TRANSFORMACJE nr 1-2 - Kozminski University
Transcription
TRANSFORMACJE nr 1-2 - Kozminski University
TRANSFORMACJE "Transformacje” są pismem interdyscyplinarnym, recenzowanym, wychodzącym od 1992 roku. Poświęcone są m.in. problematyce: transformacji cywilizacyjnych i kulturowych społeczeństwa informacyjnego i społeczeństwa wiedzy zagadnieniom globalizacji kwestiom rozwoju trwałego filozofii politycznej i aksjologii dociekania przyszłości. Transformacje są charakterystyczną formą i sposobem funkcjonowania, rozwoju, trwania świata ludzi. Ich wszechobecność i znaczenie skłania do uznania kategorii transformacji za swoisty paradygmat w badaniu rozwoju techniki, cywilizacji, społeczeństwa, kultury, wartości i przekonań. Konsekwencje i potencjalności zmian i przeobrażeń wymagają nowych metodologicznych podejść i narzędzi, nowych wizji oraz innowacji teoretycznych, a także budowania zdolności do radzenia sobie nie tylko dziś, ale i w przyszłości. Ważnym celem niniejszego pisma jest także promowanie inter-, multii transdyscyplinarności w badaniach i analizach, orientacji prospektywnej oraz myślenia strategicznego i globalnego. Horyzont poznawczy zamieszczanych tekstów jest bardzo szeroki – od ujęć teoretycznych i metodologicznych przez tematykę krajową i regionalną do globalnej oraz empirycznej. Opisy i ewaluacje konkretnych doświadczeń są też przedmiotem zainteresowań pisma. Transformacje mają już zasięg międzynarodowy w 2012 roku podpisaliśmy umowę licencyjną z globalną bazą danych EBSCO Publishing (Ipswich, MA, USA) I TRANSFORMACJE 1-2 (76-77) 2013 ISSN 1230-0292 Czasopismo recenzowane (7 pkt. MNiSzW) Ukazuje się dwa razy do roku (numery podwójne) w jęz. pol. oraz ang. (odrębne teksty) Redakcja (kierownictwo): Prof. dr hab. Lech W. ZACHER, Centrum Badań Ewaluacyjnych i Prognostycznych, Akademia Leona Koźmińskiego, Warszawa ([email protected]) – Redaktor Naczelny Prof. dr hab. Tadeusz MICZKA, Instytut Nauk o Kulturze i Studiów Interdyscyplinarnych, Uniwersytet Śląski, Katowice ([email protected]) – Z-ca Redaktora Naczelnego Dr Magdalena RZADKOWOLSKA, Katedra Bibliotekoznawstwa i Informacji Naukowej, Uniwersytet Łódzki, Łódź ([email protected]) – Sekretarz Redakcji Dr Małgorzata SKÓRZEWSKA-AMBERG, Kolegium Prawa, Akademia Leona Koźmińskiego, Warszawa ([email protected]) – Sekretarz Redakcji Członkowie Redakcji i konsultanci: Dr Alina BETLEJ, Instytut Socjologii, Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II, Lublin Dr Mirosław GEISE, Uniwersytet Kazimierza Wielkiego, Bydgoszcz (także redaktor statystyczny) Prof. Dora MARINOVA, Sustainability Policy Institute, Curtin University, Perth, Australia Prof. Gavin RAE, Akademia Leona Koźmińskiego, Warszawa (także redaktor językowy język angielski) Prof. Sangeeta SHARMA, Dept. of Public Administration, University of Rajasthan, Jaipur, India Prof. Ryszard ZIĘBA, Instytut Stosunków Międzynarodowych, Uniwersytet Warszawski, Warszawa Prof. Urszula ŻYDEK-BEDNARCZUK, Wydział Filologiczny, Uniwersytet Śląski, Katowice (także redaktor językowy - język polski) Recenzenci: Prof. Peter BOŁTUĆ (filozofia, informatyka) , University of Illinois, Springfield, IL, USA Prof. Piotr CHMIELEWSKI (socjologia, zarzadzanie kryzysowe), Akademia Leona Koźmińskiego, Warszawa Prof. Włodzimierz CHOJNACKI (socjologia, wojsko), Wyższa Szkoła Finansów i Zarządzania w Warszawie Prof. Andrzej KIEPAS (filozofia, filozofia techniki), Uniwersytet Śląski w Katowicach Dr Katarzyna PAWELEC (medycyna), WU Medyczny, Warszawa Dr Filip PIERZCHALSKI (nauki polityczne), Uniwersytet Kazimierza Wielkiego, Bydgoszcz Prof. Ewa POLAK (ekonomia), Uniwersytet Gdański, Gdańsk Prof. Ryszard STĘPIEŃ (pedagogika, bezpieczeństwo), Akademia Humanistyczna, Pułtusk Prof. Jan SZMYD (filozofia, pedagogika), Uniwersytet Pedagogiczny, Kraków Prof. Bogdan ZELER (media), Uniwersytet Śląski, Katowice Recenzentami są także członkowie Redakcji oraz Międzynarodowej Rady Redakcyjnej II Wydawca Fundacja Edukacyjna „Transformacje" Al. Jana Pawła II 80 lok. 80, 00-175 Warszawa Tel./fax. (22)-4038411, e-mail: [email protected] oraz Centrum Badań Ewaluacyjnych i Prognostycznych, Akademia Leona Koźmińskiego w Warszawie, e-mail: [email protected] Witryna internetowa: www.transformacje.kozminski.edu.pl www.ciasf.kozminski.edu.pl UWAGA: teksty prosimy przesyłać na adres: [email protected] lub na adresy Redaktorów Projekt okładki: Tomasz Patryn © 2013 TRANSFORMACJE Webmaster: Janusz Janczyk Druk ukończono w 2013 r. Warunki prenumeraty Zamówienia na prenumeratę bądź zakup poszczególnych numerów prosimy składać (koniecznie z dokładną nazwą instytucji i adresem) listownie lub mailem. Nakład i dystrybucja czasopisma ograniczone (do nabycia głównie w Warszawie w Głównej Księgarni Naukowej im. B. Prusa, Krakowskie Przedmieście 7; Księgarni Ekonomicznej K. Leki, ul. Grójecka 67 oraz księgarni w Akademii Leona Koźmińskiego bądź przez Kolportera). Zamówienie powinno się łączyć z wpłatą na konto Fundacji Edukacyjnej TRANSFORMACJE 37 1020 1156 0000 7002 0059 8037 (PKO BP S.A. XV O. Warszawa) - kwoty 70 PLN (prenumerata roczna) - kwoty 35 PLN (pojedynczy numer) Prenumerata zagraniczna 40 € rocznie, 20 € za pojedynczy numer pisma. Przyjmujemy do druku materiały informacyjne i reklamowe. III MIĘDZYNARODOWA RADA REDAKCYJNA Prof. Witold T. Bielecki Akademia Leona Koźmińskiego, Warszawa Prof. Czesław Cempel Politechnika Poznańska, Poznań Prof. Andrzej Chodubski Uniwersytet Gdański, Gdańsk Joseph F. Coates Futurist in Residence Washington, D.C.,USA Dr Vary T. Coates The Kanawha Institute for the Study of the Future, Washington, D.C., USA Prof. Meinolf Dierkes Science Center (WZB), Berlin, RFN Prof. Nikolai Genov Freie Universität, Berlin, RFN Prof. Günter Getzinger Alpen-Adria Universität Klagenfurt, Austria Prof. Tomasz Goban-Klas Uniwersytet Jagielloński, Kraków Prof. Janusz Golinowski Uniwersytet Kazimierza Wielkiego, Bydgoszcz Prof. Larisa A. Gromova Herzen State Pedagogical University St. Petersburg, Rosja Prof. Armin Grunwald Institute of Technology FZK, Karlsruhe, RFN Prof. Andrzej Herman Szkoła Główna Handlowa, Warszawa Prof. Jerzy Kisielnicki Uniwersytet Warszawski, Warszawa Prof. Witold Kieżun Akademia Leona Koźmińskiego, Warszawa Prof. Andrzej K. Koźmiński Akademia Leona Koźmińskiego, Warszawa Prof. Wojciech Lamentowicz Wyższa Szkoła Administracji i Biznesu, Gdynia Książę Prof. Rudolf zur Lippe Oldenburg Universität Oldenburg, RFN Prof. Andrzej Lubbe Akademia Leona Koźmińskiego, Warszawa Dr Michael Maccoby The Maccoby Group PC, Washington, D.C., USA Prof. Ali A. Mazrui State University of New York, Binghampton, N.Y., USA Prof. Jerzy Mikułowski - Pomorski Uniwersytet Ekonomiczny, Kraków Prof. Mammo Muchie Aalborg University, Aalborg, Dania Prof. Witold Morawski Akademia Leona Koźmińskiego, Warszawa Prof. Andrzej Papuziński Uniwersytet Kazimierza Wielkiego, Bydgoszcz Prof. Sławomir Partycki Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II, Lublin Prof. Karol L. Pelc Michigan Technological University Houghton, Ml, USA Prof. Marek Pietraś Uniwersytet Marii CurieSkłodowskiej, Lublin Prof. Bazyli Poskrobko Uniwersytet w Białymstoku Białystok Prof. Harry Rothman University of Manchester Manchester, Wielka Brytania Płk Prof. Piotr Sienkiewicz Akademia Obrony Narodowej, Warszawa Prof. Marek S. Szczepański Uniwersytet Śląski, Katowice Prof. Agnieszka Szewczyk Uniwersytet Szczeciński, Szczecin Prof. Czesław Szmidt Akademia Leona Koźmińskiego, Warszawa Prof. Andrew S. Targowski Western Michigan University Kalamazoo, Ml, USA Prof. Andrzej A. Wierzbicki Instytut Łączności, Warszawa Prof. Katarzyna Żukrowska Szkoła Główna Handlowa, Warszawa Dr Clement Bezold Institute for Alternative Futures, Alexandria, VA, USA Prof. Albert H. Teich American Association for the Advancement of Science, Washington, D.C., USA IV TRANSFORMACJE / TRANSFORMATIONS 1-2 (76-77) 2013 Spis Treści / Contents Do Autorów / Instructions to Authors ...................................................... VIII Od Redakcji / Editorial ................................................................................ IX I. Idea transformacji jako paradygmat / Idea of Transformation as a Paradigm Lech W. ZACHER: Transformacje świata i ludzi (próba rozpoznania i interpretacji) / Transformations of the World and People (An Attempt at Recognition and Interpretation )..................................................................................................... 2 Wiesław SZTUMSKI: Transformacja nowym paradygmatem rewolucji społecznej / Transformation as a New Paradigm of Social Revolution ...................45 II. Transformacje kulturowe / Transformations of Culture Tadeusz MICZKA: Audiowizualność trzeciego stopnia – rzeczywistość czy fantastyka ? / Third Step Audiovisuality – Reality or Fantasy ? .........................66 Aleksandra KUNCE: Osobne myślenie metropolii. Transformacje kulturowych projektów centre de cultura contemporània de Barcelona / The Separate Thinking of the Metropolis. Transformations of CCCB’s Cultural Projects..............75 Ilona COPIK: Genius loci jako figura antropologiczna – transformacje znaczeniowe, konteksty interpretacyjne / Genius Loci as an Anthropological Figure. Semantic Transformations, Interpretive Contexts ...............................................92 Joanna KUŹNICKA: Trajektorie ortegizmu w kulturze / Trajectories of Ortega y Gasset in Culture ...........................................................................................109 Mariola SUŁKOWSKA-JANOWSKA: Performatywna tożsamość homo aestheticus / Performative Identity of Homo Aestheticus. ......................................139 Monika MICZKA-PAJESTKA: Postmoderna i transformacja przestrzeni kulturowej. Jedna kultura czy raczej wielość kultur ? / Post-modernity and Transformation of Cultural Space. One Culture or Rather the Multiplicity of Cultures? ..........................................................................................................................154 V III. Media w procesie przemian / Media in Transition Process Urszula ŻYDEK-BEDNARCZUK: Metafory medialne z punktu widzenia lingwistyki / Media Metaphors Perceived from a Linguistic Point of View ......... 172 Bogdan ZELER: Nowe nowe media – multitasking – przestrzeń przepływu / New New Media – Multitasking – Flow Space ................................................. 184 Barbara ORZEŁ: Ciało – przestrzeń – interakcja. O doświadczeniu użytkownika w grach kinetycznych / Body - Space - Interactivity.About the User Experience in Kinetic Games. .................................................................................. 191 IV. Informacja – komunikacja - polityka / Information - Communication - Politics Magdalena PIŁAT-BORCUCH, Artur BORCUCH: Homo wikipedicus jako przykład transformacji w dostępie do informacji / Homo Wikipedicus as an Example of the Transformation of Access to Information ..................................... 206 Edward KAROLCZUK: Dialektyka większości i mniejszości / Dialectics of the Majority and Minority ........................................................................................ 218 Wiktor SZEWCZAK: Dyskurs publiczny jako substytut reprezentacji politycznej – wymiar parainstytucjonalny współczesnej demokracji / Public Discourse as a Substitute to Political Representation – a Parainstitutional Dimension of Contemporary Democracy ..................................................................... 251 Janusz GOLINOWSKI: Antynomie i wyzwania polskiej transformacji / Antinomies and Challenges of the Polish Transformation ..................................... 287 V. Ekonomia - marketing: poszukiwanie nowych idei / Economy Marketing: Looking for New Ideas Wiesław SZTUMSKI: Kilka refleksji związanych z filozofią ekonomii / Some Reflections Connected with the Philosophy of Economics ............................... 320 Lechosław GARBARSKI: Marketing – między Scyllą oczekiwań a Charybdą oskarżeń / Marketing – between Scylla of Expectations and Charibdis of Indictments ................................................................................................................ 343 VI Karolina DZIWAK: Nowe formy marketingu w lokalnej przedsiębiorczości / New Marketing Forms in Local Initiative .........................................................358 Jan FAZLAGIĆ: Negatywny kapitał intelektualny / Negative Intellectual Capital ......................................................................................................................383 VI. Przyszłość – wizje, interpretacje i opowieści / Futures – Visions, Interpretations and Narratives Małgorzata MOLĘDA-ZDZIECH: Wizje kapitalizmu w ponowoczesnych podejściach socjologicznych – ujęcie porównawcze (Z. Bauman, A. Giddens, R. Sennett) / Scenarios of Capitalism in Postmodern Sociological Approaches (Z.Bauman, A.Giddens, R.Sennett) ...................................................................400 Dorota BRYLLA: „I dali im losy...”. Wokół przeobrażeń w interpretacji zjawiska dywinacji / “And they gave forth their lots...”. About the Transformations in the Interpretation of the Phenomenon of Divination .......................422 Agnieszka PRZYBYŁA-DUMIN: Spiski, przepowiednie i opowieści. O reakcjach na niewiadome i niezrozumiałe oraz gatunkach folkloru je wyrażających / Conspiracies, Prophecies and Stories. About Reactions to the Unknown and Incomprehensible as well as Folklore Genres Expressing Them .........................439 VII. Varia / Varia Zbigniew BORUCZKOWSKI, Katarzyna PAWELEC, Maciej BORUCZKOWSKI, Dominika GŁADYSZ: Komórki macierzyste przyszłością biomedycyny / The Stem Cells as the Future of Biomedicine ................................ 462 VII Do Autorów Polityka redakcji wyraża się w preferencji dla artykułów naukowych opartych na solidnych przemyśleniach, ekstensywnej znajomości literatury przedmiotu oraz na analizach empirycznych. Zgodnie z charakterem naszego pisma szczególnie preferowane są artykuły interdyscyplinarne, multidyscyplinarne i transdyscyplinarne. Tematycznie pożądane są zwłaszcza teksty dyskutujące współczesne przeobrażenia (transformacje – „wszystkie i wszędzie", we wszystkich aspektach, wymiarach i perspektywach – zob. deklarację tematyczną poprzedzającą spis treści). Zjawiska, procesy, wydarzenia generujące, oddziałujące czy towarzyszące współczesnym transformacjom są dla nas interesujące. W związku z tym nawet wąsko tematyczne i specjalistyczne artykuły warto odnosić do wspomnianej problematyki. Preferujemy także orientację problemową oraz prospektywną. Zachęcamy Autorów do pisania prostym, jasnym i zwięzłym językiem, do unikania nadmiaru żargonu dyscyplinowego. Teksty powinny być dobrze udokumentowane (przypisy, bibliografia) – zgodnie ze standardem przyjętym w dotychczasowych numerach. Obok typowych research papers dopuszczalne są również inne formy wypowiedzi związane z sugerowanym podejściem i z problematyką pisma. Nadesłane teksty są recenzowane i opiniowane przez Redakcję oraz zewnętrznych ekspertów (zgodnie z wymogami MNiSzW). Wskazówki dla Autorów: • • • • • • • • • • Nadsyłane teksty powinny być opracowane komputerowo (wskazane jest podanie nazwy i wersji edytora), Teksty powinny być dostarczane e-mailem. Preferowana objętość tekstów artykułowych 15-20 stron (strona znormalizowana: 30 wierszy, 60 znaków w wierszu), przypisy dolne. Wszelkie cytaty czy powołanie (także tabele, rysunki, statystyki itp.) muszą być udokumentowane (np. w przypisach). Unikamy zamieszczania fragmentów (tekstowych, rysunków, tabelarycznych) w obcych językach, Prosimy o zwrócenie szczególnej uwagi na poprawność językową, gramatyczną, ortograficzną oraz styl tekstu oraz na dokładność w pisowni obcych nazwisk czy tytułów prac w innych językach, Wszelkie wyróżnienia w tekście powinny być czynione przy pomocy kursywy, spacji czy druku półgrubego (niedopuszczalne są podkreślenia), Do tekstu należy dołączyć krótkie (ok. 1/2 strony) streszczenie oraz tytuł pracy w języku angielskim. Do tekstu należy dołączyć dokładny adres Autora, numer telefonu i fax, e-mail oraz podać stopień czy tytuł naukowy (zawodowy). Redakcja zastrzega sobie prawo adiustacji redakcyjnej oraz wymóg ustosunkowania się Autora do recenzji, jak też obowiązek przeprowadzenia dokładnej i terminowej korekty. Materiałów niezamówionych Redakcja nie zwraca. VIII Od Redakcji / Editorial Niniejszy numer przedstawia do dyskusji lansowaną przez nas ideę transformacji jako swoistego paradygmatu pozwalającego w sposób bardziej adekwatny rozpoznawać i analizować zmiany, tranzycje, przeobrażenia. Taka perspektywa badawcza będzie preferowana w następnych numerach. To wskazówka dla przyszłych Autorów. Szczególną uwagę przywiązujemy do transformacji kulturowych. Zaprezentowana została ich wielokierunkowość i rozmaitość efektów, także w wymiarze międzynarodowych. Jak zwykle ważną część numeru obejmuje problematyka mediów, informacji i komunikacji, szczególnie w kontekście dostępu do informacji (Homo wikipedicus), reprezentacji politycznej, demokracji. Poszukiwanie nowych idei i ujęć w myśleniu teoretyczno-ekonomicznym i marketingowym to kolejny obszar poddany krytycznej dyskusji. Nowe podejścia i interpretacje zdają się tu pilną sprawą – w obliczu wyzwań związanych z przechodzeniem gospodarek i społeczeństw do trwałego rozwoju. Numer kończą „tematy przyszłościowe” – od porównawczego omówienia niektórych współczesnych wizji przyszłości do przepowiedni i folklorystycznych opowieści. I na zakończenie -medyczna perspektywa przyszłości w kontekście rozwoju biomedycyny opartej na badaniach potencjału terapeutycznego komórek macierzystych. Redakcja P.S. Zachęcamy Autorów i Czytelników do prenumeraty papierowej wersji „Transformacji”. Autorom Redakcja będzie zapewniać jedynie wersję pdf ich artykułu. IX IDEA TRANSFORMACJI JAKO PARADYGMAT I. IDEA OF TRANSFORMATION AS A PARADIGM 1 Lech W. ZACHER TRANSFORMACJE ŚWIATA I LUDZI (PRÓBA ROZPOZNANIA I INTERPRETACJI) Orientacje poznawcze i podejścia – potrzeba modyfikacji i inwencji Mądrość starożytnych wyrażała się m.in. tym, iż trafnie zauważyli, że „wszystko płynie” i że „nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki”. „Płynna rzeczywistość” Zygmunta Baumana jest niczym innym jak aktualizacją tej mądrości. Wskazywała ona na ruch, na procesualność, na naturę „wszystkiego”, a także na konieczność zmiany punktu obserwacji czy odniesienia, jeśli chce się zrozumieć, co się właściwie bada i jakie to jest naprawdę. Oczywiście, wszystko to, co płynie ma rozmaite „gęstości”, różną szybkość, różne „kanały” (niektóre rozpoznane, inne to nieoczekiwane emergencje). Gdy przyjrzeć się bliżej rzeczywistości, to dostrzegamy, że obiekty obserwowane, jej „fragmenty” się zmieniają w czasie, jedne bardziej, inne mniej, jedne spektakularnie, drugie bardziej sekretnie, jedne radykalnie, drugie stopniowo. Mamy zatem trzy ważne cechy i zarazem intelektualne wskaźniki: płynność, transformacje, różnorodność. Myliłby się jednak ktoś sądzący, iż te chyba dość oczywiste konstatacje na temat rzeczywistości (która jest coraz lepiej rozpoznana, mierzona, oceniana) są powszechnie akceptowane i rekomendacje z nich płynące są brane pod uwagę nie tylko w myśleniu, lecz i w decydowaniu, działaniach, zachowaniach. Wiele przykładów pokazuje, iż łatwiej tolerować dysonans poznawczy i nieskuteczność teorii i praktyki, aniżeli przyznać się do starej wiedzy, braku inwencji, schematyczności, umysłowego wstecznictwa, obawy przed utratą kontroli, pozycji w hierarchii, zagrożenia dla utrwalonych interesów i przywilejów, władzy, nie mówiąc o strachu przed zmianą i skostniałości nie tylko umysłów, ale też instytucji i wszelkich organizacji. Oczywiście, zawsze są odkrywcy, wynalazcy, innowatorzy, reformatorzy, wizjonerzy i inni „ryzykanci”. (np. rewolucjoniści, krytycy, sceptycy). W każdym razie zmiana jest trudna. Warto zauważyć, iż od najdawniejszych czasów po dzisiejsze kre2 atywność i zwolennicy zmian są ostro tępieni (niegdyś topiono wynalazców, rewolucjonistów więziono i mordowano, reformatorów palono na stosach, krytyków cenzurowano i zamykano w psychuszkach), antyglobaliści są w demokratycznych państwach brutalnie pałowani, to samo dotyczy ruchów typu Anti-ACTA, Occupy Wall Street czy Oburzonych, nie mówiąc o masowej inwigilacji wszelkich „podejrzanych”. Naruszenie status quo jest z reguły surowo karane, np. stygmatyzacją społeczną, odrzuceniem w rodzinie, ekskomuniką, wyrzuceniem z pracy, nękaniem, wyśmiewaniem, pozbawianiem środków (np. na badania naukowe), zakazem publikacji itp. Między „starym” i „nowym” jest po prostu wojna czy łagodniej mówiąc konflikt i to strukturalny i „nieprzejednany”, przy czym „stare” w tej walce nie przebiera w środkach, ale w „długiej fali” przegrywa całkowicie czy częściowo, adaptując się, zmieniając, współkształtując „nowe”. Ta niejako samonapędzająca się zmienność – wynikająca z ruchu i różnorodności, uznana być może za postęp, ale tylko jako przesuwanie się na osi czasu. W przeciwieństwie do zjawisk fizykalnych (jak np. oddalanie się galaktyk), na które nie mamy żadnego wpływu, zmiany, o których mowa istotnie kształtują świat i człowieka, posiadającego zdolność ewaluacji. Jednakże wiele zachodzących zmian (transformacji) przypomina procesy fizykalne, dzieją się bez naszej zgody, wiedzy, uwzględniania naszych wartości, bez możliwości ich przewidywania, kontroli, sterowania, nierzadko i rozumienia. Procesy stochastyczne niwelują wagę indywidualnych czy partykularnych wyborów i działań. Efekty są tylko częściowo zamierzone i pożądane, trajektorie procesów mało albo wcale niekontrolowane, ryzyka niezależne od starań. Teorie, koncepcja, nawet język, stosowane przez środowiska naukowe i edukacyjne, także polityczne i dziennikarskie, dotyczą świata, którego już nie ma, przynajmniej znaczących jego „fragmentów”, świata, z którym są obeznani, związani i w którym są zakorzenieni nie tylko mentalnie, ale swoją edukacją, wiedzą, osiągnięciami, kolejami swego losu, interesami, uwikłaniami itp. Historia, dziedzictwo, retrospekcja, polityka historyczna w niejednym społeczeństwie zastępuje myślenie o przyszłości. Nawet transcendencja do aktualnego czasu dla wielu jest trudna. Przeszłością łatwiej manipulować i nie jest się za nią odpowiedzialnym. Na szczęście są społeczeństwa, przynajmniej znaczące ich segmenty czy/i ich liderzy bardziej prospektywnie zo3 rientowane. Dotyczy to również środowiska nauki i techniki, zwłaszcza techniki. Te dwie ostatnie dziedziny rozwijają się wbrew historii, tradycji, religii, obyczajom, są bowiem napędzane głownie przez imperatyw poznawczy, który nie uznaje granic (nierzadko narzucanych i bronionych zaciekle, np. w przypadku Kopernika czy Darwina). Dla wielu prawda jest de facto bez znaczenia, jest bowiem dana „z zewnątrz” i co najwyżej można się zajmować jej apologetyką (np. ideologiczną, polityczną, religijną). Wiedza ma służyć władzy, panowaniu, oddziaływaniu, manipulacji, dominacji i osiąganiu zysków (o czym pisał m.in. Habermas, Foucault, Galbraith, Chomsky i in.). Wiedza ma też służyć ideologii i uzasadnieniom działań biznesu i polityki. Organizowane są sponsorowane kampanie tzw. handlarzy wątpliwościami czyli rozmaitych ekspertów–sceptyków podważających – wobec kontrowersji w nauce czy niepewności danych – wyniki niekorzystne dla określonych przekonań (Oreskes, Conway, 2010 podają wiele przykładów i nazywają ten proceder „kulturowym wytwarzaniem ignorancji”). Ideologiczny i sponsorowany sceptycyzm daje się łatwo mitologizować, co pomaga w odpowiednim kształtowaniu opinii publicznej. Co więcej, z normalnych w nauce niepewności i spornych opinii media starają się zrobić – przez ich symplifikację i antagonizację – konflikt polityczny czy społeczny. Co pozwala im na „zarządzanie emocjami i strachem” (wydatkami ludzi i modelem konsumpcji zarządza biznes przy pomocy marketingu i reklamy oraz budowy supermarketów – „świątyń handlu i konsumpcji”). Tabloidyzacja mediów (także Internetu) ułatwia to oraz odciąga od myślenia o skutkach przyszłości. Mamy zatem intelektualny, i nie tylko, time lag. Nawet w technice – korzystnej w zastosowaniach dla rządów, biznesu i obywateli – procesy rozwoju czyli od odkrycia, wynalazku, innowacji do masowych zastosowań trwają często dziesiątki lat (często podawane są tendencyjnie dobrane ciągi mające świadczyć o nadzwyczajnym przyspieszeniu; przyspieszenie jest, ale „opór materii” nie ustaje). Dotyczy to nawet dynamicznych technologii infokomunikacyjnych czy biotechnologii. Tym niemniej przeobrażenia materialnej rzeczywistości notorycznie wyprzedzają zmiany mentalno-społeczne (W. Ogburn sformułował niegdyś tezę o opóźnieniu zmiany społecznej wobec zmiany technicznej). Akceleracja techniki czy produkcji odbywa się w bardziej – mimo wszystko – sprzyjającym środowisku (naukowo-biznesowym) aniżeli środowisko polityczno4 kulturowe, w którym nie postęp i zmiana, ale tradycja i mitologia historyczna są ważniejsze. Awersja do patrzenia w przyszłość wynika nie tylko ze „specyfiki materii”, tj. niepewności i niemożności sprawdzenia wyniku (co występuje również i w badaniach historycznych i archeologicznych) przewidywań, prognoz i scenariuszy, ale też z krótkiego dość czasu życia ludzi, kadencyjności polityków, krótkowzroczności biznesowych decyzji. Dochodzi do tego wymiar generacyjny – dojrzali czy starsi decydenci nie są w swoich zainteresowaniach, ewaluacjach, wyborach i decyzjach zbytnio prospektywni, nie obchodzą ich postkadencyjne skutki ich decyzji i zaniechań. Paradoksalnie młody narybek polityczny (tzw. młodzieżówki), chcąc robić karierę, przypodobują się starszym szefom konserwatyzmem raczej aniżeli ryzykowną prospektywnością. Podobną postawę przyjmuje „nauka dworska””, nie mówiąc o kręgach biurokratycznych, dla których zmiana jest zagrożeniem status quo. Mamy zatem wiele czynników, uwarunkowań i uwikłań sprzyjających zachowawczości i petryfikacji struktur, polityk, zachowań (do czego dorabia się oczywiście ideologiczne uzasadnienia). Jak pokazują doświadczenia, modernizacja, nie tylko techniczna jest procesem trudnym i bynajmniej nie błyskawicznym (Zacher, 2009a, 2011b). Dominacja krótkiego horyzontu czasowego i skłonność do maksymalizacji szybkich korzyści – nie tylko widoczna w sposobie eksploatacji zasobów i dewastacji środowiska – prowadzi do nieadekwatności wobec wyzwań nie tylko przyszłych, ale i już obecnych. Warto dodać, że ewolucjoniści uważali, iż brak troski o skutki decyzji i działań wynika z niedojrzałości gatunkowej. Czyż byśmy nadal byli niedojrzali? Wiele negatywnych skutków i ryzyk powstających w rezultacie dominacji kryterium zysku o tym świadczy. Myślenie o przyszłości z trudem przebija się w naukach. Transformacje, nie tylko techniczne, współczesnego świata wymuszają prospektywność jako niezbędny wymiar myślenia i decydowania, jako wymóg racjonalności, racjonalności uwikłanej również w przyszłe konsekwencje dzisiejszych wyborów. I tak rosnące powiązanie nauki z biznesem zaowocowało w ekonomii politycznej traktowaniem jako centralnych takich kategorii jak dynamika nadziei, antycypacja, wizje, obietnice, oczekiwania. Co więcej, uznaje się ich per formatywność czyli możliwość oddziaływania na rzeczywistość (nie tylko w formie Mertonowskich „samospełniających się proroctw”). Uważa się, iż antycypacja stanowi ekonomiczną i epistemiczną wartość, a prospektywne spe5 kulacje za ważne dla dynamiki procesów kreujących nowe socjo-techniczne sieci współdziałania (Tutton 2011). Coraz częściej są używane takie określenia – przeważnie w kontekście nauki i techniki – jak biznes oczekiwań (Pollock, Williams 2010), socjologia przyszłości (Selin 2008), socjologia oczekiwań (Borup, Brown, 2006), socjologia prospektywnej techno-nauki (Brown, 2000). W następstwie przenikania prospektywności do nauki, do teorii, poprawić się mogą procesy ewaluacji i decydowania oraz antycypowania negatywnych efektów ubocznych. Potrzeba zatem nie tyle metodologii, ile nowego sposobu patrzenia na transformacje świata i ludzi, nowego widzenia świata (Mannheimowski Weltanschauung). Muszą się zmienić – w powiązaniu z tym –zasoby naszego umysłu, jego intelektualne wyposażenie (mindset). Prospektywność, problemowość, transdyscyplinarność, systemowość, konsekwencjonalizm to tylko niektóre ukierunkowania poznawczo-badawcze i decyzyjne. Można jeszcze dodać inne jak detradycjonalizacja, demitologizacja, dezideologizacja, kontekstualność, kompleksowość, holizm, multikulturowość. Podejście uwzględniające te wskazówki i rekomendacje (stosowane choćby „w tendencji”) pozwoli na właściwą problematyzację współczesnych transformacji świata i ludzi, uchroni przed redukcjonizmem i „tunelowymi wizjami” ujęć monodyscyplinarnych, ukaże nowe punkty referencyjne, może nawet da podstawy do modyfikacji naszego wyobrażeniowego modelu świata i życia ludzi (tzw. reimaging). Konieczne jest korzystanie z modelowania (komputerowego), symulacji i future studies, z doświadczeń intelektualnych obszaru badawczego „nauka-technika-społeczeństwo” (science, technology, society – STS) oraz programów dotyczących relacji człowiek-maszyna (HCI czyli HumanComputer Interaction); spoza nauk społecznych wzmocnienie poznawcze może przyjść ze strony teorii złożoności, drugiej cybernetyki, teorii sieci (Web theory), teorii chaosu, teorii katastrof. Może się też ukształtuje teoria tranzycji badająca procesy transformacji, także ich konkretne przypadki. Rozumienie „przejścia” jest ważne nie tylko dla celów poznawczych, lecz i praktycznych (już się mówi o transition management). Szanse rozwojowe ma też koncepcja – wychodząca z ekologii – trwałości i zrównoważoności (czyli sustainability) – ekosystemów, rozwoju, gospodarki, konsumpcji itd., z natury rzeczy zorientowana prospektywnie, bo uwzględniająca ryzyka i zagrożenia obecnych megatrendów rozwojowych. 6 Można zapewne znaleźć wiele przełomowych momentów czy okresów w losach świata i ludzi. Współczesne nam to transformacje w XX wieku, których cechy można przedstawić następująco: wejście świata w wiek atomowy (od Hiroszimy po traktat o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej), cuda gospodarcze po II wojnie światowej i nowy podział świata, dekolonizacja, wyścig zbrojeń i zimna wojna, era Bretton Woods (porozumienie walutowe), kryzys naftowy lat 70., post-Fordyzm (zmiana systemu produkcji i pracy), neoliberalizm jako siła napędowa (oraz ideologiczna) kapitalizmu, nowe technologie i przyspieszenie ich zastosowań (np. energetyka atomowa, nowe materiały, technologie militarne i kosmiczne), globalne migracje ludzi, kapitału, biznesu, produkcji. Ten z gruntu arbitralny, jednak dość spójny i całościowy, wykaz objaśnia powstanie w nauce koncepcji i teorii, np. poststrukturalizmu, postkolonializmu (jako podejścia badawczego), postmodernizmu, różnych endyzmów (typu koniec historii, koniec człowieka F. Fukuyamy). Obecne czasy, niedawny przełom stuleci, też można scharakteryzować przy pomocy podobnego wykazu, np. następującego: autonomizacja finansów międzynarodowych, rosnąca dominacja wielkich korporacji transnarodowych, turbulencje i kryzysy ekonomiczne, rozwój i kryzys globalizacji korporacyjnej (neoliberalnej), upadek systemu komunistycznego, terroryzm międzynarodowy, wojny i zbrojenia, zderzenia cywilizacyjne (ras, religii, kultur, interesów), makdonaldyzacja społeczeństw (i McŚwiat), rewolucyjne technologie (info-komunikacyjne, biotechnologia, nanotechnologia) i wyłanianie się społeczeństw informacyjnych, powstanie cyberprzestrzeni i hybrydyzacja świata, zderzenie światów (realu i wirtualu), 7 rekonfiguracje globalne – nowe potęgi, dewastacja środowiska, wyczerpywanie się zasobów (np. problem wody, źródeł energii), turbulencje klimatyczne (ocieplenie). Przełomy dawne i nowe mają nie tylko ciemne strony, są też pozytywy jak np. dekolonizacja i prawa człowieka, informacjonizm społeczeństw (by użyć sformułowania M. Castellsa), powstanie koncepcji rozwoju trwałego (suistainable development) i jej niełatwe wdrażanie w skali krajów i globu. W każdym razie powyższe przykładowe wykazy pokazują, iż transformacje się odbywają, co nie oznacza, iż są efektem Rozumu, Racjonalności (zachodniej) i Postępu i wiodą ku uniwersalnej Przyszłości. Tym bardziej, jak się zdaje, trzeba owe „przejścia” badać, traktując transformacyjność jako użyteczny paradygmat (czy choćby subparadygmat), a nasycenia problemowego nigdy za dużo w warunkach obecnej złożoności conditio humana. Przestrzenie zmian i obszary badań Zmiana skali – globalizacja: globalizacja jest procesem powiększania skali – transportu, mobilności ludzi, kapitału, towarów, komunikacji i mediów, kryzysów i wojen, przepływu wzorców konsumpcji, dostępności kultury, wiedzy, danych itd. Globalizacja jest transformacją niemal wszystkiego, zmniejsza obszary lokalności, partykularności, jednostkowości, albo je przekształca, także niszczy. Globalizacja determinuje nowy wspólny los ludzkości – w działaniach i skutkach. Jest procesem cywilizacyjnym o ogromnej sile działania i wielkich skutkach kulturowych, nie mówiąc o ekonomicznych. Ów wspólny los, nie do uniknięcia przez wszystkich, jest rezultatem splotu możliwości technologicznych (transport, informacja), mechanizmów ekonomicznych (rynek i transnarodowa ekspansja korporacji i podporządkowanie innych podmiotów), strategii i polityk międzynarodowych instytucji (zwłaszcza finansowych) i organizacji oraz rządów państw narodowych, zwłaszcza mających skłonności do ekspansji, misji, hegemonii. Globalizacja wymaga swobody przepływów wszystkiego, kojarzona jest przeto z ideologią wolnego rynku, z neoliberalizmem, z dominacją wielkich korporacji działających jako monopole czy oligopole, często de facto ponad jurysdykcją rządów. Zaangażowanie 8 poszczególnych krajów i społeczeństw w procesy globalizacji jest zróżnicowane, jeśli chodzi o „wkład”, korzyści, ryzyka, skutki. Globalizacja jest transformacją radykalnego typu – jedni wygrywają, inni przegrywają. Krytycy globalizacji, antyglobaliści, alterglobaliści (np. N. Klein) dostrzegają negatywny potencjał globalizacji. Entuzjaści eksponują jej globalną racjonalność (wykorzystanie zasobów naturalnych, kapitału, siły roboczej, rynku, handlu). Globalizacja to proces (czy „suma” wielu procesów) trudny do kontrolowania czy sterowania. Oczywiście, wielcy gracze – z punktu widzenia potencjału, ale też wielkości rynku i populacji – mają więcej do powiedzenia (np. w WTO czy Banku Światowym). Dużym wzmocnieniem procesów globalizacyjnych stało się powstanie cyberprzestrzeni, z natury rzeczy transgranicznej. Również Internet stał się instrumentem i przestrzenią globalizacji. Krytyka i opór (nie tylko antyglobalistów, ale i niektórych rządów) wobec globalizacji narasta, co przejawia się nie tylko w manifestacjach i protestach na szczytach biznesu i polityki (np. w Davos), ale też w publikacjach i wypowiedziach medialnych (prace Stigliza i Sorosa, blog Krugmana, książki Chomsky’ego, wywiady Klein, publikacje Shivy i in.). Wygłaszane są postulaty, stawiane żądania, formułowane hasła typu: globalizacja sprawiedliwa czy inkluzyjna. Mówi się (życzeniowo czy pesymistycznie) o deglobalizacji, o glokalizacji łączącej lokalność z korzyściami z globalizacji. W każdym razie nastąpiła pewna dezideologizacja jednolitości i uniwersalności procesów globalizacji. W rozmaitych publikacjach pisze się o globalizacji w liczbie mnogiej, zwłaszcza gdy mowa nie tylko o technice i ekonomii. Warto zwrócić uwagę na dwa – na razie – mikrotrendy: globalizację jednostkową, poszczególnego człowieka, możliwą dzięki Sieci (można ją nazwać mikroglobalizacją) oraz kosmizację (czyli superglobalizację) związaną z eksploracją przestrzeni okołoziemskiej do celów badawczych, militarno-szpiegowskich, telekomunikacyjnych itp. Globalizacja jako wielki proces, o złożonej strukturze, proces w dużym stopniu żywiołowy i chaotyczny nie wydaje się możliwa do zatrzymania, co najwyżej wielcy gracze czy wielkie organizacje mogą próbować ustalić jakieś „warunki brzegowe”, jakieś bufory i zabezpieczenia. Globalizację może załamać jakaś wielka katastrofa ekologiczna, duża wojna z użyciem środków masowego rażenia, globalne protesty i zamieszki (z użyciem siły), globalny kryzys ekonomiczny (np. na tle energetycznym). 9 Zmiana ekologiczna czyli trasformacja środowiska człowieka, zarówno resztek środowiska naturalnego, jak i środowiska eko-sztucznego, przetworzonego przez ludzi. wielki wzrost ludności na planecie, która jest „jedna, mała, ograniczona”, oraz intensywna, często rabunkowa, eksploatacja zasobów naturalnych sprawia, że możliwe są wielkoskalowe kryzysy. Wyczerpywanie się zasobów, wylesianie, pustynnienie gleb, zanieczyszczanie rzek, mórz i oceanów, zmniejszanie się bioróżnorodności, katastrofy żywiołowe (tsunami, huragany, trzęsienia ziemi, erupcje wulkanów, powodzie, osuwiska itp.), turbulencje klimatyczne i ocieplanie się klimatu (topią się lodowce górskie oraz lody Arktyki i Antarktydy), katastrofy techniczne powodujące zanieczyszczenie środowiska (tankowce, wieże wiertnicze, odpady promieniotwórcze). Problemem dla ok. 1 mld ludzi jest niedostatek wody pitnej. Niewystarczające są zasoby energetyczne, zwłaszcza dla wielkich krajów dynamicznie się rozwijających (jak ChRL). Intensyfikacja rolnictwa, zwłaszcza hodowli (głównie na użytek krajów bogatych) oraz rozwijanie produkcji biopaliw (z upraw rolnych) ogranicza możliwości wyżywienia ludności planety (ok. 1 mld. jest głodujących i niedożywionych, co powoduje choroby i niedorozwój na wielką skalę, mogący zdestabilizować wielkie rejony świata). Zdolności ziemskich ekosystemów do samoregeneracji zostały przekroczone (zagrożone są np. deszczowe lasy Amazonii), ocieplenie klimatu może spowodować nieodwracalne podniesienie się poziomu wód i zatopienie wielu wybrzeży (nieobliczalne koszty i straty). Racjonalność ekologiczna (oszczędność zasobów, nieprzekraczanie granic samoodnawialności zasobów, długi horyzont decyzji, zachowanie równowagi w środowisku i harmonii międzygatunkowej, uczciwa dystrybucja zasobów) kłóci się z dominującą racjonalnością ekonomiczną opartą na dążeniu do zysku i rabunkowej gospodarce zasobami (mimo retoryki etyki ekologicznej, odpowiedzialności korporacji, haseł religijnych), zwłaszcza w odniesieniu do słabych krajów i regionów. Częścią przyrody są też ludzie, żyjący często w ogromnym natłoku, w warunkach braku higieny, wody, odpowiedniego pożywienia, narażeni na choroby, epidemie, niedorozwój, dziedziczenie biedy. Na „planecie slumsów” kilka miliardów ludzi wegetuje bez pracy i edukacji, kwitnie niewolnictwo na skalę nigdy nieznaną wcześniej, praca dzieci jest w wielu regionach (np. w Azji i Afryce) normą (i koniecznością). Jednocześnie w krajach bogatych największe środki na ochronę zdrowia pochłania walka z 10 otyłością (np. w USA). Gatunek ludzki się degeneruje, wzrasta znacząco bezpłodność kobiet i mężczyzn. Jakość wody, żywności, powietrza pogarsza się. Starzenie się bogatych społeczeństw ogromnie podnosi koszty opieki zdrowotnej (oraz emerytur). Zaśmiecamy także przestrzeń kosmiczną. Ideologie i religie nawołujące do nieograniczonej rozrodczości nie biorą pod uwagę, iż „bomba demograficzna” już tyka i wyżywienie oraz dobrobyt radykalnie zwiększonej populacji wymagałoby zasobów kilku podobnych do Ziemi planet. Łudzenie ludzi kolonizacją kosmosu ma odwrócić uwagę od problemów. Nigdy nie będzie możliwości technicznych i finansowych, by przerzucić miliardy ludzi na inne planety, zresztą nadających się do natychmiastowego zamieszkania po prostu nie ma. Co więcej, utrzymanie czy dążenie do standardu życia, pokazywanego jako wzorzec w zachodnich filmach, dla całej ludzkości już dziś by wymagało kilku planet z ich zasobami (wody, źródeł energii). Czy pomoże GMO, biotechnologie, eko-innowacje, strategie trwałego rozwoju (suistainability), jeśli będą masowo i skutecznie wdrażane w przedsiębiorstwach, gospodarkach, gospodarstwach domowych? Oznaczało by to zwycięstwo racjonalności ekologicznej nad ekonomiczną, nad rynkiem, nad chciwością i krótkowzrocznością biznesu i ludzi używających nolens volens środowiska. D. Meadows uważa, że zasoby planety gwarantują dostatnie życie jedynie dla 1–2 mld ludzi. cyniczni ideolodzy przyjmują, że „jakoś to będzie”, zresztą biednymi i głodnymi łatwiej sterować i wyzyskiwać. Warto zauważyć, iż ideologiczny kryzys kapitału ludzkiego postępuje równolegle do haseł budowy społeczeństwa wiedzy. Najbliższym problemem jest czy uda się zahamować niebezpieczne trendy i rosnące dysproporcje i wejść na ścieżkę rozwoju trwałego na dużych obszarach planety i czy uda się to zrobić na czas (por. Brown, 2009 i 2011 ). Inaczej wizja „Ziemi bez nas” może okazać się prawdziwa (zresztą wyginięcie rasy ludzkiej w terminie kilku miliardów lat uważa się za bardzo prawdopodobne i nieuniknione). Dodajmy, że opisane wyżej ryzyka i zagrożenia są dobrze rozpoznane i zbadane, problemem jest ich przełożenie na realizacje praktyczne. Nie jest to wcale problem techniczny czy organizacyjny, ale ideologiczny, kulturowy, polityczny i ekonomiczny. Może wielkie i kosztowne kryzysy oraz strach przed globalną katastrofą o podłożu ekologicznym wymuszą wielkoskalowe zmiany w zachowaniach, interesach, ideologiach? Gwarancji nie ma, zwłaszcza, że wiele procesów ma charakter żywiołowy, uwarunkowany przez inne procesy, wybory, 11 wzorce, mechanizmy. W każdym razie nie chodzi o „miłość do przyrody”, ale o „miłość do człowieka”, o jego prawa do dobrego i zdrowego środowiska. Wydaje się, że wyzwanie ekologiczne to najpoważniejsze wyzwanie ludzkości najbliższych i dalszych dekad. Strach i troskę o przyszłość może upowszechnić Internet. Zmiana ekonomiczna ma grosso modo kierunek dość negatywny. Po korzyściach z globalizacji, z tanich surowców i taniej siły roboczej, także tanich emigrantów, dostępu do nowych wielkich (choć biednych) rynków, z nowych technologii i ekspansji biznesu w Internecie (rewolucja dotcomów spowodowała około roku 2000 „bańkę”, która pękła), ujawniły się także koszty, ryzyka i zagrożenia. Neoliberalny model kapitalizmu – przyjęty lub narzucony przez kredytodawców i globalnych sterników – oprócz wzrostu wytworzył ogromne nierówności, a te wpływają w dłuższym okresie negatywnie na wzrost, na dobrobyt, na spójność społeczną. Sprymitywizowana ekonomia nie chroni przed turbulencjami, niepewnością, chaotycznością. Wzrost PKB nie przekłada się automatycznie na dobrobyt ogółu obywateli. Nastąpił schyłek państw dobrobytu, także upadek gospodarek centralnie (i marnie) planowanych. Zwycięstwo neoliberalnej ekonomiki skutkowało rozwojem poprzez bańki spekulacyjne i spekulacje finansowe na ogromną skalę (finanse całkowicie oderwały się od produkcji materialnej). Chciwość i nieokiełznana skłonność do ryzyka przyczyniła się do bankructw wielkich banków (np. Lehman Bros.), do których wpompowano ponad bilion dolarów pieniędzy podatników (wbrew wszelkim zasadom neoliberalizmu; uzasadnienie było takie, że dotowane czy de facto nacjonalizowane banki i firmy „były zbyt duże, by upaść” bez szkody dla USA). Ślepa wiara w „niewidzialną rękę rynku” jako optymalizującą użycie zasobów, alokację środków, gospodarkę i zapewniającą dodatkowo wolność i demokrację znacznie osłabła, a przynajmniej została wyciszona. Wielu ekonomistów (także noblistów jak np. Stiglitz czy Krugman), wielu polityków, a nawet ludzi biznesu (jak np. Soros czy Buffet) wyraziło krytykę i wątpliwości dotyczące sposobu funkcjonowania współczesnego kapitalizmu – zwanego modnie globalnym kapitalizmem technologicznym, turbo-kapitalizmem, kapitalizmem informacyjnym czy cyfrowym, kapitalizmem kognitywnym itp. (por. prace Stiglitza, Sorosa, Schillera, Luttwaka i in.), a także casino capitalism, co może najtrafniejsze (co oznacza hazard w skali społecznej ?). Zaczęto nawet mówić o „granicach bogacenia się”, a także o nonsensownym założeniu 12 możliwości wykładniczego wzrostu w nieskończoność. O „granicach wzrostu” pisał na początku lat 70. zespół D. Meadowsa, potwierdzał swoje ostrzeżenia w r. 2004 i później (por. Zacher, 2012f). Ciekawe, że umiejący liczyć ekonomiści matematyczni nie protestują przeciwko wizji „ever growing cake”, rosnącemu wykładniczo PKB i populacji oraz ich presji na środowisko. Powstaje fundamentalne pytanie – oprócz mniej lub bardziej trafnej krytyki systemu – czy da się go zreformować, bo przepompowywanie publicznych pieniędzy do prywatnego biznesu może w końcu wzbudzić oburzenie (już powstał Ruch Oburzonych, Ruch Occupy Wall Street i in.). Dodać też trzeba, że protestancka etyka biznesu, CSR itp. pozostają przeważnie na papierze w sformułowaniach o służebności firm wobec społeczeństwa. Nastąpiło, jak się zdaje, podważenie kulturowego zaufania do biznesu i biznesmenów (powodem były afery typu Enron, kanty Madoffa, kilkudziesięciomilionowe premie prezesów upadających banków amerykańskich). Jeśli dodać antyekologiczne działania kapitału i korupcję w wielu krajach oraz niemałą „szarą strefę” (sektor gospodarki nieformalnej związany w dużej mierze z przestępczością zorganizowaną), a także bezpośrednie mieszanie się biznesu do polityki (przez finansowanie kampanii i lobbing oraz media), to widać, iż sfera ekonomiczna krajów i świata przechodzi konwulsje, mimo wielkich nowych możliwości technologicznych oraz korzyści z globalizacji. Czy można zmienić istotę systemu – która mimo wielkiego nacisku ideologicznego (w polityce, mediach, nauce) coraz to wychodzi na jaw – drogą reformowania, bo na rewolucję system za mocny, a przeciwnicy za słabi? Mało prawdopodobne. Ale komunizm też miał być wieczny. W każdym razie obecna destabilizacja systemowa nie może ze względu na koszty, także polityczne, trwać zbyt długo. Na razie bogacze dobrowolnie chcą podwyżki podatków i rozwijają działalność charytatywną (np. Buffet, Gates, Zuckerberg, francuscy biznesmeni). Trzeba dodać, iź panujący system „bogacenia się narodów” wytworzył warstwę oligarchów (nie tylko w Rosji) oraz globalną klasę biznesu uzależniającą od swoich interesów rządy i społeczeństwa, sprowadzającą demokrację do finansowania wyborów i kampanii medialnych. Słaba nadzieja, iż klasa ta sama się – choćby w imię własnych długofalowych interesów – skoryguje. Jeśli nie, grozi populizm, radykalizm, konflikty i dalsza destabilizacja systemu i to – dzięki Internetowi – na niespotykaną skalę. Może policji i wojska nie wystarczyć. Problemem fundamentalnym jest jednak sama racjonalność ekono13 miczna. Czy można by ją przeprojektować (re-engineering) tak, by celem nie był coraz szybszy wzrost, coraz większa produkcja, coraz większa konsumpcja stymulowana na różne sposoby – a wszystko, by osiągnąć zysk, najlepiej jak największy i jak najszybciej. A przecież, mimo eko-innowacji, obniżania energo- i surowcochłonności, mimo różnych racjonalizacji, CSR, recyklingu itp. – wzrost to rosnące zużycie zasobów, wody, energii, przestrzeni. Są scenariusze krachu energetycznego i zaczynania cywilizacji od nowa. Są też rekomendacje (np. D. Meadowsa) opanowania eksplozji demograficznej i w efekcie stopniowej redukcji populacji ludzkiej i przyjęcia jakiegoś modelu stacjonarnego. Jednak jak na razie wzrostu bez zysku i eksploatacji środowiska (i ludzi) nie wymyślono. Może powstanie ekonomia stacjonarnego stanu oparta na racjonalności wielokryterialnej, oszczędności zasobów, wydłużeniu cyklu życia produktów, racjonalnej zdrowej (nie nadmiernej) konsumpcji, powszechnym recyklingu, godnej pracy i dobrym zabezpieczeniu zdrowotnym i socjalnym? Ekonomia mądrego i godnego życia ludzkiego zamiast bogacenia się jako motywu i celu? Kto to poprze poza pięknoduchami i humanistycznymi utopistami? Chyba, że wymuszą to katastrofy wielkoskalowe, rosnące lęki i związane z nimi krytyki i radykalne działania „oporowe”. Warto jednak pamiętać, że rewolucje i katastrofy są z natury destruktywne i kosztowne. Może lepiej pomyśleć o wariancie konstruktywnym? Lepsza wymuszona utopia, aniżeli „czarna” dystopia. Może motywem i interesem wszystkich powinno być nie bogacenie się a przetrwanie ludzkości w długim okresie? Może ideologowie fundamentalizmu rynkowego skłonią się ku pragmatyzmowi ekonomicznemu. Taki kierunek jest już proponowany (por. Kołodko 2010). Dyskusja na temat „tranzycji wzrostu” już się toczy (Daly, 2008; Jackson, 2011; Hinterberger i in., 2012), zainteresowanie nią wykazują niektóre rządy (np. Francji, Austrii, W. Brytanii), także w kontekście strategii trwałego rozwoju. Dyskusje prowadzą środowiska naukowców i praktyków (np. w ramach Degrowth Network – www.degrowth.org). Szanse na zmianę ekonomiczną (i w ekonomii) istnieją. Czy jednak da się zrealizować postulaty krytyków nieograniczonego wzrostu? Czy ortodoksyjna ekonomia, która jest wzrosto-centryczna zrozumie, że wykładniczy wzrost – „na skończonej planecie o ograniczonych zasobach” zagraża przyszłym generacjom? Ekonomia wzrostu stała się niemal „świecką religią”, pasującą do niegdysiejszego świata 14 – słabo zaludnionego, o dużych zasobach naturalnych i niezniszczonej przyrodzie, tymczasem obecny świat jest dramatycznie inny. Widać fizyczne granice wzrostu, widać, że nie rozwiązuje on problemu biedy i nierówności, że napędzany konsumpcją wzrost gospodarczy zapewnia dobrobyt głównie dla pierwszego miliarda zamożnych ludzi żyjących na planecie. Sponsorowane i koordynowane kampanie dezinformacyjne negujące zagrożenia ekologiczne – ocieplenie klimatu i in. jedynie odwracają uwagę publiczności i pozwalają rządom i biznesowi na politykę i działanie typu business as usual (por. Dryzek i in., 2011). Czy nastąpi mentalny i teoretyczny zwrot w myśleniu i działaniu – czy uda się „odłączyć” prosperity i dobrobyt od wzrostu mierzonego jako PKB i zredefiniować pojęcia dobrego życia, dobrego społeczeństwa, dostatku. W każdym razie wysuwany jest postulat opracowania nowej filozofii politycznej na XXI wiek, by nie był on nazywany Wiekiem Nieodpowiedzialności (Age of Irresponsibility), bowiem business as usual nie jest już realistyczną opcją (Jackson, 2011). Podkreśla się, że zmiana tradycyjnego modelu wzrostu wymaga wyobraźni. Pojęcia typu post-growth society nie muszą się kojarzyć negatywnie. Debatować trzeba kwestię alternatywnych sposobów życia i gospodarowania. W Austrii mówi się np. o ekonomii solidarności oraz o ekospołecznej gospodarce rynkowej jako obowiązującym modelu (Trattingg, w: Hinterberger, 2012). W kontekście globalizacji proponuje się ideologiczne połączenie globalizmu i ekologizmu w eko-globalizm (Luke, 2004). Ale fundamentalne pytanie ciągle pozostaje: czy możliwy jest remake kapitalizmu? Trzeba dodać, iż wzrost turbulentności i kryzysowości sfery gospodarki nie jest jedyną cechą jej współczesnych transformacji. Od wielu dekad silnie rośnie jej sektor informacyjny (por. prace Dziuby i Oleńskiego), zwiększa się więc sfera usług i technoserwisu w szczególności. Relokacje tradycyjnych przemysłów do krajów mniej zaawansowanych już dawno nastąpiły. Kraje czołówki technologicznej są centrami wynalazków i innowacji (dzięki temu ich kryzysogenne systemy funkcjonują) oraz tworzenia nowych zawodów i kompetencji organizacyjnych i menedżerskich. Najważniejsze ich „przemysły” to usługi finansowe, zdrowie, rozrywka, media – wszystko mocno utechnicznione i zinformatyzowane, podobnie jak sektor B+R oraz militarny. Nie bez kozery od wielu dekad mówi się o gospodarkach informacyjnych, o „nowej gospodarce”, gospodarce cyfrowej, o wikinomii (por. np. Kołodko, Zacher, Kelly, Tapscott). Cyberprzestrzeń stała się ogromnym rynkiem dla 15 reklam i handlu (np. e-Bay, Groupon, Amazon). Zdolność innowacyjna systemu zdaje się zapewniać jego trwanie i sukcesy techniczne oraz globalną przewagę konkurencyjną nad regionami, gdzie nie jest w pełni rozwinięty. Sfera ekonomiczna – z jednej strony – zdaje się być „napęczniała” w potencje rozwojowe związane z technologią oraz efektywnością (kosztem kapitału ludzkiego i ekologicznego, kosztem peryferii). Socjal-ekologiczny darwinizm – z drugiej strony – powoduje turbulencje i kryzysy oraz drastyczny wzrost nierówności w skali społeczeństw i świata. Czy reformistyczne regulacje, „nowa gospodarka” i nowe sposoby rządzenia (e-governance) i zarządzania (transition management) zdołają zapewnić trwałość (sustainability) rozwoju czy choćby dalszego funkcjonowania? Czy „zazielenienie” chciwości i konkurencyjności jest możliwe, czy możliwa jest ponadekonomiczna wielokryterialna racjonalność? Przyszłość pokaże. Zmiana techniczna – to przeobrażenia od połowy XX wieku głębokie i radykalne (stąd pojęcie rewolucji naukowo-technicznej ukute przez J. D. Bernala – por. Zacher, 2000). Rewolucja ta ma wiele nurtów też zwanych rewolucjami; mówi się przeto o rewolucji elektronicznej, mikroelektronicznej, mikroprocesorowej, komputerowej, telekomunikacyjnej, o rewolucji informacyjnej, cyfrowej, a również o rewolucji biotechnologicznej i nanotechnologicznej. Nazwy te posłużyły do oznaczania typów cywilizacji (cywilizacja techniczna), społeczeństw (społeczeństwo informacyjne, społeczeństwo bioinformacyjne). Technika wytworzyła cyberprzestrzeń – mówi się więc o społeczeństwie wirtualnym, o plemionach czy społecznościach sieciowych, o sieciowych nomadach (i monadach – w związku z krańcową dziś indywidualizacją w Sieci). Człowiek techniczny, homo technicus stał się symbolem tych rewolucji. Człowiek przecież jest jej kreatorem, denaturalizuje środowisko i sam się usztucznia, tworzy inteligentne środowisko (intelligent ambiance), w którym obok technologii info-komunikacyjnych będzie coraz więcej automatów, robotów, cyborgów. Utechnicznienie wszystkiego jest zmianą radykalną (ma ona również wymiar biologiczny i psychologiczny – inżynieria genetyczna i psychologia sieciowa zmieniają organizm, ciało, także ludzkie „ja” – por. np. Turkle, 2005, 2012). Jak na razie za radykalnymi innowacjami technicznymi i ich zastosowaniami notorycznie nie nadążają innowacje społeczne. To ważna przyczyna powstawania społeczeństwa ryzyka (by przywołać termin U. Becka), wiedza o tym nic jednak nie zmienia. Za to powstają nowe etykiety: kapi16 talizm cyfrowy i biokapitalizm. Chociaż może trochę nadziei dają koncepcje społecznego wartościowania techniki (technology assessment), uogólniane jako analiza skutków (impact assessment) czy jako – filozoficznie mówiąc – konsekwencjonalizm. Koncepcje te (mają już pół wieku) zostały częściowo wdrażane – przeniknęły do nauki, edukacji, trochę do polityki i biznesu (por. Zacher, 2012b, d). Może nowe zagrożenia i ryzyka, faktyczne bądź wyobrażone, związane z ociepleniem klimatu, GMO, awariami elektrowni atomowych, inżynierią genetyczną, z wizją dominacji komputerów i robotów nad człowiekiem podtrzymają i rozwiną zainteresowanie skutkami, a nie samym rozwojem techniki. Wizja totalnego utechnicznienia świata (oczywiście głównie i bardziej dotyczy to świata rozwiniętego) jest scenariuszem prawdopodobnym w perspektywie kilku pokoleń ludzkich. Wszystkie chyba techniczne megatrendy zmierzają w tym kierunku. Innowacyjność splata się z rynkiem i konkurencyjnością; zarządzanie „pragnieniami” i marketing tworzą nieograniczony wprost apetyt na elektroniczne gadżety (przy wsparciu współczesnej popkultury i makdonaldyzacji społeczeństw). Bez sztucznej inteligencji nie da się w przyszłości funkcjonować, w przyszłości już niedalekiej. To już nie science fiction, ale eksperymenty, projekty i programy badawcze największych innowatorów technicznych. Japońskie roboty opiekuńcze (dla ludzi niesprawnych) są entuzjastycznie akceptowane w starzejących się społeczeństwach, nie ma protestów przeciwko inteligentnym budynkom i biurom, usztucznianie człowieka dzięki chirurgii i biomedycynie postępuje, na Marsie wylądował „ łazik”, sterowane z Waszyngtonu drony zabijają podejrzanych o terroryzm w Afganistanie czy Jemenie. W gruncie rzeczy nie ma żadnych kontrkulturowych oporów wobec owych megatrendów. A przecież prowadzą one prosto – i to już widać – do przewyższenia ludzkiej inteligencji (mierzonej np. szybkością obliczeń, decyzji, reakcji) przez komputery kolejnych generacji. Ich „stosunek” do ludzi oraz możliwości samoreplikacji staną się praktycznym problemem. Humanizm faktycznie nie ma napędu technicznego ani komercyjnego. Czy zatem musi przegrać z techno-ekonomiczną przyszłością? Posthumanizm czyli Era Postludzka (choć „świat bez nas” może się zdarzyć wcześniej z powodów ekologicznych) oznacza apogeum racjonalności technicznej, równie bezwzględnej jak ekonomiczna. Przeciwstawieniem ich mogła by być jakaś racjonalność humanistyczna, ludzka. Jak na razie jest ona raczej rozmyta i 17 mało spójna, jest bowiem fundamentalnie uwikłana w rozmaite, często sprzeczne, wartości, ideologie, religie, przekonania, wyobrażenia, stereotypy, przesądy itp. Ale próby jakiegoś jej zuniwersalizowania czy uzgodnienia powinny być zintensyfikowane. Może zagrożenia wyzwolą jakąś – choćby wymuszoną – wspólnotowość idei i działań? Racjonalność techniczną (realizującą imperatywy techniczne i podwyższanie technicznych parametrów) coraz trudniej sprowadzić do jednej perspektywy. Upowszechnienie techniki (zaczęło się na dobre od XVIII-wiecznej wielkiej rewolucji przemysłowej) i generowane przez nie transformacje społeczne dały asumpt do ich interpretacji w kategoriach systemów socjotechnicznych. Pisano również o „naszej socjo-technicznej przyszłości” (Johnson i Wetmore, 2009 ). Trudny w tym kontekście „wyłom” stanowi cyberprzestrzeń. Podnosi się też kwestię niedocenienia indywidualnego, prywatnego doświadczenia ludzi w świecie rzeczy, przedmiotów technicznych. Historia techniki forsuje myślenie o wielkich systemach technicznych (transportowych, energetycznych, produkcyjnych, obronnych), co kształtuje naszą percepcję techniki i jej doświadczanie, wpływa na instytucje, kulturę, społeczeństwa, politykę. Jest jednak doświadczanie techniki osobiste, prywatne i indywidualne; nasze małe techniczne artefakty i ich wpływ na kształtowanie naszego ego i zachowanie, nadzieje, lęki także powinny być przedmiotem badań i refleksji (Fridlund, 2011). Potrzeba przejścia od kwestii instytucjonalnego kształtowania i publicznej siły systemów technicznych do indywidualnego samokształtowania i osobistej polityki wobec technicznych artefaktów. To ważne szczególnie, gdy posiadamy coraz więcej rozmaitych gadżetów („You Are Not a Gadget : A Manifesto” – to wymowny tytuł książki J. Lanier, jednego z komputerowych gurus) i gdy w coraz większym stopniu wciąga nas sieciowy indywidualizm. Dehumanizacja vs humanizacja techniki to problem znany od dawna. Ale ich przeciwieństwo nasila się w okresach przyspieszania techniki i gwałtownych jej przemian i niepożądanych skutków. Prometejskie rozumienie techniki powoli ewoluuje, triumfalizm techniczny przygasa. Coraz bardziej dochodzi do świadomości ludzi, że technika posiada siłę manipulowania człowiekiem, że technika to nie projektowanie fizycznych obiektów jedynie, ale projektowanie praktyk społecznych, nowych możliwości oraz zróżnicowanych skutków i ryzyk. Stąd trudne do przyjęcia przez twórców techniki, polityków i menedżerów – prawo ludzi do współdecydowania o rozwoju i zastosowaniach 18 techniki. W demokratycznych krajach Zachodu nacisk na taką partycypację jest coraz większy, coraz więcej jest prób, doświadczeń i metod (Zacher, 2011a). Ale kwestie techniczne są dla laików trudne, stąd wątpliwości czy deliberatywna demokracja (agregowanie opinii dla określenia ogólnej woli), zakładająca, że publiczność jest „racjonalnym epistemicznym agentem” w procesie deliberacji jest dobrym rozwiązaniem. Może skuteczniejsza w tak hermetycznym obszarze wiedzy – sugeruje się – byłaby demokracja dialogiczna oparta na promowaniu współpracy w dochodzeniu do wniosków i konsensusu. Jednolity paradygmat rozumienia techniki – w duchu Oświeceniowego nurtu abstrakcyjnego Rozumu i Zachodniej Racjonalności – nie działa w warunkach dualizmu technicznego i faktycznej hybrydowości współczesnego świata. O ile hybrydowość dotyczy współistniejących – realu i wirtualu, o tyle dualizm układa się według innej linii podziału, a mianowicie, linii dzielącej kraje na technicznie zaawansowane (high tech) oraz pozostałe. Te ostatnie w dużej liczbie charakteryzują się jednak pewnym zróżnicowaniem. Część korzysta z transferu technologii czy w ramach kooperacji technicznej bierze udział w technologicznym wyścigu. Trzeba też dodać, iż dualizm techniczny dotyczy często wewnętrznych struktur wielu krajów (zwykle zacofane jest rolnictwo), mamy zatem do czynienia z wielopoziomowością techniczną. Tymczasem wielu autorów skłonnych jest do mówienia o technice jako globalnej, uniwersalnej, dostępnej dla wszystkich i dającej jednakowe efekty. Można też mówić o wielotrajektoryjności rozwoju techniki, zwłaszcza tam, gdzie prowadzona jest świadoma polityka techniczna. W każdym razie generalizacje dotyczące techniki mogą okazać się nietrafne. Notabene chyba większość main stream-owych teorii powstała na bazie doświadczeń euroamerykańskich i nie radzi sobie – nawet nie próbuje – ze złożonością i zróżnicowaniem współczesnego świata. Imitacja tych doświadczeń w innych kulturach i na znacząco innym poziomie cywilizacyjnym i edukacyjnym z reguły nie udaje się. Stąd dawna Schumacherowska koncepcja techniki pośredniej czy dostosowanej (opisana m.in. w „Małe jest piękne”). Obecnie działa ruch Critical Technical Practice nawiązujący do jego idei. Ciągle uczeni i eksperci traktują kraje nie-zachodnie abstrakcyjnie, bez faktycznego uwzględnienia ich specyfiki. I tak np. transfer technologii czyli dostarczenie urządzeń nie rozwiązuje złożonych problemów tych krajów. Przekonuje o tym program Information Communication Techno19 logy for Development (ICT4D) czy wymyślony przez N. Negroponte z MIT projekt „Jeden laptop dla każdego dziecka” (OLPC – One Laptop Per Child). Trudne się okazuje przezwyciężenie separacji między „tu” i „tam” (Philip 2012). To samo dotyczy w dużej mierze wewnętrznego transferu techniki – z uniwersyteckiego laboratorium w mieście do biednych wiosek. Pouczające są jednak doświadczenia indyjskie. Miasta Hi-Tec jak Bangalore czy Hyderabad położone są wśród zapóźnionych technicznie i edukacyjnie wiosek. Dzięki sięci tzw. cyber-kiosków funkcjonuje sieciowy system upowszechniania nowoczesnej wiedzy rolniczej. Czy jego umasowienie doprowadzi do e-rolnictwa? Transfer wiedzy okazuje się w praktyce złożonym socjo-kulturowym procesem (często przeoczonym przez uniwersyteckich miejskich doradców). Okazuje się, iż innowacje techniczne wymagają społecznych negocjacji i uzgodnień (Stone, 2011). Wdrażanie info-komunikacyjnych technologii powoduje powstanie nowych strukturalnych relacji pomiędzy zaangażowanymi aktorami, interesariuszami, instytucjami itd. Potrzeba więc w teorii i w praktyce nowych zniuansowanych multidyscyplinarnych podejść. Gdyby udało się to osiągnąć w odniesieniu do potrzeb modernizacyjnych większej części ludzkości, byłby to wielki przełom nie tylko techniczny. W obszarze techniki, na wszystkich jej poziomach, we wszystkich jej trajektoriach rozwojowych i „kanałach” można się spodziewać w perspektywie kilkudziesięciu lat niespodziewanych osiągnięć i ich wpływów na środowisko i ludzi, dotyczy to również zagrożeń, ryzyk i negatywnych skutków ubocznych. Rewolucyjną zmianą byłoby, gdybyśmy zaczęli już dziś wywierać wpływ, np. przez rozwijanie badań i technologii naprawdę służących człowiekowi i środowisku czyli prowadzących do trwałego rozwoju (sustainable development), którego warunki i wymagania już dość dobrze znamy. Zmiana polityczna przebiega na różnych poziomach w różnych obszarach polityki. Racjonalność polityki to zdobycie i utrzymanie władzy w wielu jej wymiarach. Historycznie najważniejszą instytucją władzy politycznej było państwo i jego agencje. Ale jedną z cech zmiany politycznej jest istotne osłabienie roli i znaczenia państwa narodowego jako struktury władzy i to zarówno w skali krajów, jak i w skali międzynarodowej i globalnej. Przyczyny są znane i dobrze opisane w literaturze przedmiotu. Nie chodzi przy tym o utratę suwerenności (co eksponowano w debatach) czy procesy globalizacyjne wychodzące poza skalę państw (może z wyjątkiem hegemonów). Chodzi bardziej 20 o powstawanie nowych struktur władzy, panowania, wpływu, struktur (i sieci) wychodzących ponad możliwości państwa narodowego. Wielka jest władza korporacji ponadnarodowych, chociaż ma ona głownie ekonomiczny charakter, ale korporacje mogą sprzyjać rządowej polityce bądź ją wymuszać, także w skali globalnej (temu służą szczyty polityki i biznesu, ich symbolem jest „Davos”). W skali świata następują ostatnio istotne rekonfiguracje – następuje odejście – po upadku komunizmu – od świata dwubiegunowego (trzecim biegunem były uzależnione peryferia – co stanowiło przedmiot debat tzw. dependystów jak Furtado czy Prebisch). Świat jednobiegunowy (czyli de facto Pax Americana) trwał stosunkowo niedługo, bowiem wyłoniły się tzw. nowe potęgi (głównie Chiny, Indie, wymienia się też czasem Brazylię). Świat stał się w sensie politycznym i rozwojowym wielo- czy może raczej postbiegunowym. Świat postamerykański jest in statu nascendi i szuka „sposobu istnienia” (por. Zakaria, Brzeziński, Nye i in.). Zaczęły się bardziej liczyć koalicje i sieci współpracy. Strategicznego znaczenia dla globu nabierają uzgodnienia szczytów od G5 do G2O (są ważniejsze niż masowej organizacji ONZ). Ważne stają się sieci współpracy – dyplomatycznej, wojskowej, ekonomicznej, technicznej (np. USA – UE, USA – Chiny, USA-Rosja). Interesy ekonomiczne często są decydujące, stoją za nimi wielkie korporacje, także międzynarodowe elity biznesowe i polityczne. Racjonalność ekonomiczna coraz bardziej wpływa na racjonalność polityczną (mocno też uzależnioną od finansowego wsparcia biznesu w relacji z nim). Globalizacja i cyberprzestrzeń stwarzają dla ekspansji i siły biznesu nowe sprzyjające okoliczności. Oczywiście, siła rządów czołowych państw świata zmniejszyła się i przesunęła do innych niż kiedyś obszarów. To przecież rząd Obamy w liberalnej ekonomii USA podtrzymywał banki i firmy (faktycznie je czasowo nacjonalizując), to rząd komunistycznych (głównie w nazwie) Chin promuje chińską ekspansję w USA czy Afryce, to chadecki rząd Niemiec decyduje o gospodarce w UE. Trzeba dodać, iż gospodarcza polityka prowzrostowa od czasów Wielkiego Kryzysu lat 1929–33, powojennych „cudów gospodarczych”, nakręcania koniunktury zbrojeniami aż po obecny kryzys (od 2008 r.) stanowi legitymizację polityczną. Kapitalizm jest „strukturalnie uzależniony od wzrostu” (Jackson w: Hinterberger, 2012, s. 63). Bez wzrostu oczywiście następuje zwiększenie bezrobocia, ale główną tego przyczyną jest postęp techniczny i zmiany strukturalne, także kwalifikacji oraz napływ tanich imigrantów. Brak środków finansowych, spadek produk21 cji, cięcia wydatków publicznych, trudności w obsłudze długu publicznego – wszystko to nakręca spiralę recesyjną. Tylko wzrost – uważa się – może uchronić przed katastrofą, skutkującą niezadowoleniem społecznym i utratą władzy przez rządzących. Uzależnienie polityki od napędzania wzrostu oznacza dominację „presji doraźności” i krótkowzroczności w decyzjach. Stąd m.in. trudności i opory we wdrażaniu – formalnie niemal wszędzie akceptowanej – strategii trwałego rozwoju, z natury długofalowej, także rekonfigurującej interesy i struktury biznesu (zwłaszcza tradycyjnego opartego o przemysły wydobycia ropy i gazu i ich konsumowanie). Nie bez znaczenia jest powstanie „klasy oligarchów” (nie tylko w Rosji czy na Ukrainie) mającej znaczenie polityczne (i czasem polityczne ambicje jak Chodorkowski czy amerykańscy milionerzy i „nafciarze” z Teksasu i Kalifornii). Powstała „transnarodowa klasa” kapitalistyczna (Sklair, 2001) czy też „transnarodowa klasa biznesowa”. Wśród „rządzących światem” jest ledwie kilka tysięcy osób (Rotkopf, 2009), niewielki procent bogaczy posiada większość światowego bogactwa. Ani rządy, ani społeczeństwa nie mają na to wpływu. Kosmopolityzacja klas rządzących (i biznesu) staje się faktem i nie jest ona żadnym spiskiem (którego symbolem w opinii publicznej jest np. Rotary Club, Davos, spotkania w Bilderbergu, Opus Dei), ale zrozumieniem własnego interesu. Powyższa kosmopolityzacja nie jest zatem wynikającą jedynie z otwartości na świat, na inne kultury, na wspólnotę interesów ludzkości itp. (do czego skłaniają intelektualiści europejscy typu Cohn-Bendita, Becka, Rumforda i Delanty’ego, Eco i in.). Polityczne tolerowanie tzw. „rajów podatkowych” jest kolejnym uwarunkowaniem i problemem. Nie ma poparcia politycznego za darmo czyli bez oczekiwania ulg i przywilejów, zamówień, redukcji podatków itp. Wzajemność biznesu polega na przyjmowaniu na wysokie stanowiska byłych polityków (nierzadko ich rodzin czy krewnych), co skutkuje często lukratywnymi zamówieniami publicznymi (widoczne to było np. w Iraku). Ludzie biznesu zajmują też często stanowiska rządowe (nie tylko w Stanach Zjednoczonych). Niemal jawna korupcja (np. Enron, Halliburton) i splatanie się elit polityki i biznesu znajduje mało miejsca w teorii polityki. Choć problem korupcji rządów – własnych i cudzych – jest dobrze znany (por. Rose-Ackerman, 2001). Korumpowanie rządów, polityków, całych dyktatur to historia nie tylko amerykańskiej polityki. Szczególnie rozwija się korupcja w krajach mało demokratycznych i turbulentnych politycznie (władza potrzebuje pieniędzy, broni i 22 wojska). Przykładów jest wiele, np. kraje latynoskie, afrykańskie, środkowoamerykańskie. Do korupcji dochodziło również w okresie początkowym tranzycji krajów postkomunistycznych do gospodarki rynkowej (przyzwolenie na korupcję tworzyło „klasę kapitalistów”, której nie było). Powstało nawet pojęcie „wielkiego przekrętu”. Także polityka rządów wobec szarej strefy gospodarek, związanej często z przestępczością zorganizowaną, z mafią, również wobec handlu bronią, narkotykami, ludźmi jest dziwnie słaba, co odzwierciedla faktyczną siłę przestępców (oraz korupcję władz i sądów). Panujący w większości rozwiniętych społeczeństw ustrój demokratyczny zdegradował się do demokracji elektoralnej, która nie zapewnia faktycznego wpływu na decyzje rządzących, odpowiedzialnych głównie przed „Bogiem i historią” oraz przed wspierającymi ich – niezwykle dziś kosztowne – kampanie wyborcze (widać to głównie w historii wyborów w USA). Zwycięża manipulacja, PR, obietnice i wizje, postpolityczność. Polityka obecnie to performance wizerunku, obietnic niespełnialnych, pojedynków „na miny” (by przypomnieć Gombrowicza). Powstają nowe formy (i kierunki) polityki władzy, np. „zarządzanie strachem”, które pod hasłem walki z terroryzmem (zrozumiałej psychologicznie po wrześniu 2001) stają się formą rządzenia przy pomocy masowej inwigilacji (globalny program PRISM), łamania praw człowieka (stosowanie tortur wobec podejrzanych), prawa międzynarodowego (zarzuca się je wobec stosowania dronów w wojnie czy też w krajach nie będących w konflikcie wojennym z USA). Przypomina się tu również chińska „rewolucja kulturalna”, która była sposobem rządzenia przez Mao wielkim ludnościowo społeczeństwem. Nadal w świecie panują rządy dyktatorskie (np. Syria, Pakistan, Kuba, Białoruś). Ich funkcjonowanie jest często wygodne dla wielkich graczy w geopolityce. Warto przypomnieć, iż przez dziesiątki lat wiele reżimów (np. Ameryka Łacińska, Filipiny, Birma) było wspieranych i traktowanych jako użyteczni sojusznicy (można wymienić wiele nazwisk „wygodnych” polityków jak szach Iranu Reza Pahlavi, Marcos, Papa Doc, Duvalier, Saddam, Kadafi, Mubarak i in.). Tolerowane były tzw. reżimy łajdackie (Taylor w Liberii, Jemen, Somalia) czy zanarchizowane prowadzące krwawe wojny etniczne kraje afrykańskie. Handel bronią to doskonały biznes, warto też mieć łatwe koncesje na eksploatację surowców (np. w Kongo) czy dostęp do nowego ryn23 ku (przymyka się oko na łamanie praw człowieka w ChRL). Wspomaganie partyzantek, wojen domowych, rewolucji czy przemian systemowych jest notoryczne. W polityce międzynarodowej dominuje makiawelizm i własne interesy. Prowadzone są też wojny, które są „przedłużeniem polityki” (by zacytować Clausewitza). Nie jest tajemnicą, iż kompleks militarno-przemysłowy rośnie na znaczeniu i ma duże i pewne (zamówienia rządowe, np. AOL w Iraku) zyski. Korzystna dla biznesu jest wojna z terroryzmem (por. Hughes, 2007). Stara metoda nakręcania koniunktury przez zbrojenia jest nadal używana. Zakulisowe działania prowadzą wywiady, wpływając na politykę. Ład międzynarodowy jest wypadkową interesów i sił. Wypadkowa ta jest „ślepa”, może być kosztowna i niewygodna, stąd działania racjonalizujące, mniej lub bardziej skuteczne. Wątpliwe jednak czy może tu nastąpić jakiś moralny przełom. Oczywiście, pewne działania zwłaszcza międzynarodowe idą w dobrym kierunku. Funkcjonują trybunały sprawiedliwości skazujące przestępców (np. serbskich). Nie wszystkie jednak kraje są ich sygnatariuszami (jak np. USA). Działają organizacje praw człowieka (np. Human Rights Watch) oraz humanitarne, demaskujące ich łamanie, wspierające prześladowanych i poszkodowanych. Częściej jednak międzynarodowe organizacje (jak np. ONZ, NATO, OECD, OPEC, WTO, WHO, UNESCO, UNIDO) i instytucje (jak MFW, Bank Światowy, IBRD i in.) służą – przynajmniej w intencjach założycielskich – rozwojowi i współpracy, utrzymaniu stabilności międzynarodowej oraz ładu politycznego i ekonomicznego. Z reguły jednak są podporządkowane wpływom i interesom „największych udziałowców”. Są one polem rozmaitych starć politycznych. Układy te trudno zmienić, niektóre z nich są bowiem dość zbiurokratyzowane i skostniałe. Elementem polityki międzynarodowej jest wdrażanie i egzekwowanie prawa międzynarodowego, bilateralnych i multilateralnych traktatów, umów, porozumień. I tu często interesy partykularne zwyciężają (przykładem może być ekologiczny protokół z Kioto – nie chcą go podpisać Stany Zjednoczone, argumentując, iż zwiększenie ochrony środowiska – przez wzrost kosztów – pogorszy konkurencyjność ich przemysłu). Od dawna uprawiana retoryka międzynarodowego ładu – ekonomicznego, informacyjnego, humanitarnego, nie przynosi wielkich efektów praktycznych. Szczyty Ziemi, zwłaszcza tzw. społeczne lansują potrzebę globalnej strategii wzrostu zrównoważonego i trwałego (sustainable development). I tu wielkie 24 zróżnicowanie możliwości oraz woli politycznej poszczególnych państw nie skłania do optymizmu, mimo coraz lepszego rozpoznania zagrożeń dla człowieka i środowiska. Obok procesów globalizacji i transnacjonalizacji wielu problemów ważnym przedsięwzięciem politycznym jest budowanie wspólnoty europejskiej. Unia Europejska, mimo rozmaitych kłopotów (zwłaszcza strefy euro), jest historycznym fenomenem, choćby ze względu na wolę przezwyciężenia zróżnicowania techniczno-ekonomicznego i polityczno-prawnego oraz wielkie programy pomocowe i ramowe programy badawcze. Polityka UE jest istotnym przykładem sukcesu, mimo, że jest krytykowana przez kraje członkowskie z punktu widzenia ich narodowych interesów. Strategia Lizbońska i jej odnowiona wersja kreślą ambitne plany dotyczące informacji, wiedzy, konkurencyjności, ekologiczności rozwoju. Podstawą jest jednak tradycyjne myślenie zorientowane na wzrost (ważny dla dochodów i zatrudnienia), ryzykowny dla środowiska i przyszłych pokoleń Europejczyków. Nie wiadomo jak w obliczu trwającego „pełzającego” kryzysu zachowają się politycy i główni gracze – czy będą realizowane działania odśrodkowe czy też wzrośnie skłonność do federacyjności i spójności. Byłby to przełom polityczny , choć jedynie na skalę regionalną. Niektórzy pokładają nadzieję w tzw. wartościach kulturowych (por. Rifkin, Grosse, Joas). Trzeba dodać, że rozmaite próby integracji – z reguły dość luźnej – są podejmowane w Azji, Ameryce Łacińskiej, Afryce. Niektóre służą do ułatwień w handlu i współpracy (jak NAFTA, Mercosur), inne do uzgadniania polityki (np. ZBiR). Polityka w skali międzynarodowej ze względu na wielość podmiotów narodowych charakteryzuje się ogromnym zróżnicowaniem interesów, ambicji, programów, działań. Partykularyzm przeważa wspólnotowość losu. Wymuszenia konsensusu będą prawdopodobnie nadchodzić ze strony transnarodowego biznesu oraz w kwestiach globalnego bezpieczeństwa, także ekologicznego. Ważną zmianą polityki, przynajmniej in potentia, jest rosnący w siłę międzynarodowy „sektor” organizacji pozarządowych. Technologie infokomunikacyjne, Internet w szczególności, pozwalają mu się łatwo i tanio zglobalizować. Skuteczne działanie wszelkiej maści „alternatywistów” w tradycyjnych strukturach było trudne i małoskalowe (np. w partiach zielonych, organizacjach feministycznych). Dzisiejsze technologie zapewniają natychmiastową komunikację, interaktywność, dostęp do danych, wymuszają trans25 parentność, zapewniają masowy udział w akcjach, mają wielki zasięg oddziaływania społecznego i politycznego (politykom trudno lekceważyć masowe akcje), umożliwiają również wywieranie nacisku na rządy i biznes przez akcje destrukcyjne hakerów (przykładem działania ruchu Anti-ACTA). To nowe zjawisko, nowi aktorzy (a nie interesariusze jedynie), mogący działać szybko i wielkoskalowo. Novum jest właśnie natychmiastowość akcji, z czym biurokratyczne struktury mają kłopot. Nie ma jakiejś wspólnej „polityki sieci”, są akcje polityczne w Sieci. Wynikają one z początkowej sieciowej ideologii, głoszącej odrębność (od realu) i niezależność (także polityczną). Tradycyjne struktury państwowe i międzynarodowe mają pewne możliwości regulowania i kontrolowania Sieci, niektóre chciałyby ją cenzurować i podporządkować (jak na razie internetowi giganci, jak Google, Yahoo! czy Microsoft posłusznie uczestniczą w amerykańskim programie globalnej inwigilacji PRISM). Buntownicy (miliony osób) z Anti-ACTA chcą pełnej wolności (przeciwnicy zarzucają im nawet anarchizm) i swobody, niezależności od rządów, banków, wywiadów itp. Trwa więc zderzenia cywilizacyjne, kulturowe i polityczne. Kto wygra i jaki będzie jego rezultat, trudno przewidzieć. Technologie info-komunikacyjne wkraczają do polityki i jej struktur także z innej strony. Zaczynają nawet stanowić nową technologię władzy. Istnieje bogata literatura na temat e-polityki, e-rządu, e-administracji, e-rządzenia, e-wyborów, e-demokracji (por. np. Zacher, 2011a). Coraz szersze zastosowanie elektronicznych technologii to trwający obecnie przełom w polityce, sprawowaniu władzy, w komunikacji ze społeczeństwem, w możliwościach jego nadzoru, inwigilacji i kontroli (odpowiedni tu termin to surveillance society), cenzury, manipulacji. Z drugiej jednak strony zwiększają się możliwości demokratyzacji polityki, partycypacji, obywateli w decyzjach (referendum może być permanentne i online), transparentności, szybkiej reakcji itp. Czy nastąpi Orwellizacja polityki, jej dalsza Makdonaldyzacja czy też cyberprzestrzenna kontrpolityczność i ignorowanie polityki w realu będą wpływać na model polityki w dzisiejszym hybrydowym świecie? Czy ustrojem przyszłości będzie demokracja inwigilowana? Czy w polityce krajowej i międzynarodowej można oczekiwać przełomowych zmian w kierunku idealizmu, charyzmatyczności, przywództwa, służebności wobec społeczeństw i ludzkości? Czy postpolityczność i populizm, a nierzadko i tendencje autorytarne zdominują przyszłość i utrudnią 26 drogę świata ku rozwojowi trwałemu, opartemu na zredefiniowanych pojęciach prosperity i dostatku, rozwojowi bezpiecznemu i zorientowanemu na przyszłość, na kolejne generacje ludzkie w ich eko-społecznym wymiarze? Czy postępująca patologizacja elit władzy – opisywana w literaturze jako prymitywna żądza władzy, kompleksy i paranoja, chciwość i głupota – przesunie ciężar odpowiedzialności i inicjatywy na organizacje pozarządowe, ruchy społeczne, niezależnych ekspertów, obywateli, „mieszkańców” Sieci? Byłaby to prawdopodobnie pozytywna zmiana polityczna. Zmiana społeczna jest – zwłaszcza w ujęciu retrospektywnym – dość dobrze opisana w literaturze. Wydaje się jednak, że potrzeba pewnych zmian w proporcjach dziedzinowych i tematycznych. Jest truizmem bowiem, iż to, co było ważne niegdyś, nie jest równie ważne dziś i że pojawiły się nie tylko zjawiska (czy kwestie) zmodyfikowane, ale i całkiem nowe, trudne czy wręcz niemożliwe do przewidzenia. Nowe zjawiska i modyfikacje starych procesów i mechanizmów nie są łatwe do wyseparowania i konceptualizacji. Nieraz są trudne do zauważenia przez uwikłanych w nich uczestników. Ich splątanie, nakładanie się, chaotyczność, nie wspominając o notorycznym zideologizowaniu i upolitycznieniu dyskursu nt. zmiany społecznej, nie ułatwiają ani ich socjograficznego opisu, ani głębszego rozpoznania i interpretacji. Kontrowersyjną kwestią jest kto jest (będzie) głównym agentem zmiany, której podłoże cywilizacyjne przygotowała technika – czy będą to elity czy nowe generacje, czy imitacja transformacji czołówki jest możliwa i realna w krajach do niej nienależących. Transformatywna siła nowych technologii działa obiektywnie, lecz może być stymulowana i wykorzystywana do zmiany społecznej bądź też hamowana i ograniczana przez stare normy i instytucje oraz wpływowe grupy społeczne. Niewątpliwie elity techniczne i biznesu high tech są motorem zmiany, także kulturowej, rozumieją ją, akceptują i wykorzystują. Przychylne zmianie są niejako z natury młode pokolenia (bo żyją w nowym środowisku, mają nową wiedzę, nowe wartości, preferują nowe zachowania i obyczaje – co widać dobrze w Internecie); żyją wśród „podobnych” nie tylko wiekiem, ale i kulturowo. Starsze pokolenia natomiast – choć nadal rządzą i dominują (i współtworzą nową rzeczywistość przez politykę i konsumpcję) – pozostają w tyle za zmianami, obciążeni są też starowiedzą, tradycją, przyzwyczajeniami, nierzadko niechęcią do ryzyka i zmiany. Zmiany techniczno-generacyjne są trudne, bowiem są zmianami relacji władzy. Są nie 27 tylko substytucją dawnych kluczowych kompetencji w rządzeniu i w życiu, lecz również zderzeniem kulturowym. Rosnąca „nieliniowość” rozwoju nie tylko technicznego, gwałtowne i radykalne jego następstwa przerwały ewolucyjny generacyjny przekaz wartości i doświadczeń. Dawne i tradycyjne stały się nieadekwatne, niekompatybilne z nowymi sytuacjami, kontekstami, możliwościami, praktykami. Dawna tzw. kultura postfiguratywna (wg terminologii M. Mead) polegała na przekazywaniu wiedzy, wartości i doświadczeń od starszych do młodszych pokoleń, nawiązywała do przeszłości, próbowała ją zatrzymać i spetryfikować. Postęp cywilizacyjny wytwarza kulturę konfiguratywną (wzajemne uczenie się pokoleń), która lepiej odpowiada na wyzwania współczesności. Jednak dopiero kultura prefiguratywna (starzy uczą sie od młodych, od tubylców cyfrowych) odpowiada na zmiany rewolucyjne w nauce, technice, przemyśle, edukacji, komunikacji, wojnie itd. Przejście od pierwszej do drugiej czy trzeciej kultury, jest trudne i pokoleniowo konfliktowe; co więcej nieuchronne wymieranie pokoleń nie tworzy automatycznie nowej kultury (zwłaszcza, że w starzejących się społeczeństwach ludzie żyją dłużej i podtrzymują poprzednią tradycyjną kulturę). W debacie na ten temat padają z jednej strony argumenty za „postępową transformacją”, a z drugiej wskazuje się coraz częściej badane i poddawane krytyce cechy i postawy internetowego pokolenia (por. Żakowski, 2013). Jaka więc będzie przyszłość – może nie lepsza (wedle starych miar), ale na pewno to młodzi będą w niej żyć i ją przekształcać. Generacyjno-kulturowa zmiana będzie zapewne zróżnicowana w czasie i przestrzeni dla różnych społeczeństw. Będzie też oceniana nie przez nas, ale przez „mieszkańców przyszłości”. Refleksje i uwagi końcowe Wielki w skali świata przyrost naturalny, zróżnicowany w krajach i regionach, spowodował radykalną, fizyczną w gruncie rzeczy, zmianę warunków bytowania, wpływającą zwrotnie na kwestie społeczne. Zmieniła się skala wielu rzeczy, np. bezrobocia, bezrobotnej młodzieży, ludzi chorych i leczących się, gęstości zaludnienia (w wielkich miastach), potrzeb higienicznych i żywnościowych, transportowych, skala potrzeb edukacyjnych, turystycznych. Dawniejsze systemy, mechanizmy, polityki nie sprostały tej nowej skali wy28 zwań. Ogromne masy ludzkie wymagają ogromnych nakładów, przedsięwzięć, projektów. Praca, mieszkania, żywność, energia, edukacja, woda to dla co najmniej miliarda ludzi dobra rzadkie. Wzrost gospodarczy, który miał niejako automatycznie rozwiązać wszystkie problemy społeczne zawiódł. To samo można powiedzieć o postępie technicznym. Epidemie, wojny i konflikty etniczne, życie w zdewastowanym środowisku to koszty, straty, ryzyka, ryzyka zwiększone i ryzyka nowe (U. Beck ukuł pojęcie społeczeństwo ryzyka i nawoływał do refleksyjności w polityce modernizacji – Beck, 2003; Adam et al. 2000). Ryzyka owe mają coraz częściej charakter globalny (stąd jego kolejny termin – world risk society), nie da się ich opanować lokalnie, szybko i tanio (o ile w ogóle). To nowy wymiar conditio humana i położenia społecznego. Ok. 1 mld ludzi w krajach rozwiniętych i bogatych radzi sobie lepiej z tymi ryzykami, ale tylko do pewnych granic. Zmiany klimatyczne, wyczerpywanie się zasobów i wzrost ich cen, migracje, zagęszczenie i zatłoczenie miast i przestrzeni transportowej, rozmaite konflikty, terroryzm, wykluczenie społeczne itd. są udziałem wszystkich. Nie sprawdziły się nadzieje związane z teorią postępu, teorią modernizacji, przewidywaniami optymistycznych futurologów (jak kiedyś np. H. Kahna), że nastąpi rozwojowa uniwersalizacja, w gruncie rzeczy automatyczna, wyrównywanie poziomów, kulturowa jednolitość. Tymczasem mamy do czynienia ze znaczącą wielością i zróżnicowaniem dróg rozwoju (czy raczej postępu i regresu naprzemiennie), z różnymi prędkościami, z ograniczonymi możliwościami imitacji wzorców czołówki (czyli wzorców racjonalności i kultury Zachodu). Naśladownictwo wzorców konsumpcji (fast-food-ów, jeansów, coca-coli, zachowań młodzieżowych) nie zmienia w wielu regionach obyczajów, kultury, wpływu religii (np. w krajach islamskich, w Azji, w Afryce, także w skupiskach imigrantów mieszkających wśród „chrześcijan białej rasy”, także w Internecie). Wielokulturowość jako fakt społeczny nie musi wcale zmieniać całych społeczeństw, ich wszystkich segmentów (rasizm, niechęć do obcych, dyskryminacja kulturowa nie znikają). Huntingtona „zderzenia cywilizacji” okazały się samospełniającym się proroctwem czy też próbą realistycznego i odważnego myślenia. Wielka złożoność procesów technicznych, gospodarczych, społecznych powoduje, iż socjo-cybernetyczne (a kiedyś i marksistowskie) nadzieje na sterowanie nimi stały się utopijne. Ich nieliniowość, chaotyczność, nie29 przewidywalność (czy raczej ograniczona przewidywalność), emergentność faktycznie uniemożliwiają wypracowanie jakiegoś modelu docelowego stanu społeczeństwa (oczywiście rozmaite prognozy i scenariusze są przygotowywane). Przyszłość (także teraźniejszość) jawi się jako wypadkowa rozmaitych sytuacji, mechanizmów, polityk, działań i zachowań (ponad 7 mld ludzi). Sploty ich są trudne do przewidzenia i interpretacji, ale można opracowywać wiązki scenariuszy przyszłości z różnymi układami parametrów, określać ich prawdopodobieństwo wystąpienia, jak również ich potencjalne skutki oraz odpowiednie polityki i strategie. Współczesne komputery ułatwiają tego rodzaju modelowanie. Nie jest ono łatwe, bowiem w wielu wymiarach trwania i rozwoju (demografia, zasoby naturalne, obciążenia środowiska) przekroczono granice wyznaczone wielkością planety, jej zasobami, wytrzymałością ekologiczną. Prognozy ostrzegawcze są konieczne, choć niewiele pomagają wobec chciwości bogatych i nędznego życia biednych (ci ostatni są światową większością). W każdym razie „granice wzrostu” – choć przez postęp techniczny odsuwane w czasie – się coraz to pojawiają (np. w postaci konfliktów o zasoby naturalne, przestrzeń życiową, wodę). W każdym razie nie ma możliwości, by wszystkie biedne i ludnościowo duże kraje mogły dogonić konsumpcyjną czołówkę i naśladować jej styl życia. To groźne w skutkach dla całości świata ambicje. Próbą przerwania inercyjnej ścieżki rozwoju jest strategia rozwoju trwałego i zrównoważonego. Ale czy stanie się powszechna i efektywna przed nastąpieniem wielkich problemów i katastrof? Trudności w sterowaniu rozwojem (trwaniem choćby) nie zmniejszają się. Mimo okresów wzrostu ilościowego i radykalnych innowacji „materia społeczna”, sytuacja świata budzi obawy. Nierówności między państwami i wewnątrz nich nie znikają, a przeciwnie. Problemy społeczne narastają, nierówności, wykluczenia, przymusowe migracje (uchodźcy ekologicznie, ekonomiczni, polityczni, religijni) rosną. W świecie bogatym triumfy święci nadmierna konsumpcja prowadząca – i to w masowej skali – do otyłości, chorób, życiowych utrudnień. Problemem światowym jest niedostatek czystej wody, higieny i równego „startu do rozwoju”. Dezintegracja tradycyjnych społeczeństw stanowi problem dla rozwoju nie tylko ich, ale i całości świata. Prawdopodobnie nigdy nie da się zapewnić wszystkim ludziom świata poziomu konsumpcji krajów wysoko rozwiniętych. Czy nastąpi rezygnacja z nadmiernej konsumpcji (i produkcji) w krajach bogatych, czy powstrzymana zo30 stanie eksploatacja krajów biednych i ich zasobów naturalnych i ludzkich (brain drain i eksploatacja taniej siły roboczej), czy też osią stosunków międzynarodowych stanie się konflikt światów? Może technika i rozwój (oraz pomoc i współpraca rozwojowa) złagodzą ów strukturalny konflikt będący również efektem nierównomiernego „startu do rozwoju”, zacofania cywilizacyjnego, wyzysku kolonialnego i neokolonialnego? Nie wiadomo jaki będzie „efekt końcowy” procesu starzenia się społeczeństw bogatych, ich niskiego przyrostu naturalnego (w wyniku problemów bezpłodności i kulturowego wyboru ograniczonej dzietności) i rosnących kosztów podtrzymywania zdrowia i życia. Mogą zmienić się „proporcje sił” bogatych i biednych, choćby przez rosnące kłopoty tych pierwszych. Nowe technologie, zwłaszcza info-komunikacyjne, nowa przestrzeń społeczna – cyberprzestrzeń przerywają ciągłość przekazu międzygeneracyjnego. Odrębność nowej informacyjnej generacji jest faktem społecznym. Technika przerwała ciągłość kulturową i generacyjną. Digital natives to w większości ludzie młodzi i dzieci. Młodzi byli też komputerowi gurus pierwszej generacji (jak Gates, Jobs, Lanier), młodzi są obecni koryfeusze Sieci (jak np. Zuckerberg). Walka o przewagę kulturową, zyski, „rząd dusz”, o przyszłość Sieci trwa. Ważną rolę w niej odgrywa życie jednostkowe (inne motywacje i cele) i codzienność, które transformują tradycyjne pole międzypokoleniowych konfliktów, którym była władza. W jakim kierunku będzie ewoluować odrębność młodych generacji, czy zwycięży w starciu ze zinstytucjonalizowanym tradycjonalizmem – nie wiadomo. W każdym razie pole międzygeneracyjnych (kulturowych i politycznych) konfliktów przesuwa się od tradycyjnych konfliktów przemysłowo-modernizacyjnych do info-biotechnologicznych. W każdym razie powstawanie społeczeństw informacyjnych, które jest już obserwowalnym faktem, to nowy układ techno-społeczny, to generowanie nowego kapitału społecznego. Cyber-społeczeństwo, społeczeństwo wirtualne, cyfrowe, społeczeństwo wiedzy to coraz bardziej adekwatne etykiety dla światowej czołówki technicznej. Ale czy techno-info-biospołeczeństwa będą masowe czy – jak dotąd w rozwoju – napędzane i sterowane przez elity, jak będzie się zachowywać ludzka info-masa (e-stado) – trudno przewidzieć. Podobnie, jeśli chodzi o dalszą przyszłość – być może postludzką, w której komputery, cyborgi, systemy techniczne „wybiją się na niepodległość” (na razie roboty są projektowane – w ramach tzw. robotyki społecznej – do służe31 nia człowiekowi, por. Alač, 2011) i zdominują resztki i tak już technicznie „przetworzonych” przedstawicieli homo sapiens. Wątpliwe jednak czy taka sytuacja dotyczyć będzie całego świata. Więc problemy zróżnicowania i konfliktu raczej nie znikną. Nowe formy istnienia oraz sieci powiązań być może zmodyfikują strukturalne problemy, ale ich nie zniosą. Ale zanim nastąpi – ewentualnie – Era Postludzka, głównie dzięki utechnicznieniu i uinformacyjnieniu, rozwijał się będzie silnie „nurt” ekonomizacji i komercjalizacji nauk o życiu (life science) i biotechnologii. A to za przyczyną „późnego” czy neoliberalnego kapitalizmu, który jest – mimo wielkich innowacji i zmian oraz dzięki technologii info-komunikacyjnej – „ramą” wszelkiego rozwoju. W tym kontekście pojawiają się nowe teminy jak biogospodarka (bioeconomy – Cooper, 2008), biokapitał (biocapital – Sunder Rajan, 2006). Rozwój genetyki i medycyny regeneracyjnej „produkuje” kolejne terminy jak tissue economies (Waldby, Mitchell 2006) czy postgenetic life (Sunder Rajan, 2006). O bioplityce pisał też M. Foucault już w latach 70. (Foucault, 2008; por. też Zacher, 2009d). M. Cooper zwraca uwagę – za Marksem i Foucault – że tylko życie i siła robocza wytwarzają wartość służącą akumulacji. Reprodukcja społeczeństw podlega zatem marketyzacji i komercjalizacji (wykorzystują to bezpardonowo koncerny farmaceutyczne), nastąpiło faktyczne utowarowienie życia, które system chce wytwarzać i podtrzymywać. Przechodzenie świata od Wieku Industrialnego do Ery Informacyjnej musi być obecnie uzupełnione przez wyłaniającą się biogospodarkę. Życie i ludzka populacja są niezbędne kapitałowi dla dalszej akumulacji. Życie uzyskało swoją rynkową cenę (koszt leków i leczenia). Co więcej, utowarowienie życia wiąże się z własnościową prywatyzacją biologicznej reprodukcji i regeneracji (przez patentowanie). Jak biokapitalizm zwiąże się kapitalizmem informacyjnym i co z tego wyniknie dla zmiany społecznej – trudno przewidzieć. W każdym razie można zauważyć, że o ile ten ostatni może być kontestowany w odrębnej przestrzeni – w Internecie, to ten pierwszy związany ze zdrowiem i życiem ludzi nie ma silnego kontrpartnera społecznego. W powstającym info-biokapitaliźmie rozwój społeczeństw i ich kondycja będą rezultatem wielu już istniejących trendów, a nawet zaszłości, nie mówiąc o wielkim zróżnicowaniu społeczeństw świata (utrudniającym generalizację). „Wejście” społeczeństw do cyberprzestrzeni (masowe czy enklawowe) stwarza nowe możliwości funkcjonowania, jak również stwarza obszary 32 wykluczenia. Czy info-biokapitalizm będzie na tyle elastyczny (by przywołać termin Sennetta), by korzystnie dla akumulacji kapitału funkcjonować i czy zdoła uwzględnić w społeczeństwie sieciowym wymogi trwałości rozwoju (sustainable development), w tym trwałości społeczeństwa (social sustainability). W społeczeństwie ryzyka grozi nie tylko kryzys ekologiczny i turbulencje gospodarcze. W nowych – generowanych silnie przez technikę (info- i biotechnologie) – kontekstach pozostają również stare trendy, dawne struktury, problemy – w skali globalnej, krajowej i lokalnej. Usieciowienie społeczeństw i postępujące usztucznienie człowieka ma się nijak do kwestii – nadmiernego w relacji do powierzchni i zasobów planety – przyrostu ludności. Przedłużenie wieku życia ludzi (głównie w bogatych krajach) będzie skutkować zmianą struktury wiekowej (wzmocnioną prawdopodobnie przez osłabienie przyrostu naturalnego) oraz ogromnym wzrostem kosztów (opieki zdrowotnej oraz świadczeń emerytalnych i socjalnych). Na ile duża liczba starych ludzi będzie wpływać na rynek pracy, na dystrybucję budżetu, na politykę – trudno przewidzieć. Czy będzie oznaczać dalsze – generowane także wiekiem – rozwarstwienie i pogłębiające się nierówności? Jak zachowają się – też w sensie politycznym – rosnące masy starych ludzi, żyjących na poziomie emerytalnym, ludzi z reguły niezbyt zdrowych? Czy będą istotną konkurencją dla młodych starających się o pierwszą pracę oraz dla imigrantów? Jaki będzie status społeczny człowieka starego i/czy chorego? Jakie koszty (i konflikty) mogą być konieczne, by starszym pokoleniom zapewnić godne życie – ułatwienia w pracy, transporcie, mieszkaniu, sklepach itd.? Czy jako „nosiciele” starej wiedzy będą opóźniać edukację i postęp czy też zdołają przyswoić (jakim kosztem) nową wiedzę i umiejętności (to ważne w perspektywie powstawania społeczeństwa wiedzy)? Problemem, który zapewne nie zniknie będzie bezrobocie (i niedostosowanie) technologiczne, zarówno w społeczeństwach zaawansowanych, jak i opóźnionych (których większość w świecie). Bezrobocie, bieda, prześladowania (polityczne, religijne, rasowe, etniczne), katastrofy klimatyczne, wojny skutkować będą – ciągle oczekiwaną – wielką migracją (tzw. „najazdem barbarzyńców” – termin G. Sormana), wielokulturowością społeczną oraz „końcem dominacji białej rasy, chrześcijaństwa, kultury Zachodu”. Można się spodziewać wielu poważnych konfliktów związanych w tymi procesami. Warto zauważyć, iż technologie info-komunikacyjne, które przemożnie kształtują 33 obecny świat, są tu bezsilne. Różnorodność społeczeństw i kultur zdaje się przekreślać nadzieje na przewagę procesów ich imitacji oraz uniwersalizacji, zmniejszając i tak małą sterowalność społeczeństw (w sensie socjocybernetycznym). Dla zaistnienia pozytywnie zwartościowanej zmiany społecznej potrzeba sprzyjającego kontekstu oraz proaktywności ludzi. Kontekst jej sprzyjający to układ warunków i okoliczności wyzwalających procesy zmiany, bądź ją wymuszający, bądź będący jej „zapalnikiem”, bądź ją wspomagający czy nieprzeszkadzający. Proaktywność ludzi ma też różne wymiary – od jednostkowego, grupowego, narodowego (w sensie ogólnonarodowego), międzynarodowego do globalnego (również w cyberprzestrzeni). Aktywność jest też wielorodzajowa – od polityk, strategii, zarządzania (zwłaszcza tzw. tranzycyjnego – Grin et al., 2010), do porozumień, regulacji, działań międzynarodowych, także mafijnych i spiskowych, do działań charyzmatycznych liderów (koncepcja Big Man), do działań na szczeblu lokalnym i w cyberprzestrzeni, do działań konstruktywnych czy też destruktywnych. Oczywiście, jest też możliwa i chyba będąca udziałem większości krajów polityczna i decyzyjna inercja, indyferentyzm, bezruch, w najlepszym razie wymuszona reaktywność (jeśli bodźce są dość silne). Czy społeczeństwa przyszłości (niedalekiej najlepiej) będą społeczeństwami nie tylko info i bio, ale i sustainable (czyli trwałego rozwoju – własnego i środowiska)? Czy zdołają odpowiednio zmodyfikować swoją koncepcję rozwoju i funkcjonowania (co dotyczy zwłaszcza overfed)? Czy ich usieciowienie i „życie w sieci” pomoże w rozwoju demokracji (e-democracy, egovernance) i partycypacji czy też – odwrotnie – wzmoże inwigilację, manipulację, cenzurowanie (scenariusz Orwellowski)? Odpowiedzi na te pytania nie ma, przyszłość jest open-ended. Co prawda znamy zaszłości, rozpoznane są trendy, prowadzone są polityki, opracowywane strategie, coraz lepiej uświadamiane konsekwencje działań i zachowań, coraz więcej jest informacji, wiedzy oraz możliwości, nie tylko technicznych, ale też intelektualnych i sterowniczych – to wszystko stanowi szansę, lecz nie ma pewności czy będzie ona udanie i powszechnie wykorzystana. Najważniejsze to wprowadzić jak najwięcej procesów w różnych dziedzinach działalności i życia społeczeństw na trajektorię prowadzącą do trwałego rozwoju oraz by powiązać gospodarki i społeczeństwa świata tak, by osiągać efekty synergiczne i eliminować czy 34 choćby osłabiać konflikty. Ważne jest również usuwanie barier i przeszkód. Ale obok innowacyjności i kreatywności potrzeba też zrozumienia wielkiego znaczenia wspólnotowości (od lokalnej do globalnej) i zaufania, docenienia kooperatywności i wzajemności. Pozytywne modyfikacje to zadanie transformacyjne nigdy niekończące się. Celem jest amelioracja conditio humana i samego człowieka, a nie stworzenie raju. Czy jednak „poprawianie świata i nas samych” zaakceptują ludzie, czy uda się przezwyciężyć konformizm i konserwatyzm, prowadzące do indywidualnego dostosowania do zmian cywilizacyjnych, czy uda się przełamać stereotyp nieuchronności praw rynku i techno-ekonomizacji życia? Nie wiadomo. Ale najważniejsze i dość realne wydaje się stałe pozytywne ukierunkowywanie transformacji czynników rozwoju, procesów, przekształcanie kontekstów i myślenie o przyszłości i jej wyzwaniach. TRANSFORMATIONS AT THE WORLD AND PEOPLE (AN ATTEMPT OF RECOGNITION AND INTERPREATION) It goes without saying that various transformations of the world and people are an essence of human condition, especially in the long run. However transformations are very diversified in time and space. They lead rather to growing diversity than to universal patterns of development. Various human actors try to control transformations by making decisions, building strategies, conducting policies. Efforts to direct transformations to a sustainable trajectory are more urgent nowadays in the face of risks, dangers and increasing ecological costs of development. So to understand a changing nature of the present “liquid modernity” it is necessary to recognize and analyze ongoing transformations. Such paradigmatic approach can be also helpful for practical decision-making and acting. Transition to a “better world” needs new thinking to cope with all emerging challenges to ameliorate human condition. LITERATURA POWOŁYWANA I UZUPEŁNIAJĄCA 1. Adam, B., Beck, U., van Loon, J. (red.) (2000), The risk society and beyond: 2. critical issues for social theory, London, SAGE. Afeltowicz, Ł., Pietrowicz, K. (2013), Maszyny społeczne, Warszawa, PWN. 3. Ahmed, S. et al. (red.) (2000), Transformations: Thinking Through Feminism, London – New York, Routledge. 35 4. Alač, N. et al. (2011) When a Robot Is Social: Spatial Arrangements and Multimodel Semiotic Engagement in the Practice of Social Robotics, Social Studies of Science, Vol. 41, No. 6, December. 5. Appaduraj, A. (2009), Strach przed mniejszościami – Esej o geografii gniewu, Warszawa, PWN. 6. Assange, J. et al. (2012) Cypherpunks – Wolność i przyszłość Internetu, Gliwice, Helion. 7. Barnett, C. et al. (2011), Globalizing Responsibility. The Political Rationalities 8. of Ethical Consumption, Oxford, Wiley-Blackwell. Bauman, Z. (2007), Płynne czasy – Życie w epoce niepewności, Warszawa, 9. Wyd. Sic! Beck, U. (1999), World Risk Society, Cambridge, MA, Polity Press. 10. Beck, U. (2003), Społeczeństwo ryzyka – W drodze do innej nowoczesności, Warszawa, Scholar. 11. Beck, U., Beck-Gernsheim E. (2013), Miłość na odległość – Modele życia w 12. epoce globalnej, Warszawa, PWN. Borup, M. et al. (2006), The Sociology of Expectation in Science and Technol- 13. ogy, Technology Analysis & Strategic Management, 18 (3/4), s. 285–298. Brown, L. R. (2009), Plan B 4.0 – Mobilizing to Save Civilization, New York – 14. London, Norton. Brown, L. R. (2011), World on the edge, London – Washington, DC, Norton. 15. Brown, N. et al. (red.) (2000), Contested Futures: A Sociology of Prospective 16. Techno-Science, Aldershot, Ashgate. Brzeziński, Z. (2004), Wybór. Dominacja czy przywództwo, Kraków, Znak. 17. 18. Castells, M. (2007), Społeczeństwo sieci, Warszawa, PWN. Castells, M. (2013), Sieci oburzenia i nadziei – Ruchy społeczne w erze Inter- 19. netu, Warszawa, PWN. Coates, J. F. (2007), A Bill of Rights for 21st Century America, Washington, DC, The Kanawha Institute. 20. Cooper, M. (2008), Life as Surplus: Biotechnology and Capitalism in the Neoliberal Era, Seattle and London, University of Washington Press. 21. DaLenda, M. (2006), A New Philosophy of Society: Assemblage Theory and Social Complexity, New York, Continuum. 22. Daly, H. (1996), Beyond growth: The economics of sustainable development, Boston, Beacon. 23. De Nardis, L. (2009), Protocol Politics – The Globalization of Internet Gov- 24. ernance, Cambridge, MA, MIT Press. Dolata, W. (2013), The Transformative Capacity of New Technologies, New 36 York, Routledge. 25. Dryzek, J. (1997), The Politics of the Earth: Environmental Discourses, Oxford, Oxford University Press. 26. Dryzek, J. et al. (red.) (2011), Oxford Handbook of Climate Change and Society, Oxford, Oxford University Press. 27. Dziuba, D. T. (2010), Sektor informacyjny w badaniach ekonomicznych, Warszawa, Difin. 28. Elias, N. (2008), Społeczeństwo jednostek, Warszawa, PWN. 29. Elliott, A., Lemert, C. (2006), The New Individualism: The emotional costs of globalization, London, Routledge. 30. 31. Elsen, S. (red.) (2011), Ökosoziale Transformation, Neu Ulm, Spak Bücher. Foucault, M. (2008), The Birth of Biopolitics: Lectures at the College de 32. France 1978–1979, Basinstoke, Palgrave Macmillan. Freud, S. (1962), Civilizations and Its Discontents, New York, Norton. 33. Fridlund, (2011) Buckets, Bollards and Bombs: Towards Subject Histories of 34. Technologies and Terrors, History and Technology, 27. Friedel, R. (2007), A Culture of Improvement – Technology and the Western 35. Millennium, Cambridge, MA, MIT Press. Fuller, S. (2011), Humanity 2.0: What It Means to Be Human Past, Present and 36. Future, London, Palgrave Macmillan. Gibbons, M. (2000), Mode 2 society and emergence of context – Sensitive science, Science and Public Policy, 27 (3). 37. Gleick, J. (2003), Szybciej – przyspieszenie niemal wszystkiego, Poznań, Zysk i S-ka. 38. 39. Godin, Ch. (2004), Koniec ludzkości, Kraków, Wyd. WAM. Grin, J. et al. (2010), Transition to sustainable development. New directions on 40. the study of long term transformative change, New York, Routledge. Grosse, T. G. (2009), Europa na rozdrożu, Warszawa, Fundacja Instytut Spraw Publicznych. 41. Grundmann, R., Stehr N. (2003), Social control and knowledge in democratic societies, Science and Public Policy, June. 42. Grunwald, A. (2010), Technikfolgenabschätzung – eine Einführung, Berlin, Sigma. 43. Gulbrandsen, L. H. (2010), Transnational Environmental Governance – The Emergence and Effects of the Certification of Forestsand Fisheries, Cheltenham, Edward Elgar. 44. 45. Hardt, W., Negri, A. (2004), Multitude, New York, Penguin. Heinberg, R., Lerch, D. (red.) (2010), The post-carbon reader. Managing the 37 21st century’s sustainability crisis, CA, Watershed Media, University of Cali46. fornia Press. Hinterberger et al. (red.) (2012) Growth in Transition, London - New York, 47. Earthscan. Hobson, K. (2002), Competing discourses of sustainable consumption: does the 48. rationalization of lifestyles make sense? Environmental Politics, 11 (2). Hughes, S. (2007), War on Terror, Inc.: Corporate Profiteering from the Politics of Fear, London, Verso. 49. Hughes, T. P. (2004), Human-Built World: How to Think about Technology and Culture, Chicago, Chicago University Press. 50. 51. Illich, I. (2000), Tools for Conviviality, New York – London, Harper & Row. Jackson, T. (2011), Prosperity without growth, London – Washington, D.C., 52. Earthscan. Jacyno, M. (2007), Kultura indywidualizmu, Warszawa, PWN. 53. Jasanoff, S. (red.) (2006), States of knowledge. The co-production of science 54. and social order, London – New York, Routledge Joas, H., Wiegandt K. (red.) (2012), Kulturowe wartości Europy, Warszawa, 55. Wyd. IFiS PAN. Johnson, D. G., Wetmore J. M. (red.) (2009), Technology and Society: Building 56. Our Sociotechnical Future, Cambridge, MA – London, MIT Press. Kelly, K. (1994), Out of Control: The Rise of Neo-Biological Civilization, Reading, MA: Addison-Wesley. 57. Kelty, Ch. M. (2008), Two Bits: The Cultural Significance of Free Software, Durham, NC, Duke University Press. 58. Klang, M., Murray, A. (red.) (2005), Human Rights in the Digital Age, London, Routledge – Cavendish. 59. 60. Kołodko, G. W. (2010), Wędrujący świat, Warszawa, Prószyński i S-ka. Kurzweil, R. (2005), The Singularity Is Near – When Humans Transcend Biology, New York, Viking Press. 61. Lach, D., Sanford, S. (2010), Public understanding of science and technology embedded in complex institutional settings, Public Understanding of Science, 62. 19 (2), March. Lanier, J. (2011), You Are Not a Gadget: A Manifesto, London, Penguin Books. 63. 64. Laszlo, E. (1977), Goals for Mankind, New York, Dutton. Leydesdorff, L. (2006), The Knowledge – Based Economy: Modeled, Measured, Simulated, Boca Raton, FL, Universal Publishers. 65. 38 Lombardo, Th. (2006), Contemporary Futurist Thought – Science, Fiction, Future Studies and Theories and Visions of the Future in the Last Century, Bloomington, IND. Central Milton Keynes, AuthorHouse. 66. Loorbach, D. (2007), Transition management – The new mode of governance for sustainable development, Utrecht, International Books. 67. Luke, T. W. (2004), Ideology and Globalization: From Globalism and Environmentalism to Ecoglobalism, w: Rethinking Globalism, red. M. Steger. Lan- 68. ham, MD, Rowman & Littlefield. Mack, T. C. (2007), Hopes and Visions for the 21st Century, Bethesda, MD, WFS. 69. Mack, T. C. (2006), Creating Global Strategies for Humanity’s Future, Bethesda, MD, WFS. 70. Marx, L. (2010), Technology – The Emergence of Hazardous Concept, Technology and Culture, Vol. 51, July. 71. Mazurkiewicz, P., Wielecki, K. (red.) (2008), „Inny” człowiek w „innym” społeczeństwie?, Europejskie dyskursy, Warszawa, Centrum Europejskie Uniwersytetu Warszawskiego. 72. Meadows, D. (2009), Interview with US Economist Dennis Meadows: Copenhagen Is About Doing As Little As Possible, Spiegel Online International, 73. 12/09/2009 http://www.spiegel.de/international/world/0,1518,666175,00.html Meadows, D. et al (2004), Limits to Growth – The 30-Year Update, White 74. River Junction, VT, Chelsea Green. Moulier-Boutang, Y. (2007), Le Capitalism cognitive, Paris, Éditions Amsterdam. 75. Nace, T. (2004), Gangi Ameryki – Współczesne korporacje a demokracja, Warszawa, MUZA. 76. 77. Naisbitt, J. (1984), Megatrends, New York, Warner Books. Naisbitt, J. (2006), Mind Set! Reset Your Thinking and See the Future, New 78. York, Collins. Oehme, I., Seebacher, U. (red.) (2005), Corporate Sustainability: Theoretical Perspectives and Practical Approaches, München – Wien, Profil. 79. Ogilvy, J. A. (2002), Creating Better Futures – Scenario Planning as a Tool for a Better Tomorrow, New York, Oxford University Press. 80. 81. Oleński, J. (2001), Ekonomika informacji, Warszawa, PWE. Opie, J. (2008), Virtual America: Sleepwalking through Paradise, Lincoln, NB, 82. University of Nebrasca Press. Oreskes, N., Conway, E. (2010), Merchants of Doubt: How a Handful of Scientists Obscured the Truth on Issues from Tobacco Smoke to Global Warming, 83. New York, Bloomsbury Publishing. Philip, K. (2012), Postcolonial Computing: A Tactical Survey, Science, Tech39 nology & Human Values, 37 (1). 84. Pollock, N., Williams, R. (2010), The Business of Expectations: How Promissory Organizations Shape Technology and Innovation, Edinburgh, University 85. of Edinburgh. Rainie, L., Wellman B. (2012), Networked – The New Social Operating System, 86. Cambridge, MA., MIT Press. Rifkin, J. (2005), Europejskie marzenie, Warszawa, NADIR. 87. Rose, N. (2007), The Politics of Life Itself: Biomedicine, Power, and Subjectivi- 88. ty in the Twenty – First Century, Princeton, NJ, Princeton University Press. Rose-Ackerman, S. (2001), Korupcja i rządy – Przyczyny, skutki i drogi re- 89. form, Warszawa, Fundacja S. Batorego i Wyd. Sic! Rothopf, D. (2009), Superklasa – Kto rządzi światem?, Warszawa, Prószyński i 90. S-ka. Sawyer, R. K. (2005), Social Emergence: Societies As Complex Systems, Cambridge University Press. 91. Sayfang, G. (2009), The new economics of sustainable consumption, Hampshire, Palgrave Macmillan. 92. Schudson, M. (2007), Citizens, consumers, and the good society, American Academy of Political and Social Science, 611 (1). 93. Schumacher, E. F. (1981), Małe jest piękne – Spojrzenie na gospodarkę świata z założeniem, że człowiek coś znaczy, Warszawa, PIW. 94. Searle, J. R. (2010), Making the Social World: The Structure of Human Civili- 95. zation, Oxford, Oxford University Press. Selin, C. (2008), The sociology of the future: Tracing stories of technology and 96. time, Sociology Compass, 2. Sennett, R. (2010), Kultura nowego kapitalizmu, Warszawa, MUZA. 97. 98. Sklair, R. (2001), The Transnational Capitalist Class, Oxford, Blackwell. Small, G., Vorgan, G. (2011), iMózg – Jak przetrwać technologiczną przemianę współczesnej umysłowości, Poznań, Vesper. 99. Smith, A. (2000), Theory of Moral Sentiments, Amherst, NY, Prometheus Books. 100. Sorman, G. (1997), W oczekiwaniu barbarzyńców, Kraków, ARCANA. 101. Stone, G. D. (2011) Contradictions in the Last Mile: Suicide, Culture, and EAgriculture in Rural India, Science, Technology & Human Values, No 36, November. 102. Sunder Rajan, K. (2006), Biocapital: The Constitution of Postgenomic Life, Durham and London, Duke University Press. 103. Sykes, B. (2004), A Future Without Men – Adam’s Curse, New York – London, 40 Norton. 104. Szmyd, J. (2011), Odczytywanie współczesności – Perspektywa antropologiczna, etyczna i edukacyjna, Kraków, Krakowskie Towarzystwo Edukacyjne. 105. Tapscott, D., Williams, A. D. (2008), Wikinomia, Warszawa, WAiP. 106. Turkle, Sh. (2005), The Second Self: Computers and the Human Spirit, Cambridge, MA, MIT Press. 107. Turkle, Sh. (2012), Alone Together, New York, Basic Books. 108. Tutton, R. (2011), Promising pessimism: Reading the futures to be avoided in biotech, Social Studies of Science, Vol. 41, No. 3, June. 109. Voss, J.-P. et al. (red.) (2007), Reflexive Governance for Sustainable Development, Cheltenham, Edward Elgar. 110. Waddell, S. (2005), Social Learning and Change – How Governments, Business and Civil Society Are Creating Solutions to Complex Multi-Stakeholder Problems, Sheffield, Greenleaf. 111. Wagner, C. G. (2008), Seeing the Future Through New Eyes, Bethesda, MD, WFS. 112. Waldby, C., Mitchell, R. (2006), Tissue Economies: Blood Organs, and Cell Lines in Late Capitalism, Durkham and London, Duke University Press. 113. Weisman, A. (2007), Świat bez nas, Gliwice, CKA. 114. Wolfe, C. (2010), What Is Posthumanism?, Minneapolis, IND, University of Minnesota Press. 115. Zacher, L. W. (2000) Rewolucja naukowo-techniczna, w: Encyklopedia Socjologii, t. 3, Warszawa, Oficyna Naukowa. 116. Zacher, L. W. (2001a) „Nowa gospodarka” jako interakcja techniki, gospodarki i społeczeństwa, w: G. Kołodko (red.), „Nowa gospodarka” i jej implikacje dla długookresowego wzrostu w krajach posocjalistycznych, Warszawa, Wyd. WSPiZ. 117. Zacher, L. W. (2001b) Globalizacja – projekt nieuniwersalny ?, w: J. L. Krakowiak i in. (red.), Filozofia – dialog – uniwersalizm, Warszawa, Wyd. UW. 118. Zacher, L. W. (2003a) Humanistyczne wyzwania globalizacji, w: P. Matusak, R. Dmowski (red.), Humanistyka w procesie transformacji 1989-2001, Siedlce, Akademia Podlaska. 119. Zacher L. W. (2003b) Integracja versus globalizacja. Zbieżności, niezbieżności, Rocznik Nauk Politycznych, nr 1(5), Pułtusk, WSH. 120. Zacher, L. W. (2004a) Tożsamość w warunkach usieciowienia świata i globalizacji (Refleksje i uwagi futurologiczne), w: J. Broda i in. (red.), Globalizacja a problem tożsamości narodowej, Zabrze, Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Nauki Polskiej. 41 121. Zacher, L. W. (2004b) Od społeczeństwa informacyjnego do społeczeństwa wiedzy (dylematy tranzycyjne między informacją, wiedzą a wyobraźnią), w: L. H. Haber (red.), Społeczeństwo informacyjne: wizja czy rzeczywistość?, Kraków, Wyd. AGH, s. 103-112, t. I. 122. Zacher, L. W. (2005a) Współistnienie nauk (od mono- do postdyscyplinarności), w: J. Broda i in. (red.) Czy dwie kultury ?, Zabrze, Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Nauki Polskiej. 123. Zacher, L. W. (2005b) Transformacje gospodarek: od sektora informacyjnego do gospodarki opartej na wiedzy, w: M. Rószkiewicz, E. Wędrowska (red.), Informacja w społeczeństwie XXI wieku, Warszawa, SGH. 124. Zacher, L. W. (2005c) Transformacje społeczeństw ludzkich w dobie uinformacyjnienia i globalizacji (ludzie, technika, przestrzeń), Cywilizacja i polityka, Zeszyty Naukowe nr 3, Uniw. Gdański. 125. Zacher, L. W. (2006a), E-Transformations of Societies, w: A. Veikki-Antiroiko (red.), Electronic Government: Concepts, Methodologies, Tools and Applications, Hershey – New York, IGI Global. 126. Zacher, L. W. (2006b) Gry o przyszłe światy, Warszawa, PAN. 127. Zacher, L. W. (2006c) Społeczeństwo post-informacyjne w kontekście ewolucji społeczeństw i wizji przyszłości, w: L. H. Haber, M. Niezgoda (red.) Społeczeństwo informacyjne – Aspekty funkcjonalne i dysfunkcjonalne, Kraków, Wyd. UJ. 128. Zacher, L. W. (2006d) Gospodarka – społeczeństwo – wiedza – Ewolucja cywilizacyjna – efekt rynku – strategia i polityki, Cywilizacja i Polityka, 4/2006, Uniwersytet Gdański. 129. Zacher, L. W. (2007a) Transformacje społeczeństw – od informacji do wiedzy, Warszawa, Wyd. C.H. Beck. 130. Zacher, L. W. (2007b) Społeczeństwo obywatelskie czy społeczeństwo bez etykiet ?, w: S. Partycki (red.) Nowoczesność – Ponowoczesność – Społeczeństwo obywatelskie w Europie Środkowej i Wschodniej, t. 1, Lublin, Wyd. KUL. 131. Zacher, L. W. (2007c) Gospodarka i społeczeństwo jako transformujący się obszar zarządzania, w: L. W. Zacher (red.) Zarządzanie problemami i projektami w nowoczesnej organizacji, Warszawa, Wszechnica TWP. 132. Zacher, L. W. (2008a) Transformacje społeczeństw konsumpcyjnych – między techniką a kulturą, w: S. Partycki (red.) Kultura a rynek, t. 1, Lublin, Wyd. KUL. 133. Zacher, L. W. (2008b) Wyobraźnia – orientacja prospektywna – kształtowanie przyszłości, w: S. Wróbel (red.) Światłocienie wyobraźni, Poznań – Kalisz, Wyd. UAM. 42 134. Zacher, L. W. (2008c) Globalne wizje polityczno-strategiczne, w: E. Ponczek, A. Sepkowski (red.) Przyszłość i polityka, Toruń, Adam Marszałek. 135. Zacher, L. W. (2009a) Modele, strategie, uwarunkowania i konteksty trwałego rozwoju, w: B. Poskrobko (red.) Zrównoważony rozwój gospodarki opartej na wiedzy, Białystok, Wyd. WSE. 136. Zacher, L. W. (2009b) Generacyjna perspektywa rozwoju społeczeństwa informacyjnego (SI), w: A. Szewczyk, E. Krok (red.) Multimedia i mobilność – wolność czy smycz ?, Szczecin, Wyd. Uniw. Szczeciński. 137. Zacher, L. W. (2009c) Transformacje i rekonfiguracje podmiotów polityki w bliskiej i dalszej perspektywie, w: G. Piwnicki, S. Mrozowska (red.) Jednostka – społeczeństwo – państwo wobec megatrendów współczesnego świata, Wyd. UG, Gdańsk. 138. Zacher, L. W. (2009d) Biowładza i biopolityka (refleksje, przykłady, predykcje), w: J. Szymczyk i in. (red.) Wiedza – władza, Lublin, KUL. 139. Zacher, L. W. (2009e) Modele dyskursów globalizacyjnych, w: T. Czakon (red.) Filozofia wobec globalizacji, Katowice, OW Wacław Walasek. 140. Zacher, L. W. (2009f) Przyszłość jako obszar zderzenia wiedzy, wyobraźni i interesów, w: D. Zalewska (red.) Granice poznania przyszłości, Wrocław, Uniw. Wrocławski. 141. Zacher, L. W. (2009g) Modernizacja techniczna a modernizacja polityczna – interakcje, w: M. Barański (red.) Modernizacja polityczna w teorii i praktyce – Filozoficzne aspekty i dziedziny modernizacji, Katowice, Wyd. „Śląsk”. 142. Zacher, L. W. (2010a) Dezintegracje i rekonfiguracje całości społecznych, Studia i Prace Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, Kraków, nr 13. 143. Zacher, L. W. (2010b) Wideopolityka – nowa technologia oddziaływania i władzy, w: M. Zemło i in. (red.) Wiedza – między słowem a obrazem, Wyd. KUL. 144. Zacher, L. W. (red.) (2011a) Transformacje demokracji – Doświadczenia, trendy, turbulencje, perspektywy, Warszawa, Difin. 145. Zacher, L. W. (2011b) Strukturalne trajektorie modernizacji – perspektywa nie tylko społeczna, w: J. Kleer i in. (red.) Wizja przyszłości Polski. Studia i analizy, t. I, Warszawa, PAN. 146. Zacher, L. W. (2011c) Ewolucja usztuczniania i odrealniania człowieka i jego świata, w: A. Mica, P. Łuczeczko (red.) Ludzie i nie-ludzie. Perspektywa socjologiczno-antropologiczna, Pszczółki, Wyd. Orbis Exterior. 147. Zacher, L. W. (2011d) Globalizacja jako transfer wzorców i przestrzeń wzajemnych wpływów, w: J. Niżnik (red.) Przemiany struktury społecznej w warunkach globalizacji, Warszawa, PAN. 43 148. Zacher, L. W. (2011e) Obecne i przyszłe konteksty rozwoju edukacji, Transformacje, 3-4. 149. Zacher, L. W. (2012a) Jednostkowe i społeczne konteksty i wyzwania dla bezpieczeństwa, w: P. Sienkiewicz i in. (red.) Metodologia badań bezpieczeństwa narodowego, t. III, Warszawa, Akademia Obrony Narodowej. 150. Zacher, L. W. (red.) (2012b) Nauka – technika – społeczeństwo – Podejścia i koncepcje metodologiczne, wyzwania innowacyjne i ewaluacyjne, Warszawa, Poltext. 151. Zacher, L. W. (red.) (2012c) Nasza cyfrowa przyszłość (nadzieje, ryzyka, znaki zapytania), Warszawa, Wyd. PAN. 152. Zacher, L. W. (2012d) Ideologia, polityka, władza a współczesna technika, w: J. Golinowski, A. Laska (red.) Odsłony współczesnej polityki, Bydgoszcz, Wyd. Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego. 153. Zacher, L. W. (2012e) Tranzycyjne modele społeczeństw i gospodarek – założenia do modelowania, ewaluacji i predykcji, w: D. Zalewska (red.) Socjologia techniki i ekologii, t. 1, Wrocław, Wyd. Inst. Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego. 154. Zacher, L. W. (2012f) Marketing w perspektywie granic wzrostu zasobów naturalnych i etyki, Handel Wewnętrzny, t. 3, maj-czerwiec. 155. Zacher, L. W. (red.) (2013a) Wirtualizacja – problemy, wyzwania, skutki, Warszawa, Poltext. 156. Zacher, L. W. (2013b) W poszukiwaniu nowych wzorców rozwoju, w: S. Partycki (red.) Teorie kryzysu, Lublin, Wyd. KUL. 157. Zacher, L. W. (2013c) Human and Societal Potentials for Transcending the Crisis of Civilization, w: A. Targowski, M. J. Celiński (red.) Spirituality and Civilization Sustainability in the 21st Century, New York, Nova Science Publishers. 158. Zakaria, F. (2009), Koniec hegemonii Ameryki, Warszawa, NADIR. 159. Zittrain, J. (2008), The Future of the Internet. And How to Stop It, New Haven, CONN., Yale University Press. 160. Żakowski, J. (2013), W młodych nadzieja. Chociaż nie we wszystkich, Gazeta Wyborcza, 24–25 sierpnia. Prof. zw. dr hab. Lech W. Zacher – Dyrektor Centrum Badań Ewaluacyjnych i Prognostycznych w Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie. e-mail: [email protected] 44 Wiesław SZTUMSKI TRANSFORMACJA NOWYM PARADYGMATEM EWOLUCJI SPOŁECZNEJ. 1. Czym jest transformacja? Pojęcie transformacji odnosi się do zbiorów (np. w przypadku matematyki) lub systemów. Tutaj zawężam ogólne rozważania o transformacji systemów wyłącznie do systemów społecznych. Wobec tego w dalszym ciągu mówiąc „system” będę miał na myśli „system społeczny”. Pojęcie „system społeczny”, dostatecznie jasno zdefiniowane w naukach społecznych, nie musi być tutaj definiowane. Transformacja jest momentem procesu ewolucji systemu, który zaznacza w jego historii jakąś ważną zmianę, zazwyczaj jakościową. Wszelka zmiana zachodząca w systemach materialnych – a takim jest system społeczny – nie jest natychmiastowym przejściem od jednego stanu do drugiego, jakby w okamgnieniu (w bezwymiarowym punkcie czasu), lecz rozgrywa się w pewnym przedziale czasu. Dlatego transformacja będąc elementem procesu ewolucji sama też jest procesem, tyle, że krótkotrwałym, zazwyczaj o wiele krótszym w porównaniu z historią danego systemu. Przeważnie trwa ona o wiele dłużej niż poszczególne transformacje, jakie w nim zachodzą. Na przykład, w ponad tysiącletniej historii państwa polskiego transformacja ustrojowa od gospodarki planowej do wolnorynkowej u schyłku dwudziestego wieku trwała „zaledwie” kilkanaście lat i faktycznie już się zakończyła. Na ogół transformacje postrzega się jako zmiany jakościowe systemu, które wiążą się z przekształcaniem jego takożsamości przy zachowaniu tożsamości. Mogą to być zmiany całych systemów albo ich fragmentów czy też substruktur.1 W wyniku takich zmian systemy zachowują swoją tożsamość empiryczną. Ze względu na to, że transformacji nie musi ulegać system w całości, lecz poszczególne jego substruktury, można mówić o wymiarach (aspektach) tran- 1 W przypadku transformacji naszego państwa z socjalistycznego w kapitalistyczne zakończyło się istotne przekształcanie substruktur ekonomicznej i politycznej, podczas gdy inne substruktury, jak na przykład kulturowa, świadomościowa itp. nie uległy jeszcze takim przekształceniom. 45 sformacji - każdy z nich związany jest z przekształcaniem się jakiejś części lub substruktury. Można więc mówić o takich wymiarach transformacji systemu, jak: gospodarczy, polityczny, prawny, edukacyjny itd. Z transformacją nie jest związana strzałka czasu, jaką wyznacza postęp. Nie każda transformacja więc przyczynia się do poprawy struktury albo funkcjonowania systemu. Bywa też na odwrót – zdarza się, że pociąga za sobą rozpad struktury, dysfunkcję syste-mu i powoduje regres. Wielu autorów twierdzi, że transformacje w wymiarach społecznym, ustrojowym itd. miały swe źródło w czynnikach endogennych i dokonywały się pod wpływem sił (przyczyn) wewnętrznych.2 Z tym nie zgadzam się. Taka sytuacja, co najwyżej, może mieć miejsce w systemach zam-kniętych, ale nie jestem pewien, czy one w ogóle są w stanie ewoluować. A system społeczny jest systemem otwartym, podobnie jak żywy organizm, który jest podatny na oddziaływania z zewnątrz i który dzięki nim może się rozwijać. Tylko na krótką metę system zamknięty jest w stanie rozwijać się na koszt energii endogennej, ale po wyczerpaniu jej zasobów, co zazwyczaj szybko następuje, musi zacząć korzystać z energii egzogennej, jeśli nie ma ulec autodestrukcji. W systemach społecznych transformacje są przeważnie wymuszone przez czynniki zewnętrzne.3 Transformacja nie jest jakąkolwiek zmianą, lecz specyficzną zmianą jakościową ze względu na ważne właściwości lub funkcje systemu. Dlatego w jakimś sensie można ją chyba uznać za zmianę rewolucyjną, mimo że zazwyczaj transformację przeciwstawia się rewolucji społecznej, dlatego że w przeciwieństwie do rewolucji społecznej albo konfliktu zbrojnego jej przebieg jest łagodniejszy, bardziej rozciągnięty w czasie i nie pociąga za sobą tylu ofiar. 2. Czas na transformacje W dwudziestym wieku, przede wszystkim dzięki postępowi technicz2 3 Szczepański J., Reformy, rewolucje, transformacje, Wydawnictwo IFiS PAN, Warszawa 1999. Z tej racji, przykładem naiwności politycznej i historycznej jest mniemanie, jakoby transformacja ustrojowa, jaka dokonała się u nas w końcówce ubiegłego stulecia, była dziełem sił wewnętrznych (ruchu społecznego) działających w kraju, podczas gdy była ona wspomagana na różne sposoby – materialnie, finansowo i duchowo – przez siły zewnętrzne, nie koniecznie kierujące się przyjaźnią ani filantropią w stosunku do naszego państwa, kraju i narodu. Działały one zupełnie z innych pobudek. (Zob. np. Schweizer P., Victory, czyli zwycięstwo. Tajna historia świata lat osiemdziesiątych, CIA i "Solidarność", Polska Oficyna Wydawnicza „BGW”, Warszawa 1994, Tłumaczenie: Igor Apiński) Bez ich wsparcia ideologicznego oraz politycznego, jak i sponsoringu tej transformacji w ogóle nie udałoby się przeprowadzić. 46 nemu oraz rozwojowi gospodarki, ukierunkowanemu na maksymalizację zysku, świat stawał się coraz bardziej dynamiczny. O wiele szybciej dokonywał się postęp cywilizacji. Jak nigdy wcześniej, lawinowo i coraz szybciej dokonywały się zmiany tak w środowisku przyrodniczym, jak i społecznym. Wraz z nimi zmieniali się też ludzie pod każdym względem. Zaczęliśmy żyć w szybko zmieniającej się przestrzeni społecznej i pod presją niesłychanego przyspieszania tempa życia. Naraz wszystko zaczęło płynąć i zmieniać się coraz szybciej jakby w myśl uaktualnionej sentencji Heraklita: παντα πιό ταχύς ρέι (wszystko płynie coraz szybciej). Dwudziesty wiek charakteryzował się wieloma różnymi zmianami - ilościowymi oraz jakościowymi, w tym także radykalnymi i rewolucyjnymi (dwie wojny światowe, liczne wojny lokalne i wiele rewolucji społecznych). W tym czasie zmieniło się wiele paradygmatów obowiązujących w polityce, ekonomii, kulturze, nauce, sztuce, myśleniu, obyczajowości itd., podczas gdy wcześniej zmieniały się one raz na kilkaset lat. Niemal z dnia na dzień żyjemy w innym świecie z trudem nadążamy przyzwyczajać się do jego aktualnego stanu. Dość szybko wyczerpuje się nasz potencjał adaptacyjny - biologiczny i psychiczny. Zanikają geny odpowiedzialne za wzrost inteligencji, a od niej zależy między innymi zdolność przystosowawcza.4 Zmienia się kontekst uwarunkowań istnienia i funkcjonowania ludzi. Krótko mówiąc, uczestniczymy w nieustannym procesie transformowania świata i samych siebie. Wzrost dynamiki świata, życia i ludzi oraz towarzyszących jej transformacji nie jest napędzany przez jakieś „obiektywne” czy „niewidzialne” siły przyrody ani historii, lecz przez ludzi, a ściślej, przez ideologie tworzone przez jednostki lub grupy żądne władzy i bogactwa. Przyspieszanie transformacji - głównie zmian w środowisku i tempa życia - szkodzi ludziom, a także ich środowisku. Bowiem zakłóca naturalne, czyli właściwe przyrodzie, dziejom i ludziom przebiegi procesów, narusza harmonię (zrównoważenie) między równolegle przebiegającymi procesami ewolucji przyrodniczej oraz społecznej i jest obce naturze świata i człowieka. Wobec tego powinno ono być tak samo tłumione i zwalczane, jak wszystko, co szkodzi. Tymczasem, ta akceleracja transformacji nie wywołuje jakichś odruchów reakcji w masach społecznych. Nikt nie przeciwstawia się temu zjawisku i nie próbuje zwalczać go oprócz świadomych zagrożeń jednostek, których apele są 4 Zob. S. Connor, Human intelligence ‘packed thousands of years ago and we’ve been on an intellectual and emotional decline ever since’, w: “The Independent”, 12.11.2012. 47 i tak przysłowiowym wołaniem na pustyni. Wręcz przeciwnie, zamiast dążyć do ujarzmienia lub poddania kontroli procesów transformacyjnych (głównie tych najbardziej szkodliwych) ludzie starają się na silę dostosowywać się do nich, nie zważając na zgubne dla nich skutki takiej adaptacji. Wszystkie inne racje i wartości utraciły znaczenie wobec władzy i bogactwa. Dlaczego tak się dzieje? Można wymienić co najmniej takie przyczyny subiektywne: nieświadomość, lenistwo, uległość i apatia. Większość ludzi nie ma rzetelnej wiedzy o szkodliwości nadmiaru i częstotliwości transformacji. Najbardziej (masowo) dostępne programy telewizyjne i poczytne czasopisma nie dostarczają takiej wiedzy; ich zadaniem jest przekonywanie ludzi do transformacji i mamienie dobrodziejstwami, jakie z tego wynikają. Nic w tym dziwnego, ponieważ telewizją i prasą władają elity rządzące, które „żywią się” transformacjami. Postęp techniczny, który zapewnia wzrost komfortu życia i minimalizacji wysiłku, prowadzi do coraz większego rozleniwienia ludzi. Ogarnia ono wszystkie sfery działań człowieka i paraliżuje jego chęć działania, również buntowania się, nawet przeciwko temu, co mu ewidentnie szkodzi. Każdy liczy na to, że ktoś inny przeciwstawi się czynnie i podejmie za niego trud naprawy tego, co złe. W szczególności, liczy na elity władzy. Ale one też są leniwe. W rezultacie, nikt nic nie robi, żeby przeciwstawiać się tym transformacjom, które pociągają za sobą negatywne skutki. A one toczą się dalej niepohamowanie i jakby niezależnie od woli jednostek i bez przyzwolenia ze strony społeczeństwa. Ludzie widząc, że niczego w tej sprawie nie czyni się, nabierają przeświadczenia o niemożności przeciwstawiania się, popadają w apatię, poddają się bezwolnie tym transformacjom i starają się dostosowywać do zmieniających się warunków życia, jak tylko mogą. A ci, którzy nie potrafią, zostają wykluczeni i zepchnięci na straconą pozycję. Oczywiście, te przyczyny subiektywne czy wewnętrzne są wtórne w stosunku do przyczyn zewnętrznych, wśród których najważniejszą jest utrzymywanie mas w niewiedzy o istotnych źródłach i celach transformacji przez elity rządzące oraz o wmawianiu, jakoby płynęły z nich dobrodziejstwa dla wszystkich, a nie tylko dla wybranych. Transformacje, inspirowane głównie przez ludzi reprezentujących elitę władzy, wymykają się z czasem spod kontroli i stają się z dnia na dzień bardziej celem w sobie aniżeli celem dla ludzi – przede wszystkim dla mas społecznych. Z drugiej strony, zwolennikom transformacji nie chodzi o to, by 48 zmieniać na lepsze, tylko żeby w ogóle zmieniać, najlepiej wszystko, co się da - „nie jest ważne, by złapać króliczka, tylko żeby go gonić”. W zmianie upatruje się szansy życiowej, a niektórzy - jak np. Zespół Firmy „The Change” - są przekonani o tym i wpierają innym, że „Każda zmiana jest szansą”5 że „Zmiana jest szansą na sukces” 6 albo że „Szansa drzemie w zmianie”.7 Tylko celowo nie piszą, czy każda zmiana – nawet na coś złego – i czy dla każdego jest szansą na sukces czy szczęście. To lepiej przemilczeć, żeby nie podważyć sensu transformacji. A więc tworzy się takie mechanizmy oraz konteksty społeczne, w których wyniku jedne transformacje pociągają za sobą nieuchronnie kolejne i to zgodnie z bifurkacyjnym modelem rozwoju: każda transformacja implikuje nie jedną, lecz wiele innych, często niedających się wcześniej przewidzieć. Na pewnym etapie rozwoju te mechanizmy społeczne zaczynają funkcjonować samodzielnie, powodując samoistne napędzanie się transformacji. A to sprawia, że transformacje zaczynają się stopniowo wymykać spod kontroli tych, którzy je inspirują i którym one służą, i z tego powodu rzeczywiście zdają się działać jak jakaś niewidzialna siła niszcząca ludzi. Prawdopodobnie mamy do czynienia ze zjawiskiem alienacji transformacji. W swej wyalienowanej, wyidealizowanej i kultowej postaci, transformacja funkcjonuje niczym paradygmat rozwoju społecznego, działający w rozmaitych obszarach oraz strukturach systemów społecznych. Temu paradygmatowi podporządkowane są mechanizmy, procesy i działania ludzi. 3. Transformacja ustrojowa Na dobrą sprawę od zakończania drugiej wojny światowej, a już z pewnością od lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, pokojowe transformacje systemów społecznych, a nie wojny, zaczęły odgrywać coraz większą rolę w historii ludzkości. Niewątpliwie, jednej z ważnych przyczyn należy upatrywać w strachu przed zagładą w wyniku dokonywania zmian za pomocą wojen z użyciem broni masowego rażenia i w uświadomieniu sobie bezsensu takich http://hechange.pl – 7.5.2013. http://praca.wp.pl/title, Zmiana-jest-szansa-na-sukces,wid,13642184,wiadomosc.html?ticaid=1108cf – 6.5. 2013. 7 http://neshealthcare.pl/szansa-drzemie-w-zmianie-zarzadzanie-zasobami-ludzkimi-w-procesie-przeksztalcen – 7.5.2013. 5 6 49 wojen, w których faktycznie nie ma zwycięzcy. Odkąd zrównoważyły się arsenały tej broni oraz środków jej przenoszenia między dwoma imperiami światowymi – USA i ZSRR – starano się sposobami pokojowymi rozwiązywać wszystkie poważniejsze sprzeczności interesów i likwidować konflikty lokalne i światowe. Między innymi za pomocą dokonywania transformacji w różnych obszarach systemów społecznych: politycznym, gospodarczym, religijnym i kulturowym. Nie zawsze się to jednak udawało, o czym świadczą liczne konflikty zbrojne o charakterze lokalnym w różnych miejscach świata. Zresztą cała polityka USA i Zachodu w okresie tzw. zimnej wojny była ukierunkowana na rozmiękczanie ustroju politycznego w krajach socjalistycznych, zrazu za pomocą drobnych i stopniowo dokonywanych, a później bardziej radykalnych transformacji. Opierała się ona na teorii konwergencji Walta Rostowa, Samuela Hungtingtona i Clarka Kerra. 8 Teoria ta zakładała, że w konsekwencji postępu naukowo-technicznego, od którego nie sposób jest uciec, w krajach socjalistycznych dokonają się takie transformacje w różnych sferach życia społecznego, które przybiorą postać pełzającej rewolucji. W jej konsekwencji postępować będzie stopniowe upodobnianie się tych państw pod każdym względem do państw zachodnich, a w ostatecznym rachunku przekształcenie się ich w państwa kapitalistyczne. Inaczej mówiąc, w rezultacie wprowadzania nowoczesnych technologii - co było konieczne do postępu gospodarczego - i nasilających się akcji politycznych oraz ideologicznych świat socjalizmu będzie coraz szybciej erodować aż do momentu całkowitego roztopienia się w świecie kapitalizmu. Wówczas dojdzie do transformacji od ustroju socjalistycznego do kapitalistycznego w skali globalnej i świat będzie podporządkowany tylko jednemu imperium. Historia pokazała, że ta polityka okazała się skuteczna i w dalszym ciągu daje dobre efekty w krajach postkomunistycznych i we współczesnych reliktowych krajach socjalistycznych, np. w Chinach. Celem globalnej polityki nakreślonej przez mocarstwa zachodnie jest ujednolicanie ustrojów politycznych we wszystkich państwach świata. Mają one być demokratyczne w zachodnim rozumieniu demokracji – jedynym ustroju politycznym uznawanym za najlepszy. W związku z tym, od pewnego czasu funkcjonuje globalny paradygmat transformacji ustrojowej (politycz8 Zob. P Sztompka, Socjologia zmian społecznych. Kraków: Znak, 2005. 50 nej), któremu na imię „demokratyzacja”. Na życzenie odpowiednich elit politycznych wytyczających arbitralnie dalszy bieg dziejów i zgodnie z ich interesami i zakusami imperialnymi w każdym państwie musi być ustrój demokratyczny niezależnie od woli narodów i rządów tych państw. Jak ongiś w imię chrystianizacji i walki z pogaństwem, tak teraz w imię demokracji i walki z innymi ideologiami, w szczególności z komunizmem - pogaństwo jest wcieleniem Szatana, a komunizm uważany jest za ucieleśnienie Zła - stosuje się wszelkie możliwe sposoby „nawracania” na demokrację – od ewolucyjnie przebiegających procesów transformacyjnych do mniej lub bardziej pokojowych interwencji (raczej ingerencji w wewnętrzne sprawy niepodległych państw), a nawet konfliktów zbrojnych, najazdów, mordów politycznych i puczów. Ostatnie dekady dostarczyły wielu przykładów tego typu działań i zjawisk. Na siłę „uszczęśliwia się” ludzi, łudząc ich, że demokracja zapewni im szczęście, jak kiedyś chrześcijaństwo albo komunizm. Nie ma niczego gorszego od odgórnego uszczęśliwiania ludzi, na dodatek wbrew ich woli! Skrycie działające elity polityczne i finansowe, żądne panowania nad światem, usiłują również wmówić masom społecznym, jakoby te elity były powołane (tylko przez kogo?) do wcielania w czyn tzw. obiektywnych prawidłowości rozwoju społecznego i do realizacji tendencji dziejów. Chcą w ten sposób osiągnąć dwa cele: po pierwsze, uzyskać legitymizację w opinii publicznej swych niecnych knowań i działań oraz po drugie, angażować w nie społeczność światową. Nie tak dawno temu w podobny sposób próbowano urzeczywistniać idee faszyzmu i komunizmu wmawiając masom, jakoby były one zgodne z obiektywną tendencją historii (czy coś takiego w ogóle jest?) i realizowały cele obiektywnego procesu dziejowego zmierzającego w granicy do społeczeństwa doskonałego, gdzie „każdy każdemu bratem” i „każdemu według jego potrzeb”. Nie można mieć wątpliwości co do tego, że owe „obiektywne” tendencje dziejów są faktycznie wymysłem określonych ludzi – liderów, będących niekiedy neurotykami, psychopatami lub szaleńcami, wspomaganych przez mafio- lub lożo-podobne „układy”. Odkąd w skali masowej da się coraz skuteczniej stosować różne zabiegi manipulacyjne wspomagane nowoczesnymi technikami i środkami przekazu, niepomiernie wzrasta rola czynnika subiektywnego (jednostek lub małych grup – „układów”) w kształtowaniu biegu wydarzeń dziejowych. Niestety, spiskowa teoria dziejów potwierdza się w jakimś stopniu, coraz większym w miarę centralizacji władzy, głównie globalnej. 51 Okazuje się, że również w historii, tak jak w innych dziedzinach, sztuczność – kształtowanie dziejów na zamówienie jednostek albo małych grup zgodnie z ich mniej lub bardziej przeidealizowanymi albo chorymi wizjami - zaczyna przeważać nad naturalnością, czyli nad wydarzeniami przebiegającymi spontanicznie w obrębie wielkich układów (grup) społecznych. Ocena tego, co lepsze - sztucznie tworzony bieg dziejów czy naturalnie - jest nader skomplikowana; chyba jeden i drugi sposób kształtowania historii ma jakieś wady i zalety. Ci, którzy wpływają na naturalny bieg wydarzeń, kierują się raczej intuicją. Zaś u tych, którzy kształtują sztuczny (kontrolowany) bieg wydarzeń, przeważa czynnik racjonalny. 9 W związku z tym można by przypuszczać, że bieg wydarzeń wymyślony i kontrolowany przez jednostki ma być mądry, a dalsza ewolucja społeczna powinna być logicznie uzasadniona. Co do tego można jednak mieć zastrzeżenia, ponieważ zgoła coś innego pokazuje praktyka. Być może, dlatego, że rządy sprawują coraz głupsi. Dawno temu, Prof. Walenty Nowacki 10 spostrzegł, że głupota liderów jest odwrotnie proporcjonalna do postępu cywilizacyjnego.11 Podał on trzy zasady rozwoju cywilizacji, z których jedną można traktować jak przestrogę aktualną również w dzisiejszych czasach. Jest to zasada odpływu logiki wśród liderów krajów zaawansowaZob. D. Kahnemann, Schnelles Denken, langsames Denken, München 2012. Prof. Walenty Nowacki, b. minister przemysłu i handlu w II RP, który od 1966 r. przebywał w USA i analizował historię prezydentów Stanów Zjednoczonych A.P. oraz innych państw, m. in ZSRR, Niemiec i Polski, pod kątem ich potencjału myślenia logicznego, zdolności do racjonalnych zachowań i podejmowania decyzji logicznie uzasadnionych w różnych sytuacjach społecznych. Swoje wyniki badań i ciekawe spostrzeżenia zawarł w książce „Civilization and Logic. The Law of Inversely Proportional Stupidity,” opublikowanej w 1983 r. Sformułował tam "prawo zanikania logiki u przywódców krajów rozwiniętych”: W trakcie postępu cywilizacyjnego, przejawiającego się w stałym wzroście nauki i technologii oraz w nieustannym wzroście stopy życiowej ludności, liderzy narodowi zaangażowani w zarządzanie w sektorze publicznym tracą swą mądrość i zrozumienie dla narodów ubogich. W rzeczywistości, narodowi przywódcy państw rozwiniętych zachowują się jak dzieci mylące tęsknoty, fałszywe przesłanki i pobożne życzenia z rzeczywistością. Na tej podstawie przedstawił hipotezę o nieuchronnym końcu cywilizacji zachodniej i o rozpadzie imperiów światowych w niedalekiej przyszłości wskutek narastającej głupoty ich przywódców politycznych. Walenty Nowacki zwracał uwagę na to, że głupota liderów odwrotnie proporcjonalna do postępu, a wyrażająca się w nierozumnych, a więc błędnych decyzjach politycznych odnoszących się do krajów zacofanych gospodarczo, zwiększa ryzyko upadku cywilizacji Zachodu. Podał trzy zasady rozwoju cywilizacji: 1) zasadę odpływu logiki wśród liderów krajów zaawansowanych, 2) zasadę lawiny postępu, oraz 3) zasadę zniszczenia cywilizacji przez głodne masy. Pierwsza głosi odwrotną proporcjonalność między postępem cywilizacyjnym społeczeństwa i zdolnością jego przedstawicieli do logicznego myślenia: im wyższy poziom nauki i technologii, tym mniejsze zrozumienie relacji międzyludzkich. Druga stwierdza, że „W ciągu historii wzrośnie różnica między potencjałem cywilizacyjnym narodów zaawansowanych i zacofanych pobudzając zazdrość i nienawiść biednych narodów do bogatych. Nie ma sposobu zniesienia lub zmniejszenia tej naturalnej tendencji." A trzecia, która jest logiczną konsekwencją dwóch pierwszych zasad, stwierdza, że „Nienawiść i zazdrość zacofanych narodów i fatalistyczne zanikanie mądrości wśród liderów rozwiniętych narodów czynią nieuniknionym poważne starcie między tymi dwoma grupami narodów, co przyniesie ostateczną śmierć narodom Zachodu i stworzonej przez nie kulturze”. 11 Zob. Civilization and Logic. The Law of Inversely Proportional Stupidity, Now Mail Order Books NY, 1983. 9 10 52 nych. Oni kierują się wprawdzie rozumem i myślą racjonalnie, ale w istocie i w ostatecznym rachunku szkodzą sobie i przede wszystkim innym – społeczeństwu i gatunkowi ludzkiemu - i dlatego należą do kategorii głupich zgodnie z kategoryzacją ludzi, podaną przez Mario Cippolego12. Nawiasem mówiąc, mamy do czynienia z ciekawym zjawiskiem. Z jednej strony, wzrasta wśród nas liczba ludzi wykształconych, w związku z czym powinniśmy być wciąż mądrzejsi, jeśli mądrość i inteligencja wzrastają wraz z edukacją. Badania ilorazu inteligencji przeprowadzone przez Jamesa N. Flynna z University of Otago w ponad 20 krajach pokazały, że średnio IQ rośnie w nich o 0,3 % rocznie (efekt Flynna)13 A z drugiej strony, ludzie kierują się coraz bardziej przesłankami irracjonalnymi i dlatego zachowują się i postępują głupio, dokonują głupich wyborów i podejmują głupie decyzje14. A może historia jest albo powinna być efektem hybrydowych działań – intuicyjnych i racjonalnych ? W każdym razie, dążenie do demokracji, chociaż nie całkiem mądre i pożyteczne, stało się współczesną tendencją, chyba sztuczną, ewolucji społecznej i celów politycznych oraz paradygmatem transformacji ustrojowej na obecnym etapie historii. 4. Transformacja obyczajów i kultury Wszystko zmienia się coraz szybciej w wyniku zamierzonych działań i sztucznie przyspieszanych procesów w świecie. O wiele bardziej zmienia się rzeczywistość społeczna aniżeli przyrodnicza. Socjosfera stała się jednym wielkim kłębowiskiem zmian, często chaotycznych i żywiołowych, które coraz bardziej wymykają się spod kontroli i których skutków nie potrafimy przewidzieć na podstawie wiedzy naukowej i myślenia racjonalnego. Pokazuje się je raczej w utworach science fiction, w zazwyczaj horrorystycznych filmach albo w dziełach artystów. Praktycznie, transformacje mają miejsce w całej rzeczywistości społecznej, we wszystkich jej obszarach – w gospodarce, produkcji, handlu, edukacji, religijności, moralności, kulturze, urbanistyce, zob. M. Cippola, The Basic Laws of Human Stupidity, w: „Whole Earth Review”, Spring 1987. Zob. 1. Flynn J. R., Are We Getting Smarter? Rising IQ in the Twenty-First century, Cambridge Univ. Press 2012; 2. Zimmer D.E., Ist Intelligenz erblich? Eine Klarstellung, Hamurg 2012. 14 Zob. 1. Livreghi G., Power of Stupidity, Trento 2009; 2. Szmyd J., Myślenie i zachowanie irracjonalne. Studia z psychologii irracjonalizmu, Kraków 2010; 3. Krajewski A, Studenci są coraz głupsi? Czy to szkoła nie daje rady? W: Newsweek.pl, aktualizacja 13.3.2012; 4. Weber N., Die Menschen werden dümmer, w: „Spiegel Online”, 12.11.2012. 12 13 53 logistyce itd., a także w obrębie jej struktury - w sferze relacji interpersonalnych i interinstytucjonalnych oraz w takich elementach, jak państwo, instytucje, grupy zawodowe, rodzina, elity społeczne itd. Twierdzę, że u podstaw wszystkich transformacji przebiegających w rzeczywistości społecznej leżą zmiany w sferze kultury, a przede wszystkim w aksjosferze. Uznaję je za warunek konieczny do przeprowadzania transformacji w pozostałych obszarach rzeczywistości społecznej. Wprawdzie aksjosfera kształtowana jest przez materialny byt społeczny („byt społeczny kształtuje świadomość społeczną”), ale wbrew pozorom, na życie ludzi w wymiarze jednostkowym i zbiorowym oraz na ich sposób funkcjonowania i aktywność, w której wyniku przekształcają oni również swój byt społeczny i siebie samych, w znacznym stopniu wpływa ich świadomość indywidualna i społeczna („świadomość społeczna kształtuje byt społeczny”). Toteż od pewnego czasu, z różnych względów poświęca się coraz więcej uwagi roli świadomości w życiu ludzi oraz w funkcjonowaniu systemów społecznych. Świadczą o tym nasilone badania w obszarach kogniwistyki, a szczególnie neurofizjologii mózgu. Nic dziwnego, że jawne i skryte elity rządzące społeczeństwem, które sobie to uświadomiły, prowadzą zmasowany atak na świadomość (również na podświadomość) ludzi, przede wszystkim w celu przeprowadzenia transformacji tradycyjnej kultury i obyczajowości, odpowiednich do ich celów. Wiedzą bowiem, że bez zastąpienia starych norm kulturowych oraz wartości etycznych nowymi, odpowiadającymi ich celom ideologicznym oraz strategii politycznej oraz bez rozpropagowania w skali globalnej nowych standardów kulturowych i kryteriów etycznych nie są w stanie realizować swej polityki w różnych sferach życia społecznego. Dlatego w ciągu ostatniego półwiecza i nadal, mamy do czynienia z gwałtownie dokonującymi się zmianami obyczajowymi w zakresie sposobów bycia, myślenia, postaw, postępowania, zachowywania się i mody. Najpierw, z różnych przyczyn, zachodzą one w krajach wysokorozwiniętych gospodarczo, a po upływie pewnego czasu także w pozostałych krajach. Najchętniej za takimi transformacjami optuje młodzież i ludzie zamożni i oni realizują je i upowszechniają. Młodzi, korzystając z daleko posuniętego liberalizmu, są awangardą transformacji, ponieważ są najbardziej buntowniczy, radykalni i podatni na to, co nowe i łatwo ulegają iluzjom ideologów. Natomiast ludzie zamożni z racji snobizmu, nudy, chęci wyróżniania się i uchodzenia za postępo54 wych (nie wiadomo dlaczego bycie postępowym ma nobilitować), a także pokazania, że ich na to stać, chętnie akceptują nowe mody i okazują nonszalancję wobec tradycji. Z upływem lat stosunkowo szybko, a ostatnio coraz szybciej, zreformowane obyczaje i standardy kulturowe są akceptowane przez resztę społeczeństwa. Ulegają im stopniowo i z pewnym opóźnieniem zależnym od uwarunkowań historycznych, religijnych itp. nawet konserwatyści oraz tzw. ludzie starej daty, którzy są dość odporni na wszelkie nowinki i niechętnie oraz sceptycznie odnoszą się do nich. Ulegają, ponieważ z jednej strony, na dłuższą metę nie są w stanie odstawać od innych i uchodzić za cudaków albo zacofanych i w konsekwencji spychanych na margines społeczny, a z drugiej strony, z biegiem lat przyzwyczają się do nowych standardów zachowań, które z początku tylko tolerują, potem pobłażają im, bo nie są w stanie skutecznie przeciwstawić się im, a w końcu poddają się, akceptują je i internalizują. To, co zrazu szokuje, wydaje się sztuczne, niepotrzebne, niekiedy szkodliwe albo gorsze i budzi niesmak, lecz po pewnym czasie jest uznawane za normalne i naturalne. W konsekwencji, dawne normy obyczajowe ulegają erozji i idą w niepamięć, a ich miejsce zajmują nowe. I tak, na ogół stare przegrywa z nowym. W znacznym stopniu na zmianę obyczajowości i kultury wpływa ideologia. Z inspiracji ideologii dokonuje się przekształcenie świata w nas, czyli wizerunku świata, jaki kształtuje się w naszej świadomości, w świat dla nas, czyli w ten, który budujemy, który faktycznie nas otacza i którego fizycznie albo intelektualnie w rzeczywistości doświadczamy. „Świat w nas” buduje się pod przemożnym wpływem zinterioryzowanych wartości. Natomiast ”świat dla nas” jest mniej lub bardziej udaną zmaterializowaną kopią „świata w nas”. Zmiany zachodzące w systemie wartości etycznych powodują zmianę wyobrażania sobie świata. A więc, trzeba wpierw zmienić wyobrażenie o nim i stworzyć nową ideę lub wizję świata, żeby dokonać transformacji aktualnego świata rzeczywistego w jakiś nowy i uznawany za lepszy. Tego nie da się dokonać bez zmiany wartości etycznych, np. w wyniku substytucji oraz zmiany kryteriów wartościowania. W ostatnich czasach namnożyło się wiele rywalizujących ze sobą ideologii politycznych – lewicowych i prawicowych, świeckich i religijnych. Każda z nich w różnym stopniu i mniej lub bardziej skutecznie otumania i ogłupia ludzi na swój sposób i wyraża interesy tych grup społecznych, którym 55 służy. Teraz jednak dominuje ideologia konsumpcjonizmu. Podporządkowane są jej mody, style myślenia, wzory zachowań oraz odnoszenia się ludzi do siębie i do swego otoczenia, a także systemy wartości etycznych. Jest to ideologia, którą w najprostszej formie wyraża hasło „MIEĆ ważniejsze niż BYĆ”. Ale samo „mieć” już nie wystarczy; trzeba mieć coraz więcej, w coraz krótszym czasie i coraz częściej zmieniać to, co się ma. Fundamentem tej ideologii jest nakręcanie spiritus movens konsumpcji, co implikuje lawinowy i nieograniczany wzrost produkcji, w wyniku czego rozwija się gospodarka, co jest dobre, ale proporcjonalnie też wzrasta wyzysk ludzi pracy (i nie tylko) oraz marnotrawstwo materiałów (surowców) i energii towarzyszące nadprodukcji – odwrotnej strony nadkonsumpcji związanej ze stałym wzrostem potrzeb i szybką ich rotacją, co jest złe. Ideologia konsumpcjonizmu ma doprowadzić do coraz szybszego wzrostu liczby potrzeb i ich różnorodności. A to można osiągnąć w wyniku transformacji zachowań konsumenckich za pomocą wszelkich sposobów i środków manipulacji, jakich dostarcza współczesna technika. Tymczasem, utrzymywanie tradycyjnych norm obyczajowych przeszkadza osiąganiu tego celu.15 A zatem, trzeba je usunąć i zastąpić nowymi. I to się robi. Na gruncie nowych norm obyczajowych i kulturowych zbudowano już zręby społeczeństwa konsumpcyjnego, które, niestety, nadal bardzo szybko rozwija się – społeczeństwa marnotrawców niszczących zasoby przyrody i próżniaków spędzających większość życia w samochodach albo przed telewizorami16. Naturalną rolą ideologii jest deformacja wizerunku świata w wyniku dostarczania jego zafałszowanego obrazu – przedstawiania go albo w jasnych barwach, jako świat pełen optymizmu, albo w ciemnych, jako świat pełen zagrożeń dla człowieka. W przedstawianiu przejaskrawionego wizerunku świata pełnego nadziei na lepszą przyszłość dla całej ludzkości celują ideologie liberalizmu i konsumpcjonizmu. Nawet im się to udaje dzięki odwracaniu wartości i żonglowania nimi w zależności od sytuacji, zgodnie z zasadą utylitaryzmu: każdy środek jest dobry, który przyczynia się do osiągnięcia celu. Sztandarowym hasłem ideologii liberalizmu jest demokracja, oczywiście, jak Łatwo można się o tym przekonać na przykładzie historii stylu ubierania się w ostatnich kilkudziesięciu latach. Trzeba było przełamać normy obyczajowe zakazujące odsłaniania coraz większych części ciała i inne tradycyjne normy dotyczące kolorystyki i estetyki fasonów ubiorów, żeby dokonywać coraz szybszych zmian mody. Tradycyjnym standardom estetycznym w zakresie mody (ubiorów) przeciwstawiają się przede wszystkim byle jacy aktorzy i artyści, którzy braki swoich zdolności i umiejętności skrywają pod strojami wyróżniającymi się błazeństwem i brzydotą. 16 Sztumski, Od homo rationalis do homo prodigus, w: „Sprawy Nauki”, Nr 1, 2013. 15 56 najbardziej liberalna. Działa ono na ludzi, jak słowo magiczne i różdżka czarodziejska, która wprawia masy społeczne w stan swego rodzaju oczadzenia i porywa je w owczym pędzie do działań na rzecz ciągłego rozwijania liberalnej ekonomii i polityki, nie licząc się z przykrymi skutkami. Nie na wiele zdaja się głosy ekofilozofów, alterglobalistów i innych, którzy nawołują do kierowania się rozsądkiem, do refleksji, opamiętania się, do krytyki i zawrócenia czym prędzej z drogi wiodącej nieuchronnie w ślepy zaułek ewolucji społecznej. Nie odnosi też skutku ukazywanie rozmaitych zagrożeń globalnych w wymiarze przyrodniczym, społecznym, kulturowym i duchowym, wynikających z podporządkowania się tej ideologii. Niestety, przyszło nam żyć w kulturze fundowanej na wartościach odwracanych i w konsekwencji, w coraz bardziej „odwróconym świecie” kształtowanym na bazie antywartości, który postrzega się w ich optyce i który aktualnie uznajemy za jedyny, realny i najlepszy z możliwych świat dla nas, jaki wymyślili ideologowie i filozofowie hołdujący przesadnemu liberalizmowi i konsumpcjonizmowi. Przekształcenie rzeczywistości społecznej i ustanowienie nowego ładu społecznego w myśl jakiejś ideologii wieszczącej budowę lepszego świata wymaga odpowiednich działań przygotowawczych w sferze aksjologicznej, w szczególności potrzebna jest zmiana dotychczasowych standardów etycznych i architektury wartości, które od wieków utrwaliły się w świadomości ludzi. Na początku ubiegłego stulecia, ideolodzy faszyzmu i komunizmu, a pod jego koniec - ideolodzy liberalizmu próbowali narzucić światu nowe standardy etyczne i nową strukturę wartości inną od tradycyjnej, zwłaszcza chrześcijańskiej. Jednym udało się to na krótką metę i to tylko w wymiarze lokalnym - w kilku krajach i nie do końca. Drudzy robią, co mogą i nie przebierają w środkach, by stworzyć podbudowę aksjologiczną dla nowego ładu społecznego, tym razem w większym wymiarze; ten nowy ład miałby z pewnością istnieć w dłuższym horyzoncie czasu. Ich działania, ukierunkowane na transformację dzisiejszej kultury i życia społecznego, wywołują przerażenie wielu ludzi, którzy nie bez racji obawiają się destrukcji tej kultury i ładu społecznego (w różnych wymiarach), do którego przywykli i który uznają za lepszy od nowego. Niestety, pewne fakty i symptomy zdają się potwierdzać ich obawy17. Transformacja obyczajów dokonuje się w zasadzie jednocześnie w 17 W.Sztumski, Ewolucja społeczna ku destrukcji, zniewoleniu i samozagładzie, w: Człowiek i jego pojęcie (red. A. Zachariasz), Wyd. Uniwersytetu Rzeszowskiego, Rzeszów 2011. 57 wielu obszarach – w zakresie norm moralnych i odnoszenia się do innych ludzi (piaru) oraz w sposobach ubierania się, zachowania się (w domu, szkole, w miejscu pracy i w przestrzeni publicznej), wypowiadania się (słownictwie) i komunikowania, ekspresji uczuć oraz odnoszenia się do przyrody, dóbr materialnych i świętości (symboli państwowych, narodowych i religijnych). Zmiany w jednym obszarze pociągają za sobą zmiany w pozostałych obszarach i często wspierają je. Przeważnie idą one w złym kierunku, zwłaszcza z punktu widzenia starszych generacji – ich systemów wartości i przyzwyczajeń. Ale niekiedy też idą ku lepszemu, na przykład w przypadku postaw wobec ludzi niepełnosprawnych czy odnoszeniu się do zwierząt i innych składników środowiska przyrodniczego w wyniku kształtowania postaw proekologicznych. Tradycyjna etyka opierała się na trwałych wartościach, normach i kryteriach. Oczywiście, one też zmieniały się głównie wskutek relatywizacji, wymuszanej przez czynniki subiektywne oraz obiektywne (zmieniające się warunki życia), ale nie tak szybko, jak teraz. Miały przeważnie charakter ilościowy. Natomiast zmiany jakościowe, rewolucjonizujące etykę, zachodziły rzadko wraz z epokowymi wydarzeniami, np. z kolejnym przechodzeniem od Starożytności do Średniowiecza, Renesansu, Nowożytności itd. Najwięcej ich dokonywało się w czasach nowożytnych, a szybkość tych zmian była proporcjonalna do postępu techniki – do następujących po sobie rewolucji naukowych i technicznych. W końcu dwudziestego wieku, w konsekwencji gwałtownego przyspieszenia postępu nauki i techniki, zaczął się zasadniczy zwrot w ewolucji etyki. Teraz relatywizacja norm etycznych dokonuje się coraz częściej i szybciej – w granicznym przypadku w „oka mgnieniu”.18 Zmiany ilościowe zachodzące w treści i interpretacji jakiejś normy narastają teraz bardzo szybko, aż do osiągnięcia wartości krytycznej, po której przekroczeniu radykalnie (rewolucyjnie albo skokowo) zmienia się jej jakość. W krańcowym przypadku powoduje to eliminację tej normy i zastąpienie jej przez odpowiadająca jej antynormę. To samo odnosi się do wartości etycznych – w ich miejsce pojawiają się coraz częściej substytuty w postaci antywartości. W ten sposób rodzi się nowa etyka budowana na antywartościach czyli antyetyka. W ciągu stuleci aksjologię budowano na bazie podstawowych wartości etycznych, które charakteryzowały się bardzo dużą powszechnością (uniwe18 W.Sztumski, Wartości i antywartości, „Sofia” Nr 12, 2013. 58 rsalnością), absolutnością i niezmiennością. Jednak doświadczenia dwudziestego wieku pokazały, że takich wartości nie ma. W związku z tym teraz praktycznie ma się do czynienia z etykami fundowanymi na wartościach zmiennych i dostosowywanych do wymogów aktualnie panujących ideologii, wyznań religijnych oraz polityki, a także na użytek różnych grup społecznych, w szczególności korporacji. Są to w istocie etyki prezentystyczne, które przemijają proporcjonalnie do akceleracji postępu cywilizacyjnego. A wartości stałe i uniwersalne funkcjonują już nie jak coś realnego, lecz jako mity głoszone przez religię i ideologię. Tradycja i ciągłość pokoleniowa sprawiają, że stabilnej etyki bronią i pożądają kolejne pokolenia ludzi, którzy chcieliby, żeby trwałe normy etyczne zapewniały równie trwały ład społeczny w wymiarze globalnym i atemporalnym i żeby obowiązywały one ponad różnymi podziałami społecznymi. Dlatego ludzie chcą dawnej niezmiennej etyki na przekór temu, że jest to coraz mniej prawdopodobne. Nie na wiele zdają się wysiłki podejmowane od dawna przez etyków chrześcijańskich, a ostatnio przez etyków należących do nurtu humanizmu uniwersalnego i globalnego. Za ponadhistoryczną etyką opowiadają się też ideolodzy konsumpcjonizmu oraz współcześni politycy, ale po to, by wykorzystywać ją do realizacji swoich celów imperialnych lub monopolistycznych. Pragną bowiem, by masy społeczne uwierzyły, że propagowane przez nich wartości i normy etyczne są absolutne i uniwersalne, ponieważ to ułatwia im skuteczne rządzenie i umożliwia osiąganie odpowiednich profitów. Niestety, jak dotychczas, coraz trudniej udaje się im ziścić ten zamysł, gdyż ukształtowało się już uprzytomnienie sobie szybko zmieniającego się świata, także aksjosfery. Z jednej strony, szkoda, że nie można wprowadzić globalnego ładu społecznego na podstawie jakiejś absolutnej etyki, ale z drugiej strony, dobrze, bo groziłoby to powrotem do jakiegoś totalitaryzmu aksjologicznego. Począwszy od dwudziestego wieku zauważa się postępującą kwantyfikację i gradację wartości etycznych. Coraz częściej wartości te ulegają parametryzacji, jak wiele innych zjawisk społecznych. Nastała moda na matematyzację wszystkiego. Coraz bardziej różnicują się natężenia wartości (wielkość wartości) w zależności od kontekstu aksjologicznego oraz od stopnia możliwości ich urzeczywistniania. Tak jak cechy, są one faktycznie doświadczane i realizowane w takich przedziałach natężeń, w jakich postrzega się je w życiu codziennym. A sytuacje życiowe zmuszają do coraz większego różniczkowa59 nia tych natężeń – w granicy aż do nieskończenie małych przedziałów. Jeśli jakaś wartość występuje w nieskończenie małym natężeniu, to faktycznie się jej nie doświadcza, czyli to jest tak, jakby jej nie było. W jej miejsce wprowadza się więc inną wartość zamienną, ponieważ przestrzeń aksjologiczna nie znosi pustki podobnie jak przyrodnicza. Najczęściej pożądanym substytutem danej wartości jest wartość komplementarna w stosunku do niej i przeciwstawna jej, czyli tzw. antywartość. Taka transformacja wartości w antywartość gwarantuje dokonanie rewolucji w etyce. Relatywizacja wartości polega na zmianie jej sposobu rozumienia w zależności od czynników obiektywnych (okoliczności lub kontekstu społecznego) i subiektywnych (stereotypów zakorzenionych w świadomości). W ostatecznym rachunku, postępująca kwantyfikacja, parametryzacja i relatywizacja jakiejś wartości etycznej skutkuje jej zanegowaniem i zastąpieniem jej przez wartość przeciwstawną. W dzisiejszym świecie, coraz bardziej postępuje substytucja wartości etycznych przez odpowiadające im antywartości. Już obecnie w aksjosferze funkcjonuje wiele antywartości, a jest wysoce prawdopodobne, że liczba ich będzie szybko wzrastać. Antywartość obraża tradycyjne pojęcia moralne i powoduje zmianę stosunków moralnych panujących w danej społeczności w danym czasie i miejscu - zdaniem tradycjonalistów - na gorsze. Dlatego często jest ona uznawana za negatywną w przeciwieństwie do wartości dotychczas obowiązującej, którą powszechnie uznaje się za pozytywną. Oczywiście, podział na wartości pozytywne i negatywne jest względny i raczej konwencjonalny i obwiązujący w coraz krótszym czasie. Antywartością jest wartość negatywna albo wartość pozorna, którą z różnych względów i dla różnych celów wprowadza się w zamian za wartość tradycyjną albo rzeczywistą. Zazwyczaj antywartości wywołują awersję, są źle oceniane przez większość społeczeństwa, choć nie zawsze słusznie. Antywartość też jest względna i umowna: to, co dla jednych ludzi jest wartością, dla innych może być antywartością. Dalszy rozwój cywilizacji, podporządkowanej ideologii skrajnego liberalizmu ekonomicznego i politycznego oraz ideologii konsumpcjonizmu, wymaga wzmożonego dokonywania substytucji wartości przez antywartości oraz transformacji etyki w antyetykę. Chodzi przecież o doprowadzenie do takiej sytuacji, żeby ludzie poczuli się całkowicie zwolnieni z obowiązku przestrzegania tradycyjnych norm obyczajowych i zasad postępowania etycznego, co jak najbardziej odpowiada światowym elitom władzy gospodarczej, finansowej i politycznej. Bo, skoro wszystko jest 60 moralnie dozwolone, to również i przede wszystkim to, że wolno im bezkarnie ogłupiać ludzi na skalę masową, by rządzić nimi, jak się podoba i wyzyskiwać, ile się da. Transformacji etyki w antyetykę przeciwstawiają się ludzie przywiązani do tradycji, zwłaszcza religijnej, którzy w antyetyce upatrują psucia dobrych obyczajów i przyczyny wszelkiego zła, jakie panoszy się w świecie. Jedni i drudzy nie uświadamiają sobie tego, że budowanie porządku społecznego na antywartościach i antyetyce jest równie złe, jak utrzymywanie ładu społecznego opartego wyłącznie na wartościach tradycyjnie uznawanych za pozytywne i na dawnej etyce. Przecież w jednym i drugim przypadku może dochodzić do tworzenia się skrajności i radykalizmów oraz do formowania postaw ekstremistycznych. Wobec tego wydaje się sensowne, by rzeczywistość aksjologiczną kształtować na zasadzie złotego środka – uwzględniając wartości i antywartości. Przede wszystkim w dzisiejszej etyce rozwija się negatywny proces, który nazywam „żonglowaniem wartościami”. Polega on na rozmyślnej manipulacji wartościami oraz na wciąż szybszej zmianie pozycji, jakie zajmują one w rankingu wartości etycznych. Coraz inne wartości pojawiają się na szczycie hierarchii w zależności od panującej ideologii, mody, kontekstu społecznego, uwarunkowań wyznaniowych, politycznych i ideologicznych oraz miejsca i czasu. Niewątpliwie proces ten jest wspomagany przez: Procesy globalizacyjne, dzięki którym szybko szerzą się ideologie, mody, standardy itp. Koncentrację władzy. Postęp w dziedzinie komunikacji i łączności. Nasilające się ruchy migracyjne - przemieszczający się ludzie przenoszą swoje priorytetowe wartości do nowych środowisk. Coraz szybszą rotację upodobań ludzi w dziedzinie konsumpcji dóbr, wymuszaną przez ideologię konsumpcjonizmu. Politykę globalnego i celowego ogłupiania, dzięki której narzuca się standardy etyczne oraz hierarchie wartości pożądane przez elity doraźnie sprawujące władzę i czerpiące z tego tytułu odpowiednie profity. Odwracanie wartości i zastępowanie ich antywartościami prowadzi do paradoksów i do towarzyszących im rozterek etycznych. Okazuje się, że dzisiejszy świat jest nie tylko odwrócony pod względem etycznym, ale pełen 61 paradoksów i dlatego można nazwać go przewrotnym. Życie w nim wymaga intensywnej i pilnej refleksji nad sposobem życia, wychowywaniem oraz możliwościami przetrwania, po to, by odpowiedzieć na najważniejsze pytania: Jak żyć? Do czego wychowywać? Co robić, żeby przeżyć? Formowaniu antyetyki sprzyja coraz większa partykularyzacja etyki tradycyjnej. Powstaje wiele etyk cząstkowych, tworzonych na użytek rozmaitych grup społecznych, przede wszystkim zawodowych (lekarzy, nauczycieli, policjantów, biznesmenów itd.) i wyznaniowych (katolików, islamistów itd.). Rywalizują one ze sobą o priorytetowe przywileje i chcą jakby zawłaszczyć te etyki. Rośnie też liczba etyk funkcjonujących w różnych obszarach i branżach działalności ludzkiej (w nauce, reklamie, handlu, sądownictwie itd.). Również filozofii nie jest obca partykularyzacja etyki, ponieważ w dwudziestym wieku pojawiło się dużo nowych kierunków i koncepcji filozoficznych, z których każdy lansował jakąś specyficzną, właściwą mu koncepcję etyki. To wszystko utrudnia, a nawet uniemożliwia stworzenie jakiejś światowej etyki uniwersalnej, która byłaby może wskazana w czasach powszechnej globalizacji. Wzrasta również relatywizacja norm i kryteriów etycznych. Etyki partykularne ustanawiają i interpretują wartości wedle uznania tych grup społecznych, którym służą oraz przez pryzmat ich egoicznych interesów. Im więcej etyk cząstkowych, tym większe prawdopodobieństwo ich relatywizacji. Wobec tego zbudowanie jakiegoś jednolitego światowego systemu etycznego na bazie wartości ogólnoludzkich i ponadczasowych jest raczej zadaniem niewykonalnym. Z tym związany jest jeden z paradoksów globalizacji, polegający na tym, że w miarę wzrostu procesów uświatowienia, w istocie dośrodkowo skierowanych i dlatego sprzyjających globalizacji, rośnie liczba działających odśrodkowo partykularyzmów, które jej przeszkadzają. THE TRANSFORMATION - A NEW PARADIGM OF SOCIAL EVOLUTION Thise article includes a reflection on the formation of a new paradigm functioning in 62 the evolution of the sociosphere. The author understands transformation as a specific qualitative change - a relatively short-lived and slow change, on the contrary to revolutionary changes. The economy focused on meaningless hiperconsumption and virtually unlimited enlargement of profit leads to accelerating rhythms of life and an increasing number and variety of transformations. It does not matter whether their effects are good or bad; what is important is change. Transformation as a magic wand counteracts the crisis and gives people happiness. First, one transforms social systems - political and economic – towards democracy and liberalism. Then one needs to transform other spheres of social life. But to do this, one needs to change the architecture of ethical values, moral norms and standards of culture. Therefore, on the basis of anti-values one forms anti-ethics and based on the introduction of new standards of human life one builds an anti-culture. Thus, at the core of any transformation in the sociosphere is the transformation of the axiosphere. BIBLIOGRAFIA 1. Cippola M., The Basic Laws of Human Stupidity, w: Whole Earth Review, Spring 1987 2. Flynn J. R., Are We Getting Smarter? Rising IQ in the Twenty-First Century, Cambridge Univ. Press 2012; 3. http://hechange.pl – 7.5.2013 4. http://neshealthcare.pl/szansa-drzemie-w-zmianie-zarzadzanie-zasobamiludzkimi-w-procesie-przeksztalcen – 7.5.2013 5. http://praca.wp.pl/title, Zmiana-jest-szansa-na-sukces,wid,13642184,wiadomosc. html?ticaid=1108cf – 6.5.2013 6. Connor S., Human intelligence ‘packed thousands of years ago and we’ve been on an intellectual and emotional decline ever since’ w: The Independent, 12.11.2012 7. 8. Kahnemann D., Schnelles Denken, langsames Denken, München 2012 Krajewski A, Studenci są coraz głupsi? Czy to szkoła nie daje rady? W: 9. Newsweek.pl, aktualizacja 13.3.2012 Livreghi G., Power of Stupidity, Trento 2009 10. Nowacki W., Civilization and Logic. The Law of Inversely Proportional Stupidity, Now Mail Order Books NY, 1983 11. Schweizer P., Victory, czyli zwycięstwo. Tajna historia świata lat osiemdziesiątych, CIA i "Solidarność", Polska Oficyna Wydawnicza „BGW”, Warszawa 1994, Tłumaczenie: Igor Apiński) 12. Szczepański J., Reformy, rewolucje, transformacje, Wydawnictwo IFiS PAN, 63 Warszawa 1999 13. Szmyd J., Myślenie i zachowanie irracjonalne. Studia z psychologii irracjonalizmu, Kraków 2010 14. Sztompka P., Socjologia zmian społecznych. Kraków: Znak, 2005 15. Sztumski W., Wartości i antywartości, Sofia Nr 12, 2013 16. Sztumski W., Ewolucja społeczna ku destrukcji, zniewoleniu i samozagładzie, w: Człowiek i jego pojęcie (red. A. Zachariasz), Wyd. Uniw.Rzeszowskiego, Rzeszów 2011, Sztumski W., Homo prodigus 17. Sztumski W., What ethics in our time?, w: Disputationes ethicae, Nr 3, Etyka a prawo – Etyka działania, red. T. Grabińska, Częstochowa, 2007 18. Sztumski W., Od homo rationalis do homo prodigus, w: „Sprawy Nauki”, Nr 1, 2013 19. Weber N., Die Menschen werden dümmer, w: Spiegel Online 12.11.201 20. Zimmer D. E., Ist Intelligenz erblich? Eine Klarstellung, Hamburg 2012 Dr hab. Wiesław Sztumski – emer. profesor Uniwersytetu Śląskiego, obecnie pracuje w Instytucie Pedagogiki Wyższej Szkoły Lingwistycznej w Częstochowie e-mail: [email protected] 64 TRANSFORMACJE KULTUROWE II. TRANSFORMATIONS OF CULTURE 65 Tadeusz MICZKA AUDIOWIZUALNOŚĆ TRZECIEGO STOPNIA – RZECZYWISTOŚĆ CZY FANTASTYKA ? Wraz z pojawieniem się audiowizualności, czyli 84 lata temu, gdy kino „przemówiło”, radykalnie zaczął zmieniać się charakter orientacji człowieka w świecie. Obraz ruchomy, po raz pierwszy w dziejach ludzkości odzwierciedlający jednocześnie nasze poczucie przestrzeni, czasu i ruchu, obraz ponadto dysponujący dźwiękiem, a kilka lat później również barwą i głębią, prawie natychmiast stał się dominującym sposobem naszej orientacji, ponieważ spełniał wszystkie podstawowe kryteria naśladownictwa. A naśladownictwo, „odwzorowywanie” rzeczy, umożliwiało jednostkom pogłębianie poznania, zdobywanie, gromadzenie i przetwarzanie informacji oraz coraz aktywniejsze uczestnictwo w życiu społecznym i zaspokajanie różnorodnych zainteresowań i potrzeb indywidualnych i zbiorowych, a więc coraz lepszą, chociaż nigdy nie pełną, orientację w zawsze „płynnej” rzeczywistości. Na specyficzny charakter owego naśladownictwa wskazuje pojęcie „wrażenie realności”, bardzo popularne w teorii filmu, odsyłające na poziomie znaczeniowym do dwoistej natury kina: do reprodukcji i kreacji. Każda sztuka w jakimś stopniu odwołuje się do poczucia rzeczywistości odbiorców, ale w kinie niezależnie od fantastyczności akcji ekranowej widzowie stają się ich naocznymi świadkami i jak gdyby współuczestnikami, nabywając emocjonalnej wiary w prawdziwość pokazywanych ludzi, rzeczy, zdarzeń i zjawisk. Jurij Łotman, semiotyk kina, następująco charakteryzował naturę filmowego mimetyzmu: „wrażenie realności i wrażenie podobieństwa filmu do życia, bez których nie ma sztuki filmowej, nie jest czymś elementarnym, nie wywodzi się z doznań bezpośrednich. Wrażenie realności stanowi składnik złożonej artystycznej całości i jest zakotwiczone za pośrednictwem licznych związków w zbiorowym doświadczeniu artystycznym i kulturowym“ (Łotman 1983, s. 68). Audiowizualność kinematograficzna, dzięki której dokonała się wspomniana zmiana poznawcza, może być z dzisiejszej perspektywy określana jako audiowizualność pierwszego stopnia. Oferowała ona mimetyzm nie opar66 ty na „wiernym odbiciu”, ale na dwóch rodzajach konwencji: na bardzo wiarygodnej technicznej reprodukcji i na mniej, ale jednak wiarygodnej, sfilmowanej fikcji (przegląd teorii na temat tych konwencji w: Woźnicka 1983). Ten rozdział między dwoma typami audiowizualności filmowej jest uwidoczniony w podziałach na kino pochodzące od braci Lumiere'ów i kino pochodzące od Meliesa, kino dokumentalne i fabularne, kroniki i fantasmagorie, kino faktów i kino fikcji, czyli „prawda ekranu” i „fabryka snów”. Ale od samego początku istnienia kina dźwiękowego reprodukcja przeplatała się z kreacją, a wszelkie granice między nimi skutecznie zacierały kolejne odmiany konwencjonalizacji, takie jak gatunkowość, autorskość czy awangardowość oraz nowe zjawiska kulturowe, głównie masowość i wynalazki techniczne. Od samego początku rozwoju kina decydowały więc przede wszystkim techniki demonstracyjne i narracyjne odpowiedzialne za dezorientowanie widza poprzez przedstawianie szczególnych rzeczy i zdarzeń oraz poprzez sposoby ich ukazywania. Trzeba jednak zaznaczyć, że „zarówno tzw. kino artystyczne, jak i tym bardziej kino gatunków operują dezorientacją jako wydarzeniem zaledwie lokalnym, technicznym – stąd, psychologicznie, w pewnej liczbie wypadków nie jest ona w ogóle »dezorientująca«. Dopiero postmodernizm fabularny w swym innowacyjnym nurcie przesunął dezorientację z poziomu techniki na poziom strategii i doprowadził tą drogą znaczenie tekstu filmowego do stanu destrukcji“ (Zalewski 1998, s. 40). Spośród lawiny wynalazków technicznych w połowie XX w. największy wpływ na audiowizualność pierwszego stopnia wywarła oczywiście telewizja, dzisiaj nazywana za Francesco Casettim i Rogerem Odinem paleotelewizją (Casetti, Odin 1990, s. 9-26). Upowszechnianie się „małego ekranu” spowodowało nie tylko zmiany w odbiorze przekazu filmowego i poetykach kina, ale przede wszystkim rozpoczęło proces transformowania, a potem zastępowania audiowizualności pierwszego stopnia, audiowizualnością telewizyjną – audiowizualnością drugiego stopnia. Cechą charakterystyczną nowej odmiany mimetyzmu stała się transmisja bezpośrednia, później coraz mniej bezpośrednia i coraz mocniej zmieszana z inscenizowaniem przedstawianej na ekranie rzeczywistości. Proces ten zradykalizował się gdy, jak to określają Casetti i Odin, paleo-telewizja zaczęła się przekształcać w neo-telewizję, tzn. zaczęła rezygnować z tradycyjnych „ramówek”, gatunków oraz form narracji i przedstawiania, czyli zaczęła świadomie i jawnie opierać swoje istnienie na 67 strategiach agresywnej dezorientacji. Modelem docelowym neo-telewizji jest 24-godzinny infotainment, którego współtwórcami będą indywidualni odbiorcy, dlatego za moment przełomowy w rozwoju audiowizualności drugiego stopnia uznać należy pojawienie się zinternetyzowanej telewizji. Nowe media rozpoczynają nowy, na razie ostatni, etap w dziejach audiowizualności, nakazując swoim użytkownikom zaktywizowanie (zintensyfikowanie) swojego uczestnictwa w kulturze masowej i przedefiniowanie pojęcia „mimetyzm” oraz akceptację niemal nieograniczonej mobilności i otwartości komunikacyjnej. Multimedia powołują do życia audiowizualność trzeciego stopnia, która przeobraża i wchłania audiowizualność pierwszego i drugiego stopnia, stając się dominującym sposobem orientacji współczesnego człowieka w świecie, udostępniając mu dzięki interaktywności, wirtualizacji i konwergencji wszystkie realia historii i teraźniejszości oraz wszelkie możliwe formy twórczości. Użytkownicy nowych mediów mogą, korzystając z tzw. „miękkiej technologii”, czyli łatwych w obsłudze, małych, wielofunkcyjnych elektronicznych gadżetów, przekraczać granice wyznaczane przez poprzednie media i osiągać kolejny, wyższy poziom dezorientacji komunikacyjnej, komplikując struktury hipertekstów i potęgując ich nieciągłości. Najwięcej emocji i sporów, oraz chyba konsekwencji w praktyce kulturowej, wywołuje pokonywanie tej granicy, którą można określić jako manipulowanie dystansem istniejącym między światem rzeczywistym a światem wirtualnym. Dotychczas widzowie kinowi i telewidzowie odczuwali dystans do percypowanego świata, zdecydowanie – z wyjątkiem stanów chorobowych – rozróżniając realność i fikcję, materialność i wyobrażenie, konkret i symulację. Multimedia umożliwiają swoim użytkownikom również zachowanie tego dystansu, jego ograniczenie, rozciąganie czy skrócenie, np. poprzez wprowadzenie do przestrzeni ekranowej swojego reprezentanta, awatara lub swoich zachowań czy wyobrażeń, ale umożliwiają również zanurzanie się w świecie wirtualnym. Zanurzanie zmysłowe o różnym stopniu głębokości. Czasoprzestrzeń spełniająca konkretne warunki symulacji, teleobecności, interaktywności, immersyjności itd. w tak zdecydowanie nowym świetle stawia problematykę mimetyzmu, że stanowi wyzwanie dla wszystkich działów filozofii (por. m.in. Ostrowicki, red. 2005), a także działów gospodarki, kultury, edukacji, polityki i prawa (por. m.in. Zacher, red. 2013). Jeśli chodzi o filozofię, to przede wszystkim zmusza ontologa do ponownego 68 przemyślenia i uelastycznienia takich pojęć jak materia i idea, realność i fikcja oraz fizyczność i intencjonalność. Zmusza epistemologa do rozważenia raz jeszcze zagadnień przestrzeni, czasu i przyczynowości oraz problemów percepcji zmysłowej, wyobrażenia, naśladownictwa, inkluzji, „przytomnego bycia”, „telematycznego bycia” czy „patafizycznego bycia”. Wobec takiej przestrzeni nie pozostają obojętni etycy, estetycy i logicy. Pierwsi muszą znowuż przemyśleć kwestie funkcjonowania wszelkiego rodzaju wartości, tożsamości podmiotowej i odpowiedzialności. Drudzy wracają do problematyki twórczości i odbioru oraz zastanawiają się nad strukturą dzieła sztuki w rzeczywistości medialnej. Logicy rozważają, jak w sytuacjach uwarunkowanych audiowizualnością trzeciego stopnia można rozumieć prawdę, ontologiczną i logiczną, a zwłaszcza pragmatyczną, która w „kulturze uczestnictwa” nie spełnia już kryteriów, jakie jej przypisywał Gianfranco Bettetini, traktując ją jako „rezultat kontraktu społecznego, który zmusza nadawcę i odbiorcę do implikowania pewnej wiary w istnienie prawdy, kontraktu prowadzącego tylko do złudzenia prawdy, ponieważ w tego typu »konwersacji« ważniejsze od samej prawdy staje się pojęcie »skuteczności«” (Bettetini 1985, s. 94). Oczywiście w tym przypadku chodzi o najszerzej rozumianą skuteczność komunikacyjną, uwzględniającą egoizm konsumentów przekształcających się w prosumentów. Zdaniem jednych uczonych, wcale nie jest to skrajnie niebezpieczne dla ludzkiego poznania. Na przykład filozof Jacek Sójka podkreśla, że „kwestionowanie określonej koncepcji prawdy musi odwoływać się do istniejących zasobów myślowych, przesuwając jedynie punkt ciężkości: z epistemologii na etykę, z metafizyki na retorykę, z pojęcia pewności na pojęcie nadziei, z pojęcia obiektywizmu na pojęcie solidarności“ (Sójka 1992, s. 47). Inni uczeni postrzegają problem „prawdy pragmatycznej inaczej i dowodzą, że dzisiaj w gruncie rzeczy nie ma już w nas żadnej głęboko zakorzenionej woli prawdy. [...] Nie ma żadnych mierników wiarygodności. [...] Zadowalamy się pozorami. [...] Kiedy prawdę trzeba czymś zastąpić, najłatwiej jest zawierzyć własnym pragnieniom. Stąd bierze się natarczywość i zuchwałość publicznie wygłaszanych żądań. [...] O wszystkim decyduje marketing, czyli zdolność uwodzenia“ (Filipowicz 2007, s. 12-13). W moim artykule nie zamierzam ani rozwijać, ani rozstrzygać żadnego z tych filozoficznych i niefilozoficznych tematów, ponieważ od początku lat 90. XX w. powstają o nich tysiące prac naukowych, które zazwyczaj koń69 czą się stawianiem nowych, trudnych pytań. Dobrze że spory poświęcone tej aktualnej tematyce trwają i ujawniają kolejne aspekty, warstwy i fazy mimetyzmu. Dopóki jednocześnie w kulturze i w życiu codziennym trwa inwazja multimediów to będą trwały również próby redefiniowania, a właściwie nawet zmieniania znaczenia pojęcia „mimetyzm”. Na podstawie dotychczasowych ustaleń badaczy i myślę, że również odczuć użytkowników multimediów, można przyjąć założenie o słuszności odrzucenia stanowisk stawiających na absolutnie przeciwstawnych pozycjach realność i fikcję oraz mimetyzm i abstrakcję. Ich finalizm i rozstrzygalność rozmijają się bowiem z naturą dzisiejszej audiowizualności i jej funkcjami w komunikowaniu międzyludzkim i w innych praktykach kulturowych. Opozycja pojęciowa nie jest właściwą drogą metodologiczną w przypadku rozważania właśnie tych kwestii, co szczegółowo argumentowałem w innym miejscu (Miczka 2009, s. 231-237). Charles Jonscher pisze: „Ideałem, który nauka może wyczarować, a którego technika nie potrafi jeszcze udoskonalić, jest całkowite zmysłowe pogrążenie się [...]”, ale „[...] Strumień bitów […] jest konstrukcją matematyczną, wytworem ludzkiej wyobraźni, który nie może istnieć w świecie fizycznym. Prawa natury na to nie pozwalają. Przyroda jest analogowa. […] Cyfrowy strumień bitów może być przybliżeniem, ale nigdy dokładnym odtworzeniem” (Jonscher 2001, s. 210-212). Mówiąc więc o tradycyjnych audiowizualnościach i wypierającej je audiowizualności trzeciego stopnia, mówimy więc zawsze tylko o przybliżeniach, czyli stanach niepełnych, wzmożonych, podobnych i wymykających się pełnym konkretyzacjom. Zatem przybliżenia powinny być rozpoznawane przez użytkowników multimediów jako sztuczne wersje prawdziwych miejsc i światów. Sprawa ta nie jest jednak całkiem prosta. Miał tylko trochę racji Jean Baudrillard, gdy twierdził: „Nie potrzebujemy już science-fiction: od zaraz, tu i teraz, mamy już dzięki mediom i informatyce, dzięki obwodom i sieciom, akcelerator cząstek, który ostatecznie przełamał referencyjny krąg rzeczy“ (Baudrillard 1999, s. 9). „Rzeczywistym wymiarem [...] wirtualnej maszynerii nie jest informacja, poznanie czy spotkanie, lecz pragnienie zniknięcia. Wszystko, co oferują nowe technologie, to pewien typ obrazów, w które można się zanurzyć z możliwością dokonywania w nich zmian. Jak mamy myśleć, jeżeli możemy wejść w obraz wideo i zrobić z nim, co tylko chcemy?” (Baudrillard 2001, S. 47). Czytając współczesną prozę science-fiction, trudno się 70 zgodzić z jednoznaczną diagnozą Baudrillarda dotyczącą ponurej przyszłości tego gatunku literackiego. Rzeczywiście dzięki nowym mediom podupada w komunikacji międzyludzkiej autorytet funkcji referencyjnej, ale myślę, że Baudrillard przesadnie wieszczył totalną katastrofę informacji, poznania, spotkania i ludzkiego myślenia. Zakładał, podobnie jak Paul Virilio, że ludzi bezgranicznie fascynuje, oferowana przez multimedia, możliwość znikania (Virilio 1990). Właśnie pojęcie „znikania” jest bardzo ważne w podejściu badawczym do problematyki mimetyzmu. Zdaniem Baudrillarda i Virilia dzisiaj przedstawienia audiowizualne nie odsyłają już do żadnej rzeczywistości przedmiotowej, bowiem istnieją wyłącznie na ekranach: „Ich źródłem – cytuję badaczkę referującą ich poglądy – jest skalkulowany model, algorytm, informacja nieobrazowa. Nobilitując numeryczność i wkraczając do epoki algorytmów, człowiek stracił kontakt z rzeczywistością. Rzeczy znikają, a przed oczami widza przewija się »procesja symulakrów«, świat deliryczny. Sam widz postawiony został w obliczu »metafizycznego horroru«, ponieważ nie istnieje już zwierciadło, w którym mógłby się przejrzeć i upewnić o własnym istnieniu. Ekrany współczesnych mediów niczego nie odbijają” (Krawczak 2006, s. 182). Nie odrzucając całej szczegółowej argumentacji Baudrillarda i Virilia trudno jednak zgodzić się z ich ostateczną konkluzją dotyczącą całkowitej utraty przez człowieka kontaktu z rzeczywistością. Prawdą jest, że dzięki ekspansji gier symulacyjnych, zamazywaniu granic między pojęciami, zjawiskami i zdarzeniami oraz relatywizowaniu wartości tracą w komunikowaniu na znaczeniu funkcje poręczające autorytet realności. Jednak, jak trafnie konkluduje wywód na ten temat Gerhard Banse: „Przeciwności realnego świata nie da się przekroczyć dzięki »chytrości rozumu«, ani też dzięki zastąpieniu ich przez rzeczywistość wirtualną” (Banse 2009, s. 48). I taką opinię, podważającą też stanowiska Baudrillarda i Virilia w sprawie „pragnienia zniknięcia”, potwierdzają praktyki kulturowe. Użytkownicy nowych mediów wcale nie pragną przede wszystkim „zniknąć”, o czym świadczy rosnąca popularność takich gier jak Second Life: preferują oni głównie te formy audiowizualności trzeciego stopnia, które pozwalają im za pośrednictwem awatara testować sytuacje odległe od ich prawdziwego życia oraz umożliwiają odczuwanie dystansu do obrazów opartych na symulacji, będących doskonałymi „przybliżeniami” realności. 71 Oczywiście, wzrasta liczba użytkowników multimediów, którzy podejmują ryzykowne dla swojej tożsamości, psychiki i nawet fizyczności zachowania, wzrasta – już dawno nadmierna – ilość informacji będących do naszej dyspozycji i coraz bardziej elastyczne stają się w „kulturze uczestnictwa” koncepcje normalności. Jednak wszystko to nie potwierdza spełniania się zdarzeń zapowiedzianych w czarnych, pesymistycznych scenariuszach, pisanych niedawno przez Baudrillarda i Virilia oraz dzisiaj przez ich uczniów i następców. Na podstawie obserwacji praktyk kulturowych i aktualnego stanu badań nad użytkowaniem multimediów raczej bliższe jest mi stanowisko Wolfganga Welscha, głoszące, że współczesny człowiek dysponuje bardzo „szeroko pojętą kompetencją pluralności”. Od tej kompetencji zależą zarówno szanse, jak i zagrożenia dla użytkowników nowych mediów, ponieważ stanowi ona „ochronę przed niebezpieczeństwami alienacji i rozszczepienia osobowości, a także umożliwia otwartość na inne formy życia i ramy znaczenia” (Welsch 1998, s. 33). Odpowiedź na pytanie postawione w tytule mojego artykułu: „czemu sprzyja ekspansja audiowizualności trzeciego stopnia – naśladowaniu rzeczywistości czy wytwarzaniu fantazji?” – brzmi więc: sprzyja ona poznawaniu i kształtowaniu zarówno rzeczywistości, jak i fantazjowania. Nie ulega wątpliwości, że zmieniają się związki i zacierają granice między realnością i obrazami, ale przecież życiowe problemy ostatecznie rozwiązujemy w życiu, a nie na ekranach. Można jeszcze dodać, że coraz częściej, również dzięki „wsparciu” otrzymywanemu ze strony rzeczywistości ekranowej. Pozostają oczywiście intrygujące pytania: dlaczego coraz bardziej rozrywane są związki między mimetyzmem a prawdą i doświadczaniem realnego i do czego to może doprowadzić? Odpowiedzi na nie wymagają odrębnych opracowań uwzględniających rozważenia co najmniej trzech fundamentalnych problemów: pierwszy dotyczy potrzeb, możliwości i uzasadnienia przenoszenia różnych form i wymiarów życia jednostek i życia społeczeństw z przestrzeni realnej do przestrzeni audiowizualnych; drugi dotyczy stosunku, akceptacji bądź odrzucenia, tzw. przyjemnej dezorientacji przez użytkowników multimediów – psychologicznych i technicznych możliwości świadomego, czyniącego komunikację bardziej atrakcyjną, wprowadzania siebie i innych „w błąd”; trzeci problem wymaga przemyślenia i kontynuowania tropów wskazanych przez Jacques’a Ranciére’a, zwłaszcza w takich książkach jak Na brzegach politycznego 72 (1990), Przeznaczenie obrazów (2003) i Widz wyzwolony (2008), a wiąże się z wykorzystywaniem specyfiki audiowizualności trzeciego stopnia przez współczesne ośrodki władzy do tworzenia prawa regulującego realne i wirtualne życie jednostek i zbiorowości. THIRD STEP AUDIOVISUALITY – REALITY OR FANTASY? The starting point for my reflections concerning contemporary cultural paradigms is the category of mimesis indicating one of the most important qualities of audiovisuality which is copying - thanks to image and sound techniques – reality. While characterizing transformation of mimesis I enumerate three categories of audiovisuality: first step audiovisuality, which is copying based on film conventions oscillating between reproduction and creation, second step audiovisuality, which is copying based on television conventions oscillating between direct broadcast and staging reality and the third step audiovisuality, which is copying based on multimedial virtualisations oscillating between different forms of immersion and signalized simulation of artificial “realities”. First and second step audiovisualities create numerous relations and are easily interpenetrated. Their relations are shaped mainly by conventions of various games which increasingly replace previous social rules, especially ethical and communicational. Referring to the latest philosophical conceptions of culture and to philosophy of media I try to prove two theses. Firstly, third step audiovisuality reshapes first and second step audiovisuality, makeing them more dynamic and replacing them to the same extent to which centres of contemporary power may discipline consumers/ prosumers – users of new media by the means of so called pleasant disorientation. Secondly, the development of third step audiovisuality is directly connected with tendencies to move various aspects and forms of life of an individual and a group from real space to virtual space. BIBLIOGRAFIA: 1. Banse, G. (2009): „Rzeczywistość wirtualna“ i jej odniesienie do „rzeczywistości realnej“, w: Kiepas, A.; Sułkowska, M.; Wołek, M. (red.): Człowiek a światy wirtualne. Katowice, s. 42-49 2. 3. Baudrillard, J. (1999): Das Jahr 2000 findet nich statt, Berlin Baudrillard, J. (2001): Rozmowy przed końcem, Warszawa 4. Bettetini, G. (1985): L’occhio in vendita. Per una logica e un’etica della comunicazione audiovisiva, Venezia 73 5. Casetti, F.; Odin, R. (1990): De la paléo a la néo-télévision. Approche sémio- 6. pragmatique, w: Communications, nr 51, s. 9-26 Filipowicz, S. (2007): Prawda stała się niepotrzebna, w: Gazeta Wyborcza 21- 7. 22.07, s. 12-13 Jonscher, Ch. (2001): Życie okablowane. Kim jesteśmy w epoce przekazu 8. cyfrowego ?, Warszawa Krawczak, E. (2006): Cyberprzestrzeń – kreacja realności czy estetyka znikania?, w: Sokołowski, M. (red.): Definiowanie McLuhana. Media a perspektywy 9. rozwoju rzeczywistości wirtualnej, Olsztyn, s. 179-184 Łotman, J. (1983): Semiotyka filmu, Warszawa 10. Miczka, T. (2009): Bifurkácia či transverzalita? O vstahoch mezi realitou a fikciou, w: Karul, R.; Porubjak, M. (red.): Realita a fikcia. Bratislava, s. 231-237 11. Ostrowicki, M. (red., 2005): Estetyka wirtualności, Kraków 12. Ranciére, J. (1990): Aux bords du politique, Paris 13. Ranciére, J. (2003): Le destin des images, Paris 14. Ranciére, J. (2008): Le spectateur émancipé, Paris 15. Sójka, J. (1992): Destrukcja pojęcia prawdy w filozofii i naukach społecznych, w: Kubicki, R.; Sójka, J.; Zeidler, P. (red.): Problem destrukcji pojęcia prawdy, Poznań, s. 8-57 16. Virilio, P. (1990): L’inertie polaire, Paris 17. Welsch, W. (1998): Stając się sobą, w: Zeidler-Janiszewska, A. (red.): Problemy ponowoczesnej pluralizacji kultury. Wokół koncepcji Wolfganga Welscha. Część 1, Poznań, s. 11-34 18. Woźnicka, Z. (1983): Problem kreacji i reprodukcji w filmie, Warszawa 19. Zacher, L. W. (red., 2013): Wirtualizacja. Problemy, wyzwania, skutki, Warszawa 20. Zalewski, A. (1998): Strategiczma dezorientacja. Perypetie rozumu w fabularnym filmie postmodernistycznym, Warszawa Prof. zw. dr hab. Tadeusz Miczka – dyrektor Instytutu Nauk o Kulturze i Studiów Interdyscyplinarnych, Uniwersytet Śląski w Katowicach. e-mail: [email protected] 74 Aleksandra KUNCE OSOBNE MYŚLENIE METROPOLII. TRANSFORMACJE KULTUROWYCH PROJEKTÓW CENTRE DE CULTURA CONTEMPORÀNIA DE BARCELONA Lokalne myślenie metropolii Przestrzeń kulturowa nie jest tylko topograficzną metaforą. Jak pisze Ewa Rewers, może być zrozumieniem, że „komunikowanie się publiczne zachodzi w warunkach, o których wprawdzie zawsze można rozmawiać, lecz których rozmową zastąpić nie sposób”1 Badaczkę interesuje głównie sztuka czy architektura, które kształtują wspólnoty komunikacyjne. Gdyby jednak temu spostrzeżeniu nadać metafizyczny zwrot, to uwaga, że przestrzeni kulturowej nie sposób zastąpić rozmową, ma fundamentalne, a nie tylko komunikacyjne znaczenie. Przestrzeń zaczyna mieć odniesienie nie tylko topograficzne, fizyczne, komunikacyjne, ale co najważniejsze doświadczeniowe, które prowadzi do wspólnot nie tyle społecznych, ile kulturowych. To w kulturowej wspólnocie wybrzmiewa etnos, specyfika miejsca, genius loci, zrozumienie przyrody etc. Za kulturowym obliczem stoi jednak coś więcej – wspólnota metafizyczna. Przestrzeń jest wymowniejsza niż słowo. To przesunięcie umożliwia zadanie pytania o to, co znaczy, że dana przestrzeń kulturowa jest specyficzna, jedyna, a może i formuje „dobre życie”. Zrozumienie sił ludzkich i sił przyrody musi mieć odzwierciedlenie w kulturowym krajobrazie doświadczeń. Nie ufam społecznościom, które po macoszemu traktują rytm terytorium kulturowego i natury, unieważniając ich specyficzny głos. Dobre przestrzenie mieszczą w sobie odrębne myślenie, które wybrzmiewa w nas i manifestuje się na zewnątrz, gdy jesteśmy ulokowani w miejscu. Uderza innych swą odmiennością, ale i nas zatrważa w chwili konfrontacji z tym, co odmienne. Myślenie to nie jest społeczne, ale metafizyczne. Tożsamość kulturowa nie wspiera się bowiem na społecznych atrybutach „my” i „oni”, tak jak nie wspiera się na inwentaryzacyjnym etnograficz1 Ewa Rewers, Miasto – twórczość. Wykłady krakowskie, Kraków 2010, s. 32. 75 nym ciągu kuchni, wierzeń i obyczajów. Zakorzeniamy się dopiero w tym, co istotne – w rozumieniu czasoprzestrzeni; w podjęciu dystansu do siebie i innych; w przywiązaniu do losu i konieczności; w podjęciu milczenia; w koncentracji na przypadku; w afirmacji stałości czy zmiany; w myśleniu o fragmencie, całości, detalu; w otwarciu na to, co nieskończone; w doświadczeniu życia; w przywiązaniu do określonej geometrii etc. Jednak, aby można było prawdziwie zaufać przestrzeni – temu, że nie jest tylko doraźną konstrukcją społeczną, która wyczerpuje się w użyteczności społecznej – trzeba czegoś więcej. Przestrzenie silne kulturowo nie wyczerpują się w demonstrowaniu swej specyfiki, ale tworzą miejsce dla wielorakich wpływów, przyjmują odmienne praktyki codzienności, tworzą sfery dla eksperymentowania z miejscem, z jego wytrzymałością. Jednak nie pozwalają na unifikację i na pochód globalizującego Nijakiego. Nie są to przestrzenie podporządkowane przemarszom innych. Miejsca wyraźne nie są przechodnie. Nie wymuszają osiedlenia innych, nie nakazują zamieszkiwania, ale wymagają uznania wartości dla lokalnych miejsc i praktyk życia. Siła miejsca uderza nas w jego lokalności i swobodzie z jaką się manifestuje. Metropolię w pierwszym rzędzie wydobywa myślenie z rozmachem, a dopiero potem samo administrowanie, które staje się rozległe, komasuje różne sfery działań odniesionych do okolicznych miejscowości, czasem miast, najczęściej dzielnic. Metropolis jest przestrzenią wieloogniskowego eksperymentu architektonicznego2, który odważnie przekracza ciężar dawnej przestrzeni, jednocześnie przy tym zachowując jej koloryt. Namacalny architektoniczny fajerwerk istnieje wespół z fajerwerkiem edukacyjnym, gospodarczym, wolnościowym, obyczajowym, artystycznym etc. W metropolii otwartość zastępuje poczucie „pierwotnej więzi”, o której rozprawiali antropolodzy 3. Opowieść o krwi, pochodzeniu, obyczajach, religii, języku traci na jednoznaczności, co nie znaczy, że „pakiet” tożsamościowy Clifforda Geertza4 odszedł całkowicie do lamusa. Metropolis to rozmach instrumentalnego myślenia i działania. Myślenie z rozmachem jest ukoronowaniem rozwoju kultury miej2 3 4 Zob. projekty przestrzenne rozwijane w metropoliach: The Contested Metropolis. Six Cities at the Beginning of the 21th Century, red. Raffaele Paloscia, Basel 2004. Edward Shils, Naród, narodowość i nacjonalizm a społeczeństwo obywatelskie, przeł. K. Kwaśniewski, „Sprawy Narodowościowe” 1996, nr 5, s. 9-30. Clifford Geertz, The Interpretation of Cultures, New York 1973, pp. 261-263. 76 skiej, która istnieje jednak w sieci korelacji między miastami, miejscowościami, osadami, wsiami, terytoriami. Metropolie, jako wyraziste punkty na mapie terytorialnego myślenia, promują nośne idee, wzmacniając je w powtórzeniach i zachęcając do mutacji myśli i praktyk kulturowych. Na to „rozchodzenie się” mody, tendencje kulturalne, wzorce zachowań wskazuje Roberto Salvadori5. Z jednej strony metropolia promieniuje na to, co okoliczne, ale z drugiej strony nie byłoby metropolii bez wzmacniającego kontekstu, który koryguje myślenie metropolii. Powściąga jej sztuczność i nadmierne eksperymentatorstwo centrum. Interesuje mnie to, że metropolia istnieje „osobno” i „razem” z innymi. I dopiero z właściwej proporcji między „osobno” i „razem” wynika specyfika miejsca. Pewnie dałoby się metropolię scharakteryzować jako związek mniejszych organizmów. To wciąż nośna metafora dla architektów i strategów miejskich, którzy w połączeniu materiałów naturalnych z tkanką miasta widzą szansę na ożywienie przestrzeni, jak pokazują idee spiętrzone na platformie „The Pop-Up City”, prezentującej koncepty i strategie kształtujące przyszłość miast. Dzięki nowym technologiom i architekturze czerpiącej z natury miasto staje się dosłownie „miastem żyjącym”, jak to jest w projektach Rachela Armstronga, który współpracuje z architektami i naukowcami, by wykorzystać materiały budowlane, które posiadają właściwości systemów żywych i mogą stymulować „wzrost" architektury6. Armstrong ma nadzieję zbudować zrównoważone miasta przy „podłączaniu” ich do natury – i tak rafa wapienna ma uratować Wenecję przed zatonięciem i zaszczepić myślenie ekologiczne. Jednak metafora organiczna nie jest priorytetowa do opisania antropologicznego wymiaru miejsca. Metropolia to nie organizm, za którym stoi wiara w XVIII czy XIX byt utrzymywany pracą organów, które tworzą całościowy egzemplarz życia społecznego. Metropolia to nie organizacja. Metropolia żyje, ale gdyby była biologicznie rozumianym żywym organizmem, transponowanym na grunt społeczny, to trudno byłoby zauważyć jej szczątkowe życie. Jeszcze trudniej byłoby podjąć jej nieuładzone i nieskoordynowane doświadczenia, które nie są wprost namacalne i wymykają się przedmiotowej obserwacji. I chociaż opowieść o sercu miasta, tkankach, powłokach, arte5 6 Roberto Salvadori, Miasto mieszczańskie, przeł. Halina Kralowa, „Architektura” 2005 nr 2. Joëlle Payet, Architecture That Grows And Repairs Itself, “The Pop-Up City” 2011, May 24, http://www.popucity.net/2011/05/architecture-that-grows-and-repairs-itself/ [data wyświetlenia 2.11.2012]. 77 riach, płucach jest zadomowiona w naszej przestrzeni publicznej, tak jak i wskazywanie na przystosowanie do środowiska, to jednak rozumiem metropolię w oddaleniu od ewolucyjnej myśli Herberta Spencera7. Sądzę, że mit doskonałej kooperacji cząstek powinniśmy raczej marginalizować w myśleniu. Trudno się też zgodzić, że metropolia to system. Pojęcie systemu zadowala poznawczo tylko teoretyków pracujących z modelowymi wyobrażeniami świata myśli i czynów. Nie podzielam fascynacji Ludwiga von Bertalanffy’ego możliwościami ogólnej teorii systemów8, bowiem trudno uwierzyć w jej „dotykalność” świata, a jeszcze trudniej znaleźć zasadność dla tworzenia ujednolicającej płaszczyzny myślenia. Niezależnie od tego czy system ma odniesienie biologiczne, cybernetyczne czy ekonomiczne, staje się zbyt łatwą praktyką intelektualną odkrywającą prawa rządzące całościowymi układami złożonymi. Dzieje się tak ze względu na ruch myśli uogólniającej, totalizującej i uproszczającej. Ogólność i jedność myślenia o świecie przyrody, społeczeństwa, układów sztucznych każe mi w oddaleniu formułować myślenie o metropolii. Jakkolwiek zastosowanie narracji systemowej znalazło oddźwięk w socjologii Talcotta Parsona czy Niklasa Luhmanna, to jednak doświadczenie miejsca chcę sytuować w oddaleniu od inżynierów społecznych. Zawsze było mi to obce, bo zawodzi przy teorii, która wciąż chce zachować zmysłowość, być niejako „sensorium teoretycznym”, by w sobie pomieścić kruchość doświadczeń. System jest bezużyteczny w opisach doświadczeń czy punktów, w których uchwytny jest człowiek, tak jak okazuje się mało pomocny w tropieniu gęstości miejsc. Chociaż żal jest się z nim rozstawać, bo jest tak łatwy w zastosowaniu, w procedurach weryfikacji czy falsyfikacji, no i efektowny w narracji, którą uspójnia i czyni jednoznaczną. Metropolia to nie prosta maszyna z duchem celowości i wyspecjalizowanych jednostek, chociaż słownik maszynowy nieustannie produkuje nowe metafory, zaspakajające nasze potrzeby innowacji. To nie tylko nawoływanie do stworzenia rozśpiewanej maszyny miasta9. Odnosi się to zarówno do słownika w wersji XVII-wiecznej, jak i współczesnej formuły maszynerii, która może mieć kilka odsłon. Może odnosić się do sieci konsumpcji, procesów rynkowych, maszynerii władzy lokalnej, procesów globalizacyjnych, 7 8 9 Zob. Herbert Spencer, The Principles of Sociology, Charleston 2009. Ludwig von Bertalanffy, Ogólna teoria systemów. Podstawy, rozwój, zastosowania, przeł. E. WoydyłłoWoźniak, Warszawa 1984. T. Peiper, Rano, w: Tenże, Pisma wybrane, oprac. S. Jaworski, Warszawa 1979, s. 169. 78 regulacji społecznych, polityk miejskich, maszyny ideologicznej. Na problem maszynerii wskazuje Kevin R. Cox, który - nawiązując do myśli Harveya Molotcha z 1976 roku - ponownie stara się analizować w roku 1999 tę maszynerię praktycznych terytorialnych ideologii miejskich, które jednoczą zjawiska lokalnego poziomu i marginalizują wewnętrzne podziały rasowe, etniczne czy różnice społeczne. Stara się też pojąć maszynerię ideologii lokalnej wspólnoty, która wiąże się z przeświadczeniami, dzięki którym systemowo celebrujemy lokalność wspólnoty w formule „we feeling”, wytwarzając lokalne poczucie tożsamości zbiorowej10. Nacisk na maszynerię może wydobyć miasto jako maszynę rozrywki, jak w koncepcie Terry’ego Nicholsa Clarka, który pokazuje, że dawne sposoby myślenia o lokalności są zbyt proste, gdyż teraz pytając o lokalizację siebie samych w mieście, pytamy jednocześnie „blisko czego?”, mając na myśli miejsca rozrywki, konsumpcji, miejskich udogodnień11. Miasto staje się maszyną biznesu rozrywki, turystów, konsumentów, rezydentów, liderów, biznesmenów, urzędników – programujących wygodne kolektywne życie. Myślenie o mieście jako maszynie może też dotyczyć usieciowionej przestrzeni, gdzie skomunikowanie terytorialnych połączeń produkuje więzi miasta. Może być wreszcie maszyną polityczną czy finansową. W każdym wypadku chodzi o wydobycie automatycznie odtwarzanej, powtarzanej procedury, dzięki której miasto trwa. Tak pojęte miasto okazuje się demonstracyjnie stechnicyzowanym, informatycznym, cybernetycznym monstrum. Dzisiejsze nurty myślenia o mieście, a dalej o metropoliach eksplorują aspekty umaszynowienia, ale to już wyraźniej dryfuje w stronę sieci, cybernetycznych przestrzeni, wirtualnego miasta, które łączy elektroniczne przestrzenie i dawną tkankę miasta. I chociaż zabieg ten jest efektownym wizerunkiem miasta, bo jest widoczny, przetwarzany w projektach artystycznych czy komunikacyjnych, to jednak nie sieciowość czy cybernetyczność są jedynymi punktami ciężkości miasta. Metropolie mają wiele tych punktów ciężkości, ale też wiele punktów zagęszczenia czasoprzestrzeni (bo miasto to nie tylko przestrzeń) Jednak te punkty prawdziwego ciążenia, uplasowane są po stronie tego, co jest lokalnym doświadczeniem miasta. 10 11 Kevin R. Cox, Ideology and the Growth Coalition, w: The Urban Growth Machine: Critical Perspectives Two Decades Later, red. Andrew E.G. Jonas, David Wilson, New York 1999, s. 21-22. Terry Nichols Clark, Introduction: Talking Entertainment Seriously, w: The City As an Entertainment Machine. Research in Urban Policy, red. Terry Nichols Clark, Oxford 2004, vol. 9, s.1-18. 79 Metropolitarny rys to polityka uznania nie tyle jedności, ale niezależności współtworzących ją brył, figur, punktów. Z ducha niezależności tej dziwnej geometrii powstaje metropolia, która nigdy nie jest monolitem fizycznym czy duchowym. Badając geometrię przestrzeni, w przypadku metropolii odsłaniają się rozmaite geometrie. Wyodrębniając nieliniowość czy liniowość metropolii, akcentując przestrzenność czy płaszczyznowość, wyliczając przywiązanie do brył czy figur, nie możemy zapomnieć o jednym – o roli punktów czasoprzestrzeni jako indywidualnych doświadczeniach mieszkańców w obliczu losu i siły kulturowej terytorium. Metropolia się na nich wspiera. Metropolia jest wzmocnieniem osady miejskiej w jej głównym rysie, o którym pisał Richard Sennett, w tworzeniu przestrzeni spotkań obcych sobie osób 12 . Metropolitarność gloryfikuje odstępy międzyludzkie i programową ufność dla dziwności. Rozluźnia więzi, czyni z uprzejmości i obojętności reguły społecznych gier. Nie znaczy to jednak, że staje się tylko produktem społecznym, bowiem silne metropolie skrywają to ciążenie terytorium kulturowego. I o tej lokalnej wyrazistości nie można zapominać. Metropolia musi zajmować pokaźną przestrzeń, bo jej siłą jest powierzchnia, to prawdziwa potęga namacalna w terytorialnych granicach. Nie można osłabiać w interpretacji tej władzy terytorialnej, gdyż bez poczucia ugruntowania i osadzenia na ziemi i w ziemi, bez tej rozległości nie zaistniałaby rozległość myśli i właściwa dla metropolii nonszalancja działań. Kiedy się panuje nad wielkim terytorium, to rządy kulturowe takiego bytu nobilitują różnice składowych obszarów, a co najważniejsze rozmazują granice i doceniają detal, ornament, stygmat odrębności doświadczeń. Rozmach myśli nobilituje kruche punkty doświadczeń i indywidualnych związków z metropolią. Metropolia nobilituje lokalne trakty. Metropolia jest projektem społecznym, i głębiej – projektem kulturowym, który wypracowuje sposób radzenia sobie z różnicami. Przed bramami ponowoczesnych metropolii, które już stały się rozmyte, transparentne, przenikające w wewnętrzną przestrzeń miasta, zawsze gromadzą się obcy. Na takie napięcie w relacji gospodarzy i obcych wskazuje Michael Alexander13. 12 13 Richard Sennett, The Fall of Public Man: On the Social Psychology of Capitalism, New York 1978, s. 39. Michael Alexander, Host-Strangers Relation In Theory and Practice, w: Michael Alexander, Cities and Labour Immigration: Comparing Policy Responses In Amsterdam, Paris, Rome and Tel Aviv (Research In Migration and Ethnic Relations), Hampshire 2007, s. 25-36. 80 Można byłoby wyprowadzić wniosek, że metropolia jest dziwnym konceptem, wypracowującym siebie z obcymi u bram i wewnątrz siebie. Musi chorować na rozdźwięk między polityką otwarcia, również liberalnego i estetycznego, a praktykami wykluczenia i asymilacji. Jak słusznie zauważa Rewers, metropolia może zmierzać do tego, by stać się z „kosmopolitycznej zbieraniny” czymś więcej – „transcendującą konstytutywne różnice kulturą miejską” 14 . Może jednak też różnice kulturowe unieważniać, wyciszać i sprowadzać do ceremonialnego obnoszenia w przestrzeni publicznej tylko nieistotnych różnic. Mnie jednak interesuje inny moment życia metropolii – etnicyzacja przestrzeni, która wzmacnia różnice własne i różnice „przybyszów”, co koresponduje ze zjawiskiem zauważonym przez Rewers „powtórnej etnicyzacji kultury europejskiej”, w której „przybysze, jak i gospodarze wycofują się do tego, co znane”15. W humanistyce widziane jest to jako zagrożenie w kontekście dominującego mitu wykorzenienia, który jest rozwijany przez literaturę lękającą się powrotu do państw narodowych. Idea państwa narodowego zostaje odniesiona do zdławienia autonomicznych wspólnot i lokalnych dialektów, czego obawia się Zygmunt Bauman 16 . Jednak nadużyciem jest wiązanie zakorzenienia i etnicyzacji z monolitem czystego narodu. Nie należy tego procesu sytuować jedynie w poczuciu zagrożenia powrotem tego, co narodowe. Nie o naród tu idzie, ale o lokalność. To raczej nadzieja, na etniczne, a zatem prawdziwe oblicze miejsca, które może być dobrą, domową i wspólnotową przestrzenią, o ile nie stanie się obszarem dyktatury kulturowej. Zdecydowanie bardziej należy ufać przywiązaniu do różnic kulturowych miejsca niż kosmopolityzmowi J. Nicholasa Entrikina, związanego jedynie z projektem edukacyjnym przekraczania własnego miejsca i czasu w imię czegoś nie do końca znanego i rozumianego17. Rewers zastanawiała się nad tym, co sprzyja kosmopolitycznemu miejscu, czy hybrydyzacja i transgresja, a może miksowanie, czy raczej otwieranie granic i transnarodowe standardy 18 . To kluczowy problem. Sądzę, że patrząc z perspektywy miejsca i lokalności, to upragnione otwarcie granic może zapewnić tylko silne miejsce, to jest miejsce zakorzenione i wyraźne na 14 15 16 17 18 Ewa Rewers, Miasto – twórczość…, s. 29. Tamże, s. 37. Zygmunt Bauman, Płynna nowoczesność, przeł. T. Kunz, Kraków 2006. J. Nicholas Entrikin, Political Community, Identity, and Cosmopolitan Place, w: Europe without Borders. Remapping Territory, Citizenship, and Identity in a Transnational Age, Mabel Berezin, Martin Schain (red.), Baltimore, London 2003. Ewa Rewers, Miasto – twórczość…, s. 42. 81 mapie okolicznych wspólnot, a jednak gościnne, bowiem w nim wybrzmiewa to, co „przybyłe”, co jest zmienną kulturą przybyszów. Obcość zostaje wydobyta przez lokalną kulturę, o ile ta otwarcie w tym wydobyciu jej pomaga. I w tym kontekście widzę problem lokalności i metropolii. Metropolia lokalna to przestrzeń, która wciąż wydobywa lokalność wspólnoty, silniejszej niż doraźne i głośne zdarzenia społeczne czy widoczne zmiany cywilizacyjne. Lokalność jest obecna w doświadczeniach jednostek, które realizują siebie we wspólnocie i czynią to w poczuciu zakorzenienia przez miejsce. Barcelona byłaby taką dobrą, lokalną metropolią. Wydobywa ją Katalonia. Bez silnego regionalizmu nie byłoby domu, w którym dopiero metropolia jest w stanie odsłonić zakorzenienie. Odejść należy od mniemań o pierwszorzędnej roli wykorzenienia i obecności tolerancyjnego projektu społecznego, ufundowanego na zlepku odmiennych poglądów i praktyk życia. Prawdą jest, że dochodzą one do głosu w metropoliach ze względu na rozmach myślenia i otwartość przestrzeni gościnnej. Nie są jednak pierwszorzędne. Dom buduje się siłą terytorium i, jakkolwiek patetycznie to zabrzmi, namiętnością myślenia o lokalnym ułożeniu człowieka. To zorientowanie człowieka nie prowadzi do zamykania lokalnych światów, ale do współtworzenia pewnościowej przestrzeni, w której jest i niekwestionowana duma z własnej tożsamości i imperatyw wyprowadzania jej we wszystkich kierunkach: w stronę nieskończonego, w stronę innego, w stronę niemożliwego, w stronę niezrozumiałego, w stronę dziwnego. Lokalność zatem wyprowadza miasto do sąsiednich sfer, które ją w jakieś mierze współtworzą. Nadużyciem byłoby jednak stwierdzenie, że wyprowadza poza siebie. Bycie „u siebie” nie jest utracone. Metropolia lokalna nie zamyka obcych, nie przytłacza różnicy, ale ją wzmacnia i pokazuje siłę miejsca. Wymusza poczucie, że jesteśmy poddanymi miejsca, które nas przekracza. Szanować obcych to uznać, że „moje” jest silne, a różnice obcych przybyszów mają podobnie mocny fundament. Szanujemy różnice, a zatem nie rozprawiamy o miałkiej i nijakiej równości, bo miejsce jest „jakieś”, jest „moje” A to, co „moje” jest spojone imperatywem gościnności, ale i chronienia siebie i własnych wyobrażeń człowieka, wspólnoty i terytorium. Lokalność metropolii byłaby alternatywą dla metropolii jako supermarketu społecznego. Dla lokalnych terytoriów różnice są istotne i nie są łagodzone w dyskursie politycznej poprawności. Chciałabym podzielać pogląd Rewers, że to imigranci stanowią 82 „awangardę i laboratorium społeczeństwa postnarodowego”19. Rozumiem, że mogą być ożywczym elementem, który powściąga rozrost swojskości jako domu – twierdzy, która jest szczelnie zamknięta przed obcymi. Nie sądzę jednak, aby byli siłą sprawczą, bo właściwym podmiotem kulturowym jest miejsce. To ono wybrzmiewa w myśleniu, w otwarciu na innych, w podejściu do czasu, w rozumieniu konieczności i losu, w podjęciu przyrody. Przybysze dopełniają projekt miejsca, jeśli stają się jego poddanymi – w dobrym rozumieniu służby i pokory, świadomego bycia w miejscu jako bycia na miejscu. Źle się staje, gdy kwestionują zasady wspólnoty i unieważniają wymowę miejsca. Prawdą jest, że potrzebny jest nam język praw wspólnotowych, które wyznaczają przynależność do wspólnoty na przykład europejskiej, jednak nie należy go traktować jako projektu unieważnienia różnic lokalnych. Ilekroć myślę o koncepcie Habermasa „europejskiego patriotyzmu konstytucyjnego”20, wiem, że mam do czynienia jedynie z etnograficzną zdobyczą Europy – pomysłem wiązania wspólnot w imię wspólnoty rozumiejącej emancypacyjne projekty oświeceniowe. Ponadnarodowe ruchy społeczne i troska o prawa człowieka są kulturową zdobyczą, zwykłym partykularnym gestem, który staje się przedmiotem pożądania przybyszów, ale i przedmiotem ich agresji. Uniwersalizm w europejskim spojrzeniu jest lokalną wartością, która może innych wabić i może być przedmiotem dumy wspólnoty. Pozostaje rozsądne trwanie przy własnej przestrzeni, która otwarta jest na to, co przychodzi, ale jednocześnie pilnuje zachowania własnej wyrazistości w repertuarze lokalnych wartości i nawyków mentalnych. Jest to gwarantem wyrazistości miejsca i tego, że nie żyjemy w konstruktach prawno-administracyjnych. Lokalność Barcelony w projektach kulturowych – Niemal wszystko, co spotkało mnie w życiu dobrego, znalazłem w tym miejscu – powiedziałem nagle. – Nie chcę się z nim żegnać. Zafón Carlos Ruiz, Gra Anioła, przeł. Katarzyna Okrasko, Carlos Marrodan Casas 19 20 Ewa Rewers, Miasto – twórczość.., s. 46. Jürgen Habermas, Citizenship and National Identity: Some Reflections on the Future of Europe, „Praxis International” 1992, nr 12. 83 Zapuściliśmy się w uliczki dzielnicy Raval, przechodząc pod arkadą rysującą się niczym sklepienie wzniesione z niebieskiej mgły. Szedłem z ojcem wąskim zaułkiem […]. Uśmiechnął się i puścił do mnie oko. – Danielu, witamy na Cmentarzu Zapomnianych Książek. Carlos Ruiz Zafón, Cień wiatru, przeł. Beata Fabjańska- Potapczuk, Marrodán Casas Carlos Rozległe arterie Barcelony skrywają podejrzane zaułki i urokliwe sklepy. Słyszalny jest tu głos Eduarda Mendozy, który w Mieście cudów odmalował Barcelonę przełomu XIX i XX wieku z jej prowincjonalizmem, zakazanymi rewirami, domami publicznymi, salonami gier, szemranymi interesami, karierami hochsztaplerów, dla której wystawy światowe w latach 1888 i 1929 są impulsem do przeobrażeń metropolitarnych i nowoczesnego rozwo21 ju . Namacalna jest tu tajemnica z powieści Carlosa Ruiza Zafóna, w której obraz Barcelony z lat 20., jak i drugiej połowy XX wieku, odsłania przestrzenny i symboliczny mrok22. Zarówno w Cieniu wiatru, jak i w Grze anioła dokumentowane są dzielnice Barri Gótic, Port Vell i Raval. Barcelona to doświadczane miejsca. Cmentarz zapominanych książek, na który chłopiec zostaje zaprowadzony przez ojca, by wybrać jedyną książkę swego życia, jak w Cieniu wiatru, buduje doznanie niesamowitego w Barcelonie. Wciąż doświadczany jest tu duch dawnej prowincjonalnej metropolii, która dopiero w latach 80. XX wieku weszła na drogę gwałtownych przeobrażeń, stając się metropolią światową. Jest i wielkość przeszłości z Katedry w Barcelonie Ildefonsa Falconesa de Sierry, w której pamięć zakorzeniona jest w XIV wieku w Księstwie Katalonii, w stolicy Barcelonie, wokół katedry Santa Maria del 23 Mar . Jak to nawarstwienie czasu jest słyszalne „tu i teraz” w Barcelonie? Czy przekłada się na poczucie lokalności? Stara i podejrzana dzielnica El Raval w Barcelonie jest miejscem trudnym społecznościowo. To przestrzeń wymieszana etnicznie, sporo tu imigrantów. Jest to dziwne życie miejsca, w którym są enklawy arabskie, nowe rewiry azjatyckie, wciąż obecne rytmy drobnomieszczańskiej społeczności katalońskiej. Małe restauracje, sklepiki mięsne i cukiernie sąsiadują z hotelaEduardo Mendoza, Miasto cudów, przeł. Anna Sawicka, Kraków 2010. Carlos Ruiz Zafón, Gra anioła, przeł. Katarzyna Okrasko, Carlos Marrodan Casas, Warszawa 2008; Tenże, Cień wiatru, Fabjańska-Potapczuk Beata, Marrodán Casas Carlos, Warszawa 2005. 23 Ildefonso Falcones de Sierra, La catedral del mar, 2006. 21 22 84 mi, apartamentowcami, reprezentacyjnymi kamienicami w pobliżu głównych traktów Avinguda del Prallel, Ronda de Sant Pau czy Ronda de Sant Antoni. Obecne jest tu symptomatyczne wymieszanie historycznego ciążenia, które przydało dzielnicy obraz ciekawy, dynamiczny i podejrzany – jako dzielnicy prostytutek. Zarazem jest jednak to ciążenie nowego procesu, wielkiej fali imigracji, która naturalnie została wchłonięta przez podejrzane obszary. Różnica etniczna jest tu manifestowana i jest problemem. W sercu El Raval znajduje się Centre de Cultura Contemporània de Barcelona CCCB. Projekty tego centrum nie są kulturowo obojętnymi prezentacjami. Arogancją poznawczą i moralną byłoby estetyzowanie rzeczy i rozwijanie sztuki dla sztuki. Eksperymentowanie w sztuce ma sens, o ile przekłada się na eksperymentowanie z myślą, która zmienia świat i przeobraża ludzkie więzi czy obraz przestrzeni. CCCB to miejsce zaangażowania antropologicznego w opowieść o czasoprzestrzeni, która nieustannie się zmienia, ale zarazem jest wciąż odziedziczoną przestrzenią. Jeden z projektów CCCB pt. Barcelona – València – Palma/Barcelona – Valencia – Palma. Una història de confluències i divergèncie/Una histo24 ria de confluencias y divergencias , stał się taką manifestacją zaangażowania w myślenie o czasoprzestrzeni bliskiej i sąsiedzkiej. CCCB i Departament Kultury i Mediów Katalonii wspólnie podjęły trud przemyślenia miast i regionu. Trzy katalońskie śródziemnomorskie miasta zostały splecione historią zbiegów i rozchodzących się dróg rozwoju. Pojawiła się tu opowieść o zmianach, które zachodzą w sferze cywilizacyjnej, gospodarczej, przyrodniczej. Kuratorzy wystawy: Ignasi Aballí, Melcior Comes i Vicent Sanchis wskazali na historię lokalności, wspólnotę języka, doświadczenia turystyczne, procesy urbanizacyjne i migracyjne, podobieństwo rozwiązań architektonicznych i praktyk życia. Współczesne oblicze miast zostało ukazane z uwagi na przestrzeń miasta i krajobraz, który został tu dokumentowany w różnych odsłonach. Poszczególne sektory wystawy ukazują miasto przyszłości, transformacje językowe, miasto jako spektakl, miasto w swej brzydocie: demoralizacji i turyzmie, miasto hedonistyczne i miasto średniowieczne. 24 Wystawa miała miejsce od 25 maja do 12 września 2010 roku. Katalog z wystawy: Barcelona - València - Palma / Barcelona - Valencia – Palma. Una història de confluències i divergències / Una historia de confluencias y divergencias, CCCB i Direcció de Comunicació de la Diputació de Barcelona (català / castellano), Barcelona 2010, p. 184. 85 © Fernando Val. Indeks Studio Photography, 2010 © Fernando Val. Indeks Studio Photography, 2010 Wystawa: Barcelona - València - Palma/Barcelona - Valencia – Palma. Una història de confluències i divergències/Una historia de confluencias y divergencias, curators: Ignasi Aballí, Melcior Comes, Vicent Sanchis Llàcer, CCCB and Direcció de Comunicació de la Diputació de Barcelona, 25 25.05-12.09. 2010 (catalog) Przyszłość została tu umiejscowiona w roku 2085 i zaprojektowana według przewidywanych zmian adaptacyjnych do zmian środowiskowych, klimatycznych i cywilizacyjnych. Stąd twórców interesuje kulturowa zmiana, która dokona się wraz ze zmianą linii wybrzeża i procesem dostosowania się miasta do siły morza i jego możliwej ingerencji w ląd. Jednak futurologiczne rozważania obejmują nie tylko przyrodę, ale i środki transportu, architekturę, style życie. Jednak, co ważne, ta wizja przyszłości jest budowana na funda- 86 mencie troski o locus. Morze, tkanka urbanistyczna nie przesłaniają wydobycia lokalności. To ważny trop. Lokalność nie jest bowiem rezerwatem pamięci i niewolą odtwarzania, ale jest impulsem do przemyślenia przyszłych przeobrażeń. Patrzy poza siebie. Może jedynie z wnętrza lokalności jesteśmy w stanie spojrzeć poza linię widnokręgu? Wspólny język zapewnia doświadczenie wspólnoty w praktykach komunikacyjnych. Barcelona, Valencia i Palma są określone przez język kataloński, to wspólnota od XIII wieku. Bez względu na problemy polityczne i administracyjne, a potem imigracyjne, kataloński wciąż jest znakową siłą terytorium. Jednak twórcy zajmują się też jego zagrożeniami i zmianami, które będą tworzyły w przyszłości odmienne mapy językowe. Zwracają uwagę na obecność języka hiszpańskiego i jego ciążącą dawną dominację polityczną i administracyjną monolitycznej Hiszpanii. Twórcy wystawy pokazują jednak przyszłe losy katalońskiego, hiszpańskiego, zespolone ze współistnieniem ludności katalońskiej i kastylijskiej. Co ważne jednak, pojawia się dokumentacja innych języków, którymi brzemienne są już dziś miasta, zwłaszcza Barcelona: tamazight, urdu, chiński. Prognoza dla lokalności jest ciekawa: kataloński i kastylijski coraz bardziej będą przemieszane z innymi językami imigrantów. Jednak nie chodzi tu o proroctwo zaniku języka, ale o wskazanie na sąsiedztwo językowe, które współtworzy lokalność. Gdyby jednak spojrzeć kulturowo na prognozy CCCB, wydaje się, że język kataloński nie stanie się jedynie atrakcyjnym znakiem przestrzeni, a stanie się przedmiotem pożądania różnych grup społecznych w Katalonii. Zatem, współistniejąc po sąsiedzku z innymi językami, zostanie uprzywilejowany jako wyznacznik tożsamościowy i autonomiczny. Trzy miasta zostały ujęte też w perspektywie spektaklu, bo to widowiskowość wydarzeń artystycznych, sportowych, gospodarczych powoduje, że zapewniony jest obraz „miasta-atrakcji”, co przekłada się na rozwój ekonomiczny i zainteresowanie odwiedzających. Problemem staje się wypośrodkowanie między potencjałem widowiskowym miasta a ochroną jego specyficznego kształtu chroniącego lokalność. Twórcy zarysowali problemy, zobrazowali spektakularne akcje, ale w interpretacji można by pójść jeszcze dalej. Po fazie euforii, co ma znaczenie zwłaszcza dla metropolii narażonej na nadmierny dynamizm, przychodzi moment zatrwożenia łatwością pojawiających się 87 eventów, które nie budują więzi kulturowych i nie wzmacniają krajobrazu lokalnego. Eventy jedynie potęgują szybko ulatniające się doświadczenie hecy. Miasto jako heca to drugi biegun doświadczeń. Pierwszym jest metropolia chroniąca lokalność i marginalizująca dynamikę eventów. Kolejnym sektorem, w którym ujęte zostały trzy miasta, jest brzydota miejska w planowaniu, a zwłaszcza w rewirach turystycznych. To problem rozplanowania mieszkalnych dystryktów, rewitalizacji części „starego miasta”, konstruowania miasta handlowego i miasta dla turystów. Zaprezentowana przez twórców kolekcja pamiątek jest tu ważnym znakiem. Miasto staje się rozpoznawalne i nośne w komunikacji jako sztafaż rekwizytów z miejsca: wachlarzy, figurek, kapeluszy, instrumentów, atrap ludowych rzeczy, reprodukcji, maskotek etc. Degradacja estetyczna i antropologiczna polega tu na wytwarzaniu zasłony ikonicznej miejsca. Pojawia się ona „zamiast” doświadczeń rytmu życia i praktyk wspólnoty. Tkanka życia jest zaś skrywana za zasłoną pamiątek. Dobra lokalność każe jednak inaczej pomyśleć. Można tak formować szlak pamiątek, aby fragmentarycznie sytuować go obok rytmów życia i zachowań lokalnych wspólnot. Po to, by ich nie zdominować. Barcelona, Palma i Valencia w innej odsłonie jawią się jako miasta hedonistyczne. Są miastami śródziemnomorskimi, a bliskość morza i przyjazny klimat są powodem dla rozwijanych przestrzeni spędzania tzw. wolnego czasu i organizacji masowej turystyki. Istotne jest tu kulturowe zakorzenienie, gdzie dla życia społecznego ważna jest przestrzeń ulicy, placu, bo tam odbywa się komunikacja. Historyczność zagospodarowania przestrzeni jest w stanie wydobyć lokalność miejsca. To stałe szlaki obecności na placach i skwerach, wreszcie to stałe zwyczaje spędzania czasu w miejscu, cementują wspólnoty. Nawet, jeśli w przestrzeń wdzierają się szlaki turystyki masowej, to nie niszczą one wszystkiego. Niewzruszenie trwa powaga chwili, stałość spędzania sjesty, upór w pielęgnowaniu niespiesznej obecności w miejscu, swoboda bycia u siebie. Lokalność, która sytuuje się mimo turyzmu, a nie przeciw niemu, to dobre rozwiązanie dla metropolii. I taka jest Barcelona. Wreszcie to sektor średniowiecznego miasta. Trzy porównywane miasta mają ten kościec historyczny. Istotne jest, by nie stał się on jedynie celem wędrówek turystycznych i ostentacyjnym brakiem życia społecznego. Troska miasta powinna być ukierunkowana na to, by historyczne części miasta wciąż były ożywiane przez stałe trasy mieszkańców, przez stałe nawyki zachowań, 88 by były zasiedziałe. Trudno jest jednak utrzymać normalność i codzienność tych miejsc. Projekt CCCB dokumentuje przestrzeń Katalonii i jednocześnie ją przetwarza, rozbudzając społeczne myślenie wokół swojego miejsca. Wzmaga to odpowiedzialność za kształt architektury i praktyk życia. Uwrażliwia na sąsiedztwo i tworzenie nienachalnych i plakatowych relacji z imigrantami. Co ważne, pokornie dokumentuje lokalność. Dlatego Barcelona została pomyślana jako zadanie lokalne. Podobne przedsięwzięcia uzmysławiają, że metropolia nie jest tylko administracyjną i ikoniczną wspólnotą, widoczną z uwagi na znakową przestrzeń, zabytki, sprawną organizację i rozmach eventów. W przypadku Barcelony to przede wszystkim metropolia wydobyta przez katalońskie myślenie. Jest ono fundamentem życia i odpowiada za sukcesy i porażki tej czasoprzestrzeni. Jednak katalońskości nie da się usunąć z oblicza miasta. Koresponduje ona z katedrą, morzem, portem, skwerem, parkiem, ulicą i aleją, kamienicą, targiem, urzędem, barem, etosem pracy, wpływami francuskimi, odrębnością regionu. Podobnie wydobyto metropolię w lokalności we wcześniejszym projekcie CCCB pt. Local, local! La ciutat que ve / La ciudad que viene25. Kurator wystawy Francesc Muñoz z okazji 30-lecia powrotu demokratycznych rządów stworzył projekt dokumentujący zmiany obywatelskie, estetyczne, technologiczne, administracyjne, ludnościowe, które zaszły wraz z rozerwaniem monolitu państwowego i upadkiem rządów gen. Franco. Demokracja pociągnęła rozrost ambicji autonomicznych i rozwój świadomości regionalnej zespolonej z metropolitarnym duchem. Przeobrażenia od miasta do metropolii, przeobrażenia samej lokalności są tu ciekawym tłem do opowieści o zmianach w przestrzeni. Barcelona wraz z okolicznymi miastami została sportretowana obrazem i słowem w obszarach: form, które przybiera metropolia; społeczności informacji i nowych wyobrażeń, które pojawiają się w świecie otwartej komunikacji; nowych form koegzystencji, które miejska przestrzeń musi wypracować. 25 Wystawa CCCB i Direcció de Comunicació de la Diputació de Barcelona: Local, local! La ciutat que ve / La ciudad que viene; kurator wystawy: Francesc Muñoz; w okresie od 22.02 do 2.05 2010 roku; katalog: Local, local! La ciutat que ve / La ciudad que viene (català /castellani), CCCB i Direcció de Comunicació de la Diputació de Barcelona, Barcelona 2010, p. 152. 89 Wystawa: Local, local! La ciutat que ve / La ciudad que viene, CCCB and Direcció de Comunicació de la Diputació de Barcelona, 22.02 do 2.05 2010, curator: Francesc Muñoz (katalog). Wprowadzenie do katalogu autorstwa Josepa Ramonedy26 odsłania problemy Barcelony i miast na przestrzeni lat 80., 90. i pierwszej dekady XXI wieku. Pierwszy problem to demograficzny wzrost – tu zwłaszcza trudna do oswojenia przez miasta jest długość życia ludzkiego – o ile w XIX wieku w Hiszpanii wynosiła ona 36-37 lat, to już w wieku XX ok. 80 lat; ponadto wzrost populacji ludzkiej w skali planetarnej w XX wieku z 1.6 mld do 7.7 mld. Co ważne dla Ramonedy, to fakt, że koresponduje to z masakrami politycznymi i ludobójstwem XX wieku, rozwojem miast i życiem w silnie zurbanizowanym wieku, gdzie, jak wskazuje Ramoneda za Baumanem, miasto mieści w sobie kluczowe światowe problemy i jest miejscem konfliktu społecznego i politycznego27. Problemem staje się relacja między miejskością a duchem civitas, a także efekty globalizacyjne, które wdzierają się w miasto. Istotne z punktu widzenia lokalności są zaznaczone, chociaż naskórkowo podjęte, problemy etnosu i kosmopolityzmu miast, co wiąże się z przeformułowaniem lokalności. Z uwagi na miejsce należy przemyśleć przyszłość miast w zakresie koegzystencji z obcymi, z utrzymaniem istoty miejskości. Groźbą jest to, że miasto Local, local! La ciutat que ve / La ciudad que viene, CCCB i Direcció de Comunicació de la Diputació de Barcelona (català / castellano), Barcelona 2010, p. 152. 27 Josep Ramoneda, Prolog, w: Local, local! La ciutat que ve / La ciudad que viene, CCCB i Direcció de Comunicació de la Diputació de Barcelona (català / castellano), Barcelona 2010. 26 90 przyszłości nie będzie korespondowało z naszym dzisiejszym wyobrażeniem miejskości. Miasto zmieni swe oblicze. Kluczem jest dążenie do autonomii miast i indywidualnej wolności, by ocalić ducha miast. Stąd ważna tu rola Barcelony, która z jednej strony rozwija się w duchu metropolitarnej aglomeracji, ale z drugiej strony musi chronić odrębność i specyfikę. W tym pomyśle CCCB jest jeden ważny moment. Nie tylko idzie o zrównoważony rozwój metropolii, o czym mówią twórcy, ale idzie o lokalność. To jej siła jest w stanie wzmocnić metropolię. I chociaż twórcy wystawy nie rozwijają ideowo myślenia lokalnego, to jednak wydobywając specyfikę miejsca, niezauważenie natrafiają na jej wymowę i podskórną pracę. Stąd projekty CCCB są przesycone lokalnością. THE SEPARATE THINKING OF THE METROPOLIS. TRANSFORMATIONS OF CCCB’S CULTURAL PROJECTS The author deals with problems of the separate thinking of the metropolis. The metropolitan locality is defined by specific thinking, characteristic celebration of life, local pride, roots and at the same time by tolerance, openness and hospitality. This paper undertakes a concept of metropolitan locality that is presented in the cultural projects of Centre de Cultura Contemporània de Barcelona. The reflections are organized around two projects: Barcelona – València – Palma/Barcelona – Valencia – Palma. Una història de confluències i divergèncie/Una historia de confluencias y divergencias (2010) and Local, local! La ciutat que ve / La ciudad que viene (2010). The main idea expressed in the article concerns the necessity of local thinking in contemporary culture. Dr hab. Aleksandra KUNCE, prof. UŚ – zastępca dyrektora Instytutu Nauk o Kulturze i Studiów Interdyscyplinarnych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach e-mail: [email protected] 91 Ilona COPIK GENIUS LOCI JAKO FIGURA ANTROPOLOGICZNA – TRANSFORMACJE ZNACZENIOWE, KONTEKSTY INTERPRETACYJNE Genius loci jest jednym z terminów, które od jakiegoś czasu budzą szerokie zainteresowanie zarówno na gruncie badawczym, jak i w różnych obszarach życia społecznego. Z entuzjazmem odnoszą się do niego nie tylko naukowcy - specjaliści różnych dziedzin, ale samorządy lokalne, instytucje państwowe i organizacje pożytku publicznego, przedstawiciele środowisk artystycznych, także reprezentanci sektora usług w zakresie zagospodarowywania i urządzania przestrzeni. Moda na genius loci nie przemija, duchowego wymiaru przestrzeni gotowi są poszukiwać w danych miejscach mieszkańcy i turyści, humaniści i inżynierowie, władze miejscowe i zwykli ludzie. Popularność samego pojęcia, co ciekawe, idzie w parze z jego nieprzejrzystością semantyczną. Genius loci, choć niezaprzeczalnie immanentnie związany z przestrzenią, jest formą pojemną, mieszczącą wiele znaczeń. Po pierwsze więc, pojmowany jest jako figura stylistyczna – środek poetyckiego wyrazu, aura, klimat - bliżej nieokreślony typ impresji wywieranej przez niektóre miejsca lub też bardziej radykalnie jako antropomorficzny duch – wyimaginowany partner dialogu, jaki może nawiązać się pomiędzy miejscem i człowiekiem. Po wtóre, interpretuje się go jako przedkulturową modalność miejsca, związaną z naturalnymi cechami krajobrazu, domagającą się respektu w procesie zagospodarowywania określonego terenu przez człowieka. Wreszcie współcześnie, coraz częściej, traktowany jest on jako zespół wyrazistych cech definiowanych w kategoriach tak zwanej „estetyki przestrzeni”, wyróżniający pozytywnie dane miejsce wśród innych albo też wprost jako przyciągający uwagę konsumenta emblemat - identyfikator określonego produktu komercyjnego1. 1 Wiele współczesnych firm umieszcza w swoim logo termin genius loci. Wykorzystując znaczenie słownikowe tego pojęcia, czerpią one inspiracje z przestrzeni i historii, jednak cel działalności jest w ich wypadku jednoznaczny: oferują po prostu towary na sprzedaż. Zob. np.: http://www.geniusloci.net.pl; http://gl-architekci.pl; http://geniusloci.co. (22.04. 2013 r.). 92 Już ten pobieżny przegląd możliwości dzisiejszego operowania terminem uświadamia, iż genius loci charakteryzuje dynamika i można rzec, iż pojęcie to przechodzi ewolucję na naszych oczach. Czym jednak genius jako figura antropologiczna jest w swej istocie? Zjawiskiem kulturowym, pod którym skrywają się nostalgiczne asocjacje dotyczące miejsca, tak chętnie artykułowane w różnych dziedzinach sztuki, a następnie translokowane w procesach komunikacji2 czy też w świetle najnowszych publikacji można przyznać temu pojęciu status naukowy? Dostrzegalne w płaszczyźnie społecznej zainteresowanie geniuszem należy interpretować jako wyraz tęsknoty ponowoczesnego człowieka za utraconą wraz z tradycyjną kulturą duchowością, transcendencją czy raczej wynika ono z określonej koniunktury na klarowne miejsca – produkty turystyczne? Jaka wreszcie rysuje się przyszłość dla genius loci: czy w kulturze technologicznej czeka go unicestwienie czy przeciwnie, stanowić może remedium w walce o ocalenie miejsc antropologicznych, a może ma szansę transmutować się w jakąś inną formę wyrażającą relacje człowieka z przestrzenią ? Historia pojęcia Genius loci swym rodowodem sięga czasów antycznych. U zarania konstytuuje go podstawowa dla starożytnych teza o istnieniu prymarnej analogii pomiędzy człowiekiem i miejscem, która wynika z faktu ich przynależności do uniwersum natury. To środowisko przyrodnicze jest zatem początkową siędzibą ducha miejsca – obrońcy i strażnika jednocześnie, który lewitując władczo, w co wierzyli Rzymianie, nad jakimś terytorium nadaje mu specyficzne, jemu tylko właściwe cechy. Opiekuńczego ducha, jak można sądzić, odpowiednika późniejszych chrześcijańskich patronów – aniołów stróżów, myśl antyczna umieszczała zresztą przy każdym człowieku z osobna, ponieważ dla człowieka religijnego każda forma życia ziemskiego miała sens o tyle, o ile istniała w wymiarze transcendentnym. Zgodnie z tym wierzono, iż genius – duchowy protektor towarzyszy każdemu mężczyźnie od narodzin do śmierci, każdej kobiecie nato2 O relacjach między miastem jako rodzajem miejsca a sztuką, które wykraczają poza praktyki reprezentacji zob. E. Rewers: Wprowadzenie do: Miasto w sztuce – sztuka miasta red. tejże, Kraków 2010, s. 5 -14. 93 miast na podobnych zasadach patronuje Junona. Ten spirytualny wymiar istnienia przenoszono na miejsca – ludzkie środowiska, którym patronowały lary i penaty - bóstwa opiekuńcze domu i domowego ogniska3. Opiekę duchów rozumieli Rzymianie nie tylko jako konieczny warunek zamieszkiwania, ale w ogóle korelacji z miejscami, dlatego czcili rozmaite bóstwa, odpowiadające różnym rodzajom przestrzeni: prywatnej i publicznej, morskiej i lądowej, miejskiej agorze i całemu państwu, drodze i rozstajom. Sfera sacrum obejmowała przy tym zarówno miejsca „swoje”, jak i „obce”, bowiem także na terenach kolonizowanych zdobywcy oddawali cześć lokalnym patronom. Genius jako strażnik, opiekun, protektor uosabia nie tylko władzę i pieczę nad jakimś miejscem; od początku ściśle osadzony jest w historii. Lary rzymskie czczone jako bóstwa opiekuńcze były przecież duchami zmarłych przodków. To znaczenie: ducha przeszłości i tradycji wespół z unikatowością, przypisywaną miejscom nawiedzanym przez określone sacrum oraz niematerialnością właściwą istotom nie z tej ziemi, zaczyna formować tworzącą się stopniowo w ciągu wieków metaforę genius loci. W toku dziejów metafora podlega przeobrażeniom. Pierwszym etapem tego procesu jest antropomorfizacja krajobrazów, miejsc, przestrzeni. Początkowo każde bez wyjątku miejsce, w którym żyje i gospodaruje człowiek, obdarzone jest asekurującą siłą ducha, który nadaje mu jednocześnie niepowtarzalny, jemu tylko właściwy charakter. Wergiliusz w Eneidzie pisze, iż nie ma miejsca bez geniusza, który chroni je i czyni jednocześnie świętym4. Stopniowo jednak anioł staje się symbolem miejsc wybranych: unikatowych, wyjątkowych, obdarzonych specjalnymi walorami estetycznymi. Miejsca te włączone w nurt reprezentacji, jako dzieła artystyczne, zaczynają być opisywane za pośrednictwem kategorii takich jak: „specyficzna aura”, „atmosfera”, „tajemniczy klimat”. Animacje geniusza w sztuce, co charakterystyczne, realizowały się w ciągu wieków głównie w idei miasta. Wyobraźnię dziewiętnastowiecznych podróżników pobudzało w tym względzie zwłaszcza południe Europy; stąd najczęściej przywoływane w literaturze i malarstwie są słoneczne miasta Italii: Rzym, Neapol, Florencja, Wenecja, które do dziś zachwycają zarówno urodą 3 4 Zob.: E. Rewers: Od miejskiego genius loci do miejskich oligopticonów, w: Fenomen genius loci. Tożsamość miejsca w kontekście historycznym i współczesnym, red. B. Gutowski, Warszawa 2009, s. 16 -17. P. Ciriello: Przedmowa do: Genius loci – mappa della ricerca, mapa badań, research map, Napoli, Katowice 2010, s. 18. 94 krajobrazu, kunsztem architektury, dorobkiem naukowym i artystycznym swoich mieszkańców, dostarczając jednocześnie, jak pisze Stanisław Grzybowski, „wzorców miejskiej kultury literackiej, artystycznej, politycznej, społecznej”5. Ale przecież osobliwych, wyjątkowych miast/miejsc, które znalazły swoje odzwierciedlenie w literaturze (czy też dzięki literaturze zyskały swój niezapomniany kształt?) jest dużo więcej. Ich wizerunki tworzą kanony dziewiętnasto i dwudziestowiecznej miejskości, by wspomnieć tylko Dublin Joyce’a, Combray Prousta, Paryż Hugo. Mniej oczywiste i nie tak jednoznacznie pozytywne na tym tle wydaje się inne znaczenie geniusza – także strażnika, jednak nie opiekuna, przyjaciela, lecz wartownika, który w tradycji przedstawiany był pod postacią węża. „Wąż symbolizuje chaos – pisał Mircea Eliade – to, co bezkształtne, nieujawnione. Obcięcie głowy węża jest równoznaczne z aktem stworzenia, z przejściem od wirtualnego i bezkształtnego do tego, co ukształtowane”6. W różnych kulturach spotkać można rozliczne, często przeciwstawne znaczenia tego symbolu, który określać może zarazem słońce i wodę, zniszczenie i odrodzenie, śmierć i nieśmiertelność i stanowi kwintesencję ambiwalencji. W dzisiejszej semantyce genius loci odnaleźć można rudymenty bezładu i bezkształtu - tego zapomnianego znaczenia węża – upadłego anioła, który patronuje wszelkim niejasnościom, zawiłościom i tajemnicom. Fascynacja miejscem, jaka ukrywa się pod figurą genius loci nie musi, a nawet nie powinna, zamykać się bowiem w afirmacji piękna materii, urody pejzażu czy w innych doznaniach estetycznych. Przypomina o tym wymownie Tadeusz Sławek, kiedy pisze: „Gdy mówimy o genius loci, usiłujemy przy pomocy tego terminu dotrzeć do przestrzeni nieuschematyzowanej, a zatem nieuporządkowanej (…) genius loci może przybrać formę (…) demonicznego wyzwania” 7 . Takie rozumienie geniusza bliskie jest, jak się wydaje, nie tylko współczesnym dyskursom naukowym, ale także chętnie dzisiaj podejmowanym społecznym projektom ochrony dziedzictwa kulturowego na obszarach historycznie trudnych, na przykład na dawnych pograniczach. Ich autorzy stawiają sobie za cel działalność kulturalną i edukacyjną, służącą budowaniu więzi z miejscem poprzez kształcenie rozumienia zawiłości kulturowych re5 6 7 S. Grzybowski: Trzynaście miast czyli antynomie kultury europejskiej, Wrocław 2000, s. 6. M. Eliade: Sacrum, mit, historia, Warszawa 1993, s. 80. T. Sławek: Miasto zapomniane przez Boga i ludzi. Fragment z Horacego, w: Genius loci. Studia o człowieku w przestrzeni, red. Z. Kadłubek, Katowice 2007, s. 88. 95 gionu. Często podejmują równocześnie trud budowania wspólnoty doświadczeń drogą pojednania jednostkowych pamięci wyzwolonych od przeszłych zależności8. Z jednej strony jest zatem genius loci metaforą uschematyzowaną i dość silnie skonwencjonalizowaną w kulturze – w postaci pozytywnego, czytelnego wizerunku jakiegoś miejsca, rezonującego tajemniczą wprawdzie, lecz dość racjonalnie zagospodarowywaną „aurą”. Z drugiej strony rysuje się wyraźnie jako trop szerszy, bardziej pojemny i otwarty semantycznie - patron miejsc pogmatwanych, niejednoznacznych, o mglistym i/lub trudnym do ustalenia znaczeniu z powodu zawiłej historii, położenia geofizycznego czy też skomplikowanych procesów społecznych występujących na danym terenie. W każdym z tych przypadków można go traktować dwojako. Po pierwsze więc, jako przynależnego do samego miejsca, stanowiącego zespół charakterystycznych jego cech - wówczas jawi się jako scena, otoczenie, pojemnik dla zdarzeń tego świata lub jako dekoracja, dołączony do reszty ornament. Można też przypisać go do wnętrza człowieka jako subiektywne narzędzie percepcji. Najciekawsze jednak wydaje się rozważanie genius loci w kategoriach relacji - współzależności podmiotowo/przedmiotowej. Nie jest on wtedy ani wyłącznie treścią świata, ani immanentnym składnikiem ludzkiego umysłu, lecz sytuuje się w strefie „pomiędzy”, jak pisze Tadeusz Sławek: „między miejscem a spoglądającym na nie człowiekiem”9. Jeśli zaś mowa o relacji, na inny jeszcze, równie istotny sens metafory geniusza, zwraca uwagę Ewa Rewers: „Biblijna opowieść o wygnaniu z raju połączyła zarazem i rozdzieliła aksjologicznie obu – anioła i węża – czyniąc ich strażnikami szczęśliwego, a utraconego miejsca pierwotnej harmonii między człowiekiem i przyrodą, a także oddzielonej od wiedzy niewinności”10. Zgodnie z powyższym w tym, co nazywamy „duchowością przestrzeni” mieści się wzajemny stosunek pomiędzy naturą i kulturą, historia procesu zasiedlania świata przez ludzi, a także, w dalszym planie, ambiwalentne znaczenie dziejowe procesów nowoczesności. 8 9 10 Interesujące wydają się na przykład inicjatywy stowarzyszenia lokalnego w Rudzie Śląskiej, które swoją nazwą: Genius loci - duch miejsca autoryzuje działania skierowane na ochronę, dokumentację, promocję lokalnego i regionalnego dziedzictwa kulturowego Górnego Śląska. Zob. http://www.geniusloci.com.pl/ wordpress/?cat=7 (22. 04.2013 r.). T. Sławek: Genius loci jako doświadczenie. Prolegomena, w: Genius loci. Studia o człowieku…, s. 15. E. Rewers: Od miejskiego genius loci…, s. 21. 96 Wyobraźnia antropocentryczna a genius loci Koneksje człowieka i przestrzeni mają, jak wiadomo, w antropologii tradycyjnej znaczenie rudymentarne. Kluczowa jest tu relacja z miejscem, jaką nawiązywały społeczeństwa pierwotne, podejmując trud zasiedlania nowego terenu w procesie budowania „swojego świata”. Opanowanie jakiegoś obszaru zawsze związane było z wykonaniem gestu konsekracji, będącego symbolicznym powtórzeniem boskiego dzieła kosmogonii. Czynność ta miała, po pierwsze - obezwładnić siły chaosu przez człowieka, który bezładowi nadaje konstruktywny własny porządek, po wtóre - zapewnić pozytywny kontakt z transcendencją. Podstawą nawiązania relacji z miejscem było fundamentalne przekonanie, iż człowiek może żyć jedynie w świecie świętym, i to nie tylko dlatego, iż zapewniałby mu on opiekę boską, lecz dlatego, że „tylko taki świat ma udział w bycie”, tylko taki świat „istnieje naprawdę”11. Adaptując przestrzeń do własnych potrzeb, człowiek respektował zatem istnienie na danym terenie osobowo pojmowanego ducha miejsca. Społeczności pierwotne, o czym pisał Eliade, na całym świecie budowały swe siedliska w podobny sposób. Wznosiły symboliczną kolumnę świata, łączącą ziemię i podziemia z niebem kosmiczną oś, zwaną axis mundi, która w wymiarze wertykalnym zapewniała kontakt z transcendencją, horyzontalnie zaś wyznaczała w społecznym imago mundi środek oswojonego „naszego świata”. Teoria antropocentryczna, powołując się na prasymbole, początkiem wszelkich relacji z miejscem czyni człowieka, a dokładniej ludzkie ciało. Yi – Fu Tuan przykładowo pisze tak: „Człowiek jest miarą (…), ludzkie ciało jest miarą kierunków, położenia, odległości”, podobnie w fenomenologii Maurice Merleau-Ponty’ego – początkiem percepcji jest położenie człowieka, które wyznacza uniwersalne konfiguracje postrzegania12. Sytuując siebie pośrodku, człowiek, jak kwakiutlański neofita, wołający „Jestem w środku świata!”, obejmuje wzrokiem świat aż po horyzont i cieszy się spokojem wynikającym z faktu, iż wie, że przejmuje kontrolę, nadaje ton otaczającej go rzeczywistości. To w tym geście homo microcosmus ustanawia swoją centralną pozycję wśród istot żyjących. Także w wyniku tego właśnie kreatywnego aktu duch 11 12 M. Eliade: Sacrum, mit…, s. 87. Maurice Merleau-Ponty: Fenomenologia percepcji, Warszawa 2001. 97 miejsca oderwie się od swojego macierzystego środowiska – świata natury i stanie się komponentem kultury. Niemniej jednak, nie jest przypadkiem, iż kardynalny dla pierwotnych relacji człowiek/miejsce punkt, punkt centralny - zarazem uświęcony i nawiedzony specjalnym rodzajem duchowej atmosfery, myśl antropogeniczna umieszcza tam, gdzie przychodzimy na świat, w miejscu urodzenia, gdzie stawiamy pierwsze kroki i dorastamy. Dom stanowi pierwszy, najbliższy krąg przestrzenny człowieka, zarazem ośrodek najważniejszych egzystencjalnych wartości, dlatego też jest najbardziej nacechowany emocjonalnie. To wokół domu, w rytmiczności rutynowych czynności, skupiają się wiodące praktyki kulturowe, to tutaj krystalizuje się sens życia. Nie dziwi zatem przekonanie, iż genius loci, łączący duchowość i przyziemność, prostotę i zagmatwanie, oczywistość rzeczy wielkich i urodę szczegółu, objawia się właśnie w tej najważniejszej ludzkiej relacji. Obejmuje ona w pierwszym rzędzie człowieka i dom, dalej roztacza się: na otoczenie, środowisko lokalne, „małą ojczyznę”. Strony rodzinne tradycyjnie zresztą należą do przestrzeni sakralizowanych, o czym opowiadają dawne mity o terra mater, według których to ziemia rodzi ludzi, dzięki czemu łączy ich z nią afektywna, mistyczna, wiekuista więź. Teorie umieszczające człowieka w środku świata łączy myśl o organicznym, uniwersalnym przymierzu istniejącym między podmiotem a miejscem. Nie jest to jednak pakt całkowicie bezstronny. Emancypującemu się człowiekowi przyświecać bowiem będzie ponętna myśl, by grać pierwsze skrzypce i przejąć wszechświat razem ze wszystkimi stworzeniami i duchami w posiadanie. Racjonalizując w toku procesów nowoczesności swe myśli o świecie, utraci tym samym transcendentny wymiar geniusza, sprowadzając jego znaczenie do występujących w miejscu osobliwych, niepowszednich cech. Fenomenologia ducha Nie można jednak zapominać, że poczucie sensu istnienia, jakie mieści się w genius loci odnajdywanym na niwie centralnie ulokowanej kultury, nie wyczerpuje bynajmniej złożoności zagadnienia. Równie zasadna wydaje się inna wykładnia, o której przypomina Zbigniew Kadłubek: „Epifania geniusza miejsca (…) jest totalnością całkowicie nieuwarunkowanego myślenia 98 całości bycia, całości świata; ma charakter holistyczny”13. A w innym miejscu: „Genius loci w czuły sposób zachęca do uznania faktu, że człowiek jest częścią świata i ważnym skrzyżowaniem linii wszystkiego, co żyło, żyje i jeszcze się narodzi, zasieje, rozpleni”14. Kontemplacja ducha zasadza się tu na odczytywaniu rozgrywającego się w naturze misterium życia. W tym sensie przypomina znane z tradycji procedery tropienia hierofanii w świecie przez człowieka religijnego, który pragnął dotrzeć do różnych modalności sacrum i czynił to nie tylko przecież po to, by tworzyć własną kulturę według świętego wzorca, ale po to, by po prostu uczestniczyć w transcendencji. Jak się wydaje, epifania ducha w świecie ma jednak w tym przypadku niewiele wspólnego z ontologią naturalistyczną, jaką znamy z myśli dziewiętnastowiecznej. Tam uzasadnienie wszystkich zjawisk świata mieściło się w działaniu praw przyrody pojmowanej materialistycznie. Z podobnym podejściem koresponduje na przykład obecna w filozofii Wschodu formuła krajobrazu przyrodniczego – wartości samej w sobie, dostępnej na drodze estetycznej kontemplacji. Ten typ refleksji wpisuje człowieka – istotę podobną do innych stworzeń ziemskich - w naturalny rytm przyrody, w którym może on zrealizować jednak co najwyżej, drogą medytacji, potrzebę osiągania harmonii ze światem. Realizacją marzeń o tej idealnej symetrii są obdarzone znaczeniem kosmologicznym kompozycje miniaturowych ogródków, popularne w Chinach od mniej więcej XVII wieku, w których komponentami są symbole wszechświata: góra, grota, drzewo, woda czy też ich pomniejszone wersje: misy, w których „ nasycona wonnościami woda przedstawiała morze, a stercząca przykrywa- górę” 15 , powtarzające jednak ten sam schemat świata w miniaturze - krajobraz idealny, pełen sił mistycznych, archaiczna konfiguracja kosmiczna. W fenomenologii ducha idzie jednak o inną interpretację rzeczywistości, taką mianowicie jakiej niegdyś dokonywał człowiek religijny: kamień i drzewo nie są święte dlatego, że są kamieniem i drzewem, ale dlatego, że wyrażają coś, co je zdecydowanie „przerasta”, że duchowość, nadrealność definiują ich prawdziwą treść16. Genius loci odwołuje się zatem do natury, kompleksowego, żywego organizmu, którego doskonałość wynika z tajemniczego Z. Kadłubek: Esej o geniuszu miejsca z Rzymem w tle, w: Genius loci. Studia o człowieku…, s. 51. Tamże, s. 48. 15 M. Eliade: Sacrum…, s.154. 16 Tamże, s.125 – 126. 13 14 99 gestu stworzenia, jednak w istocie kryje się pod nim coś więcej niż tylko wyczuwalna analogia przyrody i ludzkiego życia. Duch jest patronem, jak określa to Kadłubek, „więzi z Byciem”. To dlatego w nim czy też poprzez niego człowiek po heideggerowsku szuka w świecie miejsca dla siebie, odnajdując w tym procesie głębszy, egzystencjalny sens. Owo zanurzenie w życiu oznacza, iż za pośrednictwem geniusza miejsca w sposób ezoteryczny ujawnia się w danej przestrzeni zarówno atawistyczna siła natury, przypominająca o naszej przynależności do wykraczającego poza epistemologię uniwersum, jak i dorobek ludzkich rąk, świadczący o naszych poprzednikach, wszystkich tych, którzy byli tu wcześniej, a których historia wyryła się trwale w materii świata. W tym ujęciu genius loci istnieje niejako samoistnie, niezależnie od człowieka; przerasta go na tyle, iż nie może on go po prostu zniszczyć. Żywotna, bujna energia ducha ma niezwykłą wprost moc odtwarzania się. Dlatego nawet miasta, które dotknęły tragedie wojny i wypędzeń, takie jak Wrocław, nie ulegają całkowitej zagładzie, lecz zatrzymują potęgę widmowej namiętności, pozwalającą obecnym autochtonom „być tym placem”, „odkrywać sojusz miejsca i rytm własnego serca”17. Anioł miejsca, jako siła ponadludzka, domaga się tym samym koniecznego respektu, o czym przekonywał, adaptując metaforę na grunt architektury Christian Norberg Schulz. Zgodnie z jego klasycznym już dzisiaj dziełem18, warunkiem powodzenia w procesie urządzania przez człowieka miejsc, w których będzie on mógł żyć, jest wsłuchiwanie się w głos prominentnego i pierwotnego zarazem gospodarza danego lokum – geniusza miejsca. Cały wywód autora, w którym w fascynujący sposób ujawnił, jak dzieła architektury i szerzej kultury konfigurują miejsce i tożsamość jego mieszkańców, oparty jest na przekonaniu, iż człowiek w toku tradycji wytwarza znaczenia, jednak nie imaginuje ich w próżni. Wszystko, co jest stworzone przez ludzi, jak dowodził badacz, istniało już wcześniej w świecie, a zapisane jest w znakach natury i w symbolach kulturowych. Tym samym nawiązał do myśli filozoficznej Martina Heideggera, według której „być na ziemi oznacza być pod niebem”19. U Schulza fenomen jakim jest genius loci, dostępny jest spojrzeniu, które absorbuje świat na zasadzie gry wrażeń, ulotności przebłysków pod pos17 18 19 Z. Kadłubek: Esej o geniuszu miejsca…, s. 57. Ch. N. Schulz: Genius Loci: Towards a Phenomenology of Architecture, Rizzoli 1979. Tamże, s. 165. 100 tacią światła, które przenika do wnętrza świątyni, podkreślając jej kosmiczną strukturę, wzgórz, widocznych w prześwicie pomiędzy budynkami, na horyzoncie, kontrastujących z barwą południowego nieba. Jednak błędem byłoby redukowanie tych impresji do satysfakcji estetycznych. Jeśli bowiem mówimy o genius loci, nawet pozostając na gruncie fenomenologii, mamy na myśli złożoność zagadnienia wykraczającą poza powierzchowne relacje. Musimy zatem przyjąć, za Tadeuszem Sławkiem, iż nie to jest istotne, że miejsce roztacza swój powab, urzeka mnie, także nie to, że w efekcie jawi się ono jako dostępne konceptualizacji zgodnie z moją wolą. Ważne jest raczej to, że miejsce jest fenomenem, który mnie pokonuje i deklasuje moje zapędy kategoryzowania, że emanuje z niego nieprzystępność i złowieszczość20. Idzie tu w istocie o czynniki ludzkie: historię, tradycję, skomplikowane procesy kulturowe i nieludzkie: przyrodzoną dzikość i grozę świata, który zawsze radykalnie nie przystaje do moich narzędzi poznawczych, ujawnia moją bezsilność i poddaje w wątpliwość możliwość opisu w ogóle. Genius bez lokum? Aby uczestniczyć w doświadczeniu genius loci, chcąc nie chcąc, należałoby poddać je zatem praktykom dekonstrukcji. Po pierwsze, należy bowiem uznać, iż to nie przestrzeń antropologiczna jest wyłączną i bezwzględną areną ducha, po wtóre, percypowanie na zasadzie kumulowania myśli i wrażeń, które ma zapewnić wgląd w naturę świata nie wystarcza. Genius jawi się tym samym już nie tylko jako figura pełna ambiwalencji, ale jako osobliwość złożona z paradoksów, uwidaczniających się w przeciwieństwach, takich chociażby jak: codzienne/unikatowe, kulturowe/dzikie, urokliwe/pełne grozy, poznawalne/nieprzystępne. Przestrzeń opatrzona taką charakterystyką zmusza człowieka do gruntownego przemyślenia pojęć „myślenie” i „widzenie”, do zaangażowania intuicji jako narzędzia poznania oraz wyrażenia zgody na fakt, iż miejsce jest zawsze odmienne od ludzkich względem niego oczekiwań, zaś nasza wiedza o nim z konieczności musi zostać niepełna21. 20 21 Zob.: T. Sławek: Bowman, opodal farmy Chapmana, nad Bear River piaszczysta wyspa na Dunaju niedaleko Bratysławy, w: Genius loci. Studia o człowieku…, zwłaszcza s. 137 – 141. Tamże, s. 144. 101 Zdekonstruować miejsce znaczy więc w pierwszym rzędzie zaprzestać traktowania go jako foremnego, poddającego się zabiegom klasyfikowania i archiwizowania kompletnego bytu. Tadeusz Rachwał pisze: „miejsce (…) jest zawsze już nie na miejscu”22, co należałoby rozumieć, iż nigdy nie jest ono stabilne i skończone, lecz zawsze odsyła do czegoś innego, mieszczącego się poza aktualną wiedzą, topograficzną orientacją, bezpieczną swojskością. Cytując Jacquesa Derridę, stwierdza dalej, iż miejsca, podobnie jak książki autora O gramatologii, charakteryzują się geometrią, w której nie ma takich konwencjonalnych pojęć jak: „środek” i „centrum”, zamiast nich jest dezorientujący labirynt. W ten sposób miejsce jest „skierowane na zewnątrz”, jego istotą jest „wychodzenie ku temu, co być powinno”, ruch w kierunku nieobecnej przyszłości, zmiany, doskonałości. Genius loci jako duch „odmiejscawiania miejsca” jest tu metaforą sposobu myślenia o świecie, który wzbudza „zaniepokojenie” i „zastanowienie”23. Gest dekonstrukcji odsłaniać ma więc w miejscu nieczytelne obrzeża zamiast oczywistych i rzucających się w oczy punktów centralnych, kierować uwagę na marginesy, suburbia, obszary „obcego”. Zdaniem Tadeusza Sławka dostrzeganie „inności” w obrębie „swojskości” ma tutaj kluczowe znaczenie. Rytmiczność codziennych praktyk w obrębie antropologicznej przestrzeni własnej utwierdza bowiem człowieka w mylnym przekonaniu, iż oto posiadł on „całą” wiedzę o „swoim”, gdy tymczasem tak naprawdę nie wie nic lub bardzo mało. Konieczne jest zatem wyzbycie się ścisłej przyległości do miejsca, a co za tym idzie oddalenie od domu. „Genius loci jest tą siłą, która nie dopuszcza do tego, aby miejsce zostało całkowicie i bez reszty „umiejscowione”, aby było wyłącznie „miejscowe” i „na miejscu”; jest otwarciem miejsca na świat”24. Dlatego właśnie namysł nad światem inspirowany przez genius loci niesie z sobą, jak określa to autor: „głęboki kryzys poczucia zadomowienia”, a „duch miejsca wy – miejscawia”25. Jak widać, „stabilitas jest wroga geniuszowi”, „odgradza go od świa26 ta” . A skoro tak, musimy przyjąć, iż anioł miejsca jest stanem świadomości, jaką zyskujemy nie zamieszkując po prostu, a raczej będąc w ruchu, wędrując. 22 23 24 25 26 T. Rachwał: O powinności miejsc, w: Genius loci. Studia o człowieku…, s. 65. Tamże, s. 64 – 65. T. Sławek: Vedi Napoli, e poi muori! Neapol i genius loci, w: Genius loci. Studia o człowieku …, s. 85. Tenże: Bowman, opodal farmy Chapmana…, s. 132. Z. Kadłubek: Esej o geniuszu…, s. 50. 102 Zgodnie z powyższym można by powiedzieć, że w sposób najbardziej oczywisty daje się genius poznać wszystkim tym, którzy miejsce z różnych przyczyn opuszczają, rozmyślnie lub bezwiednie się z niego wyłączają - emigrantom, banitom, outsiderom. Z pewnością tak właśnie jest, czego dowodem jest szeroko reprezentowana w literaturze twórczość emigracyjna, w której utracone miejsce odzyskiwane na powrót w przestrzeni tekstu, dzięki namiętności wynikłej z tęsknoty, zyskuje bardziej wyraziste, pełniejsze, a czasem imponująco przebudowane kształty. Trzeba jednak zaznaczyć, iż opis świata, jakiego oczekiwalibyśmy, patrząc przez okulary genius loci, nie może mieć nic wspólnego z chwytającą za serce nostalgią zamkniętą w określonej, zastygłej formie, ponieważ, jak wiadomo, geniusz nie jest wybranym, raz na zawsze ustalonym pejzażem. Faktycznie istotą tego, co nazywamy aniołem miejsca, nie jest wszakże fizyczne oddalenie, wywołujące określone stany emocjonalne, a raczej przeżycia i doznania, jakie towarzyszą relacjom człowieka z miejscem w określonym „tu i teraz”. Miarą tych doświadczeń jest zaś suwerenność i nieskrępowanie myśli. Mówiąc inaczej, nie idzie więc o to, by podróżować, a już na pewno nie o to, by zbierać kolekcjonerskie zapasy miłych obrazów z punktów widokowych czy zachować neutralną pozę turysty, którego zadowalają banalne pamiątki i którego nie dotyczą lokalne problemy. Idzie o to, by refleksyjnie zagłębić się w miejsce, poznać je gruntownie, a nie tylko z góry, przeniknąć to, co nieoczywiste, co niekoniecznie rzuca się w oczy, polemicznie odnieść się do jego bieżących spraw - co jednak jest cechą zamieszkiwania, nie zaś orientowania się w przestrzeni lub zwiedzania. Kiedy Tadeusz Sławek pisze, iż „tylko spoza „miejsca” odsłania się jego geniusz”27, należy to być może rozumieć tak, iż, aby zaznać mocy ducha, trzeba świadomie oddalić się, pozostając jednocześnie we własnym domu, w jego wnętrzu poczuć się jak gość, być w pewnym sensie „obcym” we „własnej” wspólnocie lub spojrzeć na „swoje” miasto oczami przybysza, nie zadowalając się jednym, ustalonym kiedyś wizerunkiem. Oddalenie nie jest tu rozumiane jako fizyczna odległość, a raczej jako dystans egzystencjalny (nie dystans - chłód emocjonalny!), sposób bycia, któremu patronuje myśl, iż ludzka wiedza o miejscu z konieczności zawsze będzie niepełna, dlatego war27 T. Sławek: Miasto zapomniane przez Boga i ludzi…, s. 80. 103 to pozostawić w tej relacji margines wolności, puste, potencjalne miejsce dla nowych, bezimiennych jeszcze treści. Tę wzajemną współzależność określić można również tak: zamieszkiwać nie mieszkając, być bezdomnym, mając dom, zachować podniosłą niezależność myślenia w familiarności codziennego, rutynowego obrządku. Dekonstrukcja miejsca pociąga za sobą zasadniczą zmianę w kwestii tożsamości, której nie może już po prostu ustanowić kompletny i relacyjny punkt, gdyż ten, jak wiadomo, nie istnieje, lecz dynamika, ruch, otwarcie się na inność, a nawet obcość umiejscowioną w ramie własnego „ja”. Odkryć w sobie „innego” oznacza przy tym nie tylko empatycznie wczuć się w sytuację drugiego człowieka, mieszkańca przeciwnego skraju miasta, sąsiada przybyłego niegdyś z daleka albo też dawnego autochtona, być może mówiącego niezrozumiałym językiem. Konieczne jest uznanie faktu, iż miejsce razem ze swoją historią, wpisaną weń naturą i kulturą, radykalnie bierze górę nade mną, pokonuje mnie, nie umniejszając jednak wcale moich kreatywno – koncepcyjnych możliwości. Można też nazwać tytaniczne właściwości przestrzeni „wezwaniem”, które płynie ze strony miejsca w kierunku zamieszkującego je człowieka i odmienia go w kogoś innego, bardziej wrażliwego na otaczający świat, gotowego odkrywać jego złożone treści. Tylko w taki sposób człowiek ma szansę odzyskać swoją tożsamość, a miejsce może stać się czymś więcej niż tylko adresem zamieszkania. Duch ukryty w „warstwach” kultury Problem tożsamości wiąże się z dziedziną ducha miejsca w sposób oczywisty, ponieważ tak samo dotyczy relacji człowieka z miejscem. Współcześnie obydwa wątki z konieczności należy rozpatrywać w kontekście ponowoczesnej utraty miejsc antropologicznych, symbolicznych punktów identyfikacji, zmieniających się w przestrzenie tranzytowe, tymczasowe, instrumentalne – słowem „nie – miejsca”, jak nazywa je Marc Auge28 oraz na tle kryzysu tożsamości, która coraz częściej jawi się nie jako przynależność do kogoś i czegoś, lecz jako niezlokalizowany konkretnie „problem”, „zadanie do wyko28 Zob.: M. Augé: Nie – miejsca. Wprowadzenie do antropologii hipernowoczesności, Warszawa 2010, s. 51 – 80. 104 nania”29. Swoistym panaceum na egzystencjalne bolączki człowieka dwudziestego pierwszego wieku są identyfikacje odnajdywane na gruncie kultur regionalnych i lokalnych. Aktywność orędowników wskrzeszania tych tożsamości koncentruje się na działaniach mających na celu na powrót przywrócić więzy człowieka z bliską przestrzenią. Aby jednak dokonać tego w zgodzie z genius loci, należy spełniać pewne konieczne warunki. Wszelkim działaniom proregionalnym i prolokalnym towarzyszyć musi w szczególności refleksja o uwolnieniu się od pokus dominacji i świadomość, że potencjalny nowy porządek nie może być miejscu narzucany i utrzymywany przemocą. Miejsce bowiem nie jest niczyją własnością, tak samo, jak nie jest stabilną, trwałą, ustaloną formą. Gdyby traktować geniusza jako nieprzemijalną cechę miejsca, konstytuującą stały jego wizerunek, musielibyśmy zgodzić się na funkcjonowanie ducha jako co najwyżej narzędzia promocji danej miejscowości, zredukowanego do banału, wygodnego stereotypu, swojskiego produktu, jakim rozporządzają lokalni włodarze, by spełnić potrzeby konsumpcyjne turystów. Także zaborcze, konkwistadorskie aspiracje ery nowożytnej, prowadzące do jednoznacznego podporządkowania przestrzeni człowiekowi, są całkowicie obce formie myślenia, jaką jest genius loci, ponieważ jest on zasadniczo „przestrzenią niesystematyzowaną i nietematyzowalną”30. Niestety, nie zawsze pamiętają o tym autorzy projektów przebudowy współczesnych miast, w których postępujące procesy modyfikacji miejsca wciąż przypominają apodyktyczne gesty człowieka - demiurga śniącego sen o nowoczesności. Duch miejsca, o czym nie można zapominać, jakkolwiek bardzo współcześnie otwarty semantycznie i ujawniający się w każdorazowym „tu i teraz”, w istocie jest duchem przeszłości. Dlatego namysł nad geniuszem przypomina o potrzebie stanu świadomości, którą Paul Ricoeur nazwał „kulturą szacunku”, a która zasadza się na atencji dla historii; nie tyle dla faktów czy postaci historycznych, które miały wpływ na miejsce, ile dla całego konglomeratu kulturowych śladów pozostawionych przez minione stulecia, tworzących określony klimat i atmosferę. Co do atmosfery, to trzeba by pojmować ją tak, jak trafnie formułuje to Ilja Kabakow: „Kiedy mówimy o aurze miejsca, to mówimy nie tyle o specyficznych przedmiotach, budynkach czy historycz29 30 Zob.: Z. Bauman: Tożsamość. Rozmowy z Benedetto Vecchim, Gdańsk 2007. T. Sławek: Miasto zapomniane przez Boga…, s. 88. 105 nych zdarzeniach związanych z konkretnym miejscem(…). Mówimy raczej o licznych kulturowych „warstwach” skupionych w danym miejscu. Mówimy o odczuciu historycznej głębi, o nakładających się na siebie obrazach (…); mówimy o aktywizacji pamięci, która przesądza o wielowarstwowości i wielogłosowości miejsca”31. Jawi się zatem genius loci jako polifonia głosów rozbrzmiewających w miejscu, mozaika relacji, nie zaś wybrana partykularna zależność. Tworzy go w równej mierze indywidualizująca aktywność „ja”, co rozsądne współuczestnictwo w „my”. Definiowany jest w kategoriach ruchu i komunikacji. Jednak nie tej, do której dążą nowoczesne miasta, budując jak najszersze, przecinające na wskroś arterie, zapewniające tak zwaną „płynność ruchu”. Komunikacyjne właściwości ducha zasadzają się na jego zdolności do kumulowania i przekazywania znaczeń. Miejsce nawiedzone przez ducha jest bowiem „palimpsestem nakładanych na siebie elementów”, jest „dodawaniem” – „marmurowy liść na liściu”, „stal na stali”, „kamień, warstwa na warstwie”32. Sensu geniusza poszukiwać można w pokładach historycznie i synchronicznie formujących miejsce: w fakturze i kształcie dawnej i współczesnej materii, w uroku detali architektonicznych, w rozbłyskach światła, w idei sąsiedztwa i bliskości, ale także w rozmaitości polemicznie usposobionych języków. Genius loci, jak starano się wykazać, jest z jednej strony figurą antropologii, z drugiej zaś złożonym zjawiskiem we współczesnej kulturze, ukazującym problemy, jakie nurtują ponowoczesnego człowieka. Zarówno w pierwszym, jak i drugim wypadku jest jednak formą myślenia o miejscu, a właściwie głęboką refleksją o świecie i ludzkiej w nim obecności. W nauce jest także uczonym namysłem nad sposobami postrzegania w ogóle, a zatem jest metarefleksją. Jako taka rodzi się na gruncie nawarstwiania się znaczeń, w efekcie czego dane miejsce pozostaje ciągle jakby w ruchu, niekompletne i niedokończone. Ewa Rewers nazywa geniusza miejsca metaforą ontologiczną, która stanowi „jeden ze sposobów przystosowywania się języka pojęciowego do świata jeszcze niepoznanego lub takich jego aspektów, których cechą konstytutywną jest nieprzezroczystość, wieloznaczność, niepowtarzalność”33. Z kolei 31 32 33 I. Kabakow: Publiczny projekt albo duch miejsca, w: Miasto w sztuce…, s. 348. T. Sławek: Miasto. Próba zrozumienia, w: Tamże, s. 44. E. Rewers: Od miejskiego genius loci do miejskich oligopticonów…, s. 16. 106 Chaim Perelman funkcję ontologiczną metafor sprowadza do analogii, pisze tak: „Naukowiec (…), kiedy ma do czynienia z nową dziedziną dociekań (…) daje się prowadzić analogiom. Analogie te odgrywają przede wszystkim rolę heurystyczną – występują jako narzędzia wynalazczości dostarczające badaczowi hipotez, które ukierunkowują jego poszukiwania”34. Jak z tego wynika genius loci jest w dzisiejszej nauce skutecznym narzędziem poznawczym, można nawet uczynić krok dalej i zaryzykować twierdzenie, iż staje się także pojęciem naukowym w antropologii. Jego semantyka zdaje się bowiem krystalizować i dość konkretnie można go zdefiniować jako miejsce, w którym synchronicznie i diachronicznie, warstwowo układają się znaczenia. Tworzone i odkrywane zaś są na zasadzie równorzędności treści i pluralizmu form. W perspektywie pedagogiki miejsca Skoro jednak genius loci oprócz swego występowania na niwie nauki, jest jeszcze żywym i aktualnym zjawiskiem kulturowym, kojarzonym ze środowiskiem i tożsamością człowieka, powinien znaleźć swoje miejsce w dyskursach edukacji. Podjęcie wysiłku odczytywania piętrzących się w miejscu sensów wymaga bowiem przede wszystkim określonej wiedzy i umiejętności. Nie idzie tu wyłącznie o wyposażanie młodego człowieka w toku edukacji szkolnej w wiadomości historyczne, geograficzne, etnograficzne czy ekonomiczne na temat miasta, regionu, w którym żyje, lecz o transmisję sposobów, z pomocą których może udać się mu w przyszłości nawiązać bliskie, intymne relacje z przestrzenią, które jednocześnie opierać się będą na procesach mentalnych sięgających „w głąb”. Być może spontaniczny przekaz owych sposobów życia w miejscu, jaki zachodzi w toku socjalizacji i inkulturacji nie wystarcza już dzisiaj i ukierunkowana pedagogizacja, prowadzona nie tylko na płaszczyźnie szkoły, ale przy zaangażowaniu innych instytucji oraz sektora użyteczności publicznej, mogłaby się okazać niezbędna. Jak bowiem można sądzić, pozostawanie w duchowej łączności z miejscem wciąż jeszcze przekonuje współczesnych ludzi. Być może genius loci pożegluje kiedyś w stronę jeszcze bardziej zindywidualizowanych, ale też zredukowanych do skopiowanego obrazu, więzi z miejscem, zamkniętych w 34 Ch. Perelman: Analogia i metafora w nauce, poezji i filozofii, Pamiętnik Literacki LXII, z. 3, s. 250. 107 formule nowych technologii, w których treścią naszej metafory będzie oligopticon35? Jakkolwiek by było, pomimo obserwowalnych w dzisiejszych miastach radykalnych procesów rozmywania się idei miejskości w bezimiennych przestrzeniach urbanistycznych, o których pisze Ewa Rewers, pozbycie się aniołów miejsca, równoznaczne z wykorzenieniem, jest jednak sprawą jakiejś nieokreślonej i, miejmy nadzieję, niedosiężnej przyszłości. Przed pedagogiką miejsca rysuje się natomiast całkiem konkretne zadanie przygotowywania młodzieży do lokalizowania się w miejscu na nowych zasadach. Podstawową praktyką powinno być uczenie, w toku procesów wychowania i kształcenia, rozumnego patrzenia i konfigurowania składników tego świata bez inklinacji do podporządkowywania, zawłaszczania przestrzeni przez forsowanie jakiejś jej jedynej wizji. Spojrzenie to oczyszczone z miałkości łatwego stereotypu, za to pełne emocji, wiedzy o kulturze i historii, musi mieć ostrość przenikania taką, by pozwoliła dostrzec to, czego w miejscu jeszcze zwyczajnie nie ma, ale co rysuje się już jako potencjał dla przyszłych całkiem może innych treści. GENIUS LOCI AS AN ANTHROPOLOGICAL FIGURE. SEMANTIC TRANSFORMATIONS, INTERPRETIVE CONTEXTS The title of this article is the examination of the nature of genius loci phenomenon in culture as well as rethinking its status in contemporary anthropology. The subject of the analysis is the ambiguity of the concept, which functions as a multi-layered metaphor in both society and science and its dynamics and evolution on the basis of modernistic processes. The analysis aims to establish the importance of genius in relation to different research contexts. Dr Ilona Copik – Wydział Nauk Humanistyczno-Społecznych Gliwickiej Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości e-mail: [email protected] 35 Określenia oligopticon, które jest powołane w celu ożywienia uschematyzowanej metafory geniusza, a które wskazuje zarazem na istotę relacji człowieka i miejsca w kulturze obrazu, używa Ewa Rewers, zob.: Od miejskiego genius loci … 108 Joanna KUŹNICKA TRAJEKTORIE ORTEGIZMU W KULTURZE Zmienny charakter rzeczywistości - perspektywizm Kluczowym obszarem w rozumieniu kultury i antropologii jest dla Ortegi y Gasseta teoria perspektywizmu. Ta filozoficzna orientacja kształtuje się już między 1914 a 1917 rokiem, kiedy Ortega proponuje przełamanie tendencji idealizmu i realizmu, by w Medytacjach o Don Kichocie zaprezentować trzecią drogę - perspektywizm, który osiągnie formę dojrzałą w Zadaniach naszych czasów1. Poprzedzona została ona przejściem od lektur Renana i filozofii neokantyzmu do Bergsona, Nietzschego i Kierkegaarda. Ten ostatni również posługiwał się pojęciem rozumienia, widzenia, które jest perspektywicznie osadzone w pewnym kontekście. Rzeczywistość jest zmienna, a poznanie ludzkie jego zdaniem jest wybiórcze i zachodzi z określonego punktu widzenia – perspektywy, co ilustruje fragment z Medytacji o don Kichocie: „Ściśle rzecz biorąc, z perspektywy każdego miejsca, las stanowi pewną możliwość. Jest ścieżką, która moglibyśmy podążyć, by po kilku krokach trafić na źródło, którego lekki szum dochodzi do nas, jakby tłumiony ciszą. Las stanowi pewną sumę naszych możliwych czynów, które jednak – jeśli ich dokonamy – utracą swoją pierwotną wartość. Wszystko to czego doświadczamy w lesie bezpośrednio, stanowi jedynie pretekst do tego, aby cała reszta mogła pozostać w ukryciu i w oddaleniu.[…] Las zawsze jest nieco dalej niż my”2. Nasze życie to las. Las to perspektywa. Perspektywa to rzeczywistość. Kiedy znajdujemy się w danym punkcie, okoliczności będą zmieniały się w zależności od punktu, w którym jesteśmy. Punktu widzenia, myślenia, przeżywania, wartościowania oraz odpowiadającym im elementom rzeczy i rzeczywistości. Rzeczywistość to szeroka perspektywa, życie to sieć okoliczności. „Kiedy w końcu przekonamy 1 2 J. Sánchez Villáseñor, Pensamiento y trayectoria de José Ortega y Gasset, México 2007, s. 60. (wyd. I Mexico 1943). J. Ortega y Gasset, Medytacje o „Don Kichocie”, Warszawa 2008, s. 37. 109 się, ze bytem ostatecznym świata, nie jest materia, ani dusza, nie jest żadna określona rzecz, ale pewna perspektywa? Bóg jest perspektywą i hierarchią; błąd szatana był błędem perspektywy”3. Życie ludzkie, określone tu metaforą lasu, jest zbiorem możliwości, poprzez które w danym momencie konstruujemy rzeczywistość. „Perspektywa jest uporządkowaniem i formą w jakich przedstawia się oglądającemu rzeczywistość. Jeśli zmieni się punkt, który zajmuje obserwator, zmianie ulegnie również perspektywa” 4. W niezmierzonej perspektywie świata musimy dla naszej okoliczności znaleźć miejsce. Życie ludzkie jest ciągłym absorbowaniem owych okoliczności, które dla filozofa są drugą częścią naszego „Ja”. „Ten obszar rzeczywistości mnie otaczającej tworzy druga połowę mojej osoby: tylko przez nią mogę się spełnić i być całkowicie sobą. […] „Ja” jestem mną i moją okolicznością i jeśli jej nie ocalę, nie ocalę i siebie”( Yo soy yo y mi circunstancia, si no salvo a ella, no me salvo yo)5. W innych tłumaczeniach używa sie liczby mnogiej na określenie okoliczności „ ja to ja i moje okoliczności.” Tak czyni Krzysztof Polit w swej monografii Ortegi6, jak i Janusz Wojcieszak w tłumaczeniu Medytacji o „Don Kichocie”7. Jednakże sam filozof używa słowa okoliczność w liczbie pojedynczej lub mnogiej. Człowiek składa się zatem z „ja” i „mojego ja”, czyli „ja i okoliczności”. Okoliczności stają się drugą częścią osoby. Jarosław Gowin w książce Ortegiańska filozofia życia, interpretuje drugie „ja” jako „dynamiczną ciągłość aktów twórczych kierowanych przez człowieka ku światu, gwarantujących utrzymanie kontaktu z okolicznościami, natomiast pierwsze „ja” to osobowość we właściwym sensie, lecz nie osobowość preegzystująca na podobieństwo tego, co tradycyjnie ujmuje się jako dusza, ale tworząca się dopiero w toku ludzkiej działalności. Osobowość stanowi tedy rezultat przełamywania się ludzkich czynów w spowijającej człowieka warstwie okoliczności, jest powstającą w czasie wypadkową ludzkiej aktywności i wpływu zewnętrznego”8. Badacze napotykają wyraźnie trudności z określeniem tego Ortegiańskiego terminu. Świadczy o tym chociażby tok myślenia w podanym fragmencie z książki Krzysztofa Polita Kryzys cywilizacji Zachodu 3 4 5 6 7 8 Tamże, s. 21. J. Ortega y Gasset , Po co wracamy do filozofii, j. w., s. 120. Medytacje nad „Don Kichotem”, [w:] R. Gaj, Ortega y Gasset, j. w. , s. 213 oraz 43. K. Polit, Kryzys cywilizacji Zachodu w myśli Jose Ortegi y Gasseta, Lublin 2005, s. 43. J. Ortega y Gasset, Medytacje o „Don Kichocie”, przeł. Janusz Wojcieszak, Warszawa 2008., s. 17. J. Gowin, Ortegiańska filozofia życia, Znak, nr 8/9, s. 30. 110 w myśli José Ortegi y Gasseta: „A sam człowiek? Co pozostanie, kiedy pozbawimy go pamięci, intelektu, woli, charakteru, pragnień, wspomnień, pożądań, namiętności? Kiedy wszystko to zaliczymy do okoliczności, gdyż takie rozumienie tego terminu jest dopuszczalne w Ortegiańskiej filozofii. Okoliczności oznaczają tutaj nie tylko świat przyrody, nie tylko społeczeństwo, innych ludzi, kulturę, świat norm i wartości, zdobycze techniczne, ale również to, co tradycyjnie rozumiane było jako niezbywalny aspekt samego bytu ludzkiego. Tak czy inaczej, pozostaje nam owo „ja”, które w dodatku w centralnej fazie Ortegiańskiej filozofii pojawia się dwa razy: „ja to ja i moje okoliczności”. Podwójne użycie tego terminu świadczy o tym, że możemy tu mówić o podwójnym charakterze ludzkiej jaźni, a dokładnie o podwójnym jej dynamizmie9. Ortega neguje tradycyjne teorie filozoficzne, człowiek nie jest ciałem tak jak chciał tego naturalizm, ani nie jest świadomością - tak jak w idealizmie. Pełnią one rolę służebną wobec człowieka są środkami jakie napotyka „ja” w trakcie życia. W analizie pojęcia „okoliczności” Ryszard Gaj zwraca uwagę, że drogą dojścia, źródłem natchnienia dla myśliciela stał się krajobraz, który obserwował i który umieszczał w swoich licznych esejach. Drogą do zrozumienia filozofii perspektywizmu są właśnie opisy przyrody ilustrujące jego tezy. Oto kilka przykładów z Medytacji o „Don Kichocie”: „Moim naturalnym oknem na świat jest przełęcz Guadarramy albo pola Ontigoli. Ten wycinek otaczającej mnie rzeczywistości tworzy druga część mojej osoby: tylko dzięki niemu jestem pewną całością i mogę być w pełni sobą. Nauki biologiczne badają ostatnio organizm żywy jako całość złożoną z ciała i określonego środowiska: tak wiec proces życiowy nie polega jedynie na przystosowaniu ciała do środowiska, ale także na przystosowaniu środowiska do ciała. Ręka usiłuje dopasować się do danego przedmiotu, aby go dobrze uchwycić, ale jednocześnie i każdy przedmiot kryje już w sobie pewne podobieństwo do określonej ręki”10. Człowiek i byty niematerialne są w nieustannej kategorii relacji, w każdej rzeczy tkwi pełnia jej możliwości. Rzeczy same w sobie nie są bytem, ani życiem, stają się nimi dopiero w relacji do człowieka. Aby stały się życiem, muszą znaleźć się w obrębie czyjejś świadomości. Toteż dlatego, że nie mają bytu człowiek czuje się w nich zagubiony niczym rozbitek. Jego zadaniem jest 9 10 K. Polit, Kryzys cywilizacji Zachodu…, j. w., s. 44. J. Ortega y Gasset, Medytacje o „Don Kichocie”, j.w., s.22. 111 wymyślenie im bytu i podporządkowanie się rzeczom, bowiem przynależą one do jego okoliczności11. Ta możliwość – potencjalność rzeczy wchodzi w relacje z człowiekiem, który może ją twórczo wykorzystać, czyli ocalić. Celem pisania esejów czyni Ortega ocalanie rzeczywistości. Ocalając okoliczności, ocala siebie. „Ważne, aby podjęty temat wiązał się bezpośrednio z podstawowymi problemami nurtującymi ludzki umysł, z klasycznymi motywami ludzkich trosk i niepokojów. Skoro już zostanie w nie wpleciony, wówczas podlega przemienieniu, transubstancjacji, wybawieniu [salvatión]” 12. Warto zwrócić uwagę, że używane przez pisarza słowo salvatión oznacza w języku hiszpańskim: ocalenie, zbawienie, wyzwolenie, ratunek, a czasowniki salvar - ocalić, zbawić, ratować, ale także wchodzić w relacje. Kulturowa refleksja pisarza dotyczy pejzażu jako krajobrazu przyrodniczego, dzieł literackich, malarstwa, ale także i ludzkich niepokojów, które pod wpływem analizy ulegają transsubstancjacji czyli przemienieniu. Transubstancjacja - przemienienie, ocalenie okoliczności, które w ortegizmie oznaczają także kulturę, staje się sensem życia człowieka. Tytułowe Medytacje o „Don Kichocie” są pretekstem pisarza do głębokiej analizy kultury hiszpańskiej, kultury śródziemnomorskiej w jej zestawieniu z kulturą germańską, by w efekcie dojść do perspektywicznego pojmowania kultury, która jest dla człowieka. Filozofia człowieka to filozofia życia opierająca się na tezie „Ja jestem mną i moimi okolicznościami”. Życie ma charakter cykliczny jest ciągłym nawrotem salvationes , naszym zadaniem jest odkrywanie ich sensu dążenie do pełni znaczenia. Zwróćmy uwagę, że droga do odkrywania sensu ma w ortegizmie charakter projektu do spełnienia, jest otwarta, perspektywiczna. W Medytacjach podejmuje myśliciel rozważania na temat teorii literatury w szerokim kontekście kulturowym. Formą którą się posługuje są eseje, przepełnione intuicjonizmem i poetyckimi obrazami. Nie przeszkadza to jednak temu, że większość badaczy uznaje to dzieło (arcydzieło europejskiej eseistyki) za jego filozoficzne credo, zawierające zręby jego koncepcji filozoficznej perspektywizmu. 11 12 J. Ortega y Gasset, Wokół Galileusza, Warszawa 1993, s. 76. J. Ortega y Gasset, Medytacje o „Don Kichocie”, s. 6-7. 112 Perspektywiczne spojrzenie na kulturę Akt kulturowy jest czynem twórczym polegającym na wydobywaniu logosu z czegoś dotąd nieznaczącego (a-logicznego). Nasza wiedza dotycząca kultury jest schematyczna, abstrakcyjna w zestawieniu z naszym życiem spontanicznym. Zdaniem filozofa ten schematyzm osiągnięty przez kulturę, jest zwrotem i drogą do bezpośredniości, spontaniczności i witalizmu. Mamy więc do czynienia ze schematyzmem wyuczonej kultury, w zderzeniu z bezpośredniością życia, a przecież kultura ma służyć właśnie jemu, zgodnie z witalistyczną koncepcja filozoficzną Ortegi. W dalszych konstatacjach myśliciel przeciwstawia się kulturowemu centryzmowi. Dla niego istnieje tylko część kultury, brak jest centrum: „W rzeczywistości istnieją tylko części, całość jest abstrahowaniem części i jest od nich zależna. […] podstawa bytu nie jest duchowa ani materialna, nie jest też żadną określoną rzeczą. Podstawą bytu jest perspektywa. Bóg jest perspektywą i hierarchią: błąd szatana był błędem perspektywy”13. Kulturę należy postrzegać perspektywicznie. Takie spojrzenie na kulturę zyskuje na wartości wtedy, gdy mnożą się punkty widzenia, wzmaga się także jego dokładność. Ortega postuluje interpretacje artefaktów kultury z poszczególnych perspektywicznych ujęć, a te będą się zmieniały w zależności od okoliczności. Jest zatem rzecznikiem mnogości interpretacji, jak również interpretacyjnej otwartości. Akt interpretacji w świetle jego teorii jest projektem, który nie jest zamknięty. Pluralizm dotyczy także punktów widzenia, które dokonują się za sprawą ich zmiany. Nie są stałe, są zmienne. Świat jest zespołem perspektyw indywidualnych, na które składają się jednostkowe punkty widzenia. Nie ma jednej ogólnej perspektywy. Ryszard Gaj zwraca uwagę, że w eseju Adam w raju z 1910 roku Ortega twierdzi, że jest tyle rzeczywistości, ile punktów widzenia, każdy człowiek postrzega rzeczywistość inaczej, natomiast w Medytacjach o Don Kichocie z 1914 roku, perspektywa staje się rzeczywistością. „Rozwijając w innych pismach pojęcie perspektywy, przekonuje, że świat jest całością perspektyw indywidualnych i to może sugerować, iż stoi na stanowisku relatywizmu, a nawet solipsyzmu. Podkreślał jednak że bez prawdziwej rzeczywistości perspektywa nie zaistnieje. Perspektywa jest więc ontologicznym warunkiem tego, co rzeczywiste, i 13 Tamże, s. 21. 113 jednocześnie możliwością osiągnięcia prawdy o rzeczywistości” 14. Perspektywizm jest drogą do prawdy. A nie uciekaniem od niej, jak to czynili niektórzy filozofowie. Każdy człowiek ma zdaniem filozofa do spełnienia misję prawdy. Tradycyjne nurty filozoficzne: racjonalizm, idealizm, realizm, relatywizm są ograniczone, ponieważ absolutyzują swój punkt widzenia. „Świat zatem istnieje perspektywicznie, nie ma centrum albo centrum znajduje się wszędzie. Centryzm jest właśnie przejawem prowincjonalizmu. Tym grzeszą ludzie Zachodu, nie dostrzegając racjonalności innych kultur i nie przyznając im prawa do własnej perspektywy”15. Opinia ta współgra ze współczesnymi teoriami kultury, ujęciami socjologicznymi i filozoficznymi, które podkreślają, że tradycyjny model świata - centrum – peryferie, nie odpowiada dzisiejszemu stanowi kulturowo – społeczno – ekonomicznemu świata. Tendencje owe widoczne są w pismach takich badaczy jak Arjun Appadurai, Manuel Castells, Zygmunt Bauman, Jean Baudrillard. Sprzyjają temu dziś zjawiska netcentryzmu, globalizacji, usieciowienia w ponowoczesnym świecie. Czy teoria perspektywizmu nie wpisuje się w świat Internetu? Czy analizując Ortegiańską metaforę lasu, nie czujemy podskórnie, że doskonale wpisałaby się w cyfrowy świat hipertekstów ? Krajobrazem Medytacji jest przyroda - pejzaż naszego życia. Wpływa na to, jacy jesteśmy. Podróże dynamizują nasze „okoliczności”, odnawiają nas wewnętrznie. Ortega powołuje się w swoich poglądach na przyrodę, na badania niemieckiego biologa Jacoba von Uexkülla, na „nową biologię”. Kluczowym pojęciem był dla niego Uwelt (wokółświat). Jest to świat otaczający istotę żywą, która projektuje na zewnątrz siebie znaki zmysłowe, znaki postrzegania. Według niego, organizm ludzki jest zdolny do twórczej adaptacji w obcym środowisku, a nie skazany na bierność jak tego chciał Darwinizm. Jest to możliwe także dzięki zmianom hormonalnym zachodzącym w ciele człowieka. „Do okoliczności należą także ciało, dusza człowieka, które są jedynie jego „aparatami”, mechanizmem fizycznym i psychicznym. […] Ortega jeszcze inaczej uzasadnia swoją oryginalną tezę, że ciało i dusza nie należą do podmiotu. Życie jest dla mnie oczywistością i wszystkie jego składniki istnieją 14 15 R. Gaj, Ortega y Gasset, j. w., s. 83. Tamże, s. 86. 114 dla mnie, gdyż są dla mnie przejrzyste. Dlatego moje ciało, nie będąc przejrzyste, nie istnieje dla mnie w moim życiu, to samo dzieje się z duszą. […] Dziki człowiek nie ma teorii ciała ani duszy a jednak żyje”16. Byt duszy i ciała pojawia się dopiero na poziomie świadomości - na przykład naukowej. Okoliczności nie istnieją bez człowieka, są zespołem ułatwień i utrudnień jakie napotyka człowiek w trakcie swojego życia. Życie składa się natomiast w myśl ortegizmu z zaspakajania potrzeb. Każda potrzeba, jeśli ją wesprzemy, przekształca się w obszar kultury. Życie to obszar tego, co dane bezpośrednio, to okoliczności, „odłamki życia”, z którego nie wyłonił się jeszcze żaden duch logos. Jest burzliwe i problematyczne. Logos jest pewnym sensem, powiązaniem tego wszystkiego, co jednostkowe, bezpośrednie i okolicznościowe, pozbawione znaczenia. Życie jest dla filozofa zbiorem okoliczności i przypadku17. Kultura uobecnia się w życiu jednostkowym, w tym, co dane bezpośrednio. Wszystko to powstało za sprawą duchowej siły twórców, ale także za sprawą ich kaprysów i nastrojów, a te jak wiadomo opierają się na zmianie. Dlatego „nie należy kultury nabytej zamieniać w posag, troszcząc się bardziej o jej odtwarzanie niż wzbogacanie. […] Wszystko co dzisiaj otrzymujemy jako już przyozdobione w subtelne aureole, musiało w swoim czasie podlegać zawężeniu i skurczeniu, by zaistnieć w sercu konkretnego człowieka”18. Ortega to przeciwnik kulturowego schematyzmu, podręcznikowego powtarzania utartych reguł w procesach interpretacji dzieł kultury. „Nie powinniśmy ciągle ulegać zauroczeniu hieratycznymi wartościami, lecz wywalczyć odpowiednie pośród nich miejsce dla naszego indywidualnego życia. Podsumowując: reabsorbcja danych nam okoliczności stanowi konkretne przeznaczenie każdego człowieka”19. Dla filozofa tymi okolicznościami była przełęcz Guadarramy, która jego zdaniem tworzyła drugą część jego osoby. Dzięki niej mógł być całością i być w pełni sobą20. Taką postawę dostrzega w Biblii i przywołuje cytat benefac loco illi quo natus es, (bądź dobroczyńcą miejsca, w którym się urodziłeś ). Natomiast dla przedstawicieli szkoły platońskiej celem kultury jest „ocalanie pozorów” zjawisk, poprzez poszukiwanie sensu świata. Ortega postuluje zwrot ku konkretnej części świata, z konkretnego punktu widzenia 16 17 18 19 20 R. Gaj, Ortega y Gasset, Warszawa 2007, s. 63-64. J. Ortega y Gasset, Medytacje…, j. w., s.20. Tamże, s. 20. Tamże, s. 22. Tamże, s. 22-23. 115 na konkretną część kształtującego nas pejzażu. Pragnie zmiany perspektywy dotychczasowego patrzenia na kulturę, dotychczasowe wizje były niepełne, błędne, a błąd miał charakter optyczny, był błędem patrzenia – perspektywy. Należy dokonać zwrotu ludzkości ku życiu, ku najskrytszym pragnieniom człowieka, włącznie z cielesnością człowieka. „[…] Nadszedł już czas, abyśmy rozstrzygnęli wreszcie kwestię hipokryzji drzemiącej rzekomo w charakterze człowieka doby nowożytnej, który udaje zainteresowanie wyłącznie pewnymi uświęconymi przez konwenanse dziedzinami – nauką, sztuką czy społeczeństwem – ograniczając, tak jak by nie można inaczej, swoje najskrytsze pragnienia do błahostek czy wręcz sfery biologicznej. […] Mamy tutaj do czynienia z tajemnicą samych podstaw witalności, nad którą człowiek współczesny z przyzwoitości powinien się zastanowić i próbować zrozumieć. Dzisiaj ogranicza się do jej skrywania, odsuwa od niej wzrok, podobnie jak od tylu innych mrocznych sił – choćby popędu seksualnego - które jednak, wskutek tych wszystkich uników dominują w jego życiu”21. Sensem życia człowieka nie są wielkie sprawy, wielkie przyjemności, lecz „owa błoga chwila przy zimowym ognisku, owo przyjemne odczucie przy kieliszku likieru, ów sposób stawiania kroków przez powabną dziewczynę, której skądinąd nie kochamy ani tez nie znamy, jakiś przebłysk geniuszu w miłych słowach błyskotliwego przyjaciela”22 . Cielesność człowieka, jego popędy, dążenie do zaspakajania potrzeb seksualnych to podstawy witalności. Należy zmienić dotychczasową postawę przyjętą przez społeczeństwo, polegającą na skrywaniu tychże aspektów ludzkiego życia. To, co podświadome, pod-ludzkie, trwa w człowieku, jest sensem jego trwania. Dlatego nie możemy pozbawić człowieka sensu życia23. Społeczeństwo XX wieku doceniło ważność sfery fizjologicznej i cielesnej człowieka. Wiemy, że zdrowie człowieka opiera się na równowadze między psychiką i cielesnością człowieka. Problem polega jednak na tym, iż ludzkość, której Ortega zarzucał kiedyś hipokryzję i zakłamanie, popadła teraz w skrajność, propagując pierwszoplanową rolę cielesności. Kulturowy zwrot ludzkości w stronę cielesności dokonał się i dokonuje nadal na naszych oczach. Oczywiście w niektórych formach kultury przybrał on postać ekstremalną, stał się ekstremizmem, według terminologii ortegizmu. Przykładami 21 22 23 Tamże, s.24. Tamże, s. 25. Tamże, s. 25. 116 mogą być niektóre odmiany kultury medialnej, programy i kanały telewizyjne, które bazują na cielesnym li tylko aspekcie ludzkiej egzystencji. Popularyzują one określone style życia skupione wokół ludzkich popędów seksualnych, żądz cielesnych i fizjologicznej sfery zachowań - stając się wzorem stylu życia. Skrajność taka powoduje, że część populacji ludzkiej, czy tego chce czy nie, żyje pod przymusem zmysłowości ! Ziścił się zatem projekt Ortegi, ale cielesność stała się ekstremizmem i jest dzisiaj jednym z zagrożeń i niebezpieczeństwem dla cywilizacji zagrożonej demoralizacją, ale i to filozof przewidział w Buncie mas. Cielesność wraz z kultem zmysłowości stała się integralną częścią kultury. Krzysztof Polit zwraca uwagę na to, że atak ortegizmu na filozofię nowożytną jest próbą odwrócenia podporządkowania władz zmysłowych rozumowi, na rzecz wyzwolenia zmysłowości. Estetyka nie może być wchłonięta przez logikę i metafizykę. „W tej sytuacji te wszystkie jej procesy, które nie pasowały do racjonalistycznej epistemologii, jak chociażby intuicja, wyobraźnia, swoboda twórcza, stały się bezdomne. Ortega usiłuje dowartościować i wprowadzić ponownie do obiegu kultury ten właśnie stłamszony i zapomniany, zmysłowo – estetyczny wymiar człowieczeństwa”24. Zmysłowość nazywa Ortega jasnością, „wewnętrznym morzem”. Jesteśmy według niego podporami organów zmysłu: widzimy, słyszymy, smakujemy, odczuwamy przyjemność i ból. „ […] „Rzeczywistość” - dzikie zwierzę, pantera – rzuca się na nas nieoczekiwanie, przenikając do naszego wnętrza przez szpary zmysłów, podczas gdy świat ideałów zależy tylko od nas samych. Narażamy się zatem na niebezpieczeństwo, że ta inwazja zewnętrzności pozbawi nas naszego jestestwa, ogołoci naszą wewnętrzność […]”25. Dlatego myśliciel twierdzi, że siłą samego intelektu nie potrafimy odkryć tajemnicy dzieła sztuki. Ta tajemnica opiera się przemocy ze strony dociekliwych uczonych, traktujących je jako przedmiot polowania. Sztuka „oddaje się temu, kto ją pokocha”26. Należy dokonać wielu starań, poddać się kultowi medytacji, nie docierać do niej najkrótsza drogą, lecz zataczać kręgi. Tak czyni to pisarz w Medytacjach… zatacza kręgi wokół sztuki, teorii i historii literatury, traktując swe rozważania w sposób bardzo otwarty i stosując metodę perspektywizmu. 24 25 26 K. Polit, Kryzys cywilizacji Zachodu w myśli José Ortegi y Gasseta, j.w., s. 262. J. Ortega y Gasset, Medytacje…, J. w. , s. 63. Tamże, s. 31. 117 Analizowana rzeczywistość ujmowana jest w sposób okolicznościowy i perspektywiczny. Świat to sieć możliwości. Zależy od punktu widzenia jaki przyjmuje podmiot. Zbliżanie lub oddalanie od przedmiotu analiz nazywa filozof wirtualną własnością rzeczy z mocy działania podmiotu postrzegającego27. Opisał tę zależność Ortega na przykładzie wrażeń słuchowych. Kiedy słyszymy dźwięk z różnych odległości, będzie on miał inną jakość. Podmiot za sprawą działania nadaje dźwiękowi wirtualną zależność. Oddalanie i zbliżanie do przedmiotu analiz jest ich wirtualną własnością poprzez działanie podmiotu 28 . Bliskość jest wyznacznikiem prawdy o obserwowanym przedmiocie. Podmiot obserwujący dokonuje wizualizacji przedmiotu, zwracając uwagę na jego powierzchnię, głębię oraz trzeci wymiar. Ten trzeci wymiar jest dla nas tajemnicą, pozaświatem. Widzimy tylko część przedmiotu analiz. „Oczyma widzimy tylko część pomarańczy, natomiast cały owoc jako taki nigdy się naszym zmysłom nie uwidacznia. Największa część pomarańczy pozostaje poza zasięgiem naszego wzroku. […] Drzewa nie pozwalają mi dostrzec lasu i dzięki temu właśnie las istnieje. Misją drzew widzialnych jest zakrycie pozostałych drzew. […] Niewidzialność, pozostawanie w ukryciu nie jest po prostu cechą negatywną, lecz pewną cechą pozytywną, która przypisana danej rzeczy, przekształca ją w coś nowego. W tym też sensie czymś absurdalnym jest – zgodnie z wyrażonym sądem - dążenie do zobaczenia lasu” 29. Rzeczywistość składa się z wielu poziomów, warstw, które jedne po drugich odkrywamy. Penetrujemy poprzez powierzchnię, głębię oraz trzeci wymiar. „Platon potrafił określić takie sposoby patrzenia, które są widzeniami, boskim słowem: nazwał je ideami. I tak trzeci wymiar pomarańczy jest jedynie ideą, a Bóg ostatnim wymiarem pola”30. Sfera głębi może mieć charakter: czasowy, wizualny, słuchowy. Nierozerwalnie ujawnia się na powierzchni. Powierzchnia ma dwa atrybuty - materialny i wirtualny, ulega rozszerzeniu, tworząc perspektywiczny skrót. Skrót jest organem wizualnej głębi, w którym ogląd (percypowanie) stają się aktem czysto intelektualnym31. W interpretacji rzeczywistości wyróżnia filozof pierwszy jej plan postrzeganie zmysłami, wobec którego jesteśmy bierni, oraz następne pozio27 28 29 30 31 Tamże, s 42. Tamże, s. 42. Tamże, s. 40. Tamże, s. 45. Tamże, s. 45. 118 my czekające na odkrycie prawdy o nich. „Prawda pozostaje czystą iluminacją jedynie w chwili jej odkrycia. Stąd jej grecka nazwa aletheia, oznaczała pierwotnie to samo, co późniejsze apocalipsis, czyli odkrycie, ujawnienie, odsłonięcie, zdjęcie welonu, bądź zasłony”32. Prawda to „objawienie” (revelación) tego, co było ukryte. Dla Ortegi nie istnieje prawda powszechna, absolutna - jest ona zależna od fragmentu rzeczywistości, w której człowiek jest w danej chwili. Każdy człowiek postrzega obraz świata inaczej z danego punktu widzenia i dla każdego jest prawdziwy. Względem siebie natomiast są one komplementarne. Różnica i indywidualność to zatem podstawy w perspektywie życia społecznego Prawda istnieje w formie perspektywy i okoliczności naszego życia. Prawda polega na zgodności człowieka z sobą samym, na spotkaniu siebie33. Komentatorzy podkreślają ciągłe odkrywanie prawdy w życiu człowieka, wszak człowiek jest projektem34, który cały czas się urzeczywistnia oraz to, że ma ona transwitalny charakter, czyli jest zależna od potrzeb witalnych człowieka oraz jednocześnie zanurzona w świecie trascendentnym35. Jest zmienna. Kulturowe przestrzenie rzeczywistości analizowane są w Medytacjach metodą perspektywizmu. Pisarz wprowadza nas do tego świata pejzażem lasu, by dalej poprowadzić nas do puszczy, którą jest według niego Don Kichot. Obraz istoty kultury hiszpańskiej, staje się pretekstem do szerszego kontekstu, mianowicie zderzenia kultury śródziemnomorskiej z germańską, by w efekcie wyłonić najważniejsze tendencje dominujące w kulturze całej Europy, jak i ogólnym spojrzeniu na kulturę. Kultura germańska to według Ortegi obszar rzeczywistości głębokich, natomiast śródziemnomorska – powierzchniowych. Ta pierwsza jest klarowna, opiera się na filozofii, mechanice i biologii, jest schematyczna, w tej drugiej dominuje tendencja do zmysłowości, emocjonalności, jak i pozornego wdzięku. Filozofowie kręgu germańskiego - Leibniz, Kant, Hegel są według niego trudni, lecz klarowni, natomiast Giordano Bruno i Kartezjusz trudni, lecz mętni36. „Śródziemnomorze oznacza proces żarliwego i ciągłego potwierdzania zmysłowości, pozoru, powierzchowności i ulotnych 32 33 34 35 36 Tamże, s. 44. J. Ortega y Gasset, Prawda jako zgodność człowieka z samym sobą [w:] Wokół Galileusza, Warszawa 1993. R. Gaj, Ortega y Gasset, j. w., s. 38-39. K. Polit, Kryzys cywilizacji Zachodu, j. w., s. 143-145. J. Ortega y Gasset, Medytacje…, j. w., 50-57. 119 wrażeń, które rzeczy pozostawiają w naszym podrażnionym systemie nerwowym” 37 . Dlatego Don Kichot operuje w sposobie narracji niewyobrażalną cielesnością rzeczy. W przeciwieństwie do Fausta Goethego, mającego charakter wizyjno - symboliczny. Cervantes reprezentuje widzenie zmysłami, natomiast Goethe - „widzenie oczyma”. Skoro według filozofa jesteśmy tylko podporami zmysłów, to prawdziwą jasność osiągamy za pomocą zmysłowości. Przedmioty rzeczywistości tworzą strukturę powiązaną z cielesnością, materialna istota rzeczy to jej cielesność. Jego zdaniem są one ze sobą powiązane w pewien potencjał możliwości, bycia innymi, rozprzestrzeniania się. „Rzec by można, iż każda rzecz ulega zapłodnieniu przez pozostałe. Rzec by można, iż rzeczy pragną siebie niczym samce i samice; rzec by można, że kochają się i dążą do zawarcia małżeństwa, do łączenia się we wspólnoty, w organizmy, w budowle, w światy”38. Myśliciel zwraca uwagę, że po otwarciu oczu przez człowieka przedmioty migocą, przenikają do jego pola widzenia, mamy wrażenie, że się poruszają, potem wszystko wraca do normy. To uspokojenie przedmiotów jest skupieniem naszej uwagi, której je podporządkujemy. „Odblask jest najbardziej odczuwalną formą wirtualnego istnienia jednej rzeczy w drugiej. A sens danej rzeczy jest najwyższą formą współistnienia z innymi, jej głębokim wymiarem”39. Aby odkryć sens rzeczy należy umieścić go wirtualnie w centrum świata, inaczej mówiąc - pokochać badany przedmiot. Filozofia to poszukiwanie sensu rzeczy pobudzane przez „erosa” – powtarza Ortega za Platonem40. Kultura musi być zakotwiczona w życiu, witalna. Wyznacznikami jej witalności są: zmysłowość, cielesność, sensualizm. Zmysłowość daje jasność rzeczom, człowiek będzie zawsze dążył do „rozjaśniania” rzeczywistości. Analizowanie tekstów kultury to panowanie naszej świadomości nad przedmiotami. Jasnością w życiu, światłem przedmiotów są pojęcia. Tej pewności posiadania brakuje w kulturze europejskiej. „Życie zaś jest odwiecznym tekstem, krzewem janowca, gorejącym na skraju drogi, gdzie słychać głos Boga. Kultura. czyli sztuka, nauka i polityka jest komentarzem, jest takim sposobem życia, w którym przez własne odbicie podlega ono wygładzeniu i uporządko- 37 38 39 40 Tamże, s. 59-60. Tamże, s. 65. Tamże, s. 66. Tamże, s. 67. 120 waniu.”41 Wyjaśnianie świata i jego uporządkowanie odbywa się za pomocą kultury. Jest ona odrębnym światem, który w ramach perspektywicznego myślenia Ortegi, może być jednym z punktów odniesienia. Paradoksalnie będzie ona dla nas tym odpowiednim punktem widzenia, jeżeli będziemy ją postrzegać jako złudzenie. Prawda i sprawiedliwość, to idee, jakie zdaniem filozofa wytwarza materia. Podaje przykład Don Kichota, nie jest on przy zdrowych zmysłach i widzi olbrzymy zamiast wiatraków42. Olbrzymy w rzeczywistości nie istnieją, lecz aluzja Cervantesa nawiązuje do miologicznej postaci olbrzyma Briareusa. Wiatraki - przedmioty odsyłają nas do ich sensu - olbrzymów. Zdaniem Ortegi w obu przypadkach z idealnej perspektywy dojdziemy do postaci olbrzyma. Don Kichot widzi ze swojej perspektywy olbrzymy, człowiek natomiast poprzez aluzję literacką. Zakres naszej interpretacji ma charakter pluralistyczny. Przedmioty wypluwają z siebie mnogość sensów. Kultura niesie ze sobą pewną niewystarczalność, niepełność, ale jednocześnie jest dla siebie samowystarczalnym fikcyjnym światem43. Światem, w którym bohaterowie spełniają swoje pragnienia, posługują się instynktem biologicznym. Żyć, to znaczy przystosowywać się do materialnego otoczenia i pozwalać, by w nas wniknęło, wydziedziczając nawet z naszego ja44. Ortega przywołuje alegorię pantery z Boskiej komedii Dantego, na określenie destrukcyjnej dla człowieczeństwa siły zmysłowości. „Rzeczywistość dzikie zwierzę, pantera – rzuca się na nas nieoczekiwanie, przenikając do naszego wnętrza przez szpary zmysłów, podczas gdy świat ideałów zależy od nas samych. Narażamy się zatem na niebezpieczeństwo, że ta inwazja zewnętrzności pozbawi nas naszego jestestwa […]”45. Tą drogą podążyła kultura europejska w erotyzm, cielesność, fizjologię i zmysłowość. Racjowitalizm Filozofia Ortegi y Gasseta bazuje na pojęciu powracających kryzy- 41 42 43 44 45 Tamże, s. 75. Tamże, s. 115. Tamże, s. 117. Tamże, s. 136. Tamże, s. 63. 121 sów. Rzeczywistość ludzka jest przestrzenią kryzysu, a człowiek to byt o kondycji chwiejnej i niestabilnej46. Zagrożenie kryzysem jest warunkiem dynamicznego rozwoju kultury osadzonej w kontekście filozofii zmiany. Racjonalizm jako sposób filozoficznego poznawania rzeczywistości to utopia, nazwana przez myśliciela kryzysem czystego rozumu. Zadaniem naszych czasów jest przezwyciężenie nowożytnego racjonalizmu i powrót do witalności, czyli zmiana systemu wartości. Kryzys to w pismach filozofa zjawisko cykliczne, w miejscu kulturowo-społecznych „pęknięć” nazwanych kryzysami, rodzą się nowe formy cywilizacji. Przezwyciężanie tych kryzysów, to podstawa istnienia człowieka, kultury, społeczeństwa, cywilizacji i myślenia. Kryzys cywilizacji Zachodu wedle ortegizmu spowodowany został tym, iż ludzkość zbyt silnie zawierzyła rozumowi, a czysty rozum, koncentrując się na „byciu wewnątrz siebie”, ograniczył istnienie do myślenia. Na tym polega błąd intelektualizmu i człowieka. „Ten ostatni zaczyna wierzyć, że oto posiadł boską umiejętność, która wyjaśni mu ostatecznie najwyższą zasadę bytu. Umiejętność ta, zwana czystym intelektem lub czystym rozumem, jest całkowicie niezależną od doświadczenia, a opiera się tylko i wyłącznie na samej sobie. Rozum sam z siebie buduje doskonałe konstrukcje i zamiast szukać kontaktu z rzeczami ogranicza się do zaufania w swoje własne prawa, które sam stanowi. […] Jest zatem czysty rozum u Ortegi ni mniej ni więcej tylko typową odmianą ekstremizmu”47. Utopię racjonalizmu ilustruje filozof następującą metaforą: „Lucyfer pragnął zastąpić Boga, tak jak w intelektualizmie inteligencja zbuntowała się i dążyła do zadeklarowania, że jest jedyną rzeczywistością.”48 Człowiek Zachodu miał stać się jednostką bez świata, gdy tymczasem konfrontacja z rzeczywistością była i jest dla człowieka podstawą istnienia, a nie pozostawiony sam sobie umysł. W zbiorze Po co wracamy do filozofii49, Ortega odpowiada na ważne dla człowieka pytania dotyczące poznawania rzeczywistości. Kreśli filozoficzne zręby racjowitalizmu. Uważa, że skoro rozum zawiódł i cywilizacja Zachodu przeżywa kryzys racjonalistycznego podejścia do świata, należy wrócić 46 47 48 49 K. Polit, Kryzys cywilizacji Zachodu w myśli José Ortegi y Gasseta, Lublin 2005. Tamże, s. 119. Tamże, s. 120. J. Ortega y Gasset, Po co wracamy do filozofii ?, Warszawa 1992. Tytuł oryginału: Por que se vuelve a la filosofia? Tłumaczenia dokonano na podstawie: Obras completas, Madrid 1961, t. I-XIII. 122 do życia, czyli do racjowitalizmu i odkryć witalną funkcję rozumu. Jest to reakcja na jednostronność wszystkich nurtów filozoficznych, które zmierzają ku subiektywizmowi lub relatywizmowi, a prawda i rzeczywistość, jego zdaniem, istnieją obiektywnie. Filozof mówi o rozdwojeniu współczesnego człowieka, który z jednej strony ma charakter witalny i przynależy do rzeczywistości historycznej (według Ortegi człowiek nie posiada natury, lecz historię), z drugiej zaś posiada „pierwiastek racjonalności, który uzdolnia nas do osiągnięcia prawdy, lecz który nie żyje, pozostając nierealnym, niezmiennym w czasie widmem, nie podlegającym wszystkim kolejom losu, które są symptomami witalności”50. Rozum mimo swej doskonałości, nie odkrył uniwersum prawd i ludzkość egzystuje w błędnych przekonaniach. Jego zdaniem zarówno Kartezjusz, jak i Einstein, podobnie Kant i Spinoza, popełnili błąd, ponieważ głównym celem ich działań było ustalenie oceny prawdziwości lub błędności swoich teorii. Pragnęli oni zastąpić istniejące doktryny filozoficzne i fizyczne nowymi. Zdaniem Ortegi powinni oni odkryć nową wrażliwość, zwiastuna nowych czasów, zamiast popadać w skrajność czystego rozumu, który ogranicza się do świata zamkniętego w intelektualnych operacjach. „Entuzjazm Kartezjusza dla rozumowych konstrukcji doprowadził do całkowitego odwrócenia naturalnej dla człowieka perspektywy. Bezpośredni i oczywisty świat, który oglądają nasze oczy, którego dotykają nasze dłonie i słyszą nasze uszy, zbudowany jest z jakości, kolorów, konsystencji, dźwięków. Jest to świat, w którym człowiek żył i żyć będzie zawsze. […] Dla odmiany, cyfra – choćby ta, którą nasi matematycy nazywają irracional - odpowiada swą naturą rozumowi. Ten nie musząc dostosować się do czegokolwiek poza samym sobą, potrafi stworzyć całe uniwersum ilości za pomocą pojęć o ostrych i wyraźnych granicach.”51 Otaczający nas świat jest zatem iluzoryczny i to zdaniem Ortegi stanowi paradoks, który jest podstawą współczesnej fizyki i filozofii.52 Wszelkie postawy ekstremalne, kartezjanizm czy relatywizm są jego zdaniem niebezpieczne. „Nie należy wiec dopuścić ani do absolutystycznego racjonalizmu, który broniąc rozumu przekreśla życie, ani do relatywizmu, który zachowując życie eliminuje rozum”53. Dążąc do płynności życia relatywizm odrzuca prawdę. Każda z postaw prowadzi do wewnętrznego okaleczenia ludzkiej osoby. 50 51 52 53 J. Ortega y Gasset, Zadanie naszych czasów [w:] Po co wracamy do filozofii, j. w., s.54. Tamże, s. 55. Tamże, s. 56. Tamże, s. 57. 123 Już Platon dostrzegł antynomię tkwiąca w ludzkim rozumie. Poznanie rozumowe przechodząc od całości do poszczególnych składników, jest zwykłym formalnym rozbiorem. Anatomia staje wobec ostatecznych elementów, wobec których rozum jest bezsilny. Staje się nieracjonalny - wobec dylematu tej natury, iż albo nie mogąc ich poznać metodą racjonalna, nie poznaje ich wcale, albo sięga do środków irracjonalnych. Pierwsza droga prowadzi do paradoksu poznania przedmiotu - do cząstek niepoznawalnych. W drugim przypadku rozum staje się strefą, pomiędzy irracjonalnym poznaniem całości, a równie irracjonalnym poznaniem jej elementów. Racjonalizowanie staje się bezradne i kieruje się w stronę intuicjonizmu. Dla Leibniza zasadą wszelkiego poznania jest principium reddende rationis - zasada racji ostatecznej, którym jest dowód twierdzenia. Dla Leibniza, Platona, Kartezjusza racjonalność polega na umiejętności rozłożenia czegoś złożonego do jego ostatecznych elementów54. Racjonalizm utrzymuje, że każdą rzecz poznaje się przez jakąś inną, poznawanie jest ciągiem działań segmentacyjnych i analitycznych intelektu. Jednak rzeczy pierwsze, na przykład rozum, są poznawalne tylko same przez się czyli intuicyjnie, irracjonalnie. Paradoksalnie - od tego, co irracjonalne zależy nasza wiedza racjonalna. Analizy pojęciowej Leibniza nie można przeprowadzić do końca, bowiem rozum zatrzymuje się na pewnym jej etapie. Rozum popada więc w pułapkę irracjonalności. Rzeczywistość jest irracjonalna, ponieważ nie ma w niej miejsca na prawdy rozumowe, a jest dla wiedzy historycznej i prawd faktycznych. Drogą wyjścia z tej sytuacji jest uznanie, że świat rzeczywisty ma wartość semiracjonalną. To, co rzeczywiste określa się jako przypadkowe, zawiera w sobie nieskończenie wiele racji. Analiza ciągnie się wobec tego w nieskończoność. Rzeczywistość w związku ze swą wewnętrzną strukturą racji okazuje się irracjonalna. Ta teza zmusza Leibniza do przyjęcia skończonego intelektu człowieka oraz hipotetycznego, nieskończonego intelektu, który znajduje się w Bogu. Rzeczywistość racjonalna przetworzona przez nasz ograniczony intelekt w rzeczywistość irracjonalną, odzyskuje swą racjonalność w nieskończoności boskiego rozumu. Powołując się na filozofię Leibniza, Ortega y Gasset formułuje następujące wnioski: a. Istnieją rzeczy nieskończenie złożone, wszystkie zjawiska rzeczywiste, które są tym samym irracjonalne. 54 Tamże, s. 134. 124 b. Rozum jest wąską strefą analitycznej jasności między dwiema niezgłębionymi strefami irracjonalności. c. Operacyjny i formalny charakter rozumu powoduje, że przyjmuje on metodę intuicyjną, sprzeczną z nim samym, ale życiodajną. d. Rozumowanie staje się kombinacją irracjonalnych obrazów. Wobec tego racjonalizm jest swego rodzaju ślepotą oraz lekkomyślnością. Widać to w matematyce, w której dostrzeżono istnienie struktur irracjonalności. (Określenie to pochodzi od nazwy liczby, która nie istnieje a-logon.) Nieskończoność, czas, przestrzeń są irracjonalne. „Gdy od matematyki przejdziemy do fizyki, irracjonalność się zagęszcza. Kategorie substancji i przyczyny są w ujęciu fizyki niemal całkowicie irracjonalne. Przyczyna zakłada zawsze inną przyczynę i jawi się jako człon ciągu w dwojakim znaczeniu nieskończonego: bezkresnego i wymagającego nieograniczonej kontynuacji”55. Racjonalizm jest metodą, która „narzuca pewien sposób bycia, zniewala i gwałci” piękno świata , zmienność krajobrazu. Jego zadaniem jest „konstruowanie modeli” rzeczy, kopii rzeczywistości, a nie jej rozumienie. W racjonalizmie tkwi pierwiastek antyteoretyczny, antykontemplacyjny i antyracjonalny. Takie utopijne podejście czyni z niego jeden z ekstremizmów. Dlatego Ortega nie akceptuje wyłączności racjonalizmu i przedstawia teorie witalną56 . Filozof stwierdza, że inteligencja ma charakter witalny, odwracając zakorzenione myślenie jakoby poznajemy rzeczywistość dlatego, że rozumujemy. Sygnalizuje przedintelektualny, witalny charakter inteligencji. Myślimy, ponieważ żyjemy. Myślenie to reakcja na przedintelektualne potrzeby człowieka57. Życie duchowe jest także zespołem funkcji witalnych, „ których wytwory czy wyniki mają formę transwitalną. Weźmy następujący przykład: spośród różnych sposobów zachowań wobec bliźniego nasze uczucie wybiera to, w którym odnajdujemy specyficzna cechę o nazwie „sprawiedliwość”. Ta zdolność odczuwania sprawiedliwości, myślenia o niej, stawiania tego, co słuszne, nad to, co niesłuszne, jest przydatną organizmowi umiejętnością służącą jego własnej, subiektywnej wygodzie. Gdyby poczucie sprawiedliwości 55 56 57 Tamże, s. 139. Tamże, s. 133. J. Ortega y Gasset, Wokół Galileusza, Warszawa 1993, s. 6. 125 było dla istoty żyjącej szkodliwe, czy wręcz zbędne, wynikające z tego faktu brzemię biologiczne doprowadzić by mogło do wyginięcia gatunku ludzkiego”58. Zatem zjawiska intelektualne i duchowe stanowią funkcje witalne. Dla zgłębienia biologicznego wymiaru procesu poznawczego Ortega przytacza wymowną, wręcz fizjologiczną metaforę: „Myślenie jest funkcją życiową, taką samą jak trawienie czy krążenie krwi. Dla naszego tematu nie ma głębszego znaczenia fakt, że myślenie nie jest tak jak te ostatnie, procesem przestrzennym, cielesnym.[…] Myślę to, co myślę, w ten sam sposób, w jaki trawię pożywienie, lub w jaki moje serce przepompowuje krew. We wszystkich trzech przypadkach chodzi o potrzeby życiowe”59. Akty woli człowieka są wedle tej teorii „wybuchem wydobywającym się z organicznych głębi”60, dzięki którym człowiek zaspokaja potrzeby życiowe. Analizując akt woli, myśliciel dochodzi do wniosku, że nasze myślenie niesie ze sobą pewną dwoistość, którą odkrywamy. Spontaniczny wytwór podmiotu tkwi w jego organicznym wnętrzu, z drugiej strony musi dostosować się do tego, co na zewnątrz, poza nim. Podkreśla, że nie można myśleć z pożytkiem dla swoich potrzeb biologicznych nie myśląc prawdy. Życie człowieka to także wykraczanie poza siebie, mające wymiar transcendentny i tu powołuje się na filozofię Simmla. „Życie człowieka – czy inaczej: zjawisk tworzących jednostkę organiczną – ma pewien wymiar transcendentny, w którym wychodzi poza to, czym jest, i uczestniczy w tym, co nie jest nim, co znajduje się poza. […] Życie, jak mówi Simmel, polega właśnie na byciu czymś więcej niż życiem – jego immanentną cechą jest wykraczanie poza siebie”61. To wykraczanie poza siebie urzeczywistnia się w woli, myśleniu, zmyśle estetycznym, uczuciach religijnych. Kultura jest zatem zbiorem funkcji witalnych, podporządkowanych systemowi transwitalnemu. „Termin kultura można więc bardziej uściślić. Na kulturę składają się pewne czynności biologiczne, jakościowo równe trawieniu czy poruszaniu się. Życie duchowe jest niczym innym jak zespołem funkcji witalnych. […] Kulturą są te właśnie funkcje witalne – a zatem zjawiska subiektywne, intraorganiczne – które wypełniają prawa obiektywne, z założenia podporządkowujące się pewnemu systemowi transwitalnemu”62. Ortega y 58 59 60 61 62 J. Ortega y Gasset, Po co wracamy do filozofii, Warszawa 1992, s.61. Tamże, s. 58. Tamże, s. 59. Tamże, s. 60. Tamże, s. 60-61. 126 Gasset zarzuca kulturoznawcom hipokryzję, ponieważ badając kulturę, czyli „życie duchowe”, odrywają je od życiowej spontaniczności. Człowiek Zachodu jest dla filozofa hipokrytą, który pozbawia zarówno filozofię, jak i kulturę perspektywy witalnej. „Kulturoznawca koncentruje się na przymiotniku „duchowy”, przecinając wszelkie więzy łączące go z rzeczownikiem „życie”, oznaczającym życie sensu stricte; zapomina tym samym, że przymiotnik służy jedynie do określenia rzeczownika i że nie ma jednego bez drugiego. Taki jest właśnie zasadniczy błąd racjonalizmu we wszystkich jego formach. Raison [fr.-rozum], który uznaje, że nie jest – tak jak inne funkcje – funkcją witalną i nie podporządkowuje się rządzącym innymi funkcjami prawom organicznym, nie istnieje, jest prostacką i całkowicie fikcyjną abstrakcją. […] Rozum czysty musi zostać zastąpiony rozumem witalnym, w którym ten pierwszy umiejscawia się i nabiera ruchliwości oraz mocy przeobrażenia samego siebie63. Wiara w prawdę jest podstawowym czynnikiem ludzkiego życia, a prawda to zgodność człowieka z samym sobą. Dlatego jego zadaniem, jako filozofa, jest stworzenie systemu myślowego obejmującego całość ludzkiego życia w oparciu o tę wartość. „Najważniejszą cechą systemu naukowego jest prawdziwość” 64 Ortega spełnia zadanie swoich czasów, spełnia obowiązek wobec ludzkości i przedstawia profetyczną koncepcje przyszłości, bowiem wieszczony przez niego witalizm, biologizm, „życie spontaniczne”, dwoistość natury ludzkiej, powracające kryzysy, demoralizacja ludzkości, dziś w różnych formach, są jednak obecne we współczesnej kulturze. Nasze czasy są wręcz zdominowane przez biologizm, spontaniczność, ale przybrały one nieco inną postać od tej, o której mówi filozof. Pragnął on „uświęcenia życia” jako najważniejszej wartości, samej w sobie. W swoim pojmowaniu ludzkiej witalności Ortega zwraca uwagę na dwa imperatywy: kulturowy i życiowy. Kultura nakazuje człowiekowi być dobrym, drugi imperatyw witalny nakazuje, że to, co dobre musi być ludzkie, przeżywane. „Życie musi być kulturalne, lecz kultura musi być również życiowa”65. Filozof przedstawia ten ciąg imperatywów w następującym schemacie66: 63 64 65 66 Tamże, s. 62 oraz 88. Tamże, s. 44. J. Ortega y Gasset, Po co wracamy do filozofii, j. w., s. 62. Tamże, s.64. 127 Imperatywy Myśl Wola Uczucie Kulturowy Życiowy Prawda Dobroć Piękno Szczerość Samorzutność Zadowolenie Rysunek 1. Imperatyw kulturowy i życiowy według Ortegi y Gasseta Imperatyw kulturowy nawiązuje do starożytnego trójkąta platońskiego, natomiast drugi - życiowy, do wartości witalnych. Postulatem Ortegi jest wtopienie się kultury w wartości życiowe tak, aby nie była ona „fikcją” czy „obłudą”. Kultura nie może być „otoczką” naszego życia, nie może być fałszem musi, być zanurzona w życiu. Takie jest główne przesłanie kultury. Dotychczasowe pojmowanie kultury nazywa filozof utopizmem kulturowym. Nie można tworzyć zasad kultury nie przeżywając jej. A taka jest według niego ta współczesna kultura europejska, uważająca się za kulturę racjonalną, bo takie stanowisko przypomina mistyczne wręcz pojmowanie racjonalności i jest hipokryzją. „Smutny to fakt, ze uczymy się uznawać za doskonale piękne dzieła sztuki, na przykład dzieła klasyków, które obiektywnie są być może bardzo wartościowe, lecz które nie dają nam poczucia radości. […] Ideał etyczny nie może zadowolić się swą poprawnością; musi jeszcze być w stanie rozniecić nasza samorzutność”67. Rozdźwięk między normami etycznymi, estetycznymi może być przezwyciężony tylko wtedy, jeżeli poddamy go zestawowi imperatywów witalnych. Zdaniem filozofa kultura w trakcie swoich cyklicznych, sinusoidalnych wzlotów i upadków, ma moment swoich radosnych narodzin, podmiot dostarcza jej dopływ witalności , swojej pełni, a także moment unicestwienia, kiedy umiera z powodu braku tychże sił życiowych. Kryzysy kultury związane są z tym, że nauka, etyka, sztuka, wiara religijna normy prawne odrywają się od podmiotu (człowieka), uzyskują swoja autonomię i odrywają się od życia. Następuje zapaść kultury, dezorientacja witalna, ale w tym stanie rzeczy dostrzega Ortega moment, w którym rodzi się nowa kultura, zawieszone zostają imperatywy kulturowe, a triumfują witalne i to jest czas narodzin nowej kultury. W takim stadium dostrzegał myśliciel współczesną sobie kulturę, która podąży do życia. Jednak komentatorzy ortegizmu skupiają się bardziej na katastroficz67 Tamże, s.64. 128 nej wizji losów cywilizacji, upraszczając wymowę tego nurtu myślowego, czyniąc filozofa katastrofistą kulturowym, a przecież Ortega reprezentuje relatywizm filozoficzny i liberalne poglądy, na co zwrócił uwagę Grzegorz Lewicki w artykule Sinusoida kultury: Ortega y Gasset - filozofia historii68. Jego zdaniem kryzys cywilizacji to zjawisko wielowątkowe, trzonem którego jest filozofia, na niej opiera się kultura i społeczeństwo. Autor przedstawia trzy kryzysy filozoficzne Zachodu w formie sinusoidy: pierwszy to kryzys starożytności, drugi - średniowiecza, natomiast trzeci to kryzys współczesności. „Kultura jest więc dynamiczna: z czasem przeradza się we własna karykaturę, a jej kryzysy są cykliczne i naturalne; z powodu uspołecznienia, powodującego jej bezrefleksyjną, powszechną akceptację, po okresie pełni nieuchronnie traci swą siłę. Sekwencje tej dynamiki można by zapisać następująco: 1. Kryzys kultury, wynikający z jej wypalenia się i okres dezorientacji witalnej, prowadzący do poszukiwania nowej jakości; 2. Przełom intelektualny i stopniowa ekspansja nowej, indywidualistycznej, bazowanej na nim kultury (dzięki zaangażowaniu twórczych jednostek); 3. Epoka pełni (apogeum ekspansji), powszechna akceptacja kultury i jej upowszechnienie, prowadzące do jej uspołecznienia, powodującego twórczą inercję, 4. Degradacja kultury w wyniku uspołecznienia i kolejny kryzys”69. Lewicki stwierdza że model ewolucji kultury Ortegi antycypuje współczesne tendencje społeczne. Formuła vivo ergo cogito znajduje swoje spełnienie w ewolucyjnym nurcie antropologii kulturowej oraz kognitywistyce; dezorientacja witalna i jej konsekwencje w pismach Jurgena Habermasa, natomiast wizja przejęcia władzy przez elity intelektualne w bardzo popularnych wśród intelektualistów dyscyplinach: neuropsychologii, public relations, psychologii społecznej. Ponadto zdaniem Lewickiego filozof przewidział zjednoczenie Europy oraz zagrożenia radykalnym islamem. W końcu najważniejsza teza o niewystarczalności czystego rozumu we współczesnej filozofii, której przejawem jest fenomenologia oraz niektóre odmiany egzystencjalizmu, dopuszcza istnienie transcendencji. Elity nie są obecnie w stanie pokierować energią witalną człowieka masowego, to znaczy zaproponować mu stałe niezmienne normy70. Zastąpienie wiary w Boga, wiarą w rozum, było skrajnością, której 68 69 70 G. Lewicki, Sinusoida kultury: Ortega y Gasset - filozofia historii, Kwartalnik Filozoficzny 2/2009,(37), s. 29-51. Tamże, s. 37. Tamże, s. 49. 129 konsekwencje ludzkość odczuwa do dziś i jest jedną z podstaw dzisiejszego kryzysu cywilizacji. Świat, a zatem także kultura, sztuka stały się atrascendentne, o czym mówi Ortega w Dehumanizacji sztuki71. Życie musi służyć kulturze (Dobru, Pięknu, Prawdzie). Dlatego według myśliciela „Kulturalizm jest chrześcijaństwem bez Boga. Istota boska zostaje odarta i ograbiona z atrybutów nadrzędnej rzeczywistości, czyli właśnie Dobra, Prawdy, Piękna. Kiedy atrybuty te są już niezależnymi wartościami deifikuje się je. Nauka, moralność, sztuka są pierwotnie działaniami witalnymi, wspaniałymi i bogatymi wytworami życia, nie docenianymi przez kulturalizm, o ile nie zostaną oddzielone od rodzących je i podtrzymujących je procesów witalnych. Kulturę często nazywamy życiem duchowym”72. Przykładem dominowania kulturalizmu były Niemcy XIX wieku. Dominowała tam filozofia natury. Ortega dostrzega w niej formalne podobieństwo do średniowiecznej teologii. Miejsce Boga zastąpiono „Ideami” (Hegel), „Prymatem Praktycznego Rozumu” (Kant, Fichte), „Kulturą”(Cohen, Windelband, Rikert). Nastąpiła deifikacja energii witalnych, dezintegracja elementów, które są zdaniem myśliciela nierozłączne: nauka i oddychanie, moralność i seksualizm, sprawiedliwość i zdrowie. Życie narzuca imperatyw integralności tychże jego aspektów. Dlatego postuluje filozof zmianę postawy życiowej na witalną. „Jawi nam się zatem bardzo kusząca propozycja zmiany postawy – zamiast szukać sensu życia poza życiem, może powinniśmy się przyjrzeć jemu samemu”73. Teza ta to imperatyw witalizmu we wszystkich dziedzinach ludzkiej egzystencji. Dlatego tworzy swoisty manifest filozoficzny nowych czasów, które mają zwrócić się ku witalizmowi i zmianie systemu wartości. „Zadaniem naszych czasów jest podporządkowanie rozumu witalności, umiejscowienie go w sferze biologicznej , uzależnienie od spontaniczności. Już wkrótce wyda nam się absurdem, żądanie, by życie było na służbie kultury. Misją nowych czasów jest odwrócenie tej relacji i wykazanie, że to kultura, rozum, sztuka i etyka maja służyć życiu”74. „Życie spontaniczne” to życie duchowe czyli kultura, natomiast czynności czysto biologiczne poruszanie się, trawienie, to według Ortegi „życie podduchowe”75. 71 J. Ortega y Gasset, Dehumanizacja sztuki i inne eseje, Warszawa 1980. J. Ortega y Gasset, Po co wracamy do filozofii, j., w., s.75. 73 Tamże, s. 76. 74 Tamże, s. 69. 75 Tamże, s.61. 72 130 Krzysztof Polit określa ortegiański powrót do witalności lekarstwem na kryzys kultury. Twierdzi, że apoteoza życia, ma u Ortegi swoje granice, nie chodzi o powrót do natury, tak jak u Rousseau, lecz o uporządkowanie systemu wartości. Nie chodzi także o zastąpienie wartości kulturowych - witalnymi, lecz o ich „zakorzenienie” w życiu76. Swoją koncepcję struktury osobowości człowieka zawarł filozof w eseju „Żywotność, dusza, duch”77 i włącza ją w obręb antropologii filozoficznej. Trzy elementy zawarte w tytule, stanowią strefy naszego wnętrza. Podstawowym trzonem tejże budowy jest żywotność (vitalidad), którą filozof nazywa duszą cielesną, z niej wyrasta to, co somatyczne i to, co psychiczne, co cielesne i to, co duchowe. Każdy człowiek jest przede wszystkim wewnętrzną cielesnością – większą, zdrową lub chorą. Stan dwóch pozostałych duszy (alma) i ducha (espritu) zależą od naszego witalizmu - żywotności. Ortega zatem mówi o troistości istoty ludzkiej. 3.duch ("ja") 2.dusza("moje ja") 1.żywotność ("ja"cielesne) Rysunek 2.. Troistość istoty ludzkiej (strefy) Żywotność („ja” cielesne, dusza cielesna, wewnętrzna cielesność) to wedle filozofa „gleba żywiąca całą resztę naszej osobowości”, dająca energię życiową, która powoduje, że człowiek jest aktywny w sferze moralnej, naukowej, politycznej, artystycznej czy erotycznej. To podświadoma w pewnym sensie tajemnicza, utajona część osobowości. Podłoże i tło naszej osoby. „Ową cielesną duszę, ten korzeń i podstawę naszej osobowości, winniśmy nazywać „żywotnością”, ponieważ z niej wyrasta to, co somatyczne i co psychiczne, co cielesne i co duchowe; to wszystko nie tylko z niej wyrasta, ale z niej 76 77 K. Polit, Kryzys cywilizacji Zachodu w myśli José Ortegi y Gasseta, Lublin 2005, s. 137. Żywotność, dusza, duch [w:] Dehumanizacja sztuki i inne eseje, j. w., s.175- 216. Tytuł oryginału Vitalidad, alma, espritu, 1924, Obras completas, T. II, 451 – 480. Tekst wygłoszony jako jeden z wykładów z antropologii filozoficznej, a następnie umieszczony w zbiorze La deshumanizacion del arte, 1925. Warto zaznaczyć, że artykuł jest poprzedzony obszernym wprowadzeniem filozofa, dotyczącym faktu błędnego zrozumienia wykładu przez dziennikarza „El Sol”, który powiązał jego rozważania z freudyzmem. 131 też ciągnie niezbędne do życia soki. Każdy z nas jest przede wszystkim siłą żywotną: mniejszą lub większą, mniej lub bardziej prężną, zdrową lub chorą. Pozostałe cechy osobowości zależne są od naszej żywotności” 78 . Witalizm człowieka wynika z jego cech dziedzicznych, objawia się w naszych zachowaniach instynktownych, jako zestaw gotowych, doskonałych cech , którymi obdarzone jest nasze ciało. Zdaniem filozofa zjawisko nienawiści między rasami ludzkimi, czy w świecie zwierzęcym wynikają z różnic witalnych. Zjawiska biologiczne zrozumiałe są wtedy, gdy przyjmiemy istnienie jednego harmonijnego życia, opartego na pewnym pierwotnym wzorze. To samo dotyczy życia poszczególnych osobników bazującego na tej witalnej, pierwotnej zasadzie. „Ja” cielesne w przeciwieństwie do zewnętrznej cielesności człowieka, nie posiada, ani określonego kształtu ani koloru, Cielesności nie można zobaczyć. Składają się na nią, wrażenia ruchowe, skurcze i rozkurcze wnętrzności i mięśni, doznania związane z rozszerzaniem i kurczeniem się naczyń krwionośnych, krążenie krwi w tętnicach, odczuwanie bólu i rozkoszy. Na przykładzie analizy neurastenii opisuje myśliciel konstrukcje osobowości. Neurastenicy ulegają zaburzeniom krążenia naczyń krwionośnych w związku z tym pojawiają się u nich niezwykłe doznania. W związku z tym skupiają uwagę na swojej wewnętrznej cielesności i tracą zainteresowanie światem zewnętrznym. Własna cielesność staje się dla tych osób problemem. Neurastenik jest „wirtuozem we wsłuchiwaniu się w siebie samego”. Zdaniem Ortegi niektórzy filozofowie, mistycy, poeci to ludzie obdarzeni pewnymi dolegliwościami wewnątrzcielesnymi, którzy przyczynili się do rozwoju kultury. Wewnętrzne anomalia cielesne mogą być oznaką choroby. Mogą też przyczynić się do rozwijania pewnych potrzebnych cywilizacji zdolności. Sokrates w świetle tej teorii jest typem klasycznego neurotyka, natomiast Pindar skupiony jest na tym, co zewnętrzne. Sokrates to moralista nakłaniający młodych do odkrywania samych siebie, natomiast poeta skupia się na „wdzięcznej sylwetce i zgrabnych nogach.”. „Tutaj, podobnie jak w wielu innych wypadkach, rozwój kultury umożliwiony został przez coś, co z biologicznego punktu widzenia jest patologią, wartością negatywną”79. Zwróćmy uwagę, że powyższe spostrzeżenia filozofa korespondują z dzisiejszymi bada78 79 Tamże, s.181-182. Tamże, s. 184. 132 niami twórczych osobowości, które wykazują podłoże chorobowe. To także temat wielu współczesnych filmów. Jeden z najwybitniejszych współczesnych reżyserów Woody Allen uczynił ze swojej neurastenii zarówno temat swoich filmów, jak i metodę twórczą. Choroby, patologie, anomalia cielesne człowieka, to zatem czynniki kształtujące i tworzące kulturę i mediokulturę. Z drugiej strony w ostatnich dwudziestu latach mamy do czynienia z medialną modą na eksplorowanie tematów patologicznych, chorobowych. Dusza („moje ja”) to potok uczuć, wrażenia, pożądania, impulsy, chęci, ból, skłonności człowieka. Mają kształt linii ciągłych i mogą zachodzić na siebie. 6 smutek 4 radość 2 miłość 0 Rysunek 3. Wykres uczuć - linii ciągłych zachodzących na siebie Zjawiska duszy są aktami długotrwałymi, rozciągającymi się w czasie. Smutek może trwać jeden dzień, tydzień, czy całe życie. „Smutek odczuwamy jako przygnębiający nastrój, który nas stopniowo ogarnia; w określonej chwili jesteśmy w stanie stwierdzić, podobnie jak z przypływem morza, stan, do jakiego doszedł: istnieją smutki peryferyjne, które nie docierają do samego środka naszej osoby, ale są również smutki tak głębokie i dojmujące, że pochłaniają nas bez reszty”80. W pierwszym przypadku „nasze ja” pozostaje nienaruszone w drugim zaś zostaje pochłonięte przez uczucie i tonie w rozpaczy. Można z rozkazu woli ścisnąć dusze i uczynić ją hermetyczną na wpływy zewnętrzne. Tak dzieje się na przykład kiedy człowiek dowiaduje się o śmierci bliskiej osoby, a obowiązki publiczne nie pozwalają mu na rozprzestrzenianie się uczuć. I odwrotnie, dusza może być „chłonna”, „rozszerzać” się na przypływy miłości czy nienawiści. Można więc mówić o „hermetyczności” lub „chłonności” duszy - może być otwarta lub zamknięta na wpływy świata zew80 Tamże, s. 191. 133 nętrznego. Stała hermetyczność duszy powoduje „oschłość” i brak wrażliwości jednostki ludzkiej, „wyjałowienie” z własnych reakcji uczuciowych 81. Właśnie dlatego zdaniem myśliciela ludzie słabi, albo chorzy są bardzo zamknięci w sobie i mało wrażliwi. Dusza kobieca zdaniem Ortegi jest przykładem oscylowania miedzy oschłością a hermetycznością, w tym dopatruje się powszechnie znanej „zmienności kobiecej”. Kulturowym przykładem bohatera, który doskonale orientował się w tych meandrach procesu psychologicznego był Don Juan. Wykorzystywał on po prostu czas największej „chłonności” duszy kobiecej, bo wiedział, że wtedy się zakocha. „Miłość, już przez to samo, ze jest najsubtelniejszym, a zarazem najintensywniejszym procesem duchowym, służyć może jako najczulszy aparat do pomiaru stanu chłonności bądź tez hermetyczności dusz”82. Trzecia strefą ludzkiej osobowości jest duch, czyli „ja” (umysł, esprit). Składa się z aktów woli, odpowiada za podejmowanie decyzji. Jest cenzorem wobec uczuć i emocji. „Ja” obserwuje je z góry , interweniuje w ich sprawy jak szef policji, wydaje na nie wyroki jak sędzia, utrzymuje między nimi dystans jak dowódca kompanii. „[…] Duch, czyli „ja”, nie może na przykład stworzyć żadnego uczucia, ani też go bezpośrednio unicestwić”83. Jest najwyższą i najdoskonalszą częścią osobowości ludzkiej, a zrazem najbardziej osobistą i indywidualną. „ Duchem nazywamy całość intymnych działań, których czujemy się prawdziwymi autorami i bohaterami. Wola może być najprostszym tego przykładem. Owe wewnętrzne dokonanie, które wyrażamy słowami „ja chcę”, to rozwiązanie sprawy, ta decyzja wydaje się emanować ze środka nas samych, z tego, co najprecyzyjniej rzecz biorąc, powinno się nazywać naszym „ja”84. Zjawiska duchowe, umysłowe nie trwają długo w przeciwieństwie do psychicznych, które potrzebują czasu. Akt myślenia porównuje Ortega do błyskawicy, dlatego jego zdaniem myśleć należy wtedy, gdy człowiek jest w stanie maksymalnego napięcia i podniecenia, a nie wtedy, kiedy jest ospały. „Myślenie o czymś” długotrwałe, jest serią kolejnych aktów myślenia. Akty woli, akty myślenia to przelatujące przez umysł błyskawice. Dlatego mają charakter punktowy: „Ja chcę” 81 82 83 84 Tamże, s.193. Tamże, s. 194. Tamże, s. 192. Tamże, s. 189. 134 „Ja wolę” Nie można jedną częścią umysłu myśleć tak, a drugą zupełnie inaczej, nie można mieć równocześnie dwu przeciwstawnych woli. Według Ortegi umysł jest „rozbitkiem”, którego dusza ze wszystkich stron otacza i żywi. 85 Akty racjonalne funkcjonują, dostosowując się do obiektywnych, społecznych norm i potrzeb. „Myślę to znaczy: pozwalam prawom logicznym kierować umysłem i dostosowuje działalność swej inteligencji do rzeczywistego bytu rzeczy”86. Czyste myślenie jest identyczne dla wszystkich ludzi. Dlatego niektórzy filozofowie wysuwali tezę, że jest, istnieje jeden duch powszechny. Myśląc, wychodzimy poza siebie, poza własną osobowość, do świata zewnętrznego, powszechnego. W tymże świecie uczestniczą już inne umysły. Korzenie ducha tkwią w świecie transsubiektywnym. Duch zatem ma charakter trans subiektywny, wychodzi poza siebie, myślenie to wychodzenie na zewnątrz siebie. „Myśleć to znaczy wyjść na zewnątrz siebie samego i rozpłynąć się w duchu powszechnym”87. Zatracenie się w obszarach leżących poza nami związane jest ze zjawiskiem dezindywidualizacji zawieszającej nasze życie psychiczne. Podobnie zatracanie się w cielesności prowadzi do dezindywidualizacji i zatracenia w biologicznym witalizmie. „W końcu sytuacja najwyższego uniesienia cielesnego, czyli pijaństwo i orgazm i orgiastyczny taniec, pociągają za sobą rozmycie się świadomości indywidualnej i rozkoszne zatracanie się w kosmicznej jedności […] Nauka i orgia uwalniają od uczuć i pożądań, wyrywają nas z obszaru, gdzie żyjemy oddzielnie od innych pogrążeni w sobie samych, i ciągną ku obszarom leżącym na zewnątrz, bądź ku tym wyżynom ideału, bądź ku nizinom żywotności kosmicznej”88 Ortega traktuje zjawiska psychologiczne w sposób opisowy, przestrzenny, a nie metafizyczny, odwołując się do psychologii opisowej. Duszę jego zdaniem powinno się pojmować w sposób euklidesowski, trójwymiarowy, zaś do opisów psychologicznych - stosować porównania przestrzenne, wszystko co psychiczne jest quasi-przestrzenne89. Spostrzeżenie troistości osobowości ludzkiej powoduje, że zadajemy 85 86 87 88 89 Tamże, s. 191. Tamże, s. 197. Tamże, s. 198. Tamże, s. 200. Tamże, s. 196. 135 sobie dalsze pytanie: „którą ze stref jesteśmy?” W przypadku okresu dzieciństwa sprawa jest prosta. Życie dziecka koncentruje się wokół duszy cielesnej. Przechodzi od jednej czynności do drugiej niemal mechanicznie, napędzane jakąś nieznaną siłą. Zdaniem myśliciela w okresie dzieciństwa żyjemy w wymiarze kosmicznym, przyrodniczym, podobnie jak zwierzęta. Naszym centralnym ośrodkiem jest żywotność. Przeciwnie, życie mędrca, skupione jest wokół umysłu. „Mędrzec jest jakby czystym umysłem. Myśli. Wypełnione myślami życie wymyka mu się z rąk”90. Zarówno dziecko, jak i mędrzec egzystują zgodnie z centralnym ośrodkiem wszechświata, w którym urzeczywistnia się idea „niewinności”. Są to ośrodki ponadindywidualne, zgodne z rozumem wszechświata. Natomiast człowiek o duszy w pełni ukształtowanej ma odrębny ośrodek centralny niezbieżny z kosmosem. W stosunku do przyrody i ducha, dusza jest – życiem odśrodkowym. „ Wraz z narodzinami duszy zaczynają bić magiczne źródła rozkoszy i cierpień”91. Człowiek staje się według Ortegi więźniem własnej duszy. Czy mu się to podoba czy nie, muszą być ze sobą. Porównuje tu strefę duszy - do grzechu pierworodnego w chrześcijaństwie. Kiedy człowiek żył w raju, ciało i duch istniały w przyrodzie wokół zwierząt w braterskiej harmonii i niewinności. Sytuacja zmienia się, gdy Adam i Ewa zgrzeszyli, wówczas pierwotna niewinność znika. Symboliczne znaczenie ma zakrycie przez nich ciał. Jest, zdaniem filozofa, oddzieleniem się od otoczenia, w przestrzeń intymności. Ten gest jest jednoznaczny z zamknięciem duszy wewnątrz . Dusza ta została wyrwana z wszechbytu przyrody i ducha. Człowiek, który rozkoszuje się sobą, zatraca się w sobie, ponosi karę. W życiu ludzkim bywają takie chwile, kiedy jesteśmy nim zmęczeni. Lekarstwem na ten stan, zdaniem myśliciela, jest miłość, czyli według jego definicji zatracenie się w drugiej osobowości. Ponieważ dusza jest odśrodkowa, w magiczny sposób wyrywa się i przenosi do innej duszy, istnieją teraz jako jeden byt, co ilustruje Ortegiańska metafora: „W porwaniu nimfa galopuje na grzbiecie centaura; jej delikatne nóżki nie dotykają ziemi, niesie ją kto inny”92. Troistość osobowości ludzkiej przejawia się w różnicach charakteru ludzi, czy sposobach bycia. Nasze życie może być skupione wokół jednej z 90 91 92 Tamże, s. 202. Tamże, s. 201. Tamże, s. 203. 136 tych stref. Dziecko żyje przede wszystkim swoją cielesną żywotnością, kobieta duszą, natomiast mężczyzna duchem. Także w dziejach cywilizacji dostrzega filozof przewagę jednej z opisanych przez niego stref osobowości ludzkiej: Starożytna Grecja - cielesność Gotyk - dusza Odrodzenie –cielesność Barok – esprit duch Oświecenie – duch Romantyzm – dusza Także ze względu na położenie geograficzne narody charakteryzują się różnym stopniem witalizmu. Rasy północne mają mniejszą żywotność od południowych, młode narody kreolskie - większą od pozostałych. Dotyczy to także zjawisk lingwistycznych. Zdaniem Ortegi język hiszpański cechuje większa „cielesność” (zmysłowość) od włoskiego i jego mniejsze uduchowienie. Natomiast w języku francuskim panuje równowaga trzech cech, jednakże z lekką przewagą żywotności i ducha nad duszą. Dlatego jego zdaniem francuzi przeżyli mniej klęsk niż inne narody. Z pism Ortegi wyłania się myśliciel, który kocha życie. Można zaryzykować stwierdzenie, że witalizm, o którym mówi Ortega, dzisiaj przybrał charakter „zdziczałego witalizmu”, sprofanowanego przez mass media, co jest wynikiem triumfu kultury popularnej, kultury mas. Warto przypomnieć, że Marshall McLuhan nazywa ironicznie telewizję „triumfującym profanum”. Niezaprzeczalnie jednak królują w mediach tematy skoncentrowane na życiu, w różnych jego aspektach. Ekstremistycznie pojmowany biologizm doprowadził do obecności, nawet w badaniach naukowych, odwołań do postaw czysto biologicznych w zachowaniach audiowizualnych; taki punkt widzenia przedstawiają autorzy książki „Naga małpa przed telewizorem. Popkultura w świetle psychologii ewolucyjnej” 93 . Zachowania widza w świetle ich teorii warunkowane są naszą ewolucyjną przeszłością, stąd skłonność człowieka do zachowań „zwierzęcych”, biologicznych. W dzisiejszej mediosferze mamy obecnie do czynienia z nurtem genetycznie bazującym na biologizmie, instynktach człowieka, także tych niskich, 93 T. Szlendak, T. Kozłowski, Naga małpa przed telewizorem. Popkultura w świetle psychologii ewolucyjnej, Warszawa 2008. 137 czy demoralizacji. Filozoficzny perspektywizm wraz z kategorią zmiany oraz witalizm wyznacza drogi kultury. A to przecież trajektorie wskazane przez Ortegę y Gasseta. TRAJECTORIES OF ORTEGA Y GASSET IN CULTURE The contemporary world is undergoing a phase of deep technocultural changes which influences the society of the 21st century, already referred to as the Web society. The accelerating change has been foreseen by one of the greatest philosophers of culture of the previous century: José Ortega y Gasset. In his ponderings he analyzed the social, cultural and economic dynamics of world transformation in the context of perspectivism and ratio-vitalism, resulting from technological advancements and industrialization. According to him, mass culture was the result of the development of technological civilization, which itself originated from the development of science. He opined that the leading role in defining the world would be played by such branches of science as mathematics and physics. He has also foresaw the changes observed nowadays in the global economy, evolving from industrialism towards “webalization” and “informationism”, at the same time as pointing out the most significant problem of the contemporary world, i.e. man’s crisis of identity. Dr Joanna Kuźnicka – medioznawca, Instytut Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie (2011-2012). e-mail: [email protected] 138 Mariola SUŁKOWSKA-JANOWSKA PERFORMATYWNA TOŻSAMOŚĆ HOMO AESTHETICUS „Tożsamość to rzecz do obnoszenia i pokazywania…” Zygmunt Bauman1 Ponowoczesna wizja tożsamości podlega nieustannej rewizji wymuszanej ciągle zmieniającą się konfiguracją wszelakich elementów w taki czy inny sposób ową tożsamość determinujących. Zważywszy na swoiste ‘rozwodnienie’ ponowoczesnego uniwersum wydaje się, że nie możemy już liczyć na Riceourowską la mêmeté i pozostając raczej przy l’ipséité powinniśmy przystać jednak na hybrydyczną rekonfigurację „ja”. Takiej hybrydyzacji bynajmniej nie zakładał, oczywiście, sam Paul Ricouer, lecz jest ona zasadniczo wynikiem rozdzielenia wspomnianych dwóch, równoprawnych w jego koncepcji, komponentów i skupienia się przede wszystkim na tym ostatnim, podnoszącym kwestię naszej względem innych różnicy. Rzecz jasna w kontekście ponowoczesnym różnica ta nie jest już w żaden sposób ontologicznie ugruntowana. Podlega ona bowiem procesowi zamazania, upłynnienia, fragmentaryzacji, mediatyzacji, merkantylizacji, przede wszystkim zaś po prostu powszechnej estetyzacji. W ten sposób upłynniona l’ipséité, stanowiąc mimo wszystko dominantę w procesie kształtowania tożsamości sprawia, że ta ostatnia przybiera charakter performatywny. Stąd tym bardziej, za Zygmuntem Baumanem, należy przyznać, iż rzeczywiście „(…) tożsamość to idea beznadziejnie mętna (…).”2 W czym tkwi ewentualna przyczyna tej mętności? Co sprawia, że ponowoczesny homo aestheticus nie kieruje się już zasadą cuius regio, eius natio i nie zadawala go ani plemiennie wytyczana (co zrozumiałe), ani filozoficznie określona tożsamość (jakkolwiek by nie pojęta, czy to substancjalnie, duchowo, wrażeniowo, intuicyjnie, dialogicznie, etc. 3 ), ani nawet bardziej dyna1 2 3 Z. Bauman, Tożsamość. Rozmowy z Benedetto Vecchim, przeł. J. Łaszcz, Gdańsk 2007, s. 84. Ibidem, s. 72. Zob. np. T. Kobierzycki, Jaźń i tożsamość. Studia z filozofii człowieka, Warszawa 2012; S. Czerniak, Kontyngencja, tożsamość, człowiek. Studia z antropologii filozoficznej XX wieku, Warszawa 2006; J. 139 miczne i przez to, być może, lepiej pasujące do współczesności utożsamianie z określoną kulturą, gdyż sama kultura uległa skrajnej rekonfiguracji i diagonalnej kontekstualizacji? Wreszcie, w jaki sposób ponowoczesny homo aestheticus może, jeśli w ogóle, zrealizować delficki program gnothi seauton? Przede wszystkim zaś, czy jest on wart realizacji, skoro do ewentualnego rozpoznania pozostało nam „ja” „zbydlęcone” czy „skundlone”4? Załóżmy jednak, że przejście od „świata korzeni” do „świata wyborów” jaki stanowi ponowoczesny „supermarket kultury”5 niekoniecznie musi oznaczać realizację tych ponurych wizji, lecz wiąże się po prostu z nieco inną, diagonalną czy wręcz zezowatą kontekstualizacją kultury, a co za tym idzie, samej tożsamości. Wspomniana diagonalna perspektywa pojawia się wraz z pewnym fundamentalnym w swych skutkach, paradoksalnie wyznaczanych właśnie przez swoisty nie-fundamentalizm, zerwaniem z wszelką formą paradygmatycznego dyskursu, nade wszystko zaś z odrzuceniem metafizyki. „Coś zniknęło, mianowicie zasadnicza różnica między tym, co przysporzyło tyle uroków abstrakcji. Różnica odpowiedzialna za (…) magię pojęcia i czar rzeczywistości. (…) Odpada wszelka metafizyka. (…) Można się obejść bez racji, przestał bowiem istnieć, jako ideał bądź negatyw, punkt odniesienia. (…) Chodzi o podstawienie w miejsce rzeczywistości znaków rzeczywistości (…).” 6 Taki pan-semiotyczny kontekst jest w rzeczywistości pseudosemiotyczny: „Nawet znak nie jest już tym, czym był. Entropia fizyczna, entropia metafizyczna (…). To wszystko, co w różnicy jest jeszcze żywe, zabije obojętność. To wszystko, co żywe w znaczeniu, zabije jego brak.”7 Co więcej, ów anty-metafizyczny kontekst jest kontekstem aksjologicznie zezowatym: „Próbujemy dziś zrehabilitować wszystkie wartości po kolei, ale tym, czego nie umiemy odtworzyć, jest elektryczne napięcie ich przeciwstawienia. (…) Opróżnione z negatywnego napięcia, wartości stają się równoważne, wymienne. Przeświecają przez siebie nawzajem – dobro prześwieca przez zło, fałsz 4 5 6 7 Tyszka, Kryzys tożsamości a przemiany kultury, w: B. Harwas-Napierała, H. Liberska (red.), Tożsamość a współczesność, Poznań 2007, s. 157 - 180; J. Bremer, Osoba – fikcja czy rzeczywistość. Tożsamość i jedność Ja w świetle badań neurologicznych, Kraków 2008. Nawiązuję tutaj, kolejno, do diagnozy stawianej człowiekowi przez Witkacego i Salmana Rashdiego. Zob. G. Mathews, Supermarket kultury. Kultura globalna a tożsamość jednostki, przeł. E. Klekot, Warszawa 2005. J. Baudrillard, Precesja symulakrów, w: R. Nycz (red.), Postmodernizm. Antologia przekładów, Kraków 1996, s. 176-177. J. Baudrillard, Przed końcem. Rozmawia Philippe Petit, przeł. R. Lis, Warszawa 2001, s. 10-11. 140 przez prawdę, brzydota przez piękno, męskie przez żeńskie i na odwrót. Każda zezuje zza innej. Powszechny zez wartości”8. Niewątpliwie takie dyskursywnie diagonalne, aksjologicznie zezowate, kulturowo hybrydalne zaplecze nie może pozostać obojętne jeśli chodzi o sposób kontekstualizowania tożsamości. W istocie jednak, porzucając Baudrillardowską, nieco przygnębiającą, retorykę warto zagadnienie tożsamości umieścić w perspektywie transkulturowej uzupełnionej o aspekt estetyzacyjny, jako że „(…) designerowska kultura powierzchni, estetyzacja i teatralizacja życia (…)” 9 wydają się szczególnie sprzyjać owej trans-perspektywie. Ontologicznie ugruntowana, silna i głęboka „kultura korzeni” stała się za sprawą estetyzacji metafizycznie jałową, słabą i powierzchniową „transkulturą wyborów”. Pomimo swego metafizycznego wyjałowienia i aksjologicznego rozmycia „(…) transkulturowość zawiera w sobie również potencjał do przekraczania naszych – z góry otrzymanych i niby to determinujących – monokulturowych punktów widzenia, a my powinniśmy ten potencjał jak najczęściej wykorzystywać.”10 Na przykład przy redefiniowaniu pojęcia „kultury” – tym bardziej, że ponowoczesne zmącenie tożsamości wydaje się być bezpośrednią konsekwencją skorelowania jej z kulturą. To ostatnie oznacza przede wszystkim swoistą kulturową relatywizację „ja” – zwłaszcza w kontekście globalnej transkulturowości podpartej fenomenem powszechnej estetyzacji. „Transkulturowość nie zakłada relacji między kulturami pojętymi jako całości, to nie jest spotkanie ani dialog dwóch monolitycznych kultur; transkulturowość całości rozsadza i wszystkie je przenika, stając się istotną cechą dzisiejszych społeczeństw. W dobie migracji ludzi, towarów i wzmożonego przepływu informacji, zarówno społeczności, jak i jednostki są transkulturowe, a to znaczy hybrydalne, kulturowo przemieszane, heterogeniczne. (…) Zarówno w skali makro (społeczeństwa), jak i mikro (jednostki) musi się ukształtować nowe jakościowo pojęcie tożsamości (…).” 11 Tak rozumianej transkulturowości niezwykle sprzyja zjawisko estetyzacji, bowiem okazuje 8 9 10 11 Ibidem, s. 9. T. Pękala, Awangardy, ariergardy, w: A. Kawalec (red.), O pojęciu sztuki w kulturze współczesnej, Lublin 2010, s. 46 – 47. W. Welsch, Transkulturowość, nowa koncepcja kultury, w: R. Kubicki (red.), Filozoficzne konteksty rozumu transwersalnego. Wokół koncepcji Wolfganga Welscha, Poznań 1998, s. 213. K. Wilkoszewska, Ku estetyce transkulturowej. Wprowadzenie, w: K. Wilkoszewska (red.), Estetyka transkulturowa, Kraków 2004, s. 14. 141 się, iż to właśnie „(…) aisthesis jako rodzaj otwarcia na świat angażuje polemicznie wobec siebie nastawione dyskursy (…)”12 i to dzięki niej możliwe jest porzucenie linearnej narracji czy teleologicznie nastawionego dyskursu przebiegających w perspektywie horyzontalno-wertykalnej na rzecz diagonalnej gry aranżującej perspektywę rizomatyczną czy transkulturową. Zatem właśnie estetyzacja wydaje się istotą ponowoczesnego pojmowania i kształtowania się tożsamości, choć, jak zauważa Gianni Vattimo, estetyczność doświadczenia nabrała charakteru ‘centralnego’ znacznie wcześniej, bo już w epoce nowoczesnej, kiedy to w filozoficznych propozycjach Vico, Nietzschego, Schellinga, Schlegla czy Sedlmayra pojawiła się, na różny sposób artykułowana, hipoteza o tym, że „jeśli porzucimy wiarę w Grund i w bieg rzeczy pojmowany jako rozwój zmierzający do jakiejś finalnej rzeczywistości, świat będzie mógł się jawić tylko jako samotworzące się dzieło sztuki (ein sich selbst gebärendes Kunstwerk (…)).”13 Na podobne źródła estetyzacji wskazuje Stefan Morawski dostrzegając dodatkowo jej dwie wersje. „Estetyzacja epistemologiczna” (reprezentowana między innymi przez Baumgartena, Blumenberga, Schillera, Schellinga, Crocego, Heideggera czy Merleau-Ponty’ego) oznacza przede wszystkim estetyzację myślenia filozoficznego, które zostaje przez ‘estetyczność’ jak gdyby doprecyzowane i dopełnione o to, co pomijane było do tej pory przez dominujący aspekt poznawczy. Tymczasem druga wersja estetyzacji – bardziej według Morawskiego „zakamuflowana” – skutkuje swoistą mitologizacją filozofii, co najlepiej widoczne jest u takich filozoficznych ‘outsiderów’, jak Nietzsche, Foucault, Derrida, De Man, Lyotard czy Rorty. 14 Warto w tym miejscu podkreślić, iż estetyzacja ponowoczesna nie jest do końca tą samą, z którą mamy do czynienia w nowoczesności, a już z pewnością zmienił się status wspomnianego wyżej dzieła sztuki, które dziś w znakomitej większości przypadków wydaje się ograniczone do „aspektu gastronomicznego”15 – także kreacja bowiem została, jak wszystko w dobie płynnej ponowoczesności, podporządkowana konsumpcji. Czy dotyczy to także tożsamości? Czy perspektywa transkulturowa wpływa na „gastronomiczny”, konsumpcyjny charakter dyskursu tożsamo12 13 14 15 E. Rewers, Post-Polis. Wstep do filozofii ponowoczesnego miasta, Kraków 2005, s. 14. G. Vattimo, Koniec nowoczesności, przeł. M. Surma-Gawłowska, Kraków 2006, s. 89. Zob. S. Morawski, O swoistym procesie estetyzacji kultury współczesnej, w: A. Zeidler-Janiszewska (red.), Estetyczne przestrzenie współczesności, Warszawa 1996. G. Vattimo, Koniec nowoczesności, op.cit., s. 48. 142 ściowego? Wydaje się, że tak, zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę prostą obserwację Gordona Mathewsa, według którego „nasze wybory dotyczące sfery tożsamości (…) są podejmowane nie dla nas samych, lecz ze względu na naszą grę wobec innych (…): w supermarkecie kultury wybieramy siebie spoglądając w stronę świata społecznego, który nas otacza. Tożsamość (…) jest odgrywana w taki sposób, by widzowie dali się przekonać (…).”16 Staje się więc tożsamością performatywną nastawioną na rodzaj „imagologicznego” uwodzenia17. Pojęcie performatywności w odniesieniu do zagadnienia tożsamości może wydawać się problematyczne, zważywszy na całą, filozoficzną i artystyczną, tradycję jego używania. Słowo „performatywny” zostało wprowadzone w połowie lat pięćdziesiątych przez Johna L. Austina i, co ciekawe, od początku w pewnym sensie było uwikłane w estetykę i w Arystotelesowską aisthesis: „Macie pełne prawo, by nie wiedzieć, co znaczy słowo ‘performatywne’. Słowo jest nowe i brzydkie, i może nie ma żadnego specjalnego znaczenia. Ale w każdym razie, jedno przemawia na jego korzyść – nie jest to głębokie słowo. Pamiętam, że gdy mówiłem kiedyś na ten temat, ktoś potem powiedział: ‘Wiesz, nie mam najmniejszego pojęcia, co on ma na myśli, chyba, że zachodziłaby taka możliwość, iż ma po prostu na myśli to, co mówi’. Cóż, właśnie to chciałbym mieć na myśli.” 18 W ten sposób, wprowadzając swoisty neologizm, Austin przeciwstawia performatywny i konstatujący typ wypowiedzi i dokonuje tym samym swoistej filozoficznej rewolucji: wypowiedzi językowe nie tylko opisują czy stwierdzają jakiś stan rzeczy, lecz mogą brać czynny udział w tworzeniu rzeczywistości. „Filozofowie przyjmowali (…), że interesują ich tylko wypowiedzi zdające sprawę z faktów lub prawdziwie czy fałszywie opisujące sytuacje. W ostatnich czasach ten rodzaj podejścia został poddany w wątpliwość (…). A to nowe podejście przyniosło wiele dobrego; bardzo wiele rze16 17 18 G. Mathews, Supermarket kultury. Kultura globalna a tożsamość jednostki, przeł. E. Klekot, Warszawa 2005, s. 43. W przytoczonym cytacie świadomie pominęłam określenie ‘kulturowa’ w odniesieniu do pojęcia ‘tożsamości’, które w kontekście transkulturowym, na co zwracam uwagę w swoim tekście, wydaje się mylące lub po prostu niepotrzebne. Zob. M. C. Taylor, E. Saarinen, Imagologies: Media Philosophy, New York – London 1993. J. L. Austin, Wypowiedzi performatywne, w: Idem, Mówienie i poznawanie. Rozprawy i wykłady filozoficzne, przeł. B. Chwedeńczuk, przekład przejrzał J. Woleński, Warszawa 1993, s. 311. Co ciekawe, w pierwotnej formie pojęcie to brzmiało ‘performatoryjny’ (‘performatory’ zamiast ‘performative’), lecz Autorowi wydawało się ono jeszcze brzydsze. Zob. E. Fischer-Lichte, Estetyka performatywności, przeł. M. Borowski, M. Sugiera, Kraków 2008. 143 czy pozbawionych prawdopodobnie sensu zostało postrzeżonych jako takie właśnie. (…) Mimo wszystko (…) ludzie zaczynają pytać, czy ostatecznie niektóre z tych rzeczy, które traktowane jako zdania, narażone byłyby jako nonsensy na niebezpieczeństwo usunięcia, naprawdę są zdaniami. Czy nie mogą być one pomyślane nie jako sprawozdania z faktów, lecz jako środki wpływania tak lub inaczej na ludzi (…)?” 19 Tak rozumiane performatywy, głównie dzięki swej autoreferencyjności, sugerują między innymi, co wydaje się istotne dla niniejszego artykułu, zachwianie czy wręcz zerwanie z, jak go nazywa sam Austin, „mitem opisowości” i z rzekomo konieczną formą dychotomicznego dyskursu. Co więcej, analizując wypowiedzi performatywne typu ‘Nadaję temu statkowi imię Elżbieta’, ‘Daję ci mój zegarek’ czy ‘Idę o zakład, że wyzdrowiejesz’, Austin interesował się przede wszystkim ich skutecznością (podał nawet dość długą, sześciopunktową, listę warunków ich powodzenia 20 ). Dokonując przeglądu ewentualnych „niewypałów” i „nadużyć” 21 w stosowaniu wypowiedzi per formatywnych, wskazał na to, iż „(…) konieczne do wypełnienia warunki powodzenia wypowiedzi mają zatem nie językową, ale przede wszystkim instytucjonalną i społeczną naturę.”22 Oznacza to oczywiście, że wypowiedzi/czynności adresowane są zawsze do określonego, obecnego w danym miejscu i czasie, odbiorcy23. Te dwa aspekty wydają się szczególnie istotne dla zjawiska performansu artystycznego, jak i w ogóle estetyki performatywności, a w konsekwencji – dla ujęcia i opisania fenomenu performatywnej tożsamości ponowoczesnego homo aestheticus. Nie wchodząc w liczne niuanse i zakamarki historii performansu jako określonej propozycji artystycznej, zauważmy jedynie, iż „dzieje performance wyznaczają nieuświadamiany czy podświadomy nurt historii sztuki, składają się bowiem ze zdarzeń ulotnych o paraartystycznej intencji, z epizodów przypadkowych o trudnych do jednoznacznego rozstrzygnięcia kwalifikacjach, bo 19 20 21 22 23 J. L. Austin, Wypowiedzi performatywne, s. 311– 312. W późniejszych tekstach Austin, jak wiemy, zrezygnował z tej opozycji i wolał rozpatrywać wypowiedzi w trzech kategoriach: lokucyjnej, illokucyjnej, perlokucyjnej sugerując, iż wszelka wypowiedź czy akt mowy stanowi formę działania. Zob. Idem, Jak działać słowami, w: Ibidem, s. 544 – 713, zwłaszcza rozdział VIII: Czynności lokucyjne, illokucyjne, perlokucyjne. Zob. Ibidem, s. 563 – 564. „Otóż, jeśli grzeszymy przeciw którejś (lub przeciw więcej niż jednej) z tych sześciu reguł, nasza wypowiedź performatywna będzie (w ten czy inny sposób) nieudana.” Zob. Ibidem, s. 573 – 598. E. Fischer-Lichte, Estetyka performatywności, op.cit., s. 33. Wypowiedź performatywna’ czy ‘performatyw’ pochodzą od angielskiego ‘to perform’, „czasownika, który występuje zazwyczaj z rzeczownikiem oznaczającym czynność – wskazuje ona, że wygłoszenie wypowiedzi jest wykonaniem jakiejś czynności, jest czymś, o czym nie myśli się normalnie jako tylko o powiedzeniu czegoś.” J. L. Austin, Jak działać słowami, op.cit., s. 555. 144 zatrzymujących się w połowie drogi między twórczością artystyczną a zjawiskami przynależnymi do socjologii życia artystycznego.” 24 Zapoczątkowana przez futurystów (Filippo Marinetti, Carlo Carrà, Giacomo Balla) i dadaistów (Marcel Duchamp, Tristan Tzara, Kurt Schwitters), udoskonalona i zintensyfikowana w wydaniu happeningowej działalności artystów lat sześćdziesiątych XX wieku (Allan Kaprow, Dick Higgins, Terry Riley, Eric Andresen) propozycja artystyczna, jaką jest performans, samą siebie określa jako sztukę żywą25. To sprawia, że performans jest rodzajem „manifestacji estetyki pospolitości. Nie jest to forma ukazywania indywidualnego Ego, co ma często miejsce w tradycyjnych dziełach sztuki, nie jest to szczególny aspekt persona-solo dance. Performance jest życiem ukazywanym za pomocą metod i systemów zaczerpniętych z teatru. Jest więc publiczność, są widzowie. Ale performance nie znajduje się poza rzeczywistością, nie ma granicy pomiędzy sceną a widownią, performance jest rzeczywistością”26 . Podkreślmy w tym miejscu – rzeczywistością rozumianą nie jako szczególna, wymagająca pogłębionego, ale zdystansowanego filozoficznego namysłu, lecz po prostu jako rzeczywistość ‘normalna’, pospolita, rutynowa, codzienna. Wspomniany przez Klausa Groha brak czwartej ściany w połączeniu z pospolitością daje w efekcie pewną ‘wydarzeniowość’, która zastępuje klasyczny spektakl czy przedstawienie. Wydarzenie, podobnie jak w przypadku jego filozoficznego ujęcia zaproponowanego przez Martina Heideggera (Ereignis)27, gwarantuje performansowi ową żywość, a przez to zapewnia też autentyczność. Sprawia ponadto, że zamiast teatru obcujemy z dramatem: „Teatr i dramat (…) to ze swej natury przeciwieństwa, (…) dzielą je różnice zbyt istotne, żeby ich symptomy nie dochodziły do głosu: dramat to twór słowa pojedynczego artysty, teatr to dzieło publiczności i jej sług”28. Rozważania Johna Austina w oczywisty sposób odnosiły się wyłącz24 25 26 27 28 G. Dziamski, Performance – tradycje, źródła, obce i rodzime przejawy. Rozpoznanie zjawiska, w: G. Dziamski, H. Gajewski, J. St. Wojciechowski, Performance (wybór tekstów), Warszawa 1984, s. 20. Żywą w podwójnym znaczeniu: „po pierwsze dlatego, że wprowadza żywy, nie zapośredniczony w materialno-stabilnej strukturze dzieła kontakt autora/wykonawcy z odbiorcą, a po drugie dlatego, że występuje przeciwko temu wszystkiemu, co skonwencjonalizowane, co jest przeciwieństwem żywej sztuki.” G. Dziamski, Performance – tradycje, źródła…, op.cit., s. 16. K. Groh, Teoretyczna idea sztuki performance, w: G. Dziamski, H. Gajewski, J. St. Wojciechowski, Performance (wybór tekstów), op.cit., s. 61. Zob. np. M. Heidegger, Źródło dzieła sztuki, przeł. J. Mizera w: Idem, Drogi lasu, Warszawa 1997; Idem, Identity and Difference, przeł. by J. Stambaugh, New York 1969. M. Herrmann, Bühne Und Drama, “Vossische Zeitung” 1918, 30 VII. Cyt. za E. Fischer-Lichte, Estetyka performatywności, op.cit., s. 43. 145 nie do aktów mowy, natomiast zaproponowane przez niego ujęcie nie wyklucza, jak zauważa Erika Fischer-Lichte, objęcia pojęciem ‘performatyw’ pewnych fizycznych działań – takich na przykład, z jakimi spotykamy się przy okazji performansu29. Mamy tutaj do czynienia i z likwidacją czwartej ściany, i z pospolitością (jedzenie miodu, picie wina), i z autentycznością (okaleczenia, krew, cierpienie). Tym samym performans redefiniuje, głównie poprzez Austinowskie zniesienie dychotomii, podstawowe estetyczne pojęcia, czy lepiej pary pojęciowe: podmiot/przedmiot, oglądający/oglądany, teatr/dramat, znaczące/znaczone30. Mamy zatem dramat; przedstawienie-wydarzenie, którego centralnym punktem staje się tożsamość performera (niekoniecznie pokrywająca się z tożsamością performatywną). Jej zasadniczymi komponentami wydają się być: emergencja autopojesis, brak dychotomii oraz liminalność. Jednocześnie elementy te, jak podkreśla Erika Fischer-Lichte, w istotny sposób stanowią o wydarzeniowości performansu, który, jako propozycja bądź co bądź artystyczna, przestaje być tradycyjnym artefaktem, a staje się ulotnym, nieokreślonym, jednorazowym faktem. Mamy zatem „(…) trzy istotne układy parametrów, bezpośrednio związanych z wydarzeniowością przedstawienia, które bez wątpienia w decydujący sposób określają jego estetykę. Mam na 29 30 Jako przykład podaję, za E. Fischer-Lichte, fragment opisu performansu jednej z, paradoksalnie, najbardziej spektakularnych i autentycznych performerek, Mariny Abramović: „Dnia 24 października 1975 roku w galerii Krinzinger w Insbrucku miało miejsce interesujące i pamiętne wydarzenie. Marina Abramović (…) pokazała swój performans ‘Lips of Thomas’. Najpierw zdjęła ubranie i naga podeszła do tylnej ściany galerii, by przypiąć do niej fotografię długowłosego mężczyzny, który nieco przypominał ją wyglądem. Następnie (…) Abramowić usiadła za stołem i (…) powoli, łyżka po łyżce, zjadła cały kilogram miodu. Potem nalała sobie do kieliszka wina i piła je powoli (…) aż opróżniła całą butelkę. Wtedy prawą ręką zgniotła kieliszek. Dłoń zaczęła krwawić. Artystka wstała od stołu i (…) żyletką wycięła sobie na brzuchu pięcioramienną gwiazdę (…). Chwyciła pejcz, uklękła (…) i z całej siły zaczęła się biczować (…). Potem położyła się na wznak na blokach lodu (…). Na suficie umieszczony był grzejnik, który kierował strumień ciepła na jej brzuch, powodując ponowne krwawienie rany (…). Artystka leżała bez ruchu (…). Kiedy przez pół godziny nie dawała żadnego znaku, że chce przerwać męczarnię, kilku oglądających nie wytrzymało napięcia. Podeszli do bloków lodu, chwycili Abramović pod ręce i wynieśli, kończąc tym samym performans.” E. Fischer-Lichte, Estetyka performatywności, op.cit., s. 11 – 12. Oto skrócony, zaproponowany także przez Erikę Fischer-Lichte, komentarz wyżej opisanego performansu: „W tym czasie [2 godzin – M. S.-J.] performerka i widzowie wzięli udział w wydarzeniu, którego nie przewiduje i nie sankcjonuje ani tradycja, ani obowiązujące konwencje sztuk plastycznych i widowiskowych. Swoimi działaniami artystka nie powołała przecież do istnienia żadnego artefaktu (…). Trudno też powiedzieć, żeby cokolwiek przedstawiała. Nie zachowywała się jak aktorka grająca sceniczną postać, która je zbyt wiele miodu i pije zbyt wiele wina, a potem w rozmaity sposób kaleczy swoje ciało. To, co robiła, wcale nie oznaczało, że jakaś fikcyjna postać zadaje sobie ból. Okaleczała samą siebie. Maltretowała własne ciało, świadomie lekceważąc jego ograniczenia. (…) Ograniczyła się do wykonania czynności, które w widoczny sposób przemieniały jej ciało (…) nie ujawniając żadnych symptomów swoich wewnętrznych doznań. Postawiła zatem widzów w irytującej, głęboko dezorientującej i w tym sensie trudnej do zniesienia sytuacji, gdyż zakwestionowała wszystkie niepodważalne dotąd normy i zasady. (…) Stworzyła taką sytuację , która umieszczała widza między normami i regułami sztuki a prawami codziennego życia, między zasadami estetyki a nakazami etyki.” E. Fischer-Lichte, Estetyka performatywności, op.cit., s. 12 – 13. 146 myśli, po pierwsze, powstająca w czasie przedstawienia autopojesis pętli feedbacku, po drugie, zjawisko emergencji i (…) zniesienia przeciwieństw, po trzecie zaś sytuację liminalności (…)” 31 . Referując 32 pokrótce wspomniane elementy, skupię się jedynie na tych aspektach, które w taki czy inny sposób korespondować mogą z ideą tożsamości performatywnej homo aestheticus. Autopojetyczna pętla feedbacku złożona jest z działań i zachowań zarówno wykonawców, jak i widzów i w tym sensie zrywa ona z tradycyjnym założeniem o autonomiczności autora i jego dzieła. Dzięki temu powstaje autoreferencyjna i emergentna sytuacja, w której znaczenie ma tylko to, co faktycznie wydarza się podczas spektaklu. „Funkcjonuje ona jako samoorganizujący się system, który nieustannie musi integrować pojawiające się niespodziewanie i dlatego trudne do przewidzenia elementy.” 33 Wydarzeniowości sprzyja ponadto realizacja Austinowskiej intuicji wskazującej na konieczność zniesienia dychotomii centralnych dla naszej kultury i towarzyszącego jej dyskursu par pojęciowych takich, jak sztuka/rzeczywistość, podmiot/przedmiot, wnętrze/zewnętrze, ciało/duch, estetyczny/etyczny etc. – „(…) tracą one w tych przedstawieniach swoją jednoznaczność, zostają wprawione w ruch i zaczynają oscylować, a w ostatecznym rozrachunku zostają całkowicie zniesione.”34 Tym samym, likwidując zasadniczą dychotomię sztuki i życia oraz rezygnując z idei autonomii dzieła, performans stanowi autoreferencyjne działanie ustanawiające rzeczywistość35. Ta ostatnia jednak staje się dynamiczną, nieustannie wydarzającą się rzeczywistością ‘pomiędzy’. Owa liminalność jest bezpośrednią konsekwencją zniesienia dychotomii: „kiedy przeciwieństwa zostają zniesione, a wszystko równie dobrze może być czymś innym, wtedy uwaga kieruje się na przejście między jednym a drugim.”36 W ten sposób rozumiana liminalność wnosi do performansu pewne elementy rytuału i wywołuje tak pożądaną z punktu widzenia twórcy, ale i odbiorcy, przemianę. Powyżej zrekonstruowana teoria estetyczno-artystycznej performa31 32 33 34 35 36 Ibidem, s. 261 – 262. Zob. Ibidem, s. 259 – 288. Ibidem, s. 265. Ibidem, s. 271. „Kiedy Marina Abramowić zgniatała kieliszek i jej dłoń krwawiła, to znaczyło to dokładnie tyle, że zgniotła kieliszek i jej dłoń krwawiła. Jej działanie powoływało do istnienia rzeczywistość zgniecionego kieliszka i krwawiącej dłoni. (…) Wszystko, co zostało w jego [performansu – M. S.-J.] trakcie wykonane i pokazane oznaczało to, co zostało wykonane i pokazane, a to w konsekwencji ustanawiało daną rzeczywistość.” Ibidem, s. 273. Ibidem, s. 280. 147 tywności może stanowić, jak myślę, interesujący i inspirujący kontekst tytułowego zagadnienia podejmującego problem tożsamości ponowoczesnego homo aestheticus, zanurzonego w kulturowo płynne, jak opisuje Zygmunt Bauman, chaotycznie schizoidalne, co diagnozują Gilles Deleuze i Felix Guattari, czy aksjologicznie diagonalne, przed czym przestrzega Jean Baudrillard, uniwersum37. Sama Erika Fischer-Lichte podkreśla, iż od początku lat sześćdziesiątych performerzy „(…) uzmysławiali widzom fakt pojawienia się nowego obrazu artysty, a może nawet nowego obrazu człowieka (…)”38, proponując tym samym alternatywny obszar dla poszukiwań tożsamościowych. Tymczasem, performatywność rozpatrywana w kontekście ponowoczesnego dyskursu tożsamościowego wydaje się zaledwie swobodnie, jeśli w ogóle, czerpać inspiracje z powyżej opisanego zagadnienia. Generalnie obraz ponowoczesnego podmiotu jawi się jako niezbyt pociągający. Będąc, jak zauważa Gianni Vattimo, efektem ogólnego kryzysu humanizmu i osłabienia tradycyjnych „mocnych” kategorii metafizycznych pojęcie podmiotu „(…) uległo potwornemu spotęgowaniu (…) a teraz zdemaskowane jest jako fikcja”39. Fikcyjny charakter ponowoczesnej podmiotowości dodatkowo intensyfikuje jej komercjalizacja (związana oczywiście z fenomenem powszechnego konsumeryzmu) oraz jej płynny charakter. W efekcie odpowiedź na pytanie o bycie odbywa się po prostu poprzez „dokonywanie codziennego życia”40, które skądinąd – nieco metaforycznie rzecz ujmując – odbywa się, w znakomitej większości przypadków, między regałami 41. Płynność, czy też „(…) ‘roztapianie wszystkiego, co trwałe’ było od pierwszej chwili przyrodzoną definiującą właściwością nowoczesnej formy życia. Ale dziś, inaczej niż niegdyś, formy stopione nie mają już być – a i nie są – zastępowane przez inne ciała stałe – (…) bardziej jeszcze solidne i »stałe« od form poprzednich (…). Na miejsce jednych form topliwych, a więc nietrwałych, przychodzą inne, nie mniej, jeśli nie bardziej jeszcze od nich Zob. np. Z. Bauman, Płynna nowoczesność, przeł. T. Kunz, Kraków 2006; G. Deleuze, F. Guattari, AntiOedipus: Capitalism and Schisophrenia, translated by R. Hurley, M. Seem, H. R. Lane, London – New York 2008; J. Baudrillard, Przed końcem, op.cit. 38 E. Fischer-Lichte, Estetyka performatywności, op.cit., s. 264. 39 A. Zawadzki, Koniec nowoczesności: nihilizm, hermeneutyka, sztuka, w: G. Vattimo, Koniec nowoczesności, op.cit., s. XIII. Por. F. Nietzsche, Wola mocy, przeł. S. Frycz, K. Drzewiecki, Kraków 1985. 40 Zob. A. Giddens, Nowoczesność i tożsamość. „Ja” i społeczeństwo w epoce późnej nowoczesności, przeł. A. Szulżycka, Warszawa 2001, s. 67 – 69. 41 Zob. M. Sułkowska-Janowska, Tożsamość w płynie: homo aestheticus między regałami, „Folia Philosophica” pod red. P. Łaciaka, t. 31, Katowice 2013. 37 148 topliwe, a więc i nietrwałe”42. Taka kultura „ciągłej kapaniny” to kultura nastawiona na ciągle zmieniającą się ponętną zmysłowość i zawrotną prędkość, które sprzyjają permanentnemu konsumowaniu. „Cokolwiek robimy i jakkolwiek to coś nazywamy – zawsze robimy zakupy (…). Język naszej ‘polityki życia’ jest oparty na pragmatyce ‘zakupów’(…)”43. Żyjąc „rozglądamy się” jak w handlowej galerii, buszujemy między regałami. Lecz tym, co nami kieruje bynajmniej nie jest potrzeba, lecz raczej „pragnienie – byt znacznie bardziej od ‘potrzeb’ ulotny, efemeryczny, nieuchwytny, kapryśny i zasadniczo nie odnoszący się do niczego w szczególności; samorodny i samowystarczalny motyw, który nie potrzebuje uzasadnienia ani przyczyny”44. Powodowani niezaspokajalnym pragnieniem wszyscy cierpimy na bulimia nervosa: uzależniają nas skonsumowane w pośpiechu i bez przetrawienia, natychmiast zwrócone obrazy45. Wytwarzanie obrazów stało się substytutem życia, a ich percepcja zastępuje myślenie; tradycyjny paradygmat logocentryczny zastąpiony został przez, oparty na komunikacji ikonicznej, piktocentryzm46. Ikonizacja języka i komunikacji niewątpliwie wpływa na dyskurs tożsamościowy, jak i tożsamość jako taką, skoro, co podkreśla Zygmunt Bauman, stała się ona czymś „do obnoszenia i pokazywania”. Nie chodzi zatem o tradycyjny, narracyjnie ‘opowiedziany’ bios, choć z drugiej strony nie chcemy przecież poprzestać nad zwykłym, trywialnym zoe. Okazuje się, że rozwiązanie tego dylematu może przynieść sfera theatron. Pytanie tylko, czy jest ono zadowalające; bo że ponętne, zwłaszcza wizualnie – niewątpliwie tak. Przypomnijmy jednak, przywoływane powyżej, rozróżnienie na teatr i dramat i zapytajmy o proporcję między tymi elementami: jaka część tożsamości homo aestheticus to stylizowana teatralizacja, a jaką stanowi autentyczny dramat? Na pierwszy rzut nieco banalnie brzmiące określenia tutaj, w kontekście dyskursu tożsamościowego, przestają być jedynie pustymi hasłami; zwłaszcza, kiedy uzupełni się je o pełniące metodologicznie pomocniczą, lecz nade wszystko merytorycznie zasadną, funkcję - pojęcie klipowości. W ten oto bowiem 42 43 44 45 46 Z. Bauman, Kultura w płynnej nowoczesności, Warszawa 2011, s. 26. Z. Bauman, Żyjąc w czasie pożyczonym. Rozmowy z Citali Rovirosa-Madrazo, przeł. T. Kunz, Kraków 2010, s. 114. Ibidem, s. 115. Zob. K. Tester, Moral Culture, London 1997. Zob. K. Krzysztofek, Od logosfery do piktosfery. Czy konizacja języka ?, w: Z. Suszczyński (red.), Słowo w kulturze mediów, Białystok 1999, s. 9 – 20; por. W. Chyła, Od kultury słowa do kultury audiowizualnej; w: A. Gwóźdź, S. Krzemień-Ojak (red.), Intermedialność w kulturze końca XX wieku, Białystok 1998, s. 65 – 82. 149 sposób pojawia się tytułowa (klipowa) tożsamość performatywna homo aestheticus, przy czym o ile klipowość związana jest z określonym typem narracji, o tyle teatralność, czy lepiej – teatralizacja, wyznacza specyficzne pojmowanie performatywności. Zjawisko klipowości wiąże się przede wszystkim z rozwojem wideo, którego poetyka, w odróżnieniu od opartego na narracyjnej fabule filmu, opiera się na inter-semiotycznym zjawisku intertekstualnych wariacji. Dzięki takiej formie fenomen klipu mógł stać się swoistą kulturową dominantą ponowoczesności. Z jej fragmentacją, labilnością, płynnością, eklektyzmem, powierzchownością, zawrotnym tempem i feerią wizualności współgra najważniejsza cecha jaka charakteryzuje klipowość, czyli „(…) niekończące się wirowanie elementów – przemieszczają się one nieustannie, tak że żaden z nich nie jest w stanie na dłużej zająć miejsca ‘interpretanta’ (albo znaku prymarnego), tylko zaraz musi ustąpić miejsca drugiemu (…) i spada na podrzędną pozycję, gdzie z kolei zostaje ‘zinterpretowany’ przez radykalnie odmienną treść logo lub obrazu”47. Owo intertekstualne wirowanie elementów to jedna z konsekwencji porzucenia logosu na rzecz logo oraz, w innym wymiarze, diachronii na rzecz synchronii. Innymi słowy, klipowość zakłada sieciowość, a ta z kolei, jak pamiętamy, wiąże się z uwielbianą przez postmodernistów nielinearnością i nieteleologicznością wszelakiego dyskursu: „(…) mamy sieć, czyli labirynt, który Deleuze i Guattari nazywają kłączem. Tutaj każda droga może się skrzyżować z dowolnie inną. Nie ma środka, nie ma peryferii, nie ma wyjścia, ponieważ kłącze jest potencjalnie nieskończone”48. Wizja dla jednych kusząca, dla innych mimo wszystko niebezpieczna – pozbawiona jakiejkolwiek hierarchii i logiki wyboru; przestrzeń rhizomatyczna niesie z sobą niebezpieczeństwo egzystencjalnego niezaangażowania. Tym bardziej, jeśli dołączymy do niej wizualnie skrajnie rozestetyzowaną, choć najczęściej etycznie miałką i płytką, teatralizację. W tak zarysowanej perspektywie tożsamość „(…) przybiera formę egzoaksjalną. Jest skierowana na to, co jest jej prezen47 48 F. Jameson, Surrealizm bez podświadomości, w: Idem, Postmodernizm, czyli logika późnego kapitalizmu, przeł. M. Płaza, Kraków 2011, s. 93; por. U. Jarecka, Od teledysku do wideoklipu. Ewolucja idiomu klipowego, w: M. Hopfinger (red.), Nowe media w komunikacji społecznej w XX wieku. Antologia, Warszawa 2002, s. 293 – 315. U. Eco, Imię róży, przeł. A. Szymanowski, Warszawa 1988, s. 613. Po labiryncie greckim i manierystycznym jest to trzeci z wymienionych przez Eco labiryntów, które stanowią metaforę trzech różnych typów dyskursu. J.-N. Vuarnet dodaje do tego zestawienia czwarty typ, który według niego znacznie lepiej niż kłącze obrazuje dyskurs postmodernistyczny. Zob. J.-N. Vuarnet, Filozof-artysta, przeł. K. Matuszewski, Gdańsk 2000. 150 tacją, czyli na wygląd, ubiór, dodatki, gadżety, etc.” 49 i jako taka właśnie ogranicza się zasadniczo do sensorycznej sfery aisthesis, co z kolei w oczywisty sposób sprzyja wspomnianej teatralizacji sprawiającej, iż „to, co bywa przedstawiane jako prawdziwe życie, okazuje się po prostu życiem prawdziwie spektakularnym”50. Spektakl, jeśli przywołać wspomniane powyżej rozróżnienie, to ponętny imagologicznie blichtr, ale też płytki pozór, którego miałkim fundamentem wydaje się być prosta zasada, iż „co się ukazuje, jest dobre; a co jest dobre, ukazuje się.”51 Spektakl, będąc zwieńczeniem „fetyszyzmu towarowego”, albo po prostu „formalną liturgią przedmiotu” stanowi faktyczne, czy może lepiej – ‘artefaktyczne’ – uniwersum ponowoczesnego homo aestheticus 52 . Zatem „to, co dzieje się obecnie, nie jest już kolejnym przesuwaniem notorycznie ruchomych granic między sferą publiczną a prywatną. Wydaje się, że tym razem chodzi o przedefiniowanie znaczenia sfery publicznej, o uczynienie z niej sceny, na której zagoszczą prywatne dramaty (…).”53 W efekcie owej teatralizacji „dzieło sztuki, które chcemy uformować z kruchej materii życia, nazywa się tożsamością”54. Mamy zatem skrajnie wystylizowaną, teatralną, artefaktyczną sytuację: „to, o czym teoretycy teoretyzują, a filozofowie filozofują, w mniej subtelny sposób wtłacza nam do głowy sztuka popularna (…). Nie ma potwierdzenia prócz samo-potwierdzenia i nie ma tożsamości prócz tożsamości samodzielnie wytworzonej”55. Zauważmy, iż tym samym dwie główne zachodnie tradycje ujmowania tożsamości – grecko-chrześcijańska i judaistyczna – zostają wraz z towarzyszącym im paradygmatem myślenia arystotelesowskokartezjańskiego wyparte przez nową propozycję, w której, jak pisał Derrida, tożsamość nigdy nie jest dana, przyjęta czy jakkolwiek osiągnięta, lecz w zamian, gdzieś pomiędzy tym, co jest i co się staje, nieustannie „wydarza się” w nieskończenie „fantazmatycznym” procesie utożsamiania56. „Tożsamość wyW. Daszkiewicz, Antropologiczne aspekty kultury, w: A. Kawalec (red.), O pojęciu sztuki w kulturze współczesnej, op.cit., s. 76. 50 G. Debord, Społeczeństwo spektaklu oraz Rozważania o społeczeństwie spektaklu, przeł. M. Kwaterko, Warszawa 2006, s. 113. 51 Ibidem, s. 36. 52 O „fetyszyzmie towarowym” pisał Karl Marks, o „formalnej liturgii przedmiotu” Jean Baudrillard. 53 Z. Bauman, Płynna nowoczesność, op.cit., s. 108. 54 Ibidem, s. 128. 55 Ibidem, s. 277. 56 Zob. J. Derrida, Jednojęzyczność innego czyli proteza oryginalna, przeł. A. Siemek, Literatura na Świe49 151 daje się trwała i solidna tylko wówczas, gdy popatrzy się na nią z zewnątrz – i przez krótką chwilę. (…) Z powodu ulotności i nietrwałości wszystkich lub niemal wszystkich tożsamości najprostszym sposobem zaspokojenia tożsamościowych marzeń i fantazji staje się możność »nabycia« tożsamości (…). Mając taką szansę, można w każdej chwili przymierzać i odrzucać kolejne tożsamości.” 57 W teatralnej garderobie przymierzając kolejne t-shirty, czy może lepiej – id-shirty, na moment stajemy się sobą, nie odnajdując przy tym bynajmniej, co podkreśla w swojej wizji ponowoczesnej autokreacji Wolfgang Welsch, żadnego własnego, substancjalnie pojętego, „ja”58. Garderobiana atmosfera sprzyja wytworzeniu czegoś, co Zygmunt Bauman określa „wspólnotą szatni”59, ja zaś, zmieniając nieco perspektywę, nazwałabym umownie ‘tożsamością szafy’ – wszak, przypomnijmy, „tożsamość to coś do obnoszenia i pokazywania.” Paradoksalnie zatem, największym sprzymierzeńcem tożsamości performatywnej okazuje się moda: „towar produkowany na masową skalę staje się środkiem zapewniającym indywidualną odrębność. Tożsamość – ‘wyjątkową’ i ‘niepowtarzalną’ – można zbudować wyłącznie z takich materiałów, które wybierają i kupują wszyscy. Zdobywasz niezależność dzięki kapitulacji”60. Z pozoru autonomiczna autokreacja przybiera w rzeczywistości niewygodny i jakże dziś niemodny charakter przymusowy: co prawda „(…) życie w świecie pozornie nieskończonych możliwości (…) zapewnia słodkie poczucie ‘swobody stania się kimkolwiek’ (…)”61, faktycznie jednak ta słodycz ma swoją gorzka cenę, jaką jest skrajna teatralizacja życia odbywająca się kosztem jego dramaturgii i autentyczności. Widzimy więc, iż proponowana począwszy od lat sześćdziesiątych zeszłego stulecia przez artystów związanych z performansem perspektywa nakierowana na ‘wydarzeniowość’ uległa ponowoczesnemu wypaczeniu. Paradoksalnie, artystyczna propozycja okazuje się bardziej naturalna i ‘życiowa’ niż sztuczna, wystylizowana, uzależniona od kapryśnej mody, rzekomo autentyczna performatywna tożsamość kreowana przez homo aestheticusa. Być 57 58 59 60 61 cie, 1998, nr 11 – 12 (328 – 329). Por. E. Rewers, Post-Polis. Wstęp do filozofii ponowoczesnego miasta, op.cit., s. 289. Z. Bauman, Płynna nowoczesność, op.cit., s. 128 – 129. Zob. W. Welsch, Stając się sobą, przeł. J. Wietecki, w: A. Zeidler-Janiszewska (red.), Problemy ponowoczesnej pluralizacji kultury. Wokół koncepcji Wolfganga Welscha, Poznań 1998. Zob. Z. Bauman, Tożsamość, op.cit., s. 32. Z. Bauman, Płynna nowoczesność, op.cit., s. 130. Ibidem, s. 97. 152 może warto zatem skorzystać z owej artystycznej wizji „nowego człowieka” i przyjrzeć się raz jeszcze performansowi jako swoistemu „laboratorium życia codziennego”62. Okazuje się, iż właśnie w takich laboratoryjnych warunkach „(…) nie sposób oddzielić tego, co estetyczne, od tego, co etyczne. To drugie stanowi bowiem istotny wymiar pierwszego.”63 Performans inspiruje więc do ponownego przemyślenia relacji między wspomnianymi komponentami antroposfery, relacji której zachwianie może grozić adiaforyzacją z jednej, bądź pustą stylizacją z drugiej strony64. Z pozycji sztuki, stwarzając warunki laboratoryjne, stawia mimo wszystko zadanie do zrealizowania w kontekście życia codziennego. PERFORMATIVE IDENTITY OF HOMO AESTHETICUS. The author of this article joins a contemporary discussion on the problem of identity. The last one – in the context of Baumanian “liquidity” or Wolfgang Welsch’s idea of “autocreativity” – seems to be a performative one and is created by the postmodern subject that is called here, because of its aestheticized universum, homo aestehticus. The background for the article is John Austin’s idea of performatives as well as some artistic propositions of performance art (Joseph Beuys, Marina Abramović, or Frank Castorf) and thus a kind of aesthetics of performativity (proposed by Erika FischerLichte). One could assume that the performative identity of postmodern homo aestheticus continues the above mentioned plots. Unfortunately, the postmodern, antimetaphysical context causes the performative identity to be reduced merely to its aesthetical and thus commercial aspect. Dr Mariola Sułkowska-Janowska – Zakład Antropologii Filozoficznej i Filozofii Cywilizacyjnej, Instytut Filozofii, Wydział Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach e-mail: [email protected] 62 63 64 Zob. E. Fischer-Lichte, Estetyka performatywności, op.cit., s. 275 – 276. Ibidem, s. 275. Zob. M. Sułkowska-Janowska, Przemoc rozestetyzowana, Folia Philosophica pod red. P. Łaciaka, t. 29, Katowice 2011, s. 339 – 349. 153 Monika MICZKA-PAJESTKA POSTMODERNA I TRANSFORMACJA PRZESTRZENI KULTUROWEJ. JEDNA KULTURA CZY RACZEJ WIELOŚĆ KULTUR? „To, co nowe, nie jest możliwe bez tego, co dawne”1 Odo Marquard, Philosophie des Stattdessen W myśleniu o przestrzeni ponowoczesnego życia pojawia się często obraz „chaotycznie polepionej budowli” czy „rozbitego dzbanka”, którego elementów nie da się już dopasować, w dyskursie naukowym z kolei wykorzystuje się metafory „kłącza” bądź „różnicy”, „rozproszenia” i „hipertelii”. Dostrzega się różnego typu przeobrażenia i przekształcenia w obrębie kultury, wskazuje się kierunki zmian, nie można jednak powiedzieć o jednej całościowej transformacji, ale o wielu podlegających transformacji obszarach kultury. Problematyczne jest już samo pojęcie postmoderny2. Wolfgang Welsch podkreśla, że w zasadzie można mówić o postmodernie dla wszystkich i postmodernie wynikającej ze stanowisk filozoficznych, które w dużej mierze sprowadzają owo pojęcie postmoderny do ujmowania jej jako moderny w procesie jej transformacji, a także jako otwartej jedności, która już poza pojęciem postmoderny projektuje wielość3. Niemniej – jak sam przyznaje – dla wielu jest ona „tylko starym winem w nowych bukłakach”4. Pojawia się zatem pytanie: czy postmoderna wnosi coś nowego, a jeżeli nie wnosi nic nowego, to czy coś zmienia? Jeśli postrzegać postmodernę za W. Welschem jako swoistą transformację moderny, to można przyjąć, iż stanowi ona wyraz szeregu przemian, potęgujących się zjawisk społeczno1 2 3 4 O. Marquard, Philosophie des Stattdessen, Stuttgart 2000, s. 42. Dyskusja na temat postmodernizmu i rozumienia pojęcia rozwinęła się intensywnie po wydaniu przez Jeana-Françoisa Lyotarda w 1979 roku książki pt. La condition postmoderne. Przekład polski Kondycja ponowoczesna ukazał się znacznie później. W tekście tym J.-F. Lyotard wprowadził filozoficzne pojęcie postmodernizmu, odwołując się do wielkich narracji i heterogenicznych koncepcji wiedzy i wskazując na „rozbieżność” jako główną zasadę rozwoju społecznego. Por. W. Welsch, Nasza postmodernistyczna moderna, przekł. R. Kubicki, A. Zeidler-Janiszewska, Oficyna Naukowa, Warszawa 1998. Tamże, s. 14. 154 kulturowych, uobecniających się stylów i konwencji. Trudno jednak wskazać jeden zasadniczy kierunek owych działań i zmian, stąd wiele, często sprzecznych ze sobą, głosów opisujących czy diagnozujących ponowoczesną przestrzeń życia. Dosyć szerokim zakresowo pojęciem, przez co często wykorzystywanym, okazuje się termin „kultura”. To właśnie kultura staje się tą przestrzenią, którą człowiek chce scharakteryzować, opisać, omówić, zakreślić, wyjaśnić i może nawet zrozumieć. Zarówno na gruncie teoretycznym, jak i praktycznym, ową najczęściej dostrzeganą i rozpatrywaną sferę zjawisk stanowią zwykle te, które dokonują się w przestrzeni kulturowej, niezależnie od tego, czy wskazuje się na kultury lokalne czy też mówi się o kulturze w sensie globalnym. Zawsze, wypowiadając słowo „kultura”, pozwala się człowiekowi myśleć, że ma wyznaczone jakieś ramy i samego pojęcia i przestrzeni, do której owo pojęcie się odnosi, są przecież pewne tropy zamknięte w tym pojęciu, co do których można się odwoływać. Czy jednak postmoderna nie burzy tego porządku? Czy nie wprowadza zamętu i chaosu w istniejące struktury i modele społeczno-kulturowe? W zasadzie trudno jednoznacznie odpowiedzieć na te pytania; zapewne „coś burzy” i „coś wprowadza”, ale – przyjmując założenia Welschowskie - nie prowadzi ani do „zniszczenia”, ani do „chaosu”. Można jednak odnieść ową sytuację także do istniejących paradygmatów, kwestii poznania czy po prostu do pojęcia mózgu, jak czynią to Gilles Deleuze i Félix Guattari. Wówczas obraz postmoderny rysuje się zupełnie inaczej, jako obraz całkowitego chaosu. Stwierdzają oni bowiem, iż obecnie: „Oparte na modelu drzewa paradygmaty mózgu ustępują miejsca kłączowym figurom, acentrycznym systemom, skończonym sieciom automatów, chaoidalnym stanom”5. Zaistniały chaos pobudza do zafunkcjonowania, dążący do granic poznawczych podmiot, a w zasadzie mózg. Tu ujawnia się, zdaniem wspomnianych autorów, zadanie dla nauki, a mianowicie „(…) ukazanie chaosu, w którym pogrąża się sam mózg jako podmiot poznania”6, z kolei „Mózg stale ustanawia granice określające funkcje zmiennych w szczególnie rozciągniętych powierzchniach (…)”7. Proponują oni swoiste przejście od chaosu do mózgu, który wskazuje pewne ramy czy struktury, projektuje swego rodzaju 5 6 7 G. Deleuze, F. Guattari, Co to jest filozofia?, przekł. P. Pieniążek, słowo/obraz/terytoria, Gdańsk 2000, s. 239. Tamże, s. 239. Tamże, s. 239. 155 porządek rzeczy. Wszelkie stawanie się i rozwój wymagają bowiem jakiegoś odniesienia i relacji, w których mogą się unaoczniać i spełniać. Tak jak sztuka potrzebuje nie-sztuki, a filozofia nie-filozofii, aby mogły się urzeczywistnić, chociaż jak przyjmują G. Deleuze i F. Guattari nie dają się one, podobnie jak trzecia płaszczyzna, mianowicie - nauka, już odróżnić „w odniesieniu do chaosu, w którym mózg się pogrąża”8. I jak stwierdzają dalej „Właśnie tam pojęcia, uczucia, funkcje stają się nierozstrzygalne, tak samo jak filozofia, sztuka i nauka są nie do odróżnienia, jak gdyby podzieliły się tym samym cieniem, który rozciąga się poprzez ich odmienną naturę i stale im towarzyszy” 9. Ów cień może być różnorodnie interpretowany, stanowi jednak swego rodzaju tło dla zjawisk kulturowych, które – w zależności od światopoglądu i założeń poznawczych – przyjmować może różne barwy i stawać się bardziej lub mniej nasycone. Niemniej w kontekście rozważań czy dyskusji o kulturze rodzi się pytanie: czy na rzeczywistość składa się jedna kultura czy raczej wielość kultur? Wiąże się ono zarówno ze sposobem rozumienia samego pojęcia kultury, jak i postrzegania możliwości uczestnictwa w niej podmiotu. Można za Odo Marquardem i Arnoldem Gehlenem uznać kompensacyjny charakter kultury, zasadzający się w dużej mierze na „symbolicznym charakterze ludzkiego obcowania ze światem”10. Wówczas obszarem czy przestrzenią rozważań staje się horyzont symbolicznych form, a ich przedmiotem uczestnik kolejnych etapów rozwoju kultury i zachodzących w niej zjawisk. Z kolei wskazanie na kompensacyjne procesy, zmierzające do nieustannego przywracania równowagi w kulturze, dokonane przez wspomnianych autorów, pozwala na dostrzeganie swoistego zakotwiczenia człowieka w przeszłości. Przestrzeń kultury może zostać określona jako „przestrzeń kontynuacji”, i jednocześnie jako „przestrzeń postępu”, a co za tym idzie wpisany w nią człowiek zyskuje miano „istoty nawiązującej”, ale też „innowatywnej”. To rozpatruje Odo Marquard w tekście zatytułowanym Philosophie des Stattdessen, stwierdzając: „Człowiek jest istotą nawiązującą, nie jest bezgranicznie 8 9 10 Tamże, s. 242. Tamże, s. 242. Por. S. Czerniak, Marquardowska koncepcja kompensacyjnych funkcji nauk humanistycznych. Kontekst polemiczny. W: S. Czerniak, R. Michalski, Cielesność. Kompensacja. Mimesis. Wokół pojęciowego instrumentarium współczesnej antropologii filozoficznej. Wydawnictwo Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, Warszawa 2008, s. 111. 156 innowatywny (…)”11, bowiem „Ludzie nie wytrzymują absolutnego zrywania z istniejącą rzeczywistością… To, co nowe, nie jest możliwe bez tego, co dawne… Przyszłość potrzebuje przeszłości… To dlatego właśnie Geisteswissenschaften czynią zerwanie kontynuacją”12. W tej perspektywie zestawienie „stare-nowe”, w odniesieniu do zjawisk kulturowych, wydaje się nie tyle niestosowne, co niejasne i nieuzasadnione, bowiem w „przestrzeni kontynuacji” nie można wyznaczyć grubej linii demarkacyjnej, oddzielające to, co nowe od tego, co stare. Człowiek jako „istota nawiązująca” niejako staje się łącznikiem pomiędzy przyszłością a przeszłością, funkcjonującym w konkretnej teraźniejszości. Tym samym kultura jawi się jako pewna całość dziejowa, aktualizująca się dzięki pewnej regule dialektycznej, a człowiek – korzystając z terminologii Marquardowskiej – jako „hypoleptyczny”, czyli właśnie „nawiązujący”. Można mówić zatem o swego rodzaju zakotwiczeniu człowieka w kulturze, unaoczniające się w dialektyce czy też poprzez dialektyczną naturę postępu. Całość nie jest jednak jednoznaczna, zwłaszcza w koncepcji O. Marquarda. Jej rozumienie uległo zmianie, a jak podkreśla Stanisław Czerniak, analizując Marquardowską myśl o „hypoleptyczności” i „całości”, „Nowożytność zatraciła dawne doświadczenie całości jako hierarchicznego systemu statycznych ról. Idea tak rozumianej całości ustąpiła miejsca >>totalizacji<< jako procesowi inkluzji o nieograniczonym horyzoncie. Totalizacja polega na uobecnianiu tego, co nieobecne, wykluczone, tabuizowane. Całość nie jest substancją, ale formą ruchu rehabilitującego wszystkie ukryte potencje aktualnej rzeczywistości, zwłaszcza zaś te, dzięki których historycznemu wyparciu się ukształtowała”13 . Można uznać zatem, iż poprzez swego rodzaju wielość pewien potencjał stającej się rzeczywistości aktualizuje wszystko to, co dotąd ulegało wyparciu czy zakryciu. Wskazana zostaje jakaś ruchoma całość społeczno-kulturowa. Postrzeganie całości jako „formy ruchu”, budzi jednak pytanie o sens i jakość istnienia, o to, czy człowiek ma do czynienia z utratą form czy raczej z „formami ruchomymi”? Na ten problem zwraca uwagę między innymi Theodor W. Adorno, który stwierdza, że utożsamienie świata nowoczesnego ze światem bez formy, związane jest, czy może raczej było, z nadmiernym eksponowaniem ideologii. Jego zdaniem żadne współcze11 12 13 Cyt. Za S. Czerniak, Marquardowska koncepcja kompensacyjnych funkcji…, s. 108. Por. O. Marquard, Philosophie des Stattdessen, Stuttgart 2000, s. 42. Cyt. Za S. Czerniak, Marquardowska koncepcja kompensacyjnych funkcji…, s. 108. Tamże, s. 111. 157 sne społeczeństwo „nie jest pozbawione formy”14, a ujawniająca się i rozpatrywana, zwłaszcza na początku XX wieku, „Wiara w utratę form brała się ze spustoszenia miast i krajobrazów przez bezplanową ekspansję przemysłu, z braku racjonalności, a nie z jej nadmiaru”15. Tymczasem postrzeganie całości jako „formy ruchu” pozwala na wpisanie w tzw. ogólność, wszelkich możliwych aspektów kształtowania się indywidualności i tożsamości. Myślenie o całości jako tej, która funkcjonuje poprzez zasadę indywidualnego samozachowania16, ale i otwartego projektowania przyszłości, wydaje się uzasadnione. Chociaż rozważając głosy obwieszczające sytuację „zawieszenia”, „rozmycia” czy „płynności”, można zastanawiać się nad sensem istnienia całości? Czy wobec tego, w perspektywie postmoderny, można mówić o jakiejś dokonującej się zmianie czy transformacji w sposobie postrzegania całości, a co za tym idzie przestrzeni społecznej i kulturowej? W zasadzie realizuje się wspomniana zasada myślenia o całości, społeczeństwie i kulturze, poprzez uczestniczące w nich indywidualności, formujące się tożsamości i podmiotowości. Postrzegając postmodernę, za Jeanem-Françoisem Lyotardem, jako „przepisywanie nowożytności”, jako coś zawartego już w modernie, można odsunąć myśl o transformacji, przemianie czy innowacyjności. Niemniej - jak sam zaznacza - „(…) zwodnicze potrafi być (…) rozumienie przepisywania. Pułapka tkwi w tym, że poszukiwanie źródeł przeznaczenia samo jest już tego przeznaczenia częścią, a pytanie o początek intrygi stawia się na końcu, bo ono dopiero stanowi jej zamiar finalny”17 i tak też „Pisać ją (…) znaczy zawsze ją prze-pisać. Nowożytność pisze się sama, wpisuje się w samą siebie, w ciągłym prze-pisaniu [przepisywaniu]”18. Nie zawsze jednak przepisywanie oznacza powtarzanie. W „stawaniu się” rzeczywistości ujawniają się obszary, sfery czy przestrzenie, w których dokonujące się przeobrażenia stają się bardziej widoczne. Wydaje się, że między innymi sztuka czy filozofia stanowią takie właśnie widoczne przestrzenie zmian. Wielu myślicieli wskazuje na sztukę jako dziedzinę radykalnych przekształceń, podobnie na gruncie 14 15 16 17 18 Por. T. W. Adorno, Dialektyka negatywna, przekł. K. Krzemieniowa, PWN, Warszawa 1986, s. 396. Tamże, s. 396. Por. tamże, s. 436. J.-F. Lyotard, Przepisać nowożytność, w: Postmodernizm a filozofia. Wybór tekstów, pod red. S. Czerniaka, A. Szahaja, Wydawnictwo IFiS PAN, Warszawa 1996, s. 49. Tamże, s. 50. 158 filozofii podkreślają oni szereg zmian w myśleniu i postrzeganiu rzeczywistości społeczno-kulturowej. Sama charakterystyka filozofii postmodernistycznej sprowadza się w dużej mierze, co zaznaczał swego czasu Andrzej Szahaj, do stwierdzenia, że jest ona „wehikułem zmiany i apelem o przemyślenie podstaw naszej kultury od nowa”19. A co za tym idzie, rozpatrzenia – funkcjonującej od starożytności - kwestii wielości i jedności rzeczywistości. W kontekście ponowoczesnej kultury, sprowadza się to do rozważania problemu aktualizowania się kierunku bądź kierunków rozwoju. Czyli dążenia do odpowiedzi na pytanie: czy człowiek i jego kultura zmierza bardziej ku globalizacji i uniwersalizacji czy też raczej w stronę różnicowania i wielości? Zarówno procesy globalizacyjne, jak i zjawiska wielokulturowego i transkulturowego funkcjonowania człowieka, wzajemnie się nie wykluczają, w związku z czym trudno wskazać jednolity kierunek dokonujących się zmian. W tej sytuacji pomocne okazuje się powszechne dążenie człowieka do opisywania i komentowania rzeczywistości, wsparte na „pragnieniu metafory”. Wspomniany już Andrzej Szahaj, odwołując się do powieści Michaiła Bachtina i jego opisów karnawału, zwraca uwagę na podobieństwo owego opisu z obecną rzeczywistością i proponuje rozumienie postmoderny jako „kultury karnawału” 20 . Dalej, nawiązując z kolei do koncepcji Leszka Kołakowskiego, stwierdza, iż kultura taka posiada swego bohatera, mianowicie: „filozofa-błazna” 21 . Zarówno czas karnawału, jak i działania błazna niosą z sobą potencjał aktualizowania się twórczych wyobrażeń, ale też kreowania przestrzeni tajemnicy. Niemniej nie jest tajemnicą, dla A. Szahaja, iż w przestrzeni sztuki „Następuje zmierzch linearnej wizji rozwoju” 22 i „Dominować poczyna lokalność komunikatów artystycznych” 23 . Przyjmuje on, że „Transformacja ta towarzyszy bardziej ogólnemu procesowi decentracji kultury współczesnej. Sens nie bije już w niej z jednego źródła, produkcja znaczących kulturowo tekstów staje się rozproszona, publiczność 19 20 21 22 23 A. Szahaj, Ponowoczesność – czas karnawału. Postmodernizm – filozofia błazna, w: Postmodernizm a filozofia…, s. 389. Por. tamże, s. 381-390. Por. koncepcję filozofa-błazna, zarysowaną przez Leszka Kołakowskiego w tekście pt. Kapłan i błazen (Rozważania o teologicznym dziedzictwie współczesnego myślenia), w: tegoż, Pochwała niekonsekwencji, t. II, Wyd. Nowa, Warszawa 1989. Istotne dla postawy filozofa-błazna jest to, że myśl jego jako błazna „może poruszać się po wszystkich ekstremach myślenia, albowiem świętości dzisiejsze były wczoraj paradoksami, a absoluty na równiku bywają bluźnierstwem na biegunie”. Tamże, s. 178. A. Szahaj, Ponowoczesność – czas karnawału …, s. 387. Tamże, s. 387. 159 zaś nastrojona na różne fale”24. Czy jednak owo rozproszenie nie może być właśnie ową tajemnicą? Rozproszenie może bowiem – jak w karnawale – ujawniać się jako chwilowe, albo też może stanowić swoisty „żart” rozumu. Tym samym przestrzeń sztuki ponowoczesnej, ale też przestrzeń nauki i wiedzy, rysują się z jednej strony jako swoiste przestrzenie karnawałowe, „z zakrytą twarzą”, ale odważnie i frywolnie kroczące po ulicach codzienności, z drugiej zaś strony jako przestrzenie samotnego poszukiwania znaków w świecie naznaczonym wielością i różnorodnością. Wydaje się, że ów brak jednotorowości w działaniach dokonywanych na owych płaszczyznach „bycia” człowieka, pozwala właśnie na budowanie pochopnych sądów o rzeczywistości oraz na opór wobec poruszania wyobraźni. Tymczasem wspomniany apel o „przemyślenie podstaw naszej kultury od nowa”, jaki miałaby wyrażać postawa postmoderny, może okazać się właściwą drogą, co zresztą zostało już w dyskursie filozoficznym podjęte. Jednak jak mówić o jedności w perspektywie multikulturowej wielości? Odpowiedzi szuka m.in. Jürgen Habermas, który rozważając myśl Johanna Metza, podkreśla, iż w ponowoczesności człowiek styka się z „poszufladkowanym i pozbawionym centrum” światem, stając przed faktem „równoczesności nierównoczesnego”25. Odwołuje się on do ilustracji owej „równoczesności nierównoczesnego”, dokonanej przez J. Metza w tekście pt.: Unterbrechungen. Theologisch-politische Perspektiven und Profile. Zwraca on uwagę na to, że człowiek nieustannie zmuszony jest do odkrywania tego, co w zasadzie zostało już przez innych dawno odkryte, niezależnie od tego, czy związane jest to ze sferą polityki czy sztuki, czy dotyczy reguł postępowania społecznego czy reguł gry. Wiele rzeczy, które początkowo wydają się człowiekowi obce i dziwne, zostało już przecież doświadczone, opisane i przedyskutowane przez innych wcześniej26. Tym samym orzeka on konieczność rekontekstualizowania nie tylko pojęć, ale i samej tradycji. W związku z tym odwołuje się między innymi do pojęcia rozumu anamnetycznego, który „opiera się zapominaniu, także zapominaniu zapominania”27. Łącząc motywy z przeszło- 24 25 26 27 Tamże, s. 387. Por. J. Habermas, Od wrażenia zmysłowego do symbolicznego wyrazu, Oficyna Naukowa, Warszawa 2004, s. 84. Por. tamże, s. 84-85. A także J. Metz, Unterbrechungen. Theologisch-politische Perspektiven und Profile, Gutersloher Verlagshaus Mohn, Gutersloh 1981, s. 13. Por. tamże, s. 86. Cyt. Za J. Habermasem. 160 ści z nowoczesnym potencjałem językowym, łączy on ratio z memoria i – jak stwierdza sam J. Metz – dochodzi do „ugruntowania rozumu komunikacyjnego w anamnetycznym”28. Na bazie tego zestawienia buduje obraz kształtowania się „kultury przypomnienia” czy też, jak określa to inaczej „kultury odczuwania braku”, w której przypominanie stanowi istotę uwrażliwiania na przyszłość. Można zatem przyjąć za J. Habermasem, iż w owej perspektywie „filozofia kieruje siłę anamnezy przeciwko zapominaniu o zapominaniu”. I jak stwierdza on dalej „(…) to sam argumentujący rozum w głębokich warstwach swych własnych pragmatycznych założeń odsłania warunki sięgania do bezwarunkowego sensu – i tym samym otwiera wymiar roszczeń do ważności, które transcendują społeczne przestrzenie i historyczne czasy”29. W przytoczonym kontekście to właśnie rozum pozwala człowiekowi zafunkcjonować w aspekcie kulturowego pluralizmu światopoglądowego i sytuacji wielokulturowości. Różnorodność sposobów „bycia” w społeczeństwie multikulturowym utrudnia zapewne budowanie jednego modelu wspólnoty, niemniej rozum pozwala na poszukiwanie wspólnego punktu odniesienia i tego, co wspólne, bez zapominania o własnych źródłach. Zarówno na gruncie filozofii, jak i teorii sztuki stawia się pytania i stosuje pojęcia znane od dawna, czyni się to natomiast w pewnej „nowej’ perspektywie, naznaczonej ruchliwością, wielością znaczeń i interpretacji ludzkich działań. „Nowej” rozumianej jednak jako „szerszej”, „bardziej otwartej”, a nie „przeciwstawnej” wobec tego, co było. Jak podkreśla Jerzy Bober zwraca się „uwagę przede wszystkim na istnienie nieciągłości i kryzysów, wskazujących na przechodzenie od dawnego (nowoczesnego) do nowego (ponowoczesnego) sposobu bycia. Przejście to ma się wiązać z odrzuceniem dawnego sposobu interpretowania rzeczywistości (…)”30. Większość badaczy podkreśla jednak polifoniczność ponowoczesnej kultury i możliwość dostrzegania raczej fragmentu niż całości. Nie jest to bynajmniej ostateczny stan rzeczy, a sposób postrzegania czy dostrzegania w przestrzeni rzeczywistości jednej globalnej kultury bądź wielu różnorodnych 28 29 30 Tamże, s. 87. Cyt. Za J. Habermasem. Tamże, s. 91. J. Bober, Powinność w świecie cyfrowym. Etyka komputerowa w świetle współczesnej filozofii moralnej, Warszawa 2008, s. 125. 161 kultur zależy w dużej mierze od subiektywnego podejścia, uwarunkowań rozumu i sposobu myślenia. Można zatem zapytać: czy zmienia się faktycznie przestrzeń kulturowa czy raczej dokonują się zmiany w sposobie postrzegania i oglądu rzeczywistości, a zwłaszcza owej przestrzeni przez człowieka? Czy raczej świat zewnętrzny czy raczej sposób myślenia o tym świecie? Według J. Metza w Europie uwidacznia się wyraźnie uniwersalizm w myśleniu o kulturze i postrzeganiu w niej człowieka, wypływający z uniwersalizmu oświeceniowego. Jego zdaniem ów uniwersalizm „(…) uzasadnia nową polityczną kulturę” 31 i „Gwarantuje (…), że pluralizm kulturowy nie rozpłynie się po prostu w niejasnym relatywizmie i że postulowana kultura wrażliwości pozostanie nosicielką prawdy (wahrheitsfähig)”32. Tym samym można przyjąć, iż dążenia wypływające z założeń uniwersalizmu sprzyjają koegzystencji różnych grup i wspólnot w jednej przestrzeni kulturowej i pozwalają na kształtowanie płaszczyzny częściowej integracji, np. na poziomie edukacji czy spraw socjalnych. Niemniej J. Metz, a za nim także J. Habermas podkreślają, iż istotna dla integracji przestrzeń kultury to przestrzeń polityki. W społecznościach wielokulturowych – jak pisze J. Habermas, analizując poglądy J. Metza – „podstawowe prawa oraz zasady państwa prawa stanowią punkty krystalizacyjne politycznej kultury, która ma jednoczyć wszystkich obywateli państwa; ta z kolei jest podłożem równoprawnej koegzystencji grup i subkultur o specyficznym pochodzeniu i tożsamości. Rozłączenie tych dwóch płaszczyzn integracji jest warunkiem tego, by kultura większości nie wywierała dłużej definicyjnej presji na wspólną kulturę polityczną, by się jej raczej podporządkowała i otworzyła na pozbawioną przymusu wymianę z kulturami mniejszości”33. Wspólna zatem przestrzeń polityczna Europy jest miejscem, była i będzie, działania wielu, zróżnicowanych kulturowo społeczności, co zmusza do bardziej otwartego i szerszego myślenia o relacjach międzyludzkich, międzykulturowych i międzypaństwowych. Większe możliwości przemieszczania, poruszania czy komunikowania sprzyjają owym wymianom międzykulturowym i pod tym względem antropolodzy i badacze kultury są zgodni, wymiana kulturowa i przenikanie się kultur już dawno się dokonało. Wszystkie koncep31 32 33 Cyt. Za J. Habermas, Od wrażenia zmysłowego…, s. 93. Cyt. Za Tamże, s. 94. Tamże, s. 94-95. 162 cje, których twórcy wskazywali na „mozaikowość”, „hybrydowość” czy „fragmentaryczność”, znalazły swe uzasadnienie w szeregu zjawisk i procesów społeczno-kulturowych. Niemniej myśl o wielości kultur w jednej, całościowej przestrzeni kultury globalnej nie wydaje się w pełni akceptowana. Zapewne wynika to z faktu, iż pojęcie „globalności” odnosi się zwykle do procesów związanych z wirtualizacją rzeczywistości i „globalizowanie się”, tworzenie wspólnej dla wszystkich mieszkańców świata przestrzeni, łączy się często z możliwościami, jakie daje przestrzeń wirtualna. Stąd zestawienie płaszczyzn - politycznej, państwowej, religijnej, obyczajowej, naukowej itd. jako przestrzeni realnej z tym, co określa się mianem globalizacji w sensie kształtowania wirtualnej wspólnoty, budzi wątpliwości. Niemniej procesy globalizacyjne dotykają również przestrzeni realnych, związanych z handlem, rozrywką czy edukacją, dzielą one jednak przestrzeń codzienności z procesami różnicowania, rozwoju lokalnych struktur i uobecniania się wielości wszystkiego. Wszystko zatem sprowadza się do konieczności rekontekstualizacji pojęcia „kultura”, o czym mówił W. Welsch, a co zostało już zaznaczone. Trudno jest bowiem wypowiadać się na temat „kultury” jako takiej, skoro ma ona wiele twarzy, ale z drugiej strony trudno również mnożyć owe byty pojęciowe, jak „kultura globalna”, „kultura lokalna”, „kultura regionalna”, „kultura Sieci”, „kultura medialna” itd. w nieskończoność. Stąd też twierdzenie Zygmunta Baumana o „płynności” obecnej kultury okazuje się trafne34. Dokonuje on swoistego porównania zjawisk zachodzących w kulturze do tego, co mogą „płyny” w naturze, a mianowicie pisze, że „płyny” „omijają przeszkody i zapory, rozpuszczają albo torują sobie drogę, przesiąkając przez nie lub drążąc je kropla po kropli”35, tak jak procesy dokonujące się w przestrzeni społeczno-kulturowej. Metafora wydaje się znacząca i zasadna (przywodzi na myśl Talesowską pierwszą zasadę pojmowaną przez niego jako wodę, która wszystko przenika), nie odwołuje się jednak do transformacji w przestrzeni kulturowej, ukazującej się wyraźnie i w określonych granicach, ale raczej wskazuje na powolne, długotrwałe i dokonujące się krok po kroku, w różnych kierunkach przekształcenia czy modyfikacje. Wyraża też w pewnym sensie 34 35 Por. Z. Bauman, Płynna nowoczesność, przekł. T. Kunz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006. Pierwotnie tekst opublikowany w „Polityce”. Tamże, s. 341. 163 ową niemożność wskazania na to: czy może bardziej wielość czy może raczej jedność w oglądzie kultury staje się dominująca? Płynów może być wiele, ale opływają jedną przestrzeń, a czy przez to owa przestrzeń się różnicuje? Zapewne tak, a wówczas czy wciąż pozostaje tą jedną przestrzenią? Czy człowiek ma zatem do czynienia z rzekomą/mymi zmianą/nami w przestrzeni kulturowej czy też rzeczywistą/ymi? W obliczu mnożących się pytań propozycja Welschowska, odwołania się do rozumu transwersalnego, zdaje się istotna i równie znacząca, jak te przytoczone wcześniej. Za jego pomocą bowiem można przechodzić „pomiędzy różnymi systemami sensu i konstelacjami racjonalności”, „od jednego systemu reguł do innego”, jednocześnie uwzględniając różne wymogi i spojrzenia wychodzące „poza kraty koncepcji”36. Niemniej trudno zasadniczo uznać, iż w postmodernistycznym myśleniu zakłada się, chociażby poprzez rozum transwersalny, jakąś transformację przestrzeni kulturowej. Jest to raczej ryzykowne stwierdzenie. Po pierwsze, postmoderna nic nie zakłada, stanowi jedynie pewien stan obecny, w którym ujawniają się pewne zdolności, formy, praktyki itp. Po drugie, dopiero człowiek, który – jak uznaje W. Welsch – potrafi sprostać „prawdziwej kondycji racjonalności i wykształcić odpowiednią praktykę rozumu” 37, zaczyna poruszać się pomiędzy owymi różnymi systemami, staje dopiero na drodze poznania ponowoczesności i nabywania kompetencji w kształtowaniu własnej ponowoczesnej kondycji. Zdarzają się oczywiście również „formy chybione”, jednak niczemu nie szkodzą i nie podważają zasady przejściowości. Tymczasem to, co ukazuje się jako wielość w powszechnym oglądzie rzeczywistości, można za W. Welschem analogicznie przenieść na obszar architektury i dopatrywać się w architekturze form wyglądu wielości. W jego rozumieniu to właśnie „architektura przekazuje (…) doświadczenia wielości”38, a udaje się w nich rozpoznać „trzy typowe formy: Wielość może pojawiać się jako rozłączne zestawienie pojedynczych monad; może być zainscenizowana jako pełne napięcia współdziałanie rozmaitych paradygmatów w jednym dziele; może też pojawić się w formach zespolonych, gdzie różne punkty wyjścia są wprawdzie 36 37 38 Por. W. Welsch, Nasza postmodernistyczna…, s. 438. Por. Tamże, s. 438. Tamże, s.439. 164 aktywne, lecz prawie nie dadzą się wyrazić pojedynczo”39. Analogia architektoniczna w tym wypadku wydaje się właściwa i sprzyja obrazowaniu pewnych posunięć w przestrzeni społeczno-kulturowej. Na przykład fragmentaryczność w postrzeganiu człowieka może zostać odczytana jako zestawienie różnorodnych, niejednolitych fragmentów fasady, a hybrydowość w edukacji jako zlepienie ze sobą i powołanie do życia jako nową formę czy postać niezależnych i odmiennych przestrzeni, wewnętrznej i zewnętrznej, sklepienia i podłogi, okien i drzwi, przytłumionych niszy i otwartych przedsionków, a w końcu także sacrum i profanum. Postmoderna ma jednak to do siebie, że – jak sugeruje wspomniany W. Welsch – zarówno w sztuce, jak i w naukach, akcenty są różnie rozłożone. Tym samym, jeśli położy się akcent, jak zrobił to Jean Baudrillard, na cyfrowość i fraktalność otaczającej człowieka rzeczywistości, istotna w widzeniu kultury okazuje się być aleatoryczność. Wówczas przestrzeń kultury jawi się jako pozbawiona punktu odniesienia, a także rozproszona, bez możliwości zakreślenia czy wskazania przyczyn i skutków ludzkich działań. Termin aleatoryczność stosuje on jako słowo klucz do odczytywania informacji o rzeczywistości. W swej książeczce, znacząco zatytułowanej: Słowa klucze, stwierdza on, iż „Żyjemy w świecie aleatorycznym, świecie całkowicie przypadkowym, w którym nie istnieje już ani podmiot, ani przedmiot, harmonijnie rozdzielone w rejestrze wiedzy. (…) także my sami, przez wzgląd na sam nasz sposób myślenia, należymy do mikrokosmosu molekularnego – i to właśnie przesądza o radykalnej nieokreśloności świata”40. Wydaje się jednak, iż owa aleatoryczność stanowić może jedynie swoistą matrycę rzeczywistości, i to jedną z wielu, które kształtowane są w cyfrowej przestrzeni kulturowej jako sposoby odbijania i pomnażania rzeczywistości. Czy można jednak określić jakoś ową sytuację człowieka bądź wskazać istotną cechę jego ponowoczesnego życia bez odwoływania się do wirtualizacji czy cyfryzacji rzeczywistości? Dla W. Welscha taką cechą będzie zapewne „zdolność do przejść” realizowana przez rozum transwersalny, a stanowiąca, jego zdaniem, „wręcz ponowoczesną cnotę”41. Niemniej J. –F. Lyotard, rozważając formę ponowoczesnego życia, użył pojęcia „sveltezza”, co 39 40 41 Tamże, s. 439-440. J. Baudrillard, Słowa klucze, przekł. S. Królak, Sic!, Warszawa 2008, s. 42. Por. Tamże, s. 438. 165 można tłumaczyć jako „zręczność” czy też „chyżość”42. Celność owego terminu docenia także W. Welsch, uznając, iż wyraża on właśnie transwersalność. W swych analizach dobrotliwie stwierdza: „Jak sveltezza – inteligentna i nie dogmatyczna, lekkonoga, ale nie lekkomyślna, precyzyjna, a nie tylko dokładna – przechodzi od jednej konfiguracji do drugiej, tak rozum transwersalny ma swój byt (Dasein) w procesach przejścia i wymiany”. Można potraktować owe słowa jako pewien ukłon w stronę Lyotarda, którego teksty poddaje on zazwyczaj solidnej krytyce. Tymczasem sveltezza okazuje się na tyle wyrazista, aby wystarczająco opisać ponowoczesną, zręcznie przekształcającą się, przestrzeń życia. Nad jakością i formą owych przekształceń można się długo rozwodzić i zastanawiać nad tym, czy są one wyrazem faktycznych, głębokich zmian czy też raczej tylko nowego ujęcia, ale niektóre przekształcenia okazują się przestrzenią codziennych ludzkich doświadczeń. Wystarczy odwołać się do tych zjawisk czy procesów, o których pisał już wiele lat temu Zygmunt Bauman, rozpatrując płynność czasów ponowoczesnych i problem życia w niepewności. Wskazał on przede wszystkim na zanikanie więzi wspólnotowej, na jej stopniowe osłabianie i tworzenie się „połączeń” doraźnych i tymczasowych, a także na „upadek długoterminowego myślenia, planowania i działania”43. Kolejną widoczną zmianę, w rozważaniach Z. Baumana, stanowi przeniesienie „odpowiedzialności za rozwiązywanie dylematów tworzonych przez dokuczliwie ulotne i nieustannie zmieniające się okoliczności na barki jednostek – oczekuje się od nich dziś, że będą świadomymi podmiotami >>wolnego wyboru<< i w pełni ponosić będą konsekwencje podejmowanych przez siebie decyzji”44. Biorąc pod uwagę zanikanie bezpośrednich więzi wspólnotowych w społecznościach ponowoczesnych i kształtowanie się raczej powiązań opartych o wspólnotę sieciową, a także idący za tym brak poczucia współodpowiedzialności, można przyjąć, iż jedyną możliwą do zainicjowania formą „bycia” w świecie, okazuje się „bycie epizodyczne”, naznaczone elastycznością i niepewnością właśnie. Tym samym mówienie o wielości kultur i kreowaniu przez nie własnych odrębnych przestrzeni staje się nietrafione. Obecne uczestnictwo człowieka w kulturze 42 43 44 Por. J.-F. Lyotard, Tombeau de l’intellectuel, Editions Galilée, Paris 1984. Por. Też W. Welsch, Nasza postmodernistyczna…, s. 439. Por. Z. Bauman, Płynne czasy. Życie w epoce niepewności, przekł. M. Żakowski, Sic!, Warszawa 2007, s. 10. Tamże, s. 10. 166 sprowadza się bowiem, biorąc pod uwagę zatracanie się bezpośredniego „bycia” wspólnotowego, do dzielenia przestrzeni uczestnictwa, dzielenia z Obcymi, Innymi, Drugimi, a jak podkreśla Z. Bauman do życia „w niepożądanej i naprzykrzającej się bliskości nieznajomych”45. Nie chodzi bynajmniej o różnorodności i odmienności kulturowe, ale o poczucie więzi z daną grupą, daną społecznością, którego w zasadzie brak, a także o poczucie sensu i znaczenia uczestnictwa w przestrzeni społecznej, politycznej, historycznej, edukacyjnej czy kulturowej. W kontekście rozważań prowadzonych przez Z. Baumana nasuwa się myśl o znaczeniu słów i gestów, co rozpatrywał już wcześniej Max Horkheimer w książce pt.: Społeczna funkcja filozofii. Pisząc m.in. „Dzisiaj odebrano naturze mowę” czy „Podejrzane jest każde słowo czy zdanie (…)”46, podkreślił on problem zatracania przez człowieka pewnych sfer doznań, a w tym przypadku akurat doświadczania poprzez słowo i wypowiedź, poprzez które realizowała się zawsze ludzka wolność i twórczość. Pozbawienie słowa znaczenia, sprawiło, iż pozostały człowiekowi jedynie puste ślady, bez kontekstu, zawartości, wnętrza i interpretacji. Tym samym przytoczona przez M. Horkheimera „anegdota o chłopcu, który spojrzał w niebo i zapytał: >>tato, co reklamuje księżyc?<<”47, nie jest już tylko „alegorią tego, co stało się ze stosunkiem człowieka do przyrody”48, ale tego, co stało się ze stosunkiem człowieka do świata w ogóle. Dla wskazanego autora to obraz transformacji „świata w świat będący bardziej światem środków niż celów”49, światem pustych śladów, pozbawionych znaczenia i sensu, prowadzących do nikąd. Taki obraz nie sprzyja ani myśleniu o całości, ani podkreślaniu wielości w ponowoczesnym modelu społeczno-kulturowym. Na puste słowa, gesty i pozbawione znaczenia znaki zwraca również uwagę J. Baudrillard pisząc o procesie „likwidacji znaczeń” i „manipulowaniu rzeczywistością”50. Wartość znaku to we wszystkich kulturach świata źródło siły dla przestrzeni symbolicznej danej społeczności, tymczasem, jak podkreśla J. Baudrillard: „Dzisiaj rozciąga się przed nami nowy 45 46 47 48 49 50 Tamże, s. 119. Por. M. Horkheimer, Społeczna funkcja filozofii. Wybór pism, przekł. J. Doktór, PIW, Warszawa 1987, 336. Tamże, s. 336. Tamże, s. 336. Tamże, s. 336. Por. J. Baudrillard, Pakt jasności. O inteligencji zła, przekł. S. Królak, Sic!, Warszawa 2005, s. 60. 167 świat fetyszyzmu radykalnego (…), który potrwa aż do chwili, gdy znak stanie się na nowo czystym obiektem, poza i ponad metaforą”51. To samo też – jego zdaniem – spotyka myśl, „popada ona w rzeczywistość”, co pozbawia ją dystansu i obarcza pustką. Jeśli bowiem przechodzi się „od wirtualnych mutacji do realnych projektów (jak Peter Sloterdijk w swym projekcie parku ludzkiego)”, traci się „wszelki filozoficzny dystans, a myśl, mieszając się w rzeczywisty bieg spraw, nie oferuje nam nic więcej prócz fałszywej możliwości wyboru wewnątrz samodzielnie funkcjonującego systemu”52. Nie można uznać owej wizji za jedyny możliwy obraz postmoderny, ale jej autor wskazuje wyraźnie na swoisty upadek ponowoczesnego myślenia, „upadek w rzeczywistość”, który zarówno myśl, jak i znak, unicestwia pozbawiając je sensu i znaczenia. Niemniej propozycja J. Baudrillarda stanowi istotny głos w dyskusji nad kształtem obecnej kultury, zazwyczaj też jest to głos pobudzający do refleksji, budzący pytania, zmuszający do poszukiwań. Tymczasem W. Welsch zaleca dużą ostrożność w definiowaniu i opisywaniu „postmoderny”, ponieważ, jak sam podkreśla, „postmoderna wprawdzie transformuje modernę, lecz jej nie kończy i nie przeradza się w antynowoczesność”53. Można zatem uznać, iż to, co się dokonuje w przestrzeni kulturowej to, coś w rodzaju nieustannego, wieloaspektowego, wielowymiarowego i zróżnicowanego przekształcania, sprzyjającemu również odradzaniu się na nowo nawet „najbardziej przedawnionych stanowisk” 54 . Niemniej obecna struktura rzeczywistości zostaje w „postmodernie” określona jako „stan radykalnej wielości”, w którym dopuszczalne są wszystkie możliwe strategie i wszystkie rozwiązania. Można uznać ją za nową formę gry jedności i wielości, w odniesieniu do których dąży się do przeformułowań55, a sam termin – za hasło wywoławcze czy sygnał do dyskusji nad tradycyjnymi i nowymi strategiami, stanowiącymi podłoże do poszukiwania zrozumienia tego, co nazwano niegdyś kulturą. 51 52 53 54 55 Tamże, s. 60. Tamże, s. 60. W. Welsch, Nasza postmodernistyczna…, s. 441. Por. Tamże, s. 441. W. Welsch podkreśla, iż niezależnie od dokonujących się w obszarze postmoderny zmian, nic nie stoi na przeszkodzie temu, aby właśnie w jej sprawach na nowo zajmować stanowiska, uznawane za przedawnione, jak np. realizmu pojęciowego. Stąd też W. Welsch określa grunt filozofii jako „pojęciowo-paradygmatyczne miejsce przemiany”, tamże, s. 443. 168 POST-MODERNITY AND TRANSFORMATION OF CULTURAL SPACE. ONE CULTURE OR RATHER THE MULTIPLICITY OF CULTURES? In this article the issue of perception and understanding of post-modernity has been considered. An attempt has also been undertaken to answer the questions: does postmodernity bring something new, and if not, does it change anything? Doesn’t it introduce confusion and chaos into the existing structures and socio-cultural models? And does the reality, known as post-modernity consist of one culture or rather the multiplicity of cultures? The question of transformations taking place in the area of culture is also considered, especially the transformation in the way of thinking, particularly on the basis of philosophy. The problem of changes or transformation in the way of perception of the whole has also been considered, especially the one relevant to culture. The article refers to the thoughts and assumptions, among others, of: W. Welsch, G. Deleuze and F. Guattari, T. Adorno, J. Habermas, O. Marquard, J.-F. Lyotard and L. Kołakowski. BIBLIOGRAFIA: 1. Adorno T. W., Dialektyka negatywna, przekł. K. Krzemieniowa, PWN, Warszawa 1986 2. Baudrillard J., Słowa klucze, przekł. S. Królak, Sic!, Warszawa 2008 3. Baudrillard, Pakt jasności. O inteligencji zła, przekł. S. Królak, Sic!, Warszawa 2005 4. Bauman Z., Płynna nowoczesność, przekł. T. Kunz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006 5. Bauman Z., Płynne czasy. Życie w epoce niepewności, przekł. M. Żakowski, Sic!, Warszawa 2007 6. Bober J., Powinność w świecie cyfrowym. Etyka komputerowa w świetle współczesnej filozofii moralnej, Warszawa 2008 7. Czerniak S., Michalski R., Cielesność. Kompensacja. Mimesis. Wokół pojęciowego instrumentarium współczesnej antropologii filozoficznej. Wydawnictwo Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, Warszawa 2008 8. Deleuze G., Guattari F., Co to jest filozofia?, przekł. P. Pieniążek, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2000 9. Habermas J., Od wrażenia zmysłowego do symbolicznego wyrazu, przekł. K. Krzemieniowa, Oficyna Naukowa, Warszawa 2004 169 10. Horkheimer M., Społeczna funkcja filozofii. Wybór pism, przekł. J. Doktór, PIW, Warszawa 1987 11. Kołakowski L., Pochwała niekonsekwencji, t. II, Wyd. Nowa, Warszawa 1989 12. Postmodernizm a filozofia. Wybór tekstów, pod red. S. Czerniaka, A. Szahaja, Wydawnictwo IFiS PAN, Warszawa 1996 13. Welsch W., Nasza postmodernistyczna moderna, przekł. R. Kubicki, A. ZeidlerJaniszewska, Oficyna Naukowa, Warszawa 1998 Dr Monika Miczka-Pajestka – adiunkt w Katedrze Pedagogiki na Wydziale Humanistyczno-Społecznym Akademii Humanistycznej w Bielsku-Białej. e-mail: [email protected] 170 Techniczno- MEDIA W PROCESIE PRZEMIAN III. MEDIA IN TRANSITION PROCESS 171 Urszula ŻYDEK-BEDNARCZUK METAFORY MEDIALNE Z PUNKTU WIDZENIA LINGWISTYKI 1. Wprowadzenie Nowe media, a szczególnie Internet, nasycony są metaforami. Ich obecność ujawnia się w wielu definicjach. Metafora obecna jest np. na etapie projektowania interfejsu, bo organizuje nasze doświadczenie sieci w postaci rozpoznawalnej formy, np. w przeglądarkach w formie określeń: ulubione, historia, odśwież, ciasteczko. Z kolei podczas interakcji mówimy o nawigowaniu i serfowaniu. Należy zastanowić się, z czego wynika ta metaforyczna rama dla Internetu? Czy zgodnie z teorią G. Lakoffa i M. Johnsona (1988) jest ona podstawą naszego działania? Czy może skomplikowany świat technologii i precyzyjnych terminów należy oswoić za pośrednictwem znanych pojęć i wyobrażeń, stąd wprowadzone pojęcia jak ikona, okno, strona, portal, biblioteka, archiwum, lustro, brama. Moim zdaniem, takie ujmowanie metafor medialnych, szczególnie dotyczących Internetu wymaga w badaniach naukowych podejścia pragmatycznego i kognitywnego. Do badania metafory wykorzystuję teorię przestrzeni medialnych Fauconniera (1985), teorię metafory Lankackera (1995), teorie metafory potocznej Lakoffa i Johnsona (1988), teorię amalgamatów Fauconniera i Turnera (2001). Wykorzystanie wielu metod badania podyktowane jest dość skomplikowaną interpretacją i rozumieniem metafor medialnych szeroko osadzonych w kontekstach społecznych i kulturowych. Metafory są nieodzownym narzędziem organizowania wszelkich wywodów o charakterze poznawczym. Stanowią one figury myśli, które znajdują swoje odzwierciedlenie w języku. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na definicję metafory. E. Tabakowska (1995, 4) charakteryzują ją następująco: „Metafora jest ludzkim sposobem pojmowania i wyrażania rzeczy trudnych, abstrakcyjnych i nieznanych w kategoriach rzeczy konkretnych i od dawna znajomych” (Tabakowska 1995,4) . „Istotą metafory jest rozumienie i 172 doświadczanie pewnego rodzaju rzeczy w terminach innej rzeczy” (Lakoff, Johnson 1988, 27). Ronald Langacker zaś konstatuje „domenę docelową postrzegamy przez okulary kolejnych domen źródłowych” (Langacker 1995). Metafora staje się więc środkiem oglądu, a zarazem wykorzystuje do tego celu sferę konkretnych doświadczeń każdego człowieka. W ujęciu węższym powinna ona ilustrować, oddawać istotę zjawiska poprzez wykorzystanie terminu pochodzącego z domeny źródłowej. Brown nazywa ją poziomem lub układem odniesienia i przeniesienia go w inny kontekst. W przypadku, gdy kryterium opisu metafory medialnej staje się geneza obrazu metaforycznego, punktem wyjścia jest podstawowa wiedza o świecie, w którym żyje wspólnota językowa oraz właściwa dla niej baza doświadczeniowa. Funkcjonalność metafory medialnej i w konsekwencji jej ugruntowanie w ramach systemu językowego jest zatem funkcją jej zgodności z doświadczeniem i wiedzą potoczną. Człowiek kształtuje aparat poznawczy, obserwuje i bada go – dokonuje w nim porównań, kategoryzuje je, wreszcie na podstawie zdobytych doświadczeń nadaje im znaczenia. Owocem tych zabiegów są metafory. Określenie relacji między różnymi strukturami lub elementami tych struktur stanowi – zdaniem Langackera – element zdolności kognitywnych człowieka (Langacker 1995, 16, 166.) Znaczenie struktur semantycznych charakteryzowane jest względem jednego lub wielu obszarów konceptualizacji określanych przez Langackera jako domena kognitywna. Domeną kognitywną może być każdy rodzaj doświadczenia – pojęcie, złożenie konceptualne lub system wiedzy. Ustalenie odpowiedniości między poszczególnymi domenami kognitywnymi – domeną źródłową i docelową, a następnie odbywającą się w strukturach poznawczych człowieka projekcją metaforyczną z domeny źródłowej do docelowej jest mechanizmem warunkującym powstanie metafory (Lakoff, Johnson, 198;. Langacker 1995). Na podstawie tego stwierdzenia możemy określić, do jakiego doświadczenia odwołuje się domena źródłowa w każdym z rozszerzeń metaforycznych. (Jäkel 2001, rozdz. 3 i 4). 2. Metoda i materiał do analizy Przedmiotem analizy są wybrane metafory medialne, związane z komputerem i Internetem, którym towarzyszy współczesna refleksja lingwi173 styczna, kulturoznawcza i medioznawcza. Analiza będzie traktowana jako forma ujęć modelowych, które mogą posłużyć do badania innych, nowych metafor. Tytułowe metafory medialne rozumiem na trzy sposoby: jako charakterystyczne komponenty tekstów medioznawczych, np.: SPOŁECZEŃSTWO SIECI, SPOŁECZEŃSTWO KONSUMPCJI, GLOBALNA WIOSKA, SPOŁECZEŃSTWO SPEKTAKLU; jako środki językowe wykorzystane do tworzenia metafory, np.: NAWIGOWAĆ, SERFOWAĆ, KLIKAĆ, LINKOWAĆ oraz jako metafory nośne, obrazowe, sugestywne, przemawiające do wyobraźni czytelnika, np.: LABIRYNT, BIBLIOTEKA, ARCHIWUM, OKNO, KŁĄCZE, SPIRALA, POTOP, BIEGUNKA OBRAZÓW, ZIEMIA BEZ TERYTORIUM, PANOWIE POWIETRZA. Marshall McLuhan, (2001, 2004), autor wielu metafor stwierdza: „Język jest metaforą w tym sensie, że nie tylko przechowuje, lecz również przenosi doświadczenie z jednej formy w inną /../ jednak zasada wymiany czy przenoszenia czyli metafora leży w zdolności naszego umysłu do nieustannego przekładania jednego zmysłu na drugi. Robimy to w każdym momencie naszego życia” (McLuhan 2001, 142). Do analizy materiału językowego przyjmujemy następujące stwierdzenia (por. Lakoff, Johnsona 1988): 1. Metafora - nadaje strukturę rzeczom i substancjom. 2. Struktura orientacyjna - występuje w metaforze związanej z przestrzenią i kierunkiem, np.: ocean, potop, ścieżka. 3. Gestalty doświadczeniowe - występują wtedy, gdy mamy nałożenie struktury pewnej rzeczy na innego rodzaju rzecz lub doświadczenie, np. metafora okna, bramy, portalu. 4. Tło. 5. Uwypuklenie – uwypuklenie metaforyczne funkcjonuje wtedy, gdy pewne elementy sytuacji pasują do gestaltu np.: epoka Gutenberga. 6. Cechy interakcyjne - wymiary naszego doświadczenia są interakcyjne, toteż metafory muszą być interakcyjne, np.: nawigować, klikać, serfować. Materiał do analizy zebrano z prac badaczy mediów. Wybrano fragmenty, w których autorzy zastosowali metaforę. Należały tutaj prace m.in. McLuhana (2001, 2004), Kerckhove’a (2001, 2006), Baudrrillarda (2006) i innych badaczy mediów. Znaczenia zawarte w teorii badaczy mediów miały 174 posłużyć tłumaczeniu metafory. Następnie za pomocą analizy kognitywnej podzielono materiał, wykorzystując sytuację rozumienia bezpośredniego i pośredniego. Analiza semantyczna wiązała się ze znaczeniami funkcjonującymi w domenie źródłowej – często reprezentowanej w myśli naukowej badacza mediów i przeniesionej na docelową. Dodatkowo posiłkowano się poglądami przedstawionymi przez badacza mediów i jego tłumaczeniami metafory medialnej. 3. Analiza metafor medialnych Analizę rozpoczynamy od metafor zastosowanych przez McLuhana. Wybrałam 4 metafory najpopularniejsze dla tego badacza: ŚWIAT TO GLOBALNA WIOSKA MEDIUM TO PRZEDŁUŻENIE CZŁOWIEKA MEDIA TO ENERGIA ALFABET TO SOFTWARE Metafora ŚWIAT TO GLOBALNA WIOSKA oddaje wizję świata ery elektronicznej, w którym rzeczywistość społeczna jest całościowa i integralna, zdeterminowana przez technologię. Domeną źródłową jest pojęcie wioski wynikające z naszej semantyki potocznej, rozumianej jako społeczność zwarta, która ma określoną formę organizacji. Globalny tłumaczony jest w słownikach synonimicznie jako ogólny, ujmowany w całości, całkowity. Domeną źródłowa są więc pojęcia : wioska i globalna. Domeną docelową staje się pojęcie uzyskane poprzez metaforę i oznacza „Globalna wioska (ang. global village) - termin wprowadzony w 1962 przez Marshalla McLuhana w jego książce The Gutenberg Galaxy (Galaktyka Gutenberga), opisujący trend, w którym masowe media elektroniczne obalają bariery czasowe i przestrzenne, umożliwiając ludziom komunikację na masową skalę. W tym sensie glob staje się wioską za sprawą elektronicznych mediów. Dzisiaj termin globalna wioska jest najczęściej używany w formie metaforycznej do opisania Internetu i World Wide Web. Internet globalizuje komunikację, pozwalając użytkownikom z całego świata komunikować się ze sobą. (http://de.wikipe175 dia org/wiki/globalna wioska [24.07.2012]. Do powstania tej metafory wykorzystano zarówno bezpośrednie, jak i pośrednie rozpoznanie sytuacji. W efekcie metafora powstała na zasadzie rozpoznania struktury rzeczy, orientacji w przestrzeni, interakcji i nadania jej gestaltu doświadczeniowego. Możemy traktować ją jako połączenie metafory ontologicznej, jak i orientacyjnej. Ten typ konceptualizacji nie jest jednak jedyny. Bowiem w swoich pracach, uczeń McLuhana, D. de Kerckhove też używa metafory ŚWIAT TO GLOBALNA WIOSKA, ale rozumie go szerzej. Dla niego bowiem ta metafora oznacza ekspansywny rozwój mediów elektronicznych, co daje możliwość powstania zbiorowego umysłu . Badacz mówi o narodzinach wspólnej inteligencji, która znacznie powiększy jednostkowe możliwości. „Idea globalnej wioski zostaje stopniowo wypierana przez pojęcie planetyzacji, oraz nowej jednostki, której świadomość wskutek mediów rozszerza się na cały świat” (de Kerckhove 2001, 26). Przykład ten pokazuje, w jaki sposób powstaje metafora konceptualna i jak się rozwija. Kiedy jej znaczenie przekracza granice, powstaje kolejna metafora. Takie działanie jest możliwe tylko w jedną stronę Domena źródłowa Domena docelowa Wioska, globalny globalna wioska Rozwój domeny globalna wioska (1) globalna wioska (2) granica i poszukiwanie nowej metafory Schemat 1. Mechanizm powstania metafory GLOBALNA WIOSKA 3.1.Metafory antropocentryczne Kolejne metafory związane są z Internetem. Należą do nich, między innymi metafory: INTERNET TO MÓZG, INTERNET TO SIEĆ, INTERNET TO INTELIGENCJA OTWARTA. Nie po raz pierwszy pojawia się w pracach deterministów technologicznych analogia między funkcjonowaniem i strukturą ludzkiego umysłu oraz jego atrybutów (procesów poznawczych), a istotą działania nowych mediów, głównie komputera i Internetu. Podobień176 stwo to powoduje, że możliwe są między nimi interakcyjne związki prowadzące do interaktywności, hipertekstowości i komunikacyjności. Media nieustannie modyfikują ciało i psychikę. „Autor Powłok kultury uznaje wręcz komputery za formę techno biologicznego spoidła między światem zewnętrznym a sferą wewnętrzna jednostki, które działają na podobieństwo biologicznego corpus callosum łączącego półkule mózgowe” Ogonowska 2008, 123). . Wykorzystuje więc metaforę pojemnika MÓZG TO POJEMNIK SIEĆ NEURONOWA TO POJEMNIK INTELIGENCJA TO POJEMNIK INTERNET TO POJEMNIK Podstawą staje się metafora ontologiczna. Ma ona charakter zamknięty, gdyż jednostka nie posiada technologicznych rozszerzeń. Jednocześnie nakłada się na nią metafora orientacyjna – wewnątrz - na zewnątrz. Popatrzmy na mechanizm zastosowania tej metafory: Domena źródłowa Pojemnik mózg Domena docelowa Internet to mózg sieć neuronowa Internet to sieć Internet to inteligencja otwarta inteligencja Schemat 2. Mechanizm metaforyzowania 3.2.Metafory wodne Pojęcie wody w szerokim tego słowa znaczeniu stanowi mentalną przestrzeń generyczną dla wielu metafor konceptualnych (por. Fauconier, Turner 2001, 173-211). Kiedy przestrzenie mentalne scalają swoje treści poznawcze, możemy mówić o integracji pojęciowej zwaną również amalgamacją (Kövecses 2011, 387). Tworzenie konceptualnych amalgamatów polega na wykorzystaniu dwóch przestrzeni wyjściowych tworzących odrębną przestrzeń. Amalgamat częściowo dziedziczy strukturę przestrzeni wyjściowej, jak 177 również wytwarza swoją własną doraźną strukturę. W literaturze medioznawczej pojawiają się następujące metafory: POTOP, OCEAN, MORZE, ZALEW, PRZEPŁYW, KANAŁ, FILTR (ŚLUZA), FALA, SERFOWANIE, ŻEGLOWANIE, NAWIGOWANIE, PIRACI. Prześledźmy mechanizmy powstawania tych metafor. Przestrzeń generyczna to woda, która może być agensem, pacjensem, mieć swoje działanie, skutki i przyczyny, być w określonej przestrzeni, wyznaczać ruch i kierunki. Staje się punktem wyjścia do pojęć „wodnych” związanych z naszą wiedzą potoczną i doświadczeniem. Jest jednocześnie ścieżką do tworzenia następnej przestrzeni związanej z mediami, komunikacją i informacją. Na przykład: fala wodna („wał wodny, wzniesienie wody powstające wskutek ruchu cząstek wody przeniesiona jest na zasadzie podobieństwa i związana z transmisją dźwięku i obrazu (…) Fala w telekomunikacji to zmiana fizycznego stanu środowiska i przenoszenie energii, np., poprzez drgania” (SJP 1981, 568). Fala rozchodzi się, może być długa, krótka, słaba, ogromna, związana jest z ruchem, ma kształt, natężenie i kierunek. W rezultacie otrzymujemy fale radiowe, fale telewizyjne, odbieramy programy na określonych falach. Kanał to „rów osuszający lub nawadniający, murowany, obetonowany (SJP 1981, 868). Jego funkcja polega na uregulowaniu przepływu, ukierunkowaniu. Mamy więc metaforę w postaci kanałów radiowych, telewizyjnych związanych z funkcją, działaniem – przekazywania, przesyłania sygnałów, a także z ukierunkowaniem, np.: od A do B. Potop, ocean, morze charakteryzują się rozległym obszarem. Stąd mamy POTOP INFORMACJI, OCEAN INFORMACJI, MORZE INFORMACJI. Warto w tym miejscu przytoczy cytat z pracy medioznawczej P. Levy Drugi potop (1997). „Zalew informacji będzie trwał bez końca. /…./. Drugi potop nigdy się nie skończy. Ocean informacji jest bez dna, Potop to kondycja, z która musimy się pogodzić. Nauczymy nasze dzieci pływać, utrzymywać się na powierzchni, a może nawet sterować. Wśród powszechnego falowania, jedno jest pewne: idea stałego lądu jest przedpotopowa” (Levy 2002, 374). W tekstach medioznawczych pojawia się również źródło informacji i filtry / śluzy, które służą zatrzymaniu informacji. Kolejne metafory dotyczą działania związanego z wodą, a wiec serfowania, żeglowania i nawigowania. Pojęcia te przeszły do mediów i oznaczają również poszukiwanie informacji. Ślizgamy się po powierzchni fali dla zabawy i przyjemności czyli SERFUJEMY po Internecie albo NAWIGUJEMY, chcąc dotrzeć do danego programu lub znaleźć określoną in178 formację. Przedstawiając schematycznie mechanizm tworzenia tego typu metafor, wprowadzamy 4 przestrzenie, np.: Schemat 3. Mechanizm powstawania metafory wodnej Komponent syntaktyczny pochodzi z przestrzeni wyjściowej i wyrażony jest grupą nominalną, czasownikiem, rzeczownikiem lub grupą nominalną i przyimkiem. 3.3. Metafory architektoniczne Kolejny obszar dostarczający pojęć do metaforyzowania dotyczy architektury. Związany jest z kształtowaniem przestrzeni, projektowaniem i wznoszeniem budowli (SJP 74). Pojęcia przynależne architekturze to: BRAMA, PORTAL, BIBLIOTEKA, ARCHIWUM, LABIRYNT, RYNEK, MIEJSKI, OGRÓD. Związane są one z przestrzenią, określoną funkcję i działaniem. W opracowaniach medioznawczych możemy spotkać się z metaforami architektonicznymi. Spróbujmy rozszyfrować je na podstawie tekstów medio179 znawczych: „Z instytucjonalnego punktu widzenia portal internetowy to zbiór stron internetowych posiadający odpowiednią organizację i strukturę. Jego celem jest umożliwienie dostępu do informacji. Portal wydaje się określeniem metaforycznym. Wszak strony internetowe to sklepy, pokoje, centra handlowe, środki poruszania się po morzu informacji /…/ Portale jednak nie istnieją w izolacji, inaczej niż bramy miasta, wiele kanałów cyfrowych może zostać otwartych natychmiast. Wartość Sieci wynika właśnie z tej mnogości portali i ich różnorodności”. (R. Coyne, L.M. Parker 2008, 53, 60.) W innych tekstach spotykamy się z analizami stron internetowych, w których traktuje się je jako ZAMKNIĘTY OGRÓD, PUBLICZNY PLAC czy RYNEK MIEJSKI ( Kerkhove’a o Web 1.0 i Web. 2.0 ) Analizując metafory architektoniczne, należy wskazać na następujące mechanizmy; podstawą są RZECZY / OBIEKTY i RELACJE / STANY RZECZY. Obiekty wiążą się z doświadczeniem zmysłowym człowieka (Lackoff, Johnson 1988, 96-144), co umożliwia ich poznanie, zgodnie z aparatem postrzegania i zdolnościami umysłu. Dalej prowadzą one do kategoryzacji przedmiotu oraz jego konceptualizacji. Pojęcia używane w mediach powstały na podstawie schematów wyobrażeniowych, np.: źródło – kierunek / cel – ścieżka – punkt dojścia - całość / część odwołujących się tutaj do pewnych stereotypowych i kulturalnych oczekiwań, czym dany obiekt jest w architekturze i w jaki sposób przeniesiony zostaje do języka mediów : źródło ----------- kierunek ------ cel / ścieżka ----- punkt dojścia------ całość // część architektura budowla cechy budowli media brama - metafora i jej funkcje architektura budowla cechy budowli media portal, okno, i jej funkcje metonimie Schemat 4. Mechanizmy powstawania metafory architektonicznej Metafora BRAMY w mediach wiąże się przede ze stronami WWW i dotyczy konwergentnych przepływów informacji. W leksyce medialnej wykorzystującej metaforę architektoniczną zwraca się uwagę przede wszystkim na funkcję, którą pełni dane pojęcie, np. archiwum, biblioteka Nie bez znaczenia jest tutaj kształt „danej budowli” , który w postaci ikony występuje na naszym komputerze, np. OKNO. 180 3.4. Metafory rzeczy W terminologii kognitywistów ten typ metafory wiąże się z naszym doświadczeniem. Mieści się tu zarówno profilowanie z A do B, jak i wykorzystanie zjawiska katachrezy. W słownictwie medialnym znajdziemy więc takie leksemy, które oparte są na metaforze, jak : LUSTRO, KŁĄCZE, TEKTUROWE PUDŁO, KOD PASKOWY….. Przeniesienie pewnych elementów z A na B związane jest ze zmianą rangi pewnych elementów znaczeniowych. Eksplikacja może wyglądać następująco (Dobrzyńska 1994, 61): Myślę o X-ie- mówię, że jest …. Aby to powiedzieć: myślę o Y-u, ponieważ o X-ie i o Y-u można powiedzieć te same rzeczy, np.: X rośliny - kłącze jest ---------------Y kłącze jest .…(na określenie hipertekstu) Rozwija się, Nie ma początku ani końca, Ma środek, z którego wyrasta Jest splątane Ma wiele połączeń „Owa fundamentalna struktura sieciowa wyjaśnia, dlaczego kłącze /../ kłącze – hipertekst posiada wiele wejść i wyjść, oraz łączy jakikolwiek punkt z każdym innym, często łączący zasadniczo różne rodzaje informacji /…/”( Landow 2008, 224). 4. Wnioski Metafora medialna jest skuteczna w poznaniu naukowym. Jej użycie wiąże się z rozszerzeniem kręgu znaczeń, a więc z działaniem, które nie służy precyzji wypowiedzi. Z drugiej strony, przy tak skomplikowanej terminologii informacyjnej tylko metafora może budować słownictwo zrozumiałe dla przeciętnego użytkownika mediów. Nowe technologie informatyczne wymuszają stosowanie coraz to większej liczby metafor. Należy jednak zadać sobie pytanie, czy ten wielostronny typ metaforyzowania nie utrudnia komunikacji. 181 Chodzi głównie o nieadekwatność metafory, bądź jej udziwnienie, np.: BIEGUNKA OBRAZÓW, DŁUGI OGON KULTURY, SPAZM INFORMACYJNY. Technologia komputerowa nie może jednak obejść się bez metafory. Metaforyzowanie jest integralną czynnością związaną z działaniem w Sieci. Wydaje się, że metafora na poziomie konceptualnym w obrębie technologii informacyjnej staje się narzędziem i aktualizuje nasze myślenie (Dytman – Stasieńko 2008,20). W języku stosuje się różne mechanizmy konstruowania metafor. Często metafory powstają na zasadzie połączenia wielu domen, przenikają się i krzyżują. Są jednak dzisiaj istotnym narzędziem społecznej komunikacji. MEDIA METAPHORS PERCEIVED FROM A LINGUISTIC POINT OF VIEW The object of analysis in this article are media metaphors which appear in contemporary linguistics, cultural and media thought. This analysis is created as a form of models which may be used for inspecting other, new metaphors. The methodology is based on selected elements from cognitive linguistics and experimental recognition theory. Media metaphors from the title I understand in three ways: as characteristic components of media texts, e.g.: NET SOCIETY, CONSUMPTION SOCIETY, GLOBAL VILLAGE, SOCIETY IS A PERFORMANCE; as language means used for metaphor creation, e.g.: TO NAVIGATE, TO SURF, TO CLICK, TO LINK and as metaphors portable, pictorial, suggestive, influencing reader’s imagination, for example: MAZE, LIBRARY, ARCHIVE, WINDOW, SPIRAL, DELUGE, PICTURE DIARRHOEA, LAND WITHOUT TERRITORY, MASTERS OF THE AIR. BIBLIOGRAFIA: 1. Baudrillard J. (2006): Społeczeństwo konsumpcyjne. Jego mity i struktury, przeł. 2. S. Królak, Warszawa. Coyne R., Lee J, Parker M. (2008): Drożne portale. Projektowanie przyjaznych witryn dla społeczności internetowych, w: WWW – w sieci metafor. Strona internetowa jako przedmiot badań naukowych. Język @ multimedia 2, pod red. A. 3. 182 Dytman-Stasieńko i K. Stasieńki, Wrocław, s. 52-64. De Kerckhove, D. (1996): Powłoka kultury. Odkrywanie nowej elektronicznej rzeczywistości, przeł/ A. Hildebrand, R. Glegoła, Warszawa – Toronto. 4. 5. Dobrzyńska T. (1984): Metafora, Wrocław, Warszawa, Kraków. Dytman-Stasieńko, A., Stasieńko, K. (2008): WWW – Sieć metafor, metafory Sieci i studia nad Siecią, w: WWW – w sieci metafor strona internetowa jako przedmiot badań naukowych. Język @ multimedia 2, pod red. A. Dytman- 6. Stasieńko i K. Stasieńki, Wrocław, s. 9-20. Fauconnier, G., Turner M. (2001): Tworzenie amalgamatów jako jeden z głównych procesów w gramatyce, w: Językoznawstwo kognitywne II. Zjawiska prag- 7. 8. 9. matyczne, pod red. Q. Kubuńskiego, D. Stanulewicza, Gdańsk, s. 173- 211. Fauconnier, G. (1985): Mental Spaces, Cambridge, mass: The MIT Press. Jökel O. (2001): Metafory w abstrakcyjnych domenach dyskursu . Kognitywnolingwistyczna analiza metaforycznych modeli aktywności umysłowej, gospodarki i nauki, Kraków. Kövecses Z. (2011): Język, umysł, kultura. Praktyczne wprowadzenie, przekład A. Kowalcze-Pawlik, M. Buchta, Kraków. 10. Lakoff, G., Johnson, M. (1988): Metafory w naszym życiu, przełożył i wstępem opatrzył T. Krzeszowski, Warszawa. 11. Landow, G. P. (2008): Hipertekst a teoria krytyczna, w: Ekrany piśmienności. O przyjemnościach tekstu w epoce nowych mediów, red. A. Gwóźdź, Kraków, s. 213-236. 12. Langacker R. (1995): Wykłady z gramatyki kognitywnej, Lublin. 13. Levy, P. (2002): Drugi potop, w: Nowe media w komunikacji społecznej XX wieku, Warszawa, s. 373-390. 14. McLuhan M. (2001): Wybór tekstów, red. McLuhan, Zingrone, przeł. Rózalski E., Stokłosa J.M. Poznań. 15. McLuhan, M. (2004): Zrozumieć media. Przedłużenia człowieka. Warszawa. 16. Ogonowska A. (2010): Twórcze metafory medialne. Baudillard – McLuhan – Goffman, Kraków. 17. SJP (1981), Słownik języka polskiego, pod red. M. Szymczaka, Warszawa. 18. Tabakowska, E. (1995): Gramatyka i obrazowanie. Wprowadzenie do językoznawstwa kognitywnego, Kraków. Prof. dr hab. Urszula Żydek-Bednarczuk – Istytut Nauk o Kulturze i Studiów Interdyscyplinarnych. Uniwersytet Śląski w Katowicach e-mail:[email protected] 183 Bogdan ZELER NOWE NOWE MEDIA – MULTITASKING – – PRZESTRZEŃ PRZEPŁYWU W ostatnim czasie zaobserwować możemy istotne zmiany w sferze zachowań użytkowników mediów, które generowane są przez pojawienie się, by użyć terminu zaproponowanego przez Paula Levinsona „nowych nowych mediów” [Levinson 2010]. Zjawiska te przez innych badaczy nazywane są mediami społecznościowymi, Web 2.0, bywają też określane jako sztuka ekranowana. Wszystkie te pojęcia odnoszą się do nowego sposobu uczestniczenia w kulturze, który w odróżnieniu od kultury „nowych mediów” nie polega na konsumpcji artefaktów (książek, filmów, wystaw etc), ale zakłada aktywny udział w procesie twórczym. Levinson stwierdza, iż nowe nowe media mają charakter społecznościowy, wspólnotowy. Przykłady takich zachowań charakterystycznych dla społeczności internetowych odnajdujemy w działaniach osób komentujących wpisy na blogach, działalności edytorów Wikipedii, wymianie sądów na Facebooku, kreowaniu awatarów w Second Life etc. Levinson definiuje kategorie „nowych nowych mediów”, wskazując na następujące jej cechy: Dominująca rola pisma, dźwięku, audiowizualności, fotografii; Informacja jest celem, a nie formą przekazu tych mediów; Media mają charakter społecznościowy (Facebook, My Space, Twitter) Typy działań właściwe dla tych mediów to: blogi, podcasty, wideokasty; Media te powiązanie ze sferą polityki z jednej i rozrywki, drugiej strony; Ważną rolę pełni w nich sprzęt i oprogramowanie; Ważną kwestią jest możliwość kontrolowania tych mediów i próby ich ocenzurowania. Manuel Castells stwierdza, iż szczególne znaczenie przypisać należy społecznościom sieciowym, które „wzmacniają trend zmierzający w kierunku „prywatyzacji uspołecznienia’ – czyli odbudowaniu sieci społecznych wokół jednostki, rozwoju wspólnot osobistych, zarówno fizycznie, jak i on-line. Cy184 berpowiązania dają możliwość społecznych powiązań ludziom, którzy w innym przypadku żyliby bardziej ograniczonym życiem społecznym, ponieważ ich więzi są coraz bardziej przestrzennie rozproszone.” [Castells 2007, s. 365]. Szczególnej wagi nabiera ta refleksja w czasach mediów Web 2.0. Społeczności internetowe mogą mieć różnorodny charakter. I tak, możemy wyróżnić społeczności o charakterze dyskusyjnym, skupiające użytkowników zainteresowanych wymianą sądów na określony temat ( np. Filmweb to polskie forum miłośników kina); druga grupa wspólnot to społeczności multimedialne, których członkowie nastawieni są na wymianę plików multimedialnych (taki charakter ma np. YouTube). Społeczności obywatelskie skupiają osoby zajmujące się dziennikarstwem uczestniczącym, (np. iThink, którego twórcy pragną krzewić idee wolnych mediów i wolności słowa), Najliczniejszą i najciekawszą kategorię stanowią społeczności kontaktowe. Najbardziej znane z nich to Facebook, MySpace, Twitter. Wśród społeczności kontaktowych szczególną rolę pełnią związane z nawiązywaniem kontaktów zawodowych: Linkedln i GoldenLine. Charakter społecznościowy mają również „wirtualne światy” Second Life i There, galerie fotograficzne (np. Pinterest), czy encyklopedie tworzone przez użytkowników Sieci (Wikipedia). Dla społeczności tych znaczące wydają się ich związki ze słowem i obrazem. Z jednaj strony mamy te, których istota zasadza się na wymianie materiałów fotograficznych, czy plików video. Tu najlepszym przykładem byłby Pinterest, swoista tablica do przypinania materiałów ilustracyjnych. Społecznością słowa można nazwać środowisko Twittera. Serwis ten udostępnia możliwość mikroblogowania, wysyłanie i odczytywanie krótkich, liczących maksimum 140 znaków wiadomości. Twitter umożliwia pisanie i linkowanie. Jego podstawową zaletą jest możliwość budowania bazy odbiorców z jednej i otrzymywanie komentarzy ekspertów, autorytetów - z drugiej strony. W ten sposób powstają „kanały referencyjne” zbierające opinie odbiorców, którym możemy zaufać. Twitter, ze względu na krótkość formy zapisywanych wiadomości zapewnia oszczędność czasu. Niejako centralna pozycja przypada tu Facebookowi, który z jednej strony umożliwia wymianą materiałów fotograficznych i filmowych, z drugiej zaś stwarza możliwość pisania tekstów na swojej tablicy, przesyłania wiadomości tekstowych innym użytkownikom tego portalu społecznościowego, możliwy jest również udział w czacie. 185 Wszystkie te nowe możliwości każą nam postawić pytanie o to, kim jest użytkownik „nowych nowych mediów”, czym charakteryzuje się Człowiek 2.0? Wydaje się, iż kluczowym pojęciem służącym temu opisowi jest multitasking (wielozadaniowość). Jest to jedna z podstawowych kompetencji multimedialnych. Tradycyjnie rozumiemy to jako możliwość wykonywania wielu operacji jednocześnie, zazwyczaj na wielu programach. Przykładem może być przeglądanie książki adresowej podczas pisania maila oraz jednoczesne zerkanie w kalendarz czy mamy wolną chwilę w wybranym dniu. Użytkownicy mediów jednocześnie śledzą wydarzenia, słuchają muzyki, wysyłają wiadomości, dyskutują na czacie, tworzą komentarze, używają komunikatorów czy oglądają filmy. Szczególny wymiar ma to zjawisko w świecie portali społecznościowych, gdzie jednocześnie śledzi się informacje zamieszczone na profilach znajomych, bierze udział w grach społecznościowych, korzysta z multimediów etc. Doba dla uczestników takiej komunikacji, mierzona ich działaniami liczy około 40 godzin [por. Bendyk 2012, s.169]. To, co obecnie jest najczęściej przedstawiane jako multitasking to “fast appswitching”, czyli szybkie przełączanie się pomiędzy aplikacjami. Wystarczy dwa razy szybko kliknąć przycisk Home i otwiera się lista niedawno używanych programów. Wybór jednego z nich natychmiast przenosi nas do niego, bez konieczności odwiedzania głównego ekranu. Środowisko Web. 2.0 to sfera impulsywnych powrotów, świat wymuszonej natychmiastowości, życie jego uczestników sprowadza się do ciągłego pozostawiania cyfrowych śladów. W wyniku multitaskingu uczestnicy procesu komunikacji podejmują szereg działań mających na celu ich przyspieszenie, a tym samym oszczędność czasu. Zaliczyć do nich możemy stosowanie skrótów klawiszowych, tworzenie zakładek do stron internetowych, autoryzowanie przestrzeni sieciowej, synchronizacja skrzynek mailowych, dbałość o szybkość łącza. Nierzadkie jest też jednoczesne korzystanie z dwu monitorów. Media społecznościowe dają ich użytkownikom szansę na spełnienie się równocześnie w kilku rolach. I tak jednocześnie stajemy się autorem tekstu i jego redaktorem. Wytwarzamy komunikaty (jesteśmy ich producentami) i jednocześnie jesteśmy ich dystrybutorami. Dowolna osoba może wejść w role znane z zachowań uczestników tradycyjnych środków przekazu. Pierwsza generacja użytkowników internetu, która korzystała z Inter186 netu stacjonarnego zastępowana jest przez generację kolejną, która korzysta z urządzeń przenośnych, Sprzyjają temu nowe rozwiązania technologiczne, zwłaszcza pojawienie się smartfonów i tabletów, iPhona i iPada. Na urządzeniach tych można przeglądać internet podczas rozmowy czy też wyjść z SMSów i podjąć inne działania, zanim wysłała się wiadomość. Często obserwujemy naprzemienne korzystanie z tych urządzeń mobilnych, a także ich wzajemne sprzężenie, „przerzucanie” informacji z jednego urządzenia na drugie. Mobilne urządzenia przyczyniły się do powstania nowych aplikacji, które sprzyjają multitaskingowi. Taki charakter ma na przykład Flipboard, które pozwalają na równoczesne przeglądanie serwisu informacji z wybranych serwisów medialnych, śledzenie wpisów na Twitterze, redagowanie i przeglądanie profilu na Fecebooku. Aplikacja ta jest doskonałą ilustracją zjawiska określanego angielskim terminem „curation”, które określić można jako wejście w rolę „kuratora”, organizatora, zarządzającego informacją. Media społecznościowe służą bowiem nie tylko wytwarzaniu informacji, ale także przekazywaniu i udostępnieniu informacji zebranych z różnych źródeł. Często zdarza się jednak, że mimo posiadania tych nowoczesnych urządzeń korzystamy równolegle z bardziej tradycyjnych (zjawisko to określiłbym jako syndrom „mojej ukochanej Nokii”) Manuel Castells zwracał uwagę, że wraz ze zmianami uczestnictwa w świecie komunikacji cyfrowej, zmianie ulega przestrzeń antropologiczna. Przestrzeń przepływów zastępuje przestrzeń miejsca. Stwierdzał: „nasze społeczeństwo jest zorganizowane wokół przepływów: przepływów kapitału, przepływów informacji, przepływów technologii, przepływów organizujących interakcje, przepływów dźwięków j symboli. Przepływy są nie tylko jednym z elementów organizacji społecznej; są ekspresjami procesów dominujących w naszym życiu gospodarczym, politycznym i symbolicznym”[Castells, s. 412]. Skutkiem owych przepływów jest przeniesienie naszego życia w przestrzeń Sieci. Komunikacja zastępuje koordynację czasoprzestrzenną. Uczestnicy procesu komunikacji organizują wydarzenia, które mają miejsce jedynie w przestrzeni cyfrowej, grupując użytkowników portali społecznościowych. Na przykład na Facebooku można organizować wydarzenia i deklarować chęć wzięcia w nich udziału. Niektóre z nich przenoszą się do świata rzeczywistego, jak ma to miejsce w przypadku flash mobów, Często jednak wydarzenie ma charakter czysto sieciowy. Przykładem mogą być sieciowe spotkania mło187 dzieży przyjętej do nowej szkoły. Uczniowie wcześniej „skrzykują się” w Sięci niż ma to miejsce w rzeczywistości. Podkreśla się, iż: „codzienne zachowania ‘internautów 2.0’ wyznaczają nowe standardy. […] osoby te znacznie wyżej niż do tej pory podnoszą poprzeczkę wyznaczającą poziom ‘intensywnego korzystania z internetu’. Częściej wyszukują w nim informacje, częściej za jego sprawą szukają pracy, robią zakupy, planują wyjazdy urlopowe i oddają się online różnym rodzajom rozrywki, jak słuchanie muzyki, oglądanie filmów i gra w gry komputerowe. Smartfon staje się dla nich nieodłącznym i uniwersalnym, niczym szwajcarski scyzoryk, rozwiązywaczem codziennych problemów. Za jego pośrednictwem użytkownicy mogą uzyskać pomoc w niebezpieczeństwie, uzyskać dostęp do aktualnego rozkładu jazdy środków transportu, sprawdzić sportowe wyniki, znaleźć informację pozwalającą zakończyć spór […] rozwiązać nieprzewidziany problem, umówić się na spotkanie” [Olszański 2013, s. 110]. Obywatele cyberprzestrzeni mają dostęp do większości wydarzeń za pośrednictwem mediów. „Ludzie, którzy żyją życiem równoległym na ekranie są bowiem związani pragnieniami, bólem i moralnością swoich fizycznych jaźni. Wirtualne wspólnoty oferują radykalnie nowy kontekst myślenia o tożsamości ludzkiej w wieku internetu” – pisała przed kilkunastoma laty Turkle i sąd ten nadal pozostaje aktualny [Turkle1995, s. 267]. Przenoszenie naszego życia z miejsce przestrzeni rzeczywistej do świata Sieci, opisane zachowania komunikacyjne, zwłaszcza wielozadaniowość, fakt, iż żyjąc w przestrzeni „nowych nowych mediów” pozostawiamy w niej nieskończenie wiele śladów sprawia, iż nasze działania nabierają nowych znaczeń. W Sieci jesteśmy nieustannie „śledzeni”. Wyszukiwarki internetowe na podstawie naszych zapytań i wpisywanych adresów budują nasz sieciowy profil, próbują wyprzedzać nasze oczekiwania, podsuwają nam rozwiązania, z których często korzystamy, a czasami w pośpiechu, zajęci innymi działaniami, robimy to bezwiednie. Otrzymujemy tematycznie powiązane reklamy. Geolokalizacja powiązana zostaje z geomarketingiem (tuz po przekroczeniu granicy otrzymujemy informacje o możliwościach, z jakich możemy skorzystać w nowym miejscu pobytu). Człowiek zostaje w Sieci perfekcyjnie zidentyfikowany i poznany. Co więcej portale społecznościowe, takie jak Facebook prowadzą do porzucenia postawy anonimowości, właściwej dla pierwszej ery korzystania z internetu. Identyfikacja właściciela profilu z założenia sprowadza się tu 188 do podania danych osobowych, zamieszczenia zdjęcia. Uświadomienie sobie tych kwestii ma niezwykle istotne znaczenie i powinno stać się przedmiotem medialnej edukacji, „Jeżeli mamy szacunki, że w 2036 roku człowiek uzyska coś w rodzaju dodatkowego mózgu, czyli aktywność naszych płatów mózgowych przeniesie się do zasobów w kieszeni w smartfonie albo wręcz gdzieś „w chmurze ?”, to oznacza, że ten świat, do którego byliśmy przygotowywani na studiach, w którym odnosiliśmy pierwsze i kolejne sukcesy, będzie zupełnie nieważny. Technikami, które znamy nie osiągniemy w tym świecie następnych sukcesów. To jest inny świat” [Debata. Zmiana 2.0, s.11]. NEW NEW MEDIA – MULTITASKING – SPACE OF FLOW This paper is about the problem of the behavior of new new media’s users, using the term proposed by Paul Levinson. This phenomenon is called , by other researchers, social media, Web 2.0 or the art of shielding. Examples of such behavior common in network societies are bloggers activities, Wikipedia editors, Facebook and Twitter users, Second Life players etc. One of the core competencies that characterizes this type of action is multitasking. Users of this type of media at the same time are listening to music, sending text messages and emailing, using instant messaging, watching videos, etc. The day that is measured by participators activity in such communication type has 40 hours instead of 24. The second characteristic behavior in the new new media comes from a fact noticed by Manuel Castells. With the changes of participation in the world of communication the anthropological space is also changing and communication replaces space-time coordination. The place of the space is being replaced with the space of flow. This paper presents the analysis of these conditions and their impact on activities undertaken by social media users. BIBLIOGRAFIA: 1. 2. Bendyk E. (2012): Bunt Sieci, Warszawa: Polityka Spółdzielnia Pracy Castells M. (2007): Społeczeństwo sieci, przekład Mirosława Marody, Kamila Pawluś, Janusz Słowiński, Sebastian Szymański. Red. Naukowa Mirosława Marody, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN 3. Levinson, P. (2010): Nowe nowe media, przekład Maria Zawadzka, Kraków: Wydawnictwo WAM 189 4. Mistewicz E. (red.): Debata. Zmiana 2.0, Nowe Media, 1/2012. 5. Olszański L. (2013): Media i dziennikarstwo internetowe, Warszawa, Wydawnictwo poltext 6. Turkle Sherry (1995): Life on the Screen. Identity in the Age of the Internet, New York: Simon and Schuster Dr hab. Bogdan Zeler, prof. UŚ – Instytut Nauk o Kulturze i Studiów Interdyscyplinarnych, Uniwersytet Śląski w Katowicach e-mail: [email protected] 190 Barbara ORZEŁ CIAŁO – PRZESTRZEŃ – INTERAKCJA. O DOŚWIADCZENIU UŻYTKOWNIKA W GRACH KINETYCZNYCH Zmiana układu sił na rynku sprzedaży sprzętu IT - wzrost sprzedaży konsoli do gier, kosztem PC (według nowego trendu: "komputer do pracy, konsola do zabawy")1 - sygnalizuje pewną zmianę w podejściu do tego typu urządzeń i zapewnianej przez nie rozrywki. Piotr Stasiak zwraca uwagę, że "gry wideo, które kiedyś utożsamiano z zabawą dla dorastających chłopców, stały się pełnoprawną dziedziną popkultury i biznesu. Rynek napędzają dorośli: statystyczny gracz ma 30-35 lat, mieszka w dużym mieście, jest dobrze sytuowany. Według firmy badawczej Gartner globalna wartość rynku elektronicznej rozrywki w tym roku [2013 - przyp. B.O.] sięgnie 100 mld dolarów, z czego jedną czwartą zgarną producenci sprzętu do gier. Jest to jedna z niewielu branż prawdziwie odpornych na kryzys, ma też ciągły dopływ nowych klientów w postaci dorastających młodych pokoleń"2. Konsole PlayStation czy Xbox 360 spełniają obecnie funkcję domowego centrum multimedialnego - dzięki łączności z internetem możliwa jest stała aktualizacja oprogramowania i gier, instalacja potrzebnych aplikacji, komunikacja z użytkownikami na całym świecie (pomijając możliwość oglądania filmów, zdjęć i odtwarzania muzyki). Multimedialność jest niewątpliwie czymś nieuniknionym3 i jednocześnie swoistym "stanem idealnym", w którym jedyną barierę mogą stanowić technologiczne ograniczenia. "Rozszerzeniem" i nowym kierunkiem w multimedialności stała się technologia wykorzystująca ruch (dostępna dzięki odpowiednim akcesoriom). Jak się jednak coraz częściej okazuje, gry kinetyczne to nie tylko 1 2 3 Chip.pl: M. Gajewski: Konsole do gier zdobywają silną pozycję na rynku sprzedaży IT.. http://www.chip.pl/news/wydarzenia/statystyka/2013/01/konsole-do-gier-zdobywaja-silna-pozycje-narynku-sprzedazy-it [dostęp: 10.02.2013]. P. Stasiak: Sony wraca do gry. "Newsweek" 2013 nr 8, s. 69. Co ciekawe PlayStation w założeniu jej twórców nigdy nie miało być "kombajnem multimedialnym" z jakim mamy do czynienia w dniu dzisiejszym. Teruhisa Tokunaka - ówczesny wiceprezes zarządu Sony - w 1994 roku miał powiedzieć, że "Nie jest to odtwarzacz multimedialny, lecz konsola do gier. I nie odtwarza gier jako części pokazu multimedialnego, ale pozwala wyłącznie grać w gry"; cyt. za: R. Asakura: Rewolucjoniści z Sony. Proces tworzenia PlayStation i wizjonerzy, którzy podbili świat gier wideo. Warszawa 2001, s. 157. 191 atrakcyjne hybrydy przyciągająca rzesze klientów do produktów określonego koncernu (wybór pomiędzy kontrolerem Move czy kamerą Kinect?) - ów sposób rozrywki niepostrzeżenie ściąga chaos w pole zgoła "tradycyjnych" pojęć. Warto więc w tym miejscu postawić pytania, zrewidować dotychczasową percepcję kategorii: Czym dotychczas była interaktywność? Czym stała się ona w obliczu nowych technologii, magii marketingowego uniesienia? Nowe światło zostało również rzucone na problem ludzkiego ciała, które staje się medium spajającym rzeczywistość obrazu - cyfrowa reprezentacja zamknięta pod szklaną matrycą displayu, napędzana "fizycznością" gestów, realizuje się niewątpliwie w technologiach udostępnianych przez producentów konsol. Potrzeba nowego doświadczania gry, swoiste wyzwanie rzucone użytkownikowi ("Ty jesteś kontrolerem!"), stało się przyczynkiem dla transponowania cyfrowej rozrywki na wymiar cielesny. Gra rozpoczęła się na linii pojęć: CIAŁO – PRZESTRZEŃ - INTERAKCJA, obraz stał się czymś drugorzędnym, wypartym przez "przeżywanie" mediów, przezwyciężenie dotychczasowej formy. Poprzez to, co wydawać by się mogło, jest czymś najbardziej pierwotnym - gra "wróciła" do człowieka, to właśnie "stwórca" znów stał się najważniejszy, przestał być bezosobową jednostką. "NURT KINETYCZNY" Jak więc się okazało joystick czy gamepad to nie wszystko. "Nurt kinetyczny"4, którego najważniejsze punkty postaram się w tym miejscu zarysować, opiera się na interfejsach, które w kolejnych formach niejako „oderwały się” od klasycznego pojęcia kontrolera. Konsola Wii (produkcji japońskiej firmy Nintendo), która została zaprezentowana w 2006 roku, była pierwszym urządzeniem, w którym za pomocą specjalnego kontrolera (Wii Remote) wykrywającego ruch w trzech wymiarach, możliwe było pełne zaangażowanie ("pozorne" zanurzenie) użytkownika w rozgrywce. Innowacja, która pojawiła się we wtórnym sektorze rynku gier, zmieniła podejście znudzonych playerów (i przede wszystkim konkurencji) do działań prowadzonych z poziomu fotela. Niewątpliwie, nastąpił swoisty zwrot w tej dziedzinie - możliwość ruchu, innego typu aktywności z wykorzysta4 Przyjmuję określenie "gry kinetyczne" za "kinein", czyli "ruszać się" lub nazwą urządzenia stworzonego przez Microsoft - Kinect. 192 niem odpowiedniego akcesorium przesądziła o atrakcyjności i rekordowych wynikach sprzedaży produktu. Jak zaobserwował Piotr Mańkowski: "Cała sytuacja zaczęła wyglądać na największą sensację dekady, ponieważ dwa lata po premierze (która miała miejsce w 2006 roku - przyp. B.O.) Wii Sports pobiła rekord Guinnessa w liczbie sprzedanych egzemplarzy. Sprzedawała się cały czas, często w liczbach przekraczających pól miliona sztuk tygodniowo. [...] Wii Sports została oficjalnie namaszczona jako najpopularniejsza gra wszechczasów!" 5 . Bardzo łatwo można dojść do wniosku, że wraz z opisywanym "zwrotem (kinetycznym)", doszło do odstąpienia od prymatu obrazu - "Zwykłym graczom podobała się interakcja, jaką oferowała Wii Sports, a że dysponowała ona oprawą z początku dekady, a może i lat wcześniejszych - nie miało znaczenia dla przyjemności grania"6. Swego rodzaju "wariacją" w obrębie omawianego nurtu był symulator gitary seria Guitar Hero (18 edycji powstałych w latach 2005 - 2009)7 oraz zabawa w karaoke - cykl SingStar (wydawany od 2004 roku)8. Obie gry zmuszały użytkownika do opuszczenia wygodnej kanapy i próby naśladowania czynności obserwowanych na koncertach czy w programach muzycznych. "Udawanie" osiągnęło kolejny poziom: odpowiedni gadżet-artefakt przybrał niezwykle realistyczną formę, zaś samo działanie zostało przeniesione na odpowiedni, zrozumiały dla komputera algorytm. Kolejnym etapem w rozwoju gier kinetycznych, było wprowadzenie na rynek w 2010 roku przez Sony Computer Entertainment kontrolera Move, dedykowanemu konsoli PlayStation 3. Pozornie mogło by się wydawać, że akcesorium wykorzystuje tą samą technologię co Nintendo Wii: akcelerometr i 3-osiowy żyroskop. Jednak prawdziwą nowością, odróżniającą je od konkurencji, było wprowadzenie do rozgrywki trzeciego wymiaru (wedle zasady działania: kamera PlayStation Eye rejestruje tor ruchu świecącej kuli znajdującej się na kontrolerze Move)9. Sony promowało swój nowy gadżet w poetyce swoistego przejścia do innego świata: "Trzymając kontroler ruchu PS Move w dłoni, zostaniesz gwiazdą występu, bohaterem w sercu bitwy lub sportowcem, 5 6 7 8 9 P. Mańkowski: Cyfrowe marzenia. Historia gier komputerowych i wideo. Warszawa 2010, s. 329. Ibidem. Wikipedia: Guitar Hero (seria). http://pl.wikipedia.org/wiki/Guitar_Hero_(seria), [dostęp: 15.02.2013]. P. Mańkowski: Cyfrowe marzenia..., s. 338. M. Piotrowski: PlayStation Move - poznaj magiczną różdżkę Sony, http://www.benchmark.pl/testy_i_recenzje/PlayStation_Move_-_poznaj_magiczna_ rozdzke_Sony-3269/strona/11151.html, [dostęp: 15.02.2013]. 193 którego podziwiają przeciwnicy"10. Naszpikowana technologią "różdżka" stała się fetyszem graczy, programistów i projektantów, główną "bohaterką" kreatywnych działań. Logo Move11 widoczne na okładce opakowania gry, niczym magnes zaczęło przyciągać kolejnych użytkowników. Kontrolery: PlayStation Navigation Stick, Move i Wii Remote (żródło: http://www.xboxkinectfans.com/wp-content/uploads/ 2012/05/playstation_move-VS-wiimote.jpg) Konkurencję dla PlayStation Move stworzył Kinect, czujnik ruchu dla konsoli Xbox 360, zaprezentowany przez firmę Microsoft w 2009 roku (natomiast wprowadzony do handlu rok później) pod kryptonimem Project Natal. Zasadę działania sensora można – zdaniem Dawida Kosińskiego – streścić w dwóch słowach: Motion Capture. Ta znana z produkcji filmowych i gier komputerowych technika, polega na przechwytywaniu ruchu (konkretnych punktów) w trójwymiarowej przestrzeni i rejestracji tych sekwencji 12. Technologiczna "nagość" stała się prawdziwym kamieniem milowym w rozrywce, transformacją samego pojęcia gry komputerowej, głębszym stopniem zanurzenia. Interakcja osiągnęła bezsprzecznie stan "totalny" – pozbawiony zbędnych akcesoriów użytkownik, został umieszczony w centrum rozgrywki, stał się (podług chwytliwego sloganu) kontrolerem – personifikacją gry. Alternatywą dla technologii Wii, Move i Kinect może być natomiast interfejs programu "EA Sports Active 2" (na stronie głównej PlayStation czytamy, że gra "zapewnia autentyczne rezultaty z fitnessu przy wykorzystaniu innowacyjnych urządzeń peryferyjnych i monitoringu procesów biometrycznych"13). Ruch użytkownika odbierany jest przez przyczepione do rąk i nóg sensory, z kolei pulsometr (komplementarna część zestawu czujników) nadaje aktywnościom realistyczny ton, przekazuje graczowi sygnały płynące z jego 10 11 12 13 Kontroler ruchu PlayStation Move, http://pl.playstation.com/psmove,.[dostęp: 15.02.2013]. Logo PlayStation Move, http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:PlayStation_Move_ Logo.svg, [dostęp: 15.02.2013] . D. Kosiński: Microsoft Kinect – Ruchy, ruchy, ruchy!, http://www.frazpc.pl/artykuly/538901 ,Microsoft_Kinect__Ruchy_ruchy_ruchy.html, [dostęp: 17.02.2013]. EA Sports Active 2, http://pl.playstation.com/easportsactive2, [dostęp: 17.02.2013]. 194 ciała. Z pozoru wirtualna rozrywka poprzez całościowe zaangażowanie playera staje się rzeczywistym wysiłkiem – gra z wymiaru "mentalnego", wyobrażeniowego, wchodzi w stadium "fizyczne", "mięsne". EA Sports Active 2 dla PS 3 (http://pl.playstation.com/media/9FTXTKpj/33/EASACT2ps3SCRNcrunchWPunches .jpg) Ciało, ruch, interakcja Pojęcie "zabawy" poddane przeróżnym transformacjom zgodnie z wymogami konsumpcji, zostaje oczyszczone, wraca do korzeni – znowu to, co cielesne, a nie jedynie wizualne, wyobrażone, "plastikowe", znajduje się w centrum interakcji. Ruch, manipulacje w przestrzeni realnej zespalają się z wizją projektantów gier, percypowaną na ekranie telewizora (monitora) HD. Gry tradycyjne - "analogowe" zbliżają się do światów cyfrowych - jak dawniej, ciało staje się "narzędziem", które działa w określonym kontekście. Realizm, pełne doświadczenie odbywa się gdzieś na granicy – do wizualnego dylematu dochodzi ten "kinetyczny" ("Co jest bardziej istotne dla realizmu przedstawienia – wierne symulowanie praw fizyki i ludzkich motywacji – czy poprawne oddanie wizualnych aspektów rzeczywistości?" 14 ). Ów problem częściowo rozwiązuje propozycja Lva Manovicha: "Klasyczny realizm – tak jak klasyczna ideologia – wymaga od podmiotu całkowitego zaakceptowania iluzji. Natomiast nowy metarealizm jest oparty na oscylowaniu między iluzją i jej zaprzeczeniem, między zanurzeniem człowieka w iluzji a bezpośrednim zwracaniem się do niego. […] Użytkownik chętnie kupuje iluzję, właśnie dlatego, że dano mu nad nią kontrolę".15Status gier kinetycznych w dalszym ciągu pozostaje niepewny, nieczysty, wymaga przyłożenia kolejnych klisz metodologicznych. 14 15 L. Manovich: Język nowych mediów. Warszawa 2011, s. 317. Ibidem, s, 322. 195 W świetle poczynionych wcześniej ustaleń, pozwolę sobie przywołać kategorie gier zaproponowane przez Rogera Caillois – w sposób niemalże wzorcowy opisujące owo pojęcie "zabawy na granicy". Nie ulega wątpliwoście, że w omawianym gatunku gier mimicry przeplata się z agonem16, zaś sama sytuacja - bez użycia kasku VR - zostaje narzucona przez obraz. Dla rozrywki kinetycznej przywołane wcześniej modele stały się główną osią logiki. Przyjęcie kategorii mimicry ("wszelka gra czy zabawa zakłada czasowe przyjęcie, jeśli nie iluzji [...], to w każdym razie świata zamkniętego, umownego i do pewnego stopnia fikcyjnego"; kwestię sporną w tej definicji może natomiast stanowić fakt, że [...] człowiek sam staje się postacią wyimaginowaną i zachowuje się stosownie do tego" oraz jakoby miał "zapomnieć o własnej osobowości [...], by udawać coś innego")17 - jest w tym wypadku czymś oczywistym (wspólnym również dla klasycznych gier wideo, w których interakcja zostaje zapośredniczona przez gamepad; w tym wypadku kategoria jest realizowana zupełnie inaczej - jak już wcześniej wspomniałam: miejscem gry jest całe ciało). Agon (w eksplanacji Caillois: "cała grupa gier i zabaw ma charakter zawodów, to znaczy walki w warunkach sztucznie stworzonej równości szans, pozwalającej antagonistom zmierzyć się w sytuacji idealnej, dzięki której zyskana przewaga jest ściśle wymierna i niepodważalna"18) natomiast, znajduje odzwierciedlenie w wszelkiego rodzaju grach sportowych czy akcji, gdzie możliwa jest konfrontacja z drugim graczem (m. in. w trybie dual screen). Gra dla Xbox 360 Kinect: PowerUp Heroes (tryb rozgrywki dwuosobowej, widok dual screen) (źródło: http://www.niezgrani.pl/2011/04/13/kinect-powerup-heroes/) Czym jest więc interaktywność w dobie kinetycznej rozrywki? Czy nie doszło do częściowego "odklejenia się siatkówki" tego pojęcia? Nie ulega wątpliwości, że coraz częściej funkcjonuje ono jako słowo-wytrych (tym bar16 17 18 R. Caillois: Gry i ludzie. Warszawa 1997, s. 23-33. Ibidem, s. 27. Ibidem, s. 23. 196 dziej, że w przypadku każdej formy HCI interaktywność jest tautologią, determinantą komunikacji), slogan przyciągający potencjalnych nabywców danej technologii – zmieniają się wektory w obrębie tego terminu, dyskurs rozpaczliwie wymaga dookreślenia, powstania nowej jakości. Moją tezę potwierdzają słowa Aleksandry Mochockiej, której zdaniem "interaktywność to pojęcie modne, chętnie używane zarówno w sferze popkultury, jak i dyskursu naukowego - a co za tym idzie, o znaczeniu bardzo szerokim, często pokrywającym zupełnie odmienne, a nawet przeciwstawne treści"19. Jaka formuła interaktywności byłaby w tym miejscu odpowiednia, mając na uwadze, że obszar ten w dobie gwałtownie morfujących mediów ulega wyczerpaniu, przewartościowaniu? Punkt wyjścia może stanowić krytyka dokonana przez Espena Aarsetha, który twierdzi, że "to termin czysto ideologiczny, odnoszący się raczej do bliżej nieokreślonej fantazji niż do koncepcji o znaczeniu analitycznym" 20 (warto przypomnieć, że w tym sensie zakłada ona równorzędność człowieka i maszyny w procesie komunikacji21). Czy zatem należy - idąc drogą wyznaczoną przez badacza - odrzucić to pojęcie na rzecz kategorii ergodyczności? Stanowi to niewątpliwie problem nieroztrzygalny. Uważam, że w przypadku tego typu działalności, warto na cechach klasycznej definicji (dla bezpieczeństwa całego systemu), dokonać swoistej "nadbudowy" (gdyż nie sposób całkowicie odrzucić ergodyzmu gier wideo, który nieusuwalnie tkwi w ich fundamentach) - przeprowadzić upgrade pojęciowy na miarę technologicznych wyzwań rzuconych nam przez producentów gier. W dobie wieloznaczności należałoby, więc znaleźć „złoty środek”, dokonać próby rozszerzenia zakresu interaktywności, tak jak na potrzeby opisu nowych mediów dokonał tego Lev Manovich. Zaznaczyć trzeba, że dla autora „Języka nowych mediów” owo pojęcie „zawiera w sobie konflikt między immersją (zanurzeniem użytkownika programu w wirtualnej rzeczywistości) a dostępem do interfejsów i manipulacją”22 (dzięki gwałtownie postępującej konwergencji zakresy pojęcia na osi PC-konsola zostają ujednolicone, zaś konfikt – pogłębiony: „Immersja wyklucza sterowanie – sterowania umożliwia immersję”23). 19 20 21 22 23 A. Mochocka: Między interaktywnością a intermedialnością. Książka jako przestrzeń gry. "Homo Ludens" 2009, nr 1, s. 167, http://ptbg.org.pl/Homo Ludens /vol/1, [dostęp: 22.02.2013]. E. Aarseth: Cybertext: Perspectives on Ergodic Literature.Baltimore 1997, p. 51. Wiedza i Edukacja: M. Falkowska: Gry wideo jako nowe medium - podstawowe kategorie badawcze, http://wiedzaiedukacja.eu/archives/45387, [dostęp: 22.02. 2013]. L. Manovich: Język nowych mediów…, s. 19. Ibidem. 197 Zamiast spowszechniałych i nadużywanych pojęć (m.in. interaktywności czy hipermediów) Manovich proponuje „własną listę pięciu cech, do których można zredukować opis nowych mediów: reprezentację numeryczną, modularność, automatyzację, wariacyjność i transkodowanie kulturowe”24. Dobór terminologiczny dokonany na zaproponowanej przez badacza matrycy, umożliwia szybką odpowiedź na zmieniające się potrzeby dyskursu. W „upłynnionym”, zdynamizowanym środowisku nowomedialnym omawiana kategoria została "uwolniona", zaczęła być pojmowana w kategoriach niestandardowych, bo - jak pisze Zbigniew Wałaszewski - "wraz z rosnącym stopniem audiowizualizacji w grach komputerowych wzrastał równocześnie stopień swobody sterowania widocznym na ekranie monitora komputerowego ruchem, zachowaniem postaci bohatera"25. Mechanizm opisywany przez badacza i jak dotąd właściwy jedynie rozgrywkom wideo, jest możliwy do transponowania na opisywany przeze mnie nowy twór, jakim są gry kinetyczne. Każdy kolejny gatunek, wytrącony z materii audiowizualnej rozrywki, najprawdopodobniej będzie działał w (upozorowanej) ramie narastającej wolności. Jak w związku z tym funkcjonuje "interaktywność" (w postaci terminologicznej "narośli") zapośredniczona przez technologie kinetyczne? W mojej opinii przybiera ona dwie formy: "niepełną" (wspomaganą kontrolerami Move - w przypadku PlayStation 3 i Wii Remote dla konsoli Wii) oraz "całkowitą" - (Xbox 360 Kinect), która realizuje wspomniany wcześniej slogan: "Ty jesteś kontrolerem!". Kolejne tytuły gier dostępne na konsole skoncentrowały się na przewidywalnej tematyce, w zależności od dostępnej technologii odpowiedni kontroler ("różdżka" lub ludzkie ciało) został przyobleczony w odpowiednią metaforę. Prym wiodą więc gry sportowe (w trendzie video fitness np. Nike+ Kinect, gry taneczne - Dance Star Party), gry akcji (Kinect Star Wars), gry z motywem magicznym (Sorcery: Świat magii). Specyfika danej konsoli zawęża (PS Move) lub rozszerza (Kinect) pole aktywności użytkownika. Kolejnym istotnym problemem w obszarze gier kinetycznych jest kwestia "zanurzenia" użytkownika w prezentowanym świecie. "Postać bohatera jest dla grającego nie tyle obiektem poddanym zaciekawionej obserwacji, 24 25 Ibidem, s. 83. Z. Wałaszewski: Audiowizualność gier komputerowych. W: Kulturotwórcza funkcja gier: gra jako medium, tekst i rytuał. T 2. Red. A. Surdyk, J. Szeja. Poznań 2007, s. 231. 198 co sposobem wejścia w świat gry, zanurzenia się w jego zbudowanej z audiowizualnej fantomatyki przestrzeni atrakcyjnego dziania się zdarzeń niezwykłych i od gracza zależnych"26 - wydawać, by się jednak mogło, że w dobie rozrywki kinetycznej, stworzony przez użytkownika awatar jest wystarczający. Gracz poprzez całkowite, cielesne zaangażowanie w rozgrywkę staje się swego rodzaju "alfą i omegą" swoich działań. Świat "zewnętrzny" jest buforem, który utrzymuje użytkownika w bezpiecznym zawieszeniu. "Zanurzenie" odczuwalne jest w mięśniach, fantazja projektantów gier jest przemijającym zmęczeniem. Gra według ustalonych zasad nie zaczyna się wbrew pozorom w głowie, zamierzenie "stwórcy" zamyka się w fizycznych bodźcach. Użytkownik nie musi posiadać swojej metafory, użytkownik staje się bohaterem w najczystszej formie. Książka, interakcja, rzeczywistość rozszerzona - "Wonderbook" case "Wprowadź magię do swojego salonu" - wykorzystanie rzeczywistości rozszerzonej w rozrywce kinetycznej generuje zupełnie nowe spojrzenie na opisywaną wcześniej kwestię tzw. "interaktywności". "Wonderbook" (gra przeznaczona dla Playstation 3, wykorzystująca PS Move) to twór prawdziwie intermedialny: książka w swej bez-tekstowej, zdepersonalizowanej formie (jako akcesorium, artefakt, dodatek do gry), osadzonej w kontekście innej książki - cyklu o "Harrym Potterze", spotyka swoje przeznaczenie w komunikacji zapośredniczonej przez interfejs kinetyczny (kamera PlayStation Eye odczytuje zawarte na kolejnych stronach kody QR, zaś algorytm przetwarza je i generuje kolejny "rozdział" - zadanie w którym bierze udział gracz). Z pewnością nie jest to książka, o której śniłoby się Gutenbergowi czy twórcom liberatury. Ta książka nie jest - jak twierdzi Umberto Eco czy Roland Barthes - przestrzenią gry w znaczeniu metaforycznym27, "Księga czarów" jest obszarem realnym, który w sposób dosłowny tworzy świat wyobrażony. Paradoks zmiennej przestrzeni po raz kolejny spotyka się na (nowo)medialnym "rozdrożu", na skonwergowanej "granicy". Jak pisze Manovich: „dominująca rola 26 27 Ibidem. A. Mochocka: Między interaktywnością a intermedialnością..., s. 156. 199 eksplorowania przestrzeni w grach komputerowych stanowi przykład tradycyjnej amerykańskiej mitologii, zgodnie z którą jednostka odkrywa swą tożsamość i kształtuje charakter w wyniku poruszania się w przestrzeni. W wielu amerykańskich powieściach i opowiadaniach […] narracja napędzana jest przez ruch bohatera w przestrzeni zewnętrznej. Natomiast XIX-wieczna proza europejska nie zajmuje się zbytno ruchem w przestrzeni fizycznej, ponieważ jej akcja rozgrywa się w przestrzeni psychologicznej. Z tej perspektywy większość gier komputerowych stosuje się do logiki raczej amerykańskiej niż europejskiej narracji”28. W tym wypadku, po raz kolejny mamy do czynienia z przecinaniem się horyzontów - ruch w grze (i w pokoju) łączy się z tym, co mentalne, wyobrażone (jednak nie wymaga intelektualnego wysiłku, gdyż jest odpowiednio podany, przyjmuje właściwą wizualną formę). Medium zimne (wedle nomenklatury zaproponowanej przez Marshalla McLuhana), niedopowiedziane, niewystarczające (jakim dotąd była książka), przeobraziło się w środek przekazu gorący, a nawet - przegrzany.Twórcy "Wonderbook" zaprezentowali nam książkę, której się nie czyta - tylko ogląda (co doskonale odpowiada na potrzeby konsumentów kultury tabloidowej), która nie zmusza do myślenia, działania wyobraźni, a zamiast tego - sama generuje obrazy w (równie "przegrzanej") jakości HD. Czy ta nowomedialna hybryda rozbudzi klasyczne czytelnictwo, czy efekt będzie odwrotny ? "Wonderbook" (realność) (źródło: http://assets.sbnation.com/ assets/1162919/sony-e3-2012-event_1018560.jpeg) "Wonderbook" (rzeczywistość rozszerzona) (źródło: http://www.ps3site.pl/ files/2012/08/wonder.jpg) 28 L. Manovich: Język nowych mediów…, s. 398-399. 200 Zastosowanie technologii rzeczywistości rozszerzonej - bezpieczny sposób na częściową integrację tego, co cyfrowe i analogowe, realne i wirtualne - powoduje kolejne "otwarcie" w dziedzinie gier i dynamicznie rozwijających się nowych mediów. Nasze stosunki przestrzenne z komputerem gwałtownie się zmieniają - za jakiś czas zaistnieje potrzeba nazwania tego nowego dystansu (teorie w proksemice Edwarda T. Halla zostaną być może zrewidowane, uzupełnione). W styczniu 2013 na targach CES Microsoft i Samsung zaprezentowali IllumiRoom - technologię korzystającą z sensora Kinect i projektora, dzięki którym możliwe będzie rozszerzenie (wykroczenie) obrazu gry poza ramy telewizora29. W gruncie rzeczy - jak zauważył Tomasz Wrzesień idea nie jest nowa: projektanci wykorzystali system video mapping 3D, wykorzystywany do transformowania budynków w czasie rzeczywistym podczas imprez masowych30. Bardzo wyraźnie więc widać, że innowacyjność w obszarze nowomedialnym coraz częściej opiera się na "zmiękczeniu" technologii zaadaptowaniu ich do rosnących potrzeb klientów i wprowadzeniu na rynek. Prezentacja IllumiRoom (kolaboracja firm Microsoft i Samsung) (źródło: http://www.xboxc.pl/wp-content/uploads/2013/01/ces2013-IllumiRoomver2.jpg) Konkluzje Dlaczego gry kinetyczne cieszą się tak dużą popularnością? Nie ulega wątpliwości, że to, co cielesne, sensualne nie od dziś stało się dominantą naszej kultury. Jak pisze Derrick de Kerckhove: "przez kładzenie nacisku na 29 30 Xboxc.pl: Microsoft prezentuje IllumiRoom, rzeczywistość rozszerzoną, http://www. xboxc.pl/microsoftprezentuje-illumiroom-rzeczywistosc-rozszerzona, [dostęp: 4. 03.2013]. T. Wrzesień: Microsoft prezentuje IllumiRoom - rozciąga grę na cały pokój, http://www.dobreprogramy.pl/Microsoft-prezentuje-IllumiRoom-rozciaga-gry-na-caly-pokoj,Aktualnosc,38548.html, [dostęp: 4.03.2013]. 201 nasze systemy nerwowe, era elektroniki uczyniła nas bardziej wrażliwymi na ryzyko utraty naszych ciał. Niegdyś palenie, tak jak alkohol, miało służyć oddzieleniu umysłu od ciała. Obecnie, w epoce łączności, potrzebny nam jest coraz silniejszy kontakt z samym sobą"31. Nic więc dziwnego, że szczególną popularnością cieszą się gry z (pod)gatunku video fitness - ich producenci utrzymują, że dzięki uprawianiu tego typu aktywności (w tym przypadku szczególnie odczuwalny jest aspekt realności gier kinetycznych, który "kumuluje się" w mięśniach), możliwe jest uzyskanie i zachowanie idealnej sylwetki (tak bardzo pożądanej we współczesnej kulturze). Do tego, bez wątpienia, dochodzi potrzeba niesamowitych doznań, "zaczarowania" nudnej codzienności - można więc zostać bohaterem gier znanych z ich wersji "gamepadowych": Rycerzem Jedi, czarodziejem, a nawet Jamesem Bondem, pozostając jednak w nieustannym kontakcie ze swoją osobowością (i ciałem). Gry kinetyczne gwarantują również to, co najważniejsze - bezpieczeństwo, zachowanie ustanowionych granic. Rozrywka tego typu nie zagrozi całkowitym "zanurzeniem" w rzeczywistości wirtualnej, wciąż możliwy jest balans pomiędzy dwoma światami. Zmienność, możliwość dokonywania szybkich wyborów i brak konsekwencji to kolejne cechy pożądane przez zachłannego i wymagającego Homo ludens. "Wielkie, pierwotne formy współżycia są przeniknięte zabawą"32 - gry kinetyczne stały się kamieniem milowym w procesie transparencji ekranów, technologii, mediów (wszystko staje się zabawą) - podczas, gdy przezroczystość to we współczesnej kulturze wyznacznik doskonałości rzemiosła (jak w przypadku tzw. "dobrego" designu) i stanowi cechę wysoce pożądaną. Podsumowując: jako, że zabawa - w opinii Johanna Huizingi - "[...] jest wielkością daną kulturze, egzystującą przed samą kulturą, towarzyszącą i przenikającą ją od samego początku [...]" 33 , wypada nam czekać na dalsze zmiany w dziedzinie zachowań komunikacyjnych użytkowników, nowe praktyki marketingowe i inne innowacje, jakie mogą powstać dzięki gatunkowi gier kinetycznych. 31 32 33 D. de Kerckhove: Powłoka kultury. Odkrywanie nowej elektronicznej rzeczywistości. Warszawa 1996, s. 176. J. Huizinga: Homo ludens. Zabawa jako źródło kultury. Warszawa 2007, s. 16. Ibidem, s. 15. 202 BODY - SPACE - INTERACTIVITY. ABOUT THE USER EXPERIENCE IN KINETIC GAM ES The main aim of this article is to determine the influence of kinetic games on the area of new media reality. In the whole history of console games, we can mark a very special moment, that can be called: "the kinetic turn". This milestone has changed the way we thought about the "classical" idea of "play" and video game. In the light of the slogan (promoting Xbox 360 Kinect): "You are the controller!", it is also necessary to reassess our picture of "interactivity". The player’s body has been put in a brand new communication context, a different kind of immersion. No wonder, that the idea of interaction should be redefined (in the face of Aarseth’s and Manovith’s teories). The “Wonderbook” game or the technology of IllumiRoom shows, that the kinetic experience is open and can be updated by existing new media solutions (eg. augmented reality). BIBLIOGRAFIA: 1. 2. Aarseth Espen: Cybertext: Perspectives on Ergodic Literature. Baltimore 1997. Asakura Reiji: Rewolucjoniści z Sony. Proces tworzenia PlayStation i wizjone- 3. rzy, którzy podbili świat gier wideo. Warszawa 2001. Caillois Roger: Gry i ludzie. Warszawa 1997. 4. Huizinga Johann: Homo ludens. Zabawa jako źródło kultury. Warszawa 2007. 5. Kerckhove Derrick de: Powłoka kultury. Odkrywanie nowej elektronicznej rzeczywistości. Warszawa 1996. 6. 7. Manovich Lev: Język nowych mediów. Warszawa 2011. Mańkowski Piotr: Cyfrowe marzenia. Historia gier komputerowych i wideo. 8. Warszawa 2010. Mochocka Aleksandra: Między interaktywnością a intermedialnością. Książka jako przestrzeń gry. "Homo Ludens" 2009, nr 1, s. 155-176. 9. Stasiak Piotr: Sony wraca do gry. "Newsweek" 2013 nr 8, s. 68-70. 10. Wałaszewski Zbigniew: Audiowizualność gier komputerowych. W: Kulturotwórcza funkcja gier: gra jako medium, tekst i rytuał. T. 2. Red. Augustyn Surdyk, Jerzy Szeja. Poznań 2007. Mgr Barbara Orzeł – doktorantka w Instytucie Nauk o Kulturze i Studiów Interdyscyplinarnych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. e-mail: [email protected] 203 204 INFORMACJA – KOMUNIKACJA - POLITYKA IV. INFORMATION – COMMUNICATION - POLITICS 205 Magdalena PIŁAT-BORCUCH Artur BORCUCH HOMO WIKIPEDICUS JAKO PRZYKŁAD TRANSFORMACJI W DOSTĘPIE DO INFORMACJI Wstęp E-maile, blogi, słowniki online, encyklopedie online to obecnie jedne z podstawowych źródeł pozyskiwania informacji 1. Wymiana informacji pomiędzy użytkownikami Internetu rośnie w sposób wykładniczy. W ostatnich latach przyczyniły się do tego media społecznościowe takie jak: MySpace, YouTube, Facebook oraz Wikipedia. W ten sposób sfera wzajemnych interakcji i oddziaływań staje się coraz bardziej zwirtualizowana2. Wielu „cyfrowych tubylców” postrzega informację jako „elastyczną”, co oznacza, że mogą ją zmieniać. Mogą edytować wpisy na Wikipedii i w ten sposób mają wpływ na ich kulturowe środowisko, co jest zdarzeniem bez precedensu3. Należy dodać, iż rozwój społeczeństwa informacyjnego oparty jest na dwóch podstawowych czynnikach: ustawicznym uczeniu się oraz współuczestnictwie. W efekcie mamy do czynienia ze społeczeństwem wiedzy oraz dynamicznym rozwojem networkingu, przejawiającym się m.in. poprzez tworzenie serwisów społecznościowych. Serwisem fundamentującym ideę społeczeństwa wiedzy jest Wikipedia – internetowa encyklopedia4. Wikipedia jest jednym z podstawowych źródeł poszukiwania informacji naukowej w Internecie5, działającym na zasadzie bezpłatnego dostępu do zawartych w niej informacji. Co więcej, to internauci każdego dnia dodają, 1 2 3 4 5 Ç. A. Çilan, B. A. Bolat, E. Coşkun, Analyzing digital divide within and between member and candidate countries o f European Union, “Government Information Quarterly” 2009, Vol. 26, Issue 1, s. 98. K. de Valck, G. H. van Bruggen, B. Wierenga, Virtual communities: A marketing perspective, “Decision Support Systems”, Vol. 47, Issue 3, s. 185. J. Palfrey, U. Gasser, Born Digital. Understanding the First Generation of Digital Natives, Basic Books, New York 2008, s. 6. H. Brdulak, Uwarunkowania funkcjonowania społeczeństwa informacyjnego [w:] Uwarunkowania prawne marketingu w społeczeństwie informacyjnym. Zagadnienia wybrane, red. A. Mokrysz-Olszyńska, B. Targański, Oficyna Wydawnicza Szkoła Główna Handlowa w Warszawie, Warszawa 2012, s. 14. G. Lakshmi, S. Prokopec, If you build it will they come? - An empirical investigation of consumer perceptions and strategy in virtual worlds, “Electronic Commerce Research” 2009, Vol. 9, Issue 1-2, s. 116. 206 uzupełniają, poprawiają zawarte w encyklopedii hasła oraz dbają o jakość publikowanych informacji. Z drugiej strony warto zaznaczyć, że treści publikowane w Wikipedii są czytane, analizowane i wykorzystywane przez ogromną liczbę internautów z całego świata, w tym wykładowców i studentów. Celem niniejszego artykułu jest zbadanie czy i w jakim stopniu studenci Wydziału Zarzadzania i Administracji UJK w Kielcach korzystają z Wikipedii, a także jaka jest ich ocena użyteczności encyklopedii Wikipedia w działaniach naukowych (tj. przygotowywanie się do zaliczeń/egzaminów; pisanie pracy licencjackiej). Strony Wiki Punktem wyjścia w podejmowanych rozważaniach jest stwierdzenie, że społeczności online wraz z oferowaną zawartością „zapraszają” każdego uczestnika Internetu do wzięcia udziału w jej formowaniu, kształtowaniu i modyfikowaniu. Dotyczy to wymiany informacji o stronach zawierających fotografie, filmy, blogi oraz samych stron, w których toczy się nieustanna dyskusja. Ci cyfrowi tubylcy tworzą wspólną zawartość w formie tekstów, zdjęć, fotografii, nagrań wideo, a nawet kodów źródłowych6. W zakresie wspólnej zawartości na szczególną uwagę zasługuje typ serwisu internetowego określany mianem „wiki”. Wiki to strona WWW, która „reprezentuje” tworzenie wspólnej zawartości. Strony wiki mogą być edytowane przez każdego internautę o każdej porze dnia i nocy. Wiki są niezmiernie popularne ze względu na prostotę i elastyczność. Przykładami wiki są różnego rodzaju dokumentacje, raporty, grupy dyskusyjne, słowniki oraz encyklopedie online. Warto odnotować, że zasadnicza różnica pomiędzy wiki a blogiem polega na tym, że w wiki oryginalna zawartość może być zmieniana, z kolei na blogu można wyłącznie dodawać informacje w formie komentarzy. Środowisko wiki może zatem zmieniać zawartość, poszerzać definicje o określone funkcje itd.7. 6 7 P. B. de Laat, Coercion or empowerment? Moderation of content in Wikipedia as “essentially contested” bureaucratic rules, “Ethics of Technology” 2012, Vol. 12, Issue 2, s. 123. R. T. Stephens, Empirical Analysis of Functional Web 2.0 Environments [w:] Web 2.0, red. M. D. Lytras, E. Damiani, P. Ordóñez de Pablos, Springer Science+Business Media, New York 2009, s. 4. 207 Główna idea „wiki” (co na Hawajach oznacza „szybko”) polega zatem na wymianie poglądów, opinii, umiejętności oraz wiedzy. W wiki użytkownicy „przemieniają się” w autorów, którzy m.in. porządkują dostępną wiedzę oraz pozyskują nową. Najbardziej popularnym obecnie wiki jest encyklopedia Wikipedia8. Wikipedia - wirtualna encyklopedia Współczesne encyklopedie coraz rzadziej przypominają tradycyjne dzieła. W przeszłości uznawanymi za najbardziej prestiżowe były Encyklopedia Britannica oraz francuska Encyclopédie9. W okresie ostatnich dwóch dekad nastąpiła jednak transgresja od ciężkich tomów encyklopedii World Book, przez Microsoft Encarta na płycie CD, do encyklopedii internetowych tworzonych przez samych użytkowników10 , jak m.in. Wikipedia. Nazwa Wikipedia jest kombinacją „wiki” oraz „encyclopedia”11. Wikipedia jak wiele innych projektów posiada czytelników, edytorów, administratorów, ekspertów od zawartości, deweloperów ds. oprogramowania i operatorów systemu. Wszyscy oni kreują środowisko otwarte na wymianę informacji i wiedzy dla dużej liczby użytkowników12. Zastanawiając się nad fenomenem Wikipedii wiele osób postrzega ją jako „mądrość tłumu” lub jako urzeczywistnienie filozofii „open source”. Filozofia open source oznacza, że najlepszym sposobem poprawy błędów związanych z informacjami/danymi publikowanymi w Internecie jest zaakceptowanie tego, aby sami użytkownicy te dane/informacje poprawiali czy uaktualniali13. Wikipedia postrzegana jest również jako struktura społeczno-tech8 9 10 11 12 13 Homo wikipedicus: New ways of participating online, http://www.dbre-search.com/servlet/ reweb2.Re WEB?document=PROD0000000000288354&rwnode=DBR_INTERNET_EN-PROD$ERESEARCH& rwobj=ReDisplay.Start.class&rws ite=DBR_INTERNET_EN-PROD z dn. 07.05.2012. R. A. Schultz, Information Technology and the Ethics of Globalization: Transnational Issues and Implications, Information Science Reference, Hershey – New York 2010, s. 37. C. Shih, Era Facebooka. Wykorzystaj sieci społecznościowe do promocji, sprzedaży i komunikacji z Twoimi klientami, Helion, Gliwice 2012, s. 37. R. A. Schultz, Information Technology and the Ethics of Globalization: Transnational Issues and Implications, Information Science Reference, Hershey – New York 2010, s. 37. R. T. Stephens, Empirical Analysis of Functional Web 2.0 Environments [w:] Web 2.0, red. M. D. Lytras, E. Damiani, P. Ordóñez de Pablos, Springer Science+Business Media, New York 2009, s. 4. X. Zhao, M. J. Bishop, Understanding and supporting online communities of practice: lesson learned from Wikipedia, “Educational Technology Research Development” 2011, Vol. 59, Issue 5, s. 712-714. 208 niczna, która motywuje do udziału, promuje dyskusję czy promuje wysoką jakość pracy14. Początki powstania Wikipedii datują się na styczeń 2001 roku 15 . Obecnie Wikipedia zawiera ponad 20 milionów haseł we wszystkich edycjach językowych, w tym ponad 3,7 mln haseł w wersji angielskiej oraz ponad 0,9 mln haseł w wersji polskiej16. Dla porównania, Encyklopedia Britannica, która ma 340 lat, zawiera 66 tys. artykułów17. Powyższe dane świadczą o tym, że Wikipedia jest jednym z największych serwisów informacji online w Internecie 18. Taki fenomenalny rozwój Wikipedii wynika z faktu, że jej ideą jest praca zespołowa, zarówno amatorów, jak i profesjonalistów, którzy mają gwarantować rzetelny i dobry produkt końcowy. Tabela. Statystyki Wikipedii (wrzesień 2012 rok) Język Liczba artykułów w mln angielski 4,11 niemiecki 1,47 francuski 1,30 holenderski 1,21 włoski 0,97 hiszpański 0,93 polski 0,92 rosyjski 0,91 japoński 0,83 Źródło: Statystyki Wikipedii, http://stats.wikimedia.org/PL/Sitemap.htm z dn. 30.09.2012. 14 15 16 17 18 X. Zhao, M. J. Bishop, Understanding and supporting online communities of practice: lesson learned from Wikipedia, “Educational Technology Research Development” 2011, Vol. 59, Issue 5, s. 715. M. Szpunar, Wikipedia – zbiorowa mądrość czy kolektywna głupota?, „e-mentor” 2008, nr 5, s. 11. Wikipedia, http://pl.wikipedia.org/wiki/Wikipedia z dn. 30.01.2013. B. King, Bank 2.0. How Customer Behavior and Technology Will Change the Future of Financial Services, Marshall Cavendish Business, Singapore 2010, s. 268. T. Weingerg, The New Community Rules: Marketing on the Social Web, O’Reilly Media, Beijing Cambridge - Farnham - Köln - Sebastopol - Taipei – Tokyo 2009, s. 174. 209 Na uwagę zasługuje argument, iż od momentu utworzenia Internetu, ponad 1 mln użytkowników będąc wolontarystami-edytorami tworzyło i/lub modyfikowało zawartości Wikipedii 19 . W latach 2001-2012 użytkownicy (Wikipedianie) niezależnie od siebie opublikowali ok. 4 mln artykułów w języku angielskim20. Użytkownicy Wikipedii to również (a może przede wszystkim) czytelnicy informacji zawartych w tej elektronicznej encyklopedii. Na szczególną uwagę zasługują w tym względzie studenci uczelni wyższych. Warto bowiem zastanowić się czy, a jeżeli tak, to w jaki sposób korzystają oni z Wikipedii w zakresie działalności naukowej: podczas przygotowań do zdawania egzaminów; podczas pisania pracy licencjackiej. Homo Wikipedicus w świetle badań własnych Na przełomie listopada i grudnia 2012 roku przeprowadzono badania dotyczące stopnia, w jakim studenci korzystają z portalu Wikipedia. W badaniach udział wzięło 92 studentów Wydziału Zarządzania i Administracji Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. Wśród badanych respondentów 83% stanowiły kobiety, a 17% mężczyźni. Dominowali respondenci w wieku 21 lat (58%) i 20 lat (26%), znacznie mniejszy odsetek stanowili badani w wieku 23 lat (11%) i 19 lat (5%). W badanej próbie znalazło się 97% studiujących na kierunku zarządzanie, a tylko 2% studiujących na kierunku administracja i 1% na kierunku logistyka. Wśród badanych największy odsetek (49%) stanowili mieszkańcy wsi. Z kolei 31% respondentów to mieszkańcy miast powyżej 100 tys. mieszkańców, a pozostałych 20% miast poniżej 100 tys. mieszkańców. Zdecydowana większość respondentów posiada stały dostęp do Internetu. 19 20 X. Zhao, M. J. Bishop, Understanding and supporting online communities of practice: lesson learned from Wikipedia, “Educational Technology Research Development” 2011, Vol. 59, Issue 5, s. 712. Homo wikipedicus: New ways of participating online, http://www.db research.com/servlet/reweb2. ReWEB?document=PROD0000000000288354&rwnode=DBR_INTERNET_EN-PROD$ERESEARCH &rwobj=ReDisplay.Start.class&rw site=DBR_INTERNET_EN-PROD z dn. 07.05.2012. 210 Wykres 1. Posiadanie stałego dostępu do Internetu Czy posiadasz stały (w miejscu swojego zamieszkania) dostęp do Internetu? 120% 98% 100% 80% 60% 40% 20% 2,0% 0% tak nie Źródło: badania własne. Faktu stałego dostępu do Internetu – charakterystycznego dla niemal wszystkich (98%) respondentów, nie zmienił nawet inny fakt, a mianowicie że połowa z nich (49%) to mieszkańcy wsi, gdzie poziom usieciowienia z założenia jest niższy. Posiadanie stałego dostępu do Internetu przekłada się na czas który badani studenci przeznaczają na korzystanie z niego. Wykres 2. Częstotliwość korzystania z Internetu Jak często korzystasz z Internetu? 50% 40% 30% 20% 10% 0% 35% 41% 12% kilka razy w tygodniu 12% 1-2 godziny dziennie 3-5 godzin dziennie więcej niż 5 godzin dziennie Źródło: badania własne. Największy odsetek badanych studentów (41%) korzysta z Internetu 3-5 godzin dziennie. 35% badanych korzysta z Internetu 1-2 godziny dziennie, a 12 % więcej niż 5 godzin dziennie. Codzienne korzystanie z Internetu nie jest udziałem jedynie 12% respondentów, którzy deklarują, że korzystają z niego kilka razy w tygodniu. Ponieważ badaną grupę stanowili studenci, interesująca wydawała się 211 odpowiedź na pytanie o związek między faktem studiowania a czasem korzysta z Internetu. Wykres 3. Okres studiowania a czas korzystania z Internetu Czy wraz z rozpoczęciem studiów Twój czas korzystania z Internetu zwiększył się/zmniejszył się? 100% 50% 0% 77% 23% zwiększył się zmniejszył się Źródło: badania własne. Okres studiowania okazuje się być czasem zintensyfikowania działań w sieci. Czas korzystania z Internetu wraz z rozpoczęciem studiów zwiększył się w przypadku 77% badanych studentów, a zmniejszył w przypadku 23%. W aktywność związaną z Internetem wpisuje się problematyka związana z portalem Wikipedia, z których zasobów w mniejszym lub większym stopniu korzysta każdy jego uczestnik. Wykres 4. Częstotliwość korzystania z Wikipedii Jak często korzystasz z Wikipedii? 80% 71% 60% 25% 40% 20% 3% 0% raz w tygodniu lub rzadziej kilka razy w tygodniu codziennie Źródło: badania własne. Z przeprowadzonych badań wynika, że największy odsetek badanych studentów (71%) korzysta z Wikipedii raz w tygodniu lub rzadziej. 25% respondentów korzysta z Wikipedii kilka razy w tygodniu, a jedynie 3% codziennie. Ponieważ Wikipedia stanowi bogate źródło wiedzy, wraz z prostym do niej dostępem, przekazywanej przy tym w przystępnej formie, a czas stu212 diowania – przynajmniej z założenia, jest czasem zintensyfikowanych wysiłków ukierunkowanych na jej zdobycie, istotnym wydawało się zapytanie o to czy wraz z rozpoczęciem studiów czas korzystania przez studentów z Wikipedii zwiększył się, czy wręcz przeciwnie. Wykres 5. Okres studiowania a czas korzystania z Wikipedii Czy wraz z rozpoczęciem studiów Twój czas korzystania z Wikipedii zwiększył się/zmniejszył się? 68% 80% 60% 40% 20% 0% 32% zwiększył się zmniejszył się Źródło: badania własne. Nie sposób o jednoznaczny wniosek, jakoby rozpoczęcie studiów oznaczało wzrost aktywności na portalu Wikipedia. Co prawda wyniki badań wskazują, że czas korzystania z Wikipedii wraz z rozpoczęciem studiów w przypadku 68% respondentów zwiększył się, to zmniejszył się w przypadku pozostałych 32%. W kontekście tym warto zwrócić uwagę na związek między przygotowywaniem się studentów do zajęć i egzaminów a korzystaniem z Wikipedii. Wykres 6. Przygotowywanie się do egzaminów a korzystanie z Wikipedii Czy przygotowując się do egzaminów/zajęć korzystasz z Wikipedii? 76% 80% 53% 60% 40% 20% egzaminy 43% 23% zajęcia 3% 1% 0% tak, zawsze tak, czasami nie Źródło: badania własne. 213 Wyniki badań wskazują, że 56% studentów przygotowując się do egzaminów korzysta z Wikipedii (w tym 53% czasami, a 3% zawsze), zaś pozostałych 43% nie korzysta. Większy jest natomiast odsetek studentów, którzy przygotowując się do zajęć korzystają z Wikipedii, wynosi bowiem 77% (w tym 76% czasami, a 1% zawsze). Odsetek osób nie korzystających z Wikipedii w celu przygotowywania się do zajęć wynosi 23%. Poza pytaniami dotyczącymi korzystania z Wikipedii w kontekście zajęć i egzaminów, zapytano również studentów o to jakiego rodzaju treści szukają w Wikipedii. Wykres 7. Treści poszukiwane w Wikipedii Jakiego rodzaju treści szukasz najczęściej w Wikipedii? 60% 52% 50% 40% 30% 22% 26% 20% 10% 0% materiałów pomocnych materiałów pomocnych do zajęć do egzaminów innych kategorii Źródło: badania własne. Odpowiedź na pytanie dotyczące treści, których respondenci szukają w Wikipedii koresponduje z ich odpowiedziami na pytanie dotyczące korzystania z Wikipedii w kontekście przygotowywania się do zajęć i egzaminów. Z badań wynika bowiem, że studenci w Wikipedii najczęściej szukają materiałów pomocnych do zajęć (52%) i materiałów pomocnych do egzaminów (22%). Jedynie 26% badanych studentów szuka w Wikipedii treści innych niż wymienione powyżej. Kwestionariusz zakończono pytaniem dotyczącym wykorzystywania Wikipedii do pisania pracy licencjackiej. 214 Wykres 8. Pisanie pracy licencjackiej a korzystanie z Wikipedii Czy w pracy licencjackiej korzystałeś/korzystałaś z Wikipedii? 70% 80% 60% 40% 20% 26% 4% 0% tak nie nie dotyczy Źródło: badania własne. Badania wykazały, że Wikipedia nie cieszy się uznaniem piszących prace dyplomowe studentów, choć jednocześnie warto podkreślić, że pytanie to odnosiło się jedynie do 30% z nich. Fakt ten napawa jednak optymizmem, niezależnie bowiem od roli Wikipedii, działalność naukowa rządzić się powinna innymi prawami, opartymi na rzetelnie potwierdzonych źródłach naukowych. Zakończenie Internet pozwala użytkownikom na dostęp do różnorodnej informacji. Jedną z profesjonalnych „składnic informacji” jest Wikipedia. Celem niniejszego artykułu było zbadanie czy i w jakim stopniu studenci Wydziału Zarzadzania i Administracji UJK w Kielcach korzystają z Wikipedii, a także jaka jest ich ocena użyteczności encyklopedii Wikipedia w działaniach naukowych (tj. przygotowywanie się do zaliczeń/egzaminów; pisanie pracy licencjackiej). Wnioski ze zrealizowanych badań są następujące: Praktycznie wszyscy badani posiadają stałe łącze internetowe; Prawie połowa (41%) korzysta z Internetu 3-5 godzin dziennie; Po rozpoczęciu studiów (w porównaniu do okresu szkoły średniej) zdecydowana większość (77%) częściej korzysta z Internetu; Wszyscy badani korzystali z Wikipedii, przy czym zdecydowana mniejszość wchodzi na stronę encyklopedii kilka razy w tygodniu lub częściej (28%); Studenci korzystali z Wikipedii przede wszystkim do przygotowywania się do zajęć oraz do egzaminów. Wynika z tego, że nie mieli potrzeby 215 przeglądania encyklopedii w innym celu; Ponad połowa (53%) studentów przygotowując się do egzaminów czasami korzystało z Wikipedii; Zdecydowana większość (73%) przygotowując się do zajęć korzystało z Wikipedii; Osoby piszące pracę licencjacką nie korzystały z Wikipedii. Niewątpliwie wynika to z wymogów pisania pracy określonych przez promotorów, którzy nie postrzegają elektronicznej encyklopedii jako rzetelnego źródła naukowego. HOMO WIKIPEDICUS AS AN EXAMPLE OF THE TRANSFORMATION OF ACCESS TO INFORMATION Contemporary e-mails, blogs, online dictionaries and encyclopedias are very important sources of obtaining information. Information exchange between Internet users is growing exponentially. Social media such as MySpace, YouTube, Facebook and Wikipedia contributed to this phenomenon. In this way, the sphere of mutual interactions become increasingly virtualized. The purpose of this paper is to analyze whether and to what extent the students of the Faculty of Management and Administration in Kielce UJK use Wikipedia, and what is their assessment of the usefulness of Wikipedia research activities (i.e. preparing for courses /exams, writing a BA thesis). BIBLIOGRAFIA 1. 2. 3. 4. 216 Brdulak H., Uwarunkowania funkcjonowania społeczeństwa informacyjnego [w:] Uwarunkowania prawne marketingu w społeczeństwie informacyjnym. Zagadnienia wybrane, red. A. Mokrysz-Olszyńska, B. Targański, Oficyna Wydawnicza Szkoła Główna Handlowa w Warszawie, Warszawa 2012. Çilan Ç. A., Bolat B. A., Coşkun E., Analyzing digital divide within and between member and candidate countries of European Union, Government Information Quarterly 2009, Vol. 26, Issue 1. Homo wikipedicus: New ways of participating online, www.dbresearch.com/ser vlet/reweb2.ReWEB?document=PROD0000000000288354&rwnode=DBR_INT ERNET_EN-PROD$ERESEARCH&rwobj=ReDisplay.Start.class&rwsite= DBR _ INTERNET_EN-PROD z dn. 07.05.2012. King B., Bank 2.0. How Customer Behavior and Technology Will Change the Future of Financial Services, Marshall Cavendish Business, Singapore 2010. 5. 6. 7. 8. 9. 10. 11. 12. 13. 14. 15. Laat de P. B., Coercion or empowerment? Moderation of content in Wikipedia as “essentially contested” bureaucratic rules, Ethics of Technology 2012, Vol. 12, Issue 2. Lakshmi G., Prokopec S., If you build it will they come? - An empirical investigation of consumer perceptions and strategy in virtual worlds, Electronic Commerce Research 2009, Vol. 9, Issue 1-2. Palfrey J., U. Gasser, Born Digital. Understanding the First Generation of Digital Natives, Basic Books, New York 2008. Schultz R. A., Information Technology and the Ethics of Globalization: Transnational Issues and Implications, Information Science Reference, Hershey – New York 2010. Shih C., Era Facebooka. Wykorzystaj sieci społecznościowe do promocji, sprzedaży i komunikacji z Twoimi klientami, Helion, Gliwice 2012. Stephens R. T., Empirical Analysis of Functional Web 2.0 Environments [w:] Web 2.0, red. M. D. Lytras, E. Damiani, P. Ordóñez de Pablos, Springer Science+Business Media, New York 2009. Szpunar M., Wikipedia – zbiorowa mądrość czy kolektywna głupota?, e-mentor 2008, nr 5. Valck de K., Bruggen van G. H., Wierenga B., Virtual communities: A marketing perspective, Decision Support Systems, Vol. 47, Issue 3. Weingerg T., The New Community Rules: Marketing on the Social Web, O’Reilly Media, Beijing - Cambridge - Farnham - Köln - Sebastopol - Taipei – Tokyo 2009. Wikipedia, http://pl.wikipedia.org/wiki/Wikipedia z dn. 30.01.2013. Zhao X., Bishop M. J., Understanding and supporting online communities of practice: lesson learned from Wikipedia, Educational Technology Research Development 2011, Vol. 59, Issue 5. Dr Magdalena Piłat-Borcuch - Instytut Zarządzania, Wydział Zarządzania i Administracji, Uniwersytet Jana Kochanowskiego w Kielcach Dr Artur Borcuch - Instytut Zarządzania, Wydział Zarządzania i Administracji, Uniwersytet Jana Kochanowskiego w Kielcach e-mail: [email protected] 217 Edward KAROLCZUK DIALEKTYKA WIĘKSZOŚCI I MNIEJSZOŚCI Potocznie demokrację definiuje się jako rządy większości obywateli – jeśli ktoś zdobywa większość w wyborach, w jakimś organie władzy lub instytucji, to zyskuje prawo do realizacji swoich koncepcji programowych i pomysłów, większa liczba otrzymuje wówczas siłę prawa i zaczyna oznaczać monopol na prawdę. Podstawą systemu demokratycznego okazuje się przeciwieństwo między interesami większości i mniejszości obywateli. Z historii znane są różne formy rozwiązywania tej sprzeczności: zaniechane dziś losowanie urzędników, powoływanie nowych instytucji demokratycznych; ukierunkowanie na rozwiązywanie problemów; przyjmowanie teorii o „aktywnej mniejszości” i „milczącej większości”; oddawanie władzy elitarnym mniejszościom lub fachowcom; dyktatura jakiejś klasy, grupy czy jednostki; sojusze i kompromisy. Doświadczenie historyczne pokazało nie raz, że liczbowa większość nie musi być dowodem prawdy czy sprawiedliwości, że ci, co stanowili rządzącą większość, stają się zmarginalizowaną mniejszością. Alexis de Tocqueville o większości i demokracji Alexis de Tocqueville zwrócił uwagę na istnienie sprzeczności pomiędzy interesami większości obywateli a demokracją. Nie jest to jakiś logiczny przypadkowy paradoks, lecz sprzeczność o charakterze strukturalnym. Pisał: „W samej istocie demokratycznych rządów leży to, że władza większości jest bezwzględna, ponieważ nie ma w demokracji nikogo, kto mógłby się jej oprzeć” 1 . Zdaniem Tocqueville’a głównym zarzutem przeciwko rządom demokratycznym w Ameryce nie była, wbrew pozorom, ich słabość, lecz ich potęga, nie to, że panowała tam nadmierna wolność, lecz że brakowało zabezpieczenia przeciwko tyranii większości. Odpowiadając na pytanie do kogo mogła odwołać się jednostka lub 1 Alexis de Tocqueville, O demokracji w Ameryce, PIW, Warszawa 1976, s. 189. 218 grupa, która doznawała niesprawiedliwości, odsłaniając sprzeczności systemu demokratycznego pisał: „Do opinii publicznej? Przecież to właśnie opinia publiczna decyduje o istnieniu większości. Do ciała ustawodawczego? Przecież ono reprezentuje większość i jest jej ślepo posłuszne. Do władzy wykonawczej? Przecież ona jest mianowana przez większość i służy jej jako bierne narzędzie. Do armii? Przecież siły zbrojne nie są niczym innym jak uzbrojoną większością. Do sądu przysięgłych? Przecież sąd przysięgłych to większość wyposażona w prawo wydawania werdyktów. Nawet sędziowie zawodowi są w niektórych stanach wybierani przez większość. Człowiek musi więc cierpieć nawet najbardziej niesprawiedliwą i niedorzeczna krzywdę” 2 . Tak czy owak, zdaniem Tocqueville’a, mniejszość skazana jest na wolę większości, która wyraża się w działalności wszystkich państwowych instytucji i organizacji. Uważał on, że przezwyciężeniu sprzeczności pomiędzy wolą większości a mniejszości służy prawo do tworzenia różnego rodzaju stowarzyszeń. Wolność tworzenia stowarzyszeń była „gwarancją zabezpieczającą społeczeństwo przed tyranią większości […] Mniejszość musi mieć szansę przeciwstawienia całej swej moralnej siły materialnej potędze, która ją gnębi”3. Chociaż nieograniczone prawo organizowania stowarzyszeń politycznych może rodzić obawy o niebezpieczeństwo anarchii, to jednak, ma jeden pozytywny skutek – nie powstają wówczas organizacje konspiracyjne i spiski, które są nieprzewidywalne i trudne do kontroli. W pierwszym tomie O demokracji w Ameryce Tocqueville dostrzegł odmienność stowarzyszeń w Europie i USA. „W naszych stowarzyszeniach, tak jak w wojsku, dyskutuje się po to, by obliczyć siły i wzbudzić zapał, potem zaś wyrusza się na wroga. Środki legalne mogą mieć pewne znaczenie dla członków naszych stowarzyszeń, ale w gruncie rzeczy nie uważa się ich za wystarczające do zwycięstwa”. Jego zdaniem odmiennie jest w Stanach Zjednoczonych, gdzie stowarzyszenie pojmuje się jako organizację rozwojową, zarówno jeśli idzie o metody, jak i cele działania. „Obywatele tworzący mniejszość stowarzyszają się tam przede wszystkim po to, by udowodnić, jak są liczni i przez to osłabić moralne panowanie większości. Drugim celem stowarzyszonych jest gromadzenie argumentów i wybranie spośród nich takich, 2 3 Tamże, s. 193. Tamże, s. 152. 219 które mogą najskuteczniej przekonać większość; nie tracą oni bowiem nadziei na zdobycie jej dla siebie, by potem w jej imieniu zdobyć także władzę” 4. Ostatecznym celem stowarzyszenia jest więc zdobycie większości i przejęcie władzy. Zdaniem Tocqueville’a europejskie stowarzyszenia nie reprezentowały poglądów większości i nie mogły mieć nawet nadziei na jej zdobycie, ale uważały się za dostatecznie silne, „by z większością walczyć”5. W Ameryce natomiast poglądy stowarzyszeń, które też dalekie były od poglądów większości „nie mają żadnych szans na podważenie jej władzy”6. Różny stopień ambicji politycznych stowarzyszeń w Europie i Stanach Zjednoczonych sprawia, że „Stosowanie prawa do stowarzyszania się jest tym niebezpieczniejsze, im trudniej przychodzi wielkim stowarzyszeniom zdobyć większość”. W Europie brak pozytywnych doświadczeń w wykorzystywaniu prawa o stowarzyszeniach sprawia, że wolność stowarzyszeń widzi się tylko jako „prawo do wypowiadania wojny rządowi”. W Stanach Zjednoczonych stowarzyszenia są świadome tego, że nie reprezentują większości – „Wynika to z samego faktu ich istnienia, ponieważ reprezentując większość mogłyby same zmienić prawa, miast ubiegać się o ich reformę”7. Z kolei wiara europejskich stowarzyszeń w to, że reprezentują wolę większości, sprawia, że są gotowe usprawiedliwiać swe wszelkie metody działania, włącznie z tłumieniem demokracji wewnętrznej, odrzuceniem przekonywania i stosowaniem przemocy wobec swych przeciwników. Najskuteczniejszym środkiem, który zapobiega w USA pretendowaniu poszczególnych stowarzyszeń do reprezentowania woli większości i powstrzymuje ich przed wojowniczą postawą, jest „powszechne głosowanie”. Chociaż Tocqueville uważał, że większość może decydować w kraju o wszystkim, to jednak jest ona „bezbożną i godną pogardy”. Jeśli nie przezwyciężenie, to chociaż ograniczenie negatywnych skutków tej sprzeczności, jest możliwe w wyniku zastosowania kilku mechanizmów jednocześnie. Idzie przede wszystkim o „prawo ogólne”, jakim jest „sprawiedliwość”. Kiedy bowiem ktoś odmawia podporządkowania się niesprawiedliwemu prawu, nie odmawia większości prawa do rządzenia, a jedynie odwołuje się „od suwe4 5 6 7 Tamże, s. 153. Tamże. Tamże, s. 153-154. Tamże, s. 154. 220 renności ludu do suwerenności rodzaju ludzkiego”8, czyli innymi słowy prawa człowieka są dla niego ważniejsze niż wola większości. Myślenie, że większość (lud, suweren) nie może przekraczać sprawiedliwości i rozumu, jest sposobem „myślenia niewolnika”. Dlatego władza musi mieć przeszkody w łamaniu wolności mniejszości. Gwarancją wolności staje się trójpodział władzy na władzę ustawodawczą (wolną od namiętności), wykonawczą (dysponującą własną siłą) i sądowniczą (niezależną od dwóch pozostałych). Główne gwarancje przed wyrodzeniem się sprzeczności między większością i mniejszością w tyranię, Tocqueville widział w Stanach Zjednoczonych w warunkach naturalnych (duży obszar i dostępność ziemi), w prawach i, co ważniejsze, w codziennych obyczajach ludu. Tocqueville był zdania, że demokratycznym narodom zagraża nowy rodzaj tyranii i despotyzmu, odmienny od tych spotykanych wcześniej w historii. Nowy despotyzm jest w stanie bardziej wnikać w życie prywatne obywateli, gdyż wynika z powszechnego postulatu równości. Jednakże równość jednocześnie toruje drogę despotyzmowi i go osłabia: „w czasie panowania równości obyczaje publiczne stają się […] bardziej ludzkie, łagodne. Kiedy żaden obywatel nie posiada ani wielkiej władzy, ani wielkich bogactw, tyranii brak okazji do działania. Pośród powszechnej przeciętności fortun namiętności są skrępowane, wyobraźnia ograniczona, a rozrywki nader proste. To ogólne umiarkowanie miarkuje również samego władcę i ogranicza jego samowolne pragnienia”9. Tocqueville oceniał, że despotyzm rządów demokratycznych trwa krócej i jest mniej okrutny. Demokratyczna władza, zaspakajając potrzeby ludzi i czuwając nad ich losem, ubezwłasnowolnia ludzi, zapewniając równość obywateli, osłabia ich czujność przed zagrożeniami i rzadko zmusza do działania. „Nie niszczy, lecz dba, by nic się nie rodziło. Nie tyranizuje – krępuje, ogranicza, osłabia, gasi, ogłupia i zmienia w końcu każdy naród w stado onieśmielonych i pracowitych zwierząt, których pasterzem jest rząd”. Taki rząd wyrasta w cieniu zasady suwerenności ludu, łącząc ją z „powierzchownymi formami wolności”10. Despotyczny rząd jest drugą stroną zasady suwerenności ludu opartej na woli większości. 8 9 10 Tamże, s. 191. Tamże, s. 469. Tamże, s. 470. 221 Większość świadomie godzi się na zależność od władzy, gdyż kierują nią dwie sprzeczne namiętności: z jednej strony to potrzeba opieki i bycia kierowanym, a z drugiej dążenie do zachowania wolności. „Marzą więc o jedynej, opiekuńczej i wszechstronnej władzy, którą wybieraliby jednak wszyscy obywatele. Kojarzą centralizację z suwerennością ludu. […] Żyją pod ciągłą kuratelą, ale pociesza ich myśl, że sami wybrali swoich opiekunów. Każdy pozwala się krępować, ponieważ widzi, że to nie jest jakiś człowiek czy klasa, lecz samo społeczeństwo trzyma w ręku drugi koniec łańcucha”11. W powszechnych wyborach władz pojęcie wolności i suwerenności jest jednak złudne: „obywatele zrzucają zależność tylko na chwilę, w której wybierają swego pana, po czym znowu popadają w niewolę”12. Sprzeczność pomiędzy większością i mniejszością przerasta w sprzeczność pomiędzy administracyjnym despotyzmem a suwerennością ludu. Trudno oczekiwać, by ludzie, którzy wyrzekli się rządzenia sami sobą na rzecz administracyjnego despotyzmu, dokonali właściwych wyborów tych, którzy mają nimi rządzić. Wewnętrzne sprzeczności demokratycznego systemu wyborczego sprawiają, że: „Trudno uwierzyć, by głosowanie zniewolonych ludzi mogło kiedykolwiek powołać rząd liberalny, silny i mądry”13. Tocqueville uważał, że w czasach mu współczesnych, do władzy nie mogli dojść jawni zwolennicy przywilejów i zasad arystokratycznych. Wszyscy, którzy chcą mieć wpływ na władzę, zachować obywatelską godność, „muszą występować jako zwolennicy równości” 14 . Sprzeczności generowanych przez stosowanie zasady równości nie można zatem było przezwyciężyć. Zwolennicy demokracji i suwerenności ludu nie mogą, w przeciwieństwie do arystokracji, obyć się bez wolności prasy. Zniewolenie większości nigdy nie jest całkowite, jeśli prasa jest rzeczywiście wolna. Prasa jest „demokratycznym narzędziem wolności”. W dawnym ustroju arystokratycznym istniała hierarchiczna organizacja społeczeństwa, która krępowała inicjatywę jednostek, ale jednocześnie zabezpieczała jednostki przed despotyczną ingerencją rządu. Absolutyzm, a następnie rewolucja zniszczyły tę tradycyjną ochronę. Największym niebezpieczeństwem ze strony demokratycznej większości jest nieliczenie się z pra11 12 13 14 Tamże. Tamże, s. 471. Tamże, s. 472. Tamże, s. 473. 222 wami jednostki. „W czasach demokracji prawdziwi sprzymierzeńcy wolności i godności ludzkiej powinni być na straży praw jednostki i nie pozwalać, by władza społeczna poświęcała je lekkomyślnie na rzecz wykonania ogólnych zadań. Nie ma dzisiaj tak niewiele znaczącego obywatela, by można było się zgodzić na jego prześladowania, ani indywidualnych uprawnień tak nieistotnych, by wolno było bezkarnie powierzać je czyjejś samowoli”15. Tocqueville był zwolennikiem liberalizmu i indywidualizmu. Demokrację uważał za proces nieodwracalny. Ameryka była dla niego interesująca nie dlatego, że demokracja była tam najbardziej rozwinięta, ale dlatego, że stworzono tam gwarancje dla wolności jednostki, których zabrakło w porewolucyjnej Francji. Rozwiązanie sprzeczności między władzą większości a koniecznością poszanowania praw mniejszości Tocqueville widział w gwarancjach instytucjonalnych, poglądach i postawach większości, w prawie do tworzenia różnego rodzaju stowarzyszeń, przestrzeganiu zasad sprawiedliwości. Inaczej widział rozwiązanie tej sprzeczności Gustave Le Bon w swojej psychologicznej koncepcji tłumu. O ile Tocqueville uważał, że panowanie większości opiera się na założeniu, że wielu ludzi zgromadzonych w jednym miejscu, posiada więcej wykształcenia i rozumu niż każdy z osobna będący na nim człowiek, o tyle Le Bon uważał, że stan świadomości zgromadzonego tłumu, jest zawsze niższy niż tworzących go jednostek. John Stuart Mill o sprzeczności pomiędzy większością i mniejszością Problem większości i mniejszości w życiu politycznym John Stuart Mill (1806-1873) analizował z pozycji klasowych. Mając zapewne na myśli stosunkowo nieliczne warstwy posiadające i wyżej wykształcone, pisał, że grupa stanowiąca mniejszość, nie może być pozbawiona udziału w reprezentacji politycznej. Zakładał więc sprzeczność pomiędzy powszechnym prawem wyborczym, a ograniczoną reprezentacją lub nadreprezentacją mniejszości. W celu rozwiązania tej sprzeczności zalecał pluralny system wyborczy, co kłóci się z współcześnie rozumianą zasadą równości wszystkich obywateli. Najwyżej wykształceni mieli mieć możliwość wielokrotnego głosowania, aby móc 15 Tamże, s. 477. 223 przeciwstawić się liczebnej dominacji niewykształconej klasy robotniczej. Również podział okręgów wyborczych nie powinien dopuścić do jej przewagi w parlamencie. W związku z głównym lękiem Milla przed rosnącą w siłę klasą robotniczą, jego uwagi dotyczące klasy robotniczej i demokracji miały sprzeczny charakter. Można potraktować je jako odnoszące się do konkretnych warunków historycznych, albo jako postulaty teoretyczno-programowe. Z jednej strony, jak na demokratę przystało, w opiniach i życzeniach najuboższej i najmniej wykształconej klasy robotniczej, widział pożyteczny wpływ na wyborców i ustawodawców, ale z drugiej ich szkodliwość. Stan taki miał mieć przejściowy charakter, dlatego za jedno z głównych zdań demokratycznego rządu uważał sprzyjanie interesom danego społeczeństwa i rozwijanie przymiotów moralnych, intelektualnych i praktycznych ludu poprzez wprowadzenie powszechności oświaty. Uważał, że problemu większości i mniejszości nie należy rozpatrywać w kategoriach arytmetycznych i ilościowych, lecz jakościowych. Każda forma rządów powinna mieć po swojej stronie większość sił społeczno-politycznych, a te nie są sprawą „siły nerwów i muskułów”. O większości politycznej decydowały bowiem dwa inne atrybuty władzy – bogactwo i inteligencja. Mill ubolewał nad tym, że w historii jest wiele przykładów na to, że większość pozostawała pod panowaniem mniejszości, nawet wówczas, gdy większość ta była „wyższą bogactwem i indywidualną inteligencją”. Dlatego, żeby te atrybuty władz (bogactwo i inteligencja) „miały wpływ polityczny, trzeba, aby były zorganizowane”. Atrybuty te daję większą szansę na dłuższą dominację tym siłom społecznym, którym uda się zdobyć władzę państwową (rządową). Duże znacznie ma zdecydowanie w działaniu i siła duchowa. Jeden zdecydowany człowiek jest w stanie przeciwstawić się dziewięćdziesięciu dziewięciu innym, kierującym się prywatnym interesem. Za jedną z głównych sił społecznych Mill uważał religię i „myśl spekulatywną”, nawet jeśli nosicieli ich prowadziła później do zguby. Dla zagwarantowania wysokiej pozycji politycznej elity ważne są „wyobrażenia i przekonania przeciętnego człowieka” oraz „jednozgodna powaga ludzi wykształconych”16. Za dopuszczalne uznawał Mill przejściowe wprowadzenie dyktatury, 16 John Stuart Mill, O rządzie reprezentatywnym oraz o zasadzie użyteczności, Hachette, Warszawa 2011, s. 23. 224 a więc władzy zdecydowanej mniejszości. Da się to usprawiedliwić, jeżeli dyktator „użyje całej powierzonej sobie władzy na obalenie przeszkód dzielących naród od wolności”. Czas i cel dyktatury powinny jednak być ściśle określone, bowiem w dłuższej perspektywie czasowej fałszywa jest teza o „dobrym despotyzmie”. Mill reprezentował tu nieco przewrotny sposób rozumowania. W dłuższej perspektywie lepszy jest bowiem „zły” despotyzm, gdyż „dobry” „daleko więcej miękczy i obezwładnia myśli, uczucia i zdolności wrodzone ludu”17. Pisząc o demokracji, Mill wyodrębnił dwa jej rodzaje: rzeczywistą demokrację większości, „rządy całego ludu przez prostą większość ludu, która sama tylko wyłącznie jest reprezentowaną” i demokrację mniejszości, „rząd przywileju na korzyść liczebnej większości, która faktycznie sama tylko ma głos w państwie”18. Jest to trochę zaskakujący podział i nieudolna próba rozwiązania sprzeczności pomiędzy większością i mniejszością, gdyż w opinii powszechnej demokracja polega na tym, że mniejszość powinna podporządkować się większości. Zaproponowanie tego podziału demokracji przez Milla dowodziło popularności wśród mas idei demokracji i równości oraz chęci pogodzenia tego z rządami uprzywilejowanej mniejszości. Dlatego miała ona sprawować rządy w imieniu i interesach większości, przez co miało dochodzić do legitymizacji władzy mniejszości. Tymczasem, zdaniem Milla, ludziom nie przychodziło na myśl żadne pośrednie rozwiązanie, które nadawałoby liczbie mniejszej, te same uprawnienia, co większej, a wręcz przeciwnie, skłaniali się oni ku zupełnemu pominięciu praw mniejszości. W zgodzie z Millem pozostają wszystkie współczesne elitarystyczne teorie sprawowania władzy. Mill bronił jednak praw mniejszości, co gdybyśmy pominęli ich aspekt klasowy, nadaje jego wywodom pewien uniwersalistyczny lub drobnomieszczański wymiar. Z tego, że mniejszość musiała podporządkować się większości, nie powinno wynikać to, że mniejszość nie powinna w ogóle mieć żadnych reprezentantów. A z tego, że większość panuje nad mniejszością nie należy wnioskować jednak, że powinna ona mieć wszystkie miejsca w parlamencie. W prawdziwej demokracji poszczególne partie powinny być reprezentowane proporcjonalnie do swoich wpływów w społeczeństwie, a nie zdo17 18 Tamże, s. 55-56. Tamże, s. 121. 225 bywać monopolu politycznego kosztem partii słabszych w wyniku oszustwa przy pomocy przepisów ordynacji wyborczej. „Większość wyborców powinna mieć zawsze większość reprezentantów, ale i mniejszość wyborców powinna mieć swoją mniejszość reprezentantów. […] Bez tego pewna partia ludu rządzi niepodzielnie, a inna część pozbawiona jest tej części wpływu, jaka się jej z prawa należy w reprezentacji, a to wbrew wszelkiej społecznej sprawiedliwości, a nade wszystko wbrew zasadzie demokracji, głoszącej, że równość jest jej rdzeniem i podwaliną”19. Zasadę równości rozpatruje się obecnie jako zależną od powszechnego prawa wyborczego, a powszechność prawa wyborczego, jako podporządkowaną zasadzie suwerenności ludu. Dla Milla trwała eliminacja mniejszości oznaczała złamanie zasady równości głosów wyborców. Demokracja nie osiąga wówczas deklarowanych przez siebie celów, a oddaje władzę w ręce parlamentarnej większości, która może wyrażać, wbrew oficjalnym hasłom, interesy mniejszości społeczeństwa. Znaczna część wyborców może więc nie mieć żadnego wpływu na wynik wyborów i realizowanej później polityki rządu. Jeżeli demokracja ma oznaczać rządy większości, to mniejszość musi mieć jakieś gwarancje instytucjonalne i nie może być odsunięta od wpływu na władzę. Warunkiem rzeczywistej demokracji jest to, aby mniejszość była w odpowiednim stosunku reprezentowana w parlamencie. Analizując problem politycznej roli mniejszości i większości, Mill dostrzegł odchodzenie demokracji burżuazyjnej od jej szczytnych haseł. Poszczególne partie polityczne dążyły do zdobycia monopolu w parlamencie, a to prowadziło do powstania fałszywej demokracji, w której „zamiast zapewnić reprezentację wszystkim, zapewnia się ją tylko większości”20. W warunkach dominacji społecznej większości, wykształcona mniejszość, która tylko jest w stanie powstrzymywać jej instynkty, nie ma możliwości wyrażania swoich opinii i wywierania wpływu na politykę i osoby takie nie kandydują w wyborach, bo nie widzą dla siebie żadnych szans na wybór. Mill przy rozpatrywaniu problemu większości i mniejszości popadł w sprzeczność, która leży często także u podłoża wielu współczesnych rozważań, gdyż uważał, że demokracja była co prawda władzą większości, ale nie ówczesnej większości społeczeństwa, czyli klasy robotniczej, lecz większości 19 20 Tamże, s. 122. Tamże, s. 133. 226 zorganizowanej wokół „bogactwa i indywidualnej inteligencji”. Mill obawiał się, że przyznanie niecenzusowego, powszechnego prawa wyborczego, dałoby robotnikom parlamentarną większość i żadna inna klasa nie byłaby w stanie walczyć o swoje interesy. Zdawał sobie sprawę z tego, że demokracja liberalna, powołana do walki z feudalizmem oraz przywilejami szlachty i arystokracji, po spełnieniu tego zadania zaczęła zagrażać interesom samej burżuazji. Dlatego, wprowadzając ustrój konstytucyjny, dostosowała go do istniejących sprzeczności społecznych: proklamując rządy parlamentarnej większości, wprowadziła prawo veta władzy wykonawczej i możliwość rozwiązania parlamentu; ogłaszając rządy demokracji, przewidziała możliwość wprowadzenia stanu wyjątkowego (oblężenia, wojennego); proklamując prawa i wolności obywatelskie, uzależniła je od poszanowania porządku publicznego, czyli bezpieczeństwa dla kapitału i własności. Dążenie poszczególnych partii do zdobycia większości, lęk przed znalezieniem się w roli wykluczonej mniejszości, sprawiało, że unikały one rozłamów, aby pośrednio nie wzmocnić przeciwnika. W związku z tym w czasach Milla, wbrew życzeniu, aby wybierać najlepszych, pojawiali się kandydaci nijacy i przypadkowi. Forowani oni byli przez przywódców partii, którzy, aby zachować niekwestionowane przywództwo w partii, wystawiali na kandydatów ludzi, którzy niczym szczególnym się nie wyróżniali. Mieli jednak niewątpliwą zaletę – nie wywoływali sporów wewnętrznych, a przy tym deklarowali swoją lojalność wobec partii. Dla Milla było to szczególnie widoczne podczas wyborów prezydenckich w USA, kiedy programy i działania sztabów wyborczych nakierowane były na tzw. przeciętnego wyborcę. Wówczas „o wyborze większości decyduje najbojaźliwsza, najograniczeńsza, najbardziej przesiąknięta przesądami albo najuparciej do interesów klasy przywiązana frakcja ciała wyborczego – a prawa wyborcze mniejszości, zamiast służyć głównemu celowi każdego głosowania, sprawiają tylko ten skutek, że zmuszają większość do stawiania kandydata wybranego spomiędzy najlichszych i najgorszych swoich kandydatów”21. Mill zdawał sobie sprawę z tego, że dopóki nie wykształci się „opinia publiczna”, powszechne prawo wyborcze może być wykorzystywane w prywatnych lub lokalnych interesach. Jeśli władza jest słaba – trwa zacięta walka 21 Tamże, s. 125. 227 o stanowiska, a jeśli jest silna – staje się despotyczna. Dzisiaj możliwości kształtowania opinii publicznej niepomiernie wzrosły dzięki nowoczesnym środkom masowego przekazu, ale w związku z ich komercjalizacją i prywatyzacją wzrosły również możliwości manipulacji wbrew interesom większości. Przy przyznaniu praw wyborczych Mill, aby ograniczyć rolę większościowej klasy robotniczej, był zwolennikiem cenzusu wykształcenia i płacenia podatków. Uważał, że prawa głosowania nie powinni mieć ludzie nieumiejący czytać, pisać i wykonać prostych działań arytmetycznych, nieznający pewnych innych rzeczy (kształtu ziemi i jej podziałów politycznych, historii powszechnej i własnego kraju), czyli tego wszystkiego, co umiała burżuazja i drobnomieszczaństwo, a ponadto osoby niewypłacalne i korzystające z pomocy społecznej. Zastrzegał jednak, że wykształcenie powinno być osiągalne dla każdego bezpłatnie, bądź po cenie dostępnej dla najuboższych. Dopóki społeczeństwo nie dopełni swoich edukacyjnych obowiązków pozbawienie prawa głosu większości „pozostaje niesprawiedliwością, ale niesprawiedliwością, którą bądź co bądź popełnić trzeba […] oświata powszechna powinna poprzedzać powszechne głosowanie”22. Trzeba przyznać, że była to „szlachetna” wymówka, która służyła pozbyciu się niewygodnej klasy społecznej. W dzisiejszych warunkach pojawiło się nowe pojęcie analfabetyzmu – analfabetyzmu funkcjonalnego, który jest zjawiskiem nabytym w wyniku zaniechania dalszej nauki i chęci wykorzystywania tego, czego nauczyło się w szkołach. Analfabetyzm funkcjonalny skutkuje analfabetyzmem politycznym. Zdecydowana większość ludzi umie co prawda czytać, ale duża ich część nie rozumie tego, co czyta w programach wyborczych, albo widzi w nich to, czego tam nie ma; umie pisać, ale nie umie napisać żadnego pisma urzędowego czy listu; zgłasza liczne (często wykluczające się) postulaty, ale nie umie wprowadzić ich w życie, gdyż nie zna mechanizmów funkcjonowania systemu politycznego. Sprzeczność pomiędzy umiejętnością czytania programu politycznego a niezrozumieniem jego sensu znajduje swój wyraz w wezwaniach do głosowania na tzw. lokomotywy wyborcze lub szyldy i listy partyjne. Umiejętności pozyskania większości analfabetów funkcjonalnych względami pozamerytorycznymi może prowadzić do zdobycia większości w wyborach. 22 Tamże, s. 152. 228 Rawls, wyjaśniając stanowisko Milla, pisał, że wynikało ono z przyjętego założenia, że ci, którzy mają wyższe wykształcenie i łatwość w wyrażaniu swoich poglądów powinni stać po stronie sprawiedliwości i dobra wspólnego. Rawls uważał, że Mill zdawał sobie sprawę z klasowych źródeł niewiedzy i niekompetencji ludowych mas oraz z ich konsekwencji. Dlatego pisał, że wpływ warstw wykształconych „powinien być wystarczająco duży, by chronił ich przed klasowym ustawodawstwem niewykształconych, ale nie tak wielki, by pozwalał im na wprowadzenie własnego klasowego ustawodawstwa”23. Dzisiaj, kiedy idee równości stały się powszechne nie słychać publicznych nawoływań do wyborczego uprzywilejowania wyżej wykształconych osób. Ale ustawa o lobbingu jest właściwie współczesną wersją koncepcji Milla. Wynika ona ze sprzeczności pomiędzy posłami i senatorami a wyborcami (ludem, demosem). Sprzeczność między niewykształconymi i niekompetentnymi masami, a koniecznością wykazania się wiedzą fachową w sprawach politycznych, dostrzegał także Herbert Spencer, ale proponował inny środek zaradczy. Kandydaci do parlamentów, zabiegając o głosy potencjalnych wyborców, powstrzymują się przed wykazywaniem masom błędności ich poglądów i wmawiają im, że ich poglądy są zgodne z ich poglądami. Każdy kandydat i przywódca partii, która usiłuje utrzymać się u władzy, zostaje zniewolony przez masy. Proponowane w parlamencie ustawy nie odzwierciedlają prywatnych poglądów proponujących je parlamentarzystów, stąd przywódcy partii muszą odwoływać się do tzw. dyscypliny klubowej. „W ten sposób licha polityka bronioną jest nawet przez tych, którzy dostrzegają jej wady. Jednocześnie też odbywa się na zewnątrz propaganda czynna, znajdująca poparcie we wszystkich tych wpływach”24. W ślad za tym idzie działalność prasy (środków masowego przekazu). Dziennikarze, aby przypodobać się czytelnikom, piszą i mówią im to, co chcą usłyszeć. Umiejętność czytania i pisania wykorzystywana jest bardziej dla zaspokajania przyjemności, niż poznawania prawdy. Powstaje pewien samodegradujący się system polityczny – „opętańcy polityczni i nieroztropni filantropi nie przestają wichrzyć z wiarą i powodzeniem ciągle wzrastającym. Dziennikarstwo będące zawsze echem opinii publicznej wzmacnia te poglądy codziennie, stając się ich narzędziem, podczas gdy 23 24 John Rawls, Teoria sprawiedliwości, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2009, s. 341. Herbert Spencer, Jednostka wobec państwa, Hachette, Warszawa 2011, s. 51. 229 mniemanie przeciwne, coraz więcej onieśmielane, niewielu już znajduje obrońców”25. Dlatego Spencer proponował odrzucenie, ocenianych jako przesądy polityczne, boskich praw parlamentów i większości. Poszukiwania rozwiązań sprzeczności pomiędzy większością i mniejszością Procedura oparta na regule większościowej i wolne wybory stanowią fundamentalną zasadę demokracji liberalnej. Wola większości powinna decydować w sprawach publicznych. Jednakże mniejszość poprzez fakt jej przegłosowania nie przestaje istnieć, lecz zachowuje mniejszą lub większą wiarę na przekształcenie się w większość i zwycięstwo. Zdaniem Wojciecha Lamentowicza w demokracji liberalnej istnieją trzy główne instytucjonalne gwarancje praw mniejszości. Przed dyktatem większości chroni, po pierwsze - prawo do oporu i prawo do opozycji, które jest „granicą zakresu władzy elity rządzącej i zarazem instrumentem politycznej kontroli nad rządzącymi”, po drugie – kadencyjność pełnienia funkcji władczych w strukturze politycznej państwa, „ograniczenia czasu pełnienia ról szczególnie istotnych”, i po trzecie – instytucja cykliczności wyborów parlamentarnych i prezydenckich, „które pozwalają pokojowo i spokojnie dokonać zmian składu elity decyzji strategicznych i treści polityki”26. Muszą one występować łącznie, ale każda z nich ujawnia swoje wewnętrzne sprzeczności i ograniczenia. Powszechnie zauważalnym zjawiskiem jest coraz mniej wyraźne identyfikowanie się elit politycznych z większością społeczeństwa. Andrzej Sepkowski w ślad za Alvinem Tofflerem pisał, że konieczne jest poszukiwanie nowych struktur demokratycznych, gdyż dotychczasowe stały już całkowicie niewydolne. „Demokracja zdaje się wyczerpywać wraz z kapitalizmem. Dla społeczeństwa trzeciej fali potrzebne są nowe rozwiązania. Już teraz trzeba zacząć myśleć o eliminacji paradygmatów drugiej (przemysłowej) fali i proponować nowe zasady, od zakwestionowania zasady większości poczynając. Ta zasada nie odpowiada już potrzebom czasu. Demokratyczne większo- 25 26 Tamże, s. 53. Wojciech Lamentowicz, Paradoksy liberalnej demokracji, [w:] Transformacje demokracji. Doświadczenia, trendy, turbulencje, perspektywy, red. naukowy Lech W. Zacher, Difin SA, Warszawa 2011, s. 46. 230 ści już nie istnieją, ich miejsce zajęły setki mniejszości, zgadzające się ze sobą tylko w generaliach. Pojawia się problem godzenia ze sobą mozaiki mniejszości tak, by stała się większością trzeciej fali, nad czym powinni zastanawiać się eksperci i praktycy. Wedle A. Tofflera demokracja pośrednia także stała się anachronizmem, toteż proponował stworzenie nowej jakości, nazywanej »demokracją na pół bezpośrednią«”27. W ostatnich latach karierę zrobiła teza o istnieniu tzw. klasy politycznej, będącej prawdziwą klasą ucisku. Twórcą tego pojęcia jest Gaetano Mosca (1858-1941). „Klasa polityczna” to ci, których utrzymanie nie wywodzi się z rynku, lecz od państwa. Klasa polityczna jest pasożytnicza i żywi się dzięki „środkom politycznym” – konfiskatom, podatkom i innym formom przymusu państwowego. Jej ofiarami są wszyscy ci, którzy żyją uczciwie i w pokoju, jak pracownicy czy przedsiębiorcy – klasa produktywna, czyli większość społeczeństwa. Zdaniem Gaetano Mosca rządy mniejszości są nieuchronne i niezależne od istniejącego ustroju politycznego, a skoro tak, to demokracja jest niemożliwa. Hasło demokracji jest jedynie, co najwyżej fasadą, za którą skrywają się rządy mniejszości. Dysponując środkami masowego przekazu i systemem szkolnictwa, klasa polityczna może skutecznie posługiwać się manipulacją i unikać bezpośredniego odwoływania się do ekonomicznej, czy policyjnej przemocy. Taka pseudodemokracja jest znacznie skuteczniejszym sposobem ograniczania wolności niż dyktatura. Klasa polityczna staje się rzeczywistą siłą społeczno-polityczną dzięki temu, że podniesiony zostaje stan świadomości społecznej, aż do momentu, gdy z „klasą polityczną” połączy się „klasa społeczna”, klasa dla siebie z klasą w sobie. Proces ten ułatwia fakt, że klasa polityczna jest tysięcznymi nićmi spleciona z klasą menedżerską, a przejście do biznesu po zakończeniu kariery politycznej jest nagrodą za dobre sprawowanie. Zniesienie podziału na rządzącą mniejszość i rządzoną większość zawsze kończy się klęską, niezależnie czy próbuje się tego dokonać na drodze reform czy rewolucji. Po każdej rewolucji przychodzi nowa klasa rządząca, która jest zorganizowaną mniejszością, sprawującą wszystkie funkcje polityczne i cieszącą się przywilejami. Legitymizacji władzy mniejszości służą takie formuły jak: władza „ z Bożej łaski” lub „woli ludu”, „prawo naturalne”, „suwerenność ludu”, „dyktatura proletariatu”, „wyższość rasowa”. 27 Andrzej Sepkowski, Przyszłość demokracji w projektach futurologicznych, [w:] Demokracja w dobie globalizacji, t. 2, Aspekty teoretyczne, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2008, s. 115. 231 Większości nigdy nie mogą rządzić się same. Robert A. Dahl pisze, że zwolennikami teorii, iż społeczeństwami rządzą mniejszości byli m.in. marksiści, Gaetano Mosca, Vilfredo Pareto i Robert Michels. Jego zdaniem to, że mniejszość rządzi większością wynika z istniejącej struktury instytucji społecznych, gospodarczych i politycznych, które wyznaczają na dłuższą metę skład klasy panującej, określają jacy ludzie mogą się do niech dostać, a także miejsce i możliwości decyzyjne poszczególnych ludzi. Środki, z których korzysta klasa rządząca, aby umocnić swoje panowanie, zakładają kojarzenie przymusu z perswazją. Robert Michels (1876-1936) sformułował w 1911 roku słynne żelazne prawo oligarchii, w myśl którego każda organizacja, niezależnie jak demokratyczna lub autokratyczna jest na początku swojej działalności, w końcu zawsze przekształci się w oligarchię. Społeczeństwo nie może istnieć bez rządzącej klasy politycznej, która podporządkowuje sobie większość społeczeństwa. „Nawroty demokracji są jak kolejne fale. Wiecznie rozbijają się zawsze o tę samą rafę. Jest to spektakl dodający otuchy, a zarazem przygnębiający. Kiedy demokracje rozwiną się już do pewnego stopnia, ulegają przekształceniu, nabierają arystokratycznego ducha, a często i formy, przeciwko którym kiedyś tak zawzięcie walczyły. A wówczas pojawiają się nowi oskarżyciele i wskazują zdrajców. Po okresie chlubnych potyczek i niechlubnego sprawowania władzy, stapiają się ze starą klasą panującą, by stać się kolejnym celem ataków nowych oponentów powołujących się na demokrację. I ta okrutna gra trwać będzie zapewne wiecznie”28. Wydaje się, że warunkiem tego „prawa oligarchii” jest znajdowanie się oligarchii na czele „procesu demokratyzacyjnego” oraz posiadanie przez nią możliwości politycznej i ideologicznej manipulacji masami społecznymi. To jednak zależy od szeregu innych czynników, które mogą przekreślić możliwość funkcjonowania takiego „prawa”. To „prawo” może być bowiem jedynie zmistyfikowaną formą wyrazu istniejących nierówności i sprzeczności społecznych. Wiecznego panowania „żelaznego prawa oligarchii”, ze względu na jego ogólnikowość, nie da się zatem ani potwierdzić, ani jemu zaprzeczyć. Klasa rządząca nie może na dłuższą metę utrzymać swego panowania ani przymusem, ani korupcją. Panowanie mniejszości wymaga panowania ideolo28 Robert Michels, Political Parties, cyt. za: Robert A. Dahl, Demokracja i jej krytycy, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków, Fundacja im. Stefana Batorego, Warszawa 1995, s. 376. 232 gicznego. Trudno oczekiwać, że masy pracujące zaakceptują ideologiczne uzasadnienia konieczności swego wyzysku ekonomicznego i ucisku politycznego. Michels przyjmuje błędne założenie (nawet jeśli uznamy, że partie są oligarchiczne), że to walka między nimi zawsze prowadzi do rozwoju systemu oligarchicznego – albowiem równie dobrze może go kompromitować i torować drogę zupełnie innym tendencjom. Zwolennicy teorii, że władza może należeć do mniejszości, aby uzasadnić swoje stanowisko, przyjmują że może ona troszczyć się o „dobro wspólne”. Przeciwny temu poglądowi Robert A. Dahl pisał, że „można wątpić, czy coś takiego jak wspólne dobro w ogóle istnieje, a nawet jeśli istnieje, to nie wiemy, na czym ono polega i jak je realizować”29. Dobro wspólne nie powstaje w wyniku pluralizmu politycznego i powszechnego prawa wyborczego. Interesy poszczególnych klas, warstw i grup społecznych związane są bowiem z materialnymi warunkami egzystencji, które nie muszą ulegać zmianie wraz z kolejnymi wyborami. Z kolei John Rawls uważał, że zasada większości nie jest celem samym w sobie, lecz jedynie środkiem do osiągania celów politycznych opartych na zasadach sprawiedliwości zawartych w konstytucji, „ma pozycję podporządkowaną, jako narzędzie proceduralne”30. Posiadanie większości w danej sprawie, nie świadczy o tym, że ma się rację, wynik musiał być zawsze „zgodny z zasadami politycznymi”. Z tego, że większość ma możliwość stanowienia prawa nie wynika, że uchwalone prawa są „sprawiedliwe”. W związku z tym, jego zdaniem „ograniczenia konstytucyjne są skutecznymi i możliwymi do przyjęcia środkami umocnienia ogólnej równowagi sprawiedliwości”31. To tylko w teorii jest tak, że dyskusja z udziałem dużej liczby dyskutantów, przybliża do prawdy. Równie dobrze, zwłaszcza gdy w grę wchodzą interesy, może być tak, że zostanie uchwalony pogląd niesłuszny z punktu widzenia interesów ogólnospołecznych. Reguła większościowa jest procedurą służącą „osiąganiu rozstrzygnięcia politycznego”, najlepszym wykonalnym sposobem „realizacji pewnych celów uprzednio określonych przez zasady sprawiedliwości”32. 29 30 31 32 Robert A. Dahl, Demokracja i jej krytycy, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków, Fundacja im. Stefana Batorego, Warszawa 1995, s. 388. John Rawls, Teoria sprawiedliwości, jw., s. 511. Tamże, s. 513. Tamże, s. 519. 233 Zdaniem Rawlsa istnieje obowiązek przestrzegania nawet niesprawiedliwych praw przyjętych przez większość, pod warunkiem jednak, że „nie przekraczają pewnych granic niesprawiedliwości”33. Istnieje też potrzeba, aby działania władz wykonawczych nie były interpretowane „zbyt rygorystycznie”34. Jeśli w społeczeństwie panują uprzywilejowane wąskie grupy społeczne, „można nie mieć innego wyjścia i trzeba przeciwstawić się panującej koncepcji oraz uzasadnionym przez nią instytucjom w taki sposób, który daje nadzieję powodzenia” 35 . To konieczność podtrzymywania sprawiedliwych instytucji i konstytucji, nakłada obowiązek przeciwstawiania się niesprawiedliwym prawom i polityce legalnymi środkami, „póki nie przekraczają pewnych granic niesprawiedliwości” 36 . Jednak według Rawlsa ten „obowiązek stosowania się do niesprawiedliwych praw jest problematyczny w przypadku trwałych mniejszości cierpiących niesprawiedliwość przez wiele lat”37. W przypadku „społeczeństwa bliskiego sprawiedliwości, po większej części dobrze urządzonego, w którym mimo to występują pewne poważne naruszenia sprawiedliwości”38, Rawls, aby nie zachęcać do rewolucji, zaleca zastosowanie „obywatelskiego nieposłuszeństwa”. Obywatelskie nieposłuszeństwo obejmuje formy sprzeciwu wobec demokratycznej władzy, poczynając od legalnych demonstracji i naruszeń prawa po to, by sąd orzekł, że działania władzy wykonawczej są niezgodne z konstytucją, aż po czynny sprzeciw i zorganizowany opór. Zdaniem Rawlsa „sytuuje się ono między protestem legalnym i stwarzaniem precedensu z jednej strony, a dyktowaną sumieniem odmową i rozmaitymi formami oporu, z drugiej. W tym spektrum możliwości stanowi ono formę niezgody w granicach wierności prawu. Tak rozumiane obywatelskie nieposłuszeństwo – podsumowuje Rawls – wyraźnie różni się od czynnego sprzeciwu bądź obstrukcji; jest odległe od zorganizowanego oporu z użyciem siły”39. Rawls zauważa, że istnieją konstytucyjne ograniczenia stosowania zasady większościowej, w której większość ostatecznie rozstrzyga sprawy i decyduje o szybkości z jaką wciela się je w życie. Pewne wolności i wartości w 33 34 35 36 37 38 39 Tamże, s. 504. Tamże, s. 507. Tamże. Tamże, s. 509. Tamże, s. 510. Tamże, s. 521. Tamże, s. 527. 234 ogóle wyłącza się z zakresu spraw regulowanych przez większość. Dlatego np. polskie władze państwowe pod naciskiem Kościoła katolickiego, aby nie obrażać uczuć religijnych i nie głosować nad „wartościami”, nie chcą się zgodzić na referendum w sprawie aborcji. Rządząca większość parlamentarna z udziałem Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego nie zgodziła się również na referendum w sprawie przedłużenia czasu pracy i przejścia na emeryturę od 67 lat, gdyż „trudno sformułować właściwe pytanie”, „odpowiedź jest znana”, i referendum „nic nie da”. Z kolei władze Czech, nie zważając na sprzeciw zdecydowanej większości (ok. 70 %), nie zgodziły się na referendum w sprawie rozmieszczenia amerykańskich radarów do systemu antyrakietowego USA na terytorium swego kraju, oświadczając, że kwestii „bezpieczeństwa” nie można poddawać pod głosowanie i musi ona należeć do decyzji specjalistów wojskowych. Oligarchia broni swych interesów i jeśli sytuacja na to pozwala, dąży do opóźnienia przy pomocy różnego rodzaju procedur zmian w ustawodawstwie lub spowalnia wcielenie ich w życie, wprowadza sądową kontrolę konstytucyjności ustaw oraz nakazy dotyczące konsultacji projektów ustaw czy ustawodawstwo o lobbingu. Nawet na zwycięską ekipę polityczną oddziałują różnego rodzaju jawne i utajone elity, mafie, grupy nacisku, kliki, masoneria, związki wyznaniowe, organizacje rządowe i pozarządowe oraz służby specjalne40 , w wyniku czego zwycięska w wyborach większość przekształca się w rządzącą, ale jednocześnie powstaje sprzeczność pomiędzy suwerenem a reprezentującą go elitą władzy. Z kolei Jürgen Habermas (ur. 1929) uważa, że istotą sprawiedliwości społecznej jest demokracja proceduralna i reguła większości istotna jest jedynie przy podejmowaniu decyzji. Zasada większości nie eliminuje bowiem sprzeczności społecznych, leżących u podstaw podejmowanych decyzji. Przypisywana tej zasadzie racjonalność nadaje legitymizującą moc decyzjom większości. Demokratyczne decyzje większości stanowią więc tylko kolejne cezury w procesie argumentacji, którego wyniki są przyjmowane przez przegłosowaną mniejszość jako podstawa działań praktycznych dotyczących wszystkich. Akceptacja decyzji większości nie oznacza, że mniejszość uznaje ją za racjonalną i że musi zmieniać swoje przekonania. „Może ona jednak na 40 Janusz Sztumski, Elity - ich miejsce i rola w społeczeństwie, Wydawnictwo „Śląsk”, Katowice 1997, s. 76-86. 235 razie przyjąć opinię większości jako wiążącą orientację działania, o ile proces demokratyczny daje jej możliwość kontynuowania albo podjęcia na nowo przerwanej dyskusji i zmienienia stosunków większości mocą (w domniemaniu) lepszych argumentów”41. Reguła większości nie jest doskonałą, zapewnia jednak, jego zdaniem, domniemanie racjonalnych wyników i sprawiedliwość proceduralną. Relacje i rozstrzygnięcia pomiędzy większością i mniejszością nie są stałe, lecz dynamicznie zmienne, głównie za sprawą różnego stosunku do obiektywnej prawdy. Sytuacja może ulec zmianie bez względu na to, jak wielką doraźną przewagę zdobędzie jakaś większość. Wcale nierzadkie są przypadki powrotu sporów na wokandę lub sytuacje, że zwycięska większość po pewnym czasie przyjmuje propozycje i program pokonanej mniejszości. „Liczba – pisał Daniel Bensaïd – nie ma nic wspólnego z prawdą, nie ma nigdy rangi dowodu. Fakt zaistnienia większości może – jeśli jest taka umowa – zamknąć spór. Ale apel zawsze pozostanie otwarty: aktualnej mniejszości przeciwko aktualnej większości, przyszłości przeciwko dniu dzisiejszemu, prawomocności przeciwko legalności, moralności przeciwko prawu”42. Rozwiązanie tej sprzeczności mogłoby nastąpić w wyniku przyjęcia zasady losowania przy ustalaniu przyjętych rozwiązań, ale to wymagałoby zniesienia systemu przedstawicielskiego, państwa i politycznej debaty. Z kolei skrajna profesjonalizacja doprowadziłaby do władzy oligarchii. Panująca oligarchia stwarza pozory panowania w imieniu i w interesie większości społeczeństwa. Kristin Ross pisze, że w latach 60-tych XX wieku pojawiło się pojęcie „milczącej większości”. Jest to bardzo ciekawa, ale klasowo zorientowana, figura retoryczno-polityczna, która pozwala zachować rządy mniejszości, pomimo zaostrzania się lub antagonizowania sprzeczności pomiędzy rządzącą mniejszością i większością społeczeństwa. Pozwala ona rządzącym powoływać się na bliżej nieokreśloną „wielką liczbę” milczących obywateli, przedstawiać się jako walczący z samowolą i anarchią. W rzeczywistości rządzący mają nadzieję, że milczenie większości trwać będzie wiecznie, a demokracja będzie występować jako „milcząca zgoda”. Pojęcie „mil41 42 Jürgen Habermas, Uwzględniając Innego. Studia do teorii politycznej, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2009, s. 277-278. Daniel Bensaïd, Permanentny skandal, [w:] Giorgio Agamben, Alain Badiou, Daniel Bensaïd, Wendy Brown, Jean-Luc Nancy, Jacques Rancière, Kristin Ross, Slavoj Žižek, Co dalej z demokracją?, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, Warszawa 2012, s. 54. 236 czącej większości” stwarza pozory, że jest korzystne dla wszystkich, podczas gdy faktycznie oznacza ono „najbardziej nieograniczone sprawowanie władzy przez najpotężniejszych i najbogatszych”. Kiedy Irlandia odrzuciła w referendum traktat Unii Europejskiej, domagano się od niej „albo zrzeczenia się prawa głosu, albo – co na jedno wychodzi – głosowania tak długo, aż uzyskany zostanie pożądany wynik, czyli zgoda”43. Panująca oligarchia nie chce dopuścić, aby radykalne mniejszości w jakikolwiek sposób naruszały istniejący system, chociaż deklaruje „poszanowanie praw” mniejszości. Kiedy w latach 1968-1969 doszło do masowych demonstracji, protestujący przedstawiali tę bezpośrednią demokrację jako walkę „aktywnej mniejszości”, twierdzili, że wybory są „zrutynizowaną formą demokracji przedstawicielskiej” i „pułapką dla głupców”. Korzystając z tych doświadczeń, sfery rządzące w obecnych czasach starają się zrelatywizować i zneutralizować znaczenie powszechnych wyborów, a wysoką absencję wyborczą interpretują jako wyrażenie zgody. Takie odmienione traktowanie wyborów oznacza zmianę charakteru ustroju politycznego i odchodzenie od demokracji. Kristin Ross, interpretując poglądy Jacques’a Rancière, pisze, że „Rządy demosu to nie władza ludu ani nawet większości, lecz raczej władza byle kogo. Każdy ma takie samo prawo rządzić, jak być rządzonym”44. Kristin Ross proponuje odejście od definiowania demokracji jako władzy zdobytej przez wybory i zdolności decydowania zgodnie z wolą większości. Demokracja we współczesnym rozumieniu nie jest związana z ilością, ani kontrolą. Oznacza natomiast potencjał i „zdolność zwykłych ludzi do odkrywania sposobów działania we wspólnym rozwiązywaniu problemów” 45 , „zdolność każdego z nas do zajmowania się wspólnymi sprawami” 46, natomiast „Nie interesuje się liczbami – ani tyrańską większością, ani mniejszością agitatorów”47. W demokracji należy też odrzucić podział społeczeństwa na tych, którzy są zdolni do uczestniczenia we wspólnym podejmowaniu decyzji i pozbawionych tej zdolności. „Demokracja polega więc na odmowie uznania tego podziału za podstawę organizacji życia politycznego. Jest ona 43 44 45 46 47 Kristin Ross, Demokracja na sprzedaż, [w:] Giorgio Agamben, Alain Badiou, Daniel Bensaïd, Wendy Brown, Jean-Luc Nancy, Jacques Rancière, Kristin Ross, Slavoj Žižek, Co dalej z demokracją?, jw., s. 120. Tamże, s. 122-123. Tamże, s. 122. Tamże, s. 134. Tamże, s. 122. 237 wezwaniem do równości, płynącym ze strony tych, których nie zaliczono w poczet najlepszych, wskutek użycia różnego rodzaju kryteriów znanych z dziejów: arystokratycznego pochodzenia, zbrojnej przewagi, bogactwa, rasy, kompetencji technicznych czy kierowniczych umiejętności”48. Zasada „większej liczby” nie zawsze jest wyrazem przestrzegania zasad demokracji. Za rządów Napoleona III zawłaszczono pojęcie demokracji i przeprowadzono wiele plebiscytów, w których, jak zapewniano, miano zwrócić suwerenność ludowi i obronić demokrację. Poprzez plebiscyt w 1851 roku Ludwik Napoleon uzyskał zatwierdzenie zamachu stanu, poprzez plebiscyt w 1852 roku uzyskał zgodę na przywrócenie cesarstwa, a poprzez plebiscyt w 1870 roku uzyskał zatwierdzenie swoich reform z ostatniego dziesięciolecia. Kiedy jednak lud pokazał, co myśli o tej „demokracji” i ogłosił republikę 4 września 1870 roku, a później proklamował Komunę Paryską, zabito i rozstrzelano 32 tysiące jej uczestników, a 40 tysięcy postawiono przed sądami. Dla odwrócenia uwagi społeczeństwa od problemów wewnętrznych nasilono ekspansję kolonialną i eksport tej formy „demokracji”. Pojęcie demokracji przestaje wówczas być używane „jako określenie żądań ludu w walce klas, a zaczyna usprawiedliwiać kolonialną politykę »krajów cywilizowanych«, czyli Zachodu wobec krajów niecywilizowanych, czyli reszty świata”49. Engels we Wprowadzeniu z 1895 r. do pracy Marksa Walki klasowe we Francji 1848-1850 problem większości i mniejszości rozpatrywał z pozycji klasowych. Jego zdaniem, wszystkie rewolucje polityczne, nawet jeśli zmieniały klasę panującą, władzę pozostawiały zawsze w rękach mniejszości, w porównaniu z masami ludowymi. Mniejszości te nie doszłyby do władzy, gdyby nie aktywne poparcie większości mas. „Nawet gdy uczestniczyła w nich większość, czyniła to tylko – świadomie lub nieświadomie – w interesie jakiejś mniejszości, która uzyskiwała wskutek tego, lub choćby nawet przez sam fakt biernego stanowiska i braku oporu ze strony większości, pozory przedstawicielki całego narodu”. Ale zdobycie władzy przez mniejszość zapoczątkowywało rozłam i walkę w jej łonie – „jedna część zadawalała się osiągniętymi zdobyczami, druga chciała iść jeszcze dalej i wysuwała nowe żądania, które przynajmniej w części odpowiadały rzeczywistym lub pozornym interesom szerokich mas ludowych”. Jeśli władzę obejmowała frakcja umiar48 49 Tamże, s. 123. Tamże, s. 129. 238 kowana, z reguły zaprzepaszczano rewolucyjne zdobycze – „dopiero drugie zwycięstwo partii bardziej radykalnej zabezpieczało w pełni zdobycze pierwszego zwycięstwa; skoro to zostało osiągnięte, a tym samym zrealizowane zostało to, co było koniecznością chwili – radykałowie ze swymi osiągnięciami znikali z widowni”50. Chodziło więc o przekształcenie rewolucji mniejszości w rewolucję w interesach większości. Do tego musiały jednak dojrzeć obiektywne warunki społeczno-ekonomiczne i polityczne. Z Komuny Paryskiej Marks i Engels wyciągnęli również wniosek istotny w kwestii sprzeczności pomiędzy większością i mniejszością. Nawet jeśli proletariat, który stanowił większość społeczeństwa, zdobędzie władzę polityczną, będzie musiał zburzyć stary aparat państwowy i wprowadzić dyktaturę proletariatu, czyli także dyktaturę nad samym sobą. Engels, wyrażając ogromne uznanie dla działań Komuny Paryskiej związanych z likwidacją burżuazyjnej machiny państwowej, odnotował także te posunięcia, które służyły zabezpieczeniu nowej władzy państwowej „przed swymi własnymi deputowanymi i urzędnikami, proklamując ich usuwalność w każdej chwili, bez żadnego wyjątku”51, przed możliwością transformacji „państwa i jego organów ze sług społeczeństwa w jego panów”52. Leninowi przyszło organizować wprowadzanie dyktatury proletariatu w kraju o liczebnej przewadze chłopstwa. Jego zdaniem każda demokracja w społeczeństwie antagonistycznym stanowi jedną z podstawowych form rozwoju walki klasowej, przy czym „najbardziej demokratyczna republika, nie jest niczym innym jak machiną do uciskania jednej klasy przez drugą” 53 . Rozważając zaś problem w kategoriach mniejszości i większości, pisał, że „najbardziej demokratyczna republika burżuazyjna nie jest niczym innym jak machiną do dławienia klasy robotniczej przez burżuazję, mas pracujących przez garstkę kapitalistów”54. Pomimo powstania państwa dyktatury proletariatu, którą Lenin uważał za dyktaturę większości nad burżuazyjną mniejszo50 51 52 53 54 F. Engels, Wprowadzenie do pracy Karola Marksa Walki klasowe we Francji 1848-1850 (wydanie z 1895 r.) , [w:] MED, t. 22, Książka i Wiedza, Warszawa 1971, s. 614-615. F. Engels, Wprowadzenie do pracy Karola Marksa Wojna domowa we Francji (wydanie z 1891 r.), [w:] MED, t. 22, Książka i Wiedza, Warszawa 1971, s. 235. Tamże, s. 236. W.I. Lenin, List do robotników Europy i Ameryki z 21 stycznia 1919 roku, Dzieła Wszystkie, Książka i Wiedza, Warszawa 1988, t. 37, s. 428-429. W.I. Lenin, Tezy i referat o demokracji burżuazyjnej i dyktaturze proletariatu 4 marca. I Kongres Międzynarodówki Komunistycznej 2-6 marca 1919 r., Dzieła Wszystkie, t. 37, Książka i Wiedza, Warszawa 1988, s. 478. 239 ścią, postulował, by robotnicy bronili się przed własnym państwem. Dla przezwyciężenia sprzeczności pomiędzy mniejszością a większością zalecał sojusz proletariatu z stanowiącym większość chłopstwem oraz ścisłą więź awangardy (partii politycznej) z masami pracującymi. Gdy Kautsky postawił pytanie: po co potrzebna jest dyktatura masom pracującym, skoro stanowią większość społeczeństwa? – Lenin odpowiadał, że po to, aby złamać opór burżuazji, by wzbudzić strach wśród reakcjonistów, by proletariat mógł trzymać w karbach swoich przeciwników. „Kautsky tych wyjaśnień nie rozumie. Zakochany w »czystości« demokracji, nie widzi on jej burżuazyjnego charakteru i »konsekwentnie« obstaje przy tym, że większość, skoro jest większością, nie ma potrzeby »łamać oporu« mniejszości, nie ma potrzeby »trzymać w karbach« jej »przemocą« - wystarczy, jeżeli dławić będzie wypadki naruszania demokracji. Zakochany w »czystości« demokracji, Kautsky niechcący popełnia ten sam maleńki błąd, który zawsze robią wszyscy burżuazyjni demokraci, mianowicie: formalną równość (na wskroś kłamliwą i obłudną w warunkach kapitalizmu) bierze za faktyczną”55. Zdaniem Lenina problemu nie można sprowadzać do liczbowej większości wyzyskiwanych, lecz trzeba widzieć, że wyzyskiwacze zachowują faktyczną przewagę nawet po przewrocie rewolucyjnym, pomimo swej liczebnie mniejszej. Posiadają oni pieniądze, majątki, lepsze wykształcenie, znajomości ludzi, umiejętności rządzenia i zarządzania, wpływy wśród warstw wykształconych itd. W tych warunkach „przypuszczenie, że w choć trochę głębokiej i poważnej rewolucji sprawę rozstrzyga po prostu stosunek większości do mniejszości, jest największą tępotą, jest najbardziej bzdurnym przesądem tuzinkowego liberała, jest oszukiwaniem mas […]. Nigdy […] wyzyskiwacze nie podporządkowują się decyzji większości wyzyskiwanych, zanim nie wypróbują w ostatniej, rozpaczliwej bitwie, w szeregu bitew swej przewagi. Przejście od kapitalizmu do komunizmu – to cała epoka dziejowa. Póki ona się nie zakończyła, wyzyskiwaczom nieuchronnie pozostaje nadzieje na restaurację, a nadzieje ta przeistacza się w próby restauracji”56. Lenin wskazał także na dialektykę pojęcia mniejszości, opozycji i wroga. Mniejszość, pod nazwą opozycji, może cieszyć się pewną ograniczoną 55 56 W.I. Lenin, Rewolucja proletariacka a renegat Kautsky, [w:] W.I. Lenin, Dzieła Wszystkie, t. 37, Książka i Wiedza, Warszawa 1988, s. 248. Tamże, s. 249. 240 swobodą w czasach pokojowych. Według Lenina „»opozycja« - to pojęcie dotyczące walki pokojowej i wyłącznie parlamentarnej, czyli pojęcie odpowiadające sytuacji nierewolucyjnej, pojęcie, które ma zastosowanie wtedy, gdy nie ma rewolucji. Podczas rewolucji mamy do czynienia z nieubłaganym wrogiem w wojnie domowej […]. Wówczas gdy burżuazja gotowa jest popełniać wszelkie zbrodnie […] gdy […] wzywa na pomoc obce państwa i intryguje wraz z nimi przeciw rewolucji, rozpatrywać zagadnienia bezlitosnej wojny domowej z punktu widzenia »opozycji« - to komiczne”57. Teoria awangardy przewodzącej nieświadomym masom jest wyrazem sprzeczności, a zarazem próbą jej rozwiązania. Do roli awangardy społecznej lub politycznej pretendują uczeni, eksperci czy niektóre organizacje społeczne i partie polityczne i chcą wyznaczać cele oraz środki i metody ich osiągania. Awangarda, stanowiąca nieliczną mniejszość, ma poczucie więzi z innymi i wyobcowania jednocześnie. Dlatego paradoksem awangardy jest między innymi to, że zrealizowanie jej pomysłów czyni ją zbędną, a klęska utwierdza ją w przekonaniu o słuszności wyznaczanych celów. Awangarda ma poczucie wyobcowania w sytuacji braku społecznego uznania, ale popularność i poklask utożsamia ją z masami. Paradoks awangardy polega m.in. na tym, że słuszność swych racji i radykalność mierzy głębią osamotnienia i siłą oporu społecznego. Awangarda podlega heglowskiej triadzie: teza – antyteza – synteza, ale kiedy nie chce zaakceptować poglądu, że jej awangardowość zależy od kontekstu społecznego, w którym funkcjonuje, popada w dogmatyzm, przemienia się w siłę konserwatywną i siłom postępowym i niezadowolonym przestaje być dłużej potrzebna. Kiedy awangarda nie potrafi skompensować błędów wynikających z błędnego rozpoznania rzeczywistości, zaczyna dostosowywać fakty do swoich koncepcji przy pomocy przemocy – przemocy w stosunku do środowiska zewnętrznego, jak i w stosunku do swoich przedstawicieli, którzy widzą potrzebę dostosowania się do nowych warunków lub chcą odegrać rolę nowej awangardy w awangardzie. Ale to oznacza definitywny koniec starej awangardy58. Wszelkie prawo do uszczęśliwiania mas przez elity oznacza jednak powstawanie ekonomicznych i politycznych przywilejów dla „uszczęśliwia57 58 Tamże, s. 268. Szerzej o dialektyce awangardy patrz: Katarzyna Growiec, Paradoksy awangardy, [w:] Paradoksy polityki. Redakcja naukowa Mirosław Karwat, Dom Wydawniczy Elipsa, Warszawa 2007, s. 270-284. 241 czy”, dążenie do utrzymania monopolu na program uszczęśliwiania większości, oczekiwanie bierności mas, potrzebę manipulowania ich świadomością i zachowaniem w życiu codziennym i politycznym. Od antagonizmu do agonizmu Rozwiązywanie problemów politycznych poprzez utrzymanie zasady większościowej jest z pewnością wyrazem chęci zapewnienia jedności społeczeństwa w warunkach antagonizmów społecznych. Identyfikacja większości poprzez głosowanie określa m.in. ramy tożsamościowe danej grupy społecznej. Nie likwiduje ona samych źródeł antagonizmów społecznych, ale daje poczucie siły w ewentualnym konflikcie z mniejszością, która dostrzegając, że jest mniejszością nie widzi szans stawienia oporu lub zachowuje się biernie, pozwalając tym samym na realizację postulatów i interesów większości. Demokracja deliberacyjna Dominująca w ostatnich dziesięcioleciach koncepcja demokracji deliberacyjnej opiera się na założeniu, że obywatele biorą aktywny udział w publicznych dyskusjach dotyczących kwestii politycznych. Jej celem jest osiągnięcie consensusu wykraczającego poza zgodę na określone procedury. W wyniku deliberacji wolni i równi obywatele (oraz ich przedstawiciele) legitymizują decyzje, które są zrozumiałe i mogą być przez wszystkich zaakceptowane. Podjęte w danym momencie decyzje obowiązują wszystkich obywateli, ale mogą podlegać krytyce w przyszłości. Punkt widzenia ludzi odnośnie rozwiązania określonej kwestii może zostać zmodyfikowany w toku dalszych deliberacji. Deliberacja pozwala na uświadomienie i wypracowanie pojęcia wspólnego dobra. Dążenie do consensusu jest więc w demokracji deliberacyjnej wartością samą w sobie, czymś, co jest przeciwieństwem konfrontacji i rywalizacji. W koncepcji demokracji deliberacyjnej każdy może przekonać każdego – jeśli nie udało się dziś, to może udać się jutro. „W gruncie rzeczy w tej wizji nie ma miejsca na opozycję. Chyba, że jest to opozycja, która nie daje się wciągnąć w rozumny dialog. Jeśli jednak już się ona pojawia, jest tylko zagrożeniem dla demokracji jako takiej. Opozycję taką należy zatem wyelimi242 nować w imię ogólnego kompromisu i otwartej debaty. W praktyce oznacza to trzy rzeczy. Po pierwsze, pogodzenie z kapitalizmem jako nieprzekraczalnym horyzontem uspołecznienia i zredukowanie polityki do eksperckiej dziedziny zarządzania systemem. Po wtóre, uznanie postaw antykapitalistycznych za irracjonalne i wrogie demokracji. Po trzecie, odrzucenie związku między partią polityczną a jej społeczną bazą”59. Chantal Mouffe, przeciwstawiając się formalnie koncepcji demokracji deliberacyjnej, uważa, że zadaniem demokracji nie jest dążenie do uznawanego przez wszystkie siły polityczne consensusu, ale ucywilizowanie form sprzecznych interesów. W procesie dochodzenia do consensusu, następuje z reguły odwoływanie się do racjonalizmu. Skutkiem osiągniętego w wyniku deliberacji consensusu może być jednak, jej zdaniem, brak reprezentacji wykluczonych grup interesów, których postulaty traktuje się, jako nieracjonalne i zbyt radykalne. Tym wykluczeniem autorka tłumaczy wzrost znaczenia wpływów populizmu i roli ugrupowań populistycznych szczególnie w Europie. Zdaniem Chantal Mouffe, zwolennicy koncepcji demokracji deliberacyjnej zakładają, że antagonizm, który konstytuuje polityczność, jest usuwalny i może istnieć wolna od wykluczeń sfera publiczna. Jej zdaniem, zwolennicy tej koncepcji negują konfliktową naturę nowoczesnego pluralizmu, nie dostrzegają, że zakończenie deliberacji wyklucza inne możliwości. Jeżeli z systemu opartego na walce antagonizmów, chce się je wyeliminować, to wówczas rozmyciu ulegają granice polityczne i proces konstytuowania się odrębnych tożsamości politycznych, co odwodzi wielu ludzi od uczestnictwa w życiu politycznym. Według niej brak demokratycznego sporu na temat realnych alternatyw politycznych powoduje, iż antagonizmy manifestują się w formach osłabiających podstawy demokracji. Rozwój skrajnych form indywidualizmu, charakterystycznego dla neoliberalizmu, prowadzi wielu ludzi do poszukiwania innych form identyfikacji, w postaci fundamentalizmów religijnych, moralnych, etnicznych. Powstanie tych form identyfikacji jest więc bezpośrednią konsekwencją braku demokracji i nie sprzyja procesowi demokratyzacji. „Rozwój moralizatorskiego dyskursu, obsesyjne ujawnianie skandali we wszystkich sferach życia i rozrost różnych odmian fundamentalizmu 59 Przemysław Wielgosz, Chantal Mouffe i paradoksy demokracji, http://nowakrytyka.pl/spip.php?article251, 9.07.2012. 243 religijnego zbyt często są wynikiem pustki w życiu politycznym spowodowanej brakiem demokratycznych form identyfikacji, wiążących się z rywalizującymi wartościami politycznymi” 60 . W grach politycznych przy braku politycznych linii demarkacyjnych, wykorzystuje się problem seksualności, proklamuje krucjatę przeciwko „korupcji i brudnym interesom”. Panujące ugrupowania polityczne starają się nakreślić granice polityczne „wokół tożsamości religijnych bądź niepodlegających negocjacjom wartości moralnych”61. Jest to widoczne w nagłaśnianych sprawach bezczeszczenia symboli religijnych i cmentarzy; potępianiu aborcji, którą przedstawia się jako morderstwo; stosunku do bicia lub zabójstwa dzieci; znęcania się nad starymi rodzicami; molestowania seksualnego dzieci, chorych, aresztowanych lub podległych pracowników. Agonizm Chantal Mouffe marginalizuje problem stosunku między większością i mniejszością. U podłoża jest stanowiska leży rozróżnienie dwóch form antagonizmu: antagonizmu właściwego i agonizmu. „Antagonizm to walka pomiędzy wrogami, natomiast agonizm jest walką toczoną przez przeciwników”. Postuluje przekształcenie antagonizmu w agonizm, aby uniknąć przekształcenia oponenta we wroga, a konsens będzie wówczas „konsensem konfliktowym”. Dobrze funkcjonująca demokracja wymaga bowiem możliwości żywiołowego starcia się demokratycznych stanowisk politycznych. „Musimy pogodzić się z tym, że każdy konsens jest chwilowym rezultatem niestałej hegemonii, stabilizacją władzy i zawsze wiąże się z jakąś formą wykluczenia. Koncepcje głoszące możliwość zaniku władzy w następstwie racjonalnej debaty oraz oparcia legitymizacji na czystej racjonalności, są złudzeniami mogącymi zagrozić demokratycznym instytucjom” 62 . Demokracja agonistyczna, uznając naturalną granicę sprzecznych stanowisk politycznych, będzie uznawać za naturalne wykluczenia i nie będzie skrywać ich „za zasłoną racjonalności lub moralności. Godząc się z hegemoniczną naturą społecznych stosun60 61 62 Chantal Mouffe, Paradoks demokracji, Wydawnictwo Naukowe Dolnośląskiej Wyższej Edukacji TWP we Wrocławiu, Wrocław 2005, s. 131. Tamże, s. 132. Tamże, s. 122. 244 ków i tożsamości, może przyczynić się do pokonania wszechobecnej w demokratycznych społeczeństwach pokusy naturalizacji swych granic i esencjalizacji tożsamości”63. Chantal Mouffe, przeciwstawiając się koncepcji demokracji deliberacyjnej, uważa, że specyfiką współczesnej demokracji powinno więc być uznanie i legitymizacja konfliktu. Jest przekonana, że w ten sposób formułuje alternatywę dla modelu deliberacyjnego, jak i agregacyjnego. Jej zdaniem dawna polityka i polityczność miały antagonistyczny wymiar i dlatego stosunki między ludźmi były obciążone potencjalnym konfliktem. Natomiast w jej propozycji chodzi o „oswojenie wrogości” i „zażegnanie potencjalnego antagonizmu” oraz o „ustalenie różnicy my/oni w sposób dający się uzgodnić z pluralistyczną demokracją”. Chce ona stworzyć „przestrzeń dla różnicy zdań” i instytucje, w których się one mogą ujawniać. „Oni”, jej zdaniem, nie powinni być spostrzegani jako „wrogowie”, których należy zniszczyć, lecz jako „przeciwnicy”, których idee się zwalcza, lecz których praw do obrony tych idei się nie kwestionuje. Jest to, jak pisze Chantal Mouffe, zgodne z liberalnodemokratyczną tolerancją. Nie likwiduje to więc antagonizmu, który, podobnie jak pluralizm, jest trwałym elementem rzeczywistości. „Przeciwnik jest wrogiem, lecz wrogiem posiadającym pełnię praw, kimś, z kim łączy nas pewna wspólnota podstaw, dzielimy z nim bowiem poparcie dla etycznopolitycznych zasad liberalnej demokracji: wolności i równości”64. Chantal Mouffe pomija w swoich rozważaniach problem tożsamości większości i mniejszości. W koncepcji demokracji agonistycznej przestaje on bowiem być istotny i nie ma programowego charakteru. Polityka zostaje w niej sprowadzona do pewnej przepychanki i gry, w której różne siły polityczne przedstawiają swoje wizje „dobra wspólnego” i realizują własne przejściowe formy hegemonii nie określone żadnymi ramami czasowymi. Wbrew deklaracjom Chantal Mouffe, agonizm nie musi prowadzić do zaniku różnych form kolektywnej identyfikacji i polityki tożsamości, czy też nagłego wzrostu aktywności i optymizmu w polityce. Z pewnością jednak apel Chantal Mouffe o stworzenie przestrzeni dla różnicy zdań i rozwijanie instytucji, w których może się ona ujawniać ma w warunkach dominacji oligarchii praktyczny i demokratyczny sens. 63 64 Tamże, s. 122-123. Tamże, s. 118-119. 245 Chantal Mouffe dostrzega, że centrolewica, której przedstawicielami byli Blair i Schröder, nie chciała już reprezentować najemnej siły roboczej. W jej języku nie było już nawet takich pojęć jak klasy panujące i podporządkowane, posiadające i nieposiadające środki produkcji. Zamiast tego ta centrolewica mówiła o tych, którym się nie udało, o przegranych i niedostosowanych. Najemni pracownicy zmieniani zostali w samą sobie winną mniejszość nieudaczników. Mouffe słusznie nawołuje do porzucenia idei polityki ponad podziałami społecznymi i politycznymi i do przywrócenia antagonizmom ich należnej roli w systemie demokratycznym. Sama idea władzy ludu zakłada pluralizm postaw i nieuchronny konflikt między antagonistycznymi interesami. Jej sensem jest właśnie stworzenie przestrzeni dla politycznej artykulacji owego konfliktu. Demokracja jest dla niej płaszczyzną i mechanizmem, poprzez który te sprzeczności mogą się ujawniać i ścierać. Przemysław Wielgosz zasadnie pisał, że Mouffe jednak „w gruncie rzeczy stoi na pozycjach bliskich deliberacjonizmowi – uznaje, że nie ma kryterium pozwalającego odróżnić słuszną pozycję od niesłusznej, że rozstrzyga tylko siła (której nie towarzyszy racja klasowego interesu), że zatem interesy klasowe pracowników i kapitalistów mają w ostateczności ten sam status. W ten sposób […] umyka prosty fakt istnienia systemu kapitalistycznego, który sprawia, że antagonizm praca-kapitał wyraża konflikt między władzą a stawianym jej oporem, że zatem znaku równości między antagonistami postawić się nie da. Deliberacjoniści uznają nieprzekraczalność kapitalizmu twierdząc, że jest on elementem ładu poręczonego przez komunikacyjny rozum, agoniści robią to samo, gdy przyjmują, że stanowi on ramy starcia politycznego. Pierwsi chcą wyeliminować antagonizmy i reprezentować całe społeczeństwo, drudzy rewindykują antagonizmy, ale abstrahują od ich ekonomicznego wymiaru, i wskutek tego stawiają między nimi niebezpieczny znak równości. A wreszcie, co najważniejsze, i jedni i drudzy stawiają się ponad antagonizmami zakorzenionymi w przynależnościach społecznych wyznaczonych przez stosunek do władzy i środków produkcji. Pojednanie czy zrównanie statusu różnic wychodzi w tej sytuacji na jedno. […] Alternatywa między centrolewicą a postmarksistami okazuje się złudna. Koncepcje Mouffe są tak samo konformizujące jak teksty Giddensa. […] Nie sposób nie zgodzić się z jej koncepcją demokracji jako formy żywiącej się antagonizmami społecznymi. Jednakże nie sposób się z nią zgodzić, gdy odrywa owe antagonizmy od antagonistycz246 nego charakteru samego kapitalizmu. […] Dzisiaj nie chodzi o odzyskanie jakiegokolwiek antagonizmu jak sugeruje Mouffe, ale o ożywienie tego rodzaju antagonizmu, który decyduje o kształcie społeczeństwa. Aby to zrobić, lewica winna nie tylko porzucić centrolewicowe mrzonki o polityce ponad podziałami, ale także wyzwolić się od postmarksistowskiej wiary w politykę ponad kapitalizmem”65. Jeśli dopuszcza się antagonizm jako podstawę demokracji, należy dostrzec problem większości i mniejszości w rozstrzyganiu jej problemów. Nawet jeśli antagonizm zastąpi się agonizmem, problem większości-mniejszości pozostaje. Relatywizm Gustawa Radbrucha Zgodnie z zasadą relatywizmu społecznego, kierownictwo państwem w warunkach demokracji oddaje się tej sile politycznej, która zdobywa większość w wyborach. Nie ma innego i jednoznacznego kryterium oceny słuszności poglądów, koncepcji i programów politycznych. „Każde stanowisko, a w tym każdy światopogląd, można zwalczać ze stanowiska innego, ale zarazem każdy wymaga również szacunku ze stanowiska przeciwnego. […] Radbruch wykazuje niezbędność traktowania wszelkich poglądów społecznych, prawnych i politycznych równowartościowo i z tego powodu najwyżej ceni demokrację, u podłoża której zawiera się relatywizm. Demokrację wiąże z wartością fundamentalną, to znaczy wolnością. Przestrzega, że dyktatura może powstać w ustroju demokratycznym, a więc fakt występowania instytucji demokratycznych nie znaczy jeszcze, że ustrój jest demokratyczny” 66. Gustaw Radbruch rozważa sytuację, w której następuje zamiana miejscami pomiędzy mniejszością i większością, mniejszość staje się rządzącą większością, a większość staje się opozycyjną (lub nawet pozbawioną praw politycznych) mniejszością oraz konsekwencje tego dla funkcjonowania systemu sprawiedliwości. Gustaw Radbruch w okresie Republiki Weimarskiej był zdecydowanym zwolennikiem pozytywizmu prawniczego. Zgodnie z pozytywistycznym stanowiskiem teoretycznym, nie można byłoby pozbawić 65 66 Przemysław Wielgosz, Chantal Mouffe i paradoksy demokracji, jw. Maria Szyszkowska, Teoria i filozofia prawa, Dom Wydawniczy Elipsa, Warszawa 2008, s. 190. 247 ustawodawstwa Niemiec hitlerowskich ważności prawnej. Sędzia musi bowiem wydawać wyroki jedynie w oparciu o zgodność z prawem, a nie zgodnie z zasadą sprawiedliwości czy własnym sumieniem. Na gruncie pozytywizmu prawniczego przeprowadzenie linii demarkacyjnej między przepisami obowiązującymi, ustanowionymi przez większość, a niesprawiedliwym i ustawowym bezprawiem było niemożliwe. Radbruch po doświadczeniach Niemiec z narodowym socjalizmem zdystansował się od swej pierwotnej teorii i zwrócił się ku teorii prawa naturalnego. Uważał, że: „Także to prawo ponadustawowe może przybrać formę ustawy” 67 . Odmówił w związku z tym miana prawa takiemu prawu pozytywnemu (ustawom), które traktowało jakiegoś człowieka jako podczłowieka, świadomie naruszało sprawiedliwość czy prawo natury. Prawo ponadustawowe czyni fałszywym pozytywistyczny znak równości prawa i ustawy. Słynna „formuła Radbrucha” głosi, że jeśli norma prawna (ustawa) w drastyczny sposób narusza normy moralne, to nie obowiązuje. Taka norma (ustawa) nie staje się prawem i obywatele nie mają obowiązku jej przestrzegania, a sądy i administracja stosowania. „Formuła Radbrucha” zaprezentowana po raz pierwszy w 1946 roku, pozwoliła na podważenie wielu krzywdzących aktów prawnych i wyroków wydanych w czasach III Rzeszy. Na jej podstawie za bezprawne uznano pozbawienie majątku i obywatelstwa emigrantów pochodzenia żydowskiego oraz wyroki przeciwko dezerterom w wojnach zaborczych. Pozwalała ona na ukaranie osób odpowiedzialnych za zbrodnie wojenne, zbrodnie przeciwko pokojowi i zbrodnie przeciwko ludzkości, a także strzelanie do osób uciekających z NRD przez Mur Berliński. Odrzucenie przez tę formułę skorupy dogmatyzmu prawniczego pozwalało ukarać denuncjatorów do Gestapo za pomoc w „mordzie sądowym”, ponieważ czyn będący przedmiotem denuncjacji nie stanowił zdrady stanu nawet według wówczas obowiązującego prawa. Można było również pociągnąć do odpowiedzialności karnej sędziego za wydane przez niego „nieludzkie” wyroki karne, nawet jeśli były wydane na podstawie narodowosocjalistycznych ustaw. Formuła ta pozwoliła również skazać lekarzy za udział w programie eutanazji, nawet jeśli przeprowadzano ją na podstawie formalnie zgodnej z prawem decyzji Hitlera, gdyż ze względu na treść była bezprawiem. „Formuła Radbrucha” wymaga od sędziów apolitycz67 Gustaw Radbruch, Ustawa i prawo, [w:] „Ius et lex” nr 1/2002, Przedruki, s. 160. 248 ności, silnego charakteru i cywilnej odwagi. Twierdzenia, że sędzia ma odwoływać się przy osądzaniu oskarżonych do własnego sumienia, oznacza jednak zgodę na indywidualną ocenę przepisów prawnych i wiarę w istnienie moralności uniwersalnej ucieleśnionej w osobie sędziego. Bez względu na konsekwencje prawne, „formuła Radbrucha” była pewną próbą prawnofilozoficznego usankcjonowania politycznych praw mniejszości, jednakże traktowanych jako wyjątek, a nie norma powszechna. Radbruch zdawał sobie sprawy z tego, że nie można w sposób trwały rozwiązać sprzeczności pomiędzy wolą większości i mniejszości w polityce, która wyraża się w sprzeczności między pozytywizmem prawniczym i ponadustawowym prawem natury. W związku z tym, uznając prawa rządzącej większości, pisał, że z jednej strony „musi zachować aktualność pozytywistyczna teza, że ustawa powinna być uznawana za obowiązujące prawo bez względu na swoją treść. Państwo prawa i bezpieczeństwo prawne wymagają zasadniczego związania ustawą. Tylko w pojedynczych, wyjątkowych przypadkach można od niego odstąpić, tylko w przypadkach, które przeżyliśmy w okresie nazizmu”, kiedy doszło do podważenia „idei równości wobec prawa, idei równych praw człowieka dla wszystkich noszących ludzkie oblicze; gdy wydaje rozkazy, a nie normy prawne”. A z drugiej strony, uznając prawo i możliwość przekształcenia się mniejszości w rządzącą większość, wskazywał niebezpieczeństwa odwołania się i „uznania prawa ponadustawowego” 68 . Sprzeczność pomiędzy sprawiedliwością a bezpieczeństwem prawnym, tak jak i sprzeczność pomiędzy większością i mniejszością, wpisana jest bowiem w każde prawo. Rozwiązanie jej przestaje być celem, a staje się jej niekończącym się ruchem. DIALECTICS OF THE MAJORITY AND MINORITY In the term democracy, there is a contradiction between the businesses of the majority and the minority of citizens. In antagonistic societies, this contradiction took dramatic forms. To solve this problem, officials were drawn, a plural voting system was used, new political institutions came into being, theories of „the vocal minority” and „the silent majority” became famous, elites and specialists governed, and dictatorship was 68 Tamże, s. 163. 249 established. The number of rights of the minority is often a measure of democracy. Achieving a majority of votes does not mean possessing the truth or acting according to the rules of justice. The majority may become the minority and the other way round. In order to challenge decisions made in compliance with democratic procedures, which constantly stigmatize and marginalize the minority, people refer to the concept of natural and moral rules. Oligarchy pretends to rule in businesses of the majority. To legitimize decisions, deliberative democracy assumes reaching consensus. The need to avoid contradictions between the majority and the minority is expressed as a proposal to transform antagonism into agonism. Dr Edward Karolczuk – Konsultant w Rejonowym Ośrodku Doskonalenia Nauczycieli i Informacji Pedagogicznej „WOM” w Rybniku e-mail: [email protected] 250 Wiktor SZEWCZAK DYSKURS PUBLICZNY JAKO SUBSTYTUT REPREZENTACJI POLITYCZNEJ – WYMIAR PARAINSTYTUCJONALNY WSPÓŁCZESNEJ DEMOKRACJI Wprowadzenie: Znaczenie reprezentacji dla demokracji Zasada reprezentacji jest jednym z fundamentów nowożytnej demokracji. Jest ona na tyle mocno wpisana w ustrój demokratyczny, że niektórzy filozofowie polityki wykazują skłonność nawet do ich utożsamiania 1. Istotność zasady reprezentacji wyraża się również w tym, że znajduje ona często oparcie konstytucyjne. W Polsce jest tak w obowiązującej dziś Konstytucji RP z 1997 roku, gdzie w art. 4 ust. 2 wskazuje się, że „naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio”2. Już z samej konstrukcji tego zapisu wnioskować można, że władza sprawowana poprzez reprezentantów jest najbardziej istotną jej formą, zaś bezpośrednie jej sprawowanie przez suwerena ma znaczenie drugorzędne. Potwierdził zresztą taką interpretację zapisów ustawy zasadniczej Trybunał Konstytucyjny, który w 2006 roku orzekł, że to władza przedstawicielska jest w Polsce regułą, zaś bezpośrednia władza suwerena jedynie od niej wyjątkiem czy uzupełnieniem3. I taka jest praktyka funkcjonowania współczesnych systemów demokratycznych – odwołanie bezpośrednie do woli suwerena następuje rzadko, zaś większość decyzji politycznych jest podejmowana przez organy przedstawicielskie ją reprezentujące. Nie zmieniają tego pojawiające się niekiedy projekty demokracji deliberatywnej, partycypacyjnej czy cyberdemokracji itp., w których to obywatele, a nie ich reprezentanci, mieliby być bezpośrednio zaangażowani w 1 2 3 Zob. np. D. Plotke, Representation Is Democracy, „Constellations” 1997, Vol. 4, No. 1, s. 30-32. Z drugiej strony należy zauważyć, że w niektórych koncepcjach reprezentacja nie musi mieć charakteru demokratycznego i – w zależności od zastosowanych tzw. reguł oceny (rules of recognition) przez reprezentowanych – reprezentacja niedemokratyczna jest również jak najbardziej możliwa (zob. A. Rehfeld, Towards a General Theory of Political Representation, „The Journal of Politics” 2006, Vol. 68, No. 1, s. 1-20). Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 r. (Dz.U. 1997 nr 78 poz. 483). Uzasadnienie Wyroku Trybunału Konstytucyjnego z dnia 3 listopada 2006 roku, sygn. akt. K 31/06 (Dz. U. Nr 202, poz. 1493). 251 procesy decyzyjne. Nawet jeżeli te koncepcje są niekiedy wdrażane, to ich znaczenie jest póki co marginalne4. Nie stanowią one zresztą, wbrew pierwotnym oczekiwaniom, rozwiązania idealnego. Bezpośrednie sprawowanie całej władzy przez suwerena w skali makro wiązałoby się bowiem z całym szeregiem negatywnych konsekwencji, takich jak zagrożenie systemową tyranią większości, sprowadzenie polityki do gry o sumie zerowej, obciążenie opinii publicznej brzemieniem znacznej odpowiedzialności i zobowiązaniem do pozyskiwania ogromnej wiedzy, zagrożenie polaryzacją społeczeństwa i ekstremizmami itd.5 Demokracja przedstawicielska nie jest jednak pierwotną formą tego ustroju politycznego6. Stworzona ona została i rozpowszechniona w wyniku tzw. drugiej transformacji demokratycznej (określenie Roberta A. Dahla), w trakcie której bezpośrednie rządy ludu zostały zastąpione rządami przedstawicielskimi, przy zachowaniu jednakże zasady realizowania woli obywateli tworzących wspólnotę polityczną 7 . Reprezentacja jest więc przede wszystkim rozwiązaniem problemu o charakterze technicznym, związanego z wytworzeniem się państwa narodowego i przejmowaniem przez nie roli – pełnionej wcześniej przez zbiorowości o mniejszym zasięgu – podstawowej areny demokratycznej polityki8. Polega on na tym, że niewykonalne jest zgromadzenie wszystkich obywateli przeciętnej wielkości państwa narodowego w celu wspólnego podjęcia decyzji zbiorowej, zaś inne sposoby jej bezpośredniego podjęcia przez demos (takie jak np. referendum) są na tyle kosztowne i niedoskonałe, że niemożliwe jest ich zastosowanie do bieżącego zarządzania organizacją państwową9. Aby to umożliwić, stworzono zatem system przedstawicielstwa, w którym obywatele nie biorą udziału bezpośrednio w podejmowa4 5 6 7 8 9 Zob. np. P. Lissewski, Cyberdemokracja? Internetowe iluzje, „Przegląd Politologiczny” 2002, nr 3, s. 117-118. G. Sartori, Teoria demokracji, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1994, s. 150-156. J. Miklaszewska, Demokracja – dzieje pojęcia, w: Oblicza demokracji, red. R. Legutko i J. Kloczkowski, Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2002, s. 14-15. R. A. Dahl, Demokracja i jej krytycy, Wydawnictwo Znak, Kraków 1995, s. 39-52. Por. R. A. Dahl, O demokracji, Wydawnictwo Znak, Kraków 2000, s. 13-28. Nawet w kolebce demokracji bezpośredniej – starożytnych Atenach, nie wszystkie decyzje polityczne podejmowane były przez zgromadzenie ludowe. Bieżące zarządzanie wspólnotą pozostawało w rękach urzędników, których można traktować jako reprezentantów demos, zaś same obrady zgromadzenia ludowego i podejmowane tam decyzje były przygotowywane przez mniej liczebne organy (D. Judge, Representation. Theory and practice in Britain, Routledge, London 1999, s. 3-5; zob. też D. Held, Modele demokracji, Wydawnictwo UJ, Kraków 2010, s. 21-23). Już stosunkowo nieliczna zbiorowość mieszkańców Aten byłaby więc niemożliwa do efektywnego zarządzania wyłącznie w drodze demokracji bezpośredniej, zaś przy powstawaniu państw narodowych, zwykle dużo liczebniejszych i większych terytorialnie, problem ów miał znaczenie kluczowe. 252 niu decyzji politycznych, ale wyłaniają swoich reprezentantów, uprawnionych do tego, by czynić to w ich imieniu. Modele reprezentacji politycznej W praktyce funkcjonowania systemów demokratycznych wytworzyło się dotąd wiele modeli instytucjonalnych reprezentacji, zaś w teorii demokracji – wypracowano wiele ich uzasadnień i aksjologicznych fundamentów 10. Sama reprezentacja może być rozumiana przynajmniej na kilka sposobów. Na przykład Andrew Heywood wskazuje na cztery możliwe jej modele: 1. Powiernictwo – reprezentant to kierujący się samodzielnym osądem powiernik, działający dla interesu mniej od niego rozumnych i słabiej rozeznanych reprezentowanych oraz biorący za nich odpowiedzialność, 2. Delegacja – reprezentant jest jedynie bezwiednym nośnikiem opinii innych, zobowiązanym do działania według ściśle wytyczonych wskazówek czy instrukcji i nie mogącym poza nie wykroczyć, 3. Mandat – reprezentant ma mandat od ugrupowania, pod którego szyldem dostał się do ciała przedstawicielskiego i dlatego jest zobowiązany, by realizować jego program, który został poparty w wyborach przez obywateli, 4. Podobieństwo – reprezentant to osoba typowa dla reprezentowanej grupy, zaś struktura ciała przedstawicielskiego winna możliwie wiernie odzwierciedlać strukturę demos, na przykład pod względem wieku, wykształcenia, interesów grupowych itd.11 Modele te kładą nacisk na różne aspekty reprezentacji, pozostają jednak zgodne pod pewnym względem, odpowiadającym zresztą etymologii pojęcia. Łacińskie określenie „repraesentare” oznacza tyle, co „ponownie ujawnić, ponownie przedstawić, ponownie zamanifestować”12. Dosłownie tłumaczyć je można jako „przedstawiać coś czy kogoś, co nie jest obecne, ale istnie10 11 12 Zob. np. N. Urbinati, M. E. Warren, The Concept of Representation in Contemporary Democratic Theory, “Annual Review of Political Science” 2008, Vol. 11. A. Heywood, Klucz do politologii. Najważniejsze ideologie, systemy, postacie, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2008, s. 133-134; A. Heywood, Politologia, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2008, s. 279-284. Na temat etymologii, a także historycznych przemian w znaczeniu słowa „reprezentacja” patrz: H. F. Pitkin, The Concept of Representation, The University of California Press, Berkeley – Los Angeles – London 1967, s. 241 i nast.; D. Runciman, M. Brito Vieira, Reprezentacja, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2011, s. 19-42. 253 je w rzeczywistości” 13 . Reprezentacja – etymologicznie – jest więc „obrazem”, „podobieństwem” czy „odbiciem”. Najdalej odbiega od tego model powiernictwa, jednak i w nim zachowana zostaje zasada wtórności reprezentanta wobec reprezentowanych: to ich interesy mają tu zasadnicze znaczenie. Przedrostek „re-” wskazuje, że reprezentowanie jest pochodne, jest odbiciem („ponownym prezentowaniem”) tego, co pierwotne i znajduje się po stronie reprezentowanych. Im większa zaś różnica między tym co reprezentowane, a tym co reprezentuje, z tym bardziej niedoskonałą reprezentacją mamy do czynienia – idealna miałaby charakter „przezroczysty”14. Różnice między poszczególnymi modelami stają się nieistotne gdy spojrzymy na problem reprezentacji z punktu widzenia teorii racjonalnego wyboru, zaś samą demokrację potraktujemy jako instytucjonalny mechanizm decyzyjny, który charakteryzuje się specyficznymi właściwościami, dzięki którym podejmowanie rozstrzygnięć w zbiorze dostępnych alternatyw możemy określić jako demokratyczne 15 . Tak pojmowana demokracja opiera się przede wszystkim na konfrontowaniu różnych systemów preferencji jednostkowych, charakteryzujących obywateli i składające się z nich grupy oraz ustalaniu w ten sposób wspólnej preferencji społecznej 16 . W takim przypadku reprezentacja będzie polegała na odtworzeniu struktury preferencji w społeczeństwie przez decydentów i uczynienia z niej podstawy procesów decyzyjnych. Perspektywa racjonalnego wyboru zakłada, że wyborcy, chcąc zapewnić sobie realizację interesów czy preferencji, głosują (lub przynajmniej powinni głosować) na tych kandydatów do ciała przedstawicielskiego, których system preferencji, wyrażany w postaci programu politycznego, jest najbardziej zbliżony do ich własnego w istotnych dla nich kwestiach17. W takim ujęciu miarą reprezentacji jest stopień podobieństwa struktury preferencji jednostkowych w 13 14 15 16 17 B. Ponikowski, Pojęcie reprezentacji jako kategoria teorii polityki, w: Studia z teorii polityki, Tom III, red. A. Czajowski i L. Sobkowiak, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2000, s. 164. E. Laclau, Emancipation(s), Verso – New Left Books, London 1996, s. 85 oraz 97. Równocześnie autor ten zauważa, że idealna, w pełni „przeźroczysta” reprezentacja jest z samej swojej istoty niemożliwa. Patrz też: L. Rasiński, Dyskurs i władza. Zarys polityki agonistycznej, Wydawnictwo Naukowe Dolnośląskiej Szkoły Wyższej, Wrocław 2010, s. 51-54. Por. G. Lissowski, Demokratyczne sposoby podejmowania decyzji, „Prakseologia” 1983, nr 3-4, s. 67-71; J. Haman, Demokracja, decyzje, wybory, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2003, s. 39-46. Jest to tzw. agregatywna koncepcja demokracji i dobra wspólnego (zob. I. Shapiro, Stan teorii demokracji, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2006, s. 14-28). G. Lissowski, Wprowadzenie do przestrzennej teorii głosowania, „Studia Socjologiczne” 2003, nr 1, s. 10-34; zob. też J. Raciborski, Zachowania wyborcze Polaków, w: Wymiary życia społecznego. Polska na przełomie XX i XXI wieku, red. M. Marody, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2002, s. 228230. 254 społeczeństwie i struktury preferencji reprezentantów tworzących ciało przedstawicielskie. Gdy pojęcie reprezentacji odniesiemy do zgodności systemów preferencji, to różnice pomiędzy poszczególnymi jej modelami zanikają bądź sprowadzają się do kwestii czysto technicznych, nie mających wpływu na ostatecznie przyjmowane decyzje polityczne. Najdłużej będzie się tu bronił przed takim ujednoliceniem model powiernictwa, jednak i on mu się nie oprze w momencie, gdy przyjmie się postulowane przez R. Dahla zasady postępowania demokratycznego, odnoszące się do kompetencji obywateli oraz równego traktowania ich preferencji (słabą i mocną zasadę równości oraz zasadę presumpcji osobistej autonomii). I w istocie, model reprezentacji jako uwolnionego od preferencji reprezentowanych powiernictwa, opierać by musiał się na koncepcji kurateli, uznawanej przez R. Dahla za niedemokratyczną – a zatem reprezentacja demokratyczna musi, zdaniem tego teoretyka, zakładać, że możliwości rozpoznawania własnych interesów oraz kompetencje w zakresie rozstrzygania o losie swoim i społeczności są wśród jej członków zbliżone18. Tym samym nie można przyjąć, że przedstawiciel w demokratycznym systemie sprawowania władzy będzie potrafił lepiej rozpoznawać interesy obywateli niż oni sami. W swoich działaniach w sferze polityki będzie musiał zawsze jako punkt odniesienia przyjmować poglądy, interesy i preferencje swoich wyborców. Z drugiej natomiast strony wyborcy będą starali się odczytywać to, jakie rozwiązania określonych problemów decyzyjnych proponują im poszczególni kandydaci, a następnie wybierać tych, których propozycje są najbardziej zbliżone do ich systemu preferencji. Tradycyjny model reprezentacji Powyższy model reprezentacji zakłada wzajemne komunikowanie i odczytywanie systemów preferencji między obywatelami i ich przedstawicielami bądź kandydatami na przedstawicieli. Obywatele potrzebują tej informacji, by dokonywać racjonalnych decyzji wyborczych, zaś przedstawiciele – by móc konstruować programy polityczne i podejmować decyzje polityczne oparte na przedstawicielstwie. Używając terminologii wprowadzonej przez 18 R. Dahl, Demokracja i jej krytycy, op. cit., s. 77-169. 255 Niklasa Luhmanna, można powiedzieć, że we współczesnej demokracji dokonują się „komunikacyjne procesy okrężne”, polegające na tym, że obywatele (publiczność) oraz reprezentanci (władza) dokonują wzajemnej obserwacji19. Zauważają to również Juliet Roper, Christina Holtz-Bacha i Gianpietro Mazzoleni, którzy piszą: „Na reprezentację można patrzeć z dwóch stron. Z jednej strony, jednostki (obywatele) poszukują reprezentacji swoich interesów w kształtowaniu polityki publicznej. Z drugiej strony, ci którzy dążą do tego, by być [ponownie] wybranymi reprezentują samych siebie wyborcom poprzez kreowanie tożsamości mającej artykułować bądź łączyć interesy reprezentowanych z reprezentantami. (…) Obie strony spotykają się poprzez media, co składa na nie szczególną odpowiedzialność za funkcjonowanie sfery publicznej”20. Wzajemna obserwacja umożliwia wzajemne pozyskiwanie informacji o preferencjach uczestników drugiej strony i podejmowanie takich działań, które będą prowadziły do tego, by preferencje obu stron były jak najbardziej zbliżone do siebie. Wyborcy czynią to głosując na tych kandydatów, którzy przedstawiają i realizują programy najbliższe ich systemowi preferencji, zaś kandydaci (lub już wybrani przedstawiciele) – dopasowując swoje działania i formułowane programy do systemów preferencji zdefiniowanych przez nich własnych elektoratów. Oprócz aktów wyborczych, które w demokracji odbywają się stosunkowo rzadko i dlatego nie mogłyby stanowić wyczerpującej podstawy informacyjnej, wzajemna obserwacja dokonuje się również na co dzień, w miarę pojawiania się kolejnych spraw w agendzie publicznej. Warunkiem koniecznym skutecznej obserwacji jest wzajemne komunikowanie się stron stosunku reprezentacji. W okresie pomiędzy poszczególnymi elekcjami istnieje wiele kanałów przepływu informacji, z których reprezentanci działający w obrębie systemu politycznego mogą czerpać wiedzę na temat preferencji członków społeczeństwa – od sondaży i badań marketingowych, po osobiste spotkania z wyborcami i postulaty przekazywane przez instytucje społeczeństwa obywatelskiego; z drugiej strony również obywatele 19 20 N. Luhmann, Teoria polityczna państwa bezpieczeństwa socjalnego, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1994, s. 52-57. W koncepcji N. Luhmanna w proces komunikacji okrężnej zaangażowany jest jeszcze jeden podmiot, a mianowicie administracja państwowa. Jednak nie jest ona istotna z punktu widzenia problematyki niniejszego tekstu, a zatem – dla uproszczenia – ją pomijam. J. Roper, Ch. Holtz-Bacha, G. Mazzoleni, The Politics of Representation. Election Campaigning and Proportional Representation, Peter Lang Publishing, New York 2004, s. 1-2. 256 mogą wykorzystywać wiele kanałów pozyskiwania informacji o swoich reprezentantach – od bezpośrednich z nimi kontaktów, poprzez oficjalne, przygotowane przez nich informacje, po przekazy w mediach masowych 21. Komunikowanie odbywa się więc za pośrednictwem szeroko pojmowanych mediów i bez nich nie byłoby możliwe. Media te – w najbardziej idealizacyjnym ujęciu – pełnią jedynie rolę bezwiednego przekaźnika informacji. Zobowiązane etycznie do obiektywności (np. dziennikarze czy media masowe) bądź neutralne z samej swojej istoty (np. dzienniki ustaw czy kartki wyborcze), umożliwiają każdej ze stron obserwację rzeczywistości politycznej drugiej strony „takiej, jaka ona jest”. W efekcie w tradycyjnym modelu reprezentacji mamy do czynienia z dwoma stronami jej stosunku, dokonującymi wzajemnej obserwacji za pośrednictwem „przezroczystych” mediów. Rysunek 1. Tradycyjny model reprezentacji politycznej, opartej na komunikacji i wzajemnej obserwacji stron stosunku reprezentacji. Źródło: opracowanie własne. Z jednej strony zatem obywatele dokonują obserwacji polityków, aby z formułowanych przez nich programów oraz oceny dotychczasowych działań wywnioskować, którzy z nich najbliżsi są ich poglądom i dają największe gwarancje realizacji ich interesów. Należy przy tym jednak zauważyć, że za21 W. Szewczak, Media a efektywność polityki - krótki zarys problemu, w: Media a polityka, red. A. M. Zarychta, Ł. Donaj, M. Kosiarz i A. Barański, Wyższa Szkoła Studiów Międzynarodowych, Łódź 2007, s. 365-369. Por. także: D. Easton, An Approach to the Analysis of Political Systems, "World Politics" 1957, Vol. 9, No. 3, s. 386-390. 257 łożenia R. Dahla dotyczące umiejętności rozpoznawania własnych interesów i w miarę zbliżonych kompetencji wszystkich obywateli mają charakter idealizacyjny i w praktyce funkcjonowania systemów demokratycznych się nie sprawdzają. Przeciętni obywatele nie mają takiego rozeznania w sprawach publicznych, jak zajmujący się tym zawodowo politycy pretendujący do bycia przedstawicielami. Najbardziej zagorzali krytycy ignorancji obywateli określają nawet demokrację przydomkiem „idiotokracji” czy „głupkokracji”. Ich zdaniem, obywatele, w swojej masie, nie mają nawet minimalnej informacji niezbędnej do podejmowania rozsądnych decyzji. I jest to stan nieusuwalny, gdyż nawet najwyższy wyobrażalny czy realistyczny poziom ich poinformowania byłby współcześnie zbyt niski22. Co więcej, obywatele nie mają żadnego interesu w tym, by takie rozeznanie czynić. Zgodnie bowiem ze spostrzeżeniem o tzw. paradoksie racjonalnego wyborcy, obywatel, niezależnie od tego czy i ile czasu oraz wysiłku włoży w rozpoznanie spraw istotnych dla zbiorowości, otrzymuje od systemu politycznego dokładnie takie same korzyści. W takim razie najbardziej opłacalną indywidualną strategią wyborcy jest pozostanie ignorantem, korzystającym z wysiłku poznawczego innych23. Z tym problemem tradycyjna teoria reprezentacji może sobie jednak poradzić. Reprezentacja może być bowiem w takim przypadku swoistą „protezą”, zastępującą wykwalifikowanego i zaangażowanego (przynajmniej poznawczo) w sprawy publiczne obywatela – wyborcy cedują na swoich reprezentantów nie tylko samo uczestnictwo w procesach decyzyjnych, ale również obowiązek zdobywania kwalifikacji i kompetencji niezbędnych do rozstrzygania problemów decyzyjnych, a także wiedzy na temat konkretnych problemów będących w agendzie politycznej. I rzeczywiście, wyniki badań empirycznych wskazują , że wyborcy w systemach demokratycznych w akcie głosowania nie popierają zazwyczaj konkretnych programów politycznych, nie 22 23 Zob. B. Gilley, Is Democracy Possible?, “Journal of Democracy” 2009, No. 1, s. 117. A. Downs, An Economic Theory of Political Action in a Democracy, “The Journal of Political Economy” 1957, Vol. 65, Issue 2, s. 145-148; W.H. Riker, P.C. Ordeshook, A Theory of the Calculus of Voting, “The American Political Science Review” 1968 Vol. 62, No. 1, s. 25-42; M. Olson, The Logic of Collective Action. Public Goods and the Theory of Groups, Harvard University Press, Cambridge (MA) 1971, s. 163-165; T.J. Freddersen, Rational Choice Theory and the Paradox of Not Voting, “Journal of Economical Perspectives” 2004, Vol. 18, No. 1, s. 99 i nast. Także: T. Michalak, Ekonomiczna teoria demokracji Anthony’ego Downsa, w: Teoria wyboru publicznego. Wstęp do ekonomicznej analizy polityki i funkcjonowania sfery publicznej, red. J. Wilkin, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2005, s. 7581. W praktyce ów paradoks partycypacji oczywiście często się nie sprawdza, albowiem wielu wyborców podejmuje wysiłek głosowania mimo jego jednostkowej nieracjonalności. Nie podważa to jednak samego mechanizmu. Zob. W. Aksztejn, Racjonalność wyborcy a paradoks partycypacji. Znaczenie instrumentalnej motywacji dla wyjaśniania absencji wyborczej w 2005 r., „Decyzje” 2006, nr 5, s. 42-50. 258 kierują się szczegółowymi preferencjami dotyczącymi konkretnych problemów decyzyjnych, ale raczej dają ogólne wytyczne co do tego, w jakim kierunku powinna zmierzać prowadzona polityka oraz kto uosabia ten kierunek i styl w jakim winno się go realizować24. Jest to zresztą – z punktu widzenia stabilności i efektywności działania systemów demokratycznych – nie tylko zrozumiałe, ale i pożądane. Nadmierne zaangażowanie obywateli w sprawy publiczne mogłoby zaowocować szeregiem niepożądanych konsekwencji, z paraliżem decyzyjnym włącznie25. Wyborcy w sprawnie funkcjonującym systemie demokratycznym na ogół nie angażują się więc w rozpoznawanie wszystkich szczegółowych kwestii będących przedmiotem decyzji politycznych, ale ograniczają się jedynie do bardzo generalnego oglądu spraw publicznych i wizerunku kandydatów na przedstawicieli. Oznacza to, że szczególną rolę w reprezentacji musi pełnić drugi kierunek komunikacji między społeczeństwem a systemem politycznym. Jeżeli wyborcy nie wykazują skłonności do tego, by zapoznawać się ze szczegółowymi rozwiązaniami problemów decyzyjnych, jeżeli redukują oni do minimum stopień znajomości programów politycznych i systemów preferencji, jakie chcieliby wspierać poszczególni kandydaci, to zadanie rozpoznawania preferencji społecznych spada przede wszystkim na przedstawicieli, wybranych i sprawujących już swoje funkcje. To nie tyle wyborcy starają się więc głosować na tych, którzy możliwie najwierniej odzwierciedlają ich system preferencji; to sami wybrani przedstawiciele winni być zorientowani na realizację funkcji reprezentacji politycznej poprzez odczytywanie struktury preferencji obywateli i przyjmowanie jej za punkt odniesienia w procesach decyzyjnych. Tym samym preferencją społeczną jest to, jaki jej obraz zostaje stworzony w umyśle decydentów politycznych – to sami decydenci rozpoznają interesy i preferencje ludzi, a następnie konstruują z nich wspólną preferencję społeczną26. Jest to związane z charakterystyką systemu preferencji obywateli: nie są one, pomijając najbardziej istotne kwestie, formułowane a priori, ale konstruowane dopiero w konkretnej sytuacji decyzyjnej, niejako „wywoływa- 24 25 26 A. Hadenius, Democracy and Development, Cambridge University Press, Cambridge 1992, s. 12-23; V. O. Key, Jr., The Responsible Electorate. Rationality in Presidential Voting 1936-1960, Harvard University Press, Cambridge (MA) 1966. P. Braud, Rozkosze demokracji, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1995, s. 23-50. Por. A. Sen, Racjonalność i wybór społeczny, w: Elementy teorii wyboru społecznego, wyb. G. Lissowski, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2001, s. 53. 259 ne” przez to, co pojawia się w agendzie politycznej. W przypadku większości kwestii obywatele nie mają sprecyzowanych preferencji, przynajmniej do momentu, gdy staną one na forum publicznym. Często bywa, że są one konstruowane już po przeprowadzeniu całego procesu decyzyjnego i ujawnieniu gotowego rozwiązania, które jest wówczas oceniane post factum27. I w tym momencie winny być odczytywane w akcie obserwacji przez pełniących rolę reprezentantów politycznych. Kryzys polityki i tradycyjnego modelu reprezentacji politycznej Zarysowany powyżej tradycyjny model reprezentacji sprawdzał się dość dobrze przez długi okres czasu – od „wynalezienia” demokracji przedstawicielskiej w okresie Oświecenia, aż do drugiej połowy, a może nawet końca XX wieku. W pewnym stopniu działa również dzisiaj, jednak warunki w jakich funkcjonuje obecnie polityka demokratyczna, wraz z będącą jej częścią zasadą przedstawicielstwa, ulegają zasadniczym zmianom, a zatem i on zostaje zdezaktualizowany. W ostatnich latach bądź dziesięcioleciach obserwujemy istotne zmiany w mechanizmach funkcjonowania polityki w krajach demokratycznych. Są one na tyle istotne, że niektórzy określają je mianem kryzysu polityki 28, inni mówią o przejściu od polityki do postpolityki29, niektórzy zaś proponują przebudowę jej instytucjonalnego szkieletu30. Wśród tych symptomów przemian, które najsilniej wpływają na funkcjonowanie reprezentacji politycznej, można 27 28 29 30 Jest to związane z logiką działania mediów we współczesnych systemach demokratycznych. Skoncentrowane na poszukiwaniu tematów wzbudzających silniejsze zaangażowanie emocjonalne odbiorców, wykazują one tendencje do krytycznego informowania o już przyjętych rozwiązaniach (tym bardziej, że są one łatwiej dostępne dziennikarzom), aniżeli o dopiero przygotowywanych propozycjach legislacyjnych. Z tego powodu informacje o konkretnych kwestiach decyzyjnych często docierają do obywateli dopiero po ich rozstrzygnięciu i – w konsekwencji – dopiero w tej perspektywy poddawane są one obywatelskiej ewaluacji. Patrz np.: B. Kaczmarek, Polityka a władza. Kryzys paradygmatu?, „Studia Politologiczne” 2004, Vol. 8 (zeszyt monograficzny: Współczesne teorie polityki – od logiki do retoryki, red. T. Klementewicz), s. 195-200. Na przykład: J. Golinowski, Perspektywa porządku postpolitycznego. W stronę technologii władzy, Oficyna Wydawnicza Aspra-JR, Warszawa 2007; B. Michalak, Czy grozi nam depolityzacja polityki? Rozważania na temat wizji postpolitycznej, "Studia Polityczne" 2010, Vol. 25, s. 129-145; J. Macała, Postpolityka – niepewna przyszłość demokracji?, w: Odsłony współczesnej polityki, red. J. Golinowski i A. Laska, Wydawnictwo UKW, Bydgoszcz 2012, s. 66-80. Na przykład: A. Toffler, H. Toffler, Budowa nowej cywilizacji. Polityka nowej fali, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 1996, s. 88-109; G. Rydlewski, Rządzenie w świecie megazmian (Studium politologiczne), Dom Wydawniczy Elipsa, Warszawa 2009, s. 165-179. 260 by wymienić: kryzys obywatelskości – czyli obniżający się poziom zaangażowania (w tym poznawczego) obywateli w politykę, mediatyzacja polityki i tabloidyzacja mediów masowych – powodująca, że programy polityczne reprezentantów, z natury nie stanowiące atrakcyjnego dla odbiorców mediów contentu, zostają wypierane przez treści rozrywkowe i mało istotne, zaostrzająca się konkurencja na rynku politycznym, wymagająca stosowania środków marketingowych i manipulacji politycznej, kryzys wartości i ideologii – wyrażający się w rozmyciu ideowym partii politycznych, odrywaniu się partii od sztywnych programów wyborczych i ustabilizowanych elektoratów, tworzeniu się partii typu catch-all itp.31 Wszystkie te czynniki, jakkolwiek mają swoją własną dynamikę, są przede wszystkim produktem przemian społecznych o szerszym zakresie, m.in. takich jak: globalizacja i pojawienie się sieci powiązań międzynarodowych, organizacji ponadpaństwowych oraz problemów o zasięgu globalnym, nasilanie się tempa zmian społecznych, zasadnicza nieprzewidywalność kierunków rozwoju społecznego, rosnące zróżnicowanie wewnętrzne systemów społecznych i wiele innych32. Można powiedzieć, że tradycyjne instytucjonalne instrumentarium demokracji przedstawicielskiej stworzone zostało w zupełnie odmiennym kontekście społecznym i nic dziwnego, że w dzisiejszych warunkach w coraz mniejszym stopniu jest ono zdolne do pełnienia przewidzianych dlań funkcji. Również leżące u jego podstaw mechanizmy reprezentacji politycznej ulegać muszą zmianom i adaptacjom. Płynność i amorficzny charakter współczesnej polityki oraz kontekstu jej funkcjonowania, jak również permanentna zmienność sytuacji decyzyjnych powodują, że komunikacja między reprezentantami a reprezentowanymi jest coraz trudniejsza. I w rezultacie każda ze stron wie coraz mniej na temat preferencji drugiej. Wyborcy coraz mniej wiedzą o kandydatach, coraz bardziej 31 32 Zob. W. Szewczak, O pojęciu kryzysu polityki, w: Od teorii do praktyki politycznej. Księga jubileuszowa dedykowana Profesorowi Zbigniewowi Blokowi z okazji 40-lecia pracy naukowej i 70-lecia urodzin, red. M. Kołodziejczak i R. Rosicki, Wydawnictwo Naukowe WNPiD UAM, Poznań 2012, s. 225-237. Patrz np. A. Toffler, Trzecia fala, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2001; M. Hirszowicz, Spory o przyszłość. Klasa, polityka, jednostka, Wydawnictwo IFiS PAN, Warszawa 1998; M. Hirszowicz, Stąd, ale dokąd? Społeczeństwo u progu nowej ery, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2007. 261 rozmytych ideologicznie i dostosowujących poglądy do aktualnego układu sił politycznych oraz wskazań specjalistów od marketingu. Kandydaci coraz mniej wiedzą o wyborcach, którzy nie tworzą już zwartych i homogenicznych elektoratów, są coraz bardziej rozproszeni i różnorodni, ale też w odniesieniu do wielu kwestii nie mają jednoznacznych preferencji. Obie strony nie są też w stanie przewidzieć tego, jakie sprawy będą przedmiotem regulacji politycznej w najbliższej przyszłości, ani jakie i dotyczące czego decyzje przyjdzie w tym czasie podejmować. Wyborcy nie wiedzą już więc na kogo tak naprawdę głosują, przedstawiciele nie wiedzą czego tak naprawdę oczekują od nich wyborcy (często i sami wyborcy nie potrafiliby tego określić), nikt nie wie jakie dylematy przyjdzie w przyszłości rozstrzygać i jakim systemem preferencji się przy tym kierować. W tej sytuacji obywatele i ich przedstawiciele przestają być dla siebie punktem wzajemnego odniesienia, zaś sama reprezentacja i mechanizmy wyłaniania reprezentantów stają się w coraz większym stopniu fasadą i jedynie pozostałością po systemie instytucjonalnym tradycyjnej demokracji przedstawicielskiej. Nie oznacza to jednak zerwania z reprezentacją w ramach systemów demokratycznych. Teza, jaką chciałbym postawić, zakłada, że obie te grupy – zarówno reprezentanci, jak i reprezentowani – będące wcześniej dla siebie wzajemnie punktem odniesienia dla podejmowanych działań i decyzji, potrzebują obecnie innego dla nich oparcia. Nie wyrzekają się paradygmatu reprezentacji, ale musi on być oparty na odmiennych niż do tej pory zasadach i mechanizmach jej powstawania. Te nowe mechanizmy muszą zapewniać większą niż do tej pory elastyczność relacji między reprezentantami i reprezentowanymi. Reprezentanci nie mogą dążyć do odtwarzania struktury preferencji demos, gdyż ta w klasycznym znaczeniu często w ogóle nie istnieje, a z pewnością nie jest możliwa do dokładnego rozpoznania nawet przy zastosowaniu najbardziej wyrafinowanych narzędzi badawczych. Obywatele nie mogą natomiast liczyć na to, że znajdą kandydatów wiarygodnych i ideologicznie stabilnych, a nawet na to, że dane im będzie poznać szczegółowe programy polityczne. W tej sytuacji potrzebne jest zaistnienie pomiędzy tymi grupami swoistego bufora, rekompensującego te niedostatki. Elastycznego, działającego wraz z pojawianiem się nowych kwestii w agendzie politycznej i dającego możliwość kompensacji tych luk poznawczych. Tym buforem jest obecny w mediach dyskurs publiczny. 262 Nowy model reprezentacji – reprezentacja oparta o dyskurs W tradycyjnym modelu reprezentacji każda z jej stron była równocześnie obserwatorem i przedmiotem obserwacji, jednak w społeczeństwach ery ponowoczesności nie jest to już możliwe. W tej sytuacji każda ze stron zaczyna orientować się na to, co jest jej najbliższe, najbardziej widoczne i najlepiej dostrzegalne w sferze polityki – a mianowicie na będący jej zewnętrznym przejawem dyskurs polityczny, uzyskujący współcześnie quasi-autonomiczny charakter. Rozumiany jest on jako „dyskurs elit symbolicznych na tematy polityczne (…). Należą do niego publiczne wypowiedzi polityków poza właściwym kontekstem sprawowania funkcji politycznych (np. niektóre wypowiedzi dla środków masowego przekazu) oraz wypowiedzi wszystkich innych uczestników elit symbolicznych na tematy polityczne (publicystyka polityczna, publiczne wypowiedzi artystów, intelektualistów, duchownych, naukowców, ekspertów i ludzi biznesu na tematy polityczne)”33. Wypowiedzi te odnoszą się do kwestii będących częścią agendy politycznej, ale również same wpływają na jej tworzenie. O ile zatem w tradycyjnym modelu reprezentacji przedstawiciele i obywatele wzajemnie się obserwowali i komunikowali, to w modelu nowym obserwowany jest sam dyskurs, który staje się tym samym punktem odniesienia dla własnych działań w sferze polityki. Zarówno obywatele, jak i reprezentanci obserwują dyskurs publiczny, równocześnie w nim uczestnicząc. Ten rodzaj dyskursu publicznego, który stanowi istotny punkt odniesienia i tworzy ramy interpretacyjne (zarówno dla publiczności, jak i dla reprezentantów) oraz uzyskuje przez to funkcje quasi-reprezentacyjne, ma charakter zinstytucjonalizowany i sprofesjonalizowany. Jest to dyskurs prowadzony w mediach o charakterze masowym, adresowanych i docierających do szerokiej publiczności o względnie szerokim spektrum poglądów i orientacji politycznych. Pojawia się on w gazetach i czasopismach, programach telewizyjnych i radiowych, a także na największych portalach internetowych. Media 33 M. Czyżewski, S. Kowalski, A. Piotrowski, Rytualny chaos. Studium dyskursu publicznego, Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2010, s. 25. W tym tekście – inaczej niż proponują to wspomniani autorzy – będę traktował dla uproszczenia synonimicznie pojęcia dyskursu politycznego i dyskursu publicznego. Ograniczam też zakres dyskursu publicznego do tych wypowiedzi, które pojawiają się w mediach masowych, mających możliwość istotnego wpływu na politykę i preferencje stron stosunku reprezentacji w szerokiej skali. 263 te mają największy zasięg oddziaływania (oglądalność, słuchalność, czytelnictwo) oraz najwyższy potencjał opiniotwórczy. Wytworzyły one również swoisty etos uczestnictwa w procesie komunikacji politycznej i pretendują do miana „obiektywnych”, a przynajmniej nie związanych z tylko jedną opcją polityczną. Dlatego są one postrzegane przynajmniej przez dużą część odbiorców jako godne zaufania źródło wiedzy o kwestiach będących przedmiotem politycznych rozstrzygnięć. Media te tworzą pole dla dyskursu publicznego, chociażby poprzez fakt stosowania i udostępniania infrastruktury technicznej umożliwiającej docieranie komunikatów uczestników dyskursu do szerokich rzesz odbiorców. Ich rola w tworzeniu pola dyskursu publicznego nie ma jednak jedynie takiego, technicznego charakteru. Ustanawianie pola dla dyskursu polega również między innymi na: ustalaniu i narzucaniu reguł wypowiadania się, kontrolowaniu stosowania się do tych reguł, mniej lub bardziej konsekwentnym wobec różnych uczestników dyskursu, kreowaniu agendy, czyli tematów będących przedmiotem dyskursu, dopuszczaniu lub wykluczaniu różnych podmiotów z dyskursu, kreowaniu i narzucaniu konwencji wypowiedzi (np. poważna vs. satyryczna, emocjonalna vs. racjonalna) itd. Wszystko to sprawia, że media nie tylko ustanawiają pole dla dyskursu publicznego, ale także wpływają na jego kształt i zawartość. Takim wpływem może być na przykład faworyzowanie niektórych podmiotów lub orientacji ideowych w dyskursie34, przemilczanie niektórych tematów bądź niektórych ich aspektów35 czy takie ustanawianie agendy medialnej (a poprzez to również i publicznej), które służyć będzie interesom określonych grup (na przykład własnym)36. Wreszcie przedstawiciele mediów są również aktywny34 35 36 Zob. np. B. Dobek-Ostrowska, Polski system medialny na rozdrożu. Media w polityce, polityka w mediach, Wydawnictwo UWr, Wrocław 2011, s. 68-78. Zob. R. Necel, Sfery przemilczeń w dyskursie publicznym. Praktyki unieważniania w polskiej debacie publicznej, rozprawa doktorska napisana pod kierunkiem Krzysztofa Podemskiego, UAM, Poznań 2012, dostępna online: https://repozytorium.amu.edu.pl/jspui/bitstream/10593/2809/1/sfery%20przemilczeń%20R%20%20Necel .pdf [dost. 11-05-2013]; P. Bourdieu, O telewizji. Panowanie dziennikarstwa, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2009, s. 44-48. Por. M. McCombs, Ustanawianie agendy. Media masowe i opinia publiczna, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2008. 264 mi uczestnikami samego dyskursu. Uczestnicy dyskursu publicznego W ramach dyskursu publicznego w mediach masowych można wyróżnić cztery zasadnicze typy uczestników, w zależności od tego w jakiej roli oni występują, jakie funkcje pełnione w dyskursie są z tą rolą związane oraz w jaki sposób są oni odbierani przez obserwujących dyskurs. Podział ten nie ma charakteru klasyfikacji, ale typologii, a zatem poszczególni uczestnicy dyskursu publicznego mogą być kwalifikowani jako członkowie jednej z poniższych grup, ale nie muszą w pełni odpowiadać ich charakterystyce. Te cztery grupy to: 1. Politycy i przedstawiciele zorganizowanych grup interesów (np. związków zawodowych, stowarzyszeń ukierunkowanych na realizację partykularnych celów itd.), 2. Obywatele – osoby bez szczególnego zaangażowania w dane kwestie, jednak wyrażające swoje zdanie jako „przeciętny człowiek” (np. uczestnicy sondy ulicznej czy publiczność programu publicystycznego w studio, której członkowie są proszeni o zabranie głosu), 3. Dziennikarze, publicyści i inne osoby związane z mediami, uczestniczące w dyskursie publicznym w ramach pracy zawodowej, 4. Eksperci – czyli osoby nie pracujące w mediach, jednak zapraszane do zabierania głosu ze względu na domniemane wysokie kompetencje w danej kwestii (np. pracownicy uczelni wyższych, firm consultingowych, autorzy specjalistycznych publikacji itp.). W tradycyjnym modelu reprezentacji członkowie dwóch pierwszych grup stanowią strony tej relacji, zaś dwóch pozostałych mają za zadanie usprawnianie komunikacji między nimi. W modelu reprezentacji zorientowanej na dyskurs tak już nie jest. Role poszczególnych grup się bowiem zmieniają, zaś sam dyskurs nie jest jedynie komunikacją pomiędzy politykami a obywatelami i uzyskuje status quasi-autonomiczny, staje się na wpół niezależnym od jego uczestników tworem sui generis. Komunikacja coraz bardziej nabiera cech wielostronnej, w której poszczególne strony zatracają autonomiczny 265 charakter obserwatora/obserwowanego, zaś konkluzywne i zamknięte stają się nie tyle wypowiedzi tych stron, co sam dyskurs jako całość. Różne grupy mogą wpływać na kształt dyskursu w różny sposób i z różnym skutkiem, a poprzez to odmienny może być ich wpływ na obserwatorów dyskursu. Zróżnicowanie to jest skutkiem dwóch zasadniczych charakterystyk tych grup, które przesądzają o tym, która z nich jest najbardziej istotna w stanowieniu punktu odniesienia dla pozostałych w procesie reprezentacji politycznej. Tymi kryteriami są: 1. Poziom kompetencji w zakresie spraw będących przedmiotem dyskursu – czyli czy uczestnicy dyskursu są postrzegani jako ci, który dysponują ponadprzeciętną, specjalistyczną wiedzą w określonej kwestii, czy wiedza ta daje podstawę do formułowania optymalnych rozwiązań i czy jest przez nich w ten sposób wykorzystywana. 2. Poziom obiektywności – czy uczestnicy dyskursu nie są związani partykularnymi interesami swoimi lub określonych grup, bądź też własnym systemem aksjologiczno-ideologicznym, a zatem: czy w swoich wypowiedziach kierują się interesem całego społeczeństwa, czy też jedynie jego części, wyróżnionej przez wspólnotę interesów grupowych lub poglądów politycznych. Trzeba zauważyć, że powyższe charakterystyki nie dotyczą absolutnych cech grup uczestniczących w dyskursie, ale ich „charakterystyki wizerunkowej”, czyli tego jak są one postrzegane przez odbiorców mediów, śledzących dyskurs publiczny i wypowiedzi przedstawicieli poszczególnych grup w jego ramach. Nie jest zatem istotne czy np. dziennikarze są rzeczywiście obiektywni (abstrahując od zagadnienia, czy obiektywność jest w ogóle możliwa), ale czy są jako tacy odbierani przez innych; nie ma znaczenia czy eksperci rzeczywiście dysponują specjalistyczną wiedzą, ale czy inni tak uważają itd. Niejednokrotnie zresztą przez członków tych grup celowo podejmowane są działania w ramach strategii mających zapewnić im taki wizerunek, z różnym wszakże skutkiem. Z punktu widzenia problemu reprezentacji, to właśnie odbiór poszczególnych grup przez obserwatorów dyskursu publicznego, a nie ich rzeczywista charakterystyka, ma kluczowy charakter. Liczy się przede wszystkim to, w jaki sposób poszczególne grupy uczestników dyskursu są postrzegane 266 przez pozostałych. Na tym poziomie różnice są istotne i mają zasadniczy wpływ na kształt reprezentacji politycznej. Od niego bowiem zależy, kto jest punktem odniesienia dla oceny interesu społecznego i preferencji społecznej w procesie reprezentacji. Przejdźmy zatem do dokładniejszego przedstawienia poszczególnych grup uczestniczących w dyskursie publicznym, ze szczególnym uwzględnieniem powyższych dwóch kryteriów. Gdyby wyodrębnić to, co najbardziej w tych grupach typowe i najbardziej interesujące z punktu widzenia problematyki niniejszego tekstu, to ich charakterystyka wyglądałaby jak poniżej. 1. Członkowie ugrupowań politycznych i przedstawiciele grup interesu, związków zawodowych itp. Cechują się oni zróżnicowanym poziomem kompetencji. Z jednej strony mamy do czynienia ze stereotypowym wizerunkiem polityka-dyletanta, którego jedynym polem rzeczywistej kompetencji są rozgrywki personalne i rywalizacja partyjna, zaś pozostałe, istotne dla społeczeństwa sprawy pozostają poza jego polem uwagi bądź pozostawia on je ekspertom oraz partyjnym władzom, których opinie bezkrytycznie akceptuje. Z drugiej strony, z pewnością istnieje pewne grono aktywnych polityków, którzy są mocno zainteresowani jakąś – zazwyczaj dość wąską – problematyką i ich wiedza w tym zakresie jest głęboka. Dotyczy to również przedstawicieli zorganizowanych grup interesu, którzy zazwyczaj są uznawani za kompetentnych, ale w wąskim zakresie spraw, które ich bezpośrednio dotyczą. Tak czy inaczej, przedstawiciele tej grupy uczestników dyskursu publicznego mogą być uważani za przeciętnie lepiej poinformowanych i bardziej kompetentnych niż „zwykli obywatele”, co wynika chociażby z ich silniejszego zaangażowania w wypracowywane rozstrzygnięcia i debatę wokół nich. Wiedza ta jednak rzadko ma charakter rozległej wiedzy eksperckiej, jej poziom jest także bardzo zróżnicowany w zależności od konkretnej jednostki. Zdecydowanie niski jest w przypadku tej grupy natomiast poziom obiektywizmu. Z jednej strony mamy tu bowiem do czynienia z przedstawicielami grup interesu czy lobbystycznych, których istotą działalności jest dążenie do realizacji tych rozwiązań, które są najbardziej dla nich korzystne. Do 267 tego typu uczestników dyskursu publicznego można zazwyczaj zaliczyć przedstawicieli związków zawodowych, ale i organizacji pracodawców, podmiotów gospodarczych, organizacji terytorialnych itd. Z drugiej strony natomiast mamy do czynienia z członkami ugrupowań politycznych, rywalizujących – w krótszej lub dłuższej perspektywie czasowej – o władzę i poparcie elektoratu. Tu pojawiają się często deklaracje o działaniu w interesie całego społeczeństwa, jednak w społecznym odbiorze są one raczej mało wiarygodne. Zazwyczaj politycy postrzegani są jako ci, którzy dbają przede wszystkim o interes swój i swojego ugrupowania, w najlepszym zaś przypadku – o interes własnego elektoratu, kosztem pozostałych grup37. Pomimo więc deklaracji werbalnych, ocena poziomu ich obiektywności przez odbiorców dyskursu publicznego jest bardzo niska (choć zapewne uzależniona w pewnym stopniu od uwarunkowań kulturowych). Ich wypowiedzi są natomiast interpretowane przede wszystkim w kontekście kalkulacji wyborczych i zabiegania o względy elektoratu, a nie dbania o wspólny interes społeczny. Podsumowując, można powiedzieć, że przedstawiciele tej grupy uczestników dyskursu publicznego cechują się zróżnicowaną kompetencją, której poziom zazwyczaj przekracza jednak poziom kompetencji przeciętnego obywatela, chociaż dość rzadko jest to wiedza o charakterze eksperckim. Zdecydowanie niski jest tu natomiast poziom obiektywności, praktycznie zawsze ich wypowiedzi są postrzegane jako motywowane partykularyzmem – czy to w postaci interesów grupowych, czy kalkulacji wyborczych. 2. „Zwykli obywatele” Niekiedy w ramach dyskursu publicznego okazję do wypowiedzi mają osoby, które są traktowane jako „zwykli obywatele”, tzn. niczym się nie wyróżniający, przypadkowo dobrani ludzie, których wypowiedzi mogą być odbierane jako głos „człowieka przeciętnego”. Ich udział w dyskursie publicznym jest jednak bardzo ograniczony, jak również fragmentaryczny, incyden37 Dla przykładu, w badaniu – wprawdzie niereprezentatywnym, ale przynoszącym bardzo sugestywne wyniki – przeprowadzonym przez A. Węgrzyna, dotyczącym postrzegania polityków przez obywateli, największy odsetek, bo aż 82% badanych, wskazywało, że cechę polityków jest „Dbanie wyłącznie o własne interesy, egoizm, materializm, stawianie własnego interesu ponad interes ogółu (…)”. Zob. A. Węgrzyn, Postrzeganie polityków polskich przez mieszkańców Wałbrzycha, dost. online: http://www.draw.nazwa.pl/controlling2/assets/publikacje/postrzeganie.pdf [13.05.2013]. 268 talny oraz skażony domniemaniem niekompetencji bądź nieobiektywności (partykularyzmu interesów). Ów „zwykły obywatel” w dyskursie publicznym w mediach masowych przybiera najczęściej jedną z dwóch ról. Pierwszą z nich jest głos „przeciętnego człowieka”, zagadniętego na ulicy lub w innym równie przypadkowym miejscu i mającego na poczekaniu sformułować opinię na jakiś temat. Nie wykracza ona jednak poza jedno-, dwuzdaniowy ogólnik, oparty najczęściej na myśleniu stereotypowym lub emocjach. Podobną rolę pełni też publiczność w studio telewizyjnym, proszona niekiedy o zabranie głosu, jednak bez możliwości szczegółowego uzasadnienia czy choćby wyczerpującego przedstawienia. Drugą rolą jest natomiast rola reprezentanta jakiejś partykularnej grupy interesu, starającego się forsować korzystne dla siebie rozwiązanie w określonej, wąskiej kwestii, czyli na przykład protestującego przeciwko zamknięciu lokalnej szkoły czy budowie uciążliwej fabryki koło swojego miejsca zamieszkania38. Ani w pierwszej, ani w drugiej z tych ról obywatele przebijający się do dyskursu publicznego nie mogą stanowić stałego punktu odniesienia dla decydentów politycznych. W pierwszej bowiem są oni traktowani jako osoby o bardzo ograniczonej kompetencji, zaś ich wypowiedzi mają charakter ogólnikowy i niewiele wskazujący decydentom. W drugiej natomiast występuje silny partykularyzm, znoszący możliwość reprezentowania społeczeństwa i różnorodnych interesów w jego ramach. Zresztą w tym drugim przypadku kwestie poruszane w dyskursie mają zwykle charakter jednostkowy i nie powinny być wprost traktowane jako podstawa informacyjna decyzji politycznych, które mają ze swojej natury charakter syntetyczny i abstrakcyjny 39 . Istotna w obu przypadkach jest natomiast incydentalność uczestnictwa w dyskursie publicznym, która uniemożliwia uczynienie z tych jego uczestników stałej podstawy dla reprezentacji. „Zwykli obywatele” mają natomiast możliwość uczestniczenia – i często uczestniczą – w innym obiegu dyskursu publicznego, charakteryzującym się dużą autonomicznością i funkcjonowaniem w dużej mierze niezależnym od tego oficjalnego, sprofesjonalizowanego i będącego domeną mediów 38 39 Typowym przypadkiem byłby tu uczestnik grupy działającej według syndromu NIMBY („not in my backyard”). Zob. np. P. Matczak, Społeczne uwarunkowania eliminacji syndromu NIMBY, w: Podmiotowość społeczności lokalnych. Praktyczne programy wspomagania rozwoju, Media – G.T., Poznań 1996. Por. W. Szewczak, Istota i mechanizmy funkcjonowania demokracji ad hoc, „Studia Socjologiczne” 2010 nr 2. 269 masowych. Ten autonomiczny dyskurs toczy się przede wszystkim w Internecie, zarówno w postaci komentarzy na portalach masowych, jak i w mniejszych, tworzonych for, grup dyskusyjnych, blogów itd. Ta forma komunikacji jest jednak rozproszona, a przez to trudna do ogarnięcia i przełożenia na wspólną preferencję społeczną. Nastawiona jest też przede wszystkim na utwierdzanie własnych poglądów i konfrontację z innymi, a nie na ścieranie dla wypracowania wspólnych punktów widzenia. Nie ma ona bezpośredniego połączenia i przełożenia na system polityczny, wypowiedzi w ramach tego autonomicznego pola dyskursu nie docierają najczęściej w ogóle do reprezentantów zasiadających w ciałach przedstawicielskich, a nawet jeżeli, to nie tworzą one spójnego obrazu preferencji grupowych, jak również – jako skażone internetową anonimowością wypowiedzi – pozostawiają poważne wątpliwości co do ich reprezentatywności i możliwości jej zmanipulowania oraz nie pozwalają na zidentyfikowanie elektoratów. Podsumowując, można powiedzieć, że „zwykli obywatele” to incydentalni uczestnicy dyskursu w mediach masowych, wykazujący zwykle niski poziom zaangażowania w sprawy publiczne, a co za tym idzie – również kompetencji w ich zakresie. Wyjątkiem będzie grupa tych obywateli, którzy są bezpośrednio zainteresowani jakąś kwestią i działają w celu realizacji własnego interesu w tej sprawie – wówczas jednak ich zaangażowanie jest jedynie aspektowe, zaś poziom neutralności bardzo niski, co oznacza, że mogą oni być traktowani raczej jako partykularnie zorientowani przedstawiciele grup interesu. 3. Dziennikarze, pracownicy mediów Kolejną grupą uczestniczącą w dyskursie publicznym są osoby zawodowo związane z mediami i uczestniczące w dyskursie w ramach pracy w nich. Są to przede wszystkim dziennikarze programów o tematyce politycznej (publicystycznych, informacyjnych), publicyści, komentatorzy polityczni itp. Przedstawiciele mediów zajmują w dyskursie pozycję, którą można określić jako uprzywilejowaną. Są oni bowiem z jednej strony postrzegani jako bezstronni, nie angażujący się w sam dyskurs, kompetentni arbitrzy. Z drugiej natomiast strony – równocześnie jako wyraziciele przekonań i interesów prze270 ciętnych ludzi, ich sprzymierzeńcy w kontrolowaniu władzy, która bez tej kontroli skłonna jest stale te interesy naruszać. Można powiedzieć, że spełniają oni kryterium obiektywności (przypomnijmy – w odbiorze społecznym) i działania w interesie ogółu, nie obarczonego partykularyzmem grupowym. Wizerunek ten jest umacniany i pielęgnowany, między innymi instytucjonalnie – poprzez odpowiednie zapisy w kodeksach etyki zawodowej i statutach stowarzyszeń dziennikarskich, ale często własna obiektywność jest również deklarowana i podkreślana przez samych dziennikarzy w przekazach medialnych. Nawet w samej teorii demokracji oraz komunikowania społecznego jest głęboko zakorzenione oczekiwanie tego, że dziennikarze będą pełnili role obiektywnego arbitra i czynnika kontrolującego władzę polityczną, realizującego przede wszystkim interes publiczny40. Przekonanie o bezstronności i obiektywizmie dziennikarzy jest wprawdzie mocno na wyrost 41 . Przedstawiciele mediów prezentują często swoje orientacje ideowe, dokonują ocen wypowiedzi innych uczestników dyskursu i formułują wypowiedzi o charakterze normatywnym 42. Niektórzy dziennikarze na swojej wyrazistości ideowej budują nawet całą swoją obecność w dyskursie. Jednak gdy weźmiemy pod uwagę grupę przedstawicieli mediów jako całość, to postrzega się ich jako obiektywnych43. Równocześnie dziennikarze są uważani zazwyczaj za dość kompetentnych w zakresie spraw, jakimi się zajmują44. To przekonanie również czę- 40 41 42 43 44 Zob. np. R. E. Denton Jr., G. C. Woodward, Jak zdefiniować komunikację polityczną, w: Władza i społeczeństwo 2. Antologia tekstów z zakresu socjologii polityki, wyb. J. Szczupaczyński, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 1998, s. 198-199; D. McQuail, Teoria komunikowania masowego, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2007, s. 177-179. P. Legutko, D. Rodziewicz, Mity czwartej władzy: dla widzów, słuchaczy i czytaczy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2002, s. 113-130. Zob. np. G. Pawlik, Stronniczość polityczna mediów w demokracji, w: Mediatyzacja kampanii politycznych, red. M. Kolczyński, M. Mazur i S. Michalczyk, Wydawnictwo UŚ, Katowice 2009, s. 147-156. Szczególnie mocno jest to widoczne, gdy porówna się ten wizerunek z odbiorem innej grupy uczestniczącej w dyskursie publicznym – polityków. Dla przykładu można podać, że w badaniu CBOS z 2006 roku aż ośmiokrotnie więcej respondentów wskazało, że interesem społecznym w swoich działaniach kierują się dziennikarze (40% wskazań) niż politycy (zaledwie 5% badanych). Zob. M. Wenzel, Oceny pracy dziennikarzy, komunikat z badań CBOS nr BS/179/2006, Warszawa 2006, s. 1). Potwierdzają to prowadzone niekiedy badania empiryczne. Na przykład, w badaniu ankietowym CBOS z kwietnia 2002 r. na pytanie o kompetencje dziennikarzy 60% respondentów odpowiedziało, że uważają, iż solidnie przygotowują się oni do poruszanych tematów, zaś zaledwie 18% badanych stwierdziło, że często są oni nieprzygotowani i słabo znają poruszane tematy (M. Strzeszewski, Jacy są, a jacy powinni być dziennikarze?, komunikat z badań CBOS nr BS/68/2002, Warszawa 2002, s. 6). W podobnym badaniu z 2012 roku proporcje te pozostały zbliżone – wynosiły 57% do 23% (M. Omyła-Rudzka, Opinie na temat pracy dziennikarzy, komunikat z badań CBOS nr BS/164/2012, Warszawa 2012, s. 7). Oznacza to, że znaczna większość społeczeństwa uważa dziennikarzy in genero za kompetentnych w zakresie spraw, którymi się zajmują. 271 sto nie przystaje do rzeczywistości45. Łatwo je jednak podtrzymywać, między innymi dzięki specyfice roli pełnionej przez dziennikarzy w przekazach medialnych: to oni narzucają jakie tematy są poruszane, mogą kierować wypowiedzi innych na te kwestie, do których się wcześniej przygotowali, nie są narażeni na pytania weryfikujące ich kompetencje ze strony innych uczestników dyskursu, podczas gdy sami są władni innym takie pytania zadawać. Przedstawiciele mediów zatem postrzegani są jako obiektywni i dość kompetentni wyraziciele preferencji społeczeństwa w danych kwestiach („głos ludu”) oraz kontrolerzy poczynań przedstawicieli władzy pod kątem ich zgodności z interesem społecznym, który sami definiują. 4. Eksperci Podobne cechy specyficznego położenia przejawiają się względem innej grupy uczestników dyskursu publicznego, a mianowicie osób biorących w nim udział z pozycji eksperckich. Są to zwykle komentatorzy nie zatrudnieni w mediach i nie będący dziennikarzami, ale proszeni o udzielanie wypowiedzi w określonych kwestiach, co do których istnieje domniemanie o ich wysokiej kompetencji. Często są oni zresztą wprost anonsowani w mediach jako eksperci w określonych kwestiach. Zaproszenie danego eksperta do udziału w dyskursie ma niekiedy charakter jednorazowy czy incydentalny, jednak istnieje dość wąski krąg takich osób pojawiających się w mediach regularnie, aczkolwiek zakres tematyki ich wypowiedzi jest ograniczony. Jak policzono, w Polsce taki status „stałego eksperta” z różnych dziedzin w mediach ogólnokrajowych ma około stu osób, które praktycznie wyczerpują pulę osób zapraszanych do wypowiadania się z pozycji eksperckich46. Jest to spowodowane pragmatyką pracy dziennikarskiej – łatwiej jest utrzymywać stałe kontakty z wybranymi osobami, aniżeli poszukiwać kolejnych ekspertów do kolejnych programów czy artykułów prasowych. Eksperci najczęściej wywodzą się z kręgów świata nauki, ale też z firm doradczych, stowarzyszeń, fundacji i innych organizacji skupiających swoją działalność na określonym zakresie problemów. Niekiedy są to osoby 45 46 P. Legutko, D. Rodziewicz, Mity czwartej władzy…, op. cit., s. 53-71. G. Rzeczkowski, Znani z tego, że się znają, „Press” 2008, nr 5(148), s. 42. 272 nie związane instytucjonalnie, jak na przykład samodzielni analitycy rynkowi czy osoby, które wcześniej zajmowały wysokie pozycje w administracji publicznej bądź w sferze gospodarki. Pozycja „eksperta” wynika więc zwykle z działalności zawodowej, badawczej lub społecznej. Wypowiedzi osób ją zajmujących zazwyczaj są bardzo autorytatywne, choć często nie ma to wystarczającego uzasadnienia w poziomie ich kompetencji w kwestiach szczegółowych47. Co więcej, również niezależność i obiektywność ekspertów jest tylko iluzoryczna, jako że często łączą ich powiązania ideowe, a niekiedy również po prostu finansowe, z pewnymi grupami interesów czy stronami dyskursu publicznego48. Tym niemniej, ich pozycja w dyskursie publicznym jest o tyle silna, że stanowią oni zwykle źródło wiedzy oraz punkt odniesienia dla przedstawicieli mediów, czyli mających zazwyczaj zaledwie ogólnikowe rozeznanie w danej kwestii dziennikarzy, a tym bardziej dla odbiorców przekazów medialnych. Specyfika roli ekspertów w dyskursie publicznym wyraża się w dwóch stereotypowych założeniach dotyczących formułowanych przez nich wypowiedzi medialnych: 1. założenie o obiektywności – eksperci są postrzegani jako ci, który nie są zaangażowani po żadnej stronie politycznego sporu, nie są z żadną ze stron w jakikolwiek sposób związani, nie wyrażają swoich poglądów, ale jedynie „obiektywne” racje, 2. założenie o wiedzy instrumentalnej – wyraża się ono w technokratycznym przekonaniu, że dla każdego problemu istnieje jedno optymalne rozwiązanie, które może być odnalezione i sformułowane przez osobę o odpowiednim zasobie wiedzy na dany temat; eksperci są postrzegani jako ci, którzy te rozwiązania znają bądź przynajmniej potrafią dla każdej pary alternatywnych rozwiązań wskazać to, które jest lepsze z punktu widzenia czysto instrumentalnych i oczywistych, nie podlegających dyskusji kryteriów. 47 48 Zob. np.: M. Rotkiewicz, Aureola profesora, „Polityka” 2013, nr 7 (2895), 12 luty 2013, s. 20-22. Pozycja eksperta daje danej osobie często prawo, ale i zobowiązanie do wypowiadania się na różne, luźno powiązane tematy, co do których nie zawsze osoba ta ma kompetencje. Jeden z dziennikarzy telewizyjnych, często korzystających z pomocy ekspertów, mówi o nich wprost: „Nie znam nikogo, kto powiedziałby, że się na czymś nie zna.” (cyt. za: E. Winnicka, Anatomia niusa, „Polityka” 2008, nr 37 (2671), 13 września 2008, s. 22). Por. S. Krimsky, Nauka skorumpowana? O niejasnych związkach nauki i biznesu, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2006. 273 Obydwa powyższe założenia są błędne i bezzasadne. Z jednej bowiem strony, kwestie podnoszone w dyskursie publicznym odnoszą się zazwyczaj do wyborów o charakterze politycznym i aksjologicznym, a nie instrumentalnym. Nie rozstrzyga się tu tego, w jaki sposób realizować przyjęte wcześniej cele, ale to, jakie te cele powinny być, jakim celom i wartościom dawać priorytet oraz jak te wartości definiować49. Oznacza to, że w przypadku większości kwestii poruszanych w dyskursie publicznym nie istnieje jedno obiektywnie najlepsze rozwiązanie, które mogłoby być wskazane przez niezależnego, neutralnego i nieomylnego eksperta. Jego udział w dyskursie publicznym jest zazwyczaj – mniej lub bardziej świadomym i otwartym – opowiedzeniem się po jednej ze stron, deklaracją dokonanego wyboru o charakterze politycznym (w niepotocznym znaczeniu tego słowa). Status eksperta nie jest więc zwykle odzwierciedleniem rzeczywistego, ontologicznego statusu danej osoby, ale raczej swoistą „etykietą” legitymizującą subiektywne poglądy i arbitralne sądy przezeń formułowane. Jej nadanie wypływa z potrzeby mediów uwiarygodniania przekazów i budowania mitu własnej obiektywności. Jednak – w kontekście dyskursu publicznego – jest ono często na granicy manipulacji, ma znaczenie przede wszystkim wizerunkowe, w dużo mniejszym zaś stopniu merytoryczne. Pomimo powyższych zastrzeżeń, w odbiorze społecznym eksperci są postrzegani jako neutralni aksjologicznie i wysoce kompetentni w zakresie spraw, których dotyczą ich wypowiedzi w dyskursie publicznym. Te ich pozytywne charakterystyki oraz znaczenie w dyskursie publicznym rosną tym bardziej, im bardziej skomplikowane i słabo znane ogółowi kwestie są jego przedmiotem, co w miarę wzrostu złożoności systemów społecznych staje się coraz częstsze. 49 Jeżeli uznalibyśmy nawet, że istnieją pewne wartości uznawane przez wszystkich członków społeczeństwa za godne realizacji i priorytetowe, to z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że zgodność ta jest jedynie efektem ogólnikowego charakteru takich wartości, zaś rzeczywiste zakresy znaczeniowe im przypisywane przez różne podmioty są nawet zasadniczo odmienne. Na przykład, można śmiało przyjąć, że wyznawcy wszystkich opcji ideologicznych i teorii etycznych dążą do realizacji jakoś zarysowanej idei równości i sprawiedliwości (zob. A. Sen, Nierówności. Dalsze rozważania, Wydawnictwo Znak, Kraków 2000, s. 16-17). Tak naprawdę postulują oni jednak realizację różnych rodzajów równości, wyrażających się w różnych formułach sprawiedliwości (por. m.in. Ch. Perelman, O sprawiedliwości, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1959, s. 19-29; Z. Ziembiński, Sprawiedliwość społeczna jako pojęcie prawne, Wydawnictwo Sejmowe, Warszawa 1996, s. 20-39). W takim przypadku dyskurs publiczny polega przede wszystkim na ustalaniu bądź przeforsowywaniu własnego rozumienia (definicji) powszechnie uznawanej wartości. 274 Mechanizm reprezentacji opartej o dyskurs Powyższe charakterystyki są oczywiście jedynie przybliżeniem, idealizacją, chociażby dlatego, że żadna z powyższych grup nie jest jednorodna, ani też ich przedstawiciele nie zachowują się jednakowo w każdej sytuacji obecności w mediach. Poszczególni uczestnicy dyskursu publicznego mogą też pretendować do występowania w kilku rolach naprzemiennie lub nawet równocześnie, mogą też odbiegać w pewnym stopniu od podanych charakterystyk (np. publicyści i część innych dziennikarzy nie pretenduje do neutralności, niektórzy politycy starają się reprezentować całe społeczeństwo, a nie tylko swój elektorat itd.). Mając jednak świadomość skrótów myślowych, można te charakterystyki w syntetyczny sposób przedstawić następująco: Tabela 1. Zróżnicowanie podmiotów dyskursu publicznego pod względem odbioru ich kompetencji i obiektywności. Podmiot dyskursu publicznego Postrzegany poziom kompetencji Postrzegany poziom obiektywności (neutralności) Politycy, związkowcy, przedstawiciele grup interesu Zróżnicowany Bardzo niski lub brak „Przeciętni obywatele” Bardzo niski Zróżnicowany Dziennikarze, pracownicy mediów, komentatorzy Wysoki Wysoki Eksperci Bardzo wysoki Bardzo wysoki Powyższa tabela uwidacznia, że obie strony, na których wzajemnej obserwacji opierał się tradycyjny model reprezentacji politycznej, we współczesnych realiach obciążone są wyraźnymi mankamentami. Politycy postrzegani są przez obywateli jako nieobiektywni, związani partykularyzmem i siecią interesów grupowych, a także – gdy weźmiemy pod uwagę ich grupę jako całość – co najwyżej umiarkowanie kompetentni. Obywatele z kolei postrzegani są przez polityków jako zdecydowanie niekompetentni i z dużym prawdopodobieństwem nieobiektywni, przedkładający własne, partykularne interesy nad interes społeczny. Te „mankamenty” sprawiają, że we współczesnych demokracjach wzajemna obserwacja tych grup przestaje pełnić swoje funkcje, staje się nieatrakcyjna dla jej stron i de facto powoli zanika. Zamiast tego obie 275 strony przenoszą swoją uwagę na dyskurs sam w sobie, stający się podstawowym obiektem obserwacji. W szczególności zaś obserwacji poddawane są te podmioty, które są tychże mankamentów pozbawione, zaś w tradycyjnym modelu reprezentacji miały charakter „przeźroczysty”. I to one stają się dla nich punktem odniesienia: Obywatele patrzą na ekspertów jako na źródło objaśniania im kwestii będących przedmiotem dyskursu, w tym przede wszystkim konsekwencji, jakie płyną dla nich z poszczególnych rozwiązań; dziennikarzy zaś traktują jako tych, którzy umiejętnie definiują preferencję i interes społeczny – przyjmują zatem ich punkt widzenia i proponowane przez ekspertów zalecenia, Politycy za pośrednictwem dziennikarzy starają się poznać preferencję społeczną, zaś eksperci są dla nich źródłem wiedzy instrumentalnej. Orientacja na dyskurs publiczny oznacza, że obserwujący go obywatele i politycy przyjmują go nie tylko jako podstawowe źródło informacji o sferze publicznej, ale także jako źródło orientacji afektywnej oraz kryteriów ewaluacji i samych ocen. Obywatele (wyborcy), którzy sami niewiele wiedzą na temat reprezentantów (kandydatów), oddają zadanie poszukiwania kompetencji poznawczej uczestnikom dyskursu publicznego i z niego czerpią ewentualne informacje, już wyselekcjonowane i poddane interpretacji. Co więcej, również oceny i emocje w głównej mierze nie powstają w pełni bezpośrednio w ich w umysłach, ale są tworzone i okazywane w ramach dyskursu publicznego, a następnie transponowane w stronę przyjmującej je pozarefleksyjnie publiczności. Inaczej mówiąc, w poszerzającej się grupie zewnątrzsterownych obywateli 50 , informacje, ale również ich interpretacje, oceny i emocje są przejmowane od uczestników dyskursu publicznego. Z kolei politycy, zdający sobie sprawę (mniej lub bardziej świadomie) z powyższego faktu, również zaczynają przyjmować jako punkt odniesienia dla własnych działań i programów dyskurs publiczny i jego uczestników. Nie 50 Pojęcie zewnątrzsterowności zaczerpnięte zostało z pracy Davida Riesmana. Charakteryzując grupę zewnątrzsterownych obywateli w polityce, zwraca on uwagę przede wszystkim na to, że jej członkowie nie mają własnej autonomii moralnej, zestawu stałych poglądów i wartości, zaś uczestnictwo i znajomość zagadnień politycznych służy im przede wszystkim do umacniania poczucia przynależności grupowej i zdobywania uznania innych, np. z tytułu bycia „dobrze poinformowanym” (zob. D. Riesman, N. Glazer, R. Denney, Samotny tłum, Wydawnictwo Muza, Warszawa 1996, s. 244-252). 276 są w stanie łatwo zidentyfikować swoje elektoraty, ani tym bardziej określić jakie oczekiwania i interesy mają ich wyborcy. Łatwo natomiast im określić takie oczekiwania ze strony dominujących uczestników dyskursu publicznego, a zatem – przyjmując, że i tak zostaną one przetransponowane do publiczności politycznej – uznają je za równoważne oczekiwaniom wyborców. Tym samym, punktem odniesienia dla decyzji politycznych podejmowanych przez ciała przedstawicielskie i zasiadających w nich reprezentantów przestają być interesy i oczekiwania wyborców, natomiast stają się nim przewidywane reakcje ze strony tych, którzy odgrywają najbardziej istotną rolę w dyskursie publicznym: komentarze dziennikarzy i oceny medialnych ekspertów. Rysunek 2. Nowy model reprezentacji politycznej, opartej o uczestnictwo i obserwację dyskursu publicznego. Źródło: opracowanie własne. Grupy ekspertów i dziennikarzy uzyskują zatem status autonomiczny i to oni stają się de facto w coraz większym stopniu źródłem reprezentacji. A właściwie jej substytutu, gdyż logika tego nowego mechanizmu normatywnym założeniom reprezentacji zaprzecza, spełniając i zastępując jednakże równocześnie jej funkcje. Konsekwencje Zarysowane powyżej zmiany w mechanizmie reprezentacji przyczyniają się do przemian w funkcjonowaniu współczesnych systemów demokra277 tycznych. To, że tradycyjne mechanizmy procesu demokratycznego są nie do utrzymania w obliczu coraz bardziej skomplikowanej materii decyzji politycznych, wieszczono już niemal pół wieku temu 51 . I rzeczywiście, gdyby spojrzeć na systemy demokratyczne państw zachodnich z początku lat 70. XX wieku i współcześnie, to widać, że – pomimo zasadniczo nie zmienionego instrumentarium instytucjonalnego – działają one dziś w odmienny sposób niż kiedyś. Nie sposób nie zauważyć przemian w samym dyskursie publicznym i sposobie przedstawiania kwestii politycznych52, tabloidyzacji mediów i mediatyzacji polityki 53 czy przemian w strategiach pozyskiwania elektoratów i głosów wyborczych oraz pozyskiwania podporządkowania władzy54. Za jedną z najważniejszych konsekwencji można uznać technokratyzację polityki, wyrażającą się w przekonaniu, że problemy polityczne mogą być (i powinny) przedmiotem racjonalnego, obiektywnego rozstrzygnięcia, a nie aksjologicznego wyboru 55 . Prowadzi to do wytworzenia się „polityki zmierzającej do centrum” i dogmatu braku alternatywy, które tłumią ujawnianie różnic w społeczeństwie i poszukiwanie alternatywnych rozwiązań kwestii politycznych 56. Zarówno dziennikarze najbardziej wpływowych mediów, jak i przede wszystkim występujący w nich eksperci stanowią grupę znacznie bardziej homogeniczną, aniżeli całe społeczeństwo. Reprezentują oni zaledwie wąski wycinek, stanowiącego zasób dostępnych rozwiązań, spektrum ideologicznego. W ten sposób utrwala się zastany porządek, zaś wybór staje się jedynie pozorem. Dalej idące konsekwencje przemiany mechanizmów reprezentacji wydają się mieć dla teorii demokracji. Tradycyjne jej uzasadnienie i aksjologiczne podłoże przestają być aktualne. Skoro bowiem zarówno reprezentanci, 51 52 53 54 55 56 Patrz np.: A. Toffler, Szok przyszłości, Wydawnictwo Kurpisz S.A., Przeźmierowo 2007, s. 405-419 (wyd. oryg. 1970 r.). Zob. np. H.M. Kepplinger, Demontaż polityki w społeczeństwie informacyjnym, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2007. Zob. np.: B. Abramowicz, Demokratyczny system polityczny i medialny a komunikowanie polityczne. Dylematy demokracji komunikacyjnej, w: Media a polityka, op. cit., s. 331-334; W. Adamczyk, Tabloidyzacja mediów mainstreamowych: przyczyny i konsekwencje, „Przegląd Politologiczny” 2008, nr 1, s. 129-141; C. Sparks, Żegnaj, Hildy Johnson! – upadek „poważnej prasy”, w: Komunikowanie i obywatelskość. Mass media w społeczeństwie, czyli atak na system nadawców publicznych. Plotki, sensacje, doniesienia, red. P. Dahlgren i C. Sparks, Wydawnictwo Astrum, Wrocław 2007, s. 67-80. Zob. W. Szostak, Kierunki zmian w inżynierii społecznej w XX wieku, w: Socjotechnika w polityce wczoraj i dziś. Tom 1, red. A. Kasińska-Metryka i K. Kasowska-Pedrycz, Wydawnictwo Uniwersytetu Humanistyczno-Przyrodniczego Jana Kochanowskiego, Kielce 2009, s. 37-48. Zob. A. Laska, Politologiczne determinanty technokratyzacji polityki, w: Odsłony współczesnej polityki, op. cit., s. 52-55. Ch. Mouffe, Paradoks demokracji, Wydawnictwo Naukowe Dolnośląskiej Szkoły Wyższej Edukacji TWP we Wrocławiu, Wrocław 2005, s. 115 i nast. 278 jak i reprezentowani przestają się wzajemnie obserwować, przestają być dla siebie wzajemnie punktem odniesienia i kierują swoją uwagę ku innym grupom, to oznacza odchodzenie od licolnowskiej formuły demokracji jako „rządów ludu, przez lud i dla ludu”57. Ciężar reprezentacji zostaje przeniesiony z całego społeczeństwa na jedynie wąski jego wycinek. W procesie dyskursu publicznego w mediach masowych nie obowiązują bowiem zasady równości formalnej oraz inkluzji politycznej58. Status eksperta czy „neutralnego” dziennikarza uprzywilejowuje jednostkę wraz z wyznawanym przez nią systemem wartości, nadając im status obiektywnej konieczności. Przy niezmienionym szkielecie instytucjonalnym pozycja suwerena zaczyna więc coraz bardziej przenosić się od demos do jego wąskiego, względnie homogenicznego wycinka, który jest władny narzucać pozostałym sposób myślenia o sprawach publicznych, wyznaczać ich agendę oraz wskazywać bezalternatywne, preferowane rozstrzygnięcia. Nie byłoby tu niczego nowego, wszak umiejętność narzucania innym korzystnego dla siebie, własnego sposobu postrzegania rzeczywistości i wartościowania jej elementów przez wąskie, uprzywilejowane segmenty społeczeństwa była dostrzegana już wcześniej59. Grupy te jednak były zwykle zakorzenione w strukturze społecznej, teraz natomiast ich dobór nosi znamiona dużej przypadkowości. Wszak o tym, kto zostanie popularnym dziennikarzem czy często zapraszanym do studia telewizyjnego ekspertem, decydują kryteria – z punktu widzenia systemu politycznego i mechanizmu reprezentacji – nierelewantne. Co więcej, grupy te są bardzo wąskie, zaś ich pozycja opiera się na regularnym dostępie do środków masowego przekazu. O ile więc mieliśmy wcześniej do czynienia z – używając sformułowania P. Bourdieu – władzą elit symbolicznych, to w tym przypadku możemy mówić o jeszcze węższych elitach komunikacyjnych. Ich członkowie spełniają w pełni sformułowane przez J. Higleya, M. Burtona i R. Gunthera kryteria przynależności do elity politycznej: regularność i substancjalność wpływu na polityczne procesy decyzyj57 58 59 A. Lincoln, The Gettysburg Address, cyt. za: R. C. White, Jr., The Words That Moved a Nation, w: Abraham Lincoln. A Legacy of Freedom, U. S. Department of State – Global Publishing Solutions, Washington 2008, s. 58. Na temat znaczenia tych wartości dla tradycyjnych modeli demokracji patrz np.: S. White, Równość, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2008, s. 40-74; K. Dziubka, Inkluzja polityczna jako wartość demokratyczna, w: Studia z teorii polityki, Tom III, op. cit., s. 25-50. Zob. na przykład: P. Bourdieu, Reprodukcja. Elementy teorii systemu nauczania, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2006. 279 ne60. Ich wyłanianie nie ma natomiast charakteru demokratycznego, nie są oni reprezentantami społeczeństwa, choć często pretendują do definiowania interesu społecznego. A stąd już tylko krok do modelu kurateli, uznawanego przez jego twórcę, Roberta Dahla, za zaprzeczenie demokracji61. We współczesnych systemach demokratycznych można zatem dostrzec niekiedy mechanizmy ich przemian prowadzące do obniżania poziomu ich „demokratyczności”. Niekiedy mówi się nawet o kryzysie demokracji62. Jest to jednak kryzys demokracji, jaką znamy i „demokratyczności” takiej, jak ją rozumiemy współcześnie. Jak zauważa sam R. Dahl, demokracja w swoich dziejach przechodziła już transformacje radykalnie zmieniające jej oblicze63. Teoria demokracji musiała zaś sobie radzić z tymi zmianami i podobnie będzie sobie musiała poradzić ze współczesnymi. Dlatego nie stawiam tu tezy o zniesieniu reprezentacji, ale o tym, że mamy do czynienia z jej substytutem, być może początkami jej innego, nowego modelu. Potrzeba poszukiwania nowego paradygmatu reprezentacji, który lepiej odzwierciedlałby współczesne realia jest zresztą dostrzegana64. I formułowane są też konkretne propozycje, niektóre nawiązujące do relacji między reprezentacją a dyskursem. Na przykład, John Dryzek i Simon Niemeyer piszą wprost o „reprezentacji dyskursowej”, czyli takim jej modelu, w którym poszczególni gracze polityczni nie reprezentują ludzi, ale aktualne dyskursy65. Jej projekt formułowany przez filozofię polityki nie musi się wprawdzie spełnić, ale chyba taki już jest los badacza zjawisk politycznych, które często wymykają się racjonalnym projektom i przewidywaniom, zdążając w zupełnie inną stronę. Nam zaś pozostaje poszukiwanie i modyfikowanie teorii w ten sposób, aby mogła ona podążać śladami stale zmieniającej się rzeczywistości politycznej. 60 61 62 63 64 65 M. Burton, J. Higley, R. Gunther, Elity a rozwój demokracji, w: Władza i społeczeństwo. Antologia tekstów z zakresu socjologii polityki, wyb. J. Szczupaczyński, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 1995, s. 18. R. Dahl, Demokracja i jej krytycy, op. cit., s. 78-116. Zob. np. R. Rosicki, Kryzys demokracji liberalnej - wybrane problemy rządzenia, legitymizacji i reprezentacji, w: Od teorii do praktyki politycznej…, op. cit., s. 241 - 258. R. Dahl, Demokracja i jej krytycy, op. cit., s. 19-52. Zob. np. J. Mansbridge, Representation Revisited: Introduction to the Case against Electoral Accountability, “Democracy & Society” 2004, Vol. 2, Issue 1; M. Warren, D. Castiglione, The Transformation of Democratic Representation, “Democracy & Society” 2004, Vol. 2, Issue 1. J. S. Dryzek, S. Niemeyer, Discursive Representation, “American Political Science Review” 2008, Vol. 102, No. 4, s. 481 i nast. Tym, co odróżnia stanowisko tych badaczy od przedstawionego w powyższym tekście, jest przekonanie o pluralizmie dyskursów, podczas gdy tutaj przyjmuję założenie, że dają się one sprowadzić do wspólnego dyskursu publicznego, który staje się odniesieniem dla reprezentacji politycznej. 280 PUBLIC DISCOURSE AS A SUBSTITUTE TO POLITICAL REPRESENTATION – A PARAINSTITUTIONAL DIMENSION OF CONTEMPORARY DEMOCRACY Representation has been one of the foundations of democratic systems throughout the ages. Since the invention of indirect democracy these two phenomena have been closely related. In the article, a traditional model of political representation is examined, and it is stated that it no longer provides a good explanation of functioning modern democratic systems. As the context of contemporary politics changes, so social systems grow more complex, fickle, instable and fuzzy. .It is no longer possible to provide the function of representation by traditional means. Therefore, a new model of representation arose in modern democracies, deriving from public discourse. The issue of the article is to examine this new model of representation. As in traditional models both sides of the relation of representation were mutually observed through transparent media, now the subject of observation is media and discourse itself. This brings journalists and media experts to the foreground, who become more and more important sources of quasi-representation in contemporary democracies. The whole process and its main consequences to democratic theory are examined. BIBLIOGRAFIA 1. Abramowicz B., Demokratyczny system polityczny i medialny a komunikowanie polityczne. Dylematy demokracji komunikacyjnej, w: Media a polityka, red. A. M. Zarychta, Ł. Donaj, M. Kosiarz i A. Barański, Wyższa Szkoła Studiów Międzynarodowych, Łódź 2007. 2. Adamczyk W., Tabloidyzacja mediów mainstreamowych: przyczyny i konse- 3. kwencje, „Przegląd Politologiczny” 2008, nr 1. Aksztejn W., Racjonalność wyborcy a paradoks partycypacji. Znaczenie instrumentalnej motywacji dla wyjaśniania absencji wyborczej w 2005 r., „Decyzje” 2006, nr 5. 4. Bourdieu P., O telewizji. Panowanie dziennikarstwa, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2009. 5. Bourdieu P., Reprodukcja. Elementy teorii systemu nauczania, Wydawnictwo 6. Naukowe PWN, Warszawa 2006. Braud P., Rozkosze demokracji, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1995. 7. Burton M., Higley J., Gunther R., Elity a rozwój demokracji, w: Władza i społeczeństwo. Antologia tekstów z zakresu socjologii polityki, wyb. J. Szczupaczyń281 ski, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 1995. 8. Czyżewski M., Kowalski S., Piotrowski A., Rytualny chaos. Studium dyskursu publicznego, Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2010. 9. Dahl R. A., Demokracja i jej krytycy, Wydawnictwo Znak, Kraków 1995. 10. Dahl R. A., O demokracji, Wydawnictwo Znak, Kraków 2000. 11. Denton R. E., Jr., Woodward G. C., Jak zdefiniować komunikację polityczną, w: Władza i społeczeństwo 2. Antologia tekstów z zakresu socjologii polityki, wyb. J. Szczupaczyński, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 1998. 12. Dobek-Ostrowska B., Polski system medialny na rozdrożu. Media w polityce, polityka w mediach, Wydawnictwo UWr, Wrocław 2011. 13. Downs A., An Economic Theory of Political Action in a Democracy, “The Journal of Political Economy” 1957, Vol. 65, Issue 2. 14. Dryzek J. S., S. Niemeyer, Discursive Representation, “American Political Science Review” 2008, Vol. 102, No. 4. 15. Dziubka K., Inkluzja polityczna jako wartość demokratyczna, w: Studia z teorii polityki, Tom III, red. A. Czajowski i L. Sobkowiak, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2000. 16. Easton D., An Approach to the Analysis of Political Systems, "World Politics" 1957, Vol. 9, No. 3. 17. Freddersen T.J., Rational Choice Theory and the Paradox of Not Voting, “Journal of Economical Perspectives” 2004, Vol. 18, No. 1. 18. Gilley B., Is Democracy Possible?, “Journal of Democracy” 2009, No. 1. 19. Golinowski J., Perspektywa porządku postpolitycznego. W stronę technologii władzy, Oficyna Wydawnicza Aspra-JR, Warszawa 2007. 20. Hadenius A., Democracy and Development, Cambridge University Press, Cambridge 1992. 21. Haman J., Demokracja, decyzje, wybory, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2003. 22. Held D., Modele demokracji, Wydawnictwo UJ, Kraków 2010. 23. Heywood A., Klucz do politologii. Najważniejsze ideologie, systemy, postacie, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2008. 24. Heywood A., Politologia, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2008. 25. Hirszowicz M., Spory o przyszłość. Klasa, polityka, jednostka, Wydawnictwo IFiS PAN, Warszawa 1998. 26. Hirszowicz M., Stąd, ale dokąd? Społeczeństwo u progu nowej ery, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2007. 27. Judge D., Representation. Theory and practice in Britain, Routledge, London 1999. 282 28. Kaczmarek B., Polityka a władza. Kryzys paradygmatu?, „Studia Politologiczne” 2004, Vol. 8 (zeszyt monograficzny: Współczesne teorie polityki – od logiki do retoryki, red. T. Klementewicz). 29. Kepplinger H.M., Demontaż polityki w społeczeństwie informacyjnym, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2007. 30. Key V. O., Jr., The Responsible Electorate. Rationality in Presidential Voting 1936-1960, Harvard University Press, Cambridge (MA) 1966. 31. Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 r. (Dz.U. 1997 nr 78 poz. 483). 32. Krimsky S., Nauka skorumpowana? O niejasnych związkach nauki i biznesu, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2006. 33. Laclau E., Emancipation(s), Verso – New Left Books, London 1996. 34. Laska A., Politologiczne determinanty technokratyzacji polityki, w: Odsłony współczesnej polityki, red. J. Golinowski i A. Laska, Wydawnictwo UKW, Bydgoszcz 2012. 35. Legutko P., Rodziewicz D., Mity czwartej władzy: dla widzów, słuchaczy i czytaczy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2002. 36. Lissewski P., Cyberdemokracja? Internetowe iluzje, „Przegląd Politologiczny” 2002, nr 3. 37. Lissowski G., Demokratyczne sposoby podejmowania decyzji, „Prakseologia” 1983, nr 3-4. 38. Lissowski G., Wprowadzenie do przestrzennej teorii głosowania, „Studia Socjologiczne” 2003, nr 1. 39. Luhmann N., Teoria polityczna państwa bezpieczeństwa socjalnego, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1994. 40. Macała J., Postpolityka – niepewna przyszłość demokracji?, w: Odsłony współczesnej polityki, red. J. Golinowski i A. Laska, Wydawnictwo UKW, Bydgoszcz 2012. 41. Mansbridge J., Representation Revisited: Introduction to the Case against Electoral Accountability, “Democracy & Society” 2004, Vol. 2, Issue 1. 42. Matczak P., Społeczne uwarunkowania eliminacji syndromu NIMBY, w: Podmiotowość społeczności lokalnych. Praktyczne programy wspomagania rozwoju, Media – G.T., Poznań 1996. 43. McCombs M., Ustanawianie agendy. Media masowe i opinia publiczna, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2008. 44. McQuail D., Teoria komunikowania masowego, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2007. 45. Michalak B., Czy grozi nam depolityzacja polityki? Rozważania na temat wizji 283 postpolitycznej, "Studia Polityczne" 2010, Vol. 25. 46. Michalak T., Ekonomiczna teoria demokracji Anthony’ego Downsa, w: Teoria wyboru publicznego. Wstęp do ekonomicznej analizy polityki i funkcjonowania sfery publicznej, red. J. Wilkin, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2005. 47. Miklaszewska J., Demokracja – dzieje pojęcia, w: Oblicza demokracji, red. R. Legutko i J. Kloczkowski, Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2002. 48. Mouffe Ch., Paradoks demokracji, Wydawnictwo Naukowe Dolnośląskiej Szkoły Wyższej Edukacji TWP we Wrocławiu, Wrocław 2005. 49. Necel R., Sfery przemilczeń w dyskursie publicznym. Praktyki unieważniania w polskiej debacie publicznej, rozprawa doktorska napisana pod kierunkiem Krzysztofa Podemskiego, UAM, Poznań 2012, dostępna online: https://repozytorium.amu.edu.pl/jspui/bitstream/10593/2809/1/sfery%20przemilcz eń%20R%20%20Necel.pdf [dost. 11-05-2013]. 50. Olson M., The Logic of Collective Action. Public Goods and the Theory of Groups, Harvard University Press, Cambridge (MA) 1971. 51. Omyła-Rudzka M., Opinie na temat pracy dziennikarzy, komunikat z badań CBOS nr BS/164/2012, Warszawa 2012. 52. Pawlik G., Stronniczość polityczna mediów w demokracji, w: Mediatyzacja kampanii politycznych, red. M. Kolczyński, M. Mazur i S. Michalczyk, Wydawnictwo UŚ, Katowice 2009. 53. Perelman Ch., O sprawiedliwości, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1959. 54. Pitkin H. F., The Concept of Representation, The University of California Press, Berkeley – Los Angeles – London 1967. 55. Plotke D., Representation Is Democracy, „Constellations” 1997, Vol. 4, No. 1. 56. Ponikowski B., Pojęcie reprezentacji jako kategoria teorii polityki, w: Studia z teorii polityki, Tom III, red. A. Czajowski i L. Sobkowiak, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2000. 57. Raciborski J., Zachowania wyborcze Polaków, w: Wymiary życia społecznego. Polska na przełomie XX i XXI wieku, red. M. Marody, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2002. 58. Rasiński L., Dyskurs i władza. Zarys polityki agonistycznej, Wydawnictwo Naukowe Dolnośląskiej Szkoły Wyższej, Wrocław 2010. 59. Rehfeld A., Towards a General Theory of Political Representation, „The Journal of Politics” 2006, Vol. 68, No. 1. 60. Riesman D., Glazer N., Denney R., Samotny tłum, Wydawnictwo Muza, Warszawa 1996. 284 61. Riker W.H., Ordeshook P.C., A Theory of the Calculus of Voting, “The American Political Science Review” 1968 Vol. 62, No. 1. 62. Roper J., Holtz-Bacha Ch., Mazzoleni G., The Politics of Representation. Election Campaigning and Proportional Representation, Peter Lang Publishing, New York 2004. 63. Rosicki R., Kryzys demokracji liberalnej - wybrane problemy rządzenia, legitymizacji i reprezentacji, w: Od teorii do praktyki politycznej. Księga jubileuszowa dedykowana Profesorowi Zbigniewowi Blokowi z okazji 40-lecia pracy naukowej i 70-lecia urodzin, red. M. Kołodziejczak i R. Rosicki, Wydawnictwo Naukowe WNPiD UAM, Poznań 2012. 64. Rotkiewicz M., Aureola profesora, „Polityka” 2013, nr 7 (2895), 12 luty 2013. 65. Runciman D., Brito Vieira M., Reprezentacja, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2011. 66. Rydlewski G., Rządzenie w świecie megazmian (Studium politologiczne), Dom Wydawniczy Elipsa, Warszawa 2009. 67. Rzeczkowski G., Znani z tego, że się znają, „Press” 2008, nr 5(148). 68. Sartori G., Teoria demokracji, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1994. 69. Sen A., Nierówności. Dalsze rozważania, Wydawnictwo Znak, Kraków 2000. 70. Sen A., Racjonalność i wybór społeczny, w: Elementy teorii wyboru społecznego, wyb. G. Lissowski, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2001. 71. Shapiro I., Stan teorii demokracji, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2006. 72. Sparks C., Żegnaj, Hildy Johnson! – upadek „poważnej prasy”, w: Komunikowanie i obywatelskość. Mass media w społeczeństwie, czyli atak na system nadawców publicznych. Plotki, sensacje, doniesienia, red. P. Dahlgren i C. Sparks, Wydawnictwo Astrum, Wrocław 2007. 73. Strzeszewski M., Jacy są, a jacy powinni być dziennikarze?, komunikat z badań CBOS nr BS/68/2002, Warszawa 2002. 74. Szewczak W., Istota i mechanizmy funkcjonowania demokracji ad hoc, „Studia Socjologiczne” 2010 nr 2. 75. Szewczak W., Media a efektywność polityki - krótki zarys problemu, w: Media a polityka, red. A. M. Zarychta, Ł. Donaj, M. Kosiarz i A. Barański, Wyższa Szkoła Studiów Międzynarodowych, Łódź 2007. 76. Szewczak W., O pojęciu kryzysu polityki, w: Od teorii do praktyki politycznej. Księga jubileuszowa dedykowana Profesorowi Zbigniewowi Blokowi z okazji 40lecia pracy naukowej i 70-lecia urodzin, red. M. Kołodziejczak i R. Rosicki, Wydawnictwo Naukowe WNPiD UAM, Poznań 2012. 77. Szostak W., Kierunki zmian w inżynierii społecznej w XX wieku, w: Socjotechnika 285 w polityce wczoraj i dziś. Tom 1, red. A. Kasińska-Metryka i K. KasowskaPedrycz, Wydawnictwo Uniwersytetu Humanistyczno-Przyrodniczego Jana Kochanowskiego, Kielce 2009. 78. Toffler A., Szok przyszłości, Wydawnictwo Kurpisz S.A., Przeźmierowo 2007. 79. Toffler A., Toffler H., Budowa nowej cywilizacji. Polityka nowej fali, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 1996. 80. Toffler A., Trzecia fala, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2001. 81. Urbinati N., Warren M. E., The Concept of Representation in Contemporary Democratic Theory, “Annual Review of Political Science” 2008, Vol. 11. 82. Uzasadnienie Wyroku Trybunału Konstytucyjnego z dnia 3 listopada 2006 roku, sygn. akt. K 31/06 (Dz. U. Nr 202, poz. 1493). 83. Warren M., Castiglione D., The Transformation of Democratic Representation, “Democracy & Society” 2004, Vol. 2, Issue 1. 84. Węgrzyn A., Postrzeganie polityków polskich przez mieszkańców Wałbrzycha, dost. online: http://www.draw.nazwa.pl/controlling2/assets/publikacje/postrzeganie.pdf [13.05.2013]. 85. Wenzel M., Oceny pracy dziennikarzy, komunikat z badań CBOS nr BS/179/2006, Warszawa 2006. 86. White R. C., Jr., The Words That Moved a Nation, w: Abraham Lincoln. A Legacy of Freedom, U. S. Department of State – Global Publishing Solutions, Washington 2008. 87. White S., Równość, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2008. 88. Winnicka E., Anatomia niusa, „Polityka” 2008, nr 37 (2671), 13 września 2008. 89. Ziembiński Z., Sprawiedliwość społeczna jako pojęcie prawne, Wydawnictwo Sejmowe, Warszawa 1996. Dr Wiktor Szewczak – Katedra Teorii Polityki, Wydział Politologii i Studiów Miedzynarodowych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu e-mail: [email protected] 286 Janusz GOLINOWSKI ANTYNOMIE I WYZWANIA POLSKIEJ TRANSFORMACJI Podstawą stabilnej demokracji jest sytuacja, w której rządy są wystarczająco silne, aby skutecznie rządzić, ale jednocześnie wystarczająco słabe, aby nie móc rządzić wbrew ważnym społecznym interesom. Skutecznym katalizatorem „siły - słabości” demokratycznego ładu staje się instytucja społeczeństwa obywatelskiego, rozumiana jako zbiorowość zdolna do samoorganizacji, posiadająca wobec państwa autonomię, w której pojawia się idea wspólnego dobra, przekraczającego interesy indywidualne1. Bez silnych instytucji politycznych społeczeństwo jest pozbawione środków, aby zdefiniować i osiągać wspólne cele. W tym procesie szczególna rola przypadała systemowi politycznemu, ale o jego powodzeniu decydują jakościowe zmiany w systemie ekonomicznym. Równolegle ze zmianami o charakterze ekonomicznym powinny postępować zmiany w strukturze społecznej, które mogłyby wymuszać zwolnienie tempa, a nawet wywoływać impulsy w kierunku restauracji wcześniejszych rozwiązań. Innymi słowy, projekt demokratycznego ładu stoi przed koniecznością sprostania kwadraturze koła, tj. jednoczesnego wypełnienia trzech głównych zadań: powinien stworzyć warunki do konkurencyjności, co wymaga złożonych decyzji gospodarczych i podatkowych; nie może zagrozić solidarności socjalnej, z czym wiąże się trudny proces reformy państwa; ma obowiązek również zachować wolności polityczne. Wizytówką demokratyzacji społeczeństwa staje się jego aktywność, którą można definiować jako zbiorowe i indywidualne działania o charakterze obywatelskim, a więc odnoszące się przede wszystkim do sfery dobra wspólnego, sfery spraw publicznych, a także łączące w sobie zaangażowanie, zau- 1 W. Bokajło, Społeczeństwo obywatelskie: sfera publiczna jako problem teorii demokracji, [w:] W. Bokajło, K. Dziubka (red.), Społeczeństwo obywatelskie, Wrocław 2001, s. 17- 83. 287 fanie i solidarność społeczną oraz odpowiedzialność za wspólnotę2. Polskie społeczeństwo kształtowało się w okresie transformacji pod wpływem trzech głównych czynników sprawczych; prodemokratycznego przełomu z roku 1989; mechanizmu samorozwoju i samoedukacji charakterystycznego dla ruchów społecznych i obywatelskich oraz szeroko pojętego wsparcia pomocy zagranicznej. Jednym z trzech podstawowych celów polskiej transformacji – oprócz wprowadzenia instytucji rynku i demokracji – miał być rozwój społeczeństwa obywatelskiego. Obserwacja obecnej sytuacji prowadzi do konkluzji, że pomimo rozwoju instytucji obywatelskich po roku 1989, to ostatnie zadanie zostało zrealizowane w stopniu wręcz minimalnym. Struktury społeczeństwa obywatelskiego są w Polsce stosunkowo słabe, posiadają na ogół charakter enklawowy i nie stanowią równoważnego partnera dla sfery biznesu i polityki3. Grzechem pierworodnym polskiej transformacji było zaniedbanie u początku przemian kwestii związanych z procesami instytucjonalizacji. Już w 1990 r. podnoszono kwestię lekceważenia wartości ustroju państwa przez polityków i ich doradców oraz konsekwencji tego zaniedbania. Zaufanie społeczne i zaufanie do rządu wraz z jego instytucjami są ze sobą ściśle związane. Pozwala ono budować instytucje społeczne i polityczne zapewniające rządowi skuteczność działań, a to podnosi z kolei zaufanie do instytucji publicznych. Możliwa jest też zależność odwrotna: nieskuteczność rządu, ujawniająca się w korupcji politycznej, może powodować cykle, które prowadzą do upowszechnienia się w społeczeństwie postaw nieufności4. Obecny model systemu politycznego, biorąc pod uwagę praktyki oligarchizacji partii, deficyt myślenia programowego oraz silne tendencje wodzowskie, jest zamkniętym na nowe inicjatywy i nie znajduje przesłanek do politycznej artykulacji. Poziom społecznej apatii stał się spustowym mechaniP. Gliński, Aktywność aktorów społecznych – deficyt obywatelstwa wobec codziennej zaradności Polaków, [ w:] W. Wesołowski i J. Włodarek (red.), Kręgi integracji i rodzaje tożsamości. Polska. Europa. Świat. Wydaw. Naukowe SCHOLAR, Warszawa, 2005, s. 225-226. 3 Jeżeli pojmujemy demokrację jako coś więcej, niż same zasady proceduralne, jako „inkluzywny” system, gdzie wszyscy obywatele są prawowitymi członkami wspólnoty, a ludzie pracy włączeni są w system gospodarczy – dzisiejsza Polska jest systemem mało demokratycznym. Przy nawracającej tendencji do wykluczania przeciwników ze wspólnoty oraz systematycznej erozji społecznych praw ludzi pracy, postkomunistyczna Polska nigdy nie była szczególnie liberalna ani szczególnie inkluzywna. Zob. D. Ost, Klęska Solidarności. Gniew i polityka w postkomunistycznej Europie, Warszawa 2007, s. 380. 4 A. Zybertowicz, Demokracja jako fasada: przypadek III RP, [w:] E. Mokrzycki, A Rychard, A. Zybertowicz (red.), Utracona dynamika ? O niedojrzałości polskiej demokracji, Wydaw. IFiS PAN, Warszawa 2002. 2 288 zmem do formowania populistycznych roszczeń, a brak istotnościowych różnic wyboru między zwyczajową lewicą i prawicą jest zastępowany przez demagogów, dając im ogromną przewagę nad rzeczywistą polityką. Hasła demagogów i oferty, zarówno skrajnie prawicowych a także lewicowych ugrupowań, nie rozwiązują problemu, tylko go pogłębiają. Problem polega na tym, że współcześni populiści zazwyczaj mają dużo racji w opisie problemów, ale zwykle odpowiadają na nie w kompletnie pozorowany, szkodliwy sposób. Zestawiając normatywne wskazania dążeń Polaków do demokracji z przebiegiem procesów transformacji, na pierwszy plan wysuwają się sprzeczności i paradoksy towarzyszące przekształceniom ustrojowym 5 . U podstaw wspomnianych antynomii leży teza o zatrzymanym rozwoju instytucjonalnym, a w konsekwencji utrzymaniu przepaści między obywatelem a państwem – wyrażającej się zarówno w postawie indywidualistycznego zatomizowania, a także ukształtowaniu ukrytych, zakulisowych mechanizmów obrony partykularnych interesów. Drugą tezą, w pewien sposób przeciwstawną pierwszemu założeniu, jest niedostrzeganie horyzontu globalnej skali zmian towarzyszących polskiej transformacji. Obecny kryzys może skłaniać do wniosku, iż pod koniec ubiegłego wieku zaczęły występować oznaki naruszania ustabilizowanych, głównych odmian ustroju kapitalistycznego zarówno w formach doktrynalnych, jak i realizowanych w praktyce. Przekształcenia w systemie rynkowym postawiły pod znakiem zapytania względną trwałość szwedzkiej odmiany kapitalizmu z opiekuńczymi funkcjami państwa, formę francuskiego modelu zachowującą kapitalistyczne rozwiązania własnościowe i wolnorynkowe, a także społeczną gospodarkę rynkową Niemiec z elementami utrwalającymi zrównoważony porządek polityczno-społeczny i gospodarczy. Ich miejsce zaczął skutecznie przejmować trend uniwersalizacji rynku inspirowany pomysłami ideologii neoliberalnej. Po trzecie – i co być może najważniejsze – okazało się, iż coraz częściej Polacy spotykają się z nowymi formami kształtowania relacji społecznych, a w konsekwencji braku równowagi interesów między grupami społecznymi. Syntetycznie zarysowane tło problemu prowadzi do wniosku, że kierunek zmian musi sprzyjać kreowaniu działań proinnowacyjnych, prowadzić do wzrostu znaczenia ładu społecznego w powiązaniu z perspektywą awansu 5 J. Hardy, Nowy polski kapitalizm, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, Warszawa 2010. 289 ale także stabilizacji jednostek i grup społecznych. W dłuższym okresie władza może liczyć na poparcie społeczeństwa, jeśli zdoła przebudować założony w swej wizji - petryfikujący ją - system ekonomiczny. Stąd tempo przeobrażeń nie jest obojętne dla procesu transformacji 6 . Tutaj warunkiem pomyślnego funkcjonowania demokratycznego państwa jest wysoki poziom partycypacji obywatelskiej, a wskaźniki społecznego zaangażowania mogą świadczyć o kondycji systemu politycznego i poziomie jego społecznej legitymacji. Innymi słowy, stajemy obecnie w obliczu dylematu; konieczności wypracowania nowej formuły kontraktu społecznego, gwarantowanego dotąd przez państwo narodowe, czy też wchodzimy w coraz bardziej globalizujący się świat bez jakichkolwiek szerszych społecznych uzgodnień? Stąd także pojawia się widmo zagrożeń, również w Europie, przed szeroko pojmowaną integracją. Coraz więcej mówi się o globalizacji, ale jest ona pojmowana - nie jako zbliżenie kultur i społeczeństw, lecz jako operacja finansowoekonomiczna, jako prawo działania kapitału na wszystkich rynkach świata, przepojone duchem- nie zbliżenia, tylko dominacji. 1. Od postulowanego solidaryzmu społecznego do permisywizmu działania Okres transformacji był szczególnie ważny dla Polski i całej Europy. Dzięki zmianom zachodzącym w krajach Europy Środkowo -Wschodniej wiele narodów zyskało takie atrybuty jak wolność, suwerenność, a w związku z tym możliwość kształtowania otaczającej rzeczywistości. Praktyka okresu przedtransformacyjnego ujawniała, że państwa całkowicie oderwane od specyfiki podłoża historycznego, nieuwzględniające faktycznego pluralizmu swoich obywateli to organizmy silnie zetatyzowane i zbiurokratyzowane. Zasadzały się one na skoncentrowaniu władzy politycznej w organach partii hegemonistycznej, doprowadzając nie tyle do likwidacji, ale bardziej do zaostrze6 Bierność społeczna Polaków postawiła pod znakiem zapytania powszechne na początku transformacji wyobrażenia o wyjątkowych prodemokratycznych, obywatelskich atrybutach polskiego społeczeństwa. Wycofanie się dużych grup obywateli z przestrzeni publicznej, kontrastujące z aktywnością solidarnościową sprzed 1989 r., przypisywano szokowi związanemu z transformacją, „traumą wielkiej zmiany”. Zob. P. Sztompka, Trauma wielkiej zmiany. Społeczne koszty transformacji, Warszawa 2000. 290 nia i skumulowania sprzeczności społecznych, a w rezultacie do głębokich konfliktów i kryzysów. Wbrew deklaracjom o relatywnie dużym uwarunkowaniu systemów społecznych przez ideologię i doktrynę ruchu komunistycznego, w praktyce, zwłaszcza w ostatnich latach, znacznie ważniejszą rolę odegrał bieżący pragmatyzm, subiektywizm oraz woluntaryzm władzy politycznej7. Przede wszystkim negowano prawo istnienia opozycji, której celem jest jakościowa zmiana systemu i nadużywano siły do jej zwalczania. Dążono również do wyeliminowania tych wszystkich sił politycznych, które nie chciały pełnić funkcji „transmisyjnych” w systemie politycznym. Wspomniane czynniki wpłynęły naturalnie na rezygnację z idei sprawiedliwości społecznej, równości i wolności obywatelskich w podejmowanych praktykach „realnego socjalizmu”. Proces modernizacji przyniósł Polakom nie znane dotąd doświadczenia. Radykalne poszerzanie wolności gospodarczej i politycznej sprzyjało kształtowaniu się nowych wzorów organizacji przestrzeni publicznej i rozwojowi tendencji rynkowych w gospodarce. Architektura nowego ładu była konstruowana w prostych opozycjach do poprzedniego reżimu; a mianowicie socjalizm versus gospodarka rynkowa czy liberalna demokracja versus suwerenność. Typowa trajektoria ewolucji prowadziła od socjalizmu i gospodarki planowej do pluralizmu i europeizacji. W założeniach transformacji ustrojowej upatrywano realizację wielu celów; w zakresie ekonomii – stały wzrost gospodarczy, masową prywatyzację gospodarki oraz powstanie kapitalistycznych grup wpływu, natomiast w obrębie polityki, konsolidację społeczną poprzez ukształtowanie stabilnych partii politycznych i ugruntowanie demokratycznej kultury politycznej. Demokracja liberalna, pluralizm, indywidualizm czy prawa człowieka miały być wartościami powszechnie pożądanymi i uznawanymi za słuszne. A sama idea uniwersalizującej się cywilizacji, nawiązująca do rozwiązań rozwiniętych państw Zachodu, miała służyć jako legitymizacja zachodnich wartości na świecie. Dokonując modernizacji społeczeństwo polskie zostało postawione wobec możliwości ekonomicznego, społecznego i kulturowego otwarcia na świat, ale jednocześnie potrzeby imitacji wzorów - zarówno gospodarczych, jak i politycznych - społeczeństw zachodnich. Powrót do „normalności” za7 Z. Blok, Transformacja systemowa – próba scharakteryzowania procesu, [w:] Z. Blok (red.), Transformacja systemowa w Polsce, Wydaw. Naukowe INPiD UAM, Poznań 1993, s. 8-9. 291 kładał, iż zmiany społeczne miały być oparte na stworzeniu stabilnego systemu gospodarczego, opartego na gospodarce wolnorynkowej oraz demokracji jako formie porządku politycznego. Ekonomiczna klęska „realnego socjalizmu” oraz impas idei państwa opiekuńczego spowodowały, że za skompromitowany uważano interwencjonizm państwowy i myślenie o gospodarce w kategoriach interesu narodowego, a tym samym rywalizacji między narodami. Można sądzić, iż kształt polskiego kapitalizmu byłby zdecydowanie inny, gdyby demontaż poprzedniego systemu odbywał się w odmiennej atmosferze. Obecnie można pokusić się o stwierdzenie, iż okres przejściowy między „starym” a „nowym porządkiem” (okres tranzycji) przedłuża się, a nawet do pewnego stopnia zaczyna się utrwalać, ukazując własną logikę. Jego praktycznym następstwem we wszystkich sferach życia publicznego jest kryterium efektywności i zysku, czyli szybki rozwój konsumeryzmu jako filozofii życia i przekształcenie środków przekazu w narzędzia rozrywki. A ponieważ konsumpcja i rozrywka wymagają dobrego nastroju, ów nastrój zaczęły stwarzać media, usuwając z przestrzeni publicznej społeczeństwa - realne problemy. Przyjęte praktyki pozostają poważną przeszkodą w tworzeniu kapitału społecznego budowanego na zaufaniu i więziach społecznych8. W sposób rozmyślny bądź nieświadomie polskie społeczeństwo naśladuje instytucje, wzory zachowań i wartości należące do kilku faz rozwojowych społeczeństwa zachodniego. Zostało ono, poprzez procesy modernizacji i westernizacji wystawione na oddziaływanie różnych elementów oraz wzorów współczesnego systemu kapitalistycznego. Należy podkreślić, że w polski konflikt od chwili powstania Solidarności uwikłane były nie tylko żądania ekonomiczne, które można śledzić w wymiarze nieakceptowanych zróżnicowań w podziale dóbr, ale również cele natury politycznej, adresowane do władzy centralnej 9 . Sposób postrzegania konfliktu, odwołujący się do dychotomicznego podziału społeczeństwa na Demoralizacja wszczepiona w kulturę Polaków na poziomie zbiorowego organizowania się polega przede wszystkim na rozpowszechnieniu się zjawisk klikowości, klientelizmu i kronizmu, a przejawia się głównie poprzez funkcjonowanie specyficznego stylu działania niektórych polskich organizacji pozarządowych, który określić można mianem stylu „nostalgicznego”. Styl ten wyraża również dyskutowane zjawisko utraty podmiotowości, a jego cechą charakterystyczną jest specyficzna, nostalgiczna obyczajowość organizacyjna i mentalność działaczy. Zob. P. Gliński. Style działania organizacji pozarządowych w Polsce. Grupy interesu czy pożytku publicznego? Raport z wykonania projektu KBN. IFiS PAN. Warszawa 2006, s. 112. 9 Renesans idei społeczeństwa obywatelskiego zaczął się w Polsce razem z oporem przeciwko komunistycznej władzy. Zob. J. Zakrzewska, Prawo w społeczeństwie obywatelskim, [w:] B. Markiewicz (red.), Obywatel. Odrodzenie pojęcia, Warszawa 1993, s. 98. 8 292 antagonistyczne strony, w którym „ my” oznacza społeczeństwo, a „oni” monocentryczną partię, a zwłaszcza jej aparat administracyjno-gospodarczy, towarzyszył praktycznie od początku zmiany ustrojowej. Radykalizacji nastrojów społecznych i aktywizacji związków zawodowych oraz partii politycznych sprzyjał nie tylko kryzys, ale także postępujący w latach „realnego socjalizmu” proces społecznej alienacji. Dekompozycja ustrojowa oraz wejście Polski na drogę wiodącą ku demokracji i gospodarce rynkowej oznaczały uruchomienie procesów kształtowania wzorów zachowań i artykulacji interesów często uważanych za „zaskakujące i niezrozumiałe”, ponieważ niezgodnych z myśleniem życzeniowym, zarówno samych polityków, jak także obywateli. Takie wartości jak demokracja, wolność słowa, własność prywatna czy pluralizm polityczny zaczęły być postrzegane jako środki, o ile pomagają osiągnąć sukces materialny i prestiż społeczny. Współudział społeczeństwa w rozstrzyganiu o kierunkach dalszej transformacji zderzył się z poczuciem zagrożenia w postaci bezrobocia, spadku poziomu życia i kurczenia się świadczeń socjalnych 10 . Wspomniani politycy stanęli wobec nowych wyzwań ujawniających antynomie okresu przejściowego, w szczególności zaś problem jednoczesnej przebudowy wspomnianych składowych procesu transformacji; a mianowicie: konieczności stworzenia nowych ram ładu gospodarczego drogą odgórnych, politycznie narzuconych decyzji konfrontowanych z brakiem odpowiedniego „kapitału” w społeczeństwie; modernizacyjnych praktyk części elit politycznych i zainteresowanych grup społecznych stojących w relacjach konfrontacyjnych wobec roszczeniowych postaw znacznej części społeczeństwa; prób pogodzenia twardych reguł rynku, wymuszających marginalizację i społeczne wykluczenie z głoszonymi wcześniej postulatami wrażliwości na losy socjalnie słabszych członków społeczeństwa; tendencji oligarchicznych w strukturze władzy wobec postulatów budowy społeczeństwa samorządnego; mobilizowania społeczeństwa do czynnego udziału w określaniu kierunków dalszej transformacji ze społecznymi oczekiwaniami wobec władzy 10 L. Kolarska- Bobińska, Nowa rzeczywistość- stare konflikty, „Przegląd Polityczny”, nr 4, Gdańsk 1993. 293 mającej roztaczać nad obywatelem parasol ochronny11. Ruch Solidarności nie był tylko etapem walki kapitalizmu z okresem „realnego socjalizmu”. Solidarność wyróżniała kluczowa cecha – nie mówiła językiem interesów, lecz językiem praw. Jeszcze w pierwszej połowie 1990 roku panowało powszechne przekonanie, że nie będzie potrzeby istnienia partii politycznych, ponieważ uda się stworzyć nowy model demokratycznego ładu oparty na społeczeństwie obywatelskim z lat 80-tych. W tym sensie Solidarność nie tylko przeciwstawiła się konkretnemu systemowi opresji, nie tylko podejmowała się odbudowy polskiego społeczeństwa, lecz stała się ważnym etapem szerzenia oświeceniowego uniwersalizmu. Siłą projektu społeczeństwa solidarnego była jego jedność i o tę jedność nie było trudno, dopóki program sprowadzał się do wspólnego działania na rzecz ograniczenia wpływu i zwalczania poprzedniego reżimu. Obszary jego działania były ukierunkowane na ruch na rzecz emancypacji pracowniczej, praw obywatelskich i demokratyzacji, a także ruch na rzecz suwerenności narodowej i modernizacji państwa. Moralistyczny charakter działania projektu społeczeństwa solidarnego uniemożliwiał reprezentację jakichkolwiek bardziej uchwytnych, wspólnych celów ponad ogólne hasła wolności, niepodległości, suwerenności i solidarności. Ta jedność skrywała jednak różnice poglądów, programów i interesów. Kiedy po 1989 roku pojawiły się trudności z definiowaniem kategorii solidaryzmu społecznego w tworzeniu stabilnej strategii rozwoju nie było jasności, ani co do pozytywnej treści wspólnego dobra, ani co do instytucji, jakie powinny służyć jego realizacji. Co więcej - okazjonalny kult Związku kontrastował na co dzień z piętnowaniem związków zawodowych jako przeżytku, a związkowców (zwłaszcza strajkujących) jako populistów i awanturników. Można sądzić, iż projekt obywatelski Solidarności, deklarując swoją spontaniczność i autentyzm społecznych oczekiwań, był jednocześnie uwikłany i wkalkulowany w strategie uczestników międzynarodowej rozgrywki o wpływy w Polsce i krajach Europy Środkowo - Wschodniej. W sposób mniej 11 Wspomniane sprzeczności okresu przejściowego ujawniają, że przewaga autonomii państwa względem społeczeństwa prowadzi do rozwoju tendencji oligarchicznych, natomiast przewaga mobilizacji społeczeństwa nad autonomiczną formułą funkcjonowania instytucji państwowych oznacza w konsekwencji anarchizację życia społecznego, znajdującą odwzorowanie w populizmie i korupcji dyskursu publicznego Zob. J. Golinowski, Dylematy tożsamości społeczeństwa, ładu. postmonocentrycznego, [w:] Totalitaryzm. Wybrane problemy teorii i praktyki pod red. T. Wallasa. Wydaw. Naukowe INPiD UAM, Poznań 2003, s. 76- 83. 294 lub bardziej zamierzony zostało zmarginalizowane stanowisko, ujawniające, że w społeczeństwie współistnieje wiele odmiennych, często sprzecznych potrzeb i celów, a zadaniem polityki jest dokonywanie wyborów i osiąganie kompromisów12. Eklektyzm i brak ideowej spójności ruchu znalazły wyraz w różnokierunkowych próbach wywierania wpływu, począwszy od tendencji niepodległościowych i walce przeciw narzuceniu poprzedniego ustroju po ruch robotniczy, ruch na rzecz modernizacji, praw obywatelskich i emancypacji pracowniczej. Idea solidarności jako akuszerka porządku odwołującego się do walki o godność pracy, podmiotowość pracownika i swobody związkowe zostaje uwieńczona demokracją liberalną, paradoksalnie jako alibi dla liberalnotechnokratycznej transformacji kapitalizmu. Szeregowi liderzy Solidarności i ich załogi, stając się moralnymi triumfatorami i zwycięzcami, poczuli się jednocześnie ekonomicznie i życiowo przegranymi na skutek upadku przedsiębiorstw lub planów redukcji załóg w praktykach transformacji. Poczucie solidarności i wzajemnej identyfikacji podczas walki w latach osiemdziesiątych zostało w kolejnych fazach transformacji przeistoczone we wrogość, a nawet nienawiść. Następuje autodestrukcja mitu Solidarności dokonywana rękami jej uczestników, zwolenników, apologetów i sukcesorów. Niektórzy badacze zwracają uwagę na postawę - a niejednokrotnie, jak formułują to niektórzy socjologowie- „zdradę polskich elit”, oraz wiele antyobywatelskich grup interesu, takich jak: grupa „klientelistyczna”, „etatystyczna”, „samorządowa” czy „korporacyjna”. Elity solidarnościowe, wywodzące się z dawnej opozycji demokratycznej, które w czasach walki z systemem, formułowały obywatelskie programy polityczne takie jak „nowy ewolucjonizm” czy Program Samorządnej Rzeczypospolitej, które jednocześnie uznały budowę społeczeństwa obywatelskiego za jeden z trzech głównych (obok stworzenia instytucji rynku i demokracji) celów polskiej transformacji, bardzo szybko przestały się interesować kwestią zapewnienia warunków roz12 W demokracji przedstawicielskiej zakłada się, że obywatele powierzają swoje sprawy wybranym przedstawicielom, wymagającym zaufania. W Polsce powstaje paradoksalna sytuacja, społeczeństwo coraz gorzej ocenia polityków i ta sytuacja powoduje, że do wyborów kandyduje coraz więcej osób, które nie mają odpowiedniego kapitału zaufania, które na starcie podejrzewa się o złe intencje i którym trudniej jest przełamać nieufność. Dane wynikające z badania CBOS, dotyczące zaangażowania Polaków w działalność obywatelską w organizacjach społecznych pokazują, że ponad 68% dorosłych Polaków nie włącza się w działania grup społecznych o charakterze obywatelskim. Zob. M. Grabowska (red.), Społeczeństwo obywatelskie w Polsce A.D. 2012, seria „Opinie i Diagnozy” nr 22, CBOS, Warszawa 2012. 295 woju instytucji obywatelskich w niepodległej Polsce13. Praktycznie od połowy lat 90-tych, mamy w Polsce do czynienia z krytyczną analizą transformacji, obecną głównie w dyskursie naukowym, opartą na przekonaniu, iż rzeczywistość rozmija się z projektem, do którego Polska miała zmierzać, a więc projektem postępu i powrotu do „normalności”. Naturalizacja zmian gospodarczych sprawiła, iż w dyskursie publicznym, główne spory toczyły się o stan demokracji z pomijaniem reguł i źródeł polskiego kapitalizmu, jego legitymizacji czyli obszarów pozostających domeną głównie ekonomistów. A należy podkreślić, iż to kategorie z dyskursu ekonomicznego, eksponowane w określonej wersji – ekonomii neoklasycznej- wyznaczały i nadal wyznaczają prawomocność analiz funkcjonowania gospodarki wolnorynkowej i społeczeństwa w Polsce 14 . W dyskursie transformacyjnym pojawiły się paradoksy, które trudno wyjaśnić na bazie modelu modernizacji jako konwergencji i to w jego najbardziej „technologicznym” wydaniu. Warto w tym sensie zwrócić uwagę na problem złożoności otoczenia, a wręcz paradoksu polskiej transformacji czyli ustanowienie kapitalizmu pod parasolem Solidarności i w konsekwencji ograniczenia związkokracji. Ów paradoks polega na tym, że o ile w 1990 roku większość społeczeństwa mogła dostrzec upadek komunistycznej utopii, o tyle nie zauważyła załamania wielkiej utopii Zachodu - państwa opiekuńczego i społecznej gospodarki rynkowej utrwalającej zrównoważony porządek polityczno-społeczny i gospodarczy. Można sądzić, iż paradoksalnie okres względnej równowagi powojennego ćwierćwiecza kapitalizmu, zakotwiczonej w balansie głównych sił społecznych – korporacyjnym kapitale i zorganizowanej pracy najemnej został wymuszony przez rywalizację dwóch megasystemów – kapitalistycznego i komunistycznego. Upadek muru berlińskiego w pewnym sensie otworzył Na dylematy polskiej transformacji zwraca uwagę Witold Kieżun opisując specyfikę procesów, jakie toczą się w Polsce od 1989 roku. Autor, opisując typowe patologie zarządzania publicznego, nadaje im nazwy najbardziej dolegliwych dla społeczeństwa zjawisk: gigantomanii, luksusomanii, korupcji oraz arogancji władzy. Zwraca uwagę, przykładowo na niekontrolowany rozrost zatrudnienia w administracji publicznej, które ze 156, 6 tys. w roku 1990 zwiększyło się do 440,5 tys. w roku 2010. Zob. W. Kieżun, Patologia transformacji, Wydaw. Poltext, Warszawa 2012. 14 Robert Skidelsky, występując przeciwko zwolennikom Nowej Szkoły Klasycznej celnie obrazuje skrzywienie współczesnej ekonomii polegające na idealizowaniu ludzkiego zachowania. Podkreśla, że użyteczność takiego podejścia można uzasadnić wyobrażając sobie mechaniczny świat wchodzących ze sobą w interakcje robotów, wówczas ekonomia może zyskać status twardej, przewidywalnej nauki. Ekonomiści powinni łączyć swoją dyscyplinę z innymi naukami społecznymi, które badają ludzkie zachowania. Ekonomiści woleli wybrać regresywny program badawczy, ukryty pod pozorem skomplikowanych modeli matematycznych. Zob. R. Skidelsky, How to rebuild a shamed subject, “Financial Times” z 06.08.2009. 13 296 drzwi do upadku tego projektu wraz przemianą systemu kapitalistycznego i jego ekspansji w kierunku nowoczesnego rynku, lokalizującego swoje sukcesy w globalności, mobilności i deregulacji. W ślad za tymi zmianami można obserwować symptomy postępującej materialnej polaryzacji społeczeństwa, stagnacji dochodów większości pracowników, złamania siły związków zawodowych oraz podporządkowania mediów wielkiemu kapitałowi, zaburzających w pewien sposób samonaprawcze mechanizmy gospodarki. Postępy demokratyzacji przyniosły w ciągu minionych dekad upowszechnienie systemów opartych na wolnych wyborach, ale w tym samym czasie mechanizmy demokracji zaczęły tracić na znaczeniu. Realna władza zaczęła przesuwać się ku ośrodkom siły ekonomicznej– korporacjom i instytucjom gospodarczym, pozostającym poza wszelką kontrolą społeczeństw. O ile w okresie PRL-u głównym mechanizmem regulacji, kontroli i nadzoru społeczeństwa była władza polityczna wszechobecnego państwa, o tyle w ładzie społecznym powstałym po 1989 roku głównym mechanizmem kontrolnym stała się władza ekonomiczna ze wszechobecną logiką rynku. Jednocześnie obok egzorcyzmów i totalnego „wykreślenia” PRL następuje wstydliwe wykorzystanie i konsumowanie elementów jej dorobku gospodarczego czy naukowego, tyle że w oprawie standaryzacji, rywalizacji, konkurencji, uprzedmiotawiania, kalkulacyjności i manipulacji. Transformacja to nie tylko problem techniczno-organizacyjny. To przede wszystkim proces zmian świadomościowych, polegających na przyjęciu zupełnie odmiennego systemu wartości, w więc posiadający w gruncie rzeczy znaczny wymiar ideowy15. O ile transformację w wymiarze ustrojowym można traktować jako swego rodzaju „powrót do normalności”, o tyle radykalne zmiany w sferze gospodarczej nie próbuje się powiązać ze zmianami w innych podsystemach społecznych. Paradoks tego myślenia o ewolucji polegał także na tym, że instrumentem wprowadzania zmian, mających przynieść spontanicznie wykształcający się porządek społeczno15 Wraz z owym naturalnym procesem rozwoju ulegają rozpowszechnieniu zjawiska klikowości, klientelizmu, przejawiające się głównie poprzez funkcjonowanie specyficznego stylu działania niektórych polskich organizacji pozarządowych, który określić można mianem stylu „nostalgicznego”. Jego cechą charakterystyczną jest specyficzna, nostalgiczna właśnie obyczajowość organizacyjna i mentalność działaczy w której „siłą napędową skłaniającą patronów do roztoczenia opieki nad stanowiącymi określoną grupę interesu klientami stało się zabieganie o poparcie w wyborach parlamentarnych”. Zob. P. Gliński. Style działania organizacji pozarządowych w Polsce. Grupy interesu czy pożytku publicznego? Raport z wykonania projektu KBN. IFiS PAN, Warszawa 2006, s. 114-115. 297 gospodarczy miało być państwo. Ale jednocześnie udział państwa w gospodarce był od początku uznawany za zło konieczne. Jego rola miała się sprowadzać do niezmiernie aktywnego regulatora konfliktów społecznych, poprzez instytucje oraz biernego regulatora zmian makroekonomicznych, które należało maksymalnie oddzielić od kontekstu politycznego. Podejmowane działania w intencjach ich reżyserów miały utrzymywać ową paradoksalność zmiany, a w efekcie okazywały się dobrymi etykietami, które miały określać na wskroś, jak chcieliby tego ich zwolennicy, racjonalne i naturalne procesy rozwoju. Skutkiem tej sytuacji były zaniechania w tworzeniu warunków dla kształtowania się struktur i kultury obywatelskiej: np. regulacji legislacyjnych, programów aktywizacyjnych czy systemu edukacji obywatelskiej. W grupie czynników mentalnościowych niesprzyjających budowaniu etosu obywatelskiego można wskazać na chaos myślowy i uczucie pustki uniemożliwiające podejmowanie racjonalnych decyzji. Nowe postsolidarnościowe elity wchodziły na scenę polityczną z ogromnym kredytem zaufania. Oczekiwano, że nowi politycy, wybrani w „prawdziwie demokratycznych” wyborach będą różnić się od swoich komunistycznych poprzedników kompetencjami, stylem uprawiania polityki i wyczuleniem na interes publiczny 16 . Rzeczywistość ukazała swoje przeciwne oblicze – przedstawiciele nowej władzy, zamiast stanowić dla społeczeństwa zachętę i wsparcie, zaczęli wzbudzać coraz większą irytację i niesmak. Podziały i konflikty inspirowane często personalnymi utarczkami i towarzyskimi animozjami często przyczyniają się do społecznej frustracji i niezadowolenia. Trudno więc dziwić się złym nastrojom społeczeństwa poddawanemu przeżywaniu szoku kulturowego. Błahe zdarzenia wywołują przesadnie silne reakcje objawiające się w bezsensownej przemocy. Upartyjnienie życia politycznego pociągnęło za sobą destrukcyjne upolitycznianie podmiotów społeczeństwa, a niechęć Polaków do polityki jako takiej, coraz to bardziej odgrywa negatywną rolę, kładzie się bowiem cieniem 16 Według Eurostatu- w 2012 roku w Unii Europejskiej żyło 119,6 mln osób zagrożonych ubóstwem lub wykluczeniem społecznym, czyli 24,2 proc. całej populacji UE. Czarnym punktem na europejskiej mapie biedy jest Bułgaria, gdzie zagrożonych ubóstwem lub wykluczeniem społecznym było 49 proc. mieszkańców, w Rumunii i na Łotwie (po 40 proc. społeczeństwa), a także na Litwie (33 proc.), w Grecji i na Węgrzech (po 31 proc.). W Polsce zagrożonych biedą lub wykluczeniem jest w naszym kraju 27,2 proc. mieszkańców. Tuż za nami plasuje się Hiszpania (27 proc.). Proporcjonalnie najmniej osób zagrożonych ubóstwem lub wykluczeniem jest w Czechach (15 proc. populacji), Holandii i Szwecji (po 16 proc.) oraz w Luksemburgu i Austrii (po 17 proc.). Krytycy obecnego modelu rozwoju UE zwracają uwagę, że koncentruje się on na popieraniu mobilności pracowniczej w ramach Unii Europejskiej, zamiast skupić się na ochronie praw obywatelskich, politycznych i socjalnych. 298 na relacjach pomiędzy poszczególnymi grupami społecznymi. 2. Generatory antynomii systemowej zmiany Z logiki holistycznego rozumienia zjawisk wynika, że systemy społeczne charakteryzują się określonym stopniem trwałości z jednej strony, z drugiej zaś podlegają przekształceniom, posiadając zdolność do adoptowania się i asymilacji wszelkich, nowych elementów świata zewnętrznego. Wychodząc z założenia, iż całość jest czymś więcej, niż tylko sumą składników oraz, że cechy części są determinowane przez całość, należy zwrócić uwagę na wzajemne powiązania, oddziaływania i zależności między elementami, tworzącymi strukturę z jej swoistą dynamiką. Można przyjąć, że tej dynamice w reorganizacji sprzyjają przede wszystkim: rozwój nauki, postęp naukowotechniczny i przemiany w sferze technologii (np. w sferze informatyzacji) czy zmiany w mentalności społeczeństw itd. Jako myśl przewodnią idei postępu zwykło się przyjmować przekonanie, że rodzaj kumulatywnego rozwoju, jaki ma miejsce w nauce, może zostać powtórzony i odwzorowany w społeczeństwie. W gwałtownie zmieniającym się świecie jest to wątła podstawa dla strategii politycznej. Takie stanowisko nie wymaga świeckiej wiary w postęp, lecz trzeźwości i realizmu. Czasy przełomów z reguły zapowiadają nadejście „nowej jakości”, która zdominuje wyłaniające się w czasie uniwersum - system polityczny17. Rozważanie o przyszłości to czynność wymagająca permanentnego poddawania w wątpliwość własnych osądów, to również zmaganie z projektem, który może być niejednokrotnie gruntownie niezrozumiały. A prognozowanie to nie tylko poszukiwanie właściwszego scenariusza, ale ciągły proces weryfikacji faktów, trendów, opinii, a więc czynność będąca w ciągłym ruchu. 17 Interesujące hipotezy w tym zakresie tj. sukcesu bądź porażki reprodukcji ładu społecznego, stawia Niall Ferguson, Autor przekonuje, iż rozwój systemów finansowych w zmianach historycznych jest równie istotny jak wynalazki czy rozwój wielkich cywilizacji. Dominacja Europy z końca XIX wieku już dawno przeminęła, a hegemonia Stanów Zjednoczonych datowana od zakończenia II wojny światowej jest coraz częściej negowana. Tak długa dominacja Europy czy też Stanów Zjednoczonych musiała rozpowszechnić elementy zachodniej cywilizacji. Niemniej kultura zawsze podąża za władzą. Jeśli nadal chcemy wierzyć, że cywilizacja zachodnia może być cywilizacją uniwersalną, a nie-zachodnie państwa mają znowu ulegać wpływom zachodniej kultury, to musi nastąpić to w wyniku ekspansji ekonomicznej i demograficznej, co wydaje się być mało prawdopodobne. Zob. N. Ferguson, Imperium. Jak Wielka Brytania zbudowała nowoczesny świat, Wyd. Sprawy Polityczne Warszawa 2007, czy N. Ferguson, Potęga pieniądza. Finansowa historia świata, Wydaw. Literackie Kraków: 2010. 299 W tym sensie współczesne projekty ładu społecznego coraz częściej próbują dokonywać swoich redefinicji w oderwaniu od jakichkolwiek pojęć odnoszących się do kategorii całości. Niechęć do całościowej oceny sytuacji idzie w parze z tendencją do pomnażania działań mających charakter nadzwyczajny. „Konieczne reformy”, „wolny rynek”, „elastyczność”, „deregulacja”, „restrukturyzacja”, „konkurencyjność”, „kapitał ludzki” to słowa, które przewijają się w dzisiejszych debatach publicznych - niczym mantra. Ich natrętne powtarzanie przyjmuje wręcz siłę magii, zaklinania rzeczywistości – nie tylko nazywa rzeczy po imieniu, ale także oferuje jedynie słuszne rozwiązania. Kluczową rolę w tej strategii odgrywa pojęcie kryzysu, który w ostatnim dwudziestoleciu pełni wręcz funkcję regulującą wobec wszelkich zamierzeń poszczególnych działań politycznych. W rezultacie kryzys uzyskuje status stanu permanentnego, a rodzące się z takiej operacji uniwersum dyskursu zaczyna nosić znamiona języka stanu wyjątkowego. Jeśli stan wyjątkowy staje się normą, pytania o rozumienie schodzą na plan dalszy, a na porządku dziennym pozostają jedynie kwestie natury bieżącej, których rozstrzygnięcie wymaga nie tyle rozumienia, co bezpośredniej i natychmiastowej skuteczności. Ponieważ nie ma norm progowych miedzy demokracją a niedemokracją, to od obserwatora i komentatora często zależy czy do określenia konkretnego systemu użyje pojęcia „autokratyczny” czy „demokratyczny”. Przez samą nazwę często nadaje się temu konkretnemu systemowi pewne określone cechy mimo, że w rzeczywistości jest to zawsze ten sam system. Jak podkreśla Eric Hobsbawm -nigdy słowo „wspólnota” nie było tak chętnie używane i tak pozbawione znaczenia jak w dekadach, kiedy wspólnotę w sensie socjologicznym trudno było znaleźć w realnym życiu18. Należy podkreślić, iż w ostatnich dekadach język publicznych debat uległ całkowitej ekonomizacji. Kalkulacja kosztów i opłacalności stała się głównym, jeśli nie jedynym, kryterium oceny słuszności bądź niecelowości podejmowanych zadań i rozwiązywanych problemów. Pod koniec lat 80-tych wśród zachodnich ekspertów zaczęło panować przekonanie, że jedynym sposobem na pobudzenie wzrostu jest zbiór metod, które zwykło się nazywać konsensusem waszyngtońskim. Oznaczał on wprowadzanie praktyk dyscypliny budżetowej, konkurencyjnej waluty, liberalizacji handlu i finansów, prywa18 E. Hobsbawm, Wiek skrajności: spojrzenie na krótkie dwudzieste stulecie, Wydaw. Świat Książki, Warszawa 1999, s.391. 300 tyzacji i deregulacji, wzbogacony w późniejszym czasie o takie sprawy jak konieczność przeprowadzenia reform instytucjonalnych, czyli walkę z korupcją, poprawę pracy sądownictwa, ulepszenie ładu korporacyjnego. Po pomyślnej fazie wdrożeniowej tego projektu w polityce gospodarczej USA za czasów prezydenta Ronalda Reagana, a W. Brytanii rządów premier Margaret Thatcher, zakończonej znacznym ożywieniem gospodarek obu państw, nasileniu uległo dalsze propagowanie neoliberalizmu, którego przedstawiciele coraz mocniej domagali się znoszenia regulacji państwa nad rynkami finansowymi. Pod wpływem tych prądów następowało przekształcanie doktryny liberalizmu gospodarczego w neoliberalną ideologię pozbawioną już nie tylko niezbędnego rygoryzmu naukowego, ale nawet elementarnych zasad kupieckiej uczciwości, nakłaniających do powstrzymywania się od działań podważających zaufanie w biznesie. Jednocześnie konsensus waszyngtoński był oficjalną polityką, którą bogaty Zachód zalecał pozostałym państwom świata. Po kilkunastu latach stosowania polityki gospodarczej, a zwłaszcza pieniężnej, opartej na wspomnianej ideologii, w gospodarce USA i innych państwach zachodnich objawiły się kryzysogenne dysfunkcje zarówno systemu rynkowego, jak i organów państwa w realizowaniu ich podstawowych zadań. Idea, że niczym nieskrępowany kapitalizm za każdym razem prowadzi do dobrych rezultatów okazała się iluzją pozbawioną racjonalnego krytycyzmu i racjonalizującego wpływu doświadczenia. Otworzyła ona pokaźne możliwości wpływu dla grup o często egoistycznych interesach. Żadna reforma nie oddawała ducha ery Thatcher lepiej niż "wielki wybuch" finansowej deregulacji w 1986 roku, która przygotowała grunt pod nieuchronny wzrost znaczenia londyńskiego City. Wiele rozwiązań politycznych zastosowanych po raz pierwszy przez rząd brytyjski było naśladowanych w znaczącej części państw na świecie. Podejmowane działania dotyczyły praktyk prywatyzacji, deregulacji, cięć podatkowych, zniesienia kontroli kursu wymiany oraz czynności raczej celebrowania i wirtualnego tworzenia bogactwa niż jego redystrybucji. Jeden z najbardziej znanych zwrotów Thatcher brzmiał: "Nie ma alternatywy". Jak dotąd, żadna znacząca polityczna postać w świecie zachodnim tak naprawdę nie przedstawiła spójnej alternatywy odziedziczonych po thatcheryzmie zasad wolnorynkowych19. 19 Stare dobrze ugruntowane systemy społeczne muszą zwykle ponieść wyraźną porażkę, zanim będzie 301 Paradoks neoliberalnej gospodarki polega na tym, że gdy osiąga sukces, przestaje być liberalną i demokratyczną, bowiem na co dzień kierowana jest przez lobbystów20. To dzięki finansjeryzacji współczesny kapitalizm zbliża się do swojego „czystego funkcjonowania”, stopniowo uwalniając się od tego wszystkiego, co mogłoby trzymać go w pewnych ramach czy regulować. Narzędziami służącymi do wzmocnienia praktyk „czystego funkcjonowania” współczesnego kapitalizmu były działania na rzecz: wzrostu znaczenia instytucji handlowych typu Międzynarodowy Fundusz Walutowy, które wraz z pokrewnymi instytucjami w innych krajach odegrały istotną rolę w budowie globalnej gospodarki korporacyjnej, aczkolwiek nie był to wyłącznie sukces wolnego rynku; włączanie gospodarek narodowych w globalną gospodarkę korporacyjną poprzez powoływanie wyspecjalizowanych komisji ds. finansów, polityki handlowej i innych filarów gospodarki; udział państwa w funkcjonowaniu ogólnoświatowego systemu gospodarczego za pośrednictwem współpracy międzynarodowej między wyspecjalizowanymi agendami rządowymi, które zajmują się takimi obszarami jak globalizacja rynków kapitałowych, międzynarodowe normy czy polityka konkurencji; podniesienie rangi procesu deregulacji ekonomicznej, a wraz z nim prywatyzacji funkcji dawniej niepublicznych, zarezerwowanych dla instytucji państwa. Dotychczas trzema głównymi czynnikami zasilającymi współczesny kapitalizm była globalizacja, rozrost sektora finansowego oraz rewolucja technologiczna. Dziś wszystkie trzy straciły swój rozmach ekspansji, z wyjątkiem czynnika technologicznego, aczkolwiek fundamenty tego ładu nie uległy zmianie 21 . Chociaż globalny kapitał zdobywa coraz większą przewagę nad możliwe ich przystosowanie do nowego środowiska. Bez widocznej porażki „większość umysłów pozostaje zamknięta” Stanowisko takie syntetycznie charakteryzuje praca Roubiniego i Mihma, rozdziały Tektonika płyt i Wszystko w rozpadzie. Zob. N. Roubini, S. Mihm, Ekonomia kryzysu, Wydaw. Wolters Kluwer Business, Warszawa 2011, s. 84–141. 20 Saskia Sassen, amerykańska socjolog, opisuje zmiany w obrębie państwa liberalnego wymuszone przez globalną gospodarkę korporacyjną. Dostrzegany w Stanach Zjednoczonych poziom asymetrii władzy nie jest tak widoczny w Europie (z wyjątkiem Wielkiej Brytanii, gdzie asymetria ta stanowi jedno ze źródeł kryzysu instytucjonalnego). Ale również na Starym Kontynencie dają się odczuć wspomniane procesy i tendencje. Zob. S. Sassen, Dysfunkcjonalna demokracja „Newsweek” z 25.07.2009 roku 21 Bardziej istotne dla naszych czasów jest jednak to, że bogaci są dziś również różni od bogatych z wczo- 302 narodowymi procesami reprodukcji, nie oznacza to końca samych państw narodowych, mamy tu raczej do czynienia z ich transformacją - od homogenicznych bytów, w ramach których ma miejsce połączenie społeczeństwa z ich państwem, do separacji państwa od społeczeństwa. Samo państwo, staje się coraz bardziej nastawione na międzynarodowy przepływ kapitału, na jego autoregulację, co wpływa na zdolność do utrzymania przy życiu poszczególnych jednostek gospodarczych, działających na danym terytorium. Rynek nie jest w stanie zagregować wszystkich potrzeb, ponadto nie jest w stanie zapewnić trwałości wzrostu gospodarczego. Rynki są bardziej zainteresowane krótkim okresem, niż perspektywą wielu lat. Forsują rozwiązania, które wzmacniają gospodarkę w krótkim okresie, jednakże w dłuższym horyzoncie czasowym nierzadko ją osłabiają. Okazało się, iż deregulacja nie zawsze uwalnia wielkie moce produkcyjne, a wręcz przeciwnie, częściej je dławi oraz kreuje nowe źródła konfliktu interesów22. Dostrzegalne coraz bardziej trendy i kierunki zmian występujące we współczesnym świecie można określić wspólnym mianem „neomediewalizmu” - nowego Średniowiecza. Dzisiejszy rynek globalny przypomina grę bez jasnych reguł i arbitra. Mamy zaawansowany proces globalizacji, ale nie tworzy się gospodarka globalna. Trudno mówić o gospodarce globalnej, gdy nie ma podmiotu i mechanizmu identyfikującego cele globalne i racjonalność globalną. Powstał więc system niespójny, hybrydowy z elementami logiki przejętej z ładu opartego na państwie narodowym i elementami logiki zachowań wynikającej z możliwości działania w sferze ponadnarodowej, niepoddanej żadnej kontroli i koordynacji. Praktyki władzy, zarówno na szczeblu narodowym, międzynarodowym czy globalnym dowodzą, że funkcjonowanie wszystkich instytucji publicznych zrywa z demokratycznymi ideami na rzecz autokracji. Współczesny projekt ładu społecznego dzieli ludzi według kryteriów ekonomicznych w podobny sposób, co jego średniowieczny odpowiednik. Elity finansowe żyją w odizolowaniu od zwykłych ludzi, tak samo jak śreraj. Powstanie nowej plutokracji jest nierozerwalnie połączone z dwoma zjawiskami: rewolucją w dziedzinie technologii informatycznych i liberalizacją handlu światowego. Super-bogaci już dawno zauważyli, że filantropia, oprócz swoich nagród moralnych, może również służyć jako droga do społecznej akceptacji, a nawet nieśmiertelności, badają, jak kupić sobie drogę do świata idei. Finansowane przez plutokratów think tanki niestrudzenie wymyślają argumenty przeciw samoorganizacji społeczeństw. Zob. Ch. Freeland, The Rise of the New Global Elite, “The Atlantic Magazine” 2011 January/February. 22 J. Stiglitz, Szalone lata dziewięćdziesiąte, Wydaw. Naukowe PWN, Warszawa 2006, s. 239 – 243. 303 dniowieczne klasy społeczne. Owi „oligarchowie” nie będący formalną arystokracją, ale w istocie posiadający jej prawa, określają parametry sukcesu bądź porażki reprodukcyjne cywilizacyjnego przełomu. Metropolie XXI wieku wyzbyte kulturowej unifikacji przypominają dziś mediewalne miasta, pełne nie asymilujących się mniejszości. Ich dotychczasowi obywatele – nazywani umownie ludźmi Zachodu - opuszczają swoje centra i przenoszą się do wyizolowanych dzielnic lub na przedmieścia. Następstwem narastających procesów społecznej polaryzacji jest wzrastająca liczba ludzi wykluczonych, którzy w żadnej postaci nie biorą udziału w wymianie rynkowej czy w życiu społecznym. Najbardziej dotkliwą perspektywę rysuje koncepcja „20/80”, która ma oznaczać, że w przyszłości dostęp do pracy będzie miała tylko jedna piąta część społeczeństwa, na którą spadnie ciężar utrzymania pozostałych 80 proc. ludności. Oligarchiczne struktury kapitału znajdują się w węzłowym konflikcie z demokratycznym systemem politycznym, tworząc podłoże dla demokracji oligarchicznej. Powyższe konkluzje korespondują z określeniem Josepha Stiglitza „wielki nieobecny”, które skłoniło go do konstatacji, że działania niewidzialnej ręki rynku są niewidoczne, bo jej tam po prostu nie ma. Jej miejsce zajmują często ponadnarodowe korporacje i gdy „rynek domaga się” większej wolności, to przypuszczalnie chodzi o większą wolność dla korporacji, a nie o wolny rynek sugerujący wolną konkurencję. Nie tyle konkurencja, ile rywalizacja pomiędzy gigantami decyduje o możliwościach działania tradycyjnie pojmowanych mechanizmów rynkowych 23 . Owe przeobrażenia zarówno w gospodarce, jak i w systemie władzy, wespół z tradycyjną skłonnością gospodarki rynkowej do cyklicznego rozwoju tworzą nową fazę kapitalizmu, ostatnio nieprzypadkowo zwaną kapitalizmem finansowym. Jeżeli z takiej perspektywy zadamy pytanie o wyzwania XXI stulecia, to odpowiedź sprowadza się do rozpoznania pola możliwości działania, jakie występuje w naszym kraju, w obrębie którego otwierają się różne scenariusze dla przyszłości. Pole to ma jednak pewną fundamentalną właściwość. Jest nią ambiwalencja, niejednoznaczność występujących tendencji i stojących za nimi wartości, a często ich wzajemna przeciwstawność. 23 J. Stiglitz, Szalone lata…, s. 205-206. 304 3. Polska modernizacja w perspektywie indyferentnych zmian otoczenia W Europie Środkowo - Wschodniej, w tym także w Polsce, mamy do czynienia nie tyle z impasem demokracji czy nawet liberalizmu, ile z powszechną niechęcią do polityki okresu transformacji. Społeczeństwom postkomunistycznym udało się pokojowo rozmontować reżim komunistyczny oraz utworzyć instytucje rynkowe. Jednocześnie transformacja doprowadziła do szybkiego rozwarstwienia społeczeństwa, a grupa przegranych okazała się znacznie liczniejsza niż grupa wygranych. Populizm przestał być domeną niektórych partii politycznych. Nadaje dzisiaj charakter europejskiemu życiu politycznemu. W rezultacie główna linia podziału przebiega już nie między lewicą i prawicą, ale między coraz bardziej nieufnymi wobec demokracji elitami i coraz bardziej wrogimi wobec liberalizmu społeczeństwami24. Sytuacja Polski na tle innych krajów pogrążonej w impasie Europy wygląda korzystnie z uwagi na dość tradycyjny, w sumie nienowoczesny charakter gospodarki, który okazał się dobrym neutralizatorem zjawisk kryzysowych. Wychodząc naprzeciw niebezpieczeństwom dryfu rozwojowego, państwo polskie stoi przed koniecznością określenia silnych stron i słabości oraz celów i sposobów ich realizacji. Sformułowany raport „Polska 2030 - Solidarność pokoleń” przedstawił najważniejsze wyzwania, które państwo powinno zrealizować, aby sprostać gospodarczej konkurencyjności. Wspominany raport, stanowiący o kierunkach formułowania strategii, proponuje model „polaryzacyjno-dyfuzyjnego rozwoju”, czyli wspieranie „biegunów wzrostu”, jakimi mają być w Polsce metropolie - konkurujące z europejskimi - ale także, usuwanie przeszkód w rozwoju pozostałych regionów. Dyfuzja ma sprzyjać m.in. wyrównywaniu szans edukacyjnych, budowaniu solidarności pokoleń. Aby Polska mogła się rozwijać, musi zmienić się ze społeczeństwa żyjącego z transferów w społeczeństwo utrzymujące się z pracy25. Przebieg polskiej transformacji można charakteryzować poprzez praktyki imitacyjne społeczeństw zachodnich. Stosownie do pojęcia „transformacja imitacyjna”, można też mówić o ‘modernizacji imitacyjnej’. Zob. M. Ziółkowski, O imitacyjnej modernizacji społeczeństwa polskiego, [w:] P. Sztompka (red.) Imponderabilia wielkiej zmiany: mentalność, wartości i więzi społeczne czasów transformacji. Wydaw. Naukowe PWN, Warszawa, Kraków 1999, s. 41. 25 Polska 2030 „Solidarność pokoleń” przedstawia najważniejsze wyzwania dla przyszłości takie jak ; wzrost konkurencyjności gospodarki; poprawa sytuacji demograficznej; poprawa wskaźnika zatrudnienia; budowa infrastruktury; poprawa bezpieczeństwa energetycznego oraz ochrona środowiska natural24 305 Kontury projektowanych zmian są w pewien sposób odpowiedzią pod postacią starych recept na nowe wyzwania rozwojowe. Wyścig ekonomiczny o uzyskanie jak większych wpływów stanowi z pewnością zrozumiały powód koncentrowania się na długookresowym wzroście gospodarczym. Jeśli rywalizacja ta ma być jednak głównym uzasadnieniem takiego działania, to należy ponownie przyjrzeć się standardowym modelom makroekonomicznym, które jak na razie całkowicie ignorują to zagadnienie. Formy demokratyczne odgrywają bardzo ograniczoną rolę w sytuacji, gdy decyzje w sprawie podstawowych aspektów życia spoczywają w rękach nieponoszącej odpowiedzialności, skoncentrowanej władzy prywatnej, a społeczeństwo znajduje się pod panowaniem interesów dążących do prywatnego zysku przez prywatną kontrolę nad bankowością, przemysłem, wzmocnionych przez kontrolę nad prasą i agencjami informacyjnymi. Można lakonicznie powiedzieć, iż obecny model systemu rynkowego stał się ofiarą swojego własnego sukcesu. Po upadku reżimu komunistycznego "intelektualna hegemonia kapitalizmu” doprowadziła do samozadowolenia i ekstremizmu: samozadowolenia w formie degeneracji systemu, a ekstremizmu w formie wdrażania własnych ideologii. Żyjemy w czasach, gdy prawie wszystko można kupić lub sprzedać. Lata poprzedzające kryzys finansowy z 2008 roku były czasem beztroskiej wiary w wolny rynek i deregulację, a ekonomia stawała się domeną imperialną. Logika kupna i sprzedaży nie odnosi się już do dóbr materialnych, ale stopniowo zaczyna rządzić całym naszym życiem26. Demokracja– według Michaela Sandela – wcale nie wymaga jakiejś doskonałej równości. Wymaga natomiast, by obywatele dzielili wspólne życie, gdyż tylko w ten sposób uczymy się negocjować, tolerować różnice, osiągać kompromis i troszczyć o dobro wspólne. Obserwatorzy sceny politycznej w przeciągu ostatniej dekady wyrażali przekonanie, że w Europie, a nawet na całym świecie, jesteśmy świadkami narodzin nowego porządku politycznego, w którym państwo narodowe – w tej formie, w jakiej je znamy – zostanie podporządkowane jakiegoś rodzaju nowym instytucjom. Entuzjaści projektu europejskiego wierzyli, że Unia Euronego; tworzenie gospodarki opartej na wiedzy oraz rozwój kapitału ludzkiego; zwiększenie spójności regionalnej; zmiana struktury administracji i tworzenie sprawnego państwa. Zob. Raport „Polska 2030. Wyzwania rozwojowe” www.polska2030.pl . 26 M. Sandel, Czego nie można kupić za pieniądze. Moralne granice rynku, Kurhaus Publishing, Warszawa 2012, s. 18. 306 pejska przestanie być organizacją międzyrządową i stanie się jednostką wykraczającą poza porządek państw narodowych. Niektórzy twierdzili, że pod parasolem amerykańskiej potęgi militarnej narodzi się nowy, ogólnoświatowy ład 27 . Praktyczne wdrażanie ideologii neoliberalnej, mającej udoskonalać ustrój kapitalistyczny, polegało na zabiegach nadających mechanizmowi wolnorynkowemu charakter ponadpaństwowy, łagodzonych pomysłem „państwa minimum”. Polityka państwa redukującego zakres i stopień regulacji wobec firm, a zwłaszcza działalności banków i instytucji rynkowych, spotykała się nie tylko z aprobatą Wall Street, ale z wyraźną akceptacją elit rządzących, poddających się ewolucji w kierunku oligarchicznym. Aksjomatem stało się założenie, że kapitał nie ma ojczyzny ani narodowości, że żyjemy w świecie bez granic, w świecie coraz bardziej zglobalizowanym. Za rzecz bezdyskusyjną przyjęto, iż liberalizacja i deregulacja umożliwia odtworzenie w dowolnym miejscu globu czegoś w rodzaju sposobu życia krajów bogatych. Wyjściem ze stanu takiego „nacechowania Zachodem” byłoby więc odjęcie tym wartościom charakteru przynależności do jednego typu kultury, szczególnie amerykańskiej i odkrywanie go w cechach uniwersalnych. Utożsamianie uniwersalizacji z westernizacją okazało się błędem, gdyż westernizacja, jak wskazuje Huntington, wyzwala obok przychylności postawy odrzucenia. Co więcej, polityka multikulturowości połączona z postmodernizmem wzorów kulturowych doprowadziła do negacji fundamentów cywilizacji zachodniej wśród samych Europejczyków. Klęska tej polityki jest ostatnio dobrze widoczna, co przyznali i potwierdzili przywódcy europejscy. W świecie, gdzie zanikają dotychczasowe różnice ekonomiczne i polityczne, ludzie tracą możliwość odróżniania się od siebie w dotychczasowy sposób i muszą poszukiwać nowych różnic celem określenia tożsamości. Przy zaniku różnic politycznych i gospodarczych najbardziej rzucają się w oczy różnice kulturowe. Dlatego nie tracą one na znaczeniu, ale wręcz przeci-wnie, zyskują. Gdy różnice gospodarcze i polityczne zanikają, nie stanowiąc podstawy do określenia swojego „ja”, naczelnego znaczenia nabierają partykularne warto- 27 Ideologia neoliberalna okazała się, pod wpływem propagowania jej przez mass-media, atrakcyjną projekcją przeszłości. Zachwyt dla kapitalizmu - ówczesny szef FED - Alan Greenspan ocenił w następujący sposób: żyjemy w nowym świecie - świecie globalnej kapitalistycznej gospodarki, znacznie bardziej elastycznej, odpornej, otwartej, samoregulującej się i podlegającej szybszym zmianom, niż jeszcze dwadzieścia pięć lat wcześniej. Zob. A. Greenspan, Era zawirowań. Krok w nowy wiek. Wydaw. MUZA, Warszawa 2008, s.18. 307 ści, będące podstawą procesów separatystycznych – dzielenia się ludzi. W tym kontekście warto podkreślić, iż jedną z głównych przeszkód dla harmonijnego rozwoju jest zjawisko przerostu globalnej dominacji gospodarczej i technologicznej nad zdolnością do nadania jej kierunku przez politykę ograniczoną do państw narodowych. Kapitał, terroryzm czy technologie bez problemu przenikają dziś przez granice państwowe, ale jednocześnie powstaje obszar wymykający się wszelkiej kontroli, rządzący się własnymi prawami28. Następuje przy tym swoiste obniżenie etycznych standardów zachowania, świat bowiem traktowany jest nie jak dobro wspólne, lecz jako źródło łupów. Dlatego właśnie wiarę w demokratyczny uniwersalizm można uznawać za niebezpieczne złudzenie. Podsyca ją globalizacja, podkreślająca, że skoro stacje benzynowe, ipody i gry komputerowe są takie same na całym świecie, to czemu nie instytucje polityczne? Standaryzacji w technice nie należy jednak przenosić do świata instytucji politycznych. Obecni politycy, bez względu na to, jak bardzo odległe wydawaliby się reprezentować stanowiska, sprawiają wrażenie uczestniczenia w permanentnej procedurze wyboru najsprawniejszego zarządcy, który podjąłby się bieżącego administrowania najbardziej aktywnym modelem. W tym sensie pytania o miejsce namysłu w procesie sprawowania władzy razi całkowitym oderwaniem od społecznego kontekstu polityki, ujawniając zdepolityzowaną praktykę zmian. Możliwość stworzenia ponadnarodowego porządku na poziomie światowym zależałaby od uzyskania absolutnej przewagi jednego państwa nad innymi aktorami sceny politycznej. A obecne społeczeństwa i narody nie żyją w wielobiegunowym świecie, jak twierdzą niektórzy, lecz w świecie całkowicie pozbawionym biegunów29. Żadne z państw nie osiągnie w najbliższej przyszłości pozycji analogicznej do tej, jaką USA właśnie traci - podkreśla John Gray. O sile westernizacji miało zdecydować to, iż nie tylko wpływa ona na każdą niemal sferę działań człowieka, od zawodowej po codzienny styl życia, Na palcach jednej ręki można w Polsce policzyć sprowokowane przez polityków dyskusje o wyzwaniach stojących przed krajem, nie mówiąc już o dyskusji o świecie, którego wpływ na Polskę przekształcił się szybko z pośredniego w bezpośredni. W dużym stopniu scena polityczna ma głowę odwróconą do tyłu, kontemplując bliższą i dalszą przeszłość. Zob. W. Szymański, Niepewność i niestabilność gospodarcza. Gwałtowny wzrost i co dalej. Wyd. Difin SA Warszawa 2011, s.253. 29 W ostatnich dekadach pojawiło się wiele nowych etykiet dotyczących cywilizacji, gospodarki, społeczeństwa wskutek zarówno radykalnych transformacji i zmian, jak i wskutek hołdowania pewnym modom naukowym, etykietującym – nie bez znaczącej arbitralności –nowe zjawiska i procesy. Etykiety mogą być gruntem dla iluzji, złudzeń, fałszywych ocen, utopijnych wizji. Etykiety pojawiają się i znikają szybko a w ich rozgłosie dużą rolę odgrywają media i polityka. Zob. L. W. Zacher, Gry o przyszłe światy, Wyd. PAN, Warszawa 2006, s. 185- 189. 28 308 ale ma zdolność „oddzielenia od pierwotnego źródła”. Czyli stworzenia pozorów oderwania od naznaczenia przez wartości amerykańskie przez wtopienie się jej zasad do lokalnych struktur. W tym kluczowym przypadku, na przekór ufnym oczekiwaniom zachodniej opinii publicznej, nie nastąpił proces uniwersalizacji wzorów i umasowienia, zachodniego stylu myślenia i działania. Nie tylko w biedniejszych częściach świata, lecz także w Europie nie udało się przełamać układu instytucjonalno-politycznego wypracowanego w epoce nowoczesności. Zamiast ogólnoeuropejskiego porządku mamy do czynienia z interwencjami dokonywanymi przez rządy narodowe w celu obrony swoich partykularnych interesów. W obecnym etapie ów proces, zamiast jednego modelu, wytwarza całą gamę systemów „hybrydowych”. Jednak przekonanie, że oto wyłania się jeden powszechnie akceptowany typ społeczeństwa wciąż kształtuje sposób, w jaki przedstawiciele nauk społecznych i publicyści myślą o kondycji współczesnych społeczeństw 30 . „Globalna iluzja” jest jednym z najważniejszych elementów zachodniego myślenia o postępie i rozwoju ekonomicznym, począwszy od XIX wieku – powiada John Gray. W XIX i XX wieku teoretycy społeczeństwa i ekonomiści sądzili, że proces industrializacji umożliwia powstanie nowego systemu globalnego, gdzie w końcu rozprawimy się z wszelkimi brakami uniemożliwiającymi godne życie. Ogarniająca cały świat industrializacja, podkreśla Gray - odtwarza przeszłe konflikty o bogactwa naturalne. Z jedną różnicą - tym razem na większą skalę. Wolny rynek bardziej niż demokracji wymaga stabilizacji. Twierdzenie to jest szczególnie prawdziwe w sytuacji, gdy proces produkcji rozprasza się po całym globie31. Nie trudno dostrzec, że rozwój gospodarczy to proces podlegający nieprzerwanej ewolucji i dlatego utrzymanie wzrostu jest trudniejsze niż jego zainicjowanie32. Obecny rynek staje się systemem globalnym, z jednej strony ujednolicając gusta ludzi na całym świecie, z drugiej zaś likwiduje w nich T. Kowalik, W kierunku „realnych utopii” [w:] Spotkania z utopią w XXI wieku, pod red. P. Żuk, Oficyna Naukowa, Warszawa 2008, s. 19 – 48. 31 John Gray sugeruje, iż tak jak w przeszłości państwa mają obecnie rozbieżne cele strategiczne. Wysoko cenią własne bezpieczeństwo i w wypadku uznania, że siły globalnego rynku zagrażają temu, co uznają za żywotny interes narodowy, będą dążyły do ich zablokowania. Jest jak najbardziej zrozumiałe, że owe różnice mogą w którymś momencie doprowadzić do wybuchu konfliktu. Zob. J. Gray, Globalne złudzenie, „Europa - Tygodnik Idei” 2006, nr 19. 32 Niektórzy badacze twierdzą, że kreowanie przez globalizację agresywnej strategii eksportowej w wielu krajach jest samoistnym czynnikiem destabilizującym światowa gospodarkę, co może oznaczać, że zbliża się koniec modelu wzrostu gospodarczego opartego na eksporcie. Zob. T.T. Kaczmarek, Globalistykaprzyszłość globalnej gospodarki, Wydaw. Difin Warszawa 2007, s. 84. 30 309 poczucie wspólnoty. Prowadzi przez to do pojawienia się zupełnie nowych, regionalnych i globalnych problemów. Nie wystarczy osiągnąć stabilności makroekonomicznej, bowiem ważniejszym zadaniem jest zdolność rządu do odpowiedniego stymulowania aktywności gospodarczej i przedsiębiorczości, szczególnie w nietradycyjnych, nowatorskich dziedzinach. W praktyce – czasem uważane za przebrzmiałe – takie hasła jak polityka przemysłowa czy pozycja ekonomiczna potrafią stworzyć przesłanki do wzrostu i odblokować powstające hamulce przedsiębiorczości33. Często wbrew quasi-religijnemu podejściu do demokracji, mającemu źródło w wierze, w jej immanentne właściwości lecznicze – system rządów sprowadzający się do okresowych wyborów powszechnych nie rozwiązuje sam z siebie ani kwestii rozwoju społeczno-gospodarczego, ani też nie zapewnia sprawności rządzenia. Łączenie wolnego rynku z demokracją stało się dość powszechnym nawykiem myślowym - także obecnie, co można tłumaczyć tym, iż rynek rozwinął współczesną demokrację i rozszerzył jej zasięg społeczny, m.in. ze względu na zwiększenie udziału społeczeństwa w życiu politycznym, a także w korzystaniu z konsumpcji masowo wytwarzanych produktów i świadczonych usług. Zarówno udział w życiu politycznym, jak i konsumpcja wytwarzanych dóbr przestają być reglamentowane przywilejami stanowymi, jak to miało miejsce w systemie feudalnym. Ale w ich miejsce system ten wprowadził ograniczenia ekonomiczne. Czynnikiem limitującym udział w korzystaniu z dobrodziejstw demokracji staje się pieniądz. I on też sprawia, że dla znacznej części obywateli udział w życiu politycznym zostaje zredukowany do możliwości oddania w dniu wyborów głosu na „swojego kandydata”, wyłonionego „demokratycznie” przez mniej lub bardziej osobliwe socjotechniki wpływu stosowane przez elity wielkiego biznesu i mediów, maskujące swoje działania istnieniem „niewidzialnej ręki” wolnego rynku. Projekt demokracji działa skutecznie, gdy społeczeństwo cechuje się dojrzałością i jest społecznie wyrównane, to znaczy ma zaspokojone podstawowe potrzeby i umie wyłonić instytucje dostrzegające jego całościowe interesy, potrafiące godzić się na kojarzenie wielu sprzecznych wektorów. Innymi słowy, demokracja jest projektem umożliwiającym ludziom dostrzeganie swo- 33 L. Kenworthy, Institutional coherence and macroeconomic performance. “Socio-Economic Review” 2006, nr 4, s. 69-91. 310 ich interesów również w sferze publicznej, nie tylko prywatnej 34. Sam Adam Smith uważał, że rynek i kapitał mogą dobrze wypełniać swoje funkcje pod warunkiem wsparcia innych instytucji - w tym służb publicznych i wartości innych niż zysk. Wymagają też hamulca i korekty innych instytucji, np. dobrze pomyślanych regulacji i programów przeciwdziałających destabilizacji, nierównościom i niesprawiedliwościom35 . Produkcja rynkowa opiera się na maksymalizacji zysków, ale też na szeregu innych działań, jak bezpieczeństwo publiczne i świadczenia społeczne, dzięki którym można mówić o względnej stabilności i przewidywalności gospodarki zarządzanej efektywnie. Myśląc o alternatywnej wizji działalności gospodarczej uwzględniającej pragmatyczny wybór usług publicznych i przemyślanych uregulowań, nie odchodzi się od reform, które przewidywał Smith, krytykując kapitalizm, a zarazem go broniąc. W tym sensie „postępowe idee” stają się odwzorowaniem równorzędności przede wszystkim szans i wolności dla wszystkich, ale także - w miarę możliwości - dochodów i standardu życia, bowiem społeczeństwa egalitarne, także uwzględniając mechanizmy rynkowe, lepiej rozwiązują swoje problemy, z czego korzystają nie tylko najubożsi obywatele. Drugim wyzwaniem dla progresywnie myślących jest zmiana definicji jakości życia, odrzucająca składniki starego paradygmatu wzrostu gospodarczego i przyrostu PKB jako głównego kryterium sukcesu bądź niepowodzeń, bo niewiele mówią o kondycji społeczeństwa. Bardziej ważna, od słupków wzrostu produkcji i sprzedaży jest perspektywa awansu społecznego i cywilizacyjnego czy też ochrona środowiska i oferowana opieka zdrowotna. Dlatego też wiara w postęp i nowoKiedy przeciwstawia się sobie dwa typy organizacji życia zbiorowego, z których jeden uosabia społeczeństwo obywatelskie, drugi zaś państwo, ma się na uwadze nie tylko represyjność tego drugiego, lecz również to, że jest ono organicznie niezdolne do generowania prawdziwej wspólnoty. Organizacji państwowej przeciwstawia się nie tylko stosunki zawiązywane oddolnie, dobrowolnie i świadomie, lecz stosunki mające nadto tę cechę, że są mocne i wszechstronne – por. J. Szacki, Liberalizm po komunizmie, Wyd. Znak, Kraków 1994, s. 122. 35 W polskiej debacie na temat ekonomii na dobre zagościło wytykanie niedogodności, z jakimi zderzają się pracodawcy, że koszty pracy są wysokie, że trzeba tak dużo oddać w postaci zaliczki na PIT, składki na NFZ i wszystkie pozostałe składki odprowadzane na ZUS. Problem polega na tym, że te opinie o zbyt wysokich kosztach pracy w Polsce to mit skutecznie podtrzymywany przez rzeczników neoliberalizmu. Według statystyk OECD, organizacji zrzeszającej najbardziej rozwinięte gospodarki zachodniego świata w 2010 r. koszt pracy sięgał w Polsce 10,4 dol. za godzinę. Taniej było tylko w Meksyku (6,1 dol. w 2009 r.). Natomiast reszta krajów OECD, i to również tych znajdujących się na podobnym do nas poziomie rozwoju, miała wyższy wskaźnik kosztów pracy. Węgierscy przedsiębiorcy płacili 11,4 dol., Estończycy 12 dol., a Czesi 14,4 dol. za godzinę. Nie mówiąc już o Niemcach (31 dol.) czy Szwedach (27 dol.), Irlandczykach (26,5 dol.) czy Amerykanach (35,4 dol.). Zob. Największe mity polskiej gospodarki „Dziennik Gazeta Prawna” z 1 lutego 2013 roku. 34 311 czesność staje się dziś raczej wyrazem strachu i bezsilności człowieka aniżeli prawdziwego przekonania. Te zjawiska można obserwować obecnie, gdy w wyniku rosnącej dynamiki zmian współczesne projekty ładu, także w naszym kraju, nabierają w coraz większym stopniu cech doraźności. Wszystkie niemalże rodzaje działalności człowieka, w tym także gospodarcze, stają się nietrwałe, a ich cykle życia coraz krótsze. Dotyczy to nie tylko technologii, produktów, stanowisk pracy, ale również metod komunikacji i wymiany handlowej, edukacji, a nawet modeli życia rodzinnego oraz zawodowego. Niemalże wszystko staje się prowizoryczne. W takich warunkach nie tylko przyszłość, ale i teraźniejszość jawią się jako coraz mniej przejrzyste i coraz bardziej chaotyczne, trudne do zrozumienia, zwłaszcza w sytuacji mnożących się, sprzecznych źródeł informacji 36 . Problemem jest zacieranie się lub zanikanie wyrazistych punktów odniesienia w kształtowaniu systemów wartości w działalności gospodarczej, także w życiu ludzkim. Ironia obecnego etapu rozwoju polega na tym, że uniwersalizuje on popyt na lepsze życie, ale nie dostarcza narzędzi służących jego zaspokojeniu. Dlatego schowany w rynkowym fundamentalizmie potencjał społecznego darwinizmu znalazł upust nie tylko w polityce społecznej. Bodziec zmiany wykreował zamknięty, w ramach rynkowego mechanizmu, integralny obraz „normalności”, którego społeczne koszty zarazem dyskurs publiczny uwidacznia, eksternalizując je, jak mówią ekonomiści, poza rynek, do gospodarki reprodukcyjnej 37 . Jego następstwem jest narastająca polaryzacja ekonomiczna, a koncentracja władzy i bogactwa w rękach nielicznej elity odbiera strukturom demokratycznym realną treść. Stąd przywoływana praktyka casino finance, shadow banking system oraz związany z tym „powrót gospodarki kryzysowej”. Rosnąca sprzeczność między logiką demokratycznego samostanowienia a logiką akumulacji kapitału uruchomiła „elastyczność” jako eufe"Duch kapitalizmu" wkroczył w ludzkie dzieje stosunkowo późno. Przedtem rynki kupna i sprzedaży obwarowane były szeregiem moralnych i prawnych restrykcji. Nie był wzorem do naśladowania ktoś, kto poświęcił życie robieniu pieniędzy. Do grzechów śmiertelnych zaliczano chciwość, zachłanność i zawiść. Lichwa (robienie pieniędzy z pieniędzy) była obrazą boską Zob. R. Skidelsky, Życie po kapitalizmie, „Gazeta Wyborcza” z 21.02.2011 roku. 37 Ekonomiści muszą zmierzyć się z niewygodną rzeczywistością, że rynki finansowe są niewystarczająco perfekcyjne, że podlegają one zwyczajnym złudzeniom i szaleństwom tłumów, że ekonomia keynesowska posiada lepsze narzędzia do identyfikowania recesji i depresji oraz że będą musieli zrobić wszystko, aby uwzględnić realia finansów w makroekonomii. Zob. P. Krugman. How Did Economists Get It So Wrong? “The New York Times” 2009, September 2, 36 312 mizm wzrostu eksploatacji pracowników, a „wolny rynek” jako narzędzie budowy monopolu korporacji. W tym sensie instytucje polityczne stały się animatorami procesu, którego nie planowały, ani też na który nie mogą wpływać, ale za który w praktyce muszą być odpowiedzialne. Natomiast decyzje podejmowane w gospodarce są przesycone rzeczywistymi treściami politycznymi, do których działający na tych płaszczyznach nie posiadają żadnej legitymizacji. Liberalizacja barier dla przepływu kapitału sprawiła, że owa cyrkulacja stanowi niezwykle potężną broń przeciwko obecnemu państwu. Zdyscyplinowane państwo musi prowadzić politykę gospodarczą przychylną biznesowi i światu finansów. W przeciwnym razie kapitał rozpocznie politykę represyjną (np. wycofa się z danego kraju). *** Mając na względzie oczekiwania polskiego społeczeństwa wynikające z procesu transformacji, należy podkreślić, że pokonanie politycznie narzuconej i ekonomicznie nieefektywnej władzy - traktowane było jako zwycięstwo. Jednak poszukiwanie nowej wiary w reguły stabilizujące przestrzeń życia społecznego napotyka na próżnię bądź selektywną imitacje fragmentów rzeczywistości ładu zachodniego, który – jak stwierdzają niektórzy analitycy, stanął wobec widma kryzysu legitymizacji. Losy transformacji rozstrzygają się korzystnie, gdy społeczeństwo w zasadniczej części przyjmuje za własny system wartości wyrosły z nowego ustroju społecznego. Aby to nastąpiło, nie wystarczy samo przekonanie o jego atrakcyjności, ale również pozytywna ocena na temat jego realizacji38. A jego ocena powstaje w następstwie obywatelskiego zaangażowania dużej części uczestników zmian. Strategia rozwoju w polskiej praktyce modernizacyjnej staje dzisiaj naprzeciw trzem rodzajom deficytu; małej lojalności wobec instytucji, zmniejszaniu się zaufania społecznego oraz zubożenia wiedzy instytucjonalnej - czynników kapitału społecznego niezbędnych do modernizacji. Każdy deficyt z osobna odbija się w sposób wymierny na życiu zwykłych obywateli. Kapitał społeczny jest niski, kiedy ludzie uważają, że ich zaangażowanie 38 Już w 1999 roku Mirosława Marody w swoim eseju podkreślała, że polskie społeczeństwo osiągnęło obecnie taki punkt na swojej drodze do nowego systemu społecznego, kiedy przestaje być już napędzane w swych reakcjach przez prostą awersję do komunizmu i równie prosty podziw dla demokracji zachodnich”. Zob. M. Marody, Od społeczeństwa drugiego obiegu do społeczeństwa obywatelskiego, „Studia Socjologiczne” 1999, nr 4, s. 35-53. 313 jest niskiej jakości i vice versa. Do rozwoju społeczeństwa demokratycznego potrzebna jest nie tylko gotowość obywateli do angażowania się, ale także otwartość na taką aktywność po stronie struktur państwa. W rzeczonym kształcie ładu sprawą priorytetową jest zapewnienie uczestnictwa w decyzjach największej liczbie członków wspólnoty oraz ustrukturyzowanie działań społecznych w taki sposób, aby zapewniało możliwość rozwijania spontanicznych inicjatyw. Zatem nacisk winien być położony na uczestnictwo, a nie na kontrolę, na aktywne zaangażowanie we wspólne dzieło, nie zaś na reprezentację i funkcjonalne rozczłonkowanie życia z uwagi na pozorne swobody działań i równość praw. Taka jednak logika skutkuje sprzecznością wobec oczekiwań biznesu, tj. działań na rzecz ekonomicznej racjonalizacji, która zaczyna dyktować swoje warunki nawet w tych dziedzinach, od których dotąd pozostawała z daleka. Niech za przykład posłużą praktyki pracodawców, oczekujących lepszego dopasowania kompetencji i umiejętności praktycznych absolwentów. Gdy ich zapytać, jakich umiejętności oczekiwaliby od młodych pracowników – wymieniają kreatywność, analityczny rygor, myślenie interdyscyplinarne. A są to umiejętności odległe od praktyki bodźców rynkowych, bardziej przyjazne absolwentom humanistyki. W tych sprzecznościach można jednak dostrzegać pewien sens. Perspektywa społeczeństwa jako całości została podporządkowana strukturom konsumpcyjnego kapitalizmu, który przekuł ludzkie przywary w cnoty. Sprywatyzowana wizja wolności i zindywidualizowana wizja sukcesu nie mogą być w tej sytuacji komplementarne wobec jakiegokolwiek interesu pokoleniowego czy społecznego. Na społeczeństwo zaczynamy spoglądać jak na „porowatą”, sfragmentaryzowaną strukturę. Egoizm jest zatem „dobry”, ponieważ wydaje się być produktywnym. Dlatego rozwój społeczeństwa obywatelskiego, wytworzenie „aktywnego obywatela”, wymaga restytucji właściwej roli sfery publicznej, jako płaszczyzny negocjacji interesów społeczno-ekonomicznych i dyskursu publicznego. ANTINOMIES AND CHALLENGES OF THE POLISH TRANSFORMATION The act of comparing normative aspirations of Poles to democracy with the course of 314 the transformation process, emphasises contradictions and paradoxes associated with the transformation of a political system. The basis of these antinomies is comprised of the thesis of restrained institutional development that has its consequences in maintaining the gap between the citizen and the state – expressed both by individualistic atomisation and formation of concealed mechanisms supporting particular interests. On the contrary to the first statement, the second argument points out the lack of capability to analyze the Polish transformation in the context of global changes. The current crisis may lead to the conclusion that it is the end of the last century when symptoms of violation of stabilised, fundamental variations of capitalism -in terms of doctrinal and practical forms - were exposed. Thirdly - and perhaps most importantly – as it has occurred, even more often Poles are exposed to new ways of forming the social relations that result in an inability to reach the balance between the interests of particular social groups. BIBLIOGRAFIA: 1. 2. Blok Z., Transformacja systemowa – próba scharakteryzowania procesu, [w:] Z. Blok (red.), Transformacja systemowa w Polsce, Wydaw. Naukowe INPiD UAM, Poznań 1993. Bokajło W., Społeczeństwo obywatelskie: sfera publiczna jako problem teorii demokracji, [w:] W. Bokajło, K. Dziubka (red.), Społeczeństwo obywatelskie, 3. Wrocław 2001. Ferguson N., Imperium. Jak Wielka Brytania zbudowała nowoczesny świat, Wyd. 4. Sprawy Polityczne Warszawa 2007. Ferguson N., Potęga pieniądza. Finansowa historia świata, Wyd. Literackie 5. Kraków: 2010. Freeland Ch., The Rise of the New Global Elite, The Atlantic Magazine 2011 January/February. 6. Gliński P., Aktywność aktorów społecznych – deficyt obywatelstwa wobec codziennej zaradności Polaków, [w:] Wesołowski W. i Włodarek J. (red.), Kręgi integracji i rodzaje tożsamości. Polska. Europa. Świat, Wyd. Naukowe SCHOLAR, Warszawa, 2005. 7. Gliński P., Style działania organizacji pozarządowych w Polsce. Grupy interesu czy pożytku publicznego? Raport z wykonania projektu KBN, IFiS PAN, Warszawa 2006. 8. Golinowski J., Dylematy tożsamości społeczeństwa, ładu. postmonocentrycznego, [w:] Totalitaryzm. Wybrane problemy teorii i praktyki pod red. T. Wallasa. Wyd. Naukowe INPiD UAM, Poznań 2003. 315 9. Grabowska M., Społeczeństwo obywatelskie w Polsce A.D. 2012, (red.), seria Opinie i Diagnozy nr 22, CBOS, Warszawa 2012. 10. Gray J., Globalne złudzenie, Europa - Tygodnik Idei 2006, nr 19. 11. Greenspan A., Era zawirowań. Krok w nowy wiek, Wyd. MUZA, Warszawa 2008. 12. Hardy J., Nowy polski kapitalizm, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, Warszawa 2010. 13. Hobsbawm E., Wiek skrajności: spojrzenie na krótkie dwudzieste stulecie, Wyd. Świat Książki, Warszawa 1999. 14. Kaczmarek T.T., Globalistyka- przyszłość globalnej gospodarki, Wyd. Difin Warszawa 2007. 15. Kenworthy L., Institutional coherence and macroeconomic performance, SocioEconomic Review, 2006, nr 4. 16. Kieżun W., Patologia transformacji, Wyd. Poltext, Warszawa 2012. 17. Kolarska- Bobińska L., Nowa rzeczywistość - stare konflikty, Przegląd Polityczny, nr 4, Gdańsk 1993. 18. Kowalik T., W kierunku „realnych utopii [w:] Spotkania z utopią w XXI wieku, pod red. P. Żuk, Oficyna Naukowa, Warszawa 2008. 19. Krugman P., How Did Economists Get It So Wrong ?, The New York Times, 2009, September 2 . 20. Marody M., Od społeczeństwa drugiego obiegu do społeczeństwa obywatelskiego, Studia Socjologiczne, 1999, nr 4. 21. Największe mity polskiej gospodarki, Dziennik Gazeta Prawna z 1 lutego 2013 roku. 22. Ost D., Klęska Solidarności. Gniew i polityka w postkomunistycznej Europie, Warszawa 2007. 23. Raport Polska 2030. Wyzwania rozwojowe, www.polska2030.pl . 24. Roubini N., Mihm S., Ekonomia kryzysu, Wyd. Wolters Kluwer business, Warszawa 2011. 25. Sandel M., Czego nie można kupić za pieniądze. Moralne granice rynku, Kurhaus Publishing, Warszawa 2012. 26. Sassen S., Dysfunkcjonalna demokracja, Newsweek z 25.07.2009 roku. 27. Skidelsky R., How to rebuild a shamed subject, Financial Times z 06.08.2009. 28. Skidelsky R., Życie po kapitalizmie, Gazeta Wyborcza z 21.02.2011 roku. 29. Stiglitz J., Szalone lata dziewięćdziesiąte, Wyd. Naukowe PWN, Warszawa 2006. 30. Szacki J., Liberalizm po komunizmie, Wyd. Znak Kraków 1994. 31. Sztompka P., Trauma wielkiej zmiany. Społeczne koszty transformacji, Warszawa 2000. 316 32. 33. Szymański W., Niepewność i niestabilność gospodarcza. Gwałtowny wzrost i co dalej, Wyd. Difin SA Warszawa 2011. Zacher L. W., Gry o przyszłe światy, Wyd. PAN, Warszawa 2006. 34. Zakrzewska J., Prawo w społeczeństwie obywatelskim, [w:] B. Markiewicz (red.), Obywatel. Odrodzenie pojęcia, Warszawa 1993. 35. Ziółkowski M., O imitacyjnej modernizacji społeczeństwa polskiego, [w:] P. Sztompka (red.) Imponderabilia wielkiej zmiany: mentalność, wartości i więzi społeczne czasów transformacji, Wyd. Naukowe PWN, Warszawa, Kraków 1999. 36. Zybertowicz A., Demokracja jako fasada: przypadek III RP, [w:] E. Mokrzycki, A Rychard, A. Zybertowicz (red.), Utracona dynamika ? O niedojrzałości polskiej demokracji, Wyd. IFiS PAN, Warszawa 2002. prof. nadzw. dr hab. Janusz Golinowski - Kierownik Zakładu Socjologii Polityki i Komunikowania Społecznego Instytutu Nauk Politycznych, Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. e-mail: [email protected] 317 318 EKONOMIA – MARKETING: POSZUKIWANIE NOWYCH IDEI VI. ECONOMY – MARKETING: LOOKING FOR NEW IDEAS 319 Wiesław SZTUMSKI KILKA REFLEKSJI ZWIĄZANYCH Z FILOZOFIĄ EKONOMII Zagajenie Filozofia ekonomii jest specyficzną, wystarczająco ugruntowaną subdziedziną filozofii, która skupia się na konceptualnych, metodologicznych i etycznych problemach właściwych gospodarowaniu. Jej problematyka zamyka się w trzech grupach pytań. Jedna dotyczy racjonalnych wyborów, druga – oceny efektów działalności gospodarczej instytucji i procesów ekonomicznych, a trzecia - ontologii zjawisk ekonomicznych i możliwości zdobywania wiedzy o nich.1 Chyba ta trzecia jest najbardziej godna refleksji filozoficznej, ponieważ zgodnie z tym, jak filozofia ekonomii sama się określa, powinna analizować fundamenty ekonomii - podstawowe jej założenia. Niestety, czyni to raczej w niewielkim stopniu. Filozofów ekonomii bardziej interesują prawne, etyczne i socjologiczne aspekty, aniżeli stricte filozoficzne, tj. ontologiczne, epistemologiczne i metodologiczne, a więc te, jakimi zajmują się filozofowie nauki. Można się o tym przekonać na podstawie liczby publikacji i sylabusów zajęć z filozofii ekonomii. Wskutek tego wkraczają oni bardziej do obszaru badań filozofii biznesu. Dlatego chyba, że to jest łatwiejsze od analizy podstaw ekonomii za pomocą instrumentarium filozofii nauki. Tu należy odnieść się do wątpliwości, czy w ramach filozofii nauki powinna w ogóle znaleźć się filozofia ekonomii. To zależy od tego, czy ekonomię uznaje się za naukę w sensie rygorystycznym, scjentystycznym, jak np. biologię, fizykę itp. nauki przyrodnicze - jak funkcjonuje w świadomości filozofów nauki2. czy w 1 2 Zob. Daniel M. Hausman, Philosophy of Economics, w: Routledge Encyclopedia of the Philosophy of Science (red. E. Craig), Vol., London 1998 Ekonomię określa się jako naukę o prawidłowościach rządzących procesem gospodarowania, tj. produkcją, podziałem, wymianą i konsumpcją środków zaspokajania potrzeb. Podobnie jak inne nauki społeczne, różni się np. od nauk przyrodniczych ze względu na możliwość prognozowania zdarzeń oraz weryfikacji tez. Trudno formułować w ekonomii prawidłowości i uogólnienia, gdyż obiekty badań są w zasadzie jednopojawieniowe, a o prawidłowości można mówić w przypadku zjawisk powtarzalnych. Z tego samego powodu nie da się weryfikować albo falsyfikować twierdzeń w ekonomii, gdyż nie ma sensu odwoływanie się do zgodności z rzeczywistością (klasycznego kryterium prawdy), kiedy rzeczywistość 320 słabszym, jak np. medycynę, pedagogikę, nauki techniczne, artystyczne itp. Podstawowe problemy filozofii ekonomii zawierają się na przykład w pytaniach: Czy założenia ekonomii są realistyczne? Czy prawa ekonomii są sprawdzalne lub falsyfikowane? Czy teorie ekonomiczne są prostymi systemami matematycznymi bez praktycznego znaczenia? Jaki jest status pojęcia racjonalności ekonomicznej? Jaka jest rola wartości etycznych w ekonomii? Czy naukowcy z dziedziny ekonomii badają dystrybutywną sprawiedliwość w rozumieniu Arystotelesa? Czy istnieje jakaś podstawa dla racjonalnej dyskusji o instytucjach gospodarczych? Czy są alternatywne instytucje gospodarcze, które mogłyby funkcjonować we współczesnej ekonomii? Czego można się nauczyć z porównawczych analiz ekonomicznych? Ta lista problemów nie jest pełna ani zamknięta. Nowe sytuacje gospodarcze przynoszą nowe tematy do rozważań filozoficznych. Tutaj rozmyślania koncentrują się tylko na kilku kwestiach - na dekoncentracji gospodarki rozpatrywanej ze względu na efektywność przedsięwzięć oraz na potrzebie redefinicji fundamentalnych kategorii ekonomii i ewentualnej potrzebie dokonania rekonstrukcji filozoficznych fundamentów ekonomii. Rozpraszać czy skupiać podmioty gospodarcze? Rozważanie tego dylematu ze względu na sprawność działań należy do filozofii praktycznej i do prakseologii, a z punktu widzenia efektywności przedsięwzięć gospodarczych i instytucji ekonomicznych mieści się także w polu zainteresowań filozofii ekonomii. U podstaw aktywności gospodarczej, modelu ekonomii oraz sposobu gospodarowania, podobnie jak w przypadku innych działań podejmowanych w sferze społecznej, leży zawsze jakaś idea ekonomiczna jest ulotna i nie widomo, jak się ma do rzeczywistości fizycznej. 321 przewodnia, która w ostatecznym rachunku wywodzi się z filozofii. Z tej racji filozofia jest pierwotna w stosunku do ekonomii nie tylko w sensie temporalnym, ale i funkcjonalnym. Współczesna ekonomia jest realizowana według modelu postmodernistyczno-neoliberalistycznego, ukształtowanego pod wpływem myśli postmodernistycznej oraz ideologii neoliberalizmu. Po prostu, przeniesiono ideę dekompozycji modernistycznej z dziedziny filozofii na grunt ekonomii. Dlatego model ten zakłada dekompozycję działań i instytucji ekonomicznych, czyli rozproszenie podmiotów i czynności gospodarczych. W wyniku jego realizacji we współczesnej fazie rozwoju gospodarki wolnorynkowej wytworzył się tzw. kapitalizm zdezorganizowany. 3 Dekoncentrację stosuje się do pomiotów i działań gospodarczych. Zakłada się, że każdy człowiek powinien być aktywnym podmiotem gospodarczym –członkiem jakiejś spółki handlowej, przedsiębiorcą, mieć własną firmę wytwarzającą towary, świadczącą usługi albo pośredniczącą w wymianie dóbr. Dzięki temu każdy obywatel przysparzałby bogactwa swojemu krajowi. Bowiem wychodzi się z przekonania, jakoby, po pierwsze, najlepiej dbało się o własne interesy, a po drugie, jakoby najbardziej wydajnie pracowało się dla siebie. Jednak to wcale nie jest tak bezsporne, jak się zrazu wydawało. Przecież nie każdy człowiek ma predyspozycje fizyczne i psychiczne - odpowiedni zasób wiedzy, umiejętności, cech charakteru oraz osobowości - do tego, by być biznesmenem i na dodatek bardzo efektywnym. Gdyby nawet tak było, to chyba nieciekawie byłoby żyć w społeczeństwie złożonym z samych przedsiębiorców, kupców i pośredników. W moim przekonaniu nigdy, na szczęście, nie dojdzie do tego. Oprócz producentów i usługodawców muszą być jeszcze konsumenci, którzy kupią towary i usługi i - dzięki temu - bezpośrednio zapewnią zysk biznesmenom, a pośrednio krajowi. Można sobie wprawdzie wyobrazić, że towary i usługi będą cyrkulować między biznesmenami, którzy będą, tak jak w reklamie, prezentować sobą „trzy w jednym”, tzn. będą jednocześnie funkcjonować w gospodarce w rolach producentów, usługodawców oraz konsumentów, ale przypominałoby to jakąś formę gospodarki wymiennej, gdzie każdy z każdym coś wymienia i w czymś pośredniczy. Tylko, czy wtedy wytwarzano by jakąś wartość dodatkową – zysk i kapitał? Pośredniczenie upowszechnia się coraz bardziej w różnych dziedzi3 Zob. S. J. Urry, Economies of Signs and Space, Sage, London 1994 322 nach życia i zarządzania, ale przede wszystkim w handlu. Handel detaliczny był zawsze ogniwem pośrednim między hurtownią a klientem, ale właściciel sklepu miał odpowiednią ilość towarów na wystawie i zapleczu, które w każdej chwili można było nabyć. Teraz to się zmieniło. W sklepach nie są składowane towary; znajdują się tam tylko pojedyncze egzemplarze, właściwie na pokaz, których zazwyczaj nie można zakupić od ręki, tylko zamówić w hurtowni przez sprzedawcę i czekać jeden lub więcej dni dopóki nie nadejdzie transport z hurtowni (jednej rzeczy nie opłaca się przecież wozić). Tak samo wyglądają zakupy w aptekach, gdzie nawet pospolite leki trzeba zamawiać i czekać na dostawę. Rozproszona sieć detalicznego i drobnego handlu zaopatruje się w towary w najbliższych hurtowniach (przeważnie w obrębie powiatu lub województwa) ze względu na niskie koszty transportu. Wobec tego klient nie ma w pełni swobodnego wyboru towarów, lecz jest skazany na łaskę i gust hurtownika - jak mu się nie podoba, to niech nie kupuje. Przy ogromnej marży, sięgającej nawet 70%, właścicielowi sklepu nie zależy na tym, ile towarów sprzeda. A oprócz tego prawie wszystkie hurtownie zaopatrują się w towary najtańsze i tandetne, najczęściej importowane z krajów trzeciego świata. W ten sposób klienci faktycznie pozbawieni są swobodnego wyboru – muszą kupować buble produkowane masowo na jedno kopyto i byle jak. Toż to jest kpina z wolnego handlu i kolejny przykład na pozorowaną wolność w liberalnej demokracji. Wydaje się, że koncepcja społeczeństwa biznesmenów lub kapitalistów i pośredników opiera się na iluzji, podobnie jak komunistyczna wizja społeczeństwa producentów. Jeśli tak, to jest zwykłym instrumentem oszustwa w rękach ”krupierów dziejów”4, czyli przedstawicieli finansjery światowej, która dyktuje światu najefektywniejsze modele ekonomiczne, najlepsze dla nich. Oprócz tego daje ona złudną nadzieję na likwidację podziału na „kapitał” i „pracę” oraz na wynikające z tego podziału sprzeczności społeczne, międzyklasowe i międzywarstwowe – między pracodawcami a pracobiorcami, między wyzyskiwaczami a wyzyskiwanymi, między biedą a bogactwem, między głodującymi a sytymi itd. Chodzi bowiem o to, żeby „finansowi władcy świata” zapewnili sobie osiąganie maksymalnych zysków bez obawy o jakieś 4 Zob. W. Sztumski, Kto kształtuje historię? Jednostki? Masy społeczne? Obiektywnie istniejące prawa?, w: „Sprawy Nauki”, Nr 1, 2011. 323 radykalne lub anarchistyczne ruchy społeczne, które mogłyby spowodować zmianę ustroju gospodarczego i zepchnąć ich na margines społeczny, tak, jak to miało miejsce na przykład w wyniku rewolucji francuskiej i socjalistycznej. Wizja społeczeństwa jednoklasowego - złożonego z samych tylko kapitalistów - ma stępić nastroje buntownicze, które stopniowo narastają wśród rzesz ludzi niezadowolonych z obecnego systemu ekonomicznego, ludzi spychanych do obszaru bezrobocia oraz ubóstwa i żyjących na granicy minimum socjalnego, a nawet biologicznego. Jest to jednak pomysł iluzoryczny między innymi dlatego, że nie ma na celu likwidacji ogromnych dysproporcji majątkowych. Mimo wszystko, dotychczasowy system gospodarki będzie utrzymywany przez siły konserwatywne tak długo, jak tylko będzie to możliwe. A jeśli będzie reformowany, to w taki sposób, żeby jego istota nie zmieniła się. Wróćmy do zasadniczego pytania: rozpraszać czy skupiać? Stwierdzenie, że z pewnością jedno i drugie ma swoje wady i zalety - jest truizmem. Przekazywanie gospodarki coraz mniejszym podmiotom, które w granicznym - i idealnym - przypadku doprowadziłoby do uczynienia z każdego człowieka jakiegoś przedsiębiorcy, jest dobre, ale raczej z punktu widzenia właśnie takich drobnych organizacji w postaci jednostkowych albo bardzo małych podmiotów gospodarczych. Faktycznie, poza nielicznymi wyjątkami, lepiej kieruje się bardzo małą firmą i bardziej troszczy się o wyniki pracy swojej własnej firmy, czyli bezpośrednio o siebie. Wydajność firmy zależy nie tylko od czynników subiektywnych - predyspozycji właściciela i pracowników, ich dobrych chęci i skutecznych działań, lecz również od obiektywnych – od kontekstu społecznego, w jakim ona funkcjonuje. Niewiele krajów oferuje dobre warunki dla działalności biznesowej małych i średnich przedsiębiorców. Oprócz tego, wyniki pracy jednostek nie muszą przekładać się na dobro ogółu - wszak właściwości poszczególnych elementów zbioru mogą różnić się od właściwości zbioru. Do tego, troska o jak najlepsze wyniki własnej pracy wynika bardziej z pobudek egoistycznych niż z altruizmu. Biznesmen dba o swoje konkretne interesy, a nie o jakieś abstrakcyjne dobro wspólne, nie mówiąc już o dobru ludzkości. Wobec tego, z mocno rozproszonej gospodarki, nawet, gdyby była wielce wydajna, wątpliwy mógłby być pożytek dla społeczeństwa, kraju, narodu albo ludzkości. Faktycznie, o wiele lepiej i skuteczniej zarządza się prostymi, małymi i nieskomplikowanymi systemami (niewielka organizacja gospodarcza albo 324 firma jest zazwyczaj małym i nieskomplikowanym systemem) niż wielkimi, złożonymi i skomplikowanymi. Na przykład, w przypadku systemów prostych wystarczy na ogół znać warunki wyjściowe, aby przewidzieć efekty końcowe. Natomiast w systemach złożonych te same warunki początkowe mogą generować różne skutki, zależnie od przebiegu interakcji między poszczególnymi elementami tego systemu. Im więcej elementów i relacji między nimi zawiera jakiś system, czyli im bardziej złożoną ma strukturę, tym słabiej jest zdeterminowany. W konsekwencji tego jest mniej stabilny i prawdopodobnie także bardziej dynamiczny, turbulentny i chaotyczny, a w jego funkcjonowaniu większą rolę grają przypadki i bifurkacje aniżeli regularności i konieczności. Taki system jest również bardziej podatny na wpływy czynników zewnętrznych i łatwiej daje się nim manipulować z zewnątrz Im większy i bardziej złożony jest system, tym mniej jest przewidywalny i dlatego jest bardziej narażony na zdarzenia losowe i nieoczekiwane. Zawsze kryje się w nim dość duży element ryzyka, że jakieś wydarzenie przypadkowe w jego otoczeniu - żywiołowe lub zaplanowane – zdestabilizuje go, naruszy jego homeostazę i zakłóci prawidłowe funkcjonowanie, a nawet spowoduje kryzys. Szkopuł jednak w tym, że żyjemy w świecie, w którym wszystko coraz bardziej komplikuje się. Zwracają na to uwagę między innymi profesorowie Gökçe Sargut i Rita Gunther McGrath w artykule "Uczyć się żyć ze złożonością"5. Piszą tam, że zawsze istniały systemy złożone, również w gospodarce, a cechami biznesu były: nieprzewidywalność, niespodzianki i nieoczekiwanie. Jeśli jednak dawniej skomplikowanie było właściwe przede wszystkim systemom wielkim, to teraz jest cechą coraz mniejszych systemów. Od kilku dziesięcioleci wciąż bardziej komplikują się przedmioty codziennego użytku, praca, narzędzia (oprócz nielicznych narzędzi prostych, takich, jak młotek, łopata itp), technologie, zadania, sprawy i problemy, zarządzanie, organizacje i życie ludzkie głównie w wyniku niebywałego postępu techniki oraz rewolucji informatycznej. To, co dawniej było oddzielne i samodzielne, teraz w hiperskomunikowanym świecie, pozostaje w coraz liczniejszych i jakościowo innych powiązaniach i zależnościach wzajemnych; a to powoduje przełamywanie izolacji, niesamodzielność i komplikuje funkcjonowanie. Czymś skomplikowanym znacznie trudniej jest zarządzać ze względu na dużą 5 G. Sargut, R. Gunther McGrath, Learning to Live with Complexity, w: „Harvard Biznes Review”, September 2011. 325 liczebność elementów i relacji, które trudno ogarnąć i kontrolować. Ale przede wszystkim z uwagi na nieprzewidywalność efektów działań i niemożność posługiwania się myśleniem historycznym, czyli wnioskowaniem o tym, co będzie, na podstawie tego, co było, oraz ze względu na zawodność kierowania się wartościami średnimi, ponieważ często okazuje się, że wartość przypadkowa (odchylenie od wartości przeciętnej lub odstępstwo od standardu) gra większą rolę od wartości średniej lub standardowej. Małe organizacje (firmy, sklepy, zakłady usługowe itp.) funkcjonujące w hiperskomunikowanej i nadmiernie złożonej strukturze ekonomicznej świata - inaczej zresztą nie mogą funkcjonować – stają się z czasem elementami tej struktury i w konsekwencji tracą stopniowo swą samodzielność i zmuszone są do wchodzenia - w większości przypadków nieformalnie - w skład większych organizacji. W związku z tym występuje tendencja do wchłaniania mniejszych organizacji kolejno przez większe, a w granicznym przypadku przez globalne. Struktura organizacji przypomina coraz bardziej architekturę zabawki rosyjskiej – matrioszki. Wobec tego współczesna gospodarka siłą rzeczy, nawet w niezamierzony sposób, urzeczywistnia jakoby obiektywną (o ile w rzeczywistości społecznej w ogóle ma miejsce jakiś obiektywizm) tendencję do centralizacji na przekór ideologiom postmodernizmu, indywidualizmu, atomizmu oraz liberalizmu demokratycznego. Wobec tego, że globalizacja instytucji i procesów gospodarczych oraz związany z nią wzrost usieciowienia między organizacjami coraz bardziej powoduje zanik izolacji i samodzielności gospodarczej małych organizacji, rodzą się pytania: Czy mimo to należy w dalszym ciągu preferować działalność małych organizacji i dążyć do rozpraszania (atomizacji) gospodarki? Czy w ogóle racjonalnie uzasadnione jest opieranie gospodarki na małych organizacjach? Czy rozpraszanie organizacji ma nadal sens, czy nie jest przypadkiem przejawem anachronizmu? Na te pytania można dawać różne odpowiedzi w zależności od tego, jakie przyjmie się koncepcje, kryteria i supozycje odnośnie rozwoju ekonomicznego. Poszukując odpowiedzi można kierować się wyłącznie dobrem ogółu, albo dobrem jednostek lub grup; można uznawać tendencję rozwoju 326 gospodarczego za fatum, któremu należy się bezwzględnie podporządkować albo opowiadać się za decydującym wpływem czynnika subiektywnego na przebieg procesów gospodarczych. Są to, oczywiście, stanowiska krańcowe i odzwierciedlające jednostronne ujęcie problemu. A prawda - jak zwykle - leży gdzieś po środku. Z punktu widzenia interesu jednostki albo małej grupy lepiej rozwijać przedsiębiorczość gospodarczą małych firm lub średniej wielkości. Można jednak mieć wątpliwości, czy ich indywidualne prosperity odzwierciedli się we wzroście dobrobytu innych i całego społeczeństwa. Żeby tak było, trzeba zastosować odpowiednie środki prawne, a więc pewien przymus, co nie wszystkim się podoba, zwłaszcza przedsiębiorcom, i może być uznane za sprzeczne z ideą demokracji i restytucję rządów dyktatorskich. Z kolei pozostawienie wolnej gry czynnikom subiektywnym i atomizacja gospodarki grozi anarchizacją życia gospodarczego oraz nieprzewidzianymi i żywiołowymi kryzysami. Z punktu widzenia dobra ogółu chyba korzystniejsza jest scentralizowana działalność gospodarcza w wymiarze regionalnym, krajowym i światowym. Skupienie gospodarki w jednym systemie (regionalnym, państwowym, światowym) pozwala łatwiej zarządzać nią, planować i być może czynić ją efektywniejszą. We wszystkich tych pytaniach chodzi w ostatecznym rachunku o ocenę gospodarki na podstawie efektywności; jest ona wyznacznikiem jakości gospodarowania. Jednak, żeby był on przydatnym narzędziem ewaluacji, musi być wielkością obiektywnie mierzalną. A co do tego są wątpliwości. W literaturze z dziedziny ekonomii i zarządzania efektywność występuje w dwóch znaczeniach: wąskim i szerokim. W pierwszym jest ilorazem wartości poniesionych nakładów i wartości efektów uzyskanych dzięki tym nakładom. W szerszym – pojmuje się ją jako najlepszy rezultat osiągany w produkcji oraz dystrybucji towarów i usług po najniższych kosztach. O ile w wąskim sensie pojęcie efektywności jest w miarę zrozumiałe, a sama efektywność wyrażona w postaci matematycznej może być w jakimś stopniu przydatna do oceny działań gospodarczych, to w szerokim sensie efektywność jest pojęciem nieścisłym i wieloznacznym, a właściwie, nie wiadomo, o co chodzi, kiedy się nim posługuje. Wystarczy poznać różne definicje i definicjo-podobne określenia lub omówienia efektywności podawane przez różnych autorów, a nawet tylko przez jednego, Prof. Elżbietę Skrzypek, 6 żeby 6 Zob. E. Skrzypek, Efektywność ekonomiczna jako ważny czynnik sukcesu organizacji; (www.efektyw 327 przekonać się o tym i kompletnie zagubić się w tych wypowiedziach. Kiedy czyta się tę specjalistyczną literaturę, od razu rzucają się w oczy mankamenty w znajomości metodologii naukowej wielu autorów. Efektywność miesza się z optymalizacją, skutecznością, opłacalnością, celowością, użytecznością i racjonalnością, co czyni ją coraz bardziej niezrozumiałą w miarę zagłębiania się w jej istotę. Autorzy zwracają uwagę na różne aspekty efektywności ekonomicznej - produkcji, wymiany oraz relacji produkcja-wymiana i na wiele jej wymiarów: ekonomiczny, rynkowy, systemowy, polityczny, kulturowy, społeczny i ekologiczny. W każdym z tych aspektów i wymiarów jest ona inaczej określana. W związku z tym funkcjonuje w ekonomii nie tyle jak rzetelne narzędzie ewaluacji, lecz jak słowo-wytrych podatne na nadużycia semantyczne. Można by przypuszczać, że pojęcie efektywności celowo jest zaciemniane, by dobrze albo źle oceniać badane instytucje i przedsięwzięcia w zależności od potrzeb, koniunktury, konkurencji itp. (Podobne zjawisko występuje też w prawie, gdzie wieloznaczności służą gmatwaniu sformułowań i dowolności interpretacji przepisów w zależności od potrzeb i okoliczności.) Są jeszcze dwie wątpliwości: czy można tą samą miarą mierzyć efektywność małej i dużej organizacji i czy każdą organizację da się oceniać za pomocą kryterium wydajności. Choćby dlatego, że duża organizacja, w przeciwieństwie do małej, ma większe możliwości oraz obszary oddziaływania i dlatego jej efektywność powinno się określać w wielu wymiarach. Ale nie tylko z tego względu. Bo jak na przykład określić wydajność takich organizacji, jak szpitale, przychodnie zdrowia, szkoły i różne instytucje oświatowe, uczelnie i ośrodki badawcze itp.? Kuriozalny jest pomysł, aby wydajność szpitali wyznaczać za pomocą skuteczności leczenia, czyli liczby wyleczonych pacjentów w pewnym okresie czasu. Gdyby go brać „na poważnie”, to rozsądny dyrektor szpitala nakazałby przyjmować tylko takich chorych, którzy rokują nadzieję na szybkie i skuteczne wyleczenie, ale wówczas, dokąd mieli by się udawać chorzy wymagający długotrwałego i ryzykownego leczenia. Dzięki temu poronionemu pomysłowi szpitale byłyby dostępne wyłącznie dla ludzi niezbyt chorych. Innym przykładem „genialnego” pomysłu jest bezpośredni pomiar wydajności pracowników naukowych, a pośredni - placówek badawczych i uczelni za pomocą liczby publikacji z uwzględnieniem punktacji według okreność.konferencja.org/ufiles/File/ Skrzypek_Elzbieta.pdf; 2.12.2012), 328 ślonej listy czasopism ustalanej arbitralnie przez urzędników. W tym przypadku także rozsądny naukowiec zamiast rozwijać kreatywność badawczą zajmuje się radosną twórczością pisarską, aby zdobyć jak najwięcej punktów, z czego na ogół jest niewielki pożytek. Realizacja modelu gospodarki rozproszonej doprowadziła do zaostrzającej się sprzeczności między indywidualnymi sposobami gospodarowania a polityką ekonomiczną instytucji centralnych (rządowych) odpowiedzialnych za stan gospodarki w kraju. Chodzi tu o sprzeczność między nową tendencją do dyspersji gospodarki a starą formą jej centralizacji. Z jednej strony, jest swobodne procedowanie biznesowe, „nanoekonomiczne”, drobnych (rozproszonych) przedsiębiorców, kierujących się własną wiedzą, doświadczeniem i rozsądkiem, a z drugiej strony, jest narzucanie - w sposób bezpośredni lub pośredni – odgórnie ustalonych i nie zawsze mądrych ani trafnych wytycznych sformułowanych na gruncie makroekonomii, które ograniczają liberalizm ekonomiczny przedsiębiorczych obywateli. Skutki tej sprzeczności widać między innymi na przykładzie naszej służby zdrowia. Odgórne i nie mające wiele wspólnego z rzeczywistością sztywne planowanie wydatków przez NFZ na leczenie w rozproszonych placówkach i realne wydatki na leczenie zmieniającej się liczby pacjentów doprowadziło do autentycznej zapaści, a reformy ministerialne mające na celu łagodzenie tego kryzysu mają raczej charakter zabiegów kosmetycznych, a nie terapeutycznych. Z doświadczenia historycznego wiadomo, że scentralizowany system planowania ekonomicznego nie sprawdził się, a system polityczny, oparty na takim planowaniu, stał się tak niewydolny, że znalazł się w końcu na śmietniku historii. Rozpraszanie organizacji w sposób nielimitowany może dać pozytywne efekty na krótszą metę dopóki nie przekroczy stanu optymalnego. Nie jest go łatwo określić w sytuacji szybko zmieniającej się i coraz bardziej ryzykownej sferze gospodarowania. Przekroczenie tego stanu grozi anarchią. Nie da się zlikwidować centralnych instytucji zarządzających gospodarką, krajowych i o zasięgu światowym, ponieważ postępująca globalizacja będzie je stopniowo rozwijać i umacniać. Wciąż aktualny będzie problem znalezienia złotego środka między gospodarowaniem centralnym i planowanym odgórnie a dyspersyjnym i żywiołowym. Dopóki się go nie znajdzie, gospodarka będzie narażona na kryzysy, które z czasem będą następować coraz częściej i prawdopodobnie w ostrzejszych formach. 329 Paradoksem wolnej i zdecentralizowanej gospodarki jest to, że korporacje wielkich biznesmenów działających w warunkach daleko posuniętego liberalizmu domagają się interwencji państwa w przypadku krachu. Chcą, żeby budżet państwa, czyli pieniądze podatników, ratował ich upadające banki i koncerny i niektóre państwa na to przystają, jak w przypadku kryzysu ostatnich lat. Z jednej strony, gospodarowanie ma przebiegać bez ingerencji państwa, a z drugiej - państwo ma płacić za błędne decyzje biznesmenów, z których każdy działa na swój strój w celu osiągania egoistycznego celu nadmiernego bogacenia się i w zasadzie bez ponoszenia odpowiedzialności. W takim razie, nie trzeba mamić społeczeństwa ideologią liberalizmu ekonomicznego, tylko oddać gospodarkę pod zarząd państwa. Rozrzutność i brak rozsądku siłą napędową rozwoju gospodarki Dobra działalność w sferze ekonomii to taka, której efektem jest poprawne funkcjonowanie gospodarki i rozwój gospodarczy, a w ostateczności – stagnacja. Takie działania zwykło się określać jako racjonalne. Z jednej strony, dlatego, by nadać im wartość, ponieważ to, co racjonalne, uważane jest za lepsze. Z drugiej - ponieważ większość ludzi przekonana jest o tym, że efektywność ekonomii zależy wyłącznie od wiedzy racjonalnej, w szczególności naukowej o prawidłowościach i mechanizmach funkcjonowania gospodarki. Dotychczas racjonalne gospodarowanie opierało się na oszczędzaniu materiałów, zasobów, energii, pieniędzy, siły roboczej, narzędzi itp. – wszystkiego, czego się używa w celu wytwarzania dóbr i usług. Zresztą jednym ze znaczeń słowa „ekonomiczny” jest „oszczędny”. Ekonomia jako nauka o racjonalnym prowadzeniu gospodarstwa uczyła oszczędzania. Oszczędne gospodarowanie uznawano za zaletę, a oszczędność była cnotą. Racjonalne gospodarowanie polegało na wykorzystaniu zasad poprawnego myślenia (wiedzy z zakresu logiki) i skutecznego działania (wiedzy z zakresu prakseologii) dla osiągnięcia założonego efektu ekonomicznego. Racjonalnie gospodarować znaczy osiągać założony efekt, kierując się zasadą oszczędności oraz zasadą największej wydajności, wiążącej się z oszczędnością czasu. Teraz jesteśmy świadkami dość radykalnej zmiany pojęcia racjonalności w ekonomii i odchodzenia od racjonalności gospodarowania w tradycyjnym sensie. Okazało się bowiem, że pos330 tęp w dziedzinie ekonomii i maksymalizację zysku można skutecznie osiągać w wyniku odwoływania się do irracjonalności i nieoszczędzania. Oszczędność jest cechą ludzi biednych, a najlepszym nauczycielem racjonalnej gospodarki jest bieda. Niestety, współczesne modele ekonomiczne tworzone są przez bogatych i przede wszystkim z myślą o nich. Wobec tego, racjonalne stało się to, co wiąże się z marnotrawstwem, ponieważ ono zapewnia postęp ekonomiczny krajów bogatych. Teraz zaletą dobrego gospodarowania jest marnotrawstwo, a rozrzutność uchodzi za cnotę współczesnego człowieka. Oszczędność można rozumieć na dwa sposoby: albo jako robienie czegoś na zapas i odkładanie na potem, żeby mieć pewne nadwyżki w stosunku do bieżących potrzeb i korzystać z nich, gdy zajdzie taka konieczność, albo jako korzystanie z czegoś lub użytkowanie czegoś w jak najmniejszym stopniu, żeby na jak najdłużej wystarczyło. Nie zawsze oszczędność jest dobra; niekiedy może okazać się zła. Gdy nie zachowuje się umiaru, oszczędzanie przeradza się w chciwość i chorobliwe sknerstwo. Zdarza się też, że na oszczędzaniu można stracić, na przykład zaoszczędzone pieniądze lokuje się w niepewnym banku albo gdy się je inwestuje w podejrzane przedsięwzięcia finansowe. Jednak oszczędność w rozsądnych granicach jest pożyteczna i niewątpliwie stanowi warunek przetrwania. Wiedzą o tym nawet zwierzęta, które gromadzą zapasy na zimę. Pod wpływem gospodarki wolnorynkowej ukierunkowanej na maksymalizację zysku rozumność człowieka łączyła się z oszczędnością. W wyniku walki o byt ekonomiczny czy ekonomiczne przetrwanie w warunkach narastającej konkurencji homo rationalis (człowiek rozumny) coraz bardziej przekształcał się homo frugi (człowieka oszczędnego). Jednak ten sam system ekonomiczny w obecnym stadium rozwoju spowodował pojawienie się u ludzi - z wyjątkiem biedoty, która i tak nie ma co oszczędzać i praktycznie nie ma żadnego wpływu na politykę gospodarczą - cech krańcowo różniących się od oszczędności, a mianowicie rozrzutność i marnotrawstwo. Gospodarka ukierunkowana na maksymalizację zysku wykorzystuje wszelkie sposoby i środki, które służą temu celowi. Najprostszym z nich jest stałe obniżanie kosztów produkcji zazwyczaj w wyniku obniżania płac realnych i podnoszenie cen sprzedaży, ale jedno i drugie ma swoje granice. Obniżanie płac nie może przekroczyć minimum socjalnego określonego dla poszczególnych krajów, a podwyższanie cen ogranicza siła nabywczą ludzi, która zależy od wysokości ich zarobków. Z reguły, za podwyżkami cen 331 idą roszczenia płacowe, a ich zaspokajanie implikuje kolejne podwyżki cen i tak w sposób irracjonalny napędza się spiralę płac i cen. Nie wydaje się to być korzystne dla gospodarki ani nie zadowala ludzi. Raczej w momentach nierównowagi między płacami i cenami wywołuje niezadowolenie społeczne i nastroje buntownicze. Pod koniec ubiegłego wieku siłą motoryczną gospodarki uczyniono wzrost konsumpcji, który z konieczności pociąga za sobą wzrost produkcji towarów oraz usług i powoduje coraz szybszą cyrkulację towarów oraz kapitału, która korzystnie wpływa na rozwój ekonomiczny. Już pod koniec XIX wieku Charles Gide zwracał uwagę na to, że pierwszą przyczyną rozwoju gospodarki jest konsumpcja i że jej znaczenie jest o wiele większe niż się wydaje.7 Uwypuklenie roli konsumpcji znalazło wyraz w ideologii konsumpcjoniżmu, propagowanej i realizowanej od niedawna. Ta ideologia jest instrumentem do kształtowania odpowiednich postaw społecznych odnośnie do zakupów; niech każdy kupuje, co się da i ile się da, czy mu to potrzebne, czy nie, a jak nie ma za co kupić, to na kredyt – banki chętnie udzielają pożyczek. We współczesnej gospodarce najważniejsze jest konsumowanie dóbr. Chodzi o to, by ludzie konsumowali jak najwięcej dóbr, czyli niszczyli je - konsumpcja sprowadza się w zasadzie do niszczenia - i by dzięki temu dokonywał się postęp w gospodarce. Znaczny spadek konsumpcji pociąga za sobą lawinę zjawisk negatywnych i szkodliwych: wstrzymanie produkcji, likwidację przedsiębiorstw i sklepów, zmniejszenie podatków od sprzedaży, zwiększenie deficytu finansów publicznych, wzrost bezrobocia, powiększanie się sfery ubóstwa, narastanie niezadowolenia społecznego itp. Toteż współcześni teoretycy ekonomii nie wskazują alternatywy dla nieograniczonego i przyspieszanego wzrostu konsumpcji, ponieważ nie odkryli jej. Obawiają się drastycznego spadku konsumpcji, który może spowodować kryzys. Dobitnym przykładem świadczącym o słuszności ich obaw był światowy kryzys gospodarczy lat 2008-2010, którego główną i bezpośrednią przyczyną było załamanie się sprzedaży (konsumpcji) najważniejszych dóbr, tj. mieszkań i samochodów oraz większości towarów komplementarnych8. Wymuszanie konsumpcji stało się warunkiem sine qua non rozwoju gospodarczego. Spełnienie tego warunku 7 8 Zob. K. Gide, Zasady ekonomii społecznej, Warszawa 1907. Zob. C. Bywalec, Konsumpcja a rozwój gospodarczy i społeczny, Wydawnictwo C. H. Beck, Warszawa 2010. 332 wymaga tworzenia ponadnaturalnych potrzeb i kreowania sztucznego popytu. Trzeba więc rozbudzać odczucie braku dóbr i wzmacniać pożądanie wykraczające daleko poza naturalne potrzeby posiadania czegoś. I to się udaje. Ludzie pożądają i kupują różne rzeczy, które są tanie i szybko się psują, a naprawa się nie opłaca. Zresztą nawet gdyby warto było naprawić, to one po coraz krótszym czasie wychodzą z mody. Są fizycznie dobre, ale moralnie zużyte, więc nadają się tylko do wyrzucenia. O to właśnie chodzi. Wobec tego zmienia się moda w coraz krótszych przedziałach czasu. Wskutek tego sterty rzeczy nadających się jeszcze do użycia, ale już niemodnych, ląduje na śmietnikach. A producenci kuszą wciąż nowszymi i zabawniejszymi towarami i gadżetami. Duży wpływ na to ma postęp techniczny, przede wszystkim w dziedzinie telekomunikacji, telefonii komórkowej, telewizji i komputerów. Wytwarzane są coraz nowsze generacje urządzeń – lepszych, inteligentniejszych i ładniejszych, które kuszą nabywców i których posiadanie jest oznaką bycia trendy. Wzrost marnotrawstwa stał się faktem i jest procesem nieodwracalnym we współczesnym modelu gospodarki światowej. Nawet lansowana idea rozwoju zrównoważonego nie zdoła chyba spowodować spowolnienia go. Nota bene, ta idea ma na celu nie tyle oszczędne gospodarowanie zasobami energetycznymi, ile zastępowanie tradycyjnych surowców energetycznych (węgla, drewna i ropy naftowej) alternatywnymi źródłami energii (wiatr, woda, słońce). Nie głosi ona wcale rezygnacji z nadmiernego wykorzystywania energii np. na iluminacje, reklamy itp. ani z przesadnego zużycia materiałów. Mieści się bowiem w ramach modelu gospodarki nastawionej na wzrost konsumpcji ponad rozsądne potrzeby, czyli na nadkonsumpcję i - co za tym idzie – na nadprodukcję, a więc na coraz większe i szybsze nad-zużywanie energii oraz różnych materiałów. Wzrost zużycia energii będzie postępować w związku ze wzrostem produkcji, mimo stosowania energooszczędnych urządzeń technicznych. Nie ma wszak pewności, czy zaoszczędzona przez nie energia zrekompensuje narastające zapotrzebowanie na energię, wynikające ze wzrostu produkcji i usług. W przypadku energii nie chodzi o to, by zmniejszyć ilość jej zużycia w ogóle, a o to, by nie zabrakło jej do postępującej nadprodukcji wobec perspektywy szybkiego wyczerpywania się tradycyjnych źródeł energii. A że przy okazji spełnia się jakieś wymogi ekologiczne, to całkiem inna i raczej drugorzędna sprawa. Rozrzutność i marnotrawstwo idzie w parze z postępem cywilizacji i 333 wzrostem stopy życiowej. Przejawia się w różnych formach i dotyczy różnych dóbr. Najbardziej widoczne i oburzające jest marnotrawstwo żywności, sprzętu, obuwia, odzieży i papieru. Wyrzuca się żywność kupowaną w nadmiarze (im więcej się kupuje i w większych ilościach, tym jest taniej), której nie jest się w stanie potem skonsumować. Według badań przeprowadzonych w 2011 r. przez Szwedzki Instytut Żywności i Biotechnologii w ramach międzynarodowego programu Global Food Losses and Food Waste pod auspicjami FAO każdego roku traci się około 1,3 mld ton żywności, co stanowi 1/3 całkowitej globalnej produkcji rocznej. W krajach uprzemysłowionych 40% żywności zdatnej do spożycia wyrzucają detaliści i konsumenci z różnych powodów. Można by tym nakarmić 12 mld ludzi. W Niemczech badania przeprowadzone w marcu 2012 r. w Uniwersytecie w Stuttgarcie pokazały, że rocznie marnuje się 11 mln ton żywności, z czego 60% w gospodarstwach domowych, tj. ok. 82 kg przez jednego mieszkańca. Ogromne jest też marnotrawstwo papieru. Do nadmiernego i niepotrzebnego zużycia papieru przyczyniło się masowe w urzędach i domach - korzystanie z drukarek i kserokopiarek. Pisanie ręczne i maszynowe wyszło z obiegu, bo jest zanadto męczące. Pisanie „na komputerze” nie wymaga wysiłku, podobnie jak drukowanie. Teraz już nikt nie liczy się z papierem. Szczególne marnotrawstwo papieru występuje w reklamie i propagandzie przedwyborczej. Wytwarza się ogromne ilości różnych ulotek i plakatów, które wciska się przechodniom, wiesza na słupach i wysyła pocztą. (np. w Niemczech wrzuca się rocznie do skrzynki pocztowej jednego mieszkańca około 30 kg ulotek reklamowych, których prawie nikt nie czyta i szybko lądują w koszach na śmieci. A płacą za nie konsumenci i podatnicy. To samo dotyczy druków urzędowych (nasz Sejm zużywa prawie 6 tys. kartek papieru dziennie), gazet i czasopism, których ukazuje się bez liku (prawie 7,5 tys. tytułów wydawanych jest obecnie, podczas gdy dziesięć lat temu było ich 5,5 tys., a dwadzieścia lat temu 3,2 tys.), chociaż wystarczyłoby kilka, bo wszystkie zawierają te same informacje i ilustracje czerpane z jednego źródła, jednej światowej agencji informacyjnej i odpowiednio wyselekcjonowane czy ocenzurowane. W ciągu ostatnich 40 lat, mimo, a może dzięki, komputeryzacji 4-krotnie wzrosło zużycie papieru w świecie. U nas jedna przeciętna instytucja państwowa zużywa rocznie 4 863 029, 33 stron papieru formatu A4; ich wyprodukowanie wymaga wyrębu 405 drzew (z jednego drzewa otrzymuje się ok. 60 kg papieru). Roczne zużycie papieru w Polsce wynosiło w końcu lat 334 80-tych ok. 40 kg na osobę, a ostatnio wynosi już 72 kg. Dla porównania w USA wynosiło ono w 2012 r. 340 kg (najwięcej na świecie), a w Szwecji, Finlandii i Niemczech jest dwukrotnie wyższe niż w Polsce (Niemcy zużywają tyle, ile Ameryka Płd. i Afryka razem). Zanim zaczęto wprowadzać komputery do masowego użytku, twierdzono - a to miało między innymi świadczyć o zaletach komputeryzacji - że w wyniku informatyzacji i dygitalizacji dokumentów nastąpi znaczny spadek zużycia papieru. Ale to się wcale nie sprawdziło. Wręcz przeciwnie, zużycie papieru i jego marnotrawstwo znacznie wzrosło. A ilość zużywanego papieru uznaje się – o zgrozo, bo to przypomina czasy, kiedy o postępie decydowały ilości ton stali na głowę mieszkańca - za jeden ze wskaźników postępu cywilizacyjnego. Drukuje się różne mniej lub bardziej potrzebne dokumenty w niezliczonych ilościach, powiela się je, kopiuje i gromadzi, chociaż wszystkie dane można zapisywać na nośnikach pamięci komputerowej i sięgać do nich w każdej chwili w razie potrzeby. Współczesny człowiek w konsekwencji postępu zachodniej cywilizacji, ekonomii żywiącej się zbyteczną nadprodukcją i braku umiaru oraz rozsądku szasta bez namysłu, czym się da i ile się da, byleby tylko zaspokajać swoje zachcianki i dzięki temu zapewnić zyski koncernom globalnym i finansjerze. Ideologia konsumpcjonizmu wypiera skutecznie racjonalność z życia ludzi i sprowadza ich do istot jeszcze w jakimś sensie racjonalnych, ale z pewnością pozbawionych rozsądku. Przyczyniła się do redukcji odpowiedzialności, której należy domagać się od istot myślących, co w znacznej mierze uszczupla racjonalność. Człowiek oszczędny – wytwór racjonalności zauważalnie przekształca się w człowieka rozrzutnego (homo prodigus) i nic nie wskazuje na to, żeby miało być inaczej w dającej się przewidzieć przyszłości. Warto przypomnieć, że marnotrawstwo obce jest zwierzętom. Problem pracy jako podstawowego pojęcia ekonomii Kwestia fundamentalnych pojęć dotyczy filozoficznych postaw ekonomii. Podstawowymi pojęciami, wokół których koncentruje się ekonomia i które wywierają wpływ na tworzenie modeli gospodarowania realizowanych w praktyce są: kapitał, dochód narodowy i praca. Jednak właściwe rozumienie pracy jest najważniejsze, bowiem kapitał i dochód narodowy są pochodnymi 335 pracy, jej efektami mniej lub bardziej wymiernymi. Praca jest procesem wielowymiarowym przebiegającym na wielu płaszczyznach i w różnych sferach życia. Mimo to postrzega się ją zazwyczaj w jakimś jednym wymiarze i tylko z jednego punktu widzenia. Dlatego definiuje się ją na wiele sposobów w zależności od tego, czemu ta definicja ma służyć. Najczęściej w ujęciu fizykalnym, ekonomicznym, socjologicznym i psychologicznym i filozoficznym. W fizyce pracę określa się jako wydatkowanie energii mechanicznej ludzi, zwierząt, tzw. sił przyrody oraz urządzeń technicznych. W ekonomii pracę rozumie się jako czynność ludzką służącą do wytwarzania towarów i świadczenia usług. (Przy tym, odkąd zaistniała gospodarka rynkowa sama praca proces pracy i nawet gotowość do pracy - jest towarem.) W socjologii praca jest procesem, dzięki któremu w konsekwencji społecznego podziału pracy następuje zróżnicowanie społeczeństwa i ról społecznych. W psychologii praca jest świadomą czynnością mającą na celu dokonanie zmian w otoczeniu, żeby zaspokoić różne potrzeby, przede wszystkim potrzeby wyższego rzędu. W filozoficznym jest interakcją między człowiekiem a środowiskiem, w trakcie której przekształca je wskutek wymiany substancji i energii. W naukach społecznych rozumienie pracy zmienia się wraz z postępem techniki. Współcześnie przeważa wąskie postrzeganie pracy przez pryzmat ekonomii oraz świadomość pracy, ukształtowaną jeszcze w dawnych wiekach. Stąd wyobrażenie o pracy, jej odczuwanie i kryteria oceny nie są adekwatne naturze pracy na obecnym etapie rozwoju techniki i cywilizacji. Bardziej odpowiada pracy rzemieślników i robotników, którzy posługiwali się prostymi narzędziami i nieskomplikowanymi maszynami, przeważnie wprawianymi w ruch siłą mięśni ludzi lub zwierząt. Z tej racji praca kojarzy się wciąż z wysiłkiem cielesnym, z zużywaniem energii endosomatycznej, mimo że już od dłuższego czasu wykonuje się ją na koszt energii egzosomatycznej. Ekonomiczne pojęcie pracy sprzęgło się z fizykalnym, mechanistycznym, a praca w potocznym odczuciu kojarzy się z wysiłkiem mięśni i zmysłów. Jest to typowe rozumienie pracy, jakie ukształtowało się na etapie produkcji maszynowej, w której największą rolę gra czynnik podmiotowy produkcji – człowiek. Wskutek ekonomizacji pojęcia pracy postrzega się ją najczęściej jak źródło pozyskiwania środków do życia, czyli zarabiania pieniędzy. Praca jest warunkiem koniecznym do życia, bogacenia się i osiągania zysków. W ten sposób współczesną świadomość pracy zdominował jej aspekt monetarystyczny. Jeśli dziś mówi 336 się o pracy, to ma się na myśli przeważnie i w zasadzie tylko jeden jej typ – pracę wykonywaną przez pracownika najemnego.9 Poza pojęciem pracy pozostawiono czynności, w wyniku których coś się osiąga lub realizuje się jakieś cele, niekoniecznie produkcyjne, ale duchowe, artystyczne, zabawowe itp. Dziś wiemy, że natura pracy jest bogatsza, a jej pojęcie szersze. Obejmuje ono „pracę z konieczności”, czyli pracę zarobkową, dzięki której zaspokaja się przede wszystkim potrzeby egzystencjalne oraz pracę dobrowolną (nieprzymuszoną), podejmowaną z potrzeby samorealizacji. Nowe pojęcie pracy powinno więc zawierać w sobie pracą zarobkową i niezarobkową, opłacaną i nieopłacaną, pracę dla potrzeb bytowych - własnych i społecznych, jak też pracę dla przyjemności. W taki sposób określają pracę ludzką niektóre słowniki encyklopedyczne: praca jest aktywnością ciała albo umysłu, działalnością, w której człowiek wykorzystuje swą siłę oraz umiejętności, aby coś wykonać lub osiągnąć.10 Nowe określenie pracy musi uwzględnić fakt, że w pracy produkcyjnej coraz mniej uczestniczy ludzi, a coraz więcej robotów i że produkcja obywa się w coraz większym stopniu bez udziału czynnika ludzkiego, podmiotowego.11 Wielu autorów zajmujących się problematyką pracy, stwierdza, że w przyszłości, tylko nieznaczna część ludzi zajmować się będzie produkcją, a coraz więcej usługami i inną działalnością pozaprodukcyjną. Nowe pojęcie pracy kojarzy się raczej z greckim słowem ποίησις aniżeli τεχνή, jako twórczość, która zapewnia ludziom samorealizację i maksymalną wolność; bowiem „ludzka aktywność jest najważniejszym sposobem wyrażania osobowości i wolności”12. Gdy dzisiaj mówi się, że praca ma sens, to rozumie się przez to, jak w starożytnej Grecji, że służy ona dobru, czyli dobremu życiu człowieka lub dobrobytowi społecznemu.13 A dobre życie to nie tylko zaspo9 Zob. O. Nell-Breuning, Arbeitet der Mensch zuviel?, Herder Verl., Freiburg 1985, s.130. : “Work – activity in which one exerts strength or faculties to do or perform something”. (“Encyclopedia Britannica”). 11 W rozwoju techniki występują trzy etapy redukcji czynnika osobowego, czyli przejmowania funkcji roboczych człowieka przez urządzenia techniczne: do czasu pojawienia się maszyn (posługiwanie się narzędziami pracy wymagało wysiłku motorycznego, sensorycznego i intelektualnego), od pierwszej rewolucji przemysłowej (urządzenia mechaniczne przejęły tę rolę człowieka, która polegała na bezpośrednim oddziaływaniu na przedmiot pracy), od wprowadzenia automatów do procesów wytwórczych (przejęcie funkcji sterowania procesami technicznymi przez automaty lub roboty) i od zastosowania robotów, odkąd udział człowieka w procesach technicznych zredukowany został do programowania. (zob. W. Sztumski, Wybrane zagadnienia filozofii techniki, Wyd. PCz., Częstochowa 1988, s. 109-116). 12 J. Arkell, The Employment Dilemma and the Future of Work w: PROGRES Newsletter – Programme de Recherche sur l’Économie des Services, Annex to Issue No. 27, Genève, 1998. s.1 13 Zob. P. Schmitz, How the concept of work changes in a sustainable society: ethical, philosophical and theological perspectives. (Referat wygłoszony na IV Międzynarodowej konferencji o etyce i polityce ekologicznej w Bressanone, 1999). 10 337 kojenie potrzeb życiowych, ale samorealizacja, solidarność i kreatywność. Praca w ujęciu ekonomii była i nadal jest usytuowana w kontekście klasyczno-deterministycznego modelu gospodarki. Ale ten model zdezaktualizował się. W świecie pełnym dynamiki, w szybkozmiennym środowisku życia, nie ma dziś miejsca na pewność i stałość w gospodarce. Jest ona niezrównoważona pod wieloma względami, kieruje się prawami statystycznymi i coraz większą rolę grają w niej zdarzenia przypadkowe, często kreowane przez światowe elity finansowe. Punktem wyjścia do sformułowania nowego pojęcia pracy jest usytuowanie jej w kontekście warunków społecznych, ekonomicznych i politycznych, pokazanych na diagramie Nr 1 oraz ukazanie zakresu pojęcia pracy na diagramie nr 2.14 Diagram 1: Usytuowanie pracy w kontekście społecznym CZYNNIKI WPŁYWAJĄCE NA PRACĘ Środowisko Polityka ZASOBY Kapitał ludzki demografia, zdrowie, umiejętności, wiedza, interesy, motywacje Kapitał środowiskowy ziemia surowce dobra wolne Kapitał rzeczowy budynki park maszynowy urządzenia techniczne narzędzia itp. Kapitał finansowy oszczędności aktywa ubezpieczenia Porządek prawny Normy Zwyczaje DYNAMIKA AKTORZY Procesy dystrybucji i redystrybucji Prywatne towarzystwa (spółki) Przedsiębiorstwa państwowe Działalność ekonomiczna, u której podstaw leży praca. Regulacje społeczne i polityczne Zrzeszenia samorządowe Kościoły i wspólnoty religijne Gospodarstwa domowe Indywidualne osoby Diagram 2: Zakres pojęcia pracy i rodzaje pracy 14 V. Meister, A comment to “The Employment Dilemma and the Future of Work”, w: Annex to the Geneva Association Information Newsletter on Insurance Economics, Nr. 43, 2001. 338 PRACA Zarobkowa Niezarobkowa Opłacana Nieodpłacana Płatna Nieodpłatna (wymienna) Własna PRZYKŁADY Pielęgniarka w szpitalu Urzędnik w banku Praca kucharza w restauracji Praca farmera produkującego owoce Matka opiekująca się chorym dzieckiem Prowadzenie rachunków bankowych dla starych rodziców Zbieranie żywności dla biednych przez organizacje samorządowe Praca w ogrodzie przy uprawie owoców dla rodziny Leczenie się samemu Prowadzenie własnego rachunku bankowego w gospodarstwie domowym Nabywanie produktów dla własnych potrzeb Zbieranie owoców w celu bezpośredniej konsumpcji Na podstawie nowego pojęcia pracy, można by przyporządkować pewną wymierną wartość ekonomiczną do pracy nieodpłatnej, którą na gruncie starego pojęcia pracy uznaje się za bezwartościową z ekonomicznego punktu widzenia. Przecież w gruncie rzeczy efekty pracy niezarobkowej i nieodpłatnej, jak np. wychowanie dzieci, opieka nad chorymi członkami rodziny, samokształcenie i wiele prac charytatywnych wykonywanych przez wolontariuszy, wnoszą wkład do bogactwa narodowego i zwiększają dochód narodowy rozumiany w szerokim sensie. Umożliwiłoby to odpowiednie jej wynagradzanie, proporcjonalnie do wartości efektów, które czasem trudno jest wyliczyć bezpośrednio i z obiektywizmem matematycznym, ale da się wycenić pośrednio, intersubiektywnie i konwencjonalnie. Twierdzenie, jakoby praca nieopłacana nie miała wartości ekonomicznej ani nie przyczyniała się do wzrostu dobrobytu społeczeństwa, jest nieuzasadnione i nonsensowne.15 Jeśli wyjść poza ciasny horyzont myślenia monetarystycznego, ale mieszczącego się w obrębie myślenia ekonomicznego, to w większości wypadków praca nieodpłatna dostarcza produktów wzbogacających kapitał ludzki danego spo15 Zob. V. Meister, A comment to “The Employment Dilemma and the Future of Work” a report to the Club of Rome by O. Giarini and P.M. Ledtke, w: “International Association for the Study of Insurance Economics. The Geneva Association”, Nr. 43, 2001 (Annex), s. 6-7. 339 łeczeństwa, narodu i państwa w postaci wzrostu populacji, a więc pomnożenia potencjalnej siły roboczej, poprawy zdrowotności społeczeństwa, a więc potencjalnego wzrostu efektywności produkcji i zmniejszenie wydatków z budżetu państwa na służbę zdrowia, rozwijania wiedzy i umiejętności, co na pewno skutkuje wzrostem efektywności i racjonalizacji również w obszarze ekonomii i produkcji (wiedza jest już od dawna uznawana za bezpośredni składnik sił wytwórczych społeczeństwa). To nie jest tak, że na przykład kobieta wychowując dziecko nie przysparza bogactwa państwu i nie powiększa dochodu narodowego. Swoją nieopłacaną pracą powiększa przecież kapitał ludzki państwa. Dlaczego więc nie ma w pełni uczestniczyć w redystrybucji dochodu narodowego w formie godziwej zapłaty za swoją „nieopłacaną pracę”? Tu nie chodzi o to, by dawać jej jakiś groszowy zasiłek wychowawczy, ale dać jej wynagrodzenie adekwatne do trudu wychowania dziecka. Do tego potrzebna jest jednak inna filozofia gospodarowania, bardziej nowoczesny styl myślenia ekonomicznego i inny sposób liczenia dochodu narodowego, uwzględniający wszystkie rodzaje kapitału, wymienione w diagramie Nr 1. Potrzebne jest określenie parametrów oceny pracy niezarobkowej i nieodpłatnej, np. ile warte jest w konkretnej walucie wychowanie dziecka na człowieka przygotowanego do uczestnictwa w produkcji i pomnażaniu dochodu narodowego. Sądzę, że jest to technicznie wykonalne, chociaż wymagające pewnego wysiłku umysłowego i dobrej woli ekonomistów i polityków. Przecież w miarę rozwoju kapitalizmu wszystko zamienia się w towar. Jest więc rzeczą bardzo dziwną, że praca nieopłacana nie jest jeszcze towarem, tak jak praca opłacana. Trudną sprawą jest określenie sposobu oceny pracy nieopłacanej. Kryteria ilościowe, jak np. wydajność pracy, są raczej nieprzydatne, chyba żeby rozumieć ją szerzej jako stosunek skutków pożądanych do niezamierzonych, energii uzyskanej do energii zużytej do wytworzenia lub osiągnięcia czegoś oraz satysfakcji z pracy do nakładu pracy.16 Może jednak lepszym kryterium byłby produktywizm (niem. Le16 Zob. J. S. Nørgård, Declining Efficiency in the Economy, GAIA 4 (1995). No. 5-6, s.277-279. 340 istung, ros. рабoтoспосoбнocть). Pojęcie produktywizmu jest szersze od pojęcia wydajności pracy. Zawiera oprócz pojęcia wydajności w szerokim sensie dodatkowo stosunek człowieka do pracy oraz chęć i gotowość do podejmowania starań i wysiłków na rzecz osiągania jak najlepszych wyników. 17 Miarą produktywizmu jest społeczna użyteczność i społecznie akceptowana wartość efektów pracy. Nie musi ona pokrywać się z wartością rozumianą w sensie monetarystycznym. W pojęciu produktywizm jest też komponent oceny moralnej, ponieważ gotowość do osiągania coraz lepszych wyników pracy świadczy o etosie pracy i postawie wobec pracy. SOME REFLECTIONS CONNECTED WITH THE PHILOSOPHY OF ECONOMICS This article contains some thoughts on issues located in the philosophy of economics. One issue is the dilemma of whether to distract the economy in the sense of logistics and of multiplication of many small organizations, or to focus it in large organizations - productive, commercial and service complexes - concentrated in small areas. The second concerns the move away from the rational economy formerly identified with frugality and reasonability of producers, servicers and consumers to the irrational economy reigned by wastefulness and a lack of common sense. Economic irrationalism has become a real driving force of prosperity. The third is related to the needs of a redefinition of the notion of work, which is a fundamental category of economics. Understanding capital and national income depends on understanding work. The concept of work changes with the level of technology. The present functioning concept of work is still formed at the stage of handicraft and earlier industrial production. So, it does not correspond to modern technology, that is more and more supported by computers and robots. BIBLIOGRAFIA 1. 2. 17 Arkell J., The Employment Dilemma and the Future of Work w: PROGRES Newsletter – Programme de Recherche sur l’Économie des Services, Annex to Issue No. 27, Genève, 1998 Bywalec C., Konsumpcja a rozwój gospodarczy i społeczny, Wydawnictwo C. H. Zob. W. Sztumski, Szkic prospektywny (Ewolucja i możliwość przetrwania), Res-Type, Katowice 1996, s.53. 341 Beck, Warszawa 2010 3. 4. Gide K., Zasady ekonomii społecznej, Warszawa 1907 Hausman Daniel M., Philosophy of Economics, w: Routledge Encyclopedia of the 5. Philosophy of Science (red. E. Craig), Vol. 3, London 1998 Meister V., A comment to “The Employment Dilemma and the Future of Work”, w: Annex to the Geneva Association Information Newsletter on Insurance Economics, Nr. 43, 2001 6. Meister V., A comment to “The Employment Dilemma and the Future of Work” a report to the Club of Rome by O. Giarini and P.M. Ledtke, w: “International Association for the Study of Insurance Economics. The Geneva Association”, Nr. 7. 43, 2001 (Annex) Nell-Breuning O., Arbeitet der Mensch zuviel ?, Herder Verl., Freiburg 1985, 8. 9. Nørgård J. S., Declining Efficiency in the Economy, GAIA 4 (1995). No. 5-6, Sargut G., Gunther R., Learning to Live with Complexity, w: Harvard Business Review, September 2011 10. Schmitz P., How the concept of work changes in a sustainable society: ethical, philosophical and theological perspectives, Referat wygłoszony na IV Międzynarodowej konferencji o etyce i polityce ekologicznej w Bressanone, 1999 11. Skrzypek E., Efektywność ekonomiczna jako ważny czynnik sukcesu organizacji, www.efektywność.konferencja.org/ufiles/File/Skrzypek_Elzbieta.pdf; 2.12.2012 12. Sztumski W., Wybrane zagadnienia filozofii techniki, Wyd. Politechnika Częstochowska, Częstochowa 1988 13. Sztumski W., Szkic prospektywny (Ewolucja i możliwość przetrwania), Res-Type, Katowice 1996 14. Sztumski W., Kto kształtuje historię? Jednostki? Masy społeczne? Obiektywnie istniejące prawa?, w: Sprawy Nauki, Nr 1, 2011 15. Urry S. J., Economies of Signs and Space, Sage, London 1994 Dr hab. Wiesław Sztumski – emer. profesor Uniwersytetu Śląskiego, obecnie pracuje w Instytucie Pedagogiki Wyższej Szkoły Lingwistycznej w Częstochowie. e-mail: [email protected] 342 Lechosław GARBARSKI MARKETING – MIĘDZY SCYLLĄ OCZEKIWAŃ A CHARYBDĄ OSKARŻEŃ Wprowadzenie W powstałej ok. VIII wieku p.n.e Odysei, której autorstwo przypisuje się Homerowi, opisywane są dzieje Odyseusza. Jako jednemu z nielicznych udało mu się przepłynąć niezwykle niebezpieczny fragment Cieśniny Messyńskiej. Cieśnina ta, znajdująca się pomiędzy Sycylią a obszarem kontynentalnych Włoch, pochłaniała wiele ofiar i była miejscem poważnych katastrof morskich. W mitologii greckiej za przyczynę tych zjawisk uznawano działania dwóch potworów morskich – Scylli, która mieszkała w jednej z jaskiń na Sycylii oraz Charybdy zajmującej miejsce po drugiej stronie cieśniny. Scylla żywiła się porywanymi przez siebie marynarzami z przepływających statków, natomiast Charybda trzykrotnie w ciągu dnia pochłaniała ogromne ilości wody wraz ze znajdującymi się w niej statkami. Współcześnie znajdowanie się między Scyllą a Charybdą oznacza sytuację zagrożenia z dwóch stron. Wydaje się, że w takiej sytuacji znajduje się współcześnie marketing jako koncepcja działania przedsiębiorstw i organizacji na rynku. Z jednej strony rosną lawinowo wobec niej oczekiwania skutecznego oddziaływania, z drugiej zaś liczne głosy krytyki wobec marketingu w skrajnych przypadkach przyjmują postać poważnych oskarżeń. Dwa bieguny Problematyka marketingu od dziesięcioleci przykuwa uwagę teoretyków i praktyków zarządzania. Już od dawna jest wykorzystywany on przez przedsiębiorstwa, organizacje niekomercyjne czy instytucje samorządowe. Aktywnemu stosowaniu marketingu towarzyszą nowe zjawiska, wyłaniają się nowe koncepcje, przy czym opinie na jego temat są zróżnicowane. Z jednej 343 strony, jest on postrzegany jako koncepcja aktywnego, a co więcej skutecznego działania na rynku i z tego punktu widzenia zyskuje akceptację i jest poddawany intensywnym badaniom oraz rozwojowi. Ale też z tego powodu wyrastają przed nim stale rosnące oczekiwania. Z drugiej jednak strony, marketing uważa się za agresywne działanie, przede wszystkim promocyjne i sprzedażowe, często prowadzące do manipulowania klientami i skłaniania ich do zakupu mało lub wręcz niepotrzebnych produktów lub usług. Konsekwencją takiego postrzegania marketingu jest częsta krytyka, lekceważenie, a tym samym społeczne upokarzanie samej koncepcji. Te diametralnie różne sposoby postrzegania marketingu prowokują do podjęcia dyskusji nad istotą współczesnego marketingu, a zwłaszcza odniesienia się do tych opinii, które stawiają marketing w szczególnie niekorzystnym świetle. Zarzuty, jakie stawia się marketingowi dotyczą najczęściej: 1. niekorzystnego oddziaływania na konsumentów (np. irytująca i omamiająca reklama oraz inne formy promocji kreujące nadmierną konsumpcję i postawy materialistyczne, skłaniające do życia ponad stan), 2. kreowanie oferty przy braku dbałości o racjonalne wykorzystywanie zasobów (np. wytwarzanie produktów niebezpiecznych lub wręcz niepotrzebnych, produktów o niskiej jakości, mylące opakowania i oznakowania, oferowanie produktów zanieczyszczających środowisko), 3. sprzyjanie nieetycznym zachowaniom producentów i pośredników handlowych (np. kreowanie chciwości w postawach menedżerów, zwiększanie kosztów obrotu przez wydłużanie łańcucha dystrybucyjnego, kredytowanie zakupów tych produktów, które nie są zbyt potrzebne ich nabywcom, czy wręcz służenie bogatym i wykorzystywanie ubogich). Oblicza marketingu Do najbardziej rozpowszechnionych sposobów postrzegania marketingu należą te, które ukazują go jako zbiór intensywnych działań promocyjnych (czasem tylko reklamy), tworzenie nowych produktów i modyfikacji istniejących czy też działań wspierających sprzedaż produktów lub usług. Taki obraz marketingu wyłania się często w głowach konsumentów, przedstawicieli mediów, a często także przedsiębiorców i menedżerów. Prawdopodobnie 344 jest on skutkiem zróżnicowanych działań związanych ze sprzedażą produktów i usług oraz poszukiwaniem sposobów skutecznego oddziaływania na potencjalnych i aktualnych nabywców. Niezależnie od rzeczywistego związku z koncepcją marketingową, wszelkie działania tego typu są często bezkrytycznie zaliczane do działań marketingowych. Niestety, coraz częściej wykorzystuje się marketing jako wizytówkę dla działań niewłaściwych, niepoprawnych, zawstydzających lub wręcz nagannych. Taki sposób wypowiadania się i w dużej części kształtowania niekorzystnego wizerunku marketingu jest zwykle dziełem osób, które z marketingiem nie mają nic wspólnego. Uznają jednak one, że wsparcie własnych wypowiedzi znaną koncepcją uwiarygodni ich wypowiedzi. Koncepcja ta jest im jednak nieznana i zazwyczaj jest rozumiana w absolutnie błędny sposób. Nie chodzi przy tym często o brak dobrej woli, ale raczej o ignorancję w tym zakresie. W 2006 r. ukazaniu się nowej książki Güntera Grassa pt. „Przy obieraniu cebuli” stanowiącej tom wspomnień z dzieciństwa i lat młodzieńczych, towarzyszyła prasowa informacja na temat wojennego epizodu Autora. Spowodowała ona uruchomienie publicznej debaty m.in. na temat pozbawienia go honorowego obywatelstwa Miasta Gdańska. Pytani o opinię na ten temat politycy, twierdzili, że zasługi Güntera Grassa dla pojednania polsko-niemieckiego są ogromne, a dwutygodniowy epizod nie ma tu większego znaczenia. Ponieważ informacja ta pojawiła się tuż przed ukazaniem się nowej książki, zaczęto podejrzewać, że stanowi ona coś w rodzaju „chwytu marketingowego” sprzyjającego komercyjnemu sukcesowi książki. Przykładów tego rodzaju jest znacznie więcej; mamy do czynienia z rodzajem „wyścigu” całkowicie nieuprawnionych wypowiedzi, w których marketing jest odmieniany przez niedopuszczalne przypadki. Można je zwłaszcza odnaleźć w wypowiedziach polityków atakujących oponentów lub też krytyków sztuki obniżających rangę sukcesów odnoszonych przez niektórych artystów. Wydaje się jednak, że w wielu przypadkach stanowi to wyraz własnej bezsilności, a wykorzystanie słowa „marketing” ma służyć łatwemu zdezawuowaniu osiągnięć innych. Zdarzają się też przypadki w pełni świadomego wypaczania znaczenia słowa „marketing”. Rozpowszechnienie elementarnej wiedzy na temat marketingu sprawia, że inteligentni sprzedawcy potrafią w skuteczny sposób przekonać potencjalnych klientów do zakupu niepotrzebnych im produktów lub usług, uwypuklić nieistotne lub wręcz nieistniejące zalety produktu, wykorzys345 tać strach lub obawę przed zwykle wyimaginowanym zagrożeniem jako silny motyw zakupu. W następstwie takich i podobnych im sytuacji dochodzi do oskarżania marketingu o manipulację i wykorzystywanie łatwowiernych klientów. I nie chodzi tu jedynie o wąski krąg tzw. „domo-„ lub „biurokrążców”, a więc ludzi działających w sumie na niewielką skalę. Światowy kryzys finansowy obnażył mechanizmy gigantycznych oszustw wielkich korporacji finansowych tworzących skomplikowane, kompletnie niezrozumiałe dla klientów produkty finansowe, których sprzedaż bazowała na podstawowej potrzebie tych klientów związanej z zapewnieniem bezpieczeństwa finansowego na kolejne lata. Oszukańcze praktyki nie wynikają jednak z koncepcji marketingu, lecz z działań ludzi kierujących się niskimi pobudkami i zmierzających do szybkiego wzbogacenia się. Koncepcja marketingu ulega zmianom i przewartościowaniom w wyniku zmian warunków, w których jest stosowana i którym podlegają wszelkie działania biznesowe. Dlatego też można bez większego trudu odnaleźć ewolucyjny mechanizm przekształceń w marketingu. Inaczej definiowano i rozumiano marketing w latach 40. XX wieku, inaczej w latach 70., 90., czy w pierwszej dekadzie XXI wieku. W znakomity sposób ewolucję myślenia o marketingu obrazują często cytowane definicje najpotężniejszej chyba w świecie instytucji zajmującej się marketingiem, a mianowicie American Marketing Association (Amerykańskiego Stowarzyszenia Marketingu). W latach 40. marketing definiowano jako „podejmowanie działań biznesowych skierowanych na i odnoszących się do przepływu dóbr i usług od producenta do konsumenta i użytkownika”1. Punkt ciężkości był położony na kwestiach działań biznesowych odnoszonych do, de facto, dwóch podmiotów – uczestników rynku. W kolejnych latach upowszechnianie marketingu w praktycznych działaniach w znaczny sposób rozszerzało zakres jego zastosowań i kierowało uwagę nie tylko na działanie podmiotów na rynku, ale także na funkcjonowanie organizacji niekomercyjnych. Marketing był określany jako „proces planowania i wdrażania koncepcji, idei, dóbr i usług, ich cen, promocji i dystrybucji, mający na celu wywołanie wymiany, która umożliwi zrealizowanie celów indywidualnych i organizacyjnych”2. Z kolei w pierwszej de1 2 American Marketing Association 1948. Na podstawie: Ch. Hackley, Marketing. A critical introduction. Sage Publications, London 2009. American Marketing Association 1985. Na podstawie: Ch. Hackley, Marketing. A critical introduction. 346 kadzie XXI wieku bardziej eksponowano w marketingu identyfikację, tworzenie, komunikowanie i dostarczanie wartości. W myśl definicji z roku 2004, marketing „to funkcja organizacji oraz zestaw procesów służących tworzeniu, komunikowaniu i dostarczaniu wartości nabywcom, a także zarządzaniu relacjami z nabywcami w taki sposób, aby zapewnić korzyści tej organizacji i jej interesariuszom”3. Natomiast w roku 2007 uznano, że „marketing jest działalnością, zbiorem instytucji i procesów zmierzających do tworzenia, komunikowania, dostarczania i wymiany ofert postrzeganych jako wartościowe przez nabywców, klientów, partnerów i całe społeczeństwo”4. Sposoby definiowania marketingu nie przesądzają oczywiście o jego miejscu i roli w praktycznych działaniach gospodarczych i pozagospodarczych. Jednak definicje American Marketing Association nie zostały przytoczone bez powodu. Można by w tym miejscu ukazać dużą liczbę definicji zawartych w uznanych w Polsce i na świecie klasycznych, sztandarowych podręcznikach marketingu. To jednak mogłoby spotkać się z zarzutem prezentacji wyidealizowanych koncepcji teoretycznych. Wprawdzie takie definicje nie odbiegałyby znacznie od przytoczonych wcześniej, ale warto zdawać sobie sprawę z faktu, że zawarte w definicjach AMA stwierdzenia pochodzą od praktyków marketingu, a więc odzwierciedlają ich obserwacje praktycznych działań marketingowych prowadzonych przez podmioty rynkowe oraz odzwierciedlają określone zmiany i tendencje w tych zjawiskach. Marketing można zatem traktować jako „celowy sposób postępowania na rynku, oparty na zintegrowanym zbiorze instrumentów i działań oraz orientacji rynkowej”5. Wykorzystywanie marketingu oznacza respektowanie trzech następujących zasad postępowania: zorientowanie działalności na nabywców, zintegrowany sposób stosowania instrumentów oddziaływania, dążenie do osiągania przyjętych celów. Pierwsza zasada związana z orientacją na nabywców oznacza, że pun- 3 4 5 Sage Publications, London 2009, s.32. American Marketing Association 2004. Na podstawie: Ch. Gronroos, On Defining Marketing: Finding a New Roadmap for Marketing, Marketing Theory, 2006, nr 4, s.397. American Marketing Association 2007. Na podstawie: Ch. Hackley, Marketing. A critical introduction. Sage Publications, London 2009, s.32. Marketing. Koncepcja skutecznych działań. Praca zbiorowa pod red. Lechosława Garbarskiego. PWE, Warszawa 2011, s. 27. 347 ktem wyjścia działań są nabywcy i ich potrzeby. Oznacza to przewartościowanie sposobu działania przedsiębiorstwa, w wyniku którego ważniejsze jest zajmowanie się obecnymi i potencjalnymi nabywcami niż własnymi produktami. Klasyk marketingu Theodore Levitt ujął tę zasadę w zaleceniu wskazującym, że każda firma musi nauczyć się myśleć o sobie nie jako o producencie i sprzedawcy produktów, lecz jako o nabywcy przychylności klientów. Praktyczne stosowanie pierwszej zasady marketingu wymaga szerokiego wykorzystania różnych źródeł informacji oraz prowadzenia badań marketingowych. Orientacja działalności na nabywców, szeroko utożsamiana z orientacją rynkową często opisywaną w literaturze jako działanie napędzane przez rynek (market driven) była przez wiele dziesięcioleci punktem odniesienia dla działań praktycznych. Jednak w miarę upływu czasu okazało się, że tego typu podejście jest z jednej strony (wbrew pozorom) podejściem biernym, z drugiej zaś może prowadzić do poddawania się mało wymagającym gustom klientów i ich schlebianiu. W latach 90. XX wieku, a także w pierwszej dekadzie wieku XXI można obserwować bardziej aktywne działania związane ze zmianami rynku (market driving). Działania tego typu to próby aktywnego oddziaływania na potencjalnych nabywców i swoistego rodzaju „podpowiadanie” im, czego powinni chcieć (zamiast oferowania im tego, czego chcą), a więc uczenie ich zachowań pożądanych. Klasycznym przykładem działań tego typu są kampanie oferowania zimowych opon do samochodów. Gdyby postępować według reguł „market-driven” to opony takie nie powstałyby, ponieważ klienci nie byliby w stanie nazwać i opisać tego typu potrzeby. Niezbędne stają się w takiej sytuacji kampanie uczące klientów stosowania takich technicznych rozwiązań w samochodach, które zapewniałyby większe bezpieczeństwo jazdy w trudnych warunkach zimowych („market-driving”). Dopiero świadomość klientów w tym zakresie może prowadzić do zmian utartych nawyków. Druga zasada marketingowego sposobu myślenia i działania dotyczy zintegrowanego sposobu stosowania przez przedsiębiorstwo instrumentów oddziaływania na rynek. Instrumenty, które stosują przedsiębiorstwa, obejmują m.in. procesy komunikowania (np. reklamę, sprzedaż osobistą, public relations), kształtowanie cen (np. ustalanie poziomu cen, wyznaczanie marż, stosowanie rabatów), produktu (np. kształtowanie właściwości produktu, opakowania, marki, gwarancji), dystrybucji (np. wybór pośredników handlowych, fizyczny przepływ produktów). Nie chodzi jednak o samo wykorzystywanie 348 instrumentów lub wręcz tylko niektórych spośród nich. Istotny jest taki sposób ich stosowania, który zakłada wykorzystywanie wzajemnych zależności i efektów synergicznych, które mogą pojawić się w wyniku jednoczesnego ich kształtowania. Często występujące skojarzenie marketingu z reklamą i innymi działaniami promocyjnymi nie znajduje więc żadnego uzasadnienia w koncepcji marketingu. Narzędzia te stanowią wprawdzie bardzo ważny instrument marketingu, ale mogą być i często są stosowane w takich sposobach działania, które z marketingiem nie mają nic wspólnego. Trzecia zasada charakteryzująca marketingowy sposób działania i myślenia jest związana z dążeniem przedsiębiorstwa do osiągania przyjętych celów. Cele przedsiębiorstwa są często utożsamiane z maksymalizacją zysku. Ale ponieważ marketing jako koncepcja działania, co już wskazano, nie jest wykorzystywany wyłącznie przez przedsiębiorstwa, to cele mogą być rozpatrywane także w innych wymiarach. Dotyczy to działania m.in. organizacji niekomercyjnych, instytucji administracji rządowej czy samorządowej. W wielu dziedzinach życia (np. ochrona zdrowia, edukacja, kultura) osiąganie zysku nie stanowi celu działania instytucji czy organizacji. Cele te raczej odnoszą się do zaspokajania pewnych kategorii potrzeb (np. promowania aktywnego stylu życia, wspomagania osób niepełnosprawnych, wspomagania rozwoju nauki czy edukacji), a zatem nie mają charakteru komercyjnego. Klasycznymi przykładami tego typu działań są obecnie prowadzone szerokie kampanie pomocy, np. „First World Problems” nawołująca do wsparcia finansowego działań zmierzających do udostępniania czystej wody tym, którzy jej nie mają bądź też „World Humanitarian Day”, wykorzystującej wizerunki znanych osób do u-dzielania pomocy potrzebującym. Także w Polsce mamy wiele przykładów kampanii propagujących pożądane zachowania związane np. z bezpieczeństwem na drogach6. Wizerunek marketingu Pomimo powszechności powyższych zasad i ich stałej obecności we wszystkich podręcznikach i monografiach z zakresu marketingu, obserwacja 6 Kampanie odbywały się m.in. pod hasłami: „Zapnij pasy. Włącz myślenie”, „Piłeś? Nie jedź”, Stop wariatom drogowym”. 349 rzeczywistych działań przedsiębiorstw wskazuje na liczne od nich odstępstwa. Nieliczenie się z zasadami zdrowego żywienia, zwiększanie szybkości obrotu poprzez działania promocyjne wspierające wzrost konsumpcji, przyczynianie się do nadmiernego wykorzystywania zasobów naturalnych to kolejne przykłady zarzutów stawianych marketingowi. Ale tego typu działania skłaniają do postawienia pytania o kwestie etyki w marketingu. Sądzę, że nie jest to jednak problem „etyczności marketingu”, lecz problem „etyczności” ludzi wykorzystujących marketing w praktycznym działaniu. Siła oddziaływania wielu instrumentów marketingu sprawia, iż nieuczciwi przedsiębiorcy i menedżerowie stosując je, przyczyniają się do oskarżania marketingu o manipulatorskie zapędy. Takie odczucia narastają w wielu krajach, nie tylko w Polsce. Ta kwestia jest więc związana z pytaniem o społeczny wizerunek marketingu. Kilka lat temu Katedra Marketingu Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie przeprowadziła badania dotyczące wizerunku marketingu w Polsce7. W badaniach z 2008 roku na reprezentatywnej próbie Polaków stwierdzono, że odsetek respondentów określających działania marketingowe przedsiębiorstw jako skuteczne wyniósł 85,7%, jako zgodne z prawem 70,4%, jako natrętne 65,4%, jako kontrowersyjne 52,6%, jako agresywne 48,7%, jako irytujące 48,5%, jako uczciwe i etyczne 41%8. Zastanawiające są skojarzenia z marketingiem, które wykształciły się w ostatnich latach w Polsce. Wprawdzie najszerzej akceptowane opinie na temat marketingu mają charakter pozytywny (ponad 90% respondentów uważa, że marketing jest czymś niezbędnym w biznesie i skutkuje większymi możliwościami wyboru produktów i usług dla klientów), to prawie połowa respondentów uważa, że w wyniku działań marketingowych ceny produktów są wyższe. Niepokojący jest fakt, iż 75% Polaków postrzega marketing jako sztukę manipulowania klientem. Wśród tych osób, których stosunek do marketingu jest negatywny odsetek ten wzrasta do blisko 90%. Natomiast wśród respondentów deklarujących pozytywny stosunek do marketingu, upatrujący w marketingu manipulację stanowią ponad 70% respondentów. Jest to prawdopodobnie rezultatem tych działań menedżerów, którzy są nakierowani na krótko7 8 Patrz szerzej: Wizerunek marketingu w Polsce. Pod redakcją Romana Niestroja. Wydawnictwo Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Kraków 2009. Jw., s. 97. 350 okresowe wyniki finansowe. Ich działania prowadzą do „skrzywienia” obrazu marketingu. Warto dodatkowo porównać opinie na temat roli marketingu wyrażane przez różne grupy respondentów, którzy brali udział w badaniu (próba liczyła 1021 osób). Przedstawia je tabela 1. Tab. 1. Opinie na temat roli marketingu w Polsce w przekroju poszczególnych grup respondentów. Społeczeństwo Studenci i absolwenci Firmy Społeczeństwo zdaniem naukowców Marketing to tak naprawdę to samo co reklama i promocja 69,9 56,0 48,5 88,1 Marketing to sztuka manipulowania klientem 81,3 87,4 63,6 88,5 Marketing to coś nieodzownego w biznesie 93,6 92,4 95,5 78,9 Marketing to interesująca dziedzina dla kariery zawodowej 83,3 70,0 88,1 71,9 Marketing to coś, co niepotrzebnie podnosi ceny produktów 60,0 34,7 16,1 59,9 Marketing to różne techniki zwiększania wielkości sprzedaży firmy 96,2 97,3 97,1 95,2 Marketing to coś, co skutkuje większymi możliwościami wyboru dla klientów 83,5 80,6 79,3 53,4 Marketing to filozofia działania firm uwzględniająca przede wszystkim potrzeby klientów 69,1 66,0 73,6 34,8 Marketing to dziedzina wiedzy oparta na solidnych naukowych podstawach 72,1 71,4 82,4 26,1 Tak naprawdę nie wiadomo, o co chodzi w tym całym marketingu 54,4 16,8 4,9 - Opinie na temat marketingu Źródło: Wizerunek marketingu w Polsce …, op.cit., s.109 (wybrane opinie na podstawie tabeli 5.1). Analizując opinie w ramach wyróżnionych w tabeli grup, można za351 uważyć, że w obrębie przeważającej większości kategorii opinii nie ma ogromnych różnic. Widać ją natomiast w ostatnim stwierdzeniu sprowadzającego się do braku jasnego określenia istoty marketingu. Ponad połowa członków społeczeństwa nie wie o co chodzi w marketingu, natomiast w przypadku firm to tylko niespełna 5%. Warto jednak odnotować, że ponad 80% społeczeństwa zauważa, że dzięki marketingowi zwiększają się możliwości wyboru produktu na rynku. Natomiast niepokojąco wysoka opinia o manipulacjach dokonywanych za pomocą marketingu skłania do postawienia pytania o etykę działań marketingowych. Etyka marketingu Kategoria „etyka marketingu” może być rozumiana jako „…nazwa ogólna etosu charakterystycznego dla działalności gospodarczej, a więc faktycznych wartości i norm rządzących zachowaniami ludzi zaangażowanych w ten rodzaj działalności”9. Można też definiować tę kategorię jako „… systematyczne badania nad wpływem standardów moralnych na decyzje marketingowe, zachowania i organizacje”10. Normy moralne nie są jednak automatycznie powszechnie respektowane. Dotyczy to zwłaszcza działań gospodarczych. Ponieważ przedsiębiorstwa nie kierują się zazwyczaj w swoich działaniach normami etycznymi, uważa się często, że obowiązkiem menedżerów i przedsiębiorców jest podnoszenie zysków przedsiębiorstwa 11 . Łamanie zasad etycznych jest zatem konsekwencją pokusy uniknięcia niektórych kosztów, które należałoby ponieść, uproszczenia działalności i niezbędnych przedsięwzięć, zwykłego wygodnictwa i niedbalstwa. Wymienione powyżej przyczyny odnoszą się jednak do konkretnych osób, decydentów, wykonawców decyzji, a nie do marketingu jako takiego. Niektóre z pokazanych powyżej dylematów są dylematami pozornymi. Wydaje się powszechnie, że w krótkich okresach łamanie podstawowych zasad etycznych przynosi decydentom szereg korzyści. Mają one głównie 9 10 11 W. Gasparski, Etyczność marketingu – marketingiem etyczności. W: Kontrowersje wokół marketingu w Polsce – tożsamość, etyka, przyszłość. Redakcja naukowa Lechosław Garbarski. Wydawnictwo WSPiZ im.L. Koźmińskiego, Warszawa 2004, s.206. Murphy P.E., Laczniak G.R., Bowie N.E., Klein T.A., Ethical Marketing: Basic Ethics in Action. Prentice Hall. Uppear Saddle River 2005, s.17. Por. J. Dietl, W. Gasparski, Etyka biznesu. PWN, Warszawa 1997, s. 148. 352 wymiar finansowy. Jednak konsumenci, kontrahenci czy dostawcy w okresie dłuższym, doświadczając różnego typu niedogodności lub wręcz nieuczciwości, zmieniają swoje nastawienie do tego typu przedsiębiorstw. W konsekwencji łamanie zasad etycznych powoduje wiele negatywnych skutków, np. pogorszenie wizerunku przedsiębiorstw, utratę zaufania czy utratę wiarygodności. Zasady etycznego postępowania w różnym stopniu mogą przenikać do procesu podejmowania decyzji marketingowych przez menedżerów w przedsiębiorstwach oraz organizacjach. P. Kotler, G. Armstrong, J. Saunders i V. Wong wyróżniają w tym zakresie dwie odmienne postawy12. Pierwsza z nich czerpie uzasadnienie z podstawowych zasad wolnego rynku i w związku z tym nakazuje respektowanie obowiązującego prawa, natomiast kwestia ocen moralnych dotyczących podejmowanych decyzji gospodarczych jest poza dyskusją. Oznacza to praktycznie respektowanie zasady: wszystko, co nie jest zabronione jest dozwolone. Druga postawa nawiązuje do swoistego rodzaju zobowiązania respektowania pewnego rodzaju „odpowiedzialności społecznej”; to zaś oznacza kształtowanie zachowań społecznie odpowiedzialnych i etycznych. S. Hollensen, oceniając znaczenie etyki w działaniach podmiotów gospodarczych, wyróżnił cztery poziomy zaangażowania13. Poziom pierwszy jest związany z łamaniem prawa i w związku z tym jest oceniany jako typowe działanie nieetyczne, a tym samym jest to działanie nie do zaakceptowania. Poziom drugi na skali zachowań etycznych oznacza wypełnianie zobowiązań przedsiębiorstwa najmniejszym kosztem, co w wielu sytuacjach wręcz zbliża do granicy prawa. Wprawdzie przedsiębiorstwo z formalnego punktu widzenia nie łamie prawa, ale zaangażowanie w sprawy etyki jest znikome. Poziom trzeci jest związany z zachowaniami, które można określić jako standardowe. W takiej sytuacji przedsiębiorstwa respektują, poza podstawowymi zasadami i standardami wynikającymi z regulacji prawnych, także akceptowane i uznawane powszechnie zasady działania innych podmiotów, np. dostawców, konkurentów i organizacji społecznych. Oznacza to przygoto12 13 Por. P. Kotler, G. Armstrong, J. Saunders, V. Wong, Marketing. Podręcznik europejski. PWE, Warszawa 2002, s. 99. S. Hollensen, Marketing Management. A Relationship Approach. FT Prentice Hall, Harlow 2003, s. 712, 353 wywanie, a później respektowanie dobrowolnych kodyfikacji branżowych (Kodeksów Etyki) oraz innych zasad działania organizacji, korporacji, itp. Taka postawa nie jest więc wymuszona regułami prawa, ale jest związana z odczuwaną potrzebą pozytywnego oddziaływania na życie społeczne, warunki środowiska naturalnego, sprzyjania społecznościom lokalnym, itp. Czwarty poziom zaangażowania jest związany ze stałym działaniem w myśl „ducha etyki”. S. Hollensen upatruje owego „ducha etyki” w odniesieniu do działań w sześciu obszarach:14 organizacyjnym (konkurencja, alianse strategiczne, organizacje lokalne, itp.), ekonomicznym (źródła finansowania działalności, podatki, kształtowanie cen, itp.), pracowniczym (wynagradzanie, bezpieczeństwo, prawa pracownicze, polityka niedyskryminacyjna, szkolenia, spory zbiorowe, itp.), relacjach z klientami (ceny, jakość produktów, reklama, itp.), relacjach branżowych (transfer technologii, badania i rozwój, rozwój infrastruktury, stabilność organizacyjna, itp.), relacjach politycznych (respektowanie prawa, łapówki i inne działania o charakterze korupcyjnym, ulgi podatkowe, ochrona środowiska, itp.). W klasycznym podejściu do marketingu uwzględnia się kilka zasadniczych kategorii. Odnoszą się one do segmentacji rynku, wyboru tzw. rynku docelowego, pozycjonowania oferty oraz opracowania struktury instrumentów oddziaływania na rynek. Potencjalnie istotne zagrożenia etyczne występują głównie w obrębie stosowania poszczególnych instrumentów marketingu15, w tym zwłaszcza: produktu, np. wprowadzanie i wycofywanie produktów, ochrona patentowa, zmniejszenie wielkości opakowania przy nie zmienionej cenie, niska jakość produktu, niekorzystne warunki gwarancji, produkty niebezpieczne (zwłaszcza dla dzieci), brak lub słaba obsługa posprzedażowa, nieuczciwe opakowania i oznakowanie, zanieczyszczanie środowiska opakowaniami, 14 15 Jw., s. 712-713. Na podstawie: Peter J.P. Donelly J.H.,A Preface to Marketing Management. Richard D. Irwin, Burr Ridge 2000; Pride W.M., Ferrell O.C., Marketing: Concepts and Strategies. Houghton Mifflin. Boston 1997; P. Kotler, G. Armstrong, J. Saunders, V. Wong, Marketing. Podręcznik europejski. PWE, Warszawa 2002. 354 dodawanie bezużytecznych cech w celu podniesienia ceny, komunikowania z rynkiem, np. nieuczciwa reklama porównawcza, przesadzone (fałszywe) stwierdzenia dotyczące produktu, korumpowanie przedstawicieli sprzedażowych, reklama skierowana do dzieci, apele reklamowe kreujące strach lub odwołujące się do seksu, sprzedawcy nachalni lub wprowadzający w błąd, cen, np. zmowy cenowe konkurentów, ceny paskarskie, praktyki kredytowe wprowadzające w błąd, dystrybucji, np. oportunistyczne zachowania uczestników kanałów dystrybucji, fundusze płacone detalistom za udostępnienie półek sklepowych, kradzież sekretów handlowych, wymuszanie pieniędzy, kontrakty wiązanej sprzedaży, wyłączność dystrybucji terytorialnej, dystrybucja podróbek. B.B. Schlegelmilch i M. Oberseder, identyfikując obszary zainteresowania badaczy problematyki marketingowej zagadnieniami zasad etycznych w podejmowaniu decyzji, wskazali poza wymienionymi powyżej, także inne kwestie:16 etyka w podejmowaniu decyzji w korporacjach (podejmowanie decyzji, etyczne wartości i zachowania menedżerów, koncepcja społecznej odpowiedzialności biznesu a marketing), normy i kodeksy etyczne (teorie etyki marketingu, normy etyczne, kodeksy etyczne), relacje i działania nakierowane na konsumentów (percepcja kwestii etycznych przez konsumentów, etyczne aspekty decyzji marketingowych skierowanych do dzieci, kwestia ludzi starszych i ubogich), zasady etyczne w przypadku działań marketingowych na rynkach międzynarodowych (nieetyczne zarządzanie w korporacjach międzynarodowych, porównania międzynarodowe takich kwestii jak podejmowanie etycznych decyzji w korporacjach i przez konsumentów), prowadzenie badań marketingowych (odpowiedzialność etyczna agencji badań marketingowych i przedsiębiorstw - zleceniodawców badań, np. 16 B.B. Schlegelmilch, M. Oberseder, Half a Century of Marketing Ethics: Shifting Perspectives and Emerging Trends. “Journal of Business Ethics” 2010, nr 1, s. 1-19. Por. Biznes, etyka, odpowiedzialność. Redakcja naukowa Wojciech Gasparski. Wydawnictwa Profesjonalne PWN, Warszawa 2012, s. 69. 355 upiększanie wyników, ochrona prywatności), edukacja marketingowa (zintegrowanie kwestii etycznych z innymi problemami w edukacji marketingowej), problematyka marketingu społecznego (idea marketingu społecznego, wymiar etyczny w marketingu społecznym, społeczna odpowiedzialność menedżerów marketingu), zagadnienia ochrony środowiska (społeczna odpowiedzialność i koszty tzw. eko-marketingu), prawne uwarunkowania decyzji marketingowych (prawo a etyka w obszarze marketingu), wyzwania technologiczne ze szczególnym uwzględnieniem działań w Internecie (prywatność w sieci, kradzież wizerunku, aukcje internetowe), religie jako uwarunkowanie działań marketingowych (wpływ religii i wartości religijnych na etykę marketingu). Aby ograniczać zakres nieetycznych działań marketingowych, niezbędne jest przeciwdziałanie zachowaniom nieetycznym. Odbywa się to zazwyczaj poprzez regulacje prawne, działania specjalnie powołanych instytucji państwowych, różne formy kontroli społecznej podejmowanej przez np. media, organizacje konsumenckie, tworzenie i dobrowolne działanie w myśl kodeksów etycznych stowarzyszeń, organizacji czy korporacji. *** Marketing w ostatnich dziesięcioleciach stał się szeroko wykorzystywaną koncepcją działania o dużej skuteczności. Jest stosowany nie tylko przez przedsiębiorstwa w celach komercyjnych, ale również przez wiele podmiotów pozagospodarczych, m.in. dla realizacji ważnych celów społecznych. Osiągane w ten sposób sukcesy skłaniają do poszukiwania nowych rozwiązań i do nakręcania swoistej spirali oczekiwań. Formułowanie nadmiernych oczekiwań, niestety, prowadzi do „wynaturzenia” koncepcji i oderwania działań od istoty koncepcji. Z drugiej strony, słabości charakterów ludzkich, chęć szybkiego wzbogacenia, wręcz chciwość powodują wielokrotnie podejmowanie działań pozbawionych jakichkolwiek zasad, w tym na pewno zasad etycznych. Takie przykłady bardzo często stają się powodem formułowania pod adresem 356 marketingu poważnych oskarżeń. Zarówno nadmierne oczekiwania, jak i nieuzasadnione oskarżenia nie stanowią dobrej podstawy dla rzetelnej oceny marketingu. Nie są także one dobrymi podstawami dla jego rozwoju. Stanowią bowiem istotne zagrożenia, podobnie jak Scylla i Charybda dla przepływających cieśniną statków. MARKETING – BETWEEN SCYLLA OF EXPECTATIONS AND CHARIBDIS OF INDICTMENTS During the last few decades, marketing has become a very important concept with a high level of efficiency. It is used by enterprises for commercial purposes and also by many non-for-profit organizations to solve contemporary social problems. Achieved successes inclines one to seek new solutions but at the same time to formulate excessive expectations. These kinds of expectations provide to marketing the concept of degeneration. From another point of view, the fragility of human nature, desires for quick enrichment or greed lead to actions being taken with no ethical principles. These kinds of examples are causes of formulating very important indictments towards marketing. But both excessive expectations and unfounded indictments are not good bases for suitable evaluations of the marketing concept. Neither are they good bases for its development. They are rather important threats like mythological Scylla and Charybdis for ships entering the Straits of Messina. Prof. dr hab. Lechosław Garbarski - Katedra Marketingu, Akademia Leona Koźmińskiego w Warszawie e-mail: [email protected] 357 Karolina DZIWAK NOWE FORMY MARKETINGU W LOKALNEJ PRZEDSIĘBIORCZOŚCI Pojęcie marketingu towarzyszy nam niemal każdego dnia, ale mimo, że posługujemy się tym terminem codziennie jego zdefiniowanie nie jest dla nas jednoznaczne. Termin ten pochodzi od angielskiego słowa market, oznaczającego rynek. Takie rozumienie jest stosowane w wielu europejskich krajach. Dzieje się tak ze względu na nieustanną ewolucję przedsiębiorstw w procesie rozwoju gospodarki rynkowej. Wciąż postępujące zmiany doprowadziły do poszukiwania sposobów dostosowywania się do coraz nowszych potrzeb, warunków i możliwości, cechujących otoczenie zarówno społeczne, jak i gospodarcze. Modyfikacje dokonały się na wielu płaszczyznach, zarazem w stosunku przedsiębiorców do rynku jak i do metod postępowania. Stopniowo z niezbędnej, lecz podrzędnej funkcji sprzedaży, czynności rynkowe przekształciły się w decydującą o sukcesie lub porażce funkcję marketingu. Bardzo wielu ludzi twierdzi, że działania i strategie marketingowe dotyczą wyłącznie dużych, globalnych przedsiębiorstw, zapominając, że w dobie rozwoju technologicznego narzędzia promocji uległy ogromnej modyfikacji, umożliwiając lokalnym przedsiębiorstwom reklamę na światowym poziomie. Dotychczasowa hegemonia gigantów rynkowych spowodowana była siłą posiadanych zasobów, zapleczem finansowym, wysoką pozycją negocjacyjną czy rozpoznawalnością w określonej branży. Powyższe czynniki nadal są istotne w drodze do osiągnięcia sukcesu, jednak brak przewidywalności spowodowany niestabilnością warunków konkurencji i nieograniczonością rynku powoduje, że ogromna dysproporcja pomiędzy wielkimi koncernami a lokalnym przedsiębiorstwem ulega znacznemu zmniejszeniu. Bez wątpienia na przestrzeni ostatnich lat warunki budowania pozycji w świecie biznesu zmieniły się, a tradycyjne metody okazują się mniej skuteczne. „Początek XXI wieku to nie tylko era globalizacji, społeczeństwa opartego na wiedzy, ale to także era e-konsumenta. Konsumenta, który, jak nigdy przedtem, w jednym miejscu (na ekranie swojego komputera) może 358 przebierać w bogactwie ofert towarów i usług oferowanych w sieci, zarówno w kraju, jak i za granicą. E-konsument to nowy konsument, który nie wychodząc z domu, wydał w 2010 roku ponad 17 mld zł1.. Korzystanie z mediów społecznościowych zmieniło nie tylko nasze komunikowanie się przez Internet, ale samo podejście do komunikacji, znajomość portali społecznościowych zmodyfikowała sposób konsumpcji zarówno w świecie online, jak i offline. Zmiany te doprowadziły do zmodyfikowania dotychczasowych kampanii promocyjnych i skupienia swojej uwagi na marketingu społecznościowym. Od kilku lat teoretycy i specjaliści do spraw promocji zgodnie powtarzają, że portale społecznościowe są nie tylko ogromną szansą dla przedsiębiorcy, ale także swoistym wyzwaniem, któremu należy sprostać. Wbrew powszechnie powielanym schematom prowadzenie profilu firmowego nie jest tożsame z obsługą konta osobistego, odmienna jest charakterystyka owej komunikacji, treść publikowanych wpisów oraz ich częstotliwość. Bardzo wielu moderatorów zapomina o dostosowaniu komunikatu do charakteru portalu, co prowadzi do osłabienia zaangażowania odbiorców oraz braku interakcji z marką. Marketing społecznościowy wraca bowiem do najprostszej formy reklamy jaką jest rozmowa, gdyż badania wskazują, że ponad 50% polskich konsumentów dokonuje wyboru zakupu określonego produktu na podstawie rekomendacji znalezionych w przestrzeni internetowej. Dokonując analizy marketingu społecznościowego realizowanego przez lokalne przedsiębiorstwa, należy dostrzec, iż wielokanałowe działanie nie musi wiązać się z ogromnymi nakładami finansowymi w celu pozyskania skutecznych leadów. Szereg rozwiązań formalnych jest tożsamych z tymi, wykorzystywanymi przez globalne marki. Zaprezentowane poniżej przykłady jednoznacznie wskazują, iż to nie budżet jest największym ograniczeniem lokalnego biznesu, ale brak interesującego contentu, a także treści dostosowanych do charakteru portalu. Historia sklepu internetowego ze zdrową żywnością Fitness-Food zaczęła się w roku 2011. Karol Napierała – założyciel firmy – prowadził bloga kulinarnego, na którym zamieszczał przepisy dietetyczne. Platforma rozwijała się bardzo szybko, a jej pomysłodawca cieszył się coraz większym uznaniem i szacunkiem internautów zainteresowanych prowadzeniem zdrowego stylu 1 B. Kolny, M.Kucia, A. Stołecka, Produkty i marki w opinii e-konsumentów, Gliwice, 2011, s. 9. 359 życia. Nieustannie rosnąca ilość użytkowników oraz liczba pozytywnych komentarzy działały motywująco na autora, a jego prywatne zdjęcia podbijały fora internetowe i stały się inspiracją kulinarną rzeszy czytelników. Niestety, wielu produktów rekomendowanych przez blogera nie można było kupić w osiedlowych sklepach spożywczych czy hipermarketach. Kolejne publikacje zasypywano pytaniami o miejsce zakupu niszowych składników takich jak: amarantus, mąka orkiszowa czy syrop z agawy. Rosnąca świadomość czytelników i ogromne zainteresowanie żywnością ekologiczną sprawiło, że Karol Napierała postanowił odpowiedzieć na oczekiwania swoich czytelników i założył internetowy sklep ze zdrową żywnością. Ta niecodzienna droga rozwoju doskonale obrazuje jak ogromne znaczenie mają w Internecie liderzy opinii, którzy niejednokrotnie znacząco wpływają na tłumy użytkowników Internetu, są bowiem traktowani jako eksperci w danej dziedzinie, a ich zdanie okazuje się być kluczowe w procesie decyzyjnym. Zarówno strona internetowa marki, jak i prowadzony przez nią blog są efektem wdrożenia White SEO. Jest to swoisty zbiór technik w znacznym stopniu ułatwiający optymalizację witryn internetowych ze względu na pozycjonowanie w wyszukiwarkach. Są to „czyste” zasady oraz metody akceptowane i zalecane przez Google. Niewątpliwy monopolista wśród wyszukiwarek nałożył znaczne kary finansowe na duże przedsiębiorstwa, które nie stosowały tych zasad, efektem tego działania jest pozytywna zmiana szczególnie wśród małych firm, których nie byłoby stać na uregulowanie kary. Budowanie „przyjaznej strony” wymaga integralnych działań i swoistej rewolucji, której dokonanie okazuje się niezwykle skuteczne, a w efekcie również opłacalne. Podstawowymi założeniami White SEO jest nadanie witrynie odpowiedniego, a zarazem krótkiego tytułu, którego opis byłby streszczeniem zawartości strony, będąc jednocześnie hasłem marketingowym przyciągającym internautów. Do najważniejszych elementów należy: opis produktów, user generated content oraz blog sklepu. Powyższe kategorie stanowią najczęściej podstawy działań marketingowych. Fitness-Food stara się, aby każdy produkt był opatrzony unikalnym opisem, niebędącym kopią z hurtowni danych. Przedstawiane zdjęcia prezentują towar w opakowaniu, co nie jest, niestety, powszechną praktyką sklepów internetowych. Takie działanie jest doceniane przez odbiorców, gdyż nie zataja się informacji o wielkości produktu oraz jego wyglądzie. Jednym z powodów rezygnacji z zakupów online jest ograniczenie związane z brakiem 360 możliwości dotknięcia produktu i jego obejrzenia. Fitness-Food wychodzi naprzeciw oczekiwaniom klientów, każde zdjęcie można powiększyć do rozmiaru 1:1. Wspomniany opis także stanowi kwestię wartą podkreślania, gdyż poza dokładnym składem, zawartością witamin konsument otrzymuje również informację od dietetyka na temat cennych właściwości produktu oraz link kierujący go na bloga, gdzie umieszczony został przepis kulinarny z jego wykorzystaniem. Precyzyjne opisy pomagają wygenerować najlepiej sprzedające się produkty, a także w ogromnym stopniu usprawniają działania wyszukiwarki. Mechanizm ten jest połączony ze wspomnianym już user generated content - recenzja pochodząca bezpośrednio od konsumentów znajduje się w zakładce tuż obok oficjalnego opisu. Ponadto osoba przeglądająca zawartość sklepu i szeroką gamę jego produktów uzyskuje podpowiedzi jakich zakupów dokonywali inni internauci oglądający dany składnik. Metoda ta jest już powszechnie wykorzystywana na witrynach e-commerce, warto jednak podkreślić, że analizując strategię marketingową sklepu spożywczego, funkcja ta wykracza poza kategorię czystej wskazówki. Należy ją rozpatrywać w kontekście inspiracji, gdyż każdy składnik jest częścią nowej potrawy. „Stworzenie mechanizmów premiujących i wspierających użytkowników w wyrażaniu szczerych opinii o sklepie czy produkcie buduje długofalową wiarygodność. Dodatkowo wielotysięczny portfel opinii budowany przez lata stanowi przewagę konkurencyjną, której nie uda się konkurencji szybko nadrobić” 2 . Dobrze zaprojektowana karta produktowa nie tylko bezpośrednio wpływa na sprzedaż, ale pomaga połączyć wiele elementów interakcji, np. polecić dany produkt znajomym. Takie pragmatyczne podejście bezpośrednio oddziałuje na zaangażowanie w społecznościach. Istotnym elementem content marketing opierającego się na zasadach White SEO jest prowadzenie firmowego bloga. Badania przeprowadzone przez Tomasza Barana z Ariadny i Annę Miotk z Newspoint jednoznacznie wskazują, iż ponad połowa użytkowników polskiego Internetu co najmniej raz w miesiącu odwiedza blogi, 1/3 użytkowników regularnie inspiruje się wpisami zamieszczanymi na platformach blogowych i stanowią one niezastąpiony środek informacji w podejmowaniu decyzji dotyczących kupna danego pro2 B. Majewski, Content marketing w sklepach internetowych?, online [dostęp 28.04.2013]: http:// nowymarketing.pl/a/1332,content-marketing-w-sklepach-internetowych . 361 duktu3. Założenie bloga jest przeważnie kolejnym krokiem w drodze do uspołecznienia firmy. Fitness-Food jest marką wyróżniającą się w tej kategorii, gdyż popularność bloga kulinarnego doprowadziła do założenia firmy. „Blogi takie można wykorzystać do budowania i wzmacniania relacji z klientami, mediami, inwestorami lub podwykonawcami, dzielenia się wiedzą, wzmacniania wizerunku czy budowania świadomości marki organizacji. Co jednak najważniejsze blog firmowy może posłużyć do strategicznego pozycjonowania firmy jako eksperta i lidera rynku”4. Posty umieszczane na blogu „żyją” znacznie dłużej od wpisów na portalach społecznościowych, a podział strony na poszczególne kategorie: aktualności, artykuły, drób, makarony itp. ułatwia nawigację na stronie i niweluje ryzyko chaosu. Wpisy stricte kulinarne są uzupełniane cennymi poradami dotyczącymi ogólnych zasad zdrowego odżywiania. Narracja jest prowadzona właśnie w oparciu o fotografie, które nie tylko przedstawiają gotową potrawę, ale również streszczają daną publikację pełniąc w ten sposób rolę wizualnego tytułu. Blog Fitness-Food jest elementem nie tylko wspierającym kampanię marketingową marki, ale stanowi jej swoiste uzupełnienie, element kluczowy z punktu widzenia komunikacji. Zgodnie z zaobserwowanymi trendami najczęściej wykorzystywanym portalem komunikacji marketingowej jest Facebook, sytuacja ta to niewątpliwie skutek ogromnej liczby użytkowników witryny, ale także jej hybrydycznego charakteru. Platforma pozwala na łączenie różnych rodzajów wpisów i swoiste poszukiwanie właściwej drogi. Nie chciałabym sugerować, że jest to łatwa komunikacja, ale porównując portal do innych witryn społecznościowych, Facebook sprawia wrażenie najlepszej platformy dla firm nieposiadających określonej strategii społecznościowej. Oficjalny profil marki FitnessFood na Facebooku posiada ponad 5 tysięcy fanów5, a ich liczba stale wzrasta. Zdjęcie znajdujące się w tle profilu oraz zdjęcie główne są zintegrowane z wyglądem oficjalnej strony sklepu oraz bloga kulinarnego. Taka spójność daje odbiorcy poczucie bezpieczeństwa, wzrasta również rozpoznawalność marki. Codzienna komunikacja firmy na Facebooku opiera się na kilku filarach: prezentowanie produktów i propozycji kulinarnych, ciekawostki zdrowotne, aktywizacja użytkowników oraz konkursy. Za ogromny sukces marki uznać 3 4 5 Zob. T. Baran, A. Miotk, Blogerzy w Polsce 2012, znajomość, wizerunek, znaczenie, online [dostęp 28.04.13]: http://pbi.org.pl/aktualnosci/Blogerzy%20w%20Polsce%202013%20%2818kwi13%29.pdf . G. Mazurek, Blogi i wirtualne społeczności – wykorzystanie w marketingu, Kraków 2008, s. 59. Dane pochodzą z dnia 29.04.2013 http://www.facebook.com/fitnessfood?hc_location=stream . 362 należy fakt, iż bez względu na tematykę publikacji liczba osób lubiących i komentujących wpis oscyluje w granicach 20-30 osób. Jedną z najczęściej podejmowanych dyskusji dotyczących marketingu społecznościowego (social media marketing) jest próba odpowiedzi na pytanie czy media społecznościowe sprzedają? Nie dochodzi do tego bezpośrednio, ale wykreowanie odpowiedniego contentu, a także nieustanne podtrzymywanie zainteresowania odbiorców w sposób pośredni wywołuje wymierne korzyści handlowe. Skuteczną metodą przyciągnięcia uwagi internautów jest storytelling, polegający nie tylko na opowiadaniu historii marki, ale także wizualizacji celów i założeń samych konsumentów. Seth Godin w jednej ze swoich książek wysunął tezę, iż marketing to tworzenie historii, w którą konsument będzie chciał uwierzyć 6 . W społecznościach najbardziej wyróżniają się marki potrafiące opowiadać o sobie w formie graficznej. Główną strategią Fitness-Food jest nawiązywanie do marzeń wizerunkowych oraz prezentowanie metamorfoz zarówno psychicznych, jak i fizycznych. Zygmunt Bauman zauważył, że w dobie postępującej globalizacji kult ciała rośnie niemal wprost proporcjonalnie do osiągnięć technicznych, a współczesny człowiek nigdy nie jest wystarczająco wysportowany, modny czy aktywny7. Nieustanne dążenie do poprawy własnego wizerunku prowadzić może do zaburzeń odżywiania i chorób cywilizacyjnych. Marka oferująca zdrową żywność jest szczególnie narażona na insynuacje sugerujące nakłanianie do nadmiernego odchudzania. Zalążki kryzysu wywołanego tą tematyką zauważyć można było na profilu marki w okresie marca – kwietnia 2013. Komentarze umieszczane pod propozycjami kulinarnymi coraz częściej zawierały negatywne wypowiedzi sugerujące, iż artykuły spożywcze oferowane przez Fitness-Food nie należą do kategorii zdrowych, ze względu na swoją kaloryczność. Zagrożenie dla marki było poważne, gdyż została zakwestionowana jej wiarygodność, a skutki tej sytuacji mogły doprowadzić do upadku firmy. Nie doszło do tego dzięki nieustannemu monitorowaniu profilu oraz szybkiej reakcji moderatorów. Właściciel firmy zdecydował się na ryzykowne, ale w rezultacie skuteczne działanie – zmianę lokalizacji dyskusji. Stanowisko marki nie zostało umieszczone w komentarzach, ale zaprezentowano je w postaci odrębnej publikacji, której zadaniem było przekonanie odbiorców, iż zdrowe odżywianie nie jest równo6 7 Zob. S. Godin, All marketers are liars, New York, 2009, s. 3-4. Z. Bauman, 44 listy ze świata płynnej nowoczesności, Kraków 2011, s. 125. 363 znaczne z odchudzaniem, lecz odpowiednim dobieraniem składników i komponowaniem potraw bogatych w witaminy i wartości odżywcze niezbędne do codziennego oraz prawidłowego funkcjonowania ludzkiego organizmu. Proponując lekturę artykułu na portalu Potreningu.pl marka pokazała, że wiedzę na ten temat pozyskuje od osób kompetentnych w tej dziedzinie. Kolejną strategią marketingu społecznościowego marki jest organizacja konkursów, których swoisty przesyt na Facebooku sprawił, że internauci biorą udział wyłącznie w tych rywalizacjach, które ich szczególnie interesują oraz wymagają od nich większego zaangażowania. Wbrew powszechnym tendencjom aplikacje wymagające zbierania „lajków” są uznawane za mało atrakcyjne. Na przełomie marca i kwietnia 2013 roku Fitness-Food organizował na swoim profilu dwa konkursy. Pierwszy należał do kategorii długofalowych rywalizacji i był nawiązaniem do strategii Nike, gdyż wykorzystywał popularną w Polsce aplikację przeznaczoną na smartfony z androidem – endomondo. Program ten służy do kalkulowania spalonych kalorii w trakcie treningu, rejestrowania trasy biegu, a także pomiaru tętna i nawodnienia organizmu. Sklep ze zdrową żywnością postanowił zachęcić swoich odbiorców do większej aktywności i zaproponował im rywalizację rowerową, a dla osoby, która w ciągu miesiąca przejedzie największą liczbę kilometrów przewidziany był bon o wartości 100 zł do wykorzystania w sklepie internetowym marki. Użytkownicy wymieniający się wynikami i wzajemnie się motywujący przyznają, że jest to skierowanie aktywności na nowy poziom, a wykorzystanie usług geolokalizacyjnych dostępnych w najnowszych telefonach komórkowych świadczy o nieustannym monitorowaniu gustów i poziomu aktywności życia użytkowników. Wszystko to stanowi praktyczną odpowiedź na naturalną potrzebę rywalizacji, o której pisał Paweł Tkaczyk oraz Grzegorz Mazurek, który za D. Banksem przywołuje teorię Maslowa dostosowaną do modelu rzeczywistości globalnej. Potrzeba akceptowania i szacunku jest zaspokajana właśnie poprzez aktywne działanie w grupie internetowej, a samorealizacja dokonuje się poprzez dzielenie się własnymi osiągnięciami na forach czy portalach społecznościowych 8. Kasina Stasiuk-Krajewska zauważa natomiast, że w dobie Internetu zmieniły się podstawowe funkcje zabawy, jej celem nie jest już oderwanie od świata rzeczywistego, ale nawiązanie z nim 8 Zob. G. Mazurek, Blogi i wirtualne społeczności – wykorzystanie w marketingu, Kraków 2008, s. 133. 364 głębszego kontaktu, próba płynnego przejścia i balansowania pomiędzy tymi pozornie odrębnymi płaszczyznami. Świat zabawy i gry prowadzonej za pomocą nowoczesnych technologii ma niejako stanowić umocnienie związków z rzeczywistością analogową. Straciła ona swoją nieautoteliczność i spontaniczność, stając się czynnikiem niezbędnym do prawidłowego funkcjonowania kultury. Jest to szczególnie widoczne właśnie przez wykorzystanie elementów gry w działaniach promocyjnych9. Drugi konkurs zastał zaprojektowany przez samych użytkowników poprzez metodę crowdsourcing. Z okazji polubienia profilu przez 5 tysięcy osób, marka poprosiła swoich odbiorców o wymyślenie konkursu, a także nagrody. Tak duża swoboda pozostawiona internautom jest ryzykowną taktyką, gdyż istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo pojawienia się zbyt wygórowanych żądań, marka Fitness-Food nie spotkała się jednak z tym problemem, co świadczy o tym, że osoby odwiedzające jej profil są realnie zainteresowane produktami. Pod wpisem z propozycjami konkursów wywiązała się merytoryczna dyskusja dotycząca regulaminu organizowania rywalizacji na Facebooku, tego, co jest dozwolone, a czego należy unikać. Konsumenci przyznali, iż nie są zainteresowani konkursem, w którym zwycięzcą jest osoba z największą liczbą subskrypcji czy „lajków”. Moderatorzy nie pozostawiali wpisów bez odpowiedzi, każdy pomysł był analizowany. Ostateczna postać konkursu jest niewątpliwie efektem tych dyskusji – rywalizacja polegała na opublikowaniu zdjęcia przedstawiającego zawartość lodówki graczy, produkty miały odwzorowywać zasady żywienia promowane przez markę. Pierwsze dni zabawy upłynęły w atmosferze oczekiwania, gdyż nadesłana została tylko jedna praca. Branżowe poradniki dotyczące marketingu społecznościowego w takiej sytuacji nakazują czekać i nie przypominać zbyt często o konkursie, nazywając taką komunikację zbyt inwazyjną10. Fitness-Food nie skorzystał z tych rad i po kilku dniach na profilu pojawił się wpis sugerujący, że osoba, która wzięła dotychczas udział w konkursie ma ogromną szansę wygrać, gdyż nikt inny nie jest zainteresowany nagrodą. Ten ironiczny komunikat okazał się być doskonałym motywatorem, a w przeciągu kilku dni rywalizacja zyskała kolejnych uczestników. Sytuacja ta dowodzi, że niejednokrotnie balansowanie 9 10 Zob. K. Stasiuk-Krajewska, Homo ludens jako przedmiot perswazji, o budowaniu wizerunku przez zabawę, [w:] Homo creator czy homo ludens, Red. W. Muszyński, M. Sokołowski, Toruń 2008, s. 219. P. Jaroszyński, 7 grzechów konkursów na FB, [w:] „Marketing w Praktyce” nr 3/2012. 365 na granicy ryzyka jest właściwą metodą, a odwołanie się do sumienia internautów przynosi zamierzone rezultaty. Fitness-Food podobnie jak wiele innych marek (również tych światowych) popełnia ogromny błąd, orientując całą swoją uwagę i strategię marketingową wokół działań na Facebooku. W marcu 2013 roku na oficjalnym profilu pojawiła się informacja zapraszająca użytkowników do odwiedzenia witryn firmy na Twitterze i Google+, niestety platformy te w przeciwieństwie do Facebooka i bloga nie zostały docenione przez Fitness-Food, a umieszczane na nich wpisy są kopiowane z Facebooka. Marka nie dostrzega procesu symultanicznej komunikacji, która w dobie globalizacji funkcjonuje w postaci syntezy kilku przestrzeni. Większość internautów korzysta co najmniej z dwóch portali społecznościowych, właśnie ze względu na ich ogromną różnorodność, odmienne są ich cele i metody działania, więc strategia marki również powinna być zróżnicowana. „Twitter stanowi nie tylko najszybsze oparte na piśmie medium w historii, ale jest również najlepiej zintegrowaną kombinację interpersonalnej i masowej komunikacji, jaka kiedykolwiek powstała”11. Moderatorzy Fitness-Food nie dokonują nawet drobnych przeformułowań komunikatów, każdy z nich jest dokładną kopią wpisu z Facebooka i jest wzbogacony o link do tej platformy. Działanie to powoduje, że marka posiadająca ponad 5 tysięcy fanów na Facebooku ma zaledwie 49 obserwujących na platformie mikroblogowej. Generowanie wpisów wyprowadzających odbiorcę z serwisu w kierunku zewnętrznych witryn jest bowiem uważane za jeden z podstawowych błędów marketingu społecznościowego. Portale społecznościowe są przestrzenią, w której reklamować się może niemal każdy. Badania marketingowe jednoznacznie wskazują, że zmienił się nasz sposób kupowania. Istotny i ciekawy jest fakt, iż coraz częściej sięgamy po produkty lokalne, wytwarzane przez małe przedsiębiorstwa. Jest to skutek wielu przeprowadzonych kampanii społecznych wspierających lokalne wartości. Konsumenci coraz chętniej sięgają po wyroby hand made czy regionalne uprawy. Daje im to poczucie bezpieczeństwa, ale również wrażenie walki z wielkimi korporacjami wykorzystującymi swoich pracowników. „W sferze deklaratywnej nabywcy cenią przyjęcie przez przedsiębiorstwa odpowiedzialności i przekładają ten fakt na pozytywny wizerunek przedsiębiorstwa 11 P. Levinson, Nowe nowe media, Kraków 2010, s. 210. 366 (...)”12. Zygmunt Bauman zauważa, że znakiem współczesnej konsumpcji jest zatarcie się granicy między kupowaniem a pozostałymi obszarami naszego życia. Potoczne stwierdzenie, iż jesteśmy tym, co kupujemy stało się rzeczywistością. Kupujemy określone przedmioty, gdyż chcemy być postrzegani przez ich pryzmat13. Nie nabywamy wyłącznie rzeczy, ale określony styl życia, do którego nieustannie dążymy. Świat współczesnej techniki oraz marketingu zmienia kierunek, nie potrzebuje już masy, która jeszcze do niedawna była jego osią. Przedsiębiorcy muszą być świadomi, iż nowy kierunek biznesu zwany customization odrzuca ujednolicenie, zastępując je kreatywnością produktów tworzonych według indywidualnych potrzeb odbiorcy14. Zaprezentowane poniżej przedsiębiorstwa są prowadzone przez młode kobiety, które zmieniły swoją pasję w sposób na życie (Beretta-art i FlowerFelt Design). Produkowana przez nie biżuteria hand made staje się coraz bardziej popularna, a firmy te stanowią niewątpliwie modelowe przykłady reprezentujące najpopularniejsze trendy w branży, pokazujące, iż tę samą kategorię produktów, z tego samego stopnia rozwoju przedsiębiorstwa można promować mniej lub bardziej skutecznie. Analiza ta ma na celu ukazanie zależności wyboru technik marketingowych na wzrost sprzedaży, obrazując równocześnie, że sam produkt nie jest najistotniejszym czynnikiem decydującym o sukcesie rynkowym. Beretta-art wykorzystuje Facebookową tablicę w sposób nietypowy, czy wręcz kontrowersyjny, gdyż stała się ona swoistym substytutem sklepu internetowego. „Według zasady marketingu wartości firma powinna większość swych zasobów kierować na inwestycje marketingowe tworzące wartość. Wiele działań w ramach marketingu — jednorazowe promocje sprzedaży, niewielkie zmiany opakowań, pompatyczna reklama — może zwiększyć sprzedaż w krótkim okresie, jednak dodaje mniej wartości niż zrobiłaby to rzeczywista poprawa jakości, cech użytkowych czy wygody produktu. Światły marketing wzywa do budowania długofalowej lojalności u klientów przez stałe zwiększanie wartości, jaką klient otrzymuje z oferty marketingowej fir- 12 13 14 M. Stefańska, Nabywcy a komunikacja marketingowa społecznie odpowiedzialnych przedsiębiorstw hurtu detalicznego, [w:] Komunikacja rynkowa, strategie i instrumenty, Red. B. Pilarczyk, Poznań 2011, s. 327. Zob. Z. Bauman, 44 listy ze świata płynnej nowoczesności, Kraków 2011, s. 90. Zob. K. Krzysztofek, Skonsumowany konsument czyli samokonsumujące się społeczeństwo, [w:] Homo creator czy homo ludens, Red. W. Muszyński, M. Sokołowski, Toruń 2008, s. 192. 367 my”15. Brakuje tu angażujących komunikatów czy treści niezwiązanych bezpośrednio ze sprzedażą produktów. Sporadycznie autorka publikuje informacje o wygranych przez siebie konkursach i zdobytych wyróżnieniach, główną osią komunikacji są jednak wytwarzane przez nią elementy biżuterii, opatrzone bezpośrednią prośbą zachęcającą do ich zakupu. Bez wątpienia autorka marki łamie szereg podstawowych zasad związanych z modelową komunikacją w przestrzeni społecznościowej. Jednym z kluczowych błędów powtarzanych jak mantra w magazynach branżowych jest swoista akwizycja, internauci odwiedzają portale w celach towarzyskich. Osoby szukające rozrywki nie będą zainteresowane bezpośrednią sprzedażą, można ich zachęcić wartością dodaną: podzielić się sposobem wyrobu określonych produktów, wydarzeniami w branży czy filmami instruktażowymi. Żaden z tych sposobów nie jest wykorzystywany przez Beretta-art, brak tu najmniejszego elementu viral marketing. Z drugiej jednak strony w niewielkim stopniu model ten nawiązuje do panującej w świecie fashion strategii nie tworzenia bezwartościowych komunikatów. Odbiorcy marek modowych i jubilerskich oczekują zaprezentowania im najnowszej kolekcji, limitowanych edycji produktów, które nie są dostępne w żadnym innym miejscu. Bez wątpienia projektantka skupiła swoją uwagę na wpisach ukazujących charakter jej biżuterii, brakuje tu jednak historii, która stałaby się bazą do dyskusji i stworzenia pasjonującej narracji. Na profilu projektantki niemal nie dochodzi do sytuacji kryzysowych, nie jest to jednak wynik doskonale prowadzonej strategii komunikacyjnej, lecz niewielkiego zaangażowania ze strony internautów. Z tego samego powodu 30 września 2012 roku artystka nie wzbudziła szumu wokół swojej marki i nie wywołała poważnego kryzysu wizerunkowego. Zaistniała sytuacja nie różni się znacznie od tych, które dotykają wielkie firmy – niezadowolony bloger wyrażający negatywną opinię o produkcie lub korzystający ze zdjęć marki bez jej zgody. Beretta-art umieściła na swojej osi czasu link do serwisu aukcyjnego allegro, na którym pojawiła się aukcja opatrzona zdjęciem jej biżuterii. Jest to niewątpliwe naruszenie i autorka bez wątpienia miała prawo domagać się usunięcia zdjęcia, mimo to, metoda rozwiązania konfliktu ukazała projektantkę w negatywnym świetle. Beretta-art nie zdecydowała się na koncyliacyjną publikację lub prywatną korespondencję z osobą wykorzystują15 P. Kotler, Marketing podręcznik europejski, Warszawa 2002, s. 53. 368 cą jej pracę, lecz zamieściła na swoim profilu niezwykle oskarżycielski i wulgarny wpis. Brak reakcji ze strony internautów ukazuje, iż nie są oni związani z marką na tyle, by osobiście jej bronić. Odmienny sposób komunikacji zauważalny jest na profilu marki FlowerFelt Design, rozmowa z konsumentem poprzez ogólne pytania niezwiązane z branżą jest uznawana za swoisty wypełniacz właściwych i rzetelnych treści. Marka osobista działa jednak na odmiennych zasadach – aktywizujące wpisy i dzielenie się sprawozdaniem własnego dnia jest postrzegane w kategorii opowiadania własnej historii. Autorka biżuterii każdą publikację na Facebooku wzbogaca o zdjęcie, będące dopełnieniem krótkiej wiadomości. Główną osią komunikacji nie są produkty sprzedawane przez projektantkę, lecz codzienne życie artystki. „Pierwotną przyczyną powstania Facebooka była próba umożliwienia studentom poznawania się – swojego wyglądu, zainteresowań – bez konieczności spotykania się w świecie rzeczywistym”16. Aspekt ten bez wątpienia zdeterminował kierunek komunikacji na profilu marki. Autorka stara się przybliżyć odbiorcom charakter swojej pracy, dzieli się wątpliwościami dotyczącymi wyboru tkanin, kolorów czy półproduktów. Obrazy są swoistymi wehikułami dokumentującymi proces twórczy. Paweł Tkaczyk grę i zabawę postrzega jako ogromną okazję dla marketingu, który ma szansę wywołać w konsumentach chęć zatracenia się oraz naturalnej spontaniczności. „Rzecz polega na tym, że zabawa traci swe odrębne miejsce w kulturze, staje się zjawiskiem służącym czemuś, a tym samym w istocie przestaje być zabawą, nie realizując jej podstawowych kryteriów” 17. Niestety, dla większości marek jedynym elementem grywalizacji jest organizacja konkursu. Analizując kolejne strategie marketingowe, nietrudno dostrzec, iż jest to jedna z najczęściej wykorzystywanych form promowania własnego produktu. Taka taktyka stanowi odpowiedź na potrzeby i oczekiwania konsumentów, którzy chcą być nagradzani, gdyż jest to dla nich substytut sukcesu. Beretta-art i FlowerFelt Design wykorzystują ten sam schemat organizacji konkursów, niestety, jest on niezgodny z regulaminem witryny. „Regulamin promocji jasno mówi, że działania promocyjne mogą być prowadzone 16 17 P. Levinson, Nowe nowe media, Kraków 2010, s. 191. K. Stasiuk-Krajewska, Homo ludens jako przedmiot perswazji, o budowaniu wizerunku przez zabawę, [w:] Homo creator czy homo ludens, Red. W. Muszyński, M. Sokołowski, Toruń 2008, s. 219. 369 tylko za pomocą aplikacji promocyjnej, na stronie danej aplikacji, lub w zakładce powiązanej z aplikacją (…) Łamaniem zasad regulaminu jest również informowanie o zwycięstwie w konkursie na tablicy fan page'a”18. Rywalizacja prowadzona jest bowiem za pomocą profilu marki, na którym pojawiają się również wyniki, naruszając regulamin Facebooka. Poza kwestiami prawnymi należy wspomnieć również o zasadach zwyczajowych. Taka forma konkursu jest jedną z najprostszych, nie wymaga bowiem żadnych przygotowań (poza stworzeniem prostej grafiki w popularnym programie rysunkowym) czy nakładu finansowego ze strony przedsiębiorcy, stanowi jednak najmniej skuteczną formę promocji. Przed stosowaniem takich narzędzi reklamy przestrzega większość konsultantów social media, uznając je za spam, gdyż automatyczne powiadomienia pojawiające się na newsfeedach użytkowników są niejednokrotnie powodem anulowania subskrypcji treści danej marki. Ostatnim błędem popełnionym przez obie projektantki jest brak konkretnego zadania aktywizującego odbiorcę. Konkurs polegający na polubieniu marki i zaproszeniu do rywalizacji znajomych nie buduje więzi i zaangażowania internautów. Jego działanie jest chwilowe, gdyż osoby zainteresowane określonym gadżetem rezygnują z obserwacji marki tuż po zakończeniu konkursu. Doskonale obrazuje to liczba lubiących grafikę informującą o konkursie. Beretta-art otrzymała aż 139 polubień i 145 komentarzy, ten imponujący wynik traci jednak na znaczeniu w porównaniu z innymi postami sugerującymi jaka jest realna wartość tej komunikacji (ilość polubień pozostałych postów waha się od 1 do 2). Paweł Tkaczyk przypomina, iż Roger Caillois wyróżnił cztery formy grania. Wyznaczanie internautom swoistej misji – zrobienia pomysłowego zdjęcia, wymyślenia hasła reklamowego itp. - budzi w nich chęć współzawodnictwa (agon). Gry losowe (alea) są bardziej chwilowe, element niepewności jest wprawdzie elektryzujący, ale niestały19. Brak określonej narracji wywołującej napięcie, budzi w konsumentach pytanie o powody zaangażowania, a odpowiedź nie jest satysfakcjonująca dla przedsiębiorców. Aby dotrzeć do jak najliczniejszej grupy odbiorców, lokalne przedsiębiorstwa bardzo często korzystają z płatnych form promocji na Facebooku. Do najpopularniejszych z nich należą sponsored stories, które do stycznia 2012 roku były umieszczane wyłącznie w prawej kolumnie, dziś są widoczne dla 18 19 B. Brzozowski, Zakręcony regulamin,[w:] „ Marketing w praktyce” nr 2/2011. Zob. P. Tkaczyk, Punkty i nagrody to za mało, [w:] „Marketing w praktyce” nr 2/2012. 370 docelowej grupy konsumentów (wyselekcjonowanej na podstawie zainteresowań) w dziale aktualności. Znacznie większa widoczność tych treści daje marce możliwość uzyskania dodatkowych fanów. Do najpopularniejszych odmian tej formy należą: Page Like Sponsored Stories oraz Page Post Sponsored Stories, automatycznie rekomendujące wydarzenie lub witrynę w przypadku polubienia czy promocji postu. Ze względu na zmiany w regulaminie wszystkie zarejestrowane marki mają możliwość skorzystania z tej formy 20. Jest to jedyny sposób dodatkowej promocji analizowanych profili. Żaden z nich nie wykorzystuje metody triggerów, polegającej na wzbudzeniu maksymalnego zaangażowania odbiorcy i uatrakcyjnieniu treści oferowanych przez markę. Kluczową zasadą jest ukazanie takich informacji, jakie będą istotne dla potencjalnego klienta. Najbardziej powszechną, a zarazem skuteczną strategią wykorzystywania triggerów jest zaoferowanie klientom bonów rabatowych przy dokonaniu pierwszego zakupu, gwarancja niezmiennej ceny lub wzbogacenie transakcji o wartość niematerialną. Sklepy z ręcznie robioną biżuterią poza kartami podarunkowymi mogłyby udostępniać poradnik produkcji poszczególnych elementów lub wymienne półprodukty umożliwiające modyfikowanie zakupionego przedmiotu. Przedstawione rozwiązania formalne obu marek reprezentują dwa skrajne modele mierzenia efektów działań w social media. Beretta-art reprezentuje model tradycyjnego „lejka marketingowego”, w całości kształtującego świadomość odbiorców. Wzór ten jest krytykowany przez ekspertów mediów społecznościowych, których zdaniem w dobie wirtualnej konsumpcji nie istnieje szansa na narzucenie klientom jednej, z góry ustalonej ścieżki działania. Marketingowcy mają niewielki wpływ na postępowanie wewnątrz lejka, cała siła oddziaływania należy bowiem do wzbierającego nurtu – konsumentów wymieniających się opiniami. Odmienną teorię komunikacji marketingowej prezentuje FlowerFelt Design – jest to model Dona Bartholomewa. Wzór EEIA tłumaczy poszczególne efekty działań w social media. Pierwszymi, a zarazem klasycznymi elementami były: ekspozycja – udostępnienie (ang. exposure), zaangażowanie – interakcja z treścią (ang. engagement), wpływ – zapamiętanie marki (ang. influence) oraz działanie – decyzje zakupowe (ang. action). Ze względu na zmianę zachowań konsumentów autor uzupełnił swoje 20 M. Kulka, A ty znasz już wszystkie formy reklamowe na Facebooku?, online [dostęp 04.05.2013]: http://socjomania.pl/a-ty-znasz-juz-wszystkie-formy-reklamowe-na-facebooku/ . 371 rozważania o kolejne elementy: Paid – treści płatne, Earned – treści dla dziennikarzy, Shared – marketing szeptany, Owned – strony towarzyszące marce (www, mikroblog, blog, Facebook)21. Współczesna kultura na wzór innych dziedzin życia i wartości, jest nieustannie modyfikowana zgodnie z charakterem zachowań konsumentów. Jej głównymi wyróżnikami nie są już normy, lecz atrakcyjne oferty, mające na celu swoiste uwiedzenie odbiorców. Dynamika wzrostu i potencjału serwisów społecznościowych jest tak duża, że nawet marki posiadające już określoną tradycję, kojarzone wyłącznie z przestrzenią analogową, decydują się na zmianę, a raczej poszerzenie kierunku zainteresowań marketingowych i rozpoczynają prowadzenie kampanii w rzeczywistości wirtualnej. Połączenie historii i tradycji antykwariatu z nowoczesnością platformy społecznościowej ma charakter podróży w czasie. „Nasze społeczeństwo jest społeczeństwem konsumentów, dlatego kultura, podobnie jak wszystkie inne elementy świata widzianego oczami konsumentów, staje się magazynem towarów konsumpcyjnych, które walczą o przelotne, przejściowe i nietrwałe zainteresowanie potencjalnych klientów w nadziei, że uda im się przyciągnąć i utrzymać czyjąś uwagę nieco dłużej niż przez krótką chwilę”22. Antykwariat Kwadryga został założony w 1988 w Warszawie z miłości do literatury pięknej, ale także rysunków, szkiców i pocztówek. Mieści się w niewielkim lokalu w podwórzu, ale jego goście zgodnie przyznają, że czuć tutaj zapach książki wymieszany z przygodą i tajemnicą, coś, czego nie da się poczuć w dużych i nowoczesnych księgarniach. Jest to lokalne przedsiębiorstwo, którego tradycja sięga 15 lat, podążając jednak z duchem czasu jego właściciele zdecydowali się w 2009 roku na promocję swojego biznesu w Internecie. Można zastanawiać się czy istnieje odpowiedni sposób do promocji antykwariatu w sieci, wiele osób uzna, że są branże, które nie powinny zmieniać tradycyjnej i bezpiecznej dla siebie przestrzeni. Manuel Castells uważa jednak, że „Internet został przystosowany w praktyce społecznej do wszystkich aspektów życia, co wywiera także określony wpływ na samą tę praktykę”23. 21 22 23 Por. A. Miotk, Skuteczne social media, prowadź działania osiągają zamierzone efekty, Gliwice 2013, s. 118-123. Z. Bauman, 44 listy ze świata płynnej nowoczesności, Kraków 2011, s. 119. M. Castells, Galaktyka Internetu, refleksje nad internetem, biznesem i społeczeństwem, Poznań 2003, s. 137. 372 Pierwsze kroki marka stawiała na blogu, zapoznając się z wirtualną rzeczywistością, „przedstawiając” się odbiorcom i zyskując kolejnych wielbicieli. Blog jest postrzegany jako doskonały sposób promocji dla osób i firm rozpoczynających integralną strategię społecznościową. „Blogi firmowe mogą być bardzo skutecznym narzędziem marketingowym, szczególnie w wąskich, specjalistycznych branżach, gdzie każda wiadomość ma swoją wagę i powinna być publikowana. (…) Blogi takie można wykorzystać do budowania i wzmacniania relacji z klientami, mediami, inwestorami lub podwykonawcami, dzielenia się wiedzą, wzmacniania wizerunku czy budowania świadomości marki organizacji”24. Pierwszy wpis został opublikowany 20 marca 2009 roku i prezentował statystyki dotyczące czytelnictwa w Polsce, wyniki tego badania były przerażające – 23 miliony Polaków nie przeczytało w roku 2008 żadnej książki. Kolejne wnioski stanowią swoiste objaśnienie powodów, dla których Antykwariat nagle postanowił zaistnieć w sieci globalnej – w roku 2008 roku zaledwie 5% osób kupujących książki (0, 01% rodaków) dokonało zakupu w antykwariacie25. Następne wpisy stanowiły wprowadzenie do rozpoczęcia aktywnych działań marketingowych na portalach społecznościowych. Czynności te odbywały się na przełomie marca i kwietnia, co jest niewątpliwie związane z Międzynarodowym Dniem Książki, obchodzonym 23 kwietnia w rocznicę śmierci Miguela Cervantesa i Williama Szekspira. Doroczne święto nie tylko czytelników, ale także księgarni jest doskonałym momentem na zaplanowaną akcję promocyjną. Antykwariat Kwadryga rozpoczynając swoją przygodę w sieci nie miał jeszcze sklepu online, mimo to skorzystał z popularnych w ecommerce triggerów i zaproponował swoim konsumentom atrakcyjną promocję: przy zakupie trzech książek, czwartą czytelnik otrzymywał bezpłatnie. Należy nadmienić, że połączenie kampanii online i offline wzbudziło tak duży entuzjazm wśród czytelników, iż marka postanowiła zmienić charakter promocji i uczynić z niej wydarzenie cykliczne. Wszystkie profile społecznościowe od czterech lat obsługuje niezmiennie Marcin Gałązka, co jest widoczne w syntezie publikowanych treści, hipertekstualnym sposobie nawigacji, a także jednolitej taktyce. Każda z wi24 25 G. Mazurek, Blogi i wirtualne społeczności – wykorzystanie w marketingu, Kraków 2008, s. 59. Zob. Polacy czytają coraz mniej książek, online [dostęp 4.05.2013]: http://kwadryga.blox.pl/html /1310721,262146,14,15.html?2,2009 . 373 tryn Antykwariatu (od sklepu internetowego aż do Pinteresta) jest zachowana w tym samym stylu, grafika, czcionka oraz sposób poruszania się są identyczne, takie rozwiązanie nie tylko ułatwia funkcjonowanie w przestrzeni, ale także daje odbiorcy poczucie bezpieczeństwa i znajomości marki. Doskonałym rozwiązaniem, o którym należy wspomnieć jest możliwość wirtualnego zwiedzania Antykwariatu. Moderator w znakomity sposób wykorzystuje cytaty z popularnych książek do stworzenia wiadomości o charakterze wirusowym. Łącząc elementy rozrywkowe z codziennym życiem i charakterem marki uzyskać można niebywały efekt. „Rozkręcenie kampanii wirusowej jest marketingowym ideałem. Promocja ma charakter masowy – przekaz dociera do szerokich grup odbiorców i to za darmo, gdyż internauci sami go rozpowszechniają. Niestety, stworzenie materiału, który tak doskonale zaskoczy jest niezwykle trudne. Wymaga nie tylko błyskotliwego pomysłu, ale i sporego szczęścia, bo przecież prawdopodobieństwo, że internauci wyłowią dany materiał spośród całej masy treści publikowanych w sieci jest małe”26. Wykorzystanie kampanii teaserowych, polegających na nieustannym pobudzaniu ciekawości odbiorców i stopniowym prezentowaniu im przekazu reklamowego jest świetną taktyką marketingu szeptanego. Szereg pomysłów wykorzystywanych przez moderatora nawiązuje do wydarzeń dnia codziennego, umożliwiając tym samym marce możliwość przekazania wiadomości jeszcze większej grupie odbiorców. Tematem dominującym w polskiej przestrzeni sieci globalnej w kwietniu 2013 była pogoda, a mianowicie niespodziewane opady śniegu. Wokół anomalii pogodowych powstały liczne memy i komiksy, a największe firmy starały się stworzyć spontaniczny, ale interesujący content, nie zawsze jednak z pozytywnym rezultatem. Antykwariat Kwadryga również postanowił wykorzystać panującą w sieci modę, nie zapominając jednak, że publikowane na profilach firmowych treści zawsze powinny być pośrednio związane z branżą marki. Opublikowane zdjęcie z wizerunkiem Bolesława Prusa i cytatem z „Lalki”: „Początek kwietnia, jeden z tych miesięcy, które służą za przejście między zimą i wiosną. Śnieg już zniknął, ale nie ukazała się jeszcze zieloność; drzewa są czarne, trawniki szare i niebo szare; wygląda jak marmur poprzecinany srebrnymi i złotawymi nitkami” zostało opatrzone nieco ironicznym komenta26 T. Bonek, M. Smaga, Biznes w Internecie, praktyczny przewodnik o marketingu, sprzedaży, public relations on-line i promocji w mediach społecznościowych, Warszawa 2012, s. 72. 374 rzem: „Początek kwietnia... Prus by się zdziwił, widząc to, co się dzieje za oknem”27. Wykorzystywanie modnych tematów stanowi nie tylko zaskakujący content, ale zdaniem teoretyków jest wymogiem skutecznego Public Relations28. Wykorzystując marketing afiliacyjny, marka publikuje szereg ciekawych, zabawnych czy informacyjnych treści. Żadna z takich publikacji nie jest jednak oderwana tematycznie od zainteresowań marki. Coroczny Światowy Dzień Książki jest dla wielu firm okazją do opublikowania ciekawych treści, w 2013 roku statystyki dotyczące czytelnictwa wyraźnie spadły, co stało się motywacją do skupienia swoich publikacji właśnie wokół tego tematu. Kwadryga wraz z wydawnictwem Hokus-Pokus zaprezentowała mini komiks Janka Kozy definiujący przyczyny spadku czytelnictwa, wniosek był stosunkowo prosty: język polski ma zbyt dużo liter. Takie humorystyczne traktowanie tego dnia dominowało w Internecie, a Antykwariat wpisał się w tę panującą konwencję. Należy nadmienić, iż tablica Facebooka po najnowszych modyfikacjach jest przestrzenią nieco chaotyczną, Antykwariat stara się, aby najważniejsze treści: powiadomienia o zbliżających się wydarzeniach kulturalnych, spotkania z autorami (nie tylko te organizowane przez markę) zostały wyróżnione i do czasu ich wystąpienia były widoczne w centralnym punkcie, tuż pod zdjęciem głównym będącym logo firmy. „Tak zwana społeczność wirtualna, to coś więcej niż pewna liczba ludzi mniej lub bardziej bezpośrednio, mniej lub bardziej permanentnie zaangażowanych we wspólną aktywność. Jest to, tak jak pracujący umysł, bezpośrednia obecność i przygodność w czasie rzeczywistym. Komunikacja online zrodziła nową kategorię umysłu – umysł otwarty, do którego można dołączyć bez naruszenia integralności całej jego struktury”29. Działania crowdsourcingowe czy wykorzystywanie inteligencji tłumu są odpowiedzią na powstanie nowej kategorii umysłu, większość firm wykorzystuje siłę konsumentów wyłącznie na poziomie konkursów czy gier. Crowdsourcing jest modelem rozwiązywania kwestii spornych czy problemów za pomocą głosu internautów, niebędących w danej tematyce ekspertami, istnieje jednak znacznie prostsza 27 28 29 Oficjalny profil marki Antykwariat Kwadryga, online [dostęp 5.04.2013]: https://www.facebo ok.com/photo.php?fbid=549331418423735&set=a.549331405090403.1073741825.359515877405291&t ype=1&relevant_count=1 . Zob. R. Laermer, M. Prichinello, Public Relations, Gdańsk 2004, s. 55-56. D. de Kerckhove, Inteligencja otwarta, Warszawa 2001, s. 163. 375 forma będąca jednak efektem długofalowego zaangażowania ze strony odbiorców oraz poprzednich działań marki – content stworzony przez odbiorców. Social media przyzwyczaiły internautów, że za wartościowe pomysły są nagradzani, na tym bowiem polega crowdsourcing i jest to powszechnie stosowana praktyka. Antykwariat Kwadryga to jednak jedna z niewielu marek, która na swoim profilu nie organizuje konkursów, a mimo to odbiorcy niczym nieprzymuszeni udostępniają jej interesujące zdjęcia i grafiki odnalezione w sieci. Niezwykle ciekawym przykładem było stylizowane na lata 40. czarnobiałe zdjęcie młodej i popularnej aktorki Emmy Stone, czytającej książkę w trakcie relaksu w basenie, przesłane przez fankę Antykwariatu. Połączenie elementów kultury popularnej z kluczowymi zainteresowaniami marki doskonale ukazało nie tylko kierunek strategii marketingowej, ale również jej obraz w oczach użytkowników. Mądrość zbiorowa jest tematem wielu publikacji, James Surowiecki zauważył, że mówiąc o crowdsourcingu mamy do czynienia ze specyficzną formą mądrości, która wydaje się być tym większa, im więcej osób jest zaangażowanych w dany projekt30. Pierre Lévy wskazywał, iż jest to proces niezwykły, przenikający niemal wszystkie sfery ludzkiej egzystencji, sytuacja ta wynika z postępu, który sprawił, że nie możemy już traktować o wiedzy jako pochodzącej jedynie od specjalistów. Mobilność dotyczy bowiem każdej płaszczyzny naszego życia, a wiedza i umiejętności są uznawane za kluczowe źródło rozwoju i bogactwa. W 1997 roku książka Collective Intelligence: Mankind's Emerging World in Cyberspace była uznawana za wizję utopijną, do której spełnienia potrzebne są lata rozwoju technologicznego, jednak patrząc na obecny stan środków masowego przekazu, można stwierdzić, że owe zapowiedzi powstawania knowledge communities (ang. społeczności wiedzy) spełniają się na naszych oczach31. „Związek między YouTube a telewizją w relacjonowaniu wydarzeń publicznych dopełnia związek między blogowaniem a prasą drukowaną i pozwala dokładnie określić pozycję nowych nowych mediów w naszej kulturze. (…) YouTube oferuje audiowizualny zapis pokazanych w telewizji wydarzeń, 30 31 J. Surowiecki, Mądrość tłumu. Większość ma rację w ekonomii, biznesie i polityce, Gliwice 2010. P. Lévy, Collective Intelligence: Mankind's Emerging Worls in Cyberspace, Cambidge 1997 s. 9, cyt. Za: P. Siuda, Media początku XXI wieku (…) , Warszawa 2012, s. 27. 376 które w przeciwnym wypadku przepadłyby po emisji”32. Sukces tego portalu opiera się na perswazji ruchomych obrazów oferujących odbiorcom informację i rozrywkę. To swoista rewolucja nie tylko w dziedzinie rozrywki, demokracji, ale także kultury i nauki. Antykwariat Kwadryga na swoim profilu udostępnia filmy dokumentujące niezwykłe wydarzenia kulturalne i spotkania z autorami, umożliwiając ogromnej rzeszy internautów uczestniczenie w eventach, które z różnych względów znalazły się poza ich zasięgiem. Zdaniem Philipa Kotlera, marketing oparty na poczuciu misji jest jednym z najbardziej skutecznych dla firm promujących idee społeczne, dla których sprzedaż produktu jest elementem pośrednim33. Wykorzystanie platformy wideo jako kolejnego kanału marketingowego stanowi ogromną szansę dla marek pragnących dotrzeć do młodego pokolenia. Niestety, niemal wszystkie filmy publikowane przez Antykwariat nie należą do niego, a są jedynie udostępnianym materiałem viral wideo. W przypadku firm rozpoczynających swoje działania w społecznościach takie działanie jest poprawną i „bezpieczną” taktyką, jednak Antykwariat, korzystając z innych witryn w maksymalnym stopniu, angażuje użytkowników i poprzez niebanalne wpisy zachęca ich do nawiązania jeszcze większej więzi. Odbiorca systematycznie czytający bloga lub Facebooka firmy może poczuć się zawiedziony jej niewielką kreatywnością na YouTube. Platformą bezpośrednio zintegrowaną z YouTube wbrew pozorom nie jest Facebook, ale Google+. Powiązanie tych dwóch witryn jest ciekawym, aczkolwiek wciąż niedocenianym sposobem komunikacji biznesowej. Antykwariat Kwadryga postanowił wykorzystać nowy serwis, jakim wciąż jest Google+ do stworzenia bazy ciekawostek i kalendarza wydarzeń. Sporadycznie zdarza się, iż wpisy publikowane w tym miejscu dublują się z aktualizacjami na Facebooku, jednak w Google+ zyskują one zupełnie inny wymiar. Poprzez umieszczenie marki w określonych kręgach zainteresowań jest ona widoczna wyłącznie dla osób o podobnych zainteresowaniach, co sprawia, że ruch na profilu firmy jest znacznie bardziej obiektywny, a odbiorcy zainteresowani jej przekazem. Przynależność do wybranych kręgów daje marce również możliwość subtelnego „podglądania” konkurentów i promowania ich wydarzeń. Wbrew pozorom taka afiliacja jest niezwykle skuteczna i ceniona. Antykwariat potraktował Google+ jako witrynę budującą wizerunek 32 33 P. Levinson, Nowe nowe media, Kraków 2010, s. 110. Zob. P. Kotler, Marketing podręcznik europejski, Warszawa 2002, s. 94. 377 marki, zbyt duża liczba zapożyczeń na Facebooku razi jego użytkowników, gdyż ze względu na jego kilkuletnią tradycję internauci wymagają takich treści, do których są przyzwyczajeni. Nowość i świeżość Google+ w sieci daje firmie niemal nieograniczone możliwości eksperymentowania z nowymi narzędziami i taktykami biznesowymi. Marka postanowiła porzucić dotychczasową formalność na rzecz osobistych kontaktów z odbiorcą i udostępniania subiektywnie interesujących treści (związanych z tematyką swojej branży). Profil marki funkcjonuje w tej przestrzeni zaledwie od trzech miesięcy, w czasie których 40 osób zdecydowało się na obserwowanie strony, a 10 umieściło ją w swoich kręgach zainteresowań. Należy nadmienić, że wybór takiej formy prowadzenia komunikacji jest wynikiem świadomego podejścia do marketingu internetowego. Bardzo wiele omawianych przeze mnie firm usiłuje prowadzić profil na tych samych zasadach, na których opiera się Facebook. Jest to niewątpliwy błąd wynikający nie tylko z powielania tych samych treści, ale również z innej specyfiki portalu. Charakter Google+ jest absolutnym przeciwieństwem najpopularniejszych dotychczas portali. Witryna nie pozwala bowiem na wykorzystywanie narzędzi niezintegrowanych z wyszukiwarką Google, nie umożliwia rozsyłania newslettera, wymuszając w ten sposób na markach innowacyjność i pomysłowość. Ograniczenia te są jednym z kluczowych powodów niepowodzeń firm na portalu. Profil na portalu Pinterest również został założony w marcu 2013, a mimo to marka umieściła tam już 5 tablic, 72 pinezki, polubiła 52 zdjęcia innych użytkowników i zyskała 7 stałych obserwatorów. Platforma ta jest doskonałym rozwiązaniem dla Antykwariatu, gdyż pozwala mu na uporządkowanie wszystkich zdjęć publikowanych w innych serwisach. Szczególnie chaotyczne poszukiwania odbywają się na Facebooku, gdyż wzbogacając publikację o zdjęcie automatycznie zostaje ono zakwalifikowane do folderu „na tablicy”. Moderator Kwadrygi do każdej aktualizacji dodaje zdjęcie, co sprawia, że jego późniejsze zlokalizowanie jest niezwykle trudne. Nie jest to jednak wina marki, ale wynik rozwiązań formalno-technicznych platformy. Doskonałym rozwiązaniem jest zintegrowanie obu witryn. Serwisy typu photo sharing cieszą się coraz większą popularnością, a internauci powoli przyzwyczają się do uzurpowania przez nie prawa do visual content. Antykwariat umieścił na swoim profilu cztery tablice, na których umieszcza zdjęcia i okładki książek poszczególnych autorów, ostatnia kategoria to archiwalne 378 zdjęcia Warszawy. Pomimo braku rewolucyjnych kampanii reklamowych w tej przestrzeni, marka świetnie się w niej odnalazła, wykorzystując ją do poukładania tego, co w chaosie dostępne jest na innych portalach. Antykwariat Kwadryga mimo pozornie trudnego zadania jakim jest promocja kultury w sieci doskonale odnajduje się w tej przestrzeni. Prowadzona przez markę komunikacja jest niewątpliwym przełamaniem stereotypów i poparciem wniosków Manuela Castellsa, sugerującego, że nie ma tematu, który byłby dla globalnej sieci niewłaściwy. Na profilach marki nie dochodzi do sporów z konsumentami czy sytuacji kryzysowych, w których wymagana jest szybka reakcja, a mimo to firma dba, aby jej odbiorcy nie pozostawali sami ze swoimi wątpliwościami. Wyrazy wdzięczności i szacunku są widoczne w wielu komentarzach, co jest jedynie potwierdzeniem słuszności obranej strategii. Zygmunt Bauman porównuje Internet do pustyni, na której nie ma wydeptanych ścieżek i drogowskazów, a wszystkie orientacyjne punkty są zamazane i ruchome. Poruszanie się w tej przestrzeni jest intuicyjne, a odciśnięte w piasku ślady są jedynie chwilową wskazówką, której nie można przegapić34. Precyzyjnie dobrana strategia contentowa sprawia, że brandy posługujące się archiwalnymi zdjęciami, pack shotami (przedstawienie produktu za pomocą ruchomego lub statycznego obrazu) czy nawiązaniami do wydarzeń ważnych dla marki są postrzegane jako integralna część platform społecznościowych. Zaprezentowane przykłady doskonale obrazują najczęściej powielane błędy marketingu społecznościowego, ale także dominujący sposób myślenia, zakładający, iż social media marketing stanowi jedynie uzupełnienie tradycyjnych form promocji. Należy bowiem pamiętać, że „znaczenie jakie zdobyli konsumenci, wcale nie musi zapewniać wolności, wręcz przeciwnie – stanowić może formę kontroli”35. NEW MARKETING FORMS IN LOCAL INITIATIVE The Internet does not constitute a separate communication space any more. Partition between virtual and analogue reality disappears and marketing returns to its initial 34 35 Zob. Z. Bauman, R. Kubicki, A. Zeidler- Janiszewska, Życie w kontekstach. Rozmowy o tym, co za nami i o tym,co przed nami, Warszawa 2009, s. 56-57. P. Siuda, Media początku XXI wieku (…), Warszawa 2012, s. 149. 379 form of communication. Social media marketing is not a privilage but requirement for effective promotion based and depending not on the budget but on interesting content. BIBLIOGRAFIA: 1. Altkorn J. (red.), Podstawy marketingu, Instytut Marketingu, Kraków 2000. 2. Baran T., Miotk A., Blogerzy w Polsce 2012, znajomość, wizerunek, znaczenie, online [dostęp 28.04.2013]: http://pbi.org.pl/aktualnosci/Blogerzy%20w%20Pol sce%202013%20 %2818kwi13%29.pdf . 3. Bauman Z., 44 Listy ze świata płynnej nowoczesności, Wydawnictwo Literackie Kraków 2011. 4. Bauman Z., Kubicki R., Zeidler- Janiszewska A., Życie w kontekstach. Rozmowy o tym, co za nami i o tym, co przed nami, Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne Warszawa 2009. 5. 6. Bonek T., Smaga M., Biznes w Internecie, praktyczny przewodnik o marketingu, sprzedaży, public relations on-line i promocji w mediach społecznościowych, Wolter Kluwer, Warszawa 2012. Brzozowski B., Zakręcony regulamin,[w:] „ Marketing w praktyce” nr 2/2011. 7. Castells M., Galaktyka Internetu, refleksje nad internetem, biznesem i społeczeństwem, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2003, s. 137. 8. De Kerckhove D., Inteligencja otwarta, Mikom, Warszawa 2001, s. 163. 9. Jaroszyński P., 7 grzechów konkursów na FB, [w:] „Marketing w Praktyce” nr 3/2012. 10. Kolny B., Kucia M., Stołecka A., Produkty i marki w opinii e-konsumentów, Helion, Gliwice 2011. 11. Krzysztofek K., Skonsumowany konsument czyli samokonsumujące się społeczeństwo, [w:] Homo creator czy homo ludens, Red. Muszyński W., Sokołowski M., Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2008. 12. Kotler P., Marketing podręcznik europejski, PWE, Warszawa 2002. 13. Kulka M., A ty znacz już wszystkie formy reklamowe na Facebooku?, online [dostęp 04.05.2013]: http://socjomania.pl/a-ty-znasz-juz-wszystkie-formy-reklamo we-na-facebooku/ . 14. Laermer R., Prichinello M., Public Relations, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk 2004. 15. Levinson P., Nowe nowe media, WAM, Kraków 2010. 16. Lévy P., Collective Intelligence: Mankind's Emerging Worls in Cyberspace, Cambidge 1997. 17. Majewski B., Content marketing w sklepach internetowych?, online [dostęp 380 28.04.2013]: http://nowymarketing.pl/a/1332,content-marketing-w-sklepach-inter netowych . 18. Mazurek B., Blogi i wirtualne społeczności – wykorzystanie w marketingu, Oficyna, Kraków 2008. 19. Miotk A., Skuteczne social media, prowadź działania osiągaj zamierzone efekty, Helion, Gliwice 2013. 20. Siuda P., Media początku XXI wieku, kultury prosumpcji, o niemożności powstania globalnych i ponadpaństwowych społeczności fanów, Instytut Dziennikarstwa UW, Warszawa 2012, s. 27. 21. Stasiuk-Krajewska K., Homo ludens jako przedmiot perswazji, o budowaniu wizerunku przez zabawę, [w:] Homo creator czy homo ludens, Red. W. Muszyński, M. Sokołowski, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2008. 22. Stefańska M., Nabywcy a komunikacja marketingowa społecznie odpowiedzialnych przedsiębiorstw hurtu detalicznego, [w:] Komunikacja rynkowa, strategie i instrumenty, Red. B. Pilarczyk, Wydawnictwo Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, Poznań 2011. 23. Tkaczyk P., Punkty i nagrody to za mało, [w:] „Marketing w praktyce” nr 2/2012. 24. Tkaczyk P., Grywalizacja, Helion, Gliwice 2012. MATERIAŁY PODDANE ANALIZIE 1. Polacy czytają coraz mniej książek, online, [dostęp 10.05.2013] http://kwadryga.blox.pl/html/1310721,262146,14,15.html?2,2009. 2. Profil marki Fitness- Food na Facebooku, online, [dostęp 10.05.2013] https://www.facebook.com/fitnessfood?fref=ts . 3. Strona Internetowa marki Fitness-Food, online, [dostęp 10.05.2013] http://www.fitness-food.pl/ . 4. Blog firmowy marki Fitness- Food, online, dostęp [10.05.2013] 5. http://www.fitness-food.pl/blog/ Profil marki Fitness- Food na Twitterze, online, dostęp [10.05.2013] 6. https://twitter.com/fitness_food_pl . Profil marki Beretta-art na Facebooku, online, dostęp [10.05.2013] https://twitter.com/fitness_food_pl . 7. Profil marki FlowerFelt Design na Facebooku, online, dostęp [10.05.2013] https://www.facebook.com/FlowerFeltDesign?fref=ts . 8. Strona Internetowa marki Antykwariat Kwadryga, online, dostęp [10.05.2013] http://www.kwadryga.com/ . 9. Blog firmowy marki Antykwariat Kwadryga, online, dostęp [10.05.2013] 381 http://kwadryga.blox.pl/html 10. Profil marki Antykwariat Kwadryga na Facebooku, online, dostęp [10.05.2013] https://www.facebook.com/antykwariat.kwadryga?fref=ts 11. Profil marki Antykwariat Kwadryga na Twitterze, online, dostęp [10.05.2013] https://twitter.com/AntykwariatK . 12. Profil marki Antykwariat Kwadryga na Google+ , online, dostęp [10.05.2013] https://plus.google.com/u/0/107356062072957006191/posts . 13. Profil marki Antykwariat Kwadryga na YouTube, online, dostęp [10.05.2013] http://www.youtube.com/user/antykwariatkwadryga . 14. Profil marki Antykwariat Kwadryga na Pintereście, online, dostęp [10.05.2013] http://pinterest.com/kwadryga/ . Mgr Karolina Dziwak - absolwentka Instytutu Nauk o Kulturze i Studiów Interdyscyplinarnych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. e-mail: [email protected] 382 Jan FAZLAGIĆ NEGATYWNY KAPITAŁ INTELEKTUALNY Wprowadzenie Rachunkowość od zarania dziejów dążyła do wyjaśniania rzeczywistości w sposób wiarygodny, rzetelny i obiektywny. Rozwijała się ona niejako równolegle, obok rozwoju myśli ekonomicznej. Gdy w XIX wieku nowoczesna rachunkowość wkroczyła do przedsiębiorstw przemysłowych, w ekonomii panował paradygmat racjonalności decyzji ekonomicznych. Poza tym głównymi aktywami przedsiębiorstw były aktywa materialne, a to, co dziś określamy mianem „kapitału intelektualnego” miało znaczenie marginalne w gospodarce industrialnej. Istnienie kapitału intelektualnego odnotowywano jedynie przy okazji transakcji kupna-sprzedaży przedsiębiorstwa jako dobrą wolę kupującego (goodwill). Na fundamentach prac Adama Smitha kolejne pokolenia ekonomistów zakładały, że ludzie są podmiotami racjonalnymi kierującymi się zestawem zasad w dużym stopniu przypominających zasady fizyki Newtonowskiej. Ekonomiści, choć niechętnie, to jednak od kilkunastu lat powoli oswajają się z myślą, że ludzie, jako podmioty rynku zachowują się irracjonalnie. O ile współczesna myśl ekonomiczna zaczyna się otwierać na poglądy, które przeczą nadrzędności „niewidzialnej ręki rynku” i racjonalności zachowań inwestorów, to niewiele na ten temat ma do powiedzenia współczesna rachunkowość. Przeciwnie, niejako wbrew trendom ekonomicznym rachunkowość zmierza do maksymalnego upraszczania rzeczywistości ekonomicznej, np. przez stosowanie różnego rodzaju kart wyników, które mają przypominać kokpit samolotu. Kontroler finansowy („pilot”) ma obserwować wyświetlające się wskaźniki („parametry lotu”) i w porę reagować na zmiany („zwiększając ciąg silnika, manipulując sterami” itp.). Nieuwzględnienie aspektów behawioralnych ekonomii było jedną z przyczyn kryzysu finansowego 2008 r.; np. przed kryzysem zakładano, że konsumenci - podejmując decyzje o zaciąganiu różnego rodzaju kredytów - podejmują racjonalne decyzje ekonomiczne. 383 Irracjonalny decydent w świecie rachunkowości Badania nad czynnikami wpływającymi na percepcję rozpoczęto w latach 50-tych XX wieku. Dopiero jednak badania Daniela Kahnemana i Amosa Tversky’ego dokonały zauważalnego przełomu w ekonomii. Badacze ci między innymi analizowali błędy popełniane przy podejmowaniu decyzji oraz wprowadzili do słownika ekonomicznego pojęcie „błąd poznawczy”. Opisali także badania nad przypisywaniem większego prawdopodobieństwa zdarzeniom, które łatwiej przywołać do świadomości – zauważyli, że ludzie przypisują większe prawdopodobieństwo takim wydarzeniom, które znają np. bardziej się boją lotu samolotem niż jazdy samochodem, (ponieważ katastrofy lotnicze są zawsze opisywane w mediach i „znane” masowemu odbiorcy). Wprowadzili także do ekonomii i psychologii pojęcie „heurystyki, czyli uproszczonej reguły wnioskowania, czyli myślowego pójścia na skróty", której stosowanie doprowadza do błędów przy ocenie rzeczywistości, a w konsekwencji przy podejmowaniu decyzji. Daniel Kahneman w roku 2002 otrzymał Nagrodę Banku Szwecji im. Alfreda Nobla w dziedzinie ekonomii. Tversky i Kahneman udowodnili, że nie jesteśmy istotami racjonalnymi, gdyż nasza tolerancja na ryzyko nie jest taka sama. Okazuje się, że to od nas zależy czy szklanka jest w połowie pusta, a w połowie pełna. Naukowcy dowiedli, że kiedy w szklance o pojemności 120 ml znajduje się 60 ml wody, 69 % ludzi określa ją jako w połowie pustą. Kiedy do pustej szklanki dolejemy tyle samo wody, wówczas 88 % badanych określi ją jako w połowie pełną. Jest to zjawisko ramowania. Czy zjawisko ramowania można zauważyć w rachunkowości? Z pewnością tak: wystarczy zamiast o szklance wody pomyśleć o pojemności magazynu w firmie i stopniu jego zapełnienia. W innym słynnym badaniu Kahneman i Tversky przedstawili badanym dwa scenariusze wypadków. Kazali im wyobrazić sobie sytuację, w której USA przygotują się na wybuch epidemii mającej zabić 600 osób. Pierwszej grupie przedstawiono dwa alternatywne plany działania: w pierwszym udaje się uratować 200 osób, w drugim zaś prawdopodobieństwo uratowania wszystkich 600 osób wynosi 1 do 3, a prawdopodobieństwo, że nikogo się nie uratuje to 2 do 3. Drugiej grupie przedstawili równolegle ten sam problem z inaczej sformułowanymi rozwiązaniami. Pierwszy plan zakładał, że umrze 400 osób, drugi zaś zakładał, że 384 nikt nie umrze z prawdopodobieństwem 1 do 3 i że umrze 600 osób z prawdopodobieństwem 2 do 3.1 Inne przykłady irracjonalności dotyczą subiektywnego postrzegania wartości ze względu na stosowane liczby, np. reakcje na ceny towarów z końcówką 9. Z ekonomicznego punktu widzenia różnica pomiędzy 1,99 zł a 2 zł jest marginalna, z psychologicznego zaś – duża. W jednym z badań promocyjna obniżka ceny z 0,83 dol. na 0,63 dol. przyniosła wzrost sprzedaży o 194%, zaś obniżka z 0,83 dol. do 0,59 dol. przyniosła wzrost sprzedaży o 406%. W innym badaniu informowano, że na drugim końcu miasta jest wyprzedaż kalkulatorów. Można było zaoszczędzić 5 dol., kupując kalkulator, który normalnie był wart 15 dol. Zgłosiło się wielu zainteresowanych, natomiast kiedy powiedziano o wyprzedaży płaszczów przecenionych z 125 dol. na 120 dol., chętnych już nie było31. Pomimo że w obu przypadkach można było zaoszczędzić tyle samo, tzn. pięć dolarów, różnice w podjęciu decyzji o zaoszczędzeniu były znaczące. Według standardowego ludzkiego myślenia, w pierwszym przypadku oszczędność wynosi 33%, a w drugim zaledwie 4%. Ludzie myślą zatem w kategoriach względnych (proporcjonalnych), a nie bezwzględnych (absolutnych).2 Po tych wszystkich przekonujących przykładach warto więc zadać kardynalne pytanie: skoro wszyscy ludzie są irracjonalni to czy irracjonalni są także księgowi? Zanim jednak rozważymy możliwe konsekwencje tej niedawno „zdemaskowanej” irracjonalności ludzi – w tym ludzi związanych ze światem finansów - zajmijmy się zdefiniowaniem kapitału intelektualnego. Kapitał intelektualny „Kapitał intelektualny” jest pojęciem niezwykle mało precyzyjnym nawet jak na standardy nauk o organizacji i zarządzaniu. Wszelkie próby jego zdefiniowania za pomocą „twardych” mierników takich, jak „Q Tobina” (różG. Sadowski, Mózg nieracjonalny, Patrz: http://tvp.info/magazyn/po-godzinach/ mozg-nieracjonalny/ 2852546, dostęp: 11.02.2013. 2 B. Zatwarnicka-Madura, Irracjonalność zachowań konsumenta, Studia i Prace Kolegium Zarządzania i Finansów, Zeszyt Naukowy 93, SGH, Warszawa 2009, s. 16, http://www.sgh.waw.pl/kolegia/kzif/pozos tale/zeszyty_naukowe/z.%2093.pdf, dostęp: 14.02.2013. 1 385 nica pomiędzy wartością księgową a wartością rynkową) są skazane na niepowodzenie. Pod koniec lat 90-tych XX wieku wiązano wielkie nadzieje z perspektywami, jakie otwierały się przed pomiarem kapitału intelektualnego – szczególnie po publikacji artykułu: „BrainPower” Thomasa Stewarta na łamach miesięcznika Fortune w roku 1991. Pokusa zmierzenia kapitału intelektualnego jest wielka – wszak na odkrywcę uniwersalnej metody wiarygodnego i rzetelnego pomiaru kapitału intelektualnego czeka nagroda w postaci sławy w środowisku naukowym i strumienia intratnych zleceń na usługi doradcze płynących z całego świata. Obecnie, w roku 2012 można powiedzieć, że zapał związany z pomiarem kapitału intelektualnego, jaki obserwowaliśmy 10 lat temu bezpowrotnie (?) minął. W międzyczasie miejsce w gospodarce światowej miejsce miały trzy kryzysy gospodarcze (2000 r. – „bańka internetowa”;, 2008 - „Lehmann Brothers”; 2011 - „Grecja”). Zróżnicowanie definicji kapitału intelektualnego, jakie można zaobserwować w literaturze przedmiotu wynika przede wszystkim z faktu, że definicje te są sformułowane przez przedstawicieli różnych zawodów i dyscyplin wiedzy (patrz: Tabela 1). Wśród alternatywnych wobec „kapitał intelektualnego” określeń w literaturze przedmiotu pojawiają się takie określenia, jak: Aktywa wiedzy (knowledge assets), Wartości niematerialne (intangibles) Aktywa intelektualne (intellectual assets). Żadne z tych określeń nie oddaje w pełni istoty zagadnienia – każde z nich zawiera w sobie niedoskonałości i nieścisłości. Na przykład, w przedsiębiorstwach przemysłowych, a więc niekojarzonych w pierwszej kolejności z gospodarką opartą na wiedzy, zaawansowana technologicznie linia produkcyjna w fabryce mikroprocesorów jest „aktywem wiedzy” - co prawda materialnym, lecz jednocześnie „intelektualnym” ze względu na zaawansowaną wiedzę, jaka była potrzebna do jej wyprodukowania. Innym przykładem są technologie informatyczne: liczba serwerów w firmie nie jest skorelowana z jej wydajnością. W Tabeli 1 przedstawiono różne sposoby rozumienia pojęcia „kapitał intelektualny” uzależnione od tego, jaka grupa zawodowa ten kapitał definiuje i wykorzystuje dla swoich celów profesjonalnych. 386 Tabela 1. Rozumienie pojęcia „kapitał intelektualny” ze względu na dyscyplinę wiedzy lub grupę zawodową. Perspektywa rozumienia pojęcia „kapitał intelektualny” Grupa zawodowe, dla której dana perspektywa jest najbardziej typowa Definicje kapitału intelektualnego Charakterystyczne dla danej perspektywy atrybuty bądź elementy kapitału intelektualnego „Wiedza pracowników, skumulowane doświadczenie, kultura organizacyjna, relacje wewnątrz firmy i z jej otoczeniem, reputacja, siła marki i umiejętności zawodowe pracowników służące uzyskiwaniu przewagi konkurencyjnej przedsiębiorstwa na rynku dzięki posiadanym zasobom.” „Wiedza będąca w dyspozycji firmy, która może być zamieniona na zyski”. Marka Relacje z otoczeniem Perspektywa rynków finansowych Analityk finansowy, prezes funduszu inwestycyjnego, bankowiec „Różnica pomiędzy wartością rynkową a wartością księgową przedsiębiorstwa”. „Potencjał do generowania zysków wynikający z posiadanych zasobów niematerialnych”. Rating przedsiębiorstwa Ceny transakcji rynkowych dotyczących podobnych do wycenianego przedsiębiorstw Opinie analityków Perspektywa księgowego Główny księgowy, przedstawiciele agencji regulujących rynek finansowy takich jak: Bank centralny, Komisja Nadzoru Finansowego, Ministerstwo Finansów „Różnica między wartością rynkową i księgową przedsiębiorstwa”. „Aktywa nie uwzględniane w bilansie przedsiębiorstwa, które mają znaczący wpływ na jego wartość”. „Goodwill” (wartość firmy - w rachunkowości termin określający tę część wartości przedsiębiorstwa, która nie wynika bezpośrednio z wyceny jego aktywów netto. Goodwill powstaje jedynie w przypadku przejęć i jest wykazywana w skonsolidowanym sprawozdaniu finansowym.” Wartość przedsiębiorstwa Kwestia amortyzacji nakładów na kapitał intelektualny Kwestia księgowania strat z inwestycji w kapitał intelektualny Zdolność do transformacji wiedzy jaką dysponuje przedsiębiorstwo w aktywa zdolne do tworzenia pozytywnych przepływów pieniężnych. Dylematy związane z wyborem strategii inwestycyjnej Kaskadowanie strategii na poszczególne obszary funkcjonowania przedsiębiorstwa Poszukiwanie mierników efektywności kapitału intelektualnego Prezes zarządu (CEO), Perspektywa menedżerska profesor zarządzania, przedsiębiorca Perspektywa strategiczna CEO, profesorowie zarządzania, Źródło: opracowanie własne. 387 Pomiar kapitału intelektualnego w zasadzie we wszystkich znanych obecnie modelach pomiaru sprowadza się do obliczenia wartości cząstkowych wskaźników pomiarowych wg schematu przedstawionego w tabeli 2. Tabela 2. Najczęściej stosowane podejścia do pomiaru kapitału intelektualnego. Określenie obszaru pomiarowego Uzasadnienie Kapitał ludzki Ludzie i zawarta w ich umysłach wiedza stanowią rdzeń kapitału intelektualnego każdej firmy. Struktura wewnętrzna, kapitał organizacyjny Produktywność pracowników wiedzy może być istotnie zwiększona, jeśli zostaną wsparci przez odpowiednią infrastrukturę niematerialną w postaci personelu administracyjnego, systemów IT, systemów zarządzania w tym PM itd. Struktura zewnętrzna, kapitał klienta Kapitał klienta jest uznawany za jeden z trzech podstawowych składników kapitału intelektualnego (obok kapitału ludzkiego i organizacyjnego). Dotyczy relacji z interesariuszami zewnętrznymi firmy (np.. dostawcami, konkurentami, mediami, potencjalnymi pracownikami itp.) Przykładowe wskaźniki pomiarowe Odsetek pracowników z wykształceniem wyższym. Odsetek pracowników z tytułem doktora. Lepiej wykształceni pracownicy są bardziej produktywni i szybciej adaptują innowacje wdrażane w firmie. Firmy zatrudniające pracowników z przygotowaniem do prowadzenia prac naukowych są w stanie tworzyć więcej innowacji. Stosunek liczby pracowników administracyjnych do liczby ekspertów. Indeks satysfakcji pracowników. Produktywność pracowników kreatywnych najlepiej zwiększyć delegując zadania nie-kreatywne do realizacji przez personel wsparcia. Zadowoleni z pracy pracownicy są bardziej wydajni; mniejsza fluktuacja personelu obniża koszty funkcjonowania firmy. Indeks satysfakcji klientów. Indeks satysfakcji dostawców w łańcuchu dostaw. Rozpoznawalność marki. Zadowoleni klienci gwarantują większą lojalność wobec marki (szczególnie, gdy satysfakcja ma charakter emocjonalny). Zadowoleni dostawcy gwarantują większą stabilność dostaw i elastyczność w rozwiązywaniu problemów pojawiających się w łańcuchu dostaw. Większa rozpoznawalność marki zwiększa sprzedaż i uodparnia klientów na działania konkurentów. Źródło: opracowanie własne. 388 Uzasadnienie wyboru wskaźnika; założenia leżące u podstaw wyboru dawnego wskaźnika Inspiracje i założenia stojące za wysunięciem koncepcji „negatywnego kapitału intelektualnego” Prezentowana w niniejszym opracowaniu koncepcja negatywnego kapitału intelektualnego opiera się na następujących założeniach: 1. Pewne elementy w klasycznej strukturze kapitału intelektualnego (tj. kapitał ludzki + struktura wewnętrzna + struktura zewnętrzna) „nie sumują się do zera”, co oznacza, że ta sama organizacja może (i zwykle tak jest) posiadać zarówno elementy tworzące wartości, jak i tę wartość niszczące. W dotychczas opisywanych w literaturze przedmiotu koncepcjach ten aspekt jest pomijany. Autorzy zakładają implicite, że kapitał intelektualny „jest lub go nie ma” lub że „można mieć duży lub niewielki kapitał intelektualny”. Poza tym waga negatywnych komponentów kapitału intelektualnego często bywa inna niż waga pozytywnych. Np. posiadanie 10 klientów negatywnie nastawionych do naszej firmy nie może być skompensowane posiadaniem 10 klientów nastawionych pozytywnie. Obie kategorie klientów są autonomiczne. Wprawdzie Stewart i Edvinsson pisali już pod koniec lat 90-tych XX wieku o tym, ze kapitał intelektualny jest raczej „pasywem” 3 niż składnikiem aktywów, ponieważ jest on użyczany przez pracowników (ale nie rozwinęli tego wątku i nie pokusili się o uogólnienia). Wszak reputacja marki, która dopiero weszła na rynek także jest „pożyczana” od klientów; pracownik, który czuje się źle w organizacji staje się „wewnętrznym emigrantem” itd. 2. Zmiany w wartości kapitału intelektualnego nie wyjaśnia(-ją) funkcja/’-e liniowa/-e. Przy pewnym poziomie nakładów nie obserwujemy wyników, chyba że przekroczona zostanie pewna wartość progowa. Np. inwestycje w szkolenia mogą nie przynosić wymiernych efektów w postaci podniesienia jakości obsługi klienta aż do przekroczenia jakiegoś progu, np. 20 h na pracownika/kwartał. Takie założenie stanowi istotne implikacje dla pomiaru kapitału intelektualnego, ponieważ zmienia możliwe interpretacje jego wartości zarówno po stronie nakładów, jak i wyników. Dwa przedsiębiorstwa, z których każde inwestuje porównywalne kwoty w szkolenia pracowników mogą uzyskiwać diametralnie inne rezultaty wynikające z 3 Patrz: T. Stewart, Intellectual Capital. The New Wealth of Nations, Doubleday, New York, 1997. 389 faktu, że funkcja nakłady/efekty nie jest liniowa (patrz też ramka 1). I tak, jedno przedsiębiorstwo inwestujące w 19 godzin szkoleniowych na pracownika na kwartał może nie odnieść żadnych korzyści z tego faktu, drugie - inwestujące 21h na kwartał na pracownika może uzyskać dużą stopę zwrotu z inwestycji tylko dlatego, że przekroczyło progową wartość nakładów4. 3. Dużą rolę (jeśli nie centralną) odgrywają w wycenie kapitału intelektualnego emocje rozumiane jako stan umysłu, skutkujący odmiennym sposobem interpretowania tych informacji w zależności od stanu emocji. Emocje nadają kontekst informacjom, a zmienne emocje sprawiają, że ocena kapitału intelektualnego może być odmienna, np. w zależności od interpretacji ten sam składnik aktywów może być źródłem wartości dla przedsiębiorstwa, jak i niszczyć tę wartość. 4. Postępowanie menedżera wg koncepcji negatywnego kapitału intelektualnego jest inne: ma on(ona) nie tylko dbać o wzrost (pozytywnego) kapitału intelektualnego, lecz także o spadek wartości negatywnego kapitału. Do wysunięcie koncepcji negatywnego kapitału intelektualnego zainspirowały autora (oprócz 15 letniej działalności naukowej i popularyzatorskiej i wynikających z niej refleksji) następujące teorie z zakresu nauk o organizacji i zarządzaniu oraz z zakresu ekonomii: 1. Dwuczynnikowa teoria Herzberga5: Zakłada ona, że satysfakcję oraz moty-wację do pracy zapewniają pracownikom dwa rodzaje czynników: a. czynniki higieny nie prowadzą bezpośrednio do satysfakcji z pracy, jednak wpływają na poziom niezadowolenia z pracy; do tej grupy czynników można zalicza się m.in.: politykę przedsiębiorstwa, zarządzanie, stosunki międzyludzkie, wynagrodzenie, bezpieczeństwo pracy, zajmowaną pozycję; b. motywatory, które zapewniają satysfakcje z pracy; w skład tej grupy czynników wchodzą m.in. uznanie ze strony przełożonych, satysfakcja czerpana z osiągnięć zawodowych, awanse, możliwość rozwoju 4 5 Analogiczne zjawisko zostało opisane przez Malcolma Gladwella, który spopularyzował zasadę „10 tys. godzin”. Wedle tej zasady mistrzów w danej kompetencji uzyskuje się tylko wówczas, gdy cykl szkoleniowy przekroczy objętość 10 tys. godzin. Patrz: M. Gladwell, Poza schematem, Znak, Kraków, 2009. Pod red. H. Króla i A. Ludwiczyńskiego, Zarządzanie zasobami ludzkimi. Tworzenie kapitału ludzkiego organizacji, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2006. 390 osobistego. 2. Teoria perspektywy i inne teorie oraz odkrycia z zakresu ekonomii behawioralnej 6 : Teoria perspektywy została sformułowana po raz pierwszy przez dwóch psychologów z Izraela: Daniela Kahnemana i Amosa Tversky’ego w roku 1979. Jest to teoria opisowa. Wyjaśnia zjawisko spadku postrzeganej wartości inwestycji w miarę wzrostu zysków. Zawiera także istotne twierdzenie, że „zyski cechują się mniejszą wartością obiektywną niż starty o takiej samej wartości bezwzględnej”. Przedstawione w tabeli 2 podejście do pomiaru kapitału intelektualnego tak mocno utarło się w tradycji, że od dawna nikt nie próbował go kwestionować. Tymczasem w świetle wspomnianych wcześniej teorii dotyczących irracjonalności podejmowania decyzji przez ludzi niemal oczywista wydaje się konieczność radykalnego redefiniowania modelu pomiaru opartego na jednobiegunowym pomiarze. Jeśli wprowadzimy metodę pomiaru dwubiegunowego oraz jeśli przyjmiemy założenia związane z irracjonalnością podejmowania decyzji przez człowieka, będziemy zmuszeni także zmienić sposoby pomiaru kapitału intelektualnego. W takich innowacyjnych metodach kapitał intelektualny lub poszczególne jego komponenty będą przybierały wartość negatywną. Co gorsza, dla przyzwyczajonych do liniowych funkcji, kontrolerów pomiarowych zmiany wartości poszczególnych wskaźników będą wyjaśniane przez funkcje nieliniowe np. potęgową (patrz ramka 1) i nieciągłe. Ramka 1. Krzywa dzwonowa. Krzywa potęgowa inaczej jest określana mianem kija hokejowego. Opisuje zjawiska, w których za 90% nasilenia odpowiada garstka osobników np. za zanieczyszczenie środowiska przez samochody odpowiada mały ułamek pojazdów na drogach. Podobnie całoroczna emisja CO2 przez Polską gospodarkę odpowiada kilkudniowej emisji gospodarki chińskiej7. „Krzywa Dzwonowa” (ang. bell curve) jest określeniem kształtu geometrycznego przedstawiającego rozkład statystyczny (rozkład normalny, krzywa Gaussa) intensywności danej cechy. T. Zaleśkiewicz, Psychologia Ekonomiczna, PWN, Warszawa 2011, s. 103 – 106, a także: D. Ariely, Potęga irracjonalności, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2009; D. Ariely, Zalety irracjonalności, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2011. 7 Patrz. M. Gladwell, Co widział pies, Znak, Kraków, 2011. 6 391 Krzywa dzwonowa stała się w ostatnich latach symbolem schematów myślowych, które są obalane. Np. tezy Richarda J. Herrensteina i Charlesa Murray'a, że brak zainteresowania dzieci szkołą, wysoka przestępczość, skłonności do alkoholu i narkotyków to patologie wywołane wyłącznie przez środowisko społeczne, nie znalazły potwierdzenia w badaniach, a większość programów naprawczych niemal całkowicie zawiodła. Nowoczesny system oświaty zwiększa ruchliwość społeczną i dość sprawnie wyławia inteligentne jednostki, nawet z zaniedbanych środowisk. W przyszłości społeczeństwo, w znacznie większym stopniu niż dziś, dzielić się będzie na zdolnych i wykształconych, posiadających dobrze płatną pracę oraz mniej zdolnych, z reguły bezrobotnych lub utrzymujących się z pracy dającej małe dochody. Krzywa dzwonowa jest symbolem demokratycznego i egalitarnego myślenia o rzeczywistości. Zgodnie z rozkładem normalnym wszystkie nakłady przyniosą efekty, w niektórych miejscach znikome, w innych - bardzo duże. Schemat myślenia przedstawiany krzywą potęgową symbolizuje duże ryzyko inwestycji w obszary, które nie dadzą żadnych efektów, np. polityka innowacyjna prowadzona przez rząd „dzielenia po równo” - zgodnie z myśleniem krzywej dzwonowej powinna przynieść efekty we wszystkich regionach. Logika „krzywej potęgowej” wymaga przyjęcia, że cześć inwestycji będzie całkowicie nietrafiona, a tylko kilka wąskich obszarów przyniesie duże zwroty. Pytanie, jak te obszary odkryć. Sukcesy w przedsiębiorczości lepiej wyjaśnia krzywa potęgowa i to zarówno, jeśli spoglądamy na historie poszczególnych przedsiębiorców, jak i całej gospodarki. Większość przedsiębiorców zanim osiągnęło trwały sukces odniosło wiele porażek, a w biznesie porażka zwykle oznacza bankructwo firmy lub poważny kryzys. Np. Steve Jobs miał na swoim koncie wiele porażek zanim osiągnął sukces. Każda z nich oznaczała, że na krzywej potęgowej współrzędna y była bliska zeru (gdzie x = zysk). W 1995 r. we współpracy z firmą Bandai Apple wypuściło na rynek konsolę o nazwie Pippin. Ostatecznie na całym świecie sprzedano zaledwie 42 tysiące (!) sztuk Pippina. W 2006 r. magazyn PC World umieścił go na 22 miejscu na liście 25 najgorszych produktów technologicznych w historii. Gdyby krzywa dzwonowa miała wyjaśniać rozwój przedsiębiorczości (a niestety nie wyjaśnia), to porażki w biznesie miałyby łagodniejszy wymiar: nie byłoby wielu zwycięzców ani bankrutów, nie powstałyby Apple, Skype, Google itd. W USA tylko 7 stanów odpowiada za niemal 50% wydatków na badania i rozwój, sama Kalifornia - za 21% amerykańskich wydatków na B+R (tzn. 77 mld dolarów) czyli więcej niż Niemcy i blisko dwa razy więcej niż Wielka Brytania. Z badan OECD wynika, że połowa wydatków na B+R w krajach OECD pochodzi z 10% regionów („Świat innowacji nie jest płaski”) 8. Konstatacja ta jest o tyle ważna, że obecnie planuje się inwestowanie dużych sum w innowacyjność różnych regionów, miast i klastrów w Polsce. Logika dowodzi, że innowacyjność musi być skoncentrowana. Polska jest często w rodzimej prasie przedstawiana jako kraj mało innowacyjny, choć np. awans w ciągu jednego roku z pozycji 68 na 49 w The Networked Readiness Index napawa optymizmem.9 Źródłó: opracowanie własne w oparciu o: racjonalista.pl oraz „The Bell Curve, Intellgence and Class Structure in American Life", Free Press Paperbooks, New York 1996 oraz. M. Gladwell, Co widział pies, Znak, Kraków, 2011. 8 9 Patrz: Ministerial report on the OECD Innovation Strategy. Key Findings, OECD, Paris, Maj 2010, s.9. Według The Networked Readiness Index 2009–2010 opracowanego przez World Economic Forum w roku 2010 zajmowaliśmy 65-tą pozycję na 133 kraje. W roku 2012 awansowaliśmy w tym rankingu na pozycją 49 (wartość indeksu: 4.16). 392 Pomiar kapitału intelektualnego zawsze był dodatkiem, często traktowanym, jako „piąte koło u wozu” przy sprawozdaniach finansowych. Może się jednak zdarzyć tak, że w miarę jak rozwijać się będą teorie na temat irracjonalności podejmowania decyzji pomiar kapitału intelektualnego stanie się nie piątym, lecz „pierwszym kołem u wozu” w wehikule nowoczesnej rachunkowości. Oto kilka przykładów: 1. Wartości kapitału finansowego ujemna i dodatnia po zsumowaniu dają wartość zerową. Jeśli „zsumujemy” pozytywny i negatywny kapitał intelektualny, suma wcale nie musi być równa zero, np. nieufność wobec marki ma silniejsza wartość niż wartość ufności. Kilku zrażonych do marki klientów może wywołać gorszy negatywny PR dla firmy niż cała rzesza zadowolonych klientów. Kilku skonfliktowanych pracowników w jednym dziale firmy może zaprzepaścić prace kilkuset doskonale współpracujących pracowników w pozostałych działach firmy 2. Niektóre komponenty kapitału intelektualnego wyjaśniają funkcje nieciągłe, np. wiadomo, że innowacyjność firm spada znacznie po przekroczeniu pewnej liczby zatrudnionych. Np. małe firmy biotechnologiczne generują znacznie więcej patentów w przeliczeniu na pracownika niż duże koncerny farmaceutyczne (choć te ostatnie dysponują większym budżetem na badania i rozwój – w przeliczeniu na pracownika i w wartościach bezwzględnych). Innowacyjność firmy może rosnąć w miarę jak rośnie zatrudnienie, np. z poziomu 20 do 130 pracowników, po czym „nagle” ta sama firma przestanie generować innowacje po przekroczeniu progu zatrudnienia 150 (co będzie dziwne i niewytłumaczalne dla „racjonalnego” inwestora giełdowego, który analizuje daną spółkę i nie zna najnowszych wyników badań z zakresu innowacyjności10). 3. Poziom transparentności kapitału intelektualnego pozytywnego i negatywnego może się różnić. Wybitna osobowość CEO może być doskonale znana inwestorom giełdowym, natomiast lobbing w pracy i skandale obyczajowe mogą być ukrywane (choć dotyczą tej samej osoby). Inwestorzy często kupują dodatni kapitał intelektualny, lecz nie widzą skorelowanego z nim kapitału negatywnego. 4. Pomiar kapitał intelektualnego (dodatniego) jest zadaniem trudnym. Na10 K. Rybiński, J. Fazlagić. A. Wodecki, Go Global Polish Pharma!, Raport o innowacyjności polskiej branży farmaceutycznej, Uczelnia Vistula, Warszawa 2011. 393 tomiast pomiar kapitału negatywnego jest często wykonalny. Znacznie trudniej zmierzyć porażki, nadużycia rynkowe, sabotaż, uchylanie się od pracy, ukryte konflikty, rasizm w firmie i inne tego typu negatywne zjawiska Poza tym często żadna ze stron (ani zarząd ani pracownicy) nie są zainteresowani ujawnieniem wartości negatywnego kapitału intelektualnego. W Tabeli 3 przedstawiono istotę koncepcji negatywnego kapitału intelektualnego. Wynika z niej, że uzasadnionym się wydaje prowadzenie podwójnej rachunkowości kapitału intelektualnego. Koncepcja ta ma zarówno implikacje dla teoretyków nauk ekonomicznych, jak i dla praktyków. Teoretycy mogą na jej podstawie tworzyć np. nowe modele wartości przedsiębiorstwa. Praktykom istnienie dwóch kategorii kapitału może ułatwić podejmowanie decyzji inwestycyjnych: czy inwestujemy w niwelowanie negatywnego czy też inwestujemy w pozytywny kapitał intelektualny; czy przedsiębiorstwo będące obiektem przejęcia ma jakieś ukryte aktywa niematerialne o negatywnej wartości ? itp. Tabela 3. Struktura kapitału intelektualnego w organizacji gospodarczej. Komponenty kapitału Kapitał ludzki Struktura wewnętrzna Struktura zewnętrzna Negatywny kapitał intelektualny Kompetencje pracowników utrudniające rozwój przedsiębiorstwa (np. „stare nawyki”) Umowy o prace podpisane na długi okres uniemożliwiające zwolnienie niekompetentnych pracowników Konflikty Pomiędzy pracownikami (np. po połączeniu dwóch przedsiębiorstw podział na „my” i „oni”) Nepotyzm skutkujący niemożnością zwolnienia niekompetentnych członków „sitwy” Negatywne konotacje marki (np. IBM po ujawnieniu współpracy z Nazistami przy eksterminacji Żydów) Zła reputacja wśród dostawców (np. nieterminowe płacenie faktur) Zła reputacja wśród klientów (duża awaryjność produktów, np. znany proces Rządu Amerykańskiego vs. Toyota) Pozytywny kapitał intelektualny Unikatowe na rynku pracy kompetencje Przyjazne relacje panujące w miejscu pracy Miejsce pracy przyjazne dla matek małych dzieci Pakiety socjalne dla pracowników Kultura organizacyjna zorientowana na uczenie się na błędach Pozytywne emocje jakie wywołuje marka (np. Apple, Facebook) Źródło: opracowanie własne. 394 Podsumowanie Jesteśmy obecnie świadkami procesu, który może potrwać 25-50 lat: trwa właśnie proces transferu władzy z rąk właścicieli kapitału finansowego do osób kontrolujących kapitał intelektualny. W specjalistycznych dziedzinach pracy, do których przepustką są wyłącznie unikalne kwalifikacje, to firmy stają się petentami pozostając na łasce tych, którzy kontrolują najważniejsze i najrzadsze zasoby: kapitał intelektualny. Wzrost gospodarki opartej na wiedzy jest często mierzony przez analizę wydatków na innowacje. W przypadku sektora wysokich technologii są to po prostu wydatki na badania i rozwój (B+R). Baruch Lev zauważył, że roczne wydatki na badania i rozwój w Stanach Zjednoczonych wzrastały z poziomu 26 mld dolarów w roku 1970 w tempie 8% rocznie do poziomu 206 mld dolarów w roku 1997. W tym samym okresie roczne tempo wzrostu inwestycji w aktywa materialne wyniosło 6,8%11. W sektorze usług odpowiednikami wydatków na B+R są wydatki na szkolenia. Także tutaj obserwujemy dynamiczny wzrost sektora usług szkoleniowych dla pracodawców. W takich warunkach makroekonomicznych powstawanie nowych metod rachunkowości i kontrolingu jest nieuniknione. Na początku XXI wieku powstało wiele metod pomiaru kapitału intelektualnego. Potem nastąpił regres w tej dziedzinie, ale nie oznacza on, że wszystko, co można było zaoferować w zakresie modeli pomiarowych dla aktywów niematerialnych zostało już przedstawione. Zaprezentowane w niniejszym opracowaniu podejście pomiarowe, które polega na asymetrycznym rozumieniu i pomiarze kapitału intelektualnego to nowy przyczynek do dyskusji na temat wyceny aktywów niematerialnych. NEGATIVE INTELLECTUAL CAPITAL The main purpose of accounting has always been delivering up-to-date , reliable and objective information regarding the assets and liabilities in a firm. The birth of the industrial era coincided with the development of modern accounting. In industrial enterprises the majority of assets were tangible items such as land, machinery, indus11 B. Lev, R&D and Capital Markets, „Journal of Applied Corporate Finance” 1999, Vol. 11, No. 4. 395 trial tools, raw materials etc. Only on the occasion of sale of an enterprise were intangible assets accounted for – in the form of so called “goodwill”. Accounting principles reflected the principles of economic theories which, until recently sternly emphasized the rationality of the economic actors. Thanks to recent discoveries in the field of behavioral economics, the myth of the rational decision maker has been abolished. The consequences of this paradigm change have reached many fields of economic studies, but so far have not affected the theories of intellectual capital measurement. This paper aims at filling the gap and bringing to light the obvious implications for the measurement of intangible assets in organizations. The concept of “negative intellectual capital” implies that certain intangible assets have an intrinsic negative value which cannot be easily compensated for by the positive value e.g. the negative value of mistreated customers cannot be offset by the equivalent of satisfied customers. Moreover, many intangible assets cease to manifest their value until they reach a critical mass. Therefore, the measurement of intellectual capital may not be performed through on-pole measurement scales and linear functions. The author presents a series of postulates which support the theory of negative intellectual capital understood as an autonomous component of the total intellectual capital in a firm. BIBLIOGRAFIA: 1. J. Fazlagić, Czy Twoja firma jest innowacyjna? Jak poszukiwać innowacji w sektorze usług? Podpowiedzi, Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości, Warszawa 2012, ISBN 978-83-7585-158-8. 2. M. Solomon, G. Bamossy, S. Askegaard, Consumer Behaviour, Prentice Hall Europe, New York, 1999. 3. J. Fazlagić, Know-how w działaniu! Jak zdobyć przewagę konkurencyjną dzięki zarządzaniu wiedzą, Helion, Gliwice 2010. 4. K. Rybiński, J. Fazlagić. A. Wodecki, Go Global Polish Pharma!, Raport o innowacyjności polskiej branży farmaceutycznej, Uczelnia Vistula, Warszawa 2011. 5. K. Rybiński, J. Fazlagić. A. Wodecki, Go Global! Raport o innowacyjności Polskiej Gospodarki 2011, Współautor, Uczelnia Vistula, Warszawa 2011. 6. T. Zaleśkiewicz, Psychologia Ekonomiczna, PWN, Warszawa 2011. 7. 8. M. Gladwell, Poza schematem, Wyd. Znak, Kraków, 2009. M. Gladwell, Błysk!, Wyd. Znak, Kraków, 2008. 9. D. Ariely, Potęga irracjonalności, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2009. 10. D. Ariely, Zalety irracjonalności, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2011. 396 Prof. nzw. dr hab. Jan Fazlagić - Uniwersytet Ekonomiczny w Poznaniu, Akademia Finansów i Biznesu Vistula w Warszawie e-mail: [email protected] 397 398 PRZYSZŁOŚĆ – WIZJE, VII. INTERPRETACJE I OPOWIEŚCI FUTURES – VISIONS, INTERPRETATIONS AND NARRATIVES 399 Małgorzata MOLĘDA-ZDZIECH WIZJE KAPITALIZMU W PONOWOCZESNYCH PODEJŚCIACH SOCJOLOGICZNYCH – UJĘCIE PORÓWNAWCZE (Z. BAUMAN, A. GIDDENS, R. SENNETT) Wstęp Celem artykułu jest porównawczy przegląd teoretycznych stanowisk głównych badaczy ponowoczesności (Zygmunta Baumana, Anthony’ego Giddensa, Ulricha Becka i Scotta Lasha) w odniesieniu do kapitalizmu oraz przedstawienie koncepcji „kultury nowego kapitalizmu” Richarda Sennetta. Sennett buduje koncepcję „kultury nowego kapitalizmu” jako tej, która nastąpiła po kapitalizmie przemysłowym, opartym na połączeniu militarnego modelu Bismarckowskiego i Weberowskiego modelu biurokracji. Czy – Weberowska racjonalność (tzw. „żelazna klatka”) ma jeszcze wartość eksplikacyjną w ponowoczesnym kontekście? Poszukując odpowiedzi na pytanie o przyszłość kapitalizmu, poza wymienionymi autorami odwołuję się jeszcze do Richarda Floridy. 1. Kapitalizm a ponowoczesność Model organizacji pracy charakterystyczny dla modernizmu – fordyzm charakteryzował się następującymi cechami: fragmentacja pracy (podział zadań), stałą wiedzą, zawodem raz wyuczonym na całe życie. Wraz ze zmianami technologicznymi, politycznymi i społeczno-kulturowymi został wyparty przez postfordyzm, który możemy zdefiniować jako umiejętność opanowywania wciąż nowych umiejętności zawodowych w zależności od zapotrzebowania na nie, elastyczność i mobilność zawodowa, mobilność geograficzna, jako elastyczne dostosowywanie się do potrzeb rynku, reagowanie na potrzeby, a nawet ich kreowanie (ze strony firm). Model post400 fordowski organizacji pracy odpowiada różnym formom ponowoczesności, w tym i rodzącemu się typowi ładu – społeczeństwu ryzyka (Beck U.). Ponowoczesność można opisać za pomocą pewnych procesów kulturowych. Szahaj wymienia następujące z nich: 1. zmiana paradygmatów: od produkcji na rzecz konsumpcji, związana ze zmianą światopoglądu (odejście do samodyscypliny, etyki pracy na rzecz konsumpcji, samozadowolenia), 2. różnicowanie się stylów życia, pluralizacja przekonań i opinii, światopoglądów, 3. estetyzacja życia. Szahaj definiuje ją jako „nastawienie na traktowanie własnego życia jako obszaru eksperymentu i autokreacji, prowadzące często do świadomego manipulowania własną tożsamością, a także akcent na estetyzację przestrzeni i otoczenia w jakiej się żyje” (Szahaj, 2004:936), 4. tolerancja dla odmienności, „życzliwe zainteresowanie innością” (ibidem) 5. wielokulturowość jako „ideologia nawołująca do pielęgnowania odmienności, pozytywnie waloryzująca różnice kulturowe (etniczne, językowe i wyznaniowe” (ibidem); jednocześnie towarzyszy jej niezgoda na narzucanie jakiegoś wzorcowego standardu kulturowego, 6. dominująca pozycja mediów i kreowanych przez nie wizji świata, szybkość i zmienność komunikatów kulturowych docierających do mieszkańca ponowoczesnego świata, w tym w szczególności typowego dlań środowiska: wielkiego, kosmopolitycznego miasta.1; komunikaty te są oderwane od rzeczywistości, Baudrillard nazywa je simulacrum – znakiem bez odniesienia, „kopiami bez oryginału”, mapami bez terytorium” „kreują one hiperrzeczywistość – świat kultury ponowoczesnej”. (ibidem), 7. kultura współczesna jest niczym patchwork, niespójna, zróżnicowana, „pozbawiona jednoczącego standardu i dominującego motywu, wyraźnego centrum aksjologicznego czy światopoglądowego” (ibidem). Przyjrzyjmy się zatem poszczególnym perspektywom wybranych socjologicznych ujęć czasów ponowoczesnych . 1 Teoretycy ponowoczesności zaznaczają, że dotyczy ona jedynie najbardziej rozwiniętych krajów zachodnich i Stanów Zjednoczonych (Szahaj, 2004: 937) 401 1.2. Od późnej nowoczesności do modernizacji refleksyjnej (A. Giddens, U. Beck, Lash)2 Jak uważa Giddens, „warto dokonać rozróżnienia na <<postmodernizm>” i <<ponowoczesność>”. Za pomocą pierwszego pojęcia możemy opisać zmiany (przyjmując, że faktycznie się one dokonują) w architekturze, literaturze, sztuce i poezji. <<Ponowoczesność>> odnosi się z kolei do zmian instytucjonalnych wpływających na obecny świat społeczny” (Giddens, 2009:251, w: Beck, Giddens, Lash). I dlatego – jak otwarcie i wręcz deklaruje autor „problem ponowoczesności interesuje mnie bardziej od kwestii związanych z postmodernizmem” (Giddens, 2009:251; w: Beck, Giddens, Lash). Mamy do czynienia ze społeczeństwem posttradycyjnym, które jest końcem, ale i zarazem początkiem „autentycznie nowego, społecznego wszechświata działania i doświadczenia” (Giddens, 2009:143, w: Beck, Giddens, Lash). Jest to zarazem społeczeństwo globalne „nie w sensie społeczeństwa światowego”, ale - jak tłumaczy autor – „jedności, w pozbawionej barier przestrzeni” (Giddens, 2009:51 w: Beck, Giddens, Lash). W takim społeczeństwie, więzi społeczne „trzeba wytwarzać”, a nie „dziedziczyć po przeszłości”, „(…) na poziomie jednostek jest to przedsięwzięcie stresujące i trudne, ale obiecujące wielkie korzyści” (Giddens, 2009:51 w: Beck, Giddens, Lash). Zarazem Giddens przestrzega przed czynieniem z indywidualizmu „istoty porządku posttradycyjnego”. Tkwi w nim bowiem wielki potencjał, a „otwarcie się na innego jest warunkiem solidarności społecznej” (Giddens, 2009:52 w: Beck, Giddens, Lash). Współczesny „globalny, porządek kosmopolityczny” zakłada współpracę i „wyciągnięcie pomocnej ręki”. Autor zaznacza, że takie ujęcie jest ujęciem od strony możliwości, praktyka może wyglądać inaczej. Niezależnie od kontekstu historycznego, kulturowego, istnieją cztery sposoby rozwiązywania konfliktów między systemami wartości w przypadku ich niezgodności - jednostkowym a zbiorowym: zakorzenienie tradycji, uwolnienie się od nieprzyjaźnie nastawionego obcego, dyskurs lub dialog; przymus lub przemoc. Wszystkie cztery sposoby występują we wszystkich kulturach, jako wachlarz potencjalnych strategii, mających jednak indywidualne rangi. 2 W podrozdziale 1.1. i 1.2 sięgam częściowo do przygotowanej przeze mnie publikacji - tomu jubileuszowego dla prof. dr hab. Jolanty Polakowskiej-Kujawy, która ukazać się ma wkrótce. pod red. dr K. Górak-Sosnowskiej i dr A. Kozłowskiej, w Oficynie Wydawniczej SGH. 402 W społeczeństwach tradycyjnych, „tradycyjne wierzenia i praktyki przefiltrowane przez działania strażników <<eliminują z gry>> wiele możliwości. Zakorzeniona władza pozostaje w znacznym stopniu w ukryciu, a przystosowanie kulturowe przybiera przede wszystkim postać geograficznej segmentacji (Giddens, 2009:141, w: Beck, Giddens, Lash). Uwolnienie się nie nabiera w tym wypadku formy aktywnego procesu, ale jest wynikiem organizacji czasoprzestrzennej systemów przednowoczesnych, czemu towarzyszą bariery stojące na drodze komunikacji ponadlokalnej. Ale komunikacja wydaje się być konieczna, bowiem „Kiedy kończą się rozmowy, często zaczyna się przemoc.” (Giddens, 2009:143, w: Beck, Giddens, Lash). A sama globalizacja w wymiarze kulturowym – wobec komunikacji dopuszcza jedynie alternatywę w postaci przemocy. Zderzenia kulturowe na globalnej arenie mogą rodzić przemoc; mogą też generować dialog (Giddens, 2009:143, w: Beck, Giddens, Lash). Sytuacja zmienia się czasach ponowoczesnych, szczególnie w związku z intensyfikacją procesów globalizacyjnych w ich różnych wymiarach. Następuje odwołanie się do tradycji jako instancji wyjaśniającej: „(…) tradycje mogą przetrwać, jeśli poddają się dyskursywnemu uzasadnieniu i jeśli są gotowe wejść w otwarty dialog nie tylko z innymi tradycjami, ale również z alternatywnymi sposobami postępowania” (Giddens, 2009:141 w: Beck, Giddens, Lash). Remedium na istniejące konflikty, podziały upatruje się w nowej formie demokracji – „demokracji dialogicznej”, która rozciąga się od „demokracji emocjonalnej w życiu prywatnym do najdalszych granic porządku globalnego” (Giddens, 2009:52 w: Beck, Giddens, Lash). Demokracja dialogiczna zdefiniowana została jako „obustronne dostrzeżenie autentyczności innego, którego poglądów i idei jesteśmy gotowi wysłuchać i o nich dyskutować, pozostaje jedyną alternatywą dla przemocy w wielu obszarach porządku społecznego, gdzie nie istnieje realna szansa na uwolnienie” (Giddens, 2009:142 w: Beck, Giddens, Lash). Zdaniem autora „między możliwością <<demokracji emocjonalnej>> na poziomie życia osobistego a możliwością istnienia demokracji na poziomie porządku globalnego dostrzegamy wyraźną i realną symetrię” (Giddens, 2009:142, w: Beck, Giddens, Lash). Wizja Giddensa nie jest wizją pesymistyczną w odniesieniu do wymiaru kulturowego, bowiem, jak tłumaczy, nie jesteśmy skazani na zamknięcie w żelaznej klatce Weberowskiej racjonalności. „Poza kompulsywnością 403 znajduje się szansa rozwinięcia autentycznych form życia ludzkiego, które niewiele zawdzięczają formulicznym prawom tradycji, ale w których obrona tradycji pełni również istotną funkcję” (Giddens, 2009:144 w: Beck, Giddens, Lash). Inaczej jednak wygląda ocena autora sytuacji kapitalizmu. 1.2. Ponowoczesność według Zygmunta Baumana Ponowoczesność – jak tłumaczy Bauman - czerpie swój sens z dwu opozycji pojęciowych: nowoczesności i postmodernizmu. „Gdy nazywa się współczesne nam społeczeństwo „ponowoczesnym” mówi się o tym, że pewne istotne normy i wartości regulujące byt ludzki i zasady organizacji ludzkiego współżycia, jakie zwykliśmy wiązać z erą nowoczesną (czyli tą, która poczęła się w XVII –XVIII stuleciu wraz z rozkładem Ancien regime’u – dawnego ładu społeczeństwa stanowego) zanikły i zostały zastąpione innymi, albo też, jeśli nie przeminęły całkowicie, znajdują się dziś w stanie całkowitego kryzysu, jak dotąd daremnie czekając na nowy zestaw norm, wartości i zasad” (Bauman 2004:902). Podstawowym mechanizmem napędzającym płynną nowoczesność jest zdaniem Baumana - mechanizm uwodzenia. Stanowi on zarazem podstawę dla kultury płynnej nowoczesności. Dlaczego? Kultura posiada dziś – jak mówi Bauman - „klientów do uwiedzenia” (2011). Uwiedzenie jest terminem, który da się zastosować do opisu strategii na różnych poziomach życia: społecznym (kult celebrytów, kiedyś określany mianem idolatrii i jej różne odmiany, społeczny wymiar reklamy), ekonomicznym (np. strategii w marketingu dóbr konsumpcyjnych, m.in. kampanie reklamowe i promocyjne z udziałem celebrytów), jak i politycznym (np. marketing polityczny, strategie prowadzenia kampanii politycznych, w tym tzw. kampanii permanentnej, por. S. Blumenthal, 1980). Istotna jest możliwość zmienności preferencji na różnych polach. „Obraz jednostki w ponowoczesności jest praktycznie zawsze ten sam: staje się ona niepewnym podmiotem w świecie pełnym niepewności. Nie jest ona podmiotem kulturowym, choć żyjemy w społeczeństwie wiedzy, ale przedmiotem zabiegów rynkowych lub sama sprzedaje swoją pracę i wiedzę na rynku. Rynek sam konstruuje siebie przez sieci, które odpowiadają ludziom, zawierającym układy odpowiadające ich wyższym potrzebom” (Mo404 rawski, 2011: 455). Uwodzenie także Jean Baudrillard uważa za podstawowy mechanizm napędzający społeczeństwo konsumpcyjne, „stanowiący przeciwieństwo produkcji” (Baudrillard, 2008:22). Mechanizm uwodzenia nie dotyczy jedynie sfery relacji między płciami, ale wszystkich sfer: ekonomicznej, społecznej czy politycznej. „Uwodzenie nie tyle stawia na pragnienie, ile z nim gra. Nie neguje pragnienia i nie jest jego przeciwieństwem, raczej włącza je do gry” (Baudrillard, 2008:24). 1.2.1. Jaki obraz jednostki-aktora w ponowoczesnej perspektywie? Według Baumana w czasach nowoczesnych kreowanie jednostki odbywało się według „wytwórczo-wojskowego wzorca” (1995:53). Dominowało przygotowanie do ról wytwórców dóbr lub żołnierzy. Polegało ono przede wszystkim na dostosowaniu jednostki do odtwarzania gotowego zestawu reguł i wytycznych, opisujących wspomniane role. W pierwszym wyróżnionym przez Baumana modelu jednostki w czasach nowoczesnych, energia kinetyczna „nadawała się do przekształcenia w twórczą lub niszczycielską pracę robotnika lub żołnierza: energię tę wytwarzać winien systematycznie, w miarę możliwości bez zmęczenia” (1995: 53). Druga cecha – zdyscyplinowanie stanowiła zarazem element kontroli, podatności jednostki na regulacje zewnętrzne. Kolejna charakterystyka człowieka to konieczność jego powiązania z innymi, w różnych sytuacjach, czego wymagała realizacja nakładanych przez rolę, którą pełnił, zadań. Realizacja trzech pierwszych zobowiązań zależała od ostatniej kategorii: zdrowia. Autor definiuje ją jako „silne ciało, obfitość energii, zdolność do rytmicznego działania sprzężonego harmonijnie z działaniem innych ludzi. (…) i odwrotnie – wątłość ciała, brak energii, chaotyczność działań, niezdolność dopasowania się do ogólnego rytmu, uznawano za symptomy patologiczne wymagające interwencji lekarskiej lub psychiatrycznej.” (Bauman, 1995:53) W czasach ponowoczesnych wiodące role jednostek z czasów nowoczesnych uległy przedefiniowaniu, na ich miejsce pojawiły się wzory spożywczo-ludyczne. Miejsce ról wytwórców dóbr czy wojskowych zajęły role konsumenta lub gracza (człowieka zabawy) (Bauman, 1995:54). Mo405 delowa indywidualność jednostki zarysowana przez Baumana charakteryzuje się zatem następującymi cechami: po pierwsze, jednostka jest przede wszystkim definiowana przez doświadczenie, poszukiwanie nowych doznań i przeżyć, chłonna i zawsze ich spragniona. Po wtóre, wyuczone, nabyte nawyki w niewielkim stopniu ograniczają wolność i spontaniczne reakcje człowieka. „Człowiek jest punktem wyjścia do działań” (Ibidem:54). Po trzecie, jednostka - zdaniem autora - posiada zdolność do samoorganizacji i tworzenia równowagi w interakcjach ze światem zewnętrznym. W miejsce zdrowia z czasów nowoczesnych pojawia się nowa kategoria – sprawności: zarówno fizycznej, jak i duchowej. „<<Sprawność fizyczna>> oznacza gotowość stawienia czoła temu, co niecodzienne, nietypowe, nadzwyczajne – a przede wszystkim nowe i nieoczekiwane. Można by powiedzieć, że jeśli istota zdrowia polega na tym, aby <<mieścić się w normie>>, to istota sprawności fizycznej sprowadza się do łamania wszelkich norm i przekraczania wcześniejszych osiągnięć” (Bauman, 2006:120) Sprawność duchowa oznacza umiejętność przyswajania wrażeń, reagowania na nie, podejmowania działań. Jej przeciwieństwem jest „niesprawność”, której symptomami są: „sflaczałość cielesna, melancholia, Enniu zwiotczenie duchowe (zmniejszona chłonność na przeżycia, przesycenie doznaniami, wyblakłość wrażeń), jak i zakłócenia procesów samo-bilansowania się konsumpcji” (Bauman, 1995:55). Tabela 1. Porównanie modeli jednostki w czasach nowoczesnych i ponowoczesnych (Bauman, 1995) Model jednostki Kryteria Jednostka w czasach nowoczesnych Jednostka w czasach ponowoczesnych Rodzaj energii Człowiek jako nosiciel energii kinetycznej Człowiek jako organizm doświadczający Typ aktora Aktor zdyscyplinowany: regularność i powtarzalność (monotonność zachowań) Człowiek jako punkt wyjścia działania: jego zachowania są spontaniczne, urozmaicone i plastyczne Relacja do całości Sam człowiek nie stanowił całości; musiał się łączyć i wiązać z innymi Każdy człowiek stanowi zamkniętą całość Wzór idealny konstrukcji Zdrowie Sprawność za: Bauman, 1995, Ciało i przemoc w warunkach ponowoczesności, UMK Toruń, s. 53-55 406 W wymiarze empirycznym, prawdziwość twierdzenia o ważności sprawności (fizycznej i intelektualnej) potwierdza ponowoczesna idolatria kult celebrytów. Na corocznie publikowanych listach celebrytów przez tygodnik FORBES – dominują ludzie dbający o ową sprawność i bycie fit (sportowcy, aktorzy, artyści, tzw. show biznes). Liczy się również piękno ciała, o które należy dbać – dominuje kult ciała i cielesności. Bauman określa „<<kulturę doby płynnej nowoczesności>> jako kulturę cechującą się niezaangażowaniem, nieciągłością i zapomnieniem” (Bauman: po. cit.,:67). W sposób dość emocjonalny Giddens uzasadnia wybór terminu „późna nowoczesność”, którego dokonał w sposób świadomy i celowy. „ Aby uniknąć przynajmniej jednego przedrostka <<po->> lub <<post->>, których ogromna ilość pałęta się po stronach prac naukowych, wolę opisywać wspomniane przekształcenia instytucjonalne za pomocą terminu <<wysoko rozwinięta nowoczesność” lub <<późna nowoczesność>>” (Giddens, 2009:51, w: Beck, Giddens, Lash). 2. Wizje kapitalizmu Rozważania o kapitalizmie w omawianych przeze mnie podejściach autorów ponowoczesnych dotyczą zarówno skali makro (Giddens i jego wizja światowej gospodarki kapitalistycznej nawiązująca do Wallersteina, kontekst globalizacji, rozważany również przez Baumana, kwestia „społeczeństwa ryzyka” wprowadzona do debaty przez Ulricha Becka), jak również skali mezzo (zmian instytucjonalnych, koniecznych do przystosowania się do „kultury nowego kapitalizmu” Sennetta) i mikro (Bauman, Giddens – rozważania o ewolucji modelu jednostki). 2.1. Wizja kapitalizmu według A. Giddensa Anthony Giddens rozważania o kapitalizmie w ponowoczesnej perspektywie osadza w badaniach nad globalizacją i światową gospodarką kapitalistyczną (2008). Należy od razu zaznaczyć, że światowa gospodarka kapitalistyczna jest jednym z czterech wymiarów stworzonego przez niego modelu globalizacji. Pozostałe trzy to: system państwa narodowego, światowy porzą407 dek militarny, międzynarodowy podział pracy (Giddens, 2008:51). Wszystkie wyróżnione wymiary są wzajemnie połączone i oddziałują na siebie wzajemnie. Autor przyjmuje jako konieczny dla pojawienie się kapitalizmu globalnego warunek wymieniany przez Immanuela Wallersteina: istnienie światowego kapitału. Początek tej formy kapitalizmu przypada na wczesny etap nowoczesności (XVI i XVII wiek). „Kapitalizm od początku był kwestią światowej gospodarki, a nie państw narodowych (…) Kapitał nigdy nie pozwolił na to, by jego aspiracje określane były przez granice państwowe” (Wallerstein, 1979: 19, cyt. za Giddens, 2008:50). Kluczowym dla Giddensa pytaniem jest „w jakim sensie można organizację światowej gospodarki uznać za zdominowaną przez ekonomiczne mechanizmy kapitalizmu?” (Giddens, 2008:51). Autor podaje kilka powodów takiego stanu rzeczy. Po pierwsze: to państwa kapitalistyczne („czyli takie, w których główną formę produkcji stanowią przedsiębiorstwa kapitalistyczne, wraz z wynikającymi z tego stosunkami klasowymi ”) stanowią podstawowe ośrodki władzy w gospodarce światowej (ibidem, 52). Ich polityka wewnętrzna i zagraniczna reguluje w szerokim zakresie gospodarkę, ale stara się ją oddzielić od polityki. Taki system umożliwia funkcjonowanie korporacji transnarodowych, które wprawdzie mają swoją siedzibę w jakimś kraju, ale funkcjonują w skalo globalnej, w różnych rejonach świata. Po drugie: korporacje transnarodowe są dziś prawdziwymi potęgami, których obroty często przewyższają budżety wielu państw. Przewaga państw polega na monopolu na kontrolę środków przemocy na własnym terytorium. Zatem mamy swoisty system dwuwładzy: „Jeżeli państwa narodowe są głównymi <<aktorami>> w obrębie światowego porządku politycznego, to korporacje są najważniejszymi podmiotami światowej gospodarki” (Giddens, tamże, 52). Po trzecie: rola i miejsce każdego kraju w światowym porządku politycznym jest warunkowana „poziomem jego bogactwa (oraz powiązaniem majątku z siłą militarną), czyli de facto zależy od jego pozycji gospodarczej. 2.2. Spojrzenie Zygmunta Baumana Analizy Baumana w odniesieniu do kapitalizmu stytuuję się na po- 408 ziomie mezo analizy (instytucji) i mikro (aktorów społecznych, jednostek).3 Baumana bowiem, nawet przy analizie procesów (skala makro), interesują przede wszystkim ich społeczne konsekwencje, parafrazując podtytuł jego książki o globalizacji, „ i co z tego dla ludzi wynika” (2000). Zacznę od przytoczenia cytatu, który pokazuje krytyczny stosunek autora do współczesnej wersji kapitalizmu. Zobaczmy zatem jakie zarzuty stawia jej Bauman. „Wiele z zarzutów, jakie młody Karol Marks wytoczył z górą półtora wieku temu równie co on młodemu, buńczucznemu, zuchwałemu i czupurnemu kapitalizmowi (choćby i wróżba nieuchronnej proletaryzacji wyzyskiwanych najemników fabrycznych), okazało się samoobalającymi się przepowiedniami. Dwa jednak oskarżenia – o marnotrawstwo dóbr i znieczulicę moralną – wytoczone przez pionierów socjalizmu kapitalizmowi, nie utraciły nic ze swej mocy ani aktualności; jeśli już, to dowody kapitalistycznej winy gromadzą się dziś i pęcznieją w bezprecedensowej, bo planetarnej skali – najbardziej bodaj jaskrawo na obszarach dziś dokonującej się, z opóźnieniem, <<pierwotnej akumulacji kapitału>>. Choćby w Indiach, owym koronnym przykładzie oszałamiających postępów kapitalistycznej globalizacji, garstka multimiliarderów współżyje z 250 milionami ludzi zmuszonych do wegetowania za jeden dolar dziennie. 42,5% dzieci poniżej 5 lat cierpi z niedożywienia; 8 milionom dotkliwy, a bezlitosny głód doskwiera na co dzień, deformując je na resztę życia fizycznie i psychicznie, a 2 miliony z ich grona z tegoż powodu skazując corocznie na śmierć. Ale bieda, wraz z jej nieodłącznymi towarzyszami – upośledzeniem, upokorzeniem i brakiem perspektyw życiowych – nie tylko trwa w krajach, które zaznawały niedoli, nędzy i niedożywienia od niepamiętnych czasów: odwiedza ona dziś ponownie kraje, które – jak się do niedawna zdawało – przepędziły ją ze swych granic raz na zawsze i skutecznie się przed jej powrotem zabezpieczyły”4. Zatem głównymi zarzutami stawianymi kapitalizmowi jest „marnotrawstwo dóbr” i niski poziom etyczny. To , co zmieniło się od początków kapitalizmu, to zasięg tych zjawisk. Wraz z globalizacją stały się one problemem „planetarnym” i skutkują również globalnymi konsekwencjami: bieda, 3 4 Zaznaczam, że ograniczam się jedynie do kwestii związanych z kapitalizmem, nie odnosząc się w tym miejscu do rozważań o globalizacji (Bauman, 2000), czy paradygmacie konsumpcji. Zygmunt Bauman, Socjalizm potrzebny od zaraz, 29.09.2010, za: http://www.krytykapolityczna.pl /SeriaIdee/Socjalizmpotrzebnyodzaraz/menuid-82.html 409 praca dzieci. „Wszystkie dostępne kapitalizmowi sposoby radzenia sobie z kłopotami, które sam na co dzień i w masowej skali wytwarza, zakładają nieprzerwany wzrost dochodów5. A znów ów wzrost dochodów <<reprodukcją rozszerzoną>> zwany jest nie do pomyślenia bez znajdowania i przechwytywania pod eksploatację coraz to nowych <<ziem dziewiczych>>, dotąd przez kapitalizm nietkniętych, a więc dotąd jego logice samo pożerania nie poddanych, z sił żywotnych (czytaj: dochodowego potencjału, zdolności pomnażania zysków) jeszcze nie wyssanych i z żyzności nie obrabowanych”. 6 Dlaczego, skoro globalny bilans jest taki zły, ludzie wciąż podtrzymują trwanie tej formacji społeczno-gospodarczej? Co dziś proponuje nam kapitalizm? Co jest w nim atrakcyjnego? Zdaniem Baumana, to przede wszystkim kultura konsumpcji, która zdominowała wszelkie aspekty naszego życia: społeczno-kulturowe, ekonomiczne, polityczne. Konsument wyparł obywatela (Bauman, 2000, podziela to również Sennett, 2010,125-141). Konsumpcja w ponowoczesnej wersji kapitalizmu wyparła produkcję. Ona jest siłą sprawczą i napędową do budowy tożsamości jednostki, grupy, do sprawowania władzy. „Konsumpcja stała się doskonałą metodą podkreślania różnic społecznych i zyskiwania pewności siebie. Jednocześnie zapobiega wyrzutom sumienia. Jeśli ludziom brakuje czasu dla rodziny, bo muszą zarabiać na utrzymanie, szukają kompensacji. A rynek oferuje materialną namiastkę troskliwości i, przyjaźni, miłości. Akt zapłaty w kasie zastępuje wyrzeczenie, które mogłoby się wiązać z odpowiedzialnością za innych.” 7 Według Baumana zatem kapitalizm, to nie tylko formacja polityczna (poziom makro), ale sposób życia jednostek (poziom mikro). „ Sposób życia przyjęty od pewnego czasu przez gatunek Homo sapiens, sposób ochrzczony mianem <<kapitalizmu>>, (...) polega, nie tyle na samoodtwarzaniu się, ile na kompulsywnej ekspansji; nie mógł kapitalistyczny sposób życia i ludzkiego współżycia trwać inaczej niż na drodze <<reprodukcji rozszerzonej>> wbudowanej w jego sposób istnienia – będącej jego sposobem istnienia”.8 Bauman wskazywał na mechanizm „uwodzenia”, który sprawia, że 5 6 7 8 Pogrubienie MM-Z. Bauman Z., Panika wśród pasożytów, czyli komu bije dzwon, „Gazeta Wyborcza”, 2–3 października 2010. Bauman Z., Samotni chodzą stadami, rozmowa Hansa von der Hagena, „Süddeutsche Zeitung”, tłum. „Forum”, 26 kwietnia 2011. Bauman Z., Panika wśród pasożytów, czyli komu bije dzwon, „Gazeta Wyborcza”, 2–3 października 2010. 410 kapitalizm rozumiany jako styl życia jest po prostu atrakcyjny, dysponuje siłą przyciągania na podobieństwo Steinerowskiej „kultury kasyna”. Mechanizm składa się z „(…) ulotnych radości z przybytków i niezaznanych przedtem uciech. Smutków ze strat i zawiedzionych nadziei oraz obaw przed przyszłością niejasną i pełną pułapek. George Steiner określił kontekst naszego życia <<kulturą kasyna>> – a ludzie ciągle garną się do kasyna wabieni szansą lub uciekają przed nim przerażeni ryzykiem. A kapitalizm bez kultury kasyna to jak Mahomet bez brody albo ryba bez wody. Nie zanosi się więc w najbliższym czasie na to, by kapitalizm miał się jakoś zmienić lub by miano go odmienić.”9 Ta przyczyna powoduje dość pesymistyczną wizję przyszłości kapitalizmu według Baumana. Z jednej strony mamy bowiem świadomość wyczerpywalności zasobów, a z drugiej „atrakcyjność” konsumpcji. Wzmacnia to jedynie system pracy stosowany w korporacjach, polegający na odchodzeniu od drobiazgowej kontroli i powierzaniu coraz większej liczny spraw pracownikom. Nastąpiła zatem zmiana stylu zarządzania.10 Niestety, mimo pozornej atrakcyjności jest on w rezultacie oparty na jeszcze większej kontroli.11 „(….) To pułapka. Nowy system jest wygodny tylko dla zwierzchników, bo uwalnia ich od uciążliwej harówki, jaką jest detaliczne określanie zadań podwładnych, pilnowanie, by się zaleceń kurczowo trzymali, i dźwiganie odpowiedzialności za rezultat. To podwładny musi teraz co dzień na nowo dowodzić swej pomysłowości, ostrości zębów i pazurów, giętkości i zwinności – innymi słowy, przydatności dla korporacji, której zawołaniem jest teraz nieustająca lustracja panoramy zmiennych szans i możliwości. W wyciskaniu z podwładnych maksymalnego wysiłku nadzorcę zastąpił strach przed ubóstwem własnych walorów, spowszednieniem i zblaknięciem uzyskanego wprzódy uroku, a w efekcie – przed wypadnięciem z rynkowej konkurencji. Zysk zatem dla korporacji olbrzymi, ale dla pracowników i szerzej, stosunków społecznych, wątpliwy”.12 9 10 11 12 Kokoszka, I., 20 pytań do... Zygmunta Baumana, Forbes, 26.07.2010, http://www.forbes.pl/artykuly/ sekcje/20-pytan-do/20-pytan-do----zygmunta-baumana,5586,3 (…) Czasy drobiazgowej reglamentacji i rutynizacji czynności oraz wścibskiego i wszędobylskiego nadzoru ustąpiły miejsca cedowaniu na podwładnych decyzji i odpowiedzialności. Nowy styl zarządzania udostępnia do eksploatacji nowe połacie ludzkiego potencjału, jak np. osobista inicjatywa i odbiegające od szablonu cechy osobowości, na jakich eliminowanie wdrażanych jednolitych standardów tradycyjne zarządzanie biurokratyczne traciło wiele wysiłku i pieniędzy (ibidem). Możliwości kontroli, a także „uelastyczniania” czasu pracy znacznie się zmieniły po pojawieniu się nowych mediów. Tak zwany służbowy telefon komórkowy, laptop z dostępem do Internetu , iPad to doskonałe narzędzia kontroli i narzucania tzw. „nienormowanego czasu pracy.” Kokoszka I., 20 pytań do... Zygmunta Baumana, Forbes, 26.07.2010, http://www.forbes.pl/artykuly/ sekcje/20-pytan-do/20-pytan-do----zygmunta-baumana,5586,3 411 2.3.„Nowa kultura kapitalizmu” w ujęciu Richarda Sennetta Richard Sennett, amerykański socjolog, obecnie pracujący w London School of Economics i New York Universoty, kwestiom kapitalizmu poświęcił co najmniej 3 ważne książki (”Korozja charakteru. Osobiste konsekwencje pracy w nowym kapitalizmie”, "Upadek człowieka publicznego", "Kultura nowego kapitalizmu"), ale jest to tylko jeden z jego tematów badawczych.13 Sennett zastanawia się w nich: nad kryzysem legitymizacji kapitalizmu („Kultura nowego kapitalizmu”), nad zmianami na poziomie jednostek wynikającymi z przemian kapitalizmu („Korozja charakteru. Osobiste konsekwencje pracy w nowym kapitalizmie”, oraz wpływem kapitalizmu przemysłowego na przemiany w sferze publicznej ("Upadek człowieka publicznego"). Ja pragnę się skupić na „kulturze nowego kapitalizmu”, przyjrzyjmy się zatem na czym ona polega, jakie są jej mechanizmy składowe? Ewolucja kapitalizmu polega zdaniem autora na przejściu do kapitalizmu przemysłowego do globalnej i elastycznej gospodarki. Takie przejście było możliwe m.in. dzięki nowym technologiom, do których podchodzi w sposób bardzo entuzjastyczny. Sennett uzasadnia dlaczego kapitalizm przetrwał. Wymienia 3 czynniki: wzrost materialny, model sprzyjający wolności ekonomicznej oraz wolność (wyzwolenie ludzi z niewolnictwa). Sennett rekonstruuje wersję kapitalizmu z pierwszej połowy XX wieku – czasów biurokratyzacji i „żelaznej klatki racjonalizacji” Maksa Webera, opisaną w „Etyce protestanckiej a duch kapitalizmu”. Były to czasy intensywnej industrializacji, w zarządzaniu obowiązywały cele i metody maksymalizacji efektywności pracy proponowane przez Henry’ego Forda i Frederica Taylora. Autor skupia się jednak na pozytywnych aspektach tej formy kapitalizmu. Zalicza do nich przede wszystkim poczucie zakorzenienie jednostki w danym systemie, fabryce, które jednostka miała dzięki gwarancji zatrudnienia. Według Sennetta ta wersja kapitalizmu, oparta na Weberowskim porządku opisanym na wzór organizacji wojskowych - to kapitalizm społeczny (2010:24-40). Charakteryzował się on: systemem efektywnej władzy zorganizowanej na wzór piramidy. „Piramida jest zracjonalizowana, czyli każda jej część, każde stanowisko ma określoną funkcję. Idąc w górę hierarchii dowodzenia, na każdym kolejnym 13 Autor zajmował się również socjologią miasta, badaniami empirycznymi nad warunkami życia robotników oraz przemianami przestrzeni publicznej. Jest również autorem kilku powieści. 412 poziomie napotykamy coraz mniej osób, które są jednak coraz bardziej wpływowe: idąc w przeciwną stronę: im niżej w hierarchii tym mniej władzy mają ludzie, lecz większą ich liczbę organizacja może włączyć do swojego systemu” (Ibidem:25). Ponadto, ważnym elementem w koncepcji Webera był czas; funkcje są ustalone i statyczne, tak by dana organizacja trwała bez względu na to, kto zajmuje stanowisko. „Biurokracje uczą dyscypliny odroczonej gratyfikacji”, czyli uczą skupiać się na nagrodach, które czekają w przyszłości. To różni je od armii, gdzie obowiązuje „natychmiastowa gratyfikacja”. „Żelazne klatki dostarczały ram czasowych dla życia z innymi ludźmi” (Ibidem:31). Jednostka czuła, że miała swoje miejsce w strukturze społecznej i gospodarczej. Dodatkowo taką wizję wzmacniało państwo opiekuńcze, które też działało na wzór „biurokratycznej piramidy”. System świadczeń działał jako „uniwersalne uprawnienia” (Ibidem:28). Dlaczego zatem ten Bismarckowsko-Weberowski system upadł? Zdaniem Sennetta powodem był brak legitymizacji tej formy kapitalizmu. Autor wymienia trzy grupy przyczyn. Po pierwsze: nastąpiło „przejście od władzy menedżerów do władzy udziałowców w dużych przedsiębiorstwach” (Ibidem, 32). Nastąpiło to w momencie załamania się porozumienia z Bretton Woods w latach 70. XX wieku, kiedy to wielka nadwyżka kapitału inwestycyjnego została uwolniona w skali globalnej, zainteresowały się nim m.in. bogate w ropę naftową państwa Bliskiego Wschodu, banki niemieckie, japońskie i amerykańskie, jak i chińskie sieci w basenie Pacyfiku. Nastąpiła zmiana postaw inwestorów, którzy „przyjęli rolę aktywnych sędziów: momentem zwrotnym w kwestii udziału właścicieli w działaniu firmy była chwila, gdy fundusze emerytalne, kontrolujące ogromne ilości kapitału, zaczęły wywierać nacisk na zarządzających. Rosnący stopień wyrafinowania instrumentów finansowych, takich jak wykup lewarowany (leveraged buy out), oznaczał, że inwestorzy mogli zakładać i niszczyć korporacje, podczas gdy pracujący w nich menedżerowie musieli się temu bezradnie przyglądać” (Ibidem, 34). Po drugie: wzmocnieni inwestorzy- pragnący szybkich rezultatów , stworzyli kadry zarządzające do decydowania o tzw. „niecierpliwych kapitałach”. Chodziło o jak najszybsze zyski, zatem przeważały strategie krótkoterminowe (sprzedaż i kupno akcji) niż długoterminowe (trzymanie akcji). Po trzecie: ważną rolę w odejściu od modelu Weberowskiego odegrały nowe technologie informacyjno-komunikacyjne, co potwierdza wielu bada413 czy (Castells, Sassen, Florida). „Globalny system gospodarczy przechodzi wielką transformację – od kapitalizmu przemysłowego opartego na industrializmie, do kapitalizmu informacyjnego, którego zasadą jest informacjonizm. Industrializm jest zorientowany na wzrost gospodarczy, tj. na maksymalizację produkcji; informacjonizm jest zorientowany na rozwój technologiczny, tj. na akumulację wiedzy oraz na wyższy poziom złożoności w przetwarzaniu informacji (Castells, Himanen, 2009). Nowe technologie stworzyły nowy model w dystrybucji informacji, zarządzaniu nią oraz stworzyły możliwości automatyzacji produkcji. Ta ostatnia przyniosła ze sobą także zagrożenie dla robotników (część ich zadań zastępują maszyny) w postaci tzw. „uelastycznia zatrudnienia” oraz konieczność dokształcania się i uzupełniania wiedzy, jak i kwalifikacji. W kulturze nowego kapitalizmu pojawiły się trzy deficyty społeczne: lojalności, nieformalnego zaufania oraz wiedzy instytucjonalnej (Ibidem, 58). Jak tłumaczy Sennett „ Nawet jeśli wartość pracy dla jednostek pozostaje znacząca, jej prestiż moralny się zmienia. Praca dla nowoczesnych organizacji sprawia, że giną z pola widzenia dwa kluczowe elementy jej etyki odroczona gratyfikacja oraz terminowe myślenie strategiczne. W ten sposób kurczy się sfera tego, co społeczne, a pozostaje kapitalizm” (Ibidem, 66). Na rynku pracy pojawia się najgorsze „widmo nieprzydatności”: w postaci bezrobocia, zatrudnienia na pół etatu czy innych elastycznych form pracy. Pociąga to za sobą zanik „kunsztu” i „merytokracji” w pracy, bowiem teraz „nowoczesne firmy i elastyczne organizacje potrzebują ludzi, którzy mogą się nauczyć nowych umiejętności, a nie przywiązanych do tych już nabytych” (ibidem, 92). Wpływa to zatem na zmianę etyki pracy, bowiem obowiązujący system nie docenia owego kunsztu i perfekcyjności. Zamiast tego ceni elastyczność i szybkość przekwalifikowywania się. Sennett, częściowo za Baumanem, wskazuje na wagę i rolę konsumpcji, a przede wszystkim na metody jej pobudzania, zaliczając do nich „branding” czyli budowanie marki oraz potencję – ukryte możliwości produktu. Budowaniu marki sprzyja i pomaga reklama, wykorzystująca mechanizmy psychologiczne, socjologiczne do zwiększenia siły perswazji i manipulacji. Znaczenie Sennettowskiej potencji najlepiej obrazują przykłady z dziedziny nowych technologii komunikacyjnych czy branży elektronicznej. „Powszechnym zjawiskiem w branży elektronicznej jest to, że przeciętny kon414 sument kupuje sprzęt, którego możliwości nigdy nie wykorzysta: potężne twarde dyski mogące przechowywać czterysta książek, choć większość użytkowników w najlepszym razie zapisze tam kilkaset stron listów, czy oprogramowanie, które na zawsze pozostanie nieuruchomione” (Sennett, 2010:120). Dla Sennetta ikonicznym przykładem produktu z potencją jest „iPod, zdolny do przechowywania i odtwarzania 10 000 trzyminutowych piosenek. Ale jak należy zabrać się do wyboru 10 000 piosenek lub znaleźć czas, by je ściągnąć? Według jakich zasad posegregować 500 godzin muzyki zawartej w małym, białym pudełku? Czy można zapamiętać 10 000 piosenek, by móc wybrać tę jedyną, której ma się ochotę w danej chwili posłuchać. (Ten wyczyn ludzkiej pamięci oznaczałby w przypadku muzyki klasycznej zdolność przechowywania w pamięci praktycznie wszystkich kompozycji Jana Sebastiana Bacha)” (2010:121). Owym nieograniczonym możliwościom ulegamy wszyscy. Sam autor, bądź co bądź świadomy tej pułapki, przyznaje się, że w nią wpadł. „Sprzedawca, który opchnął mi I-Poda, rzekł bezwstydnie: <<Możliwości są nieograniczone>>. Kupiłem” (ibidem). Taki mechanizm, wspomagany dodatkowo celowym postarzaniem produktów, jest motorem konsumpcji. Kolejnym aspektem „kultury nowego kapitalizmu” jest wpływ konsumpcyjnego paradygmatu na politykę. Podobnie jak dla Baumana, dla Sennetta konsument wypiera obywatela. Demokracja staje się łatwa w obsłudze, a to nie sprzyja oparciu demokracji na wiedzy. Sennett krytycznie patrzy na tę formę kapitalizmu, zarzucając jej przede wszystkim powierzchowność w wymiarze polityki, pracy. Książkę swą kończy przypuszczeniem, że „być może bunt przeciwko tej ułomnej kulturze ustanowi nasz kolejny nowy rozdział” (ibidem: 156). 3. A co dalej ? Jakie scenariusze przyszłości? 3.1. Pesymistyczne wizje A. Giddensa i Z. Baumana Giddens zadaje również pytanie o przyszłość kapitalizmu, a raczej o to, co nastąpi po nim? Bowiem, jak uważa, „niemożliwe jest przeciąganie kapitalistycznej akumulacji w nieskończoność, ponieważ nie jest ona samowystarczalna pod względem surowców” (Giddens, op.cit 117). Zatem najbar415 dziej prawdopodobnym scenariuszem jest „porządek postniedoboru” (bowiem przypadnie on, a częściowo już mamy z tym do czynienia - na ponowoczesne czasy). „Porządek postniedoboru” wprowadza nowoczesne niebezpieczeństwa, które mogą skutkować (i już to robią) groźnymi następstwami. Autor wymienia 4 rodzaje takowych: rozrost siły totalitarnej, konflikt jądrowy lub wojna na szeroką skalę, zniszczenia lub katastrofa środowiska oraz załamanie się mechanizmów gospodarczego wzrostu (Giddens, 2008:121). Autor kończy swoje rozważania dość pesymistycznie, ale ma nadzieję, że taki alarmistyczny ton przyczyni się do wstrząsu społecznego i zmuszenia nas wszystkich do działania. „Żadne siły opatrzności nie zainterweniują, by nas zbawić; żadna historyczna teleologia nie daje gwarancji, że druga wersja ponowoczesności nie wyprze pierwszej. Apokalipsa stała się banałem, tak bardzo obecna jest dziś w codziennej wyobraźni; jednak podobnie jak wszystkie parametry ryzyka może stać się rzeczywistością” (Giddens, ibidem;122). Przypomina to wizję Baumana, a również i Becka, który dotyka tematu wprowadzając bardzo pojemnie pojęcie „społeczeństwa ryzyka”. Wszyscy przytaczani autorzy apelują zatem o zmianę dotychczasowego stylu życia, opamiętanie się w bezustannej konsumpcji, będącej napędową siłą kapitalizmu. Wizje przytaczanych autorów są dosyć pesymistyczne. Mimo, że wskazują na alternatywę, nie wierzą, że zostanie ona zaakceptowana. Winią za to zbyt duże dysproporcje w rozwoju i dochodach w świecie. Wciąż dla wielu ludzi – model konsumpcji promowany przez kapitalizm – „kulturę nowego kapitalizmu” (Sennett) jest raczej celem, pragnieniem, o którego realizacji marzą. Aktualne, coraz liczniejsze podziały społeczne (bowiem, istotnym ich kryterium są wzory konsumpcji w różnych wymiarach: ekonomicznym, kulturowym, czy nawet politycznym) nie sprzyjają uspokojaniu nastrojów. Niespełnione pragnienia prowadzą raczej do frustracji, które w skali masowej mogą skutkować wybuchem społecznym14, czy wręcz rewolucją.15 Na razie 14 Najlepszym przykładem tego jest seria protestów rozpoczęta przez ruch Occupy Wall Street, trwających począwszy od 17 września 2011 w Zuccotti Park w Nowym Jorku. Zostały zapoczątkowane m.in. przez kanadyjską grupę aktywistów z organizacji Adbusters . Potem, rozprzestrzeniły się na wiele krajów europejskich. ”Uczestnicy, którzy nazywają siebie "99 procentami" (ang."99 percenters"), protestują głównie przeciwko nierównościom społecznym, chciwości korporacji, banków oraz przeciwko nadmiernemu wpływowi bankierów, menedżerów wielkich korporacji i lobbystów na rząd”. za: http://pl.wikipe dia.org/wiki/Okupuj_Wall_Street, data dostępu 5 lipca 2012. Zdaniem Richarda Floridy, cel protestów został źle sformułowany. „Okupuj Wall Sreet odwołuje się do ideału równości. To oczywiście jest słuszne, Ale ludzie tego nie kupują. Więcej ludzi przychodzi bronić czystego powietrza” (Florida, 2012:119). 416 obywatele-konsumenci – zdaniem Baumana - ograniczają się do protestów w imię obrony dotychczasowych zasad konsumpcji (opartej w dużej mierze na kredytach16), a której kres położył kryzys 2008+.17 Bauman uważa system kapitalistyczny za szkodliwy, nazywając go wręcz „pasożytniczym”, ale – pozostając przy tej metaforze – jak każdy pasożyt posiada niezwykłe umiejętności przetrwania i wyszukiwania coraz to nowych żywicieli. „Mówiąc bez ogródek, kapitalizm to w istocie system pasożytniczy. Jak każdy pasożyt, może rozwijać się, gdy znajdzie żywiciela – organizm, na którym jeszcze nie żerował. Jako pasożyt szkodzi żywicielowi i prędzej czy później niszczy warunek własnego dobrobytu, czy nawet przetrwania. Róża Luksemburg, pisząc w epoce szalejącego imperializmu i podbojów terytorialnych, nie przewidziała – i przewidzieć nie mogła – tego, że przednowoczesne ziemie egzotycznych kontynentów nie były jedynymi potencjalnymi <<żywicielami>>, dzięki którym kapitalizm mógł przedłużać swoje życie i inicjować kolejne okresy rozkwitu. Dziś, sto lat później, wiemy już, że siła kapitalizmu tkwi w jego zadziwiającej pomysłowości w wyszukiwaniu nowych gatunków żywicieli – gdy tylko dotychczas wyzyskiwane gatunki ulegają przerzedzeniu lub giną – i w jego wręcz wirusowych zdolnościach przystosowawczych oraz szybkości, z jaką dostosowuje się do nowych pastwisk. Obecny <<krach kredytowy>> nie oznacza końca kapitalizmu, lecz tylko spustoszenie kolejnej łąki.” 18 15 16 17 18 Taka wizja obecna jest w rozważaniach Baumana, publikowanych w formie artykułów na łamach lewicowego Social Europe Journal, często przedrukowywanych przez Krytykę Polityczną, której środowisko również podziela tę wizję. Dla Baumana karta kredytowa jest ikonicznym wręcz narzędziem do ponowoczesnego „uwodzenia” w społeczeństwie konsumpcyjnym. Karty „ Trafiły one "na rynek" pod wiele mówiącym i wyjątkowo uwodzicielskim hasłem: "take the waiting out of wanting" (nie zwlekaj z zaspokojeniem zachcianek). Pragniesz czegoś, ale brak ci na to pieniędzy? W dawnych czasach, które na szczęście przeminęły, zaspokojenie musiałoby poczekać (zdaniem Maxa Webera, odroczenie to było zasadą, która umożliwiła nadejście kapitalizmu). Trzeba byłoby zacisnąć pasa, odmawiać sobie przyjemności, wydatki planować rozważnie i oszczędnie, a to, co uda się w ten sposób odłożyć, wpłacać na książeczkę, wierząc, że dzięki należytym staraniom i przy wielkiej cierpliwości uzbiera się wreszcie sumę pozwalającą zrealizować marzenia. Dzięki Bogu i hojności banków raz na zawsze z tym skończyliśmy Dzięki karcie kredytowej możesz ten porządek odwrócić: ciesz się teraz, a płać później! Karta kredytowa pozwala ci zarządzać zaspokajaniem własnych potrzeb: dostajesz rzecz wtedy, gdy jej chcesz, a nie dopiero wtedy, gdy na nią zarobisz.” http://www.neurokultura.pl/publicystyka/133-zygmunt-bauman-kapitalizm-sie-chwieje.html, data dostępu 5 lipca 2012. Interview – Zygmunt Bauman on the UK Riots, 15.08.2011, http://www.social-europe.eu/2011/08/ interview-zygmunt-bauman-on-the-uk-riots/, data dostępu 7 lipca 2012. http://www.neurokultura.pl/publicystyka/133-zygmunt-bauman-kapitalizm-si-chwieje.html, data dostępu 5 lipca 2012. 417 3.2. Trochę optymizmu R. Floridy Ale, aby nie pozostawać jedynie przy tych pesymistycznych wizjach, zwrócę uwagę na spojrzenie optymistyczne co do przyszłości, które prezentuje amerykański intelektualista Richard Florida, badacz globalnego miasta, autor nośnego dla wyjaśniania ponowoczesnych procesów - pojęcia klasa kreatywna19 (Florida, 2011). Jego zdaniem, jesteśmy świadkami zderzenia dwóch porządków : starego i nowego. Jak wyjaśnia w wywiadzie udzielonym Jackowi Żakowskiemu obecna sytuacja jest „Trochę jak u Marksa, który opisał wyłanianie się kapitalizmu ze sztywnej skorupy systemu feudalnego. Teraz mamy kreatywny, innowacyjny, indywidualistyczny, napędzany przez przyciągający talenty metropolie nowy system wyłaniający się w otoczeniu starego porządku przemysłowego” (Florida, 2012:116). Rewolucja – mniej radykalna - jego zdaniem już trwa, na co wskazują konflikty społeczne w Afryce Północnej, w Europie, w USA, w Azji Południowo-Wschodniej i w Rosji. „Porządek, który się wyłania uprzywilejowuje metropolitalną, lepiej wykształconą, indywidualistyczną, kreatywną część współczesnych społeczeństw. Dzieje się to kosztem słabiej wykształconych, prowincjonalnych, tradycyjnych, mniej mobilnych, związanych z produkcją materialną społeczeństwa. Tym ludziom grunt usuwa się spod nóg. Jakość ich życia spada” (Florida, 2012: 117). Florida nie przewiduje walki klas i systemów na wzór tej trwającej od połowy XIX wieku do połowy XX wieku. Nie podpisuje się pod pesymistyczną wizją zmiany opłaconej chaosem, regresem kulturowo-społecznym. Jego optymizm budowany jest na dość racjonalnych przesłankach , jak np. badania wartości Ronalda Ingleharta. Wynika z nich, że w świecie wzrasta liczba ludzi zainteresowanych jednoczeniem się wokół wartości postmaterialistycznych, dotyczących dóbr publicznych (ekologia, zielona energia, zdrowa żywność, czyste powietrze itd.), niż wokół interesów partykularnych i grupowych. Florida postuluje redefinicję kapitalizmu właśnie 19 Richard Florida w środowisku naukowym jest postacią kontrowersyjną, zarzuca się jego pracom bardziej publicystyczny niż naukowy charakter (socjologowie raczej krytycznie podchodzą do jego koncepcji). Gościł w Polsce na zaproszenie Ministerstwa Rozwoju Regionalnego w listopadzie 2011 roku. Był gościem konferencji „Zintegrowane podejście do rozwoju”, towarzyszącej nieformalnemu spotkaniu ministrów polityki regionalnej i rozwoju w ramach programu polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej. Wygłosił referat "Wielki Reset" - Rola klasy kreatywnej w modernizacji globalnej gospodarki, por. http://www.mrr.gov.pl/aktualnosci/rozwoj_regionalny/Strony/Przyszloscpolitykispojnosci_przyszlosc_E uropy_konferencjewPozaniu.aspx oraz http://www.mrr.gov.pl/konferencje/Poznan/pl/Strony/Materialy konferencyjne.aspx, data dostępu 5 lipca 2012. 418 przez redefinicję fundamentalnych postulatów wytaczanych przeciwko kapitalizmowi, opartych na wartościach. Redefinicji wymaga zatem podstawowy postulat równości. „Nie chodzi o utopię równego bogactwa, ale o świadomość, że każdy człowiek powinien mieć poczucie celu i sensu życia, że każdy powinien mieć szansę takiej pracy, która jest wymagająca, twórcza, wciągająca i daje dochody wystarczające by żyć. To jest warunek stabilnego ładu” (Florida, 2012:119). Prócz tego autor sugeruje przejście do nowoczesnych form demokracji bezpośredniej, możliwej dzięki rewolucji technologicznej i wykorzystywaniu nowych mediów.20 Taka forma miałaby być lekiem na brak uczestnictwa w dzisiejszych demokracjach, czego dowodem jest np. spadająca frekwencja wyborcza, świadcząca o wycofywaniu się ludzi z życia publicznego. Zbyt silne jest przekonanie, że pojedynczy człowiek nie ma wpływu na działalność i decyzje decydentów ekonomicznych, politycznych. Florida widzi potrzebę zmiany. Co więcej, jest przekonany, że właśnie się ona dokonuje. Jak sam wyznaje : „Ja jestem bardziej optymistyczny. Szukamy nowego ładu częściowo wbrew sobie. To będzie trwało przynajmniej jedno pokolenie. Jak każdy wolałbym , żeby to się dokonało z dnia na dzień. Ale to musi trwać, To musi się dokonywać metodą prób i błędów. To musi być proces uczenia się, przystosowywania, wzajemnych adaptacji, korekt” (Florida, 2012: 118). Nam samym, nie pozostaje zatem nic innego jak aktywnie włączać się w te procesy i sprawić, że zakończą się pozytywnie, a modele konsumpcji ulegną racjonalizacji. SCENARIOS OF CAPITALISM IN POSTMODERN SOCIOLOGICAL APPROACHES (Z.BAUMAN, A.GIDDENS, R.SENNETT) The author compares the theoretical approaches to capitalism proposed by some principal researchers of postmodernity: Zygmunt Bauman, Anthony Giddens, Ulrich Beck and Scott Lash. In this context the author presents the concept of a “new culture of 20 Wychodzi tym samym naprzeciw stanowisku Giddensa: „Demokracja nie oznacza jedynie prawa jednostki do swobodnego rozwoju, ale również konstytucyjne ograniczenie jej udziału we władzy. „Wolność silnych” musi być ograniczana, co nie jest jednak, o ile nie mamy do czynienia z anarchizmem, równoznaczne z pozbawieniem ich władzy” (Giddens, 2007). 419 capitalism” invented by Richard Sennett. The “New culture of capitalism” started after the industrial capitalism, connecting the military Bismarckian model and Weberian model of bureacracy. In search of an answer regarding the future of capitalism, the author presents a pessimistic concept proposed by A. Giddens, Z. Bauman as well as Richard Florida’s positive scenario. BIBLIOGRAFIA: 1. Bauman Z. (1995) Wieloznaczność nowoczesna, nowoczesność wieloznaczna, 2. przeł. J. Bauman, przekład przejrzał Z. Bauman, PWN Warszawa Bauman Z., Globalizacja. I co z tego wynika dla ludzi, (2000), PIW Warszawa, 3. przeł. Ewa Klekot Bauman Z., Ponowoczesność, (2004), w: Słownik Społeczny, red. Szlachta B., Wydawnictwo WAM 4. Bauman Z., (2000), Ponowoczesność jako źródło cierpień, Wydawnictwo SIC!, Warszawa 5. Bauman Z., (2006), Płynna nowoczesność, Wydawnictwo Literackie Kraków, , przełożył Tomasz Kunz 6. Bauman Z., (2010), Panika wśród pasożytów, czyli komu bije dzwon, „Gazeta Wyborcza”, 2–3 października 2010 7. Bauman Z., (2011), Kultura w płynnej nowoczesności, Agora Warszawa 8. Bauman Z., (2011), Samotni chodzą stadami, rozmowa Hansa von der Hagena, Süddeutsche Zeitung, tłum. Forum, 26 kwietnia 2011 9. Beck U., Giddens A., Lash S., (2009) Modernizacja refleksyjna. Polityka, tradycja i estetyka w porządku społecznym nowoczesności, PWN Warszawa, tłum. Ja- cek Konieczny 10. Castells M., Himanen P., Społeczeństwo informacyjne i państwo dobrobytu, Warszawa 2009 11. Giddens A., (2006), Socjologia, przeł. Wydawnictwo Naukowe PWN Warszawa 12. Giddens A., (2008), Konsekwencje nowoczesności, przeł. Ewa Klekot, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 13. Giddens A., (2007), Przemiany intymności, przeł. Alina Szulżycka, PWN, Warszawa 14. Florida R., (2010), Narodziny klasy kreatywnej, NCK Warszawa 15. Florida R. , (2012), Power to the cities, wywiad Jacka Żakowskiego, Polityka, Niezbędnik inteligenta, nr 1 „Trzęsienie kapitalizmu, czyli jak zaczął się kryzys i czym się skończy”, s. 116-120 420 16. Sennett R., (2007), Korozja charakteru. Osobiste konsekwencje pracy w nowym kapitalizmie, tłumaczyli z jez. angielskiego: Jan Dzierzgowski, Łukasz Mikołajewski, seria: "Spectrum", wydawnictwo Literackie MUZA SA., Warszawa 17. Sennett R., (2009), Upadek człowieka publicznego, tłum. Hanna Jankowska, seria Spectrum, Muza Warszawa 18. Sennett R., (2010), Kultura nowego kapitalizmu, tłum. Grzegorz Brzozowski, Karol Osłowski, seria Spectrum, Muza Warszawa NETOGRAFIA: 1. Bauman Z., Socjalizm potrzebny od zaraz, 29.09.2010, za: http://www.krytykapo 2. lityczna.pl/SeriaIdee/Socjalizmpotrzebnyodzaraz/menuid-82.html Interview – Zygmunt Bauman on the UK Riots, 15.08.2011, http://www.socialeurope.eu/2011/08/interview-zygmunt-bauman-on-the-uk-riots/, data dostępu 7 3. lipca 2012 Kokoszka I., 20 pytań do... Zygmunta Baumana, Forbes, 26.07.2010, za http://www.forbes.pl/artykuly/sekcje/20-pytan-do/20-pytan-do----zygmunta-bau mana,5586,1, data dostępu 7 lipca 2012 4. http://www.neurokultura.pl/publicystyka/133-zygmunt-bauman-kapitalizm-siechwieje.html, data dostępu 7 lipca 2012 5. http://www.wiadomosci24.pl/artykul/kapitalizm_system_pasozytniczy_111633.ht 6. ml, data dostępu 7 lipca 2012 http://www.krytykapolityczna.pl/Opinie/BaumanOnie-klasieprekariuszy/menuid- 7. 197.html, data dostępu 7 lipca 2012 http://www.mrr.gov.pl/aktualnosci/rozwoj_regionalny/Strony/Przyszloscpolitykis pojnosci_przyszlosc_Europy_konferencjewPozaniu.aspx, data dostępu 5 lipca 2012 8. http://www.mrr.gov.pl/konferencje/Poznan/pl/Strony/Materialykonferencyjne.asp x, data dostępu 5 lipca 2012 Dr Małgorzata Molęda-Zdziech – Instytut Studiów Międzynarodowych, Kolegium Ekonomiczno-Społeczne, Szkoła Główna Handlowa w Warszawie e-mail: [email protected] 421 Dorota BRYLLA „I DALI IM LOSY...”. WOKÓŁ PRZEOBRAŻEŃ W INTERPRETACJI ZJAWISKA DYWINACJI W środowisku żydowskim i chrześcijańskim – tj. pośród rabinów oraz chrześcijańskich teologów, ale też i „zwykłych” wierzących – za dogmat wręcz uznawany jest zakaz wykonywania czynności wróżebnych. Dlaczego dogmat? Bo, po pierwsze, pierwsze biblijne przykazanie orzeka: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną” („mówi” Bóg), a wróżenie, tj. akt dywinacji, przybierać ma postać swoistego bożka, czynności przyjmującej boski status, na co Bóg nie zezwala, co ma go gniewać, złościć, w konsekwencji więc czego Bóg ma sobie nie życzyć. Wróżbiarstwo ma być więc przejawem idolatrii, [...] ze szczególną cechą bluźnierczego przyswajania sobie prerogatyw wszechwiedzy Boga w odrzucaniu Jego autorytetu [...] 1 . Stąd, po drugie, Biblia – w ślad za prawem żydowskim – potępia wróżbiarstwo i wyraża się bardzo surowo o adeptach wróżbiarstwa (zob. przede wszystkim Pwt 18, 10-122, ale też: Kpł 19, 263; Kpł 19, 314; Kpł 20, 275). Sam wróżbita bowiem ma rzekomo przypisywać sobie prawo do posiadania właściwości i cech boskich – reprezentowanych tu głównie przez omniscjencję, tj. (boską) zdolność przewidywania przyszłych wydarzeń. Wróżbita dokonujący czynności dywinacyjnej oskarżany jest w tej krytyce o „wydzieranie” owych przyszłych zdarzeń z boskiego zamysłu, tym samym o swoiste „wchodzenie Bogu w kompetencje”, o lekceważenie Boga (jako najwyższej i wszechpotężnej instancji) i w istocie o degradowanie go do ja1 2 3 4 5 Ks. Aleksander Posacki SJ, Propaganda wróżbiarstwa, spirytyzmu i magii, czyli mediumizm jako antyreligia, na: http://archiwum.dlapolski.pl/informacje/wrozby (stan: 21-04-2013). „Niech nie znajdzie się u ciebie taki, który przeprowadza swego syna czy swoją córkę przez ogień, ani wróżbita, ani wieszczbiarz, ani guślarz, ani czarodziej, Ani zaklinacz, ani wywoływacz duchów, ani znachor, ani wzywający zmarłych; Gdyż obrzydliwością dla Pana jest każdy, kto to czyni, i z powodu tych obrzydliwości Pan, Bóg twój, wypędza ich przed tobą”; cytaty biblijne w niniejszym artykule według: Biblia to jest Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Towarzystwo Biblijne w Polsce, Warszawa 1996. „[...] nie będziecie wróżyć ani czarować”. „ Nie będziecie się zwracać do wywoływacz duchów ani do wróżbitów. Nie wypytujcie ich, bo staniecie się przez nich nieczystymi; Ja, Pan, jestem Bogiem waszym”. „A jeżeli mężczyzna albo kobieta będą wywoływać duchy lub wróżyć, to poniosą śmierć. [...]”. 422 kiejś pomniejszej siły, nad którą człowiek może w jakiś sposób sprawować kontrolę i której kompetencje może przejąć. Zarzuty owe są oczywiście bezzasadne. Trudno porównywać człowieka do Boga, jeśli ten ostatni nie jest zantropomorfizowany. Bezosobowy Bóg nie może „wiedzieć”, „komunikować się” itd. „Wiedzieć” o czymś może tylko ludzka lub nie, ale istota posiadająca umysł. Owa wiedza umysłowa pozostaje w bezdyskusyjnym związku z pamięcią (zdolnością zapamiętywania), umiejętnościami myślenia, kojarzenia, uczenia się, spostrzegania (oczy!) oraz odczuwania emocji w, nomen omen, ciele. Umysł to psychiczny element fizycznego mózgu. Mózg to organ ciała. Ciało (soma) to materia. O Bogu domniemuje się w chrześcijańskiej wykładni teologicznej, że umysł posiada, gdyż stwierdza się tu, że pozostaje on rozumny, a to na mocy tego, że ma być osobą – czyni tak zarówno egzegeza katolicka, protestancka, jak i prawosławna, w których Bóg jest co prawda jeden, ale w trzech osobach (Ojciec, Syn, Duch Święty), które to osoby na równi praw współistnieją w boskiej istocie/boskiej pełni. Interpretacja katolicka, wyrażona na przykład przez papieża Jana Pawła II6, powołuje się na definicję „osoby” zaproponowaną przez rzymskiego filozofa Boecjusza (V/VI w.), brzmiącą: „Persona proprie dicitur rationalis naturae individua substantia”7, tj. „osoba jest to jestestwo jednotkowe natury rozumnej”8. Tym samym, pomiędzy osobą a rozumem postawiony zostaje tu swoisty znak równości – mówiąc osoba, teologowie mają na myśli istotę/jednostkę o rozumnej naturze. Niemniej, o czym zostało wspomniane powyżej, owa rozumność 6 7 8 Katecheza środowa Jana Pawła II pt. „Trzy Osoby Boże”, wygłoszona 4 grudnia 1985; za: http://www.katolik.pl/forum/read.php?f=1&i=234589&t=234588 (stan: 20-04-2013). Boecjusz, De persona et duabus naturis, 3 (PL 64, 1343); za: http://www.katolik.pl/forum/read.php? f=1&i=234589&t=234588 (stan: 20-04-2013). Interpretacja chrześcijańska mówiąc o trójcy świętej ma na myśli, że w Jezusie Chrystusie poprzez Ducha Świętego objawił się Bóg Ojciec, przy czym nie ma chodzić [...] o objawienie trzech osób, lecz o odwieczne objawienie jednej istoty Bożej. Dogmat o Trójcy Św. przyjmujemy [tu: protestanci, ale jako przedstawiciele chrześcijan w ogóle – DB] jako słowne ujęcie wzajemnego odniesienia się do siebie "osób" Trójcy Św., przy czym trzeba wiedzieć, że „osoba” w sensie nauki chrześcijańskiej ma [chciałoby się rzec: rzekomo – DB] inne znaczenie, niż się powszechnie przyjmuje. Mówiąc o trzech "osobach" w Trójcy jedynego Boga, nauka chrześcijańska chce zawsze przedstawić Tego, wobec którego chrześcijanin staje ze czcią i z miłością w wierze. Jest on zawsze niepojęty, a zawsze bliski – Stwórca, Zbawiciel, Pocieszyciel [http://old.luteranie.pl/pl/?D=27 (stan: 20-04-2013)]. Pojawia się tu próba ominięcia antycypowanego problemu związanego z rozumieniem natury „osobowości” Boga, stąd owa asekuracyjna konstatacja, że [...] „osoba” w sensie nauki chrześcijańskiej ma inne znaczenie, niż się powszechnie przyjmuje. 423 (rozum), nawet posiadanie umysłu, musi iść w parze z posiadaniem mózgu, co już ujawnia sprzeczności i kłóci się z ideą Boga jako bytu bezcielesnego. Bóg bowiem jako kategoria z założenia transcendentna, pozaświatowa, będąca w opozycji do tego, co ziemskie i skończone, winna być kategorią niefizyczną, niematerialną – mózgu zatem (jako materialnego organu) Bóg posiadać nie może. Kategoria osoby sprzężona jest z kategorią świadomości, jaźni (jako epifenomenu funkcjonowania mózgu 9 ). Tej ostatniej Bóg nie posiada – nie jest więc osobą. Skoro zatem kategorie umysłu i rozumu - jako przejaw działalności mózgu - wiążą się w łańcuchu korelacji z koniecznością posiadania obwodów neuronowych, będących de facto częścią fizycznego ciała, a Bóg z racji swej boskości nie może być fizyczny, materialny, cielesny, to primo: występuje tu wewnętrzna kontradykcja w pojęciu Boga – co oznaczałoby, że błędem jest charakteryzowanie Boga przy użyciu kategorii umysłu i rozumu; secundo (co pociąga za sobą powyższe): Bóg nie może być wiązany z żadnymi ludzkimi właściwościami i nie można o nim orzekać żadnych ludzkich predykatów, a już na pewno niestosowne są te wskazujące na właściwe ludziom czynności: przemyśliwania, rozumienia, posiadania wiedzy o czymś itd. Implikuje to po pierwsze, że nie można mówić, jakoby osoba dokonująca dywinacji zawłaszczała sobie jakąś boską umiejętność i poprzez prekognicję, akt przewidywania przyszłości wchodziła w „domenę boską”. Czy wróżbita faktycznie dokonuje aktu przewidywania, tzn. jest w stanie przewidzieć przyszłe losy – czy to jednostki, czy większych grup ludzkich – to już inna kwestia. Istotą problemu jest tu konstatacja, że, w świetle przedstawianego stanowiska, trudno jest mówić o Bogu, który by o czymś „wiedział”, tj. „wiedział” np. o tym, co się wydarzy (danemu człowiekowi), tj. – innymi słowy – w swoim boski umyśle zawierał już niejako te wydarzenia, a to dlatego, że, co pokazano, jako takiego umysłu posiadać on nie może, co wynika 9 Termin epifenomen używany jest na stronach niniejszej pracy w sensie, jaki przypisywany jest mu na gruncie filozoficznej orientacji epifenomenalizmu, tj. oznacza zjawisko (fenomen) wtórne wobec swojej przyczyny, ale z nią (jako zjawiskiem-fenomenem podstawowym) współwystępujące, przy kluczowej asercji o stanowieniu przezeń zjawiska (zdarzenia) o charakterze niefizycznym (mentalnym), będącym następstwem zjawiska (zdarzenia) o charakterze neurofizjologicznym. W ramach takiej optyki uprawnione jest mówienie o świadomości, jaźni i umyśle (fenomenach/„zdarzeniach” niefizycznych, swoiście mentalnych) jako epifenomenie (epifenomenach) pracy fizycznego mózgu (jako kategorii z obrębu neurobiologii). 424 z bezcielesnej, amorficznej natury Boga (Bóg nie jest bytem fizycznym = nie ma ciała = nie ma mózgu = nie ma umysłu). Świadomość, będąca konsekwencją posiadania umysłu (a zatem wytwór funkcjonowania mózgu), okazuje się zatem cechą typowo ludzką (a prawdopodobnie też i zwierzęcą). Świadomość to stan psychiczny związany z procesami myślowymi – jako wynik pracy mózgu – właściwy jednostce 10 . Mówiąc o fenomenie świadomości mówi się zatem o zjawiskach chemicznych zachodzących w mózgu i w obwodach neuronowych. Świadomość i umysł to określenia stosowane do mówienia o aktywnościach mózgu (ludzkiego, zwierzęcego), a więc organu fizycznego (dodatkowo: świadomość i umysł tworzą tzw. osobowość). Pojęcie „umysłu Boga” czy też „świadomości Boga” zatem, o ile nie jest kategorią dalece symboliczną lub metaforyczną, nie odnajduje sensowności i nie powinna znajdować zastosowania. Osoba wróżąca nie zawłaszcza sobie w związku z tym boskiego terytorium, gdyż dokonując aktu dywinacji nie werbalizuje treści, które zawierałyby się w owym tzw. umyśle bożym. Tym samym nie jest możliwe „urażenie”, „rozgniewanie”, „zmartwienie” czy „zasmucenie” Boga ewentualnym postawieniem wróżby i przepowiedzeniem przyszłości (tj. dokonanym czynem dywinacyjnym). Jeśli Bóg jest bytem niecielesnym, to nie odczuwa na sposób ludzki i stany właściwe człowiekowi, jego nastrojowi, schematom myślowym, poznawczym, emocjonalnym itd. nie znajdą odniesienia w sytuacji rozprawiania o Bogu. Aby możliwe było mówienie o jakiejś relacji – wyrażającej się tu np. w gniewaniu się na kogoś, wykazywaniu dezaprobaty wobec czyjegoś zachowania itd. (jak miałby prezentować się względem ludzi Bóg) – obie strony musiałyby być bytem świadomościowym oraz być bytem, podmiotem pozostającym w „sprzężeniu zwrotnym”, tj. być de facto bytem osobowym, osobą. A, jak wykazano, Bóg – z racji swojej niesomatycznej natury – nie może być bytem osobowym. Pozostaje zatem transcendentnym absolutem i jako taki – tj. jako „wymykający się” ludzkiemu poznaniu nieosobowy, nieskończony absolut – z definicji nie wchodzi w relacje z bytami skończonymi 10 Świadomość (w postaci psychicznych obrazów myśli, planów itd.) niefizycznie „zamieszkuje” mózg, „wypełnia” sieci neuronowe. 425 (tj. z człowiekiem)11. Jeśli to, co boskie jest absolutem i tym, co nieskończone, obejmującym to, co względne i to, co skończone, to nie może być ono wyrażone w kategoriach osoby. Osoba bowiem może być tylko względna12. Kolejne pytania: czy żydowska i chrześcijańska nauka o zakazie praktykowania dywinacji nie jest sprzeczna z samym tekstem Biblii? Co począć z pojawiającymi się na kartach biblijnych ksiąg opisami mówiącymi o „rzucaniu losów”13? Czy nie przypominają one lub nawet w swojej istocie nie są czynnościami wróżebnymi, dywinacyjnymi? Poza tym, kategoria divinatio pojawia się i w samym nauczaniu chrześcijańskim, występując w tym ostatnim jako „dar widzenia”. Pozwolimy sobie przytoczyć dłuższy fragment na temat fenomenu divinatio z klasyka religioznawstwa, Rudolfa Otto, jego wypowiedź następnie krótko analizując: „Tam gdzie występuje prawdziwy dar widzenia (divinatio) „świętości w jej przejawach”, tam nabiera też znaczenia element, który należałoby określić jako „współwystępujący znak”, wprawdzie nie jako właściwe nośne podłoże daru widzenia, ale jako jego potwierdzenie, a mianowicie te elementy wyższego życia duchowego i wyższej mocy ducha nad naturą i otaczającym światem, które występują w historycznym obrazie Jezusa. Posiadają one swoje analogie w powszechnej historii życia duchowego i historii religii. Przejawiają się w talentach profesyjnych wielkich proroków Izraela jako wizjonerskie intuicje i wieszcze przeczucia, a w życiu Chrystusa jako spotęgowane „talenty duchowe”. „Cudami” one nie są, gdyż jako moce ducha są – jak sama nasza wola, która potrafi uporać się z naszym ciałem – po prostu Abstrahuje się tu od chrześcijańskiej idei wcielenia Boga w Jezusa Chrystusa – w kontekście trójcy świętej rozważania powyższe tyczyły się najprędzej „osoby” Boga Ojca, tj. bytu swoiście transcendentnego. Niemniej, gwoli rzetelności, mówienie przez Jezusa do Boga i o Bogu „Ojcze” świadczyć może o tym, że postrzegał on tegoż jako de facto osobę, tj. kogoś, z kim można nawiązywać relacje i kogoś, z kim można wchodzić w „dialog” (a żeby dialog był możliwy, konieczne jest zachodzenie relacji podmiot – podmiot; druga strona relacji zatem musi być osobą). 12 Louis Dupré, Inny wymiar, przeł. Sabina Lewandowska, Wydawnictwo Znak, Kraków 1991, s. 282. 13 Przykładowo: „I rzekł jeden do drugiego: Szybko! Rzućmy losy, aby się dowiedzieć, z czyjej winy spadło na nas to nieszczęście! Gdy więc rzucili losy, los padł na Jonasza” (Jon 1, 7); „I rzucali losy w sprawie swoich czynności służbowych, zupełnie tak samo młodszy jak i starszy, mistrz jak i uczeń” (1 Krn 25, 8); „Potem osiedlili się naczelnicy ludu w Jeruzalemie, reszta ludności zaś rzucała losy, aby jednego z dziesięciu doprowadzić do osiedlenia się w świętym mieście Jeruzalemie, a dziewięciu pozostałych w innych miejscowościach” (Ne 11, 1); „A Jozue rzucił dla nich losy przed Panem w Sylo i rozdzielił tam ziemię między synów izraelskich, każdemu jego dział” (Joz 18, 10); „W miesiącu pierwszym, to jest w miesiącu Nisan, w dwunastym roku panowania króla Achaszwerosza rzucono w obecności Hamana «pur», to znaczy los co do każdego dnia i każdego miesiąca, i los padł na trzynasty dzień dwunastego miesiąca, to jest miesiąca Adar” (Est 3, 7). O rzucaniu/ciągnięciu losów w Biblii zob. poza tym np.: Kpł 16, 8; 1Sm 14, 42; 1Krn 24, 31; 1Krn 26, 13; Na 3, 10; Jl 4, 3; Ab 1, 11. 11 426 czymś „naturalnym”, i to w najwyższym stopniu naturalnym. Występują oczywiście tylko tam, gdzie sam duch ma wznioślejszą postać i gdzie obdarzony jest większą żywotnością, ale można ich się przynajmniej spodziewać tam, gdzie jak najbliżej i jak najściślej jest on złączony ze swym wiecznym podłożem, gdzie całkowicie na nim się opiera i dzięki temu zdolny jest do własnych wyższych czynów. Dlatego właśnie także ich istnienie i występowanie może być «współwystępującym znakiem» dla ostatniej okoliczności, a tym samym i dla skutku samego daru widzenia”14. Dar widzenia (divinatio) przejawia się zatem np. w „talentach profesyjnych” proroków izraelskich i przybiera postać „wizjonerskich intuicji i wieszczych przeczuć”. Z drugiej strony, divinatio manifestuje się również w osobie i życiu Chrystusa. Idzie w istocie o dar widzenia „świętości w jego przejawach”, jakkolwiek w odniesieniu do współczesnych wróżbitów dar ów egzemplifikowałby się jako dar widzenia przyszłości. Obok divinatio pojawia się kategoria „współwystępującego znaku”, którym są „elementy wyższego życia duchowego i wyższej mocy ducha nad naturą i otaczającym światem”. Mają się one hipostazować – gdy idzie o wykładnię chrześcijańską – w osobie Jezusa Chrystusa. Jednakże, wspomniane „elementy wyższego życia duchowego” można potraktować też jako inherentne umiejętnościom dywinacyjnym współczesnych wróżbitów. Ci ostatni, poprzez zdolność dywinacji (divinatio), uosabialiby wyższy stopień rozwoju duchowego/życia duchowego i wyższy stopień wiedzy o świecie – z uwagi na wiedzę o przyszłych zdarzeniach mających się na nim wydarzyć. Wróżbici, tj. ludzie, którzy „obdarzeni” (sic! – „dar” widzenia) zostali umiejętnością widzenia, tj. „przewidywania” (divinatio), byliby tymi, których „duch ma wznioślejszą postać”. Przejawy divinatio, tj. praktykowane wróżby jednakowoż „cudami nie są”, [...] gdyż jako moce ducha są – jak sama nasza wola, która potrafi uporać się z naszym ciałem – po prostu czymś „naturalnym”, i to w najwyższym stopniu naturalnym. Ponieważ umiejętności te, tj. zdolności dywinacyjne są czymś naturalnym, tj. właściwym jednostkom ludzkim na mocy ich konstytucji psychofizycznej, okaże się, że owe zdolności dywinacji i preko14 Rudolf Otto, Świętość. Elementy irracjonalne w pojęciu bóstwa i ich stosunek do elementów racjonalnych, przeł. Bogdan Kupis, Wydawnictwo KR, Warszawa 1999, s. 191. 427 gnicji są konsekwencją pracy ludzkiego umysłu (jako epifenomenu fizycznego mózgu), o czym powiedziane zostanie więcej w końcowej części niniejszego artykułu. Jasno wypływający z powyższego wniosek jest zatem taki, że stygmatyzowanie idei dywinacji – a więc, nomen omen, i divinatio – przez żydowskich oraz chrześcijańskich egzegetów jest niewłaściwe i nierozsądne. Według teologów bowiem wróżenie, które osoby zainteresowane praktykują przy użyciu różnych metod dywinacyjnych (najpowszechniejsza technika to kartomancja – wróżenie za pomocą kart, czy to tarota, czy innych) jest, najdelikatniej mówiąc, niegodne aprobaty, a w wykładni skrajnej stanowić ma część lub rodzaj okultyzmu (waloryzowanego naturalnie negatywnie) oraz jako składowa satanizmu (!), prowadzić ma do opętania15. Wróżbiarstwo ukazywane jest często w nauce chrześcijańskiej jako synonimiczne ze spirytyzmem (tj. prowokowanym kontaktem z duchami). Stawiany znak równości tłumaczony jest tu rzekomą nierozłącznością wróżbiarstwa od współdziałania duchów, gdyż to pierwsze bez tego drugiego ma być pozbawione mocy i ponieważ wywoływanie duchów służyć ma otrzymaniu od tychże pewnych informacji16. Jakkolwiek teza o bliskoznaczności wróżbiarstwa i spirytyzmu jest wysoce dyskusyjna i stanowi zbyt powierzchowne uproszczenie, dość jasne wydają się motywy czynienia takiego utożsamienia: sam bowiem Stary Testament tam, gdzie mówi o wróżbiarstwie, mówi jednocześnie o wywoływaniu duchów (tj. w istocie o spirytyzmie)17. Praktykowanie wróżbiarstwa (czynne lub bierne, tj. albo w postaci własnego zajmowania się dywinacją, tj. wróżenia sobie i innym, albo w postaci odwiedzania wróżbitów i tzw. doradców duchowych) jest według hierarchów kościelnych złem. Negatywnie (a wręcz potępiająco) o wróżbach i praktykach wróżebnych dosadnie wyraża się np. cała tradycja katolickiego nauczania: począwszy od stanowiska Ojców Kościoła18, przez dekrety starożytnych synodów (Toledo [397-400 r.]19 , Mar Isaac [410 r.] 20 ) i soborów 15 Zob. np. http://docs7.chomikuj.pl/426404216,0,0,Lista-złych-furtek.doc (stan: 20-04-2013). Posacki, Propaganda..., op. cit. Zob. przypisy nr 2, 4 i 5 niniejszego artykułu. 18 Powie np. Tomasz z Akwinu: „[...] wszelkie wróżenie posługuje się jakąś radą i mocą szatańską do poznania przyszłych wydarzeń. Niekiedy wróżbici wzywają tej pomocy wyraźnie, niekiedy zaś demony w sposób ukryty wpływają na poznanie rzeczy przyszłych nieznanych ludziom, im zaś znanych w sposób, który omówiliśmy gdzie indziej” (cyt. z: idem, Suma teologiczna, tłum. F. Bednarski OP, q. 94, a. 3; za: Posacki, Propaganda..., op. cit.). 19 W Kanonie 15: „Jeśli ktoś uważa, że należy wierzyć w astrologię albo w kabalistykę, niech będzie 16 17 428 (Kartagina [398 r.]21), a kończąc na Katechizmie Kościoła Katolickiego (artykuł 211722)23. Wróżbiarstwo potępiane jest w nauczaniu Kościoła chrześcijańskiego, gdyż stanowić ma grzech bałwochwalstwa i zdradzać ma inklinacje człowieka do niewierności względem Boga. Nadto, wróżbiarstwo podważać ma (przez suponowaną możliwość odczytania przyszłych zdarzeń) zasadę posiadania przez człowieka wolnej woli i negować ma ideę Boga jako „Pana człowieczego losu”. Ma być w końcu dywinacja [...] duchowym oszustwem, którego ostatecznym celem jest odwodzenie ludzi od drogi zbawienia poprzez "utwierdzanie grzechu" (św. Augustyn), do czego prowadzi negacja wolności człowieka i Boga (co ostatecznie jest też deformacją obrazu Boga)24. Tymczasem, występujące w Biblii „rzucanie losów” ma być, według egzegetów, czymś zgoła odmiennym. Więcej nawet. Owej czynności opisanej na kartach Nowego Testamentu przydawana jest przez biblijnych interpretatorów swego typu kwalifikacja moralna – rzucanie losów okazuje się czymś dobrym i nie pozostającym sprzecznym z bożą wolą. Najbardziej reprezentatywnym fragmentem w Nowym Testamencie dotyczącym „rzucania losów” jest werset z Dziejów Apostolskich 1, 26: „I dali im losy; a los padł na Macieja, i został dołączony do grona jedenastu wyklęty” (za: Posacki, Propaganda..., op. cit.). W Kanonie 5: „Zakazuje się wszystkim, także wiernym, praktykowania wróżb z trzewi, przepowiadania przyszłości, okultyzmu, związań, amuletów, czarów, pod karą anatemy” (za: Posacki, Propaganda..., op. cit.). 21 W Kanonie 83 (89): „Ten, kto spędza swój czas z wróżącymi z trzewi i zajmuje się zaklęciami (incantationes), powinien być wyłączony z Kościoła” (za: Posacki, Propaganda..., op. cit.). 22 „Wszystkie praktyki magii lub czarów, przez które dąży się do pozyskania tajemnych sił, by posługiwać się nimi i osiągać nadnaturalną władzę nad bliźnim - nawet w celu zapewnienia mu zdrowia - są w poważnej sprzeczności z cnotą religijności. Praktyki te należy potępić tym bardziej wtedy, gdy towarzyszy im intencja zaszkodzenia drugiemu człowiekowi lub uciekanie się do interwencji demonów. Jest również naganne noszenie amuletów. Spirytyzm często pociąga za sobą praktyki wróżbiarskie lub magiczne. Dlatego Kościół upomina wiernych, by wystrzegali się ich. Uciekanie się do tak zwanych tradycyjnych praktyk medycznych nie usprawiedliwia ani wzywania złych mocy, ani wykorzystywania łatwowierności drugiego człowieka” (za: http://www.katechizm.opoka.org.pl/rkkkIII-2-1.htm [stan: 21-04-2013]). 23 Zob. też np. tekst Noty Duszpasterskiej Konferencji Biskupów Toskanii na temat magii i demonologii (czego część stanowić ma wróżbiarstwo, tj. przepowiadanie przyszłości): „[...] najgorszy i najbardziej niebezpieczny wyraz przepowiadania przyszłości to nekromancja czy spirytyzm lub uciekanie się do duchów zmarłych, aby wejść z nimi w kontakt i odkryć przyszłość lub jakiś jej aspekt. Seanse spirytystyczne należą do tego typu magii. Na takich seansach uczestnicy i medium (nowoczesne wydanie starożytnych nekromantów) poświęcają się przyzywaniu dusz zmarłych (na przykład rzekome nagrania głosów spoza grobu), a w rzeczywistości wprowadzają one pewną formę wyobcowania z teraźniejszości i dokonują zafałszowania wiary w życie pozagrobowe, zwykle za pomocą sztuczek, działając w istocie jako narzędzia sił Złego, który używa ich często do celów destruktywnych, skierowanych na zwodzenie człowieka i oddalanie go od Boga” (w: A. Posacki SJ, Okultyzm, magia, demonologia, Wydawnictwo m, Kraków 1996, s. 111-172; za: idem, Propaganda..., op. cit.). 24 Posacki, Propaganda..., op. cit. 20 429 apostołów”25. Komentarz biblistów orzeka, że pojawiające się w tym miejscu „rzucanie losów” ma być tu de facto zdawaniem się na Boga, tj. w istocie na los ustalony uprzednio przez stwórcę, i sposobem, drogą dowiadywania się o boskich zamiarach. W Dz 1, 26 apostołowie ciągną losy, aby dowiedzieć się, kto, zgodnie z bożą wolą, zajmie miejsce w gronie uczniów Jezusa po Judaszu (Maciej czy Barsaba). W wyniku rzucania losów jasne mają stawać się dla ludzi boże wybory, boże preferencje (co do ludzkiego postępowania), boska wola (por. Prz 16, 33: „Losem potrząsa się w zanadrzu, lecz jego rozstrzygnięcie zależy od Pana”26). W sytuacji natomiast praktykowania dywinacji, stawiania wróżb, używania talii tarota itd. – czyli wykonywania czynu wchodzącego w skład czegoś, co w wyniku zbanalizowania i zwulgaryzowania nazwane zostało „ezoteryką” – ludzie, poprzez chęć poznania losu, przyszłych zdarzeń, zaprzeczać mają, jak twierdzą wojujący wyznawcy religijni, boskiej (tzn. najlepszej) decyzji i boskiemu wyborowi. Ludzie winni, jak głoszą teologowie, z wiarą i ufnością zdawać się na Boga, na zdarzenia „ustalone” przez Boga. Powinni z zaufaniem podchodzić do przyszłych, niewiadomych (póki co) zdarzeń, tego, co nastąpi, żywiąc jednocześnie przekonanie, że zdarzenia te na pewno będą dobre – bo „wybrane”, „zadecydowane” i „zesłane” w przyszłości (bliższej bądź dalszej) przez Boga – a nie przy pomocy wróżbitów „wchodzić Bogu w kompetencje”. Nadto, zwłaszcza dla chrześcijanina niemożliwe jest zaakceptowanie przekonania o zapisaniu z góry przyszłych wydarzeń, przyszłości jako takiej – do której wróżbici mają mieć dostęp – gdyż w ten sposób jakoby zaprzeczać ma on swojej wolnej woli i przyrodzonej mu odpowiedzialności za siebie i innych. Wróżbiarstwo ma też rzekomo alienować człowieka, który wskutek praktykowania dywinacji lub korzystania z usług wróżbitów tracić ma możliwość panowania nad swoim przeznaczeniem, podczas gdy cała przyszłość ma być jedynie w gestii Boga i do niego, przy współpracy z człowiekiem, należeć27. Podobnie zatem jak w sytuacji „rzucania losów”, także wróżbiar25 Zob. szerzej: Dz 1, 21-26. W tłumaczeniu Biblia Tysiąclecia. Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Pallotinum, Poznań 2003: „We fałdy sukni wrzuca się losy, ale Pan sam rozstrzyga”. 27 Jean Vernette, Przewodnik po zjawiskach nadnaturalnych. Magia, wróżbiarstwo, czary, zjawiska paranormalne, przeł. Alicja Kałużny, Wydawnictwo m, Kraków 2009, s. 29. 26 430 stwo – jako część, dziedzina okultyzmu i rodzaj spirytyzmu – podlega kwalifikacji moralnej (duchowo-moralnej). Z jednej strony ową ocenę czyni sam tekst biblijny (zob. cytowane wcześniej starotestamentowe wersety – głównie z Księgi Kapłańskiej), a z drugiej, skodyfikowane i nie, nauki chrześcijańskiego kościoła (głównie katolickiego). Wszelako, co jasno widać, ocena moralna nadana dywinacji radykalnie różni się od tej przydanej czynności rzucania losów. Reasumując, wróżenie ocenianie jest przez teologów i co bardziej fundamentalnych teistów jako złe, podczas gdy praktykowane przez apostołów „rzucanie losów” (Dz 1, 26) ma być dobre, bo w rzucaniu losów wyrażać się ma boża wola, a w tym pierwszym czynie nie. Powyższa „kościelna” optyka wydaje się jednak ponownie nieracjonalna. Po pierwsze, rzucanie losów – czy to „biblijne”, czy inne – jest w rzeczywistości niczym innym, jak metodą dywinacyjną, nomen omen (sic!) divinatio, a dywinacja była szeroko praktykowana przez ludzi w dziejach historii. Przypomnijmy fragment z cytowanego wyżej Otta: [...] Posiadają one [tj. „elementy wyższego życia duchowego i wyższej mocy ducha nad naturą i otaczającym światem” (o czym wcześniej), które egzemplifikują się pod postacią „daru widzenia”, tj. divinatio – DB] swoje analogie w powszechnej historii życia duchowego i historii religii28. Uprawiał ją (tj. divinatio) również naród izraelski29 (Ottowskie „talenty profesyjne proroków Izraela”) oraz, później, pierwsi chrześcijanie, w tym i apostołowie Jezusa, a nawet charakteryzował się swoistą „umiejętnością” divinatio sam Jezus (przyjmowała ona u niego postać zaproponowanych przez Otta „duchowych talentów”). Po drugie, współczesne praktykowanie przez ludzi wróżenia (w jakiejkolwiek postaci „-mancji”30) przyrównać można do starożytnego rzucaOtto, Świętość..., op. cit., s. 191. Zob. przypis nr 13 niniejszego artykułu. 30 Kartomancja, chiromancja, krystalomancja, numeromancja (numerologia), oneiromancja, grafomancja, bibliomancja i wiele innych. W kontekście niniejszych rozważań bibliomancja wydaje się wyjątkowo interesująca, zważywszy przedmiot zainteresowania, którym jest tu książka – najczęściej święta księga wyznawców danej religii (w tym judaizmu i chrześcijaństwa). W bibliomancji używa się świętej księgi w czynności wróżebnej: otwiera się ją „na chybił-trafił” i odczytuje dowolny wers/fragment, który stanowić ma odpowiedź na postawione wcześniej pytanie i/lub przepowiadać ma przyszłość. Praktykowanie bibliomancji przy użyciu Biblii popularne było w środowisku chrześcijańskim we wczesnych wiekach średnich – mimo że o owej praktyce (zwanej sortilegium) autorytety kościelne wyrażały się niepochlebnie (a nawet ją potępiły i zakazały jej stosowania); zob. Richard M. Golden, Encyclopedia of Witchcraft. The Western Tradition, ABC-CLIO/Greenwood, 2006, s. 120-121. 28 29 431 nia losów. To ostatnie stanowi bowiem w swojej istocie czynność zmierzającą do poznania boskich czy to wyborów, czy zamiarów (jeśli uprzeć się, że takie pojęcia jako „boskie wybory”, „boże zamiary” mają sens). Paralelnie, techniki wróżebne charakterystyczne dla dzisiejszych wróżbitów (np. kartomancja) także, w odpowiedniej wykładni, służą poznaniu boskich „decyzji”, tego, czego Bóg „chce” i czego od ludzi „oczekuje”. Dzięki wróżbom ludzie dowiadywać się mają o najlepszym dla nich losie, wytyczonym im de facto przez Boga. W tym wypadku niechwalebna „ezoteryczna”, „okultystyczna” dywinacja wykonywana przez współczesnych wróżbitów w żadnym wypadku nie byłaby „wchodzeniem w kompetencje” Bogu. Nie stanowiłaby próby zawłaszczenia sobie sfery tylko Bogu dostępnej – płaszczyzny, na której możliwe jest kreowanie i kierowanie zdarzeniami. Mało tego. Wróżbici nie mają się za bogów, a bardzo często jedynie za „narzędzia”, za media (medium), za pośrednictwem których przekazują ludziom informacje. Są pośrednikami, „kanałami”, którymi płynąć ma boski przekaz co do przyszłych losów. Wróżbici nie uzurpują sobie statusu boskiego, nie stanowią więc zagrożenia dla boskiego dominium. Zresztą, co istotne w tym kontekście, wróżbici nierzadko przed aktem dywinacji sami zwracają się do siły wyższej, do Boga (w formie modlitwy, inkantacji)31 – nie mogą zatem traktować siebie jako bogów (nie modlą się przecież do siebie). Adepci wróżbiarstwa postrzegają siebie jako przekaźniki, „biorą” się za pośredników przekazujących informacje, jakieś wiadomości. Czują się subiektywnie zobligowani do wyartykułowania informacji dotyczących przyszłości (wierząc, że posiadają do nich/niej dostęp). Istotnym aspektem pozostaje przy tym afektywny charakter i kontekst wydarzającej się relacji wróżbita – osoba korzystająca z jego porad. „Relacja „widzący” – klient, dotykająca głębi ludzkiej istoty, nie jest więc nigdy neutralna. Drugi uczestnik tej relacji przypisuje niekiedy pierwszemu nieograniczona moc, dar łączności z bóstwem, co jest typowe dla sfery religijności. Usakralnionej osobie wróżbity odpowiada wierzenie wiernego”32. Niemniej raz jeszcze: nawet jeśli osoba korzystająca z umiejętności dywina31 32 Nota bene, tak samo czynili też apostołowie: poprzedzali akt „rzucenia losów” modlitwą, zwróceniem się do Boga. Vernette, Przewodnik..., op. cit., s. 27. 432 cyjnych wróżbity upatruje w nim jakichś dodatkowych, nadprzyrodzonych mocy (w tym nawet „daru łączności” ze sferą boską, nadprzyrodzoną, tj. de facto „daru widzenia” – divinatio), optyka taka wpisywałaby się bardziej w paradygmat Ottowskich „mocy ducha”33, będących rezultatem rozwiniętego życia duchowego wróżbity i [...] wyższej mocy ducha nad naturą i otaczającym światem34, przy czym owa „wznioślejsza postać ducha” (tu: wróżbitów) pozostaje czymś naturalnym, a nie nadnaturalnym (jak również chce Otto) i związanym z ciałem – do którego to zagadnienia zbliżamy się już wielkimi krokami. Należy przedtem jednak jeszcze raz odwołać się do tezy, że użyte powyżej kategorie i terminy („wybór” i „zesłanie” zdarzeń „dokonywane” przez Boga; boska „decyzja”; boski „zamiar”; boże „chcenie” i „oczekiwanie” przezeń czegoś od ludzi) nie powinny znajdować odniesienia przy mówieniu o Bogu, gdyż bóstwo nie jest człowiekiem (i nie powinno być personifikowane), więc nie ma umysłu (ponieważ nie ma mózgu). Zatem, do Boga nie stosują się terminy określające ludzkie stany emocjonalno-psychicznie i ludzkie zachowania. Idea (poznania) boskich „zamiarów”, „decyzji”, „oczekiwań” i bożej „woli” jest więc wewnętrznie sprzeczna. Pod znakiem zapytania staje w związku z tym również cała koncepcja prawdziwości i wiarygodności „rzucania losów” oraz przepowiedni wróżebnych jako takich (skoro nie ma ich do kogo/czego odnieść), chyba że wykluczy się ideę teistyczną i potraktuje się przekazy dywinacyjne w świetle innej optyki, mianowicie pozbawionej Boga osobowego, tj. np. optyki mówiącej o czymś na kształt informacyjnego monizmu, energetycznego „splątania” ludzi ze sobą (koncepcja zbudowana na hipotezach spopularyzowanej i strywializowanej fizyki kwantowej) oraz istotowej jedności rodzaju ludzkiego (odwołanie do filozofii) – idei jakże popularnych w new’age-owskiej duchowości. W takim ujęciu możliwe staje się, przynajmniej hipotetycznie, sięganie umysłem ludzkim, myślą, świadomością „w przód”, „w przyszłość”, pobieranie stamtąd informacji i przekazywanie ich innym na drodze werbalizacji w postaci wróżby („postawionej” przy pomocy jakichś narzędzi dywinacyjnych). Zjawiska prekognicji, tj. przewidywania przyszłych zdarzeń, być 33 34 Zob. cytowany wcześniej fragment z Otta (str. 6 niniejszego artykułu). Ibidem. 433 może bowiem wynikają z naturalnych umiejętności ludzkiego mózgu. Umiejętność odczytywania przyszłości byłaby tu częścią szerszych zdolności psychicznych, które interpretowane mogą być albo w ramach wyjaśnień opierających się na złożoności fizycznego pojęcia czasoprzestrzeni, gdzie można by było „sięgać” przyszłości (fizyka kwantowa 35 ), albo w ramach wyjaśnień upatrujących przeznaczenie i rzekomą przyszłość w formie (już) obecnych w człowieku, tj. w jego – nomen omen – umyśle, obrazów (psychologia), albo w ramach wyjaśnień „parareligijnych”, gdzie przyszłość „wyjawiać” mają jednostkom specjalnie ku temu usposobionym istoty wyższe, boskie (parapsychologia)36. Wszystko pozostaje kwestią przyjętego paradygmatu. Szczególnym zainteresowaniem zdaje się ostatnimi czasy cieszyć wyjaśnienie mieszczące się w ramach paradygmatu zsymplifikowanej fizyki kwantowej. Ta ostatnia – poprzez swoje koncepcje: zasadę nieokreśloności, probabilizm i przypadkowość – usprawiedliwia też przy okazji koncepcję wolnej woli człowieka (i ludzkiego wyboru), stawiając tym samym pod dużym znakiem zapytania stanowisko postulujące zdeterminowanie ludzkich losów. Inaczej mówiąc, fizyka kwantowa w wykładni „uduchowionej” wyjaśniać ma możliwość zmiany mgliście zarysowanej przyszłości, jeśli powzięta zostanie stosowna decyzja (kwestia „wyboru”, „decyzji”, „kreowania rzeczywistości”, teza „życia zależącego wyłącznie ode mnie” to idee nowego, duchowego, swoiście new age’owskiego paradygmatu opartego na filozofii mechaniki kwantowej). Fenomen wolności uzasadniany i możliwy jest tu dzięki (niezdeterminowanym) operacjom zachodzącym w ludzkim mózgu, w sieciach neuronowych, i w interpretacji wspierany jest kwantową zasadą nieoznaczoności Heisenberga, a także – niejako z drugiej strony – naukami z pogranicza biologii i neurofizjologii, głoszącymi, że wolność, wolny wybór, wolna wola „ulokowana jest” w płacie czołowym mózgu. Główną ideą nowego paradygmatu opartego na fizyce kwantowej w Która sugerować ma, [...] że świat nie jest mechanizmem zegarowym, lecz raczej organizmem żywym, w którym wszystko jest ze wszystkim połączone... poprzez przestrzeń i czas (słowa dra Deana Radina, zamieszczone w: William Arntz, Betsy Chasse, Mark Vicente i in., What the Bleep Do we (k)now!? Co my tak naprawdę wiemy!? Odkrywając nieskończone możliwości zmiany naszej codziennej rzeczywistości, przeł. Małgorzata Reszka, Kamila Jakimowicz, Janusz Jakimowicz, Joanna Mądrzak, Manawa, Wrocław 2008, s. 27). 36 Zob. Vernette, Przewodnik..., op. cit., s. 30-31. 35 434 odniesieniu do zagadnienia prekognicji i dywinacji jest kategoria „splątania” kwantowego. „Splątanie” owo pozostaje w silnej zależności od tzw. koncepcji nielokalności cząstek (kwantowych). Pojawiający się tu pomysł, że umysły ludzkie pozostają „splątane” ma być konsekwencją „splątania” cząstek na poziomie kwantowym, „[...] a cząstki są podobne do informacji, zaś umysł jest jak materia, a materia jak umysł, czemu więc i umysły nie miałyby być splątane ?”37. Na gruncie tzw. teorii splątanych umysłów autorstwa dra Deana Ra38 dina wyjaśniany jest między innymi fenomen percepcji pozazmysłowej. Według Radina doświadczenia pozazmysłowe – do których zalicza się prekognicja39, egzemplifikowana przez dywinację – to w istocie przejaw „splątania” umysłów w postaci zjawiska zachodzącego pomiędzy dwiema (lub więcej osobami), w efekcie czego możliwe stawać się ma „wydzieranie” informacji na temat potencjalnych przyszłych zdarzeń z umysłu drugiej osoby/innych osób (wtenczas owa optyka łączy się z wyjaśnieniem psychologicznym, w ramach którego istotność otrzymują obrazy już zawarte w drugim człowieku – w jego świadomości lub nieświadomości, tj. w świadomym lub nieświadomym umyśle – po które się myślowo „sięga”40) lub też dochodziłoby do mentalnej partycypacji w tychże „przyszłych”, już jakoś swoiście ustalonych i „zadecydowanych”, zdarzeniach, w wyniku czego można później zwerbalizować otrzymaną wiedzę – tj., nomen omen, „postawić” przepowiednię/wróżbę. Wspomniany paradygmat sprowadza się do idei postulującej jedność umysłów, która to jedność umożliwiać ma prekognicję, a przez to i dywinację. Na poziomie głębszym idzie o tzw. ideę żywego (wszech)świata wzajemnych powiązań – w kontraście do paradygmatu „martwego” (wszech)Pytanie takie pada w: Arntz…, What the Bleep…, op. cit., s. 215. Zob. jego książkę Entangled Minds: Extrasensory Experiences in a Quantum Reality, Paraview Pocket Books, New York 2006. 39 Ale też takie fenomeny ludzkiego umysłu jak telepatia, jasnowidzenie, psychokineza czy uzdrawianie na odległość; zob. Arntz..., What the Bleep..., op. cit., s. 216 40 Po jungowsku: nieświadomość zbiorowa jako metaforyczna, konceptualna przestrzeń, w której znajdować mają się obrazy nieświadomości, dostępne wszystkim ludzkim umysłom, co implikuje ideę mówiącą o połączeniu wszystkich ze wszystkim, tj. de facto o „splątaniu”. Mało tego. Dr Radin wysuwa hipotezę istnienia pewnego rodzaju przestrzeni, opcjonalnie pola umysłu, gdzie zachodzić mają omawiane przez niego fenomeny, tj. interakcje pomiędzy „splątanymi” umysłami (efektem których jest np. zjawisko prekognicji) [zob. Arntz…, What the Bleep…, op. cit., s. 216]. Interesującym przedsięwzięciem byłaby przy tym próba powiązania wspomnianej przestrzeni umysłu, o której mówi dr Radin, z przestrzenią nieświadomości Junga (i tu, i tu dochodzić ma do partycypacji ludzkiego umysłu w większej „bazie” informacji). 37 38 435 świata podzielonego na niezwiązane ze sobą części41 – oraz o hipotezę mówiącą o możliwości rzeczywistego wpływu czegoś w istocie niefizycznego (umysłu, świadomości) na świat fizyczny, na materialną rzeczywistość42. Umysł jest więc w ramach powyższego „paradygmatu kwantowego” tym, co stanowi fundament czynienia jakichkolwiek dywagacji na temat (możliwości) prekognicji i dywinacji. Tak zatem jak w początkowej części artykułu, umysł i świadomość – jako „wytwór” pracy mózgu – okazują się kategoriami zasadniczymi dla niniejszych rozważań, jakkolwiek ze zgoła odmiennych punktów widzenia. W pierwszej części mówiło się bowiem o zakładanym przez egzegetów religijnych (głównie chrześcijańskich) istnieniu umysłu Boga, a więc boskiego rozumu, skąd bardzo blisko do idei Boga jako osoby, Boga zantropomorfizowanego, Boga spersonifikowanego (korelacja umysł/rozum-mózgfizyczne ciało-materia), co, jak wykazano, jest, wraz z implikowanym kompleksem idei, podejściem niewłaściwym. Ów nieuzasadniony kompleks idei to raz: ujmowanie Boga jako osoby, którą rozgniewać, zasmucić itd. rzekomo mogą praktykowane przez ludzi czynności wróżebne (tj. traktowanie Boga jako istoty, która odczuwa emocje); dwa: ujmowanie Boga jako osoby, która widzi, spostrzega, co dzieje się na świecie (przez co, jak przy primo, w konkretny sposób ustosunkowywać by się miała emocjonalnie do tych zdarzeń – tj. tu: do ludzkich aktów dywinacyjnych); trzy: ujmowanie Boga jako osoby, która przemyśliwuje, rozumie, pamięta, posiada wiedzę o czymś itd. – a to wszystko z uwagi na niepoprawność przedstawiania Boga w kategoriach ludzkich i przy użyciu predykatów odnoszących się do ludzi. Równocześnie ukazano, że czynienie jasnej dyferencjacji pomiędzy wróżeniem praktykowanym przez współczesnych wróżbitów (tzw. ezoteryków) a opisaną w Biblii czynnością „rzucania losów” jest nieuprawnione, zważywszy istotowe podobieństwo między tymi zjawiskami oraz wspólną obu ideę divinatio. W dalszej części natomiast artykuł potraktował kategorie mózgu oraz – jako jego swoistego epifenomenu – umysłu i świadomości pod kątem stanowienia przez nie de facto podstawy dla możliwości zajścia aktów dywinacji i prekognicji. Te ostatnie pozostają tu częścią ogólniejszych zdolno41 42 Arntz…, What the Bleep…, op. cit., s. 214. Ibidem, s. 217. 436 ści psychicznych, które – jako wyjściowo świadomościowe, umysłowe – są wynikiem operacji zachodzących w mózgu, w obwodach neuronowych i bez nich niemożliwe. Umysł oraz mózg po raz wtóry zatem wyznaczają clou odnośnie zagadnienia dywinacji (wróżenia), jakkolwiek w tym drugim wypadku czynią to z całkowicie innej perspektywy. “AND THEY GAVE FORTH THEIR LOTS...”. ABOUT THE TRANSFORMATIONS IN THE INTERPRETATION OF THE PHENOMENON OF DIVINATION This article presents a look at the phenomenon of divination, within the framework of which the mind and consciousness are made as categories of vital importance. In its first part the text shows why it is impossible to anger, sadden etc. God with the practised acts of divination, that is to see God as: a) somebody (sic!) who feels emotions; b) somebody who sees what is going on in the world; c) somebody who thinks, understands, knows etc. Through it and considering the correlation of mind/intellect-brain-physical body (soma)-matter the question is presented as to why it is unwarranted to employ – when talking about God – the conception of (divine) mind, (divine) intellect, and to predicate on God as on a person. Furthermore, the article proves that a clear-cut separation between the fortune-telling and the divination techniques typical for the modern fortune-tellers and the so-called “esoterics”, and the act of divination, augury described in the Bible in the form of giving forth the lots is a misconception – mainly due to the, nomen omen, religious idea of divinatio (“the gift of prophecy/”the gift of seeing”). Next, the categories of brain and mind-conscoiusness (as its ephiphenomenon) are shown from the point of view of determining by them the actual basis for the possibility of the divination and precognition acts to happen. The latter are namely the effect of the neuronal operation in the brain, and the capability to carry out the divination, to “see” the anticipated future is interpreted as part of more general psychic abbilities, manifested in the domain of mind and consciousness. The above-mentioned optics are in fact characteristic for New Age world-view and the new paradigm (based primarily on quantum physics and Jungian psychology), representative for modern ways of thinking and seeing the world – at least present in some, continually widening, circles. BIBLIOGRAFIA: 1. Arntz W., Chasse B., Vicente M. i in., What the Bleep Do we (k)now!? Co my 437 tak naprawdę wiemy!? Odkrywając nieskończone możliwości zmiany naszej codziennej rzeczywistości, przeł. M. Reszka, K. Jakimowicz, J. Jakimowicz, J. Mądrzak, Manawa, Wrocław 2008. 2. Biblia to jest Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Towarzystwo Biblijne w Polsce, Warszawa 1996. 3. Biblia Tysiąclecia. Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Pallotinum, Poznań 2003. 4. Dupré L., Inny wymiar, przeł. S. Lewandowska, Wydawnictwo Znak, Kraków 5. 1991. Golden Richard M., Encyclopedia of Witchcraft. The Western Tradition, ABC- 6. CLIO, Greenwood 2006. Otto R., Świętość. Elementy irracjonalne w pojęciu bóstwa i ich stosunek do 7. elementów racjonalnych, przeł. B. Kupis, Wydawnictwo KR, Warszawa 1999. Posacki A., SJ, Okultyzm, magia, demonologia, Wydawnictwo m, Kraków 1996. 8. Radin D., Entangled Minds: Extrasensory Experiences in a Quantum Reality, Paraview Pocket Books, New York 2006. 9. Vernette J., Przewodnik po zjawiskach nadnaturalnych. Magia, wróżbiarstwo, czary, zjawiska paranormalne, przeł. A. Kałużny, Wydawnictwo m, Kraków 2009. ŹRÓDŁA INTERNETOWE: 1. 2. http://archiwum.dlapolski.pl/informacje/wrozby (stan: 21-04-2013) http://docs7.chomikuj.pl/426404216,0,0,Lista-złych-furtek.doc (stan: 3. 2013) http://old.luteranie.pl/pl/?D=27 (stan: 20-04-2013) 4. http://www.katechizm.opoka.org.pl/rkkkIII-2-1.htm (stan: 21-04-2013) 5. http://www.katolik.pl/forum/read.php?f=1&i=234589&t=234588 (stan: 20-042013) 20-04- Mgr Dorota Brylla – doktorantka w Instytucie Filozofii, Uniwersytet Zielonogórski e-mail: [email protected] 438 Agnieszka PRZYBYŁA-DUMIN SPISKI, PRZEPOWIEDNIE I OPOWIEŚCI. O REAKCJACH NA NIEWIADOME I NIEZROZUMIAŁE ORAZ GATUNKACH FOLKLORU JE WYRAŻAJĄCYCH Myślenie mityczne (symboliczne, „nieoswojone”) nie jest nam współcześnie bynajmniej obce. I dziś bowiem posługujemy się uogólnieniami, poszukujemy ciągłości i celowości, odnajdujemy znaczenie tam, gdzie nie powinniśmy go szukać i powiązania tam, gdzie ich nie ma. Nasze życie, los, wydarzenia lokalne czy światowe muszą mieć sens, być w naszym odczuciu sprawiedliwe, słuszne, właściwe, w przeciwnym wypadku, jak można byłoby zmusić się do wysiłku ciągłego podporządkowywania się zasadom moralnym i innym nakazom oraz zakazom, skoro żadne nie mają oparcia w wyższej rzeczywistości? Podstawą myślenia mitycznego „jest poczucie jedności świata (człowieka i natury) oraz słabe oddzielenie myślenia logicznego od sfery emocjonalnej, afektywno-motorycznej. Jest to myślenie konkretne, obrazowo-zmysłowe, cechuje je skrajna antropomorfizacja świata – personalizacja, animatyzacja i animacja natury, przy jednoczesnym nieostrym rozgraniczeniu przedmiotu i podmiotu, słowa (nazwy) i rzeczy (istoty), znaku i denotatu, całości i części, jedności i wielości, stosunków czasowych i przestrzennych itd.”1 Należy zauważyć, że „metaforyczna w swej istocie logika mitologiczna zdolna jest do uogólnień, klasyfikacji i analizy, nie różniąc się skutecznością od logiki naukowej, choć operuje ona na innym poziomie (bezpośrednie dane zmysłowe) i stosuje odmienne sposoby rozwiązywania problemów (binaryzm, mechanizm postępujących mediacji). (…) Pogląd o dwuwarstwowości myśli ludzkiej, tj. współistnieniu myślenia mitologicznego (konkretnego, obrazowego) i myślenia naukowego (abstrakcyjnego) jest podzielany dość powszechnie. (…) Zdaniem Leszka Kołakowskiego potrzeba rodząca pytania i przeświadczenia mitologiczne przejawia się w trzech postaciach: potrzeby przeżywania świata jako sensownego i celowego, pot1 R. Tomicki, Mit [w:] Słownik etnologiczny. Terminy ogólne, red. Z. Staszczak, Warszawa-Poznań 1987, s. 245-246. 439 rzeby postrzegania go jako ciągłego oraz potrzeby wiary w trwałość wartości ludzkich”2. Sięgamy po nie często, kiedy stajemy wobec niespodziewanych, niezrozumiałych, zaskakujących wydarzeń. Gatunkami folkloru funkcjonującymi dziś w Polsce, poprzez które w największym stopniu ujawnia się światopogląd grupy oraz myślenie mityczne w nim zawarte, są niewątpliwie podanie i legenda miejska/współczesna (zwana także mitem współczesnym). Folklorystyka nie wypowiedziała się jeszcze ostatecznie – czy mamy w ich wypadku do czynienia z dwoma różnymi gatunkami, które istniały równolegle od dawien dawna i jedynie zmiany w zakresie komunikacji oraz fakt późnego dostrzeżenia przez folklorystów tego drugiego generują wątpliwości, czy też wraz ze zmianami cywilizacyjnymi transformacji uległa konwencja, poprzez którą realizowane są te same funkcje. Bo tak jak nie budzi wątpliwości tożsamość a przynajmniej znacząca bliskość funkcjonalna tych gatunków, tak poetyka – niemałe. Niezbędne jest zwrócenie uwagi na różnorodność, która charakteryzuje wątki zgrupowane pod nazwą legenda miejska – gatunek ten z pewnością wymaga licznych badań. Skupię się jednak na różnicach między opowieściami określanymi mianem podań wierzeniowych (jest to odmiana nadal aktywnie tworzona i przekazywana3) a tymi, w stosunku do których używamy nazwy legenda miejska. Podaniem nazywamy krótką, zwykle jednoepizodyczną opowieść, będącą w odczuciu przekazujących relacją z rzeczywistych zdarzeń, prezentującą historię, która przydarzyć się miała konkretnym ludziom w określonym miejscu i czasie, opisującą fragment historii danego obszaru, bądź mające fatalny dla bohatera ludzkiego finał spotkanie z istotą lub zjawiskiem o charakterze nadprzyrodzonym. Podejmuje ono aktualną dla danej grupy społecznej tematykę, a wyrażone w nim treści są zgodne z jej światopoglądem, jest opisem wydarzenia poprzez ów światopogląd interpretowanego. Pełni funkcje: informacyjną, wychowawczą, kształtuje poczucie tożsamości, spełnia rolę integrującą, zaspokaja zapotrzebowanie na przeżycie czegoś ek- 2 3 Ibidem, s. 246-247. Zob. też: L. Kołakowski, Obecność mitu, Paryż 1972. Na podstawie badań własnych wykonywanych w latach 1999-2004 w Zagłębiu Dąbrowskim. Zob. Proza folklorystyczna u progu XXI wieku. Bajka ludowa, legenda, anegdota. Materiały, oprac. A. Przybyła-Dumin, Chorzów-Katowice 2013, Proza folklorystyczna u progu XXI wieku. Podanie, opowieść wspomnieniowa, legenda współczesna. Materiały, oprac. A. Przybyła-Dumin, ChorzówKatowice 2013. 440 scytującego i budzącego grozę4. Legenda miejska z kolei to krótka narracja o wydarzeniach współczesnych lub znanych osobach, traktowana z reguły jako prawda, co poświadczone zostaje powołaniem się na bohatera, osobę mu bliską lub wiarygodne źródło (niemal zawsze jednak znane dzięki pośrednictwu znajomego). Jest określona co do miejsca i czasu. Cechuje ją szeroka rozpiętość tematyczna, która obejmuje wszystkie sfery życia społecznego i jednostkowego. Najczęściej jest opowieścią o wydarzeniach prawdopodobnych, jednak zdarzają się wśród reprezentujących ją wątków historie o charakterze fantastycznym (zależy bowiem od światopoglądu grupy, która jest jej twórcą i nosicielem). Formalnie nie różni się od codziennych relacji. Charakteryzuje ją sensacyjność, krótka żywotność, przełamujący wszelkie bariery zasięg geograficzny, interspołeczność. Pełni funkcje: informacyjną, wychowawczą, ostrzegawczą, interpretacyjną, kompensacyjną. Pojawia się zwłaszcza w okresie napięć społecznych, jest reakcją na niedoinformowanie, projekcją lęków i pragnień społecznych oraz jednostkowych5. Jedną z zasadniczych różnic między podaniem wierzeniowym a legendą miejską jest konwencja podawcza, w jakiej realizowany jest podejmowany temat – czy jest ona memoratowa czy fabulatowa. Podział opowieści na memoraty i fabulaty, odnoszący się do prozy ludowej z wyjątkiem anegdoty i bajki6, wprowadził Karl von Sydow. Uczony ten wyznaczył wiele innych kategorii, ale folklorystyka przejęła przede wszystkim dwa wyżej wy4 5 6 Por. D. Simonides, Współczesna śląska proza ludowa, Opole 1969; J. Hajduk-Nijakowska, Temat śpiącego wojska w folklorze polskim. Próba typologii, Opole 1980; D. Simonides, Memorat i fabulat we współczesnej folklorystyce [w:] Literatura popularna – folklor – język, t. 2, red. W. Nawrocki, M. Waliński, Katowice 1981; Nie wszystko bajka. Polskie ludowe podania historyczne, oprac. J. HajdukNijakowska, Warszawa 1983; D. Simonides, Śląski horror. O diabłach, skarbnikach, utopcach i innych strachach, Katowice 1984; D. Simonides, J. Hajduk-Nijakowska, Opowiadania ludowe [w:] Folklor Górnego Śląska, red. D. Simonides, Katowice 1989; W. Łysiak, Folklor jako źródło historyczne, „Literatura Ludowa” 1992, nr 3; J. Ługowska, W świecie ludowych opowiadań, Wrocław 1993; D. Kadłubiec, Między memoratem a fabulatem [w:] Folklorystyczne i antropologiczne opisanie świata. Księga ofiarowana Profesor Dorocie Simonides, red. T. Smolińska, Opole 1999; A. Mianecki, Kilka uwag o genologii podań wierzeniowych, „Literatura Ludowa” 1999, nr 2; i in. Por. D. Simonides, Współczesna śląska proza ludowa, op.. cit.; R. L. Rosnow, O pogłosce, przeł. H. Walińska de Hackbeil, „Literatura Ludowa” 1976, nr 2; K. Thiele-Dohrman, Psychologia plotki, przeł. A. Krzemiński, Warszawa 1980; D. Czubala, Opowieści z życia. Z badań nad folklorem współczesnym, Katowice 1985; D. Simonides, J. Hajduk-Nijakowska, Opowiadania ludowe [w:] Folklor Górnego Śląska, op. cit.; D. Czubala, Współczesne legendy miejskie, Katowice 1993; Contemporary Legend. A Folklore Bibliography, red. G. Bennett, P. Smith, G. Publishing, New York & London 1993; D. Czubala, Nasze mity współczesne, Katowice 1996; M. Waliński, Folklor człowieka zindustrializowanego, czyli czarna wołga jeździ po Polsce [w:] Folklorystyczne i antropologiczne opisanie świata. Księga ofiarowana Profesor Dorocie Simonides, red. T. Smolińska, Opole 1999; D. Czubala, Wokół legendy miejskiej, Bielsko-Biała 2005; i in. Por. W. Gusiew, Estetyka folkloru, Wrocław 1974, s. 146-147. Zob. też: D. Simonides, Memorat i fabulat... [w:] Literatura popularna..., op. cit., s. 28. 441 mienione7. Memoratami nazwane zostały opowiadania ludzi o wydarzeniach z własnego życia, zawierające ich wspomnienia osobiste, fabulatami natomiast jednoepizodyczne, ukształtowane już fabularnie opowieści o doświadczeniach z życia, które istnieją w tzw. obiegu społecznym8. Faktem jest jednak, że gdziekolwiek te terminy przyjęto, zyskały one odmienną interpretację. Podanie wierzeniowe jest indywidualną, choć wynikającą ze zbiorowych wyobrażeń interpretacją wydarzenia, dotykającego narratora osobiście lub relacją z podobnego wypadku, które było udziałem określonej, najczęściej znanej osoby bliskiej – dlatego z reguły przybiera formę memoratu (fabulatów wierzeniowych jest niezwykle mało – powstają, jeśli dane wydarzenie zostanie powiązane z charakterystycznym elementem przestrzeni lokalnej – wówczas jednak określane są mianem podań lokalnych; ta właśnie odmiana oraz podanie historyczne najczęściej mają postać fabulatu, wątki je reprezentujące znikają jednak z przekazu9). Przeżycie własne, poddane przez jednostkę procesowi fabularyzacji, trafia do obiegu społecznego i wówczas ulega folkloryzacji. Legenda miejska praktycznie zawsze jest fabulatem (te które nie są, wyłączyłabym z rozważań – to po prostu podania wierzeniowe). Nie traktuje o przeżyciu własnym, ale zawsze czyimś, narrator nie zna osobiście bohatera przytaczanych wydarzeń. Tworzy ją kolektyw w poszukiwaniu odpowiedzi na jakieś pytanie. Często jest bowiem reakcją na nowość – recepta, wyjaśnienie, interpretacja dopiero są poszukiwane. Gdy informacje są skąpe lub zgoła sprzeczne, a społeczeństwo – zbiór jednostek – zaniepokojone, wówczas zaczyna rozmowę, dyskusję, poszukiwanie opinii i dzielenie się nią. Podanie wierzeniowe w pierwszej wersji jest memoratem, legenda miejska nie. W przypadku legendy miejskiej nie ma tego etapu, ponieważ nie przeżycie indywidualne leży u jej podwalin, a jakaś odrębna wobec jednostki sytuacja, znacząca dla społeczności, takoż dyskutowana. Wydarzenie będące przed7 8 9 Por. D. Simonides, Memorat i fabulat... [w:] Literatura popularna..., op. cit., s. 28. Zob. też: International Dictionary of Regional European Ethnology and Folklore, Volume II – Folk Literature (Germanic) by Laurits Bødker, Rosenkilde and Bagger, Copenhagen 1965, s. 257. Por.W. Gusiew, Estetyka folkloru, op. cit., s. 147. Zob. też: D. Simonides, Współczesna..., op. cit., s. 45-46; D. Simonides, Powstania śląskie we współczesnych opowiadaniach ludowych, Opole 1972, s. 16; A. Mianecki, Kilka uwag..., op. cit., s. 53-54. Por. A. Przybyła-Dumin, Schemat fabularny podania, „Transformacje” 2012, nr 1-4 (72-75), s. 314318. 442 miotem opowieści zawsze przytrafia się komuś, bo wynika ze zbiorowych lęków i sytuacji dotyczących kogoś innego, nie zaś przeżyć własnych. W związku z odmienną formą podawczą, następuje odmienny sposób uwierzytelniania opowieści – oba gatunki tego potrzebują, bowiem przekazywane są i odbierane jako prawda (takie jest założenie grupy będącej ich twórcą i nosicielem – to inaczej myślący je ośmieszają). Legenda miejska zawsze jest przeżyciem czyimś, podanie wierzeniowe natomiast własnym, w pierwszym gatunku pojawia się więc znajomy znajomego, ciocia znajomego, znajomy czytał coś w gazecie – to znajomy, w dodatku pośrednio, jest gwarantem prawdziwości relacji, w drugim narrator osobiście lub osoba mu znana. To kolejna wskazówka, że mamy do czynienia z różnymi gatunkami – najlepszym uwiarygodnieniem jest przecież konwencja memoratowa. Może to jednak być konsekwencją nieustannej zmienności, z jaką mamy do czynienia współcześnie, kultury prefiguratywnej, w której przestaliśmy ufać starszym, bliskim, autorytetom i poszukujemy odpowiedzi dalej – u bliżej nieokreślonych specjalistów. Czyżby ta niepewność wynikała ze zmienności, z jaką ma do czynienia współcześnie żyjący człowiek, z gwałtownych i przyspieszających transformacji? Wcześniej wiedział, co się dzieje, miał względnie spójny i z jednego źródła pochodzący światopogląd, a rzeczywistość społeczno-kulturowa nie była tak zmienna, dziś ma wiele źródeł, zaś najpewniejsze z nich – nauka – generuje niepewność (nie odpowiada na wszystkie, zwłaszcza egzystencjalne pytania, często też mnoży wątpliwości zamiast je rozwiewać), podobnie jak ciągła zmienność, więc człowiek jest zagubiony i wciąż musi od nowa, rozmawiając i analizując kolektywnie, poszukiwać odpowiedzi. Czy jest to ewolucja tego samego gatunku wynikająca z tego, że niespokojne czasy, pełne nowości, wciąż wymagają dostosowywania i szukania odpowiednich zachowań, definiowania zagrożeń, odnajdowania rozwiązań? Dawniej nowości było znacznie mniej, dziś są na porządku dziennym. Człowiek najczęściej znał odpowiedź, nie musiał jej poszukiwać, a jeśli musiał, to najbliższe otoczenie szybko uświadamiało mu znaczenie wypadku. Gdy informacje są niedostateczne, a sytuacje niejasne – dawniej lękaliśmy się, ale wiedzieliśmy, jak rzecz zinterpretować, dziś musimy poszukać recepty. A może zawsze to konwencja właściwa legendzie miejskiej była wykorzystywana podczas nagłych wypadków, w momencie gdy społeczność spotkało 443 coś nowego, nieoczekiwanego, wstrząsającego? Opowieści zwane dziś legendami miejskimi istniały od zawsze – historie o drugim życiu dawały nadzieję na lepsze jutro, plotki o zbrodniach realizowały potrzebę sensacji, stanowiły też egzemplum, prezentowały to, czego robić nie należy i kary, jakie dosięgną grzeszącego w konsekwencji, opowieści o nowych przedmiotach były skutkiem obaw przed nowością, wątki o katastrofach – potrzeby usensownienia, zrozumienia, odkrycia winnych, zaś o zagrożeniach – ostrzeżenia przed nimi10. Od zawsze poszukujemy sensu, usiłujemy zrozumieć znaki – więcej niż daje przypadkowy świat, bo potrzebujemy koherencji, bezpieczeństwa, zrozumienia. Dziś kształtujemy światopogląd nie tylko w oparciu o przekaz ustny, ale i wiele innych, mechanizm jednak pozostał, bo zinstytucjonalizowane relacje nie wystarczają. Dziś mniej mamy gotowych odpowiedzi – dlatego wciąż poszukujemy (bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, mamy też świadomość różnorodności i relatywności rozwiązań), albo – za sprawą mediów poszukiwania stały się bardziej widoczne. Zapewne oba czynniki powinny być brane pod uwagę. Media to przysłowiowa „plotkarka na jarmarku”, tyle, że z megafonem: wiele dziennikarzy i serwisów po prostu podąża za tłumem, przekazuje to, co popularne i wyolbrzymia, potęguje, zwielokrotnia te treści, które i tak by w przestrzeni publicznej, w przekazie bezpośrednim zaistniały, ale byłoby to cichsze lub krótsze – bo media, licząc na zarobek, sztucznie podtrzymują niektóre wątki. Niestety, nieliczne z nich działają jak jednostki i krytycznie ujmują prezentowany materiał. Internet natomiast daje badaczowi możliwość wglądu w początek kształtowania się opowieści – w komentarzach można uchwycić pierwsze pomysły, zorientować się którędy podąży interpretacja i jaka potrzeba dla danej grupy jest istotna do realizacji. Internet stał się dzisiaj nieocenionym źródłem informacji o nastrojach społecznych, opiniach wyrażanych przez poszczególne grupy, ich sposobie postrzegania rzeczywistości, myślenia i rozumowania. Oczywiście, jego badanie nie jest łatwe, zarówno z racji ogromu informacji w nim się znaj- 10 Por. D. Czubala, Współczesne legendy miejskie, op. cit.; D. Czubala, Nasze mity współczesne, op. cit.; A. Przybyła-Dumin, Transformacje medialne folkloru. W kontekście folklorystycznego obrazu katastrofy smoleńskiej, „Transformacje” 2010, nr 1-2 (64-65); F. Graliński, Znikająca nerka. Mały leksykon współczesnych legend miejskich, Poznań 2012; Proza folklorystyczna u progu XXI wieku. Podanie, opowieść wspomnieniowa, legenda współczesna…, op. cit.; M. Napiórkowski, Mitologia współczesna, Warszawa 2013; i in. 444 dujących, jak i z powodu innych generowanych jego właściwościami problemów11. Metodologicznie opieram się na doświadczeniach nabytych podczas badań własnych folkloru obecnego w przestrzeni Internetu, a także na wskazówkach uczonych, którzy tego typu analiz się podejmowali. Istotne jest w tym względzie ustalenie popularności badanego tekstu, jego powiązań z innymi znajdującymi się w Sieci, analiza intencji, poglądów i zachowań jego nadawców i odbiorców oraz cechy platformy bądź kanału, w obrębie której odbywa się rzeczona komunikacja12. Mitotwórcze skłonności, uaktywniane w niepokojących i nieoczekiwanych sytuacjach są ciągle aktualne – wciąż gotowe na połączenie faktów, na odczytanie znaku. Czasami następuje nagromadzenie tych ostatnich. Tak właśnie było 11 lutego 2013 roku i w dniach po nim następujących. Wówczas bowiem aż cztery mocno znaczące wiadomości poruszyły siły skłonne dopatrywać się sensów tam, gdzie niekoniecznie szukać się ich powinno. Pierwszą była abdykacja papieża, drugą odkrycie, że brzoza, o którą zahaczyło skrzydło Tu-154 10 kwietnia 2010 roku została złamana na wysokości 666 centymetrów, kolejną – przelot planetoidy 15 lutego 2013 roku, który po raz kolejny przypomniał o końcu świata i wreszcie deszcz meteorytów nad Czelabińskiem. Moim celem jest uchwycenie różnorodności reakcji, a co za tym idzie, odmiennych narracji, charakteryzujących biorące w dyskusji nowoplemiona. Przytoczone wydarzenia zaktywizowały różne grupy, a zatem i tyleż odmiennych interpretacji (śledziłam wówczas wiele komentarzy 13 , przytoczę natomiast kilka reprezentatywnych wypowiedzi). W przypadku abdykacji jedna podjęła rozważania na temat znaczenia tej decyzji w kontekście słynnych przepowiedni na temat papiestwa i spodziewanego jego końca, 11 12 13 Por. V. Krawczyk-Wasilewska, E-folklor jako zjawisko kultury digitalnej [w:] Folklor w dobie Internetu, red. G. Gańczarczyk, P. Grochowski, Toruń 2009, s. 15-22; J. Hajduk-Nijakowska, Folklorotwórcza rola mediów [w:] Folklor w dobie Internetu, op. cit., s. 23-40; P. Grochowski, Folklorysta w sieci. Prolegomena do badań folkloru internetowego, „Literatura Ludowa” 2010, nr 3, s. 33-46; A. Przybyła-Dumin, Tekst folkloru w sieci mediów. Wybrane aspekty [w:] Wirtualizacja – problemy, wyzwania, skutki, red. L. W. Zacher, Warszawa 2013, s. 391-409. Por. P. Grochowski, Folklorysta w sieci…, op. cit., s. 43. Np. http://www.wprost.pl/ar/387730/Nastpca-papieza-bdzie-czarnosklry-Faworytem-jest/, http://wiado mosci.onet.pl/wideo/papiez-abdykuje-dlaczego, 113201,w.html, http://www.se.pl/wydarzenia/swiat/ koniec-swiata-po-abdykacji-papieza-benedykta-przepowiednia-sw-malachiasza-z-armagh_306260.htm l#comment_list_container, http://deser.pl/deser/1,111858,13382589,Papiez_Benedykt_XVI_abdyko wal__Wedlug_przepowiedni.html, http://orwellsky.blogspot.com/2013/02/pilne-papiez-benedykt-xviabdykuje-czy.html, http://forum.mamazone.pl/index.php?/topic/6538-przepowiednia-malachiasza-ab dykacja-papieza/, http://www.fakt.pl/Przepowiednia-sw-Malachiasza-Abdykacja-papieza-zwiastujekoniec-swiata,artykuly,199709,1.html, http://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/niespodziewana-abdyka cja-papieza-benedykta-xvi, dostęp: 11-16.02.2013. 445 a także innych potencjalnych kataklizmów, dalsza obawiała się, jak mogą zostać one wykorzystane, kolejna wskazywała na nieczyste interesy Watykanu, następną rozśmieszyły pomysły innych. Nieoczekiwane zdarzenie, jakim była rezygnacja papieża z urzędu, wywołało między innymi kolejną falę nawiązań do przepowiedni Malachiasza, składających się z 112 łacińskich zdań-sentencji, które miały ukazywać charakter pontyfikatu kolejnych papieży poczynając od Celestyna II wybranego w 1143 roku, a na Piotrze Rzymianinie kończąc14. Lakoniczność i niejednoznaczność fraz od dawna rozbudza wyobraźnię i jest przedmiotem wielu analiz, dyskusji czy rozmów. Pewna część komentujących, przekonanych o jej prawdziwości, podjęła rozważania na temat znaczenia abdykacji w kontekście owej przepowiedni oraz próbę odkrycia czekających nas następstw: Citizen of the World, 2013-02-11 14:08: Według przepowiedni następnym i ostatnim papieżem będzie Piotr Rzymianin, prawdopodobnie