Pobierz - Miasto Kobiet

Transcription

Pobierz - Miasto Kobiet
W NUMERZE:
Elitsa Todorova i Stoyan Yankoulov, Festiwal ROZSTAJE, www.elitsatodorova.com
KULTURA I ROZRYWKA
4
Twarze miasta: One.pl (Anna Laszczka)
6
Edukacja: Dzieci na Uniwersytecie (Łucja Kucia)
6
Książki – recenzje (Łucja Kucia)
8
Nieśmiało zakochany – rozmowa z Piotrem Rubikiem
(Violetta Lewandowska)
10 Jestem Almodóvarem fotografii – rozmowa z Sebastianem Skalskim
(Violetta Lewandowska)
12 Przypadki Katarzyny G. – rozmowa z Katarzyną Groniec (Violetta
Lewandowska)
13 Nowości płytowe (Paweł Gzyl)
14 Festiwalowe lato
KUCHNIA
17 Gotuj z Leonardo
str.
18 Kawior z białą czekoladą
14
19 Nowe miejsca (Ola Przegorzalska)
20 Nektar słoni, czyli o likierze z Afryki (Marianna Dembińska)
festiwalowe lato
MODA
25 Miss Małopolski – fotoreportaż
26 Sesja mody: Moda na Miss
Na okładce: Sebastian Skalski, fot. Piotr Kosiński, więcej na str. 10
30 AAAAAby pomóc w zakupach (Matylda Stanowska)
32 Ciągle do przodu (Matylda Stanowska)
Wydawca: Agencja Etna, Kraków 30-107, plac Na Stawach 1 (pokój 411), tel. 012/ 294 11 82, tel.
/fax 012 / 294 11 80; Redaktor naczelny: Aneta Pondo, [email protected];
sekretarz redakcji: Andrzej Politowicz, [email protected]; skład i opracowanie graficzne:
Eliza Luty; współpraca: Marianna Dembińska, Jolanta Gawlak, Paweł Gzyl, Agata Jałyńska, Zyta
Kowalska, Agnieszka Kozak, Małgorzata Kucab, Łucja Kucia, Anna Laszczka, Violetta Lewandowska,
Ola Przegorzalska, Matylda Stanowska; Reklama: Barbara Fijał (tel. 698 901 255) Ludmiła Mentlewicz
(tel. 609 817 533) Renata Stós-Pacut (tel. 601 998 170); Druk: Leyko, ul. Romanowicza 11, Naklad:
10 tys. egz.
Miasto Kobiet – bezpłatny dwumiesięcznik, dostępny w kawiarniach, klubach i restauracjach, salonach
kosmetycznych i fryzjerskich, sklepach, przychodniach, klubach fitness, itp.
Następny numer Miasta Kobiet ukaże się 14 września 2007. Zamówienia na reklamy przyjmujemy
do 31 sierpnia 2007 (dział reklamy, tel.: 012 294 08 83, 294 11 80). Zapraszamy do współpracy!
ZDOWIE I URODA
37 Vacusportowcy na start (Aneta Pondo)
38 Daj sie ozłocić (MiSi)
38 Mezoterapia bez igły (Aneta Pondo)
40 Jak to w Indonezji (Aneta Pondo)
42 Pięć kroków do harmonii (Agnieszka Kozak)
44 Czasem wystarczy rozmowa (Jolanta Gawlak)
47 Wyprzedzić czerniaka (Jolanta Gawlak)
WNĘTRZA
48 Na Brackiej Spokój (Matylda Stanowska)
w
w
w
.
m
i
a
s
t
o
k
o
b
i
e
t
.
p
l
KONKURSY
Drodzy Czytelnicy
W poprzednim numerze Miasta Kobiet ogłosiliśmy konkursy SMS-owe nie podając jednak
numeru telefonu, na jaki należy przysyłać odpowiedzi.
Naprawiamy błąd: SMS-y prosimy przysyłać do 31 lipca 2007 pod numer 7238.
2 płyty Pauliny Bisztygi – SMS o treści „MKA BISZTYGA imię i nazwisko”
2 płyty Marty Bizoń z autografem – SMS o treści „MKA BIZON imię i nazwisko”
2 kremy firmy Karite (Regeneracja skóry dłoni i stóp o wartości 70 zł oraz Kuracja twarzy i dekoltu o wartości 80 zł) – SMS o treści: „MKB KARITE imię i nazwisko”
Dodatkowo mamy dla Was:
2 książki („Podwójne życie mojej córki” oraz „Rozwód doskonały”, recenzje książek
na str. 6) ufundowane przez wyd. ZNAK wraz z gustownymi torbami ekologicznymi
na ramię. Aby je otrzymać należy do 31 lipca 2007 pod numer 7238 przysłać SMS
o treści „MKB ZNAK imię i nazwisko”
2 zaproszenia (o wartości 100 zł każdy) do salonu fryzjerskiego Franc Provost. Aby
je otrzymać należy do 31 lipca 2007 pod numer 7238 przysłać SMS o treści „MKB
FRANC PROVOST imię i nazwisko”
Koszt SMS-a 2 zł bez VAT (2,44 zł z VAT)
Rozstrzygnięcie wszystkich konkursów 1 sierpnia 2007. Nagrodzone osoby zostaną poinformowane
o tym sms-owo. Nagrody do odbioru w siedzibie redakcji Miasta Kobiet, plac Na Stawach 1/411
V
twarze miasta
ONE.PL
– Pani Izo! Czy mogę prosić o jakieś dodatkowe informacje o waszym stowarzyszeniu? Dzwonię
w imieniu redakcji magazynu Miasto Kobiet!
– Dobrze… – Słyszę w słuchawce ciepły, ale
i energiczny głos. – ale może dopiero pod koniec
tygodnia, bo w najbliższych dniach jesteśmy bardzo
zabiegane.
„No to jest z nami podobnie”, myślę odkładając słuchawkę. „Różni nas pewnie wiele rzeczy: ulubione kolory, książki, do których wracamy najchętniej, wypróbowane sposoby na chandrę, ale…
brak czasu jest jak nić wzajemnego porozumienia.
Droga do siebie
Kiedy ktoś pyta, skąd ten pomysł, odpowiadają
żartem: w knajpie przy kawie. – Nosiłyśmy się
z tym planem przez wiele lat – szczerze wyznaje
Izabela Siemaszko, współzałożycielka Stowarzyszenia Kobiet Niepełnosprawnych One. pl – Znamy się szmat czasu. Mamy za sobą różne doświadczenia, obracamy się w odmiennych środowiskach,
ale gdzieś tam w środku każda z nas czuła to samo.
Organizacje osób niepełnosprawnych do tej pory
działające stawiały albo na działalność bytową, albo
mają charakter sportowy – a co się z tym wiąże – są
takie zmaskulinizowane. My kobiety nie miałyśmy
w tym świecie swojej reprezentacji, ba, dotykało nas
zjawisko tzw. trzeciej płci. Najbardziej przemawiającym do wyobraźni jest przykład toalety dla niepełnosprawnych: nie ma rozróżnienia na płeć – to jest deprymujące. Jakby wózek odbierał płeć, jakby oznaczał
obojnactwo. Z tej złości na podwójną trudność, bo jesteśmy i kobietami i niepełnosprawnymi, w każdej
z nas, członkiń Stowarzyszenia, narodził się bunt,
z buntu chęć przeciwdziałania, a z tej chęci wspólnota i konsolidacja wysiłków.
Takie są
Silne, energiczne, chcące uchwycić z życia tak dużo, jak tylko się da. Są między nimi artystki, prawniczki (mam z tym kłopot, bo nazwy wielu zawodów dobrze brzmią jedynie w rodzaju męskim).
– Ja jestem polonistką – przychodzi z pomocą pani
Iza. – Ale nie pracuję w swoim zawodzie, spełniam
się w profesji urzędniczki.
Kiedy założyły Stowarzyszenie Kobiet Niepełnosprawnych One.pl, pomysłów na działania nie
brakowało. Pierwszym sukcesem, jaki zapisały na
swoim koncie, było wydanie informatora. – Chciałyśmy, aby to wydawnictwo było kompendium użytecznej wiedzy z zakresu prawa, rynku pracy, ulg i uprawnień osób (kobiet) niepełnosprawnych, ale także chciałyśmy w nim zwrócić uwagę na stronę psychologiczną,
służyć radą i wsparciem kobietom podobnym do nas –
przypomina merytoryczną zawartość publikacji pani
Iza. – Informator udało się wydać dzięki pani Magdalenie Środzie, która pełniła wtedy funkcję pełnomocnika rządu do spraw równego statusu kobiet i mężczyzn.
4
MIASTO KOBIET
■
Izabela Siemaszko, fot. arch. domowe
Pochodzę z małej miejscowości. Skoń-
My i oni
czyłam studia. Jestem w miarę możli-
– Niedawno miałam okazję przeczytać gdzieś relację
młodego chłopaka, który na kilka tygodni stał się niepełnosprawny – opowiada pani Iza. – Chodził o kulach
i nie mógł się dostać do żadnego klubu w stolicy naszego cywilizowanego kraju. To nie były bariery architektoniczne, to było prymitywne przeświadczenie, że człowiek niepełnosprawny nie pasuje do zabawy i beztroskiego spędzania czasu. Jeśli tak dzieje się w Warszawie, nie dziwmy się, że rzeczywistość polskiego niepełnosprawnego zamyka się zwykle w czterech ścianach.
Łapię się na błędzie: myślę o niepełnosprawnych jedynie przez pryzmat ograniczenia, czyli tego, czego wyobrazić sobie nie potrafię. Jeśli ja nie
mogę funkcjonować mając zamknięte oczy, niewidomy też tego nie może, jeśli mając złamaną nogę
nie wychodzę z domu, tak jest i z innymi. Może to
wszystko nie jest takie proste, a wnioski pochopne?
– Ludzie okazują niepełnosprawnym głównie litość
pomieszaną czasem z taką dziwaczną wyższością –
zauważa pani Iza. – Najbardziej celują w tym kobiety w średnim wieku. Są uszczypliwe i uwielbiają pod
pozorem uprzejmości wbijać szpile. Najłatwiej inność akceptują dzieci. Kiedy za czasów studenckich
odbywałam praktykę w szkole podstawowej, szybko
przywykły do mojego widoku i wózek stał się dla nich
niezauważalny. Myślę też, że wyjazdy Polaków za
granicę i dostrzeganie inności jako normy spowoduje
pozytywny skutek i przestaniemy stanowić egzotykę
na naszych ulicach.
wości samodzielna, mam własne cztery
kąty. To mój osobisty sukces. Tego nie
osiąga wielu pełnosprawnych.
Spotkałyśmy się, pomogła nam napisać projekt, który
otrzymał grant. Zawsze o nas pamiętała, zapraszała
na wiele spotkań. Żal, że odeszła.
Jak dla każdej organizacji pozarządowej, tak i dla
Stowarzyszenia problemem są fundusze. – Żeby je
pozyskiwać trzeba sporo pobiegać, a każda z nas może przeznaczyć na to bardzo ograniczoną ilość czasu
– mówi z ledwo słyszalną nutką żalu pani Iza.
Z braku pieniędzy mniej jest szkoleń, spotkań
i konferencji, w sferze marzeń pozostają też inne
pomysły, takie jak kalendarz. Choć co roku ma nadzieję, że wreszcie się uda, bo to byłaby superpromocja Stowarzyszenia. Pomysły na kalendarz
są dwa. Jeden to ukazanie kobiety niepełnosprawnej w codziennych, życiowych rolach: w pracy,
u fryzjera, na zakupach, jako matki, jako kobiety
studiującej. Drugi jest bardziej śmiały…
– Ale wcale nie nowy, bo z powodzeniem zrealizowała go grupa starszych pań w Wielkiej Brytanii – wtrąca stanowczo pani Iza. – To wymagałoby artysty fotografika, który potrafiłby współpracować w nadawaniu kształtu, który nie forsowałby jedynie swojej wizji.
Mowa oczywiście o aktach. Umiejętnie
uchwycone są piękne, zrobione źle stają się wulgarne. Pytam, co na ten pomysł partnerzy.
– Z tym nie ma problemu. W większości jesteśmy samotne – odpowiada zwyczajnie. – W naszym społeczeństwie ciągle pokutuje przekonanie o niemożności
wypełniania przez kobiety niepełnosprawne codziennych obowiązków żony i matki, więc nikt do bycia z nami się nie pali. Samcza chęć zdobywania i pochwalenia się zdobyczą także nie pomaga. Zdecydowanie
częściej spotkać można związki niepełnosprawnych
mężczyzn z pełnosprawnymi kobietami niż odwrotnie.
LIPIEC-SIERPIEŃ 2007
Jej się udało
– Tak! Z maleńkiej miejscowości na Warmii, gdzie nie
dociera nawet kolej, wyjechałam do szkoły z internatem – podkreśla pani Iza. – Ominął mnie indywidualny tok nauczania, który izoluje sprawnych od niesprawnych i już na początku życiowej drogi uczy dzieci, że
niektórzy nie będą (z takich czy innych względów)
w grupie. Skończyłam studia. Jestem w miarę możliwości samodzielna, mam własne cztery kąty. To mój osobisty sukces. Tego nie osiąga wielu pełnosprawnych.
ANNA LASZCZKA
www.onepl.republika.pl
V
edukacja
DZIECI NA
UNIWERSYTECIE
Kiedy na początku tego roku
pisałam o książce U. Janssena
i U. Steuernagel, „Uniwersytet
Dziecięcy” (wyd. Dwie Siostry)
miałam nieśmiałą nadzieję, że idea ta dotrze wcześniej czy później do Polski. No i doczekaliśmy się! Pomysłodawczynią Uniwersytetu Dzieci w Krakowie jest Agata Wilam
i jej przyjaciele, z którymi założyła Fundację Paideia. Nie ukrywają oni, że od jakiegoś
czasu snuli plany zorganizowania alternatywnych form edukacji dla dzieci, ale dopiero
kontakt z uniwersytetami dziecięcymi w Europie ośmielił ich do działania.
Dzieci chodzą codziennie do szkoły i często mają jej dość. Na miejscu jest więc pytanie, dlaczego mamy jeszcze przyprowadzać je na uniwersytet? Agata Wilam wyjaśnia:
– Byłoby szkodą, gdyby dzieci otrzymywały naukę wyłącznie w szkole. Szkoła uczy pewnych podstaw i konkretnych umiejętności, ale uczy wszystkie dzieci tak samo. My nie
chcemy zastąpić szkoły, chcemy tylko nauczyć dzieci pewnego sposobu patrzenia na
świat, rozbudzić ciekawość, zainspirować.
Jednym z partnerów Uniwersytetu Dzieci jest Wszechnica UJ, która stara się propagować idee kształcenia ustawicznego i wspiera fundację autorytetem szacownej Alma
Mater. 26 maja sala wykładowa w Pałacu Larischa po brzegi wypełniła się studentami,
jakich uniwersytet jeszcze nie widział.
Inauguracyjny wykład „Zwierzęta mówią nie tylko w Wigilię” wygłosił dr hab. Bartłomiej Dobroczyński z Instytutu Psychologii UJ. Ma on opinię wykładowcy „kultowego”. To
właśnie on (choć przyznaje, że bał się jak nigdy w życiu) podjął się przekonania dzieci, że
„szkoła może nie jest fajna, ale nauka jest super”. Starał się wyjaśnić swoim słuchaczom, dlaczego naukowiec musi mieć wyobraźnię bogatszą nawet niż autorzy najmodniejszych lektur. Dr Dobroczyński niewątpliwie zdobył sympatię dzieci – niektóre z nich pieszczotliwie
nazwały go „profesorkiem – doktorkiem”. Dodatkowe punkty zdobył również tym, że
w sposób niekonwencjonalny zadbał o odreagowanie emocji głośnym, ale kontrolowanym
wrzaskiem tego trudnego audytorium. Z pewnością pierwsi słuchacze Uniwersytetu Dzieci w Krakowie zostali przekonani do przychodzenia na kolejne wykłady – nawet ci, którzy
na pytanie, czy wszystko zrozumieli, odpowiadali: „Trochę tak, ale za bardzo nie”.
Organizatorzy pomyśleli również o zagospodarowaniu wolnego czasu rodziców,
którzy zdają sobie sprawę, że pędu poznawczego dzieci nie należy lekceważyć, choć
dla dorosłych bywa morderczy. W oczekiwaniu na małych studentów rodzice mogli
wysłuchać wykładu „Czy warto dziecku pokazywać świat?” i dowiedzieć się, w jaki sposób pomóc dzieciom, żeby nie tylko potrafiły zdobywać wiedzę, ale i zachowały pierwotną ciekawość świata i twórcze myślenie.
Ukoronowaniem dnia była Majówka Astronomiczna. Do Obserwatorium UJ dotarło
ponad 500 osób w różnym wieku. Całe rodziny brały udział w grach i zabawach, w warsztatach plastycznych, w odkrywaniu tajników komunikacji satelitarnej oraz w obserwacjach
Księżyca i Saturna przez największy w Krakowie teleskop.
Najważniejsze, że Uniwersytet Dzieci nie zakończy swojej działalności na tym jednorazowym wydarzeniu. Już od jesieni młodzi słuchacze w wieku 7–12 lat będą się
spotykać w sobotnie przedpołudnia z kolejnymi specjalistami od historii, biotechnologii,
medycyny, ekonomii, prawa, filozofii
itd. Program studiów ułożyły sobie
niejako same dzieci – jego podstawą
będzie poszukiwanie odpowiedzi na
dręczące je pytania o świat, w którym żyją.
Jeżeli rozwijanie twórczego myślenia i prowokowanie tych pytań jest
celem projektu, to należy się spodziewać samych sukcesów. Dzieci
wróciły wieczorem do domu cokolwiek oszołomione, niestrudzenie jednak dręcząc wszystkich wkoło: „Dlaczego woda
jest mokra?”,„Jak się tworzy hipogryfa?”,„Dlaczego dinozaury wyginęły?”, „Dlaczego nie
było na świecie smoków?”, „Dlaczego ludzie pochodzą od małpy?”, „Dlaczego niektóre zwierzęta żyją krócej niż ludzie?” Uff!…
ŁUCJA KUCIA
szczegółowe informacje: www.ud.edu.pl
fot. Julia Wilam (lat 12)
> KSIĄŻKI
Stephen Law
Wycieczki filozoficzne
Jak trafiłem do filozofii? Gdy miałem
17 lat runąłem głową w dół z dwudziestometrowego urwiska. Niektórzy mówią, że już nigdy nie doszedłem do siebie. Wyrzucono mnie
z klasy maturalnej i nie zrobiłem
matury. Nie brzmi to jak życiorys
przyzwoitego naukowca. A jednak Stephen Law jest najprawdziwszym doktorem filozofii i to z Oksfordu. Skoro
najważniejszym zadaniem filozofa jest zadawanie pytań,
„Wycieczki filozoficzne” niewątpliwie są dziełem naukowym, choć niekoniecznie wiernym ortodoksyjnym naukowym regułom i pisanym niekoniecznie serio (wystarczy zerknąć na okładkę!).
Czy powinienem jeść mięso? Skąd mam wiedzieć,
że świat nie jest wirtualny? Czy można dwa razy wejść
do tej samej rzeki? Czym jest umysł? Czy Bóg istnieje?
Jeśli interesuje nas jedynie poznanie gotowych i bezpiecznych odpowiedzi na te pytania, będziemy rozczarowani. Książka ta dokumentuje tylko próby poszukiwania odpowiedzi. Przy czym kolejne pytania rozmnażają
się przez pączkowanie i ostatecznie rozwiązania nie
6
MIASTO KOBIET
■
otrzymujemy. Zostajemy sami z własnymi wątpliwościami i dalej… dobrze się bawimy, o ile tylko lubimy
myśleć. (wyd. Studio Emka)
Bebe Moore Campbell
Podwójne życie mojej córki
Avery Corman
Rozwód doskonały
Od jakiegoś czasu wszystkie szanujące się wydawnictwa mają
w swojej ofercie „serie kobiece”,
które proponują książki określane
mianem „przyzwoitej literatury klasy C”. Znak również
takową serię wydaje i o ile dwie pierwsze książki rzeczywiście miały charakter głównie rozrywkowy, dla kolejnych dwóch szufladka jest już trochę zbyt ciasna (mimo
że kończą się pokrzepiającym happy endem). Te krańcowo różne książki mają ze sobą wiele wspólnego.
W „Rozwodzie doskonałym” obserwujemy błyskotliwy rozwój kariery zawodowej Karen i Roba, rozpad ich
małżeństwa, kulturalny przebieg ich rozwodu oraz mozolny proces „rozwodzenia się”, który trwa znacznie dłużej, niż mogłoby się wydawać. Głównych bohaterów
LIPIEC-SIERPIEŃ 2007
spotykamy już kilka lat po rozwodzie i okazuje się, że dopiero wtedy dopadają ich najpoważniejsze konsekwencje
tego faktu. Ich syn, kończący właśnie szkołę średnią, radzi
sobie w życiu zdecydowanie inaczej, niż chcieliby tego
rodzice. Sytuacja aż kipi od emocji, a jednak mamy tu do
czynienia z dość chłodną analizą – czegóż się spodziewać
po dobrze sytuowanych, wykształconych, białych mieszkańcach Nowego Jorku…
W powieści Campbell trudno
szukać chłodu i spokoju. Keri – córka
alkoholiczki, w dzieciństwie molestowana przez wujka, rozwiedziona – jakoś zdołała poukładać sobie życie. Ale
to nie koniec problemów – u jej córki,
która właśnie została przyjęta na studia
w prestiżowej szkole, ujawnia się psychoza dwubiegunowa i uzależnienie od narkotyków. Jesteśmy świadkami rozpaczliwej walki z własną słabością,
z córką, z systemem opieki zdrowotnej. Na domiar złego
Keri ma „niewłaściwy” kolor skóry, a jak sama mówi: „Już
samo bycie czarnym jest wystarczająco trudne. Proszę,
nie dodawajcie do tego szaleństwa”. (wyd. Znak)
ŁUCJA KUCIA
książki od wyd. ZNAK dla Czytelników, patrz KONKURS, str 2
NIEŚMIAŁO ZAKOCHANY
Ta słynna kostka Rubika to Pana dzieło?
Niestety, nie. Mojej rodzinie nie udało się dowieść, że kostkę wymyślił nasz
krewny. Żałuję bardzo, nie osiągamy z tego tytułu żadnych korzyści finansowych. Cóż, trzeba samemu dojść do pewnych osiągnięć. Moje nazwisko jest
dość nietypowe. Wynalazca kostki, Rubik, jest Węgrem, ale nie wiem, czy jest
to nazwisko rdzennie polskie czy węgierskie. Nigdy nie badałem swojego
drzewa genealogicznego.
Od dziecka marzył Pan, by być kompozytorem. A przecież, gdy ma się kilka czy kilkanaście lat, marzy się o zawodzie strażaka, policjanta…
Ciągnęło mnie też w stronę służb specjalnych i policji, ale chęć komponowania
była we mnie tak silna, że wiedziałem od początku, kim chcę być w życiu.
Szalona popularność przyszła, kiedy Pan zmienił image: przefarbował włosy i zaczął się inaczej ubierać.
Zmiana wizerunku nie miała nic wspólnego ze sprawami zawodowymi – to
była absolutnie moja prywatna zmiana. W pewnym momencie zauważyłem,
że zupełnie o siebie nie dbam, że się „zapuściłem”. Wziąłem się za siebie, zacząłem ostro ćwiczyć, schudłem. Później fryzjer doradził mi, żeby ufarbować
włosy na blond, inaczej przyciąć. Spróbowałem dla zabawy i okazało się, że
dobrze się w tym czuję, jest mi weselej.
Ta wielka popularność, która spadła tak nagle na Pana, była zaskoczeniem?
Zdziwiło mnie, że podobają się oratoria i tego typu muzyka. Bardzo się z tego cieszę. Nie spodziewałem się, że piosenką „Niech mówią, że to nie jest miłość”,
zdobędziemy nagrodę w Sopocie i wygramy z wszelkimi możliwymi gatunkami
8
MIASTO KOBIET
■
LIPIEC-SIERPIEŃ 2007
pop. Każdy w tym zawodzie czeka na sukces i popularność i cieszę się, że ta sława przyszła w momencie, gdy już miałem ugruntowany warsztat oraz umiejętności i przestała istnieć groźba, że woda sodowa uderzy mi do głowy.
Pana oratorium „Zakochani w Krakowie”, napisane wspólnie ze Zbigniewem Książkiem, wzięło udział w obchodach 750-lecia lokacji Krakowa. Jak
do tego doszło?
Podjęliśmy się, jak się później okazało, niezwykle wprost trudnego zadania, jakim było napisanie muzycznej opowieści o niezwykłym mieście z niezwykłą historią i tradycją. Mieście widzianym oczami mieszkańca Warszawy.
Czym różni się to oratorium od innych?
Właściwie to tym razem mówimy o kantacie, a nie o oratorium. A czym się
różni od znanych już psalmów? Mamy tu do czynienia z nieograniczonym ładunkiem pozytywnej emocji, romantyzmu, miłości, rozmarzenia....
Jest Pan „zakochany w Krakowie”? Lubi Pan Krakusów?
Kraków był bardzo romantycznym świadkiem moich pierwszych randek. Nigdzie
wino nie smakowało mi lepiej, a czas nie płynął wolniej. Kraków to dla mnie taki
piękny przystanek i spowolnienie codziennej, życiowej pogoni. I oczywiście, jak
każdy przybysz zza bram, jestem nieśmiało w Krakowie zakochany.
Napisanie i wystawienie oratorium to ciężka praca. Trudno zapanować
nad wielką orkiestrą i sześćdziesięcioczteroosobowym chórem?
Początkowo to tylko przyjemność. Układanie melodii, budowanie formy utworu, wymyślanie czegoś od zera – to coś, co mógłbym robić godzinami. Potem
jednak przychodzi żmudna praca polegająca na szlifowaniu wszystkiego bez
końca: poprawki, poprawki, poprawki... A wszystko tylko po to, aby stanąć
z orkiestrą i chórem na scenie i czując gorące pulsowanie widowni za plecami
rozpocząć znowu coś, co kocham najbardziej – koncert.
W kwestii muzyki dużo zawdzięcza Pan dziadkowi.
Dziadek potrafił zainteresować mnie muzyką; sprawił, że chciałem słuchać płyt,
i to klasycznych. Rozbudził we mnie pasję, która w połączeniu z talentem spowodowała, że mogłem rozwijać się w tym kierunku. Dziadek miał kolekcję około
3500 zachodnich płyt zbieranych przez lata, co w tamtych czasach – kiedy nie było dostępu do zagranicznych albumów – było niezwykle rzadkie. Szafa z kolekcją
dziadka działała na mnie magicznie, ciągnęło mnie do ładnych okładek, muzyki zamkniętej na tych krążkach i pewnie dlatego słuchałem tej muzyki.
Jako instrument wybrał Pan wiolonczelę. Była wtedy większa od Pana.
Na szczęście wiolonczele są w różnych wymiarach, dla dzieci też: tak zwane
ćwiartki. Potem idą połówki, trzy czwarte i cała. To rodzice razem z profesorem wybrali dla mnie wiolonczelę, dlatego, że … było wtedy mniej wiolonczelistów niż skrzypków i stwierdzili, że łatwiej znajdę pracę w orkiestrze sym-
Piotr Rubik w Krakowie „Zakochani w Krakowie” Koncert
z okazji 750-lecia lokacji Krakowa
fot. A. Kaczmarz z arch. Krakowskiego Biura Festiwalowego
V
muzyka
V
muzyka
ROZMOWA
Z PIOTREM RUBIKIEM
MUZYKIEM I KOMPOZYTOREM
fonicznej. Miałem predyspozycje do instrumentów smyczkowych: sprawdzono mi palce, słuch i ogólne warunki.
Przez dwa lata był Pan członkiem niesamowitej, elitarnej orkiestry światowej „Jeunesses Musicales”, która składa się ze 110 muzyków z 35 krajów!
Udało mi się tam już na drugim roku awansować do roli koncertmistrza czyli
pierwszego wiolonczelisty. To był bardzo fajny czas, zwiedziłem z tą orkiestrą
kawał świata, a wtedy nie wyjeżdżało się tak łatwo z Polski. Mieliśmy tournee
po wszystkich kontynentach, mile wspominam trasy po Ameryce Północnej
i Południowej. Wtedy zobaczyłem, jak powinno się pracować w orkiestrze,
w Polsce tak sumiennie i rzetelnie się nie pracowało.
Na kursie kompozytorskim w Sienie we Włoszech uczył Pana Ennio
Morricone, słynny twórca muzyki filmowej, który w czerwcu wystąpił
w Krakowie.
Niewiele wyniosłem z tego kursu, poza poznaniem mistrza. Okazuje się, że na
takich kursach niczego nie można się nauczyć. Owszem, można sobie porozmawiać, towarzysko się pobawić, komponowania jednak nie można podszkolić. Sam
Ennio Morricone jest osobą bardzo zamkniętą w sobie, kiepsko zna angielski, mówi raczej tylko po włosku i dość trudno było się z nim porozumieć, trzeba było
angażować tłumacza. Morricone to człowiek, który raczej wyraża się muzyką.
Szybko zaczął Pan pisać muzykę dla gwiazd: Edyty Górniak, Kasi Skrzyneckiej, Małgorzaty Walewskiej, Michała Bajora, Kasi Groniec.
Każdy z tych wykonawców jest inny i każdy wniósł w moje życie swój wkład. Kamieniem milowym okazała się współpraca z Michałem Bajorem. Pracowałem
z nim przez sześć lat, jeździliśmy na mnóstwo koncertów, zdobyłem wiele zawodowego doświadczenia. Drugim takim kamieniem była Edyta Górniak z piosenką „Dotyk”, to był mój pierwszy sukces kompozytorski, pierwszy przebój.
Wychowywany był Pan „pod kloszem”, mama była nadopiekuńcza. Mimo
to, kiedy miał Pan 18 lat, rodzice dali Panu mieszkanie i zaczął Pan wieść
samodzielne życie. Zachłysnął się Pan wolnością i showbiznesem?
Od 18 roku życia utrzymuję się sam. Miałem to szczęście, że będąc muzykiem, miałem zawód w ręku. Mogłem grać koncerty, akompaniować aktorom
czy piosenkarzom i zarabiałem całkiem sporo. Nie zachłysnąłem się jednak
showbiznesem, moja kariera toczyła się powolutku. Oczywiście, kiedy przyszły pierwsze większe pieniądze, był szał zakupów, ale przyzwyczaiłem się
z czasem, że pieniądze raz są, a raz ich nie ma.
Jest Pan maniakiem gier komputerowych, nawet urządził Pan sobie specjalny pokój do gier.
Dzisiaj nastąpiła już taka miniaturyzacja, że nie trzeba mieć specjalnego pokoju,
wystarczy gdziekolwiek podłączyć grę do telewizora czy przenośnego sprzętu.
Teraz już, niestety, nie mam czasu grać, jeśli gram to najczęściej w podróży –
w samolocie czy w pociągu. Najbardziej lubię gry, w których trzeba pomyśleć,
rozwiązać jakąś zagadkę.
Pana pasją są także języki obce, uczy się Pan aż ośmiu, w tym japońskiego.
To tylko kwestia praktyki, dobrego słuchu i ćwiczeń. Ale obecnie i na to hobby
brakuje mi czasu, języki „leżą odłogiem”. A japoński? Nie jest trudny, tak się tylko wydaje. Niełatwo jest jedynie zapamiętać wszystkie znaki, reszta – gramatyka i wymowa – są banalnie proste. Japońskiego zacząłem się uczyć z ciekawości,
chciałem grać w gry japońskie w oryginale i przed polską premierą. Ten język
i pismo interesowały mnie jako nie odkryty szyfr.
Kolejne wielkie hobby to motory…
To niezwykła frajda! Mam w tej chwili trzy motocykle, jeden typowo sportowy,
drugi turystyczny, bardzo wygodny motor, żeby móc z ukochaną wybrać się
gdzieś na dłuższą przejażdżkę. Wątpię, żeby ta pasja mi kiedykolwiek minęła.
Myślę o długiej podróży, mam nadzieję, że pogoda nie spłata mi figla. Kiedy tylko dopisuje, a ja nie mam większych bagaży, jeżdżę wyłącznie motocyklem.
Co mógłby Pan dzisiaj powiedzieć młodemu, startującemu artyście?
Patrz zawsze wszystkim prosto w oczy. Ufaj i ucz się zawsze na swoich błędach. Gorycz innych ludzi zostawiaj za drzwiami i kochaj zawsze to, co robisz.
Pismo, dla którego robimy ten wywiad, nazywa się „Miasto Kobiet”. Powstała Partia Kobiet. Zapisałby się Pan do niej? Jaka, Pana zdaniem, powinna być dzisiaj rola kobiety?
Szanuję i respektuję rolę i pozycję kobiety i w świecie, i w moim życiu. Pracuję z kobietami. Niektóre z nich są nawet wyjątkowo silne, ale mimo to nie sądzę, aby chciały się zapisać do partii kobiet. Wybrałyby raczej partię, w której
wartością byłby program i poglądy, a nie tylko płeć.
ROZMAWIAŁA VIOLETTA LEWANDOWSKA
pełny tekst wywiadu na www.miastokobiet.pl
MIASTO KOBIET
■
LIPIEC-SIERPIEŃ 2007
9
V
sztuka
JESTEM ALMODÓVAREM
FOTOGRAFII
Sebastian Skalski i jego muzy: Izabela Trojanowska, Klaudia Carlos i Ewa Błaszczyk
Co wpisujesz w rubrykę „zawód”? Gdybyś miał wybrać jeden
z tych zawodów, które uprawiasz?
Nie wybrałbym. Wpisuję „artysta”. Zajmuję się bowiem wieloma dziedzinami sztuki, wieloma projektami. Mam w sumie pięć zawodów,
a słowo „artysta” zawiera je wszystkie. Jestem fotografikiem, który odważnie spełnia swoja fantazje w rejonach muzyczno- teatralnych.
Porównują Cię do Pedro Almodóvara, gdyż „podobnie jak ten hiszpański reżyser potrafisz wydobyć z kobiet piękno, erotyzm i tragizm...”
Bo ja jestem Almodóvarem fotografii! (śmiech) Kocham i czuję kino, estetykę Almodóvara. Specyficzny rodzaj humoru, tragizmu, łączenia emocji i kolorów, które w życiu codziennym nie mają prawa pozytywnie ze
sobą funkcjonować…. a funkcjonują. Te jego odloty, drag queens, ta kolorowość, kiczowatość, dbałość o detal, muzykę, kobiety i mężczyźni
o niezwykłych osobowościach, biografiach. To wszystko można również
znaleźć w moich projektach. Jestem zodiakalną Wagą: jeśli w moich projektach zaczyna brakować koloru, druga szala chce go więcej. Praca
SEBASTIAN SKALSKI fotografik, grafik, autor spektakli muzycznych i tekstów piosenek, transformista
i producent. Cenią jego talenty i charyzmę osobowości filmu, teatru, estrady, telewizji, radia, polityki, biznesu i mody.
Przed obiektyw zaprasza popularne osoby i oryginalnych ludzi. Największą popularność w dziedzinie fotografii przyniósł
mu wydany w 2002 roku album „Apetyt na kobiety”, w którym sportretował 100 wyjątkowych polskich kobiet XXI wieku.
Jest wielbicielem Pedra Almodóvara. Ma na koncie liczne publikacje prasowe, okładki płytowe, plakaty, foldery, kalendarze, spektakle muzyczne i płyty, wystawy i albumy fotografii… W tym roku obchodzi 15-lecie pracy artystycznej, które
uświetnia premiera książki z płytą i wystawa pt: „Sebastian Skalski – Almodóvar Fotografii…”.
z aparatem zawsze musi znaleźć równowagę z pracą w teatrze, na estradzie. W Polsce utarło się, że Skalski to fotograf kobiet, dlatego też znaleziono wspólny mianownik z Almodóvarem. Bardzo mi to pochlebia.
Dziennikarze atakują mnie twierdząc, że mam tupet, porównując siebie
i moje prace z Pedro! Śmieszy mnie to, uważam, że nie rozumieją, na
jakiej płaszczyźnie nasza wrażliwość spotyka się na moście sztuki między
Warszawą a Madrytem. Najwidoczniej nie rozumieją ani jego ani mnie,
ale historia wszystko zweryfikuje i wówczas wszystko będzie jasne...
Co dla ciebie znaczy „kobieta wyjątkowa”?
To kobieta, na którą zwrócę uwagę, która musi mieć w sobie to „coś”.
Tak jak w miłości: spojrzysz w oczy, zobaczysz ten błysk i już wszystko
jasne. Choćby tysiąc osób powiedziało, że to klęska, dramat, ja powiem
– nie, to właśnie ona i udowodnię, że się mylą, fotografując ją najpiękniej,
tak jak postrzegam. Może to być piosenkarka, malarka, a także pani
z księgarni czy kobieta czekająca na autobus. Albo ma się świecę, która
10
MIASTO KOBIET
■
LIPIEC-SIERPIEŃ 2007
wabi, albo nie. Innej opcji nie ma, no chyba, że mamy do czynienia z maskaradą… Identyczne kryteria stosuję także wobec mężczyzn. Wyjątkiem są dzieci i zwierzęta, które są zawsze naturalne i rozkoszne.
Łatwiej sfotografować młodą, ładną kobietę, czy dojrzałą?
Żeby dobrze kogoś sportretować, trzeba mieć talent, oko i lubić ludzi.
Po prostu. Gdy zgłasza się do mnie kobieta czy mężczyzna z prośbą
o wykonanie na płótnie fotograficznego portretu, płacą duże pieniądze
za nieśmiertelność. Pozując do unikalnego portretu pragną zatrzymać
czas, utrwalić spojrzenie, uśmiech, emocje i swoje myśli na zawsze.
Wiek i uroda nie mają znaczenia.
Twoje największe osiągnięcie w fotografii to album „Apetyt na kobiety – 100 wyjątkowych kobiet XXI wieku”, który zawiera 300 fotografii najpopularniejszych polskich kobiet. Jakimi kryteriami się
kierowałeś przy wyborze modelek? Zawód, wiek…?
Ten album to fenomen. Przez dwa lata portretowałem popularne polskie gwiazdy telewizji, radia, estrady, filmu, teatru, mody, a także biznesu i polityki. Kobiety, które od lat mnie fascynowały. „Apetyt na kobiety” stał się pretekstem, by bliżej je poznać i zaprosić do atelier.
W wyborze kierowałem się wyłącznie moim subiektywnym odczuciem, sympatią, miłością. Później spotkałem się z atakami, dlaczego nie
ma tej czy tamtej pani. Uznałem, że jeśli nie zdecyduję się na magiczną setkę, to nigdy albumu nie zakończę, a tak portrety kobiet będę robił do śmierci, wydając kolejne albumy.
Z kim pracowało się najłatwiej, najmilej?
Najlepiej pracuje się z osobami, które się już długo zna, czy po prostu
z osobami miłymi, lecz charyzmatycznymi. Na moje sesje artyści przychodzą punktualnie. To znak wielkiego szacunku dla mnie, choć kilka
razy czekałem na sesję… dwa lata – z Kayah, Stanisławą Celińską – kobietami wybitnymi, na które czekałbym wieczność! Multum magicznych wspomnień mam z ponad 15 sesji z Ewą Błaszczyk. Mam szczęście do artystek, które odkrywam wcześniej od innych. Tak było z Anią
Marią Jopek, Grażyną Wolszczak, one były dopiero na początku swojej drogi. Już wtedy wiedziałem, co to są za artystki, co za dziewczyny.
Biło z nich jasne światło, które przedarło się później do serc. Teraz je
spotykam i mówię: „widzisz, masz wszystko, o czym marzyłaś: role,
płyty, przeboje, rodzinę i sławę”. Każda z nich odpowiada: „tak, ale nie
wiedziałam, że będzie tak ciężko” i żeby nie było mi za wesoło puentują, że ja też nie leniuchuję przecież pod palmami. Poczucie spełnienia i poczucie humoru to niezwykle ważne emocje u artystów.
Przed którą z gwiazd czułeś tremę?
Przed Jolantą Kwaśniewską. To też historia magiczna. Fotografuję nie
tylko show biznes, ale także osoby z polityki i biznesu, które na ogół nie
mają do czynienia z artystycznymi fanaberiami, z kimś tak szalonym jak
ja. Biznesmeni czy politycy są „pozapinani pod szyję”, dla nich pozowanie to duże przeżycie i z nimi pracuje się inaczej. Dlatego spotkanie
z Panią Prezydentową Kwaśniewską było ogromnym stresem, choć
miałem oczywiście świadomość, że jest to kobieta o cudowniej osobowości i wielkim sercu. Obawy okazały się zbędne. Zdjęcia bardzo się
podobały, a efektem tej współpracy była również sesja Pana Prezydenta. Zadzwonili do mnie z jego sekretariatu i zapytali, czy zechciałbym
sfotografować również pana Kwaśniewskiego, ponieważ „też chce mieć
takie ładne zdjęcia jak żona”. Emocje, które wówczas towarzyszyły mi
na sesjach, czuję jakby to było wczoraj. Dla takich chwil warto żyć!
Śpiewaczka Małgorzata Walewska napisała, że „Sebastian jest drugim facetem, który zrobił mi tyle fajnych zdjęć... pierwszym jest
mój mąż!”. Robisz po kilkaset zdjęć jednej osobie?
Gdybym zliczył wszystkie negatywy i ujęcia, jakie zrobiłem, zebrałoby się
tego naprawdę sporo. „Strzałów” robi się zawsze dużo. Dużym szacun-
V
sztuka
kiem darzę osoby, które kilkakrotnie proszą mnie o sesję, czy to prywatną, czy polecając mnie przy okazji wywiadów do pism czy okładek płyt.
Kiedy mam komuś zrobić zdjęcia, staram się dowiedzieć o tej osobie jak
najwięcej, poznać jej przyzwyczajenia, by czuła się u mnie miło. Do mnie
przychodzi się jak na szampana i kawior, relaks, zabawę. Jest temat, atmosfera, a rezultatem są piękne zdjęcia i miło spędzony czas.
Teraz – na 15-lecie Twojej pracy artystycznej – nowa książka, płyta i wystawa!
Tak, „Sebastian Skalski – Almodóvar Fotografii...” to podsumowanie
mojej 15-letniej pracy. Jest to nie tylko książka o mnie. Piszę o ludziach,
których fotografuję, o sytuacjach, które mnie spotykają, zdradzam małe i duże sekrety, zawieram tu także swoją przygodę z piosenką i estradą. Ponieważ tkwię jedną nogą w przyszłości, a drugą tu i teraz, nie
spodziewałem się, że jeden człowiek może przez piętnaście lat tyle
przeżyć i stworzyć. Gdy drukarnia przysłała mi egzemplarz, otworzyłem różowe wino, włączyłem płytę wklejoną do książki i zacząłem słuchać, czytać, wspominać. Przyznam, że byłem zafascynowany! Zapomniałem, że czytam o sobie. Ciekawe to moje życie!
Kiedy wziąłeś do ręki pierwszy aparat fotograficzny?
Gdy pisałem wspomnienia do książki spostrzegłem, że wszystkiego, co teraz robię, próbowałem już w piaskownicy. Sądzę, że pierwsze zdjęcie
zrobiłem mając pięć lat, a gdy skończyłem siedem miałem na koncie debiut estradowy. W głowie kołatało mi tyle różnych pomysłów, że siedzenie w szkole było dla mnie męczarnią. Nie chciałem się już uczyć, tracić
czasu na przebywanie z nudnymi i w gruncie rzeczy odtwórczymi koleżankami i kolegami. Pragnąłem fotografować, tworzyć, występować, być
sobą ponad wszystko. Potem okazało się, że większość wybitnych artystów też miała problem z nauką, byli już ukształtowani, chcieli iść własną
drogą. Taki był Krzysztof Komeda, interesowało go tylko komponowanie,
jego żona Zofia wzięła na swoje barki ciężar codziennego życia, on tworzył, a muzyka była dla niego jedzeniem, piciem, szczęściem i miłością…
Lista takich kolorowych, zdolnych ptaków jest niewyobrażalnie długa,
choć lista niezdolnych, nudnych i sfrustrowanych ludzi – też bez końca.
Jak musi wyglądać bankiet, żebyś dobrze się bawił?
Ten bankiet to może być butelka dobrego wina i mój balkon lub kanapa,
czy kawa z kawiarni Starbag na Fifth Avenue w Nowym Jorku, to nie ma
znaczenia. Nie jestem nieśmiały, gdybym był i nie miał talentu, nie odważyłbym się zadzwonić na przykład do Beaty Tyszkiewicz i poprosić ją o sesję, nie wszedłbym na scenę w teatrze ani nie udzielił tobie wywiadu. Jeśli się robi w życiu to, co jest pasją i pracą, wszystko wokół stara ci się przychylić nieba, choć i piekło nie jest aż tak odległe. Najszczęśliwszy jestem,
że żyję i robię to, co chcę i jak chcę. Czego można jeszcze pragnąć?
Miłości, sukcesu, sławy?
Moją miłością są ludzie, których kocham i oni na moje szczęście kochają mnie za to, że – a nie kim – jestem. Miłością jest moja praca, możliwość lawirowania pomiędzy realnością a fantazjami, które staram się realizować tu i teraz, i to jest sukces. Sukces to także zainteresowanie ludzi moją sztuką, tak fotograficzną, graficzną, jak i teatralną. Jestem
szczęściarzem.
ROZMAWIAłA VIOLETTA LEWANDOWSKA
FOTO PIOTR KOSIŃSKI
pełny tekst wywiadu na
www.miastokobiet.pl
Miasto Kobiet jest
patronem medialnym
książki „Sebastian Skalski Almodóvar fotografii”
Książka z płytą „SEBASTIAN SKALSKI
– ALMODÓVAR FOTOGRAFII…”
dostępna w sieci salonów Empik na terenie kraju oraz na stronach:
www.gabinetportretu.com i www.mtj.pl.
MIASTO KOBIET
■
LIPIEC-SIERPIEŃ 2007
11
V
muzyka
PRZYPADKI KATARZYNY G.
Pani nowa płyta „Przypadki”, która właśnie się
ukazała, to dziesięć piosenek z Pani tekstami,
które zostały zainspirowane Dekalogiem. Które
z dziesięciu przykazań jest dla Pani najważniejsze?
Wybrałabym jedenaste – „kochaj bliźniego swego
jak siebie samego”. To chyba najważniejsze przykazanie. Bądź dobry dla innych, ale też – bądź dobry dla siebie. Żeby móc wybaczać innym, musisz
nauczyć się wybaczać sobie.
Słowo „dekalog” oznacza „dziesięć słów”. Gdyby miała Pani wybrać dziesięć słów najważniejszych dla siebie?
Życie. Miłość. Dziecko. Muzyka. Przyjaźń. Emocje. Dystans. Wiara. Wątpliwości. Poszukiwanie.
„Życie” – pierwsze, kolejność trzech następnych
równoważna, reszta od miejsca piątego może się
wymieniać między sobą.
Wśród tych wartości nie ma słowa „pieniądz”.
Zawsze Pani powtarza, że niczego nie zrobiłaby dla pieniędzy.
Dobrze jest je mieć, to duży komfort. Lubię mieć
pieniądze, dają poczucie bezpieczeństwa, szczególnie w moim zawodzie, któremu towarzyszy
wieczna niepewność. Lubię mieć świadomość, że
nie muszę się martwić, czy w przyszłym miesiącu
będę miała na opłaty, czy stać mnie na kredyt
mieszkaniowy…
Rzeczywiście, nie przywiązuje Pani wielkiej wagi do pieniędzy: kiedy w 1997 roku wygrała Pani Przegląd Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu
i w nagrodę dostała samochód, wyjechała Pani
po imprezie nie pytając w ogóle o auto!
Pojechałam do Wrocławia, żeby wygrać, powiedziałam sobie, że muszę wywalczyć Grand Prix. Ale
na miejscu pojawiło się odczucie, że wszyscy są lepsi ode mnie, więc kiedy zwyciężyłam i dodatkowo
jeszcze otrzymałam nagrodę dziennikarzy, która dla
mnie znaczyła bardzo dużo, tak się cieszyłam, że
zapomniałam o wygranym samochodzie. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że wówczas nie miałam prawa jazdy i samochód nie był dla
mnie żadną wartością, tylko gadżetem, breloczkiem, dodatkiem do tego, co było dla mnie najważniejsze. Jako dziecko oglądałam Przeglądy Piosenki
Aktorskiej, Teatr Telewizji, bardzo to lubiłam i marzyłam, że kiedyś ja też tam się znajdę, co będzie
ukoronowaniem moich marzeń. Cóż wobec tego
znaczył samochód?
Miała Pani wtedy dwadzieścia pięć lat. A siedemnaście, kiedy wystartowała Pani w castingu
do musicalu „Metro”.
O przesłuchaniach do tego spektaklu usłyszałam,
kiedy z kolegą braliśmy udział w Przeglądzie Młodych Talentów w Poznaniu. Śpiewaliśmy w duecie
i wygraliśmy. W komisji zasiadał Michał Bajor, który
wysłał nam potem telegram (nie mieliśmy telefonu),
że są eliminacje do „Metra” i żeby się z nim skontaktować. Kiedy dostałam się do musicalu i powierzono mi główną rolę – byłam oszołomiona szczę12
MIASTO KOBIET
■
ściem! Niewiele wtedy umiałam, ale mocno wierzyłam, że nie zawiodę. Większość z nas była amatorami, część jeszcze się uczyła, inni pracowali
w zawodach niekoniecznie związanych ze sceną.
To nasza pasja, energia, młodość a nie wymierne
umiejętności były atutem tego przedstawienia.
Dla „Metra” zawaliła Pani szkołę.
Tak, przerwałam naukę w trzeciej klasie. Powiem
szczerze, że to było dla mnie zbawienie, miałam
takie oceny, że pewnie powtarzałabym rok... Do-
Katarzyna Groniec, fot. Paweł Wroniszewski
stałam promocję do czwartej klasy, a potem na
dwa lata pożegnałam się ze szkolną ławką. Maturę
zdałam wieczorowo i z wielkim hukiem zakończyłam edukację.
Szkoła chyba nigdy nie była dla Pani ważna, dla
muzyki i miłości odeszła Pani ze świetnego liceum do mniej liczącej się placówki.
Szkoła była dla mnie ważna. Sęk w tym, że chciałam się uczyć czegoś innego. Po pierwszej klasie
popełniłam błąd, przeniosłam się do innego liceum
– nie wiem czy bardziej z miłości do chłopaka czy
do muzyki. Założyliśmy zespół i chcieliśmy jak najwięcej czasu spędzać grając, a nie kując. A obydwoje byliśmy w najlepszych liceach w mieście, gdzie od
uczniów wiele wymagano. Postanowiliśmy przenieść się do szkoły, gdzie wymagano mniej...
To chyba niepedagogiczna rozmowa...
No cóż… chcieliśmy grać.
Urodziła się Pani w Zabrzu i do siedemnastego
roku życia wychowywała na Śląsku.
Śląsk wiele we mnie zostawił. Rodzina mamy mówiła fantastyczną śląską gwarą… serdeczni ludzie.
LIPIEC-SIERPIEŃ 2007
Babcia, mama taty, mówiła z kolei śpiewnie po
polsku, bo pochodziła ze wschodu. W naszym
domu łączył się wschód z zachodem.
Miała Pani szczęśliwe dzieciństwo?
Tak, choć byłam dzieckiem dość chorowitym.
Wakacje spędzałam nad morzem, na długich, kilkutygodniowych kuracjach w sanatorium w Kołobrzegu. Mama przysyłała mi codziennie kartkę.
Kolekcjonowałam pocztówki ze zwierzętami,
i każdego dnia przychodziła od mamy kartka z podobizną psa, zawsze innej rasy. Ja w trakcie sanatoryjnego pobytu wysłałam do domu tylko jeden
list, tak zwanego „rozpaczliwca”, że „umieram, zabierzcie mnie”! Napisałam tam też kilka radosnych
słów, ale tych rodzice nie przeczytali: pies podwórkowiec przejął list i częściowo zjadł. Po wyrwaniu kartki z pyska i złożeniu jej rodzina przeczytała tylko dramatyczny apel, że umieram. Cała
pozytywna część listu uległa pożarciu.
Długie pobyty w sanatorium zmieniły Panią?
Nie wiem, czy zmieniły, na pewno nauczyły samodzielności. Jednej rzeczy się wtedy dowiedziałam o sobie, którą już wcześniej przeczuwałam jako maluch: jestem bezpieczna, kiedy zaczynam
śpiewać. Bo mam respekt i poważanie wśród
dzieciaków! Każdy z nas w sanatorium szukał dziedziny, w której czuł się dobrze, mógł się popisać,
zaimponować kolegom. Jedni znajdowali to
w sporcie, ja odnajdowałam się w śpiewaniu. Kiedy tylko zaczynały się jakiekolwiek sytuacje świetlicowe i padało hasło „muzyka”, byłam u siebie.
Śpiewałam wszystkie piosenki, jakie znałam jako
dziecko: zaczynając od przebojów z płyt moich
rodziców, poprzez repertuar zespołu Gawęda,
utwory Marka Grechuty, na którym się wychowałam, kończąc na Kabarecie Dudek, z którego dodatkowo opowiadałam skecze.
Zarówno w Pani jak i w Pani piosenkach jest sporo melancholii. Czy wzięła się ona z tego samotnego, sanatoryjno-wakacyjnego dzieciństwa?
Na pewno to, że od początku borykałam się ze
zdrowiem, powodowało jakiś rodzaj wyciszenia,
wywoływało poczucie osamotnienia. Ale ja zawsze
byłam samotnikiem. Byłam dzieckiem, które lubiło
dużo czytać, spełniałam się w tej swojej samotni.
Oczywiście, bawiłam się także z rówieśnikami,
zresztą samymi chłopakami, bo na naszym osiedlu
nie było dziewczynek w moim wieku. Tych biedaków zmuszałam do zabawy w teatr i wydawało mi
się, że... nieźle się bawili. Nie byli osobami wybitnie
słyszącymi muzykę, ale chętnie śpiewali!
Dzisiaj sama Pani jest matką, Marianna ma 14
lat. Jak ją Pani wychowuje?
Staram się nie usypiać w niej wrażliwości na drugiego człowieka, poczucia empatii. To trudne,
a w wieku, w który wchodzi Marianna, chyba najtrudniejsze. Generalnie, jakiekolwiek próby nauczenia czegokolwiek w okresie dorastania i dojrzewania wymagają wielkiej cierpliwości.
V
muzyka
Rozmowa z piosenkarką
KATARZYNĄ GRONIEC
Kiedy córka się urodziła, myślała Pani o zmianie
zawodu.
Zastanawiałam się nad tym poważnie, to był najmniej różowy okres w moim życiu. Zbiegło się
wówczas wiele spraw. Wróciliśmy z „Metrem”
z Broadway’u do Polski, nie wiadomo było, co będzie dalej. Nie wyobrażałam sobie, jak dam sobie
radę z małym dzieckiem i jak odnajdę się w tutejszym środowisku artystycznym, do którego, jako
amatorka, nie należałam. Wtedy jeszcze wielką
wagę przywiązywano do „glejtu” jakim był dyplom, nieważne, czy miało się talent czy nie.
Jednak poradziła Pani sobie.
Przede wszystkim dlatego, że powstał Teatr Studio-Buffo.
Pierwszą płytę nagrała Pani w 2000 roku we
współpracy z Grzegorzem Ciechowskim.
Byliśmy osobami nadającymi na różnych falach.
Patrzyłam na Grzegorza jak w obrazek, on był dla
mnie symbolem pewnego pokolenia, wiadomo:
lider zespołu „Republika” – kultowej grupy.
Album zatytułowany był „Mężczyźni”. Mężczyźni nie rozczarowali Pani wtedy w życiu?
Tytuł płyty pochodzi z wiersza W. Woroszylskiego. Miał brzmieć „Mężczyźni, którym podoba się
moja twarz” Ale uznano, że jest za długi na album.
Czy mężczyźni mnie rozczarowali? Mniej więcej
tak, jak ja rozczarowałam ich: wymiana towaru.
Nagrała Pani cztery płyty, trzynastego kwietnia,
w piątek, ukazała się ostatnia – „Przypadki”.
Nie jest Pani przesądna.
Nie boję się czarnego kota, nie zawracam na jego
widok. Nie mam problemu z przechodzeniem
pod drabiną. Jeśli zwracam uwagę na daty, to lubię te z siódemką, bo lubię tę cyfrę.
Powiedziała Pani, że na nowej płycie jest 99
procent Pani. To znaczy, że jeśli ktoś przeczyta
wszystkie teksty piosenek z albumu „Przypadki”, to całkowicie pozna Katarzynę Groniec?
Całkowicie to nawet ja siebie nie znam. Ten jeden procent pozostaje tajemnicą również dla
mnie samej.
Tytuł płyty oznacza, że wierzy Pani, iż naszym
życiem rządzą przypadki?
Wolałabym, żeby tak nie było. Chciałabym wierzyć, że wszystko jest zapisane. Wtedy łatwiej pogodzić się z losem. Dobrze jest myśleć, że ktoś
ma nad nami pieczę, a my – choć możemy podążać różnymi ścieżkami – i tak dojdziemy do celu,
który został nam wyznaczony. Ale czasem wątpię… i wtedy wierzę w przypadki.
W Pani piosenkach jest spora doza melancholii.
Owszem, lubię smutek. Jest twórczy. Ale nie śpiewam wyłącznie takich piosenek. Często mylną opinię o mnie mają ludzie, którzy po raz pierwszy
przychodzą na moje koncerty. Spodziewają się totalnego smętu i rozpaczy, a potem następuje wielkie zdziwienie, że było zabawnie. Ot, siła szufladki.
Premiera płyty odbyła się w Warszawie, w prywatnym teatrze Krystyny Jandy, o który aktorka walczy jak lew.
Zanim w Polonii powstała Duża Scena, koncert
piosenek z poprzedniej płyty „Emigrantka” miałam
na Małej Scenie. Atmosfera była fantastyczna, choć
sala tam niewielka, ciasna i bardzo szybko zrobiło
się gorąco. Chciałam zagrać tam jeszcze raz.
W tym teatrze istnieje pewien rodzaj pozytywnej,
ożywczej energii, którą najprawdopodobniej
wprowadza właśnie Krystyna Janda.
Pani sama jest aktorką, zagrała Pani w filmie
„Wrota Europy”.
We „Wrotach” tylko śpiewałam piosenkę, w pełnej charakteryzacji, nierozpoznawalna dla nikogo.
Ekipa telewizyjna, która przyjechała na plan żeby
między innymi zrobić ze mną wywiad, przeszła
obok mnie obojętnie pytając kogoś, gdzie można
mnie znaleźć. Zagrałam też w „Wieczorach i porankach” u boku Mirosława Baki. Dzisiaj, kiedy
oglądam te role, myślę, że raczej w nich poległam,
nie podobają mi się. Nie jestem aktorką, to nie jest
moje naturalne środowisko.
Zagrała Pani też rolę Edith Piaf w musicalu.
To nie był musical, tylko przedstawienie muzyczne złożone z piosenek Piaf. Wielka, tragiczna postać. Podobała mi się praca nad tym przedstawieniem, oglądanie występów Edith Piaf z zachowanych dokumentów, jej sposobu poruszania się, tego jak stała na scenie, jak gestykulowała.
Jako dziecko pragnęła Pani mieć maszynę, która pozwalałaby czytać w ludzkich myślach.
To byłoby straszne. Miałam kilka lat, kiedy obejrzałam bajkę, w której bohater coś połknął i nagle
wszystko potrafił. Też chciałam wszystko umieć,
wszystko wiedzieć, znać myśli
innych. Na szczęście już nie
mam takich marzeń.
ROZMAWIAŁA
VIOLETTA LEWANDOWSKA
> PŁYTY
Ciara The Evolution
Nowy image czarnoskórej piosenkarki,
prezentowany przez nią na okładce kolejnego albumu, wskazywałby, że znajduje się na nim muzyka w stylu lat 80.
I coś w tym jest. Mimo, iż Ciara Harris pokazała swym debiutanckim krążkiem ( „Goodies” z 2004 roku), że jest tą
divą R&B, która chce się specjalizować w najbardziej
awangardowych brzmieniach, to na jej drugim wydawnictwie znajdziemy sporo odwołań do dźwięków sprzed
dwóch dekad. Tak się bowiem stało, że to właśnie tamte
rytmy są dziś najmodniejsze. Podstawą większości piosenek z „The Evolution” są motoryczne bity electro zaczerpnięte z twórczości Afriki Bambaaty czy Egyption Lovera.
Producenci współpracujący z Ciarą wykorzystują je jednak
w sposób twórczy – dlatego wypadają one stylowo, ale
i nowocześnie, stanowiąc świetne opakowanie dla zmysłowego głosu Ciary. Nie brak na krążku również innych
stylów – jest tu miejsce zarówno na elektroniczne R&B
i hip hop, jak i akustyczną balladę, która ma przekonać niedowiarków, że wokalistka potrafiłaby sobie poradzić również z klasyczną formą czarnej piosenki. [Sony BMG]
Aga Zaryan My Lullaby
Anna Maria Jopek Id
Kariera Agnieszki Skrzypek, występującej pod pseudonimem „Aga Zaryan”, toczy się z dala od zgiełku rodzimego show-biznesu. Nagrała dwie
płyty, „My Lullaby” i „Picking Up The Pieces”, które
sprawiły, iż czytelnicy fachowego „Jazz Forum” uznali
ją za jedną z najlepszych polskich wokalistek jazzowych
ostatnich lat. Dziś – w pięć lat po pierwszym wydaniu
– powraca do nas debiutancki album Agi Zaryan, zremasteryzowany i opublikowany ponownie w większym nakładzie. Wypełniają go piękne ballady jazzowe
i bluesowe, zinterpretowane przez piosenkarkę w intymnym stylu. Są wśród nich zarówno standardy, jak
i utwory współczesne oraz kompozycje napisane specjalnie dla wokalistki. Zaryan potrafi wytworzyć niezwykły klimat – lekko swingujący, zmysłowy, pełen
głębokich emocji. Jej matowy i niski głos świetnie
współgra z oszczędnym instrumentarium zespołu. „My
Lullaby” to smakowity kąsek nie tylko dla wielbicieli jazzu, ale i dla tych, którzy szukają w muzyce sposobu na
wyciszenie i relaks. [4 Ever Music]
Marzenia się spełniają. Może to potwierdzić Anna Maria Jopek, która po
nagraniu płyty z Patem Methenym
zrealizowała kolejne ambitne zamierzenie – album, na którym zagrali dla niej wybitni muzycy światowej sławy, od Branforda Marsalisa po Dhafera Youssefa. Dlatego – mimo, iż każda płyta tej wokalistki jest właściwie taka sama – na „Id” warto wyjątkowo zwrócić uwagę. Bo właśnie dzięki muzycznym
gościom, krążek ten wypada momentami nieco inaczej
niż to, do czego Jopek nas dotąd przyzwyczaiła. Decydują o tym przede wszystkim egzotyczne brzmienia,
zaczerpnięte z dalekich kultur: afrykańskiej, arabskiej,
karaibskiej i latynoskiej. W najlepszych momentach albumu ciekawie łączą się one z polskim folklorem – góralskim i mazowieckim, dyskretnie wplatanym przez
wokalistkę do dominującej na „Idzie” formuły smooth
jazzu. Fani Jopek będą tym albumem zachwyceni –
jeszcze nigdy w swej karierze jej piosenki nie były tak
dobrze zaaranżowane i nagrane. [AMJ Music]
MIASTO KOBIET
PAWEŁ GZYL
■
LIPIEC-SIERPIEŃ 2007
13
V
wydarzenia
Tegoroczne lato wypełnią imprezy plenerowe w ramach obchodów 750-lecia Lokacji Miasta Krako-
FESTIWALOWE
LATO
wa. Ich współorganizatorem jest Krakowskie
Biuro Festiwalowe.
> 21 LIPCA (sobota)
Krakowska Noc
Jazzu Europejskiego
g. 18.00-22.00
scena na Placu Szczepańskim
Koncert odbędzie się w ramach XII Letniego Festiwalu Jazzowego, który zaczyna się już 7 lipca i trwać będzie przez
cały miesiąc. W sobotni wieczór na scenie przy Placu Szczepańskim wystąpią:
> austriacki zespół znanego saksofonisty Wolfanga Puschinga, w składzie:
Raphael Preuschl (kontrabas), Paul
Urbanek (piano) i Reinchard Winkler
(perkusja);
> włoski Amato – Ionata Quartet
trębacza Giovanniego Amato i saksofonisty Maxa Ionaty, laureatów wielu konkursów w swoim kraju, którzy od 2000
roku występowali na licznych we Włoszech festiwalach, prezentując znakomity nowoczesny jazz;
> mistrz polskiego jazzu i mentor wielu pokoleń jazzmanów Janusz Muniak (saksofon), a z nim Paweł Kaczmarczyk (fortepian), Bronisław Suchanek (kontrabas), Janusz Stefański (perkusja) oraz znakomity bawarski gitarzysta Helmut Kagerer;
> Sofia Rubina, reprezentująca ze
swymi litewskimi muzykami z grupy
d’Orange mało znane w Polsce środowiska jazzowe krajów bałtyckich. Występowała dotąd na wszystkich ważnych
scenach Skandynawii, a także w Hiszpanii, Grecji, Rosji i Izraelu;
Jarek Śmietana, fot. Jan Zych
> Jarek Śmietana, czołowy europejski
gitarzysta, kompozytor i aranżer, a z nim
Yarron (kontrabas), Wojciech Karolak
(piano) i Adam Czerwiński (perkusja);
> austriacki gitarzysta Andy Manndorff, który współpracuje z Adamem
14
MIASTO KOBIET
■
Rozstaje, Elitsa Tododrova i Stoyan Yankoulov, fot. arch. zespołu
Pierończykiem (saksofon), Achimem
Tangiem (kontrabas) i Reinchardtem
Winklerem (perkusja);
> numer jeden polskiej wokalistyki jazzowej – Marek Bałata Chopin Quintet w składzie: Marek Bałata (voice),
Piotr Baron (t.s.sax), Stan Michalak
(bass), Adam Buczek (dr) & Ekehard
Woelk (piano).
> 26–28 LIPCA (czw.–sob.)
IX Festiwal Muzyki
Tradycyjnej
novej (piątek, 27 lipca) oraz koncert
wybitnego duetu z Bułgarii Elitsy Todorovej i Stoyana Yankoulova (sobota, 28 lipca). Oprócz koncertów
i prezentacji filmowych będą jak zawsze
warsztaty tańców tradycyjnych.
szczegóły: www.rozstaje.pl
> 5 SIERPNIA (niedziela)
TANGO SHOW
g. 20.00-21.30
scena na placu Szczepańskim
ROZSTAJE 2007
scena na Placu Szczepańskim
To dziewiąta edycja międzynarodowego projektu muzycznego prezentującego najciekawsze zespoły europejskiej
sceny etno i world music. Na „Rozstajach” zderzają się różne style i gatunki
muzyczne: od tradycyjnych po wszelkiego rodzaju przetworzenia i eksperymenty z pogranicza muzyki tradycyjnej
i jazzowej, folkowej, rockowej oraz klasycznej, inspirującej się motywami tradycyjnymi. Zespoły, które usłyszymy
tym razem, wywodzą się z kręgu kultury muzycznej Europy Środkowej, Karpat, Półwyspu Bałkańskiego i Jakucji.
Z polskich grup zaproszonych do udziału w tegorocznej edycji „Rozstajów” polecamy Olo Walickiego, objawienie
polskiej sceny etno-jazzowej, z projektem „Kaszebe” (czwartek, 26 lipca), Joannę Słowińską z zespołem, w koncercie zapowiadającym nowy, studyjny
album artystki (sobota, 28 lipca) i romską pieśniarkę i poetkę Teresę Mirgę
z zespołem Kałe Bała ze Spisza ( piątek,
27 lipca). Niezwykle zapowiada się też
prezentacja „syberyjskiego” projektu
Chyskyyrai – z udziałem m. in. wybitnej
pieśniarki z Jakucji Valentiny Roma-
LIPIEC-SIERPIEŃ 2007
odbędzie się 5 sierpnia, przygotowują
pierwsze polskie „Tango Show” z udziałem wybitnych tangeros.
Kwintet Tango Bridge wystąpi na
placu Szczepańskim w składzie: Wiesław
Prządka (bandoneon), Paweł Wajrak
(skrzypce), Jacek Bylica (fortepian), Michał
Nagy (gitara) i Grzegorz Frankowski (kontrabas). Do udziału w przedsięwzięciu zaproszona została znana szerokiej publiczności Katarzyna Jamróz, śpiewająca również w spektaklu „Tango Piazzolla”. Natomiast autorka choreografii, Anna Iberszer,
zatańczy u boku Piotra Woźniaka tanga
specjalnie przygotowane na tę okazję.
W programie obok utworów Piazzolli usłyszymy również tradycyjne tanga
argentyńskie oraz znane tanga polskie
w nowych, oryginalnych aranżacjach
w stylu tanga argentyńskiego.
> 11–15 SIERPNIA (sob.– śr.)
V Festiwal Pierogów
w Krakowie
plac Szczepański
Tegoroczna edycja połączona będzie
z Jarmarkiem św. Jacka. Festiwal nawiązuje do jednej z najstarszych polskich tradycji kulinarnych. Impreza ma na celu
promocję walorów kuchni staropolskiej
wśród przybywających do Krakowa turystów. Daje też możliwość zaprezentowania się krakowskim restauratorom,
którzy rywalizują o przechodnie statuetki
św. Jacka z Pierogami (głosowanie jury)
zespół Tango Bridge, fot. Stanisław Markowski
Tango już dawno przestało być egzotycznym zjawiskiem z odległego kontynentu,
na wspomnienie którego na twarzach szanujących się dam pojawiał się rumieniec
wstydu. Jest dziś popularnym elementem
kultury i stylem muzyki, coraz częściej
goszczącym na naszych scenach.
Doświadczenia ostatnich lat,
a szczególnie tegorocznego, pierwszego festiwalu „Muzyka Piazzolli w Krakowie” pokazały, że w mieście panuje
szczególnie dobry klimat dla tanga jako
muzyki i jako tańca. Popularność, jaką
zyskał spektakl „Tango Piazzolla” wystawiany w Teatrze Słowackiego z muzyką
na żywo w wykonaniu kwintetu Tango
Bridge, skłoniła Grzegorza Frankowskiego – autora oraz kierownika artystycznego całego projektu – do „wyjścia na
ulicę”. Dlatego twórcy koncertu, który
fot. z archiwum Krakowskiego Biura Festiwalowego
i Kazimierza Wielkiego (głosowanie publiczności). Festiwalowi towarzyszą degustacje, kiermasze, występy artystyczne,
zabawy i konkursy.
CK „Dworek Białoprądnicki”,
ul. Papiernicza 2, www.dworek.krakow.pl,
wstęp wolny
08.07, g. 16, Max Klezmer Band
15.07, g. 16, Orkiestra Straussowska
„Obligato”
22.07, g. 16, Kwartet Saksofonowy „Saxtet”
29.07, g. 16, Arie opery i operetki
05.08, g. 16, Sushee, muz. irlandzka i celtycka
12.08, g. 16, Trio Revirado
19.08, g. 16, Old Metropolitan Band
26.08, g. 16, Quartet Klezmer Trio
> VII Przegląd Teatrów
Jednego Aktora
z dzieł m.in.: Mozarta, Rossiniego, Verdiego, Moniuszki, Bizeta, Straussa.
W każdy wtorek i piątek na dziedzińcu
Barbakanu, w razie deszczu: w sali koncertowej Akademii Muzycznej, ul. św.
Tomasza 43, g. 21
> Wakacyjne Podróże Filmowe
do 30.08, klub sztuki filmowej Mikro &
Mikroffala, ul. J. Lea 5, www.kinomikro.pl
06-12.07, W cieniu wieży Eiffla – tydzień
francuski (m.in.: Czas, który pozostał,
Klimaty, Przed wschodem słońca, Całkowite zaćmienie, Zakochany Paryż,
Pachnidło, Gusta i guściki)
27.07-02.08, American Beauty – tydzień
amerykański (m.in.: Diabeł ubiera się
u Prady, Tajemnica Brokeback Mountain, Million Dollar Hotel, Pulp fiction)
03-09.08, Z różnych stron świata – tydzień
rozmaitości filmowych (m.in.: Kupiec
Wenecki, Kontrolerzy, Powrót, Cinema
Paradiso, Inland Empire, Babel)
10-16.08, Kino latino – tydzień po hiszpań sku (m.in.: Dzienniki motocyklowe, Złe
wychowanie, Volver, Viva Cuba, GranatowyPrawieCzarny, Nieświadomi)
17-23.08, Kino naszych sąsiadów – tydzień
czesko -słowacki (m.in.: Pociągi pod specjalnym nadzorem, Obsługiwałem angielskiego króla, Kola, Sex w Brnie)
02-28.07, Scena Krakowskiego Teatru
Faktu w Śródmiejskim Ośrodku Kultury,
ul. Mikołajska 2, www.lamelli.com.pl,
wszystkie spektakle o g. 19
> Scena Przy Pompie
do 04.08, Letnia scena Teatru im. J. Słowackiego, Pl. św. Ducha 4, www.slowacki.krakow.pl, wszystkie koncerty o g. 20.30
07.07,
08.07,
14.07,
15.07,
21.07,
Tsunami, Max Klezmer Band
Znaki na niebie, Iwona Loranc
Bombonierka, Basia Stępniak-Wilk
koncert grupy The Beatles Revival
Alicja Majewska
Alicja Majewska
> Letnie Koncerty Kameralne
V
FESTIWALOWE LATO
22.07, zespół Lechee
28.07, A może tak? Anna Treter z zespołem
29.07, Słowiańska dusza , Alosza Awdiejew
04.08, Człowiek z duszą na wynos, recital
Michała Łanuszki, recytuje Anna Polony
Małgorzata Iwańskia
02.07, Beniowski Juliusza Słowackiego, adaptacja, reż., wyk. Witold Kopeć
05.07, Droga Pani Kalino, monodram z piosenkami, Małgorzata Iwańska
> XII Letni Festiwal Jazzowy
w Piwnicy Pod Baranami
Rosenberg Trio
07.07-05.08, www.cracjazz.com
09.07, Polita, królowa ekranu, projekt i wyk.
Nina Repetowska
14.07, Edith Piaf – ptak smutnego stulecia,
monodram z piosenkami, Joanna Rawik
16.07, Geniale Frau – Zapolska, projekt
i wyk. Nina Repetowska
19.07, Yorick, czyli spowiedź błazna wg Szekspira, reż. i wyk. Wiesław Komasa
23.07, Oszalałe z miłości, etiudy monodramatyczne: „Nie przestaniesz mnie kochać” na motywach powieści K. Grocholi, „Przegryźć dżdżownicę”, wyk. Katarzyna Działo, „Niegdyś Ofelia”, projekt i wyk. Nina Repetowska
26.07, Czeczotka, monodram z piosenkami,
w roli Patrycji Kieszonki Ewa Dałkowska
28.07, Hefajstos, monodram autorski Niny
Repetowskiej z piosenkami krakowskich
poetów
.......................................................
Miasto Kobiet jest patronem medialnym
Przegląd Teatrów Jednego Aktora
07.07, g. 19, Koncert Inauguracyjny w sali
Filharmonii Krakowskiej
08.07, g. 12-24, Niedziela Nowoorleańska,
Rynek Gł., Piwnica Pod Baranami
09.07-03.08, g. 21, codzienne koncerty
w Piwnicy Pod Baranami
18.07, g. 19, Koncert Specjalny pamięci An drzeja Kurylewicza, Manggha
21.07, g. 18, Krakowska Noc Jazzu Europej skiego, Plac Szczepański
26.07, g. 19, Koncert Specjalny na dziedzińcu Radia Kraków
04.08, g. 21, Koncert Finałowy na dziedzińcu Pałacu pod Baranami, wyst. Janusz
Muniak Quartet i goście specjalni
05.08, g. 20, Koncert Nadzwyczajny, Manggha (wręczenie nagrody festiwalowej
Jazzowego Baranka)
> Białoprądnicki Teatr Ogrodowy
do 27.08, CK „Dworek Białoprądnicki”,
ul. Papiernicza 2, www.dworek.krakow.pl,
wstęp wolny, wszystkie spektakle o g. 19
> III Letni Przegląd Sceny Moliere
03-11.07, Moliere, ul. Szewska 4, g. 19
> Koncerty na dziedzińcu Radia
Kraków (w razie deszczu w Studiu S-5)
al. Słowackiego 20, g. 11, wstęp wolny
08.07,
15.07,
22.07,
29.07,
05.08,
12.08,
19.08,
26.08,
Jorgos Skolias
Jacek Korohoda Band
Joanna Słowińska
Basia Stępniak-Wilk
Paulina Bisztyga
Anna Treter z zespołem
Trio Revirado
Kwartet Okazjonalny
> XI Festiwal Opera Viva
3.07-17.08, www.opera.krakow.pl
Koncerty operowe i operetkowe „Barbakan Nocą” ze znanymi fragmentami
13-19.07, Z krainy Wikingów – tydzień
skandynawski (m.in.: Tam, gdzie rosną
poziomki, Zakochani widzą słonie, Persona, Włoski dla początkujących, 101
Reykjavik, Szepty i krzyki)
20-26.07, Kolory Wschodu i magia Afryki –
tydzień azjatycko-afrykański (m. in.: Cesarzowa, Czas pijanych koni, Hotel Ruanda,
Biała Masajka, Nigdzie w Afryce, Lalki)
24-30.08, Filmowe last minute – tydzień
w Irlandii i Wielkiej Brytanii (m. in.:
Przełamując fale, Human traffic, Dziewczyna z perłą, Hotel Splendide, Lato miłości, Vera Drake)
.......................................................
Miasto Kobiet jest patronem medialnym
Wakacyjnych Podróży Filmowych
MIASTO KOBIET
09.07, Mój boski rozwód, komedia
16.07, Szmoncesy, Teatr „Maska” z Torunia
23.07, Fredro bez maski, Teatr Forte
30.07, Tylko dla kobiet, recital kabaretowy,
wyst. m.in. Agnieszka Chrzanowska
06.08, W kręgu życia i śmierci, romance
hiszpańskie, Ziuta Zającówna
13.08, Ławeczka, Iwona Konieczkowska
i Piotr Cyrwus
20.08, Samotna miłość, czyli smut z ciara mi, recital kabaretowo-liryczny
27.08, Zimny drań, mono-recital o polskich
grzechach, czyli o kulcie macho
> XVII Międzynarodowy
Festiwal Letnie Koncerty
Organowe
do 09.08, org. CK „Dworek Białoprądnicki”, www.dworek.krakow.pl
■
LIPIEC-SIERPIEŃ 2007
15
12.07, g. 19.30, Zygmunt Kokoszka,
kościół św. Floriana, ul. Warszawska 1B
19.07, g. 20, Johan Hermans, Bazylika
OO. Karmelitów „Na Piasku”, ul.
Karmelicka 19
26.07, g. 20, Marek Wolak, kościół
OO. Paulinów „Na Skałce”, ul.
Skałeczna 15
02.08, g. 20, Josef Miltschitzky, Sussane
Miltschitzky, Bazylika OO. Karmelitów „Na Piasku”, ul. Karmelicka 19
09.08, g. 19, Marco D’Avola, kościół
św. Krzyża, ul. św. Krzyża 23
> VIII Festiwal Tańców Dworskich CRACOVIA DANZA
05-12.08, www.ardentesole.art.pl
Temat przewodni – taniec dworski
w Krakowie.
> Letni Festiwal Tańca 2007
20-29.07, Centrum Tańca Ananday,
ul. św. Józefa 12, www.ananday.pl
Warsztaty taneczne: samba, salsa,
taniec brzucha, flamenco, taniec
nowoczesny, hip-hop, jazz dance,
nike dance, afro dance i inne. Festiwal kończy finałowe Show
(29.07, g. 18, klub Stajnia)
> XX Międzynarodowy
Festiwal Teatrów Ulicznych
DON KICHOT
04.08, Goła baba, Joanna Szczepkowska
05.08, Rewia musicalowa
09.08, Pierwsza młodość, Anna Seniuk i Zofia Saretok
10.08, Wakat, Kwartet Okazjonalny
11.08, Kochankowie ulicy , Jaga
Wrońska
12.08, Trio Revirado, tanga Astora
Piazzolli
16.08, Dlaczego kobiety płaczą a mężczyźni kłamią, Kasia Zielińska
17.08, Ławeczka, Piotr Cyrwus i Iwona Konieczkowska
18.08, Znaki na niebie, Iwona Loranc
19.08, Joanna Trzepiecińska i Straszni
Panowie Trzej
> Pozostałe wydarzenia
Letni Festiwal Tańca
11-16.07, www.teatrkto.pl
Spektakle prezentowane będą codziennie na Rynku Głównym, Małym Rynku, Placu Szczepańskim,
w Cafe Krzysztofory, Collegium
Medicum UJ, od g. 17
> IV Letni Festiwal Małych
Form Teatralnych
Teatr Bagatela, Scena przy ul. Sarego 7, www.bagatela.pl
wszystkie spektakle o g. 19.30
Nucleo
03.08, Serce na rowerach, Anna
Szałapak
07.07, Porcupine Tree, hala TS „Wisła”, ul. Reymonta 22, g. 20
08.07, Waldemar Malicki, Wieczór
Tanga, Aula Audytorium Maximum, ul. Krupnicza 35, g. 18
13.07, Tomasz Mars, Teatr Piosenki,
Krzysztofory, ul. Szczepańska 2, g. 20
15.07, Nicole Mitchell Quartet –
Frequency Tour, Alchemia,
ul. Estery 5, g. 21
21.07, Agnieszka Chrzanowska, Teatr
Piosenki, Krzysztofory, ul. Szczepańska 2, g. 20
28.07, Tryptyk – okruchy kobiecości,
Godziny, ul. Miodowa 43, g. 21
1-5.08, Nie Brooklyński Most, piosen ki Edwarda Stachury, Scena Pod
Ratuszem, Rynek Główny, g. 19
10.08, Wieczór z salsą, Godziny,
ul. Miodowa 43, g. 21
13.08, Joe Cocker, stadion WKS Wawel, ul. Podchorążych 3, g. 20
OPR. JOLANTA GAWLAK
ROZSTAJE 2007: S P O T K A N I E T R A D Y C J I Z A W A N G A R D Ą
9. Festiwal Muzyki Tradycyjnej 26-28 lipca
Org. Stowarzyszenie ROZSTAJE, Krakowskie Biuro Festiwalowe, Współgr. Stowarzyszenie Rotunda, dyr. artystyczny Festiwalu ROZSTAJE: Jan Słowiński
> KONCERTY
scena na placu Szczepańskim
26.07, g. 21, Kaszëbë – Olo Walicki
Olo Walicki – kontrabasista, kompozytor, aranżer i producent.
Współpracował z wieloma polskimi gwiazdami jazzu, m.in. z Leszkiem Możdżerem i Zbigniewem
Namysłowskim.
27.07, g. 19, Pieśni z Czarnej Góry –
Teresa Mirga i Kałe Bała
Pieśni cygańskiej poetki, która tworzy w języku polskim i romskim.
27.07, g. 20, Sygysh – Gennady
Tchamzyryn Gendos (Jakucja –
Rosja)
Gendos to syberyjski muzyk i szaman (od trzech pokoleń), wokalista
oraz instrumentalista, opanował do
perfekcji wszystkie style gardłowego śpiewu – od sygyt do kargyra.
27.07, g. 21, Chyskyyrai – Valentina
Romanova i Stanislav Parfienov
(Jakucja – Rosja)
To wydarzenie z pogranicza koncertu i spektaklu. Valentina Romanova – syberyjska śpiewaczka i sza-
16
MIASTO KOBIET
■
manka, tworzy wyjątkowo intrygujący spektakl, w którym prowadzi
widzów oraz samą siebie na granice szamańskiej histerii.
28.07, g. 19, Muzicka & FeroMorong
(Słowacja)
Zespół z Bratysławy, który w swojej twórczości stara się zgłębić muzykę różnych regionów Słowacji.
28. 07, g. 20, Joanna Słowińska z zespołem
Zdaniem krytyków muzycznych:
„osobowość na miarę Cezarii Evory, Omary i Lila’I Downs”
28.07, g. 21, Elitsa Todorova i Stoyan
Yankoulov (Bułgaria)
Elitsa Todorova pochodzi z Warny;
jest perkusistką i pieśniarką. Jej atutem jest niebagatelny głos i własny,
niepowtarzalny styl.
> WARSZTATY
Joanna Słowińska
Valentina Romanova
Olo Walicki
V
FESTIWALOWE LATO
jurty. Zamieszka w nich Gendos
wraz ze swoją rodziną, żoną Nadią
i siedmioletnim Artyszem, którzy
ugoszczą Krakusów muzyką, czuburekami i herbatą. Zaprezentują
swoją kulturę, stroje, zwyczaje,
wierzenia.
27.07, g. 17-18, Teresa Mirga i Kałe
Bała (Spisz) – nauka tradycyjnych
pieśni cygańskich
28.07, g. 17-18, Muzicka, tancerze
grupy Draguni & Fero Morong
(Słowacja) – warsztaty słowackich
tańców tradycyjnych
> KINO NA ROZSTAJACH
jurta „filmowa” na pl. Szczepańskim
27-28.07, g. 17-19, „Biały Dragon –
wielki szaman jenisiejskich Kirgizów”, „Na Taimyrze”, „Tabu –
ostatni szaman”
jurty na placu Szczepańskim
> KLUB FESTIWALOWY
27-28.07, g. 15-17, Bezdroża Azji na
Rozstajach: obóz Gendosa – warsztaty, prezentacje, spotkania
Na Placu Szczepańskim staną trzy
LIPIEC-SIERPIEŃ 2007
27.07, g. 23-03, koncerty i tańce
z udziałem gości festiwalowych
Rotunda, ul. Oleandry 1
Miasto Kobiet jest patronem medialnym Rozstajów
WYBRANE WYDARZENIA W GODZINACH (LIPIEC-SIERPIEŃ)
14.07.2007, sobota godz. 21.00 Piąty wieczór
z cyklu „24 kobiety” Mira Nair. Klimaty Indii
21.07.2007, sobota godz. 21.00 Pierwsza projekcja z cyklu „Babskie kino. Cz. I. Więzi”:
„Smażone zielone pomidory” Cena biletu 7zł
28.07.2007, sobota godz. 20.00 Otwarcie projektu „Tryptyk – okruchy kobiecości”.. Jego
zwieńczeniem będzie obraz złożony z mini-portretów kobiecości, które dowolną techniką stworzą
nasi klienci, przyjaciele i sympatycy. Akcja zbierania
fragmentów obrazu trwa do 27.10.2007 i zakończy
się aukcją na rzecz Towarzystwa Interwencji Kryzysowej. Wernisaż prac Pauliny Skotnickiej jako
kwintesencja tego, co stworzone kobiecą dłonią.
3.08.2007, piątek godz. 21.00 Pierwszy wieczór wikkański. Lammas. Święto piwa, chleba
i płodności.
10.08.2007, piątek, godz. 21.00 Wieczór
z SALSĄ. Pokaz tańca i wspólna zabawa.
24.08.2007, piątek godz. 20.00 Wieczór
z „Beauty Time”. Metamorfozy. Pielęgnacja Stylizacja fryzury. (rezerwacja, ilość miejsc ograniczona)
Zapraszamy! Więcej informacji na stronie www.godziny.com.pl
Kamienica pod Słońcem, ul. Szpitalna 20-22, tel./fax: 012 429 68 50
www.leonardo.com.pl
DZIŚ PROPONUJEMY DORADĘ PIECZONĄ W SKORUPIE Z SOLI.
TO POTRAWA ŁATWA DO PRZYGOTOWANIA, A JAKAŻ EFEKTOWNA!
Gotuj z Leonardo
Kontynuujemy cykl „Gotuj z Leonardo”. Prezentujemy
w nim potrawy, które KRZYSZTOF JAŚKO, szef
kuchni Restauracji Leonardo, przygotowuje z myślą
o czytelnikach Miasta Kobiet. Szczegółowe receptury dostępne są na
www.miastokobiet.pl
Dorada to północnoatlantycka, niezwykle smakowita ryba okoniokształtna, której walory
smakowe doceniali już starożytni Rzymianie. Osiąga długość do 70 cm. Świeżą rybę należy wypatroszyć i umyć, nie usuwając głowy i płetw ani nie zdejmując skóry. Do środka włożyć trochę
świeżego tymianku i przyprawić wewnątrz solą, pieprzem cytrynowym i cytryną.
Do przygotowania skorupy solnej najlepiej nadaje się sól adriatycka, ale można wykorzystać też inną gruboziarnistą sól. Ilość soli odpowiednią do przykrycia całej ryby miesza się z białkami jaj i białym winem w ilości ok. 100 ml wina na 1 kg soli. Część przygotowanej soli wykłada się na blachę i układa na niej rybę. Po polaniu oliwą, aby nie przywierała do soli, przykrywa
się ją szczelnie grubą warstwą solnej masy. W trakcie pieczenia białko zwiąże sól, tworząc z niej
twardą, kruchą skorupę. Piec należy 20 minut bez przykrycia, w piekarniku nagrzanym do
190°C. Tak przyrządzona ryba jest delikatna i soczysta. Przed podaniem jej na stół skorupę należy otworzyć i zdjąć z ryby skórę. Podaje się ją ułożoną na skorupie, z pieczonymi ziemniakami, brokułami, marchewką i ćwiartką cytryny, ozdabiając talerz listkami bazylii i tymiankiem.
Kto chciałby więcej wyrafinowania, może wzbogacić potrawę sosem szafranowym z kaparami i pomidorkami koktajlowymi. Czy wiecie Państwo, że szafran, tę najdroższą przyprawę
świata, uzyskuje się z wysuszonych znamion słupka kwiatowego krokusów? Znany był w Azji
Mniejszej jeszcze przed naszą erą, a wzmianki o nim odkryto w egipskich papirusach dotyczących medycyny sprzed 3 tys. lat! Kapłani stosowali go wówczas w medycynie i kosmetyce.
Nasz sos jest przyrządzany na bazie białego wina, z którego po dodaniu szczypty szafranu należy wstępnie odparować nadmiar alkoholu. Uzupełniwszy niedobór wina wodą, wystarczy wrzucić pokrojone pomidorki koktajlowe i kapary z zalewy i gotować pod przykryciem
30-40 min. Sos przyprawia się cytryną i cukrem, w razie potrzeby zaostrzając odrobiną tabasco. Gotowy powinien uzyskać delikatny, cytrynowy smak z lekkim posmakiem kaparów.
Restauracja Leonardo życzy smacznego.
MIASTO KOBIET
■
LIPIEC-SIERPIEŃ 2007
17
SPÓJRZ NA SMAK OD KUCHNI…
CYKL ROZMÓW Z ADAMEM CHRZĄSTOWSKIM, SZEFEM KUCHNI RESTAURACJI ANCORA
ADAM CHRZĄSTOWSKI. Absolwent Technikum Gastronomicznego w Warszawie. Doświadczenie
zawodowe zdobywał w warszawskich Hotelach Bristol i Sheraton, gdzie przeszedł wszystkie szczeble
kariery zawodowej. Następnie był szefem kuchni restauracji Va Banque, 2 lata spędził w Chinach, na
stanowisku szefa kuchni w szanghajskich restauracjach Tropicana i Hunters. Przez ostatnie 4 lata był
asystentem Kurta Schellera w restauracji hotelu Rialto w Warszawie. Obecnie szef kuchni restauracji
Ancora w Krakowie. Oprócz gotowania jego pasją są podróże.
Czy są jakieś ograniczenia w doborze smaków i składników?
O doborze smaków decyduje w tym wypadku
autor. Nie ma praktycznie żadnych ograniczeń. Natomiast o losie danej kompozycji decyduje końcowy odbiorca, czyli klient restauracji. Z kuchnią autorską jest poniekąd tak
jak ze sztuką czy modą projektowaną przez
wielkich kreatorów. Raczej nie trafia do od-
Czy oznacza to, że w Ancora Restau-
szefów kuchni związanych z zachodnim sty-
biorcy masowego…
rant będziemy mogli skosztować je-
lem gotowania na Daleki Wschód. Generalnie
Jakie są najdziwniejsze potrawy, któ-
dynie potrawy wg Pana przepisów?
opiera się na zastosowaniu zachodnich pro-
re przyszły Panu do głowy?
Nie do końca o to chodzi. Dania autorskie są
duktów do dalekowschodnich technik gotowa-
Czarny kawior z białą czekoladą… W karcie
często po prostu wariacjami na temat klasycz-
nia i odwrotnie – dalekowschodnich produktów
Ancora Restaurant znalazły się między innymi:
nych potraw. Ta klasyka inspiruje, ale nie są to
i technik zachodnich. Kuchnia międzynarodo-
czekoladowe risotto podawane do diabła mor-
zupełnie nowe rzeczy. Tak naprawdę ilość ak-
wa to bardzo otwarta formuła. Jak sama na-
skiego w pierniku i salsy z jabłek i mięty, suflet
ceptowalnych lokalnie nowości jest mocno
zwa wskazuje, czerpie najlepsze przepisy ze
czekoladowy z pleśniowym serem i pikantnymi
Co to takiego kuchnia autorska?
ograniczona. Oczywiście można proponować
wszystkich kultur kulinarnych całego świata.
winogronowymi powidłami, czy trio z tatarów
Kuchnia autorska to poszukiwanie nowych
potrawy z innych regionów, będzie to pewne
Tymczasem kuchnia autorska to po prostu po-
z polędwicy wołowej, z polędwicy z sarny i tuń-
smaków. Każde menu powinno tworzyć inte-
novum, tylko… czy znajdzie grono odbiorców?
szukiwanie nowych smaków, bez względu na
czyka, przygotowywane z zgodnie z nowocze-
KAWIOR z b i a ł ą c z e k o l a d ą
gralną całość, oddawać pewną filozofię, kon-
Jaka jest różnica pomiędzy kuchnią
to czy do ich uzyskania wykorzystamy nietypo-
snym nurtem nazywanym crossingiem, polega-
cepcję, jednak w tym przypadku niezwykle
fusion, międzynarodową i autorską?
we połączenia technik czy produktów. W tym
jącym na łączeniu kuchni różnych najodleglej-
ważne staje się indywidualne spojrzenie szefa
Wiele osób stosuje te określenia wy-
przypadku klasyczne przepisy są jedynie inspi-
szych kultur…
kuchni na menu jakie chce stworzyć, a w do-
miennie.
racją. Moim modelem jest otwarcie na smaki
Co na to goście?
datku podpisać własnym nazwiskiem. Co czę-
Kuchnia fusion to połączenie dwóch odręb-
i produkty z całego świata i serwowanie ich we-
Co na to goście Ancora Restaurant? Czas po-
sto wymaga odwagi…
nych kultur gotowania. Jest efektem ekspansji
dług własnej, określonej koncepcji.
każe… Mam nadzieję, że będą zadowoleni.
18
MIASTO KOBIET
■
LIPIEC-SIERPIEŃ 2007
www.ancora-restaurant.com
> NOWE MIEJSCA
A la carte, kawiarnia/drink bar
> ul. Izaaka 7
Wbrew pozorom wejścia do tego kameralnego lokaliku
należy szukać przy ul. Jakuba. Po restauracji, która była
tu dawniej, odziedziczył nie tylko nazwę ale i intrygujące meandry korytarzy i zakamarków. Urządzony w stylu francuskim – z wyściełanymi krzesłami, mahoniową
ciepłą kolorystyką, paryskimi sztychami i regałem win
czekających na korkociąg – stanowi wymarzone miejsce
dyskretnych spotkań. Zachęcający jest zasobny bar, a jeśli przypadniesz do gustu barmanowi, może wskaże ci
wzrokiem specjalność zakładu: pokaźny słój, jakby żywcem wyjęty z pracowni eliksirów prof. Snape’a (ręka do
góry, kto wie, o czym mówię!?). W krzepkim rumie pływają tam nieduże, warte grzechu baby, które serwuje
się z bitą śmietaną. Świetne na rozwiązanie języków…
Nova, resto bar
> ul. Estery 18
Kiedy w Novej otworzą na oścież wszystkie okna, bryła niewymyślnego budynku z białej cegły na rogu Estery
i Izaaka zdaje się unosić w powietrzu – tyle powietrza
i światła jest w tym miejscu. Kanciaste sprzęty i wielki,
prosty bar kontrastują z miękkimi liniami pokaźnych reprodukcji obrazów Modiglianiego, którymi z rozmysłem
Nova
można zjeść tapas lub tradycyjną paellę – ryż z owocami morza – a jak się rozejrzeć, to i cygaro cohiba znajdzie się. U wejścia wita gości ogromny portret „Che”
Guevary, kumpla brodatego dyktatora. Dalej jest ob-
Buena Vista
szerna, cienista sala z intrygującym niebieskim pianinem,
za nią kolejna i jeszcze jedna. Tutejszy bar pozostaje
pod mocnym wpływem mojito – wariacje na jego temat
dominują w karcie drinków. Wśród zup intryguje krem
z zielonych bananów plantacyjnych, sprowadzanych
„umyślnym” z samego Wiednia. Ta otwarta z początkiem czerwca restauracja ma ambicje uchodzić za
pierwszą w Polsce prawdziwie
kubańską. Wkrótce zamierza też
ruszyć z warsztatami salsy. Ma się
rozumieć – kubańskiej.
Camera Cafe club
> Pl. Nowy 9
Ten działający od kwietnia klub
pokazał już, że w świecie polskiego filmu ma ścieżki wydeptane.
Obszerna hala o surowych, ceglanych ścianach oplecionych żyłami
kabli, dysponująca miniaturową
udekorowano ściany dla ich szczególnego klimatu. Jednak teraz, latem, warto poszukać miejsca pod parasolem, na rozległym tarasie, przypominającym pokład żaglowca. I zajrzeć do karty. A tam niespodzianka: ładna
kolekcja win, od argentyńskich i chilijskich po reprezentację winnic całego starego kontynentu. Jeśli śniadanie,
to do wyboru: polskie, angielskie albo tzw. kontynentalne. A poza tym ciabatty, kanapki, steki, makarony…
Dobre miejsce na obiad ze znajomymi.
Camera Cafe
Buena Vista, restauracja/bar
> ul. Józefa 26
Compay Secundo, wiekowy lider Buena Vista Social
Club, mógłby to miejsce polubić: dużo tu starej Havany,
estradą i profesjonalnym nagłośnieniem, doskonale nadaje się na duże imprezy. W połowie czerwca głośno było
o wieczorze pod nazwą „Odwróceni w Krakowie”, kiedy to pod bramę przy Placu Nowym 9 zajechały auta
z gwiazdami popularnego serialu. Takich i podobnych imprez – spotkań z gwiazdami filmu i koncertów – ma tu
być więcej, a raz w miesiącu wernisaż. Klub chce też
wziąć udział w organizacji przyszłorocznego Festiwalu
Muzyki Autentycznej.
OLA PRZEGORZALSKA
MIASTO KOBIET
■
LIPIEC-SIERPIEŃ 2007
19
V
felieton
Marianna Dembińska, fot. Małgorzata Dąbrowska, www.malgorzatadabrowska.com
NEKTAR SŁONI
czyli o
arula, urokliwe drzewo popularnie znane jako „drzewo słoni” (z łac. Sclerocarya Birrea), w cieniu którego odpocząć
to sama przyjemność, wydaje owoce podobne
do mango, z których robi się przepyszny likier.
Nim właśnie jest mi dane delektować się w tej
chwili – za Państwa zdrowie, oczywiście!
To rosnące na dziko – a nie uprawiane przez
człowieka – drzewo rodzi owoce o intensywnym, pełnym ciepła zapachu i żółtym, słonecz-
M
LIKIERZE Z AFRYKI
Pisałam już o alkoholach włoskich i francuskich. Teraz przyszedł czas na dalszą podróż.
Zapraszam do Południowej Afryki – a to za
sprawą znajomego, który wracając z Egiptu
(nie przez Południową Afrykę, lecz przez lotniskowy duty free) i pamiętając o moich alkoholowych przygodach, butelkę pewnego cuda mi
przywiózł. Złoty chłopak!
nym kolorze. Ich zbiór zaczyna się
w połowie stycznia i trwa do połowy
marca. Owoce są myte, po czym
miąższ trafia do cystern, w których aż do momentu fermentacji utrzymuje się stałą temperaturę 8 stopni Celsjusza. Dopiero w procesie fermentacji rośnie ona, osiągając od 10 do 20 stopni. W ciągu siedmiu do dziesięciu dni naturalny
zawarty w owocach cukier zamienia się w alkohol. Jak widać, proces wytwarzania owego likieru uznać można za podobny do produkcji wina.
Ale to przecież nie wszystko. Sok, nazywany „białym winem”, kierowany jest jeszcze do
HANIA BANIA
W WIERZYNKU
Na wieczór 29
maja Elżbieta Filipiak zaprosiła
do Wierzynka
pisarkę Hannę
Bakułę, która
wydała właśnie
nową, autobiograficzną książkę „Hania Bania”. Spotkanie
zgromadziło w podziemiach lokalu tłum czytelników.
– Ja nawet urodziłam się dziwnie – zaczęła Hanna Bakuła. – Było to w kuchni naszego letniego domu w Zielonce.
Kiedy mamusia przyszła do dziadka, starego gościa, który
20
MIASTO KOBIET
■
LIPIEC-SIERPIEŃ 2007
miał ze 42 lata, i powiedziała
„tatusiu, chyba rodzę”, dziadek
powiedział „rodzisz za dwa tygodnie” i dalej nakręcał patefon.
Kiedy za chwilę mama przyszła
cała w wodach i powiedziała „ja
naprawdę rodzę”, dziadek na
to: „No to co ja mam zrobić?”.
Nie mieliśmy telefonu, więc
dziadek wysunął na środek
kuchni stół, kazał jej się położyć
i powiedział „Przyj a ja zagotuję
wodę”. Bo było wiadomo z książek, że jak ma się urodzić dziecko, to się gotuje wodę…
I tak popłynęła barwna
opowieść o życiu dziewczynki, a potem panny, która od
urodzenia była duża – opowieść przerywana raz po raz
wybuchami śmiechu publiczności i czytanymi przez Beatą Rybotycką fragmentami książki. [ap]
destylacji, a kawałki owoców zostają zmielone,
by wycisnąć z nich cały sok (i aromat). Potem
wszystko to trafia do dębowych beczek, w których dojrzewa i nabiera smaku przez około dwa
lata. Dojrzały likier mieszany jest ze świeżym
kremem i…. voilá! Gotowy ma 17% vol, jest
słodki, pyszny, w sam raz na niesamotny wieczór przy filmie „Casablanca”. Pierwszy rok produkcji tego cuda to 1989, czyli stosunkowo niedawno, ale już dziś sprzedawany jest na wszystkich kontynentach.
A wracając do słoni – te sympatyczne trąbalskie uwielbiają marulę. Krążą nawet legendy,
że z upodobaniem upijają się jej sfermentowanymi owocami. Niestety, jak to często w życiu
bywa, znalazł się poważny naukowiec, Steve
Morris, biolog z Uniwersytetu Bristol w Wielkiej
Brytanii, który musiał nam zepsuć przyjemność
wyobrażania sobie słoni wesolutko zataczających się wśród baobabów. W sposób poważny,
jak na naukowca przystało, legendę tę obalił,
podając jako argument niepodważalny fakt, iż
do produkcji jednego litra likieru potrzeba aż
dwustu owoców, więc słoń, by wprawić się
w stan „wskazujący”, musiałby szybko ich zjeść
około… tysiąca czterystu, i to w dodatku nie
świeżych, lecz sfermentowanych. A co mi tam!
Ja jednak naleję sobie jeszcze kieliszeczek i porozmyślam o pijanych słoniach…
MARIANNA DEMBIŃSKA
Marianna Dembińska jest ekspertem branży winiarskiej, ale jej największą pasją jest pisanie. Jest autorką felietonów (nie tylko o winach) oraz książki autobiograficznej „Tobie to dobrze” (2005).
V
felieton
PROJEKTANCI
KRAKOWSKIEGO
STUDIA
PROJEKTOWANIA
I SZYCIA UBIORÓW
F&Ż
– ZBYSZEK FULARA
I JAREK ŻYWCZYK
od lewej Zbigniew Fulara i Jarosław Żywczyk
SUKNIA
JAK BIŻUTERIA
Kobieta ma się błyszczeć – dyktują już od kilku sezonów wielcy kreatorzy mody. Ale
między „błyszczeć się”, a „błyszczeć się z klasą” rozciąga się przepaść, w którą łatwo wpaść, jeśli się ślepo podąża za trendami.
Dla Zbyszka Fulary, projektanta ze studia F&Ż, specjalizującego się
w projektowaniu kreacji wieczorowych, sprawa jest oczywista – suknia ma być prosta, uszyta z doskonałego jakościowo materiału (jedwab, muślin), natomiast tym, co
w niej dominuje i przyciąga, jest aplikacja. Im większa tym lepiej. Najlepiej ze zróżnicowaną fakturą, wykonana z kontrastujących ze sobą materiałów, przestrzenna,
świecąca, stanowiącą integralną część sukni, a zarazem zastępująca najlepszą biżuterię. Koraliki, kamienie, kryształki Swarovskiego, skrawki materiałów i koronek –
a wszystko to ręczenie naszyte i połączone w niebanalny wzór, często będący wypadkową emocji i nastrojów projektanta.
Najnowsze suknie wieczorowe prezentuje na zdjęciach aktualna Vicemiss Małopolski Nastolatek. Zarówno ona, jak i pozostałe finalistki tegorocznych wyborów
Miss Małopolski i Miss Małopolski Nastolatek, w czasie wyborów 26 maja prezentowały się w sukniach autorstwa F&Ż.
Ubieranie kandydatek na miss o wymiarach modelki to marzenie każdego projektanta, ale Jarosław Żywczyk zapewnia, że na co dzień studio F&Ż potrafi sprostać wyzwaniom także mniej idealnych sylwetek. Szyje nie tylko dla młodych i szczupłych kobiet. Największą sztuką jest bowiem wydobyć piękno
z każdej kobiety, niezależnie od jej wieku i mankamentów urody. [ap]
FOTO I WIZAŻ:
ANNA CIUPRYK/ FASHION COLOR
FRYZURA:
OSKAR BACHOŃ
MODELKA:
SYLWIA DOBRZENIECKA
(VICEMISS MAŁOPOLSKI NASTOLATEK 2007)
V
fotoreportaż
fot. arch. org.
MISS
MAŁOPOLSKI
ybory Miss Małopolski
i Miss Małopolski Nastolatek, które odbyły się 26 maja w wystawnych wnętrzach Pałacu pod
Baranami, zyskały w tym roku zupełnie
nową oprawę. Agencja Fashion Color,
po raz pierwszy odpowiedzialna za organizację imprezy z ramienia firmy Missland, włożyła dużo wysiłku, by nadać jej
szczególną rangę. Od tego roku ma to
być bowiem nie tylko pierwszy, regionalny etap konkursu Miss Polski (którego
W
zwyciężczyni weźmie potem udział
w wyborach Miss Word); organizator ma
ambicję wprowadzić tę imprezę do kalendarza najbardziej znaczących wydarzeń towarzyskich Krakowa, skupiających
świat mody, urody, kultury – i nie tylko.
Osiemnaście dziewcząt włożyło dużo pracy, by majowa gala stała się dopracowanym w szczegółach spektaklem.
Dzięki koncertowi Pauliny Bisztygi
(szkoda, że zaśpiewała tylko trzy piosenki!) jury konkursu miało dość czasu, by
spokojnie rozdać nominacje. Koronę
Miss Małopolski otrzymała Katarzyna
Bochoń a Wice Miss – Magdalena Nitoń. Pierwszą Vice Miss Małopolski została Natalia Winiarska. Tytuł Miss Małopolski Nastolatek przypadł Anicie
Ościak, która wyprzedziła Sylwię Dobrzeniecką (Vice Miss Nastolatek) i Ninę
Budek (I Vice Miss Nastolatek).
Miasto Kobiet było patronem medialnym
wyborów Miss Małopolski 2007. Oragnizator
wyborów: Fashion Color, www.fashioncolor.pl
SPONSORZY: Dama Kier, Face & Body Institute, FAM, F&Ż, Foto Studio Korzeniowski, Glazel, HiPrint, Hotel Europejski, Klub Fryzjerski Maniewski, Księgowość Polska, Mirage, Sky Club, Schubert, Stalowe
Magnolie; PATRONI MEDIALNI: Miasto Kobiet, Interia.pl, Move Out, Miesiąc w Krakowie, Radio Alfa, Salon Fryzur.pl, Wellcam TV, TV IP
FOTO: JACEK POMYKALSKI/ALMAGRA.NET
MODA NA MISS
biała sukienka – F&Ż, koszulka pod sukienką, krótka bluza, getry – House, biżuteria (naszyjniki i bransolety z kryształkami i pierścień) – Schubert, geometryczne
bransolety – BLAZKO, diadem – Bijou Brigitte, srebrne buty – Deichmann; modelka: MISS MAŁOPOLSKI 2007 – Katarzyna Bochoń
biała koszula wyszywana kamieniami, bikini panterka – D&G Mirage, sportowe szorty, biały pasek z kieszeniami – House, czarny pasek – Versus Mirage, naszyjniki z
pereł – Schubert; modelka: I VICE MISS MAŁOPOLSKI 2007 – Natalia Winiarska
ADRESY:
Mirage – Galeria Krakowska
Bijou Brigitte – Galeria Krakowska
House – Galeria Krakowska
Deichmann – Galeria Krakowska
F&Ż – al. Słowackiego 7/2
Femini – ul. św Jana 5
Blazko Kindery – ul. Józefa 11
Schubert – ul. Floriańska 13
FOTO:
Jacek Pomykalski / almagra.net
STYLIZACJA:
Anna Pirowska i Agata Zemełka,
tel. 0502 658 327
PRODUKCJA:
FASHION COLOR www.fashioncolor.pl
MAKIJAŻ:
Anna Ciupryk, FASHION COLOR,
tel. 0505 122 432
FRYZURY:
Oskar Bachoń, pracownia fryzjerska ATELIER,
tel. 012 633 71 73
Tomasz Karcz, tel. 0513 167 171
sukienka – Femini, koszulka na ramiączkach, złote getry w pasy, trampki – House, bursztyny, pierścień – Schubert, złote bransoletki i kolczyki - Bijou Brigitte;
modelka: VICE MISS MAŁOPOLSKI 2007 – Magdalena Nitoń
V
moda
AAAAABY
POMÓC W ZAKUPACH...
Magdalena Tracz, fot. A. Perchlicki
ciach głowy. Ustawiona teraz przed dużym lustrem
Ola dowiaduje się, jaki krój i jakie proporcje będą dla
niej najbardziej odpowiednie. Tak wyedukowana,
może wreszcie w towarzystwie swoich zakupowych asystentek udać się na rundę po sklepach.
Wrzosy, fiolety, szarości, stonowane biele – tego przede wszystkim szukają dziewczyny, przegrzebując półki i wieszaki. Spódnice: tylko do kolan
– pouczają Olę; buty najlepiej na obcasie. Wychodząca z przymierzalni w coraz to nowych odsłonach studentka początkowo wygląda na lekko stremowaną. W miarę upływu czasu jej pewność siebie w ocenianiu rezultatów pracy wizażystek rośnie. Niektóre propozycje budziły zdumienie (różowy? W życiu tego nie założę!), inne entuzjazm (spokojna, naturalna zieleń w połączeniu z fioletem świetnie sprawdzi się na uczelni). Zmęczona lecz zadowolona, po trzech godzinach „zajęć”, Ola kończy
swoją pierwszą shoppingową sesję.
Kolejnym doradcą zakupowym jest Monika
„Osa” (skrót od „Osobista Stylistka”) Jurczyk:
pierwsza osoba w Polsce (a z cała pewnością w Krakowie), która zajęła się personal shoppingiem. Chociaż tego poranka Ola jest wyjątkowo zmęczona
niemal całonocną nauką, entuzjazm Moniki, z którą
umówiła się na przedzakupową kawę, szybko stawia ją na nogi. Pytania, jakie zadaje stylistka, nieco zaskakują. Co robisz w wolnym czasie? Jakie książki
czytasz? Jak często chodzisz na imprezy? Wcześniej
la, 22-letnia studentka dwóch kierunków: prawa i politologii, ma problem –
nie wie, co na siebie włożyć. Nie dlatego jednak, że jej szafa świeci pustkami. Ola po
prostu nie wie, w czym wygląda dobrze, nie potrafi ocenić mankamentów i silnych stron swojej figury, a większość jej zakupowych decyzji okazuje
się błędna. Zazwyczaj kupuje rzeczy czarne lub
w neutralnych barwach, makijaż robi sporadycznie, z wygody wybiera raczej balerinki niż wysoki
obcas. Dlatego, kiedy w Mieście Kobiet zobaczyła
reklamę firmy, oferującej się jako „pomagająca
w zakupach”, postanowiła zaryzykować i oddać
się w ręce profesjonalistów.
Szybko okazało się, że zawód shop advisera –
osoby, który doradza podczas zakupów i dba o właściwy wizerunek osoby kupującej – jest w Krakowie
dość rozpowszechniony. Umówienie się z trzema
firmami, które zdecydowały się pomóc Oli w metamorfozie, zajęło zaledwie kilka chwil.
Na pierwszy ogień poszło Atelier Visage, prowadzone przez Magdalenę Tracz. Wizażystka –
stylistka, bo tak przedstawia się na swojej stronie internetowej, umawia się z Olą w siedzibie swojej firmy. Sadza ją przed lustrem i zmywając jej delikatnie
makijaż zaczyna pytać. O prawdziwy, a nie ten uzyskany przez fryzjera, kolor włosów. O sposób
i efekty opalania się. O życie codziennie, zainteresowania, szkołę. Od pytań rozmowa płynnie przechodzi do analizy kolorystycznej. Przykładając
w pobliżu dobrze oświetlonej twarzy kawałki materiałów w różnych kolorach i odcieniach Magda pokazuje, jak pracują one z cerą, barwą ust i oczu.
Kiedy już typ urody Oli i kolorystyka, w jakiej będzie jej najlepiej, zostaje określony, do drzwi atelier
puka Joanna Tor, współpracowniczka Magdy, na co
dzień projektantka mody, specjalizująca się w nakry-
30
MIASTO KOBIET
■
Monika Jurczyk. fot. J. Czaczkowska
O
LIPIEC-SIERPIEŃ 2007
Monika prosiła Olę o przesłanie zdjęcia jej twarzy
i sylwetki, dzięki czemu wstępny plan działań szybko
jest gotowy. Dobry humor Moniki jest jest zaraźliwy, a Oli na myśl o zbliżających się zakupach zaczynają błyszczeć oczy.
Prawdziwa zabawa zaczyna się w sklepowych
przymierzalniach. Wydaje się, że fajne ciuchy same
lądują w rękach Moniki. Ola jest zaskoczona wyborem kolorów – zamiast stonowanych pasteli, Monika proponuje jej żywe, kolorowe zestawy, co i rusz
wybiegając po pasujący do całości pasek, chustę czy
torebkę. Jeszcze bardziej szokuje propozycja przymierzenia dżinsów. Do tej pory Ola nie przepadała za tym rodzajem spodni, jednak te, które – posługując się jakąś czarodziejską chyba intuicją – przyniosła jej do przymierzalni Osa, pasują doskonale.
Ola nie tylko wygląda na dwa numery szczuplejszą.
Wygląda też świeżo i interesująco, zupełnie nie jak
studentka poważnego prawa.
Magda z Joasią proponowały strój uczelniany,
Monika zestawy na „po szkole”. Czy do wizerunku Oli można dorzucić jeszcze coś? Tak! Spotkanie z prowadzącymi
[szjołk] Anną Wachulec i Kasią Baligą od początku zapowiada się intrygująco. Choć spotykamy się w kawiarni, dziewczyny mają ze sobą komplet przyborów do makijażu. Ola odpowiada na kolejne pytania z gotowego formularza, tymczasem Kasia już miesza na
przedramieniu kolejne odcienie różu, które zamierza zaproponować swojej klientce. Kiedy ta
zwierza się, że nie wie jak używać tego kosmetyku, natychmiast otrzymuje szybką lekcję podstawowych zasad make-up-u. Temat wycieczki po
sklepach jest postanowiony: Ola idzie na imprezę.
Chociaż w galeriach handlowych zaczyna się
szaleństwo wyprzedaży, dziewczyny wydają się nie
mieć najmniejszych problemów z wyborem ubrań.
Owocowe odcienie są dla ciebie stworzone – wyrokuje Ania i choć początkowo Ola ma lekko sceptyczne podejście do tej teorii, szybko okazuje się,
kto miał rację. Z lekko zaróżowionymi policzkami,
cieniami na powiekach i w kolorowych ciuszkach
Ola wygląda po prostu prześlicznie. Błyszcząca
czapka skrząca się zielonymi cekinami? Pomarańczowy pas, który można motać jak turban, chustę, torebkę? Patrząc na zabawę modą, w jaką daje się
wciągnąć ta studentka, chodząca do niedawna niemal wyłącznie w czarnych jak noc
Za pomoc w realizacji artykułu dziękujemy:
ATELIER VISAGE: www.ateliervisage.com
ciuchach, widzę że personal
MONICE „OSIE” JURCZYK: www.lookbook.pl shopping ma przed sobą nawww.stylistki.pl
prawdę wielką przyszłość. (MiSi)
od lewej: Anna Wachulec, Katarzyna Baliga
V
moda
V
moda
CIĄGLE
DO
PRZODU
modelka: Magda/FASHION COLOR, fot. F4 STUDIO
Zaczęło się zwyczajnie. Dwie utalentowane,
uwielbiające modę młode kobiety spotkały się
w SAPU – znanej krakowskiej szkole projektowania ubioru. Szybko okazało się, że podobnie oceniają polską ulicę („jest zbyt zachowawcza”) i stroje, dostępne w polskich sklepach („trudno znaleźć
coś naprawdę oryginalnego”). Postanowiły więc
zaradzić tej sytuacji: założyły twórczy duet Kreatywne Studio Mody, o którym w Krakowie robi
się coraz głośniej.
Zemełka i Pirowska – bo o nich właśnie mowa
– kochają szycie i projektowanie. Widać to nie tylko w strojach, które oglądam w ich pracowni przy
ulicy Moniuszki 24, ale przede wszystkim w entuzjazmie, z jakim Agata i Ania pokazują kolejne propozycje. – Fascynują nas lata 80. – opowiada Ania.
– Uwielbiamy ten styl, fasony, dodatki. A Agata dodaje – Jednak nie proponujemy żadnych dosłowności.
Częściej cytujemy, niż powtarzamy to, co było modne kiedyś, a dziś ponownie wraca do łask.
Oglądam wystawione na wieszakach rzeczy.
Wszystkie bardzo glamour, kobiece i seksowne,
zgodne z najnowszymi trendami. Fiolet, złoto, żółcienie, karmazyny i obowiązkowa czerń powtarzają
się najczęściej. – Szyjemy pojedyncze sztuki ubrań,
żadna z naszych klientek nie trafi na nic podobnego na
ulicy – mówi Agata. – Jednak coraz częściej marzy
nam się stworzenie kolekcji z prawdziwego zdarzenia.
Szczególnie, że i tak bardzo silnie akcentujemy rozróżnienie na projekty wiosenno-letnie i jesienno-zimowe.
Zaprojektowanie ich w ramach konkretnej kolekcji byłoby naturalną konsekwencją naszych działań.
często zajmujemy się też ogólnym
wizerunkiem klientek – opowiada
Agata. Ania dodaje natomiast –
Zdarzają się panie, które nie są
pewne, co jest atutem ich wyglądu.
Przymierzając kolejne kreacje pokazujemy im, czego powinny się
trzymać. Nie możemy dopuścić,
żeby zamiast wyglądać olśniewająco, postawiły na niekorzystny materiał lub fason.
Na pytanie, kim najczęściej są ich
klientki, dziewczyny odpowiadają –
To kobiety takie jak my, czasami trochę starsze. „Czujące” modę, niezadowolone z niewielkiego wyboru w polskich sklepach – szczególnie, jeśli chodzi o suknie wyjściowe, koktajlowe i na
wieczór. Szukające czegoś oryginalnego, niebanalnego, nie bojące się rozwiązań nieco odważniejszych. No i coraz częściej „gwiazdy”...
Choć pracownia „Zemełka i Pirowska” znajduje się w Krakowie, ich
propozycje coraz chętniej kupowane są w Warszawie. Projektantki
myślą też o rynku międzynarodowym – już teraz stroje sygnowane
ich nazwiskami kupić można w Wielkiej Brytanii. Czy to nie piękny początek międzynarodowej kariery?
(MiSi)
Jednak na samym projektowaniu kreacji
w przypadku Zemełki i Pirowskiej zazwyczaj się
nie kończy. – Choć teoretycznie naszym zadaniem jest „jedynie” zaprojektować suknię, bardzo
KREATYWNE STUDIO MODY
ZEMEŁKA & PIROWSKA
ul. Moniuszki 24, Kraków
www.zemelkapirowska.com
Prezentacja najnowszej kolekcji krakowskiego duetu FEMINI uświetniła tegoroczną galę XV finału konkursu „Złota Nitka” (25 maja w Łodzi). Projektantki Monika PietrzakSzlęk i Katarzyna Wilk-Filipowicz pokazały ekskluzywne
i niezwykle kobiece stroje koktajlowe, wieczorowe i oryginalne suknie ślubne. Wykonane z delikatnych szyfonów
i jedwabiu, połączonych z haftowaną organzą i taftą,
a utrzymane w tonacji złotych beży, złamanej bieli i ecru
z akcentami mocniejszych brązów, są hołdem oddanym
kobiecości. Perfekcję wykonania podkreślają delikatne
ręcznie robione aplikacje oraz koronkowe detale.
Konkurs „Złota Nitka” jest najstarszym i najbardziej
prestiżowym wydarzeniem dla młodych ludzi, zafascynowanych sztuką projektowania ubioru i kreowania mody.
32
MIASTO KOBIET
■
LIPIEC-SIERPIEŃ 2007
FEMINI
GALA „Złotej Nitki” Z POKAZEM FEMINI
V
PORADNIK PIELĘGNACJI CIAŁA LATEM
Face&Body Institute
ul. J. Piłsudskiego 36/1, tel. 012 430 18 81
www.faceandbodyinstitute.pl
MIEJ ŚMIAŁOŚĆ
ROZEBRAĆ SIĘ
tłuszczowej, a że kobiety magazynują tłuszcz na nogach, stąd większa u nich skłonność do rozwoju cellulitu. Mężczyźni nie magazynują tłuszczu na nogach,
więc nie mają problemu z tą chorobą.
Francuzi od lat leczą cellulit mezoterapią – małymi
iniekcjami leku bezpośrednio w cellulit. Zastrzyki są homeopatyczne, nie powodują skutków ubocznych. Lek
ten zapewnia lepsze dotlenienie tkanek, usunięcie metabolitów, wzmocnienie włókien kolagenowych i zmniejszenie objętości komórek tłuszczowych. Zabieg obejmuje wiele małych iniekcji tuż pod powierzchnię skóry. Chociaż zastrzyki nie powodują siniaków, to przez kilka dni mogą się utrzymywać małe czerwone
kropki. Dla osiągnięcia najlepszych rezultatów leczenie powinno być stosowane co tydzień.
Liczba zabiegów zależy od stopnia zaawansowania cellulitu. Lekarz ustala także szczegółową dietę i plan ćwiczeń fizycznych.
Mezoterapia może być uzupełniana delikatnym masażem przy użyciu urządzenia
Vibrotone, które jest również stosowane w szpitalach do leczenia zastoju płynów. Vibrotone jest przyjemnym masażem, który pobudza drenaż limfatyczny i powoduje
przesunięcie płynów z nóg do krążenia ogólnego. Jest to jedyne leczenie, które rozbija pęczki włókien wokół komórek tłuszczowych.
Face&Body Institute, który sponsorował wybory Miss Małopolski, może potwierdzić – polskie kobiety są bardzo piękne! To był wspaniały wieczór (czerwone dywany, piękne dziewczyny, muzyka i koktajle), ale w towarzystwie pięknych młodych dziewcząt wszystkie mamy poczucie pewnych mankamentów urody. Obwisły brzuszek, rozstępy, cellulit, znamiona, blizny... Tu za dużo tłuszczu, tu za mało. Tu za dużo skóry, tu za mało… A przecież lato to czas, aby pokazać swoje ciało. Czy już jest za późno, by coś w nim poprawić?
Według nas – nie. Face&Body Institute wykorzystuje najnowocześniejsze technologie, aby poradzić sobie z niedoskonałościami skóry.
Warto je sprawdzić zanim udamy się na urlop i założymy bikini.
TITAN
Wiotkość skóry
brzucha, obwisłe uda
Opisywaliśmy już w poprzednim
numerze Titan, jako metodę leczenia obwisłej skórę twarzy, ale
Titan daje również niesamowite
rezultaty na skórze brzucha, ud
i kolan. FBI rozpoczął lato promocją – Titan w przystępnej cenie (już od 600 zł!!! szczegóły na
stronie internetowej). Światło
podczerwone dostarczone przez
głowicę urządzenia sprawia, że tkanki pod skórą ulegają ogrzaniu i kurczeniu, zmniejsza się
wiotkość skóry (np. po okresie ciąży) i poprawia jej jakość. Rekomendowane są dwa zabiegi w 4-tygodniowym odstępie. Leczenie jest bezbolesne i nie ma efektów ubocznych,
a rezultaty utrzymują się rok, czasami dłużej. Każdy zabieg trwa około godziny.
Twarz, ręce, dekolt
Sucha, cienka skóra twarzy i rąk może być obecnie leczona substancją nawilżającą podawaną w zastrzykach – Restylane Vital. W Polsce jest to nowa metoda, choć w innych krajach stosowana jest z powodzeniem od kilku lat. Kwas hialuronowy – czynnik
nawilżający skórę i składnik większości wypełniaczy, może być wstrzykiwany pod powierzchnię skóry twarzy, dekoltu i rąk. Powoduje to nawilżenie i zwiększenie objętości
leczonej okolicy. Nowe badania dowodzą, że im bardziej nawilżona skóra, tym sprawniej funkcjonuje i lepiej wygląda. Więcej nawilżenia oznacza większą objętość, większą
sprężystość i większą atrakcyjność – obecnie naukowy termin nawilżenia. Zalecane są
dwa wstępne zabiegi, co cztery tygodnie. Dla utrzymania długotrwałego efektu zabiegi
podtrzymujące powinny być wykonywane co 6 miesięcy.
Piękne nogi
Nogi powinny być długie i zgrabne. Jeśli takie nie są – możemy Ci pomóc. Może nie
uda nam się ich wydłużyć, ale z pewnością zmniejszymy ich objętość. U kobiet występuje tendencja do gromadzenia tłuszczu na nogach, co jest szczególnie związane ze
zmianami hormonalnymi, takimi jak ciąża i przekwitanie. Mogą się do tego przyczyniać
także: stres, nieregularne posiłki i efekt jojo. Gdy tkanka tłuszczowa podlega metabolicznym zmianom, może się rozwinąć cellulit. Słabe krążenie i drenaż limfatyczny w obrębie nóg sprawiają, że dostarczanie tlenu do tkanki tłuszczowej jest upośledzone.
Zmiany w obrębie włókien kolagenowych otaczających komórki tłuszczowe i w samych
komórkach tłuszczowych powodują powstawanie cellulitu. Cellulit jest chorobą tkanki
34
MIASTO KOBIET
■
LIPIEC-SIERPIEŃ 2007
Znamiona, guzki
Zanim wyjdziesz na słońce, pamiętaj, aby przebadać wszystkie znamiona. Mole Mate to
wspomagane systemem komputerowym urządzenie diagnostyczne, które pozwala na
dostrzeżenie zmiany 2mm pod powierzchnią skóry i uzyskanie odpowiedniej diagnozy.
Dzięki temu urządzeniu można uniknąć usunięcia zmiany, a następnie niecierpliwego
oczekiwania na wyniki. Aż 93% usuwanych
znamion nie ma charakteru nowotworowego. Metoda Mole Mate wyszukuje te pozostałe 7% znamion wymagających usunięcia,
a oszczędza resztę.
Chroń siebie –
ciesz się słońcem
Wiemy, że oparzenia skóry mogą powodować czerniaka, a wystawienie na słońce powoduje starzenie się skóry. Aby twoja skóra
nie wyglądała jak skórzana torebka, chroń ją kremami z filtrami słonecznymi o mocy
przynajmniej 30 (SPF30). Większość z nas nie nakłada wystarczająco dużo kremu będąc nieświadomymi tego, że np. połowa faktora 15 to nie jest 7,5. Jest to SPF2. Skala
ochrony jest skalą logarytmiczną, nie liniową, stąd nakładanie cienkiej warstwy jest bardzo niebezpieczne. Aby uniknąć ryzyka należy stosować faktor co najmniej 30. Należy
stosować faktory z czynnikami leczącymi, czyli zawierające witaminę C i E oraz witaminę K na zaczerwienienia.
Jeśli już zdarzyło Ci się przesadzić ze słońcem zastosuj leczący krem z witaminą C
– najlepiej taki, który zawiera co najmniej 25% witaminy C, taki jak nasz C25.
Ciesz się słońcem.
Mamy nadzieję, że spotkamy się w Face & Body Institute
RESTYLANE VITAL
V
uroda
UWAGA NA BRODAWKI!
mojej 16-letniej praktyce zawodowej
zauważyłam jak wielkim problemem
wśród ludzi jest zarażanie się brodawkami zwykłymi.
To grudki o nierównej powierzchni nie powodujące żadnych innych objawów chorobowych, ale strasznie szpecą różne części ciała. Początkiem powstania brodawki jest mały punkcik
w kolorze skóry lub szarobrunatny o szorstkiej
powierzchni, który lubi się uwypuklać. Brodawki
umiejscowione są w skórze nie zmienionej. Najczęściej nie kończy się na jednej szpecącej brodawce, gdyż lubią się one rozmnażać pod wpływem ciepła, wilgoci i dotyku.
Wirus Brodawczaka bardzo lubi masaże, po
których z jednej zmiany może powstać nawet kilkadziesiąt wstrętnych zmian skórnych na naszej twarzy, szyi i dłoniach oraz innych częściach ciała, bardziej zakrytych, ale równie ważnych dla naszego dobrego samopoczucia. Dlatego zawsze proponuję
najpierw zlikwidować wszystkie brodawki przed zabiegiem relaksującym, aby pacjentka wiedziała że
przy masażu nie zostaną one rozniesione.
Zauważyłam, że stosowanie różnego rodzaju
maści powoduje rozmnażanie się brodawek.
W moim Gabinecie pozbędziecie się Państwo
W
tej przypadłości za pomocą Elektrokoagulacji. Ponieważ ostatnie Badania Lekarskie udowodniły, że
za Raka Szyjki Macicy jest odpowiedzialny Wirus
Brodawczaka Ludzkiego, należy zrobić wszystko
co jest możliwe, aby pozbyć się zagrożenia jakie
ON wywołuje.
Zapraszam Serdecznie na bezpłatne konsultacje
Luiza Garbaciuk-Nowak
LUIZA
GABINET KOSMETYCZNY
Mała Chirurgia Kosmetyczna
31-144 Kraków, ul. Biskupia 14/4
tel.12 631 77 66, fax.12 631 77 70
tel. kom.0 500 216 315
Konsultacje bezpłatne
- godziny rezerwacji do uzgodnienia
VACUSPORTOWCY
NA START
Ubrana w wygodne buty, luźne spodenki i koszulkę,
z butelką wody mineralnej pod ręką, daję się zamknąć
w futurystycznej kapsule i… do biegu, gotowi, start!
Bieżnia uruchomiona, więc nie ma wyboru – chcę czy
nie chcę – muszę ruszać nogami, żeby nadążyć za
umykającym gruntem. Moje ciało od pasa w dół zamknięte jest w szczelnej komorze podciśnieniowej –
mam założony gumowy pas uszczelniający,
który izoluje komorę od otoczenia.
Przede mną 30 minut treningu.
Bieżnie z komorą w podciśnieniu to urządzenia, które przebojem zdobywają
krakowski rynek. Ja testuję Vacu Fit w Akademii
Urody Dermiss (ul. Zakopiańska 62), ale podobnie działające kapsuły, pod inną nazwą (w
zależności od producenta)
można spotkać w innych
częściach miasta (np. Vacu
Well w Studio Sylwetki, ul. Karmelicka 57 i Vacu Well w Studio
Pięknego Ciała, ul. Urzędnicza 26).
Idea wydaje się prosta – już sam marsz na
bieżni zmusza mięśnie do intensywnej pracy i pobrania energii ze zmagazynowanych na brzuchu, udach
i pośladkach pokładów zbędnego tłuszczyku. A jak się
do tego doda działanie podciśnienia, które, jak wyczytuję w ulotkach, 4-krotnie przyspiesza krążenie krwi
i limfy – to efekty automatycznie ulegają nasileniu. A te
najważniejsze efekty to: pozbycie się tkanki tłuszczowej, zmniejszenie cellulitu, spadek wagi i ogólna poprawa kondycji.
Ale chwilowo nie czas na rozmyślanie o efektach, bo
bieżnia przyspiesza, pot spływa mi z czoła strumieniami,
a w butelce z wodą widać już dno (w czasie treningu
wskazanie jest wypicie ok. pół litra wody). Mam ustalony
standardowy trening – przez pierwsze 10 minut rozgrzewka, czyli spacer z prędkością 4 kilometry na godzinę przy podciśnieniu 10 mbar. Aha, i idę pod górkę (kąt
nachylenia 15 stopni). Po 10 minutach zwiększam prędkość do 6 km na godzinę i podciśnienie do 20 mbar.
Jest zdecydowanie ciężej, ale nadążam, jak
przestanę, zawsze mogę zmniejszyć
parametry. Mam przed sobą
pulpit, który wskazuje prędkość, czas i co najważniejsze – liczbę spalanych kalorii! Po kolejnych 10
minutach postanawiam
zaeksperymentować
i sprawdzić, co się
dzieje przy 8 km na godzinę. Uff, no… tempo
jest niezłe. A przy 10? Tu
już muszę biec, więc dosyć szybko redukuję prędkość. Na ostatnie 5 minut
zwalniam do 4 km na godzinę (po
poprzednich prędkościach teraz wydaje mi się, że stoję w miejscu) i ciśnienie do
10 mbar i równo po pół godzinie kończę trening pokonawszy 2,5 kilometra i spaliwszy 325 kalorii.
Co dalej? Pani Katarzyna z Dermiss uspokaja, że
na pewno nie będę miała po dzisiejszym spacerze zakwasów (rzeczywiście nie miałam) i zaleca systematyczny trening, na początku 3-4 razy w tygodniu, potem można zmniejszyć częstotliwość.
ANETA PONDO
> Akademia Urody Dermiss, ul. Zakopiańska
62, Vacu Fit, czas trwania treningu 30 minut, cena 30 zł
pojedynczy trening, 250 zł karnet (11 wejść)
V
uroda
V
uroda
DAJ SIĘ OZŁOCIĆ
estresowana pracą i codziennymi obowiązkami, ciągle szukam miejsca, w którym mogłabym
odzyskać siłę i energię. Salon Dermique,
otwarty niedawno obok Galerii Kazimierz, wydaje się
ku temu idealny – by skorzystać z zabiegów, nie trzeba
wyjeżdżać poza miasto, a gama proponowanych tu
usług jest więcej niż szeroka.
Na „SPA Gold Therapy” umawiam się telefonicznie. Uprzejma recepcjonistka zapewnia mnie, że ten
właśnie zabieg to idealna propozycja dla kogoś, kto chce
się otrząsnąć z pozimowego zmęczenia. Pierwsze zaskoczenie czeka mnie już po przekroczeniu drzwi salonu – wnętrze utrzymane w minimalistycznej, nawiązującej do wschodnich wzorców estetyce prezentuje się naprawdę efektownie. Kolorystyka biszkoptowo-czekoladowa – czyli biel, beże i gama brązów – działa uspokajająco i wyciszająco już od wejścia. Dalej jednak jest jeszcze przyjemniej.
Kosmetyczka Joanna prowadzi mnie do przestronnego pokoju, w którym króluje wygodne łóżko zabiegowe. Rozbieram się w łazience i kładę wygodnie w samych
Z
e współczesnej kosmetologii jednym z najważniejszych kierunków badań jest poszukiwanie skutecznego sposobu wprowadzania zawartych w kosmetykach aktywnych składników
w głąb skóry. Pomysł francuskiego lekarza M. Pistora, by
za pomocą zastrzyków podawać aktywne substancje
bezpośrednio w miejsca, które chcemy poddać ich działaniu (skóra, tkanka tłuszczowa) zrewolucjonizował dermatologię estetyczną. Metodę tę pod nazwą mezoterapii
od lat siedemdziesiątych stosuje się w terapii przeciwzmarszczkowej, antycellulitowej i przy wypadaniu włosów. Ale że nie wszyscy lubią się kłuć, szybko zrodziło się
pytanie – jak osiągnąć to samo bez igły? Odpowiedź
brzmi: za pomocą impulsów elektrycznych. Ich zadaniem
jest, ujmując to w największym skrócie, pomoc w przebiciu się aktywnych składników przez warstwę rogową naskórka. Metoda ta, w Polsce znana od roku, dla podkreślenia jej alternatywnego charakteru wobec tradycyjnej
mezoterapii nazywana jest mezoterapią bezigłową.
W Krakowie bezigłową mezoterapię NNM (No Needle Mesotherapy) można wykonać tylko w trzech miejscach: w Art&Beauty, w nowym instytucie Dermique oraz
w równie nowym Centrum Kosmetyki MEDICOR, gdzie
testowałam jej działanie. Centrum Medicor, ulokowane
na piętrze kamienicy przy ul. Karmelickiej 10, robi wrażenie zarówno wystrojem (jasna ciepła kolorystyka ścian
i piękne reprodukcje obrazów Alphonsa Muchy), jak i zakresem usług. Wspomnę tylko o dwóch „konikach”
współwłaścicielek Medicoru: domeną Edyty Nykiel, która
ma najdłuższy w Polsce staż pracy z laserem Coherent (8
lat) są zabiegi laserowe; z kolei Ludmiła Petrenko jest znaną masażystką i instruktorką tai-chi.
Mezoterapia bezigłowa twarzy ma działanie regenerujące, nawilżające i przeciwzmarszczkowe. Natomiast zabiegi na ciało stosuje się głównie w terapii antycellulitowej oraz modelującej i ujędrniającej (np. skórę
W
38
MIASTO KOBIET
■
tylko papierowych stringach. Światło jest przyciemnione,
łagodna muzyka i delikatny owocowy zapach sprawiają, że
już czuję się zrelaksowana. Zaczynamy od peelingu, wykonywanego – jak cały zabieg – kosmetykami firmy
Germaine de Capuccini. Ostry, lecz nie bolesny, pięknie
pachnie, a kiedy idę zmyć resztę preparatu pod prysznic,
moja skóra jest jak wypolerowana. Znowu wskakuję na
łóżko, które podczas mojej nieobecności zdążyło się już
lekko podgrzać. Teraz czeka mnie najważniejsza część seansu – okład ze złotej algi, który ma mojej skórze przywrócić utraconą witalność. Złota alga to wyjątkowy składnik w kosmetologii. Nie tylko – jak każda alga – ujędrnia
i detoksykuje, ale przede wszystkim w unikatowy sposób
chroni DNA komórek skóry, stymuluje metabolizm, zapobiega starzeniu się skóry. Po chwili moje ciało pokryte
jest okładem oraz dodatkowo folią i rozgrzewającym kocem. Opatulona niczym Eskimos mam spędzić w okładzie
20 minut. Rozgrzana i wymasowana, niemal zasypiam
ukojona muzyką i zapachami.
Kiedy pani Joanna delikatnie budzi mnie do życia,
nie chce mi się wierzyć, że 20 minut mogło upłynąć tak
szybko. Ponownie ląduję pod prysznicem, a przede
mną ostatni – najprzyjemniejszy chyba – etap zabiegu.
Począwszy od stóp, a skończywszy na płatkach uszu
moje ciało pokrywane jest emulsją z zawartością płatków złota. Zapach kremu jest wspaniały, a masaż, jaki
przy okazji wykonuje kosmetyczka powoduje, że nie
mam najmniejszej ochoty na opuszczenie gabinetu.
Najbardziej zaskakuje mnie jednak spektakularny efekt
końcowy: moje ręce, nogi, plecy i ramiona lśnią od delikatnych drobinek złota, skóra jest naprężona i wypoczęta, efekt nawilżenia doskonale widoczny. Zastanawiam się, jak długo widoczny będzie ten rezultat. Wątpliwości jednak rozmywają się, kiedy po pierwszym,
drugim i jeszcze kilku kolejnych prysznicach złoty pobłysk utrzymuje się. Zabieg zdecydowanie wart jest
swojej ceny.
(MiSi)
> Instytut Piękna Dermique, Galeria Kazimierz, Budynek Historyczny nr 5, Kraków, SPA Gold
Therapy, cena zabiegu 190 zł
MEZOTERAPIA
BEZ IGŁY
brzucha i przedramion). Mój zabieg na twarz trwał godzinę. Pierwszym etapem była stymulacja laserowa skóry, której zadaniem było rozszerzenie mikroporów,
rozgrzanie komórek, pobudzenie mikrokrążenia tak,
aby skóra była przygotowana na przyjęcie aktywnych
substancji. Potem kosmetyczka nałożyła na twarz żel
(przewodzący prąd) wymieszany z proszkiem zawierającym substancje aktywne o działaniu przeciwutleniającym, odżywiającym, regenerującym i nawilżającym.
I dopiero teraz nastąpił najważniejszy etap – wtłaczanie
tych substancji w głąb skóry za pomocą głowicy przewodzącej impulsy elektryczne. Głowicą wykonywany
był jednocześnie delikatny drenaż limfatyczny. Zabieg
okazał się całkowicie bezbolesny, gdyż napięcie prądu
dopasowane było do progu wrażliwości mojej skóry.
Zabiegi na ciało mają podobny schemat. Większa jest
LIPIEC-SIERPIEŃ 2007
tylko głowica, inny skład substancji aktywnych oraz dużo
wyższe napięcie stosowanych impulsów elektrycznych.
Po zabiegu skóra była fantastycznie nawilżona i napięta, a moja nowo odkryta słabość, czyli pogłębiające się
bruzdy nosowe, stała się mniej doskwierająca. Wiele bym
dała, aby utrzymać taki efekt na dłużej, jednak mezotrerapia jest zabiegiem wymagającym systematyczności. O ile
w przypadku mezoterapii na twarz efekty są widoczne już
po pierwszym zabiegu i możemy ją potraktować jako zabieg ekspresowo poprawiający kondycję naszej skóry
przed ważnym wydarzeniem, to pojedynczy zabieg na
ciało nie ma najmniejszego sensu. Zalecany schemat leczenia to 3 pierwsze zabiegi codziennie, potem 5 zabiegów co drugi dzień i 2 ostatnie w odstępie miesiąca. Ale
można też stosować zabiegi mezoterapii na przemian z innymi (np. z masażami wyszczuplającymi). Plan leczenia
ustalany jest w zależności od problemu. Przed pierwszym
zabiegiem w Medicorze standardem jest konsultacja z dermatologiem. W ciągu roku można wykonać tylko jedną
serię mezoterapii. Ważne też, aby pamiętać, iż dla wyeliminowania ryzyka podrażnień skóry kilka dni przed i po
zabiegu nie należy poddawać się peelingowi ani opalać.
Nie wykonuje się też mezotrerapii w czasie miesiączki (ryzyko krwotoku). Inne przeciwwskazania to: cukrzyca,
wszczepiony rozrusznik serca, ciąża.
ANETA PONDO
> Medicor, ul. Karmelicka 10, Bezigłowa Mezoterapia NNM, cena: 150 zł – szyja, 250 zł – twarz
fot. Wellness&SPA Farmona
– Azja to moja wielka pasja –
mówi pani Patrycja, dziennikarka z wykształcenia. –
Najpierw pojechałam do Japonii. Ale dla Europejczyka
Japonia nie jest łatwym gruntem do uprawiania dziennikarstwa, więc zajęłam się
czymś innym. I w ten sposób
przypadek spowodował, że
moje życie popłynęło we właściwym kierunku: studiowałam na uniwersytecie w Szanghaju refleksoterapię i masaż
TU-INA i pracowałam w Japonii jako terapeutka, po
czym chcąc rozszerzyć wiedzę pojechałam na Bali, które jest uznaną stolicą wellness i spa. Tam poszłam do
szkoły tradycyjnych metod
odnowy biologicznej.
Rezultat? Autentyczne
poczucie, że mamy do czynienia z miejscem wyjątkowym. W Farmonie nawet
meble (już od progu wzrok
przykuwają piękne drewniane leżanki w kształcie liści) zostały wykonane na
zamówienie przez balijskich artystów.
– Oczywiście, nie sposób porównywać polskiej i balijskiej przyrody. Mamy jednak z Bali terapeutki,
a także oryginalne balijskie zabiegi. Jeśli pojedzie
pani do jakiegokolwiek SPA na Balii, znajdzie tam
pani te zabiegi, które są u nas – zapewnia Patrycja
Mazuchowska. – Oprócz tego kilka receptur zarezerwowanych jest na wyłączność Farmony. Są to
oryginalne zabiegi, które wykonywane były tysiące
lat temu na Jawie.
Skąd taki pomysł na SPA? – To konsekwencja
rozwoju firmy – tłumaczy Małgorzata Waliczek, dyrektor marketingu Farmony. – Od początku staraliśmy się dbać o urodę i dobre samopoczucie kobiet.
Nasze kosmetyki są nie tylko naturalne – są ekstraktem natury. Logiczne więc, że kolejnym etapem było otwarcie SPA, gdzie możemy je stosować. A „balijski” charakter SPA to efekt poszukiwania czegoś
nowego – masaży odmiennych od tych, których uczy
się w polskich szkołach i zabiegów opartych na innych surowcach.
Surowce do stosowanych w spa zabiegów
kosmetycznych sprowadzane są z najdalszych zakątków świata (Chiny, Indie, Indonezja, Australia).
Ich bazą jest puder ryżowy, do którego dodawane są zioła i przyprawy, tworzące mieszanki u nas
w ogóle nieznane, np. Mangir (o mocno detoksykującym działaniu) lub wspomniany na początku
rozgrzewający Boreh albo peeling Lulur. Oprócz
części indonezyjskiej jest w SPA specjalny gabinet
JAK TO
W
INDONEZJI
W
odległej Indonezji „Jawajskie księżniczki
przed ceremonią zaślubin poddawane
były czterdziestodniowym rytuałom
upiększającym. Jednym z nich był peeling ciała Lulur
– nasiona tamarindu, drzewo sandałowe czy pomarańczowy korzeń tumeriku zmieszane z pudrem ryżowym i orzechami delikatnie usuwają martwy naskórek oraz pozostawiają skórę jedwabiście gładką
i pachnącą Orientem.
Z kolei na wyspie Bali „Boreh – rozgrzewająca
mieszanka orientalnych przypraw – od setek lat stosowany był przez rolników pracujących przy uprawie
ryżu. Brodząc całymi dniami w błotnistych polach ryżowych cierpieli z powodu zapalenia stawów i bólów
reumatycznych. Na obolałe kończyny nakładali rozgrzewającą pastę z orientalnych przypraw, takich jak
goździki, anyżek czy imbir. Boreh może być stosowny
także jako antidotum na przeziębienie i gorączkę”.
Czy to wykład o Indonezji? Nic podobnego.
To fragmenty z menu zabiegów kosmetycznych
w nowym Instytucie Piękna i Harmonii Well ness&SPA Farmona (ul. Jugowicka 10C) dające zarazem przedsmak egzotycznych przyjemności, jakich mogą tu zaznać nasze ciała zmęczone codzienną gonitwą.
Szczególna, indonezyjska formuła tego miejsca zrodziła się ze spotkania właścicieli Farmony,
poszukujących dla swojego SPA inspiracji w azjatyckim obszarze kulturowym, z Patrycją Mazuchowską, która po 7 latach pobytu na Balii zapragnęła przenieść klimat tej wyspy do Polski.
40
MIASTO KOBIET
■
LIPIEC-SIERPIEŃ 2007
V
uroda
przeznaczony do zabiegów kosmetykami włoskiej
firmy Dibi – La Culla. Ten wyjątkowy rytuał SPA
przeprowadzany jest na specjalnym stole emitującym parę wodną i jest połączeniem aromaterapii,
chromoterpii i specjalnych technik masażu.
A obok jest jeszcze kompleks firmowy Farmony.
Stanowią go dwa gabinety – SPA dla włosów i do
zabiegów na ciało.
– Zaczynaliśmy od kosmetyków do włosów, dlatego zależało nam, aby stworzyć także SPA dla włosów –
mówi Małgorzata Waliczek, oprowadzając mnie po
SPA. – A tu jest pokój bursztynowy, przeznaczony do
zabiegów firmowych Laboratorium Kosmetyków Naturalnych Farmona. Mamy serię kosmetyków z ekstraktem z bursztynu, do których opracowaliśmy autorskie
masaże bursztynami. Zauważyliśmy, że klientom
z Polski najbardziej podobają się masaże balijskie, natomiast obcokrajowcy, którzy są bardziej przyzwyczajeni do egzotycznych SPA, chętniej wybierają masaże
bursztynami, gdyż tego nie ma nigdzie na świecie.
Ponieważ ja nie miałam zbyt wielu okazji, by
znudzić się egzotyką, więc do przetestowania na
własnej skórze wybrałam zdecydowanie masaż balijski. To cudowne uczucie odprężenia, jakie towarzyszyło mi potem przez cały dzień, pamiętam do dziś.
– Na masaż balijski złożyło się kilka różnych technik – wyjaśnia Patrycja Mazuchowska. – W XIX i na
początku XX wieku na Bali przyjeżdżało niewielu turystów, byli to głównie biali zamieszkujący okoliczne kolonie (Holendrzy, Anglicy), których ściągała na wyspę
słynna uroda Balijek oraz to, że w tamtych czasach
chodziły tylko w sarongach, bez bluzek. Mieli oni też
możliwość zakosztowania typowo balijskiego masażu,
który jest bolesny, przypomina masaż tajski i chiński,
i jest oparty na tradycyjnej chińskiej medycynie – czyli
metodzie akupresury. W miarę napływu turystów
z naszej części świata masaż ten ewoluował, zaczęto
go łączyć z masażem klasycznym, ajurwedą czy nawet masażami polinezyjskimi. Dziś masaż balijski to
masaż typowo relaksacyjny i w każdym ośrodku na Bali jest on odmienny, w zależności od tego kto go kreuje. Tradycyjny balijski masaż można spotkać jedynie na
wsi, z dala od SPA.
ANETA PONDO
> Wellness&SPA Farmona, ul. Jugowicka 10C
przykładowe ceny zabiegów – Jawajski Masaż Aromaterapeutyczny: 240 zł, balijski Mangir – Głęboki Detox:
210 zł, Dotyk Bursztynu: 140 zł
PIĘĆ KROKÓW
DO HARMONII
„Zdrowie jest skarbem, pokój umysłu jest szczęściem. Yoga ukazuje
drogę”– zwykł mawiać Swami Vishnu-devananda, jeden z najwybitniejszych nauczycieli Yogi na Zachodzie. To on wyznaczył pięć zasad,
które mogą pomóc zestresowanemu, zagubionemu człowiekowi Zachodu odnaleźć samego siebie.
Coraz częściej żyjemy w stresie, nie
umiemy się zatrzymać, chwytamy
się zbyt wielu obowiązków. Zamiast
odczuwać satysfakcję – czujemy się
znużeni, zestresowani, obciążeni.
Dopadła nas konsekwencja postępu
cywilizacyjnego. Wraz z zanurzaniem się w świat Zachodu zaczęliśmy przyjmować również jego złe
cechy. Pośpiech, złe odżywianie się
i brak ruchu dopadają nas wszystkich. Przeżywamy podobny moment do tego, w którym znalazły się
u progu lat 60. Stany Zjednoczone,
gdy mistrz Yogi Swami Sivananda
wysłał tam jednego ze swoich najbliższych uczniów, Swamiego Vish42
MIASTO KOBIET
■
nu-devanandę, by pokazał ludziom
jak żyć w zgodzie ze sobą i unikać
negatywnych skutków cywilizacyjnych. W 1959 roku Swami Vishnu-devananda założył w Ameryce
pierwsze Centrum Yogi Sivananda
Vedanta, a w 1970 roku – pierwsze
z wielu takich centrów w Europie.
Dysponując tysiącami kształconych
od 1969 roku nauczycieli yogi organizacja ta jest uważana za jedną
z niewielu na świecie, które podtrzymują nauczanie wszystkich
aspektów zintegrowanej Yogi.
Centrum Yogi Sivananda Vedanta – z ośmioma ashramami, ponad trzydziestoma centrami oraz
wieloma filiami na całym świecie –
jest uważane za największą na świecie organizację zajmującą się Yogą.
Krakowskie centrum mieści się przy
ulicy Friedleina 20/6, na poddaszu
jednej z kamienic. Po wejściu do
pachnącego kadzidłem wnętrza
ściągamy buty i zostawiamy za sobą
pośpiech i problemy. Już sama wizyta tutaj uspokaja. Trudno uwie-
LIPIEC-SIERPIEŃ 2007
ugryziona przez skorpiona. Yoga pomaga nam znaleźć się w gęstwinie
atakujących nas myśli.
Swami Vishnu-devananda podał
pięć punktów, które nam, ludziom
Zachodu, mają pomóc się odnaleźć
i żyć w zgodzie z samymi sobą.
Pierwszy punkt to prawidłowo wykonywane ćwiczenia – asany. Nie
potrzeba do nich ani specjalnego
miejsca ani stroju, dlatego można je
wykonywać praktycznie wszędzie,
gdzie znajdziemy kawałek podłogi.
Punkt drugi to prawidłowe oddychanie – pranayama.
– Ludzie często nie zdają sobie sprawy
jak ważny jest prawidłowy oddech –
mówi Pola Golonka. – Każdy człowiek ma swój rytm oddychania, ale
często zaburzamy go. Jeśli w ciągu minuty wykonujemy więcej niż pięć oddechów, to powinniśmy zacząć uczyć się
świadomie oddychać. Wtedy umysł się
uspokoi, odczujemy relaks.
Prawidłowa relaksacja to punkt
trzeci. Obejmuje wyciszenie umysłu i wyzwolenie ogromnych po-
kładów energii.
– Podczas odpowiednio wykonywanej
relaksacji nawet procesy metaboliczne zachodzą wolniej, bo nasze organy wewnętrzne „wypoczywają” – mówi Pola Golonka.
Sama przeżyła szok, kiedy zetknęła się z jogą po raz pierwszy
i zdała sobie sprawę, że przedtem –
a wcześniej przez 15 lat trenowała
siatkówkę – nikt nigdy nie powiedział
jej, że oprócz ćwiczeń fizycznych ciało powinno się również relaksować.
Ćwiczenia i relaksacja powinny być
postrzegane nie jako sposób kształtowania mięśni, lecz umysłu, i przygotowanie do samorealizacji.
Kolejny punkt to pozytywne
myślenie, za które – podkreśla Pola
– odpowiedzialny jest człowiek.
Jednak nie zawsze zdajemy sobie
Pola Golonka
rzyć, że w centrum ruchliwego, zakorkowanego miasta znajduje się taka oaza ciszy i spokoju. Czas płynie
tu inaczej. Dobrym duchem centrum jest Pola Golonka – nauczycielka Yogi Sivananda.
– Yoga rozumie człowieka – mówi
Pola Golonka – człowiek często
sam siebie nie rozumie i nie ma pomysłu, jak o siebie zadbać zwłaszcza teraz, kiedy zbyt daleko odeszliśmy od praw natury. Yoga, jako holistyczna filozofia, daje człowiekowi
wszystko, co mu jest potrzebne.
Dba o to, by ciało było odpowiednio
elastyczne i długo młode. Psychice
daje dystans do problemów i konfliktów, uczy, by nie walczyć ponad siły. Ale najbardziej istotne jest jej
działanie na umysł. Swami Vishnu-devananda zwykł mawiać, że
umysł człowieka to pijana małpa
sprawę, że mamy możliwość kontrolowania swego umysłu. Uprawianie technik medytacyjnych sprawia, że zmienia się przepływ myśli,
a w konsekwencji i nasze życie. Medytacja pozwala przyjrzeć się własnym myślom: możemy nawiązać
z nimi dialog i zobaczyć, co sami
z nimi robimy. Pola podkreśla również, że myślenie nie może przebiegać efektywnie, kiedy myśli jest za
dużo. To tak jakbyśmy próbowali
włożyć coś do pełnego naczynia.
Najlepiej wyciszają umysł mantry.
Ich krótka formuła, werset lub sylaba, pomaga umysłowi uspokoić się
i skoncentrować. Mantra to takie
przenośne pogotowie uspokajająco-regenerujące – można je powtarzać w pracy, kiedy mamy wolną
chwilę albo za kierownicą, gdy stoimy w korku. Wszędzie, gdzie możemy znaleźć odrobinę skupienia.
Po co się nudzić, stresować czy
wrzucać sobie do głowy kolejne
problemy? Lepiej zanucić mantrę.
Pola Golonka podkreśla wagę
punktu piątego: prawidłowej diety.
Jedzenie wpływa nie tylko na nasze
ciało, ale również na umysł i psychikę. Ważne jest nie tylko, co jemy, ale
również jak. Zarówno gdy chodzi
o jedzenie jak i spanie, nie powinno
się łamać rytmu. Wystarczy popatrzeć na Francję czy Włochy: tam
wszyscy pracownicy idą na lunch
w czasie najlepszym na przyswajanie
pokarmu. Należy również pamiętać
o odpowiednim skomponowaniu
posiłku i o tym, aby się nie przejadać.
– Jedzenie daje łatwą przyjemność, toteż ludzie rozładowują napięcia między innymi jedząc – mówi
Pola Golonka. Sama przyznaje się,
że ma słabość do słodyczy i do baklawy, choć nie kryje, że najlepszy
V
zdrowie
jest dla niej odpowiednio przyprawiony ryż z dahlem.
Pola Golonka, absolwentka
AWF i psychologii, Yogą zajmuje się
już 15 lat. Zaczęło się od wykładu
kanadyjskiego nauczyciela Yogi, który zwykł mawiać, że wystarczy dobrze się sobie przyjrzeć, aby zobaczyć, iż człowiek nie jest ani ciałem
ani umysłem. Wsłuchanie się we
własny umysł uświadomiło jej, jak
bardzo jest niespokojna i napięta,
jak bardzo chaotyczne jest jej życie.
Jedna lekcja Yogi i relaksacja wystarczyła, by zrozumieć, że Yoga to
właśnie to, czym chce się w życiu
zająć i czego chce uczyć innych.
– Co mnie zafascynowało w Yodze? –
Zastanawia się. – Dystans emocjonalny. Zobaczyłam, że nie da się zmienić
świata! W Polsce mocno przeżywamy
różne rzeczy, dusimy w sobie uczucia,
urazy... Większy dystans do tych rzeczy
przynosi ulgę i robi się
człowiekowi lepiej. Zobaczmy, jak podchodzą do życia Hindusi.
Przecież żyją w warunkach o wiele gorszych niż my. Dla nich
jeśli coś jest, to jest – nie koncentrują
się na problemie tak jak my. W kulturze Wschodu idzie się do przodu, zabiera się swoje doświadczenie i wchodzi
się w następny dzień. Warto przejąć od
nich tę zasadę.
Czym jest Yoga? To system filozoficzny dający możliwość wszechstronnego rozwoju. A Yoga Sivananda? – Jest nazywana „Yogą syntezy” bo łączy wszystkie wcześniej wymienione elementy – podkreśla Pola.
– Nie jest jednorodna, jest więc idealna dla współczesnego człowieka, który bardzo szybko się nudzi. Ja sama
od lat za każdym razem doświadczam każdej pozycji inaczej. To fascynująca przygoda, wystarczy wsłuchać się w siebie.
Każdy kto chciałby doświadczyć
Yogi Sivananda, jest mile widziany
przy Friedleina. Pola Golonka myśli
o stworzeniu specjalnych letnich
porannych kursów dla najbardziej
zestresowanych. Może to dobry
pomysł na wakacyjny prezent dla
samego siebie?
„Zdrowie jest skarbem, pokój umysłu jest
szczęściem. Yoga ukazuje drogę”
AGNIESZKA KOZAK
www.yoga.krakow.pl
MIASTO KOBIET
■
MAJ – CZERWIEC 2007
43
V
zdrowie
CZASEM WYSTARCZY
ROZMOWA
Z
porad psychologa i psychiatry korzystamy wyjątkowo niechętnie. Bywa, że czekamy rok, dwa,
a nawet dłużej, zanim zgłosimy się po pomoc do
specjalisty. W tym czasie problemy narastają: coraz trudniej
o koncentrację, pogłębiają się lęki i niepokoje, nie wiedzie
się w pracy ani w związku. Zwykle z decyzją o wizycie czekamy do ostatniej chwili, kiedy nie radzimy sobie z prostymi czynnościami, w relacjach z bliskimi jesteśmy wręcz nie
do wytrzymania lub zupełnie tracimy z nimi kontakt. Początkowo łagodne stany przeradzają się wskutek zaniedbania w naprawdę poważne zaburzenia. Skąd te opory?
– Osobom dorosłym z problemami o podłożu psychologicznym szukanie pomocy nie przychodzi łatwo – przyznaje
dr Elżbieta Leśniak, psycholog z Ośrodka Interwencji
Kryzysowej przy ulicy Radziwiłłowskiej 8. – Jesteśmy
uczeni samowystarczalności i tego, że powinniśmy sobie ze
wszystkim radzić na własną rękę. Czasem nacisk społeczny
jest tak silny, że nawet nam do głowy nie przyjdzie, aby zwrócić się o pomoc. Trzeba mieć świadomość, że zdarzają się
sytuacje, których nawet najbardziej wydolny człowiek nie jest
w stanie udźwignąć sam.
Odstrasza nas także obawa o koszty i zbędne formalności. A przecież w Krakowie jest sporo poradni i ośrodków, gdzie konsultację można uzyskać bezpłatnie, w ramach ubezpieczenia zdrowotnego. Aby skorzystać z porady psychologa w Ośrodku Interwencji Kryzysowej, finansowanym przez Urząd Miasta Krakowa i Pomoc Społeczną, nie trzeba nawet być ubezpieczonym. Kto chce,
może zachować anonimowość, nie obowiązuje rejonizacja, nie jest potrzebne skierowanie od innego lekarza. Jak
twierdzi dr Iwona Kołodziejczyk, psycholog, terapeuta
i kierownik NZOZ „Dobrej Nadziei” przy ul. Batorego
5, pacjenci często przychodzą z przekonaniem, że bez
skierowania na konsultację nie mają szans. Trzeba natomiast liczyć się z tym, że w niektórych ośrodkach na wizytę czeka się kilka dni, bo obowiązuje rejestracja. Nie dotyczy to jednak czynnego całą dobę Ośrodka Interwencji
Kryzysowej, a w Zakładzie Psychoterapii Szpitala Uniwersyteckiego przy ul. Lenartowicza 14, w którym do
dyspozycji pacjentów jest ponad 30 terapeutów, pierwszą
wizytę umawia się niemal z dnia na dzień. W poradni
„Dobrej Nadziei” rejestruje się na konkretny dzień i godzinę, a psycholog, do którego pacjent trafia, staje się jego terapeutą prowadzącym.
44
MIASTO KOBIET
■
Do takich ośrodków możemy się zgłaszać z każdym problemem natury psychologicznej. Pracują w nich
wykwalifikowani psychoterapeuci, głównie psycholodzy
i lekarze psychiatrzy, którzy przeprowadzą pierwszą
rozmowę i postawią wstępną diagnozę, a w razie konieczności skierują na dalszą terapię lub inną formę leczenia. Dr Elżbieta Leśniak opowiada, że do ośrodka
przy Radziwiłłowskiej zgłaszają się często osoby, które
odczuwają dyskomfort psychiczny, ale nie umieją go
sprecyzować. Właśnie do tego potrzebny jest specjalista, bo rozpoznanie jest tu najważniejsze. Kiedy odczu-
trzymać do rozwiązania testy, które pomogą w ocenie naszego stanu. Na pierwszej konsultacji lekarz, wspólnie
z pacjentem, decyduje o formie terapii: indywidualnej lub
grupowej, a najczęściej łączącej obie formy. W stanach silnych depresji terapia może być wsparta leczeniem farmakologicznym. Nie należy się obawiać spotkań w grupach,
jest to często nieodzowna część cyklu terapeutycznego.
– Ludziom się wydaje, że praca w grupie to wzajemne narzekanie i opowiadanie sobie, jak bardzo jest nam źle – mówi dr Iwona Kołodziejczyk. – Sporo osób sądzi też, że będą tu do czegoś zmuszane. Owszem, są elementy dyskusji
i ćwiczeń, ale pacjent musi sobie uświadomić, że aby terapia
była skuteczna, konieczny jest jego wysiłek i własna praca.
Głównym zadaniem psychoterapeuty w grupie jest dostar-
WYBRANE PUNKTY
BEZPŁATNEJ POMOCY PSYCHOLOGICZNEJ W KRAKOWIE
Ośrodek Interwencji Kryzysowej, ul. Radziwiłłowska 8b. Całodobowa pomoc w sytuacjach kryzysowych. Dyżur telefoniczny:
0 12 421 92 82. > www.oik.krakow.pl
Zakład Psychoterapii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, ul. Lenartowicza 14, tel. 012 633 12 03. W skład zakładu wchodzą: Oddział Dzienny Leczenia Nerwic i Zaburzeń Behawioralnych oraz Poradnia Leczenia Nerwic i Zaburzeń Behawioralnych.
> www.su.krakow.pl/htm/kliniki/37.htm
NZOZ „Dobrej Nadziei” Stowarzyszenia „Dobrej Nadziei”, ul. Batorego 5, tel. 012 631 04 80, 012 633 35 31.
W skład NZOZ wchodzą: Poradnia Terapii Uzależnienia i Współuzależnienia, Poradnia Terapii Uzależnienia od Alkoholu i Współuzależnienia, Poradnia Psychoterapii Dzieci i Młodzieży. > www.sdn.org.pl
NZOZ „ProVita”, ul. Basztowa 5, tel. 012 628 68 10. W ramach NZOZ pomocy udzielają: Poradnia Psychologiczna, Poradnia
Zdrowia Psychicznego, Poradnia Leczenia Zaburzeń Seksualnych, Poradnia Terapii Uzależnień i Współuzależnień od Alkoholu, Poradnia
Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie, Młodzieżowa Poradnia Profilaktyczno-Terapeutyczna. > www.provita.org.pl
Towarzystwo Interwencji Kryzysowej, ul. Krakowska 19, tel. 012 431 15 59, > www.crisisintervention.free.ngo.pl
wamy trudne do usprawiedliwienia, trwające dłużej niż
cztery tygodnie przygnębienie, niepokój lub spadek
koncentracji, a w konsekwencji mamy trudności w pracy, spadek samooceny, utrzymującą się bezsenność czy
skłonność do płaczu z niejasnych powodów, to znak, że
naszej psychice może być potrzebna fachowa pomoc.
Ważne, aby ktoś taki trafił w odpowiednie miejsce. Jeżeli emocjonalne rozterki wynikają z sytuacji kryzysowych,
traumatycznych wydarzeń w rodzaju śmierci bliskiej osoby,
nagłej utraty pracy, doświadczania przemocy itp., najlepszym miejscem dla niego będzie Ośrodek Interwencji Kryzysowej, który zapewni bezpośrednią pomoc psychologiczną i poszuka możliwości wsparcia materialnego czy
prawnego. Jeśli pogorszenie nastroju jest związane z jakąś
formą uzależnienia – własnego czy bliskiej nam osoby –
najlepiej zgłosić się do poradni uzależnień, np. „Dobrej Nadziei” lub NZOZ „PRO VITA”, ul. Basztowa 5. Natomiast
do Zakładu Psychoterapii
najczęściej przychodzą ludzie z problemami nerwicowymi i zaburzeniami
osobowości.
Pierwsze
kroki
w każdej poradni wyglądają podobnie: rozmawia
z nami psycholog, w niektórych ośrodkach także
psychiatra. Możemy o-
LIPIEC-SIERPIEŃ 2007
czenie pacjentowi wiedzy o jego problemie, o tym, dlaczego
tak a nie inaczej reaguje na trudności i jak można zmienić te
zachowania. Jesteśmy gotowi do udzielania pomocy, ale pacjent musi pójść na układ partnerski.
Czas trwania terapii jest różny, czasem trzy miesiące, a czasem trzy lata – to zależy od typu i stadium zaburzeń oraz miejsca terapii. W Zakładzie Psychoterapii,
w którym oprócz poradni działa również oddział dzienny, spotkania są bardzo intensywne, w grupach trwają
co najmniej trzy godziny dziennie. Pacjent uczestniczy
też w terapii indywidualnej. Intensywność spotkań nie
wyłącza go jednak z normalnego funkcjonowania. – Terapia nie może być prowadzona w oderwaniu od prywatnego życia pacjenta, jego pracy i środowiska. Jest w swych
założeniach zintegrowana z jego normalnym biegiem – zapewnia dr Krzysztof Rutkowski.
Bywa, że pacjenci rezygnują po pierwszej wizycie,
bo chcą efektów od zaraz, a to nie takie proste. – Psycholog nie dysponuje cudowną tabletką ani jakąś jedną skuteczną złotą myślą – mówi dr Kołodziejczyk. – Najważniejsza jest własna motywacja pacjenta i jego oczekiwania
wobec psychoterapeuty. Większość pacjentów w trakcie leczenia uświadamia sobie, że na sukces trzeba zapracować.
Postępy są różne, ale zawsze są. Kiedy udaje się nam postawić pacjenta na nogi, czyli przywrócić jego życiu normalność, zwykle słyszę: gdybym wiedział, że to jest możliwe,
przyszedłbym wcześniej – dorzuca z uśmiechem.
JOLANTA GAWLAK
DAY SPA
W SERCU MIASTA
Idea day spa w Krakowie nabiera rozmachu. Tym razem
w samym centrum miasta, przy pl. Szczepańskim 6, wyrosło
Centrum Kosmetyki Profesjonalnej Ambra
Day Spa –
młodsza, ale od
razu
większa
i nowocześniejsza siostra gabinetu Ambra z ul.
św. Krzyża 11.
Ambra Day Spa
to miejsce dla osób, które w kosmetyce zdecydowanie
przedkładają dłonie kosmetyczki nad dotyk zaawansowanej
technologicznie maszyny. W Ambrze, będącej zarazem autoryzowanym gabinetem uznanej francuskiej firmy Akademie, szczególnie godne polecenia są zabiegi na ciało i masaże. Te ostatnie – energetyzującymi kulkami, bambusem, kamieniami z drzewa Wacapou, miodem, miseczkami kokosowymi – nie tylko relaksują, ale równocześnie spełniają z nawiązką oczekiwania osób poszukujących w kosmetyce nowych doznań.
> Ambra Day Spa, pl. Szczepański 6
Przykładowe ceny zabiegów: masaż wyszczuplający drewnianymi kamieniami – 150 zł; zielony lotos – rytuał antycellulitowy –
130 zł; zabieg ujędrniający na twarz z witaminą C – 220 zł
MIASTO KOBIET
■
LIPIEC-SIERPIEŃ 2007
45
V
zdrowie
IMPLANTY:
INWESTYCJA BEZ RYZYKA
ROZMOWA Z BARTOSZEM CICHONIEM,
LEKARZEM STOMATOLOGIEM,
WŁAŚCICIELEM KLINIKI STOMATOLOGICZNEJ
STOMATOLOGIA CICHOŃ
Cóż to takiego ten implant?
Najkrócej mówiąc, jest to tytanowy element wszczepiany na miejsce utraconego
zęba. Zastępuje on ów ząb, przejmując wszystkie jego funkcje. Co ważne, jest on
doskonale tolerowany przez organizm, bowiem nasz ustrój nie traktuje materiału,
z którego jest wykonany, jak ciało obce.
Kto powinien się zainteresować implantami? Czy takie zainteresowanie rośnie
z wiekiem?
Wbrew obiegowym poglądom wiek pacjentów, którzy decydują się na zabieg wszczepienia implantów w naszej klinice, jest bardzo zróżnicowany. Implanty traktowane są jako rozwiązanie poważnych problemów z uzębieniem już przez osoby bardzo młode, które albo utraciły zęby w wyniku procesu próchniczego albo – ze
względu na brak zawiązków zębów – od początku ich nie miały. Natomiast starsze
osoby zazwyczaj decydują się na implanty wówczas, gdy nie są zadowolone z użytkowania kłopotliwych protez ruchomych.
A jakie możliwości dają implanty stomatologowi?
W przypadku, gdy pacjentowi brakuje jednego lub kilku zębów, wszczepienie implantu umożliwia nam ich odbudowę bez szlifowania sąsiedniego uzębienia. Implant
stanowi wówczas bazę, na której osadzamy estetyczną, nie różniącą się od sąsiednich zębów, porcelanową koronę, która wypełnia lukę po utraconym zębie. Jeśli
brakuje wielu zębów, wszczepiamy kilka implantów, na których instalujemy korony
i mosty porcelanowe. Co ważne, są one osadzone na stałe, bardzo estetyczne
i funkcjonalne. Dzięki nim pacjent ma szansę zapomnieć o niewygodnych i sprawiających rozmaite kłopoty protezach ruchomych. Oczywiście, może się zdarzyć, że
pacjent stracił wszystkie zęby. Wówczas wystarczy wszczepić do żuchwy lub szczęki górnej tylko po dwa implanty, by dokonać pełnej odbudowy protetycznej, która
zastąpi z powodzeniem protezy stałe. Zresztą w wielu wypadkach takie rozwiązanie jest jedynym możliwym.
Jednak implanty kojarzyły się dotąd z luksusem, i to naprawdę drogim.
Jednak w ciągu kilku ostatnich lat ich cena znacznie spadła. Pojawiło się też wiele
zróżnicowanych cenowo systemów implantologicznych. Każdy pacjent, który przyjdzie do kliniki Stomatologia Cichoń, może skorzystać z bezpłatnej konsultacji,
w trakcie której nasi specjaliści wybiorą i zaproponują mu rozwiązanie, które będzie
dla niego optymalne. Przygotują też w porozumieniu z pacjentem kosztorys leczenia, uwzględniający zarówno jego potrzeby, jak i możliwości finansowe.
Jakie jest ryzyko, że implant zostanie przez organizm odrzucony, a pacjent straci zainwestowane pieniądze?
Przy obecnym postępie w stomatologii do odrzucenia dochodzi najwyżej raz na sto
zabiegów implantologicznych. Warto mieć świadomość, że jeśli zabieg został przeprowadzony prawidłowo, to w ogóle nie musimy się obawiać odrzucenia. Jeśli natomiast chodzi o koszty, to większość firm implantologicznych w przypadku odrzucenia implantu zapewnia na jego miejsce nowy implant bezpłatnie. Dlatego decydując się na ten pożyteczny zabieg warto wybierać kliniki takie jak nasza, posiadające
autoryzację renomowanych firm implantologicznych. Współpracujemy na przykład
z firmą Nobelbiocare, której implanty wszczepiano już ponad trzydzieści lat temu.
Były to czasy, gdy tego rodzaju zabieg był zupełną nowością, w Polsce – dodajmy –
nieznaną i tylko w zasięgu możliwości najzamożniejszych.
MoleMate, fot. J. Pszczółka
V
zdrowie
WYPRZEDZIĆ CZERNIAKA
ie bez powodu jest uznawany
za podstępnego zabójcę.
Czerniak należy bowiem do
tych złośliwych nowotworów skóry, które występują najczęściej. Co roku w Polsce lekarze wykrywają go u 3,8 osób na
100 tys. mieszkańców (badania z 2003
roku). W samym Krakowie to blisko 40
nowych przypadków rocznie. Zasadniczo
zachorować może każdy z nas. Pojawieniu się czerniaka najbardziej sprzyja bowiem nadmierne działanie promieni słonecznych, zwłaszcza zawartych w nich
promieni UV. Skoro moda na złotobrązową opaleniznę nigdy nie mija, wzrost
zachorowań nie dziwi. Zwłaszcza
w okresie lata, kiedy wypoczynek na słońcu należy niemal do obowiązków urlopowiczów, dermatolodzy na gwałt alarmują,
aby zachować podstawowe środki
ostrożności. Obowiązkowo należy używać kremów ochronnych z wysokim fil-
N
trem, unikać słońca między godziną dziesiątą i czternastą i nosić nakrycia głowy.
Podwyższoną grupę ryzyka stanowią osoby o jasnej karnacji, z dużą ilością znamion, zwanych potocznie pieprzykami,
po oparzeniach słonecznych w przeszłości i korzystające często z solarium. Niektóre solaria emitują promieniowanie UV
kilka razy silniejsze niż australijskie letnie
słońce w samo południe. Pewnie także
z tego powodu w ostatnich latach czerniak stał się najczęstszym nowotworem,
na jaki chorują młode kobiety.
Wiadomo, że w walce z nim liczy
się czas. Niestety większość osób zgłasza się do lekarza, gdy zmiany są już
w zaawansowanym stadium. Kiedy znamię zmienia barwę, staje się nierówne
na powierzchni, grubieje lub co gorsza
krwawi, prawdopodobnie rozwinął się
czerniak. W późnym stadium jest niestety oporny na chemioterapię i naświetla-
nie, stosunkowo szybko powoduje
przerzuty, stąd umieralność z jego powodu jest w naszym kraju nadal wysoka.
Sytuację można jednak poprawić,
bo czerniak, im wcześniej wykryty, tym
większe szanse na całkowite jego wyleczenie. W wielu placówkach diagnostycznych tradycyjne dermatoskopy zastępowane są wideo-dermatoskopami,
które dają większe powiększenie i mają
możliwość zapisania obrazu w formie
elektronicznej. Kolejnym krokiem naprzód jest najnowsza technologia badania skóry MoleMate, która pozwala na
szybką i bezbolesną diagnostykę zmian
skórnych. Pierwszym miejscem w Polsce, które ją wprowadziło, jest Face &
Body Institute w Krakowie (ul.
Piłsudskiego 36/1).
MoleMate, składający się z emitującego światło ręcznego skanera i oprogramowania komputerowego SIAscopy,
MIASTO KOBIET
umożliwia analizę nie tylko wyglądu zewnętrznego znamienia barwnikowego,
ale także jego struktury do 2 mm w głąb
skóry. Urządzenie analizuje zawartość
zarówno melaniny, jak i hemoglobiny
i kolagenu, co pozwala na wykrycie podejrzanych zmian na bardzo wczesnym
etapie. Dodatkową zaletą urządzenia jest
komputerowe zapisywanie wyniku, co
daje możliwość oceny w czasie, czy ze
znamienia barwnikowego nie rozwinął
się czerniak. W ten sposób rozbudowuje
się też ogromna baza danych do wykorzystania przy kolejnych badaniach. Metoda ma też inną zaletę – pozwala uniknąć usunięcia znamienia, które jest niegroźne dla zdrowia.
Face & Body w czerwcu organizował cykl bezpłatnych badań i obiecuje powtórzenie takiej akcji w przyszłości. Na
co dzień można diagnozować znamiona
barwnikowe odpłatnie. Cena analizy całego ciała wraz z konsultacją dermatologiczną wynosi 200 zł. Po wizycie otrzymuje się wynik w formie szczegółowego
raportu komputerowego.
JOLANTA GAWLAK
Wykorzystane źródła:
■
Andrzej Szczeklik, Choroby wewnętrzne. Przy-
czyny, rozpoznanie i leczenie, tom 1, Wydawnictwo Medycyna Praktyczna, 2005,
www.czerniak-stop.pl – strona akcji „Czerniak
– stop. Skóra pod kontrolą”
■
■
Face & Body w Krakowie oraz
www.astronclinika.com (producent MoleMate)
■
LIPIEC-SIERPIEŃ 2007
47
V
wnętrza
NA BRACKIEJ SPOKÓJ
– Jak wielu naszych znajomych od zawsze chciałyśmy prowadzić klub albo
knajpę – mówi Kasia, jedna ze
współwłaścicielek „Spokoju”. Jej siostra Magda uzupełnia: – Marzenia
nie spełniłyby się, gdyby nie szczęśliwy zbieg okoliczności. Okazało się bowiem – o czym nikt w naszej rodzinie
nie miał wcześniej pojęcia – że nasz
pradziadek, prezydenta Krakowa Juliusz Leo, zostawiał nam w spadku
niewielki kawałek ziemi. Kiedy udało
L
ubisz czytać? Oglądać dobre
zdjęcia, słuchać muzyki, siedząc w wygodnym fotelu?
Zatem pokochasz „Spokój”, kawiarnię
przy ulicy Brackiej 3-5. Kawiarnię świetnie ukrytą – jak przystało na wyjątkowo
spokojne miejsce. Żeby tu trafić, trzeba
naprawdę dobrze szukać.
48
MIASTO KOBIET
■
LIPIEC-SIERPIEŃ 2007
V
wnętrza
się go sprzedać, nie miałyśmy najmniejszych wątpliwości, w co zainwestujemy pieniądze.
Poszukiwania właściwego lokalu
trwały długo. – Za duże, za małe,
zbyt daleko od centrum, za drogie do
wynajęcia… Wydawało się, że nigdy
nie znajdziemy tego, o co nam chodzi
– wspomina Kasia. Szczególnie, że
założenia od początku były bardzo
konkretne: piwnica, miejsca ciemne
i pozbawione dopływu świeżego
powietrza nie wchodziły w grę.
I znowu pomógł los.
– Ogłoszenie o wolnym lokalu na
Brackiej zobaczyłam przypadkowo –
dodaje Magda. – Było potwornie zimno i agentka nieruchomości robiła
wszystko, żeby zrazić mnie do pomysłu obejrzenia tego miejsca. Przypomniałam sobie jednak, że moja koleżanka z liceum mieszkała kiedyś
w pobliżu Brackiej. Zadzwoniłam do
niej żeby zapytać, czy zna ten adres.
Okazało się, że nie tylko zna, ale jest
też jego właścicielką.
Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że teraz już wszystko poszło
MIASTO KOBIET
■
MAJ – CZERWIEC 2007
49
V
wnętrza
jak po maśle. – Nikt nie wierzył, że
na pierwszym piętrze, w dwukondygnacyjnym lokalu z antresolą, można
urządzić klub. Dopiero kiedy na oryginalnym, pamiętającym lata 60. parkiecie stanęły pierwsze sofy, fotele
i stoliki, znajomi i przyjaciele uwierzyli, że to miejsce może być wyjątkowe.
Pomysł na urządzenie wnętrza
w stylu lat 60. narzucił miejscu charakter. Gospodynie „Spokoju” nie
zatrudniły jednak projektanta – same wyżywały się w wyszukiwaniu
drobiazgów. – Sprawdzamy komisy,
przeczesujemy serwisy aukcyjne, targi staroci – mówią. – Szukamy autentyków, które aż się proszą, by dostrzec ich urodę i odpowiednio je pokazać.
Niepowtarzalną
atmosferę
tworzą też książki, których wciąż
przybywa. – Myślimy nawet o założeniu tu biblioteki z prawdziwego
zdarzenia, bazującej na samych nowościach – mówi Magda.
Nie tylko pożeracze książek są
gośćmi kawiarni na Brackiej. – Początkowo myślałyśmy, że zapanuje
u nas prawdziwy spokój: kawa, herbata, cicha muzyka… Jednak bardzo
szybko okazało się, że to miejsce
sprzyja inicjatywom wszelkiego rodzaju: od warsztatów gender po koncerty, imprezy tematyczne i aktorskie
monodramy. Cieszy nas, że „Spokój”
upodobała sobie grupa zaprzyjaźnionych – albo przynajmniej bliskich sobie ludzi. Stali bywalcy znają się, polecają nas znajomym, a ci przycho-
50
MIASTO KOBIET
■
LIPIEC-SIERPIEŃ 2007
dzą i zazwyczaj zostają na dłużej.
Właśnie takie miejsce wymyśliłyśmy
sobie dawno temu – cieszą się właścicielki.
MATYLDA STANOWSKA
FOTO: S34, Marcin Urban i Jacek Wrzesiński
tel. 12 421 02 36
www.s34.pl
STYLIZACJA: Atelier Visage, Magdalena Tracz
tel. 12 633 63 36
www.ateliervisage.com