Untitled - Bazar

Transcription

Untitled - Bazar
Aleksander
Maliszewski,
poeta,
dramatopisarz,
tłumacz, prozaik,
krytyk teatralny i
filmowy
Wymyślone miasto – scenariusz z nagromadzonymi bez umiaru kontrastami: obok siebie – solidarność samoobrony, solidarność walki i
solidarność kantu – Warszawa i warszawka – kwiaty najszlachetniejszych
poświęceń i kwiatki najciemniejszych kombinacji, wyższa szkoła oporu
i szkoła nabijania w butelkę panów w żelaznych kapeluszach – broń
różna, przeciwnik ten sam.
Bazar Różyckiego na Pradze – przedziwny stwór odradzający się po
każdym pogromie, zasadniczo – miejsce zbytu prywatnych warsztatów
rzemieślniczych i tzw. szmuglu ze wsi, ale można tu dostać wszystko, od
igły do karabinu maszynowego, wszystko co zostało wyprodukowane
dla „władców sezonowych” i nie znalazło drogi do Reichu albo po prostu wyciekło z transportów wojskowych. Podobno żwawi handlowcy
warszawscy zakupują na bocznicach kolejowych zawartość całych wagonów, a là discretion, na łaskę i niełaskę losu, bez względu na to, co się w
nich znajduje; dopiero po odbiciu skrzyń wiadomo – koniak, czekolada,
skarpetki czy amunicja.
Przy wejściu na Bazar – artykuły, za których sprzedaż grozi kara śmierci –
białe pieczywo, mięso, słonina, cukier; nieco dalej – papierosy monopolowe, niemieckie, nawet angielskie; po lewej – odzież i buty, a na środku
– stare żelastwo: śruby, śrubki, części jakichś rozmontowanych aparatów;
obok – zdarte płyty na patefonach ochrypłymi głosami błagają, aby im
nareszcie pozwolono zamilknąć na zawsze.
Ktoś ogląda samowar – opukuje, skrzywi się, grymasi, a sprzedawca
spokojnie, rzeczowo:
- Będziesz pan miał z tego spirytus firmowy i nie musisz pan gadać, że to
bimber, nikt nie pozna.
Na szerokiej desce – księgarnia; człowiek w okularach z drucianą
oprawką podsuwa mi dzieło pt. „Sekretarz zakochanych, wzory wierszy,
toastów, powinszowań, listów na wszelkie okazje”, a potem, kolejno,
postrzępione egzemplarze Wallace’a, Wellsa, Huxleya i wreszcie nowiutki, wydany przez okupanta Sennik chaldejsko-egipski, wraz ze słynnymi
przepowiedniami Nostradamusa, które tak zostały spreparowane, że nie
ma wątpliwości – zwycięzcami w tej wojnie będą Niemcy.
- Jak to panu idzie? – pytam.
- Tak sobie, nie bardzo. Teraz ludzie mają inne sny, niebłagonadiożne – i
wyciąga spod płachty małą skrzynkę.
- To może pan sobie wybierze coś z tych zakazanych?
Krzyżacy Sienkiewicza, Wiatr od morza Żeromskiego, emigranci niemieccy, Oblicze dnia Wasilewskiej. – Wybieram Ecce homo Fryderyka
Nietzsche, bo przyjemniej poczytać, jak ten „apostoł narodowego socjalizmu” wyrażał się o swoich rodakach.
„Niemcy – pisze – zupełnie nie rozumieją, jakimi są prostakami i to jest
właśnie najwyższy stopień prostactwa.”„Niemcy przez swoją walkę o
wolność pozbawili Europę sensu, mają na sumieniu wszystko, co nastąpiło, co jest dzisiaj, mają na sumieniu najbardziej p r z e c i w n ą k u
l t u r z e chorobę i niedorzeczność: n a c j o n a l i z m, to nervose nationale, na które przez nich choruje całą Europa. (…) pozbawili Europę
rozumu, zawlekli ją w ślepą uliczkę bez wyjścia”. „Nie znoszę tej rasy, z
którą będąc razem, jest się zawsze w złym towarzystwie”.
~2~
„Bazar
Różyckiego w
czasie okupacji”,
fragment książki
„Na przekór
nocy”, w: „Stolica”,
nr 9 (26.02.1967),
str. 16
Oho, granatowy policjant! Nie ma popłochu na tym terenie to swój
chłopak; dostaje dniówkę i nie wtrąca się. Gorzej z „zielonymi”; szwabska
świnia fasuje pół patyka i zaraz napuszcza swego kolegę. Nic, tylko płać i
płać.
A jak nie dasz pięćset złotych,
jedziesz do Prus na roboty,
aniele mój, aniele mój.
Życie jest ciężkie, ale jakoś z pomocą boską kalkuluje się.
Niemcy z powodu korupcji wśród żandarmów i policji granatowej nie
mogą sobie dać rady ani z Bazarem Różyckiego, ani z Kercelakiem.
Ballada uliczna opowiada o niejakim panu Lewandowskim, którego wywieziono do Rzeszy i kazano pracować w fabryce.
Tam wielka żałość serce jego gniecie,
a tutaj płacze żona, czworo dzieci,
więc Lewandowski się nie namyślając
sprzedał fabrykę i wrócił do kraju.
No i nazajutrz wszystko od nowa.
Aleksander
Malinowski
„Spodnie, spodnie – spodnie samogrające – samogrająąąceee!... – wydziera się śpiewnym falsetem młody chłopak.
- Dlaczego „samogrające”? – zainteresował się przechodzień w binoklach.
- Żeby pana szanownego zadziwić, a jak się szanowny pan zadziwi to
szanowny pan obejrzy, a jak szanowny pan obejrzy – to szanowny pan
musi kupić, bo inaczej nie da rady, jako że okazja jak cholera i takich
spodni sam gubernator Frank nie nosi…
Przechodzień w binoklach rozkłada spodnie i uważnie ogląda pod światło. Rzeczywiście, sam Frank t a k i c h nie nosi.
- Sito, panie kochany, buraczki można przez nie cedzić… a ileż to pan
ceni tego samograja?
- Pięćset złotych. Mogą też być przetarte… jak sprawiedliwie, to sprawiedliwie…
~3~
„Targ na
Ząbkowskiej”,
„Stolica” nr 88
(22.02.1959),
str. 20, przypis
wzięty z broszury
AK Aleksandra
Malinowskiego
(10.1943r.)
Warszawa - ul. Targowa
Widoczna wschodnia pierzeja wraz z wejściem na Bazar Różyckiego; okres okupacji; źródło 4 sierpnia 2014 - https://www.
facebook.com/112092262274894/photos/a.112111598939627.21332.112092262274894/340511816099603/?type=1&theater
~4~
Brama prowadzaca na bazar Rozyckiego od ulicy Brzeskiej, marzec 1940. Ludnosc zydowska zmuszona od 1 XII 1939 roku do
noszenia na prawym przedramieniu bialej opaski z niebieska gwiazda Syjonu mogla jeszcze, choc z coraz wiekszymi utrudnieniami, poruszac sie po calym miescie. ; 22 marca 1940 przed zamknięciem getta; fot. Hans Gerke; źródło East News
~5~
Na bazarze Rozyckiego w Wielkim Tygodniu 1940; 22 marca 1940 przed zamknięciem getta; fot. Hans Gerke; źródło East News
~6~
Na bazarze Rozyckiego w Wielkim Tygodniu 1940; 22 marca 1940 przed zamknięciem getta; fot. Hans Gerke; źródło East News
~7~
Na bazarze Rozyckiego w Wielkim Tygodniu 1940; 22 marca 1940 przed zamknięciem getta; fot. Hans Gerke; źródło East News
~8~
~9~
Władysław
IgnatowskiŁódzki, ur. 1919,
zgrupowanie
670, Pseudonim
Narocz,
mieszkaniec
Pragi
Społeczność kupiecka na bazarze była zwarta, bo to byli ludzie zaprawieni w różnych bojach, w różnych działaniach. Handlowali we wszystkich
możliwych sytuacjach.
Zygmunt
Pągowski, kupiec
Ojciec opowiadał, że jak pierwszą bombę Niemcy zrzucili, to dwie prze- Rozm.
kupki poraniło. Ja przyszedłem na bazar w listopadzie 39 r. Pracowałem Andrzej Rudnicki,
LR
w firmie przedwojennej. Wojna się zaczęła, to firma się rozleciała. Byłem
księgowym a wziąłem się za handel ręczny. Gdzie indziej pracy dla mnie
nie było. Miałem wtedy 21 lat.
Tadeusz Liszka,
ps. Gryf, ur. 1926,
Zgrupowanie
„Żywiciel” pluton
230, mieszkaniec
Pragi
Tam, gdzie mieszkaliśmy, na Kijowskiej róg Brzeskiej pod trzecim,
mieszkało dwóch lokatorów, jeden miał kawiarnię na parterze, a drugi
zajmował lokal na pierwszym piętrze – rodzina żydowska. Ale trzeba
przyznać, że okazał się wielkim patriotą, ten Żyd. Sześć dni po wejściu
Niemców dowiedzieliśmy się, że mój brat, który zaciągnął się do armii
Kleeberga, jest w obozie. Po kapitulacji został wzięty do niewoli i przewieziony do Radomia, do koszar. W koszarach Niemcy im pozwalali
(ponieważ na honorowych warunkach poszli do kapitulacji) wychodzić
grupami na rynek i robić zakupy. Kolega brata powiedział nam, jak
wygląda sytuacja i mój ojciec z kierowcą opracowali plan, że pojadą
samochodem ciężarowym do Radomia i będą starali się ich wykraść.
I tak się stało. Pojechaliśmy. Ojciec kazał mi ubrać się „na dzieciaka”, w
krótkie spodenki. Samochód miał burty, (trzytonowy chevrolet). Na
burtach listwy do założenia drugiej podłogi. Ojciec kupił kilka metrów
kartofli na rynku, który był przed koszarami. Rozsypaliśmy kartofle, a
pod spodem było miejsce. Samochód stanął w bocznej ulicy. Piętnastu
żołnierzy załadowaliśmy i brata szesnastego. Tył zakryliśmy się workami,
zostawiając miejsce, żeby powietrze dochodziło. Ja tam usiadłem.
Moim zadaniem było, w razie zatrzymania przez Niemców, zdążyć
przesunąć worek, zakryć wlot powietrza i ostrzec, żeby nic nie mówili.
Udało nam się dojechać do Warszawy przed godziną policyjną. Byłoby
wszystko dobrze, tylko z Targowej, jak się wjeżdżało w ulicę Kijowską
to stało pełno wojska niemieckiego. Myślimy: „Objedziemy Ząbkowską,
Brzeską się wjedzie”. A to akurat był dom na rogu Kijowskiej i Brzeskiej.
Wjechaliśmy w ulicę Brzeską i na wysokości bazaru szli żandarmi niemieccy i zatrzymali nas przed samym bazarem. Dobrze, że zdążyłem
ostrzec żołnierzy i zastawić otwór. W grupie żandarmów niemieckich
był Ślązak, Polak. Sytuację uratował nocny dozorca z bazaru. Ojciec
wyszedł, zaczął tłumaczyć, że opona pękła. Trochę po polsku, trochę po
niemiecku wytłumaczył, że miał awarię i dlatego parę minut się spóźnił.
Wpuścił więc nas, podjechaliśmy do domu, do garażu, wjechaliśmy na
podwórze. Zaczęło się robić szaro. Trzeba było poczekać z wyładunkiem
żołnierzy, bo przecież wszystko bractwo w mundurach było. Ten sąsiad,
Żyd, był trochę nietypowy. Trudnił się paserstwem i okradaniem Dworca Wschodniego. Nazywał się Karmelek. Przed wojną osiem miesięcy
przesiedział w areszcie policyjnym za różne sprawki. Taka była rodzinka.
Miał dwóch synów i dwie córki. Córki chodziły do szkoły, starszy syn
Icek, pomagał ojcu w fachu, w pracy, a młodszy syn był o rok starszy ode
mnie. Uczył się w szkole, zdolny chłopak. Urządzał na podwórzu zabawy
teatralne. Nietypowa rodzina żydowska, bo nie czuć było, że pachnie
~10~
AHMMPW,
19.01.2007. Rozm.
Anna Kowalczyk,
research Leszek
Nurzyński, LR
Wywiad dla
AHMMPW z
28.11.2007.
Rozm. Małgorzata
Brama, research
Leszek Nurzyński
czosnek i mleko z kluskami, często podawano do stołu. Po jakiejś półgodzinie, jak się ściemniło, nasi żołnierze przeszli do nas na górę. Żyd
na drugi dzień rano, o godzinie ósmej, puka do nas do drzwi. Ma z sobą
dość duży worek. Siedem ubrań skombinował cywilnych, żeby dać
żołnierzom. Ojciec mówi: „Przecież policja polska pana prześladowała”.
Odpowiedział: „Wie pan – widocznie przeczytał, jakie ma Hitler projekty
wobec Żydów – takich czasów nie doczekamy, jak mieliśmy”. Orientował
się. W 1940 roku, dużo Żydów uciekało na wschód. Przeprawiali się przez
Bug. Rosjanie zatrzymali 110–120 Żydów w Pile, jak przekraczali granicę i
odesłali Niemcom. Niemcy ich zlikwidowali. W tydzień po tej eskapadzie
on swoją rodzinę wziął – (i to w marcu było albo w kwietniu 1940 roku) –
za granicę przeszedł, na tamtą stronę.
Wiesław
Ochman, ur.
1937, śpiewak
operowy (tenor
liryczny)
Żydzi mieszkali na następnej ulicy, na Korsaka. Pamiętam, że jak szli Ząb- Rozm. Leszek
Nurzyński, LR,
kowską w kolumnie prowadzonej przez żandarmów, to myśmy rzucali
2014
im jedzenie, choć żandarmi krzyczeli, że nie wolno, ale jednak patrzyli na
to przez palce. Mama z sąsiadkami ubolewały nad tym co się z Żydami
stało, bo to byli sąsiedzi. To nie byli bogaci Żydzi, to była biedota.
Do Warszawy przyjechałem dopiero po roku. Wszędzie było widać ślady
wojny. Uszkodzone domy, niemieckie patrole, brak żywności. Prawie
wszyscy kumple w getcie: Szlama, Piękny, Icze, Sztymbul, Kurczak…
KONKURS Puste mieszkania, puste podwórko. Matka zgaszonym głosem opowiMOŻE KTOŚ adała, jak ciągnęli za włosy Kurczaka, jak go bili kolbami.
Poszedłem na bazar. Widać ślady spalenia, część bud nowa, część okopJESZCZE
PAMIĘTA TĘ cona. Niby ludzi dużo, niby tak jak dawniej, a jednak nie tak. Od BrzeskNIEDZIELĘ iej ani jednej furmanki, za to mnóstwo kobiet z chlebem, sporo ludzi
PALMOWĄ W wyprzedających rodzinne pamiątki, jakaś tania biżuteria, obrazki, młoda
1940 ROKU dziewczyna sprzedaje ślubną obrączkę… Niby tłok, niby wszystko po
staremu… I gdy tak stałem, nagle zdałem sobie sprawę, co się zmieniło.
Było cicho, znikł ten cały harmider.
Nikt nie krzyczał: „Handełe, handełe, stare szmaty…”, nikt nie zachwalał
świeżysz bajglów, nie było zażartych targów, udawanych lamentów.
Wszystko ucichło. Zszarzało. Zniknął stary Lejba, stuknięty Mendel,
ojciec Szlamy. W miejscu, gdzie matka Pięknego lała habersbusza, stał
obcy facet z garnkiem herbaty. Przy bramie zapięty na łańcuch wózek, z
którego Żółtek sprzedawał sznurowadła i agrafki. Wózek był, ale Żółtka
już nie było. Odeszli wszyscy Żydzi.
„Ferajniarz”, ur.
1918
~11~
Rozm. Piotr
Kulesza, Niebieski
syfon, rozdział
Ferajna, str. 124125
Na bazarze Rozyckiego w Wielkim Tygodniu 1940; 22 marca 1940 przed zamknięciem getta; fot. Hans Gerke; źródło East News
~12~
Na bazarze Rozyckiego w Wielkim Tygodniu 1940; 22 marca 1940 przed zamknięciem getta; fot. Hans Gerke; źródło East News
Zygmunt
Pągowski, kupiec
Rozm. Andrzej
W czasie wojny wszystko się zmieniło. Żydów wypędzili do getta i
przyszli Polacy, którzy handlu się nauczyli. Przecież Polacy tak nie hand- Rudnicki, LR
lowali jak teraz. Zaczynałem od ciuchów. Sprzedawano przeważnie stare,
pożydowskie. Ludzie chodzili do getta i handlowali z gettem. Wynosili
ciuchy i sprzedawali je.
„Ferajniarz”, ur.
1918
Zamieszkałem sam w mieszkaniu Pięknego. Matka po śmierci ojca
bardzo się postarzała. Marian skumał się z Mordą, który został granatowym. Pośredniczyli przy wykupywaniu zatrzymanych chłopaków,
kupowali od Szwabów żarcie i różne duperele. Nie leżało mi to. Morda
to był Morda i koniec. Brał od ludzi forsę i gówno załatwiał. W dwa lata
potem i tak ktoś go posunął. Władek razem z Pulpetem chodzili na wagony. Nocą, za Radzyminem, gdzie pociąg zwalniał, wskakiwali na skład,
otwierali wagon i wyrzucali, co się dało. Wychodzili na tym nędznie, bo
po ciemku ciężko było znaleźć, gdzie co upadło. Do tego robota nerwowa, banszuce mieli rozkaz strzelania. Towar spuszczali na bazarze.
Zacząłem kroić razem z Sufitem, ale co to była za robota. Dupa nie robota. Cały dzień macania i ledwie parę groszy, jakaś kartka żywnościowa,
i to tyle. Ludzie nie mieli forsy. Cały handel był gówniany. Kogo miałem
kroić? Te baby, co sprzedały bochenek chleba?
Rozm. Piotr
Kulesza, Niebieski
syfon, rozdział
Ferajna, str. 125126
Tadeusz Szurek,
żołnierz AK,
uczestnik
Powstania
Warszawskiego,
mieszkaniec
Pragi
Handlowałem chlebem razowym. Dwa, trzy, razy w tygodniu woziłem
chleb na bazar z Zacisza. Za każdy kurs dostawałem 2 kilogramy chleba.
A w owym czasie to była wielka rzecz. Pomagałem w ten sposób rodzicom. Na Zaciszu znajdowała się piekarnia, której właścicielem był Polak
o nazwisku Fischer. I on piekł chleb i ten chleb zawsze wypiekano w
nocy. O trzeciej, czwartej rano myśmy z kolegami brali plecaki i szybko
bocznymi uliczkami stawialiśmy się na pętli tramwajowej na Radzy-
Rozm.
Marek Miller, LR
~13~
mińskiej. Wsiadaliśmy w tramwaj nie wszyscy hurtem, ale pojedynczo
i zawoziliśmy ten chleb na bazar. Tam go sprzedawaliśmy, oczywiście
patrząc na prawo i na lewo. Tych bochenków miałem gdzieś 10-15 kg.
***
Marian Stefański
ps. „Mewa” (ur.
1931), Obwód
II „Żywiciel”
Szare Szeregi,
mieszkaniec
Pragi
Ponieważ sytuacja w domu nie była za dobra, mama zaczęła wozić nici
do Warszawy. Skupowała je od robotnic, które kradły w fabryce, i woziła
na bazar. Wracała tego samego dnia, jak jej się udało albo następnego i
przywoziła różne dobra. Najlepszy to był smalec, szary smalec – on miał
smak wędlin. W tym się gotowały wędliny, to znaczy zbierany z wody, w
której się gotowały wędliny, tak ściśle mówiąc. Coś wyśmienitego.
AHMMPW z
30.03.2011. Rozm.
Maria Ciostek.
Research: Leszek
Nurzyński, LR
Zenon Kasprzak,
ps. „Wilk” (ur.
1932), Szare
Szeregi,
Harcerska
Poczta Polowa,
mieszkaniec
Pragi
Mama jeździła do Bełżca po rąbankę, przywoziła ją do Warszawy i na
bazarze sprzedawała z ręki. W pewnym momencie przestała jeździć, bo
robiono ciągłe obławy. Matka słyszała na stacji, jak Niemiec do Niemca
mówi: „Oni już tam na nich czekają – że na następnej stacji będzie łapanka”. Była zima, mróz minus piętnaście stopni, kolejarze polscy zatrzymali
specjalnie pociąg przed stacją, bo też wiedzieli, że jest łapanka, no i kto
wiedział, to z tego pociągu uciekał. Matka z jakąś znajomą wysiadły z
pociągu i schowały się pod wagonem, mimo zimna, mimo mrozu. Widziały tę całą łapankę na stacji, że Niemcy wszystko zabierali, towar i ludzi.
Musiały czekać do następnego pociągu, i od tego czasu już więcej nie
pojechała na handel do Bełżca.
AHMMPW z
7.11.2012. Rozm.
Paulina Grubek.
Research: Leszek
Nurzyński, LR
Ryszard
Walczyński (ur.
1931), cywil,
mieszkaniec
Pragi
Ojciec kupił prasę do wyciskania oleju, stała w pralni, gdzieśmy mieszkali. W tym wyciskaniu brałem udział, chociaż byłem małoletni, ale fizycznie sprawny. Żeby prasa mogła działać, to trzeba było siemię lniane
kupić na bazarze Różyckiego. W pewnym momencie nasza tajna olejarnia została wykryta przez granatową policję. Przyszedł policjant, dostał
łapówkę i poszedł. Ale za dwa, trzy dni przychodził następny policjant,
też odkrywał olejarnię, znowuż trzeba było dawać. W każdym razie to się
sprowadzało do tego, że trzeba było interes zamknąć, bo nie można było
wytrzymać z tymi wszystkimi łapówkami.
AHMMPW z
24.01.2011.
Rozm. Małgorzata
Brama. Research:
Leszek Nurzyński,
LR
Sławomir
Sokołowski,
pisarz
Granatowy policjant z Targowej 39 ganaiał przekupki po bazarze Różyckiego, rozbijając im stragany czy miejsca sprzedaży. Zwykły sadysta.
Chłopcy z „Baru u Marynarza” zastrzelili go w biały dzień na oczach
kilkudziesięciu ludzi, nikt nie doniósł na sprawców.
Mazowiacy, W:
„Melanż z Pragi”,
Wyd. Melanż,
Warszawa 2014,
s. 203.
Było dwóch wspólników, jednym był hrabia Adolf Poniński, którego
Niemcy wyrzucili z majątku z poznańskiego, drugim był mój bezpośredni szef – magister Edmund Osiejewski, prawnik i polonista, miał dwa
fakultety. Brat pana Edmunda, Roman, rozwoził na rykszy zamówienia
po sklepach, najwięcej na Bazar Różyckiego. Kupcy zaopatrywali się u
nas w torby i papier pakowy. Pracował u nas Stefan Bremm, który przed
wojną występował w radiu. Jak wracał z obchodu często mówił: „Pani
Krysiu, jak ja już mam tego dosyć, żeby zdobyć zamówienie, to muszę te
wszystkie grube baby po rękach obcałowywać!”.
AHMMPW z
16.10.2005. Rozm.
Tomasz Żylski.
Research: Leszek
Nurzyński, LR
KONKURS
MOŻE KTOŚ
TEN FAKT
PAMIĘTA LUB
COŚ O NIM
SŁYSZAŁ?
Krystyna
Rybicka, ps.
„Lilia” (ur. 1925),
Wojskowa
Służba Kobiet,
mieszkaniec
Pragi
~14~
Kamienice przy ulicy Brzeskiej 20 i 18 od strony wejscia na bazar Rozyckiego na Pradze; 22 marca 1940 przed zamknięciem
getta; fot. Hans Gerke; źródło East News (PODMIENIĆ NA WERSJE ZE ZNAKIEM WODNYM)
Michał
Gradowski ps.
„Miś” (ur. 1932),
Batalion „Sokół”,
Zgrupowanie
„Sarna”,
mieszkaniec
Pragi
Moja mama w czasie okupacji zbierała opłaty postojowe na bazarze
Różyckiego. O świcie chłopi spod Warszawy przyjeżdżali furmankami,
wjeżdżali na plac, płacili placowe i z furmanek sprzedawali jarzyny, które
przywieźli – kapustę, marchew, cebulę, kartofle. Jak wszystko wyprzedali, to wyjeżdżali. Mama przyjaźniła się z tymi chłopami i często przywoziła do domu sporo jarzyn, czasem czegoś nie sprzedali, to jej dawali.
Mogła się trochę podzielić z rodziną. Z tego żyliśmy. Kiedyś jechała tramwajem z Pragi na Bracką (Zieleniecką do ronda Waszyngtona, w prawo
na most Poniatowskiego i z tramwaju wysiadała przy Nowym Świecie)
i wiozła ze sobą duży, bardzo ciężki worek jarzyn. Jadąc Zieleniecką,
tramwaj w pewnym momencie przyhamował. Motorniczy odwrócił się
i krzyknął: „Na Waszyngtona łapanka!”. Jechał bardzo powoli, wszyscy
wyskakiwali i tramwaj został prawie zupełnie pusty. Mamie żal się zrobiło worka jarzyn i nie wyskoczyła. Usiadła koło worka i siedzi spokojnie.
Zostały jeszcze ze dwie osoby, staruszki. Trzeba wiedzieć, że w owe
czasy miejsce zajmowane dziś przez Stadion X-lecia i tereny przyległe
(kwadrat między Zieleniecką, Waszyngtona, Wisłą i torami kolejowymi)
to był widok wielce ucieszny. Był to sam środek miasta stołecznego,
gdzie tak ogromny obszar został obsadzony kartoflami i obsiany żytem,
a na samym środku stała klasyczna zagroda wiejska ze studnią, z oborą,
gdzie stały dwie krowy i koń. Część z tych, którzy wyskoczyli z tramwaju,
gdzieś się rozeszła, natomiast część przebiegła przez te kartofliska na
skos, po to, żeby na początku mostu Poniatowskiego wskoczyć do tego
samego tramwaju. Było wiadomo, że jak dojedzie do ronda Waszyngtona, Niemcy go zatrzymają. Zanim oblezą cały tramwaj i tak dalej to
zejdzie z piętnaście minut, spokojnie zdążą tam dobiec i z powrotem do
~15~
AHMMPW z
09.06.2008. Rozm.
Iwona Brandt.
Research: Leszek
Nurzyński, LR
niego wskoczyć. Mama się nie ruszyła i jak dojechali do ronda Waszyngtona wsiadł młody oficer niemiecki. Podszedł do mamy i po niemiecku
poprosił, żeby mu pokazała dokumenty. Mama urodziła się i wychowała
na Pomorzu, to było jeszcze pod zaborem pruskim i szkoły oczywiście
też były niemieckie, to mówiła po niemiecku tak jak po polsku. Spojrzała
na niego niechętnym wzrokiem i powiedziała: „Nie, kochaneczku. Piąty
raz już dzisiaj mam sprawdzane dokumenty. Nie będę ci już pokazywać.
Daj mi święty spokój”. Odwróciła się nosem do okna i koniec. Niemiec
zasalutował i poszedł dalej. Kiedy dojechali do mostu Poniatowskiego
zaczęli wskakiwać ludzie. Jakiś młody człowiek podszedł do mamy i
mówi: „No, jak tam pisklaki?”. – „Jakie pisklaki?”. – „No te, co pani wysiedziała na jajkach”. Na to mama mówi: „Zaraz, zaraz. Nie bardzo rozumiem
pański głupi żart. Na jakich jajkach wysiedziałam pisklaki?”. – „Przecież
cały czas wysiaduje pani jajka”. – „Panie, przestań pan zawracać głowę!”.
– „No, nie zawracam głowy! Naprawdę!” – powiedział młody człowiek.
Nachylił się i spod ławki, gdzie siedziała mama wyciągnął dużą teczkę,
otworzył – wypełniona granatami. „No widzi pani! Jeszcze nie wysiedziały się kurczaki. Zabieram wobec tego” – powiedział z uśmiechem i
poszedł.
„Ferajniarz”, ur.
1918
Kiedy zaczęto zamykać getto, kiedy zaczęły się wywózki, wielu Żydów
szukało na gwałt polskich papierów. A papierów to ja mogłem mieć w
bród. Cały interes zaczął się od Kurczaka. Wyciągnęliśmy Kurczaka z getta i załatwiliśmy polski dowód. Ale jakaś szmata z podwórka doniosła,
przyjechało gestapo i Kurczaka do budy.
Rozm. Piotr
Kulesza, Niebieski
syfon, rozdział
Ferajna, str. 126
Józef Ziemian,
mieszkaniec
Pragi
Mundek był szantażystą. Staszek mu pomagał. Okazji nie brakowało.
Jednej ze swoich ofiar zaproponował, że albo odda to, co ma, albo
zaprowadzą ją na Gestapo. Kobieta była przerażona. Jej majątek zgarnął w całości. Trzy tysiące, pióro, staroświeckie kolczyki, złoty zegarek.
Sprawdził, czy nie ukryła nic w pantoflach. Z palca ściągnął jej złotą
obrączkę. Kiedy nie znalazł nic więcej kazał jej iść. Nie była tego dnia jedyną. Wieczorem, u Mundka, odbyło się wspólne picie – na cześć owocnego dnia. Zgarnęli kilkanaście tysięcy złotych i sporo przedmiotów wartościowych. Mundek chichotał, że to Żydzi podarowali im to wszystko w
spadku. Był zadowolony ze Staśka więc nakazał swojej kochance, żeby
kupiła mu porządne, nowe buty.
Interes działał jak samograj. Ludzie, których udało się zaszantażować raz,
zapewniali już stały, miesięczny dochód. Wtedy Mundek bez skrupułów
pozbył się Staśka. Buty i podarowany garnitur zabrał. Stasiek zrozumiał,
co się święci, więc uciekł z domu Mundka.
Papierosiarze
z Placu Trzech
Krzyży, Oficyna
Bibliofilów,
Łódź 1995,
opracował Maciej
Łopuszyński, LR
„Ferajniarz”, ur.
1918
Znowu wyciągnęliśmy Kurczaka z getta. Tym razem nawet nie zaglądał
do domu. Od razu odstawiliśmy go na dworzec. Zobaczyłem go dopiero
po wojnie. Ale przez to wyciąganie Kurczaka Sufit rozkręcił interes.
Gdyby nie fatalny pech, wyciągnęlibyśmy z getta też Pięknego z rodziną.
Ale oni początkowo nie chcieli uciekać. Myśleli, że to getto to tak na jakiś
czas. Zresztą wszyscy żeśmy tak myśleli. Niemcy zabrali ich do obozu
jednym z pierwszych transportów.
Rozm. Piotr
Kulesza, Niebieski
syfon, rozdział
Ferajna, str. 126
~16~
Kiedy Staszek łaził ulicami spotkał Kulasa. Wkurzyło go, że ten przywitał go jak zwykle. – Teraz to Stasiek, nie Mosze! – zaznaczył twardo,
bo nie chciał być już Żydem. Poszli z Kulasem na Plac Trzech Krzyży i
tam Stasiek poznał Teresę. Kiedy Teresa dowiedziała się, że na Bazarze
KONKURS Różyckiego można taniej kupić papierosy, poszła tam z chłopakami,
MOŻE KTOŚ żeby sprawdzić na miejscu ten cynk. Rano na Bazarze, kręcili się wśród
MÓGŁBY COŚ straganów i obserwowali. Dostać można było wszystko: od zabawek i
POWIEDZIEĆ odzieży, po sprzedawane po znajomości mundury i niemieckie rewolO TYCH ZDwery. Zaopatrzyli się w kilkaset papierosów różnych marek. Wszystkie
JĘCIACH?
oczywiście były fałszywe. Kilka pudełek papierosów monopolowych
kupili dla specjalnych klientów.
Józef Ziemian,
mieszkaniec
Pragi
Handel książkami obok bazaru; 1943; źródło zbiory Andrzeja Marata 72-1629-283
~17~
Papierosiarze
z Placu Trzech
Krzyży, Oficyna
Bibliofilów,
Łódź 1995,
opracował Maciej
Łopuszyński, LR
Handel książkami obok bazaru; 1943; źródło zbiory Andrzeja Marata 72-1629-285
Handel książkami obok bazaru; 1943; źródło zbiory Andrzeja Marata
~18~
Józef Ziemian,
mieszkaniec
Pragi
Interes się rozkręcał. Grupa powiększała się. Pewnego dnia, kiedy Byczek i Kulas kręcili się wokół budek na bazarze Różyckiego, stanął przed
nimi Kinol. Cały ufajdany, w podartej kufajce, i w dużych, dziurawych
chłopskich butach. Weszli do bramy, gdzie opowiedział im jak pracował u chłopa, ale w końcu cała wieś zaczęła domyślać się, że jest Żydem.
Uciekł. Od kilku dni kręcił się po Warszawie. Nie mając gdzie się podziać,
nocował w krzakach nad Wisłą. We trzech poszli w kierunku „parówki”
na Gigancie (dom noclegowy dla bezdomnych przy ulicy Jagiellońskiej).
Odwszono rzeczy Kinola, Byczek dał mu swoją koszulę, a Kulas szalik.
Wyglądał lepiej niż jeszcze przed chwilą. Na Placu Trzech Krzyży Kinol
został zaopatrzony w papierosy i wyznaczono mu stanowisko na rogu
Nowego Światu. Blisko restauracji niemieckiej Vier Jahreszeiten. Kiedy
zaczął handlować miał jedzenie, dach nad głową i kolegów.
Po Pradze wałęsał się też Kazik. Przypadkiem odnalazł go Byczek.
Chłopak uciekł z obozu w Poniatowej. Papierosiarze nadali mu ksywę
Francuz.
Kinol z kolei spotkał na ulicy i przygarnął kolejnego, żydowskiego chłopca. Kiedy sprowadził go na Plac, reszta chłopaków złożyła się i
kupiła mu drewniaki. Przezwali go Burek, bo przez szmat czasu pracował
na wsi jako pastuch. Wyglądał jak wieśniak i nawet mówił jak wieśniak.
Francuzowi i Burkowi reszta papierosiarzy pożyczyła pieniądze
na zakup początkowego towaru. Potem obaj handlowali już na własny
rachunek, ale tylko tam, gdzie wyznaczono im miejsca. Francuz na Prusa
obok Placu Trzech Krzyży, obok niemieckich koszar, Burek na Konopnickiej obok gmachu YMCA, gdzie kwaterowali żołnierze SS.
Po pewnym czasie do papierosiarzy dołączył mały Stasiek. Zauważyli go, jak szwendał się po Placu. Łaził bez celu. Też Żyd. Od razu
znaleźli wspólny język. Chłopiec był niezaradny, a przy okazji wyglądał
podejrzanie. Nie dali mu handlować. Za to, trzymał zapas papierosów.
Niektórzy burzyli się i nie chcieli chłopaka na Placu. Byczek bronił go i
przekonywał innych, że nie można go tak zostawić, że trzeba chłopakowi
pomóc.
Papierosiarze handlowali też z Węgrami. Dzięki temu zaczęli dobrze zarabiać. Pieniądze wydawali na ubrania, a czasem nawet na łakocie. Dzielili
się wszystkim, a ich wygląd powoli zaczynał się poprawiać. W ciuchy
zaopatrywali się na bazarze Różyckiego. W ich warunkach trudno było
zachować czystość, więc tym bardziej dbali o nią starannie. Chodzili do
łaźni, gdzie także odwszawiali swoje ubrania. Mieli pieniądze, więc odstawiali ważniaków. Dawali napiwki łaziennemu, by w czasie, gdy się kąpali, nie wpuszczał nikogo do środka. Wiedzieli, że w łaźni mogą być zdemaskowani; brak obecności innych był warunkiem ich bezpieczeństwa.
Obiady jedli w kuchniach RGO, a nocowali na swoich metach, najczęściej
u babki na Kruczej.Na bazar Różyckiego przychodzili rano po towar i na
śniadanie. Tam też szukali okazji do tańszego kupna cieplejszej odzieży.
Mieli zarobione pieniądze, więc jako tako mogli się ogarnąć. Kupowali
na bazarze używane ciuchy. Wyglądali lepiej; niektórzy prezentowali się
jak zgoła eleganci. Łaźnie na Gigancie odwiedzali jeszcze częściej.
Papierosiarze
z Placu Trzech
Krzyży, Oficyna
Bibliofilów,
Łódź 1995,
opracował Maciej
Łopuszyński, LR
***
Informacje dodatkowe na stronie 35
~19~
Barbara
Jarosławska,
kupiec
Podczas okupacji widać było większy podział bazaru na sektory. Od stro- AHMMWP
ny Ząbkowskiej sprzedawano mięso. W drugim końcu kupowano masło.
Moja teściowa rozkładała mięso na ławach. Przywoziła je spod Białegostoku i sprzedawała na kilogramy. Mieszkała na Ogrodowej, a moja mama
pod Halą Mirowską, na Krochmalnej. Kiedy powstało getto, obie kobiety
zamieniły się mieszkaniami z Żydami z Brzeskiej. W tej kamienicy mieszkały prawie same rodziny żydowskie. W naszym mieszkaniu żyli tacy,
co mieli tu nieopodal skład apteczny. Moja ciotka, Wołczyńska, miała
podczas okupacji dużą budę na bazarze. Budę z odzieżą damską, męską,
dziecięcą.
Hanna Gałys,
ur.1938,
mieszkaniec
Pragi
AHMMWP
Miała też sklep pani Pidzyńska – kartofle, kapucha, śledzie. Zawsze
śledzie stały. Beka śledzi, beka kapusty. Kartofle leżały – wie pani – zrobiony był podest z dwóch desek na krzyż. Marmolada miała formę bloku,
była taka twarda, że się kroiło. Powiem pani co się jadło w okupację.
Jadło się jaglaną kaszę. Nam babcia ją gotowała, smarowała tą marmoladą, na słodko. Jak zostały zmarznięte kartofle, to gotowano te kartofle
i robiono pyzy. No i fasola, w formie sałatki: buraki, fasola, cebula, olej.
Wszystkie te artykuły pierwszej potrzeby były u pani Pidzyńskiej. A chleb
to albo pani u niej kupiła, albo zamawiała. Kobitka przyniosła go w koszu, przykryty serwetką.
Na bazarze Rozyckiego w Wielkim Tygodniu 1940; 22 marca 1940 przed zamknięciem getta; fot. Hans Gerke; źródło East News
~20~
Bazar Rozyckiego w Warszawie; 17.09.1968 r.; fot. Danuta B. Łomaczewska; źródło East News (PRZENIEŚĆ DO ROZDZIAŁU ZA
GOMUŁKI)
Sergiusz
Grudkowski,
malarz
Towarem numer jeden była żywność. Tu kupowali Polacy, ale również
Niemcy.
Rozm.
Katarzyna
Michałowska, LR
Wiesław
Ignatowski,
„Łódzki”
(ur. 1919),
Zgrupowanie
670 „Narocz”,
mieszkaniec
Pragi
Niemcy przynosili różne rzeczy na sprzedaż. To były albo sardynki francuskie albo pomarańcze albo swoją bieliznę.
Wywiad dla
AHMMPW z
19.01.2006. Rozm.
Anna Kowalczyk.
Research: Leszek
Nurzyński, LR
Sergiusz
Grudkowski,
Malarz
Kupowali nie tylko żywność, ale – bardzo ciekawa rzecz – insekty: plusk- Rozm.
wy, wszy. To były tak zwane tyfusowe wszy. W pudełeczku. Wszy kupow- Katarzyna
Michałowska, LR
ali po to, żeby się nimi zarazić i nie iść na front wschodni. Gdy żołnierz
zachorował stawał się niebezpieczny dla swoich kolegów. I jego kierunek
był nie na wschód, ale na zachód.
Zygmunt
Pągowski, kupiec
Handlowano wszystkim – i bronią, i mundurami. Kupowali je partyzanci do lasu. Oni sprzedawali broń, mundury, a kupowali futra. Niemcy
kupowali lepszą odzież, a my od nich broń.
~21~
Rozm.
Andrzej Rudnicki,
LR
Tadeusz Kubicki,
mieszkaniec
Pragi
Od szwendających się po Bazarze żołnierzy Wermachtu można było
kupić parabellum czy nawet PM „Schmeiser”.
W „Moja Praga.
Dzieciństwo i
lata młodzieńcze.
Prażanie w
starej Pradze”,
Towarszystwo
Przyjaciół Pragi,
Warszawa 1998
„Ferajniarz”, ur.
1918
Bronią na bazarze handlowano zawsze, a dzięki wojnie ceny poszły w
górę. Źródła były różne. Początkowo dużo było broni „powrześniowej”,
zakopanej po ogródkach. Z tym, że w większości były to karabiny, a
karabiny się nie liczyły. Cenę trzymała broń krótka, szczególnie krótka maszynowa – na przykład pm 42 albo MAS 7,5 mm. Tę ostatnią
można było zdobyć tylko od Niemców. Były dwie szkoły postępowania: pierwsza na Niemca żywego i druga na martwego. Pierwsza była
trudniejsza do przeprowadzenia i bardziej ryzykowna, bo Niemcy na
Pradze chodzili po kilku. Rzadko zdarzały się pojedyncze egzemplarze
do odstrzału. A bardziej ryzykowna, bo było wiele prowokacji. Tak zginął
młodszy brat Pulpeta. Na bazarze podszedł do niego Niemiec i wyciągając Parabellum, zapytał, czy chce kupić, a potem z uśmiechem nacisnął
spust.
Rozm. Piotr
Kulesza, Niebieski
syfon, rozdział
Ferajna, str. 126
Jan Rybak, ps.
„Tarzan” (ur.
1929), PAL,
mieszkaniec
Pragi
Były przypadki, że Niemcy sami sprzedawali broń. Przychodzili na Bazar
i mówili, że to z frontu wschodniego broń zdobyczna. Broń była więc
kupowana, kradziona, i zdobywana. Nigdy w tym nie uczestniczyłem
bezpośrednio, ale zawsze ją miałem do przeniesienia, do przekazania. Mój bezpośredni przełożony podporucznik „Marynarz”, bolszewik,
kupował od Niemców broń, albo kradł. Przykładał Niemcowi broń do
pleców i zabierał jego. Od razu pistolet podawano łącznikowi, chowało
się go pod kurteczkę i biegiem na Ząbkowską 2, gdzie znajdowała się
kwatera, punkt kontaktowy kapitana Piotrowskiego „Groźnego”, tam
się broń zdawało. Uczestniczyłem w akcjach rozbrajania Bahnschutzów
na Brzeskiej. Oni mieli tam swój szpital kolejowy i często przechodzili z
Brzeskiej na Ząbkowską. Przy bramach wyskakiwał „Marynarz”, jeszcze
ktoś z jego oddziału. Myśmy musieli sygnalizować, czy przypadkiem nie
idą inni uzbrojeni Bahnschutze zarówno od ulicy Ząbkowskiej jak i od
wylotu Kijowskiej. Sygnalizowaliśmy podniesieniem ręki, jeżeli robiło się
niebezpiecznie. Oni wciągali Niemca do bramy, rozbrajali, kneblowali
usta, albo rozbierali do kaleson i puszczali go wolno. On się darł Hilfe!
Hilfe!. Ale ludzie mówili: „Wariat w kalesonach”. Zanim się Niemcy zorientowali, że to Bahnschutz rozbrojony, to już na Bazarze Różyckiego
wszystko zniknęło.
AHMMPW z
11.03.2006. Rozm.
Tomasz Żylski.
Research: Leszek
Nurzyński, LR
~22~
FRAGMENT1B: Fragment filmu „Akcja pod Arsenałem” z roku 1977, reżyseria Jan Łomnicki, scenariusz Jerzy Stefan Stawiński, zdjęcia Jerzy Gościk,
Jan Bytnar „Rudy” (Cezary Morawski), Maciej Aleksy Dawidowski „Alek” (Ryszard Gajewski) i Tadeusz Zawadzki „Zośka” (Mirosław Konarowski) na
Bazarze Różyckiego. (Źródło z oryginalnej płyty z filmem: Jan Łomnicki, Akcja pod Arsenałem, Best Film DVD, 2008)!!!
Prawa autorskie: Studio Filmowe „Kadr”
Andrzej
Nowakowski,
mieszkaniec
Pragi
Rozm.
W czasie okupacji Hitler wprowadził silne ograniczenia na wszelkie
używki – kawę, alkohol, papierosy. Mówił: wszystko dla frontu, a jak już Joanna Sopyło, LR
Niemcy zwyciężą, każdy dostanie po 100 ha ziemi na Ukrainie. Blisko
bazaru był dworzec. Za nim Rzesza, a tu jeszcze trochę wolności. Każdy
chciał zarobić i wymyślili, żeby do Rzeszy bimber wozić, bo przecież
Niemcy ochoty do picia nie stracili. Wobec tego monopol się rozwijał.
Z tego zrobił się duży interes. Ponieważ chłopi z Radzymina mieli pieniądze, zaczęli tu przyjeżdżać. Mieli mięso, którego sprzedaż była zakazana. W czasie okupacji bimber szedł do Niemców, i produkty kartkowe.
Niemcy, żeby zachować tylko dla siebie część tego mięsa, kolczykowali
wieprzki i wtedy co jakiś czas przychodzili i sprawdzali, czy kolczyk cały
czas jest. Tyle że przez kilka lat ten wieprz miał 15 kg, bo w tym czasie
już trzy inne zabijano i przerabiano na mięso, a kolczyk się po prostu
przekładało. Panowała atmosfera: okraść i oszukać Niemca, i nie wpaść.
Innym sposobem dochodu było odczepianie wagonów z towarami,
które miały iść na Wschód. I te towary trafiały na Bazar.
„Ferajniarz”, ur.
1918
Zacząłem chodzić z Władkiem na wagony. Sufit zbratał się z kolejarzami
z rozjezdni. Jak był ciekawy wagon, to dawali go na koniec składu. Przy
wyjeździe z rozjezdni było niewielkie wzniesienie, odczepialiśmy tam
wagon, a kolejarze tak ustawiali zwrotnice, że zjeżdżał on tyłem na
boczny tor. Tam go opróżnialiśmy. Po kilku takich numerach banszuce
zaczęli obstawiać boczne tory, ale za pośrednictwem Mordy przekupiliśmy ich. Najlepszy towar to była żywność: konserwy, mąka, suszona
fasola… Na bazarze mieliśmy na to nieograniczony odbiór. Wagon mąki
mogliśmy sprzedać w godzinę. Czego nie wziął stary Pulpeta, to brał
Marynarz.
~23~
Piotr Kulesza,
Niebieski syfon,
rozdział Ferajna,
str.127-128
Olgierd
Budrewicz,
reporter
Bardzo trudno ocenić postawę takich ludzi jak Marynarz, Wincenty
Andruszkiewicz, który handlował bronią i sprzedawał ją również Armii
Krajowej. Miał grupę, która okradała transporty niemieckie. Czy to byli
bohaterowie, czy przestępcy? Andruszkiewicz to była dwuznaczna
postać, wielki złodziej, który w czasie wojny odegrał dużą rolę – dobrą i
złą. Myślę, że to jest ciekawy wątek, który warto zbadać.
Rozm.
Małgorzata
Pużyńska, LR
„Ferajniarz”, ur.
1918
Wicuś Marynarz to była barwna postać. Prowadził na bazarze bar-budę
i kupował od nas każdy towar. Nie był z Pragi, urodził się gdzieś pod Augustowem. Potem służył w marynarce. Pływał na łodziach podwodnych,
dostał się do niewoli. Zwolniony, przyjechał do Warszawy i trafił na bazar.
Szybko zdobył wielu przyjaciół, ale miał też i wielu wrogów. Były tam
różne kwasy.
Piotr Kulesza,
Niebieski syfon.
Rozdz. „Ferajna”, s.
127-128
Informacje dodatkowe na stronie 36
Wincenty Andruszkiewicz w okresie służby w Marynarce Wojennej; źródło zbiory rodzinne Jacka Andruszkiewicza
~24~
Wincenty Andruszkiewicz w okresie służby w Marynarce Wojennej; źródło zbiory rodzinne Jacka Andruszkiewicza
JAKI TO OKRĘT?
Wincenty Andruszkiewicz w okresie służby w Marynarce Wojennej; źródło zbiory rodzinne Jacka Andruszkiewicza
JAKI TO OKRĘT?
~25~
Wincenty Andruszkiewicz w okresie służby w Marynarce Wojennej; źródło zbiory rodzinne Jacka Andruszkiewicza
~26~
Olgierd
Budrewicz,
reporter
Pan Wincenty stawia sobie budkę na bazarze Różyckiego i natychmiast awansuje na naczelną maskotkę Pragi. Maskotka waży już wtedy
200 kilogramów i wypija bez większego efektu litr bimbru do obiadu.
Buda Wicusia staje się ważna placówka gastronomiczną. Człowiek-góra
wypełniał prawie całe wnętrze kiosku, większość klientów oczekiwała
cierpliwie pod budą.
Bedeker
warszawski…, s.
108, 109, 110, 112
Tadeusz
CzarneckiBabicki,
dziennikarz
Handlował na Bazarze Różyckiego świetną kaszanką wiejską, karczewską kiełbasą, a także bimberkiem. Na zlecenie organizacji podziemnej
skupował broń od niemieckich żołnierzy.
Schron u
marynarza…
Wincenty Andruszkiewicz; źródło zbiory rodzinne Jacka Andruszkiewicza
~27~
Olgierd Budrewicz, pisarz
KONKURS
CIĄGLE POSZUKUJEMY
WSPOMNIEŃ, RELACJI, ZDJĘĆ DOTYCZĄCYCH
POSTACI
WINCENTEGO ANDRUSZKIEWICZA
Buda Wicusia Marynarza była centralą sieci okradania Niemców. Gang
sześciu chłopaków z Targówka „wygrużał” nocą zawartość wagonów
kolejowych, zdążających na wschód, a Wicuś „opylał” buty, mundury,
konserwy, lekarstwa oraz broń. Zaopatrywał organizacje polskie i żydowskie.
Bedeker
Warszawski…, s.
110
W budce Marynarza popijali również niemieccy żandarmi. Gospodarz
potrafił wydobywać od nich informację o zamierzonych obławach, potrafił ich spijać i „załatwiać” jak trzeba. Do dziś opowiadają, jak Andruszkiewicz znokautował „banszuca” koło kościółka na Skaryszewskiej i ksiądz
z przerażenia przerwał wtedy kazanie.
W końcu wojny Wicuś przeniósł się do lokalu Józefa Bednarskiego (przyp. Red.) lokalu przy ulicy Brzeskiej, którego stał się
współwłaścicielem. Wkrótce jego restauracja zasłynęła jako osobliwość
dzielnicy, gdzie można było dobrze zjeść, dobrze się napić i napatrzeć
do woli na wspaniałą postać bosmana.
***
Wiesław
Wiernicki, pisarz,
dramaturg,
publicysta, i
felietonista
Do restauracji Józefa Bednarskiego na Brzeskiej nie przychodzili ani
Niemcy, ani funkcjonariusze Kripo. Po prostu bali się. Gośćmi knajpy byli
handlarze bazarów, żołnierze podziemia, urzędnicy i rzemieślnicy prascy.
Elita Pragi i Szmulek.
Restauracja Józefa Bednarskiego, Brzeska 31, miała ogromne powodzenie wśród praskiej klienteli. Pan Józef dbał o gości, nie tylko dobrze
ich karmił, ale wymyślał dla nich różne atrakcje. Bednarski wynajął kiedyś
jakiegoś bardzo zdolnego grafika, malarza, który przez długi czas siedział w knajpie i rysował kolorowe karykatury stałym gościom. Obwiesił
nimi wszystkie ściany lokalu, tak że restauracja wyglądała jak jakaś galeria sztuki malarskiej. Właściciel za nic nie chciał sprzedać tych karykatur,
nawet tym, nawet tym, którzy na tych rysunkach figurowali. Przed Powstaniem, pod koniec okupacji niemieckiej, rozdawał je wszystkim, którzy
do nich pozowali, o ile oczywiście jeszcze na Brzeską mogli dotrzeć.
Knajpa Bednarskiego znajdowała się w samym centrum handlowej
Pragi, co ogromnie sprzyjało nieustannemu ruchowi klientów. Często
handlarze z sąsiadującego z nią bazaru Różyckiego dyskretne transakcje
załatwiali w tym lokalu, na co właściciel oficjalnie wielu zezwalał. Nie brał
za to żadnej opłaty, ale zyskiwał gości opijających dobity targ czyli tzw.
litkup. Podobno kilka razy dokonywano w jego lokalu kupna pistoletów
od Niemców. Działo się to wówczas, gdy zaczął się odwrót Niemców z
frontu wschodniego. Bednarski był członkiem organizacji podziemnej i
takim transakcjom chętnie patronował. Często na ul. Brzeskiej przeciskali
się przez tłumy handlarzy żołnierze Wehrmachtu z karabinami na plecach i teczkami. Wszyscy handlarze traktowali ich z sympatią, ustępowali miejsca, wiedząc na sto procent, że przyszli oni sprzedać broń. Ale
wiedzieli też, że od takiego towaru byli specjalni kupcy. Do taki transakcji przeciętny handlarz się nie wtrącał.
Ulubioną przekąską gości w barze u Bednarskiego był wyśmienity tatar.
~28~
Wspomnienia
o warszawskich
knajpach, cz.
I – na podstawie
wspomnień
Władysława
Płachcińskiego,
Wydawca
Wiesław Wiernicki
1994, na zlecenie
druk. Pruszyński
i S-ka., s. 97-99,
100, 131.
Wielu podejrzewało, że jego kucharz robi tego tatara z koniny, ale szef
przysięgał na wszystkie świętości, że tatar jest z wołu, chociaż tłumaczył,
że najlepszy jednak jest z konia. Do befsztyka tatarskiego podawano
różne znakomite przyprawy, ale jedną z najlepszych był kabul, który
można było kupić obok, na bazarze. Poza tym do tatara dawano siekane
rydze, sardynki, które czasem można było kupić od Niemców, ogórki,
surowe jajka i musztardę, koniecznie sarepską. Do knajpy tej przychodził
pewien zamożny gość, który zamawiał befsztyk tatarski na głębokim
talerzu. Jadł ten specjał łyżką jak zupę. Tatar u Bednarskiego był fenomenalny.
Józef Bednarski - właściciel knajpy na Brzeskiej 31; źródło Wiesław Wiernicki, Wspomnienia o Warszawskich Knajpach
~29~
Lokal na Brzeskiej, przytulny i spokojny, przyciągał wielu klientów, którzy
urządzali tam swoje imieniny. Na takich przyjęciach śpiewano piosenki, które tworzone były dla podtrzymania ducha narodu. Tam po raz
pierwszy usłyszałem jedną z zakazanych piosenek: „Nie pomoże wam
gestapo, ani Hitler z krwawą łapą, ani Goering bestia wroga, ani Goebbels kuternoga”. Śmiechu było co niemiara, ale za oknami knajpy smutno
i groźnie.
Informacje dodatkowe na stronie 42
Tadeusz Szurek,
żołnierz AK,
uczestnik
Powstania
Warszawskiego,
mieszkaniec
Pragi
Bazar zaopatrywał w żywność szpital w al. Ujazdowskich. Przez szereg lat Rozm.
Marek Miller, LR
utrzymywał rannych żołnierzy września 39 roku.
***
KONKURS
CZY KTOŚ
COŚ WIE
WIĘCEJ NA
TEN TEMAT?
Krzysztof
Kraśnicki,
dziennikarz
Kolczyński podczas okupacji przebywał w Warszawie, tu toczył nawet
pokazowe walki, zajmował się drobnym handlem.
Jerzy Zmarzlik,
dziennikarz
On, „Dziecko Warszawy”, zginąć nie mógł, pomogli mu ludzie, dla których Bij mistrza! s. 18
był wzorem, idolem i półbogiem. Niestety, nie zaliczali się do elity miasta. Ich zajęcia były dorywcze, a główne profity czerpali z nie zawsze czystych interesów. Skupiali się przeważnie wokół hal „Za Żelazną Bramą”.
Działało tam największe w Europie, a może nawet na świecie, kasyno
pod chmurką. Szlagierem była zabawa w „Trzy miasta”, odbywająca się
na tych samych zasadach, co gra w trzy karty i trzy naparstki. Jedno
wielkie oszustwo, zapewniające spore dochody cwaniakom i odbierające ostatni grosz naiwnym. Kolczyński całkowicie poświęcił się temu
biznesowi.
Andrzej Łapicki,
polski aktor
teatralny i
filmowy, reżyser
teatralny,
profesor i rektor
Państwowej
Wyższej Szkoły
Teatralnej w
Warszawie, poseł
na Sejm
Bohdan
Tomaszewski,
dziennikarz
sportowy
Na rogu Żelaznej i Alej trzymał stolik do gry w trzy miasta. Niech no ktoś „Sport i okupacja”,
Rzeczpospolita,
by źle postawił! Kolka zresztą był na wiecznym cyku.
„Antoni „Kolka”
Kolczyński”, Ring
bulletin nr 22,
2013, s.51
http://www.rp.pl/
artykul/885942.
html
Widziałem go wtedy ze stolikiem w trzy karty. Aż było mi wstyd się do
niego odezwać.
~30~
Rozm. Leszek
Nurzyński, LR
Jerzy Zmarzlik,
dziennnikarz
Bij mistrza! s. 18
W dzień gra, wieczorem wóda. W zapomnienie poszedł wielki sport.
Opowiadania o rozkwaszeniu rudego Irlandczyka O’Malleya zapewniały
wiele obiadów i kolacji, suto zakrapianych. Zdarzały się wpadki, obławy i
ucieczki z rąk niemieckich żandarmów.
Krzysztof
Muszyński (BŁĄD
– WYJAŚNIĆ!)
Na przykład wtedy, gdy Kolczyński zajmował się przerzucaniem żywnoś- Rozm. Leszek
Nurzyński, LR
ci za mury getta.
Henryk Grynberg
i Jan Kostański,
dziennikarze
Kolczyński i Szymura podwozili na wózkach i przerzucali stynki, małe ry- „Szmuglerzy”,
bki na kotlety. Dosłownie przerzucali przez mur, po dwie skrzynki naraz. s.24-25
Kolczyńskiego zatrzymał raz żandarm, to, nie namyślając się wcale,
zakręcił wózkiem jak w rzucie młotem i zanim żandarm pozbierał się z
ziemi, już go nie było.
Jerzy Zmarzlik,
dziennikarz
Podobno pewnego razu do uwolnienia „Kolki” przyczynił się jego rywal, Bij mistrza! s. 18
kapitan niemieckiej żandarmerii, Erwin Murach, który zginął potem na
wschodnim froncie. Kolczyński zapytany przeze mnie, nie zaprzeczył,
ale również nie potwierdził wersji z Murachem. Powiedział, że doszła do
niego okrężną drogą wieść o tym, że Murach się za nim ujął, ale sam z
nim nigdy nie rozmawiał. Raz się nie udało, „Kolkę” złapano i wywieziono
na roboty. Początkowo gdzieś na Łotwę, a później do Niemiec.
***
Tadeusz Kosiński,
ur. 1928 r.,
mieszkaniec
Pragi
Łapanki należały do normy. Niemcy otaczali bazar od strony Targowej,
Ząbkowskiej i Brzeskiej. Zabierali wszystko, co im się podobało, brali
kilkudziesięciu czy więcej mężczyzn, wywozili nie wiadomo gdzie.
Archiwum Historii
Mówionej,
Muzeum
Warszawskiej
Pragi
Zygmunt
Pągowski, kupiec
Wywozili do Oświęcimia, Treblinki, Mauthausen.
Rozm.
Andrzej Rudnicki,
LR
Było niebezpiecznie, bo szwendali się po bazarze nie tylko Niemcy
umundurowani, ale wszelkiego rodzaju agenci, którzy szukali członków
podziemia, czy wiedzieli, że tu można było kupić broń, dostać ulotki, czy
nielegalne książki.
Tadeusz Kulbicki, W razie prowokacji ze strony przebranych w mundury Wermachtu gestamieszkaniec
powców, szybko nogi za pas, slalom między budami i straganami. Mnie
Pragi
zdarzyło się uciekać tylko raz, ale starszym kolegom przytrafiło się kilka
razy. Jednemu nawet z tragicznym finałem. Po prostu Niemiec, podając
mu niby Mausera, pociągnął za cyngiel świadomie i zastrzelił chłopaka.
Sergiusz
Grudkowski,
malarz
Zygmunt
Pągowski, kupiec
Byli tacy, co poginęli. Nie wszyscy przetrzymali. Ale ludzie się nie bali,
ryzykowali. To odważni ludzie byli i poginęło to towarzystwo szybko.
Barbara
Jarosławska,
kupiec
Pamiętam jak rozstrzelano ludzi przy rzeźni na rogu Kępnej i Jagiellońskiej. Pamiętam ten dzień. Do czwartej klasy chodziłam wtedy na Stalową.
~31~
Rozm.
Katarzyna
Michałowska, LR
Moja Praga.
Dzieciństwo i
lata młodzieńcze.
Prażanie o
Starej Pradze,
Towarzystwo
Przyjaciół Pragi,
Warszawa 1998
Rozm.
Andrzej Rudnicki,
LR
„Ferajniarz”, ur.
1918
Za bochenek chleba można było dostać pigułę. Łapanki nasiliły się
pod koniec wojny. Pod bazarem był wykopany tunel, wejście było przy
jatkach, a wychodziło się w piwnicy na Ząbkowskiej. Wykopali go Żydzi
na początku wojny. Wiedzieli o tym tylko wtajemniczeni. Zawsze się tędy
urywałem.
Tadeusz Szurek,
żołnierz AK,
uczestnik
Powstania
Warszawskiego,
mieszkaniec
Pragi
Rozm.
Któregoś dnia, przechodząc ulicą Brzeską, trafiłem na łapankę. ZatrzyMarek Miller, LR
mała nas żandarmeria niemiecka. Naprzeciwko bazaru jest taki mini
plac. I tam nas ustawiono pod ścianę. Dokładnie naprzeciwko bazaru na
ul. Brzeskiej. I wyszliśmy Brzeską, skręciliśmy w Ząbkowską do Targowej,
w prawo w kierunku cerkwi. Ja się trzymałem w kolumnie nie z prawej
strony od chodnika, ale z lewej strony środka ulicy. No i był taki moment.
Tramwaje, które teraz jeżdżą środkiem jezdni jeździły bliżej północnej strony jezdni. Więc od tej strony bazaru ulica była wąska i był moment, że
tramwaje się mijały między sobą. Kiedy nadjechały dwa takie tramwaje,
to ja prędko wyskoczyłem między te tramwaje. Czyli obydwa tramwaje
mnie schowały. Miałem ten dłuższy czas na ucieczkę. Zwiewałem. Wtedy
ukuł mi się taki termin „uciekaj powoli”. Łatwo się mówi, ale to jest straszna rzecz. Musiałem udawać przechodzącego ulicą człowieka.
Zygmunt
Pągowski, kupiec
Z trzech łapanek udało mi się uciec. Często przeskakiwaliśmy przez płot Rozm.
do Żółtka, gdzie rosły kartofle. Z czwartej łapanki trafiłem do Mauthaus- Andrzej Rudnicki,
LR
en. Zabrali mnie 28 sierpnia, a parę dni potem weszli Rosjanie.
Jan Pyszka ps.
„Zbigniew” (ur.
1924), Batalion
„Kiliński”,
mieszkaniec
Pragi
Przed Powstaniem szkoliliśmy się w różnych charakterystycznych miejscach np. na Brzeskiej obok bazaru. Wchodziło się na podwórko i tam
mieszkał jeden z uczestników naszej grupy. On był starszy od nas i dawał
organizacji lokal. W razie draki skakało się na dach, z dachu na dół i na
bazar w tłum. To było bardzo dobre miejsce na takie historie. Już po
egzaminach w szkole młodszych dowódców, bo tak to się nazywało
dostałem grupę chłopców właśnie z Pragi. Na Brzeskiej, obok bazaru
myśmy się przygotowywali do powstania.
Rozm. Piotr
Kulesza, Niebieski
syfon, rozdział
Ferajna, str. 126127
AHMMPW z
18.02.2011.
Rozm. Katarzyna
Smyrska.
Research: Leszek
Nurzyński, LR
Informacje dodatkowe na stronie 43
Stanisław
Brzosko,
dowódca kopanii
AK, Batalionu
Kiliński,
mieszkaniec
Pragi
Na Brzeskiej pod 10 przyjmowałem przysięgę. Mieszkał tam Antoś, który Rozm. Marek
był piekarzem. Z Targówka pochodził chłopak, który dostał potem Virtuti Miller, LR
Militari za zdobywanie PASTY. Na Pradze mieszkał kolejarz „Ostry”. Kiedy
go przyjmowałem do oddziału powiedział: „Panie podchorąży, ja to nie
popuszczę”. I kiedy nastąpiło przebicie naszego oddziału na Starówkę
(sytuacja beznadziejna) to on się nie cofnął. Zginął. Ich kodeks honorowy
funkcjonował w ten sposób, że stawało się to dla mnie kłopotliwe. Zostałem dowódcą plutonu w czasie konspiracji. Kompanię objąłem dopiero 3 sierpnia 1944 roku, po wybuchu powstania. I to było tak. Jest już
po przysiędze, a oni trącają się i mówią: „Pan podchorąży nie odmówi?”.
Ja: „no małego kielicha”. Oni wszyscy bimber pędzili. Bo w ich pojęciu to
było nieomalże patriotyczne to pędzenie bimbru. Mieli takie powiedzonko, które dziwnie brzmiało: „Panie podchorąży, chylem wielkie czoła! Pan
z nami wypije. Pan nie wypije?”. To byli ludzie, których można podziwiać,
bo oni, jakby to powiedzieć dzisiaj, byli gorącymi patriotami, a przecież
w tym kraju im się wcale najlepiej nie działo. I to był paradoks, że mimo
trudnej sytuacji materialnej, jaką mieli przed wojną, oni taką Polskę
kochali. Bo dzisiaj krawiec to jest lord, a wtedy krawiec to był biedny
rzemieślnik. Dzisiaj szewc to ma handel z Reebokiem czy Salamandrą, a
wtedy on te buty klepał sam. I Ci ludzie, wydawałoby się, nie mieli powodów tak być za tą Polską. A oni byli bardzo.
~32~
Jan Rybak, ps.
„Tarzan” (ur.
1929), PAL,
mieszkaniec
Pragi
Jak wybuchło Powstanie to zapanowała atmosfera radości, że biją Niemców. To było specyficzne środowisko, urwisów warszawskich i każdy
chętnie chciał wziąć udział w dobrej drace. To było wyzwolenie energii.
AHMMPW z
11.03.2006. Rozm.
Tomasz Żylski.
Research: Leszek
Nurzyński, LR
Władysław
Ignatowski, ps.
„Łucki” (ur. 1919),
zgrupowanie
670 „Narocz”,
mieszkaniec
Pragi
Później z Brzeskiej kilku z nas nosiło meldunki na Wileńską 15 do dyrekcji kolei państwowych. Chyba tylko raz z amunicją tam mnie wysłali.
Wieczorem „Marynarz” powiedział: „Zakopcie opaski, służba wasza się
skończyła, marsz do domu”. Tak się skończyło moje Powstanie.
AHMMPW z
19.01.2006. Rozm.
Anna Kowalczyk.
Research: Leszek
Nurzyński, LR
Wiesław
Ochman, ur.
1937, śpiewak
operowy (tenor
liryczny)
Rozm. Leszek
Zbudowano u nas na podwórku kapliczkę i wieczorami ludzie się tam
Nurzyński, LR,
modlili o zakończenie wojny. Pamiętam też jak na ulicy Ząbkowskiej
2014
Niemcy się okopywali, rozwalili ulicę, wstawiali tam działa, miała tam być
obrona. Podczas kiedy oni kopali te doły, to ludzie z naszej kamienicy
częstowali ich zupą, bo byli strasznie głodni, wynędzniali i pamiętam,
że mówili, że przychodzą Ruscy i obcinają języki. Na drugi dzień kiedy
spałem, bo spaliśmy w suterynach, na których były wielkie paki z piachem, żeby pociski nie przechodziły i weszli Rosjanie i Polacy i ci Niemcy się wycofali bez jednego strzału, czyli ja przespałem wejście tych
armii.
Zygmunt
Pągowski, kupiec
Z bazaru obserwowałem walki. Na dach się wchodziło i obserwowało jak Rozm.
Andrzej Rudnicki,
bomby zrzucali na Warszawę.
„Ferajniarz”, ur.
1918
W trakcie Powstania bazar zupełnie spłonął. Niemcy prowadzili ostrzał
artyleryjski, tak że strach było wyjść na Targową. Wszystko zamarło.
Rozm. Piotr
Kulesza, Niebieski
syfon, rozdział
Ferajna, str. 129
Barbara
Jarosławska,
kupiec
Pamiętam, że kiedy bazar płonął to moja mama z babcią stały przy
oknach i okładały je mokrymi szmatami, bo był żar nie do wytrzymania.
Pamiętam, kiedy remontowaliśmy okna wiele lat po wojnie, to jeszcze z
teściową znalazłyśmy odłamek w futrynie balkonowej.
Rozm.
Andrzej Rudnicki,
LR
Irena Bilińska ps.
„Isia” (ur. 1926),
VI Obwód Praga,
617 pluton,
mieszkaniec
Pragi
W czasie Powstania musiałam przejść na Brzeską, ale nie Ząbkowską, a
Bazarem Różyckiego. Wtedy jedyny raz podczas Powstania poczułam
zagrożenie życia. Budki były porozwalane, popalone, pełno papierów,
wszystko fruwało i wpatrzone były we mnie tysiące szczurzych oczu.
Było ich mnóstwo. Miałam wtedy gumowe nogi. Jak przechodziłam na
Brzeską przez bazar, to Niemców się nie bałam, a szczurów się bałam.
AHMMPW z
22.11.2010.
Rozm. Małgorzata
Rafalska-Dubek.
Research: Leszek
Nurzyński, LR
KONKURS
LR
BRAKUJE
RELACJI,
WSPOMNIEŃ, ZDJĘĆ
Z POŻARU
~33~
KONIEC
~34~
Informacje dodatkowe
Warszawscy papierosiarze z Placu Trzech Krzyży są dzisiaj dorosłymi
ludźmi. Boluś, chłopiec w wytartym, przewiązanym sznurkiem futerku
jest dziś oficerem armii izraelskiej. Byczek, przywódca papierosiarzy
z Placu, jest obrotnym handlowcem w Kanadzie. Cały czas utrzymuje
więź z dawnymi wspólnikami. Paweł jest traktorzystą w południowej
części Izraela, a jego brat Zenek brakarzem w fabryce broni. Teresa jest
matką trójki dzieci. Jurek też mieszka w Izraelu. Jest szoferem – jego
dziesięcioletni syn również chce nim zostać. Ząbalowi do dzisiaj zostało
to przezwisko, chociaż wyprostowano mu już przednie zęby. Jest cenionym kuśnierzem w Kanadzie. Kinol jest mechanikiem w największym
towarzystwie lotniczym z Izraelu (El-Al) i liczą się z jego zdaniem. Założył
rodzinę i jest wzorowym ojcem. W Izraelu żyje dzisiaj wielu z tych, którzy
podczas wojny sprzedawali papierosy na warszawskim Placu Trzech
Krzyży. Wielu pozostało w Polsce, a inni odnaleźli swoje miejsce gdzieś
dalej, w szerokim świecie.
~35~
Papierosiarze
z Placu Trzech
Krzyży, Oficyna
Bibliofilów,
Łódź 1995,
opracował Maciej
Łopuszyński, LR
Informacje dodatkowe
Wincenty
Andruszkiewicz,
Życiorys,
Archiwum Urzędu
ds. kombatantów
i osób
represjonowanych,
były ZBOWID,
restaurator
Życiorys
Andruszkiewicza Wincentego ur. dn. 5.I.1908
os. Swoboda, pow. Augustów, syn Adama i Józefy
z Rozmysłowiczów.
Ojciec b. repatriant i emeryt państwowy,
obecnie nieżyje.
W 1914 roku wyjechałem wraz z rodzicami do Rosji, a w 1919 powróciłem z rodzicami do Polski.
Wincenty Andruszkiewicz; źródło zbiory rodzinne Jacka Andruszkiewicza
~36~
Wincenty Andruszkiewicz z matką; źródło zbiory rodzinne Jacka Andruszkiewicza
~37~
Wincenty Andruszkiewicz; źródło zbiory rodzinne Jacka Andruszkiewicza
~38~
Wincenty Andruszkiewicz; źródło zbiory rodzinne Jacka Andruszkiewicza
~39~
Wincenty Andruszkiewicz; źródło zbiory rodzinne Jacka Andruszkiewicza
Do szkoły powszechnej uczęszczałem w Augustowie. Od roku 1923 do
1927 r. pracowałem i uczyłem się na brakarza leśnego w lasach augustowskich. Od 1927 r. do 1929 r. prowadziłem w Zarz. Dróg Wodnych na
kanale samodzielne roboty naprawy brzegów i szluz na kanale Augustowskim. W 1929 r. dwudziestego października zostałem powołany do
Mar. Woj., służyłem jako podoficer zawodowy, gdzie ukończyłem następujące szkoły.
1)
Szkołę marynarzy specjalistów motorzystów,
2)
szkołę podwodnego pływania dla motorzystów,
3)
szkołę /kurs/ podofic. motorzystów i maszynistów oraz
4)
kurs aplikacyjny ogólno-kształcący dla podofic. zawod.,
w międzyczasie zaś uczęszczałem na trzyletnie kursa maturalne w Gdyni.
Byłem zaokrętowany na O.R.P. „Podhalanin” w roku 1930, a na O.R.P.
„Wicher” rok 1930-1931, zaś na O.R.P. „Wilk” rok 1931 do 1937. Od roku
1937 do 1938 przydzielony byłem do komisji nadzorczej przy budowie
~40~
polskich O.R.P. we Francji. W 1938 r. zostałem zaokrętowany na O.R.P.
„Gryf” i powróciłem do kraju. Wojna zastała mnie na O.R.P. „Gryf”, gdzie
piastowałem funkcję gospodarza drenu, gospodarza warsztatu mechanicznego i magazynów na etacie st. bosmana.
Po ciężkich walkach jakie stoczył O.R.P. „Gryf” z Niemcami w trzecim dniu
wojny, z braku załogi, która została wybita lub ranna i ciężkiego uszkodzenia okrętu, O.R.P. „Gryf” nie nadający się już do boju, na rozkaz D-cy
okrętu, zatopiliśmy w porcie na Helu.
Po zejściu na ląd zostałem przydzielony do 12 Komp. K.O.P., która broniła
półwyspu Hel z lądu i morza. Drugiego października po kapitulacji Helu,
dostałem się do niewoli niemieckiej. Próbując ucieczki z niewoli dn.
3.X.39 r. zostałem ciężko ranny i wywieziony do Stalagu II D, a później
do Stalagu II A Neubrandenburg. Po częściowym wyleczeniu się w 1940
r. dn. 28 listopada zostałem zwolniony z obozu jako inwalida wojenny i
zatrzymałem się w Warszawie.
Podczas okupacji w Warszawie zetknąłem się z towarzyszami, którzy
należeli już do organizacji i zostałem wciągnięty na członka „Korpusu
Obrońców Polski”, a od roku 1943 do P.A.L. Została powierzona mi funkcja werbowania specjalistów marynarzy na obsadzenie w razie potrzeby jednostek pływających na Wiśle, a oprócz tego miałem skup broni i
amunicji oraz kolportaż prasy podziemnej.
Po wkroczeniu Wojska Polskiego w 1944 r. zameldowałem się w R.K.U. w
Otwocku, gdzie z braku przepisów o inwalidach, kazano mi wpierw przejść komisję lekarską i po komisji lekarskiej, która odbyła się w Michalinie,
zostałem całkowicie zwolniony ze służby wojskowej, a komisja inwalidzka w roku 1944 uznała mnie jako 72% inwalidę w związku ze służbą
wojskową.
Chcąc jednak przyczynić się wówczas do odbudowy Państwa Polskiego,
wstąpiłem na P.K.P. i pracowałem w ciężkich warunkach pod obstrzałem
artylerii niemieckiej na kolejce wąskotorowej Karczew-Jabłonna do dnia
31 grudnia 1944 r. Z dniem 15 stycznia 1945 r. przeniosłem się do Ministerstwa Przemysłu i pełniłem obowiązki kierownika gospodarczego w
Państwowym Przedsiębiorstwie Transportowym na miasto Warszawę.
Z powodu mego inwalidztwa i zbyt ciężkich warunków pracy, musiałem
zrezygnować z tego stanowiska. Należę do Polskiej Partii Socjalistycznej,
obecnie P.Z.P.R., pobieram zasadniczą rentę inwalidzką, jestem żonaty i
mam jedno dziecko.
Uwaga –
----------------Z powodu silnego bólu w ręce
życiorys napisany na maszynie. -
~41~
Informacje dodatkowe
Knajpa na Brzeskiej 31 była w okresie okupacji punktem kontaktowym
„Wachlarza”, oddziału specjalnego KG AK.
W kwietniu 1943 roku Józef Bednarski został aresztowany wraz z uczestnikami mszy świętej, częściowo członkami grupy „Wachlarza”, po wyjściu
z kościoła św. Floriana, gdzie modlono się za zakatowanego przez Niemców jednego z członków GK AK. Osadzony na Pawiaku, dzięki zabiegom
wielu członków AK wyszedł po jakimś czasie na wolność. Wraz z żoną
ponownie zaczął działalność w podziemiu, współpracując z Alfredem
Paczkowskim, słynnym „Wanią” z „Wachlarza”. Pomimo iż Niemcy przypuszczali, że knajpa państwa Bednarskich może mieć jakieś powiązania z
AK, to jednak nie udało im się rozszyfrować roli i działalności konspiracyjnej obydwojga właścicieli tej restauracji.
~42~
Informacje dodatkowe
Władysław
Ignatowski, ps.
„Łucki” (ur. 1919),
zgrupowanie
670 „Narocz”,
mieszkaniec
Pragi
Sławomir
Sokołowski,
pisarz
KONKURS
BRAKUJE NAM MATERIAŁÓW DOTYCZĄCYCH DZIAŁALNOŚCI PODZIEMNEJ
NA TERENIE I WOKÓŁ BAZARU
AHMMPW z
19.01.2006. Rozm.
Anna Kowalczyk.
Research: Leszek
Nurzyński, LR
Przekazywałem meldunki pomiędzy Starym Miastem a Okręgiem Polskiej Armii Ludowej na Pradze. Na Starym Mieście było kilka punktów
kontaktowych, to była ulica Nowomiejska, Freta, Wąski Dunaj. Pamiętam
szewc, Siwek, sklep spożywczy Heńka na Freta. Tam otrzymywaliśmy
rozkazy. Dostawałem meldunki i trzeba je było przenieść przez most na
Ząbkowską. Później się dowiedziałem, że na czele tej siatki stał major
Jan Krzyżak. W czasie okupacji nie miałem o tym pojęcia. Meldunki były
przekazywane, ale co w tych meldunkach było? Nie wiem. Czasami jak
pakunek był ciężki, to była broń. Przez Most Kierbedzia się przechodziło,
był obowiązek, że w razie czego masz rzucić pakunek do Wisły.
Ro man Kuciński zrobił maturę w 1939 roku. W 1940 roku powołał Organizację Wojskową Polska Niepodległa. Został zastępcą dowódcy
placówki obejmującej kwartał Targowa-Kijowska-Brzeska-Ząbkowska.
Serce Pragi. 30 stycznia 1942 roku został aresztowany przez Gestapo i
trzy lata spędził na Pawiaku jako pomocnik szewca. Potem wywieźli go
do Gross-Rosen. Przeżył. Zawsze w garniturze, elegancki pan, nawet po
wojnie. Choć jak głoszą nieprzychylne dusze rodzinne, straszny kobieciarz.
~43~
„Mazowiacy” W:
Literacki MELANŻ
z Pragi, Wyd.
Melanż, Warszawa
2014, s. 203.
brak danych; Poszukujemy źródła tej fotografii.
~44~

Similar documents