwoju kina decydowały więc przede wszystkim techniki demonstracyjne i narracyjne odpowiedzialne za dezorientowanie widza poprzez
przedstawianie szczególnych rzeczy i zdarzeń oraz poprzez sposoby ich ukazywania. Trzeba jednak zaznaczyć, że „zarówno tzw. kino artystyczne, jak i
tym bardziej kino gatunków operują dezorientacją jako wydarzeniem zaledwie
lokalnym, technicznym – stąd, psychologicznie, w pewnej liczbie wypadków
nie jest ona w ogóle »dezorientująca«. Dopiero postmodernizm fabularny w
swym innowacyjnym nurcie przesunął dezorientację z poziomu techniki na
poziom strategii i doprowadził tą drogą znaczenie tekstu filmowego do stanu
destrukcji“ (Zalewski 1998, s. 40).
Spośród lawiny wynalazków technicznych w połowie XX w. największy wpływ na audiowizualność pierwszego stopnia wywarła oczywiście telewizja, dzisiaj nazywana za Francesco Casettim i Rogerem Odinem paleotelewizją (Casetti, Odin 1990, s. 9-26). Upowszechnianie się „małego ekranu”
spowodowało nie tylko zmiany w odbiorze przekazu filmowego i poetykach
kina, ale przede wszystkim rozpoczęło proces transformowania, a potem zastępowania audiowizualności pierwszego stopnia, audiowizualnością telewizyjną – audiowizualnością drugiego stopnia. Cechą charakterystyczną nowej
odmiany mimetyzmu stała się transmisja bezpośrednia, później coraz mniej
bezpośrednia i coraz mocniej zmieszana z inscenizowaniem przedstawianej na
ekranie rzeczywistości. Proces ten zradykalizował się gdy, jak to określają
Casetti i Odin, paleo-telewizja zaczęła się przekształcać w neo-telewizję, tzn.
zaczęła rezygnować z tradycyjnych „ramówek”, gatunków oraz form narracji i
przedstawiania, czyli zaczęła świadomie i jawnie opierać swoje istnienie na
67
strategiach agresywnej dezorientacji. Modelem docelowym neo-telewizji jest
24-godzinny infotainment, którego współtwórcami będą indywidualni odbiorcy, dlatego za moment przełomowy w rozwoju audiowizualności drugiego
stopnia uznać należy pojawienie się zinternetyzowanej telewizji.
Nowe media rozpoczynają nowy, na razie ostatni, etap w dziejach audiowizualności, nakazując swoim użytkownikom zaktywizowanie (zintensyfikowanie) swojego uczestnictwa w kulturze masowej i przedefiniowanie pojęcia „mimetyzm” oraz akceptację niemal nieograniczonej mobilności i otwartości komunikacyjnej. Multimedia powołują do życia audiowizualność trzeciego
stopnia, która przeobraża i wchłania audiowizualność pierwszego i drugiego
stopnia, stając się dominującym sposobem orientacji współczesnego człowieka w świecie, udostępniając mu dzięki interaktywności, wirtualizacji i konwergencji wszystkie realia historii i teraźniejszości oraz wszelkie możliwe formy
twórczości. Użytkownicy nowych mediów mogą, korzystając z tzw. „miękkiej
technologii”, czyli łatwych w obsłudze, małych, wielofunkcyjnych elektronicznych gadżetów, przekraczać granice wyznaczane przez poprzednie media
i osiągać kolejny, wyższy poziom dezorientacji komunikacyjnej, komplikując
struktury hipertekstów i potęgując ich nieciągłości.
Najwięcej emocji i sporów, oraz chyba konsekwencji w praktyce kulturowej, wywołuje pokonywanie tej granicy, którą można określić jako manipulowanie dystansem istniejącym między światem rzeczywistym a światem
wirtualnym. Dotychczas widzowie kinowi i telewidzowie odczuwali dystans
do percypowanego świata, zdecydowanie – z wyjątkiem stanów chorobowych
– rozróżniając realność i fikcję, materialność i wyobrażenie, konkret i symulację. Multimedia umożliwiają swoim użytkownikom również zachowanie tego
dystansu, jego ograniczenie, rozciąganie czy skrócenie, np. poprzez wprowadzenie do przestrzeni ekranowej swojego reprezentanta, awatara lub swoich
zachowań czy wyobrażeń, ale umożliwiają również zanurzanie się w świecie
wirtualnym. Zanurzanie zmysłowe o różnym stopniu głębokości.
Czasoprzestrzeń spełniająca konkretne warunki symulacji, teleobecności, interaktywności, immersyjności itd. w tak zdecydowanie nowym świetle stawia problematykę mimetyzmu, że stanowi wyzwanie dla wszystkich
działów filozofii (por. m.in. Ostrowicki, red. 2005), a także działów
gospodarki, kultury, edukacji, polityki i prawa (por. m.in. Zacher, red. 2013).
Jeśli chodzi o filozofię, to przede wszystkim zmusza ontologa do ponownego
68
przemyślenia i uelastycznienia takich pojęć jak materia i idea, realność i fikcja
oraz fizyczność i intencjonalność. Zmusza epistemologa do rozważenia raz
jeszcze zagadnień przestrzeni, czasu i przyczynowości oraz problemów percepcji zmysłowej, wyobrażenia, naśladownictwa, inkluzji, „przytomnego bycia”, „telematycznego bycia” czy „patafizycznego bycia”. Wobec takiej przestrzeni nie pozostają obojętni etycy, estetycy i logicy. Pierwsi muszą znowuż
przemyśleć kwestie funkcjonowania wszelkiego rodzaju wartości, tożsamości
podmiotowej i odpowiedzialności. Drudzy wracają do problematyki twórczości i odbioru oraz zastanawiają się nad strukturą dzieła sztuki w rzeczywistości medialnej. Logicy rozważają, jak w sytuacjach uwarunkowanych audiowizualnością trzeciego stopnia można rozumieć prawdę, ontologiczną i logiczną,
a zwłaszcza pragmatyczną, która w „kulturze uczestnictwa” nie spełnia już
kryteriów, jakie jej przypisywał Gianfranco Bettetini, traktując ją jako „rezultat kontraktu społecznego, który zmusza nadawcę i odbiorcę do implikowania
pewnej wiary w istnienie prawdy, kontraktu prowadzącego tylko do złudzenia
prawdy, ponieważ w tego typu »konwersacji« ważniejsze od samej prawdy
staje się pojęcie »skuteczności«” (Bettetini 1985, s. 94). Oczywiście w tym
przypadku chodzi o najszerzej rozumianą skuteczność komunikacyjną,
uwzględniającą egoizm konsumentów przekształcających się w prosumentów.
Zdaniem jednych uczonych, wcale nie jest to skrajnie niebezpieczne dla
ludzkiego poznania. Na przykład filozof Jacek Sójka podkreśla, że
„kwestionowanie określonej koncepcji prawdy musi odwoływać się do
istniejących zasobów myślowych, przesuwając jedynie punkt ciężkości: z
epistemologii na etykę, z metafizyki na retorykę, z pojęcia pewności na
pojęcie nadziei, z pojęcia obiektywizmu na pojęcie solidarności“ (Sójka 1992,
s. 47). Inni uczeni postrzegają problem „prawdy pragmatycznej inaczej i dowodzą, że dzisiaj w gruncie rzeczy nie ma już w nas żadnej głęboko zakorzenionej woli prawdy. [...] Nie ma żadnych mierników wiarygodności. [...]
Zadowalamy się pozorami. [...] Kiedy prawdę trzeba czymś zastąpić,
najłatwiej jest zawierzyć własnym pragnieniom. Stąd bierze się natarczywość
i zuchwałość publicznie wygłaszanych żądań. [...] O wszystkim decyduje
marketing, czyli zdolność uwodzenia“ (Filipowicz 2007, s. 12-13).
W moim artykule nie zamierzam ani rozwijać, ani rozstrzygać żadnego z tych filozoficznych i niefilozoficznych tematów, ponieważ od początku
lat 90. XX w. powstają o nich tysiące prac naukowych, które zazwyczaj koń69
czą się stawianiem nowych, trudnych pytań. Dobrze że spory poświęcone tej
aktualnej tematyce trwają i ujawniają kolejne aspekty, warstwy i fazy mimetyzmu. Dopóki jednocześnie w kulturze i w życiu codziennym trwa inwazja
multimediów to będą trwały również próby redefiniowania, a właściwie nawet
zmieniania znaczenia pojęcia „mimetyzm”. Na podstawie dotychczasowych
ustaleń badaczy i myślę, że również odczuć użytkowników multimediów,
można przyjąć założenie o słuszności odrzucenia stanowisk stawiających na
absolutnie przeciwstawnych pozycjach realność i fikcję oraz mimetyzm i abstrakcję. Ich finalizm i rozstrzygalność rozmijają się bowiem z naturą dzisiejszej audiowizualności i jej funkcjami w komunikowaniu międzyludzkim i w
innych praktykach kulturowych. Opozycja pojęciowa nie jest właściwą drogą
metodologiczną w przypadku rozważania właśnie tych kwestii, co
szczegółowo argumentowałem w innym miejscu (Miczka 2009, s. 231-237).
Charles Jonscher pisze: „Ideałem, który nauka może wyczarować, a
którego technika nie potrafi jeszcze udoskonalić, jest całkowite zmysłowe
pogrążenie się [...]”, ale „[...] Strumień bitów […] jest konstrukcją matematyczną, wytworem ludzkiej wyobraźni, który nie może istnieć w świecie fizycznym. Prawa natury na to nie pozwalają. Przyroda jest analogowa. […]
Cyfrowy strumień bitów może być przybliżeniem, ale nigdy dokładnym odtworzeniem” (Jonscher 2001, s. 210-212). Mówiąc więc o tradycyjnych audiowizualnościach i wypierającej je audiowizualności trzeciego stopnia, mówimy więc zawsze tylko o przybliżeniach, czyli stanach niepełnych, wzmożonych, podobnych i wymykających się pełnym konkretyzacjom. Zatem przybliżenia powinny być rozpoznawane przez użytkowników multimediów jako
sztuczne wersje prawdziwych miejsc i światów.
Sprawa ta nie jest jednak całkiem prosta. Miał tylko trochę racji Jean
Baudrillard, gdy twierdził: „Nie potrzebujemy już science-fiction: od zaraz, tu
i teraz, mamy już dzięki mediom i informatyce, dzięki obwodom i sieciom,
akcelerator cząstek, który ostatecznie przełamał referencyjny krąg rzeczy“
(Baudrillard 1999, s. 9). „Rzeczywistym wymiarem [...] wirtualnej maszynerii
nie jest informacja, poznanie czy spotkanie, lecz pragnienie zniknięcia.
Wszystko, co oferują nowe technologie, to pewien typ obrazów, w które można się zanurzyć z możliwością dokonywania w nich zmian. Jak mamy myśleć,
jeżeli możemy wejść w obraz wideo i zrobić z nim, co tylko chcemy?” (Baudrillard 2001, S. 47). Czytając współczesną prozę science-fiction, trudno się
70
zgodzić z jednoznaczną diagnozą Baudrillarda dotyczącą ponurej przyszłości
tego gatunku literackiego. Rzeczywiście dzięki nowym mediom podupada w
komunikacji międzyludzkiej autorytet funkcji referencyjnej, ale myślę, że
Baudrillard przesadnie wieszczył totalną katastrofę informacji, poznania, spotkania i ludzkiego myślenia. Zakładał, podobnie jak Paul Virilio, że ludzi bezgranicznie fascynuje, oferowana przez multimedia, możliwość znikania (Virilio 1990).
Właśnie pojęcie „znikania” jest bardzo ważne w podejściu badawczym do problematyki mimetyzmu. Zdaniem Baudrillarda i Virilia dzisiaj
przedstawienia audiowizualne nie odsyłają już do żadnej rzeczywistości
przedmiotowej, bowiem istnieją wyłącznie na ekranach: „Ich źródłem – cytuję
badaczkę referującą ich poglądy – jest skalkulowany model, algorytm, informacja nieobrazowa. Nobilitując numeryczność i wkraczając do epoki algorytmów, człowiek stracił kontakt z rzeczywistością. Rzeczy znikają, a przed
oczami widza przewija się »procesja symulakrów«, świat deliryczny. Sam
widz postawiony został w obliczu »metafizycznego horroru«, ponieważ nie
istnieje już zwierciadło, w którym mógłby się przejrzeć i upewnić o własnym
istnieniu. Ekrany współczesnych mediów niczego nie odbijają” (Krawczak
2006, s. 182). Nie odrzucając całej szczegółowej argumentacji Baudrillarda i
Virilia trudno jednak zgodzić się z ich ostateczną konkluzją dotyczącą całkowitej utraty przez człowieka kontaktu z rzeczywistością. Prawdą jest, że dzięki
ekspansji gier symulacyjnych, zamazywaniu granic między pojęciami, zjawiskami i zdarzeniami oraz relatywizowaniu wartości tracą w komunikowaniu
na znaczeniu funkcje poręczające autorytet realności. Jednak, jak trafnie konkluduje wywód na ten temat Gerhard Banse: „Przeciwności realnego świata
nie da się przekroczyć dzięki »chytrości rozumu«, ani też dzięki zastąpieniu
ich przez rzeczywistość wirtualną” (Banse 2009, s. 48). I taką opinię, podważającą też stanowiska Baudrillarda i Virilia w sprawie „pragnienia zniknięcia”,
potwierdzają praktyki kulturowe.
Użytkownicy nowych mediów wcale nie pragną przede wszystkim
„zniknąć”, o czym świadczy rosnąca popularność takich gier jak Second Life:
preferują oni głównie te formy audiowizualności trzeciego stopnia, które pozwalają im za pośrednictwem awatara testować sytuacje odległe od ich prawdziwego życia oraz umożliwiają odczuwanie dystansu do obrazów opartych
na symulacji, będących doskonałymi „przybliżeniami” realności.
71
Oczywiście, wzrasta liczba użytkowników multimediów, którzy podejmują ryzykowne dla swojej tożsamości, psychiki i nawet fizyczności zachowania, wzrasta – już dawno nadmierna – ilość informacji będących do
naszej dyspozycji i coraz bardziej elastyczne stają się w „kulturze uczestnictwa” koncepcje normalności. Jednak wszystko to nie potwierdza spełniania się
zdarzeń zapowiedzianych w czarnych, pesymistycznych scenariuszach, pisanych niedawno przez Baudrillarda i Virilia oraz dzisiaj przez ich uczniów i
następców. Na podstawie obserwacji praktyk kulturowych i aktualnego stanu
badań nad użytkowaniem multimediów raczej bliższe jest mi stanowisko Wolfganga Welscha, głoszące, że współczesny człowiek dysponuje bardzo „szeroko pojętą kompetencją pluralności”. Od tej kompetencji zależą zarówno
szanse, jak i zagrożenia dla użytkowników nowych mediów, ponieważ stanowi ona „ochronę przed niebezpieczeństwami alienacji i rozszczepienia osobowości, a także umożliwia otwartość na inne formy życia i ramy znaczenia”
(Welsch 1998, s. 33).
Odpowiedź na pytanie postawione w tytule mojego artykułu: „czemu
sprzyja ekspansja audiowizualności trzeciego stopnia – naśladowaniu rzeczywistości czy wytwarzaniu fantazji?” – brzmi więc: sprzyja ona poznawaniu i
kształtowaniu zarówno rzeczywistości, jak i fantazjowania. Nie ulega wątpliwości, że zmieniają się związki i zacierają granice między realnością i obrazami, ale przecież życiowe problemy ostatecznie rozwiązujemy w życiu, a nie
na ekranach. Można jeszcze dodać, że coraz częściej, również dzięki „wsparciu” otrzymywanemu ze strony rzeczywistości ekranowej. Pozostają oczywiście intrygujące pytania: dlaczego coraz bardziej rozrywane są związki między mimetyzmem a prawdą i doświadczaniem realnego i do czego to może
doprowadzić? Odpowiedzi na nie wymagają odrębnych opracowań uwzględniających rozważenia co najmniej trzech fundamentalnych problemów: pierwszy dotyczy potrzeb, możliwości i uzasadnienia przenoszenia różnych form i
wymiarów życia jednostek i życia społeczeństw z przestrzeni realnej do przestrzeni audiowizualnych; drugi dotyczy stosunku, akceptacji bądź odrzucenia,
tzw. przyjemnej dezorientacji przez użytkowników multimediów – psychologicznych i technicznych możliwości świadomego, czyniącego komunikację
bardziej atrakcyjną, wprowadzania siebie i innych „w błąd”; trzeci problem
wymaga przemyślenia i kontynuowania tropów wskazanych przez Jacques’a
Ranciére’a, zwłaszcza w takich książkach jak Na brzegach politycznego
72
(1990), Przeznaczenie obrazów (2003) i Widz wyzwolony (2008), a wiąże się z
wykorzystywaniem specyfiki audiowizualności trzeciego stopnia przez współczesne ośrodki władzy do tworzenia prawa regulującego realne i wirtualne
życie jednostek i zbiorowości.
THIRD STEP AUDIOVISUALITY – REALITY OR FANTASY?
The starting point for my reflections concerning contemporary cultural paradigms is
the category of mimesis indicating one of the most important qualities of audiovisuality which is copying - thanks to image and sound techniques – reality. While characterizing transformation of mimesis I enumerate three categories of audiovisuality: first
step audiovisuality, which is copying based on film conventions oscillating between
reproduction and creation, second step audiovisuality, which is copying based on
television conventions oscillating between direct broadcast and staging reality and the
third step audiovisuality, which is copying based on multimedial virtualisations oscillating between different forms of immersion and signalized simulation of artificial
“realities”. First and second step audiovisualities create numerous relations and are
easily interpenetrated. Their relations are shaped mainly by conventions of various
games which increasingly replace previous social rules, especially ethical and communicational. Referring to the latest philosophical conceptions of culture and to philosophy of media I try to prove two theses. Firstly, third step audiovisuality reshapes
first and second step audiovisuality, makeing them more dynamic and replacing them
to the same extent to which centres of contemporary power may discipline consumers/
prosumers – users of new media by the means of so called pleasant disorientation.
Secondly, the development of third step audiovisuality is directly connected with
tendencies to move various aspects and forms of life of an individual and a group
from real space to virtual space.
BIBLIOGRAFIA:
1.
Banse, G. (2009): „Rzeczywistość wirtualna“ i jej odniesienie do „rzeczywistości
realnej“, w: Kiepas, A.; Sułkowska, M.; Wołek, M. (red.): Człowiek a światy
wirtualne. Katowice, s. 42-49
2.
3.
Baudrillard, J. (1999): Das Jahr 2000 findet nich statt, Berlin
Baudrillard, J. (2001): Rozmowy przed końcem, Warszawa
4.
Bettetini, G. (1985): L’occhio in vendita. Per una logica e un’etica della
comunicazione audiovisiva, Venezia
73
5.
Casetti, F.; Odin, R. (1990): De la paléo a la néo-télévision. Approche sémio-
6.
pragmatique, w: Communications, nr 51, s. 9-26
Filipowicz, S. (2007): Prawda stała się niepotrzebna, w: Gazeta Wyborcza 21-
7.
22.07, s. 12-13
Jonscher, Ch. (2001): Życie okablowane. Kim jesteśmy w epoce przekazu
8.
cyfrowego ?, Warszawa
Krawczak, E. (2006): Cyberprzestrzeń – kreacja realności czy estetyka znikania?,
w: Sokołowski, M. (red.): Definiowanie McLuhana. Media a perspektywy
9.
rozwoju rzeczywistości wirtualnej, Olsztyn, s. 179-184
Łotman, J. (1983): Semiotyka filmu, Warszawa
10. Miczka, T. (2009): Bifurkácia či transverzalita? O vstahoch mezi realitou a
fikciou, w: Karul, R.; Porubjak, M. (red.): Realita a fikcia. Bratislava, s. 231-237
11. Ostrowicki, M. (red., 2005): Estetyka wirtualności, Kraków
12. Ranciére, J. (1990): Aux bords du politique, Paris
13. Ranciére, J. (2003): Le destin des images, Paris
14. Ranciére, J. (2008): Le spectateur émancipé, Paris
15. Sójka, J. (1992): Destrukcja pojęcia prawdy w filozofii i naukach społecznych, w:
Kubicki, R.; Sójka, J.; Zeidler, P. (red.): Problem destrukcji pojęcia prawdy,
Poznań, s. 8-57
16. Virilio, P. (1990): L’inertie polaire, Paris
17. Welsch, W. (1998): Stając się sobą, w: Zeidler-Janiszewska, A. (red.): Problemy
ponowoczesnej pluralizacji kultury. Wokół koncepcji Wolfganga Welscha. Część
1, Poznań, s. 11-34
18. Woźnicka, Z. (1983): Problem kreacji i reprodukcji w filmie, Warszawa
19. Zacher, L. W. (red., 2013): Wirtualizacja. Problemy, wyzwania, skutki, Warszawa
20. Zalewski, A. (1998): Strategiczma dezorientacja. Perypetie rozumu w fabularnym
filmie postmodernistycznym, Warszawa
Prof. zw. dr hab. Tadeusz Miczka – dyrektor Instytutu Nauk o Kulturze i Studiów
Interdyscyplinarnych, Uniwersytet Śląski w
Katowicach.
e-mail: [email protected]
74
Aleksandra KUNCE
OSOBNE MYŚLENIE METROPOLII. TRANSFORMACJE
KULTUROWYCH PROJEKTÓW CENTRE DE CULTURA
CONTEMPORÀNIA DE BARCELONA
Lokalne myślenie metropolii
Przestrzeń kulturowa nie jest tylko topograficzną metaforą. Jak pisze
Ewa Rewers, może być zrozumieniem, że „komunikowanie się publiczne
zachodzi w warunkach, o których wprawdzie zawsze można rozmawiać, lecz
których rozmową zastąpić nie sposób”1 Badaczkę interesuje głównie sztuka
czy architektura, które kształtują wspólnoty komunikacyjne. Gdyby jednak
temu spostrzeżeniu nadać metafizyczny zwrot, to uwaga, że przestrzeni kulturowej nie sposób zastąpić rozmową, ma fundamentalne, a nie tylko komunikacyjne znaczenie. Przestrzeń zaczyna mieć odniesienie nie tylko topograficzne, fizyczne, komunikacyjne, ale co najważniejsze doświadczeniowe, które
prowadzi do wspólnot nie tyle społecznych, ile kulturowych. To w kulturowej
wspólnocie wybrzmiewa etnos, specyfika miejsca, genius loci, zrozumienie
przyrody etc. Za kulturowym obliczem stoi jednak coś więcej – wspólnota
metafizyczna. Przestrzeń jest wymowniejsza niż słowo. To przesunięcie
umożliwia zadanie pytania o to, co znaczy, że dana przestrzeń kulturowa jest
specyficzna, jedyna, a może i formuje „dobre życie”.
Zrozumienie sił ludzkich i sił przyrody musi mieć odzwierciedlenie w
kulturowym krajobrazie doświadczeń. Nie ufam społecznościom, które po
macoszemu traktują rytm terytorium kulturowego i natury, unieważniając ich
specyficzny głos. Dobre przestrzenie mieszczą w sobie odrębne myślenie,
które wybrzmiewa w nas i manifestuje się na zewnątrz, gdy jesteśmy ulokowani w miejscu. Uderza innych swą odmiennością, ale i nas zatrważa w chwili
konfrontacji z tym, co odmienne. Myślenie to nie jest społeczne, ale metafizyczne. Tożsamość kulturowa nie wspiera się bowiem na społecznych atrybutach „my” i „oni”, tak jak nie wspiera się na inwentaryzacyjnym etnograficz1
Ewa Rewers, Miasto – twórczość. Wykłady krakowskie, Kraków 2010, s. 32.
75
nym ciągu kuchni, wierzeń i obyczajów. Zakorzeniamy się dopiero w tym, co
istotne – w rozumieniu czasoprzestrzeni; w podjęciu dystansu do siebie i innych; w przywiązaniu do losu i konieczności; w podjęciu milczenia; w koncentracji na przypadku; w afirmacji stałości czy zmiany; w myśleniu o fragmencie, całości, detalu; w otwarciu na to, co nieskończone; w doświadczeniu
życia; w przywiązaniu do określonej geometrii etc.
Jednak, aby można było prawdziwie zaufać przestrzeni – temu, że nie
jest tylko doraźną konstrukcją społeczną, która wyczerpuje się w użyteczności
społecznej – trzeba czegoś więcej. Przestrzenie silne kulturowo nie wyczerpują się w demonstrowaniu swej specyfiki, ale tworzą miejsce dla wielorakich
wpływów, przyjmują odmienne praktyki codzienności, tworzą sfery dla eksperymentowania z miejscem, z jego wytrzymałością. Jednak nie pozwalają na
unifikację i na pochód globalizującego Nijakiego. Nie są to przestrzenie podporządkowane przemarszom innych. Miejsca wyraźne nie są przechodnie. Nie
wymuszają osiedlenia innych, nie nakazują zamieszkiwania, ale wymagają
uznania wartości dla lokalnych miejsc i praktyk życia. Siła miejsca uderza nas
w jego lokalności i swobodzie z jaką się manifestuje.
Metropolię w pierwszym rzędzie wydobywa myślenie z rozmachem, a
dopiero potem samo administrowanie, które staje się rozległe, komasuje różne
sfery działań odniesionych do okolicznych miejscowości, czasem miast, najczęściej dzielnic. Metropolis jest przestrzenią wieloogniskowego eksperymentu architektonicznego2, który odważnie przekracza ciężar dawnej przestrzeni,
jednocześnie przy tym zachowując jej koloryt. Namacalny architektoniczny
fajerwerk istnieje wespół z fajerwerkiem edukacyjnym, gospodarczym, wolnościowym, obyczajowym, artystycznym etc. W metropolii otwartość zastępuje poczucie „pierwotnej więzi”, o której rozprawiali antropolodzy 3. Opowieść o krwi, pochodzeniu, obyczajach, religii, języku traci na jednoznaczności, co nie znaczy, że „pakiet” tożsamościowy Clifforda Geertza4 odszedł całkowicie do lamusa. Metropolis to rozmach instrumentalnego myślenia i działania.
Myślenie z rozmachem jest ukoronowaniem rozwoju kultury miej2
3
4
Zob. projekty przestrzenne rozwijane w metropoliach: The Contested Metropolis. Six Cities at the Beginning of the 21th Century, red. Raffaele Paloscia, Basel 2004.
Edward Shils, Naród, narodowość i nacjonalizm a społeczeństwo obywatelskie, przeł. K. Kwaśniewski,
„Sprawy Narodowościowe” 1996, nr 5, s. 9-30.
Clifford Geertz, The Interpretation of Cultures, New York 1973, pp. 261-263.
76
skiej, która istnieje jednak w sieci korelacji między miastami, miejscowościami, osadami, wsiami, terytoriami. Metropolie, jako wyraziste punkty na
mapie terytorialnego myślenia, promują nośne idee, wzmacniając je w powtórzeniach i zachęcając do mutacji myśli i praktyk kulturowych. Na to „rozchodzenie się” mody, tendencje kulturalne, wzorce zachowań wskazuje Roberto
Salvadori5. Z jednej strony metropolia promieniuje na to, co okoliczne, ale z
drugiej strony nie byłoby metropolii bez wzmacniającego kontekstu, który
koryguje myślenie metropolii. Powściąga jej sztuczność i nadmierne eksperymentatorstwo centrum. Interesuje mnie to, że metropolia istnieje „osobno” i
„razem” z innymi. I dopiero z właściwej proporcji między „osobno” i „razem”
wynika specyfika miejsca.
Pewnie dałoby się metropolię scharakteryzować jako związek mniejszych organizmów. To wciąż nośna metafora dla architektów i strategów
miejskich, którzy w połączeniu materiałów naturalnych z tkanką miasta widzą
szansę na ożywienie przestrzeni, jak pokazują idee spiętrzone na platformie
„The Pop-Up City”, prezentującej koncepty i strategie kształtujące przyszłość
miast. Dzięki nowym technologiom i architekturze czerpiącej z natury miasto
staje się dosłownie „miastem żyjącym”, jak to jest w projektach Rachela Armstronga, który współpracuje z architektami i naukowcami, by wykorzystać
materiały budowlane, które posiadają właściwości systemów żywych i mogą
stymulować „wzrost" architektury6. Armstrong ma nadzieję zbudować zrównoważone miasta przy „podłączaniu” ich do natury – i tak rafa wapienna ma
uratować Wenecję przed zatonięciem i zaszczepić myślenie ekologiczne.
Jednak metafora organiczna nie jest priorytetowa do opisania antropologicznego wymiaru miejsca. Metropolia to nie organizm, za którym stoi wiara w XVIII czy XIX byt utrzymywany pracą organów, które tworzą całościowy egzemplarz życia społecznego. Metropolia to nie organizacja. Metropolia
żyje, ale gdyby była biologicznie rozumianym żywym organizmem, transponowanym na grunt społeczny, to trudno byłoby zauważyć jej szczątkowe życie. Jeszcze trudniej byłoby podjąć jej nieuładzone i nieskoordynowane doświadczenia, które nie są wprost namacalne i wymykają się przedmiotowej
obserwacji. I chociaż opowieść o sercu miasta, tkankach, powłokach, arte5
6
Roberto Salvadori, Miasto mieszczańskie, przeł. Halina Kralowa, „Architektura” 2005 nr 2.
Joëlle Payet, Architecture That Grows And Repairs Itself, “The Pop-Up City” 2011, May 24,
http://www.popucity.net/2011/05/architecture-that-grows-and-repairs-itself/
[data
wyświetlenia
2.11.2012].
77
riach, płucach jest zadomowiona w naszej przestrzeni publicznej, tak jak i
wskazywanie na przystosowanie do środowiska, to jednak rozumiem metropolię w oddaleniu od ewolucyjnej myśli Herberta Spencera7. Sądzę, że mit doskonałej kooperacji cząstek powinniśmy raczej marginalizować w myśleniu.
Trudno się też zgodzić, że metropolia to system. Pojęcie systemu zadowala poznawczo tylko teoretyków pracujących z modelowymi wyobrażeniami świata myśli i czynów. Nie podzielam fascynacji Ludwiga von Bertalanffy’ego możliwościami ogólnej teorii systemów8, bowiem trudno uwierzyć
w jej „dotykalność” świata, a jeszcze trudniej znaleźć zasadność dla tworzenia
ujednolicającej płaszczyzny myślenia. Niezależnie od tego czy system ma
odniesienie biologiczne, cybernetyczne czy ekonomiczne, staje się zbyt łatwą
praktyką intelektualną odkrywającą prawa rządzące całościowymi układami
złożonymi. Dzieje się tak ze względu na ruch myśli uogólniającej, totalizującej i uproszczającej. Ogólność i jedność myślenia o świecie przyrody, społeczeństwa, układów sztucznych każe mi w oddaleniu formułować myślenie o
metropolii. Jakkolwiek zastosowanie narracji systemowej znalazło oddźwięk
w socjologii Talcotta Parsona czy Niklasa Luhmanna, to jednak doświadczenie miejsca chcę sytuować w oddaleniu od inżynierów społecznych. Zawsze
było mi to obce, bo zawodzi przy teorii, która wciąż chce zachować zmysłowość, być niejako „sensorium teoretycznym”, by w sobie pomieścić kruchość
doświadczeń. System jest bezużyteczny w opisach doświadczeń czy punktów,
w których uchwytny jest człowiek, tak jak okazuje się mało pomocny w tropieniu gęstości miejsc. Chociaż żal jest się z nim rozstawać, bo jest tak łatwy
w zastosowaniu, w procedurach weryfikacji czy falsyfikacji, no i efektowny w
narracji, którą uspójnia i czyni jednoznaczną.
Metropolia to nie prosta maszyna z duchem celowości i wyspecjalizowanych jednostek, chociaż słownik maszynowy nieustannie produkuje nowe metafory, zaspakajające nasze potrzeby innowacji. To nie tylko nawoływanie do stworzenia rozśpiewanej maszyny miasta9. Odnosi się to zarówno do
słownika w wersji XVII-wiecznej, jak i współczesnej formuły maszynerii,
która może mieć kilka odsłon. Może odnosić się do sieci konsumpcji, procesów rynkowych, maszynerii władzy lokalnej, procesów globalizacyjnych,
7
8
9
Zob. Herbert Spencer, The Principles of Sociology, Charleston 2009.
Ludwig von Bertalanffy, Ogólna teoria systemów. Podstawy, rozwój, zastosowania, przeł. E. WoydyłłoWoźniak, Warszawa 1984.
T. Peiper, Rano, w: Tenże, Pisma wybrane, oprac. S. Jaworski, Warszawa 1979, s. 169.
78
regulacji społecznych, polityk miejskich, maszyny ideologicznej. Na problem
maszynerii wskazuje Kevin R. Cox, który - nawiązując do myśli Harveya
Molotcha z 1976 roku - ponownie stara się analizować w roku 1999 tę maszynerię praktycznych terytorialnych ideologii miejskich, które jednoczą zjawiska
lokalnego poziomu i marginalizują wewnętrzne podziały rasowe, etniczne czy
różnice społeczne. Stara się też pojąć maszynerię ideologii lokalnej wspólnoty, która wiąże się z przeświadczeniami, dzięki którym systemowo celebrujemy lokalność wspólnoty w formule „we feeling”, wytwarzając lokalne poczucie tożsamości zbiorowej10. Nacisk na maszynerię może wydobyć miasto jako
maszynę rozrywki, jak w koncepcie Terry’ego Nicholsa Clarka, który pokazuje, że dawne sposoby myślenia o lokalności są zbyt proste, gdyż teraz pytając
o lokalizację siebie samych w mieście, pytamy jednocześnie „blisko czego?”,
mając na myśli miejsca rozrywki, konsumpcji, miejskich udogodnień11. Miasto staje się maszyną biznesu rozrywki, turystów, konsumentów, rezydentów,
liderów, biznesmenów, urzędników – programujących wygodne kolektywne
życie.
Myślenie o mieście jako maszynie może też dotyczyć usieciowionej
przestrzeni, gdzie skomunikowanie terytorialnych połączeń produkuje więzi
miasta. Może być wreszcie maszyną polityczną czy finansową. W każdym
wypadku chodzi o wydobycie automatycznie odtwarzanej, powtarzanej procedury, dzięki której miasto trwa. Tak pojęte miasto okazuje się demonstracyjnie stechnicyzowanym, informatycznym, cybernetycznym monstrum. Dzisiejsze nurty myślenia o mieście, a dalej o metropoliach eksplorują aspekty umaszynowienia, ale to już wyraźniej dryfuje w stronę sieci, cybernetycznych
przestrzeni, wirtualnego miasta, które łączy elektroniczne przestrzenie i dawną
tkankę miasta. I chociaż zabieg ten jest efektownym wizerunkiem miasta, bo
jest widoczny, przetwarzany w projektach artystycznych czy komunikacyjnych, to jednak nie sieciowość czy cybernetyczność są jedynymi punktami
ciężkości miasta. Metropolie mają wiele tych punktów ciężkości, ale też wiele
punktów zagęszczenia czasoprzestrzeni (bo miasto to nie tylko przestrzeń)
Jednak te punkty prawdziwego ciążenia, uplasowane są po stronie tego, co jest
lokalnym doświadczeniem miasta.
10
11
Kevin R. Cox, Ideology and the Growth Coalition, w: The Urban Growth Machine: Critical Perspectives
Two Decades Later, red. Andrew E.G. Jonas, David Wilson, New York 1999, s. 21-22.
Terry Nichols Clark, Introduction: Talking Entertainment Seriously, w: The City As an Entertainment
Machine. Research in Urban Policy, red. Terry Nichols Clark, Oxford 2004, vol. 9, s.1-18.
79
Metropolitarny rys to polityka uznania nie tyle jedności, ale niezależności współtworzących ją brył, figur, punktów. Z ducha niezależności tej
dziwnej geometrii powstaje metropolia, która nigdy nie jest monolitem fizycznym czy duchowym. Badając geometrię przestrzeni, w przypadku metropolii
odsłaniają się rozmaite geometrie. Wyodrębniając nieliniowość czy liniowość
metropolii, akcentując przestrzenność czy płaszczyznowość, wyliczając przywiązanie do brył czy figur, nie możemy zapomnieć o jednym – o roli punktów
czasoprzestrzeni jako indywidualnych doświadczeniach mieszkańców w obliczu losu i siły kulturowej terytorium. Metropolia się na nich wspiera.
Metropolia jest wzmocnieniem osady miejskiej w jej głównym rysie,
o którym pisał Richard Sennett, w tworzeniu przestrzeni spotkań obcych sobie
osób 12 . Metropolitarność gloryfikuje odstępy międzyludzkie i programową
ufność dla dziwności. Rozluźnia więzi, czyni z uprzejmości i obojętności reguły społecznych gier. Nie znaczy to jednak, że staje się tylko produktem
społecznym, bowiem silne metropolie skrywają to ciążenie terytorium kulturowego. I o tej lokalnej wyrazistości nie można zapominać.
Metropolia musi zajmować pokaźną przestrzeń, bo jej siłą jest powierzchnia, to prawdziwa potęga namacalna w terytorialnych granicach. Nie
można osłabiać w interpretacji tej władzy terytorialnej, gdyż bez poczucia
ugruntowania i osadzenia na ziemi i w ziemi, bez tej rozległości nie zaistniałaby rozległość myśli i właściwa dla metropolii nonszalancja działań. Kiedy
się panuje nad wielkim terytorium, to rządy kulturowe takiego bytu nobilitują
różnice składowych obszarów, a co najważniejsze rozmazują granice i doceniają detal, ornament, stygmat odrębności doświadczeń. Rozmach myśli nobilituje kruche punkty doświadczeń i indywidualnych związków z metropolią.
Metropolia nobilituje lokalne trakty.
Metropolia jest projektem społecznym, i głębiej – projektem kulturowym, który wypracowuje sposób radzenia sobie z różnicami. Przed bramami
ponowoczesnych metropolii, które już stały się rozmyte, transparentne, przenikające w wewnętrzną przestrzeń miasta, zawsze gromadzą się obcy. Na
takie napięcie w relacji gospodarzy i obcych wskazuje Michael Alexander13.
12
13
Richard Sennett, The Fall of Public Man: On the Social Psychology of Capitalism, New York 1978, s.
39.
Michael Alexander, Host-Strangers Relation In Theory and Practice, w: Michael Alexander, Cities and
Labour Immigration: Comparing Policy Responses In Amsterdam, Paris, Rome and Tel Aviv (Research
In Migration and Ethnic Relations), Hampshire 2007, s. 25-36.
80
Można byłoby wyprowadzić wniosek, że metropolia jest dziwnym konceptem,
wypracowującym siebie z obcymi u bram i wewnątrz siebie. Musi chorować
na rozdźwięk między polityką otwarcia, również liberalnego i estetycznego, a
praktykami wykluczenia i asymilacji. Jak słusznie zauważa Rewers, metropolia może zmierzać do tego, by stać się z „kosmopolitycznej zbieraniny” czymś
więcej – „transcendującą konstytutywne różnice kulturą miejską” 14 . Może
jednak też różnice kulturowe unieważniać, wyciszać i sprowadzać do ceremonialnego obnoszenia w przestrzeni publicznej tylko nieistotnych różnic. Mnie
jednak interesuje inny moment życia metropolii – etnicyzacja przestrzeni,
która wzmacnia różnice własne i różnice „przybyszów”, co koresponduje ze
zjawiskiem zauważonym przez Rewers „powtórnej etnicyzacji kultury europejskiej”, w której „przybysze, jak i gospodarze wycofują się do tego, co znane”15. W humanistyce widziane jest to jako zagrożenie w kontekście dominującego mitu wykorzenienia, który jest rozwijany przez literaturę lękającą się
powrotu do państw narodowych. Idea państwa narodowego zostaje odniesiona
do zdławienia autonomicznych wspólnot i lokalnych dialektów, czego obawia
się Zygmunt Bauman 16 . Jednak nadużyciem jest wiązanie zakorzenienia i
etnicyzacji z monolitem czystego narodu. Nie należy tego procesu sytuować
jedynie w poczuciu zagrożenia powrotem tego, co narodowe. Nie o naród tu
idzie, ale o lokalność. To raczej nadzieja, na etniczne, a zatem prawdziwe
oblicze miejsca, które może być dobrą, domową i wspólnotową przestrzenią, o
ile nie stanie się obszarem dyktatury kulturowej. Zdecydowanie bardziej należy ufać przywiązaniu do różnic kulturowych miejsca niż kosmopolityzmowi J.
Nicholasa Entrikina, związanego jedynie z projektem edukacyjnym przekraczania własnego miejsca i czasu w imię czegoś nie do końca znanego i rozumianego17. Rewers zastanawiała się nad tym, co sprzyja kosmopolitycznemu
miejscu, czy hybrydyzacja i transgresja, a może miksowanie, czy raczej otwieranie granic i transnarodowe standardy 18 . To kluczowy problem. Sądzę, że
patrząc z perspektywy miejsca i lokalności, to upragnione otwarcie granic
może zapewnić tylko silne miejsce, to jest miejsce zakorzenione i wyraźne na
14
15
16
17
18
Ewa Rewers, Miasto – twórczość…, s. 29.
Tamże, s. 37.
Zygmunt Bauman, Płynna nowoczesność, przeł. T. Kunz, Kraków 2006.
J. Nicholas Entrikin, Political Community, Identity, and Cosmopolitan Place, w: Europe without Borders. Remapping Territory, Citizenship, and Identity in a Transnational Age, Mabel Berezin, Martin
Schain (red.), Baltimore, London 2003.
Ewa Rewers, Miasto – twórczość…, s. 42.
81
mapie okolicznych wspólnot, a jednak gościnne, bowiem w nim wybrzmiewa
to, co „przybyłe”, co jest zmienną kulturą przybyszów. Obcość zostaje wydobyta przez lokalną kulturę, o ile ta otwarcie w tym wydobyciu jej pomaga.
I w tym kontekście widzę problem lokalności i metropolii. Metropolia
lokalna to przestrzeń, która wciąż wydobywa lokalność wspólnoty, silniejszej
niż doraźne i głośne zdarzenia społeczne czy widoczne zmiany cywilizacyjne.
Lokalność jest obecna w doświadczeniach jednostek, które realizują siebie we
wspólnocie i czynią to w poczuciu zakorzenienia przez miejsce. Barcelona byłaby taką dobrą, lokalną metropolią. Wydobywa ją Katalonia. Bez silnego regionalizmu nie byłoby domu, w którym dopiero metropolia jest w stanie odsłonić zakorzenienie. Odejść należy od mniemań o pierwszorzędnej roli wykorzenienia i obecności tolerancyjnego projektu społecznego, ufundowanego na
zlepku odmiennych poglądów i praktyk życia. Prawdą jest, że dochodzą one
do głosu w metropoliach ze względu na rozmach myślenia i otwartość przestrzeni gościnnej. Nie są jednak pierwszorzędne. Dom buduje się siłą terytorium i, jakkolwiek patetycznie to zabrzmi, namiętnością myślenia o lokalnym
ułożeniu człowieka. To zorientowanie człowieka nie prowadzi do zamykania
lokalnych światów, ale do współtworzenia pewnościowej przestrzeni, w której
jest i niekwestionowana duma z własnej tożsamości i imperatyw wyprowadzania jej we wszystkich kierunkach: w stronę nieskończonego, w stronę innego, w stronę niemożliwego, w stronę niezrozumiałego, w stronę dziwnego.
Lokalność zatem wyprowadza miasto do sąsiednich sfer, które ją w jakieś
mierze współtworzą. Nadużyciem byłoby jednak stwierdzenie, że wyprowadza poza siebie. Bycie „u siebie” nie jest utracone. Metropolia lokalna nie
zamyka obcych, nie przytłacza różnicy, ale ją wzmacnia i pokazuje siłę miejsca. Wymusza poczucie, że jesteśmy poddanymi miejsca, które nas przekracza. Szanować obcych to uznać, że „moje” jest silne, a różnice obcych przybyszów mają podobnie mocny fundament. Szanujemy różnice, a zatem nie
rozprawiamy o miałkiej i nijakiej równości, bo miejsce jest „jakieś”, jest „moje” A to, co „moje” jest spojone imperatywem gościnności, ale i chronienia
siebie i własnych wyobrażeń człowieka, wspólnoty i terytorium. Lokalność
metropolii byłaby alternatywą dla metropolii jako supermarketu społecznego.
Dla lokalnych terytoriów różnice są istotne i nie są łagodzone w dyskursie
politycznej poprawności.
Chciałabym podzielać pogląd Rewers, że to imigranci stanowią
82
„awangardę i laboratorium społeczeństwa postnarodowego”19. Rozumiem, że
mogą być ożywczym elementem, który powściąga rozrost swojskości jako
domu – twierdzy, która jest szczelnie zamknięta przed obcymi. Nie sądzę
jednak, aby byli siłą sprawczą, bo właściwym podmiotem kulturowym jest
miejsce. To ono wybrzmiewa w myśleniu, w otwarciu na innych, w podejściu
do czasu, w rozumieniu konieczności i losu, w podjęciu przyrody. Przybysze
dopełniają projekt miejsca, jeśli stają się jego poddanymi – w dobrym rozumieniu służby i pokory, świadomego bycia w miejscu jako bycia na miejscu.
Źle się staje, gdy kwestionują zasady wspólnoty i unieważniają wymowę
miejsca.
Prawdą jest, że potrzebny jest nam język praw wspólnotowych, które
wyznaczają przynależność do wspólnoty na przykład europejskiej, jednak nie
należy go traktować jako projektu unieważnienia różnic lokalnych. Ilekroć
myślę o koncepcie Habermasa „europejskiego patriotyzmu konstytucyjnego”20, wiem, że mam do czynienia jedynie z etnograficzną zdobyczą Europy –
pomysłem wiązania wspólnot w imię wspólnoty rozumiejącej emancypacyjne
projekty oświeceniowe. Ponadnarodowe ruchy społeczne i troska o prawa
człowieka są kulturową zdobyczą, zwykłym partykularnym gestem, który
staje się przedmiotem pożądania przybyszów, ale i przedmiotem ich agresji.
Uniwersalizm w europejskim spojrzeniu jest lokalną wartością, która może
innych wabić i może być przedmiotem dumy wspólnoty. Pozostaje rozsądne
trwanie przy własnej przestrzeni, która otwarta jest na to, co przychodzi, ale
jednocześnie pilnuje zachowania własnej wyrazistości w repertuarze lokalnych wartości i nawyków mentalnych. Jest to gwarantem wyrazistości miejsca
i tego, że nie żyjemy w konstruktach prawno-administracyjnych.
Lokalność Barcelony w projektach kulturowych
– Niemal wszystko, co spotkało mnie w życiu dobrego, znalazłem w
tym miejscu – powiedziałem nagle. – Nie chcę się z nim żegnać.
Zafón Carlos Ruiz, Gra Anioła, przeł. Katarzyna Okrasko,
Carlos Marrodan Casas
19
20
Ewa Rewers, Miasto – twórczość.., s. 46.
Jürgen Habermas, Citizenship and National Identity: Some Reflections on the Future of Europe, „Praxis
International” 1992, nr 12.
83
Zapuściliśmy się w uliczki dzielnicy Raval, przechodząc pod arkadą
rysującą się niczym sklepienie wzniesione z niebieskiej mgły. Szedłem z ojcem wąskim zaułkiem […]. Uśmiechnął się i puścił do mnie
oko. – Danielu, witamy na Cmentarzu Zapomnianych Książek.
Carlos Ruiz Zafón, Cień wiatru, przeł. Beata Fabjańska- Potapczuk,
Marrodán Casas Carlos
Rozległe arterie Barcelony skrywają podejrzane zaułki i urokliwe
sklepy. Słyszalny jest tu głos Eduarda Mendozy, który w Mieście cudów odmalował Barcelonę przełomu XIX i XX wieku z jej prowincjonalizmem, zakazanymi rewirami, domami publicznymi, salonami gier, szemranymi interesami, karierami hochsztaplerów, dla której wystawy światowe w latach 1888 i
1929 są impulsem do przeobrażeń metropolitarnych i nowoczesnego rozwo21
ju . Namacalna jest tu tajemnica z powieści Carlosa Ruiza Zafóna, w której
obraz Barcelony z lat 20., jak i drugiej połowy XX wieku, odsłania przestrzenny i symboliczny mrok22. Zarówno w Cieniu wiatru, jak i w Grze anioła
dokumentowane są dzielnice Barri Gótic, Port Vell i Raval. Barcelona to doświadczane miejsca. Cmentarz zapominanych książek, na który chłopiec zostaje zaprowadzony przez ojca, by wybrać jedyną książkę swego życia, jak w
Cieniu wiatru, buduje doznanie niesamowitego w Barcelonie. Wciąż doświadczany jest tu duch dawnej prowincjonalnej metropolii, która dopiero w
latach 80. XX wieku weszła na drogę gwałtownych przeobrażeń, stając się
metropolią światową. Jest i wielkość przeszłości z Katedry w Barcelonie Ildefonsa Falconesa de Sierry, w której pamięć zakorzeniona jest w XIV wieku w
Księstwie Katalonii, w stolicy Barcelonie, wokół katedry Santa Maria del
23
Mar . Jak to nawarstwienie czasu jest słyszalne „tu i teraz” w Barcelonie?
Czy przekłada się na poczucie lokalności?
Stara i podejrzana dzielnica El Raval w Barcelonie jest miejscem
trudnym społecznościowo. To przestrzeń wymieszana etnicznie, sporo tu imigrantów. Jest to dziwne życie miejsca, w którym są enklawy arabskie, nowe
rewiry azjatyckie, wciąż obecne rytmy drobnomieszczańskiej społeczności
katalońskiej. Małe restauracje, sklepiki mięsne i cukiernie sąsiadują z hotelaEduardo Mendoza, Miasto cudów, przeł. Anna Sawicka, Kraków 2010.
Carlos Ruiz Zafón, Gra anioła, przeł. Katarzyna Okrasko, Carlos Marrodan Casas, Warszawa 2008;
Tenże, Cień wiatru, Fabjańska-Potapczuk Beata, Marrodán Casas Carlos, Warszawa 2005.
23
Ildefonso Falcones de Sierra, La catedral del mar, 2006.
21
22
84
mi, apartamentowcami, reprezentacyjnymi kamienicami w pobliżu głównych
traktów Avinguda del Prallel, Ronda de Sant Pau czy Ronda de Sant Antoni.
Obecne jest tu symptomatyczne wymieszanie historycznego ciążenia, które
przydało dzielnicy obraz ciekawy, dynamiczny i podejrzany – jako dzielnicy
prostytutek. Zarazem jest jednak to ciążenie nowego procesu, wielkiej fali
imigracji, która naturalnie została wchłonięta przez podejrzane obszary. Różnica etniczna jest tu manifestowana i jest problemem. W sercu El Raval znajduje się Centre de Cultura Contemporània de Barcelona CCCB. Projekty tego
centrum nie są kulturowo obojętnymi prezentacjami. Arogancją poznawczą i
moralną byłoby estetyzowanie rzeczy i rozwijanie sztuki dla sztuki. Eksperymentowanie w sztuce ma sens, o ile przekłada się na eksperymentowanie z
myślą, która zmienia świat i przeobraża ludzkie więzi czy obraz przestrzeni.
CCCB to miejsce zaangażowania antropologicznego w opowieść o czasoprzestrzeni, która nieustannie się zmienia, ale zarazem jest wciąż odziedziczoną
przestrzenią.
Jeden z projektów CCCB pt. Barcelona – València – Palma/Barcelona – Valencia – Palma. Una història de confluències i divergèncie/Una histo24
ria de confluencias y divergencias , stał się taką manifestacją zaangażowania
w myślenie o czasoprzestrzeni bliskiej i sąsiedzkiej. CCCB i Departament
Kultury i Mediów Katalonii wspólnie podjęły trud przemyślenia miast i regionu. Trzy katalońskie śródziemnomorskie miasta zostały splecione historią
zbiegów i rozchodzących się dróg rozwoju. Pojawiła się tu opowieść o zmianach, które zachodzą w sferze cywilizacyjnej, gospodarczej, przyrodniczej.
Kuratorzy wystawy: Ignasi Aballí, Melcior Comes i Vicent Sanchis wskazali
na historię lokalności, wspólnotę języka, doświadczenia turystyczne, procesy
urbanizacyjne i migracyjne, podobieństwo rozwiązań architektonicznych i
praktyk życia. Współczesne oblicze miast zostało ukazane z uwagi na przestrzeń miasta i krajobraz, który został tu dokumentowany w różnych odsłonach. Poszczególne sektory wystawy ukazują miasto przyszłości, transformacje językowe, miasto jako spektakl, miasto w swej brzydocie: demoralizacji i
turyzmie, miasto hedonistyczne i miasto średniowieczne.
24
Wystawa miała miejsce od 25 maja do 12 września 2010 roku. Katalog z wystawy: Barcelona - València
- Palma / Barcelona - Valencia – Palma. Una història de confluències i divergències / Una historia de
confluencias y divergencias, CCCB i Direcció de Comunicació de la Diputació de Barcelona (català /
castellano), Barcelona 2010, p. 184.
85
© Fernando Val. Indeks Studio Photography, 2010
© Fernando Val. Indeks Studio Photography, 2010
Wystawa: Barcelona - València - Palma/Barcelona - Valencia – Palma. Una història
de confluències i divergències/Una historia de confluencias y divergencias, curators:
Ignasi Aballí, Melcior Comes, Vicent Sanchis Llàcer, CCCB and Direcció de Comunicació de la Diputació de Barcelona, 25 25.05-12.09. 2010 (catalog)
Przyszłość została tu umiejscowiona w roku 2085 i zaprojektowana
według przewidywanych zmian adaptacyjnych do zmian środowiskowych,
klimatycznych i cywilizacyjnych. Stąd twórców interesuje kulturowa zmiana,
która dokona się wraz ze zmianą linii wybrzeża i procesem dostosowania się
miasta do siły morza i jego możliwej ingerencji w ląd. Jednak futurologiczne
rozważania obejmują nie tylko przyrodę, ale i środki transportu, architekturę,
style życie. Jednak, co ważne, ta wizja przyszłości jest budowana na funda-
86
mencie troski o locus. Morze, tkanka urbanistyczna nie przesłaniają wydobycia lokalności. To ważny trop. Lokalność nie jest bowiem rezerwatem pamięci
i niewolą odtwarzania, ale jest impulsem do przemyślenia przyszłych przeobrażeń. Patrzy poza siebie.
Może jedynie z wnętrza lokalności jesteśmy w stanie spojrzeć poza linię widnokręgu?
Wspólny język zapewnia doświadczenie wspólnoty w praktykach
komunikacyjnych. Barcelona, Valencia i Palma są określone przez język kataloński, to wspólnota od XIII wieku. Bez względu na problemy polityczne i
administracyjne, a potem imigracyjne, kataloński wciąż jest znakową siłą
terytorium. Jednak twórcy zajmują się też jego zagrożeniami i zmianami, które będą tworzyły w przyszłości odmienne mapy językowe. Zwracają uwagę na
obecność języka hiszpańskiego i jego ciążącą dawną dominację polityczną i
administracyjną monolitycznej Hiszpanii. Twórcy wystawy pokazują jednak
przyszłe losy katalońskiego, hiszpańskiego, zespolone ze współistnieniem
ludności katalońskiej i kastylijskiej. Co ważne jednak, pojawia się dokumentacja innych języków, którymi brzemienne są już dziś miasta, zwłaszcza Barcelona: tamazight, urdu, chiński. Prognoza dla lokalności jest ciekawa: kataloński i kastylijski coraz bardziej będą przemieszane z innymi językami imigrantów. Jednak nie chodzi tu o proroctwo zaniku języka, ale o wskazanie na
sąsiedztwo językowe, które współtworzy lokalność. Gdyby jednak spojrzeć
kulturowo na prognozy CCCB, wydaje się, że język kataloński nie stanie się
jedynie atrakcyjnym znakiem przestrzeni, a stanie się przedmiotem pożądania
różnych grup społecznych w Katalonii. Zatem, współistniejąc po sąsiedzku z
innymi językami, zostanie uprzywilejowany jako wyznacznik tożsamościowy
i autonomiczny.
Trzy miasta zostały ujęte też w perspektywie spektaklu, bo to widowiskowość wydarzeń artystycznych, sportowych, gospodarczych powoduje, że
zapewniony jest obraz „miasta-atrakcji”, co przekłada się na rozwój ekonomiczny i zainteresowanie odwiedzających. Problemem staje się wypośrodkowanie między potencjałem widowiskowym miasta a ochroną jego specyficznego kształtu chroniącego lokalność. Twórcy zarysowali problemy, zobrazowali spektakularne akcje, ale w interpretacji można by pójść jeszcze dalej. Po
fazie euforii, co ma znaczenie zwłaszcza dla metropolii narażonej na nadmierny dynamizm, przychodzi moment zatrwożenia łatwością pojawiających się
87
eventów, które nie budują więzi kulturowych i nie wzmacniają krajobrazu
lokalnego. Eventy jedynie potęgują szybko ulatniające się doświadczenie hecy. Miasto jako heca to drugi biegun doświadczeń. Pierwszym jest metropolia
chroniąca lokalność i marginalizująca dynamikę eventów.
Kolejnym sektorem, w którym ujęte zostały trzy miasta, jest brzydota
miejska w planowaniu, a zwłaszcza w rewirach turystycznych. To problem
rozplanowania mieszkalnych dystryktów, rewitalizacji części „starego miasta”, konstruowania miasta handlowego i miasta dla turystów. Zaprezentowana przez twórców kolekcja pamiątek jest tu ważnym znakiem. Miasto staje się
rozpoznawalne i nośne w komunikacji jako sztafaż rekwizytów z miejsca:
wachlarzy, figurek, kapeluszy, instrumentów, atrap ludowych rzeczy, reprodukcji, maskotek etc. Degradacja estetyczna i antropologiczna polega tu na
wytwarzaniu zasłony ikonicznej miejsca. Pojawia się ona „zamiast” doświadczeń rytmu życia i praktyk wspólnoty. Tkanka życia jest zaś skrywana za zasłoną pamiątek. Dobra lokalność każe jednak inaczej pomyśleć. Można tak
formować szlak pamiątek, aby fragmentarycznie sytuować go obok rytmów
życia i zachowań lokalnych wspólnot. Po to, by ich nie zdominować.
Barcelona, Palma i Valencia w innej odsłonie jawią się jako miasta
hedonistyczne. Są miastami śródziemnomorskimi, a bliskość morza i przyjazny klimat są powodem dla rozwijanych przestrzeni spędzania tzw. wolnego
czasu i organizacji masowej turystyki. Istotne jest tu kulturowe zakorzenienie,
gdzie dla życia społecznego ważna jest przestrzeń ulicy, placu, bo tam odbywa się komunikacja. Historyczność zagospodarowania przestrzeni jest w stanie wydobyć lokalność miejsca. To stałe szlaki obecności na placach i skwerach, wreszcie to stałe zwyczaje spędzania czasu w miejscu, cementują wspólnoty. Nawet, jeśli w przestrzeń wdzierają się szlaki turystyki masowej, to nie
niszczą one wszystkiego. Niewzruszenie trwa powaga chwili, stałość spędzania sjesty, upór w pielęgnowaniu niespiesznej obecności w miejscu, swoboda
bycia u siebie. Lokalność, która sytuuje się mimo turyzmu, a nie przeciw niemu, to dobre rozwiązanie dla metropolii. I taka jest Barcelona.
Wreszcie to sektor średniowiecznego miasta. Trzy porównywane miasta mają ten kościec historyczny. Istotne jest, by nie stał się on jedynie celem
wędrówek turystycznych i ostentacyjnym brakiem życia społecznego. Troska
miasta powinna być ukierunkowana na to, by historyczne części miasta wciąż
były ożywiane przez stałe trasy mieszkańców, przez stałe nawyki zachowań,
88
by były zasiedziałe. Trudno jest jednak utrzymać normalność i codzienność
tych miejsc.
Projekt CCCB dokumentuje przestrzeń Katalonii i jednocześnie ją
przetwarza, rozbudzając społeczne myślenie wokół swojego miejsca. Wzmaga
to odpowiedzialność za kształt architektury i praktyk życia. Uwrażliwia na
sąsiedztwo i tworzenie nienachalnych i plakatowych relacji z imigrantami. Co
ważne, pokornie dokumentuje lokalność. Dlatego Barcelona została pomyślana jako zadanie lokalne. Podobne przedsięwzięcia uzmysławiają, że metropolia nie jest tylko administracyjną i ikoniczną wspólnotą, widoczną z uwagi na
znakową przestrzeń, zabytki, sprawną organizację i rozmach eventów. W
przypadku Barcelony to przede wszystkim metropolia wydobyta przez katalońskie myślenie. Jest ono fundamentem życia i odpowiada za sukcesy i porażki tej czasoprzestrzeni. Jednak katalońskości nie da się usunąć z oblicza
miasta. Koresponduje ona z katedrą, morzem, portem, skwerem, parkiem,
ulicą i aleją, kamienicą, targiem, urzędem, barem, etosem pracy, wpływami
francuskimi, odrębnością regionu.
Podobnie wydobyto metropolię w lokalności we wcześniejszym projekcie CCCB pt. Local, local! La ciutat que ve / La ciudad que viene25. Kurator wystawy Francesc Muñoz z okazji 30-lecia powrotu demokratycznych rządów stworzył projekt dokumentujący zmiany obywatelskie, estetyczne, technologiczne, administracyjne, ludnościowe, które zaszły wraz z rozerwaniem
monolitu państwowego i upadkiem rządów gen. Franco. Demokracja pociągnęła rozrost ambicji autonomicznych i rozwój świadomości regionalnej zespolonej z metropolitarnym duchem. Przeobrażenia od miasta do metropolii,
przeobrażenia samej lokalności są tu ciekawym tłem do opowieści o zmianach
w przestrzeni. Barcelona wraz z okolicznymi miastami została sportretowana
obrazem i słowem w obszarach: form, które przybiera metropolia; społeczności informacji i nowych wyobrażeń, które pojawiają się w świecie otwartej
komunikacji; nowych form koegzystencji, które miejska przestrzeń musi wypracować.
25
Wystawa CCCB i Direcció de Comunicació de la Diputació de Barcelona: Local, local! La ciutat que ve /
La ciudad que viene; kurator wystawy: Francesc Muñoz; w okresie od 22.02 do 2.05 2010 roku; katalog:
Local, local! La ciutat que ve / La ciudad que viene (català /castellani), CCCB i Direcció de Comunicació de la Diputació de Barcelona, Barcelona 2010, p. 152.
89
Wystawa: Local, local! La ciutat que ve / La ciudad que viene, CCCB and Direcció
de Comunicació de la Diputació de Barcelona, 22.02 do 2.05 2010, curator: Francesc
Muñoz (katalog).
Wprowadzenie do katalogu autorstwa Josepa Ramonedy26 odsłania problemy
Barcelony i miast na przestrzeni lat 80., 90. i pierwszej dekady XXI wieku.
Pierwszy problem to demograficzny wzrost – tu zwłaszcza trudna do oswojenia przez miasta jest długość życia ludzkiego – o ile w XIX wieku w Hiszpanii wynosiła ona 36-37 lat, to już w wieku XX ok. 80 lat; ponadto wzrost populacji ludzkiej w skali planetarnej w XX wieku z 1.6 mld do 7.7 mld. Co
ważne dla Ramonedy, to fakt, że koresponduje to z masakrami politycznymi i
ludobójstwem XX wieku, rozwojem miast i życiem w silnie zurbanizowanym
wieku, gdzie, jak wskazuje Ramoneda za Baumanem, miasto mieści w sobie
kluczowe światowe problemy i jest miejscem konfliktu społecznego i politycznego27. Problemem staje się relacja między miejskością a duchem civitas,
a także efekty globalizacyjne, które wdzierają się w miasto. Istotne z punktu
widzenia lokalności są zaznaczone, chociaż naskórkowo podjęte, problemy
etnosu i kosmopolityzmu miast, co wiąże się z przeformułowaniem lokalności. Z uwagi na miejsce należy przemyśleć przyszłość miast w zakresie koegzystencji z obcymi, z utrzymaniem istoty miejskości. Groźbą jest to, że miasto
Local, local! La ciutat que ve / La ciudad que viene, CCCB i Direcció de Comunicació de la Diputació de
Barcelona (català / castellano), Barcelona 2010, p. 152.
27
Josep Ramoneda, Prolog, w: Local, local! La ciutat que ve / La ciudad que viene, CCCB i Direcció de
Comunicació de la Diputació de Barcelona (català / castellano), Barcelona 2010.
26
90
przyszłości nie będzie korespondowało z naszym dzisiejszym wyobrażeniem
miejskości. Miasto zmieni swe oblicze. Kluczem jest dążenie do autonomii
miast i indywidualnej wolności, by ocalić ducha miast. Stąd ważna tu rola
Barcelony, która z jednej strony rozwija się w duchu metropolitarnej aglomeracji, ale z drugiej strony musi chronić odrębność i specyfikę.
W tym pomyśle CCCB jest jeden ważny moment. Nie tylko idzie o zrównoważony rozwój metropolii, o czym mówią twórcy, ale idzie o lokalność. To jej
siła jest w stanie wzmocnić metropolię. I chociaż twórcy wystawy nie rozwijają ideowo myślenia lokalnego, to jednak wydobywając specyfikę miejsca,
niezauważenie natrafiają na jej wymowę i podskórną pracę. Stąd projekty
CCCB są przesycone lokalnością.
THE SEPARATE THINKING OF THE METROPOLIS.
TRANSFORMATIONS OF CCCB’S CULTURAL PROJECTS
The author deals with problems of the separate thinking of the metropolis. The metropolitan locality is defined by specific thinking, characteristic celebration of life, local
pride, roots and at the same time by tolerance, openness and hospitality.
This paper undertakes a concept of metropolitan locality that is presented in the cultural projects of Centre de Cultura Contemporània de Barcelona. The reflections are
organized around two projects: Barcelona – València – Palma/Barcelona – Valencia
– Palma. Una història de confluències i divergèncie/Una historia de confluencias y
divergencias (2010) and Local, local! La ciutat que ve / La ciudad que viene (2010).
The main idea expressed in the article concerns the necessity of local thinking in
contemporary culture.
Dr hab. Aleksandra KUNCE, prof. UŚ – zastępca dyrektora Instytutu Nauk o Kulturze i Studiów Interdyscyplinarnych
Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach
e-mail: [email protected]
91
Ilona COPIK
GENIUS LOCI JAKO FIGURA ANTROPOLOGICZNA –
TRANSFORMACJE ZNACZENIOWE,
KONTEKSTY INTERPRETACYJNE
Genius loci jest jednym z terminów, które od jakiegoś czasu budzą
szerokie zainteresowanie zarówno na gruncie badawczym, jak i w różnych
obszarach życia społecznego. Z entuzjazmem odnoszą się do niego nie tylko
naukowcy - specjaliści różnych dziedzin, ale samorządy lokalne, instytucje
państwowe i organizacje pożytku publicznego, przedstawiciele środowisk
artystycznych, także reprezentanci sektora usług w zakresie zagospodarowywania i urządzania przestrzeni. Moda na genius loci nie przemija, duchowego
wymiaru przestrzeni gotowi są poszukiwać w danych miejscach mieszkańcy i
turyści, humaniści i inżynierowie, władze miejscowe i zwykli ludzie.
Popularność samego pojęcia, co ciekawe, idzie w parze z jego nieprzejrzystością semantyczną. Genius loci, choć niezaprzeczalnie immanentnie
związany z przestrzenią, jest formą pojemną, mieszczącą wiele znaczeń. Po
pierwsze więc, pojmowany jest jako figura stylistyczna – środek poetyckiego
wyrazu, aura, klimat - bliżej nieokreślony typ impresji wywieranej przez niektóre miejsca lub też bardziej radykalnie jako antropomorficzny duch – wyimaginowany partner dialogu, jaki może nawiązać się pomiędzy miejscem
i człowiekiem. Po wtóre, interpretuje się go jako przedkulturową modalność
miejsca, związaną z naturalnymi cechami krajobrazu, domagającą się respektu
w procesie zagospodarowywania określonego terenu przez człowieka. Wreszcie współcześnie, coraz częściej, traktowany jest on jako zespół wyrazistych
cech definiowanych w kategoriach tak zwanej „estetyki przestrzeni”, wyróżniający pozytywnie dane miejsce wśród innych albo też wprost jako przyciągający uwagę konsumenta emblemat - identyfikator określonego produktu
komercyjnego1.
1
Wiele współczesnych firm umieszcza w swoim logo termin genius loci. Wykorzystując znaczenie słownikowe tego pojęcia, czerpią one inspiracje z przestrzeni i historii, jednak cel działalności jest w ich wypadku jednoznaczny: oferują po prostu towary na sprzedaż. Zob. np.: http://www.geniusloci.net.pl;
http://gl-architekci.pl; http://geniusloci.co. (22.04. 2013 r.).
92
Już ten pobieżny przegląd możliwości dzisiejszego operowania terminem uświadamia, iż genius loci charakteryzuje dynamika i można rzec, iż pojęcie to przechodzi ewolucję na naszych oczach. Czym jednak genius jako figura antropologiczna jest w swej istocie? Zjawiskiem kulturowym, pod którym skrywają się nostalgiczne asocjacje dotyczące miejsca, tak chętnie artykułowane w różnych dziedzinach sztuki, a następnie translokowane w procesach
komunikacji2 czy też w świetle najnowszych publikacji można przyznać temu
pojęciu status naukowy? Dostrzegalne w płaszczyźnie społecznej zainteresowanie geniuszem należy interpretować jako wyraz tęsknoty ponowoczesnego
człowieka za utraconą wraz z tradycyjną kulturą duchowością, transcendencją
czy raczej wynika ono z określonej koniunktury na klarowne miejsca – produkty turystyczne? Jaka wreszcie rysuje się przyszłość dla genius loci: czy
w kulturze technologicznej czeka go unicestwienie czy przeciwnie, stanowić
może remedium w walce o ocalenie miejsc antropologicznych, a może ma
szansę transmutować się w jakąś inną formę wyrażającą relacje człowieka
z przestrzenią ?
Historia pojęcia
Genius loci swym rodowodem sięga czasów antycznych. U zarania
konstytuuje go podstawowa dla starożytnych teza o istnieniu prymarnej analogii pomiędzy człowiekiem i miejscem, która wynika z faktu ich przynależności do uniwersum natury. To środowisko przyrodnicze jest zatem początkową
siędzibą ducha miejsca – obrońcy i strażnika jednocześnie, który lewitując
władczo, w co wierzyli Rzymianie, nad jakimś terytorium nadaje mu specyficzne, jemu tylko właściwe cechy.
Opiekuńczego ducha, jak można sądzić, odpowiednika późniejszych
chrześcijańskich patronów – aniołów stróżów, myśl antyczna umieszczała zresztą przy każdym człowieku z osobna, ponieważ dla człowieka religijnego każda forma życia ziemskiego miała sens o tyle, o ile istniała w wymiarze transcendentnym. Zgodnie z tym wierzono, iż genius – duchowy protektor towarzyszy każdemu mężczyźnie od narodzin do śmierci, każdej kobiecie nato2
O relacjach między miastem jako rodzajem miejsca a sztuką, które wykraczają poza praktyki reprezentacji zob. E. Rewers: Wprowadzenie do: Miasto w sztuce – sztuka miasta red. tejże, Kraków 2010, s. 5 -14.
93
miast na podobnych zasadach patronuje Junona. Ten spirytualny wymiar istnienia przenoszono na miejsca – ludzkie środowiska, którym patronowały lary
i penaty - bóstwa opiekuńcze domu i domowego ogniska3. Opiekę duchów rozumieli Rzymianie nie tylko jako konieczny warunek zamieszkiwania, ale
w ogóle korelacji z miejscami, dlatego czcili rozmaite bóstwa, odpowiadające
różnym rodzajom przestrzeni: prywatnej i publicznej, morskiej i lądowej,
miejskiej agorze i całemu państwu, drodze i rozstajom. Sfera sacrum obejmowała przy tym zarówno miejsca „swoje”, jak i „obce”, bowiem także na terenach kolonizowanych zdobywcy oddawali cześć lokalnym patronom.
Genius jako strażnik, opiekun, protektor uosabia nie tylko władzę
i pieczę nad jakimś miejscem; od początku ściśle osadzony jest w historii. Lary rzymskie czczone jako bóstwa opiekuńcze były przecież duchami zmarłych
przodków. To znaczenie: ducha przeszłości i tradycji wespół z unikatowością,
przypisywaną miejscom nawiedzanym przez określone sacrum oraz niematerialnością właściwą istotom nie z tej ziemi, zaczyna formować tworzącą się
stopniowo w ciągu wieków metaforę genius loci.
W toku dziejów metafora podlega przeobrażeniom. Pierwszym etapem tego procesu jest antropomorfizacja krajobrazów, miejsc, przestrzeni.
Początkowo każde bez wyjątku miejsce, w którym żyje i gospodaruje człowiek, obdarzone jest asekurującą siłą ducha, który nadaje mu jednocześnie
niepowtarzalny, jemu tylko właściwy charakter. Wergiliusz w Eneidzie pisze,
iż nie ma miejsca bez geniusza, który chroni je i czyni jednocześnie świętym4.
Stopniowo jednak anioł staje się symbolem miejsc wybranych: unikatowych,
wyjątkowych, obdarzonych specjalnymi walorami estetycznymi. Miejsca te
włączone w nurt reprezentacji, jako dzieła artystyczne, zaczynają być opisywane za pośrednictwem kategorii takich jak: „specyficzna aura”, „atmosfera”,
„tajemniczy klimat”.
Animacje geniusza w sztuce, co charakterystyczne, realizowały się
w ciągu wieków głównie w idei miasta. Wyobraźnię dziewiętnastowiecznych
podróżników pobudzało w tym względzie zwłaszcza południe Europy; stąd
najczęściej przywoływane w literaturze i malarstwie są słoneczne miasta Italii:
Rzym, Neapol, Florencja, Wenecja, które do dziś zachwycają zarówno urodą
3
4
Zob.: E. Rewers: Od miejskiego genius loci do miejskich oligopticonów, w: Fenomen genius loci. Tożsamość miejsca w kontekście historycznym i współczesnym, red. B. Gutowski, Warszawa 2009, s. 16 -17.
P. Ciriello: Przedmowa do: Genius loci – mappa della ricerca, mapa badań, research map, Napoli,
Katowice 2010, s. 18.
94
krajobrazu, kunsztem architektury, dorobkiem naukowym i artystycznym
swoich mieszkańców, dostarczając jednocześnie, jak pisze Stanisław Grzybowski, „wzorców miejskiej kultury literackiej, artystycznej, politycznej, społecznej”5. Ale przecież osobliwych, wyjątkowych miast/miejsc, które znalazły
swoje odzwierciedlenie w literaturze (czy też dzięki literaturze zyskały swój
niezapomniany kształt?) jest dużo więcej. Ich wizerunki tworzą kanony dziewiętnasto i dwudziestowiecznej miejskości, by wspomnieć tylko Dublin Joyce’a, Combray Prousta, Paryż Hugo.
Mniej oczywiste i nie tak jednoznacznie pozytywne na tym tle wydaje
się inne znaczenie geniusza – także strażnika, jednak nie opiekuna, przyjaciela, lecz wartownika, który w tradycji przedstawiany był pod postacią węża.
„Wąż symbolizuje chaos – pisał Mircea Eliade – to, co bezkształtne, nieujawnione. Obcięcie głowy węża jest równoznaczne z aktem stworzenia, z przejściem od wirtualnego i bezkształtnego do tego, co ukształtowane”6. W różnych kulturach spotkać można rozliczne, często przeciwstawne znaczenia tego
symbolu, który określać może zarazem słońce i wodę, zniszczenie i odrodzenie, śmierć i nieśmiertelność i stanowi kwintesencję ambiwalencji.
W dzisiejszej semantyce genius loci odnaleźć można rudymenty bezładu i bezkształtu - tego zapomnianego znaczenia węża – upadłego anioła,
który patronuje wszelkim niejasnościom, zawiłościom i tajemnicom. Fascynacja miejscem, jaka ukrywa się pod figurą genius loci nie musi, a nawet nie powinna, zamykać się bowiem w afirmacji piękna materii, urody pejzażu czy
w innych doznaniach estetycznych. Przypomina o tym wymownie Tadeusz
Sławek, kiedy pisze: „Gdy mówimy o genius loci, usiłujemy przy pomocy tego terminu dotrzeć do przestrzeni nieuschematyzowanej, a zatem nieuporządkowanej (…) genius loci może przybrać formę (…) demonicznego wyzwania” 7 . Takie rozumienie geniusza bliskie jest, jak się wydaje, nie tylko
współczesnym dyskursom naukowym, ale także chętnie dzisiaj podejmowanym społecznym projektom ochrony dziedzictwa kulturowego na obszarach
historycznie trudnych, na przykład na dawnych pograniczach. Ich autorzy stawiają sobie za cel działalność kulturalną i edukacyjną, służącą budowaniu
więzi z miejscem poprzez kształcenie rozumienia zawiłości kulturowych re5
6
7
S. Grzybowski: Trzynaście miast czyli antynomie kultury europejskiej, Wrocław 2000, s. 6.
M. Eliade: Sacrum, mit, historia, Warszawa 1993, s. 80.
T. Sławek: Miasto zapomniane przez Boga i ludzi. Fragment z Horacego, w: Genius loci. Studia o człowieku w przestrzeni, red. Z. Kadłubek, Katowice 2007, s. 88.
95
gionu. Często podejmują równocześnie trud budowania wspólnoty doświadczeń drogą pojednania jednostkowych pamięci wyzwolonych od przeszłych
zależności8.
Z jednej strony jest zatem genius loci metaforą uschematyzowaną
i dość silnie skonwencjonalizowaną w kulturze – w postaci pozytywnego, czytelnego wizerunku jakiegoś miejsca, rezonującego tajemniczą wprawdzie, lecz
dość racjonalnie zagospodarowywaną „aurą”. Z drugiej strony rysuje się wyraźnie jako trop szerszy, bardziej pojemny i otwarty semantycznie - patron
miejsc pogmatwanych, niejednoznacznych, o mglistym i/lub trudnym do ustalenia znaczeniu z powodu zawiłej historii, położenia geofizycznego czy też
skomplikowanych procesów społecznych występujących na danym terenie.
W każdym z tych przypadków można go traktować dwojako. Po pierwsze
więc, jako przynależnego do samego miejsca, stanowiącego zespół charakterystycznych jego cech - wówczas jawi się jako scena, otoczenie, pojemnik dla
zdarzeń tego świata lub jako dekoracja, dołączony do reszty ornament. Można
też przypisać go do wnętrza człowieka jako subiektywne narzędzie percepcji.
Najciekawsze jednak wydaje się rozważanie genius loci w kategoriach relacji
- współzależności podmiotowo/przedmiotowej. Nie jest on wtedy ani wyłącznie treścią świata, ani immanentnym składnikiem ludzkiego umysłu, lecz sytuuje się w strefie „pomiędzy”, jak pisze Tadeusz Sławek: „między miejscem
a spoglądającym na nie człowiekiem”9.
Jeśli zaś mowa o relacji, na inny jeszcze, równie istotny sens metafory
geniusza, zwraca uwagę Ewa Rewers: „Biblijna opowieść o wygnaniu z raju
połączyła zarazem i rozdzieliła aksjologicznie obu – anioła i węża – czyniąc
ich strażnikami szczęśliwego, a utraconego miejsca pierwotnej harmonii między człowiekiem i przyrodą, a także oddzielonej od wiedzy niewinności”10.
Zgodnie z powyższym w tym, co nazywamy „duchowością przestrzeni” mieści się wzajemny stosunek pomiędzy naturą i kulturą, historia procesu zasiedlania świata przez ludzi, a także, w dalszym planie, ambiwalentne znaczenie
dziejowe procesów nowoczesności.
8
9
10
Interesujące wydają się na przykład inicjatywy stowarzyszenia lokalnego w Rudzie Śląskiej, które swoją
nazwą: Genius loci - duch miejsca autoryzuje działania skierowane na ochronę, dokumentację, promocję
lokalnego i regionalnego dziedzictwa kulturowego Górnego Śląska. Zob. http://www.geniusloci.com.pl/
wordpress/?cat=7 (22. 04.2013 r.).
T. Sławek: Genius loci jako doświadczenie. Prolegomena, w: Genius loci. Studia o człowieku…, s. 15.
E. Rewers: Od miejskiego genius loci…, s. 21.
96
Wyobraźnia antropocentryczna a genius loci
Koneksje człowieka i przestrzeni mają, jak wiadomo, w antropologii
tradycyjnej znaczenie rudymentarne. Kluczowa jest tu relacja z miejscem,
jaką nawiązywały społeczeństwa pierwotne, podejmując trud zasiedlania nowego terenu w procesie budowania „swojego świata”. Opanowanie jakiegoś
obszaru zawsze związane było z wykonaniem gestu konsekracji, będącego
symbolicznym powtórzeniem boskiego dzieła kosmogonii. Czynność ta miała,
po pierwsze - obezwładnić siły chaosu przez człowieka, który bezładowi nadaje konstruktywny własny porządek, po wtóre - zapewnić pozytywny kontakt
z transcendencją.
Podstawą nawiązania relacji z miejscem było fundamentalne przekonanie, iż człowiek może żyć jedynie w świecie świętym, i to nie tylko dlatego,
iż zapewniałby mu on opiekę boską, lecz dlatego, że „tylko taki świat ma
udział w bycie”, tylko taki świat „istnieje naprawdę”11. Adaptując przestrzeń
do własnych potrzeb, człowiek respektował zatem istnienie na danym terenie
osobowo pojmowanego ducha miejsca. Społeczności pierwotne, o czym pisał
Eliade, na całym świecie budowały swe siedliska w podobny sposób. Wznosiły symboliczną kolumnę świata, łączącą ziemię i podziemia z niebem kosmiczną oś, zwaną axis mundi, która w wymiarze wertykalnym zapewniała
kontakt z transcendencją, horyzontalnie zaś wyznaczała w społecznym imago
mundi środek oswojonego „naszego świata”.
Teoria antropocentryczna, powołując się na prasymbole, początkiem
wszelkich relacji z miejscem czyni człowieka, a dokładniej ludzkie ciało. Yi –
Fu Tuan przykładowo pisze tak: „Człowiek jest miarą (…), ludzkie ciało jest
miarą kierunków, położenia, odległości”, podobnie w fenomenologii Maurice
Merleau-Ponty’ego – początkiem percepcji jest położenie człowieka, które
wyznacza uniwersalne konfiguracje postrzegania12. Sytuując siebie pośrodku,
człowiek, jak kwakiutlański neofita, wołający „Jestem w środku świata!”,
obejmuje wzrokiem świat aż po horyzont i cieszy się spokojem wynikającym
z faktu, iż wie, że przejmuje kontrolę, nadaje ton otaczającej go rzeczywistości. To w tym geście homo microcosmus ustanawia swoją centralną pozycję
wśród istot żyjących. Także w wyniku tego właśnie kreatywnego aktu duch
11
12
M. Eliade: Sacrum, mit…, s. 87.
Maurice Merleau-Ponty: Fenomenologia percepcji, Warszawa 2001.
97
miejsca oderwie się od swojego macierzystego środowiska – świata natury i
stanie się komponentem kultury.
Niemniej jednak, nie jest przypadkiem, iż kardynalny dla pierwotnych
relacji człowiek/miejsce punkt, punkt centralny - zarazem uświęcony i nawiedzony specjalnym rodzajem duchowej atmosfery, myśl antropogeniczna
umieszcza tam, gdzie przychodzimy na świat, w miejscu urodzenia, gdzie
stawiamy pierwsze kroki i dorastamy. Dom stanowi pierwszy, najbliższy krąg
przestrzenny człowieka, zarazem ośrodek najważniejszych egzystencjalnych
wartości, dlatego też jest najbardziej nacechowany emocjonalnie. To wokół
domu, w rytmiczności rutynowych czynności, skupiają się wiodące praktyki
kulturowe, to tutaj krystalizuje się sens życia. Nie dziwi zatem przekonanie, iż
genius loci, łączący duchowość i przyziemność, prostotę i zagmatwanie,
oczywistość rzeczy wielkich i urodę szczegółu, objawia się właśnie w tej najważniejszej ludzkiej relacji. Obejmuje ona w pierwszym rzędzie człowieka
i dom, dalej roztacza się: na otoczenie, środowisko lokalne, „małą ojczyznę”.
Strony rodzinne tradycyjnie zresztą należą do przestrzeni sakralizowanych, o
czym opowiadają dawne mity o terra mater, według których to ziemia rodzi
ludzi, dzięki czemu łączy ich z nią afektywna, mistyczna, wiekuista więź.
Teorie umieszczające człowieka w środku świata łączy myśl o organicznym, uniwersalnym przymierzu istniejącym między podmiotem a miejscem. Nie jest to jednak pakt całkowicie bezstronny. Emancypującemu się
człowiekowi przyświecać bowiem będzie ponętna myśl, by grać pierwsze
skrzypce i przejąć wszechświat razem ze wszystkimi stworzeniami i duchami
w posiadanie. Racjonalizując w toku procesów nowoczesności swe myśli o
świecie, utraci tym samym transcendentny wymiar geniusza, sprowadzając jego znaczenie do występujących w miejscu osobliwych, niepowszednich cech.
Fenomenologia ducha
Nie można jednak zapominać, że poczucie sensu istnienia, jakie mieści się w genius loci odnajdywanym na niwie centralnie ulokowanej kultury,
nie wyczerpuje bynajmniej złożoności zagadnienia. Równie zasadna wydaje
się inna wykładnia, o której przypomina Zbigniew Kadłubek: „Epifania geniusza miejsca (…) jest totalnością całkowicie nieuwarunkowanego myślenia
98
całości bycia, całości świata; ma charakter holistyczny”13. A w innym miejscu: „Genius loci w czuły sposób zachęca do uznania faktu, że człowiek jest
częścią świata i ważnym skrzyżowaniem linii wszystkiego, co żyło, żyje i
jeszcze się narodzi, zasieje, rozpleni”14. Kontemplacja ducha zasadza się tu na
odczytywaniu rozgrywającego się w naturze misterium życia. W tym sensie
przypomina znane z tradycji procedery tropienia hierofanii w świecie przez
człowieka religijnego, który pragnął dotrzeć do różnych modalności sacrum i
czynił to nie tylko przecież po to, by tworzyć własną kulturę według świętego
wzorca, ale po to, by po prostu uczestniczyć w transcendencji.
Jak się wydaje, epifania ducha w świecie ma jednak w tym przypadku
niewiele wspólnego z ontologią naturalistyczną, jaką znamy z myśli dziewiętnastowiecznej. Tam uzasadnienie wszystkich zjawisk świata mieściło się w
działaniu praw przyrody pojmowanej materialistycznie. Z podobnym podejściem koresponduje na przykład obecna w filozofii Wschodu formuła krajobrazu przyrodniczego – wartości samej w sobie, dostępnej na drodze estetycznej kontemplacji. Ten typ refleksji wpisuje człowieka – istotę podobną do
innych stworzeń ziemskich - w naturalny rytm przyrody, w którym może on
zrealizować jednak co najwyżej, drogą medytacji, potrzebę osiągania harmonii
ze światem. Realizacją marzeń o tej idealnej symetrii są obdarzone znaczeniem kosmologicznym kompozycje miniaturowych ogródków, popularne w
Chinach od mniej więcej XVII wieku, w których komponentami są symbole
wszechświata: góra, grota, drzewo, woda czy też ich pomniejszone wersje:
misy, w których „ nasycona wonnościami woda przedstawiała morze, a stercząca przykrywa- górę” 15 , powtarzające jednak ten sam schemat świata w
miniaturze - krajobraz idealny, pełen sił mistycznych, archaiczna konfiguracja
kosmiczna.
W fenomenologii ducha idzie jednak o inną interpretację rzeczywistości, taką mianowicie jakiej niegdyś dokonywał człowiek religijny: kamień i
drzewo nie są święte dlatego, że są kamieniem i drzewem, ale dlatego, że wyrażają coś, co je zdecydowanie „przerasta”, że duchowość, nadrealność definiują ich prawdziwą treść16. Genius loci odwołuje się zatem do natury, kompleksowego, żywego organizmu, którego doskonałość wynika z tajemniczego
Z. Kadłubek: Esej o geniuszu miejsca z Rzymem w tle, w: Genius loci. Studia o człowieku…, s. 51.
Tamże, s. 48.
15
M. Eliade: Sacrum…, s.154.
16
Tamże, s.125 – 126.
13
14
99
gestu stworzenia, jednak w istocie kryje się pod nim coś więcej niż tylko wyczuwalna analogia przyrody i ludzkiego życia. Duch jest patronem, jak określa
to Kadłubek, „więzi z Byciem”. To dlatego w nim czy też poprzez niego
człowiek po heideggerowsku szuka w świecie miejsca dla siebie, odnajdując
w tym procesie głębszy, egzystencjalny sens.
Owo zanurzenie w życiu oznacza, iż za pośrednictwem geniusza miejsca w sposób ezoteryczny ujawnia się w danej przestrzeni zarówno atawistyczna siła natury, przypominająca o naszej przynależności do wykraczającego
poza epistemologię uniwersum, jak i dorobek ludzkich rąk, świadczący o naszych poprzednikach, wszystkich tych, którzy byli tu wcześniej, a których historia wyryła się trwale w materii świata. W tym ujęciu genius loci istnieje
niejako samoistnie, niezależnie od człowieka; przerasta go na tyle, iż nie może
on go po prostu zniszczyć. Żywotna, bujna energia ducha ma niezwykłą
wprost moc odtwarzania się. Dlatego nawet miasta, które dotknęły tragedie
wojny i wypędzeń, takie jak Wrocław, nie ulegają całkowitej zagładzie, lecz
zatrzymują potęgę widmowej namiętności, pozwalającą obecnym autochtonom „być tym placem”, „odkrywać sojusz miejsca i rytm własnego serca”17.
Anioł miejsca, jako siła ponadludzka, domaga się tym samym koniecznego respektu, o czym przekonywał, adaptując metaforę na grunt architektury Christian Norberg Schulz. Zgodnie z jego klasycznym już dzisiaj dziełem18, warunkiem powodzenia w procesie urządzania przez człowieka miejsc,
w których będzie on mógł żyć, jest wsłuchiwanie się w głos prominentnego i
pierwotnego zarazem gospodarza danego lokum – geniusza miejsca. Cały wywód autora, w którym w fascynujący sposób ujawnił, jak dzieła architektury i
szerzej kultury konfigurują miejsce i tożsamość jego mieszkańców, oparty jest
na przekonaniu, iż człowiek w toku tradycji wytwarza znaczenia, jednak nie
imaginuje ich w próżni. Wszystko, co jest stworzone przez ludzi, jak dowodził
badacz, istniało już wcześniej w świecie, a zapisane jest w znakach natury i w
symbolach kulturowych. Tym samym nawiązał do myśli filozoficznej Martina
Heideggera, według której „być na ziemi oznacza być pod niebem”19.
U Schulza fenomen jakim jest genius loci, dostępny jest spojrzeniu,
które absorbuje świat na zasadzie gry wrażeń, ulotności przebłysków pod pos17
18
19
Z. Kadłubek: Esej o geniuszu miejsca…, s. 57.
Ch. N. Schulz: Genius Loci: Towards a Phenomenology of Architecture, Rizzoli 1979.
Tamże, s. 165.
100
tacią światła, które przenika do wnętrza świątyni, podkreślając jej kosmiczną
strukturę, wzgórz, widocznych w prześwicie pomiędzy budynkami, na horyzoncie, kontrastujących z barwą południowego nieba. Jednak błędem byłoby
redukowanie tych impresji do satysfakcji estetycznych. Jeśli bowiem mówimy
o genius loci, nawet pozostając na gruncie fenomenologii, mamy na myśli złożoność zagadnienia wykraczającą poza powierzchowne relacje. Musimy zatem przyjąć, za Tadeuszem Sławkiem, iż nie to jest istotne, że miejsce roztacza swój powab, urzeka mnie, także nie to, że w efekcie jawi się ono jako dostępne konceptualizacji zgodnie z moją wolą. Ważne jest raczej to, że miejsce
jest fenomenem, który mnie pokonuje i deklasuje moje zapędy kategoryzowania, że emanuje z niego nieprzystępność i złowieszczość20. Idzie tu w istocie o
czynniki ludzkie: historię, tradycję, skomplikowane procesy kulturowe i nieludzkie: przyrodzoną dzikość i grozę świata, który zawsze radykalnie nie przystaje do moich narzędzi poznawczych, ujawnia moją bezsilność i poddaje w
wątpliwość możliwość opisu w ogóle.
Genius bez lokum?
Aby uczestniczyć w doświadczeniu genius loci, chcąc nie chcąc, należałoby poddać je zatem praktykom dekonstrukcji. Po pierwsze, należy bowiem uznać, iż to nie przestrzeń antropologiczna jest wyłączną i bezwzględną
areną ducha, po wtóre, percypowanie na zasadzie kumulowania myśli i wrażeń, które ma zapewnić wgląd w naturę świata nie wystarcza. Genius jawi się
tym samym już nie tylko jako figura pełna ambiwalencji, ale jako osobliwość
złożona z paradoksów, uwidaczniających się w przeciwieństwach, takich chociażby jak: codzienne/unikatowe, kulturowe/dzikie, urokliwe/pełne grozy, poznawalne/nieprzystępne. Przestrzeń opatrzona taką charakterystyką zmusza
człowieka do gruntownego przemyślenia pojęć „myślenie” i „widzenie”, do
zaangażowania intuicji jako narzędzia poznania oraz wyrażenia zgody na fakt,
iż miejsce jest zawsze odmienne od ludzkich względem niego oczekiwań, zaś
nasza wiedza o nim z konieczności musi zostać niepełna21.
20
21
Zob.: T. Sławek: Bowman, opodal farmy Chapmana, nad Bear River piaszczysta wyspa na Dunaju
niedaleko Bratysławy, w: Genius loci. Studia o człowieku…, zwłaszcza s. 137 – 141.
Tamże, s. 144.
101
Zdekonstruować miejsce znaczy więc w pierwszym rzędzie zaprzestać traktowania go jako foremnego, poddającego się zabiegom klasyfikowania
i archiwizowania kompletnego bytu. Tadeusz Rachwał pisze: „miejsce (…)
jest zawsze już nie na miejscu”22, co należałoby rozumieć, iż nigdy nie jest
ono stabilne i skończone, lecz zawsze odsyła do czegoś innego, mieszczącego
się poza aktualną wiedzą, topograficzną orientacją, bezpieczną swojskością.
Cytując Jacquesa Derridę, stwierdza dalej, iż miejsca, podobnie jak książki
autora O gramatologii, charakteryzują się geometrią, w której nie ma takich
konwencjonalnych pojęć jak: „środek” i „centrum”, zamiast nich jest dezorientujący labirynt. W ten sposób miejsce jest „skierowane na zewnątrz”, jego istotą jest „wychodzenie ku temu, co być powinno”, ruch w kierunku nieobecnej przyszłości, zmiany, doskonałości. Genius loci jako duch „odmiejscawiania miejsca” jest tu metaforą sposobu myślenia o świecie, który wzbudza „zaniepokojenie” i „zastanowienie”23.
Gest dekonstrukcji odsłaniać ma więc w miejscu nieczytelne obrzeża
zamiast oczywistych i rzucających się w oczy punktów centralnych, kierować
uwagę na marginesy, suburbia, obszary „obcego”. Zdaniem Tadeusza Sławka
dostrzeganie „inności” w obrębie „swojskości” ma tutaj kluczowe znaczenie.
Rytmiczność codziennych praktyk w obrębie antropologicznej przestrzeni
własnej utwierdza bowiem człowieka w mylnym przekonaniu, iż oto posiadł
on „całą” wiedzę o „swoim”, gdy tymczasem tak naprawdę nie wie nic lub bardzo mało. Konieczne jest zatem wyzbycie się ścisłej przyległości do miejsca,
a co za tym idzie oddalenie od domu. „Genius loci jest tą siłą, która nie dopuszcza do tego, aby miejsce zostało całkowicie i bez reszty „umiejscowione”,
aby było wyłącznie „miejscowe” i „na miejscu”; jest otwarciem miejsca na
świat”24. Dlatego właśnie namysł nad światem inspirowany przez genius loci
niesie z sobą, jak określa to autor: „głęboki kryzys poczucia zadomowienia”, a
„duch miejsca wy – miejscawia”25.
Jak widać, „stabilitas jest wroga geniuszowi”, „odgradza go od świa26
ta” . A skoro tak, musimy przyjąć, iż anioł miejsca jest stanem świadomości,
jaką zyskujemy nie zamieszkując po prostu, a raczej będąc w ruchu, wędrując.
22
23
24
25
26
T. Rachwał: O powinności miejsc, w: Genius loci. Studia o człowieku…, s. 65.
Tamże, s. 64 – 65.
T. Sławek: Vedi Napoli, e poi muori! Neapol i genius loci, w: Genius loci. Studia o człowieku …, s. 85.
Tenże: Bowman, opodal farmy Chapmana…, s. 132.
Z. Kadłubek: Esej o geniuszu…, s. 50.
102
Zgodnie z powyższym można by powiedzieć, że w sposób najbardziej oczywisty daje się genius poznać wszystkim tym, którzy miejsce z różnych przyczyn opuszczają, rozmyślnie lub bezwiednie się z niego wyłączają - emigrantom, banitom, outsiderom. Z pewnością tak właśnie jest, czego dowodem jest
szeroko reprezentowana w literaturze twórczość emigracyjna, w której utracone miejsce odzyskiwane na powrót w przestrzeni tekstu, dzięki namiętności
wynikłej z tęsknoty, zyskuje bardziej wyraziste, pełniejsze, a czasem imponująco przebudowane kształty. Trzeba jednak zaznaczyć, iż opis świata, jakiego
oczekiwalibyśmy, patrząc przez okulary genius loci, nie może mieć nic
wspólnego z chwytającą za serce nostalgią zamkniętą w określonej, zastygłej
formie, ponieważ, jak wiadomo, geniusz nie jest wybranym, raz na zawsze
ustalonym pejzażem.
Faktycznie istotą tego, co nazywamy aniołem miejsca, nie jest wszakże fizyczne oddalenie, wywołujące określone stany emocjonalne, a raczej
przeżycia i doznania, jakie towarzyszą relacjom człowieka z miejscem w
określonym „tu i teraz”. Miarą tych doświadczeń jest zaś suwerenność i nieskrępowanie myśli. Mówiąc inaczej, nie idzie więc o to, by podróżować, a już
na pewno nie o to, by zbierać kolekcjonerskie zapasy miłych obrazów z punktów widokowych czy zachować neutralną pozę turysty, którego zadowalają
banalne pamiątki i którego nie dotyczą lokalne problemy. Idzie o to, by refleksyjnie zagłębić się w miejsce, poznać je gruntownie, a nie tylko z góry, przeniknąć to, co nieoczywiste, co niekoniecznie rzuca się w oczy, polemicznie
odnieść się do jego bieżących spraw - co jednak jest cechą zamieszkiwania,
nie zaś orientowania się w przestrzeni lub zwiedzania.
Kiedy Tadeusz Sławek pisze, iż „tylko spoza „miejsca” odsłania się
jego geniusz”27, należy to być może rozumieć tak, iż, aby zaznać mocy ducha,
trzeba świadomie oddalić się, pozostając jednocześnie we własnym domu, w
jego wnętrzu poczuć się jak gość, być w pewnym sensie „obcym” we „własnej” wspólnocie lub spojrzeć na „swoje” miasto oczami przybysza, nie zadowalając się jednym, ustalonym kiedyś wizerunkiem. Oddalenie nie jest tu
rozumiane jako fizyczna odległość, a raczej jako dystans egzystencjalny (nie
dystans - chłód emocjonalny!), sposób bycia, któremu patronuje myśl, iż
ludzka wiedza o miejscu z konieczności zawsze będzie niepełna, dlatego war27
T. Sławek: Miasto zapomniane przez Boga i ludzi…, s. 80.
103
to pozostawić w tej relacji margines wolności, puste, potencjalne miejsce dla
nowych, bezimiennych jeszcze treści. Tę wzajemną współzależność określić
można również tak: zamieszkiwać nie mieszkając, być bezdomnym, mając
dom, zachować podniosłą niezależność myślenia w familiarności codziennego, rutynowego obrządku.
Dekonstrukcja miejsca pociąga za sobą zasadniczą zmianę w kwestii
tożsamości, której nie może już po prostu ustanowić kompletny i relacyjny
punkt, gdyż ten, jak wiadomo, nie istnieje, lecz dynamika, ruch, otwarcie się
na inność, a nawet obcość umiejscowioną w ramie własnego „ja”. Odkryć w
sobie „innego” oznacza przy tym nie tylko empatycznie wczuć się w sytuację
drugiego człowieka, mieszkańca przeciwnego skraju miasta, sąsiada przybyłego niegdyś z daleka albo też dawnego autochtona, być może mówiącego
niezrozumiałym językiem. Konieczne jest uznanie faktu, iż miejsce razem ze
swoją historią, wpisaną weń naturą i kulturą, radykalnie bierze górę nade mną,
pokonuje mnie, nie umniejszając jednak wcale moich kreatywno – koncepcyjnych możliwości. Można też nazwać tytaniczne właściwości przestrzeni „wezwaniem”, które płynie ze strony miejsca w kierunku zamieszkującego je
człowieka i odmienia go w kogoś innego, bardziej wrażliwego na otaczający
świat, gotowego odkrywać jego złożone treści. Tylko w taki sposób człowiek
ma szansę odzyskać swoją tożsamość, a miejsce może stać się czymś więcej
niż tylko adresem zamieszkania.
Duch ukryty w „warstwach” kultury
Problem tożsamości wiąże się z dziedziną ducha miejsca w sposób
oczywisty, ponieważ tak samo dotyczy relacji człowieka z miejscem. Współcześnie obydwa wątki z konieczności należy rozpatrywać w kontekście ponowoczesnej utraty miejsc antropologicznych, symbolicznych punktów identyfikacji, zmieniających się w przestrzenie tranzytowe, tymczasowe, instrumentalne – słowem „nie – miejsca”, jak nazywa je Marc Auge28 oraz na tle kryzysu tożsamości, która coraz częściej jawi się nie jako przynależność do kogoś i
czegoś, lecz jako niezlokalizowany konkretnie „problem”, „zadanie do wyko28
Zob.: M. Augé: Nie – miejsca. Wprowadzenie do antropologii hipernowoczesności, Warszawa 2010, s.
51 – 80.
104
nania”29. Swoistym panaceum na egzystencjalne bolączki człowieka dwudziestego pierwszego wieku są identyfikacje odnajdywane na gruncie kultur regionalnych i lokalnych. Aktywność orędowników wskrzeszania tych tożsamości koncentruje się na działaniach mających na celu na powrót przywrócić
więzy człowieka z bliską przestrzenią. Aby jednak dokonać tego w zgodzie z
genius loci, należy spełniać pewne konieczne warunki.
Wszelkim działaniom proregionalnym i prolokalnym towarzyszyć
musi w szczególności refleksja o uwolnieniu się od pokus dominacji i świadomość, że potencjalny nowy porządek nie może być miejscu narzucany i
utrzymywany przemocą. Miejsce bowiem nie jest niczyją własnością, tak
samo, jak nie jest stabilną, trwałą, ustaloną formą. Gdyby traktować geniusza
jako nieprzemijalną cechę miejsca, konstytuującą stały jego wizerunek, musielibyśmy zgodzić się na funkcjonowanie ducha jako co najwyżej narzędzia
promocji danej miejscowości, zredukowanego do banału, wygodnego stereotypu, swojskiego produktu, jakim rozporządzają lokalni włodarze, by spełnić
potrzeby konsumpcyjne turystów. Także zaborcze, konkwistadorskie aspiracje
ery nowożytnej, prowadzące do jednoznacznego podporządkowania przestrzeni człowiekowi, są całkowicie obce formie myślenia, jaką jest genius loci,
ponieważ jest on zasadniczo „przestrzenią niesystematyzowaną i nietematyzowalną”30. Niestety, nie zawsze pamiętają o tym autorzy projektów przebudowy współczesnych miast, w których postępujące procesy modyfikacji miejsca wciąż przypominają apodyktyczne gesty człowieka - demiurga śniącego
sen o nowoczesności.
Duch miejsca, o czym nie można zapominać, jakkolwiek bardzo
współcześnie otwarty semantycznie i ujawniający się w każdorazowym „tu i
teraz”, w istocie jest duchem przeszłości. Dlatego namysł nad geniuszem
przypomina o potrzebie stanu świadomości, którą Paul Ricoeur nazwał „kulturą szacunku”, a która zasadza się na atencji dla historii; nie tyle dla faktów czy
postaci historycznych, które miały wpływ na miejsce, ile dla całego konglomeratu kulturowych śladów pozostawionych przez minione stulecia, tworzących określony klimat i atmosferę. Co do atmosfery, to trzeba by pojmować ją
tak, jak trafnie formułuje to Ilja Kabakow: „Kiedy mówimy o aurze miejsca,
to mówimy nie tyle o specyficznych przedmiotach, budynkach czy historycz29
30
Zob.: Z. Bauman: Tożsamość. Rozmowy z Benedetto Vecchim, Gdańsk 2007.
T. Sławek: Miasto zapomniane przez Boga…, s. 88.
105
nych zdarzeniach związanych z konkretnym miejscem(…). Mówimy raczej o
licznych kulturowych „warstwach” skupionych w danym miejscu. Mówimy o
odczuciu historycznej głębi, o nakładających się na siebie obrazach (…); mówimy o aktywizacji pamięci, która przesądza o wielowarstwowości i wielogłosowości miejsca”31.
Jawi się zatem genius loci jako polifonia głosów rozbrzmiewających
w miejscu, mozaika relacji, nie zaś wybrana partykularna zależność. Tworzy
go w równej mierze indywidualizująca aktywność „ja”, co rozsądne współuczestnictwo w „my”. Definiowany jest w kategoriach ruchu i komunikacji.
Jednak nie tej, do której dążą nowoczesne miasta, budując jak najszersze,
przecinające na wskroś arterie, zapewniające tak zwaną „płynność ruchu”.
Komunikacyjne właściwości ducha zasadzają się na jego zdolności do kumulowania i przekazywania znaczeń. Miejsce nawiedzone przez ducha jest bowiem „palimpsestem nakładanych na siebie elementów”, jest „dodawaniem” –
„marmurowy liść na liściu”, „stal na stali”, „kamień, warstwa na warstwie”32.
Sensu geniusza poszukiwać można w pokładach historycznie i synchronicznie
formujących miejsce: w fakturze i kształcie dawnej i współczesnej materii, w
uroku detali architektonicznych, w rozbłyskach światła, w idei sąsiedztwa i
bliskości, ale także w rozmaitości polemicznie usposobionych języków.
Genius loci, jak starano się wykazać, jest z jednej strony figurą antropologii, z drugiej zaś złożonym zjawiskiem we współczesnej kulturze, ukazującym problemy, jakie nurtują ponowoczesnego człowieka. Zarówno w pierwszym, jak i drugim wypadku jest jednak formą myślenia o miejscu, a właściwie głęboką refleksją o świecie i ludzkiej w nim obecności. W nauce jest także uczonym namysłem nad sposobami postrzegania w ogóle, a zatem jest metarefleksją. Jako taka rodzi się na gruncie nawarstwiania się znaczeń, w efekcie czego dane miejsce pozostaje ciągle jakby w ruchu, niekompletne i niedokończone.
Ewa Rewers nazywa geniusza miejsca metaforą ontologiczną, która
stanowi „jeden ze sposobów przystosowywania się języka pojęciowego do
świata jeszcze niepoznanego lub takich jego aspektów, których cechą konstytutywną jest nieprzezroczystość, wieloznaczność, niepowtarzalność”33. Z kolei
31
32
33
I. Kabakow: Publiczny projekt albo duch miejsca, w: Miasto w sztuce…, s. 348.
T. Sławek: Miasto. Próba zrozumienia, w: Tamże, s. 44.
E. Rewers: Od miejskiego genius loci do miejskich oligopticonów…, s. 16.
106
Chaim Perelman funkcję ontologiczną metafor sprowadza do analogii, pisze
tak: „Naukowiec (…), kiedy ma do czynienia z nową dziedziną dociekań (…)
daje się prowadzić analogiom. Analogie te odgrywają przede wszystkim rolę
heurystyczną – występują jako narzędzia wynalazczości dostarczające badaczowi hipotez, które ukierunkowują jego poszukiwania”34. Jak z tego wynika
genius loci jest w dzisiejszej nauce skutecznym narzędziem poznawczym,
można nawet uczynić krok dalej i zaryzykować twierdzenie, iż staje się także
pojęciem naukowym w antropologii. Jego semantyka zdaje się bowiem krystalizować i dość konkretnie można go zdefiniować jako miejsce, w którym
synchronicznie i diachronicznie, warstwowo układają się znaczenia. Tworzone i odkrywane zaś są na zasadzie równorzędności treści i pluralizmu form.
W perspektywie pedagogiki miejsca
Skoro jednak genius loci oprócz swego występowania na niwie nauki,
jest jeszcze żywym i aktualnym zjawiskiem kulturowym, kojarzonym ze środowiskiem i tożsamością człowieka, powinien znaleźć swoje miejsce w dyskursach edukacji. Podjęcie wysiłku odczytywania piętrzących się w miejscu
sensów wymaga bowiem przede wszystkim określonej wiedzy i umiejętności.
Nie idzie tu wyłącznie o wyposażanie młodego człowieka w toku edukacji
szkolnej w wiadomości historyczne, geograficzne, etnograficzne czy ekonomiczne na temat miasta, regionu, w którym żyje, lecz o transmisję sposobów,
z pomocą których może udać się mu w przyszłości nawiązać bliskie, intymne
relacje z przestrzenią, które jednocześnie opierać się będą na procesach mentalnych sięgających „w głąb”. Być może spontaniczny przekaz owych sposobów życia w miejscu, jaki zachodzi w toku socjalizacji i inkulturacji nie wystarcza już dzisiaj i ukierunkowana pedagogizacja, prowadzona nie tylko na
płaszczyźnie szkoły, ale przy zaangażowaniu innych instytucji oraz sektora
użyteczności publicznej, mogłaby się okazać niezbędna.
Jak bowiem można sądzić, pozostawanie w duchowej łączności z
miejscem wciąż jeszcze przekonuje współczesnych ludzi. Być może genius
loci pożegluje kiedyś w stronę jeszcze bardziej zindywidualizowanych, ale też
zredukowanych do skopiowanego obrazu, więzi z miejscem, zamkniętych w
34
Ch. Perelman: Analogia i metafora w nauce, poezji i filozofii, Pamiętnik Literacki LXII, z. 3, s. 250.
107
formule nowych technologii, w których treścią naszej metafory będzie oligopticon35? Jakkolwiek by było, pomimo obserwowalnych w dzisiejszych miastach radykalnych procesów rozmywania się idei miejskości w bezimiennych
przestrzeniach urbanistycznych, o których pisze Ewa Rewers, pozbycie się
aniołów miejsca, równoznaczne z wykorzenieniem, jest jednak sprawą jakiejś
nieokreślonej i, miejmy nadzieję, niedosiężnej przyszłości.
Przed pedagogiką miejsca rysuje się natomiast całkiem konkretne zadanie przygotowywania młodzieży do lokalizowania się w miejscu na nowych
zasadach. Podstawową praktyką powinno być uczenie, w toku procesów wychowania i kształcenia, rozumnego patrzenia i konfigurowania składników
tego świata bez inklinacji do podporządkowywania, zawłaszczania przestrzeni
przez forsowanie jakiejś jej jedynej wizji. Spojrzenie to oczyszczone z miałkości łatwego stereotypu, za to pełne emocji, wiedzy o kulturze i historii, musi
mieć ostrość przenikania taką, by pozwoliła dostrzec to, czego w miejscu
jeszcze zwyczajnie nie ma, ale co rysuje się już jako potencjał dla przyszłych
całkiem może innych treści.
GENIUS LOCI AS AN ANTHROPOLOGICAL FIGURE.
SEMANTIC TRANSFORMATIONS,
INTERPRETIVE CONTEXTS
The title of this article is the examination of the nature of genius loci phenomenon in
culture as well as rethinking its status in contemporary anthropology. The subject of
the analysis is the ambiguity of the concept, which functions as a multi-layered metaphor in both society and science and its dynamics and evolution on the basis of modernistic processes. The analysis aims to establish the importance of genius in relation
to different research contexts.
Dr Ilona Copik – Wydział Nauk Humanistyczno-Społecznych Gliwickiej Wyższej
Szkoły Przedsiębiorczości
e-mail: [email protected]
35
Określenia oligopticon, które jest powołane w celu ożywienia uschematyzowanej metafory geniusza, a
które wskazuje zarazem na istotę relacji człowieka i miejsca w kulturze obrazu, używa Ewa Rewers,
zob.: Od miejskiego genius loci …
108
Joanna KUŹNICKA
TRAJEKTORIE ORTEGIZMU W KULTURZE
Zmienny charakter rzeczywistości - perspektywizm
Kluczowym obszarem w rozumieniu kultury i antropologii jest dla
Ortegi y Gasseta teoria perspektywizmu. Ta filozoficzna orientacja kształtuje
się już między 1914 a 1917 rokiem, kiedy Ortega proponuje przełamanie tendencji idealizmu i realizmu, by w Medytacjach o Don Kichocie zaprezentować
trzecią drogę - perspektywizm, który osiągnie formę dojrzałą w Zadaniach
naszych czasów1. Poprzedzona została ona przejściem od lektur Renana i filozofii neokantyzmu do Bergsona, Nietzschego i Kierkegaarda. Ten ostatni również posługiwał się pojęciem rozumienia, widzenia, które jest perspektywicznie osadzone w pewnym kontekście.
Rzeczywistość jest zmienna, a poznanie ludzkie jego zdaniem jest
wybiórcze i zachodzi z określonego punktu widzenia – perspektywy, co ilustruje fragment z Medytacji o don Kichocie: „Ściśle rzecz biorąc, z perspektywy każdego miejsca, las stanowi pewną możliwość. Jest ścieżką, która moglibyśmy podążyć, by po kilku krokach trafić na źródło, którego lekki szum
dochodzi do nas, jakby tłumiony ciszą. Las stanowi pewną sumę naszych
możliwych czynów, które jednak – jeśli ich dokonamy – utracą swoją pierwotną wartość. Wszystko to czego doświadczamy w lesie bezpośrednio, stanowi jedynie pretekst do tego, aby cała reszta mogła pozostać w ukryciu i w
oddaleniu.[…] Las zawsze jest nieco dalej niż my”2. Nasze życie to las. Las to
perspektywa. Perspektywa to rzeczywistość. Kiedy znajdujemy się w danym
punkcie, okoliczności będą zmieniały się w zależności od punktu, w którym
jesteśmy. Punktu widzenia, myślenia, przeżywania, wartościowania oraz odpowiadającym im elementom rzeczy i rzeczywistości. Rzeczywistość to szeroka perspektywa, życie to sieć okoliczności. „Kiedy w końcu przekonamy
1
2
J. Sánchez Villáseñor, Pensamiento y trayectoria de José Ortega y Gasset, México 2007, s. 60. (wyd. I
Mexico 1943).
J. Ortega y Gasset, Medytacje o „Don Kichocie”, Warszawa 2008, s. 37.
109
się, ze bytem ostatecznym świata, nie jest materia, ani dusza, nie jest żadna
określona rzecz, ale pewna perspektywa? Bóg jest perspektywą i hierarchią;
błąd szatana był błędem perspektywy”3. Życie ludzkie, określone tu metaforą
lasu, jest zbiorem możliwości, poprzez które w danym momencie konstruujemy rzeczywistość. „Perspektywa jest uporządkowaniem i formą w jakich
przedstawia się oglądającemu rzeczywistość. Jeśli zmieni się punkt, który
zajmuje obserwator, zmianie ulegnie również perspektywa” 4. W niezmierzonej perspektywie świata musimy dla naszej okoliczności znaleźć miejsce.
Życie ludzkie jest ciągłym absorbowaniem owych okoliczności, które dla
filozofa są drugą częścią naszego „Ja”. „Ten obszar rzeczywistości mnie otaczającej tworzy druga połowę mojej osoby: tylko przez nią mogę się spełnić i
być całkowicie sobą. […] „Ja” jestem mną i moją okolicznością i jeśli jej nie
ocalę, nie ocalę i siebie”( Yo soy yo y mi circunstancia, si no salvo a ella, no
me salvo yo)5. W innych tłumaczeniach używa sie liczby mnogiej na określenie okoliczności „ ja to ja i moje okoliczności.” Tak czyni Krzysztof Polit w
swej monografii Ortegi6, jak i Janusz Wojcieszak w tłumaczeniu Medytacji o
„Don Kichocie”7. Jednakże sam filozof używa słowa okoliczność w liczbie
pojedynczej lub mnogiej. Człowiek składa się zatem z „ja” i „mojego ja”,
czyli „ja i okoliczności”. Okoliczności stają się drugą częścią osoby. Jarosław
Gowin w książce Ortegiańska filozofia życia, interpretuje drugie „ja” jako
„dynamiczną ciągłość aktów twórczych kierowanych przez człowieka ku
światu, gwarantujących utrzymanie kontaktu z okolicznościami, natomiast
pierwsze „ja” to osobowość we właściwym sensie, lecz nie osobowość preegzystująca na podobieństwo tego, co tradycyjnie ujmuje się jako dusza, ale
tworząca się dopiero w toku ludzkiej działalności. Osobowość stanowi tedy
rezultat przełamywania się ludzkich czynów w spowijającej człowieka warstwie okoliczności, jest powstającą w czasie wypadkową ludzkiej aktywności
i wpływu zewnętrznego”8. Badacze napotykają wyraźnie trudności z określeniem tego Ortegiańskiego terminu. Świadczy o tym chociażby tok myślenia w
podanym fragmencie z książki Krzysztofa Polita Kryzys cywilizacji Zachodu
3
4
5
6
7
8
Tamże, s. 21.
J. Ortega y Gasset , Po co wracamy do filozofii, j. w., s. 120.
Medytacje nad „Don Kichotem”, [w:] R. Gaj, Ortega y Gasset, j. w. , s. 213 oraz 43.
K. Polit, Kryzys cywilizacji Zachodu w myśli Jose Ortegi y Gasseta, Lublin 2005, s. 43.
J. Ortega y Gasset, Medytacje o „Don Kichocie”, przeł. Janusz Wojcieszak, Warszawa 2008., s. 17.
J. Gowin, Ortegiańska filozofia życia, Znak, nr 8/9, s. 30.
110
w myśli José Ortegi y Gasseta: „A sam człowiek? Co pozostanie, kiedy pozbawimy go pamięci, intelektu, woli, charakteru, pragnień, wspomnień, pożądań, namiętności? Kiedy wszystko to zaliczymy do okoliczności, gdyż takie
rozumienie tego terminu jest dopuszczalne w Ortegiańskiej filozofii. Okoliczności oznaczają tutaj nie tylko świat przyrody, nie tylko społeczeństwo, innych ludzi, kulturę, świat norm i wartości, zdobycze techniczne, ale również
to, co tradycyjnie rozumiane było jako niezbywalny aspekt samego bytu ludzkiego. Tak czy inaczej, pozostaje nam owo „ja”, które w dodatku w centralnej
fazie Ortegiańskiej filozofii pojawia się dwa razy: „ja to ja i moje okoliczności”. Podwójne użycie tego terminu świadczy o tym, że możemy tu mówić o
podwójnym charakterze ludzkiej jaźni, a dokładnie o podwójnym jej dynamizmie9. Ortega neguje tradycyjne teorie filozoficzne, człowiek nie jest ciałem tak jak chciał tego naturalizm, ani nie jest świadomością - tak jak w idealizmie. Pełnią one rolę służebną wobec człowieka są środkami jakie napotyka
„ja” w trakcie życia.
W analizie pojęcia „okoliczności” Ryszard Gaj zwraca uwagę, że drogą dojścia, źródłem natchnienia dla myśliciela stał się krajobraz, który obserwował i który umieszczał w swoich licznych esejach. Drogą do zrozumienia
filozofii perspektywizmu są właśnie opisy przyrody ilustrujące jego tezy. Oto
kilka przykładów z Medytacji o „Don Kichocie”: „Moim naturalnym oknem
na świat jest przełęcz Guadarramy albo pola Ontigoli. Ten wycinek otaczającej mnie rzeczywistości tworzy druga część mojej osoby: tylko dzięki niemu
jestem pewną całością i mogę być w pełni sobą. Nauki biologiczne badają
ostatnio organizm żywy jako całość złożoną z ciała i określonego środowiska:
tak wiec proces życiowy nie polega jedynie na przystosowaniu ciała do środowiska, ale także na przystosowaniu środowiska do ciała. Ręka usiłuje dopasować się do danego przedmiotu, aby go dobrze uchwycić, ale jednocześnie i
każdy przedmiot kryje już w sobie pewne podobieństwo do określonej ręki”10.
Człowiek i byty niematerialne są w nieustannej kategorii relacji, w każdej
rzeczy tkwi pełnia jej możliwości. Rzeczy same w sobie nie są bytem, ani
życiem, stają się nimi dopiero w relacji do człowieka. Aby stały się życiem,
muszą znaleźć się w obrębie czyjejś świadomości. Toteż dlatego, że nie mają
bytu człowiek czuje się w nich zagubiony niczym rozbitek. Jego zadaniem jest
9
10
K. Polit, Kryzys cywilizacji Zachodu…, j. w., s. 44.
J. Ortega y Gasset, Medytacje o „Don Kichocie”, j.w., s.22.
111
wymyślenie im bytu i podporządkowanie się rzeczom, bowiem przynależą one
do jego okoliczności11.
Ta możliwość – potencjalność rzeczy wchodzi w relacje z człowiekiem, który może ją twórczo wykorzystać, czyli ocalić. Celem pisania esejów
czyni Ortega ocalanie rzeczywistości. Ocalając okoliczności, ocala siebie.
„Ważne, aby podjęty temat wiązał się bezpośrednio z podstawowymi problemami nurtującymi ludzki umysł, z klasycznymi motywami ludzkich trosk i
niepokojów. Skoro już zostanie w nie wpleciony, wówczas podlega przemienieniu, transubstancjacji, wybawieniu [salvatión]” 12. Warto zwrócić uwagę,
że używane przez pisarza słowo salvatión oznacza w języku hiszpańskim:
ocalenie, zbawienie, wyzwolenie, ratunek, a czasowniki salvar - ocalić, zbawić, ratować, ale także wchodzić w relacje. Kulturowa refleksja pisarza dotyczy pejzażu jako krajobrazu przyrodniczego, dzieł literackich, malarstwa, ale
także i ludzkich niepokojów, które pod wpływem analizy ulegają transsubstancjacji czyli przemienieniu.
Transubstancjacja - przemienienie, ocalenie okoliczności, które w ortegizmie oznaczają także kulturę, staje się sensem życia człowieka.
Tytułowe Medytacje o „Don Kichocie” są pretekstem pisarza do głębokiej analizy kultury hiszpańskiej, kultury śródziemnomorskiej w jej zestawieniu z kulturą germańską, by w efekcie dojść do perspektywicznego pojmowania kultury, która jest dla człowieka. Filozofia człowieka to filozofia
życia opierająca się na tezie „Ja jestem mną i moimi okolicznościami”. Życie
ma charakter cykliczny jest ciągłym nawrotem salvationes , naszym zadaniem
jest odkrywanie ich sensu dążenie do pełni znaczenia. Zwróćmy uwagę, że
droga do odkrywania sensu ma w ortegizmie charakter projektu do spełnienia,
jest otwarta, perspektywiczna. W Medytacjach podejmuje myśliciel rozważania na temat teorii literatury w szerokim kontekście kulturowym. Formą którą
się posługuje są eseje, przepełnione intuicjonizmem i poetyckimi obrazami.
Nie przeszkadza to jednak temu, że większość badaczy uznaje to dzieło (arcydzieło europejskiej eseistyki) za jego filozoficzne credo, zawierające zręby
jego koncepcji filozoficznej perspektywizmu.
11
12
J. Ortega y Gasset, Wokół Galileusza, Warszawa 1993, s. 76.
J. Ortega y Gasset, Medytacje o „Don Kichocie”, s. 6-7.
112
Perspektywiczne spojrzenie na kulturę
Akt kulturowy jest czynem twórczym polegającym na wydobywaniu
logosu z czegoś dotąd nieznaczącego (a-logicznego). Nasza wiedza dotycząca
kultury jest schematyczna, abstrakcyjna w zestawieniu z naszym życiem spontanicznym. Zdaniem filozofa ten schematyzm osiągnięty przez kulturę, jest
zwrotem i drogą do bezpośredniości, spontaniczności i witalizmu. Mamy więc
do czynienia ze schematyzmem wyuczonej kultury, w zderzeniu z bezpośredniością życia, a przecież kultura ma służyć właśnie jemu, zgodnie z witalistyczną koncepcja filozoficzną Ortegi. W dalszych konstatacjach myśliciel
przeciwstawia się kulturowemu centryzmowi. Dla niego istnieje tylko część
kultury, brak jest centrum: „W rzeczywistości istnieją tylko części, całość jest
abstrahowaniem części i jest od nich zależna. […] podstawa bytu nie jest duchowa ani materialna, nie jest też żadną określoną rzeczą. Podstawą bytu jest
perspektywa. Bóg jest perspektywą i hierarchią: błąd szatana był błędem perspektywy”13. Kulturę należy postrzegać perspektywicznie. Takie spojrzenie na
kulturę zyskuje na wartości wtedy, gdy mnożą się punkty widzenia, wzmaga
się także jego dokładność. Ortega postuluje interpretacje artefaktów kultury z
poszczególnych perspektywicznych ujęć, a te będą się zmieniały w zależności
od okoliczności. Jest zatem rzecznikiem mnogości interpretacji, jak również
interpretacyjnej otwartości. Akt interpretacji w świetle jego teorii jest projektem, który nie jest zamknięty. Pluralizm dotyczy także punktów widzenia,
które dokonują się za sprawą ich zmiany. Nie są stałe, są zmienne.
Świat jest zespołem perspektyw indywidualnych, na które składają się
jednostkowe punkty widzenia. Nie ma jednej ogólnej perspektywy. Ryszard
Gaj zwraca uwagę, że w eseju Adam w raju z 1910 roku Ortega twierdzi, że
jest tyle rzeczywistości, ile punktów widzenia, każdy człowiek postrzega rzeczywistość inaczej, natomiast w Medytacjach o Don Kichocie z 1914 roku,
perspektywa staje się rzeczywistością. „Rozwijając w innych pismach pojęcie
perspektywy, przekonuje, że świat jest całością perspektyw indywidualnych i
to może sugerować, iż stoi na stanowisku relatywizmu, a nawet solipsyzmu.
Podkreślał jednak że bez prawdziwej rzeczywistości perspektywa nie zaistnieje. Perspektywa jest więc ontologicznym warunkiem tego, co rzeczywiste, i
13
Tamże, s. 21.
113
jednocześnie możliwością osiągnięcia prawdy o rzeczywistości” 14. Perspektywizm jest drogą do prawdy. A nie uciekaniem od niej, jak to czynili niektórzy filozofowie. Każdy człowiek ma zdaniem filozofa do spełnienia misję
prawdy. Tradycyjne nurty filozoficzne: racjonalizm, idealizm, realizm, relatywizm są ograniczone, ponieważ absolutyzują swój punkt widzenia. „Świat
zatem istnieje perspektywicznie, nie ma centrum albo centrum znajduje się
wszędzie. Centryzm jest właśnie przejawem prowincjonalizmu. Tym grzeszą
ludzie Zachodu, nie dostrzegając racjonalności innych kultur i nie przyznając
im prawa do własnej perspektywy”15.
Opinia ta współgra ze współczesnymi teoriami kultury, ujęciami socjologicznymi i filozoficznymi, które podkreślają, że tradycyjny model świata
- centrum – peryferie, nie odpowiada dzisiejszemu stanowi kulturowo – społeczno – ekonomicznemu świata. Tendencje owe widoczne są w pismach takich badaczy jak Arjun Appadurai, Manuel Castells, Zygmunt Bauman, Jean
Baudrillard. Sprzyjają temu dziś zjawiska netcentryzmu, globalizacji, usieciowienia w ponowoczesnym świecie.
Czy teoria perspektywizmu nie wpisuje się w świat Internetu? Czy
analizując Ortegiańską metaforę lasu, nie czujemy podskórnie, że doskonale
wpisałaby się w cyfrowy świat hipertekstów ?
Krajobrazem Medytacji jest przyroda - pejzaż naszego życia. Wpływa
na to, jacy jesteśmy. Podróże dynamizują nasze „okoliczności”, odnawiają nas
wewnętrznie. Ortega powołuje się w swoich poglądach na przyrodę, na badania niemieckiego biologa Jacoba von Uexkülla, na „nową biologię”. Kluczowym pojęciem był dla niego Uwelt (wokółświat). Jest to świat otaczający istotę żywą, która projektuje na zewnątrz siebie znaki zmysłowe, znaki postrzegania. Według niego, organizm ludzki jest zdolny do twórczej adaptacji w obcym środowisku, a nie skazany na bierność jak tego chciał Darwinizm. Jest to
możliwe także dzięki zmianom hormonalnym zachodzącym w ciele człowieka.
„Do okoliczności należą także ciało, dusza człowieka, które są jedynie
jego „aparatami”, mechanizmem fizycznym i psychicznym. […] Ortega jeszcze inaczej uzasadnia swoją oryginalną tezę, że ciało i dusza nie należą do podmiotu. Życie jest dla mnie oczywistością i wszystkie jego składniki istnieją
14
15
R. Gaj, Ortega y Gasset, j. w., s. 83.
Tamże, s. 86.
114
dla mnie, gdyż są dla mnie przejrzyste. Dlatego moje ciało, nie będąc przejrzyste, nie istnieje dla mnie w moim życiu, to samo dzieje się z duszą. […]
Dziki człowiek nie ma teorii ciała ani duszy a jednak żyje”16. Byt duszy i ciała
pojawia się dopiero na poziomie świadomości - na przykład naukowej. Okoliczności nie istnieją bez człowieka, są zespołem ułatwień i utrudnień jakie napotyka człowiek w trakcie swojego życia. Życie składa się natomiast w myśl
ortegizmu z zaspakajania potrzeb. Każda potrzeba, jeśli ją wesprzemy, przekształca się w obszar kultury. Życie to obszar tego, co dane bezpośrednio, to
okoliczności, „odłamki życia”, z którego nie wyłonił się jeszcze żaden duch
logos. Jest burzliwe i problematyczne. Logos jest pewnym sensem, powiązaniem tego wszystkiego, co jednostkowe, bezpośrednie i okolicznościowe, pozbawione znaczenia. Życie jest dla filozofa zbiorem okoliczności i przypadku17. Kultura uobecnia się w życiu jednostkowym, w tym, co dane bezpośrednio. Wszystko to powstało za sprawą duchowej siły twórców, ale także za
sprawą ich kaprysów i nastrojów, a te jak wiadomo opierają się na zmianie.
Dlatego „nie należy kultury nabytej zamieniać w posag, troszcząc się bardziej
o jej odtwarzanie niż wzbogacanie. […] Wszystko co dzisiaj otrzymujemy jako już przyozdobione w subtelne aureole, musiało w swoim czasie podlegać
zawężeniu i skurczeniu, by zaistnieć w sercu konkretnego człowieka”18. Ortega to przeciwnik kulturowego schematyzmu, podręcznikowego powtarzania
utartych reguł w procesach interpretacji dzieł kultury. „Nie powinniśmy ciągle
ulegać zauroczeniu hieratycznymi wartościami, lecz wywalczyć odpowiednie
pośród nich miejsce dla naszego indywidualnego życia. Podsumowując: reabsorbcja danych nam okoliczności stanowi konkretne przeznaczenie każdego
człowieka”19. Dla filozofa tymi okolicznościami była przełęcz Guadarramy,
która jego zdaniem tworzyła drugą część jego osoby. Dzięki niej mógł być całością i być w pełni sobą20. Taką postawę dostrzega w Biblii i przywołuje cytat benefac loco illi quo natus es, (bądź dobroczyńcą miejsca, w którym się
urodziłeś ). Natomiast dla przedstawicieli szkoły platońskiej celem kultury
jest „ocalanie pozorów” zjawisk, poprzez poszukiwanie sensu świata. Ortega
postuluje zwrot ku konkretnej części świata, z konkretnego punktu widzenia
16
17
18
19
20
R. Gaj, Ortega y Gasset, Warszawa 2007, s. 63-64.
J. Ortega y Gasset, Medytacje…, j. w., s.20.
Tamże, s. 20.
Tamże, s. 22.
Tamże, s. 22-23.
115
na konkretną część kształtującego nas pejzażu. Pragnie zmiany perspektywy
dotychczasowego patrzenia na kulturę, dotychczasowe wizje były niepełne,
błędne, a błąd miał charakter optyczny, był błędem patrzenia – perspektywy.
Należy dokonać zwrotu ludzkości ku życiu, ku najskrytszym pragnieniom człowieka, włącznie z cielesnością człowieka. „[…] Nadszedł już czas,
abyśmy rozstrzygnęli wreszcie kwestię hipokryzji drzemiącej rzekomo w charakterze człowieka doby nowożytnej, który udaje zainteresowanie wyłącznie
pewnymi uświęconymi przez konwenanse dziedzinami – nauką, sztuką czy
społeczeństwem – ograniczając, tak jak by nie można inaczej, swoje najskrytsze pragnienia do błahostek czy wręcz sfery biologicznej. […] Mamy tutaj do
czynienia z tajemnicą samych podstaw witalności, nad którą człowiek współczesny z przyzwoitości powinien się zastanowić i próbować zrozumieć. Dzisiaj ogranicza się do jej skrywania, odsuwa od niej wzrok, podobnie jak od
tylu innych mrocznych sił – choćby popędu seksualnego - które jednak, wskutek tych wszystkich uników dominują w jego życiu”21. Sensem życia człowieka nie są wielkie sprawy, wielkie przyjemności, lecz „owa błoga chwila przy
zimowym ognisku, owo przyjemne odczucie przy kieliszku likieru, ów sposób
stawiania kroków przez powabną dziewczynę, której skądinąd nie kochamy
ani tez nie znamy, jakiś przebłysk geniuszu w miłych słowach błyskotliwego
przyjaciela”22 . Cielesność człowieka, jego popędy, dążenie do zaspakajania
potrzeb seksualnych to podstawy witalności. Należy zmienić dotychczasową
postawę przyjętą przez społeczeństwo, polegającą na skrywaniu tychże aspektów ludzkiego życia. To, co podświadome, pod-ludzkie, trwa w człowieku,
jest sensem jego trwania. Dlatego nie możemy pozbawić człowieka sensu życia23. Społeczeństwo XX wieku doceniło ważność sfery fizjologicznej i cielesnej człowieka. Wiemy, że zdrowie człowieka opiera się na równowadze między psychiką i cielesnością człowieka. Problem polega jednak na tym, iż ludzkość, której Ortega zarzucał kiedyś hipokryzję i zakłamanie, popadła teraz
w skrajność, propagując pierwszoplanową rolę cielesności. Kulturowy zwrot
ludzkości w stronę cielesności dokonał się i dokonuje nadal na naszych
oczach. Oczywiście w niektórych formach kultury przybrał on postać ekstremalną, stał się ekstremizmem, według terminologii ortegizmu. Przykładami
21
22
23
Tamże, s.24.
Tamże, s. 25.
Tamże, s. 25.
116
mogą być niektóre odmiany kultury medialnej, programy i kanały telewizyjne,
które bazują na cielesnym li tylko aspekcie ludzkiej egzystencji. Popularyzują
one określone style życia skupione wokół ludzkich popędów seksualnych,
żądz cielesnych i fizjologicznej sfery zachowań - stając się wzorem stylu życia. Skrajność taka powoduje, że część populacji ludzkiej, czy tego chce czy
nie, żyje pod przymusem zmysłowości !
Ziścił się zatem projekt Ortegi, ale cielesność stała się ekstremizmem
i jest dzisiaj jednym z zagrożeń i niebezpieczeństwem dla cywilizacji zagrożonej demoralizacją, ale i to filozof przewidział w Buncie mas. Cielesność
wraz z kultem zmysłowości stała się integralną częścią kultury.
Krzysztof Polit zwraca uwagę na to, że atak ortegizmu na filozofię
nowożytną jest próbą odwrócenia podporządkowania władz zmysłowych rozumowi, na rzecz wyzwolenia zmysłowości. Estetyka nie może być wchłonięta przez logikę i metafizykę. „W tej sytuacji te wszystkie jej procesy, które nie
pasowały do racjonalistycznej epistemologii, jak chociażby intuicja, wyobraźnia, swoboda twórcza, stały się bezdomne. Ortega usiłuje dowartościować i
wprowadzić ponownie do obiegu kultury ten właśnie stłamszony i zapomniany, zmysłowo – estetyczny wymiar człowieczeństwa”24.
Zmysłowość nazywa Ortega jasnością, „wewnętrznym morzem”. Jesteśmy według niego podporami organów zmysłu: widzimy, słyszymy, smakujemy, odczuwamy przyjemność i ból. „ […] „Rzeczywistość” - dzikie zwierzę, pantera – rzuca się na nas nieoczekiwanie, przenikając do naszego wnętrza przez szpary zmysłów, podczas gdy świat ideałów zależy tylko od nas samych. Narażamy się zatem na niebezpieczeństwo, że ta inwazja zewnętrzności
pozbawi nas naszego jestestwa, ogołoci naszą wewnętrzność […]”25. Dlatego
myśliciel twierdzi, że siłą samego intelektu nie potrafimy odkryć tajemnicy
dzieła sztuki. Ta tajemnica opiera się przemocy ze strony dociekliwych uczonych, traktujących je jako przedmiot polowania. Sztuka „oddaje się temu, kto
ją pokocha”26. Należy dokonać wielu starań, poddać się kultowi medytacji, nie
docierać do niej najkrótsza drogą, lecz zataczać kręgi. Tak czyni to pisarz w
Medytacjach… zatacza kręgi wokół sztuki, teorii i historii literatury, traktując
swe rozważania w sposób bardzo otwarty i stosując metodę perspektywizmu.
24
25
26
K. Polit, Kryzys cywilizacji Zachodu w myśli José Ortegi y Gasseta, j.w., s. 262.
J. Ortega y Gasset, Medytacje…, J. w. , s. 63.
Tamże, s. 31.
117
Analizowana rzeczywistość ujmowana jest w sposób okolicznościowy
i perspektywiczny. Świat to sieć możliwości. Zależy od punktu widzenia jaki
przyjmuje podmiot. Zbliżanie lub oddalanie od przedmiotu analiz nazywa
filozof wirtualną własnością rzeczy z mocy działania podmiotu postrzegającego27. Opisał tę zależność Ortega na przykładzie wrażeń słuchowych. Kiedy
słyszymy dźwięk z różnych odległości, będzie on miał inną jakość. Podmiot
za sprawą działania nadaje dźwiękowi wirtualną zależność. Oddalanie i zbliżanie do przedmiotu analiz jest ich wirtualną własnością poprzez działanie
podmiotu 28 . Bliskość jest wyznacznikiem prawdy o obserwowanym przedmiocie. Podmiot obserwujący dokonuje wizualizacji przedmiotu, zwracając
uwagę na jego powierzchnię, głębię oraz trzeci wymiar. Ten trzeci wymiar
jest dla nas tajemnicą, pozaświatem. Widzimy tylko część przedmiotu analiz.
„Oczyma widzimy tylko część pomarańczy, natomiast cały owoc jako taki
nigdy się naszym zmysłom nie uwidacznia. Największa część pomarańczy
pozostaje poza zasięgiem naszego wzroku. […] Drzewa nie pozwalają mi
dostrzec lasu i dzięki temu właśnie las istnieje. Misją drzew widzialnych jest
zakrycie pozostałych drzew. […] Niewidzialność, pozostawanie w ukryciu nie
jest po prostu cechą negatywną, lecz pewną cechą pozytywną, która przypisana danej rzeczy, przekształca ją w coś nowego. W tym też sensie czymś absurdalnym jest – zgodnie z wyrażonym sądem - dążenie do zobaczenia lasu” 29.
Rzeczywistość składa się z wielu poziomów, warstw, które jedne po drugich
odkrywamy. Penetrujemy poprzez powierzchnię, głębię oraz trzeci wymiar.
„Platon potrafił określić takie sposoby patrzenia, które są widzeniami, boskim
słowem: nazwał je ideami. I tak trzeci wymiar pomarańczy jest jedynie ideą, a
Bóg ostatnim wymiarem pola”30. Sfera głębi może mieć charakter: czasowy,
wizualny, słuchowy. Nierozerwalnie ujawnia się na powierzchni. Powierzchnia ma dwa atrybuty - materialny i wirtualny, ulega rozszerzeniu, tworząc perspektywiczny skrót. Skrót jest organem wizualnej głębi, w którym ogląd (percypowanie) stają się aktem czysto intelektualnym31.
W interpretacji rzeczywistości wyróżnia filozof pierwszy jej plan postrzeganie zmysłami, wobec którego jesteśmy bierni, oraz następne pozio27
28
29
30
31
Tamże, s 42.
Tamże, s. 42.
Tamże, s. 40.
Tamże, s. 45.
Tamże, s. 45.
118
my czekające na odkrycie prawdy o nich. „Prawda pozostaje czystą iluminacją
jedynie w chwili jej odkrycia. Stąd jej grecka nazwa aletheia, oznaczała pierwotnie to samo, co późniejsze apocalipsis, czyli odkrycie, ujawnienie, odsłonięcie, zdjęcie welonu, bądź zasłony”32. Prawda to „objawienie” (revelación)
tego, co było ukryte.
Dla Ortegi nie istnieje prawda powszechna, absolutna - jest ona zależna od fragmentu rzeczywistości, w której człowiek jest w danej chwili. Każdy
człowiek postrzega obraz świata inaczej z danego punktu widzenia i dla każdego jest prawdziwy. Względem siebie natomiast są one komplementarne.
Różnica i indywidualność to zatem podstawy w perspektywie życia społecznego Prawda istnieje w formie perspektywy i okoliczności naszego życia.
Prawda polega na zgodności człowieka z sobą samym, na spotkaniu siebie33.
Komentatorzy podkreślają ciągłe odkrywanie prawdy w życiu człowieka,
wszak człowiek jest projektem34, który cały czas się urzeczywistnia oraz to, że
ma ona transwitalny charakter, czyli jest zależna od potrzeb witalnych człowieka oraz jednocześnie zanurzona w świecie trascendentnym35. Jest zmienna.
Kulturowe przestrzenie rzeczywistości analizowane są w Medytacjach
metodą perspektywizmu. Pisarz wprowadza nas do tego świata pejzażem lasu,
by dalej poprowadzić nas do puszczy, którą jest według niego Don Kichot.
Obraz istoty kultury hiszpańskiej, staje się pretekstem do szerszego kontekstu,
mianowicie zderzenia kultury śródziemnomorskiej z germańską, by w efekcie
wyłonić najważniejsze tendencje dominujące w kulturze całej Europy, jak i
ogólnym spojrzeniu na kulturę. Kultura germańska to według Ortegi obszar
rzeczywistości głębokich, natomiast śródziemnomorska – powierzchniowych.
Ta pierwsza jest klarowna, opiera się na filozofii, mechanice i biologii, jest
schematyczna, w tej drugiej dominuje tendencja do zmysłowości, emocjonalności, jak i pozornego wdzięku. Filozofowie kręgu germańskiego - Leibniz,
Kant, Hegel są według niego trudni, lecz klarowni, natomiast Giordano Bruno
i Kartezjusz trudni, lecz mętni36. „Śródziemnomorze oznacza proces żarliwego
i ciągłego potwierdzania zmysłowości, pozoru, powierzchowności i ulotnych
32
33
34
35
36
Tamże, s. 44.
J. Ortega y Gasset, Prawda jako zgodność człowieka z samym sobą [w:] Wokół Galileusza, Warszawa
1993.
R. Gaj, Ortega y Gasset, j. w., s. 38-39.
K. Polit, Kryzys cywilizacji Zachodu, j. w., s. 143-145.
J. Ortega y Gasset, Medytacje…, j. w., 50-57.
119
wrażeń, które rzeczy pozostawiają w naszym podrażnionym systemie nerwowym” 37 . Dlatego Don Kichot operuje w sposobie narracji niewyobrażalną
cielesnością rzeczy. W przeciwieństwie do Fausta Goethego, mającego charakter wizyjno - symboliczny. Cervantes reprezentuje widzenie zmysłami, natomiast Goethe - „widzenie oczyma”.
Skoro według filozofa jesteśmy tylko podporami zmysłów, to prawdziwą jasność osiągamy za pomocą zmysłowości. Przedmioty rzeczywistości
tworzą strukturę powiązaną z cielesnością, materialna istota rzeczy to jej cielesność. Jego zdaniem są one ze sobą powiązane w pewien potencjał możliwości, bycia innymi, rozprzestrzeniania się. „Rzec by można, iż każda rzecz ulega zapłodnieniu przez pozostałe. Rzec by można, iż rzeczy pragną siebie niczym samce i samice; rzec by można, że kochają się i dążą do zawarcia małżeństwa, do łączenia się we wspólnoty, w organizmy, w budowle, w światy”38.
Myśliciel zwraca uwagę, że po otwarciu oczu przez człowieka przedmioty migocą, przenikają do jego pola widzenia, mamy wrażenie, że się poruszają, potem wszystko wraca do normy. To uspokojenie przedmiotów jest skupieniem
naszej uwagi, której je podporządkujemy. „Odblask jest najbardziej odczuwalną formą wirtualnego istnienia jednej rzeczy w drugiej. A sens danej rzeczy jest najwyższą formą współistnienia z innymi, jej głębokim wymiarem”39.
Aby odkryć sens rzeczy należy umieścić go wirtualnie w centrum
świata, inaczej mówiąc - pokochać badany przedmiot. Filozofia to poszukiwanie sensu rzeczy pobudzane przez „erosa” – powtarza Ortega za Platonem40.
Kultura musi być zakotwiczona w życiu, witalna. Wyznacznikami jej
witalności są: zmysłowość, cielesność, sensualizm. Zmysłowość daje jasność
rzeczom, człowiek będzie zawsze dążył do „rozjaśniania” rzeczywistości.
Analizowanie tekstów kultury to panowanie naszej świadomości nad przedmiotami. Jasnością w życiu, światłem przedmiotów są pojęcia. Tej pewności
posiadania brakuje w kulturze europejskiej. „Życie zaś jest odwiecznym tekstem, krzewem janowca, gorejącym na skraju drogi, gdzie słychać głos Boga.
Kultura. czyli sztuka, nauka i polityka jest komentarzem, jest takim sposobem
życia, w którym przez własne odbicie podlega ono wygładzeniu i uporządko-
37
38
39
40
Tamże, s. 59-60.
Tamże, s. 65.
Tamże, s. 66.
Tamże, s. 67.
120
waniu.”41 Wyjaśnianie świata i jego uporządkowanie odbywa się za pomocą
kultury. Jest ona odrębnym światem, który w ramach perspektywicznego myślenia Ortegi, może być jednym z punktów odniesienia. Paradoksalnie będzie
ona dla nas tym odpowiednim punktem widzenia, jeżeli będziemy ją postrzegać jako złudzenie. Prawda i sprawiedliwość, to idee, jakie zdaniem filozofa
wytwarza materia. Podaje przykład Don Kichota, nie jest on przy zdrowych
zmysłach i widzi olbrzymy zamiast wiatraków42. Olbrzymy w rzeczywistości
nie istnieją, lecz aluzja Cervantesa nawiązuje do miologicznej postaci olbrzyma Briareusa. Wiatraki - przedmioty odsyłają nas do ich sensu - olbrzymów.
Zdaniem Ortegi w obu przypadkach z idealnej perspektywy dojdziemy do
postaci olbrzyma. Don Kichot widzi ze swojej perspektywy olbrzymy, człowiek natomiast poprzez aluzję literacką.
Zakres naszej interpretacji ma charakter pluralistyczny. Przedmioty
wypluwają z siebie mnogość sensów. Kultura niesie ze sobą pewną niewystarczalność, niepełność, ale jednocześnie jest dla siebie samowystarczalnym
fikcyjnym światem43. Światem, w którym bohaterowie spełniają swoje pragnienia, posługują się instynktem biologicznym. Żyć, to znaczy przystosowywać się do materialnego otoczenia i pozwalać, by w nas wniknęło, wydziedziczając nawet z naszego ja44. Ortega przywołuje alegorię pantery z Boskiej komedii Dantego, na określenie destrukcyjnej dla człowieczeństwa siły zmysłowości. „Rzeczywistość dzikie zwierzę, pantera – rzuca się na nas nieoczekiwanie, przenikając do naszego wnętrza przez szpary zmysłów, podczas gdy
świat ideałów zależy od nas samych. Narażamy się zatem na niebezpieczeństwo, że ta inwazja zewnętrzności pozbawi nas naszego jestestwa […]”45.
Tą drogą podążyła kultura europejska w erotyzm, cielesność, fizjologię i zmysłowość.
Racjowitalizm
Filozofia Ortegi y Gasseta bazuje na pojęciu powracających kryzy-
41
42
43
44
45
Tamże, s. 75.
Tamże, s. 115.
Tamże, s. 117.
Tamże, s. 136.
Tamże, s. 63.
121
sów. Rzeczywistość ludzka jest przestrzenią kryzysu, a człowiek to byt o kondycji chwiejnej i niestabilnej46. Zagrożenie kryzysem jest warunkiem dynamicznego rozwoju kultury osadzonej w kontekście filozofii zmiany.
Racjonalizm jako sposób filozoficznego poznawania rzeczywistości
to utopia, nazwana przez myśliciela kryzysem czystego rozumu. Zadaniem naszych czasów jest przezwyciężenie nowożytnego racjonalizmu i powrót do
witalności, czyli zmiana systemu wartości. Kryzys to w pismach filozofa zjawisko cykliczne, w miejscu kulturowo-społecznych „pęknięć” nazwanych
kryzysami, rodzą się nowe formy cywilizacji. Przezwyciężanie tych kryzysów, to podstawa istnienia człowieka, kultury, społeczeństwa, cywilizacji i
myślenia.
Kryzys cywilizacji Zachodu wedle ortegizmu spowodowany został
tym, iż ludzkość zbyt silnie zawierzyła rozumowi, a czysty rozum, koncentrując się na „byciu wewnątrz siebie”, ograniczył istnienie do myślenia. Na tym
polega błąd intelektualizmu i człowieka. „Ten ostatni zaczyna wierzyć, że oto
posiadł boską umiejętność, która wyjaśni mu ostatecznie najwyższą zasadę
bytu. Umiejętność ta, zwana czystym intelektem lub czystym rozumem, jest
całkowicie niezależną od doświadczenia, a opiera się tylko i wyłącznie na
samej sobie. Rozum sam z siebie buduje doskonałe konstrukcje i zamiast szukać kontaktu z rzeczami ogranicza się do zaufania w swoje własne prawa,
które sam stanowi. […] Jest zatem czysty rozum u Ortegi ni mniej ni więcej
tylko typową odmianą ekstremizmu”47. Utopię racjonalizmu ilustruje filozof
następującą metaforą: „Lucyfer pragnął zastąpić Boga, tak jak w intelektualizmie inteligencja zbuntowała się i dążyła do zadeklarowania, że jest jedyną
rzeczywistością.”48 Człowiek Zachodu miał stać się jednostką bez świata, gdy
tymczasem konfrontacja z rzeczywistością była i jest dla człowieka podstawą
istnienia, a nie pozostawiony sam sobie umysł.
W zbiorze Po co wracamy do filozofii49, Ortega odpowiada na ważne
dla człowieka pytania dotyczące poznawania rzeczywistości. Kreśli filozoficzne zręby racjowitalizmu. Uważa, że skoro rozum zawiódł i cywilizacja Zachodu przeżywa kryzys racjonalistycznego podejścia do świata, należy wrócić
46
47
48
49
K. Polit, Kryzys cywilizacji Zachodu w myśli José Ortegi y Gasseta, Lublin 2005.
Tamże, s. 119.
Tamże, s. 120.
J. Ortega y Gasset, Po co wracamy do filozofii ?, Warszawa 1992. Tytuł oryginału: Por que se vuelve a
la filosofia? Tłumaczenia dokonano na podstawie: Obras completas, Madrid 1961, t. I-XIII.
122
do życia, czyli do racjowitalizmu i odkryć witalną funkcję rozumu. Jest to reakcja na jednostronność wszystkich nurtów filozoficznych, które zmierzają ku
subiektywizmowi lub relatywizmowi, a prawda i rzeczywistość, jego zdaniem,
istnieją obiektywnie. Filozof mówi o rozdwojeniu współczesnego człowieka,
który z jednej strony ma charakter witalny i przynależy do rzeczywistości
historycznej (według Ortegi człowiek nie posiada natury, lecz historię), z drugiej zaś posiada „pierwiastek racjonalności, który uzdolnia nas do osiągnięcia
prawdy, lecz który nie żyje, pozostając nierealnym, niezmiennym w czasie
widmem, nie podlegającym wszystkim kolejom losu, które są symptomami
witalności”50. Rozum mimo swej doskonałości, nie odkrył uniwersum prawd i
ludzkość egzystuje w błędnych przekonaniach. Jego zdaniem zarówno Kartezjusz, jak i Einstein, podobnie Kant i Spinoza, popełnili błąd, ponieważ głównym celem ich działań było ustalenie oceny prawdziwości lub błędności swoich teorii. Pragnęli oni zastąpić istniejące doktryny filozoficzne i fizyczne nowymi. Zdaniem Ortegi powinni oni odkryć nową wrażliwość, zwiastuna nowych czasów, zamiast popadać w skrajność czystego rozumu, który ogranicza
się do świata zamkniętego w intelektualnych operacjach. „Entuzjazm Kartezjusza dla rozumowych konstrukcji doprowadził do całkowitego odwrócenia
naturalnej dla człowieka perspektywy. Bezpośredni i oczywisty świat, który
oglądają nasze oczy, którego dotykają nasze dłonie i słyszą nasze uszy, zbudowany jest z jakości, kolorów, konsystencji, dźwięków. Jest to świat, w którym
człowiek żył i żyć będzie zawsze. […] Dla odmiany, cyfra – choćby ta, którą
nasi matematycy nazywają irracional - odpowiada swą naturą rozumowi. Ten
nie musząc dostosować się do czegokolwiek poza samym sobą, potrafi stworzyć całe uniwersum ilości za pomocą pojęć o ostrych i wyraźnych granicach.”51 Otaczający nas świat jest zatem iluzoryczny i to zdaniem Ortegi stanowi paradoks, który jest podstawą współczesnej fizyki i filozofii.52 Wszelkie
postawy ekstremalne, kartezjanizm czy relatywizm są jego zdaniem niebezpieczne. „Nie należy wiec dopuścić ani do absolutystycznego racjonalizmu,
który broniąc rozumu przekreśla życie, ani do relatywizmu, który zachowując
życie eliminuje rozum”53. Dążąc do płynności życia relatywizm odrzuca prawdę. Każda z postaw prowadzi do wewnętrznego okaleczenia ludzkiej osoby.
50
51
52
53
J. Ortega y Gasset, Zadanie naszych czasów [w:] Po co wracamy do filozofii, j. w., s.54.
Tamże, s. 55.
Tamże, s. 56.
Tamże, s. 57.
123
Już Platon dostrzegł antynomię tkwiąca w ludzkim rozumie. Poznanie
rozumowe przechodząc od całości do poszczególnych składników, jest zwykłym formalnym rozbiorem. Anatomia staje wobec ostatecznych elementów,
wobec których rozum jest bezsilny. Staje się nieracjonalny - wobec dylematu
tej natury, iż albo nie mogąc ich poznać metodą racjonalna, nie poznaje ich
wcale, albo sięga do środków irracjonalnych. Pierwsza droga prowadzi do paradoksu poznania przedmiotu - do cząstek niepoznawalnych. W drugim przypadku rozum staje się strefą, pomiędzy irracjonalnym poznaniem całości, a
równie irracjonalnym poznaniem jej elementów. Racjonalizowanie staje się
bezradne i kieruje się w stronę intuicjonizmu. Dla Leibniza zasadą wszelkiego
poznania jest principium reddende rationis - zasada racji ostatecznej, którym
jest dowód twierdzenia. Dla Leibniza, Platona, Kartezjusza racjonalność polega na umiejętności rozłożenia czegoś złożonego do jego ostatecznych elementów54. Racjonalizm utrzymuje, że każdą rzecz poznaje się przez jakąś inną,
poznawanie jest ciągiem działań segmentacyjnych i analitycznych intelektu.
Jednak rzeczy pierwsze, na przykład rozum, są poznawalne tylko same przez
się czyli intuicyjnie, irracjonalnie. Paradoksalnie - od tego, co irracjonalne zależy nasza wiedza racjonalna. Analizy pojęciowej Leibniza nie można przeprowadzić do końca, bowiem rozum zatrzymuje się na pewnym jej etapie.
Rozum popada więc w pułapkę irracjonalności. Rzeczywistość jest irracjonalna, ponieważ nie ma w niej miejsca na prawdy rozumowe, a jest dla wiedzy
historycznej i prawd faktycznych. Drogą wyjścia z tej sytuacji jest uznanie, że
świat rzeczywisty ma wartość semiracjonalną. To, co rzeczywiste określa się
jako przypadkowe, zawiera w sobie nieskończenie wiele racji. Analiza ciągnie
się wobec tego w nieskończoność. Rzeczywistość w związku ze swą wewnętrzną strukturą racji okazuje się irracjonalna. Ta teza zmusza Leibniza do przyjęcia skończonego intelektu człowieka oraz hipotetycznego, nieskończonego
intelektu, który znajduje się w Bogu. Rzeczywistość racjonalna przetworzona
przez nasz ograniczony intelekt w rzeczywistość irracjonalną, odzyskuje swą
racjonalność w nieskończoności boskiego rozumu. Powołując się na filozofię
Leibniza, Ortega y Gasset formułuje następujące wnioski:
a. Istnieją rzeczy nieskończenie złożone, wszystkie zjawiska rzeczywiste,
które są tym samym irracjonalne.
54
Tamże, s. 134.
124
b. Rozum jest wąską strefą analitycznej jasności między dwiema niezgłębionymi strefami irracjonalności.
c. Operacyjny i formalny charakter rozumu powoduje, że przyjmuje on metodę intuicyjną, sprzeczną z nim samym, ale życiodajną.
d. Rozumowanie staje się kombinacją irracjonalnych obrazów.
Wobec tego racjonalizm jest swego rodzaju ślepotą oraz lekkomyślnością. Widać to w matematyce, w której dostrzeżono istnienie struktur irracjonalności. (Określenie to pochodzi od nazwy liczby, która nie istnieje a-logon.)
Nieskończoność, czas, przestrzeń są irracjonalne. „Gdy od matematyki przejdziemy do fizyki, irracjonalność się zagęszcza. Kategorie substancji i przyczyny są w ujęciu fizyki niemal całkowicie irracjonalne. Przyczyna zakłada
zawsze inną przyczynę i jawi się jako człon ciągu w dwojakim znaczeniu nieskończonego: bezkresnego i wymagającego nieograniczonej kontynuacji”55.
Racjonalizm jest metodą, która „narzuca pewien sposób bycia, zniewala i gwałci” piękno świata , zmienność krajobrazu. Jego zadaniem jest
„konstruowanie modeli” rzeczy, kopii rzeczywistości, a nie jej rozumienie.
W racjonalizmie tkwi pierwiastek antyteoretyczny, antykontemplacyjny i antyracjonalny. Takie utopijne podejście czyni z niego jeden z ekstremizmów.
Dlatego Ortega nie akceptuje wyłączności racjonalizmu i przedstawia teorie
witalną56 .
Filozof stwierdza, że inteligencja ma charakter witalny, odwracając
zakorzenione myślenie jakoby poznajemy rzeczywistość dlatego, że rozumujemy. Sygnalizuje przedintelektualny, witalny charakter inteligencji. Myślimy,
ponieważ żyjemy. Myślenie to reakcja na przedintelektualne potrzeby człowieka57. Życie duchowe jest także zespołem funkcji witalnych, „ których wytwory czy wyniki mają formę transwitalną. Weźmy następujący przykład:
spośród różnych sposobów zachowań wobec bliźniego nasze uczucie wybiera
to, w którym odnajdujemy specyficzna cechę o nazwie „sprawiedliwość”. Ta
zdolność odczuwania sprawiedliwości, myślenia o niej, stawiania tego, co
słuszne, nad to, co niesłuszne, jest przydatną organizmowi umiejętnością służącą jego własnej, subiektywnej wygodzie. Gdyby poczucie sprawiedliwości
55
56
57
Tamże, s. 139.
Tamże, s. 133.
J. Ortega y Gasset, Wokół Galileusza, Warszawa 1993, s. 6.
125
było dla istoty żyjącej szkodliwe, czy wręcz zbędne, wynikające z tego faktu
brzemię biologiczne doprowadzić by mogło do wyginięcia gatunku ludzkiego”58. Zatem zjawiska intelektualne i duchowe stanowią funkcje witalne.
Dla zgłębienia biologicznego wymiaru procesu poznawczego Ortega
przytacza wymowną, wręcz fizjologiczną metaforę: „Myślenie jest funkcją życiową, taką samą jak trawienie czy krążenie krwi. Dla naszego tematu nie ma
głębszego znaczenia fakt, że myślenie nie jest tak jak te ostatnie, procesem
przestrzennym, cielesnym.[…] Myślę to, co myślę, w ten sam sposób, w jaki
trawię pożywienie, lub w jaki moje serce przepompowuje krew. We wszystkich trzech przypadkach chodzi o potrzeby życiowe”59. Akty woli człowieka
są wedle tej teorii „wybuchem wydobywającym się z organicznych głębi”60,
dzięki którym człowiek zaspokaja potrzeby życiowe. Analizując akt woli, myśliciel dochodzi do wniosku, że nasze myślenie niesie ze sobą pewną dwoistość, którą odkrywamy. Spontaniczny wytwór podmiotu tkwi w jego organicznym wnętrzu, z drugiej strony musi dostosować się do tego, co na zewnątrz,
poza nim. Podkreśla, że nie można myśleć z pożytkiem dla swoich potrzeb
biologicznych nie myśląc prawdy. Życie człowieka to także wykraczanie poza
siebie, mające wymiar transcendentny i tu powołuje się na filozofię Simmla.
„Życie człowieka – czy inaczej: zjawisk tworzących jednostkę organiczną –
ma pewien wymiar transcendentny, w którym wychodzi poza to, czym jest, i
uczestniczy w tym, co nie jest nim, co znajduje się poza. […] Życie, jak mówi
Simmel, polega właśnie na byciu czymś więcej niż życiem – jego immanentną
cechą jest wykraczanie poza siebie”61. To wykraczanie poza siebie urzeczywistnia się w woli, myśleniu, zmyśle estetycznym, uczuciach religijnych.
Kultura jest zatem zbiorem funkcji witalnych, podporządkowanych
systemowi transwitalnemu. „Termin kultura można więc bardziej uściślić. Na
kulturę składają się pewne czynności biologiczne, jakościowo równe trawieniu czy poruszaniu się. Życie duchowe jest niczym innym jak zespołem funkcji witalnych. […] Kulturą są te właśnie funkcje witalne – a zatem zjawiska
subiektywne, intraorganiczne – które wypełniają prawa obiektywne, z założenia podporządkowujące się pewnemu systemowi transwitalnemu”62. Ortega y
58
59
60
61
62
J. Ortega y Gasset, Po co wracamy do filozofii, Warszawa 1992, s.61.
Tamże, s. 58.
Tamże, s. 59.
Tamże, s. 60.
Tamże, s. 60-61.
126
Gasset zarzuca kulturoznawcom hipokryzję, ponieważ badając kulturę, czyli
„życie duchowe”, odrywają je od życiowej spontaniczności. Człowiek Zachodu jest dla filozofa hipokrytą, który pozbawia zarówno filozofię, jak i kulturę
perspektywy witalnej. „Kulturoznawca koncentruje się na przymiotniku „duchowy”, przecinając wszelkie więzy łączące go z rzeczownikiem „życie”, oznaczającym życie sensu stricte; zapomina tym samym, że przymiotnik służy
jedynie do określenia rzeczownika i że nie ma jednego bez drugiego. Taki jest
właśnie zasadniczy błąd racjonalizmu we wszystkich jego formach. Raison
[fr.-rozum], który uznaje, że nie jest – tak jak inne funkcje – funkcją witalną i
nie podporządkowuje się rządzącym innymi funkcjami prawom organicznym,
nie istnieje, jest prostacką i całkowicie fikcyjną abstrakcją. […] Rozum czysty
musi zostać zastąpiony rozumem witalnym, w którym ten pierwszy umiejscawia się i nabiera ruchliwości oraz mocy przeobrażenia samego siebie63.
Wiara w prawdę jest podstawowym czynnikiem ludzkiego życia, a
prawda to zgodność człowieka z samym sobą. Dlatego jego zadaniem, jako
filozofa, jest stworzenie systemu myślowego obejmującego całość ludzkiego
życia w oparciu o tę wartość. „Najważniejszą cechą systemu naukowego jest
prawdziwość” 64 Ortega spełnia zadanie swoich czasów, spełnia obowiązek
wobec ludzkości i przedstawia profetyczną koncepcje przyszłości, bowiem
wieszczony przez niego witalizm, biologizm, „życie spontaniczne”, dwoistość
natury ludzkiej, powracające kryzysy, demoralizacja ludzkości, dziś w różnych formach, są jednak obecne we współczesnej kulturze. Nasze czasy są
wręcz zdominowane przez biologizm, spontaniczność, ale przybrały one nieco
inną postać od tej, o której mówi filozof. Pragnął on „uświęcenia życia” jako
najważniejszej wartości, samej w sobie.
W swoim pojmowaniu ludzkiej witalności Ortega zwraca uwagę na
dwa imperatywy: kulturowy i życiowy. Kultura nakazuje człowiekowi być dobrym, drugi imperatyw witalny nakazuje, że to, co dobre musi być ludzkie,
przeżywane. „Życie musi być kulturalne, lecz kultura musi być również życiowa”65. Filozof przedstawia ten ciąg imperatywów w następującym schemacie66:
63
64
65
66
Tamże, s. 62 oraz 88.
Tamże, s. 44.
J. Ortega y Gasset, Po co wracamy do filozofii, j. w., s. 62.
Tamże, s.64.
127
Imperatywy
Myśl
Wola
Uczucie
Kulturowy
Życiowy
Prawda
Dobroć
Piękno
Szczerość
Samorzutność
Zadowolenie
Rysunek 1. Imperatyw kulturowy i życiowy według Ortegi y Gasseta
Imperatyw kulturowy nawiązuje do starożytnego trójkąta platońskiego, natomiast drugi - życiowy, do wartości witalnych. Postulatem Ortegi jest
wtopienie się kultury w wartości życiowe tak, aby nie była ona „fikcją” czy
„obłudą”. Kultura nie może być „otoczką” naszego życia, nie może być fałszem musi, być zanurzona w życiu. Takie jest główne przesłanie kultury. Dotychczasowe pojmowanie kultury nazywa filozof utopizmem kulturowym. Nie
można tworzyć zasad kultury nie przeżywając jej. A taka jest według niego ta
współczesna kultura europejska, uważająca się za kulturę racjonalną, bo takie
stanowisko przypomina mistyczne wręcz pojmowanie racjonalności i jest hipokryzją. „Smutny to fakt, ze uczymy się uznawać za doskonale piękne dzieła
sztuki, na przykład dzieła klasyków, które obiektywnie są być może bardzo
wartościowe, lecz które nie dają nam poczucia radości. […] Ideał etyczny nie
może zadowolić się swą poprawnością; musi jeszcze być w stanie rozniecić
nasza samorzutność”67. Rozdźwięk między normami etycznymi, estetycznymi
może być przezwyciężony tylko wtedy, jeżeli poddamy go zestawowi imperatywów witalnych. Zdaniem filozofa kultura w trakcie swoich cyklicznych,
sinusoidalnych wzlotów i upadków, ma moment swoich radosnych narodzin,
podmiot dostarcza jej dopływ witalności , swojej pełni, a także moment unicestwienia, kiedy umiera z powodu braku tychże sił życiowych. Kryzysy kultury
związane są z tym, że nauka, etyka, sztuka, wiara religijna normy prawne
odrywają się od podmiotu (człowieka), uzyskują swoja autonomię i odrywają
się od życia. Następuje zapaść kultury, dezorientacja witalna, ale w tym stanie
rzeczy dostrzega Ortega moment, w którym rodzi się nowa kultura, zawieszone zostają imperatywy kulturowe, a triumfują witalne i to jest czas narodzin
nowej kultury. W takim stadium dostrzegał myśliciel współczesną sobie kulturę, która podąży do życia.
Jednak komentatorzy ortegizmu skupiają się bardziej na katastroficz67
Tamże, s.64.
128
nej wizji losów cywilizacji, upraszczając wymowę tego nurtu myślowego,
czyniąc filozofa katastrofistą kulturowym, a przecież Ortega reprezentuje relatywizm filozoficzny i liberalne poglądy, na co zwrócił uwagę Grzegorz Lewicki w artykule Sinusoida kultury: Ortega y Gasset - filozofia historii68. Jego
zdaniem kryzys cywilizacji to zjawisko wielowątkowe, trzonem którego jest
filozofia, na niej opiera się kultura i społeczeństwo. Autor przedstawia trzy
kryzysy filozoficzne Zachodu w formie sinusoidy: pierwszy to kryzys starożytności, drugi - średniowiecza, natomiast trzeci to kryzys współczesności.
„Kultura jest więc dynamiczna: z czasem przeradza się we własna karykaturę,
a jej kryzysy są cykliczne i naturalne; z powodu uspołecznienia, powodującego jej bezrefleksyjną, powszechną akceptację, po okresie pełni nieuchronnie
traci swą siłę. Sekwencje tej dynamiki można by zapisać następująco: 1. Kryzys kultury, wynikający z jej wypalenia się i okres dezorientacji witalnej,
prowadzący do poszukiwania nowej jakości; 2. Przełom intelektualny i stopniowa ekspansja nowej, indywidualistycznej, bazowanej na nim kultury (dzięki zaangażowaniu twórczych jednostek); 3. Epoka pełni (apogeum ekspansji),
powszechna akceptacja kultury i jej upowszechnienie, prowadzące do jej uspołecznienia, powodującego twórczą inercję, 4. Degradacja kultury w wyniku
uspołecznienia i kolejny kryzys”69. Lewicki stwierdza że model ewolucji kultury Ortegi antycypuje współczesne tendencje społeczne. Formuła vivo ergo
cogito znajduje swoje spełnienie w ewolucyjnym nurcie antropologii kulturowej oraz kognitywistyce; dezorientacja witalna i jej konsekwencje w pismach
Jurgena Habermasa, natomiast wizja przejęcia władzy przez elity intelektualne
w bardzo popularnych wśród intelektualistów dyscyplinach: neuropsychologii,
public relations, psychologii społecznej.
Ponadto zdaniem Lewickiego filozof przewidział zjednoczenie Europy oraz zagrożenia radykalnym islamem. W końcu najważniejsza teza o niewystarczalności czystego rozumu we współczesnej filozofii, której przejawem
jest fenomenologia oraz niektóre odmiany egzystencjalizmu, dopuszcza istnienie transcendencji. Elity nie są obecnie w stanie pokierować energią witalną
człowieka masowego, to znaczy zaproponować mu stałe niezmienne normy70.
Zastąpienie wiary w Boga, wiarą w rozum, było skrajnością, której
68
69
70
G. Lewicki, Sinusoida kultury: Ortega y Gasset - filozofia historii, Kwartalnik Filozoficzny 2/2009,(37),
s. 29-51.
Tamże, s. 37.
Tamże, s. 49.
129
konsekwencje ludzkość odczuwa do dziś i jest jedną z podstaw dzisiejszego
kryzysu cywilizacji. Świat, a zatem także kultura, sztuka stały się atrascendentne, o czym mówi Ortega w Dehumanizacji sztuki71.
Życie musi służyć kulturze (Dobru, Pięknu, Prawdzie). Dlatego według myśliciela „Kulturalizm jest chrześcijaństwem bez Boga. Istota boska zostaje odarta i ograbiona z atrybutów nadrzędnej rzeczywistości, czyli właśnie
Dobra, Prawdy, Piękna. Kiedy atrybuty te są już niezależnymi wartościami
deifikuje się je. Nauka, moralność, sztuka są pierwotnie działaniami witalnymi, wspaniałymi i bogatymi wytworami życia, nie docenianymi przez kulturalizm, o ile nie zostaną oddzielone od rodzących je i podtrzymujących je procesów witalnych. Kulturę często nazywamy życiem duchowym”72. Przykładem
dominowania kulturalizmu były Niemcy XIX wieku. Dominowała tam filozofia natury. Ortega dostrzega w niej formalne podobieństwo do średniowiecznej teologii. Miejsce Boga zastąpiono „Ideami” (Hegel), „Prymatem Praktycznego Rozumu” (Kant, Fichte), „Kulturą”(Cohen, Windelband, Rikert).
Nastąpiła deifikacja energii witalnych, dezintegracja elementów, które
są zdaniem myśliciela nierozłączne: nauka i oddychanie, moralność i seksualizm, sprawiedliwość i zdrowie. Życie narzuca imperatyw integralności tychże jego aspektów. Dlatego postuluje filozof zmianę postawy życiowej na witalną. „Jawi nam się zatem bardzo kusząca propozycja zmiany postawy – zamiast szukać sensu życia poza życiem, może powinniśmy się przyjrzeć jemu
samemu”73. Teza ta to imperatyw witalizmu we wszystkich dziedzinach ludzkiej egzystencji. Dlatego tworzy swoisty manifest filozoficzny nowych czasów, które mają zwrócić się ku witalizmowi i zmianie systemu wartości. „Zadaniem naszych czasów jest podporządkowanie rozumu witalności, umiejscowienie go w sferze biologicznej , uzależnienie od spontaniczności. Już wkrótce wyda nam się absurdem, żądanie, by życie było na służbie kultury. Misją
nowych czasów jest odwrócenie tej relacji i wykazanie, że to kultura, rozum,
sztuka i etyka maja służyć życiu”74. „Życie spontaniczne” to życie duchowe
czyli kultura, natomiast czynności czysto biologiczne poruszanie się, trawienie, to według Ortegi „życie podduchowe”75.
71
J. Ortega y Gasset, Dehumanizacja sztuki i inne eseje, Warszawa 1980.
J. Ortega y Gasset, Po co wracamy do filozofii, j., w., s.75.
73
Tamże, s. 76.
74
Tamże, s. 69.
75
Tamże, s.61.
72
130
Krzysztof Polit określa ortegiański powrót do witalności lekarstwem
na kryzys kultury. Twierdzi, że apoteoza życia, ma u Ortegi swoje granice, nie
chodzi o powrót do natury, tak jak u Rousseau, lecz o uporządkowanie systemu wartości. Nie chodzi także o zastąpienie wartości kulturowych - witalnymi, lecz o ich „zakorzenienie” w życiu76.
Swoją koncepcję struktury osobowości człowieka zawarł filozof w
eseju „Żywotność, dusza, duch”77 i włącza ją w obręb antropologii filozoficznej. Trzy elementy zawarte w tytule, stanowią strefy naszego wnętrza. Podstawowym trzonem tejże budowy jest żywotność (vitalidad), którą filozof
nazywa duszą cielesną, z niej wyrasta to, co somatyczne i to, co psychiczne,
co cielesne i to, co duchowe. Każdy człowiek jest przede wszystkim wewnętrzną cielesnością – większą, zdrową lub chorą. Stan dwóch pozostałych duszy
(alma) i ducha (espritu) zależą od naszego witalizmu - żywotności. Ortega
zatem mówi o troistości istoty ludzkiej.
3.duch ("ja")
2.dusza("moje ja")
1.żywotność
("ja"cielesne)
Rysunek 2.. Troistość istoty ludzkiej (strefy)
Żywotność („ja” cielesne, dusza cielesna, wewnętrzna cielesność) to
wedle filozofa „gleba żywiąca całą resztę naszej osobowości”, dająca energię
życiową, która powoduje, że człowiek jest aktywny w sferze moralnej, naukowej, politycznej, artystycznej czy erotycznej. To podświadoma w pewnym
sensie tajemnicza, utajona część osobowości. Podłoże i tło naszej osoby. „Ową cielesną duszę, ten korzeń i podstawę naszej osobowości, winniśmy nazywać „żywotnością”, ponieważ z niej wyrasta to, co somatyczne i co psychiczne, co cielesne i co duchowe; to wszystko nie tylko z niej wyrasta, ale z niej
76
77
K. Polit, Kryzys cywilizacji Zachodu w myśli José Ortegi y Gasseta, Lublin 2005, s. 137.
Żywotność, dusza, duch [w:] Dehumanizacja sztuki i inne eseje, j. w., s.175- 216. Tytuł oryginału Vitalidad, alma, espritu, 1924, Obras completas, T. II, 451 – 480. Tekst wygłoszony jako jeden z wykładów z
antropologii filozoficznej, a następnie umieszczony w zbiorze La deshumanizacion del arte, 1925. Warto
zaznaczyć, że artykuł jest poprzedzony obszernym wprowadzeniem filozofa, dotyczącym faktu błędnego
zrozumienia wykładu przez dziennikarza „El Sol”, który powiązał jego rozważania z freudyzmem.
131
też ciągnie niezbędne do życia soki. Każdy z nas jest przede wszystkim siłą
żywotną: mniejszą lub większą, mniej lub bardziej prężną, zdrową lub chorą.
Pozostałe cechy osobowości zależne są od naszej żywotności” 78 . Witalizm
człowieka wynika z jego cech dziedzicznych, objawia się w naszych zachowaniach instynktownych, jako zestaw gotowych, doskonałych cech , którymi
obdarzone jest nasze ciało. Zdaniem filozofa zjawisko nienawiści między rasami ludzkimi, czy w świecie zwierzęcym wynikają z różnic witalnych. Zjawiska biologiczne zrozumiałe są wtedy, gdy przyjmiemy istnienie jednego
harmonijnego życia, opartego na pewnym pierwotnym wzorze. To samo dotyczy życia poszczególnych osobników bazującego na tej witalnej, pierwotnej
zasadzie.
„Ja” cielesne w przeciwieństwie do zewnętrznej cielesności człowieka, nie posiada, ani określonego kształtu ani koloru, Cielesności nie można
zobaczyć. Składają się na nią, wrażenia ruchowe, skurcze i rozkurcze wnętrzności i mięśni, doznania związane z rozszerzaniem i kurczeniem się naczyń
krwionośnych, krążenie krwi w tętnicach, odczuwanie bólu i rozkoszy. Na
przykładzie analizy neurastenii opisuje myśliciel konstrukcje osobowości. Neurastenicy ulegają zaburzeniom krążenia naczyń krwionośnych w związku z
tym pojawiają się u nich niezwykłe doznania. W związku z tym skupiają uwagę na swojej wewnętrznej cielesności i tracą zainteresowanie światem zewnętrznym. Własna cielesność staje się dla tych osób problemem. Neurastenik
jest „wirtuozem we wsłuchiwaniu się w siebie samego”.
Zdaniem Ortegi niektórzy filozofowie, mistycy, poeci to ludzie obdarzeni pewnymi dolegliwościami wewnątrzcielesnymi, którzy przyczynili się
do rozwoju kultury. Wewnętrzne anomalia cielesne mogą być oznaką choroby. Mogą też przyczynić się do rozwijania pewnych potrzebnych cywilizacji
zdolności. Sokrates w świetle tej teorii jest typem klasycznego neurotyka, natomiast Pindar skupiony jest na tym, co zewnętrzne. Sokrates to moralista nakłaniający młodych do odkrywania samych siebie, natomiast poeta skupia się
na „wdzięcznej sylwetce i zgrabnych nogach.”. „Tutaj, podobnie jak w wielu
innych wypadkach, rozwój kultury umożliwiony został przez coś, co z biologicznego punktu widzenia jest patologią, wartością negatywną”79. Zwróćmy
uwagę, że powyższe spostrzeżenia filozofa korespondują z dzisiejszymi bada78
79
Tamże, s.181-182.
Tamże, s. 184.
132
niami twórczych osobowości, które wykazują podłoże chorobowe. To także
temat wielu współczesnych filmów. Jeden z najwybitniejszych współczesnych
reżyserów Woody Allen uczynił ze swojej neurastenii zarówno temat swoich
filmów, jak i metodę twórczą. Choroby, patologie, anomalia cielesne człowieka, to zatem czynniki kształtujące i tworzące kulturę i mediokulturę. Z drugiej
strony w ostatnich dwudziestu latach mamy do czynienia z medialną modą na
eksplorowanie tematów patologicznych, chorobowych.
Dusza („moje ja”) to potok uczuć, wrażenia, pożądania, impulsy, chęci, ból, skłonności człowieka. Mają kształt linii ciągłych i mogą zachodzić na
siebie.
6
smutek
4
radość
2
miłość
0
Rysunek 3. Wykres uczuć - linii ciągłych zachodzących na siebie
Zjawiska duszy są aktami długotrwałymi, rozciągającymi się w czasie. Smutek może trwać jeden dzień, tydzień, czy całe życie. „Smutek odczuwamy jako przygnębiający nastrój, który nas stopniowo ogarnia; w określonej
chwili jesteśmy w stanie stwierdzić, podobnie jak z przypływem morza, stan,
do jakiego doszedł: istnieją smutki peryferyjne, które nie docierają do samego
środka naszej osoby, ale są również smutki tak głębokie i dojmujące, że pochłaniają nas bez reszty”80. W pierwszym przypadku „nasze ja” pozostaje nienaruszone w drugim zaś zostaje pochłonięte przez uczucie i tonie w rozpaczy.
Można z rozkazu woli ścisnąć dusze i uczynić ją hermetyczną na wpływy zewnętrzne. Tak dzieje się na przykład kiedy człowiek dowiaduje się o śmierci
bliskiej osoby, a obowiązki publiczne nie pozwalają mu na rozprzestrzenianie
się uczuć. I odwrotnie, dusza może być „chłonna”, „rozszerzać” się na przypływy miłości czy nienawiści. Można więc mówić o „hermetyczności” lub
„chłonności” duszy - może być otwarta lub zamknięta na wpływy świata zew80
Tamże, s. 191.
133
nętrznego. Stała hermetyczność duszy powoduje „oschłość” i brak wrażliwości jednostki ludzkiej, „wyjałowienie” z własnych reakcji uczuciowych 81. Właśnie dlatego zdaniem myśliciela ludzie słabi, albo chorzy są bardzo zamknięci w sobie i mało wrażliwi. Dusza kobieca zdaniem Ortegi jest przykładem oscylowania miedzy oschłością a hermetycznością, w tym dopatruje się
powszechnie znanej „zmienności kobiecej”. Kulturowym przykładem bohatera, który doskonale orientował się w tych meandrach procesu psychologicznego był Don Juan. Wykorzystywał on po prostu czas największej „chłonności”
duszy kobiecej, bo wiedział, że wtedy się zakocha. „Miłość, już przez to samo, ze jest najsubtelniejszym, a zarazem najintensywniejszym procesem duchowym, służyć może jako najczulszy aparat do pomiaru stanu chłonności
bądź tez hermetyczności dusz”82.
Trzecia strefą ludzkiej osobowości jest duch, czyli „ja” (umysł, esprit). Składa się z aktów woli, odpowiada za podejmowanie decyzji. Jest cenzorem wobec uczuć i emocji. „Ja” obserwuje je z góry , interweniuje w ich sprawy jak szef policji, wydaje na nie wyroki jak sędzia, utrzymuje między nimi
dystans jak dowódca kompanii. „[…] Duch, czyli „ja”, nie może na przykład
stworzyć żadnego uczucia, ani też go bezpośrednio unicestwić”83. Jest najwyższą i najdoskonalszą częścią osobowości ludzkiej, a zrazem najbardziej osobistą i indywidualną. „ Duchem nazywamy całość intymnych działań, których
czujemy się prawdziwymi autorami i bohaterami. Wola może być najprostszym tego przykładem. Owe wewnętrzne dokonanie, które wyrażamy słowami
„ja chcę”, to rozwiązanie sprawy, ta decyzja wydaje się emanować ze środka
nas samych, z tego, co najprecyzyjniej rzecz biorąc, powinno się nazywać naszym „ja”84. Zjawiska duchowe, umysłowe nie trwają długo w przeciwieństwie do psychicznych, które potrzebują czasu. Akt myślenia porównuje Ortega do błyskawicy, dlatego jego zdaniem myśleć należy wtedy, gdy człowiek
jest w stanie maksymalnego napięcia i podniecenia, a nie wtedy, kiedy jest ospały. „Myślenie o czymś” długotrwałe, jest serią kolejnych aktów myślenia.
Akty woli, akty myślenia to przelatujące przez umysł błyskawice. Dlatego mają charakter punktowy:
„Ja chcę”
81
82
83
84
Tamże, s.193.
Tamże, s. 194.
Tamże, s. 192.
Tamże, s. 189.
134
„Ja wolę”
Nie można jedną częścią umysłu myśleć tak, a drugą zupełnie inaczej,
nie można mieć równocześnie dwu przeciwstawnych woli. Według Ortegi
umysł jest „rozbitkiem”, którego dusza ze wszystkich stron otacza i żywi. 85
Akty racjonalne funkcjonują, dostosowując się do obiektywnych, społecznych
norm i potrzeb. „Myślę to znaczy: pozwalam prawom logicznym kierować
umysłem i dostosowuje działalność swej inteligencji do rzeczywistego bytu
rzeczy”86. Czyste myślenie jest identyczne dla wszystkich ludzi. Dlatego niektórzy filozofowie wysuwali tezę, że jest, istnieje jeden duch powszechny.
Myśląc, wychodzimy poza siebie, poza własną osobowość, do świata
zewnętrznego, powszechnego. W tymże świecie uczestniczą już inne umysły.
Korzenie ducha tkwią w świecie transsubiektywnym. Duch zatem ma charakter trans subiektywny, wychodzi poza siebie, myślenie to wychodzenie na
zewnątrz siebie. „Myśleć to znaczy wyjść na zewnątrz siebie samego i rozpłynąć się w duchu powszechnym”87.
Zatracenie się w obszarach leżących poza nami związane jest ze zjawiskiem dezindywidualizacji zawieszającej nasze życie psychiczne. Podobnie
zatracanie się w cielesności prowadzi do dezindywidualizacji i zatracenia w
biologicznym witalizmie. „W końcu sytuacja najwyższego uniesienia cielesnego, czyli pijaństwo i orgazm i orgiastyczny taniec, pociągają za sobą rozmycie się świadomości indywidualnej i rozkoszne zatracanie się w kosmicznej
jedności […] Nauka i orgia uwalniają od uczuć i pożądań, wyrywają nas z obszaru, gdzie żyjemy oddzielnie od innych pogrążeni w sobie samych, i ciągną
ku obszarom leżącym na zewnątrz, bądź ku tym wyżynom ideału, bądź ku
nizinom żywotności kosmicznej”88 Ortega traktuje zjawiska psychologiczne w
sposób opisowy, przestrzenny, a nie metafizyczny, odwołując się do psychologii opisowej. Duszę jego zdaniem powinno się pojmować w sposób euklidesowski, trójwymiarowy, zaś do opisów psychologicznych - stosować porównania przestrzenne, wszystko co psychiczne jest quasi-przestrzenne89.
Spostrzeżenie troistości osobowości ludzkiej powoduje, że zadajemy
85
86
87
88
89
Tamże, s. 191.
Tamże, s. 197.
Tamże, s. 198.
Tamże, s. 200.
Tamże, s. 196.
135
sobie dalsze pytanie: „którą ze stref jesteśmy?”
W przypadku okresu dzieciństwa sprawa jest prosta. Życie dziecka
koncentruje się wokół duszy cielesnej. Przechodzi od jednej czynności do
drugiej niemal mechanicznie, napędzane jakąś nieznaną siłą. Zdaniem myśliciela w okresie dzieciństwa żyjemy w wymiarze kosmicznym, przyrodniczym,
podobnie jak zwierzęta. Naszym centralnym ośrodkiem jest żywotność. Przeciwnie, życie mędrca, skupione jest wokół umysłu. „Mędrzec jest jakby czystym umysłem. Myśli. Wypełnione myślami życie wymyka mu się z rąk”90.
Zarówno dziecko, jak i mędrzec egzystują zgodnie z centralnym ośrodkiem
wszechświata, w którym urzeczywistnia się idea „niewinności”. Są to ośrodki
ponadindywidualne, zgodne z rozumem wszechświata. Natomiast człowiek o
duszy w pełni ukształtowanej ma odrębny ośrodek centralny niezbieżny z
kosmosem. W stosunku do przyrody i ducha, dusza jest – życiem odśrodkowym. „ Wraz z narodzinami duszy zaczynają bić magiczne źródła rozkoszy i
cierpień”91. Człowiek staje się według Ortegi więźniem własnej duszy. Czy
mu się to podoba czy nie, muszą być ze sobą. Porównuje tu strefę duszy - do
grzechu pierworodnego w chrześcijaństwie. Kiedy człowiek żył w raju, ciało i
duch istniały w przyrodzie wokół zwierząt w braterskiej harmonii i niewinności. Sytuacja zmienia się, gdy Adam i Ewa zgrzeszyli, wówczas pierwotna
niewinność znika. Symboliczne znaczenie ma zakrycie przez nich ciał. Jest,
zdaniem filozofa, oddzieleniem się od otoczenia, w przestrzeń intymności.
Ten gest jest jednoznaczny z zamknięciem duszy wewnątrz . Dusza ta została
wyrwana z wszechbytu przyrody i ducha. Człowiek, który rozkoszuje się sobą, zatraca się w sobie, ponosi karę. W życiu ludzkim bywają takie chwile,
kiedy jesteśmy nim zmęczeni. Lekarstwem na ten stan, zdaniem myśliciela,
jest miłość, czyli według jego definicji zatracenie się w drugiej osobowości.
Ponieważ dusza jest odśrodkowa, w magiczny sposób wyrywa się i przenosi
do innej duszy, istnieją teraz jako jeden byt, co ilustruje Ortegiańska metafora:
„W porwaniu nimfa galopuje na grzbiecie centaura; jej delikatne nóżki nie
dotykają ziemi, niesie ją kto inny”92.
Troistość osobowości ludzkiej przejawia się w różnicach charakteru
ludzi, czy sposobach bycia. Nasze życie może być skupione wokół jednej z
90
91
92
Tamże, s. 202.
Tamże, s. 201.
Tamże, s. 203.
136
tych stref. Dziecko żyje przede wszystkim swoją cielesną żywotnością, kobieta duszą, natomiast mężczyzna duchem. Także w dziejach cywilizacji dostrzega filozof przewagę jednej z opisanych przez niego stref osobowości ludzkiej:
Starożytna Grecja - cielesność
Gotyk - dusza
Odrodzenie –cielesność
Barok – esprit duch
Oświecenie – duch
Romantyzm – dusza
Także ze względu na położenie geograficzne narody charakteryzują
się różnym stopniem witalizmu. Rasy północne mają mniejszą żywotność od
południowych, młode narody kreolskie - większą od pozostałych. Dotyczy to
także zjawisk lingwistycznych. Zdaniem Ortegi język hiszpański cechuje
większa „cielesność” (zmysłowość) od włoskiego i jego mniejsze uduchowienie. Natomiast w języku francuskim panuje równowaga trzech cech, jednakże
z lekką przewagą żywotności i ducha nad duszą. Dlatego jego zdaniem francuzi przeżyli mniej klęsk niż inne narody.
Z pism Ortegi wyłania się myśliciel, który kocha życie. Można zaryzykować stwierdzenie, że witalizm, o którym mówi Ortega, dzisiaj przybrał
charakter „zdziczałego witalizmu”, sprofanowanego przez mass media, co jest
wynikiem triumfu kultury popularnej, kultury mas.
Warto przypomnieć, że Marshall McLuhan nazywa ironicznie telewizję „triumfującym profanum”. Niezaprzeczalnie jednak królują w mediach
tematy skoncentrowane na życiu, w różnych jego aspektach. Ekstremistycznie
pojmowany biologizm doprowadził do obecności, nawet w badaniach naukowych, odwołań do postaw czysto biologicznych w zachowaniach audiowizualnych; taki punkt widzenia przedstawiają autorzy książki „Naga małpa przed
telewizorem. Popkultura w świetle psychologii ewolucyjnej” 93 . Zachowania
widza w świetle ich teorii warunkowane są naszą ewolucyjną przeszłością,
stąd skłonność człowieka do zachowań „zwierzęcych”, biologicznych.
W dzisiejszej mediosferze mamy obecnie do czynienia z nurtem genetycznie bazującym na biologizmie, instynktach człowieka, także tych niskich,
93
T. Szlendak, T. Kozłowski, Naga małpa przed telewizorem. Popkultura w świetle psychologii ewolucyjnej, Warszawa 2008.
137
czy demoralizacji. Filozoficzny perspektywizm wraz z kategorią zmiany oraz
witalizm wyznacza drogi kultury. A to przecież trajektorie wskazane przez
Ortegę y Gasseta.
TRAJECTORIES OF ORTEGA Y GASSET IN CULTURE
The contemporary world is undergoing a phase of deep technocultural changes which
influences the society of the 21st century, already referred to as the Web society. The
accelerating change has been foreseen by one of the greatest philosophers of culture of
the previous century: José Ortega y Gasset. In his ponderings he analyzed the social,
cultural and economic dynamics of world transformation in the context of
perspectivism and ratio-vitalism, resulting from technological advancements and industrialization. According to him, mass culture was the result of the development of
technological civilization, which itself originated from the development of science. He
opined that the leading role in defining the world would be played by such branches of
science as mathematics and physics. He has also foresaw the changes observed nowadays in the global economy, evolving from industrialism towards “webalization” and
“informationism”, at the same time as pointing out the most significant problem of the
contemporary world, i.e. man’s crisis of identity.
Dr Joanna Kuźnicka – medioznawca, Instytut Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie (2011-2012).
e-mail: [email protected]
138
Mariola SUŁKOWSKA-JANOWSKA
PERFORMATYWNA TOŻSAMOŚĆ HOMO AESTHETICUS
„Tożsamość to rzecz do obnoszenia i pokazywania…”
Zygmunt Bauman1
Ponowoczesna wizja tożsamości podlega nieustannej rewizji wymuszanej ciągle zmieniającą się konfiguracją wszelakich elementów w taki czy
inny sposób ową tożsamość determinujących. Zważywszy na swoiste ‘rozwodnienie’ ponowoczesnego uniwersum wydaje się, że nie możemy już liczyć
na Riceourowską la mêmeté i pozostając raczej przy l’ipséité powinniśmy
przystać jednak na hybrydyczną rekonfigurację „ja”. Takiej hybrydyzacji bynajmniej nie zakładał, oczywiście, sam Paul Ricouer, lecz jest ona zasadniczo
wynikiem rozdzielenia wspomnianych dwóch, równoprawnych w jego koncepcji, komponentów i skupienia się przede wszystkim na tym ostatnim, podnoszącym kwestię naszej względem innych różnicy. Rzecz jasna w kontekście
ponowoczesnym różnica ta nie jest już w żaden sposób ontologicznie ugruntowana. Podlega ona bowiem procesowi zamazania, upłynnienia, fragmentaryzacji, mediatyzacji, merkantylizacji, przede wszystkim zaś po prostu powszechnej estetyzacji. W ten sposób upłynniona l’ipséité, stanowiąc mimo
wszystko dominantę w procesie kształtowania tożsamości sprawia, że ta
ostatnia przybiera charakter performatywny. Stąd tym bardziej, za Zygmuntem Baumanem, należy przyznać, iż rzeczywiście „(…) tożsamość to idea
beznadziejnie mętna (…).”2
W czym tkwi ewentualna przyczyna tej mętności? Co sprawia, że ponowoczesny homo aestheticus nie kieruje się już zasadą cuius regio, eius natio
i nie zadawala go ani plemiennie wytyczana (co zrozumiałe), ani filozoficznie
określona tożsamość (jakkolwiek by nie pojęta, czy to substancjalnie, duchowo, wrażeniowo, intuicyjnie, dialogicznie, etc. 3 ), ani nawet bardziej dyna1
2
3
Z. Bauman, Tożsamość. Rozmowy z Benedetto Vecchim, przeł. J. Łaszcz, Gdańsk 2007, s. 84.
Ibidem, s. 72.
Zob. np. T. Kobierzycki, Jaźń i tożsamość. Studia z filozofii człowieka, Warszawa 2012; S. Czerniak,
Kontyngencja, tożsamość, człowiek. Studia z antropologii filozoficznej XX wieku, Warszawa 2006; J.
139
miczne i przez to, być może, lepiej pasujące do współczesności utożsamianie
z określoną kulturą, gdyż sama kultura uległa skrajnej rekonfiguracji i diagonalnej kontekstualizacji? Wreszcie, w jaki sposób ponowoczesny homo
aestheticus może, jeśli w ogóle, zrealizować delficki program gnothi seauton?
Przede wszystkim zaś, czy jest on wart realizacji, skoro do ewentualnego rozpoznania pozostało nam „ja” „zbydlęcone” czy „skundlone”4?
Załóżmy jednak, że przejście od „świata korzeni” do „świata wyborów” jaki stanowi ponowoczesny „supermarket kultury”5 niekoniecznie musi
oznaczać realizację tych ponurych wizji, lecz wiąże się po prostu z nieco inną,
diagonalną czy wręcz zezowatą kontekstualizacją kultury, a co za tym idzie,
samej tożsamości.
Wspomniana diagonalna perspektywa pojawia się wraz z pewnym
fundamentalnym w swych skutkach, paradoksalnie wyznaczanych właśnie
przez swoisty nie-fundamentalizm, zerwaniem z wszelką formą paradygmatycznego dyskursu, nade wszystko zaś z odrzuceniem metafizyki. „Coś zniknęło, mianowicie zasadnicza różnica między tym, co przysporzyło tyle uroków abstrakcji. Różnica odpowiedzialna za (…) magię pojęcia i czar rzeczywistości. (…) Odpada wszelka metafizyka. (…) Można się obejść bez racji,
przestał bowiem istnieć, jako ideał bądź negatyw, punkt odniesienia. (…)
Chodzi o podstawienie w miejsce rzeczywistości znaków rzeczywistości
(…).” 6 Taki pan-semiotyczny kontekst jest w rzeczywistości pseudosemiotyczny: „Nawet znak nie jest już tym, czym był. Entropia fizyczna, entropia metafizyczna (…). To wszystko, co w różnicy jest jeszcze żywe, zabije
obojętność. To wszystko, co żywe w znaczeniu, zabije jego brak.”7 Co więcej,
ów anty-metafizyczny kontekst jest kontekstem aksjologicznie zezowatym:
„Próbujemy dziś zrehabilitować wszystkie wartości po kolei, ale tym, czego
nie umiemy odtworzyć, jest elektryczne napięcie ich przeciwstawienia. (…)
Opróżnione z negatywnego napięcia, wartości stają się równoważne, wymienne. Przeświecają przez siebie nawzajem – dobro prześwieca przez zło, fałsz
4
5
6
7
Tyszka, Kryzys tożsamości a przemiany kultury, w: B. Harwas-Napierała, H. Liberska (red.), Tożsamość
a współczesność, Poznań 2007, s. 157 - 180; J. Bremer, Osoba – fikcja czy rzeczywistość. Tożsamość i
jedność Ja w świetle badań neurologicznych, Kraków 2008.
Nawiązuję tutaj, kolejno, do diagnozy stawianej człowiekowi przez Witkacego i Salmana Rashdiego.
Zob. G. Mathews, Supermarket kultury. Kultura globalna a tożsamość jednostki, przeł. E. Klekot, Warszawa 2005.
J. Baudrillard, Precesja symulakrów, w: R. Nycz (red.), Postmodernizm. Antologia przekładów, Kraków
1996, s. 176-177.
J. Baudrillard, Przed końcem. Rozmawia Philippe Petit, przeł. R. Lis, Warszawa 2001, s. 10-11.
140
przez prawdę, brzydota przez piękno, męskie przez żeńskie i na odwrót. Każda zezuje zza innej. Powszechny zez wartości”8.
Niewątpliwie takie dyskursywnie diagonalne, aksjologicznie zezowate, kulturowo hybrydalne zaplecze nie może pozostać obojętne jeśli chodzi o
sposób kontekstualizowania tożsamości. W istocie jednak, porzucając Baudrillardowską, nieco przygnębiającą, retorykę warto zagadnienie tożsamości
umieścić w perspektywie transkulturowej uzupełnionej o aspekt estetyzacyjny, jako że „(…) designerowska kultura powierzchni, estetyzacja i teatralizacja życia (…)” 9 wydają się szczególnie sprzyjać owej trans-perspektywie.
Ontologicznie ugruntowana, silna i głęboka „kultura korzeni” stała się za
sprawą estetyzacji metafizycznie jałową, słabą i powierzchniową „transkulturą
wyborów”.
Pomimo swego metafizycznego wyjałowienia i aksjologicznego rozmycia „(…) transkulturowość zawiera w sobie również potencjał do przekraczania naszych – z góry otrzymanych i niby to determinujących – monokulturowych punktów widzenia, a my powinniśmy ten potencjał jak najczęściej
wykorzystywać.”10 Na przykład przy redefiniowaniu pojęcia „kultury” – tym
bardziej, że ponowoczesne zmącenie tożsamości wydaje się być bezpośrednią
konsekwencją skorelowania jej z kulturą. To ostatnie oznacza przede wszystkim swoistą kulturową relatywizację „ja” – zwłaszcza w kontekście globalnej
transkulturowości podpartej fenomenem powszechnej estetyzacji.
„Transkulturowość nie zakłada relacji między kulturami pojętymi jako całości, to nie jest spotkanie ani dialog dwóch monolitycznych kultur; transkulturowość całości rozsadza i wszystkie je przenika, stając się istotną cechą
dzisiejszych społeczeństw. W dobie migracji ludzi, towarów i wzmożonego
przepływu informacji, zarówno społeczności, jak i jednostki są transkulturowe, a to znaczy hybrydalne, kulturowo przemieszane, heterogeniczne. (…)
Zarówno w skali makro (społeczeństwa), jak i mikro (jednostki) musi się
ukształtować nowe jakościowo pojęcie tożsamości (…).” 11 Tak rozumianej
transkulturowości niezwykle sprzyja zjawisko estetyzacji, bowiem okazuje
8
9
10
11
Ibidem, s. 9.
T. Pękala, Awangardy, ariergardy, w: A. Kawalec (red.), O pojęciu sztuki w kulturze współczesnej,
Lublin 2010, s. 46 – 47.
W. Welsch, Transkulturowość, nowa koncepcja kultury, w: R. Kubicki (red.), Filozoficzne konteksty
rozumu transwersalnego. Wokół koncepcji Wolfganga Welscha, Poznań 1998, s. 213.
K. Wilkoszewska, Ku estetyce transkulturowej. Wprowadzenie, w: K. Wilkoszewska (red.), Estetyka
transkulturowa, Kraków 2004, s. 14.
141
się, iż to właśnie „(…) aisthesis jako rodzaj otwarcia na świat angażuje polemicznie wobec siebie nastawione dyskursy (…)”12 i to dzięki niej możliwe jest
porzucenie linearnej narracji czy teleologicznie nastawionego dyskursu przebiegających w perspektywie horyzontalno-wertykalnej na rzecz diagonalnej
gry aranżującej perspektywę rizomatyczną czy transkulturową. Zatem właśnie
estetyzacja wydaje się istotą ponowoczesnego pojmowania i kształtowania się
tożsamości, choć, jak zauważa Gianni Vattimo, estetyczność doświadczenia
nabrała charakteru ‘centralnego’ znacznie wcześniej, bo już w epoce nowoczesnej, kiedy to w filozoficznych propozycjach Vico, Nietzschego, Schellinga, Schlegla czy Sedlmayra pojawiła się, na różny sposób artykułowana, hipoteza o tym, że „jeśli porzucimy wiarę w Grund i w bieg rzeczy pojmowany
jako rozwój zmierzający do jakiejś finalnej rzeczywistości, świat będzie mógł
się jawić tylko jako samotworzące się dzieło sztuki (ein sich selbst gebärendes
Kunstwerk (…)).”13 Na podobne źródła estetyzacji wskazuje Stefan Morawski
dostrzegając dodatkowo jej dwie wersje. „Estetyzacja epistemologiczna” (reprezentowana między innymi przez Baumgartena, Blumenberga, Schillera,
Schellinga, Crocego, Heideggera czy Merleau-Ponty’ego) oznacza przede
wszystkim estetyzację myślenia filozoficznego, które zostaje przez ‘estetyczność’ jak gdyby doprecyzowane i dopełnione o to, co pomijane było do tej
pory przez dominujący aspekt poznawczy. Tymczasem druga wersja estetyzacji – bardziej według Morawskiego „zakamuflowana” – skutkuje swoistą mitologizacją filozofii, co najlepiej widoczne jest u takich filozoficznych ‘outsiderów’, jak Nietzsche, Foucault, Derrida, De Man, Lyotard czy Rorty. 14 Warto
w tym miejscu podkreślić, iż estetyzacja ponowoczesna nie jest do końca tą
samą, z którą mamy do czynienia w nowoczesności, a już z pewnością zmienił
się status wspomnianego wyżej dzieła sztuki, które dziś w znakomitej większości przypadków wydaje się ograniczone do „aspektu gastronomicznego”15
– także kreacja bowiem została, jak wszystko w dobie płynnej ponowoczesności, podporządkowana konsumpcji.
Czy dotyczy to także tożsamości? Czy perspektywa transkulturowa
wpływa na „gastronomiczny”, konsumpcyjny charakter dyskursu tożsamo12
13
14
15
E. Rewers, Post-Polis. Wstep do filozofii ponowoczesnego miasta, Kraków 2005, s. 14.
G. Vattimo, Koniec nowoczesności, przeł. M. Surma-Gawłowska, Kraków 2006, s. 89.
Zob. S. Morawski, O swoistym procesie estetyzacji kultury współczesnej, w: A. Zeidler-Janiszewska
(red.), Estetyczne przestrzenie współczesności, Warszawa 1996.
G. Vattimo, Koniec nowoczesności, op.cit., s. 48.
142
ściowego? Wydaje się, że tak, zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę prostą obserwację Gordona Mathewsa, według którego „nasze wybory dotyczące sfery
tożsamości (…) są podejmowane nie dla nas samych, lecz ze względu na naszą grę wobec innych (…): w supermarkecie kultury wybieramy siebie spoglądając w stronę świata społecznego, który nas otacza. Tożsamość (…) jest
odgrywana w taki sposób, by widzowie dali się przekonać (…).”16 Staje się
więc tożsamością performatywną nastawioną na rodzaj „imagologicznego”
uwodzenia17.
Pojęcie performatywności w odniesieniu do zagadnienia tożsamości
może wydawać się problematyczne, zważywszy na całą, filozoficzną i artystyczną, tradycję jego używania.
Słowo „performatywny” zostało wprowadzone w połowie lat pięćdziesiątych przez Johna L. Austina i, co ciekawe, od początku w pewnym
sensie było uwikłane w estetykę i w Arystotelesowską aisthesis: „Macie pełne
prawo, by nie wiedzieć, co znaczy słowo ‘performatywne’. Słowo jest nowe i
brzydkie, i może nie ma żadnego specjalnego znaczenia. Ale w każdym razie,
jedno przemawia na jego korzyść – nie jest to głębokie słowo. Pamiętam, że
gdy mówiłem kiedyś na ten temat, ktoś potem powiedział: ‘Wiesz, nie mam
najmniejszego pojęcia, co on ma na myśli, chyba, że zachodziłaby taka możliwość, iż ma po prostu na myśli to, co mówi’. Cóż, właśnie to chciałbym
mieć na myśli.” 18 W ten sposób, wprowadzając swoisty neologizm, Austin
przeciwstawia performatywny i konstatujący typ wypowiedzi i dokonuje tym
samym swoistej filozoficznej rewolucji: wypowiedzi językowe nie tylko opisują czy stwierdzają jakiś stan rzeczy, lecz mogą brać czynny udział w tworzeniu rzeczywistości. „Filozofowie przyjmowali (…), że interesują ich tylko
wypowiedzi zdające sprawę z faktów lub prawdziwie czy fałszywie opisujące
sytuacje. W ostatnich czasach ten rodzaj podejścia został poddany w wątpliwość (…). A to nowe podejście przyniosło wiele dobrego; bardzo wiele rze16
17
18
G. Mathews, Supermarket kultury. Kultura globalna a tożsamość jednostki, przeł. E. Klekot, Warszawa
2005, s. 43. W przytoczonym cytacie świadomie pominęłam określenie ‘kulturowa’ w odniesieniu do
pojęcia ‘tożsamości’, które w kontekście transkulturowym, na co zwracam uwagę w swoim tekście, wydaje się mylące lub po prostu niepotrzebne.
Zob. M. C. Taylor, E. Saarinen, Imagologies: Media Philosophy, New York – London 1993.
J. L. Austin, Wypowiedzi performatywne, w: Idem, Mówienie i poznawanie. Rozprawy i wykłady filozoficzne, przeł. B. Chwedeńczuk, przekład przejrzał J. Woleński, Warszawa 1993, s. 311. Co ciekawe, w
pierwotnej formie pojęcie to brzmiało ‘performatoryjny’ (‘performatory’ zamiast ‘performative’), lecz
Autorowi wydawało się ono jeszcze brzydsze. Zob. E. Fischer-Lichte, Estetyka performatywności, przeł.
M. Borowski, M. Sugiera, Kraków 2008.
143
czy pozbawionych prawdopodobnie sensu zostało postrzeżonych jako takie
właśnie. (…) Mimo wszystko (…) ludzie zaczynają pytać, czy ostatecznie
niektóre z tych rzeczy, które traktowane jako zdania, narażone byłyby jako
nonsensy na niebezpieczeństwo usunięcia, naprawdę są zdaniami. Czy nie
mogą być one pomyślane nie jako sprawozdania z faktów, lecz jako środki
wpływania tak lub inaczej na ludzi (…)?” 19 Tak rozumiane performatywy,
głównie dzięki swej autoreferencyjności, sugerują między innymi, co wydaje
się istotne dla niniejszego artykułu, zachwianie czy wręcz zerwanie z, jak go
nazywa sam Austin, „mitem opisowości” i z rzekomo konieczną formą dychotomicznego dyskursu. Co więcej, analizując wypowiedzi performatywne typu
‘Nadaję temu statkowi imię Elżbieta’, ‘Daję ci mój zegarek’ czy ‘Idę o zakład,
że wyzdrowiejesz’, Austin interesował się przede wszystkim ich skutecznością (podał nawet dość długą, sześciopunktową, listę warunków ich powodzenia 20 ). Dokonując przeglądu ewentualnych „niewypałów” i „nadużyć” 21 w
stosowaniu wypowiedzi per formatywnych, wskazał na to, iż „(…) konieczne
do wypełnienia warunki powodzenia wypowiedzi mają zatem nie językową,
ale przede wszystkim instytucjonalną i społeczną naturę.”22 Oznacza to oczywiście, że wypowiedzi/czynności adresowane są zawsze do określonego,
obecnego w danym miejscu i czasie, odbiorcy23. Te dwa aspekty wydają się
szczególnie istotne dla zjawiska performansu artystycznego, jak i w ogóle
estetyki performatywności, a w konsekwencji – dla ujęcia i opisania fenomenu
performatywnej tożsamości ponowoczesnego homo aestheticus.
Nie wchodząc w liczne niuanse i zakamarki historii performansu jako
określonej propozycji artystycznej, zauważmy jedynie, iż „dzieje performance
wyznaczają nieuświadamiany czy podświadomy nurt historii sztuki, składają
się bowiem ze zdarzeń ulotnych o paraartystycznej intencji, z epizodów przypadkowych o trudnych do jednoznacznego rozstrzygnięcia kwalifikacjach, bo
19
20
21
22
23
J. L. Austin, Wypowiedzi performatywne, s. 311– 312. W późniejszych tekstach Austin, jak wiemy,
zrezygnował z tej opozycji i wolał rozpatrywać wypowiedzi w trzech kategoriach: lokucyjnej, illokucyjnej, perlokucyjnej sugerując, iż wszelka wypowiedź czy akt mowy stanowi formę działania. Zob. Idem,
Jak działać słowami, w: Ibidem, s. 544 – 713, zwłaszcza rozdział VIII: Czynności lokucyjne, illokucyjne, perlokucyjne.
Zob. Ibidem, s. 563 – 564. „Otóż, jeśli grzeszymy przeciw którejś (lub przeciw więcej niż jednej) z tych
sześciu reguł, nasza wypowiedź performatywna będzie (w ten czy inny sposób) nieudana.”
Zob. Ibidem, s. 573 – 598.
E. Fischer-Lichte, Estetyka performatywności, op.cit., s. 33.
Wypowiedź performatywna’ czy ‘performatyw’ pochodzą od angielskiego ‘to perform’, „czasownika,
który występuje zazwyczaj z rzeczownikiem oznaczającym czynność – wskazuje ona, że wygłoszenie
wypowiedzi jest wykonaniem jakiejś czynności, jest czymś, o czym nie myśli się normalnie jako tylko o
powiedzeniu czegoś.” J. L. Austin, Jak działać słowami, op.cit., s. 555.
144
zatrzymujących się w połowie drogi między twórczością artystyczną a zjawiskami przynależnymi do socjologii życia artystycznego.” 24 Zapoczątkowana
przez futurystów (Filippo Marinetti, Carlo Carrà, Giacomo Balla) i dadaistów
(Marcel Duchamp, Tristan Tzara, Kurt Schwitters), udoskonalona i zintensyfikowana w wydaniu happeningowej działalności artystów lat sześćdziesiątych XX wieku (Allan Kaprow, Dick Higgins, Terry Riley, Eric Andresen)
propozycja artystyczna, jaką jest performans, samą siebie określa jako sztukę
żywą25. To sprawia, że performans jest rodzajem „manifestacji estetyki pospolitości. Nie jest to forma ukazywania indywidualnego Ego, co ma często miejsce w tradycyjnych dziełach sztuki, nie jest to szczególny aspekt persona-solo
dance. Performance jest życiem ukazywanym za pomocą metod i systemów
zaczerpniętych z teatru. Jest więc publiczność, są widzowie. Ale performance
nie znajduje się poza rzeczywistością, nie ma granicy pomiędzy sceną a widownią, performance jest rzeczywistością”26 . Podkreślmy w tym miejscu –
rzeczywistością rozumianą nie jako szczególna, wymagająca pogłębionego,
ale zdystansowanego filozoficznego namysłu, lecz po prostu jako rzeczywistość ‘normalna’, pospolita, rutynowa, codzienna. Wspomniany przez Klausa
Groha brak czwartej ściany w połączeniu z pospolitością daje w efekcie pewną ‘wydarzeniowość’, która zastępuje klasyczny spektakl czy przedstawienie.
Wydarzenie, podobnie jak w przypadku jego filozoficznego ujęcia zaproponowanego przez Martina Heideggera (Ereignis)27, gwarantuje performansowi
ową żywość, a przez to zapewnia też autentyczność. Sprawia ponadto, że zamiast teatru obcujemy z dramatem: „Teatr i dramat (…) to ze swej natury
przeciwieństwa, (…) dzielą je różnice zbyt istotne, żeby ich symptomy nie
dochodziły do głosu: dramat to twór słowa pojedynczego artysty, teatr to dzieło publiczności i jej sług”28.
Rozważania Johna Austina w oczywisty sposób odnosiły się wyłącz24
25
26
27
28
G. Dziamski, Performance – tradycje, źródła, obce i rodzime przejawy. Rozpoznanie zjawiska, w: G.
Dziamski, H. Gajewski, J. St. Wojciechowski, Performance (wybór tekstów), Warszawa 1984, s. 20.
Żywą w podwójnym znaczeniu: „po pierwsze dlatego, że wprowadza żywy, nie zapośredniczony w
materialno-stabilnej strukturze dzieła kontakt autora/wykonawcy z odbiorcą, a po drugie dlatego, że występuje przeciwko temu wszystkiemu, co skonwencjonalizowane, co jest przeciwieństwem żywej sztuki.” G. Dziamski, Performance – tradycje, źródła…, op.cit., s. 16.
K. Groh, Teoretyczna idea sztuki performance, w: G. Dziamski, H. Gajewski, J. St. Wojciechowski,
Performance (wybór tekstów), op.cit., s. 61.
Zob. np. M. Heidegger, Źródło dzieła sztuki, przeł. J. Mizera w: Idem, Drogi lasu, Warszawa 1997; Idem,
Identity and Difference, przeł. by J. Stambaugh, New York 1969.
M. Herrmann, Bühne Und Drama, “Vossische Zeitung” 1918, 30 VII. Cyt. za E. Fischer-Lichte, Estetyka
performatywności, op.cit., s. 43.
145
nie do aktów mowy, natomiast zaproponowane przez niego ujęcie nie wyklucza, jak zauważa Erika Fischer-Lichte, objęcia pojęciem ‘performatyw’ pewnych fizycznych działań – takich na przykład, z jakimi spotykamy się przy
okazji performansu29. Mamy tutaj do czynienia i z likwidacją czwartej ściany,
i z pospolitością (jedzenie miodu, picie wina), i z autentycznością (okaleczenia, krew, cierpienie). Tym samym performans redefiniuje, głównie poprzez
Austinowskie zniesienie dychotomii, podstawowe estetyczne pojęcia, czy
lepiej pary pojęciowe: podmiot/przedmiot, oglądający/oglądany, teatr/dramat,
znaczące/znaczone30. Mamy zatem dramat; przedstawienie-wydarzenie, którego centralnym punktem staje się tożsamość performera (niekoniecznie pokrywająca się z tożsamością performatywną). Jej zasadniczymi komponentami
wydają się być: emergencja autopojesis, brak dychotomii oraz liminalność.
Jednocześnie elementy te, jak podkreśla Erika Fischer-Lichte, w istotny sposób stanowią o wydarzeniowości performansu, który, jako propozycja bądź co
bądź artystyczna, przestaje być tradycyjnym artefaktem, a staje się ulotnym,
nieokreślonym, jednorazowym faktem. Mamy zatem „(…) trzy istotne układy
parametrów, bezpośrednio związanych z wydarzeniowością przedstawienia,
które bez wątpienia w decydujący sposób określają jego estetykę. Mam na
29
30
Jako przykład podaję, za E. Fischer-Lichte, fragment opisu performansu jednej z, paradoksalnie, najbardziej spektakularnych i autentycznych performerek, Mariny Abramović: „Dnia 24 października 1975 roku w galerii Krinzinger w Insbrucku miało miejsce interesujące i pamiętne wydarzenie. Marina Abramović (…) pokazała swój performans ‘Lips of Thomas’. Najpierw zdjęła ubranie i naga podeszła do tylnej ściany galerii, by przypiąć do niej fotografię długowłosego mężczyzny, który nieco przypominał ją
wyglądem. Następnie (…) Abramowić usiadła za stołem i (…) powoli, łyżka po łyżce, zjadła cały kilogram miodu. Potem nalała sobie do kieliszka wina i piła je powoli (…) aż opróżniła całą butelkę. Wtedy
prawą ręką zgniotła kieliszek. Dłoń zaczęła krwawić. Artystka wstała od stołu i (…) żyletką wycięła sobie na brzuchu pięcioramienną gwiazdę (…). Chwyciła pejcz, uklękła (…) i z całej siły zaczęła się biczować (…). Potem położyła się na wznak na blokach lodu (…). Na suficie umieszczony był grzejnik,
który kierował strumień ciepła na jej brzuch, powodując ponowne krwawienie rany (…). Artystka leżała
bez ruchu (…). Kiedy przez pół godziny nie dawała żadnego znaku, że chce przerwać męczarnię, kilku
oglądających nie wytrzymało napięcia. Podeszli do bloków lodu, chwycili Abramović pod ręce i wynieśli, kończąc tym samym performans.” E. Fischer-Lichte, Estetyka performatywności, op.cit., s. 11 – 12.
Oto skrócony, zaproponowany także przez Erikę Fischer-Lichte, komentarz wyżej opisanego performansu: „W tym czasie [2 godzin – M. S.-J.] performerka i widzowie wzięli udział w wydarzeniu, którego nie
przewiduje i nie sankcjonuje ani tradycja, ani obowiązujące konwencje sztuk plastycznych i widowiskowych. Swoimi działaniami artystka nie powołała przecież do istnienia żadnego artefaktu (…). Trudno też
powiedzieć, żeby cokolwiek przedstawiała. Nie zachowywała się jak aktorka grająca sceniczną postać,
która je zbyt wiele miodu i pije zbyt wiele wina, a potem w rozmaity sposób kaleczy swoje ciało. To, co
robiła, wcale nie oznaczało, że jakaś fikcyjna postać zadaje sobie ból. Okaleczała samą siebie. Maltretowała własne ciało, świadomie lekceważąc jego ograniczenia. (…) Ograniczyła się do wykonania czynności, które w widoczny sposób przemieniały jej ciało (…) nie ujawniając żadnych symptomów swoich
wewnętrznych doznań. Postawiła zatem widzów w irytującej, głęboko dezorientującej i w tym sensie
trudnej do zniesienia sytuacji, gdyż zakwestionowała wszystkie niepodważalne dotąd normy i zasady.
(…) Stworzyła taką sytuację , która umieszczała widza między normami i regułami sztuki a prawami codziennego życia, między zasadami estetyki a nakazami etyki.” E. Fischer-Lichte, Estetyka performatywności, op.cit., s. 12 – 13.
146
myśli, po pierwsze, powstająca w czasie przedstawienia autopojesis pętli feedbacku, po drugie, zjawisko emergencji i (…) zniesienia przeciwieństw, po
trzecie zaś sytuację liminalności (…)” 31 . Referując 32 pokrótce wspomniane
elementy, skupię się jedynie na tych aspektach, które w taki czy inny sposób
korespondować mogą z ideą tożsamości performatywnej homo aestheticus.
Autopojetyczna pętla feedbacku złożona jest z działań i zachowań zarówno wykonawców, jak i widzów i w tym sensie zrywa ona z tradycyjnym
założeniem o autonomiczności autora i jego dzieła. Dzięki temu powstaje autoreferencyjna i emergentna sytuacja, w której znaczenie ma tylko to, co faktycznie wydarza się podczas spektaklu. „Funkcjonuje ona jako samoorganizujący się system, który nieustannie musi integrować pojawiające się niespodziewanie i dlatego trudne do przewidzenia elementy.” 33 Wydarzeniowości
sprzyja ponadto realizacja Austinowskiej intuicji wskazującej na konieczność
zniesienia dychotomii centralnych dla naszej kultury i towarzyszącego jej dyskursu par pojęciowych takich, jak sztuka/rzeczywistość, podmiot/przedmiot,
wnętrze/zewnętrze, ciało/duch, estetyczny/etyczny etc. – „(…) tracą one w
tych przedstawieniach swoją jednoznaczność, zostają wprawione w ruch i zaczynają oscylować, a w ostatecznym rozrachunku zostają całkowicie zniesione.”34 Tym samym, likwidując zasadniczą dychotomię sztuki i życia oraz rezygnując z idei autonomii dzieła, performans stanowi autoreferencyjne działanie ustanawiające rzeczywistość35. Ta ostatnia jednak staje się dynamiczną,
nieustannie wydarzającą się rzeczywistością ‘pomiędzy’. Owa liminalność jest
bezpośrednią konsekwencją zniesienia dychotomii: „kiedy przeciwieństwa
zostają zniesione, a wszystko równie dobrze może być czymś innym, wtedy
uwaga kieruje się na przejście między jednym a drugim.”36 W ten sposób rozumiana liminalność wnosi do performansu pewne elementy rytuału i wywołuje tak pożądaną z punktu widzenia twórcy, ale i odbiorcy, przemianę.
Powyżej zrekonstruowana teoria estetyczno-artystycznej performa31
32
33
34
35
36
Ibidem, s. 261 – 262.
Zob. Ibidem, s. 259 – 288.
Ibidem, s. 265.
Ibidem, s. 271.
„Kiedy Marina Abramowić zgniatała kieliszek i jej dłoń krwawiła, to znaczyło to dokładnie tyle, że
zgniotła kieliszek i jej dłoń krwawiła. Jej działanie powoływało do istnienia rzeczywistość zgniecionego
kieliszka i krwawiącej dłoni. (…) Wszystko, co zostało w jego [performansu – M. S.-J.] trakcie wykonane i pokazane oznaczało to, co zostało wykonane i pokazane, a to w konsekwencji ustanawiało daną rzeczywistość.” Ibidem, s. 273.
Ibidem, s. 280.
147
tywności może stanowić, jak myślę, interesujący i inspirujący kontekst tytułowego zagadnienia podejmującego problem tożsamości ponowoczesnego
homo aestheticus, zanurzonego w kulturowo płynne, jak opisuje Zygmunt
Bauman, chaotycznie schizoidalne, co diagnozują Gilles Deleuze i Felix Guattari, czy aksjologicznie diagonalne, przed czym przestrzega Jean Baudrillard,
uniwersum37. Sama Erika Fischer-Lichte podkreśla, iż od początku lat sześćdziesiątych performerzy „(…) uzmysławiali widzom fakt pojawienia się nowego obrazu artysty, a może nawet nowego obrazu człowieka (…)”38, proponując tym samym alternatywny obszar dla poszukiwań tożsamościowych.
Tymczasem, performatywność rozpatrywana w kontekście ponowoczesnego
dyskursu tożsamościowego wydaje się zaledwie swobodnie, jeśli w ogóle,
czerpać inspiracje z powyżej opisanego zagadnienia.
Generalnie obraz ponowoczesnego podmiotu jawi się jako niezbyt pociągający. Będąc, jak zauważa Gianni Vattimo, efektem ogólnego kryzysu
humanizmu i osłabienia tradycyjnych „mocnych” kategorii metafizycznych
pojęcie podmiotu „(…) uległo potwornemu spotęgowaniu (…) a teraz zdemaskowane jest jako fikcja”39. Fikcyjny charakter ponowoczesnej podmiotowości dodatkowo intensyfikuje jej komercjalizacja (związana oczywiście z fenomenem powszechnego konsumeryzmu) oraz jej płynny charakter. W efekcie
odpowiedź na pytanie o bycie odbywa się po prostu poprzez „dokonywanie
codziennego życia”40, które skądinąd – nieco metaforycznie rzecz ujmując –
odbywa się, w znakomitej większości przypadków, między regałami 41.
Płynność, czy też „(…) ‘roztapianie wszystkiego, co trwałe’ było od
pierwszej chwili przyrodzoną definiującą właściwością nowoczesnej formy
życia. Ale dziś, inaczej niż niegdyś, formy stopione nie mają już być – a i nie
są – zastępowane przez inne ciała stałe – (…) bardziej jeszcze solidne i »stałe« od form poprzednich (…). Na miejsce jednych form topliwych, a więc
nietrwałych, przychodzą inne, nie mniej, jeśli nie bardziej jeszcze od nich
Zob. np. Z. Bauman, Płynna nowoczesność, przeł. T. Kunz, Kraków 2006; G. Deleuze, F. Guattari, AntiOedipus: Capitalism and Schisophrenia, translated by R. Hurley, M. Seem, H. R. Lane, London – New
York 2008; J. Baudrillard, Przed końcem, op.cit.
38
E. Fischer-Lichte, Estetyka performatywności, op.cit., s. 264.
39
A. Zawadzki, Koniec nowoczesności: nihilizm, hermeneutyka, sztuka, w: G. Vattimo, Koniec nowoczesności, op.cit., s. XIII. Por. F. Nietzsche, Wola mocy, przeł. S. Frycz, K. Drzewiecki, Kraków 1985.
40
Zob. A. Giddens, Nowoczesność i tożsamość. „Ja” i społeczeństwo w epoce późnej nowoczesności, przeł.
A. Szulżycka, Warszawa 2001, s. 67 – 69.
41
Zob. M. Sułkowska-Janowska, Tożsamość w płynie: homo aestheticus między regałami, „Folia Philosophica” pod red. P. Łaciaka, t. 31, Katowice 2013.
37
148
topliwe, a więc i nietrwałe”42. Taka kultura „ciągłej kapaniny” to kultura nastawiona na ciągle zmieniającą się ponętną zmysłowość i zawrotną prędkość,
które sprzyjają permanentnemu konsumowaniu. „Cokolwiek robimy i jakkolwiek to coś nazywamy – zawsze robimy zakupy (…). Język naszej ‘polityki
życia’ jest oparty na pragmatyce ‘zakupów’(…)”43. Żyjąc „rozglądamy się”
jak w handlowej galerii, buszujemy między regałami. Lecz tym, co nami kieruje bynajmniej nie jest potrzeba, lecz raczej „pragnienie – byt znacznie bardziej od ‘potrzeb’ ulotny, efemeryczny, nieuchwytny, kapryśny i zasadniczo
nie odnoszący się do niczego w szczególności; samorodny i samowystarczalny motyw, który nie potrzebuje uzasadnienia ani przyczyny”44. Powodowani
niezaspokajalnym pragnieniem wszyscy cierpimy na bulimia nervosa: uzależniają nas skonsumowane w pośpiechu i bez przetrawienia, natychmiast zwrócone obrazy45. Wytwarzanie obrazów stało się substytutem życia, a ich percepcja zastępuje myślenie; tradycyjny paradygmat logocentryczny zastąpiony
został przez, oparty na komunikacji ikonicznej, piktocentryzm46.
Ikonizacja języka i komunikacji niewątpliwie wpływa na dyskurs tożsamościowy, jak i tożsamość jako taką, skoro, co podkreśla Zygmunt Bauman, stała się ona czymś „do obnoszenia i pokazywania”. Nie chodzi zatem o
tradycyjny, narracyjnie ‘opowiedziany’ bios, choć z drugiej strony nie chcemy
przecież poprzestać nad zwykłym, trywialnym zoe. Okazuje się, że rozwiązanie tego dylematu może przynieść sfera theatron. Pytanie tylko, czy jest ono
zadowalające; bo że ponętne, zwłaszcza wizualnie – niewątpliwie tak. Przypomnijmy jednak, przywoływane powyżej, rozróżnienie na teatr i dramat i
zapytajmy o proporcję między tymi elementami: jaka część tożsamości homo
aestheticus to stylizowana teatralizacja, a jaką stanowi autentyczny dramat?
Na pierwszy rzut nieco banalnie brzmiące określenia tutaj, w kontekście dyskursu tożsamościowego, przestają być jedynie pustymi hasłami; zwłaszcza,
kiedy uzupełni się je o pełniące metodologicznie pomocniczą, lecz nade wszystko merytorycznie zasadną, funkcję - pojęcie klipowości. W ten oto bowiem
42
43
44
45
46
Z. Bauman, Kultura w płynnej nowoczesności, Warszawa 2011, s. 26.
Z. Bauman, Żyjąc w czasie pożyczonym. Rozmowy z Citali Rovirosa-Madrazo, przeł. T. Kunz, Kraków
2010, s. 114.
Ibidem, s. 115.
Zob. K. Tester, Moral Culture, London 1997.
Zob. K. Krzysztofek, Od logosfery do piktosfery. Czy konizacja języka ?, w: Z. Suszczyński (red.), Słowo
w kulturze mediów, Białystok 1999, s. 9 – 20; por. W. Chyła, Od kultury słowa do kultury audiowizualnej; w: A. Gwóźdź, S. Krzemień-Ojak (red.), Intermedialność w kulturze końca XX wieku, Białystok
1998, s. 65 – 82.
149
sposób pojawia się tytułowa (klipowa) tożsamość performatywna homo
aestheticus, przy czym o ile klipowość związana jest z określonym typem narracji, o tyle teatralność, czy lepiej – teatralizacja, wyznacza specyficzne pojmowanie performatywności.
Zjawisko klipowości wiąże się przede wszystkim z rozwojem wideo,
którego poetyka, w odróżnieniu od opartego na narracyjnej fabule filmu, opiera się na inter-semiotycznym zjawisku intertekstualnych wariacji. Dzięki takiej formie fenomen klipu mógł stać się swoistą kulturową dominantą ponowoczesności. Z jej fragmentacją, labilnością, płynnością, eklektyzmem, powierzchownością, zawrotnym tempem i feerią wizualności współgra najważniejsza cecha jaka charakteryzuje klipowość, czyli „(…) niekończące się wirowanie elementów – przemieszczają się one nieustannie, tak że żaden z nich
nie jest w stanie na dłużej zająć miejsca ‘interpretanta’ (albo znaku prymarnego), tylko zaraz musi ustąpić miejsca drugiemu (…) i spada na podrzędną
pozycję, gdzie z kolei zostaje ‘zinterpretowany’ przez radykalnie odmienną
treść logo lub obrazu”47. Owo intertekstualne wirowanie elementów to jedna z
konsekwencji porzucenia logosu na rzecz logo oraz, w innym wymiarze, diachronii na rzecz synchronii. Innymi słowy, klipowość zakłada sieciowość, a ta
z kolei, jak pamiętamy, wiąże się z uwielbianą przez postmodernistów nielinearnością i nieteleologicznością wszelakiego dyskursu: „(…) mamy sieć,
czyli labirynt, który Deleuze i Guattari nazywają kłączem. Tutaj każda droga
może się skrzyżować z dowolnie inną. Nie ma środka, nie ma peryferii, nie ma
wyjścia, ponieważ kłącze jest potencjalnie nieskończone”48. Wizja dla jednych
kusząca, dla innych mimo wszystko niebezpieczna – pozbawiona jakiejkolwiek hierarchii i logiki wyboru; przestrzeń rhizomatyczna niesie z sobą niebezpieczeństwo egzystencjalnego niezaangażowania. Tym bardziej, jeśli dołączymy do niej wizualnie skrajnie rozestetyzowaną, choć najczęściej etycznie
miałką i płytką, teatralizację. W tak zarysowanej perspektywie tożsamość
„(…) przybiera formę egzoaksjalną. Jest skierowana na to, co jest jej prezen47
48
F. Jameson, Surrealizm bez podświadomości, w: Idem, Postmodernizm, czyli logika późnego kapitalizmu,
przeł. M. Płaza, Kraków 2011, s. 93; por. U. Jarecka, Od teledysku do wideoklipu. Ewolucja idiomu klipowego, w: M. Hopfinger (red.), Nowe media w komunikacji społecznej w XX wieku. Antologia, Warszawa 2002, s. 293 – 315.
U. Eco, Imię róży, przeł. A. Szymanowski, Warszawa 1988, s. 613. Po labiryncie greckim i manierystycznym jest to trzeci z wymienionych przez Eco labiryntów, które stanowią metaforę trzech różnych
typów dyskursu. J.-N. Vuarnet dodaje do tego zestawienia czwarty typ, który według niego znacznie lepiej niż kłącze obrazuje dyskurs postmodernistyczny. Zob. J.-N. Vuarnet, Filozof-artysta, przeł. K. Matuszewski, Gdańsk 2000.
150
tacją, czyli na wygląd, ubiór, dodatki, gadżety, etc.” 49 i jako taka właśnie
ogranicza się zasadniczo do sensorycznej sfery aisthesis, co z kolei w oczywisty sposób sprzyja wspomnianej teatralizacji sprawiającej, iż „to, co bywa
przedstawiane jako prawdziwe życie, okazuje się po prostu życiem prawdziwie spektakularnym”50.
Spektakl, jeśli przywołać wspomniane powyżej rozróżnienie, to ponętny imagologicznie blichtr, ale też płytki pozór, którego miałkim fundamentem wydaje się być prosta zasada, iż „co się ukazuje, jest dobre; a co jest dobre, ukazuje się.”51 Spektakl, będąc zwieńczeniem „fetyszyzmu towarowego”,
albo po prostu „formalną liturgią przedmiotu” stanowi faktyczne, czy może
lepiej – ‘artefaktyczne’ – uniwersum ponowoczesnego homo aestheticus 52 .
Zatem „to, co dzieje się obecnie, nie jest już kolejnym przesuwaniem notorycznie ruchomych granic między sferą publiczną a prywatną. Wydaje się, że
tym razem chodzi o przedefiniowanie znaczenia sfery publicznej, o uczynienie
z niej sceny, na której zagoszczą prywatne dramaty (…).”53 W efekcie owej
teatralizacji „dzieło sztuki, które chcemy uformować z kruchej materii życia,
nazywa się tożsamością”54.
Mamy zatem skrajnie wystylizowaną, teatralną, artefaktyczną sytuację: „to, o czym teoretycy teoretyzują, a filozofowie filozofują, w mniej subtelny sposób wtłacza nam do głowy sztuka popularna (…). Nie ma potwierdzenia prócz samo-potwierdzenia i nie ma tożsamości prócz tożsamości samodzielnie wytworzonej”55. Zauważmy, iż tym samym dwie główne zachodnie tradycje ujmowania tożsamości – grecko-chrześcijańska i judaistyczna –
zostają wraz z towarzyszącym im paradygmatem myślenia arystotelesowskokartezjańskiego wyparte przez nową propozycję, w której, jak pisał Derrida,
tożsamość nigdy nie jest dana, przyjęta czy jakkolwiek osiągnięta, lecz w zamian, gdzieś pomiędzy tym, co jest i co się staje, nieustannie „wydarza się” w
nieskończenie „fantazmatycznym” procesie utożsamiania56. „Tożsamość wyW. Daszkiewicz, Antropologiczne aspekty kultury, w: A. Kawalec (red.), O pojęciu sztuki w kulturze
współczesnej, op.cit., s. 76.
50
G. Debord, Społeczeństwo spektaklu oraz Rozważania o społeczeństwie spektaklu, przeł. M. Kwaterko,
Warszawa 2006, s. 113.
51
Ibidem, s. 36.
52
O „fetyszyzmie towarowym” pisał Karl Marks, o „formalnej liturgii przedmiotu” Jean Baudrillard.
53
Z. Bauman, Płynna nowoczesność, op.cit., s. 108.
54
Ibidem, s. 128.
55
Ibidem, s. 277.
56
Zob. J. Derrida, Jednojęzyczność innego czyli proteza oryginalna, przeł. A. Siemek, Literatura na Świe49
151
daje się trwała i solidna tylko wówczas, gdy popatrzy się na nią z zewnątrz – i
przez krótką chwilę. (…) Z powodu ulotności i nietrwałości wszystkich lub
niemal wszystkich tożsamości najprostszym sposobem zaspokojenia tożsamościowych marzeń i fantazji staje się możność »nabycia« tożsamości (…). Mając taką szansę, można w każdej chwili przymierzać i odrzucać kolejne tożsamości.” 57 W teatralnej garderobie przymierzając kolejne t-shirty, czy może
lepiej – id-shirty, na moment stajemy się sobą, nie odnajdując przy tym bynajmniej, co podkreśla w swojej wizji ponowoczesnej autokreacji Wolfgang
Welsch, żadnego własnego, substancjalnie pojętego, „ja”58.
Garderobiana atmosfera sprzyja wytworzeniu czegoś, co Zygmunt
Bauman określa „wspólnotą szatni”59, ja zaś, zmieniając nieco perspektywę,
nazwałabym umownie ‘tożsamością szafy’ – wszak, przypomnijmy, „tożsamość to coś do obnoszenia i pokazywania.” Paradoksalnie zatem, największym sprzymierzeńcem tożsamości performatywnej okazuje się moda: „towar
produkowany na masową skalę staje się środkiem zapewniającym indywidualną odrębność. Tożsamość – ‘wyjątkową’ i ‘niepowtarzalną’ – można zbudować wyłącznie z takich materiałów, które wybierają i kupują wszyscy. Zdobywasz niezależność dzięki kapitulacji”60. Z pozoru autonomiczna autokreacja
przybiera w rzeczywistości niewygodny i jakże dziś niemodny charakter
przymusowy: co prawda „(…) życie w świecie pozornie nieskończonych możliwości (…) zapewnia słodkie poczucie ‘swobody stania się kimkolwiek’
(…)”61, faktycznie jednak ta słodycz ma swoją gorzka cenę, jaką jest skrajna
teatralizacja życia odbywająca się kosztem jego dramaturgii i autentyczności.
Widzimy więc, iż proponowana począwszy od lat sześćdziesiątych
zeszłego stulecia przez artystów związanych z performansem perspektywa
nakierowana na ‘wydarzeniowość’ uległa ponowoczesnemu wypaczeniu. Paradoksalnie, artystyczna propozycja okazuje się bardziej naturalna i ‘życiowa’
niż sztuczna, wystylizowana, uzależniona od kapryśnej mody, rzekomo autentyczna performatywna tożsamość kreowana przez homo aestheticusa. Być
57
58
59
60
61
cie, 1998, nr 11 – 12 (328 – 329). Por. E. Rewers, Post-Polis. Wstęp do filozofii ponowoczesnego miasta,
op.cit., s. 289.
Z. Bauman, Płynna nowoczesność, op.cit., s. 128 – 129.
Zob. W. Welsch, Stając się sobą, przeł. J. Wietecki, w: A. Zeidler-Janiszewska (red.), Problemy ponowoczesnej pluralizacji kultury. Wokół koncepcji Wolfganga Welscha, Poznań 1998.
Zob. Z. Bauman, Tożsamość, op.cit., s. 32.
Z. Bauman, Płynna nowoczesność, op.cit., s. 130.
Ibidem, s. 97.
152
może warto zatem skorzystać z owej artystycznej wizji „nowego człowieka” i
przyjrzeć się raz jeszcze performansowi jako swoistemu „laboratorium życia
codziennego”62. Okazuje się, iż właśnie w takich laboratoryjnych warunkach
„(…) nie sposób oddzielić tego, co estetyczne, od tego, co etyczne. To drugie
stanowi bowiem istotny wymiar pierwszego.”63 Performans inspiruje więc do
ponownego przemyślenia relacji między wspomnianymi komponentami antroposfery, relacji której zachwianie może grozić adiaforyzacją z jednej, bądź
pustą stylizacją z drugiej strony64. Z pozycji sztuki, stwarzając warunki laboratoryjne, stawia mimo wszystko zadanie do zrealizowania w kontekście życia
codziennego.
PERFORMATIVE IDENTITY OF HOMO AESTHETICUS.
The author of this article joins a contemporary discussion on the problem of identity.
The last one – in the context of Baumanian “liquidity” or Wolfgang Welsch’s idea of
“autocreativity” – seems to be a performative one and is created by the postmodern
subject that is called here, because of its aestheticized universum, homo aestehticus.
The background for the article is John Austin’s idea of performatives as well as some
artistic propositions of performance art (Joseph Beuys, Marina Abramović, or Frank
Castorf) and thus a kind of aesthetics of performativity (proposed by Erika FischerLichte). One could assume that the performative identity of postmodern homo
aestheticus continues the above mentioned plots. Unfortunately, the postmodern, antimetaphysical context causes the performative identity to be reduced merely to its
aesthetical and thus commercial aspect.
Dr Mariola Sułkowska-Janowska – Zakład Antropologii Filozoficznej i Filozofii
Cywilizacyjnej, Instytut Filozofii, Wydział
Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego w
Katowicach
e-mail: [email protected]
62
63
64
Zob. E. Fischer-Lichte, Estetyka performatywności, op.cit., s. 275 – 276.
Ibidem, s. 275.
Zob. M. Sułkowska-Janowska, Przemoc rozestetyzowana, Folia Philosophica pod red. P. Łaciaka, t. 29,
Katowice 2011, s. 339 – 349.
153
Monika MICZKA-PAJESTKA
POSTMODERNA I TRANSFORMACJA PRZESTRZENI
KULTUROWEJ. JEDNA KULTURA CZY RACZEJ WIELOŚĆ
KULTUR?
„To, co nowe, nie jest możliwe bez tego, co dawne”1
Odo Marquard, Philosophie des Stattdessen
W myśleniu o przestrzeni ponowoczesnego życia pojawia się często
obraz „chaotycznie polepionej budowli” czy „rozbitego dzbanka”, którego
elementów nie da się już dopasować, w dyskursie naukowym z kolei wykorzystuje się metafory „kłącza” bądź „różnicy”, „rozproszenia” i „hipertelii”.
Dostrzega się różnego typu przeobrażenia i przekształcenia w obrębie kultury,
wskazuje się kierunki zmian, nie można jednak powiedzieć o jednej całościowej transformacji, ale o wielu podlegających transformacji obszarach kultury.
Problematyczne jest już samo pojęcie postmoderny2. Wolfgang Welsch podkreśla, że w zasadzie można mówić o postmodernie dla wszystkich i postmodernie wynikającej ze stanowisk filozoficznych, które w dużej mierze sprowadzają owo pojęcie postmoderny do ujmowania jej jako moderny w procesie jej
transformacji, a także jako otwartej jedności, która już poza pojęciem postmoderny projektuje wielość3. Niemniej – jak sam przyznaje – dla wielu jest ona
„tylko starym winem w nowych bukłakach”4.
Pojawia się zatem pytanie: czy postmoderna wnosi coś nowego, a jeżeli nie wnosi nic nowego, to czy coś zmienia? Jeśli postrzegać postmodernę
za W. Welschem jako swoistą transformację moderny, to można przyjąć, iż
stanowi ona wyraz szeregu przemian, potęgujących się zjawisk społeczno1
2
3
4
O. Marquard, Philosophie des Stattdessen, Stuttgart 2000, s. 42.
Dyskusja na temat postmodernizmu i rozumienia pojęcia rozwinęła się intensywnie po wydaniu przez
Jeana-Françoisa Lyotarda w 1979 roku książki pt. La condition postmoderne. Przekład polski Kondycja
ponowoczesna ukazał się znacznie później. W tekście tym J.-F. Lyotard wprowadził filozoficzne pojęcie
postmodernizmu, odwołując się do wielkich narracji i heterogenicznych koncepcji wiedzy i wskazując na
„rozbieżność” jako główną zasadę rozwoju społecznego.
Por. W. Welsch, Nasza postmodernistyczna moderna, przekł. R. Kubicki, A. Zeidler-Janiszewska, Oficyna Naukowa, Warszawa 1998.
Tamże, s. 14.
154
kulturowych, uobecniających się stylów i konwencji. Trudno jednak wskazać
jeden zasadniczy kierunek owych działań i zmian, stąd wiele, często sprzecznych ze sobą, głosów opisujących czy diagnozujących ponowoczesną przestrzeń życia.
Dosyć szerokim zakresowo pojęciem, przez co często wykorzystywanym, okazuje się termin „kultura”. To właśnie kultura staje się tą przestrzenią,
którą człowiek chce scharakteryzować, opisać, omówić, zakreślić, wyjaśnić i
może nawet zrozumieć. Zarówno na gruncie teoretycznym, jak i praktycznym,
ową najczęściej dostrzeganą i rozpatrywaną sferę zjawisk stanowią zwykle te,
które dokonują się w przestrzeni kulturowej, niezależnie od tego, czy wskazuje się na kultury lokalne czy też mówi się o kulturze w sensie globalnym.
Zawsze, wypowiadając słowo „kultura”, pozwala się człowiekowi myśleć, że
ma wyznaczone jakieś ramy i samego pojęcia i przestrzeni, do której owo
pojęcie się odnosi, są przecież pewne tropy zamknięte w tym pojęciu, co do
których można się odwoływać. Czy jednak postmoderna nie burzy tego porządku? Czy nie wprowadza zamętu i chaosu w istniejące struktury i modele
społeczno-kulturowe? W zasadzie trudno jednoznacznie odpowiedzieć na te
pytania; zapewne „coś burzy” i „coś wprowadza”, ale – przyjmując założenia
Welschowskie - nie prowadzi ani do „zniszczenia”, ani do „chaosu”.
Można jednak odnieść ową sytuację także do istniejących paradygmatów, kwestii poznania czy po prostu do pojęcia mózgu, jak czynią to Gilles
Deleuze i Félix Guattari. Wówczas obraz postmoderny rysuje się zupełnie
inaczej, jako obraz całkowitego chaosu. Stwierdzają oni bowiem, iż obecnie:
„Oparte na modelu drzewa paradygmaty mózgu ustępują miejsca kłączowym
figurom, acentrycznym systemom, skończonym sieciom automatów, chaoidalnym stanom”5. Zaistniały chaos pobudza do zafunkcjonowania, dążący do
granic poznawczych podmiot, a w zasadzie mózg. Tu ujawnia się, zdaniem
wspomnianych autorów, zadanie dla nauki, a mianowicie „(…) ukazanie chaosu, w którym pogrąża się sam mózg jako podmiot poznania”6, z kolei „Mózg
stale ustanawia granice określające funkcje zmiennych w szczególnie rozciągniętych powierzchniach (…)”7. Proponują oni swoiste przejście od chaosu do
mózgu, który wskazuje pewne ramy czy struktury, projektuje swego rodzaju
5
6
7
G. Deleuze, F. Guattari, Co to jest filozofia?, przekł. P. Pieniążek, słowo/obraz/terytoria, Gdańsk 2000, s.
239.
Tamże, s. 239.
Tamże, s. 239.
155
porządek rzeczy. Wszelkie stawanie się i rozwój wymagają bowiem jakiegoś
odniesienia i relacji, w których mogą się unaoczniać i spełniać. Tak jak sztuka
potrzebuje nie-sztuki, a filozofia nie-filozofii, aby mogły się urzeczywistnić,
chociaż jak przyjmują G. Deleuze i F. Guattari nie dają się one, podobnie jak
trzecia płaszczyzna, mianowicie - nauka, już odróżnić „w odniesieniu do chaosu, w którym mózg się pogrąża”8. I jak stwierdzają dalej „Właśnie tam pojęcia, uczucia, funkcje stają się nierozstrzygalne, tak samo jak filozofia, sztuka i
nauka są nie do odróżnienia, jak gdyby podzieliły się tym samym cieniem,
który rozciąga się poprzez ich odmienną naturę i stale im towarzyszy” 9. Ów
cień może być różnorodnie interpretowany, stanowi jednak swego rodzaju tło
dla zjawisk kulturowych, które – w zależności od światopoglądu i założeń
poznawczych – przyjmować może różne barwy i stawać się bardziej lub mniej
nasycone.
Niemniej w kontekście rozważań czy dyskusji o kulturze rodzi się pytanie: czy na rzeczywistość składa się jedna kultura czy raczej wielość kultur?
Wiąże się ono zarówno ze sposobem rozumienia samego pojęcia kultury, jak i
postrzegania możliwości uczestnictwa w niej podmiotu. Można za Odo
Marquardem i Arnoldem Gehlenem uznać kompensacyjny charakter kultury,
zasadzający się w dużej mierze na „symbolicznym charakterze ludzkiego obcowania ze światem”10. Wówczas obszarem czy przestrzenią rozważań staje
się horyzont symbolicznych form, a ich przedmiotem uczestnik kolejnych
etapów rozwoju kultury i zachodzących w niej zjawisk. Z kolei wskazanie na
kompensacyjne procesy, zmierzające do nieustannego przywracania równowagi w kulturze, dokonane przez wspomnianych autorów, pozwala na dostrzeganie swoistego zakotwiczenia człowieka w przeszłości.
Przestrzeń kultury może zostać określona jako „przestrzeń kontynuacji”, i jednocześnie jako „przestrzeń postępu”, a co za tym idzie wpisany w
nią człowiek zyskuje miano „istoty nawiązującej”, ale też „innowatywnej”. To
rozpatruje Odo Marquard w tekście zatytułowanym Philosophie des Stattdessen, stwierdzając: „Człowiek jest istotą nawiązującą, nie jest bezgranicznie
8
9
10
Tamże, s. 242.
Tamże, s. 242.
Por. S. Czerniak, Marquardowska koncepcja kompensacyjnych funkcji nauk humanistycznych. Kontekst
polemiczny. W: S. Czerniak, R. Michalski, Cielesność. Kompensacja. Mimesis. Wokół pojęciowego instrumentarium współczesnej antropologii filozoficznej. Wydawnictwo Instytutu Filozofii i Socjologii
PAN, Warszawa 2008, s. 111.
156
innowatywny (…)”11, bowiem „Ludzie nie wytrzymują absolutnego zrywania
z istniejącą rzeczywistością… To, co nowe, nie jest możliwe bez tego, co
dawne… Przyszłość potrzebuje przeszłości… To dlatego właśnie Geisteswissenschaften czynią zerwanie kontynuacją”12. W tej perspektywie zestawienie
„stare-nowe”, w odniesieniu do zjawisk kulturowych, wydaje się nie tyle niestosowne, co niejasne i nieuzasadnione, bowiem w „przestrzeni kontynuacji”
nie można wyznaczyć grubej linii demarkacyjnej, oddzielające to, co nowe od
tego, co stare. Człowiek jako „istota nawiązująca” niejako staje się łącznikiem
pomiędzy przyszłością a przeszłością, funkcjonującym w konkretnej teraźniejszości. Tym samym kultura jawi się jako pewna całość dziejowa, aktualizująca się dzięki pewnej regule dialektycznej, a człowiek – korzystając z terminologii Marquardowskiej – jako „hypoleptyczny”, czyli właśnie „nawiązujący”.
Można mówić zatem o swego rodzaju zakotwiczeniu człowieka w kulturze,
unaoczniające się w dialektyce czy też poprzez dialektyczną naturę postępu.
Całość nie jest jednak jednoznaczna, zwłaszcza w koncepcji O.
Marquarda. Jej rozumienie uległo zmianie, a jak podkreśla Stanisław Czerniak, analizując Marquardowską myśl o „hypoleptyczności” i „całości”, „Nowożytność zatraciła dawne doświadczenie całości jako hierarchicznego systemu statycznych ról. Idea tak rozumianej całości ustąpiła miejsca >>totalizacji<< jako procesowi inkluzji o nieograniczonym horyzoncie. Totalizacja polega na uobecnianiu tego, co nieobecne, wykluczone, tabuizowane. Całość nie
jest substancją, ale formą ruchu rehabilitującego wszystkie ukryte potencje
aktualnej rzeczywistości, zwłaszcza zaś te, dzięki których historycznemu wyparciu się ukształtowała”13 . Można uznać zatem, iż poprzez swego rodzaju
wielość pewien potencjał stającej się rzeczywistości aktualizuje wszystko to,
co dotąd ulegało wyparciu czy zakryciu. Wskazana zostaje jakaś ruchoma
całość społeczno-kulturowa. Postrzeganie całości jako „formy ruchu”, budzi
jednak pytanie o sens i jakość istnienia, o to, czy człowiek ma do czynienia z
utratą form czy raczej z „formami ruchomymi”? Na ten problem zwraca uwagę między innymi Theodor W. Adorno, który stwierdza, że utożsamienie
świata nowoczesnego ze światem bez formy, związane jest, czy może raczej
było, z nadmiernym eksponowaniem ideologii. Jego zdaniem żadne współcze11
12
13
Cyt. Za S. Czerniak, Marquardowska koncepcja kompensacyjnych funkcji…, s. 108. Por. O. Marquard,
Philosophie des Stattdessen, Stuttgart 2000, s. 42.
Cyt. Za S. Czerniak, Marquardowska koncepcja kompensacyjnych funkcji…, s. 108.
Tamże, s. 111.
157
sne społeczeństwo „nie jest pozbawione formy”14, a ujawniająca się i rozpatrywana, zwłaszcza na początku XX wieku, „Wiara w utratę form brała się ze
spustoszenia miast i krajobrazów przez bezplanową ekspansję przemysłu, z
braku racjonalności, a nie z jej nadmiaru”15. Tymczasem postrzeganie całości
jako „formy ruchu” pozwala na wpisanie w tzw. ogólność, wszelkich możliwych aspektów kształtowania się indywidualności i tożsamości.
Myślenie o całości jako tej, która funkcjonuje poprzez zasadę indywidualnego samozachowania16, ale i otwartego projektowania przyszłości, wydaje się uzasadnione. Chociaż rozważając głosy obwieszczające sytuację „zawieszenia”, „rozmycia” czy „płynności”, można zastanawiać się nad sensem
istnienia całości?
Czy wobec tego, w perspektywie postmoderny, można mówić o jakiejś dokonującej się zmianie czy transformacji w sposobie postrzegania całości, a co za tym idzie przestrzeni społecznej i kulturowej? W zasadzie realizuje się wspomniana zasada myślenia o całości, społeczeństwie i kulturze, poprzez uczestniczące w nich indywidualności, formujące się tożsamości i podmiotowości. Postrzegając postmodernę, za Jeanem-Françoisem Lyotardem,
jako „przepisywanie nowożytności”, jako coś zawartego już w modernie,
można odsunąć myśl o transformacji, przemianie czy innowacyjności. Niemniej - jak sam zaznacza - „(…) zwodnicze potrafi być (…) rozumienie przepisywania. Pułapka tkwi w tym, że poszukiwanie źródeł przeznaczenia samo
jest już tego przeznaczenia częścią, a pytanie o początek intrygi stawia się na
końcu, bo ono dopiero stanowi jej zamiar finalny”17 i tak też „Pisać ją (…)
znaczy zawsze ją prze-pisać. Nowożytność pisze się sama, wpisuje się w samą
siebie, w ciągłym prze-pisaniu [przepisywaniu]”18. Nie zawsze jednak przepisywanie oznacza powtarzanie. W „stawaniu się” rzeczywistości ujawniają się
obszary, sfery czy przestrzenie, w których dokonujące się przeobrażenia stają
się bardziej widoczne. Wydaje się, że między innymi sztuka czy filozofia
stanowią takie właśnie widoczne przestrzenie zmian. Wielu myślicieli wskazuje na sztukę jako dziedzinę radykalnych przekształceń, podobnie na gruncie
14
15
16
17
18
Por. T. W. Adorno, Dialektyka negatywna, przekł. K. Krzemieniowa, PWN, Warszawa 1986, s. 396.
Tamże, s. 396.
Por. tamże, s. 436.
J.-F. Lyotard, Przepisać nowożytność, w: Postmodernizm a filozofia. Wybór tekstów, pod red. S. Czerniaka, A. Szahaja, Wydawnictwo IFiS PAN, Warszawa 1996, s. 49.
Tamże, s. 50.
158
filozofii podkreślają oni szereg zmian w myśleniu i postrzeganiu rzeczywistości społeczno-kulturowej.
Sama charakterystyka filozofii postmodernistycznej sprowadza się w
dużej mierze, co zaznaczał swego czasu Andrzej Szahaj, do stwierdzenia, że
jest ona „wehikułem zmiany i apelem o przemyślenie podstaw naszej kultury
od nowa”19. A co za tym idzie, rozpatrzenia – funkcjonującej od starożytności
- kwestii wielości i jedności rzeczywistości. W kontekście ponowoczesnej
kultury, sprowadza się to do rozważania problemu aktualizowania się kierunku bądź kierunków rozwoju. Czyli dążenia do odpowiedzi na pytanie: czy
człowiek i jego kultura zmierza bardziej ku globalizacji i uniwersalizacji czy
też raczej w stronę różnicowania i wielości? Zarówno procesy globalizacyjne,
jak i zjawiska wielokulturowego i transkulturowego funkcjonowania człowieka, wzajemnie się nie wykluczają, w związku z czym trudno wskazać jednolity kierunek dokonujących się zmian. W tej sytuacji pomocne okazuje się powszechne dążenie człowieka do opisywania i komentowania rzeczywistości,
wsparte na „pragnieniu metafory”. Wspomniany już Andrzej Szahaj, odwołując się do powieści Michaiła Bachtina i jego opisów karnawału, zwraca uwagę
na podobieństwo owego opisu z obecną rzeczywistością i proponuje rozumienie postmoderny jako „kultury karnawału” 20 . Dalej, nawiązując z kolei do
koncepcji Leszka Kołakowskiego, stwierdza, iż kultura taka posiada swego
bohatera, mianowicie: „filozofa-błazna” 21 . Zarówno czas karnawału, jak i
działania błazna niosą z sobą potencjał aktualizowania się twórczych wyobrażeń, ale też kreowania przestrzeni tajemnicy. Niemniej nie jest tajemnicą, dla
A. Szahaja, iż w przestrzeni sztuki „Następuje zmierzch linearnej wizji rozwoju” 22 i „Dominować poczyna lokalność komunikatów artystycznych” 23 .
Przyjmuje on, że „Transformacja ta towarzyszy bardziej ogólnemu procesowi
decentracji kultury współczesnej. Sens nie bije już w niej z jednego źródła,
produkcja znaczących kulturowo tekstów staje się rozproszona, publiczność
19
20
21
22
23
A. Szahaj, Ponowoczesność – czas karnawału. Postmodernizm – filozofia błazna, w: Postmodernizm a
filozofia…, s. 389.
Por. tamże, s. 381-390.
Por. koncepcję filozofa-błazna, zarysowaną przez Leszka Kołakowskiego w tekście pt. Kapłan i błazen
(Rozważania o teologicznym dziedzictwie współczesnego myślenia), w: tegoż, Pochwała niekonsekwencji, t. II, Wyd. Nowa, Warszawa 1989. Istotne dla postawy filozofa-błazna jest to, że myśl jego jako błazna „może poruszać się po wszystkich ekstremach myślenia, albowiem świętości dzisiejsze były wczoraj
paradoksami, a absoluty na równiku bywają bluźnierstwem na biegunie”. Tamże, s. 178.
A. Szahaj, Ponowoczesność – czas karnawału …, s. 387.
Tamże, s. 387.
159
zaś nastrojona na różne fale”24. Czy jednak owo rozproszenie nie może być
właśnie ową tajemnicą? Rozproszenie może bowiem – jak w karnawale –
ujawniać się jako chwilowe, albo też może stanowić swoisty „żart” rozumu.
Tym samym przestrzeń sztuki ponowoczesnej, ale też przestrzeń nauki i wiedzy, rysują się z jednej strony jako swoiste przestrzenie karnawałowe,
„z zakrytą twarzą”, ale odważnie i frywolnie kroczące po ulicach codzienności, z drugiej zaś strony jako przestrzenie samotnego poszukiwania znaków w
świecie naznaczonym wielością i różnorodnością. Wydaje się, że ów brak
jednotorowości w działaniach dokonywanych na owych płaszczyznach „bycia” człowieka, pozwala właśnie na budowanie pochopnych sądów o rzeczywistości oraz na opór wobec poruszania wyobraźni. Tymczasem wspomniany
apel o „przemyślenie podstaw naszej kultury od nowa”, jaki miałaby wyrażać
postawa postmoderny, może okazać się właściwą drogą, co zresztą zostało już
w dyskursie filozoficznym podjęte.
Jednak jak mówić o jedności w perspektywie multikulturowej wielości? Odpowiedzi szuka m.in. Jürgen Habermas, który rozważając myśl Johanna Metza, podkreśla, iż w ponowoczesności człowiek styka się z „poszufladkowanym i pozbawionym centrum” światem, stając przed faktem „równoczesności nierównoczesnego”25. Odwołuje się on do ilustracji owej „równoczesności nierównoczesnego”, dokonanej przez J. Metza w tekście pt.: Unterbrechungen. Theologisch-politische Perspektiven und Profile. Zwraca on uwagę
na to, że człowiek nieustannie zmuszony jest do odkrywania tego, co w zasadzie zostało już przez innych dawno odkryte, niezależnie od tego, czy związane jest to ze sferą polityki czy sztuki, czy dotyczy reguł postępowania społecznego czy reguł gry. Wiele rzeczy, które początkowo wydają się człowiekowi obce i dziwne, zostało już przecież doświadczone, opisane i przedyskutowane przez innych wcześniej26. Tym samym orzeka on konieczność rekontekstualizowania nie tylko pojęć, ale i samej tradycji. W związku z tym odwołuje się między innymi do pojęcia rozumu anamnetycznego, który „opiera się
zapominaniu, także zapominaniu zapominania”27. Łącząc motywy z przeszło-
24
25
26
27
Tamże, s. 387.
Por. J. Habermas, Od wrażenia zmysłowego do symbolicznego wyrazu, Oficyna Naukowa, Warszawa
2004, s. 84.
Por. tamże, s. 84-85. A także J. Metz, Unterbrechungen. Theologisch-politische Perspektiven und
Profile, Gutersloher Verlagshaus Mohn, Gutersloh 1981, s. 13.
Por. tamże, s. 86. Cyt. Za J. Habermasem.
160
ści z nowoczesnym potencjałem językowym, łączy on ratio z memoria i – jak
stwierdza sam J. Metz – dochodzi do „ugruntowania rozumu komunikacyjnego w anamnetycznym”28. Na bazie tego zestawienia buduje obraz kształtowania się „kultury przypomnienia” czy też, jak określa to inaczej „kultury odczuwania braku”, w której przypominanie stanowi istotę uwrażliwiania na
przyszłość.
Można zatem przyjąć za J. Habermasem, iż w owej perspektywie „filozofia kieruje siłę anamnezy przeciwko zapominaniu o zapominaniu”. I jak
stwierdza on dalej „(…) to sam argumentujący rozum w głębokich warstwach
swych własnych pragmatycznych założeń odsłania warunki sięgania do bezwarunkowego sensu – i tym samym otwiera wymiar roszczeń do ważności,
które transcendują społeczne przestrzenie i historyczne czasy”29. W przytoczonym kontekście to właśnie rozum pozwala człowiekowi zafunkcjonować w
aspekcie kulturowego pluralizmu światopoglądowego i sytuacji wielokulturowości. Różnorodność sposobów „bycia” w społeczeństwie multikulturowym
utrudnia zapewne budowanie jednego modelu wspólnoty, niemniej rozum
pozwala na poszukiwanie wspólnego punktu odniesienia i tego, co wspólne,
bez zapominania o własnych źródłach.
Zarówno na gruncie filozofii, jak i teorii sztuki stawia się pytania i
stosuje pojęcia znane od dawna, czyni się to natomiast w pewnej „nowej’
perspektywie, naznaczonej ruchliwością, wielością znaczeń i interpretacji
ludzkich działań. „Nowej” rozumianej jednak jako „szerszej”, „bardziej
otwartej”, a nie „przeciwstawnej” wobec tego, co było.
Jak podkreśla Jerzy Bober zwraca się „uwagę przede wszystkim na
istnienie nieciągłości i kryzysów, wskazujących na przechodzenie od dawnego
(nowoczesnego) do nowego (ponowoczesnego) sposobu bycia. Przejście to
ma się wiązać z odrzuceniem dawnego sposobu interpretowania rzeczywistości (…)”30.
Większość badaczy podkreśla jednak polifoniczność ponowoczesnej
kultury i możliwość dostrzegania raczej fragmentu niż całości. Nie jest to bynajmniej ostateczny stan rzeczy, a sposób postrzegania czy dostrzegania w
przestrzeni rzeczywistości jednej globalnej kultury bądź wielu różnorodnych
28
29
30
Tamże, s. 87. Cyt. Za J. Habermasem.
Tamże, s. 91.
J. Bober, Powinność w świecie cyfrowym. Etyka komputerowa w świetle współczesnej filozofii moralnej,
Warszawa 2008, s. 125.
161
kultur zależy w dużej mierze od subiektywnego podejścia, uwarunkowań rozumu i sposobu myślenia. Można zatem zapytać: czy zmienia się faktycznie
przestrzeń kulturowa czy raczej dokonują się zmiany w sposobie postrzegania
i oglądu rzeczywistości, a zwłaszcza owej przestrzeni przez człowieka? Czy
raczej świat zewnętrzny czy raczej sposób myślenia o tym świecie? Według J.
Metza w Europie uwidacznia się wyraźnie uniwersalizm w myśleniu o kulturze i postrzeganiu w niej człowieka, wypływający z uniwersalizmu oświeceniowego. Jego zdaniem ów uniwersalizm „(…) uzasadnia nową polityczną
kulturę” 31 i „Gwarantuje (…), że pluralizm kulturowy nie rozpłynie się po
prostu w niejasnym relatywizmie i że postulowana kultura wrażliwości pozostanie nosicielką prawdy (wahrheitsfähig)”32. Tym samym można przyjąć, iż
dążenia wypływające z założeń uniwersalizmu sprzyjają koegzystencji różnych grup i wspólnot w jednej przestrzeni kulturowej i pozwalają na kształtowanie płaszczyzny częściowej integracji, np. na poziomie edukacji czy spraw
socjalnych.
Niemniej J. Metz, a za nim także J. Habermas podkreślają, iż istotna
dla integracji przestrzeń kultury to przestrzeń polityki. W społecznościach
wielokulturowych – jak pisze J. Habermas, analizując poglądy J. Metza –
„podstawowe prawa oraz zasady państwa prawa stanowią punkty krystalizacyjne politycznej kultury, która ma jednoczyć wszystkich obywateli państwa;
ta z kolei jest podłożem równoprawnej koegzystencji grup i subkultur o specyficznym pochodzeniu i tożsamości. Rozłączenie tych dwóch płaszczyzn integracji jest warunkiem tego, by kultura większości nie wywierała dłużej definicyjnej presji na wspólną kulturę polityczną, by się jej raczej podporządkowała i otworzyła na pozbawioną przymusu wymianę z kulturami mniejszości”33. Wspólna zatem przestrzeń polityczna Europy jest miejscem, była i będzie, działania wielu, zróżnicowanych kulturowo społeczności, co zmusza do
bardziej otwartego i szerszego myślenia o relacjach międzyludzkich, międzykulturowych i międzypaństwowych. Większe możliwości przemieszczania,
poruszania czy komunikowania sprzyjają owym wymianom międzykulturowym i pod tym względem antropolodzy i badacze kultury są zgodni, wymiana
kulturowa i przenikanie się kultur już dawno się dokonało. Wszystkie koncep31
32
33
Cyt. Za J. Habermas, Od wrażenia zmysłowego…, s. 93.
Cyt. Za Tamże, s. 94.
Tamże, s. 94-95.
162
cje, których twórcy wskazywali na „mozaikowość”, „hybrydowość” czy
„fragmentaryczność”, znalazły swe uzasadnienie w szeregu zjawisk i procesów społeczno-kulturowych. Niemniej myśl o wielości kultur w jednej, całościowej przestrzeni kultury globalnej nie wydaje się w pełni akceptowana.
Zapewne wynika to z faktu, iż pojęcie „globalności” odnosi się zwykle do
procesów związanych z wirtualizacją rzeczywistości i „globalizowanie się”,
tworzenie wspólnej dla wszystkich mieszkańców świata przestrzeni, łączy się
często z możliwościami, jakie daje przestrzeń wirtualna. Stąd zestawienie
płaszczyzn - politycznej, państwowej, religijnej, obyczajowej, naukowej itd.
jako przestrzeni realnej z tym, co określa się mianem globalizacji w sensie
kształtowania wirtualnej wspólnoty, budzi wątpliwości. Niemniej procesy
globalizacyjne dotykają również przestrzeni realnych, związanych z handlem,
rozrywką czy edukacją, dzielą one jednak przestrzeń codzienności z procesami różnicowania, rozwoju lokalnych struktur i uobecniania się wielości
wszystkiego.
Wszystko zatem sprowadza się do konieczności rekontekstualizacji
pojęcia „kultura”, o czym mówił W. Welsch, a co zostało już zaznaczone.
Trudno jest bowiem wypowiadać się na temat „kultury” jako takiej, skoro ma
ona wiele twarzy, ale z drugiej strony trudno również mnożyć owe byty pojęciowe, jak „kultura globalna”, „kultura lokalna”, „kultura regionalna”, „kultura Sieci”, „kultura medialna” itd. w nieskończoność. Stąd też twierdzenie
Zygmunta Baumana o „płynności” obecnej kultury okazuje się trafne34. Dokonuje on swoistego porównania zjawisk zachodzących w kulturze do tego, co
mogą „płyny” w naturze, a mianowicie pisze, że „płyny” „omijają przeszkody
i zapory, rozpuszczają albo torują sobie drogę, przesiąkając przez nie lub drążąc je kropla po kropli”35, tak jak procesy dokonujące się w przestrzeni społeczno-kulturowej. Metafora wydaje się znacząca i zasadna (przywodzi na
myśl Talesowską pierwszą zasadę pojmowaną przez niego jako wodę, która
wszystko przenika), nie odwołuje się jednak do transformacji w przestrzeni
kulturowej, ukazującej się wyraźnie i w określonych granicach, ale raczej
wskazuje na powolne, długotrwałe i dokonujące się krok po kroku, w różnych
kierunkach przekształcenia czy modyfikacje. Wyraża też w pewnym sensie
34
35
Por. Z. Bauman, Płynna nowoczesność, przekł. T. Kunz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006. Pierwotnie tekst opublikowany w „Polityce”.
Tamże, s. 341.
163
ową niemożność wskazania na to: czy może bardziej wielość czy może raczej
jedność w oglądzie kultury staje się dominująca? Płynów może być wiele, ale
opływają jedną przestrzeń, a czy przez to owa przestrzeń się różnicuje? Zapewne tak, a wówczas czy wciąż pozostaje tą jedną przestrzenią?
Czy człowiek ma zatem do czynienia z rzekomą/mymi zmianą/nami
w przestrzeni kulturowej czy też rzeczywistą/ymi? W obliczu mnożących się
pytań propozycja Welschowska, odwołania się do rozumu transwersalnego,
zdaje się istotna i równie znacząca, jak te przytoczone wcześniej. Za jego pomocą bowiem można przechodzić „pomiędzy różnymi systemami sensu i
konstelacjami racjonalności”, „od jednego systemu reguł do innego”, jednocześnie uwzględniając różne wymogi i spojrzenia wychodzące „poza kraty
koncepcji”36.
Niemniej trudno zasadniczo uznać, iż w postmodernistycznym myśleniu zakłada się, chociażby poprzez rozum transwersalny, jakąś transformację
przestrzeni kulturowej. Jest to raczej ryzykowne stwierdzenie. Po pierwsze,
postmoderna nic nie zakłada, stanowi jedynie pewien stan obecny, w którym
ujawniają się pewne zdolności, formy, praktyki itp. Po drugie, dopiero człowiek, który – jak uznaje W. Welsch – potrafi sprostać „prawdziwej kondycji
racjonalności i wykształcić odpowiednią praktykę rozumu” 37, zaczyna poruszać się pomiędzy owymi różnymi systemami, staje dopiero na drodze poznania ponowoczesności i nabywania kompetencji w kształtowaniu własnej ponowoczesnej kondycji. Zdarzają się oczywiście również „formy chybione”,
jednak niczemu nie szkodzą i nie podważają zasady przejściowości. Tymczasem to, co ukazuje się jako wielość w powszechnym oglądzie rzeczywistości,
można za W. Welschem analogicznie przenieść na obszar architektury i dopatrywać się w architekturze form wyglądu wielości. W jego rozumieniu to właśnie „architektura przekazuje (…) doświadczenia wielości”38, a udaje się w
nich rozpoznać „trzy typowe formy: Wielość może pojawiać się jako rozłączne zestawienie pojedynczych monad; może być zainscenizowana jako pełne
napięcia współdziałanie rozmaitych paradygmatów w jednym dziele; może też
pojawić się w formach zespolonych, gdzie różne punkty wyjścia są wprawdzie
36
37
38
Por. W. Welsch, Nasza postmodernistyczna…, s. 438.
Por. Tamże, s. 438.
Tamże, s.439.
164
aktywne, lecz prawie nie dadzą się wyrazić pojedynczo”39. Analogia architektoniczna w tym wypadku wydaje się właściwa i sprzyja obrazowaniu pewnych
posunięć w przestrzeni społeczno-kulturowej. Na przykład fragmentaryczność
w postrzeganiu człowieka może zostać odczytana jako zestawienie różnorodnych, niejednolitych fragmentów fasady, a hybrydowość w edukacji jako zlepienie ze sobą i powołanie do życia jako nową formę czy postać niezależnych
i odmiennych przestrzeni, wewnętrznej i zewnętrznej, sklepienia i podłogi,
okien i drzwi, przytłumionych niszy i otwartych przedsionków, a w końcu
także sacrum i profanum. Postmoderna ma jednak to do siebie, że – jak sugeruje wspomniany W. Welsch – zarówno w sztuce, jak i w naukach, akcenty są
różnie rozłożone.
Tym samym, jeśli położy się akcent, jak zrobił to Jean Baudrillard, na
cyfrowość i fraktalność otaczającej człowieka rzeczywistości, istotna w widzeniu kultury okazuje się być aleatoryczność. Wówczas przestrzeń kultury
jawi się jako pozbawiona punktu odniesienia, a także rozproszona, bez możliwości zakreślenia czy wskazania przyczyn i skutków ludzkich działań. Termin
aleatoryczność stosuje on jako słowo klucz do odczytywania informacji o
rzeczywistości. W swej książeczce, znacząco zatytułowanej: Słowa klucze,
stwierdza on, iż „Żyjemy w świecie aleatorycznym, świecie całkowicie przypadkowym, w którym nie istnieje już ani podmiot, ani przedmiot, harmonijnie
rozdzielone w rejestrze wiedzy. (…) także my sami, przez wzgląd na sam nasz
sposób myślenia, należymy do mikrokosmosu molekularnego – i to właśnie
przesądza o radykalnej nieokreśloności świata”40. Wydaje się jednak, iż owa
aleatoryczność stanowić może jedynie swoistą matrycę rzeczywistości, i to
jedną z wielu, które kształtowane są w cyfrowej przestrzeni kulturowej jako
sposoby odbijania i pomnażania rzeczywistości.
Czy można jednak określić jakoś ową sytuację człowieka bądź wskazać istotną cechę jego ponowoczesnego życia bez odwoływania się do wirtualizacji czy cyfryzacji rzeczywistości? Dla W. Welscha taką cechą będzie zapewne „zdolność do przejść” realizowana przez rozum transwersalny, a stanowiąca, jego zdaniem, „wręcz ponowoczesną cnotę”41. Niemniej J. –F. Lyotard, rozważając formę ponowoczesnego życia, użył pojęcia „sveltezza”, co
39
40
41
Tamże, s. 439-440.
J. Baudrillard, Słowa klucze, przekł. S. Królak, Sic!, Warszawa 2008, s. 42.
Por. Tamże, s. 438.
165
można tłumaczyć jako „zręczność” czy też „chyżość”42. Celność owego terminu docenia także W. Welsch, uznając, iż wyraża on właśnie transwersalność. W swych analizach dobrotliwie stwierdza: „Jak sveltezza – inteligentna i
nie dogmatyczna, lekkonoga, ale nie lekkomyślna, precyzyjna, a nie tylko
dokładna – przechodzi od jednej konfiguracji do drugiej, tak rozum transwersalny ma swój byt (Dasein) w procesach przejścia i wymiany”. Można potraktować owe słowa jako pewien ukłon w stronę Lyotarda, którego teksty poddaje on zazwyczaj solidnej krytyce. Tymczasem sveltezza okazuje się na tyle
wyrazista, aby wystarczająco opisać ponowoczesną, zręcznie przekształcającą
się, przestrzeń życia. Nad jakością i formą owych przekształceń można się
długo rozwodzić i zastanawiać nad tym, czy są one wyrazem faktycznych,
głębokich zmian czy też raczej tylko nowego ujęcia, ale niektóre przekształcenia okazują się przestrzenią codziennych ludzkich doświadczeń.
Wystarczy odwołać się do tych zjawisk czy procesów, o których pisał
już wiele lat temu Zygmunt Bauman, rozpatrując płynność czasów ponowoczesnych i problem życia w niepewności. Wskazał on przede wszystkim na
zanikanie więzi wspólnotowej, na jej stopniowe osłabianie i tworzenie się
„połączeń” doraźnych i tymczasowych, a także na „upadek długoterminowego
myślenia, planowania i działania”43. Kolejną widoczną zmianę, w rozważaniach Z. Baumana, stanowi przeniesienie „odpowiedzialności za rozwiązywanie dylematów tworzonych przez dokuczliwie ulotne i nieustannie zmieniające
się okoliczności na barki jednostek – oczekuje się od nich dziś, że będą świadomymi podmiotami >>wolnego wyboru<< i w pełni ponosić będą konsekwencje podejmowanych przez siebie decyzji”44. Biorąc pod uwagę zanikanie
bezpośrednich więzi wspólnotowych w społecznościach ponowoczesnych i
kształtowanie się raczej powiązań opartych o wspólnotę sieciową, a także
idący za tym brak poczucia współodpowiedzialności, można przyjąć, iż jedyną możliwą do zainicjowania formą „bycia” w świecie, okazuje się „bycie
epizodyczne”, naznaczone elastycznością i niepewnością właśnie. Tym samym mówienie o wielości kultur i kreowaniu przez nie własnych odrębnych
przestrzeni staje się nietrafione. Obecne uczestnictwo człowieka w kulturze
42
43
44
Por. J.-F. Lyotard, Tombeau de l’intellectuel, Editions Galilée, Paris 1984. Por. Też W. Welsch, Nasza
postmodernistyczna…, s. 439.
Por. Z. Bauman, Płynne czasy. Życie w epoce niepewności, przekł. M. Żakowski, Sic!, Warszawa 2007,
s. 10.
Tamże, s. 10.
166
sprowadza się bowiem, biorąc pod uwagę zatracanie się bezpośredniego „bycia” wspólnotowego, do dzielenia przestrzeni uczestnictwa, dzielenia z Obcymi, Innymi, Drugimi, a jak podkreśla Z. Bauman do życia „w niepożądanej
i naprzykrzającej się bliskości nieznajomych”45. Nie chodzi bynajmniej o różnorodności i odmienności kulturowe, ale o poczucie więzi z daną grupą, daną
społecznością, którego w zasadzie brak, a także o poczucie sensu i znaczenia
uczestnictwa w przestrzeni społecznej, politycznej, historycznej, edukacyjnej
czy kulturowej.
W kontekście rozważań prowadzonych przez Z. Baumana nasuwa się
myśl o znaczeniu słów i gestów, co rozpatrywał już wcześniej Max Horkheimer w książce pt.: Społeczna funkcja filozofii. Pisząc m.in. „Dzisiaj odebrano
naturze mowę” czy „Podejrzane jest każde słowo czy zdanie (…)”46, podkreślił on problem zatracania przez człowieka pewnych sfer doznań, a w tym
przypadku akurat doświadczania poprzez słowo i wypowiedź, poprzez które
realizowała się zawsze ludzka wolność i twórczość. Pozbawienie słowa znaczenia, sprawiło, iż pozostały człowiekowi jedynie puste ślady, bez kontekstu,
zawartości, wnętrza i interpretacji. Tym samym przytoczona przez M. Horkheimera „anegdota o chłopcu, który spojrzał w niebo i zapytał: >>tato, co
reklamuje księżyc?<<”47, nie jest już tylko „alegorią tego, co stało się ze stosunkiem człowieka do przyrody”48, ale tego, co stało się ze stosunkiem człowieka do świata w ogóle.
Dla wskazanego autora to obraz transformacji „świata w świat będący
bardziej światem środków niż celów”49, światem pustych śladów, pozbawionych znaczenia i sensu, prowadzących do nikąd. Taki obraz nie sprzyja ani
myśleniu o całości, ani podkreślaniu wielości w ponowoczesnym modelu społeczno-kulturowym. Na puste słowa, gesty i pozbawione znaczenia znaki
zwraca również uwagę J. Baudrillard pisząc o procesie „likwidacji znaczeń” i
„manipulowaniu rzeczywistością”50. Wartość znaku to we wszystkich kulturach świata źródło siły dla przestrzeni symbolicznej danej społeczności, tymczasem, jak podkreśla J. Baudrillard: „Dzisiaj rozciąga się przed nami nowy
45
46
47
48
49
50
Tamże, s. 119.
Por. M. Horkheimer, Społeczna funkcja filozofii. Wybór pism, przekł. J. Doktór, PIW, Warszawa 1987,
336.
Tamże, s. 336.
Tamże, s. 336.
Tamże, s. 336.
Por. J. Baudrillard, Pakt jasności. O inteligencji zła, przekł. S. Królak, Sic!, Warszawa 2005, s. 60.
167
świat fetyszyzmu radykalnego (…), który potrwa aż do chwili, gdy znak stanie się na nowo czystym obiektem, poza i ponad metaforą”51. To samo też –
jego zdaniem – spotyka myśl, „popada ona w rzeczywistość”, co pozbawia ją
dystansu i obarcza pustką. Jeśli bowiem przechodzi się „od wirtualnych mutacji do realnych projektów (jak Peter Sloterdijk w swym projekcie parku ludzkiego)”, traci się „wszelki filozoficzny dystans, a myśl, mieszając się w rzeczywisty bieg spraw, nie oferuje nam nic więcej prócz fałszywej możliwości
wyboru wewnątrz samodzielnie funkcjonującego systemu”52.
Nie można uznać owej wizji za jedyny możliwy obraz postmoderny,
ale jej autor wskazuje wyraźnie na swoisty upadek ponowoczesnego myślenia,
„upadek w rzeczywistość”, który zarówno myśl, jak i znak, unicestwia pozbawiając je sensu i znaczenia. Niemniej propozycja J. Baudrillarda stanowi
istotny głos w dyskusji nad kształtem obecnej kultury, zazwyczaj też jest to
głos pobudzający do refleksji, budzący pytania, zmuszający do poszukiwań.
Tymczasem W. Welsch zaleca dużą ostrożność w definiowaniu i opisywaniu
„postmoderny”, ponieważ, jak sam podkreśla, „postmoderna wprawdzie transformuje modernę, lecz jej nie kończy i nie przeradza się w antynowoczesność”53. Można zatem uznać, iż to, co się dokonuje w przestrzeni kulturowej
to, coś w rodzaju nieustannego, wieloaspektowego, wielowymiarowego i
zróżnicowanego przekształcania, sprzyjającemu również odradzaniu się na
nowo nawet „najbardziej przedawnionych stanowisk” 54 . Niemniej obecna
struktura rzeczywistości zostaje w „postmodernie” określona jako „stan radykalnej wielości”, w którym dopuszczalne są wszystkie możliwe strategie i
wszystkie rozwiązania. Można uznać ją za nową formę gry jedności i wielości, w odniesieniu do których dąży się do przeformułowań55, a sam termin – za
hasło wywoławcze czy sygnał do dyskusji nad tradycyjnymi i nowymi strategiami, stanowiącymi podłoże do poszukiwania zrozumienia tego, co nazwano
niegdyś kulturą.
51
52
53
54
55
Tamże, s. 60.
Tamże, s. 60.
W. Welsch, Nasza postmodernistyczna…, s. 441.
Por. Tamże, s. 441. W. Welsch podkreśla, iż niezależnie od dokonujących się w obszarze postmoderny
zmian, nic nie stoi na przeszkodzie temu, aby właśnie w jej sprawach na nowo zajmować stanowiska,
uznawane za przedawnione, jak np. realizmu pojęciowego.
Stąd też W. Welsch określa grunt filozofii jako „pojęciowo-paradygmatyczne miejsce przemiany”,
tamże, s. 443.
168
POST-MODERNITY
AND TRANSFORMATION OF CULTURAL SPACE.
ONE CULTURE OR RATHER THE MULTIPLICITY OF
CULTURES?
In this article the issue of perception and understanding of post-modernity has been
considered. An attempt has also been undertaken to answer the questions: does postmodernity bring something new, and if not, does it change anything? Doesn’t it introduce confusion and chaos into the existing structures and socio-cultural models? And
does the reality, known as post-modernity consist of one culture or rather the multiplicity of cultures? The question of transformations taking place in the area of culture
is also considered, especially the transformation in the way of thinking, particularly on
the basis of philosophy. The problem of changes or transformation in the way of perception of the whole has also been considered, especially the one relevant to culture.
The article refers to the thoughts and assumptions, among others, of: W. Welsch, G.
Deleuze and F. Guattari, T. Adorno, J. Habermas, O. Marquard, J.-F. Lyotard and L.
Kołakowski.
BIBLIOGRAFIA:
1.
Adorno T. W., Dialektyka negatywna, przekł. K. Krzemieniowa, PWN, Warszawa 1986
2.
Baudrillard J., Słowa klucze, przekł. S. Królak, Sic!, Warszawa 2008
3.
Baudrillard, Pakt jasności. O inteligencji zła, przekł. S. Królak, Sic!, Warszawa
2005
4.
Bauman Z., Płynna nowoczesność, przekł. T. Kunz, Wydawnictwo Literackie,
Kraków 2006
5.
Bauman Z., Płynne czasy. Życie w epoce niepewności, przekł. M. Żakowski, Sic!,
Warszawa 2007
6.
Bober J., Powinność w świecie cyfrowym. Etyka komputerowa w świetle współczesnej filozofii moralnej, Warszawa 2008
7.
Czerniak S., Michalski R., Cielesność. Kompensacja. Mimesis. Wokół pojęciowego instrumentarium współczesnej antropologii filozoficznej. Wydawnictwo Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, Warszawa 2008
8.
Deleuze G., Guattari F., Co to jest filozofia?, przekł. P. Pieniążek, słowo/obraz
terytoria, Gdańsk 2000
9.
Habermas J., Od wrażenia zmysłowego do symbolicznego wyrazu, przekł. K.
Krzemieniowa, Oficyna Naukowa, Warszawa 2004
169
10. Horkheimer M., Społeczna funkcja filozofii. Wybór pism, przekł. J. Doktór, PIW,
Warszawa 1987
11. Kołakowski L., Pochwała niekonsekwencji, t. II, Wyd. Nowa, Warszawa 1989
12. Postmodernizm a filozofia. Wybór tekstów, pod red. S. Czerniaka, A. Szahaja,
Wydawnictwo IFiS PAN, Warszawa 1996
13. Welsch W., Nasza postmodernistyczna moderna, przekł. R. Kubicki, A. ZeidlerJaniszewska, Oficyna Naukowa, Warszawa 1998
Dr Monika Miczka-Pajestka – adiunkt w Katedrze Pedagogiki na Wydziale Humanistyczno-Społecznym
Akademii
Humanistycznej w Bielsku-Białej.
e-mail: [email protected]
170
Techniczno-
MEDIA W PROCESIE PRZEMIAN
III.
MEDIA IN TRANSITION PROCESS
171
Urszula ŻYDEK-BEDNARCZUK
METAFORY MEDIALNE
Z PUNKTU WIDZENIA LINGWISTYKI
1. Wprowadzenie
Nowe media, a szczególnie Internet, nasycony są metaforami. Ich
obecność ujawnia się w wielu definicjach. Metafora obecna jest np. na etapie
projektowania interfejsu, bo organizuje nasze doświadczenie sieci w postaci
rozpoznawalnej formy, np. w przeglądarkach w formie określeń: ulubione, historia, odśwież, ciasteczko. Z kolei podczas interakcji mówimy o nawigowaniu i serfowaniu. Należy zastanowić się, z czego wynika ta metaforyczna rama
dla Internetu? Czy zgodnie z teorią G. Lakoffa i M. Johnsona (1988) jest ona
podstawą naszego działania? Czy może skomplikowany świat technologii i
precyzyjnych terminów należy oswoić za pośrednictwem znanych pojęć i
wyobrażeń, stąd wprowadzone pojęcia jak ikona, okno, strona, portal, biblioteka, archiwum, lustro, brama. Moim zdaniem, takie ujmowanie metafor medialnych, szczególnie dotyczących Internetu wymaga w badaniach naukowych
podejścia pragmatycznego i kognitywnego. Do badania metafory wykorzystuję teorię przestrzeni medialnych Fauconniera (1985), teorię metafory Lankackera (1995), teorie metafory potocznej Lakoffa i Johnsona (1988), teorię
amalgamatów Fauconniera i Turnera (2001). Wykorzystanie wielu metod badania podyktowane jest dość skomplikowaną interpretacją i rozumieniem metafor medialnych szeroko osadzonych w kontekstach społecznych i kulturowych.
Metafory są nieodzownym narzędziem organizowania wszelkich wywodów o charakterze poznawczym. Stanowią one figury myśli, które znajdują
swoje odzwierciedlenie w języku. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na
definicję metafory. E. Tabakowska (1995, 4) charakteryzują ją następująco:
„Metafora jest ludzkim sposobem pojmowania i wyrażania rzeczy
trudnych, abstrakcyjnych i nieznanych w kategoriach rzeczy konkretnych i od
dawna znajomych” (Tabakowska 1995,4) . „Istotą metafory jest rozumienie i
172
doświadczanie pewnego rodzaju rzeczy w terminach innej rzeczy” (Lakoff,
Johnson 1988, 27). Ronald Langacker zaś konstatuje „domenę docelową postrzegamy przez okulary kolejnych domen źródłowych” (Langacker 1995).
Metafora staje się więc środkiem oglądu, a zarazem wykorzystuje do
tego celu sferę konkretnych doświadczeń każdego człowieka. W ujęciu węższym powinna ona ilustrować, oddawać istotę zjawiska poprzez wykorzystanie terminu pochodzącego z domeny źródłowej. Brown nazywa ją poziomem
lub układem odniesienia i przeniesienia go w inny kontekst. W przypadku,
gdy kryterium opisu metafory medialnej staje się geneza obrazu metaforycznego, punktem wyjścia jest podstawowa wiedza o świecie, w którym żyje
wspólnota językowa oraz właściwa dla niej baza doświadczeniowa. Funkcjonalność metafory medialnej i w konsekwencji jej ugruntowanie w ramach systemu językowego jest zatem funkcją jej zgodności z doświadczeniem i wiedzą potoczną. Człowiek kształtuje aparat poznawczy, obserwuje i bada go –
dokonuje w nim porównań, kategoryzuje je, wreszcie na podstawie zdobytych
doświadczeń nadaje im znaczenia. Owocem tych zabiegów są metafory. Określenie relacji między różnymi strukturami lub elementami tych struktur stanowi – zdaniem Langackera – element zdolności kognitywnych człowieka
(Langacker 1995, 16, 166.) Znaczenie struktur semantycznych charakteryzowane jest względem jednego lub wielu obszarów konceptualizacji określanych
przez Langackera jako domena kognitywna. Domeną kognitywną może być
każdy rodzaj doświadczenia – pojęcie, złożenie konceptualne lub system wiedzy. Ustalenie odpowiedniości między poszczególnymi domenami kognitywnymi – domeną źródłową i docelową, a następnie odbywającą się w strukturach poznawczych człowieka projekcją metaforyczną z domeny źródłowej do
docelowej jest mechanizmem warunkującym powstanie metafory (Lakoff, Johnson, 198;. Langacker 1995). Na podstawie tego stwierdzenia możemy określić, do jakiego doświadczenia odwołuje się domena źródłowa w każdym z
rozszerzeń metaforycznych. (Jäkel 2001, rozdz. 3 i 4).
2. Metoda i materiał do analizy
Przedmiotem analizy są wybrane metafory medialne, związane z
komputerem i Internetem, którym towarzyszy współczesna refleksja lingwi173
styczna, kulturoznawcza i medioznawcza. Analiza będzie traktowana jako
forma ujęć modelowych, które mogą posłużyć do badania innych, nowych
metafor. Tytułowe metafory medialne rozumiem na trzy sposoby: jako charakterystyczne komponenty tekstów medioznawczych, np.: SPOŁECZEŃSTWO
SIECI, SPOŁECZEŃSTWO KONSUMPCJI, GLOBALNA WIOSKA, SPOŁECZEŃSTWO SPEKTAKLU; jako środki językowe wykorzystane do tworzenia metafory, np.: NAWIGOWAĆ, SERFOWAĆ, KLIKAĆ, LINKOWAĆ
oraz jako metafory nośne, obrazowe, sugestywne, przemawiające do wyobraźni czytelnika, np.: LABIRYNT, BIBLIOTEKA, ARCHIWUM, OKNO,
KŁĄCZE, SPIRALA, POTOP, BIEGUNKA OBRAZÓW, ZIEMIA BEZ
TERYTORIUM, PANOWIE POWIETRZA.
Marshall McLuhan, (2001, 2004), autor wielu metafor stwierdza:
„Język jest metaforą w tym sensie, że nie tylko przechowuje, lecz
również przenosi doświadczenie z jednej formy w inną /../ jednak zasada wymiany czy przenoszenia czyli metafora leży w zdolności naszego umysłu do
nieustannego przekładania jednego zmysłu na drugi. Robimy to w każdym
momencie naszego życia” (McLuhan 2001, 142).
Do analizy materiału językowego przyjmujemy następujące stwierdzenia (por. Lakoff, Johnsona 1988):
1. Metafora - nadaje strukturę rzeczom i substancjom.
2. Struktura orientacyjna - występuje w metaforze związanej z przestrzenią i
kierunkiem, np.: ocean, potop, ścieżka.
3. Gestalty doświadczeniowe - występują wtedy, gdy mamy nałożenie struktury pewnej rzeczy na innego rodzaju rzecz lub doświadczenie, np. metafora okna, bramy, portalu.
4. Tło.
5. Uwypuklenie – uwypuklenie metaforyczne funkcjonuje wtedy, gdy pewne
elementy sytuacji pasują do gestaltu np.: epoka Gutenberga.
6. Cechy interakcyjne - wymiary naszego doświadczenia są interakcyjne,
toteż metafory muszą być interakcyjne, np.: nawigować, klikać, serfować.
Materiał do analizy zebrano z prac badaczy mediów. Wybrano fragmenty, w których autorzy zastosowali metaforę. Należały tutaj prace m.in.
McLuhana (2001, 2004), Kerckhove’a (2001, 2006), Baudrrillarda (2006) i innych badaczy mediów. Znaczenia zawarte w teorii badaczy mediów miały
174
posłużyć tłumaczeniu metafory. Następnie za pomocą analizy kognitywnej
podzielono materiał, wykorzystując sytuację rozumienia bezpośredniego i
pośredniego. Analiza semantyczna wiązała się ze znaczeniami funkcjonującymi w domenie źródłowej – często reprezentowanej w myśli naukowej badacza mediów i przeniesionej na docelową. Dodatkowo posiłkowano się poglądami przedstawionymi przez badacza mediów i jego tłumaczeniami metafory
medialnej.
3. Analiza metafor medialnych
Analizę rozpoczynamy od metafor zastosowanych przez McLuhana.
Wybrałam 4 metafory najpopularniejsze dla tego badacza:
ŚWIAT TO GLOBALNA WIOSKA
MEDIUM TO PRZEDŁUŻENIE CZŁOWIEKA
MEDIA TO ENERGIA
ALFABET TO SOFTWARE
Metafora ŚWIAT TO GLOBALNA WIOSKA oddaje wizję świata
ery elektronicznej, w którym rzeczywistość społeczna jest całościowa i integralna, zdeterminowana przez technologię. Domeną źródłową jest pojęcie
wioski wynikające z naszej semantyki potocznej, rozumianej jako społeczność
zwarta, która ma określoną formę organizacji. Globalny tłumaczony jest w
słownikach synonimicznie jako ogólny, ujmowany w całości, całkowity. Domeną źródłowa są więc pojęcia : wioska i globalna. Domeną docelową staje
się pojęcie uzyskane poprzez metaforę i oznacza
„Globalna wioska (ang. global village) - termin wprowadzony w 1962
przez Marshalla McLuhana w jego książce The Gutenberg Galaxy
(Galaktyka Gutenberga), opisujący trend, w którym masowe media elektroniczne obalają bariery czasowe i przestrzenne, umożliwiając ludziom komunikację na masową skalę. W tym sensie glob staje się wioską za sprawą elektronicznych mediów. Dzisiaj termin globalna wioska
jest najczęściej używany w formie metaforycznej do opisania Internetu
i World Wide Web. Internet globalizuje komunikację, pozwalając użytkownikom z całego świata komunikować się ze sobą. (http://de.wikipe175
dia org/wiki/globalna wioska [24.07.2012].
Do powstania tej metafory wykorzystano zarówno bezpośrednie, jak i
pośrednie rozpoznanie sytuacji. W efekcie metafora powstała na zasadzie
rozpoznania struktury rzeczy, orientacji w przestrzeni, interakcji i nadania jej
gestaltu doświadczeniowego. Możemy traktować ją jako połączenie metafory
ontologicznej, jak i orientacyjnej. Ten typ konceptualizacji nie jest jednak
jedyny. Bowiem w swoich pracach, uczeń McLuhana, D. de Kerckhove też
używa metafory ŚWIAT TO GLOBALNA WIOSKA, ale rozumie go szerzej.
Dla niego bowiem ta metafora oznacza ekspansywny rozwój mediów elektronicznych, co daje możliwość powstania zbiorowego umysłu . Badacz mówi o
narodzinach wspólnej inteligencji, która znacznie powiększy jednostkowe
możliwości. „Idea globalnej wioski zostaje stopniowo wypierana przez pojęcie planetyzacji, oraz nowej jednostki, której świadomość wskutek mediów
rozszerza się na cały świat” (de Kerckhove 2001, 26). Przykład ten pokazuje,
w jaki sposób powstaje metafora konceptualna i jak się rozwija. Kiedy jej
znaczenie przekracza granice, powstaje kolejna metafora. Takie działanie jest
możliwe tylko w jedną stronę
Domena źródłowa
Domena docelowa
Wioska, globalny
globalna wioska
Rozwój domeny
globalna wioska (1)
globalna wioska (2)
granica i poszukiwanie nowej metafory
Schemat 1. Mechanizm powstania metafory GLOBALNA WIOSKA
3.1.Metafory antropocentryczne
Kolejne metafory związane są z Internetem. Należą do nich, między
innymi metafory: INTERNET TO MÓZG, INTERNET TO SIEĆ, INTERNET TO INTELIGENCJA OTWARTA. Nie po raz pierwszy pojawia się w
pracach deterministów technologicznych analogia między funkcjonowaniem i
strukturą ludzkiego umysłu oraz jego atrybutów (procesów poznawczych), a
istotą działania nowych mediów, głównie komputera i Internetu. Podobień176
stwo to powoduje, że możliwe są między nimi interakcyjne związki prowadzące do interaktywności, hipertekstowości i komunikacyjności. Media nieustannie modyfikują ciało i psychikę. „Autor Powłok kultury uznaje wręcz
komputery za formę techno biologicznego spoidła między światem zewnętrznym a sferą wewnętrzna jednostki, które działają na podobieństwo biologicznego corpus callosum łączącego półkule mózgowe” Ogonowska 2008, 123). .
Wykorzystuje więc metaforę pojemnika
MÓZG TO POJEMNIK
SIEĆ NEURONOWA TO POJEMNIK
INTELIGENCJA TO POJEMNIK
INTERNET TO POJEMNIK
Podstawą staje się metafora ontologiczna. Ma ona charakter zamknięty, gdyż jednostka nie posiada technologicznych rozszerzeń. Jednocześnie
nakłada się na nią metafora orientacyjna – wewnątrz - na zewnątrz. Popatrzmy
na mechanizm zastosowania tej metafory:
Domena źródłowa
Pojemnik
mózg
Domena docelowa
Internet to mózg
sieć neuronowa
Internet to sieć
Internet to
inteligencja otwarta
inteligencja
Schemat 2. Mechanizm metaforyzowania
3.2.Metafory wodne
Pojęcie wody w szerokim tego słowa znaczeniu stanowi mentalną
przestrzeń generyczną dla wielu metafor konceptualnych (por. Fauconier,
Turner 2001, 173-211). Kiedy przestrzenie mentalne scalają swoje treści poznawcze, możemy mówić o integracji pojęciowej zwaną również amalgamacją (Kövecses 2011, 387). Tworzenie konceptualnych amalgamatów polega na
wykorzystaniu dwóch przestrzeni wyjściowych tworzących odrębną przestrzeń. Amalgamat częściowo dziedziczy strukturę przestrzeni wyjściowej, jak
177
również wytwarza swoją własną doraźną strukturę. W literaturze medioznawczej pojawiają się następujące metafory: POTOP, OCEAN, MORZE, ZALEW, PRZEPŁYW, KANAŁ, FILTR (ŚLUZA), FALA, SERFOWANIE,
ŻEGLOWANIE, NAWIGOWANIE, PIRACI. Prześledźmy mechanizmy powstawania tych metafor. Przestrzeń generyczna to woda, która może być
agensem, pacjensem, mieć swoje działanie, skutki i przyczyny, być w określonej przestrzeni, wyznaczać ruch i kierunki. Staje się punktem wyjścia do
pojęć „wodnych” związanych z naszą wiedzą potoczną i doświadczeniem. Jest
jednocześnie ścieżką do tworzenia następnej przestrzeni związanej z mediami,
komunikacją i informacją. Na przykład: fala wodna („wał wodny, wzniesienie
wody powstające wskutek ruchu cząstek wody przeniesiona jest na zasadzie
podobieństwa i związana z transmisją dźwięku i obrazu (…) Fala w telekomunikacji to zmiana fizycznego stanu środowiska i przenoszenie energii, np.,
poprzez drgania” (SJP 1981, 568). Fala rozchodzi się, może być długa, krótka,
słaba, ogromna, związana jest z ruchem, ma kształt, natężenie i kierunek. W
rezultacie otrzymujemy fale radiowe, fale telewizyjne, odbieramy programy
na określonych falach. Kanał to „rów osuszający lub nawadniający, murowany, obetonowany (SJP 1981, 868). Jego funkcja polega na uregulowaniu przepływu, ukierunkowaniu. Mamy więc metaforę w postaci kanałów radiowych,
telewizyjnych związanych z funkcją, działaniem – przekazywania, przesyłania
sygnałów, a także z ukierunkowaniem, np.: od A do B. Potop, ocean, morze
charakteryzują się rozległym obszarem. Stąd mamy POTOP INFORMACJI,
OCEAN INFORMACJI, MORZE INFORMACJI. Warto w tym miejscu przytoczy cytat z pracy medioznawczej P. Levy Drugi potop (1997). „Zalew informacji będzie trwał bez końca. /…./. Drugi potop nigdy się nie skończy.
Ocean informacji jest bez dna, Potop to kondycja, z która musimy się pogodzić. Nauczymy nasze dzieci pływać, utrzymywać się na powierzchni, a może
nawet sterować. Wśród powszechnego falowania, jedno jest pewne: idea stałego lądu jest przedpotopowa” (Levy 2002, 374). W tekstach medioznawczych pojawia się również źródło informacji i filtry / śluzy, które służą zatrzymaniu informacji. Kolejne metafory dotyczą działania związanego z wodą,
a wiec serfowania, żeglowania i nawigowania. Pojęcia te przeszły do mediów
i oznaczają również poszukiwanie informacji. Ślizgamy się po powierzchni
fali dla zabawy i przyjemności czyli SERFUJEMY po Internecie albo NAWIGUJEMY, chcąc dotrzeć do danego programu lub znaleźć określoną in178
formację. Przedstawiając schematycznie mechanizm tworzenia tego typu metafor, wprowadzamy 4 przestrzenie, np.:
Schemat 3. Mechanizm powstawania metafory wodnej
Komponent syntaktyczny pochodzi z przestrzeni wyjściowej i wyrażony jest
grupą nominalną, czasownikiem, rzeczownikiem lub grupą nominalną i przyimkiem.
3.3. Metafory architektoniczne
Kolejny obszar dostarczający pojęć do metaforyzowania dotyczy architektury. Związany jest z kształtowaniem przestrzeni, projektowaniem i
wznoszeniem budowli (SJP 74). Pojęcia przynależne architekturze to: BRAMA, PORTAL, BIBLIOTEKA, ARCHIWUM, LABIRYNT, RYNEK, MIEJSKI, OGRÓD. Związane są one z przestrzenią, określoną funkcję i działaniem. W opracowaniach medioznawczych możemy spotkać się z metaforami
architektonicznymi. Spróbujmy rozszyfrować je na podstawie tekstów medio179
znawczych: „Z instytucjonalnego punktu widzenia portal internetowy to zbiór
stron internetowych posiadający odpowiednią organizację i strukturę. Jego celem jest umożliwienie dostępu do informacji. Portal wydaje się określeniem
metaforycznym. Wszak strony internetowe to sklepy, pokoje, centra handlowe, środki poruszania się po morzu informacji /…/ Portale jednak nie istnieją
w izolacji, inaczej niż bramy miasta, wiele kanałów cyfrowych może zostać
otwartych natychmiast. Wartość Sieci wynika właśnie z tej mnogości portali i
ich różnorodności”. (R. Coyne, L.M. Parker 2008, 53, 60.) W innych tekstach
spotykamy się z analizami stron internetowych, w których traktuje się je jako
ZAMKNIĘTY OGRÓD, PUBLICZNY PLAC czy RYNEK MIEJSKI ( Kerkhove’a o Web 1.0 i Web. 2.0 )
Analizując metafory architektoniczne, należy wskazać na następujące
mechanizmy; podstawą są RZECZY / OBIEKTY i RELACJE / STANY RZECZY. Obiekty wiążą się z doświadczeniem zmysłowym człowieka (Lackoff,
Johnson 1988, 96-144), co umożliwia ich poznanie, zgodnie z aparatem postrzegania i zdolnościami umysłu. Dalej prowadzą one do kategoryzacji przedmiotu oraz jego konceptualizacji. Pojęcia używane w mediach powstały na
podstawie schematów wyobrażeniowych, np.: źródło – kierunek / cel – ścieżka – punkt dojścia - całość / część odwołujących się tutaj do pewnych stereotypowych i kulturalnych oczekiwań, czym dany obiekt jest w architekturze i w
jaki sposób przeniesiony zostaje do języka mediów :
źródło ----------- kierunek ------ cel / ścieżka ----- punkt dojścia------ całość // część
architektura
budowla
cechy budowli
media
brama - metafora
i jej funkcje
architektura
budowla
cechy budowli
media
portal, okno,
i jej funkcje
metonimie
Schemat 4. Mechanizmy powstawania metafory architektonicznej
Metafora BRAMY w mediach wiąże się przede ze stronami WWW i dotyczy
konwergentnych przepływów informacji. W leksyce medialnej wykorzystującej metaforę architektoniczną zwraca się uwagę przede wszystkim na funkcję,
którą pełni dane pojęcie, np. archiwum, biblioteka Nie bez znaczenia jest tutaj
kształt „danej budowli” , który w postaci ikony występuje na naszym komputerze, np. OKNO.
180
3.4. Metafory rzeczy
W terminologii kognitywistów ten typ metafory wiąże się z naszym
doświadczeniem. Mieści się tu zarówno profilowanie z A do B, jak i wykorzystanie zjawiska katachrezy. W słownictwie medialnym znajdziemy więc takie
leksemy, które oparte są na metaforze, jak :
LUSTRO, KŁĄCZE, TEKTUROWE PUDŁO, KOD PASKOWY…..
Przeniesienie pewnych elementów z A na B związane jest ze zmianą
rangi pewnych elementów znaczeniowych. Eksplikacja może wyglądać następująco (Dobrzyńska 1994, 61):
Myślę o X-ie- mówię, że jest …. Aby to powiedzieć: myślę o Y-u, ponieważ o X-ie i
o Y-u można powiedzieć te same rzeczy, np.:
X rośliny - kłącze jest ---------------Y kłącze jest .…(na określenie hipertekstu)
Rozwija się,
Nie ma początku ani końca,
Ma środek, z którego wyrasta
Jest splątane
Ma wiele połączeń
„Owa fundamentalna struktura sieciowa wyjaśnia, dlaczego kłącze /../ kłącze
– hipertekst posiada wiele wejść i wyjść, oraz łączy jakikolwiek punkt z każdym innym, często łączący zasadniczo różne rodzaje informacji /…/”( Landow 2008, 224).
4. Wnioski
Metafora medialna jest skuteczna w poznaniu naukowym. Jej użycie
wiąże się z rozszerzeniem kręgu znaczeń, a więc z działaniem, które nie służy
precyzji wypowiedzi. Z drugiej strony, przy tak skomplikowanej terminologii
informacyjnej tylko metafora może budować słownictwo zrozumiałe dla przeciętnego użytkownika mediów. Nowe technologie informatyczne wymuszają
stosowanie coraz to większej liczby metafor. Należy jednak zadać sobie pytanie, czy ten wielostronny typ metaforyzowania nie utrudnia komunikacji.
181
Chodzi głównie o nieadekwatność metafory, bądź jej udziwnienie, np.: BIEGUNKA OBRAZÓW, DŁUGI OGON KULTURY, SPAZM INFORMACYJNY.
Technologia komputerowa nie może jednak obejść się bez metafory.
Metaforyzowanie jest integralną czynnością związaną z działaniem w Sieci.
Wydaje się, że metafora na poziomie konceptualnym w obrębie technologii
informacyjnej staje się narzędziem i aktualizuje nasze myślenie (Dytman –
Stasieńko 2008,20). W języku stosuje się różne mechanizmy konstruowania
metafor. Często metafory powstają na zasadzie połączenia wielu domen, przenikają się i krzyżują. Są jednak dzisiaj istotnym narzędziem społecznej komunikacji.
MEDIA METAPHORS
PERCEIVED FROM A LINGUISTIC POINT OF VIEW
The object of analysis in this article are media metaphors which appear in contemporary linguistics, cultural and media thought. This analysis is created as a form of models which may be used for inspecting other, new metaphors. The methodology is
based on selected elements from cognitive linguistics and experimental recognition
theory. Media metaphors from the title I understand in three ways: as characteristic
components of media texts, e.g.: NET SOCIETY, CONSUMPTION SOCIETY,
GLOBAL VILLAGE, SOCIETY IS A PERFORMANCE; as language means used for
metaphor creation, e.g.: TO NAVIGATE, TO SURF, TO CLICK, TO LINK and as
metaphors portable, pictorial, suggestive, influencing reader’s imagination, for example: MAZE, LIBRARY, ARCHIVE, WINDOW, SPIRAL, DELUGE, PICTURE
DIARRHOEA, LAND WITHOUT TERRITORY, MASTERS OF THE AIR.
BIBLIOGRAFIA:
1.
Baudrillard J. (2006): Społeczeństwo konsumpcyjne. Jego mity i struktury, przeł.
2.
S. Królak, Warszawa.
Coyne R., Lee J, Parker M. (2008): Drożne portale. Projektowanie przyjaznych
witryn dla społeczności internetowych, w: WWW – w sieci metafor. Strona internetowa jako przedmiot badań naukowych. Język @ multimedia 2, pod red. A.
3.
182
Dytman-Stasieńko i K. Stasieńki, Wrocław, s. 52-64.
De Kerckhove, D. (1996): Powłoka kultury. Odkrywanie nowej elektronicznej
rzeczywistości, przeł/ A. Hildebrand, R. Glegoła, Warszawa – Toronto.
4.
5.
Dobrzyńska T. (1984): Metafora, Wrocław, Warszawa, Kraków.
Dytman-Stasieńko, A., Stasieńko, K. (2008): WWW – Sieć metafor, metafory
Sieci i studia nad Siecią, w: WWW – w sieci metafor strona internetowa jako
przedmiot badań naukowych. Język @ multimedia 2, pod red. A. Dytman-
6.
Stasieńko i K. Stasieńki, Wrocław, s. 9-20.
Fauconnier, G., Turner M. (2001): Tworzenie amalgamatów jako jeden z głównych procesów w gramatyce, w: Językoznawstwo kognitywne II. Zjawiska prag-
7.
8.
9.
matyczne, pod red. Q. Kubuńskiego, D. Stanulewicza, Gdańsk, s. 173- 211.
Fauconnier, G. (1985): Mental Spaces, Cambridge, mass: The MIT Press.
Jökel O. (2001): Metafory w abstrakcyjnych domenach dyskursu . Kognitywnolingwistyczna analiza metaforycznych modeli aktywności umysłowej, gospodarki i
nauki, Kraków.
Kövecses Z. (2011): Język, umysł, kultura. Praktyczne wprowadzenie, przekład
A. Kowalcze-Pawlik, M. Buchta, Kraków.
10. Lakoff, G., Johnson, M. (1988): Metafory w naszym życiu, przełożył i wstępem
opatrzył T. Krzeszowski, Warszawa.
11. Landow, G. P. (2008): Hipertekst a teoria krytyczna, w: Ekrany piśmienności. O
przyjemnościach tekstu w epoce nowych mediów, red. A. Gwóźdź, Kraków, s.
213-236.
12. Langacker R. (1995): Wykłady z gramatyki kognitywnej, Lublin.
13. Levy, P. (2002): Drugi potop, w: Nowe media w komunikacji społecznej XX wieku, Warszawa, s. 373-390.
14. McLuhan M. (2001): Wybór tekstów, red. McLuhan, Zingrone, przeł. Rózalski E.,
Stokłosa J.M. Poznań.
15. McLuhan, M. (2004): Zrozumieć media. Przedłużenia człowieka. Warszawa.
16. Ogonowska A. (2010): Twórcze metafory medialne. Baudillard – McLuhan –
Goffman, Kraków.
17. SJP (1981), Słownik języka polskiego, pod red. M. Szymczaka, Warszawa.
18. Tabakowska, E. (1995): Gramatyka i obrazowanie. Wprowadzenie do językoznawstwa kognitywnego, Kraków.
Prof. dr hab. Urszula Żydek-Bednarczuk – Istytut Nauk o Kulturze i Studiów Interdyscyplinarnych. Uniwersytet Śląski w Katowicach
e-mail:[email protected]
183
Bogdan ZELER
NOWE NOWE MEDIA – MULTITASKING –
– PRZESTRZEŃ PRZEPŁYWU
W ostatnim czasie zaobserwować możemy istotne zmiany w sferze
zachowań użytkowników mediów, które generowane są przez pojawienie się,
by użyć terminu zaproponowanego przez Paula Levinsona „nowych nowych
mediów” [Levinson 2010]. Zjawiska te przez innych badaczy nazywane są
mediami społecznościowymi, Web 2.0, bywają też określane jako sztuka ekranowana. Wszystkie te pojęcia odnoszą się do nowego sposobu uczestniczenia
w kulturze, który w odróżnieniu od kultury „nowych mediów” nie polega na
konsumpcji artefaktów (książek, filmów, wystaw etc), ale zakłada aktywny
udział w procesie twórczym. Levinson stwierdza, iż nowe nowe media mają
charakter społecznościowy, wspólnotowy. Przykłady takich zachowań charakterystycznych dla społeczności internetowych odnajdujemy w działaniach
osób komentujących wpisy na blogach, działalności edytorów Wikipedii, wymianie sądów na Facebooku, kreowaniu awatarów w Second Life etc.
Levinson definiuje kategorie „nowych nowych mediów”, wskazując
na następujące jej cechy:
Dominująca rola pisma, dźwięku, audiowizualności, fotografii;
Informacja jest celem, a nie formą przekazu tych mediów;
Media mają charakter społecznościowy (Facebook, My Space, Twitter)
Typy działań właściwe dla tych mediów to: blogi, podcasty, wideokasty;
Media te powiązanie ze sferą polityki z jednej i rozrywki, drugiej strony;
Ważną rolę pełni w nich sprzęt i oprogramowanie;
Ważną kwestią jest możliwość kontrolowania tych mediów i próby ich
ocenzurowania.
Manuel Castells stwierdza, iż szczególne znaczenie przypisać należy
społecznościom sieciowym, które „wzmacniają trend zmierzający w kierunku
„prywatyzacji uspołecznienia’ – czyli odbudowaniu sieci społecznych wokół
jednostki, rozwoju wspólnot osobistych, zarówno fizycznie, jak i on-line. Cy184
berpowiązania dają możliwość społecznych powiązań ludziom, którzy w innym przypadku żyliby bardziej ograniczonym życiem społecznym, ponieważ
ich więzi są coraz bardziej przestrzennie rozproszone.” [Castells 2007, s. 365].
Szczególnej wagi nabiera ta refleksja w czasach mediów Web 2.0.
Społeczności internetowe mogą mieć różnorodny charakter. I tak, możemy wyróżnić społeczności o charakterze dyskusyjnym, skupiające użytkowników zainteresowanych wymianą sądów na określony temat ( np. Filmweb to
polskie forum miłośników kina); druga grupa wspólnot to społeczności multimedialne, których członkowie nastawieni są na wymianę plików multimedialnych (taki charakter ma np. YouTube). Społeczności obywatelskie skupiają
osoby zajmujące się dziennikarstwem uczestniczącym, (np. iThink, którego
twórcy pragną krzewić idee wolnych mediów i wolności słowa), Najliczniejszą i najciekawszą kategorię stanowią społeczności kontaktowe. Najbardziej
znane z nich to Facebook, MySpace, Twitter. Wśród społeczności kontaktowych szczególną rolę pełnią związane z nawiązywaniem kontaktów zawodowych: Linkedln i GoldenLine. Charakter społecznościowy mają również „wirtualne światy” Second Life i There, galerie fotograficzne (np. Pinterest), czy
encyklopedie tworzone przez użytkowników Sieci (Wikipedia).
Dla społeczności tych znaczące wydają się ich związki ze słowem i
obrazem. Z jednaj strony mamy te, których istota zasadza się na wymianie
materiałów fotograficznych, czy plików video. Tu najlepszym przykładem
byłby Pinterest, swoista tablica do przypinania materiałów ilustracyjnych.
Społecznością słowa można nazwać środowisko Twittera. Serwis ten
udostępnia możliwość mikroblogowania, wysyłanie i odczytywanie krótkich,
liczących maksimum 140 znaków wiadomości. Twitter umożliwia pisanie i linkowanie. Jego podstawową zaletą jest możliwość budowania bazy odbiorców z jednej i otrzymywanie komentarzy ekspertów, autorytetów - z drugiej
strony. W ten sposób powstają „kanały referencyjne” zbierające opinie odbiorców, którym możemy zaufać. Twitter, ze względu na krótkość formy zapisywanych wiadomości zapewnia oszczędność czasu.
Niejako centralna pozycja przypada tu Facebookowi, który z jednej
strony umożliwia wymianą materiałów fotograficznych i filmowych, z drugiej
zaś stwarza możliwość pisania tekstów na swojej tablicy, przesyłania wiadomości tekstowych innym użytkownikom tego portalu społecznościowego,
możliwy jest również udział w czacie.
185
Wszystkie te nowe możliwości każą nam postawić pytanie o to, kim
jest użytkownik „nowych nowych mediów”, czym charakteryzuje się Człowiek 2.0? Wydaje się, iż kluczowym pojęciem służącym temu opisowi jest
multitasking (wielozadaniowość). Jest to jedna z podstawowych kompetencji
multimedialnych. Tradycyjnie rozumiemy to jako możliwość wykonywania
wielu operacji jednocześnie, zazwyczaj na wielu programach. Przykładem
może być przeglądanie książki adresowej podczas pisania maila oraz jednoczesne zerkanie w kalendarz czy mamy wolną chwilę w wybranym dniu.
Użytkownicy mediów jednocześnie śledzą wydarzenia, słuchają muzyki, wysyłają wiadomości, dyskutują na czacie, tworzą komentarze, używają komunikatorów czy oglądają filmy. Szczególny wymiar ma to zjawisko w świecie portali społecznościowych, gdzie jednocześnie śledzi się informacje zamieszczone na profilach znajomych, bierze udział w grach społecznościowych, korzysta z multimediów etc. Doba dla uczestników takiej komunikacji,
mierzona ich działaniami liczy około 40 godzin [por. Bendyk 2012, s.169].
To, co obecnie jest najczęściej przedstawiane jako multitasking to “fast appswitching”, czyli szybkie przełączanie się pomiędzy aplikacjami. Wystarczy
dwa razy szybko kliknąć przycisk Home i otwiera się lista niedawno używanych programów. Wybór jednego z nich natychmiast przenosi nas do niego,
bez konieczności odwiedzania głównego ekranu.
Środowisko Web. 2.0 to sfera impulsywnych powrotów, świat wymuszonej natychmiastowości, życie jego uczestników sprowadza się do ciągłego
pozostawiania cyfrowych śladów.
W wyniku multitaskingu uczestnicy procesu komunikacji podejmują
szereg działań mających na celu ich przyspieszenie, a tym samym oszczędność czasu. Zaliczyć do nich możemy stosowanie skrótów klawiszowych,
tworzenie zakładek do stron internetowych, autoryzowanie przestrzeni sieciowej, synchronizacja skrzynek mailowych, dbałość o szybkość łącza. Nierzadkie jest też jednoczesne korzystanie z dwu monitorów.
Media społecznościowe dają ich użytkownikom szansę na spełnienie
się równocześnie w kilku rolach. I tak jednocześnie stajemy się autorem tekstu
i jego redaktorem. Wytwarzamy komunikaty (jesteśmy ich producentami) i jednocześnie jesteśmy ich dystrybutorami. Dowolna osoba może wejść w role
znane z zachowań uczestników tradycyjnych środków przekazu.
Pierwsza generacja użytkowników internetu, która korzystała z Inter186
netu stacjonarnego zastępowana jest przez generację kolejną, która korzysta z
urządzeń przenośnych, Sprzyjają temu nowe rozwiązania technologiczne,
zwłaszcza pojawienie się smartfonów i tabletów, iPhona i iPada. Na urządzeniach tych można przeglądać internet podczas rozmowy czy też wyjść z SMSów i podjąć inne działania, zanim wysłała się wiadomość. Często obserwujemy naprzemienne korzystanie z tych urządzeń mobilnych, a także ich wzajemne sprzężenie, „przerzucanie” informacji z jednego urządzenia na drugie.
Mobilne urządzenia przyczyniły się do powstania nowych aplikacji,
które sprzyjają multitaskingowi. Taki charakter ma na przykład Flipboard,
które pozwalają na równoczesne przeglądanie serwisu informacji z wybranych
serwisów medialnych, śledzenie wpisów na Twitterze, redagowanie i przeglądanie profilu na Fecebooku. Aplikacja ta jest doskonałą ilustracją zjawiska
określanego angielskim terminem „curation”, które określić można jako wejście w rolę „kuratora”, organizatora, zarządzającego informacją. Media społecznościowe służą bowiem nie tylko wytwarzaniu informacji, ale także przekazywaniu i udostępnieniu informacji zebranych z różnych źródeł.
Często zdarza się jednak, że mimo posiadania tych nowoczesnych
urządzeń korzystamy równolegle z bardziej tradycyjnych (zjawisko to określiłbym jako syndrom „mojej ukochanej Nokii”)
Manuel Castells zwracał uwagę, że wraz ze zmianami uczestnictwa w
świecie komunikacji cyfrowej, zmianie ulega przestrzeń antropologiczna.
Przestrzeń przepływów zastępuje przestrzeń miejsca. Stwierdzał: „nasze społeczeństwo jest zorganizowane wokół przepływów: przepływów kapitału,
przepływów informacji, przepływów technologii, przepływów organizujących
interakcje, przepływów dźwięków j symboli. Przepływy są nie tylko jednym z
elementów organizacji społecznej; są ekspresjami procesów dominujących w
naszym życiu gospodarczym, politycznym i symbolicznym”[Castells, s. 412].
Skutkiem owych przepływów jest przeniesienie naszego życia w przestrzeń Sieci. Komunikacja zastępuje koordynację czasoprzestrzenną. Uczestnicy procesu komunikacji organizują wydarzenia, które mają miejsce jedynie
w przestrzeni cyfrowej, grupując użytkowników portali społecznościowych.
Na przykład na Facebooku można organizować wydarzenia i deklarować chęć
wzięcia w nich udziału. Niektóre z nich przenoszą się do świata rzeczywistego, jak ma to miejsce w przypadku flash mobów, Często jednak wydarzenie
ma charakter czysto sieciowy. Przykładem mogą być sieciowe spotkania mło187
dzieży przyjętej do nowej szkoły. Uczniowie wcześniej „skrzykują się” w Sięci niż ma to miejsce w rzeczywistości.
Podkreśla się, iż: „codzienne zachowania ‘internautów 2.0’ wyznaczają nowe standardy. […] osoby te znacznie wyżej niż do tej pory podnoszą
poprzeczkę wyznaczającą poziom ‘intensywnego korzystania z internetu’.
Częściej wyszukują w nim informacje, częściej za jego sprawą szukają pracy,
robią zakupy, planują wyjazdy urlopowe i oddają się online różnym rodzajom
rozrywki, jak słuchanie muzyki, oglądanie filmów i gra w gry komputerowe.
Smartfon staje się dla nich nieodłącznym i uniwersalnym, niczym szwajcarski
scyzoryk, rozwiązywaczem codziennych problemów. Za jego pośrednictwem
użytkownicy mogą uzyskać pomoc w niebezpieczeństwie, uzyskać dostęp do
aktualnego rozkładu jazdy środków transportu, sprawdzić sportowe wyniki,
znaleźć informację pozwalającą zakończyć spór […] rozwiązać nieprzewidziany problem, umówić się na spotkanie” [Olszański 2013, s. 110].
Obywatele cyberprzestrzeni mają dostęp do większości wydarzeń za
pośrednictwem mediów. „Ludzie, którzy żyją życiem równoległym na ekranie
są bowiem związani pragnieniami, bólem i moralnością swoich fizycznych jaźni. Wirtualne wspólnoty oferują radykalnie nowy kontekst myślenia o tożsamości ludzkiej w wieku internetu” – pisała przed kilkunastoma laty Turkle i
sąd ten nadal pozostaje aktualny [Turkle1995, s. 267].
Przenoszenie naszego życia z miejsce przestrzeni rzeczywistej do
świata Sieci, opisane zachowania komunikacyjne, zwłaszcza wielozadaniowość, fakt, iż żyjąc w przestrzeni „nowych nowych mediów” pozostawiamy w
niej nieskończenie wiele śladów sprawia, iż nasze działania nabierają nowych
znaczeń. W Sieci jesteśmy nieustannie „śledzeni”. Wyszukiwarki internetowe
na podstawie naszych zapytań i wpisywanych adresów budują nasz sieciowy
profil, próbują wyprzedzać nasze oczekiwania, podsuwają nam rozwiązania, z
których często korzystamy, a czasami w pośpiechu, zajęci innymi działaniami,
robimy to bezwiednie. Otrzymujemy tematycznie powiązane reklamy. Geolokalizacja powiązana zostaje z geomarketingiem (tuz po przekroczeniu granicy
otrzymujemy informacje o możliwościach, z jakich możemy skorzystać w nowym miejscu pobytu). Człowiek zostaje w Sieci perfekcyjnie zidentyfikowany
i poznany. Co więcej portale społecznościowe, takie jak Facebook prowadzą
do porzucenia postawy anonimowości, właściwej dla pierwszej ery korzystania z internetu. Identyfikacja właściciela profilu z założenia sprowadza się tu
188
do podania danych osobowych, zamieszczenia zdjęcia.
Uświadomienie sobie tych kwestii ma niezwykle istotne znaczenie i
powinno stać się przedmiotem medialnej edukacji, „Jeżeli mamy szacunki, że
w 2036 roku człowiek uzyska coś w rodzaju dodatkowego mózgu, czyli aktywność naszych płatów mózgowych przeniesie się do zasobów w kieszeni w
smartfonie albo wręcz gdzieś „w chmurze ?”, to oznacza, że ten świat, do którego byliśmy przygotowywani na studiach, w którym odnosiliśmy pierwsze i
kolejne sukcesy, będzie zupełnie nieważny. Technikami, które znamy nie
osiągniemy w tym świecie następnych sukcesów. To jest inny świat” [Debata.
Zmiana 2.0, s.11].
NEW NEW MEDIA – MULTITASKING – SPACE OF FLOW
This paper is about the problem of the behavior of new new media’s users, using the
term proposed by Paul Levinson. This phenomenon is called , by other researchers,
social media, Web 2.0 or the art of shielding. Examples of such behavior common in
network societies are bloggers activities, Wikipedia editors, Facebook and Twitter
users, Second Life players etc. One of the core competencies that characterizes this
type of action is multitasking. Users of this type of media at the same time are listening to music, sending text messages and emailing, using instant messaging, watching
videos, etc. The day that is measured by participators activity in such communication
type has 40 hours instead of 24. The second characteristic behavior in the new new
media comes from a fact noticed by Manuel Castells. With the changes of participation in the world of communication the anthropological space is also changing and
communication replaces space-time coordination. The place of the space is being
replaced with the space of flow. This paper presents the analysis of these conditions
and their impact on activities undertaken by social media users.
BIBLIOGRAFIA:
1.
2.
Bendyk E. (2012): Bunt Sieci, Warszawa: Polityka Spółdzielnia Pracy
Castells M. (2007): Społeczeństwo sieci, przekład Mirosława Marody, Kamila
Pawluś, Janusz Słowiński, Sebastian Szymański. Red. Naukowa Mirosława Marody, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN
3.
Levinson, P. (2010): Nowe nowe media, przekład Maria Zawadzka, Kraków:
Wydawnictwo WAM
189
4.
Mistewicz E. (red.): Debata. Zmiana 2.0, Nowe Media, 1/2012.
5.
Olszański L. (2013): Media i dziennikarstwo internetowe, Warszawa, Wydawnictwo poltext
6.
Turkle Sherry (1995): Life on the Screen. Identity in the Age of the Internet, New
York: Simon and Schuster
Dr hab. Bogdan Zeler, prof. UŚ – Instytut Nauk o Kulturze i Studiów Interdyscyplinarnych, Uniwersytet Śląski w Katowicach
e-mail: [email protected]
190
Barbara ORZEŁ
CIAŁO – PRZESTRZEŃ – INTERAKCJA.
O DOŚWIADCZENIU UŻYTKOWNIKA
W GRACH KINETYCZNYCH
Zmiana układu sił na rynku sprzedaży sprzętu IT - wzrost sprzedaży konsoli
do gier, kosztem PC (według nowego trendu: "komputer do pracy, konsola do
zabawy")1 - sygnalizuje pewną zmianę w podejściu do tego typu urządzeń i
zapewnianej przez nie rozrywki. Piotr Stasiak zwraca uwagę, że "gry wideo,
które kiedyś utożsamiano z zabawą dla dorastających chłopców, stały się pełnoprawną dziedziną popkultury i biznesu. Rynek napędzają dorośli: statystyczny gracz ma 30-35 lat, mieszka w dużym mieście, jest dobrze sytuowany.
Według firmy badawczej Gartner globalna wartość rynku elektronicznej rozrywki w tym roku [2013 - przyp. B.O.] sięgnie 100 mld dolarów, z czego jedną czwartą zgarną producenci sprzętu do gier. Jest to jedna z niewielu branż
prawdziwie odpornych na kryzys, ma też ciągły dopływ nowych klientów w
postaci dorastających młodych pokoleń"2. Konsole PlayStation czy Xbox 360
spełniają obecnie funkcję domowego centrum multimedialnego - dzięki łączności z internetem możliwa jest stała aktualizacja oprogramowania i gier,
instalacja potrzebnych aplikacji, komunikacja z użytkownikami na całym
świecie (pomijając możliwość oglądania filmów, zdjęć i odtwarzania muzyki).
Multimedialność jest niewątpliwie czymś nieuniknionym3 i jednocześnie swoistym "stanem idealnym", w którym jedyną barierę mogą stanowić technologiczne ograniczenia. "Rozszerzeniem" i nowym kierunkiem w multimedialności stała się technologia wykorzystująca ruch (dostępna dzięki odpowiednim
akcesoriom). Jak się jednak coraz częściej okazuje, gry kinetyczne to nie tylko
1
2
3
Chip.pl: M. Gajewski: Konsole do gier zdobywają silną pozycję na rynku sprzedaży IT..
http://www.chip.pl/news/wydarzenia/statystyka/2013/01/konsole-do-gier-zdobywaja-silna-pozycje-narynku-sprzedazy-it [dostęp: 10.02.2013].
P. Stasiak: Sony wraca do gry. "Newsweek" 2013 nr 8, s. 69.
Co ciekawe PlayStation w założeniu jej twórców nigdy nie miało być "kombajnem multimedialnym" z
jakim mamy do czynienia w dniu dzisiejszym. Teruhisa Tokunaka - ówczesny wiceprezes zarządu Sony
- w 1994 roku miał powiedzieć, że "Nie jest to odtwarzacz multimedialny, lecz konsola do gier. I nie odtwarza gier jako części pokazu multimedialnego, ale pozwala wyłącznie grać w gry"; cyt. za: R. Asakura:
Rewolucjoniści z Sony. Proces tworzenia PlayStation i wizjonerzy, którzy podbili świat gier wideo. Warszawa 2001, s. 157.
191
atrakcyjne hybrydy przyciągająca rzesze klientów do produktów określonego
koncernu (wybór pomiędzy kontrolerem Move czy kamerą Kinect?) - ów sposób rozrywki niepostrzeżenie ściąga chaos w pole zgoła "tradycyjnych" pojęć.
Warto więc w tym miejscu postawić pytania, zrewidować dotychczasową
percepcję kategorii: Czym dotychczas była interaktywność? Czym stała się
ona w obliczu nowych technologii, magii marketingowego uniesienia? Nowe
światło zostało również rzucone na problem ludzkiego ciała, które staje się
medium spajającym rzeczywistość obrazu - cyfrowa reprezentacja zamknięta
pod szklaną matrycą displayu, napędzana "fizycznością" gestów, realizuje się
niewątpliwie w technologiach udostępnianych przez producentów konsol.
Potrzeba nowego doświadczania gry, swoiste wyzwanie rzucone użytkownikowi ("Ty jesteś kontrolerem!"), stało się przyczynkiem dla transponowania
cyfrowej rozrywki na wymiar cielesny. Gra rozpoczęła się na linii pojęć:
CIAŁO – PRZESTRZEŃ - INTERAKCJA, obraz stał się czymś drugorzędnym, wypartym przez "przeżywanie" mediów, przezwyciężenie dotychczasowej formy. Poprzez to, co wydawać by się mogło, jest czymś najbardziej
pierwotnym - gra "wróciła" do człowieka, to właśnie "stwórca" znów stał się
najważniejszy, przestał być bezosobową jednostką.
"NURT KINETYCZNY"
Jak więc się okazało joystick czy gamepad to nie wszystko. "Nurt kinetyczny"4, którego najważniejsze punkty postaram się w tym miejscu zarysować, opiera się na interfejsach, które w kolejnych formach niejako „oderwały się” od klasycznego pojęcia kontrolera.
Konsola Wii (produkcji japońskiej firmy Nintendo), która została zaprezentowana w 2006 roku, była pierwszym urządzeniem, w którym za pomocą specjalnego kontrolera (Wii Remote) wykrywającego ruch w trzech wymiarach, możliwe było pełne zaangażowanie ("pozorne" zanurzenie) użytkownika
w rozgrywce. Innowacja, która pojawiła się we wtórnym sektorze rynku gier,
zmieniła podejście znudzonych playerów (i przede wszystkim konkurencji) do
działań prowadzonych z poziomu fotela. Niewątpliwie, nastąpił swoisty zwrot
w tej dziedzinie - możliwość ruchu, innego typu aktywności z wykorzysta4
Przyjmuję określenie "gry kinetyczne" za "kinein", czyli "ruszać się" lub nazwą urządzenia stworzonego
przez Microsoft - Kinect.
192
niem odpowiedniego akcesorium przesądziła o atrakcyjności i rekordowych
wynikach sprzedaży produktu. Jak zaobserwował Piotr Mańkowski: "Cała sytuacja zaczęła wyglądać na największą sensację dekady, ponieważ dwa lata po
premierze (która miała miejsce w 2006 roku - przyp. B.O.) Wii Sports pobiła
rekord Guinnessa w liczbie sprzedanych egzemplarzy. Sprzedawała się cały
czas, często w liczbach przekraczających pól miliona sztuk tygodniowo. [...]
Wii Sports została oficjalnie namaszczona jako najpopularniejsza gra wszechczasów!" 5 . Bardzo łatwo można dojść do wniosku, że wraz z opisywanym
"zwrotem (kinetycznym)", doszło do odstąpienia od prymatu obrazu - "Zwykłym graczom podobała się interakcja, jaką oferowała Wii Sports, a że dysponowała ona oprawą z początku dekady, a może i lat wcześniejszych - nie miało znaczenia dla przyjemności grania"6.
Swego rodzaju "wariacją" w obrębie omawianego nurtu był symulator gitary seria Guitar Hero (18 edycji powstałych w latach 2005 - 2009)7 oraz zabawa
w karaoke - cykl SingStar (wydawany od 2004 roku)8. Obie gry zmuszały
użytkownika do opuszczenia wygodnej kanapy i próby naśladowania czynności obserwowanych na koncertach czy w programach muzycznych. "Udawanie" osiągnęło kolejny poziom: odpowiedni gadżet-artefakt przybrał niezwykle realistyczną formę, zaś samo działanie zostało przeniesione na odpowiedni, zrozumiały dla komputera algorytm.
Kolejnym etapem w rozwoju gier kinetycznych, było wprowadzenie
na rynek w 2010 roku przez Sony Computer Entertainment kontrolera Move,
dedykowanemu konsoli PlayStation 3. Pozornie mogło by się wydawać, że
akcesorium wykorzystuje tą samą technologię co Nintendo Wii: akcelerometr i
3-osiowy żyroskop. Jednak prawdziwą nowością, odróżniającą je od konkurencji, było wprowadzenie do rozgrywki trzeciego wymiaru (wedle zasady
działania: kamera PlayStation Eye rejestruje tor ruchu świecącej kuli znajdującej się na kontrolerze Move)9. Sony promowało swój nowy gadżet w poetyce
swoistego przejścia do innego świata: "Trzymając kontroler ruchu PS Move w
dłoni, zostaniesz gwiazdą występu, bohaterem w sercu bitwy lub sportowcem,
5
6
7
8
9
P. Mańkowski: Cyfrowe marzenia. Historia gier komputerowych i wideo. Warszawa 2010, s. 329.
Ibidem.
Wikipedia: Guitar Hero (seria). http://pl.wikipedia.org/wiki/Guitar_Hero_(seria), [dostęp: 15.02.2013].
P. Mańkowski: Cyfrowe marzenia..., s. 338.
M. Piotrowski: PlayStation Move - poznaj magiczną różdżkę Sony, http://www.benchmark.pl/testy_i_recenzje/PlayStation_Move_-_poznaj_magiczna_ rozdzke_Sony-3269/strona/11151.html, [dostęp:
15.02.2013].
193
którego podziwiają przeciwnicy"10. Naszpikowana technologią "różdżka" stała
się fetyszem graczy, programistów i projektantów, główną "bohaterką" kreatywnych działań. Logo Move11 widoczne na okładce opakowania gry, niczym
magnes zaczęło przyciągać kolejnych użytkowników.
Kontrolery: PlayStation Navigation Stick, Move i Wii Remote
(żródło: http://www.xboxkinectfans.com/wp-content/uploads/
2012/05/playstation_move-VS-wiimote.jpg)
Konkurencję dla PlayStation Move stworzył Kinect, czujnik ruchu dla
konsoli Xbox 360, zaprezentowany przez firmę Microsoft w 2009 roku (natomiast wprowadzony do handlu rok później) pod kryptonimem Project Natal.
Zasadę działania sensora można – zdaniem Dawida Kosińskiego – streścić w
dwóch słowach: Motion Capture. Ta znana z produkcji filmowych i gier komputerowych technika, polega na przechwytywaniu ruchu (konkretnych punktów) w trójwymiarowej przestrzeni i rejestracji tych sekwencji 12. Technologiczna "nagość" stała się prawdziwym kamieniem milowym w rozrywce,
transformacją samego pojęcia gry komputerowej, głębszym stopniem zanurzenia. Interakcja osiągnęła bezsprzecznie stan "totalny" – pozbawiony zbędnych akcesoriów użytkownik, został umieszczony w centrum rozgrywki, stał
się (podług chwytliwego sloganu) kontrolerem – personifikacją gry.
Alternatywą dla technologii Wii, Move i Kinect może być natomiast
interfejs programu "EA Sports Active 2" (na stronie głównej PlayStation czytamy, że gra "zapewnia autentyczne rezultaty z fitnessu przy wykorzystaniu
innowacyjnych urządzeń peryferyjnych i monitoringu procesów biometrycznych"13). Ruch użytkownika odbierany jest przez przyczepione do rąk i nóg
sensory, z kolei pulsometr (komplementarna część zestawu czujników) nadaje
aktywnościom realistyczny ton, przekazuje graczowi sygnały płynące z jego
10
11
12
13
Kontroler ruchu PlayStation Move, http://pl.playstation.com/psmove,.[dostęp: 15.02.2013].
Logo PlayStation Move, http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:PlayStation_Move_ Logo.svg, [dostęp:
15.02.2013] .
D. Kosiński: Microsoft Kinect – Ruchy, ruchy, ruchy!, http://www.frazpc.pl/artykuly/538901
,Microsoft_Kinect__Ruchy_ruchy_ruchy.html, [dostęp: 17.02.2013].
EA Sports Active 2, http://pl.playstation.com/easportsactive2, [dostęp: 17.02.2013].
194
ciała. Z pozoru wirtualna rozrywka poprzez całościowe zaangażowanie playera staje się rzeczywistym wysiłkiem – gra z wymiaru "mentalnego", wyobrażeniowego, wchodzi w stadium "fizyczne", "mięsne".
EA Sports Active 2 dla PS 3
(http://pl.playstation.com/media/9FTXTKpj/33/EASACT2ps3SCRNcrunchWPunches
.jpg)
Ciało, ruch, interakcja
Pojęcie "zabawy" poddane przeróżnym transformacjom zgodnie z
wymogami konsumpcji, zostaje oczyszczone, wraca do korzeni – znowu to, co
cielesne, a nie jedynie wizualne, wyobrażone, "plastikowe", znajduje się w
centrum interakcji. Ruch, manipulacje w przestrzeni realnej zespalają się z
wizją projektantów gier, percypowaną na ekranie telewizora (monitora) HD.
Gry tradycyjne - "analogowe" zbliżają się do światów cyfrowych - jak dawniej, ciało staje się "narzędziem", które działa w określonym kontekście. Realizm, pełne doświadczenie odbywa się gdzieś na granicy – do wizualnego
dylematu dochodzi ten "kinetyczny" ("Co jest bardziej istotne dla realizmu
przedstawienia – wierne symulowanie praw fizyki i ludzkich motywacji – czy
poprawne oddanie wizualnych aspektów rzeczywistości?" 14 ). Ów problem
częściowo rozwiązuje propozycja Lva Manovicha: "Klasyczny realizm – tak
jak klasyczna ideologia – wymaga od podmiotu całkowitego zaakceptowania
iluzji. Natomiast nowy metarealizm jest oparty na oscylowaniu między iluzją i
jej zaprzeczeniem, między zanurzeniem człowieka w iluzji a bezpośrednim
zwracaniem się do niego. […] Użytkownik chętnie kupuje iluzję, właśnie
dlatego, że dano mu nad nią kontrolę".15Status gier kinetycznych w dalszym
ciągu pozostaje niepewny, nieczysty, wymaga przyłożenia kolejnych klisz
metodologicznych.
14
15
L. Manovich: Język nowych mediów. Warszawa 2011, s. 317.
Ibidem, s, 322.
195
W świetle poczynionych wcześniej ustaleń, pozwolę sobie przywołać
kategorie gier zaproponowane przez Rogera Caillois – w sposób niemalże
wzorcowy opisujące owo pojęcie "zabawy na granicy". Nie ulega wątpliwoście, że w omawianym gatunku gier mimicry przeplata się z agonem16, zaś
sama sytuacja - bez użycia kasku VR - zostaje narzucona przez obraz. Dla
rozrywki kinetycznej przywołane wcześniej modele stały się główną osią logiki. Przyjęcie kategorii mimicry ("wszelka gra czy zabawa zakłada czasowe
przyjęcie, jeśli nie iluzji [...], to w każdym razie świata zamkniętego, umownego i do pewnego stopnia fikcyjnego"; kwestię sporną w tej definicji może
natomiast stanowić fakt, że [...] człowiek sam staje się postacią wyimaginowaną i zachowuje się stosownie do tego" oraz jakoby miał "zapomnieć o własnej osobowości [...], by udawać coś innego")17 - jest w tym wypadku czymś
oczywistym (wspólnym również dla klasycznych gier wideo, w których interakcja zostaje zapośredniczona przez gamepad; w tym wypadku kategoria jest
realizowana zupełnie inaczej - jak już wcześniej wspomniałam: miejscem gry
jest całe ciało). Agon (w eksplanacji Caillois: "cała grupa gier i zabaw ma
charakter zawodów, to znaczy walki w warunkach sztucznie stworzonej równości szans, pozwalającej antagonistom zmierzyć się w sytuacji idealnej,
dzięki której zyskana przewaga jest ściśle wymierna i niepodważalna"18) natomiast, znajduje odzwierciedlenie w wszelkiego rodzaju grach sportowych
czy akcji, gdzie możliwa jest konfrontacja z drugim graczem (m. in. w trybie
dual screen).
Gra dla Xbox 360 Kinect: PowerUp Heroes (tryb rozgrywki dwuosobowej, widok
dual screen) (źródło: http://www.niezgrani.pl/2011/04/13/kinect-powerup-heroes/)
Czym jest więc interaktywność w dobie kinetycznej rozrywki? Czy
nie doszło do częściowego "odklejenia się siatkówki" tego pojęcia? Nie ulega
wątpliwości, że coraz częściej funkcjonuje ono jako słowo-wytrych (tym bar16
17
18
R. Caillois: Gry i ludzie. Warszawa 1997, s. 23-33.
Ibidem, s. 27.
Ibidem, s. 23.
196
dziej, że w przypadku każdej formy HCI interaktywność jest tautologią, determinantą komunikacji), slogan przyciągający potencjalnych nabywców danej technologii – zmieniają się wektory w obrębie tego terminu, dyskurs rozpaczliwie wymaga dookreślenia, powstania nowej jakości. Moją tezę potwierdzają słowa Aleksandry Mochockiej, której zdaniem "interaktywność to pojęcie modne, chętnie używane zarówno w sferze popkultury, jak i dyskursu
naukowego - a co za tym idzie, o znaczeniu bardzo szerokim, często pokrywającym zupełnie odmienne, a nawet przeciwstawne treści"19.
Jaka formuła interaktywności byłaby w tym miejscu odpowiednia,
mając na uwadze, że obszar ten w dobie gwałtownie morfujących mediów ulega wyczerpaniu, przewartościowaniu? Punkt wyjścia może stanowić krytyka
dokonana przez Espena Aarsetha, który twierdzi, że "to termin czysto ideologiczny, odnoszący się raczej do bliżej nieokreślonej fantazji niż do koncepcji
o znaczeniu analitycznym" 20 (warto przypomnieć, że w tym sensie zakłada
ona równorzędność człowieka i maszyny w procesie komunikacji21). Czy zatem należy - idąc drogą wyznaczoną przez badacza - odrzucić to pojęcie na
rzecz kategorii ergodyczności? Stanowi to niewątpliwie problem nieroztrzygalny. Uważam, że w przypadku tego typu działalności, warto na cechach klasycznej definicji (dla bezpieczeństwa całego systemu), dokonać swoistej "nadbudowy" (gdyż nie sposób całkowicie odrzucić ergodyzmu gier wideo, który
nieusuwalnie tkwi w ich fundamentach) - przeprowadzić upgrade pojęciowy
na miarę technologicznych wyzwań rzuconych nam przez producentów gier.
W dobie wieloznaczności należałoby, więc znaleźć „złoty środek”, dokonać
próby rozszerzenia zakresu interaktywności, tak jak na potrzeby opisu nowych
mediów dokonał tego Lev Manovich. Zaznaczyć trzeba, że dla autora „Języka
nowych mediów” owo pojęcie „zawiera w sobie konflikt między immersją
(zanurzeniem użytkownika programu w wirtualnej rzeczywistości) a dostępem
do interfejsów i manipulacją”22 (dzięki gwałtownie postępującej konwergencji
zakresy pojęcia na osi PC-konsola zostają ujednolicone, zaś konfikt – pogłębiony: „Immersja wyklucza sterowanie – sterowania umożliwia immersję”23).
19
20
21
22
23
A. Mochocka: Między interaktywnością a intermedialnością. Książka jako przestrzeń gry. "Homo Ludens" 2009, nr 1, s. 167, http://ptbg.org.pl/Homo Ludens /vol/1, [dostęp: 22.02.2013].
E. Aarseth: Cybertext: Perspectives on Ergodic Literature.Baltimore 1997, p. 51.
Wiedza i Edukacja: M. Falkowska: Gry wideo jako nowe medium - podstawowe kategorie badawcze,
http://wiedzaiedukacja.eu/archives/45387, [dostęp: 22.02. 2013].
L. Manovich: Język nowych mediów…, s. 19.
Ibidem.
197
Zamiast spowszechniałych i nadużywanych pojęć (m.in. interaktywności czy
hipermediów) Manovich proponuje „własną listę pięciu cech, do których można zredukować opis nowych mediów: reprezentację numeryczną, modularność, automatyzację, wariacyjność i transkodowanie kulturowe”24. Dobór terminologiczny dokonany na zaproponowanej przez badacza matrycy, umożliwia szybką odpowiedź na zmieniające się potrzeby dyskursu.
W „upłynnionym”, zdynamizowanym środowisku nowomedialnym omawiana kategoria została "uwolniona", zaczęła być pojmowana w kategoriach niestandardowych, bo - jak pisze Zbigniew Wałaszewski - "wraz z rosnącym stopniem audiowizualizacji w grach komputerowych wzrastał równocześnie stopień swobody sterowania widocznym na ekranie monitora komputerowego ruchem, zachowaniem postaci bohatera"25. Mechanizm opisywany
przez badacza i jak dotąd właściwy jedynie rozgrywkom wideo, jest możliwy
do transponowania na opisywany przeze mnie nowy twór, jakim są gry kinetyczne. Każdy kolejny gatunek, wytrącony z materii audiowizualnej rozrywki,
najprawdopodobniej będzie działał w (upozorowanej) ramie narastającej wolności.
Jak w związku z tym funkcjonuje "interaktywność" (w postaci terminologicznej "narośli") zapośredniczona przez technologie kinetyczne? W mojej opinii przybiera ona dwie formy: "niepełną" (wspomaganą kontrolerami
Move - w przypadku PlayStation 3 i Wii Remote dla konsoli Wii) oraz "całkowitą" - (Xbox 360 Kinect), która realizuje wspomniany wcześniej slogan: "Ty
jesteś kontrolerem!". Kolejne tytuły gier dostępne na konsole skoncentrowały
się na przewidywalnej tematyce, w zależności od dostępnej technologii odpowiedni kontroler ("różdżka" lub ludzkie ciało) został przyobleczony w odpowiednią metaforę. Prym wiodą więc gry sportowe (w trendzie video fitness np.
Nike+ Kinect, gry taneczne - Dance Star Party), gry akcji (Kinect Star Wars),
gry z motywem magicznym (Sorcery: Świat magii). Specyfika danej konsoli
zawęża (PS Move) lub rozszerza (Kinect) pole aktywności użytkownika.
Kolejnym istotnym problemem w obszarze gier kinetycznych jest
kwestia "zanurzenia" użytkownika w prezentowanym świecie. "Postać bohatera jest dla grającego nie tyle obiektem poddanym zaciekawionej obserwacji,
24
25
Ibidem, s. 83.
Z. Wałaszewski: Audiowizualność gier komputerowych. W: Kulturotwórcza funkcja gier: gra jako
medium, tekst i rytuał. T 2. Red. A. Surdyk, J. Szeja. Poznań 2007, s. 231.
198
co sposobem wejścia w świat gry, zanurzenia się w jego zbudowanej z audiowizualnej fantomatyki przestrzeni atrakcyjnego dziania się zdarzeń niezwykłych i od gracza zależnych"26 - wydawać, by się jednak mogło, że w dobie
rozrywki kinetycznej, stworzony przez użytkownika awatar jest wystarczający. Gracz poprzez całkowite, cielesne zaangażowanie w rozgrywkę staje się
swego rodzaju "alfą i omegą" swoich działań. Świat "zewnętrzny" jest buforem, który utrzymuje użytkownika w bezpiecznym zawieszeniu. "Zanurzenie"
odczuwalne jest w mięśniach, fantazja projektantów gier jest przemijającym
zmęczeniem. Gra według ustalonych zasad nie zaczyna się wbrew pozorom w
głowie, zamierzenie "stwórcy" zamyka się w fizycznych bodźcach. Użytkownik nie musi posiadać swojej metafory, użytkownik staje się bohaterem w
najczystszej formie.
Książka, interakcja, rzeczywistość rozszerzona - "Wonderbook"
case
"Wprowadź magię do swojego salonu" - wykorzystanie rzeczywistości rozszerzonej w rozrywce kinetycznej generuje zupełnie nowe spojrzenie na
opisywaną wcześniej kwestię tzw. "interaktywności". "Wonderbook" (gra
przeznaczona dla Playstation 3, wykorzystująca PS Move) to twór prawdziwie
intermedialny: książka w swej bez-tekstowej, zdepersonalizowanej formie
(jako akcesorium, artefakt, dodatek do gry), osadzonej w kontekście innej
książki - cyklu o "Harrym Potterze", spotyka swoje przeznaczenie w komunikacji zapośredniczonej przez interfejs kinetyczny (kamera PlayStation Eye
odczytuje zawarte na kolejnych stronach kody QR, zaś algorytm przetwarza je
i generuje kolejny "rozdział" - zadanie w którym bierze udział gracz). Z pewnością nie jest to książka, o której śniłoby się Gutenbergowi czy twórcom
liberatury. Ta książka nie jest - jak twierdzi Umberto Eco czy Roland Barthes
- przestrzenią gry w znaczeniu metaforycznym27, "Księga czarów" jest obszarem realnym, który w sposób dosłowny tworzy świat wyobrażony. Paradoks
zmiennej przestrzeni po raz kolejny spotyka się na (nowo)medialnym "rozdrożu", na skonwergowanej "granicy". Jak pisze Manovich: „dominująca rola
26
27
Ibidem.
A. Mochocka: Między interaktywnością a intermedialnością..., s. 156.
199
eksplorowania przestrzeni w grach komputerowych stanowi przykład tradycyjnej amerykańskiej mitologii, zgodnie z którą jednostka odkrywa swą tożsamość i kształtuje charakter w wyniku poruszania się w przestrzeni. W wielu
amerykańskich powieściach i opowiadaniach […] narracja napędzana jest
przez ruch bohatera w przestrzeni zewnętrznej. Natomiast XIX-wieczna proza
europejska nie zajmuje się zbytno ruchem w przestrzeni fizycznej, ponieważ
jej akcja rozgrywa się w przestrzeni psychologicznej. Z tej perspektywy większość gier komputerowych stosuje się do logiki raczej amerykańskiej niż europejskiej narracji”28. W tym wypadku, po raz kolejny mamy do czynienia z
przecinaniem się horyzontów - ruch w grze (i w pokoju) łączy się z tym, co
mentalne, wyobrażone (jednak nie wymaga intelektualnego wysiłku, gdyż jest
odpowiednio podany, przyjmuje właściwą wizualną formę). Medium zimne
(wedle nomenklatury zaproponowanej przez Marshalla McLuhana), niedopowiedziane, niewystarczające (jakim dotąd była książka), przeobraziło się w
środek przekazu gorący, a nawet - przegrzany.Twórcy "Wonderbook" zaprezentowali nam książkę, której się nie czyta - tylko ogląda (co doskonale odpowiada na potrzeby konsumentów kultury tabloidowej), która nie zmusza do
myślenia, działania wyobraźni, a zamiast tego - sama generuje obrazy w
(równie "przegrzanej") jakości HD. Czy ta nowomedialna hybryda rozbudzi
klasyczne czytelnictwo, czy efekt będzie odwrotny ?
"Wonderbook"
(realność)
(źródło: http://assets.sbnation.com/ assets/1162919/sony-e3-2012-event_1018560.jpeg)
"Wonderbook"
(rzeczywistość rozszerzona)
(źródło: http://www.ps3site.pl/ files/2012/08/wonder.jpg)
28
L. Manovich: Język nowych mediów…, s. 398-399.
200
Zastosowanie technologii rzeczywistości rozszerzonej - bezpieczny
sposób na częściową integrację tego, co cyfrowe i analogowe, realne i wirtualne - powoduje kolejne "otwarcie" w dziedzinie gier i dynamicznie rozwijających się nowych mediów. Nasze stosunki przestrzenne z komputerem gwałtownie się zmieniają - za jakiś czas zaistnieje potrzeba nazwania tego nowego
dystansu (teorie w proksemice Edwarda T. Halla zostaną być może zrewidowane, uzupełnione). W styczniu 2013 na targach CES Microsoft i Samsung
zaprezentowali IllumiRoom - technologię korzystającą z sensora Kinect i projektora, dzięki którym możliwe będzie rozszerzenie (wykroczenie) obrazu gry
poza ramy telewizora29. W gruncie rzeczy - jak zauważył Tomasz Wrzesień idea nie jest nowa: projektanci wykorzystali system video mapping 3D, wykorzystywany do transformowania budynków w czasie rzeczywistym podczas
imprez masowych30. Bardzo wyraźnie więc widać, że innowacyjność w obszarze nowomedialnym coraz częściej opiera się na "zmiękczeniu" technologii zaadaptowaniu ich do rosnących potrzeb klientów i wprowadzeniu na rynek.
Prezentacja IllumiRoom (kolaboracja firm Microsoft i Samsung)
(źródło: http://www.xboxc.pl/wp-content/uploads/2013/01/ces2013-IllumiRoomver2.jpg)
Konkluzje
Dlaczego gry kinetyczne cieszą się tak dużą popularnością? Nie ulega
wątpliwości, że to, co cielesne, sensualne nie od dziś stało się dominantą naszej kultury. Jak pisze Derrick de Kerckhove: "przez kładzenie nacisku na
29
30
Xboxc.pl: Microsoft prezentuje IllumiRoom, rzeczywistość rozszerzoną, http://www. xboxc.pl/microsoftprezentuje-illumiroom-rzeczywistosc-rozszerzona, [dostęp: 4. 03.2013].
T. Wrzesień: Microsoft prezentuje IllumiRoom - rozciąga grę na cały pokój, http://www.dobreprogramy.pl/Microsoft-prezentuje-IllumiRoom-rozciaga-gry-na-caly-pokoj,Aktualnosc,38548.html,
[dostęp:
4.03.2013].
201
nasze systemy nerwowe, era elektroniki uczyniła nas bardziej wrażliwymi na
ryzyko utraty naszych ciał. Niegdyś palenie, tak jak alkohol, miało służyć
oddzieleniu umysłu od ciała. Obecnie, w epoce łączności, potrzebny nam jest
coraz silniejszy kontakt z samym sobą"31. Nic więc dziwnego, że szczególną
popularnością cieszą się gry z (pod)gatunku video fitness - ich producenci
utrzymują, że dzięki uprawianiu tego typu aktywności (w tym przypadku
szczególnie odczuwalny jest aspekt realności gier kinetycznych, który "kumuluje się" w mięśniach), możliwe jest uzyskanie i zachowanie idealnej sylwetki
(tak bardzo pożądanej we współczesnej kulturze). Do tego, bez wątpienia,
dochodzi potrzeba niesamowitych doznań, "zaczarowania" nudnej codzienności - można więc zostać bohaterem gier znanych z ich wersji "gamepadowych": Rycerzem Jedi, czarodziejem, a nawet Jamesem Bondem, pozostając
jednak w nieustannym kontakcie ze swoją osobowością (i ciałem).
Gry kinetyczne gwarantują również to, co najważniejsze - bezpieczeństwo, zachowanie ustanowionych granic. Rozrywka tego typu nie zagrozi
całkowitym "zanurzeniem" w rzeczywistości wirtualnej, wciąż możliwy jest
balans pomiędzy dwoma światami. Zmienność, możliwość dokonywania
szybkich wyborów i brak konsekwencji to kolejne cechy pożądane przez zachłannego i wymagającego Homo ludens.
"Wielkie, pierwotne formy współżycia są przeniknięte zabawą"32 - gry
kinetyczne stały się kamieniem milowym w procesie transparencji ekranów,
technologii, mediów (wszystko staje się zabawą) - podczas, gdy przezroczystość to we współczesnej kulturze wyznacznik doskonałości rzemiosła (jak w
przypadku tzw. "dobrego" designu) i stanowi cechę wysoce pożądaną.
Podsumowując: jako, że zabawa - w opinii Johanna Huizingi - "[...]
jest wielkością daną kulturze, egzystującą przed samą kulturą, towarzyszącą i
przenikającą ją od samego początku [...]" 33 , wypada nam czekać na dalsze
zmiany w dziedzinie zachowań komunikacyjnych użytkowników, nowe praktyki marketingowe i inne innowacje, jakie mogą powstać dzięki gatunkowi
gier kinetycznych.
31
32
33
D. de Kerckhove: Powłoka kultury. Odkrywanie nowej elektronicznej rzeczywistości. Warszawa 1996, s.
176.
J. Huizinga: Homo ludens. Zabawa jako źródło kultury. Warszawa 2007, s. 16.
Ibidem, s. 15.
202
BODY - SPACE - INTERACTIVITY.
ABOUT THE USER EXPERIENCE IN KINETIC GAM ES
The main aim of this article is to determine the influence of kinetic games on the area
of new media reality. In the whole history of console games, we can mark a very special moment, that can be called: "the kinetic turn". This milestone has changed the
way we thought about the "classical" idea of "play" and video game. In the light of the
slogan (promoting Xbox 360 Kinect): "You are the controller!", it is also necessary to
reassess our picture of "interactivity". The player’s body has been put in a brand new
communication context, a different kind of immersion. No wonder, that the idea of
interaction should be redefined (in the face of Aarseth’s and Manovith’s teories). The
“Wonderbook” game or the technology of IllumiRoom shows, that the kinetic experience is open and can be updated by existing new media solutions (eg. augmented
reality).
BIBLIOGRAFIA:
1.
2.
Aarseth Espen: Cybertext: Perspectives on Ergodic Literature. Baltimore 1997.
Asakura Reiji: Rewolucjoniści z Sony. Proces tworzenia PlayStation i wizjone-
3.
rzy, którzy podbili świat gier wideo. Warszawa 2001.
Caillois Roger: Gry i ludzie. Warszawa 1997.
4.
Huizinga Johann: Homo ludens. Zabawa jako źródło kultury. Warszawa 2007.
5.
Kerckhove Derrick de: Powłoka kultury. Odkrywanie nowej elektronicznej rzeczywistości. Warszawa 1996.
6.
7.
Manovich Lev: Język nowych mediów. Warszawa 2011.
Mańkowski Piotr: Cyfrowe marzenia. Historia gier komputerowych i wideo.
8.
Warszawa 2010.
Mochocka Aleksandra: Między interaktywnością a intermedialnością. Książka
jako przestrzeń gry. "Homo Ludens" 2009, nr 1, s. 155-176.
9. Stasiak Piotr: Sony wraca do gry. "Newsweek" 2013 nr 8, s. 68-70.
10. Wałaszewski Zbigniew: Audiowizualność gier komputerowych. W: Kulturotwórcza funkcja gier: gra jako medium, tekst i rytuał. T. 2. Red. Augustyn Surdyk, Jerzy Szeja. Poznań 2007.
Mgr Barbara Orzeł – doktorantka w Instytucie Nauk o Kulturze i Studiów Interdyscyplinarnych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.
e-mail: [email protected]
203
204
INFORMACJA – KOMUNIKACJA
- POLITYKA
IV.
INFORMATION – COMMUNICATION
- POLITICS
205
Magdalena PIŁAT-BORCUCH
Artur BORCUCH
HOMO WIKIPEDICUS JAKO PRZYKŁAD TRANSFORMACJI
W DOSTĘPIE DO INFORMACJI
Wstęp
E-maile, blogi, słowniki online, encyklopedie online to obecnie jedne
z podstawowych źródeł pozyskiwania informacji 1. Wymiana informacji pomiędzy użytkownikami Internetu rośnie w sposób wykładniczy. W ostatnich
latach przyczyniły się do tego media społecznościowe takie jak: MySpace,
YouTube, Facebook oraz Wikipedia. W ten sposób sfera wzajemnych interakcji i oddziaływań staje się coraz bardziej zwirtualizowana2.
Wielu „cyfrowych tubylców” postrzega informację jako „elastyczną”,
co oznacza, że mogą ją zmieniać. Mogą edytować wpisy na Wikipedii i w ten
sposób mają wpływ na ich kulturowe środowisko, co jest zdarzeniem bez precedensu3. Należy dodać, iż rozwój społeczeństwa informacyjnego oparty jest
na dwóch podstawowych czynnikach: ustawicznym uczeniu się oraz współuczestnictwie. W efekcie mamy do czynienia ze społeczeństwem wiedzy oraz
dynamicznym rozwojem networkingu, przejawiającym się m.in. poprzez tworzenie serwisów społecznościowych. Serwisem fundamentującym ideę społeczeństwa wiedzy jest Wikipedia – internetowa encyklopedia4.
Wikipedia jest jednym z podstawowych źródeł poszukiwania informacji naukowej w Internecie5, działającym na zasadzie bezpłatnego dostępu
do zawartych w niej informacji. Co więcej, to internauci każdego dnia dodają,
1
2
3
4
5
Ç. A. Çilan, B. A. Bolat, E. Coşkun, Analyzing digital divide within and between member and candidate
countries o f European Union, “Government Information Quarterly” 2009, Vol. 26, Issue 1, s. 98.
K. de Valck, G. H. van Bruggen, B. Wierenga, Virtual communities: A marketing perspective, “Decision
Support Systems”, Vol. 47, Issue 3, s. 185.
J. Palfrey, U. Gasser, Born Digital. Understanding the First Generation of Digital Natives, Basic Books,
New York 2008, s. 6.
H. Brdulak, Uwarunkowania funkcjonowania społeczeństwa informacyjnego [w:] Uwarunkowania
prawne marketingu w społeczeństwie informacyjnym. Zagadnienia wybrane, red. A. Mokrysz-Olszyńska,
B. Targański, Oficyna Wydawnicza Szkoła Główna Handlowa w Warszawie, Warszawa 2012, s. 14.
G. Lakshmi, S. Prokopec, If you build it will they come? - An empirical investigation of consumer perceptions and strategy in virtual worlds, “Electronic Commerce Research” 2009, Vol. 9, Issue 1-2, s. 116.
206
uzupełniają, poprawiają zawarte w encyklopedii hasła oraz dbają o jakość publikowanych informacji. Z drugiej strony warto zaznaczyć, że treści publikowane w Wikipedii są czytane, analizowane i wykorzystywane przez ogromną
liczbę internautów z całego świata, w tym wykładowców i studentów.
Celem niniejszego artykułu jest zbadanie czy i w jakim stopniu studenci Wydziału Zarzadzania i Administracji UJK w Kielcach korzystają z Wikipedii, a także jaka jest ich ocena użyteczności encyklopedii Wikipedia w
działaniach naukowych (tj. przygotowywanie się do zaliczeń/egzaminów; pisanie pracy licencjackiej).
Strony Wiki
Punktem wyjścia w podejmowanych rozważaniach jest stwierdzenie,
że społeczności online wraz z oferowaną zawartością „zapraszają” każdego
uczestnika Internetu do wzięcia udziału w jej formowaniu, kształtowaniu i
modyfikowaniu. Dotyczy to wymiany informacji o stronach zawierających
fotografie, filmy, blogi oraz samych stron, w których toczy się nieustanna
dyskusja. Ci cyfrowi tubylcy tworzą wspólną zawartość w formie tekstów,
zdjęć, fotografii, nagrań wideo, a nawet kodów źródłowych6.
W zakresie wspólnej zawartości na szczególną uwagę zasługuje typ
serwisu internetowego określany mianem „wiki”. Wiki to strona WWW, która
„reprezentuje” tworzenie wspólnej zawartości. Strony wiki mogą być edytowane przez każdego internautę o każdej porze dnia i nocy. Wiki są niezmiernie popularne ze względu na prostotę i elastyczność. Przykładami wiki są różnego rodzaju dokumentacje, raporty, grupy dyskusyjne, słowniki oraz encyklopedie online.
Warto odnotować, że zasadnicza różnica pomiędzy wiki a blogiem
polega na tym, że w wiki oryginalna zawartość może być zmieniana, z kolei
na blogu można wyłącznie dodawać informacje w formie komentarzy. Środowisko wiki może zatem zmieniać zawartość, poszerzać definicje o określone
funkcje itd.7.
6
7
P. B. de Laat, Coercion or empowerment? Moderation of content in Wikipedia as “essentially contested”
bureaucratic rules, “Ethics of Technology” 2012, Vol. 12, Issue 2, s. 123.
R. T. Stephens, Empirical Analysis of Functional Web 2.0 Environments [w:] Web 2.0, red. M. D. Lytras,
E. Damiani, P. Ordóñez de Pablos, Springer Science+Business Media, New York 2009, s. 4.
207
Główna idea „wiki” (co na Hawajach oznacza „szybko”) polega zatem na wymianie poglądów, opinii, umiejętności oraz wiedzy. W wiki użytkownicy „przemieniają się” w autorów, którzy m.in. porządkują dostępną
wiedzę oraz pozyskują nową. Najbardziej popularnym obecnie wiki jest encyklopedia Wikipedia8.
Wikipedia - wirtualna encyklopedia
Współczesne encyklopedie coraz rzadziej przypominają tradycyjne
dzieła. W przeszłości uznawanymi za najbardziej prestiżowe były Encyklopedia Britannica oraz francuska Encyclopédie9. W okresie ostatnich dwóch dekad nastąpiła jednak transgresja od ciężkich tomów encyklopedii World Book,
przez Microsoft Encarta na płycie CD, do encyklopedii internetowych tworzonych przez samych użytkowników10 , jak m.in. Wikipedia.
Nazwa Wikipedia jest kombinacją „wiki” oraz „encyclopedia”11. Wikipedia jak wiele innych projektów posiada czytelników, edytorów, administratorów, ekspertów od zawartości, deweloperów ds. oprogramowania i operatorów systemu. Wszyscy oni kreują środowisko otwarte na wymianę informacji i wiedzy dla dużej liczby użytkowników12.
Zastanawiając się nad fenomenem Wikipedii wiele osób postrzega ją
jako „mądrość tłumu” lub jako urzeczywistnienie filozofii „open source”. Filozofia open source oznacza, że najlepszym sposobem poprawy błędów związanych z informacjami/danymi publikowanymi w Internecie jest zaakceptowanie tego, aby sami użytkownicy te dane/informacje poprawiali czy uaktualniali13.
Wikipedia postrzegana jest również jako struktura społeczno-tech8
9
10
11
12
13
Homo wikipedicus: New ways of participating online, http://www.dbre-search.com/servlet/ reweb2.Re
WEB?document=PROD0000000000288354&rwnode=DBR_INTERNET_EN-PROD$ERESEARCH&
rwobj=ReDisplay.Start.class&rws ite=DBR_INTERNET_EN-PROD z dn. 07.05.2012.
R. A. Schultz, Information Technology and the Ethics of Globalization: Transnational Issues and Implications, Information Science Reference, Hershey – New York 2010, s. 37.
C. Shih, Era Facebooka. Wykorzystaj sieci społecznościowe do promocji, sprzedaży i komunikacji z
Twoimi klientami, Helion, Gliwice 2012, s. 37.
R. A. Schultz, Information Technology and the Ethics of Globalization: Transnational Issues and Implications, Information Science Reference, Hershey – New York 2010, s. 37.
R. T. Stephens, Empirical Analysis of Functional Web 2.0 Environments [w:] Web 2.0, red. M. D. Lytras,
E. Damiani, P. Ordóñez de Pablos, Springer Science+Business Media, New York 2009, s. 4.
X. Zhao, M. J. Bishop, Understanding and supporting online communities of practice: lesson learned
from Wikipedia, “Educational Technology Research Development” 2011, Vol. 59, Issue 5, s. 712-714.
208
niczna, która motywuje do udziału, promuje dyskusję czy promuje wysoką
jakość pracy14.
Początki powstania Wikipedii datują się na styczeń 2001 roku 15 .
Obecnie Wikipedia zawiera ponad 20 milionów haseł we wszystkich edycjach
językowych, w tym ponad 3,7 mln haseł w wersji angielskiej oraz ponad 0,9
mln haseł w wersji polskiej16. Dla porównania, Encyklopedia Britannica, która
ma 340 lat, zawiera 66 tys. artykułów17.
Powyższe dane świadczą o tym, że Wikipedia jest jednym z największych serwisów informacji online w Internecie 18. Taki fenomenalny rozwój
Wikipedii wynika z faktu, że jej ideą jest praca zespołowa, zarówno amatorów, jak i profesjonalistów, którzy mają gwarantować rzetelny i dobry produkt
końcowy.
Tabela. Statystyki Wikipedii (wrzesień 2012 rok)
Język
Liczba artykułów w mln
angielski
4,11
niemiecki
1,47
francuski
1,30
holenderski
1,21
włoski
0,97
hiszpański
0,93
polski
0,92
rosyjski
0,91
japoński
0,83
Źródło: Statystyki Wikipedii, http://stats.wikimedia.org/PL/Sitemap.htm z dn.
30.09.2012.
14
15
16
17
18
X. Zhao, M. J. Bishop, Understanding and supporting online communities of practice: lesson learned
from Wikipedia, “Educational Technology Research Development” 2011, Vol. 59, Issue 5, s. 715.
M. Szpunar, Wikipedia – zbiorowa mądrość czy kolektywna głupota?, „e-mentor” 2008, nr 5, s. 11.
Wikipedia, http://pl.wikipedia.org/wiki/Wikipedia z dn. 30.01.2013.
B. King, Bank 2.0. How Customer Behavior and Technology Will Change the Future of Financial Services, Marshall Cavendish Business, Singapore 2010, s. 268.
T. Weingerg, The New Community Rules: Marketing on the Social Web, O’Reilly Media, Beijing Cambridge - Farnham - Köln - Sebastopol - Taipei – Tokyo 2009, s. 174.
209
Na uwagę zasługuje argument, iż od momentu utworzenia Internetu,
ponad 1 mln użytkowników będąc wolontarystami-edytorami tworzyło i/lub
modyfikowało zawartości Wikipedii 19 . W latach 2001-2012 użytkownicy
(Wikipedianie) niezależnie od siebie opublikowali ok. 4 mln artykułów w
języku angielskim20.
Użytkownicy Wikipedii to również (a może przede wszystkim) czytelnicy informacji zawartych w tej elektronicznej encyklopedii. Na szczególną
uwagę zasługują w tym względzie studenci uczelni wyższych. Warto bowiem
zastanowić się czy, a jeżeli tak, to w jaki sposób korzystają oni z Wikipedii w
zakresie działalności naukowej:
podczas przygotowań do zdawania egzaminów;
podczas pisania pracy licencjackiej.
Homo Wikipedicus w świetle badań własnych
Na przełomie listopada i grudnia 2012 roku przeprowadzono badania
dotyczące stopnia, w jakim studenci korzystają z portalu Wikipedia. W badaniach udział wzięło 92 studentów Wydziału Zarządzania i Administracji Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach.
Wśród badanych respondentów 83% stanowiły kobiety, a 17% mężczyźni. Dominowali respondenci w wieku 21 lat (58%) i 20 lat (26%), znacznie mniejszy odsetek stanowili badani w wieku 23 lat (11%) i 19 lat (5%). W
badanej próbie znalazło się 97% studiujących na kierunku zarządzanie, a tylko
2% studiujących na kierunku administracja i 1% na kierunku logistyka. Wśród
badanych największy odsetek (49%) stanowili mieszkańcy wsi. Z kolei 31%
respondentów to mieszkańcy miast powyżej 100 tys. mieszkańców, a pozostałych 20% miast poniżej 100 tys. mieszkańców.
Zdecydowana większość respondentów posiada stały dostęp do Internetu.
19
20
X. Zhao, M. J. Bishop, Understanding and supporting online communities of practice: lesson learned
from Wikipedia, “Educational Technology Research Development” 2011, Vol. 59, Issue 5, s. 712.
Homo wikipedicus: New ways of participating online, http://www.db research.com/servlet/reweb2.
ReWEB?document=PROD0000000000288354&rwnode=DBR_INTERNET_EN-PROD$ERESEARCH
&rwobj=ReDisplay.Start.class&rw site=DBR_INTERNET_EN-PROD z dn. 07.05.2012.
210
Wykres 1. Posiadanie stałego dostępu do Internetu
Czy posiadasz stały (w miejscu swojego zamieszkania) dostęp do Internetu?
120%
98%
100%
80%
60%
40%
20%
2,0%
0%
tak
nie
Źródło: badania własne.
Faktu stałego dostępu do Internetu – charakterystycznego dla niemal
wszystkich (98%) respondentów, nie zmienił nawet inny fakt, a mianowicie że
połowa z nich (49%) to mieszkańcy wsi, gdzie poziom usieciowienia z założenia jest niższy.
Posiadanie stałego dostępu do Internetu przekłada się na czas który
badani studenci przeznaczają na korzystanie z niego.
Wykres 2. Częstotliwość korzystania z Internetu
Jak często korzystasz z Internetu?
50%
40%
30%
20%
10%
0%
35%
41%
12%
kilka razy w
tygodniu
12%
1-2 godziny
dziennie
3-5 godzin
dziennie
więcej niż 5
godzin dziennie
Źródło: badania własne.
Największy odsetek badanych studentów (41%) korzysta z Internetu
3-5 godzin dziennie. 35% badanych korzysta z Internetu 1-2 godziny dziennie,
a 12 % więcej niż 5 godzin dziennie. Codzienne korzystanie z Internetu nie
jest udziałem jedynie 12% respondentów, którzy deklarują, że korzystają z
niego kilka razy w tygodniu.
Ponieważ badaną grupę stanowili studenci, interesująca wydawała się
211
odpowiedź na pytanie o związek między faktem studiowania a czasem korzysta z Internetu.
Wykres 3. Okres studiowania a czas korzystania z Internetu
Czy wraz z rozpoczęciem studiów Twój czas korzystania z Internetu
zwiększył się/zmniejszył się?
100%
50%
0%
77%
23%
zwiększył się
zmniejszył się
Źródło: badania własne.
Okres studiowania okazuje się być czasem zintensyfikowania działań
w sieci. Czas korzystania z Internetu wraz z rozpoczęciem studiów zwiększył
się w przypadku 77% badanych studentów, a zmniejszył w przypadku 23%.
W aktywność związaną z Internetem wpisuje się problematyka związana z portalem Wikipedia, z których zasobów w mniejszym lub większym
stopniu korzysta każdy jego uczestnik.
Wykres 4. Częstotliwość korzystania z Wikipedii
Jak często korzystasz z Wikipedii?
80%
71%
60%
25%
40%
20%
3%
0%
raz w tygodniu lub rzadziej
kilka razy w tygodniu
codziennie
Źródło: badania własne.
Z przeprowadzonych badań wynika, że największy odsetek badanych
studentów (71%) korzysta z Wikipedii raz w tygodniu lub rzadziej. 25% respondentów korzysta z Wikipedii kilka razy w tygodniu, a jedynie 3% codziennie.
Ponieważ Wikipedia stanowi bogate źródło wiedzy, wraz z prostym
do niej dostępem, przekazywanej przy tym w przystępnej formie, a czas stu212
diowania – przynajmniej z założenia, jest czasem zintensyfikowanych wysiłków ukierunkowanych na jej zdobycie, istotnym wydawało się zapytanie o to
czy wraz z rozpoczęciem studiów czas korzystania przez studentów z Wikipedii zwiększył się, czy wręcz przeciwnie.
Wykres 5. Okres studiowania a czas korzystania z Wikipedii
Czy wraz z rozpoczęciem studiów Twój czas korzystania z Wikipedii zwiększył
się/zmniejszył się?
68%
80%
60%
40%
20%
0%
32%
zwiększył się
zmniejszył się
Źródło: badania własne.
Nie sposób o jednoznaczny wniosek, jakoby rozpoczęcie studiów
oznaczało wzrost aktywności na portalu Wikipedia. Co prawda wyniki badań
wskazują, że czas korzystania z Wikipedii wraz z rozpoczęciem studiów w
przypadku 68% respondentów zwiększył się, to zmniejszył się w przypadku
pozostałych 32%.
W kontekście tym warto zwrócić uwagę na związek między przygotowywaniem się studentów do zajęć i egzaminów a korzystaniem z Wikipedii.
Wykres 6. Przygotowywanie się do egzaminów a korzystanie z Wikipedii
Czy przygotowując się do egzaminów/zajęć korzystasz z Wikipedii?
76%
80%
53%
60%
40%
20%
egzaminy
43%
23%
zajęcia
3% 1%
0%
tak, zawsze
tak, czasami
nie
Źródło: badania własne.
213
Wyniki badań wskazują, że 56% studentów przygotowując się do egzaminów korzysta z Wikipedii (w tym 53% czasami, a 3% zawsze), zaś pozostałych 43% nie korzysta.
Większy jest natomiast odsetek studentów, którzy przygotowując się
do zajęć korzystają z Wikipedii, wynosi bowiem 77% (w tym 76% czasami, a
1% zawsze). Odsetek osób nie korzystających z Wikipedii w celu przygotowywania się do zajęć wynosi 23%.
Poza pytaniami dotyczącymi korzystania z Wikipedii w kontekście
zajęć i egzaminów, zapytano również studentów o to jakiego rodzaju treści
szukają w Wikipedii.
Wykres 7. Treści poszukiwane w Wikipedii
Jakiego rodzaju treści szukasz najczęściej w Wikipedii?
60%
52%
50%
40%
30%
22%
26%
20%
10%
0%
materiałów pomocnych materiałów pomocnych
do zajęć
do egzaminów
innych kategorii
Źródło: badania własne.
Odpowiedź na pytanie dotyczące treści, których respondenci szukają
w Wikipedii koresponduje z ich odpowiedziami na pytanie dotyczące korzystania z Wikipedii w kontekście przygotowywania się do zajęć i egzaminów.
Z badań wynika bowiem, że studenci w Wikipedii najczęściej szukają materiałów pomocnych do zajęć (52%) i materiałów pomocnych do egzaminów
(22%). Jedynie 26% badanych studentów szuka w Wikipedii treści innych niż
wymienione powyżej.
Kwestionariusz zakończono pytaniem dotyczącym wykorzystywania
Wikipedii do pisania pracy licencjackiej.
214
Wykres 8. Pisanie pracy licencjackiej a korzystanie z Wikipedii
Czy w pracy licencjackiej korzystałeś/korzystałaś z Wikipedii?
70%
80%
60%
40%
20%
26%
4%
0%
tak
nie
nie dotyczy
Źródło: badania własne.
Badania wykazały, że Wikipedia nie cieszy się uznaniem piszących
prace dyplomowe studentów, choć jednocześnie warto podkreślić, że pytanie
to odnosiło się jedynie do 30% z nich. Fakt ten napawa jednak optymizmem,
niezależnie bowiem od roli Wikipedii, działalność naukowa rządzić się powinna innymi prawami, opartymi na rzetelnie potwierdzonych źródłach naukowych.
Zakończenie
Internet pozwala użytkownikom na dostęp do różnorodnej informacji.
Jedną z profesjonalnych „składnic informacji” jest Wikipedia. Celem niniejszego artykułu było zbadanie czy i w jakim stopniu studenci Wydziału Zarzadzania i Administracji UJK w Kielcach korzystają z Wikipedii, a także jaka
jest ich ocena użyteczności encyklopedii Wikipedia w działaniach naukowych
(tj. przygotowywanie się do zaliczeń/egzaminów; pisanie pracy licencjackiej).
Wnioski ze zrealizowanych badań są następujące:
Praktycznie wszyscy badani posiadają stałe łącze internetowe;
Prawie połowa (41%) korzysta z Internetu 3-5 godzin dziennie;
Po rozpoczęciu studiów (w porównaniu do okresu szkoły średniej) zdecydowana większość (77%) częściej korzysta z Internetu;
Wszyscy badani korzystali z Wikipedii, przy czym zdecydowana mniejszość wchodzi na stronę encyklopedii kilka razy w tygodniu lub częściej
(28%);
Studenci korzystali z Wikipedii przede wszystkim do przygotowywania
się do zajęć oraz do egzaminów. Wynika z tego, że nie mieli potrzeby
215
przeglądania encyklopedii w innym celu;
Ponad połowa (53%) studentów przygotowując się do egzaminów czasami korzystało z Wikipedii;
Zdecydowana większość (73%) przygotowując się do zajęć korzystało z
Wikipedii;
Osoby piszące pracę licencjacką nie korzystały z Wikipedii. Niewątpliwie
wynika to z wymogów pisania pracy określonych przez promotorów, którzy nie postrzegają elektronicznej encyklopedii jako rzetelnego źródła naukowego.
HOMO WIKIPEDICUS AS AN EXAMPLE OF THE TRANSFORMATION OF ACCESS TO INFORMATION
Contemporary e-mails, blogs, online dictionaries and encyclopedias are very important sources of obtaining information. Information exchange between Internet users is
growing exponentially. Social media such as MySpace, YouTube, Facebook and Wikipedia contributed to this phenomenon. In this way, the sphere of mutual interactions
become increasingly virtualized.
The purpose of this paper is to analyze whether and to what extent the students of the
Faculty of Management and Administration in Kielce UJK use Wikipedia, and what is
their assessment of the usefulness of Wikipedia research activities (i.e. preparing for
courses /exams, writing a BA thesis).
BIBLIOGRAFIA
1.
2.
3.
4.
216
Brdulak H., Uwarunkowania funkcjonowania społeczeństwa informacyjnego [w:]
Uwarunkowania prawne marketingu w społeczeństwie informacyjnym. Zagadnienia wybrane, red. A. Mokrysz-Olszyńska, B. Targański, Oficyna Wydawnicza
Szkoła Główna Handlowa w Warszawie, Warszawa 2012.
Çilan Ç. A., Bolat B. A., Coşkun E., Analyzing digital divide within and between
member and candidate countries of European Union, Government Information
Quarterly 2009, Vol. 26, Issue 1.
Homo wikipedicus: New ways of participating online, www.dbresearch.com/ser
vlet/reweb2.ReWEB?document=PROD0000000000288354&rwnode=DBR_INT
ERNET_EN-PROD$ERESEARCH&rwobj=ReDisplay.Start.class&rwsite= DBR
_ INTERNET_EN-PROD z dn. 07.05.2012.
King B., Bank 2.0. How Customer Behavior and Technology Will Change the
Future of Financial Services, Marshall Cavendish Business, Singapore 2010.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
Laat de P. B., Coercion or empowerment? Moderation of content in Wikipedia as
“essentially contested” bureaucratic rules, Ethics of Technology 2012, Vol. 12, Issue 2.
Lakshmi G., Prokopec S., If you build it will they come? - An empirical investigation of consumer perceptions and strategy in virtual worlds, Electronic Commerce Research 2009, Vol. 9, Issue 1-2.
Palfrey J., U. Gasser, Born Digital. Understanding the First Generation of Digital
Natives, Basic Books, New York 2008.
Schultz R. A., Information Technology and the Ethics of Globalization: Transnational Issues and Implications, Information Science Reference, Hershey – New
York 2010.
Shih C., Era Facebooka. Wykorzystaj sieci społecznościowe do promocji, sprzedaży i komunikacji z Twoimi klientami, Helion, Gliwice 2012.
Stephens R. T., Empirical Analysis of Functional Web 2.0 Environments [w:]
Web 2.0, red. M. D. Lytras, E. Damiani, P. Ordóñez de Pablos, Springer Science+Business Media, New York 2009.
Szpunar M., Wikipedia – zbiorowa mądrość czy kolektywna głupota?, e-mentor
2008, nr 5.
Valck de K., Bruggen van G. H., Wierenga B., Virtual communities: A marketing
perspective, Decision Support Systems, Vol. 47, Issue 3.
Weingerg T., The New Community Rules: Marketing on the Social Web, O’Reilly
Media, Beijing - Cambridge - Farnham - Köln - Sebastopol - Taipei – Tokyo
2009.
Wikipedia, http://pl.wikipedia.org/wiki/Wikipedia z dn. 30.01.2013.
Zhao X., Bishop M. J., Understanding and supporting online communities of
practice: lesson learned from Wikipedia, Educational Technology Research Development 2011, Vol. 59, Issue 5.
Dr Magdalena Piłat-Borcuch - Instytut Zarządzania, Wydział Zarządzania i Administracji, Uniwersytet Jana Kochanowskiego w Kielcach
Dr Artur Borcuch - Instytut Zarządzania, Wydział Zarządzania i Administracji,
Uniwersytet Jana Kochanowskiego w Kielcach
e-mail: [email protected]
217
Edward KAROLCZUK
DIALEKTYKA WIĘKSZOŚCI I MNIEJSZOŚCI
Potocznie demokrację definiuje się jako rządy większości obywateli –
jeśli ktoś zdobywa większość w wyborach, w jakimś organie władzy lub instytucji, to zyskuje prawo do realizacji swoich koncepcji programowych i
pomysłów, większa liczba otrzymuje wówczas siłę prawa i zaczyna oznaczać
monopol na prawdę. Podstawą systemu demokratycznego okazuje się przeciwieństwo między interesami większości i mniejszości obywateli. Z historii
znane są różne formy rozwiązywania tej sprzeczności: zaniechane dziś losowanie urzędników, powoływanie nowych instytucji demokratycznych; ukierunkowanie na rozwiązywanie problemów; przyjmowanie teorii o „aktywnej
mniejszości” i „milczącej większości”; oddawanie władzy elitarnym mniejszościom lub fachowcom; dyktatura jakiejś klasy, grupy czy jednostki; sojusze i kompromisy. Doświadczenie historyczne pokazało nie raz, że liczbowa
większość nie musi być dowodem prawdy czy sprawiedliwości, że ci, co stanowili rządzącą większość, stają się zmarginalizowaną mniejszością.
Alexis de Tocqueville o większości i demokracji
Alexis de Tocqueville zwrócił uwagę na istnienie sprzeczności pomiędzy interesami większości obywateli a demokracją. Nie jest to jakiś logiczny przypadkowy paradoks, lecz sprzeczność o charakterze strukturalnym.
Pisał: „W samej istocie demokratycznych rządów leży to, że władza większości jest bezwzględna, ponieważ nie ma w demokracji nikogo, kto mógłby się
jej oprzeć” 1 . Zdaniem Tocqueville’a głównym zarzutem przeciwko rządom
demokratycznym w Ameryce nie była, wbrew pozorom, ich słabość, lecz ich
potęga, nie to, że panowała tam nadmierna wolność, lecz że brakowało zabezpieczenia przeciwko tyranii większości.
Odpowiadając na pytanie do kogo mogła odwołać się jednostka lub
1
Alexis de Tocqueville, O demokracji w Ameryce, PIW, Warszawa 1976, s. 189.
218
grupa, która doznawała niesprawiedliwości, odsłaniając sprzeczności systemu
demokratycznego pisał: „Do opinii publicznej? Przecież to właśnie opinia
publiczna decyduje o istnieniu większości. Do ciała ustawodawczego? Przecież ono reprezentuje większość i jest jej ślepo posłuszne. Do władzy wykonawczej? Przecież ona jest mianowana przez większość i służy jej jako bierne
narzędzie. Do armii? Przecież siły zbrojne nie są niczym innym jak uzbrojoną
większością. Do sądu przysięgłych? Przecież sąd przysięgłych to większość
wyposażona w prawo wydawania werdyktów. Nawet sędziowie zawodowi są
w niektórych stanach wybierani przez większość. Człowiek musi więc cierpieć nawet najbardziej niesprawiedliwą i niedorzeczna krzywdę” 2 . Tak czy
owak, zdaniem Tocqueville’a, mniejszość skazana jest na wolę większości,
która wyraża się w działalności wszystkich państwowych instytucji i organizacji.
Uważał on, że przezwyciężeniu sprzeczności pomiędzy wolą większości a mniejszości służy prawo do tworzenia różnego rodzaju stowarzyszeń.
Wolność tworzenia stowarzyszeń była „gwarancją zabezpieczającą społeczeństwo przed tyranią większości […] Mniejszość musi mieć szansę przeciwstawienia całej swej moralnej siły materialnej potędze, która ją gnębi”3. Chociaż
nieograniczone prawo organizowania stowarzyszeń politycznych może rodzić
obawy o niebezpieczeństwo anarchii, to jednak, ma jeden pozytywny skutek –
nie powstają wówczas organizacje konspiracyjne i spiski, które są nieprzewidywalne i trudne do kontroli.
W pierwszym tomie O demokracji w Ameryce Tocqueville dostrzegł
odmienność stowarzyszeń w Europie i USA. „W naszych stowarzyszeniach,
tak jak w wojsku, dyskutuje się po to, by obliczyć siły i wzbudzić zapał, potem zaś wyrusza się na wroga. Środki legalne mogą mieć pewne znaczenie dla
członków naszych stowarzyszeń, ale w gruncie rzeczy nie uważa się ich za
wystarczające do zwycięstwa”. Jego zdaniem odmiennie jest w Stanach Zjednoczonych, gdzie stowarzyszenie pojmuje się jako organizację rozwojową,
zarówno jeśli idzie o metody, jak i cele działania. „Obywatele tworzący mniejszość stowarzyszają się tam przede wszystkim po to, by udowodnić, jak są
liczni i przez to osłabić moralne panowanie większości. Drugim celem stowarzyszonych jest gromadzenie argumentów i wybranie spośród nich takich,
2
3
Tamże, s. 193.
Tamże, s. 152.
219
które mogą najskuteczniej przekonać większość; nie tracą oni bowiem nadziei
na zdobycie jej dla siebie, by potem w jej imieniu zdobyć także władzę” 4.
Ostatecznym celem stowarzyszenia jest więc zdobycie większości i przejęcie
władzy.
Zdaniem Tocqueville’a europejskie stowarzyszenia nie reprezentowały poglądów większości i nie mogły mieć nawet nadziei na jej zdobycie, ale
uważały się za dostatecznie silne, „by z większością walczyć”5. W Ameryce
natomiast poglądy stowarzyszeń, które też dalekie były od poglądów większości „nie mają żadnych szans na podważenie jej władzy”6.
Różny stopień ambicji politycznych stowarzyszeń w Europie i Stanach Zjednoczonych sprawia, że „Stosowanie prawa do stowarzyszania się
jest tym niebezpieczniejsze, im trudniej przychodzi wielkim stowarzyszeniom
zdobyć większość”. W Europie brak pozytywnych doświadczeń w wykorzystywaniu prawa o stowarzyszeniach sprawia, że wolność stowarzyszeń widzi
się tylko jako „prawo do wypowiadania wojny rządowi”. W Stanach Zjednoczonych stowarzyszenia są świadome tego, że nie reprezentują większości –
„Wynika to z samego faktu ich istnienia, ponieważ reprezentując większość
mogłyby same zmienić prawa, miast ubiegać się o ich reformę”7. Z kolei wiara europejskich stowarzyszeń w to, że reprezentują wolę większości, sprawia,
że są gotowe usprawiedliwiać swe wszelkie metody działania, włącznie z
tłumieniem demokracji wewnętrznej, odrzuceniem przekonywania i stosowaniem przemocy wobec swych przeciwników. Najskuteczniejszym środkiem,
który zapobiega w USA pretendowaniu poszczególnych stowarzyszeń do reprezentowania woli większości i powstrzymuje ich przed wojowniczą postawą, jest „powszechne głosowanie”.
Chociaż Tocqueville uważał, że większość może decydować w kraju
o wszystkim, to jednak jest ona „bezbożną i godną pogardy”. Jeśli nie przezwyciężenie, to chociaż ograniczenie negatywnych skutków tej sprzeczności,
jest możliwe w wyniku zastosowania kilku mechanizmów jednocześnie. Idzie
przede wszystkim o „prawo ogólne”, jakim jest „sprawiedliwość”. Kiedy bowiem ktoś odmawia podporządkowania się niesprawiedliwemu prawu, nie
odmawia większości prawa do rządzenia, a jedynie odwołuje się „od suwe4
5
6
7
Tamże, s. 153.
Tamże.
Tamże, s. 153-154.
Tamże, s. 154.
220
renności ludu do suwerenności rodzaju ludzkiego”8, czyli innymi słowy prawa
człowieka są dla niego ważniejsze niż wola większości. Myślenie, że większość (lud, suweren) nie może przekraczać sprawiedliwości i rozumu, jest
sposobem „myślenia niewolnika”. Dlatego władza musi mieć przeszkody w
łamaniu wolności mniejszości. Gwarancją wolności staje się trójpodział władzy na władzę ustawodawczą (wolną od namiętności), wykonawczą (dysponującą własną siłą) i sądowniczą (niezależną od dwóch pozostałych). Główne
gwarancje przed wyrodzeniem się sprzeczności między większością i mniejszością w tyranię, Tocqueville widział w Stanach Zjednoczonych w warunkach naturalnych (duży obszar i dostępność ziemi), w prawach i, co ważniejsze, w codziennych obyczajach ludu.
Tocqueville był zdania, że demokratycznym narodom zagraża nowy
rodzaj tyranii i despotyzmu, odmienny od tych spotykanych wcześniej w historii. Nowy despotyzm jest w stanie bardziej wnikać w życie prywatne obywateli, gdyż wynika z powszechnego postulatu równości. Jednakże równość
jednocześnie toruje drogę despotyzmowi i go osłabia: „w czasie panowania
równości obyczaje publiczne stają się […] bardziej ludzkie, łagodne. Kiedy
żaden obywatel nie posiada ani wielkiej władzy, ani wielkich bogactw, tyranii
brak okazji do działania. Pośród powszechnej przeciętności fortun namiętności są skrępowane, wyobraźnia ograniczona, a rozrywki nader proste. To
ogólne umiarkowanie miarkuje również samego władcę i ogranicza jego samowolne pragnienia”9. Tocqueville oceniał, że despotyzm rządów demokratycznych trwa krócej i jest mniej okrutny.
Demokratyczna władza, zaspakajając potrzeby ludzi i czuwając nad
ich losem, ubezwłasnowolnia ludzi, zapewniając równość obywateli, osłabia
ich czujność przed zagrożeniami i rzadko zmusza do działania. „Nie niszczy,
lecz dba, by nic się nie rodziło. Nie tyranizuje – krępuje, ogranicza, osłabia,
gasi, ogłupia i zmienia w końcu każdy naród w stado onieśmielonych i pracowitych zwierząt, których pasterzem jest rząd”. Taki rząd wyrasta w cieniu
zasady suwerenności ludu, łącząc ją z „powierzchownymi formami wolności”10. Despotyczny rząd jest drugą stroną zasady suwerenności ludu opartej
na woli większości.
8
9
10
Tamże, s. 191.
Tamże, s. 469.
Tamże, s. 470.
221
Większość świadomie godzi się na zależność od władzy, gdyż kierują
nią dwie sprzeczne namiętności: z jednej strony to potrzeba opieki i bycia
kierowanym, a z drugiej dążenie do zachowania wolności. „Marzą więc o
jedynej, opiekuńczej i wszechstronnej władzy, którą wybieraliby jednak wszyscy obywatele. Kojarzą centralizację z suwerennością ludu. […] Żyją pod
ciągłą kuratelą, ale pociesza ich myśl, że sami wybrali swoich opiekunów.
Każdy pozwala się krępować, ponieważ widzi, że to nie jest jakiś człowiek
czy klasa, lecz samo społeczeństwo trzyma w ręku drugi koniec łańcucha”11.
W powszechnych wyborach władz pojęcie wolności i suwerenności jest jednak złudne: „obywatele zrzucają zależność tylko na chwilę, w której wybierają swego pana, po czym znowu popadają w niewolę”12. Sprzeczność pomiędzy
większością i mniejszością przerasta w sprzeczność pomiędzy administracyjnym despotyzmem a suwerennością ludu.
Trudno oczekiwać, by ludzie, którzy wyrzekli się rządzenia sami sobą
na rzecz administracyjnego despotyzmu, dokonali właściwych wyborów tych,
którzy mają nimi rządzić. Wewnętrzne sprzeczności demokratycznego systemu wyborczego sprawiają, że: „Trudno uwierzyć, by głosowanie zniewolonych ludzi mogło kiedykolwiek powołać rząd liberalny, silny i mądry”13.
Tocqueville uważał, że w czasach mu współczesnych, do władzy nie
mogli dojść jawni zwolennicy przywilejów i zasad arystokratycznych. Wszyscy, którzy chcą mieć wpływ na władzę, zachować obywatelską godność,
„muszą występować jako zwolennicy równości” 14 . Sprzeczności generowanych przez stosowanie zasady równości nie można zatem było przezwyciężyć.
Zwolennicy demokracji i suwerenności ludu nie mogą, w przeciwieństwie do arystokracji, obyć się bez wolności prasy. Zniewolenie większości
nigdy nie jest całkowite, jeśli prasa jest rzeczywiście wolna. Prasa jest „demokratycznym narzędziem wolności”.
W dawnym ustroju arystokratycznym istniała hierarchiczna organizacja społeczeństwa, która krępowała inicjatywę jednostek, ale jednocześnie
zabezpieczała jednostki przed despotyczną ingerencją rządu. Absolutyzm, a
następnie rewolucja zniszczyły tę tradycyjną ochronę. Największym niebezpieczeństwem ze strony demokratycznej większości jest nieliczenie się z pra11
12
13
14
Tamże.
Tamże, s. 471.
Tamże, s. 472.
Tamże, s. 473.
222
wami jednostki. „W czasach demokracji prawdziwi sprzymierzeńcy wolności
i godności ludzkiej powinni być na straży praw jednostki i nie pozwalać, by
władza społeczna poświęcała je lekkomyślnie na rzecz wykonania ogólnych
zadań. Nie ma dzisiaj tak niewiele znaczącego obywatela, by można było się
zgodzić na jego prześladowania, ani indywidualnych uprawnień tak nieistotnych, by wolno było bezkarnie powierzać je czyjejś samowoli”15.
Tocqueville był zwolennikiem liberalizmu i indywidualizmu. Demokrację uważał za proces nieodwracalny. Ameryka była dla niego interesująca
nie dlatego, że demokracja była tam najbardziej rozwinięta, ale dlatego, że
stworzono tam gwarancje dla wolności jednostki, których zabrakło w porewolucyjnej Francji. Rozwiązanie sprzeczności między władzą większości a koniecznością poszanowania praw mniejszości Tocqueville widział w gwarancjach instytucjonalnych, poglądach i postawach większości, w prawie do tworzenia różnego rodzaju stowarzyszeń, przestrzeganiu zasad sprawiedliwości.
Inaczej widział rozwiązanie tej sprzeczności Gustave Le Bon w swojej psychologicznej koncepcji tłumu. O ile Tocqueville uważał, że panowanie większości opiera się na założeniu, że wielu ludzi zgromadzonych w jednym miejscu, posiada więcej wykształcenia i rozumu niż każdy z osobna będący na nim
człowiek, o tyle Le Bon uważał, że stan świadomości zgromadzonego tłumu,
jest zawsze niższy niż tworzących go jednostek.
John Stuart Mill o sprzeczności pomiędzy większością i mniejszością
Problem większości i mniejszości w życiu politycznym John Stuart
Mill (1806-1873) analizował z pozycji klasowych. Mając zapewne na myśli
stosunkowo nieliczne warstwy posiadające i wyżej wykształcone, pisał, że
grupa stanowiąca mniejszość, nie może być pozbawiona udziału w reprezentacji politycznej. Zakładał więc sprzeczność pomiędzy powszechnym prawem
wyborczym, a ograniczoną reprezentacją lub nadreprezentacją mniejszości. W
celu rozwiązania tej sprzeczności zalecał pluralny system wyborczy, co kłóci
się z współcześnie rozumianą zasadą równości wszystkich obywateli. Najwyżej wykształceni mieli mieć możliwość wielokrotnego głosowania, aby móc
15
Tamże, s. 477.
223
przeciwstawić się liczebnej dominacji niewykształconej klasy robotniczej.
Również podział okręgów wyborczych nie powinien dopuścić do jej przewagi
w parlamencie.
W związku z głównym lękiem Milla przed rosnącą w siłę klasą robotniczą, jego uwagi dotyczące klasy robotniczej i demokracji miały sprzeczny
charakter. Można potraktować je jako odnoszące się do konkretnych warunków historycznych, albo jako postulaty teoretyczno-programowe. Z jednej
strony, jak na demokratę przystało, w opiniach i życzeniach najuboższej i
najmniej wykształconej klasy robotniczej, widział pożyteczny wpływ na wyborców i ustawodawców, ale z drugiej ich szkodliwość. Stan taki miał mieć
przejściowy charakter, dlatego za jedno z głównych zdań demokratycznego
rządu uważał sprzyjanie interesom danego społeczeństwa i rozwijanie przymiotów moralnych, intelektualnych i praktycznych ludu poprzez wprowadzenie powszechności oświaty.
Uważał, że problemu większości i mniejszości nie należy rozpatrywać
w kategoriach arytmetycznych i ilościowych, lecz jakościowych. Każda forma
rządów powinna mieć po swojej stronie większość sił społeczno-politycznych,
a te nie są sprawą „siły nerwów i muskułów”. O większości politycznej decydowały bowiem dwa inne atrybuty władzy – bogactwo i inteligencja. Mill
ubolewał nad tym, że w historii jest wiele przykładów na to, że większość
pozostawała pod panowaniem mniejszości, nawet wówczas, gdy większość ta
była „wyższą bogactwem i indywidualną inteligencją”. Dlatego, żeby te atrybuty władz (bogactwo i inteligencja) „miały wpływ polityczny, trzeba, aby
były zorganizowane”. Atrybuty te daję większą szansę na dłuższą dominację
tym siłom społecznym, którym uda się zdobyć władzę państwową (rządową).
Duże znacznie ma zdecydowanie w działaniu i siła duchowa. Jeden zdecydowany człowiek jest w stanie przeciwstawić się dziewięćdziesięciu dziewięciu
innym, kierującym się prywatnym interesem. Za jedną z głównych sił społecznych Mill uważał religię i „myśl spekulatywną”, nawet jeśli nosicieli ich
prowadziła później do zguby. Dla zagwarantowania wysokiej pozycji politycznej elity ważne są „wyobrażenia i przekonania przeciętnego człowieka”
oraz „jednozgodna powaga ludzi wykształconych”16.
Za dopuszczalne uznawał Mill przejściowe wprowadzenie dyktatury,
16
John Stuart Mill, O rządzie reprezentatywnym oraz o zasadzie użyteczności, Hachette, Warszawa 2011, s.
23.
224
a więc władzy zdecydowanej mniejszości. Da się to usprawiedliwić, jeżeli
dyktator „użyje całej powierzonej sobie władzy na obalenie przeszkód dzielących naród od wolności”. Czas i cel dyktatury powinny jednak być ściśle
określone, bowiem w dłuższej perspektywie czasowej fałszywa jest teza o
„dobrym despotyzmie”. Mill reprezentował tu nieco przewrotny sposób rozumowania. W dłuższej perspektywie lepszy jest bowiem „zły” despotyzm, gdyż
„dobry” „daleko więcej miękczy i obezwładnia myśli, uczucia i zdolności
wrodzone ludu”17.
Pisząc o demokracji, Mill wyodrębnił dwa jej rodzaje: rzeczywistą
demokrację większości, „rządy całego ludu przez prostą większość ludu, która
sama tylko wyłącznie jest reprezentowaną” i demokrację mniejszości, „rząd
przywileju na korzyść liczebnej większości, która faktycznie sama tylko ma
głos w państwie”18. Jest to trochę zaskakujący podział i nieudolna próba rozwiązania sprzeczności pomiędzy większością i mniejszością, gdyż w opinii
powszechnej demokracja polega na tym, że mniejszość powinna podporządkować się większości. Zaproponowanie tego podziału demokracji przez Milla
dowodziło popularności wśród mas idei demokracji i równości oraz chęci
pogodzenia tego z rządami uprzywilejowanej mniejszości. Dlatego miała ona
sprawować rządy w imieniu i interesach większości, przez co miało dochodzić
do legitymizacji władzy mniejszości. Tymczasem, zdaniem Milla, ludziom nie
przychodziło na myśl żadne pośrednie rozwiązanie, które nadawałoby liczbie
mniejszej, te same uprawnienia, co większej, a wręcz przeciwnie, skłaniali się
oni ku zupełnemu pominięciu praw mniejszości.
W zgodzie z Millem pozostają wszystkie współczesne elitarystyczne
teorie sprawowania władzy.
Mill bronił jednak praw mniejszości, co gdybyśmy pominęli ich
aspekt klasowy, nadaje jego wywodom pewien uniwersalistyczny lub drobnomieszczański wymiar. Z tego, że mniejszość musiała podporządkować się
większości, nie powinno wynikać to, że mniejszość nie powinna w ogóle mieć
żadnych reprezentantów. A z tego, że większość panuje nad mniejszością nie
należy wnioskować jednak, że powinna ona mieć wszystkie miejsca w parlamencie. W prawdziwej demokracji poszczególne partie powinny być reprezentowane proporcjonalnie do swoich wpływów w społeczeństwie, a nie zdo17
18
Tamże, s. 55-56.
Tamże, s. 121.
225
bywać monopolu politycznego kosztem partii słabszych w wyniku oszustwa
przy pomocy przepisów ordynacji wyborczej. „Większość wyborców powinna
mieć zawsze większość reprezentantów, ale i mniejszość wyborców powinna
mieć swoją mniejszość reprezentantów. […] Bez tego pewna partia ludu rządzi niepodzielnie, a inna część pozbawiona jest tej części wpływu, jaka się jej
z prawa należy w reprezentacji, a to wbrew wszelkiej społecznej sprawiedliwości, a nade wszystko wbrew zasadzie demokracji, głoszącej, że równość
jest jej rdzeniem i podwaliną”19.
Zasadę równości rozpatruje się obecnie jako zależną od powszechnego prawa wyborczego, a powszechność prawa wyborczego, jako podporządkowaną zasadzie suwerenności ludu. Dla Milla trwała eliminacja mniejszości
oznaczała złamanie zasady równości głosów wyborców. Demokracja nie osiąga wówczas deklarowanych przez siebie celów, a oddaje władzę w ręce parlamentarnej większości, która może wyrażać, wbrew oficjalnym hasłom, interesy mniejszości społeczeństwa. Znaczna część wyborców może więc nie
mieć żadnego wpływu na wynik wyborów i realizowanej później polityki
rządu. Jeżeli demokracja ma oznaczać rządy większości, to mniejszość musi
mieć jakieś gwarancje instytucjonalne i nie może być odsunięta od wpływu na
władzę. Warunkiem rzeczywistej demokracji jest to, aby mniejszość była w
odpowiednim stosunku reprezentowana w parlamencie. Analizując problem
politycznej roli mniejszości i większości, Mill dostrzegł odchodzenie demokracji burżuazyjnej od jej szczytnych haseł. Poszczególne partie polityczne
dążyły do zdobycia monopolu w parlamencie, a to prowadziło do powstania
fałszywej demokracji, w której „zamiast zapewnić reprezentację wszystkim,
zapewnia się ją tylko większości”20. W warunkach dominacji społecznej większości, wykształcona mniejszość, która tylko jest w stanie powstrzymywać jej
instynkty, nie ma możliwości wyrażania swoich opinii i wywierania wpływu
na politykę i osoby takie nie kandydują w wyborach, bo nie widzą dla siebie
żadnych szans na wybór.
Mill przy rozpatrywaniu problemu większości i mniejszości popadł w
sprzeczność, która leży często także u podłoża wielu współczesnych rozważań, gdyż uważał, że demokracja była co prawda władzą większości, ale nie
ówczesnej większości społeczeństwa, czyli klasy robotniczej, lecz większości
19
20
Tamże, s. 122.
Tamże, s. 133.
226
zorganizowanej wokół „bogactwa i indywidualnej inteligencji”.
Mill obawiał się, że przyznanie niecenzusowego, powszechnego prawa wyborczego, dałoby robotnikom parlamentarną większość i żadna inna
klasa nie byłaby w stanie walczyć o swoje interesy. Zdawał sobie sprawę z
tego, że demokracja liberalna, powołana do walki z feudalizmem oraz przywilejami szlachty i arystokracji, po spełnieniu tego zadania zaczęła zagrażać
interesom samej burżuazji. Dlatego, wprowadzając ustrój konstytucyjny, dostosowała go do istniejących sprzeczności społecznych: proklamując rządy parlamentarnej większości, wprowadziła prawo veta władzy wykonawczej i możliwość rozwiązania parlamentu; ogłaszając rządy demokracji, przewidziała
możliwość wprowadzenia stanu wyjątkowego (oblężenia, wojennego); proklamując prawa i wolności obywatelskie, uzależniła je od poszanowania porządku publicznego, czyli bezpieczeństwa dla kapitału i własności.
Dążenie poszczególnych partii do zdobycia większości, lęk przed znalezieniem się w roli wykluczonej mniejszości, sprawiało, że unikały one rozłamów, aby pośrednio nie wzmocnić przeciwnika. W związku z tym w czasach Milla, wbrew życzeniu, aby wybierać najlepszych, pojawiali się kandydaci nijacy i przypadkowi. Forowani oni byli przez przywódców partii, którzy,
aby zachować niekwestionowane przywództwo w partii, wystawiali na kandydatów ludzi, którzy niczym szczególnym się nie wyróżniali. Mieli jednak
niewątpliwą zaletę – nie wywoływali sporów wewnętrznych, a przy tym deklarowali swoją lojalność wobec partii. Dla Milla było to szczególnie widoczne podczas wyborów prezydenckich w USA, kiedy programy i działania sztabów wyborczych nakierowane były na tzw. przeciętnego wyborcę. Wówczas
„o wyborze większości decyduje najbojaźliwsza, najograniczeńsza, najbardziej przesiąknięta przesądami albo najuparciej do interesów klasy przywiązana frakcja ciała wyborczego – a prawa wyborcze mniejszości, zamiast służyć
głównemu celowi każdego głosowania, sprawiają tylko ten skutek, że zmuszają większość do stawiania kandydata wybranego spomiędzy najlichszych i
najgorszych swoich kandydatów”21.
Mill zdawał sobie sprawę z tego, że dopóki nie wykształci się „opinia
publiczna”, powszechne prawo wyborcze może być wykorzystywane w prywatnych lub lokalnych interesach. Jeśli władza jest słaba – trwa zacięta walka
21
Tamże, s. 125.
227
o stanowiska, a jeśli jest silna – staje się despotyczna. Dzisiaj możliwości
kształtowania opinii publicznej niepomiernie wzrosły dzięki nowoczesnym
środkom masowego przekazu, ale w związku z ich komercjalizacją i prywatyzacją wzrosły również możliwości manipulacji wbrew interesom większości.
Przy przyznaniu praw wyborczych Mill, aby ograniczyć rolę większościowej klasy robotniczej, był zwolennikiem cenzusu wykształcenia i płacenia
podatków. Uważał, że prawa głosowania nie powinni mieć ludzie nieumiejący
czytać, pisać i wykonać prostych działań arytmetycznych, nieznający pewnych innych rzeczy (kształtu ziemi i jej podziałów politycznych, historii powszechnej i własnego kraju), czyli tego wszystkiego, co umiała burżuazja i
drobnomieszczaństwo, a ponadto osoby niewypłacalne i korzystające z pomocy społecznej. Zastrzegał jednak, że wykształcenie powinno być osiągalne dla
każdego bezpłatnie, bądź po cenie dostępnej dla najuboższych. Dopóki społeczeństwo nie dopełni swoich edukacyjnych obowiązków pozbawienie prawa
głosu większości „pozostaje niesprawiedliwością, ale niesprawiedliwością,
którą bądź co bądź popełnić trzeba […] oświata powszechna powinna poprzedzać powszechne głosowanie”22.
Trzeba przyznać, że była to „szlachetna” wymówka, która służyła pozbyciu się niewygodnej klasy społecznej. W dzisiejszych warunkach pojawiło
się nowe pojęcie analfabetyzmu – analfabetyzmu funkcjonalnego, który jest
zjawiskiem nabytym w wyniku zaniechania dalszej nauki i chęci wykorzystywania tego, czego nauczyło się w szkołach. Analfabetyzm funkcjonalny skutkuje analfabetyzmem politycznym. Zdecydowana większość ludzi umie co
prawda czytać, ale duża ich część nie rozumie tego, co czyta w programach
wyborczych, albo widzi w nich to, czego tam nie ma; umie pisać, ale nie umie
napisać żadnego pisma urzędowego czy listu; zgłasza liczne (często wykluczające się) postulaty, ale nie umie wprowadzić ich w życie, gdyż nie zna
mechanizmów funkcjonowania systemu politycznego. Sprzeczność pomiędzy
umiejętnością czytania programu politycznego a niezrozumieniem jego sensu
znajduje swój wyraz w wezwaniach do głosowania na tzw. lokomotywy wyborcze lub szyldy i listy partyjne. Umiejętności pozyskania większości analfabetów funkcjonalnych względami pozamerytorycznymi może prowadzić do
zdobycia większości w wyborach.
22
Tamże, s. 152.
228
Rawls, wyjaśniając stanowisko Milla, pisał, że wynikało ono z przyjętego założenia, że ci, którzy mają wyższe wykształcenie i łatwość w wyrażaniu swoich poglądów powinni stać po stronie sprawiedliwości i dobra wspólnego. Rawls uważał, że Mill zdawał sobie sprawę z klasowych źródeł niewiedzy i niekompetencji ludowych mas oraz z ich konsekwencji. Dlatego pisał, że
wpływ warstw wykształconych „powinien być wystarczająco duży, by chronił
ich przed klasowym ustawodawstwem niewykształconych, ale nie tak wielki,
by pozwalał im na wprowadzenie własnego klasowego ustawodawstwa”23.
Dzisiaj, kiedy idee równości stały się powszechne nie słychać publicznych nawoływań do wyborczego uprzywilejowania wyżej wykształconych osób. Ale ustawa o lobbingu jest właściwie współczesną wersją koncepcji Milla. Wynika ona ze sprzeczności pomiędzy posłami i senatorami a wyborcami (ludem, demosem).
Sprzeczność między niewykształconymi i niekompetentnymi masami,
a koniecznością wykazania się wiedzą fachową w sprawach politycznych,
dostrzegał także Herbert Spencer, ale proponował inny środek zaradczy. Kandydaci do parlamentów, zabiegając o głosy potencjalnych wyborców, powstrzymują się przed wykazywaniem masom błędności ich poglądów i wmawiają im, że ich poglądy są zgodne z ich poglądami. Każdy kandydat i przywódca partii, która usiłuje utrzymać się u władzy, zostaje zniewolony przez
masy. Proponowane w parlamencie ustawy nie odzwierciedlają prywatnych
poglądów proponujących je parlamentarzystów, stąd przywódcy partii muszą
odwoływać się do tzw. dyscypliny klubowej. „W ten sposób licha polityka
bronioną jest nawet przez tych, którzy dostrzegają jej wady. Jednocześnie też
odbywa się na zewnątrz propaganda czynna, znajdująca poparcie we wszystkich tych wpływach”24. W ślad za tym idzie działalność prasy (środków masowego przekazu). Dziennikarze, aby przypodobać się czytelnikom, piszą i
mówią im to, co chcą usłyszeć. Umiejętność czytania i pisania wykorzystywana jest bardziej dla zaspokajania przyjemności, niż poznawania prawdy.
Powstaje pewien samodegradujący się system polityczny – „opętańcy polityczni i nieroztropni filantropi nie przestają wichrzyć z wiarą i powodzeniem
ciągle wzrastającym. Dziennikarstwo będące zawsze echem opinii publicznej
wzmacnia te poglądy codziennie, stając się ich narzędziem, podczas gdy
23
24
John Rawls, Teoria sprawiedliwości, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2009, s. 341.
Herbert Spencer, Jednostka wobec państwa, Hachette, Warszawa 2011, s. 51.
229
mniemanie przeciwne, coraz więcej onieśmielane, niewielu już znajduje
obrońców”25. Dlatego Spencer proponował odrzucenie, ocenianych jako przesądy polityczne, boskich praw parlamentów i większości.
Poszukiwania rozwiązań sprzeczności pomiędzy większością i
mniejszością
Procedura oparta na regule większościowej i wolne wybory stanowią
fundamentalną zasadę demokracji liberalnej. Wola większości powinna decydować w sprawach publicznych. Jednakże mniejszość poprzez fakt jej przegłosowania nie przestaje istnieć, lecz zachowuje mniejszą lub większą wiarę
na przekształcenie się w większość i zwycięstwo. Zdaniem Wojciecha Lamentowicza w demokracji liberalnej istnieją trzy główne instytucjonalne gwarancje praw mniejszości. Przed dyktatem większości chroni, po pierwsze - prawo
do oporu i prawo do opozycji, które jest „granicą zakresu władzy elity rządzącej i zarazem instrumentem politycznej kontroli nad rządzącymi”, po drugie –
kadencyjność pełnienia funkcji władczych w strukturze politycznej państwa,
„ograniczenia czasu pełnienia ról szczególnie istotnych”, i po trzecie – instytucja cykliczności wyborów parlamentarnych i prezydenckich, „które pozwalają pokojowo i spokojnie dokonać zmian składu elity decyzji strategicznych i
treści polityki”26. Muszą one występować łącznie, ale każda z nich ujawnia
swoje wewnętrzne sprzeczności i ograniczenia.
Powszechnie zauważalnym zjawiskiem jest coraz mniej wyraźne
identyfikowanie się elit politycznych z większością społeczeństwa. Andrzej
Sepkowski w ślad za Alvinem Tofflerem pisał, że konieczne jest poszukiwanie nowych struktur demokratycznych, gdyż dotychczasowe stały już całkowicie niewydolne. „Demokracja zdaje się wyczerpywać wraz z kapitalizmem.
Dla społeczeństwa trzeciej fali potrzebne są nowe rozwiązania. Już teraz trzeba zacząć myśleć o eliminacji paradygmatów drugiej (przemysłowej) fali i
proponować nowe zasady, od zakwestionowania zasady większości poczynając. Ta zasada nie odpowiada już potrzebom czasu. Demokratyczne większo-
25
26
Tamże, s. 53.
Wojciech Lamentowicz, Paradoksy liberalnej demokracji, [w:] Transformacje demokracji. Doświadczenia, trendy, turbulencje, perspektywy, red. naukowy Lech W. Zacher, Difin SA, Warszawa 2011, s. 46.
230
ści już nie istnieją, ich miejsce zajęły setki mniejszości, zgadzające się ze sobą
tylko w generaliach. Pojawia się problem godzenia ze sobą mozaiki mniejszości tak, by stała się większością trzeciej fali, nad czym powinni zastanawiać
się eksperci i praktycy. Wedle A. Tofflera demokracja pośrednia także stała
się anachronizmem, toteż proponował stworzenie nowej jakości, nazywanej
»demokracją na pół bezpośrednią«”27.
W ostatnich latach karierę zrobiła teza o istnieniu tzw. klasy politycznej, będącej prawdziwą klasą ucisku. Twórcą tego pojęcia jest Gaetano Mosca
(1858-1941). „Klasa polityczna” to ci, których utrzymanie nie wywodzi się z
rynku, lecz od państwa. Klasa polityczna jest pasożytnicza i żywi się dzięki
„środkom politycznym” – konfiskatom, podatkom i innym formom przymusu
państwowego. Jej ofiarami są wszyscy ci, którzy żyją uczciwie i w pokoju, jak
pracownicy czy przedsiębiorcy – klasa produktywna, czyli większość społeczeństwa. Zdaniem Gaetano Mosca rządy mniejszości są nieuchronne i niezależne od istniejącego ustroju politycznego, a skoro tak, to demokracja jest
niemożliwa. Hasło demokracji jest jedynie, co najwyżej fasadą, za którą
skrywają się rządy mniejszości. Dysponując środkami masowego przekazu i
systemem szkolnictwa, klasa polityczna może skutecznie posługiwać się manipulacją i unikać bezpośredniego odwoływania się do ekonomicznej, czy
policyjnej przemocy. Taka pseudodemokracja jest znacznie skuteczniejszym
sposobem ograniczania wolności niż dyktatura. Klasa polityczna staje się rzeczywistą siłą społeczno-polityczną dzięki temu, że podniesiony zostaje stan
świadomości społecznej, aż do momentu, gdy z „klasą polityczną” połączy
się „klasa społeczna”, klasa dla siebie z klasą w sobie. Proces ten ułatwia fakt,
że klasa polityczna jest tysięcznymi nićmi spleciona z klasą menedżerską,
a przejście do biznesu po zakończeniu kariery politycznej jest nagrodą za dobre sprawowanie. Zniesienie podziału na rządzącą mniejszość i rządzoną
większość zawsze kończy się klęską, niezależnie czy próbuje się tego dokonać
na drodze reform czy rewolucji. Po każdej rewolucji przychodzi nowa klasa
rządząca, która jest zorganizowaną mniejszością, sprawującą wszystkie funkcje polityczne i cieszącą się przywilejami. Legitymizacji władzy mniejszości
służą takie formuły jak: władza „ z Bożej łaski” lub „woli ludu”, „prawo naturalne”, „suwerenność ludu”, „dyktatura proletariatu”, „wyższość rasowa”.
27
Andrzej Sepkowski, Przyszłość demokracji w projektach futurologicznych, [w:] Demokracja w dobie
globalizacji, t. 2, Aspekty teoretyczne, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2008, s. 115.
231
Większości nigdy nie mogą rządzić się same.
Robert A. Dahl pisze, że zwolennikami teorii, iż społeczeństwami
rządzą mniejszości byli m.in. marksiści, Gaetano Mosca, Vilfredo Pareto i
Robert Michels. Jego zdaniem to, że mniejszość rządzi większością wynika z
istniejącej struktury instytucji społecznych, gospodarczych i politycznych,
które wyznaczają na dłuższą metę skład klasy panującej, określają jacy ludzie
mogą się do niech dostać, a także miejsce i możliwości decyzyjne poszczególnych ludzi. Środki, z których korzysta klasa rządząca, aby umocnić swoje
panowanie, zakładają kojarzenie przymusu z perswazją.
Robert Michels (1876-1936) sformułował w 1911 roku słynne żelazne
prawo oligarchii, w myśl którego każda organizacja, niezależnie jak demokratyczna lub autokratyczna jest na początku swojej działalności, w końcu zawsze przekształci się w oligarchię. Społeczeństwo nie może istnieć bez rządzącej klasy politycznej, która podporządkowuje sobie większość społeczeństwa.
„Nawroty demokracji są jak kolejne fale. Wiecznie rozbijają się zawsze o tę
samą rafę. Jest to spektakl dodający otuchy, a zarazem przygnębiający. Kiedy
demokracje rozwiną się już do pewnego stopnia, ulegają przekształceniu, nabierają arystokratycznego ducha, a często i formy, przeciwko którym kiedyś
tak zawzięcie walczyły. A wówczas pojawiają się nowi oskarżyciele i wskazują zdrajców. Po okresie chlubnych potyczek i niechlubnego sprawowania władzy, stapiają się ze starą klasą panującą, by stać się kolejnym celem ataków
nowych oponentów powołujących się na demokrację. I ta okrutna gra trwać
będzie zapewne wiecznie”28.
Wydaje się, że warunkiem tego „prawa oligarchii” jest znajdowanie
się oligarchii na czele „procesu demokratyzacyjnego” oraz posiadanie przez
nią możliwości politycznej i ideologicznej manipulacji masami społecznymi.
To jednak zależy od szeregu innych czynników, które mogą przekreślić możliwość funkcjonowania takiego „prawa”. To „prawo” może być bowiem jedynie zmistyfikowaną formą wyrazu istniejących nierówności i sprzeczności
społecznych. Wiecznego panowania „żelaznego prawa oligarchii”, ze względu
na jego ogólnikowość, nie da się zatem ani potwierdzić, ani jemu zaprzeczyć.
Klasa rządząca nie może na dłuższą metę utrzymać swego panowania ani
przymusem, ani korupcją. Panowanie mniejszości wymaga panowania ideolo28
Robert Michels, Political Parties, cyt. za: Robert A. Dahl, Demokracja i jej krytycy, Społeczny Instytut
Wydawniczy Znak, Kraków, Fundacja im. Stefana Batorego, Warszawa 1995, s. 376.
232
gicznego. Trudno oczekiwać, że masy pracujące zaakceptują ideologiczne
uzasadnienia konieczności swego wyzysku ekonomicznego i ucisku politycznego. Michels przyjmuje błędne założenie (nawet jeśli uznamy, że partie są
oligarchiczne), że to walka między nimi zawsze prowadzi do rozwoju systemu
oligarchicznego – albowiem równie dobrze może go kompromitować i torować drogę zupełnie innym tendencjom.
Zwolennicy teorii, że władza może należeć do mniejszości, aby uzasadnić swoje stanowisko, przyjmują że może ona troszczyć się o „dobro
wspólne”. Przeciwny temu poglądowi Robert A. Dahl pisał, że „można wątpić, czy coś takiego jak wspólne dobro w ogóle istnieje, a nawet jeśli istnieje,
to nie wiemy, na czym ono polega i jak je realizować”29. Dobro wspólne nie
powstaje w wyniku pluralizmu politycznego i powszechnego prawa wyborczego. Interesy poszczególnych klas, warstw i grup społecznych związane
są bowiem z materialnymi warunkami egzystencji, które nie muszą ulegać
zmianie wraz z kolejnymi wyborami.
Z kolei John Rawls uważał, że zasada większości nie jest celem samym w sobie, lecz jedynie środkiem do osiągania celów politycznych opartych na zasadach sprawiedliwości zawartych w konstytucji, „ma pozycję podporządkowaną, jako narzędzie proceduralne”30. Posiadanie większości w danej
sprawie, nie świadczy o tym, że ma się rację, wynik musiał być zawsze
„zgodny z zasadami politycznymi”. Z tego, że większość ma możliwość stanowienia prawa nie wynika, że uchwalone prawa są „sprawiedliwe”. W
związku z tym, jego zdaniem „ograniczenia konstytucyjne są skutecznymi i
możliwymi do przyjęcia środkami umocnienia ogólnej równowagi sprawiedliwości”31. To tylko w teorii jest tak, że dyskusja z udziałem dużej liczby
dyskutantów, przybliża do prawdy. Równie dobrze, zwłaszcza gdy w grę
wchodzą interesy, może być tak, że zostanie uchwalony pogląd niesłuszny z
punktu widzenia interesów ogólnospołecznych. Reguła większościowa jest
procedurą służącą „osiąganiu rozstrzygnięcia politycznego”, najlepszym wykonalnym sposobem „realizacji pewnych celów uprzednio określonych przez
zasady sprawiedliwości”32.
29
30
31
32
Robert A. Dahl, Demokracja i jej krytycy, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków, Fundacja im.
Stefana Batorego, Warszawa 1995, s. 388.
John Rawls, Teoria sprawiedliwości, jw., s. 511.
Tamże, s. 513.
Tamże, s. 519.
233
Zdaniem Rawlsa istnieje obowiązek przestrzegania nawet niesprawiedliwych praw przyjętych przez większość, pod warunkiem jednak, że „nie
przekraczają pewnych granic niesprawiedliwości”33. Istnieje też potrzeba, aby
działania władz wykonawczych nie były interpretowane „zbyt rygorystycznie”34. Jeśli w społeczeństwie panują uprzywilejowane wąskie grupy społeczne, „można nie mieć innego wyjścia i trzeba przeciwstawić się panującej koncepcji oraz uzasadnionym przez nią instytucjom w taki sposób, który daje
nadzieję powodzenia” 35 . To konieczność podtrzymywania sprawiedliwych
instytucji i konstytucji, nakłada obowiązek przeciwstawiania się niesprawiedliwym prawom i polityce legalnymi środkami, „póki nie przekraczają pewnych granic niesprawiedliwości” 36 . Jednak według Rawlsa ten „obowiązek
stosowania się do niesprawiedliwych praw jest problematyczny w przypadku
trwałych mniejszości cierpiących niesprawiedliwość przez wiele lat”37.
W przypadku „społeczeństwa bliskiego sprawiedliwości, po większej
części dobrze urządzonego, w którym mimo to występują pewne poważne naruszenia sprawiedliwości”38, Rawls, aby nie zachęcać do rewolucji, zaleca zastosowanie „obywatelskiego nieposłuszeństwa”. Obywatelskie nieposłuszeństwo obejmuje formy sprzeciwu wobec demokratycznej władzy, poczynając
od legalnych demonstracji i naruszeń prawa po to, by sąd orzekł, że działania
władzy wykonawczej są niezgodne z konstytucją, aż po czynny sprzeciw i zorganizowany opór. Zdaniem Rawlsa „sytuuje się ono między protestem legalnym i stwarzaniem precedensu z jednej strony, a dyktowaną sumieniem odmową i rozmaitymi formami oporu, z drugiej. W tym spektrum możliwości
stanowi ono formę niezgody w granicach wierności prawu. Tak rozumiane
obywatelskie nieposłuszeństwo – podsumowuje Rawls – wyraźnie różni się od
czynnego sprzeciwu bądź obstrukcji; jest odległe od zorganizowanego oporu z
użyciem siły”39.
Rawls zauważa, że istnieją konstytucyjne ograniczenia stosowania zasady większościowej, w której większość ostatecznie rozstrzyga sprawy i decyduje o szybkości z jaką wciela się je w życie. Pewne wolności i wartości w
33
34
35
36
37
38
39
Tamże, s. 504.
Tamże, s. 507.
Tamże.
Tamże, s. 509.
Tamże, s. 510.
Tamże, s. 521.
Tamże, s. 527.
234
ogóle wyłącza się z zakresu spraw regulowanych przez większość. Dlatego
np. polskie władze państwowe pod naciskiem Kościoła katolickiego, aby nie
obrażać uczuć religijnych i nie głosować nad „wartościami”, nie chcą się zgodzić na referendum w sprawie aborcji. Rządząca większość parlamentarna z
udziałem Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego nie
zgodziła się również na referendum w sprawie przedłużenia czasu pracy i
przejścia na emeryturę od 67 lat, gdyż „trudno sformułować właściwe pytanie”, „odpowiedź jest znana”, i referendum „nic nie da”. Z kolei władze
Czech, nie zważając na sprzeciw zdecydowanej większości (ok. 70 %), nie
zgodziły się na referendum w sprawie rozmieszczenia amerykańskich radarów
do systemu antyrakietowego USA na terytorium swego kraju, oświadczając,
że kwestii „bezpieczeństwa” nie można poddawać pod głosowanie i musi ona
należeć do decyzji specjalistów wojskowych. Oligarchia broni swych interesów i jeśli sytuacja na to pozwala, dąży do opóźnienia przy pomocy różnego
rodzaju procedur zmian w ustawodawstwie lub spowalnia wcielenie ich w życie, wprowadza sądową kontrolę konstytucyjności ustaw oraz nakazy dotyczące konsultacji projektów ustaw czy ustawodawstwo o lobbingu.
Nawet na zwycięską ekipę polityczną oddziałują różnego rodzaju jawne i utajone elity, mafie, grupy nacisku, kliki, masoneria, związki wyznaniowe, organizacje rządowe i pozarządowe oraz służby specjalne40 , w wyniku
czego zwycięska w wyborach większość przekształca się w rządzącą, ale jednocześnie powstaje sprzeczność pomiędzy suwerenem a reprezentującą go
elitą władzy.
Z kolei Jürgen Habermas (ur. 1929) uważa, że istotą sprawiedliwości
społecznej jest demokracja proceduralna i reguła większości istotna jest jedynie przy podejmowaniu decyzji. Zasada większości nie eliminuje bowiem
sprzeczności społecznych, leżących u podstaw podejmowanych decyzji. Przypisywana tej zasadzie racjonalność nadaje legitymizującą moc decyzjom
większości. Demokratyczne decyzje większości stanowią więc tylko kolejne
cezury w procesie argumentacji, którego wyniki są przyjmowane przez przegłosowaną mniejszość jako podstawa działań praktycznych dotyczących
wszystkich. Akceptacja decyzji większości nie oznacza, że mniejszość uznaje
ją za racjonalną i że musi zmieniać swoje przekonania. „Może ona jednak na
40
Janusz Sztumski, Elity - ich miejsce i rola w społeczeństwie, Wydawnictwo „Śląsk”, Katowice 1997, s.
76-86.
235
razie przyjąć opinię większości jako wiążącą orientację działania, o ile proces
demokratyczny daje jej możliwość kontynuowania albo podjęcia na nowo
przerwanej dyskusji i zmienienia stosunków większości mocą (w domniemaniu) lepszych argumentów”41. Reguła większości nie jest doskonałą, zapewnia
jednak, jego zdaniem, domniemanie racjonalnych wyników i sprawiedliwość
proceduralną.
Relacje i rozstrzygnięcia pomiędzy większością i mniejszością nie są
stałe, lecz dynamicznie zmienne, głównie za sprawą różnego stosunku do
obiektywnej prawdy. Sytuacja może ulec zmianie bez względu na to, jak
wielką doraźną przewagę zdobędzie jakaś większość. Wcale nierzadkie są
przypadki powrotu sporów na wokandę lub sytuacje, że zwycięska większość
po pewnym czasie przyjmuje propozycje i program pokonanej mniejszości.
„Liczba – pisał Daniel Bensaïd – nie ma nic wspólnego z prawdą, nie ma nigdy rangi dowodu. Fakt zaistnienia większości może – jeśli jest taka umowa –
zamknąć spór. Ale apel zawsze pozostanie otwarty: aktualnej mniejszości
przeciwko aktualnej większości, przyszłości przeciwko dniu dzisiejszemu,
prawomocności przeciwko legalności, moralności przeciwko prawu”42. Rozwiązanie tej sprzeczności mogłoby nastąpić w wyniku przyjęcia zasady losowania przy ustalaniu przyjętych rozwiązań, ale to wymagałoby zniesienia
systemu przedstawicielskiego, państwa i politycznej debaty. Z kolei skrajna
profesjonalizacja doprowadziłaby do władzy oligarchii.
Panująca oligarchia stwarza pozory panowania w imieniu i w interesie
większości społeczeństwa. Kristin Ross pisze, że w latach 60-tych XX wieku
pojawiło się pojęcie „milczącej większości”. Jest to bardzo ciekawa, ale klasowo zorientowana, figura retoryczno-polityczna, która pozwala zachować
rządy mniejszości, pomimo zaostrzania się lub antagonizowania sprzeczności
pomiędzy rządzącą mniejszością i większością społeczeństwa. Pozwala ona
rządzącym powoływać się na bliżej nieokreśloną „wielką liczbę” milczących
obywateli, przedstawiać się jako walczący z samowolą i anarchią. W rzeczywistości rządzący mają nadzieję, że milczenie większości trwać będzie wiecznie, a demokracja będzie występować jako „milcząca zgoda”. Pojęcie „mil41
42
Jürgen Habermas, Uwzględniając Innego. Studia do teorii politycznej, Wydawnictwo Naukowe PWN,
Warszawa 2009, s. 277-278.
Daniel Bensaïd, Permanentny skandal, [w:] Giorgio Agamben, Alain Badiou, Daniel Bensaïd, Wendy
Brown, Jean-Luc Nancy, Jacques Rancière, Kristin Ross, Slavoj Žižek, Co dalej z demokracją?, Instytut
Wydawniczy Książka i Prasa, Warszawa 2012, s. 54.
236
czącej większości” stwarza pozory, że jest korzystne dla wszystkich, podczas
gdy faktycznie oznacza ono „najbardziej nieograniczone sprawowanie władzy
przez najpotężniejszych i najbogatszych”. Kiedy Irlandia odrzuciła w referendum traktat Unii Europejskiej, domagano się od niej „albo zrzeczenia się prawa głosu, albo – co na jedno wychodzi – głosowania tak długo, aż uzyskany
zostanie pożądany wynik, czyli zgoda”43. Panująca oligarchia nie chce dopuścić, aby radykalne mniejszości w jakikolwiek sposób naruszały istniejący
system, chociaż deklaruje „poszanowanie praw” mniejszości.
Kiedy w latach 1968-1969 doszło do masowych demonstracji, protestujący przedstawiali tę bezpośrednią demokrację jako walkę „aktywnej
mniejszości”, twierdzili, że wybory są „zrutynizowaną formą demokracji
przedstawicielskiej” i „pułapką dla głupców”. Korzystając z tych doświadczeń, sfery rządzące w obecnych czasach starają się zrelatywizować i zneutralizować znaczenie powszechnych wyborów, a wysoką absencję wyborczą
interpretują jako wyrażenie zgody. Takie odmienione traktowanie wyborów
oznacza zmianę charakteru ustroju politycznego i odchodzenie od demokracji.
Kristin Ross, interpretując poglądy Jacques’a Rancière, pisze, że „Rządy demosu to nie władza ludu ani nawet większości, lecz raczej władza byle kogo.
Każdy ma takie samo prawo rządzić, jak być rządzonym”44.
Kristin Ross proponuje odejście od definiowania demokracji jako władzy zdobytej przez wybory i zdolności decydowania zgodnie z wolą większości. Demokracja we współczesnym rozumieniu nie jest związana z ilością, ani
kontrolą. Oznacza natomiast potencjał i „zdolność zwykłych ludzi do odkrywania sposobów działania we wspólnym rozwiązywaniu problemów” 45 ,
„zdolność każdego z nas do zajmowania się wspólnymi sprawami” 46, natomiast „Nie interesuje się liczbami – ani tyrańską większością, ani mniejszością agitatorów”47. W demokracji należy też odrzucić podział społeczeństwa
na tych, którzy są zdolni do uczestniczenia we wspólnym podejmowaniu decyzji i pozbawionych tej zdolności. „Demokracja polega więc na odmowie
uznania tego podziału za podstawę organizacji życia politycznego. Jest ona
43
44
45
46
47
Kristin Ross, Demokracja na sprzedaż, [w:] Giorgio Agamben, Alain Badiou, Daniel Bensaïd, Wendy
Brown, Jean-Luc Nancy, Jacques Rancière, Kristin Ross, Slavoj Žižek, Co dalej z demokracją?, jw., s.
120.
Tamże, s. 122-123.
Tamże, s. 122.
Tamże, s. 134.
Tamże, s. 122.
237
wezwaniem do równości, płynącym ze strony tych, których nie zaliczono w
poczet najlepszych, wskutek użycia różnego rodzaju kryteriów znanych z
dziejów: arystokratycznego pochodzenia, zbrojnej przewagi, bogactwa, rasy,
kompetencji technicznych czy kierowniczych umiejętności”48.
Zasada „większej liczby” nie zawsze jest wyrazem przestrzegania zasad demokracji. Za rządów Napoleona III zawłaszczono pojęcie demokracji i
przeprowadzono wiele plebiscytów, w których, jak zapewniano, miano zwrócić suwerenność ludowi i obronić demokrację. Poprzez plebiscyt w 1851 roku
Ludwik Napoleon uzyskał zatwierdzenie zamachu stanu, poprzez plebiscyt w
1852 roku uzyskał zgodę na przywrócenie cesarstwa, a poprzez plebiscyt w
1870 roku uzyskał zatwierdzenie swoich reform z ostatniego dziesięciolecia.
Kiedy jednak lud pokazał, co myśli o tej „demokracji” i ogłosił republikę 4
września 1870 roku, a później proklamował Komunę Paryską, zabito i rozstrzelano 32 tysiące jej uczestników, a 40 tysięcy postawiono przed sądami.
Dla odwrócenia uwagi społeczeństwa od problemów wewnętrznych nasilono
ekspansję kolonialną i eksport tej formy „demokracji”. Pojęcie demokracji
przestaje wówczas być używane „jako określenie żądań ludu w walce klas, a
zaczyna usprawiedliwiać kolonialną politykę »krajów cywilizowanych«, czyli
Zachodu wobec krajów niecywilizowanych, czyli reszty świata”49.
Engels we Wprowadzeniu z 1895 r. do pracy Marksa Walki klasowe
we Francji 1848-1850 problem większości i mniejszości rozpatrywał z pozycji klasowych. Jego zdaniem, wszystkie rewolucje polityczne, nawet jeśli
zmieniały klasę panującą, władzę pozostawiały zawsze w rękach mniejszości,
w porównaniu z masami ludowymi. Mniejszości te nie doszłyby do władzy,
gdyby nie aktywne poparcie większości mas. „Nawet gdy uczestniczyła w
nich większość, czyniła to tylko – świadomie lub nieświadomie – w interesie
jakiejś mniejszości, która uzyskiwała wskutek tego, lub choćby nawet przez
sam fakt biernego stanowiska i braku oporu ze strony większości, pozory
przedstawicielki całego narodu”. Ale zdobycie władzy przez mniejszość zapoczątkowywało rozłam i walkę w jej łonie – „jedna część zadawalała się osiągniętymi zdobyczami, druga chciała iść jeszcze dalej i wysuwała nowe żądania, które przynajmniej w części odpowiadały rzeczywistym lub pozornym
interesom szerokich mas ludowych”. Jeśli władzę obejmowała frakcja umiar48
49
Tamże, s. 123.
Tamże, s. 129.
238
kowana, z reguły zaprzepaszczano rewolucyjne zdobycze – „dopiero drugie
zwycięstwo partii bardziej radykalnej zabezpieczało w pełni zdobycze pierwszego zwycięstwa; skoro to zostało osiągnięte, a tym samym zrealizowane
zostało to, co było koniecznością chwili – radykałowie ze swymi osiągnięciami znikali z widowni”50. Chodziło więc o przekształcenie rewolucji mniejszości w rewolucję w interesach większości. Do tego musiały jednak dojrzeć
obiektywne warunki społeczno-ekonomiczne i polityczne.
Z Komuny Paryskiej Marks i Engels wyciągnęli również wniosek
istotny w kwestii sprzeczności pomiędzy większością i mniejszością. Nawet
jeśli proletariat, który stanowił większość społeczeństwa, zdobędzie władzę
polityczną, będzie musiał zburzyć stary aparat państwowy i wprowadzić dyktaturę proletariatu, czyli także dyktaturę nad samym sobą. Engels, wyrażając
ogromne uznanie dla działań Komuny Paryskiej związanych z likwidacją burżuazyjnej machiny państwowej, odnotował także te posunięcia, które służyły
zabezpieczeniu nowej władzy państwowej „przed swymi własnymi deputowanymi i urzędnikami, proklamując ich usuwalność w każdej chwili, bez żadnego wyjątku”51, przed możliwością transformacji „państwa i jego organów ze
sług społeczeństwa w jego panów”52.
Leninowi przyszło organizować wprowadzanie dyktatury proletariatu
w kraju o liczebnej przewadze chłopstwa. Jego zdaniem każda demokracja w
społeczeństwie antagonistycznym stanowi jedną z podstawowych form rozwoju walki klasowej, przy czym „najbardziej demokratyczna republika, nie
jest niczym innym jak machiną do uciskania jednej klasy przez drugą” 53 .
Rozważając zaś problem w kategoriach mniejszości i większości, pisał, że
„najbardziej demokratyczna republika burżuazyjna nie jest niczym innym jak
machiną do dławienia klasy robotniczej przez burżuazję, mas pracujących
przez garstkę kapitalistów”54. Pomimo powstania państwa dyktatury proletariatu, którą Lenin uważał za dyktaturę większości nad burżuazyjną mniejszo50
51
52
53
54
F. Engels, Wprowadzenie do pracy Karola Marksa Walki klasowe we Francji 1848-1850 (wydanie z
1895 r.) , [w:] MED, t. 22, Książka i Wiedza, Warszawa 1971, s. 614-615.
F. Engels, Wprowadzenie do pracy Karola Marksa Wojna domowa we Francji (wydanie z 1891 r.), [w:]
MED, t. 22, Książka i Wiedza, Warszawa 1971, s. 235.
Tamże, s. 236.
W.I. Lenin, List do robotników Europy i Ameryki z 21 stycznia 1919 roku, Dzieła Wszystkie, Książka i
Wiedza, Warszawa 1988, t. 37, s. 428-429.
W.I. Lenin, Tezy i referat o demokracji burżuazyjnej i dyktaturze proletariatu 4 marca. I Kongres Międzynarodówki Komunistycznej 2-6 marca 1919 r., Dzieła Wszystkie, t. 37, Książka i Wiedza, Warszawa
1988, s. 478.
239
ścią, postulował, by robotnicy bronili się przed własnym państwem. Dla przezwyciężenia sprzeczności pomiędzy mniejszością a większością zalecał sojusz
proletariatu z stanowiącym większość chłopstwem oraz ścisłą więź awangardy
(partii politycznej) z masami pracującymi.
Gdy Kautsky postawił pytanie: po co potrzebna jest dyktatura masom
pracującym, skoro stanowią większość społeczeństwa? – Lenin odpowiadał,
że po to, aby złamać opór burżuazji, by wzbudzić strach wśród reakcjonistów,
by proletariat mógł trzymać w karbach swoich przeciwników. „Kautsky tych
wyjaśnień nie rozumie. Zakochany w »czystości« demokracji, nie widzi on jej
burżuazyjnego charakteru i »konsekwentnie« obstaje przy tym, że większość,
skoro jest większością, nie ma potrzeby »łamać oporu« mniejszości, nie ma
potrzeby »trzymać w karbach« jej »przemocą« - wystarczy, jeżeli dławić będzie wypadki naruszania demokracji. Zakochany w »czystości« demokracji,
Kautsky niechcący popełnia ten sam maleńki błąd, który zawsze robią wszyscy burżuazyjni demokraci, mianowicie: formalną równość (na wskroś kłamliwą i obłudną w warunkach kapitalizmu) bierze za faktyczną”55.
Zdaniem Lenina problemu nie można sprowadzać do liczbowej większości wyzyskiwanych, lecz trzeba widzieć, że wyzyskiwacze zachowują faktyczną przewagę nawet po przewrocie rewolucyjnym, pomimo swej liczebnie
mniejszej. Posiadają oni pieniądze, majątki, lepsze wykształcenie, znajomości
ludzi, umiejętności rządzenia i zarządzania, wpływy wśród warstw wykształconych itd. W tych warunkach „przypuszczenie, że w choć trochę głębokiej i
poważnej rewolucji sprawę rozstrzyga po prostu stosunek większości do
mniejszości, jest największą tępotą, jest najbardziej bzdurnym przesądem
tuzinkowego liberała, jest oszukiwaniem mas […]. Nigdy […] wyzyskiwacze
nie podporządkowują się decyzji większości wyzyskiwanych, zanim nie wypróbują w ostatniej, rozpaczliwej bitwie, w szeregu bitew swej przewagi.
Przejście od kapitalizmu do komunizmu – to cała epoka dziejowa. Póki ona
się nie zakończyła, wyzyskiwaczom nieuchronnie pozostaje nadzieje na restaurację, a nadzieje ta przeistacza się w próby restauracji”56.
Lenin wskazał także na dialektykę pojęcia mniejszości, opozycji i
wroga. Mniejszość, pod nazwą opozycji, może cieszyć się pewną ograniczoną
55
56
W.I. Lenin, Rewolucja proletariacka a renegat Kautsky, [w:] W.I. Lenin, Dzieła Wszystkie, t. 37, Książka i Wiedza, Warszawa 1988, s. 248.
Tamże, s. 249.
240
swobodą w czasach pokojowych. Według Lenina „»opozycja« - to pojęcie
dotyczące walki pokojowej i wyłącznie parlamentarnej, czyli pojęcie odpowiadające sytuacji nierewolucyjnej, pojęcie, które ma zastosowanie wtedy,
gdy nie ma rewolucji. Podczas rewolucji mamy do czynienia z nieubłaganym
wrogiem w wojnie domowej […]. Wówczas gdy burżuazja gotowa jest popełniać wszelkie zbrodnie […] gdy […] wzywa na pomoc obce państwa i intryguje wraz z nimi przeciw rewolucji, rozpatrywać zagadnienia bezlitosnej wojny domowej z punktu widzenia »opozycji« - to komiczne”57.
Teoria awangardy przewodzącej nieświadomym masom jest wyrazem
sprzeczności, a zarazem próbą jej rozwiązania. Do roli awangardy społecznej
lub politycznej pretendują uczeni, eksperci czy niektóre organizacje społeczne
i partie polityczne i chcą wyznaczać cele oraz środki i metody ich osiągania.
Awangarda, stanowiąca nieliczną mniejszość, ma poczucie więzi z innymi i
wyobcowania jednocześnie. Dlatego paradoksem awangardy jest między innymi to, że zrealizowanie jej pomysłów czyni ją zbędną, a klęska utwierdza ją
w przekonaniu o słuszności wyznaczanych celów. Awangarda ma poczucie
wyobcowania w sytuacji braku społecznego uznania, ale popularność i poklask utożsamia ją z masami. Paradoks awangardy polega m.in. na tym, że
słuszność swych racji i radykalność mierzy głębią osamotnienia i siłą oporu
społecznego. Awangarda podlega heglowskiej triadzie: teza – antyteza – synteza, ale kiedy nie chce zaakceptować poglądu, że jej awangardowość zależy
od kontekstu społecznego, w którym funkcjonuje, popada w dogmatyzm,
przemienia się w siłę konserwatywną i siłom postępowym i niezadowolonym
przestaje być dłużej potrzebna. Kiedy awangarda nie potrafi skompensować
błędów wynikających z błędnego rozpoznania rzeczywistości, zaczyna dostosowywać fakty do swoich koncepcji przy pomocy przemocy – przemocy w
stosunku do środowiska zewnętrznego, jak i w stosunku do swoich przedstawicieli, którzy widzą potrzebę dostosowania się do nowych warunków lub
chcą odegrać rolę nowej awangardy w awangardzie. Ale to oznacza definitywny koniec starej awangardy58.
Wszelkie prawo do uszczęśliwiania mas przez elity oznacza jednak
powstawanie ekonomicznych i politycznych przywilejów dla „uszczęśliwia57
58
Tamże, s. 268.
Szerzej o dialektyce awangardy patrz: Katarzyna Growiec, Paradoksy awangardy, [w:] Paradoksy
polityki. Redakcja naukowa Mirosław Karwat, Dom Wydawniczy Elipsa, Warszawa 2007, s. 270-284.
241
czy”, dążenie do utrzymania monopolu na program uszczęśliwiania większości, oczekiwanie bierności mas, potrzebę manipulowania ich świadomością i
zachowaniem w życiu codziennym i politycznym.
Od antagonizmu do agonizmu
Rozwiązywanie problemów politycznych poprzez utrzymanie zasady
większościowej jest z pewnością wyrazem chęci zapewnienia jedności społeczeństwa w warunkach antagonizmów społecznych. Identyfikacja większości
poprzez głosowanie określa m.in. ramy tożsamościowe danej grupy społecznej. Nie likwiduje ona samych źródeł antagonizmów społecznych, ale daje
poczucie siły w ewentualnym konflikcie z mniejszością, która dostrzegając, że
jest mniejszością nie widzi szans stawienia oporu lub zachowuje się biernie,
pozwalając tym samym na realizację postulatów i interesów większości.
Demokracja deliberacyjna
Dominująca w ostatnich dziesięcioleciach koncepcja demokracji deliberacyjnej opiera się na założeniu, że obywatele biorą aktywny udział w publicznych dyskusjach dotyczących kwestii politycznych. Jej celem jest osiągnięcie consensusu wykraczającego poza zgodę na określone procedury. W
wyniku deliberacji wolni i równi obywatele (oraz ich przedstawiciele) legitymizują decyzje, które są zrozumiałe i mogą być przez wszystkich zaakceptowane. Podjęte w danym momencie decyzje obowiązują wszystkich obywateli,
ale mogą podlegać krytyce w przyszłości. Punkt widzenia ludzi odnośnie rozwiązania określonej kwestii może zostać zmodyfikowany w toku dalszych
deliberacji. Deliberacja pozwala na uświadomienie i wypracowanie pojęcia
wspólnego dobra. Dążenie do consensusu jest więc w demokracji deliberacyjnej wartością samą w sobie, czymś, co jest przeciwieństwem konfrontacji i
rywalizacji. W koncepcji demokracji deliberacyjnej każdy może przekonać
każdego – jeśli nie udało się dziś, to może udać się jutro. „W gruncie rzeczy w
tej wizji nie ma miejsca na opozycję. Chyba, że jest to opozycja, która nie daje
się wciągnąć w rozumny dialog. Jeśli jednak już się ona pojawia, jest tylko
zagrożeniem dla demokracji jako takiej. Opozycję taką należy zatem wyelimi242
nować w imię ogólnego kompromisu i otwartej debaty. W praktyce oznacza to
trzy rzeczy. Po pierwsze, pogodzenie z kapitalizmem jako nieprzekraczalnym
horyzontem uspołecznienia i zredukowanie polityki do eksperckiej dziedziny
zarządzania systemem. Po wtóre, uznanie postaw antykapitalistycznych za
irracjonalne i wrogie demokracji. Po trzecie, odrzucenie związku między partią polityczną a jej społeczną bazą”59.
Chantal Mouffe, przeciwstawiając się formalnie koncepcji demokracji
deliberacyjnej, uważa, że zadaniem demokracji nie jest dążenie do uznawanego przez wszystkie siły polityczne consensusu, ale ucywilizowanie form
sprzecznych interesów. W procesie dochodzenia do consensusu, następuje z
reguły odwoływanie się do racjonalizmu. Skutkiem osiągniętego w wyniku
deliberacji consensusu może być jednak, jej zdaniem, brak reprezentacji wykluczonych grup interesów, których postulaty traktuje się, jako nieracjonalne i
zbyt radykalne. Tym wykluczeniem autorka tłumaczy wzrost znaczenia
wpływów populizmu i roli ugrupowań populistycznych szczególnie w Europie.
Zdaniem Chantal Mouffe, zwolennicy koncepcji demokracji deliberacyjnej zakładają, że antagonizm, który konstytuuje polityczność, jest usuwalny i może istnieć wolna od wykluczeń sfera publiczna. Jej zdaniem, zwolennicy tej koncepcji negują konfliktową naturę nowoczesnego pluralizmu, nie
dostrzegają, że zakończenie deliberacji wyklucza inne możliwości. Jeżeli z
systemu opartego na walce antagonizmów, chce się je wyeliminować, to
wówczas rozmyciu ulegają granice polityczne i proces konstytuowania się
odrębnych tożsamości politycznych, co odwodzi wielu ludzi od uczestnictwa
w życiu politycznym. Według niej brak demokratycznego sporu na temat realnych alternatyw politycznych powoduje, iż antagonizmy manifestują się w
formach osłabiających podstawy demokracji. Rozwój skrajnych form indywidualizmu, charakterystycznego dla neoliberalizmu, prowadzi wielu ludzi do
poszukiwania innych form identyfikacji, w postaci fundamentalizmów religijnych, moralnych, etnicznych. Powstanie tych form identyfikacji jest więc
bezpośrednią konsekwencją braku demokracji i nie sprzyja procesowi demokratyzacji. „Rozwój moralizatorskiego dyskursu, obsesyjne ujawnianie skandali we wszystkich sferach życia i rozrost różnych odmian fundamentalizmu
59
Przemysław Wielgosz, Chantal Mouffe i paradoksy demokracji, http://nowakrytyka.pl/spip.php?article251,
9.07.2012.
243
religijnego zbyt często są wynikiem pustki w życiu politycznym spowodowanej brakiem demokratycznych form identyfikacji, wiążących się z rywalizującymi wartościami politycznymi” 60 . W grach politycznych przy braku politycznych linii demarkacyjnych, wykorzystuje się problem seksualności, proklamuje krucjatę przeciwko „korupcji i brudnym interesom”. Panujące ugrupowania polityczne starają się nakreślić granice polityczne „wokół tożsamości
religijnych bądź niepodlegających negocjacjom wartości moralnych”61. Jest to
widoczne w nagłaśnianych sprawach bezczeszczenia symboli religijnych i
cmentarzy; potępianiu aborcji, którą przedstawia się jako morderstwo; stosunku do bicia lub zabójstwa dzieci; znęcania się nad starymi rodzicami; molestowania seksualnego dzieci, chorych, aresztowanych lub podległych pracowników.
Agonizm
Chantal Mouffe marginalizuje problem stosunku między większością
i mniejszością. U podłoża jest stanowiska leży rozróżnienie dwóch form antagonizmu: antagonizmu właściwego i agonizmu. „Antagonizm to walka pomiędzy wrogami, natomiast agonizm jest walką toczoną przez przeciwników”.
Postuluje przekształcenie antagonizmu w agonizm, aby uniknąć przekształcenia oponenta we wroga, a konsens będzie wówczas „konsensem konfliktowym”. Dobrze funkcjonująca demokracja wymaga bowiem możliwości żywiołowego starcia się demokratycznych stanowisk politycznych. „Musimy
pogodzić się z tym, że każdy konsens jest chwilowym rezultatem niestałej
hegemonii, stabilizacją władzy i zawsze wiąże się z jakąś formą wykluczenia.
Koncepcje głoszące możliwość zaniku władzy w następstwie racjonalnej debaty oraz oparcia legitymizacji na czystej racjonalności, są złudzeniami mogącymi zagrozić demokratycznym instytucjom” 62 . Demokracja agonistyczna,
uznając naturalną granicę sprzecznych stanowisk politycznych, będzie uznawać za naturalne wykluczenia i nie będzie skrywać ich „za zasłoną racjonalności lub moralności. Godząc się z hegemoniczną naturą społecznych stosun60
61
62
Chantal Mouffe, Paradoks demokracji, Wydawnictwo Naukowe Dolnośląskiej Wyższej Edukacji TWP
we Wrocławiu, Wrocław 2005, s. 131.
Tamże, s. 132.
Tamże, s. 122.
244
ków i tożsamości, może przyczynić się do pokonania wszechobecnej w demokratycznych społeczeństwach pokusy naturalizacji swych granic i esencjalizacji tożsamości”63.
Chantal Mouffe, przeciwstawiając się koncepcji demokracji deliberacyjnej, uważa, że specyfiką współczesnej demokracji powinno więc być uznanie i legitymizacja konfliktu. Jest przekonana, że w ten sposób formułuje alternatywę dla modelu deliberacyjnego, jak i agregacyjnego. Jej zdaniem dawna polityka i polityczność miały antagonistyczny wymiar i dlatego stosunki
między ludźmi były obciążone potencjalnym konfliktem. Natomiast w jej propozycji chodzi o „oswojenie wrogości” i „zażegnanie potencjalnego antagonizmu” oraz o „ustalenie różnicy my/oni w sposób dający się uzgodnić z pluralistyczną demokracją”. Chce ona stworzyć „przestrzeń dla różnicy zdań” i instytucje, w których się one mogą ujawniać. „Oni”, jej zdaniem, nie powinni
być spostrzegani jako „wrogowie”, których należy zniszczyć, lecz jako „przeciwnicy”, których idee się zwalcza, lecz których praw do obrony tych idei się
nie kwestionuje. Jest to, jak pisze Chantal Mouffe, zgodne z liberalnodemokratyczną tolerancją. Nie likwiduje to więc antagonizmu, który, podobnie jak pluralizm, jest trwałym elementem rzeczywistości. „Przeciwnik jest
wrogiem, lecz wrogiem posiadającym pełnię praw, kimś, z kim łączy nas
pewna wspólnota podstaw, dzielimy z nim bowiem poparcie dla etycznopolitycznych zasad liberalnej demokracji: wolności i równości”64.
Chantal Mouffe pomija w swoich rozważaniach problem tożsamości
większości i mniejszości. W koncepcji demokracji agonistycznej przestaje on
bowiem być istotny i nie ma programowego charakteru. Polityka zostaje w
niej sprowadzona do pewnej przepychanki i gry, w której różne siły polityczne
przedstawiają swoje wizje „dobra wspólnego” i realizują własne przejściowe
formy hegemonii nie określone żadnymi ramami czasowymi. Wbrew deklaracjom Chantal Mouffe, agonizm nie musi prowadzić do zaniku różnych form
kolektywnej identyfikacji i polityki tożsamości, czy też nagłego wzrostu aktywności i optymizmu w polityce. Z pewnością jednak apel Chantal Mouffe o
stworzenie przestrzeni dla różnicy zdań i rozwijanie instytucji, w których może się ona ujawniać ma w warunkach dominacji oligarchii praktyczny i demokratyczny sens.
63
64
Tamże, s. 122-123.
Tamże, s. 118-119.
245
Chantal Mouffe dostrzega, że centrolewica, której przedstawicielami
byli Blair i Schröder, nie chciała już reprezentować najemnej siły roboczej. W
jej języku nie było już nawet takich pojęć jak klasy panujące i podporządkowane, posiadające i nieposiadające środki produkcji. Zamiast tego ta centrolewica mówiła o tych, którym się nie udało, o przegranych i niedostosowanych. Najemni pracownicy zmieniani zostali w samą sobie winną mniejszość
nieudaczników. Mouffe słusznie nawołuje do porzucenia idei polityki ponad
podziałami społecznymi i politycznymi i do przywrócenia antagonizmom ich
należnej roli w systemie demokratycznym. Sama idea władzy ludu zakłada
pluralizm postaw i nieuchronny konflikt między antagonistycznymi interesami. Jej sensem jest właśnie stworzenie przestrzeni dla politycznej artykulacji
owego konfliktu. Demokracja jest dla niej płaszczyzną i mechanizmem, poprzez który te sprzeczności mogą się ujawniać i ścierać.
Przemysław Wielgosz zasadnie pisał, że Mouffe jednak „w gruncie
rzeczy stoi na pozycjach bliskich deliberacjonizmowi – uznaje, że nie ma kryterium pozwalającego odróżnić słuszną pozycję od niesłusznej, że rozstrzyga
tylko siła (której nie towarzyszy racja klasowego interesu), że zatem interesy
klasowe pracowników i kapitalistów mają w ostateczności ten sam status. W
ten sposób […] umyka prosty fakt istnienia systemu kapitalistycznego, który
sprawia, że antagonizm praca-kapitał wyraża konflikt między władzą a stawianym jej oporem, że zatem znaku równości między antagonistami postawić
się nie da. Deliberacjoniści uznają nieprzekraczalność kapitalizmu twierdząc,
że jest on elementem ładu poręczonego przez komunikacyjny rozum, agoniści
robią to samo, gdy przyjmują, że stanowi on ramy starcia politycznego. Pierwsi chcą wyeliminować antagonizmy i reprezentować całe społeczeństwo,
drudzy rewindykują antagonizmy, ale abstrahują od ich ekonomicznego wymiaru, i wskutek tego stawiają między nimi niebezpieczny znak równości. A
wreszcie, co najważniejsze, i jedni i drudzy stawiają się ponad antagonizmami
zakorzenionymi w przynależnościach społecznych wyznaczonych przez stosunek do władzy i środków produkcji. Pojednanie czy zrównanie statusu różnic wychodzi w tej sytuacji na jedno. […] Alternatywa między centrolewicą a
postmarksistami okazuje się złudna. Koncepcje Mouffe są tak samo konformizujące jak teksty Giddensa. […] Nie sposób nie zgodzić się z jej koncepcją
demokracji jako formy żywiącej się antagonizmami społecznymi. Jednakże
nie sposób się z nią zgodzić, gdy odrywa owe antagonizmy od antagonistycz246
nego charakteru samego kapitalizmu. […] Dzisiaj nie chodzi o odzyskanie
jakiegokolwiek antagonizmu jak sugeruje Mouffe, ale o ożywienie tego rodzaju antagonizmu, który decyduje o kształcie społeczeństwa. Aby to zrobić, lewica winna nie tylko porzucić centrolewicowe mrzonki o polityce ponad podziałami, ale także wyzwolić się od postmarksistowskiej wiary w politykę
ponad kapitalizmem”65.
Jeśli dopuszcza się antagonizm jako podstawę demokracji, należy dostrzec problem większości i mniejszości w rozstrzyganiu jej problemów. Nawet jeśli antagonizm zastąpi się agonizmem, problem większości-mniejszości
pozostaje.
Relatywizm Gustawa Radbrucha
Zgodnie z zasadą relatywizmu społecznego, kierownictwo państwem
w warunkach demokracji oddaje się tej sile politycznej, która zdobywa większość w wyborach. Nie ma innego i jednoznacznego kryterium oceny słuszności poglądów, koncepcji i programów politycznych. „Każde stanowisko, a w
tym każdy światopogląd, można zwalczać ze stanowiska innego, ale zarazem
każdy wymaga również szacunku ze stanowiska przeciwnego. […] Radbruch
wykazuje niezbędność traktowania wszelkich poglądów społecznych, prawnych i politycznych równowartościowo i z tego powodu najwyżej ceni demokrację, u podłoża której zawiera się relatywizm. Demokrację wiąże z wartością fundamentalną, to znaczy wolnością. Przestrzega, że dyktatura może powstać w ustroju demokratycznym, a więc fakt występowania instytucji demokratycznych nie znaczy jeszcze, że ustrój jest demokratyczny” 66.
Gustaw Radbruch rozważa sytuację, w której następuje zamiana miejscami pomiędzy mniejszością i większością, mniejszość staje się rządzącą
większością, a większość staje się opozycyjną (lub nawet pozbawioną praw
politycznych) mniejszością oraz konsekwencje tego dla funkcjonowania systemu sprawiedliwości. Gustaw Radbruch w okresie Republiki Weimarskiej
był zdecydowanym zwolennikiem pozytywizmu prawniczego. Zgodnie z pozytywistycznym stanowiskiem teoretycznym, nie można byłoby pozbawić
65
66
Przemysław Wielgosz, Chantal Mouffe i paradoksy demokracji, jw.
Maria Szyszkowska, Teoria i filozofia prawa, Dom Wydawniczy Elipsa, Warszawa 2008, s. 190.
247
ustawodawstwa Niemiec hitlerowskich ważności prawnej. Sędzia musi bowiem wydawać wyroki jedynie w oparciu o zgodność z prawem, a nie zgodnie
z zasadą sprawiedliwości czy własnym sumieniem. Na gruncie pozytywizmu
prawniczego przeprowadzenie linii demarkacyjnej między przepisami obowiązującymi, ustanowionymi przez większość, a niesprawiedliwym i ustawowym bezprawiem było niemożliwe. Radbruch po doświadczeniach Niemiec z
narodowym socjalizmem zdystansował się od swej pierwotnej teorii i zwrócił
się ku teorii prawa naturalnego. Uważał, że: „Także to prawo ponadustawowe
może przybrać formę ustawy” 67 . Odmówił w związku z tym miana prawa
takiemu prawu pozytywnemu (ustawom), które traktowało jakiegoś człowieka
jako podczłowieka, świadomie naruszało sprawiedliwość czy prawo natury.
Prawo ponadustawowe czyni fałszywym pozytywistyczny znak równości
prawa i ustawy. Słynna „formuła Radbrucha” głosi, że jeśli norma prawna
(ustawa) w drastyczny sposób narusza normy moralne, to nie obowiązuje.
Taka norma (ustawa) nie staje się prawem i obywatele nie mają obowiązku jej
przestrzegania, a sądy i administracja stosowania.
„Formuła Radbrucha” zaprezentowana po raz pierwszy w 1946 roku,
pozwoliła na podważenie wielu krzywdzących aktów prawnych i wyroków
wydanych w czasach III Rzeszy. Na jej podstawie za bezprawne uznano pozbawienie majątku i obywatelstwa emigrantów pochodzenia żydowskiego
oraz wyroki przeciwko dezerterom w wojnach zaborczych. Pozwalała ona na
ukaranie osób odpowiedzialnych za zbrodnie wojenne, zbrodnie przeciwko
pokojowi i zbrodnie przeciwko ludzkości, a także strzelanie do osób uciekających z NRD przez Mur Berliński. Odrzucenie przez tę formułę skorupy dogmatyzmu prawniczego pozwalało ukarać denuncjatorów do Gestapo za pomoc w „mordzie sądowym”, ponieważ czyn będący przedmiotem denuncjacji
nie stanowił zdrady stanu nawet według wówczas obowiązującego prawa.
Można było również pociągnąć do odpowiedzialności karnej sędziego za wydane przez niego „nieludzkie” wyroki karne, nawet jeśli były wydane na podstawie narodowosocjalistycznych ustaw. Formuła ta pozwoliła również skazać
lekarzy za udział w programie eutanazji, nawet jeśli przeprowadzano ją na
podstawie formalnie zgodnej z prawem decyzji Hitlera, gdyż ze względu na
treść była bezprawiem. „Formuła Radbrucha” wymaga od sędziów apolitycz67
Gustaw Radbruch, Ustawa i prawo, [w:] „Ius et lex” nr 1/2002, Przedruki, s. 160.
248
ności, silnego charakteru i cywilnej odwagi. Twierdzenia, że sędzia ma odwoływać się przy osądzaniu oskarżonych do własnego sumienia, oznacza jednak
zgodę na indywidualną ocenę przepisów prawnych i wiarę w istnienie moralności uniwersalnej ucieleśnionej w osobie sędziego. Bez względu na konsekwencje prawne, „formuła Radbrucha” była pewną próbą prawnofilozoficznego usankcjonowania politycznych praw mniejszości, jednakże
traktowanych jako wyjątek, a nie norma powszechna.
Radbruch zdawał sobie sprawy z tego, że nie można w sposób trwały
rozwiązać sprzeczności pomiędzy wolą większości i mniejszości w polityce,
która wyraża się w sprzeczności między pozytywizmem prawniczym i ponadustawowym prawem natury. W związku z tym, uznając prawa rządzącej większości, pisał, że z jednej strony „musi zachować aktualność pozytywistyczna
teza, że ustawa powinna być uznawana za obowiązujące prawo bez względu
na swoją treść. Państwo prawa i bezpieczeństwo prawne wymagają zasadniczego związania ustawą. Tylko w pojedynczych, wyjątkowych przypadkach
można od niego odstąpić, tylko w przypadkach, które przeżyliśmy w okresie
nazizmu”, kiedy doszło do podważenia „idei równości wobec prawa, idei
równych praw człowieka dla wszystkich noszących ludzkie oblicze; gdy wydaje rozkazy, a nie normy prawne”. A z drugiej strony, uznając prawo i możliwość przekształcenia się mniejszości w rządzącą większość, wskazywał
niebezpieczeństwa odwołania się i „uznania prawa ponadustawowego” 68 .
Sprzeczność pomiędzy sprawiedliwością a bezpieczeństwem prawnym, tak
jak i sprzeczność pomiędzy większością i mniejszością, wpisana jest bowiem
w każde prawo. Rozwiązanie jej przestaje być celem, a staje się jej niekończącym się ruchem.
DIALECTICS OF THE MAJORITY AND MINORITY
In the term democracy, there is a contradiction between the businesses of the majority
and the minority of citizens. In antagonistic societies, this contradiction took dramatic
forms. To solve this problem, officials were drawn, a plural voting system was used,
new political institutions came into being, theories of „the vocal minority” and „the
silent majority” became famous, elites and specialists governed, and dictatorship was
68
Tamże, s. 163.
249
established. The number of rights of the minority is often a measure of democracy.
Achieving a majority of votes does not mean possessing the truth or acting according
to the rules of justice. The majority may become the minority and the other way
round. In order to challenge decisions made in compliance with democratic procedures, which constantly stigmatize and marginalize the minority, people refer to the
concept of natural and moral rules. Oligarchy pretends to rule in businesses of the
majority. To legitimize decisions, deliberative democracy assumes reaching consensus. The need to avoid contradictions between the majority and the minority is expressed as a proposal to transform antagonism into agonism.
Dr Edward Karolczuk – Konsultant w Rejonowym Ośrodku Doskonalenia Nauczycieli i Informacji Pedagogicznej „WOM” w Rybniku
e-mail: [email protected]
250
Wiktor SZEWCZAK
DYSKURS PUBLICZNY JAKO SUBSTYTUT REPREZENTACJI POLITYCZNEJ – WYMIAR PARAINSTYTUCJONALNY
WSPÓŁCZESNEJ DEMOKRACJI
Wprowadzenie: Znaczenie reprezentacji dla demokracji
Zasada reprezentacji jest jednym z fundamentów nowożytnej demokracji. Jest ona na tyle mocno wpisana w ustrój demokratyczny, że niektórzy
filozofowie polityki wykazują skłonność nawet do ich utożsamiania 1. Istotność zasady reprezentacji wyraża się również w tym, że znajduje ona często
oparcie konstytucyjne. W Polsce jest tak w obowiązującej dziś Konstytucji RP
z 1997 roku, gdzie w art. 4 ust. 2 wskazuje się, że „naród sprawuje władzę
przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio”2. Już z samej konstrukcji tego
zapisu wnioskować można, że władza sprawowana poprzez reprezentantów
jest najbardziej istotną jej formą, zaś bezpośrednie jej sprawowanie przez
suwerena ma znaczenie drugorzędne. Potwierdził zresztą taką interpretację
zapisów ustawy zasadniczej Trybunał Konstytucyjny, który w 2006 roku
orzekł, że to władza przedstawicielska jest w Polsce regułą, zaś bezpośrednia
władza suwerena jedynie od niej wyjątkiem czy uzupełnieniem3. I taka jest
praktyka funkcjonowania współczesnych systemów demokratycznych – odwołanie bezpośrednie do woli suwerena następuje rzadko, zaś większość decyzji politycznych jest podejmowana przez organy przedstawicielskie ją reprezentujące. Nie zmieniają tego pojawiające się niekiedy projekty demokracji
deliberatywnej, partycypacyjnej czy cyberdemokracji itp., w których to obywatele, a nie ich reprezentanci, mieliby być bezpośrednio zaangażowani w
1
2
3
Zob. np. D. Plotke, Representation Is Democracy, „Constellations” 1997, Vol. 4, No. 1, s. 30-32. Z
drugiej strony należy zauważyć, że w niektórych koncepcjach reprezentacja nie musi mieć charakteru
demokratycznego i – w zależności od zastosowanych tzw. reguł oceny (rules of recognition) przez reprezentowanych – reprezentacja niedemokratyczna jest również jak najbardziej możliwa (zob. A. Rehfeld,
Towards a General Theory of Political Representation, „The Journal of Politics” 2006, Vol. 68, No. 1, s.
1-20).
Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 r. (Dz.U. 1997 nr 78 poz. 483).
Uzasadnienie Wyroku Trybunału Konstytucyjnego z dnia 3 listopada 2006 roku, sygn. akt. K 31/06 (Dz.
U. Nr 202, poz. 1493).
251
procesy decyzyjne. Nawet jeżeli te koncepcje są niekiedy wdrażane, to ich
znaczenie jest póki co marginalne4. Nie stanowią one zresztą, wbrew pierwotnym oczekiwaniom, rozwiązania idealnego. Bezpośrednie sprawowanie całej
władzy przez suwerena w skali makro wiązałoby się bowiem z całym szeregiem negatywnych konsekwencji, takich jak zagrożenie systemową tyranią
większości, sprowadzenie polityki do gry o sumie zerowej, obciążenie opinii
publicznej brzemieniem znacznej odpowiedzialności i zobowiązaniem do
pozyskiwania ogromnej wiedzy, zagrożenie polaryzacją społeczeństwa i ekstremizmami itd.5
Demokracja przedstawicielska nie jest jednak pierwotną formą tego
ustroju politycznego6. Stworzona ona została i rozpowszechniona w wyniku
tzw. drugiej transformacji demokratycznej (określenie Roberta A. Dahla), w
trakcie której bezpośrednie rządy ludu zostały zastąpione rządami przedstawicielskimi, przy zachowaniu jednakże zasady realizowania woli obywateli tworzących wspólnotę polityczną 7 . Reprezentacja jest więc przede wszystkim
rozwiązaniem problemu o charakterze technicznym, związanego z wytworzeniem się państwa narodowego i przejmowaniem przez nie roli – pełnionej
wcześniej przez zbiorowości o mniejszym zasięgu – podstawowej areny demokratycznej polityki8. Polega on na tym, że niewykonalne jest zgromadzenie
wszystkich obywateli przeciętnej wielkości państwa narodowego w celu
wspólnego podjęcia decyzji zbiorowej, zaś inne sposoby jej bezpośredniego
podjęcia przez demos (takie jak np. referendum) są na tyle kosztowne i niedoskonałe, że niemożliwe jest ich zastosowanie do bieżącego zarządzania organizacją państwową9. Aby to umożliwić, stworzono zatem system przedstawicielstwa, w którym obywatele nie biorą udziału bezpośrednio w podejmowa4
5
6
7
8
9
Zob. np. P. Lissewski, Cyberdemokracja? Internetowe iluzje, „Przegląd Politologiczny” 2002, nr 3, s.
117-118.
G. Sartori, Teoria demokracji, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1994, s. 150-156.
J. Miklaszewska, Demokracja – dzieje pojęcia, w: Oblicza demokracji, red. R. Legutko i J. Kloczkowski,
Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2002, s. 14-15.
R. A. Dahl, Demokracja i jej krytycy, Wydawnictwo Znak, Kraków 1995, s. 39-52.
Por. R. A. Dahl, O demokracji, Wydawnictwo Znak, Kraków 2000, s. 13-28.
Nawet w kolebce demokracji bezpośredniej – starożytnych Atenach, nie wszystkie decyzje polityczne
podejmowane były przez zgromadzenie ludowe. Bieżące zarządzanie wspólnotą pozostawało w rękach
urzędników, których można traktować jako reprezentantów demos, zaś same obrady zgromadzenia ludowego i podejmowane tam decyzje były przygotowywane przez mniej liczebne organy (D. Judge, Representation. Theory and practice in Britain, Routledge, London 1999, s. 3-5; zob. też D. Held, Modele
demokracji, Wydawnictwo UJ, Kraków 2010, s. 21-23). Już stosunkowo nieliczna zbiorowość mieszkańców Aten byłaby więc niemożliwa do efektywnego zarządzania wyłącznie w drodze demokracji bezpośredniej, zaś przy powstawaniu państw narodowych, zwykle dużo liczebniejszych i większych terytorialnie, problem ów miał znaczenie kluczowe.
252
niu decyzji politycznych, ale wyłaniają swoich reprezentantów, uprawnionych
do tego, by czynić to w ich imieniu.
Modele reprezentacji politycznej
W praktyce funkcjonowania systemów demokratycznych wytworzyło
się dotąd wiele modeli instytucjonalnych reprezentacji, zaś w teorii demokracji – wypracowano wiele ich uzasadnień i aksjologicznych fundamentów 10.
Sama reprezentacja może być rozumiana przynajmniej na kilka sposobów. Na
przykład Andrew Heywood wskazuje na cztery możliwe jej modele:
1. Powiernictwo – reprezentant to kierujący się samodzielnym osądem powiernik, działający dla interesu mniej od niego rozumnych i słabiej rozeznanych reprezentowanych oraz biorący za nich odpowiedzialność,
2. Delegacja – reprezentant jest jedynie bezwiednym nośnikiem opinii innych, zobowiązanym do działania według ściśle wytyczonych wskazówek
czy instrukcji i nie mogącym poza nie wykroczyć,
3. Mandat – reprezentant ma mandat od ugrupowania, pod którego szyldem
dostał się do ciała przedstawicielskiego i dlatego jest zobowiązany, by realizować jego program, który został poparty w wyborach przez obywateli,
4. Podobieństwo – reprezentant to osoba typowa dla reprezentowanej grupy,
zaś struktura ciała przedstawicielskiego winna możliwie wiernie odzwierciedlać strukturę demos, na przykład pod względem wieku, wykształcenia,
interesów grupowych itd.11
Modele te kładą nacisk na różne aspekty reprezentacji, pozostają jednak zgodne pod pewnym względem, odpowiadającym zresztą etymologii pojęcia. Łacińskie określenie „repraesentare” oznacza tyle, co „ponownie ujawnić, ponownie przedstawić, ponownie zamanifestować”12. Dosłownie tłumaczyć je można jako „przedstawiać coś czy kogoś, co nie jest obecne, ale istnie10
11
12
Zob. np. N. Urbinati, M. E. Warren, The Concept of Representation in Contemporary Democratic Theory, “Annual Review of Political Science” 2008, Vol. 11.
A. Heywood, Klucz do politologii. Najważniejsze ideologie, systemy, postacie, Wydawnictwo Naukowe
PWN, Warszawa 2008, s. 133-134; A. Heywood, Politologia, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa
2008, s. 279-284.
Na temat etymologii, a także historycznych przemian w znaczeniu słowa „reprezentacja” patrz: H. F.
Pitkin, The Concept of Representation, The University of California Press, Berkeley – Los Angeles –
London 1967, s. 241 i nast.; D. Runciman, M. Brito Vieira, Reprezentacja, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2011, s. 19-42.
253
je w rzeczywistości” 13 . Reprezentacja – etymologicznie – jest więc „obrazem”, „podobieństwem” czy „odbiciem”. Najdalej odbiega od tego model
powiernictwa, jednak i w nim zachowana zostaje zasada wtórności reprezentanta wobec reprezentowanych: to ich interesy mają tu zasadnicze znaczenie.
Przedrostek „re-” wskazuje, że reprezentowanie jest pochodne, jest odbiciem
(„ponownym prezentowaniem”) tego, co pierwotne i znajduje się po stronie
reprezentowanych. Im większa zaś różnica między tym co reprezentowane, a
tym co reprezentuje, z tym bardziej niedoskonałą reprezentacją mamy do czynienia – idealna miałaby charakter „przezroczysty”14.
Różnice między poszczególnymi modelami stają się nieistotne gdy
spojrzymy na problem reprezentacji z punktu widzenia teorii racjonalnego
wyboru, zaś samą demokrację potraktujemy jako instytucjonalny mechanizm
decyzyjny, który charakteryzuje się specyficznymi właściwościami, dzięki
którym podejmowanie rozstrzygnięć w zbiorze dostępnych alternatyw możemy określić jako demokratyczne 15 . Tak pojmowana demokracja opiera się
przede wszystkim na konfrontowaniu różnych systemów preferencji jednostkowych, charakteryzujących obywateli i składające się z nich grupy oraz ustalaniu w ten sposób wspólnej preferencji społecznej 16 . W takim przypadku
reprezentacja będzie polegała na odtworzeniu struktury preferencji w społeczeństwie przez decydentów i uczynienia z niej podstawy procesów decyzyjnych. Perspektywa racjonalnego wyboru zakłada, że wyborcy, chcąc zapewnić
sobie realizację interesów czy preferencji, głosują (lub przynajmniej powinni
głosować) na tych kandydatów do ciała przedstawicielskiego, których system
preferencji, wyrażany w postaci programu politycznego, jest najbardziej zbliżony do ich własnego w istotnych dla nich kwestiach17. W takim ujęciu miarą
reprezentacji jest stopień podobieństwa struktury preferencji jednostkowych w
13
14
15
16
17
B. Ponikowski, Pojęcie reprezentacji jako kategoria teorii polityki, w: Studia z teorii polityki, Tom III,
red. A. Czajowski i L. Sobkowiak, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2000, s. 164.
E. Laclau, Emancipation(s), Verso – New Left Books, London 1996, s. 85 oraz 97. Równocześnie autor
ten zauważa, że idealna, w pełni „przeźroczysta” reprezentacja jest z samej swojej istoty niemożliwa.
Patrz też: L. Rasiński, Dyskurs i władza. Zarys polityki agonistycznej, Wydawnictwo Naukowe Dolnośląskiej Szkoły Wyższej, Wrocław 2010, s. 51-54.
Por. G. Lissowski, Demokratyczne sposoby podejmowania decyzji, „Prakseologia” 1983, nr 3-4, s. 67-71;
J. Haman, Demokracja, decyzje, wybory, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2003, s. 39-46.
Jest to tzw. agregatywna koncepcja demokracji i dobra wspólnego (zob. I. Shapiro, Stan teorii demokracji, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2006, s. 14-28).
G. Lissowski, Wprowadzenie do przestrzennej teorii głosowania, „Studia Socjologiczne” 2003, nr 1, s.
10-34; zob. też J. Raciborski, Zachowania wyborcze Polaków, w: Wymiary życia społecznego. Polska na
przełomie XX i XXI wieku, red. M. Marody, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2002, s. 228230.
254
społeczeństwie i struktury preferencji reprezentantów tworzących ciało przedstawicielskie.
Gdy pojęcie reprezentacji odniesiemy do zgodności systemów preferencji, to różnice pomiędzy poszczególnymi jej modelami zanikają bądź
sprowadzają się do kwestii czysto technicznych, nie mających wpływu na
ostatecznie przyjmowane decyzje polityczne. Najdłużej będzie się tu bronił
przed takim ujednoliceniem model powiernictwa, jednak i on mu się nie oprze
w momencie, gdy przyjmie się postulowane przez R. Dahla zasady postępowania demokratycznego, odnoszące się do kompetencji obywateli oraz równego traktowania ich preferencji (słabą i mocną zasadę równości oraz zasadę
presumpcji osobistej autonomii). I w istocie, model reprezentacji jako uwolnionego od preferencji reprezentowanych powiernictwa, opierać by musiał się
na koncepcji kurateli, uznawanej przez R. Dahla za niedemokratyczną – a
zatem reprezentacja demokratyczna musi, zdaniem tego teoretyka, zakładać,
że możliwości rozpoznawania własnych interesów oraz kompetencje w zakresie rozstrzygania o losie swoim i społeczności są wśród jej członków zbliżone18. Tym samym nie można przyjąć, że przedstawiciel w demokratycznym
systemie sprawowania władzy będzie potrafił lepiej rozpoznawać interesy
obywateli niż oni sami. W swoich działaniach w sferze polityki będzie musiał
zawsze jako punkt odniesienia przyjmować poglądy, interesy i preferencje
swoich wyborców. Z drugiej natomiast strony wyborcy będą starali się odczytywać to, jakie rozwiązania określonych problemów decyzyjnych proponują
im poszczególni kandydaci, a następnie wybierać tych, których propozycje są
najbardziej zbliżone do ich systemu preferencji.
Tradycyjny model reprezentacji
Powyższy model reprezentacji zakłada wzajemne komunikowanie i
odczytywanie systemów preferencji między obywatelami i ich przedstawicielami bądź kandydatami na przedstawicieli. Obywatele potrzebują tej informacji, by dokonywać racjonalnych decyzji wyborczych, zaś przedstawiciele – by
móc konstruować programy polityczne i podejmować decyzje polityczne
oparte na przedstawicielstwie. Używając terminologii wprowadzonej przez
18
R. Dahl, Demokracja i jej krytycy, op. cit., s. 77-169.
255
Niklasa Luhmanna, można powiedzieć, że we współczesnej demokracji dokonują się „komunikacyjne procesy okrężne”, polegające na tym, że obywatele
(publiczność) oraz reprezentanci (władza) dokonują wzajemnej obserwacji19.
Zauważają to również Juliet Roper, Christina Holtz-Bacha i Gianpietro Mazzoleni, którzy piszą: „Na reprezentację można patrzeć z dwóch stron. Z jednej
strony, jednostki (obywatele) poszukują reprezentacji swoich interesów w
kształtowaniu polityki publicznej. Z drugiej strony, ci którzy dążą do tego, by
być [ponownie] wybranymi reprezentują samych siebie wyborcom poprzez
kreowanie tożsamości mającej artykułować bądź łączyć interesy reprezentowanych z reprezentantami. (…) Obie strony spotykają się poprzez media, co
składa na nie szczególną odpowiedzialność za funkcjonowanie sfery publicznej”20.
Wzajemna obserwacja umożliwia wzajemne pozyskiwanie informacji
o preferencjach uczestników drugiej strony i podejmowanie takich działań,
które będą prowadziły do tego, by preferencje obu stron były jak najbardziej
zbliżone do siebie. Wyborcy czynią to głosując na tych kandydatów, którzy
przedstawiają i realizują programy najbliższe ich systemowi preferencji, zaś
kandydaci (lub już wybrani przedstawiciele) – dopasowując swoje działania i
formułowane programy do systemów preferencji zdefiniowanych przez nich
własnych elektoratów. Oprócz aktów wyborczych, które w demokracji odbywają się stosunkowo rzadko i dlatego nie mogłyby stanowić wyczerpującej
podstawy informacyjnej, wzajemna obserwacja dokonuje się również na co
dzień, w miarę pojawiania się kolejnych spraw w agendzie publicznej.
Warunkiem koniecznym skutecznej obserwacji jest wzajemne komunikowanie się stron stosunku reprezentacji. W okresie pomiędzy poszczególnymi elekcjami istnieje wiele kanałów przepływu informacji, z których reprezentanci działający w obrębie systemu politycznego mogą czerpać wiedzę na
temat preferencji członków społeczeństwa – od sondaży i badań marketingowych, po osobiste spotkania z wyborcami i postulaty przekazywane przez
instytucje społeczeństwa obywatelskiego; z drugiej strony również obywatele
19
20
N. Luhmann, Teoria polityczna państwa bezpieczeństwa socjalnego, Wydawnictwo Naukowe PWN,
Warszawa 1994, s. 52-57. W koncepcji N. Luhmanna w proces komunikacji okrężnej zaangażowany jest
jeszcze jeden podmiot, a mianowicie administracja państwowa. Jednak nie jest ona istotna z punktu widzenia problematyki niniejszego tekstu, a zatem – dla uproszczenia – ją pomijam.
J. Roper, Ch. Holtz-Bacha, G. Mazzoleni, The Politics of Representation. Election Campaigning and
Proportional Representation, Peter Lang Publishing, New York 2004, s. 1-2.
256
mogą wykorzystywać wiele kanałów pozyskiwania informacji o swoich reprezentantach – od bezpośrednich z nimi kontaktów, poprzez oficjalne, przygotowane przez nich informacje, po przekazy w mediach masowych 21. Komunikowanie odbywa się więc za pośrednictwem szeroko pojmowanych mediów i
bez nich nie byłoby możliwe. Media te – w najbardziej idealizacyjnym ujęciu
– pełnią jedynie rolę bezwiednego przekaźnika informacji. Zobowiązane
etycznie do obiektywności (np. dziennikarze czy media masowe) bądź neutralne z samej swojej istoty (np. dzienniki ustaw czy kartki wyborcze), umożliwiają każdej ze stron obserwację rzeczywistości politycznej drugiej strony
„takiej, jaka ona jest”. W efekcie w tradycyjnym modelu reprezentacji mamy
do czynienia z dwoma stronami jej stosunku, dokonującymi wzajemnej obserwacji za pośrednictwem „przezroczystych” mediów.
Rysunek 1. Tradycyjny model reprezentacji politycznej, opartej na komunikacji
i wzajemnej obserwacji stron stosunku reprezentacji.
Źródło: opracowanie własne.
Z jednej strony zatem obywatele dokonują obserwacji polityków, aby
z formułowanych przez nich programów oraz oceny dotychczasowych działań
wywnioskować, którzy z nich najbliżsi są ich poglądom i dają największe
gwarancje realizacji ich interesów. Należy przy tym jednak zauważyć, że za21
W. Szewczak, Media a efektywność polityki - krótki zarys problemu, w: Media a polityka, red. A. M.
Zarychta, Ł. Donaj, M. Kosiarz i A. Barański, Wyższa Szkoła Studiów Międzynarodowych, Łódź 2007,
s. 365-369. Por. także: D. Easton, An Approach to the Analysis of Political Systems, "World Politics"
1957, Vol. 9, No. 3, s. 386-390.
257
łożenia R. Dahla dotyczące umiejętności rozpoznawania własnych interesów i
w miarę zbliżonych kompetencji wszystkich obywateli mają charakter idealizacyjny i w praktyce funkcjonowania systemów demokratycznych się nie
sprawdzają. Przeciętni obywatele nie mają takiego rozeznania w sprawach
publicznych, jak zajmujący się tym zawodowo politycy pretendujący do bycia
przedstawicielami. Najbardziej zagorzali krytycy ignorancji obywateli określają nawet demokrację przydomkiem „idiotokracji” czy „głupkokracji”. Ich
zdaniem, obywatele, w swojej masie, nie mają nawet minimalnej informacji
niezbędnej do podejmowania rozsądnych decyzji. I jest to stan nieusuwalny,
gdyż nawet najwyższy wyobrażalny czy realistyczny poziom ich poinformowania byłby współcześnie zbyt niski22. Co więcej, obywatele nie mają żadnego interesu w tym, by takie rozeznanie czynić. Zgodnie bowiem ze spostrzeżeniem o tzw. paradoksie racjonalnego wyborcy, obywatel, niezależnie od
tego czy i ile czasu oraz wysiłku włoży w rozpoznanie spraw istotnych dla
zbiorowości, otrzymuje od systemu politycznego dokładnie takie same korzyści. W takim razie najbardziej opłacalną indywidualną strategią wyborcy jest
pozostanie ignorantem, korzystającym z wysiłku poznawczego innych23.
Z tym problemem tradycyjna teoria reprezentacji może sobie jednak
poradzić. Reprezentacja może być bowiem w takim przypadku swoistą „protezą”, zastępującą wykwalifikowanego i zaangażowanego (przynajmniej poznawczo) w sprawy publiczne obywatela – wyborcy cedują na swoich reprezentantów nie tylko samo uczestnictwo w procesach decyzyjnych, ale również
obowiązek zdobywania kwalifikacji i kompetencji niezbędnych do rozstrzygania problemów decyzyjnych, a także wiedzy na temat konkretnych problemów będących w agendzie politycznej. I rzeczywiście, wyniki badań empirycznych wskazują , że wyborcy w systemach demokratycznych w akcie głosowania nie popierają zazwyczaj konkretnych programów politycznych, nie
22
23
Zob. B. Gilley, Is Democracy Possible?, “Journal of Democracy” 2009, No. 1, s. 117.
A. Downs, An Economic Theory of Political Action in a Democracy, “The Journal of Political Economy”
1957, Vol. 65, Issue 2, s. 145-148; W.H. Riker, P.C. Ordeshook, A Theory of the Calculus of Voting,
“The American Political Science Review” 1968 Vol. 62, No. 1, s. 25-42; M. Olson, The Logic of Collective Action. Public Goods and the Theory of Groups, Harvard University Press, Cambridge (MA) 1971,
s. 163-165; T.J. Freddersen, Rational Choice Theory and the Paradox of Not Voting, “Journal of Economical Perspectives” 2004, Vol. 18, No. 1, s. 99 i nast. Także: T. Michalak, Ekonomiczna teoria demokracji Anthony’ego Downsa, w: Teoria wyboru publicznego. Wstęp do ekonomicznej analizy polityki i
funkcjonowania sfery publicznej, red. J. Wilkin, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2005, s. 7581. W praktyce ów paradoks partycypacji oczywiście często się nie sprawdza, albowiem wielu wyborców podejmuje wysiłek głosowania mimo jego jednostkowej nieracjonalności. Nie podważa to jednak
samego mechanizmu. Zob. W. Aksztejn, Racjonalność wyborcy a paradoks partycypacji. Znaczenie instrumentalnej motywacji dla wyjaśniania absencji wyborczej w 2005 r., „Decyzje” 2006, nr 5, s. 42-50.
258
kierują się szczegółowymi preferencjami dotyczącymi konkretnych problemów decyzyjnych, ale raczej dają ogólne wytyczne co do tego, w jakim kierunku powinna zmierzać prowadzona polityka oraz kto uosabia ten kierunek i
styl w jakim winno się go realizować24. Jest to zresztą – z punktu widzenia
stabilności i efektywności działania systemów demokratycznych – nie tylko
zrozumiałe, ale i pożądane. Nadmierne zaangażowanie obywateli w sprawy
publiczne mogłoby zaowocować szeregiem niepożądanych konsekwencji, z
paraliżem decyzyjnym włącznie25. Wyborcy w sprawnie funkcjonującym systemie demokratycznym na ogół nie angażują się więc w rozpoznawanie
wszystkich szczegółowych kwestii będących przedmiotem decyzji politycznych, ale ograniczają się jedynie do bardzo generalnego oglądu spraw publicznych i wizerunku kandydatów na przedstawicieli.
Oznacza to, że szczególną rolę w reprezentacji musi pełnić drugi kierunek komunikacji między społeczeństwem a systemem politycznym. Jeżeli
wyborcy nie wykazują skłonności do tego, by zapoznawać się ze szczegółowymi rozwiązaniami problemów decyzyjnych, jeżeli redukują oni do minimum stopień znajomości programów politycznych i systemów preferencji,
jakie chcieliby wspierać poszczególni kandydaci, to zadanie rozpoznawania
preferencji społecznych spada przede wszystkim na przedstawicieli, wybranych i sprawujących już swoje funkcje. To nie tyle wyborcy starają się więc
głosować na tych, którzy możliwie najwierniej odzwierciedlają ich system
preferencji; to sami wybrani przedstawiciele winni być zorientowani na realizację funkcji reprezentacji politycznej poprzez odczytywanie struktury preferencji obywateli i przyjmowanie jej za punkt odniesienia w procesach decyzyjnych. Tym samym preferencją społeczną jest to, jaki jej obraz zostaje stworzony w umyśle decydentów politycznych – to sami decydenci rozpoznają
interesy i preferencje ludzi, a następnie konstruują z nich wspólną preferencję
społeczną26. Jest to związane z charakterystyką systemu preferencji obywateli:
nie są one, pomijając najbardziej istotne kwestie, formułowane a priori, ale
konstruowane dopiero w konkretnej sytuacji decyzyjnej, niejako „wywoływa-
24
25
26
A. Hadenius, Democracy and Development, Cambridge University Press, Cambridge 1992, s. 12-23; V.
O. Key, Jr., The Responsible Electorate. Rationality in Presidential Voting 1936-1960, Harvard University Press, Cambridge (MA) 1966.
P. Braud, Rozkosze demokracji, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1995, s. 23-50.
Por. A. Sen, Racjonalność i wybór społeczny, w: Elementy teorii wyboru społecznego, wyb. G. Lissowski, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2001, s. 53.
259
ne” przez to, co pojawia się w agendzie politycznej. W przypadku większości
kwestii obywatele nie mają sprecyzowanych preferencji, przynajmniej do
momentu, gdy staną one na forum publicznym. Często bywa, że są one konstruowane już po przeprowadzeniu całego procesu decyzyjnego i ujawnieniu
gotowego rozwiązania, które jest wówczas oceniane post factum27. I w tym
momencie winny być odczytywane w akcie obserwacji przez pełniących rolę
reprezentantów politycznych.
Kryzys polityki i tradycyjnego modelu reprezentacji politycznej
Zarysowany powyżej tradycyjny model reprezentacji sprawdzał się
dość dobrze przez długi okres czasu – od „wynalezienia” demokracji przedstawicielskiej w okresie Oświecenia, aż do drugiej połowy, a może nawet
końca XX wieku. W pewnym stopniu działa również dzisiaj, jednak warunki
w jakich funkcjonuje obecnie polityka demokratyczna, wraz z będącą jej częścią zasadą przedstawicielstwa, ulegają zasadniczym zmianom, a zatem i on
zostaje zdezaktualizowany.
W ostatnich latach bądź dziesięcioleciach obserwujemy istotne zmiany w mechanizmach funkcjonowania polityki w krajach demokratycznych. Są
one na tyle istotne, że niektórzy określają je mianem kryzysu polityki 28, inni
mówią o przejściu od polityki do postpolityki29, niektórzy zaś proponują przebudowę jej instytucjonalnego szkieletu30. Wśród tych symptomów przemian,
które najsilniej wpływają na funkcjonowanie reprezentacji politycznej, można
27
28
29
30
Jest to związane z logiką działania mediów we współczesnych systemach demokratycznych. Skoncentrowane na poszukiwaniu tematów wzbudzających silniejsze zaangażowanie emocjonalne odbiorców,
wykazują one tendencje do krytycznego informowania o już przyjętych rozwiązaniach (tym bardziej, że
są one łatwiej dostępne dziennikarzom), aniżeli o dopiero przygotowywanych propozycjach legislacyjnych. Z tego powodu informacje o konkretnych kwestiach decyzyjnych często docierają do obywateli
dopiero po ich rozstrzygnięciu i – w konsekwencji – dopiero w tej perspektywy poddawane są one obywatelskiej ewaluacji.
Patrz np.: B. Kaczmarek, Polityka a władza. Kryzys paradygmatu?, „Studia Politologiczne” 2004, Vol. 8
(zeszyt monograficzny: Współczesne teorie polityki – od logiki do retoryki, red. T. Klementewicz), s.
195-200.
Na przykład: J. Golinowski, Perspektywa porządku postpolitycznego. W stronę technologii władzy,
Oficyna Wydawnicza Aspra-JR, Warszawa 2007; B. Michalak, Czy grozi nam depolityzacja polityki?
Rozważania na temat wizji postpolitycznej, "Studia Polityczne" 2010, Vol. 25, s. 129-145; J. Macała,
Postpolityka – niepewna przyszłość demokracji?, w: Odsłony współczesnej polityki, red. J. Golinowski i
A. Laska, Wydawnictwo UKW, Bydgoszcz 2012, s. 66-80.
Na przykład: A. Toffler, H. Toffler, Budowa nowej cywilizacji. Polityka nowej fali, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 1996, s. 88-109; G. Rydlewski, Rządzenie w świecie megazmian (Studium politologiczne), Dom Wydawniczy Elipsa, Warszawa 2009, s. 165-179.
260
by wymienić:
kryzys obywatelskości – czyli obniżający się poziom zaangażowania (w
tym poznawczego) obywateli w politykę,
mediatyzacja polityki i tabloidyzacja mediów masowych – powodująca,
że programy polityczne reprezentantów, z natury nie stanowiące atrakcyjnego dla odbiorców mediów contentu, zostają wypierane przez treści rozrywkowe i mało istotne,
zaostrzająca się konkurencja na rynku politycznym, wymagająca stosowania środków marketingowych i manipulacji politycznej,
kryzys wartości i ideologii – wyrażający się w rozmyciu ideowym partii
politycznych, odrywaniu się partii od sztywnych programów wyborczych
i ustabilizowanych elektoratów, tworzeniu się partii typu catch-all itp.31
Wszystkie te czynniki, jakkolwiek mają swoją własną dynamikę, są
przede wszystkim produktem przemian społecznych o szerszym zakresie,
m.in. takich jak: globalizacja i pojawienie się sieci powiązań międzynarodowych, organizacji ponadpaństwowych oraz problemów o zasięgu globalnym,
nasilanie się tempa zmian społecznych, zasadnicza nieprzewidywalność kierunków rozwoju społecznego, rosnące zróżnicowanie wewnętrzne systemów
społecznych i wiele innych32. Można powiedzieć, że tradycyjne instytucjonalne instrumentarium demokracji przedstawicielskiej stworzone zostało w zupełnie odmiennym kontekście społecznym i nic dziwnego, że w dzisiejszych
warunkach w coraz mniejszym stopniu jest ono zdolne do pełnienia przewidzianych dlań funkcji. Również leżące u jego podstaw mechanizmy reprezentacji politycznej ulegać muszą zmianom i adaptacjom.
Płynność i amorficzny charakter współczesnej polityki oraz kontekstu
jej funkcjonowania, jak również permanentna zmienność sytuacji decyzyjnych
powodują, że komunikacja między reprezentantami a reprezentowanymi jest
coraz trudniejsza. I w rezultacie każda ze stron wie coraz mniej na temat preferencji drugiej. Wyborcy coraz mniej wiedzą o kandydatach, coraz bardziej
31
32
Zob. W. Szewczak, O pojęciu kryzysu polityki, w: Od teorii do praktyki politycznej. Księga jubileuszowa
dedykowana Profesorowi Zbigniewowi Blokowi z okazji 40-lecia pracy naukowej i 70-lecia urodzin, red.
M. Kołodziejczak i R. Rosicki, Wydawnictwo Naukowe WNPiD UAM, Poznań 2012, s. 225-237.
Patrz np. A. Toffler, Trzecia fala, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2001; M. Hirszowicz,
Spory o przyszłość. Klasa, polityka, jednostka, Wydawnictwo IFiS PAN, Warszawa 1998; M. Hirszowicz, Stąd, ale dokąd? Społeczeństwo u progu nowej ery, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2007.
261
rozmytych ideologicznie i dostosowujących poglądy do aktualnego układu sił
politycznych oraz wskazań specjalistów od marketingu. Kandydaci coraz
mniej wiedzą o wyborcach, którzy nie tworzą już zwartych i homogenicznych
elektoratów, są coraz bardziej rozproszeni i różnorodni, ale też w odniesieniu
do wielu kwestii nie mają jednoznacznych preferencji. Obie strony nie są też
w stanie przewidzieć tego, jakie sprawy będą przedmiotem regulacji politycznej w najbliższej przyszłości, ani jakie i dotyczące czego decyzje przyjdzie w
tym czasie podejmować. Wyborcy nie wiedzą już więc na kogo tak naprawdę
głosują, przedstawiciele nie wiedzą czego tak naprawdę oczekują od nich
wyborcy (często i sami wyborcy nie potrafiliby tego określić), nikt nie wie
jakie dylematy przyjdzie w przyszłości rozstrzygać i jakim systemem preferencji się przy tym kierować. W tej sytuacji obywatele i ich przedstawiciele
przestają być dla siebie punktem wzajemnego odniesienia, zaś sama reprezentacja i mechanizmy wyłaniania reprezentantów stają się w coraz większym
stopniu fasadą i jedynie pozostałością po systemie instytucjonalnym tradycyjnej demokracji przedstawicielskiej.
Nie oznacza to jednak zerwania z reprezentacją w ramach systemów
demokratycznych. Teza, jaką chciałbym postawić, zakłada, że obie te grupy –
zarówno reprezentanci, jak i reprezentowani – będące wcześniej dla siebie
wzajemnie punktem odniesienia dla podejmowanych działań i decyzji, potrzebują obecnie innego dla nich oparcia. Nie wyrzekają się paradygmatu reprezentacji, ale musi on być oparty na odmiennych niż do tej pory zasadach i
mechanizmach jej powstawania. Te nowe mechanizmy muszą zapewniać
większą niż do tej pory elastyczność relacji między reprezentantami i reprezentowanymi. Reprezentanci nie mogą dążyć do odtwarzania struktury preferencji demos, gdyż ta w klasycznym znaczeniu często w ogóle nie istnieje, a z
pewnością nie jest możliwa do dokładnego rozpoznania nawet przy zastosowaniu najbardziej wyrafinowanych narzędzi badawczych. Obywatele nie mogą natomiast liczyć na to, że znajdą kandydatów wiarygodnych i ideologicznie
stabilnych, a nawet na to, że dane im będzie poznać szczegółowe programy
polityczne. W tej sytuacji potrzebne jest zaistnienie pomiędzy tymi grupami
swoistego bufora, rekompensującego te niedostatki. Elastycznego, działającego wraz z pojawianiem się nowych kwestii w agendzie politycznej i dającego
możliwość kompensacji tych luk poznawczych. Tym buforem jest obecny w
mediach dyskurs publiczny.
262
Nowy model reprezentacji – reprezentacja oparta o dyskurs
W tradycyjnym modelu reprezentacji każda z jej stron była równocześnie obserwatorem i przedmiotem obserwacji, jednak w społeczeństwach ery
ponowoczesności nie jest to już możliwe. W tej sytuacji każda ze stron zaczyna orientować się na to, co jest jej najbliższe, najbardziej widoczne i najlepiej
dostrzegalne w sferze polityki – a mianowicie na będący jej zewnętrznym
przejawem dyskurs polityczny, uzyskujący współcześnie quasi-autonomiczny
charakter. Rozumiany jest on jako „dyskurs elit symbolicznych na tematy
polityczne (…). Należą do niego publiczne wypowiedzi polityków poza właściwym kontekstem sprawowania funkcji politycznych (np. niektóre wypowiedzi dla środków masowego przekazu) oraz wypowiedzi wszystkich innych
uczestników elit symbolicznych na tematy polityczne (publicystyka polityczna, publiczne wypowiedzi artystów, intelektualistów, duchownych, naukowców, ekspertów i ludzi biznesu na tematy polityczne)”33. Wypowiedzi te odnoszą się do kwestii będących częścią agendy politycznej, ale również same
wpływają na jej tworzenie. O ile zatem w tradycyjnym modelu reprezentacji
przedstawiciele i obywatele wzajemnie się obserwowali i komunikowali, to w
modelu nowym obserwowany jest sam dyskurs, który staje się tym samym
punktem odniesienia dla własnych działań w sferze polityki. Zarówno obywatele, jak i reprezentanci obserwują dyskurs publiczny, równocześnie w nim
uczestnicząc.
Ten rodzaj dyskursu publicznego, który stanowi istotny punkt odniesienia i tworzy ramy interpretacyjne (zarówno dla publiczności, jak i dla reprezentantów) oraz uzyskuje przez to funkcje quasi-reprezentacyjne, ma charakter zinstytucjonalizowany i sprofesjonalizowany. Jest to dyskurs prowadzony w mediach o charakterze masowym, adresowanych i docierających do
szerokiej publiczności o względnie szerokim spektrum poglądów i orientacji
politycznych. Pojawia się on w gazetach i czasopismach, programach telewizyjnych i radiowych, a także na największych portalach internetowych. Media
33
M. Czyżewski, S. Kowalski, A. Piotrowski, Rytualny chaos. Studium dyskursu publicznego, Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2010, s. 25. W tym tekście – inaczej niż proponują to
wspomniani autorzy – będę traktował dla uproszczenia synonimicznie pojęcia dyskursu politycznego i
dyskursu publicznego. Ograniczam też zakres dyskursu publicznego do tych wypowiedzi, które pojawiają się w mediach masowych, mających możliwość istotnego wpływu na politykę i preferencje stron stosunku reprezentacji w szerokiej skali.
263
te mają największy zasięg oddziaływania (oglądalność, słuchalność, czytelnictwo) oraz najwyższy potencjał opiniotwórczy. Wytworzyły one również swoisty etos uczestnictwa w procesie komunikacji politycznej i pretendują do
miana „obiektywnych”, a przynajmniej nie związanych z tylko jedną opcją
polityczną. Dlatego są one postrzegane przynajmniej przez dużą część odbiorców jako godne zaufania źródło wiedzy o kwestiach będących przedmiotem
politycznych rozstrzygnięć.
Media te tworzą pole dla dyskursu publicznego, chociażby poprzez
fakt stosowania i udostępniania infrastruktury technicznej umożliwiającej
docieranie komunikatów uczestników dyskursu do szerokich rzesz odbiorców.
Ich rola w tworzeniu pola dyskursu publicznego nie ma jednak jedynie takiego, technicznego charakteru. Ustanawianie pola dla dyskursu polega również
między innymi na:
ustalaniu i narzucaniu reguł wypowiadania się,
kontrolowaniu stosowania się do tych reguł, mniej lub bardziej konsekwentnym wobec różnych uczestników dyskursu,
kreowaniu agendy, czyli tematów będących przedmiotem dyskursu,
dopuszczaniu lub wykluczaniu różnych podmiotów z dyskursu,
kreowaniu i narzucaniu konwencji wypowiedzi (np. poważna vs. satyryczna, emocjonalna vs. racjonalna) itd.
Wszystko to sprawia, że media nie tylko ustanawiają pole dla dyskursu publicznego, ale także wpływają na jego kształt i zawartość. Takim wpływem może być na przykład faworyzowanie niektórych podmiotów lub orientacji ideowych w dyskursie34, przemilczanie niektórych tematów bądź niektórych ich aspektów35 czy takie ustanawianie agendy medialnej (a poprzez to
również i publicznej), które służyć będzie interesom określonych grup (na
przykład własnym)36. Wreszcie przedstawiciele mediów są również aktywny34
35
36
Zob. np. B. Dobek-Ostrowska, Polski system medialny na rozdrożu. Media w polityce, polityka w mediach, Wydawnictwo UWr, Wrocław 2011, s. 68-78.
Zob. R. Necel, Sfery przemilczeń w dyskursie publicznym. Praktyki unieważniania w polskiej debacie
publicznej, rozprawa doktorska napisana pod kierunkiem Krzysztofa Podemskiego, UAM, Poznań 2012,
dostępna
online:
https://repozytorium.amu.edu.pl/jspui/bitstream/10593/2809/1/sfery%20przemilczeń%20R%20%20Necel
.pdf [dost. 11-05-2013]; P. Bourdieu, O telewizji. Panowanie dziennikarstwa, Wydawnictwo Naukowe
PWN, Warszawa 2009, s. 44-48.
Por. M. McCombs, Ustanawianie agendy. Media masowe i opinia publiczna, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2008.
264
mi uczestnikami samego dyskursu.
Uczestnicy dyskursu publicznego
W ramach dyskursu publicznego w mediach masowych można wyróżnić cztery zasadnicze typy uczestników, w zależności od tego w jakiej roli oni występują, jakie funkcje pełnione w dyskursie są z tą rolą związane oraz w jaki
sposób są oni odbierani przez obserwujących dyskurs. Podział ten nie ma charakteru klasyfikacji, ale typologii, a zatem poszczególni uczestnicy dyskursu
publicznego mogą być kwalifikowani jako członkowie jednej z poniższych
grup, ale nie muszą w pełni odpowiadać ich charakterystyce. Te cztery grupy
to:
1. Politycy i przedstawiciele zorganizowanych grup interesów (np. związków zawodowych, stowarzyszeń ukierunkowanych na realizację partykularnych celów itd.),
2. Obywatele – osoby bez szczególnego zaangażowania w dane kwestie,
jednak wyrażające swoje zdanie jako „przeciętny człowiek” (np. uczestnicy sondy ulicznej czy publiczność programu publicystycznego w studio,
której członkowie są proszeni o zabranie głosu),
3. Dziennikarze, publicyści i inne osoby związane z mediami, uczestniczące
w dyskursie publicznym w ramach pracy zawodowej,
4. Eksperci – czyli osoby nie pracujące w mediach, jednak zapraszane do
zabierania głosu ze względu na domniemane wysokie kompetencje w danej kwestii (np. pracownicy uczelni wyższych, firm consultingowych, autorzy specjalistycznych publikacji itp.).
W tradycyjnym modelu reprezentacji członkowie dwóch pierwszych
grup stanowią strony tej relacji, zaś dwóch pozostałych mają za zadanie
usprawnianie komunikacji między nimi. W modelu reprezentacji zorientowanej na dyskurs tak już nie jest. Role poszczególnych grup się bowiem zmieniają, zaś sam dyskurs nie jest jedynie komunikacją pomiędzy politykami a obywatelami i uzyskuje status quasi-autonomiczny, staje się na wpół niezależnym
od jego uczestników tworem sui generis. Komunikacja coraz bardziej nabiera
cech wielostronnej, w której poszczególne strony zatracają autonomiczny
265
charakter obserwatora/obserwowanego, zaś konkluzywne i zamknięte stają się
nie tyle wypowiedzi tych stron, co sam dyskurs jako całość.
Różne grupy mogą wpływać na kształt dyskursu w różny sposób i z
różnym skutkiem, a poprzez to odmienny może być ich wpływ na obserwatorów dyskursu. Zróżnicowanie to jest skutkiem dwóch zasadniczych charakterystyk tych grup, które przesądzają o tym, która z nich jest najbardziej istotna
w stanowieniu punktu odniesienia dla pozostałych w procesie reprezentacji
politycznej. Tymi kryteriami są:
1. Poziom kompetencji w zakresie spraw będących przedmiotem dyskursu –
czyli czy uczestnicy dyskursu są postrzegani jako ci, który dysponują ponadprzeciętną, specjalistyczną wiedzą w określonej kwestii, czy wiedza ta
daje podstawę do formułowania optymalnych rozwiązań i czy jest przez
nich w ten sposób wykorzystywana.
2. Poziom obiektywności – czy uczestnicy dyskursu nie są związani partykularnymi interesami swoimi lub określonych grup, bądź też własnym systemem aksjologiczno-ideologicznym, a zatem: czy w swoich wypowiedziach kierują się interesem całego społeczeństwa, czy też jedynie jego
części, wyróżnionej przez wspólnotę interesów grupowych lub poglądów
politycznych.
Trzeba zauważyć, że powyższe charakterystyki nie dotyczą absolutnych cech grup uczestniczących w dyskursie, ale ich „charakterystyki wizerunkowej”, czyli tego jak są one postrzegane przez odbiorców mediów, śledzących dyskurs publiczny i wypowiedzi przedstawicieli poszczególnych grup
w jego ramach. Nie jest zatem istotne czy np. dziennikarze są rzeczywiście
obiektywni (abstrahując od zagadnienia, czy obiektywność jest w ogóle możliwa), ale czy są jako tacy odbierani przez innych; nie ma znaczenia czy eksperci rzeczywiście dysponują specjalistyczną wiedzą, ale czy inni tak uważają
itd. Niejednokrotnie zresztą przez członków tych grup celowo podejmowane
są działania w ramach strategii mających zapewnić im taki wizerunek, z różnym wszakże skutkiem.
Z punktu widzenia problemu reprezentacji, to właśnie odbiór poszczególnych grup przez obserwatorów dyskursu publicznego, a nie ich rzeczywista charakterystyka, ma kluczowy charakter. Liczy się przede wszystkim
to, w jaki sposób poszczególne grupy uczestników dyskursu są postrzegane
266
przez pozostałych. Na tym poziomie różnice są istotne i mają zasadniczy
wpływ na kształt reprezentacji politycznej. Od niego bowiem zależy, kto jest
punktem odniesienia dla oceny interesu społecznego i preferencji społecznej
w procesie reprezentacji.
Przejdźmy zatem do dokładniejszego przedstawienia poszczególnych
grup uczestniczących w dyskursie publicznym, ze szczególnym uwzględnieniem powyższych dwóch kryteriów. Gdyby wyodrębnić to, co najbardziej w
tych grupach typowe i najbardziej interesujące z punktu widzenia problematyki niniejszego tekstu, to ich charakterystyka wyglądałaby jak poniżej.
1. Członkowie ugrupowań politycznych i przedstawiciele grup interesu, związków zawodowych itp.
Cechują się oni zróżnicowanym poziomem kompetencji. Z jednej
strony mamy do czynienia ze stereotypowym wizerunkiem polityka-dyletanta,
którego jedynym polem rzeczywistej kompetencji są rozgrywki personalne i
rywalizacja partyjna, zaś pozostałe, istotne dla społeczeństwa sprawy pozostają poza jego polem uwagi bądź pozostawia on je ekspertom oraz partyjnym
władzom, których opinie bezkrytycznie akceptuje. Z drugiej strony, z pewnością istnieje pewne grono aktywnych polityków, którzy są mocno zainteresowani jakąś – zazwyczaj dość wąską – problematyką i ich wiedza w tym zakresie jest głęboka. Dotyczy to również przedstawicieli zorganizowanych grup
interesu, którzy zazwyczaj są uznawani za kompetentnych, ale w wąskim zakresie spraw, które ich bezpośrednio dotyczą. Tak czy inaczej, przedstawiciele
tej grupy uczestników dyskursu publicznego mogą być uważani za przeciętnie
lepiej poinformowanych i bardziej kompetentnych niż „zwykli obywatele”, co
wynika chociażby z ich silniejszego zaangażowania w wypracowywane rozstrzygnięcia i debatę wokół nich. Wiedza ta jednak rzadko ma charakter rozległej wiedzy eksperckiej, jej poziom jest także bardzo zróżnicowany w zależności od konkretnej jednostki.
Zdecydowanie niski jest w przypadku tej grupy natomiast poziom
obiektywizmu. Z jednej strony mamy tu bowiem do czynienia z przedstawicielami grup interesu czy lobbystycznych, których istotą działalności jest dążenie do realizacji tych rozwiązań, które są najbardziej dla nich korzystne. Do
267
tego typu uczestników dyskursu publicznego można zazwyczaj zaliczyć
przedstawicieli związków zawodowych, ale i organizacji pracodawców, podmiotów gospodarczych, organizacji terytorialnych itd. Z drugiej strony natomiast mamy do czynienia z członkami ugrupowań politycznych, rywalizujących – w krótszej lub dłuższej perspektywie czasowej – o władzę i poparcie
elektoratu. Tu pojawiają się często deklaracje o działaniu w interesie całego
społeczeństwa, jednak w społecznym odbiorze są one raczej mało wiarygodne. Zazwyczaj politycy postrzegani są jako ci, którzy dbają przede wszystkim
o interes swój i swojego ugrupowania, w najlepszym zaś przypadku – o interes własnego elektoratu, kosztem pozostałych grup37. Pomimo więc deklaracji
werbalnych, ocena poziomu ich obiektywności przez odbiorców dyskursu
publicznego jest bardzo niska (choć zapewne uzależniona w pewnym stopniu
od uwarunkowań kulturowych). Ich wypowiedzi są natomiast interpretowane
przede wszystkim w kontekście kalkulacji wyborczych i zabiegania o względy
elektoratu, a nie dbania o wspólny interes społeczny.
Podsumowując, można powiedzieć, że przedstawiciele tej grupy
uczestników dyskursu publicznego cechują się zróżnicowaną kompetencją,
której poziom zazwyczaj przekracza jednak poziom kompetencji przeciętnego
obywatela, chociaż dość rzadko jest to wiedza o charakterze eksperckim. Zdecydowanie niski jest tu natomiast poziom obiektywności, praktycznie zawsze
ich wypowiedzi są postrzegane jako motywowane partykularyzmem – czy to
w postaci interesów grupowych, czy kalkulacji wyborczych.
2. „Zwykli obywatele”
Niekiedy w ramach dyskursu publicznego okazję do wypowiedzi mają
osoby, które są traktowane jako „zwykli obywatele”, tzn. niczym się nie wyróżniający, przypadkowo dobrani ludzie, których wypowiedzi mogą być odbierane jako głos „człowieka przeciętnego”. Ich udział w dyskursie publicznym jest jednak bardzo ograniczony, jak również fragmentaryczny, incyden37
Dla przykładu, w badaniu – wprawdzie niereprezentatywnym, ale przynoszącym bardzo sugestywne
wyniki – przeprowadzonym przez A. Węgrzyna, dotyczącym postrzegania polityków przez obywateli,
największy odsetek, bo aż 82% badanych, wskazywało, że cechę polityków jest „Dbanie wyłącznie o
własne interesy, egoizm, materializm, stawianie własnego interesu ponad interes ogółu (…)”. Zob. A.
Węgrzyn, Postrzeganie polityków polskich przez mieszkańców Wałbrzycha, dost. online:
http://www.draw.nazwa.pl/controlling2/assets/publikacje/postrzeganie.pdf [13.05.2013].
268
talny oraz skażony domniemaniem niekompetencji bądź nieobiektywności
(partykularyzmu interesów). Ów „zwykły obywatel” w dyskursie publicznym
w mediach masowych przybiera najczęściej jedną z dwóch ról. Pierwszą z
nich jest głos „przeciętnego człowieka”, zagadniętego na ulicy lub w innym
równie przypadkowym miejscu i mającego na poczekaniu sformułować opinię
na jakiś temat. Nie wykracza ona jednak poza jedno-, dwuzdaniowy ogólnik,
oparty najczęściej na myśleniu stereotypowym lub emocjach. Podobną rolę
pełni też publiczność w studio telewizyjnym, proszona niekiedy o zabranie
głosu, jednak bez możliwości szczegółowego uzasadnienia czy choćby wyczerpującego przedstawienia. Drugą rolą jest natomiast rola reprezentanta
jakiejś partykularnej grupy interesu, starającego się forsować korzystne dla
siebie rozwiązanie w określonej, wąskiej kwestii, czyli na przykład protestującego przeciwko zamknięciu lokalnej szkoły czy budowie uciążliwej fabryki
koło swojego miejsca zamieszkania38. Ani w pierwszej, ani w drugiej z tych
ról obywatele przebijający się do dyskursu publicznego nie mogą stanowić
stałego punktu odniesienia dla decydentów politycznych. W pierwszej bowiem są oni traktowani jako osoby o bardzo ograniczonej kompetencji, zaś
ich wypowiedzi mają charakter ogólnikowy i niewiele wskazujący decydentom. W drugiej natomiast występuje silny partykularyzm, znoszący możliwość reprezentowania społeczeństwa i różnorodnych interesów w jego ramach. Zresztą w tym drugim przypadku kwestie poruszane w dyskursie mają
zwykle charakter jednostkowy i nie powinny być wprost traktowane jako podstawa informacyjna decyzji politycznych, które mają ze swojej natury charakter syntetyczny i abstrakcyjny 39 . Istotna w obu przypadkach jest natomiast
incydentalność uczestnictwa w dyskursie publicznym, która uniemożliwia
uczynienie z tych jego uczestników stałej podstawy dla reprezentacji.
„Zwykli obywatele” mają natomiast możliwość uczestniczenia – i
często uczestniczą – w innym obiegu dyskursu publicznego, charakteryzującym się dużą autonomicznością i funkcjonowaniem w dużej mierze niezależnym od tego oficjalnego, sprofesjonalizowanego i będącego domeną mediów
38
39
Typowym przypadkiem byłby tu uczestnik grupy działającej według syndromu NIMBY („not in my
backyard”). Zob. np. P. Matczak, Społeczne uwarunkowania eliminacji syndromu NIMBY, w: Podmiotowość społeczności lokalnych. Praktyczne programy wspomagania rozwoju, Media – G.T., Poznań
1996.
Por. W. Szewczak, Istota i mechanizmy funkcjonowania demokracji ad hoc, „Studia Socjologiczne”
2010 nr 2.
269
masowych. Ten autonomiczny dyskurs toczy się przede wszystkim w Internecie, zarówno w postaci komentarzy na portalach masowych, jak i w mniejszych, tworzonych for, grup dyskusyjnych, blogów itd. Ta forma komunikacji
jest jednak rozproszona, a przez to trudna do ogarnięcia i przełożenia na
wspólną preferencję społeczną. Nastawiona jest też przede wszystkim na
utwierdzanie własnych poglądów i konfrontację z innymi, a nie na ścieranie
dla wypracowania wspólnych punktów widzenia. Nie ma ona bezpośredniego
połączenia i przełożenia na system polityczny, wypowiedzi w ramach tego
autonomicznego pola dyskursu nie docierają najczęściej w ogóle do reprezentantów zasiadających w ciałach przedstawicielskich, a nawet jeżeli, to nie
tworzą one spójnego obrazu preferencji grupowych, jak również – jako skażone internetową anonimowością wypowiedzi – pozostawiają poważne wątpliwości co do ich reprezentatywności i możliwości jej zmanipulowania oraz nie
pozwalają na zidentyfikowanie elektoratów.
Podsumowując, można powiedzieć, że „zwykli obywatele” to incydentalni uczestnicy dyskursu w mediach masowych, wykazujący zwykle niski
poziom zaangażowania w sprawy publiczne, a co za tym idzie – również
kompetencji w ich zakresie. Wyjątkiem będzie grupa tych obywateli, którzy są
bezpośrednio zainteresowani jakąś kwestią i działają w celu realizacji własnego interesu w tej sprawie – wówczas jednak ich zaangażowanie jest jedynie
aspektowe, zaś poziom neutralności bardzo niski, co oznacza, że mogą oni być
traktowani raczej jako partykularnie zorientowani przedstawiciele grup interesu.
3. Dziennikarze, pracownicy mediów
Kolejną grupą uczestniczącą w dyskursie publicznym są osoby zawodowo związane z mediami i uczestniczące w dyskursie w ramach pracy w
nich. Są to przede wszystkim dziennikarze programów o tematyce politycznej
(publicystycznych, informacyjnych), publicyści, komentatorzy polityczni itp.
Przedstawiciele mediów zajmują w dyskursie pozycję, którą można określić
jako uprzywilejowaną. Są oni bowiem z jednej strony postrzegani jako bezstronni, nie angażujący się w sam dyskurs, kompetentni arbitrzy. Z drugiej
natomiast strony – równocześnie jako wyraziciele przekonań i interesów prze270
ciętnych ludzi, ich sprzymierzeńcy w kontrolowaniu władzy, która bez tej
kontroli skłonna jest stale te interesy naruszać. Można powiedzieć, że spełniają oni kryterium obiektywności (przypomnijmy – w odbiorze społecznym) i
działania w interesie ogółu, nie obarczonego partykularyzmem grupowym.
Wizerunek ten jest umacniany i pielęgnowany, między innymi instytucjonalnie – poprzez odpowiednie zapisy w kodeksach etyki zawodowej i statutach
stowarzyszeń dziennikarskich, ale często własna obiektywność jest również
deklarowana i podkreślana przez samych dziennikarzy w przekazach medialnych. Nawet w samej teorii demokracji oraz komunikowania społecznego jest
głęboko zakorzenione oczekiwanie tego, że dziennikarze będą pełnili role
obiektywnego arbitra i czynnika kontrolującego władzę polityczną, realizującego przede wszystkim interes publiczny40.
Przekonanie o bezstronności i obiektywizmie dziennikarzy jest
wprawdzie mocno na wyrost 41 . Przedstawiciele mediów prezentują często
swoje orientacje ideowe, dokonują ocen wypowiedzi innych uczestników
dyskursu i formułują wypowiedzi o charakterze normatywnym 42. Niektórzy
dziennikarze na swojej wyrazistości ideowej budują nawet całą swoją obecność w dyskursie. Jednak gdy weźmiemy pod uwagę grupę przedstawicieli
mediów jako całość, to postrzega się ich jako obiektywnych43.
Równocześnie dziennikarze są uważani zazwyczaj za dość kompetentnych w zakresie spraw, jakimi się zajmują44. To przekonanie również czę-
40
41
42
43
44
Zob. np. R. E. Denton Jr., G. C. Woodward, Jak zdefiniować komunikację polityczną, w: Władza i społeczeństwo 2. Antologia tekstów z zakresu socjologii polityki, wyb. J. Szczupaczyński, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 1998, s. 198-199; D. McQuail, Teoria komunikowania masowego, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2007, s. 177-179.
P. Legutko, D. Rodziewicz, Mity czwartej władzy: dla widzów, słuchaczy i czytaczy, Wydawnictwo
Literackie, Kraków 2002, s. 113-130.
Zob. np. G. Pawlik, Stronniczość polityczna mediów w demokracji, w: Mediatyzacja kampanii politycznych, red. M. Kolczyński, M. Mazur i S. Michalczyk, Wydawnictwo UŚ, Katowice 2009, s. 147-156.
Szczególnie mocno jest to widoczne, gdy porówna się ten wizerunek z odbiorem innej grupy uczestniczącej w dyskursie publicznym – polityków. Dla przykładu można podać, że w badaniu CBOS z 2006
roku aż ośmiokrotnie więcej respondentów wskazało, że interesem społecznym w swoich działaniach
kierują się dziennikarze (40% wskazań) niż politycy (zaledwie 5% badanych). Zob. M. Wenzel, Oceny
pracy dziennikarzy, komunikat z badań CBOS nr BS/179/2006, Warszawa 2006, s. 1).
Potwierdzają to prowadzone niekiedy badania empiryczne. Na przykład, w badaniu ankietowym CBOS z
kwietnia 2002 r. na pytanie o kompetencje dziennikarzy 60% respondentów odpowiedziało, że uważają,
iż solidnie przygotowują się oni do poruszanych tematów, zaś zaledwie 18% badanych stwierdziło, że
często są oni nieprzygotowani i słabo znają poruszane tematy (M. Strzeszewski, Jacy są, a jacy powinni
być dziennikarze?, komunikat z badań CBOS nr BS/68/2002, Warszawa 2002, s. 6). W podobnym badaniu z 2012 roku proporcje te pozostały zbliżone – wynosiły 57% do 23% (M. Omyła-Rudzka, Opinie na
temat pracy dziennikarzy, komunikat z badań CBOS nr BS/164/2012, Warszawa 2012, s. 7). Oznacza to,
że znaczna większość społeczeństwa uważa dziennikarzy in genero za kompetentnych w zakresie spraw,
którymi się zajmują.
271
sto nie przystaje do rzeczywistości45. Łatwo je jednak podtrzymywać, między
innymi dzięki specyfice roli pełnionej przez dziennikarzy w przekazach medialnych: to oni narzucają jakie tematy są poruszane, mogą kierować wypowiedzi innych na te kwestie, do których się wcześniej przygotowali, nie są
narażeni na pytania weryfikujące ich kompetencje ze strony innych uczestników dyskursu, podczas gdy sami są władni innym takie pytania zadawać.
Przedstawiciele mediów zatem postrzegani są jako obiektywni i dość
kompetentni wyraziciele preferencji społeczeństwa w danych kwestiach („głos
ludu”) oraz kontrolerzy poczynań przedstawicieli władzy pod kątem ich zgodności z interesem społecznym, który sami definiują.
4. Eksperci
Podobne cechy specyficznego położenia przejawiają się względem
innej grupy uczestników dyskursu publicznego, a mianowicie osób biorących
w nim udział z pozycji eksperckich. Są to zwykle komentatorzy nie zatrudnieni w mediach i nie będący dziennikarzami, ale proszeni o udzielanie wypowiedzi w określonych kwestiach, co do których istnieje domniemanie o ich
wysokiej kompetencji. Często są oni zresztą wprost anonsowani w mediach
jako eksperci w określonych kwestiach. Zaproszenie danego eksperta do
udziału w dyskursie ma niekiedy charakter jednorazowy czy incydentalny,
jednak istnieje dość wąski krąg takich osób pojawiających się w mediach regularnie, aczkolwiek zakres tematyki ich wypowiedzi jest ograniczony. Jak
policzono, w Polsce taki status „stałego eksperta” z różnych dziedzin w mediach ogólnokrajowych ma około stu osób, które praktycznie wyczerpują pulę
osób zapraszanych do wypowiadania się z pozycji eksperckich46. Jest to spowodowane pragmatyką pracy dziennikarskiej – łatwiej jest utrzymywać stałe
kontakty z wybranymi osobami, aniżeli poszukiwać kolejnych ekspertów do
kolejnych programów czy artykułów prasowych.
Eksperci najczęściej wywodzą się z kręgów świata nauki, ale też z
firm doradczych, stowarzyszeń, fundacji i innych organizacji skupiających
swoją działalność na określonym zakresie problemów. Niekiedy są to osoby
45
46
P. Legutko, D. Rodziewicz, Mity czwartej władzy…, op. cit., s. 53-71.
G. Rzeczkowski, Znani z tego, że się znają, „Press” 2008, nr 5(148), s. 42.
272
nie związane instytucjonalnie, jak na przykład samodzielni analitycy rynkowi
czy osoby, które wcześniej zajmowały wysokie pozycje w administracji publicznej bądź w sferze gospodarki. Pozycja „eksperta” wynika więc zwykle z
działalności zawodowej, badawczej lub społecznej. Wypowiedzi osób ją zajmujących zazwyczaj są bardzo autorytatywne, choć często nie ma to wystarczającego uzasadnienia w poziomie ich kompetencji w kwestiach szczegółowych47. Co więcej, również niezależność i obiektywność ekspertów jest tylko
iluzoryczna, jako że często łączą ich powiązania ideowe, a niekiedy również
po prostu finansowe, z pewnymi grupami interesów czy stronami dyskursu
publicznego48. Tym niemniej, ich pozycja w dyskursie publicznym jest o tyle
silna, że stanowią oni zwykle źródło wiedzy oraz punkt odniesienia dla przedstawicieli mediów, czyli mających zazwyczaj zaledwie ogólnikowe rozeznanie w danej kwestii dziennikarzy, a tym bardziej dla odbiorców przekazów
medialnych.
Specyfika roli ekspertów w dyskursie publicznym wyraża się w
dwóch stereotypowych założeniach dotyczących formułowanych przez nich
wypowiedzi medialnych:
1. założenie o obiektywności – eksperci są postrzegani jako ci, który nie są
zaangażowani po żadnej stronie politycznego sporu, nie są z żadną ze
stron w jakikolwiek sposób związani, nie wyrażają swoich poglądów, ale
jedynie „obiektywne” racje,
2. założenie o wiedzy instrumentalnej – wyraża się ono w technokratycznym
przekonaniu, że dla każdego problemu istnieje jedno optymalne rozwiązanie, które może być odnalezione i sformułowane przez osobę o odpowiednim zasobie wiedzy na dany temat; eksperci są postrzegani jako ci, którzy
te rozwiązania znają bądź przynajmniej potrafią dla każdej pary alternatywnych rozwiązań wskazać to, które jest lepsze z punktu widzenia czysto
instrumentalnych i oczywistych, nie podlegających dyskusji kryteriów.
47
48
Zob. np.: M. Rotkiewicz, Aureola profesora, „Polityka” 2013, nr 7 (2895), 12 luty 2013, s. 20-22. Pozycja eksperta daje danej osobie często prawo, ale i zobowiązanie do wypowiadania się na różne, luźno
powiązane tematy, co do których nie zawsze osoba ta ma kompetencje. Jeden z dziennikarzy telewizyjnych, często korzystających z pomocy ekspertów, mówi o nich wprost: „Nie znam nikogo, kto powiedziałby, że się na czymś nie zna.” (cyt. za: E. Winnicka, Anatomia niusa, „Polityka” 2008, nr 37 (2671),
13 września 2008, s. 22).
Por. S. Krimsky, Nauka skorumpowana? O niejasnych związkach nauki i biznesu, Państwowy Instytut
Wydawniczy, Warszawa 2006.
273
Obydwa powyższe założenia są błędne i bezzasadne. Z jednej bowiem
strony, kwestie podnoszone w dyskursie publicznym odnoszą się zazwyczaj
do wyborów o charakterze politycznym i aksjologicznym, a nie instrumentalnym. Nie rozstrzyga się tu tego, w jaki sposób realizować przyjęte wcześniej
cele, ale to, jakie te cele powinny być, jakim celom i wartościom dawać priorytet oraz jak te wartości definiować49. Oznacza to, że w przypadku większości kwestii poruszanych w dyskursie publicznym nie istnieje jedno obiektywnie najlepsze rozwiązanie, które mogłoby być wskazane przez niezależnego,
neutralnego i nieomylnego eksperta. Jego udział w dyskursie publicznym jest
zazwyczaj – mniej lub bardziej świadomym i otwartym – opowiedzeniem się
po jednej ze stron, deklaracją dokonanego wyboru o charakterze politycznym
(w niepotocznym znaczeniu tego słowa).
Status eksperta nie jest więc zwykle odzwierciedleniem rzeczywistego, ontologicznego statusu danej osoby, ale raczej swoistą „etykietą” legitymizującą subiektywne poglądy i arbitralne sądy przezeń formułowane. Jej
nadanie wypływa z potrzeby mediów uwiarygodniania przekazów i budowania mitu własnej obiektywności. Jednak – w kontekście dyskursu publicznego
– jest ono często na granicy manipulacji, ma znaczenie przede wszystkim
wizerunkowe, w dużo mniejszym zaś stopniu merytoryczne.
Pomimo powyższych zastrzeżeń, w odbiorze społecznym eksperci są
postrzegani jako neutralni aksjologicznie i wysoce kompetentni w zakresie
spraw, których dotyczą ich wypowiedzi w dyskursie publicznym. Te ich pozytywne charakterystyki oraz znaczenie w dyskursie publicznym rosną tym bardziej, im bardziej skomplikowane i słabo znane ogółowi kwestie są jego
przedmiotem, co w miarę wzrostu złożoności systemów społecznych staje się
coraz częstsze.
49
Jeżeli uznalibyśmy nawet, że istnieją pewne wartości uznawane przez wszystkich członków społeczeństwa za godne realizacji i priorytetowe, to z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że zgodność
ta jest jedynie efektem ogólnikowego charakteru takich wartości, zaś rzeczywiste zakresy znaczeniowe
im przypisywane przez różne podmioty są nawet zasadniczo odmienne. Na przykład, można śmiało przyjąć, że wyznawcy wszystkich opcji ideologicznych i teorii etycznych dążą do realizacji jakoś zarysowanej idei równości i sprawiedliwości (zob. A. Sen, Nierówności. Dalsze rozważania, Wydawnictwo Znak,
Kraków 2000, s. 16-17). Tak naprawdę postulują oni jednak realizację różnych rodzajów równości, wyrażających się w różnych formułach sprawiedliwości (por. m.in. Ch. Perelman, O sprawiedliwości, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1959, s. 19-29; Z. Ziembiński, Sprawiedliwość społeczna
jako pojęcie prawne, Wydawnictwo Sejmowe, Warszawa 1996, s. 20-39). W takim przypadku dyskurs
publiczny polega przede wszystkim na ustalaniu bądź przeforsowywaniu własnego rozumienia (definicji)
powszechnie uznawanej wartości.
274
Mechanizm reprezentacji opartej o dyskurs
Powyższe charakterystyki są oczywiście jedynie przybliżeniem, idealizacją, chociażby dlatego, że żadna z powyższych grup nie jest jednorodna,
ani też ich przedstawiciele nie zachowują się jednakowo w każdej sytuacji
obecności w mediach. Poszczególni uczestnicy dyskursu publicznego mogą
też pretendować do występowania w kilku rolach naprzemiennie lub nawet
równocześnie, mogą też odbiegać w pewnym stopniu od podanych charakterystyk (np. publicyści i część innych dziennikarzy nie pretenduje do neutralności, niektórzy politycy starają się reprezentować całe społeczeństwo, a nie
tylko swój elektorat itd.). Mając jednak świadomość skrótów myślowych,
można te charakterystyki w syntetyczny sposób przedstawić następująco:
Tabela 1. Zróżnicowanie podmiotów dyskursu publicznego pod względem odbioru ich kompetencji i obiektywności.
Podmiot dyskursu publicznego
Postrzegany poziom
kompetencji
Postrzegany poziom
obiektywności (neutralności)
Politycy, związkowcy, przedstawiciele grup interesu
Zróżnicowany
Bardzo niski lub brak
„Przeciętni obywatele”
Bardzo niski
Zróżnicowany
Dziennikarze, pracownicy
mediów, komentatorzy
Wysoki
Wysoki
Eksperci
Bardzo wysoki
Bardzo wysoki
Powyższa tabela uwidacznia, że obie strony, na których wzajemnej
obserwacji opierał się tradycyjny model reprezentacji politycznej, we współczesnych realiach obciążone są wyraźnymi mankamentami. Politycy postrzegani są przez obywateli jako nieobiektywni, związani partykularyzmem i siecią interesów grupowych, a także – gdy weźmiemy pod uwagę ich grupę jako
całość – co najwyżej umiarkowanie kompetentni. Obywatele z kolei postrzegani są przez polityków jako zdecydowanie niekompetentni i z dużym prawdopodobieństwem nieobiektywni, przedkładający własne, partykularne interesy nad interes społeczny. Te „mankamenty” sprawiają, że we współczesnych
demokracjach wzajemna obserwacja tych grup przestaje pełnić swoje funkcje,
staje się nieatrakcyjna dla jej stron i de facto powoli zanika. Zamiast tego obie
275
strony przenoszą swoją uwagę na dyskurs sam w sobie, stający się podstawowym obiektem obserwacji. W szczególności zaś obserwacji poddawane są te
podmioty, które są tychże mankamentów pozbawione, zaś w tradycyjnym
modelu reprezentacji miały charakter „przeźroczysty”. I to one stają się dla
nich punktem odniesienia:
Obywatele patrzą na ekspertów jako na źródło objaśniania im kwestii
będących przedmiotem dyskursu, w tym przede wszystkim konsekwencji,
jakie płyną dla nich z poszczególnych rozwiązań; dziennikarzy zaś traktują jako tych, którzy umiejętnie definiują preferencję i interes społeczny –
przyjmują zatem ich punkt widzenia i proponowane przez ekspertów zalecenia,
Politycy za pośrednictwem dziennikarzy starają się poznać preferencję
społeczną, zaś eksperci są dla nich źródłem wiedzy instrumentalnej.
Orientacja na dyskurs publiczny oznacza, że obserwujący go obywatele i politycy przyjmują go nie tylko jako podstawowe źródło informacji o
sferze publicznej, ale także jako źródło orientacji afektywnej oraz kryteriów
ewaluacji i samych ocen. Obywatele (wyborcy), którzy sami niewiele wiedzą
na temat reprezentantów (kandydatów), oddają zadanie poszukiwania kompetencji poznawczej uczestnikom dyskursu publicznego i z niego czerpią ewentualne informacje, już wyselekcjonowane i poddane interpretacji. Co więcej,
również oceny i emocje w głównej mierze nie powstają w pełni bezpośrednio
w ich w umysłach, ale są tworzone i okazywane w ramach dyskursu publicznego, a następnie transponowane w stronę przyjmującej je pozarefleksyjnie
publiczności. Inaczej mówiąc, w poszerzającej się grupie zewnątrzsterownych
obywateli 50 , informacje, ale również ich interpretacje, oceny i emocje są
przejmowane od uczestników dyskursu publicznego.
Z kolei politycy, zdający sobie sprawę (mniej lub bardziej świadomie)
z powyższego faktu, również zaczynają przyjmować jako punkt odniesienia
dla własnych działań i programów dyskurs publiczny i jego uczestników. Nie
50
Pojęcie zewnątrzsterowności zaczerpnięte zostało z pracy Davida Riesmana. Charakteryzując grupę
zewnątrzsterownych obywateli w polityce, zwraca on uwagę przede wszystkim na to, że jej członkowie
nie mają własnej autonomii moralnej, zestawu stałych poglądów i wartości, zaś uczestnictwo i znajomość zagadnień politycznych służy im przede wszystkim do umacniania poczucia przynależności grupowej i zdobywania uznania innych, np. z tytułu bycia „dobrze poinformowanym” (zob. D. Riesman, N.
Glazer, R. Denney, Samotny tłum, Wydawnictwo Muza, Warszawa 1996, s. 244-252).
276
są w stanie łatwo zidentyfikować swoje elektoraty, ani tym bardziej określić
jakie oczekiwania i interesy mają ich wyborcy. Łatwo natomiast im określić
takie oczekiwania ze strony dominujących uczestników dyskursu publicznego,
a zatem – przyjmując, że i tak zostaną one przetransponowane do publiczności
politycznej – uznają je za równoważne oczekiwaniom wyborców. Tym samym, punktem odniesienia dla decyzji politycznych podejmowanych przez
ciała przedstawicielskie i zasiadających w nich reprezentantów przestają być
interesy i oczekiwania wyborców, natomiast stają się nim przewidywane reakcje ze strony tych, którzy odgrywają najbardziej istotną rolę w dyskursie publicznym: komentarze dziennikarzy i oceny medialnych ekspertów.
Rysunek 2. Nowy model reprezentacji politycznej, opartej o uczestnictwo i obserwację dyskursu publicznego.
Źródło: opracowanie własne.
Grupy ekspertów i dziennikarzy uzyskują zatem status autonomiczny i
to oni stają się de facto w coraz większym stopniu źródłem reprezentacji. A
właściwie jej substytutu, gdyż logika tego nowego mechanizmu normatywnym założeniom reprezentacji zaprzecza, spełniając i zastępując jednakże
równocześnie jej funkcje.
Konsekwencje
Zarysowane powyżej zmiany w mechanizmie reprezentacji przyczyniają się do przemian w funkcjonowaniu współczesnych systemów demokra277
tycznych. To, że tradycyjne mechanizmy procesu demokratycznego są nie do
utrzymania w obliczu coraz bardziej skomplikowanej materii decyzji politycznych, wieszczono już niemal pół wieku temu 51 . I rzeczywiście, gdyby
spojrzeć na systemy demokratyczne państw zachodnich z początku lat 70. XX
wieku i współcześnie, to widać, że – pomimo zasadniczo nie zmienionego
instrumentarium instytucjonalnego – działają one dziś w odmienny sposób niż
kiedyś. Nie sposób nie zauważyć przemian w samym dyskursie publicznym i
sposobie przedstawiania kwestii politycznych52, tabloidyzacji mediów i mediatyzacji polityki 53 czy przemian w strategiach pozyskiwania elektoratów i
głosów wyborczych oraz pozyskiwania podporządkowania władzy54. Za jedną
z najważniejszych konsekwencji można uznać technokratyzację polityki, wyrażającą się w przekonaniu, że problemy polityczne mogą być (i powinny)
przedmiotem racjonalnego, obiektywnego rozstrzygnięcia, a nie aksjologicznego wyboru 55 . Prowadzi to do wytworzenia się „polityki zmierzającej do
centrum” i dogmatu braku alternatywy, które tłumią ujawnianie różnic w społeczeństwie i poszukiwanie alternatywnych rozwiązań kwestii politycznych 56.
Zarówno dziennikarze najbardziej wpływowych mediów, jak i przede wszystkim występujący w nich eksperci stanowią grupę znacznie bardziej homogeniczną, aniżeli całe społeczeństwo. Reprezentują oni zaledwie wąski wycinek,
stanowiącego zasób dostępnych rozwiązań, spektrum ideologicznego. W ten
sposób utrwala się zastany porządek, zaś wybór staje się jedynie pozorem.
Dalej idące konsekwencje przemiany mechanizmów reprezentacji
wydają się mieć dla teorii demokracji. Tradycyjne jej uzasadnienie i aksjologiczne podłoże przestają być aktualne. Skoro bowiem zarówno reprezentanci,
51
52
53
54
55
56
Patrz np.: A. Toffler, Szok przyszłości, Wydawnictwo Kurpisz S.A., Przeźmierowo 2007, s. 405-419
(wyd. oryg. 1970 r.).
Zob. np. H.M. Kepplinger, Demontaż polityki w społeczeństwie informacyjnym, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2007.
Zob. np.: B. Abramowicz, Demokratyczny system polityczny i medialny a komunikowanie polityczne.
Dylematy demokracji komunikacyjnej, w: Media a polityka, op. cit., s. 331-334; W. Adamczyk, Tabloidyzacja mediów mainstreamowych: przyczyny i konsekwencje, „Przegląd Politologiczny” 2008, nr 1, s.
129-141; C. Sparks, Żegnaj, Hildy Johnson! – upadek „poważnej prasy”, w: Komunikowanie i obywatelskość. Mass media w społeczeństwie, czyli atak na system nadawców publicznych. Plotki, sensacje, doniesienia, red. P. Dahlgren i C. Sparks, Wydawnictwo Astrum, Wrocław 2007, s. 67-80.
Zob. W. Szostak, Kierunki zmian w inżynierii społecznej w XX wieku, w: Socjotechnika w polityce wczoraj i dziś. Tom 1, red. A. Kasińska-Metryka i K. Kasowska-Pedrycz, Wydawnictwo Uniwersytetu Humanistyczno-Przyrodniczego Jana Kochanowskiego, Kielce 2009, s. 37-48.
Zob. A. Laska, Politologiczne determinanty technokratyzacji polityki, w: Odsłony współczesnej polityki,
op. cit., s. 52-55.
Ch. Mouffe, Paradoks demokracji, Wydawnictwo Naukowe Dolnośląskiej Szkoły Wyższej Edukacji
TWP we Wrocławiu, Wrocław 2005, s. 115 i nast.
278
jak i reprezentowani przestają się wzajemnie obserwować, przestają być dla
siebie wzajemnie punktem odniesienia i kierują swoją uwagę ku innym grupom, to oznacza odchodzenie od licolnowskiej formuły demokracji jako „rządów ludu, przez lud i dla ludu”57. Ciężar reprezentacji zostaje przeniesiony z
całego społeczeństwa na jedynie wąski jego wycinek. W procesie dyskursu
publicznego w mediach masowych nie obowiązują bowiem zasady równości
formalnej oraz inkluzji politycznej58. Status eksperta czy „neutralnego” dziennikarza uprzywilejowuje jednostkę wraz z wyznawanym przez nią systemem
wartości, nadając im status obiektywnej konieczności. Przy niezmienionym
szkielecie instytucjonalnym pozycja suwerena zaczyna więc coraz bardziej
przenosić się od demos do jego wąskiego, względnie homogenicznego wycinka, który jest władny narzucać pozostałym sposób myślenia o sprawach publicznych, wyznaczać ich agendę oraz wskazywać bezalternatywne, preferowane rozstrzygnięcia.
Nie byłoby tu niczego nowego, wszak umiejętność narzucania innym
korzystnego dla siebie, własnego sposobu postrzegania rzeczywistości i wartościowania jej elementów przez wąskie, uprzywilejowane segmenty społeczeństwa była dostrzegana już wcześniej59. Grupy te jednak były zwykle zakorzenione w strukturze społecznej, teraz natomiast ich dobór nosi znamiona
dużej przypadkowości. Wszak o tym, kto zostanie popularnym dziennikarzem
czy często zapraszanym do studia telewizyjnego ekspertem, decydują kryteria
– z punktu widzenia systemu politycznego i mechanizmu reprezentacji – nierelewantne. Co więcej, grupy te są bardzo wąskie, zaś ich pozycja opiera się
na regularnym dostępie do środków masowego przekazu. O ile więc mieliśmy
wcześniej do czynienia z – używając sformułowania P. Bourdieu – władzą elit
symbolicznych, to w tym przypadku możemy mówić o jeszcze węższych elitach komunikacyjnych. Ich członkowie spełniają w pełni sformułowane przez
J. Higleya, M. Burtona i R. Gunthera kryteria przynależności do elity politycznej: regularność i substancjalność wpływu na polityczne procesy decyzyj57
58
59
A. Lincoln, The Gettysburg Address, cyt. za: R. C. White, Jr., The Words That Moved a Nation, w:
Abraham Lincoln. A Legacy of Freedom, U. S. Department of State – Global Publishing Solutions,
Washington 2008, s. 58.
Na temat znaczenia tych wartości dla tradycyjnych modeli demokracji patrz np.: S. White, Równość,
Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2008, s. 40-74; K. Dziubka, Inkluzja polityczna jako wartość demokratyczna, w: Studia z teorii polityki, Tom III, op. cit., s. 25-50.
Zob. na przykład: P. Bourdieu, Reprodukcja. Elementy teorii systemu nauczania, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2006.
279
ne60. Ich wyłanianie nie ma natomiast charakteru demokratycznego, nie są oni
reprezentantami społeczeństwa, choć często pretendują do definiowania interesu społecznego. A stąd już tylko krok do modelu kurateli, uznawanego przez
jego twórcę, Roberta Dahla, za zaprzeczenie demokracji61.
We współczesnych systemach demokratycznych można zatem dostrzec niekiedy mechanizmy ich przemian prowadzące do obniżania poziomu
ich „demokratyczności”. Niekiedy mówi się nawet o kryzysie demokracji62.
Jest to jednak kryzys demokracji, jaką znamy i „demokratyczności” takiej, jak
ją rozumiemy współcześnie. Jak zauważa sam R. Dahl, demokracja w swoich
dziejach przechodziła już transformacje radykalnie zmieniające jej oblicze63.
Teoria demokracji musiała zaś sobie radzić z tymi zmianami i podobnie będzie sobie musiała poradzić ze współczesnymi. Dlatego nie stawiam tu tezy o
zniesieniu reprezentacji, ale o tym, że mamy do czynienia z jej substytutem,
być może początkami jej innego, nowego modelu. Potrzeba poszukiwania
nowego paradygmatu reprezentacji, który lepiej odzwierciedlałby współczesne realia jest zresztą dostrzegana64. I formułowane są też konkretne propozycje, niektóre nawiązujące do relacji między reprezentacją a dyskursem. Na
przykład, John Dryzek i Simon Niemeyer piszą wprost o „reprezentacji dyskursowej”, czyli takim jej modelu, w którym poszczególni gracze polityczni
nie reprezentują ludzi, ale aktualne dyskursy65. Jej projekt formułowany przez
filozofię polityki nie musi się wprawdzie spełnić, ale chyba taki już jest los
badacza zjawisk politycznych, które często wymykają się racjonalnym projektom i przewidywaniom, zdążając w zupełnie inną stronę. Nam zaś pozostaje
poszukiwanie i modyfikowanie teorii w ten sposób, aby mogła ona podążać
śladami stale zmieniającej się rzeczywistości politycznej.
60
61
62
63
64
65
M. Burton, J. Higley, R. Gunther, Elity a rozwój demokracji, w: Władza i społeczeństwo. Antologia
tekstów z zakresu socjologii polityki, wyb. J. Szczupaczyński, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 1995, s. 18.
R. Dahl, Demokracja i jej krytycy, op. cit., s. 78-116.
Zob. np. R. Rosicki, Kryzys demokracji liberalnej - wybrane problemy rządzenia, legitymizacji i reprezentacji, w: Od teorii do praktyki politycznej…, op. cit., s. 241 - 258.
R. Dahl, Demokracja i jej krytycy, op. cit., s. 19-52.
Zob. np. J. Mansbridge, Representation Revisited: Introduction to the Case against Electoral Accountability, “Democracy & Society” 2004, Vol. 2, Issue 1; M. Warren, D. Castiglione, The Transformation of
Democratic Representation, “Democracy & Society” 2004, Vol. 2, Issue 1.
J. S. Dryzek, S. Niemeyer, Discursive Representation, “American Political Science Review” 2008, Vol.
102, No. 4, s. 481 i nast. Tym, co odróżnia stanowisko tych badaczy od przedstawionego w powyższym
tekście, jest przekonanie o pluralizmie dyskursów, podczas gdy tutaj przyjmuję założenie, że dają się one
sprowadzić do wspólnego dyskursu publicznego, który staje się odniesieniem dla reprezentacji politycznej.
280
PUBLIC DISCOURSE AS A SUBSTITUTE TO POLITICAL
REPRESENTATION – A PARAINSTITUTIONAL DIMENSION
OF CONTEMPORARY DEMOCRACY
Representation has been one of the foundations of democratic systems throughout the
ages. Since the invention of indirect democracy these two phenomena have been
closely related. In the article, a traditional model of political representation is examined, and it is stated that it no longer provides a good explanation of functioning modern democratic systems. As the context of contemporary politics changes, so social
systems grow more complex, fickle, instable and fuzzy. .It is no longer possible to
provide the function of representation by traditional means. Therefore, a new model of
representation arose in modern democracies, deriving from public discourse.
The issue of the article is to examine this new model of representation. As in traditional models both sides of the relation of representation were mutually observed
through transparent media, now the subject of observation is media and discourse
itself. This brings journalists and media experts to the foreground, who become more
and more important sources of quasi-representation in contemporary democracies.
The whole process and its main consequences to democratic theory are examined.
BIBLIOGRAFIA
1.
Abramowicz B., Demokratyczny system polityczny i medialny a komunikowanie
polityczne. Dylematy demokracji komunikacyjnej, w: Media a polityka, red. A. M.
Zarychta, Ł. Donaj, M. Kosiarz i A. Barański, Wyższa Szkoła Studiów Międzynarodowych, Łódź 2007.
2.
Adamczyk W., Tabloidyzacja mediów mainstreamowych: przyczyny i konse-
3.
kwencje, „Przegląd Politologiczny” 2008, nr 1.
Aksztejn W., Racjonalność wyborcy a paradoks partycypacji. Znaczenie instrumentalnej motywacji dla wyjaśniania absencji wyborczej w 2005 r., „Decyzje”
2006, nr 5.
4.
Bourdieu P., O telewizji. Panowanie dziennikarstwa, Wydawnictwo Naukowe
PWN, Warszawa 2009.
5.
Bourdieu P., Reprodukcja. Elementy teorii systemu nauczania, Wydawnictwo
6.
Naukowe PWN, Warszawa 2006.
Braud P., Rozkosze demokracji, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1995.
7.
Burton M., Higley J., Gunther R., Elity a rozwój demokracji, w: Władza i społeczeństwo. Antologia tekstów z zakresu socjologii polityki, wyb. J. Szczupaczyń281
ski, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 1995.
8.
Czyżewski M., Kowalski S., Piotrowski A., Rytualny chaos. Studium dyskursu
publicznego, Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2010.
9. Dahl R. A., Demokracja i jej krytycy, Wydawnictwo Znak, Kraków 1995.
10. Dahl R. A., O demokracji, Wydawnictwo Znak, Kraków 2000.
11. Denton R. E., Jr., Woodward G. C., Jak zdefiniować komunikację polityczną, w:
Władza i społeczeństwo 2. Antologia tekstów z zakresu socjologii polityki, wyb. J.
Szczupaczyński, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 1998.
12. Dobek-Ostrowska B., Polski system medialny na rozdrożu. Media w polityce,
polityka w mediach, Wydawnictwo UWr, Wrocław 2011.
13. Downs A., An Economic Theory of Political Action in a Democracy, “The Journal of Political Economy” 1957, Vol. 65, Issue 2.
14. Dryzek J. S., S. Niemeyer, Discursive Representation, “American Political Science Review” 2008, Vol. 102, No. 4.
15. Dziubka K., Inkluzja polityczna jako wartość demokratyczna, w: Studia z teorii
polityki, Tom III, red. A. Czajowski i L. Sobkowiak, Wydawnictwo Uniwersytetu
Wrocławskiego, Wrocław 2000.
16. Easton D., An Approach to the Analysis of Political Systems, "World Politics"
1957, Vol. 9, No. 3.
17. Freddersen T.J., Rational Choice Theory and the Paradox of Not Voting, “Journal
of Economical Perspectives” 2004, Vol. 18, No. 1.
18. Gilley B., Is Democracy Possible?, “Journal of Democracy” 2009, No. 1.
19. Golinowski J., Perspektywa porządku postpolitycznego. W stronę technologii
władzy, Oficyna Wydawnicza Aspra-JR, Warszawa 2007.
20. Hadenius A., Democracy and Development, Cambridge University Press, Cambridge 1992.
21. Haman J., Demokracja, decyzje, wybory, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2003.
22. Held D., Modele demokracji, Wydawnictwo UJ, Kraków 2010.
23. Heywood A., Klucz do politologii. Najważniejsze ideologie, systemy, postacie,
Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2008.
24. Heywood A., Politologia, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2008.
25. Hirszowicz M., Spory o przyszłość. Klasa, polityka, jednostka, Wydawnictwo
IFiS PAN, Warszawa 1998.
26. Hirszowicz M., Stąd, ale dokąd? Społeczeństwo u progu nowej ery, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2007.
27. Judge D., Representation. Theory and practice in Britain, Routledge, London
1999.
282
28. Kaczmarek B., Polityka a władza. Kryzys paradygmatu?, „Studia Politologiczne”
2004, Vol. 8 (zeszyt monograficzny: Współczesne teorie polityki – od logiki do
retoryki, red. T. Klementewicz).
29. Kepplinger H.M., Demontaż polityki w społeczeństwie informacyjnym, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2007.
30. Key V. O., Jr., The Responsible Electorate. Rationality in Presidential Voting
1936-1960, Harvard University Press, Cambridge (MA) 1966.
31. Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 r. (Dz.U. 1997 nr
78 poz. 483).
32. Krimsky S., Nauka skorumpowana? O niejasnych związkach nauki i biznesu,
Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2006.
33. Laclau E., Emancipation(s), Verso – New Left Books, London 1996.
34. Laska A., Politologiczne determinanty technokratyzacji polityki, w: Odsłony
współczesnej polityki, red. J. Golinowski i A. Laska, Wydawnictwo UKW, Bydgoszcz 2012.
35. Legutko P., Rodziewicz D., Mity czwartej władzy: dla widzów, słuchaczy i czytaczy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2002.
36. Lissewski P., Cyberdemokracja? Internetowe iluzje, „Przegląd Politologiczny”
2002, nr 3.
37. Lissowski G., Demokratyczne sposoby podejmowania decyzji, „Prakseologia”
1983, nr 3-4.
38. Lissowski G., Wprowadzenie do przestrzennej teorii głosowania, „Studia Socjologiczne” 2003, nr 1.
39. Luhmann N., Teoria polityczna państwa bezpieczeństwa socjalnego, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1994.
40. Macała J., Postpolityka – niepewna przyszłość demokracji?, w: Odsłony współczesnej polityki, red. J. Golinowski i A. Laska, Wydawnictwo UKW, Bydgoszcz
2012.
41. Mansbridge J., Representation Revisited: Introduction to the Case against Electoral Accountability, “Democracy & Society” 2004, Vol. 2, Issue 1.
42. Matczak P., Społeczne uwarunkowania eliminacji syndromu NIMBY, w: Podmiotowość społeczności lokalnych. Praktyczne programy wspomagania rozwoju,
Media – G.T., Poznań 1996.
43. McCombs M., Ustanawianie agendy. Media masowe i opinia publiczna, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2008.
44. McQuail D., Teoria komunikowania masowego, Wydawnictwo Naukowe PWN,
Warszawa 2007.
45. Michalak B., Czy grozi nam depolityzacja polityki? Rozważania na temat wizji
283
postpolitycznej, "Studia Polityczne" 2010, Vol. 25.
46. Michalak T., Ekonomiczna teoria demokracji Anthony’ego Downsa, w: Teoria
wyboru publicznego. Wstęp do ekonomicznej analizy polityki i funkcjonowania
sfery publicznej, red. J. Wilkin, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa
2005.
47. Miklaszewska J., Demokracja – dzieje pojęcia, w: Oblicza demokracji, red. R.
Legutko i J. Kloczkowski, Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2002.
48. Mouffe Ch., Paradoks demokracji, Wydawnictwo Naukowe Dolnośląskiej Szkoły Wyższej Edukacji TWP we Wrocławiu, Wrocław 2005.
49. Necel R., Sfery przemilczeń w dyskursie publicznym. Praktyki unieważniania w
polskiej debacie publicznej, rozprawa doktorska napisana pod kierunkiem
Krzysztofa Podemskiego, UAM, Poznań 2012, dostępna online:
https://repozytorium.amu.edu.pl/jspui/bitstream/10593/2809/1/sfery%20przemilcz
eń%20R%20%20Necel.pdf [dost. 11-05-2013].
50. Olson M., The Logic of Collective Action. Public Goods and the Theory of
Groups, Harvard University Press, Cambridge (MA) 1971.
51. Omyła-Rudzka M., Opinie na temat pracy dziennikarzy, komunikat z badań
CBOS nr BS/164/2012, Warszawa 2012.
52. Pawlik G., Stronniczość polityczna mediów w demokracji, w: Mediatyzacja kampanii politycznych, red. M. Kolczyński, M. Mazur i S. Michalczyk, Wydawnictwo UŚ, Katowice 2009.
53. Perelman Ch., O sprawiedliwości, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1959.
54. Pitkin H. F., The Concept of Representation, The University of California Press,
Berkeley – Los Angeles – London 1967.
55. Plotke D., Representation Is Democracy, „Constellations” 1997, Vol. 4, No. 1.
56. Ponikowski B., Pojęcie reprezentacji jako kategoria teorii polityki, w: Studia z
teorii polityki, Tom III, red. A. Czajowski i L. Sobkowiak, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2000.
57. Raciborski J., Zachowania wyborcze Polaków, w: Wymiary życia społecznego.
Polska na przełomie XX i XXI wieku, red. M. Marody, Wydawnictwo Naukowe
Scholar, Warszawa 2002.
58. Rasiński L., Dyskurs i władza. Zarys polityki agonistycznej, Wydawnictwo Naukowe Dolnośląskiej Szkoły Wyższej, Wrocław 2010.
59. Rehfeld A., Towards a General Theory of Political Representation, „The Journal
of Politics” 2006, Vol. 68, No. 1.
60. Riesman D., Glazer N., Denney R., Samotny tłum, Wydawnictwo Muza, Warszawa 1996.
284
61. Riker W.H., Ordeshook P.C., A Theory of the Calculus of Voting, “The American
Political Science Review” 1968 Vol. 62, No. 1.
62. Roper J., Holtz-Bacha Ch., Mazzoleni G., The Politics of Representation. Election Campaigning and Proportional Representation, Peter Lang Publishing, New
York 2004.
63. Rosicki R., Kryzys demokracji liberalnej - wybrane problemy rządzenia, legitymizacji i reprezentacji, w: Od teorii do praktyki politycznej. Księga jubileuszowa
dedykowana Profesorowi Zbigniewowi Blokowi z okazji 40-lecia pracy naukowej
i 70-lecia urodzin, red. M. Kołodziejczak i R. Rosicki, Wydawnictwo Naukowe
WNPiD UAM, Poznań 2012.
64. Rotkiewicz M., Aureola profesora, „Polityka” 2013, nr 7 (2895), 12 luty 2013.
65. Runciman D., Brito Vieira M., Reprezentacja, Wydawnictwo Sic!, Warszawa
2011.
66. Rydlewski G., Rządzenie w świecie megazmian (Studium politologiczne), Dom
Wydawniczy Elipsa, Warszawa 2009.
67. Rzeczkowski G., Znani z tego, że się znają, „Press” 2008, nr 5(148).
68. Sartori G., Teoria demokracji, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1994.
69. Sen A., Nierówności. Dalsze rozważania, Wydawnictwo Znak, Kraków 2000.
70. Sen A., Racjonalność i wybór społeczny, w: Elementy teorii wyboru społecznego,
wyb. G. Lissowski, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2001.
71. Shapiro I., Stan teorii demokracji, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa
2006.
72. Sparks C., Żegnaj, Hildy Johnson! – upadek „poważnej prasy”, w: Komunikowanie i obywatelskość. Mass media w społeczeństwie, czyli atak na system nadawców publicznych. Plotki, sensacje, doniesienia, red. P. Dahlgren i C. Sparks, Wydawnictwo Astrum, Wrocław 2007.
73. Strzeszewski M., Jacy są, a jacy powinni być dziennikarze?, komunikat z badań
CBOS nr BS/68/2002, Warszawa 2002.
74. Szewczak W., Istota i mechanizmy funkcjonowania demokracji ad hoc, „Studia
Socjologiczne” 2010 nr 2.
75. Szewczak W., Media a efektywność polityki - krótki zarys problemu, w: Media a
polityka, red. A. M. Zarychta, Ł. Donaj, M. Kosiarz i A. Barański, Wyższa Szkoła Studiów Międzynarodowych, Łódź 2007.
76. Szewczak W., O pojęciu kryzysu polityki, w: Od teorii do praktyki politycznej.
Księga jubileuszowa dedykowana Profesorowi Zbigniewowi Blokowi z okazji 40lecia pracy naukowej i 70-lecia urodzin, red. M. Kołodziejczak i R. Rosicki, Wydawnictwo Naukowe WNPiD UAM, Poznań 2012.
77. Szostak W., Kierunki zmian w inżynierii społecznej w XX wieku, w: Socjotechnika
285
w polityce wczoraj i dziś. Tom 1, red. A. Kasińska-Metryka i K. KasowskaPedrycz, Wydawnictwo Uniwersytetu Humanistyczno-Przyrodniczego Jana Kochanowskiego, Kielce 2009.
78. Toffler A., Szok przyszłości, Wydawnictwo Kurpisz S.A., Przeźmierowo 2007.
79. Toffler A., Toffler H., Budowa nowej cywilizacji. Polityka nowej fali, Zysk i S-ka
Wydawnictwo, Poznań 1996.
80. Toffler A., Trzecia fala, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2001.
81. Urbinati N., Warren M. E., The Concept of Representation in Contemporary
Democratic Theory, “Annual Review of Political Science” 2008, Vol. 11.
82. Uzasadnienie Wyroku Trybunału Konstytucyjnego z dnia 3 listopada 2006 roku,
sygn. akt. K 31/06 (Dz. U. Nr 202, poz. 1493).
83. Warren M., Castiglione D., The Transformation of Democratic Representation,
“Democracy & Society” 2004, Vol. 2, Issue 1.
84. Węgrzyn A., Postrzeganie polityków polskich przez mieszkańców Wałbrzycha,
dost.
online:
http://www.draw.nazwa.pl/controlling2/assets/publikacje/postrzeganie.pdf
[13.05.2013].
85. Wenzel M., Oceny pracy dziennikarzy, komunikat z badań CBOS nr
BS/179/2006, Warszawa 2006.
86. White R. C., Jr., The Words That Moved a Nation, w: Abraham Lincoln. A Legacy of Freedom, U. S. Department of State – Global Publishing Solutions, Washington 2008.
87. White S., Równość, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2008.
88. Winnicka E., Anatomia niusa, „Polityka” 2008, nr 37 (2671), 13 września 2008.
89. Ziembiński Z., Sprawiedliwość społeczna jako pojęcie prawne, Wydawnictwo
Sejmowe, Warszawa 1996.
Dr Wiktor Szewczak – Katedra Teorii Polityki, Wydział Politologii i Studiów Miedzynarodowych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu
e-mail: [email protected]
286
Janusz GOLINOWSKI
ANTYNOMIE I WYZWANIA POLSKIEJ TRANSFORMACJI
Podstawą stabilnej demokracji jest sytuacja, w której rządy są wystarczająco silne, aby skutecznie rządzić, ale jednocześnie wystarczająco słabe,
aby nie móc rządzić wbrew ważnym społecznym interesom. Skutecznym katalizatorem „siły - słabości” demokratycznego ładu staje się instytucja społeczeństwa obywatelskiego, rozumiana jako zbiorowość zdolna do samoorganizacji, posiadająca wobec państwa autonomię, w której pojawia się idea wspólnego dobra, przekraczającego interesy indywidualne1. Bez silnych instytucji
politycznych społeczeństwo jest pozbawione środków, aby zdefiniować i
osiągać wspólne cele. W tym procesie szczególna rola przypadała systemowi
politycznemu, ale o jego powodzeniu decydują jakościowe zmiany w systemie
ekonomicznym. Równolegle ze zmianami o charakterze ekonomicznym powinny postępować zmiany w strukturze społecznej, które mogłyby wymuszać
zwolnienie tempa, a nawet wywoływać impulsy w kierunku restauracji wcześniejszych rozwiązań.
Innymi słowy, projekt demokratycznego ładu stoi przed koniecznością
sprostania kwadraturze koła, tj. jednoczesnego wypełnienia trzech głównych
zadań:
powinien stworzyć warunki do konkurencyjności, co wymaga złożonych
decyzji gospodarczych i podatkowych;
nie może zagrozić solidarności socjalnej, z czym wiąże się trudny proces
reformy państwa;
ma obowiązek również zachować wolności polityczne.
Wizytówką demokratyzacji społeczeństwa staje się jego aktywność,
którą można definiować jako zbiorowe i indywidualne działania o charakterze
obywatelskim, a więc odnoszące się przede wszystkim do sfery dobra wspólnego, sfery spraw publicznych, a także łączące w sobie zaangażowanie, zau-
1
W. Bokajło, Społeczeństwo obywatelskie: sfera publiczna jako problem teorii demokracji, [w:] W. Bokajło, K. Dziubka (red.), Społeczeństwo obywatelskie, Wrocław 2001, s. 17- 83.
287
fanie i solidarność społeczną oraz odpowiedzialność za wspólnotę2.
Polskie społeczeństwo kształtowało się w okresie transformacji pod
wpływem trzech głównych czynników sprawczych; prodemokratycznego
przełomu z roku 1989; mechanizmu samorozwoju i samoedukacji charakterystycznego dla ruchów społecznych i obywatelskich oraz szeroko pojętego
wsparcia pomocy zagranicznej. Jednym z trzech podstawowych celów polskiej transformacji – oprócz wprowadzenia instytucji rynku i demokracji –
miał być rozwój społeczeństwa obywatelskiego. Obserwacja obecnej sytuacji
prowadzi do konkluzji, że pomimo rozwoju instytucji obywatelskich po roku
1989, to ostatnie zadanie zostało zrealizowane w stopniu wręcz minimalnym.
Struktury społeczeństwa obywatelskiego są w Polsce stosunkowo słabe, posiadają na ogół charakter enklawowy i nie stanowią równoważnego partnera
dla sfery biznesu i polityki3. Grzechem pierworodnym polskiej transformacji
było zaniedbanie u początku przemian kwestii związanych z procesami
instytucjonalizacji. Już w 1990 r. podnoszono kwestię lekceważenia wartości
ustroju państwa przez polityków i ich doradców oraz konsekwencji tego zaniedbania. Zaufanie społeczne i zaufanie do rządu wraz z jego instytucjami są
ze sobą ściśle związane. Pozwala ono budować instytucje społeczne i polityczne zapewniające rządowi skuteczność działań, a to podnosi z kolei zaufanie do instytucji publicznych. Możliwa jest też zależność odwrotna: nieskuteczność rządu, ujawniająca się w korupcji politycznej, może powodować
cykle, które prowadzą do upowszechnienia się w społeczeństwie postaw nieufności4.
Obecny model systemu politycznego, biorąc pod uwagę praktyki oligarchizacji partii, deficyt myślenia programowego oraz silne tendencje wodzowskie, jest zamkniętym na nowe inicjatywy i nie znajduje przesłanek do
politycznej artykulacji. Poziom społecznej apatii stał się spustowym mechaniP. Gliński, Aktywność aktorów społecznych – deficyt obywatelstwa wobec codziennej zaradności Polaków,
[ w:] W. Wesołowski i J. Włodarek (red.), Kręgi integracji i rodzaje tożsamości. Polska. Europa. Świat.
Wydaw. Naukowe SCHOLAR, Warszawa, 2005, s. 225-226.
3
Jeżeli pojmujemy demokrację jako coś więcej, niż same zasady proceduralne, jako „inkluzywny” system,
gdzie wszyscy obywatele są prawowitymi członkami wspólnoty, a ludzie pracy włączeni są w system
gospodarczy – dzisiejsza Polska jest systemem mało demokratycznym. Przy nawracającej tendencji do
wykluczania przeciwników ze wspólnoty oraz systematycznej erozji społecznych praw ludzi pracy, postkomunistyczna Polska nigdy nie była szczególnie liberalna ani szczególnie inkluzywna. Zob. D. Ost,
Klęska Solidarności. Gniew i polityka w postkomunistycznej Europie, Warszawa 2007, s. 380.
4
A. Zybertowicz, Demokracja jako fasada: przypadek III RP, [w:] E. Mokrzycki, A Rychard, A. Zybertowicz (red.), Utracona dynamika ? O niedojrzałości polskiej demokracji, Wydaw. IFiS PAN, Warszawa
2002.
2
288
zmem do formowania populistycznych roszczeń, a brak istotnościowych różnic wyboru między zwyczajową lewicą i prawicą jest zastępowany przez demagogów, dając im ogromną przewagę nad rzeczywistą polityką. Hasła demagogów i oferty, zarówno skrajnie prawicowych a także lewicowych ugrupowań, nie rozwiązują problemu, tylko go pogłębiają. Problem polega na tym,
że współcześni populiści zazwyczaj mają dużo racji w opisie problemów, ale
zwykle odpowiadają na nie w kompletnie pozorowany, szkodliwy sposób.
Zestawiając normatywne wskazania dążeń Polaków do demokracji z
przebiegiem procesów transformacji, na pierwszy plan wysuwają się sprzeczności i paradoksy towarzyszące przekształceniom ustrojowym 5 . U podstaw
wspomnianych antynomii leży teza o zatrzymanym rozwoju instytucjonalnym, a w konsekwencji utrzymaniu przepaści między obywatelem a państwem – wyrażającej się zarówno w postawie indywidualistycznego zatomizowania, a także ukształtowaniu ukrytych, zakulisowych mechanizmów obrony partykularnych interesów. Drugą tezą, w pewien sposób przeciwstawną
pierwszemu założeniu, jest niedostrzeganie horyzontu globalnej skali
zmian towarzyszących polskiej transformacji. Obecny kryzys może skłaniać
do wniosku, iż pod koniec ubiegłego wieku zaczęły występować oznaki naruszania ustabilizowanych, głównych odmian ustroju kapitalistycznego zarówno
w formach doktrynalnych, jak i realizowanych w praktyce. Przekształcenia w
systemie rynkowym postawiły pod znakiem zapytania względną trwałość
szwedzkiej odmiany kapitalizmu z opiekuńczymi funkcjami państwa, formę
francuskiego modelu zachowującą kapitalistyczne rozwiązania własnościowe i
wolnorynkowe, a także społeczną gospodarkę rynkową Niemiec z elementami
utrwalającymi zrównoważony porządek polityczno-społeczny i gospodarczy.
Ich miejsce zaczął skutecznie przejmować trend uniwersalizacji rynku inspirowany pomysłami ideologii neoliberalnej. Po trzecie – i co być może najważniejsze – okazało się, iż coraz częściej Polacy spotykają się z nowymi
formami kształtowania relacji społecznych, a w konsekwencji braku równowagi interesów między grupami społecznymi.
Syntetycznie zarysowane tło problemu prowadzi do wniosku, że kierunek zmian musi sprzyjać kreowaniu działań proinnowacyjnych, prowadzić
do wzrostu znaczenia ładu społecznego w powiązaniu z perspektywą awansu
5
J. Hardy, Nowy polski kapitalizm, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, Warszawa 2010.
289
ale także stabilizacji jednostek i grup społecznych. W dłuższym okresie władza może liczyć na poparcie społeczeństwa, jeśli zdoła przebudować założony w swej wizji - petryfikujący ją - system ekonomiczny. Stąd tempo
przeobrażeń nie jest obojętne dla procesu transformacji 6 . Tutaj warunkiem
pomyślnego funkcjonowania demokratycznego państwa jest wysoki poziom
partycypacji obywatelskiej, a wskaźniki społecznego zaangażowania mogą
świadczyć o kondycji systemu politycznego i poziomie jego społecznej legitymacji.
Innymi słowy, stajemy obecnie w obliczu dylematu; konieczności
wypracowania nowej formuły kontraktu społecznego, gwarantowanego dotąd
przez państwo narodowe, czy też wchodzimy w coraz bardziej globalizujący
się świat bez jakichkolwiek szerszych społecznych uzgodnień? Stąd także
pojawia się widmo zagrożeń, również w Europie, przed szeroko pojmowaną
integracją. Coraz więcej mówi się o globalizacji, ale jest ona pojmowana - nie
jako zbliżenie kultur i społeczeństw, lecz jako operacja finansowoekonomiczna, jako prawo działania kapitału na wszystkich rynkach świata,
przepojone duchem- nie zbliżenia, tylko dominacji.
1. Od postulowanego solidaryzmu społecznego do permisywizmu
działania
Okres transformacji był szczególnie ważny dla Polski i całej Europy.
Dzięki zmianom zachodzącym w krajach Europy Środkowo -Wschodniej
wiele narodów zyskało takie atrybuty jak wolność, suwerenność, a w związku
z tym możliwość kształtowania otaczającej rzeczywistości. Praktyka okresu
przedtransformacyjnego ujawniała, że państwa całkowicie oderwane od specyfiki podłoża historycznego, nieuwzględniające faktycznego pluralizmu swoich obywateli to organizmy silnie zetatyzowane i zbiurokratyzowane. Zasadzały się one na skoncentrowaniu władzy politycznej w organach partii hegemonistycznej, doprowadzając nie tyle do likwidacji, ale bardziej do zaostrze6
Bierność społeczna Polaków postawiła pod znakiem zapytania powszechne na początku transformacji
wyobrażenia o wyjątkowych prodemokratycznych, obywatelskich atrybutach polskiego społeczeństwa.
Wycofanie się dużych grup obywateli z przestrzeni publicznej, kontrastujące z aktywnością solidarnościową sprzed 1989 r., przypisywano szokowi związanemu z transformacją, „traumą wielkiej zmiany”.
Zob. P. Sztompka, Trauma wielkiej zmiany. Społeczne koszty transformacji, Warszawa 2000.
290
nia i skumulowania sprzeczności społecznych, a w rezultacie do głębokich
konfliktów i kryzysów. Wbrew deklaracjom o relatywnie dużym uwarunkowaniu systemów społecznych przez ideologię i doktrynę ruchu komunistycznego, w praktyce, zwłaszcza w ostatnich latach, znacznie ważniejszą rolę odegrał bieżący pragmatyzm, subiektywizm oraz woluntaryzm władzy politycznej7. Przede wszystkim negowano prawo istnienia opozycji, której celem jest
jakościowa zmiana systemu i nadużywano siły do jej zwalczania. Dążono
również do wyeliminowania tych wszystkich sił politycznych, które nie chciały pełnić funkcji „transmisyjnych” w systemie politycznym. Wspomniane
czynniki wpłynęły naturalnie na rezygnację z idei sprawiedliwości społecznej,
równości i wolności obywatelskich w podejmowanych praktykach „realnego
socjalizmu”.
Proces modernizacji przyniósł Polakom nie znane dotąd doświadczenia. Radykalne poszerzanie wolności gospodarczej i politycznej sprzyjało
kształtowaniu się nowych wzorów organizacji przestrzeni publicznej i rozwojowi tendencji rynkowych w gospodarce. Architektura nowego ładu była konstruowana w prostych opozycjach do poprzedniego reżimu; a mianowicie socjalizm versus gospodarka rynkowa czy liberalna demokracja versus suwerenność. Typowa trajektoria ewolucji prowadziła od socjalizmu i gospodarki
planowej do pluralizmu i europeizacji. W założeniach transformacji ustrojowej upatrywano realizację wielu celów; w zakresie ekonomii – stały wzrost
gospodarczy, masową prywatyzację gospodarki oraz powstanie kapitalistycznych grup wpływu, natomiast w obrębie polityki, konsolidację społeczną poprzez ukształtowanie stabilnych partii politycznych i ugruntowanie demokratycznej kultury politycznej. Demokracja liberalna, pluralizm, indywidualizm
czy prawa człowieka miały być wartościami powszechnie pożądanymi i
uznawanymi za słuszne. A sama idea uniwersalizującej się cywilizacji, nawiązująca do rozwiązań rozwiniętych państw Zachodu, miała służyć jako legitymizacja zachodnich wartości na świecie.
Dokonując modernizacji społeczeństwo polskie zostało postawione
wobec możliwości ekonomicznego, społecznego i kulturowego otwarcia na
świat, ale jednocześnie potrzeby imitacji wzorów - zarówno gospodarczych,
jak i politycznych - społeczeństw zachodnich. Powrót do „normalności” za7
Z. Blok, Transformacja systemowa – próba scharakteryzowania procesu, [w:] Z. Blok (red.), Transformacja systemowa w Polsce, Wydaw. Naukowe INPiD UAM, Poznań 1993, s. 8-9.
291
kładał, iż zmiany społeczne miały być oparte na stworzeniu stabilnego systemu gospodarczego, opartego na gospodarce wolnorynkowej oraz demokracji
jako formie porządku politycznego. Ekonomiczna klęska „realnego socjalizmu” oraz impas idei państwa opiekuńczego spowodowały, że za skompromitowany uważano interwencjonizm państwowy i myślenie o gospodarce w
kategoriach interesu narodowego, a tym samym rywalizacji między narodami.
Można sądzić, iż kształt polskiego kapitalizmu byłby zdecydowanie inny,
gdyby demontaż poprzedniego systemu odbywał się w odmiennej atmosferze.
Obecnie można pokusić się o stwierdzenie, iż okres przejściowy między „starym” a „nowym porządkiem” (okres tranzycji) przedłuża się, a nawet
do pewnego stopnia zaczyna się utrwalać, ukazując własną logikę. Jego praktycznym następstwem we wszystkich sferach życia publicznego jest kryterium
efektywności i zysku, czyli szybki rozwój konsumeryzmu jako filozofii
życia i przekształcenie środków przekazu w narzędzia rozrywki. A ponieważ konsumpcja i rozrywka wymagają dobrego nastroju, ów nastrój
zaczęły stwarzać media, usuwając z przestrzeni publicznej społeczeństwa - realne problemy. Przyjęte praktyki pozostają poważną przeszkodą w
tworzeniu kapitału społecznego budowanego na zaufaniu i więziach społecznych8. W sposób rozmyślny bądź nieświadomie polskie społeczeństwo naśladuje instytucje, wzory zachowań i wartości należące do kilku faz rozwojowych społeczeństwa zachodniego. Zostało ono, poprzez procesy modernizacji i westernizacji wystawione na oddziaływanie różnych elementów
oraz wzorów współczesnego systemu kapitalistycznego.
Należy podkreślić, że w polski konflikt od chwili powstania Solidarności uwikłane były nie tylko żądania ekonomiczne, które można śledzić w
wymiarze nieakceptowanych zróżnicowań w podziale dóbr, ale również cele
natury politycznej, adresowane do władzy centralnej 9 . Sposób postrzegania
konfliktu, odwołujący się do dychotomicznego podziału społeczeństwa na
Demoralizacja wszczepiona w kulturę Polaków na poziomie zbiorowego organizowania się polega przede
wszystkim na rozpowszechnieniu się zjawisk klikowości, klientelizmu i kronizmu, a przejawia się głównie poprzez funkcjonowanie specyficznego stylu działania niektórych polskich organizacji pozarządowych, który określić można mianem stylu „nostalgicznego”. Styl ten wyraża również dyskutowane zjawisko utraty podmiotowości, a jego cechą charakterystyczną jest specyficzna, nostalgiczna obyczajowość organizacyjna i mentalność działaczy. Zob. P. Gliński. Style działania organizacji pozarządowych
w Polsce. Grupy interesu czy pożytku publicznego? Raport z wykonania projektu KBN. IFiS PAN. Warszawa 2006, s. 112.
9
Renesans idei społeczeństwa obywatelskiego zaczął się w Polsce razem z oporem przeciwko komunistycznej władzy. Zob. J. Zakrzewska, Prawo w społeczeństwie obywatelskim, [w:] B. Markiewicz (red.),
Obywatel. Odrodzenie pojęcia, Warszawa 1993, s. 98.
8
292
antagonistyczne strony, w którym „ my” oznacza społeczeństwo, a „oni” monocentryczną partię, a zwłaszcza jej aparat administracyjno-gospodarczy,
towarzyszył praktycznie od początku zmiany ustrojowej. Radykalizacji nastrojów społecznych i aktywizacji związków zawodowych oraz partii politycznych sprzyjał nie tylko kryzys, ale także postępujący w latach „realnego socjalizmu” proces społecznej alienacji.
Dekompozycja ustrojowa oraz wejście Polski na drogę wiodącą ku
demokracji i gospodarce rynkowej oznaczały uruchomienie procesów kształtowania wzorów zachowań i artykulacji interesów często uważanych za „zaskakujące i niezrozumiałe”, ponieważ niezgodnych z myśleniem życzeniowym, zarówno samych polityków, jak także obywateli. Takie wartości jak
demokracja, wolność słowa, własność prywatna czy pluralizm polityczny
zaczęły być postrzegane jako środki, o ile pomagają osiągnąć sukces materialny i prestiż społeczny. Współudział społeczeństwa w rozstrzyganiu o kierunkach dalszej transformacji zderzył się z poczuciem zagrożenia w postaci bezrobocia, spadku poziomu życia i kurczenia się świadczeń socjalnych 10 .
Wspomniani politycy stanęli wobec nowych wyzwań ujawniających antynomie okresu przejściowego, w szczególności zaś problem jednoczesnej przebudowy wspomnianych składowych procesu transformacji; a mianowicie:
konieczności stworzenia nowych ram ładu gospodarczego drogą odgórnych, politycznie narzuconych decyzji konfrontowanych z brakiem odpowiedniego „kapitału” w społeczeństwie;
modernizacyjnych praktyk części elit politycznych i zainteresowanych
grup społecznych stojących w relacjach konfrontacyjnych wobec roszczeniowych postaw znacznej części społeczeństwa;
prób pogodzenia twardych reguł rynku, wymuszających marginalizację i
społeczne wykluczenie z głoszonymi wcześniej postulatami wrażliwości
na losy socjalnie słabszych członków społeczeństwa;
tendencji oligarchicznych w strukturze władzy wobec postulatów budowy
społeczeństwa samorządnego;
mobilizowania społeczeństwa do czynnego udziału w określaniu kierunków dalszej transformacji ze społecznymi oczekiwaniami wobec władzy
10
L. Kolarska- Bobińska, Nowa rzeczywistość- stare konflikty, „Przegląd Polityczny”, nr 4, Gdańsk 1993.
293
mającej roztaczać nad obywatelem parasol ochronny11.
Ruch Solidarności nie był tylko etapem walki kapitalizmu z okresem
„realnego socjalizmu”. Solidarność wyróżniała kluczowa cecha – nie mówiła
językiem interesów, lecz językiem praw. Jeszcze w pierwszej połowie 1990
roku panowało powszechne przekonanie, że nie będzie potrzeby istnienia partii politycznych, ponieważ uda się stworzyć nowy model demokratycznego
ładu oparty na społeczeństwie obywatelskim z lat 80-tych. W tym sensie Solidarność nie tylko przeciwstawiła się konkretnemu systemowi opresji, nie tylko podejmowała się odbudowy polskiego społeczeństwa, lecz stała się ważnym etapem szerzenia oświeceniowego uniwersalizmu. Siłą projektu społeczeństwa solidarnego była jego jedność i o tę jedność nie było trudno, dopóki
program sprowadzał się do wspólnego działania na rzecz ograniczenia wpływu i zwalczania poprzedniego reżimu. Obszary jego działania były ukierunkowane na ruch na rzecz emancypacji pracowniczej, praw obywatelskich i
demokratyzacji, a także ruch na rzecz suwerenności narodowej i modernizacji
państwa. Moralistyczny charakter działania projektu społeczeństwa solidarnego uniemożliwiał reprezentację jakichkolwiek bardziej uchwytnych, wspólnych celów ponad ogólne hasła wolności, niepodległości, suwerenności i solidarności. Ta jedność skrywała jednak różnice poglądów, programów i interesów.
Kiedy po 1989 roku pojawiły się trudności z definiowaniem kategorii
solidaryzmu społecznego w tworzeniu stabilnej strategii rozwoju nie było
jasności, ani co do pozytywnej treści wspólnego dobra, ani co do instytucji,
jakie powinny służyć jego realizacji. Co więcej - okazjonalny kult Związku
kontrastował na co dzień z piętnowaniem związków zawodowych jako przeżytku, a związkowców (zwłaszcza strajkujących) jako populistów i awanturników. Można sądzić, iż projekt obywatelski Solidarności, deklarując swoją
spontaniczność i autentyzm społecznych oczekiwań, był jednocześnie uwikłany i wkalkulowany w strategie uczestników międzynarodowej rozgrywki o
wpływy w Polsce i krajach Europy Środkowo - Wschodniej. W sposób mniej
11
Wspomniane sprzeczności okresu przejściowego ujawniają, że przewaga autonomii państwa względem
społeczeństwa prowadzi do rozwoju tendencji oligarchicznych, natomiast przewaga mobilizacji społeczeństwa nad autonomiczną formułą funkcjonowania instytucji państwowych oznacza w konsekwencji
anarchizację życia społecznego, znajdującą odwzorowanie w populizmie i korupcji dyskursu publicznego Zob. J. Golinowski, Dylematy tożsamości społeczeństwa, ładu. postmonocentrycznego, [w:] Totalitaryzm. Wybrane problemy teorii i praktyki pod red. T. Wallasa. Wydaw. Naukowe INPiD UAM, Poznań
2003, s. 76- 83.
294
lub bardziej zamierzony zostało zmarginalizowane stanowisko, ujawniające,
że w społeczeństwie współistnieje wiele odmiennych, często sprzecznych
potrzeb i celów, a zadaniem polityki jest dokonywanie wyborów i osiąganie
kompromisów12.
Eklektyzm i brak ideowej spójności ruchu znalazły wyraz w różnokierunkowych próbach wywierania wpływu, począwszy od tendencji niepodległościowych i walce przeciw narzuceniu poprzedniego ustroju po ruch robotniczy, ruch na rzecz modernizacji, praw obywatelskich i emancypacji pracowniczej. Idea solidarności jako akuszerka porządku odwołującego się do walki
o godność pracy, podmiotowość pracownika i swobody związkowe zostaje
uwieńczona demokracją liberalną, paradoksalnie jako alibi dla liberalnotechnokratycznej transformacji kapitalizmu. Szeregowi liderzy Solidarności i
ich załogi, stając się moralnymi triumfatorami i zwycięzcami, poczuli się jednocześnie ekonomicznie i życiowo przegranymi na skutek upadku przedsiębiorstw lub planów redukcji załóg w praktykach transformacji. Poczucie solidarności i wzajemnej identyfikacji podczas walki w latach osiemdziesiątych
zostało w kolejnych fazach transformacji przeistoczone we wrogość, a nawet
nienawiść. Następuje autodestrukcja mitu Solidarności dokonywana rękami
jej uczestników, zwolenników, apologetów i sukcesorów.
Niektórzy badacze zwracają uwagę na postawę - a niejednokrotnie,
jak formułują to niektórzy socjologowie- „zdradę polskich elit”, oraz wiele
antyobywatelskich grup interesu, takich jak: grupa „klientelistyczna”, „etatystyczna”, „samorządowa” czy „korporacyjna”. Elity solidarnościowe, wywodzące się z dawnej opozycji demokratycznej, które w czasach walki z systemem, formułowały obywatelskie programy polityczne takie jak „nowy ewolucjonizm” czy Program Samorządnej Rzeczypospolitej, które jednocześnie
uznały budowę społeczeństwa obywatelskiego za jeden z trzech głównych
(obok stworzenia instytucji rynku i demokracji) celów polskiej transformacji,
bardzo szybko przestały się interesować kwestią zapewnienia warunków roz12
W demokracji przedstawicielskiej zakłada się, że obywatele powierzają swoje sprawy wybranym przedstawicielom, wymagającym zaufania. W Polsce powstaje paradoksalna sytuacja, społeczeństwo coraz
gorzej ocenia polityków i ta sytuacja powoduje, że do wyborów kandyduje coraz więcej osób, które nie
mają odpowiedniego kapitału zaufania, które na starcie podejrzewa się o złe intencje i którym trudniej
jest przełamać nieufność. Dane wynikające z badania CBOS, dotyczące zaangażowania Polaków w działalność obywatelską w organizacjach społecznych pokazują, że ponad 68% dorosłych Polaków nie włącza się w działania grup społecznych o charakterze obywatelskim. Zob. M. Grabowska (red.), Społeczeństwo obywatelskie w Polsce A.D. 2012, seria „Opinie i Diagnozy” nr 22, CBOS, Warszawa 2012.
295
woju instytucji obywatelskich w niepodległej Polsce13.
Praktycznie od połowy lat 90-tych, mamy w Polsce do czynienia z
krytyczną analizą transformacji, obecną głównie w dyskursie naukowym,
opartą na przekonaniu, iż rzeczywistość rozmija się z projektem, do którego
Polska miała zmierzać, a więc projektem postępu i powrotu do „normalności”.
Naturalizacja zmian gospodarczych sprawiła, iż w dyskursie publicznym,
główne spory toczyły się o stan demokracji z pomijaniem reguł i źródeł
polskiego kapitalizmu, jego legitymizacji czyli obszarów pozostających
domeną głównie ekonomistów. A należy podkreślić, iż to kategorie z dyskursu
ekonomicznego, eksponowane w określonej wersji – ekonomii neoklasycznej- wyznaczały i nadal wyznaczają prawomocność analiz funkcjonowania
gospodarki wolnorynkowej i społeczeństwa w Polsce 14 . W dyskursie transformacyjnym pojawiły się paradoksy, które trudno wyjaśnić na bazie modelu
modernizacji jako konwergencji i to w jego najbardziej „technologicznym”
wydaniu. Warto w tym sensie zwrócić uwagę na problem złożoności otoczenia, a wręcz paradoksu polskiej transformacji czyli ustanowienie kapitalizmu
pod parasolem Solidarności i w konsekwencji ograniczenia związkokracji.
Ów paradoks polega na tym, że o ile w 1990 roku większość społeczeństwa mogła dostrzec upadek komunistycznej utopii, o tyle nie zauważyła
załamania wielkiej utopii Zachodu - państwa opiekuńczego i społecznej gospodarki rynkowej utrwalającej zrównoważony porządek polityczno-społeczny
i gospodarczy. Można sądzić, iż paradoksalnie okres względnej równowagi
powojennego ćwierćwiecza kapitalizmu, zakotwiczonej w balansie głównych
sił społecznych – korporacyjnym kapitale i zorganizowanej pracy najemnej
został wymuszony przez rywalizację dwóch megasystemów – kapitalistycznego i komunistycznego. Upadek muru berlińskiego w pewnym sensie otworzył
Na dylematy polskiej transformacji zwraca uwagę Witold Kieżun opisując specyfikę procesów, jakie
toczą się w Polsce od 1989 roku. Autor, opisując typowe patologie zarządzania publicznego, nadaje im
nazwy najbardziej dolegliwych dla społeczeństwa zjawisk: gigantomanii, luksusomanii, korupcji oraz
arogancji władzy. Zwraca uwagę, przykładowo na niekontrolowany rozrost zatrudnienia w administracji
publicznej, które ze 156, 6 tys. w roku 1990 zwiększyło się do 440,5 tys. w roku 2010. Zob. W. Kieżun,
Patologia transformacji, Wydaw. Poltext, Warszawa 2012.
14
Robert Skidelsky, występując przeciwko zwolennikom Nowej Szkoły Klasycznej celnie obrazuje skrzywienie współczesnej ekonomii polegające na idealizowaniu ludzkiego zachowania. Podkreśla, że użyteczność takiego podejścia można uzasadnić wyobrażając sobie mechaniczny świat wchodzących ze sobą
w interakcje robotów, wówczas ekonomia może zyskać status twardej, przewidywalnej nauki. Ekonomiści powinni łączyć swoją dyscyplinę z innymi naukami społecznymi, które badają ludzkie zachowania.
Ekonomiści woleli wybrać regresywny program badawczy, ukryty pod pozorem skomplikowanych modeli matematycznych. Zob. R. Skidelsky, How to rebuild a shamed subject, “Financial Times” z
06.08.2009.
13
296
drzwi do upadku tego projektu wraz przemianą systemu kapitalistycznego i
jego ekspansji w kierunku nowoczesnego rynku, lokalizującego swoje sukcesy
w globalności, mobilności i deregulacji. W ślad za tymi zmianami można
obserwować symptomy postępującej materialnej polaryzacji społeczeństwa,
stagnacji dochodów większości pracowników, złamania siły związków zawodowych oraz podporządkowania mediów wielkiemu kapitałowi, zaburzających w pewien sposób samonaprawcze mechanizmy gospodarki.
Postępy demokratyzacji przyniosły w ciągu minionych dekad upowszechnienie systemów opartych na wolnych wyborach, ale w tym samym
czasie mechanizmy demokracji zaczęły tracić na znaczeniu. Realna władza
zaczęła przesuwać się ku ośrodkom siły ekonomicznej– korporacjom i instytucjom gospodarczym, pozostającym poza wszelką kontrolą społeczeństw. O
ile w okresie PRL-u głównym mechanizmem regulacji, kontroli i nadzoru
społeczeństwa była władza polityczna wszechobecnego państwa, o tyle w
ładzie społecznym powstałym po 1989 roku głównym mechanizmem kontrolnym stała się władza ekonomiczna ze wszechobecną logiką rynku. Jednocześnie obok egzorcyzmów i totalnego „wykreślenia” PRL następuje wstydliwe
wykorzystanie i konsumowanie elementów jej dorobku gospodarczego czy
naukowego, tyle że w oprawie standaryzacji, rywalizacji, konkurencji, uprzedmiotawiania, kalkulacyjności i manipulacji.
Transformacja to nie tylko problem techniczno-organizacyjny. To
przede wszystkim proces zmian świadomościowych, polegających na przyjęciu zupełnie odmiennego systemu wartości, w więc posiadający w gruncie
rzeczy znaczny wymiar ideowy15. O ile transformację w wymiarze ustrojowym można traktować jako swego rodzaju „powrót do normalności”, o tyle
radykalne zmiany w sferze gospodarczej nie próbuje się powiązać ze zmianami w innych podsystemach społecznych. Paradoks tego myślenia o ewolucji polegał także na tym, że instrumentem wprowadzania zmian, mających przynieść spontanicznie wykształcający się porządek społeczno15
Wraz z owym naturalnym procesem rozwoju ulegają rozpowszechnieniu zjawiska klikowości, klientelizmu, przejawiające się głównie poprzez funkcjonowanie specyficznego stylu działania niektórych polskich organizacji pozarządowych, który określić można mianem stylu „nostalgicznego”. Jego cechą charakterystyczną jest specyficzna, nostalgiczna właśnie obyczajowość organizacyjna i mentalność działaczy w której „siłą napędową skłaniającą patronów do roztoczenia opieki nad stanowiącymi określoną
grupę interesu klientami stało się zabieganie o poparcie w wyborach parlamentarnych”. Zob. P. Gliński.
Style działania organizacji pozarządowych w Polsce. Grupy interesu czy pożytku publicznego? Raport z
wykonania projektu KBN. IFiS PAN, Warszawa 2006, s. 114-115.
297
gospodarczy miało być państwo. Ale jednocześnie udział państwa w gospodarce był od początku uznawany za zło konieczne. Jego rola miała się
sprowadzać do niezmiernie aktywnego regulatora konfliktów społecznych,
poprzez instytucje oraz biernego regulatora zmian makroekonomicznych,
które należało maksymalnie oddzielić od kontekstu politycznego. Podejmowane działania w intencjach ich reżyserów miały utrzymywać ową paradoksalność zmiany, a w efekcie okazywały się dobrymi etykietami, które miały
określać na wskroś, jak chcieliby tego ich zwolennicy, racjonalne i naturalne
procesy rozwoju. Skutkiem tej sytuacji były zaniechania w tworzeniu warunków dla kształtowania się struktur i kultury obywatelskiej: np. regulacji legislacyjnych, programów aktywizacyjnych czy systemu edukacji obywatelskiej.
W grupie czynników mentalnościowych niesprzyjających budowaniu
etosu obywatelskiego można wskazać na chaos myślowy i uczucie pustki
uniemożliwiające podejmowanie racjonalnych decyzji. Nowe postsolidarnościowe elity wchodziły na scenę polityczną z ogromnym kredytem zaufania.
Oczekiwano, że nowi politycy, wybrani w „prawdziwie demokratycznych”
wyborach będą różnić się od swoich komunistycznych poprzedników kompetencjami, stylem uprawiania polityki i wyczuleniem na interes publiczny 16 .
Rzeczywistość ukazała swoje przeciwne oblicze – przedstawiciele nowej władzy, zamiast stanowić dla społeczeństwa zachętę i wsparcie, zaczęli wzbudzać
coraz większą irytację i niesmak. Podziały i konflikty inspirowane często personalnymi utarczkami i towarzyskimi animozjami często przyczyniają się do
społecznej frustracji i niezadowolenia. Trudno więc dziwić się złym nastrojom
społeczeństwa poddawanemu przeżywaniu szoku kulturowego. Błahe zdarzenia wywołują przesadnie silne reakcje objawiające się w bezsensownej przemocy. Upartyjnienie życia politycznego pociągnęło za sobą destrukcyjne upolitycznianie podmiotów społeczeństwa, a niechęć Polaków do polityki jako
takiej, coraz to bardziej odgrywa negatywną rolę, kładzie się bowiem cieniem
16
Według Eurostatu- w 2012 roku w Unii Europejskiej żyło 119,6 mln osób zagrożonych ubóstwem lub
wykluczeniem społecznym, czyli 24,2 proc. całej populacji UE. Czarnym punktem na europejskiej mapie
biedy jest Bułgaria, gdzie zagrożonych ubóstwem lub wykluczeniem społecznym było 49 proc. mieszkańców, w Rumunii i na Łotwie (po 40 proc. społeczeństwa), a także na Litwie (33 proc.), w Grecji i na
Węgrzech (po 31 proc.). W Polsce zagrożonych biedą lub wykluczeniem jest w naszym kraju 27,2 proc.
mieszkańców. Tuż za nami plasuje się Hiszpania (27 proc.). Proporcjonalnie najmniej osób zagrożonych
ubóstwem lub wykluczeniem jest w Czechach (15 proc. populacji), Holandii i Szwecji (po 16 proc.) oraz
w Luksemburgu i Austrii (po 17 proc.). Krytycy obecnego modelu rozwoju UE zwracają uwagę, że koncentruje się on na popieraniu mobilności pracowniczej w ramach Unii Europejskiej, zamiast skupić się
na ochronie praw obywatelskich, politycznych i socjalnych.
298
na relacjach pomiędzy poszczególnymi grupami społecznymi.
2. Generatory antynomii systemowej zmiany
Z logiki holistycznego rozumienia zjawisk wynika, że systemy społeczne charakteryzują się określonym stopniem trwałości z jednej strony, z
drugiej zaś podlegają przekształceniom, posiadając zdolność do adoptowania
się i asymilacji wszelkich, nowych elementów świata zewnętrznego. Wychodząc z założenia, iż całość jest czymś więcej, niż tylko sumą składników oraz,
że cechy części są determinowane przez całość, należy zwrócić uwagę na
wzajemne powiązania, oddziaływania i zależności między elementami, tworzącymi strukturę z jej swoistą dynamiką. Można przyjąć, że tej dynamice w
reorganizacji sprzyjają przede wszystkim: rozwój nauki, postęp naukowotechniczny i przemiany w sferze technologii (np. w sferze informatyzacji) czy
zmiany w mentalności społeczeństw itd.
Jako myśl przewodnią idei postępu zwykło się przyjmować przekonanie, że rodzaj kumulatywnego rozwoju, jaki ma miejsce w nauce, może zostać
powtórzony i odwzorowany w społeczeństwie. W gwałtownie zmieniającym
się świecie jest to wątła podstawa dla strategii politycznej. Takie stanowisko
nie wymaga świeckiej wiary w postęp, lecz trzeźwości i realizmu. Czasy przełomów z reguły zapowiadają nadejście „nowej jakości”, która zdominuje wyłaniające się w czasie uniwersum - system polityczny17. Rozważanie o przyszłości to czynność wymagająca permanentnego poddawania w wątpliwość
własnych osądów, to również zmaganie z projektem, który może być niejednokrotnie gruntownie niezrozumiały. A prognozowanie to nie tylko poszukiwanie właściwszego scenariusza, ale ciągły proces weryfikacji faktów, trendów, opinii, a więc czynność będąca w ciągłym ruchu.
17
Interesujące hipotezy w tym zakresie tj. sukcesu bądź porażki reprodukcji ładu społecznego, stawia Niall
Ferguson, Autor przekonuje, iż rozwój systemów finansowych w zmianach historycznych jest równie
istotny jak wynalazki czy rozwój wielkich cywilizacji. Dominacja Europy z końca XIX wieku już dawno
przeminęła, a hegemonia Stanów Zjednoczonych datowana od zakończenia II wojny światowej jest coraz
częściej negowana. Tak długa dominacja Europy czy też Stanów Zjednoczonych musiała rozpowszechnić elementy zachodniej cywilizacji. Niemniej kultura zawsze podąża za władzą. Jeśli nadal chcemy wierzyć, że cywilizacja zachodnia może być cywilizacją uniwersalną, a nie-zachodnie państwa mają znowu
ulegać wpływom zachodniej kultury, to musi nastąpić to w wyniku ekspansji ekonomicznej i demograficznej, co wydaje się być mało prawdopodobne. Zob. N. Ferguson, Imperium. Jak Wielka Brytania zbudowała nowoczesny świat, Wyd. Sprawy Polityczne Warszawa 2007, czy N. Ferguson, Potęga pieniądza. Finansowa historia świata, Wydaw. Literackie Kraków: 2010.
299
W tym sensie współczesne projekty ładu społecznego coraz częściej
próbują dokonywać swoich redefinicji w oderwaniu od jakichkolwiek pojęć
odnoszących się do kategorii całości. Niechęć do całościowej oceny sytuacji
idzie w parze z tendencją do pomnażania działań mających charakter nadzwyczajny. „Konieczne reformy”, „wolny rynek”, „elastyczność”, „deregulacja”,
„restrukturyzacja”, „konkurencyjność”, „kapitał ludzki” to słowa, które przewijają się w dzisiejszych debatach publicznych - niczym mantra. Ich natrętne
powtarzanie przyjmuje wręcz siłę magii, zaklinania rzeczywistości – nie tylko
nazywa rzeczy po imieniu, ale także oferuje jedynie słuszne rozwiązania. Kluczową rolę w tej strategii odgrywa pojęcie kryzysu, który w ostatnim dwudziestoleciu pełni wręcz funkcję regulującą wobec wszelkich zamierzeń poszczególnych działań politycznych. W rezultacie kryzys uzyskuje status stanu
permanentnego, a rodzące się z takiej operacji uniwersum dyskursu zaczyna
nosić znamiona języka stanu wyjątkowego. Jeśli stan wyjątkowy staje się
normą, pytania o rozumienie schodzą na plan dalszy, a na porządku dziennym
pozostają jedynie kwestie natury bieżącej, których rozstrzygnięcie wymaga
nie tyle rozumienia, co bezpośredniej i natychmiastowej skuteczności. Ponieważ nie ma norm progowych miedzy demokracją a niedemokracją, to od obserwatora i komentatora często zależy czy do określenia konkretnego systemu
użyje pojęcia „autokratyczny” czy „demokratyczny”. Przez samą nazwę często nadaje się temu konkretnemu systemowi pewne określone cechy mimo, że
w rzeczywistości jest to zawsze ten sam system. Jak podkreśla Eric Hobsbawm -nigdy słowo „wspólnota” nie było tak chętnie używane i tak pozbawione znaczenia jak w dekadach, kiedy wspólnotę w sensie socjologicznym
trudno było znaleźć w realnym życiu18.
Należy podkreślić, iż w ostatnich dekadach język publicznych debat
uległ całkowitej ekonomizacji. Kalkulacja kosztów i opłacalności stała się
głównym, jeśli nie jedynym, kryterium oceny słuszności bądź niecelowości
podejmowanych zadań i rozwiązywanych problemów. Pod koniec lat 80-tych
wśród zachodnich ekspertów zaczęło panować przekonanie, że jedynym sposobem na pobudzenie wzrostu jest zbiór metod, które zwykło się nazywać
konsensusem waszyngtońskim. Oznaczał on wprowadzanie praktyk dyscypliny budżetowej, konkurencyjnej waluty, liberalizacji handlu i finansów, prywa18
E. Hobsbawm, Wiek skrajności: spojrzenie na krótkie dwudzieste stulecie, Wydaw. Świat Książki, Warszawa 1999, s.391.
300
tyzacji i deregulacji, wzbogacony w późniejszym czasie o takie sprawy jak
konieczność przeprowadzenia reform instytucjonalnych, czyli walkę z korupcją, poprawę pracy sądownictwa, ulepszenie ładu korporacyjnego. Po pomyślnej fazie wdrożeniowej tego projektu w polityce gospodarczej USA za czasów
prezydenta Ronalda Reagana, a W. Brytanii rządów premier Margaret Thatcher, zakończonej znacznym ożywieniem gospodarek obu państw, nasileniu
uległo dalsze propagowanie neoliberalizmu, którego przedstawiciele coraz
mocniej domagali się znoszenia regulacji państwa nad rynkami finansowymi.
Pod wpływem tych prądów następowało przekształcanie doktryny liberalizmu
gospodarczego w neoliberalną ideologię pozbawioną już nie tylko niezbędnego rygoryzmu naukowego, ale nawet elementarnych zasad kupieckiej uczciwości, nakłaniających do powstrzymywania się od działań podważających
zaufanie w biznesie. Jednocześnie konsensus waszyngtoński był oficjalną
polityką, którą bogaty Zachód zalecał pozostałym państwom świata. Po kilkunastu latach stosowania polityki gospodarczej, a zwłaszcza pieniężnej, opartej
na wspomnianej ideologii, w gospodarce USA i innych państwach zachodnich
objawiły się kryzysogenne dysfunkcje zarówno systemu rynkowego, jak i
organów państwa w realizowaniu ich podstawowych zadań.
Idea, że niczym nieskrępowany kapitalizm za każdym razem prowadzi do dobrych rezultatów okazała się iluzją pozbawioną racjonalnego krytycyzmu i racjonalizującego wpływu doświadczenia. Otworzyła ona pokaźne możliwości wpływu dla grup o często egoistycznych interesach. Żadna reforma nie oddawała ducha ery Thatcher lepiej niż "wielki wybuch" finansowej
deregulacji w 1986 roku, która przygotowała grunt pod nieuchronny wzrost
znaczenia londyńskiego City. Wiele rozwiązań politycznych zastosowanych
po raz pierwszy przez rząd brytyjski było naśladowanych w znaczącej części
państw na świecie. Podejmowane działania dotyczyły praktyk prywatyzacji,
deregulacji, cięć podatkowych, zniesienia kontroli kursu wymiany oraz czynności raczej celebrowania i wirtualnego tworzenia bogactwa niż jego redystrybucji. Jeden z najbardziej znanych zwrotów Thatcher brzmiał: "Nie ma
alternatywy". Jak dotąd, żadna znacząca polityczna postać w świecie zachodnim tak naprawdę nie przedstawiła spójnej alternatywy odziedziczonych po
thatcheryzmie zasad wolnorynkowych19.
19
Stare dobrze ugruntowane systemy społeczne muszą zwykle ponieść wyraźną porażkę, zanim będzie
301
Paradoks neoliberalnej gospodarki polega na tym, że gdy osiąga sukces, przestaje być liberalną i demokratyczną, bowiem na co dzień kierowana
jest przez lobbystów20. To dzięki finansjeryzacji współczesny kapitalizm zbliża się do swojego „czystego funkcjonowania”, stopniowo uwalniając się od
tego wszystkiego, co mogłoby trzymać go w pewnych ramach czy regulować.
Narzędziami służącymi do wzmocnienia praktyk „czystego funkcjonowania”
współczesnego kapitalizmu były działania na rzecz:
wzrostu znaczenia instytucji handlowych typu Międzynarodowy Fundusz
Walutowy, które wraz z pokrewnymi instytucjami w innych krajach odegrały istotną rolę w budowie globalnej gospodarki korporacyjnej, aczkolwiek nie był to wyłącznie sukces wolnego rynku;
włączanie gospodarek narodowych w globalną gospodarkę korporacyjną
poprzez powoływanie wyspecjalizowanych komisji ds. finansów, polityki
handlowej i innych filarów gospodarki;
udział państwa w funkcjonowaniu ogólnoświatowego systemu gospodarczego za pośrednictwem współpracy międzynarodowej między wyspecjalizowanymi agendami rządowymi, które zajmują się takimi obszarami
jak globalizacja rynków kapitałowych, międzynarodowe normy czy polityka konkurencji;
podniesienie rangi procesu deregulacji ekonomicznej, a wraz z nim prywatyzacji funkcji dawniej niepublicznych, zarezerwowanych dla instytucji
państwa.
Dotychczas trzema głównymi czynnikami zasilającymi współczesny
kapitalizm była globalizacja, rozrost sektora finansowego oraz rewolucja
technologiczna. Dziś wszystkie trzy straciły swój rozmach ekspansji, z wyjątkiem czynnika technologicznego, aczkolwiek fundamenty tego ładu nie uległy
zmianie 21 . Chociaż globalny kapitał zdobywa coraz większą przewagę nad
możliwe ich przystosowanie do nowego środowiska. Bez widocznej porażki „większość umysłów pozostaje zamknięta” Stanowisko takie syntetycznie charakteryzuje praca Roubiniego i Mihma, rozdziały
Tektonika płyt i Wszystko w rozpadzie. Zob. N. Roubini, S. Mihm, Ekonomia kryzysu, Wydaw. Wolters
Kluwer Business, Warszawa 2011, s. 84–141.
20
Saskia Sassen, amerykańska socjolog, opisuje zmiany w obrębie państwa liberalnego wymuszone przez
globalną gospodarkę korporacyjną. Dostrzegany w Stanach Zjednoczonych poziom asymetrii władzy nie
jest tak widoczny w Europie (z wyjątkiem Wielkiej Brytanii, gdzie asymetria ta stanowi jedno ze źródeł
kryzysu instytucjonalnego). Ale również na Starym Kontynencie dają się odczuć wspomniane procesy i
tendencje. Zob. S. Sassen, Dysfunkcjonalna demokracja „Newsweek” z 25.07.2009 roku
21
Bardziej istotne dla naszych czasów jest jednak to, że bogaci są dziś również różni od bogatych z wczo-
302
narodowymi procesami reprodukcji, nie oznacza to końca samych państw
narodowych, mamy tu raczej do czynienia z ich transformacją - od homogenicznych bytów, w ramach których ma miejsce połączenie społeczeństwa z
ich państwem, do separacji państwa od społeczeństwa. Samo państwo, staje
się coraz bardziej nastawione na międzynarodowy przepływ kapitału, na jego
autoregulację, co wpływa na zdolność do utrzymania przy życiu poszczególnych jednostek gospodarczych, działających na danym terytorium. Rynek nie
jest w stanie zagregować wszystkich potrzeb, ponadto nie jest w stanie zapewnić trwałości wzrostu gospodarczego. Rynki są bardziej zainteresowane
krótkim okresem, niż perspektywą wielu lat. Forsują rozwiązania, które
wzmacniają gospodarkę w krótkim okresie, jednakże w dłuższym horyzoncie
czasowym nierzadko ją osłabiają. Okazało się, iż deregulacja nie zawsze
uwalnia wielkie moce produkcyjne, a wręcz przeciwnie, częściej je dławi oraz
kreuje nowe źródła konfliktu interesów22.
Dostrzegalne coraz bardziej trendy i kierunki zmian występujące we
współczesnym świecie można określić wspólnym mianem „neomediewalizmu” - nowego Średniowiecza. Dzisiejszy rynek globalny przypomina grę bez
jasnych reguł i arbitra. Mamy zaawansowany proces globalizacji, ale nie tworzy się gospodarka globalna. Trudno mówić o gospodarce globalnej, gdy nie
ma podmiotu i mechanizmu identyfikującego cele globalne i racjonalność
globalną. Powstał więc system niespójny, hybrydowy z elementami logiki
przejętej z ładu opartego na państwie narodowym i elementami logiki zachowań wynikającej z możliwości działania w sferze ponadnarodowej, niepoddanej żadnej kontroli i koordynacji. Praktyki władzy, zarówno na szczeblu narodowym, międzynarodowym czy globalnym dowodzą, że funkcjonowanie
wszystkich instytucji publicznych zrywa z demokratycznymi ideami na rzecz
autokracji.
Współczesny projekt ładu społecznego dzieli ludzi według kryteriów
ekonomicznych w podobny sposób, co jego średniowieczny odpowiednik.
Elity finansowe żyją w odizolowaniu od zwykłych ludzi, tak samo jak śreraj. Powstanie nowej plutokracji jest nierozerwalnie połączone z dwoma zjawiskami: rewolucją w dziedzinie technologii informatycznych i liberalizacją handlu światowego. Super-bogaci już dawno zauważyli, że filantropia, oprócz swoich nagród moralnych, może również służyć jako droga do społecznej akceptacji, a nawet nieśmiertelności, badają, jak kupić sobie drogę do świata idei. Finansowane przez plutokratów think tanki niestrudzenie wymyślają argumenty przeciw samoorganizacji społeczeństw. Zob.
Ch. Freeland, The Rise of the New Global Elite, “The Atlantic Magazine” 2011 January/February.
22
J. Stiglitz, Szalone lata dziewięćdziesiąte, Wydaw. Naukowe PWN, Warszawa 2006, s. 239 – 243.
303
dniowieczne klasy społeczne. Owi „oligarchowie” nie będący formalną arystokracją, ale w istocie posiadający jej prawa, określają parametry sukcesu
bądź porażki reprodukcyjne cywilizacyjnego przełomu. Metropolie XXI wieku wyzbyte kulturowej unifikacji przypominają dziś mediewalne miasta, pełne
nie asymilujących się mniejszości. Ich dotychczasowi obywatele – nazywani
umownie ludźmi Zachodu - opuszczają swoje centra i przenoszą się do wyizolowanych dzielnic lub na przedmieścia. Następstwem narastających procesów
społecznej polaryzacji jest wzrastająca liczba ludzi wykluczonych, którzy w
żadnej postaci nie biorą udziału w wymianie rynkowej czy w życiu społecznym. Najbardziej dotkliwą perspektywę rysuje koncepcja „20/80”, która ma
oznaczać, że w przyszłości dostęp do pracy będzie miała tylko jedna piąta
część społeczeństwa, na którą spadnie ciężar utrzymania pozostałych 80 proc.
ludności. Oligarchiczne struktury kapitału znajdują się w węzłowym konflikcie z demokratycznym systemem politycznym, tworząc podłoże dla demokracji oligarchicznej.
Powyższe konkluzje korespondują z określeniem Josepha Stiglitza
„wielki nieobecny”, które skłoniło go do konstatacji, że działania niewidzialnej ręki rynku są niewidoczne, bo jej tam po prostu nie ma. Jej miejsce zajmują często ponadnarodowe korporacje i gdy „rynek domaga się” większej wolności, to przypuszczalnie chodzi o większą wolność dla korporacji, a nie o
wolny rynek sugerujący wolną konkurencję. Nie tyle konkurencja, ile rywalizacja pomiędzy gigantami decyduje o możliwościach działania tradycyjnie
pojmowanych mechanizmów rynkowych 23 . Owe przeobrażenia zarówno w
gospodarce, jak i w systemie władzy, wespół z tradycyjną skłonnością gospodarki rynkowej do cyklicznego rozwoju tworzą nową fazę kapitalizmu, ostatnio nieprzypadkowo zwaną kapitalizmem finansowym.
Jeżeli z takiej perspektywy zadamy pytanie o wyzwania XXI stulecia,
to odpowiedź sprowadza się do rozpoznania pola możliwości działania, jakie
występuje w naszym kraju, w obrębie którego otwierają się różne scenariusze
dla przyszłości. Pole to ma jednak pewną fundamentalną właściwość. Jest nią
ambiwalencja, niejednoznaczność występujących tendencji i stojących za nimi
wartości, a często ich wzajemna przeciwstawność.
23
J. Stiglitz, Szalone lata…, s. 205-206.
304
3. Polska modernizacja w perspektywie indyferentnych zmian otoczenia
W Europie Środkowo - Wschodniej, w tym także w Polsce, mamy do
czynienia nie tyle z impasem demokracji czy nawet liberalizmu, ile z powszechną niechęcią do polityki okresu transformacji. Społeczeństwom postkomunistycznym udało się pokojowo rozmontować reżim komunistyczny oraz
utworzyć instytucje rynkowe. Jednocześnie transformacja doprowadziła do
szybkiego rozwarstwienia społeczeństwa, a grupa przegranych okazała się
znacznie liczniejsza niż grupa wygranych. Populizm przestał być domeną
niektórych partii politycznych. Nadaje dzisiaj charakter europejskiemu życiu
politycznemu. W rezultacie główna linia podziału przebiega już nie między
lewicą i prawicą, ale między coraz bardziej nieufnymi wobec demokracji elitami i coraz bardziej wrogimi wobec liberalizmu społeczeństwami24.
Sytuacja Polski na tle innych krajów pogrążonej w impasie Europy
wygląda korzystnie z uwagi na dość tradycyjny, w sumie nienowoczesny charakter gospodarki, który okazał się dobrym neutralizatorem zjawisk kryzysowych. Wychodząc naprzeciw niebezpieczeństwom dryfu rozwojowego, państwo polskie stoi przed koniecznością określenia silnych stron i słabości oraz
celów i sposobów ich realizacji. Sformułowany raport „Polska 2030 - Solidarność pokoleń” przedstawił najważniejsze wyzwania, które państwo powinno
zrealizować, aby sprostać gospodarczej konkurencyjności. Wspominany raport, stanowiący o kierunkach formułowania strategii, proponuje model „polaryzacyjno-dyfuzyjnego rozwoju”, czyli wspieranie „biegunów wzrostu”, jakimi mają być w Polsce metropolie - konkurujące z europejskimi - ale także,
usuwanie przeszkód w rozwoju pozostałych regionów. Dyfuzja ma sprzyjać
m.in. wyrównywaniu szans edukacyjnych, budowaniu solidarności pokoleń.
Aby Polska mogła się rozwijać, musi zmienić się ze społeczeństwa żyjącego z
transferów w społeczeństwo utrzymujące się z pracy25.
Przebieg polskiej transformacji można charakteryzować poprzez praktyki imitacyjne społeczeństw zachodnich. Stosownie do pojęcia „transformacja imitacyjna”, można też mówić o ‘modernizacji imitacyjnej’. Zob. M. Ziółkowski, O imitacyjnej modernizacji społeczeństwa polskiego, [w:] P. Sztompka (red.)
Imponderabilia wielkiej zmiany: mentalność, wartości i więzi społeczne czasów transformacji. Wydaw.
Naukowe PWN, Warszawa, Kraków 1999, s. 41.
25
Polska 2030 „Solidarność pokoleń” przedstawia najważniejsze wyzwania dla przyszłości takie jak ;
wzrost konkurencyjności gospodarki; poprawa sytuacji demograficznej; poprawa wskaźnika zatrudnienia; budowa infrastruktury; poprawa bezpieczeństwa energetycznego oraz ochrona środowiska natural24
305
Kontury projektowanych zmian są w pewien sposób odpowiedzią
pod postacią starych recept na nowe wyzwania rozwojowe. Wyścig ekonomiczny o uzyskanie jak większych wpływów stanowi z pewnością zrozumiały powód koncentrowania się na długookresowym wzroście gospodarczym. Jeśli rywalizacja ta ma być jednak głównym uzasadnieniem takiego
działania, to należy ponownie przyjrzeć się standardowym modelom makroekonomicznym, które jak na razie całkowicie ignorują to zagadnienie. Formy
demokratyczne odgrywają bardzo ograniczoną rolę w sytuacji, gdy decyzje w
sprawie podstawowych aspektów życia spoczywają w rękach nieponoszącej
odpowiedzialności, skoncentrowanej władzy prywatnej, a społeczeństwo
znajduje się pod panowaniem interesów dążących do prywatnego zysku przez
prywatną kontrolę nad bankowością, przemysłem, wzmocnionych przez kontrolę nad prasą i agencjami informacyjnymi.
Można lakonicznie powiedzieć, iż obecny model systemu rynkowego
stał się ofiarą swojego własnego sukcesu. Po upadku reżimu komunistycznego
"intelektualna hegemonia kapitalizmu” doprowadziła do samozadowolenia i
ekstremizmu: samozadowolenia w formie degeneracji systemu, a ekstremizmu w formie wdrażania własnych ideologii. Żyjemy w czasach, gdy prawie
wszystko można kupić lub sprzedać. Lata poprzedzające kryzys finansowy z
2008 roku były czasem beztroskiej wiary w wolny rynek i deregulację, a ekonomia stawała się domeną imperialną. Logika kupna i sprzedaży nie odnosi
się już do dóbr materialnych, ale stopniowo zaczyna rządzić całym naszym
życiem26. Demokracja– według Michaela Sandela – wcale nie wymaga jakiejś
doskonałej równości. Wymaga natomiast, by obywatele dzielili wspólne życie, gdyż tylko w ten sposób uczymy się negocjować, tolerować różnice, osiągać kompromis i troszczyć o dobro wspólne.
Obserwatorzy sceny politycznej w przeciągu ostatniej dekady wyrażali przekonanie, że w Europie, a nawet na całym świecie, jesteśmy świadkami
narodzin nowego porządku politycznego, w którym państwo narodowe – w tej
formie, w jakiej je znamy – zostanie podporządkowane jakiegoś rodzaju nowym instytucjom. Entuzjaści projektu europejskiego wierzyli, że Unia Euronego; tworzenie gospodarki opartej na wiedzy oraz rozwój kapitału ludzkiego; zwiększenie spójności
regionalnej; zmiana struktury administracji i tworzenie sprawnego państwa. Zob. Raport „Polska 2030.
Wyzwania rozwojowe” www.polska2030.pl .
26
M. Sandel, Czego nie można kupić za pieniądze. Moralne granice rynku, Kurhaus Publishing, Warszawa
2012, s. 18.
306
pejska przestanie być organizacją międzyrządową i stanie się jednostką wykraczającą poza porządek państw narodowych. Niektórzy twierdzili, że pod
parasolem amerykańskiej potęgi militarnej narodzi się nowy, ogólnoświatowy
ład 27 . Praktyczne wdrażanie ideologii neoliberalnej, mającej udoskonalać
ustrój kapitalistyczny, polegało na zabiegach nadających mechanizmowi wolnorynkowemu charakter ponadpaństwowy, łagodzonych pomysłem „państwa
minimum”. Polityka państwa redukującego zakres i stopień regulacji wobec
firm, a zwłaszcza działalności banków i instytucji rynkowych, spotykała się
nie tylko z aprobatą Wall Street, ale z wyraźną akceptacją elit rządzących,
poddających się ewolucji w kierunku oligarchicznym. Aksjomatem stało się
założenie, że kapitał nie ma ojczyzny ani narodowości, że żyjemy w świecie
bez granic, w świecie coraz bardziej zglobalizowanym. Za rzecz bezdyskusyjną przyjęto, iż liberalizacja i deregulacja umożliwia odtworzenie w dowolnym
miejscu globu czegoś w rodzaju sposobu życia krajów bogatych. Wyjściem ze
stanu takiego „nacechowania Zachodem” byłoby więc odjęcie tym wartościom charakteru przynależności do jednego typu kultury, szczególnie amerykańskiej i odkrywanie go w cechach uniwersalnych.
Utożsamianie uniwersalizacji z westernizacją okazało się błędem,
gdyż westernizacja, jak wskazuje Huntington, wyzwala obok przychylności postawy odrzucenia. Co więcej, polityka multikulturowości połączona z postmodernizmem wzorów kulturowych doprowadziła do negacji fundamentów
cywilizacji zachodniej wśród samych Europejczyków. Klęska tej polityki jest
ostatnio dobrze widoczna, co przyznali i potwierdzili przywódcy europejscy.
W świecie, gdzie zanikają dotychczasowe różnice ekonomiczne i polityczne,
ludzie tracą możliwość odróżniania się od siebie w dotychczasowy sposób i
muszą poszukiwać nowych różnic celem określenia tożsamości. Przy zaniku
różnic politycznych i gospodarczych najbardziej rzucają się w oczy różnice
kulturowe. Dlatego nie tracą one na znaczeniu, ale wręcz przeci-wnie, zyskują. Gdy różnice gospodarcze i polityczne zanikają, nie stanowiąc podstawy do
określenia swojego „ja”, naczelnego znaczenia nabierają partykularne warto-
27
Ideologia neoliberalna okazała się, pod wpływem propagowania jej przez mass-media, atrakcyjną projekcją przeszłości. Zachwyt dla kapitalizmu - ówczesny szef FED - Alan Greenspan ocenił w następujący
sposób: żyjemy w nowym świecie - świecie globalnej kapitalistycznej gospodarki, znacznie bardziej elastycznej, odpornej, otwartej, samoregulującej się i podlegającej szybszym zmianom, niż jeszcze dwadzieścia pięć lat wcześniej. Zob. A. Greenspan, Era zawirowań. Krok w nowy wiek. Wydaw. MUZA,
Warszawa 2008, s.18.
307
ści, będące podstawą procesów separatystycznych – dzielenia się ludzi.
W tym kontekście warto podkreślić, iż jedną z głównych przeszkód
dla harmonijnego rozwoju jest zjawisko przerostu globalnej dominacji gospodarczej i technologicznej nad zdolnością do nadania jej kierunku przez
politykę ograniczoną do państw narodowych. Kapitał, terroryzm czy technologie bez problemu przenikają dziś przez granice państwowe, ale jednocześnie powstaje obszar wymykający się wszelkiej kontroli, rządzący się własnymi prawami28. Następuje przy tym swoiste obniżenie etycznych standardów zachowania, świat bowiem traktowany jest nie jak dobro wspólne, lecz
jako źródło łupów. Dlatego właśnie wiarę w demokratyczny uniwersalizm
można uznawać za niebezpieczne złudzenie. Podsyca ją globalizacja, podkreślająca, że skoro stacje benzynowe, ipody i gry komputerowe są takie same na
całym świecie, to czemu nie instytucje polityczne? Standaryzacji w technice
nie należy jednak przenosić do świata instytucji politycznych. Obecni politycy, bez względu na to, jak bardzo odległe wydawaliby się reprezentować
stanowiska, sprawiają wrażenie uczestniczenia w permanentnej procedurze
wyboru najsprawniejszego zarządcy, który podjąłby się bieżącego administrowania najbardziej aktywnym modelem. W tym sensie pytania o miejsce
namysłu w procesie sprawowania władzy razi całkowitym oderwaniem od
społecznego kontekstu polityki, ujawniając zdepolityzowaną praktykę zmian.
Możliwość stworzenia ponadnarodowego porządku na poziomie światowym zależałaby od uzyskania absolutnej przewagi jednego państwa nad innymi aktorami sceny politycznej. A obecne społeczeństwa i narody nie żyją w
wielobiegunowym świecie, jak twierdzą niektórzy, lecz w świecie całkowicie
pozbawionym biegunów29. Żadne z państw nie osiągnie w najbliższej przyszłości pozycji analogicznej do tej, jaką USA właśnie traci - podkreśla John
Gray. O sile westernizacji miało zdecydować to, iż nie tylko wpływa ona na
każdą niemal sferę działań człowieka, od zawodowej po codzienny styl życia,
Na palcach jednej ręki można w Polsce policzyć sprowokowane przez polityków dyskusje o wyzwaniach
stojących przed krajem, nie mówiąc już o dyskusji o świecie, którego wpływ na Polskę przekształcił się
szybko z pośredniego w bezpośredni. W dużym stopniu scena polityczna ma głowę odwróconą do tyłu,
kontemplując bliższą i dalszą przeszłość. Zob. W. Szymański, Niepewność i niestabilność gospodarcza.
Gwałtowny wzrost i co dalej. Wyd. Difin SA Warszawa 2011, s.253.
29
W ostatnich dekadach pojawiło się wiele nowych etykiet dotyczących cywilizacji, gospodarki, społeczeństwa wskutek zarówno radykalnych transformacji i zmian, jak i wskutek hołdowania pewnym modom
naukowym, etykietującym – nie bez znaczącej arbitralności –nowe zjawiska i procesy. Etykiety mogą
być gruntem dla iluzji, złudzeń, fałszywych ocen, utopijnych wizji. Etykiety pojawiają się i znikają
szybko a w ich rozgłosie dużą rolę odgrywają media i polityka. Zob. L. W. Zacher, Gry o przyszłe światy, Wyd. PAN, Warszawa 2006, s. 185- 189.
28
308
ale ma zdolność „oddzielenia od pierwotnego źródła”. Czyli stworzenia pozorów oderwania od naznaczenia przez wartości amerykańskie przez wtopienie
się jej zasad do lokalnych struktur. W tym kluczowym przypadku, na przekór
ufnym oczekiwaniom zachodniej opinii publicznej, nie nastąpił proces uniwersalizacji wzorów i umasowienia, zachodniego stylu myślenia i działania. Nie tylko w biedniejszych częściach świata, lecz także w Europie nie udało się przełamać układu instytucjonalno-politycznego wypracowanego w epoce nowoczesności. Zamiast ogólnoeuropejskiego porządku mamy do czynienia z interwencjami dokonywanymi przez rządy narodowe w celu obrony
swoich partykularnych interesów.
W obecnym etapie ów proces, zamiast jednego modelu, wytwarza całą gamę systemów „hybrydowych”. Jednak przekonanie, że oto wyłania się
jeden powszechnie akceptowany typ społeczeństwa wciąż kształtuje sposób,
w jaki przedstawiciele nauk społecznych i publicyści myślą o kondycji współczesnych społeczeństw 30 . „Globalna iluzja” jest jednym z najważniejszych
elementów zachodniego myślenia o postępie i rozwoju ekonomicznym, począwszy od XIX wieku – powiada John Gray. W XIX i XX wieku teoretycy
społeczeństwa i ekonomiści sądzili, że proces industrializacji umożliwia powstanie nowego systemu globalnego, gdzie w końcu rozprawimy się z wszelkimi brakami uniemożliwiającymi godne życie. Ogarniająca cały świat industrializacja, podkreśla Gray - odtwarza przeszłe konflikty o bogactwa naturalne. Z jedną różnicą - tym razem na większą skalę. Wolny rynek bardziej niż
demokracji wymaga stabilizacji. Twierdzenie to jest szczególnie prawdziwe
w sytuacji, gdy proces produkcji rozprasza się po całym globie31.
Nie trudno dostrzec, że rozwój gospodarczy to proces podlegający
nieprzerwanej ewolucji i dlatego utrzymanie wzrostu jest trudniejsze niż jego
zainicjowanie32. Obecny rynek staje się systemem globalnym, z jednej strony
ujednolicając gusta ludzi na całym świecie, z drugiej zaś likwiduje w nich
T. Kowalik, W kierunku „realnych utopii” [w:] Spotkania z utopią w XXI wieku, pod red. P. Żuk, Oficyna
Naukowa, Warszawa 2008, s. 19 – 48.
31
John Gray sugeruje, iż tak jak w przeszłości państwa mają obecnie rozbieżne cele strategiczne. Wysoko
cenią własne bezpieczeństwo i w wypadku uznania, że siły globalnego rynku zagrażają temu, co uznają
za żywotny interes narodowy, będą dążyły do ich zablokowania. Jest jak najbardziej zrozumiałe, że owe
różnice mogą w którymś momencie doprowadzić do wybuchu konfliktu. Zob. J. Gray, Globalne złudzenie, „Europa - Tygodnik Idei” 2006, nr 19.
32
Niektórzy badacze twierdzą, że kreowanie przez globalizację agresywnej strategii eksportowej w wielu
krajach jest samoistnym czynnikiem destabilizującym światowa gospodarkę, co może oznaczać, że zbliża się koniec modelu wzrostu gospodarczego opartego na eksporcie. Zob. T.T. Kaczmarek, Globalistykaprzyszłość globalnej gospodarki, Wydaw. Difin Warszawa 2007, s. 84.
30
309
poczucie wspólnoty. Prowadzi przez to do pojawienia się zupełnie nowych,
regionalnych i globalnych problemów. Nie wystarczy osiągnąć stabilności
makroekonomicznej, bowiem ważniejszym zadaniem jest zdolność rządu do
odpowiedniego stymulowania aktywności gospodarczej i przedsiębiorczości,
szczególnie w nietradycyjnych, nowatorskich dziedzinach. W praktyce – czasem uważane za przebrzmiałe – takie hasła jak polityka przemysłowa czy
pozycja ekonomiczna potrafią stworzyć przesłanki do wzrostu i odblokować
powstające hamulce przedsiębiorczości33.
Często wbrew quasi-religijnemu podejściu do demokracji, mającemu
źródło w wierze, w jej immanentne właściwości lecznicze – system rządów
sprowadzający się do okresowych wyborów powszechnych nie rozwiązuje
sam z siebie ani kwestii rozwoju społeczno-gospodarczego, ani też nie zapewnia sprawności rządzenia. Łączenie wolnego rynku z demokracją stało się
dość powszechnym nawykiem myślowym - także obecnie, co można tłumaczyć tym, iż rynek rozwinął współczesną demokrację i rozszerzył jej zasięg
społeczny, m.in. ze względu na zwiększenie udziału społeczeństwa w życiu
politycznym, a także w korzystaniu z konsumpcji masowo wytwarzanych
produktów i świadczonych usług. Zarówno udział w życiu politycznym, jak i
konsumpcja wytwarzanych dóbr przestają być reglamentowane przywilejami
stanowymi, jak to miało miejsce w systemie feudalnym. Ale w ich miejsce
system ten wprowadził ograniczenia ekonomiczne. Czynnikiem limitującym
udział w korzystaniu z dobrodziejstw demokracji staje się pieniądz. I on też
sprawia, że dla znacznej części obywateli udział w życiu politycznym zostaje
zredukowany do możliwości oddania w dniu wyborów głosu na „swojego
kandydata”, wyłonionego „demokratycznie” przez mniej lub bardziej osobliwe socjotechniki wpływu stosowane przez elity wielkiego biznesu i mediów,
maskujące swoje działania istnieniem „niewidzialnej ręki” wolnego rynku.
Projekt demokracji działa skutecznie, gdy społeczeństwo cechuje się
dojrzałością i jest społecznie wyrównane, to znaczy ma zaspokojone podstawowe potrzeby i umie wyłonić instytucje dostrzegające jego całościowe interesy, potrafiące godzić się na kojarzenie wielu sprzecznych wektorów. Innymi
słowy, demokracja jest projektem umożliwiającym ludziom dostrzeganie swo-
33
L. Kenworthy, Institutional coherence and macroeconomic performance. “Socio-Economic Review”
2006, nr 4, s. 69-91.
310
ich interesów również w sferze publicznej, nie tylko prywatnej 34. Sam Adam
Smith uważał, że rynek i kapitał mogą dobrze wypełniać swoje funkcje pod
warunkiem wsparcia innych instytucji - w tym służb publicznych i wartości
innych niż zysk. Wymagają też hamulca i korekty innych instytucji, np. dobrze pomyślanych regulacji i programów przeciwdziałających destabilizacji,
nierównościom i niesprawiedliwościom35 . Produkcja rynkowa opiera się na
maksymalizacji zysków, ale też na szeregu innych działań, jak bezpieczeństwo publiczne i świadczenia społeczne, dzięki którym można mówić o
względnej stabilności i przewidywalności gospodarki zarządzanej efektywnie.
Myśląc o alternatywnej wizji działalności gospodarczej uwzględniającej pragmatyczny wybór usług publicznych i przemyślanych uregulowań, nie odchodzi się od reform, które przewidywał Smith, krytykując kapitalizm, a zarazem
go broniąc.
W tym sensie „postępowe idee” stają się odwzorowaniem równorzędności przede wszystkim szans i wolności dla wszystkich, ale także - w miarę
możliwości - dochodów i standardu życia, bowiem społeczeństwa egalitarne,
także uwzględniając mechanizmy rynkowe, lepiej rozwiązują swoje problemy,
z czego korzystają nie tylko najubożsi obywatele. Drugim wyzwaniem dla
progresywnie myślących jest zmiana definicji jakości życia, odrzucająca
składniki starego paradygmatu wzrostu gospodarczego i przyrostu PKB jako
głównego kryterium sukcesu bądź niepowodzeń, bo niewiele mówią o kondycji społeczeństwa. Bardziej ważna, od słupków wzrostu produkcji i sprzedaży
jest perspektywa awansu społecznego i cywilizacyjnego czy też ochrona środowiska i oferowana opieka zdrowotna. Dlatego też wiara w postęp i nowoKiedy przeciwstawia się sobie dwa typy organizacji życia zbiorowego, z których jeden uosabia społeczeństwo obywatelskie, drugi zaś państwo, ma się na uwadze nie tylko represyjność tego drugiego, lecz
również to, że jest ono organicznie niezdolne do generowania prawdziwej wspólnoty. Organizacji państwowej przeciwstawia się nie tylko stosunki zawiązywane oddolnie, dobrowolnie i świadomie, lecz stosunki mające nadto tę cechę, że są mocne i wszechstronne – por. J. Szacki, Liberalizm po komunizmie,
Wyd. Znak, Kraków 1994, s. 122.
35
W polskiej debacie na temat ekonomii na dobre zagościło wytykanie niedogodności, z jakimi zderzają się
pracodawcy, że koszty pracy są wysokie, że trzeba tak dużo oddać w postaci zaliczki na PIT, składki na
NFZ i wszystkie pozostałe składki odprowadzane na ZUS. Problem polega na tym, że te opinie o zbyt
wysokich kosztach pracy w Polsce to mit skutecznie podtrzymywany przez rzeczników neoliberalizmu.
Według statystyk OECD, organizacji zrzeszającej najbardziej rozwinięte gospodarki zachodniego świata
w 2010 r. koszt pracy sięgał w Polsce 10,4 dol. za godzinę. Taniej było tylko w Meksyku (6,1 dol. w
2009 r.). Natomiast reszta krajów OECD, i to również tych znajdujących się na podobnym do nas poziomie rozwoju, miała wyższy wskaźnik kosztów pracy. Węgierscy przedsiębiorcy płacili 11,4 dol., Estończycy 12 dol., a Czesi 14,4 dol. za godzinę. Nie mówiąc już o Niemcach (31 dol.) czy Szwedach (27
dol.), Irlandczykach (26,5 dol.) czy Amerykanach (35,4 dol.). Zob. Największe mity polskiej gospodarki
„Dziennik Gazeta Prawna” z 1 lutego 2013 roku.
34
311
czesność staje się dziś raczej wyrazem strachu i bezsilności człowieka aniżeli prawdziwego przekonania.
Te zjawiska można obserwować obecnie, gdy w wyniku rosnącej dynamiki zmian współczesne projekty ładu, także w naszym kraju, nabierają w
coraz większym stopniu cech doraźności. Wszystkie niemalże rodzaje działalności człowieka, w tym także gospodarcze, stają się nietrwałe, a ich cykle
życia coraz krótsze. Dotyczy to nie tylko technologii, produktów, stanowisk
pracy, ale również metod komunikacji i wymiany handlowej, edukacji, a nawet modeli życia rodzinnego oraz zawodowego. Niemalże wszystko staje się
prowizoryczne. W takich warunkach nie tylko przyszłość, ale i teraźniejszość
jawią się jako coraz mniej przejrzyste i coraz bardziej chaotyczne, trudne do
zrozumienia, zwłaszcza w sytuacji mnożących się, sprzecznych źródeł informacji 36 . Problemem jest zacieranie się lub zanikanie wyrazistych punktów
odniesienia w kształtowaniu systemów wartości w działalności gospodarczej,
także w życiu ludzkim. Ironia obecnego etapu rozwoju polega na tym, że uniwersalizuje on popyt na lepsze życie, ale nie dostarcza narzędzi służących
jego zaspokojeniu. Dlatego schowany w rynkowym fundamentalizmie potencjał społecznego darwinizmu znalazł upust nie tylko w polityce społecznej.
Bodziec zmiany wykreował zamknięty, w ramach rynkowego mechanizmu,
integralny obraz „normalności”, którego społeczne koszty zarazem dyskurs publiczny uwidacznia, eksternalizując je, jak mówią ekonomiści, poza
rynek, do gospodarki reprodukcyjnej 37 . Jego następstwem jest narastająca
polaryzacja ekonomiczna, a koncentracja władzy i bogactwa w rękach nielicznej elity odbiera strukturom demokratycznym realną treść. Stąd przywoływana praktyka casino finance, shadow banking system oraz związany z tym
„powrót gospodarki kryzysowej”.
Rosnąca sprzeczność między logiką demokratycznego samostanowienia a logiką akumulacji kapitału uruchomiła „elastyczność” jako eufe"Duch kapitalizmu" wkroczył w ludzkie dzieje stosunkowo późno. Przedtem rynki kupna i sprzedaży
obwarowane były szeregiem moralnych i prawnych restrykcji. Nie był wzorem do naśladowania ktoś,
kto poświęcił życie robieniu pieniędzy. Do grzechów śmiertelnych zaliczano chciwość, zachłanność i
zawiść. Lichwa (robienie pieniędzy z pieniędzy) była obrazą boską Zob. R. Skidelsky, Życie po kapitalizmie, „Gazeta Wyborcza” z 21.02.2011 roku.
37
Ekonomiści muszą zmierzyć się z niewygodną rzeczywistością, że rynki finansowe są niewystarczająco
perfekcyjne, że podlegają one zwyczajnym złudzeniom i szaleństwom tłumów, że ekonomia keynesowska posiada lepsze narzędzia do identyfikowania recesji i depresji oraz że będą musieli zrobić wszystko,
aby uwzględnić realia finansów w makroekonomii. Zob. P. Krugman. How Did Economists Get It So
Wrong? “The New York Times” 2009, September 2,
36
312
mizm wzrostu eksploatacji pracowników, a „wolny rynek” jako narzędzie
budowy monopolu korporacji. W tym sensie instytucje polityczne stały się
animatorami procesu, którego nie planowały, ani też na który nie mogą wpływać, ale za który w praktyce muszą być odpowiedzialne. Natomiast decyzje
podejmowane w gospodarce są przesycone rzeczywistymi treściami politycznymi, do których działający na tych płaszczyznach nie posiadają żadnej legitymizacji. Liberalizacja barier dla przepływu kapitału sprawiła, że owa cyrkulacja stanowi niezwykle potężną broń przeciwko obecnemu państwu. Zdyscyplinowane państwo musi prowadzić politykę gospodarczą przychylną biznesowi i światu finansów. W przeciwnym razie kapitał rozpocznie politykę represyjną (np. wycofa się z danego kraju).
***
Mając na względzie oczekiwania polskiego społeczeństwa wynikające
z procesu transformacji, należy podkreślić, że pokonanie politycznie narzuconej i ekonomicznie nieefektywnej władzy - traktowane było jako zwycięstwo.
Jednak poszukiwanie nowej wiary w reguły stabilizujące przestrzeń życia
społecznego napotyka na próżnię bądź selektywną imitacje fragmentów rzeczywistości ładu zachodniego, który – jak stwierdzają niektórzy analitycy,
stanął wobec widma kryzysu legitymizacji. Losy transformacji rozstrzygają
się korzystnie, gdy społeczeństwo w zasadniczej części przyjmuje za własny
system wartości wyrosły z nowego ustroju społecznego. Aby to nastąpiło, nie
wystarczy samo przekonanie o jego atrakcyjności, ale również pozytywna
ocena na temat jego realizacji38. A jego ocena powstaje w następstwie obywatelskiego zaangażowania dużej części uczestników zmian.
Strategia rozwoju w polskiej praktyce modernizacyjnej staje dzisiaj
naprzeciw trzem rodzajom deficytu; małej lojalności wobec instytucji,
zmniejszaniu się zaufania społecznego oraz zubożenia wiedzy instytucjonalnej - czynników kapitału społecznego niezbędnych do modernizacji. Każdy deficyt z osobna odbija się w sposób wymierny na życiu zwykłych obywateli. Kapitał społeczny jest niski, kiedy ludzie uważają, że ich zaangażowanie
38
Już w 1999 roku Mirosława Marody w swoim eseju podkreślała, że polskie społeczeństwo osiągnęło
obecnie taki punkt na swojej drodze do nowego systemu społecznego, kiedy przestaje być już napędzane
w swych reakcjach przez prostą awersję do komunizmu i równie prosty podziw dla demokracji zachodnich”. Zob. M. Marody, Od społeczeństwa drugiego obiegu do społeczeństwa obywatelskiego, „Studia
Socjologiczne” 1999, nr 4, s. 35-53.
313
jest niskiej jakości i vice versa. Do rozwoju społeczeństwa demokratycznego
potrzebna jest nie tylko gotowość obywateli do angażowania się, ale także otwartość na taką aktywność po stronie struktur państwa. W rzeczonym kształcie ładu sprawą priorytetową jest zapewnienie uczestnictwa w decyzjach największej liczbie członków wspólnoty oraz ustrukturyzowanie działań społecznych w taki sposób, aby zapewniało możliwość rozwijania spontanicznych
inicjatyw. Zatem nacisk winien być położony na uczestnictwo, a nie na kontrolę, na aktywne zaangażowanie we wspólne dzieło, nie zaś na reprezentację
i funkcjonalne rozczłonkowanie życia z uwagi na pozorne swobody działań i
równość praw.
Taka jednak logika skutkuje sprzecznością wobec oczekiwań biznesu,
tj. działań na rzecz ekonomicznej racjonalizacji, która zaczyna dyktować swoje warunki nawet w tych dziedzinach, od których dotąd pozostawała z daleka.
Niech za przykład posłużą praktyki pracodawców, oczekujących lepszego dopasowania kompetencji i umiejętności praktycznych absolwentów. Gdy ich
zapytać, jakich umiejętności oczekiwaliby od młodych pracowników – wymieniają kreatywność, analityczny rygor, myślenie interdyscyplinarne. A są to
umiejętności odległe od praktyki bodźców rynkowych, bardziej przyjazne absolwentom humanistyki. W tych sprzecznościach można jednak dostrzegać
pewien sens. Perspektywa społeczeństwa jako całości została podporządkowana strukturom konsumpcyjnego kapitalizmu, który przekuł ludzkie przywary
w cnoty. Sprywatyzowana wizja wolności i zindywidualizowana wizja sukcesu nie mogą być w tej sytuacji komplementarne wobec jakiegokolwiek interesu pokoleniowego czy społecznego. Na społeczeństwo zaczynamy spoglądać
jak na „porowatą”, sfragmentaryzowaną strukturę. Egoizm jest zatem „dobry”,
ponieważ wydaje się być produktywnym. Dlatego rozwój społeczeństwa
obywatelskiego, wytworzenie „aktywnego obywatela”, wymaga restytucji
właściwej roli sfery publicznej, jako płaszczyzny negocjacji interesów społeczno-ekonomicznych i dyskursu publicznego.
ANTINOMIES AND CHALLENGES OF THE POLISH
TRANSFORMATION
The act of comparing normative aspirations of Poles to democracy with the course of
314
the transformation process, emphasises contradictions and paradoxes associated with
the transformation of a political system. The basis of these antinomies is comprised of
the thesis of restrained institutional development that has its consequences in maintaining the gap between the citizen and the state – expressed both by individualistic
atomisation and formation of concealed mechanisms supporting particular interests.
On the contrary to the first statement, the second argument points out the lack of capability to analyze the Polish transformation in the context of global changes. The
current crisis may lead to the conclusion that it is the end of the last century when
symptoms of violation of stabilised, fundamental variations of capitalism -in terms of
doctrinal and practical forms - were exposed. Thirdly - and perhaps most importantly
– as it has occurred, even more often Poles are exposed to new ways of forming the
social relations that result in an inability to reach the balance between the interests of
particular social groups.
BIBLIOGRAFIA:
1.
2.
Blok Z., Transformacja systemowa – próba scharakteryzowania procesu, [w:] Z.
Blok (red.), Transformacja systemowa w Polsce, Wydaw. Naukowe INPiD UAM,
Poznań 1993.
Bokajło W., Społeczeństwo obywatelskie: sfera publiczna jako problem teorii
demokracji, [w:] W. Bokajło, K. Dziubka (red.), Społeczeństwo obywatelskie,
3.
Wrocław 2001.
Ferguson N., Imperium. Jak Wielka Brytania zbudowała nowoczesny świat, Wyd.
4.
Sprawy Polityczne Warszawa 2007.
Ferguson N., Potęga pieniądza. Finansowa historia świata, Wyd. Literackie
5.
Kraków: 2010.
Freeland Ch., The Rise of the New Global Elite, The Atlantic Magazine 2011
January/February.
6.
Gliński P., Aktywność aktorów społecznych – deficyt obywatelstwa wobec codziennej zaradności Polaków, [w:] Wesołowski W. i Włodarek J. (red.), Kręgi integracji i rodzaje tożsamości. Polska. Europa. Świat, Wyd. Naukowe SCHOLAR, Warszawa, 2005.
7.
Gliński P., Style działania organizacji pozarządowych w Polsce. Grupy interesu
czy pożytku publicznego? Raport z wykonania projektu KBN, IFiS PAN, Warszawa 2006.
8.
Golinowski J., Dylematy tożsamości społeczeństwa, ładu. postmonocentrycznego,
[w:] Totalitaryzm. Wybrane problemy teorii i praktyki pod red. T. Wallasa. Wyd.
Naukowe INPiD UAM, Poznań 2003.
315
9.
Grabowska M., Społeczeństwo obywatelskie w Polsce A.D. 2012, (red.), seria
Opinie i Diagnozy nr 22, CBOS, Warszawa 2012.
10. Gray J., Globalne złudzenie, Europa - Tygodnik Idei 2006, nr 19.
11. Greenspan A., Era zawirowań. Krok w nowy wiek, Wyd. MUZA, Warszawa
2008.
12. Hardy J., Nowy polski kapitalizm, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, Warszawa 2010.
13. Hobsbawm E., Wiek skrajności: spojrzenie na krótkie dwudzieste stulecie, Wyd.
Świat Książki, Warszawa 1999.
14. Kaczmarek T.T., Globalistyka- przyszłość globalnej gospodarki, Wyd. Difin
Warszawa 2007.
15. Kenworthy L., Institutional coherence and macroeconomic performance, SocioEconomic Review, 2006, nr 4.
16. Kieżun W., Patologia transformacji, Wyd. Poltext, Warszawa 2012.
17. Kolarska- Bobińska L., Nowa rzeczywistość - stare konflikty, Przegląd Polityczny, nr 4, Gdańsk 1993.
18. Kowalik T., W kierunku „realnych utopii [w:] Spotkania z utopią w XXI wieku,
pod red. P. Żuk, Oficyna Naukowa, Warszawa 2008.
19. Krugman P., How Did Economists Get It So Wrong ?, The New York Times,
2009, September 2 .
20. Marody M., Od społeczeństwa drugiego obiegu do społeczeństwa obywatelskiego, Studia Socjologiczne, 1999, nr 4.
21. Największe mity polskiej gospodarki, Dziennik Gazeta Prawna z 1 lutego 2013
roku.
22. Ost D., Klęska Solidarności. Gniew i polityka w postkomunistycznej Europie,
Warszawa 2007.
23. Raport Polska 2030. Wyzwania rozwojowe, www.polska2030.pl .
24. Roubini N., Mihm S., Ekonomia kryzysu, Wyd. Wolters Kluwer business, Warszawa 2011.
25. Sandel M., Czego nie można kupić za pieniądze. Moralne granice rynku, Kurhaus
Publishing, Warszawa 2012.
26. Sassen S., Dysfunkcjonalna demokracja, Newsweek z 25.07.2009 roku.
27. Skidelsky R., How to rebuild a shamed subject, Financial Times z 06.08.2009.
28. Skidelsky R., Życie po kapitalizmie, Gazeta Wyborcza z 21.02.2011 roku.
29. Stiglitz J., Szalone lata dziewięćdziesiąte, Wyd. Naukowe PWN, Warszawa 2006.
30. Szacki J., Liberalizm po komunizmie, Wyd. Znak Kraków 1994.
31. Sztompka P., Trauma wielkiej zmiany. Społeczne koszty transformacji, Warszawa
2000.
316
32.
33.
Szymański W., Niepewność i niestabilność gospodarcza. Gwałtowny wzrost i co
dalej, Wyd. Difin SA Warszawa 2011.
Zacher L. W., Gry o przyszłe światy, Wyd. PAN, Warszawa 2006.
34. Zakrzewska J., Prawo w społeczeństwie obywatelskim, [w:] B. Markiewicz (red.),
Obywatel. Odrodzenie pojęcia, Warszawa 1993.
35. Ziółkowski M., O imitacyjnej modernizacji społeczeństwa polskiego, [w:] P.
Sztompka (red.) Imponderabilia wielkiej zmiany: mentalność, wartości i więzi
społeczne czasów transformacji, Wyd. Naukowe PWN, Warszawa, Kraków 1999.
36. Zybertowicz A., Demokracja jako fasada: przypadek III RP, [w:] E. Mokrzycki,
A Rychard, A. Zybertowicz (red.), Utracona dynamika ? O niedojrzałości polskiej demokracji, Wyd. IFiS PAN, Warszawa 2002.
prof. nadzw. dr hab. Janusz Golinowski - Kierownik Zakładu Socjologii Polityki i
Komunikowania Społecznego Instytutu
Nauk Politycznych, Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy.
e-mail: [email protected]
317
318
EKONOMIA – MARKETING:
POSZUKIWANIE NOWYCH IDEI
VI.
ECONOMY – MARKETING:
LOOKING FOR NEW IDEAS
319
Wiesław SZTUMSKI
KILKA REFLEKSJI ZWIĄZANYCH
Z FILOZOFIĄ EKONOMII
Zagajenie
Filozofia ekonomii jest specyficzną, wystarczająco ugruntowaną subdziedziną filozofii, która skupia się na konceptualnych, metodologicznych i etycznych problemach właściwych gospodarowaniu. Jej problematyka zamyka
się w trzech grupach pytań. Jedna dotyczy racjonalnych wyborów, druga – oceny efektów działalności gospodarczej instytucji i procesów ekonomicznych, a trzecia - ontologii zjawisk ekonomicznych i możliwości zdobywania
wiedzy o nich.1 Chyba ta trzecia jest najbardziej godna refleksji filozoficznej,
ponieważ zgodnie z tym, jak filozofia ekonomii sama się określa, powinna
analizować fundamenty ekonomii - podstawowe jej założenia. Niestety, czyni
to raczej w niewielkim stopniu. Filozofów ekonomii bardziej interesują prawne, etyczne i socjologiczne aspekty, aniżeli stricte filozoficzne, tj. ontologiczne, epistemologiczne i metodologiczne, a więc te, jakimi zajmują się filozofowie nauki. Można się o tym przekonać na podstawie liczby publikacji i sylabusów zajęć z filozofii ekonomii. Wskutek tego wkraczają oni bardziej do obszaru badań filozofii biznesu. Dlatego chyba, że to jest łatwiejsze od analizy
podstaw ekonomii za pomocą instrumentarium filozofii nauki. Tu należy odnieść się do wątpliwości, czy w ramach filozofii nauki powinna w ogóle znaleźć się filozofia ekonomii. To zależy od tego, czy ekonomię uznaje się za naukę w sensie rygorystycznym, scjentystycznym, jak np. biologię, fizykę itp.
nauki przyrodnicze - jak funkcjonuje w świadomości filozofów nauki2. czy w
1
2
Zob. Daniel M. Hausman, Philosophy of Economics, w: Routledge Encyclopedia of the Philosophy of
Science (red. E. Craig), Vol., London 1998
Ekonomię określa się jako naukę o prawidłowościach rządzących procesem gospodarowania, tj. produkcją, podziałem, wymianą i konsumpcją środków zaspokajania potrzeb. Podobnie jak inne nauki społeczne, różni się np. od nauk przyrodniczych ze względu na możliwość prognozowania zdarzeń oraz weryfikacji tez. Trudno formułować w ekonomii prawidłowości i uogólnienia, gdyż obiekty badań są w zasadzie jednopojawieniowe, a o prawidłowości można mówić w przypadku zjawisk powtarzalnych. Z tego
samego powodu nie da się weryfikować albo falsyfikować twierdzeń w ekonomii, gdyż nie ma sensu
odwoływanie się do zgodności z rzeczywistością (klasycznego kryterium prawdy), kiedy rzeczywistość
320
słabszym, jak np. medycynę, pedagogikę, nauki techniczne, artystyczne itp.
Podstawowe problemy filozofii ekonomii zawierają się na przykład w
pytaniach:
Czy założenia ekonomii są realistyczne?
Czy prawa ekonomii są sprawdzalne lub falsyfikowane?
Czy teorie ekonomiczne są prostymi systemami matematycznymi bez
praktycznego znaczenia?
Jaki jest status pojęcia racjonalności ekonomicznej?
Jaka jest rola wartości etycznych w ekonomii?
Czy naukowcy z dziedziny ekonomii badają dystrybutywną sprawiedliwość w rozumieniu Arystotelesa?
Czy istnieje jakaś podstawa dla racjonalnej dyskusji o instytucjach gospodarczych?
Czy są alternatywne instytucje gospodarcze, które mogłyby funkcjonować
we współczesnej ekonomii?
Czego można się nauczyć z porównawczych analiz ekonomicznych?
Ta lista problemów nie jest pełna ani zamknięta. Nowe sytuacje gospodarcze przynoszą nowe tematy do rozważań filozoficznych. Tutaj rozmyślania koncentrują się tylko na kilku kwestiach - na dekoncentracji gospodarki
rozpatrywanej ze względu na efektywność przedsięwzięć oraz na potrzebie
redefinicji fundamentalnych kategorii ekonomii i ewentualnej potrzebie dokonania rekonstrukcji filozoficznych fundamentów ekonomii.
Rozpraszać czy skupiać podmioty gospodarcze?
Rozważanie tego dylematu ze względu na sprawność działań należy
do filozofii praktycznej i do prakseologii, a z punktu widzenia efektywności
przedsięwzięć gospodarczych i instytucji ekonomicznych mieści się także w
polu zainteresowań filozofii ekonomii. U podstaw aktywności gospodarczej,
modelu ekonomii oraz sposobu gospodarowania, podobnie jak w przypadku
innych działań podejmowanych w sferze społecznej, leży zawsze jakaś idea
ekonomiczna jest ulotna i nie widomo, jak się ma do rzeczywistości fizycznej.
321
przewodnia, która w ostatecznym rachunku wywodzi się z filozofii. Z tej racji
filozofia jest pierwotna w stosunku do ekonomii nie tylko w sensie temporalnym, ale i funkcjonalnym. Współczesna ekonomia jest realizowana według
modelu postmodernistyczno-neoliberalistycznego, ukształtowanego pod wpływem myśli postmodernistycznej oraz ideologii neoliberalizmu. Po prostu,
przeniesiono ideę dekompozycji modernistycznej z dziedziny filozofii na
grunt ekonomii. Dlatego model ten zakłada dekompozycję działań i instytucji
ekonomicznych, czyli rozproszenie podmiotów i czynności gospodarczych. W
wyniku jego realizacji we współczesnej fazie rozwoju gospodarki wolnorynkowej wytworzył się tzw. kapitalizm zdezorganizowany. 3 Dekoncentrację stosuje się do pomiotów i działań gospodarczych. Zakłada się, że każdy człowiek
powinien być aktywnym podmiotem gospodarczym –członkiem jakiejś spółki
handlowej, przedsiębiorcą, mieć własną firmę wytwarzającą towary, świadczącą usługi albo pośredniczącą w wymianie dóbr. Dzięki temu każdy obywatel przysparzałby bogactwa swojemu krajowi. Bowiem wychodzi się z przekonania, jakoby, po pierwsze, najlepiej dbało się o własne interesy, a po drugie, jakoby najbardziej wydajnie pracowało się dla siebie. Jednak to wcale nie
jest tak bezsporne, jak się zrazu wydawało. Przecież nie każdy człowiek ma
predyspozycje fizyczne i psychiczne - odpowiedni zasób wiedzy, umiejętności, cech charakteru oraz osobowości - do tego, by być biznesmenem i na dodatek bardzo efektywnym. Gdyby nawet tak było, to chyba nieciekawie byłoby żyć w społeczeństwie złożonym z samych przedsiębiorców, kupców i pośredników. W moim przekonaniu nigdy, na szczęście, nie dojdzie do tego.
Oprócz producentów i usługodawców muszą być jeszcze konsumenci, którzy
kupią towary i usługi i - dzięki temu - bezpośrednio zapewnią zysk biznesmenom, a pośrednio krajowi. Można sobie wprawdzie wyobrazić, że towary i
usługi będą cyrkulować między biznesmenami, którzy będą, tak jak w reklamie, prezentować sobą „trzy w jednym”, tzn. będą jednocześnie funkcjonować
w gospodarce w rolach producentów, usługodawców oraz konsumentów, ale
przypominałoby to jakąś formę gospodarki wymiennej, gdzie każdy z każdym
coś wymienia i w czymś pośredniczy. Tylko, czy wtedy wytwarzano by jakąś
wartość dodatkową – zysk i kapitał?
Pośredniczenie upowszechnia się coraz bardziej w różnych dziedzi3
Zob. S. J. Urry, Economies of Signs and Space, Sage, London 1994
322
nach życia i zarządzania, ale przede wszystkim w handlu. Handel detaliczny
był zawsze ogniwem pośrednim między hurtownią a klientem, ale właściciel
sklepu miał odpowiednią ilość towarów na wystawie i zapleczu, które w każdej chwili można było nabyć. Teraz to się zmieniło. W sklepach nie są składowane towary; znajdują się tam tylko pojedyncze egzemplarze, właściwie na
pokaz, których zazwyczaj nie można zakupić od ręki, tylko zamówić w hurtowni przez sprzedawcę i czekać jeden lub więcej dni dopóki nie nadejdzie
transport z hurtowni (jednej rzeczy nie opłaca się przecież wozić). Tak samo
wyglądają zakupy w aptekach, gdzie nawet pospolite leki trzeba zamawiać i
czekać na dostawę. Rozproszona sieć detalicznego i drobnego handlu zaopatruje się w towary w najbliższych hurtowniach (przeważnie w obrębie powiatu
lub województwa) ze względu na niskie koszty transportu. Wobec tego klient
nie ma w pełni swobodnego wyboru towarów, lecz jest skazany na łaskę i gust
hurtownika - jak mu się nie podoba, to niech nie kupuje. Przy ogromnej marży, sięgającej nawet 70%, właścicielowi sklepu nie zależy na tym, ile towarów
sprzeda. A oprócz tego prawie wszystkie hurtownie zaopatrują się w towary
najtańsze i tandetne, najczęściej importowane z krajów trzeciego świata. W
ten sposób klienci faktycznie pozbawieni są swobodnego wyboru – muszą
kupować buble produkowane masowo na jedno kopyto i byle jak. Toż to jest
kpina z wolnego handlu i kolejny przykład na pozorowaną wolność w liberalnej demokracji.
Wydaje się, że koncepcja społeczeństwa biznesmenów lub kapitalistów i pośredników opiera się na iluzji, podobnie jak komunistyczna wizja
społeczeństwa producentów. Jeśli tak, to jest zwykłym instrumentem oszustwa w rękach ”krupierów dziejów”4, czyli przedstawicieli finansjery światowej, która dyktuje światu najefektywniejsze modele ekonomiczne, najlepsze
dla nich. Oprócz tego daje ona złudną nadzieję na likwidację podziału na „kapitał” i „pracę” oraz na wynikające z tego podziału sprzeczności społeczne,
międzyklasowe i międzywarstwowe – między pracodawcami a pracobiorcami,
między wyzyskiwaczami a wyzyskiwanymi, między biedą a bogactwem, między głodującymi a sytymi itd. Chodzi bowiem o to, żeby „finansowi władcy
świata” zapewnili sobie osiąganie maksymalnych zysków bez obawy o jakieś
4
Zob. W. Sztumski, Kto kształtuje historię? Jednostki? Masy społeczne? Obiektywnie istniejące prawa?,
w: „Sprawy Nauki”, Nr 1, 2011.
323
radykalne lub anarchistyczne ruchy społeczne, które mogłyby spowodować
zmianę ustroju gospodarczego i zepchnąć ich na margines społeczny, tak, jak
to miało miejsce na przykład w wyniku rewolucji francuskiej i socjalistycznej.
Wizja społeczeństwa jednoklasowego - złożonego z samych tylko kapitalistów - ma stępić nastroje buntownicze, które stopniowo narastają wśród rzesz
ludzi niezadowolonych z obecnego systemu ekonomicznego, ludzi spychanych do obszaru bezrobocia oraz ubóstwa i żyjących na granicy minimum
socjalnego, a nawet biologicznego. Jest to jednak pomysł iluzoryczny między
innymi dlatego, że nie ma na celu likwidacji ogromnych dysproporcji majątkowych. Mimo wszystko, dotychczasowy system gospodarki będzie utrzymywany przez siły konserwatywne tak długo, jak tylko będzie to możliwe. A
jeśli będzie reformowany, to w taki sposób, żeby jego istota nie zmieniła się.
Wróćmy do zasadniczego pytania: rozpraszać czy skupiać? Stwierdzenie, że z pewnością jedno i drugie ma swoje wady i zalety - jest truizmem.
Przekazywanie gospodarki coraz mniejszym podmiotom, które w granicznym
- i idealnym - przypadku doprowadziłoby do uczynienia z każdego człowieka
jakiegoś przedsiębiorcy, jest dobre, ale raczej z punktu widzenia właśnie takich drobnych organizacji w postaci jednostkowych albo bardzo małych podmiotów gospodarczych. Faktycznie, poza nielicznymi wyjątkami, lepiej kieruje się bardzo małą firmą i bardziej troszczy się o wyniki pracy swojej własnej
firmy, czyli bezpośrednio o siebie. Wydajność firmy zależy nie tylko od czynników subiektywnych - predyspozycji właściciela i pracowników, ich dobrych
chęci i skutecznych działań, lecz również od obiektywnych – od kontekstu
społecznego, w jakim ona funkcjonuje. Niewiele krajów oferuje dobre warunki dla działalności biznesowej małych i średnich przedsiębiorców. Oprócz
tego, wyniki pracy jednostek nie muszą przekładać się na dobro ogółu - wszak
właściwości poszczególnych elementów zbioru mogą różnić się od właściwości zbioru. Do tego, troska o jak najlepsze wyniki własnej pracy wynika bardziej z pobudek egoistycznych niż z altruizmu. Biznesmen dba o swoje konkretne interesy, a nie o jakieś abstrakcyjne dobro wspólne, nie mówiąc już o
dobru ludzkości. Wobec tego, z mocno rozproszonej gospodarki, nawet, gdyby była wielce wydajna, wątpliwy mógłby być pożytek dla społeczeństwa,
kraju, narodu albo ludzkości.
Faktycznie, o wiele lepiej i skuteczniej zarządza się prostymi, małymi
i nieskomplikowanymi systemami (niewielka organizacja gospodarcza albo
324
firma jest zazwyczaj małym i nieskomplikowanym systemem) niż wielkimi,
złożonymi i skomplikowanymi. Na przykład, w przypadku systemów prostych
wystarczy na ogół znać warunki wyjściowe, aby przewidzieć efekty końcowe.
Natomiast w systemach złożonych te same warunki początkowe mogą generować różne skutki, zależnie od przebiegu interakcji między poszczególnymi
elementami tego systemu. Im więcej elementów i relacji między nimi zawiera
jakiś system, czyli im bardziej złożoną ma strukturę, tym słabiej jest zdeterminowany. W konsekwencji tego jest mniej stabilny i prawdopodobnie także
bardziej dynamiczny, turbulentny i chaotyczny, a w jego funkcjonowaniu
większą rolę grają przypadki i bifurkacje aniżeli regularności i konieczności.
Taki system jest również bardziej podatny na wpływy czynników zewnętrznych i łatwiej daje się nim manipulować z zewnątrz
Im większy i bardziej złożony jest system, tym mniej jest przewidywalny i dlatego jest bardziej narażony na zdarzenia losowe i nieoczekiwane.
Zawsze kryje się w nim dość duży element ryzyka, że jakieś wydarzenie przypadkowe w jego otoczeniu - żywiołowe lub zaplanowane – zdestabilizuje go,
naruszy jego homeostazę i zakłóci prawidłowe funkcjonowanie, a nawet spowoduje kryzys. Szkopuł jednak w tym, że żyjemy w świecie, w którym
wszystko coraz bardziej komplikuje się. Zwracają na to uwagę między innymi
profesorowie Gökçe Sargut i Rita Gunther McGrath w artykule "Uczyć się żyć
ze złożonością"5. Piszą tam, że zawsze istniały systemy złożone, również w
gospodarce, a cechami biznesu były: nieprzewidywalność, niespodzianki i
nieoczekiwanie. Jeśli jednak dawniej skomplikowanie było właściwe przede
wszystkim systemom wielkim, to teraz jest cechą coraz mniejszych systemów.
Od kilku dziesięcioleci wciąż bardziej komplikują się przedmioty codziennego
użytku, praca, narzędzia (oprócz nielicznych narzędzi prostych, takich, jak
młotek, łopata itp), technologie, zadania, sprawy i problemy, zarządzanie, organizacje i życie ludzkie głównie w wyniku niebywałego postępu techniki
oraz rewolucji informatycznej. To, co dawniej było oddzielne i samodzielne,
teraz w hiperskomunikowanym świecie, pozostaje w coraz liczniejszych i
jakościowo innych powiązaniach i zależnościach wzajemnych; a to powoduje
przełamywanie izolacji, niesamodzielność i komplikuje funkcjonowanie.
Czymś skomplikowanym znacznie trudniej jest zarządzać ze względu na dużą
5
G. Sargut, R. Gunther McGrath, Learning to Live with Complexity, w: „Harvard Biznes Review”, September 2011.
325
liczebność elementów i relacji, które trudno ogarnąć i kontrolować. Ale
przede wszystkim z uwagi na nieprzewidywalność efektów działań i niemożność posługiwania się myśleniem historycznym, czyli wnioskowaniem o tym,
co będzie, na podstawie tego, co było, oraz ze względu na zawodność kierowania się wartościami średnimi, ponieważ często okazuje się, że wartość
przypadkowa (odchylenie od wartości przeciętnej lub odstępstwo od standardu) gra większą rolę od wartości średniej lub standardowej. Małe organizacje
(firmy, sklepy, zakłady usługowe itp.) funkcjonujące w hiperskomunikowanej
i nadmiernie złożonej strukturze ekonomicznej świata - inaczej zresztą nie
mogą funkcjonować – stają się z czasem elementami tej struktury i w konsekwencji tracą stopniowo swą samodzielność i zmuszone są do wchodzenia - w
większości przypadków nieformalnie - w skład większych organizacji. W
związku z tym występuje tendencja do wchłaniania mniejszych organizacji
kolejno przez większe, a w granicznym przypadku przez globalne. Struktura
organizacji przypomina coraz bardziej architekturę zabawki rosyjskiej – matrioszki. Wobec tego współczesna gospodarka siłą rzeczy, nawet w niezamierzony sposób, urzeczywistnia jakoby obiektywną (o ile w rzeczywistości społecznej w ogóle ma miejsce jakiś obiektywizm) tendencję do centralizacji na
przekór ideologiom postmodernizmu, indywidualizmu, atomizmu oraz liberalizmu demokratycznego.
Wobec tego, że globalizacja instytucji i procesów gospodarczych oraz
związany z nią wzrost usieciowienia między organizacjami coraz bardziej
powoduje zanik izolacji i samodzielności gospodarczej małych organizacji,
rodzą się pytania:
Czy mimo to należy w dalszym ciągu preferować działalność małych
organizacji i dążyć do rozpraszania (atomizacji) gospodarki?
Czy w ogóle racjonalnie uzasadnione jest opieranie gospodarki na małych
organizacjach?
Czy rozpraszanie organizacji ma nadal sens, czy nie jest przypadkiem
przejawem anachronizmu?
Na te pytania można dawać różne odpowiedzi w zależności od tego,
jakie przyjmie się koncepcje, kryteria i supozycje odnośnie rozwoju ekonomicznego. Poszukując odpowiedzi można kierować się wyłącznie dobrem
ogółu, albo dobrem jednostek lub grup; można uznawać tendencję rozwoju
326
gospodarczego za fatum, któremu należy się bezwzględnie podporządkować
albo opowiadać się za decydującym wpływem czynnika subiektywnego na
przebieg procesów gospodarczych. Są to, oczywiście, stanowiska krańcowe i
odzwierciedlające jednostronne ujęcie problemu. A prawda - jak zwykle - leży
gdzieś po środku. Z punktu widzenia interesu jednostki albo małej grupy lepiej rozwijać przedsiębiorczość gospodarczą małych firm lub średniej wielkości. Można jednak mieć wątpliwości, czy ich indywidualne prosperity odzwierciedli się we wzroście dobrobytu innych i całego społeczeństwa. Żeby
tak było, trzeba zastosować odpowiednie środki prawne, a więc pewien przymus, co nie wszystkim się podoba, zwłaszcza przedsiębiorcom, i może być
uznane za sprzeczne z ideą demokracji i restytucję rządów dyktatorskich. Z
kolei pozostawienie wolnej gry czynnikom subiektywnym i atomizacja gospodarki grozi anarchizacją życia gospodarczego oraz nieprzewidzianymi i
żywiołowymi kryzysami. Z punktu widzenia dobra ogółu chyba korzystniejsza jest scentralizowana działalność gospodarcza w wymiarze regionalnym,
krajowym i światowym. Skupienie gospodarki w jednym systemie (regionalnym, państwowym, światowym) pozwala łatwiej zarządzać nią, planować i
być może czynić ją efektywniejszą. We wszystkich tych pytaniach chodzi w
ostatecznym rachunku o ocenę gospodarki na podstawie efektywności; jest
ona wyznacznikiem jakości gospodarowania. Jednak, żeby był on przydatnym
narzędziem ewaluacji, musi być wielkością obiektywnie mierzalną. A co do
tego są wątpliwości. W literaturze z dziedziny ekonomii i zarządzania efektywność występuje w dwóch znaczeniach: wąskim i szerokim. W pierwszym
jest ilorazem wartości poniesionych nakładów i wartości efektów uzyskanych
dzięki tym nakładom. W szerszym – pojmuje się ją jako najlepszy rezultat
osiągany w produkcji oraz dystrybucji towarów i usług po najniższych kosztach. O ile w wąskim sensie pojęcie efektywności jest w miarę zrozumiałe, a
sama efektywność wyrażona w postaci matematycznej może być w jakimś
stopniu przydatna do oceny działań gospodarczych, to w szerokim sensie
efektywność jest pojęciem nieścisłym i wieloznacznym, a właściwie, nie wiadomo, o co chodzi, kiedy się nim posługuje. Wystarczy poznać różne definicje
i definicjo-podobne określenia lub omówienia efektywności podawane przez
różnych autorów, a nawet tylko przez jednego, Prof. Elżbietę Skrzypek, 6 żeby
6
Zob. E. Skrzypek, Efektywność ekonomiczna jako ważny czynnik sukcesu organizacji; (www.efektyw
327
przekonać się o tym i kompletnie zagubić się w tych wypowiedziach. Kiedy
czyta się tę specjalistyczną literaturę, od razu rzucają się w oczy mankamenty
w znajomości metodologii naukowej wielu autorów. Efektywność miesza się
z optymalizacją, skutecznością, opłacalnością, celowością, użytecznością i
racjonalnością, co czyni ją coraz bardziej niezrozumiałą w miarę zagłębiania
się w jej istotę. Autorzy zwracają uwagę na różne aspekty efektywności ekonomicznej - produkcji, wymiany oraz relacji produkcja-wymiana i na wiele jej
wymiarów: ekonomiczny, rynkowy, systemowy, polityczny, kulturowy, społeczny i ekologiczny. W każdym z tych aspektów i wymiarów jest ona inaczej
określana. W związku z tym funkcjonuje w ekonomii nie tyle jak rzetelne
narzędzie ewaluacji, lecz jak słowo-wytrych podatne na nadużycia semantyczne. Można by przypuszczać, że pojęcie efektywności celowo jest zaciemniane, by dobrze albo źle oceniać badane instytucje i przedsięwzięcia w zależności od potrzeb, koniunktury, konkurencji itp. (Podobne zjawisko występuje
też w prawie, gdzie wieloznaczności służą gmatwaniu sformułowań i dowolności interpretacji przepisów w zależności od potrzeb i okoliczności.) Są jeszcze dwie wątpliwości: czy można tą samą miarą mierzyć efektywność małej i
dużej organizacji i czy każdą organizację da się oceniać za pomocą kryterium
wydajności. Choćby dlatego, że duża organizacja, w przeciwieństwie do małej, ma większe możliwości oraz obszary oddziaływania i dlatego jej efektywność powinno się określać w wielu wymiarach. Ale nie tylko z tego względu.
Bo jak na przykład określić wydajność takich organizacji, jak szpitale, przychodnie zdrowia, szkoły i różne instytucje oświatowe, uczelnie i ośrodki badawcze itp.? Kuriozalny jest pomysł, aby wydajność szpitali wyznaczać za
pomocą skuteczności leczenia, czyli liczby wyleczonych pacjentów w pewnym okresie czasu. Gdyby go brać „na poważnie”, to rozsądny dyrektor szpitala nakazałby przyjmować tylko takich chorych, którzy rokują nadzieję na
szybkie i skuteczne wyleczenie, ale wówczas, dokąd mieli by się udawać chorzy wymagający długotrwałego i ryzykownego leczenia. Dzięki temu poronionemu pomysłowi szpitale byłyby dostępne wyłącznie dla ludzi niezbyt chorych. Innym przykładem „genialnego” pomysłu jest bezpośredni pomiar wydajności pracowników naukowych, a pośredni - placówek badawczych i
uczelni za pomocą liczby publikacji z uwzględnieniem punktacji według okreność.konferencja.org/ufiles/File/ Skrzypek_Elzbieta.pdf; 2.12.2012),
328
ślonej listy czasopism ustalanej arbitralnie przez urzędników. W tym przypadku także rozsądny naukowiec zamiast rozwijać kreatywność badawczą zajmuje się radosną twórczością pisarską, aby zdobyć jak najwięcej punktów, z czego na ogół jest niewielki pożytek.
Realizacja modelu gospodarki rozproszonej doprowadziła do zaostrzającej się sprzeczności między indywidualnymi sposobami gospodarowania a polityką ekonomiczną instytucji centralnych (rządowych) odpowiedzialnych za stan gospodarki w kraju. Chodzi tu o sprzeczność między nową
tendencją do dyspersji gospodarki a starą formą jej centralizacji. Z jednej strony, jest swobodne procedowanie biznesowe, „nanoekonomiczne”, drobnych
(rozproszonych) przedsiębiorców, kierujących się własną wiedzą, doświadczeniem i rozsądkiem, a z drugiej strony, jest narzucanie - w sposób bezpośredni lub pośredni – odgórnie ustalonych i nie zawsze mądrych ani trafnych
wytycznych sformułowanych na gruncie makroekonomii, które ograniczają
liberalizm ekonomiczny przedsiębiorczych obywateli. Skutki tej sprzeczności
widać między innymi na przykładzie naszej służby zdrowia. Odgórne i nie
mające wiele wspólnego z rzeczywistością sztywne planowanie wydatków
przez NFZ na leczenie w rozproszonych placówkach i realne wydatki na leczenie zmieniającej się liczby pacjentów doprowadziło do autentycznej zapaści, a reformy ministerialne mające na celu łagodzenie tego kryzysu mają raczej charakter zabiegów kosmetycznych, a nie terapeutycznych. Z doświadczenia historycznego wiadomo, że scentralizowany system planowania ekonomicznego nie sprawdził się, a system polityczny, oparty na takim planowaniu, stał się tak niewydolny, że znalazł się w końcu na śmietniku historii.
Rozpraszanie organizacji w sposób nielimitowany może dać pozytywne efekty na krótszą metę dopóki nie przekroczy stanu optymalnego. Nie
jest go łatwo określić w sytuacji szybko zmieniającej się i coraz bardziej ryzykownej sferze gospodarowania. Przekroczenie tego stanu grozi anarchią. Nie
da się zlikwidować centralnych instytucji zarządzających gospodarką, krajowych i o zasięgu światowym, ponieważ postępująca globalizacja będzie je
stopniowo rozwijać i umacniać. Wciąż aktualny będzie problem znalezienia
złotego środka między gospodarowaniem centralnym i planowanym odgórnie
a dyspersyjnym i żywiołowym. Dopóki się go nie znajdzie, gospodarka będzie
narażona na kryzysy, które z czasem będą następować coraz częściej i prawdopodobnie w ostrzejszych formach.
329
Paradoksem wolnej i zdecentralizowanej gospodarki jest to, że korporacje wielkich biznesmenów działających w warunkach daleko posuniętego
liberalizmu domagają się interwencji państwa w przypadku krachu. Chcą, żeby budżet państwa, czyli pieniądze podatników, ratował ich upadające banki i
koncerny i niektóre państwa na to przystają, jak w przypadku kryzysu ostatnich lat. Z jednej strony, gospodarowanie ma przebiegać bez ingerencji państwa, a z drugiej - państwo ma płacić za błędne decyzje biznesmenów, z których każdy działa na swój strój w celu osiągania egoistycznego celu nadmiernego bogacenia się i w zasadzie bez ponoszenia odpowiedzialności. W takim
razie, nie trzeba mamić społeczeństwa ideologią liberalizmu ekonomicznego,
tylko oddać gospodarkę pod zarząd państwa.
Rozrzutność i brak rozsądku siłą napędową rozwoju gospodarki
Dobra działalność w sferze ekonomii to taka, której efektem jest poprawne funkcjonowanie gospodarki i rozwój gospodarczy, a w ostateczności –
stagnacja. Takie działania zwykło się określać jako racjonalne. Z jednej strony, dlatego, by nadać im wartość, ponieważ to, co racjonalne, uważane jest za
lepsze. Z drugiej - ponieważ większość ludzi przekonana jest o tym, że efektywność ekonomii zależy wyłącznie od wiedzy racjonalnej, w szczególności
naukowej o prawidłowościach i mechanizmach funkcjonowania gospodarki.
Dotychczas racjonalne gospodarowanie opierało się na oszczędzaniu materiałów, zasobów, energii, pieniędzy, siły roboczej, narzędzi itp. – wszystkiego,
czego się używa w celu wytwarzania dóbr i usług. Zresztą jednym ze znaczeń
słowa „ekonomiczny” jest „oszczędny”. Ekonomia jako nauka o racjonalnym
prowadzeniu gospodarstwa uczyła oszczędzania. Oszczędne gospodarowanie
uznawano za zaletę, a oszczędność była cnotą. Racjonalne gospodarowanie
polegało na wykorzystaniu zasad poprawnego myślenia (wiedzy z zakresu logiki) i skutecznego działania (wiedzy z zakresu prakseologii) dla osiągnięcia
założonego efektu ekonomicznego. Racjonalnie gospodarować znaczy osiągać
założony efekt, kierując się zasadą oszczędności oraz zasadą największej wydajności, wiążącej się z oszczędnością czasu. Teraz jesteśmy świadkami dość
radykalnej zmiany pojęcia racjonalności w ekonomii i odchodzenia od racjonalności gospodarowania w tradycyjnym sensie. Okazało się bowiem, że pos330
tęp w dziedzinie ekonomii i maksymalizację zysku można skutecznie osiągać
w wyniku odwoływania się do irracjonalności i nieoszczędzania. Oszczędność
jest cechą ludzi biednych, a najlepszym nauczycielem racjonalnej gospodarki
jest bieda. Niestety, współczesne modele ekonomiczne tworzone są przez
bogatych i przede wszystkim z myślą o nich. Wobec tego, racjonalne stało się
to, co wiąże się z marnotrawstwem, ponieważ ono zapewnia postęp ekonomiczny krajów bogatych. Teraz zaletą dobrego gospodarowania jest marnotrawstwo, a rozrzutność uchodzi za cnotę współczesnego człowieka.
Oszczędność można rozumieć na dwa sposoby: albo jako robienie
czegoś na zapas i odkładanie na potem, żeby mieć pewne nadwyżki w stosunku do bieżących potrzeb i korzystać z nich, gdy zajdzie taka konieczność, albo
jako korzystanie z czegoś lub użytkowanie czegoś w jak najmniejszym stopniu, żeby na jak najdłużej wystarczyło. Nie zawsze oszczędność jest dobra;
niekiedy może okazać się zła. Gdy nie zachowuje się umiaru, oszczędzanie
przeradza się w chciwość i chorobliwe sknerstwo. Zdarza się też, że na
oszczędzaniu można stracić, na przykład zaoszczędzone pieniądze lokuje się
w niepewnym banku albo gdy się je inwestuje w podejrzane przedsięwzięcia
finansowe. Jednak oszczędność w rozsądnych granicach jest pożyteczna i niewątpliwie stanowi warunek przetrwania. Wiedzą o tym nawet zwierzęta, które
gromadzą zapasy na zimę. Pod wpływem gospodarki wolnorynkowej ukierunkowanej na maksymalizację zysku rozumność człowieka łączyła się z oszczędnością. W wyniku walki o byt ekonomiczny czy ekonomiczne przetrwanie w warunkach narastającej konkurencji homo rationalis (człowiek rozumny) coraz bardziej przekształcał się homo frugi (człowieka oszczędnego).
Jednak ten sam system ekonomiczny w obecnym stadium rozwoju
spowodował pojawienie się u ludzi - z wyjątkiem biedoty, która i tak nie ma
co oszczędzać i praktycznie nie ma żadnego wpływu na politykę gospodarczą
- cech krańcowo różniących się od oszczędności, a mianowicie rozrzutność i
marnotrawstwo. Gospodarka ukierunkowana na maksymalizację zysku wykorzystuje wszelkie sposoby i środki, które służą temu celowi. Najprostszym z
nich jest stałe obniżanie kosztów produkcji zazwyczaj w wyniku obniżania
płac realnych i podnoszenie cen sprzedaży, ale jedno i drugie ma swoje granice. Obniżanie płac nie może przekroczyć minimum socjalnego określonego
dla poszczególnych krajów, a podwyższanie cen ogranicza siła nabywczą
ludzi, która zależy od wysokości ich zarobków. Z reguły, za podwyżkami cen
331
idą roszczenia płacowe, a ich zaspokajanie implikuje kolejne podwyżki cen i
tak w sposób irracjonalny napędza się spiralę płac i cen. Nie wydaje się to być
korzystne dla gospodarki ani nie zadowala ludzi. Raczej w momentach nierównowagi między płacami i cenami wywołuje niezadowolenie społeczne i
nastroje buntownicze.
Pod koniec ubiegłego wieku siłą motoryczną gospodarki uczyniono
wzrost konsumpcji, który z konieczności pociąga za sobą wzrost produkcji
towarów oraz usług i powoduje coraz szybszą cyrkulację towarów oraz kapitału, która korzystnie wpływa na rozwój ekonomiczny. Już pod koniec XIX
wieku Charles Gide zwracał uwagę na to, że pierwszą przyczyną rozwoju
gospodarki jest konsumpcja i że jej znaczenie jest o wiele większe niż się wydaje.7 Uwypuklenie roli konsumpcji znalazło wyraz w ideologii konsumpcjoniżmu, propagowanej i realizowanej od niedawna. Ta ideologia jest instrumentem do kształtowania odpowiednich postaw społecznych odnośnie do zakupów; niech każdy kupuje, co się da i ile się da, czy mu to potrzebne, czy
nie, a jak nie ma za co kupić, to na kredyt – banki chętnie udzielają pożyczek.
We współczesnej gospodarce najważniejsze jest konsumowanie dóbr. Chodzi
o to, by ludzie konsumowali jak najwięcej dóbr, czyli niszczyli je - konsumpcja sprowadza się w zasadzie do niszczenia - i by dzięki temu dokonywał się
postęp w gospodarce. Znaczny spadek konsumpcji pociąga za sobą lawinę zjawisk negatywnych i szkodliwych: wstrzymanie produkcji, likwidację przedsiębiorstw i sklepów, zmniejszenie podatków od sprzedaży, zwiększenie deficytu finansów publicznych, wzrost bezrobocia, powiększanie się sfery ubóstwa, narastanie niezadowolenia społecznego itp. Toteż współcześni teoretycy
ekonomii nie wskazują alternatywy dla nieograniczonego i przyspieszanego
wzrostu konsumpcji, ponieważ nie odkryli jej. Obawiają się drastycznego
spadku konsumpcji, który może spowodować kryzys. Dobitnym przykładem
świadczącym o słuszności ich obaw był światowy kryzys gospodarczy lat
2008-2010, którego główną i bezpośrednią przyczyną było załamanie się
sprzedaży (konsumpcji) najważniejszych dóbr, tj. mieszkań i samochodów
oraz większości towarów komplementarnych8. Wymuszanie konsumpcji stało
się warunkiem sine qua non rozwoju gospodarczego. Spełnienie tego warunku
7
8
Zob. K. Gide, Zasady ekonomii społecznej, Warszawa 1907.
Zob. C. Bywalec, Konsumpcja a rozwój gospodarczy i społeczny, Wydawnictwo C. H. Beck, Warszawa
2010.
332
wymaga tworzenia ponadnaturalnych potrzeb i kreowania sztucznego popytu.
Trzeba więc rozbudzać odczucie braku dóbr i wzmacniać pożądanie wykraczające daleko poza naturalne potrzeby posiadania czegoś. I to się udaje. Ludzie pożądają i kupują różne rzeczy, które są tanie i szybko się psują, a naprawa się nie opłaca. Zresztą nawet gdyby warto było naprawić, to one po coraz krótszym czasie wychodzą z mody. Są fizycznie dobre, ale moralnie zużyte, więc nadają się tylko do wyrzucenia. O to właśnie chodzi. Wobec tego
zmienia się moda w coraz krótszych przedziałach czasu. Wskutek tego sterty
rzeczy nadających się jeszcze do użycia, ale już niemodnych, ląduje na śmietnikach. A producenci kuszą wciąż nowszymi i zabawniejszymi towarami i gadżetami. Duży wpływ na to ma postęp techniczny, przede wszystkim w dziedzinie telekomunikacji, telefonii komórkowej, telewizji i komputerów. Wytwarzane są coraz nowsze generacje urządzeń – lepszych, inteligentniejszych i
ładniejszych, które kuszą nabywców i których posiadanie jest oznaką bycia
trendy. Wzrost marnotrawstwa stał się faktem i jest procesem nieodwracalnym
we współczesnym modelu gospodarki światowej. Nawet lansowana idea rozwoju zrównoważonego nie zdoła chyba spowodować spowolnienia go. Nota
bene, ta idea ma na celu nie tyle oszczędne gospodarowanie zasobami energetycznymi, ile zastępowanie tradycyjnych surowców energetycznych (węgla,
drewna i ropy naftowej) alternatywnymi źródłami energii (wiatr, woda, słońce). Nie głosi ona wcale rezygnacji z nadmiernego wykorzystywania energii
np. na iluminacje, reklamy itp. ani z przesadnego zużycia materiałów. Mieści
się bowiem w ramach modelu gospodarki nastawionej na wzrost konsumpcji
ponad rozsądne potrzeby, czyli na nadkonsumpcję i - co za tym idzie – na
nadprodukcję, a więc na coraz większe i szybsze nad-zużywanie energii oraz
różnych materiałów. Wzrost zużycia energii będzie postępować w związku ze
wzrostem produkcji, mimo stosowania energooszczędnych urządzeń technicznych. Nie ma wszak pewności, czy zaoszczędzona przez nie energia zrekompensuje narastające zapotrzebowanie na energię, wynikające ze wzrostu produkcji i usług. W przypadku energii nie chodzi o to, by zmniejszyć ilość jej
zużycia w ogóle, a o to, by nie zabrakło jej do postępującej nadprodukcji wobec perspektywy szybkiego wyczerpywania się tradycyjnych źródeł energii. A
że przy okazji spełnia się jakieś wymogi ekologiczne, to całkiem inna i raczej
drugorzędna sprawa.
Rozrzutność i marnotrawstwo idzie w parze z postępem cywilizacji i
333
wzrostem stopy życiowej. Przejawia się w różnych formach i dotyczy różnych
dóbr. Najbardziej widoczne i oburzające jest marnotrawstwo żywności, sprzętu, obuwia, odzieży i papieru. Wyrzuca się żywność kupowaną w nadmiarze
(im więcej się kupuje i w większych ilościach, tym jest taniej), której nie jest
się w stanie potem skonsumować. Według badań przeprowadzonych w 2011
r. przez Szwedzki Instytut Żywności i Biotechnologii w ramach międzynarodowego programu Global Food Losses and Food Waste pod auspicjami FAO
każdego roku traci się około 1,3 mld ton żywności, co stanowi 1/3 całkowitej
globalnej produkcji rocznej. W krajach uprzemysłowionych 40% żywności
zdatnej do spożycia wyrzucają detaliści i konsumenci z różnych powodów.
Można by tym nakarmić 12 mld ludzi. W Niemczech badania przeprowadzone
w marcu 2012 r. w Uniwersytecie w Stuttgarcie pokazały, że rocznie marnuje
się 11 mln ton żywności, z czego 60% w gospodarstwach domowych, tj. ok.
82 kg przez jednego mieszkańca. Ogromne jest też marnotrawstwo papieru.
Do nadmiernego i niepotrzebnego zużycia papieru przyczyniło się masowe w urzędach i domach - korzystanie z drukarek i kserokopiarek. Pisanie ręczne
i maszynowe wyszło z obiegu, bo jest zanadto męczące. Pisanie „na komputerze” nie wymaga wysiłku, podobnie jak drukowanie. Teraz już nikt nie liczy
się z papierem. Szczególne marnotrawstwo papieru występuje w reklamie i
propagandzie przedwyborczej. Wytwarza się ogromne ilości różnych ulotek i
plakatów, które wciska się przechodniom, wiesza na słupach i wysyła pocztą.
(np. w Niemczech wrzuca się rocznie do skrzynki pocztowej jednego mieszkańca około 30 kg ulotek reklamowych, których prawie nikt nie czyta i szybko lądują w koszach na śmieci. A płacą za nie konsumenci i podatnicy. To
samo dotyczy druków urzędowych (nasz Sejm zużywa prawie 6 tys. kartek
papieru dziennie), gazet i czasopism, których ukazuje się bez liku (prawie 7,5
tys. tytułów wydawanych jest obecnie, podczas gdy dziesięć lat temu było ich
5,5 tys., a dwadzieścia lat temu 3,2 tys.), chociaż wystarczyłoby kilka, bo
wszystkie zawierają te same informacje i ilustracje czerpane z jednego źródła,
jednej światowej agencji informacyjnej i odpowiednio wyselekcjonowane czy
ocenzurowane. W ciągu ostatnich 40 lat, mimo, a może dzięki, komputeryzacji 4-krotnie wzrosło zużycie papieru w świecie. U nas jedna przeciętna instytucja państwowa zużywa rocznie 4 863 029, 33 stron papieru formatu A4; ich
wyprodukowanie wymaga wyrębu 405 drzew (z jednego drzewa otrzymuje się
ok. 60 kg papieru). Roczne zużycie papieru w Polsce wynosiło w końcu lat
334
80-tych ok. 40 kg na osobę, a ostatnio wynosi już 72 kg. Dla porównania w
USA wynosiło ono w 2012 r. 340 kg (najwięcej na świecie), a w Szwecji,
Finlandii i Niemczech jest dwukrotnie wyższe niż w Polsce (Niemcy zużywają tyle, ile Ameryka Płd. i Afryka razem). Zanim zaczęto wprowadzać komputery do masowego użytku, twierdzono - a to miało między innymi świadczyć
o zaletach komputeryzacji - że w wyniku informatyzacji i dygitalizacji dokumentów nastąpi znaczny spadek zużycia papieru. Ale to się wcale nie sprawdziło. Wręcz przeciwnie, zużycie papieru i jego marnotrawstwo znacznie
wzrosło. A ilość zużywanego papieru uznaje się – o zgrozo, bo to przypomina
czasy, kiedy o postępie decydowały ilości ton stali na głowę mieszkańca - za
jeden ze wskaźników postępu cywilizacyjnego. Drukuje się różne mniej lub
bardziej potrzebne dokumenty w niezliczonych ilościach, powiela się je, kopiuje i gromadzi, chociaż wszystkie dane można zapisywać na nośnikach pamięci komputerowej i sięgać do nich w każdej chwili w razie potrzeby.
Współczesny człowiek w konsekwencji postępu zachodniej cywilizacji, ekonomii żywiącej się zbyteczną nadprodukcją i braku umiaru oraz rozsądku szasta bez namysłu, czym się da i ile się da, byleby tylko zaspokajać
swoje zachcianki i dzięki temu zapewnić zyski koncernom globalnym i finansjerze. Ideologia konsumpcjonizmu wypiera skutecznie racjonalność z życia
ludzi i sprowadza ich do istot jeszcze w jakimś sensie racjonalnych, ale z
pewnością pozbawionych rozsądku. Przyczyniła się do redukcji odpowiedzialności, której należy domagać się od istot myślących, co w znacznej mierze uszczupla racjonalność. Człowiek oszczędny – wytwór racjonalności zauważalnie przekształca się w człowieka rozrzutnego (homo prodigus) i nic
nie wskazuje na to, żeby miało być inaczej w dającej się przewidzieć przyszłości. Warto przypomnieć, że marnotrawstwo obce jest zwierzętom.
Problem pracy jako podstawowego pojęcia ekonomii
Kwestia fundamentalnych pojęć dotyczy filozoficznych postaw ekonomii. Podstawowymi pojęciami, wokół których koncentruje się ekonomia i
które wywierają wpływ na tworzenie modeli gospodarowania realizowanych
w praktyce są: kapitał, dochód narodowy i praca. Jednak właściwe rozumienie
pracy jest najważniejsze, bowiem kapitał i dochód narodowy są pochodnymi
335
pracy, jej efektami mniej lub bardziej wymiernymi. Praca jest procesem wielowymiarowym przebiegającym na wielu płaszczyznach i w różnych sferach
życia. Mimo to postrzega się ją zazwyczaj w jakimś jednym wymiarze i tylko
z jednego punktu widzenia. Dlatego definiuje się ją na wiele sposobów w
zależności od tego, czemu ta definicja ma służyć. Najczęściej w ujęciu fizykalnym, ekonomicznym, socjologicznym i psychologicznym i filozoficznym.
W fizyce pracę określa się jako wydatkowanie energii mechanicznej ludzi,
zwierząt, tzw. sił przyrody oraz urządzeń technicznych. W ekonomii pracę
rozumie się jako czynność ludzką służącą do wytwarzania towarów i świadczenia usług. (Przy tym, odkąd zaistniała gospodarka rynkowa sama praca proces pracy i nawet gotowość do pracy - jest towarem.) W socjologii praca
jest procesem, dzięki któremu w konsekwencji społecznego podziału pracy
następuje zróżnicowanie społeczeństwa i ról społecznych. W psychologii praca jest świadomą czynnością mającą na celu dokonanie zmian w otoczeniu,
żeby zaspokoić różne potrzeby, przede wszystkim potrzeby wyższego rzędu.
W filozoficznym jest interakcją między człowiekiem a środowiskiem, w trakcie której przekształca je wskutek wymiany substancji i energii. W naukach
społecznych rozumienie pracy zmienia się wraz z postępem techniki. Współcześnie przeważa wąskie postrzeganie pracy przez pryzmat ekonomii oraz
świadomość pracy, ukształtowaną jeszcze w dawnych wiekach. Stąd wyobrażenie o pracy, jej odczuwanie i kryteria oceny nie są adekwatne naturze
pracy na obecnym etapie rozwoju techniki i cywilizacji. Bardziej odpowiada
pracy rzemieślników i robotników, którzy posługiwali się prostymi narzędziami i nieskomplikowanymi maszynami, przeważnie wprawianymi w ruch
siłą mięśni ludzi lub zwierząt. Z tej racji praca kojarzy się wciąż z wysiłkiem
cielesnym, z zużywaniem energii endosomatycznej, mimo że już od dłuższego
czasu wykonuje się ją na koszt energii egzosomatycznej. Ekonomiczne pojęcie pracy sprzęgło się z fizykalnym, mechanistycznym, a praca w potocznym
odczuciu kojarzy się z wysiłkiem mięśni i zmysłów. Jest to typowe rozumienie pracy, jakie ukształtowało się na etapie produkcji maszynowej, w której
największą rolę gra czynnik podmiotowy produkcji – człowiek. Wskutek ekonomizacji pojęcia pracy postrzega się ją najczęściej jak źródło pozyskiwania
środków do życia, czyli zarabiania pieniędzy. Praca jest warunkiem koniecznym do życia, bogacenia się i osiągania zysków. W ten sposób współczesną
świadomość pracy zdominował jej aspekt monetarystyczny. Jeśli dziś mówi
336
się o pracy, to ma się na myśli przeważnie i w zasadzie tylko jeden jej typ –
pracę wykonywaną przez pracownika najemnego.9 Poza pojęciem pracy pozostawiono czynności, w wyniku których coś się osiąga lub realizuje się jakieś
cele, niekoniecznie produkcyjne, ale duchowe, artystyczne, zabawowe itp.
Dziś wiemy, że natura pracy jest bogatsza, a jej pojęcie szersze. Obejmuje ono
„pracę z konieczności”, czyli pracę zarobkową, dzięki której zaspokaja się
przede wszystkim potrzeby egzystencjalne oraz pracę dobrowolną (nieprzymuszoną), podejmowaną z potrzeby samorealizacji. Nowe pojęcie pracy powinno więc zawierać w sobie pracą zarobkową i niezarobkową, opłacaną i
nieopłacaną, pracę dla potrzeb bytowych - własnych i społecznych, jak też
pracę dla przyjemności. W taki sposób określają pracę ludzką niektóre słowniki encyklopedyczne: praca jest aktywnością ciała albo umysłu, działalnością,
w której człowiek wykorzystuje swą siłę oraz umiejętności, aby coś wykonać
lub osiągnąć.10 Nowe określenie pracy musi uwzględnić fakt, że w pracy produkcyjnej coraz mniej uczestniczy ludzi, a coraz więcej robotów i że produkcja obywa się w coraz większym stopniu bez udziału czynnika ludzkiego,
podmiotowego.11 Wielu autorów zajmujących się problematyką pracy, stwierdza, że w przyszłości, tylko nieznaczna część ludzi zajmować się będzie produkcją, a coraz więcej usługami i inną działalnością pozaprodukcyjną. Nowe
pojęcie pracy kojarzy się raczej z greckim słowem ποίησις aniżeli τεχνή, jako
twórczość, która zapewnia ludziom samorealizację i maksymalną wolność;
bowiem „ludzka aktywność jest najważniejszym sposobem wyrażania osobowości i wolności”12. Gdy dzisiaj mówi się, że praca ma sens, to rozumie się
przez to, jak w starożytnej Grecji, że służy ona dobru, czyli dobremu życiu
człowieka lub dobrobytowi społecznemu.13 A dobre życie to nie tylko zaspo9
Zob. O. Nell-Breuning, Arbeitet der Mensch zuviel?, Herder Verl., Freiburg 1985, s.130.
: “Work – activity in which one exerts strength or faculties to do or perform something”. (“Encyclopedia
Britannica”).
11
W rozwoju techniki występują trzy etapy redukcji czynnika osobowego, czyli przejmowania funkcji
roboczych człowieka przez urządzenia techniczne: do czasu pojawienia się maszyn (posługiwanie się
narzędziami pracy wymagało wysiłku motorycznego, sensorycznego i intelektualnego), od pierwszej rewolucji przemysłowej (urządzenia mechaniczne przejęły tę rolę człowieka, która polegała na bezpośrednim oddziaływaniu na przedmiot pracy), od wprowadzenia automatów do procesów wytwórczych (przejęcie funkcji sterowania procesami technicznymi przez automaty lub roboty) i od zastosowania robotów,
odkąd udział człowieka w procesach technicznych zredukowany został do programowania. (zob. W.
Sztumski, Wybrane zagadnienia filozofii techniki, Wyd. PCz., Częstochowa 1988, s. 109-116).
12
J. Arkell, The Employment Dilemma and the Future of Work w: PROGRES Newsletter – Programme de
Recherche sur l’Économie des Services, Annex to Issue No. 27, Genève, 1998. s.1
13
Zob. P. Schmitz, How the concept of work changes in a sustainable society: ethical, philosophical and
theological perspectives. (Referat wygłoszony na IV Międzynarodowej konferencji o etyce i polityce
ekologicznej w Bressanone, 1999).
10
337
kojenie potrzeb życiowych, ale samorealizacja, solidarność i kreatywność.
Praca w ujęciu ekonomii była i nadal jest usytuowana w kontekście
klasyczno-deterministycznego modelu gospodarki. Ale ten model zdezaktualizował się. W świecie pełnym dynamiki, w szybkozmiennym środowisku życia, nie ma dziś miejsca na pewność i stałość w gospodarce. Jest ona niezrównoważona pod wieloma względami, kieruje się prawami statystycznymi i coraz większą rolę grają w niej zdarzenia przypadkowe, często kreowane przez
światowe elity finansowe. Punktem wyjścia do sformułowania nowego pojęcia pracy jest usytuowanie jej w kontekście warunków społecznych, ekonomicznych i politycznych, pokazanych na diagramie Nr 1 oraz ukazanie zakresu pojęcia pracy na diagramie nr 2.14
Diagram 1: Usytuowanie pracy w kontekście społecznym
CZYNNIKI WPŁYWAJĄCE NA PRACĘ
Środowisko
Polityka
ZASOBY
Kapitał ludzki
demografia, zdrowie,
umiejętności,
wiedza,
interesy, motywacje
Kapitał środowiskowy
ziemia
surowce
dobra wolne
Kapitał rzeczowy
budynki
park maszynowy
urządzenia techniczne
narzędzia itp.
Kapitał finansowy
oszczędności
aktywa
ubezpieczenia
Porządek prawny
Normy
Zwyczaje
DYNAMIKA
AKTORZY
Procesy dystrybucji
i redystrybucji
Prywatne towarzystwa
(spółki)
Przedsiębiorstwa
państwowe
Działalność ekonomiczna,
u której podstaw
leży praca.
Regulacje społeczne
i polityczne
Zrzeszenia
samorządowe
Kościoły
i wspólnoty religijne
Gospodarstwa domowe
Indywidualne osoby
Diagram 2: Zakres pojęcia pracy i rodzaje pracy
14
V. Meister, A comment to “The Employment Dilemma and the Future of Work”, w: Annex to the Geneva
Association Information Newsletter on Insurance Economics, Nr. 43, 2001.
338
PRACA
Zarobkowa
Niezarobkowa
Opłacana
Nieodpłacana
Płatna
Nieodpłatna (wymienna)
Własna
PRZYKŁADY
Pielęgniarka w szpitalu
Urzędnik w banku
Praca kucharza w restauracji
Praca farmera produkującego owoce
Matka opiekująca się
chorym dzieckiem
Prowadzenie rachunków
bankowych dla starych
rodziców
Zbieranie żywności dla
biednych przez organizacje samorządowe
Praca w ogrodzie przy
uprawie owoców dla rodziny
Leczenie się samemu
Prowadzenie własnego
rachunku bankowego w
gospodarstwie domowym
Nabywanie produktów dla
własnych potrzeb
Zbieranie owoców w celu
bezpośredniej konsumpcji
Na podstawie nowego pojęcia pracy, można by przyporządkować
pewną wymierną wartość ekonomiczną do pracy nieodpłatnej, którą na gruncie starego pojęcia pracy uznaje się za bezwartościową z ekonomicznego
punktu widzenia. Przecież w gruncie rzeczy efekty pracy niezarobkowej i
nieodpłatnej, jak np. wychowanie dzieci, opieka nad chorymi członkami rodziny, samokształcenie i wiele prac charytatywnych wykonywanych przez
wolontariuszy, wnoszą wkład do bogactwa narodowego i zwiększają dochód
narodowy rozumiany w szerokim sensie. Umożliwiłoby to odpowiednie jej
wynagradzanie, proporcjonalnie do wartości efektów, które czasem trudno jest
wyliczyć bezpośrednio i z obiektywizmem matematycznym, ale da się wycenić pośrednio, intersubiektywnie i konwencjonalnie. Twierdzenie, jakoby
praca nieopłacana nie miała wartości ekonomicznej ani nie przyczyniała się do
wzrostu dobrobytu społeczeństwa, jest nieuzasadnione i nonsensowne.15 Jeśli
wyjść poza ciasny horyzont myślenia monetarystycznego, ale mieszczącego
się w obrębie myślenia ekonomicznego, to w większości wypadków praca
nieodpłatna dostarcza produktów wzbogacających kapitał ludzki danego spo15
Zob. V. Meister, A comment to “The Employment Dilemma and the Future of Work” a report to the Club
of Rome by O. Giarini and P.M. Ledtke, w: “International Association for the Study of Insurance Economics. The Geneva Association”, Nr. 43, 2001 (Annex), s. 6-7.
339
łeczeństwa, narodu i państwa w postaci
wzrostu populacji, a więc pomnożenia potencjalnej siły roboczej,
poprawy zdrowotności społeczeństwa, a więc potencjalnego wzrostu efektywności produkcji i zmniejszenie wydatków z budżetu państwa na służbę
zdrowia,
rozwijania wiedzy i umiejętności, co na pewno skutkuje wzrostem efektywności i racjonalizacji również w obszarze ekonomii i produkcji (wiedza jest już od dawna uznawana za bezpośredni składnik sił wytwórczych
społeczeństwa).
To nie jest tak, że na przykład kobieta wychowując dziecko nie przysparza bogactwa państwu i nie powiększa dochodu narodowego. Swoją nieopłacaną pracą powiększa przecież kapitał ludzki państwa. Dlaczego więc nie
ma w pełni uczestniczyć w redystrybucji dochodu narodowego w formie godziwej zapłaty za swoją „nieopłacaną pracę”? Tu nie chodzi o to, by dawać jej
jakiś groszowy zasiłek wychowawczy, ale dać jej wynagrodzenie adekwatne
do trudu wychowania dziecka. Do tego potrzebna jest jednak inna filozofia
gospodarowania, bardziej nowoczesny styl myślenia ekonomicznego i inny
sposób liczenia dochodu narodowego, uwzględniający wszystkie rodzaje kapitału, wymienione w diagramie Nr 1. Potrzebne jest określenie parametrów
oceny pracy niezarobkowej i nieodpłatnej, np. ile warte jest w konkretnej walucie wychowanie dziecka na człowieka przygotowanego do uczestnictwa w
produkcji i pomnażaniu dochodu narodowego. Sądzę, że jest to technicznie
wykonalne, chociaż wymagające pewnego wysiłku umysłowego i dobrej woli
ekonomistów i polityków. Przecież w miarę rozwoju kapitalizmu wszystko
zamienia się w towar. Jest więc rzeczą bardzo dziwną, że praca nieopłacana
nie jest jeszcze towarem, tak jak praca opłacana. Trudną sprawą jest określenie sposobu oceny pracy nieopłacanej. Kryteria ilościowe, jak np. wydajność
pracy, są raczej nieprzydatne, chyba żeby rozumieć ją szerzej jako stosunek
skutków pożądanych do niezamierzonych, energii uzyskanej do energii zużytej do wytworzenia lub osiągnięcia czegoś oraz satysfakcji z pracy do nakładu
pracy.16
Może jednak lepszym kryterium byłby produktywizm (niem. Le16
Zob. J. S. Nørgård, Declining Efficiency in the Economy, GAIA 4 (1995). No. 5-6, s.277-279.
340
istung, ros. рабoтoспосoбнocть). Pojęcie produktywizmu jest szersze od
pojęcia wydajności pracy. Zawiera oprócz pojęcia wydajności w szerokim
sensie dodatkowo stosunek człowieka do pracy oraz chęć i gotowość do podejmowania starań i wysiłków na rzecz osiągania jak najlepszych wyników. 17
Miarą produktywizmu jest społeczna użyteczność i społecznie akceptowana
wartość efektów pracy. Nie musi ona pokrywać się z wartością rozumianą w
sensie monetarystycznym. W pojęciu produktywizm jest też komponent oceny
moralnej, ponieważ gotowość do osiągania coraz lepszych wyników pracy
świadczy o etosie pracy i postawie wobec pracy.
SOME REFLECTIONS
CONNECTED WITH THE PHILOSOPHY OF ECONOMICS
This article contains some thoughts on issues located in the philosophy of economics.
One issue is the dilemma of whether to distract the economy in the sense of logistics
and of multiplication of many small organizations, or to focus it in large organizations
- productive, commercial and service complexes - concentrated in small areas. The
second concerns the move away from the rational economy formerly identified with
frugality and reasonability of producers, servicers and consumers to the irrational
economy reigned by wastefulness and a lack of common sense. Economic irrationalism has become a real driving force of prosperity. The third is related to the needs of a
redefinition of the notion of work, which is a fundamental category of economics.
Understanding capital and national income depends on understanding work. The
concept of work changes with the level of technology. The present functioning concept of work is still formed at the stage of handicraft and earlier industrial production.
So, it does not correspond to modern technology, that is more and more supported by
computers and robots.
BIBLIOGRAFIA
1.
2.
17
Arkell J., The Employment Dilemma and the Future of Work w: PROGRES
Newsletter – Programme de Recherche sur l’Économie des Services, Annex to Issue No. 27, Genève, 1998
Bywalec C., Konsumpcja a rozwój gospodarczy i społeczny, Wydawnictwo C. H.
Zob. W. Sztumski, Szkic prospektywny (Ewolucja i możliwość przetrwania), Res-Type, Katowice 1996,
s.53.
341
Beck, Warszawa 2010
3.
4.
Gide K., Zasady ekonomii społecznej, Warszawa 1907
Hausman Daniel M., Philosophy of Economics, w: Routledge Encyclopedia of the
5.
Philosophy of Science (red. E. Craig), Vol. 3, London 1998
Meister V., A comment to “The Employment Dilemma and the Future of Work”,
w: Annex to the Geneva Association Information Newsletter on Insurance Economics, Nr. 43, 2001
6.
Meister V., A comment to “The Employment Dilemma and the Future of Work”
a report to the Club of Rome by O. Giarini and P.M. Ledtke, w: “International
Association for the Study of Insurance Economics. The Geneva Association”, Nr.
7.
43, 2001 (Annex)
Nell-Breuning O., Arbeitet der Mensch zuviel ?, Herder Verl., Freiburg 1985,
8.
9.
Nørgård J. S., Declining Efficiency in the Economy, GAIA 4 (1995). No. 5-6,
Sargut G., Gunther R., Learning to Live with Complexity, w: Harvard Business
Review, September 2011
10. Schmitz P., How the concept of work changes in a sustainable society: ethical,
philosophical and theological perspectives, Referat wygłoszony na IV
Międzynarodowej konferencji o etyce i polityce ekologicznej w Bressanone, 1999
11. Skrzypek E., Efektywność ekonomiczna jako ważny czynnik sukcesu organizacji,
www.efektywność.konferencja.org/ufiles/File/Skrzypek_Elzbieta.pdf; 2.12.2012
12. Sztumski W., Wybrane zagadnienia filozofii techniki, Wyd. Politechnika Częstochowska, Częstochowa 1988
13. Sztumski W., Szkic prospektywny (Ewolucja i możliwość przetrwania), Res-Type,
Katowice 1996
14. Sztumski W., Kto kształtuje historię? Jednostki? Masy społeczne? Obiektywnie
istniejące prawa?, w: Sprawy Nauki, Nr 1, 2011
15. Urry S. J., Economies of Signs and Space, Sage, London 1994
Dr hab. Wiesław Sztumski – emer. profesor Uniwersytetu Śląskiego, obecnie pracuje w Instytucie Pedagogiki Wyższej Szkoły Lingwistycznej w Częstochowie.
e-mail: [email protected]
342
Lechosław GARBARSKI
MARKETING – MIĘDZY SCYLLĄ OCZEKIWAŃ
A CHARYBDĄ OSKARŻEŃ
Wprowadzenie
W powstałej ok. VIII wieku p.n.e Odysei, której autorstwo przypisuje
się Homerowi, opisywane są dzieje Odyseusza. Jako jednemu z nielicznych
udało mu się przepłynąć niezwykle niebezpieczny fragment Cieśniny Messyńskiej. Cieśnina ta, znajdująca się pomiędzy Sycylią a obszarem kontynentalnych Włoch, pochłaniała wiele ofiar i była miejscem poważnych katastrof morskich. W mitologii greckiej za przyczynę tych zjawisk uznawano działania
dwóch potworów morskich – Scylli, która mieszkała w jednej z jaskiń na Sycylii oraz Charybdy zajmującej miejsce po drugiej stronie cieśniny. Scylla żywiła się porywanymi przez siebie marynarzami z przepływających statków,
natomiast Charybda trzykrotnie w ciągu dnia pochłaniała ogromne ilości wody wraz ze znajdującymi się w niej statkami. Współcześnie znajdowanie się
między Scyllą a Charybdą oznacza sytuację zagrożenia z dwóch stron. Wydaje się, że w takiej sytuacji znajduje się współcześnie marketing jako koncepcja
działania przedsiębiorstw i organizacji na rynku. Z jednej strony rosną lawinowo wobec niej oczekiwania skutecznego oddziaływania, z drugiej zaś liczne
głosy krytyki wobec marketingu w skrajnych przypadkach przyjmują postać
poważnych oskarżeń.
Dwa bieguny
Problematyka marketingu od dziesięcioleci przykuwa uwagę teoretyków i praktyków zarządzania. Już od dawna jest wykorzystywany on przez
przedsiębiorstwa, organizacje niekomercyjne czy instytucje samorządowe.
Aktywnemu stosowaniu marketingu towarzyszą nowe zjawiska, wyłaniają się
nowe koncepcje, przy czym opinie na jego temat są zróżnicowane. Z jednej
343
strony, jest on postrzegany jako koncepcja aktywnego, a co więcej skutecznego działania na rynku i z tego punktu widzenia zyskuje akceptację i jest poddawany intensywnym badaniom oraz rozwojowi. Ale też z tego powodu wyrastają przed nim stale rosnące oczekiwania. Z drugiej jednak strony, marketing
uważa się za agresywne działanie, przede wszystkim promocyjne i sprzedażowe, często prowadzące do manipulowania klientami i skłaniania ich do zakupu mało lub wręcz niepotrzebnych produktów lub usług. Konsekwencją takiego postrzegania marketingu jest częsta krytyka, lekceważenie, a tym samym
społeczne upokarzanie samej koncepcji. Te diametralnie różne sposoby postrzegania marketingu prowokują do podjęcia dyskusji nad istotą współczesnego marketingu, a zwłaszcza odniesienia się do tych opinii, które stawiają marketing w szczególnie niekorzystnym świetle.
Zarzuty, jakie stawia się marketingowi dotyczą najczęściej:
1. niekorzystnego oddziaływania na konsumentów (np. irytująca i omamiająca reklama oraz inne formy promocji kreujące nadmierną konsumpcję i
postawy materialistyczne, skłaniające do życia ponad stan),
2. kreowanie oferty przy braku dbałości o racjonalne wykorzystywanie zasobów (np. wytwarzanie produktów niebezpiecznych lub wręcz niepotrzebnych, produktów o niskiej jakości, mylące opakowania i oznakowania, oferowanie produktów zanieczyszczających środowisko),
3. sprzyjanie nieetycznym zachowaniom producentów i pośredników handlowych (np. kreowanie chciwości w postawach menedżerów, zwiększanie kosztów obrotu przez wydłużanie łańcucha dystrybucyjnego, kredytowanie zakupów tych produktów, które nie są zbyt potrzebne ich nabywcom, czy wręcz służenie bogatym i wykorzystywanie ubogich).
Oblicza marketingu
Do najbardziej rozpowszechnionych sposobów postrzegania marketingu należą te, które ukazują go jako zbiór intensywnych działań promocyjnych (czasem tylko reklamy), tworzenie nowych produktów i modyfikacji istniejących czy też działań wspierających sprzedaż produktów lub usług. Taki
obraz marketingu wyłania się często w głowach konsumentów, przedstawicieli mediów, a często także przedsiębiorców i menedżerów. Prawdopodobnie
344
jest on skutkiem zróżnicowanych działań związanych ze sprzedażą produktów
i usług oraz poszukiwaniem sposobów skutecznego oddziaływania na potencjalnych i aktualnych nabywców. Niezależnie od rzeczywistego związku z koncepcją marketingową, wszelkie działania tego typu są często bezkrytycznie
zaliczane do działań marketingowych.
Niestety, coraz częściej wykorzystuje się marketing jako wizytówkę
dla działań niewłaściwych, niepoprawnych, zawstydzających lub wręcz nagannych. Taki sposób wypowiadania się i w dużej części kształtowania niekorzystnego wizerunku marketingu jest zwykle dziełem osób, które z marketingiem nie mają nic wspólnego. Uznają jednak one, że wsparcie własnych wypowiedzi znaną koncepcją uwiarygodni ich wypowiedzi. Koncepcja ta jest im
jednak nieznana i zazwyczaj jest rozumiana w absolutnie błędny sposób. Nie
chodzi przy tym często o brak dobrej woli, ale raczej o ignorancję w tym zakresie. W 2006 r. ukazaniu się nowej książki Güntera Grassa pt. „Przy obieraniu cebuli” stanowiącej tom wspomnień z dzieciństwa i lat młodzieńczych, towarzyszyła prasowa informacja na temat wojennego epizodu Autora. Spowodowała ona uruchomienie publicznej debaty m.in. na temat pozbawienia go
honorowego obywatelstwa Miasta Gdańska. Pytani o opinię na ten temat politycy, twierdzili, że zasługi Güntera Grassa dla pojednania polsko-niemieckiego są ogromne, a dwutygodniowy epizod nie ma tu większego znaczenia.
Ponieważ informacja ta pojawiła się tuż przed ukazaniem się nowej książki,
zaczęto podejrzewać, że stanowi ona coś w rodzaju „chwytu marketingowego” sprzyjającego komercyjnemu sukcesowi książki. Przykładów tego rodzaju jest znacznie więcej; mamy do czynienia z rodzajem „wyścigu” całkowicie
nieuprawnionych wypowiedzi, w których marketing jest odmieniany przez
niedopuszczalne przypadki. Można je zwłaszcza odnaleźć w wypowiedziach
polityków atakujących oponentów lub też krytyków sztuki obniżających rangę
sukcesów odnoszonych przez niektórych artystów. Wydaje się jednak, że w
wielu przypadkach stanowi to wyraz własnej bezsilności, a wykorzystanie słowa „marketing” ma służyć łatwemu zdezawuowaniu osiągnięć innych.
Zdarzają się też przypadki w pełni świadomego wypaczania znaczenia
słowa „marketing”. Rozpowszechnienie elementarnej wiedzy na temat marketingu sprawia, że inteligentni sprzedawcy potrafią w skuteczny sposób przekonać potencjalnych klientów do zakupu niepotrzebnych im produktów lub usług, uwypuklić nieistotne lub wręcz nieistniejące zalety produktu, wykorzys345
tać strach lub obawę przed zwykle wyimaginowanym zagrożeniem jako silny
motyw zakupu. W następstwie takich i podobnych im sytuacji dochodzi do oskarżania marketingu o manipulację i wykorzystywanie łatwowiernych klientów. I nie chodzi tu jedynie o wąski krąg tzw. „domo-„ lub „biurokrążców”, a
więc ludzi działających w sumie na niewielką skalę. Światowy kryzys finansowy obnażył mechanizmy gigantycznych oszustw wielkich korporacji finansowych tworzących skomplikowane, kompletnie niezrozumiałe dla klientów
produkty finansowe, których sprzedaż bazowała na podstawowej potrzebie
tych klientów związanej z zapewnieniem bezpieczeństwa finansowego na kolejne lata. Oszukańcze praktyki nie wynikają jednak z koncepcji marketingu,
lecz z działań ludzi kierujących się niskimi pobudkami i zmierzających do
szybkiego wzbogacenia się.
Koncepcja marketingu ulega zmianom i przewartościowaniom w wyniku zmian warunków, w których jest stosowana i którym podlegają wszelkie
działania biznesowe. Dlatego też można bez większego trudu odnaleźć ewolucyjny mechanizm przekształceń w marketingu. Inaczej definiowano i rozumiano marketing w latach 40. XX wieku, inaczej w latach 70., 90., czy w pierwszej dekadzie XXI wieku. W znakomity sposób ewolucję myślenia o marketingu obrazują często cytowane definicje najpotężniejszej chyba w świecie instytucji zajmującej się marketingiem, a mianowicie American Marketing Association (Amerykańskiego Stowarzyszenia Marketingu).
W latach 40. marketing definiowano jako „podejmowanie działań biznesowych skierowanych na i odnoszących się do przepływu dóbr i usług od
producenta do konsumenta i użytkownika”1. Punkt ciężkości był położony na
kwestiach działań biznesowych odnoszonych do, de facto, dwóch podmiotów
– uczestników rynku. W kolejnych latach upowszechnianie marketingu w praktycznych działaniach w znaczny sposób rozszerzało zakres jego zastosowań i
kierowało uwagę nie tylko na działanie podmiotów na rynku, ale także na funkcjonowanie organizacji niekomercyjnych. Marketing był określany jako
„proces planowania i wdrażania koncepcji, idei, dóbr i usług, ich cen, promocji i dystrybucji, mający na celu wywołanie wymiany, która umożliwi zrealizowanie celów indywidualnych i organizacyjnych”2. Z kolei w pierwszej de1
2
American Marketing Association 1948. Na podstawie: Ch. Hackley, Marketing. A critical introduction.
Sage Publications, London 2009.
American Marketing Association 1985. Na podstawie: Ch. Hackley, Marketing. A critical introduction.
346
kadzie XXI wieku bardziej eksponowano w marketingu identyfikację, tworzenie, komunikowanie i dostarczanie wartości. W myśl definicji z roku 2004,
marketing „to funkcja organizacji oraz zestaw procesów służących tworzeniu,
komunikowaniu i dostarczaniu wartości nabywcom, a także zarządzaniu relacjami z nabywcami w taki sposób, aby zapewnić korzyści tej organizacji i jej
interesariuszom”3. Natomiast w roku 2007 uznano, że „marketing jest działalnością, zbiorem instytucji i procesów zmierzających do tworzenia, komunikowania, dostarczania i wymiany ofert postrzeganych jako wartościowe przez
nabywców, klientów, partnerów i całe społeczeństwo”4.
Sposoby definiowania marketingu nie przesądzają oczywiście o jego
miejscu i roli w praktycznych działaniach gospodarczych i pozagospodarczych. Jednak definicje American Marketing Association nie zostały przytoczone bez powodu. Można by w tym miejscu ukazać dużą liczbę definicji zawartych w uznanych w Polsce i na świecie klasycznych, sztandarowych podręcznikach marketingu. To jednak mogłoby spotkać się z zarzutem prezentacji
wyidealizowanych koncepcji teoretycznych. Wprawdzie takie definicje nie
odbiegałyby znacznie od przytoczonych wcześniej, ale warto zdawać sobie
sprawę z faktu, że zawarte w definicjach AMA stwierdzenia pochodzą od
praktyków marketingu, a więc odzwierciedlają ich obserwacje praktycznych
działań marketingowych prowadzonych przez podmioty rynkowe oraz odzwierciedlają określone zmiany i tendencje w tych zjawiskach.
Marketing można zatem traktować jako „celowy sposób postępowania
na rynku, oparty na zintegrowanym zbiorze instrumentów i działań oraz orientacji rynkowej”5. Wykorzystywanie marketingu oznacza respektowanie trzech
następujących zasad postępowania:
zorientowanie działalności na nabywców,
zintegrowany sposób stosowania instrumentów oddziaływania,
dążenie do osiągania przyjętych celów.
Pierwsza zasada związana z orientacją na nabywców oznacza, że pun-
3
4
5
Sage Publications, London 2009, s.32.
American Marketing Association 2004. Na podstawie: Ch. Gronroos, On Defining Marketing: Finding a
New Roadmap for Marketing, Marketing Theory, 2006, nr 4, s.397.
American Marketing Association 2007. Na podstawie: Ch. Hackley, Marketing. A critical introduction.
Sage Publications, London 2009, s.32.
Marketing. Koncepcja skutecznych działań. Praca zbiorowa pod red. Lechosława Garbarskiego. PWE,
Warszawa 2011, s. 27.
347
ktem wyjścia działań są nabywcy i ich potrzeby. Oznacza to przewartościowanie sposobu działania przedsiębiorstwa, w wyniku którego ważniejsze jest
zajmowanie się obecnymi i potencjalnymi nabywcami niż własnymi produktami. Klasyk marketingu Theodore Levitt ujął tę zasadę w zaleceniu wskazującym, że każda firma musi nauczyć się myśleć o sobie nie jako o producencie i
sprzedawcy produktów, lecz jako o nabywcy przychylności klientów. Praktyczne stosowanie pierwszej zasady marketingu wymaga szerokiego wykorzystania różnych źródeł informacji oraz prowadzenia badań marketingowych.
Orientacja działalności na nabywców, szeroko utożsamiana z orientacją rynkową często opisywaną w literaturze jako działanie napędzane przez
rynek (market driven) była przez wiele dziesięcioleci punktem odniesienia dla
działań praktycznych. Jednak w miarę upływu czasu okazało się, że tego typu
podejście jest z jednej strony (wbrew pozorom) podejściem biernym, z drugiej
zaś może prowadzić do poddawania się mało wymagającym gustom klientów
i ich schlebianiu. W latach 90. XX wieku, a także w pierwszej dekadzie wieku
XXI można obserwować bardziej aktywne działania związane ze zmianami
rynku (market driving). Działania tego typu to próby aktywnego oddziaływania na potencjalnych nabywców i swoistego rodzaju „podpowiadanie” im,
czego powinni chcieć (zamiast oferowania im tego, czego chcą), a więc uczenie ich zachowań pożądanych. Klasycznym przykładem działań tego typu są
kampanie oferowania zimowych opon do samochodów. Gdyby postępować
według reguł „market-driven” to opony takie nie powstałyby, ponieważ klienci nie byliby w stanie nazwać i opisać tego typu potrzeby. Niezbędne stają się
w takiej sytuacji kampanie uczące klientów stosowania takich technicznych
rozwiązań w samochodach, które zapewniałyby większe bezpieczeństwo jazdy w trudnych warunkach zimowych („market-driving”). Dopiero świadomość klientów w tym zakresie może prowadzić do zmian utartych nawyków.
Druga zasada marketingowego sposobu myślenia i działania dotyczy
zintegrowanego sposobu stosowania przez przedsiębiorstwo instrumentów oddziaływania na rynek. Instrumenty, które stosują przedsiębiorstwa, obejmują
m.in. procesy komunikowania (np. reklamę, sprzedaż osobistą, public relations), kształtowanie cen (np. ustalanie poziomu cen, wyznaczanie marż, stosowanie rabatów), produktu (np. kształtowanie właściwości produktu, opakowania, marki, gwarancji), dystrybucji (np. wybór pośredników handlowych,
fizyczny przepływ produktów). Nie chodzi jednak o samo wykorzystywanie
348
instrumentów lub wręcz tylko niektórych spośród nich. Istotny jest taki sposób
ich stosowania, który zakłada wykorzystywanie wzajemnych zależności i efektów synergicznych, które mogą pojawić się w wyniku jednoczesnego ich
kształtowania. Często występujące skojarzenie marketingu z reklamą i innymi
działaniami promocyjnymi nie znajduje więc żadnego uzasadnienia w koncepcji marketingu. Narzędzia te stanowią wprawdzie bardzo ważny instrument
marketingu, ale mogą być i często są stosowane w takich sposobach działania,
które z marketingiem nie mają nic wspólnego.
Trzecia zasada charakteryzująca marketingowy sposób działania i myślenia jest związana z dążeniem przedsiębiorstwa do osiągania przyjętych celów. Cele przedsiębiorstwa są często utożsamiane z maksymalizacją zysku.
Ale ponieważ marketing jako koncepcja działania, co już wskazano, nie jest
wykorzystywany wyłącznie przez przedsiębiorstwa, to cele mogą być rozpatrywane także w innych wymiarach. Dotyczy to działania m.in. organizacji niekomercyjnych, instytucji administracji rządowej czy samorządowej. W wielu
dziedzinach życia (np. ochrona zdrowia, edukacja, kultura) osiąganie zysku
nie stanowi celu działania instytucji czy organizacji. Cele te raczej odnoszą się
do zaspokajania pewnych kategorii potrzeb (np. promowania aktywnego stylu
życia, wspomagania osób niepełnosprawnych, wspomagania rozwoju nauki
czy edukacji), a zatem nie mają charakteru komercyjnego. Klasycznymi przykładami tego typu działań są obecnie prowadzone szerokie kampanie pomocy,
np. „First World Problems” nawołująca do wsparcia finansowego działań
zmierzających do udostępniania czystej wody tym, którzy jej nie mają bądź
też „World Humanitarian Day”, wykorzystującej wizerunki znanych osób do
u-dzielania pomocy potrzebującym. Także w Polsce mamy wiele przykładów
kampanii propagujących pożądane zachowania związane np. z bezpieczeństwem na drogach6.
Wizerunek marketingu
Pomimo powszechności powyższych zasad i ich stałej obecności we
wszystkich podręcznikach i monografiach z zakresu marketingu, obserwacja
6
Kampanie odbywały się m.in. pod hasłami: „Zapnij pasy. Włącz myślenie”, „Piłeś? Nie jedź”, Stop
wariatom drogowym”.
349
rzeczywistych działań przedsiębiorstw wskazuje na liczne od nich odstępstwa.
Nieliczenie się z zasadami zdrowego żywienia, zwiększanie szybkości obrotu
poprzez działania promocyjne wspierające wzrost konsumpcji, przyczynianie
się do nadmiernego wykorzystywania zasobów naturalnych to kolejne przykłady zarzutów stawianych marketingowi. Ale tego typu działania skłaniają do
postawienia pytania o kwestie etyki w marketingu. Sądzę, że nie jest to jednak
problem „etyczności marketingu”, lecz problem „etyczności” ludzi wykorzystujących marketing w praktycznym działaniu.
Siła oddziaływania wielu instrumentów marketingu sprawia, iż nieuczciwi przedsiębiorcy i menedżerowie stosując je, przyczyniają się do oskarżania marketingu o manipulatorskie zapędy. Takie odczucia narastają w wielu
krajach, nie tylko w Polsce. Ta kwestia jest więc związana z pytaniem o społeczny wizerunek marketingu.
Kilka lat temu Katedra Marketingu Uniwersytetu Ekonomicznego w
Krakowie przeprowadziła badania dotyczące wizerunku marketingu w Polsce7. W badaniach z 2008 roku na reprezentatywnej próbie Polaków stwierdzono, że odsetek respondentów określających działania marketingowe przedsiębiorstw jako skuteczne wyniósł 85,7%, jako zgodne z prawem 70,4%, jako
natrętne 65,4%, jako kontrowersyjne 52,6%, jako agresywne 48,7%, jako
irytujące 48,5%, jako uczciwe i etyczne 41%8.
Zastanawiające są skojarzenia z marketingiem, które wykształciły się
w ostatnich latach w Polsce. Wprawdzie najszerzej akceptowane opinie na temat marketingu mają charakter pozytywny (ponad 90% respondentów uważa,
że marketing jest czymś niezbędnym w biznesie i skutkuje większymi możliwościami wyboru produktów i usług dla klientów), to prawie połowa respondentów uważa, że w wyniku działań marketingowych ceny produktów są wyższe. Niepokojący jest fakt, iż 75% Polaków postrzega marketing jako sztukę
manipulowania klientem. Wśród tych osób, których stosunek do marketingu
jest negatywny odsetek ten wzrasta do blisko 90%. Natomiast wśród respondentów deklarujących pozytywny stosunek do marketingu, upatrujący w marketingu manipulację stanowią ponad 70% respondentów. Jest to prawdopodobnie rezultatem tych działań menedżerów, którzy są nakierowani na krótko7
8
Patrz szerzej: Wizerunek marketingu w Polsce. Pod redakcją Romana Niestroja. Wydawnictwo Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Kraków 2009.
Jw., s. 97.
350
okresowe wyniki finansowe. Ich działania prowadzą do „skrzywienia” obrazu
marketingu. Warto dodatkowo porównać opinie na temat roli marketingu wyrażane przez różne grupy respondentów, którzy brali udział w badaniu (próba
liczyła 1021 osób). Przedstawia je tabela 1.
Tab. 1. Opinie na temat roli marketingu w Polsce w przekroju poszczególnych grup
respondentów.
Społeczeństwo
Studenci
i absolwenci
Firmy
Społeczeństwo
zdaniem
naukowców
Marketing to tak naprawdę to
samo co reklama i promocja
69,9
56,0
48,5
88,1
Marketing to sztuka manipulowania klientem
81,3
87,4
63,6
88,5
Marketing to coś nieodzownego
w biznesie
93,6
92,4
95,5
78,9
Marketing to interesująca dziedzina dla kariery zawodowej
83,3
70,0
88,1
71,9
Marketing to coś, co niepotrzebnie podnosi ceny produktów
60,0
34,7
16,1
59,9
Marketing to różne techniki
zwiększania wielkości sprzedaży firmy
96,2
97,3
97,1
95,2
Marketing to coś, co skutkuje
większymi możliwościami
wyboru dla klientów
83,5
80,6
79,3
53,4
Marketing to filozofia działania
firm uwzględniająca przede
wszystkim potrzeby klientów
69,1
66,0
73,6
34,8
Marketing to dziedzina wiedzy
oparta na solidnych naukowych
podstawach
72,1
71,4
82,4
26,1
Tak naprawdę nie wiadomo, o
co chodzi w tym całym marketingu
54,4
16,8
4,9
-
Opinie na temat marketingu
Źródło: Wizerunek marketingu w Polsce …, op.cit., s.109 (wybrane opinie na podstawie tabeli 5.1).
Analizując opinie w ramach wyróżnionych w tabeli grup, można za351
uważyć, że w obrębie przeważającej większości kategorii opinii nie ma
ogromnych różnic. Widać ją natomiast w ostatnim stwierdzeniu sprowadzającego się do braku jasnego określenia istoty marketingu. Ponad połowa członków społeczeństwa nie wie o co chodzi w marketingu, natomiast w przypadku
firm to tylko niespełna 5%. Warto jednak odnotować, że ponad 80% społeczeństwa zauważa, że dzięki marketingowi zwiększają się możliwości wyboru
produktu na rynku. Natomiast niepokojąco wysoka opinia o manipulacjach
dokonywanych za pomocą marketingu skłania do postawienia pytania o etykę
działań marketingowych.
Etyka marketingu
Kategoria „etyka marketingu” może być rozumiana jako „…nazwa
ogólna etosu charakterystycznego dla działalności gospodarczej, a więc faktycznych wartości i norm rządzących zachowaniami ludzi zaangażowanych w
ten rodzaj działalności”9. Można też definiować tę kategorię jako „… systematyczne badania nad wpływem standardów moralnych na decyzje marketingowe, zachowania i organizacje”10. Normy moralne nie są jednak automatycznie powszechnie respektowane. Dotyczy to zwłaszcza działań gospodarczych.
Ponieważ przedsiębiorstwa nie kierują się zazwyczaj w swoich działaniach
normami etycznymi, uważa się często, że obowiązkiem menedżerów i przedsiębiorców jest podnoszenie zysków przedsiębiorstwa 11 . Łamanie zasad
etycznych jest zatem konsekwencją pokusy uniknięcia niektórych kosztów,
które należałoby ponieść, uproszczenia działalności i niezbędnych przedsięwzięć, zwykłego wygodnictwa i niedbalstwa. Wymienione powyżej przyczyny odnoszą się jednak do konkretnych osób, decydentów, wykonawców decyzji, a nie do marketingu jako takiego.
Niektóre z pokazanych powyżej dylematów są dylematami pozornymi. Wydaje się powszechnie, że w krótkich okresach łamanie podstawowych
zasad etycznych przynosi decydentom szereg korzyści. Mają one głównie
9
10
11
W. Gasparski, Etyczność marketingu – marketingiem etyczności. W: Kontrowersje wokół marketingu w
Polsce – tożsamość, etyka, przyszłość. Redakcja naukowa Lechosław Garbarski. Wydawnictwo WSPiZ
im.L. Koźmińskiego, Warszawa 2004, s.206.
Murphy P.E., Laczniak G.R., Bowie N.E., Klein T.A., Ethical Marketing: Basic Ethics in Action. Prentice Hall. Uppear Saddle River 2005, s.17.
Por. J. Dietl, W. Gasparski, Etyka biznesu. PWN, Warszawa 1997, s. 148.
352
wymiar finansowy. Jednak konsumenci, kontrahenci czy dostawcy w okresie
dłuższym, doświadczając różnego typu niedogodności lub wręcz nieuczciwości, zmieniają swoje nastawienie do tego typu przedsiębiorstw. W konsekwencji łamanie zasad etycznych powoduje wiele negatywnych skutków, np. pogorszenie wizerunku przedsiębiorstw, utratę zaufania czy utratę wiarygodności.
Zasady etycznego postępowania w różnym stopniu mogą przenikać do
procesu podejmowania decyzji marketingowych przez menedżerów w przedsiębiorstwach oraz organizacjach. P. Kotler, G. Armstrong, J. Saunders i V.
Wong wyróżniają w tym zakresie dwie odmienne postawy12. Pierwsza z nich
czerpie uzasadnienie z podstawowych zasad wolnego rynku i w związku z
tym nakazuje respektowanie obowiązującego prawa, natomiast kwestia ocen
moralnych dotyczących podejmowanych decyzji gospodarczych jest poza
dyskusją. Oznacza to praktycznie respektowanie zasady: wszystko, co nie jest
zabronione jest dozwolone. Druga postawa nawiązuje do swoistego rodzaju
zobowiązania respektowania pewnego rodzaju „odpowiedzialności społecznej”; to zaś oznacza kształtowanie zachowań społecznie odpowiedzialnych i
etycznych.
S. Hollensen, oceniając znaczenie etyki w działaniach podmiotów gospodarczych, wyróżnił cztery poziomy zaangażowania13. Poziom pierwszy jest
związany z łamaniem prawa i w związku z tym jest oceniany jako typowe
działanie nieetyczne, a tym samym jest to działanie nie do zaakceptowania.
Poziom drugi na skali zachowań etycznych oznacza wypełnianie zobowiązań przedsiębiorstwa najmniejszym kosztem, co w wielu sytuacjach
wręcz zbliża do granicy prawa. Wprawdzie przedsiębiorstwo z formalnego
punktu widzenia nie łamie prawa, ale zaangażowanie w sprawy etyki jest znikome.
Poziom trzeci jest związany z zachowaniami, które można określić jako standardowe. W takiej sytuacji przedsiębiorstwa respektują, poza podstawowymi zasadami i standardami wynikającymi z regulacji prawnych, także
akceptowane i uznawane powszechnie zasady działania innych podmiotów,
np. dostawców, konkurentów i organizacji społecznych. Oznacza to przygoto12
13
Por. P. Kotler, G. Armstrong, J. Saunders, V. Wong, Marketing. Podręcznik europejski. PWE, Warszawa
2002, s. 99.
S. Hollensen, Marketing Management. A Relationship Approach. FT Prentice Hall, Harlow 2003, s. 712,
353
wywanie, a później respektowanie dobrowolnych kodyfikacji branżowych
(Kodeksów Etyki) oraz innych zasad działania organizacji, korporacji, itp.
Taka postawa nie jest więc wymuszona regułami prawa, ale jest związana z
odczuwaną potrzebą pozytywnego oddziaływania na życie społeczne, warunki
środowiska naturalnego, sprzyjania społecznościom lokalnym, itp.
Czwarty poziom zaangażowania jest związany ze stałym działaniem
w myśl „ducha etyki”. S. Hollensen upatruje owego „ducha etyki” w odniesieniu do działań w sześciu obszarach:14
organizacyjnym (konkurencja, alianse strategiczne, organizacje lokalne,
itp.),
ekonomicznym (źródła finansowania działalności, podatki, kształtowanie
cen, itp.),
pracowniczym (wynagradzanie, bezpieczeństwo, prawa pracownicze,
polityka niedyskryminacyjna, szkolenia, spory zbiorowe, itp.),
relacjach z klientami (ceny, jakość produktów, reklama, itp.),
relacjach branżowych (transfer technologii, badania i rozwój, rozwój infrastruktury, stabilność organizacyjna, itp.),
relacjach politycznych (respektowanie prawa, łapówki i inne działania o
charakterze korupcyjnym, ulgi podatkowe, ochrona środowiska, itp.).
W klasycznym podejściu do marketingu uwzględnia się kilka zasadniczych kategorii. Odnoszą się one do segmentacji rynku, wyboru tzw. rynku
docelowego, pozycjonowania oferty oraz opracowania struktury instrumentów
oddziaływania na rynek. Potencjalnie istotne zagrożenia etyczne występują
głównie w obrębie stosowania poszczególnych instrumentów marketingu15, w
tym zwłaszcza:
produktu, np. wprowadzanie i wycofywanie produktów, ochrona patentowa, zmniejszenie wielkości opakowania przy nie zmienionej cenie, niska
jakość produktu, niekorzystne warunki gwarancji, produkty niebezpieczne
(zwłaszcza dla dzieci), brak lub słaba obsługa posprzedażowa, nieuczciwe
opakowania i oznakowanie, zanieczyszczanie środowiska opakowaniami,
14
15
Jw., s. 712-713.
Na podstawie: Peter J.P. Donelly J.H.,A Preface to Marketing Management. Richard D. Irwin, Burr
Ridge 2000; Pride W.M., Ferrell O.C., Marketing: Concepts and Strategies. Houghton Mifflin. Boston
1997; P. Kotler, G. Armstrong, J. Saunders, V. Wong, Marketing. Podręcznik europejski. PWE, Warszawa 2002.
354
dodawanie bezużytecznych cech w celu podniesienia ceny,
komunikowania z rynkiem, np. nieuczciwa reklama porównawcza, przesadzone (fałszywe) stwierdzenia dotyczące produktu, korumpowanie
przedstawicieli sprzedażowych, reklama skierowana do dzieci, apele reklamowe kreujące strach lub odwołujące się do seksu, sprzedawcy nachalni lub wprowadzający w błąd,
cen, np. zmowy cenowe konkurentów, ceny paskarskie, praktyki kredytowe wprowadzające w błąd,
dystrybucji, np. oportunistyczne zachowania uczestników kanałów dystrybucji, fundusze płacone detalistom za udostępnienie półek sklepowych,
kradzież sekretów handlowych, wymuszanie pieniędzy, kontrakty wiązanej sprzedaży, wyłączność dystrybucji terytorialnej, dystrybucja podróbek.
B.B. Schlegelmilch i M. Oberseder, identyfikując obszary zainteresowania badaczy problematyki marketingowej zagadnieniami zasad etycznych
w podejmowaniu decyzji, wskazali poza wymienionymi powyżej, także inne
kwestie:16
etyka w podejmowaniu decyzji w korporacjach (podejmowanie decyzji,
etyczne wartości i zachowania menedżerów, koncepcja społecznej odpowiedzialności biznesu a marketing),
normy i kodeksy etyczne (teorie etyki marketingu, normy etyczne, kodeksy etyczne),
relacje i działania nakierowane na konsumentów (percepcja kwestii etycznych przez konsumentów, etyczne aspekty decyzji marketingowych skierowanych do dzieci, kwestia ludzi starszych i ubogich),
zasady etyczne w przypadku działań marketingowych na rynkach międzynarodowych (nieetyczne zarządzanie w korporacjach międzynarodowych, porównania międzynarodowe takich kwestii jak podejmowanie
etycznych decyzji w korporacjach i przez konsumentów),
prowadzenie badań marketingowych (odpowiedzialność etyczna agencji
badań marketingowych i przedsiębiorstw - zleceniodawców badań, np.
16
B.B. Schlegelmilch, M. Oberseder, Half a Century of Marketing Ethics: Shifting Perspectives and
Emerging Trends. “Journal of Business Ethics” 2010, nr 1, s. 1-19. Por. Biznes, etyka, odpowiedzialność.
Redakcja naukowa Wojciech Gasparski. Wydawnictwa Profesjonalne PWN, Warszawa 2012, s. 69.
355
upiększanie wyników, ochrona prywatności),
edukacja marketingowa (zintegrowanie kwestii etycznych z innymi problemami w edukacji marketingowej),
problematyka marketingu społecznego (idea marketingu społecznego,
wymiar etyczny w marketingu społecznym, społeczna odpowiedzialność
menedżerów marketingu),
zagadnienia ochrony środowiska (społeczna odpowiedzialność i koszty
tzw. eko-marketingu),
prawne uwarunkowania decyzji marketingowych (prawo a etyka w obszarze marketingu),
wyzwania technologiczne ze szczególnym uwzględnieniem działań w Internecie (prywatność w sieci, kradzież wizerunku, aukcje internetowe),
religie jako uwarunkowanie działań marketingowych (wpływ religii i
wartości religijnych na etykę marketingu).
Aby ograniczać zakres nieetycznych działań marketingowych, niezbędne jest przeciwdziałanie zachowaniom nieetycznym. Odbywa się to zazwyczaj poprzez regulacje prawne, działania specjalnie powołanych instytucji
państwowych, różne formy kontroli społecznej podejmowanej przez np. media, organizacje konsumenckie, tworzenie i dobrowolne działanie w myśl
kodeksów etycznych stowarzyszeń, organizacji czy korporacji.
***
Marketing w ostatnich dziesięcioleciach stał się szeroko wykorzystywaną koncepcją działania o dużej skuteczności. Jest stosowany nie tylko przez
przedsiębiorstwa w celach komercyjnych, ale również przez wiele podmiotów
pozagospodarczych, m.in. dla realizacji ważnych celów społecznych. Osiągane w ten sposób sukcesy skłaniają do poszukiwania nowych rozwiązań i do
nakręcania swoistej spirali oczekiwań. Formułowanie nadmiernych oczekiwań, niestety, prowadzi do „wynaturzenia” koncepcji i oderwania działań od
istoty koncepcji. Z drugiej strony, słabości charakterów ludzkich, chęć szybkiego wzbogacenia, wręcz chciwość powodują wielokrotnie podejmowanie
działań pozbawionych jakichkolwiek zasad, w tym na pewno zasad etycznych.
Takie przykłady bardzo często stają się powodem formułowania pod adresem
356
marketingu poważnych oskarżeń. Zarówno nadmierne oczekiwania, jak i nieuzasadnione oskarżenia nie stanowią dobrej podstawy dla rzetelnej oceny
marketingu. Nie są także one dobrymi podstawami dla jego rozwoju. Stanowią bowiem istotne zagrożenia, podobnie jak Scylla i Charybda dla przepływających cieśniną statków.
MARKETING – BETWEEN SCYLLA OF EXPECTATIONS
AND CHARIBDIS OF INDICTMENTS
During the last few decades, marketing has become a very important concept with a
high level of efficiency. It is used by enterprises for commercial purposes and also by
many non-for-profit organizations to solve contemporary social problems. Achieved
successes inclines one to seek new solutions but at the same time to formulate excessive expectations. These kinds of expectations provide to marketing the concept of
degeneration. From another point of view, the fragility of human nature, desires for
quick enrichment or greed lead to actions being taken with no ethical principles.
These kinds of examples are causes of formulating very important indictments towards marketing. But both excessive expectations and unfounded indictments are not
good bases for suitable evaluations of the marketing concept. Neither are they good
bases for its development. They are rather important threats like mythological Scylla
and Charybdis for ships entering the Straits of Messina.
Prof. dr hab. Lechosław Garbarski - Katedra Marketingu, Akademia Leona Koźmińskiego w Warszawie
e-mail: [email protected]
357
Karolina DZIWAK
NOWE FORMY MARKETINGU
W LOKALNEJ PRZEDSIĘBIORCZOŚCI
Pojęcie marketingu towarzyszy nam niemal każdego dnia, ale mimo,
że posługujemy się tym terminem codziennie jego zdefiniowanie nie jest dla
nas jednoznaczne. Termin ten pochodzi od angielskiego słowa market, oznaczającego rynek. Takie rozumienie jest stosowane w wielu europejskich krajach. Dzieje się tak ze względu na nieustanną ewolucję przedsiębiorstw w
procesie rozwoju gospodarki rynkowej. Wciąż postępujące zmiany doprowadziły do poszukiwania sposobów dostosowywania się do coraz nowszych
potrzeb, warunków i możliwości, cechujących otoczenie zarówno społeczne,
jak i gospodarcze. Modyfikacje dokonały się na wielu płaszczyznach, zarazem
w stosunku przedsiębiorców do rynku jak i do metod postępowania. Stopniowo z niezbędnej, lecz podrzędnej funkcji sprzedaży, czynności rynkowe przekształciły się w decydującą o sukcesie lub porażce funkcję marketingu. Bardzo wielu ludzi twierdzi, że działania i strategie marketingowe dotyczą wyłącznie dużych, globalnych przedsiębiorstw, zapominając, że w dobie rozwoju
technologicznego narzędzia promocji uległy ogromnej modyfikacji, umożliwiając lokalnym przedsiębiorstwom reklamę na światowym poziomie. Dotychczasowa hegemonia gigantów rynkowych spowodowana była siłą posiadanych zasobów, zapleczem finansowym, wysoką pozycją negocjacyjną czy
rozpoznawalnością w określonej branży. Powyższe czynniki nadal są istotne
w drodze do osiągnięcia sukcesu, jednak brak przewidywalności spowodowany niestabilnością warunków konkurencji i nieograniczonością rynku powoduje, że ogromna dysproporcja pomiędzy wielkimi koncernami a lokalnym
przedsiębiorstwem ulega znacznemu zmniejszeniu. Bez wątpienia na przestrzeni ostatnich lat warunki budowania pozycji w świecie biznesu zmieniły
się, a tradycyjne metody okazują się mniej skuteczne.
„Początek XXI wieku to nie tylko era globalizacji, społeczeństwa
opartego na wiedzy, ale to także era e-konsumenta. Konsumenta, który, jak
nigdy przedtem, w jednym miejscu (na ekranie swojego komputera) może
358
przebierać w bogactwie ofert towarów i usług oferowanych w sieci, zarówno
w kraju, jak i za granicą. E-konsument to nowy konsument, który nie wychodząc z domu, wydał w 2010 roku ponad 17 mld zł1.. Korzystanie z mediów
społecznościowych zmieniło nie tylko nasze komunikowanie się przez Internet, ale samo podejście do komunikacji, znajomość portali społecznościowych
zmodyfikowała sposób konsumpcji zarówno w świecie online, jak i offline.
Zmiany te doprowadziły do zmodyfikowania dotychczasowych kampanii
promocyjnych i skupienia swojej uwagi na marketingu społecznościowym. Od
kilku lat teoretycy i specjaliści do spraw promocji zgodnie powtarzają, że
portale społecznościowe są nie tylko ogromną szansą dla przedsiębiorcy, ale
także swoistym wyzwaniem, któremu należy sprostać. Wbrew powszechnie
powielanym schematom prowadzenie profilu firmowego nie jest tożsame z
obsługą konta osobistego, odmienna jest charakterystyka owej komunikacji,
treść publikowanych wpisów oraz ich częstotliwość. Bardzo wielu moderatorów zapomina o dostosowaniu komunikatu do charakteru portalu, co prowadzi
do osłabienia zaangażowania odbiorców oraz braku interakcji z marką. Marketing społecznościowy wraca bowiem do najprostszej formy reklamy jaką
jest rozmowa, gdyż badania wskazują, że ponad 50% polskich konsumentów
dokonuje wyboru zakupu określonego produktu na podstawie rekomendacji
znalezionych w przestrzeni internetowej.
Dokonując analizy marketingu społecznościowego realizowanego
przez lokalne przedsiębiorstwa, należy dostrzec, iż wielokanałowe działanie
nie musi wiązać się z ogromnymi nakładami finansowymi w celu pozyskania
skutecznych leadów. Szereg rozwiązań formalnych jest tożsamych z tymi,
wykorzystywanymi przez globalne marki. Zaprezentowane poniżej przykłady
jednoznacznie wskazują, iż to nie budżet jest największym ograniczeniem
lokalnego biznesu, ale brak interesującego contentu, a także treści dostosowanych do charakteru portalu.
Historia sklepu internetowego ze zdrową żywnością Fitness-Food zaczęła się w roku 2011. Karol Napierała – założyciel firmy – prowadził bloga
kulinarnego, na którym zamieszczał przepisy dietetyczne. Platforma rozwijała
się bardzo szybko, a jej pomysłodawca cieszył się coraz większym uznaniem i
szacunkiem internautów zainteresowanych prowadzeniem zdrowego stylu
1
B. Kolny, M.Kucia, A. Stołecka, Produkty i marki w opinii e-konsumentów, Gliwice, 2011, s. 9.
359
życia. Nieustannie rosnąca ilość użytkowników oraz liczba pozytywnych komentarzy działały motywująco na autora, a jego prywatne zdjęcia podbijały
fora internetowe i stały się inspiracją kulinarną rzeszy czytelników. Niestety,
wielu produktów rekomendowanych przez blogera nie można było kupić w
osiedlowych sklepach spożywczych czy hipermarketach. Kolejne publikacje
zasypywano pytaniami o miejsce zakupu niszowych składników takich jak:
amarantus, mąka orkiszowa czy syrop z agawy. Rosnąca świadomość czytelników i ogromne zainteresowanie żywnością ekologiczną sprawiło, że Karol
Napierała postanowił odpowiedzieć na oczekiwania swoich czytelników i
założył internetowy sklep ze zdrową żywnością. Ta niecodzienna droga rozwoju doskonale obrazuje jak ogromne znaczenie mają w Internecie liderzy
opinii, którzy niejednokrotnie znacząco wpływają na tłumy użytkowników
Internetu, są bowiem traktowani jako eksperci w danej dziedzinie, a ich zdanie
okazuje się być kluczowe w procesie decyzyjnym.
Zarówno strona internetowa marki, jak i prowadzony przez nią blog
są efektem wdrożenia White SEO. Jest to swoisty zbiór technik w znacznym
stopniu ułatwiający optymalizację witryn internetowych ze względu na pozycjonowanie w wyszukiwarkach. Są to „czyste” zasady oraz metody akceptowane i zalecane przez Google. Niewątpliwy monopolista wśród wyszukiwarek
nałożył znaczne kary finansowe na duże przedsiębiorstwa, które nie stosowały
tych zasad, efektem tego działania jest pozytywna zmiana szczególnie wśród
małych firm, których nie byłoby stać na uregulowanie kary. Budowanie „przyjaznej strony” wymaga integralnych działań i swoistej rewolucji, której dokonanie okazuje się niezwykle skuteczne, a w efekcie również opłacalne. Podstawowymi założeniami White SEO jest nadanie witrynie odpowiedniego, a
zarazem krótkiego tytułu, którego opis byłby streszczeniem zawartości strony,
będąc jednocześnie hasłem marketingowym przyciągającym internautów. Do
najważniejszych elementów należy: opis produktów, user generated content
oraz blog sklepu. Powyższe kategorie stanowią najczęściej podstawy działań
marketingowych. Fitness-Food stara się, aby każdy produkt był opatrzony unikalnym opisem, niebędącym kopią z hurtowni danych. Przedstawiane zdjęcia
prezentują towar w opakowaniu, co nie jest, niestety, powszechną praktyką
sklepów internetowych. Takie działanie jest doceniane przez odbiorców, gdyż
nie zataja się informacji o wielkości produktu oraz jego wyglądzie. Jednym z
powodów rezygnacji z zakupów online jest ograniczenie związane z brakiem
360
możliwości dotknięcia produktu i jego obejrzenia. Fitness-Food wychodzi
naprzeciw oczekiwaniom klientów, każde zdjęcie można powiększyć do rozmiaru 1:1. Wspomniany opis także stanowi kwestię wartą podkreślania, gdyż
poza dokładnym składem, zawartością witamin konsument otrzymuje również
informację od dietetyka na temat cennych właściwości produktu oraz link
kierujący go na bloga, gdzie umieszczony został przepis kulinarny z jego wykorzystaniem. Precyzyjne opisy pomagają wygenerować najlepiej sprzedające
się produkty, a także w ogromnym stopniu usprawniają działania wyszukiwarki.
Mechanizm ten jest połączony ze wspomnianym już user generated
content - recenzja pochodząca bezpośrednio od konsumentów znajduje się w
zakładce tuż obok oficjalnego opisu. Ponadto osoba przeglądająca zawartość
sklepu i szeroką gamę jego produktów uzyskuje podpowiedzi jakich zakupów
dokonywali inni internauci oglądający dany składnik. Metoda ta jest już powszechnie wykorzystywana na witrynach e-commerce, warto jednak podkreślić, że analizując strategię marketingową sklepu spożywczego, funkcja ta wykracza poza kategorię czystej wskazówki. Należy ją rozpatrywać w kontekście
inspiracji, gdyż każdy składnik jest częścią nowej potrawy. „Stworzenie mechanizmów premiujących i wspierających użytkowników w wyrażaniu szczerych opinii o sklepie czy produkcie buduje długofalową wiarygodność. Dodatkowo wielotysięczny portfel opinii budowany przez lata stanowi przewagę
konkurencyjną, której nie uda się konkurencji szybko nadrobić” 2 . Dobrze
zaprojektowana karta produktowa nie tylko bezpośrednio wpływa na sprzedaż, ale pomaga połączyć wiele elementów interakcji, np. polecić dany produkt znajomym. Takie pragmatyczne podejście bezpośrednio oddziałuje na
zaangażowanie w społecznościach.
Istotnym elementem content marketing opierającego się na zasadach
White SEO jest prowadzenie firmowego bloga. Badania przeprowadzone
przez Tomasza Barana z Ariadny i Annę Miotk z Newspoint jednoznacznie
wskazują, iż ponad połowa użytkowników polskiego Internetu co najmniej raz
w miesiącu odwiedza blogi, 1/3 użytkowników regularnie inspiruje się wpisami zamieszczanymi na platformach blogowych i stanowią one niezastąpiony
środek informacji w podejmowaniu decyzji dotyczących kupna danego pro2
B. Majewski, Content marketing w sklepach internetowych?, online [dostęp 28.04.2013]: http:// nowymarketing.pl/a/1332,content-marketing-w-sklepach-internetowych .
361
duktu3. Założenie bloga jest przeważnie kolejnym krokiem w drodze do uspołecznienia firmy. Fitness-Food jest marką wyróżniającą się w tej kategorii,
gdyż popularność bloga kulinarnego doprowadziła do założenia firmy. „Blogi
takie można wykorzystać do budowania i wzmacniania relacji z klientami,
mediami, inwestorami lub podwykonawcami, dzielenia się wiedzą, wzmacniania wizerunku czy budowania świadomości marki organizacji. Co jednak
najważniejsze blog firmowy może posłużyć do strategicznego pozycjonowania firmy jako eksperta i lidera rynku”4. Posty umieszczane na blogu „żyją”
znacznie dłużej od wpisów na portalach społecznościowych, a podział strony
na poszczególne kategorie: aktualności, artykuły, drób, makarony itp. ułatwia
nawigację na stronie i niweluje ryzyko chaosu. Wpisy stricte kulinarne są
uzupełniane cennymi poradami dotyczącymi ogólnych zasad zdrowego odżywiania. Narracja jest prowadzona właśnie w oparciu o fotografie, które nie
tylko przedstawiają gotową potrawę, ale również streszczają daną publikację
pełniąc w ten sposób rolę wizualnego tytułu. Blog Fitness-Food jest elementem nie tylko wspierającym kampanię marketingową marki, ale stanowi jej
swoiste uzupełnienie, element kluczowy z punktu widzenia komunikacji.
Zgodnie z zaobserwowanymi trendami najczęściej wykorzystywanym
portalem komunikacji marketingowej jest Facebook, sytuacja ta to niewątpliwie skutek ogromnej liczby użytkowników witryny, ale także jej hybrydycznego charakteru. Platforma pozwala na łączenie różnych rodzajów wpisów i
swoiste poszukiwanie właściwej drogi. Nie chciałabym sugerować, że jest to
łatwa komunikacja, ale porównując portal do innych witryn społecznościowych, Facebook sprawia wrażenie najlepszej platformy dla firm nieposiadających określonej strategii społecznościowej. Oficjalny profil marki FitnessFood na Facebooku posiada ponad 5 tysięcy fanów5, a ich liczba stale wzrasta.
Zdjęcie znajdujące się w tle profilu oraz zdjęcie główne są zintegrowane z
wyglądem oficjalnej strony sklepu oraz bloga kulinarnego. Taka spójność daje
odbiorcy poczucie bezpieczeństwa, wzrasta również rozpoznawalność marki.
Codzienna komunikacja firmy na Facebooku opiera się na kilku filarach: prezentowanie produktów i propozycji kulinarnych, ciekawostki zdrowotne, aktywizacja użytkowników oraz konkursy. Za ogromny sukces marki uznać
3
4
5
Zob. T. Baran, A. Miotk, Blogerzy w Polsce 2012, znajomość, wizerunek, znaczenie, online [dostęp
28.04.13]: http://pbi.org.pl/aktualnosci/Blogerzy%20w%20Polsce%202013%20%2818kwi13%29.pdf .
G. Mazurek, Blogi i wirtualne społeczności – wykorzystanie w marketingu, Kraków 2008, s. 59.
Dane pochodzą z dnia 29.04.2013 http://www.facebook.com/fitnessfood?hc_location=stream .
362
należy fakt, iż bez względu na tematykę publikacji liczba osób lubiących i komentujących wpis oscyluje w granicach 20-30 osób.
Jedną z najczęściej podejmowanych dyskusji dotyczących marketingu
społecznościowego (social media marketing) jest próba odpowiedzi na pytanie czy media społecznościowe sprzedają? Nie dochodzi do tego bezpośrednio, ale wykreowanie odpowiedniego contentu, a także nieustanne podtrzymywanie zainteresowania odbiorców w sposób pośredni wywołuje wymierne
korzyści handlowe. Skuteczną metodą przyciągnięcia uwagi internautów jest
storytelling, polegający nie tylko na opowiadaniu historii marki, ale także
wizualizacji celów i założeń samych konsumentów. Seth Godin w jednej ze
swoich książek wysunął tezę, iż marketing to tworzenie historii, w którą konsument będzie chciał uwierzyć 6 . W społecznościach najbardziej wyróżniają
się marki potrafiące opowiadać o sobie w formie graficznej. Główną strategią
Fitness-Food jest nawiązywanie do marzeń wizerunkowych oraz prezentowanie metamorfoz zarówno psychicznych, jak i fizycznych. Zygmunt Bauman
zauważył, że w dobie postępującej globalizacji kult ciała rośnie niemal wprost
proporcjonalnie do osiągnięć technicznych, a współczesny człowiek nigdy nie
jest wystarczająco wysportowany, modny czy aktywny7. Nieustanne dążenie
do poprawy własnego wizerunku prowadzić może do zaburzeń odżywiania i
chorób cywilizacyjnych. Marka oferująca zdrową żywność jest szczególnie
narażona na insynuacje sugerujące nakłanianie do nadmiernego odchudzania.
Zalążki kryzysu wywołanego tą tematyką zauważyć można było na profilu
marki w okresie marca – kwietnia 2013. Komentarze umieszczane pod propozycjami kulinarnymi coraz częściej zawierały negatywne wypowiedzi sugerujące, iż artykuły spożywcze oferowane przez Fitness-Food nie należą do kategorii zdrowych, ze względu na swoją kaloryczność. Zagrożenie dla marki było
poważne, gdyż została zakwestionowana jej wiarygodność, a skutki tej sytuacji mogły doprowadzić do upadku firmy. Nie doszło do tego dzięki nieustannemu monitorowaniu profilu oraz szybkiej reakcji moderatorów. Właściciel
firmy zdecydował się na ryzykowne, ale w rezultacie skuteczne działanie –
zmianę lokalizacji dyskusji. Stanowisko marki nie zostało umieszczone w
komentarzach, ale zaprezentowano je w postaci odrębnej publikacji, której
zadaniem było przekonanie odbiorców, iż zdrowe odżywianie nie jest równo6
7
Zob. S. Godin, All marketers are liars, New York, 2009, s. 3-4.
Z. Bauman, 44 listy ze świata płynnej nowoczesności, Kraków 2011, s. 125.
363
znaczne z odchudzaniem, lecz odpowiednim dobieraniem składników i komponowaniem potraw bogatych w witaminy i wartości odżywcze niezbędne do
codziennego oraz prawidłowego funkcjonowania ludzkiego organizmu. Proponując lekturę artykułu na portalu Potreningu.pl marka pokazała, że wiedzę
na ten temat pozyskuje od osób kompetentnych w tej dziedzinie.
Kolejną strategią marketingu społecznościowego marki jest organizacja konkursów, których swoisty przesyt na Facebooku sprawił, że internauci
biorą udział wyłącznie w tych rywalizacjach, które ich szczególnie interesują
oraz wymagają od nich większego zaangażowania. Wbrew powszechnym
tendencjom aplikacje wymagające zbierania „lajków” są uznawane za mało
atrakcyjne. Na przełomie marca i kwietnia 2013 roku Fitness-Food organizował na swoim profilu dwa konkursy. Pierwszy należał do kategorii długofalowych rywalizacji i był nawiązaniem do strategii Nike, gdyż wykorzystywał
popularną w Polsce aplikację przeznaczoną na smartfony z androidem – endomondo. Program ten służy do kalkulowania spalonych kalorii w trakcie
treningu, rejestrowania trasy biegu, a także pomiaru tętna i nawodnienia organizmu. Sklep ze zdrową żywnością postanowił zachęcić swoich odbiorców do
większej aktywności i zaproponował im rywalizację rowerową, a dla osoby,
która w ciągu miesiąca przejedzie największą liczbę kilometrów przewidziany
był bon o wartości 100 zł do wykorzystania w sklepie internetowym marki.
Użytkownicy wymieniający się wynikami i wzajemnie się motywujący przyznają, że jest to skierowanie aktywności na nowy poziom, a wykorzystanie usług geolokalizacyjnych dostępnych w najnowszych telefonach komórkowych świadczy o nieustannym monitorowaniu gustów i poziomu aktywności życia użytkowników. Wszystko to stanowi praktyczną odpowiedź na
naturalną potrzebę rywalizacji, o której pisał Paweł Tkaczyk oraz Grzegorz
Mazurek, który za D. Banksem przywołuje teorię Maslowa dostosowaną do
modelu rzeczywistości globalnej. Potrzeba akceptowania i szacunku jest zaspokajana właśnie poprzez aktywne działanie w grupie internetowej, a samorealizacja dokonuje się poprzez dzielenie się własnymi osiągnięciami na forach czy portalach społecznościowych 8. Kasina Stasiuk-Krajewska zauważa
natomiast, że w dobie Internetu zmieniły się podstawowe funkcje zabawy, jej
celem nie jest już oderwanie od świata rzeczywistego, ale nawiązanie z nim
8
Zob. G. Mazurek, Blogi i wirtualne społeczności – wykorzystanie w marketingu, Kraków 2008, s. 133.
364
głębszego kontaktu, próba płynnego przejścia i balansowania pomiędzy tymi
pozornie odrębnymi płaszczyznami. Świat zabawy i gry prowadzonej za pomocą nowoczesnych technologii ma niejako stanowić umocnienie związków z
rzeczywistością analogową. Straciła ona swoją nieautoteliczność i spontaniczność, stając się czynnikiem niezbędnym do prawidłowego funkcjonowania
kultury. Jest to szczególnie widoczne właśnie przez wykorzystanie elementów
gry w działaniach promocyjnych9.
Drugi konkurs zastał zaprojektowany przez samych użytkowników
poprzez metodę crowdsourcing. Z okazji polubienia profilu przez 5 tysięcy
osób, marka poprosiła swoich odbiorców o wymyślenie konkursu, a także
nagrody. Tak duża swoboda pozostawiona internautom jest ryzykowną taktyką, gdyż istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo pojawienia się zbyt wygórowanych żądań, marka Fitness-Food nie spotkała się jednak z tym problemem, co świadczy o tym, że osoby odwiedzające jej profil są realnie zainteresowane produktami. Pod wpisem z propozycjami konkursów wywiązała się
merytoryczna dyskusja dotycząca regulaminu organizowania rywalizacji na
Facebooku, tego, co jest dozwolone, a czego należy unikać. Konsumenci
przyznali, iż nie są zainteresowani konkursem, w którym zwycięzcą jest osoba
z największą liczbą subskrypcji czy „lajków”. Moderatorzy nie pozostawiali
wpisów bez odpowiedzi, każdy pomysł był analizowany. Ostateczna postać
konkursu jest niewątpliwie efektem tych dyskusji – rywalizacja polegała na
opublikowaniu zdjęcia przedstawiającego zawartość lodówki graczy, produkty
miały odwzorowywać zasady żywienia promowane przez markę. Pierwsze dni
zabawy upłynęły w atmosferze oczekiwania, gdyż nadesłana została tylko
jedna praca. Branżowe poradniki dotyczące marketingu społecznościowego w
takiej sytuacji nakazują czekać i nie przypominać zbyt często o konkursie,
nazywając taką komunikację zbyt inwazyjną10. Fitness-Food nie skorzystał z
tych rad i po kilku dniach na profilu pojawił się wpis sugerujący, że osoba,
która wzięła dotychczas udział w konkursie ma ogromną szansę wygrać, gdyż
nikt inny nie jest zainteresowany nagrodą. Ten ironiczny komunikat okazał się
być doskonałym motywatorem, a w przeciągu kilku dni rywalizacja zyskała
kolejnych uczestników. Sytuacja ta dowodzi, że niejednokrotnie balansowanie
9
10
Zob. K. Stasiuk-Krajewska, Homo ludens jako przedmiot perswazji, o budowaniu wizerunku przez
zabawę, [w:] Homo creator czy homo ludens, Red. W. Muszyński, M. Sokołowski, Toruń 2008, s. 219.
P. Jaroszyński, 7 grzechów konkursów na FB, [w:] „Marketing w Praktyce” nr 3/2012.
365
na granicy ryzyka jest właściwą metodą, a odwołanie się do sumienia internautów przynosi zamierzone rezultaty.
Fitness-Food podobnie jak wiele innych marek (również tych światowych) popełnia ogromny błąd, orientując całą swoją uwagę i strategię marketingową wokół działań na Facebooku. W marcu 2013 roku na oficjalnym profilu pojawiła się informacja zapraszająca użytkowników do odwiedzenia witryn firmy na Twitterze i Google+, niestety platformy te w przeciwieństwie do
Facebooka i bloga nie zostały docenione przez Fitness-Food, a umieszczane
na nich wpisy są kopiowane z Facebooka. Marka nie dostrzega procesu symultanicznej komunikacji, która w dobie globalizacji funkcjonuje w postaci
syntezy kilku przestrzeni. Większość internautów korzysta co najmniej z
dwóch portali społecznościowych, właśnie ze względu na ich ogromną różnorodność, odmienne są ich cele i metody działania, więc strategia marki również powinna być zróżnicowana. „Twitter stanowi nie tylko najszybsze oparte
na piśmie medium w historii, ale jest również najlepiej zintegrowaną kombinację interpersonalnej i masowej komunikacji, jaka kiedykolwiek powstała”11.
Moderatorzy Fitness-Food nie dokonują nawet drobnych przeformułowań
komunikatów, każdy z nich jest dokładną kopią wpisu z Facebooka i jest
wzbogacony o link do tej platformy. Działanie to powoduje, że marka posiadająca ponad 5 tysięcy fanów na Facebooku ma zaledwie 49 obserwujących
na platformie mikroblogowej. Generowanie wpisów wyprowadzających odbiorcę z serwisu w kierunku zewnętrznych witryn jest bowiem uważane za
jeden z podstawowych błędów marketingu społecznościowego.
Portale społecznościowe są przestrzenią, w której reklamować się może niemal każdy. Badania marketingowe jednoznacznie wskazują, że zmienił
się nasz sposób kupowania. Istotny i ciekawy jest fakt, iż coraz częściej sięgamy po produkty lokalne, wytwarzane przez małe przedsiębiorstwa. Jest to
skutek wielu przeprowadzonych kampanii społecznych wspierających lokalne
wartości. Konsumenci coraz chętniej sięgają po wyroby hand made czy regionalne uprawy. Daje im to poczucie bezpieczeństwa, ale również wrażenie
walki z wielkimi korporacjami wykorzystującymi swoich pracowników. „W
sferze deklaratywnej nabywcy cenią przyjęcie przez przedsiębiorstwa odpowiedzialności i przekładają ten fakt na pozytywny wizerunek przedsiębiorstwa
11
P. Levinson, Nowe nowe media, Kraków 2010, s. 210.
366
(...)”12. Zygmunt Bauman zauważa, że znakiem współczesnej konsumpcji jest
zatarcie się granicy między kupowaniem a pozostałymi obszarami naszego
życia. Potoczne stwierdzenie, iż jesteśmy tym, co kupujemy stało się rzeczywistością. Kupujemy określone przedmioty, gdyż chcemy być postrzegani
przez ich pryzmat13. Nie nabywamy wyłącznie rzeczy, ale określony styl życia, do którego nieustannie dążymy. Świat współczesnej techniki oraz marketingu zmienia kierunek, nie potrzebuje już masy, która jeszcze do niedawna
była jego osią. Przedsiębiorcy muszą być świadomi, iż nowy kierunek biznesu
zwany customization odrzuca ujednolicenie, zastępując je kreatywnością produktów tworzonych według indywidualnych potrzeb odbiorcy14.
Zaprezentowane poniżej przedsiębiorstwa są prowadzone przez młode
kobiety, które zmieniły swoją pasję w sposób na życie (Beretta-art i FlowerFelt Design). Produkowana przez nie biżuteria hand made staje się coraz bardziej popularna, a firmy te stanowią niewątpliwie modelowe przykłady reprezentujące najpopularniejsze trendy w branży, pokazujące, iż tę samą kategorię
produktów, z tego samego stopnia rozwoju przedsiębiorstwa można promować mniej lub bardziej skutecznie. Analiza ta ma na celu ukazanie zależności
wyboru technik marketingowych na wzrost sprzedaży, obrazując równocześnie, że sam produkt nie jest najistotniejszym czynnikiem decydującym o
sukcesie rynkowym.
Beretta-art wykorzystuje Facebookową tablicę w sposób nietypowy,
czy wręcz kontrowersyjny, gdyż stała się ona swoistym substytutem sklepu
internetowego. „Według zasady marketingu wartości firma powinna większość swych zasobów kierować na inwestycje marketingowe tworzące wartość. Wiele działań w ramach marketingu — jednorazowe promocje sprzedaży, niewielkie zmiany opakowań, pompatyczna reklama — może zwiększyć
sprzedaż w krótkim okresie, jednak dodaje mniej wartości niż zrobiłaby to
rzeczywista poprawa jakości, cech użytkowych czy wygody produktu. Światły
marketing wzywa do budowania długofalowej lojalności u klientów przez
stałe zwiększanie wartości, jaką klient otrzymuje z oferty marketingowej fir-
12
13
14
M. Stefańska, Nabywcy a komunikacja marketingowa społecznie odpowiedzialnych przedsiębiorstw
hurtu detalicznego, [w:] Komunikacja rynkowa, strategie i instrumenty, Red. B. Pilarczyk, Poznań 2011,
s. 327.
Zob. Z. Bauman, 44 listy ze świata płynnej nowoczesności, Kraków 2011, s. 90.
Zob. K. Krzysztofek, Skonsumowany konsument czyli samokonsumujące się społeczeństwo, [w:] Homo
creator czy homo ludens, Red. W. Muszyński, M. Sokołowski, Toruń 2008, s. 192.
367
my”15. Brakuje tu angażujących komunikatów czy treści niezwiązanych bezpośrednio ze sprzedażą produktów. Sporadycznie autorka publikuje informacje o wygranych przez siebie konkursach i zdobytych wyróżnieniach, główną
osią komunikacji są jednak wytwarzane przez nią elementy biżuterii, opatrzone bezpośrednią prośbą zachęcającą do ich zakupu. Bez wątpienia autorka
marki łamie szereg podstawowych zasad związanych z modelową komunikacją w przestrzeni społecznościowej. Jednym z kluczowych błędów powtarzanych jak mantra w magazynach branżowych jest swoista akwizycja, internauci
odwiedzają portale w celach towarzyskich. Osoby szukające rozrywki nie
będą zainteresowane bezpośrednią sprzedażą, można ich zachęcić wartością
dodaną: podzielić się sposobem wyrobu określonych produktów, wydarzeniami w branży czy filmami instruktażowymi. Żaden z tych sposobów nie jest
wykorzystywany przez Beretta-art, brak tu najmniejszego elementu viral marketing. Z drugiej jednak strony w niewielkim stopniu model ten nawiązuje do
panującej w świecie fashion strategii nie tworzenia bezwartościowych komunikatów. Odbiorcy marek modowych i jubilerskich oczekują zaprezentowania
im najnowszej kolekcji, limitowanych edycji produktów, które nie są dostępne
w żadnym innym miejscu. Bez wątpienia projektantka skupiła swoją uwagę na
wpisach ukazujących charakter jej biżuterii, brakuje tu jednak historii, która
stałaby się bazą do dyskusji i stworzenia pasjonującej narracji.
Na profilu projektantki niemal nie dochodzi do sytuacji kryzysowych,
nie jest to jednak wynik doskonale prowadzonej strategii komunikacyjnej,
lecz niewielkiego zaangażowania ze strony internautów. Z tego samego powodu 30 września 2012 roku artystka nie wzbudziła szumu wokół swojej
marki i nie wywołała poważnego kryzysu wizerunkowego. Zaistniała sytuacja
nie różni się znacznie od tych, które dotykają wielkie firmy – niezadowolony
bloger wyrażający negatywną opinię o produkcie lub korzystający ze zdjęć
marki bez jej zgody. Beretta-art umieściła na swojej osi czasu link do serwisu
aukcyjnego allegro, na którym pojawiła się aukcja opatrzona zdjęciem jej
biżuterii. Jest to niewątpliwe naruszenie i autorka bez wątpienia miała prawo
domagać się usunięcia zdjęcia, mimo to, metoda rozwiązania konfliktu ukazała projektantkę w negatywnym świetle. Beretta-art nie zdecydowała się na
koncyliacyjną publikację lub prywatną korespondencję z osobą wykorzystują15
P. Kotler, Marketing podręcznik europejski, Warszawa 2002, s. 53.
368
cą jej pracę, lecz zamieściła na swoim profilu niezwykle oskarżycielski i wulgarny wpis. Brak reakcji ze strony internautów ukazuje, iż nie są oni związani
z marką na tyle, by osobiście jej bronić.
Odmienny sposób komunikacji zauważalny jest na profilu marki FlowerFelt Design, rozmowa z konsumentem poprzez ogólne pytania niezwiązane z branżą jest uznawana za swoisty wypełniacz właściwych i rzetelnych treści. Marka osobista działa jednak na odmiennych zasadach – aktywizujące
wpisy i dzielenie się sprawozdaniem własnego dnia jest postrzegane w kategorii opowiadania własnej historii. Autorka biżuterii każdą publikację na Facebooku wzbogaca o zdjęcie, będące dopełnieniem krótkiej wiadomości. Główną osią komunikacji nie są produkty sprzedawane przez projektantkę, lecz codzienne życie artystki. „Pierwotną przyczyną powstania Facebooka była próba
umożliwienia studentom poznawania się – swojego wyglądu, zainteresowań –
bez konieczności spotykania się w świecie rzeczywistym”16. Aspekt ten bez
wątpienia zdeterminował kierunek komunikacji na profilu marki. Autorka stara się przybliżyć odbiorcom charakter swojej pracy, dzieli się wątpliwościami
dotyczącymi wyboru tkanin, kolorów czy półproduktów. Obrazy są swoistymi
wehikułami dokumentującymi proces twórczy.
Paweł Tkaczyk grę i zabawę postrzega jako ogromną okazję dla marketingu, który ma szansę wywołać w konsumentach chęć zatracenia się oraz
naturalnej spontaniczności. „Rzecz polega na tym, że zabawa traci swe odrębne miejsce w kulturze, staje się zjawiskiem służącym czemuś, a tym samym w
istocie przestaje być zabawą, nie realizując jej podstawowych kryteriów” 17.
Niestety, dla większości marek jedynym elementem grywalizacji jest organizacja konkursu. Analizując kolejne strategie marketingowe, nietrudno dostrzec, iż jest to jedna z najczęściej wykorzystywanych form promowania własnego produktu. Taka taktyka stanowi odpowiedź na potrzeby i oczekiwania
konsumentów, którzy chcą być nagradzani, gdyż jest to dla nich substytut
sukcesu.
Beretta-art i FlowerFelt Design wykorzystują ten sam schemat organizacji konkursów, niestety, jest on niezgodny z regulaminem witryny. „Regulamin promocji jasno mówi, że działania promocyjne mogą być prowadzone
16
17
P. Levinson, Nowe nowe media, Kraków 2010, s. 191.
K. Stasiuk-Krajewska, Homo ludens jako przedmiot perswazji, o budowaniu wizerunku przez zabawę,
[w:] Homo creator czy homo ludens, Red. W. Muszyński, M. Sokołowski, Toruń 2008, s. 219.
369
tylko za pomocą aplikacji promocyjnej, na stronie danej aplikacji, lub w zakładce powiązanej z aplikacją (…) Łamaniem zasad regulaminu jest również
informowanie o zwycięstwie w konkursie na tablicy fan page'a”18. Rywalizacja prowadzona jest bowiem za pomocą profilu marki, na którym pojawiają
się również wyniki, naruszając regulamin Facebooka. Poza kwestiami prawnymi należy wspomnieć również o zasadach zwyczajowych. Taka forma konkursu jest jedną z najprostszych, nie wymaga bowiem żadnych przygotowań
(poza stworzeniem prostej grafiki w popularnym programie rysunkowym) czy
nakładu finansowego ze strony przedsiębiorcy, stanowi jednak najmniej skuteczną formę promocji. Przed stosowaniem takich narzędzi reklamy przestrzega większość konsultantów social media, uznając je za spam, gdyż automatyczne powiadomienia pojawiające się na newsfeedach użytkowników są niejednokrotnie powodem anulowania subskrypcji treści danej marki. Ostatnim
błędem popełnionym przez obie projektantki jest brak konkretnego zadania
aktywizującego odbiorcę. Konkurs polegający na polubieniu marki i zaproszeniu do rywalizacji znajomych nie buduje więzi i zaangażowania internautów. Jego działanie jest chwilowe, gdyż osoby zainteresowane określonym
gadżetem rezygnują z obserwacji marki tuż po zakończeniu konkursu. Doskonale obrazuje to liczba lubiących grafikę informującą o konkursie. Beretta-art
otrzymała aż 139 polubień i 145 komentarzy, ten imponujący wynik traci jednak na znaczeniu w porównaniu z innymi postami sugerującymi jaka jest realna wartość tej komunikacji (ilość polubień pozostałych postów waha się od 1
do 2). Paweł Tkaczyk przypomina, iż Roger Caillois wyróżnił cztery formy
grania. Wyznaczanie internautom swoistej misji – zrobienia pomysłowego
zdjęcia, wymyślenia hasła reklamowego itp. - budzi w nich chęć współzawodnictwa (agon). Gry losowe (alea) są bardziej chwilowe, element niepewności
jest wprawdzie elektryzujący, ale niestały19. Brak określonej narracji wywołującej napięcie, budzi w konsumentach pytanie o powody zaangażowania, a
odpowiedź nie jest satysfakcjonująca dla przedsiębiorców.
Aby dotrzeć do jak najliczniejszej grupy odbiorców, lokalne przedsiębiorstwa bardzo często korzystają z płatnych form promocji na Facebooku. Do
najpopularniejszych z nich należą sponsored stories, które do stycznia 2012
roku były umieszczane wyłącznie w prawej kolumnie, dziś są widoczne dla
18
19
B. Brzozowski, Zakręcony regulamin,[w:] „ Marketing w praktyce” nr 2/2011.
Zob. P. Tkaczyk, Punkty i nagrody to za mało, [w:] „Marketing w praktyce” nr 2/2012.
370
docelowej grupy konsumentów (wyselekcjonowanej na podstawie zainteresowań) w dziale aktualności. Znacznie większa widoczność tych treści daje
marce możliwość uzyskania dodatkowych fanów. Do najpopularniejszych
odmian tej formy należą: Page Like Sponsored Stories oraz Page Post Sponsored Stories, automatycznie rekomendujące wydarzenie lub witrynę w przypadku polubienia czy promocji postu. Ze względu na zmiany w regulaminie
wszystkie zarejestrowane marki mają możliwość skorzystania z tej formy 20.
Jest to jedyny sposób dodatkowej promocji analizowanych profili. Żaden z
nich nie wykorzystuje metody triggerów, polegającej na wzbudzeniu maksymalnego zaangażowania odbiorcy i uatrakcyjnieniu treści oferowanych przez
markę. Kluczową zasadą jest ukazanie takich informacji, jakie będą istotne dla
potencjalnego klienta. Najbardziej powszechną, a zarazem skuteczną strategią
wykorzystywania triggerów jest zaoferowanie klientom bonów rabatowych
przy dokonaniu pierwszego zakupu, gwarancja niezmiennej ceny lub wzbogacenie transakcji o wartość niematerialną. Sklepy z ręcznie robioną biżuterią
poza kartami podarunkowymi mogłyby udostępniać poradnik produkcji poszczególnych elementów lub wymienne półprodukty umożliwiające modyfikowanie zakupionego przedmiotu.
Przedstawione rozwiązania formalne obu marek reprezentują dwa
skrajne modele mierzenia efektów działań w social media. Beretta-art reprezentuje model tradycyjnego „lejka marketingowego”, w całości kształtującego
świadomość odbiorców. Wzór ten jest krytykowany przez ekspertów mediów
społecznościowych, których zdaniem w dobie wirtualnej konsumpcji nie istnieje szansa na narzucenie klientom jednej, z góry ustalonej ścieżki działania.
Marketingowcy mają niewielki wpływ na postępowanie wewnątrz lejka, cała
siła oddziaływania należy bowiem do wzbierającego nurtu – konsumentów
wymieniających się opiniami. Odmienną teorię komunikacji marketingowej
prezentuje FlowerFelt Design – jest to model Dona Bartholomewa. Wzór
EEIA tłumaczy poszczególne efekty działań w social media. Pierwszymi, a
zarazem klasycznymi elementami były: ekspozycja – udostępnienie (ang.
exposure), zaangażowanie – interakcja z treścią (ang. engagement), wpływ –
zapamiętanie marki (ang. influence) oraz działanie – decyzje zakupowe (ang.
action). Ze względu na zmianę zachowań konsumentów autor uzupełnił swoje
20
M. Kulka, A ty znasz już wszystkie formy reklamowe na Facebooku?, online [dostęp 04.05.2013]:
http://socjomania.pl/a-ty-znasz-juz-wszystkie-formy-reklamowe-na-facebooku/ .
371
rozważania o kolejne elementy: Paid – treści płatne, Earned – treści dla dziennikarzy, Shared – marketing szeptany, Owned – strony towarzyszące marce
(www, mikroblog, blog, Facebook)21.
Współczesna kultura na wzór innych dziedzin życia i wartości, jest
nieustannie modyfikowana zgodnie z charakterem zachowań konsumentów.
Jej głównymi wyróżnikami nie są już normy, lecz atrakcyjne oferty, mające na
celu swoiste uwiedzenie odbiorców. Dynamika wzrostu i potencjału serwisów
społecznościowych jest tak duża, że nawet marki posiadające już określoną
tradycję, kojarzone wyłącznie z przestrzenią analogową, decydują się na
zmianę, a raczej poszerzenie kierunku zainteresowań marketingowych i rozpoczynają prowadzenie kampanii w rzeczywistości wirtualnej. Połączenie
historii i tradycji antykwariatu z nowoczesnością platformy społecznościowej
ma charakter podróży w czasie. „Nasze społeczeństwo jest społeczeństwem
konsumentów, dlatego kultura, podobnie jak wszystkie inne elementy świata
widzianego oczami konsumentów, staje się magazynem towarów konsumpcyjnych, które walczą o przelotne, przejściowe i nietrwałe zainteresowanie
potencjalnych klientów w nadziei, że uda im się przyciągnąć i utrzymać czyjąś
uwagę nieco dłużej niż przez krótką chwilę”22.
Antykwariat Kwadryga został założony w 1988 w Warszawie z miłości do literatury pięknej, ale także rysunków, szkiców i pocztówek. Mieści się
w niewielkim lokalu w podwórzu, ale jego goście zgodnie przyznają, że czuć
tutaj zapach książki wymieszany z przygodą i tajemnicą, coś, czego nie da się
poczuć w dużych i nowoczesnych księgarniach. Jest to lokalne przedsiębiorstwo, którego tradycja sięga 15 lat, podążając jednak z duchem czasu jego
właściciele zdecydowali się w 2009 roku na promocję swojego biznesu w
Internecie. Można zastanawiać się czy istnieje odpowiedni sposób do promocji antykwariatu w sieci, wiele osób uzna, że są branże, które nie powinny
zmieniać tradycyjnej i bezpiecznej dla siebie przestrzeni. Manuel Castells
uważa jednak, że „Internet został przystosowany w praktyce społecznej do
wszystkich aspektów życia, co wywiera także określony wpływ na samą tę
praktykę”23.
21
22
23
Por. A. Miotk, Skuteczne social media, prowadź działania osiągają zamierzone efekty, Gliwice 2013, s.
118-123.
Z. Bauman, 44 listy ze świata płynnej nowoczesności, Kraków 2011, s. 119.
M. Castells, Galaktyka Internetu, refleksje nad internetem, biznesem i społeczeństwem, Poznań 2003, s.
137.
372
Pierwsze kroki marka stawiała na blogu, zapoznając się z wirtualną
rzeczywistością, „przedstawiając” się odbiorcom i zyskując kolejnych wielbicieli. Blog jest postrzegany jako doskonały sposób promocji dla osób i firm
rozpoczynających integralną strategię społecznościową. „Blogi firmowe mogą
być bardzo skutecznym narzędziem marketingowym, szczególnie w wąskich,
specjalistycznych branżach, gdzie każda wiadomość ma swoją wagę i powinna być publikowana. (…) Blogi takie można wykorzystać do budowania i
wzmacniania relacji z klientami, mediami, inwestorami lub podwykonawcami,
dzielenia się wiedzą, wzmacniania wizerunku czy budowania świadomości
marki organizacji”24. Pierwszy wpis został opublikowany 20 marca 2009 roku
i prezentował statystyki dotyczące czytelnictwa w Polsce, wyniki tego badania
były przerażające – 23 miliony Polaków nie przeczytało w roku 2008 żadnej
książki. Kolejne wnioski stanowią swoiste objaśnienie powodów, dla których
Antykwariat nagle postanowił zaistnieć w sieci globalnej – w roku 2008 roku
zaledwie 5% osób kupujących książki (0, 01% rodaków) dokonało zakupu w
antykwariacie25.
Następne wpisy stanowiły wprowadzenie do rozpoczęcia aktywnych
działań marketingowych na portalach społecznościowych. Czynności te odbywały się na przełomie marca i kwietnia, co jest niewątpliwie związane z
Międzynarodowym Dniem Książki, obchodzonym 23 kwietnia w rocznicę
śmierci Miguela Cervantesa i Williama Szekspira. Doroczne święto nie tylko
czytelników, ale także księgarni jest doskonałym momentem na zaplanowaną
akcję promocyjną. Antykwariat Kwadryga rozpoczynając swoją przygodę w
sieci nie miał jeszcze sklepu online, mimo to skorzystał z popularnych w ecommerce triggerów i zaproponował swoim konsumentom atrakcyjną promocję: przy zakupie trzech książek, czwartą czytelnik otrzymywał bezpłatnie.
Należy nadmienić, że połączenie kampanii online i offline wzbudziło tak duży
entuzjazm wśród czytelników, iż marka postanowiła zmienić charakter promocji i uczynić z niej wydarzenie cykliczne.
Wszystkie profile społecznościowe od czterech lat obsługuje niezmiennie Marcin Gałązka, co jest widoczne w syntezie publikowanych treści,
hipertekstualnym sposobie nawigacji, a także jednolitej taktyce. Każda z wi24
25
G. Mazurek, Blogi i wirtualne społeczności – wykorzystanie w marketingu, Kraków 2008, s. 59.
Zob. Polacy czytają coraz mniej książek, online [dostęp 4.05.2013]: http://kwadryga.blox.pl/html
/1310721,262146,14,15.html?2,2009 .
373
tryn Antykwariatu (od sklepu internetowego aż do Pinteresta) jest zachowana
w tym samym stylu, grafika, czcionka oraz sposób poruszania się są identyczne, takie rozwiązanie nie tylko ułatwia funkcjonowanie w przestrzeni, ale
także daje odbiorcy poczucie bezpieczeństwa i znajomości marki. Doskonałym rozwiązaniem, o którym należy wspomnieć jest możliwość wirtualnego
zwiedzania Antykwariatu.
Moderator w znakomity sposób wykorzystuje cytaty z popularnych
książek do stworzenia wiadomości o charakterze wirusowym. Łącząc elementy rozrywkowe z codziennym życiem i charakterem marki uzyskać można niebywały efekt. „Rozkręcenie kampanii wirusowej jest marketingowym ideałem. Promocja ma charakter masowy – przekaz dociera do szerokich grup odbiorców i to za darmo, gdyż internauci sami go rozpowszechniają. Niestety,
stworzenie materiału, który tak doskonale zaskoczy jest niezwykle trudne.
Wymaga nie tylko błyskotliwego pomysłu, ale i sporego szczęścia, bo przecież prawdopodobieństwo, że internauci wyłowią dany materiał spośród całej
masy treści publikowanych w sieci jest małe”26. Wykorzystanie kampanii teaserowych, polegających na nieustannym pobudzaniu ciekawości odbiorców i
stopniowym prezentowaniu im przekazu reklamowego jest świetną taktyką
marketingu szeptanego. Szereg pomysłów wykorzystywanych przez moderatora nawiązuje do wydarzeń dnia codziennego, umożliwiając tym samym marce możliwość przekazania wiadomości jeszcze większej grupie odbiorców.
Tematem dominującym w polskiej przestrzeni sieci globalnej w kwietniu
2013 była pogoda, a mianowicie niespodziewane opady śniegu. Wokół anomalii pogodowych powstały liczne memy i komiksy, a największe firmy starały się stworzyć spontaniczny, ale interesujący content, nie zawsze jednak z pozytywnym rezultatem. Antykwariat Kwadryga również postanowił wykorzystać panującą w sieci modę, nie zapominając jednak, że publikowane na profilach firmowych treści zawsze powinny być pośrednio związane z branżą marki. Opublikowane zdjęcie z wizerunkiem Bolesława Prusa i cytatem z „Lalki”:
„Początek kwietnia, jeden z tych miesięcy, które służą za przejście między
zimą i wiosną. Śnieg już zniknął, ale nie ukazała się jeszcze zieloność; drzewa
są czarne, trawniki szare i niebo szare; wygląda jak marmur poprzecinany
srebrnymi i złotawymi nitkami” zostało opatrzone nieco ironicznym komenta26
T. Bonek, M. Smaga, Biznes w Internecie, praktyczny przewodnik o marketingu, sprzedaży, public
relations on-line i promocji w mediach społecznościowych, Warszawa 2012, s. 72.
374
rzem: „Początek kwietnia... Prus by się zdziwił, widząc to, co się dzieje za oknem”27. Wykorzystywanie modnych tematów stanowi nie tylko zaskakujący
content, ale zdaniem teoretyków jest wymogiem skutecznego Public Relations28.
Wykorzystując marketing afiliacyjny, marka publikuje szereg ciekawych, zabawnych czy informacyjnych treści. Żadna z takich publikacji nie jest
jednak oderwana tematycznie od zainteresowań marki. Coroczny Światowy
Dzień Książki jest dla wielu firm okazją do opublikowania ciekawych treści,
w 2013 roku statystyki dotyczące czytelnictwa wyraźnie spadły, co stało się
motywacją do skupienia swoich publikacji właśnie wokół tego tematu. Kwadryga wraz z wydawnictwem Hokus-Pokus zaprezentowała mini komiks Janka Kozy definiujący przyczyny spadku czytelnictwa, wniosek był stosunkowo
prosty: język polski ma zbyt dużo liter. Takie humorystyczne traktowanie tego
dnia dominowało w Internecie, a Antykwariat wpisał się w tę panującą konwencję. Należy nadmienić, iż tablica Facebooka po najnowszych modyfikacjach jest przestrzenią nieco chaotyczną, Antykwariat stara się, aby najważniejsze treści: powiadomienia o zbliżających się wydarzeniach kulturalnych,
spotkania z autorami (nie tylko te organizowane przez markę) zostały wyróżnione i do czasu ich wystąpienia były widoczne w centralnym punkcie, tuż
pod zdjęciem głównym będącym logo firmy.
„Tak zwana społeczność wirtualna, to coś więcej niż pewna liczba ludzi mniej lub bardziej bezpośrednio, mniej lub bardziej permanentnie zaangażowanych we wspólną aktywność. Jest to, tak jak pracujący umysł, bezpośrednia obecność i przygodność w czasie rzeczywistym. Komunikacja online
zrodziła nową kategorię umysłu – umysł otwarty, do którego można dołączyć
bez naruszenia integralności całej jego struktury”29. Działania crowdsourcingowe czy wykorzystywanie inteligencji tłumu są odpowiedzią na powstanie
nowej kategorii umysłu, większość firm wykorzystuje siłę konsumentów wyłącznie na poziomie konkursów czy gier. Crowdsourcing jest modelem rozwiązywania kwestii spornych czy problemów za pomocą głosu internautów,
niebędących w danej tematyce ekspertami, istnieje jednak znacznie prostsza
27
28
29
Oficjalny profil marki Antykwariat Kwadryga, online [dostęp 5.04.2013]: https://www.facebo
ok.com/photo.php?fbid=549331418423735&set=a.549331405090403.1073741825.359515877405291&t
ype=1&relevant_count=1 .
Zob. R. Laermer, M. Prichinello, Public Relations, Gdańsk 2004, s. 55-56.
D. de Kerckhove, Inteligencja otwarta, Warszawa 2001, s. 163.
375
forma będąca jednak efektem długofalowego zaangażowania ze strony odbiorców oraz poprzednich działań marki – content stworzony przez odbiorców. Social media przyzwyczaiły internautów, że za wartościowe pomysły są
nagradzani, na tym bowiem polega crowdsourcing i jest to powszechnie stosowana praktyka. Antykwariat Kwadryga to jednak jedna z niewielu marek,
która na swoim profilu nie organizuje konkursów, a mimo to odbiorcy niczym
nieprzymuszeni udostępniają jej interesujące zdjęcia i grafiki odnalezione w
sieci. Niezwykle ciekawym przykładem było stylizowane na lata 40. czarnobiałe zdjęcie młodej i popularnej aktorki Emmy Stone, czytającej książkę w
trakcie relaksu w basenie, przesłane przez fankę Antykwariatu. Połączenie
elementów kultury popularnej z kluczowymi zainteresowaniami marki doskonale ukazało nie tylko kierunek strategii marketingowej, ale również jej obraz
w oczach użytkowników.
Mądrość zbiorowa jest tematem wielu publikacji, James Surowiecki
zauważył, że mówiąc o crowdsourcingu mamy do czynienia ze specyficzną
formą mądrości, która wydaje się być tym większa, im więcej osób jest zaangażowanych w dany projekt30. Pierre Lévy wskazywał, iż jest to proces niezwykły, przenikający niemal wszystkie sfery ludzkiej egzystencji, sytuacja ta
wynika z postępu, który sprawił, że nie możemy już traktować o wiedzy jako
pochodzącej jedynie od specjalistów. Mobilność dotyczy bowiem każdej
płaszczyzny naszego życia, a wiedza i umiejętności są uznawane za kluczowe
źródło rozwoju i bogactwa. W 1997 roku książka Collective Intelligence:
Mankind's Emerging World in Cyberspace była uznawana za wizję utopijną,
do której spełnienia potrzebne są lata rozwoju technologicznego, jednak patrząc na obecny stan środków masowego przekazu, można stwierdzić, że owe
zapowiedzi powstawania knowledge communities (ang. społeczności wiedzy)
spełniają się na naszych oczach31.
„Związek między YouTube a telewizją w relacjonowaniu wydarzeń
publicznych dopełnia związek między blogowaniem a prasą drukowaną i pozwala dokładnie określić pozycję nowych nowych mediów w naszej kulturze.
(…) YouTube oferuje audiowizualny zapis pokazanych w telewizji wydarzeń,
30
31
J. Surowiecki, Mądrość tłumu. Większość ma rację w ekonomii, biznesie i polityce, Gliwice 2010.
P. Lévy, Collective Intelligence: Mankind's Emerging Worls in Cyberspace, Cambidge 1997 s. 9, cyt.
Za: P. Siuda, Media początku XXI wieku (…) , Warszawa 2012, s. 27.
376
które w przeciwnym wypadku przepadłyby po emisji”32. Sukces tego portalu
opiera się na perswazji ruchomych obrazów oferujących odbiorcom informację i rozrywkę. To swoista rewolucja nie tylko w dziedzinie rozrywki, demokracji, ale także kultury i nauki. Antykwariat Kwadryga na swoim profilu udostępnia filmy dokumentujące niezwykłe wydarzenia kulturalne i spotkania z
autorami, umożliwiając ogromnej rzeszy internautów uczestniczenie w eventach, które z różnych względów znalazły się poza ich zasięgiem. Zdaniem
Philipa Kotlera, marketing oparty na poczuciu misji jest jednym z najbardziej
skutecznych dla firm promujących idee społeczne, dla których sprzedaż produktu jest elementem pośrednim33. Wykorzystanie platformy wideo jako kolejnego kanału marketingowego stanowi ogromną szansę dla marek pragnących
dotrzeć do młodego pokolenia. Niestety, niemal wszystkie filmy publikowane
przez Antykwariat nie należą do niego, a są jedynie udostępnianym materiałem viral wideo. W przypadku firm rozpoczynających swoje działania w społecznościach takie działanie jest poprawną i „bezpieczną” taktyką, jednak Antykwariat, korzystając z innych witryn w maksymalnym stopniu, angażuje
użytkowników i poprzez niebanalne wpisy zachęca ich do nawiązania jeszcze
większej więzi. Odbiorca systematycznie czytający bloga lub Facebooka firmy może poczuć się zawiedziony jej niewielką kreatywnością na YouTube.
Platformą bezpośrednio zintegrowaną z YouTube wbrew pozorom nie
jest Facebook, ale Google+. Powiązanie tych dwóch witryn jest ciekawym,
aczkolwiek wciąż niedocenianym sposobem komunikacji biznesowej. Antykwariat Kwadryga postanowił wykorzystać nowy serwis, jakim wciąż jest
Google+ do stworzenia bazy ciekawostek i kalendarza wydarzeń. Sporadycznie zdarza się, iż wpisy publikowane w tym miejscu dublują się z aktualizacjami na Facebooku, jednak w Google+ zyskują one zupełnie inny wymiar.
Poprzez umieszczenie marki w określonych kręgach zainteresowań jest ona
widoczna wyłącznie dla osób o podobnych zainteresowaniach, co sprawia, że
ruch na profilu firmy jest znacznie bardziej obiektywny, a odbiorcy zainteresowani jej przekazem. Przynależność do wybranych kręgów daje marce również możliwość subtelnego „podglądania” konkurentów i promowania ich
wydarzeń. Wbrew pozorom taka afiliacja jest niezwykle skuteczna i ceniona.
Antykwariat potraktował Google+ jako witrynę budującą wizerunek
32
33
P. Levinson, Nowe nowe media, Kraków 2010, s. 110.
Zob. P. Kotler, Marketing podręcznik europejski, Warszawa 2002, s. 94.
377
marki, zbyt duża liczba zapożyczeń na Facebooku razi jego użytkowników,
gdyż ze względu na jego kilkuletnią tradycję internauci wymagają takich treści, do których są przyzwyczajeni. Nowość i świeżość Google+ w sieci daje
firmie niemal nieograniczone możliwości eksperymentowania z nowymi narzędziami i taktykami biznesowymi. Marka postanowiła porzucić dotychczasową formalność na rzecz osobistych kontaktów z odbiorcą i udostępniania
subiektywnie interesujących treści (związanych z tematyką swojej branży).
Profil marki funkcjonuje w tej przestrzeni zaledwie od trzech miesięcy, w
czasie których 40 osób zdecydowało się na obserwowanie strony, a 10 umieściło ją w swoich kręgach zainteresowań. Należy nadmienić, że wybór takiej
formy prowadzenia komunikacji jest wynikiem świadomego podejścia do
marketingu internetowego. Bardzo wiele omawianych przeze mnie firm usiłuje prowadzić profil na tych samych zasadach, na których opiera się Facebook.
Jest to niewątpliwy błąd wynikający nie tylko z powielania tych samych treści, ale również z innej specyfiki portalu. Charakter Google+ jest absolutnym
przeciwieństwem najpopularniejszych dotychczas portali. Witryna nie pozwala bowiem na wykorzystywanie narzędzi niezintegrowanych z wyszukiwarką
Google, nie umożliwia rozsyłania newslettera, wymuszając w ten sposób na
markach innowacyjność i pomysłowość. Ograniczenia te są jednym z kluczowych powodów niepowodzeń firm na portalu.
Profil na portalu Pinterest również został założony w marcu 2013, a
mimo to marka umieściła tam już 5 tablic, 72 pinezki, polubiła 52 zdjęcia
innych użytkowników i zyskała 7 stałych obserwatorów. Platforma ta jest
doskonałym rozwiązaniem dla Antykwariatu, gdyż pozwala mu na uporządkowanie wszystkich zdjęć publikowanych w innych serwisach. Szczególnie
chaotyczne poszukiwania odbywają się na Facebooku, gdyż wzbogacając
publikację o zdjęcie automatycznie zostaje ono zakwalifikowane do folderu
„na tablicy”. Moderator Kwadrygi do każdej aktualizacji dodaje zdjęcie, co
sprawia, że jego późniejsze zlokalizowanie jest niezwykle trudne. Nie jest to
jednak wina marki, ale wynik rozwiązań formalno-technicznych platformy.
Doskonałym rozwiązaniem jest zintegrowanie obu witryn. Serwisy typu photo
sharing cieszą się coraz większą popularnością, a internauci powoli przyzwyczają się do uzurpowania przez nie prawa do visual content. Antykwariat
umieścił na swoim profilu cztery tablice, na których umieszcza zdjęcia i
okładki książek poszczególnych autorów, ostatnia kategoria to archiwalne
378
zdjęcia Warszawy. Pomimo braku rewolucyjnych kampanii reklamowych w
tej przestrzeni, marka świetnie się w niej odnalazła, wykorzystując ją do poukładania tego, co w chaosie dostępne jest na innych portalach.
Antykwariat Kwadryga mimo pozornie trudnego zadania jakim jest
promocja kultury w sieci doskonale odnajduje się w tej przestrzeni. Prowadzona przez markę komunikacja jest niewątpliwym przełamaniem stereotypów i poparciem wniosków Manuela Castellsa, sugerującego, że nie ma tematu, który byłby dla globalnej sieci niewłaściwy. Na profilach marki nie dochodzi do sporów z konsumentami czy sytuacji kryzysowych, w których wymagana jest szybka reakcja, a mimo to firma dba, aby jej odbiorcy nie pozostawali sami ze swoimi wątpliwościami. Wyrazy wdzięczności i szacunku są
widoczne w wielu komentarzach, co jest jedynie potwierdzeniem słuszności
obranej strategii.
Zygmunt Bauman porównuje Internet do pustyni, na której nie ma
wydeptanych ścieżek i drogowskazów, a wszystkie orientacyjne punkty są
zamazane i ruchome. Poruszanie się w tej przestrzeni jest intuicyjne, a odciśnięte w piasku ślady są jedynie chwilową wskazówką, której nie można
przegapić34. Precyzyjnie dobrana strategia contentowa sprawia, że brandy posługujące się archiwalnymi zdjęciami, pack shotami (przedstawienie produktu
za pomocą ruchomego lub statycznego obrazu) czy nawiązaniami do wydarzeń ważnych dla marki są postrzegane jako integralna część platform społecznościowych. Zaprezentowane przykłady doskonale obrazują najczęściej
powielane błędy marketingu społecznościowego, ale także dominujący sposób
myślenia, zakładający, iż social media marketing stanowi jedynie uzupełnienie tradycyjnych form promocji. Należy bowiem pamiętać, że „znaczenie
jakie zdobyli konsumenci, wcale nie musi zapewniać wolności, wręcz przeciwnie – stanowić może formę kontroli”35.
NEW MARKETING FORMS IN LOCAL INITIATIVE
The Internet does not constitute a separate communication space any more. Partition
between virtual and analogue reality disappears and marketing returns to its initial
34
35
Zob. Z. Bauman, R. Kubicki, A. Zeidler- Janiszewska, Życie w kontekstach. Rozmowy o tym, co za nami
i o tym,co przed nami, Warszawa 2009, s. 56-57.
P. Siuda, Media początku XXI wieku (…), Warszawa 2012, s. 149.
379
form of communication. Social media marketing is not a privilage but requirement for
effective promotion based and depending not on the budget but on interesting content.
BIBLIOGRAFIA:
1.
Altkorn J. (red.), Podstawy marketingu, Instytut Marketingu, Kraków 2000.
2.
Baran T., Miotk A., Blogerzy w Polsce 2012, znajomość, wizerunek, znaczenie,
online [dostęp 28.04.2013]: http://pbi.org.pl/aktualnosci/Blogerzy%20w%20Pol
sce%202013%20 %2818kwi13%29.pdf .
3.
Bauman Z., 44 Listy ze świata płynnej nowoczesności, Wydawnictwo Literackie
Kraków 2011.
4.
Bauman Z., Kubicki R., Zeidler- Janiszewska A., Życie w kontekstach. Rozmowy
o tym, co za nami i o tym, co przed nami, Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne Warszawa 2009.
5.
6.
Bonek T., Smaga M., Biznes w Internecie, praktyczny przewodnik o marketingu,
sprzedaży, public relations on-line i promocji w mediach społecznościowych,
Wolter Kluwer, Warszawa 2012.
Brzozowski B., Zakręcony regulamin,[w:] „ Marketing w praktyce” nr 2/2011.
7.
Castells M., Galaktyka Internetu, refleksje nad internetem, biznesem i społeczeństwem, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2003, s. 137.
8.
De Kerckhove D., Inteligencja otwarta, Mikom, Warszawa 2001, s. 163.
9.
Jaroszyński P., 7 grzechów konkursów na FB, [w:] „Marketing w Praktyce” nr
3/2012.
10. Kolny B., Kucia M., Stołecka A., Produkty i marki w opinii e-konsumentów,
Helion, Gliwice 2011.
11. Krzysztofek K., Skonsumowany konsument czyli samokonsumujące się społeczeństwo, [w:] Homo creator czy homo ludens, Red. Muszyński W., Sokołowski M.,
Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2008.
12. Kotler P., Marketing podręcznik europejski, PWE, Warszawa 2002.
13. Kulka M., A ty znacz już wszystkie formy reklamowe na Facebooku?, online [dostęp 04.05.2013]: http://socjomania.pl/a-ty-znasz-juz-wszystkie-formy-reklamo
we-na-facebooku/ .
14. Laermer R., Prichinello M., Public Relations, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk 2004.
15. Levinson P., Nowe nowe media, WAM, Kraków 2010.
16. Lévy P., Collective Intelligence: Mankind's Emerging Worls in Cyberspace,
Cambidge 1997.
17. Majewski B., Content marketing w sklepach internetowych?, online [dostęp
380
28.04.2013]: http://nowymarketing.pl/a/1332,content-marketing-w-sklepach-inter
netowych .
18. Mazurek B., Blogi i wirtualne społeczności – wykorzystanie w marketingu, Oficyna, Kraków 2008.
19. Miotk A., Skuteczne social media, prowadź działania osiągaj zamierzone efekty,
Helion, Gliwice 2013.
20. Siuda P., Media początku XXI wieku, kultury prosumpcji, o niemożności powstania globalnych i ponadpaństwowych społeczności fanów, Instytut Dziennikarstwa
UW, Warszawa 2012, s. 27.
21. Stasiuk-Krajewska K., Homo ludens jako przedmiot perswazji, o budowaniu
wizerunku przez zabawę, [w:] Homo creator czy homo ludens, Red. W. Muszyński, M. Sokołowski, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2008.
22. Stefańska M., Nabywcy a komunikacja marketingowa społecznie odpowiedzialnych przedsiębiorstw hurtu detalicznego, [w:] Komunikacja rynkowa, strategie i
instrumenty, Red. B. Pilarczyk, Wydawnictwo Uniwersytetu Ekonomicznego w
Poznaniu, Poznań 2011.
23. Tkaczyk P., Punkty i nagrody to za mało, [w:] „Marketing w praktyce” nr 2/2012.
24. Tkaczyk P., Grywalizacja, Helion, Gliwice 2012.
MATERIAŁY PODDANE ANALIZIE
1.
Polacy czytają coraz mniej książek, online, [dostęp 10.05.2013]
http://kwadryga.blox.pl/html/1310721,262146,14,15.html?2,2009.
2.
Profil marki Fitness- Food na Facebooku, online, [dostęp 10.05.2013]
https://www.facebook.com/fitnessfood?fref=ts .
3.
Strona Internetowa marki Fitness-Food, online, [dostęp 10.05.2013]
http://www.fitness-food.pl/ .
4.
Blog firmowy marki Fitness- Food, online, dostęp [10.05.2013]
5.
http://www.fitness-food.pl/blog/
Profil marki Fitness- Food na Twitterze, online, dostęp [10.05.2013]
6.
https://twitter.com/fitness_food_pl .
Profil marki Beretta-art na Facebooku, online, dostęp [10.05.2013]
https://twitter.com/fitness_food_pl .
7.
Profil marki FlowerFelt Design na Facebooku, online, dostęp [10.05.2013]
https://www.facebook.com/FlowerFeltDesign?fref=ts .
8.
Strona Internetowa marki Antykwariat Kwadryga, online, dostęp [10.05.2013]
http://www.kwadryga.com/ .
9.
Blog firmowy marki Antykwariat Kwadryga, online, dostęp [10.05.2013]
381
http://kwadryga.blox.pl/html
10. Profil marki Antykwariat Kwadryga na Facebooku, online, dostęp [10.05.2013]
https://www.facebook.com/antykwariat.kwadryga?fref=ts
11. Profil marki Antykwariat Kwadryga na Twitterze, online, dostęp [10.05.2013]
https://twitter.com/AntykwariatK .
12. Profil marki Antykwariat Kwadryga na Google+ , online, dostęp [10.05.2013]
https://plus.google.com/u/0/107356062072957006191/posts .
13. Profil marki Antykwariat Kwadryga na YouTube, online, dostęp [10.05.2013]
http://www.youtube.com/user/antykwariatkwadryga .
14. Profil marki Antykwariat Kwadryga na Pintereście, online, dostęp [10.05.2013]
http://pinterest.com/kwadryga/ .
Mgr Karolina Dziwak - absolwentka Instytutu Nauk o Kulturze i Studiów Interdyscyplinarnych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.
e-mail: [email protected]
382
Jan FAZLAGIĆ
NEGATYWNY KAPITAŁ INTELEKTUALNY
Wprowadzenie
Rachunkowość od zarania dziejów dążyła do wyjaśniania rzeczywistości w sposób wiarygodny, rzetelny i obiektywny. Rozwijała się ona niejako
równolegle, obok rozwoju myśli ekonomicznej. Gdy w XIX wieku nowoczesna rachunkowość wkroczyła do przedsiębiorstw przemysłowych, w ekonomii
panował paradygmat racjonalności decyzji ekonomicznych. Poza tym głównymi aktywami przedsiębiorstw były aktywa materialne, a to, co dziś określamy
mianem „kapitału intelektualnego” miało znaczenie marginalne w gospodarce
industrialnej. Istnienie kapitału intelektualnego odnotowywano jedynie przy
okazji transakcji kupna-sprzedaży przedsiębiorstwa jako dobrą wolę kupującego (goodwill).
Na fundamentach prac Adama Smitha kolejne pokolenia ekonomistów zakładały, że ludzie są podmiotami racjonalnymi kierującymi się zestawem zasad w dużym stopniu przypominających zasady fizyki Newtonowskiej.
Ekonomiści, choć niechętnie, to jednak od kilkunastu lat powoli oswajają się z
myślą, że ludzie, jako podmioty rynku zachowują się irracjonalnie.
O ile współczesna myśl ekonomiczna zaczyna się otwierać na poglądy, które przeczą nadrzędności „niewidzialnej ręki rynku” i racjonalności zachowań inwestorów, to niewiele na ten temat ma do powiedzenia współczesna
rachunkowość. Przeciwnie, niejako wbrew trendom ekonomicznym rachunkowość zmierza do maksymalnego upraszczania rzeczywistości ekonomicznej,
np. przez stosowanie różnego rodzaju kart wyników, które mają przypominać
kokpit samolotu. Kontroler finansowy („pilot”) ma obserwować wyświetlające się wskaźniki („parametry lotu”) i w porę reagować na zmiany („zwiększając ciąg silnika, manipulując sterami” itp.). Nieuwzględnienie aspektów behawioralnych ekonomii było jedną z przyczyn kryzysu finansowego 2008 r.; np.
przed kryzysem zakładano, że konsumenci - podejmując decyzje o zaciąganiu
różnego rodzaju kredytów - podejmują racjonalne decyzje ekonomiczne.
383
Irracjonalny decydent w świecie rachunkowości
Badania nad czynnikami wpływającymi na percepcję rozpoczęto w latach 50-tych XX wieku. Dopiero jednak badania Daniela Kahnemana i Amosa
Tversky’ego dokonały zauważalnego przełomu w ekonomii. Badacze ci między innymi analizowali błędy popełniane przy podejmowaniu decyzji oraz
wprowadzili do słownika ekonomicznego pojęcie „błąd poznawczy”. Opisali
także badania nad przypisywaniem większego prawdopodobieństwa zdarzeniom, które łatwiej przywołać do świadomości – zauważyli, że ludzie przypisują większe prawdopodobieństwo takim wydarzeniom, które znają np. bardziej się boją lotu samolotem niż jazdy samochodem, (ponieważ katastrofy
lotnicze są zawsze opisywane w mediach i „znane” masowemu odbiorcy).
Wprowadzili także do ekonomii i psychologii pojęcie „heurystyki, czyli
uproszczonej reguły wnioskowania, czyli myślowego pójścia na skróty", której stosowanie doprowadza do błędów przy ocenie rzeczywistości, a w konsekwencji przy podejmowaniu decyzji. Daniel Kahneman w roku 2002 otrzymał
Nagrodę Banku Szwecji im. Alfreda Nobla w dziedzinie ekonomii.
Tversky i Kahneman udowodnili, że nie jesteśmy istotami racjonalnymi, gdyż nasza tolerancja na ryzyko nie jest taka sama. Okazuje się, że to
od nas zależy czy szklanka jest w połowie pusta, a w połowie pełna. Naukowcy dowiedli, że kiedy w szklance o pojemności 120 ml znajduje się 60 ml
wody, 69 % ludzi określa ją jako w połowie pustą. Kiedy do pustej szklanki
dolejemy tyle samo wody, wówczas 88 % badanych określi ją jako w połowie
pełną. Jest to zjawisko ramowania. Czy zjawisko ramowania można zauważyć
w rachunkowości? Z pewnością tak: wystarczy zamiast o szklance wody pomyśleć o pojemności magazynu w firmie i stopniu jego zapełnienia. W innym
słynnym badaniu Kahneman i Tversky przedstawili badanym dwa scenariusze
wypadków. Kazali im wyobrazić sobie sytuację, w której USA przygotują się
na wybuch epidemii mającej zabić 600 osób. Pierwszej grupie przedstawiono
dwa alternatywne plany działania: w pierwszym udaje się uratować 200 osób,
w drugim zaś prawdopodobieństwo uratowania wszystkich 600 osób wynosi 1
do 3, a prawdopodobieństwo, że nikogo się nie uratuje to 2 do 3. Drugiej grupie przedstawili równolegle ten sam problem z inaczej sformułowanymi rozwiązaniami. Pierwszy plan zakładał, że umrze 400 osób, drugi zaś zakładał, że
384
nikt nie umrze z prawdopodobieństwem 1 do 3 i że umrze 600 osób z prawdopodobieństwem 2 do 3.1
Inne przykłady irracjonalności dotyczą subiektywnego postrzegania
wartości ze względu na stosowane liczby, np. reakcje na ceny towarów z końcówką 9. Z ekonomicznego punktu widzenia różnica pomiędzy 1,99 zł a 2 zł
jest marginalna, z psychologicznego zaś – duża. W jednym z badań promocyjna obniżka ceny z 0,83 dol. na 0,63 dol. przyniosła wzrost sprzedaży o
194%, zaś obniżka z 0,83 dol. do 0,59 dol. przyniosła wzrost sprzedaży o
406%. W innym badaniu informowano, że na drugim końcu miasta jest wyprzedaż kalkulatorów. Można było zaoszczędzić 5 dol., kupując kalkulator,
który normalnie był wart 15 dol. Zgłosiło się wielu zainteresowanych, natomiast kiedy powiedziano o wyprzedaży płaszczów przecenionych z 125 dol.
na 120 dol., chętnych już nie było31. Pomimo że w obu przypadkach można
było zaoszczędzić tyle samo, tzn. pięć dolarów, różnice w podjęciu decyzji o
zaoszczędzeniu były znaczące. Według standardowego ludzkiego myślenia, w
pierwszym przypadku oszczędność wynosi 33%, a w drugim zaledwie 4%.
Ludzie myślą zatem w kategoriach względnych (proporcjonalnych), a nie
bezwzględnych (absolutnych).2
Po tych wszystkich przekonujących przykładach warto więc zadać
kardynalne pytanie: skoro wszyscy ludzie są irracjonalni to czy irracjonalni są
także księgowi?
Zanim jednak rozważymy możliwe konsekwencje tej niedawno
„zdemaskowanej” irracjonalności ludzi – w tym ludzi związanych ze światem
finansów - zajmijmy się zdefiniowaniem kapitału intelektualnego.
Kapitał intelektualny
„Kapitał intelektualny” jest pojęciem niezwykle mało precyzyjnym nawet jak na standardy nauk o organizacji i zarządzaniu. Wszelkie próby jego
zdefiniowania za pomocą „twardych” mierników takich, jak „Q Tobina” (różG. Sadowski, Mózg nieracjonalny, Patrz: http://tvp.info/magazyn/po-godzinach/ mozg-nieracjonalny/
2852546, dostęp: 11.02.2013.
2
B. Zatwarnicka-Madura, Irracjonalność zachowań konsumenta, Studia i Prace Kolegium Zarządzania i
Finansów, Zeszyt Naukowy 93, SGH, Warszawa 2009, s. 16, http://www.sgh.waw.pl/kolegia/kzif/pozos
tale/zeszyty_naukowe/z.%2093.pdf, dostęp: 14.02.2013.
1
385
nica pomiędzy wartością księgową a wartością rynkową) są skazane na niepowodzenie. Pod koniec lat 90-tych XX wieku wiązano wielkie nadzieje z
perspektywami, jakie otwierały się przed pomiarem kapitału intelektualnego –
szczególnie po publikacji artykułu: „BrainPower” Thomasa Stewarta na łamach miesięcznika Fortune w roku 1991. Pokusa zmierzenia kapitału intelektualnego jest wielka – wszak na odkrywcę uniwersalnej metody wiarygodnego
i rzetelnego pomiaru kapitału intelektualnego czeka nagroda w postaci sławy
w środowisku naukowym i strumienia intratnych zleceń na usługi doradcze
płynących z całego świata. Obecnie, w roku 2012 można powiedzieć, że zapał
związany z pomiarem kapitału intelektualnego, jaki obserwowaliśmy 10 lat
temu bezpowrotnie (?) minął. W międzyczasie miejsce w gospodarce światowej miejsce miały trzy kryzysy gospodarcze (2000 r. – „bańka internetowa”;,
2008 - „Lehmann Brothers”; 2011 - „Grecja”).
Zróżnicowanie definicji kapitału intelektualnego, jakie można zaobserwować w literaturze przedmiotu wynika przede wszystkim z faktu, że definicje te są sformułowane przez przedstawicieli różnych zawodów i dyscyplin
wiedzy (patrz: Tabela 1). Wśród alternatywnych wobec „kapitał intelektualnego” określeń w literaturze przedmiotu pojawiają się takie określenia, jak:
Aktywa wiedzy (knowledge assets),
Wartości niematerialne (intangibles)
Aktywa intelektualne (intellectual assets).
Żadne z tych określeń nie oddaje w pełni istoty zagadnienia – każde z
nich zawiera w sobie niedoskonałości i nieścisłości. Na przykład, w przedsiębiorstwach przemysłowych, a więc niekojarzonych w pierwszej kolejności z
gospodarką opartą na wiedzy, zaawansowana technologicznie linia produkcyjna w fabryce mikroprocesorów jest „aktywem wiedzy” - co prawda materialnym, lecz jednocześnie „intelektualnym” ze względu na zaawansowaną
wiedzę, jaka była potrzebna do jej wyprodukowania. Innym przykładem są
technologie informatyczne: liczba serwerów w firmie nie jest skorelowana z
jej wydajnością. W Tabeli 1 przedstawiono różne sposoby rozumienia pojęcia
„kapitał intelektualny” uzależnione od tego, jaka grupa zawodowa ten kapitał
definiuje i wykorzystuje dla swoich celów profesjonalnych.
386
Tabela 1. Rozumienie pojęcia „kapitał intelektualny” ze względu na dyscyplinę
wiedzy lub grupę zawodową.
Perspektywa
rozumienia
pojęcia „kapitał intelektualny”
Grupa zawodowe, dla której
dana perspektywa jest najbardziej typowa
Definicje kapitału intelektualnego
Charakterystyczne dla
danej perspektywy
atrybuty bądź elementy kapitału intelektualnego
„Wiedza pracowników, skumulowane doświadczenie, kultura organizacyjna, relacje wewnątrz firmy i
z jej otoczeniem, reputacja, siła
marki i umiejętności zawodowe
pracowników służące uzyskiwaniu
przewagi konkurencyjnej przedsiębiorstwa na rynku dzięki posiadanym zasobom.”
„Wiedza będąca w dyspozycji
firmy, która może być zamieniona
na zyski”.
Marka
Relacje z otoczeniem
Perspektywa
rynków
finansowych
Analityk finansowy,
prezes funduszu inwestycyjnego,
bankowiec
„Różnica pomiędzy wartością
rynkową a wartością księgową
przedsiębiorstwa”.
„Potencjał do generowania zysków
wynikający z posiadanych zasobów niematerialnych”.
Rating przedsiębiorstwa
Ceny transakcji rynkowych dotyczących
podobnych do wycenianego
przedsiębiorstw
Opinie analityków
Perspektywa
księgowego
Główny
księgowy,
przedstawiciele
agencji regulujących rynek
finansowy
takich jak:
Bank centralny, Komisja
Nadzoru Finansowego,
Ministerstwo
Finansów
„Różnica między wartością rynkową i księgową przedsiębiorstwa”.
„Aktywa nie uwzględniane w bilansie przedsiębiorstwa, które mają
znaczący wpływ na jego wartość”.
„Goodwill” (wartość firmy - w rachunkowości termin określający tę
część wartości przedsiębiorstwa,
która nie wynika bezpośrednio z
wyceny jego aktywów netto. Goodwill powstaje jedynie w przypadku przejęć i jest wykazywana w
skonsolidowanym sprawozdaniu
finansowym.”
Wartość
przedsiębiorstwa
Kwestia amortyzacji
nakładów na kapitał
intelektualny
Kwestia księgowania
strat z inwestycji w
kapitał intelektualny
Zdolność do transformacji wiedzy
jaką dysponuje przedsiębiorstwo w
aktywa zdolne do tworzenia pozytywnych przepływów pieniężnych.
Dylematy związane z
wyborem strategii inwestycyjnej
Kaskadowanie strategii na poszczególne
obszary funkcjonowania przedsiębiorstwa
Poszukiwanie mierników efektywności kapitału intelektualnego
Prezes zarządu
(CEO),
Perspektywa
menedżerska
profesor
zarządzania,
przedsiębiorca
Perspektywa
strategiczna
CEO,
profesorowie
zarządzania,
Źródło: opracowanie własne.
387
Pomiar kapitału intelektualnego w zasadzie we wszystkich znanych
obecnie modelach pomiaru sprowadza się do obliczenia wartości cząstkowych
wskaźników pomiarowych wg schematu przedstawionego w tabeli 2.
Tabela 2. Najczęściej stosowane podejścia do pomiaru kapitału intelektualnego.
Określenie
obszaru
pomiarowego
Uzasadnienie
Kapitał ludzki
Ludzie i zawarta w
ich umysłach wiedza
stanowią rdzeń kapitału intelektualnego
każdej firmy.
Struktura
wewnętrzna,
kapitał
organizacyjny
Produktywność pracowników
wiedzy
może być istotnie
zwiększona, jeśli zostaną wsparci przez
odpowiednią infrastrukturę niematerialną w postaci personelu administracyjnego,
systemów IT, systemów zarządzania w
tym PM itd.
Struktura
zewnętrzna,
kapitał
klienta
Kapitał klienta jest
uznawany za jeden z
trzech podstawowych
składników kapitału
intelektualnego (obok
kapitału ludzkiego i
organizacyjnego).
Dotyczy relacji z interesariuszami zewnętrznymi firmy (np..
dostawcami, konkurentami,
mediami,
potencjalnymi pracownikami itp.)
Przykładowe
wskaźniki pomiarowe
Odsetek pracowników z wykształceniem wyższym.
Odsetek pracowników z tytułem
doktora.
Lepiej wykształceni pracownicy są bardziej produktywni i szybciej adaptują innowacje wdrażane w
firmie.
Firmy zatrudniające pracowników z przygotowaniem do prowadzenia prac
naukowych są w stanie
tworzyć więcej innowacji.
Stosunek liczby
pracowników administracyjnych
do liczby ekspertów.
Indeks satysfakcji
pracowników.
Produktywność pracowników kreatywnych najlepiej
zwiększyć delegując zadania nie-kreatywne do realizacji przez personel wsparcia.
Zadowoleni z pracy pracownicy są bardziej wydajni; mniejsza fluktuacja
personelu obniża koszty
funkcjonowania firmy.
Indeks satysfakcji
klientów.
Indeks satysfakcji
dostawców w łańcuchu dostaw.
Rozpoznawalność
marki.
Zadowoleni klienci gwarantują większą lojalność
wobec marki (szczególnie,
gdy satysfakcja ma charakter emocjonalny).
Zadowoleni dostawcy gwarantują większą stabilność
dostaw i elastyczność w rozwiązywaniu problemów
pojawiających się w łańcuchu dostaw.
Większa rozpoznawalność
marki zwiększa sprzedaż i
uodparnia klientów na
działania konkurentów.
Źródło: opracowanie własne.
388
Uzasadnienie wyboru
wskaźnika; założenia leżące
u podstaw wyboru dawnego
wskaźnika
Inspiracje i założenia stojące za wysunięciem koncepcji „negatywnego kapitału intelektualnego”
Prezentowana w niniejszym opracowaniu koncepcja negatywnego kapitału intelektualnego opiera się na następujących założeniach:
1. Pewne elementy w klasycznej strukturze kapitału intelektualnego (tj. kapitał ludzki + struktura wewnętrzna + struktura zewnętrzna) „nie sumują się
do zera”, co oznacza, że ta sama organizacja może (i zwykle tak jest) posiadać zarówno elementy tworzące wartości, jak i tę wartość niszczące. W
dotychczas opisywanych w literaturze przedmiotu koncepcjach ten aspekt
jest pomijany. Autorzy zakładają implicite, że kapitał intelektualny „jest
lub go nie ma” lub że „można mieć duży lub niewielki kapitał intelektualny”. Poza tym waga negatywnych komponentów kapitału intelektualnego
często bywa inna niż waga pozytywnych. Np. posiadanie 10 klientów negatywnie nastawionych do naszej firmy nie może być skompensowane posiadaniem 10 klientów nastawionych pozytywnie. Obie kategorie klientów
są autonomiczne. Wprawdzie Stewart i Edvinsson pisali już pod koniec lat
90-tych XX wieku o tym, ze kapitał intelektualny jest raczej „pasywem” 3
niż składnikiem aktywów, ponieważ jest on użyczany przez pracowników
(ale nie rozwinęli tego wątku i nie pokusili się o uogólnienia). Wszak reputacja marki, która dopiero weszła na rynek także jest „pożyczana” od
klientów; pracownik, który czuje się źle w organizacji staje się „wewnętrznym emigrantem” itd.
2. Zmiany w wartości kapitału intelektualnego nie wyjaśnia(-ją) funkcja/’-e
liniowa/-e. Przy pewnym poziomie nakładów nie obserwujemy wyników,
chyba że przekroczona zostanie pewna wartość progowa. Np. inwestycje
w szkolenia mogą nie przynosić wymiernych efektów w postaci podniesienia jakości obsługi klienta aż do przekroczenia jakiegoś progu, np. 20 h
na pracownika/kwartał. Takie założenie stanowi istotne implikacje dla pomiaru kapitału intelektualnego, ponieważ zmienia możliwe interpretacje
jego wartości zarówno po stronie nakładów, jak i wyników. Dwa przedsiębiorstwa, z których każde inwestuje porównywalne kwoty w szkolenia
pracowników mogą uzyskiwać diametralnie inne rezultaty wynikające z
3
Patrz: T. Stewart, Intellectual Capital. The New Wealth of Nations, Doubleday, New York, 1997.
389
faktu, że funkcja nakłady/efekty nie jest liniowa (patrz też ramka 1). I tak,
jedno przedsiębiorstwo inwestujące w 19 godzin szkoleniowych na pracownika na kwartał może nie odnieść żadnych korzyści z tego faktu, drugie - inwestujące 21h na kwartał na pracownika może uzyskać dużą stopę
zwrotu z inwestycji tylko dlatego, że przekroczyło progową wartość nakładów4.
3. Dużą rolę (jeśli nie centralną) odgrywają w wycenie kapitału intelektualnego emocje rozumiane jako stan umysłu, skutkujący odmiennym sposobem interpretowania tych informacji w zależności od stanu emocji. Emocje nadają kontekst informacjom, a zmienne emocje sprawiają, że ocena
kapitału intelektualnego może być odmienna, np. w zależności od interpretacji ten sam składnik aktywów może być źródłem wartości dla przedsiębiorstwa, jak i niszczyć tę wartość.
4. Postępowanie menedżera wg koncepcji negatywnego kapitału intelektualnego jest inne: ma on(ona) nie tylko dbać o wzrost (pozytywnego) kapitału intelektualnego, lecz także o spadek wartości negatywnego kapitału.
Do wysunięcie koncepcji negatywnego kapitału intelektualnego zainspirowały autora (oprócz 15 letniej działalności naukowej i popularyzatorskiej
i wynikających z niej refleksji) następujące teorie z zakresu nauk o organizacji
i zarządzaniu oraz z zakresu ekonomii:
1. Dwuczynnikowa teoria Herzberga5: Zakłada ona, że satysfakcję oraz moty-wację do pracy zapewniają pracownikom dwa rodzaje czynników:
a. czynniki higieny nie prowadzą bezpośrednio do satysfakcji z pracy,
jednak wpływają na poziom niezadowolenia z pracy; do tej grupy
czynników można zalicza się m.in.: politykę przedsiębiorstwa, zarządzanie, stosunki międzyludzkie, wynagrodzenie, bezpieczeństwo pracy, zajmowaną pozycję;
b. motywatory, które zapewniają satysfakcje z pracy; w skład tej grupy
czynników wchodzą m.in. uznanie ze strony przełożonych, satysfakcja czerpana z osiągnięć zawodowych, awanse, możliwość rozwoju
4
5
Analogiczne zjawisko zostało opisane przez Malcolma Gladwella, który spopularyzował zasadę „10 tys.
godzin”. Wedle tej zasady mistrzów w danej kompetencji uzyskuje się tylko wówczas, gdy cykl szkoleniowy przekroczy objętość 10 tys. godzin. Patrz: M. Gladwell, Poza schematem, Znak, Kraków, 2009.
Pod red. H. Króla i A. Ludwiczyńskiego, Zarządzanie zasobami ludzkimi. Tworzenie kapitału ludzkiego
organizacji, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2006.
390
osobistego.
2. Teoria perspektywy i inne teorie oraz odkrycia z zakresu ekonomii behawioralnej 6 : Teoria perspektywy została sformułowana po raz pierwszy
przez dwóch psychologów z Izraela: Daniela Kahnemana i Amosa Tversky’ego w roku 1979. Jest to teoria opisowa. Wyjaśnia zjawisko spadku
postrzeganej wartości inwestycji w miarę wzrostu zysków. Zawiera także
istotne twierdzenie, że „zyski cechują się mniejszą wartością obiektywną
niż starty o takiej samej wartości bezwzględnej”. Przedstawione w tabeli 2
podejście do pomiaru kapitału intelektualnego tak mocno utarło się w tradycji, że od dawna nikt nie próbował go kwestionować. Tymczasem w
świetle wspomnianych wcześniej teorii dotyczących irracjonalności podejmowania decyzji przez ludzi niemal oczywista wydaje się konieczność
radykalnego redefiniowania modelu pomiaru opartego na jednobiegunowym pomiarze.
Jeśli wprowadzimy metodę pomiaru dwubiegunowego oraz jeśli przyjmiemy założenia związane z irracjonalnością podejmowania decyzji przez
człowieka, będziemy zmuszeni także zmienić sposoby pomiaru kapitału intelektualnego. W takich innowacyjnych metodach kapitał intelektualny lub poszczególne jego komponenty będą przybierały wartość negatywną. Co gorsza,
dla przyzwyczajonych do liniowych funkcji, kontrolerów pomiarowych zmiany wartości poszczególnych wskaźników będą wyjaśniane przez funkcje nieliniowe np. potęgową (patrz ramka 1) i nieciągłe.
Ramka 1. Krzywa dzwonowa.
Krzywa potęgowa inaczej jest określana mianem kija hokejowego. Opisuje zjawiska, w których za 90% nasilenia odpowiada
garstka osobników np. za zanieczyszczenie środowiska przez samochody odpowiada mały ułamek pojazdów na drogach. Podobnie
całoroczna emisja CO2 przez Polską gospodarkę odpowiada kilkudniowej emisji gospodarki chińskiej7.
„Krzywa Dzwonowa” (ang. bell curve) jest określeniem kształtu
geometrycznego przedstawiającego rozkład statystyczny (rozkład normalny, krzywa Gaussa) intensywności danej cechy.
T. Zaleśkiewicz, Psychologia Ekonomiczna, PWN, Warszawa 2011, s. 103 – 106, a także: D. Ariely,
Potęga irracjonalności, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2009; D. Ariely, Zalety irracjonalności,
Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2011.
7
Patrz. M. Gladwell, Co widział pies, Znak, Kraków, 2011.
6
391
Krzywa dzwonowa stała się w ostatnich latach symbolem schematów myślowych, które są obalane. Np. tezy Richarda J. Herrensteina i Charlesa Murray'a, że
brak zainteresowania dzieci szkołą, wysoka przestępczość, skłonności do alkoholu
i narkotyków to patologie wywołane wyłącznie przez środowisko społeczne, nie znalazły potwierdzenia w badaniach, a większość programów naprawczych niemal całkowicie zawiodła. Nowoczesny system oświaty zwiększa ruchliwość społeczną i dość
sprawnie wyławia inteligentne jednostki, nawet z zaniedbanych środowisk. W przyszłości społeczeństwo, w znacznie większym stopniu niż dziś, dzielić się będzie na
zdolnych i wykształconych, posiadających dobrze płatną pracę oraz mniej zdolnych,
z reguły bezrobotnych lub utrzymujących się z pracy dającej małe dochody.
Krzywa dzwonowa jest symbolem demokratycznego i egalitarnego myślenia
o rzeczywistości. Zgodnie z rozkładem normalnym wszystkie nakłady przyniosą efekty, w niektórych miejscach znikome, w innych - bardzo duże. Schemat myślenia
przedstawiany krzywą potęgową symbolizuje duże ryzyko inwestycji w obszary, które
nie dadzą żadnych efektów, np. polityka innowacyjna prowadzona przez rząd „dzielenia po równo” - zgodnie z myśleniem krzywej dzwonowej powinna przynieść efekty
we wszystkich regionach.
Logika „krzywej potęgowej” wymaga przyjęcia, że cześć inwestycji będzie
całkowicie nietrafiona, a tylko kilka wąskich obszarów przyniesie duże zwroty. Pytanie, jak te obszary odkryć. Sukcesy w przedsiębiorczości lepiej wyjaśnia krzywa potęgowa i to zarówno, jeśli spoglądamy na historie poszczególnych przedsiębiorców,
jak i całej gospodarki. Większość przedsiębiorców zanim osiągnęło trwały sukces odniosło wiele porażek, a w biznesie porażka zwykle oznacza bankructwo firmy lub poważny kryzys. Np. Steve Jobs miał na swoim koncie wiele porażek zanim osiągnął
sukces. Każda z nich oznaczała, że na krzywej potęgowej współrzędna y była bliska
zeru (gdzie x = zysk). W 1995 r. we współpracy z firmą Bandai Apple wypuściło na
rynek konsolę o nazwie Pippin. Ostatecznie na całym świecie sprzedano zaledwie 42
tysiące (!) sztuk Pippina. W 2006 r. magazyn PC World umieścił go na 22 miejscu na
liście 25 najgorszych produktów technologicznych w historii. Gdyby krzywa dzwonowa miała wyjaśniać rozwój przedsiębiorczości (a niestety nie wyjaśnia), to porażki
w biznesie miałyby łagodniejszy wymiar: nie byłoby wielu zwycięzców ani bankrutów, nie powstałyby Apple, Skype, Google itd. W USA tylko 7 stanów odpowiada za
niemal 50% wydatków na badania i rozwój, sama Kalifornia - za 21% amerykańskich
wydatków na B+R (tzn. 77 mld dolarów) czyli więcej niż Niemcy i blisko dwa razy
więcej niż Wielka Brytania. Z badan OECD wynika, że połowa wydatków na B+R w
krajach OECD pochodzi z 10% regionów („Świat innowacji nie jest płaski”) 8. Konstatacja ta jest o tyle ważna, że obecnie planuje się inwestowanie dużych sum w innowacyjność różnych regionów, miast i klastrów w Polsce. Logika dowodzi, że innowacyjność musi być skoncentrowana. Polska jest często w rodzimej prasie przedstawiana
jako kraj mało innowacyjny, choć np. awans w ciągu jednego roku z pozycji 68 na 49
w The Networked Readiness Index napawa optymizmem.9
Źródłó: opracowanie własne w oparciu o: racjonalista.pl oraz „The Bell Curve, Intellgence and Class Structure in American Life", Free Press Paperbooks, New York 1996
oraz. M. Gladwell, Co widział pies, Znak, Kraków, 2011.
8
9
Patrz: Ministerial report on the OECD Innovation Strategy. Key Findings, OECD, Paris, Maj 2010, s.9.
Według The Networked Readiness Index 2009–2010 opracowanego przez World Economic Forum w roku
2010 zajmowaliśmy 65-tą pozycję na 133 kraje. W roku 2012 awansowaliśmy w tym rankingu na pozycją 49 (wartość indeksu: 4.16).
392
Pomiar kapitału intelektualnego zawsze był dodatkiem, często traktowanym, jako „piąte koło u wozu” przy sprawozdaniach finansowych. Może
się jednak zdarzyć tak, że w miarę jak rozwijać się będą teorie na temat irracjonalności podejmowania decyzji pomiar kapitału intelektualnego stanie się
nie piątym, lecz „pierwszym kołem u wozu” w wehikule nowoczesnej rachunkowości. Oto kilka przykładów:
1. Wartości kapitału finansowego ujemna i dodatnia po zsumowaniu dają
wartość zerową. Jeśli „zsumujemy” pozytywny i negatywny kapitał intelektualny, suma wcale nie musi być równa zero, np. nieufność wobec marki
ma silniejsza wartość niż wartość ufności. Kilku zrażonych do marki
klientów może wywołać gorszy negatywny PR dla firmy niż cała rzesza
zadowolonych klientów. Kilku skonfliktowanych pracowników w jednym
dziale firmy może zaprzepaścić prace kilkuset doskonale współpracujących pracowników w pozostałych działach firmy
2. Niektóre komponenty kapitału intelektualnego wyjaśniają funkcje nieciągłe, np. wiadomo, że innowacyjność firm spada znacznie po przekroczeniu pewnej liczby zatrudnionych. Np. małe firmy biotechnologiczne generują znacznie więcej patentów w przeliczeniu na pracownika niż duże
koncerny farmaceutyczne (choć te ostatnie dysponują większym budżetem
na badania i rozwój – w przeliczeniu na pracownika i w wartościach bezwzględnych). Innowacyjność firmy może rosnąć w miarę jak rośnie zatrudnienie, np. z poziomu 20 do 130 pracowników, po czym „nagle” ta
sama firma przestanie generować innowacje po przekroczeniu progu zatrudnienia 150 (co będzie dziwne i niewytłumaczalne dla „racjonalnego”
inwestora giełdowego, który analizuje daną spółkę i nie zna najnowszych
wyników badań z zakresu innowacyjności10).
3. Poziom transparentności kapitału intelektualnego pozytywnego i negatywnego może się różnić. Wybitna osobowość CEO może być doskonale znana inwestorom giełdowym, natomiast lobbing w pracy i skandale obyczajowe mogą być ukrywane (choć dotyczą tej samej osoby). Inwestorzy często kupują dodatni kapitał intelektualny, lecz nie widzą skorelowanego z
nim kapitału negatywnego.
4. Pomiar kapitał intelektualnego (dodatniego) jest zadaniem trudnym. Na10
K. Rybiński, J. Fazlagić. A. Wodecki, Go Global Polish Pharma!, Raport o innowacyjności polskiej
branży farmaceutycznej, Uczelnia Vistula, Warszawa 2011.
393
tomiast pomiar kapitału negatywnego jest często wykonalny. Znacznie
trudniej zmierzyć porażki, nadużycia rynkowe, sabotaż, uchylanie się od
pracy, ukryte konflikty, rasizm w firmie i inne tego typu negatywne zjawiska Poza tym często żadna ze stron (ani zarząd ani pracownicy) nie są zainteresowani ujawnieniem wartości negatywnego kapitału intelektualnego.
W Tabeli 3 przedstawiono istotę koncepcji negatywnego kapitału intelektualnego. Wynika z niej, że uzasadnionym się wydaje prowadzenie podwójnej rachunkowości kapitału intelektualnego. Koncepcja ta ma zarówno
implikacje dla teoretyków nauk ekonomicznych, jak i dla praktyków. Teoretycy mogą na jej podstawie tworzyć np. nowe modele wartości przedsiębiorstwa. Praktykom istnienie dwóch kategorii kapitału może ułatwić podejmowanie decyzji inwestycyjnych: czy inwestujemy w niwelowanie negatywnego
czy też inwestujemy w pozytywny kapitał intelektualny; czy przedsiębiorstwo
będące obiektem przejęcia ma jakieś ukryte aktywa niematerialne o negatywnej wartości ? itp.
Tabela 3. Struktura kapitału intelektualnego w organizacji gospodarczej.
Komponenty
kapitału
Kapitał
ludzki
Struktura
wewnętrzna
Struktura
zewnętrzna
Negatywny kapitał intelektualny
Kompetencje pracowników utrudniające rozwój przedsiębiorstwa (np. „stare
nawyki”)
Umowy o prace podpisane na długi
okres uniemożliwiające zwolnienie
niekompetentnych pracowników
Konflikty
Pomiędzy pracownikami (np. po połączeniu dwóch przedsiębiorstw podział
na „my” i „oni”)
Nepotyzm skutkujący niemożnością
zwolnienia niekompetentnych członków „sitwy”
Negatywne konotacje marki (np. IBM
po ujawnieniu współpracy z Nazistami
przy eksterminacji Żydów)
Zła reputacja wśród dostawców (np.
nieterminowe płacenie faktur)
Zła reputacja wśród klientów (duża
awaryjność produktów, np. znany proces Rządu Amerykańskiego vs. Toyota)
Pozytywny kapitał intelektualny
Unikatowe na rynku pracy kompetencje
Przyjazne relacje panujące w
miejscu pracy
Miejsce pracy przyjazne dla matek
małych dzieci
Pakiety socjalne dla pracowników
Kultura organizacyjna zorientowana na uczenie się na błędach
Pozytywne emocje jakie wywołuje
marka (np. Apple, Facebook)
Źródło: opracowanie własne.
394
Podsumowanie
Jesteśmy obecnie świadkami procesu, który może potrwać 25-50 lat:
trwa właśnie proces transferu władzy z rąk właścicieli kapitału finansowego
do osób kontrolujących kapitał intelektualny. W specjalistycznych dziedzinach pracy, do których przepustką są wyłącznie unikalne kwalifikacje, to firmy stają się petentami pozostając na łasce tych, którzy kontrolują najważniejsze i najrzadsze zasoby: kapitał intelektualny.
Wzrost gospodarki opartej na wiedzy jest często mierzony przez analizę wydatków na innowacje. W przypadku sektora wysokich technologii są to
po prostu wydatki na badania i rozwój (B+R). Baruch Lev zauważył, że roczne wydatki na badania i rozwój w Stanach Zjednoczonych wzrastały z poziomu 26 mld dolarów w roku 1970 w tempie 8% rocznie do poziomu 206 mld
dolarów w roku 1997. W tym samym okresie roczne tempo wzrostu inwestycji w aktywa materialne wyniosło 6,8%11. W sektorze usług odpowiednikami
wydatków na B+R są wydatki na szkolenia. Także tutaj obserwujemy dynamiczny wzrost sektora usług szkoleniowych dla pracodawców.
W takich warunkach makroekonomicznych powstawanie nowych metod rachunkowości i kontrolingu jest nieuniknione. Na początku XXI wieku
powstało wiele metod pomiaru kapitału intelektualnego. Potem nastąpił regres
w tej dziedzinie, ale nie oznacza on, że wszystko, co można było zaoferować
w zakresie modeli pomiarowych dla aktywów niematerialnych zostało już
przedstawione. Zaprezentowane w niniejszym opracowaniu podejście pomiarowe, które polega na asymetrycznym rozumieniu i pomiarze kapitału intelektualnego to nowy przyczynek do dyskusji na temat wyceny aktywów niematerialnych.
NEGATIVE INTELLECTUAL CAPITAL
The main purpose of accounting has always been delivering up-to-date , reliable and
objective information regarding the assets and liabilities in a firm. The birth of the
industrial era coincided with the development of modern accounting. In industrial
enterprises the majority of assets were tangible items such as land, machinery, indus11
B. Lev, R&D and Capital Markets, „Journal of Applied Corporate Finance” 1999, Vol. 11, No. 4.
395
trial tools, raw materials etc. Only on the occasion of sale of an enterprise were intangible assets accounted for – in the form of so called “goodwill”. Accounting principles
reflected the principles of economic theories which, until recently sternly emphasized
the rationality of the economic actors. Thanks to recent discoveries in the field of
behavioral economics, the myth of the rational decision maker has been abolished.
The consequences of this paradigm change have reached many fields of economic
studies, but so far have not affected the theories of intellectual capital measurement.
This paper aims at filling the gap and bringing to light the obvious implications for the
measurement of intangible assets in organizations. The concept of “negative intellectual capital” implies that certain intangible assets have an intrinsic negative value
which cannot be easily compensated for by the positive value e.g. the negative value
of mistreated customers cannot be offset by the equivalent of satisfied customers.
Moreover, many intangible assets cease to manifest their value until they reach a critical mass. Therefore, the measurement of intellectual capital may not be performed
through on-pole measurement scales and linear functions. The author presents a series
of postulates which support the theory of negative intellectual capital understood as an
autonomous component of the total intellectual capital in a firm.
BIBLIOGRAFIA:
1.
J. Fazlagić, Czy Twoja firma jest innowacyjna? Jak poszukiwać innowacji w
sektorze usług? Podpowiedzi, Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości, Warszawa 2012, ISBN 978-83-7585-158-8.
2.
M. Solomon, G. Bamossy, S. Askegaard, Consumer Behaviour, Prentice Hall
Europe, New York, 1999.
3.
J. Fazlagić, Know-how w działaniu! Jak zdobyć przewagę konkurencyjną dzięki
zarządzaniu wiedzą, Helion, Gliwice 2010.
4.
K. Rybiński, J. Fazlagić. A. Wodecki, Go Global Polish Pharma!, Raport o innowacyjności polskiej branży farmaceutycznej, Uczelnia Vistula, Warszawa
2011.
5.
K. Rybiński, J. Fazlagić. A. Wodecki, Go Global! Raport o innowacyjności Polskiej Gospodarki 2011, Współautor, Uczelnia Vistula, Warszawa 2011.
6.
T. Zaleśkiewicz, Psychologia Ekonomiczna, PWN, Warszawa 2011.
7.
8.
M. Gladwell, Poza schematem, Wyd. Znak, Kraków, 2009.
M. Gladwell, Błysk!, Wyd. Znak, Kraków, 2008.
9. D. Ariely, Potęga irracjonalności, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2009.
10. D. Ariely, Zalety irracjonalności, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2011.
396
Prof. nzw. dr hab. Jan Fazlagić - Uniwersytet Ekonomiczny w Poznaniu, Akademia
Finansów i Biznesu Vistula w Warszawie
e-mail: [email protected]
397
398
PRZYSZŁOŚĆ – WIZJE,
VII.
INTERPRETACJE I OPOWIEŚCI
FUTURES – VISIONS,
INTERPRETATIONS
AND NARRATIVES
399
Małgorzata MOLĘDA-ZDZIECH
WIZJE KAPITALIZMU W PONOWOCZESNYCH
PODEJŚCIACH SOCJOLOGICZNYCH
– UJĘCIE PORÓWNAWCZE
(Z. BAUMAN, A. GIDDENS, R. SENNETT)
Wstęp
Celem artykułu jest porównawczy przegląd teoretycznych stanowisk
głównych badaczy ponowoczesności (Zygmunta Baumana, Anthony’ego Giddensa, Ulricha Becka i Scotta Lasha) w odniesieniu do kapitalizmu oraz
przedstawienie koncepcji „kultury nowego kapitalizmu” Richarda Sennetta.
Sennett buduje koncepcję „kultury nowego kapitalizmu” jako tej, która nastąpiła po kapitalizmie przemysłowym, opartym na połączeniu militarnego modelu Bismarckowskiego i Weberowskiego modelu biurokracji. Czy – Weberowska racjonalność (tzw. „żelazna klatka”) ma jeszcze wartość eksplikacyjną w
ponowoczesnym kontekście? Poszukując odpowiedzi na pytanie o przyszłość
kapitalizmu, poza wymienionymi autorami odwołuję się jeszcze do Richarda
Floridy.
1. Kapitalizm a ponowoczesność
Model organizacji pracy charakterystyczny dla modernizmu – fordyzm charakteryzował się następującymi cechami: fragmentacja pracy (podział zadań), stałą wiedzą, zawodem raz wyuczonym na całe życie.
Wraz ze zmianami technologicznymi, politycznymi i społeczno-kulturowymi został wyparty przez postfordyzm, który możemy zdefiniować jako
umiejętność opanowywania wciąż nowych umiejętności zawodowych w zależności od zapotrzebowania na nie, elastyczność i mobilność zawodowa, mobilność geograficzna, jako elastyczne dostosowywanie się do potrzeb rynku,
reagowanie na potrzeby, a nawet ich kreowanie (ze strony firm). Model post400
fordowski organizacji pracy odpowiada różnym formom ponowoczesności, w
tym i rodzącemu się typowi ładu – społeczeństwu ryzyka (Beck U.). Ponowoczesność można opisać za pomocą pewnych procesów kulturowych. Szahaj
wymienia następujące z nich:
1. zmiana paradygmatów: od produkcji na rzecz konsumpcji, związana ze
zmianą światopoglądu (odejście do samodyscypliny, etyki pracy na rzecz
konsumpcji, samozadowolenia),
2. różnicowanie się stylów życia, pluralizacja przekonań i opinii, światopoglądów,
3. estetyzacja życia. Szahaj definiuje ją jako „nastawienie na traktowanie
własnego życia jako obszaru eksperymentu i autokreacji, prowadzące często do świadomego manipulowania własną tożsamością, a także akcent na
estetyzację przestrzeni i otoczenia w jakiej się żyje” (Szahaj, 2004:936),
4. tolerancja dla odmienności, „życzliwe zainteresowanie innością” (ibidem)
5. wielokulturowość jako „ideologia nawołująca do pielęgnowania odmienności, pozytywnie waloryzująca różnice kulturowe (etniczne, językowe i
wyznaniowe” (ibidem); jednocześnie towarzyszy jej niezgoda na narzucanie jakiegoś wzorcowego standardu kulturowego,
6. dominująca pozycja mediów i kreowanych przez nie wizji świata, szybkość i zmienność komunikatów kulturowych docierających do mieszkańca
ponowoczesnego świata, w tym w szczególności typowego dlań środowiska: wielkiego, kosmopolitycznego miasta.1; komunikaty te są oderwane
od rzeczywistości, Baudrillard nazywa je simulacrum – znakiem bez odniesienia, „kopiami bez oryginału”, mapami bez terytorium” „kreują one
hiperrzeczywistość – świat kultury ponowoczesnej”. (ibidem),
7. kultura współczesna jest niczym patchwork, niespójna, zróżnicowana,
„pozbawiona jednoczącego standardu i dominującego motywu, wyraźnego centrum aksjologicznego czy światopoglądowego” (ibidem).
Przyjrzyjmy się zatem poszczególnym perspektywom wybranych socjologicznych ujęć czasów ponowoczesnych .
1
Teoretycy ponowoczesności zaznaczają, że dotyczy ona jedynie najbardziej rozwiniętych krajów zachodnich i Stanów Zjednoczonych (Szahaj, 2004: 937)
401
1.2. Od późnej nowoczesności do modernizacji refleksyjnej (A. Giddens, U. Beck, Lash)2
Jak uważa Giddens, „warto dokonać rozróżnienia na <<postmodernizm>” i <<ponowoczesność>”. Za pomocą pierwszego pojęcia możemy opisać zmiany (przyjmując, że faktycznie się one dokonują) w architekturze, literaturze, sztuce i poezji. <<Ponowoczesność>> odnosi się z kolei do zmian instytucjonalnych wpływających na obecny świat społeczny” (Giddens,
2009:251, w: Beck, Giddens, Lash). I dlatego – jak otwarcie i wręcz deklaruje
autor „problem ponowoczesności interesuje mnie bardziej od kwestii związanych z postmodernizmem” (Giddens, 2009:251; w: Beck, Giddens, Lash).
Mamy do czynienia ze społeczeństwem posttradycyjnym, które jest
końcem, ale i zarazem początkiem „autentycznie nowego, społecznego wszechświata działania i doświadczenia” (Giddens, 2009:143, w: Beck, Giddens,
Lash). Jest to zarazem społeczeństwo globalne „nie w sensie społeczeństwa
światowego”, ale - jak tłumaczy autor – „jedności, w pozbawionej barier przestrzeni” (Giddens, 2009:51 w: Beck, Giddens, Lash). W takim społeczeństwie, więzi społeczne „trzeba wytwarzać”, a nie „dziedziczyć po przeszłości”, „(…) na poziomie jednostek jest to przedsięwzięcie stresujące i trudne, ale
obiecujące wielkie korzyści” (Giddens, 2009:51 w: Beck, Giddens, Lash).
Zarazem Giddens przestrzega przed czynieniem z indywidualizmu „istoty porządku posttradycyjnego”. Tkwi w nim bowiem wielki potencjał, a „otwarcie
się na innego jest warunkiem solidarności społecznej” (Giddens, 2009:52 w:
Beck, Giddens, Lash). Współczesny „globalny, porządek kosmopolityczny”
zakłada współpracę i „wyciągnięcie pomocnej ręki”. Autor zaznacza, że takie
ujęcie jest ujęciem od strony możliwości, praktyka może wyglądać inaczej.
Niezależnie od kontekstu historycznego, kulturowego, istnieją cztery
sposoby rozwiązywania konfliktów między systemami wartości w przypadku
ich niezgodności - jednostkowym a zbiorowym: zakorzenienie tradycji, uwolnienie się od nieprzyjaźnie nastawionego obcego, dyskurs lub dialog; przymus
lub przemoc. Wszystkie cztery sposoby występują we wszystkich kulturach,
jako wachlarz potencjalnych strategii, mających jednak indywidualne rangi.
2
W podrozdziale 1.1. i 1.2 sięgam częściowo do przygotowanej przeze mnie publikacji - tomu jubileuszowego dla prof. dr hab. Jolanty Polakowskiej-Kujawy, która ukazać się ma wkrótce. pod red. dr K.
Górak-Sosnowskiej i dr A. Kozłowskiej, w Oficynie Wydawniczej SGH.
402
W społeczeństwach tradycyjnych, „tradycyjne wierzenia i praktyki przefiltrowane przez działania strażników <<eliminują z gry>> wiele możliwości. Zakorzeniona władza pozostaje w znacznym stopniu w ukryciu, a przystosowanie kulturowe przybiera przede wszystkim postać geograficznej segmentacji
(Giddens, 2009:141, w: Beck, Giddens, Lash). Uwolnienie się nie nabiera w
tym wypadku formy aktywnego procesu, ale jest wynikiem organizacji czasoprzestrzennej systemów przednowoczesnych, czemu towarzyszą bariery stojące na drodze komunikacji ponadlokalnej. Ale komunikacja wydaje się być konieczna, bowiem „Kiedy kończą się rozmowy, często zaczyna się przemoc.”
(Giddens, 2009:143, w: Beck, Giddens, Lash). A sama globalizacja w wymiarze kulturowym – wobec komunikacji dopuszcza jedynie alternatywę w postaci przemocy. Zderzenia kulturowe na globalnej arenie mogą rodzić przemoc;
mogą też generować dialog (Giddens, 2009:143, w: Beck, Giddens, Lash).
Sytuacja zmienia się czasach ponowoczesnych, szczególnie w związku z intensyfikacją procesów globalizacyjnych w ich różnych wymiarach. Następuje odwołanie się do tradycji jako instancji wyjaśniającej: „(…) tradycje
mogą przetrwać, jeśli poddają się dyskursywnemu uzasadnieniu i jeśli są gotowe wejść w otwarty dialog nie tylko z innymi tradycjami, ale również z alternatywnymi sposobami postępowania” (Giddens, 2009:141 w: Beck, Giddens,
Lash).
Remedium na istniejące konflikty, podziały upatruje się w nowej formie demokracji – „demokracji dialogicznej”, która rozciąga się od „demokracji emocjonalnej w życiu prywatnym do najdalszych granic porządku
globalnego” (Giddens, 2009:52 w: Beck, Giddens, Lash). Demokracja dialogiczna zdefiniowana została jako „obustronne dostrzeżenie autentyczności innego, którego poglądów i idei jesteśmy gotowi wysłuchać i o nich dyskutować, pozostaje jedyną alternatywą dla przemocy w wielu obszarach porządku
społecznego, gdzie nie istnieje realna szansa na uwolnienie” (Giddens,
2009:142 w: Beck, Giddens, Lash). Zdaniem autora „między możliwością
<<demokracji emocjonalnej>> na poziomie życia osobistego a możliwością
istnienia demokracji na poziomie porządku globalnego dostrzegamy wyraźną i
realną symetrię” (Giddens, 2009:142, w: Beck, Giddens, Lash).
Wizja Giddensa nie jest wizją pesymistyczną w odniesieniu do wymiaru kulturowego, bowiem, jak tłumaczy, nie jesteśmy skazani na zamknięcie w żelaznej klatce Weberowskiej racjonalności. „Poza kompulsywnością
403
znajduje się szansa rozwinięcia autentycznych form życia ludzkiego, które
niewiele zawdzięczają formulicznym prawom tradycji, ale w których obrona
tradycji pełni również istotną funkcję” (Giddens, 2009:144 w: Beck, Giddens,
Lash). Inaczej jednak wygląda ocena autora sytuacji kapitalizmu.
1.2. Ponowoczesność według Zygmunta Baumana
Ponowoczesność – jak tłumaczy Bauman - czerpie swój sens z dwu
opozycji pojęciowych: nowoczesności i postmodernizmu. „Gdy nazywa się
współczesne nam społeczeństwo „ponowoczesnym” mówi się o tym, że pewne istotne normy i wartości regulujące byt ludzki i zasady organizacji ludzkiego współżycia, jakie zwykliśmy wiązać z erą nowoczesną (czyli tą, która poczęła się w XVII –XVIII stuleciu wraz z rozkładem Ancien regime’u – dawnego ładu społeczeństwa stanowego) zanikły i zostały zastąpione innymi, albo
też, jeśli nie przeminęły całkowicie, znajdują się dziś w stanie całkowitego
kryzysu, jak dotąd daremnie czekając na nowy zestaw norm, wartości i zasad”
(Bauman 2004:902).
Podstawowym mechanizmem napędzającym płynną nowoczesność jest zdaniem Baumana - mechanizm uwodzenia. Stanowi on zarazem
podstawę dla kultury płynnej nowoczesności. Dlaczego? Kultura posiada
dziś – jak mówi Bauman - „klientów do uwiedzenia” (2011). Uwiedzenie jest
terminem, który da się zastosować do opisu strategii na różnych poziomach
życia: społecznym (kult celebrytów, kiedyś określany mianem idolatrii i jej
różne odmiany, społeczny wymiar reklamy), ekonomicznym (np. strategii w
marketingu dóbr konsumpcyjnych, m.in. kampanie reklamowe i promocyjne z
udziałem celebrytów), jak i politycznym (np. marketing polityczny, strategie
prowadzenia kampanii politycznych, w tym tzw. kampanii permanentnej, por.
S. Blumenthal, 1980). Istotna jest możliwość zmienności preferencji na różnych polach. „Obraz jednostki w ponowoczesności jest praktycznie zawsze
ten sam: staje się ona niepewnym podmiotem w świecie pełnym niepewności.
Nie jest ona podmiotem kulturowym, choć żyjemy w społeczeństwie wiedzy,
ale przedmiotem zabiegów rynkowych lub sama sprzedaje swoją pracę i wiedzę na rynku. Rynek sam konstruuje siebie przez sieci, które odpowiadają ludziom, zawierającym układy odpowiadające ich wyższym potrzebom” (Mo404
rawski, 2011: 455).
Uwodzenie także Jean Baudrillard uważa za podstawowy mechanizm
napędzający społeczeństwo konsumpcyjne, „stanowiący przeciwieństwo produkcji” (Baudrillard, 2008:22). Mechanizm uwodzenia nie dotyczy jedynie
sfery relacji między płciami, ale wszystkich sfer: ekonomicznej, społecznej
czy politycznej. „Uwodzenie nie tyle stawia na pragnienie, ile z nim gra. Nie
neguje pragnienia i nie jest jego przeciwieństwem, raczej włącza je do gry”
(Baudrillard, 2008:24).
1.2.1. Jaki obraz jednostki-aktora w ponowoczesnej perspektywie?
Według Baumana w czasach nowoczesnych kreowanie jednostki odbywało się według „wytwórczo-wojskowego wzorca” (1995:53). Dominowało przygotowanie do ról wytwórców dóbr lub żołnierzy. Polegało ono przede
wszystkim na dostosowaniu jednostki do odtwarzania gotowego zestawu reguł
i wytycznych, opisujących wspomniane role. W pierwszym wyróżnionym
przez Baumana modelu jednostki w czasach nowoczesnych, energia kinetyczna „nadawała się do przekształcenia w twórczą lub niszczycielską pracę robotnika lub żołnierza: energię tę wytwarzać winien systematycznie, w miarę
możliwości bez zmęczenia” (1995: 53). Druga cecha – zdyscyplinowanie stanowiła zarazem element kontroli, podatności jednostki na regulacje zewnętrzne. Kolejna charakterystyka człowieka to konieczność jego powiązania z innymi, w różnych sytuacjach, czego wymagała realizacja nakładanych przez rolę,
którą pełnił, zadań. Realizacja trzech pierwszych zobowiązań zależała od ostatniej kategorii: zdrowia. Autor definiuje ją jako „silne ciało, obfitość energii,
zdolność do rytmicznego działania sprzężonego harmonijnie z działaniem innych ludzi. (…) i odwrotnie – wątłość ciała, brak energii, chaotyczność działań, niezdolność dopasowania się do ogólnego rytmu, uznawano za symptomy
patologiczne wymagające interwencji lekarskiej lub psychiatrycznej.” (Bauman, 1995:53)
W czasach ponowoczesnych wiodące role jednostek z czasów nowoczesnych uległy przedefiniowaniu, na ich miejsce pojawiły się wzory
spożywczo-ludyczne. Miejsce ról wytwórców dóbr czy wojskowych zajęły
role konsumenta lub gracza (człowieka zabawy) (Bauman, 1995:54). Mo405
delowa indywidualność jednostki zarysowana przez Baumana charakteryzuje
się zatem następującymi cechami: po pierwsze, jednostka jest przede wszystkim definiowana przez doświadczenie, poszukiwanie nowych doznań i przeżyć, chłonna i zawsze ich spragniona. Po wtóre, wyuczone, nabyte nawyki w
niewielkim stopniu ograniczają wolność i spontaniczne reakcje człowieka.
„Człowiek jest punktem wyjścia do działań” (Ibidem:54). Po trzecie, jednostka - zdaniem autora - posiada zdolność do samoorganizacji i tworzenia równowagi w interakcjach ze światem zewnętrznym. W miejsce zdrowia z czasów
nowoczesnych pojawia się nowa kategoria – sprawności: zarówno fizycznej,
jak i duchowej. „<<Sprawność fizyczna>> oznacza gotowość stawienia czoła
temu, co niecodzienne, nietypowe, nadzwyczajne – a przede wszystkim nowe i
nieoczekiwane. Można by powiedzieć, że jeśli istota zdrowia polega na tym,
aby <<mieścić się w normie>>, to istota sprawności fizycznej sprowadza się
do łamania wszelkich norm i przekraczania wcześniejszych osiągnięć” (Bauman, 2006:120)
Sprawność duchowa oznacza umiejętność przyswajania wrażeń, reagowania na nie, podejmowania działań. Jej przeciwieństwem jest „niesprawność”, której symptomami są: „sflaczałość cielesna, melancholia, Enniu zwiotczenie duchowe (zmniejszona chłonność na przeżycia, przesycenie doznaniami, wyblakłość wrażeń), jak i zakłócenia procesów samo-bilansowania
się konsumpcji” (Bauman, 1995:55).
Tabela 1. Porównanie modeli jednostki w czasach nowoczesnych i ponowoczesnych
(Bauman, 1995)
Model jednostki
Kryteria
Jednostka
w czasach nowoczesnych
Jednostka
w czasach ponowoczesnych
Rodzaj energii
Człowiek jako nosiciel energii
kinetycznej
Człowiek
jako organizm doświadczający
Typ aktora
Aktor zdyscyplinowany:
regularność i powtarzalność
(monotonność zachowań)
Człowiek jako punkt wyjścia działania:
jego zachowania są spontaniczne,
urozmaicone i plastyczne
Relacja
do całości
Sam człowiek nie stanowił
całości; musiał się łączyć i
wiązać z innymi
Każdy człowiek stanowi zamkniętą
całość
Wzór idealny
konstrukcji
Zdrowie
Sprawność
za: Bauman, 1995, Ciało i przemoc w warunkach ponowoczesności, UMK Toruń, s.
53-55
406
W wymiarze empirycznym, prawdziwość twierdzenia o ważności
sprawności (fizycznej i intelektualnej) potwierdza ponowoczesna idolatria kult celebrytów. Na corocznie publikowanych listach celebrytów przez tygodnik FORBES – dominują ludzie dbający o ową sprawność i bycie fit (sportowcy, aktorzy, artyści, tzw. show biznes). Liczy się również piękno ciała, o które
należy dbać – dominuje kult ciała i cielesności. Bauman określa „<<kulturę
doby płynnej nowoczesności>> jako kulturę cechującą się niezaangażowaniem, nieciągłością i zapomnieniem” (Bauman: po. cit.,:67).
W sposób dość emocjonalny Giddens uzasadnia wybór terminu „późna nowoczesność”, którego dokonał w sposób świadomy i celowy. „ Aby uniknąć przynajmniej jednego przedrostka <<po->> lub <<post->>, których ogromna ilość pałęta się po stronach prac naukowych, wolę opisywać wspomniane przekształcenia instytucjonalne za pomocą terminu <<wysoko rozwinięta nowoczesność” lub <<późna nowoczesność>>” (Giddens, 2009:51, w:
Beck, Giddens, Lash).
2. Wizje kapitalizmu
Rozważania o kapitalizmie w omawianych przeze mnie podejściach
autorów ponowoczesnych dotyczą zarówno skali makro (Giddens i jego wizja
światowej gospodarki kapitalistycznej nawiązująca do Wallersteina, kontekst
globalizacji, rozważany również przez Baumana, kwestia „społeczeństwa
ryzyka” wprowadzona do debaty przez Ulricha Becka), jak również skali mezzo (zmian instytucjonalnych, koniecznych do przystosowania się do „kultury
nowego kapitalizmu” Sennetta) i mikro (Bauman, Giddens – rozważania o
ewolucji modelu jednostki).
2.1. Wizja kapitalizmu według A. Giddensa
Anthony Giddens rozważania o kapitalizmie w ponowoczesnej perspektywie osadza w badaniach nad globalizacją i światową gospodarką kapitalistyczną (2008). Należy od razu zaznaczyć, że światowa gospodarka kapitalistyczna jest jednym z czterech wymiarów stworzonego przez niego modelu
globalizacji. Pozostałe trzy to: system państwa narodowego, światowy porzą407
dek militarny, międzynarodowy podział pracy (Giddens, 2008:51). Wszystkie
wyróżnione wymiary są wzajemnie połączone i oddziałują na siebie wzajemnie. Autor przyjmuje jako konieczny dla pojawienie się kapitalizmu globalnego warunek wymieniany przez Immanuela Wallersteina: istnienie światowego
kapitału. Początek tej formy kapitalizmu przypada na wczesny etap nowoczesności (XVI i XVII wiek). „Kapitalizm od początku był kwestią światowej
gospodarki, a nie państw narodowych (…) Kapitał nigdy nie pozwolił na to,
by jego aspiracje określane były przez granice państwowe” (Wallerstein,
1979: 19, cyt. za Giddens, 2008:50).
Kluczowym dla Giddensa pytaniem jest „w jakim sensie można organizację światowej gospodarki uznać za zdominowaną przez ekonomiczne mechanizmy kapitalizmu?” (Giddens, 2008:51). Autor podaje kilka powodów takiego stanu rzeczy. Po pierwsze: to państwa kapitalistyczne („czyli takie, w
których główną formę produkcji stanowią przedsiębiorstwa kapitalistyczne,
wraz z wynikającymi z tego stosunkami klasowymi ”) stanowią podstawowe
ośrodki władzy w gospodarce światowej (ibidem, 52). Ich polityka wewnętrzna i zagraniczna reguluje w szerokim zakresie gospodarkę, ale stara się ją
oddzielić od polityki. Taki system umożliwia funkcjonowanie korporacji transnarodowych, które wprawdzie mają swoją siedzibę w jakimś kraju, ale funkcjonują w skalo globalnej, w różnych rejonach świata. Po drugie: korporacje
transnarodowe są dziś prawdziwymi potęgami, których obroty często przewyższają budżety wielu państw. Przewaga państw polega na monopolu na kontrolę środków przemocy na własnym terytorium. Zatem mamy swoisty system
dwuwładzy: „Jeżeli państwa narodowe są głównymi <<aktorami>> w obrębie światowego porządku politycznego, to korporacje są najważniejszymi
podmiotami światowej gospodarki” (Giddens, tamże, 52). Po trzecie: rola i
miejsce każdego kraju w światowym porządku politycznym jest warunkowana
„poziomem jego bogactwa (oraz powiązaniem majątku z siłą militarną), czyli
de facto zależy od jego pozycji gospodarczej.
2.2. Spojrzenie Zygmunta Baumana
Analizy Baumana w odniesieniu do kapitalizmu stytuuję się na po-
408
ziomie mezo analizy (instytucji) i mikro (aktorów społecznych, jednostek).3
Baumana bowiem, nawet przy analizie procesów (skala makro), interesują
przede wszystkim ich społeczne konsekwencje, parafrazując podtytuł jego
książki o globalizacji, „ i co z tego dla ludzi wynika” (2000).
Zacznę od przytoczenia cytatu, który pokazuje krytyczny stosunek autora do współczesnej wersji kapitalizmu. Zobaczmy zatem jakie zarzuty stawia jej Bauman. „Wiele z zarzutów, jakie młody Karol Marks wytoczył z górą
półtora wieku temu równie co on młodemu, buńczucznemu, zuchwałemu i
czupurnemu kapitalizmowi (choćby i wróżba nieuchronnej proletaryzacji wyzyskiwanych najemników fabrycznych), okazało się samoobalającymi się
przepowiedniami. Dwa jednak oskarżenia – o marnotrawstwo dóbr i znieczulicę moralną – wytoczone przez pionierów socjalizmu kapitalizmowi, nie utraciły nic ze swej mocy ani aktualności; jeśli już, to dowody kapitalistycznej winy
gromadzą się dziś i pęcznieją w bezprecedensowej, bo planetarnej skali –
najbardziej bodaj jaskrawo na obszarach dziś dokonującej się, z opóźnieniem,
<<pierwotnej akumulacji kapitału>>. Choćby w Indiach, owym koronnym
przykładzie oszałamiających postępów kapitalistycznej globalizacji, garstka
multimiliarderów współżyje z 250 milionami ludzi zmuszonych do wegetowania za jeden dolar dziennie. 42,5% dzieci poniżej 5 lat cierpi z niedożywienia;
8 milionom dotkliwy, a bezlitosny głód doskwiera na co dzień, deformując je
na resztę życia fizycznie i psychicznie, a 2 miliony z ich grona z tegoż powodu
skazując corocznie na śmierć. Ale bieda, wraz z jej nieodłącznymi towarzyszami – upośledzeniem, upokorzeniem i brakiem perspektyw życiowych – nie
tylko trwa w krajach, które zaznawały niedoli, nędzy i niedożywienia od niepamiętnych czasów: odwiedza ona dziś ponownie kraje, które – jak się do niedawna zdawało – przepędziły ją ze swych granic raz na zawsze i skutecznie się
przed jej powrotem zabezpieczyły”4.
Zatem głównymi zarzutami stawianymi kapitalizmowi jest „marnotrawstwo dóbr” i niski poziom etyczny. To , co zmieniło się od początków
kapitalizmu, to zasięg tych zjawisk. Wraz z globalizacją stały się one problemem „planetarnym” i skutkują również globalnymi konsekwencjami: bieda,
3
4
Zaznaczam, że ograniczam się jedynie do kwestii związanych z kapitalizmem, nie odnosząc się w tym
miejscu do rozważań o globalizacji (Bauman, 2000), czy paradygmacie konsumpcji.
Zygmunt Bauman, Socjalizm potrzebny od zaraz, 29.09.2010, za: http://www.krytykapolityczna.pl
/SeriaIdee/Socjalizmpotrzebnyodzaraz/menuid-82.html
409
praca dzieci. „Wszystkie dostępne kapitalizmowi sposoby radzenia sobie z
kłopotami, które sam na co dzień i w masowej skali wytwarza, zakładają nieprzerwany wzrost dochodów5. A znów ów wzrost dochodów <<reprodukcją
rozszerzoną>> zwany jest nie do pomyślenia bez znajdowania i przechwytywania pod eksploatację coraz to nowych <<ziem dziewiczych>>, dotąd przez
kapitalizm nietkniętych, a więc dotąd jego logice samo pożerania nie poddanych, z sił żywotnych (czytaj: dochodowego potencjału, zdolności pomnażania
zysków) jeszcze nie wyssanych i z żyzności nie obrabowanych”. 6
Dlaczego, skoro globalny bilans jest taki zły, ludzie wciąż podtrzymują trwanie tej formacji społeczno-gospodarczej? Co dziś proponuje nam kapitalizm? Co jest w nim atrakcyjnego? Zdaniem Baumana, to przede wszystkim
kultura konsumpcji, która zdominowała wszelkie aspekty naszego życia: społeczno-kulturowe, ekonomiczne, polityczne. Konsument wyparł obywatela
(Bauman, 2000, podziela to również Sennett, 2010,125-141). Konsumpcja w
ponowoczesnej wersji kapitalizmu wyparła produkcję. Ona jest siłą sprawczą i
napędową do budowy tożsamości jednostki, grupy, do sprawowania władzy.
„Konsumpcja stała się doskonałą metodą podkreślania różnic społecznych i
zyskiwania pewności siebie. Jednocześnie zapobiega wyrzutom sumienia. Jeśli
ludziom brakuje czasu dla rodziny, bo muszą zarabiać na utrzymanie, szukają
kompensacji. A rynek oferuje materialną namiastkę troskliwości i, przyjaźni,
miłości. Akt zapłaty w kasie zastępuje wyrzeczenie, które mogłoby się wiązać z
odpowiedzialnością za innych.” 7
Według Baumana zatem kapitalizm, to nie tylko formacja polityczna
(poziom makro), ale sposób życia jednostek (poziom mikro). „ Sposób życia
przyjęty od pewnego czasu przez gatunek Homo sapiens, sposób ochrzczony
mianem <<kapitalizmu>>, (...) polega, nie tyle na samoodtwarzaniu się, ile
na kompulsywnej ekspansji; nie mógł kapitalistyczny sposób życia i ludzkiego
współżycia trwać inaczej niż na drodze <<reprodukcji rozszerzonej>> wbudowanej w jego sposób istnienia – będącej jego sposobem istnienia”.8
Bauman wskazywał na mechanizm „uwodzenia”, który sprawia, że
5
6
7
8
Pogrubienie MM-Z.
Bauman Z., Panika wśród pasożytów, czyli komu bije dzwon, „Gazeta Wyborcza”, 2–3 października
2010.
Bauman Z., Samotni chodzą stadami, rozmowa Hansa von der Hagena, „Süddeutsche Zeitung”, tłum.
„Forum”, 26 kwietnia 2011.
Bauman Z., Panika wśród pasożytów, czyli komu bije dzwon, „Gazeta Wyborcza”, 2–3 października
2010.
410
kapitalizm rozumiany jako styl życia jest po prostu atrakcyjny, dysponuje siłą
przyciągania na podobieństwo Steinerowskiej „kultury kasyna”. Mechanizm
składa się z „(…) ulotnych radości z przybytków i niezaznanych przedtem uciech. Smutków ze strat i zawiedzionych nadziei oraz obaw przed przyszłością
niejasną i pełną pułapek. George Steiner określił kontekst naszego życia
<<kulturą kasyna>> – a ludzie ciągle garną się do kasyna wabieni szansą
lub uciekają przed nim przerażeni ryzykiem. A kapitalizm bez kultury kasyna
to jak Mahomet bez brody albo ryba bez wody. Nie zanosi się więc w najbliższym czasie na to, by kapitalizm miał się jakoś zmienić lub by miano go odmienić.”9 Ta przyczyna powoduje dość pesymistyczną wizję przyszłości kapitalizmu według Baumana. Z jednej strony mamy bowiem świadomość wyczerpywalności zasobów, a z drugiej „atrakcyjność” konsumpcji. Wzmacnia to
jedynie system pracy stosowany w korporacjach, polegający na odchodzeniu
od drobiazgowej kontroli i powierzaniu coraz większej liczny spraw pracownikom. Nastąpiła zatem zmiana stylu zarządzania.10 Niestety, mimo pozornej
atrakcyjności jest on w rezultacie oparty na jeszcze większej kontroli.11 „(….)
To pułapka. Nowy system jest wygodny tylko dla zwierzchników, bo uwalnia
ich od uciążliwej harówki, jaką jest detaliczne określanie zadań podwładnych,
pilnowanie, by się zaleceń kurczowo trzymali, i dźwiganie odpowiedzialności
za rezultat. To podwładny musi teraz co dzień na nowo dowodzić swej pomysłowości, ostrości zębów i pazurów, giętkości i zwinności – innymi słowy, przydatności dla korporacji, której zawołaniem jest teraz nieustająca lustracja
panoramy zmiennych szans i możliwości. W wyciskaniu z podwładnych maksymalnego wysiłku nadzorcę zastąpił strach przed ubóstwem własnych walorów, spowszednieniem i zblaknięciem uzyskanego wprzódy uroku, a w efekcie
– przed wypadnięciem z rynkowej konkurencji. Zysk zatem dla korporacji
olbrzymi, ale dla pracowników i szerzej, stosunków społecznych, wątpliwy”.12
9
10
11
12
Kokoszka, I., 20 pytań do... Zygmunta Baumana, Forbes, 26.07.2010, http://www.forbes.pl/artykuly/
sekcje/20-pytan-do/20-pytan-do----zygmunta-baumana,5586,3
(…) Czasy drobiazgowej reglamentacji i rutynizacji czynności oraz wścibskiego i wszędobylskiego
nadzoru ustąpiły miejsca cedowaniu na podwładnych decyzji i odpowiedzialności. Nowy styl zarządzania
udostępnia do eksploatacji nowe połacie ludzkiego potencjału, jak np. osobista inicjatywa i odbiegające
od szablonu cechy osobowości, na jakich eliminowanie wdrażanych jednolitych standardów tradycyjne
zarządzanie biurokratyczne traciło wiele wysiłku i pieniędzy (ibidem).
Możliwości kontroli, a także „uelastyczniania” czasu pracy znacznie się zmieniły po pojawieniu się
nowych mediów. Tak zwany służbowy telefon komórkowy, laptop z dostępem do Internetu , iPad to doskonałe narzędzia kontroli i narzucania tzw. „nienormowanego czasu pracy.”
Kokoszka I., 20 pytań do... Zygmunta Baumana, Forbes, 26.07.2010, http://www.forbes.pl/artykuly/
sekcje/20-pytan-do/20-pytan-do----zygmunta-baumana,5586,3
411
2.3.„Nowa kultura kapitalizmu” w ujęciu Richarda Sennetta
Richard Sennett, amerykański socjolog, obecnie pracujący w London
School of Economics i New York Universoty, kwestiom kapitalizmu poświęcił co najmniej 3 ważne książki (”Korozja charakteru. Osobiste konsekwencje
pracy w nowym kapitalizmie”, "Upadek człowieka publicznego", "Kultura
nowego kapitalizmu"), ale jest to tylko jeden z jego tematów badawczych.13
Sennett zastanawia się w nich: nad kryzysem legitymizacji kapitalizmu („Kultura nowego kapitalizmu”), nad zmianami na poziomie jednostek
wynikającymi z przemian kapitalizmu („Korozja charakteru. Osobiste konsekwencje pracy w nowym kapitalizmie”, oraz wpływem kapitalizmu przemysłowego na przemiany w sferze publicznej ("Upadek człowieka publicznego"). Ja pragnę się skupić na „kulturze nowego kapitalizmu”, przyjrzyjmy się
zatem na czym ona polega, jakie są jej mechanizmy składowe?
Ewolucja kapitalizmu polega zdaniem autora na przejściu do kapitalizmu przemysłowego do globalnej i elastycznej gospodarki. Takie przejście
było możliwe m.in. dzięki nowym technologiom, do których podchodzi w
sposób bardzo entuzjastyczny. Sennett uzasadnia dlaczego kapitalizm przetrwał. Wymienia 3 czynniki: wzrost materialny, model sprzyjający wolności
ekonomicznej oraz wolność (wyzwolenie ludzi z niewolnictwa). Sennett rekonstruuje wersję kapitalizmu z pierwszej połowy XX wieku – czasów biurokratyzacji i „żelaznej klatki racjonalizacji” Maksa Webera, opisaną w „Etyce
protestanckiej a duch kapitalizmu”. Były to czasy intensywnej industrializacji,
w zarządzaniu obowiązywały cele i metody maksymalizacji efektywności
pracy proponowane przez Henry’ego Forda i Frederica Taylora. Autor skupia
się jednak na pozytywnych aspektach tej formy kapitalizmu. Zalicza do nich
przede wszystkim poczucie zakorzenienie jednostki w danym systemie, fabryce, które jednostka miała dzięki gwarancji zatrudnienia. Według Sennetta ta
wersja kapitalizmu, oparta na Weberowskim porządku opisanym na wzór
organizacji wojskowych - to kapitalizm społeczny (2010:24-40). Charakteryzował się on: systemem efektywnej władzy zorganizowanej na wzór piramidy.
„Piramida jest zracjonalizowana, czyli każda jej część, każde stanowisko ma
określoną funkcję. Idąc w górę hierarchii dowodzenia, na każdym kolejnym
13
Autor zajmował się również socjologią miasta, badaniami empirycznymi nad warunkami życia robotników oraz przemianami przestrzeni publicznej. Jest również autorem kilku powieści.
412
poziomie napotykamy coraz mniej osób, które są jednak coraz bardziej wpływowe: idąc w przeciwną stronę: im niżej w hierarchii tym mniej władzy mają
ludzie, lecz większą ich liczbę organizacja może włączyć do swojego systemu”
(Ibidem:25). Ponadto, ważnym elementem w koncepcji Webera był czas; funkcje są ustalone i statyczne, tak by dana organizacja trwała bez względu na to,
kto zajmuje stanowisko. „Biurokracje uczą dyscypliny odroczonej gratyfikacji”, czyli uczą skupiać się na nagrodach, które czekają w przyszłości. To
różni je od armii, gdzie obowiązuje „natychmiastowa gratyfikacja”. „Żelazne
klatki dostarczały ram czasowych dla życia z innymi ludźmi” (Ibidem:31).
Jednostka czuła, że miała swoje miejsce w strukturze społecznej i gospodarczej. Dodatkowo taką wizję wzmacniało państwo opiekuńcze, które też działało na wzór „biurokratycznej piramidy”. System świadczeń działał jako „uniwersalne uprawnienia” (Ibidem:28).
Dlaczego zatem ten Bismarckowsko-Weberowski system upadł? Zdaniem Sennetta powodem był brak legitymizacji tej formy kapitalizmu. Autor
wymienia trzy grupy przyczyn. Po pierwsze: nastąpiło „przejście od władzy
menedżerów do władzy udziałowców w dużych przedsiębiorstwach” (Ibidem,
32). Nastąpiło to w momencie załamania się porozumienia z Bretton Woods w
latach 70. XX wieku, kiedy to wielka nadwyżka kapitału inwestycyjnego została uwolniona w skali globalnej, zainteresowały się nim m.in. bogate w ropę
naftową państwa Bliskiego Wschodu, banki niemieckie, japońskie i amerykańskie, jak i chińskie sieci w basenie Pacyfiku. Nastąpiła zmiana postaw inwestorów, którzy „przyjęli rolę aktywnych sędziów: momentem zwrotnym w kwestii udziału właścicieli w działaniu firmy była chwila, gdy fundusze emerytalne, kontrolujące ogromne ilości kapitału, zaczęły wywierać nacisk na zarządzających. Rosnący stopień wyrafinowania instrumentów finansowych, takich
jak wykup lewarowany (leveraged buy out), oznaczał, że inwestorzy mogli
zakładać i niszczyć korporacje, podczas gdy pracujący w nich menedżerowie
musieli się temu bezradnie przyglądać” (Ibidem, 34).
Po drugie: wzmocnieni inwestorzy- pragnący szybkich rezultatów ,
stworzyli kadry zarządzające do decydowania o tzw. „niecierpliwych kapitałach”. Chodziło o jak najszybsze zyski, zatem przeważały strategie krótkoterminowe (sprzedaż i kupno akcji) niż długoterminowe (trzymanie akcji).
Po trzecie: ważną rolę w odejściu od modelu Weberowskiego odegrały nowe technologie informacyjno-komunikacyjne, co potwierdza wielu bada413
czy (Castells, Sassen, Florida). „Globalny system gospodarczy przechodzi
wielką transformację – od kapitalizmu przemysłowego opartego na industrializmie, do kapitalizmu informacyjnego, którego zasadą jest informacjonizm.
Industrializm jest zorientowany na wzrost gospodarczy, tj. na maksymalizację
produkcji; informacjonizm jest zorientowany na rozwój technologiczny, tj. na
akumulację wiedzy oraz na wyższy poziom złożoności w przetwarzaniu informacji (Castells, Himanen, 2009). Nowe technologie stworzyły nowy model w
dystrybucji informacji, zarządzaniu nią oraz stworzyły możliwości automatyzacji produkcji. Ta ostatnia przyniosła ze sobą także zagrożenie dla robotników (część ich zadań zastępują maszyny) w postaci tzw. „uelastycznia zatrudnienia” oraz konieczność dokształcania się i uzupełniania wiedzy, jak i kwalifikacji.
W kulturze nowego kapitalizmu pojawiły się trzy deficyty społeczne:
lojalności, nieformalnego zaufania oraz wiedzy instytucjonalnej (Ibidem, 58).
Jak tłumaczy Sennett „ Nawet jeśli wartość pracy dla jednostek pozostaje
znacząca, jej prestiż moralny się zmienia. Praca dla nowoczesnych organizacji sprawia, że giną z pola widzenia dwa kluczowe elementy jej etyki odroczona gratyfikacja oraz terminowe myślenie strategiczne. W ten sposób kurczy się
sfera tego, co społeczne, a pozostaje kapitalizm” (Ibidem, 66).
Na rynku pracy pojawia się najgorsze „widmo nieprzydatności”: w
postaci bezrobocia, zatrudnienia na pół etatu czy innych elastycznych form
pracy. Pociąga to za sobą zanik „kunsztu” i „merytokracji” w pracy, bowiem
teraz „nowoczesne firmy i elastyczne organizacje potrzebują ludzi, którzy
mogą się nauczyć nowych umiejętności, a nie przywiązanych do tych już nabytych” (ibidem, 92). Wpływa to zatem na zmianę etyki pracy, bowiem obowiązujący system nie docenia owego kunsztu i perfekcyjności. Zamiast tego ceni
elastyczność i szybkość przekwalifikowywania się. Sennett, częściowo za
Baumanem, wskazuje na wagę i rolę konsumpcji, a przede wszystkim na metody jej pobudzania, zaliczając do nich „branding” czyli budowanie marki
oraz potencję – ukryte możliwości produktu. Budowaniu marki sprzyja i pomaga reklama, wykorzystująca mechanizmy psychologiczne, socjologiczne do
zwiększenia siły perswazji i manipulacji.
Znaczenie Sennettowskiej potencji najlepiej obrazują przykłady z
dziedziny nowych technologii komunikacyjnych czy branży elektronicznej.
„Powszechnym zjawiskiem w branży elektronicznej jest to, że przeciętny kon414
sument kupuje sprzęt, którego możliwości nigdy nie wykorzysta: potężne twarde dyski mogące przechowywać czterysta książek, choć większość użytkowników w najlepszym razie zapisze tam kilkaset stron listów, czy oprogramowanie, które na zawsze pozostanie nieuruchomione” (Sennett, 2010:120). Dla
Sennetta ikonicznym przykładem produktu z potencją jest „iPod, zdolny do
przechowywania i odtwarzania 10 000 trzyminutowych piosenek. Ale jak należy zabrać się do wyboru 10 000 piosenek lub znaleźć czas, by je ściągnąć?
Według jakich zasad posegregować 500 godzin muzyki zawartej w małym,
białym pudełku? Czy można zapamiętać 10 000 piosenek, by móc wybrać tę
jedyną, której ma się ochotę w danej chwili posłuchać. (Ten wyczyn ludzkiej
pamięci oznaczałby w przypadku muzyki klasycznej zdolność przechowywania
w pamięci praktycznie wszystkich kompozycji Jana Sebastiana Bacha)”
(2010:121). Owym nieograniczonym możliwościom ulegamy wszyscy. Sam
autor, bądź co bądź świadomy tej pułapki, przyznaje się, że w nią wpadł.
„Sprzedawca, który opchnął mi I-Poda, rzekł bezwstydnie: <<Możliwości są
nieograniczone>>. Kupiłem” (ibidem). Taki mechanizm, wspomagany dodatkowo celowym postarzaniem produktów, jest motorem konsumpcji.
Kolejnym aspektem „kultury nowego kapitalizmu” jest wpływ konsumpcyjnego paradygmatu na politykę. Podobnie jak dla Baumana, dla Sennetta konsument wypiera obywatela. Demokracja staje się łatwa w obsłudze, a
to nie sprzyja oparciu demokracji na wiedzy.
Sennett krytycznie patrzy na tę formę kapitalizmu, zarzucając jej
przede wszystkim powierzchowność w wymiarze polityki, pracy. Książkę swą
kończy przypuszczeniem, że „być może bunt przeciwko tej ułomnej kulturze
ustanowi nasz kolejny nowy rozdział” (ibidem: 156).
3. A co dalej ? Jakie scenariusze przyszłości?
3.1. Pesymistyczne wizje A. Giddensa i Z. Baumana
Giddens zadaje również pytanie o przyszłość kapitalizmu, a raczej o
to, co nastąpi po nim? Bowiem, jak uważa, „niemożliwe jest przeciąganie
kapitalistycznej akumulacji w nieskończoność, ponieważ nie jest ona samowystarczalna pod względem surowców” (Giddens, op.cit 117). Zatem najbar415
dziej prawdopodobnym scenariuszem jest „porządek postniedoboru” (bowiem
przypadnie on, a częściowo już mamy z tym do czynienia - na ponowoczesne
czasy). „Porządek postniedoboru” wprowadza nowoczesne niebezpieczeństwa, które mogą skutkować (i już to robią) groźnymi następstwami. Autor
wymienia 4 rodzaje takowych: rozrost siły totalitarnej, konflikt jądrowy lub
wojna na szeroką skalę, zniszczenia lub katastrofa środowiska oraz załamanie
się mechanizmów gospodarczego wzrostu (Giddens, 2008:121).
Autor kończy swoje rozważania dość pesymistycznie, ale ma nadzieję, że taki alarmistyczny ton przyczyni się do wstrząsu społecznego i zmuszenia nas wszystkich do działania. „Żadne siły opatrzności nie zainterweniują,
by nas zbawić; żadna historyczna teleologia nie daje gwarancji, że druga wersja ponowoczesności nie wyprze pierwszej. Apokalipsa stała się banałem, tak
bardzo obecna jest dziś w codziennej wyobraźni; jednak podobnie jak wszystkie parametry ryzyka może stać się rzeczywistością” (Giddens, ibidem;122).
Przypomina to wizję Baumana, a również i Becka, który dotyka tematu wprowadzając bardzo pojemnie pojęcie „społeczeństwa ryzyka”. Wszyscy
przytaczani autorzy apelują zatem o zmianę dotychczasowego stylu życia,
opamiętanie się w bezustannej konsumpcji, będącej napędową siłą kapitalizmu.
Wizje przytaczanych autorów są dosyć pesymistyczne. Mimo, że
wskazują na alternatywę, nie wierzą, że zostanie ona zaakceptowana. Winią za
to zbyt duże dysproporcje w rozwoju i dochodach w świecie. Wciąż dla wielu
ludzi – model konsumpcji promowany przez kapitalizm – „kulturę nowego
kapitalizmu” (Sennett) jest raczej celem, pragnieniem, o którego realizacji
marzą. Aktualne, coraz liczniejsze podziały społeczne (bowiem, istotnym ich
kryterium są wzory konsumpcji w różnych wymiarach: ekonomicznym, kulturowym, czy nawet politycznym) nie sprzyjają uspokojaniu nastrojów. Niespełnione pragnienia prowadzą raczej do frustracji, które w skali masowej
mogą skutkować wybuchem społecznym14, czy wręcz rewolucją.15 Na razie
14
Najlepszym przykładem tego jest seria protestów rozpoczęta przez ruch Occupy Wall Street, trwających
począwszy od 17 września 2011 w Zuccotti Park w Nowym Jorku. Zostały zapoczątkowane m.in. przez
kanadyjską grupę aktywistów z organizacji Adbusters . Potem, rozprzestrzeniły się na wiele krajów europejskich. ”Uczestnicy, którzy nazywają siebie "99 procentami" (ang."99 percenters"), protestują głównie przeciwko nierównościom społecznym, chciwości korporacji, banków oraz przeciwko nadmiernemu
wpływowi bankierów, menedżerów wielkich korporacji i lobbystów na rząd”. za: http://pl.wikipe
dia.org/wiki/Okupuj_Wall_Street, data dostępu 5 lipca 2012. Zdaniem Richarda Floridy, cel protestów
został źle sformułowany. „Okupuj Wall Sreet odwołuje się do ideału równości. To oczywiście jest słuszne, Ale ludzie tego nie kupują. Więcej ludzi przychodzi bronić czystego powietrza” (Florida, 2012:119).
416
obywatele-konsumenci – zdaniem Baumana - ograniczają się do protestów w
imię obrony dotychczasowych zasad konsumpcji (opartej w dużej mierze na
kredytach16), a której kres położył kryzys 2008+.17
Bauman uważa system kapitalistyczny za szkodliwy, nazywając
go wręcz „pasożytniczym”, ale – pozostając przy tej metaforze – jak każdy pasożyt posiada niezwykłe umiejętności przetrwania i wyszukiwania
coraz to nowych żywicieli. „Mówiąc bez ogródek, kapitalizm to w istocie
system pasożytniczy. Jak każdy pasożyt, może rozwijać się, gdy znajdzie żywiciela – organizm, na którym jeszcze nie żerował. Jako pasożyt szkodzi żywicielowi i prędzej czy później niszczy warunek własnego dobrobytu, czy
nawet przetrwania. Róża Luksemburg, pisząc w epoce szalejącego imperializmu i podbojów terytorialnych, nie przewidziała – i przewidzieć nie mogła –
tego, że przednowoczesne ziemie egzotycznych kontynentów nie były jedynymi potencjalnymi <<żywicielami>>, dzięki którym kapitalizm mógł przedłużać swoje życie i inicjować kolejne okresy rozkwitu. Dziś, sto lat później,
wiemy już, że siła kapitalizmu tkwi w jego zadziwiającej pomysłowości w
wyszukiwaniu nowych gatunków żywicieli – gdy tylko dotychczas wyzyskiwane gatunki ulegają przerzedzeniu lub giną – i w jego wręcz wirusowych
zdolnościach przystosowawczych oraz szybkości, z jaką dostosowuje się do
nowych pastwisk. Obecny <<krach kredytowy>> nie oznacza końca kapitalizmu, lecz tylko spustoszenie kolejnej łąki.” 18
15
16
17
18
Taka wizja obecna jest w rozważaniach Baumana, publikowanych w formie artykułów na łamach lewicowego Social Europe Journal, często przedrukowywanych przez Krytykę Polityczną, której środowisko
również podziela tę wizję.
Dla Baumana karta kredytowa jest ikonicznym wręcz narzędziem do ponowoczesnego „uwodzenia” w
społeczeństwie konsumpcyjnym. Karty „ Trafiły one "na rynek" pod wiele mówiącym i wyjątkowo uwodzicielskim hasłem: "take the waiting out of wanting" (nie zwlekaj z zaspokojeniem zachcianek). Pragniesz czegoś, ale brak ci na to pieniędzy? W dawnych czasach, które na szczęście przeminęły, zaspokojenie musiałoby poczekać (zdaniem Maxa Webera, odroczenie to było zasadą, która umożliwiła nadejście
kapitalizmu). Trzeba byłoby zacisnąć pasa, odmawiać sobie przyjemności, wydatki planować rozważnie i
oszczędnie, a to, co uda się w ten sposób odłożyć, wpłacać na książeczkę, wierząc, że dzięki należytym
staraniom i przy wielkiej cierpliwości uzbiera się wreszcie sumę pozwalającą zrealizować marzenia.
Dzięki Bogu i hojności banków raz na zawsze z tym skończyliśmy Dzięki karcie kredytowej możesz ten
porządek odwrócić: ciesz się teraz, a płać później! Karta kredytowa pozwala ci zarządzać zaspokajaniem
własnych potrzeb: dostajesz rzecz wtedy, gdy jej chcesz, a nie dopiero wtedy, gdy na nią zarobisz.”
http://www.neurokultura.pl/publicystyka/133-zygmunt-bauman-kapitalizm-sie-chwieje.html, data dostępu
5 lipca 2012.
Interview – Zygmunt Bauman on the UK Riots, 15.08.2011, http://www.social-europe.eu/2011/08/
interview-zygmunt-bauman-on-the-uk-riots/, data dostępu 7 lipca 2012.
http://www.neurokultura.pl/publicystyka/133-zygmunt-bauman-kapitalizm-si-chwieje.html, data dostępu
5 lipca 2012.
417
3.2. Trochę optymizmu R. Floridy
Ale, aby nie pozostawać jedynie przy tych pesymistycznych wizjach,
zwrócę uwagę na spojrzenie optymistyczne co do przyszłości, które prezentuje
amerykański intelektualista Richard Florida, badacz globalnego miasta, autor nośnego dla wyjaśniania ponowoczesnych procesów - pojęcia klasa kreatywna19 (Florida, 2011). Jego zdaniem, jesteśmy świadkami zderzenia dwóch porządków : starego i nowego. Jak wyjaśnia w wywiadzie udzielonym Jackowi
Żakowskiemu obecna sytuacja jest „Trochę jak u Marksa, który opisał wyłanianie się kapitalizmu ze sztywnej skorupy systemu feudalnego. Teraz mamy
kreatywny, innowacyjny, indywidualistyczny, napędzany przez przyciągający
talenty metropolie nowy system wyłaniający się w otoczeniu starego porządku
przemysłowego” (Florida, 2012:116).
Rewolucja – mniej radykalna - jego zdaniem już trwa, na co wskazują
konflikty społeczne w Afryce Północnej, w Europie, w USA, w Azji Południowo-Wschodniej i w Rosji. „Porządek, który się wyłania uprzywilejowuje
metropolitalną, lepiej wykształconą, indywidualistyczną, kreatywną część
współczesnych społeczeństw. Dzieje się to kosztem słabiej wykształconych,
prowincjonalnych, tradycyjnych, mniej mobilnych, związanych z produkcją
materialną społeczeństwa. Tym ludziom grunt usuwa się spod nóg. Jakość ich
życia spada” (Florida, 2012: 117). Florida nie przewiduje walki klas i systemów na wzór tej trwającej od połowy XIX wieku do połowy XX wieku. Nie
podpisuje się pod pesymistyczną wizją zmiany opłaconej chaosem, regresem
kulturowo-społecznym. Jego optymizm budowany jest na dość racjonalnych
przesłankach , jak np. badania wartości Ronalda Ingleharta. Wynika z nich, że
w świecie wzrasta liczba ludzi zainteresowanych jednoczeniem się wokół
wartości postmaterialistycznych, dotyczących dóbr publicznych (ekologia,
zielona energia, zdrowa żywność, czyste powietrze itd.), niż wokół interesów
partykularnych i grupowych. Florida postuluje redefinicję kapitalizmu właśnie
19
Richard Florida w środowisku naukowym jest postacią kontrowersyjną, zarzuca się jego pracom bardziej
publicystyczny niż naukowy charakter (socjologowie raczej krytycznie podchodzą do jego koncepcji).
Gościł w Polsce na zaproszenie Ministerstwa Rozwoju Regionalnego w listopadzie 2011 roku. Był gościem konferencji „Zintegrowane podejście do rozwoju”, towarzyszącej nieformalnemu spotkaniu ministrów polityki regionalnej i rozwoju w ramach programu polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej. Wygłosił referat "Wielki Reset" - Rola klasy kreatywnej w modernizacji globalnej gospodarki, por.
http://www.mrr.gov.pl/aktualnosci/rozwoj_regionalny/Strony/Przyszloscpolitykispojnosci_przyszlosc_E
uropy_konferencjewPozaniu.aspx oraz http://www.mrr.gov.pl/konferencje/Poznan/pl/Strony/Materialy
konferencyjne.aspx, data dostępu 5 lipca 2012.
418
przez redefinicję fundamentalnych postulatów wytaczanych przeciwko kapitalizmowi, opartych na wartościach. Redefinicji wymaga zatem podstawowy
postulat równości. „Nie chodzi o utopię równego bogactwa, ale o świadomość,
że każdy człowiek powinien mieć poczucie celu i sensu życia, że każdy powinien mieć szansę takiej pracy, która jest wymagająca, twórcza, wciągająca i
daje dochody wystarczające by żyć. To jest warunek stabilnego ładu” (Florida,
2012:119). Prócz tego autor sugeruje przejście do nowoczesnych form demokracji bezpośredniej, możliwej dzięki rewolucji technologicznej i wykorzystywaniu nowych mediów.20 Taka forma miałaby być lekiem na brak uczestnictwa w dzisiejszych demokracjach, czego dowodem jest np. spadająca frekwencja wyborcza, świadcząca o wycofywaniu się ludzi z życia publicznego.
Zbyt silne jest przekonanie, że pojedynczy człowiek nie ma wpływu na działalność i decyzje decydentów ekonomicznych, politycznych. Florida widzi
potrzebę zmiany. Co więcej, jest przekonany, że właśnie się ona dokonuje. Jak
sam wyznaje : „Ja jestem bardziej optymistyczny. Szukamy nowego ładu częściowo wbrew sobie. To będzie trwało przynajmniej jedno pokolenie. Jak każdy wolałbym , żeby to się dokonało z dnia na dzień. Ale to musi trwać, To musi
się dokonywać metodą prób i błędów. To musi być proces uczenia się, przystosowywania, wzajemnych adaptacji, korekt” (Florida, 2012: 118).
Nam samym, nie pozostaje zatem nic innego jak aktywnie włączać się
w te procesy i sprawić, że zakończą się pozytywnie, a modele konsumpcji
ulegną racjonalizacji.
SCENARIOS OF CAPITALISM IN POSTMODERN SOCIOLOGICAL APPROACHES (Z.BAUMAN, A.GIDDENS,
R.SENNETT)
The author compares the theoretical approaches to capitalism proposed by some principal researchers of postmodernity: Zygmunt Bauman, Anthony Giddens, Ulrich Beck
and Scott Lash. In this context the author presents the concept of a “new culture of
20
Wychodzi tym samym naprzeciw stanowisku Giddensa: „Demokracja nie oznacza jedynie prawa jednostki do swobodnego rozwoju, ale również konstytucyjne ograniczenie jej udziału we władzy. „Wolność
silnych” musi być ograniczana, co nie jest jednak, o ile nie mamy do czynienia z anarchizmem, równoznaczne z pozbawieniem ich władzy” (Giddens, 2007).
419
capitalism” invented by Richard Sennett. The “New culture of capitalism” started
after the industrial capitalism, connecting the military Bismarckian model and
Weberian model of bureacracy.
In search of an answer regarding the future of capitalism, the author presents a pessimistic concept proposed by A. Giddens, Z. Bauman as well as Richard Florida’s positive scenario.
BIBLIOGRAFIA:
1.
Bauman Z. (1995) Wieloznaczność nowoczesna, nowoczesność wieloznaczna,
2.
przeł. J. Bauman, przekład przejrzał Z. Bauman, PWN Warszawa
Bauman Z., Globalizacja. I co z tego wynika dla ludzi, (2000), PIW Warszawa,
3.
przeł. Ewa Klekot
Bauman Z., Ponowoczesność, (2004), w: Słownik Społeczny, red. Szlachta B.,
Wydawnictwo WAM
4.
Bauman Z., (2000), Ponowoczesność jako źródło cierpień, Wydawnictwo SIC!,
Warszawa
5.
Bauman Z., (2006), Płynna nowoczesność, Wydawnictwo Literackie Kraków, ,
przełożył Tomasz Kunz
6.
Bauman Z., (2010), Panika wśród pasożytów, czyli komu bije dzwon, „Gazeta
Wyborcza”, 2–3 października 2010
7.
Bauman Z., (2011), Kultura w płynnej nowoczesności, Agora Warszawa
8.
Bauman Z., (2011), Samotni chodzą stadami, rozmowa Hansa von der Hagena,
Süddeutsche Zeitung, tłum. Forum, 26 kwietnia 2011
9.
Beck U., Giddens A., Lash S., (2009) Modernizacja refleksyjna. Polityka, tradycja i estetyka w porządku społecznym nowoczesności, PWN Warszawa, tłum. Ja-
cek Konieczny
10. Castells M., Himanen P., Społeczeństwo informacyjne i państwo dobrobytu, Warszawa 2009
11. Giddens A., (2006), Socjologia, przeł. Wydawnictwo Naukowe PWN Warszawa
12. Giddens A., (2008), Konsekwencje nowoczesności, przeł. Ewa Klekot, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków
13. Giddens A., (2007), Przemiany intymności, przeł. Alina Szulżycka, PWN, Warszawa
14. Florida R., (2010), Narodziny klasy kreatywnej, NCK Warszawa
15. Florida R. , (2012), Power to the cities, wywiad Jacka Żakowskiego, Polityka,
Niezbędnik inteligenta, nr 1 „Trzęsienie kapitalizmu, czyli jak zaczął się kryzys i
czym się skończy”, s. 116-120
420
16. Sennett R., (2007), Korozja charakteru. Osobiste konsekwencje pracy w nowym
kapitalizmie, tłumaczyli z jez. angielskiego: Jan Dzierzgowski, Łukasz Mikołajewski, seria: "Spectrum", wydawnictwo Literackie MUZA SA., Warszawa
17. Sennett R., (2009), Upadek człowieka publicznego, tłum. Hanna Jankowska, seria
Spectrum, Muza Warszawa
18. Sennett R., (2010), Kultura nowego kapitalizmu, tłum. Grzegorz Brzozowski,
Karol Osłowski, seria Spectrum, Muza Warszawa
NETOGRAFIA:
1.
Bauman Z., Socjalizm potrzebny od zaraz, 29.09.2010, za: http://www.krytykapo
2.
lityczna.pl/SeriaIdee/Socjalizmpotrzebnyodzaraz/menuid-82.html
Interview – Zygmunt Bauman on the UK Riots, 15.08.2011, http://www.socialeurope.eu/2011/08/interview-zygmunt-bauman-on-the-uk-riots/, data dostępu 7
3.
lipca 2012
Kokoszka I., 20 pytań do... Zygmunta Baumana, Forbes, 26.07.2010, za
http://www.forbes.pl/artykuly/sekcje/20-pytan-do/20-pytan-do----zygmunta-bau
mana,5586,1, data dostępu 7 lipca 2012
4.
http://www.neurokultura.pl/publicystyka/133-zygmunt-bauman-kapitalizm-siechwieje.html, data dostępu 7 lipca 2012
5.
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/kapitalizm_system_pasozytniczy_111633.ht
6.
ml, data dostępu 7 lipca 2012
http://www.krytykapolityczna.pl/Opinie/BaumanOnie-klasieprekariuszy/menuid-
7.
197.html, data dostępu 7 lipca 2012
http://www.mrr.gov.pl/aktualnosci/rozwoj_regionalny/Strony/Przyszloscpolitykis
pojnosci_przyszlosc_Europy_konferencjewPozaniu.aspx, data dostępu 5 lipca
2012
8.
http://www.mrr.gov.pl/konferencje/Poznan/pl/Strony/Materialykonferencyjne.asp
x, data dostępu 5 lipca 2012
Dr Małgorzata Molęda-Zdziech – Instytut Studiów Międzynarodowych, Kolegium
Ekonomiczno-Społeczne, Szkoła Główna Handlowa w Warszawie
e-mail: [email protected]
421
Dorota BRYLLA
„I DALI IM LOSY...”. WOKÓŁ PRZEOBRAŻEŃ W INTERPRETACJI ZJAWISKA DYWINACJI
W środowisku żydowskim i chrześcijańskim – tj. pośród rabinów
oraz chrześcijańskich teologów, ale też i „zwykłych” wierzących – za dogmat wręcz uznawany jest zakaz wykonywania czynności wróżebnych.
Dlaczego dogmat? Bo, po pierwsze, pierwsze biblijne przykazanie
orzeka: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną” („mówi” Bóg), a
wróżenie, tj. akt dywinacji, przybierać ma postać swoistego bożka, czynności przyjmującej boski status, na co Bóg nie zezwala, co ma go gniewać, złościć, w konsekwencji więc czego Bóg ma sobie nie życzyć. Wróżbiarstwo ma
być więc przejawem idolatrii, [...] ze szczególną cechą bluźnierczego przyswajania sobie prerogatyw wszechwiedzy Boga w odrzucaniu Jego autorytetu
[...] 1 . Stąd, po drugie, Biblia – w ślad za prawem żydowskim – potępia
wróżbiarstwo i wyraża się bardzo surowo o adeptach wróżbiarstwa (zob.
przede wszystkim Pwt 18, 10-122, ale też: Kpł 19, 263; Kpł 19, 314; Kpł 20,
275). Sam wróżbita bowiem ma rzekomo przypisywać sobie prawo do posiadania właściwości i cech boskich – reprezentowanych tu głównie przez omniscjencję, tj. (boską) zdolność przewidywania przyszłych wydarzeń. Wróżbita dokonujący czynności dywinacyjnej oskarżany jest w tej krytyce o „wydzieranie” owych przyszłych zdarzeń z boskiego zamysłu, tym samym
o swoiste „wchodzenie Bogu w kompetencje”, o lekceważenie Boga (jako
najwyższej i wszechpotężnej instancji) i w istocie o degradowanie go do ja1
2
3
4
5
Ks. Aleksander Posacki SJ, Propaganda wróżbiarstwa, spirytyzmu i magii, czyli mediumizm jako
antyreligia, na: http://archiwum.dlapolski.pl/informacje/wrozby (stan: 21-04-2013).
„Niech nie znajdzie się u ciebie taki, który przeprowadza swego syna czy swoją córkę przez ogień, ani
wróżbita, ani wieszczbiarz, ani guślarz, ani czarodziej, Ani zaklinacz, ani wywoływacz duchów, ani
znachor, ani wzywający zmarłych; Gdyż obrzydliwością dla Pana jest każdy, kto to czyni, i z powodu
tych obrzydliwości Pan, Bóg twój, wypędza ich przed tobą”; cytaty biblijne w niniejszym artykule według: Biblia to jest Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Towarzystwo Biblijne w Polsce, Warszawa 1996.
„[...] nie będziecie wróżyć ani czarować”.
„ Nie będziecie się zwracać do wywoływacz duchów ani do wróżbitów. Nie wypytujcie ich, bo staniecie się przez nich nieczystymi; Ja, Pan, jestem Bogiem waszym”.
„A jeżeli mężczyzna albo kobieta będą wywoływać duchy lub wróżyć, to poniosą śmierć. [...]”.
422
kiejś pomniejszej siły, nad którą człowiek może w jakiś sposób sprawować
kontrolę i której kompetencje może przejąć.
Zarzuty owe są oczywiście bezzasadne. Trudno porównywać człowieka do Boga, jeśli ten ostatni nie jest zantropomorfizowany. Bezosobowy
Bóg nie może „wiedzieć”, „komunikować się” itd. „Wiedzieć” o czymś może tylko ludzka lub nie, ale istota posiadająca umysł. Owa wiedza umysłowa
pozostaje w bezdyskusyjnym związku z pamięcią (zdolnością zapamiętywania), umiejętnościami myślenia, kojarzenia, uczenia się, spostrzegania (oczy!) oraz odczuwania emocji w, nomen omen, ciele. Umysł to psychiczny
element fizycznego mózgu. Mózg to organ ciała. Ciało (soma) to materia.
O Bogu domniemuje się w chrześcijańskiej wykładni teologicznej,
że umysł posiada, gdyż stwierdza się tu, że pozostaje on rozumny, a to na
mocy tego, że ma być osobą – czyni tak zarówno egzegeza katolicka, protestancka, jak i prawosławna, w których Bóg jest co prawda jeden, ale w
trzech osobach (Ojciec, Syn, Duch Święty), które to osoby na równi praw
współistnieją w boskiej istocie/boskiej pełni.
Interpretacja katolicka, wyrażona na przykład przez papieża Jana
Pawła II6, powołuje się na definicję „osoby” zaproponowaną przez rzymskiego filozofa Boecjusza (V/VI w.), brzmiącą: „Persona proprie dicitur rationalis naturae individua substantia”7, tj. „osoba jest to jestestwo jednotkowe natury rozumnej”8.
Tym samym, pomiędzy osobą a rozumem postawiony zostaje tu
swoisty znak równości – mówiąc osoba, teologowie mają na myśli istotę/jednostkę o rozumnej naturze.
Niemniej, o czym zostało wspomniane powyżej, owa rozumność
6
7
8
Katecheza środowa Jana Pawła II pt. „Trzy Osoby Boże”, wygłoszona 4 grudnia 1985; za:
http://www.katolik.pl/forum/read.php?f=1&i=234589&t=234588 (stan: 20-04-2013).
Boecjusz, De persona et duabus naturis, 3 (PL 64, 1343); za: http://www.katolik.pl/forum/read.php?
f=1&i=234589&t=234588 (stan: 20-04-2013).
Interpretacja chrześcijańska mówiąc o trójcy świętej ma na myśli, że w Jezusie Chrystusie poprzez
Ducha Świętego objawił się Bóg Ojciec, przy czym nie ma chodzić [...] o objawienie trzech osób, lecz
o odwieczne objawienie jednej istoty Bożej. Dogmat o Trójcy Św. przyjmujemy [tu: protestanci, ale jako przedstawiciele chrześcijan w ogóle – DB] jako słowne ujęcie wzajemnego odniesienia się do siebie
"osób" Trójcy Św., przy czym trzeba wiedzieć, że „osoba” w sensie nauki chrześcijańskiej ma [chciałoby się rzec: rzekomo – DB] inne znaczenie, niż się powszechnie przyjmuje. Mówiąc o trzech "osobach" w Trójcy jedynego Boga, nauka chrześcijańska chce zawsze przedstawić Tego, wobec którego
chrześcijanin staje ze czcią i z miłością w wierze. Jest on zawsze niepojęty, a zawsze bliski – Stwórca,
Zbawiciel, Pocieszyciel [http://old.luteranie.pl/pl/?D=27 (stan: 20-04-2013)]. Pojawia się tu próba
ominięcia antycypowanego problemu związanego z rozumieniem natury „osobowości” Boga, stąd owa
asekuracyjna konstatacja, że [...] „osoba” w sensie nauki chrześcijańskiej ma inne znaczenie, niż się
powszechnie przyjmuje.
423
(rozum), nawet posiadanie umysłu, musi iść w parze z posiadaniem mózgu,
co już ujawnia sprzeczności i kłóci się z ideą Boga jako bytu bezcielesnego.
Bóg bowiem jako kategoria z założenia transcendentna, pozaświatowa, będąca w opozycji do tego, co ziemskie i skończone, winna być kategorią niefizyczną, niematerialną – mózgu zatem (jako materialnego organu) Bóg
posiadać nie może. Kategoria osoby sprzężona jest z kategorią świadomości,
jaźni (jako epifenomenu funkcjonowania mózgu 9 ). Tej ostatniej Bóg nie
posiada – nie jest więc osobą.
Skoro zatem kategorie umysłu i rozumu - jako przejaw działalności
mózgu - wiążą się w łańcuchu korelacji z koniecznością posiadania obwodów neuronowych, będących de facto częścią fizycznego ciała, a Bóg z racji
swej boskości nie może być fizyczny, materialny, cielesny, to primo: występuje tu wewnętrzna kontradykcja w pojęciu Boga – co oznaczałoby, że błędem jest charakteryzowanie Boga przy użyciu kategorii umysłu i rozumu;
secundo (co pociąga za sobą powyższe): Bóg nie może być wiązany z żadnymi ludzkimi właściwościami i nie można o nim orzekać żadnych ludzkich
predykatów, a już na pewno niestosowne są te wskazujące na właściwe ludziom czynności: przemyśliwania, rozumienia, posiadania wiedzy o czymś
itd.
Implikuje to po pierwsze, że nie można mówić, jakoby osoba dokonująca dywinacji zawłaszczała sobie jakąś boską umiejętność i poprzez prekognicję, akt przewidywania przyszłości wchodziła w „domenę boską”. Czy
wróżbita faktycznie dokonuje aktu przewidywania, tzn. jest w stanie przewidzieć przyszłe losy – czy to jednostki, czy większych grup ludzkich – to już
inna kwestia. Istotą problemu jest tu konstatacja, że, w świetle przedstawianego stanowiska, trudno jest mówić o Bogu, który by o czymś „wiedział”, tj.
„wiedział” np. o tym, co się wydarzy (danemu człowiekowi), tj. – innymi
słowy – w swoim boski umyśle zawierał już niejako te wydarzenia, a to dlatego, że, co pokazano, jako takiego umysłu posiadać on nie może, co wynika
9
Termin epifenomen używany jest na stronach niniejszej pracy w sensie, jaki przypisywany jest mu na
gruncie filozoficznej orientacji epifenomenalizmu, tj. oznacza zjawisko (fenomen) wtórne wobec swojej przyczyny, ale z nią (jako zjawiskiem-fenomenem podstawowym) współwystępujące, przy kluczowej asercji o stanowieniu przezeń zjawiska (zdarzenia) o charakterze niefizycznym (mentalnym), będącym następstwem zjawiska (zdarzenia) o charakterze neurofizjologicznym. W ramach takiej optyki
uprawnione jest mówienie o świadomości, jaźni i umyśle (fenomenach/„zdarzeniach” niefizycznych,
swoiście mentalnych) jako epifenomenie (epifenomenach) pracy fizycznego mózgu (jako kategorii z
obrębu neurobiologii).
424
z bezcielesnej, amorficznej natury Boga (Bóg nie jest bytem fizycznym = nie
ma ciała = nie ma mózgu = nie ma umysłu).
Świadomość, będąca konsekwencją posiadania umysłu (a zatem wytwór funkcjonowania mózgu), okazuje się zatem cechą typowo ludzką
(a prawdopodobnie też i zwierzęcą). Świadomość to stan psychiczny związany z procesami myślowymi – jako wynik pracy mózgu – właściwy jednostce 10 . Mówiąc o fenomenie świadomości mówi się zatem o zjawiskach
chemicznych zachodzących w mózgu i w obwodach neuronowych. Świadomość i umysł to określenia stosowane do mówienia o aktywnościach mózgu (ludzkiego, zwierzęcego), a więc organu fizycznego (dodatkowo: świadomość i umysł tworzą tzw. osobowość). Pojęcie „umysłu Boga” czy też
„świadomości Boga” zatem, o ile nie jest kategorią dalece symboliczną lub
metaforyczną, nie odnajduje sensowności i nie powinna znajdować zastosowania. Osoba wróżąca nie zawłaszcza sobie w związku z tym boskiego terytorium, gdyż dokonując aktu dywinacji nie werbalizuje treści, które zawierałyby się w owym tzw. umyśle bożym.
Tym samym nie jest możliwe „urażenie”, „rozgniewanie”, „zmartwienie” czy „zasmucenie” Boga ewentualnym postawieniem wróżby i przepowiedzeniem przyszłości (tj. dokonanym czynem dywinacyjnym). Jeśli
Bóg jest bytem niecielesnym, to nie odczuwa na sposób ludzki i stany właściwe człowiekowi, jego nastrojowi, schematom myślowym, poznawczym,
emocjonalnym itd. nie znajdą odniesienia w sytuacji rozprawiania o Bogu.
Aby możliwe było mówienie o jakiejś relacji – wyrażającej się tu np. w
gniewaniu się na kogoś, wykazywaniu dezaprobaty wobec czyjegoś zachowania itd. (jak miałby prezentować się względem ludzi Bóg) – obie strony
musiałyby być bytem świadomościowym oraz być bytem, podmiotem pozostającym w „sprzężeniu zwrotnym”, tj. być de facto bytem osobowym, osobą.
A, jak wykazano, Bóg – z racji swojej niesomatycznej natury – nie
może być bytem osobowym. Pozostaje zatem transcendentnym absolutem i
jako taki – tj. jako „wymykający się” ludzkiemu poznaniu nieosobowy, nieskończony absolut – z definicji nie wchodzi w relacje z bytami skończonymi
10
Świadomość (w postaci psychicznych obrazów myśli, planów itd.) niefizycznie „zamieszkuje” mózg,
„wypełnia” sieci neuronowe.
425
(tj. z człowiekiem)11. Jeśli to, co boskie jest absolutem i tym, co nieskończone, obejmującym to, co względne i to, co skończone, to nie może być ono wyrażone w kategoriach osoby. Osoba bowiem może być tylko względna12.
Kolejne pytania: czy żydowska i chrześcijańska nauka o zakazie
praktykowania dywinacji nie jest sprzeczna z samym tekstem Biblii? Co
począć z pojawiającymi się na kartach biblijnych ksiąg opisami mówiącymi
o „rzucaniu losów”13? Czy nie przypominają one lub nawet w swojej istocie
nie są czynnościami wróżebnymi, dywinacyjnymi?
Poza tym, kategoria divinatio pojawia się i w samym nauczaniu
chrześcijańskim, występując w tym ostatnim jako „dar widzenia”. Pozwolimy sobie przytoczyć dłuższy fragment na temat fenomenu divinatio z klasyka religioznawstwa, Rudolfa Otto, jego wypowiedź następnie krótko analizując:
„Tam gdzie występuje prawdziwy dar widzenia (divinatio) „świętości w jej przejawach”, tam nabiera też znaczenia element, który należałoby
określić jako „współwystępujący znak”, wprawdzie nie jako właściwe nośne
podłoże daru widzenia, ale jako jego potwierdzenie, a mianowicie te elementy wyższego życia duchowego i wyższej mocy ducha nad naturą i otaczającym światem, które występują w historycznym obrazie Jezusa. Posiadają
one swoje analogie w powszechnej historii życia duchowego i historii religii.
Przejawiają się w talentach profesyjnych wielkich proroków Izraela jako wizjonerskie intuicje i wieszcze przeczucia, a w życiu Chrystusa jako spotęgowane „talenty duchowe”. „Cudami” one nie są, gdyż jako moce ducha są –
jak sama nasza wola, która potrafi uporać się z naszym ciałem – po prostu
Abstrahuje się tu od chrześcijańskiej idei wcielenia Boga w Jezusa Chrystusa – w kontekście trójcy
świętej rozważania powyższe tyczyły się najprędzej „osoby” Boga Ojca, tj. bytu swoiście transcendentnego. Niemniej, gwoli rzetelności, mówienie przez Jezusa do Boga i o Bogu „Ojcze” świadczyć
może o tym, że postrzegał on tegoż jako de facto osobę, tj. kogoś, z kim można nawiązywać relacje i
kogoś, z kim można wchodzić w „dialog” (a żeby dialog był możliwy, konieczne jest zachodzenie relacji podmiot – podmiot; druga strona relacji zatem musi być osobą).
12
Louis Dupré, Inny wymiar, przeł. Sabina Lewandowska, Wydawnictwo Znak, Kraków 1991, s. 282.
13
Przykładowo: „I rzekł jeden do drugiego: Szybko! Rzućmy losy, aby się dowiedzieć, z czyjej winy
spadło na nas to nieszczęście! Gdy więc rzucili losy, los padł na Jonasza” (Jon 1, 7); „I rzucali losy w
sprawie swoich czynności służbowych, zupełnie tak samo młodszy jak i starszy, mistrz jak i uczeń” (1
Krn 25, 8); „Potem osiedlili się naczelnicy ludu w Jeruzalemie, reszta ludności zaś rzucała losy, aby
jednego z dziesięciu doprowadzić do osiedlenia się w świętym mieście Jeruzalemie, a dziewięciu pozostałych w innych miejscowościach” (Ne 11, 1); „A Jozue rzucił dla nich losy przed Panem w Sylo i
rozdzielił tam ziemię między synów izraelskich, każdemu jego dział” (Joz 18, 10); „W miesiącu
pierwszym, to jest w miesiącu Nisan, w dwunastym roku panowania króla Achaszwerosza rzucono w
obecności Hamana «pur», to znaczy los co do każdego dnia i każdego miesiąca, i los padł na trzynasty
dzień dwunastego miesiąca, to jest miesiąca Adar” (Est 3, 7). O rzucaniu/ciągnięciu losów w Biblii
zob. poza tym np.: Kpł 16, 8; 1Sm 14, 42; 1Krn 24, 31; 1Krn 26, 13; Na 3, 10; Jl 4, 3; Ab 1, 11.
11
426
czymś „naturalnym”, i to w najwyższym stopniu naturalnym. Występują
oczywiście tylko tam, gdzie sam duch ma wznioślejszą postać i gdzie obdarzony jest większą żywotnością, ale można ich się przynajmniej spodziewać
tam, gdzie jak najbliżej i jak najściślej jest on złączony ze swym wiecznym
podłożem, gdzie całkowicie na nim się opiera i dzięki temu zdolny jest do
własnych wyższych czynów. Dlatego właśnie także ich istnienie i występowanie może być «współwystępującym znakiem» dla ostatniej okoliczności,
a tym samym i dla skutku samego daru widzenia”14.
Dar widzenia (divinatio) przejawia się zatem np. w „talentach profesyjnych” proroków izraelskich i przybiera postać „wizjonerskich intuicji
i wieszczych przeczuć”. Z drugiej strony, divinatio manifestuje się również
w osobie i życiu Chrystusa. Idzie w istocie o dar widzenia „świętości w jego
przejawach”, jakkolwiek w odniesieniu do współczesnych wróżbitów dar ów
egzemplifikowałby się jako dar widzenia przyszłości. Obok divinatio pojawia się kategoria „współwystępującego znaku”, którym są „elementy wyższego życia duchowego i wyższej mocy ducha nad naturą i otaczającym
światem”. Mają się one hipostazować – gdy idzie o wykładnię chrześcijańską – w osobie Jezusa Chrystusa.
Jednakże, wspomniane „elementy wyższego życia duchowego”
można potraktować też jako inherentne umiejętnościom dywinacyjnym
współczesnych wróżbitów. Ci ostatni, poprzez zdolność dywinacji (divinatio), uosabialiby wyższy stopień rozwoju duchowego/życia duchowego
i wyższy stopień wiedzy o świecie – z uwagi na wiedzę o przyszłych zdarzeniach mających się na nim wydarzyć. Wróżbici, tj. ludzie, którzy „obdarzeni” (sic! – „dar” widzenia) zostali umiejętnością widzenia, tj. „przewidywania” (divinatio), byliby tymi, których „duch ma wznioślejszą postać”.
Przejawy divinatio, tj. praktykowane wróżby jednakowoż „cudami
nie są”, [...] gdyż jako moce ducha są – jak sama nasza wola, która potrafi
uporać się z naszym ciałem – po prostu czymś „naturalnym”, i to w najwyższym stopniu naturalnym. Ponieważ umiejętności te, tj. zdolności dywinacyjne są czymś naturalnym, tj. właściwym jednostkom ludzkim na mocy ich
konstytucji psychofizycznej, okaże się, że owe zdolności dywinacji i preko14
Rudolf Otto, Świętość. Elementy irracjonalne w pojęciu bóstwa i ich stosunek do elementów racjonalnych, przeł. Bogdan Kupis, Wydawnictwo KR, Warszawa 1999, s. 191.
427
gnicji są konsekwencją pracy ludzkiego umysłu (jako epifenomenu fizycznego mózgu), o czym powiedziane zostanie więcej w końcowej części niniejszego artykułu.
Jasno wypływający z powyższego wniosek jest zatem taki, że stygmatyzowanie idei dywinacji – a więc, nomen omen, i divinatio – przez żydowskich oraz chrześcijańskich egzegetów jest niewłaściwe i nierozsądne.
Według teologów bowiem wróżenie, które osoby zainteresowane
praktykują przy użyciu różnych metod dywinacyjnych (najpowszechniejsza
technika to kartomancja – wróżenie za pomocą kart, czy to tarota, czy innych) jest, najdelikatniej mówiąc, niegodne aprobaty, a w wykładni skrajnej
stanowić ma część lub rodzaj okultyzmu (waloryzowanego naturalnie negatywnie) oraz jako składowa satanizmu (!), prowadzić ma do opętania15.
Wróżbiarstwo ukazywane jest często w nauce chrześcijańskiej jako
synonimiczne ze spirytyzmem (tj. prowokowanym kontaktem z duchami).
Stawiany znak równości tłumaczony jest tu rzekomą nierozłącznością wróżbiarstwa od współdziałania duchów, gdyż to pierwsze bez tego drugiego ma
być pozbawione mocy i ponieważ wywoływanie duchów służyć ma otrzymaniu od tychże pewnych informacji16. Jakkolwiek teza o bliskoznaczności
wróżbiarstwa i spirytyzmu jest wysoce dyskusyjna i stanowi zbyt powierzchowne uproszczenie, dość jasne wydają się motywy czynienia takiego utożsamienia: sam bowiem Stary Testament tam, gdzie mówi o wróżbiarstwie,
mówi jednocześnie o wywoływaniu duchów (tj. w istocie o spirytyzmie)17.
Praktykowanie wróżbiarstwa (czynne lub bierne, tj. albo w postaci
własnego zajmowania się dywinacją, tj. wróżenia sobie i innym, albo w postaci odwiedzania wróżbitów i tzw. doradców duchowych) jest według hierarchów kościelnych złem. Negatywnie (a wręcz potępiająco) o wróżbach
i praktykach wróżebnych dosadnie wyraża się np. cała tradycja katolickiego
nauczania: począwszy od stanowiska Ojców Kościoła18, przez dekrety starożytnych synodów (Toledo [397-400 r.]19 , Mar Isaac [410 r.] 20 ) i soborów
15
Zob. np. http://docs7.chomikuj.pl/426404216,0,0,Lista-złych-furtek.doc (stan: 20-04-2013).
Posacki, Propaganda..., op. cit.
Zob. przypisy nr 2, 4 i 5 niniejszego artykułu.
18
Powie np. Tomasz z Akwinu: „[...] wszelkie wróżenie posługuje się jakąś radą i mocą szatańską do
poznania przyszłych wydarzeń. Niekiedy wróżbici wzywają tej pomocy wyraźnie, niekiedy zaś demony w sposób ukryty wpływają na poznanie rzeczy przyszłych nieznanych ludziom, im zaś znanych w
sposób, który omówiliśmy gdzie indziej” (cyt. z: idem, Suma teologiczna, tłum. F. Bednarski OP, q.
94, a. 3; za: Posacki, Propaganda..., op. cit.).
19
W Kanonie 15: „Jeśli ktoś uważa, że należy wierzyć w astrologię albo w kabalistykę, niech będzie
16
17
428
(Kartagina [398 r.]21), a kończąc na Katechizmie Kościoła Katolickiego (artykuł 211722)23.
Wróżbiarstwo potępiane jest w nauczaniu Kościoła chrześcijańskiego, gdyż stanowić ma grzech bałwochwalstwa i zdradzać ma inklinacje człowieka do niewierności względem Boga. Nadto, wróżbiarstwo podważać ma
(przez suponowaną możliwość odczytania przyszłych zdarzeń) zasadę posiadania przez człowieka wolnej woli i negować ma ideę Boga jako „Pana człowieczego losu”. Ma być w końcu dywinacja [...] duchowym oszustwem, którego ostatecznym celem jest odwodzenie ludzi od drogi zbawienia poprzez
"utwierdzanie grzechu" (św. Augustyn), do czego prowadzi negacja wolności
człowieka i Boga (co ostatecznie jest też deformacją obrazu Boga)24.
Tymczasem, występujące w Biblii „rzucanie losów” ma być, według
egzegetów, czymś zgoła odmiennym. Więcej nawet. Owej czynności opisanej na kartach Nowego Testamentu przydawana jest przez biblijnych interpretatorów swego typu kwalifikacja moralna – rzucanie losów okazuje się
czymś dobrym i nie pozostającym sprzecznym z bożą wolą.
Najbardziej reprezentatywnym fragmentem w Nowym Testamencie
dotyczącym „rzucania losów” jest werset z Dziejów Apostolskich 1, 26: „I
dali im losy; a los padł na Macieja, i został dołączony do grona jedenastu
wyklęty” (za: Posacki, Propaganda..., op. cit.).
W Kanonie 5: „Zakazuje się wszystkim, także wiernym, praktykowania wróżb z trzewi, przepowiadania przyszłości, okultyzmu, związań, amuletów, czarów, pod karą anatemy” (za: Posacki, Propaganda..., op. cit.).
21
W Kanonie 83 (89): „Ten, kto spędza swój czas z wróżącymi z trzewi i zajmuje się zaklęciami (incantationes), powinien być wyłączony z Kościoła” (za: Posacki, Propaganda..., op. cit.).
22
„Wszystkie praktyki magii lub czarów, przez które dąży się do pozyskania tajemnych sił, by posługiwać się nimi i osiągać nadnaturalną władzę nad bliźnim - nawet w celu zapewnienia mu zdrowia - są w
poważnej sprzeczności z cnotą religijności. Praktyki te należy potępić tym bardziej wtedy, gdy towarzyszy im intencja zaszkodzenia drugiemu człowiekowi lub uciekanie się do interwencji demonów.
Jest również naganne noszenie amuletów. Spirytyzm często pociąga za sobą praktyki wróżbiarskie lub
magiczne. Dlatego Kościół upomina wiernych, by wystrzegali się ich. Uciekanie się do tak zwanych
tradycyjnych praktyk medycznych nie usprawiedliwia ani wzywania złych mocy, ani wykorzystywania
łatwowierności drugiego człowieka” (za: http://www.katechizm.opoka.org.pl/rkkkIII-2-1.htm [stan:
21-04-2013]).
23
Zob. też np. tekst Noty Duszpasterskiej Konferencji Biskupów Toskanii na temat magii i demonologii
(czego część stanowić ma wróżbiarstwo, tj. przepowiadanie przyszłości): „[...] najgorszy i najbardziej
niebezpieczny wyraz przepowiadania przyszłości to nekromancja czy spirytyzm lub uciekanie się do
duchów zmarłych, aby wejść z nimi w kontakt i odkryć przyszłość lub jakiś jej aspekt. Seanse spirytystyczne należą do tego typu magii. Na takich seansach uczestnicy i medium (nowoczesne wydanie starożytnych nekromantów) poświęcają się przyzywaniu dusz zmarłych (na przykład rzekome nagrania
głosów spoza grobu), a w rzeczywistości wprowadzają one pewną formę wyobcowania z teraźniejszości i dokonują zafałszowania wiary w życie pozagrobowe, zwykle za pomocą sztuczek, działając w
istocie jako narzędzia sił Złego, który używa ich często do celów destruktywnych, skierowanych na
zwodzenie człowieka i oddalanie go od Boga” (w: A. Posacki SJ, Okultyzm, magia, demonologia,
Wydawnictwo m, Kraków 1996, s. 111-172; za: idem, Propaganda..., op. cit.).
24
Posacki, Propaganda..., op. cit.
20
429
apostołów”25. Komentarz biblistów orzeka, że pojawiające się w tym miejscu „rzucanie losów” ma być tu de facto zdawaniem się na Boga, tj. w istocie na los ustalony uprzednio przez stwórcę, i sposobem, drogą dowiadywania się o boskich zamiarach. W Dz 1, 26 apostołowie ciągną losy, aby dowiedzieć się, kto, zgodnie z bożą wolą, zajmie miejsce w gronie uczniów
Jezusa po Judaszu (Maciej czy Barsaba). W wyniku rzucania losów jasne
mają stawać się dla ludzi boże wybory, boże preferencje (co do ludzkiego
postępowania), boska wola (por. Prz 16, 33: „Losem potrząsa się w zanadrzu, lecz jego rozstrzygnięcie zależy od Pana”26).
W sytuacji natomiast praktykowania dywinacji, stawiania wróżb,
używania talii tarota itd. – czyli wykonywania czynu wchodzącego w skład
czegoś, co w wyniku zbanalizowania i zwulgaryzowania nazwane zostało
„ezoteryką” – ludzie, poprzez chęć poznania losu, przyszłych zdarzeń, zaprzeczać mają, jak twierdzą wojujący wyznawcy religijni, boskiej (tzn. najlepszej) decyzji i boskiemu wyborowi. Ludzie winni, jak głoszą teologowie,
z wiarą i ufnością zdawać się na Boga, na zdarzenia „ustalone” przez Boga.
Powinni z zaufaniem podchodzić do przyszłych, niewiadomych (póki co)
zdarzeń, tego, co nastąpi, żywiąc jednocześnie przekonanie, że zdarzenia te
na pewno będą dobre – bo „wybrane”, „zadecydowane” i „zesłane” w przyszłości (bliższej bądź dalszej) przez Boga – a nie przy pomocy wróżbitów
„wchodzić Bogu w kompetencje”.
Nadto, zwłaszcza dla chrześcijanina niemożliwe jest zaakceptowanie przekonania o zapisaniu z góry przyszłych wydarzeń, przyszłości jako
takiej – do której wróżbici mają mieć dostęp – gdyż w ten sposób jakoby
zaprzeczać ma on swojej wolnej woli i przyrodzonej mu odpowiedzialności
za siebie i innych. Wróżbiarstwo ma też rzekomo alienować człowieka, który wskutek praktykowania dywinacji lub korzystania z usług wróżbitów
tracić ma możliwość panowania nad swoim przeznaczeniem, podczas gdy
cała przyszłość ma być jedynie w gestii Boga i do niego, przy współpracy
z człowiekiem, należeć27.
Podobnie zatem jak w sytuacji „rzucania losów”, także wróżbiar25
Zob. szerzej: Dz 1, 21-26.
W tłumaczeniu Biblia Tysiąclecia. Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Pallotinum, Poznań
2003: „We fałdy sukni wrzuca się losy, ale Pan sam rozstrzyga”.
27
Jean Vernette, Przewodnik po zjawiskach nadnaturalnych. Magia, wróżbiarstwo, czary, zjawiska
paranormalne, przeł. Alicja Kałużny, Wydawnictwo m, Kraków 2009, s. 29.
26
430
stwo – jako część, dziedzina okultyzmu i rodzaj spirytyzmu – podlega kwalifikacji moralnej (duchowo-moralnej). Z jednej strony ową ocenę czyni sam
tekst biblijny (zob. cytowane wcześniej starotestamentowe wersety – głównie z Księgi Kapłańskiej), a z drugiej, skodyfikowane i nie, nauki chrześcijańskiego kościoła (głównie katolickiego). Wszelako, co jasno widać, ocena
moralna nadana dywinacji radykalnie różni się od tej przydanej czynności
rzucania losów.
Reasumując, wróżenie ocenianie jest przez teologów i co bardziej
fundamentalnych teistów jako złe, podczas gdy praktykowane przez apostołów „rzucanie losów” (Dz 1, 26) ma być dobre, bo w rzucaniu losów wyrażać się ma boża wola, a w tym pierwszym czynie nie.
Powyższa „kościelna” optyka wydaje się jednak ponownie nieracjonalna. Po pierwsze, rzucanie losów – czy to „biblijne”, czy inne – jest
w rzeczywistości niczym innym, jak metodą dywinacyjną, nomen omen
(sic!) divinatio, a dywinacja była szeroko praktykowana przez ludzi w dziejach historii. Przypomnijmy fragment z cytowanego wyżej Otta: [...] Posiadają one [tj. „elementy wyższego życia duchowego i wyższej mocy ducha
nad naturą i otaczającym światem” (o czym wcześniej), które egzemplifikują
się pod postacią „daru widzenia”, tj. divinatio – DB] swoje analogie
w powszechnej historii życia duchowego i historii religii28. Uprawiał ją (tj.
divinatio) również naród izraelski29 (Ottowskie „talenty profesyjne proroków
Izraela”) oraz, później, pierwsi chrześcijanie, w tym i apostołowie Jezusa, a
nawet charakteryzował się swoistą „umiejętnością” divinatio sam Jezus
(przyjmowała ona u niego postać zaproponowanych przez Otta „duchowych
talentów”).
Po drugie, współczesne praktykowanie przez ludzi wróżenia (w jakiejkolwiek postaci „-mancji”30) przyrównać można do starożytnego rzucaOtto, Świętość..., op. cit., s. 191.
Zob. przypis nr 13 niniejszego artykułu.
30
Kartomancja, chiromancja, krystalomancja, numeromancja (numerologia), oneiromancja, grafomancja,
bibliomancja i wiele innych. W kontekście niniejszych rozważań bibliomancja wydaje się wyjątkowo
interesująca, zważywszy przedmiot zainteresowania, którym jest tu książka – najczęściej święta księga
wyznawców danej religii (w tym judaizmu i chrześcijaństwa). W bibliomancji używa się świętej księgi
w czynności wróżebnej: otwiera się ją „na chybił-trafił” i odczytuje dowolny wers/fragment, który stanowić ma odpowiedź na postawione wcześniej pytanie i/lub przepowiadać ma przyszłość. Praktykowanie bibliomancji przy użyciu Biblii popularne było w środowisku chrześcijańskim we wczesnych
wiekach średnich – mimo że o owej praktyce (zwanej sortilegium) autorytety kościelne wyrażały się
niepochlebnie (a nawet ją potępiły i zakazały jej stosowania); zob. Richard M. Golden, Encyclopedia
of Witchcraft. The Western Tradition, ABC-CLIO/Greenwood, 2006, s. 120-121.
28
29
431
nia losów. To ostatnie stanowi bowiem w swojej istocie czynność zmierzającą do poznania boskich czy to wyborów, czy zamiarów (jeśli uprzeć się, że
takie pojęcia jako „boskie wybory”, „boże zamiary” mają sens). Paralelnie,
techniki wróżebne charakterystyczne dla dzisiejszych wróżbitów (np. kartomancja) także, w odpowiedniej wykładni, służą poznaniu boskich „decyzji”,
tego, czego Bóg „chce” i czego od ludzi „oczekuje”. Dzięki wróżbom ludzie
dowiadywać się mają o najlepszym dla nich losie, wytyczonym im de facto
przez Boga.
W tym wypadku niechwalebna „ezoteryczna”, „okultystyczna” dywinacja wykonywana przez współczesnych wróżbitów w żadnym wypadku
nie byłaby „wchodzeniem w kompetencje” Bogu. Nie stanowiłaby próby
zawłaszczenia sobie sfery tylko Bogu dostępnej – płaszczyzny, na której
możliwe jest kreowanie i kierowanie zdarzeniami. Mało tego. Wróżbici nie
mają się za bogów, a bardzo często jedynie za „narzędzia”, za media (medium), za pośrednictwem których przekazują ludziom informacje.
Są pośrednikami, „kanałami”, którymi płynąć ma boski przekaz co do przyszłych losów. Wróżbici nie uzurpują sobie statusu boskiego, nie stanowią
więc zagrożenia dla boskiego dominium. Zresztą, co istotne w tym kontekście, wróżbici nierzadko przed aktem dywinacji sami zwracają się do siły
wyższej, do Boga (w formie modlitwy, inkantacji)31 – nie mogą zatem traktować siebie jako bogów (nie modlą się przecież do siebie). Adepci wróżbiarstwa postrzegają siebie jako przekaźniki, „biorą” się za pośredników
przekazujących informacje, jakieś wiadomości. Czują się subiektywnie zobligowani do wyartykułowania informacji dotyczących przyszłości (wierząc,
że posiadają do nich/niej dostęp).
Istotnym aspektem pozostaje przy tym afektywny charakter i kontekst wydarzającej się relacji wróżbita – osoba korzystająca z jego porad.
„Relacja „widzący” – klient, dotykająca głębi ludzkiej istoty, nie jest więc
nigdy neutralna. Drugi uczestnik tej relacji przypisuje niekiedy pierwszemu
nieograniczona moc, dar łączności z bóstwem, co jest typowe dla sfery religijności. Usakralnionej osobie wróżbity odpowiada wierzenie wiernego”32.
Niemniej raz jeszcze: nawet jeśli osoba korzystająca z umiejętności dywina31
32
Nota bene, tak samo czynili też apostołowie: poprzedzali akt „rzucenia losów” modlitwą, zwróceniem
się do Boga.
Vernette, Przewodnik..., op. cit., s. 27.
432
cyjnych wróżbity upatruje w nim jakichś dodatkowych, nadprzyrodzonych
mocy (w tym nawet „daru łączności” ze sferą boską, nadprzyrodzoną, tj. de
facto „daru widzenia” – divinatio), optyka taka wpisywałaby się bardziej w
paradygmat Ottowskich „mocy ducha”33, będących rezultatem rozwiniętego
życia duchowego wróżbity i [...] wyższej mocy ducha nad naturą i otaczającym światem34, przy czym owa „wznioślejsza postać ducha” (tu: wróżbitów) pozostaje czymś naturalnym, a nie nadnaturalnym (jak również chce
Otto) i związanym z ciałem – do którego to zagadnienia zbliżamy się już
wielkimi krokami.
Należy przedtem jednak jeszcze raz odwołać się do tezy, że użyte
powyżej kategorie i terminy („wybór” i „zesłanie” zdarzeń „dokonywane”
przez Boga; boska „decyzja”; boski „zamiar”; boże „chcenie” i „oczekiwanie” przezeń czegoś od ludzi) nie powinny znajdować odniesienia przy mówieniu o Bogu, gdyż bóstwo nie jest człowiekiem (i nie powinno być personifikowane), więc nie ma umysłu (ponieważ nie ma mózgu). Zatem, do Boga nie stosują się terminy określające ludzkie stany emocjonalno-psychicznie i ludzkie zachowania. Idea (poznania) boskich „zamiarów”, „decyzji”,
„oczekiwań” i bożej „woli” jest więc wewnętrznie sprzeczna.
Pod znakiem zapytania staje w związku z tym również cała koncepcja prawdziwości i wiarygodności „rzucania losów” oraz przepowiedni wróżebnych jako takich (skoro nie ma ich do kogo/czego odnieść), chyba że wykluczy się ideę teistyczną i potraktuje się przekazy dywinacyjne w świetle
innej optyki, mianowicie pozbawionej Boga osobowego, tj. np. optyki mówiącej o czymś na kształt informacyjnego monizmu, energetycznego „splątania” ludzi ze sobą (koncepcja zbudowana na hipotezach spopularyzowanej
i strywializowanej fizyki kwantowej) oraz istotowej jedności rodzaju ludzkiego (odwołanie do filozofii) – idei jakże popularnych w new’age-owskiej
duchowości. W takim ujęciu możliwe staje się, przynajmniej hipotetycznie,
sięganie umysłem ludzkim, myślą, świadomością „w przód”, „w przyszłość”, pobieranie stamtąd informacji i przekazywanie ich innym na drodze
werbalizacji w postaci wróżby („postawionej” przy pomocy jakichś narzędzi
dywinacyjnych).
Zjawiska prekognicji, tj. przewidywania przyszłych zdarzeń, być
33
34
Zob. cytowany wcześniej fragment z Otta (str. 6 niniejszego artykułu).
Ibidem.
433
może bowiem wynikają z naturalnych umiejętności ludzkiego mózgu. Umiejętność odczytywania przyszłości byłaby tu częścią szerszych zdolności
psychicznych, które interpretowane mogą być albo w ramach wyjaśnień
opierających się na złożoności fizycznego pojęcia czasoprzestrzeni, gdzie
można by było „sięgać” przyszłości (fizyka kwantowa 35 ), albo w ramach
wyjaśnień upatrujących przeznaczenie i rzekomą przyszłość w formie (już)
obecnych w człowieku, tj. w jego – nomen omen – umyśle, obrazów (psychologia), albo w ramach wyjaśnień „parareligijnych”, gdzie przyszłość
„wyjawiać” mają jednostkom specjalnie ku temu usposobionym istoty wyższe, boskie (parapsychologia)36. Wszystko pozostaje kwestią przyjętego paradygmatu.
Szczególnym zainteresowaniem zdaje się ostatnimi czasy cieszyć
wyjaśnienie mieszczące się w ramach paradygmatu zsymplifikowanej fizyki
kwantowej. Ta ostatnia – poprzez swoje koncepcje: zasadę nieokreśloności,
probabilizm i przypadkowość – usprawiedliwia też przy okazji koncepcję
wolnej woli człowieka (i ludzkiego wyboru), stawiając tym samym pod dużym znakiem zapytania stanowisko postulujące zdeterminowanie ludzkich
losów.
Inaczej mówiąc, fizyka kwantowa w wykładni „uduchowionej” wyjaśniać ma możliwość zmiany mgliście zarysowanej przyszłości, jeśli powzięta zostanie stosowna decyzja (kwestia „wyboru”, „decyzji”, „kreowania
rzeczywistości”, teza „życia zależącego wyłącznie ode mnie” to idee nowego, duchowego, swoiście new age’owskiego paradygmatu opartego na filozofii mechaniki kwantowej). Fenomen wolności uzasadniany i możliwy jest
tu dzięki (niezdeterminowanym) operacjom zachodzącym w ludzkim mózgu, w sieciach neuronowych, i w interpretacji wspierany jest kwantową
zasadą nieoznaczoności Heisenberga, a także – niejako z drugiej strony –
naukami z pogranicza biologii i neurofizjologii, głoszącymi, że wolność,
wolny wybór, wolna wola „ulokowana jest” w płacie czołowym mózgu.
Główną ideą nowego paradygmatu opartego na fizyce kwantowej w
Która sugerować ma, [...] że świat nie jest mechanizmem zegarowym, lecz raczej organizmem żywym,
w którym wszystko jest ze wszystkim połączone... poprzez przestrzeń i czas (słowa dra Deana Radina,
zamieszczone w: William Arntz, Betsy Chasse, Mark Vicente i in., What the Bleep Do we (k)now!? Co
my tak naprawdę wiemy!? Odkrywając nieskończone możliwości zmiany naszej codziennej rzeczywistości, przeł. Małgorzata Reszka, Kamila Jakimowicz, Janusz Jakimowicz, Joanna Mądrzak, Manawa,
Wrocław 2008, s. 27).
36
Zob. Vernette, Przewodnik..., op. cit., s. 30-31.
35
434
odniesieniu do zagadnienia prekognicji i dywinacji jest kategoria „splątania”
kwantowego. „Splątanie” owo pozostaje w silnej zależności od tzw. koncepcji nielokalności cząstek (kwantowych). Pojawiający się tu pomysł, że umysły ludzkie pozostają „splątane” ma być konsekwencją „splątania” cząstek
na poziomie kwantowym, „[...] a cząstki są podobne do informacji, zaś
umysł jest jak materia, a materia jak umysł, czemu więc i umysły nie miałyby
być splątane ?”37.
Na gruncie tzw. teorii splątanych umysłów autorstwa dra Deana Ra38
dina wyjaśniany jest między innymi fenomen percepcji pozazmysłowej.
Według Radina doświadczenia pozazmysłowe – do których zalicza się prekognicja39, egzemplifikowana przez dywinację – to w istocie przejaw „splątania” umysłów w postaci zjawiska zachodzącego pomiędzy dwiema (lub
więcej osobami), w efekcie czego możliwe stawać się ma „wydzieranie”
informacji na temat potencjalnych przyszłych zdarzeń z umysłu drugiej osoby/innych osób (wtenczas owa optyka łączy się z wyjaśnieniem psychologicznym, w ramach którego istotność otrzymują obrazy już zawarte w drugim człowieku – w jego świadomości lub nieświadomości, tj. w świadomym
lub nieświadomym umyśle – po które się myślowo „sięga”40) lub też dochodziłoby do mentalnej partycypacji w tychże „przyszłych”, już jakoś swoiście
ustalonych i „zadecydowanych”, zdarzeniach, w wyniku czego można później zwerbalizować otrzymaną wiedzę – tj., nomen omen, „postawić” przepowiednię/wróżbę.
Wspomniany paradygmat sprowadza się do idei postulującej jedność
umysłów, która to jedność umożliwiać ma prekognicję, a przez to i dywinację. Na poziomie głębszym idzie o tzw. ideę żywego (wszech)świata wzajemnych powiązań – w kontraście do paradygmatu „martwego” (wszech)Pytanie takie pada w: Arntz…, What the Bleep…, op. cit., s. 215.
Zob. jego książkę Entangled Minds: Extrasensory Experiences in a Quantum Reality, Paraview Pocket
Books, New York 2006.
39
Ale też takie fenomeny ludzkiego umysłu jak telepatia, jasnowidzenie, psychokineza czy uzdrawianie
na odległość; zob. Arntz..., What the Bleep..., op. cit., s. 216
40
Po jungowsku: nieświadomość zbiorowa jako metaforyczna, konceptualna przestrzeń, w której znajdować mają się obrazy nieświadomości, dostępne wszystkim ludzkim umysłom, co implikuje ideę
mówiącą o połączeniu wszystkich ze wszystkim, tj. de facto o „splątaniu”. Mało tego. Dr Radin wysuwa hipotezę istnienia pewnego rodzaju przestrzeni, opcjonalnie pola umysłu, gdzie zachodzić mają
omawiane przez niego fenomeny, tj. interakcje pomiędzy „splątanymi” umysłami (efektem których
jest np. zjawisko prekognicji) [zob. Arntz…, What the Bleep…, op. cit., s. 216]. Interesującym przedsięwzięciem byłaby przy tym próba powiązania wspomnianej przestrzeni umysłu, o której mówi dr
Radin, z przestrzenią nieświadomości Junga (i tu, i tu dochodzić ma do partycypacji ludzkiego umysłu
w większej „bazie” informacji).
37
38
435
świata podzielonego na niezwiązane ze sobą części41 – oraz o hipotezę mówiącą o możliwości rzeczywistego wpływu czegoś w istocie niefizycznego
(umysłu, świadomości) na świat fizyczny, na materialną rzeczywistość42.
Umysł jest więc w ramach powyższego „paradygmatu kwantowego”
tym, co stanowi fundament czynienia jakichkolwiek dywagacji na temat
(możliwości) prekognicji i dywinacji. Tak zatem jak w początkowej części
artykułu, umysł i świadomość – jako „wytwór” pracy mózgu – okazują się
kategoriami zasadniczymi dla niniejszych rozważań, jakkolwiek ze zgoła
odmiennych punktów widzenia.
W pierwszej części mówiło się bowiem o zakładanym przez egzegetów religijnych (głównie chrześcijańskich) istnieniu umysłu Boga, a więc
boskiego rozumu, skąd bardzo blisko do idei Boga jako osoby, Boga zantropomorfizowanego, Boga spersonifikowanego (korelacja umysł/rozum-mózgfizyczne ciało-materia), co, jak wykazano, jest, wraz z implikowanym kompleksem idei, podejściem niewłaściwym. Ów nieuzasadniony kompleks idei
to raz: ujmowanie Boga jako osoby, którą rozgniewać, zasmucić itd. rzekomo mogą praktykowane przez ludzi czynności wróżebne (tj. traktowanie
Boga jako istoty, która odczuwa emocje); dwa: ujmowanie Boga jako osoby,
która widzi, spostrzega, co dzieje się na świecie (przez co, jak przy primo,
w konkretny sposób ustosunkowywać by się miała emocjonalnie do tych
zdarzeń – tj. tu: do ludzkich aktów dywinacyjnych); trzy: ujmowanie Boga
jako osoby, która przemyśliwuje, rozumie, pamięta, posiada wiedzę o czymś
itd. – a to wszystko z uwagi na niepoprawność przedstawiania Boga
w kategoriach ludzkich i przy użyciu predykatów odnoszących się do ludzi.
Równocześnie ukazano, że czynienie jasnej dyferencjacji pomiędzy
wróżeniem praktykowanym przez współczesnych wróżbitów (tzw. ezoteryków) a opisaną w Biblii czynnością „rzucania losów” jest nieuprawnione,
zważywszy istotowe podobieństwo między tymi zjawiskami oraz wspólną
obu ideę divinatio.
W dalszej części natomiast artykuł potraktował kategorie mózgu
oraz – jako jego swoistego epifenomenu – umysłu i świadomości pod kątem
stanowienia przez nie de facto podstawy dla możliwości zajścia aktów dywinacji i prekognicji. Te ostatnie pozostają tu częścią ogólniejszych zdolno41
42
Arntz…, What the Bleep…, op. cit., s. 214.
Ibidem, s. 217.
436
ści psychicznych, które – jako wyjściowo świadomościowe, umysłowe – są
wynikiem operacji zachodzących w mózgu, w obwodach neuronowych i bez
nich niemożliwe. Umysł oraz mózg po raz wtóry zatem wyznaczają clou
odnośnie zagadnienia dywinacji (wróżenia), jakkolwiek w tym drugim wypadku czynią to z całkowicie innej perspektywy.
“AND THEY GAVE FORTH THEIR LOTS...”. ABOUT THE
TRANSFORMATIONS IN THE INTERPRETATION OF THE
PHENOMENON OF DIVINATION
This article presents a look at the phenomenon of divination, within the framework
of which the mind and consciousness are made as categories of vital importance. In
its first part the text shows why it is impossible to anger, sadden etc. God with the
practised acts of divination, that is to see God as: a) somebody (sic!) who feels emotions; b) somebody who sees what is going on in the world; c) somebody who
thinks, understands, knows etc. Through it and considering the correlation of
mind/intellect-brain-physical body (soma)-matter the question is presented as to why
it is unwarranted to employ – when talking about God – the conception of (divine)
mind, (divine) intellect, and to predicate on God as on a person. Furthermore, the
article proves that a clear-cut separation between the fortune-telling and the divination techniques typical for the modern fortune-tellers and the so-called “esoterics”,
and the act of divination, augury described in the Bible in the form of giving forth
the lots is a misconception – mainly due to the, nomen omen, religious idea of
divinatio (“the gift of prophecy/”the gift of seeing”). Next, the categories of brain
and mind-conscoiusness (as its ephiphenomenon) are shown from the point of view
of determining by them the actual basis for the possibility of the divination and
precognition acts to happen. The latter are namely the effect of the neuronal operation in the brain, and the capability to carry out the divination, to “see” the anticipated future is interpreted as part of more general psychic abbilities, manifested in the
domain of mind and consciousness. The above-mentioned optics are in fact characteristic for New Age world-view and the new paradigm (based primarily on quantum physics and Jungian psychology), representative for modern ways of thinking
and seeing the world – at least present in some, continually widening, circles.
BIBLIOGRAFIA:
1.
Arntz W., Chasse B., Vicente M. i in., What the Bleep Do we (k)now!? Co my
437
tak naprawdę wiemy!? Odkrywając nieskończone możliwości zmiany naszej codziennej rzeczywistości, przeł. M. Reszka, K. Jakimowicz, J. Jakimowicz, J.
Mądrzak, Manawa, Wrocław 2008.
2.
Biblia to jest Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Towarzystwo Biblijne w Polsce, Warszawa 1996.
3.
Biblia Tysiąclecia. Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Pallotinum,
Poznań 2003.
4.
Dupré L., Inny wymiar, przeł. S. Lewandowska, Wydawnictwo Znak, Kraków
5.
1991.
Golden Richard M., Encyclopedia of Witchcraft. The Western Tradition, ABC-
6.
CLIO, Greenwood 2006.
Otto R., Świętość. Elementy irracjonalne w pojęciu bóstwa i ich stosunek do
7.
elementów racjonalnych, przeł. B. Kupis, Wydawnictwo KR, Warszawa 1999.
Posacki A., SJ, Okultyzm, magia, demonologia, Wydawnictwo m, Kraków
1996.
8.
Radin D., Entangled Minds: Extrasensory Experiences in a Quantum Reality,
Paraview Pocket Books, New York 2006.
9.
Vernette J., Przewodnik po zjawiskach nadnaturalnych. Magia, wróżbiarstwo,
czary, zjawiska paranormalne, przeł. A. Kałużny, Wydawnictwo m, Kraków
2009.
ŹRÓDŁA INTERNETOWE:
1.
2.
http://archiwum.dlapolski.pl/informacje/wrozby (stan: 21-04-2013)
http://docs7.chomikuj.pl/426404216,0,0,Lista-złych-furtek.doc (stan:
3.
2013)
http://old.luteranie.pl/pl/?D=27 (stan: 20-04-2013)
4.
http://www.katechizm.opoka.org.pl/rkkkIII-2-1.htm (stan: 21-04-2013)
5.
http://www.katolik.pl/forum/read.php?f=1&i=234589&t=234588 (stan: 20-042013)
20-04-
Mgr Dorota Brylla – doktorantka w Instytucie Filozofii, Uniwersytet Zielonogórski
e-mail: [email protected]
438
Agnieszka PRZYBYŁA-DUMIN
SPISKI, PRZEPOWIEDNIE I OPOWIEŚCI.
O REAKCJACH NA NIEWIADOME I NIEZROZUMIAŁE
ORAZ GATUNKACH FOLKLORU JE WYRAŻAJĄCYCH
Myślenie mityczne (symboliczne, „nieoswojone”) nie jest nam
współcześnie bynajmniej obce. I dziś bowiem posługujemy się uogólnieniami, poszukujemy ciągłości i celowości, odnajdujemy znaczenie tam, gdzie
nie powinniśmy go szukać i powiązania tam, gdzie ich nie ma. Nasze życie,
los, wydarzenia lokalne czy światowe muszą mieć sens, być w naszym odczuciu sprawiedliwe, słuszne, właściwe, w przeciwnym wypadku, jak można
byłoby zmusić się do wysiłku ciągłego podporządkowywania się zasadom
moralnym i innym nakazom oraz zakazom, skoro żadne nie mają oparcia w
wyższej rzeczywistości? Podstawą myślenia mitycznego „jest poczucie jedności świata (człowieka i natury) oraz słabe oddzielenie myślenia logicznego
od sfery emocjonalnej, afektywno-motorycznej. Jest to myślenie konkretne,
obrazowo-zmysłowe, cechuje je skrajna antropomorfizacja świata – personalizacja, animatyzacja i animacja natury, przy jednoczesnym nieostrym rozgraniczeniu przedmiotu i podmiotu, słowa (nazwy) i rzeczy (istoty), znaku i
denotatu, całości i części, jedności i wielości, stosunków czasowych i przestrzennych itd.”1 Należy zauważyć, że „metaforyczna w swej istocie logika
mitologiczna zdolna jest do uogólnień, klasyfikacji i analizy, nie różniąc się
skutecznością od logiki naukowej, choć operuje ona na innym poziomie
(bezpośrednie dane zmysłowe) i stosuje odmienne sposoby rozwiązywania
problemów (binaryzm, mechanizm postępujących mediacji). (…) Pogląd o
dwuwarstwowości myśli ludzkiej, tj. współistnieniu myślenia mitologicznego (konkretnego, obrazowego) i myślenia naukowego (abstrakcyjnego) jest
podzielany dość powszechnie. (…) Zdaniem Leszka Kołakowskiego potrzeba rodząca pytania i przeświadczenia mitologiczne przejawia się w trzech
postaciach: potrzeby przeżywania świata jako sensownego i celowego, pot1
R. Tomicki, Mit [w:] Słownik etnologiczny. Terminy ogólne, red. Z. Staszczak, Warszawa-Poznań
1987, s. 245-246.
439
rzeby postrzegania go jako ciągłego oraz potrzeby wiary w trwałość wartości
ludzkich”2. Sięgamy po nie często, kiedy stajemy wobec niespodziewanych,
niezrozumiałych, zaskakujących wydarzeń.
Gatunkami folkloru funkcjonującymi dziś w Polsce, poprzez które w
największym stopniu ujawnia się światopogląd grupy oraz myślenie mityczne w nim zawarte, są niewątpliwie podanie i legenda miejska/współczesna
(zwana także mitem współczesnym). Folklorystyka nie wypowiedziała się
jeszcze ostatecznie – czy mamy w ich wypadku do czynienia z dwoma różnymi gatunkami, które istniały równolegle od dawien dawna i jedynie zmiany w zakresie komunikacji oraz fakt późnego dostrzeżenia przez folklorystów tego drugiego generują wątpliwości, czy też wraz ze zmianami cywilizacyjnymi transformacji uległa konwencja, poprzez którą realizowane są te
same funkcje. Bo tak jak nie budzi wątpliwości tożsamość a przynajmniej
znacząca bliskość funkcjonalna tych gatunków, tak poetyka – niemałe. Niezbędne jest zwrócenie uwagi na różnorodność, która charakteryzuje wątki
zgrupowane pod nazwą legenda miejska – gatunek ten z pewnością wymaga
licznych badań. Skupię się jednak na różnicach między opowieściami określanymi mianem podań wierzeniowych (jest to odmiana nadal aktywnie tworzona i przekazywana3) a tymi, w stosunku do których używamy nazwy legenda miejska.
Podaniem nazywamy krótką, zwykle jednoepizodyczną opowieść,
będącą w odczuciu przekazujących relacją z rzeczywistych zdarzeń, prezentującą historię, która przydarzyć się miała konkretnym ludziom w określonym miejscu i czasie, opisującą fragment historii danego obszaru, bądź mające fatalny dla bohatera ludzkiego finał spotkanie z istotą lub zjawiskiem o
charakterze nadprzyrodzonym. Podejmuje ono aktualną dla danej grupy
społecznej tematykę, a wyrażone w nim treści są zgodne z jej światopoglądem, jest opisem wydarzenia poprzez ów światopogląd interpretowanego.
Pełni funkcje: informacyjną, wychowawczą, kształtuje poczucie tożsamości,
spełnia rolę integrującą, zaspokaja zapotrzebowanie na przeżycie czegoś ek-
2
3
Ibidem, s. 246-247. Zob. też: L. Kołakowski, Obecność mitu, Paryż 1972.
Na podstawie badań własnych wykonywanych w latach 1999-2004 w Zagłębiu Dąbrowskim. Zob.
Proza folklorystyczna u progu XXI wieku. Bajka ludowa, legenda, anegdota. Materiały, oprac. A.
Przybyła-Dumin, Chorzów-Katowice 2013, Proza folklorystyczna u progu XXI wieku. Podanie, opowieść wspomnieniowa, legenda współczesna. Materiały, oprac. A. Przybyła-Dumin, ChorzówKatowice 2013.
440
scytującego i budzącego grozę4. Legenda miejska z kolei to krótka narracja o
wydarzeniach współczesnych lub znanych osobach, traktowana z reguły jako prawda, co poświadczone zostaje powołaniem się na bohatera, osobę mu
bliską lub wiarygodne źródło (niemal zawsze jednak znane dzięki pośrednictwu znajomego). Jest określona co do miejsca i czasu. Cechuje ją szeroka
rozpiętość tematyczna, która obejmuje wszystkie sfery życia społecznego i
jednostkowego. Najczęściej jest opowieścią o wydarzeniach prawdopodobnych, jednak zdarzają się wśród reprezentujących ją wątków historie o charakterze fantastycznym (zależy bowiem od światopoglądu grupy, która jest
jej twórcą i nosicielem). Formalnie nie różni się od codziennych relacji.
Charakteryzuje ją sensacyjność, krótka żywotność, przełamujący wszelkie
bariery zasięg geograficzny, interspołeczność. Pełni funkcje: informacyjną,
wychowawczą, ostrzegawczą, interpretacyjną, kompensacyjną. Pojawia się
zwłaszcza w okresie napięć społecznych, jest reakcją na niedoinformowanie,
projekcją lęków i pragnień społecznych oraz jednostkowych5.
Jedną z zasadniczych różnic między podaniem wierzeniowym a legendą miejską jest konwencja podawcza, w jakiej realizowany jest podejmowany temat – czy jest ona memoratowa czy fabulatowa. Podział opowieści
na memoraty i fabulaty, odnoszący się do prozy ludowej z wyjątkiem anegdoty i bajki6, wprowadził Karl von Sydow. Uczony ten wyznaczył wiele innych kategorii, ale folklorystyka przejęła przede wszystkim dwa wyżej wy4
5
6
Por. D. Simonides, Współczesna śląska proza ludowa, Opole 1969; J. Hajduk-Nijakowska, Temat
śpiącego wojska w folklorze polskim. Próba typologii, Opole 1980; D. Simonides, Memorat i fabulat
we współczesnej folklorystyce [w:] Literatura popularna – folklor – język, t. 2, red. W. Nawrocki, M.
Waliński, Katowice 1981; Nie wszystko bajka. Polskie ludowe podania historyczne, oprac. J. HajdukNijakowska, Warszawa 1983; D. Simonides, Śląski horror. O diabłach, skarbnikach, utopcach i innych strachach, Katowice 1984; D. Simonides, J. Hajduk-Nijakowska, Opowiadania ludowe [w:]
Folklor Górnego Śląska, red. D. Simonides, Katowice 1989; W. Łysiak, Folklor jako źródło historyczne, „Literatura Ludowa” 1992, nr 3; J. Ługowska, W świecie ludowych opowiadań, Wrocław 1993; D.
Kadłubiec, Między memoratem a fabulatem [w:] Folklorystyczne i antropologiczne opisanie świata.
Księga ofiarowana Profesor Dorocie Simonides, red. T. Smolińska, Opole 1999; A. Mianecki, Kilka
uwag o genologii podań wierzeniowych, „Literatura Ludowa” 1999, nr 2; i in.
Por. D. Simonides, Współczesna śląska proza ludowa, op.. cit.; R. L. Rosnow, O pogłosce, przeł. H.
Walińska de Hackbeil, „Literatura Ludowa” 1976, nr 2; K. Thiele-Dohrman, Psychologia plotki, przeł.
A. Krzemiński, Warszawa 1980; D. Czubala, Opowieści z życia. Z badań nad folklorem współczesnym,
Katowice 1985; D. Simonides, J. Hajduk-Nijakowska, Opowiadania ludowe [w:] Folklor Górnego
Śląska, op. cit.; D. Czubala, Współczesne legendy miejskie, Katowice 1993; Contemporary Legend. A
Folklore Bibliography, red. G. Bennett, P. Smith, G. Publishing, New York & London 1993; D. Czubala, Nasze mity współczesne, Katowice 1996; M. Waliński, Folklor człowieka zindustrializowanego,
czyli czarna wołga jeździ po Polsce [w:] Folklorystyczne i antropologiczne opisanie świata. Księga
ofiarowana Profesor Dorocie Simonides, red. T. Smolińska, Opole 1999; D. Czubala, Wokół legendy
miejskiej, Bielsko-Biała 2005; i in.
Por. W. Gusiew, Estetyka folkloru, Wrocław 1974, s. 146-147. Zob. też: D. Simonides, Memorat i
fabulat... [w:] Literatura popularna..., op. cit., s. 28.
441
mienione7. Memoratami nazwane zostały opowiadania ludzi o wydarzeniach
z własnego życia, zawierające ich wspomnienia osobiste, fabulatami natomiast jednoepizodyczne, ukształtowane już fabularnie opowieści o doświadczeniach z życia, które istnieją w tzw. obiegu społecznym8. Faktem jest jednak, że gdziekolwiek te terminy przyjęto, zyskały one odmienną interpretację.
Podanie wierzeniowe jest indywidualną, choć wynikającą ze zbiorowych wyobrażeń interpretacją wydarzenia, dotykającego narratora osobiście
lub relacją z podobnego wypadku, które było udziałem określonej, najczęściej znanej osoby bliskiej – dlatego z reguły przybiera formę memoratu (fabulatów wierzeniowych jest niezwykle mało – powstają, jeśli dane wydarzenie zostanie powiązane z charakterystycznym elementem przestrzeni lokalnej – wówczas jednak określane są mianem podań lokalnych; ta właśnie odmiana oraz podanie historyczne najczęściej mają postać fabulatu, wątki je
reprezentujące znikają jednak z przekazu9). Przeżycie własne, poddane przez
jednostkę procesowi fabularyzacji, trafia do obiegu społecznego i wówczas
ulega folkloryzacji.
Legenda miejska praktycznie zawsze jest fabulatem (te które nie są,
wyłączyłabym z rozważań – to po prostu podania wierzeniowe). Nie traktuje
o przeżyciu własnym, ale zawsze czyimś, narrator nie zna osobiście bohatera
przytaczanych wydarzeń. Tworzy ją kolektyw w poszukiwaniu odpowiedzi
na jakieś pytanie. Często jest bowiem reakcją na nowość – recepta, wyjaśnienie, interpretacja dopiero są poszukiwane. Gdy informacje są skąpe lub
zgoła sprzeczne, a społeczeństwo – zbiór jednostek – zaniepokojone, wówczas zaczyna rozmowę, dyskusję, poszukiwanie opinii i dzielenie się nią. Podanie wierzeniowe w pierwszej wersji jest memoratem, legenda miejska nie.
W przypadku legendy miejskiej nie ma tego etapu, ponieważ nie przeżycie
indywidualne leży u jej podwalin, a jakaś odrębna wobec jednostki sytuacja,
znacząca dla społeczności, takoż dyskutowana. Wydarzenie będące przed7
8
9
Por. D. Simonides, Memorat i fabulat... [w:] Literatura popularna..., op. cit., s. 28. Zob. też: International Dictionary of Regional European Ethnology and Folklore, Volume II – Folk Literature (Germanic) by Laurits Bødker, Rosenkilde and Bagger, Copenhagen 1965, s. 257.
Por.W. Gusiew, Estetyka folkloru, op. cit., s. 147. Zob. też: D. Simonides, Współczesna..., op. cit., s.
45-46; D. Simonides, Powstania śląskie we współczesnych opowiadaniach ludowych, Opole 1972, s.
16; A. Mianecki, Kilka uwag..., op. cit., s. 53-54.
Por. A. Przybyła-Dumin, Schemat fabularny podania, „Transformacje” 2012, nr 1-4 (72-75), s. 314318.
442
miotem opowieści zawsze przytrafia się komuś, bo wynika ze zbiorowych
lęków i sytuacji dotyczących kogoś innego, nie zaś przeżyć własnych.
W związku z odmienną formą podawczą, następuje odmienny sposób uwierzytelniania opowieści – oba gatunki tego potrzebują, bowiem przekazywane są i odbierane jako prawda (takie jest założenie grupy będącej ich
twórcą i nosicielem – to inaczej myślący je ośmieszają). Legenda miejska
zawsze jest przeżyciem czyimś, podanie wierzeniowe natomiast własnym, w
pierwszym gatunku pojawia się więc znajomy znajomego, ciocia znajomego,
znajomy czytał coś w gazecie – to znajomy, w dodatku pośrednio, jest gwarantem prawdziwości relacji, w drugim narrator osobiście lub osoba mu
znana. To kolejna wskazówka, że mamy do czynienia z różnymi gatunkami
– najlepszym uwiarygodnieniem jest przecież konwencja memoratowa. Może to jednak być konsekwencją nieustannej zmienności, z jaką mamy do czynienia współcześnie, kultury prefiguratywnej, w której przestaliśmy ufać
starszym, bliskim, autorytetom i poszukujemy odpowiedzi dalej – u bliżej
nieokreślonych specjalistów.
Czyżby ta niepewność wynikała ze zmienności, z jaką ma do czynienia współcześnie żyjący człowiek, z gwałtownych i przyspieszających
transformacji? Wcześniej wiedział, co się dzieje, miał względnie spójny i z
jednego źródła pochodzący światopogląd, a rzeczywistość społeczno-kulturowa nie była tak zmienna, dziś ma wiele źródeł, zaś najpewniejsze z nich –
nauka – generuje niepewność (nie odpowiada na wszystkie, zwłaszcza egzystencjalne pytania, często też mnoży wątpliwości zamiast je rozwiewać), podobnie jak ciągła zmienność, więc człowiek jest zagubiony i wciąż musi od
nowa, rozmawiając i analizując kolektywnie, poszukiwać odpowiedzi.
Czy jest to ewolucja tego samego gatunku wynikająca z tego, że niespokojne czasy, pełne nowości, wciąż wymagają dostosowywania i szukania
odpowiednich zachowań, definiowania zagrożeń, odnajdowania rozwiązań?
Dawniej nowości było znacznie mniej, dziś są na porządku dziennym. Człowiek najczęściej znał odpowiedź, nie musiał jej poszukiwać, a jeśli musiał,
to najbliższe otoczenie szybko uświadamiało mu znaczenie wypadku. Gdy
informacje są niedostateczne, a sytuacje niejasne – dawniej lękaliśmy się, ale
wiedzieliśmy, jak rzecz zinterpretować, dziś musimy poszukać recepty. A
może zawsze to konwencja właściwa legendzie miejskiej była wykorzystywana podczas nagłych wypadków, w momencie gdy społeczność spotkało
443
coś nowego, nieoczekiwanego, wstrząsającego? Opowieści zwane dziś legendami miejskimi istniały od zawsze – historie o drugim życiu dawały nadzieję na lepsze jutro, plotki o zbrodniach realizowały potrzebę sensacji, stanowiły też egzemplum, prezentowały to, czego robić nie należy i kary, jakie
dosięgną grzeszącego w konsekwencji, opowieści o nowych przedmiotach
były skutkiem obaw przed nowością, wątki o katastrofach – potrzeby usensownienia, zrozumienia, odkrycia winnych, zaś o zagrożeniach – ostrzeżenia
przed nimi10. Od zawsze poszukujemy sensu, usiłujemy zrozumieć znaki –
więcej niż daje przypadkowy świat, bo potrzebujemy koherencji, bezpieczeństwa, zrozumienia.
Dziś kształtujemy światopogląd nie tylko w oparciu o przekaz ustny,
ale i wiele innych, mechanizm jednak pozostał, bo zinstytucjonalizowane relacje nie wystarczają. Dziś mniej mamy gotowych odpowiedzi – dlatego
wciąż poszukujemy (bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, mamy też świadomość różnorodności i relatywności rozwiązań), albo – za sprawą mediów
poszukiwania stały się bardziej widoczne. Zapewne oba czynniki powinny
być brane pod uwagę. Media to przysłowiowa „plotkarka na jarmarku”, tyle,
że z megafonem: wiele dziennikarzy i serwisów po prostu podąża za tłumem, przekazuje to, co popularne i wyolbrzymia, potęguje, zwielokrotnia te
treści, które i tak by w przestrzeni publicznej, w przekazie bezpośrednim zaistniały, ale byłoby to cichsze lub krótsze – bo media, licząc na zarobek,
sztucznie podtrzymują niektóre wątki. Niestety, nieliczne z nich działają jak
jednostki i krytycznie ujmują prezentowany materiał. Internet natomiast daje
badaczowi możliwość wglądu w początek kształtowania się opowieści – w
komentarzach można uchwycić pierwsze pomysły, zorientować się którędy
podąży interpretacja i jaka potrzeba dla danej grupy jest istotna do realizacji.
Internet stał się dzisiaj nieocenionym źródłem informacji o nastrojach społecznych, opiniach wyrażanych przez poszczególne grupy, ich sposobie postrzegania rzeczywistości, myślenia i rozumowania. Oczywiście, jego badanie nie jest łatwe, zarówno z racji ogromu informacji w nim się znaj-
10
Por. D. Czubala, Współczesne legendy miejskie, op. cit.; D. Czubala, Nasze mity współczesne, op. cit.;
A. Przybyła-Dumin, Transformacje medialne folkloru. W kontekście folklorystycznego obrazu katastrofy smoleńskiej, „Transformacje” 2010, nr 1-2 (64-65); F. Graliński, Znikająca nerka. Mały leksykon współczesnych legend miejskich, Poznań 2012; Proza folklorystyczna u progu XXI wieku. Podanie,
opowieść wspomnieniowa, legenda współczesna…, op. cit.; M. Napiórkowski, Mitologia współczesna,
Warszawa 2013; i in.
444
dujących, jak i z powodu innych generowanych jego właściwościami problemów11. Metodologicznie opieram się na doświadczeniach nabytych podczas badań własnych folkloru obecnego w przestrzeni Internetu, a także na
wskazówkach uczonych, którzy tego typu analiz się podejmowali. Istotne
jest w tym względzie ustalenie popularności badanego tekstu, jego powiązań
z innymi znajdującymi się w Sieci, analiza intencji, poglądów i zachowań jego nadawców i odbiorców oraz cechy platformy bądź kanału, w obrębie
której odbywa się rzeczona komunikacja12.
Mitotwórcze skłonności, uaktywniane w niepokojących i nieoczekiwanych sytuacjach są ciągle aktualne – wciąż gotowe na połączenie faktów,
na odczytanie znaku. Czasami następuje nagromadzenie tych ostatnich. Tak
właśnie było 11 lutego 2013 roku i w dniach po nim następujących. Wówczas bowiem aż cztery mocno znaczące wiadomości poruszyły siły skłonne
dopatrywać się sensów tam, gdzie niekoniecznie szukać się ich powinno.
Pierwszą była abdykacja papieża, drugą odkrycie, że brzoza, o którą zahaczyło skrzydło Tu-154 10 kwietnia 2010 roku została złamana na wysokości
666 centymetrów, kolejną – przelot planetoidy 15 lutego 2013 roku, który po
raz kolejny przypomniał o końcu świata i wreszcie deszcz meteorytów nad
Czelabińskiem. Moim celem jest uchwycenie różnorodności reakcji, a co za
tym idzie, odmiennych narracji, charakteryzujących biorące w dyskusji nowoplemiona. Przytoczone wydarzenia zaktywizowały różne grupy, a zatem i
tyleż odmiennych interpretacji (śledziłam wówczas wiele komentarzy 13 ,
przytoczę natomiast kilka reprezentatywnych wypowiedzi). W przypadku
abdykacji jedna podjęła rozważania na temat znaczenia tej decyzji w kontekście słynnych przepowiedni na temat papiestwa i spodziewanego jego końca,
11
12
13
Por. V. Krawczyk-Wasilewska, E-folklor jako zjawisko kultury digitalnej [w:] Folklor w dobie Internetu, red. G. Gańczarczyk, P. Grochowski, Toruń 2009, s. 15-22; J. Hajduk-Nijakowska, Folklorotwórcza rola mediów [w:] Folklor w dobie Internetu, op. cit., s. 23-40; P. Grochowski, Folklorysta w
sieci. Prolegomena do badań folkloru internetowego, „Literatura Ludowa” 2010, nr 3, s. 33-46; A.
Przybyła-Dumin, Tekst folkloru w sieci mediów. Wybrane aspekty [w:] Wirtualizacja – problemy, wyzwania, skutki, red. L. W. Zacher, Warszawa 2013, s. 391-409.
Por. P. Grochowski, Folklorysta w sieci…, op. cit., s. 43.
Np. http://www.wprost.pl/ar/387730/Nastpca-papieza-bdzie-czarnosklry-Faworytem-jest/, http://wiado
mosci.onet.pl/wideo/papiez-abdykuje-dlaczego, 113201,w.html, http://www.se.pl/wydarzenia/swiat/
koniec-swiata-po-abdykacji-papieza-benedykta-przepowiednia-sw-malachiasza-z-armagh_306260.htm
l#comment_list_container, http://deser.pl/deser/1,111858,13382589,Papiez_Benedykt_XVI_abdyko
wal__Wedlug_przepowiedni.html, http://orwellsky.blogspot.com/2013/02/pilne-papiez-benedykt-xviabdykuje-czy.html, http://forum.mamazone.pl/index.php?/topic/6538-przepowiednia-malachiasza-ab
dykacja-papieza/, http://www.fakt.pl/Przepowiednia-sw-Malachiasza-Abdykacja-papieza-zwiastujekoniec-swiata,artykuly,199709,1.html,
http://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/niespodziewana-abdyka
cja-papieza-benedykta-xvi, dostęp: 11-16.02.2013.
445
a także innych potencjalnych kataklizmów, dalsza obawiała się, jak mogą
zostać one wykorzystane, kolejna wskazywała na nieczyste interesy Watykanu, następną rozśmieszyły pomysły innych.
Nieoczekiwane zdarzenie, jakim była rezygnacja papieża z urzędu,
wywołało między innymi kolejną falę nawiązań do przepowiedni Malachiasza, składających się z 112 łacińskich zdań-sentencji, które miały ukazywać
charakter pontyfikatu kolejnych papieży poczynając od Celestyna II wybranego w 1143 roku, a na Piotrze Rzymianinie kończąc14. Lakoniczność i niejednoznaczność fraz od dawna rozbudza wyobraźnię i jest przedmiotem
wielu analiz, dyskusji czy rozmów. Pewna część komentujących, przekonanych o jej prawdziwości, podjęła rozważania na temat znaczenia abdykacji
w kontekście owej przepowiedni oraz próbę odkrycia czekających nas następstw:
Citizen of the World, 2013-02-11 14:08: Według przepowiedni następnym i
ostatnim papieżem będzie Piotr Rzymianin, prawdopodobnie