Pobierz - Publio.pl
Transcription
Pobierz - Publio.pl
CENA 19,99 ZŁ (W TYM 8% VAT) K NTYNENTY BRALCZYK/BRESSON/BUŁAJ/CEGIELSKI/CHAKRAVARTY/CHMIELEWSKA/DUDKO/FELIS/GUTOWSKI/JAGIELSKI KSIĄŻEK/KUBE /KYDRYŃSKI/MAKŁOWICZ/OBERT/PACHOLAK /PAWLICKA/PAWLICKI/RITTENHOUSE /RÓŻAŃSKA SIDI/SIUDA-AMBROZIAK/STASIUK/SZCZĘSNA/ŚRODA/TOCHMAN/TOMASZEWSKI/VARGA/WEŁNICKI/WILK/ŻUŁAWSKI K NTYNENTY BRESSON /BUŁAJ/KSIĄŻEK /MAKŁOWICZ /STASIUK /VARGA /ŚRODA /TOCHMAN 2014 1 WOJCIECH TOCHMAN RZEKA PŁYNIE MONIKA BUŁAJ CHUSTY IRANU KRZYSZTOF VARGA PUSZTA MICHAŁ KSIĄŻEK PIESIEC, ŁASICA I ŚMIERĆ MAGDALENA RITTENHOUSE VERMONT NA SZARO KRZYSZTOF ŚRODA MAROKO, CZYLI O DELIKATNOŚCI Henri Cartier-Bresson M O M E N T. T E N M O M E N T 3 Spis treści Skalane. Swojskie i obce. Oswojone. Odrzucone. Poznane. Boskie – ludzkie, natura – kultura. Góra – dół. pałac, stało się ozdobą synagogi. Nigdy wcześniej nie stąpałem po porcelanie. Jej wypukłości, zagłębienia, krągłości układały mi się w tajemniczy ornament, zmuszały do poruszania się nieśpiesznego. Sunąłem więc po posadzce synagogi w Koczin rozważnie, poznając rękodzieło XVIII-wiecznych chińskich mistrzów – stopami. A przez rozwarte na oścież okna wpadało słońce i wyznaczało granicę mojego poznania: od bimy do ściany, w cieniu – można, od bimy do okna, w słońcu – nie można, parzy. Stopami poznawałem keralskie pole ryżowe. Miękka, ciepła, homogeniczna mieszanka gliny, piasku i mułu otuliła moje nogi do kolan. Dno było twarde, równe i chłodne. Jego wypukłości, zagłębienia i krągłości układały mi się w tajemniczy ornament, zmuszały do poruszania nieśpiesznego. Sunąłem więc rozważnie, wybierałem i wiązałem w pęczki źdźbła ryżu i poznawałem dzieło natury – stopami. A pracujący obok Hindusi, do których nieproszony się przyłączyłem, po prostu zrobili mi miejsce w swoim szeregu. 56 HENRI CARTIER-BRESSON. MALARZ, KTÓRY ZOSTAŁ LEGENDĄ FOTOGRAFII G A L E R I A Podłoga synagogi w indyjskim Koczin jest osobliwa. Wyłożono ją drogocennymi biało-niebieskimi Dariusz płytkami z chińskiej porcelany. Fedor, To dar dla Żydów z Kerali od życzliredaktor wego im radży. Ale dar wymuszony naczelny – tak przynajmniej głosi legenda. Płytki miały bowiem ozdobić pałac. Jednak gdy dotarły do miasta, ktoś rozpuścił plotkę, że Chińczycy do ich produkcji użyli krwi krów. Radża, nie chcąc dopuścić się świętokradztwa, przychylił się do prośby rabina. To, co skalałoby Kto się przyłączy? ZDJĘCIA: TOMASZ FEDOR, MAGDALENA POŚPIECH LIST DO REDAKTORA Drogi Darku, przykro mi bardzo, lecz Kreteński meander tak się zapętlił, że wbrew zapowiedziom nie będzie go w tym numerze „Kontynentów”, i choć zdawaliśmy sobie sprawę z ryzyka, dając jego anons, mam poczucie dekonfitury. Nie wiem, czy pamiętasz chińską opowieść o cesarzu, który zamówił u znamienitego malarza obraz kraba. Mistrz poprosił o dziesięć lat czasu. Po dziesięciu latach cesarz zapytał, gdzie jego obraz. Malarz powiedział, że jeszcze go nie ma, ale zaraz będzie, i od ręki kilkoma pociągnięciami pędzelka namalował pięknego kraba. Zdziwiony cesarz spytał, czemu mistrz zażądał dziesięciu lat, jeśli potrafił namalować obraz w dziesięć minut. Malarz mu na to, że aby namalować takiego kraba, trzeba najpierw samemu stać się krabem. Wybierając się na Kretę, zamierzałem zaglądnąć w labirynt swojego życia. Jednakże na miejscu pojąłem, że najpierw muszę stać się labiryntem, aby z niego wyjść... tekstem. Mariusz Wilk WYCIECZKI OSOBISTE 6 JERZY BRALCZYK, NA DOLE DNA 18 TOMASZ TOMASZEWSKI, CISZA W FOTOGRAFII 107 JOANNA SZCZĘSNA, W PIĘĆ WERSÓW DOOKOŁA ŚWIATA ROZMOWY 8 USIĄŚĆ Z KOBIETĄ, KTÓRA ZMIENIA SIĘ W NIETOPERZA. Z MICHAELEM OBERTEM ROZMAWIA PAWEŁ T. FELIS STALE WSPÓŁPRACUJĄ: WOJCIECH JAGIELSKI (PAP), MARIUSZ WILK, PAULINA WILK, ANDRZEJ STASIUK, ALEKSANDRA KRZYŻANIAK-GUMOWSKA, KRZYSZTOF VARGA, KAROLINA MARIA WOJCIECHOWSKA (ARCHIWUM FOTOGRAFICZNE R. KAPUŚCIŃSKIEGO), JACEK HUGO-BADER, MARCIN KYDRYŃSKI 78 DROGA DO TEL AWIWU. Z ELĄ SIDI ROZMAWIA BOŻENA DUDKO 103 KRÓTKO, Z SERCA. Z XAWERYM ŻUŁAWSKIM ROZMAWIA MARCIN KUBE DROGA WWW.FACEBOOK.COM/PISMO.KONTYNENTY 20 ANDRZEJ STASIUK, BISZKEK KONTYNENTY 112 42 118 30 108 „KONTYNENTY” POLECAJĄ 26 BLOGI Z DROGI 81 PO DRODZE. FESTIWALE, PRZEGLĄDY, WYDARZENIA TO MIEJSCE, TEN CZAS 28 PIOTR JAGIELSKI, ROCK AND ROLL POD DUŃSKIM WAWELEM AMERYKA PŁD. 12 RENATA SIUDA-AMBROZIAK, RIO DE JANEIRO, MIASTO USPOKAJANE AFRYKA 30 MARCIN KYDRYŃSKI, ŚCIEŻKI WIARY. IMPRESJA 42 KRZYSZTOF ŚRODA, MAROKO, CZYLI O DELIKATNOŚCI 48 ALEKSANDRA I JACEK PAWLICCY, NAMIBIA. HIMBA GALERIA 56 HENRI CARTIER-BRESSON, MOMENT DOBRA KSIĄŻKA 82 KSIĄŻKI PODRÓŻNE 124 84 KRZYSZTOF VARGA, PUSZTA 90 PAULINA WILK, UŚMIECH GAGARINA AMERYKA PŁN. 98 MAGDALENA RITTENHOUSE, VERMONT NA SZARO EUROPA 104 ROBERT MAKŁOWICZ, BOŚNIA I HERCEGOWINA. ODRODZENIE EMIRA, CZYLI EFEKTY POMIESZANIA TERROIR HISTORIE PODRÓŻNE 108 MAX CEGIELSKI, STAMBUŁ. JEOGRAFIA MICKIEWICZA AZJA 118 ARTUR GUTOWSKI, BANGLADESZ. ROHINGJA, LUDZIE, KTÓRYCH NIE MA 124 MONIKA BUŁAJ. IRAN. CHUSTY 142 146 134 ANNA RÓŻAŃSKA, INDIE. NIM SIĘ ZATRZASNĄ DRZWI SYNAGOGI 142 MICHAŁ KSIĄŻEK, KOŁYMA. PIESIEC, ŁASICA I ŚMIERĆ 146 WOJCIECH TOCHMAN, WIETNAM. RZEKA PŁYNIE KONTYNENTY Zdjęcie na okładce: Henri Cartier-Bresson/Magnum Photos/ Fotochannels 6 Wycieczki osobiste NA DOLE DNA ZDJĘCIE: ALBERT ZAWADA Wszystko, co trójwymiarowe, postrzegamy w pionie i w poziomie. Poziom bywa metaforyzowany, ale w pewnym sensie w pionie, bo może być poziom wyższy i niższy. Najniższy poziom to dno. Słowo bardzo krótkie i bardzo mocne, niejako ostateczne. Dno konkretne, przestrzenne zakłada nie tylko trójwymiarowość postrzegania czy wyobrażenia, ale i rodzaj pomieszczenia, przestrzeni ograniczonej od dołu i z boków – dno może mieć kieliszek i ocean, ale pustynia przecież nie. Dno jest na dole, niżej nic nie ma. Także w powszechnej metaforze, już mało przenośnie odczuwanej. To już całkiem w dół, i to głęboko. Tylko w aforyzmie, będąc na dnie, można jeszcze usłyszeć pukanie od spodu – ma to świadczyć o tym, że dno nie zawsze musi być absolutne. Może... W końcu czasem zdarza się nam mówić o absolutnym dnie, i dopiero to już ma wykluczać wszelkie „niżej”. Chociaż jednak jeszcze niższy poziom może osiągnąć to, co dna nie ma, co jest bezdenne. Można znaleźć się na dnie rozpaczy, ale gorsza jest bezdenna rozpacz. To samo z głupotą, która też może być bezdenna. W świecie konkretów bezdenność ma pokazywać dno niezwykle nisko położone, czyli wielką głębokość, wielką głębię, może nawet wielką głąb (oczywiście nie wielki głąb, który jest też w głębi, ale stosunkowo niewielkiej). Z kolei przy mówieniu o tym, że ktoś się stoczył na dno nędzy albo że w ogóle poszedł na dno, do bezdenności już nie możemy się odnieść. Ciekawe też jest to, że, jakkolwiek wszelkie osiągnięcia mają pozytywny charakter, to i o dnie, choć niedobre, mówimy, że się je osiąga. To pewnie stąd, że mówi się czasem o sięganiu dna. W każdym razie i dno, i bezdenność rzadko do dobrych rzeczy się stosuje. Niekiedy, owszem, znajdujemy coś dobrego na dnie swojego czy czyjegoś serca, czasem coś ciekawego czy mądrego na dnie umysłu, czasem możemy gdzieś w czymś zobaczyć drugie dno (co świadczy o naszej przenikliwości), pijąc do dna, spełniamy nawet kielichy różnej rozkoszy, ale ogólnie rzecz biorąc dno, jak wszystko zresztą, co niżej, a ono przecież najniżej – źle się kojarzy. Także, a może coraz bardziej przede wszystkim, etycznie i estetycznie. Ocena czegoś wyrażona sformułowaniem to dno kwalifikuje tak nisko, że wręcz dyskwalifikuje. Tak mówi się o rzeczach już naprawdę dennych. I zachowanie czyjeś, i wytwór sztuki może z taką oceną się spotkać. Kto wie, czy nie ma w tym czegoś z odreagowywania naszych przerażeń związanych z konkretnymi dnami: dnem morza, przepaści, czeluści czy studni, na których można było skończyć życie... A uznanie czegoś za moralne czy artystyczne dno często dowartościowuje nas samych. Dno jest niskie, ale nie zawsze beznadziejne. W końcu jest jakimś twardym miejscem, a zatem można odbić się od dna i wtedy kierunek jest tylko w górę. } } Może być tylko lepiej. Jerzy Bralczyk KONTYNENTY 26 „Kontynenty” polecają NA FILIPINACH nafilipinach.com Prowadzą Marta i Andrzej Patyra i Skorup Mieszkają od roku na Filipinach, ale już są świetnym źródłem informacji o życiu, podróżach, transporcie i kulinariach. Słoneczne zdjęcia, fajne vlogi i trochę też o krajach sąsiedzkich: Singapurze, Indonezji, Malezji i Tajlandii. BLOGI Z DROGI NOT BORN IN THE USA www.not-bornintheusa.com Prowadzą Magdalena Czarnecka i Tomasz Pawlikowski Poza tym, że jest o Stanach Zjednoczonych (i Hawaje, i Alaska, i country, i whiskey, i Route 66, i popkultura), są też książki reportażowe z drogi, dział palcem po talerzu i jeszcze dużo muzyki. Autorzy mieszkają w południowej Kalifornii i dzięki temu są jednym z najlepszych źródeł informacji o Stanach w polskiej blogosferze podróżniczej. BICYCLES’ COUPLE www.bicyclescouple.com Prowadzą Asia i Kuba Kańdulscy Wsiedli na rowery w Berlinie i dojechali do Hongkongu. Trzymając niewielki dobytek w sakwach, mogli się rozglądać i skupiać na tym, co wokół: Bałkanach, Turcji, Bliskim Wschodzie i Azji. Na blogu wspomnienia i praktyczne porady, dużo o Chinach, a Asia i Kuba mówią, że „choć czasem bywa trudno, zawsze w końcu jest z górki”. PAŃSTWO PODRÓŻNI www.panstwopodrozni.pl CAŁE ŻYCIE W PODRÓŻY cale-zycie-w-podrozy. blogspot.com Prowadzą Paola i Koral Państwo Podróżni spontanicznie przenieśli się do Australii, żeby zobaczyć, jak to jest mieszkać na końcu świata. I teraz to pokazują: Sydney (i plaże, i ciekawostki, i wydarzenia), cały kontynent (dobre podpowiedzi dla tych, którzy się tam wybierają), a do tego ściągawka dla tych, którzy być może chcieliby tam zamieszkać. Prowadzi Agnieszka Kuczyńska Podróże niedalekie, po Europie, ale za to dokładnie i inspirująco. Agnieszka jeździ od dziesięciu lat, kiedy tylko może. Lista miejsc odwiedzonych jest już prawie tak samo długa jak tych do odwiedzenia. Dużo z Portugalii, Hiszpanii, Włoch, Malty i Turcji. Jest też Polska i latem, i zimą, a nawet ciekawostki, podróżniczym okiem, z Warszawy. PATATY I POMARAŃCZE patatyipomarancze.pl Prowadzą Aga i Adam Chcą przejechać na rowerach z Casablanki do Cape Town, czyli przez calusieńką Afrykę, wzdłuż i wszerz. Teraz są w Botswanie. Dobre zdjęcia i dobrze napisane historie zabierają do gorącej Afryki. Z roweru widzą więcej, mogą wszędzie podjechać i dowolnie się zatrzymać. Długo nie mogli się zdecydować, dokąd pojadą. „Ta strona opowiada o naszej walce o własne marzenia” – mówią sami. CZUJ CZUJ czujczuj.blogspot.com Prowadzą: Basia Żach, Kinga Korczak, Czarli Bajka, Olga Ślepowrońska, Kasia Bielicka, Andrzej Masłowski, Agata Idzikowska, Kasia Komorek, Tomasz Stranc, Patrycja Strzeszkowska Grupa przyjaciół (psychologów, artystów, piłkarzy, nauczycieli i podróżników) jeździ po świecie: po szpitalach, przedszkolach, domach dziecka i pustych ulicach i w ramach stworzonych przez siebie warsztatów edukacyjnych uczy dzieci rozpoznawania i wyrażania emocji. A potem o tym pisze. Byli w Iraku, Turcji, Indiach, Kirgistanie, Mołdawii, Gruzji, Rosji i na Ukrainie. Z 2 STRONY www.z2strony.pl Prowadzą Magdalena Jurkowska-Bogusz i Tomasz Bogusz Od trzech lat jadą: samochodem po Stanach Zjednoczonych, autobusami przez Amerykę Środkową, motorami przez Amerykę Południową, rowerami przez Azję, pod żaglami przez Pacyfik. Nie spieszy im się, widzą ciekawe rzeczy, fajnie się ich czyta, robią świetne zdjęcia, wrzucają z drogi filmy, do tego polecają naprawdę dobre książki, filmy i artykuły. KOBIETY NA ROWERY kobietynarowery.com Prowadzą: Małgosia Ewa Duszyńska, Agata Roszczka, Ania Rudy Trzy fajne dziewczyny jadą na rowerach przez Azję. Zaczęły w... Uzbekistanie, za nimi ponad 6 tys. kilometrów i sześć państw. Dogłębnie, ale i delikatnie, tak jakoś po babsku opowiadają, co i kogo spotkały na swojej drodze. i rnecie wis e t n i m i k s ych. W pol podróżnicz w ó g o l b 0 rów ponad 20 h 70 bloge c y z s j e i n ż Najwa o się zjednoczył era. e się wspi i wzajemni ywach: ch inicjat i o j e c ę i m/ W acebook.co f . w w w / / : s http cze giPodrozni o l B e i k s l o P ZDJĘCIE: TRIFF/SHUTTERSTOCK.COM (MONTAŻ) LIVE A LIFE livealife.pl Prowadzą Mosak i Godzio Dużo świetnych filmów, profesjonalnych i z pomysłem. Niektóre rozśmieszają, inne dają do myślenia. Większość z Azji (głównie południowo-wschodnia, Indie, Nepal i Tajlandia). Dla tych, którzy takich filmików na blogach zazdroszczą: jest też dział z poradami, jak i czym filmy robić i jakich nie robić. LOTOHOLIK lotoholik.pl } Prowadzi Łukasz Przybyłek Zaczął 12 lat temu od Syberii i latał, gdzie tylko mógł: do Syrii, Birmy, Korei Północnej, na Kubę i w milion innych miejsc. Robi pokazy zdjęć, radzi, jak szukać tanich lotów, a całym sobą pokazuje, że przeciętna praca za biurkiem nie oznacza nudnego życia w jednym miejscu. } KONTYNENTY wybr. Anna Alboth pod duńskim Wawelem ROCK AND ROLL 28 To miejsce, ten czas W STAREJ, ZABYTKOWEJ CZĘŚCI MIASTA PORUSZAĆ SIĘ WOLNO JEDYNIE PIESZO LUB NA ROWERZE. Samochody uznano za na- lepsza!”. Wyraźnie zadowolony z siebie, szczerząc zęby, wsłuchiwał się w falujący aplauz. Wszyscy czekali jednak na Neila Younga, który z rzadka tylko przyjeżdżał do Europy. Czekali starzy, czekali i młodzi, bo na stare lata Young stał się guru wyznawców muzyki grunge. Nagrał płytę z moją ukochaną grupą Pearl Jam, a oni zapraszali go do wspólnych występów na scenie. A nawet bez niego kończyli często koncerty ułożonym przez Younga hymnem „Rockin’ in the Free World”. Drugiego dnia festiwalu, kiedy miał występować Young, przed pomarańczową sceną ludzie koczowali od południa. Rozstawili namioty, żeby chronić się przed słońcem, rozstawiali paleniska, by piec kiełbasy, żeberka i karkówki. Lało się piwo, z porozkładanych na trawie magnetofonów rozbrzmiewały piosenki Younga, a nad łąką snuły się chmury z wypalanych skrętów z marihuaną. ZDJĘCIA: KRZYSZTOF MILLER, ALBERT ZAWADA zbyt hałaśliwe i jazda nimi w mieście została zabroniona. Hałas jest dozwolony przez kilka dni na przełomie czerwca i lipca i tylko W ROSKILDE, MALUTKIM DUŃSKIM MIASTECZKU na łące, oddalonej kilka kilometrów od CISZA I SPOKÓJ. NAWET WTEDY, GDY RAZ W miasteczka. To właśnie tu, na siedmiu zadaszonych namiotami scenach, wzorem Wtedy w Roskilde, pod okiem ojca, zaliczyłem też swój marihipisowskiego karnawału z Woodstock od ponad huanowy debiut. Poniekąd. Jamajska grupa Misty in Roots graczterdziestu lat odbywa się rockowy festiwal będący ła w niewielkim namiocie, a wokół sceny „święte ziele” palili świętem muzyki, ale przypominający też zaklinanie chyba wszyscy. Na czele z muzykami, którzy kompletnie upaczasu, który minął. leni snuli się na scenie. Cały namiot pęczniał od gęstego dymu. Miałem piętnaście lat, gdy przyjechałem do Roskilde. Wystarczyło oddychać. Właściwie przywiózł mnie ojciec. Tłumaczył, że chce, Nieco nieobecny powlokłem się pod inną scenę, kilkadziesiąt abym zobaczył, jak wygląda prawdziwy rockandrollometrów dalej, gdzie pod namiotem grał Nick Cave. Od samego wy festiwal. Dziś podejrzewam, że potrzebował prepoczątku i na każdym kroku towarzyszyło mi poczucie nadmiatekstu dla siebie. ru, ciążyło jak wyrzut sumienia. Gdziekolwiek bym poszedł, W Roskilde cofnęliśmy się w czasie do epoki dzieci w którą stronę się zwrócił, na każdej z sześciu scen działo się coś, kwiatów, wierzących, że samą muzyką, miłością i wyna co w normalnych okolicznościach czekałbym długie miesiące rzeczeniem się przemocy da się zmienić wszystko na i nie darował sobie przepuszczenia takiej okazji. Tu zaś te wyjątlepsze. Napotkani pierwszego dnia pod główną sceną kowe, nadzwyczajne wydarzenia działy się po kilka razy dziennie, długowłosi i brodaci młodzieńcy i ich dziewczyny nierzadko równocześnie. I tak przez cały prawie tydzień. w koralikach i kwiecistych spódnicach wyglądali tak, Nick Cave jeszcze nie skończył występu, gdy spokojnym krojakby wciąż trwały lata 70. Do tego najważniejszym kiem, popijając z puszek piwo, publiczność zaczęła przeprawydarzeniem festiwalu miały być występy trubaduszająco wymykać się pod inną scenę, na której Neil Young już rów Woodstock: Boba Dylana i Neila Younga. stroił gitarę. Potem grał bez przerwy przez ponad dwie godziAle jako pierwszego, na głównej, pomarańczowej scenie, ny, a występ, jakżeby inaczej, zakończył przy akompaniamenusłyszałem Wyclefa Jeana, który wcześniej śpiewał w grucie blisko 70 tysięcy gardeł śpiewających wraz z nim refren pie The Fugees, a po rozpadzie zespołu zaczął karierę na jego najsłynniejszej piosenki, „Rockin’ in the Free World”. Bywłasne konto. Kilka lat później wpadł na pomysł, by zoło już dobrze po północy, gdy skończył. Pogasły światła. Lustać prezydentem ojczystego Haiti, ale wtedy w Roskilde dzie rozchodzili się powoli do swoich namiotów, wciąż sprawiał wrażenie, że idzie mu tylko o to, by się znakośpiewając w głos hymn Younga opiewający – rozczulająco micie bawić. Jego publiczność bawiła się jeszcze lepiej. naiwnie – rock and rolla i wolny świat. Zaraz na początku występu zarządził: „Wszyscy ściągaPierwszego dnia festiwalu, tuż obok pomarańczowej sceny, my koszule!”. Publiczność jakby tylko na to czekała, zrypostawiono wielki głaz. Wkrótce na kamieniu i małych, ledwo wając z pleców koszule i wymachując nimi nad głową jak wyrośniętych drzewkach wokół niego pojawiły się poprzypichorągwiami. Zachwycony reakcją Wyclef zawołał ze scenane listy i zdjęcia. To głaz pamiątkowy, nagrobny. Rok wcześny: „Niemcy rządzą! Niemcy numer jeden!”. Kiedy odponiej podczas koncertu Pearl Jam zginęło dziewięć osób, wiedziało mu milczenie, wrzasnął jeszcze raz: „Niemcy zadeptanych pod sceną przez napierający tłum. Umierali numer jeden!”. W końcu ktoś pewnie mu podpowiedział, na oczach grających na scenie muzyków. Wpatrywałem się nieże Roskilde i Kopenhaga, do której przyleciał samolotem, raz w zdjęcie kompletnie załamanego wokalisty Eddiego Vedto nie Niemcy, lecz Dania. Niczym niespeszony Wyclef dera siedzącego na scenie w szoku. zawołał na to: „Niemcy rządzą, ale Dania i tak jest naj- KONTYNENTY 29 Kiedy w Roskilde przyglądałem się żałobnemu głazowi pod sceną, wciąż marzyłem, że kiedyś uda mi się obejrzeć koncert Pearl Jam. Nigdy wcześniej jednak nie przyszło mi do głowy, że z koncertu można po prostu nie wrócić do domu. Rok po tragedii na łące przed koncertami ustawiano już ochronne barierki, a wartownicy pilnowali, by w sektorach najbliżej sceny nie znalazło się aby zbyt wielu ludzi, żeby wszystko było jak trzeba. Każdy z wykonawców przed występem przemawiał do widowni, prosząc o ostrożność i troskę o bezpieczeństwo. Własne i wszystkich wokół. W zasadzie nie musieli nic mówić, bo wszyscy i tak wydawali się poruszać na paluszkach. Jednego dnia w Roskilde byłem na dwóch występach Patti Smith, rockowej poetki i babci rock and rolla. Najpierw zobaczyłem, jak w niewielkim białym namiocie, niemal w kameral- się po XI-wiecznym miasteczku. Przyszli pieszo lub przyjechali na rowerach wypożyczonych na festiwalowym polu. Niespiesznie przyglądali się rzeźbom gotyckiej katedry, zabytkowym organom i mechanicznemu zegarowi z XV-wiecznymi figurkami. Katedra, muzeum-skansen, jest największą atrakcją i jednocześnie grobowcem duńskich monarchów. Spoczywa ich tu trzydziestu dziewięciu, od Haralda Sinozębego po króla Fryderyka IX. Wchodząc do katedry, długowłose nastolatki w bawełnianych koszulkach z wizerunkiem Kurta Cobaina zniżają głos i zadzierają głowy, wypatrując zabytkowych fresków na ścianach. Miasto nigdy nie miało kłopotów z młodymi przybyszami. Podobnie jak farma Bethel pod Nowym Jorkiem, gdzie prawie pół wieku temu odbył się festiwal Woodstock, czy angielskie miasteczko Glastonbury, gdzie również urządza się rockandrollowe karnawały. W Roskilde festiwalowiczów spotyka się na każdym kroku. NA WYSPIE ZELANDIA, 30 KILOMETRÓW OD KOPENHAGI, PANUJE BŁOGA ROKU SPADA NA NIE WIELOTYSIĘCZNA SZARAŃCZA MŁODZIEŻY. Naturalnym środowiskiem Lou Reeda były knajpy, skrzyżowania i podłe zakątki Nowego Jorku nym gronie, recytowała wiersze. Wieczorem oglądałem ją na wielkiej scenie wraz z 50 tysiącami ludzi. Patti najwyraźniej nie spodziewała się aż takiego przyjęcia, takiego tłumu śpiewającego z nią i tańczącego pod sceną. W pewnej chwili urwał jej się głos, a na wielkim ekranie zobaczyliśmy, jak klęczy na scenie i dłonią ociera zalaną łzami twarz. Zgotowano jej jeszcze większą owację, a ona wzięła się w garść i znów tańczyła z tysiącami swoich fanów, śpiewając „People Have the Power”. Tego samego wieczoru przy padającym deszczu wystąpił Bob Dylan. Jedyny raz w życiu widziałem Dylana grającego na gitarze – w następnych latach niemal zapomniał o tym instrumencie, grając jedynie na klawiszach. Przez cały koncert lał deszcz, ale zdawał się nikomu nie przeszkadzać, a nawet sprzyjał zabawie. Ludzie wpadali sobie w ramiona i tańczyli, a Dylan, w kowbojskim kapeluszu, śpiewał „Highway 61 Revisited”. Nazajutrz długowłosi, wysmarowani błotem przybysze rozpełzli Niektórzy rozsiadają się na ulicach i przygrywając sobie na gitarach, śpiewają rockowe klasyki. Któregoś razu do jednego z ulicznych grajków dołączył sam Bruce Springsteen, który zaproszony na festiwal, sam wybrał się tego dnia na urokliwy spacer. Na ulicy miasteczka wspólnie zaśpiewali kilka pieśni, które potem „Boss” wykonał na wielkiej scenie. Ostatniego koncertu nie daliśmy rady zobaczyć w całości. Występował The Cure, a pod sceną już kilka godzin przed koncertem ustawiła się armia ich wielbicieli w charakterystycznych makijażach, z charakterystycznymi fryzurami, w charakterystycznych strojach. Dali ponoć znakomity występ. Znakomity jak wszystko w Roskilde. Ale my się poddaliśmy. Wszystkiego było zbyt wiele, wszystko było za wielkie, za ważne, zbyt doskonałe. Tak dobre, że pewnie już nigdy się tam nie wybiorę. o KONTYNENTY Piotr Jagielski, PAP