Przeglądaj numer

Transcription

Przeglądaj numer
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
ARTYKU£Y I ROZPRAWY
Marek Nalepa
Rzeszów
WYIMKI Z POROZBIOROWYCH BIOGRAFII ROZBITKÓW
1. Bankruci i ziemianie
Gdy na prze³omie 1783 i 1784 Franciszek Karpiñski z wyrzutami i oskar¿eniami ¿egna³ Warszawê, jego decyzjê powrotu na wieœ do Dobrowód potraktowano jako nierozs¹dn¹ lub co najmniej dziwaczn¹. Nawet król Stanis³aw August Poniatowski nie móg³ jej zrozumieæ, i korzystaj¹c z pierwszej nadarzaj¹cej
siê okazji, zapytywa³ poetê o powody jego niechêci do stolicy.
Karpiñski w pamiêtnikach i w elegii autobiograficznej wyjaœnia³ tê sytuacjê konfliktem etycznym, u pod³o¿a którego sta³y wpojone mu przez ojca
zasady ¿yciowe, radykalnie sprzeczne z dworsko-libertyñsk¹ mod¹, której ulegli mieszkañcy Warszawy, oraz niesatysfakcjonuj¹cy go mecenat – ju¿ to królewski, ju¿ to Czartoryskich. Na prowincji, o dziwo, wbrew sile manifestowanej kontestacji, wytrwa³ zaledwie rok. Jak pisze w Historii mego wieku i ludzi,
z którymi ¿y³em, zarazi³ siê nowoczesn¹ atmosfer¹ ¿ycia wielkomiejskiego,
popad³ w swego rodzaju uzale¿nienie od niej, „[…] jak ów pijak gorza³czany,
chocia¿ ten trunek cierpki i pal¹cy, przecie¿ mu mi³o zawsze powracaæ do niego”1. Dlatego kolejny raz stan¹³ w równie odpychaj¹cym go, co przyci¹gaj¹cym mieœcie.
1 F. Karpiñski, Historia mego wieku i ludzi, z którymi ¿y³em, oprac. R. Sobol, wyd. E. Alek-
sandrowska, Z. Goliñski, Warszawa 1987, s. 125.
6
W czasach stanis³awowskich kierunek wewnêtrznych migracji Polaków by³
w zasadzie jeden: prowincja ci¹gnê³a do Warszawy, która dziêki polityce dworu
królewskiego sta³a siê jedynym praktycznie centrum ¿ycia politycznego, gospodarczego i spo³ecznego. Z dalekiego Wo³ynia, Podola, Pokucia, Witebszczyzny,
Polesia przybywali do stolicy, porzucaj¹c ojcowiznê, dorastaj¹cy synowie szlacheccy, kierowani b¹dŸ to pobudkami czysto egoistycznymi – dla kariery, b¹dŸ
bardziej spo³ecznymi – pragnieniem aktywnego uczestnictwa w ¿yciu politycznym pañstwa.
Owo skoncentrowanie siê w jednym miejscu ró¿nych doœwiadczeñ i kultur, ró¿nych marzeñ i aspiracji, zaowocowa³o nie tylko wzajemnym otwarciem
siê na siebie prowincji i stolicy; przynios³o ze sob¹ daleko wa¿niejszy skutek –
w postaci zbiorowego projektu ratowania ojczyzny oraz unowoczeœnienia struktur administracyjno-prawnych pañstwa szlacheckiego. Mia³o to siê dokonaæ miêdzy innymi przez stopniowe odcinanie siê od sarmackiego tradycjonalizmu, z partykularyzmem, antyurbanizmem i ksenofobi¹ na czele.
Wysi³ek reformatorów oœwiecenia, w wiêkszoœci przybyszów z prowincji,
bardzo szybko zweryfikowa³y kolejne klêski militarne i polityczne, doprowadzaj¹ce w 1795 roku do wymazania Rzeczypospolitej z map Europy i œwiata. Ostatnia fala przyp³ywu mieszkañców prowincji do stolicy nast¹pi³a w czasie insurekcji
koœciuszkowskiej i mia³a charakter czysto logistyczny. Potem by³ ju¿ tylko smutny
odwrót, a w³aœciwie powrót do prowincjonalnych miasteczek, folwarków, zaœcianków, na parafie – powrót politycznych bankrutów, synów marnotrawnych, nawróconych Alfiuszów, niewolników, wydziedziczonych, wykluczonych, zdegradowanych i zdymisjonowanych „pustelników narodowych” (Jêdrzej Œwiderski).
W ci¹gu kilku lat gwarna dot¹d i eklektyczna stolica opustosza³a. Pozbawiona
przybyszów z prowincji, sama zaczê³a ewoluowaæ w kierunku drugorzêdnego
miasta pruskiego, licz¹cego u progu nowego stulecia niespe³na 64 tysi¹ce mieszkañców. W prasie lokalnej z tego okresu mno¿¹ siê og³oszenia dotycz¹ce sprzeda¿y pa³aców, kamienic, domów i mieszkañ. Wielu spoœród ich w³aœcicieli porzuca³o granice miasta z poczuciem winy, wobec tych szczególnie, którzy na jej
ulicach b¹dŸ w nurtach Wis³y (na przyk³ad Jakub Jasiñski) znaleŸli bohatersk¹
œmieræ. Przebywaj¹cy od 1789 roku w Warszawie Aleksander Chodkiewicz, major
wojsk powstañczych, œwiadek rzezi na Pradze, tak wspomina swój pospieszny
wyjazd do Wiednia jesieni¹ 1794 roku:
Kiedy to piszê, srom mnie ca³ego przenika; nie nale¿a³o mi bowiem opuœciæ Warszawy; powinnoœci¹ moj¹ by³o w niej pozostaæ i dzieliæ w koñcu los Wawrzeckiego. M³odoœæ
jedna mo¿e mnie uniewinniæ tylko. Czyn ten wszelako jest haniebnym w ¿yciu moim i naj-
7
chêtniej krwi¹ moj¹ pragnê go niegdy zmazaæ. Dzieci moje! Nie zapatrujcie siê na ten czyn
sromotny ojca waszego, a kiedy los wam zdarzy (czego Bo¿e uchowaj!) gin¹c¹ wasz¹ widzieæ ojczyznê, nie pamiêtajcie nigdy o sobie, lecz j¹ jedynie zajêci, zagrzebcie siê z ni¹ pod
jednymi gruzami!2
Niedawni pos³owie, urzêdnicy, ¿o³nierze, literaci – szermierze reform i insurgenci – powracali do zniszczonych i zaniedbanych gospodarstw, skruszeni
politycznymi skutkami swych sanacyjnych aspiracji. Powrót ten odbywa³ siê
w atmosferze przygnêbienia, skrajnego smutku czy nawet g³êbokiej depresji.
O swoim powrocie na prowincjê pisze przejmuj¹co wspomniany wy¿ej Chodkiewicz:
Widok M³ynowa odnowi³ mi nieszczêœcia Pragi. Dom bowiem mieszkalny sw¹ zgrzybia³oœci¹ do upadku nachylony, a zrabowany w czasie wojny 1792 roku przez Moskali wystawi³ mi obraz ojczyzny, która niezgod¹ wewnêtrzn¹, a przemoc¹ obcych sta³a ju¿ nad przepaœci¹ swoj¹. Dom ten obali³a wkrótce Matka moja tak jak moj¹ ojczyznê przemoc Rusi;
z t¹ tylko ró¿nic¹, ¿e dobra matka wznios³a na tych gruzach wspania³y gmach, kiedy Katarzyna naszej ojczyŸnie nie wystawi³a nawet pomnika3.
Reformatorzy doœwiadczali tragizmu w jego podstawowym, antycznym
poniek¹d, znaczeniu, uwik³ani w sytuacjê, w której skutki pozostawa³y w ra¿¹cej sprzecznoœci z obranym celem. Mianowicie sensownoœæ ich starañ i wysi³ków, zdobywanej latami wiedzy i doœwiadczeñ zosta³a radykalnie zanegowana
trzecim aktem rozbiorowym i poprzedzaj¹c¹ go rzezi¹ na Pradze, a niedawny
optymizm co do mo¿liwoœci reformowania pañstwa czy „wybicia siê na niepodleg³oœæ” spotyka³ siê z ironicznym wyrokiem dziejów, którego sedno oddawa³
napis na medalu wybitym przez Semiramidê Pó³nocy: „Przywróci³am to, co by³o
oderwane”.
Zgorzknia³e „ofiary nieszczêsne piekielnej polityki” (Cyprian Godebski),
pe³ne obaw co do przysz³oœci, zdezorientowane w nowych porz¹dkach, gwa³tem
wprowadzanych, usi³owa³y organizowaæ swoje ¿ycie na starych sarmacko-ziemiañskich zasadach4, które w trzydziestoleciu stanis³awowskim spotka³y siê
z czêœciow¹ kontestacj¹ ze strony elit politycznych i kulturalnych. Zasiedla³y za2 A. Chodkiewicz, Dzieje znakomitszych wypadków ¿ycia mojego przeze mnie samego
rêk¹ w³asn¹ spisane, wraz z niektórymi aneksami mog¹cymi s³u¿yæ do historii polskiej – od
1777 roku do 28 grudnia 1819 roku, rkps Bibl. Czartoryskich-MNK 760/31, k. 23v.
3 Tam¿e, k 25.
4 Zob. D. Rolnik, Portret szlachty czasów stanis³awowskich, epoki kryzysu, odrodzenia
i upadku Rzeczypospolitej w pamiêtnikach polskich, Katowice 2009.
8
bite dechami M³ynowy, Sieniawy, Wyczó³ki, S³awuty, Babczynice, Powsiny, Kurowy, Klementowice, Piotrowice, Jasienice, Radziwoniszki, Soko³owy, Dzikowy, Klepacze i Osowy, porozrzucane po ró¿nych prowincjach „bywszej Polski”,
podnosz¹c je z ruiny, w któr¹ popad³y na skutek opuszczenia przez dawnych
w³aœcicieli lub na skutek rabunku.
Ów pierwszy etap adaptacji do nowych okolicznoœci dokonywa³ siê przy
wyraŸnej relatywizacji stanu popadniêcia w zaœcianek. Nie by³ to cel, ale skutek
wczeœniejszej aktywnoœci politycznej i kulturalnej oraz przede wszystkim imperialnych dzia³añ „krwawo¿erczych” s¹siadów. Dlatego na przyk³ad w wyznaniu
Karpiñskiego na temat osiedlenia siê w Kraœniku wyraŸnie przebija rozczarowanie, a nie zachwyt czy poczucie spe³nienia:
Od upadku Polski w roku 1795 siedz¹c w kolonii mojej, która z ostêpu dawniej Kraœnik nazwanego dzisiaj siê Karpinem zowie, uprawia³em rolê, zapomniany od królów i panów, a samemu tylko w poprawieniu losu mego przemys³owi mojemu zostawiony. […]
wola³em osieœæ w lesie, gdzie porobiwszy oko³o domu mego zagrody silne, ocala³em siê od
wilków i niedŸwiedzi, w mieœcie zaœ mieszkaj¹c jaki¿ sposób odgrodzenia siê od z³ego cz³owieka, ¿eby miê nie naszed³? Przydaæ do tego jeszcze nale¿y, ¿e kiedy mojej ojczyzny w zgromadzeniach miêdzy ludŸmi nie obaczê, có¿ miê tam rozerwaæ i zabawiæ mo¿e?5
Wkrótce jednak owa „wewnêtrzna emigracja” narzucona przez historiê
otrzyma now¹ energiê i oblecze siê znamienn¹ aksjologi¹, aktualizowan¹ w zgodzie z tradycj¹ szlachecko-ziemiañsk¹ i moralistyk¹ staro¿ytn¹ (horacjañsk¹ i wergiliañsk¹). Zdeterminowany odgórnie los tym samym zacznie transformowaæ
w œwiadomy wybór, co zaowocuje przypomnieniem staropolskiego idea³u szczêœliwoœci. Smutna refleksja o koniecznoœci historycznej – usuniêcia siê na prowincjê – zostanie zast¹piona pochwa³¹ mo¿liwoœci „uprawiania w³asnego ogródka”
(Wolter) i zast¹pienia wielkiej ojczyzny ma³ymi, organizowanymi „[…] w gronie kilku przyjació³, na ³onie rodziny i w szczup³ym zakresie ziemi” (Cyprian
Godebski)6.
W piœmiennictwie porozbiorowym powracaj¹ wiêc jak bumerang renesansowe i barokowe postulaty oraz warunki szczêœliwoœci ziemiañskiej, sprowadzaj¹ce siê do stabilizacji materialnej, poczucia osobistej godnoœci, bliskoœci rodziny,
5
F. Karpiñski, Historia…., s. 186.
K. KoŸmian ju¿ jednak w roku 1809 przewidywa³ mo¿liwoœæ kolejnego przesuniêcia
dominanty wœród owych dwóch ojczyzn. Pisz¹c mianowicie o „ma³ej ojczyŸnie Pu³aw”, wtr¹ci³ uwagê: „Gdy d¹¿¹c za przodków chwa³¹, / Postawiemy wielk¹ Trojê, / A czciæ nie przestaniem ma³ej” (K. KoŸmian, Wybór poezji, Kraków 2002, s. 31).
6
9
przyjació³, mo¿liwoœci obcowania z natur¹ i zaspokajania w¹tpliwych nierzadko aspiracji literackich („niepró¿nuj¹ce pró¿nowanie”)7. Nawet w dalekiej Ameryce owe idea³y usi³owa³ wcielaæ w ¿ycie Julian Ursyn Niemcewicz, gdzie prawdziw¹ jego pasj¹ sta³y siê czynnoœci domowe, zw³aszcza utrzymywanie ogrodu.
Po powrocie do Polski, komentuj¹c ma³e zainteresowanie Litwinów i Polaków
kampani¹ 1812, stwierdza³: „Ludzie tu byli przyzwyczajeni do spokojnej niewoli i zysków domowych”8. Podobne konstatacje towarzysz¹ refleksjom poetyckim
Cypriana Godebskiego, formu³owanym z perspektywy rocznej obecnoœci wojsk
francuskich w Warszawie. Jak zauwa¿y³, ponad dziesiêcioletnia niewola „os³abi³a dusze Polaków” przyzwyczajeniem – zabójczym dla idei niepodleg³oœci i balansuj¹cym na granicy wynarodowienia:
W kraju, gdzie czy sk³onnoœci¹, czyli przez narowy
Germanizm pozawraca³ i serca, i g³owy,
Gdzie niejeden, gdy swobód zajaœnia³a pora,
Têskni ju¿ po kajdanach, które zrzuci³ wczora,
I niekontent z korzyœci, których dziœ u¿ywa,
Pewno w duszy zobcza³ej cudzych bogów wzywa.
Patrz, jak s³owo ojczyzny na szyderskiej twarzy
Wzbudza uœmiech z³oœliwy i has³o potwarzy
Wpoœród rodaków, którym – z bólem rzec to muszê –
Nieszczêœcia zamiast podnieœæ, os³abi³y dusze9.
Nied³ugo te¿ zaniedbane w oœwieceniu stanis³awowskim dworki szlacheckie stan¹ siê centrami towarzyskimi, kulturalnymi czy nawet gospodarczymi
polskiej prowincji. Osowa bêdzie dla jej w³aœciciela równie wa¿nym powodem
do dumy jak dramaty jego autorstwa, a to z uwagi na koszty, jakie Alojzy Feliñ7 Zob. S. Grzeszczuk, Idea³y ziemiañskie w literaturze staropolskiej, w: tego¿, Materia³y do studiowania literatury staropolskiej, cz. 1, Rzeszów 1986, s 131. Pisa³ Adam Jerzy Czartoryski: „Prawdziwe u nas wiejskie ¿ycie tam tylko godnem jest tego nazwania, gdzie dwór
jest folwarkiem, a folwark dworem; gdzie przecieraj¹c oczy nade dniem, ju¿ s³ychaæ parobków, z zaprzê¿onym p³ugiem id¹cych na pole, s³ychaæ byd³o rycz¹ce i stadninê œpiesz¹c¹ na
³¹ki, widaæ z przeciwka, za zielonem podwórzem stodo³ê, gumno, oborê; gdzie pañstwo
nazywani Ojcem i Matka, opiekuj¹ siê w³oœcianami, lecz¹ ich, trudni¹ siê wychowaniem ich
dzieci, polepszeniem ich moralnoœci i losu” (A. J. Czartoryski, ¯ywot Juliana Ursyna Niemcewicza, Berlin-Poznañ 1860, s. 10).
8 J. U. Niemcewicz, Pamiêtniki 1809-1820, t. 1, Poznañ 1871, s. 360.
9 Sen. Do Ksawerego Kosseckiego 23 listopada 1807. Fragmenty wierszy, przy których
pominiêto notê bibliograficzn¹, podajê za: Miêdzy rozpacz¹ i nadziej¹. Antologia poezji
porozbiorowej lat 1793-1806, wstêp P. ¯bikowski; zebr. i oprac. M. Nalepa, Kraków 2006.
10
ski poniós³, aby j¹ urz¹dziæ (nowy dom, ogród, melioracja, remonty dróg). Genera³ i poeta Ludwik Kropiñski w swoim maj¹tku w Woronczynie za³o¿y³ ogrody i pasiekê na wzór bliskich mu Pu³aw, zgromadzi³ bogaty ksiêgozbiór i galeriê
obrazów. Aleksander Chodkiewicz we wspomnianym M³ynowie zebra³ bogat¹
bibliotekê, kolekcjê sreber i porcelany, cykl obrazów z dziejów Polski, zorganizowa³ namiastkê muzeum z pami¹tkami po wybitnych postaciach historycznych
(znalaz³y siê w nim miêdzy innymi legendarna sukmana Koœciuszki, czaszka hetmana Chodkiewicza10, czapka Napoleona, szabla Sobieskiego). W ogrodzie
wzniós³ oryginalne pod wzglêdem architektonicznym obiekty, na przyk³ad Templum, pe³ni¹ce funkcje kuchni i jadalni, oraz Domek filozoficzny, s³u¿¹cy do prowadzenia eksperymentów chemicznych.
Przyk³ady podobnych sposobów wygodnego urz¹dzania siê na prowincji,
z dala od fleszów i cieni historii, mo¿na mno¿yæ. Kajetan KoŸmian jako jeden
z wielu Polaków zmuszonych do wycofania siê po 1794 roku na prowincjê,
wprawdzie nie tak odleg³¹ od stolicy, jak to mia³o miejsce w przypadku Chodkiewicza czy Feliñskiego, pisa³:
Szczêœliwy, kto po smutnym ojczyzny rozbiorze,
Osiad³ wiejsk¹ zagrodê i zagon swój orze,
I w tym lubym niewinnej prostoty siedlisku
Nie s³yszy brzêku kajdan i jêków ucisku.
Jeœli schodz¹c z znaczenia na lichoœci ³ono,
Wniós³ tam serce niewinne, duszê nieska¿on¹,
Jeœli z wp³ywu swojego, który mia³ do rz¹du,
10 Historiê pozyskania czaszki swego wielkiego antenata opisa³ w dziennikach pod dat¹
9 maja 1815: „Jestem w Ostrogu, gdzie oczekiwali na mnie Hieronim Walewski z ¿on¹, Teresa Bierzyñska z mê¿em Adamem, rodzeni ¿ony mojej, oraz ze Steckich Lubomirska Józefowa, siostrzenica mej ¿ony, z mê¿em i niektórzy z przyjació³ moich. Widzenie siê rodzeñstwa by³o rozrzewniaj¹ce. Dano mnie wiedzieæ od biskupa ruskiego, i¿ gdy dla zrobienia
carskich drzwi wy³amywano ca³¹ œcianê, na której by³ grób marmurowy ¿ony Jana Chodkiewicza z domu Anny Alojzy Ostrogskiej, znaleziono dwie truny blaszane obok stoj¹ce:
w jednej by³a blaszka miedziana z napisem: Anna fundatrix i rok podany 1715, w drugiej
krzy¿yk drewniany i szkielet. Biskup mniema³, i¿ szkielet drugi by³ jej mê¿a, na co siê i ja
zgodzi³em, bo wiedzia³em z jej testamentu, i¿ siê pochowaæ kaza³a obok mê¿a swojego
w Ostrogu u oo. jezuitów. Poniewa¿ by³ to jej grób, widaæ bowiem na jednym z jej portretów rysunek jego, wiêc by³y to niemylnie jej zw³oki, które po spaleniu koœcio³a tego w ro[ku]
1715 jezuici w trunê now¹ z³o¿yæ musieli, jak to powiada znaleziona blaszka. Gdy zaœ stosownie do testamentu ta kaza³a siebie z³o¿yæ obok mê¿a, nie ma w¹tpliwoœci, i¿ szkielet drugi
by³ jej mê¿a. Odj¹³em przeto g³owê tego walecznego, abym j¹ z³o¿y³ w mieszkaniu moim!”
(A. Chodkiewicz, Dzieje…, k. 101v).
11
W³asnego przeœwiadczenia nie lêka siê s¹du,
Wiernie s³u¿y³ ojczyŸnie, od szwanków przestrzega³,
A sam nigdy nie zdradza³, ni zdrajcom ulega³,
A na has³o ratunku w ostatnim jej zgonie,
Wzgardzi³ ¿yciem i odniós³ blizny w jej obronie,
Och, wpoœród niskiej chaty, wœród s³omianej strzechy,
Ile¿ ma przyczyn ulgi i Ÿróde³ pociechy!11.
Fragment ów to jedno z ostatnich w naszej literaturze wyraŸnych nawi¹zañ do drugiej epody Horacego, swoisty punkt dojœcia polskiej wersji losów
lichwiarza Alfiusza, wymuszony przez historiê, w której koniecznoœæ bardzo szybko przekszta³ci³a siê w wybór. Nie ma tu ju¿ sarmackiego wcielenia homo politicus, jak u pisarzy staropolskich: Daniela Naborowskiego, Samuela Twardowskiego, Jana Libickiego, Wespazjana Kochowskiego, Stanis³awa Miñskiego, etc.
Nowoczesny (a wiêc na miarê niewolnika) Alfiusz to wy³¹cznie ziemianin. Poniewa¿ czasy debat, sejmów i sejmików nale¿¹ do przesz³oœci, nie mog¹ byæ
postrzegane jako „drugie p³uco” – obywatelskie, nowoczesnego szlachcica-bankruta. W porozbiorowych aktualizacjach epody przynale¿noœæ zawodowa czy
œrodowiskowa g³ównego bohatera i „ja” lirycznego w jednej osobie niekiedy
ca³kowicie zanika. Jest tylko nagi „byt” koniecznoœci i oswajania siê z postulowan¹ przez ni¹ aksjologi¹, niby to kontynuuj¹c¹ pewn¹ tradycjê narodow¹,
a w rzeczywistoœci wymuszon¹ przez dzieje.
2. Zak³adnicy i cesarscy „janczarowie”
Bard polski, którego geneza wci¹¿ wywo³uje kontrowersje, jest rodzajem
emocjonalnego sprawozdania z podró¿y, jak¹ Adam Jerzy Czartoryski odby³ wraz
ze swoim bratem Konstantym. Przypomina w pomyœle (obok Pieœni Osjana) Podró¿ sentymentaln¹ Sterne’a, jak¿e jednak odmienn¹ w tonacji. S³usznie zauwa¿y³ Kleiner, i¿ jest to pierwszy „[…] pomys³ dantejskiej wêdrówki wœród polskich cierpieñ, który powróci u Krasiñskiego i S³owackiego”12. Bohaterowie
Barda przemieszczaj¹ siê w przestrzeni strachu, rozpaczy, ob³¹kania, bluŸnierstwa,
³ez, nêdzy, ruin, po¿arów i upodlenia. Sumê nieszczêœæ i spustoszeñ, zarówno tych
11 Pocz¹tek Pieœni drugiej Ziemiañstwa polskiego, rkps Bibl. Nauk. PAU i PAN w Krakowie 2059, s. 58.
12 J. Kleiner, Sentymentalizm i preromantyzm. Studia inedita z literatury porozbiorowej
1795-1822, wyd. z rêkopisu i oprac. J. Starnawski, Kraków 1975, s. 18.
12
duchowych, jak i materialnych, piêtrzy pamiêæ o niedawnej potêdze kraju, którego goœciñce przemierzaj¹ ju¿ jako niewolnicy, by na koniec wêdrówki w bolesnym
westchnieniu podj¹æ refleksjê o skutkach klêski w wymiarze czysto osobistym:
¯egnamy ciebie, ziemio ulubiona,
Mus nas okrutny spêdza z twego ³ona.
Adam Jerzy i jego m³odszy o trzy lata brat Konstanty odbyli tê traumatyczn¹
podró¿ na proœbê rodziców, a za rad¹ gubernatora litewskiego Miko³aja Repnina. Ich obecnoœæ na dworze w Petersburgu mia³a byæ gwarancj¹ dobrej woli i pos³uszeñstwa Adama Kazimierza i Izabeli Czartoryskich, od dawna Ÿle notowanych u Katarzyny II i u jej urzêdników, w istocie zaœ mia³a chroniæ przed sekwestrem i grabie¿¹ ich rozleg³e maj¹tki oraz maj¹tki polskiej szlachty, oddane im
w czasowe zarz¹dzanie i opiekê. Caryca nie sprzeciwi³a siê temu pomys³owi, a co
wiêcej, postanowi³a wykorzystaæ go dla skutecznego i rych³ego spacyfikowania
i ujarzmienia „zanarchizowanych” Polaków, i w krótkim czasie podobnych aktów zaczê³a siê domagaæ od innych znacz¹cych rodów, zarówno tych zwi¹zanych
z Targowic¹, jak i zaanga¿owanych w ruch koœciuszkowski. Przybycie narybku
arystokratycznego do stolicy imperium dawa³o jej argument oczywisty dla reszty Polaków. Mieli w swej uleg³oœci naœladowaæ elity spo³eczne, bez szemrania
poddaj¹c siê rozporz¹dzeniom zaborcy, na przyk³ad w sprawie z³o¿enia przysiêgi wiernopoddañczej. Wydaje siê jednak, ¿e, sprowadzaj¹c do siebie m³odzie¿
polsk¹, liczy³a te¿ na dalekosiê¿ne cele, którymi mog³y byæ przysposobienie grupy
„janczarów” do skutecznej walki z polskimi marzycielami o „wybiciu siê na niepodleg³oœæ” (nie pomyli³a siê, „janczarowie” ci z sukcesami t³umili powstanie
listopadowe) lub wykorzystanie ich dla cywilizowania i oœwiecania „œwiêtej
Rusi”, stoj¹cej na politycznej i militarnej stra¿y jednoœci narodów s³owiañskich.
Polska mog³a tê kulturotwórcz¹ i oœwiatow¹ funkcjê pe³niæ analogicznie do ujarzmionych przez Rzymian Greków.
Kariera polityczna Adama Jerzego Czartoryskiego w carskiej Rosji zdawa³a siê do pewnego momentu wzorcowa w tym wzglêdzie i przebiega³a sukcesywnie od stopnia kamerjunkra Pu³ku Gwardii Konnej, poprzez brygadiera, nastêpnie adiutanta wielkiego ksiêcia Aleksandra, pos³a rosyjskiego w Królestwie
Sardynii, reformatora administracji carskiej, zastêpcy kanclerza i premiera Aleksandra Romanowicza Woroncowa, cz³onka rady do spraw szkolnych w Ministerstwie Oœwiaty.
Nie wszyscy jednak podporz¹dkowali siê ¿yczeniom i planom Semiramidy Pó³nocy. Wspomnieæ tu mo¿na o nieugiêtej postawie Aleksandra Chodkiewi-
13
cza, m³odszego o prawie siedem lat od Adama Jerzego. Katarzyna II próbowa³a
tego polskiego buntownika i niedawnego oficera powstania koœciuszkowskiego
ujarzmiæ podsuniêt¹ przez Czartoryskich taktyk¹. Ju¿ po drugim rozbiorze zagarnê³a dobra wo³yñskie (wiêksz¹ czêœæ maj¹tku) Chodkiewiczów, tj. Czarnobyl, Petryków, Kruhy, Przyborsk i Woroñ. Ze wzglêdu na targowiczanina Seweryna Rzewuskiego, brata Marii Ludwiki, matki Aleksandra, gotowa by³a je zwróciæ, ale pod warunkiem, ¿e m³odzieniec przybêdzie do Petersburga i osobiœcie o to
poprosi cesarzow¹. Chodkiewiczowa nak³ania³a swego syna do takiej podró¿y,
jednakowo¿ ów uzna³, i¿ dla niedawnego majora wojsk polskich by³aby ona haniebna, i pomimo ró¿nych nacisków stanowczo odmówi³. Musia³ wiêc w sprawê
zainterweniowaæ sam hetman Rzewuski. Caryca na jego proœbê sekwestr zdjê³a,
z wyraŸnym wszak¿e zastrze¿eniem, i¿ przywrócone Chodkiewiczom dobra
pozostan¹ w ich rêkach jedynie do œmierci Marii Ludwiki.
W swoich pamiêtnikach Aleksander Chodkiewicz powraca dwukrotnie do
opisanego wy¿ej incydentu. Pisze miêdzy innymi:
Katarzyna chcia³a mnie mieæ w Petersburgu; zdaje siê, i¿ to by³o z widoków politycznych wci¹gniêcie w s³u¿bê swoj¹ pierwszych familii. Dwaj ksi¹¿êta Czartoryscy, Potocki – syn Szczêsnego, Czetwertyñski i Czarowscy byli pomieszczani przez ni¹ w gwardii w pieluchach jeszcze, powinienem by³ byæ tym bardziej, lecz nie chcia³em nic uczyniæ,
co by zrobiæ mog³o mnie zaka³, a tak Katarzyna na pocz¹tku 1796 roku wymaza³a mnie z listy
swojej gwardii. Cios to by³ ¿aden dla mnie, lecz bardzo wielki dla troskliwej o dobra skonfiskowane matki mojej. Znowu wiêc powsta³y domowe zgryzoty, które mnie mocno martwi³y, lecz w niczym dokazaæ nie mog³y na moim postanowieniu. Nie mog¹c nic dokazaæ
matka moja ze mn¹, pos³a³a W. Lipiñskiego, swego dworskiego, z listem do Katarzyny, pisanym przez ni¹, a z drugim przez wuja mego Rzewuskiego hetmana. List tego ostatniego
nastêpuj¹ce miêdzy innymi mieœci³ wyrazy: „Wiadomo W. Cesarskiej Mœci, ¿e zaufany w Jej
s³owie zawi¹za³em Konfederacjê Targowick¹, która mia³a szczêœcie narodowi memu zapewniæ. Skutek zawiód³ powziête nadzieje z zarêczeñ W.C.M., a ja utraci³em s³awê mojê, na
nabycie której ca³e ³o¿y³em ¿ycie. Niech przeto nieszczêœcia moje nadgrodzonemi bêd¹
oddaniem dóbr siostrzeñcowi mojemu, który za to jedynie cierpi, i¿ umia³ byæ wierny swojej ojczyŸnie”. Katarzyna tkniêta wyrazami temi wyda³a ukaz powracaj¹cy w³asnoœæ moj¹,
który by³ mo¿e ostatnim przez ni¹ podpisanym, gdy¿ w kilkanaœcie godzin potem umar³a,
a tak zmartwienia domowe z tego wzglêdu nie mia³y ju¿ miejsca13.
Nale¿y dodaæ, i¿ patronem owych zak³adników-arystokratów, wymienionych przez Chodkiewicza, sta³ siê sam Stanislaus Augustus Rex, który 5 stycz13
A. Chodkiewicz, Dzieje…, k. 27v.
14
nia 1795 roku o godzinie dziesi¹tej, pomimo nalegañ wielu osób, aby tego nie
czyni³, opuœci³ Warszawê i jako zak³adnik odby³ pod czujnym okiem Repnina
upokarzaj¹c¹ podró¿, najpierw do Grodna, a nastêpnie do Petersburga. Anonimowy autor zwraca³ siê do niego z utrzyman¹ w tonie oskar¿ycielskim refleksj¹:
Wyje¿d¿asz, królu, z mê¿nej Warszawy,
Co si³¹ ca³¹ broni³a
Kraju, ojczyzny i przodków s³awy,
Któr¹ z³oœæ twoja splami³a.
Zmienniku, idziesz z hañb¹ do Grodna –
Tam cnota ju¿ ciê nie czeka,
S³u¿alców twoich kupa wyrodna
Kuje kajdany na cz³eka (Do króla przy wyjechaniu z Warszawy
do Grodna).
3. WiêŸniowie
Grupa wiêŸniów i zes³añców liczy³a ³¹cznie kilkanaœcie tysiêcy osób. Okolicznoœci uwiêzienia bywa³y ró¿ne. Podobny jednak¿e by³ los zarówno rannych
na polu bitwy (Koœciuszko, Niemcewicz), dobrowolnie oddaj¹cych siê w niewolê
(Ignacy Potocki), jak i zadenuncjowanych przez rodaków (Hugo Ko³³¹taj). Tych
najwa¿niejszych i uznanych za najbardziej niebezpiecznych osadzano w twierdzy Pietropaw³owskiej lub w wiêzieniach O³omuñca i Josephstadtu. Kilkuletnia
niewola przeora³a ich biografie bez reszty: szaleñstwo Kapostasa, nerwice lêkowe Koœciuszki, ca³kowita utrata zdrowia przez ksiêdza podkanclerzego – to najbardziej znamienne przyk³ady traumatycznych fizyczno-duchowych przeobra¿eñ.
Po pierwszym powrocie z Ameryki Juliana Ursyna Niemcewicza poczêto nazywaæ „piêknym starcem”. Mia³ wówczas zaledwie czterdzieœci piêæ lat. Jego wizerunek, utrwalony na kilku portretach, z ³ysiej¹cym czo³em i siwymi d³ugimi
w³osami, to w pewnym sensie dzie³o owego surowego malarza, który trzyma
w jednej rêce ¿elazne kraty, a w drugiej ciemnoœæ. Autor Powrotu pos³a wype³nia³ d³u¿¹cy siê w celi wiêziennej czas doœæ koszmarn¹ zabaw¹, mianowicie z wypadaj¹cych w³osów uk³ada³ k³êbek przypominaj¹cy pi³kê, któr¹ wykorzystywa³
zgodnie z przeznaczeniem, jakie jej nadali Anglicy.
W spisywanych kilkakrotnie po polsku i po francusku wspomnieniach z lat
1794-1796 Niemcewicz przedstawi³ ze szczegó³ami kolejne etapy niewoli, od
pojmania na polach Maciejowic, przez d³ug¹ podró¿ w g³¹b Rosji, kilkunasto-
15
miesiêczne odosobnienie, a¿ po uwolnienie i wyjazd z imperium carów. Pierwszy rzut wspomnieñ Noty o mojej niewoli w Petersburgu w 1794, 1795 i 179614
zakoñczy³ 10 maja 1800 w Elizabeth Town. Wersja ta zosta³a sporz¹dzona w jêzyku francuskim, zapewne z myœl¹ o czytelniku europejskim, aby móg³ on na
¿ywo zaznajomiæ siê z ostatnim czynem zbrojnym wolnych Polaków oraz ich doœwiadczeniami pod okupacj¹ zaborcy rosyjskiego. Do tego tekstu autor bêdzie
powraca³ potem wielokrotnie, dokonuj¹c ró¿nych zmian stylistyczno-kompozycyjnych i treœciowych. Pierwotna wersja nosi jednak znamiona spontanicznoœci
i wyj¹tkowego afektowania. Trauma i ¿a³oba po stracie ojczyzny nabieraj¹ tu jak
najbardziej aktualny wymiar i s¹ wpisane z wyj¹tkow¹ intensywnoœci¹ w teraŸniejszoœæ emigracyjn¹. Ów prezentyzm doœwiadczeñ podkreœlaj¹ wyznania o precedentalnym lub finalnym ich charakterze oraz nacisk po³o¿ony na jednostkowoœæ prze¿yæ, wyraŸnie wysublimowanych z kontekstu zbiorowego i narodowego. W wiêkszoœci zosta³y one wycofane z póŸniejszych relacji napisanych w jêzyku polskim. Nigdy te¿ potem autor z tak¹ si³¹ i czêstotliwoœci¹ nie bêdzie u¿ywa³ wyra¿eñ i okreœleñ typu: „By³o to w wiliê najwiêkszego nieszczêœcia w moim ¿yciu”, „[…] przypominaj¹ mi jedn¹ z najokrutniejszych scen, jakie widzia³em w moim ¿yciu”, „[…] nape³ni³a moj¹ duszê tak g³êbokim wra¿eniem, ¿e siê
ono nigdy nie zatrze”, „Noc, która nast¹pi³a po tym dniu nieszczêœliwym, by³a
jedn¹ z najboleœniejszych mojego ¿ycia”, „[…] przepêdzi³em noc najokrutniejsz¹, tak¹, jaka rzadko œmiertelnemu dozwolono jest prze¿yæ”, etc. Wœród wielu
wydarzeñ zapamiêtanych przez Niemcewicza z tego okresu, jedno, pozornie nieistotne, nabiera wyj¹tkowego znaczenia, w kontekœcie zarówno niewoli osobistej pamiêtnikarza, jak i narodowej Polaków. Wspomina mianowicie scenê z postoju w Mohylewie:
Podczas zmiany koni przed domem pocztowym ujrzeliœmy mnóstwo ludzi zbieraj¹cych siê ko³o naszych powozów. Miêdzy innymi postrzeg³em jednego starego Polaka w ubiorze narodowym (kontuszu), którego wyrazu twarzy nigdy nie zapomnê. Zdawa³ siê mieæ 70
lat wieku, wysokiej urody, chudy z nosem orlim, wiele szlachetnoœci i czu³oœci w rysach
twarzy, a w jego oczach malowa³a siê naj¿ywsza sympatia dla nas. D³ugo milcza³, potem nie
mog¹c powstrzymaæ boleœci, rzuci³ siê do nas wylewaj¹c potok ³ez, lecz nielitoœciwy major
ukaza³ siê uzbrojony swym biczem i starzec zaledwie mia³ czas oddaliæ siê.
Wolnoœæ, któr¹ Niemcewicz otrzyma³ jako jeden z ostatnich polskich wiêŸniów w Petersburgu, okupiona zosta³a jeszcze jednym upokarzaj¹cym aktem;
14
Wykorzystujê tutaj t³umaczenie polskie wspomnieñ, niepublikowane dot¹d, przechowywane w rkpsie Bibl. Kórnickiej 738.
16
nazywa go pamiêtnikarz „okropnym”, mianowicie deklaracj¹ dozgonnej wiernoœci
carowi i Rosji.
Rzucane w poœpiechu na papier uwagi koñczy poeta znamiennym wyznaniem:
Pisa³em te noty […] po wyjœciu z wiêzienia. Weso³oœæ i usposobienie do radoœci, które
dawniej by³y gruntem mojego charakteru, przebijaj¹ siê w tym, co tu napisa³em, nawet wtenczas kiedy malujê moje nieszczêœcia. Ich wspomnienie jednak jest zawsze dla mnie okropne; zostawi³y one we mnie wra¿enie, które siê nigdy nie zatrze [podkr. M.N.]. Po oddaniu ojczyŸnie moich gorliwych us³ug, po takich cierpieniach za ni¹, widzê j¹ rozdart¹ i zniszczon¹! Po tylu przeciwnoœciach, niepowodzeniach i zdradach, obojêtny na wszystko, nie
¿¹dam, jak spokojnoœci. Moja kariera nie bêdzie zapewne d³ug¹; mniejsza o to, w jakim k¹cie ziemi moje popio³y znajd¹ pogrzeb!
Trzeba jednak pamiêtaæ, ¿e Niemcewicz jako wiêzieñ stanu, uznany za
jednego z najbardziej nieprzejednanych wrogów Katarzyny II, mia³ dostêp do
ksi¹¿ek, co czyni³o jego pobyt w twierdzy bardziej znoœnym, ni¿ to mia³o miejsce w przypadku wiêzionego przez Austriaków Hugona Ko³³¹taja. Ca³kowita
izolacja tego ostatniego nak³ada³a siê na inne okolicznoœci, które sprawi³y, ¿e ów
aktywny dzia³acz oœwiecenia opuœci³ w 1802 wiêzienie austriackie jako ruina
cz³owieka. Po pierwsze, w czasie uwiêzienia Ko³³¹taja zaborcy, zw³aszcza Rosjanie, prowadzili nagonkê na jego osobê, próbuj¹c zohydziæ go wœród Polaków
niedorzecznymi pomówieniami. Po drugie, w³adze austriackie konsekwentnie
i stanowczo odmawia³y postawienia Ko³³¹tajowi zarzutów, które motywowa³yby
jego status bezterminowego wiêŸnia. Przypomina³o to trochê sytuacjê Józefa K.
z powieœci Kafki, którego uznano winnym i skazano, ale bez okreœlenia winy,
a wiêc tak¿e i bez mo¿liwoœci obrony. „Umieszczono go w ciemnym lochu, gdzie
pozbawiony opieki lekarskiej nêkany by³ atakami podagry. Pozosta³ tam przez
osiem lat jako wiêzieñ stanu, niemal z dnia na dzieñ jeden z pierwszych dostojników Rzeczpospolitej sta³ siê bezimiennym wiêŸniem numer cztery zale¿nym
od dobrej woli byle oficera austriackiego”15. Poczytywany za szczególnie niebezpiecznego, Ko³³¹taj nie móg³ pocz¹tkowo korzystaæ z ksi¹¿ek i komunikowaæ
siê za rodzin¹. Obra³ wiêc specyficzn¹ drogê uchronienia siê przed szaleñstwem.
Oto w wiêzieniu austriackim ksi¹dz podkanclerzy, cz³owiek dot¹d twardo st¹paj¹cy po ziemi, reformator Akademii Krakowskiej, polityk i insurgent, z dnia na
dzieñ sta³ siê poet¹ oraz badaczem snów. Wyjaœniaj¹c genezê swojej rozprawki
Nad snami, czyli nad marzeniami nocnymi moje uwagi, podkreœla³, i¿ jego zain15 P. ¯bikowski, Poezje wiêzienne Hugona Ko³³¹taja. Studia i teksty, Wroc³aw 1993, s. 158.
17
teresowanie oniryzmem sta³o siê potrzeb¹ chwili i skutkiem nowej sytuacji egzystencjalnej. Brak kontaktu z rzeczywistoœci¹ zewnêtrzn¹ sprowokowa³ niejako nawyk zwrócenia uwagi na samego siebie, na procesy ¿yciowe i psychiczne.
Jeden z opisanych przez niego snów z 8 listopada 1795 roku wyraŸnie
uprzedza Kafkowskie zainteresowania anonimow¹ represyjnoœci¹ obowi¹zuj¹cego prawa i bezwzglêdn¹ biurokracj¹:
[…] œni³o mi siê, ¿e moi Bracia przyszli do mnie, donosz¹c, ¿e wypad³ wyrok, i¿ mam
byæ œciêty. Niezmiêszany bynajmniej pyta³em: Kto taki wyda³ dekret i kto móg³ mieæ prawo
skazania mnie na œmieræ? Bracia moi smutni milczeli na to. Gdy ja z nimi rozmawia³em,
P. Rafa³ wywija³ szabl¹, a wtem ktoœ wszed³ i powiedzia³, ¿e przyszed³ uci¹æ g³owê. Ja nie
wdaj¹c siê w ¿adn¹ z nim w rozmowê, natychmiast nadstawi³em szyjê. Operacja ta odprawi³a siê bez ¿adnej boleœci, po czym zaczê³a mi zaraz wyrastaæ g³owa. Jak nadzwyczajny
fenomen bardzo miê zdziwi³, z ¿adnego innego wzglêdu, ale tylko przez fizyczne rozwa¿anie, jakim by sposobem byæ mog³o, ¿eby œciêta cz³owieka g³owa na nowo odrosn¹æ mog³a.
Przysz³o mi zaraz na myœl, co Spallanzani doœwiadcza³ ze œlimakami, ale nie mog³em poj¹æ,
¿eby to¿ samo mog³o siê cz³owiekowi przytrafiæ, bo mózg œlimaka, mówi³em sobie, nie jest
w g³owie, ale w szyi. Mo¿na wiêc tê operacjê umiejêtnie wykonaæ na œlimaku, lecz nie na
cz³owieku. Zaczym u³o¿y³em sobie, ¿e jak tylko wyjdê z mego wiêzienia, opiszê ten ca³y
wypadek Spallanzaniemu. By³ to w samej rzeczy sen osobliwszy, straszny a nieprzestraszaj¹cy, haniebny, a nieuwa¿any z tej strony, i ¿adnego pomiêszania nieprzynosz¹cy. Owszem,
uwa¿any jak zabawa lub jak doœwiadczenie fizyczne16.
4. ¯o³nierze z poboru i ochotnicy
Anonimowy autor Pieœni rozpuszczonego wojska w imieniu ¿o³nierzy koœciuszkowskich udaj¹cych siê na emigracjê ¿egna ojczyznê i rodaków nastêpuj¹cymi s³owami:
Bywszy zdrowa, ojczyzno mi³a,
¯egnamy ciê sercem tkliwym,
Nikczemnoœæ s³awê straci³a,
Giniesz w losie nieszczêœliwym.
Za to, ¿eœ siê chcia³a ws³awiæ,
Przyjdzie, ¿e musisz co masz, pozbawiæ,
Bo przez dzikie synów plemiê –
Wolê mieæ cudz¹ ni¿ sw¹ ziemiê.
16
H. Ko³³¹taj, Nad snami, czyli Nad marzeniami nocnymi moje uwagi, w Jozefstadzie,
dnia 8 i 9 sierpnia 1796, przygot. do dr. i oprac. M. Nalepa, Kraków 2007, s. 31-32.
18
Nadzieje niedawnych rycerzy zwi¹zane ze wskrzeszeniem ojczyzny, jak
perswaduje dalej, musi na wychodŸstwie zast¹piæ staranie o s³awê osobist¹.
W wyj¹tkowo rozpaczliwej sytuacji po trzecim rozbiorze znaleŸli siê oficerowie i ¿o³nierze koœciuszkowscy, pozbawieni jakichkolwiek œrodków do ¿ycia. „Maj¹c w kieszeni cztery czerwone z³ote, wszelkich niewygód doznaæ musia³em, a krêc¹c siê po Galicji bez pieniêdzy i wekslów, wystawia³em zapewnie
obraz rycerzy b³¹kaj¹cych siê” – pisze Aleksander Chodkiewicz. W³óczyli siê po
kraju, ko³acz¹c do drzwi pañskich w poszukiwaniu zajêcia i dachu nad g³ow¹.
Nie wszystkim siê to jednak udawa³o. Niektórzy zamieniali siê wiêc w rabusiów
i „infamisów”. Józef Drzewicki wspomina historiê oficera artylerii, który umyœlnie
szuka³ œmierci w pojedynku, po to tylko, by nie umrzeæ z g³odu17. W tym szczególnym przypadku przekonanie o wspólnym losie samobójców i zabitych w pojedynkach, utrzymywane do koñca XIX stulecia, zw³aszcza w œrodowiskach katolickich, nabiera³o realnego i dos³ownego wymiaru. W zaborze rosyjskim usi³owano owych ¿o³nierzy bez ojczyzny i bez przydzia³u wcieliæ do s³u¿by carskiej,
co praktykowane by³o w zasadzie od pierwszego rozbioru, i to nie tylko przez
Rosjan. Stosowano ró¿ne techniki werbunku, od wcielania si³¹ ca³ych oddzia³ów do pozyskiwania ochotników wœród oficerów obietnic¹ nadañ ziemskich, nagród i awansów. Co siê tyczy tych ostatnich, to jak wyliczy³ Jaros³aw Czubaty,
w ci¹gu dwudziestu lat od 1795 roku w armii rosyjskiej s³u¿y³o od dwudziestu
do trzydziestu Polaków nominowanych na stopnie generalskie18. Ów badacz
przypomina tak¿e, i¿ w tym¿e samym okresie „[…] przez szeregi armii pañstw
zaborczych przesz³o 30 do 40 tysiêcy polskich ochotników – a zatem o oko³o
10 tysiêcy wiêcej ni¿ przewinê³o siê przez legiony polskie we W³oszech i Legiê
Naddunajsk¹”19.
Bardzo szybko, bo praktycznie ju¿ w 1797 roku, pojawi³ siê problem zerwania jednoœci etnicznej Polaków s³u¿¹cych pod ró¿nymi sztandarami i bior¹cych
udzia³ w bratobójczych walkach. Wystarczy przypomnieæ kampaniê w³osk¹ z roku 1799, w której po jednej stronie walczyli legioniœci, po drugiej Polacy s³u¿¹cy pod Suworowem. Tak¹ mo¿liwoœæ najwczeœniej, bo ju¿ w latach 1793 i 1795,
przewidywali Julian Ursyn Niemcewicz i Józef Morelowski, póŸniej zaœ,
z perspektywy „spe³nionego przekleñstwa” i jego ofiar, przypominali o niej Franciszek Karpiñski, Jan Pawe³ Woronicz i Jêdrzej Œwiderski. Doœæ dla literackiej
17
J. Drzewicki, Pamiêtniki (1772 – 1802), Wilno 1858, s. 61-62.
Zasada „dwóch sumieñ”. Normy postêpowania i granice kompromisu politycznego Polaków w sytuacjach wyboru (1795-1815), Warszawa 2005, s. 487.
19 Tam¿e, s. 498.
18 J. Czubaty,
19
egzemplifikacji tego problemu przytoczyæ fragment szóstego trenu jezuity z Po³ocka. W roku trzeciego rozbioru nastoletni poeta pisa³ o narodowych skutkach
upadku Rzeczypospolitej, najbardziej bolesnych, sprowadzaj¹cych siê do przemiany wzajemnej obcoœci Polaków oddzielonych granicami pañstw zaborczych
we wrogoϾ czy nawet w nienawiϾ:
Có¿, gdy siê miêdzy sob¹ wasze zwaœni¹ wrogi?
O, jaki waszych dzieci los napotka srogi!
Ka¿¹ im w œwiêtokradzkie iœæ sromotne wojny –
Z jednej i z drugiej strony stanie Polak zbrojny.
Przyjaciel w przyjaciela swego piersi strzeli,
Co ich wróg granicami nowymi oddzieli.
Brat bratu utnie g³owê, a matce w frasunku
Wróg j¹ z srogiej litoœci poœle w podarunku.
Moralne dylematy zwi¹zane z normami narodowej lojalnoœci zabraniaj¹cej podnoszenia rêki na brata widaæ wyraŸnie w zachowaniu Bart³omieja Gi¿yckiego, który jako genera³ w s³u¿bie rosyjskiej w 1806 roku prosi³ Aleksandra I
o „s³u¿bowe przeniesienie” celem unikniêcia walki z rodakami. Ten gest ugruntuje póŸniejsz¹ popularnoœæ Gi¿yckiego wœród szlachty kresowej, czego wyrazem jest choæby wiersz Alojzego Feliñskiego Do J. W. Bart³omieja Gi¿yckiego,
marsza³ka guberni wo³yñskiej20.
Ochotniczy udzia³ Polaków pod sztandarami francuskimi (jeñcy z armii
austriackiej, oficerowie z emigracji) otrzyma³ specyficzne œwiadectwo w postaci poetyckiego pamiêtnika, jakim jest niew¹tpliwie Wiersz do legiów polskich Cypriana Godebskiego, wiarygodny ju¿ choæby dlatego, i¿ napisany przez ¿o³nierza trzeŸwo oceniaj¹cego poczynania Napoleona wobec Polaków i równoczeœnie
z wyczuciem oddaj¹cego zmienne nastroje legionistów wobec politycznych posuniêæ cesarza, szczególnie od 1801 roku21. Nie ma tu wiêc jednostronnej krytyki, jak u Karpiñskiego w ¯alach Sarmaty… czy jednostronnej laudacji czynu
¿o³nierskiego po³¹czonego niekiedy z sanktyfikacj¹ i deifikacj¹ osoby Napoleona, jak w wierszu Alojzego Orchowskiego Do pu³kownika Neymana na popis
wojsk polskich 2. i 3. batalionu…, w wierszach Kajetana KoŸmiana czy innych
krajowych poetów witaj¹cych polskich ¿o³nierzy jesieni¹ 1806 lub w 1807 roku
poetyckimi pobudkami.
20
21
Rkps Bibl. Czartoryskich 2177, s. 85.
Przez legiony, jak podaj¹ historycy dziejów, przesz³o od 21 do 25 tysiêcy ¿o³nierzy.
20
Równie wywa¿ony, lecz bardziej emocjonalny os¹d towarzyszy poetyckim
refleksjom innego ¿o³nierza na s³u¿bie francuskiej, Jêdrzeja Œwiderskiego, który
wydaj¹c we Wiedniu 1807 roku Muzê polsk¹, pod tytu³em pieœni osimdziesi¹tletniego starca, tak¿e pokusi³ siê o swoisty bilans polskiej aktywnoœci wojskowej po roku 1795. W pieœni pi¹tej (Opiewa wypadki nieszczêœæ rozproszonych
braci) poruszy³ problem bratobójstwa zwi¹zanego ze s³u¿b¹ Polaków pod sztandarami wrogich sobie mocarstw:
Wszêdzie rodak mój b³êdny, rozpacz¹ wiedziony
Szuka œmierci pod obce znamiona schroniony.
O hañbo! O rozpaczy! O obrazie œwiata!…
Cz³ek cz³eka przeœladuje, brat zabija brata!
Niegdyœ pod jedn¹ matk¹ dzieci wychowane,
Dziœ pod ró¿nym nazwiskiem do boju zebrane,
W w³asnej krwi brodziæ musz¹ i w w³asnym siedlisku
Poniewolnie staj¹ siê sprawcami ucisku.
5. Organicznicy
W liœcie do Marcina Badeniego, pisanym z Rzymu 16 marca 1805 roku,
Jan Œniadecki spróbowa³ wyraziæ ogóln¹ refleksjê nad tragiczn¹ dla Polaków dekad¹ od 1795 roku, formu³uj¹c równoczeœnie cel d¹¿eñ i starañ znacznej grupy
rodaków, któr¹ sam reprezentowa³: „Kiedy siê tak obróci³y losy naszego kraju,
trzeba, ¿eby cz³owiek myœla³ tylko o pracy, broni¹cej go od nudów i têsknoty”22.
Dramatyzm ról i funkcji, jakie przysz³o pe³niæ Polakom po 1793 roku,
doskonale obrazuje biografia Aleksandra Chodkiewicza, wzorcowa poniek¹d,
gdy¿ autor poematu Karthago znakomicie potrafi³ sprostaæ podejmowanym
zadaniom, osi¹gaj¹c znacz¹ce sukcesy w ró¿nych formach aktywnoœci porozbiorowej. Ju¿ jako m³ody oficer powstania koœciuszkowskiego cieszy³ siê
ogromnym zaufaniem wœród swoich podw³adnych, choæ jego dzia³ania mia³y
g³ównie charakter logistyczny (by³ pu³kownikiem milicji powstañczej). Po rzezi
na Pradze opuœci³ Warszawê, udaj¹c siê najpierw do Wiednia, gdzie przebywa³a jego matka, a nastêpnie do maj¹tków rodzinnych na Wo³yniu. Du¿ym nak³adem pracy dŸwiga³ je z upadku, zw³aszcza dobra m³ynowskie, w których
urz¹dzi³ pokaŸny ksiêgozbiór, bogat¹ kolekcjê sztuki malarskiej i rzeŸbiar22
Ojczyste spominki w pismach do dziejów dawnej Polski. Z rêkopisów zebrane przez
Ambro¿ego Grabowskiego, t. 2, Kraków 1845, s. 366.
21
skiej23 oraz teatr prywatny. Tam te¿, pod wp³ywem spotkania w 1795 roku
w Grodnie ze Stanis³awem Trembeckim, rozpocz¹³ przygodê z Muz¹, wcale
pokaŸn¹, jeœli idzie o efekty, gdy¿ poza drobnymi utworami wierszowanymi
napisa³ obszerny poemat Karthago (1803), tragedie: Katon w Utyce (1809),
Teona (1816), Wirginia (1817), Jadwiga Królowa Polska (1878). Swoje osi¹gniêcia w tej dziedzinie ocenia³ chyba nazbyt krytycznie, opatruj¹c je z regu³y
uwagami w rodzaju: „Od dzieciñstwa mojego lubi³em poezjê nade wszystko;
zami³owanie w niej moje wzros³o od poznania Trembeckiego; tak choæ bardzo
z³e wiersze w mojej m³odoœci pisa³em, które i teraz niewiele lepsze, zrobi³em
wszelako bardzo rzecz wa¿n¹, bo zacz¹³em pisaæ. Najpierwszy i najlichszy twór
mego dowcipu by³a tragedia Œmieræ Sokratesa napisana w Grodnie, któr¹ wraz
z innymi z³ymi tworami mego dowcipu wiernie zachowa³em, acz zostawiwszy
na czas p³ody rozumu, a powróæmy do dóbr, które by³y dla mnie stracone”24,
„Tragedia moja Katon, w roku przesz³ym wydana, doda³a mi œmia³oœci. Jadwiga wysz³a póŸniej. Lecz daleki jestem pró¿noœci i dlatego wyznajê, i¿ obydwie
niewiele warte”25.
Czêœæ dochodów, jakie przynosi³y maj¹tki, przeznacza³ na dzia³alnoœæ Liceum Krzemienieckiego oraz mecenat artystyczny. Finansowa³ miêdzy innymi
(odbywane w latach 1803-1806) studia paryskie Józefa Oleszkiewicza, malarza
i mistyka, uwiecznionego póŸniej w Mickiewiczowskich Dziadach. Przebywaj¹c kolejny raz w Wiedniu, zaopatrzy³ siê w szereg podrêczników naukowych,
które pozwoli³y mu prowadziæ w³asne doœwiadczenia, najpierw w zaciszu prowincji, a nastêpnie w Warszawie (przy ulicy Miodowej) w nowoczesnym i œwietnie wyposa¿onym laboratorium. Pocz¹tkowo jego zainteresowania obejmowa³y
nauki fizyczne i astronomiczne oraz rolnicze, by na koniec zogniskowaæ siê wy³¹cznie na eksperymentach chemicznych. Wœród wielu osi¹gniêæ naukowych
Chodkiewicza wspomnieæ trzeba o wynalezieniu „ciep³omierza powietrznego”
oraz nowych metod otrzymywania potasu i sodu. Dzisiejsi badacze doceniaj¹ wagê
tych odkryæ. Pawe³ Hoszowski na przyk³ad podkreœla, i¿ zastosowana przez
wo³yñskiego eksperymentatora reakcja opi³ek ¿elaznych z K2CO3 pozwala³a
uzyskiwaæ du¿¹ iloœæ potasu metalicznego w temperaturze bia³ego ¿aru26.
23 Zob. W. Brzeziñska, Symbolika wolnomularska w za³o¿eniu pa³acowo-ogrodowym
w M³ynowie za czasów Aleksandra Chodkiewicza, Warszawa 2006.
24 A. Chodkiewicz, Dzieje…, k. 27v.
25 Tam¿e, k. 61v.
26 P. Hoszowski, Przemyœlenia na temat tworzenia programów przewiduj¹cych przebieg i wynik organicznych reakcji chemicznych, http://chemfan.pg.gda.pl/Oprogramowanie/mysli.html
22
Zdobywan¹ drog¹ samouctwa i doœwiadczeñ wiedzê spo¿ytkowa³ w za³o¿onym przez siebie w 1818 pierwszym warsztacie litograficznym, wyposa¿onym
w dwie niewielkie rêczne prasy, wykonane sposobem cha³upniczym. Litografia,
zwana te¿ kamieniodrukiem, by³a stosunkowo niedawnym wynalazkiem (Bawaria 1798, Alojzy Senefelder); kosztowne metalowe matryce, dot¹d stosowane,
zastêpowa³a p³ytami kamiennymi wielokrotnego u¿ycia, pozwalaj¹cymi na przenoszenie znaków zarówno rysowanych odpowiednim tuszem, jak i grawerowanych ig³¹ lub wypalanych kwasem.
Wyniki swoich badañ i eksperymentów Chodkiewicz co jakiœ czas publikowa³. Wyda³ na przyk³ad dwa poradniki z zakresu wytwarzania piwa i wódki,
nowoczesne tablice „wag i miar” czy siedmiotomowy podrêcznik do chemii
(1816-1818). Osi¹gniêcia w naukach œcis³ych i przyrodniczych sprawi³y, ¿e ró¿ne towarzystwa naukowe zabiega³y o cz³onkostwo w nich dobrze zapowiadaj¹cego siê chemika. Nie maj¹c jeszcze trzydziestu lat, zosta³ przyjêty (4 listopada
1804) do Towarzystwa Przyjació³ Nauk w Warszawie, nastêpnie do Petersburskiej Akademii Nauk (1807) i Towarzystwa Królewskiego Gospodarczo-Rolniczego.
Z niezwyk³ym entuzjazmem reagowa³ na wieœæ o w³¹czeniu go w poczet
dzia³aczy TPN. Pisa³ do ówczesnego prezesa:
Uczyniona do mnie odezwa JP. Czackiego imieniem Towarzystwa Warszawskiego
Przyjació³ Nauk, któremu JWPD z tak¹ przewodniczysz chwa³¹, kiedy mnie nape³nia rozkosz¹, tworzy oraz obawê: jeœli bowiem jest rzecz chlubna mieœciæ siê w gronie mê¿ów znakomitych cnot¹ i nauk¹, niemniej jest haniebna mniej byæ godnym ich kole¿eñstwa. £aska
zatem, któr¹ mnie Towarzystwo obdarza nad moje zas³ugi, jest chyba w miarê mych chêci,
¿eby te by³y spe³nione choæ w czêœci, usilnego do³o¿ê starania. Rozprawa moja o ciep³omierzach powietrznych mniej jest godn¹ uwagi Towarzystwa, przyœlê j¹ jednak wkrótce wraz
z ciep³omierzami i doœwiadczeniami czynionymi przeze mnie. Nie œmia³bym nigdy przynosiæ tej drobnostki, gdybym nie umia³ szanowaæ rozkazów Towarzystwa. […] Nic mi ju¿ nie
pozostaje, jak upraszaæ JWPD, byœ chcia³ zostaæ t³umaczem moich uczuæ, i podziêkowania
Towarzystwu za tê wyœwiadczon¹ ³askê, której byæ godnym staraæ siê bêdê. Proszê przy tym
byæ przekonanym o tym g³êbokim uszanowaniu, z którym zostajê itd.27
Nie zawsze jednak z równym zachwytem deklarowa³ chêæ podjêcia prac
w innych stowarzyszeniach i instytucjach, na przyk³ad ze zdziwieniem przyjmowa³ wiadomoœæ o powo³aniu go do prac ekonomicznych i agronomicznych.
„W tym miejscu nie mogê przemilczeæ, i¿ nie znam pobudek wybrania siebie
27
A. Chodkiewicz, Dzieje…, k. 35v.
23
w Towarzystwie Gospodarczo-Rolniczym, gdy¿ zawsze mnie za z³ego gospodarza miano, co dowodzi stan maj¹tku mojego. Uczyniono to pewnie z niewiadomoœci, a mo¿e z potrzeby mienia w Towarzystwie chemika. Jakkolwiek niewiele jestem zdatnym do Towarzystwa tego, bêdê siê wszelako stara³ czyniæ w nim,
co mogê”28. To zak³opotanie mo¿na te¿ przerzuciæ czêœciowo na niezwyk³¹ skromnoœæ m³odego naukowca i dramatopisarza, niekiedy granicz¹c¹ z hipokryzj¹
i sztucznym krygowaniem siê, gdy¿ na przyk³ad jako gospodarz M³ynowa sprawowa³ siê wzorowo.
Chodkiewicz, jak wspomniano, doskonale oddaje ducha porozbiorowego
organicznikostwa, które otrzyma³o zaplecze w postaci odezw, projektów, wypowiedzi literackich, naukowych, publicystycznych takich pisarzy jak Ko³³¹taj,
Czacki, Œniadeccy, Mostowski, Gliszczyñski, Feliñski, £ubieñscy, Woronicz,
Staszic, Albertrandi, Dmochowski, etc. Zarówno w wersji postulatywnej, jak
i w praktyce sprowadza³y siê one do trzech obszarów zjawisk: po pierwsze, do
ekonomii i materialnej odbudowy maj¹tków zniszczonych wojnami i grabie¿ami, po drugie, do nowej formu³y oœwiecania narodu, zogniskowanej na stworzeniu znacz¹cych i promieniuj¹cych na resztê kraju oœrodków nauki i edukacji, po
trzecie, wysi³ek organiczników zmierza³ do wzmocnienia ducha zbiorowego
poprzez troskê o kulturê, jêzyk i pamiêæ o przesz³oœci Polaków, co wbrew sytuacji politycznej mia³o ich ocaliæ jako zbiorowoœæ narodow¹ i etniczn¹29. S³u¿yæ
temu mia³y inicjatywy jêzykoznawcze (s³owniki, gramatyki, konkursy), historiograficzne (podrêczniki, badania etniczne, slawistyczne, „pieœnioksi¹g”), kolekcjonerskie (muzea, biblioteki, zbiory historyczne), przedsiêwziêcia wydawnicze
(serie, reedycje, wydania zbiorowe).
Poezja porozbiorowa ¿ywo odpowiada³a na wszelkie przejawy tego rodzaju
aktywnoœci. W antologii Miêdzy rozpacz¹ a nadziej¹… przypomniano wiersze
entuzjastycznie reaguj¹ce na otwarcie Œwi¹tyni Sybilli, prace redakcyjne i edytorskie Dmochowskiego i Mostowskiego, dzia³alnoœæ instytucji (teatrów, bibliotek, czasopism) czy stowarzyszeñ (na przyk³ad TPN), reformy ekonomiczno-spo³eczne o charakterze prywatnym (Ma³achowski, Adam Kazimierz Czartoryski), naukowe i oœwiatowe osi¹gniêcia Czackiego, Œniadeckich, Kopczyñskiego,
Lindego etc.
W Pieœni siódmej. O nierz¹dach kraju i potrzebie sprê¿ystoœci rz¹du poematu Muza polska Jêdrzej Œwiderski pisa³:
28
Tam¿e, k. 63.
Zob. S. Kieniewicz, Ratownicy narodowych pami¹tek, w: tego¿, Dramat trzeŸwych
entuzjastów. O ludziach pracy organicznej, Warszawa 1964, s. 29.
29
24
Jak organ z wiela czêœci porz¹dnie sklejonych
Wydaje harmonij¹ z g³osów po³¹czonych,
Tak naród, urz¹dzony dzielnymi ustawy,
Zgodnie kieruje sterem zjednoczonej nawy.
Sprê¿ystoœæ jest pierwotn¹ potrzeb¹ dzia³ania;
Bez niej œwiat i na chwilê do zgonu siê sk³ania.
Gdzie cia³o mechaniczne przypadek porusza,
Gdzie gnuœno i ospale ster prowadzi dusza,
Tam cz³onki lub na zawsze dzielnoœæ utracaj¹
Lub w ob³¹kaniu si³y na siebie zwracaj¹.
*
Marek Nalepa
Some quotations from biographies of post-Partition castaways
The disastrous decline of the Polish state in the year 1795 has significantly
ploughed through the biographies of Poles, especially those who took an active
part in the political and cultural life of King Stanislaus Augustus’s epoch. As a result, they were forced to make new existential choices and to play social roles
along the lines of the forcefully superimposed legal-and-administrative reality;
they were doomed to share the lot of national slaves and outcasts. Out of the several possible post-Partition attitudes, behaviours and experiences, the author has
selected and discussed five, deemed by him to be representative to the period of
late 18th/early 19th century, i.e.: the landowner, the prisoner, the hostage, the soldier-in-foreign-service, the ‘organic worker’.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
Iwona Wêgrzyn
Kraków
PANTOFEL. HISTORIA MOJEGO KUZYNA LUDWIKA SZTYRMERA.
WARIACJE NA TEMAT MA£EJ BIOGRAFII
I WIELKIEJ BIBLIOTEKI
Pantofel i problemy autobiografizmu1
Teza o autobiograficznym charakterze twórczoœci Ludwika Sztyrmera
tchnie truizmem. Józef Ignacy Kraszewski, jeden z pierwszych recenzentów Pantofla. Historii mojego kuzyna, choæ jeszcze nie zna³ to¿samoœci autora, z przekonaniem stwierdza³, i¿ pani Eleonora Sztyrmer swe opowieœci uk³ada w oparciu
o w³asne doœwiadczenia. Na ³amach „Tygodnika Petersburskiego” pisa³: „pani
Sztyrmer nie wyjdzie ju¿ ze swego charakteru […], jej bowiem, ¿e siê tak wyra¿ê, maniera jest tak oczywiœcie w³asna, oryginalna, tak widocznie wyp³ywa z niej
samej, ¿e siê przeinaczyæ nie bêdzie podobno mog³a”2.
Na trop sugestii, ¿e opowieœci pióra Ludwika Sztyrmera mog¹ mieæ charakter autobiograficzny, naprowadza nie tylko styl narracji pamiêtnikarskiej, ale
tak¿e nietrudna do dostrze¿enia powtarzalnoœæ pewnych w¹tków i tematów. Wci¹¿
powracaj¹ te same miejscowoœci (Kozienice, Kalisz, Warszawa, Witebsk), ró¿ne
1 Wiêcej na ten temat piszê w pracy: W labiryntach w³asnej biografii. Ludwik Sztyrmer –
Wincenty Pantofel – Eleonora Sztyrmer zamieszczonej w pokonferencyjnym tomie Oblicza
Narcyza: obecnoœæ autora w dziele, red. M. Cieœla-Korytowska, I. Puchalska, M. Siwiec,
Kraków 2008.
2 J. I. Kraszewski, Eleonora Sztyrmer, „Tygodnik Petersburski” 1842, nr 50, za: Kraszewski o powieœciopisarzach i powieœci. Zbiór wypowiedzi teoretycznych i krytycznych, oprac.
S. Burkot, Warszawa 1962, s. 73.
26
z pozoru historie oparte s¹ na podobnych w gruncie rzeczy schematach sytuacyjnych, wreszcie tematykê Sztyrmerowskich opowieœci sprowadziæ mo¿na do problemów kr¹¿¹cych wokó³ egotyzmu, chêci alienacji i równoczeœnie potrzeby
kontaktu z drugim cz³owiekiem. Ostatecznie o autobiografizmie tej prozy wydaje siê jednak przes¹dzaæ niezwykle subtelna analiza osobowoœci g³ównego bohatera. W tej relacji miêdzy autorem a bohaterem jest jakaœ trudna do nazwania
mieszanina okrucieñstwa i mi³oœci, jakby Sztyrmer chcia³ zrozumieæ, „zbadaæ”
swego Pantofla i równoczeœnie wo³a³ o litoœæ dla niego. Jak niegdyœ Kraszewskiemu, tak i wspó³czesnemu czytelnikowi nieodparcie przychodzi na myœl, ¿e
aby dostaæ siê do najtajniejszych, najbardziej skrywanych zakamarków duszy
Pantofla, trzeba by³o, przynajmniej po czêœci, samemu byæ Pantoflem.
Intuicje te potwierdzone zosta³y w 1895 roku wraz z ukazaniem siê szkicu
poœwiêconego postaci Ludwika Sztyrmera, pióra Piotra Chmielowskiego3. Dziêki
przyjacio³om pisarza, którzy przekazali badaczowi bogate materia³y archiwalne,
Chmielowski móg³ wykorzystaæ fragmenty pamiêtnika pisanego przez przysz³ego autora Kataleptyka w latach 1832-1833. To w³aœnie ich publikacja udowadnia, jak wiele epizodów z biografii Pantofla, a tak¿e Karola – bohatera Duszy
w suchotach – powtarza zdarzenia z ¿ycia Ludwika Sztyrmera. Zgadzaj¹ siê na
przyk³ad portrety rodziców, dzieje pobytu w szkole, m³odzieñcze przyjaŸnie,
zgadzaj¹ siê nawet lista ulubionych lektur czy wspomniane nazwy miejscowoœci4. Dziœ jednak, gdy nie dysponujemy ju¿ zaginionym w czasie drugiej wojny
œwiatowej pe³nym tekstem pamiêtnika pisarza, pozostaje rzecz o wiele trudniejsza
ni¿ tropienie mo¿liwych analogii miêdzy pamiêtnikiem a utworami literackimi.
Prawdziwym wyzwaniem okazuje siê koniecznoœæ uchwycenia ca³ej skomplikowanej sieci zale¿noœci miêdzy biografi¹ pisarza a jej refleksami, konstytuuj¹cymi
biografie bohaterów jego prozy. Niezwyk³oœæ Sztyrmerowskiego traktowania
w³asnej biografii polega na pomyœle obdarowania cz¹stk¹ w³asnego losu, cz¹stk¹ osobistych doœwiadczeñ, postaci wykreowanych na kartach swych literackich
opowieœci. Dostrzegaj¹c niezwyk³oœæ tego zamierzenia, Lech Sokó³ pisa³:
Najlepsze utwory Sztyrmera s¹ […] albo wyraŸnie autobiograficzne, albo stanowi¹
rodzaj literackiej realizacji studiów psychologicznych i charakterologicznych autora. To, co
w najlepszych jego opowiadaniach jest wyraŸnie i wrêcz otwarcie autobiograficzne, jest jakby
3 P. Chmielowski, Ludwik Sztyrmer, w: tego¿, Nasi powieœciopisarze, seria 2, Warszawa
i Kraków 1895.
4 K. Bartoszyñski, Pos³owie, w: L. Sztyrmer, Pantofel. Frenofagiusz i Frenolesty, Poznañ
1959, s. 179.
27
podwójnym opracowaniem surowego materia³u dostarczonego przez tzw. „¿ycie”: po raz
pierwszy kreuje swoj¹ postaæ […] wybieraj¹c fakty i interpretuj¹c je w pamiêtniku; po raz
drugi, w utworach napisanych dla cudzych oczu, w których kompozycja i elementy fikcji maj¹
uprawdopodobniæ i uatrakcyjniæ to, co w ¿yciu po prostu mia³o miejsce5.
Nie wydaje siê jednak, by Sztyrmerowi chodzi³o tylko o literackie „odtworzenie” swej biografii, czy wrêcz sporz¹dzenie swego rodzaju duchowego
„testamentu”6. Je¿eli pisarzowi rzeczywiœcie zale¿a³o na przekazaniu swych doœwiadczeñ najbli¿szej rodzinie i gronu przyjació³, uczyni³ to na kartach owego
niezachowanego pamiêtnika. W przypadku jednak tekstów literackich charakterystyczny przymus powracania do czasów dzieciñstwa i m³odoœci wydaje siê
s³u¿yæ innym celom.
Istot¹ autobiografizmu tych utworów okazuje siê próba wydobycia z prze¿ytych i zanotowanych w pamiêtniku zdarzeñ uœpionej w nich potencjalnoœci.
Œwiadoma i artystycznie celowa manipulacja swym dokonanym ju¿ losem i gruntowne przemyœlenie motywów przesz³ych zdarzeñ to nadrzêdne dyrektywy tej
strategii. Autobiografizm Sztyrmera cechowa³by wiêc nie tyle pamiêtnikarski
pasywizm, ile aktywna czynnoœæ artystyczna, w której materi¹ dzia³ania staje siê
w³asne, doœwiadczone ¿ycie7. Tym samym zasadne wydaje siê mówienie nie tyle
o prostym prze³o¿eniu biografii na tekst literacki, ile o swoiœcie pojmowanej strategii autobiograficznej. Owa zaproponowana przez Sztyrmera strategia polega na
wykorzystaniu istniej¹cych ju¿ w pamiêtniku kanw sytuacyjnych i skonfrontowaniu ich ze zbli¿on¹ do naukowej analiz¹ stanów psychicznych bohatera, nosz¹cego wyraŸne cechy autora. Pisarz spogl¹da na siebie w przesz³oœci, na swoje
minione emocje, i nie tylko poddaje je analizie, ale przede wszystkim próbuje
wytropiæ zaprzepaszczone mo¿liwoœci, próbuje wskazaæ niewykorzystane wówczas drogi rozwoju sytuacji. Tak jakby wci¹¿ ponawia³ pytanie: co by by³o, gdyby… On sam zdecydowa³ siê na urzêdniczo-wojskow¹ karierê w Petersburgu,
poœlubi³ m¹dr¹ i wra¿liw¹ kobietê – w kategoriach mieszczañskich wartoœci u³o¿y³
5 L. Sokó³, Ludwik Sztyrmer. Historia ¿ycia i twórczoœci. Pos³owie w: L. Sztyrmer, Powieœci nieboszczyka Pantofla, Warszawa 1978, s. 576. Zob. te¿ L. Sokó³, Ludwik Sztyrmer,
w: Obraz literatury polskiej XIX i XX wieku. Seria trzecia. Literatura krajowa w okresie romantyzmu 1831-1863, t. 3, red. M. Janion, M. Maciejewski, M. Gumkowski, Warszawa 1992.
6 Z. Mrozek, Literacki œwiat Ludwika Sztyrmera. Zarys monograficzny, Bydgoszcz 1990,
s. 27, s. 95-96.
7 Na interesuj¹cy trop w tej kwestii naprowadza Chmielowski, który, dziel¹c siê swymi
spostrze¿eniami z lektury pamiêtnika, zauwa¿a swoist¹ dynamiczn¹ strukturê osobowoœci
pisarza, rozszczepionej miêdzy chroniczn¹ nieœmia³oœci¹ a egotyzmem. Zob. P. Chmielowski, Nasi powieœciopisarze…, s. 158.
28
wiêc sobie ¿ycie. Ale co by by³o, gdyby cz³owiek obdarzony tak¹ w³aœnie wra¿liwoœci¹ nieodpowiednio siê zakocha³ (jak Pantofel), samotnie zmaga³ siê z rzeczywistoœci¹ (bohater Nocy bezsennej), zosta³ œwiatowcem (Karol z Duszy w suchotach), wreszcie poœwiêci³ siê wy³¹cznie literaturze (jak wszyscy ci bohaterowie)?
Niemal ka¿dy utwór z udzia³em tych po czêœci autobiograficznych postaci
jest odnajdywaniem i gubieniem prawdy o sobie, badaniem pewnych zarzuconych
mo¿liwoœci, które niegdyœ by³y udzia³em samego Sztyrmera. Ta technika przerabiania, multiplikowania w³asnego doœwiadczenia nosi wiele cech autobiografii
eseizowanej. Nie tyle wiêc dzie³a domkniêtego i jednoznacznego, ile – w opozycji do istniej¹cego ju¿ pamiêtnika – utworu czy zbioru utworów, które oddaj¹
dynamiczny obraz „ja”. Co wiêcej, w³aœnie ta, ukazywana pod ró¿nymi k¹tami,
podmiotowoœæ bohatera wyznacza centrum kreowanego œwiata, staje siê wrêcz
jedynym istotnym tematem snutej opowieœci.
Za spraw¹ narratorki – Eleonory Sztyrmer, postaci skrywaj¹cej rzeczywistego autora, poznajemy g³ównych bohaterów, których biografie zosta³y skonstruowane w oparciu o prze¿yte i poœwiadczone w pamiêtniku losy Ludwika
Sztyrmera. ¯eby sprawê jeszcze skomplikowaæ, tak¿e sami bohaterowie s¹ pisarzami zainteresowanymi psychiatri¹ i oni tak¿e analizuj¹ swe dzieje. Mo¿na wiêc
mówiæ o pewnym paralelizmie miedzy autorem a jego bohaterami; ³¹cz¹ ich nie
tylko podobne doœwiadczenia biograficzne, ale przede wszystkim tendencja do
autoanalizy. Dlatego wydaje siê zasadne mówienie nie tyle o autobiograficznych
w¹tkach twórczoœci Ludwika Sztyrmera, ile o ca³ym szeroko zakrojonym projekcie autobiograficznym. Nie chodzi tu jednak o stworzenie jakiejœ pozytywnej,
ostatecznej ca³oœci (ta, jak mo¿na domniemywaæ, zosta³a zapisana w pamiêtniku),
ale o autobiografiê otwart¹ i dynamiczn¹, tworz¹c¹ sieæ napiêæ miêdzy wspólnymi
elementami biografii i ich czasem biegunowo odmiennymi konsekwencjami czy
interpretacjami. Migotliwy charakter tego projektu, który wynika z rozmaitoœci
punktów wyjœcia, niezliczonych interpretacyjnych celów oraz ekstremalnej ró¿norodnoœci ustaleñ, powoduje, ¿e w przypadku twórczoœci Ludwika Sztyrmera
nie mo¿na mówiæ o jednej biografii, jednym podmiocie, ale o ich zwielokrotnieniu – ca³ej wi¹zce autobiograficznych szkiców, które tworz¹ rodzaj cyklu tematycznie podporz¹dkowanego analizie osobowoœci g³ównego bohatera.
W badaniach nad twórczoœci¹ Ludwika Sztyrmera szczególnie mocno
wyró¿nia siê stanowisko Ewy Owczarz, która konsekwentnie dopomina siê, by
ws³uchaæ siê w g³os samego Sztyrmera, z takim uporem wci¹¿ i wci¹¿ powracaj¹cego do swej pierwszej i najwa¿niejszej postaci literackiej, do Wincentego Pantofla. Czyni¹c Pantofla czasami autorem, czasami narratorem b¹dŸ postaci¹ t³a,
a w skrajnych wypadkach przywo³uj¹c go tylko za spraw¹ nazwiska firmuj¹ce-
29
go wydanie, Sztyrmer wyraŸnie wskazywa³ na koniecznoœæ podejmowania takiej
lektury, w której ka¿dy kolejny utwór cyklu znaczy w kontekœcie utworów wczeœniejszych, i rezygnuj¹c ze swej autonomii, podporz¹dkowuje siê ca³oœci cyklu.
Tym samym, jak podkreœla badaczka, w œwiecie powieœci Sztyrmera:
[…] poszczególne utwory wchodz¹ce w obrêb zbioru istniej¹ ambiwalentnie: jako
osobne samodzielne teksty literackie oraz jako osobliwe fragmenty – czêœci wy¿szej ca³oœci, której podporz¹dkowuj¹ swoj¹ autonomiê, zaczynaj¹c znaczyæ na jej tle. Decyzja, aby
wszystkie dalsze utwory (³¹cznie z nielicznymi wierszami) powi¹zaæ z wczeœniej powsta³ymi osob¹ Pantofla […] oznacza tak¿e pisarsk¹ rezygnacjê z ich ca³kowitej samodzielnoœci
artystycznej oraz wyznaczenie im okreœlonego pola gry intertekstualnej, wprowadzenie ich
w sferê napiêæ problemowo-tematycznych i ideowych. Wczeœniejsze teksty staj¹ siê bowiem
t³em dla póŸniejszych, w okreœlony sposób warunkuj¹ odbiór, a ca³oœæ d¹¿y do jakiejœ pe³ni,
której chyba dotychczas nie uda³o siê pochwyciæ8.
Trudno powiedzieæ, czy to przypadek, czy œwiadoma decyzja pisarza, ale nie
mo¿na przeoczyæ niemal symbolicznej wymowy faktu, i¿ zarówno utwór debiutancki, jak i opowiadanie zamykaj¹ce cykl Nocy bezsennej (ostatniego utworu literackiego Sztyrmera), zatytu³owane Pantofel (Alter ego), na plan pierwszy wysuwaj¹ postaæ pana Wincentego. Tak jakby to w³aœnie on, sw¹ biografi¹ w pierwszym
utworze i ironicznym dystansem do siebie i œwiata w utworze ostatnim, definiowa³ kszta³t literackiego uniwersum Sztyrmerowskiego cyklu. Tak domkniêta ca³oœæ nie ma wyraŸnych granic ani nienaruszalnych zasad spójnoœci. Poszczególne
czêœci cyklu mog¹ byæ czytane w dowolnym porz¹dku, jednak zawsze domagaj¹
siê aktualizacji i uzupe³nienia, chc¹ „przegl¹daæ” siê w Pantoflu. Historii mojego
kuzyna. W³aœnie ten debiutancki utwór kszta³tuje przestrzeñ odniesieñ, buduje ramê
kompozycyjn¹ ca³oœci, a przede wszystkim, jak podkreœla Ewa Owczarz: „ustanawia tak¿e pewien wa¿ny dla ca³oœci obszar zainteresowañ, którym jest subtelna psychologiczna penetracja wnêtrz szczególnego typu ludzi – wra¿liwych, bezbronnych
wobec œwiata, sk³onnych do autoanalizy, ¿yj¹cych zwykle poza nawiasem spo³eczeñstwa lub œwiadomie naruszaj¹cych obowi¹zuj¹ce w nim normy”9.
8 E. Owczarz, „Powieœci mistyczne” Ludwika Sztyrmera, „Acta Universitatis Nicolai Coperni-
ci”, „Filologia Polska” 60, z. 366, Toruñ 2004, s. 32. Zob. te¿ E. Owczarz, „Kataleptyk” Ludwika
Sztyrmera, czyli miêdzy „cudownoœci¹ polsk¹” a „fantastycznoœci¹ niemieck¹”, w: Polska literatura fantastyczna. Interpretacje, red. A. Stoff i D. Brzostek, Toruñ 2005. Dopiero po napisaniu tekstu mog³am zapoznaæ siê z prac¹ Ewy Owczarz Nieosi¹galna ca³oœæ. Szkice o powieœci polskiej
XIX wieku. Józef Ignacy Kraszewski, Ludwik Sztyrmer, Henryk Sienkiewicz, Toruñ 2009.
9 E. Owczarz, Ludwik Sztyrmer, w: Historia literatury polskiej. Romantyzm, t. 5/2, red.
A. Skoczek, Bochnia-Kraków 2003, s. 254.
30
Tym samym interpretacja literackiego debiutu Sztyrmera, Pantofla. Historii
mojego kuzyna zyskuje szczególne znaczenie. Opowiadanie to, inicjuj¹c cykl, staje
siê instancj¹ nadrzêdn¹ dla kolejnych utworów; wyznaczony tu model postaci bêdzie oddzia³ywa³ na póŸniejsze jej realizacje, bêdzie te¿ ustanawia³ pewien porz¹dek
powieœciowego œwiata i wyznacza³ hierarchiê jego problemów
Zdajê sobie sprawê z ryzyka, jakie niesie za sob¹ decyzja spogl¹dania na
postaæ Wincentego Pantofla – bohatera debiutanckiego utworu – przez pryzmat
póŸniejszych realizacji tej postaci. W prezentowanej tu interpretacji dopuszczam
tak¹ mo¿liwoœæ, wyraŸnie jednak wskazuj¹c, i¿ brak dowodów na to, ¿e Sztyrmer,
pisz¹c Pantofla. Historiê mego kuzyna, przewidywa³ mo¿liwoœæ kontynuowania
tej opowieœci. Mo¿emy siê te¿ tylko domyœlaæ, i¿ kolejne wersje postaci Pantofla
mia³y jedynie rozwijaæ i uzupe³niaæ niektóre cechy ustalonego ju¿ charakteru bohatera, dopowiadaæ fragmenty jego biografii. Rzecz bowiem szczególna: zestawienie wszystkich Sztyrmerowskich Pantoflów nie tworzy spójnego wzoru. Nie da siê
na przyk³ad powiedzieæ, w którym miejscu biografii Pantofla z Historii mego kuzyna mieœci siê historia opowiedziana we Frenofagiuszu czy w Czarnych oczach.
W ca³ym autobiograficznym przedsiêwziêciu Sztyrmera zaskakuje skala,
jak pisa³ Kazimierz Czachowski, jego egotyzmu, kultu w³asnej indywidualnoœci, ale przede wszystkim wprost niezwyk³a pasja szczeroœci10. Autor i jego pozornie nieatrakcyjna biografia, œmieszni mali bohaterowie, ma³e niewa¿ne zdarzenia, zwyczajnoœæ codziennoœci tworz¹ konstelacjê tematów najistotniejszych.
W prosty sposób prowadz¹ do odkrycia cz³owieka, odkrycia siebie jako najciekawszego przedmiotu obserwacji, jako najciekawszego tematu literackiego.
Dostarczaj¹ dowodu na to, ¿e ka¿da jednostka jest szczególna i wyj¹tkowa. Koñcz¹c swój cykl, ironicznie i przekornie Sztyrmer bêdzie siê domaga³ napisania
nienapisanej do tej pory „Historii naturalnej Pantofla”, bowiem:
Miêdzy milionami ¿yj¹tek obdarzonych rozumem, sk³adaj¹cych czeladkê Bo¿¹ na
ziemi, krz¹ta siê razem z braci¹, biedniejszy od innych, Pantofel. Poci siê w upa³ letni, marznie zim¹ na mrozie, ¿yje w upokorzeniu, i umiera z przekonaniem, ¿e jutro bêdzie zapomniany. Dziwna rzecz! Ani uczeni ludzie, ani ¿aden filantrop, nie zwrócili dot¹d na tê klasê
¿yj¹tek najmniejszej uwagi. Napisano niema³o gruntownych i piêknych rzeczy, b¹dŸ proz¹,
b¹dŸ wierszem: o krukach, lisach i nawet ¿abach; – wypracowano, z wielk¹ starannoœci¹
historiê naturaln¹ konia, os³a, indyka, fl¹derki i nawet mikroskopicznych wymoczków (infussoria) a historia naturalna Pantofla zostaje do napisania. Dlaczego to? – tegom sobie nigdy
10 Zob. uwagi K. Czachowskiego, który podkreœla, i¿ podstaw¹ metody psychologicznej Sztyrmera by³a, podobnie jak u Stendhala, „wiwisekcja praktykowana na samym sobie” – zob. K. Czachowski, Miêdzy romantyzmem a realizmem, oprac. A. Czachowski, Warszawa 1967, s. 288.
31
nie móg³ objaœniæ, i dot¹d nie rozumiem. Zdaje mi siê, ¿e przyczyn¹ takowej opiesza³oœci
naturalistów i filantropów jest roztargnienie, w którem zdarza siê nieraz, ¿e cz³owiek widzi
przedmioty dalekie, a bliskich i najbli¿szych nie dostrzega11.
Pantofel. Szkic do portretu postaci
Pantofel. Historia mojego kuzyna przykuwa uwagê ju¿ od pierwszych stron.
Interesuj¹cy wydaje siê choæby sam zamys³ kompozycyjny, polegaj¹cy na odwróceniu tradycyjnego ujêcia fabularnego porz¹dku biograficznej opowieœci. Oto
Eleonora Sztyrmer, której imiê widnieje na karcie tytu³owej tej opowieœci, powraca we wspomnieniach do czasów swej m³odoœci, do pewnego wieczora, kiedy to do domu jej rodziców w Witebsku niespodziewanie zawita³ nieznany wczeœniej kuzyn Wincenty W***. Ten przegrany ¿yciowy rozbitek i równoczeœnie
¿a³oœnie œmieszny cz³owiek znajduje w domu kuzynostwa opiekê i ¿yczliwoœæ,
w zamian zobowi¹zuje siê dope³niæ edukacji córek pañstwa domu. Po latach panna
Eleonora – jego uczennica, g³êboko wdziêczna za przyjaŸñ i wzruszona zaufaniem, jakim obdarza³ j¹ ten dziwny kuzyn, decyduje siê wydaæ odnalezion¹ w pozosta³ych po nim papierach autobiografiê. Koñcz¹c swój wstêp, pisze:
Pokój jego prochom! […] Mo¿e ta spowiedŸ s³abej duszy pos³u¿y komukolwiek
z mê¿czyzn za po¿yteczn¹ przestrogê i mo¿e wzbudzi w czytelnikach litoœæ nad tym, który
ca³e ¿ycie by³ igrzyskiem obojêtnoœci swych bliŸnich. PóŸniej, w miarê mo¿noœci, bêdê
wydawa³a inne jego pisma12.
Ten pozornie konwencjonalny wstêp jest potrzebny, by uzasadniæ czytelnikowi sens wydania tej autobiografii (wszak jej autor nie by³ mê¿em stanu,
wybitnym pisarzem czy wielk¹ osobowoœci¹ swej epoki), jest tak¿e potrzebny,
by wskazaæ moralny cel lektury – autorka pisze o „po¿ytecznej przestrodze” i pragnieniu wzbudzenia wœród czytelników litoœci wzglêdem ludzi takich jak jej
kuzyn. Spe³niaj¹c swe edytorskie obowi¹zki, panna Eleonora pozwala sobie jednak na pewn¹ nielojalnoœæ wobec czytelnika. Nie tylko uprzedza, jak zakoñczy
siê opowiadana historia, ale przede wszystkim rezygnuje z obiektywizmu,
wyraŸnie manifestuj¹c swój przychylny stosunek do Pantofla. Odt¹d, œledz¹c
niefortunne koleje jego losu, czytelnik bêdzie musia³ pamiêtaæ, ¿e:
11
L. Sztyrmer, Pantofel (Alter ego)…s. 153-154.
12 L. Sztyrmer, Pantofel. Historia mego kuzyna, wybra³ i opracowa³ L. Sokó³, Warszawa 1978,
s. 16. Kolejne cytaty pochodz¹ z tego wydania, numery stron oznaczone zostan¹ w nawiasach.
32
By³ to cz³owiek s³abej woli, œmieszny, dziecinny; ale kto go bli¿ej pozna³, zapomina³
o tych niedo³ê¿noœciach, ceni³ go i czu³ dla niego prawdziw¹ przyjaŸñ. W poufa³ym dyskursie nie mo¿na by³o siê oprzeæ porywaj¹cej, pe³nej œwiat³a i zapa³u wymowie; pe³en wiadomoœci, jedyny do rady, ³agodny i s³odki w obejœciu, zawsze spokojny, zawsze gotów ka¿demu siê przys³u¿yæ. Szacunek, który mu okazywa³am, by³ zapewne przyczyn¹ tego, ¿e z ca³ej familii mnie najwiêcej lubi³, moim losem najwiêcej siê zajmowa³. Nie mia³am prawdziwszego przyjaciela. On oœwieci³ mój rozum, rozszerzy³ pojêcia, ukszta³ci³ serce. Jemu winnam wiele zdrowych i czystych zasad moralnoœci i wszystkie moje wiadomoœci w naukach
i literaturze. Nie mogê go inaczej nazwaæ, jak ojcem duchowym (14-15).
W ten oto sposób narratorka skutecznie blokuje wszelk¹ mo¿liw¹ krytykê
postaci pana Wincentego, a jeœli czytelnik siê na ni¹ powa¿y, bêdzie siê musia³
liczyæ z oskar¿eniem o brak serca i salonow¹ ma³ostkowoœæ.
Zabiegi czynione przez pannê Eleonorê nie maj¹ przypadkowego charakteru, spod panieñskiej egzaltacji i naiwnej szczeroœci wy³ania siê przecie¿ œwiadoma jeœli nie autorka, to ju¿ na pewno czytelniczka wspó³czesnych powieœci,
które sama dwuznacznie nazwie romantycznymi. Narratorka przekornie zwierza
siê ze swego ma³ego dziwactwa:
[…] kiedy co opowiadam, lubiê zwyczajnie zacz¹æ od koñca. Takowa forma opowiadania ma w sobie coœ tajemniczego, poetycznego, i mo¿e daleko wiêcej zaj¹æ jak wszelka inna
systema. Zreszt¹ dziœ nie godzi siê inaczej ani mówiæ, ani pisaæ. Od czasu wynalezienia romantycznoœci w Europie wszystkie powieœci, dramy i poemata zaczynaj¹ siê od koñca, a przynajmniej ze œrodka; dlaczego¿ bym ja mia³a was, kochani moi czytelnicy, pozbawiæ tej przyjemnoœci, do której zapewne jesteœcie przyzwyczajeni? Nie myœlê byæ nowatork¹, niech mnie
Bóg od tego zachowa! Zacznê swoj¹ powieœæ od koñca. S³uchajcie, je¿eli ³aska (9).
Opowiedzenie historii Pantofla „od koñca”, a tak¿e zdradzenie ju¿ na pocz¹tku ¿yciowych niepowodzeñ bohatera wi¹¿e siê w konsekwencji ze œwiadomym os³abieniem fabularnej atrakcyjnoœci opowieœci. Tym samym to nie koleje
losu bohatera staj¹ siê najwa¿niejszym celem obserwacji, ale on sam. Odwrócenie zainteresowania od biegu akcji (przecie¿ i tak wiemy, jak siê to wszystko skoñczy) tworzy pole dla wype³niaj¹cej plan pierwszy opowieœci subtelnej analizy
psychologicznej g³ównego bohatera – cz³owieka, który biernie poddaje siê swemu losowi13.
13 W fakcie, i¿ powieœci Sztyrmera przyjmowa³y kszta³t „psychologicznego studium
charakteru postaci”, nie zaœ obyczajowej panoramy wspó³czesnoœci, Mieczys³aw Inglot upatruje ich nowatorstwo i literack¹ atrakcyjnoœæ. Zob. M. Inglot, O powieœciach Sztyrmera
w latach 1838-1844, „Pamiêtnik Literacki” 1964, z. 3, s. 53-54.
33
Zwa¿aj¹c jednak na „nieatrakcyjnoœæ” tej biografii i na kuriozalnoœæ bohatera, któremu trudno przyporz¹dkowaæ jakiœ literacki pierwowzór, przychodzi
stwierdziæ, ¿e w interesuj¹cym nas opowiadaniu tematem staje siê w³aœciwie antytemat, zaœ bohaterem – antybohater. Powo³uj¹c do ¿ycia kogoœ takiego jak Wincenty Pantofel – cz³owieka pozbawionego charyzmy, urody, si³y, Sztyrmer okazuje siê nie tylko doskona³ym obserwatorem swej wspó³czesnoœci, znawc¹ ludzkich
charakterów, ale tak¿e poddaje swemu czytelnikowi pod rozwagê podstawowy
kanon literacki epoki. Ówczesna romantyczna literatura kreowa³a przecie¿ model
bohatera wyrastaj¹cego ponad przeciêtnoœæ, niemal herosa, którego bunt wobec
zastanego œwiata prowadzi do wielkich, spektakularnych zdarzeñ. Budz¹cy œmiech
i politowanie, zagubiony w rzeczywistoœci Pantofel Sztyrmera stoi na antypodach
takiego rozumienia postaci literackiej.
W tej dyskusji z utrwalonymi w literaturze stereotypami istotny oka¿e siê
sposób, w jaki pisarz potraktuje tak wa¿ny dla kultury romantycznej temat dzieciñstwa i m³odoœci. Z punktu widzenia obowi¹zuj¹cej wówczas tradycji literackiej,
w której m³odoœæ traktowana by³a jako najistotniejszy, ale czêsto i najszczêœliwszy czas w ¿yciu cz³owieka, w opowiadanej przez Sztyrmera historii w³aœciwie
nic siê nie zgadza. Dzieciñstwo bohatera nie jest rajem, a jego m³odzieñcze szkolne
przyjaŸnie dalekie s¹ od bezinteresownoœci. Wyidealizowana mi³oœæ do kobiety
wcale nie staje siê Ÿród³em uniesieñ, ale wrêcz przeciwnie, daje mo¿liwoœæ rozpoznania ludzkiej perfidii i bezwzglêdnoœci – obie damy, w których kolejno ulokuje swe uczucia bohater, bezwzglêdnie go wykorzystaj¹ dla w³asnych celów.
Niemal ka¿da z powszechnie cenionych wartoœci okazuje siê dla Pantofla przekleñstwem: wiedza – obok radoœci poznania przynosi temu „niepospolicie uczonemu cz³owiekowi” (13) g³êbokie rozpoznanie g³upoty i powierzchownoœci wiêkszoœci ludzi; literatura – daje, co prawda, kontakt z piêknem, ale te¿ zak³amuje
rzeczywistoœæ, tworz¹c iluzje idealnej przyjaŸni, idealnej mi³oœci.
Podobny efekt ironicznego dystansu, swoistej gry z romantycznymi konwencjami da siê zauwa¿yæ tak¿e na poziomie narracji. Koresponduj¹c z dwuznacznoœci¹ postaci g³ównego bohatera, narracja waha siê miêdzy intymnoœci¹ autobiograficznego wyznania a wrêcz naukow¹ precyzj¹ analizy psychicznych stanów
osoby. Z jednej wiêc strony mamy pierwszoosobowe, bogate w detal i pe³ne emocjonalnoœci opisy wydarzeñ z ¿ycia bohatera, z drugiej zaœ konstruowane na zimno wywody Pantofla, który przyjmuje postawê obserwatora, kogoœ na kszta³t
wspó³czesnego nam psychiatry, mog¹cego pozwoliæ sobie na dystans wobec przedmiotu prowadzonej analizy – wobec swego w³asnego ¿ycia. Wzruszeniu i empatii, charakterystycznym dla narracji pamiêtnikarskiej, towarzyszy ch³odna, naukowa refleksja nad istot¹ i Ÿród³em obserwowanych zachowañ.
34
Mo¿na odnieœæ wra¿enie, ¿e w opowiadaniu Sztyrmera œcieraj¹ siê dwa
potê¿ne ¿ywio³y. Prawda codziennoœci, prawda o œwiecie prowincji i zamieszkuj¹cych j¹ „ma³ych” bohaterach walczy o prawo pierwszeñstwa z literatur¹
(szczególnie t¹ romantyczn¹), która podpowiada, czy wrêcz narzuca pisarzowi
i czytelnikom, kto zas³uguje na miano bohatera i jak taka opowieœæ winna byæ
napisana. Najistotniejsze w Pantoflu. Historii mego kuzyna okazuje siê wiêc napiêcie miêdzy skrzecz¹c¹ rzeczywistoœci¹ a wznios³ymi ideami romantycznej
literatury, napiêcie miêdzy u³omnoœciami Pantofla a heroicznym wzorcem romantycznego bohatera.
Sztyrmer bêdzie próbowa³ pogodziæ te sprzecznoœci. Najpierw z wielk¹
konsekwencj¹ podejmie starania o uprawomocnienie istnienia takiego w³aœnie
bohatera jak Pantofel. S³u¿yæ temu bêdzie przede wszystkim dba³oœæ o realistyczny detal w opisie prowincjonalnego œwiata, ale tak¿e sugestia „prawdziwoœci”,
zwi¹zana z zastosowaniem narracji pamiêtnikarskiej, czy wreszcie naukowe podejœcie do analizowanych stanów psychicznych bohatera. Kolejnym krokiem
bêdzie, przejêta od Laurence’a Sterne’a, umiejêtnoœæ dostrzegania niezauwa¿alnych go³ym okiem stanów emocjonalnych bohatera, jego reakcji na drobne afronty,
niepowodzenia i upokorzenia. W tej biografii nie dzieje siê przecie¿ nic wielkiego; Pantofel nie jest bohaterskim powstañcem, nie jest gniewnym poet¹, ale „ma³e”
klêski, „ma³e” zawody, drobne afronty determinuj¹ jego charakter w tym samym
stopniu, w jakim wielkie traumatyczne prze¿ycia formowa³y literackich bohaterów romantyzmu.
Pozornie nieuprawniona z literackiego punktu widzenia postaæ Wincentego Pantofla (o takim bohaterze nie wypada b¹dŸ nie warto pisaæ) oka¿e siê nie
tylko zaskakuj¹co atrakcyjna artystycznie, ale przede wszystkim uprawomocniona
przez ¿ycie, przez codziennoœæ prowincji zaludnionej przez takich w³aœnie œmiesznych, ma³ych bohaterów.
Jednak konstrukcja postaci, oparta na wizerunku nieporadnego nieudacznika, którego „s³aby charakter” skazuje na ¿yciowe niepowodzenia, nieustannie
grozi zamian¹ biografii w humoreskê. Pantofel wci¹¿ ryzykownie ociera siê
o œmiesznoœæ. Dyskredytuje go ju¿ sama komiczna fizjonomia, o której nawet panna Eleonora bêdzie musia³a napisaæ: „[…] lituj¹c siê nad jego losem, trzeba by³o
mimowolnie œmiaæ z powierzchownoœci” (14). Najpowa¿niejsze „zarzuty” budzi brak mêskiej odwagi i si³y. Pantofel nie potrafi byæ stanowczy w relacjach
z ludŸmi, on jakby prosi siê o to, by zostaæ wykorzystanym przez przyjació³ (Albert, rotmistrz Szabelski) czy nawet, jak to poœwiadcza historia z futrem, przez
s³u¿bê. Fakt, ¿e jest wra¿liwym poet¹, erudyt¹ œwietnie obeznanym z modn¹ literatur¹, nie jest w stanie zrównowa¿yæ w oczach kobiet jego kompromituj¹cego
35
braku si³y fizycznej, gdy trzeba bêdzie podnieœæ k³odê, pod któr¹ wpad³ pierœcionek, ni braku odwagi, gdy na drodze stanie mu jakkolwiek stary, ale g³oœno szczekaj¹cy buldog. Te dwie próby ostatecznie przekreœl¹ szanse Pantofla w staraniach
o rêkê panny Emmy. Zostanie tak¿e poni¿ony towarzysko – jego awersja do alkoholu bêdzie skomentowana: „Mê¿czyzna powinien siê strzec zbytku, ale chcia³bym, ¿eby mia³ g³owê cokolwiek mocniejsz¹ od kury” (72).
Przyk³ady takiego dezawuowania i kompromitowania bohatera mo¿na mno¿yæ, ale równoczeœnie trudno oprzeæ siê wra¿eniu, i¿ Sztyrmerowi wyraŸnie zale¿y na podtrzymywaniu kontrastu miêdzy œmiesznoœci¹ bohatera a powag¹ jego
egzystencjalnej sytuacji. Dlatego mo¿e tak konsekwentnie niemal ka¿de bolesne
prze¿ycie Pantofla, niemal ka¿dy stan jego duszy po doznanym upokorzeniu jest
wyjaœniany i uzasadniany przywo³ywan¹ z wielk¹ powag¹ teori¹ psychologiczn¹14.
Ta strategia to coœ wiêcej ni¿ czczy popis erudycyjny, ka¿dorazowe odwo³anie siê do autorytetu nauki przynosi bowiem zaskakuj¹co powa¿ne konsekwencje dla wymowy utworu. Przede wszystkim powoduje, ¿e zatraca siê indywidualny, jednostkowy charakter biografii Pantofla: ten nieporadny i – wydawa³oby
siê – osamotniony bohater staje siê reprezentantem pewnego typu ludzkiego.
W ostatnim opowiadaniu cyklu pan Wincenty z gorzkim smutkiem zauwa¿y:
„Pantoflów jest bardzo wiele”: Saboty, Cichostêpy, Pantofle na korkach, Papucie, Patynki, Chodaki, Sanda³y i Trepki15. Okazuje siê wiêc, ¿e takich niepozornych ludzi mo¿e byæ wielu, ale by ich dostrzec, trzeba albo byæ bardzo wnikliwym obserwatorem, albo z góry wiedzieæ o ich istnieniu.
Niezwykle wa¿ne wydaje siê tak¿e, i¿ to za spraw¹ tego naukowego podejœcia przywrócona zostaje wartoœæ „ma³ej” egzystencji. Bohater s³aby i nieefektowny zyskuje, podbudowane autorytetem psychologii, prawo istnienia, prawo
do w³asnego intensywnego sposobu prze¿ywania œwiata. Mo¿e z pozoru jest
œmieszny, ale jego dramaty, jego cierpienie cechuje niemal ta sama intensywnoœæ,
co prze¿ycia „wielkich” ludzi. Ktoœ, kto zazwyczaj bywa³ jedynie obiektem drwin,
stanowi³ potencjalne t³o dla „prawdziwych” bohaterów, zyskuje w ten sposób
prawo do wyra¿ania swych emocji, ekspresji swego „ja” – niezbywalne prawo
do swego suwerennego istnienia. Co wiêcej, Pantofel – z pozoru kreowany na
14 Mieczys³aw Inglot zwróci³ uwagê, ¿e w Historii mojego kuzyna odnaleŸæ mo¿na wyraŸne œlady nie tylko przemyœleñ wyra¿onych przez Sztyrmera w m³odzieñczej pracy O magnetyzmie zwierzêcym, ale tak¿e znajomoœci wa¿nej rozprawy Micha³a Wiszniewskiego
Charaktery rozumów ludzkich (Kraków 1837), dzie³a po dziœ dzieñ uwa¿nego za prekursorskie w badaniach nad ludzk¹ psychik¹. Zob. M. Inglot, O powieœciach…, s. 61.
15 L. Sztyrmer, Pantofel (Alter ego), w: tego¿, Noc bezsenna, Warszawa 1859, t. 3, s. 158-159.
36
przekór romantycznym kanonom – okazuje siê postaci¹ nie tylko g³êboko tragiczn¹, ile te¿ w pewnym sensie romantyczn¹: wyalienowanym, niezrozumianym samotnikiem, a nawet buntownikiem. Ciekawie ten problem ujmuje Krystyna Poklewska, – w bohaterach Sztyrmera chce widzieæ w³aœnie pogrobowców romantycznych
buntowników, którym „pozostawiona by³a samotnoœæ tamtych, nie wspania³a ju¿
wszak¿e i dumna, lecz rozpaczliwa; »skazani na innych«, mogli prze¿ywaæ tylko
z³udne chwile szczêœcia, by ostatecznie ponieœæ straszliw¹ klêskê”16.
Tak wa¿ne dla romantycznej kultury pojêcie buntu bynajmniej nie zostaje
tu wyszydzone ani spostponowane, jest jedynie dostosowane do skali bohatera.
Bunt Pantofla jest na miarê jego charakteru buntem ma³ym i trudno dostrzegalnym, choæ gdy bacznie siê przyjrzeæ, ca³kiem wyraŸnym17. By precyzyjnie wskazaæ ten w¹tek, wróæmy raz jeszcze do pocz¹tku opowiadanej historii. Nie jest
chyba dzie³em przypadku, ¿e biografiê Pantofla Sztyrmer poprzedza mottem
wyjêtym ze s³ynnych Charakterów La Bruyère’a:
Trudno jest rozstrzygn¹æ, czy chwiejnoœæ charakteru czyni cz³owieka bardziej nieszczêœliwym, czy godnym pogardy. Niektórych ludzi mniej kosztuje wzbogacenie siê o tysi¹c zalet ni¿ poprawienie jednej swej wady… b³¹d ten os³abia blask ich znakomitych przymiotów i nie pozwala im staæ siê ludŸmi doskona³ymi18.
Ten wybór – a Sztyrmer zawsze pieczo³owicie dobiera³ motta do swych utwo-
rów19 – potwierdza sugestiê, i¿ tematem dzie³a stanie siê analiza jakiegoœ typu oso-
bowoœci, jakiegoœ charakteru – jak wówczas mawiano. Jego wyj¹tkowoœæ mia³aby
polegaæ na niemo¿noœci „poprawienia swej wady”, na zupe³nym braku umiejêtnoœci przekszta³cania, zmieniania w³asnej osobowoœci. To jednak, co La Bruyère traktuje jako mankament, Sztyrmer podnosi do rangi cnoty. Bowiem w przypadku
16 K. Poklewska, Czyim kuzynem jest Pantofel?, „Prace Polonistyczne” 1976, seria 32, s. 185.
Badaczka zwraca uwagê, i¿ w spowiedzi Pantofla dostrzec mo¿na trafne ujêcie relacji: indywiduum – zbiorowoœæ. Sztyrmer, zdaniem Poklewskiej, „ukazywa³ bezdusznoœæ, g³upotê, z³o zbiorowoœci, ale tak¿e nieprzystosowanie jednostki, które stawa³o siê przyczyn¹ jej klêski”.
17 W tym kontekœcie pojawiæ siê musi pytanie o zwi¹zki Sztyrmera z kultur¹ biedermeieru. Otó¿ wydaje siê, i¿ mimo œwietnej znajomoœci literatury niemieckiej i mieszczañskiego pochodzenia pisarza, takie zwi¹zki by³yby trudne do udowodnienia. Znacznie bli¿szy jest
kontekst sentymentalny, szczególnie literatury spod znaku Laurence’a Sterne’a.
18 La Bruyère, Charaktery, czyli Obyczaje tego wieku, przek³. A. Tatarkiewicz, Warszawa 1965, rozdz. O cz³owieku.
19 W m³odoœci mia³ Sztyrmer prowadziæ ksi¹¿kê, do której dokonywa³ wpisów cytatów
ze swych ulubionych autorów, póŸniej pos³u¿yæ one mia³y jako motta i dewizy, poprzedzaj¹ce utwory literackie. A. Walicki, Wspomnienie o Sztyrmerach, „Kraj” 1892, nr 14. Cyt za:
Z. Mrozek, Literacki œwiat…, s. 14.
37
Pantofla istotn¹ cech¹ jego charakteru okazuje siê sta³oœæ, wiernoœæ sobie samemu
– mimo ¿yciowych doœwiadczeñ, mimo goryczy odnoszonych pora¿ek, Pantofel
nawet nie podejmie próby, by siê zmieniæ, wci¹¿ pozostaje szczery i ufny, pozostaje dzieciêco naiwny. I stanie siê tak wcale nie dlatego, i¿ jest nieœwiadomym siebie
nieudacznikiem. Analizuj¹c wci¹¿ swe osobiste pora¿ki, doskonale potrafi przenikn¹æ motywy postêpowania innych ludzi. A przy tym wcale nie postrzega siebie
wy³¹cznie jako ofiary ich egoizmu. Doznawszy tylu prywatnych klêsk, zdobêdzie
siê przecie¿ na poczucie odpowiedzialnoœci za drugiego cz³owieka, sw¹ winê wyzna w obliczu œmierci ¿ony – lekkomyœlnej, ale i okrutnej Konstancji:
Konstancjo! Teraz ja ciebie b³agam o przebaczenie, ja jeden wininem wszystkiemu.
Inny m¹¿ zrobi³by z ciebie przyk³adn¹ kobietê, dobr¹ ¿onê, dobr¹ matkê i rz¹dn¹ gospodyniê; ja ciebie zgubi³em, dlatego ¿e mi brak³o odwagi poprawiæ b³êdy twojego charakteru!
Na strasznym s¹dzie Boga ja za ciebie bêdê odpowiada³, tak jak ka¿dy m¹¿, który zapomina
o tym, ¿e powinien byæ ojcem i opiekunem swojej ¿ony (114).
Takich fragmentów poœwiadczaj¹cych dojrza³oœæ i uczciwoœæ Pantofla
wzglêdem siebie samego mo¿na odnaleŸæ w utworze znacznie wiêcej. Dlaczego
wiêc refleksyjna natura Pantofla, jego erudycja i spostrzegawczoœæ nie podpowiedzia³y mu, ¿e w kontaktach z innymi ludŸmi nie nale¿y byæ tak naiwnym? Dlaczego wreszcie nie uchroni³y go przed pope³nianiem wci¹¿ tych samych b³êdów?
To wa¿ne pytania, wszak expressis verbis stawia je w zakoñczeniu narratorka:
„Dlaczego cz³owiek z tak¹ g³ow¹ i z takim sercem nie umia³ byæ w œwiecie czymœ
wiêcej ni¿ Pantoflem, kiedy inni bez g³owy i bez serca […]” (114).
Przyjê³o siê dostrzegaæ w postaci Pantofla cz³owieka s³abej woli, kogoœ, kto
wskutek kompleksu ni¿szoœci nie potrafi zdobyæ siê na aktywn¹ postawê wobec
œwiata, za³amuje siê pod naciskiem doznanych upokorzeñ20. Gdyby pójœæ tym tropem, nale¿a³oby przyj¹æ, i¿ bohater Sztyrmera jest ofiar¹ swej „s³abej woli”, ofiar¹
swej inercji; cz³owiekiem, który uleg³ swemu fatum – uwierzy³ w nieprzezwyciê¿on¹ moc ukszta³towanego gdzieœ u zarania ¿ycia charakteru, rozwijaj¹cego w nim
„smêtnoœæ, bojaŸliwoœæ, uczucie w³asnej niemocy, zbyteczn¹ wstydliwoœæ, s³owem,
wszystkie przymioty ludzi dobrych i tkliwych, lecz s³abych i nie maj¹cych ¿adnej
woli” (21). Pantofel stawa³by siê wiêc poniek¹d wiêŸniem siebie samego, bohaterem s³abym, uwik³anym w swe w³asne kompleksy, który od innych oczekiwaæ mo¿e
jedynie litoœci i zrozumienia. Kimœ, kogo Sztyrmer okreœla mianem „tytularnego
cz³owieka”, „fragmentu psychicznego”, „oberwanej duszy”. Pantofel to:
20 Zob. K. Czachowski, Miêdzy romantyzmem…, s. 293 i M. Inglot, O powieœciach…, s. 60.
38
[…] jest ¿yj¹tko nies³ychanie skrzywdzone od natury i zas³uguje na wielk¹ wyrozumia³oœæ. Ba! Nawet na politowanie. Jest to bowiem kaleka duchowy! – biedny inwalid, nie
z pola bitwy, lecz z urodzenia! – najsmutniejszy z niedo³êgów!21
Na relacjê miêdzy cz³owiekiem a jego charakterem mo¿na jednak spojrzeæ
z innej perspektywy. Je¿eli za Sztyrmerem (a tym samym i za wspominanym Micha³em Wiszniewskim) przyj¹æ, ¿e charakter jest zespo³em cech danych cz³owiekowi jak gdyby z góry, niezale¿nych od niego, to oczywista staje siê niemo¿noœæ
pokonania w³asnych ograniczeñ, niewykonalna staje siê jakakolwiek przemiana osobowoœci. Chyba ¿e, zak³adaj¹c dla œwiata maskê, zaczniemy udawaæ kogoœ, kim nie
jesteœmy. Wtedy jednak mo¿na mówiæ o k³amstwie, nie zaœ o zmianie charakteru22.
Znamienne wydaje siê, ¿e Sztyrmerowski bohater, próbuj¹c zrozumieæ
rozchwianie w³asnej osobowoœci, próbuj¹c pochwyciæ w drodze skrupulatnych
analiz psychologicznych Ÿród³a tego stanu rzeczy, nie czyni tego, aby podj¹æ walkê
z t¹ s³aboœci¹. Pantofel chce sw¹ s³aboœæ zrozumieæ, chce znaæ powody, dla których jest, jaki jest, nie interesuje go jednak próba kamuflowania tej prawdy przed
innymi. Nie chc¹c udawaæ kogoœ, kim nie jest, Pantofel nie potrzebuje wyci¹gaæ
wniosków ze swych niepowodzeñ.
Tê obserwacjê zdaje siê potwierdzaæ stosunek bohatera do swego wymownego imienia. Pantofel nie od razu by³ Pantoflem, by³ Wicusiem, Wincentym,
a jednak zaakceptowa³ i przyj¹³ to zrazu wstrêtne przezwisko. Rzecz bowiem niezwykle charakterystyczna – pole konotacji wywo³anych przez to imiê zmienia
siê z utworu na utwór. Emocje kojarz¹ce siê pocz¹tkowo z traumatycznym doœwiadczeniem z dzieciñstwa (zdrad¹ najlepszego przyjaciela i jego nikczemnym
zachowaniem) s¹ przez bohatera wypierane, zapominane23. W miarê up³ywu lat
Pantofel dostrzega, i¿ imiê to w rzeczywistoœci trafnie nazywa jego osobowoœæ
i z czasem na nie przyzwala: „Takim sposobem zosta³em mianowany na godnoœæ
21 L. Sztyrmer, Pantofel (Alter ego)…, s. 157. Tam tak¿e czytamy: „Pantofel oznacza cz³o-
wieka skrzywdzonego od przyrodzenia, a mianowicie pozbawionego têgoœci i energii woli.
W pojêciu szlacheckim jest to istota nosz¹ca tylko tytu³ cz³owieka, czyli tytularny cz³owiek;
w znaczeniu psychicznym, nieca³kowita dusza, – w obydwóch razach chodzi o to, jak wielk¹
jest krzywda, czyli upoœledzenie takiego niekompletnego egzemplarza ludzkoœci?” (154).
22 Kwestiê takiego fa³szowania osobowoœci podj¹³ Sztyrmer m. in. w Urywku z pamiêtnika oryginalnie wychowanej kobiety. Zob. L. Sztyrmer, Powieœci nieboszczyka Pantofla,
Wilno 1844, t. 2, s. 27-28.
23 „Moi szkolni koledzy, przezwali mnie kiedyœ Pantoflem, wycierpia³em od nich wiele przykroœci, k³óci³em siê z nimi w odpornej wojnie, co niemiara; – a teraz kiedy którego b¹dŸ z nich
spotkam, to mi siê zdaje, ¿e po d³ugiej roz³¹ce, ogl¹dam rodzonego brata lub bliskiego krewnego. Ca³a moja m³odoœæ, jakby z grobu wstaje” (L. Sztyrmer, Ewa, w: Noc bezsenna…, t. 3, s. 8).
39
Pantofla, któr¹ mia³em honor piastowaæ ca³e ¿ycie” (34). O tym, jak g³êboko imiê
zostaje uwewnêtrznione, wyraŸnie œwiadcz¹ straszne sny, podczas których:
Woko³o mnie wi³y siê obrzydliwsze od gadów pantofle i jakby patrz¹c na mnie wychyla³y z wody swe podarte przodki. Tymczasem przydeptana piêta mej nawy-pantofla, coraz wiêcej pogr¹¿a³a siê w g³¹b morsk¹ i przymusza³a mnie rejterowaæ siê na drugi koniec,
lecz niestety, tam sta³ Albert i odpycha³ mnie w fale!… (87)
Ale pan Wincenty potrafi tak¿e œniæ piêknie, choæby wtedy, gdy narzucone
imiê kojarzy siê z ró¿owymi pantofelkami panny Emmy. Wtedy bohater pozwala sobie nawet na westchnienie: „Jak dobrze byæ czasem i Pantoflem, choæby dlatego ¿eby mieæ takie cudowne sny!” (65). Œwiadectwo ostatecznego pogodzenia
siê z imieniem przynosi opowiadanie Oczy czarne; tam Pantofel, relacjonuj¹c
historiê Chryzantego Dewilskiego, dorzuci nastêpuj¹c¹ uwagê:
[…] odwiedzi³em kilku dawnych znajomych, i ci dobrzy ludzie jak zaczêli mi przypominaæ stare dzieje, tak nareszcie rzek³em sobie: – Czy uwa¿asz P. Wincenty, ¿e tyle osób
szczerze cieszy siê z tego, ¿eœ tak starannie zakonserwowa³ w swojej istotce pierwiastek
pantoflostwa? Je¿eli je na nieszczêœcie stracisz, po¿egnaj siê razem i z t¹ ¿yw¹ sympati¹, któr¹
ci dziœ okazuj¹! Daj pokój! Zostañ ju¿ do koñca takim, jakim mia³eœ honor byæ dot¹d. – I zosta³em sobie Pantoflem24.
Paradoksalnie wiêc to fatalne imiê, narzucone bohaterowi przez bezwzglêdnych
kolegów, imiê – które, wydawa³oby siê, jest jego przekleñstwem – pozwala mu
odnaleŸæ swoj¹ prawdê. To, co pocz¹tkowo jest dla Pantofla przyczyn¹ nieszczêœcia i frustracji, ostatecznie umo¿liwia mu autoidentyfikacjê.
Pantofel jest œwiadomy, ¿e to jego charakter, innymi s³owy – on sam jest
przyczyn¹ wszystkich nieszczêœæ, jakie spotykaj¹ go w ¿yciu, ale te¿ jest przekonany, i¿ wyrzekaj¹c siê tego charakteru, utraci najwartoœciowsz¹, najprawdziwsz¹ cz¹stkê samego siebie. Oczywiœcie, ¿e „lepiej byæ butem ni¿ pantoflem” (115),
by powtórzyæ s³owa narratorki, ale mo¿e wa¿niejsza okazuje siê szczeroœæ wobec siebie samego, decyzja, by nie udawaæ kogoœ, kim siê nie jest, kim siê nigdy
nie bêdzie. Nawet jeœli cen¹ oka¿e siê pogarda ze strony innych25.
24 L. Sztyrmer, Oczy czarne, w: tego¿, Powieœci nieboszczyka Pantofla, Warszawa 1978, s. 194.
25 W zakoñczeniu historii Karmazyna i Szaraczka jej narrator Pantofel napisze: „Myœla³em sobie, jakby to piêknie by³o, ¿ebym ja by³ podobnym do tych ludzi z charakteru. […]
¯ebym tak jak oni szanowa³ zawsze swoje przeœwiadczenie, – swojê godnoœæ moraln¹! […]
¯ebym posiada³ tak¹ mocn¹ wolê.[…] Alem sobie powiedzia³ na koniec: – gdzie¿ mnie siê
tam pi¹æ na tak¹ wy¿ynê!… za s³abe si³y! […] taka epopeja nie dla mnie! […] Porzuæmy te
marzenia p. Wincenty!” (L. Sztyrmer, Pantofel (Alter ego)…, s. 267).
40
O po¿ytkach tej postawy pisze Pantofel we wstêpie do Frenofagiusza i Frenolestów:
Widzia³em kiedyœ z zadziwieniem, jak nieœmiertelny skrzypak powitany tysi¹cem
g³osów uwielbienia, otoczony burzliwym zapa³em i oklaskami, sta³ przed tob¹, o szanowna
Publicznoœci, zimny jak marmur, z twarz¹ obojêtn¹ albo raczej z wyra¿eniem wzgardy, i ani
wzrokiem, ani skinieniem rêki, ani najmniejszym gestem nie odpowiedzia³ na twoje konwulsyjne aplauzy, przed którymi inny na jego miejscu ugi¹³by siê do ziemi! Widzia³em to,
kiedy by³em m³ody, i nie pojmowa³em jego oziêb³oœci; dziœ zdajê mi siê, ¿e gdyby Pantofel
umia³ graæ na skrzypcach, to post¹pi³by nie inaczej (123-124).
Bohater Sztyrmera niezwykle mocno podkreœla prawo jednostki do niezale¿noœci od opinii innych, trzeŸwo ocenia wartoœæ z³udnej przychylnoœci
œwiata i nie daje siê zwieœæ poklaskowi „Szanownej Publicznoœci”, bo wie, jak
bardzo jest ona chimeryczna, jak czêsto zmienia swe opinie. Jednak w tym samym opowiadaniu, kilka akapitów ni¿ej pan Wincenty na chwilê sprzeniewierza
siê swym zasadom. Omamiony wizj¹ s³awy literackiej, buduje z zarobionych
z³otych talarów kolumnê i roi sobie, ¿e to mieszkañcy Warszawy wystawiaj¹
mu pomnik:
Wskoczy³em na krzes³o, a¿eby z tej trybuny wyci¹æ mowê do narodu, ale w zbyt
gwa³townym uniesieniu wdziêcznoœci zawadzi³em piêt¹, przewróci³em siê z krzes³em, obali³em stolik, a z nim i z³ot¹ kolumnê, z której dukaty polecia³y na pod³ogê!… (126)
„Pantoflostwo” pana Wincentego – cecha, która wydawa³a siê jego przekleñstwem, okazuje siê wiêc tak¿e skutecznym mechanizmem obronnym. W rzeczywistoœci bowiem byæ Pantoflem oznacza nie tyle niezdarnoœæ i nieporadnoœæ
(choæ to dziêki upadkowi z wyimaginowanej kolumny przywrócona zostaje w³aœciwa miara rzeczy), ile raczej umiejêtnoœæ dostrzegania sensu w u³omnoœciach
w³asnego charakteru, umiejêtnoœæ spojrzenia na siebie z dystansu, dostrze¿enia w³asnej œmiesznoœci i przyznania siê do s³aboœci. Okazuje siê bowiem, ¿e
przyjête i zinternalizowane przez Wincentego-Pantofla imiê staje siê jego obron¹
przed prób¹ oszukania siebie samego, a tak rozumiane, ratuje bohatera przed
szaleñstwem: „Jak to dobrze – powie Pantofel w zakoñczeniu Frenofagiusza –
¿e mnie przypadek zaprowadzi³ do Bonifratrów! […] Kto wie, gdybym by³ kilka dni pomarzy³, jak dziœ rano, mo¿e by mnie tam zawieŸli i zostawili?” (257).
41
Pantofel i ksi¹¿ki. Wszyscy pisz¹
Jakby nie wierz¹c w oryginalnoœæ talentu Ludwika Sztyrmera, krytycy i badacze od zawsze tropili mo¿liwe zale¿noœci literackie, w jakie autor Pantofla
wik³a³ swe utwory i ich bohaterów. Trzeba przyznaæ, ¿e sam Sztyrmer tak¿e wiele
zrobi³, by zasugerowaæ koniecznoœæ ka¿dorazowego uruchamiania tego literackiego kontekstu. Bohaterowie Sztyrmera du¿o czytaj¹, a ich ujawniane, tematyzowane lektury te¿ znacz¹ w tym kontekœcie – na przyk³ad w Duszy w suchotach
pojawia siê wrêcz problem fabularnej zale¿noœci losów g³ównego bohatera od
dziejów Pieczorina z Bohatera naszych czasów Lermontowa26. Realizm psychologiczny, tak umiejêtnie stosowany przez Sztyrmera w introspekcjach, nie wzbrania mu pe³n¹ garœci¹ czerpaæ z tradycji sternowskiej, sk¹d tak¿e prawdopodobnie
bierze siê swe Ÿród³o upodobanie pisarza do mikroobserwacji, dba³oœæ o detal
obyczajowy, ale przede wszystkim ci¹g³e podtrzymywanie ironicznego dystansu
wobec bohatera i wobec ca³ego œwiata przedstawionego. Podobnie rzecz siê ma
z fantastyk¹ póŸniejszych utworów, gdzie w sposób jawny wskazana zostaje zale¿noœæ od tematów i stylu dzie³ Hoffmanna i Jean Paula.
Co wiêcej, ka¿dy ze swych utworów Sztyrmer opatruje jednym, a czêœciej
wieloma mottami, które jak gdyby podpowiadaj¹ Ÿród³a wykorzystanych pomys³ów fabularnych b¹dŸ ka¿¹ siê wrêcz dopatrywaæ patronatu ideowego wymienianych tam twórców. W tych intertekstualnych „zabawach” zazwyczaj przywo³ywani s¹ wielcy twórcy czasów romantyzmu. Pojawiaj¹ siê nazwiska: Hoffmanna,
Novalisa, Schillera, Goethego, Moore’a, Byrona, Jean Paula, Hugo, ale te¿ i La
Bruyère’a, œw. Paw³a, Wergiliusza, Kochanowskiego, Reja, Eleonory Ziemiêckiej, czy naukowców Hufelanda, Andrala, Galla czy Józefa Go³uchowskiego i Micha³a Wiszniewskiego. Lista wygl¹da zaprawdê imponuj¹co, ale ju¿ na pierwszy
rzut oka wywo³uje niepokój – jest w niej jakiœ nadmiar, a równoczeœnie chaos.
Pojawia siê pytanie o celowoœæ przywo³ywania tak wielu tradycji literackich,
kontekstów i sygnowania ich wielkimi nazwiskami; czy rzeczywiœcie chodzi tylko
o grê z literatur¹? Podejrzliwoœæ pog³êbia siê w miarê lektury kolejnych czêœci
cyklu: w póŸniejszych utworach na prawach owych autorytetów pojawiaj¹ siê
postaci Filozofa z ziemi Czerskiej, Vice-filozofa ziemi Czerskiej, a dalej filozofów ziemi Warszawskiej, Wizkiej, Wyszogrodzkiej, Zakroczymskiej, Ciechanow26 Zob. H. Cybienko, Sztyrmer i Lermontow, „Slavia Orientalis” 1973, nr 3 oraz J. Sk³ad,
„Bohater naszych czasów” M. Lermontowa a „Dusza w suchotach” L. Sztyrmera, „Przegl¹d Humanistyczny” 1974, nr 9. Pisa³am o tym w pracy Artysta – bohater zbêdny? Próba
interpretacji „Duszy w suchotach” Ludwika Sztyrmera, w: Z problemów prozy – powieœæ
o artyœcie, red. W. Gutowski i E. Owczarz, Toruñ 2006.
42
skiej, £om¿yñskiej, grodu W¹soskiego, powiatu Przasnyskiego, Kamieñczykowskiego i jeszcze wielu, wielu innych27. Nazwiska autorów dzie³ cytowanych w mottach
zaczynaj¹ funkcjonowaæ na zasadzie jakichœ myl¹cych oznaczeñ, wskazuj¹ kierunki, które wiod¹ czytelnika donik¹d. Wêdruj¹c wskazywan¹ przez nie drog¹, poruszamy siê w labiryntach szalonej, pogr¹¿onej w chaosie biblioteki, na jej pó³kach tu¿
obok arcydzie³ stoj¹ kurioza, obok dzie³ znanych te zapomniane czy nigdy nie wydrukowane, jak gdyby skrywane przed œwiatem… To nie przypadek. W literackim
œwiecie Sztyrmera motyw biblioteki pojawia siê na prawach metafory œwiata. Widaæ to ju¿ w pierwszych zdaniach Pantofla. Historii mojego kuzyna:
Familia, czyli zbiór wszystkich naszych krewnych, podobna jest do biblioteki. Rodz¹c siê na œwiat, cz³owiek znajduje ju¿ przygotowan¹ dla siebie tego rodzaju bibliotekê i stopniowo siê z ni¹ znajomi. Na pierwszej pó³ce stoj¹ dwie œwiête dla niego ksiêgi, Stary i Nowy Testament – to ojciec i matka. Dalej z porz¹dku dzie³a zbawienne, moralne i po¿yteczne
– to dziadek, babka, stryj i stryjenka, wuj i wujenka. Dalej w mniejszym formacie dzienniki
serca – bracia i siostry. Nareszcie w odleglejszych pó³kach, rozmaitoœci: ksi¹¿ki ró¿nego
formatu i wydania; nowe i stare, dobre i z³e, przyjemne i nudne, filozofia i mazurki – to
obszerny oddzia³ kuzynów i kuzynek (7-8).
Sztyrmer buduje wielopoziomow¹ analogiê œwiat – biblioteka, jest ona
oparta na pozornie prostym porównaniu ludzi do ksi¹¿ek. Jednak nie ma tu mowy
o jednoznacznoœci. Biblioteka w utworach Sztyrmera sprawia wra¿enie ¿ywego,
wci¹¿ podlegaj¹cego metamorfozom organizmu. Dzieje siê tak za spraw¹ czasu
– „obojêtnego jej bibliotekarza”, który „ma³o zwa¿aj¹c na gusta dziedzica, nieustannie jedne dzie³a wyrzuca za okno, a drugie jakieœ stawia na pó³kach” (8).
Przestrzeñ biblioteki podobna jest wiêc do zmieniaj¹cego siê wci¹¿ labiryntu,
w którym tak ³atwo siê zagubiæ – nie tylko nie mo¿na odnaleŸæ poszukiwanej
ksi¹¿ki, ale te¿ jej ok³adki, przes³aniaj¹c prawdê, próbuj¹ nie dopuœciæ czytelnika do spotkania z autorem – z jego opowieœci¹ i jego biografi¹; wszak, jak mawia³ bohater Duszy w suchotach, „ksi¹¿ki s¹ to ludzie z papierowym cia³em”28.
27 Sztyrmer w przypisie ironicznie wyjaœnia: „Lêkaj¹c siê, ¿eby mnie nie pos¹dzono o wy-
nalazek jakiejœ nowej filozofii, – uzbroi³em ka¿dy rozdzia³ moich rozmyœlañ god³em, z pism
najcelniejszych filozofów tego œwiata, od znakomitego A, przez ca³e mazowieckie abecad³o, a¿ do nieœmiertelnego Z” (L. Sztyrmer, Bal nad g³ow¹, w: Noc bezsenna…, t. 1, s. 5).
28 L. Sztyrmer, Dusza w suchotach, w: Powieœci nieboszczyka Pantofla…, s. 289. Podobnie powie narratorka Urywków z pamiêtnika oryginalnie wychowanej kobiety o swym
ojcu: „…spo³ecznoœæ przemieni³a siê dla niego w ksi¹¿kê, któr¹ lubi³ czytaæ, nad któr¹ siê
zastanawia³, niekiedy œmia³ siê, niekiedy p³aka³, i która go tyle zajmowa³a, ¿e przesta³ myœleæ o sobie” (L. Sztyrmer, Urywki…, s. 7-8).
43
W takim w³aœnie „ksi¹¿kowym” œwiecie ¿yj¹ bohaterowie utworów Sztyrmera – s¹ oni w wiêkszoœci czytelnikami, niekiedy, jak panna Eleonora, redaktorami cudzych prac, ale jak¿e czêsto s¹ te¿ i pisarzami. Ich biografie wnikaj¹
w powieœci, a przeczytane powieœci wp³ywaj¹ na podejmowane w realnym ¿yciu
decyzje. Pisanie literatury, ale i „pisanie ¿ycia” zostaje podniesione do rangi
metafory egzystencji. Równoczeœnie jednak traktowane bywa doœæ osobliwie
– paradoksalnie utraci³o sw¹ niezwyk³oœæ, spowszednia³o, sta³o siê niemal wy³¹cznie mod¹, towarzyskim obowi¹zkiem. Co chwila na kartach powieœci nieboszczyka Pantofla rozlegaj¹ siê okrzyki:
Œwiêty Jacku! Jak tu wiele poetów!… Prawie w ka¿dym salonie znajdzie siê poeta,
ksiêgarnie zawalone poezjami, ch³opcy na ulicach sprzedaj¹ poemata taniej jak stare poñczochy na tandecie, w przedpokojach ziewaj¹ nad ballad¹ lub sonetem29.
Lokalne, powiatowe salony zat³oczone s¹ „atramentow¹ klas¹ stworzeñ”, które „dybi¹ na Parnas w nadziei laurów i pieczonych go³¹bków od Szanownej Publicznoœci”30:
Kto teraz nie literat, proszê? Hoffmanowi uda³o siê nawet kota zba³amuciæ do tego
stopnia, ¿e ogoniasta bestia niez³¹ niemieck¹ powiastkê poda³a do druku. […] Bez obiadu
i bez autorstwa ¿aden cywilizowany cz³owiek dziœ obejœæ siê nie mo¿e31.
W tym œwiecie spauperyzowanej literatury pisarzem jest tak¿e Wincenty
Pantofel, jednak, co trzeba podkreœliæ, jest on pisarzem niezwyk³ym. Nie tylko
nie potrafi zadbaæ o sw¹ s³awê i pozycjê, ale, co gorsza, jego utwory co rusz rozsypuj¹ siê i gubi¹. Sam bezradnie wyznaje, i¿ niektóre rêkopisma „przepad³y
u mnie, sam nie wiem jakim sposobem, a potem wychodzi³y na œwiat drukowane
bez mej wiedzy i pod cudzym imieniem. Przyw³aszczyciel z grzecznoœci przysy³a³ mi jeden egzemplarz w podarunku” (49). Tak wiêc jego pisarsk¹ spuœciznê
stanowiæ bêd¹ urywki, papiery, szparga³y, pamiêtniki – dzie³a niekompletne, istniej¹ce jedynie we fragmentach i jak¿e podobne tym zagubionym na pó³kach
biblioteki – choæ niewydane za ¿ycia ich autora, dobitnie œwiadcz¹ o jego artystycznej naturze i poetyckiej wra¿liwoœci. Bo jakkolwiek Pantofel nie ma w so29
L. Sztyrmer, Urywki…, s. 23.
L. Sztyrmer, Oczy czarne…, s. 217.
31 Tam¿e, s. 265. Chyba najsro¿szy rozrachunek z literack¹ braci¹ i krytykami przynosi
ostatnie opowiadanie Sztyrmera – Pantofel (Alter ego). Tam z³oœliwie sportretuje areopag
krytyczny ówczesnej literatury, umieszczaj¹c go w wioszczynie o dumnej nazwie Wólka
Helikoñska.
30
44
bie nic z natchnionego romantycznego twórcy i swego pisania nie traktuje jak
pos³annictwa, to jest najprawdziwszym artyst¹. Jego pisanie nie ma czyniæ go
s³awnym, pozostaje raczej, jak wynika z deklaracji Pantofla, rodzajem terapii,
prób¹ zrozumienia w³asnej innoœci, a przy tym ucieczk¹ od udrêk codziennoœci:
O, ile¿ s³odkich chwil przepêdza³em w ciszy mojego gabinetu nad badaniem tajemnic natury albo w smêtnych dumach o œwiecie idealnym, o ludziach wymyœlonych od poetów, o sercach tkliwych, bij¹cych dla mi³oœci, przyjaŸni, prawdy, s³awy i przepe³nionych
tymi wielkimi uczuciami, które tak rzadko spotykamy w towarzystwie! Strudzony prac¹
œpieszy³em za miasto na samotn¹ przechadzkê do lasu, gdzie melancholiczny szum drzew
przemawia³ do mej duszy tajemniczym g³osem przyrodzenia; ko³ysa³em siê w czó³nie, samotny na wodzie, i b³¹dzi³em bez celu przy œwietle ksiê¿yca (44).
Artysta jest dla Sztyrmera osob¹ szczególnego rodzaju. Obdarzony niezwyk³¹ wra¿liwoœci¹, samotny i wyobcowany, ma dar przenikliwego postrzegania
œwiata. Pantofel-artysta jest jednak w tej specyficznej sytuacji, ¿e odbierany przez
innych jako ktoœ kuriozalny i godzien politowania, nie potrafi czy mo¿e nie chce
zaskarbiæ sobie przychylnoœci „Szanownej Publicznoœci”. Pantofel mo¿e siê
wydawaæ œmieszny jako cz³owiek, bo jest ¿a³osnym nieudacznikiem, mo¿e siê
wydawaæ œmieszny jako artysta, bo nie jest modny, bo nie zabiega o uznanie
publicznoœci, ale ta pozycja b³azna – jak trafnie zauwa¿a Ewa Owczarz – „sytuuje [go] poza wszelkimi konwencjami, w idealnej dla artysty sytuacji. Dziêki temu
obraz cz³owieka jest u Sztyrmera tak przenikliwie inny i odkrywczy”32.
Podejmowane w powieœciach tematy, w¹tki, przywo³ywane konwencje artystyczne wyraŸnie sytuuj¹ pisarstwo Sztyrmera w kontekœcie szeroko pojmowanej kultury romantycznej. Ta bliskoœæ tak oczywista w czasie lektury Pantofla.
Historii mego kuzyna staje pod znakiem zapytania, gdy przypomnieæ antyromantyczne deklaracje Ludwika Sztyrmera – Gerwazego Bomby, zgryŸliwego felietonisty „Tygodnika Petersburskiego” pomstuj¹cego na „dziecinn¹” kondycjê
wspó³czesnej literatury33. Czêœciowo tê strategiê krytyczn¹ pisarz wykorzysta³
tak¿e na kartach swych powieœci, gdzie wyœmiewa³ pseudoromantyczne pozy,
drwi³, jak we Frenofagiuszu i Frenolestach, z literackich schematów swej epoki, wreszcie uszczypliwie komentowa³ proces dewaluacji romantycznych wartoœci i samej romantycznej literatury obserwowany w krzywym zwierciadle pro32 E. Owczarz, Kraszewski – ¯michowska – Sztyrmer. U pocz¹tków polskiej tradycji
gatunkowej powieœci o artyœcie, w: Z problemów prozy…, s. 39.
33 Zob. D. Kukuæ, Ludwik Sztyrmer – krytyk na ³amach „Tygodnika Petersburskiego”,
w: Polska krytyka literacka w XIX wieku, red. M. Strzy¿ewski, Toruñ 2005.
45
wincjonalnej rzeczywistoœci. Intryguj¹co poœród tych zarzutów wygl¹da wypowiedziane na pó³ ¿artem, na pó³ serio oskar¿enie romantyzmu o prywatne artystyczne niepowodzenia. W Przedmowie pe³nej skarg i wyrzekañ do tomu Nocy
bezsennej Sztyrmer pisa³:
Przez ca³¹ moj¹ m³odoœæ, ³udzi³a mnie zdradliwa Syrena klasycznej literatury polskiej z ³aciñskim ogonem. Omamiony fa³szywymi wdziêki starej zalotnicy […] wierzy³em
w odurzeniu wszystkim marnym b³yskotkom s³awy na Mazowieckim Parnasie, które mi
obiecywa³a. Siedzia³em w worku zaœlepienia, a¿ do owej wiekopomnej epoki, kiedy z wielkim krzykiem i ha³asem przylecia³ do nas z Litwy m³ody Romantyzm […] Po takiej reformie literackiej, po rozpêdzeniu nadobnych muz, po sromotnej ucieczce jasnow³osego Apollona, po sponiewieraniu lauru wiecznotrwa³ej s³awy, który obojêtnie do³¹czono do pieprzu
i drugich przypraw hultajskiego bigosu, i po innych nies³ychanych gwa³tach; – wiele z tego,
co dawniej by³o zalet¹, sta³o siê nagle wad¹. […] Od tego czasu, zaczê³y siê moje klêski i mêki
literackie, – nie wiedzieæ za jakie winy? – Nie jam, przecie, wynalaz³ literaturê klasyczn¹.
A gdy siê na jej œmieræ spikniêto, czyli¿ nie nale¿a³o nas o tym uprzedziæ i wyznaczyæ termin do pokuty i poprawy? – a nade wszystko, po co siê by³o tak kwapiæ z t¹ reform¹?… Przy
takim poœpiechu nie mogliœmy siê pozbyæ zakorzenianych na³ogów, na komendê wodzów
romantyzmu. – Nie mogliœmy! To te¿ powtarzam, ¿em siê ich dot¹d nie pozby³!…34
Trudno orzec ile tu prawdy, a ile przekory… Pozostaje w tej sytuacji zadaæ najtrudniejsze pytania: Czy Ludwik Sztyrmer by³ pisarzem romantycznym?
Czy za artystê romantycznego mo¿e zostaæ uznany ktoœ, kto tak jawnie od romantyzmu siê odcina, tak ¿arliwie z nim polemizuje? Wbrew wszelkiej logice
wydaje siê, ¿e tak. Przemawia za tym sposób myœlenia o cz³owieku, o tajemnicach ludzkiej egzystencji, a przede wszystkim na wskroœ romantyczna literacka
wyobraŸnia Sztyrmera, dziêki której na kartach powieœci Pantofla œwiat realny
miesza siê z tym, co dziwne i tchn¹ce szaleñstwem35. Kruchoœæ i delikatnoœæ bohaterów Sztyrmera czyni ich ³atwymi ofiarami brutalnego œwiata, ale daje im te¿
pewn¹ przewagê. Czasami œmieszni (jak Pantofel), czasami ekstrawagancko oryginalni (jak Chryzanty z Oczu czarnych) czy wrêcz szaleni (jak choæby Marsza³ek we Frenofagiuszu) widz¹ wiêcej i rozumiej¹ wiêcej; to za ich spraw¹ przypomniana zostaje romantyczna prawda, ¿e tu¿ obok nas, na wyci¹gniêcie rêki czai
siê otch³añ tajemniczych, niezbadanych ¿ywio³ów.
*
34
35
L. Sztyrmer, Przedmowa pe³na skarg i wyrzekañ, w: Noc bezsenna…, t. 1, s. 8-9.
Zob. A. Witkowska, R. Przybylski, Romantyzm, Warszawa 1997, s. 532-533.
46
Iwona Wêgrzyn
Pantofel. Historia mojego kuzyna by Ludwik Sztyrmer. Variations on
the theme of a small biography and a grand library
This sketch attempts at grasping and defining the specificity of an autobiographical project which turns out to be the most essential construction element
of Sztyrmer’s prose writing. The project’s specificity consists in a willingness to
extract from occurrences having been experienced their dormant potentiality, and
in approaching one’s own biography as a script for a literary work. This technique of reprocessing and multiplication of an existential experience bears several
traits of an essayed autobiography written out into a cycle. Consequently, a collection rendering a dynamic image of the ‘self’ is meant, rather than a closed-up
unambiguous work. It is this subjectivity of the character, displayed as it is at
various angles, that determines the centre of Sztyrmer’s fictional world, if not
actually becoming the only essential theme of the story being spun.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
Tadeusz Budrewicz
Kraków
„TRAWKA HIOBA”
(GLOSA DO KRASZEWSKIEGO)
Twórczoœæ Kraszewskiego to literacki kosmos, w którym – aby nie straciæ orientacji – badacze zawsze wyró¿niali pewne skupiska tekstów, na tyle wyraziste, ¿e zas³ugiwa³y na odrêbne miano, np. powieœci ludowe, obrazki powstaniowe, powieœci o artyœcie,
powieœci z ¿ycia szlachty, powieœci o arystokracji; […]. Zbiory te, bloki i cykle, przywo³ane tu dla przyk³adu, powstawa³y w ró¿ny sposób i ró¿ne te¿ s¹ zasady spójnoœci w ich
obrêbie. Na przyk³ad cykl „obrazków z natury”, najczêœciej okreœlany mianem obrazków
powstaniowych […] ukszta³towany zosta³ jako cykl dziewiêciu powieœci przez samego Kraszewskiego przy pomocy „specyficznych znaków sygnalizuj¹cych wzajemn¹ przynale¿noœæ utworów”; wspólne motto (All is true), emblemat graficzny na karcie tytu³owej (krzy¿
otoczony koron¹ cierniow¹), podtytu³ ka¿dego ogniwa („obrazek wspó³czesny narysowany z natury”) oraz kryptonim autorski (Boles³awita) po raz pierwszy zastosowany do tej
w³aœnie grupy utworów1.
W ogl¹dzie pisarstwa Kraszewskiego pasjonuj¹cym zagadnieniem staje siê,
jak to ujmuje Ewa Owczarz, „kwestia ca³oœæ a czêœæ, spójnoœæ a ci¹g³oœæ, ale
równie¿ pisarska spirala powrotów do tematów porzuconych a niedomkniêtych”2.
1
E. Owczarz, Nieosi¹galna ca³oœæ. Szkice o powieœci polskiej XIX wieku. Józef Ignacy
Kraszewski – Ludwik Sztyrmer – Henryk Sienkiewicz, Toruñ 2009, s. 10. U¿yty przez autorkê cytat pochodzi z ksi¹¿ki B. Osmólskiej-Piskorskiej, Powstanie styczniowe w twórczoœci
Józefa Ignacego Kraszewskiego, Toruñ 1963, s. 113.
2 Tam¿e, s. 11.
48
WyraŸnie otwarte granice, podatne na ró¿ne propozycje innych konfiguracji tekstów, maj¹ zbiory czy bloki b¹dŸ cykle (terminologia w tym zakresie nie jest ustabilizowana) powieœci autobiograficznych oraz powieœci o artystach. Do cyklu
o artyœcie3 Wincenty Danek zaliczy³ utwory: Poeta i œwiat (1839), Pod w³oskim
niebem (1845), Pamiêtniki nieznajomego (1846), Sfinks (1847), Powieœæ bez tytu³u (1855), Metamorfozy (1859), Dajmon (1879)4. Józef Bachórz, proponuj¹c
formu³ê „pok³osie Poety i œwiata”, wskaza³ dla tego cyklu tematyczne centrum
i peryferie, w³¹czaj¹c dodatkowo czêœæ Latarni czarnoksiêskiej (1844). Metamorfozy nale¿¹ tu tylko „w pewnym stopniu”, zwi¹zek tematyczny z cyklem maj¹ te¿:
Historia ko³ka w p³ocie (1860), Dzieci wieku (1869-1870), W mêtnej wodzie
(1870), Niebieskie migda³y (1876) i Chore dusze (1881)5. Owczarz nie zalicza
do tego cyklu Pod w³oskim niebem oraz Dajmona, gdy¿ w powieœciach tych nie
ma odwo³añ do Wilna oraz kategorii m³odoœci6. Przeciwnie Kazimierz Maci¹g,
który, operuj¹c bardziej gatunkowo pojemnym terminem „utwór”, w³¹czaj¹c „powieœci i opowiadania”, zaliczy³ do utworów o artyœcie powieœci: Poeta i œwiat,
Latarnia czarnoksiêska, Pamiêtniki nieznajomego, Sfinks, Powieœæ bez tytu³u,
Historia ko³ka w p³ocie, Dzieciê Starego Miasta (1863), Kochajmy siê (1870),
Dzieci wieku (1871), Kawa³ literata (1875-1876), Ada (1877), Dajmon, a nadto
opowiadania: Il fanatico per la musica (1834), Koncert w Krynicy (1883), Dowmund (Kartka z ¿ycia artysty) (1883) oraz szkic Nadworny poeta (1854)7.
Ostatnie propozycje (Bachórz, Owczarz, Maci¹g) wykazuj¹ tendencje do
wykraczania poza kryterium tematyczne jako zasadê wyró¿niania cyklu. Bachórz
pisze o „powracaniu” do pomys³ów, „uzupe³nianiu”, „zagadnieniach komplementarnych”, „rozpisaniu” problemu „na parê tysiêcy stronic innych powieœci”8.
W formule „pok³osie” mo¿na dostrzec intencjê zwrócenia uwagi na zwi¹zki
genetyczne, przyczynowe, intertekstualne. Propozycja Owczarz wi¹¿e temat
artysty z biografi¹ pisarza. Maci¹g daje impuls do szukania zwi¹zków miêdzy
3 Tam¿e, s. 17. Zdaniem autorki „mamy tu do czynienia z cyklem literackim w pe³nym
tego s³owa znaczeniu”.
4 W. Danek, Józef Ignacy Kraszewski, Warszawa 1973, s. 147.
5 J. Bachórz, Józef Ignacy Kraszewski 1812-1887, w: Obraz literatury polskiej XIX i XX
wieku. Seria trzecia. Literatura krajowa w okresie romantyzmu 1831-1863, t. 3, red. M. Janion, M. Maciejewski, M. Gumkowski, Warszawa 1992, s. 472.
6 E. Owczarz, Nieosi¹galna ca³oœæ…, s. 17.
7 K. Maci¹g, Artysta szalony w prozie Józefa Ignacego Kraszewskiego, w: Europejskoœæ
i rodzimoœæ. Horyzonty twórczoœci Józefa Ignacego Kraszewskiego, red. W. Ratajczak, T. Sobieraj, Poznañ 2006, s. 335.
8 J. Bachórz, Józef Ignacy Kraszewski…, s. 472.
49
utworami z pominiêciem problemu genologicznej odpowiednioœci gatunków. Te
próby oœmielaj¹ do szukania dodatkowych wyznaczników zwi¹zków ³¹cz¹cych
pojedyncze utwory w zespo³y, bloki czy cykle, dziêki czemu mo¿liwe jest poszerzenie pola wzajemnego oœwietlania siê tekstów, szukanie dla nich nowych konfiguracji. Jedna z mo¿liwoœci to ³atwa do uchwycenia, bo widoczna w p³aszczyŸnie powierzchniowej tekstów, bezsporna, bo maj¹ca sygnaturê woli autora, sprawa
stosowania mott oraz cytatów9. O tyle jest istotna, ¿e daje szanse wi¹zania tekstu
z osob¹ autora, z pisarskim „ja”, z to¿samoœci¹ opowiadaj¹cego. Uznaje siê motta
za „romantyczne struktury podmiotowe utworu”, „specyficzn¹ strukturê” romantycznej podmiotowoœci10. Pomijaj¹c k³opotliwy technicznie ogrom materia³u do
przebadania, w twórczoœci Kraszewskiego ³atwo wyró¿niæ grupy tworów, które
na ró¿nych poziomach struktury (motta, cytaty i aluzje w przedmowach oraz
wewn¹trz tekstu) odsy³aj¹ do Dantego i Szekspira. Przyk³adowo: wczesn¹ powieœæ Pod w³oskim niebem (1845) rozpoczyna rozdzia³ poprzedzony mottem
z Piek³a Dantego (w jêzyku orygina³u), po którym nastêpuje prozatorski przek³ad ksiêgi pi¹tej poematu. Drugi rozdzia³ wyjaœnia, i¿ poprzedni by³ sprawozdaniem z lektury, któr¹ prowadzi g³ówny bohater. W powieœci Chore dusze (1881)
w tomie drugim opisuje siê krytykê ilustracji Dorégo do Piek³a, póŸniej mamy
ciekaw¹ artystycznie ekfrazê tego¿ fragmentu poematu, gdy¿ bohater – malarz
Wiktor – w tajemnicy oddaje siê sztuce, inspirowany w³aœnie Dantem. Powieœæ
Dwa œwiaty (1855) pokazuje poetê Justyna, który marzy o stworzeniu poematu
zawieraj¹cego sumê doœwiadczeñ ca³ej ludzkoœci. Dopiero ze œmierci¹ poety
utwór taki mo¿e byæ skoñczony. Takie¿ ambicje ma bohater powieœci Dajmon
(1879). W obu wypadkach mo¿na dostrzec idea³, który przyœwieca poetom –
zapewne Bosk¹ komediê11. „Dantejska” konstelacja tekstów poprzez persewero9 Przyjmujê tu zasadnicze konstatacje M. Piechoty, Motto w dziele literackim. Rekonesans, w: Autorów i wydawców dialogi z czytelnikami. Studia historycznoliterackie, red.
R. Ocieczek, Katowice 1992, s. 104-121. Na funkcje dialogowe, w tym polemiczne, mott
romantycznych wskaza³a A. Kowalczykowa, Motto romantyczne. Na marginesie lektur, „Przegl¹d Humanistyczny” 1981, nr 1-2, s. 1-13 oraz has³o Motto w: S³ownik literatury polskiej
XIX wieku, red. J. Bachórz, A. Kowalczykowa, Wroc³aw 1991, s. 576-579. Rozró¿nienie
cytatu i aluzji przyjmujê za J. Grzeni¹, Cytat a aluzja literacka, w: Z problemów wspó³czesnego jêzyka polskiego, red. A. Wilkoñ, J. Warchala, Katowice 1993, s. 107-117: cytat to
„przytoczenie dos³owne (powtórzenie tekstu – wzorca)”, aluzja zaœ „przytoczenie niedos³owne (przekszta³cenie tekstu – wzorca)” – s. 111.
10 J. £awski, Ironia i mistyka. Doœwiadczenia graniczne wyobraŸni poetyckiej Juliusza
S³owackiego, Bia³ystok 2005, s. 21; Owczarz, Nieosi¹galna ca³oœæ…, s. 97.
11 B. Bobrowska wskazuje na inne mo¿liwe wzory: Ducha od stepu J. B. Zaleskiego
i Fausta Goethego (ta¿, Poeta, Dajmon i œwiat, w: Kraszewski – pisarz wspó³czesny, red.
50
wanie niektórych motywów i ich modyfikowanie pozwala obserwowaæ sta³e
i zmienne elementy Kraszewskiego myœli o sztuce.
Co ³¹czy Pamiêtniki nieznajomego, Sfinksa i Hymny boleœci? Wszystkie
s¹ zaopatrzone w motta, którymi s¹ odpowiednie fragmenty Ksiêgi Hioba. Co
ciekawe, pierwsze wydanie Pamiêtników nieznajomego (Warszawa 1846, druk
Samuela Orgelbranda) nie ma motta. Pojawia siê ono w wydaniu drugim („poprawne i przerobione przez autora”, „nak³adem i drukiem Józefa Zawadzkiego”,
Wilno 1854). Bior¹c pod uwagê daty wydañ, otrzymujemy nastêpuj¹cy porz¹dek czasowy mott z Ksiêgi Hioba: 1847 – 1854 – 1857. W sumie – dziesiêciolecie wype³nione prac¹ oko³o wydawania „Athenaeum”, zamkniêciem pisma, kolejnymi zmianami miejsca zamieszkania (Gródek, Hubin, Kisiele i ¯ytomierz)
wzrastaj¹c¹ s³aw¹ pisarsk¹ i przyjmowaniem coraz bardziej presti¿owych obowi¹zków spo³ecznych. To jeden z najbardziej udanych okresów w nie³atwej,
wype³nionej w równym stopniu sukcesami, co tragediami ¿yciowymi, biografii
pisarza. Nie rozstawa³ siê z darowanym mu przez prababkê Z³otym o³tarzykiem12.
¯e po wyjœciu z twierdzy w Magdeburgu co dzieñ siêga³ po modlitewnik, odmawiaj¹c psalmy pokutne13, to nie dziwi. By³ naprawdê ciê¿ko chory, cierpia³ katusze fizyczne, by³ zrujnowany finansowo, w dodatku ¿y³ w nieustannym lêku przed
spodziewanymi szykanami ze strony Bismarcka. W takim stanie ducha szukanie
pociechy w lekturze Pisma œw., przywo³ywanie idei vanitas, jest zrozumia³e. Gdy
jednak rozmyœla siê o cierpieniu w czasie pe³nego rozkwitu si³ ¿yciowych, talentu
i pracy, trzeba rzecz traktowaæ bardzo serio, jako wskazówkê dotycz¹c¹ ugruntowanej postawy filozoficznej. Wolno s¹dziæ, i¿ w próbach nakreœlenia œwiatopogl¹du pisarza pesymizm zajmowa³ zbyt ma³o uwagi. Niew¹tpliwie s³uszna teza
Wincentego Danka o mi³oœci bliŸniego jako stabilnej normie ideowej Kraszewskiego14 zawiera sugestiê o religijnoœci pisarza manifestuj¹cej siê w okresie jego
E. Ihnatowicz, Warszawa 1996, s. 182). Warto zauwa¿yæ, i¿ Dajmon ma motto… z Dantego.
Szerzej o Dantem w pracy pisarskiej, krytycznoliterackiej i translatorskiej Kraszewskiego pisze W. Wasy³enko, Polskie losy Dantego w wieku XIX. Prolegomena do „zaginionego” t³umaczenia „Boskiej komedii” dokonanego przez J. I. Kraszewskiego, Poznañ 1993.
12 Do tej ksi¹¿ki ¿ywi³ niezwyk³y sentyment, ze wzruszeniem opisa³ jej wygl¹d i losy, zwracaj¹c uwagê na wypisane przez w³aœcicielkê god³o ¿yciowe: „Dar Ducha Œwiêtego – mêstwo”.
Zob. J. I. Kraszewski, Ksi¹¿ka praprababki, „Nowiny Niedzielne” 1877, nr 23. Przedruk w:
J. I. Kraszewski, Pamiêtniki, oprac. W. Danek, Wroc³aw 1972, s. 202-206.
13 J. I. Kraszewski, Listy do rodziny 1863-1886. Czêœæ II. Na emigracji, oprac. S. Burkot, Wroc³aw 1993, s. 352.
14 W. Danek, Sylwetka ideowa J. I. Kraszewskiego, w: tego¿, Pisarz wci¹¿ ¿ywy. Studia
o ¿yciu i twórczoœci J. I. Kraszewskiego, Warszawa 1969, s. 51.
51
wspó³pracy z koteri¹ petersbursk¹. W inny nieco sposób, zwracaj¹c uwagê na
wpisanie siê Kraszewskiego w o¿ywienie filozofii katolickiej na pocz¹tku lat
czterdziestych wieku XIX oraz jego studia nad Heglem i heglizmem w tych¿e
latach, rozwa¿a³ religijnoœæ pisarza Henryk Struve15. Przyjê³y siê s¹dy o krytycyzmie Kraszewskiego wobec hierarchii koœcio³a katolickiego oraz roli politycznej, któr¹ odgrywa³ zakon jezuitów. Co do tego nie ma w¹tpliwoœci, œwiadcz¹
o tym publicystyka i powieœci historyczne. Ale w kwestii chrzeœcijañskich korzeni jego œwiatopogl¹du mo¿na i trzeba sporo dopowiedzieæ.
Motta wspomnianych utworów to (podajê w formie kopii zapisu orygina³u ze wzglêdu na wierszotwórcze funkcje zapisu graficznego16):
15
H. Struve, Józef Ignacy Kraszewski w stosunku do filozoficznych d¹¿noœci swego czasu, w: Ksi¹¿ka jubileuszowa dla uczczenia piêædziesiêcioletniej dzia³alnoœci literackiej
J. I. Kraszewskiego, Warszawa 1880, s. 277-326. Autor wywodzi³, i¿ studia filozoficzne nie
zmieni³y jego przekonañ religijnych, „Kraszewski i nadal i po dzieñ dzisiejszy pozosta³ dobrym katolikiem. Ale szczegó³owa treœæ jego wiary, dogmata religijne zest¹pi³y w jego œwiadomoœci na plan drugi, sta³y siê, ¿e tak powiem, spraw¹ prywatn¹ jego serca, z któr¹ ju¿ nie
wystêpowa³ publicznie tak stanowczo i ostentacyjnie, jak w prospekcie filozoficznym do
»Athenaeum«. Broni on i nadal przy ka¿dej sposobnoœci wiary, religii, przeciw najazdom
niedowiarstwa i materializmu, boi siê wszelkiego panteizmu itd., lecz tego wszystkiego nie
czyni ju¿ w imiê œlepej wiary, w imiê niewolniczej uleg³oœci dla dogmatów” (s. 290). W innym miejscu wskazywa³ Struve, i¿ Kraszewski pojmowa³ chrzeœcijañstwo jako „potêgê etyczno-socjaln¹, która w imiê ludzkoœci, postêpu, braterstwa i mi³oœci” (s. 304) powinna pogodziæ konkuruj¹ce ideologie i stronnictwa. Zdaje siê wszak, ¿e kto na kartach tytu³owych
umieszcza motta z Pisma œw., ten wykracza poza „sprawê prywatn¹ jego serca”, poniewa¿
przejmuje funkcje apostolskie. Niew¹tpliwie Kraszewski zaleca³ i propagowa³ system etyki
chrzeœcijañskiej, opartej na Ewangelii, w Wieczorach wo³yñskich (publikowane w odcinkach
w „Dzienniku Literackim” 1859, ca³oœæ po przeróbkach: Lwów 1859) mo¿na wrêcz mówiæ
o postawie i stylu kaznodziejskim. Najbardziej wywa¿one stanowisko w sprawie koœcio³a
i religii u Kraszewskiego zajê³a B. Kosmanowa, Kraszewski mniej znany. Studia i szkice, Bydgoszcz 1999, s. 123-131. Autorka dowiod³a, i¿ mo¿na mówiæ o postêpuj¹cym antyklerykalizmie pisarza przy jednoczesnej trwa³oœci zewnêtrznych oznak religijnoœci (zawsze siê ¿egna³
przed posi³kiem, uczestniczy³ w ceremoniach koœcielnych) i g³êboko wpojonych zasadach etyki
wyprowadzonych z Ewangelii.
16 Por. A. Kulawik, Wprowadzenie do teorii wiersza, Warszawa 1988; A. Grabowski,
Wiersz: forma i sens, Kraków 1999; K. Obremski, „Wiersz dzisia nieznajomy”. Rytm psa³terzowego wersetu w kontekœcie staropolskiej interpunkcji, Toruñ 2000; W. Sadowski, Wiersz
wolny jako tekst graficzny, Kraków 2004. Formê zapisu motta wed³ug typografii orygina³u
powieœciowego zastosowa³a Owczarz, Nieosi¹galna ca³oœæ…, s. 58. Autorka wykaza³a, jakie szkody dla interpretacji przynosz¹ lekkomyœlne ingerencje edytorów, którzy wydaj¹ teksty
pomijaj¹c motta i przedmowy autora (s. 35-37, 96). Likwidacje mott, przypisów autorów etc.
spotyka siê zw³aszcza w t³umaczeniach, co zupe³nie odmienia zak³adany przez autora sposób lektury (redukcja intertekstowoœci). Z tych wzglêdów siêgamy tu do pierwodruków.
52
Sfinks
Cz³owiek urodzony z niewiasty, ¿ywi¹c przez
czas krótki, nape³nion bywa wiel¹ nêdz.
Który wychodzi jako kwiat i skruszony bywa,
a ucieka jako cieñ, i nigdy nie trwa w tym¿e stanie.
Ksiêgi Joba XIV.1.2.
Pamiêtniki nieznajomego
Cz³owiek urodzony z niewiasty, ¿ywi¹c przez czas krótki
nape³nion bywa wiel¹ nêdz.
Który wychodzi jako kwiat, i skruszony bywa, a ucieka
jako cieñ, i nigdy nie trwa w tym¿e stanie.
Xiêgi Job. R. XIV, w. 1.2.
Cz³owiek podobny sta³ siê marnoœci, dni jego jako cieñ
przemijaj¹. Xiêgi Psalmów, Psalm CXLIII, w. 4.
Hymny boleœci
Teraz te¿ w gorzkoœci jest mowa moja
Xiêgi Hioba XXII.2.
W Biblii t³umaczenia Jakuba Wujka, sk¹d Kraszewski cytowa³ te fragmenty
(zdarza³o mu siê te¿ odwo³ywaæ do tekstu Biblii Leopolity, o czym póŸniej), przy
wersecie drugim rozdz. XIV mamy odsy³acz do Psalmu 143, wers 4. Tak te¿, podwoiwszy motto, uczyni³ pisarz w Pamiêtnikach nieznajomego. W Hymnach boleœci mo¿e wskutek problemów z korekt¹ (wydane w Pary¿u, autor w tym czasie
przebywa³ w ¯ytomierzu) zdarzy³a siê omy³ka druku. Cytat w motcie pochodzi
z rozdzia³u XXIII (w jubileuszowym roku 1879, u W³adys³awa Anczyca, nak³adem zbiorowym krakowskich drukarni jako dar dla pisarza ukaza³o siê drugie
wydanie z identyczn¹ pomy³k¹17). Motto w Sfinksie wyznacza powieœci styl lektury jako filozoficznej paraboli o przemijaniu cz³owieka wraz z jego pragnieniami
i nadziejami. Ta myœl jest w Pamiêtnikach nieznajomego wzmocniona o dodatkowe,
autorytatywne stwierdzenie, wyraŸniej wi¹¿¹ce ksiêgê Hioba z ide¹ wanitatywn¹18.
17
Dodajmy przy okazji, ¿e w tomie Kraszewskiego Poezje, Lwów 1888, wydawca przy
Hymnach boleœci nie umieœci³ motta. Fakt o tyle ciekawy, i¿ ów tom, choæ wydany poœmiertnie, by³ przygotowywany do druku przez W³adys³awa Be³zê z upowa¿nienia autora, Be³za
opracowa³ go ju¿ w roku 1883; w obszernym bloku listów Be³zy do Kraszewskiego (BJ rkps
6487 IV, t. 27) mamy niemal sprawozdanie z kolejnych czynnoœci wydawcy. Kolejny to przyk³ad niepokoj¹cej samowoli edytorów w gospodarowaniu intencjami autorów.
18 Por. D. Künstler-Langner, Idea vanitas, jej tradycje i toposy w poezji polskiego baroku, Toruñ 1996, s. 34-35.
53
Hymny boleœci wprowadzaj¹ wyraŸny trop podmiotowy (zaimek „moja”) i sugestiê, i¿ dyskomfort psychiczny jest stanem rozci¹gniêtym w czasie („teraz te¿”,
zatem najpewniej stan ten wystêpuje nie po raz pierwszy, ju¿ mia³/miewa³ miejsce
wczeœniej). Z niekonsekwencji typograficznych nie mo¿na wyprowadzaæ powa¿niejszych wniosków, poza stwierdzeniem, ¿e ró¿ne oficyny drukarskie stosowa³y
ró¿ne czcionki.
Konstelacjê „Hiobow¹” mo¿na rozszerzyæ na Powieœæ bez tytu³u. Powieœæ
ma nastêpuj¹ce motto:
Militia est vita hominis super terram. Legenda œredniowieczna.
Owczarz przyjmuje tu t³umaczenie: „bojowanie jest ¿ywot cz³owieka na
ziemi”, sygnalizuj¹c przy okazji, i¿ motto wpisuje ten utwór „w wiêksz¹ ca³oœæ
oznaczon¹ równie wymownymi i podobnie ukierunkowuj¹cymi epigrafami” 19.
Skoro Kraszewski chcia³, aby czytelnicy identyfikowali owo motto jako myœlowy dorobek œredniowiecza, jako mikrotekst anonimowej poezji religijnej, zwi¹zanej z doœwiadczeniami nie cz³owieka pojedynczego, lecz zbiorowoœci, trzeba
tê wolê autora uszanowaæ i do interpretacji w³¹czyæ zawartoœæ myœlow¹, œwiadomoœæ gatunkow¹ i stylistyczn¹ œredniowiecza, nawet gdyby owo w³¹czenie
kontekstu œredniowiecznego mia³o ujawniæ jakieœ pok³ady polemicznego stosunku
pisarza. U¿ycie ³aciny w motcie zawê¿a kr¹g odbiorców do osób dobrze wyedukowanych humanistycznie. W wieku XIX nie by³o o to trudno, zreszt¹ Kraszewski czêsto u¿ywa³ cytatów obcojêzycznych w mottach (doœæ czêsto z jêzyka w³oskiego i angielskiego, zdarza³o mu siê te¿ spo¿ytkowaæ fragment ludowej pieœni
obcojêzycznej, co praktycznie uniemo¿liwia weryfikacjê). £acina w anonimowym
tekœcie nadawa³a powieœci, maj¹cej tak wyraŸne krajowe realia, znaczenie prawdy uniwersalnej, wpisywa³a los jednostkowy bohatera-poety w kr¹g doœwiadczeñ
pozaczasowych. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby przy tej okazji nie upomnieæ
siê o Ksiêgê Hioba. Pozornie ukryta za wskazówk¹ Ÿród³ow¹ motta, dla znaj¹cego ³acinê czytelnika z czasów Kraszewskiego bez trudu ods³ania³a swój zwi¹zek
z rozdz. 7, wersem 1 Ksiêgi Hioba (w przek³adzie Wujka: „Bojowanie jest ¿ywot cz³owieczy na ziemi; a jako dni najemnicze dni jego”).
19
E. Owczarz, Nieosi¹galna ca³oœæ…, s. 98. Taka lekcja jest powszechna. Mamy j¹
w edycji powieœci w Wydawnictwie Literackim (wyd. 2, Kraków 1974, t. 2, s. 270). Podobnie, z odsy³aczem do Ksiêgi Hioba, jest w: Skrzydlate s³owa. Wielki s³ownik cytatów polskich i obcych, Wydanie nowe poprawione i znacznie rozszerzone, oprac. H. Markiewicz,
A. Romanowski, Kraków 2005, s. 47.
54
Motta z Biblii spotykamy i w innych utworach, co stwarza dodatkowy
kontekst interpretacyjny. Mamy zatem:
Tomko Prawdzic. Wierutna bajka (Lwów 1850)
… Rzek³ mu Pi³at: Co jest prawda?
S. Jan. Rozdz. XVIII w. 38.
???????????????????????????????
Epigraf z niewydanej rozprawyo filozofii przez X. X.
Kordecki. PowieϾ historyczna (Wilno 1852)
I œwi¹toœci Twoje podeptane s¹, i splugawione s¹, i Kap³ani Twoi
stali siê na p³acz i na poni¿enie.
I oto poganie zebrali siê na nas, aby nas wyg³adzili, Ty wiesz co
myœl¹ przeciwko nam.
Jako¿ siê bêdziem mogli ostaæ przed obliczem ich, jeœli Ty Bo¿e nas
nie ratujesz?
Macchab. Ksiê. I Rozdz. 3. w. 51.53.
Dwa œwiaty. Powieœæ (Wilno 1856)
Widzia³em wszystko, co siê dzieje pod s³oñcem:
a oto wszystko marnoϾ i utrapienie ducha.
Ecclesiates R. I. w. 14.
Ka¿dy z nas dŸwiga swe brzemiê…
Anonim
Choroby wieku. Studium patologiczne (Wilno 1857)
Ducha nie gaœcie.
S. Pawe³ do Thessalon. R. V. 19.
Trudno tym, co w pieni¹dze ufaj¹
wnijœæ do Królestwa Bo¿ego.
Œ. Marek R. X. 24.
Bo¿a czeladka (Wilno 1858)
Ktobykolwiek miêdzy nami (!) chcia³ wiêkszym byæ,
niech bêdzie s³ug¹ waszym.
A ktoby miêdzy wami chcia³ pierwszym byæ, bêdzie
s³ug¹ waszym.
Jako syn cz³owieczy nie przyszed³, aby mu s³u¿ono,
ale s³u¿yæ i daæ duszê sw¹ na okup za wielu.
Mateusz Rozdz. XX. 26-28.
Trwaj¹ wiara, nadzieja, mi³oœæ: to troje a z tych
wiêksza jest mi³oœæ.
Pawe³ do Korynt. R. XIII. 13.
55
Doœæ czêsto spotykamy tu niewielkie modyfikacje w stosunku do tekstu
kanonicznego (najczêœciej cytowanie fragmentu wersetu, wielka litera tworzy
wtedy iluzjê przytoczenia ca³oœci). Z ogl¹du ca³oœci zbioru mott widaæ, i¿ Kraszewski dobrze zna³ Bibliê w ca³oœci, czêœciej cytowa³ Stary Testament, stale –
przez lata – wraca³ myœlami do tematyki vanitas, motta by³y przezeñ u¿ywane
dla zaznaczenia problematyki filozoficzno-spo³ecznej utworów. W twórczoœci
pisarza z tego okresu motta biblijne przeplataj¹ siê z ³acin¹ literacko-filozoficzn¹ staro¿ytnego Rzymu. Roma i Jeruzalem to dwa Ÿród³a ¿ywe refleksji o cz³owieku i œwiecie.
Obok mott cykl „Hiobowy” tworz¹ cytaty i aluzje, u¿yte wewn¹trz tekstów.
Sfinks
Bohater powieœci, malarz Jan Rugpiutis, przechodzi kolejne etapy wtajemniczenia w warsztat plastyczny i poznaje ró¿ne estetyki, ucz¹c siê w Wilnie, w Warszawie, potem we W³oszech, wreszcie osiada w Wilnie, chc¹c tu tworzyæ i utrzymywaæ siebie i rodzinê ze sztuki malarskiej. Ze szko³y w³oskiej wyniós³ kult piêkna
materialnego, zatraci³ ¿yw¹ wiarê i idealizm. W Wilnie potrzeby rynku kulturalnego
s¹ tak niewielkie, ¿e umiejêtnoœci Jana nie znajduj¹ popytu. Wziêcie u klientów
maj¹ za to partacze, nawet nie czeladnicy w sztuce malarskiej, a zwykli amatorzy.
Wyró¿nia siê w œrodowisku wileñskim ¿ydowski plastyk Jonasz, tote¿ jak Jan jest
przez nie odrzucony. W jego pracowni dochodzi do rozmowy o sztuce. Jonasz
wyjaœnia, i¿ czuje siê czêœci¹ swego cierpi¹cego narodu, inspiruj¹c siê „pismem,
ostatnim zabytkiem Izraela, któren u ludów znalaz³ przyjêcie”20. Rozmowa malarzy dotyczy zagadnienia aktu twórczego oraz losu narodu, którego czêœci¹ jest
artysta z którym twórca uczuciowo siê identyfikuje. Cytat wprawdzie obszerny,
ale wart przytoczenia z uwagi na wieloœæ odwo³añ do Ksiêgi Hioba:
Ja tworzê jak rodzi matka z boleœci¹ i krzykiem.
– Któ¿ inaczej? spyta³ Jan poruszony.
– Któ¿ z was nie czyta³ ksi¹g Hioba, tego arcydzie³a poezji wielkiej, natchnionej,
œwiêtej? Tam jeden ustêp wedle mnie doskona³ym jest obrazem tworzenia umys³owego,
tworzenia jak ja je pojmujê, tego porodu myœli, która staje przed nami oddzielaj¹c siê od
nas, i czêsto upokarza lub zadziwia tego, co j¹ z siebie wyda³ na œwiat.
Pochwyci³ Bibli¹ ze stolika i wpatruj¹c siê w ni¹ wyrzek³, t³umacz¹c dr¿¹cym od
wzruszenia g³osem:
20
J. I. Kraszewski, Sfinks, cz. 2, Warszawa 1847, s. 65.
56
– „Iza¿ ty wiesz czas porodzenia dzikich kóz na ska³ach albo dojrza³eœ kiedy jako
³anie rodz¹? Rozlicza³eœ miesi¹ce poczêcia ich, a zwiedza³eœ czas rodzenia ich? Schylaj¹ siê
do p³odu i rodz¹, ryk niema³y wypuszczaj¹. Oddziela siê od nich p³ód ich, a odchodzi. Odchodz¹ a nie wracaj¹ siê do nich” (1).
Tak z rykiem boleœci tworzy prawdziwy sztukmistrz i myœl od niego od³¹cza siê a nie
wraca. Idzie w œwiat na pastwê, na ciosy, na to, by niepoznana lub zabita zosta³a, jako dzieciê ³ani i dzikie koŸlê.
Spuœci³ g³owê m³ody Izraelita.
Jan ods³oni³ obrazek stoj¹cy, choæ malarz z lekka siê temu zdawa³ opieraæ jeszcze.
– A! – zawo³a³. – I to z ksi¹g Hioba, chwila, gdy mu siê ur¹ga ¿ona, a trzej przyjaciele siedz¹ z nim milcz¹c na ziemi.
– Tak! – rzek³ Jonasz – a Hiob to naród nasz i z nim powinienem powiedzieæ na próbie: »Jeœliœmy przyjêli dobra z rêki Bo¿ej, z³ego czemu byœmy przyjmowaæ nie mieli?«(2).
I znalaz³ Izrael w obcej ziemi niejedn¹ niewiastê, co mu ur¹ga, ale nie ma trzech przyjació³,
co by w g³uchym milczeniu boleœci siedm dni oko³o zranionego przesiedzieli!
Spojrzeli na ma³e p³ótno, które by³o przeœliczne. Typy wschodu, stroje wschodnie,
koloryt prawdziwie wschodni.
Jaka boleœæ spokojna a g³êboka w g³owie nagiego starca, jakie nikczemne ur¹ganie
w kobiecie? Trzej przyjaciele: Elias Themanitczyk, Baldad Suhitczyk i Sofar Naametczyk,
ka¿dy inaczej wyra¿ali boleœne wspó³czucie i litoœæ serdeczn¹. Trzy te g³owy zachwycaj¹ce
by³y boleœci powag¹. Skalisty pejza¿ jak gdyby z natury wziêty s³u¿y³ za t³o tej scenie. Postacie wszystkie choæ nie mia³y nad kilka cali, choæ pieszczone, wykoñczone, miêkko jednak i szerokim pêdzlem zrobione by³y. Tors Joba i chorobliwe plamy jego cia³a, z dziwn¹
doskona³oœci¹ wyra¿a³y boleœæ sromotn¹ a nie by³y przecie obrzydliwe lub ohydne. […]
A! Któ¿ z nas nie uczu³, oddaj¹c myœl sw¹ o¿ywion¹, narodzon¹ z siebie, jakie j¹ losy
na œwiecie czekaj¹? Nie jestli to koŸlê Hioba? W jakie siê rêce dostanie, co j¹ za przeznaczenie spotka? Nie jestli to owo jaje strusiowe tej¿e ksiêgi (1), które „noga podeptaæ mo¿e albo
zwierz polny zetrzeæ”?21
Hymny boleœci
¯ycie – tajemnic wêze³, który œmieræ rozcina,
Pó³ chwilki wœród wiecznoœci, a d³ugie bez koñca,
Z jednej strony kolebka, z drugiej rozwalina.
W œrodku trawka Hioba i promyczek s³oñca22.
21 Tam¿e, s. 68-72. Przypisy pochodz¹ od autora, wskazuj¹c kolejno: „(1) T³um. Scharffenberg. 1561”, „(2) Rozdz. 11. w. 10”, „(1) Rozdz. 39, w. 13, 14, 15”.
22 J. I. Kraszewski, Hymny boleœci, Pary¿ [1857], s. 18. W Ksiêdze Hioba kilkakrotnie
wystêpuje motyw trawy zielonej jako symbolu natury, p³odnej z woli Boga. Hiob przyrównuje sw¹ egzystencjê do ŸdŸb³a usch³ego i listka oderwanego od drzewa. W Sfinksie (s. 65)
Jonasz parafrazuje Ksiêgê Hioba (XIV, 2), odnosz¹c j¹ do narodu ¿ydowskiego: „¯ycie nasze zesch³o jak trawa i minê³o jako cieñ”. Tu trawa zastêpuje kwiat. W latach czterdziestych
57
Opuszczeni, wzgardzeni, zdradzeni, popchniêci
Od swych dzieci zaparci, przez braci wyklêci,
Coœcie z ³o¿a Hioba modlili siê Bogu
¯ebrz¹c politowania u ojców swych progu,
[…]23
Powieœæ bez tytu³u
Szarski – poeta, marzyciel, idealista, cz³owiek szlachetny w intencjach, ale
pozbawiony zmys³u praktycznego, spotyka siê z propozycj¹, aby wykorzysta³ swe
uzdolnienia literackie, pisz¹c – za op³at¹ – paszkwil na osobistoœæ, do której zamawiaj¹cy tê „us³ugê” czu³ osobist¹ niechêæ. Oburzony Szarski wyrzuca go za
drzwi z okrzykiem: „Trucizny! Trucizny chcesz od poety!”, nastêpnie wpada
w d³ug¹ tyradê, pomstuj¹c na œwiat:
[…] co za stekowisko brudów! jaka ka³u¿a b³ota! I wpoœród niej, wœród tego rozlanego powodzi¹ zepsucia, hañby, pod³oœci, wszyscy, wszyscy tak upadliœmy duchem, ¿e nikt
nie œmie wstaæ, podnieœæ siê i zaryczeæ g³oœno na ca³¹ ziemiê proroctwem zniszczenia, potê¿nym wo³aniem o pokutê i modlitwê! […] Gdzie siê dotkn¹æ, rany jak na ciele Hioba,
wrzody jak na £azarzu – choæ na nich suknie wytworne24.
Kraszewski prowadzi³ intensywne studia materia³owe nad poezj¹ staropolsk¹, któr¹ zna³
gruntownie, o czym œwiadcz¹ jego prace historycznoliterackie i edytorskie, a tak¿e liczne cytaty rozsiane po w³asnych utworach literackich. Móg³ znaæ i tê poetyck¹ parafrazê:
„Czyli¿ siê przeciw tworcy swemu glina,
Albo podniesie na wiatr walny trzcina?
I proch nikczemny tym stworzony koñcem,
A¿by siê mia³ z jasnym równaæ s³oñcem?
(……………………………………..)
Bo có¿em ja jest, jeœli nie list suchy,
Który wiêc z drzewa wietrzne miec¹ duchy,
Albo znikome ŸdŸb³o i wiotcha plewa,
Na któr¹ twoja surowoœæ siê gniewa?”
– Job cierpi¹cy, z dobr i fortun wyzuty, na dzieciach i zdrowiu dotkniony, a potem przez ³askê i mi³osierdzie Boskie, nad wszelkie mniemanie przyjacio³ swoich usprawiedliwiony
i wszystkim we dwójnasób nadany, z ³aciñskiego na polskie wed³ug Kommentu S. Grzegorza Wielkiego Koœcielnego Doktora wierszem prze³o¿ony w Roku Pañskim 1705 przez W.
S. Chroœciñskiego, Warszawa, b.d., s. 14, 50.
23 J.I. Kraszewski, Hymny boleœci, s. 27.
24 J.I. Kraszewski, Powieœæ bez tytu³u, t. 2, s. 199.
58
Choroby wieku
Zamo¿na rodzina ziemiañska uosabia ekonomiczno-œwiatopogl¹dowe doktryny liberalizmu, kosmopolityzmu, oderwania siê od tradycji rodzimych i cnót
ewangelicznych. Skrajny materializm tych pogl¹dów dziwi i gorszy nawet dzieci – sieroty, oddane na wychowanie bogatemu krewnemu. Kraszewski przeprowadza w tej powieœci jedn¹ z lekcji publicystycznych o zagro¿eniach p³yn¹cych
ze zmaterializowanej cywilizacji Zachodu25. Pyszni bogacze nieoczekiwanie
przegrywaj¹ zapomniany ju¿ proces (motyw jak w Niebieskich migda³ach) i trac¹ maj¹tek. Narrator komentuje ow¹ nag³¹ zmianê losu: „Jest¿e cz³owiek, który
by zaufawszy w dostatkach Hioba, nie móg³ siê zbudziæ w Hioba bar³ogu?”26.
Dwa œwiaty
Powieœæ przeprowadza ostr¹ krytykê ziemiañstwa, które nie potrafi sprostaæ bie¿¹cym zadaniom gospodarczo-spo³ecznym. Kolejne pokolenia s¹ coraz
mniej udane, mê¿czyŸni z rodu Karliñskich to s³abeusze psychiczni i lichoty
moralne; kobiety to lalki marz¹ce o bogatym zam¹¿pójœciu a niedostrzegaj¹ce
obok siebie prawdziwie g³êbokich uczuæ. Arystokracji s¹ przeciwstawiane obrazy ró¿nych typów szlacheckich, którzy ¿yj¹ szczêœliwie w zgodzie z natur¹
i braterstwie z wieœniakami, tworz¹c sielankowe wzory cnót ewangelicznych.
Kilka razy autor siêga po motyw Hioba. Chor¹¿yc Karliñski, samotnik i dziwak, ¿yj¹cy wspomnieniami dawnej œwietnoœci rodu, roztacza przed s³uchaczami dzieje rodziny. Mówi¹c o braciach, którym przypad³y skrajnie odmienne losy
¿yciowe, wyjaœnia: „przecie¿ widoczna ³aska Bo¿a jednego powo³a³a do lepszych losów, do wy¿szych miejsc, drugiego str¹ci³a z wy¿yn na bar³óg Hioba”.
W opisie mieszkania Drabickiego (szlachetny, niezbyt praktyczny marzyciel
wykorzystany przez Karliñskich) narrator zwraca uwagê na pewien niedostatek, co daje narratorowi okazjê do refleksji o losie dusz artystycznych: „Wiele¿ to razy cz³owiek, co czuje potrzebê piêkna i pragn¹³by siê nim otoczyæ,
25 Za „pamflet na nowoczesnoœæ” uzna³ Choroby wieku Tomasz Kizwalter, który zreszt¹
dyskusji wywo³anej t¹ prac¹ w prasie Królestwa Polskiego poœwiêci³ obszerny rozdzia³. Por.
T. Kizwalter, „Nowatorstwa i rutyny”. Spo³eczeñstwo Królestwa Polskiego wobec procesów
modernizacji (1840-1863), Warszawa 1991, s. 99-153. Zob. te¿ E. Czapiewski, Miêdzy buntem a ugod¹. Kszta³towanie siê pogl¹dów politycznych Józefa Ignacego Kraszewskiego,
Wroc³aw 2000, s. 136.
26 J. I Kraszewski, Choroby wieku. Studium patologiczne, t. 2, Wilno 1857, s. 193.
59
walczyæ musi z niedostatkiem, który go zmusza ¿yæ wœród Hiobowego œmieciska, w bar³ogach odra¿aj¹cych?”27.
W póŸniejszej twórczoœci, z okresu drezdeñskiego, aluzje do Hioba spotyka siê okazjonalnie. Tak w Orbece (1868), mówi¹c o uroku dawnego ¿ycia szlacheckiego, narrator stwierdza, i¿ jego zalet¹ najwiêksza by³y cisza i spokój. „[…]
w ciszy chciano spêdzaæ ten ¿ywot Hiobowy, ¿ywot prób i boleœci, jak najmniej
pragn¹æ, jak najmniej wywo³uj¹c walk i przygód, byle siê czysto i ca³o do brzegu wiecznoœci przybi³o!”28. W powieœci Na bialskim zamku (1883), charakteryzuj¹c ¯yda Froima, autor pisze, ¿e choæ go dotknê³y ró¿ne klêski, gdy by³ zamo¿nym arendarzem, nie z³ama³ siê. „Lecz by³a to Hioba natura, wiêc wylawszy siê
ze skargami przed Panem, b³ogos³awi³a rêkê jego i cierpliwie czeka³a podŸwignienia, pociechy z nieba lub wyzwolenia”29. Wielokrotnie spotyka siê w powieœciach z okresu wo³yñskiego ró¿ne parafrazy s³ów Hioba, co dodatkowo potwierdza wagê Ksiêgi Hioba dla pogl¹dów pisarza. Najczêœciej motyw Hioba wi¹¿e
siê ze znaczeniem niepewnoœci materialnych sukcesów ¿yciowych, nag³ej i radykalnej odmiany pozycji spo³ecznej oraz odra¿aj¹cego i budz¹cego politowanie symbolicznego ³o¿a boleœci (bar³óg, œmietnik).
Utwory, w których autor poprzez motto, cytat lub aluzjê przywo³ywa³ postaæ Hioba, jego los i jego reakcjê na ¿yciowe nieszczêœcia, s¹ doœæ zró¿nicowane
fabularnie. Zasadniczo jednak nauka filozoficzna, która z nich p³ynie, powtarza
siê, tote¿ mo¿na je traktowaæ jako zbiór po³¹czony intencj¹ dydaktyczno-moralizuj¹c¹. W wiêkszoœci wymienionych tu tytu³ów z okresu wo³yñskiego napotykamy na poszukiwania filozoficzne, sygnowane ró¿nymi nazwiskami twórców
systemów myœlowych. Najczêœciej mówi siê o Platonie i Heglu, rzadziej o Epikurze. Autor zreszt¹ wymienia mnóstwo nazwisk filozofów, pogl¹dy niektórych
wykpiwa30, widaæ jednak ze sposobów referowania, i¿ nieraz powtarza s¹dy
27
J. I. Kraszewski, Dwa œwiaty, Lwów 1872, s. 221, 104.
J. I. Kraszewski, Orbeka. PowieϾ, Warszawa 1885, s. 5.
29 J. I. Kraszewski, Na bialskim zamku. Powieœæ historyczna z czasów Augusta III, t. 1,
Warszawa 1883, s. 110.
30 W Tomku Prawdzicu, najbardziej „filozoficznej” powieœci pisarza, spotykamy stwierdzenia, które równie dobrze mog³yby siê znaleŸæ w krytyczno-ironicznej analizie filozofii
B. Trentowskiego, przedstawionej w: J. I. Kraszewski, System Trentowskiego treœci¹ i rozbiorem analityki loicznej okazany, Lipsk 1847. Filozof nie pozosta³ mu d³u¿ny i w Panteonie wiedzy ludzkiej…, t. 3, Poznañ 1883 (rozdz. CXCVII) na kilkunastu stronach wyœmia³
Kraszewskiego koncepcjê zaœwiatów, przedstawion¹ w Mogi³ach (1859). T³umacz¹c streszczenie filozofii Hegla, da³ Kraszewski dowód, ¿e zapoznawa³ siê z ni¹ sumiennie. Zob. A. Ott,
Idea systematu Hegla [przek³. J. I. Kraszewski], Wilno 1845. T³umacz na s. 79 czyni uwagê
polemiczn¹, zaznaczaj¹c, i¿ nieœmiertelnoœæ duszy „opiera siê najmocniej na wyobra¿eniu
28
60
z opracowañ, ¿e o samodzielnej, wnikliwej lekturze mo¿na mówiæ w wypadku
Platona i Hegla. Ksiêga Hioba jest obok nich trzecim wa¿nym fundamentem myœli
pisarza. Nie wchodz¹c w referowanie szczegó³owe, mo¿na uj¹æ zawartoœæ myœlow¹ powieœci Kraszewskiego z lat czterdziestych i piêædziesi¹tych w kilka zasadniczych twierdzeñ:
– œwiat materialny, w tym cz³owiek, jest form¹ nietrwa³¹, podleg³¹ zmianom w czasie; rodzi siê i umiera; wobec idei wiecznoœci i nieskoñczonoœci trwanie form materii jest niezauwa¿aln¹ chwilk¹,
– starania o szczêœcie doczesne, materialne, d¹¿enie do szczêœcia, które trwa
tak krótko, jest wyborem fa³szywych wartoœci,
– nieœmiertelnoœæ mo¿e byæ przypisana tylko Bogu, który stworzy³ œwiat
i kieruje jego rozwojem,
– rozwój i doskonalenie (postêp) jest prawem, któremu podlega wszystko,
cokolwiek stworzy³ Bóg, gdy¿ Bóg jest doskona³y i jego dzie³a musz¹ siê doskonaliæ, d¹¿¹c do Boga,
– postêp wymaga œmierci form poprzednich, ka¿da nowa oznacza urodziny i zgon, mogi³y i kolebki;
– postêp, doskonalenie wymaga cierpienia, trudu, pracy,
– ka¿de istnienie jest po¿yteczne, gdy przyczynia siê do pomniejszania
cierpieñ i wzrostu doskona³oœci,
– sensu cierpienia cz³owiek nie jest w stanie rozpoznaæ, skoro obserwuje tylko
chwilowe formy istnienia œwiata; sens nadaje Bóg, trzeba zawierzyæ Bogu i przyj¹æ z jego r¹k cierpienie z takim samym spokojem, z jakim przyjmuje siê szczêœcie,
– nikt nie jest monad¹, cz³owiek jest czêœci¹ ludzkoœci, dlatego ¿ycie jest
poœwiêcaniem siebie dla innych, wyzbywaniem siê swego egoizmu na rzecz dobra innych.
sprawiedliwoœci Bo¿ej, na wyobra¿eniu celu ¿ycia. Jaki by by³ cel ¿ycia, doskonalenia siê
itd., gdyby to wszystko nie by³o przygotowaniem tylko”. Ta uwaga mo¿e byæ wpisana niemal do ka¿dej z analizowanych powieœci. Wszystkie stawiaj¹ pytania filozoficzne, wszystkie s¹ dialogami sokratycznymi, na wzór Platona. W Pamiêtnikach nieznajomego z pojêcia
nieœmiertelnoœci duszy autor wyprowadza zasadê stoicyzmu chrzeœcijañskiego. „To, co zowiecie cierpieniem, czego siê lêkacie, unikacie, jest w³aœnie ¿yciem. To, co zowiecie szczêœciem, jest pó³-œmierci¹. Dobre to by³o takie szczêœcie dla œwiata staro¿ytnych, co z tej strony grobu mieœci³ wszystko, dalej nic nie widzia³ i obserwuj¹c zyski boju i straty doszed³, ¿e
lepiej nie wojowaæ, bo nie ma o co. Dziœ zmieni³y siê rzeczy. Mamy przysz³oœæ i cel. Celem
jest udoskonalenie nasze, wzniesienie moralne; a do osi¹gniêcia tego celu idziemy przez
boleœci, p³acim je ³zami, dumni bêd¹c i radzi w sercu ofiarom” (t. 1, s. 236-237). To lekcja
Hioba w wieku dziewiêtnastym.
61
Mo¿na tak dopisaæ jeszcze kilka czy kilkanaœcie twierdzeñ. Nie zmieni¹
zasadniczego obrazu: Kraszewski wypracowa³ zasady etyki, których siê trzyma³
przez ca³e ¿ycie, a które godzi³y platonizm z chrzeœcijañstwem, triadê prawda –
dobro – piêkno z triad¹ wiara – nadzieja – mi³oœæ. Mo¿e nawet nie wypracowa³,
ile znalaz³ jêzyk filozoficzny na miarê wieku XIX, znalaz³ sposób mówienia o podstawowych prawdach Ewangelii w warunkach rozwiniêtej cywilizacji. W Metamorfozach mamy motyw Ewangeliczki, starego modlitewnika, z którym bohater
idzie przez œwiat. Tak jak w ¿yciu samego autora, który wszak nie dla pasji bibliofilskiej przechowywa³ Z³oty o³tarzyk. Umieraj¹cy bohater Pamiêtników nieznajomego odchodzi ze œwiata pogodnie, bo wie, ¿e
[…] rozwinienie cz³owieka, który z siebie doskonalsz¹ czyni istotê, ni¿eli by³ w pocz¹tku; ¿e ¿ycie postêpu nie mo¿e siê koñczyæ nicoœci¹, zgonem. U wrót œmierci ka¿dy jest
tym, czym siê uczyni³ przez ¿ycie; a kto nie powie w sercu swym, ¿e zdoby³ stanowisko
wy¿sze, kto nie mo¿e ani myœl¹, ani czynem usprawiedliwiæ swych praw do innego ¿ywota,
ten zapewne nie posiêdzie go. Œmieræ cz³owieka, co spe³ni³ lata swe w staraniu o doskona³oœæ, o cnotê, jest uœnieniem spokojnym. […] nie spodziewaj siê szczêœliwoœci na ziemi
w rozumieniu takim, w jakim j¹ pospolicie bior¹. Gdybyœmy tu mogli byæ szczêœliwi, nie
bylibyœmy gdzie indziej; szczêœcie tutejsze to spokój sumienia, to zaparcie siê siebie, to udoskonalenie duchowne. […] Nie patrz na przysz³oœæ jak na weso³¹ przechadzkê, po której
bokach rosn¹ wonne kwiatki i szemrz¹ strumienie, ale jak na ciê¿k¹ pielgrzymkê wiod¹c¹
do celu wielkiego31.
Nauka p³yn¹ca z Ksiêgi Hioba by³a dla Kraszewskiego sta³ym impulsem
równie¿ w ¿yciu w³asnym i ¿yciu narodu, którego by³ czêœci¹. Zofia Romanowiczówna wspomina³a, jak w roku 1862 po lekturze Mogi³ spotka³a siê z opiniami,
i¿ autor wyrazi³ w nich myœl: i¿ „Polska zginê³a raz na zawsze” a autor „sieje
w narodzie zw¹tpienie i zniechêca do pracy dla przysz³oœci”32. Wraz z przyjació³k¹ zwróci³a siê listownie do pisarza, prosz¹c o komentarz. Otrzyma³y w odpowiedzi list, wyjaœniaj¹cy: „Jest to, jak w ksiêgach Hioba, narzekanie na znikomoœæ wœród rzeczy ludzkich, które w sobie obejmuje wszystko a wszystko. […]
Œmieræ jest zawsze w œwiecie materii i ducha naszym w³asnym dzie³em – i ludzie, i narody nie mr¹, tylko z w³asnej rêki”33. W najwa¿niejszej swojej wypowiedzi publicznej, w przemówieniu na jubileuszu piêædziesiêciolecia twórczoœci,
które sam nazwa³ spowiedzi¹ przed narodem, mówi³ s³owami Hioba: „B³ogos³a31
J. I. Kraszewski, Pamiêtniki nieznajomego, t. 2, s. 204-205 (wyró¿nienie autora).
Józef Ignacy Kraszewski. Zarys biograficzny, Warszawa 1976, s. 249.
33 Tam¿e, s. 250.
32 Zob. W. Danek,
62
wiona jest rêka Opatrznoœci, nawet kiedy ch³oszcze, b³ogos³awione s¹ klêski,
z których roœnie ducha potêga”34. Te same s³owa zawar³ w wierszu przes³anym
w swoim ostatnim liœcie do brata:
B³ogos³awiony, kogo przez boleœci ³o¿e
Prowadzisz do zbawienia, wiekuisty Bo¿e!
B³ogos³awiony, kogo Opatrznoœci rêka
Do ¿ywota obudza, gdy ch³oszcze i nêka35.
*
Tadeusz Budrewicz
Job’s grass (a gloss to J.I. Kraszewski)
Suggested is one of the ways of arranging Józef Ignacy Kraszewski’s novels into cycles. It is based on mottos, citations and allusions. The mottos from
the Book of Job are used in the following works: Pamiêtniki nieznajomego (1847),
Sfinks (1854), Hymny boleœci (1857) and in Powieœæ bez tytu³u. Quotations from
the Book of Job can be encountered in these same works as well as in the novels
Choroby wieku and Dwa œwiaty. Mottos from the Bible appear in the novels: Tomko
Prawdzic, Kordecki, Dwa œwiaty, Choroby wieku, Bo¿a czeladka. All this leads
the article’s author to the conclusion that in 1840s/1850s, Kraszewski was creating an ethical system that reconciled Platonism, Hegelianism and Christianity
whilst propagating the attitude of valiant virtue and submissiveness toward
one’s lot.
34 J. I. Kraszewski, Przemówienie w Krakowie dnia 3 paŸdziernika 1879 r., Kraków 1879;
cyt wg przedruku w: Józef Ignacy Kraszewski, materia³y zebra³ i wstêpem opatrzy³ W. Danek, Warszawa 1965, s. 141.
35 J. I. Kraszewski, Poezje, Wydanie trzecie pomno¿one, Lwów 1888, s. 348; Kraszewski, Listy do rodziny 1863-1886, s. 366-367.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
Tadeusz Bujnicki
Kraków
SIENKIEWICZ PRZEKRACZA GRANICE.
O „PRZE£OMIE” W ¯YCIU I TWÓRCZOŒCI PISARZA
„Sienkiewicz przekracza granice” – to nie tylko metafora, lecz tak¿e realny sk³adnik ¿yciorysu pisarza, brzemienny zarówno w osobiste, jak i ideowe
skutki. Przypomnijmy zatem w najogólniejszym zarysie szlaki jego ówczesnych
peregrynacji. Po blisko trzyletnim pobycie w Ameryce (1876-1878), autor Szkiców wêglem wraca do Europy, ale prawie rok spêdza we Francji, g³ównie w Pary¿u. Do Warszawy jeszcze nie wraca, wstrzymuje go napiêta sytuacja polityczna; nie chce „s³u¿it’ po wojennoj czasti”, jak pisze w liœcie z kwietnia 1878 r. do
Juliana Horaina1. Niemniej korespondencyjne kontakty z krajowymi adresatami
(g³ównie z Mœcis³awem Godlewskim i z Edwardem Leem) przynosz¹ zapowiedzi mniej lub bardziej rych³ego powrotu; Sienkiewicz stara siê – zanim wróci –
przede wszystkim „uporz¹dkowaæ” sytuacjê materialn¹ swoj¹ i rodziny, st¹d niezwykle bogata w informacje finansowe2 wymiana listów z redaktorami pism,
w których drukuje swoje teksty. Chce jak najszybciej sp³aciæ d³ug zaci¹gniêty na
„Niwê”, wyposa¿yæ siostrê Helenê – „kanoniczkê” oraz zapewniæ byt rodzicom.
Ale do kraju ci¹gle jeszcze nie wraca. Kolejny ruch – to wyjazd do Galicji, a wiêc
1 List do J. Horaina z Londynu (kwiecieñ 1878), w: H. Sienkiewicz, Listy, red. i wstêp
J. Krzy¿anowski, oprac. M. Bokszczanin, konsult. M. Korni³owicz, t. 1, cz. 2, Warszawa 1977,
s. 410.
2 Problematyka ówczesnej sytuacji finansowej Sienkiewicza i jej wp³yw na podejmowane decyzje oraz dzia³alnoœæ pisarsk¹ zas³uguje na szersze omówienie. Hipotetycznie mo¿na
za³o¿yæ, ¿e stanowi³a ona wspó³czynnik tak¿e w jego ideowych wyborach.
64
coraz bli¿ej „granicy” Królestwa. Pretekst ma wa¿ny – premiera dramatu Na jedn¹ kartê w lwowskim teatrze3, a potem seria odczytów: lwowskich – nieudanych
oraz szczawnickich i krynickich – z sukcesem4. Ten pobyt u galicyjskich „wód”
oka¿e siê brzemienny w skutki; tu nast¹pi¹ spotkania – po raz pierwszy osobiste
– z przedstawicielami krakowskiej nauki i jej konserwatywnymi koryfeuszami 5
oraz przelotne spotkanie z rodzin¹ Szetkiewiczów – zdarzenia, które wyznacz¹
póŸniejszy szlak ¿yciowy i literacki pisarza. Pocz¹tkowo jednak nic nie wskazuje na taki rozwój wypadków. Blisko pó³roczny pobyt w Galicji, to tak¿e kontakty z lwowskimi demokratami i krêgiem redakcyjnym „Gazety Lwowskiej”
(zw³aszcza z W³adys³awem £oziñskim i Janem Lamem). Wa¿ne publikacje w tamtejszej prasie (w tym anonimowy druk Z pamiêtnika korepetytora w „Gazecie
Lwowskiej”), coraz szersze znajomoœci, rozwijaj¹ca siê bogata korespondencja
„krajowa” (w „Gazecie Polskiej” i „Niwie”), publikacje nowel i dramatu Na jedn¹ kartê, wreszcie zakoñczone pozytywnie starania o zbiorowe wydanie Pism
u Gebethnera i Wolffa, pozwalaj¹ na pewne ustabilizowanie finansowej pozycji
pisarza. „Wyposa¿ony” sturublow¹ zaliczk¹ za pierwszy tom Pism i honorariami za odczyty – wyrusza w kolejn¹ podró¿ do W³och, a przede wszystkim do
Wenecji. I w³aœnie w „obcej”, zagranicznej przestrzeni rozstrzygnie siê póŸniejsza stabilizacja pisarza; pojawi siê perspektywa za³o¿enia rodzinnego „domu”.
Dlatego biografowie6 uznaj¹ ten etap za istotny punkt zwrotny w ¿yciu trzydziestotrzyletniego Sienkiewicza. Przelotna, zawarta w Wenecji znajomoœæ z Mari¹
Szetkiewiczówn¹7 szybko przekszta³ca siê w uczucie i paroletnie starania o rêkê
panny, co z w³aœciwym sobie wdziêkiem – ale i bogactwem szczegó³ów – opisa³a Barbara Wachowicz w ksi¹¿ce Marie jego ¿ycia8. Sienkiewicz, pozostaje
jeszcze jakiœ czas we W³oszech, oczekuj¹c na nowy paszport, który za³atwia za-
3 Prapremiera 14 marca 1879 roku. Por. J. Krzy¿anowski, Henryk Sienkiewicz. Kalendarz ¿ycia i twórczoœci, Warszawa 1956, s. 77.
4 Odczyty na tematy amerykañskie wyg³osi³ Sienkiewicz we Lwowie 10 i 15 maja 1879
roku, a w Szczawnicy 2 lipca i w Krynicy 15 sierpnia, por. tam¿e, s. 78-79.
5 Por. H. Barycz, Henryk Sienkiewicz w œrodowisku intelektualnym Krakowa, w: tego¿,
Na prze³omie dwóch stuleci. Z dziejów polskiej humanistyki w dobie M³odej Polski, Wroc³aw 1977, s. 8-66.
6 Przede wszystkim J. Krzy¿anowski (Henryka Sienkiewicza ¿ywot i sprawy, Warszawa
1966) i J. Szczublewski (Sienkiewicz. ¯ywot pisarza, wyd. II, Warszawa 2006).
7 Wys³any z Wenecji 15 IX 1879 roku list do obu Szetkiewiczówien (Marii i Jadwigi)
jest napisany w konwencji ¿artobliwego flirtu. Zob. H. Sienkiewicz, Listy, oprac. M. Bokszczanin, t. 2. cz. 1: Jadwiga i Edward Janczewscy, Warszawa 1996, s. 115-117.
8 B. Wachowicz, Marie jego ¿ycia, wyd. II, Kraków 1973, s. 125-198.
65
przyjaŸniony z pisarzem redaktor „Gazety Polskiej”, Edward Leo9, i wreszcie –
znów przez Galicjê – 7 listopada 1879 roku powraca do Warszawy. Tak w najwiêkszym skrócie wygl¹da³o kolejne przekraczanie granic rozpoczête wyjazdem
do Ameryki w 1876 roku.
W wa¿nym dla rozwa¿añ o roli przemieszczeñ w przestrzeni, zarówno
w ¿yciu, jak i pisarstwie Sienkiewicza, szkicu Kazimierza Wyki10 pojawiaj¹ siê
dwa istotne okreœlenia: „podró¿omania” i „bowaryzm”. Badacz, akcentuj¹c romantyczny rodowód „zachowañ” podró¿niczych pisarza, zauwa¿a³:
Sienkiewicz zachowania takie przechowa³ w sobie. W tekstach towarzysz¹cych jego
podró¿om, oprócz zaakcentowanego publicystycznie i ³atwo dostrzegalnego dla ka¿dego
badacza celu poznawczo-opisowego, uderzaj¹ i zastanawiaj¹ motywacje nostalgicznie, daremna próba ukojenia przez podró¿11.
Natomiast „bowaryzm” Wyka okreœli³ nastêpuj¹co:
Dotkniêta bowaryzmem jednostka widzi siebie sama inn¹, ani¿eli jest naprawdê;
dotyczy to równie¿ ca³ego otoczenia takiej jednostki. Prawda lub rzeczywistoœæ upragniona
znajduj¹ siê dla niej zawsze gdzie indziej, a nie w otoczeniu bezpoœrednim12.
Wed³ug badacza, „bowaryzm” Sienkiewicza wi¹za³ siê zarówno z jego
„podró¿omani¹”, jak i tak nazwan¹ przez uczonego „przestawk¹ lokalizacyjn¹”,
która oznacza³a, i¿ pomys³ twórczy mo¿e w pe³ni zrealizowaæ siê dopiero w okreœlonej odleg³oœci przestrzennej, oddalonej od miejsca, którego dotyczy³ temat
utworu13. Jako przyk³ady wymieni³ Wyka Szkice wêglem oraz powstaj¹ce ju¿ po
powrocie pisarza do kraju „nowele amerykañskie”. Interpretacja punktu zwrotnego w twórczoœci Sienkiewicza wed³ug tych kryteriów pozwala na dostrze¿enie
w niej niezwykle silnej presji perspektywy przestrzennej na postrzeganie rzeczywistoœci. Ogarnia ona tak¿e formê reagowania pisarza na œrodowisko spo³eczne.
9 Por. list Sienkiewicza do Mœcis³awa Godlewskiego z 20 IX 1879 roku, w: H. Sienkiewicz, Listy, t. 1, cz. 2, s. 29: „Ale ta ostatnia podró¿ nie p³ynie ju¿ z tej gor¹czki ¯yda wiecznego tu³acza, która mnie trawi³a do niedawna. Po prostu trzeba czekaæ, nim Leo wyrobi nowy
paszport […]”.
10 K. Wyka, O sztuce pisarskiej Sienkiewicza, w: Henryk Sienkiewicz. Twórczoœæ i recepcja œwiatowa. Materia³y konferencji naukowej, listopad 1966, red. A. Piorunowa, K. Wyka,
Kraków 1968, s. 9-50 (zw³. s. 15-17).
11 Tam¿e, s. 18.
12 Tam¿e, s. 16.
13 Tam¿e, s. 21.
66
Dowodów dostarcza przede wszystkim podró¿ na amerykañski kontynent.
Tak¿e nastêpne dwa lata – od wyjazdu z Ameryki do ostatecznego powrotu – by³y
nie tylko œwiadectwem opisanej przez Kazimierza Wykê „podró¿omanii” Sienkiewicza. To równie¿ istotny okres œwiatopogl¹dowego obrachunku, „podró¿y
ideologicznej”, która swoj¹ ekspozycjê mia³a niew¹tpliwie w Listach z podró¿y
do Ameryki, w Szkicach wêglem oraz w korespondencji prywatnej z redaktorem
„Gazety Polskiej”, Edwardem Leem, ówczesnym redaktorem „Niwy” i przyjacielem – Mœcis³awem Godlewskim, Danielem Zgliñskim i w zbiorze nies³ychanie wa¿nych listów do Juliana Horaina. Zetkniêcie z przestrzeni¹ i spo³eczeñstwem amerykañskim wzmacnia³o wyraŸnie krytycyzm pisarza wobec stosunków
w opuszczonym kraju. Przede wszystkim w listach do Horaina, nieskrêpowanych
konwencjami „dobrego obyczaju” i pisanych z du¿¹ swobod¹, znajdzie siê zarówno wyznanie œwiatopogl¹dowego kryzysu oraz postawy sceptycznej wobec
religii, jak i pe³na gorzkiego sarkazmu ocena polskiego spo³eczeñstwa oraz ironiczne uwagi o œrodowisku dziennikarskim i o roli tzw. „opinii”.
Nie wiem, czy to skutkiem samotnoœci, czy skutkiem towarzystwa tylko z mewami
i pelikanami – pisa³ Sienkiewicz w liœcie z 1 sierpnia 1876 roku – ale nie uwierzycie, w jakiej gwa³townej jestem krysis suchot duszy w tej chwili. Sceptycyzm mój posun¹³ siê do tego
stopnia, ¿e wydaje siê mi, i¿ z³o i dobro to jest tylko humbug, a pojêcia o nich dwoma przeciwnymi tylko objawami g³upoty ludzkiej. Wszechœwiat zna jeden tylko porz¹dek, tj. œlep¹
logikê. Jest to prawdziwa filozofia pesymizmu, która jednak jako zasada ¿ycia nie wystarcza. Nie mam siê wiêc za co uczepiæ – nie mam punktu wyjœcia, osi ¿yciowej […] Gdybym
wierzy³ w Boga, rozmawia³bym z Nim w tej mojej samotnoœci […]14.
Tego pesymistycznego wyznania nie sposób zlekcewa¿yæ, ani tym bardziej
uznaæ za objaw przejœciowego tylko kryzysu. Wyra¿a³o ono zarówno ówczesny
stan ducha pisarza i zabarwia³o wyraŸnie jego publikowane teksty. Umo¿liwia³o
obecne w nich motywy nirwaniczne i mierzenie siê z trudn¹ do ogarniêcia przestrzeni¹ prerii i Gór Skalistych; wp³ywa³o na œwiadomoœæ ograniczeñ europejskiej cywilizacji. St¹d korespondencja z Horainem stanowi niew¹tpliwy komentarz nie tylko do Listów z podró¿y do Ameryki, lecz tak¿e do beletrystycznych
utworów pisarza; na ich tle lepiej postrzega siê aspekty spo³ecznego pamfletu
w Szkicach wêglem, najradykalniejszego utworu Sienkiewicza. Dlatego te¿ tak
istotne by³y pojawiaj¹ce siê w listach do Horaina oceny polskiego spo³eczeñstwa.
Ich sarkastyczny ton, widoczny w gwa³townych filipikach przeciw Warszawie,
14
H. Sienkiewicz, Listy, t. 1, cz. 2, s. 365.
67
polskiej prasie (g³ównie przeciw „Gazecie Warszawskiej” i galicyjskiej „Gazecie Narodowej” Jana Dobrzañskiego) i opinii publicznej, przekszta³ca siê w zasadnicz¹ i niezwykle ostr¹ ocenê ogóln¹:
[…] Stara historia. Jesteœmy narodem zdemoralizowanym do gruntu i upad³ym. Cudzoziemcowi, który by tak twierdzi³, wybi³bym zêby, ale miêdzy nami mówi¹c, tak jest […]
¯ebyœcie wiedzieli, jak¹ mam serdeczn¹ nienawiœæ i pogardê dla tej nierz¹dnicy, która siê
u nas opini¹ nazywa, i jak bezczelnie gotowy by³em i jestem zawsze plun¹æ jej w oczy, pozazdroœcilibyœcie mi tych uczuæ i tej odwagi15.
Podobna inwektywa znajdzie siê w niedawno opublikowanym liœcie do
Daniela Zgliñskiego, bêd¹ca reakcj¹ na ataki po opublikowaniu Szkiców wêglem:
… dziêkujê wam za recenzyjê Szkiców […] Czyta³em tak¿e w Kuryjerze [Warszawskim]. Co do przegl¹du [„Przegl¹du Tygodniowego”], dziwi³em siê, bo myœla³em, ¿e bêdzie
mnie broni³ – mimo osobistych moich stosunków z Wiœlickim. Kto mi zarzuca nieobywatelskoœæ, niech mnie w dupê poca³uje […] Bijê jak m³otem w to, ¿e to s¹ stosunki niezdrowe
spo³ecznie, ¿e stan ruiny [?] spo³ecznej rozpaczliwy jest, z³y, niemoralny i nienaturalny, za
co odpowiedzialnoœæ spada nie na spo³eczeñstwo, ale na urz¹dzenia – od spo³eczeñstwa niezale¿ne i w rêku spo³eczeñstwa niebêd¹ce – Dotykam rany takiej œmierdz¹cej jak Zo³zikiewicz […], dajê pierwsz¹ powieœæ ch³opsk¹, w której nie wystêpuje idealny kmiotek, ale ch³op
prawdziwy i jego ¿ycie, a ci mnie nie rozumiej¹ […] Mój Bo¿e! jeœli sam sobie wydajê siê
doœæ g³upim w roli zapoznanego, o ile¿ g³upsz¹ wydaje mi siê ta parszywa klika „przyjació³
literatury”, ta klika pó³g³ówków i zasrañców wrzeszcz¹ca w niebog³osy, ¿e ktoœ, gdy wypadkiem nie wyidealizuje g³upiego szlachcica, to ju¿ zdradzi³ swojskoœæ, ojczyznê itd. O parszywcy! o ³by baranie. Proszê was na wszystko, wymieñcie mi ich z imion i nazwisk, abym
napisa³ drugi szkic: „Co siê dzieje w baranich g³owach” […], abym ich odmalowa³ pod ich
w³asnymi nazwiskami i z ich rysopisami, abym ich ¿ony porobi³ kurwami, ich samych kpami i z³odziejami – abym napisa³ pamflet prawdziwy […]16.
Z tych zapewne przes³anek rodzi³y siê plany cyklu „œmia³ych szkiców”,
które Sienkiewicz ujawnia³ w liœcie do Edwarda Lea:
15
Tam¿e, s. 371-372.
List do D. Zgliñskiego z 1877 roku, cyt. za: J. Michalik, Dwa (nieznane) listy Henryka Sienkiewicza, w: Poszukiwanie realnoœci. Literatura – dokument – Kresy. Prace ofiarowane Tadeuszowi Bujnickiemu, red. S. Gawliñski, W. Ligêza, Kraków 2003, s. 137-138. Jest
to – jak przypuszcza autor artyku³u – reakcja Sienkiewicza na dyskusjê nad Szkicami wêglem „trzydziestu inteligentnych ludzi”, referowan¹ w „Gazecie Handlowej” z 6 lutego 1877
roku.
16
68
Czy wiecie […] jakie mam zamiary? – pisa³ z San Francisco w marcu 1877 roku –
Oto napisaæ szereg szkiców bardzo œmia³ych, w których przedstawiony by by³ rozmaity patriotyzm naszego spo³eczeñstwa […]. Nie uwierzycie, jakie szeregi safandu³ów, kpów, durniów typowych jak z³oto przemykaj¹ mi przez wyobraŸniê […]. „O moje ma³e bezp³ciowe
owady”, o sesyje dobrze ¿ycz¹ce ojczyŸnie – o wielcy moi od ma³ych interesów, o moja trzódko patriotów! […] Fa³szywy, egoistyczny, mi³uj¹cy w³asne ambicyjki i interesiki œwiat ten
nigdy nie przedstawia³ mi siê tak plastycznie jak teraz, w tym otoczeniu trzeŸwym, energicznym a potê¿nym i pe³nym czynu17.
i dodawa³ z pewn¹ obaw¹:
… jednak urodzi³em siê na pamflecistê i bojê siê, ¿e zrobiê pamflet18.
Obie te koresponduj¹ce ze sob¹ listowe wypowiedzi s¹ nie tylko najostrzejsze („pamfletowe”), lecz tak¿e stanowi¹ dobry przyk³ad „przestawki lokalizacyjnej”. Sprawy krajowe rysuj¹ siê Sienkiewiczowi – z oddalenia – w formie wyjaskrawionego szkicowego konturu, bez realistycznej próby „wycieniowania”.
Warto przy tym podkreœliæ, ¿e zapowiedziany w obu listach „plan” nie zosta³ nigdy
zrealizowany, mimo ¿e pisarz wróci do niego raz jeszcze w czasie pobytu we
Francji.
Dope³niaj¹ce okres amerykañski dwulecie „zagraniczne”: francusko-galicyjsko-w³oskie, zawa¿y³o równie mocno na twórczoœci i biografii pisarza, jak lata
poprzednie. Radykalne przekonania pog³êbi³y siê jeszcze w czasie rocznego pobytu pisarza we Francji, do której Sienkiewicz siê uda³ w kwietniu 1878 roku.
By³ to niew¹tpliwie okres znacz¹cy dla jego pisarstwa; w Pary¿u i Grandcamp,
poza Listami z Pary¿a (których temat g³ówny stanowi œwiatowa wystawa), powsta³y obszerne sprawozdania z Miêdzynarodowego Kongresu Pisarzy i wystawy antropologicznej oraz nowele: Przez stepy, Jamio³ i Janko Muzykant; kolejnym przeróbkom podlega³ dramat Na jedn¹ kartê; nie zachowa³ siê jednak, pisany
prawdopodobnie w Grandcamp, szkic Znad morza. Zachowa³a siê natomiast
obszerna i znacz¹ca dla rekonstrukcji ówczesnych pogl¹dów autora Szkiców
wêglem korespondencja prywatna. Jak z tego wynika, paryski etap „podró¿y”,
odcisn¹³ mocne i trwa³e piêtno na ideowo-artystycznych podstawach Sienkiewiczowskiej twórczoœci. Dokumentem o szczególnej wadze, s¹ Listy z Pary¿a,
publikowane w umiarkowanej „Gazecie Polskiej” i pozytywistycznych „Nowinach”. Ich wartoœæ dla odtworzenia systemu przekonañ pisarza jest bardzo wy17
18
List do E. Lea z marca 1877 roku, w: H. Sienkiewicz, Listy, t. 1, cz. 2, s. 468-469.
Tam¿e, s. 469.
69
soka. Sienkiewicz wyraŸnie siê w nich deklarowa³ jako zwolennik francuskiego republikanizmu i przeciwnik konserwatystów. Ironicznie pisa³ o francuskich
zwolennikach ancien régime’u, natomiast szczególnie mocno wyeksponowa³
znaczenie tradycji wolteriañskiej w zwi¹zku z obchodami dwusetnej rocznicy
urodzin Woltera.
Rozpêd demokratyczny Sienkiewicza – twierdzi³ Zygmunt Szweykowski – w miarê
pobytu we Francji idzie tak daleko, ¿e w jego korespondencjach […] ulega zachwianiu g³oszony jeszcze pocz¹tkowo zasadniczy kanon epoki, kanon spo³ecznego solidaryzmu19.
Wreszcie Litwos przedstawia siê jako zwolennik najradykalniejszych zmian
spo³ecznych, w których istotn¹ rolê odegraj¹ warstwy „ni¿sze”. Pisa³ w jednym
z Listów z Pary¿a:
PójdŸcie na krañce Pary¿a, tam miasto ciche i ciemne œpi spokojnie, tam œpi przysz³a rzeczypospolita […] pójdŸcie na pole Marsa, a zamiast odg³osów orgii us³yszycie dniem
i noc¹ dŸwiêczenie m³otów, turkot wozów, œwist lokomotyw; tam pracuje demokracja francuska […]
i dlatego – kontynuuje swój wywód pisarz:
Krótko mówi¹c, jeœli jest jaka nadzieja dla Francji i na przysz³oœæ – jak siê teraz zdaje, ¿e jest – to le¿y ona naprawdê w demokracji, w tych klasach, które do ¿ycia politycznego
nie by³y jeszcze powo³ane. Inne klasy s¹ stare, prze¿yte i sceptyczne. Nie s³u¿¹ ideom, ale
osobom20.
W korespondencjach paryskich przedstawi³ równie¿ Sienkiewicz swoj¹ koncepcjê naturalizmu i romantyzmu, w ich opozycji dostrzegaj¹c element
przemiany obrazu œwiata. Odnosi³ siê z nieukrywan¹ niechêci¹ do romantycznego mistycyzmu („[romantyzm] popad³ w mistycyzm, nastroi³ chorobliwie
uczucia i wyobraŸniê, uchrystusowa³ i ubóstwi³ wszystko; zdj¹³ z ogó³u wszelk¹ odpowiedzialnoœæ…”21), natomiast zasadniczo pozytywnie ocenia³ naturalizm („dla powieœci naturalizm by³ w zasadzie znakomitym, niezbêdnym
i mo¿e jedynym krokiem naprzód”·). Co ciekawe, ta ocena jest wyraŸnie od19
Z. Szweykowski, Trylogia Sienkiewicza i inne szkice o twórczoœci pisarza, Poznañ
1973, s. 26-27.
20 H. Sienkiewicz, Listy Litwosa z Wystawy Paryskiej („Gazeta Polska”, maj 1878), w:
tego¿, Pisma, t. 80, Warszawa 1906, s. 148-149.
21 H. Sienkiewicz, Z Pary¿a („Gazeta Polska” styczeñ 1879), tam¿e, s. 284.
70
mienna od tej, któr¹ pisarz sformu³owa³ dwa lata póŸniej w warszawskich
odczytach o naturalizmie.
Dowody radykalizacji ideowej pisarza znaleŸæ mo¿na równie¿ w ówczesnej prywatnej korespondencji Sienkiewicza. Jego listy pisane w tym okresie
uk³adaj¹ siê w pewien dramatyczny porz¹dek. S¹ form¹ wewnêtrznego i zewnêtrznego dialogu pisarza, który w prezentowanych opiniach i sporach z warszawskimi
dziennikarzami: Edwardem Leem, Mœcis³awem Godlewskim, Leopoldem Milewskim, Danielem Zgliñskim i Erazmem Piltzem, pragnie odnaleŸæ swoje miejsce
w krajowym uk³adzie ideologicznym. S¹ – z jednej strony – prób¹ zachowania
dotychczasowych zwi¹zków z umiarkowan¹ „Gazet¹ Polsk¹” i coraz bardziej
zachowawcz¹ „Niw¹”, z drugiej zaœ –ukazuj¹ zbli¿enie do radykalnego stanowiska „Nowin” pod redakcj¹ Erazma Piltza. To w³aœnie w ówczesnych listach
do Erazma Piltza oraz warszawskich przyjació³ zwi¹zanych z „Nowinami”: Leopolda Mikulskiego i Daniela Zgliñskiego ujawniaj¹ siê najwyraŸniej „radykalno-postêpowe” sk³onnoœci Sienkiewicza. Sprzyja³y temu zbli¿eniu napiêcia, które
pojawi³y siê wczeœniej w kontaktach z redaktorem „Gazety Polskiej”, Edwardem
Leem. W listach do tego ostatniego widaæ narastanie konfliktu, jego apogeum
i póŸniejsze – zapewne ze wzglêdu na pojednawcze postêpowanie Lea – jego
wyciszenie. W liœcie pisarza z Grandcamp (z 24 sierpnia 1878 roku) zarysy sporu s¹ najwidoczniejsze; Sienkiewicz domaga siê odes³ania tekstu korespondencji (Znad morza) i dramatu (Na przebój). „Byæ mo¿e […] – pisze roz¿alony Litwos – moje przekonania nie id¹ ju¿ rêka w rêkê z kierunkiem i zadaniem Gazety”22 i dodaje:
Przykro mi tylko, ze wobec tego nowego wiatru redakcyjnego, wiej¹cego mi w oczy
[…] nie wiem co i jak pisaæ dla „Gazety”, nie wiem czego chcecie, co siê Wam podoba, nie
widzê podstaw, wed³ug których s¹dzicie23.
Swoj¹ dalsz¹ wspó³pracê uzale¿nia od swoich „materialnych” potrzeb (koniecznoœæ sp³acania d³ugów i wywi¹zania siê z wczeœniejszych zobowi¹zañ), lecz
stwierdza, i¿ bêdzie pisaæ jedynie „…wiadomoœci zupe³nie obiektywne, natury
reporterskiej nie wypowiadaj¹c nic z siebie ani od siebie”24.
Do kwestii wspó³pracy powraca Sienkiewicz w liœcie z Pary¿a (10 IX 1878
roku). Zapowiada w nim kategoryczne zerwanie („w tym usposobieniu redakcyj22
H. Sienkiewicz, Listy, oprac. M. Bokszczanin, t. 3, cz. 1, Warszawa 2007, s. 477.
Tam¿e, s. 478.
24 Tam¿e, s. 479.
23
71
nym, w jakim odrzucona by³a moja korespondencja, pisaæ mi do Was d³u¿ej niepodobna”25); przypomina przy okazji o w³asnych zas³ugach dla „Gazety Polskiej”
i wyra¿a przekonanie, i¿ „…dziœ ka¿de pismo przyjmie to co napiszê”26. Jednak¿e
swojej groŸby pisarz nie spe³nia. Donosi 4 III 1879 roku o przes³aniu do „Gazety
Polskiej” opowiadania Przez stepy z komentarzem: „na³óg mnie ci¹gnie do Waszej »Gazety«”27.
Kontakt z „Nowinami” nawi¹zuje Sienkiewicz po zapraszaj¹cym do wspó³pracy kwietniowym liœcie Leopolda Mikulskiego.
Co do projektu pisma – odpowiada³ na jego list – ten przemawia mi do duszy i serca.
Czy do komitetu redakcyjnego wst¹piê – nie mogê Wam odpowiedzieæ przed porozumieniem siê i u³o¿eniem w prawo lub w lewo moich stosunków z Leem – w ka¿dym jednak razie czujê do g³êbi w¹troby potrzebê takiego organu, czujê potrzebê bicia dr¹giem po ³bie
bez litoœci wstecznictwa – i pomoc moj¹ zapewniam28.
Pisarz lojalnie informuje redaktorów pism, z którymi wspó³pracuje (Edwarda Lea i Mœcis³awa Godlewskiego) o swoim zamiarze pisania do „Nowin”. Nie
zamierza bowiem zrywaæ dotychczasowych zwi¹zków, ale ideowy kierunek nowego pisma bardziej mu odpowiada. „Powtarzam, ¿e pismo takie, postêpowe,
antyultramontañskie, trzeŸwe, w Warszawie to dobrodziejstwo” – podkreœla³
w cytowanym liœcie do Mikulskiego29. Od ostro¿nej polityki redakcyjnej „Gazety Polskiej” – co dokumentuje korespondencja z Leem – coraz wyraŸniej siê
oddala³ i z podobnych powodów z niechêci¹ odnosi³ siê do „nowego” zachowawczego kierunku „Niwy”, akcentuj¹c w liœcie do Mœcis³awa Godlewskiego: „na
d¹¿noœæ wasz¹ siê nie zgadzam”30. Co interesuj¹ce – ze wzglêdu na póŸniejsze
kontakty z galicyjskimi konserwatystami – w ówczesnych listach uwydatni³a siê
Sienkiewiczowska niechêæ do krakowskich stañczyków. W cytowanym liœcie do
Edwarda Lea z 24 sierpnia 1878 roku pisa³ z ironi¹:
…s¹ szczêœliwi, którym w „Gazecie” wolno mieæ swoje zdanie, dowodem dla mnie
Listy z Galicji […] doskonalszej kwintesencji klerykalizmu, nepotyzmu, stañczykowstwa,
25
Tam¿e, s. 482.
Tam¿e, s. 484.
27 Tam¿e, s. 485. Na trwa³ych zwi¹zkach Sienkiewicza z „Gazet¹ Polsk¹” zawa¿y³a niew¹tpliwie przyjaŸñ z Edwardem Leem.
28 List do L. Mikulskiego z 22 IV 1878 roku (pocz¹tkowo b³êdnie przypisywany E. Piltzowi), w: H. Sienkiewicz, Listy, t. 3, cz. 2, s. 82.
29 Tam¿e.
30 List do M. Godlewskiego z wrzeœnia 1878 roku, w: H. Sienkiewicz, Listy t. 1, cz. 2, s. 6.
26
72
uwielbienia dla ró¿nych „dostojnych hrabiów” etc. nie spotka³em dawno. Mog³aby je drukowaæ zupe³nie zgodnie z swoim duchem „Kronika Rodzinna” […], ale widocznie, co wolno niepodpisanemu p. KoŸmianowi, nie wolno podpisanemu nawet Litwosowi31.
Podobnie sarkastycznym komentarzem pos³u¿y siê wczeœniej w liœcie do
Daniela Zgliñskiego, oceniaj¹c niecenzuralnie – póŸniejszy swój autorytet – Stanis³awa Tarnowskiego:
Czyta³em wasz¹ recenzjê o Tarnowskim […]. Tarnowski jest to kiep, który s¹dzi
poetów jak baka³arz ¿aków – z ich b³êdów. A przy tym to ta sama parszywa klika32.
Mimo takich opinii, wczeœniejsze zobowi¹zania i trudnoœci finansowe,
powodowa³y i¿ zwi¹zków z „Gazet¹ Polsk¹” i „Niw¹” ostatecznie nie zrywa³.
Listy do Edwarda Lea i do Mœcis³awa Godlewskiego, z którymi, mimo ró¿nic
ideowych pozostawa³ w przyjacielskich stosunkach, wskazywa³y przy tym pewn¹ i trwa³¹ ambiwalencjê pogl¹dów Sienkiewicza. Z jednej strony – ostre ataki
i radykalne deklaracje œwiatopogl¹dowe, z drugiej – pewna asekuracja i niechêæ
do stanowczego kroku. Argumenty Litwosa za publikacjami w obu pismach
w znacznym stopniu mia³y jednak charakter praktyczny, co uwidoczni³y „w¹tki
pieniê¿ne” jego prywatnej korespondencji.
Niezale¿nie od tych „komercyjnych” okolicznoœci stosunek Sienkiewicza
do spraw „krajowych” staje siê coraz bardziej krytyczny. Proponowana Edwardowi Leowi, jeszcze w okresie amerykañskim, seria pamfletowych tekstów we
Francji nabiera jeszcze ostrzejszego charakteru. Wzmacnia siê jej aspekt œwiatopogl¹dowy. Pocz¹tkiem tak pomyœlanego cyklu – jak mo¿na domniemywaæ z korespondencji – ma byæ szkic Znad morza, którego redaktor „Gazety Polskiej”,
jako zbyt „antyreligijnego i ultraateistycznego”:
Leo drukowaæ go ku wielkiemu memu zdziwieniu jako radykalnie antyreligijnego,
ultra ateistycznego etc. nie chcia³. Wówczas napisa³em, ¿eby mi go odes³a³, poniewa¿ pragn¹³em, przerobiwszy go trochê, raczej napisawszy jeszcze œmielej, pos³aæ go Wam na pocz¹tek serii
– pisze Sienkiewicz do Leopolda Mikulskiego 18 wrzeœnia 1878 roku33.
I w tym samym miesi¹cu do Zgliñskiego:
31
H. Sienkiewicz, Listy, t. 3, cz. 1, s. 477- 478.
List do D. Zgliñskiego z 1877 roku, cyt. za: J. Michalik, Dwa (nieznane) listy…, s. 139.
33 H. Sienkiewicz, Listy, t. 3, cz. 2, s. 85.
32
73
Wkrótce nadeœlê wam pierwszy list z szeregu ca³ego, który zamierzy³em napisaæ do
„Nowin”. Bêdzie to ju¿ nie w tonie sprawozdañ, ale z zakresu beletrystyki34.
Owe zamiary nie zosta³y jednak w ¿adnym z pism zrealizowane. W „Nowinach” opublikowa³ Sienkiewicz piêæ tekstów dope³niaj¹cych w³aœciwie kontynuowane w „Gazecie Polskiej” Listy z Pary¿a. Ich tonacja ideowa niewiele siê
ró¿ni³a, a temat krajowy nie zosta³ zupe³nie podjêty. Jak gdyby przesta³a dzia³aæ
„przestawka lokalizacyjna”, a wra¿enia paryskie zdominowa³y i st³umi³y inne
kwestie. Byæ mo¿e wynika³o to z przekonania pisarza, ¿e zbyt d³ugi pobyt poza
krajem nie pozwala mu na realn¹ ocenê sytuacji? Pisa³ z Wenecji do Mœcis³awa
Godlewskiego, przygotowuj¹c siê ju¿ „stanowczo” do powrotu:
Siedz¹c zbyt d³ugo za granic¹, traci siê poczucie stosunków krajowych, a przecie¿
czujê, ¿e jest coœ we mnie, co siê mo¿e krajowi przydaæ35.
Mo¿na równie¿ s¹dziæ, ¿e przybli¿aj¹ca siê data powrotu os³abia krytyczn¹ ostroœæ widzenia spraw „krajowych”, a pomys³y pamfletowych szkiców przedstawiane w listach do Lea i Zgliñskiego trac¹ swoj¹ wczeœniejsz¹ wa¿noœæ. Ideowe i polityczne „obrachunki” zmieniaj¹ swoje œrodowiskowe i „przestrzenne”
konteksty, a ich dziennikarska formu³a zaczyna ustêpowaæ literackiej.
Takim rozpoczêtym jeszcze w Stanach Zjednoczonych literackim „obrachunkiem” by³a niew¹tpliwie praca pisarza nad dwoma dramatami: „amerykañskim” (niezachowanym) i Na jedn¹ kartê, wczeœniej (i zapewne w odmiennej
wersji) wystêpuj¹cy pod tytu³em Na przebój. Obszern¹ interpretacjê ukoñczonego ju¿ dramatu zamieœci³ Sienkiewicz w liœcie do Godlewskiego, wskazuj¹c m.in.
na inspiracjê Alexisa Tocqueville’a („ jednego z najg³êbszych umys³ów naszego
wieku”36).
Tendencja, jak widzisz, jest podwójna. Jednej stronie mówi siê; druzgoczesz zamiast
budowaæ – drugiej: morituri! Nie ma w tej tendencji nic wypadkowego, ale przeciwnie, myœla³em du¿o i d³ugo, nim doszed³em do takiego na oba obozy pogl¹du37.
34 List z Grandcamp z wrzeœnia 1878 roku. Cyt za: J. Michalik, Dwa (nieznane) listy…,
s. 141.
35 List do M. Godlewskiego z 20 IX 1879 roku, w: H. Sienkiewicz, Listy, t. 1, cz. 2, s. 29.
36 List do M. Godlewskiego z 10 XII 1878 roku, tam¿e, s. 12.
37 Tam¿e. Wnikliw¹ próbê interpretacji idei dramatu przedstawi³ Z. Szweykowski w artykule Z zagadnieñ genetycznych dramatu Sienkiewicza „Na jedn¹ kartê”, w: tego¿, Trylogia Sienkiewicza…, s. 5-17.
74
Ta wypowiedŸ pisarza stanowi pewne wyjaœnienie owego braku stanowczej decyzji o zerwaniu z „Gazet¹ Polsk¹” i „Niw¹”. Jest dowodem na próbê okreœlenia
swego ideowego miejsca miêdzy i ponad walcz¹cymi obozami. Z tym jednak, ¿e
w œwiecie „obcym”, w przestrzeni amerykañskiej i francuskiej, dominuj¹ ci¹gle
sk³onnoœci do radykalnie demokratycznej i sceptycznej wizji œwiata. Z takim
baga¿em ideowym powraca Sienkiewicz do Warszawy bêd¹c – jak pisze Piotr
Chmielowski – „radykalist¹ niemal”38.
Kolejne dwa lata, 1880-1881, to odwrót pisarza od zajêtego wczeœniej stanowiska. Jak pisz¹ badacze, zw³aszcza Krzy¿anowski i Szweykowski, zasadnicze
przyczyny tego zwrotu nie s¹ jasne39. S¹ do pewnego stopnia zagadk¹ psychologiczn¹. Z drugiej jednak strony moment powrotu Sienkiewicza do kraju zbieg³ siê
w czasie z wyraŸnie ju¿ zarysowanym w publicystyce i twórczoœci literackiej „prze³omem antypozytywistycznym”40. Mia³ wiêc pisarz zadanie u³atwione; rozczarowanie i niechêæ do „ortodoksyjnego” pozytywizmu móg³ bowiem dzieliæ nie tylko
z przedstawicielami zachowawczego kierunku, lecz tak¿e z dawniejszymi gorliwymi wyznawcami pozytywistycznej ideologii. Sienkiewicz, jak na to wskazuje jego
ówczesna publicystyka, a zw³aszcza krytyczna recenzja Zarysu Piotra Chmielowskiego41 i odczyty o naturalizmie42, nie kontynuowa³ kierunku wyznaczonego
publikacjami roku 1878. Zbli¿y³ siê natomiast do idei rozwijanych na gruncie neokonserwatywnym w redagowanej przez Godlewskiego „Niwie”.
Za zamkniêcie tego dwulecia mo¿na uznaæ zdarzenie „formalne”, ale niezwykle wa¿ne dla stabilizacji póŸniejszego autora Trylogii: objêcie w styczniu
38 P. Chmielowski, Zarys najnowszej literatury polskiej (1864-1897), Kraków-Petersburg
1898. Cyt. za: tego¿, Pisma krytycznoliterackie, oprac. H. Markiewicz, t. 1, Warszawa 1961,
s. 319.
39 „Jak to siê sta³o – pisa³ Szweykowski – sk¹d ten odwrót od stanowiska postêpowego,
lewicuj¹cego nawet wyraŸnie w stosunku do programu pozytywistów, tego znów niestety
dok³adniej nie wiemy” (Z. Szweykowski, Trylogia Sienkiewicza…, s. 27). Z kolei J. Krzy¿anowski stara siê os³abiæ znaczenie owego przejœcia na „drug¹ stronê barykady”, powo³uj¹c
siê m.in. na listy do Witkiewicza (J. Krzy¿anowski, Twórczoœæ Henryka Sienkiewicza, Warszawa 1970, s. 110).
40 Por. T. Weiss, Prze³om antypozytywistyczny w Polsce w latach 1880-1890. Przemiany
postaw œwiatopogl¹dowych i teorii artystycznych, Kraków 1966; zob. tak¿e J. Jedlicki, Jakiej cywilizacji Polacy potrzebuj¹. Studia z dziejów idei i wyobraŸni XIX wieku, Warszawa
1988 (cz. 2: Polskie biedy, s. 228-367).
41 H. Sienkiewicz, „Zarys literatury polskiej z ostatnich lat szesnastu” przez Piotra
Chmielowskiego, „Gazeta Polska” 1881, nry 211-213, 216-217. Przedruk w: H. Sienkiewicz,
Dzie³a, t. 45, Szkice literackie I, Warszawa 1951, s. 267-292.
42 O naturalizmie w powieœci. Odczyt Henryka Sienkiewicza, „Niwa” 1881, t. 2. Przedruk w: H. Sienkiewicz, Szkice literackie I, s. 59-101.
75
1882 redakcji dziennika „S³owo”, organu „neokonserwatystów”43. Niezale¿nie
od buntu Sienkiewicza przeciw stosunkom redakcyjnym, a nawet próby wp³ywania na ideologiczny kszta³t pisma, nale¿y akces do zachowawczej orientacji
uznaæ za rodzaj zamkniêcia wczeœniejszego „postêpowego” etapu. Ten „prze³om”
w ¿yciu pisarza najlepiej dokumentuj¹ listy do Stanis³awa Witkiewicza44, które
mo¿na dope³niæ kilkoma listami do Mœcis³awa Godlewskiego, Edwarda Lubowskiego i Edwarda Lea45.
Sienkiewicz, charakteryzowany wielokrotnie jako typ samotnika, mizantropa, raczej stroni¹cego od ludzi, jednak powa¿nie traktowa³ te zobowi¹zania,
których siê podejmowa³. Tak by³o w zwi¹zkach pisarza z „Gazet¹ Polsk¹” i z „Niw¹”, podobnie w czasie pe³nienia obowi¹zków redaktora „S³owa”. „Robiê jak
umiem i mogê najlepiej, ale z œmierteln¹ niechêci¹ ukryt¹ w duszy do roboty” –
napisze w liœcie do Witkiewicza w trzecim miesi¹cu redagowania dziennika46.
St¹d wyp³ywaj¹ pojawiaj¹ce siê nierzadko w jego listowych wynurzeniach narzekania na presje œrodowiskowe, zw³aszcza wówczas, gdy te ³¹czy³y siê z koniecznoœci¹ jednoznacznej ideowej deklaracji. Od nich broni siê ironi¹ i autoironi¹, czêsto mocno sarkastyczn¹. Jednak opinie ukryte w prywatnej korespondencji
nieczêsto ujawnia³y siê na zewn¹trz. W rezultacie oficjalny wizerunek pisarza by³
inny, ni¿ ten, który tworzy³y jego osobiste wyznania i emocje. Sprzecznoœæ obu
wizerunków, umo¿liwia³a z kolei „aneksje” pisarza przez ró¿ne ideowe i polityczne kierunki.
Mia³o to tak¿e konsekwencje w póŸniejszej recepcji dzie³ Sienkiewicza.
Zarówno w okresie m³odopolskim, jak i dwudziestoleciu miêdzywojennym przewa¿a³o przeœwiadczenie o jego zachowawczoœci, a raczej tradycjonalistycznym
43 Marek P¹kciñski nastêpuj¹co charakteryzowa³ orientacjê ideologiczn¹ „S³owa”: „»S³o-
wo« by³o pismem, które bardziej ni¿ inne [konserwatywne pisma – przyp. mój – T.B.] sk³onne
by³o pójœæ na ugodê z nowym, kapitalistycznym kszta³tem cywilizacyjnym i kulturowym
rzeczywistoœci polskiej u schy³ku XIX wieku” (M. P¹kciñski, Konserwatyzm na rozdro¿u.
„M³odzi konserwatyœci” warszawscy wobec ideowych dylematów schy³ku XIX wieku, Warszawa 1994, s. 129).
44 H. Sienkiewicz, Listy do Stanis³awa Witkiewicza z lat 1880-1882, oprac. Z. Piasecki,
w: Studia Sienkiewiczowskie, t. 6: cz. 1: Henryk Sienkiewicz. Listy i dokumenty, red. L. Ludorowski, Lublin 2006, s. 35-132.
45 Niestety nie zachowa³y siê listy do Marii Szetkiewiczówny. Jak pisze Maria Korni³owiczówna: „…ca³a […] korespondencja przepad³a w powstaniu warszawskim. Mówi³a mi
tylko moja matka, ¿e jego listy to by³a jedna wielka pieœñ mi³osna, piêkniejsza od wszystkiego, co kiedykolwiek napisa³ poza tym” (ta¿, Onegdaj. Opowieœæ o Henryku Sienkiewiczu
i ludziach mu bliskich, Szczecin 1985, s. 67).
46 List z 12 III 1882 roku, w: H. Sienkiewicz, Listy do Stanis³awa Witkiewicza…, s. 119.
76
patriotyzmie, którego przyk³ady czerpano g³ównie z powieœci historycznych. Ten
punkt widzenia opatrywa³a znakiem negacji liberalna i lewicowa krytyka tamtych czasów i tak¿e – tu¿ po drugiej wojnie œwiatowej. Niemniej to w³aœnie w tym
okresie olbrzymia popularnoœæ Sienkiewicza sprawi³a, ¿e nast¹pi³a pewna interpretacyjna reorientacja. Mo¿na by powiedzieæ, ¿e w latach piêædziesi¹tych
XX wieku i póŸniej na si³ê czyniono z Sienkiewicza postêpowca i radyka³a; czêsto
by³y to zabiegi koniunkturalne lub taktyczne, aby utrzymaæ pisarza w kanonie
literatury postêpowej i w lekturze szkolnej. S³owem, tworzono – ad usum Delphini – tendencyjn¹ reinterpretacjê twórczoœci autora uznawanego przez wczeœniejsz¹ krytykê za pisarza konserwatywnego i g³êboko religijnego.
Otó¿ obie krañcowe interpretacje „¿ywota i spraw” Sienkiewicza s¹ –
moim zdaniem – b³êdne. Pozycjê pisarza nale¿y wyraŸniej okreœliæ jako „mediuj¹c¹” miêdzy ideowymi obozami i zarazem wobec nich zdystansowan¹.
Niemniej okolice prze³omu lat siedemdziesi¹tych i osiemdziesi¹tych XIX wieku by³y istotne w ¿yciu i twórczoœci pisarza, a to z kilku ró¿nych powodów.
Wskazano na nie ju¿ wczeœniej, a w literaturze przedmiotu by³y one wielokrotnie przywo³ywane i na ró¿ne sposoby oceniane. Na pocz¹tku lat osiemdziesi¹tych stabilizuje siê bowiem zarówno jego sytuacja ¿yciowa (przez ma³¿eñstwo
z Mari¹ Szetkiewiczówn¹), jak i ustala siê pozycja pisarska, potwierdzona
wydaniem Pism oraz objêciem redakcji „S³owa”. Zarazem owa pozycja by³a
w znacznym stopniu uzale¿niona od ówczesnych koniunktur ideowych i politycznych, od potrzeb materialnych i rosn¹cej popularnoœci. Pewne œwiat³o na
zerwanie Sienkiewicza z „pras¹ postêpow¹” rzuca zanotowana mimochodem
przez Œwiêtochowskiego opinia pisarza na temat wspó³pracy z „Nowinami”.
Zdarzy³o siê to prawdopodobnie wówczas, gdy sam autor Szkiców wêglem zastanawia³ siê nad wejœciem do redakcji pisma, a nawet nad objêciem stanowiska jej redaktora47:
… Byæ mo¿e, ¿e wspó³pracownictwo w dzienniku przeœladowanym przez prasê konserwatywn¹ by³oby dla ciebie niepo¿¹dane. Powiedz otwarcie.
Dziêkujê Ci – odrzek³ – ¿e mi u³atwiasz wyjœcie z k³opotliwego po³o¿enia. Tak jest.
Ja chcê i potrzebujê p³yn¹æ na wielkiej fali, któr¹ jest konserwatyzm, a wy jesteœcie drobna
fala, która mnie nie uniesie. Dlatego p³ynê na „Gazecie Polskiej”48.
47
Por. J. Krzy¿anowski, Henryk Sienkiewicz…, s. 77.
Cyt. za: [W. Przyborowski?], [J. Kaliszewski?], Stara i m³oda prasa. Przyczynek do
historii literatury ojczystej 1866-1872. Kartki ze wspomnieñ Eksdziennikarza, oprac., pos³owie D. Œwierczyñska, Warszawa 1998, s. 113.
48
77
Relata refero. Wiadomo bowiem, jak silna by³a niechêæ Œwiêtochowskiego wobec Sienkiewicza, i ona te¿ mog³a odpowiednio rozmieszczaæ akcenty.
Jednak w tym sarkastycznym przecie¿ przypomnieniu pojawia siê wa¿na cecha
Sienkiewiczowskiej strategii ¿yciowej. Wybór miejsca, które daje dobr¹ odskoczniê dla popularnoœci i obecnoœci na rynku czytelniczym.
Sienkiewicz by³ twórc¹ odpowiednio hierarchizuj¹cym swoje cele, przede
wszystkim pisarskie, nastêpnie ideologiczne, lecz uzale¿nia³ je w wysokim stopniu od spraw osobistych, rodzinnych i œrodowiskowych. W latach, o których
mowa, te ostatnie – wi¹¿¹ce siê z projektowanym ma³¿eñstwem – zdecydowanie
wysunê³y siê na czo³o. Najdobitniejszym œwiadectwem tego stanu rzeczy jest
zachowany blok listów do Stanis³awa Witkiewicza, a w nim takie np. stwierdzenie, i¿ od zakochania siê w Marii Szetkiewiczównie wszystko „…co […] robi³em przez ten czas, to dla niej robi³em i dla naszej wspólnej przysz³oœci”49. A o wyrzeczeniach wywo³anych przez „próbê przed-narzeczeñsk¹” pisa³: „…dla niej
gotowym przejœæ przez wszystkie wymagalne stadia i formy, i zwyczaje, i nie robiæ
nic ubocznie jako narwany literat, ale zawsze jako stateczny cz³owiek” 50.
Dlatego te¿ w tak zwanym „prze³omie ideowym” pisarza tak wa¿ne miejsce zajê³a sytuacja „codzienna” i „rodzinna”. „Zmêczy³o mnie ¿ycie bez jutra” –
pisa³ w liœcie do Mœcis³awa Godlewskiego51. Si³ê uczucia wzmaga zarówno niepewnoœæ co do rozstrzygniêcia, jak i fakt, ¿e przez blisko rok pisarz nie ma bezpoœredniego kontaktu z Mari¹. Jego mi³oœæ mo¿e siê wyra¿aæ przede wszystkim
w wypowiedzi listowej, b¹dŸ w wyznaniach czynionych przyjacio³om (Witkiewiczowi i Godlewskiemu). Na tych epistolarnych podstawach kszta³tuje siê Sienkiewiczowski idea³ ¿ycia rodzinnego; na po³y mieszczañski, na po³y ziemiañski.
Pomstuj¹cy niegdyœ na Orzeszkow¹ za jej sk³onnoœci do drobiazgowych opisów
mieszkañ i mebli, teraz sam z niezwyk³¹ szczegó³owoœci¹ przedstawia plan urz¹dzenia mieszkania na Wilczej. Nie darmo z¿yma siê na jego „filisterstwo” przyjaciel i adresat tych opisów Witkiewicz: „On tylko myœli i mówi o at³asie koloru
zwiêd³ych liœci, którym pokry³ mebelki swojej Pani”52. Zmienia siê otoczenie
pisarza, ju¿ nie obraca siê w „pozytywistycznym s³oneczniku”53, ani w œrodo49
H. Sienkiewicz, Listy do Stanis³awa Witkiewicza…, s. 71.
Tam¿e, s. 72.
51 List do M. Godlewskiego z 20 IX 1879 roku, w: H. Sienkiewicz, Listy, t. 1, cz. 2, s. 29.
52 Z. Piasecki, Nieznane listy Marii z Szetkiewiczów Sienkiewiczowej do Stanis³awa Witkiewicza „Zeszyty Naukowe WSP w Opolu”, „Filologia Polska” 1989, z. 27, s. 72.
53 Sformu³owanie z listu do Konstantego Marii Górskiego z 14 VII 1895 roku, w: H. Sienkiewicz, Listy, t. 1, cz. 2, s. 293.
50
78
wisku artystycznej cyganerii. Mimo to do niego têskni, jak na to wskazuj¹ listy
do Stanis³awa Witkiewicza. Zmiana obyczajów domowych, wizyty, bywanie
w salonach, wreszcie praca redakcyjna – rodz¹ pragnienie wolnoœci, któr¹ mog³aby zapewniæ „ucieczka” w egzotyczne i dzikie krainy.
Co interesuj¹ce – z tego punktu widzenia – to fakt, i¿ dwulecie 1880-1882
by³o okresem „wygaszenia” d³ugich zagranicznych podró¿y Sienkiewicza. WyraŸnie skraca siê ich dystans i – o ile pominiemy krótki wypad do Meranu, aby
oficjalnie i w obecnoœci matki oœwiadczyæ siê Marii Szetkiewiczównie – wyjazdy obejmuj¹ stosunkowo bliskie tereny przedrozbiorowej Rzeczypospolitej:
Galicjê (Kraków i Janczewscy) i Litwê (podró¿ z ¿on¹ do Dubnik na polowania
u „wujaszka Minejki”)54. Natomiast w pragnieniach pisarza pojawiaj¹ siê coraz
czêœciej podró¿e imaginacyjne w odleg³¹ egzotyczn¹ przestrzeñ. Ich sens wyra¿a
siê w swoistym eskapizmie. Jak o tym œwiadcz¹ listy do Stanis³awa Witkiewicza,
chêæ ucieczki, dalekich podró¿y: do Kalifornii, do Afryki, do Azji, powtarza siê
coraz silniej, zw³aszcza w chwilach depresji czy zniechêcenia do „miejscowych
stosunków”.
Co za pies ze mnie, ¿e tak muszê harowaæ i to w rzeczach, których nie cierpiê. Prócz
tego chodzi za mn¹ tuman konkurencji, niechêci, z³oœci, nienawiœci, plotek, intryg, polemik
– sama obecnoœæ tego czegoœ przy mnie, który jestem sobie z kanionu i kocham kanion –
dra¿ni mnie […]
– napisze w liœcie do przyjaciela55.
„Jestem […] z kanionu” – to samookreœlenie Sienkiewicza jest równie¿
sk³adnikiem jego autokreacji jako nieustannego wêdrownika, poszukuj¹cego dla
siebie przestrzeni wolnoœci. Nieprzypadkowo fascynuje go afrykañska wyprawa
Stefana Szolca-Rogoziñskiego, o którym ¿artobliwie napisze, i¿ jest to „…cudowny okaz cz³owieka zwariowanego na Afrykê”. Sam szczegó³owo planuje
swoj¹ imaginacyjn¹ podró¿ i równoczeœnie rozwa¿a alternatywnie wyprawê do
Kalifornii (z Maryni¹). Owe wyprawy – ma tego œwiadomoœæ sam pisarz – s¹
w ma³ym stopniu realne. Przede wszystkim ze wzglêdu na ¿onê („Gdyby nie
»Mañcia ma³a«, tyle by mnie tu widzieli” – pisze na wiadomoœæ o rozpoczêtej
wyprawie Rogozinskiego56). W rezultacie pozostawa³a pisarzowi inna ucieczka
– w czas historyczny. „Niech¿e choæ literatura stworzy nam œwiaty inne […]
54 List do S. Witkiewicza, z 15 X 1881 roku, w: H. Sienkiewicz, Listy do Stanis³awa Witkiewicza…, s. 100.
55 List do S. Witkiewicza z 12 III 1882 roku, tam¿e, s. 119.
56 List do S. Witkiewicza z 8 II 1882, tam¿e, s. 115.
79
– pisa³ w tym samym czasie – Dajcie nam jakie inne œwiaty i inne jakieœ przestrzenie”. Namiastk¹ takiej wyprawy by³a napisana w 1880 roku Niewola tatarska, a zwieñczeniem, dwa lata póŸniej, Ogniem i mieczem.
Ów Sienkiewiczowski „eskapizm” przestrzenny i historyczny, stanowi³
swoiste remedium na zagro¿enie, jakim dla pisarza by³ brak wolnoœci, rozumianej szeroko jako uwolnienie od „obywatelskich” obowi¹zków. Niezale¿nie od
tego, czy formu³owa³y je stronnictwa postêpowe, czy zachowawcze, „…uspo³ecznione w tak pod³y sposób ¿ycie – pisa³ w liœcie z 10 stycznia 1882 roku –
koœci¹ mi w gardle staje […] »S³owo« czy nie »S³owo« – zawsze podle…”57
Ci¹¿y na Sienkiewiczu przymus pisania – pieniê¿ny i osobisty. Tak¿e –
spe³nianie niechcianych obowi¹zków redakcyjnych. Widaæ doœæ wyraŸnie, i¿
spe³nia je nie z przekonania, lecz ze wzglêdu na uczucie do Marii. „Czasem zdaje mi siê, ¿e to wszystko jest bez wyjœcia, bo jeœli siê wyrwê, to mog³oby to siê
staæ kosztem Maryni. Kosztem jej wêz³ów rodzinnych, i wtedy choæ si¹dŸ
i p³acz…”58
Z tego chocia¿by cytatu widaæ, jak trudne by³y dla pisarza zwi¹zki z konserwatywnym œrodowiskiem. O¿enek z Mari¹ Szetkiewiczówn¹, córk¹ zamo¿nego przed powstaniem styczniowym litewskiego ziemianina, u³atwia³ i w pewnym sensie uzasadnia³ wejœcie pisarza w kr¹g ziemiañsko-konserwatywny, ju¿
wczeœniej umo¿liwiony przez pierwsze kontakty z galicyjskimi „stañczykami”.
Koniecznoœæ obecnoœci w nowym dlañ œrodowisku, które narzuca³o mu nie tylko formy zachowañ, ale tak¿e styl wypowiedzi; koniecznoœæ dostosowywania siê
do konwenansów, budzi³y, co prawda jego sprzeciw, ale zarazem tworzy³y sytuacjê bez wyjœcia. Owo uwik³anie w obce mu dot¹d i traktowane z ironi¹ œrodowisko najlepiej ukazuj¹ nieocenione listy do Witkiewicza, których zestawienie
z innymi, chocia¿by z tak¿e „przyjacielskimi” listami do Mœcis³awa
Godlewskiego, odzwierciedlaj¹ ró¿nice reakcji. „Ucieczki” w wyimaginowan¹
przestrzeñ – powtarzaj¹ siê czêsto, ale maj¹ charakter werbalny, a mo¿liwoœæ ich
realizacji jest prawie ¿adna, i widaæ to w zachowanej korespondencji pisarza. Sienkiewicz od dziennikarskiego otoczenia próbuje siê odgrodziæ ironicznym dystansem. Zarazem jednak opinia, ¿e Sienkiewicz by³ samotnikiem, weryfikuje siê tu
tylko do pewnego stopnia, poniewa¿ pisarz czu³ siê dobrze wœród ludzi, którzy
go aprobowali oraz wzmacniali jego nie zawsze du¿¹ pewnoœæ siebie. Nowe ziemiañsko-arystokratyczne œrodowisko umia³o tê cechê charakterologiczn¹ pisa57
58
List do S. Witkiewicza z 10 I 1882, tam¿e, s. 112.
Tam¿e, s. 112-113.
80
rza wykorzystaæ, co widaæ chocia¿by w ujêciu Baronowej XYZ, która w psychologicznej sylwetce Sienkiewicza podkreœla, i¿ – wszystko w nim „dziwnie równe, harmonijne, artystycznie pe³ne”; w cechach fizycznych zauwa¿a przystojnoœæ
i rysy „mêskie”, a w zachowaniu – „spokój, miarê, i prostotê”59. „Uwodzenie”
pisarza mia³o zatem formê ró¿nego rodzaju komplementów i pochlebstw, dotycz¹cych nie tylko jego pisarskiego talentu.
To spowodowa³o tak¿e odsuniêcie siê Sienkiewicza od cyganeryjnego krêgu
znajomych i przyjació³, z którymi czu³ siê zwi¹zany najmocniej w latach siedemdziesi¹tych. Nic wiêc dziwnego, ¿e wielokrotnie cytowanym liœcie Elizy Orzeszkowej do Teodora Tomasza Je¿a pojawiaj¹ siê takie opinie:
A propos Sienkiewicza, odstêpstwo jego od obozu postêpowego stanowcze i jawne.
By³ w Krakowie, oddawa³ wizyty stañczykom, którzy dawali dla niego wieczory, w Warszawie mówi g³oœno o tym, ¿e jest tylko artyst¹, ¿e zatem wszelkie idee i teorie naukowe i filozoficzne nic go wcale nie obchodz¹. Przyjació³ dawnych unika […] o Szkicach wêglem mówi,
komu tylko mo¿e, ¿e to grzech m³odoœci. Bogato ¿eni siê, salony arystokratyczne rozrywaj¹
go pomiêdzy sob¹60.
Wyg³aszaniu takich s¹dów o pisarzu (Julian Krzy¿anowski nazywa je „plotkami”) sprzyja to, i¿ niemal od pocz¹tku lat osiemdziesi¹tych XIX wieku czyniono zeñ – g³ównie w krytyce zachowawczej – herolda konserwatyzmu i zarazem „hetmana dusz polskich”. Szczególne emocje wzbudzi³o Ogniem i mieczem,
które umia³ œwietnie zdyskontowaæ Stanis³aw Tarnowski, staj¹c siê czo³owym
twórc¹ kultu pisarza. Krakowski profesor pisa³ swojej obszernej recenzji powieœci: „To radoœæ, duma i czeœæ, mi³oœæ na widok polskich uczuæ i polskich natur
najzdrowszych, najczystszych, najwy¿szych, podniesionych do idea³u, do heroizmu, do œwiêtoœci”61.
I stanowczo konkludowa³: „Wszystkie […] przeczenia Boga, wiary, historii, ojczyzny s¹ zaprzeczone i zagro¿one t¹ ksi¹¿k¹”62. Ma ona – zdaniem krytyka – stanowiæ antidotum, na „ma³oœæ i znikczemnienie”, na „niedokrwistoœæ”
moraln¹. W najwy¿szej tonacji zamyka Tarnowski swoj¹ recenzjê:
59 A. Zaleski, Towarzystwo Warszawskie. Listy do przyjació³ki przez Baronow¹ XYZ,
oprac. R. Ko³odziejczyk, Warszawa 1971, s. 367.
60 E. Orzeszkowa, Listy, t. 1, Warszawa 1937, s. 176, cyt. za: J. Krzy¿anowski, Henryk
Sienkiewicz. Kalendarz ¿ycia i twórczoœci, Warszawa 1956, s. 92.
61 S. Tarnowski, Z najnowszych powieœci polskich, w: tego¿, O literaturze polskiej XIX
wieku, oprac. H. Markiewicz, Warszawa 1977, s. 717.
62 Tam¿e, s. 772.
81
Wysoki idea³ mêstwa, honoru, poœwiêcenia, sta³oœci, mi³oœci Ojczyzny, to tak¿e znak,
w który patrzeæ jest zdrowo, bo od takiego zapatrzenia „dŸwiga siê naród, krzepi siê duch”.
Dobrze robi, kto taki pokazuje; szczêœliwy, kto go dobrze umie pokazaæ63.
Przeciw takim pochwa³om Sienkiewicz nieraz siê z¿yma³, niemniej wielokrotnie przyjmowa³ ho³dy bez wiêkszego sprzeciwu, a nawet z zadowoleniem.
Uwa¿a³ je czêsto za antidotum na ostre ataki strony przeciwnej.
A by³y one ostre i nieraz sarkastyczne. Aleksander Œwiêtochowski, wystêpuj¹cy jako gwa³towny oponent Tarnowskiego i „pomniejszyciel” wartoœci dzie³a
Sienkiewicza, które chce sprowadziæ do wymiarów atrakcyjnego, ale powierzchownego „czytad³a”:
Sienkiewicz z natury swego talentu jest autorem kobiet. […] – pisa³ Pose³ Prawdy –
opowiada miêkko, czule, poetycznie, umie wzruszaæ drobiazgami, og³adzaæ […] ³agodziæ
[…] gra ci¹gle albo melodie sielankowe, albo rycerskie. G³êbszych myœli nie rzuca […] uœpiwszy myœl s³uchacza, to mu kilka ³ez wyciœnie, to do ³agodnego œmiechu pobudzi […] nie
odurza zmys³ów, ale je ko³ysze do milej drzemki64.
I nastêpnie uderza „krytym sztychem”:
Mickiewicz po napisaniu Pana Tadeusza by³by siê zadowoli³ dziesi¹t¹ czêœci¹ tej
s³awy, któr¹ Sienkiewiczowi wyp³acono od razu, a raczej zdyskontowano tak ³askawie, ¿e
mu z niej trzeŸwiejsza krytyka kiedyœ znaczn¹ podwy¿kê str¹ci 65.
Mimo to, autor Szkiców wêglem (o których, jak dowodzi³a Orzeszkowa,
mówi³ wówczas, ¿e to „grzech m³odoœci”), w œrodowisku zachowawczych dziennikarzy – zw³aszcza na pocz¹tku – nie czu³ siê dobrze. O wiele lepiej w towarzystwie nale¿¹cego do cyganerii malarskiej Witkiewicza. To w³aœnie w liœcie do
niego wybucha z nieopanowan¹ z³oœci¹, niemal tak¹ sam¹ jak w „amerykañskich”
listach do Horaina i Zgliñskiego:
¯eby oni wiedzieli, z którymi k³ócê siê o „S³owo”, jak ja g³êboko mam w dupie te
wszystkie rzeczy, które oni za wielkie uwa¿aj¹, którymi siê zajmuj¹, którymi zape³niaj¹ ¿ycie, a z nimi jak g³êboko mam w dupie i „S³owo” i „Wiek” i ca³¹ tê praskê, która siê krêci
ko³o jednego nic […] Mnie co innego zajmuje. Krêcê siê, bo muszê, bo teraz coœ robiæ trze63
Tam¿e, s. 774.
A. Œwiêtochowski, Henryk Sienkiewicz. Litwos, w: tego¿, Wybór pism krytycznoliterackich, wybór S. Sandler, wstêp i przyp. M. Brykalska, Warszawa 1973, s. 171.
65 Tam¿e, s. 186.
64
82
ba i zapewniæ sobie ¿ycie. Robiê jak umiem i mogê najlepiej, ale z œmierteln¹ niechêci¹ ukryt¹
w duszy do roboty […] Czy my nigdy nie pojedziemy nigdzie i nie przestaniemy byæ przywi¹zani jak psy na ³añcuchu do jakichœ nieznoœnych warunków?66
I konkludowa³ z wisielczym humorem:
Oby Allach rozkaza³ upiec cieñ twego pradziada, ¿e nie masz 200 000 rs. Da³byœ mnie
po³owê, albo ja tobie, gdybym mia³ – po³owê – albo ¿aden ¿adnemu i pojechalibyœmy ¿yæ
tak swobodnie jak ma³py67.
Jak widaæ, pisarz chroni³ siê przed wch³oniêciem w nielubiane œrodowisko ironicznym dystansem i utrwalonym w jego œwiatopogl¹dzie – jeszcze od czasów amerykañskich – sceptycyzmem. Z drugiej strony potrzebny jest mu jakiœ
„mocny punkt oparcia”. W tym okresie, jeszcze przed coraz groŸniejsz¹ gruŸlic¹
Marii, chroni go „entuzjazm” domowy, który rozbraja owe coraz czêstsze pragnienia ucieczki. Widaæ równie¿, ¿e wczeœniejsze „podró¿e w przestrzeñ”, zaczyna coraz czêœciej zastêpowaæ lekturowa ucieczka w historyczny czas przesz³y.
Dostrzec j¹ mo¿na w ówczesnej publicystyce pisarza, w jego polemikach z W³odzimierzem Spasowiczem i w krytycznej ocenie naturalizmu. Coraz wa¿niejszy
staje siê dla póŸniejszego autora powieœci historycznych œwiat dzie³ i dokumentów z przesz³oœci.
W tym te¿ czasie rozczarowuje siê Sienkiewicz do „doktryn”. Czy chodzi
tu jedynie o „doktryny” wychodz¹ce z obozu pozytywistycznego? Z szerszego
kontekstu, przede wszystkim zaœ z ukazanej wy¿ej erupcji niechêci do zachowawczego otoczenia, nale¿y s¹dziæ, ¿e owo rozczarowanie ma walor totalny. Przyznaj¹c racjê przyjacielowi „co do teorii apriorycznych”, w liœcie z 3 grudnia 1880
roku, Sienkiewicz tak uzasadnia³ swój „antydoktrynalny” œwiatopogl¹d:
Wszelkie dopasowywanie ludzi i ¿ycia do doktryny nie tylko tych, co to czyni¹, zawodzi, ale dla innych staje siê krzywd¹. Robi¹ te¿ to ci, którzy o wszystkim gotowi w¹tpiæ
z wyj¹tkiem o swojej doktrynie, dlatego ¿e jest im doktryn¹ […] Jako wiara fanatyczna daje
on si³ê i sprawia, ¿e nieraz s³absze g³owy imponuj¹ inteligencjom bez porównania wy¿szym
i opanowuj¹ je ze szkod¹ dla wszystkich […] Ale to wydaje z³e skutki, bo jedno uczciwe
serce wiêcej warte ni¿ wszystkie doktryny, które zawsze prowadz¹ do osch³oœci, do frazesów, do p³acenia fa³szywymi pieniêdzmi. Ci zw³aszcza, którzy jak ty lub ja zajmuj¹ siê tworzeniem czegoœ, powinni unikaæ doktryn, bo inaczej w dzie³ach swych przestan¹ byæ szcze66 List do S. Witkiewicza z 12 III 1882 roku, w: H. Sienkiewicz, Listy do Stanis³awa Witkiewicza…, s. 119.
67 Tam¿e.
83
rzy. Ale te¿ co do nas dwóch jestem pewny; co do mnie samego s¹dzê, i¿ wyzwolenie siê od
teorii, niezale¿nie od obozów literackich, podawanie ¿ycia obiektywnie, zamiast naci¹gania
do teorii, to sekret mego powodzenia68.
Ów sprzeciw wobec „doktryn” nie likwiduje jednak pewnych prób poszukiwania ideowego „z³otego œrodka”. Obejmuj¹c redakcjê „S³owa”, próbowa³
bowiem Sienkiewicz nadaæ dziennikowi charakter mniej zachowawczy, ni¿ tego
pragnêli jego ziemiañscy wydawcy. Listy do Józefa Ignacego Kraszewskiego i Stanis³awa Smolki (wówczas redaktora krakowskiego „Czasu”) s¹ tego dobrymi
przyk³adami. Pisarz pragnie realizowaæ program „konserwatywno-postêpowy”,
ograniczaj¹c w piœmie wp³ywy „ultramontañskie” i „arystokratyczne”:
… Bêdziemy szanowaæ religiê, jako œrodek obrony narodowej, ale bynajmniej nie
zamierzamy tworzyæ organu klerykalnego […]. Nie bêdziemy równie¿ bynajmniej organem
arystokracji, jak nas zbyt gorliwi lub niechêtni pos¹dzaj¹. Pragniemy staæ na gruncie narodowym, broniæ ducha narodowego, by nie zw¹tla³ […]. Innymi s³owy, pragniemy byæ pismem umiarkowanie i rozs¹dnie postêpowym, a przy tym patriotycznym…69
Jednak¿e ten zarys „programu” napotyka³ raz po raz opór zachowawczej
czêœci redakcji. Tak wiêc w liœcie do Witkiewicza, w stylu na po³y anegdotycznym, donosi Sienkiewicz o zachowaniach Zaleskiego („…gdy jestem w Lipkowie, Anta³ szwarcuje ultramontañskie artyku³y i mówi po powrocie »pope³ni³em
pod³oœæ«„70). Tak¿e w korespondencji z Edwardem Lubowskim przedstawia³
swoj¹ redaktorsk¹ taktykê, maj¹c¹ zabezpieczyæ „S³owo” przed interwencjami
wydawców; pisarz domaga³ siê, aby Wrotnowski jako wydawca nie mia³ „absolutnego veta wzglêdem czyichkolwiek artyku³ów”, o czym ma rozstrzygaæ redakcja dziennika wiêkszoœci¹ g³osów. I konkludowa³ Sienkiewicz:
… skoro bêdziemy wiedzieli, ¿e redakcja de facto et de iure jest w naszym rêku, bêdziemy mieli eo ipso pewnoœæ, ¿e pismo nie bêdzie ultramontañskim, ani arystokratycznym71.
W wypadku jednak, gdyby „certowano siê zbyt d³ugo”, koñczy Sienkiewicz
swój list nieparlamentarnym oœwiadczeniem: „Oœwiadczê, ¿e mam »S³owo« w …”72.
68
Tam¿e, s. 42.
69 List do J. I. Kraszewskiego z 27 XII 1881 roku, w: H. Sienkiewicz, Listy, t. 3. cz. 1, s. 293.
70 List do S. Witkiewicza z 13 VI 1882, w: H. Sienkiewicz, Listy do Stanis³awa Witkiewicza…, s. 125.
71 List z 15 XII 1882 roku, w: H. Sienkiewicz, Listy, t. 3, cz. 1, s. 528.
72 Tam¿e.
84
Powtarzaj¹ce siê w listach pisarza narzekania na pracê redakcyjn¹, na œrodowisko „S³owa”, na dziennikarsk¹ zbiorowoœæ, nie prowadz¹ jednak Sienkiewicza do rozwi¹zañ ostatecznych. Stanowisko redaktora zajmuje do roku 1887
(pierwsza próba rezygnacji w 1883 roku nie zosta³a przyjêta) i wówczas zast¹pi
go bardziej zachowawczy Mœcis³aw Godlewski. Inna sprawa, ¿e faktyczne funkcje redaktorskie pisarza skoñczy³y siê wczeœniej, gdy zdrowie Marii i koniecznoœæ wyjazdów do zagranicznych sanatoriów ograniczy³y jego mo¿liwoœci. Od
roku 1883 Sienkiewicz ju¿ tylko firmowa³ „S³owo” i równoczeœnie zapewnia³ mu
czytelników publikacjami literackimi, a zw³aszcza drukowan¹ w odcinkach Trylogi¹. Natomiast jego wp³yw na ideowy kierunek dziennika spada do minimum.
To jednak nie znosi odpowiedzialnoœci pisarza za coraz widoczniejszy zachowawczy i ugodowy kurs „S³owa”, co stale wykorzystuj¹ jego oponenci.
„Ewolucja” pisarza zamknê³a siê w³aœciwie w po³owie roku 1882. Publikowanym od maja w odcinku „S³owa” i „Czasu” Ogniem i mieczem Sienkiewicz
stworzy³ – jak pisa³ Kazimierz Wyka – „dzie³o wybitnie kompensacyjne […]
nastawione na lecznictwo psychosocjalne”73, a tym samym zapewni³ powieœci
olbrzymi¹ popularnoœæ. I dlatego spór o Ogniem i mieczem ostatecznie spolaryzuje oceny i klasyfikacje74. Sam Sienkiewicz – odrzucony i skrytykowany przez
dawnych „towarzyszy broni” – daje wielokrotnie wyraz obcoœci wobec swojego
dawnego œrodowiska. W pewnym sensie przypieczêtowaniem rozejœcia siê jest –
nie do koñca jasne – zerwanie ze Stanis³awem Witkiewiczem. Przyjmuj¹c nawet
hipotezê Krzy¿anowskiego o dra¿liwoœci malarza, który w ten sposób ostro zareagowa³ na próby materialnej pomocy75, sk³oniæ siê raczej wypada do przypuszczenia Marii Olszanieckiej, i¿ g³ówn¹ przyczyn¹
[…] by³a ró¿nica pogl¹dów, która ujawni³a siê po objêciu przez Sienkiewicza redakcji „S³owa” i z miesi¹ca na miesi¹c coraz bardziej siê pog³êbia³a. Nie tylko zreszt¹ alianse
Sienkiewicza z konserw¹ krakowsk¹, w której organie drukowa³ swoje utwory, ale równie¿ i jego negatywny stosunek do naturalizmu i Zoli, wyst¹pienie z pozycji konserwatywnych przeciwko Piotrowi Chmielowskiemu, autorowi Zarysu […] i – co pewnie by³o najwa¿niejsze – przeciwstawianie siê dominuj¹cej w ówczesnej literaturze tematyce wspó³czesnej w imiê postulowanej tematyki historycznej76.
73 K. Wyka, Sprawa Sienkiewicza, w: tego¿, Szkice literackie i artystyczne, t. 1, Kraków
1956, s. 122.
74 Por. Z. Szweykowski, „Ogniem i mieczem” a krytyka pozytywistyczna, w: tego¿, Trylogia Sienkiewicza…, s. 106-114.
75 Por. J. Krzy¿anowski, Sienkiewicz i Witkiewicz (karta z dziejów niezwyklej przyjaŸni),
w: tego¿, Pok³osie Sienkiewiczowskie. Szkice literackie, Warszawa 1973, s. 452.
76 M. Olszaniecka, Dziwny cz³owiek (o Stanis³awie Witkiewiczu), Kraków 1984, s. 204.
85
Sienkiewiczowski „prze³om ideowy”, który zbieg³ siê w czasie z „prze³omem antypozytywistycznym” i by³ jednym z jego sk³adników, nadal pozostawia
wiele spraw otwartych. Nie tyle w biografii, ile w perypetiach „ideologicznych”
pisarza, który – mimo wyraŸnego akcesu do „obozu” konserwatywnego – ci¹gle, mniej lub bardziej jawnie, pozostawa³ pod wp³ywem pozytywistycznego myœlenia77.
*
Tadeusz Bujnicki
Sienkiewicz crossing the borders. A ‘turning point’ in the novelist’s
life and work
This dissertation deals with an important moment (years 1878-1882) in
Henryk Sienkiewicz’s personal as well as creative biography. The convictions he
expressed owing to his stay in the U.S. have changed soon after his return home.
The choice of a milieu, the search for a convenient venue for implementation of
his artistic plans got clashed at that point against strictly financial demands, a need
to get stabilised, especially given the perspective of his expected marriage.
A tension between real-life necessities and ideological/aesthetic convictions was
markedly expressed not only in Sienkiewicz’s writing output but also in his private correspondence (particularly, in his letters to S. Witkiewicz). This paper attempts at describing these ‘trials-and-tribulations’ experienced by this author on
the eve of the great success of his Trilogy historical novel cycle.
77 Tej problematyce poœwiêci³em szkice zamieszczone w czêœci pierwszej ksi¹¿ki Pozytywista Sienkiewicz. Linie rozwojowe pisarstwa autora „Rodziny Po³anieckich”, Kraków
2007, s. 11-66.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
Urszula Kowalczuk
Warszawa
RACHUNKI I WARTOή (W) BIOGRAFII.
LISTY STANIS£AWA BRZOZOWSKIEGO
Stanis³aw Brzozowski bardzo du¿o czyta³, z wiekiem coraz wiêcej i zach³anniej. Pisa³ równie du¿o. Wraz z up³ywem czasu coraz intensywniej i szybciej. O obu tych typach jego aktywnoœci wiele ju¿ napisano. Badaczy raczej nie
interesowa³o natomiast to, jak wprawnie Brzozowski liczy³, odlicza³ i przelicza³.
Ani te¿ to, na co liczy³, z czym siê przeliczy³ i czego mu nie policzono. Warto
wiêc, jak s¹dzê, przyjrzeæ siê rachunkom zapisywanym w epistolografii pisarza.
W sposób szczególny ³¹cz¹ one buchalteriê codziennoœci z biografi¹ intelektualn¹ autora Idei, uwyraŸniaj¹c ró¿nicowanie siê autorskich perspektyw rozwoju
i ¿yciowych faktów. „Arytmetyka” ujawniona w listach czyni z nich przejmuj¹cy dokument testowania ¿yciowych i pisarskich mo¿liwoœci. Jej kontekstem s¹
przede wszystkim te wypowiedzi Brzozowskiego, które poœwiadczaj¹ skalê niezbornoœci oczekiwañ i sytuacyjnego konkretu. Oto zestawienie dwu listowych
fragmentów. Pozwalaj¹ one zrekonstruowaæ dynamikê dyskursu epistolarnego
utrwalaj¹cego warianty biografii:
Muszê koniecznie zabraæ siê do angielskiego i wy¿szej matematyki. Bez tej ostatniej
nigdy nie bêdê móg³ oprzeæ swojej teorii poznania na rezultatach pewnych, a bez niej nie
uda mi siê ca³ej budowie nadaæ tej granitowej niewzruszonoœci, jak¹ ma ona wewnêtrznie1.
1 S. Brzozowski, Listy, oprac., przedmow¹, komentarzem i aneksami opatrzy³ M. Sroka,
Kraków 1970, t. 1, s. 361. Wszystkie cytaty z listów podajê wed³ug tego wydania (w nawiasie numer tomu – cyfr¹ rzymsk¹ – i strony).
87
[…] nêdz¹ moj¹ jest, ¿e przy tym wszystkim muszê pisaæ beletrystykê, aby op³aci³a
ona koszt filozofii i wy¿szej literatury, muszê dbaæ, aby ta beletrystyka by³a coœ warta, muszê przygotowywaæ siê do dalszych prac, bo tylko w ten sposób uda siê dojœæ do pewnych
wyników (II, 450).
Niezrealizowan¹ przez pisarza potrzebê uczenia siê wy¿szej matematyki los
zast¹pi³ koniecznoœci¹ nieustannego ksiêgowania finansowych deficytów. Doskonalenie teorii poznania utrudnia³a mu praktyka rozpoznawania bytowej niepewnoœci. Wyniki poznawczych i ekonomicznych zadañ musia³y wiêc byæ w przypadku
Brzozowskiego obarczone niewygod¹ fundamentalnych w¹tpliwoœci.
Trzeba oczywiœcie przypomnieæ realia, które dookreœla³y znaczenie tych
zmian i ich efektów. Cierpi¹cy na gruŸlicê pisarz wraz z ¿on¹ i córk¹ przebywa³
we Florencji. Choroba kosztowa³a, utrudniaj¹c jednoczeœnie zarobkowanie. Pos¹dzenie o wspó³pracê z carsk¹ ochran¹ zmieni³o powszednie trudnoœci w ¿yciow¹ tragediê. Dokumentowanie tych okolicznoœci w listowym zapisie, jakkolwiek
nie pozbawione wiarygodnoœci, podlega zapewne podwójnemu korygowaniu
przez autobiograficzny wymóg szczeroœci i pokusê autokreacji2. Jak sugestywnie pisa³ Karol Irzykowski, cz³owiek nad kartk¹ papieru „nara¿a siê na koniecznoœæ szczeroœci” i „kaleczy siê wtedy co chwila o ostr¹ ró¿nicê miêdzy sob¹ rzeczywistym a sob¹ idealnym”3. W przypadku Brzozowskiego ró¿nica ta kaleczy³a
najboleœniej wtedy, gdy wskazywa³a na niemoc urzeczywistnienia w³asnego ¿yciowego i intelektualnego potencja³u twórczego. Interesuj¹cym idiolektem epistolografii pisarza, s³u¿¹cym wyra¿aniu tej ró¿nicy s¹ w³aœnie rachunki. Poœwiadczaj¹ one prawdê codziennoœci, której zaanga¿owani w pomoc pisarzowi przyjaciele nigdy nie mieli powodu kwestionowaæ czy weryfikowaæ. Równoczeœnie
jednak liczby wskazywa³y skalê rozbie¿noœci – ocenianej skrajnie subiektywnie
– miêdzy poziomem kulturotwórczej energii, a jakoœci¹ ¿ycia. Mog³y wiêc równie¿ sygnalizowaæ proces „kalkulowania” w³asnego wizerunku, bywa³y bowiem
niew¹tpliwie oryginalnymi figurami autocharakterystyki pisarza-wygnañca.
Diagnozuj¹c kondycjê nowoczesnego homo exul, Jerzy Œwiêch zauwa¿y³:
2
Decyzja edytorska Mieczys³awa Sroki, by uszeregowaæ listy chronologicznie, nie zaœ
wed³ug adresatów sprzyja traktowaniu dyskursu epistolarnego jako autobiograficznego. Por.
E. Rybicka, Antropologiczne i komunikacyjne aspekty dyskursu epistolograficznego, „Teksty Drugie” 2004, nr 4, s. 47. Zob. te¿: E. Paczoska, Jak zosta³em pisarzem? Aspekty etyczne
polskich autobiografii literackich XIX i XX wieku, „Przegl¹d Filozoficzno-Literacki” 2009,
nr 2, s. 137-138.
3 K. Irzykowski, Nieoficjalna literatura, w: tego¿, Pisma rozproszone, t. 1: 1897-1922,
oprac. J. Bahr (Pisma, red. A. Lam), Kraków 1998, s. 205.
88
Wygnanie to poruszanie siê poœród wielu mo¿liwoœci, z których ¿adna nie ma szans
pe³nej realizacji, wœród okolicznoœci, których wp³yw na proces wewnêtrznej krystalizacji
osoby, integracji osobowoœci mo¿e byæ zarówno korzystny, jak i zgubny, straty bowiem s¹
zawsze wkalkulowane w takie przedsiêwziêcia jak te4.
Zw³aszcza wtedy, gdy „przedsiêwziêcie” nie jest ca³kiem dowolne, chcia³oby siê dodaæ. A tak by³o przecie¿ w przypadku Brzozowskiego, który wyjecha³
wygnany chorob¹, a nie móg³ wróciæ z wielu wzajemnie siê wzmacniaj¹cych
powodów. U Brzozowskiego poczucie wielu mo¿liwoœci by³o zawsze warunkowe i ograniczone niekorzystnymi okolicznoœciami lub obarczone ryzykiem etycznym5. „Wygnanie” niew¹tpliwie jednak intensyfikowa³o proces odnajdowania
to¿samoœci6, dokonywany z pozycji obcego prowadz¹cego „obsesyjny spór” z ojczyzn¹7. Spór ten mia³ te¿, jak poœwiadczaj¹ listy, charakter konfliktu interesów,
które pisarz postanowi³ ujawniæ szerszemu odbiorcy. W przedmowie do Pamiêtnika pisa³:
Je¿eli kiedyœ dziennik ten lub inne, które jeszcze napisaæ i zostawiæ mogê, zarówno
jak i moje listy, bêd¹ drukowane – a pragnê, aby by³y – zastrzegam, ¿e nie wolno nikomu
czyniæ dowolnych skrótów, opuszczeñ itp.8
Na mocy tej decyzji autora sta³a siê buchalteria elementem publicznego jêzyka pisarza.
„¯yjê nieustannie kredytem” (II, 8)
W drugiej po³owie 1907 roku Stanis³aw Brzozowski pisa³ do Salomei Perlmutter: „Mogê istnieæ tylko jako abstrakcyjna istota. Dopóki myœlê in abstracto,
jest dobrze” (I, 285). Tymczasem musia³ myœleæ coraz bardziej konkretnie, pragmatycznie czy wrêcz skupiaæ siê na drobiazgach. Nie by³o zatem dobrze i listy
4 J. Œwiêch, „Homo exul”, parê uwag o topice nowoczesnoœci, „Teksty Drugie” 2004, nr
1/2, s. 33.
5 Szerzej omawiam tê kwestiê w tekœcie: Etyka wykluczenia. Brzozowski i Conrad, „Przegl¹d Filozoficzno-Literacki” 2009, nr 2, s. 159-180.
6 Zob. J. Œwiêch, „Homo exul”…, s. 28, 31.
7 Tam¿e, s. 25.
8 S. Brzozowski, [Przedmowa do „Pamiêtnika”], w: tego¿, Pamiêtnik, wstêp M. Wyka,
oprac. tekstu i komentarze M. Urbanowski, Wroc³aw 2007, s. 192; Zob. te¿: M. Czermiñska, Autobiograficzny trójk¹t. Œwiadectwo, wyznanie, wyzwanie, Kraków 2000, s. 262-263.
89
pisarza œwietnie to potwierdzaj¹. Kiedy zaczynaj¹ siê w nich pojawiaæ pierwsze
wzmianki dotycz¹ce finansów, brzmi¹ bardzo neutralnie, wydaj¹ siê koniecznym
elementem relacji z codziennoœci (np. I, 155, 205, 309, 459). Z czasem uwag na
temat bytu materialnego i fragmentów przypominaj¹cych amatorskie wyci¹gi
ksiêgowe jest coraz wiêcej. Porównuj¹c Pamiêtnik Brzozowskiego z listami,
Ma³gorzata Czermiñska pisa³a, ¿e o ile w pierwszym toczy siê „wy³¹cznie ¿ycie
duchowe”, o tyle:
W listach w¹tki z „dziejów pewnego umys³u” w³¹czane s¹, obok rozwa¿añ lekturowych, próœb o nowe ksi¹¿ki, informacji o dokonanych pracach i projektach nowych studiów,
w równoleg³y nurt spraw praktycznych, codziennoœci finansowych k³opotów, narastaj¹c¹
stopniowo udrêkê choroby9.
Uwzglêdniaj¹c to rozpoznanie, mo¿na dopowiedzieæ, ¿e rozmaite sygna³y liczenia staj¹ siê jednym z najtrwalszych elementów epistolografii Brzozowskiego.
Pisarz kalkuluje nieustannie, liczy na otrzymanie zarobionych lub po¿yczonych pieniêdzy, stale próbuje bezskutecznie zbilansowaæ zyski i straty. Wiedz¹c, co mu siê bardziej op³aca, nie ma w¹tpliwoœci, ¿e jego interesy mog¹ dotyczyæ jedynie wielkoœci braków:
pomimo b³agania nie mogê siê doczekaæ odpowiedzi ze Lwowa, czy tam wreszcie
sprzedaj¹ moje ksi¹¿ki […] ja tu muszê sprzedawaæ istotnie za 1/40 wartoœci ksi¹¿ki najpotrzebniejsze (I, 595).
Ch³odna, zwykle podszyta bezradnoœci¹, buchalteria czêsto jest u Brzozowskiego zastêpowana skarg¹, jak w powy¿szym cytacie, ale te¿ zdenerwowaniem czy
wrêcz szanta¿em emocjonalnym. W liœcie datowanym na 15 czerwca 1909 roku
Walentyna i Edmund Szalitowie mogli przeczytaæ:
Wiem, ¿e nie mo¿na robiæ rzeczy niemo¿liwych, lecz mo¿na zawsze napisaæ czy
odtelegrafowaæ: pieni¹dze przyjd¹ wtedy i wtedy. Jeszcze 2-3 takie historie, a niew¹tpliwie
wyrok wykonany zostanie, mo¿e nie na mnie, bo jestem z ¿elaza, ale na Toni, która jest do
samej siebie niepodobna (II, 154).
We wczeœniejszym o piêæ dni liœcie do Szalita by³y b³agania o zlitowanie,
proœba o przys³anie pieniêdzy i poœrednictwo w za³atwieniu sprawy z Po³oniec9 M. Czermiñska,
Autobiograficzny…, s. 75. Zob. te¿: M. Wyka, Wstêp, do: S. Brzozowski, Pamiêtnik, s. V-XLI.
90
kim, lwowskim wydawc¹ Brzozowskiego (II, 153). Emocje s¹ w listach pisarza
zawsze efektem bezwzglêdnego naporu niesprzyjaj¹cych okolicznoœci, nie zaœ
brakiem zaufanie do przyjació³. Stan emocjonalnego napiêcia towarzyszy tu bowiem nieprzerwanej walce o otrzymanie honorarium za swoje prace, uzyskanie
po¿yczki na bie¿¹ce rachunki, sp³atê d³ugów i leczenie, wykup weksli, wynegocjowanie zaliczki, uzgodnienie finansowych warunków publikacji (np. I, 463, 602,
673; II, 7, 9, 37, 54, 137, 203, 605). Przeœledzenie rachunków Brzozowskiego
pozwala zobaczyæ, jak ¿ywio³ codziennoœci zaw³aszcza³ efekty pracy pisarskiej:
Mieszkanie, które zajmujemy, jest niemo¿liwe: nie ma ¿aluzji i ca³y dzieñ s³oñce pali.
Brak kuchni. Trzeba sto³owaæ siê po garkuchniach. Mamy ju¿ nowe mieszkanie, ale trzeba
wp³aciæ z góry i tu trzeba zap³aciæ za ostatnie 2 tygodnie po 2,5 franka dziennie. Gdybym
dziœ mia³ 100 franków, móg³bym siê wyprowadziæ, ale za tydzieñ trzeba bêdzie ju¿ 150.
Po³oniecki znowu zacz¹³ drukowaæ P³omienie – mo¿e on by siê zgodzi³ daæ 100 koron. Przy
tym sprzedaæ ksi¹¿ki choæby za 30-40, byle wynieœæ siê. W domu, maj¹c kuchniê, nie bêdziemy przynajmniej zabijali dziecka, truj¹c je garkuchnianym ¿yciem (I, 602)10.
Niekiedy warunki bytowe stawa³y siê tak dotkliwe, by Brzozowski napisa³:
Je¿eli po¿yczka by nie przynios³a skutku – nie wiem absolutnie, co siê z nami stanie,
gdy¿ absolutnie trzeba pop³aciæ d³ugi, aby móc ¿yæ. I teraz ju¿ 10 dni ¿yjemy bez miêsa itd.
Brak nam absolutnie wszystkiego. Mamy po 2 koszule, które siê dr¹, dziecka nie ma ju¿ w co
ubraæ (II, 157).
Trzykrotnie u¿yte s³owo „absolutnie” staje siê kwalifikatorem sytuacji
ocenianej jako ekstremalna. W biografii Brzozowskiego, w której kryteria normalnoœci by³y zdecydowanie zaburzone, oznacza³o to raczej zasadê, ni¿ wyj¹tek. Dlatego te¿ regulowanie pieniê¿nych zaleg³oœci móg³ zamykaæ w tym przypadku rachunek nietypowy: „pieniêdzy zosta³o nam prawie 0, ale mamy spokój
istotnie na czas pewien” (II, 163). Wynik tych dziwnych wyliczeñ potwierdza
10 Przytoczony list zosta³ napisany 11 czerwca 1908 roku do Rafa³a Bubera. Wczeœniej,
23 maja 1908 opisywa³ Brzozowski swoj¹ sytuacjê Szalitom w sposób nastêpuj¹cy: „W³aœciciele pensjonatu uparli siê, aby zachowaæ nas jako ¿ywy zastaw. Dali nam dwie dziury
bez pensjonatu po 2,5 franka dziennie. Na obiad biegamy na 2-gi koniec miasta do wêdliniarni, gdzie jest najtaniej, ale i tam na nas troje – nie mogê tañszego obiadu obmyœleæ jak
[za] 2 fr. 75 – jest to: dwa makarony, dwie sztuki miêsa, kawa³ek miêsa dla Ireny, 2 sa³aty,
chleb. Taniej ju¿ tu znaleŸæ niepodobna. Resztê, tj. 2-gie œniadanie, Tonia przyprawia w domu na maszynce, ale i to poch³ania do 2 lirów najmniej, z herbat¹. Piszcie do Lwowa, by
sprzedaæ, za co siê da ksi¹¿ki, aby sprzedano te, które s¹ rozpo¿yczone, aby nie zwlekano.
Pieni¹dze wszelkie trzeba wys³aæ poste restante” (I, 171).
91
przede wszystkim bezwzglêdn¹ wartoœæ spokoju i czasu, które tylko jako bezcenne mog¹ byæ równowa¿one przez „prawie 0”.
Konkrety liczbowe, pojawiaj¹ce siê w listach Brzozowskiego, czêsto
usprawniaj¹ komunikacjê zwi¹zan¹ z procesem wydawniczym (I, 445; II, 175,
202) lub s³u¿¹ poœwiadczeniu wartoœci efektów pracy, w co bywa wpisywana
sugestia wiarygodnoœci finansowej autora. Niekiedy liczby przywo³ywane s¹
poniek¹d bez uzasadnienia, pe³ni¹c funkcjê akcentu uwyraŸniaj¹cego skalê twórczych osi¹gniêæ (I, 421; II, 134). Najczêœciej jednak ich rol¹ jest wspó³tworzenie, zabarwionego tonacj¹ ironiczn¹, obrazu ¿yciowego dyskomfortu. Oto znamienny przyk³ad:
Ja mogê pisaæ bardzo du¿o – straszna jest niemoc, kiedy ¿adna wola nie poradzi. Chyba
bank rozbiæ w Monte Carlo – ale i na to trzeba pieniêdzy. Znudzi³a mi siê ta nêdza – do dna.
[…]
¯eby tak jeszcze choæ 100-120 fr. prócz Po³.[onieckiego] wyrobiæ miesiêcznie, mo¿na by przynajmniej odetchn¹æ, naturalnie, o ile moja noga pozwoli (II, 203).
Brzozowski u¿ywa liczb niekoniecznie po to, by informowaæ, lecz ¿eby
prowokowaæ. Jak mo¿na wywnioskowaæ z listów, skarga ma byæ nie tylko wo³aniem o empatiê, ale tak¿e oskar¿eniem. O ile zreszt¹ w pierwszym przypadku
obliczona jest na reakcjê konkretnego adresata, o tyle w drugim – wydaje siê
wymierzona przeciwko wszystkim (by ostatecznie skrystalizowaæ siê w ostrej
krytyce polskiej kultury). Daj¹cy siê zauwa¿yæ w niektórych epistolarnych zapisach pisarza nadmiar liczb, niekiedy wrêcz swoiste epatowanie skrupulatnymi wyliczeniami, jest sposobem wyra¿ania niezgody na uwiêzienie w sytuacyjnych ograniczeniach. Rozpisanie na cyfry s³u¿y uwiarygodnieniu uwik³ania w niesprzyjaj¹ce
okolicznoœci, ale te¿ zracjonalizowaniu, które mog³o mieæ walor terapeutyczny.
W rejestrowanych przez Brzozowskiego rachunkach i zestawieniach znaczenie ma nie tyle wysokoœæ potrzebnych kwot, ile czas, w którym mo¿na je otrzymaæ:
przekazy z Rosji id¹ do 11 dni. Od 2 lat proszê Was wszystkich, byœcie przekazami
nigdy pieniêdzy nie wysy³ali. […] By³oby to drobiazgiem, gdyby nie ca³y fatalny splot okolicznoœci. Po³oniecki dotychczas (do 10) pieniêdzy za czerwiec nie przys³a³. W przesz³ym
miesi¹cu pieni¹dze przysz³y 8, na skutek tego tylko 2 dni ¿yliœmy herbat¹ i chlebem, teraz
ten stan rzeczy potrwa Bóg wie jak d³ugo, bo oko³o 6 kredyt siê koñczy (II, 151-152).
To czas jest stawk¹, o któr¹ walczy Brzozowski. Okazuje siê on wa¿ny z dwu co
najmniej powodów. Jak pokazuje autor w swoich zapiskach, istotne s¹ terminowe sp³aty zobowi¹zañ, ale wa¿niejsze – uzyskanie wolnego od bie¿¹cych trosk
92
czasu na aktywnoœæ intelektualn¹. Liczenie czasu nabiera w epistolografii pisarza szczególnego znaczenia, staj¹c siê podstawow¹ form¹ relacjonowania pospiesznego tempa pracy i poœwiadczania towarzysz¹cych jej trudnoœci. Splot
czynników finansowo-temporalnych tworzy sieæ zale¿noœci, które dodatkowo
komplikuje sytuacja œmiertelnej choroby, wci¹¿ uwra¿liwiaj¹ca autora na bliski
kres ¿yciowych zmagañ11. W listach rejestruje Brzozowski wpl¹tanie w³asnych
dzia³añ twórczych w splot przeciwnoœci. To one w³aœnie powoduj¹, ¿e szacowanie wysi³ków pisarskich dokonywane jest wed³ug nietypowego przelicznika.
W dyskursie epistolarnym ocena merytoryczna prac upodrzêdniana jest niekiedy wobec ich wartoœci rynkowej mierzonej liczb¹ arkuszy maj¹cych okreœlon¹
cenê. Utrwalone w korespondencji szacowanie pisarskiego trudu uwzglêdnia, co
prawda, jakoœci intelektualne i artystyczne, ale nie ma tu miejsca na autorsk¹ satysfakcjê z wymiany, która jest bardziej interesem, ni¿ w³¹czeniem siê w dialog
kulturowy. Brzozowski liczy strony, tomy, arkusze wydawnicze, czas potrzebny
na ich przygotowanie, przepisanie, wys³anie (np. II, 110, 152). I tylko jego wysi³ek jest niepoliczalny, bo i bezmierny (w skrajnie trudnej sytuacji), i bezkresny
(o ile lokuje go autor na osi nadziei, nie zaœ lekarskich przewidywañ).
Nawyk czy wrêcz na³óg liczenia obejmuje u Brzozowskiego nawet pisarskie plany, do których „trzeba brn¹æ przez dziesi¹tki drukowanych stronic”
(I, 362). Wraz z postêpuj¹c¹ chorob¹ i spadkiem si³ zmieniaj¹ siê regu³y tego przeliczania i blokadê dla poznawczej pokusy stanowi¹ liczone w dziesi¹tkach lub
nawet setkach tomy, które trzeba by przeczytaæ, przygotowuj¹c siê do pracy
(II, 344, 446). Trudno oceniæ czy te szacunki nie s¹ przesadzone, nie mo¿na jednak nie zauwa¿yæ, ¿e z czasem pisarz potrzebuje coraz bardziej wymiernie wyliczanych powodów uzasadniaj¹cych rezygnacjê z w³asnych zamierzeñ. Liczby bywaj¹ w wypowiedziach Brzozowskiego, jak s¹dzê, sugestywnymi eufemizmami
bezradnoœci.
Gdyby potraktowaæ synchronicznie uwagi „rachunkowe”, pojawiaj¹ce siê
w epistolografii pisarza w porz¹dku chronologicznym, to otrzymalibyœmy bardzo sugestywny wariant biografii nie tyle¿ opowiedzianej, co zaksiêgowanej.
Brzozowski zna piêæ jêzyków (II, 509), mieszka w 2-3 pokojach (II, 499), czêsto
– jak poœwiadcza w 1909 roku – wychodzi z domu tylko raz na dwa tygodnie do
lekarza lub biblioteki (II, 250). Krytyk w ci¹gu dwóch dni potrafi przepisaæ sto
11 Warto odnotowaæ, ¿e nawet ten ocieniaj¹cy ¿ycie horyzont œmierci ma w zapiskach
listowych swój ekwiwalent liczbowy: „Œmierci przesta³em siê baæ od lat 3-5, a teraz siê z ni¹
z¿y³em i jestem wewnêtrznie do niej gotów” (I, 433).
93
szeœædziesi¹t stron tekstu (II, 195), co zajmuje mu œrednio pó³ dnia (II, 142)12,
i odsy³aæ je do wydawnictwa „co dwa, trzy dni” (II, 499). Rozdzia³y prac zdarza
mu siê pisaæ „po raz 7 lub 8” (II, 162). A wszystko to w sytuacji, kiedy „co 5-10
minut” trzeba rozprostowywaæ obola³¹ nogê (II, 152) lub w warunkach, w których konwulsje z powodu bólu „kiszek” eliminuj¹ z normalnego ¿ycia na „24-36 godzin” (II, 565).
„aby pisaæ, trzeba ¿yæ” (I, 460)
Zaprezentowane powy¿ej skondensowanie znaków ¿yciowej arytmetyki
Brzozowskiego, uwyraŸniaj¹cej inwencyjnoœæ autora w ich stosowaniu, nie jest
bynajmniej obce strategiom tekstowym charakterystycznym dla jego listów. Bardzo czêsto mo¿na w nich przeczytaæ wypowiedzi podsumowuj¹ce niejako bie¿¹ce rachunki i uogólniaj¹ce wnioski, które z nich wynikaj¹. Codzienna buchalteria staje siê w ten sposób podstaw¹ pisarskiej ekonomii.
Jej ramy wyznacza niska samoocena autora i niepokój o sposób oszacowania jego pracy przez innych. W czerwcu 1907 roku pisa³ Brzozowski do Buberów:
Wœciekam siê, ¿e wszystko idzie tak powoli. Muszê siê reflektowaæ, ¿e piszê w³aœciwie dopiero 6 lat, ¿e z tych 6 – 2 by³em chory, a ¿adnego zdrów, aby nie popaœæ w zniechêcenie (I, 361).
WypowiedŸ tê znacz¹co dope³niaj¹ uwagi wys³ane do Szalitów w sierpniu 1910 roku:
nieraz siedzê do trzeciej w nocy, wypracowujê w mêce 20 stronic wstêpu do Newmana, a nazajutrz muszê je skreœliæ i zostaje z nich 2 lub 3. Newman poch³onie pewno z dwa
tysi¹ce godzin pracy, a na dobitkê wszyscy mi wymyœlaæ bêd¹, ¿e piszê o rzeczach, pisarzach,
zagadnieniach nieznanych. Wiem, ¿e Ortwin bêdzie wyrzeka³, ¿e wstêp jest du¿y, ¿e ksi¹¿ka siê rozros³a, lubo ja chcê tylko, by mi j¹ policzyli jak 15 arkuszy przek³adu (II, 479).
Poziom niezadowolenia pisarza – z siebie, z sytuacji, w której przysz³o mu
¿yæ, z innych – bêdzie siê w przypadku Brzozowskiego zawsze utrzymywa³ co
najmniej na takim samym wysokim poziomie. Równie konsekwentny oka¿e siê
jednak autor w przekszta³caniu emocjonalnych deficytów w satysfakcjê z w³asnej wytrwa³oœci. Jej ekwiwalentami – co ciekawe – bêd¹ najczêœciej: oskar¿e12 PóŸniej napisze Brzozowski: „rozporz¹dzam dziennie jakimiœ 4-5 godzinami o¿ywie-
nia” (II, 323).
94
nie opresywnoœci polskiej kultury i autocharakterystyka deprecjonuj¹ca wartoœæ
pisarskich wysi³ków. Szczególnie wyraziœcie ujawnia siê to wówczas, gdy Brzozowski porównuje siê z innymi. Pisze o sobie na przyk³ad:
Ale naturalnie bêdê pozostawiony w³asnym si³om, a zawsze naiwny polski czytelnik
bêdzie dziwi³ siê, dlaczego rozdzia³y s¹ nierówne, dlaczego znaæ poœpiech, a przecie¿ znam
np., Patera i wiem, jak piêknie pisaæ mo¿na, a wiêc trzeba, ale tego, ¿e Pater pisywa³ nieraz
po 100 stron rocznie i miewa³ po 10 000 franków za to, nie uwzglêdni nikt. Co najwy¿ej
powie siê, ¿e Po³oniecki miê wyzyskuje: urodzony eksploatator i z³odziej kieszonkowy –
czytelnik polski lubi oskar¿aæ ksiêgarzów (II, 387).
W innym miejscu czytamy:
wœród tego wszystkiego, poœród porozk³adanych notat, planów, ksi¹¿ek, napada miê
zw¹tpienie – tchórzê. Duns Skot mia³ 34 lata i zostawi³ 6 czy 7 folia³ów, a Leibniz, a sam
Newman – 45 tomów; ale gdy atak sercowy czyni ze mnie k³odê na kilka dni – gdy minie –
wydajê siê sam sobie œmiesznie zarozumia³ym wariatem (II, 450).
Powy¿sze fragmenty dokumentuj¹ mechanizm przepracowywania dyskomfortu, a cyfrom przypada rola argumentów w dowodzeniu – maj¹cej charakter
ambiwalentny – wyj¹tkowoœci pozycji autora w „polu literackim”13. Liczby rozwarstwiaj¹ refleksjê Brzozowskiego i z tego wzglêdu stanowi¹ wa¿ny element
dyskursu autobiograficznego. Okreœlaj¹ wymiar ograniczeñ, a zarazem s³u¿¹
ocenie heroizmu ich przekraczania. To, co niewymierne – upokorzenie, zmêczenie, ale te¿ wyrzeczenia czy walka – uzyskuje w ten sposób zakorzenienie w konkretach. Procesem tym rz¹dzi zasada odwróconych proporcji. W liczbach zapisuje Brzozowski to, jak bieda redukuje jego ¿yciowe mo¿liwoœci, a jednoczeœnie
za ich pomoc¹ sygnalizuje swój wobec niej opór. Rachunki nie tylko dostarczaj¹
wiedzy o ¿yciu codziennym pisarza, ale te¿ rejestruj¹ nerwowy rytm równoczesnoœci poni¿enia (przez okolicznoœci) i wywy¿szenia (ponad okolicznoœci). Jakkolwiek brak spokoju do pracy ma Ÿród³o w niedoborach finansowych, to pe³niê
znaczenia w dyskursie epistolarnym uzyskuje dopiero jako analogon zaburzonego poczucia w³asnej wartoœci. Trzeba zaznaczyæ, ¿e kwestia widzenia i prze¿ywania przez Brzozowskiego ¿yciowej sytuacji jest dla listów najwa¿niejsza, bo
to one decyduj¹ o specyfice dyskursu epistolarnego. Jak trafnie zauwa¿y³ Roman
Zimand, o ubóstwie pisarza mo¿na by bowiem myœleæ tak¿e jako o elemencie
13 P. Bourdieu, Regu³y sztuki. Geneza i struktura pola literackiego, przek³. A. Zawadzki,
Kraków 2001, s. 138, 218.
95
autolegendy wykorzystuj¹cej wzorzec biografii artysty przeklêtego14. Nie podwa¿a to prawdziwoœci wywodów pisarza, ale pozwala je, jak dowiód³ badacz,
znacz¹co korygowaæ15.
Brzozowski broni siê przed niewygod¹ ¿yciowych trudnoœci za pomoc¹
marzeñ, nadziei czy zmian skali widzenia swojego po³o¿enia. Wyra¿a je tak¿e w liczbach. Pisarz pragnie zarabiaæ 5000 franków (II, 163), spokojnie studiowaæ przez
piêæ lat (II, 508), „mieæ lat 25 po raz drugi i jeszcze raz 5 lat ¿ycia, tylko 5” (II,
562). Pokazuje nieporównywalnoœæ swojej pozycji finansowej i spo³ecznej z warunkami europejskimi (II, 194, 385), a wreszcie z pyszn¹ desperacj¹ konstatuje:
Dajcie mi dziesiêciu ludzi i dziesiêæ lat wolnoœci od elementarnych trosk ¿ycia – a ja
zmieniê klimat umys³owy w Polsce… (II, 237)
O ten klimat chodzi³o Brzozowskiemu bardziej mo¿e ni¿ o w³asny rozwój. Nie tylko
z pobudek altruistycznych, ale tak¿e (pragmatycznie wrêcz) indywidualnych.
Gdyby Brzozowski cierpia³ we Florencji nêdzê z powodu choroby, by³oby
bardzo Ÿle. Poniewa¿ jednak doœwiadczy³y go, jak ju¿ wspomina³am, równie¿ inne
okolicznoœci – by³o tragicznie. Na kod tej tragedii sk³ada³y siê s³owa (pomówienia i wyjaœnienia) oraz liczby (zmyœlone i prawdziwe). Rzadko pamiêta siê o tym,
¿e s³ynna „sprawa” Brzozowskiego mia³a, poza politycznym i moralnym, tak¿e
nieod³¹czny od nich aspekt finansowy16. Listy pisarza dokumentuj¹ bolesny proces odk³amywania zarzutów dotycz¹cych rzekomej wspó³pracy z carsk¹ ochran¹, która mia³a sfinansowaæ miêdzy innymi kuracyjny wyjazd Brzozowskiego17.
14 R. Zimand, Uwagi do przysz³ej biografii Brzozowskiego, w: Wokó³ myœli Stanis³awa
Brzozowskiego, red. A. Walicki, R. Zimand, Kraków 1974, s. 378-379.
15 Tam¿e, s. 392-401.
16 Trzeba w tym miejscu odnotowaæ, ¿e „Ponad jedna trzecia ca³ego publikowanego […]
zbioru poœwiêcona jest tzw. sprawie czy te¿ sprawom Brzozowskiego („Bratniak – zeznania z 1898
r. – oskar¿enie z 1906 r. – oskar¿enie z 1908 r.). Otrzymujemy wiêc szczegó³owe ich oœwietlenie
ze strony oskar¿onego i zarazem wstrz¹saj¹cy dokument psychologiczny”. M. Sroka, Uwagi o listach w: S. Brzozowski, Listy, t. 1, s. LXX. Interesuje mnie przede wszystkim „sprawa” z roku
1908. Na ten temat zob. te¿: M. Sroka, Legendy Brzozowskiego, w: S. Brzozowski, Listy, t. 1,
s. XXX-XXXIII; K. Irzykowski, O. Ortwin, Lemiesz i szpada przed s¹dem publicznym, w: K. Irzykowski, Czyn i s³owo, Kraków 1980, s. 173-201; A. Mencwel, Stanis³aw Brzozowski. Kszta³towanie myœli krytycznej, Warszawa 1976, s. 5-47; Cz. Mi³osz, Cz³owiek wœród skorpionów. Studium o Stanis³awie Brzozowskim, Warszawa 2000; R. Zimand, Uwagi…, s. 383, 402-414.
17 Wyjazd umo¿liwi³ Brzozowskiemu zasi³ek z Kasy Literackiej w wysokoœci stu rubli
oraz pieni¹dze pozyskane z inicjatywy Laury Pytliñskiej przez Towarzystwo Mi³oœników
Sztuki Dramatycznej. Zob. M. Sroka, przypis 1-4 do Oœwiadczenia z 3 maja 1908 roku, w:
S. Brzozowski, Listy, t. 1, s. 473.
96
Pieni¹dze s¹ przedmiotem wyjaœnieñ sk³adanych przez autora w listach prywatnych (np. I, 510, 537) i publicznych oœwiadczeniach (np. I, 471, 488, 522). Na
szczególn¹ uwagê zas³uguje niew¹tpliwie skierowane do s¹du pismo zatytu³owane Stan finansów (II, 77-85). Stanowi ono kilkustronicowy rachunek z ca³ego
doros³ego ¿ycia i jest unikatowym œwiadectwem alternatywnego wariantu biografii zredukowanej do wyra¿onych w liczbach odpowiedzi na nies³uszne zarzuty.
Dotyczy³y one, warto podkreœliæ w tym miejscu ich ironiczny wydŸwiêk, nie tylko przyjêcia pieniêdzy, ale te¿ „symulowania nêdzy” (I, 522).
Dobr¹ próbk¹ argumentacji Brzozowskiego jest fragment listu do Komitetu Wykonawczego PPS, napisanego 16 maja 1908 roku. Czytamy w nim:
Mia³em w roku 1904 pobieraæ od ochrany 150-200 rubli miesiêcznie. Do sierpnia 1904
roku przebywa³em w Otwocku. W kwietniu wymówiono mi mieszkanie z powodu niep³acenia 15 rubli miesiêcznie, w sierpniu zatrzymano rzeczy i ksi¹¿ki za d³ug sturublowy. Franciszek Dole¿al poœwiadczy, ¿e nieraz trzy ruble stawa³y siê dla mnie bardzo powa¿n¹ kwesti¹. Kazimierz B³eszyñski poœwiadczy, ¿e tu³a³em siê w sierpniu po Warszawie, nie maj¹c
naj¹æ za co mieszkania, ¿e nie mia³em za co wykupiæ nawet najniezbêdniejszych rzeczy, gdy¿
on to na moj¹ proœbê jeŸdzi³ do Otwocka uk³adaæ siê z wierzycielami (I, 555).
Dowody Brzozowskiego, intensywnie poœwiadczane liczbami, okazywa³y siê
s³absze od pomówieñ, które zanim do niego dotar³y, ju¿ radykalnie obni¿a³y poziom jego ¿ycia:
Zawiod³y nas wszystkie pieni¹dze, na które liczyliœmy, od czterech miesiêcy snuto
ju¿ naoko³o nas mordercz¹ sieæ potwarzy (I, 515).
Znów chodzi³o o pieni¹dze. Bêd¹ one wa¿ne dla pisarza coraz bardziej, bo
od nich – potrzebnych na listy, a zw³aszcza na wyjazdy na posiedzenia s¹du –
zale¿a³y dzia³ania zmierzaj¹ce do rozstrzygniêcia „sprawy” (np. I, 679, 734). Ich
brak zmusza³ do próœb o odraczanie s¹du, utrwala³ wiêc sytuacjê spo³ecznego
i mentalnego zawieszenia (np. II, 114, 124-25, 126).
Fatalne oskar¿enie zaci¹¿y³o nad ca³ym ¿yciem Brzozowskiego, weryfikowa³y siê wobec niego wszystkie aspekty jego biografii. Poczucie œmierci cywilnej intensyfikowa³o myœlenie o zbli¿aj¹cej siê nieuchronnie œmierci realnej18,
a czas na realizacjê pisarskiego powo³ania pospiesznie siê kurczy³. Przygl¹danie
18 Wiêcej pisa³am na ten temat w tekœcie: Doœwiadczenie œmierci w epistolografii Stanis³awa Brzozowskiego, w: Œmieræ w literaturze i kulturze drugiej po³owy XIX wieku, red.
E. Paczoska, U. Kowalczuk, Warszawa 2002, s. 107-124.
97
siê „sprawie” z perspektywy listów pozwala nie tylko zobaczyæ jej powszednie
zaplecze, ale te¿ wykazaæ jej wp³yw na zmianê jêzyka korespondencji i regu³
dialogicznoœci19. To przy tej okazji po raz pierwszy zaciera siê w epistolografii
granica miêdzy dyskursem prywatnym i publicznym, gdy listy otwarte zaczynaj¹ s¹siadowaæ z kartkami do przyjació³. Wtedy te¿ nastêpuje intensyfikacja zapisywania rachunków, które nie s¹ ju¿ dokumentami powszednioœci, lecz argumentami poœwiadczaj¹cymi niewinnoœæ i uzasadniaj¹cymi pisarskie wybory. Liczby
staj¹ siê wówczas znakami zerwanej ci¹g³oœci biograficznej i narracyjnej. Zarzut
op³acalnej finansowo zdrady zdecydowanie prze³ama³ ¿ycie Brzozowskiego na
dwie niekompatybilne jakoœciowo czêœci, a p³ynnoœæ mówienia o ¿yciowych
doœwiadczeniach zosta³a w listach naruszona przez koniecznoœæ odpowiedzi na
zarzuty. Zmienia to warunki budowania w zapisie autobiograficznym spójnej
to¿samoœci. Sumowanie i wyliczanie s³u¿y wskazaniu dzia³añ pisarskich i ich
(miêdzy innymi finansowych) efektów. Nie tylko jednak o pieni¹dze tu chodzi,
ale o sam fakt przymusu bilansowania w³asnych dokonañ. Liczby s¹ tylko pretekstem20. Autor podejmuje ten sprawozdawczy wysi³ek nie po to, by uto¿samiaæ
siê z w³asnymi osi¹gniêciami, lecz by je przeciwstawiæ tym, którzy podwa¿aj¹
ich znaczenie. Osi¹gniêcia te maj¹ zreszt¹ podwójny walor – bezmierny co do
wysi³ku, nik³y co do zysków ekonomicznych i presti¿owych. Liczby potrzebne
s¹ wiêc przede wszystkim do przywracania zakwestionowanych przez oskar¿enia wartoœci biografii i zawsze konotuj¹ sprzeczne skojarzenia – negatywne i (poœrednio dopiero) pozytywne.
Tak „arytmetycznie” naznaczony typ zapisu epistolarnego ustala siê sytuacyjnie, ale staje siê te¿ wa¿nym komponentem korespondencyjnego stylu pisarza, uwyraŸniaj¹cym sytuacjê podmiotu – zaœwiadczaj¹cego poczucie w³asnej niestabilnoœci i szukaj¹cego adekwatnych dla tego stanu regu³ wyra¿ania.
Dramatycznie skumulowane w pierwszych miesi¹cach oskar¿enia sygna³y negatywnych doœwiadczeñ wielokrotnie bêd¹ póŸniej powraca³y. Sk³onnoœæ do
utrwalania stanu finansów mo¿na wiêc widzieæ w perspektywie relacjonowania bie¿¹cych faktów i poprzez pryzmat pamiêci o obowi¹zku zdawania sprawy z bilansu pracy i zysków.
19 Zob. E. Balcerzan, Biografia jako jêzyk, w: Biografia – geografia – kultura literacka,
red. J. Ziomek, J. S³awiñski, Wroc³aw 1975, s. 30.
20 Roman Zimand jest zdania, ¿e komentuj¹c rzekom¹ wspó³pracê Brzozowskiego
z ochran¹ „nie przywi¹zywano wagi do ewentualnej materialnej strony domniemanej wspó³pracy”. R. Zimand, Uwagi…, s. 388. Znacz¹ce wydaje siê w tym kontekœcie, ¿e listy pozwalaj¹ na inne oœwietlenie tej kwestii.
98
Zapisywane w listach rachunki i ró¿ne – jak pokazywa³am – uzasadnienia
dla ich ujawniania, sk³aniaj¹ do postawienia pytañ o ich udzia³ w kszta³towaniu
formu³y komunikacyjnoœci listów Brzozowskiego. El¿bieta Rybicka, polemizuj¹c z tez¹ o „samozwrotnoœci epistolografii”, sk³onna jest widzieæ w pisaniu listów „swoist¹ szko³ê kszta³towania podmiotu i jego relacji spo³ecznych”21. Podkreœlaj¹c znaczenie dziewiêtnastowiecznej tradycji prywatyzacji epistolografii,
autorka wykazuje jednoczeœnie, ¿e „ja epistolarne jest person¹ interakcyjn¹, relacyjn¹ i dzia³aj¹c¹”, a listy formuj¹ „to¿samoœæ komunikacyjn¹”22. Zapiski listowe Brzozowskiego, zw³aszcza kiedy czyta siê je, pytaj¹c o znaczenie pojawiaj¹cych siê w nich liczb, s¹ niew¹tpliwie œwiadectwem zaburzonej komunikacji.
Wa¿ne jest tu nie tylko to, ¿e – jak to uj¹³ Irzykowski – Brzozowski „by³ organicznie niezdolnym do dialogu”23. Chodzi raczej o blokowanie dialogicznoœci
mimo podejmowania wysi³ków interakcyjnych i przeœwiadczenia, ¿e list oddzia³uje na sferê praxis. Kiedy Brzozowski operuje liczbami zale¿y mu bowiem przede
wszystkim na maj¹cej przynieœæ efekt praktyczny wymianie informacji, nie na
budowaniu porozumienia. Z rachunkami pisarza, drobiazgowymi i – rzec by
mo¿na – drastycznymi trudno by³o zapewne dyskutowaæ. Potrzeba za³atwienia
pilnych interesów upodrzêdnia³a zdecydowanie adresata i jego sprawy. Desperackie proœby o pieni¹dze, ponaglenia i niepokoj¹ce wyliczenia s³u¿y³y, co prawda, intensywnemu kontaktowi, ale absolutnie wyklucza³y budowanie relacji opartej na równorzêdnoœci, uniemo¿liwia³y twórcz¹ konfrontacjê, odwraca³y uwagê
od w³asnej i cudzej podmiotowoœci. Tak skomponowane zapisy epistolarne maj¹
w zasadzie charakter paradoksalny. Potwierdza³y bowiem potrzebê i koniecznoœæ
komunikacji obliczonej na wymierny efekt (czêsto finansowy), a zarazem stanowi³y miejsca puste w komunikacyjnym ustalaniu relacji i kszta³towaniu siebie
w dialogu.
Aktywnoœæ poznawcza i komunikacyjna podmiotu epistolografii, skoncentrowana na procesie wymiany, której ekwiwalentem jest zapisywanie rachunków,
liczenie, wycenianie, wskazywanie na konkretne kwoty pieniê¿ne, ma oczywiœcie charakter symboliczny. W jêzyku adekwatnym do podejmowanej przeze mnie
problematyki specyfikê „czynnoœci symbolicznych” trafnie zdefiniowa³ Karol
Irzykowski:
21 E. Rybicka, Antropologiczne…, s. 44, 52. Zob. te¿: S. Skwarczyñska, Teoria listu, Lwów
1937, s. 303, 313.
22 E. Rybicka, Antropologiczne…, s. 52.
23 K. Irzykowski, Nieoficjalna…, s. 206.
99
Gdyby wszystkie wyp³aty na œwiecie mia³y byæ uskuteczniane brzêcz¹c¹ gotówk¹,
rych³o nie starczy³oby srebra i z³ota, ale istniej¹ przecie¿ banknoty, obligacje, istniej¹ najró¿niejsze walory, których wartoœæ oznacza gie³da. W obrocie stosunków miêdzyludzkich
c z y n y g o t ó w k ¹ s¹ tylko jaskrawszymi punktami w skomplikowanych procesach
socjologicznych, jest to materia³ zbyt ciê¿ki i kosztowny. Natomiast oœwiadczenia, groŸby,
nadzieje, noty, manifesty, przechwa³ki, obietnice, obawy, w ogóle tysi¹ce c z y n n o œ c i
symbolicznych – to materia³ z którego wysnuwa siê tkanka ¿ycia politycznego, dyplomatycznego, stowarzyszeniowego, towarzyskiego, rodzinnego – skoñczywszy na tych dwóch
niepodzielnych ju¿ komórkach ¿ycia spo³ecznego, jakimi s¹ mi³oœæ i przyjaŸñ24.
Kontekst tych „czynnoœci”, na które wskazuj¹ listy Brzozowskiego, sprawia, ¿e
chcia³oby siê mówiæ o ich wzmocnionej symbolicznoœci, choæ by³oby to okreœlenie raczej sugestywne ni¿ precyzyjne. Zapisywany w listach dramat niemo¿noœci osi¹gniêcia godziwego poziomu ¿ycia jest bowiem jednoczeœnie dokumentem wykluczenia z polskiej wspólnoty. Nie mog¹c normalnie funkcjonowaæ w ¿yciu publicznym, Brzozowski buduje dla siebie alternatywne formy uczestnictwa
poprzez lektury, pisanie i korespondencjê. Obni¿enie komunikacyjnoœci w ramach
epistolografii oznacza wiêc w tym przypadku szczególn¹ komplikacjê. Odbiera
to bowiem pisarzowi jedn¹ z ratunkowych, zastêpczych form interakcji, a zarazem potwierdza trwa³oœæ, z wysi³kiem eliminowanych, aspektów jego spo³ecznej obecnoœci (samotnoœci, odrzucenia, obcoœci).
Schemat dialogiczny korespondencji, choæ mo¿e byæ on kwestionowany
lub zaburzony, dookreœla charakter refleksji to¿samoœciowej. Z tego wzglêdu
zasadne wydaje siê przywo³anie definicji podmiotowoœci sformu³owanej przez
Charlesa Taylora:
Jestem podmiotem jedynie w relacji do pewnych rozmówców: w pewnej relacji do
tych, którzy odegrali kluczow¹ rolê w procesie mojego samookreœlenia; w innej znów relacji – do tych, którzy obecnie maj¹ decyduj¹ce znaczenie dla mego dalszego w³adania jêzykami samorozumienia. Te grupy mog¹ siê oczywiœcie na siebie nak³adaæ. Podmiotowoœæ
istnieje jedynie w obrêbie czegoœ, co nazywam „sieciami rozmowy”25.
Warto, jak s¹dzê, skonfrontowaæ z t¹ wypowiedzi¹ przypadek Brzozowskiego, opisywany z przyjêtej tu przeze mnie perspektywy. Listy pokazuj¹ sytuacjê
24
Tam¿e, s. 207.
25 Ch. Taylor, ród³a podmiotowoœci. Narodziny to¿samoœci nowoczesnej, przek³. M. Grusz-
czyñski i in., oprac. T. Gadacz, wstêp A. Bielik-Robson, Warszawa 2001, s. 70. Kontekst ten
przypomnia³a ostatnio, w odniesieniu do korespondencji Wyspiañskiego, Magdalena Popiel.
Zob. M. Popiel, Wyspiañski. Mitologia nowoczesnego artysty, Kraków 2008, s. 128.
100
kszta³tuj¹c¹ pojêcie to¿samoœci – okreœlaj¹c¹ „z jakiego miejsca mówiê i z kim
rozmawiam”26 – zdecydowanie negatywnie. Jeœliby uznaæ, ¿e model komunikacyjny listów zosta³ zdeterminowany przez oskar¿enie to oznacza to, ¿e decyduj¹c¹ rolê w „procesie samookreœlenia” odegra³a „rozmowa” z atakuj¹cym,
anonimowym adwersarzem. Jakkolwiek nazwisko oskar¿aj¹cego by³o znane,
Brzozowski zdawa³ sobie sprawê z tego, ¿e Bakaj jest tylko okiem w „siatce”
pomówienia, która pora¿a³a bezosobowoœci¹. Decyduj¹c siê na listy otwarte czy
kierowane do instytucji mówi³ zaœ pisarz do wszystkich i do nikogo. Jednym z „jêzyków samorozumienia” sta³ siê ponadto jêzyk narzucony przez specyfikê napaœci. Role oskar¿onego, interesanta czy petenta niepokoj¹co siê tu do siebie zbli¿a³y, a liczby (czy fragmenty wypowiedzi konotuj¹ce skojarzenia z rachowaniem)
sta³y siê sygna³ami upodrzêdnienia autora. Niebezpieczeñstwo potwarzy polega³o
wiêc tak¿e na tym, ¿e – wymuszaj¹c finansow¹ sprawozdawczoœæ odpowiedzi
i rozliczanie siê z wykonanych zadañ – znacznie ogranicza³o mo¿liwoœæ wypracowywania indywidualnego jêzyka. Pozostawa³a Brzozowskiemu tylko inwencyjnoœæ w wariantach rachunkowych, uzupe³niana – rzecz jasna – póŸniej tak¿e
o inne sygna³y autorskiego wyswobadzania siê spod presji nie-swojego jêzyka.
Mo¿na by wiêc uznaæ, ¿e cyfra, bêd¹c znakiem uniwersalnym, staje siê w dyskursie pisarza figur¹ „¿ycia z nieokreœlonoœci¹”27.
Piêtno
Przywo³ana w zakoñczeniu poprzedniej czêœci artyku³u formu³a definiuj¹ca kondycjê cz³owieka nowoczesnego – choæ konotuje wiele interpretacyjnych
skojarzeñ – nie mo¿e byæ bynajmniej puent¹ podejmowanych przeze mnie zagadnieñ. Wobec konkretnej osoby wydaje siê ona niewystarczaj¹ca. Sk³ania jednak do pamiêtania, ¿e indywidualne doœwiadczenia Brzozowskiego s¹ faktami
kultury nowoczesnej. Trop lekturowy, który wybra³am, powinien zatem prowadziæ ku pytaniom o to, w jaki sposób pisarz bêd¹cy reprezentantem i diagnost¹
tej kultury ustala swój kapita³ intelektualny i jak nim dysponuje. Z tego wzglêdu
rozpoznania wynikaj¹ce z analizy dyskursu epistolarnego krytyka warto, jak s¹dzê, usytuowaæ w krêgu problemowym wyznaczonym przez Filozofiê pieni¹dza
26
Ch. Taylor, ród³a…, s. 71.
27 Z. Bauman, Wieloznacznoœæ nowoczesna, nowoczesnoœæ wieloznaczna, przek³. J. Bau-
man, przek³ad przejrza³ Z. Bauman, Warszawa 1995, s. 96. Cyt. za: J. Œwiêch, „Homo exul”…,
s. 33.
101
Georga Simmla28. Pozwala to wyakcentowaæ, ¿e w rachunkach Brzozowskiego
nie chodzi³o bynajmniej o zyski, lecz o proces wartoœciowania. Jak pisze Simmel:
Filozoficzne znaczenie pieni¹dza polega na tym, ¿e jest w œwiecie praktycznym najbardziej „widocznym” i najbardziej realnym ucieleœnieniem, realnoœci¹ ogólnej formu³y,
zgodnie z któr¹ rzeczy otrzymuj¹ swój sens od innych rzeczy, zaœ ich byt w ogóle i byt okreœlony wyznaczaj¹ odniesienia, w które wchodz¹29.
W wypowiedzi tej zosta³y w zasadzie zsyntetyzowane najwa¿niejsze tezy
myœlowe filozofa. Simmel zak³ada, ¿e pieni¹dz jest „reifikacj¹ ogólnej formy
istnienia”30 i „adekwatnym wyrazem stosunku cz³owieka do œwiata”31, nie bêd¹c zwi¹zanym z ¿adnymi wartoœciami tylko z relacjami pomiêdzy nimi32. Wartoœci rodz¹ siê wiêc podczas wymiany33 i maj¹ charakter relatywny34. Godzien
podkreœlenia wydaje siê fakt, ¿e w refleksji Simmla du¿e znaczenie ma negatywny
kontekst wymiany. Autor twierdzi mianowicie, ¿e zmniejszanie mo¿liwoœci zaspokojenia danej potrzeby warunkuje przeniesienie zainteresowania podmiotu
z w³asnej potrzeby na obiekt, którego nie mo¿e zdobyæ35. Obiektem tym mog¹
byæ pieni¹dze, ale te¿ jakoœci przez nie zastêpowane lub wartoœci niewymierne
w sensie ekonomicznym:
Jeœli wartoœæ w ogóle wyrasta z interwa³u, jaki przeciwnoœci, wyrzeczenia, ofiary
umieszczaj¹ pomiêdzy wol¹ a jej zaspokojeniem, to nie potrzeba ¿adnego uprzedniego procesu wartoœciowania36.
28 Warto w tym miejscu przypomnieæ ró¿nicê miêdzy Simmlem i Marksem, wskazan¹ przez
S³awomira Magalê: „przeciwstawienie Marksa i Simmla jest w gruncie rzeczy porównaniem
marksowskiego programu spo³ecznej rewolucji z simmlowskim programem teoriopoznawczego
postêpu w zakresie wyzwalania siê poprzez podmiot poznaj¹cy spod nieodpowiednich, historycznie zmiennych kategorii myœlowych”. Uzasadnia to pominiêcie przeze mnie kontekstu myœli
Marksa, któr¹ mo¿na by ³¹czyæ z niektórymi podejmowanymi przeze mnie kwestiami tylko
pretekstowo. S. Magala, Simmel, Warszawa 1980, s. 27. Por. J. Ziêba, Boles³awa Leœmiana
œwiatopogl¹d nowoczesny. O eseistyce poety, Kraków 2000, s. 120-138.
29 G. Simmel, Filozofia pieni¹dza, przek³. i pos³owie A. Przy³êbski, Poznañ 1997, s. 91.
30 Tam¿e, s. 91.
31 Tam¿e, s. 92.
32 Zob. tam¿e, s. 82, 85, 87.
33 Zob. tam¿e, s. 49, 85.
34 Zob. tam¿e, s. 91. Zob. te¿: T. Gadacz, Simmel i filozofia ¿ycia, „Sztuka i Filozofia”
2005, nr 27, s. 22-23.
35 G. Simmel, Filozofia…, s. 27.
36 Tam¿e, s. 49.
102
Takie rozumowanie staje siê u Simmla podstaw¹ przekonania, ¿e w sensie
symbolicznym pieni¹dz wskazuje na „obcoœæ miêdzy posiadaniem a rdzeniem
osobowoœci”37. „Oddzielenie bycia i posiadania” najbardziej wyraziœcie ujawnia siê w zawodach „czysto intelektualnych”, a nawet jest ich fundamentem i wyró¿nikiem38. Wydaje siê, ¿e regu³a ta, umo¿liwiaj¹c przenoszenie zainteresowania z warunków ekonomicznych na wartoœci duchowe i podmiotowoœæ, utrwala
jednak dylemat (a niekiedy konflikt) aksjologiczny jako integralny komponent
to¿samoœci intelektualisty. Aktywnoœæ pisarska – widziana w kontekœcie ustaleñ
Simmla – jest wiêc zawsze obliczona na dwa rodzaje sukcesu: idealny i ekonomiczny: „jeden mo¿e zdobyæ pewne wewnêtrzne znaczenia, gdy drugiego brak,
jednak nie dochodzi do ich pomieszania”39.
W przypadku Brzozowskiego poczucie braku sukcesu w obu porz¹dkach
zdecydowanie je pomiesza³o, a ponadto uprzywilejowa³o myœlenie o tworzeniu
jako niezaspokojeniu poznawczych potrzeb. Z drugiej strony natomiast, manifestowanie przez Brzozowskiego potrzeby uzyskania pieniêdzy, mieszkania, ksi¹¿ek, spokoju, czasu – jakkolwiek znamy jej Ÿród³a i znaczenie – mo¿na by odczytaæ jako uniewa¿nienie rozdzielenia „posiadania i bycia”, charakterystycznego dla postawy intelektualnej. By³by to wiêc autodestrukcyjny akt podwa¿enia
regu³ budowania pisarskiej to¿samoœci, zaprzeczaj¹cy efektywnemu ustalaniu
swojej roli i obecnoœci. Refleksjê tak¹ umo¿liwia utrwalony w listach Brzozowskiego sposób prze¿ywania i zapisywania biografii.
W ujawnionej w zapisie epistolarnym Brzozowskiego niezgodzie na w³asny los mo¿na by wyczytaæ tak¿e dystans wobec takiego modelu jego opisu, który zgadza³by siê z rozpoznaniami Simmla. Choæ na pewnym etapie rozwoju swojej
myœli Brzozowski docenia³ tego filozofa, to – jak s³usznie sugeruje Krzysztof
Pomian – trudno by mówiæ o wspó³brzmieniu ich pogl¹dów40. Temat to zreszt¹
na osobne studium. W tym miejscu warto tylko przypomnieæ konstatacjê zapisan¹ w Ideach:
Wed³ug Kanta wiêc ustrój naszego umys³u rozstrzyga o tem, co jest nasz¹ prawd¹,
nasz¹ rzeczywistoœci¹. Gdy zaœ uznamy z kolei zale¿noœæ ustroju umys³owego od ogólnych
warunków naszego ¿ycia i przystosowania siê naszego do nich, bêdziemy mieli w³aœnie punkt
widzenia naszkicowany przez Simmla41.
37
Tam¿e, s 285.
Tam¿e, s. 285.
39 Tam¿e, s. 285.
40 Zob. K. Pomian, Wartoœæ i si³a: dwuznacznoœci Brzozowskiego, w: Wokó³ myœli…, s. 51-52.
41 S. Brzozowski, Idee. Wstêp do filozofii dojrza³oœci dziejowej, Lwów 1910, s. 54.
38
103
Ewoluowanie myœli Brzozowskiego pokazuje, ¿e ³atwiej by³o mu akceptowaæ wszelkie konsekwencje kantyzmu ni¿ jakiekolwiek formy „zale¿noœci”
i „przystosowania”. I w myœleniu, i w ¿yciu. Nie ustrzeg³o go to jednak przed intelektualnymi i ¿yciowymi pu³apkami.
Z ustaleniami Simmla interesuj¹co dialoguj¹, w moim przekonaniu, rozpoznania dotycz¹ce projektów pisarskich Brzozowskiego. Andrzej Zieniewicz,
pisz¹c o „to¿samoœci projektowanej”, wyjaœnia³, ¿e w tym modelu obecnoœci
pisarskiej autor, to:
Ktoœ wskazuj¹cy na utwór jako tworzywo, czêœæ, rezultat swej pracy kulturotwórczej,
a tym samym na sw¹ to¿samoœæ, bêd¹c¹ projektem, ¿yciowym pos³annictwem wpisanym
w tekst, lecz poza nim widocznym, zadaniem i walk¹, sensem planowanej i realizowanej biografii42.
Badacz mia³ na myœli Pamiêtnik, ale wydaje siê, ¿e mo¿na odnieœæ te uwagi tak¿e do listów, bo pod tym wzglêdem nie ró¿ni¹ siê one zasadniczo od zapisów diarystycznych. Roman Zimand natomiast zauwa¿a³:
O ile wolno s¹dziæ na podstawie listów, Brzozowski znaczn¹ czêœæ swoich pomys³ów, planów, koncepcji – by tak rzec – w³¹cza³ do bud¿etu. „Planowa³” tak, jak gdyby
wiêkszoœæ, jeœli nie wszystkie jego pomys³y mia³y byæ zrealizowane, to znaczy artyku³y
i ksi¹¿ki napisane, wydrukowane, a pieni¹dze natychmiast przes³ane. W rzeczywistoœci
dzia³o siê stale odwrotnie. Z t¹ cech¹ (charakteru? umys³owoœci?) spotykamy siê ju¿ „na
samym pocz¹tku”43.
Autor tych s³ów nie mia³ przy tym w¹tpliwoœci, ¿e Brzozowski by³ z³ym
„planist¹”44. Zestawienie powy¿szych wypowiedzi podsuwa myœl, ¿e w tych
ró¿nie motywowanych wariantach projektów problemem Brzozowskiego nie by³a
kwestia zale¿noœci miêdzy sukcesem idealnym lub ekonomicznym, lecz koniecznoœæ i „uroda” planowania45. Mo¿na by w tej aktywnoœci pisarza widzieæ równoczeœnie œwiadectwo sytuacyjnych uwik³añ i ich utopijny negatyw. W ten sposób zarówno kalkulacje podsumowuj¹ce, jak i projektuj¹ce obna¿a³y przede
wszystkim substytutowoœæ pisarskiej aktywnoœci. I w³asnej biografii. A na to
42 A. Zieniewicz, Obecnoœæ autora. Role podmiotu autorskiego w literaturze wspó³czesnej, w: Autobiografizm. Przemiany, formy, znaczenia, red. H. Gosk, A. Zieniewicz, Warszawa 2001, s. 133.
43 R. Zimand, Uwagi…, s. 400-401.
44 Tam¿e, s. 401.
45 Zob. tam¿e, s. 401.
104
zdecydowanie siê Brzozowski nie godzi³. Stawk¹ tej jakoœciowej wymiany by³a
bowiem ocena wartoœci w³asnego ¿ycia46.
W tym wypadku nic nie mog³o byæ relatywne. Rozumienie wartoœci,
wa¿nej kategorii w refleksji Brzozowskiego, ustala³o siê przez lata i mia³o
wiele meandrycznych niuansów. Nie pora tu o tym pisaæ. Najwa¿niejsze zreszt¹ aspekty tego zagadnienia œwietnie i wszechstronnie przedstawia³ we
wzmiankowanym ju¿ studium Krzysztof Pomian47. Z punktu widzenia podejmowanych przeze mnie zagadnieñ zasadne jest jednak wskazanie, ¿e sposób
prze¿ywania i dokumentowania swojego losu stawa³ siê niew¹tpliwie jednym
z kryteriów kszta³towania przez Brzozowskiego filozofii wartoœci. Mo¿liwoœæ
tworzenia w³asnej rzeczywistoœci jest, wed³ug pisarza, warunkiem uobecnienia siê wartoœci. Tote¿ ograniczenie tych mo¿liwoœci nie jest kwesti¹ ¿yciowego dyskomfortu, lecz naruszeniem horyzontu ontologicznego, w którym
Brzozowski chcia³ widzieæ siebie i swój œwiat. W kontekœcie epistolografii
szczególnego znaczenia nabiera rozpoznanie Pomiana, który pokazuje, ¿e
u Brzozowskiego
wartoœci¹ jest nie wszystko to, co dziêki pracy „ogólnie obowi¹zuje”, lecz jedynie to,
co wyra¿a w jakiœ sposób godnoœæ cz³owieka, co pozwala mu maksymalnie urzeczywistniæ
jego mo¿liwoœci twórcze, co stanowi o jego wyró¿nionej pozycji w bycie48.
Po lekturze tych s³ów trudno unikn¹æ stwierdzenia, ¿e listy Brzozowskiego s¹ zapisem nerwowej walki o godnoœæ. Walki, w której – co niepokoi skojarzeniami z masochizmem – wa¿ne s¹ „strategie zarz¹dzania piêtnem”49 (biedy,
oskar¿enia, wykluczenia, niespe³nienia). Blisko st¹d do oczywistoœci, ¿e w przypadku trudnej biografii trudno mówiæ o kwestiach fundamentalnych i trudno
je oszacowaæ. To jednak nie powinno byæ ostatnie zdanie tego szkicu, bo Brzozowskiemu chodzi³o przecie¿ tak¿e o „biografiê kultury”50. Dlatego w³aœnie
46 Zob. A. Mencwel, Obecnoœæ w prawach i celach, w: S. Brzozowski, Pamiêtnik, fragmentami listów autora i objaœnieniami uzupe³ni³ O. Ortwin, wstêp A. Mencwel, Warszawa
2000, s. 5-6.
47 Zob. te¿: A. Walicki, Stanis³aw Brzozowski – drogi myœli, Warszawa 1977, s. 17-31.
48 K. Pomian, Wartoœæ i si³a…, s. 95.
49 J. Tokarska-Bakir, Wstêp, w: E. Goffman, Piêtno. Rozwa¿ania o zranionej to¿samoœci, przek³. A. Dzier¿yñska, J. Tokarska-Bakir, wstêp J. Tokarska-Bakir, Gdañsk 2005,
s. 21-25.
50 Pos³ugujê siê formu³¹ Zbigniewa Kuderowicza. Zob. Z. Kuderowicz, Biografia kultury: o pogl¹dach Jakuba Burckhardta, Warszawa 1973.
105
mo¿na uznaæ, ¿e „rachunki” jako element jêzyka autobiografii pisarza s¹ „dezidentyfikatorami”51 zagro¿onego humanizmu i w tym kryje siê ich prawdziwe
znaczenie.
*
Urszula Kowalczuk
Accounts and value in/of a biography. The Letters of Stanis³aw Brzozowski
The accounts or bills noted down in Stanis³aw Brzozowski’s letters are read
here as an idiolect of an autobiographic discourse, rendering even clearer the gap
between an author’s plans and expectations and a real-life discomfort. The ‘bookkeeping’ effort expressed in figures which turn out to be euphemised signs of
helplessness, revealing communication- and identity-related disorders and disturbances being immanent of epistolography. Whilst evidencing a strife for dignity,
Brzozowski’s accounts can be recognised as ‘dis-identifiers’ of endangered humanism.
51 Zapo¿yczam to pojêcie od Ervinga Goffmana, dla którego jest to „znak, który ma
faktyczn¹ lub oczekiwan¹ tendencjê do rozbijania spójnoœci obrazu”. Jest on sygna³em niejednoznacznoœci wysy³anym przez podmiot o zranionej to¿samoœci. E. Goffman, Piêtno…,
s. 80.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
Anna Wydrycka
Bia³ystok
„DROGI PROMIENIA”.
O BIOGRAFII I OPOWIADANIACH WSPOMNIENIOWYCH
BRONIS£AWY OSTROWSKIEJ
Tom utworów proz¹, zatytu³owany W starym lustrze, zosta³ wydany ju¿ po
œmierci Bronis³awy Ostrowskiej1. Szczup³y zbiorek, zawieraj¹cy jedynie szeœæ
opowiadañ i fragment Ukochana ojczyzna, otrzyma³ od razu znak wysokiej jakoœci artystycznej. „Rewelacyjna proza” – pisa³ z emfaz¹ Leon Piwiñski2. Po
wojnie, w 1959 roku kilka tekstów zosta³o nawet przedrukowanych w ciekawym
zbiorze Z teki dwudziestolecia3. Jednak póŸniejsze badania nad literatur¹ miêdzywojenn¹ wysunê³y na plan pierwszy inne grupy tekstów i innych autorów,
a o prozie autobiograficznej Ostrowskiej w³aœciwie zapomniano, choæ wzmianki badaczy zajmuj¹cych siê problematyk¹ autobiograficzn¹ ci¹gle potwierdza³y
wysok¹ ocenê owych utworów4. Mo¿na zreszt¹ powiedzieæ, ¿e krótkie opowia1 B. Ostrowska, W starym lustrze. Warszawa 1929. Nie omawiam tutaj fragmentu Ukochana
ojczyzna, ró¿ni¹cego siê znacznie stylistycznie i tematycznie od poprzednich. Inaczej ni¿ niektórzy badacze, nie s¹dzê, aby by³ on komentarzem do poprzednich opowiadañ. Uwa¿am, ¿e zosta³
do³¹czony przez wydawców, jako swoisty testament literacki autorki, a jednoczeœnie fragment planowanej przez ni¹ ostatniej ksi¹¿ki Ukochana ojczyzna, o której pisze H. Ostrowska-Grabska
w ksi¹¿ce wspomnieniowej Bric à brac. 1848-1939, Warszawa 1978, s. 153-156. Powinien byæ
chyba omawiany w innym kontekœcie, gdy¿ dotyczy innych czasów i innej problematyki.
2 Por. L. Piwiñski, Rewelacyjna proza, „Wiadomoœci Literackie” 1929, nr 31.
3 Por. Z teki dwudziestolecia. Opowiadania, Warszawa 1959. Przedrukowano tu nastêpuj¹ce opowiadania Ostrowskiej: W sejneñskim dworku, Babcia Damianiowa, Tajemnica
akwarium, W starym lustrze.
4 Np. I. Skwarek, Dlaczego autobiografizm? Powieœci autobiograficzne dwudziestolecia miêdzywojennego, Katowice 1986.
107
dania poetki po prostu „utonê³y” w szerokim i wartkim nurcie dwudziestowiecznej
literatury autobiograficznej. W 1982 roku wydano Utwory proz¹ Bronis³awy
Ostrowskiej. Micha³ G³owiñski we wstêpie do tego wydania uzna³ tom opowiadañ W starym lustrze, obok nowatorskiej Ksi¹¿ki jutra czyli tajemnicy geniusza
drukarni, za najwa¿niejsze osi¹gniêcie prozatorskie poetki5. Ksi¹¿ka jutra doczeka³a siê wnikliwej analizy6. Byæ mo¿e przyszed³ czas na dok³adniejsze przyjrzenie siê tak wysoko ocenianym opowiadaniom wspomnieniowym, na dokonanie przynajmniej wstêpnych ustaleñ.
„Prawda autobiograficzna nie istnieje jako jakaœ rzeczywistoœæ przedtekstowa, ale jest metafor¹ osobowoœci autora, „staje siê” w trakcie opowieœci,
w procesie autokreacji i samopoznania” – tak wspó³czeœni badacze okreœlaj¹
problematyczny zwi¹zek miêdzy dyskursem autobiograficznym a jego pozatekstowymi odniesieniami7. Zanim jednak przyjrzymy siê dyskursowi autobiograficznemu autorki Opali (choæ z koniecznoœci – skrótowo), spróbujmy – œladem
owych wspomnieñ – odwo³aæ siê do rzeczywistoœci pozatekstowej. Po pierwsze dlatego, ¿e informacje zawarte w innych przekazach i ³¹cz¹ce siê z treœci¹
opowiadañ uzupe³niaj¹ w sposób istotny biografiê poetki. Po drugie – aluzyjna narracja w niektórych wypadkach wydaje siê domagaæ wspó³wiedzy czytelnika, byæ mo¿e nawet milcz¹co ow¹ wiedzê zak³ada. Po trzecie – sam dyskurs
autobiograficzny daje siê nieraz ³atwiej okreœliæ przez odniesienie do zewnêtrznych kontekstów. I wreszcie: last but not least: przywo³ane wydarzenia same
w sobie ewokuj¹ niezwyk³¹, choæ bolesn¹ opowieœæ rodzinno-biograficzn¹.
*
Biografia Ostrowskiej wydaje siê znana przede wszystkim dziêki ksi¹¿ce
wspomnieniowej córki, Haliny Ostrowskiej-Grabskiej Bric à brac… Spotkamy
na jej kartach niektórych bohaterów opowiadañ z tomu W starym lustrze, ale
wiêkszoœci nazwisk i spraw nie da siê, wed³ug niej, rozszyfrowaæ. Mo¿e dlatego, ¿e dotycz¹ one dzieciñstwa samej poetki, lat osiemdziesi¹tych XIX wieku,
o których córka wiedzia³a niewiele. Nie zajmowa³a siê zreszt¹ deszyfracj¹ niedopowiedzeñ z opowiadañ matki, ale ca³kiem innymi sprawami. Z jej punktu
5 M. G³owiñski, Wstêp, w: B. Ostrowska, Utwory proz¹, Warszawa 1982, s. 15. Micha³
G³owiñski zaproponowa³ termin „opowiadania wspomnieniowe”, którego tu konsekwentnie u¿ywamy.
6 Por. E. Szary-Matywiecka, Alfabet, w: tej¿e, Ksi¹¿ka – powieœæ – autotematyzm (od
„Pa³uby” do „Jedynego wyjœcia”), Wroc³aw 1979.
7 Por. M. Zaleski, Formy pamiêci, Gdañsk 2004.
108
widzenia wa¿ne by³o przede wszystkim to, co zdarzy³o siê póŸniej, co mog³a
opisaæ, pos³uguj¹c siê w³asn¹ pamiêci¹ lub dostêpnymi dokumentami. Zaœ tematem miniatur wspomnieniowych Ostrowskiej by³o jej dzieciñstwo, a dok³adniej
– sprawy w tym dzieciñstwie niejasne, tajemnicze, tragiczne, które nios³y du¿y
³adunek emocji, kszta³tuj¹c jej osobowoœæ i to¿samoœæ.
W pierwszym opowiadaniu W starym lustrze, które da³o tytu³ ca³emu zbiorowi, niedopowiedzeñ jest chyba najwiêcej. Ich sens umyka dzisiejszemu czytelnikowi, ale mo¿na s¹dziæ, ¿e w czasie powstawania tekstu, a nawet w momencie
jego publikacji, zachowa³a siê jeszcze pamiêæ o wydarzeniach, istotnych dla interpretacji ca³oœci. Ostrowska pokazuje w tym opowiadaniu sylwetki osób z najbli¿szej rodziny – matkê i ojca, wymienia imiona zmar³ych sióstr. Co wiemy dziœ
o tych postaciach, przedstawionych jakby w krótkich filmowych ujêciach, w migawkowo zarysowanych scenach?
Bronis³awa Edmunda Ostrowska by³a córk¹ in¿yniera Bronis³awa Brzezickiego i Bogus³awy z Palickich. Autorce niniejszego artyku³u uda³o siê ostatnio
ustaliæ dok³adn¹ datê jej urodzin – 16 listopada 1881 roku, zapisan¹ w Ksiêdze
chrztów parafii œw. Jana w Warszawie, co nale¿a³oby tu, na marginesie g³ównych
rozwa¿añ, jeszcze raz odnotowaæ, jako informacjê dotychczas nieznan¹ 8.
Natomiast krótk¹ biografiê ojca – Bronis³awa Brzezickiego (1836-1901) podaje
S³ownik biograficzny techników polskich, wydany w 1993 roku9. Pamiêæ o Brzezickim przetrwa³a wiêc nie tylko ze wzglêdu na s³awn¹ córkê. By³ osob¹ znan¹
i zas³u¿on¹ jako wspó³budowniczy metalowych mostów kolejowych, wa¿nego
wówczas technicznego osi¹gniêcia, bra³ udzia³ w budowie mostu Kierbedzia i ró¿nych odcinków kolei, w koñcu zosta³ g³ównym in¿ynierem i zastêpc¹ dyrektora
w Dyrekcji Drogi ¯elaznej Warszawsko-Terespolskiej. Pochodzi³ z rodziny
Mierz-Brzezickich, herbu Jastrzêbiec, o czym z kolei znajdziemy informacje w zachowanym w Archiwum Pañstwowym tzw. Zbiorze rodziny Brzezickich10. Poza
8
Archiwum Pañstwowe Miasta Sto³ecznego Warszawy. Akta Stanu Cywilnego Parafii
œw. Jana w Warszawie, 1881 rok. Nr aktu urodzenia 751. Krótki artyku³ na ten temat, z t³umaczeniem aktu zosta³ przeze mnie wys³any do „Ruchu Literackiego”. Wed³ug mojej wiedzy, nigdzie dotychczas nie pojawi³a siê dok³adna data urodzenia Bronis³awy Ostrowskiej.
Wszystkie Ÿród³a podaj¹: listopad 1881 roku.
9 S³ownik Biograficzny Techników Polskich, z. 3, Warszawa 1993, s. 49 (autorem biogramu jest Boles³aw Chwaœciñski).
10 Archiwum Pañstwowe Miasta Sto³ecznego Warszawy. Nr zespo³u 203: Zbiór rodziny
Brzezickich. Pochodzenie to t³umaczy z kolei m³odzieñczy pseudonim poetki – Edma Mierz.
W kontekœcie rodziny ojca mo¿na te¿ wyjaœniæ inny pseudonim Ostrowskiej z okresu pierwszej wojny œwiatowej – Wojciech Che³mski. Nawi¹zuje on nie tylko do tragedii unitów na
Che³mszczyŸnie, ale i wi¹¿e siê z faktem, ¿e rodzina Mierz-Brzezickich, mieszka³a na ziemi
109
wymienionym opowiadaniem postaæ ojca, w³aœnie jako budowniczego kolei,
wprowadza Ostrowska do Ksi¹¿ki jutra.
O rodzinie matki, Bogus³awy z Palickich te¿ dziœ znajdziemy informacje
w ró¿nych Ÿród³ach. Dziadek – Józef Palicki by³ filologiem rozmi³owanym w literaturze klasycznej. S³ownik biograficzny Rafa³a Gerbera Studenci Uniwersytetu Warszawskiego 1808-1831 informuje, ¿e studiowa³ Józef Palicki (1802-1873)
nauki piêkne, by³ nauczycielem i profesorem gimnazjum, nastêpnie inspektorem
warszawskiego Gimnazjum Gubernialnego, otrzymywa³ podziêkowania, ordery
i tytu³y11. W szczególnie trudnym czasie powstania styczniowego by³ rektorem
gimnazjum w Siedlcach, nauczycielem m.in. Adama Szymañskiego. W pamiêci
uczniów pozosta³ jako „zacny cz³owiek, zas³u¿ony pedagog, wzorowy obywatel
kraju, gor¹cy patriota oddany m³odzie¿y”12. Poza prac¹ pedagogiczn¹ zajmowa³
siê t³umaczeniami, m.in. prze³o¿y³ Ewangeliê œw. Mateusza i Pamiêtniki Juliusza Cezara o wojnie z Gallami. T³umaczenia pozosta³y w rêkopisach. W Zbiorze rodziny Brzezickich zachowa³ siê natomiast wzruszaj¹cy list Palickiego do
¿ony Anny Herminii Rauch, który wiele mówi o osobowoœci i charakterze dziadka
przysz³ej poetki13. Rodziny Palickich i Brzezickich by³y zaprzyjaŸnione, co zaowocowa³o zwi¹zkiem ma³¿eñskim zawartym miêdzy Bogus³aw¹ Palick¹ i Bronis³awem Brzezickim 25 kwietnia 1868 roku14.
W opowiadaniu W starym lustrze wymienia Ostrowska imiona swoich nie¿yj¹cych sióstr. Lusia, to Leontyna, pierwsza córka Brzezickich, zmar³a w kwietniu 1870 roku15. Juleczka – druga ich córka, Julia, zmar³a w kwietniu 1883 roku
che³mskiej, a jeden z jej przodków by³ podczaszym che³mskim. W Archiwum zachowa³ siê
te¿ o³ówkowy szkic genealogii, wed³ug którego protoplast¹ rodu by³ Brzezicki o imieniu
Wojciech (sygn. 72.1)
11 R. Gerber, Studenci Uniwersytetu Warszawskiego 1808-1831. S³ownik Biograficzny,
Wroc³aw 1977, s. 395. Datê urodzenia Palickiego podajê za tym Ÿród³em, jakkolwiek jest
ona w¹tpliwa. Na zachowanym w Zbiorze Brzezickich nekrologu (sygn. 72.12) z 1873 roku
widnieje informacja, ¿e zmar³ on „w 91. wioœnie ¿ycia”. Uczniowie wspominali, ¿e Palicki
by³ w podesz³ym wieku i przezywano go „Koœcianym Dziadkiem” – zob. L. Szeliski, Ze
wspomnieñ szkolnych (1863-1870). Ksiêga pami¹tkowa Siedlczan (1844-1905), Warszawa
1927, s. 435.
12 Por. tam¿e, s. 108.
13 Zbiór rodziny Brzezickich, sygn. 72.12.
14 Odpis aktu ma³¿eñstwa, sygn. 72.4.
15 Leontyna prze¿y³a rok i miesi¹c, jak informuje nekrolog opublikowany w „Kurierze
Warszawskim”. Nekrologi córek w Zbiorze rodziny Brzezickich, sygn. 72.6. Ostrowska niezbyt œciœle informuje w opowiadaniu: „umar³y dawno, zanim ja przysz³am”. Tylko Leontyna zmar³a przed jej urodzeniem. Janinê musia³a pamiêtaæ, bo mia³a trzynaœcie lat w roku
œmierci siostry.
110
„w ósmej wioœnie ¿ycia”. To w³aœnie w tym roku na Cmentarzu Pow¹zkowskim
wymurowany zosta³ Grób rodziny Brzezickich, dziœ zniszczony, poroœniêty
mchem, na którym mo¿na jednak rozpoznaæ litery upamiêtniaj¹ce pochowane
córki16. Trzecia córka – Janeczka Brzezicka zmar³a w wieku 4 lat w roku 1894.
Jak widaæ, rodzinnych nieszczêœæ Brzezickim nie brakowa³o, zreszt¹ w ich czasach wiele dzieci nie osi¹ga³o wieku doros³ego, co nie ³agodzi³o zapewne rozpaczy matek. W grobie rodziny Brzezickich pochowany te¿ zosta³ ojciec rodziny –
Bronis³aw, zmar³y 15 marca 1901 roku17. Jego œmieræ wspomina Ostrowska
w opowiadaniu W starym lustrze.
Natomiast w dokumentach rodzinnych, w szkicach genealogii jako miejsce zgonu matki, Bogus³awy Brzezickiej, figuruje Tomsk18. Zaœ autorka opowiadañ wspomnieniowych, przywo³uje mogi³ê le¿¹c¹ „o setki mil”, „pod bia³ym
œniegiem”19. Dlaczego? Czym t³umaczyæ nale¿y odleg³e i zawiane œniegiem miejsce pochówku matki? Jest to jedno z pytañ, które zadawaæ sobie mo¿e wspó³czesny czytelnik W starym lustrze. WyraŸnej odpowiedzi nie znajdzie, ani w archiwum, ani w opowiadaniu, ani w ksi¹¿ce Haliny Ostrowskiej-Grabskiej czy
w biogramach poetki. Jednak pierwszym czytelnikom by³a ona zapewne dobrze
znana, skoro jeszcze Edward Kozikowski publikuj¹cy w 1964 roku wspomnienie o Ostrowskiej napisa³, ¿e w dzieciñstwie by³a ona œwiadkiem „okrutnej tragedii matki swojej”20. Co to by³a za tragedia mo¿na siê dziœ szczegó³owo dowiedzieæ, jeœli trafi siê na odpowiedni trop. Wystarczy siêgn¹æ do którejkolwiek gazety
warszawskiej z prze³omu stycznia i lutego 1893 roku. Ówczesne gazety, nie tylko zreszt¹ warszawskie, bo i krakowski „Czas”, i petersburski „Kraj” drukuj¹
obszerne sprawozdania z procesu s¹dowego Bogus³awy Brzezickiej, ¿ony in¿yniera, córki inspektora i rektora, matki czworga dzieci21. Niektóre pisma publi16
Kwatera 43.
Nekrolog w Zbiorze rodziny Brzezickich, sygn. 72.4.
18 Zbiór rodziny Brzezickich, sygn. 72.1.
19 B. Ostrowska, Utwory proz¹…. s. 20.
20 E. Kozikowski, Wiêcej prawdy ni¿ plotki, Warszawa 1964, s. 183. Kozikowski cytuje
te¿ fragment opowiadania W starym lustrze, dotycz¹cy matki, ale niczego wiêcej nie wyjaœnia.
21 W relacjach z procesu stale te zwi¹zki rodzinne podkreœlano. Na procesie zeznawa³
m.in. uczeñ Józefa Palickiego, wypowiadaj¹c siê na temat stosunków w domu rodziców oskar¿onej i charakteru samego Palickiego, („Gazeta Warszawska” 1893, nr 30, s. 4). Bogus³awa
Brzezicka w czasie procesu mia³a czworo ¿yj¹cych dzieci: W³adys³awa (1873-1934), póŸniejszego inspektora weterynarii, prezesa Warszawskiego Oddzia³u Zrzeszenia Lekarzy Weterynaryjnych; Bronis³awê Edmundê (1881-1928), póŸniejsz¹ poetkê Bronis³awê Ostrowsk¹; Stefana (1888-1939), póŸniejszego administratora maj¹tku Kierz, urzêdnika w Lublinie
oraz zmar³¹ przedwczeœnie, dwuletni¹ wówczas Janinê (1890-1894) – informacje o dzieciach
17
111
kuj¹ ca³y, niezwykle obszerny akt oskar¿enia. Sprawa Brzezickiej stanê³a wówczas w centrum zainteresowania opinii publicznej. Setki osób stara³y siê o bilety
wejœciowe do S¹du Okrêgowego na Miodowej, sprawozdawcy notowali, kogo
ze znanych osób spotkali na sali, œledzili obecnoœæ zawoalowanych dam, stawiali rozmaite hipotezy, choæ przyznaæ nale¿y, ¿e codzienna prasa stara³a siê przede
wszystkim zdawaæ dok³adn¹ i pe³n¹ relacjê z przebiegu procesu. T¹ g³oœn¹ spraw¹ by³o morderstwo starej Józefy Gerlachowej, którego dokona³a zdesperowana
Bogus³awa Brzezicka i do którego siê od razu przyzna³a, z³apana prawie na gor¹cym uczynku. Sprawa jak ze Zbrodni i kary Dostojewskiego – takie porównanie
narzuca siê od razu podczas lektury sprawozdañ prasowych. S¹d przes³uchuje
ponad stu dwudziestu œwiadków – sprawozdawcy skrzêtnie notuj¹ i przekazuj¹
ich s³owa, to w³aœnie na podstawie tych zeznañ mo¿emy poznaæ niektóre nazwiska i fakty z dzieciñstwa przysz³ej poetki. Tragedia rodziny by³a wprost trudna
do wyobra¿enia – intymne i rodzinne sprawy roztrz¹sane na forum publicznym,
szeroko komentowane, oceniane i uzupe³niane fantastycznymi domys³ami. Nie
bêdziemy tu relacjonowaæ ani dok³adnego przebiegu zabójstwa, ani przebiegu
procesu, czy te¿ dokumentowaæ fa³szerstwa weksli, których te¿ dopuœci³a siê
oskar¿ona. Wszystko to mo¿na znaleŸæ szeroko opisane w ówczesnej prasie, zaœ
wspó³czesn¹ interpretacjê – w ksi¹¿ce Stanis³awa Milewskiego Ciemne sprawy
dawnych warszawiaków22. Przypatrzymy siê jedynie, z koniecznoœci doœæ pobie¿nie, bo trudno omówiæ w ca³oœci obszerne artyku³y, jak sprawê morderstwa Józefy
ze Zbioru rodziny Brzezickich (z wyj¹tkiem informacji o Bronis³awie). W ogólnej informacji o Zbiorze rodziny Brzezickich, dostêpnej chocia¿by w Internecie, nie wymieniono w ogóle
dwojga dzieci Brzezickich: W³adys³awa i Bronis³awy, chocia¿ zachowa³y siê dotycz¹ce ich
dokumenty.
22 Por. S. Milewski, Dlaczego zabi³a?, w: tego¿, Ciemne sprawy dawnych warszawiaków, Warszawa 1982. Autor zamieœci³ w tym rozdziale ciekawe rozwa¿ania na temat ówczesnej antropologii i psychiatrii kryminalnej (m.in. pogl¹dów Lombrosa i Charcota), pokazuj¹c jednoczeœnie, ¿e Brzezicka sta³a siê poniek¹d ofiar¹ bujnego rozwoju tych dziedzin,
gdy¿ s¹d nie zezwoli³ na badania w szpitalu psychiatrycznym, obawiaj¹c siê, ¿e pods¹dna
umknie sprawiedliwoœci. Ale byæ mo¿e na nieprzejednane stanowisko s¹du wp³ynê³a te¿
pozycja spo³eczna oskar¿onej, to, ¿e by³a ¿on¹ „szlachcica dziedzicznego”, przecie¿ we
wczeœniejszej g³oœnej sprawie morderczyni dzieci wyrok by³ zaskakuj¹co ³agodny. Nie wydaje mi siê te¿ przekonuj¹ce wyt³umaczenie d³ugów Brzezickiej jej uzale¿nieniem od opium.
Brzezick¹ bada³o wielu lekarzy, nie wszyscy byli dla niej ¿yczliwi, ale ani jeden nie zasugerowa³ uzale¿nienia od narkotyków. A przecie¿ takie uzale¿nienie któryœ z nich musia³by
rozpoznaæ. Jest prawdopodobne, ¿e pocz¹tkiem d³ugów by³a po¿yczka dla niespodziewanie
zmar³ej in¿ynierowej Chrzanowskiej – oko³o piêciu tysiêcy rubli, które po dziesiêciu latach
uros³y do zawrotnej, rujnuj¹cej rodzinê sumy. Mo¿liwoœæ powstania takiego d³ugu podkreœla³ te¿ prokurator.
112
Gerlachowej komentowali przedstawiciele œrodowiska, do którego córka Brzezickiej mia³a wejœæ za – mniej wiêcej – lat szeœæ, publikuj¹c pierwsze wiersze
pod pseudonimem Edma Mierz.
Pisa³ Aleksander Œwiêtochowski:
[…] zbrodnia dokonana przez Brzezick¹ nale¿y do wyj¹tkowych w ca³ym œwiecie.
Wyznajê nawet, ¿e chocia¿ wiele przeczyta³em dzie³, zajmuj¹cych siê kryminologi¹, pamiêæ
nie zachowa³a mi podobnego wypadku. […] Kobieta bowiem t.z. „wy¿szej sfery” mo¿e
pope³niæ tysi¹c zabójstw dla rozmaitych celów, ale nie dla zwyczajnego rabunku. Je¿eli nie
co innego, to przestraszy j¹ ogrom ryzyka. Bo za nadziejê zdobycia kilku lub kilkunastu
tysiêcy rubli na co siê nara¿a? Na to, ¿e j¹ z³api¹, wtr¹c¹ do wiêzienia, œledztwem rozgrzebi¹
ca³e jej ¿ycie, zostawi¹ sam¹ z myœl¹ o dokonanej zbrodni i z widmem skrwawionej ofiary,
wyprowadz¹ przed s¹d publiczny ze sromotnym piêtnem, ska¿¹ na do¿ywotni¹ karê, a przez
ca³y ten czas rosn¹æ bêdzie z dnia na dzieñ jej hañba, która olbrzymi¹ gór¹ zgniecie j¹, a zarazem przyt³oczy jej mê¿a, dzieci, niewinne, a tak okropnie skrzywdzone i mo¿e kochane
przez ni¹ istoty. […] Nie ma chyba cz³owieka, który by nie wspó³czu³ bólu mê¿a i dzieci
Brzezickiej, który by nie ¿yczy³ im jakiejœ ulgi, który by nie chcia³ po³o¿yæ na ich zranionych sercach koj¹cego balsamu – ale czy¿ mo¿emy tego dokazaæ za pomoc¹ wyszarzanego
w rozmaitych wykrêtach œrodka – „rozstroju umys³owego?23
Œwiêtochowski, jak wielu komentatorów, domaga³ siê innego wyjaœnienia
sprawy ni¿ t³umaczenie morderstwa chorob¹ albo przynajmniej rozstrojem psychicznym oskar¿onej, do czego zreszt¹ bêdzie siê sprowadzaæ linia obrony. Natomiast w póŸniejszej relacji Pos³a Prawdy z procesu mo¿emy ju¿ zauwa¿yæ mniej
wspó³czucia, a wiêcej zdumienia wobec osobowoœci Brzezickiej, zdumienia podzielanego zreszt¹ i przez innych komentatorów:
W galerii przestêpców nie spotykamy kobiety „wy¿szego towarzystwa”, która by
umia³a godziæ przywi¹zanie do dzieci i mê¿a, a zatem uczucia dodatnie, z najbardziej wyra-
23 [A. Œwiêtochowski], Liberum veto, „Prawda” 1892, nr 21, s. 249-250. Zbrodnia dokonana przez Brzezick¹ mia³a miejsce 12 maja 1892 roku. Gerlachowa mieszka³a przy ulicy
Wspólnej 10. Na ironiê zakrawa fakt, ¿e oko³o trzech tygodni wczeœniej (22 kwietnia) Brzeziccy przeprowadzili siê ze s³u¿bowego mieszkania na Pradze (gdy¿ w kwietniu 1892 roku
in¿ynier odszed³ na zas³u¿on¹ emeryturê) na ulicê ¯urawi¹ 3, do domu po³o¿onego w bliskim s¹siedztwie mieszkania Gerlachowej. Jak wynika z przes³uchañ œwiadków, ta ostatnia
panicznie ba³a siê, ¿e ktoœ j¹ zamorduje lub otruje, ze wzglêdu na to kultywowa³a ró¿ne
dziwactwa, na przyk³ad nie korzysta³a z wodoci¹gu, nie zatrudnia³a s³u¿¹cej, choæ mog³a sobie
na to pozwoliæ, itp. Ujawnione na rozprawie okolicznoœci zabójstwa sprawiaj¹ wra¿enie jakiegoœ tragicznego fatum, dziwnego splotu wydarzeñ, które musia³y doprowadziæ do krwawego fina³u. Przypominaj¹ bardziej akcjê dramatu ni¿ rzeczywistoœæ.
113
finowanym oszustwem, która by wreszcie dopuœci³a siê zwyczajnego morderstwa dla grabie¿y. Wed³ug zeznañ s³u¿by by³a to dobra pani, wed³ug zeznañ rodziny dobra ¿ona i matka,
a wed³ug œwiadectwa ofiar swej ¿¹dzy zdobywania pieniêdzy – przebieg³a i pomys³owa
oszustka24.
Dodajmy jeszcze, ¿e oskar¿ona by³a ofiarn¹ opiekunk¹ przytu³ku dla bezdomnych dzieci na Pradze, o czym zaœwiadcza³ sam proboszcz parafii œw. Floriana ksi¹dz Ignacy Dudrewicz25. Dwoistoœæ natury Brzezickiej wydawa³a siê
komentatorom zupe³nie niezrozumia³a. Ze zdumieniem s³uchano, jak m¹¿ i doros³y syn oskar¿onej staraj¹ siê z³agodziæ jej d³ugi pobyt w wiêzieniu (od maja
1892 do koñca stycznia 1893 roku), kontaktuj¹c siê potajemnie z dozorczyni¹26.
Zdumienie wyrazi³ te¿ Georg Brandes, do którego ksi¹¿ki Polska trafi³a ta sprawa (jakkolwiek Brandes nazwisk nie wymienia i opiera swoj¹ wersjê na plotkach),
a który ze zdziwieniem skonstatowa³, ¿e winn¹ morderstwa, skazan¹ na ciê¿kie
roboty na Syberii kobietê ¿egna na stacji ma³¿onek (w domyœle – zdradzany) z bukietem kwiatów. By³o to dla niego dowodem naiwnoœci mê¿ów nierozumiej¹cych
kobiecych namiêtnoœci27. A mo¿e wyjaœnienia dziwnej sprzecznoœci charakteru
oskar¿onej nale¿y w³aœnie szukaæ w póŸniejszej twórczoœci Ostrowskiej, która –
daleka od potêpiania kogokolwiek – pokazuj¹c w Pieœni mi³oœci „ewolucjê duszy kobiecej”, kreuje postacie „zb³¹kane” – Eloe i Mariê Magdalenê, ³¹cz¹ce silne uczucie z brakiem orientacji w œwiecie wartoœci, co doprowadza do zniewolenia w sferze z³a:
Lecz wbrew idzie Twej ³asce ob³êdna œlepota,
Co œwiat³oœci¹ olœniona w bezdro¿a siê miota28.
24
Tam¿e, 1893, nr 5, s. 58.
„Kurier Warszawski” 1893, nr 31, s. 7.
26 Tam¿e, nr 33, s. 8.
27 J. Brandes, Polska, przek³. Z. Poznañski, Lwów 1898, s. 173.
28 Por. B. Ostrowska, Pieœñ mi³oœci, w: tej¿e, Poezje wybrane, oprac. A. Wydrycka, Kraków 1999, s. 189. Niektóre wiersze Ostrowskiej, np. Krzywda rani jeno krzywdziciela…, ale
chyba te¿ Chusty ofiarne, mo¿na ³atwiej zrozumieæ, maj¹c w pamiêci powy¿sz¹ sprawê. Ale
poezja Ostrowskiej daje siê interpretowaæ i bez odniesieñ biograficznych. Pisz¹c ksi¹¿kê „Rymów ga³¹zeczki skrzydlate…” W œwiecie poetyckim Bronis³awy Ostrowskiej (Bia³ystok 1998),
nic o sprawie Brzezickiej nie wiedzia³am. O sprawie tej nie wspominaj¹ te¿ inni badacze poezji
Ostrowskiej, np. Stefan Lichañski. Ale mo¿e nale¿a³oby jeszcze raz przeczytaæ niektóre
wiersze Ostrowskiej, uwa¿niej zastanawiaj¹c siê nad problemami winy, ofiary, odpowiedzialnoœci, nad kreacj¹ postaci kobiecych. Biografia, jak siê wydaje, kreowa³a problematykê tej
poezji na g³êbokim i trudnym do uchwycenia poziomie, choæ trudno przypuœciæ, ¿e nie mia³a na ni¹ wp³ywu.
25
114
Tymczasem inny s³awny komentator – Boles³aw Prus, sprawê Brzezickiej
omówi³ razem z atakiem na malarski impresjonizm, konstruuj¹c pojêcie impresjonizmu etycznego i oskar¿aj¹c przede wszystkim opiniê publiczn¹, a tak¿e œrodowisko, w którym ¿y³a winowajczyni, za bezmyœlnoœæ i biernoœæ. Z Kroniki tygodniowej Prusa mo¿emy siê dowiedzieæ, jakie to plotki kr¹¿y³y po Warszawie:
Brzezicka nale¿a³a do towarzystwa rozpustnic, które mia³y swoje miejsca schadzek
(jak czarownice na £ysej Górze) i – hojnie op³aca³y m³odych ludzi, ofiaruj¹cych im us³ugi.
Z ca³ej tej epopei œledztwo nie wykry³o nic. Owszem, wykryto, ¿e osoby, szkalowane przez impresjonizm warszawski by³y po prostu ofiarami Brzezickiej w jej finansowych
operacjach.
Tajemniczych lokalów i hojnie op³acanej m³odzie¿y – ani œladu. […]
Ta sama opinia, niezrównana w domyœlaniu siê przyczyn niedorzecznych i skandalicznych, nie umie jednak ze sprawy Brzezickiej wyci¹gn¹æ wniosku, który le¿y jak na d³oni.
Gdyby wierzyciele skazanej, zamiast po¿yczaæ jej przez grzecznoœæ sumy stosunkowo du¿e albo podpisywaæ weksle in blanco, zwrócili siê we w³aœciwym czasie do jej mê¿a,
mo¿e Brzezicka od kilku lat mieszka³aby w domu zdrowia, zamiast w wiêzieniu. A jej nieszczêsna ofiara mo¿e po dziœ dzieñ chodzi³aby z dzbanuszkiem po wodê na plac, wci¹¿ obawiaj¹c siê z³ych ludzi29.
Z rozprawy wynika, ¿e Brzezicka przyzna³a siê mê¿owi do olbrzymich,
licz¹cych oko³o dwudziestu trzech tysiêcy rubli d³ugów (roczna pensja Brzezickiego wynosi³a oko³o czterech tysiêcy rubli) ju¿ w 1890 roku i wtedy zacz¹³ on
sp³acaæ wierzycieli (d³ugi zaci¹ga³a ma³¿onka mniej wiêcej od roku 1880). Rzecz
w tym, ¿e wszystkich d³ugów nie ujawni³a. Naciskana przez wierzycieli, w przeddzieñ morderstwa zastawi³a w lombardzie w³asn¹ œlubn¹ obr¹czkê. Nikt z rodziny nie domyœli³ siê wówczas, ¿e, jak to sformu³owa³ s¹d: „Interesy Brzezickiej
zupe³nie siê zapl¹ta³y”, ¿e znalaz³a siê w pu³apce bez wyjœcia. Komentatorzy –
jak Prus – oskar¿aj¹ œrodowisko, ale niektórzy zaatakowali te¿ rodzinê jako „mikrokosmos spo³eczny”. Niepodpisany redaktor „Przegl¹du Tygodniowego” (byæ
mo¿e sam redaktor naczelny – artyku³ ukaza³ siê na pierwszej stronie), napiêtnowa³ brak porozumienia duchowego w rodzinie, który doprowadza do podobnych
sekretów.
Mi³oœæ nie spaja, ufnoœæ nie jedna. Czêstokroæ obcy wiedz¹ wiêcej ni¿ w³asna rodzina o swoim cz³onku. […]
29
„Kurier Codzienny” 1893, nr 51. Cyt za: B. Prus, Kroniki, t. 13, oprac. Z. Szwejkowski, Warszawa 1963, s. 260.
115
Brak moralnego rz¹du w rodzinie, konwenans towarzyski, oraz lekkomyœlne safandulstwo w interesach – powinni si¹œæ z pods¹dn¹ na ³awie oskar¿onych, bo one to jej us³a³y
smutn¹ do przestêpstwa drogê. S¹d ukara³ winn¹ a spo³ecznoœci nale¿y rozwa¿yæ p³yn¹c¹
z wyroku naukê. Wiêcej ciep³a, wiêcej spójni w rodzinie, wiêcej ufnoœci i szczeroœci – jest
to nagl¹ca potrzeba, jest to najpilniejszy obowi¹zek, ci¹¿¹cy na ojcach i matkach30.
Sprawa Brzezickiej pobudza³a do ró¿nego typu refleksji, najczêœciej win¹
obarczano nie tylko sam¹ pods¹dn¹. B³yskotliwie, ale z gorzk¹ ironi¹ wypowiedzia³ siê Czes³aw Jankowski, który wykorzystuj¹c fakt, ¿e proces odbywa³ siê
w karnawale, przeszed³ g³adko od omawiania najnowszej mody i wydarzeñ na
salach balowych do sali innej, s¹dowej:
Œliczna ta druga sala. Wysoko wspina siê sklepienie; po jednej, po drugiej stronie
arkadowe portyki wsparte na bia³ych korynckich kolumnach; œwiat³o z góry pada; rzek³byœ:
œwi¹tynia.
Bo i rzeczywiœcie to œwi¹tynia – œwi¹tynia Temidy.
W sali t³ok prawie taki, jak na „bia³ym” balu. W g³êbi stó³ d³ugi, na podniesieniu
nieznacznym, a za sto³em siedz¹ panowie w z³otem szytych mundurach. Na prawo rodzaj
stalli z ³aw¹ na przodzie g³êbok¹, a na ³awie tej siedzi sama jedna kobieta w czerni ca³a,
w czarnym toczku u³o¿onym na siwe w³osy, g³adko nad skroniami zaczesane. […] Na lewo
od sêdziowskiego sto³u, kilkunastu sprawozdawców warszawskich i pozawarszawskich czasopism, pod¹¿a piórem i o³ówkiem za ka¿dym s³owem sêdziów, œwiadków, oskar¿onej
i obroñców. W sali samej i na galerii g³owa przy g³owie, dooko³a pod kolumnami fachowi
palestranci, przys³uchuj¹cy siê pilnie; w g³êbi za sto³em prezydialnym po³yskuj¹ szlify i ordery dygnitarzy zaproszonych. Na sali cisza, tylko g³os badanego w³aœnie œwiadka rozlega
siê donoœnie, tylko pada nagle krótkie pytanie prokuratora lub któregoœ z obroñców, tylko
kiedy niekiedy odezwie siê g³os prezyduj¹cego lub przeœliŸnie siê miêdzy pytaniem a odpowiedzi¹ lotny frazes t³umacza.
Rozgrywa siê akt ostatni ¿yciowego dramatu31.
Sprawa wywo³a³a lawinê komentarzy i interpretacji, opisów mniej lub bardziej dok³adnych, z których wy³ania siê powoli groz¹ nasycona sytuacja, w jakiej znalaz³a siê rodzina Brzezickich32. Mo¿na te¿ zauwa¿yæ, ¿e dok³adne bada30
„Przegl¹d Tygodniowy” 1893, nr 6, s. 61-62 (numeracja stron rocznika).
Z tygodnia na tydzieñ. „Tygodnik Ilustrowany” 1893 nr 163, s. 91.
32 O tej sytuacji przejmuj¹co zaœwiadczaj¹ zapiski Stefana, m³odszego brata Bronis³awy
(urodzonego w roku 1888), zachowane w Zbiorze rodziny Brzezickich, sygn. 72.7. Warto je
zacytowaæ. „Matki nie zna³em nigdy. Nie pamiêtam jej wcale. Czasem tylko zamajaczy mi
wspomnienie jakieœ nieuchwytne jakichœ pieszczot, jakiegoœ czegoœ, z czego sprawy sobie
zdaæ nie mogê. […] Pyta³em siê nieraz Ojca, gdzie jest matka; zbywa³ mnie zwykle jak¹œ
nieokreœlon¹, nic niemówi¹c¹ odpowiedzi¹. Nie dopytywa³em siê, gdy¿ wiedzia³em, ile ojca
31
116
nia œwiadków nie tyle przyczyni³y siê do rozwik³ania sprawy, ile do jej zawik³ania
w kwestii pobudek i motywów. Nagromadzone zeznania, œwiadectwa i relacje
wydaj¹ siê pog³êbiaæ tajemnicê, któr¹ tak naprawdê stanowi osobowoœæ i indywidualna egzystencja, a o czym bardzo dobrze wiedzia³a Ostrowska, pisz¹c opowiadania W starym lustrze. Nie ma jednej, koniecznej, determinuj¹cej splot wydarzeñ
przyczyny, której wykrycia domaga³ siê w swojej publikacji Œwiêtochowski.
Natomiast dla wielu znanych komentatorów proces Brzezickiej by³ pretekstem do analizowania ró¿nych zjawisk spo³ecznych. Na przyk³ad Boles³aw Lutomski w zwi¹zku z t¹ spraw¹ wypowiedzia³ siê na temat sposobu ¿ycia wy¿szych
warstw spo³eczeñstwa europejskiego i jednoczeœnie na temat tzw. organicznych
czynników fatalnych. Obok Brzezickiej pad³y przy tym nazwiska Zoli, Ibsena
i Daudeta33. W artykule Jana Ludwika Pop³awskiego znalaz³y siê ostre oskar¿enia bezkarnie rozplenionego plotkarstwa i prasy, która stwarza odpowiedni grunt
dla rozwoju insynuacji i potwarzy34. „Gazeta S¹dowa Warszawska” przedstawi-
nawet taka odpowiedŸ kosztuje, gdy¿ mia³em ¿al do matki, ¿e nie jest przy mnie, ¿e ojciec
mi ka¿e listy do niej pisaæ. […] Ojciec mówi³, ¿e kazali jej wyjechaæ, znienawidzi³em tych,
co kazali, znienawidzi³em œwiat ca³y. Zacz¹³em podejrzewaæ jak¹œ tajemnicê, tajemnicê, któr¹
moi koledzy znali, dawali mi to poznaæ, lecz nigdy nie chcieli mi prawdy wyjawiæ. Ojciec
by³ s³aby, le¿a³. Wieczorami kaza³ mi wyj¹æ jak¹œ tekê i przynieœæ do ³ó¿ka, wyj¹³ z niej jakieœ stare gazety i zacz¹³ czytaæ. Rozebra³em siê i ukl¹k³em przy ³ó¿ku ojca, by zmówiæ
pacierz. Rzuci³em okiem na gazety i przeczyta³em Zbrodnia w rêkawiczkach, a pod tym
nag³ówkiem: »Stefcio i Janinka«; by³o to imiê zmar³ej przed kilku laty mej siostry. Zainteresowany zacz¹³em czytaæ; przeczyta³em imiê i nazwisko mej matki, coœ o usi³owaniu samobójstwa, zerwa³em siê z klêczek, pobieg³em do siostry i rozp³aka³em siê, dopytuj¹c, dlaczego mi nie mówili, ¿e matka nie ¿yje, dlaczego, za co, kazali mi do niej listy pisaæ. Siostra
p³acz¹c zaczê³a mnie uspakajaæ, ¿e mama ¿yje, przyjedzie nied³ugo, poszed³em pierwszy raz,
nie wierz¹c siostrze. Usn¹æ nie mog³em. Ojciec œwiat³o zgasi³ i s³ysza³em, jak zasn¹³. Wsta³em, schwyci³em tekê i pobieg³em jak szalony do najdalszego pokoju. W k¹cie za szaf¹ zapali³em œwieczkê i przy jej œwietle odczyta³em ca³¹ historiê tej tajemnicy, dowiedzia³em siê
dlaczego kazali matce wyjechaæ, dowiedzia³em siê nie z ust ojca czy brata, lecz ze sprawozdania z procesu, napisanego stylem reportera od wszelkich skandali, stylem sensacyjnego
romansu, dowiedzia³em siê wszelkich wersji kr¹¿¹cych wówczas po Warszawie o matce
mojej, wersji tak brutalnych, pod³ych, ¿e nie mog¹c d³u¿ej czytaæ, odnios³em wpó³przytomny tekê i po³o¿y³em siê do ³ó¿ka. Nie p³aka³em ju¿ wtedy, nie… Nie mog³em daæ poznaæ po
sobie, ¿e wiem coœkolwiek, zamkn¹³em siê w sobie, z ¿alem do œwiata i ludzi, unika³em
ka¿dego, o którym bym myœla³, ¿e wie coœkolwiek o matce mojej, sta³em siê mrukiem…
Miêdzy mn¹ a kolegami stanê³a jak mur nieprzebyty ta tajemnica znana mi teraz, zerwa³em
z nimi – zosta³em sam”. Z dalszych zapisków wynika, ¿e opisywana sytuacja mia³a miejsce
w 1899 roku, roku debiutu Ostrowskiej.
33 Z dnia na dzieñ. „Tygodnik Ilustrowany” 1892, nr 164, s. 102-103.
34 Belka i s³omka. „G³os” 1893, nr 8, s. 1-2.
117
³a obszerne Wra¿enia prawnika pióra Nila, oceniaj¹cego mo¿liwoœæ zastosowania psychiatrii w sprawach s¹dowych, powo³uj¹cego siê przy tym na wiele zagranicznych autorytetów35. Nie przypadkiem zapewne „Niwa”, która procesem
bezpoœrednio siê nie zajmowa³a, publikowa³a w roku 1893 obszerny cykl artyku³ów Szko³a antropologo-kryminalna, pióra Aleksandra Moldenhawera36. Niektóre pisma krakowskie, np. „Czas” publikowa³y sprawozdania z procesu, inne
zamieœci³y tylko wzmianki lub komentarze. Petersburski „Kraj” przedrukowa³ ca³y
akt oskar¿enia, a sprawozdanie pod tytu³em Zbrodnia w rêkawiczkach zamieœci³
w nim Wiktor Gomulicki. Interesowa³a go przede wszystkim postaæ i osobowoœæ
oskar¿onej:
Kiedy Brzezick¹ wprowadzono do sali s¹dowej ujrza³em przed sob¹ blondynkê siwiej¹c¹, œredniego wzrostu, doœæ pe³n¹, o cerze limfatycznej, z twarz¹ mi³¹ i rozumn¹, ze
zmieszaniem w jasnych oczach i gorycz¹ wielkiego cierpienia w k¹cikach ust ku do³owi
obwis³ych. […]
Po odczytaniu d³ugiego aktu oskar¿enia, prezyduj¹cy (M. Kapher) zwróci³ siê do
Brzezickiej z zapytaniem: co ma do powiedzenia na piêæ punktów ostatnich, w których kategorycznie przestêpstwa jej zamkniêto. […]
Na wszystkie punkty Brzezicka odpowiedzia³a – twierdz¹co.
Piêciokrotne „tak” wypowiadane coraz s³abszym g³osem, który w koñcu prawie
w szept przeszed³, wywar³o dziwne, z niczym porównaæ siê nie daj¹ce wra¿enie. By³a w tym
równoczeœnie: pokora, rezygnacja i oszo³omienie nie pozwalaj¹ce ani broniæ siê, ani nawet
myœli do porz¹dku przywo³aæ. […]
S¹d mój zamyka³ siê w s³owach: nieszczêœliwa i chora. Nieszczêœliwa przez chorobê
i chora przez nieszczêœcie37.
Gomulicki eksponuje analogiê sytuacji Brzezickiej z sytuacjami postaci
literackich: Ibsenowskiej Nory i Emmy Bovary. Nie uwa¿a oskar¿onej za wielk¹
i przebieg³¹ oszustkê, lecz za monomankê (nawet za oniomankê – jak nazywa jej
maniê po¿yczania Gomulicki) i histeryczkê. Cytuj¹c s³owa francuskiego psychiatry Charcota, dowodzi, ¿e zrêcznoœæ, z jak¹ Brzezicka wprowadza³a w b³¹d otoczenie jest w³aœnie dowodem histerii. Nie przes¹dza jednak, czy oskar¿ona jest
niepoczytalna. WyraŸny zawód sprawia mu decyzja s¹du, który odrzuci³ wnioski ekspertów o badanie oskar¿onej w szpitalu psychiatrycznym i „o 7 wieczorem, przy zapalonym gazie, wœród ciê¿kiej i denerwuj¹cej atmosfery” odczyta³
35
„Gazeta S¹dowa Warszawska”, 1893, nr 8-9.
36 „Niwa” 1893, s. 102-109, 140-145, 201-201, 235-240, 281-285, 314-319, 373-381 (nu-
meracja stron rocznika).
37 Zbrodnia w rêkawiczkach, „Kraj” 1893, nr 5, s. 20.
118
wyrok: pozbawienie praw stanu, dziesiêæ lat ciê¿kich robót i do¿ywotnie osiedlenie na Syberii.
Sprawozdanie Gomulickiego okazuje siê wyj¹tkowe z innego powodu ni¿
wspó³czucie dla oskar¿onej. Otó¿ w³aœnie Gomulicki recenzowa³ póŸniej niektóre
ksi¹¿ki Ostrowskiej, pisa³ o „utalentowanej poetce – autorce misternie szlifowanych, prawdziwie opalizuj¹cych Opali”, a w Polskim S³owniku Biograficznym
znajdziemy informacjê, ¿e to on jako pierwszy doceni³ talent m³odziutkiej Edmy
Mierz38. Talent ów doceni³ te¿ Czes³aw Jankowski, który po wydaniu Opali
i Poezji w recenzji zatytu³owanej Poetka têsknoty, piêknie pisa³ o wierszach Bronis³awy Ostrowskiej:
Poezja jej to jakby misterna, wzorzysta, o deseniach delikatnych, mieni¹cych siê
bogactwem s³owa i stylu, œwietna a subtelna zas³ona, przez któr¹ widzimy dusze ludzkie i ¿ycie tu nasze. PrzeŸrocze to tak umiejêtnie sfa³dowane i utkane, ¿e zas³ania tylko to, co pospolite, obmierz³e, ogólnie dostêpne i tamuj¹ce dalek¹ perspektywê w g³¹b dusz i ku dalekim, dalekim horyzontom ¿ycia39.
Rzeczywiœcie, poezja autorki Opali sta³a siê mistern¹ zas³on¹, która zakry³a
drastyczn¹ historiê matki. Trzeba przyznaæ, ¿e m³oda Bronis³awa Brzezicka wykaza³a siê wielk¹ odwag¹, decyduj¹c siê na publiczne wyst¹pienie w sytuacji, gdy
jej sprawy rodzinne by³y wszystkim znane od tak tragicznej, ale i degraduj¹cej
ca³¹ rodzinê strony. Nie mo¿na chyba wskazaæ innego pisarza, który mia³by podobn¹ sytuacjê debiutu. Czy recenzenci wiedzieli, ¿e w swoich artyku³ach pisz¹
o matce i córce, matce – os¹dzonej zabójczyni i córce – poetce? Z du¿ym prawdopodobieñstwem mo¿na odpowiedzieæ twierdz¹co na to pytanie. Oba fakty nie
by³y znów tak bardzo w czasie oddalone, zreszt¹ w latach publikacji obu tomów
Ostrowskiej (1902, 1905) jej matka jeszcze ¿y³a, prawdopodobnie w Tomsku40.
38 Por. Polski S³ownik Biograficzny, t. 24, s. 534. W 1900 roku Bronis³awa (jeszcze) Brzezicka opublikowa³a w 35. numerze „Kraju” cykl oœmiu sonetów Z goœciñców duszy pod
pseudonimem Edma Mierz. Byæ mo¿e ocena Gomulickiego dotyczy³a tych wierszy. Recenzjê Bronis³awy Ostrowskiej Ksi¹¿eczki Halusi zamieœci³ Gomulicki w roku 1906 w 50. numerze „Kraju” (s. 16). Tam te¿ pisa³ z aprobat¹ o jej Opalach.
39 „Kurier Warszawski” 1905, nr 170.
40 W zachowanym odpisie œwiadectwa zgonu Bronis³awa Brzezickiego (15 III 1901 roku)
znajdujemy informacjê, ¿e pozostawi³ ¿onê – Bogus³awê z Palickich. W przejmuj¹cych zapiskach Stefana Brzezickiego, brata poetki, datowanych na 17 IV 1907 roku. czytamy: „le
mi na œwiecie, bo mam matkê, której nie znam, bo mam matkê, której nie kocham; Ÿle mi,
bom w dzieciñstwie prawie straci³ tego, kogom kocha³, tego, który œwiat dla mnie stanowi³”
(mowa o ojcu). Stefan mia³ cztery lata w czasie procesu matki, nieca³e trzynaœcie w momencie
œmierci ojca (Zbiór rodziny Brzezickich, sygn. 72.7).
119
Zajmuj¹c siê przez d³u¿szy czas dzie³em Ostrowskiej, nigdzie, w ¿adnej publikacji
dotycz¹cej tej twórczoœci nie znalaz³am wzmianki na temat po³¹czenia obu spraw,
choæ istnia³a ca³kiem realna mo¿liwoœæ, ¿e g³oœna sprawa Brzezickiej wp³ynie na
odbiór twórczoœci córki. Tymczasem ta twórczoœæ sta³a siê wartoœci¹ na tyle autonomiczn¹, ¿e o sprawie matki Ostrowskiej w³aœciwie publicznie zapomniano.
Dopiero w niektórych artyku³ach po œmierci poetki i pracach wspomnieniowych
pojawi³y siê aluzje do prze¿ytej przez ni¹ w m³odoœci tragedii rodzinnej. Mniej dyskretna by³a sama Ostrowska, wiedz¹c zapewne, ¿e wiele osób zna sprawê jej matki,
ale nie odwa¿y³a siê przypominaæ i tylko ona sama mog³a coœ na ten temat powiedzieæ. Zanim omówimy postaæ matki pojawiaj¹c¹ siê W starym lustrze, przypomnijmy jeszcze liryk wczeœniejszy, opublikowany po raz pierwszy w tomie Chusty ofiarne (1910), byæ mo¿e nied³ugo po œmierci matki, gdy¿ to ona jest niew¹tpliwie jego
bohaterk¹. Zatytu³owany zosta³ Dzieciêctwo. Mimo obci¹¿enia niniejszego artyku³u cytatami, podamy go w ca³oœci, gdy¿ dopiero zestawienie tekstów wyraŸnie
pokazuje, jak ró¿ni³ siê w³asny obraz matki od tego, który poetka mog³a poznaæ –
i zapewne pozna³a – ze sprawozdañ prasowych. Dla dzisiejszego czytelnika wzruszaj¹cy jest ten objaw pamiêci, neguj¹cy wszystkie póŸniejsze wydarzenia, kreuj¹cy wieczny raj dzieciñstwa, choæ wiemy ju¿, ¿e „gorzkie dale” to dla Ostrowskiej
nie tylko symbol utraty mitu, lecz niezwykle konkretna rzeczywistoϾ:
Pamiêtam cich¹ g³owê o w³osach jak len
I blade chabry oczu zza rzês – Ÿdziebe³ s³omy,
I tych palców œnie¿ystych drobny splot ruchomy,
I ten g³os oddalony i œpiewny – jak sen.
O latarnio magiczna ukochanych scen!
O wy w sadach ton¹ce, wiejskie, strzeszne domy!
Obrazie jako mg³a lotny, jak têcza znikomy,
Omanie, zatracony w gorzkich dalach, hen!
Jak kwiecie groszku z baœni szeptanej przez ciebie
O¿ywa me dzieciñstwo i rozchyla p¹k,
I niesie miê w pachn¹cej, kwiatowej kolebie
W twoich baœni powrotnych czarodziejski kr¹g,
Pod puchami ob³oków na pogodnym niebie,
W zmartwychwsta³ej, najs³odszej pieszczocie twych r¹k41.
*
41
Cyt. za: B. Ostrowska, Poezje wybrane…, s. 113.
120
Gdyby przy³o¿yæ do opowiadañ wspomnieniowych Ostrowskiej autobiograficzny trójk¹t Ma³gorzaty Czermiñskiej42, potwierdzi³oby siê przede wszystkim zró¿nicowanie postaw autobiograficznych, które daje siê zauwa¿yæ nawet
w obrêbie tak szczup³ego tomu. Ró¿nice w charakterze narracji poszczególnych
opowiadañ s¹ z pozoru niewielkie, mo¿na jednak dostrzec wyraŸn¹ zmianê zawartoœci pierwiastków œwiadectwa, wyznania i wyzwania w konkretnych tekstach. W zale¿noœci od dominacji owych elementów mo¿na opowiadania Ostrowskiej ustawiæ w pewnej kolejnoœci, innej ni¿ w opublikowanym zbiorze.
A zatem w opowiadaniu Rostobola dominuje postawa œwiadectwa. Uwaga narratorki jest skupiona na przyjació³ce i jej losach, jak gdyby chcia³a swoj¹
opowieœci¹ sp³aciæ osobisty d³ug wobec tej, która „naprawdê wola³a zawsze to,
co wol¹ inni” (s. 29)43. Œwiadectwo okazuje siê dyskretne. Ostrowska wymienia
jedynie imiê bohaterki i dziœ nie uda³o siê ju¿ odkryæ jej to¿samoœci, ale byæ mo¿e
niektórzy ówczeœni czytelnicy potrafili j¹ rozpoznaæ. Wspomnienie ogranicza siê
do kilku, œledzonych jak gdyby okiem kamery scen, ten sposób prezentacji charakteryzuje zreszt¹ i inne opowiadania. Postaæ Julii znajduje siê w centrum kreowanych obrazów i postawie œwiadectwa towarzyszy, w mniejszym zakresie,
postawa równie dyskretnego wyznania, zwi¹zana przede wszystkim z wyeksponowaniem uczuæ i wra¿eñ wzajemnego zwi¹zku. Znacz¹c¹ rolê we wszystkich
opowiadaniach Ostrowskiej odgrywaj¹ przedmioty. Krzak dzikiej ró¿y, „rozkwitaj¹cy tysi¹cem ró¿owych uœmiechów” – kunsztowna narracja przekszta³ca sekret wspólnej zabawy z dzieciñstwa w symbol ewokuj¹cy dobroæ i piêkno charakteru Julii.
W dwóch innych opowiadaniach: Pawe³ oraz W sejneñskim dworku postawy œwiadectwa i wyznania ³¹cz¹ siê w nieco innych ni¿ poprzednio proporcjach. Akcja opowiadania Pawe³ toczy siê wokó³ domu stryja, Tomasza Brzezickiego. Mo¿emy dopowiedzieæ, ¿e by³ on m³odszym bratem ojca Ostrowskiej,
profesorem Instytutu Muzycznego w Warszawie, nauczycielem m³odszych klas
fortepianu. Jego nazwisko wspó³czeœnie pojawia siê w publikacjach dotycz¹cych
Instytutu Muzycznego44. W³aœciwym tematem Paw³a jest destrukcja, jak¹ wpro42 Por. M. Czermiñska, Autobiograficzny trójk¹t. Œwiadectwo, wyznanie i wyzwanie, Kraków 2000.
43 Wszystkie cytaty z opowiadañ W starym lustrze pochodz¹ z przedruku w: B. Ostrowska, Utwory proz¹… (w nawiasach podajê strony tego wydania).
44 Np. A. Rutkowska, Dzia³alnoœæ pedagogiczna Instytutu Muzycznego Warszawskiego
1860-1918. Warszawa 1967. Tomasz Brzezicki ¿y³ w latach 1846-1916. Pisze o nim te¿
H. Ostrowska-Grabska, Bric à brac…, s. 49-50.
121
wadza w losy i œwiadomoœæ bohaterów sytuacja niewoli narodowej. Pocz¹tkiem
nieszczêœcia staje siê podjêta przez rodzinê babki decyzja o prawos³awnym ma³¿eñstwie, która na skutek restrykcyjnych przepisów zmusza nastêpne pokolenia
do przyjêcia wyznania zaborcy i wreszcie doprowadza do buntowniczego samobójstwa m³odego Paw³a. Mistrzowsko konstruowane sceny sk³adaj¹ siê z wyrazistych szczegó³ów, które stopniowo buduj¹ atmosferê zagro¿enia, kulminuj¹c¹
w samobójczym geœcie:
Za œcian¹ stryj gra. Cieñ palmy w dr¿¹cym blasku œwiecy wyci¹ga fantastyczne ³apy
po suficie. Wielkie akordy przepe³niaj¹ przestrzeñ jak dzwony.
Wszystko zapada w mój sen (s. 24).
Jak zwykle uwaga poetki koncentruje siê na szczególe, który nabiera wartoœci symbolu. Obr¹czka – to „drobny z³oty kr¹¿ek, co obruszy³ sob¹ ca³¹ lawinê
sypi¹cych siê latami bólów, upokorzeñ i klêsk”. Uchem wewnêtrznym mo¿na
dos³yszeæ ow¹ lawinê „w zdejmowanej z katafalku trumnie” (s. 25). Zaœ uroczystoœci ¿a³obne – tu zaznacza siê pierwiastek wyznania – stanowi¹ dla dziecka
pierwsz¹ lekcjê „niewoli i nienawiœci”. Nienawiœci, która doprowadza do zniekszta³cenia percepcji, co subtelnie zosta³o w opowieœci pokazane. Przeczytany
na cmentarzu prawos³awnym, na którym pochowano Paw³a, nagrobkowy napis,
przekazuj¹cy uniwersaln¹ przecie¿ prawdê o kruchoœci ludzkiego istnienia („Nie
che³p siê tu przechodniu, ani l¿yj proch i koœæ,/ My w domu, a ty goœæ”), zostaje
zrozumiany w kontekœcie narodowym, wywo³uje eksplozjê odczuæ:
Tak, oni s¹ tu w domu. Dlaczego? Tu w sercu naszej ziemi! Oni, krzywdziciele? […]
Poprzez ca³y bunt, poprzez ca³¹ nienawiœæ dziecinnego serca przes¹cza³a siê sk¹dciœ spoza
¿ycia nag³a, ogromna pustka. Nic wiêcej. Tylko jakby puste miejsce, przygotowane niewiadom¹ rêk¹ na coœ innego, coœ wiêkszego, co przyjdzie. […] Tu¿ nade mn¹, w krzaku czeremchowym jakiœ malutki ptak zanosi³ siê od radosnego œwiergotu (s. 26).
Dystans czasowy miêdzy narratork¹ a bohaterk¹, œwiadomoœæ odzyskania „ukochanej ojczyzny” kreuj¹ optymistyczny – mimo wszystko – nastrój ostatniej sceny.
Opowiadanie W sejneñskim dworku przypomina zaœ relacjê z egzotycznej
podró¿y pe³ni¹cej zwykle – dla autorów tekstów autobiograficznych – funkcjê
edukacyjn¹. Tak jest poniek¹d i w przypadku Ostrowskiej. Egzotykê dla mieszkanki Warszawy stanowi¹ wielokulturowe Sejny, do których wówczas jeŸdzi³o
siê kolej¹ przez Grodno. Akcja opowiadania toczy siê w domu wuja. Dziœ, na
podstawie dostêpnych Ÿróde³, mo¿emy dopowiedzieæ, ¿e by³ nim brat matki
Ostrowskiej, W³adys³aw Palicki, który prowadzi³ przez d³ugie lata kancelariê
122
prawn¹. W Archiwum Pañstwowym w Suwa³kach jest dostêpny olbrzymi zbiór
dokumentów notariusza W³adys³awa Palickiego45.
W opowiadaniu tym jeszcze wyraŸniej zaznacza siê dystans czasowy miêdzy narratork¹ a bohaterk¹, komentarz okazuje siê komentarzem doros³ej osoby,
nie dziecka („osobliwe pami¹tki”, „bezinteresownie rozczulona ¿yczliwoœæ ludzka”, „dziwne, stylowe stroje” itd.). Mo¿na dostrzec tak¿e mniejsze zaanga¿owanie emocjonalne bohaterki wobec rzeczywistoœci przedstawionej, zaœ wyeksponowana zostaje rola poznawcza i niezwyk³oœæ doœwiadczanych wra¿eñ, które
wytr¹caj¹ z codziennych przyzwyczajeñ. Spojrzenie z dystansu stwarza kresowy
raj, w którym owoce przeobra¿aj¹ siê w klejnoty domowej œwi¹tyni, spi¿arnia
w pracowniê alchemiczn¹, powóz w arkê, a teœciowa wuja, pani Hipolitowa w dobr¹ wró¿kê z bajki.
Dwa nastêpne opowiadania: Babcia Damianiowa i Tajemnica akwarium
wyró¿niaj¹ siê pog³êbieniem portretów psychologicznych postaci, zarówno narratorki, jak i przedstawionych osób. Oba charakteryzuje swoisty typ narracji,
charakterystyczny sk¹din¹d dla wnikliwych wspomnieñ z dzieciñstwa, u¿ywany zapewne œwiadomie przez Ostrowsk¹, œwietnie znaj¹c¹ psychologiê dziecka,
czego dowodem s¹ chocia¿by jej wysokiej klasy utwory dla dzieci. Ów typ narracji pojawi³ siê ju¿ w wymienionych wy¿ej opowiadaniach, ale w du¿o mniejszym zakresie. Jest to narracja zanurzona w bezczasie, w mitycznym powtórzeniu, a tak¿e w œwiecie dziecka, które nie jest jeszcze za nic odpowiedzialne i nie
potrafi dobrze okreœliæ swego „ja”, byæ mo¿e te¿ nie odró¿nia tego „ja” od otoczenia. „W Wielk¹ Sobotê, po ukoñczeniu uroczystoœci strojenia œwiêconego,
wyrusza³o siê jeszcze ostatni raz na groby. Wyje¿d¿a³o siê z Pragi otwartym tramwajem […]” (s. 35). A dalej „wdycha³o siê”, „wysiada³o siê”, „przystêpowa³o
siê”, „dzwoni³o siê” – itd., w narracji Babci Damianiowej bezosobowa i zwrotna
forma czasownika wystêpuje z ¿elazn¹ konsekwencj¹. Podobnie w Tajemnicy
akwarium: „Przed wyjazdem na d³ugie wakacje letnie oddawa³o siê wizyty ciotkom” – tak rozpoczyna siê opowiadanie. Jednak rzeczywistoœæ przedstawiona
w obu opowiadaniach nie jest opisem dzieciêcego raju, jak mo¿na by siê spodzie45 Archiwum Pañstwowe w Suwa³kach, nr zespo³u 238. W archiwalnym Zbiorze rodziny
Brzezickich zachowa³ siê nekrolog W³adys³awa Palickiego – „kandydata praw, rektora hipotecznego”, który zmar³ w Suwa³kach 7 II 1910 roku, prze¿ywszy lat 68 i zosta³ pochowany
w katakumbach na Cmentarzu Pow¹zkowskim (sygn. 72.12) Z innych dokumentów tego zbioru
wynika, ¿e W³adys³aw Palicki opiekowa³ siê po œmierci szwagra nieletnim bratem Ostrowskiej
– Stefanem, gdy¿ ten uczy³ siê w gimnazjum w Suwa³kach. Proces Brzezickiej nie naruszy³
wiêc œcis³ych zwi¹zków miêdzy obiema rodzinami, mo¿e je raczej umocni³.
123
waæ, mieœci raczej wydarzenia traumatyczne. Kim by³a tytu³owa babcia Damianiowa? Cecylia Damiani, ciotka (lub raczej dalsza krewna) ojca poetki, nauczycielka
pojawia siê na procesie Brzezickiej w roli œwiadka. „Ociemnia³a i chora, wniesiona do sali na krzeœle przez s³u¿¹cych s¹dowych” – tak relacjonuje sprawozdawca
„Kuriera Warszawskiego”46. Kalectwo i zniedo³ê¿nienie babci uwidocznione zosta³o i w opowiadaniu Ostrowskiej. Ale nie ono wprowadza traumatyczne prze¿ycia. Z postaci¹ babki ³¹czy siê doœwiadczenie czegoœ niezrozumia³ego, niepokoj¹cego, bezu¿ytecznego i niedaj¹cego siê powi¹zaæ z otaczaj¹c¹ rzeczywistoœci¹.
Misterne wycinanki Damianiowej okazuj¹ siê do niczego niepodobne i nieznacz¹ce nic, tak jak i jej opowiadania. Tajemnica lustra, powi¹zana z relacjonowan¹ przez
Damianiow¹ œmierci¹ ciotki Bronis³awy47, wprowadza niepokój, a emocjonalna
reakcja babki jest niezrozumia³a dla dziecka. Zaœ czesane w ciemnoœci, elektryzuj¹ce siê w³osy Damianiowej doprowadzaj¹ dziewczynkê do prawdziwej paniki.
Doœwiadczenie obcoœci i lêku kulminuje w zakoñczeniu opowiadania.
Podobn¹ relacjê z ¿ycia wewnêtrznego, a wiêc postawê wyznania znajdziemy w opowiadaniu Tajemnica akwarium. Jego bohaterk¹ jest równie¿ osoba kaleka, g³uchoniema, jak¿e jednak inna! Mo¿e dlatego, ¿e autentyczna „ciocia
Pfeiffrowa” by³a niezwyk³¹ kobiet¹, któr¹ i dziœ – œladem Ostrowskiej – warto
przypomnieæ. Mo¿na skonfrontowaæ kreacjê poetki z relacj¹ córki „cioci Pfeiffrowej”, któr¹ uda³o siê – nie bez trudu – odszukaæ. Pisa³a Maria Œwiderska:
Matka nasza w trzecim roku ¿ycia uleg³a wypadkowi (spad³a z huœtawki), skutkiem
którego straci³a s³uch i mowê. Zosta³a na ca³e ¿ycie g³uchoniem¹, nie trac¹c wrodzonych
zdolnoœci i zalet charakteru. […] Osobiœcie z ma³¹ pomoc¹ zajmowa³a siê dzieæmi […] Za
rozrywkê w domu najmilsz¹ uwa¿a³a lekturê i czyta³a du¿o. By³a najlepsz¹ ¿on¹ i matk¹ swej
licznej gromadki z jedenaœciorgiem dzieci ogó³em (maj¹c dwa razy bliŸniêta), w tym siedmioro ¿yj¹cych. Dla biednych, szczególnie g³uchoniemych sta³a siê prawdziw¹ opatrznoœci¹, z pe³ni swego hojnego, szczerego serca. Mia³a usposobienie bardzo weso³e i towarzyskie, pe³ne goœcinnoœci, co cechowa³o oboje naszych Rodziców48.
Wspomnienie potwierdza i uzupe³nia cechy bohaterki Ostrowskiej. „Ciocia Pfeiffrowa” to Zuzanna Anatolia z Temlerów (1827-1910), ¿ona bogatego
46 „Kurier Warszawski” 1893, nr 31, s. 8. W przedruku opowiadania w ksi¹¿ce Z teki
dwudziestolecia pope³niono b³¹d, upraszczaj¹c nazwisko do narzucaj¹cej siê, znanej formy
„Damianowa”. Niew¹tpliwie bohaterk¹ opowiadania jest jednak Cecylia Damiani.
47 Z zeznañ W³adys³awa Palickiego na procesie Brzezickiej wynika, ¿e by³a to postaæ autentyczna, siostra jego i matki Ostrowskiej. Wspomniana te¿ zosta³a w pierwszym opowiadaniu.
48 J. M. Pfeiffer, Wspomnienia warszawskiego przemys³owca, red. H. Pfeiffer-Milerowa,
t. 1, Warszawa 2003, s. 15-16.
124
przemys³owca Stanis³awa Fryderyka Pfeiffra, którego biogram znajduje siê w Polskim S³owniku Biograficznym49. Bohaterka opowiadania, g³uchoniema, niezwykle
serdeczna ciotka staje siê nawet kimœ wiêcej, ni¿ mog³a to przewidzieæ cytowana
wy¿ej jej w³asna córka. Ciocia Pfeiffrowa uosabia tajemnicê ciszy, równoznaczn¹ nieznanemu szczêœciu, tym pe³niejszemu, ¿e niemo¿liwemu do wyra¿enia,
zamkniêtemu w jakiejœ œwietlistej przestrzeni, jak w przenikniêtej promieniami
s³onecznymi kuli akwarium. Kalectwo nie wzbudza odrazy ani strachu, otwiera
natomiast nowy, nieznany œwiat. Dziwne doœwiadczenie i niezwyk³e wyznanie,
które zestawiæ mo¿na tylko z wierszem poetki Niewcielonymi snami jam bogata… lub z tymi póŸnymi lirykami, gdzie wyraŸnie wystêpuje motyw ciszy (np.
Ziarno, Nów z³oty rzucony w niebie…). Postawa wyznania, jak pisze Ma³gorzata
Czermiñska, ³¹czy siê z liryzacj¹ wypowiedzi, co w opowiadaniu Tajemnica akwarium znalaz³o wyraz w sugestywnych nastrojowo-symbolicznych elementach,
z których najwa¿niejszy to przeœwietlone s³oñcem akwarium.
W dwóch ostatnich wymienionych tu opowiadaniach pojawia siê postaæ
matki. Znamienne, ¿e wprowadza ona dysonans w dzieciêcy œwiat wra¿eñ i odczuæ.
Spowodowane przez matkê pomieszanie zapachów lilii i czekolady w Babci Damianiowej okazuje siê doznaniem dotkliwym. Podobnie w Tajemnicy akwarium:
matka – niewinnymi z pozoru dŸwiêkami: szelestem, œmiechem, brzêczeniem paciorków, wreszcie gwa³townym uderzeniem koralików o œcianê akwarium – nieœwiadomie uniemo¿liwia córce uchwycenie fascynuj¹cej tajemnicy ciszy. Czy jest
to subtelny znak wielkiego dysonansu, który matka – te¿ zapewne nieœwiadomie –
wprowadzi³a w ca³e ¿ycie córki? Byæ mo¿e, choæ opowiadanie W starym lustrze,
podobnie jak cytowane wczeœniej Dzieciêctwo, sugeruje zupe³nie coœ innego.
W tytu³owym opowiadaniu, chyba najciekawszym i najbardziej skomplikowanym, które tu krótko omówimy jako ostatnie, proporcja postaw autobiogra49 Polski S³ownik Biograficzny, t. 25, s. 759-760. Wydaje siê, ¿e Ostrowsk¹ zawiod³a pamiêæ co do lokalizacji domu Pfeiffrów. Podaje ona ulicê Szkoln¹. Pfeiffrowie mieszkali
wówczas na ulicy Smoczej 43, by³ to ich rodzinny dom (por. wywiad z Halin¹ Pfeiffer-Milerow¹. „Gazeta Wyborcza”, 11 XII 2003 rok, wydanie warszawskie). Osobn¹ sprawê stanowi rodzaj pokrewieñstwa Brzezickich z rodzin¹ w³aœcicieli fabryk garbarskich. Dziadek
Ostrowskiej – Józef Palicki by³ ¿onaty z Ann¹ Hermini¹ z domu Rauch, zaœ matk¹ Stanis³awa Pfeiffra, mê¿a g³uchoniemej Zuzanny by³a Herminia Katarzyna Amelia z Rauchów. Bogus³awa Brzezicka by³a wiêc dalek¹ krewn¹ mê¿a Zuzanny. Ale powodem za¿y³oœci obu
rodzin móg³ byæ te¿ fakt, ¿e Zuzanna z Temlerów uczy³a siê w Instytucie dla G³uchoniemych
i Ociemnia³ych, gdzie przez 35 lat pracowa³ jako nauczyciel muzyki i bibliotekarz teœæ Bogus³awy, drugi dziadek Ostrowskiej – Tomasz Brzezicki (vel. Gaudziñski, 1807-1865), ojciec Bronis³awa Brzezickiego – por. Zbiór rodziny Brzezickich, sygn. 72.3. Na procesie Brzezickiej pojawi³ siê jako œwiadek i wierzyciel syn Zuzanny, W³adys³aw Pfeiffer.
125
ficznych jest jeszcze inaczej u³o¿ona. Postawa œwiadka splata siê œciœle z postaw¹ wyznania, obie realizuj¹ siê w pe³nym napiêcia wewnêtrznym monologu.
Zapamiêtane z dzieciñstwa przedmioty, z perspektywy dystansu czasowego, okazuj¹ siê coraz wa¿niejsze, coraz bli¿sze, a nawet „wiêksze”, co relacjonuje narratorka. Tematem jest bowiem œmieræ, przemijanie, w które to treœci umiejêtnie
zosta³ wpleciony w¹tek celu i sensu istnienia, jego niedocieczonej tajemnicy.
A przedmiotami, nad którymi pochyla siê bohaterka s¹ szczególne pami¹tki: klucze od trumien i pukle w³osów zmar³ych cz³onków rodziny. I tu – jak siê wydaje
– wkracza te¿ pewien element postawy wyzwania, jawnie polemiczny wobec –
jeœli tak mo¿na okreœliæ – przedtekstowej wiedzy czytelnika. Zwi¹zana jest ona
z postaci¹ matki, z tak szeroko poprzednio omówion¹ spraw¹ Brzezickiej.
Stanis³aw Milewski zatytu³owa³ ksi¹¿kê, w której opisa³ m.in sprawê Brzezickiej, Ciemne sprawy dawnych warszawiaków. Wiktor Gomulicki przeprowadzi³
wizjê lokaln¹ na ulicy Wspólnej, gdzie mia³o miejsce morderstwo, oraz opisa³ brudn¹ i ciemn¹ oficynê (skonfrontowa³ zreszt¹ to miejsce z literackimi kreacjami,
wymieniaj¹c m.in Szekspira). Ubran¹ w czerñ Brzezick¹ dok³adnie opisuj¹ sprawozdawcy s¹dowi. Zreszt¹, w sposób naturalny sprawa zabójstwa kojarzy siê
z ciemnoœci¹: czêsto dos³ownie rozumian¹, ale te¿ metaforyczn¹ i symboliczn¹.
„Ciemna”, z³owroga wydaje siê te¿ zawsze postaæ zabójcy. Jak natomiast pokazuje W starym lustrze swoj¹ matkê Ostrowska?
Odwi¹zujê niezgrabnie wêze³ek i prostujê ³ami¹cy siê papier. W zmiêtej bibu³ce jakiœ z³oty puch i du¿y zwi¹zany lok, œwiat³y jak p³ynne z³oto, jak lipcowy miód, jak dojrza³a
s³oma. Jaki ¿ywy. Rozœwieci³ wszystko i le¿y mi na d³oni jak schwytany promieñ nieskoñczenie odleg³y, a tak zarazem nieporównanie istotny.
Jak¿e¿ uwierzyæ, ¿e te same w³osy le¿¹ pod czarn¹ ziemi¹ i pod bia³ym œniegiem, same
wprzód zbiela³e jak œnieg. Gdyby nawet mogi³a ich nie le¿a³a o setki mil. Gdyby siê mia³o
w rêku klucz od zamykaj¹cej je trumny, jeszcze niepodobna by by³o zrozumieæ – drogi promienia… (s. 20)
Nastêpne fragmenty to krótkie, jak gdyby filmowe ujêcia, stosowane i w innych opowiadaniach, tu chyba najlepiej s³u¿¹ce „oku widz¹cej pamiêci”50. Zapisane sceny s¹ pe³ne ruchu i drgaj¹cego œwiat³a, przede wszystkim œwiat³a:
50
Na temat „widz¹cej pamiêci” por. M. Zaleski, Formy…, s. 40 i nast. Opowiadania
Ostrowskiej mo¿na oczywiœcie wnikliwiej przeanalizowaæ pod k¹tem „form pamiêci”, ale
nie da siê tego zrobiæ w krótkim szkicu. Osobnego omówienia wymagaj¹ byæ mo¿e ró¿ne
motywy, w tym powtarzaj¹cy siê motyw lustra. Tytu³owe opowiadanie stanowi te¿ wdziêczny materia³ do rozwa¿añ na temat autobiograficznego czasu i zapisu.
126
Jest siê na wsi, w chmielowej altanie, wczesnym s³onecznym rankiem. […]
W ruchomej siatce œwiat³a drobne rêce matki wyjmuj¹ zrêcznie pestki z ciek¹cych
sokiem owoców. W bladoz³otych w³osach lœni bladoz³oty lipowy kwiat. A na tym wszystkim drga kr¹¿ek s³onecznego blasku. Jeden. Spomiêdzy liœci. Nagle w wejœciu altany nieoczekiwanie staje ojciec.
Jeden, podkreœlony i wyodrêbniony przez zabiegi sk³adniowe, kr¹¿ek
œwiat³a mo¿e byæ po prostu dowodem pamiêci konkretnej chwili, wy³owionej
z otch³ani czasu, impresjonistycznym doznaniem. Czy subtelnie nie odsy³a jednak do skojarzeñ sakralnych, przypominaj¹c nimby i aureole? Postaæ matki
„w ruchomej siatce œwiat³a”, z jednym kr¹¿kiem s³onecznego blasku na bladoz³otych w³osach jest jednak chyba subtelnie sakralizowana. Trudno powiedzieæ,
czy œwiadomie, lecz Ostrowska by³a zbyt wytrawn¹ pisark¹, ¿eby nie zdawaæ
sobie z tego sprawy. Czy¿by wiedzia³a o swojej matce coœ, czego dzisiaj siê nie
dowiemy, czytaj¹c nawet wszystkie dokumenty? Na pewno Bogus³awa Brzezicka odkupi³a swoj¹ zbrodniê dotkliw¹ kar¹; jak siê wydaje, odkupi³a j¹ te¿
ca³a rodzina.
Kolejne ujêcie – to uroczyœcie oœwietlona œwiat³em kandelabrów sypialnia. Blask migoce w roz³o¿onych klejnotach, œwiat³o otacza z³ot¹ g³owê matki szykuj¹cej siê do wyjœcia na bal, ubranej w sukniê koloru „bladob³êkitnej
wody”.
Z jej z³otej g³owy w pe³nym blasku œwiec sp³ywa pêk smutnych, bladob³êkitnych piór.
Wszystko siê iskrzy i migoce, i drga. Do pokoju wchodzi ojciec, czarny i smuk³y, z bia³ym
bukietem w rêku. Matka… Nie. Doœæ. Po co ci¹gn¹æ ten sznur naj¿ywszych wspomnieñ a¿
do chwili, gdy na tych rêkach, kiedy na tych ramionach…
Jak zrozumieæ drogi promienia… (s. 21)
Wiemy ju¿, mniej wiêcej, co oznaczaj¹ zamkniête wielokropkiem niedopowiedzenia, co oznacza samo gwa³towne ciêcie filmowego obrazu. I jaki jest
powód bólu ojca pokazanego w nastêpnym ujêciu. „Spojrzenie ciemnych, nieruchomych od mêki oczu” dobrze zapamiêta³a poetka. Wiemy te¿, ¿e ojciec, aby
na Syberii zobaczyæ siê z matk¹, musia³ przebyæ „setki i setki mil”. Natomiast
blask otaczaj¹cy matkê w poprzednich scenach, konkretyzuje w koñcu „z³ota
wst¹¿eczka”, któr¹ by³y zwi¹zane jej listy pisane do ojca z zes³ania, odczytywane przez niego wieczorami i ostatecznie spalone w dniu jego œmierci. Zosta³a tylko
owa „z³ota wst¹¿eczka”, jak gdyby œlad promienia, œlad jego drogi. Czy te w³aœnie zniszczone listy, których tajemnica zosta³a uszanowana przez rodzinê, pozwoli³yby wszystko zrozumieæ? Tak wydaje siê s¹dziæ poetka, ale dziœ ju¿ nicze-
127
go zrozumieæ nie mo¿na. Natomiast jej w³asne teksty dowodz¹, ¿e postaæ matki,
wbrew wszystkim zewnêtrznym okolicznoœciom, na zawsze pozosta³a dla niej
postaci¹ promienn¹, otoczon¹ blaskiem. I to chcia³a chyba w opowiadaniach
wspomnieniowych pokazaæ.
*
Anna Wydrycka
„Trajectories of the ray”. Some remarks on Bronis³awa Ostrowska’s
biography and recollection short-stories
This article discuses some hitherto-unknown facts of the poetess’s biography, based upon recently detected archival materials. The most important one
among these – the once famous (by-now-forgotten) so-called Brzezicka’s affair
– created a unique situation with which Ostrowska had to struggle in her life and
poetic activity, as testified, to recall but a single trait, the specific features of her
mother’s portrait comprised in the lyric verse and recollection short-stories. Analysis of the autobiographical discourse of W starym lustrze has been enriched with
a facts-related resource facilitating the deciphering of the numerous allusions and
understatements.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
Zbigniew Chojnowski
Olsztyn
MAZURSKIE MINIATURY BIOGRAFICZNE
(USTALENIA WSTÊPNE)
Autorami literatury mazurskiej, której rozkwit przypad³ na drug¹ po³owê
XIX wieku, byli polskojêzyczni Wschodniopruscy wyznania ewangelickiego1.
Zamieszkiwali oni powiaty mazurskie, czyli: go³dapski, olecki, e³cki (wówczas
³ecki), wêgorzewski (wêgoborski), piski (jañsborski), gi¿ycki (lecki), mr¹gowski
(z¹dzborski), szczycieñski, nidzicki (nidborski), dzia³dowski, ostródzki. Podejmowali tematykê odzwierciedlaj¹c¹ ich to¿samoœæ, ukszta³towan¹ przez silne
przywi¹zanie do rodzimego terytorium i bezkrytyczne uznanie w³adzy pruskiego króla, a od 1871 roku cesarza niemieckiego. Pos³ugiwali siê jêzykiem polskim,
który by³ mieszanin¹ staropolszczyzny, dialektu mazowieckiego i wp³ywów niemczyzny. Literatura mazurska w XIX wieku by³a piœmiennictwem wiejskim, nie
osi¹gnê³a wy¿yn artystycznych, ale stanowi jeden z zapomnianych obszarów
polszczyzny, przekuwanej bardziej lub mniej udolnie w wiersze i opowieœci.
W narracjach Mazurów pruskich, publikowanych w nielicznych gazetach
i kalendarzach, znajduje siê grupa tekstów, które s¹ miniaturami biograficznymi. Obejmuj¹ one ¿yciorysy wspó³mieszkañców z tej samej lub s¹siedniej wsi.
1 Dotychczas najpe³niejszy przegl¹d tego piœmiennictwa w: T. Oracki, „Rozmówi³bym
kamieñ…”. Z dziejów literatury ludowej oraz piœmiennictwa regionalnego Warmii i Mazur
w XIX i XX wieku, Warszawa 1976. Literatura mazurska wymaga nowych ustaleñ bibliograficznych, a szczególnie interpretacyjnych. Chodzi o to, ¿eby widzieæ tê twórczoœæ jako obraz kultury mazurskiej ponad nacjonalistycznymi antagonizmami polsko-niemieckimi i jako przejaw d¹¿noœci Mazurów do stanowienia o sobie.
129
Powodem zapisu ich losu by³o zazwyczaj jakieœ tragiczne lub wysoce naganne
wydarzenie. Wyj¹tkowe okolicznoœci œmierci osoby lub osób stanowi³y podnietê do opisania pokrótce, jak dosz³o do tragedii, kim by³a ofiara, jaki sens mia³o
ca³e zajœcie, jakiego rodzaju przestroga p³ynie z tego, co spotka³o kogoœ ze spo³ecznoœci Mazurów. Nie wystêpowa³ on anonimowo. W narracjach podawane
s¹ personalia nieszczêœnika (lub nieszczêœników), daty i inne szczegó³y – nie
tylko biograficzne. Wyodrêbnione opowieœci cechuje to, ¿e s¹ zwiêŸle napisane, wierszem i do rymu. Ich autorzy pos³uguj¹ siê elementami stylu biblijnego.
Pewne walory literackie, jak i próba dopatrzenia siê w opisywanej biografii znaczeñ naddanych, sprawiaj¹, ¿e teksty te przekraczaj¹ ramy korespondencji z terenu, zapisu z kroniki policyjnej/kryminalnej czy pieœni nowiniarskiej. Zawieraj¹ elementy trenu, epitafium, ballady, a tak¿e motywy modlitewne. Wartoœci¹
godn¹ uwypuklenia jest to, ¿e te mazurskie miniatury biograficzne œwiadcz¹
o wspólnotowym myœleniu i wspó³odczuwaniu zw³aszcza z bliŸnim, którego los
srodze dotkn¹³. Choæ mowa te¿ jest o spo³ecznym wykluczeniu tych, którzy nie
s¹ w stanie podporz¹dkowaæ siê wartoœciom i normom wspólnotowym. G³os
zbiorowy, lokalna opinia publiczna zdaje siê wówczas mówiæ: „Z³ego cz³eka
nie ¿a³owaæ”2.
Twórczoœæ Mazurów pruskich by³a przejawem d¹¿enia do wybicia siê na
„swojoœæ”, do zwrócenia na siebie uwagi, co by³o szalenie utrudnione. Z jednej
strony bowiem Polacy nie przejawiali g³êbszego zainteresowania polskojêzycznymi Prusakami, z drugiej – nie znajdowali oni zrozumienia u Wschodnioprusaków mówi¹cych po niemiecku czy te¿ po prostu Niemców. Mimo ¿e mazurski
biografizm nacechowany jest naiwnoœci¹, prostodusznoœci¹ i schematyzmem
przekazu, zachowuje to, co w nim najcenniejsze: tchnienie wiarygodnoœci, autentyzm zdarzenia i emocjonalno-moralnej reakcji. Powtarzalnoœæ motywów
wskazuje na to, co by³o wartoœci¹ dla Mazurów pruskich.
Za podstawê klasyfikacji wspomnianych miniatur biograficznych mo¿na
przyj¹æ ich temat, a dok³adniej rodzaj nieszczêœcia, które przytrafi³o siê opisywanym ludziom: po¿ar, pijañstwo, morderstwo, nag³a i niespodziewana œmieræ,
skutki pracy w niedzielê lub œwiêto koœcielne, nieostro¿ne lub celowe pos³ugiwanie siê broni¹ itp. Bywa nierzadko, ¿e w jednym tekœcie podjêtych jest kilka
tematów z mazurskiego repertuaru. Tak siê dzieje u Jana Sianki, gospodarza z Du¿ego Pogorzela pod Dryga³ami, który opowiedzia³ O ogniu w Wojnach, wsi pod
2
J. Luœtych, O Snurmachrze czyli Sturmachrze w Dobowie pod Oleckiem, „Kalendarz
Królewsko-Pruski Ewangelicki” [dalej: KKPE] 1875, s. 117.
130
Bia³¹ w powiecie jansborskim d. 20 maja 1850 roku3. Na ten czas przypad³ drugi
dzieñ „Œwi¹tek”, jak Mazurzy nazywali œwiêto zes³ania Ducha œwiêtego. Gdy wiêc
„Ludzie po wszystkich krainach, / W koœcio³ach Boga chwalili / I po domach go
wielbili”, w karczmie synowie gospodarscy i parobcy „strzelb¹ siê bawili”. Na
domiar z³ego w „domu goœcinnym” znalaz³a siê „pewna ¿ona”, czêstuj¹ca m³odych gorza³k¹. Rozochoceni alkoholem postanowili zestrzeliæ „ptaka œlicznego”.
Od strza³u zapali³ siê dach. Kobieta wpad³a do p³on¹cej cha³upy, ale nic nie uratowa³a – spali³a siê w jej wnêtrzu (w po³owie XIX wieku na Mazurach zabudowa by³a drewniana, a dachy pokryte strzech¹ ze s³omy lub trzciny). M³odzieñcy
zaczêli siê k³óciæ. Wtem „sta³ têgi wicher dymaæ” i rozniós³ ogieñ na pozosta³e
zagrody. Nieszczêœcie osi¹gnê³o swoje apogeum: „Tam budynki s³awne by³y, /
A¿ do szczêtu siê spali³y. / Domy, chlewy i stodo³y, / Dobra, konie, owce, wo³y.
// Dla dymu bardzo têgiego, / Nie pozna³ brat brata swego. / Ciemnoœæ wielka siê
zrobi³a / I wielka pokraka4 by³a”. Narrator zdradza swoje preferencje co do wartoœci utraconych dóbr, gdy obok spalonego dobytku i ¿ywego inwentarza lamentuje: „Zgorza³y œwiête Biblie, / Kancjona³y, historie. / Rozmaite ksi¹¿ki nabo¿ne, / A i inne rzeczy ró¿ne”. W tej opowieœci prawdziwej, opartej na faktach,
zapisana zosta³a biografia wspólnoty wiejskiej. Katastrofa objê³a wszystkich:
„Bóg Woyniaków by³ zasmuci³”, gdy¿ nie wszyscy pamiêtali o tym, ¿e dzieñ
œwiêty trzeba œwiêciæ, a w razie, gdy bliŸni czyni Ÿle, upominaæ go i namawiaæ
do dobrego. Narracja koñczy siê optymistycznie, mieszkañcy bowiem „Wiêc po
troskach i k³opotach, / Wnet mieszkali w swych namiotach5”.
Nieprzestrzeganie œwi¹t jest tematem Poematu o zdarzeniu w Wiêzewie
w niebowst¹pienie dnia 30 czerwca 1886 r. Jana Lustiga, który zaleca³, aby œpiewaæ go na nutê pieœni od s³ów „By³ kiedyœ cz³owiek pyszny”6. Mowa tu o maj¹tku, w którym w œwi¹teczny dzieñ „owce goliæ dano” i „gulbê7 bronowano”.
Bardzo dotkliwa kara spad³a z nieba. Piorun zabi³ parê koni, którymi robiono
w polu. Powtarza siê motyw, ¿e brakowa³o ludzi, którzy ostrzegliby przed skutkami niew³aœciwego postêpowania. ¯ycie musi przebiegaæ zgodnie z religijno3 KKPE 1879, s. 87-88. O po¿arze i spaleniu siê ludzi opowiada Adolf Dzieran z Ro¿yñ-
ska (pod E³kiem) w utworze O Dzadzinéy, co w zapust r. 1870 w Juchach na garnku wêglannym zgorzala, KKPE 1871, s. 88-91.
4 ‘Pokraka’ – w kontekœcie pasuj¹ trzy znaczenia tego wyrazu: „1. coœ godnego ubolewania, nieszczêœcie, katastrofa, 2. pokrzykiwanie, ³ajanie, 3. zwada, spór”. Zob. Ma³y s³ownik
zaginionej polszczyzny, red. F. Wysocka, oprac. E. Deptuchowa i in., Kraków 2003, s. 231.
5 Namioty – biblizm, tu znaczy: domy, domostwa, zagrody.
6 Pierwodruk: „Gazeta Lecka” 1886 nr 25, przedruk: KKPE 1888, s. 185.
7 ‘Gulba’ – kartoflisko.
131
spo³eczn¹ norm¹. Podobny sens ma dydaktyczno-moralizatorska narracja Hoffmanna z Trelkowa, napisana 12 wrzeœnia 1885 roku: Pan Bóg przestrzega8, a wiêc
nieomal natychmiast po zdarzeniu z 6 wrzeœnia, które mia³o miejsce w Szczytnie. Za pracê w niedzielê Pan Bóg „pogrozi³ b³yskawic¹”. Jak zauwa¿y³ Grzegorz Jasiñski, „naiwna duma [Hoffmanna] z rozwoju powiatowej stolicy miesza
siê z potêpieniem sposobu, w jaki zostaje on osi¹gniêty, a jednoczeœnie z przekonaniem, ¿e wykroczenie przeciwko trzeciemu przykazaniu natychmiast spotka³o siê z ostrze¿eniem – choæ nie kar¹ – ze strony Boga. Zreszt¹ znaj¹cy realia
Hoffmann zdaje sobie sprawê, ¿e praca w niedzielê sta³a siê koniecznoœci¹ – odmowa równa³aby siê z jej utrat¹”9. Uderzenie pioruna zosta³o przedstawione jako
wyrok boski i w ten sposób wkracza³o w biografiê postaci opisywanych przez
Mazurów. Na przyk³ad w opowiastce Marcina Gerssa O Malinie, mê¿u cierpliwym, i o z³èj ¿onie jego w Skorupkach pod Rynem i o cudownèj odmianie jèj10
leniwa i nadu¿ywaj¹ca gorza³ki kobieta przychodzi do opamiêtania, gdy w drodze z miasta konie ci¹gn¹ce furmankê, któr¹ jecha³a, gin¹ od pioruna. Ostrze¿enie z nieba spowodowa³o moraln¹ przemianê.
Ksi¹dz Gustaw Pob³ocki wspomina o piorunie w kontekœcie dowodzenia
tezy: „jak w kancjonale [Nowym wydanym Kancyonale pruskim z 1741 r.], tak
równie¿ w ¿yciu Mazurów jest dot¹d wiele pozosta³oœci katolickich. […]. Charakterystyczne jest przys³owie: »W Matkê Bo¿¹ gnój wo¿¹«, ale i to wo¿enie
mierzwy usta³o po niektórych wsiach od czasu, jak jednemu czy postêpowemu
Mazurowi czy z Pomeranii przyby³emu Niemcowi przy wo¿eniu gnoju piorun
cztery konie zabi³”11.
To, ¿e gin¹ konie, nie zaœ ludzie, zdaje siê oznak¹ surowoœci Boga, a zarazem Jego mi³osierdzia, przejawem dawania szansy cz³owiekowi na odmienienie
siebie i swojego ¿ycia. W Biblii grom, piorun, b³yskawica towarzysz¹ obecnoœci
Stwórcy, jak na przyk³ad wtedy, gdy Moj¿esz zszed³ z góry Synaj z kamiennymi
tablicami, na których zosta³ wyryty dekalog: „Tedy wszystek lud widz¹c gromy,
i b³yskawice, i g³os tr¹by, i górê kurz¹c¹ siê, to widz¹c lud cofnêli siê, i stanêli
8 „Gazeta Lecka” 1885, nr 38 (autor podpisa³ siê tu pseudonimem „Czytelnik Gazety Lec-
kiej”, autorstwo tekstu znamy ze wzglêdu na przedruk tekstu w „Kalendarzu KrólewskoPruskim Ewangelickim” 1887, s. 158, pod nieco zmodyfikowanym tytu³em Pan Bóg przestrzega³).
9 G. Jasiñski, „Pan Bóg przestrzeg³” – przyk³ad mazurskiej twórczoœci ludowej z terenu
powiatu szczycieñskiego, „Rocznik Mazurski”, t. 1 (1996), s. 38-41.
10 KKPE 1887, s. 154-157.
11 G. Pob³ocki, Mazurzy wschodniopruscy. Zapiski o jêzyku i stanie ich religijno-obyczajowym, „Roczniki Towarzystwa Naukowego w Toruniu”, t. 4 (1897), s. 11-25.
132
z daleka; (19) I mówili do Moj¿esza: Mów ty z nami, a bêdziemy s³uchaæ; a niech
nie mówi do nas Bóg, byœmy snaæ nie pomarli. (20) I odpowiedzia³ Moj¿esz ludowi: Nie bójcie siê; bo aby was doœwiadczy³, przyszed³ Bóg, ¿eby bojaŸñ jego
by³a przed obliczem waszem, byœcie nie grzeszyli” (Wj 20, 18-20)12. Piorun wiêc
ma wywo³ywaæ bojaŸñ przed Bogiem, lecz nie zawsze zabija – powinien wywo³ywaæ w ludziach skruchê i pokorê13.
Zauwa¿my, ¿e mini-fabu³y, jak i biografie w nich opisywane, s¹ podporz¹dkowane okreœlonym przykazaniom z biblijnego dekalogu, a w ogólnoœci ró¿nym
moralnym nakazom. S³owo w kulturze mazurskiej by³o rozumiane jako to, co ma
s³u¿yæ „ku zbudowaniu” i ku upomnieniu. Wspomniane wy¿ej utwory opieraj¹
siê na przykazaniu trzecim:
(8) Pamiêtaj na dzieñ odpocznienia, abyœ go œwiêci³. (9) Szeœæ dni robiæ bêdziesz,
i wykonasz wszystkê robotê twojê. (10) Ale dnia siódmego odpocznienie jest Pana Boga
twego; nie bêdziesz czyni³ ¿adnej roboty weñ, ty i syn twój, i córka twoja, s³uga twój, i s³u¿ebnica twoja, bydlê twoje, i goœæ twój, który jest w bramach twoich; (11) Bo przez szeœæ
dni stworzy³ Pan niebo i ziemiê, morze, i cokolwiek w nich jest, i odpocz¹³ dnia siódmego;
przeto¿ b³ogos³awi³ Pan dzieñ odpocznienia, i poœwiêci³ go (Wj 20, 8-11).
Obowi¹zek czczenia siódmego dnia tygodnia w literaturze mazurskiej powraca³
w licznych pieœniach religijnych zatytu³owanych Na niedzielê.
Pierwsze strofy „poematu” Marcina Gerssa Jak gospodyni Augusta i robotnik Ludwik Neumann w lesie, do Maratk nale¿¹cym, gospodarza Posdycha
zamordowaæ chcieli przypominaj¹ o fundamentalnych kierunkowskazach ¿ycia
chrzeœcijanina, którego dramat polega na tym, ¿e z nimi siê nie liczy:
12 Cytat wed³ug tzw. Biblii Gdañskiej z 1632 roku, która by³a w u¿yciu wœród Mazurów.
13 Na powi¹zaniu pioruna z ostrze¿eniem od Boga mistrz szewski Adam Romoth,
mieszkaj¹cy w Rogoniach, zbudowa³ sw¹ korespondencjê pisan¹ 3 czerwca 1886 roku:
„W niedzielê d. 30 marca wieczór przyszed³, po jedenasty godzinie, ob³ok w nasze strony i grzmia³o i b³yska³o siê strasznie. I uderzy³ piorun w dom, w którym czterech familiy mieszka³o. Zmierzy³ w komin i rozerwa³ go a¿ do gruntu. Wszyscy mieszkañcy ju¿
w ³o¿u le¿eli. Piorun uderzy³ i w jednego m³odzieñca, a b³yskawica go na wêgiel spali³a. Nikt nie móg³ do niego przyst¹piæ i go ratowaæ. I jedna ¿ona jeszcze m³oda, i pokrewna
moja, jest zabita.
Ledwie, co j¹ m¹¿ jéy j¹ wywlec zd¹¿y³ i sam tylko w koszuli uciek³. Nic nie wyratowali.
Wszystko posz³o wzgórê dymem. To siê sta³o w Borkach, niedaleko od Rogoniów, w powiecie olechowskiém. W tych czasach wiele siê takiego nieszczêœcia zdarza. Ale ludzie nie
pokorz¹ siê przed Bogiem, lecz grzesz¹, naœmiewaj¹c siê tylko z wszystkiego. A kiedy ich
napominasz, to odpowiadaj¹: »Wiem lepiéy, ni¿ wy!« Ju¿ wcale na ten œwiat nie chce siê
patrzeæ, a najmniej na to ¿ar³ostwo [pijañstwo]” – „Gazeta Lecka” 1886, nr 24.
133
Ach! Na tym Bo¿ym œwiecie
Rozmaycie dziœ siê plecie,
Tam jedni podpalaj¹,
A inni przysiêgaj¹.
Nie boj¹c siê – fa³szywie
I wcale nie prawdziwie.
Jedni drugich morduj¹,
Drudzy strasznie raduj¹.
¯ony mê¿ów zdradzaj¹,
Cudzo³óstwa szukaj¹,
Jakby nie by³o Boga.
Ach! Wielka straszna trwoga.
[…]14
Opowieœæ o niewiernej i rozpustnej ¿onie jest aluzj¹ do niespe³nienia szóstego przykazania: „Nie bêdziesz cudzo³o¿y³” (Wj 20, 14) i pi¹tego: „Nie bêdziesz
zabija³” (Wj 20, 13). Ono stanowi kanwê historyjek rodzimych, których przyk³adem s¹ trzy strofy czterowersowe Jana Lustiga O pewnym mê¿u w Sto¿nach pod
Oleckiem, który dnia 26. wrzeœnia 1887 r. drugiego chcia³ zamordowaæ i sam siê
powiesi³15. We wsi Sto¿ne pewien cz³owiek cz³owiekowi „drewno w gard³o wsadzi³”, co doprowadzi³o do dwóch œmierci, napastowanego i napastnika. Napiêtnowane jest tu odebranie ¿ycia komuœ, jak i sobie. Zdaniem autora podwójny
morderca trafi³ do piek³a: „Ale dusza jego tam siê nie znajduje, / Gdzie Bóg
wszechmog¹cy rz¹dzi i króluje. / Niech¿e na to wszyscy zawsze pamiêtamy /
I przykazañ Pañskich œciœle przestrzegamy”. Biografia z³ej ¿ony czy – ta bardziej
skrótowa – mordercy i samobójcy w jednej osobie – uwidacznia bez w¹tpliwoœci, ¿e z³o wyrz¹dzone przez osoby nale¿¹ce do tej samej spo³ecznoœci Mazurów, co odbiorcy, przeciwko nim siê obraca. Czyni krzywdê przede wszystkim
krzywdzi sam siebie.
Narrator uwypukla wiarygodnoœæ opisywanych wypadków, wymieniaj¹c
autentyczne nazwy miejscowe (Maratki, Frydrychsdorf, Gierdawy, E³k), kreœl¹c
topografiê miejsca zbrodni (las, „pole gryki”, wodopój) oraz podaj¹c daty (zamach na ¿ycie Podsycha wydarzy³ siê 6 wrzeœnia 1893 roku). W „poemacie” o niewiernej ¿onie, Auguœcie Posdysce jej wiaro³omnoœæ ma³¿eñska i usi³owanie
14
KKPE 1895, s. 131-132.
15 Tekst powsta³ w Ma³ych Zawadach 21 listopada 1887 roku. Pierwodruk: „Gazeta Lec-
ka” 1887, nr 49.
134
mê¿obójstwa z pomoc¹ „lubasza” (tj. kochanka) s¹ tym bardziej naganne, ¿e
bohaterka czyni³a Ÿle, mimo ¿e z ciemnej drogi próbowali j¹ odwieœæ kochaj¹cy
i wybaczaj¹cy m¹¿, a tak¿e „zwierzchnoœæ” (¿andarm) i odpowiedzialny za zbawienia, duszy swej parafianki „ksi¹dz”. W biograficznych miniaturach mazurskich czynnik oficjalny (koœcielny lub/i pañstwowy) pojawia siê jako element po¿¹dany i nieomal¿e konieczny w funkcji dobroczynnej. Charakterystyczne jest
to, ¿e ca³a sprawa siê wyda³a i s¹d og³osi³ wyrok, niewierna ¿ona otrzyma³a wy¿sz¹ karê (piêtnaœcie lat wiêzienia) ni¿ kochanek (dwanaœcie lat); by³a gorsza,
gdy¿ namówi³a lowelasa i z³odziejaszka do zbrodni, obiecuj¹c za jej pope³nienie
„po³owê gruntu” i ma³¿eñstwo (sic!). Postaæ „lubasza” przywo³uje zjawisko nieprzestrzeganie kilku przykazañ, a w tym: „(14) Nie bêdziesz cudzo³o¿y³. (15) Nie
bêdziesz krad³” i „(17) Nie bêdziesz po¿¹da³ domu bliŸniego twego, ani bêdziesz
po¿¹da³ ¿ony bliŸniego twego, ani s³ugi jego, ani dziewki jego, ani wo³u jego,
ani os³a jego, ani ¿adnej rzeczy bliŸniego twego” (Wj 20). Zabójc¹ by³ kochanek
niewiernej ¿ony. Pos³u¿y³ siê broni¹ paln¹ – ulubionym rekwizytem w narracjach
snutych przez Mazurów16. Przebieg przestêpstwa zajmuje w opowiastce stosunkowo najwiêcej miejsca. Postêpowanie zabójców dowodzi ich pod³oœci i przemyœlnoœci w planowaniu i dokonaniu morderstwa: „We wrzeœniu dnia szóstego,
/ Zmyœlili coœ lichego17, / By w lesie czatowali, / Mê¿owi œmieræ zadali. // I o wieczornej porze, / Gdy ju¿ powsta³y zorze, / Oboje, jako wœciekli, / Do lasa siê powlekli. // Tam, chc¹c napoiæ trzody, / Gna³ Posdych je do wody. / Tam strzeli³
wraz do niego / Z rewolweru Neumann swego. // Lecz w czapkê mu ugodzi³, /
A jemu nic nie szkodzi³. // Wtém Posdych siê zawróci³, / Nad polem gryki kroczy³. // Posdyszka wcale wœciek³a, / Tak do Neumana rzek³a: / »Strzel do niego.
Gdy wy¿yje, / To kijem go dobijê!« // I strzeli³ bez odw³oki. / Na cztery tylko
kroki / Oddalon by³ od tego / Cz³owieka strapionego. // Kula go nie minê³a, / Bo
w g³owie mu utknê³a, / W skorupie18 nad oczami / Krew ciecze strumieniami. //
I krzykn¹³: »O, Jezusie! / Nade mn¹ dziœ zmi³uj siê!« / Zbrodniarze w nogi. / Ach!
Str¹c¹ wnet im rogi”. Cytowan¹ sekwencjê wydarzeñ koñczy nawi¹zanie do m¹droœci psalmicznej: „A wszystkie rogi niezbo¿nikom postr¹cam; ale rogi sprawiedliwego bêd¹ wywy¿szone” (Ps 75,11).
16 Np. w utworze Wilhelma Lazera (gospodarza z Nowych Kiejkut pod Szczytnem) Pan
Bóg zawsze naylepszy obroñca (KKPE 1868, s. 102-103) kanw¹ jest usi³owanie zabójstwa
w Lizaku w Wielki Czwartek 1867 roku. Niedosz³y zabójca odda³ noc¹ strza³ ze strzelby
w miejsce, w którym sta³o ³ó¿ko leœniczego.
17 ‘lichy’ – tu: niesprawiedliwy, z³y.
18 ‘skorupa’ – tu: czaszka.
135
O wystêpnej kobiecie, morderczyni swego narzeczonego, z którym ¿y³a jak
z mê¿em (na Mazurach jeszcze w XIX wieku do codziennego obyczaju nale¿a³o
³¹czenie siê w pary i ¿ycie ma³¿eñskie na próbê), opowiada anonimowa „powieœæ
spisana” O ¯ynce, albo jak oblubienica oblubieñca swego zamordowa³a19. Bohaterk¹ jest ¯yna Salamon (urodzona w D¹brówce niedaleko Miko³ajek). Zosta³a przymuszona do zamieszkania z du¿o starszym mê¿czyzn¹ Krzysztofem Fr¹czkiem we wsi Zdêgowo nad jeziorem Œniardwy (w okolicy Okartowa). Zakocha³a
siê w jego m³odszym bracie Janie i postanowi³a zabiæ swego „oblubieñca” (narzeczonego): „Raz wziê³a Krzysztofa wiskaæ, / On w jey kolanach pocz¹³ spaæ, /
Wa³kiem go w spik20 uderzy³a, / Zaraz go srodze przymgli³a. // Wa³kiemci go biæ
zaczê³a, / A toporkiem dokoñczy³a. Mocno go obuchem bi³a, / A¿ go ze œwiata
zg³adzi³a”. Ona i kochanek cia³o zabitego w³o¿yli do worka i zatopili w Œniardwach. W tym miejscu narracji pojawia siê motyw balladowy, g³os wo³aj¹cy o pomstê do nieba: „Jak na jezioro wjachali, / G³os do trzech razy us³yszeli: / «Bo¿e!
Pomœciy w prawdzie twojéy / Téy to niewinnéy krwi mojéy»”. Morderstwo siê
wyda³o, gdy¿ Jana ruszy³o sumienie. Sprawa by³a s¹dzona w £ku (Micha³ Kajka
w latach dwudziestych XX wieku u¿ywa³ tej formy nazwy miasta, tj. E³ku). Dojeszcze tkliwsza kara spotka³a ¯ynê. Gdy Janowi „g³owê mieczem œciêto”, j¹
najpierw ³amano ko³em i bito, a potem obciêto jej koñczyny. Szcz¹tki morderców by³y rozwieszone na s³upach ku przestrodze.
Ósme przykazanie: „Nie bêdziesz mówi³ przeciw bliŸniemu twemu œwiadectwa fa³szywego” (Wj 20, 16) ilustruje narracja Jana Lustiga Ch³opcy przesiad³e21. Autor, jak to mia³ w zwyczaju, podawa³ do wiadomoœci, ¿e opisane wypadki zdarzy³y siê w jego okolicy (w s¹siedztwie Zawad Ma³ych pod Oleckiem);
tym razem upamiêtni³ los dobrego gospodarza, któremu Ÿli m³odzi mê¿czyŸni
wyrz¹dzili szkodê, wypasaj¹c na jego pastwisku swoje domowe zwierzêta. A gdy
pokrzywdzony zg³osi³ sprawê do s¹du, wszyscy z³o¿yli fa³szywe zeznania – rolnik zosta³ pozbawiony mo¿liwoœci starania siê o powetowanie sobie straty.
Dekalog zawiera najwa¿niejsze, ale nie wszystkie pouczenia biblijne. Zalecenie, ¿eby nie dawaæ pos³uchu fa³szywym proroctwom na temat koñca œwiata,
wi¹¿e siê z ide¹ wykorzeniania pogañstwa, a w tym zabobonów, które na dziewiêtnastowiecznej wsi mazurskiej by³y ¿ywe i powszechne22. Temat rych³ej apo19
KKPE 1864, s. 80-86.
‘w spik’ – w czasie snu.
21 KKPE 1892, s. 135-136. S³owo ‘przesiad³e’ znaczy tu: dokuczliwi.
22 Zob. M. P. Toeppen, Wierzenia mazurskie, przek³. E. Piltzówna, jêzykowo oprac. i uwspó³czeœni³ T. Ostojski, wstêp A. Szyfer i W. Ogrodziñski, oprac. P. B³a¿ewicz, J. M. £apo, D¹brówno 2008 (pracê Toeppena wydano po niemiecku w roku 1866 i w wersji poszerzonej w roku 1867).
20
136
kalipsy o¿y³ w roku 1886, kiedy to, pod wp³ywem zapowiedzi pewnego Niemca
z Berlina, na Mazury dotar³a fala lêku przed nadci¹gaj¹cym dniem s¹dnym. Mia³o
to pewien wp³yw na œwiadomoœæ i poniek¹d biografie niektórych ludzi. W trybie
korespondencji terenowej sprawozdaje to jeden z Mazurów ze wsi Ripy, Wilhelm
Michalczyk, zaœ w formie literackiej – Fryderyk Pieñkowski. W obu tekstach
uchwycono pozorny zwi¹zek miêdzy fa³szywym proroctwem a dramatycznym
i w istocie rzeczy jednostkowym wydarzeniem w ¿yciu opisywanych osób. Michalczyk jako œwiadek naoczny informowa³ 4 kwietnia 1886 roku spo³ecznoœæ
mazursk¹:
Choæ ów prorok z Berlina lud straszy, ¿e latoœ ma byæ koniec œwiata, to u nas jeszcze
jak œwiat stoja³, tak i stoi i bêdzie stoja³. – W Orzeszu na urodzinach cesarskich strzelali nierozwa¿nie i nazbyt, a¿ jeden pasterza zastrzeli³. A pasterz ten mia³ tylko 18 lat. Samem na to
patrza³, gdy strzelali. Ow cz³owiek trafiony zaraz siê obali³ i umar³. A gdy go lekarze rznêli,
to znaleŸli propê23 z papieru siwego, która mu w szyi utknê³a. Pochodzi³ z Mikosów24 i zgodzi³ siê do starego majstra kowala Turka w Orzeszu do paszenia. Pad³o na ucznia piekarskiego, tam¿e z miasta i wziêli go zaraz do podszukunku25 i jeszcze dot¹d siedzi.
W wierszowanej opowiastce Fryderyka Pieñkowskiego („owczarka”, czyli
pasterza owiec mieszkaj¹cego w Glêdach, a nastêpnie w Szczepankowie) dowodzi
siê, ¿e jakkolwiek dawanie wiary przepowiedniom mo¿e skoñczyæ siê tragicznie, to do koñca istnieje szansa na zbawienne wyzwolenie siê z fa³szu. Historyjka
Pieñkowskiego mówi O pewnéy wdowie na koloniach Gierzwa³dzkich w powiecie ostródzkim, która roku 1866 namale co nie zgorza³a 26. Jak podaje w krótkim
wstêpie do tej narracji Marcin Gerss, w czasie opisywanym „bajano fa³szywie,
¿e dzieñ s¹dny nast¹pi. Prorocy fa³szywi powiadali, i¿ przed Wielkanoc¹ przez
ca³e 3 dni ciemnoœæ wielka ca³y œwiat okryje i ¿e grzesznicy ani ognia, ani jakiego innego nie ujrz¹ œwiat³a”27. Znajomoœæ tych szczegó³ów przepowiedni uratowa³a wdowie ¿ycie.
Utwór sk³ada siê z dwóch czêœci. W pierwszej bohaterka jest narratork¹,
snuj¹c¹ opowieœæ o swoim w³asnym ¿yciu:
23
‘Propa’ – (z niem. Pfropfen) korek.
Mikose, Mikosze – wieœ po³o¿ona najbli¿ej Orzysza przy drodze do Okartowa i Miko³ajek.
25 ‘Podszukunek’ – œledztwo, przes³uchanie.
26 KKPE 1889, s. 136-138.
27 Tam¿e.
24
137
Có¿ siedzisz, staruszko, w tak dumach g³êbokich?
Mo¿e twe myœli w rozkoszach szerokich?
– Rozkosz me serce nie u¿ywa³o,
Lecz wiele utrapieñ nieraz uzna³o,
¯y³am jak siê da³o.
Mistrza kowalskiego za mê¿a ja mia³am,
Któremu poczciwie dziatki wychowa³am.
Przez rêce zbójców swe ¿ycie utraci³,
Lecz Bóg miê opatrzy³.
Doros³e me dziatki, córeczka z mym synem,
S¹ dla mnie od Boga hoynem obdarzeniem.
Pracujem pospo³u i ¿yjem szczêœliwie,
Za co Bogu dziêki oddajê chutliwie,
Modl¹c siê gorliwie.
Dziœ tylko samotn¹ tu w domu zosta³am,
Bo dziatki daleko w goœcinê pos³a³am
Do porz¹dnego domu krewnego.
Gdy¿ nie mam z kim gwarzyæ, rozwa¿am z przesz³ego
¯ycia mojego!
Druga czêœæ jest dramatycznym opisem przebiegu ca³ego zajœcia. Narrator
przypomina, ¿e mówiono wówczas wiele o „s¹dnym dniu”. Okolicznoœci jego
nast¹pienia zgadza³y siê z tymi, w których znalaz³a siê wdowa: by³y w³aœnie „czasy wielkanocne”. Kobieta jednak uœwiadomi³a sobie, ¿e widzi ogieñ, a ciemnoœæ
ca³kowita mia³a trwaæ przez trzy doby. Tote¿ „Z ³o¿a wraz wyskoczy do drzwi
i do sieni, / Ale ju¿ – o trwoga! Pe³na sieñ p³omieni. / Lecz gdy, póki mo¿na, ¿ycie
chce ratowaæ, / Musi i przez ogieñ, drogê przetorowaæ, / Porz¹dnie szasowaæ”.
Mimo oparzeñ, staruszka uratowa³a siê z po¿ogi, a to dziêki zrozumieniu, ¿e
uwierzy³a k³amstwa fa³szywego proroka. Mora³ nie pozostawia w¹tpliwoœci, ¿e
nag³e olœnienie kobiety (dozna³a go dziêki swej bogobojnoœci), powinno nast¹piæ wœród pozosta³ych, gdy¿ „Gus³a s¹ nieszczêœciem we wszystkich zdarzeniach
/ I œmierci¹ w stworzeniach”. Biografia wdowy zdaje siê byæ przypowieœci¹ o tym,
jak chrzeœcijanin wychodzi z ciemnoœci w jasnoœæ, z mroków pogañskiego z³a na
œwietliste goœciñce dobra, z nocy potêpienia w dzieñ symbolizuj¹cy niebo i zbawienie, ze stanu niewiedzy w stan chrzeœcijañskiego oœwiecenia. Zauwa¿my, ¿e
w tym pod¹¿aniu ku Bogu nie odgrywa roli pozycja w hierarchii spo³ecznej czy
pañstwowej, lecz wola danego cz³owieka.
138
W mazurskich miniaturach biograficznych znajdziemy te¿ takie, w których
narratorzy-korespondenci, a jednoczeœnie poeci ludowi, opowiadaj¹ o nieszczêœliwym losie osób przyzwoitych, zaznaczaj¹c, ¿e ich tragedia spowodowana by³a nie
tyle przez przypadek, ile przez zlekcewa¿enie zasad ostro¿noœci, rozwagi i rozs¹dku. Gospodarz Samuel Donder z wioski Lipiñskie (w parafii Klusy) wierszem zrelacjonowa³ ostatnie chwile ¿ycia karczmarza Baumana ze wsi Ogródek, które przypad³y na pi¹tek 14 lipca 1882 roku28. By³ to cz³owiek „stateczny”, niekonfliktowy
(„Nikomu nie by³ w ¿yciu swém sprzeczny”), jego w³asnoœæ, maj¹tek stanowi³o
to, co wykupi³; by³ zapobiegliwy i uwa¿ny („mocno siê dozorowa³”). Wydzier¿awi³ („zaarendowa³”) jezioro Druglin, aby na nim polowaæ („dla jachty”). Czyni³ to
czêsto razem z „panami” – „Ró¿nego ptastwa dosyæ nabili”. Wszystko dzia³o siê
dobrze. Feralnego dnia jedna z flint, poruszona przez psy, wystrzeli³a prosto w karczmarza. Ten zd¹¿y³ wróciæ do ¿ony. Wezwano lekarzy, ale rana postrza³owa okaza³a
siê œmiertelna. Bauman „musia³ umieraæ”. Zostawi³ ¿onê i gromadkê dzieci. „A ka¿dy cz³owiek ¿a³uje jego, / Bo nie uczyni³ nikomu nic z³ego” – komentuje narrator.
Donder w tej narracji nie sili siê na mora³y, potêpiaj¹ce gromadzenie bogactw czy
oddawanie siê uciechom polowania, lecz apeluje o to, aby w ¿yciu kierowaæ siê
ostro¿noœci¹: „Ach czêsto, czêsto z nieostro¿noœci / Przychodzi ludziom wiele przykroœci. / By, jak siê godzi, bacznymi byli, / To by cz³owieka nie zastrzelili”.
Ten sam Donder opowiedzia³ tragediê dwóch dziewcz¹t, które posz³y do ¿wirowni po piasek. Oberwa³a siê ziemia i przydusi³a je obie na œmieræ. Ich rodzice byli
przyzwoitymi ludŸmi, pragn¹cymi swe potomstwo „piêknie […] wychowaæ”. Ojciec
zaœ porz¹dny: „Wszyscy jego domownicy / Dziatki, jak i czeladnicy, / Pana Boga wci¹¿
siê boj¹ / I na drogach jego stoj¹”. Narrator nie pyta o sens œmierci niewinnych dzieci,
w jego opinii zdarzenie jest przypadkiem „nag³éy œmierci”. Jedynie redaktor „Gazety
Leckiej” w komentarzu do tekstu Dondera znajduje winowajcê w spo³ecznoœci zamieszkuj¹cej tamt¹ okolicê, czyli wieœ Krzywiñskie w „powiecie jansborskim”: „Takie nieszczêœcie nie rzadkie. Winni temu ca³y gmin, a osobliwie urz¹d, ¿e dopuszczaj¹, i¿ takie dziury robiæ dozwalaj¹, tym, co piasek bior¹. Trzeba takie zgrzêpy wysokie i spadziste, a nawet wypuk³e, skopaæ, aby nie tak nad dziurami wisia³y”29. Obojêtnoœæ wspólnoty wobec cz³owieka czyni¹cego z³o jest czêsto piêtnowana przez mazurskich pisarzy.
Jan Lustig w opowieœci O lisie na dwuch [sic!] nogach30 opowiada z zaciêciem satyrycznym, jak to pewien „cz³owiek w Mazurach” (chodzi o wieœ Mazury w parafii cichowskiej w powiecie oleckim), „staruch krêcony” – bezkarnie krad³ wszystko, co tylko
28
„Gazeta Lecka” 1882, nr 39.
„Gazeta Lecka” 1883, nr 51.
30 KKPE 1876, s. 138-139.
29
139
do ukradzenia siê nadawa³o: „Ju¿ w m³odoœci by³ chciwy, / Na wszystko po¿¹dliwy. /
Gdzie co oko widzia³o, / To jego byæ musia³o”. Jego biografiê stanowi niejako spis
rzeczy ukradzionych i przechowywanych w „starej lipie dziurawej”. Taki „¿yciorys”
by³ mo¿liwy dziêki niereagowaniu ludzi na z³odziejski proceder. Nikt chciwca „nie strofowa³”; „Bo go ludzie, co spali, / Na dachu nie z³apali. / W drodze go nie spostrzegli, /
Ni go koniem zabiegli”. Ci, którzy zostali okradzeni, patrzyli na z³oczyñcê przez palce
(tutaj: „przez szpary”), woleli cicho siedzieæ w domu („Gdzie posz³o, nie wiedzieli, /
Bo za piecem siedzieli”). G³oœne i publiczne piêtnowanie poczynañ odstêpców od dekalogu i innych moralnych zasad, maj¹cych swe umocowanie w m¹droœciach biblijnych, by³o jedn¹ z przyjêtych przez mazurskich autorów funkcji spo³ecznych. Elementy
biografii dobierano tak, aby pos³u¿y³a ona jako exemplum jednoznacznie okreœlonej
wartoœci, uto¿samianej z prawd¹ religijno-moraln¹.
W wielu narracyjnych wierszach, jak i pieœniach religijnych, napisanych na
Mazurach, nawo³uje siê do pokuty. Temu apelowi podporz¹dkowane jest opowiadanie Jana Lustycha (w innej pisowni Luœtycha, Lustiga) O zgonie pewnego mê¿a w Dybowie, co okrutnie z byd³em postêpowa³ – gospodarz dopisa³ do utworu intencjê: „Na
korzyœæ towarzystwa wzglêdem ochrony byd³a”31. Mowa tu o rolniku, który na ³o¿u
œmierci przyzna³ siê, ¿e „Za ¿ywota […] licho siê sprawowa³” i „Ospa³em bêd¹c w czas
nie pokutowa³”. „Mia³ bole wielkie, g³osem wielkim krzycza³, / I jako byd³o w udrêczeniu rycza³”. Wiêkszoœæ narracji stanowi spowiedŸ skruszonego i obola³ego na staroœæ oprawcy zwierz¹t, wyznawana wobec ¿egnaj¹cych go ludzi. Umieraj¹cy wymienia
swoje grzechy: „Chudobie skórê ostrzuchnym no¿ykiem / Zdziera³em ¿ywcem”, okrótnik mœci³ siê na niewinnych stworzeniach: koniom sypa³ groch do uszu, oczy wybija³
im kamieniem. Porównuje siê z ³otrem, który na Golgocie nie okaza³ skruchy. W obliczu œmierci, kiedy cierpi, poznaje, co to ból i uwa¿a, ¿e ju¿ za ¿ycia dosta³ siê do
piek³a. Narrator upomina wiêc, ¿e tak trzeba ¿yæ, aby z tego œwiata odejœæ w pokoju.
W mazurskich miniaturach biograficznych motywem zamykaj¹cym historiê
czyjegoœ istnienia jest myœl o zbawieniu i/lub „migawki” z pogrzebu. Narrator z perspektywy recepcji spo³ecznej stwierdza, jak przebieg³ pochówek: czy bi³y dzwony,
czy œpiewano, czy „ksi¹dz” lub nauczyciel „mia³ pogrzebn¹ mowê”, czy p³akano,
czy nast¹pi³y jakieœ niezwyczajne okolicznoœci. O drodze ostatniej dwóch dziewczynek ze wsi Krzywiñskie Donder pisa³: „Œlicznyæ im tam pogrzeb dano / I z œpiewaniem pochowano. / W grobie bêd¹ spoczywa³y / A¿ ich wzbudzi Bóg do chwa³y. /
W pogrzeb by³o ludzi wiele, / Gdy¿ to w pogrzebn¹ niedzielê32. / By³oæ dosyæ na31
KKPE 1878, s. 122-123.
32 ‘pogrzebna niedziela’ – w koœciele ewangelickim przypada na ostatni¹ niedzielê listo-
pada, na Mazurach nazywana by³a tak¿e „niedziel¹ umar³ych”.
140
rzekania, / Wiele p³aczu i wzdychania”33. Przebieg pogrzebu odpowiada w jakiœ sposób wartoœci ¿ycia cz³owieka, który zmar³. Rolnik z G³ówki pod Go³dapi¹, mimo ¿e
by³ pijakiem i wyzion¹³ ducha od wypicia nadmiaru gorza³ki, mia³ godny pochówek,
gdy¿ w okresach trzeŸwoœci by³ pracowitym i dobrym mê¿em. Nazywa³ siê Kurwo¿ej (nazwisko to wskazuje na litewskie pochodzenie tego cz³owieka, co œwiadczy
o tym, ¿e istotnie jeszcze w XIX wieku powiat go³dapski i wêgorzewski zamieszkiwali m.in. Litwini). ¯ona „pogrzeb wyrz¹dzi³a, / Znajomych swoich wielu zaprosi³a.
/ Przybyli wszyscy, jak ich by³o wiele; / I nauczyciel, mili przyjaciele. // A ten powiedzia³ piêkn¹ oracyj¹ / I skaza³ wszystkich na Ewangelij¹, / Pociesza³ wdowê, swarzy³ na karczmarza, / ¯e wiele ludzi wwodzi do smêtarza. // I napomina³ lud do wszelkiej cnoty, / By siê wyrzeka³ hañby i srómoty. / Za s³owa takie jemu dziêkujemy, /
Albowiem z serca to¿ samo ¿yczemy”34. Tutaj autor streœci³ kazanie nauczyciela, gdy¿
s³owo wypowiedziane nad grobem by³o odbierane przez Mazurów pruskich jako wyraz szacunku wobec zmar³ego i przyby³ych na cmentarz ¿a³obników.
Jak mo¿na zatem zauwa¿yæ, w mazurskich tekstach wydobyte s¹ tylko te
elementy biografii, które nadawa³y siê do celów dydaktyczno-moralizatorskich
i s³u¿y³y podniesieniu poziomu obyczajów, a nade wszystko jakoœci i aktywizacji ¿ycia religijnego, czyli ¿ycia zgodnego z Bibli¹ oraz z zasadami moralnymi
wyznania luterañskiego.
*
Zbigniew Chojnowski
Mazurian biographical miniatures (initial findings)
Polish-speaking East-Prussians of the Evangelical confession were wont to
choose as the subject-matter of their versed correspondence pieces, published in
local newspapers or calendars, elements of biographies of various neighbourhood
and vicinity dwellers that had happened to fall victim to a disaster (fire, manslaughter, sudden death, etc.). Descriptions of the course of a tragic incident, with exhibited ‘course of the life’ of the affected individual, are organised by a catalogue of
religious, moral and social values in demand amongst the Prussian Mazurians. These
Mazurian biographical miniatures enable insight into nineteenth-century customs,
mentality and everyday life of this borderland community.
33
„Gazeta Lecka” 1883, nr 51.
J. Luœtych, Œmieræ nag³a gospodarza Kurwo¿eja z G³ówki pod Go³dapi¹ roku 1868,
KKPE 1871, s. 87-88.
34
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
JULIUSZ S£OWACKI.
W DWUSETN¥ ROCZNICÊ URODZIN POETY
Dorota Kulczycka
Zielona Góra
TYBERIADA WIDZIANA OCZYMA
DZIEWIÊTNASTOWIECZNYCH PODRÓ¯NYCH
(LAMARTINE, S£OWACKI, HO£OWIÑSKI I INNI)
Tematyka niniejszego szkicu wpisuje siê w nurt coraz bardziej popularnych,
równie¿ w polskim literaturoznawstwie, badañ topograficznych, dotycz¹cych
percepcji i (re)prezentacji kategorii spacjalnych w literaturze. Modne staj¹ siê
bowiem badania przestrzeni, swoista geopoetyka przechylaj¹ca siê w³aœnie
„w stronê konkretu geograficznego i topograficznego”1. Miejscem, któremu
zostanie poœwiêcony artyku³, jest Tyberiada (hebr. Tewerija), która notabene
okaza³a siê jednym z wa¿niejszych topoi w romantycznych peregrynacjach po
Wschodzie, w szczególnoœci zaœ – po Ziemi Œwiêtej. Odegra³a te¿ ona niema³¹
rolê w podró¿niczej biografii Juliusza S³owackiego, o czym dowiadujemy siê
z prowadzonego lapidarnym stylem Dziennika podró¿y na Wschód oraz z korespondencji do matki. Przy okazji S³owackiego, dziewiêtnastowieczna podró¿
wschodnia, a w³aœciwie jej galilejski epizod, z natury rzeczy ewokuj¹cy problematykê miejsca i przestrzeni, zostan¹ przedstawione jako bardzo istotny sk³adnik biografii innych romantyków. Aby bowiem zrozumieæ pewne konstatacje
autora Podró¿y do Ziemi Œwiêtej z Neapolu na temat miejsca, pos³u¿ê siê wypowiedziami innych dziewiêtnastowiecznych podró¿nych, polskich i obcych,
którzy równie¿ pisali o okolicach Genezaretu. Owe komparatystyczne zabiegi
pozwol¹ wyt³umaczyæ wstrz¹s psychiczny, jaki poeta prze¿y³ na widok zrujno1
Zob.: G. Grochowski, (Nie)widzialne miasta, „Teksty Drugie”, 2008, z. 4, s. 7. Ca³y
numer pisma poœwiêcony jest zreszt¹ tzw. „zwrotowi przestrzennemu” w literaturoznawstwie.
142
wanej Tyberiady; umo¿liwi¹ te¿, jak s¹dzê, eksplikacjê fenomenu „mistycznej”
wizji S³owackiego, doznanej nad jeziorem2.
***
Romantyczn¹ percepcjê Tyberiady wspó³tworzy³a wiedza historyczna o jej
pocz¹tkach. Przewodnikiem i autorytetem by³ Józef Flawiusz, który zreszt¹ osobiœcie zapisa³ siê w dziejach miasta: podczas wojny z Rzymianami jako przywódca
wojskowy w Galilei kaza³ ufortyfikowaæ gród. Nic zatem dziwnego, i¿ w Wojnie
¿ydowskiej czêsto opisywa³ swoje miasto3. Prawie wszyscy dziewiêtnastowieczni podró¿opisarze korzystali bezpoœrednio b¹dŸ poœrednio z jego De bello judaico. Wiedzieli np., ¿e dzie³o powsta³o zaledwie szesnaœcie lat wczeœniej przed
narodzeniem s³awnego „Józefa ¯ydowina”. Nieraz jednak mo¿na mieæ w¹tpliwoœci co do wiedzy historycznej pisarzy. Francuski pisarz, Alphonse de Lamartine, nie mia³ chyba dok³adnych danych, skoro pisa³ o „wspania³ej zjawie
dwutysi¹cletniego miasta” (Lam., 194), ale jego rodak, Marie-Joseph de Geramb
dysponowa³ ju¿ konkretniejszymi informacjami. T³umaczy³, ¿e Jezioro Galilejskie nazwane zosta³o Tyberiadzkim, „kiedy Herod zbudowa³ miasto tego imienia na rozwalinach Genezaretu ku czci Tyberiusza, podczas wst¹pienia jego na
tron cesarski” (Ger., II, 170-171). Dodawa³ równie¿, ¿e nadal Tyberiada ma postaæ twierdzy (por. II, 174), której przy bramie pilnuje jeden stra¿nik – stra¿nik
2 Po
przytaczanych fragmentach z czêœciej cytowanych dzie³ bêdê umieszczaæ w nawiasach nastêpuj¹ce skróty (wraz z podanymi tomem, stron¹ i ewentualnie numerem listu): L.
(J. S³owacki, Listy do matki, oprac. Z. Krzy¿anowska, w: tego¿, Dzie³a wybrane, t. 6, Wroc³aw 1990); Dz. (J. S³owacki, Dziennik podró¿y na Wschód, w: tego¿, Dzie³a, red. J. Krzy¿anowski, t. 11, Wroc³aw 1952); Droh. (J. Drohojowski, Pielgrzymka do Ziemi Œwiêtej, Egiptu,
niektórych wschodnich i po³udniowych krajów. Odbyta w roku 1788, 89, 90, 91, t. 1-2, Kraków 1812); Lam. (A. de Lamartine, Podró¿ na Wschód, na osnowie t³. J. T. S. Jasiñskiego
przygot., wg oryg. uzupe³ni³ i notami oraz pos³owiem opatrzy³ P. Hertz, Warszawa 1986); Ger.
(M. J. de Geramb, Trzyletnia pielgrzymka do Jerozolimy, Egiptu i na Górê Synaj, t. 1-3, przek³.
S. Snarski, Wilno 1849), Ho³. (I. Ho³owiñski, Pielgrzymka do Ziemi Œwiêtej, Petersburg 1853);
Gon. (F. Gondek, Wspomnienia z Pielgrzymki do Ziemi Œwiêtej w roku 1859 odbytej, Bochnia
1860); Skórz. (Z. Skórzewski, Wspomnienia Wschodu. Dziennik podró¿y do Syrii, Egiptu, Palestyny, Turcji i Grecji przez Z.S. z rycinami, Lipsk 1855); Mann (M. Mann, Podró¿ na Wschód,
t. 1-3, Kraków 1854-55); Laas. (F. Laasner, Pielgrzymka misyjna do Ziemi Œ., Syrii i Egiptu,
w latach od 1843 do 1849 r. odbyta, …, Kraków 1855); Pol (W. Pol, Geografia Ziemi Œwiêtej
w dwóch ksiêgach, w: tego¿, Dzie³a proz¹, t. 3, Lwów 1877).
3 Zob.: Iosephus Flavius, Wojna ¿ydowska, przek³. i oprac. J. Rado¿ycki, Warszawa 2001,
s. 20; t³umacz powo³uje siê tu na nastêpuj¹ce fragmenty: BJ (De bello judaico) 2, 373-380;
317-335).
143
mitycznego grodu (zob.: tam¿e, 175). Pamiêæ miejsca wskrzesza³ równie¿ Ignacy Ho³owiñski, arcybiskup mohylewski. Pisa³: „Za³o¿ycielem tego miasta by³ Herod Antypas, Tetrarcha Galilei, i przez pochlebstwo Tyberiuszowi Cesarzowi
nazwa³ je Tyberiad¹” (Ho³., 270).
Ho³owiñski nazwa³ osadê „miasteczkiem”. Równie¿ Feliks Ignacy Laasner
u¿ywa³ okreœlenia: „ma³e miasteczko z forteczk¹ i staro¿ytnymi murami”(Laas.,
259). Tylko Mark Twain w drugiej po³owie XIX wieku zdeprecjonowa³ ow¹
mieœcinê, nazywaj¹c j¹ pogardliwie „nudn¹ wioch¹”4. Jakie by³y jednak prawdziwe toponimy owej miejscowoœci? Romantyczni podró¿ni przywo³ywali takie,
m.in. nazwy: „Tyberiada” (Ho³., 270, 271), „miasto d³ugie” (Ho³. 271; podobno
wed³ug dawnej ludowej tradycji Arabów – D.K.), „Klaudia Tyberias” (Ho³., 271),
„Tyberias” (Laas., 259), „Tabaria” (Ho³., 272). Nazwy „Tyberiada” u¿ywa³ równie¿ S³owacki.
Chocia¿ to staro¿ytne miasto upad³o, Ho³owiñski zauwa¿y³, ¿e by³o ono
„najznakomitszym miastem i stolic¹ Galilei” i wspó³tworzy³o kiedyœ wraz z Jeruzalem, Safet (Betuli¹) i Hebronem „cztery miasta œwiête Talmudu” (Ho³., 271,
274). Równie¿ Twain podawa³, i¿ by³o przez trzysta lat stolic¹ palestyñskich
¯ydów oraz jednym z „czterech œwiêtych miast”, jak „Mekka dla muzu³manów
czy Jerozolima dla chrzeœcijan”5. To bardzo wa¿ne stwierdzenia w kontekœcie
rejestrowanej przez ówczesnych podró¿ników zamiany miasta w jedno wielkie
rumowisko! Pisarze odnajdywali bowiem w Tyberiadzie krajobraz historii: przesz³oœæ ukryt¹ w przestrzeni zgliszcz i rumowisk. Jednoczeœnie wszystkie relacje
w³¹czaj¹ce opisy Tyberiady z bardziej lub mniej rozbudowanym kontekstem
historycznym pokazuj¹ œwiadomoœæ podró¿nych co do atrofii tego miasta, wycofywania siê z niego ¿ycia. Tyberiada jawi³a siê zatem jako swoiste „miejsce
zanikania”.
Mia³o to swój urok i swoj¹ tajemnicê równie¿ dla S³owackiego, który istnienie ruin ³¹czy³, o czym przekonuj¹ jego listy, z idea³em najwy¿szego piêkna.
Wspominaj¹c jeszcze Egipt, zauwa¿a³: „Tak¿e by³a wielka przyjemnoœæ […]
obaczyæ ruinê, o jakiej siê nawet wyobra¿enia nie mia³o. Koœció³ ten zaledwo siê
ruin¹ nazwaæ mo¿e, tak jest ca³y, tak piêkny” (L., [53], 247). O wysepce Philae
z kolei pisa³: „Œliczne miejsce, œliczne ruiny”. Nastêpnie zaœ: „Ruiny tego miasta (Tebów – D.K.) przechodz¹ wszystko ogromem” (L., [53], 248). Najbardziej
go jednak urzek³y „przeœliczne” ruiny w Baalbeku – te same, które opisywa³ Con4 Zob.: M. Twain, Prostaczkowie za granic¹, przek³. i oprac. A. Keyha, Katowice 1992,
s. 259.
5 Tam¿e.
144
stantin François Volney (chocia¿ nigdy do nich nie dotar³). S³owackiego zachwyci³y, gdy¿ przypomina³y mu dzieciñstwo – stoj¹ce na fortepianie sztychy Wooda
lub Cassasa (L., [54], 253). Wra¿enie zrobi³o na nim równie¿ staro¿ytne Jerycho: „Mi³o widzieæ wioseczkê Jerycho, niegdyœ zrujnowan¹ g³osem tr¹by wodza Boskiego” (L., [54], 252). Dlaczego S³owacki wykazywa³ takie upodobanie
do ruin? Czy ze wzglêdu na wyobraŸniê katastrofisty, która pozwala³a mu „oczyma
duszy” widzieæ, jak w Jerychu, straszne, niemal¿e apokaliptyczne sceny zag³ady
miast? A mo¿e odwrotnie – ze wzglêdu na sentymentalne i „bierne” rozpatrywanie ulotnoœci wszystkich ziemskich potêg? Trudno odpowiedzieæ jednoznacznie
na to pytanie, zauwa¿my jednak, ¿e komentuj¹c wra¿enie, jakie zrobi³y na nim
zabytki w Baalbeku, pisa³: „Stoj¹c miêdzy kolumnami rzeczywistymi teraz przypomnia³em sobie te chwile dzieciñstwa, kiedy je przegl¹da³em na obrazku i serce moje by³o pe³ne smutku” (L., [54], 253).
Widok zgliszcz ewokowa³ melancholiê i smutek, a lubowanie siê w nich
dostarcza³o krótkotrwa³ej przyjemnoœci. Smutek by³ jednoczeœnie uczuciem
modnym, po¿¹danym, romantycznym i poetyckim, wcale nieobcym osobowoœci
wychowanka Salomei Bécu. Poeta zdawa³ sobie zreszt¹ z tego sprawê: wspominaj¹c pobyt w klasztorze Betcheszban w górach Libanu nazwa³ siebie samego
„smutnym wariatem” i czyni³ wspó³winn¹ za ten stan rzeczy w³asn¹ matkê (zob.:
L., [57], 270). Ruiny dawnych potêg, œwiadcz¹ce o destruktywnym dzia³aniu
czasu korespondowa³y zatem najœciœlej z pejza¿em duszy polskiego wêdrowca.
W Tyberiadzie, do której równie¿ i S³owacki wst¹pi³, istnia³y, rzec mo¿na,
dwie kategorie ruin. Ruiny staro¿ytne, jak równie¿ pozosta³oœci miasta z czasów
œredniowiecza, wywo³ywa³y ow¹ b³og¹ melancholiê i zadumê nad vanitas vanitatum; ruiny wspó³czesne natomiast – przera¿a³y. W³aœnie w tym czasie, kiedy
po Ziemi Œwiêtej wêdrowa³ S³owacki, okolice piêknego Jeziora Galilejskiego
nawiedzi³o trzêsienie ziemi. Twierdza i mury miejskie, wybudowane w XVIII
wieku przez emira Dahera, jak równie¿ wiele prywatnych domów, zosta³o zniszczonych przez kataklizm. S³owacki przebywa³ wówczas w El Arish, gdzie odbywa³ dwunastodniow¹ kwarantannê. Wkrótce dotar³ do zrujnowanej Tyberias. O jej
zgliszczach nie móg³ ju¿ jednak pisaæ z zachwytem: zasta³ bowiem nie ksi¹¿kow¹,
nie staro¿ytn¹, nie wyimaginowan¹ te¿, lecz jak¿e prawdziw¹, aktualn¹, dotykaj¹c¹ konkretnych ludzi tragediê6. Byæ mo¿e s³ysza³, ¿e piêæ lat przed wspomnia6 Nie tylko oœwieceniowa poezja ruin, lecz tak¿e poezja grobów odcisnê³y piêtno na osobowoœci poety. Wiemy, jak S³owacki lubi³ wspominaæ krzemieniecki cmentarz z okolic Czerczy i Góry Zamkowej, na Wschodzie zaœ podziwia³ postawê tureckich kobiet „niezmordowanych w oddawaniu czci zmar³ym”. Lubi³ wiêc chodziæ na muzu³mañski cmentarz w Bejrucie,
145
nym trzêsieniem ziemi ludnoœæ miasta zosta³a zdziesi¹tkowana przez zarazê. Pisa³
o tym wspomniany de Geramb, francuski trapista, podró¿uj¹cy na Wschodzie
mniej wiêcej w tym samym czasie, co Lamartine. Autor podawa³ nawet konkretn¹ datê wybuchu epidemii – 27 VI 1832 roku – w tym w³aœnie czasie przebywa³
on w Palestynie.
Dziewiêtnastowieczni podró¿ni uchwytywali ironiê dziejów: w piêknej
i ¿yznej krainie odnajdywali same ruiny (nie tylko w Tyberiadzie, lecz w Korozaim, Kafarnaum, czy jak S³owacki – w Nazarecie i w Napluzie), w dawnej stolicy Galilei – same zniszczenia – ewidentny, wydawa³oby siê, przyk³ad supremacji natury nad uniwersum kultury. Ruiny i niezidentyfikowane niejednokrotnie
przez romantycznych podró¿ników zgliszcza staro¿ytnych miast otaczaj¹cych
piêkne i niezmienne jezioro Genezaret mog³y byæ dowodem, i¿ natura zwyciê¿y³a czas, ludzki wysi³ek i pracê. To, co zosta³o zbudowane ludzk¹ rêk¹, zamieni³o siê w gruz. Przesta³o istnieæ i s³u¿yæ ludziom. Taka jednak mog³aby byæ
wyk³adnia Mickiewiczowskiego Bakczysaraju7, ale nie – jak ów sonet równie¿
na kanwie doœwiadczeñ z podró¿y opartych opisów palestyñskiej ziemi. Tu bowiem, co znamienne dla percepcji pielgrzymuj¹cych romantyków, zdawa³a siê wycofywaæ z istnienia nie tylko kultura, ale i natura. Jedno i drugie, niegdyœ piêkne,
bogate i pe³ne ¿ycia zapada³o siê, niknê³o, gas³o. Idol œmierci zdawa³ siê nie oszczêdzaæ fauny i flory, co wiêcej – równie¿ ¿ycia ludzkiego – zw³aszcza w czasie grasuj¹cej zarazy (np. w 1832 roku) czy w czasie trzêsienia ziemi (w 1837 roku).
S³owacki w swoim Dzienniku podró¿y na Wschód stosunkowo du¿o miejsca poœwiêci³ owej tragedii:
22. Nocleg w Naplonzie – Khan rozwalony od trzêsienia ziemi – piêknoœæ okolic
– Samarytanie 170 – ofiary ich – mówi¹, ¿e czcz¹ z³ote cielce – biblia.
23. Przyjazd ko³o Sebasty – pejza¿ – wioska, w której nie mo¿na znaleŸæ khanu –
D¿anina – nocleg u Turka.
24. Wielka równina do przebycia – góra Tabor na prawo – Karmel na lewo – Nazaret
– trzêsienie ziemi – obrazek N.P. nad cel¹ z napisem: „Oby serce moje do ciebie mog³o tylko
nale¿eæ” – dzieñ w Nazarecie – szukam twarzy Rafaelskiej w gaju oliwnym.
26. Droga ³adn¹ dolin¹ – góry – Jezioro Genezaratañskie – Tyberiada zniszczona
trzêsieniem ziemi – cisza – ojciec nie mo¿e syna odszukaæ – 400 ¿ydów, 35 chrzeœcijan, 70
póŸniej zaœ podobny ogl¹da³ w Tripoli: „Marzy³em kiedyœ bêd¹c dzieckiem o takich cmentarzach, o takich cyprysach, jakie teraz widzia³em na oczy” (L., [55], 258). O s³awnych tyberiadzkich cmentarzach (staro¿ytnym czy te¿ wspó³czesnym) jednak nie napomkn¹³, chocia¿
by³ to ulubiony w¹tek itinerariów innych dziewiêtnastowiecznych podró¿ników i pielgrzymów.
7 Zob.: A. Mickiewicz, Bakczysaraj, w: tego¿, Dzie³a, t. 1, Warszawa 1993, s. 240.
146
muzu³manów zginê³o – obiad pod namiotem – jezioro – miejsce, gdzie Chrystus ryby mno¿y³ – gdzie œw. P[iotr] chodzi³ po wodzie – muszle – Ÿród³o wody gor¹cej – nocleg pod go³ym niebem (Dz., 189).
Tragizm wydarzeñ przedstawi³ równie¿ w listach do matki, pisz¹c np.:
Pod namiotem tak¿e na piasku zasta³o nas trzêsienie ziemi, które w Syrii do szczêtu
wiele miast poch³onê³o. Widzia³em sam Tyberiadê, w której 500 ludzi zginê³o, a domu jednego ca³ego nie zosta³o…[…]
By³em w Nazarecie, w Napluzie, nareszcie przyjecha³em do martwej, a œwie¿o
umar³ej Tyberiady. W mieœcie ledwo trochê ¿ywych ludzi, a wszyscy kogoœ p³acz¹…
(L., [54], 251; 253; podkr. boldem tu i dalej moje – D.K.)
Skutki trzêsienia ziemi, które prze¿y³ S³owacki, odnotowa³ równie¿ Ho³owiñski, wspomina³ koœció³ek Greków-katolików „bardzo uszkodzony przez ostatnie trzêsienie ziemi”. Pisa³, ¿e trudno nazwaæ miasteczkiem „kupê rumu: w ca³ej bowiem Tyberiadzie nie znalaz³em ani jednego domu, któryby nie by³ przez
po³owê rozwalony w trzêsieniu ziemi” (Ho³., 272-273). Równie¿ Feliks Ignacy
Laasner, który zdecydowanie pomyli³ siê w rachubie lat, pisa³:
Tyberias, ma³e miasteczko z forteczk¹ i staro¿ytnymi murami, domy po wiêkszej
czêœci ma nowo wystawione, poniewa¿ przez trzêsienie ziemi, jakie w r. 1839, tutaj szczególniej swoje zniszczenie w okropny i przera¿aj¹cy sposób wywar³o, tak, i¿ ca³e domy
zapad³y siê, wiele domów uszkodzonych zosta³o, popêka³y i porysowa³y siê mury, spad³y
terasy i wie¿e, przy czym przesz³o 4,000 ludzi, to jest po³owa ludnoœci, œmieræ tutaj znalaz³o. Jak¿e to wtenczas wygl¹daæ musia³o, kiedy teraz nawet, chocia¿ ci¹gle poprawiaj¹ i buduj¹ domy, tyle jeszcze napotyka siê zwalisk. Wyznaæ muszê, ¿e nie do opisania boleœæ przejmuje ka¿dego, kto tylko bêd¹c tutaj zastanowi siê nad tak okropnym zniszczeniem.(Laas.,
259-260)8.
Tyberiada jawi³a siê zatem jako galilejska „stolica smutku”. Melancholiê
wywo³ywa³o szczególnie to, co kry³o siê we wnêtrzu zrujnowanych murów: zgliszcza, domy, przyt³oczeni nieszczêœciami ludzie. Dziewiêtnastowieczni podró¿ni,
mo¿e nawet bardziej ci zachodnioeuropejscy i amerykañscy ni¿ polscy, nie kryli
swojej odrazy. Lamartine, pisz¹c jedynie o widoku Tyberiady ogl¹danej z oddali, nie dewaluowa³ obrazu: jawi³a siê mu ona „niby ¿ywa, wspania³a zjawa
8 Dla porównania: wêdruj¹cy w 1859 roku po Ziemi Œwiêtej Feliks Gondek podawa³ „tradycyjn¹” datê: „Jedno tylko pozosta³o miasto Tyberyjas, i to ubogie, liche, trzêsieniem ziemi w roku 1837 zrujnowane” (Gon., 65).
147
dwutysi¹cletniego miasta” (Lam., 193)9. Spojrzenie na miasto uleg³o zmianie,
kiedy pisarz znalaz³ siê w obrêbie jego nadw¹tlonych przez czas murów: „Sama
Tyberiada nie zas³uguje nawet na pobie¿ny rzut oka. B³otnista zbieranina kilkuset domów, podobnych do chat arabskich, ulepionych z b³ota i s³omy” (Lam., 194).
Kontrast miêdzy widokiem miasta postrzeganego z zewn¹trz a jego wewnêtrznym obrazem jest znamienny dla prawie wszystkich dziewiêtnastowiecznych
deskrypcji bliskowschodnich grodów.
Tak wiêc jedynie Tyberiada ogl¹dana z daleka podoba³a siê wêdrowcom.
Pisarze podkreœlali œwiêtoœæ owej przestrzeni, majestat i dostojnoœæ Jeziora Tyberiadzkiego i jego otoczenia: „A jednak w tym posêpnym widoku przebija siê
jakaœ uroczystoœæ i wielkoœæ, które podnosz¹ myœl cz³owieka do rzeczy wiecznych i œwiêtych” – pisa³ Ho³owiñski (Ho³., 275). Równie¿ bogaty ziemianin,
Zygmunt hrabia Skórzewski, który jako bywalec Europy konfrontowa³ widok
miasta i okolic z nadlemañskimi pejza¿ami, zachwyca³ siê „nieziemskim” piêknem krainy. Podobnie jak Lamartine, prezentowa³ on miasto w konwencjach ni
to onirycznych, ni to baœniowych: „Tyberias na dole, wyobra¿a jakby potê¿ne
miasto; murami, wie¿ami obtoczone, rozpoœciera siê nad samym brzegiem przezroczystej wody, i to widmo w wodzie siê odbija” (Skórz., 112). Z bliska zaœ –
tak jak i wszystkich innych podró¿ników – miasto odpycha³o: „ulice krête i brudne, domy niskie” – pisa³ (Skórz., 113). Nie inaczej prezentowa³ gród Mark Twain: „Tyberiada odznacza siê brudem i nêdz¹. Panny na wydaniu prezentuj¹ swój
posag na owiniêtym wokó³ g³owy drucie, a nanizane nañ wyszabrowane lub otrzymane od Turków srebrniki dyndaj¹ na wysokoœci dolnej szczêki” – relacjonowa³
w³asne spostrze¿enia10.
Prawie wszyscy wiêc dziewiêtnastowieczni podró¿ni zauwa¿ali w krajobrazie dysharmoniê wywo³ywan¹ piêknem i czystoœci¹ ziemi galilejskiej oraz
ich zaprzeczeniem w obrêbie stolicy owej krainy. Zwróæmy jednak uwagê, i¿
piêkno Galilei g³osi³y Ewangelie, odnosi³ siê do niego równie¿ Józef Flawiusz:
„Wzd³u¿ jeziora Gennesar rozci¹ga siê kraina o tej samej nazwie, odznaczaj¹ca siê dziwnymi w³aœciwoœciami naturalnymi i piêknem”11. Na jego opiniê po9 Podró¿uj¹cy
w latach 1832-1833 poeta nie wiedzia³, rzecz jasna, co za piêæ lat stanie
siê z galilejsk¹ mieœcin¹. Urzeka³y go wiêc staro¿ytne mury miasta, czemu da³ zreszt¹ wyraz w poddawanym zabiegom animizacji opisie. Uwagê czytelnika przykuwa jednak gotycyzuj¹ce okreœlenie Tyberiady jako „zjawy”. To czêste skojarzenie miejsc w Ziemi Œwiêtej
wœród zwiedzaj¹cych j¹ Europejczyków (szczególnie w przypadku Morza Martwego i „wy³aniaj¹cych siê” z jego „odmêtów” staro¿ytnych Sodomy i Gomory).
10 M. Twain, Prostaczkowie…, s. 258.
11 Iosephus Flavius, Wojna…., ks. III, rozdz. 3, w. 516, s. 252.
148
wo³ywa³ siê m. in. „pleban z Krzy¿anowic (Diecezji Tarnowskiej)”, Feliks
Gondek:
Okolica morza Galilejskiego, i teraz jeszcze jest jedn¹ z najpiêkniejszych w ca³ej
Galilei. Józef Flawiusz w swoim opisie wspomina, „¿e nie ma roœliny która by siê na brzegach jeziora Genezaret nie uda³a” (Gon., 65).
Wincenty Pol pisa³: „Okolice jeziora Genezaret s¹ tak piêkne, ¿e im równych w Ziemi Œwiêtej nie ma” (Pol, 280)12. Nie bêd¹c jednak w tej krainie, pomija³ milczeniem wra¿enie dysonansu miêdzy ¿yciem natury a œmierci¹ obiektów kultury. Nie wiedzia³ te¿, ¿e przyroda jest tam ju¿ znacznie ubo¿sza ni¿ przed
kilkunastoma wiekami. Tylko u Ho³owiñskiego kontrast rozrysowywa³ siê nie tyle
w synchronii miêdzy galilejsk¹ – „weso³¹” a rzeczywist¹ – owian¹ duchem ziszczonej apokalipsy – Tyberiad¹, ile miêdzy dawnym a wspó³czesnym miastem.
Autor podkreœli³ to w nastêpuj¹cych s³owach:
Na wschód jeziora piêtrz¹ siê ska³y nad sam¹ wod¹ w dzikiej i strasznej postawie.
Spogl¹daj¹c na obna¿one doko³a góry, czarn¹ lub szar¹ barw¹ œwiec¹ce, i nie postrzegaj¹c
drzew lub murawy zielonej, czuje siê jakiœ smutek, który tym wiêcej wzrasta, kiedy obrócisz
wzrok na œmierteln¹ ciszê jeziora, gdzie od dawna ¿adna ³ódŸ nie snuje siê i nie o¿ywia swoim
ruchem tej grobowej pustyni, która, prócz zwalisk Tyberiady, osiad³a doko³a to œwiête
jezioro, przez którego œrodek ci¹gnie siê srebrna prêga Jordanu, oznaczaj¹ca jego bieg przez
te ciche tonie. […] Dawniej ta okolica by³a dziwnie przybran¹, bo dziœ nagie i czarne pochy³oœci gór okrywa³y zielone winnice i ró¿ne drzewa – szczególniej s³ynê³a dolina Genezar odziana przepysznymi ogrodami. Ta okolica zadziwia³a po³o¿eniem i bogactwem a p³odnoœci¹ ziemi, która mog³a wydawaæ wszelkiego rodzaju drzewa i roœliny. […] Wœród tej bujnej
zieleni ca³e jezioro by³o uwieñczone weso³ymi miasteczkami, a po jego g³adkich wodach
snu³y siê tysi¹ce ³odzi rybackich, które w czasie potrzeby s³u¿y³y do obrony. […] Do dziœ
dnia jezioro jest bardzo rybne, ale rybaków prawie nie ma, bo tylko jest kilku trudni¹cych
siê tym rzemios³em, i to z brzegu zarzucaj¹ ma³e saczki, bo nie maj¹ ³odzi potrzebnej dla
niewodu: najpospoliciej albo u¿ywaj¹ wêdy albo oœcienia, którym bij¹ ryby, gdy ³awami
p³yn¹ przy brzegu. Ostatnia ³ódŸ zosta³a czasem zniszczon¹ w 1811 roku, jak œwiadczy
Burckhardt, i chocia¿ po³ów ryb przy posiadaniu tej ³odzi przynosi³ dochodu rocznego
z gór¹ 300 z³otych, jednak mieszkañcy przez opiesza³oœæ dot¹d siê nie zdobyli na drug¹
³ódkê (Ho³., 274-275).
12 Amerykañski uczony, Brian Yothers odnajdywa³ zachwyt nad piêknem przyrody ziemi galilejskiej równie¿ w dziewiêtnastowiecznych powieœciach swoich rodaków, szczególnie u Johna Ross Browne’a. Zob.: B. Yothers, The Romance of the Holy Land in American
Travel Writing, 1790-1876, Texas-El Paso 2007, s. 86-87.
149
Zamiast weso³ych miasteczek – posêpnoœæ zgliszcz, wœród których trudno
rozeznaæ pami¹tki przesz³oœci; zamiast bujnej roœlinnoœci – pustynne góry; zamiast rybackich ³odzi na Morzu Galilejskim – „œmiertelna cisza jeziora”; dodajmy te¿ za innymi: zamiast przyci¹gaj¹cych wzrok obcokrajowca zau³ków – brudne
ulice, na które zwracali uwagê prawie wszyscy pisz¹cy. Ho³owiñski, jak równie¿
de Geramb czy Gondek, mieli z góry przygotowan¹ historiozoficzn¹ wyk³adniê
takiego stanu rzeczy. Oczywiœcie, najprostsze wydawa³o siê rozwi¹zanie wed³ug
ewangelicznego proroctwa: Magdala, Betsaida, Taba, Kafarnaum, Tyberiada,
gdzie autorzy odnajdywali same „zwaliska”, stanowi³y element „ziemi przeklêtej”. Topografia by³a zatem rozpatrywana miêdzy dwiema osiami: geograficzn¹
(historyczn¹) i metafizyczn¹, znosz¹c¹ i czas, i historiê:
Lecz trudno wszystkiego wyliczyæ, kiedy t³umy ludu ci¹gle go otaczaj¹c ci¹gle nowe
³aski, nauki i cuda uprasza³y, tak, ¿e mieszkañcy nie chcieli go nawet puszczaæ z Kafarnaum,
które zaszczycone bosk¹ bytnoœci¹, sta³o siê rzeczywistym niebem, jak sam Zbawiciel mówi:
ty Kafarnaum a¿ do nieba podniesione. Ale upór i zaœlepienie str¹ci³y to miasto do piek³a, do grobu i do rumowiska (Ho³. 281-282)13.
W wierszu poprzedzaj¹cym opis wspomnieñ z Tyberiady i znad Genezaretu za winowajcê destrukcyjnych zmian uzna³ Ho³owiñski czas, przeciwstawiaj¹c w ten sposób idealne „dawniej” ¿a³osnemu „teraz”: „Piêkna Genezar, jak by³aœ
weso³¹ / W cudnym z ogrodów, miast i wiosek wianku!” oraz „Teraz w grobowym ska³ odartych ³onie/ Smutna siê kryjesz, jak zaklête morze”, „Doko³a cichoœæ, samotnoœæ, ruina” (Ho³. 268). Ju¿ jednak w tym miejscu autor uruchomi³
myœlenie w kategoriach eschatologicznych:
Kochanko Zbawcy, s³usznie spad³ ci wieniec,
W grobach, pustyniach mieszkaæ ci przysta³o:
Do dnia s¹dnego p³akaæ, jeszcze ma³o,
Gdy ciê opuœci³ taki oblubieniec (Ho³., 269).
Dla prezentowanej topoanalizy istotny wydaje siê ten w³aœnie element romantycznej percepcji przestrzeni. Genezaret wraz z po³o¿onymi nad nim miastami sytuowano na symbolicznej mapie Ziemi Œwiêtej po stronie „nieœwiêtej”,
przeklêtej, pokutuj¹cej. Nie przeszkadza³ temu wcale fakt, ¿e by³a to przestrzeñ
13 Tym bardziej Judea z Jerozolim¹ jako miejscem centralnym jawi³a siê romantycznym
podró¿nym jako ziemia napiêtnowana gniewem Bo¿ym. Ho³owiñski konstruowa³ nawet potrójn¹ opozycjê miêdzy „weso³¹” Galile¹, „dzik¹” Samari¹ i „posêpn¹” Jude¹. Zob.: Ho³., 322.
150
upamiêtniona i zdawa³oby siê „sakralizowana” dzia³alnoœci¹ Chrystusa i Jego
uczniów. Ten sam zreszt¹ przypadek spotyka³ Jerozolimê (miasto w œwiatoodczuciu romantyków smutne i przeklête, a jednoczeœnie pozostaj¹ce œwiêtym miastem Jeruzalem), Kafarnaum czy Korozaim. Tym bardziej wiêc uzasadnione
wydawa³o siê Ho³owiñskiemu spostrze¿enie, i¿ smutek zrujnowanego miasta
koresponduje ze smutkiem zamieszkuj¹cej je ludnoœci. W ten sposób autor kreowa³ niejako w swym dziele romantyczny pejza¿ mentalny – odpowiednioœæ
stanu duszy bohaterów do ich œrodowiska:
Jednak¿e ludnoœæ w tych gruzach jest wielka, bo licz¹ z góry trzy tysi¹ce mieszkañców, z których 20 familii katolików, trochê wiêcej moœleminów Arabów, a reszta ¯ydzi, którym tak do twarzy mieszkaæ w ruinach, jakby op³akiwali los swojej ojczyzny (Ho³. 273).
Podobne konstatacje pojawia³y siê w relacjach z podró¿y po Ziemi Œwiêtej u innych pielgrzymów. Analogiczne refleksje wysnuwali oni równie¿ przy
okazji „posêpnej” Jerozolimy czy umar³ego Jerycha. Podró¿ni pisarze tworzyli
wiêc niekiedy w³asn¹, wewnêtrzn¹, imaginacyjn¹ mapê, na której historia zlewa³a siê z teraŸniejszoœci¹, pejza¿e nadgenezaretañskie stapia³y siê z krajobrazami europejskimi (Leman u Skórzewskiego) czy nawet amerykañskimi (Tahoe
u Twaina), na której te¿ stolice palestyñskich krain w swojej symbolicznej wymowie zbli¿a³y siê do siebie, konstytuuj¹c przestrzeñ naznaczon¹ wspólnym, tragicznym zreszt¹ losem. Zw³aszcza te dwa miasta, Jerozolima i Tyberiada, te dwie
niegdysiejsze stolice Judei i Galilei, mia³y w relacjach romantycznych podró¿nych wiele wspólnych cech.
Tyberiada by³a stolic¹ Galilei, ale równie¿ – co wa¿niejsze – stolic¹ wszystkich ¯ydów egipskich, palestyñskich i europejskich. Zastêpowa³a przez wieki
Jerozolimê. Nic wiêc dziwnego, ¿e garnêli siê do niej z ca³ego niemal œwiata rozproszeni synowie Izraela. Polaków uderza³a „rodzimoœæ” owych migrantów i repatriantów. O ile wiêc mo¿na mówiæ, ¿e dyskurs kolonialny wykreowa³ kategoriê
Wschodu jako Innego, o tyle spotykani w Tyberiadzie ¯ydzi zdawali siê podró¿nym nie „Inni”, lecz swoi, rodzimi. Przybywaj¹cy tam romantycy zainteresowani byli zatem struktur¹ ludnoœci, decydowali siê nawet na podawanie statystyk
dotycz¹cych mieszkañców. Ho³owiñski pisa³ ogólnie, ¿e ¿yje tam trzy tysi¹ce
mieszkañców, z czego najwiêcej jest ¯ydów (por. Ho³., 273). Wed³ug Laasnera
trzêsienie ziemi poch³onê³o po³owê mieszkañców, zosta³o ich jeszcze cztery tysi¹ce. S³owacki, niemal¿e œwiadek wydarzeñ, równie¿ notowa³ straty w ludziach
(L., [54], 251). Dok³adniejsze dane, dotycz¹ce liczby ¯ydów zamieszkuj¹cych
stolicê Galilei, przytacza³ osiemnaœcie lat póŸniej Maurycy Mann: „by³o ich […]
151
w Tyberiadzie trzysta”, razem w ca³ej Palestynie „oœm tysiêcy czterysta czterdzieœci i piêæ” (Mann II, 218)14. Równie¿ Feliks Gondek podró¿uj¹cy po Wschodzie
w 1859 roku stwierdza³, i¿ „Najwiêcej mieszka tu ¯ydów, przyby³ych prawie
z ca³ego œwiata, mianowicie: z Królestwa polskiego. Turków mniej, chrzeœcijan
jeszcze mniej” (Gondek, 65)15. Podró¿nych, w tym S³owackiego, zaskakiwa³o
niejednokrotnie owo polskie, rosyjskie i niemieckie pochodzenie tamtejszych
¯ydów. Nie zawsze jednak wspólnota jêzyka polskiego stawa³a siê dostatecznym
powodem do bardziej poufnych rozmów. Itineraria romantyczne zdradzaj¹ bowiem istnienie obustronnej nieufnoœci: tyberiadzcy ¯ydzi odnosili siê z dystansem wobec przybyszów, ci zaœ nie kryli uprzedzeñ, jakie ¿ywili wobec narodu
wybranego i jego pradawnych wierzeñ. Jakie to by³y wierzenia? Otó¿ ¯ydzi z Tyberiad¹ i przyleg³ym do niej piêknym jeziorem Genezaret ³¹czyli kilka nadziei,
najczêœciej wyros³ych na pod³o¿u religijnym. Romantycy wymownie podkreœlali, ¿e Tyberiada jest krain¹ pamiêci – ¯ydzi wracaj¹ do niej jak do dawnej swojej
stolicy, do kolebki, do ziemi ojców. Zacytujmy Lamartine’a:
Wielu polskich i niemieckich ¯ydów wita nas po w³osku i po niemiecku; ludzie ci
u schy³ku swoich dni, oczekuj¹c ju¿ tylko niepewnej godziny œmierci, przybywaj¹ do Tyberiady, aby spêdziæ ostatnie chwile nad brzegiem swojego jeziora w samym sercu ukochanego kraju, a wreszcie umrzeæ pod s³oñcem w³asnej ziemi i byæ w niej pochowanym jak Abraham i Jakub. Spaæ w ³o¿u swoich ojców! Dowód to niedaj¹cej siê ugasiæ mi³oœci ojczyzny
(Lam., 194).
Dalej w swojej narracji Lamartine wyra¿a³ s¹d, i¿ jest to przyk³ad godny naœladowania. O pragnieniu z³o¿enia doczesnych szcz¹tków w Tyberiadzie wspominali te¿ inni. Feliks Ignacy Laasner np. pisa³:
Bada³em zaraz przyczyny tej osobliwoœci, i dowiedzia³em siê, ¿e wszystkie tu osiad³e ¿ydowskie familie z Rosji i Polski przyby³y, a¿eby umrzeæ przynajmniej w ziemi obiecanej. Ogólnie mówi¹c, ¯ydzi wszyscy czuj¹ niezmierny poci¹g, aby ostatnie dni ¿ycia w ojczyŸnie swych przodków przepêdziæ, lub tam przynajmniej byæ pogrzebionymi (Laas., 260) 16.
14 Dzisiaj Tyberiada liczy 24 tysi¹ce mieszkañców, w zdecydowanej wiêkszoœci ¯ydów.
15 W³aœnie w roku spisywania i wydania przez niego wspomnieñ (1860) rozpocz¹³ siê
intensywny nap³yw do Palestyny imigrantów ¿ydowskich, który przyczyni³ siê do ponownego rozwoju miasta.
16 Analogiczne doœwiadczenia mia³ równie¿ Skórzewski (Tyberias, dnia 22 kwietnia
1850), który w mieœcie widzia³ samych ¯ydów, równie¿ pochodz¹cych z kraju (np. z Brodów). Zob.: Skórz., 113.
152
Pragnienie powrotu do ziemi ojców i wiecznego spoczynku, jeœli nie w Jerozolimie (w Dolinie Jozafata), to w³aœnie w Tyberiadzie17, spotyka³o siê z zrozumieniem i akceptacj¹ ze strony europejskich (czy amerykañskich) podró¿nych.
Drugie – równie znane im marzenie ¯ydów – dotycz¹ce nadejœcia Mesjasza w tym
miejscu, w Tyberiadzie wywo³ywa³o kontrowersje. Rzecz bowiem dotyczy³a fundamentalnych ró¿nic doktrynalnych miêdzy wiar¹ Izraelitów a wiar¹ wyznawców Chrystusa. Ho³owiñski do³¹czy³ do tego katalogu jeszcze jedno us³yszane
wierzenie, a mianowicie, ¿e nast¹pi rych³y koniec œwiata wskutek zaprzestania
modlitw w tym miejscu:
¯ydzi niezmiernie powa¿aj¹ Tyberiadê jako gniazdo podania, i¿ to miasto razem
z Jeruzalem, Safet, (Betulia) i Hebron sk³ada cztery miasta œwiête Talmudu, w których
musz¹ ¯ydzi modliæ siê przynajmniej dwa razy w tydzieñ, bo inaczej koniec by œwiata
nast¹pi³. Na przyleg³ym smêtarzu pokazuj¹ jakiegoœ rabina grób, który ma byæ otoczony
mogi³ami czternastu tysiêcy jego uczniów. W Tyberiadzie, wedle podania ¯ydów, mieszka³ Patriarcha Jakub, a z jeziora Tyberiady, wedle Talmudu, przyjdzie Mesjasz, i przeto blisko tej œwiêtej wody mieszkaj¹, aby pierwsi mogli powitaæ pomazañca z ³ona fal
wychodz¹cego (Ho³., 274).
Feliks Gondek dodawa³, i¿ wed³ug Talmudu, jak wierz¹ ¯ydzi, „Mesjasz
przyp³ynie na ³odzi z Kafarnaum do Tyberiady; tych zaœ, którzy go najpierw
powitaj¹, zamianuje najcelniejszymi uczniami” (Gondek, 68). Autor wyraŸnie
dystansowa³ siê wobec tego oczekiwania18.
Tyberiada, miejsce „przeklête”, a jednoczeœnie „œwiête”, jawi³a siê zatem
romantykom jako terytorium agonu – konfliktu na tle religijnym miêdzy ide¹
¿ydowskiego a chrzeœcijañskiego Mesjasza. Okazywa³a siê w romantyczno-podró¿niczym ujêciu sfer¹ „imagologii” zrodzonej w oparciu o ksiêgi œwiête i bliskowschodnie podania. Owo swoiste romantyczne imaginarium, tak nieroz³¹czne z wyobra¿eniami ludów zamieszkuj¹cych Galileê, mia³o swoje pod³o¿e
w chrzeœcijañskich Ewangeliach i w ¿ydowskim Talmudzie. Wêdruj¹cy romantycy tworzyli bardziej lub mniej wiarygodne, np. z postkolonialnego punktu widzenia, reprezentacje owych wierzeñ i wyobra¿eñ.
17 Lamartine pomyli³ siê nawet, pisz¹c o rzekomo istniej¹cej „dolinie Tyberiady” (Lam.,
428). Pawe³ Hertz w przypisie 18 na s. 581 wyjaœnia: „Tak we wszystkich dostêpnych mi
wydaniach orygina³u. Lamartine ma tu najpewniej na myœli dolinê Cedronu, czyli Jozafata,
która, podobnie jak grób Dawida, stanowi dla ¯ydów miejsce uœwiêcone”.
18 Deprecjonuj¹co o wierzeniach ¿ydowskich wyrazi³ siê tak¿e Wincenty Pol (zob.: Pol,
281-282).
153
Jeœli ¯ydzi wi¹zali tê przestrzeñ z upragnionym Mesjaszem, tym bardziej
chrzeœcijanie widzieli w niej realizacjê starozakonnych obietnic o Boskim Pomazañcu. Jednog³oœnie przyznawali, ¿e w³aœnie tu, w okolicach Genezaretu rozegra³a siê wiêkszoœæ nowotestamentowych scen. Lamartine, któremu niektórzy
badacze odbieraj¹ chrystocentryczn¹ aurê wschodniego podró¿owania i podró¿opisarstwa19, konstatowa³:
[…] prawie zawsze przenikliwy rzut oka odkrywa jak¹œ tajemn¹ i g³êbok¹ wspó³zale¿noœæ miêdzy rodzinn¹ ziemi¹ i jej wielkim synem, miêdzy scen¹ i autorem, miêdzy przyrod¹ i geniuszem, który siê pod jej wp³ywem ukszta³towa³ i zosta³ ni¹ natchniony. Ale okolica,
któr¹ zwiedza³em, nie by³a ulubion¹ siedzib¹ jakiegoœ wielkiego cz³owieka czy wielkiego
poety; tê ziemsk¹ siedzibê obra³ Arcycz³owiek, Cz³owiek Bo¿y, natura, ruch i cnota uczynione Cia³em, Bóstwo wcielone; przyby³em tu, aby uwielbiæ Jego œlady na tych brzegach,
gdzie zostawi³ ich najwiêcej, na tych wodach, które go unosi³y, na tych wzgórzach, gdzie
siadywa³. Na tych kamieniach, na których spoczywa³a Jego g³owa. On widzia³ swoimi œmiertelnymi oczyma to morze, te fale, te wzgórza, te kamienie, a raczej to morze, te wzgórza, te
kamienie Jego widzia³y; stokrotnie dotyka³ swoimi stopami tej drogi, po której szed³em z nabo¿nym szacunkiem; Jego stopy wzbija³y ów kurz, który unosi siê spod moich stóp; przez
trzy lata Swojego boskiego pos³annictwa ustawicznie chodzi³ i wraca³ z Nazaretu do Tyberiady, z Jerozolimy do Tyberiady; p³ywa³ ³odziami rybackimi po Morzu Galilejskim, uspokaja³ jego burzê, wstêpowa³ na jego fale, podaj¹c d³oñ swojemu aposto³owi, podobnie jak
ja, ma³ej wiary, ow¹ d³oñ Niebios, której w groŸnych burzach pogl¹dów i myœli bardziej ni¿
on potrzebujê (Lam., 188).
Lamartine równie¿ wczeœniej ni¿ Twain postrzega³ tê przestrzeñ jako scenê wielkiego i tajemniczego dramatu, nie trac¹c z pola uwagi faktu, ¿e dla chrzeœcijan jest to jednoczeœnie przestrzeñ realizowania siê „dobrej nowiny”: „Wielki
i tajemniczy dramat Ewangelii prawie ca³y rozegra³ siê nad tym jeziorem, na jego
brzegach i na górach, które je otaczaj¹ i widz¹. […] Oto Tyberiada, gdzie ukaza³
siê œwiêtemu Piotrowi i trzema s³owami ustali³ na wieki hierarchiê Swojego
Koœcio³a” (Lam., 190). Miasto, rzekomy œwiadek dzia³alnoœci Chrystusa, w rzeczywistoœci dopiero wtedy siê rodzi³o: by³o zak³adane wówczas, gdy Jezus mia³
zaledwie dwadzieœcia jeden lat i dojrzewa³ w zaciszu Nazaretu do spe³nienia
swojej misji. Tyberiada „chrzeœcijañska”, tak samo materialnie niszczona przez
czas, jak Tyberiada pogañska czy ¿ydowska, pozostawa³a jednak „miejscem pamiêci”. Niezniszczalnym zaœ symbolem owej pamiêci by³o „morze Jezusowe”
(Lam., 188), jak okreœla³ Lamartine Jezioro Tyberiadzkie. Nazwa³ on miasto i inne
19 Zob.
np.: R. Przybylski, Podró¿ Juliusza S³owackiego na Wschód, Kraków 1982, s. 89.
154
okolice Jeziora Galilejskiego „najprawdziwsz¹ i najwymowniejsz¹ po nim [tj. po
Jezusie] pami¹tk¹, […] ¯ywym, widomym komentarzem do jego ¿ywota, dzia³añ i myœli” (Lam., 189). Wœród podró¿uj¹cych romantyków za szczególny znak
uchodzi³ podlegaj¹cy tak¿e dzia³aniom czasu koœció³ wybudowany, wed³ug podania, w miejscu powo³ania œw. Piotra. Ho³owiñski orzek³ nawet, ¿e jest to najpiêkniejsza budowla w tym grodzie (notabene w Jerozolimie za takow¹ uwa¿a³
meczet Omara!; zob. Ho³., 272)20.
Refleksje chrzeœcijañskich podró¿nych zwi¹zane z Jeziorem i z Tyberiad¹
niewiele siê od siebie ró¿ni³y. Niektórzy, uwzglêdniaj¹c fakt, i¿ by³a to przestrzeñ
uœwiêcona obecnoœci¹ Jezusa, z racji owej duchowej bliskoœci, odnosili siê do
niej niemal¿e familiarnie. Feliks Gondek np. traktowa³ Ziemiê Œwiêt¹ (w szczególnoœci zaœ okolice Genezaretu) jako drugi swój dom, drug¹ ojczyznê. Pisa³ np.:
„po¿egnaliœmy kochane Jezioro Tyberiadzkie, to miejsca, które mi siê zdawa³y
byæ drug¹ ziemi¹ rodzim¹”, albo: „bywaj mi zdrowe jezioro Genezaret!” (Gon.,
69). Owo przywi¹zanie by³o w³aœciwe ka¿demu religijnie usposobionemu pielgrzymowi. Obrazy z Biblii same nasuwa³y siê imaginacji pisz¹cych. Nawet Pol,
mimo i¿ pisa³ podrêcznik, nie zaœ ksi¹¿kê wspomnieniow¹, podobnie jak Ho³owiñski czy Laasner bardzo szczegó³owo rozpisywa³ siê o tych ewangelicznych
miejscach. Inaczej Juliusz S³owacki: ten by³ niezwykle zwiêz³y w relacjonowaniu tak biblijnych wydarzeñ, jak i w³asnych, zreszt¹ bardzo intensywnych prze¿yæ. Niemniej jednak, mia³ on równie¿ szczególnie silnie zinterioryzowan¹ pamiêæ
ewangelicznych wydarzeñ znad Jeziora Tyberiadzkiego. Nie by³a to zwyk³a pamiêæ pewnych obrazów i nauk, lecz taka, która o¿ywia wyobraŸniê i nie pozwala inaczej w danym miejscu patrzeæ, jak tylko przez pryzmat zwi¹zanych z nim
s³ów i cudów, w tej szczególnej przestrzeni – s³ów i cudów Chrystusa. S³owacki-esteta, rozkochany w kwiatach, pisa³ np. o ranunku³ach pokrywaj¹cych galilejskie wzgórza na wiosnê (zob. np.: L., [54], 252-253) i o „lilijach bia³ych”,
zwiastuj¹cych, ¿e autor zbli¿a siê „do ¿yŸniejszej krainy”. Przechowywa³ w pamiêci upomnienie „mistrza z Nazaretu”, aby nie martwiæ siê o dzieñ jutrzejszy,
ani o to, w co siê przyodziaæ, gdy¿ Bóg stroi nawet kwiatki, które wygl¹daj¹ piêkniej ni¿ Salomon21. Na S³owackim przywi¹zuj¹cym wagê do ubioru i nabywaj¹20 Por.:
Lam., 194; Laas., 260; Mann, II, 175.
np. L. [54], 252-3; [56], 264. Por.: J. S³owacki, Ojciec zad¿umionych, w: tego¿,
Dzie³a wszystkie, t. 3, red. J. Kleiner, Wroc³aw 1952, ww. 116-122, s. 133. Zauwa¿my: o ile
Egipt rozczarowa³ poetê i spowodowa³, ¿e utraci³ on dzieciêce o nim wyobra¿enia (por. L.,
[53], 247), Galilea o¿ywi³a religijn¹ imaginacjê „b³êdnego Polaka” (sformu³owanie z Ojca
zad¿umionych).
21 Zob.
155
cym w czasie podró¿y orientalne stroje dla swej matki (np. s³awny p³aszczyk
tunetañski), musia³o robiæ to du¿e wra¿enie. W jego pamiêci od¿y³y sceny objawienia nadnaturalnej mocy Chrystusa id¹cego po tafli jeziora i tak samo ka¿¹cego kroczyæ Piotrowi (por. np.: Dz., 189-190). S³owacki, sam byæ mo¿e snuj¹cy
refleksjê nad kondycj¹ swojej wiary, wykorzysta³ tê scenê nie tylko w bezpoœredniej korespondencji do matki, ale równie¿ w napisanym niebawem Anhellim.
Pojawia³y siê w listach do matki wspomnienia Tyberiady, w których poeta
zwraca³ uwagê równie¿ na inne epizody z Nowego Testamentu, np.:
Jezioro, gdzie Chrystus wsiada³ do ³odzi nauczaj¹c lud, b³êkitne i spokojne, otoczone górami; na jednej z tych sta³ siê cud rozmno¿enia ryb i chlebów. W mieœcie, nie znalaz³szy miêdzy ruinami miejsca na ³ó¿ko, nocowa³em na murawie pod go³ym niebem; a kiedym
siê obudzi³ i odkry³ g³owê, widzia³em ksiê¿yc póŸno wschodz¹cy nad Jeziorem Genezaretañskim. (L., [54], 253).
Wszêdzie jednak poeta podkreœla³ wyj¹tkowoœæ nocy spêdzonej nad jeziorem pod go³ym niebem. A przecie¿ noclegi wœród niewygód wcale nie nale¿a³y
podczas bliskowschodniej wyprawy S³owackiego do rzadkoœci. Poeta podsumowywa³ je wszystkie nastêpuj¹co: „Spa³em nieraz na wilgotnej ziemi [pod] namiotem, na wietrze i zdrowszy teraz jestem po tym wszystkim ni¿ przedtem” (L., [55],
260). I w³aœnie podczas takiej jednej z bezsennych nocy spêdzonych w rozwalonej trzêsieniem ziemi Tyberiadzie dozna³ bardzo intensywnych prze¿yæ religijnych – czegoœ na kszta³t mistycznego spotkania:
By³em w Betleem, w Jerycho, w Nazaret… nad Jeziorem Genezaretañskim, gdzie
Chrystus mi by³ przed oczyma. Zdawa³o mi siê, ¿e postaæ Jego spokojna stoi jeszcze na
b³êkicie fali z g³ow¹ otoczon¹ promieniami. Nad tym jeziorem spa³em pod go³ym niebem,
bo siê wszystkie domy przez trzêsienie ziemi by³y zapad³y, i choæ by³em z g³ow¹ nakryty od
rosy, obudzi³ mnie wschód ksiê¿yca. Jaka to by³a chwila, ile pami¹tek oœwieca³ mi ten ksiê¿yc nad cichym Genzaretañskim Jeziorem, tego wypowiedzieæ nie mogê. Przeczytaj ty,
droga, Biblijê […] (L., [56], 264)22.
Jak wyt³umaczyæ to zjawisko? Teza, któr¹ chcê tu postawiæ jest nastêpuj¹ca: urok jeziora widzianego noc¹, pamiêæ wydarzeñ ewangelicznych rozgrywa22
By³a jeszcze jedna noc prze¿yta przez S³owackiego podczas owej bliskowschodniej
podró¿y, podczas której poeta móg³ doœwiadczyæ obecnoœci Bóstwa. Widzia³ na pustyni „krzaki
cierniowe pal¹ce siê lekkim p³omykiem jak koronki brabanckie”. Wed³ug Przybylskiego: „Zjawisko to skojarzy³ poeta z p³on¹cym krzewem, w którym Bóg objawi³ siê Moj¿eszowi. Obraz
ten pojawi siê póŸniej kilkakrotnie w jego poezji” (R. Przybylski, Podró¿…, s. 316).
156
j¹cych siê w tym miejscu, zmêczenie powoduj¹ce bezsennoœæ, religijnie i poetycko
nastrojona dusza przywo³ywa³y w wyobraŸni wêdrowca obrazy mog¹ce uchodziæ
na pierwszy rzut oka za wizje w³aœciwe mistykom. Nawet bowiem podczas niezwyk³ej nocy spêdzonej w Bazylice Grobu, gdzie powierza³ Bogu jakieœ prywatne
i narodowe tajemnice i gdzie siê ³zami zala³, by nad ranem usn¹æ jak dziecko, nie
wydaje siê, by dozna³ jakiejœ szczególnej epifanii. Tylko w Tyberiadzie mia³ doœwiadczyæ wizji krocz¹cego po fali Chrystusa. Jego obraz – co spróbujê udowodniæ – stawa³ siê u poety z „rozigranymi nerwami” konkretyzacj¹ najsilniejszej
potrzeby psychicznej – pragnienia wewnêtrznego spokoju23.
Zauwa¿my, i¿ wielu pobo¿nych wêdrowców, jak Drohojowski, Ho³owiñski, Laasner, i inni, z nadmiaru wra¿eñ nie mog³o – podobnie jak S³owacki –
w Tyberiadzie zasn¹æ24. Kontemplowali wiêc wieczorne lub nocne uroki jeziora
i nieraz rzeczywiœcie dali siê ponieœæ fantazji i marzeniom: „Jaka uroczysta cichoœæ rozlana w ca³ej przyrodzie, przy wspomnieniach o Zbawicielu, s³odko nêci³a
do œwiêtego dumania” – pisa³ Ho³owiñski (Ho³., 277). Jednak nie ci duchowni
pisarze, lecz „przeœmiewca” Twain zdawa³ siê wyra¿aæ najdoskonalej podobne
S³owackiemu stany ducha i t³umaczyæ tyberiadzkie „widzenia”. Myœlê o wspólnej dla obu twórców geografii imaginacyjnej (imaginative geography, wed³ug
Edwarda W. Saida) i zwi¹zanej z ni¹ wizyjnej percepcji miejsca. Pod wp³ywem
wielu czynników, równie¿ niezwyk³ego uroku jeziora ogl¹danego noc¹ widzieli
oni (niezale¿nie nawet od rangi owego wewnêtrznego doœwiadczenia) Jezusa krocz¹cego po jeziorze. Konieczna by³a u obu twórców dopiero aura nocna, czas,
kiedy widzenie na jawie miesza siê z wyobra¿eniem sennym, a imaginacja,
zw³aszcza u cz³owieka, który nie mo¿e zasn¹æ, pracuje bardzo dynamicznie:
Galileê nale¿y ogl¹daæ noc¹. Genezaret w œwietle b³yszcz¹cych gwiazd robi wra¿enie. Gdy patrzê na taflê odbijaj¹c¹ konstelacje, niemal zaczynam ¿a³owaæ, ¿e widzia³em j¹
w jaskrawym œwietle dnia. Gdy wzejdzie s³oñce, nie czuje siê ju¿ zauroczenia. Nasze myœli
bêd¹ znów zmierzaæ ku ziemskim troskom i nic ich nie naprowadzi na ulotne i nierealne
sprawy. Lecz gdy zapadnie zmrok, nawet najmniej wra¿liwe natury musz¹ schyliæ czo³a
przed gwiaŸdzistym niebem. A wtedy biblijna opowieœæ wkradnie siê w ich sny, wyobraŸnia zaw³adnie wzrokiem i s³uchem. W plusku przybojowej fali us³yszymy znów dawne
wios³a, w nocnych szmerach g³osy ducha, w id¹cej od jeziora bryzie ³opot niewidzialnych
23 Znamienne,
¿e wspomnienia o „widzeniu” poeta nie umieœci³ w liœcie wczeœniejszym
(z 19 lutego), podkreœla³ jedynie uci¹¿liwoœæ nocy spêdzonej na go³ej ziemi i przebudzenie
o wschodzie ksiê¿yca. Nie ma chyba jednak sensu ³¹czyæ w tym miejscu prowokacyjnej
asocjacji Chrystusa z symbolik¹ lunarn¹.
24 Zob.: Droh. II, 54; Ho³.,276-277; Laas., 261.
157
skrzyde³. Widmowe statki znów wyp³ynê³y z przystani, a zmarli przed wiekami wstali z grobów. W ¿a³obnym œpiewie nocnego wiatru zapomniane od stuleci pieœni nios¹ siê po wodzie.
W blasku gwiazd Galilea nie ma granic prócz niebieskiego firmamentu i jest teatrem
godnym wielkich dramatów: narodzin nowej wiary zdolnej zbawiæ œwiat i narodzin Tego,
który wszed³ na scenê, by obwieœciæ ow¹ moc. Ale w œwietle dnia zadajemy sobie pytanie:
czy to dziêki czynom i s³owom dokonanym lub wypowiedzianym na tym skalistym i piaszczystym skrawku ziemi przed osiemnastoma wiekami dzwony bij¹ dziœ na dalekich morskich
wyspach i na rozleg³ych kontynentach po krañce naszego globu?
Pojmiesz to dopiero, gdy noc pokryje wszelkie zw¹tpienia, tworz¹c teatr godny tak
wielkiego dramatu25.
Bliskie doznaniom S³owackiego zdawa³y siê równie¿ refleksje Zygmunta
hrabiego Skórzewskiego, który pisa³:
Tu Chrystus Pan, podczas burzy, po wodzie chodzi³ i burzom wstaæ kaza³; tu
tak¿e owo s³awne rybo³ówstwo, i¿ sieæ siê urwa³a od iloœci ryb; st¹d te¿ ci biedni rybacy, co
tkniêci Duchem œ., Aposto³owie Boga, wiarê na œwiat roznosili; […] I ten wieczór przez
swe wspomnienia i sw¹ piêknoœci¹, wiêcej snem nam siê zdawa³, ni¿ jako do rzeczywistoœci nale¿¹cy (Skórz. 113-114).
Do epizodu z Ewangelii, opisuj¹cego wspominany przez wiêkszoœæ autorów
itinerariów cud kroczenia „Arcycz³owieka” po tafli jeziora, wraca³ myœlami równie¿ Lamartine. Wi¹za³ tê scenê z w³asnym pragnieniem wiêkszej ufnoœci i wiary:
„wstêpowa³ na jego fale, podaj¹c d³oñ swojemu aposto³owi, podobnie jak ja, ma³ej
wiary, ow¹ d³oñ Niebios, której w groŸnych burzach pogl¹dów i myœli bardziej ni¿
on potrzebujê” (Lam., 188). Taki osobisty, religijnie nacechowany ton, maj¹ równie¿ zwierzenia S³owackiego. Nie sposób jednak okreœliæ, czy opisane w listach do
matki prze¿ycie ze zrujnowanej trzêsieniem ziemi Tyberiady mia³o nadprzyrodzony charakter. Pewne jest natomiast, ¿e S³owacki uzna³ je za rodzaj spotkania z sacrum. Ale czy tylko z sacrum? Pisa³am ju¿, ¿e mia³ on siln¹ potrzebê odnalezienia
spokoju, ¿e w³aœnie Chrystus stawa³ siê dlañ ikon¹ owej wymarzonej przezeñ spokojnoœci. Zauwa¿my, ¿e chocia¿ poeta próbowa³ zapewniaæ matkê, i¿ jest szczêœliwy
i „wesó³”, raz po raz objawia³ swój wewnêtrzny niepokój, „niespokojnoœæ” i „rozigrane nerwy”. Nieraz ten trudny psychicznie stan uto¿samia³ z trosk¹ o los adresatki:
Czu³em wiele, by³em wesó³, zachwycony, p³aka³em, mia³em ca³e dnie pe³ne dumañ,
ca³e miesi¹ce pe³ne roztargnienia i dwie wielkie niespokojnoœci – to jest niepokój o Ciebie
i drug¹ niespokojnoœæ, ¿e ty siê o mnie troskaæ musisz (S³ow., [53], 245).
25 M.
Twain, Prostaczkowie…, s. 259-260.
158
Kumulacja owej niespokojnoœci nastêpowa³a w latach 1836-1837 parokrotnie. W liœcie do Zofii Baliñskiej poeta zwierza³ siê: „[…] niespokojnoœæ jakaœ i têsknota za niczym – pêdz¹ mnie z miejsca na miejsce i na wszystko, co mnie otacza, patrzê jak cz³owiek senny, nieruchomie i w milczeniu”26. W korespondencji
do matki sygna³ów owego wewnêtrznego niepokoju by³o wiêcej: „z niespokojnoœci¹ zbli¿am siê do Europy” (L., [55], 254), „O, gdybym mia³ skrzyd³a go³êbia,
polecia³bym gdzieœ daleko i znalaz³bym spokojnoœæ. S¹ to s³owa Biblii” ([56], 263),
i jeszcze: „zazdroszczê Wam, moi drodzy, Waszej wioseczki i spokojnoœci” ([56],
266). Poeta owego wewnêtrznego uciszenia oczekiwa³ te¿ podczas nocy spêdzonej przy Grobie Chrystusa, gdzie „³zami siê zala³ z bólu i wzruszenia”: „Trzeba
lecieæ, gdzie wiatr mnie powieje – i modliæ siê u Chrystusa, aby mi kiedyœ da³ ciszê
i spokojnoœæ” ([54], 254). Ale dopiero Chrystus, którego poeta „ujrza³” w Tyberiadzie i opisa³ matce, odznacza³ siê upragnionym przez poetê spokojem: „zdawa³o mi
siê, ¿e postaæ Jego spokojna stoi jeszcze na b³êkicie fali z g³ow¹ otoczon¹ promieniami” ([56], 264). Poeta, kreœl¹c te s³owa, próbowa³ sam siebie lepiej poznaæ, zrozumieæ, dookreœliæ. W liœcie z Bejrutu (luty 1837) próba owej identyfikacji zdobywa³a bardziej psychologiczne uzasadnienie: wewnêtrzny ból skrywany pod mask¹
„spokojnoœci” mia³ byæ te¿ udzia³em Boga-Cz³owieka. S³owacki pisa³:
Spokojnoœci! By³em nad jeziorem, gdzie niegdyœ Chrystus z tak¹ spokojn¹ pokazywa³ siê twarz¹, choæ bardzo cierpia³ w g³êbi serca (L., [53], 246).
Znamienne, ¿e w napisanym wkrótce Anhellim tytu³owy bohater „ma twarz Chrystusow¹”, a jednoczeœnie nosi imiê, które jest syntez¹ „Anio³a” i „Helego” („Heli”
– tak w dzieciñstwie wo³ano na S³owackiego)27. Identyfikacja nabra³a bardziej
konkretnych, artystycznych kszta³tów.
26 List S³owackiego do Zofii Baliñskiej z 17 VIII 1836 roku, w: J. S³owacki, Listy do
krewnych, przyjació³ i znajomych (1820-1849), oprac. J. Pelc, Wroc³aw 1952, ww. 12-15,
s. 107. Dopiero w 1846 roku poeta zwierza³ siê autorowi Irydiona, i¿ „spokojnoœæ” nie jest
ju¿ tylko mask¹, któr¹ on przywdzia³ „przez dumê na czo³o”, ale: „Spokojnoœæ moja prawdziw¹ jest, nie jest jednak¿e bez cierpienia”. Zob.: tam¿e, ww. 9-17, s. 201-202.
27 Zob. np.: J. Kleiner, Juliusz S³owacki. Dzieje twórczoœci, Kraków 1999, t. 2, s. 145.
W liœcie do Eustachego Januszkiewicza, rekomenduj¹c Anhellego, pisa³ S³owacki w roku
1838: „Niech serce twoje sk³oni do mnie to, ¿e pos³ucha³em rady i ¿e pisa³em proz¹, bez
¿adnych wyskoków imaginacji, nie pozwalaj¹c sobie ¿adnych opisów, ¿adnych wykrzykników, spokojnoœci¹ hamuj¹c egzaltacjê i ubieraj¹c wszystko w szaty chrystusowe. […] wreszcie jest to zidealizowany Sybir, ja sam zidealizowany […]” (J. S³owacki, Listy do krewnych…,
ww. 1-6, 8-9, s. 85). Warto te¿ nadmieniæ, i¿ w Ojcu zad¿umionych poeta wprost nazywa³
siebie samego „Anhellim”. Zob.: Ojciec zad¿umionych, ww. 60-66, s. 132.
159
***
Tyberiada ujawni³a siê jako ziemia obiecana boskich objawieñ, czasoprzestrzeñ zarezerwowana dla poetów i pisarzy z rozpalon¹ imaginacj¹, takich jak
Alphonse de Lamartine, Ignacy Ho³owiñski, czy w³aœnie Juliusz S³owacki. Okaza³a siê ich intymn¹ mistyczn¹ przestrzeni¹. Zmitologizowany obraz miasta i jeziora Jezusowego utraci³ w dziewiêtnastowiecznych narracjach swoje realne,
geograficzne kontury, objawiaj¹c siê jako miasto przesz³oœci, miasto zgliszcz, ruin
i grobów, miasto dawnych mêdrców-rabinów, Jezusa i Aposto³ów, symbol pamiêci. W percepcji S³owackiego miejsce to sta³o siê równie¿ ikon¹ wnêtrza autorskiego: jego têsknot, nadziei, wyobra¿eñ. To przetworzenie wra¿eñ zmys³owych
– zw³aszcza pod wp³ywem nocy i ogl¹danych w jej aurze zgliszcz, pod wp³ywem
wspomnieñ historii ewangelicznej – w obraz poetycki, w symbol, by³o równie¿,
jak mo¿na siê przekonaæ, charakterystyczne dla innych dziewiêtnastowiecznych
podró¿nych i pisarzy, zwiedzaj¹cych ten zak¹tek.
*
Dorota Kulczycka
Tiberias as seen by 19th-century travellers (Lamartine, S³owacki, Ho³owiñski … and more)
The topic of this essay is associated with topographic studies – the en-vogue of today’s literary science – concerning the perception and (re)presentation
of spatial categories in literature. The author penetrates into Tiberias, the place
not to be missed by any of Lamartine, S³owacki, Ho³owiñski, Laasner, Skórzewski, Mann, or whoever else has travelled to and across the Holy Land. This piece
of comparative studies is centred in particular on a phenotype of recorded impressions from that earthquake-smashed area, as depicted in Juliusz S³owacki’s
letters and diary.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
Agnieszka Czajkowska
Czêstochowa
WP£YW BEZ LÊKU.
JAROS£AW MAREK RYMKIEWICZ
CZYTA JULIUSZA S£OWACKIEGO
W przeprowadzonej latem 1992 roku w Oborach rozmowie z Adamem Popraw¹, Jaros³aw Marek Rymkiewicz jednoznacznie okreœla³ miejsce Juliusza S³owackiego w historii polskiej poezji. Skazywa³ go nie na „ciê¿kie Norwidy”, ale
– przeciwnie – wyznacza³ „eterycznemu” poecie miejsce na marginesie refleksji
o istocie polskoœci i o nieodpowiedzialnym triumfie jêzyka nad rzeczywistoœci¹1.
Autor wydanej w 1982 roku ksi¹¿ki o S³owackim (Juliusz S³owacki pyta o godzinê, Warszawa 1982), uczestnik (jako zdeklarowany rzecznik klasycyzmu pojmowanego w kategoriach estetycznej harmonii i zwolennik uporz¹dkowania fragmentów mistycznych w ca³oœæ) g³oœnej niegdyœ dyskusji o mistycyzmie poety,
psychoanalityk w istotê polskiego ducha „dociskaj¹cy” demoniczn¹ i œmieszn¹
postaæ wielkiego ksiêcia Konstantego, manifestuj¹co dokonuje w roku 1994 kategorycznej rewizji swoich historycznoliterackich zainteresowañ: Mickiewicz czyli
wszystko. Jako wspó³autor wydaje w 2001 roku encyklopediê poœwiêcon¹ ¿yciu
i twórczoœci Adama Mickiewicza, w trzy lata potem ju¿ sam publikuje analogiczn¹
pracê dotycz¹c¹ autora Kordiana2, a w œlad za ni¹ pisze ksi¹¿ki, które nie tylko
1 Zob. J. M. Rymkiewicz, Mickiewicz czyli wszystko. Z Jaros³awem Markiem Rymkiewiczem rozmawia Adam Poprawa, Warszawa 1994, s. 35-36: „Teraz eterycznoœæ S³owackiego, eterycznoœæ jego myœli i jêzyka, coraz bardziej zaczyna mnie dra¿niæ, a nawet œmieszyæ.
Czytam go – bo jeszcze go czytam – i myœlê sobie: có¿eœ ty sobie wymyœli³?”.
2 Pomys³ „encyklopedycznego” wydania S³owackiego pojawi³ siê w dyskusji nad mistycznym S³owackim, zob. S³owacki mistyczny. Propozycje i dyskusje. Sympozjum Warszawa 10-11 grudnia 1979, red. M. Janion, M. ¯migrodzka, Warszawa 1981, s. 227.
161
przejmuj¹ od S³owackiego pytania zwi¹zane z klêsk¹ powstania listopadowego
(mo¿liwoœæ i znaczenie dla losów Polaków królobójstwa w Wieszaniu), ale i rewaloryzuj¹ przegran¹ przez poetê „nadpowietrzn¹ walkê, która siê o narodowoœæ
nasz¹ toczy”3 (sens ofiary powstania warszawskiego w Kinderszenen).
Podejmuj¹c problem permanentnej lektury S³owackiego i odwo³uj¹c siê
przy tym do ksi¹¿ki Harolda Blooma Lêk przed wp³ywem… – bêd¹cej efektem
lektury romantycznej poezji angielskiej i swoistym projektem historii nowoczesnej literatury – proponujê namys³ nad obecnoœci¹ autora Anhellego w twórczoœci Jaros³awa Marka Rymkiewicza. Przedmiotem refleksji bêd¹ ksi¹¿ki odnosz¹ce
siê nie tylko w tytule do ¿ycia i dzie³a S³owackiego. Czêsto bowiem w pisarstwie
autora ¯mutu m³odszy z wieszczów staje siê kontrapunktem dla Mickiewicza,
a osobny byt obu poetów w poszczególnych pracach oznacza wzajemne dope³nianie siê. Hipoteza wstêpna brzmi wiêc nastêpuj¹co: wydaje siê, ¿e twórczoœæ
Juliusza S³owackiego, a zw³aszcza Król-Duch ucieleœnia siê w ksi¹¿kach wspó³czesnego historyka literatury, poety i eseisty wtedy, gdy ten porzucaj¹c partykularny milanowski „œwiat w³asny”, zadaje pytanie o prywatn¹ i zbiorow¹ to¿samoœæ
i – od¿egnuj¹c siê od klasycznego gestu pana Cogito – podejmuje karko³omn¹
próbê „zamieszkania w historii”. Odtwarzany przez Rymkiewicza adres wykracza poza granice prywatnoœci i dotyczy narodowej zbiorowoœci Polaków (w myœl
przekonania wyra¿anego w mistycznej poezji, ¿e pe³ne poznanie osi¹gn¹æ mo¿na dziêki procesowi jednoczenia pojedynczych duchów). Zagro¿enie ideowej
identyfikacji (œwiadcz¹ o tym prasowe dyskusje na temat ostatnich ksi¹¿ek Rymkiewicza i jego roli „jakobina prawicy”) i prymatu okreœlonej etyki, niweluje autor
Wielkiego ksiêcia… poprzez swoist¹ poetykê i od¿egnywanie siê od okreœlonej
metodologii, co bynajmniej nie oznacza braku pisarskiej samoœwiadomoœci.
Z kolei pogr¹¿enie siê w Mickiewiczowskiej historycznoœci – takiej, jaka
jest dostêpna po dwustu latach, w zachowanych u³amkach, rozproszonych drobiazgach, rozrzuconych œladach, scalanych przez narratora w opowieœæ na kszta³t
¿mutu, odwzorowuje natomiast poszukiwanie porz¹dku i chêæ „zamieszkania
w micie”, na który nie ma przecie¿ miejsca w nowoczesnej œwiadomoœci4. Dla3
J. S³owacki, Kilka s³ów odpowiedzi na artyku³ pana Z. K. o poezjach Juliusza S³owackiego, w: tego¿, Dzie³a wszystkie, red. J. Kleiner, t. 3, Wroc³aw 1952, s. 198-199.
4 O chêci scalenia rozproszonych Mickiewiczowskich u³amków œwiadczy chocia¿by tytu³
cyklu Jak bajeczne ¿urawie i motto zaczerpniête z Pana Tadeusza: „Jak bajeczne ¿urawie
nad dzikim ostrowem,/ Nad zaklêtym pa³acem przelatuj¹c wiosn¹/ I s³ysz¹c zaklêtego ch³opca
skargê g³oœn¹,/ka¿dy ptak ch³opcu jedno pióro zruci³,/On zrobi³ skrzyd³a i do swoich wróci³…” (J. M. Rymkiewicz, Kilka szczegó³ów, Warszawa 1994, s. 5). W rozmowie z Adamem
Popraw¹ Rymkiewicz mówi wprost: „Mnie siê ¿ycie i dzie³o Mickiewicza, przy wszystkich
162
tego te¿ w³asna metodologia, zorientowana na Mickiewicza, jest metaforycznie zobrazowana w tytule pierwszej czêœci tetralogii jako „¿mut, bez³adny
splot nici, który, jak pisze, stanowi wypadkow¹ linearnego czasu historii
i achronologicznego doznania ¿ycia w jego istocie5. W Mickiewiczu – encyklopedii mamy do czynienia z kolekcj¹ ma³ych narracji ³¹cz¹cych przyjemne
z po¿ytecznym, a w Bakecie efekt pracy historyka literatury jest okreœlany jako
zbiorowisko przypominanych faktów – przypisów do tekstu g³ównego 6. Zamierzona w ten sposób s³u¿ebnoœæ tekstu o Mickiewiczu wobec wielkich
monograficznych opowieœci staje siê pozorna. Anarchiczna orientacja na
szczegó³, przypadkowy detal historyczny, zamiast dope³niaæ kanoniczny tekst,
rozwarstwia go i rozprasza, zaburza ustalon¹ hierarchiê faktów. W utarte koleiny narracji historycznoliterackich, porz¹dkuj¹cych proces przyrastania literatury w oparciu o ustalone kategorie, wprowadza istnienia poszczególne rekwizytów i osób, zawieruszonych w listach czy pamiêtnikach, daty urodzin,
spotkañ, œmierci, nazwy chorób i lekarstw, które rozsadzaj¹ od wewn¹trz sam¹
opowieœæ. D³ugie trwanie epoki romantyzmu, przepisane zostaje przez Rymkiewicza na fragmenty pojedynczych biografii, nieistotnych z punktu widzenia
póŸniejszych czynnoœci periodyzacyjnych, alternatywnych wobec przeœwiadczeñ samych „bohaterów wieku”7 i uderzaj¹cych w spoistoœæ mitycznej i historycznoliterackiej narracji.
O ile wiêc autor Pana Tadeusza wpisany zostaje w porz¹dek niezbywalnej przesz³oœci, o tyle S³owacki w lekturze Rymkiewicza jest na sta³e
umocowany w czasie teraŸniejszym – jako figura zawsze aktualnego pytania, zadawanego Mickiewiczowi, jego wspó³czesnym i dwudziestowiecznym
czytelnikom, obci¹¿onym problemem w³asnej historycznej to¿samoœci. Harolda Blooma œwiadectwo lektury ukazuje romantyzm jako wyraz konfliktu
spotêgowanego indywidualizmu z p³yn¹cym z zewn¹trz naciskiem kulturopêkniêciach, rozdarciach, przy tej fragmentarycznoœci, o której pan mówi, jawi jako piêknie
spe³niona i harmonijna ca³oœæ” (J. M. Rymkiewicz, Mickiewicz czyli wszystko…, s. 21).
5 Zob. J. M. Rymkiewicz, ¯mut, Pary¿ 1987, s. 238-239: „Przesz³oœæ to jest ¿mut: wszystko
spl¹tane i jakby wcale nie zale¿a³o mi na tym, ¿eby to, co spl¹tane, rozpl¹taæ. Nawet przeciwnie. Moje odczucie czasu mówi mi, ¿e jego sekretna istota, do której powinien staraæ siê
dotrzeæ, jest w centrum ¿mutu, tam gdzie przechowa³a siê jeszcze odrobina ciep³a, odrobina
¿ycia. […] Nasze wyprawy w przesz³oœæ zmierzaj¹ bowiem zawsze w tych kierunkach: maj¹
na celu albo odnalezienie porz¹dku istnienia albo odnalezienie jego istoty, z któr¹ – to pewnie z³udzenie – ³atwiej siê uto¿samiæ w³aœnie tam, w przesz³oœci”.
6 J. M. Rymkiewicz, Baket, Londyn 1989, s. 81-82.
7 Zob. J. M. Rymkiewicz, Kilka szczegó³ów, Kraków 1994, s. 397-398.
163
wej tradycji uosabianej przez literackich ojców8. Lêk przed postrzeganiem
wp³ywu jako obcego staje siê mechanizmem obronnym jednostki twórczej,
uwik³anej w sprzeczne czynnoœci uœmiercania i ratowania dziedzictwa w imiê
ocalania w³asnych praw autorskich. Powtórzenie jest bowiem podstawowym
mechanizmem uczestnictwa w literackim uniwersum i pierwszym czynnikiem
wynikaj¹cego z poczucia opóŸnienia, niepokoju wspó³czesnych poetów.
„Szkodliwoœæ p³yn¹ca z historii” odczuwana jest, jak pisze Harold Bloom,
osobowo, jako kompleks konkretnego poety, ale tak¿e jako koniecznoœæ
odbudowania podmiotowoœci zdegradowanej przez temporalnie i estetycznie
pojmowany wp³yw poprzednika. Kolejne etapy narastaj¹cego poczucia dezintegracji i dezautonomizacji prowadziæ maj¹ do szczególnego poczucia
wspólnoty zbudowanej na cierpieniu i „wyw³aszczaj¹cej” poprzedników z czasowej i autotelicznej uprzednioœci. W efekcie skomplikowanych operacji
(szeœciu etapów nazwanych przez Blooma Clinamen, Tessera, Kenosis, Demonizacja, Askesis i Apophrades) poeta mo¿e poczuæ siê ojcem tego, który
na pocz¹tku dysponowa³ przemo¿nym wp³ywem na syna. Poetycka dojrza³oœæ
to zawsze ju¿ b³êdna interpretacja dziedzictwa, pracowite oswajanie lêku przed
utrat¹ w³asnej podmiotowoœci. Jednoczeœnie jest to próba zamieszkania w duchowym uniwersum, które pozostaje poza granicami konkretnych poetyckich
idei i obrazów, ale i jest wyró¿nikiem unikalnej poetyckiej wyobraŸni i œwiadectwem jedynej w swoim rodzaju egzystencji.
Cechy charakteryzuj¹ce dialog Rymkiewicza z autorem Beniowskiego
wpisuj¹ siê w konwencjê krytyczn¹ Blooma na wiele sposobów. Przede wszystkim przywo³uj¹ kategoriê „m³odszoœci” w rekonstruowanych krajowych i emigracyjnych relacjach obu poetów i poprzez lekturê dokumentów usi³uj¹ odnaleŸæ
utajone motywacje dzia³añ artystów. Istotna w tym miejscu wydaje siê równie¿
praktykowana przez autora Wieszania antymetodologia wyra¿aj¹ca siê poprzez
nieustann¹ konfrontacjê ze stanem badañ oraz spotêgowan¹ samoœwiadomoœæ
badawcz¹, która determinuje hipotetycznoœæ i zezwala na pluralizm wyników
poszukiwañ. Wreszcie, umocowanie rozrastaj¹cej siê narracji na wybranych epizodach biograficznych oznaczaæ mo¿e tytu³owy „wp³yw”, pozbawiony lêku
o z góry uznan¹ dominacjê romantycznego poety.
W swoich ksi¹¿kach poœwiêconych S³owackiemu podejmuje Rymkiewicz
temat jego „m³odszoœci” wobec Mickiewicza, który staje siê figur¹ poety w ogó8
Zob. H. Bloom, Lêk przed wp³ywem. Teoria poezji, przek³. A. Bielik-Robson, M. Szuster, Kraków 2002, s. 50-59.
164
le i synonimem poezji polskiej. Temat ten, o czym przekonuje Magdalena Siwiec,
powo³uj¹c siê na kategorie Bloomowskie, obecny by³ ju¿ we wspó³czesnej recepcji S³owackiego. Najwnikliwszy jego czytelnik, Zygmunt Krasiñski, „[…]
uwa¿a³, ¿e S³owackiego mo¿na zrozumieæ (dialektycznie) tylko w odniesieniu do
autora Dziadów”9. Autorka dokonuje przy tym „roboczego” i skrótowego przyporz¹dkowania poszczególnych utworów S³owackiego kolejnym etapom pojedynku „ojca’ i „syna”, co w kontekœcie pisarstwa Rymkiewicza wydaje siê dzia³aniem ograniczaj¹cym zarówno sam¹ kategoriê „wp³ywu”, jak i donios³oœæ agonu
dwóch poetów. „Kompleks Mickiewicza” nie dotyczy tylko autora Beniowskiego.
Ksi¹¿ka Juliusz S³owacki pyta o godzinê wskazuje na „ojcostwo” jako konstytutywny element emigracyjnych relacji, a tak¿e jako efekt autokreacji samego arcypoety. Wiadomo bowiem, ¿e nieudane próby usynowienia autora Beniowskiego, podejmowane przez Mickiewicza dwukrotnie (w 1832 i 1840 roku), odbi³y
siê echem w spo³ecznoœci paryskich Polaków i wypchnê³y niejako S³owackiego
poza system romantyczny, lokuj¹c go w rejonach Gombrowiczowskiej (pisze
o tym Rymkiewicz10) „synczyzny”. Tym samym uprawomocni³y mo¿liwoœæ czytania literackiej przesz³oœci poprzez takie kategorie, jak wy¿szoœæ i ni¿szoœæ,
duchowoœæ i cielesnoœæ, a w planie odbiorczym pozwoli³y na automatyzm recepcji
i twórcze „niedoczytanie”, które staje siê elementem strategii pisarskiej samego
Rymkiewicza. Na marginesie recepcji Ksiêdza Marka, odnosz¹c siê do opinii Antoniego Ma³eckiego, autor ¯mutu wypowiada nastêpuj¹ce przekonanie: „Uwa¿am
to za bardzo sprawiedliwe – taki w³aœnie powinien byæ los arcydzie³, które musz¹
byæ lekcewa¿one i poni¿ane, nim czytelnicy upadn¹ przed nimi na kolana”11.
Ufundowanie dialogu z przesz³oœci¹ na „pomy³ce interpretacyjnej” zezwala
na przeniesienie akcentów z tego, co dane, ustalone, na terytorium hipotezy,
domys³u. W konsekwencji zmienia status dyskusji, prowadzi do rozchwiania
romantycznego paradygmatu i reinterpretacji kategorii „polskiego ducha”. W poœwiêconych Mickiewiczowi ksi¹¿kach Rymkiewicza tak¹ pomy³k¹ bêdzie „kilka
szczegó³ów”: kobiety, przedmioty, miejsca, powi¹zane z bohaterem. Podobnie
rzecz siê ma z utworami, w których pretekstem do narracji jest Juliusz S³owacki,
i w tych, które odwo³uj¹ siê bezpoœrednio do wydarzeñ historycznych. Juliusz S³owacki pyta o godzinê rekonstruuje okres ¿ycia poety od 15 czerwca 1841 roku
do chwili œmierci: 3 kwietnia 1849 roku. Pierwsza z granicznych dat to dzieñ
9 M. Siwiec, S³owacki i nowoczesnoœæ, w: Romantyzm i nowoczesnoœæ, red. M. Kuziak,
Kraków 2009, s. 137-139.
10 J. M. Rymkiewicz, Juliusz S³owacki pyta o godzinê, Warszawa 1982, s. 25.
11 J. M. Rymkiewicz, S³owacki. Encyklopedia, Warszawa 2004, s. 255.
165
pojedynku S³owackiego ze Stanis³awem Ropelewskim ura¿onym fraz¹ z Beniowskiego, pojedynku symbolicznie – jak pisze Rymkiewicz – zapocz¹tkowuj¹cego
proces „zabijania” poety przez parysk¹ emigracjê. Narracja obrazuj¹ca nieprzystosowanie S³owackiego do œrodowiska Polaków i wypracowanego przez nich
romantycznego systemu komunikacji koncentruje siê wokó³ niewys³anych listów,
niepodarowanej ró¿y, nieodczytanych utworów mistycznych. Encyklopedia
poœwiêcona twórcy Kordiana porz¹dkuje jego ¿ycie i twórczoœæ w u³o¿onych
alfabetycznie has³ach w myœl niewyra¿onego przekonania, ¿e stworzenie ca³oœciowego obrazu by³o niemo¿liwe. Mikronarracje Rymkiewicza staj¹ siê w tej
sytuacji jedyn¹ dostêpn¹ form¹ poznania przedmiotu, s¹ te¿ przejawem wielokrotnie wyra¿anego przez pisarza przekonania o fragmentarycznoœci wszelkiego istnienia. Wydane w 2007 roku Wieszanie (opisuj¹ce wydarzenia insurekcji
koœciuszkowskiej), Kinderszenen z roku 2008 (bêd¹ce relacj¹ z powstania warszawskiego) oraz Wielki ksi¹¿ê… z roku 1983 (o pocz¹tku powstania listopadowego) koncentruj¹ siê wokó³ drobiazgów, przechowanych w dokumentach
danych statystycznych, wypowiedzi uczestników, w imiê przekonania o hipotetycznym statusie narracji historycznej, zlepiaj¹cej wyrywkowo dane ¿ycie
w przesz³oœci i – analogicznie – w narracyjnej teraŸniejszoœci. Tak wiêc „metodologia” Rymkiewicza jest zdeterminowana przekonaniem o niemo¿noœci
stworzenia ca³oœciowego obrazu œwiata. Zarówno historia w ujêciu uniwersalnym, jak i odnosz¹ca siê do poszczególnych istnieñ, dostêpna jest tylko poprzez
tytu³owe „kilka szczegó³ów”, fragmentarycznie i nieci¹gle. Pisze Rymkiewicz
w Wieszaniu:
Wszystko, co istnieje – przez samo swoje istnienie – jest, od chwili swojego zaistnienia, rozrywane na kawa³ki – i rozlatuj¹c siê, kawa³ek po kawa³ku, kr¹¿y, pokawa³kowane,
obok mnie. Gdzieœ siê rozlatujemy – na kawa³ki – i œwiat, razem z nami, gdzieœ siê rozlatuje, ale nie wiadomo, po pierwsze, dlaczego, po drugie, w jaki sposób […], po trzecie, jak
uj¹æ i nazwaæ to miejsce-nie-miejsce, w którym da³oby siê odnaleŸæ (w którym znalaz³o siê)
to, co siê rozlecia³o i tam polecia³o. W dodatku o ¿adnym „tam” nie mo¿e byæ mowy. Do
ujêcia s¹ tylko te rozlatuj¹ce siê kawa³ki – i w³aœnie to robiê. Potem, gdy siê je ujmie – w³aœnie jako kawa³ki – mo¿na je opisaæ. Wiem, ¿e te mniejsze i wiêksze kawa³ki s³abo do siebie
pasuj¹ – albo w ogóle nie pasuj¹ – ale nie ma to dla mnie wiêkszego znaczenia. Wa¿ne jest
to, ¿e kr¹¿¹ wokó³12.
Projekt metodologiczny Rymkiewicza stanowi polemikê ze strukturalizmem
i stworzonym przez niego obiektywnym instrumentarium, „pysza³kowatymi
12
J. M. Rymkiewicz, Wieszanie, Warszawa 2007, s. 140-141.
166
konstrukcjami”13, które s¹ funkcj¹ wspó³czesnej lektury i jednoczesnym zaburzeniem procesu recepcji dziejów Ducha ujawniaj¹cego siê poprzez literaturê. Oznacza
to równoczeœnie rezygnacjê z psychologizmu i biograficznego genetyzmu w imiê
hermeneutycznego przekonania o samoistnoœci tekstu jako œwiadectwa pojedynczego istnienia. Cytuj¹c fragment listu S³owackiego, pisanego w 1832 roku do matki,
Rymkiewicz podkreœla to¿samoœæ wiersza i osoby: „[…] bo ja nie jestem niczym
innym, jak moimi poezjami”14. Jeœli twórczoœæ poetycka jest rozmow¹ miêdzy Mickiewiczem i jego nastêpcami (w tym S³owackim i Rymkiewiczem), odbywaj¹c¹ siê
ponad wiekami, to mo¿e odbywaæ siê ona w³aœnie tekstowo, w granicach oznaczonych przez pisanie. W ksi¹¿ce Kilka szczegó³ów, lokuj¹cej siê na marginesie biografii wieszcza, zamieszczone zostaj¹ rady dla m³odych pisarzy, ustanawiaj¹ce prymat
arcypoety i konstruuj¹ce przestrzeñ niepowodzenia – jako lektury – kolejnych pokoleñ twórców w³aœnie w imiê antagonizmu „ojca” i „syna”. W du¿ej mierze autotematyczny dekalog dla adeptów literatury stanowi jednoczeœnie przywo³anie zamieszczonego 12 stycznia 1846 roku, na brulionie listu do Zygmunta Krasiñskiego, wiersza
S³owackiego [Bo to jest wieszcza najjaœniejsza chwa³a…], w którym nastêpuje rozrachunek z egzystencj¹ i mitem romantycznego poety. Autotematyzm pozbawionego
tytu³u utworu rozci¹ga siê pomiêdzy Horacjañsk¹ fraz¹ exegi monumentum a bylejakoœci¹ „tego pisania”, które potrafi symbolicznie uœmierciæ autora i skazaæ tekst na
nieuchronne roz³¹czenie z rzeczywistoœci¹, samotnoœæ i status pisma.
„Jesteœ pisarzem, a wiêc jesteœ umar³y. Tak siê masz traktowaæ”15 – pisze
Rymkiewicz, przecinaj¹c wiêzy literatury ze œwiatem, z biografi¹, funduj¹c ontologiê tekstu na symbolicznym „mordzie za³o¿ycielskim”. Dokonuj¹ca siê w ten
sposób transpozycja podmiotu – uczestnika rozmowy z wieszczem – uzasadniona jest wszechobecnym u Rymkiewicza tematem œmierci i poetyckimi wariacjami na temat gnicia, rozpadu, niszczenia. Konstytuuje tak¿e przestrzeñ odbywaj¹cego siê w jego pisarstwie dialogu ze S³owackim. Ewolucja ducha w Ksiêdzu
Marku jest przedstawiana przez autora ksi¹¿ki Juliusz S³owacki pyta o godzinê
jako produkt uboczny rozk³adu cia³a16. Samuel Zborowski, „[…] konsekwentnie ukazywany jest przez S³owackiego jako duch, który ju¿ siê przeanieli³, ju¿
porzuci³ formê cielesn¹, jest te¿ konsekwentnie ukazywany jako »kawa³ek cia³a«, krwawy upiór, rozk³adaj¹cy siê trup”17, co dla Rymkiewicza stanowi dowód
13
J. M. Rymkiewicz, Juliusz S³owacki…, s. 85.
Tam¿e, s. 86.
15 J. M. Rymkiewicz, Kilka szczegó³ów…, s. 269.
16 J. M. Rymkiewicz, Juliusz S³owacki…, s. 378-380.
17 Tam¿e, s. 381.
14
167
przejawianej przez poetê fascynacji form¹, przeœladowan¹ czy ograniczan¹ przez
element cielesnoœci. Praca ducha jest tu nieustann¹ walk¹ o przenicowanie œmierci,
naznaczon¹ biograficznym cierpieniem umieraj¹cego – podczas pisania – S³owackiego. Œlady krwi, zaobserwowane na rêkopisach, staj¹ siê dla autora Wieszania takim samym znakiem, jak utrwalona pomiêdzy nimi fraza. Co wiêcej,
uniewa¿niaj¹c s³owa w ich referencjalnoœci, czytaj¹c je tak, jak czyta zrudzia³e
plamy, przeznaczy³ dla nich Rymkiewicz status imion w³asnych umierania, uniwersalnych i jednostkowych równoczeœnie, poetyckich i biograficznych, pisarskich i odbiorczych. W trakcie takiej lektury rêkopis S³owackiego wdziera siê
do ¿ycia; autor Kinderszenen unicestwiaj¹c fikcjê, bierze w nawias tak¿e swoj¹
egzystencjê. Wirtualny czytelnik pisma poety zostaje usytuowany we wspólnym
miejscu z zanikaj¹cym fizycznie autorem. Przemieszczenie mo¿liwego porozumienia w sferê duchow¹ (z konieczn¹ domieszk¹ cielesnoœci) prowadzi w konsekwencji
do dowartoœciowania jêzyka, który staje siê poœrednikiem miêdzy jednostkowymi
doœwiadczeniami, a równoczeœnie – esencj¹ kultury narodowej i siedliskiem to¿samoœci:
Musimy bowiem rozmawiaæ z naszymi Wielkimi Duchami – do tego wracam – poniewa¿ jest to warunek naszej egzystencji. Jeœli chcemy ¿yæ, musimy rozmawiaæ. Ale kto
tak¹ rozmowê podejmuje, musi siê liczyæ z tym, ¿e te Wielkie Duchy bêd¹ siê karmiæ jego
¿yciem, jego krwi¹, jego egzystencj¹. To jest warunek ich egzystencji, dziêki temu ¿yj¹: ¿e
siê karmi¹ nami18.
Wybór S³owackiego na patrona wspó³czesnych rozmów z Duchami (czyli
batalii o kulturow¹ samoœwiadomoœæ) jest uwarunkowany z jednej strony jego
pozycj¹ w romantycznym uniwersum (konflikt z Mickiewiczem – ojcem), a z drugiej – przekonaniem, ¿e kultura narodowa ujawnia siê szczególnie wyraziœcie,
by u¿yæ sformu³owania Jurija £otmana19, podczas eksplozji, czyli w czasie, kiedy do g³osu dochodz¹ niesystemowe, anonimowe zjawiska masowe, ró¿ne od dzia³alnoœci uznanych w narracjach sprawców historii – wielkich ludzi. Refleksja
rosyjskiego semiotyka wyrasta z przekonania o kulturze jako semiosferze, czyli
zbiorze przenikaj¹cych siê nawzajem systemów, do których zalicza wszelkie przejawy znakowej dzia³alnoœci cz³owieka. Jej istot¹ jest wewnêtrzna mobilnoœæ i brak
sztywnych granic pomiêdzy tym, co realne, a tym, co semiotyczne. Dzieje kultury polegaj¹ na ci¹g³ych zmianach tego, co istnieje w kulturze, i tego, co jest wy18
19
Tam¿e, s. 389.
Zob. J. £otman, Kultura i eksplozja, przek³. i wstêp B. ¯y³ko, Warszawa 1999.
168
rzucane poza jej terytorium. Zasad¹ ruchu jest nieprzewidywalnoœæ, która mobilizuje w³adze poznawcze i potrzebê coraz to nowych deskrypcji, czyli przepracowywania pamiêci.
Przejawiana przez Rymkiewicza fascynacja rewolucjami w ich chaotycznoœci i najkrwawszych przejawach (b¹dŸ postulowana koniecznoœæ takich faktów – jak choæby w powstaniu listopadowym czy insurekcji koœciuszkowskiej),
jego opisy okrucieñstw i odmienianej przez wszystkie przypadki œmierci wydaj¹
siê prób¹ uprzedzenia procesu usensownienia dziejów, czyli ich retrospektywnej
transfiguracji dokonywanej przez patrz¹cego ze wspó³czesnej perspektywy historyka. Autor ¯mutu siêga bezpoœrednio do fazy eksplozji, imituj¹c sw¹ narracj¹ jej bez³ad i zmieszanie porz¹dków. Co wiêcej, ka¿dy z prze³omowych momentów dziejów ujêty zostaje w kategoriach, po pierwsze, wartoœci20, po drugie,
niepowtarzalnoœci, czyli w opozycji do powiedzenia historia magistra vitae.
Wartoœæ problematycznych dzisiaj epizodów historii polega po prostu na ich zaistnieniu, na tym, ¿e siê wydarzy³y. Postawa Rymkiewicza przypomina w tym
fatalizm Zbigniewa Herberta z wiersza Prolog: „na tak¹ mi³oœæ nas skazali/tak¹
przebodli nas ojczyzn¹”21. Przeœwiadczenie co do niepowtarzalnoœci wydarzeñ
sk³adaj¹cych siê na los narodu i jednostki sk³ania do stawiania tylko hipotez,
zadawania nieuprzedzonych pytañ wynikaj¹cych z mylnej interpretacji czy zamierzonego niedoczytania. Zapewne z lektury S³owackiego pochodzi przekonanie o nieuchronnoœci wydarzeñ i chaosie historii, a tak¿e wizja dziejów Polski nie
jako „Bo¿ego igrzyska”, ale jako efektu dzia³añ si³ z³a i zniszczenia. Tote¿ pomniejsi bohaterowie narracji Rymkiewicza, „zjadacze chleba”, otaczaj¹cy wieszczów przypominaj¹ groteskowe, niepomnikowe figury z utworów S³owackiego
(Piast Dantyszek czy Maurycy Beniowski). Polemika, któr¹ w œlad za nim podejmuje wspó³czesny pisarz, dotyczy przekonania o sielankowoœci jako rodowodzie charakteru narodowego Polaków. Autor Wieszania szuka w przesz³oœci –
w biografii Mickiewicza, w powstaniach – momentów drastycznych, by narodowego ducha Polaków wzbogaciæ pierwiastkiem cielesnoœci i cierpienia.
20
Zob. J. M. Rymkiewicz, Juliusz S³owacki…, s. 56: „Z wielkimi wydarzeniami historycznymi zawsze tak siê w³aœnie dzieje, ¿e swoj¹ treœæ istotn¹, pocz¹tkowo s³abo widoczn¹
(lub w ogóle niewidoczn¹), ukazuj¹ nam one dopiero po wielu latach. […] Wszystkie wielkie wydarzenia, które mia³y miejsce w naszej historii ojczystej, z czasem uzyska³y dla nas
wartoœæ symboliczn¹ – i jest w dodatku jeszcze tak, ¿e to w³aœnie rozpoznanie i przyjêcie tej
wartoœci symbolicznej, uznanie, ¿e to jest jakaœ wartoœæ, ³¹czy nas w pewn¹ ca³oœæ, czyli robi
z nas Polaków”.
21 Z. Herbert, Prolog, w: tego¿, Wiersze zebrane, Warszawa 1982, s. 175.
169
Potrzeba specyficznej metodologii uwzglêdniaj¹cej bezsensowne okrucieñstwa zostaje wyartyku³owana na marginesie powstania warszawskiego, które
w Kinderszenen pozostaje problemem przede wszystkim poznawczym. Pisze
Rymkiewicz (wybieraj¹c wielk¹ literê – podkreœlaj¹c imiê w³asne powstania):
Powstanie Warszawskie jest niebywa³ym fenomenem dziejowym, a wiêc tak¿e niebywa³ym fenomenem metodologicznym – takim, jakiego uprzednio nie by³o w naszej historii. […] Powstanie domaga siê zatem w³asnej, tylko dla niego przeznaczonej metodologii
badañ historycznych i jego historycy musz¹ dla niego tak¹ niebywa³¹ metodologiê stworzyæ22.
I dalej – odwo³uj¹c siê do relacji uczestników – konstatuje:
Wszystkie relacje s¹ – z metodologicznego punktu widzenia – równie dobre i równie
prawdziwe, bowiem mówi¹ o tym, co widzieli i co prze¿yli ci, którzy je uk³adali – czyli mówi¹
o prawdzie ich ¿ycia, które jest prawd¹ Powstania23.
Nie podejmuje wiêc pisarz dyskusji o doraŸny sens warszawskiego zrywu,
ale zajmuje perspektywê ca³kowicie wobec niego zewnêtrzn¹. O ile w ksi¹¿kach
wczeœniejszych – poœwiêconych insurekcji koœciuszkowskiej i powstaniu listopadowemu – dystans wyznaczy³a odgórnie chronologia, o tyle wobec wydarzenia przynale¿nego do porz¹dku w³asnej biografii zostaje wypracowana dyskursywna odleg³oœæ dziêki przyjêtej perspektywie dzieciêcego spojrzenia na rok 1944.
Ale nie tylko. Zauwa¿ane przez dziecko drobiazgi przypominane zostaj¹ przez
doros³ego Rymkiewicza poprzez filtr romantycznych „ksi¹¿ek zbójeckich”, przede
wszystkim czytanych podczas okupacji przez matkê Anhellego i Ojca zad¿umionych, a tak¿e poznanych póŸniej dzie³ Schumanna, Novalisa, Grimmów. Fatalizm
historii spleciony zostaje z inicjacj¹ wziêt¹ z Mickiewiczowskiego wiersza Do
matki Polki, jednak nie po to, by znaleŸæ odpowiedni¹ figurê cierpienia. „Anhelli
tej wojny nie t³umaczy³, nie objaœnia³ – przy pomocy S³owackiego czy Mickiewicza nic z niej nie mo¿na by³o zrozumieæ”24 – napisze Rymkiewicz. Kod romantycznej literatury, nieprzydatny tu i teraz, pozwala widzieæ w powstaniu
warszawskim kolejny etap tocz¹cej siê ponad g³owami uczestników historii, której
znaczenie – widziane w rozproszonych szczegó³ach – pozostaje dziedzin¹ nierozpoznanej przysz³oœci. Dla autora Kinderszenen jasne jednak jest, ¿e poœrednim efektem rzezi dokonanej na warszawianach w 1944 roku jest wspó³czesna
22
J. M. Rymkiewicz, Kinderszenen, Warszawa 2008, s. 36.
Tam¿e, s. 38.
24 Tam¿e, s. 112.
23
170
niepodleg³oœæ. Zmiana perspektywy z doraŸnej, ujmuj¹cej powstanie jako klêskê, na dziejow¹, pozwala ulokowaæ Powstanie Warszawskie na poziomie wydarzeñ tej miary, co – analogicznie pisany wielk¹ liter¹ – Chrzest Polski25.
Sakralizacja obu faktów oznacza ich wartoœæ jako odnawiaj¹cej siê i wci¹¿
odnawianej tajemnicy.
Dokonywana przez Rymkiewicza deformacja dziejów tak obros³ych w znaczenia, ¿e a¿ legendarnych, wydaje siê efektem lektury Króla-Ducha. S³owacki
zapisywa³ w poemacie na nowo usymbolizowan¹ przesz³oœæ piastowsk¹, uruchamia³ potencja³ okropnoœci, cierpienia, niewinnej ofiary po to, by – jak pisze Marta
Piwiñska – „przekszta³ciæ emocjonalnoœæ i wyobraŸniê narodu. Zmieniæ jego
sny”26. Czyni³ to tak¿e, aby odsakralizowaæ pojêcie narodu uto¿samianego przez
Mickiewicza z Mesjaszem. Naród w twórczoœci S³owackiego jest beznadziejnie
uwik³any w dzieje, w zwi¹zane z nimi cielesne mêki i nienawiœæ27. Rymkiewicz
– czytelnik S³owackiego – miesza krew ze s³owem, aby od pocz¹tku sformu³owaæ zasadê swojego istnienia i kszta³t narodowej przynale¿noœci. Pisze, odwo³uj¹c siê do swojego procesu formowania siê mo¿liwoœci poznawczych podczas
wojny, pozwalaj¹c sobie na erupcjê w³asnej polskoœci:
Krwawa dziura – to by³o w³aœnie moje dzieciñstwo. Nie mogê powiedzieæ, ¿e mam
jakieœ wielkie pretensje do Niemców, ¿e czegoœ od nich oczekujê czy czegoœ ¿¹dam. Chcia³bym tylko, ¿eby wiedzieli, co mi zrobili – zniszczyli moje dzieciñstwo i zrujnowali moj¹
oœmioletni¹ wyobraŸniê. Zosta³a kupa gruzów, kupa trupów, wielkie szambo, wielka dziura
wype³niona czarn¹ krwi¹28.
Fatalizm dziejów polega wiêc nie tylko na narodowej martyrologii, ale
przede wszystkim, odbierany za poœrednictwem w³asnych oczu i przekszta³cany
przy pomocy w³asnej wyobraŸni, zostaje w³¹czony w granice jednostkowego
doœwiadczenia i jako taki, jako budz¹ce opór z³e czy wrêcz odra¿aj¹ce wspomnienia, podlega dyskursywizacji. To¿samoœæ, kszta³towana przez fatalne dzieje staje siê wartoœci¹ osobist¹, wyprowadzan¹ – jak pisze Piwiñska, zestawiaj¹c Króla-Ducha z Gombrowiczem29 – samodzielnie, bez powielania gotowych wzorców. Dialog z histori¹ na temat w³asnej polskoœci jest tak¿e prób¹ oznaczenia
25
Tam¿e, s. 158-159.
M. Piwiñska, Juliusz S³owacki od duchów, Warszawa 1992, s. 397.
27 Zob. M. Saganiak, Groteska u S³owackiego, w: Romantyzm, poezja, historia. Prace
ofiarowane Zofii Stefanowskiej, red. M. Prussak, Z. Trojanowiczowa, Warszawa 2002, s. 212.
28 J. M. Rymkiewicz, Kinderszenen, s. 53.
29 M. Piwiñska, Juliusz S³owacki…, s. 462.
26
171
siebie wobec innych czynników narodowych. W Kinderszenen bêd¹ to Niemcy,
nazywani wprost, bez eufemistycznych zamienników, takich jak naziœci czy hitlerowscy okupanci30. Racj¹ istnienia narodu jest – w przekonaniu Rymkiewicza – konflikt z innym narodem:
Polscy robotnicy i polscy ch³opi musieli istnieæ choæby dlatego, ¿eby mogli istnieæ volksdeutsche i reichsdeutsche – ¿eby mo¿na ich by³o od czegoœ odró¿niæ. Tak¿e po to, by mogli
skutecznie istnieæ Niemcy, musieli istnieæ jacyœ Polacy, bowiem Niemcy musieli byæ od kogoœ
lepsi – istnienie nadludzi wydaje siê logicznie niemo¿liwe bez istnienia podludzi31.
Tak wiêc to¿samoœæ zawsze kszta³tuje siê w opozycji – w przypadku biografii Mickiewicza i wp³ywu jego twórczoœci na œwiadomoœæ narodow¹ bêdzie
to sta³a obecnoœæ imperium rosyjskiego. Pisze Rymkiewicz:
Mickiewicz, który nie jest poet¹ pó³nocnego imperium – to najwiêkszy tego imperium
poeta – jest niewyobra¿alny. […] jak wygl¹da³aby duchowoœæ polska bez Pana Tadeusza –
lub z jakimœ innym, niewyobra¿alnym Panem Tadeuszem – oraz bez III czêœci Dziadów? Pan
Tadeusz i III czêœæ Dziadów to jest kawa³ek – doœæ du¿y – mojej przestrzeni duchowej. By³bym kimœ innym, gdyby te dzie³a nie zosta³y napisane. Polskoœæ Polaków by³aby bez tych dzie³
jak¹œ inn¹ – te¿ niewyobra¿aln¹ – polskoœci¹. Mówi¹c inaczej: duchowoœæ polska, ta w której
uczestniczymy i która nas konstytuuje, ukszta³towa³a siê wobec imperium, w zwi¹zku z imperium i poprzez imperium32.
Konflikt narodowoœci staje tak¿e elementem „rozwa¿añ o istocie i przymiotach ducha polskiego” w utworze Wielki ksi¹¿ê…, pisanym pod patronatem
autora Króla-Ducha. Przedmiotem zamierzonego niedoczytania stanie siê noc
29 listopada 1830 roku, widziana poprzez relacje pamiêtnikarskie oraz w¹tek
niemo¿noœci wykonania wyroku œmierci na cesarzewiczu. Noc listopadowa,
zwykle mityzowana lub opowiadana w kategoriach szansy na wygran¹, umieszczona zostaje przez Rymkiewicza na nowym fundamencie – pytaniu o znaczenie
wielkiego ksiêcia dla Polaków i o zwi¹zane z jego osob¹ losy powstania. Otrzymuj¹c od pisarza nasz narodowy paszport i legitymacjê uczestnika polskiej historii, staje siê Konstanty udzia³owcem Gombrowiczowskiej niedojrza³oœci podchor¹¿ych, uosobieniem niemo¿noœci, ni¿szoœci, cielesnoœci i œmiesznoœci, ale
tak¿e szatañskoœci podszywaj¹cej siê pod anielski duch narodu. Wielki ksi¹¿ê daje
30
J. M. Rymkiewicz, Kinderszenen, s. 152
Tam¿e, s. 144.
32 J. M. Rymkiewicz, Kilka szczegó³ów, s. 330.
31
172
wiêc szansê na dowartoœciowanie czynu listopadowego w jego niedokonaniu. Fizyczna klêska podchor¹¿ych przekszta³ca siê w duchowy triumf w³aœnie dziêki
niezabiciu Konstantego i nie do koñca zrozumia³ej aneksji Rosjanina z jego zwierzêcoœci¹, prymitywizmem i dwuznacznym wpl¹taniem w polskoœæ. Relacja z nocy listopadowej staje siê przy tym katalogiem zaniechañ, które wp³ynê³y na dalsz¹ historiê Polski. Pisze Rymkiewicz, odwo³uj¹c siê do utworu Poema Piasta
Dantyszka…:
Zdaje siê, ¿e nasze zainteresowanie demoniczn¹ stron¹ historii, diabolicznymi si³ami
w historii dzia³aj¹cymi, nie jest zbyt wielkie. Legendy naszego narodu mówi¹, ¿e u pocz¹tków naszej historii stali anio³owie: ci, co siê pojawili w chacie króla Piasta. Z³o zosta³o pokonane – zjedzone przez myszy – i wtedy, wraz z pojawieniem siê anio³ów, rozpoczê³a siê
historia Polaków. Ta piêkna baœñ czy¿ nie mówi, w jakiej historii chcielibyœmy, w jakiej historii najlepiej byœmy siê czuli? I czy nie po to w³aœnie u³o¿yliœmy sobie tê baœñ: aby wpisaæ
w ni¹ nasze marzenia o tym, czym mog³aby byæ, powinna byæ nasza historia? […] Gdybyœmy wpuœcili do naszych dziejów demoniczne z³o, gdybyœmy uznali wielkiego ksiêcia za
reprezentanta interesów innego ksiêcia – ksiêcia tego œwiata – musielibyœmy oczywiœcie
zrezygnowaæ z tej wizji historii, z tego marzenia czy te¿ przeczucia, ¿e poczê³a siê ona – i nadal siê toczy – z woli dobrych duchów, ¿e w dniu postrzy¿yn przyszli anio³owie. […] Zrezygnowaliœmy mianowicie z takiego przekszta³cenia, przeformowania naszego ducha, które
przygotowa³oby go do tych doœwiadczeñ, co ju¿ niebawem mia³y staæ siê jego udzia³em:
w wieku XIX, tak¿e i w XX33.
Odnosz¹c siê do twórczoœci Juliusza S³owackiego, pisarz pokazuje rewers
narodowej historii. Listopadowe zaniechania mog¹ byæ konsekwencj¹, jak pisze
Marta Piwiñska, utraty przez kulturê polsk¹ Króla-Ducha34. Nadrabianie zaleg³oœci w lekturze romantycznego poematu przez Rymkiewicza pomija próby przyswojenia, które by³y udzia³em modernistów. Autor Wieszania pozostaje niewra¿liwy
na pokusy ca³oœci i projekty „nowej sztuki”, rezygnuje z w³asnego, stawianego
podczas sesji o mistycznym S³owackim (Warszawa 1979), postulatu uporz¹dkowania jego dzie³a. Czyta autora Króla-Ducha adekwatnie do wymagañ stawianych
przez tê twórczoœæ. Rwie w¹tki, powtarza frazy i obrazy, parodiuje w³asny jêzyk,
chc¹c jednoczeœnie zamieszkaæ w nim i zachowaæ dystans. Dodaje wielkoœæ do
ma³oœci, duchowoœæ do cielesnoœci po to, by dotrzeæ do istoty historii. Lokuje j¹
w przestrzeni miast: Warszawy, Wilna, Pary¿a, która od zawsze by³a dekoracj¹ dla
33 J. M. Rymkiewicz, Wielki ksi¹¿ê. Z dodaniem rozwa¿añ o istocie i przymiotach ducha
polskiego, Warszawa 1983, s. 67-69.
34 M. Piwiñska, Juliusz S³owacki…, 387.
173
spo³ecznych wybuchów (np. poetycka wizja rewolucji w Uspokojeniu). Odrzucenie sielskoœci ³¹czy siê wiêc z demonizmem, którego nosicielami zostaj¹ budynki
i ulice – cmentarze, rezerwuary ludzkich szcz¹tków i jednoczeœnie potencja³ przysz³oœci. Niemo¿liwa i niepotrzebna jest z tego punktu widzenia restauracja (np.
Dworku Stypu³kowskich w Zaosiu) czy sztukowanie miejskiej architektury (œwiadcz¹ o tym uwagi wypowiadane na temat budownictwa wspó³czesnego w Kinderszenen). Domy bez historii – jak peerelowskie bloki – choæ realnie istniej¹ce, maj¹
w pisarstwie Rymkiewicza byt fikcyjny. Prawdziwie rzeczywiste pozostaje to, co
albo ju¿ nie istnieje, albo znajduje siê pod powierzchni¹ wspó³czesnej zabudowy.
Niewidoczne ma umiejêtnoœæ wiecznego odnawiania siê dziêki relacji œwiadków,
zapisanych, jak u S³owackiego, na kartkach, pieczo³owicie zbieranych i przepisywanych przez autora Kinderszenen. Ten proces – odbywaj¹cy siê na marginesach
historii i biografii – stanowi dowód uczestnictwa w dziejach i próbê „wybicia siê”
na samoœwiadomoœæ. Pisarstwo Rymkiewicza – to ci¹g³e czytanie dzie³a S³owackiego, próba sprostania stawianym przez niego wymaganiom, spoœród których
nadrzêdnym wydaje siê postulat przemiany form myœlenia.
*
Agnieszka Czajkowska
Fearless influence. Jaros³aw-Marek Rymkiewicz reading Juliusz S³owacki
J.-M. Rymkiewicz’s reading of S³owacki may be defined using the category of influence understood, after H. Bloom, in a dual manner: First, the writing
of the contemporary Polish author (Rymkiewicz) reveals a conflict between the
‘older’ and the ‘younger’ Bard. Second, Rymkiewicz situates himself as a successor in the circle of S³owacki’s historiosophical project and poses the question
of how useful this project may be for our understanding of twentieth-century history of Poland. Whereas Mickiewicz denotes a myth-accursed biography which
is of necessity liable to a deconstruction in our time, S³owacki stands for scenarios of suffering, meeting today’s need for cultural self-description.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
Jacek Brzozowski
£ódŸ
„DAWNIEJ MYŒLA£EM RZECZY UCZYNIÆ SZALONE…”
KILKA UWAG O IDEI DZIE£ ZEBRANYCH
JULIUSZA S£OWACKIEGO
Po kilku dekadach od zakoñczenia edycji krytycznej Dzie³ wszystkich1, po
pó³wieczu, jakie minê³o od ostatniego wydania zbiorowego Dzie³ 2 – Juliusz S³owacki móg³by dostaæ now¹ edycjê zbiorow¹, powiedzmy: Dzie³a zebrane. Notabene planowano tak¹ w 1999 roku: popularn¹, nawi¹zuj¹c¹ (nie bez istotnych
modyfikacji) do wydañ wroc³awskich, realizowanych przez Towarzystwo Literackie im. Adama Mickiewicza3. Opracowaliœmy wówczas ze Zbigniewem Przychodniakiem koncepcjê tej edycji, rozpoczêliœmy rozmowy z redaktorami poszczególnych tomów, przygotowaliœmy dwa sygnalne voluminy: poematów (od
¯mii do Poemy Piasta Dantyszka herbu Leliwa o piekle) i wczesnych dramatów
(Mindowe, Maria Stuart, Kordian). Z rozmaitych przyczyn edycja nie dosz³a do
skutku. Z nadziej¹, ¿e mo¿e… kiedyœ… jednak…, wracam do idei nowego wydania zbiorowego dzie³ autora Króla-Ducha. Wydania, tak, jak je dzisiaj widzê,
ju¿ nie stricte popularnego, lecz popularno-krytycznego, z mocnym akcentem na
drugi z cz³onów tego okreœlenia. Dodam, ¿e chodzi mi w tym miejscu w³aœnie
o ideê, nie szczegó³owy i drobiazgowy projekt. Na ten, na nowy „poemat filolo1 Dzie³a wszystkie, red. J. Kleiner i (od t. 12) W. Floryan, t. 117, Wroc³aw 1952-1975 (dalej
podajê to wydanie jako Dzie³a wszystkie i numer tomu).
2 Dzie³a, wyd. trzecie, red. J. Krzy¿anowski, t. 1-14, Wroc³aw 1959.
3 Dzie³a, red. J. Krzy¿anowski, t. 1-12, Wroc³aw 1949 [w³aœc. 1950]; Dzie³a, wyd.
drugie, red. J. Krzy¿anowski, t. 1-14, Wroc³aw 1952; Dzie³a, wyd. trzecie… – jak
w przyp. 2.
175
giczny” odnosz¹cy siê do ogromnej ksiêgi problemów zapisanych w edytorskiej
historii tekstów S³owackiego, przyjdzie czas nieco póŸniej. Tutaj ograniczê siê,
z niewielkimi wyj¹tkami, do uwag najogólniejszych.
1. ZawartoϾ edycji
¯adne z wczeœniejszych wydañ zbiorowych nie by³o wydaniem kompletnym4. Mia³o to oczywiœcie zwi¹zek ze stanem wiedzy o spuœciŸnie poety (czasem – równie¿ ze zwyk³ymi przeoczeniami5), niekiedy – wynika³o ponadto z przyjêtych przez wydawców za³o¿eñ6.
Edycja, o jakiej myœlê, by³aby wydaniem zupe³nym – zawieraj¹cym wszystkie znane dziœ teksty S³owackiego (w tym obcojêzyczne, wraz z nowymi ich przek³adami): utwory literackie i pisma proz¹, listy, plany utworów, informacje o utworach zaginionych b¹dŸ zniszczonych, utwory o autorstwie w¹tpliwym, wszelkiego
rodzaju notatki, wypisy z innych dzie³ oraz zapiski na ich marginesie, dedykacje, rachunki, pisma urzêdowe, ¿yciorysy, testamenty, etc. etc. Zawiera³aby równie¿ podobizny rysunków i szkiców poety, b¹dŸ zachowanych w rêkopisach, b¹dŸ
zaginionych, ale wczeœniej opublikowanych. W wielu wypadkach, jak choæby
4 W najpe³niejszym z nich, Dzie³ach z 1959, nie ma co najmniej kilkudziesiêciu fragmentów. Przyk³adowo: w pierwszym tomie (Liryki i inne wiersze) brak nastêpuj¹cych utworów:
It is probable to us – the bargain will be made…, O nie! o nie – cho³odziec mój…, Takiego
ludów w sobie przera¿enia…, Na polach Grund[waldy], na polach Grund[waldy]…, I ujrza³em te ba³wany…, Ca³¹ potêg¹ ducha ciê wyzywam…, Z dolin zasutych ¿wirem…, Jako
zmoczona w s³otny dzieñ ptaszyna… Nie ma tu równie¿ fragmentu Ile¿ dni przejdzie mi dziecinnych na ³owach…, zaliczonego w Dzie³ach wszystkich (t. 12, cz. 1) do prozy poetyckiej
i stanowi¹cego istotny kontekst dla wiersza Dusza siê moja zamyœla g³êboko… (Dzie³a podaj¹ ten fragment w tomie 11, wœród Notatek w „Raptularzu”).
5 Np. urywek Bracia nasi, uznawszy was ma³ymi duchy…, podany przez Gubrynowicza
(Dzie³a, Lwów 1909, t. 10, s. 514) w Odmianach tekstu do Wyk³adu nauki, przedrukowany
w pierwszym z wydañ wroc³awskich (Dzie³a, Wroc³aw 1949, t. 10, s. 740) w Wa¿niejszych
odmianach tekstów do [Urywków filozoficznych]), podany w kolejnej edycji wroc³awskiej
(Dzie³a, Wroc³aw 1952, t. 4, s. 236) jako urywek [XIII] wœród [Poetyckich fragmentów filozoficznych]), w Dzie³ach z 1959 i w Dzie³ach wszystkich znikn¹³ (w Dzie³ach z 1959 jest
o nim jedynie informacja w t. 4, s. 379-380 i 387).
6 Np. Dzie³a wszystkie, wczeœniej wydanie Bronis³awa Gubrynowicza i Wiktora Hahna
(Dzie³a, pierwsze krytyczne wyd. zbiorowe, t. 1-10, Lwów 1909; t. 1-4 i 10 opracowa³ Gubrynowicz, t. 5-9 – Hahn) oraz edycja Manfreda Kridla i Leona Piwiñskiego (Dzie³a, red.
M. Kridl i L. Piwiñski, przedmowa J. Lechoñ, t. 1-24 [w 12 woluminach], Warszawa 1930-1931) nie uwzglêdnia³y korespondencji.
176
starannych akwarel w Album rysunkowym7, szkicu pastereczki z Pornic w Raptularzu8 czy satyrycznych rysunków antymickiewiczowskich i antytowianistycznych9, stanowi¹ one istotn¹ cz¹stkê twórczej aktywnoœci poety. Owszem, nie s¹
„pismami”. Znakomicie jednak z nimi wspó³brzmi¹, do „dzie³” zaœ – z pewnoœci¹ nale¿¹.
2. Plan edycji
Zasadniczym kryterium rozmieszczenia utworów w kolejnych tomach
by³oby – jak w wiêkszoœci wydañ 10 – kryterium gatunkowe: I. Wiersze, II–
–III. Poematy. IV. Beniowski, V. Król-Duch, VI–X. Dramaty, XI–XII. Pisma
proz¹, XIII–XIV. Listy. Tom ostatni, XV, zawiera³by rysunki oraz zbiorcze
wykazy i indeksy dla ca³ej edycji: spis skrótów (edytorskich i redakcyjnych),
rejestr zawartoœci manuskryptów (piszê o nim osobno we fragmencie 8), indeks osób (oraz tytu³ów dzie³), indeks postaci wystêpuj¹cych w utworach
S³owackiego (w tym postaci mitologicznych), alfabetyczny wykaz utworów
poety, spis rysunków.
W obrêbie zarówno poszczególnych ca³oœci gatunkowych (w tomach I, II–
–III, VI–X), jak i wyodrêbnionych w ramach tych ca³oœci dzia³ów (w tomach XI–
–XII: utwory literackie, artyku³y krytyczne, pisma genezyjskie, pisma polityczne itd.) – obowi¹zywa³by uk³ad chronologiczny, przy czym o miejscu utworu decydowa³aby data przyjêta za terminus a quo11. Wypadnie dodaæ, ¿e w wielu wy-
7 Album rysunkowe z podró¿y na Wschód – rêkopiœmienny notatnik poety w Bibliotece
Zak³adu Narodowego im. Ossoliñskich (sygn. 5463/I), zawieraj¹cy wiersze, notatki, rachunki,
rysunki oraz akwarele.
8 Raptularz z lat 1843-1849 – rêkopiœmienny notatnik S³owackiego w Bibliotece Zak³adu Narodowego im. Ossoliñskich (sygn. 4743/I), zawieraj¹cy m. in. wiersze, bruliony niektórych pism proz¹, ró¿ne notatki, rysunki o³ówkiem i kredk¹. Rysunek pastereczki zob. w:
J. S³owacki, Raptularz 1843-1849, pierwsze ca³kowite wyd. wraz z podobizn¹ rêkopisu,
oprac. edytorskie, wstêp, indeksy M. Troszyñski, Warszawa 1996, s. 48.
9 Chodzi o dwa rysunki znajduj¹ce siê w obszernym zbiorze rêkopisów poety, oznaczonym w Bibliotece Zak³adu Narodowego im. Ossoliñskich sygnatur¹ 4807/III. Zosta³y one
opublikowane (wraz z obszernym komentarzem) w: J. Brzozowski, Dwa zapomniane rysunki
Juliusza S³owackiego, „Pamiêtnik Literacki” 2009, z. 3.
10 Wyj¹wszy Dzie³a wszystkie, red. J. Kleiner, t. 1-7, 9-11, Lwów 1924-1933 oraz drug¹
edycjê tego wydania, gdzie w siedmiu pocz¹tkowych tomach pomieszczono, w uk³adzie chronologicznym, ale niezale¿nie od ich gatunkowoœci, utwory og³oszone za ¿ycia poety, w kolejnych, równie¿ w analogicznym uk³adzie, pozosta³e.
177
padkach zasadniczo by to zmienia³o taki obraz twórczej drogi S³owackiego, jaki
wy³ania siê z wydañ wczeœniejszych12.
3. S³owacki genezyjski
To, co poeta pisa³ przed 1842 rokiem, jakichœ szczególnych k³opotów edytorskich nie nasuwa. Nie nasuwaj¹ ich równie¿ – z niewielkimi wyj¹tkami13 – te
utwory i pisma z okresu genezyjskiego, które zosta³y opublikowane za ¿ycia S³owackiego. Problemy, wiadomo, pojawiaj¹ siê w zwi¹zku z rêkopiœmienn¹ spuœcizn¹ z lat 1842-1849: w wypadku wielu tekstów zasadnicze, nie poddaj¹ce siê
¿adnym jednoznacznym rozstrzygniêciom, stawiaj¹ce wydawcê w nader k³opotliwej roli… autora. Tytu³em przypominaj¹cej ilustracji kilka przyk³adów.
W ilu redakcjach drukowaæ Uspokojenie, skoro istnia³y trzy ró¿ne autografy, a ponadto trzy ró¿ne kopie trzeciego z nich? I czy rzeczywiœcie mo¿na na
podstawie zachowanych przekazów rêkopiœmiennych oraz pierwodruków przedstawiæ okreœlon¹ redakcjê wiersza, twierdz¹c, ¿e „taka jest postaæ w³aœciwa Uspokojenia – i w tej postaci poemat winien utrwaliæ siê w pamiêci narodu”?14
Jest Zawisza Czarny zbiorem, jak drukowa³ Hahn, tylko fragmentów15?;
utworem w dwóch redakcjach, jak podawali Kridl i Piwiñski16 oraz wydania
wroc³awskie?; dramatem w czterech redakcjach, jak proponowali wydawcy Dzie³
wszystkich?17
Czym w istocie jest to, co czytamy jako dramat Samuel Zborowski?
11 Dotyczy³oby to równie¿ (nielicznych) utworów, które S³owacki uk³ada³ w porz¹dku
innym ni¿ czas powstania: Hugona, Mnicha, Jana Bieleckiego, Araba i ¯mii z pierwszego
tomu Poezji (1832); Hymnu („Bogarodzica! Dziewico…”), Kuliku, Pieœni legionu litewskiego,
Pary¿a i Dumy o Wac³awie Rzewuskim z tomu trzeciego (1833); Ojca zad¿umionych,
W Szwajcarii i Wac³awa z Trzech poematów (1839) – pomiêdzy drugim i trzecim poematem
sz³oby Poema Piasta Dantyszka herbu Leliwa o piekle.
12 Jak to wygl¹da w wypadku wierszy, zob. J. S³owacki, Wiersze. Nowe wydanie krytyczne,
oprac. J. Brzozowski i Z. Przychodniak, Poznañ 2005.
13 Np. Na sprowadzenie prochów Napoleona, Pogrzeb kapitana Meyznera, Uspokojenie, OdpowiedŸ na „Psalmy przysz³oœci” – zob. noty edytorskie w: Wiersze. Nowe wydanie
krytyczne…
14 J. Kleiner, Poemat S³owackiego o powstaniu warszawskim, „Odrodzenie” 1946, nr 9,
s. 7. Zwiêz³e omówienie problemu w: Wiersze. Nowe wydanie krytyczne…, s. 282-284.
15 Dzie³a, Lwów 1909, t. 9.
16 Dzie³a, Warszawa 1930, t. 15.
17 Dzie³a wszystkie, t. 13, cz. 2.
178
Mo¿na mówiæ o piêciu rapsodach Króla-Ducha, jak Gubrynowicz18, Pawlikowski19 i wydania wroc³awskie, czy tylko czterech, jak w Dzie³ach wszystkich?
Pisa³ S³owacki poemat, który w Dzie³ach wszystkich i w Dzie³ach z 1959
roku uznano za Próby poematu filozoficznego? Czy wiêkszoœæ fragmentów, z jakich wydawcy sk³adali te Próby…, to nie jest po prostu garœæ luŸnych urywków
genezyjskich?
Pozwalaj¹ cztery niewielkie urywki przypuszczaæ, ¿e planowa³ poeta pisaæ swojego Pana Tadeusza? Czy te¿ pisa³ te urywki jedynie na ³ad wierszowanych notatek b¹dŸ poetyckich glos na marginesie Mickiewiczowskiej epopei?
Mo¿na widzieæ w garœci pisanych na kartach rêkopisu Króla-Ducha urywków Fragmenty z pogranicza poematu o Helionie i Helois?20 Nie s¹ to zaœ mo¿e,
analogicznie jak luŸne wierszowane urywki genezyjskie, poetyckie notatki na
marginesie tych dialogów proz¹, których bohaterami s¹ Helion i Helois?
Wolno na podstawie jednej enigmatycznej wzmianki21 uznaæ dwa niewielkie urywki zapisane na kartach rêkopisu Fantazego za szcz¹tek utworu Ksiêgi
rodzaju narodu polskiego?22
By³yby, jak zaklasyfikowano je w Dzie³ach wszystkich (t. 13, cz. 1), urywki Wreszcie szczêœliwsze mi nadesz³y czasy…, Patrz, list smêtny od ¿ony – ci¹gle
mi ta ró¿a… oraz Polak, jak mówi¹ – ujrzysz go zapewne… szcz¹tkami nieznanych dramatów?
Jest takich problemów ze S³owackim genezyjskim mnóstwo, problemów
edytorsko nie do rozwik³ania, nieweryfikowalnych23. W istocie jedyna sensowna rzecz, jak¹ mo¿na tutaj zrobiæ, to pozostawiæ to wszystko, co fragmentaryczne
18 Dzie³a,
Lwów 1909, t. 4.
19 Król-Duch, wyd. zupe³ne, komentowane, u³o¿y³ i komentarzem opatrzy³ Jan Gwalbert
Pawlikowski, brzmienie tekstów z rêkopisów ustali³ Micha³ Pawlikowski, t. 1-2, Lwów 1925
[w³aœc. 1924].
20 Zob. Dzie³a, Wroc³aw 1949, t. 4; Dzie³a, Wroc³aw 1952, t. 5; Dzie³a, Wroc³aw 1959, t. 5.
21 J. Reitzenheim, Juliusz S³owacki, Pary¿ 1862, s. 18: „Zostaje nam jeszcze z owego czasu
[tj. Beniowskiego, wed³ug Reitzenheima wydanego w 1840], tak p³odnego w ¿yciu literackim S³owackiego, Podró¿ do Ziemi Œwiêtej, Ksiêgi rodzaju narodu polskiego, Nowa Dejanira i niektóre sceny z konfederacji tyszowieckiej”.
22 Dzie³a, Wroc³aw 1952, t. 4, s. 230; Dzie³a, Wroc³aw 1959, t. 4, s. 254; Dzie³a wszystkie, Lwów 1925, t. 10, s. 387; Dzie³a wszystkie, t. 10, s. 323.
23 Na sam¹ koniecznoœæ innego ni¿ w duchu tradycyjnej sztuki edytorskiej traktowania
genezyjskiej twórczoœci poety zwracali przed laty uwagê Stefan Treugutt (Czy istnieje filozofia genezyjska?) i Stanis³aw Makowski (Stan edycji pism genezyjskich S³owackiego), w:
S³owacki mistyczny. Propozycje i dyskusje sympozjum, Warszawa 10-11 grudnia 1979, red.
M. Janion i M. ¯migrodzka, Warszawa 1981.
179
i niemo¿liwe do zdefiniowania w kategoriach tradycyjnie rozumianego „utworu
literackiego”, w owej fragmentarycznoœci i niedefiniowalnoœci. Mówi¹c inaczej:
wydawcy pozostaje nie wiêcej, jak pogodziæ siê z faktem, ¿e w wielu wypadkach ma do czynienia nie z zarysem jakichœ mniej czy wiêcej prawdopodobnych „utworów”, lecz z niemo¿liw¹ do uspójnienia b¹dŸ sfabularyzowania liczb¹ d³u¿szych i krótszych ci¹gów tekstowych, u³amków, okruchów, urywków,
fragmentów. Mo¿na je – z koniecznoœci, jakoœ bowiem trzeba to podaæ24 – zbieraæ w najogólniej pomyœlanych dzia³ach tematycznych i drukowaæ w uk³adzie
respektuj¹cym albo mo¿liwy do ustalenia, albo tylko hipotetyczny czas powstania. Tak te¿ zrobiliœmy ze Zbigniewem Przychodniakiem w z³o¿onej do druku
edycji poematów S³owackiego. Mianowicie w tomie drugim, mieszcz¹cym poematy i fragmenty z lat 1842-1849, wyodrêbniliœmy czêœæ zatytu³owan¹ Urywki
ró¿ne, a w niej piêæ dzia³ów zawieraj¹cych epickie wierszowane urywki i fragmenty, które we wczeœniejszych wydaniach ³¹czono m. in. z Próbami poematu
filozoficznego i Królem-Duchem: Wierszowane urywki genezyjskie25, Wierszowane urywki z autografów pism genezyjskich proz¹26, Wierszowane urywki
24 Pomys³
J. M. Rymkiewicza – w tym wypadku dotycz¹cy Króla-Ducha – by przepisaæ
to, co mamy w autografach, karta po karcie, i zostawiæ czytelników z tym ogromem nieuporz¹dkowanych fragmentów, jest wprawdzie wykonalny, niczego jednak nie rozwi¹zuje (S³owacki. Encyklopedia, Warszawa 2004, s. 243-247), przerzuca bowiem w istocie edytorskotekstologiczno-interpretacyjny trud z wydawcy na czytelnika.
25 Bom ja przed wieki by³ i by³em w Panu…, A teraz dalsz¹ powieœæ ducha mego…, A wtenczas ja Duch ponad Oceanem…, Kaza³eœ przenieœæ miê, Panie Bo¿e…, Tu, gdzie pod mymi
nogami, o Bo¿e…, Postawi³eœ miê, Bo¿e…, Str¹cony wtenczas musia³em na nowo…, Bolesn¹
moj¹ drogê, Panie Bo¿e…, I straszne by³o trzecie królestwo stworzenia… [Urywek drukowany dawniej jako fragment [II] „Ksi¹g rodzaju narodu polskiego”], Prorok powstanie Bo¿y i powie…, Nowi… na nowo…, Ju¿ by³em bliski ostatnich ¿ywota…, A to s¹ rzeczy, które mi na
nowo…, Boœmy, o bracia, przed wiekami byli…, Nie idŸcie, bracia, za m¹droœci¹ wieku…, Anio³
globowy – pomiêdzy s³onecznym…, Oto ju¿ widzê karbunku³ widzenia…, Panie! my Twoi odwieczni synowie…, Ja, duch Twój, Panie, przez wieki trapiony…, I to dziœ ty masz… ¿e siê jako
Chryste…, O! duchu, w tobie ca³a wieków burza…, Oto kolumna ducha stoi w formy osobie…,
O najstraszniejsz¹ z wszystkich tajemnic Boga siê mego…, Potem ró¿nych si³ walka siê zaczê³a…, Nie idŸcie, bracia, za m¹droœci¹ wieku…, W jasnoœciach Pañskich, w œwiec¹cych siê z³otach…, Wtenczas miê nieœli Boscy anio³owie…, O tajemnico dziwna zap³odnienia…, S¹ œwiête
w duchu globu tajemnice…, Na ska³ach Oceanu postawi³eœ, Panie…, A na pocz¹tku by³ Pan –
a my w Panu…, Bo na pocz¹tku by³ Pan – a my w Panu…, Pozwol¿e, Panie, ¿e j¹ duch opieje…,
Bo mój duch ju¿ by³ przed pocz¹tkiem w S³owie…, Pozwol¿e, Bo¿e, aby z Twoj¹ chwa³¹…
26 I oto siê wieczny…, Panie – rzek³ – oto jako na Ikara…, T³omaczy³ nam ostatnie ducha tajemnice…, O mistrzu, mistrzu, co¿ siê ze mn¹ sta³o…, Kaza³abym ci… odszczekiwaæ…
g³ucho…, I dalej id¹c zaszed³em w komnaty…, Wierzcie mi, ¿e tu duch ojczyzny nowy…,
Bracia nasi, uznawszy was ma³ymi duchy…
180
zwi¹zane z Helionem i Helois27, Urywki odnosz¹ce siê do scenerii Dziadów28,
Wierszowane urywki o niejasnym statusie29. Dodam w tym miejscu – nie bez
demagogicznej go³os³ownoœci – ¿e jeszcze wiele z tych urywków i fragmentów, które wydawcy uznawali za warianty i odmiany czy to Króla-Ducha, czy
Beniowskiego, czy kilku pomniejszych utworów, mo¿na by widzieæ jako b¹dŸ
osobne teksty-urywki, b¹dŸ ich tematyczne grupy.
Przyjdzie zamkn¹æ te uwagi stwierdzeniem, ¿e jakkolwiek przedstawia³yby siê decyzje dotycz¹ce uk³adu tudzie¿ kszta³tu i statusu wielu utworów z lat
1842-1849, mówi¹c nieco inaczej: jakkolwiek wygl¹da³by tekst g³ówny (je¿eli
w ogóle mo¿na o takim mówiæ w tradycyjnym tego znaczeniu30) tych utworów
i ich miejsce w ca³oœci „dzie³ zebranych” autora Balladyny – o tym, co stanowi
owych utworów istotê, bêdzie w niema³ym stopniu decydowa³ komentarz edytorski. S³owem: mo¿liwie pe³ne i adekwatne wyobra¿enie na temat tego, co czytelnik ma przed sob¹ jako utwór poety, mo¿e daæ – jestem sk³onny twierdziæ, ¿e
niekiedy wy³¹cznie – aparat krytyczny: informacje o Ÿród³ach tekstu (w wielu
wypadkach tak¿e jego edytorskiej historii), szczegó³owe uzasadnienie podstawy
27 Widzia³em ³¹ki i gaje dêbowe…, Zakoñczy³, a my wszyscy w zimnym dreszczu…, Jeszcze na morzu ranna panowa³a szarza…, „Sprobujmy wiêc – a mo¿e takimi sposoby…, Helionie… trawy osrebrzone ros¹… [Urywek drukowany dawniej jako fragment [I] „Ksi¹g
rodzaju narodu polskiego”], Zakoñczy³ œpiewak: a myœmy s³uchali…, Dziw! taka straszna
pieœñ, a my zalani…, Skoñczy³ i usiad³… lecz nasza gromada…, A gdy rapsodnik – znalaz³szy w rapsodzie…, Na to mi Helion mi³y patrz¹c w górê…, Usta³em nagle w pieœni zatrzymany…, Zakoñczy³ œpiewak… a my zas³uchani…, A doñ Helois: „Je¿eliœ ubogi…, I znów na
ucztê ducha zgromadzeni…, Zakoñczy³ œpiewak, a my: „O! cudowny…, Skona³, lecz przezeñ ta ojczyzna wzros³a…, A wtenczas stan¹³ w ognistej koronie…, Niebo jak zegar œwieci³o
gwiazdami…, Przesta³ i niby w niebo podniesiony…, Skoñczy³ wieszcz, a my: „O piêkne
i dziwne…, Zaœwieci³ piêkny duchowy poranek…, Ju¿ by³a pó³noc – i Pelejad wianek…,
Zakoñczy³ œpiewak, a Pelejad wianek…, Jeden z nas tak¿e – m³ody, który w sobie…, Skoñczy³ znikniony – ja wtenczas s³uchacze…, S³uchaliœmy tej pieœni zadziwieni…, Umilk³ – a moja
dusza oniemia³a…
28 Na tym zakoñczy³ pieœñ. – Guœlarze wstaj¹…, Skoñczy³ œpiewak i usiad³ – zaraz t³um
guœlarzy…, Zaledwo duch zakoñczy³ – wnet guœlarze wstaj¹…, Skoñczy³ œpiewak i usiad³ –
znów guœlarze wstaj¹…, I znowu wsta³ wieszcz ludu – ale ju¿ t¹ raz¹…, Jeszczeœmy pieœni
ciekawi s³uchali…, Oto œpiewak z dalekiej przyby³ okolicy…, Skoñczy³ – a kap³an wsta³ i rzek³:
„Dziateczki…, Zakoñczy³ ma³y ludu poetka – i twarze…, Wtem powsta³ stary kap³an i pocz¹³ w te s³owa…, A gdy zakoñczy³ œpiewak, to go bracia mili…, Skoñczy³em tê pieœñ – gdy
z oczu mi spad³y…
29 Wreszcie szczêœliwsze mi nadesz³y czasy…, Patrz, list smêtny od ¿ony – ci¹gle mi ta
ró¿a…, Polak, jak mówi¹ – ujrzysz go zapewne….
30 Zob. S. Treugutt, Czy istnieje…, szczególnie s. 33-38.
181
przedruku, uwagi o datowaniu, odmiany tekstu, objaœnienia i przypisy, wreszcie
– odnosz¹cy siê do ca³oœci wydania rejestr zawartoœci manuskryptów.
Policzy³bym do mitów sugestie, ¿e pisma genezyjskie mo¿na wydawaæ
jakoœ zasadniczo inaczej ni¿ „zwyk³e” utwory: b¹dŸ na luŸnych kartach odwzorowuj¹cych zawartoœæ rêkopisów31, b¹dŸ „trybem encyklopedycznym”, tj. „gromadz¹c nie wedle tytu³ów, szczególnie nie wedle nie istniej¹cych tytu³ów – ale
wedle krêgów problemowych teksty o podobnym przybli¿eniu do jakiejœ strony
nauki genezyjskiej”32. Je¿eli zaœ nawet dla pojedynczych tekstów b¹dŸ jakichœ
ich grup czy krêgów by³oby to realne (na prawach antologii), to w wypadku edycji zbiorowej, gromadz¹cej ca³oœæ dorobku autora, tj. wszystkie „rzeczy normalne”
oraz wszystkie „rzeczy szalone”, nie widzê mo¿liwoœci u³o¿enia i opracowania
tych ostatnich w duchu innego ni¿ tradycyjne edytorstwa. Nie musi to przecie¿
oznaczaæ, ¿e pomiêdzy obydwoma „rzeczami” stanie znak równoœci. Nie od samych to jednak owych „rzeczy” zale¿y, drukowany tekst jakiegokolwiek urywka genezyjskiego niczym siê bowiem nie ró¿ni od drukowanego tekstu Mnicha
czy Araba. O tym, co je ró¿ni jako „utwory”, decyduje – podkreœlê raz jeszcze –
to, co czytelnik znajdzie w uwagach edytora. O nich te¿ wypadnie teraz parê s³ów
powiedzieæ, o aparacie krytycznym popularno-krytycznego wydania Dzie³ zebranych S³owackiego.
4. Noty o tekœcie
Ta czêœæ aparatu krytycznego winna zawieraæ pe³n¹ informacjê o wszystkich
przekazach rêkopiœmiennych (autografach i kopiach) oraz ich opublikowanych
podobiznach, pierwodrukach, pierwszych wydaniach zbiorowych (jeœli pierwodruk
31 Zob.
przyp. 23.
S. Treugutt, Czy istnieje…, s. 36-37. Badacz sugerowa³ jednoczeœnie – i bardzo to
sk¹din¹d inspiruj¹ca sugestia – ¿e „byæ mo¿e wstêpem do takiej pracy [tj. wydania ca³oœci
pism genezyjskich] powinien byæ ca³kiem oryginalnie pomyœlany s³ownik terminów, po³¹czony z antologi¹, jakaœ taka konkordancja skrzy¿owana z czymœ takim jak robota (niezwyk³a) S. Fostera Damona, jego A Blake Dictionary”? Jestem jak najg³êbiej przekonany,
¿e taki s³ownik S³owackiego (nie tylko zreszt¹ genezyjskiego), jaki dla Blake’a zrobi³
Damon, by³by rzecz¹ nieocenion¹ i fascynuj¹c¹. Czy jednak mo¿liw¹ w³aœnie jako wstêp
do pracy nad inn¹ ni¿ Kleinerowska edycj¹ dzie³a genezyjskiego? do jakich Ÿróde³ (jakich
wydañ) odnosz¹c¹ lokalizacjê tekstów? jak rozwi¹zuj¹c¹ problem braku wydania krytycznego korespondencji? Wydaje siê, ¿e rzetelny „damonowski” s³ownik autora Genezis z Ducha móg³by powstaæ nie jako wstêp do, lecz jako zwieñczenie nowej pe³nej edycji krytycznej wszystkich dzie³ S³owackiego.
32
182
mia³ miejsce w czasopiœmie) tudzie¿ tych edycjach, które w ostatecznym rachunku zadecydowa³y o podstawie przedruku. Podkreœliæ przy tym trzeba, ¿e wszystkie te informacje nale¿a³oby bezwzglêdnie sprawdziæ u Ÿróde³, jest bowiem w tej
materii bardzo wiele omy³ek i nieœcis³oœci zarówno we wczeœniejszych wydaniach,
jak i w poœwiêconym S³owackiemu tomie „Nowego Korbuta”33.
Osobn¹ kwesti¹ – szczególnie istotn¹ w³aœnie przy pismach genezyjskich – by³by zakres informacji o autografach. Pe³ne ich opisy mo¿na znaleŸæ w Dzie³ach wszystkich. Nie wydaje siê jednak, by w popularno-krytycznym wydaniu zasadne by³o ich powtarzanie. By³bym zdania, ¿e wystarczy siê
tutaj ograniczyæ do tych informacji, które mog¹ stanowiæ przes³anki do datowania tekstu; tym wiêcej, ¿e pe³ny obraz zawartoœci poszczególnych kart
wszystkich manuskryptów czytelnik bêdzie mia³ w osobnym szczegó³owym
ich rejestrze.
Notê o tekœcie zamyka³yby uwagi o jego uk³adzie, wyborze podstawy przedruku oraz – co w przypadku tekstów genezyjskich zasadnicze – statusie. Ten
ostatni oprócz tego, ¿e wynika³by z lokalizacji tekstu w autografie, nale¿a³oby
dookreœliæ odnosz¹c go do kilku najbardziej miarodajnych edycji34.
5. Noty o datowaniu
Bardzo wiele tekstów, nie tylko z lat czterdziestych, datowaæ mo¿na jedynie w przybli¿eniu. Si³¹ rzeczy ich miejsce w ca³oœci bêdzie w mniejszym czy
wiêkszym stopniu hipotetyczne.
Wiele utworów ma równie¿ swoj¹ w tej materii osobn¹ historiê, czêstokroæ
– nadmiernie uwik³an¹ biograficznie, niekiedy wprost i bezpoœrednio stawiaj¹c¹
znak równania miêdzy biografi¹ i twórczoœci¹. I otó¿ tutaj wydanie zbiorowe,
próba ogarniêcia ca³oœci dorobku poety, ca³oœci jego twórczej drogi, jest znakomit¹ okazj¹, by na nowo rozwa¿yæ genezê wszystkich ogniw sk³adaj¹cych siê
w³aœnie na ca³oœæ biografii poetyckiej S³owackiego. Rozwa¿yæ ze zdecydowa33 Bibliografia literatury polskiej „Nowy Korbut”, t. 11: Halina Gacowa, Juliusz S³owacki,
Wroc³aw 2000. Tytu³em przyk³adu przyjdzie w tym miejscu zauwa¿yæ, ¿e podawana przez
Gacow¹ lokalizacja autografów w wielu wypadkach nie zgadza siê z obecnym stanem rêkopisów w Bibliotece Zak³adu Narodowego im. Ossoliñskich. Czêœæ rêkopisów uporz¹dkowano
bowiem w latach siedemdziesi¹tych i osiemdziesi¹tych, poddano konserwacji i na nowo oprawiono, daj¹c now¹ paginacjê.
34 Dzie³ Gubrynowicza i Hahna z 1909, Pawlikowskiego edycji Króla-Ducha z 1925,
Dzie³ Kridla i Piwiñskiego z 1930-1931, Dzie³ wszystkich, trzech wydañ wroc³awskich.
183
nie mocniejszym akcentem na to, co „poetyckie”, co mieœci siê po stronie procesu poetyckiego, nie zaœ dos³ownie rozumianego „¿yciorysu”.
By³bym jednoczeœnie za tym, aby noty o datowaniu pomyœleæ jako zwiêz³e edytorskie monografie traktuj¹ce o genezie utworu, odwo³uj¹ce siê do ca³ej
w tym zakresie literatury przedmiotu. Dla tekstów z lat 1842-1849 mia³oby to
zarazem ten walor, ¿e w³aœnie tutaj, w tej czêœci aparatu krytycznego, mo¿na by
wiele powiedzieæ o ich szczególnym statusie.
6. Odmiany tekstu
Popularno-krytyczny charakter edycji decydowa³by o ograniczonym zakresie odmian. S¹dzê, ¿e mo¿na go okreœliæ nastêpuj¹co: rejestruje siê wszystkie
nieprzekreœlone przez poetê redakcje, w tym równie¿ jednowyrazowe, je¿eli tylko maj¹ one b¹dŸ mog¹ mieæ znaczenie dla rozumienia utworu (b¹dŸ procesu jego
kszta³towania). W wyj¹tkowych przypadkach podaje siê tak¿e redakcje przekreœlone, tzn. wówczas, gdy jest to konieczne dla jasnoœci b¹dŸ tych odmian, które
z za³o¿enia s¹ wykazywane, b¹dŸ dla czytelnoœci samych not edytorskich.
Podaje siê równie¿ wszystkie decyduj¹ce o znaczeniu odmiany interpunkcji. Jeden przyk³ad uzasadniaj¹cy ich koniecznoœæ. W tomie Wierszy podaliœmy
urywek A ona, bywa³o… w nastêpuj¹cym kszta³cie:
A ona, bywa³o,
G³owê mi piêkn¹ po³o¿y na ramiê
I mówi: „S³yszê piosnkê doskona³¹”.
Ja patrzê w oczy – i wiem, ¿e nie k³amie,
W promiennych oczach bowiem œwiat³o gra³o
S³oneczne, jakieœ piêkne by³o znamiê.
W autografie jest tylko myœlnik po „oczy” w wersie czwartym. Interpunkcja, jak¹ daliœmy, nie budzi w¹tpliwoœci, z jednym wyj¹tkiem – mianowicie przecinka po „S³oneczne” w wersie szóstym. Mo¿na by ten przecinek, z jednakowym
prawdopodobieñstwem, daæ po „gra³o” w wersie pi¹tym. Zmiana znaczenia –
wyraŸna, nie sposób jej nie odnotowaæ.
Odrêbnym problemem jest miejsce odmian: bezpoœrednio pod tekstem g³ównym (jak zrobiliœmy w Wierszach z 2005 roku) czy, jak bezwzglêdnie przyjmuje siê
w naszym edytorstwie, w czêœci tomu zarezerwowanej dla aparatu krytycznego?
Zdecydowanie jestem za pierwszym z tych rozwi¹zañ – tekst istotnych dla rozumienia utworu odmian jest wszak¿e nie mniej wa¿ny ni¿ tego utworu tekst g³ówny.
184
7. Objaœnienia i przypisy
W tym wypadku rzecz jest oczywista: S³owacki wymaga rzeczowego komentarza. Nie tylko dlatego, ¿e taka jest konwencja edycji popularno-krytycznej. G³ównie bowiem i przede wszystkim dlatego, ¿e bez objaœnieñ wydawców
by³by poet¹ w bardzo wielu momentach po prostu milcz¹cym (notabene nie tylko dla zwyk³ych czytelników).
Autor Uspokojenia nie wygl¹da zreszt¹ tutaj najgorzej, by wymieniæ wa¿niejsze wydania opatrzone objaœnieniami i komentarzami, niekiedy znakomitymi: Król-Duch Pawlikowskich, miêdzywojenna edycja Dzie³ wszystkich, opracowany przez Mariana Bizana i Paw³a Hertza wybór Liryków (Warszawa 1959),
tomy Biblioteki Narodowej (Anhelli, Balladyna, Beniowski, Fantazy, Kr¹g pism
mistycznych, Ksi¹dz Marek, Ksi¹¿ê Niez³omny, Lilla Weneda, Maria Stuart,
Mazepa, Mindowe, Powieœci poetyckie, Sen srebrny Salomei, Trzy poemata).
Niew¹tpliwie, sporo mo¿na by z tego w edycji popularno-krytycznej wykorzystaæ. Ca³oœæ objaœnieñ i przypisów wymaga³aby jednak nowego opracowania,
adekwatnego wobec dzisiejszej wiedzy o poecie. Nie wchodz¹c w szczegó³y:
widzia³bym tê czêœæ aparatu krytycznego, pomyœlan¹ i zredagowan¹ w takim
duchu i zakresie, jak zrobiono to w ostatnim, „rocznicowym” wydaniu Dzie³
Mickiewicza35. Z jednym wyj¹tkiem.
W objaœnieniach wydawców zwyk³o siê wykluczaæ przypisy intertekstualne oraz interpretacyjne, tj. wszelkiego rodzaju uwagi dotycz¹ce zwi¹zków pomiêdzy utworami i motywami zarówno w granicach twórczoœci autora, jak i odniesieñ do innych twórców i dzie³36. Co do drugiego – zgoda. Co do pierwszego
mia³bym – w³aœnie w wypadku S³owackiego – powa¿ne w¹tpliwoœci. Istot¹ tej
twórczoœci jest, szczególnie w okresie genezyjskim, to, co z punktu widzenia
poetyki historycznej mo¿na by okreœliæ jako autointertekstualnoœæ i autointerpretacyjnoœæ. Gdyby w objaœnieniach i przypisach znalaz³o siê dla nich miejsce, byæ
mo¿e rozwi¹zywa³oby to czêœæ problemów z tekstami z lat 1842-1849. Rozwi¹zywa³oby co najmniej w tym sensie, ¿e dawa³oby wyobra¿enie o wieloœci, rodzaju
i charakterze zasadniczych wewnêtrznych zwi¹zków i filiacji w obrêbie ca³ego
dzie³a poety. Tak bowiem widzia³bym – najzupe³niej roboczo – owe intertekstualne i interpretacyjne objaœnienia: jako pe³ne rejestry „miejsc wspólnych”, ka¿dorazowo poprzedzaj¹ce w³aœciwe przypisy i objaœnienia do poszczególnych
utworów, urywków i fragmentów.
35 Warszawa
36 Notabene,
1993-2005.
nie unika³o takich objaœnieñ pierwsze wydanie Dzie³ wszystkich.
185
8. Rejestr zawartoœci manuskryptów
Wyobra¿am sobie ten rejestr, zbiorczy dla ca³ej edycji, nastêpuj¹co: pod
aktualnym katalogowym numerem danej jednostki rêkopiœmiennej (autografu
b¹dŸ kopii37) podaje siê, karta po karcie, jej zawartoœæ. Lokalizacja kart b¹dŸ
stronic jest podwójna: aktualna i (w nawiasie) dawna. Odmiany i warianty zapisane w innym miejscu ni¿ tekst g³ówny – identyfikuje siê odnosz¹c je do tytu³u
b¹dŸ incipitu tego tekstu.
Rejestr by³by spisem pe³nym, tzn. wykazywa³by równie¿ odmiany, których
w wydaniu nie pomieszczono (w tym wypadku odsy³ano by do wydañ, gdzie
mo¿na ich tekst znaleŸæ, g³ównie do Dzie³ wszystkich).
Summa summarum, rejestr, o jakim myœlê, stanowi³by znakomity dokument, pokazuj¹cy zarówno materialn¹ stronê samego „pisania” S³owackiego, jak
i daj¹cy, szczególnie w wielu genezyjskich miejscach, wgl¹d w istotê „twórczego chaosu” poety.
9. Postscriptum
By³aby taka edycja, jakiej zarys nakreœli³em, by³aby sama idea takiej edycji „rzecz¹ szalon¹”? Pomys³em nierealnym? czyst¹ fantazj¹? marzeniem sytuuj¹cym siê po stronie raczej duchów ni¿ „zjadaczy chleba”? Pozwolê sobie, na
³ad ostatniego ju¿ ogólnika, odpowiedzieæ nie wprost.
Bez w¹tpienia, gdyby pojawi³a siê perspektywa jego realizacji, przedsiêwziêcie wymaga³oby benedyktyñskiego trudu – ogromnej pracy i niezwyk³ego
zaanga¿owania zespo³u; zespo³u raczej niewielkiego, mo¿e nie wiêcej ni¿ cztero-, piêcioosobowego. S³owacki dosta³by przecie¿ – w koñcu – wydanie na miarê tego, jakim poet¹ by³. Wydanie chyba po trosze nie-zwyk³e – do zwyk³ych
czytelników adresowane. Niewykluczone te¿, ¿e stanowi³oby ono dobr¹ podstawê do nowej edycji – w pe³ni krytycznej.
*
37 W wypadku kopii rejestr by³by niekiedy odkrywaniem obszarów dot¹d nieznanych (zob.
Przeoczone kopie wierszy Juliusza S³owackiego, „Pamiêtnik Literacki” 2008, z. 1).
186
Jacek Brzozowski
„In days of yore, thought I of doing things frantic…” Some remarks
on the idea of Juliusz S³owacki’s Collected Works
A general outline of the editorial concept of a ‘collected works’ edition, to
be possibly adequate to our today’s knowledge of the poet and, as a priority, comprising the entire oeuvre of the Polish Bard (no such complete edition of works
by S³owacki has appeared till this very day). Discussed herein are: the overall
assumptions of the project, defined as it is as a ‘popular-critical’ edition (with
a strong emphasis on ‘critical’); the edition’s content; the arrangement of works
(incl. problems concerning ‘original’ alternative redactions); the scope and character of accompanying critical apparatus (notes on the text; dating remarks; variants; editors’ explanatory notes/footnotes).
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
KOMPARATYSTYKA
Tomasz Bilczewski
Kraków
KOMPARATYSTYCZNE POCZ¥TKI:
MIÊDZY ANATOMI¥ A SZTUK¥
Dziewiêtnastowieczne pocz¹tki komparatystyki literackiej i jej intelektualne zaplecze d³ugo, bo co najmniej do drugiej po³owy XX wieku, decydowa³y
o póŸniejszych losach badañ porównawczych. Warto wymieniæ rzadko przypominane dzisiaj prace: Maurice l’abbé de Tressan Mythologie comparée avec l’histoire (Londyn 1796), Joseph M. Degérando Histoire comparée des systèmes de
philosophie (Pary¿ 1804), Jean F. Sobry Poétique des arts, ou Cours de peinture
et de littérature comparées (Pary¿ 1810), François Raynouard Grammaire comparée des langues de l’Europe latine dans leurs rapports avec la langue des troubadours (Pary¿ 1821). Projekty te, uk³adaj¹ce siê w sekwencjê nieprzypadkowych wydarzeñ, wyrasta³y z przekonania, i¿ u podstaw licznych odmian sztuki
znajduje siê jakaœ wspólna podstawa, z której wyrastaj¹ wszelkie jej odnogi,
poszczególne konary – by siêgn¹æ po jedn¹ z ulubionych metafor organicznych
tamtego okresu – potê¿nego drzewa twórczej aktywnoœci cz³owieka. Wiara we
wspólny horyzont porównawczych operacji, pozwalaj¹cych dostrzec, opisaæ i zrozumieæ ow¹ jednoœæ w wieloœci, sk³ania³a pionierów badañ komparatystycznych
do kierowania zazdrosnego spojrzenia w stronê nauk przyrodniczych. To tam
poszukiwano odpowiedniego instrumentarium do opisywania, analizowania i klasyfikowania artefaktów, do rozk³adania na czynniki pierwsze wytworów geniuszu,
które paralelnie do przyrody o¿ywionej mia³y posiadaæ sobie w³aœciw¹ morfologiê i rozwijaæ siê, oddychaæ, wzrastaæ jak „¿ywa istota, zapuœciwszy korzenie
w pewnym spo³ecznym podglebiu oraz w pewnych narodowych idiosynkra-
188
zjach”1. Nietrudno dziœ dostrzec, i¿ liczne prace porównawcze tego okresu wyrasta³y z klimatu, jaki przynios³y prze³omowi wieków Leçons d’anatomie comparée Georgesa Cuviera (Pary¿ 1799), prekursorskie wobec pisanych w podobnym duchu prac poœwiêconych fizjologii (Jean Coste) i embriologii (Henri M. Blainville)2. W pierwszej po³owie stulecia przeniesiona z theatrum anatomicum pasja
porównywania by³a na obszarze wiedzy o literaturze tak silna, i¿ François
J. M. Noël i François de la Place w 1816 roku nadali kolejnej edycji swojej dydaktycznej antologii Leçons françaises de littérature et de morale znamienny tytu³
Cours de littérature comparée3. Nie mniej zaskakuj¹ce, i nie mniej ³udz¹ce swoim tytu³em kieruj¹cym w stronê ars amandi by³o dzie³o Charlesa de Villersa Erotique comparée4, porz¹dkuj¹ce i zestawiaj¹ce poezjê erotyczn¹ niemieckiego
i frankofoñskiego obszaru minionych dwu stuleci.
1 C. Guillén, The Challenge of Comparative Literature, Harvard University Press 1993, s. 35.
Analogie miêdzy badaniem literatury a naukami przyrodniczymi odwo³ywa³y siê nie tylko
do zoologicznych metafor, ale tak¿e do obrazowania botanicznego. H. Taine mówi³, na przyk³ad, i¿ powstanie wiersza przypomina chemiczne przemiany, które umo¿liwiaj¹ wzrost i rozwój roœlin. Zob. C. Guillén, The Aesthetics of Influence Studies in Comparative Literature,
w: Comparative Literature. Proceedings of the Second Congress of the International Comparative Literature Association, Chapel Hill 1959, t. 1, s. 175-192. O wp³ywach nauk przyrodniczych na genetyzm dziewiêtnastowiecznej komparatystyki zob. w tym samym tomie:
H. Roddier, De l’Emploi de la méthode génétique en Littérature comparée, s. 113-123.
2 Leçons d’anatomie comparée de G. Cuvier, […] recueillies et publiées sous ses yeux
par C. Duméril, Paris 1799; H. M. Blainville, Cours de physiologie générale et comparée,
Paris 1833; J. Coste, Embryogénie comparée. Cours sur le développement de l’homme et
des animaux […], Paris 1837. W opublikowanej w latach trzydziestych XX wieku ksi¹¿ce
Paula Maury Arts et Littérature Comparés. Etat Présent de la Question autor bêdzie powo³ywa³ siê na sukcesy nie tylko filologii porównawczej, ale tak¿e porównawczej fizjologii,
gdy nakreœli swoj¹ opart¹ na taksonomicznym zmyœle wizjê komparatystyki jako drogi do
„nauki o kulturze” (s. 20), po³¹czon¹ z potrzeb¹ osadzenia studiów nad zwi¹zkami literatury i sztuki na mocniejszym akademickim gruncie.
3 F. J. M. Noël, F. de la Place, Leçons françaises de littérature et de morale, wyd. 7, Paris
1816. Antologia Noëla i de la Place’a, która doczeka³a siê do po³owy XIX wieku kilkudziesiêciu wydañ we Francji oraz licznych przedruków i adaptacji w innych krajach (Anglia,
W³ochy, Niemcy, tak¿e Stany Zjednoczone), otrzyma³a w edycji z roku 1816, nie wiadomo
z jakich powodów, podtytu³ Cours de littérature comparée.
4 Ksi¹¿ka po raz pierwszy ukaza³a siê pod koniec 1806 roku w niemieckim, trudno dostêpnym, almanachu Polyanthea. Pe³ny przedruk tekstu wraz z uwagami edytorskimi dotycz¹cymi ró¿nych redakcji, w: E. Eggli, „L’Érotique comparée” de Charles de Villers, Paris
1927. Tytu³ zosta³ wprowadzony przez niejakiego Stapfera, przyjaciela autora, w La Biographie universelle (1827). Pierwotna jego wersja wygl¹da³a nastêpuj¹co: Sur la manière essentiellement différente dont les poètes français et les allemands traitent l’amour.
189
Te, rzadko przypominane w dzisiejszym dyskursie komparatystycznym,
pocz¹tki dyscypliny warto postawiæ obok recepcji Goetheañskiej koncepcji Weltliteratur oraz wyrastaj¹cego z heglizmu projektu Bildung jako kontekst typologicznej refleksji nad strategiami, jakie wobec przedmiotu swoich przedsiêwziêæ
przyjmowali komparatyœci od czasów pojawienia siê badañ porównawczych
w murach akademii. Jak pokaza³y niedawno prace Johna Pizera czy Hansa Hoesela-Uhliga, narodzinom „literatury œwiatowej”, która sta³a siê nieod³¹czn¹ czêœci¹ komparatystycznej tradycji, towarzyszy³a przemiana samej idei literatury,
zmierzaj¹ca od ujmowania jej jako swoistego zaplecza intelektualnego wykszta³conego umys³u do œcis³ego korpusu tekstów przyjmowanych przez ró¿nego typu
wspólnoty jako znak rozpoznawczy w³asnej to¿samoœci i depozyt powierzany
pieczy przysz³ych pokoleñ. Pierwsze komparatystyczne prace publikowane we
Francji w³¹czy³y siê w tê przemianê. Komparatystyczna perspektywa by³a bowiem
czêœci¹ zmagañ nie tylko o lepsze rozumienie rodzimej tradycji literackiej, ale
równie¿ waloryzuj¹ce jej wyniesienie ponad kulturowe dziedzictwo innych nacji. O tym jednak przy innej okazji. Proponujê tymczasem przypomnieæ klimat
towarzysz¹cy pojawieniu siê Goetheañskiej idei Weltliteratur:
Nawet narody oddaj¹ce siê g³ównie handlowi i przemys³owi przywi¹zuj¹ wielk¹ wagê
do […] wymiany idei. Anglia, której w³asne przedsiêwziêcia s¹ tak znakomite, której ¿ycie
jest tak intensywne, ¿e wydaje siê, i¿ by³aby w stanie koncentrowaæ siê na nim samym,
wykazuje obecnie oznaki potrzeby i pragnienia poszerzania w³asnego horyzontu5.
– donosi³ w roku 1828 „Le Globe”, daj¹c wyraz rozszerzaj¹cej siê poza granice
Francji atmosferze zainteresowania tym, co wobec rodzimej literatury i kultury
„zewnêtrzne”. Nie ze wzglêdu na Angliê przypominam jednak ten fragment; zreszt¹ komparatystyka jako obszar dzia³alnoœci akademickiej by³a tam wówczas,
pomimo symptomów pojawiaj¹cego siê „pragnienia porównywania”, jeszcze nie
znana, sam termin comparative literatures wprowadzi do jêzykowego obiegu
Matthew Arnold dopiero pod koniec lat czterdziestych6. Fragment ten kieruje
jednak uwagê przede wszystkim w stronê Niemiec, bêd¹c czêœci¹ d³u¿szej
wypowiedzi, jak¹ opublikowa³ Goethe tego samego roku w „Über Kunst und Alterthum” w reakcji na obserwowany proces miêdzynarodowej komunikacji, stwa-
5 „Le Globe” 1828/ V. 91. Cyt. za: Comparative Literature: the Early Years [dalej jako
SR], red. H. J. Schulz i P. H. Rhein, Chapel Hill 1973, s. 7.
6 W liœcie do swojej siostry. Zob. M. Arnold, Works, red. G. W. E. Russel, London 1904,
t. 13, s. II.
190
rzaj¹cy – wedle niego – nadziejê na pojawienie siê tzw. literatury œwiatowej (Weltliteratur)7. Tê szansê autor Fausta dostrzega³ w – coraz wyraŸniej artyku³owanej na zachód od Renu – potrzebie w³¹czenia w obszar studiów nad rodzim¹ twórczoœci¹ literack¹ dorobku literatur obcojêzycznych, a tak¿e w coraz wyraŸniej
uœwiadamianej potrzebie pog³êbiania wzajemnego kontaktu miêdzy uczonymi,
wieloaspektowego konfrontowania ich intelektualnego dorobku, którego celem
mia³oby byæ wzajemne zrozumienie, wyj¹tkowo istotne w perspektywie, rozdzieraj¹cych jeszcze nie tak dawno kontynent, wojen napoleoñskich8. Ten historyczny
kontekst – o którym czêsto siê zapomina – bêdzie dla Goethego niezwykle wa¿ny.
Szczególnie ciekawy wydaje mi siê jednak, z innego powodu, pocz¹tek wypowiedzi zaczerpniêtej z francuskiego periodyku. Brzmi on nastêpuj¹co:
Doprawdy ka¿dy naród, gdy przychodzi jego kolej, odczuwa owo napiêcie, które,
niczym si³a wzajemnego przyci¹gania cia³ fizycznych, zbli¿a jednego wobec drugiego
i w koñcu zjednoczy wszystkie rasy sk³adaj¹ce siê na ludzkoœæ w jednym uniwersalnym
rozumieniu siebie nawzajem9.
Owo wzajemne rozumienie, na którym Goethemu tak zale¿a³o, a które
kulminuje w arkadyjskiej wizji powszechnej zgody i jednoœci ludzi o odmiennym
kolorze skóry, siêga po obraz przyci¹gaj¹cych siê wzajemnie cia³ fizycznych.
Zatem u podstaw owego wielkiego projektu miêdzynarodowej komunikacji kreuj¹cej przestrzeñ Weltliteratur le¿a³a pewna silna potrzeba – Fritz Strich nazywa
pewien jego wymiar na³o¿onym cz³owiekowi przez naturê pragnieniem akceptacji (desire of approbation)10 – owo pragnienie wi¹¿e siê z postaw¹ otwierania
7
„Über Kunst und Alterthum”1828/VI. 2. Ca³oœæ artyku³u przedrukowana w: SR, s. 7-10.
Pisa³ o nich Goethe w przedmowie do Life of Schiller Carlyle’a (1830). Zob. SR, s. 11.
F. Strich, Goethe and World Literature, New York 1949, s. 31-33. Milan V. Dimiæ zwróci³
uwagê, ¿e o rozwijaj¹cym siê miêdzy narodami duchowym handlu, kontrastuj¹cym z atmosfer¹ wojen napoleoñskich, mówi³ Goethe w kontekœcie rozmowy z Mickiewiczem i Odyñcem, wspominanej przez tego ostatniego w liœcie do Korsaka. Zob. M. V. Dimiæ, Friedrich
Schlegel’s and Goethe’s Suggested Models of Universal Poetry and World Literature and Their
Relevance for Present Debates about Literature as System, w: Proceedings of the XIth Congress of the International Comparative Literature Association: Comparative Literature/World
Literature, red. E. Kushner, D. H. Pageaux, G. Gillespie, t. 5, Bern 1989-1994, s. 42.
9 SR, s. 7.
10 Jest to swoista têsknota za komunikacj¹ z ludŸmi nale¿¹cymi do pewnej wspólnoty
zainteresowañ, czêœæ projektu odnowy samego siebie poprzez dialog z innoœci¹. Tak¿e projekt stworzenia konkretnej lokalnej wspólnoty, jednocz¹cej rozproszon¹ kulturê jêzyka niemieckiego. Zob. F. Strich., Goethe…, s. 44, 48. Opisywane przez Goethego pragnienie by³o
swoist¹ fizyczo-duchow¹ potrzeb¹, co widaæ w komentowanych przez Hendrika Birusa
8
191
siê na to, co odmienne, i mniej lub bardziej oddalone – jest swoistym poszerzaniem horyzontu doœwiadczenia i wiedzy. Po niemal dwóch wiekach podobnego
jêzyka – choæ czêsto inspirowanego refleksj¹, pod wieloma wzglêdami dalekich
Goethemu, „mistrzów podejrzeñ” – u¿ywaæ bêdzie komparatystyka rozprawiaj¹ca siê z rzekomo obiektywn¹ perspektyw¹ historyczn¹ oraz pozytywistyczn¹
przyczynowoœci¹, mówi¹ca o pielêgnowaniu ró¿norodnoœci, które prowadzi do
swoistej „ekstazy”, intensywnej radoœci z doœwiadczania ró¿nicy11. O tym, jak
mocno Goethe odczuwa³ niemal fizyczn¹ potrzebê przekraczania rozmaitych
granic, œwiadczy jego przekonanie (wyra¿one w s³ynnym liœcie do Johanna Petera Eckermanna ze stycznia 1827 roku12) o nadejœciu nowej epoki, w której
miejsce literatury narodowej ulega wyraŸnemu przemieszczeniu, staje siê ona
bowiem czêœci¹ wiêkszej ca³oœci:
Zapoznam jedynie moich przyjació³ z przekonaniem, ¿e kszta³tuje siê obecnie uniwersalna literatura œwiatowa, w ramach której honorowe miejsce jest zarezerwowane dla nas
Niemców13.
Œwit nowej epoki, wyraŸnie zaznaczy Goethe, nie jest pocz¹tkiem koñca
rodzimej tradycji literackiej, przeciwnie, stanowi raczej szansê na jej rozwój w poszerzonym horyzoncie oddzia³ywania14.
Pragnienie przekraczania kulturowych granic, wzajemne zrozumienie i porozumienie, pozwalaj¹ce tworzyæ wspóln¹ intelektualn¹ przestrzeñ w pokojowym
fragmentach: human spirit gradually attaining the desire to participate in the more or less
untrammeled intellectual trade (kam der Geist nach und nach zu dem Verlangen, auch in
den mehr oder weniger freien geistigen Handelsverkehr mit aufgenommen zu werden.) [Werke. Sophien-Ausgabe, I, 42.1, 187]. H. Birus., Main Features of Goethe’s Concept of World
Literature, w: Comparative Literature Now / La Littérature comparée à l’heure actuelle, red.
S. Tötösy de Zepetnek, M. V. Dimiæ, I. Sywenky, Honoré Champion 1999, s. 33.
11 Zob. np. G. Gillespie, The Modernization Thesis and Comparative Literature: Notes
Toward a Discussion, w: By Way of Comparison. Reflections on the Theory and Practice of
Comparative Literature, Paris 2004, s. 223. P. Brunel, Le comparatiste, est-il Don Juan de
la connaissance?; C. Dumoulié, Littérature comparée et psychanalyse: la fureur; P. Dethurens, A la frontière de l’illimité. Le parti du tout ou rien en littérature comparée, w: Fin d’un
millénaire. Rayonnement de la littérature comparée, red. P. Dethurens, O. H. Bonnerot, Presses Universitaires de Strasbourg 2000, odpowiednio s. 36, 94-95, 60.
12 List z 31 stycznia 1827 roku, w: SR, s. 6.
13 Le „Tasse”, drame historique en cinq actes, par Monsieur Alexandre Duval („Über
Kunst und Alterthum” 1827/VI.I). Cyt. za: SR, s. 5.
14 Fragment pochodzi z uwag Goethego zamieszczonych we wstêpie do wspomnianej
ksi¹¿ki Carlyle’a. Cyt. za: SR, s. 10.
192
duchu, odnowione spojrzenie na rodzim¹ twórczoœæ artystyczn¹ poprzez pryzmat
tego, co jêzykowo ró¿ne, stanowi inspiracjê dla projektu, w którym w bardzo oczywisty sposób ujawnia siê nastawienie na wspólnotowoœæ siêgaj¹c¹ poza op³otki
narodowych tradycji. St¹d nie dziwi ogromna rola, jak¹ pojêcie Weltliteratur odegra w krystalizowaniu siê akademickiego obrazu literackich badañ porównawczych.
Projekt Goethego, wyrastaj¹cy, jak s³usznie przypomina Antoine Berman, z idei
Bildung15, ma jednak tak¿e bardzo osobisty wymiar, czêsto podkreœla siê bowiem,
¿e nie by³ on jedynie ide¹ przysz³oœci, lecz realizowanym stylem ¿ycia16: dom poety
w Weimarze, gdzie nieustannie przewija³y siê t³umy uczonych, artystów i osobistoœci z ró¿nych zak¹tków œwiata, mo¿na uznaæ za jeden z pierwszych oœrodków
komparatystycznych. Hans J. Schulz i Phillip H. Rhein zwracaj¹ uwagê, ¿e jego
przyjaŸñ i korespondencja z Jeanem J. Ampèrem, Thomasem Carlylem czy Alessandro Manzonim „by³a motywowana nie tylko pragnieniem bycia rozpoznawanym i docenianym za granic¹, ale wi¹za³a siê tak¿e z d¹¿eniem do poszerzenia
wiedzy Niemców o literaturze s¹siadów”17. Jeœli do tego dodaæ promowanie na
³amach „Über Kunst und Alterthum”, pisma skierowanego pierwotnie raczej w przesz³oœæ ni¿ w przysz³oœæ, tzw. poezji œwiatowej (Weltpoesie), liczne przek³ady z wielu
jêzyków oraz szeroki wachlarz zainteresowañ wykraczaj¹cy daleko poza kr¹g grecko-rzymskiego dziedzictwa cywilizacyjnego, otrzymamy obraz jednego z najwybitniejszych dziewiêtnastowiecznych komparatystów.
Sam termin „literatura œwiatowa”, wprowadzony w obieg przez Goethego, choæ nie przez niego u¿yty po raz pierwszy18, sta³ siê jedn¹ z elementarnych
kategorii komparatystycznego s³ownika, bêd¹c, warto podkreœliæ, tyle¿ nieodzow15 A. Berman, Goethe: Translation and World Literature, w: tego¿, The Experience of
The Foreign. Culture and Translation in Romantic Germany, trans. S. Heyvaert, State University of New York 1992, s. 53.
16 David Damrosch opisuje ów styl ¿ycia, próbuj¹c przypomnieæ relacjê Goethe – Eckermann: „Dla Eckermanna tak naprawdê Goethe jest ¿ywym ucieleœnieniem œwiatowej literatury”. D. Damrosch, What is World Literature?, Princeton University Press 2003, s. 2-6.
W taki sam sposób mówi siê o Poundowskim rozumieniu komparatystyki literackiej, która
by³a dla niego nie tyle akademickim konstruktem, ile pewnym stanem zanurzenia w kulturze; nie zwa¿a³o ono na jêzykowe granice i odleg³e chronologie, pozwala³o ³¹czyæ Villona
z Whitmanem, trubadurów z Dantem i Lope de Veg¹. Zob. H. Levin, Ezra Pound, T. S. Eliot,
and the Idea of Comparative Literature, w: Proceedings of the VIIth Congress of the International Comparative Literature Association, red. M. V. Dimiæ, E. Kushner, D. Bieber,
Montreal, Ottawa 1973, Stuttgart 1979, t. 1, s. 548-549.
17 SR, s. 3.
18 Pierwszeñstwo nale¿y siê tutaj Wielandowi, co udokumentowa³ w 1987 niemiecki
badacz Hans-J. Weitz. Wieland u¿ywa³ jednak terminu w zupe³nie innym znaczeniu ni¿
193
n¹, co k³opotliw¹ jego czêœci¹19. Owa k³opotliwoœæ bierze siê z trudnej do opanowania wieloznacznoœci. W pismach Goethego pole semantyczne tego pojêcia
obejmuje: po pierwsze, rozmaite formy poœrednictwa pomiêdzy literaturami narodowymi, po drugie, wszelkie œrodki s³u¿¹ce zdobywaniu wiedzy, budowaniu
wzajemnego zrozumienia i tolerancji20 w oparciu o literaturê wielu narodów
i wreszcie, po trzecie, zainteresowanie recepcj¹ rodzimej twórczoœci za granic¹.
Tymczasem w komparatystycznym leksykonie, o czym pisa³ przed laty René
Wellek21, utrwali³y siê dwa podstawowe znaczenia: pierwsze wi¹¿e termin z ca³ym uniwersum tekstów literackich, a pochodnie z histori¹ literatury, obejmuj¹c¹
jednym dyskursem dzieje ró¿nojêzycznych literatur narodowych, drugie odsy³a
do kanonu najwiêkszych literackich arcydzie³22. Definiuje siê te¿ Weltliteratur,
jak to dzisiaj czyni np. David Damrosch, jako „zespó³ dzie³ literackich bêd¹cych
w obiegu poza ich macierzyst¹ kultur¹, zarówno w przek³adzie, jak i oryginale”,
a wiêc jako formê recepcji (a mode of circulation and of reading 23). Ta wielowyGoethe, odnosz¹c je do czasów Horacego. Goetheañska idea Weltliteratur by³a wczeœniej
bliska Voltaire’owi, zw³aszcza jako autorowi Essai sur la poésie épique. Zob. J. Pizer, What
is „Weltliteratur” and Why Teach It in a World Literature in English Translation Course, w:
tego¿, The Idea of World Literature. History and Pedagogical Practice, Luisiana State University Press 2006, s. 1-17; L. Ferenczi, Trois conceptions de la littérature universelle: Babits, Rougemont et Priestley, w: Proceedings of the XIth Congress of the International Comparative Literature Association: Comparative Literature/World Literature, red. E. Kushner,
D. H. Pageaux, G. Gillespie, t. 5, Bern 1989-1994, s. 76.
19 Jak pokazuje John Pizer, postaci¹, która przyczyni³a siê do rozpowszechnienia konceptu Goethego, by³, mimo wzajemnej antypatii dziel¹cej obu twórców, Heinrich Heine, a nastêpnie pisarze „M³odych Niemiec”. Autor pokazuje równie¿ dalsz¹ karierê idei Goethego
i jej recepcjê w XX wieku. Zob. J. Pizer, What is „Weltliteratur”…, s. 1-17. Warto te¿ zaznaczyæ, ¿e dla wielu komparatystów (Brunetière, Texte) termin Weltliteratur odnosi³ siê g³ównie do tradycji europejskiej, co wynika³o ze specyfiki kontaktów literackich tamtych czasów.
Zob. C. Guillén, The Aesthetics…, s. 44. J. Pizer, What is „Weltliteratur”…, s. 24-25.
20 O rozdŸwiêku miêdzy pogl¹dami politycznymi Goethego a jego koncepcj¹ Weltliteratur zob. J. Pizer, What is „Weltliteratur”…, s. 22.
21 R. Wellek, The Name and Nature of Comparative Literature, w: Discriminations. Further Concepts of Criticism, Yale University Press 1970, s. 15. Przek³ad polski: Termin i istota literatury porównawczej, przek³. A. Jaraczewski, w: Pojêcia i problemy nauki o literaturze, red. H. Markiewicz, Warszawa 1979, s. 56-85.
22 Rozumienie Weltliteratur jako korpusu reprezentatywnych tekstów nale¿y zdecydowanie do najmocniej utrwalonych interpretacji idei Goethego, choæ podkreœla siê, i¿ nie ma
podstaw do tak w¹skiego jej rozumienia. Zob. F. Boubia, Universal Literature and Otherness, przek³. A. Ferguson, „Diogenes” 1988/36, s. 76-101.
23 D. Damrosch, What is World Literature?…, s. 4-5. Zob. komentarz: V. Coopan, Ghosts
in the Disciplinary Machine: the Uncanny Life of World Literature, „Comparative Literature
Studies” 2004, t. 41, z. 1, s. 20.
194
k³adalnoœæ koncepcji Goethego bierze siê, miêdzy innymi st¹d, i¿ jej pomys³odawca nigdy precyzyjnie nie ograniczy³ zakresu wprowadzonego przez siebie
pojêcia. W œwietle rozproszonych wypowiedzi (zanotowano ich ponad dwadzieœcia), niew¹tpliwie jednak bli¿sze jest ono obrazowi miêdzynarodowego rynku
literackiego, na którym odbywa siê wymiana dóbr w postaci przek³adów, krytyki, periodyków, gdzie przecinaj¹ siê drogi naukowych woja¿y, gdzie tworz¹ siê
intelektualne krêgi zainteresowane poznawaniem dorobku ró¿nojêzycznych literatur, ani¿eli konkretnemu korpusowi tekstów uznawanych za arcydzie³a czy
te¿ historycznoliterackim opracowaniom, wokó³ których koncentrowa³a siê dziewiêtnastowieczna komparatystyka francuska. W swoich uwagach poœwiêconych
idei Weltliteratur chyba najbardziej precyzyjny jest autor Fausta wtedy, gdy
zwraca uwagê, i¿ w ramach „literatury œwiatowej” szczególne miejsce otrzymaæ
winno zjawisko przek³adu:
Teraz chcia³bym siê od Ciebie dowiedzieæ, jak dalece Tasso [przek³ad – T.B.] móg³by byæ postrzegany jako „angielski”. By³bym bardzo zobowi¹zany, gdybyœ móg³ oœwieciæ
mnie w tym wzglêdzie. Albowiem to w³aœnie zwi¹zki miêdzy orygina³em a przek³adami
wyra¿aj¹ stosunek jednego narodu do drugiego i winny byæ poddawane ocenie i poznawane
ponad wszystko, z korzyœci¹ dla nadrzêdnej Weltliteratur24.
Przek³ad w³aœnie, za Fawzi Boubi¹ mówi John Pizer25, by³ najwyraŸniejszym sygna³em wychylenia Goethego w stronê innoœci. Postrzegany jako trójetapowy/trójmodu³owy proces (Arten) – rozci¹gaj¹cy siê od ca³kowitej asymilacji obcego tekstu w ramach kultury przyjmuj¹cej a¿ do podkreœlania jego nasycenia idiomem macierzystej odmiennoœci26 (od wariantu okreœlanego jako
schlicht-prosaisch, przez parodistisch, a¿ po identifizierend) – mia³ byæ podstawowym narzêdziem jednocz¹cym ludzi w przestrzeni ponadnarodowego rynku27,
gdzie odbywa siê wymiana dóbr kulturowych. Stanowi³ równie¿ jeden z kluczowych wymiarów szerokiego projektu autokreacji, wyra¿onego w koncepcji Bildung, w którym relacja do tego, co swoje, w³asne – przekonuje Berman – staje
24 List
do T. Carlyle’a z 1 I 1828 roku. Cyt. za: SR, s. 6.
Pizer, What is „Weltliteratur”…, s. 28; F. Boubia, Universal Literature…, s. 87-89.
26 Proces ten oczywiœcie nie mieœci³ siê w ramach jednego dzie³a, lecz dotyczy³ etapów
wprowadzania tekstu w kulturê docelow¹ (dotyczy³ zatem serii translatorskiej).
27 Metaforê rynku (i sam koncept Weltliteratur), któr¹ pos³ugiwa³ siê Goethe, wykorzystaj¹ póŸniej Marks i Engels, opisuj¹c nowy uk³ad si³ œwiatowego handlu. Zob. K. Marx,
F. Engels, Manifesto of the Communist Party, przek³. S. Moore, w: K. Marx, Capital, w: Great
Books of the Western World, Chicago 1952, t. 52, s. 421.
25 J.
195
siê mocniejsza i wyraŸniejsza poprzez relacjê do tego, co obce, ustanawiaj¹c równowagê przynale¿noœci oraz wychylenia ku innoœci, równowagê budowan¹ w etapowej pracy skierowanej na przek³ad i interakcjê, na poszukiwanie w obcoœci
swoistego alter ego28.
Goethe projektowa³ wa¿n¹ rolê germañskiej tradycji na wznoszonej ponad
narodowymi podzia³ami scenie, jednak wyraŸnie nie akceptowa³ nacjonalistycznego cienia, jaki ³atwo móg³by po³o¿yæ siê na projekcie prawdziwego dialogu
równych sobie stron29. Dlatego w³aœnie, pisze George Steiner30, jego praktyka
przek³adowa, a konkretnie t³umaczenie Il Cinque Maggio Alessandra Manzoniego
z 1822 roku, stara siê przybli¿yæ na wielu poziomach tekstu konstrukcyjne cechy
dzie³a wyjœciowego, ingeruj¹c w estetyczne przyzwyczajenia niemieckojêzycznej
publicznoœci. Goetheañska refleksja nad mechanizmami jêzykowego i kulturowego
transferu, postrzeganego jako o¿ywcze Ÿród³o intelektualnego dojrzewania, jak
i kulturowego wzrostu wspólnoty, wraz z kluczowymi dla ca³ej europejskiej tradycji przek³adoznawczej wypowiedziami Friedricha Schleiermachera, odkrywaj¹cego mechanizmy translacji we wszystkich niemal sferach ludzkiej aktywnoœci,
pokazuje dwa nurty myœlenia, jakimi pod¹¿y póŸniejsza refleksja przek³adoznawcza i zwi¹zane z ni¹ praktyki interpretacyjne. Pierwszy z nich, który okreœliæ
mo¿na jako ontologiczny (Goethe), postrzega przek³ad jako sposób bycia, duchowo-intelektualny rozwój, posiadaj¹cy bez w¹tpienia swoje Heglowskie zaplecze, w³¹czaj¹ce ca³y projekt Bildung w swoist¹ odysejê Ducha, opart¹ wedle
pogl¹dów autora Wyk³adów z filozofii dziejów, opisuj¹cego transpozycjê substancji
do podmiotu, na w³aœciwych translacji mechanizmach przeniesienia31. Chyba
najwyraŸniej owo heglowskie zaplecze Goethowskiego projektu widaæ w Dichtung und Wahrheit, zw³aszcza gdy mowa o jêzyku, dialektach, stylu i w ogóle
pisaniu jako ciele dla pracy ducha32. Dostrzeganie wielorakich metamorfoz, jakie przechodzi ludzkie „ja” w aktach t³umaczenia, nie doprowadzi³o Goethego
do kroku, który zrobi³ Schleiermacher, czyni¹c z translacji elementarny mecha28 A.
Berman, Goethe…, s. 58.
komentarz J. Pizera do badañ Andreasa Huyssena, w: J. Pizer, What is „Weltliteratur”…., s. 43.
30 G. Steiner, A Footnote to „Weltliteratur”, w: Le Mythe d’Étiemble: Hommages, Études et Recherches. Inédits, Paris 1979, s. 261-269. Berman nie wysuwa na plan pierwszy
nacjonalistycznego kontekstu, pokazuj¹c podobieñstwo pogl¹dów Goethego, A. W. Schlegla oraz F. Schleiermachera. Zob. te¿ J. Pizer, What is „Weltliteratur”…, s. 44-45.
31 G. W. F. Hegel, Œwiat grecki. Pierwiastki ducha greckiego, w: tego¿ Wyk³ady z filozofii dziejów, przek³. J. Grabowski, A. Landman, Warszawa 1958, t. 2, s. 28-31.
32 Zob. odpowiednie fragmenty wraz z komentarzem w: A. Berman, Goethe…, s. 61, 64.
29 Zob.
196
nizm ludzkiego poznania, daj¹cy pocz¹tek (drugiej) epistemologicznej œcie¿ce
nowoczesnej hermeneutycznej sztuki interpretacji, której wybitnymi kontynuatorami bêd¹ tacy uczeni, jak Hans-Georg Gadamer, Paul Ricoeur i George Steiner.
Niezale¿nie od ró¿nic teoretycznych stanowisk kszta³tuj¹cych siê wœród
niemieckich romantyków, warto przypomnieæ, ¿e przek³ad, dziêki nim, a zw³aszcza dziêki Goethemu, by³ jednym z istotnych elementów póŸniejszej niemieckiej
refleksji komparatystycznej, a dzia³alnoœæ translatorska poetów i uczonych: Augusta von Platena, Friedricha Rückerta, Emanuela Geibela, Friedricha von Bodenstedta, Adolfa von Schacka, Carla Streckfussa, Heinricha Leutholda wywar³a znacz¹cy wp³yw na formowanie siê pogl¹dów Moritza Carrière’a, uznaj¹cego
translacjê (Die Poesie, Leipzig 1884) za jeden z fundamentów komparatystycznej refleksji33. Pogl¹d ten przej¹³ nastêpnie jego uczeñ, Max Koch, za³o¿yciel
pierwszych dwóch niemieckich czasopism poœwiêconych literackim badaniom
porównawczym: „Zeitschrift für vergleichende Litteraturgeschichte” (1887-1910)
oraz „Studien zur vergleichenden Litteraturgeschichte” (1901-1909)34. Dla Goethego, który w³¹czy³ refleksjê nad procesem translacji w swój projekt budowania przestrzeni kulturowego kontaktu miêdzy rozmaitymi tradycjami jêzykowymi, troska o przek³ad wyp³ywa³a niejako z w³asnego doœwiadczenia. W swojej
staroœci bowiem obserwowa³, bardzo uwa¿nie zreszt¹, proces przyswajania przez
kulturê francusk¹, zw³aszcza dziêki m³odym krytykom z „Le Globe”, jego dawnych dzie³. Ten proces zakorzeniania w³asnego dorobku na glebie obcej kultury
33
O uprzedzeniach wobec przek³adów oraz po¿ytkach p³yn¹cych z wykorzystania tych
„najlepszych form komentarza w kontekœcie literatury œwiatowej” zob.: G. R. Moulton, World
Literature and Its Place in General Culture, w: „Yearbook of Comparative and General Literature” 1990-91, z. 39, s. 17.
34 H.-J. Schulz, Max Koch and Germany’s First Journals of Comparative Literature,
„Yearbook of Comparative and General Literature” 1972/21, s. 23-30. Warto równie¿ zaznaczyæ, i¿ centralne miejsce zajmowa³ przek³ad w dzia³alnoœci, czêœciowo niemieckojêzycznego, Hugo Meltzla de Lomniz (1846-1908), za³o¿yciela pierwszego, wielojêzycznego
czasopisma poœwiêconego komparatystyce „Acta Comparationis Literarum Universarum”
(sam tytu³ funkcjonowa³ pocz¹tkowo w piêciu, nastêpnie w dwunastu jêzykach, 1877).
Pismo by³o organem propaguj¹cym wizjê komparatystyki opart¹ na idei Weltliteratur, jednym z g³ównych postulatów by³o niwelowanie nacjonalizmu poprzez promowanie miêdzykulturowego dialogu oraz osadzenie wiedzy o literaturze na mocnych naukowych fundamentach. Zob. G. M. Vajda, Acta Comparationis Literarum Universarum, „Yearbook of
Comparative and General Literature” 1965, z. 14, s. 37-45. O kosmopolityzmie i przywi¹zaniu do lokalnych tradycji pisa³a S. Lawall, World Literature, Comparative Literature,
Teaching Literature, w: Proceedings of the XIIth Congress of the International Comparative Literature Association: Space and Boundaries, red. R. Bauer, D. Fokkema, M. de Graat,
München 1990, t. 3, s. 219-224.
197
opisze poprzez metaforê odm³adzania (Verfüngung), regeneracji (Auffrischung),
udzia³u (Theilnahme) oraz lustrzanego odbijania (Spiegelung):
Wiêkszoœæ pozycji nale¿¹cych do literatury œwiatowej w „Über Kunst und Alterthum”,
pisze Shulz i Rhein, dotyczy owego fenomenu odbijania siê (Spiegelung) czyjegoœ dzie³a
w krytyce, przek³adach oraz zagranicznych adaptacjach. Raz po raz podkreœla on [Goethe]
dobroczynny wp³yw, jaki bardziej obiektywna obca perspektywa mo¿e mieæ na czyj¹œ twórczoœæ literack¹, a tak¿e krzepi¹ce i odm³adzaj¹ce oddzia³ywanie, jakie czyjeœ dzie³o mo¿e
otrzymaæ dziêki poœrednictwu35.
Choæ rozproszone wypowiedzi Goethego, dotycz¹ce rozszerzania miêdzynarodowej przestrzeni kontaktu i porozumienia, zaowocowa³y wieloœci¹ interpretacji tego projektu, zw³aszcza jego pragmatycznego wymiaru, swoje cele formu³owa³ autor dosyæ jasno: nastawiony na pokój dialog narodów, zrozumienie,
wzajemna ¿yczliwoœæ, u³atwiona komunikacja, nowatorska reinterpretacja rodzimego dorobku kulturowego.
*
Tomasz Bilczewski
The origins of comparative studies: between anatomy and art
A remainder of the nineteenth-century origins of literary comparative studies which were taking shape based upon the patterns provided by natural sciences – particularly, the Cuvierian comparative anatomy and the works it has inspired. The appearance of literary comparative studies within the academy walls
was accompanied by popularisation of the Goethean Weltliteratur which grew
to become one of the essential notions in the new disciplinary lexicon. The author
attempts at reconstructing the circumstances in which the said category was disseminated in the field of comparative studies; this provides a starting point for
a future description of the dynamism with which literary comparative studies
have been developing, along with a reinterpretation of the Weltliteratur idea as
practised in the recent two decades.
35 SR,
s. 4. O fenomenie Spiegelung zob. równie¿ D. Damrosch, What is World Literature?…, s. 7.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
Koichi Kuyama
Tokio
O PRACACH TRANSLATORSKICH YUKIO KUDO,
AUTORA JAPOÑSKIEGO PRZEK£ADU PANA TADEUSZA
Samo tylko wyliczenie g³ównych prac przek³adowych i oryginalnych zmar³ego 5 lipca 2008 roku w Japonii – i ¿egnanego ze czci¹ tak przez jego rodaków,
jak i przez przedstawicieli polskich w³adz i polskiego œwiata artystycznego –
Yukio Kudo wymaga wiele miejsca. W zakresie oryginalnej twórczoœci wymieniæ trzeba1 tomiki poezji: Z³y ch³opiec (2004), Listopad. Epoka, w której ¿y³em
(2008). Publicystyka w formie ksi¹¿kowej obejmuje tomy: Siedem lat w Warszawie (1977), Opowieœæ warszawska (1980), Rewolucja polska (1981), Moja literatura polska – o duchach Polski, z których narodzi³a siê rewolucja Solidarnoœciowa (1981), Polska droga (1981), Krowie siod³o – mój prywatny pogl¹d na
Polskê (1985), Spacer po alei obrazów (1991), O moich zwi¹zkach z Polsk¹ i innych sprawach (1997), Moje ¿ycie jako t³umacza (2004). Nie sposób nie zauwa¿yæ, jak czêsto w tytu³ach dzie³ oryginalnych, mówi¹cych tak¿e o ¿yciu Profesora, pojawia siê „polskoœæ” w ró¿nych odmianach. Tote¿ jakkolwiek prace Yukio
Kudo obejmuj¹ tak¿e przek³ady na jêzyk japoñski literatury rosyjskiej (Lew To³stoj: Zmartwychwstanie – 1978, Antoni Czechow: Trzy siostry – 1979, Wujaszek
Wania – 1979), jidysz (Isaac B. Singer: Dzie³a wybrane – 1979, 1981, 1983, 1990),
wêgierskiej (Wêdrowiec w g³êbinach morskich. Nowele wspó³czesne [wybór] –
1 Wszêdzie tytu³y japoñskie podajê we w³asnym t³umaczeniu; w nawiasach umieszczam
daty wydania wymienianych dzie³ w Japonii. Podobnie postêpujê z cytatami z orygina³ów
w jêzyku japoñskim.
199
1966), serbskiej (Milorad Paviæ: S³ownik chazarski – 1993), francuskiej, choæ
w tym przypadku chodzi o szczególnego autora (Jan Potocki: Rêkopis znaleziony w Saragossie – 1980, 2009), amerykañskiej, choæ w tym przypadku o szczególnej tematyce (James Albert Michener: Polska [Poland] – 1989), to najbardziej rozbudowany ich kompleks stanowi¹ przek³ady literatury polskiej na jêzyk
japoñski i odwrotnie. W tej grupie znajd¹ swoje miejsce: Adam Mickiewicz: Pan
Tadeusz (1999), Bruno Schulz: Dzie³a wszystkie (1998), Bruno Jasieñski: Zmowa obojêtnych (1956-1957), Witold Gombrowicz: Bakakaj (1998), Pornografia
(1969, 1975), Kosmos (1967), Czes³aw Mi³osz: Zniewolony umys³ (1996), Zbigniew Herbert: Labirynt nad morzem (1978), Tadeusz Konwicki: Kompleks polski (1985), Marek H³asko: Pierwszy krok w chmurach (1959), Marek Nowakowski: Raport o stanie wojennym (1982), Wis³awa Szymborska: Ludzie na moœcie
(1997), Ryszard Kapuœciñski: Imperium (1994), Heban (2010), Jerzy Fedorowicz:
W zasadzie tak (1983), Andrzej Mularczyk: Post mortem: Katyñ – opowieœæ filmowa (2009). Szczególn¹ grupê stanowi¹ tu przek³ady na jêzyk japoñski polskich
dramatów (Stanis³aw Ignacy Witkiewicz: Wariat i zakonnica, 1977; S³awomir
Mro¿ek: Striptease, 1968; Na pe³nym morzu, 1968) oraz scenariuszy filmowych
Andrzeja Wajdy i innych re¿yserów. Wymieniæ tu tak¿e trzeba Wojciecha Jaruzelskiego: Les Chaînes et le refuge (1994) i Andrew Nagórskiego: The Birth of
Freedom (1994). Prze³o¿ona te¿ zosta³a przez Yukio Kudo (wraz ze Stanis³awem
Janickim) na jêzyk polski japoñska sztuka teatralna – Yukio Mishimy: Madame
de Sade (1989). Ten ogrom twórczych dokonañ mówi sam za siebie.
Tote¿ próba stworzenia syntetycznego obrazu dorobku Yukio Kudo mo¿e
siê okazaæ zadaniem niezwykle trudnym – z kilku powodów. Po pierwsze, utrudnia
je w³aœnie ta ogromna liczba pozostawionych przezeñ tekstów2, a sporo z nich,
w tym przek³ady, nie doczeka³y siê druku za jego ¿ycia: Rêkopis znaleziony w Saragossie Potockiego3, Post mortem Mularczyka, Heban i Lapidaria Kapuœciñskiego, Moja Podró¿ do Rosji Antoniego S³onimskiego a tak¿e Wybór poezji
polskiej oraz Nienasycenie Witkacego z brakuj¹cymi rozdzia³ami. W bie¿¹cym
i przysz³ym roku zostan¹ wydane pierwsze trzy z wy¿ej wymienionych tytu³ów.
Dorobek literacki Yukio Kudo zatem wci¹¿ roœnie.
2 Obecnie w prywatnych zbiorach autora niniejszego szkicu znajduje siê ogromna liczba
niepublikowanych tekstów, brulionów przek³adów i notesów Profesora Kudo. Czekaj¹ one
na moment, gdy spadkobierca Zmar³ego rozpocznie segregowanie i katalogowanie dzie³ do
planowanej w niedalekiej przysz³oœci bibliografii prac.
3 W roku 1980 uda³o siê Kudo opublikowaæ jedynie pierwsz¹ partiê utworu, oko³o jednej pi¹tej ca³oœci.
200
Drug¹ przeszkod¹ w bilansie twórczoœci Kudo mo¿e okazaæ siê jej niezwyk³a rozmaitoœæ gatunkowa. Nietrudno zauwa¿yæ, ¿e by³ on autorem nie tylko
przek³adów literackich, liczebnie przewa¿aj¹cych, lecz tak¿e prac publicystycznych i krytycznych, utworów poetyckich, opowiadañ oraz szkiców autobiograficznych. Zmiany dominuj¹cych w poszczególnych okresach twórczoœci translatorskiej Kudo gatunków literackich mo¿na jednak z grubsza przedstawiæ
nastêpuj¹co: (1) 1945-1956: poezja, t³umaczenia wspó³czesnej literatury rosyjskiej, artyku³y w prasie; (2) 1956-1967: materia³y prasowe, t³umaczenia wspó³czesnej literatury polskiej, badania dotycz¹ce historii literatury polskiej, recenzje filmowe; (3) 1967-1974: prace dydaktyczne w dziedzinie jêzyka i literatury
japoñskiej, artyku³y prasowe, t³umaczenia wspó³czesnej literatury polskiej; (4)
1974-1980: t³umaczenia i badania nad literatur¹ polsk¹ (z Rêkopisem znalezionym w Saragossie w³¹cznie), t³umaczenia tekstów dotycz¹cych historii Polski,
t³umaczenia klasycznej literatury rosyjskiej, powieœciopisarstwo; (5) 1980-1985:
prace publicystyczne na temat wydarzeñ w Polsce, dziennikarstwo, t³umaczenia
wspó³czesnej literatury polskiej; (6) 1985-1996: t³umaczenia wspó³czesnej literatury polskiej, t³umaczenia tekstów dotycz¹cych historii Polski, artyku³y do
czasopism i gazet, recenzje z wystaw; (7) 1996-2004: t³umaczenia klasycznej
literatury polskiej, kinematografia polska; (8) 2004-2008: t³umaczenia wspó³czesnej literatury polskiej, twórczoœæ poetycka, autobiografia.
Po trzecie, Kudo posiada³ rozleg³e zainteresowania zawodowe: literatura
Polski, Rosji, Wêgier, Ameryki, Francji oraz Japonii – dawniej i wspó³czeœnie,
sztuki piêkne zagranic¹ i w Japonii, kinematografia, teatr, polityka, historia i inne. Zaznaczyæ jednak trzeba, ¿e by³ on zarazem estet¹ szczerym i wybrednym,
który wyra¿a³ niek³amane opinie w zasadzie tylko w sprawach dla niego interesuj¹cych, a pomija³ ca³kowitym milczeniem krêgi nawet najpopularniejszych
tematów, które z ró¿nych powodów osobiœcie go nie porusza³y. Oto na przyk³ad
nie okazywa³ zainteresowania dla ¿adnego z trzech najbardziej obecnych w œwiadomoœci przeciêtnego Japoñczyka tematów polskich: Chopina, Sienkiewicza czy
Oœwiêcimia. W trakcie porz¹dkowania ksiêgozbioru i rêkopisów Zmar³ego, które trwa³o przez szeœæ miesiêcy, do stycznia roku 2009, nie odnalaz³em ¿adnych
nagrañ muzyki Chopina. Kudo chyba te¿ ani razu nie zwiedza³ Muzeum Zag³ady
w Oœwiêcimiu, a tragedia narodu ¿ydowskiego by³a tematem przez niego nietkniêtym, mimo ¿e pozostawa³ g³êboko przejêty tragicznym losem wybitnych jednostek tego narodu, takich jak Bruno Schulz. Jego stosunek do autora Ogniem i mieczem równie¿ by³ osobliwy. W zwiêz³ej historii literatury polskiej napisanej w roku
1967 przez czterdziestodwuletniego wówczas autora a¿ piêæ z dwudziestu oœmiu
stron poœwiêconych jest Mickiewiczowi, Sienkiewiczowi zaœ mniej ni¿ strona.
201
We wstêpie do swego przek³adu z Pana Tadeusza wprawdzie wzmiankowa³
o Sienkiewiczu jako autorze Latarnika, jednak w prywatnej rozmowie szczerze
przyzna³, ¿e nie czyta³ i nie zamierza czytaæ Quo vadis – utworu, który, obecny
w kilkunastu wersjach translatorskich, posiada spoœród wszystkich utworów
polskich najbardziej ugruntowan¹ pozycjê w œwiadomoœci japoñskich mi³oœników literatury œwiatowej (interesuj¹ce, ¿e pierwszym t³umaczem tej powieœci
bezpoœrednio z jêzyka polskiego na japoñski by³ Ryochu Umeda, a wdowa po nim
zosta³a nastêpnie ¿on¹ Kudo).
Po czwarte, wyj¹tkowo d³ugi i obfity w donios³e wydarzenia dziejowe by³
czas, a w³aœciwie ca³a epoka, w której Kudo – nale¿¹cy do pokolenia Herberta,
Ficowskiego, Konwickiego i Wajdy – czynnie zajmowa³ siê cudz¹ twórczoœci¹
artystyczn¹ i sam pisa³. Jego pierwszy opublikowany utwór poetycki Klatka powsta³ w roku 1941, a pierwsza odnaleziona (choæ pozostaj¹ca w stanie rozproszenia) praca translatorska, przek³ad wierszy Lermontowa, powsta³a w roku 1948.
Debiutancki zbiór wierszy ukaza³ siê drukiem dopiero u schy³ku ¿ycia, w roku
2004, a przek³ady w postaci ksi¹¿kowej ukazywa³y siê nieprzerwanie od roku
1956 a¿ do œmierci. Znamienne, ¿e w 1981 roku Kudo w pos³owiu do zbioru prac
historycznoliterackich (powstaj¹cych przez æwieræwiecze od roku 1956), który
ukaza³ siê pod akcentuj¹cym subiektywn¹ perspektywê, aczkolwiek bardzo charakterystycznym dla ówczesnego okresu „boomu na Polskê” tytu³em Moja literatura polska – o duchach Polski, z których narodzi³a siê rewolucja Solidarnoœciowa, napisa³: „Jestem pewien przynajmniej jednego – ¿e na pewno nie bêdê
¿y³ kolejnych dwudziestu piêciu lat i nie wydam kolejnego zbioru esejów. Niech
wiêc Moja literatura polska bêdzie przedwczesnym moim testamentem”.
Jak siê okaza³o, dane mu jednak by³o prze¿yæ nie tylko dwadzieœcia piêæ,
ale i dwadzieœcia siedem lat, w trakcie których opublikowa³ ogromn¹ liczbê przek³adów z ró¿nych literatur, zbiór esejów literackich O moich zwi¹zkach z Polsk¹
i innych sprawach (1997) i autobiografiê Moje ¿ycie jako t³umacza (2004). W tej
drugiej po³owie owego pó³wiecza swej twórczoœci polonistycznej zdo³a³ dokonaæ tak¿e swych dwóch najwiêkszych osi¹gniêæ badawczych: komentarzy zamieszczonych w drugim tomie Dzie³ wszystkich Brunona Schulza oraz komentarzy t³umacza do Pana Tadeusza.
Yukio Kudo w d³ugiej drodze ¿yciowo-zawodowej mia³ sposobnoœæ
obserwowania prze³omowych momentów w dziejach œwiata i Polski. Te arcybogate doœwiadczenia historyczne przyprawiaj¹ o zawrót g³owy autora niniejszego szkicu, m³odszego o trzydzieœci trzy lata, który zaj¹³ siê „spraw¹ polsk¹”
dopiero w po³owie lat osiemdziesi¹tych XX wieku. Kudo mia³ istotnie ¿yciorys w pe³ni zas³uguj¹cy na autobiografiê, któr¹ zreszt¹ sam pozostawi³ w po-
202
staci Mojego ¿ycia jako t³umacza oraz wierszy, na przyk³ad Przeprowadzki z tomu Z³y ch³opiec.
Tutaj jednak chcielibyœmy równie¿ przytoczyæ kilka najwa¿niejszych faktów zwi¹zanych z jego ¿yciem. Yukio Kudo urodzi³ siê w Mand¿urii, gdzie mieszka³ jako dziecko w latach: 1925-1927 i 1933-1940. Niedosz³y rekrut prze¿y³
wojnê. W okresie stalinowskim, jako ówczesny sympatyk ruchu lewicowego,
œpiewa³ po japoñsku z kolegami na wiecu Hymn Œwiatowej Federacji M³odzie¿y
Demokratycznej. Nie dziwi zatem, ¿e potem g³êboko prze¿ywa³ arcydzie³o filmowe, Cz³owieka z marmuru Wajdy, do którego sporz¹dzi³ kongenialne japoñskie napisy dialogowe. Wiadomoœci o Poznañskim Czerwcu i wydarzeniach
wêgierskich 1956 roku dotar³y do niego, gdy pracowa³ nad t³umaczeniem Zmowy obojêtnych Jasieñskiego. St¹d Jego zainteresowanie literatur¹ wêgiersk¹
w pierwszej po³owie lat szeœædziesi¹tych. Jako trzydziestolatek Kudo wch³on¹³
literaturê odwil¿y popaŸdziernikowej i prze³o¿y³ na japoñski niemal na bie¿¹co
opowiadania Marka H³aski (z francuskiego, gdy¿ polskiego nauczy³ siê dopiero
na prze³omie lat piêædziesi¹tych i szeœædziesi¹tych XX stulecia w USA) oraz
autobiografie Pasternaka i Jewtuszenki (z rosyjskiego i francuskiego). Jako pracownik Zak³adu Japonistyki Uniwersytetu Warszawskiego by³ nastêpnie œwiadkiem wydarzeñ marcowych na dziedziñcu Uniwersytetu w roku 1968. Szkoda,
¿e nie wiemy, czy zd¹¿y³ obejrzeæ zdjêt¹ w styczniu tego roku z afisza Teatru
Narodowego inscenizacjê Dziadów Dejmka. W Warszawie pracowa³ równie¿
w charakterze nadzwyczajnego korespondenta Agencji Prasowej Kyodo. W grudniu 1970 roku, w czasie ferii zimowych, uda³ siê na Wybrze¿e, by œledziæ przebieg protestów robotniczych. Wiadomoœæ o œmierci Stanis³awa Pyjasa zasta³a go
w trakcie pisania pos³owia do pierwszej ksi¹¿ki autorskiej: Siedem lat w Warszawie. Szybko odnotowa³ to tragiczne wydarzenie, z przeœwiadczeniem, ¿e mo¿e
ono staæ siê zacz¹tkiem serii protestów wobec w³adzy komunistycznej, bo: „Polskoœæ ¿yje i bêdzie ¿y³a dalej4”. W grudniu roku 1980 roku Kudo zosta³ zaproszony na ceremoniê ods³oniêcia pomnika poleg³ych w grudniu roku 1970 stoczniowców w Gdañsku. Napisa³ o tym reporta¿ i udziela³ na ten temat wywiadów.
W latach 1981-91 prowadzi³ w Tokio akcjê pomocy dla „Solidarnoœci”. W latach
1980-1981 wyda³ samodzielne lub we wspó³pracy z innymi dziennikarzami a¿
cztery ksi¹¿ki, obracaj¹ce siê wokó³ „polskiego” tematu: Opowieœæ warszawska,
Rewolucja polska, Polska droga, Moja literatura polska. W felietonie napisanym
w marcu 1981 roku stwierdzi³: „Mam pe³n¹ œwiadomoœæ tego, ¿e zesz³y i bie¿¹cy
4 Y.
Kudo, Warushawa-no 7-nen (Siedem lat w Warszawie), Tokio 1977, s. 238.
203
rok to okres najintensywniejszej pracy [publicystyczno-politycznej – K.K.] w moim ¿yciu”5, a w eseju zamieszczonym w lutowym numerze miesiêcznika doda³:
„pragnê, aby bie¿¹cy rok by³ rokiem, w którym bêdê móg³ siê nareszcie poœwiêcaæ pracy literackiej”6. W okresie przemian ustroju politycznego na prze³omie lat osiemdziesi¹tych i dziewiêædziesi¹tych ju¿ z pewn¹ rezerw¹ odnosi³ siê
do wydarzeñ bie¿¹cych, zajmuj¹c siê raczej przyswojeniem japoñskim czytelnikom podstawowych lektur z zakresu powojennych dziejów Polski: sfabularyzowanej historii Polski autorstwa Michenera, autobiografii Jaruzelskiego, reporta¿u o Europie Wschodniej pióra amerykañskiego dziennikarza Nagórskiego oraz
utworów z gatunku literatury faktu: Imperium Kapuœciñskiego i Zniewolonego
umys³u Mi³osza. W ostatniej dekadzie XX wieku czêsto bra³ udzia³ w miêdzynarodowych konferencjach naukowych organizowanych przez polskich i europejskich polonistów, na przyk³ad w sesji poœwiêconej Schulzowi z okazji setnych
urodzin pisarza (1992) oraz paryskim kongresie mickiewiczologów w 1998 roku7.
Próba wykrywania powi¹zañ i mo¿liwych dróg miêdzy rozmaitymi pracami Kudo jawi siê jako niezwykle ciekawe, a zarazem karko³omne, zadanie. Z³o¿onoœæ recepcji literatury polskiej przez Kudo mo¿emy tu jedynie zasygnalizowaæ. Jak na przyk³ad umiejscowiæ w splocie kontekstów osobistych, literackich
i historycznych najwiêksze bodaj osi¹gniêcie translatorskie i badawcze Yukio
Kudo czyli dwutomowe Dzie³a wszystkie Brunona Schulza, za które otrzyma³
jedn¹ z najbardziej presti¿owych japoñskich nagród literackich Yomiuri8? Kudo
po raz pierwszy zetkn¹³ siê z autorem Sklepów cynamonowych w 1965 roku,
a przez trzydzieœci lat by³ jedynym jego t³umaczem w Japonii, o czym wielokrotnie
wspomina³ z dum¹9. Nietrudno te¿ zauwa¿yæ w pracy badawczo-translatorskiej
Kudo nad Schulzem wieloletni¹ fascynacjê literatur¹ awangardow¹, histori¹ narodu ¿ydowskiego, tragicznym losem artystów w czasie wojny, atmosfer¹ miasteczka na peryferiach, ówczesnymi sztukami piêknymi, kinematografi¹ itd. Nie
nale¿a³oby te¿ zapominaæ o historii przyjaŸni z prekursorskim badaczem Schul5 Y. Kudo, Sento. Nikki-kara (£aŸnia publiczna. Z dziennika), „Asahi-Shimbun (Gazeta
Asahi, wydanie wieczorne), 5 III 1981 rok.
6 Y. Kudo, Gurotesuku-na genjitsu (Rzeczywistoœæ groteskowa), „Bungaku (Literatura)”,
luty 1982, s. 99.
7 F.-X. Coquin, M. Mas³owski, Mickiewicz, la France et l’Europe, Paris 2002, s. 235,
338, 340, 342, 348, 349.
8 Wœród laureatów s¹ tacy znakomici znani dobrze w Polsce pisarze: Yukio Mishima za
Z³ot¹ Pagodê (1956), Kobo Abe za Kobietê z wydm (1962), Haruki Murakami za Kronikê
ptaka nakrêcacza (1995).
9 Y. Kudo, Boku-no honyaku-jinsei (Moje ¿ycie jako t³umacza), Tokio 2004, s. 201.
204
za, Ficowskim, który by³ rówieœnikiem Kudo (o pobycie w domu Ficowskich
napisa³ on wiersz Lato w Cyganówce10, pochodz¹cy z pierwszego zbioru poetyckiego Z³y ch³opiec).
W niniejszym artykule pragnê skupiæ siê wiêc przede wszystkim na japoñskim przek³adzie Pana Tadeusza. Nie ukrywam przy tym, ¿e w du¿ej mierze przedstawiaæ go bêdê z punktu widzenia ówczesnego asystenta Profesora w zakresie
translacji, któr¹ to funkcjê z radoœci¹ pe³ni³em. W przysz³oœci zapewne powstanie jeszcze wiele innych prac na temat pozosta³ych osi¹gniêæ t³umaczeniowych
Kudo, na przyk³ad translacji utworów Potockiego, Gombrowicza, Witkacego,
Schulza i Kapuœciñskiego11, polskiej poezji wspó³czesnej, literatury ¿ydowskiej,
publicystyki politycznej z okresu rewolucji solidarnoœciowej, itd.
***
Yukio Kudo zetkn¹³ siê z poematem Mickiewicza w roku 1960, podczas
studiów polonistycznych w Ameryce. Tak to przedstawia:
Angielski przek³ad proz¹ [poematu], dokonany przez prof. Noyesa, naby³em chyba w roku
1960, podczas pobytu stypendialnego w USA. Pewnego dnia chodzi³em po dzielnicy polskiej
w Chicago. W tamtejszej ksiêgarni, do której wszed³em ca³kiem przypadkowo, kupi³em to i owo.
Pana Tadeusza tak¿e tam naby³em. Wzi¹³em na siebie ten trud [t³umaczenia] z têsknoty do tamtych czasów. Mnie tak¿e zachcia³o siê odbyæ „podró¿ sentymentaln¹ do przesz³oœci”12.
Jednak musia³o min¹æ trzydzieœci dziewiêæ lat, zanim wydano Pana Tadeusza w t³umaczeniu Profesora. W tym czasie w¹tki mickiewiczowskie wielokrotnie pojawia³y siê w jego tekstach i mo¿na to zrekonstruowaæ nastêpuj¹co.
W okresie pomiêdzy dwoma krótkimi pobytami w Polsce (1964 i 1965)
a Siedmioma latami w Warszawie Profesor opublikowa³ syntezê historii literatury
polskiej – od Bogurodzicy do wspó³czesnoœci, gdzie pojawili siê: Mro¿ek, Nowak,
Grochowiak, Iredyñski, Bryll, Lem. Ciekawie wypada rozdzia³ Nowo¿ytnoœæ,
10
Zob. zdjêcie utrwalaj¹ce spotkanie Kudo z Ficowskim: Y. Kudo, Boku-no Porandobungaku. [Rentai]-no kakumei-wo umidasu seishin-ni tsuite kataru (Moja literatura polska
– o duchach Polski, z których narodzi³a siê rewolucja solidarnoœciowa), Tokio 1981, na stronie poprzedzaj¹cej spis treœci.
11 Podró¿e z Ryszardem Kapuœciñskim. Opowieœci czternastu t³umaczy, cz.2, red. B. Dudko, Kraków 2009.
12 Z e-maila z dnia 27 kwietnia 1998 roku. Zob. K. Kuyama, Wokó³ faktów i zagadek
japoñskiej recepcji „Pana Tadeusza”, w: „Pan Tadeusz” i jego dziedzictwo. Recepcja, red.
B. Dopart, Kraków 2006, s. 425.
205
bogaty w osobiste spostrze¿enia autora o najwa¿niejszym dla niego twórcy: Mickiewiczu. Na pocz¹tku rozdzia³u jednak autor wyjaœnia t³o historyczne powstania Mazurka D¹browskiego, by podkreœliæ, ¿e pocz¹tek polskiego romantyzmu
datuje siê od roku zgonu Józefa Wybickiego, autora tekstu póŸniejszego polskiego hymnu narodowego13, a zarazem – roku debiutu Mickiewicza, który wydaje
wtedy Ballady i romanse. Kudo cytuje te¿ s¹dy Hugo i Mazziniego o Mickiewiczu, Sand – o Dziadach, oraz uwagi Lechonia, sobie „wspó³czesnego poety, który odebra³ sobie ¿ycie w Nowym Jorku”, dotycz¹ce Pana Tadeusza: powitanie
wojska Napoleona w Nowogródku „mia³o decyduj¹ce wp³ywy na dalszy kierunek ¿ycia poety14” (zapewne to zdanie opiera siê na materiale zgromadzonym
przez niego w USA).
Po up³ywie zaledwie roku po wydaniu Literatury w Polsce Kudo ponownie spotka³ siê z Mickiewiczem, tym razem w okolicznoœciach dramatycznych.
Pamiêtne wydarzenia marcowe roku 1968, które, jak sam pisa³: „rozpoczê³y siê
tu¿ przed moim nosem na dziedziñcu Uniwersytetu Warszawskiego”15. W pierwszej autorskiej ksi¹¿ce, Siedem lat w Warszawie (1977), zamieœci³ dok³adn¹ relacjê z tych wydarzeñ, w której przywo³a³ fragmenty III czêœci Dziadów, „inscenizacyjnie dowolnie przekszta³cone w orê¿ antyradziecki”:
Mam byæ wolny – tak! Nie wiem, sk¹d przysz³a nowina,
Lecz ja znam, co byæ wolnym z rêki16 (sic!) Moskwicina,
£otry zdejm¹ mi tylko z r¹k i nóg kajdany,
Ale wt³ocz¹ na duszê…
13 Nawiasem mówi¹c, Kudo by³ gor¹cym mi³oœnikiem polskich pieœni (zob. Y. Kudo,
Porando-no bungaku (Literatura w Polsce), Sekai-no bungaku-shi 7. Hokuo-Too-no bungaku (Historie literatury œwiata 7. Literatura Europy Pó³nocnej i Wschodniej), Tokio 1967,
s. 178; tego¿ autora, Warushawa-monogatari (Opowieœæ warszawska), Tokio 1980, s. 6-37).
Z sentymentem i pewnym za¿enowaniem zarazem wspominam przyjêcie zorganizowane pod
koniec roku 2000 przez tokijskie kino Iwanami Hall, w którym wyœwietlano ekranizacjê Pana
Tadeusza. Na doœæ kategoryczne ¿¹danie Profesora razem zaprezentowaliœmy wtedy zebranym goœciom pieœni: Sto lat oraz Mazurek D¹browskiego. Siedem i pó³ roku póŸniej na ceremonii pogrzebowej, zgodnie z jej „scenariuszem” przygotowanym przez Kudo jeszcze za
jego ¿ycia w utworze poetyckim Mój pogrzeb (z drugiego zbioru poezji Listopad. Epoka,
w której ¿y³em) pojawi³y siê nagrania pieœni: Mazurek D¹browskiego, Hej, przelecia³ ptaszek i Po¿egnanie z ojczyzn¹.
14 Y. Kudo, Porando-no bungaku…, s. 179.
15 Y. Kudo, Warushawa-no 7-nen…, s. 80.
16 Kudo zauwa¿y³ b³¹d, jaki ówczesny pierwszy sekretarz PZPR pope³ni³ w zacytowaniu wieszcza narodu polskiego: „z rêki” zamiast „z ³aski”. Œwiadczy to o dog³êbnej znajomoœci przezeñ utworów Mickiewicza. Tam¿e, s. 87-88.
206
Przywo³a³ te¿ s³owa skierowane przez rosyjskiego oficera do dekabrysty Bestu¿ewa:
Nie dziw, ¿e nas tu przeklinaj¹,
Wszak to ju¿, mija wiek,
Jak z Moskwy w Polskê nasy³aj¹
Samych ³ajdaków stek.
Te zw³aszcza strofy, odpowiednio wyre¿yserowane, by³y przyjmowane
przez czêœæ widowni demonstracyjnymi oklaskami. Ci¹g³e powtarzanie siê tych
demonstracji politycznych musia³o siê zakoñczyæ zdjêciem ze sceny Dziadów:
nie mo¿na wszak¿e by³o pozwoliæ na to, aby w imiê jakiejœ abstrakcyjnej wolnoœci i inscenizacyjnej dowolnoœci przekszta³caæ antycarskie ostrze Dziadów
w orê¿ antyradziecki”17. Pisz¹cy te s³owa jest zreszt¹ w posiadaniu dowodu na
to, ¿e trzydzieœci lat po wydarzeniach marcowych Kudo, który dopiero co zakoñczy³ pracê nad brulionow¹ wersj¹ przek³adu Pana Tadeusza, zamierza³ zabraæ siê do przet³umaczenia na jêzyk japoñski w ca³oœci Dziadów, do czego
jednak nie dosz³o z powodu, o którym bêdzie mowa w dalszej czêœci niniejszego
artyku³u.
Tak¿e w drugiej autorskiej ksi¹¿ce Kudo, w Opowieœci warszawskiej, czytelnik znajdzie wiele interesuj¹cych wzmianek o Mickiewiczu, przede wszystkim w tytu³owych kontekstach warszawskich. Jak pisze badacz, wieszcz, który
„urodzi³ siê w tym samym roku, w którym w Petersburgu zmar³ zdetronizowany
król Stanis³aw August Poniatowski, sta³ siê „najwiêkszym polskim poet¹ narodowym, który dodawa³ otuchy ludziom pozbawionym ojczyzny18”. I dalej przypomina: „Poecie narodowemu Adamowi Mickiewiczowi, autorowi epopei Pan
Tadeusz, wzniesiono pomnik w setn¹ rocznicê urodzin19”. Kudo wspomina tak¿e, ¿e Niko³aj Berg, autor monografii Zapiski o powstaniu polskim 1863 i 1864
roku i poprzedzaj¹cej powstanie epoce demonstracji od 1856 r., dokona³ jednego z najbardziej udanych przek³adów rosyjskich Pana Tadeusza20.
Kudo-dziennikarz natomiast stanie siê autorem doniesienia z 5 lutego1976
roku: „Wieszcz obalony i wyœmiewany21”, bêd¹cego relacj¹ sporów o Odê do
17 W. Gomu³ka, O naszej partii, Warszawa 1969, s. 638-639. Cytat za egzemplarzem
pochodz¹cym z ksiêgozbioru prof. Yukio Kudo.
18 Y. Kudo, Warushawa-monogatari…, s. 105.
19 Tam¿e, s. 152.
20 Tam¿e, s. 185-186.
21 Y. Kudo, Boku-no Porando-bungaku…, s. 266-268.
207
m³odoœci, toczonych na ³amach tygodnika „¯ycie Literackie”. Mo¿na ten fakt
uwa¿aæ za kolejny dowód nieustannego zainteresowania autorem Pana Tadeusza.
W roku 1983 „Gazeta Yomiuri” wydrukowa³a cykl artyku³ów Nowe nurty
literatury œwiatowej, którego czêœæ, dotycz¹ca literatury polskiej, zosta³a przygotowana przez Yukio Kudo. Znajdujemy tam szczególne w swej wymowie zestawienie losów Mickiewicza i Brunona Jasieñskiego:
Mickiewicz opuœci³ Rosjê, dok¹d zes³ano go jako wiêŸnia politycznego, i wyjecha³ do
Europy w roku 1829. Dok³adnie po up³ywie stu lat odwrotn¹ drogê emigracji odby³ pisarz
polski, który wyjecha³ z Pary¿a do ZSRR. Dziesiêæ lat póŸniej Bruno Jasieñski (1901-1939),
wyzbyty marzeñ o prawdziwej literaturze rewolucyjnej, zgin¹³ w stalinowskim ³agrze22.
Wreszcie w japoñskim przek³adzie amerykañskiego bestsellera z 1983 roku
Polska (Poland) autorstwa Jamesa A. Michenera t³umacz Yukio Kudo dokona³
w wielu miejscach, czasem nawet zbyt daleko id¹cych ingerencji, zmian i dopisków, które nie zawsze spotyka³y siê z aprobat¹ recenzentów – jawi¹ siê jednak
obecnie przede wszystkim jako charakterystyczne przyk³ady jego kreatywnego
podejœcia do sztuki translatorskiej. Wypomina siê mu na przyk³ad, ¿e poniek¹d
„w zastêpstwie prawdziwego autora, Michenera, który zdaje siê nie znaæ »Stu
lat«, tradycyjnej piosenki œpiewanej z umi³owaniem na wszystkich uroczystoœciach, t³umacz japoñski dopisa³ do tekstu wiele scen, w których bohaterowie
intonuj¹ tê pieœñ, lub których akcja rozwija siê w rytmie tej melodii, na zasadzie
nacechowanego dobrodusznym ¿artem prezentu t³umacza dla czytelnika”23.
Oburzony te¿ brakiem czêœci poœwiêconej wiekowi XIX w sfabularyzowanym
kompendium historii Polski, zaadresowanym do amerykañskich czytelników, t³umacz doda³ rozdzia³ Pomost miêdzy pierwszym a drugim tomem (w wydaniu japoñskim powieœæ zosta³a rozbita na dwa tomy), gdzie wyczerpuj¹co opisa³ „mêkê
i chwa³ê spo³eczeñstwa polskiego w wieku powstañ narodowych” 24. Z owego
Pomostu, bêd¹cego skarbnic¹ wiedzy o dziewiêtnastowiecznych dziejach Polski,
czytelnik mo¿e uzyskaæ kilka istotnych informacji o ¿yciu i twórczoœci Mickiewicza: o Panu Tadeuszu, w którym poeta wyrazi³ wzruszenie trzynastoletniego
ch³opca, który wraz z ludem litewskim powita³ i po¿egna³ pochód wojsk Napo22 Y. Kudo, Sekai-bungaku-no shin-choryu. Porand 2 (Nowe nurty literatury œwiatowej.
Przypadek Polski 2), Nyugyu-ni kura – Porando-shiken (Krowie siod³o – mój prywatny pogl¹d na Polskê), Tokio 1985, s. 291. Pierwodruk: „Yomiuri-shimbun (Gazeta Yomiuri)”
(wydanie wieczorne), 16 XI 1983 rok, s. 7.
23 Y. Kudo, Boku-no honyaku-jinsei…, s. 193.
24 Tam¿e, s. 192.
208
leona, o filomatach, o satyrze na Nowosilcowa w III czêœci Dziadów oraz o wierszach Puszkina jako odpowiedzi na powstanie listopadowe (Oszczercom Rosji)25.
We wrzeœniu 1998 tokijskie wydawnictwo Shincho-sha opublikowa³o Dzie³a
wszystkie Brunona Schulza26. W drugim tomie, poœwiêconym korespondencji pisarza i komentarzom t³umacza, znajdujemy tak¿e wzmiankê o Mickiewiczu. I nie
chodzi tu tylko o fakt, ¿e Schulza zastrzelono na dawnej ulicy Mickiewicza (obecnie: Szewczenki); w nawi¹zaniu do lwowskiego pomnika Mickiewicza, który pojawia siê w opowiadaniu Jesieñ Kudo zrazu niemal odruchowo i doœæ pochopnie
– po wielu latach jego obcowania z pisarzem ¿ydowskiego pochodzenia – tak oto
pisze o pochodzeniu etnicznym wieszcza: „Mickiewicz, ten wielki poeta romantyczny, by³ te¿ czystej krwi ¯ydem”27. Materia³em, którym dysponowa³ wtedy
Kudo, by³ artyku³ Krzysztofa Rutkowskiego Kilka uwag z powodu „kilku szczegó³ów”, zamieszczony w prenumerowanym przez Profesora miesiêczniku „Twórczoœæ” (numer styczniowy z 1995 roku). W komentarzu do Pana Tadeusza Profesor, za moj¹ usiln¹ namow¹, zgodzi³ siê jednak na ³agodniejsze sformu³owanie tego
stwierdzenia, pisz¹c, ¿e: „pewne teorie g³osz¹, i¿ [Mickiewicz] by³ pochodzenia
¿ydowskiego”28. Mia³em ten zaszczyt, ¿e pod koniec paŸdziernika 1997 roku, na
japoñskim kongresie rusycystów, na którym wyg³asza³em referat o rosyjskiej
recepcji Sonetów Mickiewicza, Profesor podszed³ do mnie, przedstawi³ siê i oznajmi³, ¿e w³aœnie zabra³ siê do przek³adu Pana Tadeusza na jêzyk japoñski, proponuj¹c mi wspó³pracê w przygotowaniu przek³adu. Tak rozpoczê³a siê nasza dwuletnia intensywna wspó³praca translatorska, która zosta³a uwieñczona na prze³omie
sierpnia i wrzeœnia roku 1999 wydaniem japoñskiej wersji Pana Tadeusza.
Pierwsza brulionowa wersja t³umaczenia powstawa³a dok³adnie w okresie
miêdzy 2 wrzeœnia 1997 a 19 maja 1998 roku; najpierw, „na próbê”, przet³umaczy³ Kudo sw¹ ulubion¹ ksiêgê czwart¹ Dyplomatyka i ³owy, po czym kolejno
ksiêgi od pierwszej do ostatniej, a komentarze opracowywa³ do 27 czerwca1998
roku. By³em w posiadaniu zasadniczej czêœci wyników tej niestrudzonej pracy
jeszcze przed krakowsk¹ konferencj¹ poœwiêcon¹ Panu Tadeuszowi, zorganizowan¹ na pocz¹tku maja tego samego roku; w swoim referacie zd¹¿y³em wtedy
uwzglêdniæ translacjê Kudo jako najnowszy œlad recepcji tego poematu29.
25 J. A. Michener, Porando (Polska), przek³. Y. Kudo, t. 1, Tokio 1989, s. 488, 497-498, 500.
26 Zob.
J. Jarzêbski, Schulz, Wroc³aw 1999, s. 218.
Buruno Shurutsu Zenshu (Dzie³a wszystkie Brunona Schulza), przek³. Y. Kudo, t. 2,
Korespondencja i komentarze, Tokio 1998, s. 578.
28 A. Mickiewicz, Pan Tadeushu (Pan Tadeusz), przek³. Y. Kudo, t. 1, Tokio 1999, s. 399.
29 K. Kuyama, Wokó³ faktów i zagadek…, s. 424-425.
27
209
W prywatnych rozmowach Kudo wymienia³ nastêpuj¹ce trzy g³ówne pobudki do przeniesienia na jêzyk japoñski Pana Tadeusza, dzie³a, którym od lat
siê interesowa³. Po pierwsze, po zamkniêciu pracy nad Dzie³ami wszystkimi Schulza nadzwyczaj pracowity t³umacz nagle poczu³, ¿e znalaz³ siê w pró¿ni, któr¹
pragn¹³ mo¿liwie najszybciej wype³niæ nowym wyzwaniem translatorskim wymagaj¹cym równie du¿ego wysi³ku. Nawiasem mówi¹c, pró¿niê powsta³¹ po
ukoñczeniu przek³adu poematu Mickiewicza Kudo szybko wype³ni³ prac¹ nad
Nienasyceniem Witkacego. Po drugie, t³umacz pragn¹³ przyswoiæ Pana Tadeusza
poprzez dialogi (dyskusje, polemiki lub „k³ótnie” – to ostatnie by³o jego ulubionym s³owem) z najwiêkszym komentatorem tego dzie³a, profesorem Stanis³awem
Pigoniem – powtarzaj¹c proces badawczo-translatorski, który mia³ miejsce
w zwi¹zku z twórczoœci¹ Schulza, w tym przypadku jego przewodnikiem, a zarazem oponentem, sta³ siê Jerzy Ficowski. Na pocz¹tku 1999 roku, na przyjêciu
z okazji wrêczenia nagrody literackiej Yomiuri, mia³em przyjemnoœæ podarowaæ
mu egzemplarz Pana Tadeusza z komentarzami profesora Konrada Górskiego,
wiedz¹c, ¿e nie ma tego wydania w swoich zbiorach. Bardzo siê wtedy ucieszy³,
opieraj¹c potem tekst Epilogu na wydaniu Górskiego i rozbudowuj¹c komentarze tak¿e o w¹tki polemiczne miêdzy dwoma znawcami Mickiewicza. Po trzecie, z poczucia polonistycznego obowi¹zku Kudo wyra¿a³ czêsto swój niejednoznaczny stosunek do „klasyki nad klasykami”: „z jednej strony mam niechêæ do
zbyt rozs³awionego dzie³a30, z drugiej ¿ywiê jednak poczucie zwyczajnego gniewu do Japonii, kraju zacofanego, w którym ludzie, widz¹c »wielkoœæ«, bali siê
w³asnym si³ami j¹ przyswajaæ31”. T³umacz, sk³onny do swoistej „monopolizacji” autora (nie tylko Schulza, lecz tak¿e Witkacego, Jasieñskiego i Wajdy) usi³owa³ ró¿nymi drogami odnaleŸæ przede wszystkim „osobisty klucz” tak¿e do
utworu tak powszechnie uwielbianego i wielostronnie przebadanego jak Pan
Tadeusz.
W Pos³owiu t³umacza, zamieszczonym w japoñskim wydaniu tego dzie³a,
on sam ujawni³ z kolei tylko dwie zewnêtrzne okolicznoœci, które sk³oni³y go do
pracy nad t³umaczeniem. Pisa³:
30 Z umi³owaniem przywo³ywa³, nawet na paryskiej sesji Mickiewiczowskiej, przyk³adowe zdanie z u¿yciem s³owa „bryki”, które znalaz³ w S³owniku jêzyka polskiego pod redakcj¹ Witolda Doroszewskiego: „Ksiêgarenki na Œwiêtokrzyskiej wydawa³y przed wojn¹
tzw. bryki dla uczniów, którym nie chcia³o siê brn¹æ przez 12 ksi¹g Pana Tadeusza. „Film”
30, 1951" (S³ownik jêzyka polskiego, red. W. Doroszewski, t. 1: A-Æ, Warszawa 1958, s. 682).
31 K. Kuyama, Wokó³ faktów i zagadek…, s. 425.
210
W 1997 roku mieszkaj¹cy od lat w Pary¿u dawny przyjaciel, jêzykoznawca specjalizuj¹cy siê w jêzyku japoñskim, zaproponowa³ mi, bym wzi¹³ udzia³ jako japoñski t³umacz
poematu w kongresie Mickiewiczowskim, który by³ zorganizowany w 1998 roku z okazji
dwusetnej rocznicy urodzin. Namówi³ mnie, ¿ebym przyjecha³ na sesjê z gotowymi choæby
kawa³kami przek³adu32.
Do tego dosz³a jeszcze jedna okolicznoœæ: mo¿liwoœæ zsynchronizowania
promocji ksi¹¿ki i filmu, czyli japoñskiego przek³adu poematu i ekranizacji
poematu, dokonanej przez Andrzeja Wajdê:
Szczêœliwie siê z³o¿y³o, ¿e mogê wydaæ t³umaczenie Pana Tadeusza w roku 1999,
w którym jego ekranizacja pojawi siê w japoñskich kinach. Mickiewicz w XIX wieku i Wajda
w XX wieku to dwaj wielcy artyœci, choæ z dwóch ró¿nych dziedzin. […] Gor¹co polecam
filmow¹ wersjê Wajdy wszystkim czytelnikom poematu!33
Kudo, wtedy ju¿ emerytowany profesor Akademii Sztuk Piêknych, upiera³ siê tak¿e przy zamiarze zamieszczenia w wydaniu japoñskim ilustracji Micha³a
Elwira Andriollego, które inspirowa³y pokolenia polskich czytelników poematu, w tym re¿ysera ekranizacji. I tak siê te¿ sta³o.
Dystrybutor wyznaczy³ termin premiery filmu na grudzieñ roku 1999.
W zwi¹zku z tym wydawnictwo postanowi³o wyznaczyæ termin pierwszego wydania poematu na jesieñ tego¿ roku. Dowiedziawszy siê o tym na pocz¹tku lipca
1998 roku, autor niniejszego szkicu sk³onny by³ za realny uznaæ termin o wiele
póŸniejszy. Profesor postanowi³ jednak nak³oniæ m³odszego wspó³pracownika do
prêdkiego zajêcia siê korekt¹, wybieraj¹c, wyraŸnie, drogê z³o¿onej „prowokacji”. Przes³a³ mi 1 lipca 1998 roku drog¹ elektroniczn¹ swoje przemyœlenia, podwa¿aj¹ce wartoœæ poematu! Wytyka³ mu brak cech uwydatniaj¹cych charakter
wiêkszoœci drugorzêdnych postaci, brak p³ynnoœci narracji i fabu³y osnutej wokó³ ksiêdza Robaka, trzykrotne powtórzenie niemal identycznych opisów wejœcia goœci na przyjêcie (I 300-307; III 700-707; V 305-314)34; za dra¿ni¹cy uzna³
nastêpuj¹cy fragment spowiedzi Jacka Soplicy:
I tak nied³ugo ¿ona ma z ¿alu umar³a
Zostawiwszy to dzieciê, a mnie rozpacz ¿ar³a!
32 A.
Mickiewicz, Pan Tadeushu…, t. 2, s. 424-425.
t. 1, s. 7-8.
34 Dopiero w koñcowym etapie pracy nad t³umaczeniem Kudo przyj¹³ moje wywody, ¿e
Mickiewicz zastosowa³ zabieg „refrenu” w celu podkreœlenia rytualnoœci. Zob. tam¿e, t. 1,
s. 393.
33 Tam¿e,
211
*
Jak¿e mocno musia³em kochaæ tê niebogê,
Tyle lat! (X 665-668)35
Pisa³:
Mówi o zmar³ej ¿onie, po czym nagle przechodzi do ¿alów do Ewy, której nie móg³
poœlubiæ. Denerwuje mnie ta bezdusznoœæ, bezmyœlnoœæ i ch³ód tej postaci. Czy czytelnik
nie uwa¿a go za antypatycznego mê¿czyznê? Mickiewicz u¿ywa³ wyra¿eñ nie do koñca przemyœlanych. Czy to z winy m³odego wieku autora, którego muszê t³umaczyæ, ci¹gle z nim
siê k³óc¹c?
I choæ bardzo wysoko ceni³ opisy przyrody i „koncert nad koncertami”
Jankiela, stwierdzi³: „nie postawi³bym Panu Tadeuszowi nawet oceny dostatecznej, gdybym mia³ go postawiæ wobec innych utworów literackich z ca³ego œwiata. Dozna³em tu zawodu”. Twierdzi³, ¿e musia³by prze³o¿yæ III czêœæ Dziadów,
by sprawiedliwie oceniaæ Wieszcza (przecie¿ osobiœcie dozna³ mocy oddzia³ywania Mickiewiczowskiego dramatu w 1968 roku): „Dok³adne przypisy Pigonia i Górskiego bardzo mi pomaga³y w t³umaczeniu Pana Tadeusza, lecz nie wiem
nawet, ile istnieje wydañ krytycznych Dziadów. Czy one w ogóle istniej¹?” – pyta³
Kudo. A wreszcie w koñcowym fragmencie pisa³:
Oczekujê od Pana argumentów broni¹cych tego utworu. Tylko nie wiem, czy to mnie
uspokoi. Niecierpliwie czekam na Pañskie uwagi dotycz¹ce nieœcis³oœci i b³êdów mojej interpretacji lub nieadekwatnoœci w wyborze japoñskich odpowiedników. ¯yczê zdrowia. Nied³ugo rozpoczn¹ siê wakacje letnie.
Intensywniej mog³em zaj¹æ siê korekt¹ i ostateczn¹ redakcj¹ przek³adu
Pana Tadeusza dopiero po feriach „zimowych”, w pierwszych dwóch miesi¹cach
1999 roku. Do dziœ pamiêtam poczucie lekkoœci i uspokojenia – po zrzucenia
z serca jak¿e ciê¿kiego kamienia, jakim by³a niepewnoœæ zwi¹zana z t³umaczeniem polskiej epopei narodowej – gdy wys³a³em Profesorowi wiadomoœæ, ¿e
nareszcie zakoñczy³em pracê, która, byæ mo¿e, uczyni lepszym jego przek³ad. On
sam tak potem wspomnia³ nasz¹ wspó³pracê:
35 Tu
i w dalszej czêœci pracy cytat z Pana Tadeusza bêdzie oparty na wydaniu Pigonia
(cyfr¹ rzymsk¹ oznacza siê numer ksiêgi, a arabsk¹ numer wersu): A. Mickiewicz, Pan Tadeusz czyli ostatni zajazd na Litwie. Historia szlachecka z roku 1811 i 1812 we dwunastu
ksiêgach wierszem, oprac. S. Pigoñ, aneks oprac. J. Maœlanka, „Biblioteka Narodowa” (S. I,
nr 83), wydanie XI, Wroc³aw-Warszawa-Kraków 1996.
212
Od koñca marca do pocz¹tku maja tego roku pan Kuyama by³ u mnie w domu ponad
dziesiêæ razy, za ka¿dym razem spêdzaj¹c kilka godzin nad wspólnym opracowywaniem
ostatecznego kszta³tu t³umaczenia. Uda³o mi siê w ten sposób usun¹æ dwieœcie, a mo¿e nawet i trzysta b³êdów. Dziêki tej pracy nie muszê siê dziœ wstydziæ z powodu nieodpowiednich interpretacji, przeoczeñ, nieuwagi i nieporozumieñ wokó³ tekstu36.
W trakcie naszej wspólnej pracy nad poematem Mickiewicza by³em pod
du¿ym wra¿eniem zarówno osobowoœci, jak i wyrafinowanego, czasami zaskakuj¹cego, traktowania jêzyka przez Yukio Kudo. Oto dwa przyk³ady tego ostatniego.
W Panu Tadeuszu znajdziemy wersy:
Bierze siê doñ siekana, kwaszona kapusta,
Która, wedle przys³owia, sama idzie w usta (IV 834-835).
We wspó³czesnym jêzyku japoñskim polskiemu wyrazowi „kapusta” odpowiada jedynie powszechnie u¿ywane zapo¿yczenie: kyabetsu pochodz¹ce od
angielskiego cabbage. Kudo szczerze nie cierpia³ tego s³owa i wprowadzi³ stary,
wspó³czeœnie w³aœciwie martwy termin sinojapoñski kanran, a do tego dopisa³
w sylabariuszu katakana odczytanie: kapusuta. Do dziœ pamiêtam znamienny autokomentarz do tego zabiegu: „Niech japoñscy czytelnicy zapamiêtaj¹ choæ jedno polskie s³owo kapusta, bo brzmi ono dŸwiêcznie i bardzo po polsku…”.
Przyk³ad drugi. W japoñskim przek³adzie pojawia siê tak¿e jeden wers
nieprzet³umaczony – pozostawiony w jêzyku orygina³u: to ostatni, podkreœlony
ni¿ej, wers 399 z ksiêgi XI:
„Tak, tak, mój Protazeñku” – rzek³ klucznik Gerwazy.
„Tak, tak, mój Gerwazeñku” – rzek³ woŸny Protazy.
„Tak to, tak!” – powtórzyli zgodnie kilka razy (XI 308-310)
[…]
Tu skoñczyli rozmowê, pij¹ zadumani,
S³ychaæ tylko niekiedy te krótkie wyrazy:
„Tak, tak, Panie Gerwazy”. – „Tak, Panie Protazy” (XI 397-399).
Kudo w przypisach zaznacza, ¿e „œwiadomie pozostawi³ ten wers w oryginale bez t³umaczenia37”, lecz nie podaje powodu, dla którego zdecydowa³ siê
na tak osobliw¹ metodê t³umaczenia. Poeta-Kudo, nielubi¹cy ³opatologii ani stawiania kropki nad „i”, pomyœla³ zapewne, i¿ skoro mia³ ju¿ okazjê daæ czytelni36 A.
Mickiewicz, Pan Tadeushu…, t. 2, s. 426.
t. 2, s. 352.
37 Tam¿e,
213
kowi japoñskiemu przyk³ad brzmienia polskiego wyrazu kapusta, to mo¿e teraz,
w miejscu semantycznie chyba najmniej noœnym w utworze, wykorzystaæ swoje
prawo zademonstrowania grafii tego jêzyka, sprawiaj¹c czytelnikowi osobliw¹
niespodziankê. Trudno, co prawda, stwierdziæ, czy ktoœ w jakikolwiek sposób
zareagowa³ na ten ¿art t³umacza…
W sprawach redakcyjnych Profesor obdarza³ mnie coraz wiêkszym zaufaniem. W rezultacie zmieni³ pocz¹tkowy zamiar zaopatrzenia tomu pierwszego
wydania w pos³owie historyka specjalizuj¹cego siê w dziejach dziewiêtnastowiecznej Polski, a drugiego – w kronikê ¿ycia i twórczoœci Mickiewicza oraz
bibliografiê mojego autorstwa. Na koñcu drugiego tomu znalaz³o siê ostatecznie
wspominane ju¿ wczeœniej Pos³owie t³umacza oraz cztery moje teksty, w tym dwa
napisane ju¿ w poprzednim roku (Historia japoñskiej recepcji „Pana Tadeusza”,
Wykaz najwa¿niejszej japoñskiej literatury przedmiotu) i dwa nowe (Wprowadzenie do œwiata „Pana Tadeusza”, Kronika ¿ycia i twórczoœci Mickiewicza). Te
ostatnie wys³a³em pod koniec czerwca 1999 roku i niecierpliwie czeka³em na
odpowiedŸ. Listonosz wrêczy³ mi 1 lipca list nadany ekspresem. Na odwrocie
koperty, obok adresu nadawcy znalaz³ siê odrêczny dopisek w jêzyku polskim:
„Jestem zadowolony!” Tak postêpowa³ Profesor, by uwolniæ adresata od nadmiernych stresów, które mog³yby mu towarzyszyæ w trakcie rozcinania koperty. Napisa³ to przes³anie w dwóch s³owach po polsku, bo by³o ono adresowane wy³¹cznie
do mnie. Listonosz nie powinien by³ go zrozumieæ! By³a to chyba najszczêœliwsza chwila w moim ¿yciu, choæ zaraz potem przysz³o mi przeczytaæ gêsto poprawiany i skreœlany czerwonym d³ugopisem ci¹g dwóch tekstów wraz z uwagami
krytycznymi dopisanymi na ich marginesach.
Wraz z postêpem pracy ocena poematu ulega³a ewolucyjnej zmianie. Kudo
polubi³ postacie, które s¹ „trochê dziwakami, samochwa³ami a zarazem bywaj¹
komiczne”38. W Pos³owiu w samych superlatywach pisa³ o nowej swej mi³oœci,
Panu Tadeuszu, i o mi³oœci odwiecznej, polskim hymnie narodowym:
Przekazujê czytelnikom japoñskojêzycznym przek³ad jednego z najwiêkszych skarbów literatury powszechnej, Pana Tadeusza. Jeœli Mazurek D¹browskiego uwa¿amy za
motyw muzyczny rozbrzmiewaj¹cy na wszystkich stronach Pana Tadeusza, to najwa¿niejszym przes³aniem autora nie mog³o byæ nic innego jak: „Kochajmy siê”. Czy ta melodia
i apel nie stanowi³y te¿ duchowej podpory dla wszystkich Polaków, którzy dziesiêæ lat temu
wyrwali siê z opresji? Mazurek D¹browskiego zawsze dodawa³ otuchy narodowi, równie¿
38 Y.
Kudo, Okurete-kita „Pan Tadeushu” („Pan Tadeusz” spóŸniony), „Hon Dokushojin-no zasshi (Ksi¹¿ka. Czasopismo dla mi³oœników ksi¹¿ek)”, listopad 1999 rok, s. 25.
214
jego czêœci stoj¹cej w opozycji do w³adzy. Szczêœliwi s¹ ludzie maj¹cy taki hymn pañstwowy i taki utwór poetycki, które sta³y siê krwi¹ i koœæcem jego ca³oœci. / Wczesnym latem
1999 roku. Oczekuj¹c na krajow¹ premierê filmu Wajdy Pan Tadeusz39.
Tom pierwszy Pana Tadeusza (430 stron) ukaza³ siê w istocie drukiem,
zgodnie z za³o¿eniami wydawnictwa, w sierpniu, a drugi (428 stron) we
wrzeœniu 1999 roku nak³adem tokijskiego wydawnictwa Kodan-sha, jako
jeden z tomów kieszonkowej serii „Biblioteki Literackiej”, w której wczeœniej wydrukowano Eugeniusza Oniegina, dzie³o ¿ycia rosyjskiego przyjaciela Mickiewicza. Japoñskie napisy do filmowej epopei Pan Tadeusz, która wesz³a na ekran kin w grudniu 2000 roku, zosta³y przygotowane przez
pisz¹cego te s³owa we wspó³pracy z Yukio Kudo. Nasz tandem translatorski zaj¹³ siê równie¿ napisami do Wajdowskiej ekranizacji Zemsty (2002),
która zosta³a wyœwietlona w Filmotece Narodowej we wrzeœniu 2005 roku.
Ale to ju¿ inna historia.
***
Im czêœciej odbywa³em rozmowy sam na sam z Yukio Kudo, im lepiej go
poznawa³em, tym g³êbiej dociera³y do mnie osobiste przyczyny, dla których interesowa³ siê on epopej¹ Mickiewicza. Myœlê, ¿e mogê wspomnieæ tu o czterech
takich przyczynach. Mam przy tym nadziejê, ¿e czytelnik wybaczy mi bardzo
osobisty charakter poni¿szych spostrze¿eñ.
Otó¿ zarówno Kudo, jak i Mickiewicz, byli wygnañcami ze swych ojczyzn.
Ten pierwszy, podobnie jak autor Pana Tadeusza, têskni³ „za ojczyzn¹-Mand¿uri¹, któr¹ straci³” po wojnie i napisa³ tak¿e kilka utworów na ten temat, m.in.
Têsknota-Mand¿uria40 (2002).
39 A.
Mickiewicz, Pan Tadeushu…, t. 2, s. 428. Jako ciekawostkê pragnê podaæ pewien
drobny epizod z dziejów recepcji Pana Tadeusza w Japonii. W podrêczniku do nauki jêzyka polskiego dla pocz¹tkuj¹cych New Ekspress Jêzyk Polski, wydanym w Tokio pod koniec
2008 roku (autorzy: Tetsushiro Ishii i Renata Mitsui) czytamy nastêpuj¹cy dialog miêdzy
Japonk¹ Eri, która przyjecha³a do Warszawy do letniej szko³y polskiego a jej opiekunk¹
naukow¹, pani¹ profesor Zalewsk¹: „Zalewska: S³ysza³am, ¿e polskie filmy czêsto s¹ prezentowane w Japonii, ale polska literatura chyba nie jest tam znana? – Eri: Jest wiele przek³adów. Nawet Pan Tadeusz Adama Mickiewicza zosta³ przet³umaczony na jêzyk japoñski
przez pewnego profesora. – Zalewska: Bardzo mnie to cieszy” (lekcja 19, s. 118). Oby ka¿dy Japoñczyk zainteresowany kultur¹ polsk¹ przebrn¹³ przez wszystkie strony dwutomowego wydania poematu!
40 Y. Kudo, Furyo-shonen (Z³y ch³opiec), Tokio 2004. s. 124-133.
215
Kudo przejawia³ te¿ niechêæ do rosyjskiego imperializmu, której da³ wyraz we wspominanym tu ju¿ artykule, zestawiaj¹c Mickiewicza i Jasieñskiego jako
ofiary tego systemu. Sam bywa³ w Rosji raczej przejazdem (przy okazji podró¿y
kolej¹ transsyberyjsk¹), z chêci¹ jednak czyta³ reporta¿e o Rosji, zna³ tak¿e ksi¹¿kê Tadeusza Wittlina Diabe³ w raju (A Reluctant Traveller in Russia, 1952), prze³o¿on¹ przez jego przyjaciela Yujiego Tanakê w roku 1953, a sam przet³umaczy³
z kolei Imperium Kapuœciñskiego (1993; przek³ad 1994) oraz Moj¹ podró¿ do
Rosji S³onimskiego (1932; przek³ad niewydany). Mickiewicza i Pana Tadeusza
doceniaæ musia³ zatem za ich antyrosyjskoœæ i „nienawiœæ do totalitarnego systemu”. Bo „to nastawienie by³o warunkiem koniecznym obalenia pseudo-socjalizmu i odzyskania niepodleg³oœci41”.
Kudo, którego drug¹ ¿on¹ by³a wdowa po Ryochu Umedzie, pani Hisayo, musia³ wykazywaæ te¿ s³aboœæ raczej do dojrza³ej Telimeny ni¿ do m³odziutkiej Zosi. Zauwa¿y³em to, gdy w przypisach do ksiêgi pierwszej zechcia³
umieœciæ a¿ nadto dok³adne wyjaœnienia genezy tego imienia na podstawie komentarzy Pigonia i Górskiego, a w eseju Polska i ja, napisanym tu¿ po japoñskim wydaniu poematu, jednoznacznie stwierdzi³: „Chcia³bym w tym miejscu
serdecznie podziêkowaæ dwóm nie¿yj¹cym ju¿ profesorom – Stanis³awowi Pigoniowi i Konradowi Górskiemu. Telimena z pewnoœci¹ znajdzie swoich kochanków i w Japonii42”. Niew¹tpliwie On sam by³ jednym z tak oczarowanych
Telimen¹ Japoñczyków.
Byæ mo¿e te¿ odnalaz³ swe alter ego w ksiêdzu Robaku, zaœ w Tadeuszu
obraz w³asnych dwóch synów z pierwszego ma³¿eñstwa, wychowanych przez by³¹
¿onê. Dziwnie upiera³ siê przy tym, by daæ Tadeuszowi wiêcej pola do popisu
ni¿ da³ mu Mickiewicz. Mimo usilnego protestu asystenta zamieœci³ dziesiêæ
wersów poœwiêconych „nocnej schadzce Tadeusza z Telimen¹” po ksiêdze trzeciej i do³¹czy³ je do w³aœciwego tekstu, co prawda, jako tekst dodatkowy w nawiasie, w komentarzach mimochodem stwierdzaj¹c: „Trochê ¿a³ujê, ¿e umieœci³em ten fragment w koñcu ksiêgi, gdy¿ te dziesiêæ wersów nie do koñca harmonijnie komponuje siê z tekstem poematu, niszcz¹c subteln¹ równowagê ca³oœci43”.
W ten sposób ksiêga Umizgi w wersji japoñskiej jest z³o¿ona z 799, nie zaœ 789
wersów!
41 A.
Mickiewicz, Pan Tadeushu…, t. 1, s. 6.
„Polska i ja”, przek³. M. Szychulska, w: Chopin – Polska – Japonia. Wystawa z okazji 80. rocznicy nawi¹zania stosunków oficjalnych miêdzy Polsk¹ a Japoni¹ oraz
Roku Chopinowskiego, Tokio-Warszawa 1999, s. 199.
43 A. Mickiewicz, Pan Tadeushu…, s. 394.
42 Y. Kudo,
216
Te wszystkie elementy wskazuj¹ – tak s¹dzê – jak dalece praca t³umacza
jest te¿ prac¹ cz³owieka o okreœlonej osobowoœci, okreœlonym doœwiadczeniu
i okreœlonych predylekcjach.
*
Koichi Kuyama
A translator’s experience: Yukio Kudo, the Japanese translator of
Pan Tadeusz
A profile of Yukio Kudo (1925-2008), outstanding Japanese translator of
Polish literature (incl. works by Gombrowicz, Konwicki, Mi³osz, H³asko Schulz,
Mickiewicz, and others), author of several books on Poland, publicist, poet, essayist. Mr. Koichi Kuyama recalls his contacts with Professor Kudo and the work
on the Japanese translation of Mickiewicz’s Pan Tadeusz [Mister Thaddeus].
Kudo’s technique and philosophy of translation is reconstructed, demonstrating
the extent to which a translator’s work is one of a man with a specific personality, experience as well as predilections.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
Marta K³adŸ
Bydgoszcz
MIT BOHATERSKI W TWÓRCZOŒCI J. R. R. TOLKIENA
I STANIS£AWA LEMA W UJÊCIU KOMPARATYSTYCZNYM
Porównawcze badanie twórczoœci dwóch tak odmiennych pisarzy jak Tolkien i Lem pod k¹tem wykorzystywania przez nich struktury mitu bohaterskiego
zak³ada z jednej strony porównanie literatury z inn¹ za poœrednictwem konkretnych utworów, z drugiej zaœ – literatury i mitu. Postawiony w tytule problem wymaga jednak choæby zarysowania teoretycznych horyzontów pozwalaj¹cych
przejœæ do praktycznej analizy. Umo¿liwia to szeroka definicja komparatystyki,
zaproponowana przez Henry’ego H. Remaka1.
Warto zaznaczyæ, ¿e na fali dyskusji wokó³ komparatystyki jako ga³êzi literaturoznawstwa definicja ta nie zawsze by³a powszechnie przyjmowana. Jej
druga czêœæ (zwi¹zki literatury z innymi dziedzinami) by³a akceptowana przez
tzw. szko³ê amerykañsk¹, odrzucana natomiast przez francusk¹2. Definicja ta
1 Zob. H. H. Remak, Literatura porównawcza – jej definicja i funkcja, przek³. W. Tuka, w:
Antologia zagranicznej komparatystyki literackiej, red. H. Janaszek-Ivanièková, Warszawa
1997, s. 25: „Komparatystyka literacka to badanie literatury wykraczaj¹ce poza granice jednego poszczególnego kraju i badanie zwi¹zków miêdzy literatur¹ z jednej strony a innymi dziedzinami wiedzy i œwiadomoœci, takimi jak sztuka (na przyk³ad malarstwo, rzeŸba, architektura, muzyka), filozofia, historia i nauki spo³eczne (na przyk³ad polityka, ekonomia, socjologia),
nauka, religia itp. z drugiej strony. Krótko mówi¹c, jest to porównywanie jednej literatury z inn¹
albo innymi i porównywanie literatury z innymi sferami ekspresji humanistycznej”.
2 Tam¿e, s. 25-29; H. Janaszek-Ivanièková, O wspó³czesnej komparatystyce literackiej, Warszawa 1989, s. 20; R. Etiemble, Porównanie to jeszcze nie dowód, przek³. W. B³oñska, w: Wspó³czesna teoria badañ literackich za granic¹. Antologia, t. 2, red. H. Markiewicz, Kraków 1976.
218
wytycza znacznie szersze perspektywy badawcze – przydatne zw³aszcza dla potrzeb porównywania literatury i mitu – ni¿ definicje ograniczaj¹ce swój przedmiot zainteresowania jedynie do literatury. W obrêb badañ porównawczych wchodziæ mog¹ bowiem bardzo ró¿norodne dziedziny wiedzy i myœli3. Porównywanie
literatury i mitu ma d³ug¹ tradycjê, pocz¹wszy byæ mo¿e od wyst¹pienia na miêdzynarodowym kongresie komparatystycznym w 1900 roku w Pary¿u Gastona
Parisa, który zadania literatury porównawczej upatrywa³ w badaniu paraleli pomiêdzy literatur¹ a motywami wywodz¹cymi siê z folkloru4, od razu wszak¿e
nasuwa siê pytanie, co w³aœciwie w takim przypadku porównujemy? Z jednej
bowiem strony, jak zauwa¿a Ernst Robert Curtius, sam mit le¿y bardzo blisko
literatury5, z drugiej natomiast strony – nie mo¿na mówiæ o ich to¿samoœci, poniewa¿, jak zwraca uwagê Claude Lévi-Strauss, mit jest niezale¿ny od swojej
formy s³ownej, jego substancja tkwi w opowiadanej historii, nie zaœ jedynie w jêzyku czy narracji6. Podobnie widzia³by tê kwestiê Ulrich Broich: „Nawet kiedy
t³em tekstu jest mit, trudno czasem rozstrzygn¹æ, czy tekstem odniesienia jest
konkretna jêzykowa postaæ danego mitu, czy te¿ sama struktura mityczna poza
jednostkowymi formami jêzyka”7. Powi¹zanie literatury i mitu w ramach badañ
tematologicznych czyni te¿ przedmiotem swoich rozwa¿añ El¿bieta SarnowskaTemeriusz, skupiaj¹c siê na dwóch odga³êzieniach tej dziedziny: wywodz¹cej siê
z tradycji Freudowskiej psychotematologii oraz tematologii kulturowej8.
U tej ostatniej pojêcie mitu funkcjonuje wiêc – na ró¿nych p³aszczyznach –
w obrêbie dwu odmian badañ tematologicznych. Jak zauwa¿a ona, koncepcjê po3 Zob. H. Janaszek-Ivanièková O wspó³czesnej…, s. 199: „»Komparatystyka literacka jest
ga³êzi¹ historii literatury« – pisa³ w swoim czasie Van Tieghem, a pogl¹d ten podtrzymuj¹
równie¿ niektórzy uczeni wspó³czeœni. Zauwa¿my jednak, ¿e jest to bardzo szczególna „ga³¹Ÿ”, skoro obejmuje dos³ownie wszystkie dyscypliny literaturoznawstwa: poczynaj¹c od
badañ historycznoliterackich sensu stricto, poprzez badania porównawcze tekstów, badania
strukturalistyczne, badania z zakresu socjologii literatury, semiotyki, stylistyki, poetyki,
badania nad metrum i wersyfikacj¹, nad przek³adem, badania nad funkcjonowaniem literatury w spo³eczeñstwie masowym, badania nad mitami, jakimi siê ona pos³uguje, nad ideami,
którymi ¿yje, nad wzajemnym przenikaniem siê sztuk w obrêbie literatury, tak¿e badania nad
krytyk¹ literack¹, pr¹dami i literatur¹ œwiatow¹, powszechn¹, ogóln¹ itp.”.
4 Tam¿e, s. 60.
5 E. R. Curtius, Literatura europejska, przek³. J. B³oñski w: Wspó³czesna teoria…, s. 187-188.
6 C. Lévi-Strauss, Struktura mitów, w: Antropologia strukturalna, przek³. K. Pomian,
Warszawa 2000, 189.
7 U. Broich, Pola odniesieñ intertekstualnoœci. Odniesienia do pojedynczego tekstu, przek³.
J. Gilewicz w: Antologia zagranicznej…, s. 179.
8 E. Sarnowska-Temeriusz, W krêgu badañ tematologicznych, w: Problemy metodologiczne wspó³czesnego literaturoznawstwa, red. H. Markiewicz, J. S³awiñski, Kraków 1976, s. 164.
219
krewn¹, choæ czêœciowo opozycyjn¹ wobec badañ psychotematologicznych, traktuj¹cych literaturê jako rezultat procesów nieœwiadomych, ukszta³towa³a – bêd¹ca
istotnym punktem odniesienia dla niniejszej pracy – szko³a zwana „krytyk¹ archetypiczn¹”, operuj¹ca pojêciami symbolu czy te¿ obrazu archetypicznego:
Wspomniany kierunek badañ nad literatur¹ rozwin¹³ siê na pod³o¿u antropologii
kulturalnej, a zw³aszcza psychologii g³êbi wypracowanej przez Junga. Teoria nieœwiadomoœci
zbiorowej, stanowi¹cej sta³y i niezmienny rezerwuar archetypów – „strukturalnych dominant
psychiki ludzkiej” – zaadaptowana zosta³a do potrzeb literaturoznawstwa m.in. w pracach
Lorda Raglana, Richarda Chase’a, Maud Bodkin. Proces kreacji artystycznej uznano za proces
nieœwiadomego o¿ywiania archetypów, jêzyk poezji, i szerzej – literatury – potraktowano
jako projekcjê uniwersalnej duszy ludzkoœci. […] Warto przy tym podkreœliæ, i¿ stosunek
miêdzy archetypem i obrazem archetypicznym (ju¿ u Junga pojêcia te s¹ wyraŸnie oddzielane) móg³ byæ opisywany jako relacja mo¿liwoœci i aktualnoœci, lub, œciœlej, „formy” (zasady
porz¹dkuj¹cej) i „treœci”, ale móg³ równie¿ zostaæ uznany za stosunek „prawzoru” i „odbicia”, symbolisé i symbolisant. Pomiêdzy literatur¹ i archetypami zaczêto ponadto dostrzegaæ z biegiem czasu sferê poœrednicz¹c¹ – mitologiê9.
To ostatnie spostrze¿enie wydaje siê dotyczyæ równie¿ krytyki archetypowej Northropa Frye’a. Wed³ug niego, literatura jest wszak¿e „przemieszczon¹”
(displaced), to znaczy przystosowan¹ do kanonów moralnoœci i prawdopodobieñstwa mitologi¹, a zatem struktury narracyjne literatury s¹ równie¿ strukturami
narracyjnymi mitu10. Pojêcie archetypu zdaje siê wiêc w pewien sposób jednoczyæ mit i literaturê: najczystsze postacie symboli obecne s¹ w micie, ich odbicia
funkcjonuj¹ natomiast w postaci okreœlonych obrazów i narracyjnych struktur
w literaturze. Manfred Pfister natomiast traktuje komparatystyczn¹ relacjê mitu
i literatury jako odniesienie do systemu, zwracaj¹c przy tym uwagê na inne niezwykle istotne zjawisko – intertekstualny z natury charakter samego mitu11.
Interesuj¹cym projektem wydaje siê równie¿ pojêcie komparatystyki interdyscyplinarnej, bliskie temu, jakie zaproponowa³ Andrzej Hejmej dla badañ z pogranicza literaturoznawstwa i muzykologii12.
9 Tam¿e,
s. 151-152.
Frye, Anantomy of Criticism, Princeton 2000; tego¿, Archetypy literatury, przek³.
A. Bejska, w: Wspó³czesna teoria…, Kraków 1976; tego¿, Mit, fikcja i przemieszczenie,
przek³. E. Muskat-Tabakowska, „Pamiêtnik Literacki” 1969, z. 2, s. 294-295.
11 M. Pfister, Pola odniesieñ intertekstualnoœci. Odniesienia do systemu, przek³. J. Gilewicz, w: Antologia zagranicznej…, s. 185.
12 A. Hejmej, Muzyka w literaturze. Perspektywy komparatystyki interdyscyplinarnej,
Kraków 2008, s. 89.
10 N.
220
Eleazar Mieletinski, pisz¹c o podstawowych formach mitu w literaturze,
wymienia na pierwszym miejscu kosmogoniê, nastêpnie zaœ – rozmaite ujêcia
i warianty mitu bohaterskiego. Za wzorzec przyjmuje obecn¹ w archaicznych mitologiach postaæ praprzodka-demiurga, czyli bohatera kulturowego. Bywa on
totemicznym przodkiem b¹dŸ protoplast¹ ca³ej ludzkoœci (uto¿samianej najczêœciej z danym plemieniem), czasem jest on stwórc¹ cz³owieka (jak Prometeusz
czy aztecki Quetzalcòatl); dokonuje równie¿ czynów o charakterze kulturowym:
uczy zdobywania po¿ywienia, ustanawia rytua³y, zdobywa ogieñ (jak Prometeusz
lub polinezyjski Maui). Czêsto znajduje przeciwwagê w postaci zaburzaj¹cego
jego dzia³ania ³otrzyka-trickstera lub te¿ sam odznacza siê jego cechami13. Równie
istotnym, wed³ug Mieletinskiego, elementem biografii bohatera staje siê walka
z potworem, poci¹gaj¹ca za sob¹ najczêœciej zwyciêstwo kosmogonicznego porz¹dkowania nad si³ami chaosu. Zarówno wody potopu, jak i potwory funkcjonuj¹ bowiem najczêœciej jako wyobra¿enie si³ to¿samych z obrazem œwiata sprzed
dzia³alnoœci kreacyjnej. Czasem wodny chaos i potwór wystêpuj¹ w jednej postaci (jak w przypadku babiloñskiej Tiamat)14.
Szczególn¹ rolê mit o bohaterze odgrywa równie¿ w myœli Northropa
Frye’a. Jako jego noœnik funkcjonuje motyw quest, bêd¹cy zasadniczym, kluczowym sk³adnikiem mythosu romansu. Sekwencja g³ównych etapów ¿ycia bohatera zaprezentowana w Anatomy of Criticism przedstawia siê nastêpuj¹co: pierwszy z nich obejmuje niebezpieczn¹ wyprawê i wstêpne pomniejsze przygody, a dla
okreœlenia go Frye u¿ywa Arystotelesowskiego terminu agon, czyli konflikt. Etap
drugi okreœlony zostaje jako pathos (walka na œmieræ i ¿ycie) – najwa¿niejsza
walka bohatera, w której ginie on sam lub jego wróg – albo obaj. Trzeci natomiast to anagnorisis, czyli rozpoznanie, powi¹zane ze swego rodzaju apoteoz¹
bohatera, z potwierdzeniem jego heroizmu, nawet jeœli nie prze¿y³ on konfliktu.
Ta sekwencja wydarzeñ stanowi archetypowy temat romansu powi¹zany z motywem quest – poszukiwania15.
Elementy biografii bohatera, choæ mog¹ byæ odmiennie opisane b¹dŸ funkcjonowaæ w ró¿nych uk³adach, s¹ do tego stopnia sta³e, ¿e Joseph Campbell w Bohaterze o tysi¹cu twarzy opisa³ ich uniwersaln¹ formê, pokazuj¹c, ¿e wszystkie
przypadki da siê sprowadziæ do jednej postaci. Uwa¿a on, ¿e typowa, ponadhistoryczna sekwencja czynów bohatera, mo¿liwa jest do znalezienia we wszyst13 E. Mieletinski, Poetyka mitu, przek³. J. Dancygier, przedmowa M. R. Mayenowa,
Warszawa 1981, s. 238.
14 Tam¿e, s. 259.
15 N. Frye, Anatomy…, s. 186-192.
221
kich epokach i kulturach16. Podkreœla te¿ rolê mitologicznej wyprawy bohatera,
sk³adaj¹cej siê z trzech etapów: „Klasyczny schemat mitologicznej wyprawy
bohatera jest powiêkszeniem wzoru spotykanego w obrzêdach przejœcia: oddzielenie – inicjacja – powrót, który mo¿na nazwaæ j¹drem monomitu”17. Wreszcie
nastêpuj¹co streszcza on etapy i przebieg owej wyprawy:
Mitologiczny bohater, wyruszaj¹c ze swej powszechnej siedziby, któr¹ mo¿e byæ
równie dobrze wiejska chatka, jak zamek, zostaje zwabiony lub przeniesiony na próg, za
którym czeka go przygoda. Mo¿e te¿ udaæ siê tam z w³asnej woli. Spotyka tam widmow¹
postaæ, która strze¿e przejœcia. Mo¿e pokonaæ albo ob³askawiæ ow¹ si³ê i wejœæ ¿ywy do
królestwa ciemnoœci (walka z bratem, walka ze smokiem; ofiara, magiczne zaklêcie), albo
zostaæ zabity i zejœæ do Krainy Œmierci (rozcz³onkowanie, ukrzy¿owanie). Przeszed³szy przez
próg, wêdruje przez œwiat, który zaludniaj¹ nieznane, ale dziwnie znajome si³y, z których
czêœæ ogromnie go przera¿a (próby), czêœæ zaœ udziela mu magicznej pomocy (pomocnicy).
Kiedy osi¹ga nadir tego mitologicznego ko³a, poddany zostaje ostatecznej, ciê¿kiej próbie
i otrzymuje za to nagrodê. Zwyciêstwo to mo¿e byæ przedstawione jako zwi¹zek seksualny
bohatera z bogini¹-matk¹ œwiata (œwiête ma³¿eñstwo), uznanie go przez ojca-stwórcê (pojednanie z ojcem), jego uœwiêcenie (apoteoza), albo te¿ – jeœli moce œwiata ciemnoœci nie
zmieni³y swego nieprzyjaznego stosunku do niego – kradzie¿ dobra, po które przyby³ (porwanie narzeczonej, kradzie¿ ognia). W istocie rzeczy jest to poszerzenie œwiadomoœci,
a z tym równie¿ istnienia (olœnienie, przemienienie, wolnoœæ). Ostatni¹ prac¹ bohatera jest
powrót. Jeœli otrzyma³ b³ogos³awieñstwo potêg tej krainy, to teraz znajduje siê pod ich ochron¹
(jest ich emisariuszem), jeœli nie, to ucieka, a za nim rusza pogoñ (ucieczka, w czasie której
bohater wciela siê w ró¿ne osoby i przedmioty; ucieczka, w czasie której rzuca za siebie przedmioty utrudniaj¹ce poœcig). Transcendentalne si³y musz¹ zatrzymaæ siê na progu powrotu,
natomiast bohater ponownie wy³ania siê z królestwa trwogi (powrót, zmartwychwstanie). Dar,
który z sob¹ przynosi, ocala œwiat (eliksir)18.
Bohater w ujêciu Campbella równie¿ uczestniczy w procesie kosmogonicznym, rozumianym przede wszystkim cyklicznie. Odgrywa tak¿e rozmaite role:
wojownika, kochanka, w³adcy, zbawcy œwiata. Na koñcu zaœ zasadniczym zadaniem i podsumowaniem sensu jego ¿ycia staje siê œmieræ albo odejœcie. Podobnie jako sta³¹ sekwencjê mitycznych zdarzeñ traktuje biografiê bohatera Lord
Raglan, w szkicu Bohater tradycyjny wyodrêbniaj¹c schemat opowieœci sk³adaj¹cy siê z dwudziestu dwóch elementów. Jako przyk³adowych bohaterów Raglan
16 J. Campbell, Potêga mitu. Rozmowy Billa Moyersa z Josephem Campbellem, oprac.
B. S. Flowers, przek³. I. Kania, Kraków 1994, s. 215.
17 J. Campbell, Bohater o tysi¹cu twarzy, przek³. A. Jankowski, Poznañ 1997, s. 34.
18 Tam¿e, s. 183-184.
222
wymienia miêdzy innymi Edypa, Tezeusza, Romulusa, Heraklesa, Jazona, Perseusza, Dionizosa, Zeusa, Józefa, Moj¿esza, Zygfryda i Artura19. Przypominaæ to równie¿ mo¿e analizê dokonan¹ przez W³adimira Proppa w odniesieniu do motywów
bajkowych20, tym bardziej, ¿e badacz ten idzie przy tym w kierunku zakorzenienia
swoich badañ nad bajk¹ w historycznoœci obrzêdu i komparatystycznego zestawienia ich z przekazami mitologicznymi. Mówi¹c o historycznych korzeniach bajki magicznej21, wywodzi motywy bajkowe przede wszystkim z dwóch krêgów: z obrzêdów wtajemniczenia i z wyobra¿eñ o œmierci oraz o œwiecie zmar³ych.
We wszystkich wymienionych propozycjach mo¿na zaobserwowaæ cechê
charakterystyczn¹ – sekwencyjnoœæ pewnych zdarzeñ w³aœciwych dla losów
mitycznego bohatera, przy czym pomimo odmiennoœci prezentowanych stanowisk i szkó³ badawczych wszystkie powy¿sze ujêcia posiadaj¹ niezaprzeczalne
„miejsca wspólne”. Nie ulega w¹tpliwoœci, ¿e uniwersalna biografia mitycznego
herosa musi zawieraæ takie elementy, jak wyprawa, walka (z potworem), zst¹pienie do krainy œmierci22 i powrót lub zmartwychwstanie. Symboliczna œmieræ zdaje
siê byæ tak¿e kolejn¹ prób¹, a zatem rytua³em inicjacyjnym czy te¿ obrzêdem
przejœcia w rozumieniu Arnolda van Gennepa23.
Dla rozwa¿añ o realizacji schematu mitu bohaterskiego24 w twórczoœci
Tolkiena i Lema istotnych bêdzie zatem kilka wymienionych powy¿ej elemen19 L.
Raglan, Bohater tradycyjny, przek³. I. Sieradzki, „Pamiêtnik Literacki” 1973, z. 1.
Propp, Morfologia bajki, przek³. W. Wojtyga-Zagórska, Warszawa 1976.
21 W. Propp, Historyczne korzenie bajki magicznej, przek³. J. Chmielewski, Warszawa 2003.
22 Zob. F. von der Leyen, Mit i baœñ, przek³. R. Handke, „Pamiêtnik Literacki” 1973, z. 1,
s. 305-306: „Ju¿ Gilgamesz, najdawniejszy utwór zachowany w pisemnym przek³adzie, przedstawia nam wêdrówkê mocarnego bohatera po œwiecie podziemnym. Bohaterowie i pó³bogowie – Odyseusz i Herkules, rycerze eposu dworskiego, skandynawski Thor, wszyscy oni
przezwyciê¿aj¹ okropnoœci œwiata podziemnego. […] Równie¿ œwiêci i prorocy wdzieraj¹
siê do tego œwiata, nawet Zbawiciel stuka do bram piek³a, by uwolniæ sprawiedliwych, którzy uprowadzeni przez Szatana czekaj¹ tam wybawienia. Nekyja z Odysei, Eneida Wergilego, Piek³o Dantego wznosz¹ siê ponad mit na wy¿yny nieœmiertelnej poezji”.
23 A. van Gennep, Obrzêdy przejœcia. Systematyczne studium ceremonii. O bramie i progu […] i o wielu innych rzeczach, przek³. B. Bia³y, wstêp J. Tokarska-Bakir, Warszawa 2006.
24 Postaæ bohatera mitycznego bywa³a inspiruj¹ca, a sam schemat mitu bohaterskiego znajdowa³ niekiedy zastosowanie do opisu roli wybitnej jednostki w spo³eczeñstwie – jak w znanej
dziewiêtnastowiecznej rozprawie Thomasa Carlyle’a (zob. Th. Carlyle, Bohaterowie. Czeœæ
dla bohaterów i pierwiastek bohaterstwa w historii […], pos³. M. Nieroda, red. i oprac. T. Macios, Kraków 2006). Natomiast Wanda Krzemiñska podjê³a siê opisania bohaterów polskich
i francuskich powieœci realistycznych w kategoriach struktury mitu bohaterskiego, g³ównie
w ujêciu Raglanowskim (zob. W. Krzemiñska, Bohater mityczny w powieœciach polskich
i francuskich XIX w, Warszawa 1985).
20 W.
223
tów. Najproœciej mo¿na je uj¹æ w Campbellowskim schemacie: oddzielenie –
inicjacja – powrót, b¹dŸ w postaci Frye’owskiej sekwencji wyprawa – kluczowa
walka – œmieræ – rozpoznanie (czy te¿ apoteoza). Zauwa¿yæ przy tym mo¿na, ¿e
motyw œmierci i zmartwychwstania bohatera przyjmuje niekiedy formê symboliczn¹ – rytua³u inicjacyjnego. Ten sam element, który w micie przyjmuje postaæ
œmierci boga, na przyk³ad Attisa, Ozyrysa25 czy te¿ postaci boskich (i królewskich) opisywanych przez Frazera26, mo¿e równie¿ przybraæ formê wizyty w krainie umar³ych, katabazy w rozumieniu greckim. Dlatego te¿ motyw zejœcia do
krainy umar³ych i rytua³u inicjacyjnego mo¿na, jak siê wydaje, traktowaæ w biografii bohatera synonimicznie. Powy¿sze rozcz³onkowanie opowieœci o bohaterze odpowiada mniej wiêcej zarówno podzia³owi Frye’a na trzy (lub alternatywnie cztery) czêœci, jak i najistotniejszym wyró¿nikom wymienionym przez Campbella b¹dŸ mitycznym tradycjom rozpoznanym przez Proppa (rytua³ inicjacyjny,
wyobra¿enia o zejœciu do œwiata zmar³ych). Rzecz¹ istotn¹ bêdzie przyjrzenie siê
temu, jak te motywy funkcjonuj¹ w literackich realizacjach.
Wymienione elementy struktury mitu bohaterskiego pojawiaj¹ siê bez
w¹tpienia w biografiach wielu postaci zaludniaj¹cych Tolkienowskie Œródziemie.
Najwiêksze znaczenie wydaj¹ siê jednak posiadaæ w przypadku Earendila, Turina Turambara27 i Berena z Silmarillionu (oraz pozosta³ych wersji legendarium,
w tym równie¿ wydanych niedawno Dzieci Hurina) oraz podejmuj¹cych quest
bohaterów Hobbita i W³adcy Pierœcieni: Bilba, Froda, Aragorna i Gandalfa.
Uwzglêdniæ te¿ w tym miejscu nale¿y dodatkowe, charakterystyczne dla dzie³
Tolkiena zjawisko. Polega ono na ³¹czeniu siê poszczególnych w¹tków i postaci
w ca³oœæ, zarówno na poziomie fabu³y (Hobbit i W³adca Pierœcieni wyrastaj¹
z mitologii Silmarillionu i s¹ z tym ostatnim intertekstualnie powi¹zane), jak i na
poziomie symboliki – poszczególne elementy fabu³y wszystkich utworów ukazuj¹cych œwiat Œródziemia konstytuuj¹ wspólny symboliczny sens. Tak wiêc
ka¿da z postaci bêd¹cych noœnikiem bohaterskiego mitu nie tyle jest istotna sama
w sobie, ile w odniesieniu do ca³oœci. Ka¿da poszczególna opowieœæ objawia swój
sens dopiero w odniesieniu do z³o¿onej sieci symbolicznych odniesieñ. T. A. Ship25 E. A. Wallis Budge, Ozyrys. Symbolika przejœcia na drug¹ stronê, przek³. M. KuŸniak, Poznañ 1994.
26 J. G. Frazer, Z³ota ga³¹Ÿ, t. 1-2, przek³. H. Krzeczkowski, przedmowa J. Lutyñski, Warszawa 1971.
27 W wydaniach dzie³ Tolkiena i opracowaniach funkcjonuj¹ dwie wersje zapisu imion:
Earendil b¹dŸ Eärendil, Turin b¹dŸ Túrin itp. O ile cytowane Ÿród³o nie podaje inaczej, bêdê
konsekwentnie stosowaæ wersjê pierwsz¹.
224
pey zauwa¿a, ¿e tak naprawdê logikê wydarzeñ w Tolkienowskim œwiecie dostrzec mo¿na dopiero, patrz¹c na tekst nie jako na linearnie rozwijaj¹c¹ siê fabu³ê, lecz jako na coœ w rodzaju polifonicznego uk³adu fabu³ pe³nego wzajemnych
powi¹zañ i zale¿noœci. Badacz stwierdza: „Silmarillion zawsze musia³ byæ trudny w czytaniu: wyraŸnie próbuje powiedzieæ coœ o zwi¹zkach miêdzy wydarzeniami i ich uczestnikami, czego nie sposób powiedzieæ za poœrednictwem wszechwiedz¹cej selektywnoœci zwyk³ej powieœci”28.
Charakterystyczne dla biografii bohatera mitycznego motywy (quest –
poszukiwanie, walka z potworem, przejœcie przez krainê umar³ych) bêd¹ pojawia³y siê w biografiach Tolkienowskich bohaterów: Earendil i Turin Turambar
pokonuj¹ smoka, Gandalf przechodzi przez œmieræ, zaœ Aragorn przez Œcie¿kê
Umar³ych; wreszcie wszyscy w jakimœ przynajmniej stopniu podejmuj¹ quest.
Istotna jednak jest pe³niona przez ka¿dego z bohaterów funkcja soteriologiczna,
nazwana przez Andrzeja Szyjewskiego „kompleksem zbawienia”29, jak równie¿
wytyczona przez ich biografie struktura narracyjna, której poszczególne elementy
stanowi¹ paralele b¹dŸ te¿ w inny sposób ³¹cz¹ siê ze sob¹, d¹¿¹c do wspólnego
archetypowego centrum, które mo¿na by okreœliæ w³aœnie jako mit zbawienia.
Istnienie takiego wspólnego punktu ³¹czy siê œciœle z pojêciem prefiguracji30 jako
wywodz¹cej siê z typologii biblijnej specyficznej relacji polegaj¹cej na istnieniu
systemu strukturalnych analogii pomiêdzy mitem a dzie³em literackim – ten specyficzny stosunek ³¹czy na przyk³ad Ulissesa Joyce’a z Odysej¹. Soteriologiczna symbolika wspólna dla dzie³ Tolkiena warunkowana jest bowiem szeregiem
wewnêtrznych prefiguracji ³¹cz¹cych losy i dzia³ania bohaterów.
Punktem wyjœcia dla wytyczenia owej narracyjnej struktury jest potrójna równoleg³oœæ opowieœci zawartych w Silmarillionie. Shippey stwierdza, ¿e konstrukcja Silmarillionu koncentruje siê wokó³ upadku trzech „Ukrytych Królestw”: Doriathu, Nargothrondu i Gondolinu31. W ten sposób swego rodzaju spadkobiercami
elfów i zarazem postaciami kluczowymi dla losów Ardy, czyli Tolkienowskiego
œwiata, staje siê trzech ludzi: Earendil, Turin i Beren. Ten pierwszy pochodzi z mie-
28 T.
A. Shippey, Droga do Œródziemia, przek³. J. Kokot, Poznañ 2001, s. 303.
Szyjewski, Od Valinoru do Mordoru. Œwiat mitu a religia w dziele Tolkiena, Kraków 2004, s. 52.
30 Na temat prefiguracji pisz¹: E. KuŸma, Kategoria mitu w badaniach literackich. „Pamiêtnik Literacki” 1986, z. 4; S. Stabry³a, Wstêp, w: Mit, cz³owiek, literatura, red. S. Stabry³a. Warszawa 1991; J. J. White, Mythology in the Modern Novel. A Study of Prefigurative
Techniques, Princeton 1971.
31 T. A. Shippey, J. R. R. Tolkien – pisarz stulecia, przek³. J. Kokot, Poznañ 2004, s. 261-262.
29 A.
225
szanego, elfio-ludzkiego ma³¿eñstwa, zaœ ostatni ma³¿eñstwo takie zawiera (za
ka¿dym razem jest to ma³¿eñstwo mê¿czyzny wywodz¹cego siê z rasy ludzi z kobiet¹ z rodu elfów i za ka¿dym razem tego typu zaburzenie w hierarchii bytów poci¹ga za sob¹ znacz¹ce dla losów œwiata skutki). Losy trzech wymienionych postaci
wytyczaj¹ coœ w rodzaju trzech linii fabularnych istotnych dla ca³oœci symbolicznej struktury Tolkienowskiego uniwersum, której nitki zbiegaj¹ siê i splataj¹ w fabule W³adcy Pierœcieni, a oscyluj¹c stale wokó³ wspólnego sensu, konstytuuj¹
wspomnian¹ soteriologiczn¹ symbolikê. Postacie Earendila i Turina ³¹czy motyw
zabicia smoka, pojawiaj¹cy siê równie¿ na innym poziomie narracyjnym w Hobbicie, w biografii Bilba (choæ zg³adzenie potwora nie staje siê przeznaczeniem tego
ostatniego, lecz rycerza Barda). Zabicie smoka, jak mo¿na wnosiæ z zacytowanej
powy¿ej wypowiedzi Frye’a, zdaje siê byæ jednym z elementów soteriologicznego
wymiaru mitu quest. Jak natomiast zauwa¿a Andrzej Szyjewski, „kompleks zbawienia” to bardzo istotny wymiar postaci Earendila jako tego, który staje siê mediatorem pomiêdzy Œródziemiem a potêgami Valinoru, posiadaczem Silmarila, jednego z trzech klejnotów w których, jak to zostaje powiedziane w Silmarillionie,
zawarty jest los Ardy, a bêd¹cych w Tolkienowskim œwiecie odpowiednikami œwiêtego Graala32. Earendil jako gwiezdny ¿eglarz z Silmarilem na czole staje siê dla
Œródziemia gwiazd¹ nadziei. Ten element symbolicznej struktury kontynuowany
jest przez misjê Froda, który równie¿ wyrusza, aby ocaliæ Œródziemie, choæ przedmiot przez niego niesiony nie jest œwiêtym Graalem, ale jego odwrotnoœci¹ – dlatego w³aœnie jego zadaniem nie jest zdobycie, a zgubienie go i zniszczenie33.
Drugie odga³êzienie symbolicznej struktury stanowi los Turina Turamba34
ra , równie¿ zwyciêzcy smoka, postaci wzorowanej na Kullervo z fiñskiej Kalevali, ale nosz¹cej te¿ pewne cechy Sygurda, bohatera staroskandynawskiej
Volsungasaga, którego walka i rozmowa ze smokiem Fafnirem bardzo przypominaj¹ zmagania Turina. Istotnym elementem bohaterskiej biografii Turina wydaje siê jednak tak naprawdê jej wymiar eschatologiczny: to w³aœnie on w czasie
ostatniej bitwy zabije Morgotha, Czarnego Nieprzyjaciela Valarów, a nastêpnie
jako jedyny spoœród ludzi zostanie zaliczony w poczet bogów. Postaæ Turina
domyka zatem ca³oœæ struktury, wzbogacaj¹c funkcjê soteriologiczn¹ o element
eschatologii35.
32 A.
Szyjewski, Od Valinoru…, s. 263.
Œlósarska, Wêdrówka na Górê Przeznaczenia, w: J. R. R. Tolkien. Recepcja polska.
Studia i eseje, red. J. Z. Lichañski, Warszawa 1996, s. 110.
34 Losy Turina opisane zosta³y w Silmarillionie, Niedokoñczonych opowieœciach oraz
wydanych w 2007 roku Dzieciach Húrina.
35 Koncepcjê przeznaczenia w dziejach Turina omawia A. Szyjewski, Od Valinoru…, s. 72-86.
33 J.
226
Trzecie odga³êzienie symbolicznej struktury bierze pocz¹tek w opowieœci
o mi³oœci Berena i Luthien. Dalekim potomkiem tej pary jest Aragorn, który we
W³adcy Pierœcieni odnosi zwyciêstwo i obejmuje tron (znacznie bli¿szymi potomkami s¹ natomiast jego ¿ona Arwena i jej ojciec Elrond, syn Earendila).
W historii Berena motyw quest realizuje siê w postaci wyprawy po Silmaril, ten
sam, który póŸniej zab³yœnie na czole Earendila jako gwiazda i we flakoniku
Froda jako œwiat³o w ciemnoœci. „Œwiêty Graal” Tolkienowskiego œwiata wspó³istnieje tu jednak z mitem mi³oœci maj¹cym wiele wspólnego z Dantejsk¹ wêdrówk¹ do Raju – ukochana kobieta jest istot¹ niebiañsk¹, wy¿ej od bohatera
postawion¹ w hierarchii bytów. Model ten zostanie nastêpnie powtórzony
w ma³¿eñstwie Aragorna z Arwen¹, prawnuczk¹ Luthien, bêd¹cym czymœ w rodzaju hieros gamos, tj. œwiêtych zaœlubin w³adcy z bogini¹ (matk¹ Luthien by³a
Meliana, jedna z Majarów, pomocniczych duchów czy te¿ bytów quasi-anielskich, ród Arweny ma zatem w pewnym sensie boskie koneksje). Funkcja soteriologiczna realizuje siê natomiast we W³adcy Pierœcieni poprzez dzia³ania
trzech postaci: wyprawê i zwyciêstwo nad z³em Froda, przejœcie przez œmieræ
Gandalfa i wzmiankowane powy¿ej królowanie i ma³¿eñstwo Aragorna. Uto¿samienie funkcji trzech wymienionych bohaterów dokonuje siê w scenie koronacji tego ostatniego: Frodo przynosi koronê Aragornowi, a Gandalf wk³ada
mu j¹ na g³owê. „Kompleks zbawienia” nie dotyczy zatem ¿adnej z postaci
w izolacji od pozosta³ych, lecz sytuuje siê na styku odgrywanych przez nie ról.
Powy¿sza uwaga dotyczyæ mo¿e równie¿ wszystkich wymienionych bohaterów
zarówno W³adcy Pierœcieni, jak i Silmarillionu – mit bohaterski i temat quest
wydaje siê realizowaæ znacznie bardziej wyraziœcie, gdy spojrzeæ na strukturê
symboliczn¹ tych dzie³ jako na ca³oœæ. Funkcja soteriologiczna i swoista „prefiguracyjnoœæ” archetypowych obrazów staje siê wówczas szczególnie widoczna. Dodatkowo misja Froda wydaje siê „prefigurowana” w wyprawie Bilba,
zakoñczonej zabiciem smoka – choæ nie przez tego bohatera. Powielona jest
natomiast w rozga³êzieniu fragmentu fabu³y W³adcy Pierœcieni na dwa paralelne w¹tki: Merry’ego oddaj¹cego swoje us³ugi w³adcy Rohanu i Pippina czyni¹cego to samo w Gondorze. Udzia³em tych postaci równie¿ stan¹ siê bohaterskie czyny, skutkiem zaœ stan¹ siê wydarzenia opisane w rozdziale Porz¹dki
w Shire. Nastêpuje coœ w rodzaju podniesienia bohaterów na wy¿sz¹ pozycjê
w hierarchii: Merry i Pippin ze zdroworozs¹dkowych hobbitów staj¹ siê bohaterami romansu, Frodo zaœ, choæ pozostaje niekwestionowanym autorytetem,
ze sfery heroicznej przechodzi w – rzec by mo¿na – sakraln¹ i nie chc¹c ju¿
zabijania, okazuje mi³osierdzie pokonanym wrogom, wycofuje siê ze œwiata,
aby w koñcu pod¹¿yæ wraz z elfami w kierunku wysp na Zachodzie, które u Tol-
227
kiena, tak jak w mitach celtyckich, s¹ odpowiednikiem Raju. „Kompleks zbawienia” nie jest jednak jedynym elementem wzmiankowanej struktury, która
zosta³a wyposa¿ona równie¿ w pewn¹ niejednoznacznoœæ, w powtarzaj¹cy siê
motyw o wektorze przeciwstawnym do wczeœniejszego, który nazwaæ by mo¿na dla u³atwienia „kompleksem daremnoœci”. Shippey zauwa¿a:
Tak wiêc W³adca Pierœcieni zawiera œlady chrzeœcijañskiego przes³ania, choæ go nie
powiela. Co wiêcej, mity Œródziemia stanowczo odrzucaj¹ jakiekolwiek poczucie ostatecznego zbawienia. […] W³adca Pierœcieni jest pe³en „alternatywnych zakoñczeñ”. Jedno z nich
dotyczy doœwiadczenia Sama i Froda. Zanim uratuj¹ ich or³y w eucatastrophe, s¹ pewni, ¿e
czeka ich œmieræ. „Koniec, Samie Gamgee”, mówi Frodo, powtarzaj¹c zwrot „ostatnia godzina œwiata” dwukrotnie. Sam próbuje powiedzieæ, ¿e jest jeszcze nadzieja, ale Frodo odpowiada – a w tym, co mówi, pobrzmiewa prawda mimo póŸniejszej eucatastrophe – „ale
tak w³aœnie jest na tym œwiecie […]. Nadzieje zawodz¹. Wszystko ma swój kres”36.
Owe przywo³ane przez Shippeya pesymistyczne akcenty zakoñczeñ fabularnych w¹tków wspó³tworz¹ w³aœnie wyró¿niony przeze mnie „kompleks daremnoœci”. Prefiguracyjna struktura nie koncentruje siê bowiem jedynie na sensie soteriologicznej nadziei, ale równie¿ wi¹¿e z nim w jakiœ sposób poczucie
egzystencjalnej rozpaczy. Motyw ten realizuje siê dziêki postaci Froda, który wraz
z elfami opuszcza Œródziemie, zupe³nie z³amany wykonan¹ misj¹. Realizuje siê
on te¿ dziêki Arwenie, która po odejœciu Aragorna musi stawiæ czo³a samotnej
œmierci, najbardziej zaœ – dziêki losom Turina Turambara, w którego biografii
daremnoœæ wydaje siê czynnikiem dominuj¹cym.
Stanis³aw Lem tymczasem – pomimo explicite wyra¿anej niechêci do mitu
– gra w³aœnie mitem, dokonuj¹c jednak jego destrukcji lub te¿ tworz¹c w³asny;
za jego te¿ pomoc¹ ironizuje. Jeœli zatem za pomoc¹ pojawiaj¹cego siê w Solaris
ironicznego okreœlenia bohaterów mianem „Rycerzy œw. Kontaktu” Lem w jakiœ
sposób trawestuje archetypow¹ wêdrówkê rycerzy, pojawia siê pytanie, jakim
celom s³u¿y tego typu zabieg. Wymarzony „Kontakt” staje siê bowiem w istocie
metafor¹ zderzenia z Obcym – pojmowanym nie jako fantastycznonaukowy sztafa¿, lecz jako kategoria oznaczaj¹ca tak naprawdê œwiat, w który cz³owiek zosta³
wrzucony, który usi³uje ustrukturyzowaæ i ogarn¹æ umys³em. „Obcoœæ” stanowi
zatem w pewnym sensie model epistemologicznej bezradnoœci, „Kontakt” zaœ –
bezowocne najczêœciej pragnienie jej przezwyciê¿enia. W podobny sposób traktuje tê sprawê Ma³gorzata Szpakowska:
36 T.
A. Shippey, J. R. R. Tolkien, pisarz stulecia…, 228.
228
Jednym z g³ównych w¹tków w twórczoœci fabularnej Lema jest sprawa kontaktu
z mieszkañcami innych planet – kontaktu poszukiwanego lub (rzadziej) spe³nionego. […]
Zatem, zdaniem Lema, kontakt rzeczywisty jest niemo¿liwy – a wiêc wszystkie kontakty
miêdzyplanetarne, do których dochodzi w jego powieœciach, to tylko eksperymenty myœlowe, dotycz¹ce zreszt¹ nie innych, lecz cz³owieka. A jeœli kto woli – to okazja, by uk³adaæ
paszkwil na naturê ludzk¹37.
Jeœli zatem mit bohaterski – i jego zdemitologizowana, romansowa wersja, rycerski quest – pojawia siê w twórczoœci Lema, funkcjonuje w postaci przewartoœciowanej, w relacji z w³aœciwym mu obrazem œwiata, wytyczonym przez
reinterpretowany mit kosmogoniczny. Cz³owiek, istniej¹cy w œwiecie przypadkowym, œwiadom bylejakoœci kreacji i w³asnej akcydentalnoœci, ma czasami
poczucie misji, ale jeœli nie zachowa do niego dystansu, rezultaty mog¹ byæ, tak
jak w Fiasku, katastrofalne. Natomiast œwiadomoœæ w³asnej epistemologicznej
bezradnoœci mo¿e prowadziæ w najlepszym razie do rezygnacji (jak w Edenie),
a w mniej optymistycznym wariancie do egzystencjalnej rozpaczy (jak w Solaris). Zupe³nie inaczej rzecz siê ma w przypadku „tradycyjnego bohatera”38, którego los, zgodnie ze stwierdzeniem Josepha Campbella, zdeterminowany zostaje
przez przeznaczenie, na mocy którego dokonuje on dzie³ przekraczaj¹cych si³y
zwyk³ych ludzi:
Wczeœniejszy bohater kulturowy o ciele wê¿a i g³owie byka nosi³ w sobie od urodzenia spontaniczn¹ moc twórcz¹ œwiata przyrody. Takie by³o znaczenie jego zwierzêcej postaci.
Natomiast bohater w ludzkiej postaci musi „zejœæ” do œwiata podziemi, aby ponownie nawi¹zaæ kontakt z si³ami przedludzkimi. Taki, jak siê przekonaliœmy, jest sens wyprawy bohatera.
Ale twórcy legend rzadko zadowalali siê ukazaniem wielkich bohaterów ludzkoœci
jako zwyk³ych œmiertelników, który przedarli siê przez horyzonty ograniczaj¹ce ich towarzyszy, wspó³obywateli czy rodaków i powrócili ze zdobyczami, które móg³by znaleŸæ jakikolwiek inny cz³owiek dorównuj¹cy im wiar¹ i odwag¹. Przeciwnie, zawsze istnia³a tendencja
do przypisywania bohaterowi wyj¹tkowych cech lub mocy, którymi odznacza³ siê on od chwili
narodzin, a nawet od chwili poczêcia. Ca³e ¿ycie bohatera zazwyczaj ukazane jest jako jeden wielki ci¹g cudów, którego kulminacj¹ i punktem centralnym okazuje siê owa wielka
wyprawa39.
Archetypowy bohater to zatem ktoœ, kto zderza siê ze œwiatem w sposób
najbardziej zasadniczy, najg³êbszy, kto staje siê uczestnikiem tajemnicy i zostaje
37 M.
Szpakowska, Dyskusje ze Stanis³awem Lemem, Warszawa 1996, s. 142.
Raglan, Bohater…
39 J. Campbell, Bohater o tysi¹cu twarzy…, s. 235.
38 L.
229
przeznaczony do roli objawiciela tej tajemnicy dla innych. Bywa wybawicielem,
królem, ofiar¹ o charakterze sakralnym, realizuje schemat archetypowej wêdrówki. W œwiecie Lema, rz¹dzonym przypadkiem, nie ma miejsca na tego typu predestynacjê. Nie oznacza to jednak nieobecnoœci mitu: bohaterowie Fiaska siêgaj¹
do niego jako do ostatecznego sposobu komunikacji, a sensy powieœci ostatecznie konstytuuj¹ siê wokó³ intensyfikuj¹cych siê coraz bardziej mitologicznych
aluzji – zaœ, zgodnie ze spostrze¿eniem Jerzego Jarzêbskiego40, po klêsce mitu
poszukiwania i mitu konkwisty pozostanie zapewne jedynie jakaœ kolejna mityczna interpretacja. Próby zrozumienia fenomenu solaryjskiego Oceanu czy ¿yciosprawczej emisji kosmicznego promieniowana z G³osu Pana równie¿ staj¹ siê
ostatecznie mitologizowaniem. Z mitami przyjdzie zmierzyæ siê Ijonowi Tichemu podczas próby zrozumienia dziejów Encji, zaœ pilot Pirx gubi siê w rozwa¿aniach o istocie cz³owieczeñstwa w zderzeniu z „mitologi¹ nieliniowca”41, czyli
antropoidalnego robota. W takim przypadku zadaniem badacza staje siê odnalezienie owych sygna³ów mityzacji i zdeszyfrowanie ich sensów – które, podobnie jak w przypadku funkcji mitu kosmogoniczego w twórczoœci Lema, tworz¹
pewne palimpsestowe nawarstwienia.
Okreœlenie „Rycerze œw. Kontaktu”, nawi¹zuj¹c do mitu bohaterskiego,
wytycza, jak powiedzieliœmy, przestrzeñ reinterpretacji. Choæ przy tym Lem odwo³uje siê do (ró¿nych) mitów, praktycznie wszystkie wskazane przez Campbella wyznaczniki wyj¹tkowego statusu bohatera zostaj¹ odwrócone, zanegowane
b¹dŸ przeinterpretowane. Podobnie rzecz siê ma z archetypowymi momentami
w ¿yciu bohatera: wêdrówk¹, walk¹ z potworem, inicjacj¹ b¹dŸ przejœciem przez
œmieræ. Jeœli mamy do czynienia z niedeterministycznym œwiatem, nie tylko nie
mo¿na mówiæ o przeznaczeniu – ale pod znakiem zapytania postawione zostaj¹
wszystkie kategorie. Co bowiem w takim œwiecie dzieje siê z to¿samoœci¹, okreœlon¹ – nie raz i na zawsze, lecz w pewien sposób p³ynn¹ i rozmyt¹? Zwielokrotnienie b¹dŸ podzia³ osobowoœci, przeniesienie mózgu w inne cia³o i obserwacja
efektów autoewolucyjnej swobody42 przydarzaj¹ siê Ijonowi Tichemu nadzwyczaj czêsto. Problemy z to¿samoœci¹ dotycz¹ równie¿ innych bohaterów Lema:
„neutrinowej” Harey czy Marka Tempe (bêd¹cego Pirxem lub Parvisem), którzy
zmagaj¹ siê z tajemnic¹ swojego pochodzenia (i to w sensie nie genealogicznym,
a ontologicznym). Zagadka œwiadomoœci staje siê szczególnie nieprzenikniona
40 J.
Jarzêbski, Czarny scenariusz, w: S. Lem, Fiasko, Kraków 1999, s. 362-365.
Lem, Opowieœci o pilocie Pirxie, Kraków 2002, s. 271.
42 O autoewolucji u Lema pisze P. Majewski, Miêdzy zwierzêciem a maszyn¹. Utopia technologiczna Stanis³awa Lema, Wroc³aw 2007.
41 S.
230
i podatna na ró¿nego rodzaju mitologizacje wtedy, gdy umys³ cz³owieka konfrontuje siê z niebiologicznym, doskona³ym z pozoru umys³em maszyny (Opowieœci
o pilocie Pirxie, Golem XIV).
Przewartoœciowaniu ulega nie tylko pojêcie to¿samoœci, ale równie¿ – praktycznie wszystkie – kategorie zwi¹zane z mitem bohaterskim: poszukiwanie, walka,
przejrzyste dwubiegunowe wartoœciowanie. „Rycerze œw. Kontaktu”, podejmuj¹c
wyprawê, napotykaj¹ z regu³y mur rzeczywistoœci niepoznawalnej. Nie objawi¹ œwiatu
rozwi¹zania zagadki Obcoœci, nie rozszyfruj¹ jej, bo opiera siê ona przyk³adaniu do
niej jakichkolwiek miar, do których przywyk³ ludzki umys³. Nie pokonaj¹ si³ z³a
i chaosu upostaciowanych przez potwora, bo przeciwnik staje siê niedefiniowalny,
a przemieszczenie aksjologiczne nie stawia ich w przejrzystej sytuacji bojowników
dobra walcz¹cych z si³ami z³a. Bywa tak, ¿e wróg stanowi jedynie projekcjê umys³u:
Kelvin i inni mieszkañcy solaryjskiej stacji odczuwaj¹ nienawiœæ wobec Oceanu, którego dzia³anie trudno wszak okreœliæ jako intencjonalnie wrogie, skoro nie sposób
uchwyciæ ani zdefiniowaæ jego istoty. Niebezpieczne i diabolicznie mitologizowane
wydaj¹ siê równie¿ inne twory: zbuntowane roboty z Opowieœci o pilocie Pirxie,
„chmura” metalowych „muszek” z Niezwyciê¿onego; wreszcie nie¿yczliwie nastawieni Kwintanie z Fiaska. Za ka¿dym razem jednak „wrogoœæ” staje siê jedynie
jakoœci¹ stworzon¹ przez cz³owieka w celu opisania czy te¿ uchwycenia nieprzychylnego (jak siê zdaje) mechanizmu dzia³ania Niepoznawalnego. Podobnie – pod k¹tem procesu poznania – na mityzacjê „Obcego” patrzy Jerzy Jarzêbski:
Lem nie tyle wiêc opisuje kosmitów, co przenikaj¹cy wszystkie nasze w³adze poznawcze stan alertu, który pojawia siê w zetkniêciu z Nieznanym: te desperackie próby wyjaœnienia zjawiska poprzez rzeteln¹, „pozytywistyczn¹” taksonomiê, poprzez odwo³anie do mitów
i religii, a wiêc tej sfery ludzkiej kultury, która z natury rzeczy para siê wykraczaniem poza,
czyli transcendencj¹; na koniec pokazuje, jak na Innoœæ reaguje psychika jednostki, sk³onna
na zmianê do agresji, ucieczki, poddania siê, asymilacji tego, co obce, sakralizacji itd.43
Pomimo tych procesów mityzacyjnych wszystkie sk³adniki mitu bohaterskiego ulegaj¹ w prozie Lema swoistej destabilizacji. Specyficzn¹ formê przybiera
natomiast inicjacja, na co zwróci³ uwagê Maciej Michalski w szkicu o odnajdywanym w tej twórczoœci egzystencjalizmie: „mo¿na, jak s¹dzê, mówiæ tutaj o kategorii inicjacji, choæ raczej ma ona wymiar epistemologiczny ni¿ egzystencjalny. Wtajemniczenia najczêœciej dotycz¹ natury œwiata […]”44. Tak pojêta inicjacja wydaje
43 J.
Jarzêbski, Wszechœwiat Lema, Kraków 2002, s. 226.
44 M. Michalski, Egzystencjalny wymiar twórczoœci Stanis³awa Lema, w: Stanis³aw Lem
– pisarz, myœliciel, cz³owiek, red. J. Jarzêbski, A. Sulikowski, Kraków 2003, s. 113.
231
siê dla bohaterów Lema kategori¹ kluczow¹. Poznanie staje siê doœwiadczeniem
podstawowym, zachodz¹cym nie na poziomie teoretycznych dociekañ, lecz specyficznej obiektywizacji egzystencjalnego prze¿ycia jednostki. Wiêkszoœæ – jeœli
nie wszyscy – spoœród Lemowych protagonistów doznaj¹ swoistego wtajemniczenia
w œwiat, które czêsto przybiera formê zapoœredniczania poprzez tekst poznania
rzeczywistoœci. Jak zauwa¿y³ John Tierney, pierwsz¹ reakcj¹ tych bohaterów na
problem jest zwykle spêdzenie d³ugich godzin w bibliotece45.
Postacie Lemowej prozy w kontekœcie mitu bohaterskiego mo¿na rozpatrywaæ w perspektywie doœæ prostego podzia³u, przebiegaj¹cego w najbardziej
oczywisty sposób na linii groteska – narracja werystyczna. Jerzy Jarzêbski zauwa¿a, ¿e czynnikiem determinuj¹cym kszta³t wymarzonego Kontaktu jest w istocie literacka konwencja:
Z jednej strony rozj¹trzony do maksimum dylemat niemo¿noœci porozumienia (Solaris, Fiasko) – kreacja Obcego lub Obcych jest wówczas niepe³na, niedookreœlona, ska¿ona u powicia subiektywizmem zdaj¹cego sprawê ze swych doœwiadczeñ bohatera utworu.
Po przeciwnej stronie nieoczekiwanie pojawia siê ³atwoœæ: k³opotów z Kontaktem nie miewaj¹ bohaterowie Cyberiady czy Bajek robotów, te natomiast, które dotykaj¹ Ijona Tichego,
maj¹ charakter limitowany wyraŸnie autorskim zamiarem […].
Ró¿nica pomiêdzy tymi dwoma typami utworów nie polega na tym, ¿e w jednych Obcy
s¹ bardziej niezwykli i hermetyczni ni¿ w drugich (Kwintanie z Fiaska nie s¹ pewnie bardziej dziwaczni ni¿ Dychtoñczycy z Podró¿y dwudziestej pierwszej w Dziennikach gwiazdowych); rzecz w tym, ¿e pierwszych nie mo¿emy poznaæ, gdy¿ broni¹ do siebie przystêpu,
drugim zaœ bohater mo¿e przyjrzeæ siê z bliska, a nawet pos³uchaæ ich zwierzeñ. W³aœnie
konwencja decyduje o tym, gdzie stanie bariera, której pokonanie jest przygod¹, stanowi¹c¹
fabularne i problemowe centrum utworu46.
Podobnie jak z Kontaktem rzecz siê ma z kreacj¹ bohatera – decyduje o niej
konwencja. Protagoniœci utworów werystycznych, których biografia mo¿e sta45 Zob. J. Jarzêbski, Wszechœwiat…, s. 103. Jarzêbski zwraca te¿ uwagê na poznawczy
wymiar intertekstualnoœci w dzie³ach Lema: „Widziani ch³odniejszym okiem, herosi Kontaktu bezradni s¹ i czasem ¿a³oœni – jak ów Marek Tempe z Fiaska, wal¹cy ³opatk¹ w Coœ,
co zapewne by³o Kwintaninem lub ich koloni¹. Rzeczywiste zrozumienie Obcoœci mo¿liwe
jest wiêc tylko poprzez medium tekstu i jego interpretacji, równie¿ bêd¹cej tekstem. W istocie wszystko, co kulturowo wa¿ne, rozgrywa siê w drodze produkcji, wymiany i interpretacji tekstów: poznanie, porozumienie z innymi, wyjaœnianie zjawisk i prognozowanie dalszych
etapów rozwoju cywilizacji. W jêzyku i stylu zapisany jest pewien system pogl¹dów na œwiat,
cz³owieka, wartoœci, system przywo³ywany przez intertekstualne pole odniesienia” (tam¿e,
s. 127).
46 Tam¿e, s. 220.
232
nowiæ przedmiot porównania do mitu bohaterskiego, to przede wszystkim Rohan
z Niezwyciê¿onego; Pirx47, Parvis czy te¿ Marek Tempe z Fiaska, Kelvin z Solaris oraz Hall Bregg z Powrotu z gwiazd. Na niemal wszystkich spoœród wymienionych rozszerzyæ mo¿na, samo w sobie ironiczne, miano „Rycerzy œw. Kontaktu”,
zastanawiaj¹c siê jednak nie – jak to uczyni³ Jarzêbski i inni badacze – nad problemem kontaktu, ale nad ow¹ „rycerskoœci¹” w³aœnie. Ludzki heroizm w d¹¿eniu do
celu – którym w tym wypadku, jak s³usznie zauwa¿a Maciej P³aza, niew¹tpliwie
jest poznanie48 – stanowi bowiem kwestiê tak fundamentaln¹, ¿e mo¿na go uj¹æ
w postaci archetypu literatury. Postrzeganie Lemowych protagonistów w kontekœcie szeroko rozumianego – przeinterpretowanego – etosu rycerskiego49 doprowadziæ mo¿e do jego archetypowego Ÿród³a, jakim jest mit bohaterski.
Oddzielne miejsce, usytuowane pomiêdzy czyst¹ grotesk¹ a nurtem fantastyki „na powa¿nie”, zajmuje Ijon Tichy. Schematy fabularne Dzienników gwiaz47 Przedmiotem rozwa¿añ nie bêdzie natomiast w tym miejscu postaæ Pirxa z Opowieœci
o pilocie Pirxie. Co prawda, i tam daje siê rozpoznaæ pewne elementy mityzacji: inicjacje –
takie jak „wariacka k¹piel” z opowiadania Odruch warunkowy, po której bohater czuje siê
niczym zmartwychwsta³y £azarz (S. Lem, Opowieœci o pilocie Pirxie, Kraków 2002, s. 108
– dalej jako OP); walka z mityzowanym przeciwnikiem, takim jak zbuntowany robot Setaur
z Polowania – a tu „Nazwa zatr¹ca o mitologiê […]”, OP, 165 – lub „nieliniowiec” Calder
z Rozprawy (którego kolega, Burns, zastanawia siê nad nieuchronnym przypisywaniem przez
ludzk¹ wyobraŸniê cech diabelskich ucz³owieczonemu robotowi – OP, 269). Odwrotnoœci¹
robota jako diab³a by³oby ironiczne skojarzenie go z Anio³em (robot Aniel z Wypadku okreœlany mianem ¯elaznego Anio³a – OP, 192). Jedna i druga skrajnoœæ œwiadczy o – najogólniej pojêtej – mityzacji nieznanego, stanowi¹c zarazem pewien przyczynek do pojawiaj¹cego siê w twórczoœci Lema motywu hierarchii bytów, czy, jak chce Maciej P³aza, topozofii
(M. P³aza, O poznaniu w twórczoœci Stanis³awa Lema, Wroc³aw 2006, s. 471). Sam Pirx nie
wydaje siê jednak wpisywaæ w reinterpretacyjne odczytanie mitu bohaterskiego, uwik³ane
w problematykê poznawcz¹. Jak bowiem zauwa¿a Jerzy Jarzêbski, dzielny pilot odnosi raczej poznawcze sukcesy – lecz na miarê detektywa, nie filozofa: „W przeciwieñstwie do
bohaterów »powieœci o kontakcie« (Solaris, G³os Pana), gapiowaty pilot jest »cz³owiekiem
sukcesu«, ale te¿ – przyznajmy – zagadki, które rozwi¹zuje, znacznie s¹ prostsze od tych,
które autor wpisa³ w tamte powieœci. Tam ludzie szturmuj¹ granice dostêpnego im, jako reprezentantom gatunku, poznania – tu wytyczona zostaje jak gdyby strefa sukcesu osi¹galnego, co nie znaczy: osi¹galnego ³atwo” (J. Jarzêbski, Cz³owiek czynu w Kosmosie, w: S. Lem,
Opowieœci o pilocie Pirxie, Kraków 2002, s. 344). Nie pojawia siê równie¿ w Opowieœciach
o pilocie Pirxie motyw Kontaktu, modeluj¹cy zasadnicz¹ problematykê epistemologiczn¹,
któr¹ Lem wpisuje w mit „Rycerzy œw. Kontaktu” – z jednym wyj¹tkiem, ujmuj¹cym rzecz
parodystycznie, bardziej w duchu Ijona Tichego ni¿ Pirxa: w Opowiadaniu Pirxa bohater
widzi na radarze statek Obcych, jednak nawi¹zanie kontaktu uniemo¿liwia najbardziej nieprawdopodobny splot prozaicznie pechowych okolicznoœci.
48 M. P³aza, O poznaniu…
49 M. Ossowska, Ethos rycerski i jego odmiany, Warszawa 2000.
233
dowych s¹ czêsto pretekstowe wobec zaprezentowanej problematyki, podobnie
jak Cyberiada czy Bajki robotów budz¹c (zamierzone zreszt¹ przez Lema) skojarzenie z oœwieceniow¹ powiastk¹ filozoficzn¹50 oraz – jak równie¿ wskazuje
Lem – z satyr¹ w duchu Swiftowskim. Dwa wymienione gatunki implikuj¹ borykanie siê nie tyle z problemem ludzkiego poznania reprezentowanym przez
Obcych i Kontakt, ile z karykaturalnym obrazem ludzkoœci rodem (jak najbardziej) z naszej planety. Bior¹c to pod uwagê Jerzy Jarzêbski umieszcza Tichego
z Dzienników w perspektywie dwóch uzupe³niaj¹cych siê modeli osobowych:
Münchhausena i Guliwera. Tichy-Münchausen to bohater nieprawdopodobnych
przygód, które jednak nie wywieraj¹ na niego wp³ywu, Tichy-Guliwer natomiast
próbuje zmierzyæ siê z filozoficznym ciê¿arem napotykanych zjawisk i czêsto,
tak jak po spotkaniu z ojcami destrukcjanami z Podró¿y dwudziestej pierwszej,
wyje¿d¿a odmieniony:
Zgodnie z poetyk¹ filozoficznej przypowiastki, Ijon Tichy, lec¹c w Kosmos, dociera
wiêc wci¹¿ na Ziemiê i z ludzkimi wci¹¿ k³opotami musi siê borykaæ. Ale sk¹d sam leci, skoro
do „ludzi” dolatuje? Wygl¹da na to, ¿e z królestwa racjonalnoœci i praktycznego rozs¹dku,
z miejsca, w którym nie funkcjonuj¹ ¿adne przes¹dy i nikt nie ma ambicji uszczêœliwiania
obywateli na si³ê. Tichy jest wiêc „reprezentantem cz³owieczeñstwa”, ale jako potomek barona-³garza podró¿uje po œwiecie g³ównie po to, aby siê do swej schedy zdystansowaæ; rysuje nam kolejno coraz to nowe karykatury ludzkoœci, a ona ochoczo dostarcza mu wci¹¿
nowego po temu materia³u. Tichy-Münchhausen nie musi siê wiêc zmieniaæ, a kolejnoœæ jego
przygód nie ma najmniejszego znaczenia […].
A teraz Tichy-Guliwer: ten nie umie ju¿ kreœliæ swobodnie swoich karykatur, coraz lepiej wie bowiem, ¿e groteskowy absurd i nierozwi¹zywalne problemy wpisane s¹ w ludzk¹ kondycjê od samego zarania. St¹d tonacja póŸniejszych zw³aszcza opowiadañ cyklu jest znacznie
powa¿niejsza ni¿ wprzódy. To w serii Wspomnieñ Ijona Tichego pojawia siê po raz pierwszy
dylemat „skrzyñ profesora Corcorana”: hipoteza œwiata jako (nieskoñczonej mo¿e?) hierarchii
poziomów bytu, w której istoty poziomu wy¿szego stwarzaj¹ – niczym sam Pan Bóg – istoty
„ni¿sze” i ca³y ich œwiat, bêd¹cy zreszt¹ z ich punktu widzenia tylko elektroniczn¹ u³ud¹51.
Owo „rozdwojenie” postaci Tichego rzeczywiœcie daje siê zauwa¿yæ – i mo¿e zostaæ opisane równie¿ w kategoriach Frye’owskiego trybu narracyjnego 52:
50 Lem stwierdza w rozmowach z Beresiem: „Uwa¿am, ¿e niektóre kawa³ki mojej Cyberiady czy Bajek robotów s¹ bardziej zbli¿one do Woltera ni¿ cokolwiek innego, jest to jakby
nastêpna inkarnacja w epoce pooœwieceniowej” (Tako rzecze… Lem. Ze Stanis³awem Lemem
rozmawia Stanis³aw Bereœ, Kraków 2002, s. 196).
51 J. Jarzêbski, Spór miêdzy Münchhausenem a Guliwerem, w: S. Lem, Dzienniki gwiazdowe, Kraków 2002, s. 281.
52 N. Frye, Anatomy…, s. 33-52.
234
wiêkszoœæ opowiadañ z Dzienników gwiazdowych przynale¿y do trybu satyry,
natomiast Ze wspomnieñ Ijona Tichego – to ju¿ zdecydowanie kanon niskiej
mimesis, odpowiadaj¹cy prozie realistycznej. Lemowi zdarza siê równie¿ – prawie niedostrzegalnie – ³¹czyæ oba tryby b¹dŸ przechodziæ z jednego w drugi. Tak
dzieje siê w Wizji lokalnej i Pokoju na Ziemi, najdobitniejszym zaœ przyk³adem
wydaje siê Podró¿ dwudziesta pierwsza z Dzienników, w której pomiêdzy purnonsensowe zabawy zwi¹zane z opisywaniem ¿ycia na Dychtonii (zdzicza³e,
jadalne meble; absurdy w przemianach fizycznej postaci Dychtoñczyków) wpleciona zostaje powa¿na filozoficzno-teologiczna refleksja z wizyty u ojców
destrukcjanów, dotycz¹ca projektu autoewolucji oraz (nie)mo¿liwoœci wiary. Kategori¹ ³¹cz¹c¹ oba te modele, a jednoczeœnie odnosz¹c¹ je do interesuj¹cego mnie
w tym miejscu mitu bohaterskiego wydaje siê postaæ mitycznego ³otrzyka, trickstera. Interesuj¹ce, ¿e Mieletinski wywodzi od trickstera równie¿ miêdzy innymi bohaterów póŸniejszych odmian satyry:
Ameryka Pó³nocna dostarcza klasycznych przyk³adów mitologicznego ³otrzyka, tego
odleg³ego poprzednika œredniowiecznych b³aznów, bohaterów powieœci ³otrzykowskich,
barwnych, komicznych postaci w literaturze odrodzenia itp. Mityczni bohaterowie czêsto
pos³uguj¹ siê w dzia³aniu przebieg³oœci¹ i przewrotnoœci¹, gdy¿ w pierwotnej œwiadomoœci
„rozum” ³¹czy siê z przebieg³oœci¹ i czarami. Dopiero w miarê jak œwiadomoœæ mitologiczna wytwarza pojêcie ró¿nicy miêdzy sprytem i rozumem, k³amstwem i szlachetn¹ prostolinijnoœci¹, organizacj¹ spo³eczn¹ i chaosem – wykszta³ca siê postaæ mitologicznego ³otrzyka
jako sobowtóra bohatera kulturowego. Spryt i przebieg³oœæ w postêpowaniu Kruka i zbli¿onych do niego postaci folkloru indiañskiego (i paleoazjatyckiego) nie s¹ – przeciwnie ni¿
u ³otrzykowskich bohaterów mitu oceanicznego, np. wspomnianego ju¿ Maui – przypadkowe: s¹ to chwyty, które maj¹ sparodiowaæ powa¿ne dzia³ania bohaterów kulturowych czy
szamanów lub te¿ nale¿¹ce do sfery sacrum rytua³y, które maj¹ byæ b³azeñsk¹, nisk¹ wersj¹.
[…].
Owa dwoista postaæ: bohater kulturowy (demiurg)-trickster, ³¹czy w jednej osobie
zarazem ideê uporz¹dkowania spo³ecznoœci i kosmosu oraz ich dezorganizacjê, stan nieporz¹dku. […] Nale¿y przy tym uwzglêdniæ fakt, ¿e dzia³alnoœæ negatywnego wariantu bohatera kulturowego […] lub trickstera […] jest w istocie równie¿ paradygmatyczna, albowiem
determinuje ona negatywne zjawiska i dzia³ania ze sfery profanum, dokonuj¹ce siê w czasach póŸniejszych53.
Trickster wydaje siê zatem satyryczn¹ odmian¹ bohatera kulturowego, i to
w dwóch wariantach: jako to¿samy z nim (bohater ma cechy trickstera), b¹dŸ jego
53
E. Mieletinski, Poetyka…, s. 233-234.
235
opozycyjne dope³nienie (trickster jest antagonist¹ bohatera)54. Przy porównaniu
Ijona Tichego do mitycznego bohatera trickster staje siê, ze wzglêdu na swoj¹
immanentnie przeœmiewcz¹ naturê, najbardziej odpowiedni¹ paralel¹. Tichy bowiem, podobnie jak bohater kulturowy, dokonuje wielu czynnoœci ustanawiaj¹cych porz¹dek œwiata. O roli zaœ trickstera w³aœnie jako „dodatkowego stwórcy”
pisz¹ David i Margaret Adams Leeming, charakteryzuj¹c go nastêpuj¹co:
Trickster wystêpuje w wielu kulturach. Swego rodzaju tricksterem jest zarówno Hermes w Grecji, jak i królik Brer w folklorze po³udniowoamerykañskim. Ten rodzaj bohatera
jest szczególnie popularny wœród rdzennych Amerykanów i ludów afrykañskich. Zwykle
odgrywa wa¿n¹ rolê w akcie kreacyjnym […], poniewa¿ reprezentuje amoraln¹, twórcz¹ si³ê
istniej¹c¹ na najwczeœniejszych etapach rozwoju rodzaju ludzkiego. Czêsto stosuje swoje
sztuczki, by ukraœæ dla ludzi takie dobra, jak na przyk³ad ogieñ. […] Regularnie pada ofiar¹
swoich w³asnych podstêpów i niemal zawsze jest zabawny55.
Ijon Tichy z pewnoœci¹ nie jest amoralny, natomiast pod wieloma innymi
wzglêdami zdecydowanie przypomina trickstera56, pocz¹wszy od tego, ¿e ma na
swoim koncie stworzenie œwiata (Podró¿ osiemnasta), oczywiœcie nieudane, proces kreacji wymyka siê mu bowiem spod kontroli. Podobnie zawodzi Tichego
próba poprawienia historii ludzkoœci w Podró¿y dwudziestej. Egoizm, ³akomstwo,
stosowanie niskich sztuczek i fatalne w skutkach próby przechytrzenia samego
siebie pokazane s¹ na przyk³ad w Podró¿y siódmej, kiedy to Tichy wskutek wpadniêcia w czasowe zawirowania toczy zawi³e pojedynki z sob¹ samym pochodz¹cym z ró¿nych czasów, bije siebie samego i zjada w poœpiechu czekoladê, by „ten
drugi” (tzn. on sam) jej nie zjad³. „Tricksterowski” element w naturze Ijona wnosi
jednak do tego opisu nowy element, pog³êbiaj¹c ironiê, a mo¿e tylko zmierzaj¹c
w stronê innego rodzaju ironii – Frye’owskiej satyry.
54 Tam¿e,
s. 233-234.
Adams Leeming, M. Adams Leeming, Mity o stworzeniu œwiata i ludzi. Przegl¹d
encyklopedyczny, przek³. A. Zakrzewicz, red. A. M. Kempiñski, Poznañ 1999, s. 233-234.
56 Interesuj¹c¹ i zabawn¹ charakterystykê postaci Tichego daje Wojciech Orliñski: „Kosmiczny podró¿nik, jedna z najsympatyczniejszych postaci, jakie kiedykolwiek wysz³y spod
pióra Lema. Tichy jest patologicznym egoist¹, który dla swojego w³asnego interesu potrafi
poœwiêciæ nawet w³asny interes, jest te¿ cholerykiem, niebywa³ym zarozumialcem, ma chorobliwie wybuja³e ambicje, sk³onnoœæ do nadu¿ywania stanowiska […], pieniactwa, awanturnictwa itd. – a jednoczeœnie nie sposób go nie polubiæ”. Jednoczeœnie „Tichy jest po sarmacku cz³owiekiem prawym, w wiele awantur i tarapatów pakuje siê z motywów takich jak:
nie zobacz¹ tu trwogi Ziemianina albo jakoœ niehonorowo by³o odmówiæ” (W. Orliñski, Co
to s¹ sepulki? Wszystko o Lemie, Kraków 2007, s. 234-235). Ta charakterystyka wydaje siê
mieæ du¿o wspólnego z cechami trickstera.
55 D.
236
Trzeci element podzia³u, po „rycerzach” nurtu niskomimetycznego i Ijonie
Tichym stanowi¹ bohaterowie utworów o charakterze groteski, a zatem Cyberiady
i Bajek robotów. Tu bez w¹tpienia pojawia siê parodia form romansowych w czystej
postaci i z czytelnymi nawi¹zaniami do pierwowzorów. Jak zauwa¿a Piotr Krywak:
W grotesce, obok dalszego doskonalenia stosowanych chwytów formalnych w zakresie komizmu, odnajdujemy udane próby przeniesienia na grunt science fiction nie wystêpuj¹cych w niej dot¹d, skonwencjonalizowanych gatunków literackich – bajki, baœni, eposu,
poematu heroikomicznego czy powiastki filozoficznej57.
Na kanwie wymienionych schematów gatunkowych Lem bardzo czêsto konstruuje parodystyczne wersje rycerskiego quest i rycerskich przygód, zaœ „dzielni
konstruktorzy” Trurl i Klapaucjusz, ze swoimi stwórczymi, omal ¿e magicznymi
zdolnoœciami, mog¹ byæ postrzegani jako parodystyczna wersja tak mocno obecnie
eksploatowanego w literaturze fantasy archetypu czarodzieja.
Mo¿na zauwa¿yæ, ¿e ujêcie komparatystyczne wydobywa kontrast dwóch
przeciwstawnych modeli rzeczywistoœci. W twórczoœci Tolkiena hierarchiczny
obraz œwiata i sta³a ³¹cznoœæ z czasem mitu wyznacza zarazem drogê i kierunek
ludzkich poszukiwañ, staj¹c siê podstaw¹ dla wielu poszczególnych realizacji
podstawowej struktury mitu bohaterskiego. Ujawnia siê przy tym powracaj¹ca
w szeregu projektowanych przez tekst wewnêtrznych prefiguracji pe³niona przez
bohatera funkcja soteriologiczna. Ca³oœciowa wymowa dzie³ Tolkiena zaprojektowana natomiast zosta³a tak, aby poszczególne schematy narracyjne nak³ada³y
siê na siebie, d¹¿¹c do stworzenia jednorodnego obrazu œwiata, w czym pomaga
symboliczna mappa mundi. Odmienne rozwi¹zania projektuje myœlenie Stanis³awa Lema. Autor Solaris tworzy model rzeczywistoœci oparty czêsto na uto¿samieniu sprzecznych kategorii, ukazuj¹cy obraz œwiata oparty na zasadzie coincidentia oppositorum, w przypadku zaœ mitu bohaterskiego pojawia siê wiele przemieszczeñ w hierarchii bytów, co mo¿e nasun¹æ na myœl u¿yte przez Macieja P³azê
pojêcie topozofii58. To¿samoœæ cz³owieka zdaje siê zatem posiadaæ w³aœciwoœci
analogiczne do œwiata materii – jest zmienna, nigdy ostatecznie nie ukonstytuowana, podleg³a przypadkowi, zawodna, prezentuj¹ca wieloœæ w jednoœci, polifoniê nierozstrzygalnych d¹¿eñ. Nie na pró¿no Istvan Csicsery-Ronay Jr. nazwa³
konstrukt poznawczy Lemowej Solaris modelowaniem chaosfery59. Charakte57 P.
Krywak, Stanis³aw Lem, Kraków 1974, s. 21.
M. P³aza, O poznaniu…, s. 471.
59 I. Csicsery-Ronay Jr., Modelowanie chaosfery. Stanis³awa Lema rozmowy z Obcymi,
przek³. J. Jarzêbski. „Teksty Drugie” 1992, nr 3.
58
237
rystyczne, ¿e œwiat Tolkienowski odwo³uje siê do archetypowej symboliki mitów tradycyjnych, natomiast samo s³owo „mit” w dzie³ach siê nie pojawia – postaci przebywaj¹ bowiem niejako we wnêtrzu mitu, nie maj¹c tej œwiadomoœci.
Mitotwórstwo Lema natomiast za ka¿dym razem opiera siê na budowaniu swoistego metapoziomu konstytuuj¹cego wszelako powracaj¹ce przetworzenie motywu poznawczej bezradnoœci.
*
Marta K³adŸ
The heroic myth in works by J.R.R. Tolkien and Stanis³aw Lem,
analysed in a comparative fashion
The subject of this paper’s considerations is actualisation in the output of
J. R. R. Tolkien and Stanis³aw Lem of the structure of a heroic myth based upon
the sequence: separation – initiation – return; or: expedition – the key struggle –
death – recognition (or, apotheosis). The comparative perspective has drawn out
a contrast of two reciprocally opposing models of reality. In Tolkien’s works,
a soteriological function fulfilled by the character is revealed, which reappears
in a series of internal prefigurations projected by the text. Lem’s thinking produces a different pattern of solutions: the Polish novelist’s characters are immersed
in a reality not infrequently founded on identification of contradictory categories, revealing the image of the world as a coincidentia oppositorum.
Grób Mieczys³awa Kamieñskiego na cmentarzu Montamarte.
238
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
EDYTORSTWO
Marek Troszyñski
Warszawa
MIECZYS£AW KAMIEÑSKI – TESTAMENT ¯O£NIERZA
Po burzliwej m³odoœci powróci³ do Pary¿a, mieszka³ przy Saint-Lazar 54, by³
jednym z nas, znaliœmy go, widywaliœmy. A potem gdzieœ znikn¹³ i przysz³a wieœæ,
¿e pojecha³ walczyæ o wyzwolenie W³och, a niewiele póŸniej o jego œmierci.
Norwid1 zachwyci³ siê testamentem dwudziestosiedmiolatka, który na ³o¿u
œmierci obdarza drobiazgami wszystkich, pamiêta nawet o s³u¿¹cej, ale najwiêkszy dar – dar wiary, któr¹ odzyska³ w obliczu Nieznanego z ca³¹ si³¹ i przekonaniem odchodz¹cego z tego œwiata zostawia najbli¿szemu przyjacielowi, Feliksowi. Bo teraz wie ju¿ na pewno, bo w jednym b³yœnieniu ukaza³ mu siê fa³sz wspólnie uk³adanych sofizmatów, królestwo hardego rozumu pêk³o i rozwali³o siê
w gruzy.
Na cmentarzu Montmartre, nieopodal grobu S³owackiego spoczywa Mieczys³aw Kamieñski. Naturalnej wielkoœci rzeŸba przedstawia ubranego po cywil1 Pisa³
w liœcie Do Seweryna Ga³êzowskiego [Pary¿, paŸdziernik? 1859]: „Jak z czasem
w Emigracji dojdziemy do pojêcia prawd-ojczystych i szczerze ¿yæ bêdziemy chcieli, to
Testament m³odego Mieczys³awa Kamieñskiego bêdzie czytany publicznie w szko³ach polskich przez ksiêdza, który daje lekcje religii, albo przez profesora greckiego i ³aciñskiego
jêzyka, który wyk³ada autorów staro¿ytnych: Plutarcha lub Tacyta. Z powodu i¿ jako uczucie chrzeœcijañskie obowi¹zków syna, kolegi, m³odzieñca i Obywatela jest wzorem ¿ywym.
Tudzie¿ jako uczucie heroizmu jest niemniej plutarchicznej wartoœci ustêpem. Ale – kiedy¿
szko³y wyjd¹ z atramentu i uszanuj¹ krew, zamiast litery martwej!!” (C. Norwid, Pisma
wszystkie, red. J. W. Gomulicki, t. 11, Warszawa 1976, s. 644-645).
240
nemu ch³opaka z bujn¹ czupryn¹, w pozycji pó³le¿¹cej, podpieraj¹cego siê ramieniem, z g³ow¹ lekko odchylon¹ do ty³u. Pod zgiêtym kolanem szabla, to gest od
czasów Rolanda dobrze znany, choæ przecie¿ Kamieñski walczy³ broni¹ paln¹,
a gdy przysz³o do ataku, i trzeba by³o strzelaæ, to… – wszystko opowiedzia³ póŸniej ojcu, powiedzia³ szczer¹ prawdê, i w ogóle nie by³o mu ¿al, ¿e tak siê sta³o,
jak siê sta³o.
Krótkiego ¿ycia syna starczy³o akurat na akapit w biogramie ojca w Polskim S³owniku Biograficznym; oto on:
W r. 1859 K.[amieñski] prze¿y³ boleœnie œmieræ jedynego syna Mieczys³awa (ur. 1832),
który próbowa³ kariery wojskowej i marynarskiej, a pisa³ te¿ po francusku felietony i drobne utwory satyryczne. Zaci¹gn¹wszy siê na ochotnika do s³u¿by francuskiej, zmar³ z ran
odniesionych w bitwie pod Magent¹. Skromn¹ jego spuœciznê literack¹ zebra³ ojciec w tomiku pt. Souvenirs de voyage et de guerre, Paris 18612.
Ojciec, weteran powstania listopadowego, towiañczyk, bliski znajomy S³owackiego, Mickiewicza i Norwida, sam próbowa³ si³ w literaturze, ale by³ przede wszystkim – ¿o³nierzem! Wspomina Teodor Tomasz Je¿, jak ucieszy³ siê pu³kownik Kamieñski spotkawszy go po latach przypadkowo na bulwarze w³oskim w Pary¿u:
– Ah! dobrze, ¿em ciê spotka³… – zawo³a³, d³oñ mi œciskaj¹c. Mam ci parê s³ów
powiedzieæ.
I mówi³ mi o u¿ywaniu w ataku lancy3.
Trzy miesi¹ce po stracie syna, w rocznicê powstania listopadowego, ojciec pisze tekst, w którym próbuje osaczyæ szarpi¹ce emocje. Ucieka w moralizuj¹ce rezonerstwo, pisz¹c o po¿ytkach i naukach, p³yn¹cych z towarzyszenia umieraj¹cemu, w patos patriotycznej retoryki. Znaæ te¿ œlady towianizmu
w dygresjach o wy¿szoœci si³ duchowych nad materi¹. Konaj¹cy syn powraca
w filmie ¿ycia ojca wyrzucaj¹cego sobie, ¿e tak ma³o zna³ syna, ¿e jego w³asne
dziecko tak¹ by³o dla niego tajemnic¹! Ale jak go mia³ znaæ, kiedy bardziej ni¿
rodzinie poœwiêci³ siê s³u¿bie ojczyŸnie, a synowi sam da³ m.in. przyk³ad uczestnictwem we w³oskiej kampanii 1848. Po jedenastu latach syn poszed³ w œlady
ojca. Ale w porównaniu z tamtymi potyczkami, bitwa pod Magent¹ (i nastêpna
pod Solferino) przesz³y do historii jako krwawe rzezie. Doœæ wspomnieæ, ¿e
2 Has³o oprac. S. Kieniewicz. Polski S³ownik Biograficzny, t. 11, z. 51, Wroc³aw 1965, s. 546.
3 Z.
Mi³kowski (T. T. Je¿), Miko³aj Korwin Kamieñski, w: tego¿, Sylwety emigracyjne,
Kraków 1988, s. 195.
241
w³aœnie po tych bitwach utworzono dla opieki nad rannymi organizacjê Czerwonego Krzy¿a.
Do opieki nad rannym 4 czerwca 1859 Mieczys³awem odstawionym do
szpitala w pobliskim Mediolanie zjechali z Pary¿a rodzice. Trudno sobie wyobraziæ koszmar wspó³uczestnictwa w trzymiesiêcznym konaniu jedynego syna…
Uciekaj¹ce ¿ycie, œwiadomoœæ bliskiej œmierci, ³apczywa próba kontaktu, nadrobienia zaleg³oœci straconych lat i gorzka konstatacja ojca pisz¹cego: „Ja, który
go nie zna³em”… Tekst jest tak¿e œwiadectwem kó³ ratunkowych podrzucanych
przez psychikê – ucieczek w tematy poboczne. Jedn¹ z ostatnich dygresji s¹ roztrz¹sania wojskowego na temat taktyki przyjêtej przez dowódców batalii, która
okaza³a siê dla syna tak nieszczêœliw¹. Jednak ojca – zawodowego ¿o³nierza korci
pytanie: jak to jest, bêd¹c cywilem, tak nagle, odstawiwszy niedopit¹ kawê w paryskiej brasserie za kilka dni – iœæ, i strzelaæ do ludzi?!
OdpowiedŸ syna na to ojcowskie pytanie stanowi mocn¹ puentê pozornie
niedokoñczonego, krótkiego tekstu…
***
Tekst znajduje siê w Bibliotece Polskiej w Pary¿u (BPP 480, s. 1497-1519).
Kierowniczce Dzia³u Archiwum, Pani Ewie Rutkowskiej dziêkujê za ¿yczliwe
udostêpnienie mi wysokiej jakoœci kopii cyfrowych tego rêkopisu.
W niniejszej edycji zmodernizowano pisowniê, zachowuj¹c osobliwoœci
leksykalne („spó³czucie”, „zatwardnia³y”, itp.). Tam, gdzie by³o to mo¿liwe za
pomoc¹ niewielkich zmian (uzupe³nieñ b¹dŸ opustek) poprawiono styl, zawsze
zaznaczaj¹c ingerencjê.
Zbiór tekstów Mieczys³awa Kamieñskiego, o którym mowa w notce PSB,
zosta³ opublikowany niedawno jako reprint4. Ksi¹¿ka ta zawiera m.in. równie¿
francusk¹ pe³n¹ i dokoñczon¹ wersjê publikowanego ni¿ej jako ineditum oryginalnego tekstu polskiego. Mo¿e dodaæ warto, ¿e Mieczys³aw jêzyk polski zna³
bardzo s³abo, o czym œwiadczy pewnie i tak ju¿ podszlifowany jêzykowo przez
ojca polski wiersz syna:
Jak los rozrz¹dzi³ tak siê wiêc i sta³o;
Kres ziemskiej drodze, kres ludzkiéj rozpaczy
Niech obca ziemia zw³oki me pokrywa!
Nie znaj¹c Polski, kocha³em za ma³o:
4 Miecislas
Kamienski tué à Magenta. Souvenir, Adamant Media Corporation, 2007.
242
B³agalnéj duszy winy Bóg przebaczy
Dziœ duch mój do niej na przemian siê zrywa;
Wszystko sk³adam jéj w ofierze:
£zy moje, krew, ból, mêczarnie;
I spokojny w téj odchodzê dziœ wierze,
¯e Bóg mi³oœci¹ lud polski ogarnie5.
***
Miko³aj Kamieñski
Krótkie ¿ycie, d³uga boleœæ i trzymiesiêczne konanie syna jedynego
Pary¿ dnia 29 listopada 1859 roku.
S¹ cierpienia i boleœci serca tak wielkie, ¿e to, co dusza prawdziwie czuje,
tego pismem wyraziæ niepodobna, i czêsto uczucia serca i te subtelne odcienia
duszy trac¹ prawdziw¹ barwê przeniesione na papier. Lecz, z drugiej strony, s³owa gasn¹ z ¿yciem, przez ustne podania przekszta³caj¹ rzeczywistoœæ; i dlatego
ja, nieszczêœliwy ojciec, pragnê skreœliæ to com czu³, com widzia³, com bola³, com
kocha³, i na koniec czymem siê pociesza³, bêd¹c razem z ¿on¹ nieodstêpnym towarzyszem konania mego syna, naocznym œwiadkiem jego cierpieñ, jego odwagi, jego dojrza³oœci uczuæ i serca. Ja, który go nie zna³em œmia³o wyznaæ muszê
przez lat dwadzieœcia, albowiem by³ on dla wszystkich niepojêty. Inaczej siê
ukazywa³ przed ludŸmi, inny zaœ przed sob¹ samym i w sobie. Lekki na pozór,
ukrywa³ [w] g³êbokoœci na samym dnie duszy swojej skarb szlachetnych uczuæ –
starodawn¹ odwagê – i takowy w wielkich zdarzeniach dla siebie tylko odkry³.
Wyla³ go ca³kowicie dla sprawy ludzkoœci; spokojny i szczêœliwy w Bogu przeniós³ siê do wiecznej Ojczyzny.
Ojczyzny… wielki Bo¿e! na ziemi dawno mi j¹ odj¹³eœ. Jeszcze jedno s³owo, które mi pozostawa³o, s³owo które syn mój przy skonaniu, na pó³ ¿ywym
g³osem powtarza³, pragn¹c z³agodziæ moj¹ rozpacz: „cicho ojcze, biedny ojciec,
soutenez, mon Père”, i to ostatnie s³owo pociechy wol¹ Twoj¹ œwiêt¹ zgas³o na
ustach mojego syna… O Panie! da³eœ mi wypiæ do dna ca³¹ moc goryczy tego
¿ywota, daj¿e przez ³askê Twoj¹, prêdkie po³¹czenie siê w wiecznoœci z tym, który
5 Cyt
za: La mort d’un Soldat récit des derniers moments de Miecislas Kamienski Blessé
à la bataille de Magenta et décédé à Milan, le 3 septembre 1859, Paris 1861.
243
Ciê tak gor¹co zapragn¹³, ¿e ziemia w niczym ani go pocieszyæ, ani zaspokoiæ
ju¿ nie mog³a.
Ile¿by dla nas przyby³o œwiat³a i duchowej nauki, gdyby kap³ani [obecni]
w ostatnich chwilach umieraj¹cego chcieli nam udzieliæ przedostatnie jego myœli, s³owa, d¹¿enie, spowiedŸ ¿ycia ca³ego, pragnienie ¿ywota lepszego; lub czepianie siê (przez bojaŸñ i wstrêt do œmierci) ziemi, która zdaje siê byæ dla niskich
usposobieñ ca³ym szczêœciem, ca³ym ¿yczeniem, koñcem. O jak¿e byœmy wiêcej
z tych licznych przyk³adów œmia³ej lub lêkliwej œmierci korzystaæ mogli, ni¿eli
z wznios³ych nauk, czêsto dla wielu niedostêpnych, […] niezrozumia³ych lub kazañ przygotowanych. Albowiem ka¿da myœl umieraj¹cego, ka¿de s³owo przed
rozstaniem siê jest dyspozycj¹, testamentem dla pozosta³ych. Nie jest teori¹, lecz
prawd¹ na pó³ do wiecznoœci nale¿¹c¹, przyk³adem, nauk¹, naœladowaniem lub
trwog¹, bojaŸni¹ i wstrêtem. Có¿ wiêcej mo¿e uspokoiæ na ziemi, usposobiæ do
nieœmiertelnoœci, jak moment solennego rozdzia³u, czyli wyjœcia duszy z wiêzienia
cia³a do ¿ycia wiecznego?! Œmieræ sprawiedliwego, nawet œmieræ niepoprawnego zbrodniarza wielu zbawiæ mo¿e, wielu poprawiæ i nauczyæ.
O lekarzach nie wspomnê; albowiem oni ograniczaj¹ siê dot¹d na poznanie cia³a, nauka ich nie ma dot¹d na celu jak materiê. Przyjdzie czas ¿e lekarz
duszy bêdzie zarazem lekarzem cia³a, i nawzajem.
Rozdzia³ I
Mieczys³aw Kamieñski, urodzi³ siê na wygnaniu, we Lwowie, podczas
przechodu naszego do Francji. Zostawa³ przy nas od kolebki, przenosz¹c siê
z miejsca na miejsce, z kraju do kraju; spod jednego s³oñca pod drugie, szukaj¹c
tych promieni, które by mu utraconego s³oñca jego ojczyzny przypomniæ mog³y.
Albowiem ten, co utraci byt polityczny, nie ma pokoju; ca³e ¿ycie jego jest pasmem marzeñ, chorob¹ ducha, pragnieniem odzyskania skarbu, który utraci³.
S³owem – niepokój wszêdzie go œciga, wszystko mu jest obojêtnym, ka¿da – nawet
drobna nadzieja – rzeczywistoœci¹, chwyta siê wszystkiego. Ojczyzna jest to cieñ
jego cia³a, który za nim, jak tylko s³oñce zab³yœnie, ci¹gle postêpuje. W po³udnie
bliskim siê on na pozór wydaje, przy zachodzie rozci¹ga siê nieskoñczenie, a z zachodem s³oñca idzie w nieskoñczonoœæ.
W Lozannie, gdzieœmy rok przebywali, by³ on pieszczot¹ wszystkich osób
przechadzaj¹cych siê na Montbenon. Jedna dama francuska koniecznie nas prosi³a zrobiæ jego portret. Myœmy radzi zezwolili, a on sam sobie wybra³ postawê à
la Napoleon, r¹czki skrzy¿owane na piersiach, oczêta w górê podniesione, wymawiaj¹c zarazem pamiêtne s³owa: Du haut de ces pyramides quarante siècles
244
vous regardent! Ten wizerunek we czterech latach ¿ycia zrobiony, wraz z innymi
póŸniejszymi œwiêcie strze¿emy.
We Florencji, gdzie przez trzy lat przebywaliœmy, nauczy³ siê po w³osku
jakoby by³ W³ochem urodzony. Chowa³ siê z rówiennikami swymi krewnymi
Stefanem i W³adys³awem Potockimi, do nich przy³¹czy³ siê m³ody Rohan. Razem chodzili na pensj¹, która dla niego m³odszego od innych towarzyszy by³a
wiêcej rozrywk¹ jako nauk¹.
Widaæ, ¿e od urodzenia cierpienie i boleœæ by³y jego udzia³em i przeznaczeniem. Raz biegaj¹c po ogrodzie na pensji z innymi ch³opczykami, goni¹c za
którymœ, w rozpêdzie uderzy³ o drzwi szklanne i ca³kiem przeci¹³ arteriê prawej
rêki. Krew strumieniem uchodzi³a. On pobieg³ sam pod fontannê i z ca³¹ zimn¹
odwag¹, do zadziwienia w tak ma³ym dziecku, op³ukiwa³ krew uchodz¹c¹, nim
przybiegli dozorcy i œcisnêli ranê. Pos³ano po doktora, a mnie natychmiast da³
znaæ profesor. Pospieszam i zastajê w ³ó¿ku moje biedne dziecko, k¹pi¹ce siê we
krwi. Na twarzy bia³e jak alabaster, oczêta podniesione do nieba i z uœmiechem
na usteczkach witaj¹ce ojca. Doktor medycyny, chocia¿ jeden z najpierwszych,
lecz nie bêd¹c chirurgiem, czyli nie maj¹c tego w u¿ywaniu, nie wiedzia³, jak
w tym gwa³townym razie sobie post¹piæ. Nie mog¹c zatamowaæ krwi, która mimo
œciœnienia rêki ci¹gle up³ywa³a, pos³a³ szukaæ chirurga. A dzieciê tym czasem
s³ab³o, blad³o, i dr¿¹cym g³osem, po w³osku, pyta³o doktora „Powiedz mi pan,
bardzo proszê, czy ja mam umrzeæ lub czy pan mnie uratujesz? je¿eli muszê
umieraæ, to niech zaraz mnie z ³ó¿kiem przenios¹ do mamy, ja pragnê mamê poca³owaæ. Je¿eli zaœ mogê ¿yæ, to proszê mnie pozostawiæ tutaj, gdy¿ mama umrze
– jak mnie zobaczy”. Nie wstydzê siê wyznaæ, ¿e s³ysz¹c tak mówi¹ce moje dziecko, ja stary i zatwardnia³y ¿o³nierz – trzy razy pad³em zemdlony.
Gdy z dziecka wyrasta³ na ch³opczyka, ¿ywy temperament, weso³y i niewinny
uœmiech, dodawa³ coraz wiêcej powabu jego piêknej urodzie. A co najwiêcej krasi³o wyraz jego twarzy, to to, ¿e siê chlubi³ i by³ prawie dumny ze swojego urodzenia i po³o¿enia. Syn wygnañca i ¿o³nierza s³ysza³ on i widzia³ w pierwszych latach
¿ywota jak wszystkie narody podziwia³y, a nade wszystko lud francuski wysoko
poj¹³ i uczu³ nasz¹ ostatni¹ walkê o niepodleg³oœæ, nasze nieszczêœcia i poœwiêcenie. Naród ten stara³ siê mow¹ i czynem okazaæ nam wielk¹ ¿yczliwoœæ i szczere
spó³czucie, tak ¿e imiê Polaka sta³o siê popularnym we Francji. W ka¿dej prawie
chacie rolnika, znaleŸæ mo¿na by³o wizerunek Napoleona, a obok niego œmieræ
Poniatowskiego rzucaj¹cego siê w Elsterê. S³owem, ¿e przybywaj¹c do Francji
znaleŸliœmy dwie wielkie idee, które porusza³y ca³¹ rzeœkoœæ i umys³ Francuzów,
to jest: Napoleon i Polska. Dwie, ¿e tak powiem, mary, jak cieñ Hamleta dzieñ i noc
niepokoi³y i przera¿a³y Króla Filipa.
245
[…] Zdawa³o siê m³odej duszy syna wygnañca, ¿e to uczucie bêdzie z czasem wzrasta³o, ¿e to co jest prawym, czystym i sprawiedliwym – zatartym byæ
nie mo¿e. ¯e raz poczêta myœl braterska dla narodu niewinnie cierpi¹cego krzewiæ siê bêdzie z nastêpnym pokoleniem. ¯e imiê Polaka wygnañca pos³u¿y mu
do przysz³ych jego nadziei, do rozwiniêcia jego si³ i uczuæ, i tym samym stanie
siê szczeblem do trudów i pracy w us³ugach tak publicznych [jak] i prywatnych,
wiod¹cych do ostatniego celu, najwy¿szego ¿yczenia, to jest do niepodleg³oœci,
do odzyskania bytu politycznego.
Lecz trudno walczyæ z myœl¹ Boga, niepodobna oprzeæ siê przeznaczeniu.
W miarê jak wzrasta³ na m³odzieñca – zmniejsza³a siê [we Francji] sympatia dla
Polski. Starzy towarzysze jego przodków, jego rodziny, weterani Cesarstwa pierwszego, którzy krwi¹ wojen byli z nami zbratani, nastêpnie jedni po drugich do
grobu schodzili. Nowe pokolenie wzrasta³o a z nim niewiadomoœæ, nawet zapomnienie o naszej przesz³oœci. Do tego widoki polityczne, zwi¹zki miêdzynarodowe, pieni¹dze trzech naszych zaborców hojnie rozdawane publicystom by imiê
Polaka zniweczyæ, sprawê jego, nadzieje i cierpienia ka³em obrzuciæ i pokazaæ
niewiernym, ¿e Polska raz grobowym kamieniem przyciœniêta na widowniê œwiata
nie wyjdzie i nie zam¹ci ju¿ ich sumienia. Wszystkie te podziemne dzia³ania nie
mia³y innej pobudki, jak oziêbiæ i zobojêtniæ uczucie Francji dla nas. Wtedy prawo, którym nie¿yczliwie rz¹dz¹cy zas³aniali siê, stanê³o m³odemu Mieczys³awowi
przegrod¹ nieprzebyt¹. Wszêdzie m³ode i gor¹ce uczucia duszy i serca, w zawodach do których siê chwyta³, z drogi spycha³o.
I tak wszed³ za protekcj¹ przyjaznej mu rodziny Montabello do szko³y
wojskowej [w] La Flèche; gdzie, po czteroletnim pobycie, gdy mia³ przejœæ do
szko³y St. Cyr wyst¹pi³o prawo na przeciw niego i rzek³o: nie mo¿na, nie urodzi³eœ siê Francuzem.
Mniema³ on, ¿e mozo³em i staraniem, zaczynaj¹c od najni¿szych stopni
marynarki potrafi uprawniæ swoj¹ s³u¿bê. Uzyska³ wpis na majtka – s¹dz¹c ¿e
minister raz go upowa¿niwszy nie przeszkodzi dalszemu jego rozwojowi – i wst¹pi³ na pok³ad trzymasztowego statku kupieckiego. Zrobi³ ciê¿k¹ podró¿ do Brazylii, Chile, Meksyku, Peru, itd., przebywaj¹c z wielkim niebezpieczeñstwem
cieœninê Cap Horn, gdzie okrêt przez szeœæ tygodni w lodach zostawa³, pozbawiony znacznej czêœci ¿ywnoœci. Znosi³ on wszystkie trudy z wytrwa³oœci¹ jemu
w³aœciw¹ w nadziei ¿e znajdzie stan, w którym zdolnoœci wrodzone potrafi rozwin¹æ i zastosowaæ. Wracaj¹c dosta³ ¿ó³tej febry w Baya. Ju¿ koledzy jego uszyli byli worek, w którym cia³o wygnañca mia³o byæ rzucone w g³êbiny morza. Lecz
œmieræ jeszcze go wtedy szanowa³a, jak sam siê wyrazi³ la mort avait peur de
moi. Po powrocie do Europy, gdy za¿¹da³ przejœæ na okrêt rz¹dowy comme aspi-
246
rant volontaire minister by³ zmieniony, a prawo znów wyrzek³o: nie mo¿esz –
bo nie urodzi³eœ siê Francuzem.
Rozdzia³ 2
Smêtek wsi¹kn¹³ do dna duszy jego; nic go – mimo pozornej weso³oœci –
pocieszyæ nie mog³o. Uwa¿a³ siê jako parias bez ¿adnej narodowoœci, ¿e nosi na
sobie piêtno nieszczêœcia i zacz¹³, po raz pierwszy, z³orzeczyæ losowi swojemu.
Co najwiêcej doda³o têsknoty, to za¿y³oœæ z wielu osobami bogatymi zwi¹zkiem
rodzinnym po³¹czonymi, które obcuj¹c z nim, przedstawia³y widokiem swym
po³o¿enie ludzi szczêœliwych, op³ywaj¹cych we wszystko, i które czêsto ¿artem,
wyznaæ musimy, w poufa³ej rozmowie, nazywa³y nas starych szermierzy wolnoœci, hommes sans terres, chaire à canons, ludzie bez ziemi, miêso dla harmat.
W m³odym wieku, jak raz têsknota zawita do serca, to ju¿ nie znika. W piêknej i czystej duszy usposobienie do smêtku, chocia¿ z ziemskich powodów czerpane, wyrabia zawsze zimn¹ obojêtnoœæ do wszystkiego, co jest przemijaj¹ce,
znikome, a ci¹gnie jakby si³¹ nieprzerwan¹ do ¿ycia przysz³ego, do krainy z której wysz³a, do Ojczyzny, której ¿aden nieprzyjaciel wydrzeæ nie zdo³a.
¯¹da³ i wo³a³ do Boga o boleœæ, i to wyrazi³ w wierszach po francusku
napisanych we Freiburgu (Pensées solitaires. Invocation à la douleur. Rêveries),
gdzie siê spuœci³ do lochów o 2000 stóp g³êbokoœci i tam przez rok ca³y ucz¹c
siê mineralogii przebywa³. Pragn¹³ on mi³oœci – serce jego nie mog³o d³ugo zostawaæ samotnym. Pragn¹³ po³¹czyæ siê sakramentem ma³¿eñstwa, w którym œcis³e
wype³nianie obowi¹zków da³oby mu zas³ugê w tym ¿yciu i przysz³ym. Nade
wszystko ¿yczeniem jego by³o zaj¹æ siê sumiennie wychowaniem rodziny, naprawiaj¹c w niej to, co w swoim uwa¿a³ za szkodliwe. Kochaæ jest to wielkie i sakramentalne s³owo. Mi³oœæ jest drog¹ do nieba, gdy¿ Bóg sam bêd¹c najwy¿sz¹
prawd¹ zarazem jest najwy¿sz¹ mi³oœci¹. Nieszczêœliwy, kto daru mi³oœci nie
przyniós³ z sob¹. Nieszczêœliwszy, kto go za ¿ywota nie wyrobi³.
Szczególna rzecz, ¿e m³ody cz³owiek, którego natura hojnie przyodzia³a, który ze wszystkich wzglêdów móg³by zrobiæ szczêœcie tej, która by siê sta³a jego ¿on¹
– temu w³aœnie najtrudniej w dzisiejszym wyrachowaniu ma³¿eñstwa – o¿eniæ siê.
Lubi¹ go, przyjmuj¹ go matki chêtnie i z rozkosz¹ wtedy, kiedy ich córki s¹ za m³ode i na pensji zostaj¹. Lecz gdy która ¿ona tak¹ ma córkê na wydaniu, oddalaj¹ j¹ od
wszelkiego spotkania z poczciwym m³odym cz³owiekiem, którego by ona szczerze
dusz¹ i sercem pokochaæ mog³a. Im wy¿szy uczuciem i urod¹, tym wiêcej staje siê
dla nich niebezpiecznym. Albowiem pod³ug ich usposobieñ i rachub, ma³¿eñstwo
jest to targ, mi³oœæ – marzenie. Pozycja œwiatowa, pieni¹dz – wszystkim. Biedny œwiat.
247
Czu³ to m³ody Mieczys³aw, zna³ wartoœæ moraln¹ piêknie rozprawiaj¹cych
o mi³oœci matek, i dlatego ich unika³ jak tylko która z ich córek pokaza³a siê na
œwiat, który nazywaj¹ modnym. Lecz trudno unikn¹æ tego, do czego serce m³odego ci¹gle wo³a. I ta próba go nie ominê³a, z zapa³em pokocha³. Lecz poniewa¿
nie umia³ i nie móg³ nic dzia³aæ w po³owie, dlatego wy¿sze uczucia i czyny by³y
dlañ niebezpiecznymi. [Gdy] raz zapora przerwana – dzia³alnoœæ ducha nie zna
granic. Jak pocisk si³¹ gazu pchniêty leci, by w cel uderzyæ, lub w ziemiê siê
wkopaæ, tak te¿ on nie zna³ miary w poœwiêceniu i dlatego pad³ jako ofiara czysta i piêkna, któr¹ Bóg od dawna dla siebie przygotowa³.
Dusza zbola³a, serce obojêtnoœci¹ i samolubstwem osób najbli¿ej jego
po³o¿onych zdeptane, czeka³o i pragnê³o momentu, by w pierwszej poczciwej
sprawie chwyciæ jako ¿o³nierz za orê¿ i walczyæ, jeœli nie za swoj¹ wolnoœæ, to
przynajmniej za wolnoϾ ludu uciskiem z nami zbratanego.
Pierwszy przyk³ad w dziejach staro¿ytnych jako i dzisiejszych, aby przewodzca wielkiego narodu jawnie oœwiadczy³, ¿e staje na czele wojska, wydaje
wojnê, nie dla podbojów lub mi³oœci w³asnej obra¿onej (jak to dawniej czêsto
bywa³o) lecz za niepodleg³oœæ ludu uciœnionego i za jego narodowoœæ.
S³owo „narodowoœæ” przebieg³o jako iskra elektryczna przez ca³e jestestwo
m³odego Mieczys³awa. Wpada do mnie i rzeknie: „Ja jadê, ojcze! Wojna o narodowoœæ. Wszak¿e i Polska by³a starym narodem, kolej i na ni¹ przyjœæ musi. Ja
pragnê tymczasem walczyæ za tê œwiêt¹ sprawê za któr¹œ ty, ojcze, dziesiêæ lat
temu tyle krwi wyla³. Ojcze, nie wstrzymuj mnie. Uspokójmy matkê i daj wolnoœæ mojemu popêdowi.”
Nie pragn¹³ on przyj¹æ stopnia oficera w wojsku w³oskim; przekonany, ¿e
nazwa ¿o³nierza francuskiego wiêcej mu nada znaczenia i wewnêtrznej wartoœci, jak stopieñ nie przez zas³ugê, lecz za wstawieniem siê nabyty. A razem chcia³
daæ naukê m³odej szlachcie naszej za stopniami ubiegaj¹cej siê, ¿e chwa³a ¿o³nierza, trud i poœwiêcenie wy¿ej go stawia od wielu oficerów, dla honoru i awansu
czêstokroæ zaci¹gaj¹cych siê do wojska.
W wojnie o niepodleg³oœæ w³osk¹ zwyciêstwo i prawdziwa zas³uga ¿o³nierzom siê nale¿y, którzy pomimo planu Jenera³ów, sam¹ nies³ychan¹ dzielnoœci¹
wygrywali stanowcze bitwy.
Pierwszy pu³k, który napotka³ na drodze wiod¹cej do wstêpnego boju by³
pu³kiem jego wyboru. Szed³ jako prosty grenadier z powodu s³usznego wzrostu.
Uj¹³ za karabin, rzuci³ z lekkoœci¹ na ramiona matelzak z pakunkiem wa¿¹cym
65. funtów i tak rzeœko pe³ni³ s³u¿bê, jakby kilkanaœcie lat zostawa³ w szeregu.
Oficerowie dziwili siê z pocz¹tku determinacji m³odego pary¿anina nagle oderwanego od wygód i przepychu stolicy œwiata lecz tym bardziej szanowali jego
248
poœwiêcenie. ¯o³nierze zaœ patrz¹c na odwagê i wzgardê œmierci pokochali go
szczerze, po bratersku, bez zazdroœci, pomimo ¿e od razu wszed³ do kompanii
wyborczej.
Od pocz¹tku jak siê zaci¹gn¹³, batalion jego pe³ni³ s³u¿bê forpocztow¹.
Mieczys³aw, znaj¹c szko³ê ¿o³nierza, nawet szko³ê batalionu jako dawny uczeñ
La Flèche, nie da³ siê w niczym naganiæ. Z wygód stolicy dostawszy siê do obozu, poœród mokrych jezior i deszczów, przez kilka dni s³u¿by tak zahartowa³ cia³o, ¿e ani pakunek który nosi³ na sobie, ani karabin nic mu prawie nie ciê¿y³y.
Ostrzelany z nieprzyjacielem, którego widzia³ rzek¹ przedzielonego, pragn¹³
spotkaæ siê z nim jak najprêdzej oko w oko.
Marsz z Voglieri do Vercelli, marsz w którym podwojono etapy dla uskutecznienia planu, którego celem by³o podejœæ nieprzyjaciela z prawego jego skrzyd³a wtedy, gdy ten¿e mniema³, ¿e ca³a si³a Francuzów na lewem jego skrzydle,
ko³o Voglieri i Aleksandrii zmasowana. Pochód ten forsowny, nie móg³ byæ z dok³adnoœci¹ na czas naznaczony wykonanym z powodu, ¿e korpusa napotka³y liczne przeszkody, które im nie dozwoli³y zebraæ siê w ca³ym komplecie nad rzek¹
Tessin. Korpus Mac-Mahona z³o¿ony ze starych afrykañskich pu³ków nawyk³ych
do gwa³townych marszów znalaz³ siê w wili¹ bitwy, to jest dnia 3. czerwca, oko³o mostu Magenta i tam zabrawszy 12. dzia³, poprzecinawszy podkopane miny
batalion Mieczys³awa pod dowództwem pana de Grammont, na arkadach mostu
kilka godzin u¿y³ snu i spoczynku. Jeszcze na kilka dni przed œmierci¹ mówi³ on
matce: „Ty kochana matko wrócisz do Pary¿a, bêdziesz przeje¿d¿aæ przez most
Magenty. Spojrzyj na drug¹ arkadê tego mostu – tam ja, znu¿ony marszem, najmilszym snem usn¹³em. Nie wiedzia³em, ¿e to by³ ostatni mój sen, gdy¿ ty wiesz,
jako ja teraz sypiam.”
Opowiada³ on ¿e wszystkie trudy ¿o³nierza z pe³n¹ weso³oœci¹ i zaspokojonym znosi³, i – jako ¿o³nierz – prawdziwie znalaz³ siê szczêœliwym. Razu jednego, gdy przymaszerowa³ w nocy do Vigevano, i znu¿ony zabiera³ siê rozk³adaæ swój namiot, tente d’abri, Adiutant wyznaczy³ go z trzema innymi, by szed³
przyprowadziæ wo³y, które nie mog¹c pospieszyæ za pu³kiem daleko z ty³u zosta³y. To, jak powiada³, by³o mu bardzo nieprzyjemne, lecz nie ma rady, trzeba
by³o rozkaz wype³niæ. Poszed³ po to byd³o i takowe do obozu póŸno w nocy przygna³. Pêdz¹c wo³y, z rzeŸnikami siê zapozna³, którzy, jak przysz³o do dystrybucji
miêsa, darowali mu ogromn¹ polêdwicê, któr¹ on sam upiek³ i kolegów swoich,
do których ¿yczliwi mu oficerowie przy³¹czyli siê – nakarmi³. Wieczerza ta, jak
mówi³, wiêcej mu smakowa³a jako ka¿da inna w Kawie Angielskiej [paryska
restauracja Café Anglais] lub u Frères Provençaux.
249
Rozdzia³ 3
O bitwie pod Magent¹ i o ca³ej wojnie nie bêdê siê rozci¹ga³, gdy¿ przedmiotem opisu s¹ ostatnie momenta mojego syna. Jego d³ugie konanie, testament
jego, wszystko to, co nam mówi³, co nam da³ uczuæ. Dlatego pragnê skróciæ przedwstêpny opis, a daæ prêdzej czytelnikowi zadumaæ siê nad nies³ychanie mocn¹
natur¹ walcz¹c¹ ze œmierci¹, przy tym pocieszyæ siê z moralnej i religijnej odwagi – pragn¹cej tej¿e nie z powodu okropnych boleœci, które znosi³ z hartem do
zadziwienia, lecz z ¿¹dzy ¿ycia wiecznego, do którego dusza jego têskni³a, i rada by³a jak najprêdzej uwolniæ siê z wiêzów cia³a, które on nazywa³ „cielskiem,
nikczemnym prochem”.
Pismo Œwiête nas uczy, ¿e Zbawiciel œmieræ zwyciê¿y³. Czarna wszelako
zas³ona dot¹d przera¿a i pokrywa zw³oki umar³ych. Widok jej nape³nia trwog¹
i ¿alem serca ¿yj¹cych. Œmieræ tego m³odzieñca pokaza³a, ¿e ta pow³oka znika
i odkrywa nam s³oñce przysz³oœci. M³odzi j¹ zdzieraj¹ i piêknym zgonem pokoj¹ dusze nasze, wskazuj¹c œmieræ nam starym jako wesele niebieskich godów. Nie
krepa czarna, jak dot¹d lecz bia³a szata œmierci bêdzie kolorem.
Bitwa Magenty nie wczas zaczêta, nie mog³a byæ stanowcz¹ z powodu, ¿e
plan, pod³ug którego mia³a byæ wykonan¹, przez spóŸnienie siê korpusu, a tym
samem przez niezajêcie stanowisk im przeznaczonych, nie móg³ byæ wype³niony. Bitwa wygrana – nieprzyjaciel wyparty z obronnych stanowisk – potok krwi
wylany – pole wziête. Lecz korzyœci, które mo¿na by by³o odnieœæ przez zniszczenie ca³kiem w odwrocie wojska austriackiego, w stosunku [do] wygranej by³y
bardzo ma³e, albowiem dozwolono nieprzyjacielowi spokojnie odwrót wykonaæ.
Dywizja gwardii grenadierów poczê³a uskuteczniaæ przejœcie rzeki, licz¹c zawsze
na nadejœcie korpusów Cunrobera i Nicla. Znalaz³a siê takowa naprzeciw piêæ
razy liczniejszego i przygotowanego na obronnych miejscach nieprzyjaciela, który
pomimo mêstwa i nadzwyczajnych wysileñ dywizji i gwardii nie dozwoli³ jej
naprzód postêpowaæ; i pocz¹³ zewsz¹d j¹ otaczaæ. Po³o¿enie by³o hazardowne.
Gdy Mac Mahon przeczuwaj¹c, czyli prawie instynktem wiedziony, zamiast
wspieraæ gwardiê z lewego jej skrzyd³a pod Buffatora, debuszuje on od Turbigo,
gdzie przepar³ nieprzyjaciela. Wskazuje dywizjom swojego korpusu dzwonnicê
koœcio³a Magenty jako punkt, który opanowaæ musz¹ i na nim or³a Francji zatkn¹æ. Dla ¿o³nierza francuskiego dosyæ jest wskazaæ punkt ogólny, uskutecznienie
zaœ tego manewru on sobie sam wskazuje. W kraju p³askim, poprzecinanym rowami, okrytym winnicami, dowodz¹cy nie widzi o sto kroków nic przed sob¹.
Ca³a zatem wygrana polega na odwadze i orientowaniu siê ¿o³nierza – ¿o³nierz
francuski posiada to do najwy¿szego stopnia. Porywczoœæ wrodzona odejmuje
mu mêstwo bierne, które by³o dot¹d zalet¹ wojsk obcych. Nie ustoi on d³ugo
250
bezczynny z rêk¹ spuszczon¹ na broni w martwym spoczynku, pod strza³ami dzia³,
na które odpowiedzieæ nie mo¿e. Dowodz¹cy jego znaj¹ dok³adnie niecierpliwoœæ
swoich ¿o³nierzy i wielkiego starania u¿ywaæ musz¹, by go zatrzymaæ na przedatakowym stanowisku. ¯o³nierze francuscy pojmuj¹ dok³adnie, ¿e najwiêksza strata
w boju jest marsz spokojny, przed³u¿ny, nim siê zbli¿y piersi¹ do nieprzyjaciela.
Dlatego, jak tylko trêbacz lub dobosz da znak dojœcia na przód, oni zaraz ciskaj¹
pakunek na ziemiê, porywaj¹ broñ do ataku wo³aj¹c: À la bayonette, nom de Dieu!
Vive l’Empereur! En avant! – i biegiem, jak uragan przebywaj¹ przestrzeñ, która ich
przedziela od nieprzyjaciela, przestrzeñ pooran¹ kulami dzia³ i kartaczy. Raz pchniêci
naprzód, oficerowie s³u¿¹ im jako przewodnicy ich zapa³u, bacz¹c silnie na to, aby
zanadto ich podkomendni nie zapêdzili siê. Trudno tam œcis³ego porz¹dku utrzymywaæ, lecz ten magnetyczny pêd przebija zimny i machinalny porz¹dek wojsk przeciwnych, które […] licz¹c tylko na si³ê prochu, a nie na swoj¹ w³asn¹, raz dawszy
ognia, gdy wystrza³ nie wstrzyma³ nawa³nicy, nie maj¹c czasu drugi raz broni nabiæ
padaj¹ na kolana, prosz¹ o ¿ycie i korz¹ siê przed takim nieprzyjacielem.
Opowiada³ mi nieboszczyk syn mój, ¿e znalaz³ siê z oddzia³em ¿uawów 2.
pu³ku i razem z nimi uderzy³ na czworobok austriacki. Przeskoczywszy rów, gdy
z kilku innymi pocz¹³ ³amaæ palisady, dosta³ strza³ w rêkê, który mu zgruchota³
koœæ i innych kilka kul, które przedziurawi³y p³aszcz i spodnie. Mimo oporu
Austriaków – czworobok z³o¿y³ broñ przed oddzia³em, co nie liczy³ wiêcej jako
120. ludzi. Ranni zostali siê w cegielni, a zdrowi pobiegli w ulice Magenty.
Przez nawyk³¹ starym wojskowym ciekawoœæ ¿o³niersk¹ zapytywa³em siê
podczas s³aboœci mojego syna, jakiego doznawa³ wra¿enia, bêd¹c pierwszy raz
w ¿yciu œwiadkiem czynnym tej wielkiej i krwawej bitwy? On, który nigdy o sobie mówiæ nie lubi³, odpowiada³ ¿e robi³ swoj¹ powinnoœæ, ¿e bitwa, mimo pocisków œmierci, by³a dla niego zupe³nie obojêtn¹ i bez trwogi.
„Co do mnie, rzek³, broñ mi zamok³a, ani razu nie wystrzeli³em, i po czêœci jestem kontent: nie zada³em nikomu pojedynczej œmierci; tym samym nie
sprawi³em smêtku ani boleœci matce, siostrze lub bratu zabitego, chocia¿ przy
ka¿dym ataku na bagnety by³em zawsze jednym z pierwszych. S¹ ¿o³nierze, co
lubi¹ zabijaæ z upodobania rzemios³a, robi¹ to con amore. Ja tym siê brzydzi³em.
Taka by³a si³a moralna z naszej strony, ¿e doœæ by³o zbli¿yæ siê z bagnetem w rêku, by nieprzyjaciel ra¿ony przestrachem, po danym wystrzale – nie pad³ na kolana i broni nie rzuci³. Ja na tym tylko siê ogranicza³em, zwyciêstwo bra³em za
skutek: zadawaæ zaœ œmieræ, gdy nie by³o koniecznoœci – za niepotrzebne zabójstwo za zwierzêc¹ rozkosz”.
*
251
Marek Troszyñski
Mieczys³aw Kamieñski’s last will of a soldier
Born in Lvov and brought up in France, a son of a Polish colonel, Mieczys³aw Kamieñski set off in 1859 on a voluntary fighting route in the Italian campaign. He eventually died in Milan of injuries sustained during the battle of
Magenta. The Polish Library in Paris (BPP 480) keeps an extant text expressing
the father’s reflections on the life and warfare deeds of his son. Childhood and
youth-years memories are interspersed with a general afterthought of a soldier,
former adherent of Towianism. The father, watching at the hospital by his dying
son, asks him, out of soldier’s curiosity, about his attitude to killing. Quite unexpectedly, the reply given by the son becomes a powerful coda crowning this
‘unfinished’ text.
Rkps BPP 480, s. 1497.
252
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
PRZEK£ADY
CLAUDE PICHOIS, JEAN-PAUL AVICE, BAUDELAIRE.
S£OWNIK (FRAGMENTY)*
Sztuka czysta
„Czym jest sztuka czysta wedle koncepcji nowoczesnej? Tworzeniem sugestywnej magii, w której zawiera siê przedmiot i podmiot zarazem, œwiat zewnêtrzny artysty i on sam”1 – pisa³ Baudelaire w swoim niedokoñczonym eseju
Sztuka filozoficzna, w którym d¹¿y³ do potêpienia herezji polegaj¹cej na wdzieraniu siê do sztuki dyscyplin, które nie s¹ jej domen¹: „im bardziej sztuka […]
oderwie siê od nauczania, tym bardziej zbli¿y siê ku czystemu i bezinteresownemu piêknu”2. W jego uwagach dotycz¹cych poezji odnajdujemy nieustanne potêpienie herezji dydaktyzmu sztuki, która poci¹ga za sob¹ jako nieuchronne nastêpstwo „herezje namiêtnoœci, prawdy i moralnoœci” (Nowe notatki o Edgarze
Poe3). Stwierdzenie to Baudelaire rozwinie, pisz¹c o Teofilu Gautierze, aby wyznaæ: „Dla tych nielicznych, którzy chc¹ zst¹piæ w g³¹b siebie, badaæ sw¹ duszê
i przywo³ywaæ wspomnienia uniesieñ, poezja nie ma innego celu poza sam¹ sob¹”,
* Dictionnaire Baudelaire, Tusson/Charente, Éd. du Lerot, 2004, s. 26-27, 310-311, 356-358, 393-396. T³umaczenie za pozwoleniem autorów.
1 Cyt. za: Ch. Baudelaire, Sztuka filozoficzna, w: tego¿, Rozmaitoœci estetyczne, wstêp
i przek³. J. Guze, Gdañsk 2000, s. 225.
2 Tam¿e, s. 226.
3 Cyt. za: Ch. Baudelaire, Nowe notatki o Edgarze Poe, w: tego¿, Sztuka romantyczna.
Dzienniki poufne, przek³. i oprac. A. Kijowski, Warszawa 1971, s. 119.
254
„nie wnosi ona Prawdy o przedmiocie, nie ma w sobie nic prócz Poezji samej”4.
Idea ta powraca tak czêsto, ¿e mo¿na by³oby uznaæ j¹ za sedno myœli poety. „Tu
triumfuj¹ca poezja nie ma innego celu, poza sob¹ sam¹”5, napisa³ o Leconte do
Lisle’u, i co te¿ zawsze bêdzie powtarza³, broni¹c czystoœci i autonomii sztuki,
literatury oraz poezji: „Jak mogliœcie nie odgadn¹æ, ¿e Baudelaire chcia³ powiedzieæ: Auguste Barbier, Th. Gautier, Banville, Flaubert, Leconte de Lisle – to
w³aœnie jest literatura czysta?”6
Wielu krytyków porównywa³o Baudelairowsk¹ ideê poezji czystej, niemaj¹cej innego celu poza sob¹ sam¹, do Kantowskiej „celowoœci bez celu” w sztuce. Mimo w¹tpliwoœci, czy Baudelaire kiedykolwiek czyta³ Kanta, zainteresowanie budz¹ drogi, jakimi teoria ta dotar³a do poety. Bez wzglêdu na to, czy poœrednictwo by³o anglosaskie (Poe, Coleridge), czy francuskie (Pani de Staël, Victor
Cousin, Jouffroy, etc.) – choæ nawiasem mówi¹c, trudno ustaliæ, czy poeta rzeczywiœcie z nich czerpa³ – myœl ta wywodzi siê ze Ÿróde³ niemieckiego romantyzmu, takich jak „Ateneum”, Jena, Schelling, i przez nie prowadzi do Kanta. Zastanawiaj¹c siê nad rozwojem tej myœli i k³ad¹c szczególny nacisk na wp³yw
Victora Cousina – do którego jednak¿e Baudelaire, nie gustuj¹c w eklektyzmie 7,
nie odwo³ywa³ siê nigdy – Dominique Combe ukazuje, w jaki sposób dziêki
Baudelaire’owi teoria podjêta przez jego uczniów zyska³a szansê na rozwój.
Badacz stwierdza: „W pewnym sensie nowoczesna definicja poetyckoœci, która
wykazuje tendencjê do zlewania siê z dawnym rodzajem »liryki«, osi¹ga szczyty Kantowskiej estetyki »celowoœci bez celu« i »bezinteresownoœci«, odziedziczonej po Baudelairze. Baudelaire, do którego nieustannie odwo³uj¹ siê Mallarmé
i Valéry, zapewnia³ ci¹g³oœæ miêdzy postkantowskim romantyzmem a symbolizmem i póŸniej miêdzy awangard¹ dadaistyczn¹ i surrealistyczn¹”.
Dominique Combe nie omieszka³ przypomnieæ tak¿e innej myœli Baudelaire’a – tej, która wœród entuzjazmu roku 1848 i kilku latach nastêpnych stanowi³a silny kontrapunkt dla idei sztuki czystej; przywo³uje on pierwszy tekst Baudelaire’a, poœwiêcony Pierre’owi Dupont: „Dziecinna utopia szko³y »sztuki dla
sztuki«, wykluczaj¹ca moralnoœæ, a czêsto tak¿e namiêtnoœæ, musia³a staæ siê
4 Por. Ch. Baudelaire, Teofil Gautier, przek³. A. Kijowski, w: tego¿, Sztuka romantyczna,
przek³. i wstêp A. Kijowski, Gdañsk 2003, s. 120.
5 Cyt. za: Ch. Baudelaire, Leconte de Lisle, w: tego¿, Sztuka romantyczna…, s. 221.
6 Tu i dalej brak przypisu przy t³umaczeniu z Baudelaire’a oznacza mój przek³ad. Zob.
Ch. Baudelaire, Correspondance, t. 2, oprac. C. Pichois i J. Ziegler, „Bibliothèque de la
Pléïade” 1999.
7 Zob. Ch. Baudelaire, Salon 1846, w: tego¿, Rozmaitoœci estetyczne…, s. 126-127.
255
ja³owa. Pope³nia³a jawne wykroczenie przeciw duchowi ludzkoœci”8, ale móg³by te¿ powo³aæ siê na gwa³towny sprzeciw Szko³y pogañskiej wobec upodobania
wy³¹cznie formy. Dominique Combe mówi wiêc o ca³kowitym zwrocie, ale lepiej by³oby widzieæ miêdzy tymi dwiema przeciwstawnymi postawami nieustanne
napiêcie „dwóch mi³oœci”. Jak¿e wiêc czytaæ Kwiaty z³a czy Paryski splin, w jaki sposób szukaæ fundamentów tej filozofii w poezji Baudelaire’a, nie maj¹c
w pamiêci wyznania dotycz¹cego tej ksi¹¿ki „okrutnej”– Kwiatów z³a, jakie poeta uczyni³ w liœcie do Ancelle’a z 18 lutego 1866 roku,: „bêdê zaklina³ siê na
wszystkie œwiêtoœci, ¿e jest to ksi¹¿ka »sztuki czystej« […] i bêdê k³ama³ jak
z nut”?9.
D. Combe, L’esthétique kantienne et la genèse de l’”Art pur”: Baudelaire et le romantisme, w: Modernité et Romantisme, Champion 2001.
NowoczesnoϾ
Rzadko które s³owo wywo³a³o tyle logomachii i potok s³ów absorbuj¹cych
nawet czytelników dalekich Baudelaire’owi (który sam u¿ywa³ go ostro¿nie).
„Nowoczesne” jest, jeœli mo¿na siê tak wyraziæ… dawne, gdy¿ Spór Starych
i M³odych10 wszczêty zosta³, z historycznego punktu widzenia, ju¿ w XVII wieku i pozostaje wieczny w sensie ideologicznym. „Nowoczesnoœæ” jest œwie¿a. Jednym z pierwszych, którzy u¿ywali tego pojêcia, by³ Balzak pos³uguj¹cy siê nim
od lat dwudziestych XIX wieku. Tak¿e Gautier wyprzedzi³ Baudelaire’a, zanim
ten napisa³ w latach 1858-1860 Malarza ¿ycia nowoczesnego, tekst opublikowany
wy³¹cznie na ³amach „Le Figaro” w listopadzie i grudniu 1863 roku. Rozdzia³
IV zatytu³owany zosta³ Nowoczesnoœæ, lecz w samym tytule szkicu termin ten
zosta³ u¿yty dopiero nieco póŸniej, gdy Baudelaire sporz¹dzi³ plan swych dzie³
zebranych: Malarz ¿ycia nowoczesnego11. Od pierwszego rozdzia³u ujawniane
jest nastêpuj¹ce rozró¿nienie: „Piêkno sk³ada siê z elementu wiecznego, niezmiennego, którego iloœæ jest nader trudna do okreœlenia, i elementu zmiennego, zale¿nego od okolicznoœci, takich jak moda, moralnoœæ, namiêtnoœæ, wziête oddziel-
8 Cyt.
za: Ch. Baudelaire, Piotr Dupont, w: tego¿, Sztuka romantyczna…, s. 51.
Baudelaire, Correspondance, t. 2, s. 610.
10 W oryginale gra s³ów: „Spór Dawnych i Nowoczesnych”.
11 W³aœciwie: Malarz nowoczesnoœci. Jednak wydanie z 1925 roku podaje tytu³ Malarz
¿ycia nowoczesnego.
9 Ch.
256
nie lub wszystkie razem”12. Rozró¿nienie to nie jest szczególnie oryginalne –
mog³o pojawiæ siê w momencie, gdy do estetyki zacz¹³ przenikaæ relatywizm (za
spraw¹ ksiêdza Du Bos czy Pani de Staël). W IV rozdziale Malarza ¿ycia nowoczesnego Baudelaire precyzowa³ pojêcie „nowoczesnoœci”, niuansowa³ je, dodaj¹c i¿ element „przemijaj¹cy” rodzi „tajemnicze piêkno” (wyra¿enie to zostaje
u¿yte dwa razy na jednej stronie), które stwarza arcydzie³o. Jest oczywiste, ¿e to
Baudelaire nada³ „nowoczesnoœci” obecne znaczenie i jako pierwszy u¿y³ tego
pojêcia w znaczeniu kategorii literackiej i artystycznej.
Trudno jest jednak zastosowaæ tê teoriê do jego w³asnej poezji. Nowoczesnoœæ Kwiatów z³a to wyobra¿enia i ich zderzenia, ironia oraz halucynacje, których nie mo¿na przecie¿ przyrównaæ do pierwiastka „zale¿nego od okolicznoœci”, a trudno za ich zas³on¹ dostrzec wieczne Piêkno.
Fotografia
Stosunek Baudelaire’a do fotografii znamy przede wszystkim z „procesu”,
jaki wytoczy³ on temu uwa¿aj¹cemu siê za sztukê rzemios³u w Salonie 1859
(Nowoczesna publicznoœæ i fotografia13). Baudelaire, uznaj¹c u¿ytecznoœæ fotografii w dziedzinie nauki, techniki czy nawet historii, oskar¿y³ j¹ o to, ¿e chce
rywalizowaæ ze sztuk¹ – mimo, i¿ fotografia nie mo¿e wyraziæ tego, co „nieuchwytne”, przynale¿ne do œwiata wyobra¿eñ i duszy. Wszystko zaœ, co uchwyci, sprowadza do „bezwartoœciowych form materii”, jak mo¿na by³oby powiedzieæ, cytuj¹c okreœlenie Mallarmégo, oddaj¹ce pozytywistyczny klimat epoki
Baudelaire’a, w której ani pod skalpelem biologa, ani na powlekanych kolodium
delikatnych p³ytkach nie objawia³ siê ¿aden œlad „duszy” oraz niegdysiejszego
Boga – którego nale¿a³o szybko, z satysfakcj¹ b¹dŸ z trwog¹, odnajdywan¹ czy
to u Baudelaire’a, czy te¿ w szaleñstwie Nietzschego, odes³aæ do krainy iluzji
i marzeñ.
Przeciwwag¹ dla tego oskar¿enia fotografii jest, ogólnie rzecz bior¹c, bliskoœæ stosunków pomiêdzy Baudelairem i Nadarem, oczywista potrzeba poety,
¿eby byæ fotografowanym, a tak¿e jego znajomoœæ sztuki fotografowania, której
dowód daje w swym liœcie do matki, pisanym 23 grudnia 1865 roku14, i w któ12 Cyt. za: Ch. Baudelaire, Malarz ¿ycia nowoczesnego, w: tego¿, Rozmaitoœci estetyczne…, s. 311.
13 Zob. Ch. Baudelaire, Nowoczesna publicznoœæ i fotografia, tam¿e.
14 Ch. Baudelaire, Correspondance, t. 2, s. 554.
257
rym prosi³ j¹ o portret. Udzielane jej rady œwiadcz¹ o zainteresowaniu poety t¹
technik¹: „Tylko w Pary¿u wiedz¹, jak osi¹gn¹æ to, czego sobie ¿yczê, to jest
portret dok³adny, lecz nieostry jak rysunek”. Skoro Baudelaire wiedzia³, ¿e istniej¹ Ÿli fotografowie, „którzy za udany uznaj¹ wizerunek, na którym ka¿da brodawka, zmarszczka, niedoskona³oœæ, ca³a pospolitoœæ twarzy staj¹ siê bardzo
widoczne”, „przesadne”, oznacza to, ¿e poeta wierzy³ w istnienie tak¿e dobrych
fotografów; o ile ci nieudolni wydobywaj¹ na œwiat³o dzienne jedynie uprzedmiotowion¹ materiê fotografowanego podmiotu, o tyle ci drudzy potrafi¹ uchwyciæ nieuchwytne – tj. istnienie ludzkich d¹¿eñ – i wyraziæ wiêcej ni¿ sam¹ tylko
materialnoœæ. Baudelaire zamawia³ swoje fotografie du¿o czêœciej ni¿ inni pisarze jego epoki. Co najmniej trzej fotografowie podjêli siê tego niemo¿liwego –
wed³ug Courbeta – zadania dla malarza, a mianowicie próby uchwycenia „portretu cz³owieka, który zmienia siê ka¿dego dnia”. Tak wiêc Carjat wykona³ co
najmniej trzy portrety w latach 1862-1863 oraz co najmniej dwa póŸniejsze – na
ostatnim z nich odda³ ju¿ nieobecne spojrzenie Baudelaire’a. Znamy tak¿e dwa
portrety datowane w przybli¿eniu na rok 1865, które zrobione zosta³y przez belgijskiego fotografa o nazwisku Neyt, i oczywiœcie przynajmniej szeœæ portretów
autorstwa Nadara, pochodz¹cych z lat 1855-1862, które jednoznacznie zadaj¹
k³am potêpieniu fotografii przez Baudelaire’a: tak silny jest ogieñ ¿ycia, który
uchwyci³y w tym przejmuj¹cym spojrzeniu. Tylko jeden z fotografów – który
oceniony zosta³ jako „nieudacznik” i d³ugo uwa¿any by³ za amatora, gdy¿ Baudelaire poruszy³ siê w trakcie ujêcia – prawdopodobnie utrwali³ nieuchwytne,
utrafi³ w „nieostroœæ rysunku, wiecznoœæ przemijania”, dowodz¹c ¿e w³aœnie
fotografowie, ci „przegrani malarze”, mogli oddaæ to, czego Baudelaire nie móg³
oczekiwaæ od prawdziwego malarza, „malarza ¿ycia nowoczesnego”, o którym
marzy³ w swym tekœcie o Guysie.
Jednym z najlepszych przyjació³ Baudelaire’a by³ Nadar – nale¿¹cy do
grona nielicznych, którzy byli z nim na „ty”. Ich relacja sprawia, ¿e jeszcze wiêkszej dwuznacznoœci nabiera starcie mi³oœci z nienawiœci¹, które zachodzi pomiêdzy fascynuj¹c¹ Baudelaire’a ide¹ i fotografi¹; to w³aœnie pasjonuj¹ca analiza
wiersza Marzenie ciekawego, przedostatniego w tomie wydanych w 1861 roku
Kwiatów z³a (któr¹ Jérôme Thélot opublikowa³ w 1999 roku w numerze 6. czasopisma Études photographiques), podsuwa niezwyk³¹ myœl, i¿ ta dyskusja, ta
walka miêdzy poezj¹ a fotografi¹, mog³a siê rozegraæ nawet w samym wierszu.
Jérôme Thélot, odwo³uj¹c siê do sugestii Érica Darragona, wskazuje na fakt nieodnotowany dotychczas przez ¿adnego z badaczy: ¿e wiersz ten, dedykowany
Feliksowi Nadarowi, relacjonuje sesjê fotograficzn¹, która mia³a miejsce w pra-
258
cowni adresata dedykacji. W rezultacie wiêc omawiany wiersz staje siê refleksj¹
nad „sztuk¹”, któr¹ przedstawia.
Jérôme Thélot bada w swym artykule relacje zachodz¹ce pomiêdzy fotografi¹, erotyk¹ i œmierci¹. Wykazuje on, ¿e konflikt, jaki rodzi siê na linii fotografia – sztuka, zosta³ usytuowany przez Baudelaire’a na p³aszczyŸnie religijnej. W 1859 roku Baudelaire potêpi³ fotografiê, jako now¹ religiê Boga zemsty,
którego Mesjaszem sta³ siê Daguerre; zdaniem poety, religia ta ma pozwoliæ zadowolonym z postêpu i demokracji (tej „dyktatury opinii”) ludziom na zaspokojenie ba³wochwalczych apetytów oraz narcyzmu, gdy¿ umo¿liwi im ona
uwielbianie – niczym bo¿ków – swych trywialnych wizerunków utrwalonych
na metalu.
Walter Benjamin podda³ analizie tryumf fotografii i utratê tego, co nazywa³ „aur¹”, uznaj¹c to za ostateczny rozrachunek z romantycznymi wartoœciami
zwi¹zanych z pojêciami „geniuszu, kreacji, tajemnicy”, etc., za desakralizacjê
sztuki i bez w¹tpienia poezji, co zdaje siê równie¿ ilustrowaæ poemat proz¹ Utrata
aureoli. Baudelaire odczuwa³ to byæ mo¿e z jeszcze wiêksz¹ niechêci¹, ale te¿
przeczuwa³ (o czym zapomnia³ Benjamin) detronizacjê utraconych wartoœci
w dziedzinê fotografii, dziœ z kolei sakralizowanej – co dowodzi, ¿e Baudelaire
nie myli³ siê, mówi¹c o ba³wochwalstwie „nowych czcicieli s³oñca”.
Jérôme Thélot, La photografie comme fleur du Mal, „Études photographiques” 1999, nr 6.
Realizm
Na trzy dni przed terminem, w którym Baudelaire mia³ stawiæ siê przed
szóst¹ izb¹ poprawcz¹, 17 sierpnia 1857 roku, podczas dorocznego otwartego
posiedzenia piêciu akademii hrabia de Montalembert napiêtnowa³ realizm, okreœlaj¹c go jako „zaborczy empiryzm, który uczy os³ab³e pokolenia wyrzeczenia
siê gustu i moralnoœci, rozumu i honoru, sumienia i wiary. Pod nazw¹ »realizmu«, s³owa jeszcze nie tak barbarzyñskiego jak sama sprawa, ten œmiertelny
wp³yw zatruwa literaturê, sztukê a nawet filozofiê”. Przeciwstawiaj¹c nowe
trendy poprzedniej generacji romantyków, generacji Chateaubrianda czy Pani
de Staël, Montalembert wytoczy³ prawdziwe oskar¿enie przeciwko temu os³ab³emu pokoleniu, „które zdaje siê ju¿ gin¹æ, obojêtne i znu¿one, odwracaj¹c
oczy od jakiegokolwiek wznios³ego celu, od jakiejkolwiek osobistej odpowiedzialnoœci, pokolenie oziêb³e i nieufne wobec wszystkiego, co wznosi siê ponad przeciêtnoœæ, ba³wochwalcze wobec si³y i t³umu, który jest jego symbo-
259
lem”15. Trzy dni póŸniej, nawet jeœli z trudem przychodzi nam zrozumieæ, w jaki
sposób oskar¿enia formu³owane przez Montalemberta mog¹ dotyczyæ Kwiatów
z³a, nawet jeœli mowa oskar¿ycielska pana Pinarda nie zawiera³a s³owa „realizm”,
motywem wyroku z procesu o Kwiaty z³a jest oskar¿enie ich o „grubiañski i obra¿aj¹cy skromnoœæ realizm”. Mo¿na wiêc przypuszczaæ, ¿e echa mowy Montalemberta nie by³y „z ducha” obce tamtemu wyrokowi16. Ju¿ proces Flauberta tyczy³
siê realizmu, zaœ w wyroku uniewinniaj¹cym mieœci³a siê wzmianka na temat
„wulgarnego i czêstokroæ szokuj¹cego realizmu” w Pani Bovary; nadal panowa³
porz¹dek moralny i jedynie Baudelaire dziwi³ siê, gdy Champfleury uprzedza³ go,
i¿ dostanie z pewnoœci¹ wyrok skazuj¹cy za „realizm”. Stronnictwo realistów zrobi³o Baudelaire’owi zaszczyt, uznaj¹c go za jednego ze swych cz³onków – „choæ
zawsze stara³em siê nañ nie zas³u¿yæ”17, jak uœciœla³ poeta w artykule Bo jest w tym
realizm. Nie przekona³o to jednak wrogów realizmu, którzy robili mu ten sam „zaszczyt”, licz¹c go pomiêdzy najœwiatlejszych jego wrogów.
Mo¿na by³oby porównaæ zamiary Montalemberta z podziêkowaniami za
przes³anie Kwiatów z³a, jakie Astolphe de Custine kierowa³ do Baudelaire’a zaledwie dzieñ wczeœniej, 16 sierpnia 1857 roku: „Niczym wierne zwierciad³o odbija
pan ducha chorych epoki i kraju, zaœ si³a pañskich okreœleñ czêsto ka¿e mi z przera¿eniem cofaæ siê przed rzeczami, które pan tak chêtnie odmalowuje […]. Nale¿y wspó³czuæ epoce, w której duch i talent tak wysokiego poziomu, teraz upad³y
tak nisko, ¿e znajduj¹ upodobanie w kontemplacji tego, co nale¿a³oby raczej zostawiæ w zapomnieniu ni¿ unieœmiertelniaæ. Widzi Pan, ¿e wcale nie jestem realist¹…”18. Na co Baudelaire odpowiada³, notuj¹c na liœcie: „Ja te¿ nie” i tak¿e tutaj
z rozdra¿nieniem dziwi³ siê tej zgrzebnej etykiecie, jaka przylgnê³a do uczniów
szko³y, od której od zawsze chcia³ siê odci¹æ, i któr¹ nawet potêpia³ ze zjadliwoœci¹ godn¹ samego Montalemberta – nawet jeœli w mniejszym stopniu zosta³a ona
naznaczona têsknot¹ za straconymi z³udzeniami romantycznej podmiotowoœci
i bardziej dba³a o zrozumienie prawdy „chorego” œwiata, na pró¿no wyczekuj¹cego zmi³owania od lekarza. Analizuj¹c w 1857 roku Pani¹ Bovary, Baudelaire
na swój sposób zdefiniowa³ realizm: „obrzydliwa obelga rzucona w twarz wszyst15 17 sierpnia 1857 Montalembert wyg³osi³ wobec cz³onków piêciu Akademii mowê
przeciwko realizmowi. Zob. Ch. Baudelaire, Sztuka romantyczna…, s. 455.
16 Zob. Baudelaire, Études et témoignages, oprac. C. Pichois, Neuchâtel, La Baconnière 1976.
17 Ch. Baudelaire, Bo jest w tym realizm, przek³. T. Swoboda w: tego¿, Sztuka romantyczna, s. 88.
18 Lettres à Charles Baudelaire, red. C. Pichois, V. Pichois, Neuchâtel, La Baconnière
„Études baudelairiennes” IV-V 1973.
260
kim analitykom, s³owo p³ynne i giêtkie, które dla ogó³u nie oznacza nowej metody tworzenia, lecz drobiazgowy opis akcesoriów” 19. Zdaniem Baudelaire’a, dla
Flauberta – „analityka”, podobnie jak dla Poego i niego samego, oznacza to now¹
metodê twórcz¹; dlatego te¿ hañb¹ jest mylenie jej z innym realizmem, „pospolitym”, nazwanym przez Baudelaire’a w 1855 roku „zewnêtrzn¹ realnoœci¹” (Bo jest
w tym realizm) czy „pozytywizmem”, który by³by tylko „opisem okolicznoœci
towarzysz¹cych”. Baudelaire dobrze wiedzia³, ¿e w tej dwuznacznej definicji realizm zostanie skarykaturyzowany. W 1853 roku Baudelaire zaproponowa³ interpretacjê dwóch tekstów: Historii panny Marietty [Champfleury’ego: Histoire de
Mademoiselle Mariette] i Scen z ¿ycia cyganerii Henry’ego Murgera, w której
zawar³ tak¿e opis malarstwa Bonvina – cz³onka „sekty Realistów”20. W artykule
Bo jest w tym realizm Baudelaire umieœci³ Bonvina tu¿ obok Courbeta, gdy wspomina o jego „rodzinnej i wiejskiej tematyce”21: „lubi przedstawiaæ g³ównie ¿ycie
rodzinne i przedmioty domowego u¿ytku”. Daj¹c tak upraszczaj¹c¹ definicjê realizmu i zwyczajowo poprzedzaj¹c ten termin prefiksem „pseudo-”, Baudelaire
najwyraŸniej chcia³ chroniæ s³owo „realizm”, nadaj¹c mu klarowniejsze znaczenie: „Ka¿dy dobry poeta by³ zawsze realist¹”22 oraz: „Poezja jest tym, co najbardziej realne, tym, co najzupe³niej prawdziwe wy³¹cznie w innym œwiecie”. Nie
oskar¿a³ on pozytywistów o poszukiwanie realnoœci, lecz o ograniczenie obszaru
rzeczywistoœci. Tak wiêc w imiê prawdy mniej zale¿nej od okolicznoœci towarzysz¹cych, traktuje ich jako „pseudorealistów” – czyli k³amców; tacy realiœci niczym
roœlino¿erni pejza¿yœci „to k³amcy, w³aœnie dlatego, ¿e poniechali k³amstwa”23,
wed³ug s³ów Baudelaire’a z Salonu 1859. Oznacza to zatem, ¿e w ich przekonaniu istnieje prawdziwy realizm, jednak¿e zarówno „stenografowanie” rzeczywistoœci, którego chcia³ Champfleury, jak i wyszydzony przez Nervala w Nocach
paŸdziernikowych „dagerotyp prawdy”, nie mog¹ oddaæ œwiata takim, jakim on
jest, ani te¿ uchwyciæ go takim, „jakim by³by”, gdyby patrz¹cy podmiot nie istnia³.
Tak wiêc Baudelaire k³amliwemu realizmowi przeciwstawi³ inny realizm – któremu nie wystarcza okreœlenie go „now¹ metod¹ twórcz¹”, która prowadzi³aby ku
literaturze czystej, innemu „k³amstwu”, poniewa¿ to wymaga z kolei akceptacji
warunków ¿ycia, „ucieleœnienia” poezji. Krytyka fotograficznej „bezstronnoœci”
19 Ch. Baudelaire, „Pani Bovary” Gustawa Flauberta, przek³. A. Kijowski, w: tego¿,
Sztuka romantyczna…, s. 99.
20 Ch. Baudelaire, Bo jest w tym realizm, przek³. T. Swoboda, tam¿e, s. 449.
21 Tam¿e, s. 86.
22 Tam¿e, s. 87.
23 Ch. Baudelaire, Salon 1859 w: tego¿, Rozmaitoœci estetyczne…, s. 294.
261
nie ma wiêc na celu obrony osamotnionej romantycznej podmiotowoœci, lecz przeciwnie: oskar¿a realizm o narcyzm, zarówno w dziedzinie malarstwa, jak i literatury czy fotografii. Podobnie jak dogmatycy nowej religii – fotografii – zostali
oskar¿eni o uwielbienie dla „swych trywialnych wizerunków na metalu”, tak i formu³a u¿yta w Belgii przeciwko uczniom Courbeta, a mianowicie: „Malowaæ wy³¹cznie to, co siê widzi, oznacza zatem, ¿e wy malujecie wy³¹cznie to, co ja widzê”, k³adzie nacisk na ba³wochwalstwo wobec „ja”, które odrzuca innoœæ. Tej
„filozofii à la Courbet”, temu realizmowi bêd¹cemu „anty-nadnaturalizmem” przeciwstawia³ Baudelaire wyobraŸniê, „sztukê czyst¹ wed³ug koncepcji wspó³czesnej, sugestywn¹ magiê zawieraj¹c¹ w sobie jednoczeœnie przedmiot i podmiot”,
która nie jest oderwanym od œwiata marzeniem, lecz relacj¹ wymagaj¹c¹ wyrzeczenia siê siebie, wspó³odczuwania z innym. Niemniej jednak, od Spleenu i idea³u
po Obrazy paryskie, to w³aœnie Kwiaty z³a s¹ wyrazem wznios³oœci, w przeciwieñstwie do tego, o czym myœla³ mo¿e Baudelaire w m³odoœci, a co mo¿na osi¹gn¹æ
jedynie stawiaj¹c czo³a z³u, i przemieniaj¹c b³oto codziennoœci w z³oto poezji.
Realnoœæ w swej trywialnoœci nieustannie przywo³uje tam do porz¹dku ka¿dego,
kogo skusi³aby zbyt ³atwa ucieczka w ponadczasow¹ wznios³oœæ, to w³aœnie odruch wspó³czucia wobec wygnañców do „chorego” œwiata, odruch zrzeczenia siê
godnoœci poetyckiej na rzecz innych. „Wierne lustro chorego œwiata” – jak mówi³
o Baudelairze de Custine, który podobnie jak Montalembert najwyraŸniej wola³
lustra niewierne. Na ten zarzut nale¿a³oby jednak odpowiedzieæ s³owami listu
wys³anego do Barbeya przez Custina kilka dni po procesie: „Nasi purytanie w czarnych sukniach uparcie chc¹ uczyniæ z tego œwiata klasztor kszta³c¹cy dziewczêta.
Mo¿na by³oby tam nie zauwa¿aæ istnienia z³a, tylko baæ siê go lub nienawidziæ.
Jeœli wykluczamy z literatury obrazy niedoskona³oœci, trzeba zrezygnowaæ nie tylko
ze sztuki, lecz i z religii i rozpocz¹æ od zrozumienia Biblii…”24
Jeœli realizm jest sprzeciwem wobec niezauwa¿ania Z³a, jeœli obrazy niedoskona³oœci s³u¿¹ wywo³ywaniu strachu i nienawiœci, jeœli wiêc mo¿na pozwoliæ sobie na
porównanie Kwiatów z³a do bardzo uduchowionego „realizmu” Biblii – mo¿e uznaæ
Baudelaire za honor niegodne obelgi purytan w czerni. Szkoda jedynie, ¿e Montalembert czy Pinard nie zostali obdarzeni inteligencj¹ krytyczn¹ Custine’a czy Barbeya.
É. Bouvier, La Bataille réaliste (1844-1857), Fontemoing 1914; C. Pichois, Baudelaire, Études et témoignages, red. C. Pichois, Neuchâtel, La Baconnière 1976.
prze³o¿y³a Monika Soja-Niciñska
24 Lettres
à Charles Baudelaire, s. 48.
262
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
RECENZJE I PRZEGL¥DY
Marek Kwapiszewski, PóŸny romantyzm i Ukraina.
Z dziejów motywu i ¿ycia literackiego,
Wydawnictwo IBL PAN, Warszawa 2006, ss. 190.
Syn Antoniego Malczewskiego, równie¿ poeta August Antoni Jakubowski jeden ze swoich œwietniejszych utworów zatytu³owany Bunty Chmielnickiego. Epizod z poematu rozpoczyna³ znamienn¹ fraz¹: „Grzmiæ srog¹ burz¹ w stepach Ukrainy, / Delfinem nurzaæ siê w Dniepru g³êbiny”1. Chcia³bym te wersy
potraktowaæ i jako motto, i jako metaforê czegoœ zupe³nie innego, a mianowicie
sytuacji w polskich badaniach nad szko³¹ ukraiñsk¹ w literaturze polskiej i jej
dziejach ju¿ po powstaniu listopadowym.
Mam otó¿ wewnêtrzne przekonanie, i¿ literaturoznawstwo polskie drugiej
po³owy XX wieku ani nie zagrzmia³o burz¹ pomys³ów, nie mówi¹c ju¿ o publikacji monografii, ani te¿ nie zanurzy³o siê „delfinem” czy w ogóle jakkolwiek
w przebogat¹ spuœciznê ukraiñskiej szko³y. Wyj¹tki chwalebne to niestrudzona
dzia³alnoœæ naukowa i organizacyjna profesora Stanis³awa Makowskiego2 i stanowi¹ca tu przedmiot mej refleksji praca Marka Kwapiszewskiego PóŸny romantyzm
i Ukraina. Tym wiêksze uznanie nale¿y siê badaczowi, który nie tylko podj¹³ to
1 A.
A. Jakubowski, Poezje, wyda³ i oprac. J. Maœlanka, Kraków 1973, s. 30.
odnotowania s¹ tu takie dokonania profesora Makowskiego jak wspania³y, bogaty i znakomicie wydany tom Krzemieniec. Ateny Juliusza S³owackiego, red. S. Makowski, Warszawa 2004. Uka¿¹ siê wkrótce dziêki wysi³kom redakcyjnym Urszuli Makowskiej
materia³y z ostatniego ju¿ przedsiêwziêcia naukowego Profesora: warszawskiej sesji naukowej poœwiêconej problematyce ukraiñskiej: Szko³a ukraiñska w romantyzmie polskim, Warszawa 9-10 listopada 2007, Uniwersytet Warszawski.
2 Godne
264
wyzwanie mimo niezbyt krzepi¹cej sytuacji na naszym gruncie, ale w pewien sposób odpowiedzia³ na niezwykle dynamicznie rozwijaj¹ce siê na Ukrainie badania
nad – co trzeba podkreœliæ – polskimi pisarzami lub twórcami dwujêzycznymi,
nale¿¹cymi do obu kultur.
Niezwykle wiele osi¹gniêæ na tym polu ma oœrodek kijowski skupiony
wokó³ profesora Roœcis³awa Radyszewskiego z Katedry Polonistyki Narodowego Uniwersytetu imienia Tarasa Szewczenki. Wyda³ on ju¿ kilka tomów poœwiêconych polskim i polsko-ukraiñskim pisarzom, zorganizowa³ konferencjê o ukraiñskiej szkole w poezji polskiej3. Powstaje od kilku lat polonistyka we Lwowie.
W Tarnopolu wydano ogromny tom Ateny Wo³yñskie 1805-18334. Wreszcie ostatnio Wo³odymyr Jerszow wyda³ imponuj¹cy tom Polska literatura Wo³ynia doby
romantyzmu: genologia pamiêtnikarstwa5. Wszystkie te zjawiska ka¿¹ zapytaæ,
dlaczego w Polsce zainteresowanie np. Fiszem, Padurr¹, Czajkowskim jest nik³e? Wydaje siê, ¿e niezbyt pilnie odrobiliœmy tê lekcjê, nie wiemy nawet, czy
samo urodzenie pisarza, choæby na Wo³yniu czy KijowszczyŸnie, czyni ju¿ z niego
reprezentanta szko³y ukraiñskiej. Bo nie by³ nim na pewno urodzony na Wo³yniu, m³odo zmar³y Edward ksi¹¿ê Lubomirski, mo¿e pierwszy u nas romantyk…
Czy wszystko mo¿na t³umaczyæ syndromem wielkiego romantyzmu, skoncentrowanego na wieszczach, romantyzmem, który wyda³ a¿ nazbyt wielu zdolnych pisarzy? Dlaczego dobrze rozwijaj¹ siê badania nad szko³¹ ukraiñsk¹ przed
1830 rokiem, publikowane s¹ wci¹¿ rozprawy o Marii Malczewskiego, o Goszczyñskim, Zaleskim, ale brak ju¿ lub znacznie mniej znajdziemy rozpraw
o Goszczyñskim z lat póŸniejszych – o pisarzu emigrancie, który nawet w okresie towianistycznym nie wyzby³ siê swego „ukraiñskiego” pochodzenia6. Lukê
tê na jakiœ czas w stopniu wielkim wype³nia ksi¹¿ka Marka Kwapiszewskiego,
praca nie maj¹ca ambicji monograficznych, ale monografi¹ w rzeczy samej bêd¹ca. Badacz nader minimalistycznie (a w ogóle zbyt skrótowo) okreœla cele
swego zamys³u interpretacyjnego: „Prezentowana ksi¹¿ka, zamierzona jako cz¹st3 Z prac R. Radyszewskiego: Romantyzm: mi¿ Ukrainou ta Polszeu, Kijów 2003; Ukraiñsko-polski literaturni konteksti, Kijów 2003; J. S³owacki, Poezje, wstêp R. Radyszewski,
Kijów 1999.
4 Tom ów zawiera prace ukraiñskich i polskich uczonych: Ateny Wo³yñskie 1805-1833.
Zbiór prac naukowych, red. S. Makowski i W. Sobczuk, Tarnopol 2006, s. 302.
5 W. Jerszow, Polska literatura Wo³yni dobi romantizmu: gieno³ogija miemuaristicznosti, ¯ytomierz 2008, ss. 620.
6 Interesowa³oby mnie tu w szczególnoœci nastêpuj¹ce zagadnienie: jaki obraz Wo³ynia,
Podola, Kijowszczyzny kszta³tuje siê w wyobraŸni polskich emigrantów z tych ziem siê
wywodz¹cych.
265
kowy wk³ad do przysz³ego, syntetycznego ujêcia romantycznego uniwersum
polsko-ukraiñskiego, chcia³aby tê lukê wype³niæ” (s. 5). WstrzemiêŸliwoœæ badacza idzie zbyt daleko, tego typu modestia wcale nie jest tu potrzebna. Studia
Kwapiszewskiego, choæ niezbyt liczne i niezbyt œpiesznie publikowane, zyska³y
rezonans tak wœród badaczy ze Wschodu (Wo³odymyr Jerszow), jak poœród uczonych z Zachodu (German Ritz) zainteresowanych ukraiñskim tematem7.
Kwapiszewski przywraca bowiem pamiêci historycznoliterackiej trzy rodzaje zjawisk najnies³uszniej z niej wyrugowanych. Po pierwsze, zjawiska maj¹ce niegdyœ ogólnonarodowy rezonans, a potem zapomniane w innym historycznym kontekœcie. To przypadek powieœci Wernyhora Micha³a Czajkowskiego.
Samej postaci Wernyhory poœwiêcono u nas niema³o prac, ale „niezwykle ongiœ
popularna powieœæ” (s. 5) popad³a w zapomnienie. Po drugie, studium przynosi
sylwetki Antoniego Marcinkowskiego, œwietnego krytyka, i Zenona Fisza, wybitnego pisarza. To persony nader niegdyœ prominentne w œwiecie ukraiñskopolskim, dziœ nieznane, zapomniane przez czytelników, ale niestety i badaczy.
Osobiœcie, gdy uwzglêdniæ jego podró¿opisarstwo, uzna³bym Zenona Fisza za
osobowoœæ w ogóle najwybitniejsz¹ w tej formacji kulturowej8. Po trzecie, nie
sposób nie zauwa¿yæ, z jak¹ pasj¹ Kwapiszewski, badacz wolny od apologetycznych predylekcji, mimo wszystko pokazuje wartoœæ, nie tylko zaœ historycznosocjologicznie okreœlon¹ wa¿koœæ pisarstwa Micha³a Czajkowskiego. Ten wysi³ek
badacz uzupe³nia prób¹ konfrontacji polskich wyobra¿eñ o Ukrainie, czêsto zmityzowanych, zastyg³ych w stereotypie ze spojrzeniem z zewn¹trz: prac¹ Daniela
Beauvois9. Obraz by³by pe³niejszy, gdybyœmy znaleŸli w ksi¹¿ce tak¿e krytycznie
omówione spojrzenie kogoœ z Ukrainy, reprezentanta tamtejszej humanistyki.
Kolejne partie pracy poœwiêcono wiêc Kozakowi romantycznemu, Powieœci historycznej z tez¹ (Wernyhora), Kozackiej autolegendzie (Czajkowski wobec Ukrainy i prawos³awia), Portretowi pisarza kresowego (Fisz), drodze Od
Alberta Gryfa do Antoniego Nowosielskiego (Marcinkowski), wreszcie Szlachcicowi, ch³opu pañszczyŸnianemu i rewizorowi (rzecz o Danielu Beauvois). Pra7
Zob. W. Jerszow, Polska literatura…., s. 527, 535, 536, 539; G. Ritz, Postaæ Kozaka
pomiêdzy mitem a histori¹ w polskiej literaturze romantycznej, w: Opowiedziany naród.
Literatura polska i niemiecka wobec nacjonalizmów XIX wieku, red. I. Surynt, M. Zybura,
Wroc³aw 2006, s. 123, 124, 130-132.
8 Za znakomite bowiem uwa¿am jego dzie³o podró¿opisarskie: Z. L. Fisz [T. Padalica],
Listy z podró¿y, t. 1-3, Wilno 1859. Z Kwapiszewskim podzielam te¿ przekonanie, i¿ Nestor
Pisanka to utwór œwietny.
9 D. Beauvois, Polacy na Ukrainie 1831-1863. Szlachta polska na Wo³yniu, Podolu i KijowszczyŸnie, przek³. E. i K. Rutkowscy, Pary¿ 1987.
266
cê znamionuje œwietne opanowanie aparatu terminologicznego dotycz¹cego
Wschodu. Nie ma tu równie¿ wysilonej próby przemawiania jakimœ „naukowym”
¿argonem. To polszczyzna czysta i bezpretensjonalna; tylko tak¹ mówiæ bowiem
mo¿na, nie uchybiaj¹c powadze Sensu przez wielkie „S”, o wytworach naznaczonych tak¿e na poziomie jêzyka krasowoœci¹. Przywracanie zbiorowej lub tylko naukowej pamiêci zjawisk zapoznanych dokonywaæ siê powinno w jêzyku
precyzyjnym, jasnym, choæ te¿ nie unikaj¹cym wartoœciowania. I tak jest w studium Kwapiszewskiego.
Uczony ma bardzo dobre rozeznanie w tak dziœ w Polsce s³abo znanych
zjawiskach jak prawos³awie czy kwestia kozacka. Wra¿enie robi b³yskotliwy
rozdzia³ Kozacka autolegenda. Micha³ Czajkowski wobec Ukrainy i prawos³awia. Godn¹ dostrze¿enia cech¹ warsztatu uczonego jest tak¿e swoboda, z jak¹
interpretator przechodzi na przemian od zagadnieñ idei, kwestii historycznych
do analiz poetyki wzmiankowanych dzie³, co uwidacznia siê szczególniej podczas analiz Wernyhory Czajkowskiego.
Jak ka¿da praca, tak i rozprawa Marka Kwapiszewskiego zawiera s¹dy
sporne, takie, których niepodwa¿alnoœæ mo¿na by zakwestionowaæ. Nim zwrócê
uwagê na niektóre, chcê podkreœliæ, i¿ w ¿adnym przypadku nie ma tu mowy
o pochopnoœci s¹dów badacza. Przeciwnie – nawet te, które odbieram jako dyskusyjne (a nie jest ich znowu¿ tak wiele) konsekwentnie wynikaj¹ z przyjêtej
w pracy strategii czytania tekstów. Przyk³ad pierwszy: wartoœciowanie twórczoœci m³odego S³owackiego. Badacz zdaje siê tu przyjmowaæ, i¿ m³ody poeta niemal zobowi¹zany jest do kreowania takich postaci, które znamionowaæ musi g³êbia
tragicznego prze¿ycia œwiata, swego rodzaju wykreowany autentyzm, naturalnoœæ
i jeszcze kulturowo-historyczna prawda. Z tego punktu widzenia patrz¹c, zbyt
surowo ocenia ¯mijê: „Mimo prób tej bajroniczno-wallenrodycznej stylizacji
¯mija nie prze¿ywa naprawdê udrêk w³asnego ska¿enia moralnego, a motywacjê jego czynów pozbawi³ S³owacki choæby przeb³ysków tragicznego heroizmu.
Kozackoœæ hetmana okaza³a siê jedynie efektownym sztafa¿em poetyckim”
(s. 29). Podkreœlenie owego „naprawdê” pochodzi od autora ksi¹¿ki. Otó¿ ju¿ od
Szanfarego a¿ po Króla-Ducha tym siê ró¿ni S³owacki od ca³ej polskiej legii imitatorów byronizmu, ¿e nigdzie nie chodzi mu o to, by bohater by³ „naprawdê”.
Ma byæ inny, choæby by³ marionetk¹. Na tej zasadzie przebiera swoich bohaterów w kolejnych powieœciach poetyckich w kostium wschodni, krzy¿acki, mnisi, kozacki, grecki etc., by nigdzie nie byli oni podobni do cz³owieka prawdziwego. Kozackoœæ nie jest probierzem g³êbokiej prawdy „ja” bohatera, które to
„ja” nie chce te¿ byæ „tragiczne”. Nigdzie nie tworzy S³owacki bohaterów jednoznacznie tragicznych. Ta „przebieranka” ujawnia bowiem jeden z zasadniczych
267
tematów jego twórczoœci: okreœlenie istoty „ja”, k³opoty z to¿samoœci¹ bohaterów i w konsekwencji samego autora.
Na tej samej zasadzie wpisywania S³owackiego w konwencje sztuki „logicznej” i „prawdziwej” itp., usi³owano wydobywaæ fabularne, temporalne niekonsekwencje z jego dramatów, gdy tymczasem nie ma on w ogóle predylekcji
ani do tworzenia dzie³ z naszego punktu widzenia spójnych i logicznych, ani nie
ma takiego zamiaru (tym bardziej dzie³ wyra¿aj¹cych „prawdê” w naszym jej zdroworozs¹dkowym rozumieniu).
Druga uwaga dotyczy³aby pewnej niespójnoœci procedury interpretacyjnej
i wyprowadzonego z niej wniosku. Otó¿ w znakomitym rozdziale interpretacyjnym Powieœæ historyczna z tez¹. O „Wernyhorze Micha³a Czajkowskiego Marek
Kwapiszewski w szeregu b³yskotliwych analiz przekona³ mnie, i¿ mamy tu do
czynienia z dzie³em o nader z³o¿onej strukturze genologicznej, narracyjnie skomplikowanym, takim, gdzie „Czajkowski próbowa³ […] zsyntetyzowaæ dwie biegunowo odmienne formu³y prozy fabularnej” (s. 72), choæ towarzyszy³ temu „brak
wyraŸnie skrystalizowanej œwiadomoœci artystycznej” (tam¿e). Ale, wynika z analiz Kwapiszewskiego, nawet taki estetyczny „naturszczyk” stworzy³ dzie³o skomplikowane formalnie i ideowo. Tym bardziej nie rozumiem jednej z konkluzji
pracy: „Tendencyjnoœæ, przemo¿nie wp³ywaj¹ca na modelowanie bohaterów,
konstrukcjê fabu³y i kszta³t narracji, zniszczy³a w Wernyhorze szanse powieœci
historycznej; […]” (s. 80). Na pocieszenie badacz dodaje, i¿: „Utwór by³ jednak
wa¿nym punktem startowym w dorobku »kozackiego romansisty«, stanowi³ te¿
istotny element w procesie »wyrabiania siê« form prozatorskich” (s. 80). Maestria
wywodu analitycznego przeczy u Kwapiszewskiego jego w³asnym wnioskom.
I bez tego s¹dzê, i¿ by³ Wernyhora osi¹gniêciem ówczesnej prozy. Nie jest obowi¹zkiem pisarza siêganie do wzorców gatunkowych (powieœæ historyczna), jakie
krytyk sto lat potem uznaje za pierwszorzêdne w epoce. Bardziej tedy przekonuje mnie i zachêca do lektury Czajkowskiego finezja interpretacyjnego wywodu
niŸli jego konkluzje.
Trzecia uwaga: bardzo podoba mi siê polemicznoœæ wypowiedzi o ksi¹¿ce
Daniela Beauvois. Czasem trzeba siê nie zgadzaæ. ¯a³ujê, i¿ ów w¹tek polemiczny to ledwie pó³torej strony, ¿e nie okreœlono tu, na jakich za³o¿eniach Beauvois
konstruuje swój antymit wobec polskiego mitu Ukrainy. A przecie¿ Francuz nie
pisze z pozycji jakiejœ absolutnej neutralnoœci kulturowej czy ideowej; i trzeba
mieæ odwagê to nazwaæ.
Na koniec, czyniê to celowo, zostawiam kwestiê metodologiczn¹. W zakresie badañ, jaki obejmuje praca PóŸny romantyzm i Ukraina, mo¿na j¹ uznaæ
za wzorcow¹. Bujnie rozwijaj¹ce siê na Ukrainie badania styku kultury oraz lite-
268
ratury polskiej i ukraiñskiej maj¹ tê niew¹tpliwie zaletê, i¿ wydobywaj¹ z niepamiêci twórców czasem trzeciorzêdnych, ale i poœwiêcone s¹ twórcom tej miary
co Goszczyñski. Inna rzecz, ¿e okazuj¹ siê w niewielkim stopniu dostêpne polonistom, brak bodaj jednej ich antologii. Cechuje niektóre z nich jednak swego
rodzaju anachronizm metodologiczny10, a do niedawna jeszcze, co jakoœ zrozumia³e
w przypadku m³odej pañstwowoœci ukraiñskiej, dominowa³y g³osy o narodowych
powinnoœciach literaturoznawstwa, a nawet pojawi³a siê niespodziewana czy te¿
ryzykowna teza o „narodowej specyfice teorii literatury, albo przynajmniej pewnych jej aspektów”11. Z drugiej strony badacze spraw polsko-ukraiñskich z Zachodu, nawet bardzo wybitni, nie potrafi¹ uwolniæ siê od obsesji postrzegania kultury
polskiej, jako tej, która dokonuje aktu samorozumienia przez kategoriê mesjanizmu. Prowadzi to do s¹dów kuriozalnych. Wszystkie zjawiska t³umaczyæ ma wiêc
wtedy wszechobecny mesjanizm, a ciekawe i nowoczesne jest po prostu to, co jest
anty- lub przynajmniej niemesjanistyczne, jak w tym oto s¹dzie: „Polskie badania
nad romantyzmem zwi¹zane z tematem Kozaka koncentrowa³y siê g³ównie na
postaci Wernyhory, a wiêc na bohaterze literackim znacznie bardziej odpowiadaj¹cym myœleniu w kategoriach mesjanizmu oraz s³owianofilskim pojmowaniu jednoœci Polski i Ukrainy”12. Trudno z tym s¹dem polemizowaæ13.
Na tle tak ró¿nych strategii badawczych, w³aœciwie antagonistycznych,
metoda Marka Kwapiszewskiego wydaje siê idealnie dobrana do przedsiêwziêcia, jakie podj¹³. Nie tylko „nurza siê w Dniepru g³êbiny”, jakby powiedzia³ Jakubowski, ale czyni to planowo, z jasno okreœlonym celem, posiadaj¹c bardzo
dobry warsztat filologiczny. Wydobywanie spod marmurowej p³yty niepamiêci
osób i zjawisk godnych uobecnienia w kulturze wymaga bodaj na pierwszym miejscu klarownoœci zamys³u i metody. Nie ma tu tak przez ca³y XX wiek rozpo-
10 Wystarczy przegl¹d przypisów, by zauwa¿yæ, i¿ punkt odniesienia dla badaczy ukraiñskich stanowi czêsto polska literatura naukowa z lat siedemdziesi¹tych. Bez w¹tpienia
winny jest tu z³y obieg prac naukowych, brak ich miêdzynarodowej wymiany albo jej nader
ograniczony wymiar.
11 S¹d G. Siwokina cyt. za: W. Sobol, Tragizm w barokowej historiografii ukraiñskiej,
przek³. W. Supa, w: Problemy tragedii i tragizmu. Studia i szkice, red. H. Krukowska, J. £awski, Bia³ystok 2005, s. 195.
12 G. Ritz, Postaæ Kozaka…, s. 123.
13 A przecie¿ ksi¹¿ka S. Makowskiego o Wernyhorze (Wernyhora. Przepowiednia i legenda, Warszawa 1995) wywo³a polemikê, ostr¹ zreszt¹, która z mesjanizmem nic nie ma
wspólnego. Zob. Z. Wójcicka, Proroctwo Wernyhory – modyfikacja znaczeñ, „Annales Universitatis Mariae Curie-Sk³odowska”, Sectio FF. Philologiae, r. 20/21: Literatura. Historia.
Natura, red. B. Czwórnóg-Jadczak, Lublin 2002/2003.
269
wszechnionej w Polsce (i nie tylko) „transplantologii” metodologicznej, która
strukturalizm ka¿e zastêpowaæ post- czy neostrukturalizmem, potem inspiracjami
postmodernistycznymi, dalej krytyk¹ postkolonialn¹, a dalej ju¿ nie wiadomo
czym. Nie œwiadczy podobne postêpowanie – wbrew utartym s¹dom – o wtórnoœci i odtwórczoœci kultury, lecz o braku oryginalnych pomys³ów, jeœli nie o interpretacyjnej osobowoœci.
Kwapiszewski ma inny punkt odniesienia – naukowe pisarstwo Marii
¯migrodzkiej, której zreszt¹ ksi¹¿kê dedykuje. Harmonijne zestrojenie analizy
formalnej strony dzie³a z profesjonaln¹ interpretacj¹ jego wymiaru ideowego,
nienapastliwoœæ s¹du i umiar w aplikowaniu metodologicznych nowinek do dzie³
dopiero co wydobytych z niepamiêci – to najlepsze cechy pisarstwa naukowego
Marka Kwapiszewskiego. Ksi¹¿ka PóŸny romantyzm i Ukraina jest nie tylko wyrzutem unaoczniaj¹cym zaniedbania badawcze, ale i w du¿ym stopniu wskazuje
drogê, któr¹ nale¿a³oby pod¹¿yæ.
Jaros³aw £awski
Bohdan Pociej, Romantyzm bez granic,
seria: Biblioteka „Wiêzi”, t. 224, wyd. Towarzystwo „Wi꟔,
Warszawa 2008, ss. 195.
Nowa ksi¹¿ka Bohdana Pocieja, prezentuj¹ca ró¿norodne oblicza europejskiego romantyzmu muzycznego, przynosi refleksje bardzo cenne do rozmyœlañ
zw³aszcza dla zorientowanych „poezjocentrycznie” badaczy polskiego romantyzmu. Uzmys³awia bowiem kluczow¹ rolê muzyki w kszta³towaniu naszych wyobra¿eñ o tej epoce, pozwala traktowaæ ca³y wiek XIX jako wspóln¹ dla wielu
pr¹dów kulturow¹ przestrzeñ, wskazuje na spajaj¹c¹ moc idei „korespondencji
sztuk”. Autor uwolni³ swoje eseje od akademickich schematów rozprawy, zdecydowanie odrzuci³ kostyczny muzykologiczny strukturalizm czy semiotykê,
a przyznaj¹c siê do inspiracji fenomenologi¹ (Roman Ingarden, W³adys³aw Stró¿ewski) – na szczêœcie daleko odszed³ w swoich pisarskich realizacjach od tej
zgo³a archaicznej i ma³o twórczej, bo zamkniêtej metodologii. Twórczoœæ Bohdana Pocieja jest znakomitym przyk³adem hermeneutycznego podejœcia do opisywanych zagadnieñ. Jego eseje napisane z pasj¹ i entuzjazmem s¹ wynikiem
zarówno refleksji, jak i osobistego prze¿ywania muzyki przedstawianej na rozbudowanym tle kulturowym w perspektywie filozofii i poezji. W ciekawie skom-
270
ponowanych szkicach i esejach, gdzie analizy muzyczne s¹siaduj¹ z literackimi
inspiracjami, a nad ca³oœci¹ czuwa dyskurs filozoficzny epoki – odnajdujemy
swoiste centrum romantyzmu. Nie jest to bynajmniej ¿adna z dziedzin twórczoœci lub system myœli, ale wszechobecny „duch romantyzmu”, pozwalaj¹cy na
znoszenie granic periodyzacyjnych oraz granic poznania. Doprawdy, trudno pokusiæ siê o piêkniejsz¹ apologiê romantyzmu. Mo¿na oczywiœcie z punktu widzenia nauki akademickiej zarzuciæ autorowi niejasnoœci terminologiczne, ma³¹ precyzjê wywodów, mo¿e nadmiar metaforyki zaciemniaj¹cej treœæ czy arbitralnoœæ
egzemplifikacji, jednak poszczególne refleksje, które stanowi¹ rezultat duchowej empatii i swobodnego toku myœlenia, s¹ tak inspiruj¹ce i wa¿kie, ¿e standardy uniwersyteckiego dyskursu mog¹ zostaæ tu zawieszone. Poznawczy i dyskusyjny walor eseistyki Bohdana Pocieja jest niezaprzeczalny.
Autor wychodzi od ciekawej obserwacji dotycz¹cej nostalgii i têsknoty
wspó³czesnych kompozytorów za „melodyczn¹ mow¹ uczuæ”, która ka¿e odnowiæ tradycjê romantyczn¹, w której uczucie mi³oœci stanowi³o podstawowy topos, a muzyka najtrwalej, najg³êbiej i najd³u¿ej (od Schuberta po Mahlera) wyra¿a³a duchowe doœwiadczenia cz³owieka (I. Utracona ojczyzna). Koñczy zaœ
ksi¹¿kê esejem stanowi¹cym podsumowanie wczeœniejszych uwag. Dla Bohdana
Pocieja romantyzm nie ma granic. Decyduje o tym kanon motywów i koncepcji
muzycznych, które obecne by³y w kulturze europejskiej i towarzyszy³y cz³owiekowi od wieków œrednich, wiek XIX stanowi³ ich apogeum, zaœ wspó³czesnoœæ
odnawia romantyczne znaczenia, dowodz¹c ponadczasowoœci ducha romantyzmu
(XIV. Granice romantyzmu czy romantyzm bez granic). To sprawa naszej wra¿liwoœci, otwarcia, utajonych potrzeb. Muzyka dowodzi, zdaje siê twierdziæ autor, ¿e cz³owiek romantyzmu jest konstruktem nie tyle historycznego modelu
antropologicznego, ile ci¹gle aktualn¹, opart¹ na potrzebie wzmo¿onej uczuciowoœci, odradzaj¹c¹ siê ide¹ kulturow¹. O ile mo¿na wskazaæ granice epoki romantycznej w oparciu o narodziny i stopniowe wygasanie formotwórczej kreatywnoœci – od Carla Phillipa Emanuela Bacha, Haydna i Mozarta, poprzez
Beethovena, Schuberta, Chopina, Liszta, Wagnera, po symfonie i pieœni Gustawa Mahlera oraz twórczoœæ Karola Szymanowskiego – o tyle duch romantyzmu
z rozmaitym skutkiem ujawnia siê w ka¿dym czasie. „Istot¹ tego bezgranicznego i odwiecznego romantyzmu jest melodyczna mowa uczuæ, jêzyk uczuæ wyra¿anych melodi¹. […] Rdzeñ jego jest liryczny, poetycki, z poezj¹ organicznie
zwi¹zany. Jego sedno – mi³osne…” (s. 183).
Oczywiœcie nie tylko uczucie mi³oœci decyduje o specyfice kultury muzycznego romantyzmu. Mi³oœæ w ujêciu Pocieja to raczej metafora subtelnych stanów
i doœwiadczeñ egzystencji, najintymniejsza, a w romantyzmie wprost przedsta-
271
wiana z pomoc¹ wielu narzêdzi i na wiele sposobów, cz¹stka naszego cz³owieczeñstwa. Bo romantyzm muzyczny oddaje w mowie bezpoœredniej sublimacje
wszelkich uczuæ, które w poezji czy malarstwie potrzebuj¹ kodu poœrednicz¹cego. Kolejne eseje Romantyzmu bez granic wskazuj¹ na ró¿norodnoœæ i wieloœæ
motywów tkaj¹cych jak niæ Ariadny (na drodze poznania) fenomen ducha romantyzmu trwale zadomowiony w filozofii, literaturze, malarstwie i muzyce. Ogarniêcie wielkich przestrzeni myœli mo¿liwe by³o przez odejœcie od hermetycznej
analizy muzykologicznej. Autor pisze wiêc o muzyce jak o wiecznej idei, co rusz
przywo³uj¹c inspiracje filozoficzne i poetyckie epoki. U¿ywa przy tym kategorii
charakterystycznych dla literackiej hermeneutyki, takich jak: symbol, metafora,
obraz, archetyp, ekspresja, synteza, ograniczaj¹c jednoczeœnie terminologiê techniczn¹ z dziedziny muzykologicznej do niezbêdnego minimum. Sporo tu wiêc
zaskakuj¹cych skojarzeñ, porównañ, oryginalnych s¹dów, uwolnionych myœli
domagaj¹cych siê od czytelnika dope³nienia i weryfikacji poprzez siêgniêcie do
muzycznych przyk³adów wskazanych przez autora.
Muzyka w romantyzmie oddaje wspóln¹ dla wielu wra¿liwych ludzi, odczuwaj¹cych œwiat w podobny sposób poprzez empatyczne wnikanie w istotê i g³êbokie prze¿ywanie bytu, przestrzeñ doœwiadczeñ egzystencjalnych. Cz³owiek
„tchniêty wiecznym romantyzmem” (choæby Schubert i Mahler) to wêdrowiec ujawniaj¹cy sekretne zwi¹zki z natur¹ i filozofi¹ (II. Wêdrówka). DŸwiêk jest ekwiwalentem stanów uczuciowych, muzyka „mówi” i wyznaje w swoim jêzyku mi³oœæ
oraz wiarê, stanowi naturalny jêzyk dla wyra¿ania uczuæ. Pociej wik³a siê wprawdzie w doœæ niejasne dywagacje przy próbie konkretyzacji pojêcia „logiki uczuæ”,
jednak jego subtelne rozwa¿ania na temat charakteru relacji muzyka – uczucie,
prowadz¹ go ostatecznie do trafnych konstatacji oraz osobistych epifanii, inspiruj¹cych do dalszych poszukiwañ. „Romantyzm zdaje mi siê byæ niczym innym, ni¿
rzeczywistoœci¹ przenikan¹ do rdzenia nieuspokojonym piêknem. Romantyzm to
formotwórczy niepokój piêkna d¹¿¹cego do urzeczywistnienia – w dŸwiêkowym
»¿ywiole uczu櫄 (III. W ¯ywiole uczuæ. Mowa dŸwiêków, s. 41).
Obecny w poezji pejza¿ wewnêtrzny, malowany bogat¹ wyobraŸni¹ romantyków ma swoje odpowiedniki muzyczne, pocz¹wszy od VI symfonii Pastoralnej Ludwiga van Beethovena. Trzy stadia „malarstwa dŸwiêkowego” – opisowe,
psychologiczne i metafizyczne – oddaj¹ wspólnotê artystyczn¹ i korespondencjê sztuk, albowiem z podobnymi zabiegami mamy do czynienia w literaturze
i sztukach plastycznych. Wydaje siê z pozoru, ¿e s¹ to banalne i dobrze ju¿ zakorzenione w badaniach nad romantyzmem obserwacje. Formu³owane jednak z perspektywy muzycznej ujawniaj¹ podstawowe znaczenie œwiata rytmów i melodii.
Wszystkie bowiem zapisane i przedstawione w poezji i malarstwie motywy s¹
272
obecne w innym stanie skupienia w mowie dŸwiêków, która wspó³tworzy kulturow¹ ca³oœæ epoki, o czym zdaj¹ siê zazwyczaj zapominaæ literaturoznawcy i historycy sztuki (IV. Malowaæ dŸwiêkiem). Badacze poezji doœæ czêsto wskazuj¹
na rolê pieœni jako gatunku odgrywaj¹cego bardzo wa¿n¹ rolê w romantyzmie,
rzadko jednak zastanawiaj¹ siê nad jego istot¹ muzyczn¹ i korelacj¹ ze s³owem,
jak gdyby ci¹¿enie antycznych, renesansowych i oœwieceniowych poetyk normatywnych os³abi³o u nich wra¿liwoœæ na specyfikê i szczególny charakter formy,
która w epoce korespondencji sztuk przybli¿a obie dziedziny. Obserwuj¹c pieœñ
w ujêciu muzycznym, nie zaœ tylko poezjocentrycznym, okazuje siê, i¿ to dziêki
muzyce poezja w tym gatunku „zyskuje nowe ¿ycie”, mo¿na te¿ mówiæ o œpiewnoœci w muzyce instrumentalnej dziêki syntezie modelu wokalnego i modelu
instrumentalnego jako trwa³ego d¹¿enia w romantyzmie muzycznym (V. Muzyka jako œpiew). Có¿. Refleksje Bohdana Pocieja s¹ tu na pewno przekonuj¹ce.
Ale jak zachêciæ (w wiêkszoœci niestety raczej g³uchych) literaturoznawców do
s³uchania pieœni Schuberta czy Mahlera?
Autor Romantyzmu bez granic jakby na nowo otwiera nam epokê, przywo³uje fundamentalne zjawiska, wskazuje na duchow¹ i myœlow¹ wspólnotê
dokonañ artystów, które do dziœ fascynuj¹. Romantyzm pod piórem Bohdana
Pocieja ¿yje w ca³ej swojej krasie. Tak¿e w refleksji filozoficznej, bez której nie
mo¿e siê obejœæ. To nie tylko ekspresja uczuæ, ale i ekspresja myœli, zauwa¿alna
tak¿e w muzycznym przekazie, w za³o¿onej koncepcji, w dygresjach teoretycznych i estetycznych – konstytuuje epokê i formuje cz³owieka romantyzmu. Nie
nale¿y tedy muzycznego romantyzmu uto¿samiaæ tylko z muzycznym uczuciem.
To podejœcie sentymentalne i z gruntu fa³szywe. Lektury kompozytorów wskazuj¹ na rangê przemyœleñ oraz inspiracji p³yn¹cych od filozofów (Fichte, Hegel,
Schelling), których œlady odnajdujemy nastêpnie w specyficznej mowie dŸwiêków (VI. W przestrzeni myœli). Romantyczna wyobraŸnia kompozytorów pozostaje w œcis³ej symbiozie z wyobraŸni¹ poetów, zaœ poetyckoœæ – jak uczy Artur
Schopenhauer – to nadrzêdna cecha epoki „przenikniêta wol¹ transcendencji”.
I choæ Pociej gmatwa siê w próbie okreœlenia typów wyobraŸni romantycznej,
otwieraj¹c drzwi dawno ju¿ otwarte (teoretyzowanie jest zdecydowanie najs³absz¹ stron¹ omawianych esejów), to jego rozwa¿ania na gruncie w³asnej poetyckiej muzykologii, na pewno mog¹ zastanawiaæ (VII. Romantyczna wyobraŸnia).
Tym bardziej, ¿e konsekwentnie prowadz¹ do wskazania obszernej biblioteki
motywów wspólnych dla wszystkich dziedzin sztuki romantycznej, dowodz¹c,
¿e zarówno problematyka egzystencjalna, religijna, metafizyczna, mistyczna równie¿ obecne s¹ (niekiedy w intensywniejszym skupieniu) na gruncie muzyki, tylko
trzeba to dostrzec, a raczej us³yszeæ.
273
Rozwój form muzycznych, zw³aszcza koncertuj¹cych, nowy typ orkiestracji, „kultura symfonizmu”, funkcjonowanie instytucji muzycznych w odmienionej rzeczywistoœci spo³ecznej – umo¿liwiaj¹ podjêcie trudnych wyzwañ artystycznych, które s¹ emanacj¹ ducha epoki (VIII. Kr¹g instrumentów – romantyczna
orkiestracja). Romantyczny maksymalizm w d¹¿eniu do przedstawienia wszelkich zjawisk i stanów uczuciowych pod¹¿a w kierunku – autor przywo³uje okreœlenia Martina Heideggera i Carla Jaspersa – przedstawienia „sytuacji granicznych” dla ludzkiej egzystencji. Nie tylko muzyka programowa, ale i czysta, bez
zapisanych sugestii, oddaje walkê, wojnê i œmieræ, cierpienie, ból i rozpacz oraz
emocje z tym zwi¹zane jako trwa³e sk³adniki losu. Wprawdzie to ju¿ w muzyce
baroku i w twórczoœci najwiêkszego – zdaniem autora – kompozytora, Jana Sebastiana Bacha, odnajdujemy preromantyczne (jak u Goethego) zapisy doœwiadczeñ egzystencjalnych, ale dopiero w romantyzmie osi¹gaj¹ one tak wielkie natê¿enie, co wi¹¿e siê te¿ (choæ autor tego wyraŸnie nie dostrzega) z poczuciem
pustki, melancholii, odkryciem podmiotowoœci i psychologii. Romantyczna „muzyka wch³ania w siebie dynamiczne poczucie œwiata, rzeczywistoœci staj¹cej siê
poprzez walkê – w starciu, konflikcie, konfrontacji” (IX. Muzyka wobec sytuacji
granicznych, s. 120).
Romantyzm jako epoka sprzecznoœci, napiêæ, doœwiadczeñ równie¿ trudnych, negatywnych, bolesnych ma swoje muzyczne ekwiwalenty, których wymieniaæ tu nie sposób, tym bardziej, ¿e s¹ one subiektywnym wyborem autora.
Do „uczuæ granicznych” mo¿na równie¿ zaklasyfikowaæ próby zapisu wra¿eñ
metafizycznych czy zgo³a mistycznych. I choæ Pociej podkreœla dyskusyjny charakter tych konstatacji, to s¹ one jednak bardzo przekonuj¹ce. W romantyzmie,
tak¿e muzycznym, nastêpuje odnowienie kontekstów œredniowiecznych, co przy
wielu zwi¹zkach i filiacjach, nierzadko organicznych, muzyki oraz filozofii, daje
odczucie i przekonanie, ¿e oto w niektórych dzie³ach obcujemy z tajemnic¹:
Bogiem, Absolutem, Kosmosem, Natur¹. W œredniowieczu muzycznoœæ by³a
zasad¹ œwiata (idea harmonia mundi), w czasach nowo¿ytnych sta³a siê mow¹
symboliczn¹, ponownie nakierowan¹ ku sferze sacrum. A jej potencja metafizyczna przechodzi niekiedy w mistyczne uniesienie, jak w ostatnich sonatach i kwartetach Beethovena czy póŸnych utworach Schuberta. Bohdan Pociej twierdzi –
mo¿na temu wierzyæ lub nie, albowiem jest to sprawa wra¿liwoœci ka¿dego z nas
– ¿e „metafizyczna mowa dŸwiêków otwiera muzykê na mistykê, prowadzi j¹ do
wtajemniczenia mistycznego. Akt mistyczny w swej mocy, intensywnoœci i g³êbi
mo¿e byæ wyra¿ony tak¿e muzyk¹” (X. Uczucia metafizyczne, mistyczne doznania,
s. 133) na dwa sposoby: poprzez ascetyczne wyciszenie oraz w ekstatycznej,
œwietlanej pe³ni. Uwagi te przekonuj¹ mnie w pe³ni, choæ zapisane s¹ w deklara-
274
tywnym, emocjonalnym i metaforycznym jêzyku „wiary i poezji”, a zrodzone
zosta³y z mi³oœci do filozofii, literatury i muzyki. Podobnie jak nieweryfikowalny jest opis muzycznych zaœwiatów (XI. Œwiat i Zaœwiat), które mo¿emy tylko
us³yszeæ i ujrzeæ z pomoc¹ w³asnej wyobraŸni. Romantyczny projekt ca³oœci
kulturowej zak³ada równie¿ osobisty kontakt artysty ze sfer¹ sacrum. Dzieje twórczoœci Mickiewicza i S³owackiego wyraŸnie rysuj¹ proces stopniowego dojrzewania ku religijnej kontemplacji i mistycznej pe³ni. Poeci do tego stanu d¹¿¹,
o nim marz¹. Romantyzm muzyczny to potwierdza.
Na dobr¹ sprawê ksi¹¿ka Pocieja mog³aby siê w tym miejscu zakoñczyæ.
Kolejny esej poœwiêcony teatrowi romantycznemu nale¿y do najs³abszych. Nie
mo¿na zgodziæ siê z tez¹ wyjœciow¹ i dalszymi doœæ karko³omnymi wywodami
autora, i¿ wiek XIX zdominowany przez literackie wizje nie by³ domen¹ teatru.
Jest na odwrót. To, ¿e dramat romantyczny tworzony by³ czêstokroæ bez teatralnej wizji w oparciu o poezjê, nie implikuje przecie¿ ubóstwa pierwiastka teatralnego w epoce. Wszak to wiek powieœci i opery, o czym zreszt¹ Bohdan Pociej
jako autor œwietnej monografii o Wagnerze, doskonale zdaje sobie sprawê. Opera syntetyzuje wszelkie dziedziny artystyczne i koncepcje myœlowe romantyzmu,
o czym przekonuje choæby wydana niedawno œwietna ksi¹¿ka Aliny BorkowskiejRychlewskiej Poema muzykalne. Studia o operze w Polsce w okresie romantyzmu (Kraków 2006). W tym akurat szkicu Pocieja znalaz³o siê sporo sprzecznoœci, niedomówieñ, nadmiernych komplikacji i zbyt poœpiesznie sformu³owanych
zdañ (XII. Teatr romantyczny). Równie¿ kolejny esej, choæ istotny, zawiera
obserwacje, które równie dobrze mog³yby byæ w³¹czone do wczeœniejszych
fragmentów (XIII. Pomówmy o formie). Ksi¹¿ka zyska³aby wówczas na kompozycyjnej dynamice i przejrzystoœci. I nie mo¿na tu chyba usprawiedliwiaæ wskazanych mankamentów genez¹ esejów. By³y one pierwotnie zapisami audycji emitowanych w latach 2007-2008 na antenie Programu 2 Polskiego Radia. Czêœæ
opublikowana zosta³a potem (najczêœciej w skróconej formule) w postaci artyku³ów na ³amach „Znaku” i „Tygodnika Powszechnego”.
Piêknie wkomponowane w tekst i starannie dobrane ilustracje z fragmentami dzie³ takich twórców, jak Caspar David Friedrich, Eugène Delacroix, William Turner, Théodore Géricault, Honoré Daumier i William Blake, dope³niaj¹
erudycyjne wypowiedzi autora. Romantyzm z ksi¹¿ki Pocieja jawi siê jako niezwykle bogata, ponadczasowa sztuka docieraj¹ca do ludzi z okreœlonym typem
wra¿liwoœci. Muzyka romantyczna stoj¹ca na szczycie hierarchii dziedzin artystycznych (w ujêciu Schellinga i Schopenhauera) ³¹czy, poprzez szczególn¹ aurê
i duchowoœæ, rozmaite pr¹dy, estetyki, formy i koncepcje w jednorodn¹ ca³oœæ.
275
Nie mo¿na mówiæ o literaturze romantycznej czy malarstwie bez znajomoœci wizji
muzyki w tamtym czasie. Bohdan Pociej stara siê nam to uzmys³owiæ.
Romantyzm to przede wszystkim z³o¿ona, zadziwiaj¹ca i pasjonuj¹ca dla
wytrwa³ych obserwatorów estetyka. Idee spo³eczne i narodowe szybko wietrzej¹. Staj¹ siê nieciekawe dla kolejnych pokoleñ. ¯ycie weryfikuje nawet najszlachetniejsze has³a. Z lektury dawnych tekstów pozostaj¹ czêstokroæ okreœlone
doznania, przeczucia, pamiêæ o poruszonych strunach uczuæ, dotyk doœwiadczenia egzystencji. Estetyka romantyczna wszystko to wyra¿a nie tylko w fabularnej, deklaratywnej, dyskursywnej postaci, ale przede wszystkim w wytworach
nieobliczalnej i niezbadanej fantazji, w kszta³tach, barwach, dŸwiêkach, nastrojach, w namiêtnoœciach, niedopowiedzeniach, w przera¿eniu nad skalnym urwiskiem, w dreszczu emocji na rozszala³ym morzu. Czy w mowie dŸwiêków Symfonii fantastycznej Hectora Berlioza, w której, jeœli tylko chcemy, us³yszymy
siebie, ujrzymy nasz œwiat, uczucia, troski, iluminacje i rozpoznania. Bohdan
Pociej wskazuje drogê dotarcia do tych epifanii. Hermeneutyczna empatia, umiejêtnoœæ kontemplacji muzyki, ¿ywa idea korespondencji sztuk, filozoficzny i metafizyczny dyskurs – to niezbêdne warunki poznania romantyzmu. Nie romantyzmu jako skoñczonej epoki (w dziedzinie muzyki trwaj¹cej zreszt¹ blisko 150
lat), ale poznania ducha romantycznego obecnego semper et ubique, tak¿e hic et
nunc, na przekór otaczaj¹cemu nas œwiatu pozorów.
Miros³aw Strzy¿ewski
276
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
KRONIKA TOWARZYSTWA LITERACKIEGO
IM. ADAMA MICKIEWICZA
MARIA DERNA£OWICZ
(1928-2009)
W maju 2009 roku ¿egnaliœmy z wielkim bólem na cmentarzu w Laskach
pod Warszaw¹ Mariê Doria Derna³owicz, serdeczn¹ nasz¹ kole¿ankê i przyjació³kê. Przypomnijmy pokrótce Jej biografiê. Córka Kazimierza Derna³owicza i Cecylii z Komornickich, urodzi³a siê w Warszawie, w zakresie szko³y powszechnej
uczy³a siê w domu u domowych nauczycieli w Grabowie nad Pilic¹, w swym
maj¹tku rodowym, szko³ê œredni¹ ukoñczy³a w Szymanowie u Sióstr Niepokalanek. Od czerwca 1946 roku studiowa³a filologiê polsk¹ na Uniwersytecie Warszawskim, s³uchaj¹c wyk³adów profesorów tej rangi, co Wac³aw Borowy, Julian
Krzy¿anowski, Zofia Szmydtowa, Witold Doroszewski, Halina Koneczna, Tadeusz Kotarbiñski, Stefan Swie¿awski i Stefan Kieniewicz. Œwiadczy o tym zachowany na Uniwersytecie indeks z wpisami i podpisami wspomnianych tu wyk³adowców. Magisterium uzyska³a na podstawie pracy Legenda Napoleoñska,
rozpoczêtej u profesora Borowego, a zakoñczonej po jego przedwczesnej œmierci u profesora Krzy¿anowskiego. Pytania na egzaminie magisterskim mia³a nie³atwe: 1. Pierwiastki polityczno-publicystyczne w twórczoœci Jana Kochanowskiego; 2. Powstanie listopadowe w twórczoœci S³owackiego; 3. Ch³op w powieœci
polskiej okresu pozytywizmu. Egzamin z historii literatury polskiej zda³a 20
czerwca 1952 roku „bardzo dobrze, z odznaczeniem”, jak to oceni³ i na formularzu egzaminacyjnym napisa³ surowy w ocenach, profesor Julian Krzy¿anowski.
W okresie od 1 kwietnia 1954 do 28 grudnia 1992, czyli do przejœcia na
emeryturê, by³a pracownikiem Instytutu Badañ Literackich PAN, gdzie zatrud-
278
niona by³a ju¿ uprzednio (od 15 wrzeœnia 1949 do 30 wrzeœnia 1950) na zasadzie rycza³tu. W latach 1950-1952 pracowa³a w Polskim Radio jako redaktor
stylistyczny. W Instytucie Badañ Literackich znalaz³a siê w Zespole Edycji Dzie³
Wszystkich Adama Mickiewicza w Pracowni Obrazu Literatury Polskiej XIX
i XX wieku pod kierunkiem Zofii Stefanowskiej. Otrzyma³a wa¿ne zadanie prowadzenia badañ nad ¿yciem i twórczoœci¹ Mickiewicza w Pary¿u. Od listopada
1958 do czerwca 1959 przebywa³a na stypendium w stolicy Francji, pracuj¹c
w Bibliotece Polskiej na Quai d’Orléans, w Muzeum Mickiewiczowskim, stworzonym przez syna poety, W³adys³awa Mickiewicza, i w Bibliotece Arsena³u.
gdzie przegl¹da³a prasê francusk¹. Kwerenda dotyczy³a tomu czwartego Kroniki
¿ycia i twórczoœci Mickiewicza (lata 1832-1834) i przebiega³a wed³ug planu zatwierdzonego przez profesora Stanis³awa Pigonia.
Z Pary¿a zrobi³a wypad do Rzymu, gdzie zatrzyma³a siê na Stacji Polskiej
Akademii Nauk w Pa³acu Doria, przy zau³ku vicolo Doria 2. Gdy przedstawi³a
swój paszport profesorowi Bronis³awowi Biliñskiemu, ówczesnemu kierownikowi Stacji, ten zwróci³ uwagê na zbie¿noœæ przydomka Derna³owiczów z nazw¹ pa³acu Doria i stwierdzi³, ¿e w³aœcicielka tego przydomka powinna czuæ siê
tutaj jak u siebie w domu.
Oprócz badañ œciœle zwi¹zanych z Kronik¹ Mickiewiczowsk¹ Maria Derna³owicz by³a autork¹ monografii Adam Mickiewicz, wydanej trzykrotnie w wydawnictwie Interpress (1969, 1972, 1979) z przeznaczeniem dla czytelnika zagranicznego oraz innej monografii Adam Mickiewicz, wydanej w znanej serii
„Profile” wydawnictwa Wiedza Powszechna (1985), ksi¹¿ki Antoni Malczewski
(1967) oraz popularnej monografii Juliusz S³owacki, która, wznowiona w 2009
roku, po¿egna³a J¹ na tej ziemi. Wyda³a pamiêtniki Stanis³awa Morawskiego
(Kilka lat m³odoœci mojej w Wilnie, 1959) oraz Listy z podró¿y Antoniego Edwarda
Odyñca (1961), napisa³a te¿ wstêp do Kroniki rodzinnej W³adys³awa Wê¿yka
(1987), a wydaj¹c ten tekst, odby³a podró¿ œladem jej autora. Najbardziej uderzy³o J¹ to, ¿e na szlaku spotka³a wszystkie opisywane tam obiekty, jak rzeki,
mosty, lasy, koœcio³y i karczmy, oprócz dworów i dworków, miejsc zatrzymywania siê Wê¿yka, które zniknê³y z powierzchni ziemi, a by³y przecie¿ najwa¿niejszym materialnym dowodem istnienia Rzeczypospolitej szlacheckiej.
W roku 2009 ukaza³ siê zbiór esejów Marii Derna³owicz, zgromadzony spoœród prac ju¿ drukowanych uprzednio w czasopismach Cudze ¿ycie, w którym na
szczególn¹ uwagê zas³uguje praca poœwiêcona Marii Komornickiej, ciotce Marii
Derna³owicz, zatytu³owana Piotr Odmieniec W³ast. Zbiór Cudze ¿ycie zawiera
ponadto recenzjê Pamiêtników o dziejach w Polsce Stanis³awa Albrychta Radziwi³³a, wydanych przez Adama Przybosia i Romana ¯elewskiego (tomy 1-3, 1980),
279
wstêp do Pamiêtników Jêdrzeja Kitowicza Opis obyczajów za panowania Augusta
III (1985), zatytu³owany Proboszcz z Rzeczycy, recenzjê tomu drugiego Listów
Sienkiewicza do Jadwigi Janczewskiej (Listy do Pani Jadwigi), przynosz¹c¹ wnikliw¹ analizê tego najwa¿niejszego zbioru epistolarnego, który J¹ fascynowa³, esej
o stosunkach Fryderyka Chopina i George Sand, recenzjê listów Marii Kalergis do
Adama Potockiego, prze³o¿onych z francuskiego przez Halinê Kenarow¹ i Ró¿ê
Drojeck¹ pod znamiennym tytu³em-cytatem: „¯egnaj, ukochany wrogu” (1986);
dwa eseje o Zofii Na³kowskiej Mn¹ widziane i mn¹ doznane oraz Ostatnia m³odoœæ Na³kowskiej, oparte na tomie pi¹tym i szóstym jej dzienników (1996-2000),
Wspomnienia „ludzi wychowanych”, czyli omówienie Wspomnieñ Teresy i W³adys³awa Tatarkiewiczów (1979), Pamiêtnik nie dla ka¿dego dominikanina ojca
Józefa Bocheñskiego (1993), dwa artyku³y o Jaros³awie i Annie Iwaszkiewiczach:
Dichtung und Wahrheit i Dojrzewanie do piêkna na podstawie ich wspomnieñ
i dzienników (1993-1994), esej o Dialogu korespondencyjnym 1958-1968 Marii
Danilewiczowej ze Stanis³awem Pigoniem (1996), omówienie Dzienników, wspomnieñ, relacji Józefa Czapskiego (1986), zatytu³owane Procent od kontemplacji,
i wreszcie Zbigniewa Raszewskiego autoportret mimowolny na podstawie Listów,
do Ma³gorzaty Musierowicz (1994), oraz esej Archeologia pamiêci na podstawie
ksi¹¿ki Micha³a G³owiñskiego Historia jednej topoli i inne opowieœci (2003). Ju¿
sam przegl¹d esejów zawartych w zbiorze Cudze ¿ycie ukazuje szeroki horyzont
badawczy Marii Derna³owicz i bogaty kr¹g Jej zainteresowañ.
Na szczególn¹ uwagê zas³uguje Portret Familii (wyd. 1: 1974, wyd. 2:
1982), monografia rodu Czartoryskich, oparta na materia³ach Ÿród³owych i ukazuj¹ca rolê Familii w ¿yciu kulturalnym i politycznym Rzeczypospolitej od czasów przedrozbiorowych po Wielk¹ Emigracjê, z przywo³aniem postaci najbardziej reprezentatywnych – Adama Kazimierza Czartoryskiego i Adama Jerzego
Czartoryskiego. To pierwsza ksi¹¿ka m³odej jeszcze badaczki, a jak erudycyjna
i wywa¿ona! Wi¹¿e siê z ni¹ anegdota, która obieg³a œrodowisko w czasach dla
tolerancji religijnej niezbyt ³askawych. Zdarzy³o siê, ¿e w czasie jednych z pierwszych pielgrzymek z Warszawy na Jasn¹ Górê na tzw. Przeproœnej Górce, gdzie
p¹tnicy wzajemnie siê przepraszaj¹ za uchybienia podczas drogi, podbieg³ do
Marii Derna³owicz Pawe³ Czartoryski, badacz Kopernikañski z Instytutu Historii Nauki PAN, i pó³ serio, pó³ ¿artem zawo³a³: „Przeproœ mnie natychmiast za
wszystkie œwiñstwa, jakieœ napisa³a o mojej rodzinie!”. Incydent ten dobrze ilustruje atmosferê wzajemnych stosunków i ¿ywoœæ tematyki, stale obecnej w ¿yciu i badaniach obojga historyków literatury i nauki.
Maria Derna³owicz by³a wierna przyjaŸni, zw³aszcza wobec osób, z którymi wi¹za³a J¹ praca. Œwiadcz¹ o tym wspomnienia poœmiertne dwóch „kalenda-
280
rek”: Zofii Makowieckiej (1917-1975) i Kseni Kostenicz (1913-1985) nota o autorce w ksi¹¿ce Zofii Stefanowskiej Próba zdrowego rozumu. Studia o Mickiewiczu (2001). Œwiadczy te¿ – ju¿ w krêgu ¿ywych – przedmowa do ksi¹¿ki Andrzeja
Biernackiego: Sztambuch romantyczny (1994).
Ze wzglêdu za zas³ugi dla badañ Mickiewiczowskich i na swój autorytet
osobisty zosta³a cz³onkiem honorowym Towarzystwa Literackiego im. Adama
Mickiewicza na ZjeŸdzie Delegatów w Poznaniu w roku 1998. Jest to najwy¿sza godnoœæ, jak¹ Towarzystwo dysponuje dla uhonorowania swych cz³onków.
Maria Derna³owicz by³a nie tylko wybitn¹ badaczk¹ naszej literatury, ale
równie¿ – i przede wszystkim – znakomit¹ pisark¹, której teksty czyta siê z wielk¹ satysfakcj¹ poznawcz¹ i estetyczn¹. Dokona³a wiele i na zawsze pozostanie
w panteonie naszej literatury i w sercach nas wszystkich. Jej przyjació³.
Maria Bokszczanin
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
TADEUSZ FR¥CZYK
(1920-2009)*
Tadeusz Fr¹czyk urodzi³ siê 9 grudnia 1920 roku w miejscowoœci Bo¿e
Wielkie ko³o Stromca w powiecie kozienickim w województwie kieleckim, jako
najstarszy syn Antoniego i Franciszki z Kornetków, ma³orolnych. Po ukoñczeniu wiejskiej szko³y powszechnej uczy³ siê w Pañstwowym Gimnazjum w Solcu
nad Wis³¹ (1935-1939), a jego nauczycielem by³ Ignacy Zarêbski, póŸniejszy
pracownik naukowy Biblioteki Jagielloñskiej i profesor Wy¿szej Szko³y Pedagogicznej w Krakowie, któremu zawdziêcza³ zami³owanie do przedmiotów humanistycznych, szczególnie do literatury polskiej.
W czasie okupacji uda³o siê Fr¹czykowi dopiero w latach 1941-1943 kontynuowaæ naukê w Liceum Handlowym w Warszawie (tylko na œrednie szko³y
zawodowe pozwolili okupanci) i uzyskaæ maturê zweryfikowan¹ 15 lutego
1946 roku przez Komisjê Weryfikacyjn¹ Kuratorium Okrêgu Szkolnego Warszawskiego. W Liceum dane by³o Fr¹czykowi s³uchaæ wyk³adów wybitnego uczonego, Jana Stanis³awa Bystronia. Dziêki jego poleceniu uczêszcza³ na studia w kompletach tajnego Uniwersytetu Warszawskiego. By³ uczestnikiem zajêæ docenta
Stanis³awa Adamczewskiego, który od razu po wojnie otrzyma³ zwyczajn¹ katedrê historii literatury polskiej w Uniwersytecie £ódzkim, i mgra Tadeusza Wi-
* Materia³y dostarczone przez syna Marka, przez Dyrekcjê Muzeum Narodowego w Kra-
kowie, wspomnienia osobiste.
282
watowskiego, poleg³ego w powstaniu warszawskim – w zakresie literatury polskiej; prof. Stanis³awa S³oñskiego w zakresie jêzykoznawstwa s³owiañskiego; dra
Jerzego Kreczmara – w zakresie filozofii.
Pocz¹wszy od 1945 roku studiowa³ w Uniwersytecie Jagielloñskim: polonistykê i slawistykê. W pierwszych latach po wojnie Uniwersytet Warszawski mia³
sui generis filiê w UJ. Tote¿ w latach 1945-1947 profesorowali tu Julian Krzy¿anowski i Witold Doroszewski na filologii polskiej, a wyk³ady z filozofii prowadzi³
W³adys³aw Tatarkiewicz. Obok tego uczy³ siê Fr¹czyk u si³ miejscowych, u profesorów Stanis³awa Pigonia, Stanis³awa £empickiego, Zenona Klemensiewicza,
dochodz¹cego do profesury Kazimierza Wyki i u docenta Mieczys³awa Piszczkowskiego – w zakresie filologii polskiej. S³ucha³ wyk³adów prof. Tadeusza Stanis³awa Grabowskiego o literaturach s³owiañskich i prof. Zygmunta Zawirskiego z filozofii. Oczywiœcie, uczêszcza³ na posiedzenia Towarzystwa Literackiego im.
Adama Mickiewicza; krakowskiemu Oddzia³owi przewodniczy³ prof. Pigoñ.
W latach studiów doœwiadczy³ Fr¹czyk tarapatów finansowych. Czêœciowo ratowa³ siê publicystyk¹ w „Gazecie Krakowskiej” i w „Dzienniku Polskim”,
co niestety nie przychodzi³o ³atwo, bo popularyzacja kultury, któr¹ gotów by³
uprawiaæ, np. artyku³y o bibliotekach, o œwietlicach, le¿a³y w linii wspomnianych
pism na dalszych miejscach, a publicystyki politycznej nie uprawia³. Ale by³a
i druga domena, i ta by³a Fr¹czykowi bliska. Wœród profesorów, których s³ucha³
jeszcze w czasie wojny w Warszawie, a potem w pierwszych latach studiów
w Krakowie, by³ te¿ Stefan Vrtel-Wierczyñski. Ten rozbudzi³ w m³odym studencie zami³owania bibliofilskie. W latach 1945-1946 zosta³ Fr¹czyk jako wolontariusz zatrudniony dziêki prof. Vrtelowi-Wierczyñskiemu w Krakowskim Oddziale
Biblioteki Narodowej, ukoñczy³ kurs bibliotekarski w Bibliotece Jagielloñskiej.
Pod kierownictwem prof. Pigonia podejmowa³ prace edytorskie, przede
wszystkim pomaga³ mistrzowi studiów w wydaniu Pism ¯eromskiego („Czytelnik”). Wiedzia³ o zmaganiach Pigonia z cenzur¹, o tym, ¿e kiedyœ, gdy cenzura
zwróci³a mu tekst utworu ¯eromskiego, okrojony w wielu miejscach, odpowiedzia³ s³owami Dyndalskiego z Zemsty: „Z tych kawa³ków trudno bêdzie”.
Od 1949 do 1956 roku by³ Fr¹czyk pracownikiem redakcji w krakowskim
oddziale „Czytelnika”. Praca magisterska Literackie i teatralne wartoœci dramatów Karola Huberta Rostworowskiego wzrasta³a w ci¹gu wielu lat, co w tym czasie nie by³o zjawiskiem odosobnionym: magistranci maj¹cy ambicje powiedzenia w swej pracy czegoœ nowego wyd³u¿ali pobyt na uniwersytecie, utrzymuj¹c
stale kontakt z promotorem. Pisz¹c równoczeœnie w Lublinie, na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, pracê o tragizmie w dzie³ach Rostworowskiego odwiedza³em Kraków dla celów poszukiwañ bibliotecznych i warsztat bliskiego mi kole-
283
gi widzia³em. Do uzyskania stopnia magistra dosz³o w 1952 roku; promotorem
by³ oczywiœcie Pigoñ, koreferentem – Juliusz Kleiner, który w 1948 roku rozpocz¹³ wyk³ady w UJ.
W roku 1957 rozpocz¹³ Fr¹czyk równoczeœnie z zatrudnieniem w „Czytelniku” pracê na stanowisku redaktora technicznego w Wydawnictwie Literackim, co trwa³o do paŸdziernika 1958 roku. Ju¿ od 1953 roku nawi¹za³ kontakt
z Bibliotek¹ Czartoryskich w Krakowie, za aprobat¹ dyrektora, docenta Tadeusza
Turkowskiego, przebada³ pu³awski ksiêgozbiór stanowi¹cy najwartoœciowszy
zasób Biblioteki i od 1 listopada 1958 roku zaanga¿owany zosta³ w wymiarze
pe³nego etatu. Przeszed³ wszystkie stopnie od m³odszego asystenta a¿ do starszego kustosza dyplomowanego (od 1 listopada 1980 roku). Od 1 paŸdziernika
1975 roku by³ kierownikiem Dzia³u szesnastowiecznych Druków i Kartografii.
Wiek emerytalny przekroczy³ w 1985 roku, ale za zgod¹ dyrekcji Muzeum Narodowego w Krakowie, z którym zwi¹zana jest Biblioteka Czartoryskich, pracowa³ jeszcze do 31 grudnia 1989 roku. W pewnej mierze, choæ na niepe³nym etacie,
prowadzi³ Fr¹czyk dzia³alnoœæ dydaktyczn¹ (1974-1989) w Zak³adzie Bibliotekoznawstwa i Informacji Naukowej Wy¿szej Szko³y Pedagogicznej im. KEN, dziœ
Uniwersytetu Pedagogicznego, w Krakowie, i tak¿e na UJ.
Poszukiwania naukowe dotycz¹ce ksiêgozbioru pu³awskiego zaowocowa³y najpierw powa¿nym i udokumentowanym studium Drukarnia Biblioteczna
w Pu³awach1 w 1960 roku. Niebawem dosz³o do wydania ksi¹¿ki Warszawa
m³odoœci Chopina2 przez Towarzystwo im. Fryderyka Chopina w Polskim Wydawnictwie Muzycznym w serii „Dokumentacja warszawskiego okresu ¿ycia
i twórczoœci Fryderyka Chopina” pod redakcj¹ prof. Stefanii £obaczewskiej.
O œrodowisku warszawskim w pierwszych dziesi¹tkach lat XIX wieku napisano ju¿ niejedn¹ ksi¹¿kê, ale na tle innych ksi¹¿ka Fr¹czyka nie jest w tyle.
Wiele prac Fr¹czyk poœwiêci³ Pu³awom literackim okresu œwietnoœci.
Pierwsz¹ z nich by³o studium Pu³awy w ¿yciu i twórczoœci Ludwika Kropiñskiego3. Odczyt wyg³oszony w Katowicach Œrodowisko literackie dworu Czartoryskich w latach 1763-1830 zosta³ utrwalony tylko w streszczeniu4. W Polskim
S³owniku Biograficznym og³osi³ Fr¹czyk biogram Kropiñskiego5. Wœród sie1 „Rozprawy i Sprawozdania Muzeum Narodowego w Krakowie” 1960, t. 6, s. 134-164.
2 Kraków
1961.
Komisji Historycznoliterackiej PAN” Oddzia³ Kraków, 1964, t. 2, s. 5-30.
4 „Streszczenia Odczytów Publicznych Komisji Historycznoliterackiej PAN – Podkomisji Œl¹skiej w Katowicach” 1966, R. 2, druk. 1967, s. 25-29.
5 T. 15, z. 3., Kraków 1970, s. 334-336.
3 „Rocznik
284
demnastu biogramów opracowanych dla S³ownika Pracowników Ksi¹¿ki Polskiej (1972) s¹ trzy poœwiêcone cz³onkom rodziny Czartoryskich: Adamowi Kazimierzowi, Izabeli, Witoldowi, inne – bibliotekarzom pu³awskim i Biblioteki
Czartoryskich w Krakowie, m.in.: £ukaszowi Go³êbiowskiemu, Józefowi Kallenbachowi, Janowi Karolowi Sienkiewiczowi. Z zasobów Biblioteki Czartoryskich wyda³ tragediê Kropiñskiego Gustaw Waza i komediê Niemcewicza
Dwa sto³ki6.
Dwie prace dotycz¹ najwa¿niejszego czasopisma doby stanis³awowskiej:
Z problemów „Monitora” 1763 roku; Wœród redaktorów i autorów „Monitora”
(1764-1778)7.
Ju¿ w 1963 roku otworzy³ Fr¹czyk przewód doktorski na podstawie dysertacji Adam Kazimierz Czartoryski. Genera³ Ziem Podolskich. Pisarz, publicysta,
polityk. Przedstawi³ prawdziw¹ monografiê bêd¹c¹ rezultatem wielu lat pracy
dopiero w 1980 roku. Promotorem by³ prof. Piszczkowski, jednym z recenzentów, wed³ug którego opinii by³a to znakomita dysertacja doktorska – prof. Julian
Maœlanka. Niestety dot¹d praca nie zosta³a og³oszona. Traktowa³ j¹ autor jako
czêœæ pierwsz¹ monografii Adama Kazimierza Czartoryskiego, któr¹ pisa³ nadal
i, zdaje siê, ukoñczy³. Cyzelowa³ j¹ i przygotowywa³ do druku zawsze niezadowolony. By³oby krzywd¹ autora i nauki polskiej, gdyby praca ta nie ujrza³a œwiat³a
dziennego.
W ¿yciu rodzinnym by³ Fr¹czyk cz³owiekiem szczêœliwym. Mia³ dobr¹
i m¹dr¹ ¿onê, Danutê Józefê z Jarguzów (œlub zawar³ 19 lipca 1951 roku), i dwu
synów: Marka i Zbigniewa, prawników. Doczeka³ czworga wnuków i jednej prawnuczki. By³ zacnym cz³owiekiem, oddanym sprawom, którymi siê zajmowa³.
Zmar³ po ciê¿kich cierpieniach 16 wrzeœnia 2009 roku, pochowany zosta³ na
cmentarzu Pr¹dnickim w Krakowie.
Jerzy Starnawski
6 W: Archiwum Literackie, t. 18: Miscellanea z wieku Oœwiecenia, Wroc³aw 1973, s. 325-368; w: Archiwum […], t. 22: Miscellanea […], t. 5, Wroc³aw 1978, s. 293-372.
7 W: Archiwum […], t. 13: Miscellanea […], t. 3, Wroc³aw 1969, s. 2736; w: Archiwum
[…], t. 13: Miscellanea […], t. 5, Wroc³aw 1978, s. 5-18.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
MARIA JASIÑSKA-WOJTKOWSKA
(1926-2009)
Maria Jasiñska urodzi³a siê 2 stycznia 1926 roku w Zamoœciu. Ojciec, Franciszek, by³ organist¹; matka, Helena z Paczosów – nauczycielk¹. W Zamoœciu
ukoñczy³a szko³ê powszechn¹ i w roku 1938/1939 pierwsz¹ klasê gimnazjum
czteroletniego, tzw. „jêdrzejewiczowskiego”. Wspomina³a szczególnie sw¹ wychowawczyniê, Halinê Biedrzyck¹, ³acinniczkê, która po drugiej wojnie œwiatowej przedzierzgnê³a siê w anglistkê, zawsze niezmiernie oddana sprawie, któr¹
siê zajmowa³a. Z pocz¹tkiem wojny rodzice przenieœli siê do Lublina, ojciec obj¹³
stanowisko organisty przy koœciele œw. Micha³a na Bronowicach. Niemcy pozwolili tylko na œrednie szkolnictwo zawodowe: Jasiñska uczy³a siê w Szkole Handlowej im. Vetterów w Lublinie. Po wojnie uczêszcza³a do Gimnazjum-Liceum
dla Doros³ych dr Ireny Krzeczkowskiej; egzamin dojrza³oœci zda³a w 1946 roku.
W latach 1946-1950 ukoñczy³a studia w zakresie filologii polskiej na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Na æwiczeniach wstêpnych prof. Juliusza
Kleinera przedstawi³a pracê o Bez dogmatu i Rodzinie Po³anieckich (nieopublikowan¹); prof. Stefan Kawyn (po wyjeŸdzie z Lublina prof. Kleinera) podniós³
do rangi pracy magisterskiej rzecz pomyœlan¹ jako praca seminaryjna – Rola czasu
w kompozycji powieœci Andrzejewskiego „£ad serca” i Choromañskiego „Zazdroœæ i medycyna”1. Osi¹gniêciem by³o przede wszystkim to, ¿e magistrantka
1 Druk
s. 61-82.
w pewnym skróceniu – „Roczniki Humanistyczne” 1950-1951 t. 3, druk. 1953,
286
postawi³a sobie w³asny problem badawczy. W ostatnich latach studiów by³a Jasiñska wiceprezesk¹ Ko³a Polonistów.
Rocznik 1946 na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim by³ wyj¹tkowo
urodzajny: czworo wychowanków dosz³o do katedr uniwersyteckich. Gdy w roku 1949/1950 zaprowadzono kursowy system wyk³adów i æwiczeñ, sta³o siê koniecznoœci¹, aby Jasiñska, jeszcze studentka, objê³a jako zastêpca asystenta prowadzenie jednej grupy æwiczeñ z nauk pomocniczych historii literatury polskiej
i z poetyki dla pierwszego roku. Z pocz¹tkiem roku akademickiego 1950/1951
Jasiñska zda³a egzamin magisterski na KUL, ale rok ten spêdzi³a na Uniwersytecie £ódzkim, uzupe³niaj¹c wiedzê wyniesion¹ z macierzystej uczelni na seminarium prof. Stefanii Skwarczyñskiej. Sylwetkê tej uczonej jako teoretyka literatury omówi³a obszernie po latach w dwudziestym tomie „Prac Polonistycznych”,
poœwiêconym jubilatce2.
Od pocz¹tku swej dzia³alnoœci by³a Jasiñska aktywn¹ cz³onkini¹ Lubelskiego Oddzia³u Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza; o tym, co siê
w Oddziale TLiAM aktualnie wydarzy³o, pisa³a w lubelskiej „Kamenie”
w 1953 roku3. Jeszcze bêd¹c studentk¹ da³a siê poznaæ, o czym wspomniano, jako
badaczka powieœci. Pierwsz¹ jej powa¿n¹ prac¹ teoretycznoliterack¹ by³o studium
Powieœæ-pamiêtnik i powieœæ-dziennik (zarys problematyki)4. W latach uniwersyteckich by³a cz³onkiem seminarium wersyfikacyjnego prof. Marii D³uskiej.
Zaowocowa³o to udzia³em w pierwszym z wydanych tomów niedokoñczonej
i w³aœciwie zaniechanej encyklopedii Poetyka5. Gdy Stefania Skwarczyñska powo³a³a do ¿ycia „Zagadnienia Rodzajów Literackich” na inauguracjê Jasiñska
wraz ze swym bliskim koleg¹, Stefanem Sawickim opracowa³a Przegl¹d polskich
prac teoretycznoliterackich z zakresu genologii (1944-1957)6; w dalszych rocznikach opublikowa³a kilka jeszcze artyku³ów.
Doktoryzowa³a siê Jasiñska na Uniwersytecie £ódzkim w roku 1961 u prof.
Skwarczyñskiej na podstawie dysertacji Narrator w powieœci przedromantycznej. 179618317; po czym awansowa³a na adiunkta. Na marginesie pozycji ksi¹¿kowej powsta³y rozprawy drobniejsze, przede wszystkim: Narrator w powieœci.
2 Stefania Skwarczyñska jako teoretyk literatury, „Prace Polonistyczne” 1964, S. 20, druk.
1965, s. 10-57.
3 Z dzia³alnoœci Lubelskiego Oddzia³u TLiAM, „Kamena” 1953 R. 12 nr 1/2 s. 101.
4 „Roczniki Humanistyczne” 1953, t. 4, z. 1, druk. 1955, s. 61-87.
5 Dziesiêciozg³oskowiec; Dwunastozg³oskowiec, w: Poetyka. Zarys encyklopedyczny, red.
M. R. Mayenowa dzia³ 3: Wersyfikacja, t. 3: Sylabizm, Wroc³aw 1956, s. 261-294, 353-379.
6 „Zagadnienia Rodzajów Literackich” 1958, t. 1, s. 131-162.
7 Druk. Warszawa 1965.
287
(Zarys problematyki) – (wersja rozszerzona ukaza³a siê po kilku latach w zbiorowym tomie prac teoretycznoliterackich, przedrukowana nastêpnie)8.
Przewód habilitacyjny zakoñczony zosta³ na Uniwersytecie £ódzkim
w 1969 roku, po czym przysz³a nominacja na docenta na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Podstaw¹ by³a rozprawa Zagadnienia biografii literackiej. Geneza i podstawowe gatunki dwudziestowiecznej beletrystyki biograficznej9. Lista prac drobnych stanowi¹cych zal¹¿ek tej ksi¹¿ki, jak równie¿ wyros³ych na
kanwie gotowej ju¿ prawdziwej monografii, jest d³uga. Przypomina siê pierwszy zarys – studium Zagadnienia literackiej biografii. Uwagi historyczne i metodologiczne10.
W roku 1970 Jasiñska poœlubi³a Andrzeja Wojtkowskiego (1891-1975),
swego profesora historii kultury z lat studiów, wdowca, zmar³ego piêæ lat póŸniej. W roku 1983 zosta³a profesorem nadzwyczajnym, w 1992 zwyczajnym,
w roku 1995 przesz³a na emeryturê.
Nurtem, któremu odda³a siê con amore, by³a polska literatura religijna.
Wespó³ ze Stefanem Sawickim inicjowa³a i prowadzi³a prace w Komisji do Badañ nad Literatur¹ Katolick¹ w Towarzystwie Naukowym KUL, przekszta³con¹
w Zak³ad Badañ nad Literatur¹ Religijn¹, którym kierowa³a przez wiele lat. Dokona³a bardzo du¿o w zakresie prac redakcyjnych, zarówno w badaniach nad
proz¹ (powieœci, nowele), jak i nad literatur¹ religijn¹. W pracach zbiorowych,
które redagowa³a lub wspó³redagowa³a, by³ zawsze jej solidny udzia³ autorski.
Sawicki i Jasiñska zainicjowali antologiê Matka Boska w poezji polskiej,
poprzedzon¹ tomem Szkice o dziejach motywu. By³a to praca szeœciorga autorów,
nazwiska dwojga inicjatorów i g³ównych redaktorów nie zosta³y podane. Jasiñska opracowa³a okres poromantyczny do 1918 roku11, Dzie³em wspólnym Sawickiego i Jasiñskiej by³a antologia polskiej noweli religijnej, wydana w jêzyku
francuskim i polskim, zaczêta Bransoletk¹ Norwida12. Wespó³ z Kazimierzem
Bartoszyñskim i z Sawickim opracowa³a Jasiñska-Wojtkowska tom Nowela,
opowiadanie, gawêda. Interpretacje ma³ych form narracyjnych. Tu poza wspó³8 „Zagadnienia
Rodzajów Literackich” 1962, t. 5, z. 1 s. 101-120; w: Problemy teorii literatury, red H. Markiewicz, S. 1, Wroc³aw 1967, s. 266-289, przedr. w: Genologia polska. Wybór
tekstów, red. E. Miodoñska-Brookes, A. Kulawik, M. Tatara, Warszawa 1983, s. 181-209.
9 Druk. Warszawa 1971.
10 „Roczniki Humanistyczne” 1968, t. 16, z. 1, s. 89-116.
11 T. 1-2, Lublin 1959 [recte 1960]. Rozprawa M. Jasiñskiej – t. 2, s. 116-160.
12 A l’ombre de leur Dieu. Anthologie du récit polonais contemporain, red. M. Jasiñska,
S. Sawicki, Paris 1969; Nowele i opowiadania „…doczesny jest co chwila, a wieczny zawsze…”, red. tych¿e. Wstêp redaktorów w wydaniu polskim s. 5-12.
288
autorstwem wstêpu odnotowaæ nale¿y pióra Jasiñskiej analizê Zygmunta Bartkiewicza Na Bielanach13. W Zak³adzie Badañ nad Literatur¹ Religijn¹ wychodzi³a pod redakcj¹ Sawickiego i Jasiñskiej bie¿¹ca bibliografia Religia a literatura. Opracowano lata 1975-1984. Wespó³ z Janem Godfrydem i z Sawickim
zredagowa³a Jasiñska-Wojtkowska tom Sacrum w literaturze. Wstêp by³ autorstwa Jasiñskiej i Sawickiego, jej autorstwa rozprawa Problemy identyfikacji religijnoœci dzie³a literackiego14. Pod redakcj¹ Sawickiego Towarzystwo Naukowe
KUL wyda³o zbiorowe dzie³o wielotomowe Religijne tradycje literatury polskiej.
W tomie Polska liryka religijna og³osi³a Jasiñska-Wojtkowska rozprawê Sacrum
w poezji Leopolda Staffa15; we wspó³pracy z Krzysztofem Dybciakiem zredagowa³a tom Proza polska w krêgu religijnych inspiracji16, wespó³ z Jerzym Œwiêchem – tom Religijne aspekty literatury polskiej XX wieku17.
Obfitoœæ prac na temat literatury religijnej spowodowa³a zredagowanie
obszernego tomu studiów Jasiñskiej-Wojtkowskiej Horyzonty literackiego sacrum18. Tu poza przedrukiem wielu wymienionych ju¿ prac opublikowane zosta³y m.in. nastêpuj¹ce: Literatura – sacrum – religia. Problematyka badawcza,
przedstawione przez autorkê na ZjeŸdzie Polonistów w 1995 roku19; Duch Œwiêty
w literaturze polskiej20; Msza œwiêta w polskiej poezji wspó³czesnej21. Inne prace dotyczy³y utworów: Andrzeja Niemojewskiego Legendy, Izydora Kajetana Wys³oucha Mistrza z Nazaretu, Jana Twardowskiego Znaków nieufnoœci, Romana
Brandstaettera Jezusa z Nazarethu, Jana Paw³a II Tryptyku rzymskiego. Ten tom
jest najbardziej reprezentatywny dla poznania dorobku Jasiñskiej-Wojtkowskiej.
Parokrotnie, stosunkowo rzadko, wypowiada³a siê Jasiñska na temat osi¹gniêæ badawczych w zakresie teorii literatury. Poza wspomnianym studium
13 Warszawa 1974, 21979. Wstêp redaktorów s. 5-12, 2s. 5-13, analiza Na Bielanach:
s. 136-148, s. 181-193.
14 Lublin 1983. Wstêp s. 5-7; Problemy identyfikacji… s. 53-63.
15 W: Polska liryka religijna, red. S. Sawicki, P. Nowaczyñski, Lublin 1983, s. 371-422.
16 Lublin 1993.
17 Lublin 1997.
18 Lublin 2003.
19 Pierwodruk w: Wiedza o literaturze i edukacja. Ksiêga referatów Zjazdu Polonistów,
Warszawa 1995, red., T. Micha³owska, Z. Goliñski, Z. Jarosiñski, Warszawa 1996, s. 624-637, przedruk. s. 45-62.
20 Pierwodruk w: Jan Pawe³ II. Dominum et vivicantem. Tekst i komentarz, red. ks. A. Szafrañski, Lublin 1999, s. 307-329, przedruk s. 133-162.
21 Pierwodruk w: Kultura i religia. U progu III tysi¹clecia, red. W. Œwi¹tkiewicz, A. Pethe,
Katowice 2001, s. 130-136.
289
o Skwarczyñskiej odnotowaæ trzeba nekrologowy artyku³ poœwiêcony Wandzie
Achremowiczowej (1901-1974)22, artyku³ jubileuszowy poœwiêcony Irenie S³awiñskiej23, a przede wszystkim rozprawê Dzieje teorii literatury w polonistycznym
œrodowisku KUL, opublikowan¹ w zbiorowym tomie, poœwiêconym rozwojowi
badañ w poszczególnych dziedzinach polonistyki KUL24, napisan¹ z ogromn¹
kompetencj¹ i bardzo sprawiedliwie, z pewn¹ pob³a¿liwoœci¹ dla nik³ych osi¹gniêæ
sprzed 1939 roku, bo od 1944 nie by³o czego siê wstydziæ. By³a Jasiñska-Wojtkowska dydaktyczk¹ zawsze niezwykle sumiennie przygotowuj¹c¹ siê do zajêæ.
Jej wybijaj¹c¹ siê uczennic¹ uniwersyteck¹ jest prof. dr hab. Miros³awa O³dakowska-Kuflowa; poza KUL ks. dr hab. Zbigniew Trzaskowski z Kielc. Koledzy, przyjaciele i uczniowie uczcili prof. Mariê Jasiñsk¹-Wojtkowsk¹ ksiêg¹ pami¹tkow¹
w ramach „Roczników Humanistycznych” Tu bibliografiê prac za lata 1951-1996
zestawi³ Jan Godfryd25. Krótk¹ autobiografiê og³osi³a uczona w zbiorowej ksiêdze wspomnieñ o KUL 26.
Zmar³a po d³ugich cierpieniach w domu starców pod Lubartowem 1 wrzeœnia 2009 roku.
Jerzy Starnawski
22 „Roczniki
Humanistyczne” 1975, t. 23, z. 1, s. 197-199.
Powszechny” 1987, R. 41, nr 2, s. 3.
24 „Roczniki Humanistyczne” 1969, t. 17, z. 1, s. 55-72.
25 Tam¿e, 1997, t. 45, z. 1, s. 5-21.
26 Ca³e ¿ycie na KUL-u, w: Z dyplomem KUL w Polskê: wspomnienia i relacje, red. Z. Jasiñska, M. Staniszewska, Lublin 1994, s. 16-21.
23 „Tygodnik
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
ELIGIUSZ SZYMANIS
(1955-2009)
Wiadomoœæ o tragicznym wypadku samochodowym i œmierci doktora Eligiusza Szymanisa wstrz¹snê³a warszawsk¹ spo³ecznoœci¹ akademick¹. Przedwczeœnie odszed³ cz³owiek powszechnie lubiany i szanowany, ceniony badacz
i popularyzator literatury polskiego romantyzmu, uwielbiany przez studentów
wyk³adowca.
Eligiusz godzinami móg³ rozmawiaæ o literaturze. Nie zna³ podzia³u na czas
pracy i odpoczynku. Z równym entuzjazmem dowodzi³ swych racji podczas sesji naukowych, zebrañ Zak³adu Literatury Romantyzmu, co przy kawiarnianym
stoliku. Powtarza³ czêsto, ¿e cz³owiek powinien sobie wybraæ taki zawód, który
wykonywa³by równie¿ spo³ecznie – z mi³oœci i pasji.
Fascynowa³a go literatura XIX wieku, a zw³aszcza twórczoœæ Adama Mickiewicza. W pierwszym okresie aktywnoœci zawodowej zajmowa³ siê mechanizmami autokreacyjnymi zapisanymi w tekstach Mickiewicza. Ukoronowaniem
wieloletnich badañ Eligiusza mia³a byæ rozprawa dotycz¹ca III czêœci Dziadów,
poœwiêcona reinterpretacji zasadniczych za³o¿eñ Mickiewiczowskiego mesjanizmu – Profeta nie mo¿e siê myliæ. Choæ ksi¹¿ka by³a niemal¿e ukoñczona, nie
móg³ siê zdecydowaæ na oddanie jej do druku. OpóŸnienie t³umaczy³ wag¹ tematu i zakresem literatury przedmiotu. Ci¹gle coœ poprawia³ i dopisywa³ – wychodz¹c z za³o¿enia, ¿e o arcydramacie Mickiewicza nie mo¿na powiedzieæ ostatniego s³owa. Po opublikowaniu rozprawa mia³a stanowiæ podstawê przewodu
habilitacyjnego. Los zadecydowa³ inaczej.
291
Eligiusz Szymanis zmar³ 17 sierpnia 2009 roku w Miñsku Mazowieckim.
Mia³ 54 lata. Oddany uczeñ Stanis³awa Makowskiego, pod¹¿y³ za swoim nauczycielem zaledwie kilkanaœcie miesiêcy po jego odejœciu. Dla czytelników „Wieku
XIX” szczególnie poruszaj¹ca jest dziœ lektura poprzedniego numeru rocznika,
w którym znajduje siê wspomnienie Eligiusza o profesorze Makowskim. Pisa³
w nim, ¿e trudno bêdzie sobie wyobraziæ ¿ycie bez Staszka. Nikt nie przypuszcza³, ¿e po up³ywie zaledwie roku jego przyjaciele i uczniowie bêd¹ powtarzali
te s³owa wobec Eligiusza.
Urodzi³ siê 11 czerwca 1955 roku w Radzyminie, w którym jego rodzice –
Helena i Leonard – osiedlili siê po zakoñczeniu drugiej wojny œwiatowej. Eligiusz dorasta³ w domu stanowi¹cym czêœæ dawnych zabudowañ dworskich, po³o¿onym malowniczo nad piêknym stawem parkowym. Dzieciñstwo i wczesn¹
m³odoœæ wspomina³ jako okres arkadyjski. W latach 1962-1970 uczy³ siê w Szkole
Podstawowej nr 1, a nastêpnie w Liceum Ogólnokszta³c¹cym w Radzyminie
(1970-1974). W roku 1974 podj¹³ studia na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu
Warszawskiego.
Z Uniwersytetem zwi¹za³ swoje ca³e ¿ycie. Dzia³alnoœæ naukow¹ rozpocz¹³ ju¿ na pocz¹tku studiów: by³ cz³onkiem Warszawskiego Ko³a Polonistów,
uczestniczy³ w konferencjach studenckich, publikowa³ pierwsze artyku³y i recenzje w periodykach naukowych. W 1978 roku uzyska³ dyplom z wyró¿nieniem na
podstawie rozprawy magisterskiej Kategoria uczucia w œwiatopogl¹dzie poetyckim Mickiewicza, napisanej pod kierunkiem dr hab. Marii Grabowskiej. Dwa lata
póŸniej rozpocz¹³ na Uniwersytecie Warszawskim czteroletnie studia doktoranckie. W 1983 roku zosta³ zatrudniony na Wydziale Polonistyki jako asystent, a nastêpnie adiunkt (1986 rok).
W 1985 roku obroni³ rozprawê doktorsk¹ Romantyczna legenda Adama
Mickiewicza, pisan¹ pod kierunkiem profesora Stanis³awa Makowskiego. W tym
samym roku o¿eni³ siê z Ann¹ Klimkowsk¹. W 1986 roku przysz³a na œwiat ich
jedyna córka Emilia, pieszczotliwie nazywana Misi¹.
W 1987 roku Eligiusz wyjecha³ z rodzin¹ do Frankfurtu nad Menem, gdzie
przez piêæ lat prowadzi³ na Uniwersytecie J. W. Goethego lektorat jêzyka polskiego, a tak¿e seminaria i konwersatoria poœwiêcone literaturze polskiej. Po
powrocie do kraju od 1992 roku nieprzerwanie pracowa³ na Wydziale Polonistyki
Uniwersytetu Warszawskiego – na stanowiskach adiunkta, starszego wyk³adowcy (od 2003 roku) i docenta (od 2009 roku). W latach 1993-2005 by³ zastêpc¹
dyrektora Instytutu Literatury Polskiej. Przez wiele lat wyk³ada³ tak¿e w Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora w Pu³tusku (1995-2009) i w Szkole Wy¿szej Przymierza Rodzin w Warszawie (2002-2009).
292
Drug¹ instytucj¹, z któr¹ Eligiusz zwi¹za³ niemal¿e ca³e ¿ycie, by³o Towarzystwo Literackie im. Adama Mickiewicza. Cz³onkiem Towarzystwa zosta³ jeszcze w okresie studiów – w 1977 roku. W latach 1998-2001 by³ cz³onkiem Zarz¹du G³ównego Towarzystwa, przez wiele lat wchodzi³ w sk³ad Zarz¹du Oddzia³u
Warszawskiego, a podczas ostatnich dwóch kadencji pe³ni³ w nim funkcjê wiceprezesa. Od roku 1986 uczestniczy³ jako delegat we wszystkich zjazdach Towarzystwa i organizowanych przez Towarzystwo konferencjach naukowych. Praca
doktorska Eligiusza ukaza³a siê w serii rozpraw „Biblioteki Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza” (Adam Mickiewicz – kreacja autolegendy,
„Ossolineum”, Wroc³aw 1992). W „Roczniku TLiAM” publikowa³ artyku³y, recenzje i przyczynki (m. in. Album Moszyñskiego – czyli drugi tom Mickiewiczianów w zbiorach Tomasza Niewodniczañskiego w Bitburgu, „Rocznik” XXVIII,
1993; „Kordian” z perspektywy filozofii genezyjskiej, „Rocznik” XXXIV, 1999;
Czym zawini³ Konrad Wallenrod? Wallenrodyzm wobec absolutyzmu, „Rocznik”
XXXVII, 2002).
W ramach dzia³alnoœci w Towarzystwie wyg³osi³ dziesi¹tki odczytów we
wszystkich niemal oddzia³ach wojewódzkich. Ostatni wyk³ad, który odby³ siê na
Wydziale Polonistyki w listopadzie 2008 roku, poœwiêci³ poezji ksiêdza Paw³a
Heintscha.
Aktywnie uczestniczy³ w ¿yciu naukowym Uniwersytetu. Opublikowa³
oko³o stu tekstów – w tym ponad siedemdziesi¹t œciœle naukowych: artyku³ów
w ksi¹¿kach zbiorowych i periodykach naukowych, wstêpów do wydañ utworów
romantycznych, opracowañ popularyzatorskich i podrêcznikowych, recenzji
i sprawozdañ naukowych. Wspó³pracowa³ z ”Przegl¹dem Humanistycznym”, redagowa³ periodyk popularnonaukowy „Ojczyzna Polszczyzna” (1997 rok). By³
cz³onkiem Rady Redakcyjnej „Zeszytów Naukowych Szko³y Wy¿szej Przymierza Rodzin” i „Studiów i Materia³ów do Dziejów Powiatu Wo³omiñskiego”.
Bra³ udzia³ w kilkudziesiêciu krajowych i miêdzynarodowych sesjach naukowych. Wspó³organizowa³ konferencje wydzia³owe, spotkania poœwiêcone
literaturze i objazdy naukowe. By³ opiekunem Warszawskiego Ko³a Polonistów
i studenckich teatrów, dzia³aj¹cych przy Wydziale Polonistyki.
Eligiusz by³ niestrudzonym popularyzatorem literatury polskiego romantyzmu. Wspó³pracowa³ ze Zwi¹zkiem Literatów Polskich i Towarzystwem Wiedzy Powszechnej (w latach 1988-1992 by³ dyrektorem Sto³ecznego Uniwersytetu
Powszechnego). Opowiada³ o literaturze w audycjach radiowych i telewizyjnych,
a tak¿e w oœrodkach kszta³cenia nauczycieli.
We wdziêcznej pamiêci studentów pozostanie jako charyzmatyczny wyk³adowca, który mia³ niezwyk³y dar przekazywania swojej pasji innym. Prowa-
293
dzi³ na polonistyce wyk³ady z historii literatury romantyzmu, które przesz³y do
legendy Wydzia³u. Nie musia³ sprawdzaæ listy obecnoœci – sala zawsze by³a
wype³niona po brzegi. Mia³ rzadk¹ umiejêtnoœæ mówienia o utworach romantycznych z m³odzieñcz¹ pasj¹. Studenci garnêli siê do niego, bo traktowa³ ich jak
równorzêdnych partnerów w dyskusji. Z wieloma ze swoich magistrantów przechodzi³ na „ty”, mawiaj¹c, ¿e nie znosi stosunków feudalnych.
Wypromowa³ oko³o stu piêædziesiêciorga magistrów i kilkadziesiêcioro
licencjatów, zrecenzowa³ ponad dwieœcie prac. Uczniowie doktora Szymanisa –
za jego namow¹ i dziêki jego wsparciu – podejmowali czêstokroæ studia doktoranckie i dalsz¹ pracê naukow¹.
Wszystkim, którzy go znali, zostanie w pamiêci jego ¿yczliwy uœmiech
i gotowoœæ do pomocy ka¿demu, kto tylko o to poprosi³. Sprawia³ wra¿enie cz³owieka, który nie poddawa³ siê przeciwnoœciom losu. Jego bliscy i przyjaciele
wiedzieli jednak, ¿e Eligiusz w istocie daleki by³ od wizerunku niepoprawnego
optymisty. ¯ywe zainteresowanie problemami wspó³czesnoœci, interpretowanie
ich w duchu idei romantycznych, którym stara³ siê pozostaæ wierny, mia³o swoj¹
ciemn¹ stronê. Autentyczne zaanga¿owanie emocjonalne w sprawy codziennoœci nie pozwala³o mu na dystans. Zafascynowany literatur¹ romantyczn¹, sam
niebezpiecznie zbli¿a³ siê do jej modelowych bohaterów. Wra¿liwy na piêkno,
mia³ ¿al do rzeczywistoœci, ¿e nie wciela w ¿ycie idea³ów.
Czy myœla³ czasem o œmierci? W ostatnich latach – zarówno na wyk³adach,
jak i w prywatnych rozmowach – uparcie powraca³ do kilku cytatów z Marii
Antoniego Malczewskiego. Powtarza³ za Norwidem „Piêtnem globu tego niedostatek”. Przywo³ywa³ tak¿e czêsto s³owa œwiêtego £ukasza: „Kto chce zachowaæ
swoje ¿ycie, straci je”.
Jego odejœcie by³o nag³e i niepotrzebne. Pozostawi³ po sobie ¿al i dozgonn¹ wdziêcznoœæ tych, którzy mieli zaszczyt go poznaæ, których obdarzy³ swoj¹
przyjaŸni¹.
Kiedy zastanawia³am siê nad tym, jakie s³owa z ukochanej przez niego literatury romantycznej najpe³niej mog³yby oddaæ odczucie pustki, które wywo³a³o jego odejœcie, pomyœla³am o Agezylauszu Juliusza S³owackiego: „Ci, których
s³oñcem swoim Bóg w oblicze bije, Prêdko id¹ pod ziemiê spaæ i szukaæ cienia…”.
Dobranoc, Elku.
Maria Makaruk
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
KONFERENCJA PORTRETY JULIUSZA S£OWACKIEGO
W auli IV Liceum Ogólnokszta³c¹cego im. Emilii Sczanieckiej w £odzi
odby³a siê 1 i 2 kwietnia 2009 roku sesja naukowo-kulturalna, poœwiêcona ¿yciu
i twórczoœci Juliusza S³owackiego. Realizacjê sesji umo¿liwi³o wspó³dzia³anie
Oddzia³u £ódzkiego Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza, Katedry Literatury i Tradycji Romantyzmu U£ oraz IV LO w roli gospodarza imprezy. Wspó³pracuj¹ce ze sob¹ instytucje propaguj¹ od kilkunastu lat wiedzê humanistyczn¹ wœród polonistów i uczniów szkó³ ponadgimnazjalnych.
W sesji Portrety Juliusza S³owackiego uczestniczy³y m.in. nastêpuj¹ce
szko³y ponadgimnazjalne z £odzi: III LO, IV LO, XIII LO, XX LO, XXV LO,
XXXIII LO, ZSP nr 9, Szko³a Muzyczna II stopnia im. Stanis³awa Moniuszki
oraz Klasyczne Gimnazjum przy Lwowskim Narodowym Uniwersytecie im.
Iwana Franki. Honorowym patronatem obj¹³ tê uroczystoœæ Prezydent Miasta
£odzi, Jerzy Kropiwnicki. Organizatorzy przygotowali dla m³odzie¿y trzy konkursy: naukowy, plastyczny i wokalno-recytatorski.
Celem wymienionych dzia³añ by³o zachowanie pamiêci o S³owackim, ale
te¿ zachêcenie m³odych odbiorców do poszukiwañ naukowych oraz inspiracji
artystycznych w krêgu jego biografii i spuœcizny literackiej. Interesuj¹cy esej na
temat ikonografii poety przedstawi³a uczennica IV LO, finalistka XXXVIII Olimpiady Literatury i Jêzyka Polskiego, Roksana Grzelak. Z kolei uczennica XIII LO,
Dominika Porowska przedstawi³a szkic krytycznoliteracki Afryka ogl¹dana oczyma romantyka. W jej eseju znajduj¹ siê ciekawe interpretacje kilku listów do matki
295
oraz wierszy, m.in.: Piramidy, [Rozmowa z piramidami], Do Teofila Januszewskiego…, Pieœni na Nilu. Autor Kordiana pojawi³ siê jako homo viator tak¿e
w referatach innych uczestników sesji. Mateusz Wiœniewski, uczeñ XIII LO ukaza³
podró¿e poety w ujêciu chronologicznym, zaczynaj¹c od pierwszego wyjazdu
z Krzemieñca do Wilna, a koñcz¹c na powrocie z Wielkopolski do Francji w 1848
roku. Licealistom z XIII LO konsultacji udziela³a mgr Ma³gorzata Mrowicka.
Niektórzy uczniowie pod kierunkiem nauczycieli jêzyka polskiego przeprowadzili analizy wybranego liryku. Monika Skóra z III LO zinterpretowa³a wiersz
[Poœród niesnasków Pan Bóg uderza…], a Maria Depta, tak¿e uczennica tego
liceum, przedstawi³a trzy pomys³y odczytania Ostatniego wspomnienia. Do Laury.
Ich opiekunem merytorycznym by³a polonistka, mgr Jolanta Kupis.
Uroczystoœæ swoimi wyk³adami uœwietnili pracownicy naukowi i doktoranci. Zaprezentowali oni ró¿ne wizerunki poety, np. mgr Natalia Piórczyñska
mówi³a o S³owackim jako czytelniku Jana Kochanowskiego, zaœ mgr £ukasz Goss
opowiedzia³ s³uchaczom, co mo¿emy wyczytaæ z Godziny myœli. Interpretacji
wiersza Roz³¹czenie podj¹³ siê polonista z IV LO w £odzi, mgr Wojciech WoŸniak. Uczestnicy mogli te¿ zapoznaæ siê z interesuj¹c¹ prelekcj¹ dr Marii Berkan-Jab³oñskiej o ilustracjach do utworów S³owackiego. Analizê poematu Podró¿ do Ziemi Œwiêtej z Neapolu przygotowa³ dr Przemys³aw Dakowicz. Du¿ym
zainteresowaniem cieszy³ siê wyk³ad o Juliuszu S³owackim jako rysowniku,
wyg³oszony przez prof. dra hab. Jacka Brzozowskiego, który odkry³ nieznane
dot¹d prace plastyczne poety. Wyst¹pienia dotycz¹ce zami³owañ artystycznych
S³owackiego oraz ilustrowania jego dzie³ by³y wsparte pokazami.
W czasie sesji wyst¹pili równie¿ laureaci konkursów recytatorskiego i wokalnego. Mo¿na by³o us³yszeæ wiersze i fragmenty dramatów Juliusza S³owackiego, a tak¿e utwory wspó³czesnych poetów: Tadeusza Ró¿ewicza Jul S³owacki,
Wis³awy Szymborskiej W dyli¿ansie i Juliana Tuwima Pogrzeb S³owackiego. Szczególny aplauz publicznoœci zdoby³y: inscenizacja fragmentu Balladyny, wykonana
przez m³odzie¿ IV LO w re¿yserii mgr Krystyny Korcz oraz interpretacje wokalne
liryków S³owackiego, zaprezentowane przez Jakuba Pawlaka (IV LO) i Jarynê
Smertyhê z Klasycznego Gimnazjum we Lwowie. Zorganizowano te¿ wystawê prac
plastycznych wyró¿nionych w konkursie na ilustracje do utworów S³owackiego.
Jej centralny motyw stanowi³ portret poety, namalowany przez Nelê Æwiek (IV LO).
Pierwszego i drugiego dnia sesjê rozpoczyna³y uczennice Szko³y Muzycznej II
stopnia im. Stanis³awa Moniuszki, daj¹c minikoncert skrzypcowy muzyki romantycznej. Naukowo-artystyczny synkretyzm programu imprezy by³ swoist¹ prowokacj¹ ze strony organizatorów spotkania, którym zale¿a³o na sk³onieniu m³odzie¿y
do zdobywania nowych doœwiadczeñ w szkolnej edukacji. Uczniowie otrzymali
296
szansê wcielenia siê w role badaczy naukowych, interpretatorów, artystów, organizatorów, prezenterów i inne. Poza tym mogli w partnerski sposób wspó³pracowaæ z przedstawicielami szkolnej i uniwersyteckiej polonistyki.
Podczas sesji zaprezentowano skomplikowane, inspiruj¹ce portrety S³owackiego –romantycznego poety, filozofa, podró¿nika, emigranta, mistyka, rysownika. M³odzi ludzie okazali siê zainteresowani przede wszystkim poszukiwaniami
ró¿nych, bliskich im form prezentacji dokonañ poety, o czym przekona³y znakomite wykonania muzyczne, plastyczne, teatralne i literackie. Wysoko oceni³a
przygotowanie m³odych ludzi do jubileuszowej sesji prof. dr hab. Krystyna Ratajska, opiekun naukowy konferencji.
W toku dalszej wspó³pracy miêdzy Oddzia³em £ódzkim Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza a ³ódzkimi liceami przewidziana jest kontynuacja Miêdzyszkolnej Akademii Literatury, w której ramach oprócz wyk³adów
i warsztatów dla uczniów i nauczycieli pojawi¹ siê ró¿nego typu dyskusje oraz
konkursy w zakresie tworzenia eseju interpretacyjnego. Przy okazji organizatorzy
sesji uznali, ¿e konieczna jest dalsza wspó³praca pomiêdzy polskimi i ukraiñskimi szko³ami, przyczynia siê ona bowiem do prze³amywania barier poprzez poznawanie wspólnej historii, literatury i obyczajów, uczy te¿ wzajemnej tolerancji i poszanowania. Na pewno pozostanie w pamiêci m³odzie¿y obu krajów
przyjaŸñ, która zawi¹za³a siê dziêki sesji naukowej z okazji dwusetnej rocznicy
urodzin Juliusza S³owackiego.
El¿bieta Waliszek
KONFERENCJA O WINCENTYM POLU
Wiosn¹ roku 2007, w dwusetn¹ rocznicê urodzin Wincentego Pola odby³a
siê w Lublinie i we Lwowie sesja poœwiêcona twórczoœci autora Pieœni o ziemi
naszej. Oddzia³ Lubelski TLiAM – inicjator tego przedsiêwziêcia – planuje kontynuowaæ naukowe refleksje nad twórczoœci¹ Pola poprzez organizowanie corocznych roboczych konferencji poœwiêconych ró¿nym aspektom jego pisarstwa
i aktywnoœci spo³ecznej. Pierwsza taka konferencja zatytu³owana Wincenty Pol.
Retoryczna tradycja czy romantyczna swoboda? mia³a miejsce w lubelskim dworku poety w dniach 20-21 kwietnia 2009 roku. W kameralnej konferencji wziêli
297
udzia³ reprezentantka nauk geograficznych oraz poloniœci z Lublina, Rzeszowa
i Katowic. Konferencjê otworzy³ prof. Artur Timofiejew, prezes Oddzia³u Lubelskiego, a referaty wyg³osili:
Barbara Czwórnóg-Jadczak: Wincenty Pol – piosenkarz i bard,
W³adys³awa Bry³owa: Jêzyk poezji Wincentego Pola,
Jacek Lyszczyna: Romantyk wœród konwencji,
Jolanta Kowal: „Ostatni ze staro¿ytnych, w nowo¿ytnych pierwsi”. Wizerunki literatów stanis³awowskich w lwowskich prelekcjach Wincentego Pola,
Magdalena Patro: Poetycka kronika insurekcji listopadowej – Kazimierz Brodziñski i Wincenty Pol jako komentatorzy wydarzeñ 1831 roku,
Kazimierz Maci¹g: Dwie legendy genialnego artysty w „Wicie Stwoszu” Wincentego Pola
i Konstantego Ildefonsa Ga³czyñskiego,
Krystyna Harasimiuk: Jêzyk geografii Wincentego Pola,
Tadeusz Piersiak: Niebo gwiaŸdziste Wincentego Pola – tradycja czy nowatorstwo,
Irena Kotwicka: Tradycja retoryczna „Proroctwa kap³ana polskiego” Wincentego Pola,
Marta Skrzypek: Ksi¹¿ê Józef Poniatowski w „Mohorcie”. Spojrzenie romantyka.
¯ywa dyskusja by³a potwierdzeniem celowoœci konferencji. Organizatorzy wyrazili wolê zwo³ania kolejnej sesji za rok i przedstawili pomys³ powo³ania
nieformalnej grupy badawczej, skupiaj¹cej osoby zainteresowane pisarstwem
Wincentego Pola. Obie propozycje zosta³y zaakceptowane przez uczestników
konferencji.
Gospodarzem miejsca obrad i wspó³organizatorem konferencji by³o Muzeum Lubelskie i jego oddzia³ – Dworek Wincentego Pola. Wspó³organizatorem
by³ te¿ Instytut Filologii Polskiej UMCS.
Tadeusz Piersiak, Artur Timofiejew
299
Sylwetka badacza. Z prof. dr hab. Stanis³awem Jaworskim rozmawia dr
Artur ¯ywio³ek
E. Hurnik, Zwi¹zki poezji Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej z muzyk¹
i malarstwem
Portret poetki. Spotkanie z El¿biet¹ Cichl¹-Czarniawsk¹
T. Majak, Edwarda Stachury borykanie siê ze sob¹ i w³asn¹ twórczoœci¹
M. Nasiñska, Jej miejsca na ziemi. Wspomnienie o Ludmile Marjañskiej
A. ¯ywio³ek, W krêgu pisarstwa Mariana Zdziechowskiego. W siedemdziesi¹t¹ rocznicê œmierci
Prof. dr hab. Zofia Zarêbianka czyta swoje wiersze
E. Mika, Zbigniew Herbert
A. Sulikowski, Trasy górskie kardyna³a Wojty³y oraz promocja ksi¹¿ki
A. Sulikowskiego Album spotkañ z ks. Janem Twardowskim
G. Borkowska, Wokó³ publicystyki Elizy Orzeszkowej
D. Suska, „Sybilla” Jana Paw³a Woronicza wobec konwencji stylistycznych klasycystycznej poezji opisowej
4. Gdañsk, 62 cz³onków, 16 odczytów
T. Kostkiewiczowa, Co to jest klasycyzm? Tradycje dziewiêtnastowieczne
i dyskusje wspó³czesne
W. Maksymowicz, Filologizm jako filozofia i styl. Stanis³aw D¹browski
(1930-2007)
J. Bachórz, Dziewiêtnastowieczni nasi o Czechach
G. Borkowska, Niepublikowane listy Orzeszkowej do Méyeta
Z cyklu Pogranicza literatury:
J. Ciechowicz, S³owa, s³owa, s³owa… i nie tylko – literatura w teatrze
P. Sitkiewicz, Kamera jako czytelnik – ekranowe adaptacje literatury
J. Szy³ak, Narracja w obrazkach – z dziejów komiksu
M. Adamiec, S³owa w sieci – Internet jako warsztat polonisty
J. Maækiewicz, S³owa w s³u¿bie faktów – dziennikarstwo w globalnej wiosce
M. Kraska, S³owa i marketing – jêzyk perswazji w reklamie
B. Oleksowicz, Przeciw konwencjom… w poezji
E. Nawrocka, Przeciw konwencjom … w prozie
M. Jarmo³owicz, Przeciw konwencjom … w dramacie
M. Czermiñska, Opisaæ w³asny œwiat – literatura autobiograficzna
R. Grzeœkowiak, Mówiê, wiêc jestem – sztuka retoryczna wczoraj i dziœ
M. Dajnowski, Skrzydlate s³owa – krótki kurs u¿ywania cytatów
300
5. Grójec, 23 cz³onków, 4 odczyty
J. Z. Brudnicki, Zbigniew Herbert w obiektywie krytyka
M. Prussak, „Wesele” Stanis³awa Wyspiañskiego
E. Szymanis, Rola literatury polskiego romantyzmu po 1918 roku w odbudowie niepodleg³ego, suwerennego, zjednoczonego pañstwa polskiego
E. Szymanis, Odzyskanie niepodleg³oœci w wybranych utworach literatury polskiej
6. Jaros³aw, 34 cz³onków, 5 odczytów
J. Tulik, Nostalgia nad Tybrem, o liryce J. Hordyñskiego
J. Tulik, Godzina drogi – czytanie wierszy
A. Jakubowska-O¿óg, Motywy antyczne w twórczoœci Zbigniewa Herberta
J. Wolski, Herbert czytany na nowo
Z. O¿óg, Metafizyka w twórczoœci Z. Herberta
7. Katowice, 2 odczyty, 2 konferencje
Sesja popularnonaukowa poœwiêcona twórczoœci Zbigniewa Herberta (26
V 2008)
Konferencji naukowa Miasta i miasteczka œl¹skie (26 XI 2008)
Spotkania Mickiewiczowskie:
M. Piechota, Iloma jêzykami w³ada³ Mickiewicz?
D. Rott, Muzeum Adama Mickiewicza w Stambule – refleksje podró¿nika
8. Kielce, 25 cz³onków, 3 odczyty
J. Detka, Twórczoœæ Henryka Grynberga
A. Kurska, O „Pianistce” Elfriede Jelinek; rozmowa o „Rykoszetem”
Agnieszki Graff
J. Detka, Poetyckie maski Zbigniewa Herberta
9. Kraków, 40 cz³onków, 12 odczytów
Wieczór XXXVI „Pok³on Trzech Króli” – J. KossowiczWapiennik, S³owo
o fryburskim witra¿u Józefa Mehoffera
B. Dopart, O „kolêdowaniu poetów”
Wieczór XXXVII „Jeszcze jedna opowieœæ o Wielkiej Emigracji. Wokó³
pamiêtnika Antoniego Ostrowskiego „Ten biedny Mickiewicz” – J. K. Ostrowski, H. ¯aliñski, J. Mizio³ek, J. Maj
301
Dni Norwidowskie (19 V, 24-26 XI, 1-3 XII 2008):
G. Halkiewicz-Sojak, Cypriana Norwida konfrontacja z ciemnoœci¹ œwiata i stylu
A. Zio³owicz, Norwidowski dramat. Norwidowska dramatycznoœæ
M. Buœ, Norwid i interpretatorzy
M. Kaczmarska, A. Ferenc, Pielgrzym. Czytanie poezji Norwida
B. Dopart, Cypriana Norwida sprawa o Polskê
P. Chlebowski, Obraz i s³owo u Norwida. O edycji „Dzie³ wszystkich”
Cypriana Norwida
E. Chlebowska, O katalogu prac plastycznych Norwida
J. Zach, M. Kuziak, Norwid i nowoczesnoœæ (dwug³os)
B. Szymañska, Z. Zarêbianka, M. Baran, O tradycji norwidowskiej. Rozmowa poetów
Brak informacji
Brak informacji
10. Krasnystaw [?]
11. Krosno, 15 cz³onków
12. Lublin, 30 cz³onków, 4 odczyty, 1 konferencja
S. Nieznanowski, Kochanowski nasz wspó³czesny
S. Kiedroñ, Erazm z Rotterdamu w perspektywie europejskiej i polskiej
S. Kiedroñ, Sztuka s³owa i obrazu – emblematyka niderlandzka
R. Szczerbakiewicz, Eseistyka Zbigniewa Herberta
Konferencja Wincenty Pol. Retoryczna tradycja czy romantyczna swoboda? (20-21 IV 2009)
Brak informacji
Brak informacji
Brak informacji
13. £ódŸ, 35 cz³onków,
14. Mazowsze (d. Opinogóra) [?]
15. Olsztyn, 60 cz³onków [?]
302
Brak informacji
16. Opole [?]
17. Poznañ, 11 cz³onków, 6 odczytów
A. Wypych-Gawroñska, Operowe adaptacje utworów polskich romantyków przed rokiem 1918
E. Guderian-Czapliñska, Medea dziœ
K. Koz³owski, Przemiany klasycyzmu. „£askawoœæ Tytusa” W. A. Mozarta
J. Bajda, Zdobnictwo m³odopolskich tomików poetyckich
M. Smoliñska-Byczuk, M³ody Mehoffer. (Nie)nowoczesne malarstwo polskiego modernizmu
A. Fiut, Delta, czyli brakuj¹cy portret w galerii „Zniewolonego umys³u”
Brak informacji
18. Przemyœl
19. Przeworsk, 35 cz³onków, 2 sesje
Sesja Norwid – miêdzy i ponad epokami (9 IV 2008):
P. Chlebowski, Norwid – poeta i sztukmistrz
W. Toruñ, Norwid – artysta niepotrzebny
E. Chlebowska, Norwid – artysta plastyk
Sesja Poznawanie Herberta (3 XII 2008)
Z. O¿óg, Motywy podró¿y w poezji Zbigniewa Herberta
A. Jakubowska-O¿óg, Antyczne Ÿród³a liryki Zbigniewa Herberta
20. Rzeszów, 55 cz³onków, 2 konferencje
Konferencja Miêdzy biografi¹, literatur¹ i legend¹ (9 IV 2009):
A. Kowalczykowa, Czego siê nie umieszcza w legendzie biograficznej?
M. Stanisz, Walka romantyków z klasykami, czyli o dziejach pewnej metafory historycznoliterackiej
M. Ziêba, Mickiewicz w anegdocie
M. Inglot, Literackie stylizacje obrazu mi³oœci w listach Zygmunta Krasiñskiego do Delfiny Potockiej
T. Budrewicz, Biografie Kraszewskiego i ich potencja³ legendotwórczy
M. Chrostek, Ewa Feliñska – zapomniana pisarka na syberyjskim zes³aniu
M. Ruszczyñska, Dominik Magnuszewski w œwietle legendy literackiej
303
T. Pó³ch³opek, Legenda Aleksandra Fredry
J. Rusin, Zwyciêzca spod ¯yrzyna. Legenda literacka Micha³a Heydenreicha-Kruka
T. Bujnicki, Hetman dusz polskich – pocieszyciel bur¿uazji – wstydliwy
opowiadacz snów. O legendzie i antylegendzie Sienkiewiczowskiej
K. Maci¹g, M³odopolska legenda literacka Fryderyka Chopina
K. Surowiec, Legenda Leopolda Lisa-Kuli
Cz. K³ak, Narracje Marty Wyki
E. Mazur, Uwagi o biografii Zbigniewa Bieñkowskiego
Konferencja dla uczczenia 40. rocznicy œmierci prof. S. Pigonia (13-14 X 2008):
F. Ziejka, Profesora Pigonia portret wielokrotny
Cz. K³ak, Stanis³aw Pigoñ. Dzieje s³awy poœmiertnej
M. Polañska, Nad bibliografi¹ Stanis³aw Pigonia
B. Gajowiec, Z g³êbi serdecznej i letejskiej
B. Sordylowa, Profesor Stanis³aw Pigoñ w mojej pamiêci
F. Ziejka, Stanis³aw Pigoñ – profesor z Komborni
B. Dopart, „Pan Tadeusz” do u¿ytku powszechnego i szkolnego (Pigoñ,
Górski, Stefanowska)
J. Grucha³a, Pigoniowy komentarz do „Pana Tadeusza”
K. Socha, Stanis³aw Pigoñ jako wydawca dzie³ ¯eromskiego
21. Siedlce, 44 cz³onków, 6 odczytów, 2 konferencje
Z. Krzywicka, „Jest pogrzeb, dlaczego nie mo¿na by odtworzyæ wesela?”
Dialog Romana Jaworskiego i El Greca w powieœci „Wesele hrabiego Orgaza”
A. Czy¿, D. Szymonik, Czym jest komparatystyka? W krêgu Goetheañskiej
Weltliteratur
Z. Lisowski, O kontrowersyjnych interpretacjach niektórych wierszy Herberta
R. Bobryk, Mit – historia – wspó³czesnoœæ. Funkcja motywów mitologicznych i historycznych w twórczoœci Zbigniewa Herberta
A. Seweryn, Literacko-muzyczne pogranicze. „W Szwajcarii” Juliusza
S³owackiego
Zaduszki poetyckie – wspólne czytanie wierszy Urszuli Kozio³ ze zbioru
Przelotem
Konferencja ¯ycie literackie i kulturalne Siedlec. Tradycja i wspó³czesnoœæ
(25 XI 2008):
A. Czy¿, Kulturotwórcza rola nauki – sympozja, odczyty, seminaria na
polonistyce siedleckiej
304
J. Sawicka-Jurek, W krêgu rodziny i bliskich ksiê¿nej Aleksandry Ogiñskiej
R. Tarasiuk, ¯ydzi siedleccy. Historia, tradycja, kultura
T. Rokosz, Obrzêdowoœæ doroczna na Po³udniowym Podlasiu
B. Walêciuk-Dejneka, „Zapraszamy na wesele”. Wybrane zachowania
obrzêdowe weselników podlaskich
A. Mydlak, Instytucje kultury powiatu siedleckiego. Sprawozdanie czterech oœrodków
D. Pikula, Funkcja, rola i znaczenie Muzeum Diecezjalnego w Siedlcach
A. Matuszewicz, Muzeum Regionalne w Siedlcach
T. Goc, Kultura studencka w Akademii Podlaskiej
T. Myrcha, Zwi¹zek Harcerstwa Polskiego w Siedlcach
M. Szulik, Chór Katedralny im. Ks. Alfreda Hoffmana w Siedlcach
A. Kosmala, Katolickie Radio i Podlasie i jego rola w szerzeniu kultury wysokiej
S. Jastrzêbski, Profil spo³eczny i kulturalny „Tygodnika Siedleckiego”
A. Ziontek, Micha³a Kazimierza Ogiñskiego poetyckie westchnienia za Siedlcami
J. Kwiatek, Ocaliæ od zapomnienia, czyli Siedlce w sylwicznych zapiskach
Kajetana Kraszewskiego
E. Kasjanowicz, „Ogród” – grupa literacka
H. Kosiñska, W krêgu twórczoœci literackiej RSTK
J. Kopeæ, O literaturze w Siedlcach
G. Przepiórka, Literacko-Artystyczna „Federacja”. Próba rekonstrukcji
E. M. Kur, W krêgu twórczoœci poetyckiej Urszuli Tomasiuk
E. Borkowska, Twórczoœæ dzieciêca Krystyny Rudnickiej
A. Borkowski, W krêgu prozy wspomnieniowej Krystyny Rudnickiej
S. Sobieraj, O poezji Dawida Pó³rolniczaka
Konferencja Zbigniew Herbert. Obchody Roku Jubileuszowego w Siedlcach (12 XII 2008):
Z. Lisowski, „Pan od przyrody” Zbigniewa Herberta. Próba interpretacji
R. Bobryk, Kim jest Pan Cogito?
M. Kryszczuk, Mi³oœæ Pana Cogito
F. Krzywicki, PóŸna poezja Zbigniew Herberta
A. Czy¿, Herbert i tradycja nieklasyczna. Wokó³ esejów
22. Starogard Gdañski, 17 cz³onków, 4 odczyty, 1 konferencja
Spotkania z A. Jurewiczem, autorem ksi¹¿ki Dzieñ przed koñcem œwiata
Spotkanie z P. Huelle, autorem ksi¹¿ki Ostatnia wieczerza
305
A. Nowaczewski, Aleksander Wat – œwiadek epoki
T. Kubiszewski, Mickiewicz wobec wyzwañ historii
Konferencja Zbigniew Herbert – poeta w ogrodzie wyobraŸni:
P. Millati, NiejednoznacznoϾ w poezji Zbigniewa Herberta
M. Ca³becki, Cierpienie Pana Cogito
M. Czermiñska, Zbigniewa Herberta podró¿e na Pó³noc i Po³udnie
23. Suwa³ki, 21 cz³onków, 4 odczyty
M. Urbanowicz, Teatr Leona Schillera
M. Pietrewicz, Ocenianie prac maturalnych z jêzyka polskiego
W. Smaszcz, Poezja Zbigniewa Herberta
M. Urbanowicz, Teatr polityczny w Polsce XX i XXI w.
24. Szczecin, 14 cz³onków, 2 spotkania
Spotkania literackie z A. Zagajewskim i z A. Frajlich
25. Tarnów, 40 cz³onków, 6 odczytów, 1 konferencja
J. Franczak, Wymiar etyczny kolonializmu w twórczoœci Josepha Conrada
K. Choiñska, Obraz szko³y w s³ownictwie tematycznym uczniów
E. Krzyñska-Nawrocka, „Minotaur”. Uwagi o wyobraŸni labiryntowej i labiryncie wyobraŸni w „Imieniu ró¿y” Umberto Eco
Cykl M³odzi humaniœci Tarnowa:
M. Piêtniewicz, Religijnoœæ skarnawalizowana w utworach Tadeusza Nowaka
W. Nowak, Tadeusz Konwicki – opozycjonista
M. Budzik, Dwie katedry. O opowiadaniu Jacka Dukaja i filmie Tomka
Bagiñskiego
Konferencja Marzenia o wolnej Polsce w literaturze (17 XI 2008):
B. Dopart, Romantycy o wyjarzmieniu Polski i wolnoœci Polaków
T. Budrewicz, Polonia Irredenta. Na marginesie M³odej Polski
J. Nowak, Konopnickiej marzenia o wolnoœci
26. Toruñ, 28 cz³onków, 2 odczyty
Warsztaty dziennikarskie prowadzone przez W. Schulza.
Z. Chojnowski, Z podró¿y bli¿szych Zbigniewa Herberta. Zwi¹zki poety
z Warmi¹ i Mazurami
306
27. Warszawa, 167 cz³onków, 8 odczytów
„Ja wydam Tobie krwawsz¹ bitwê niŸli Szatan” – romantyzm a tradycje
walki z cyklu Interakcje. Miêdzy tradycj¹ a wspó³czesnoœci¹ – K. Rutkowski,
E. Szymanis, M. Wojtkowska-Maksymik
E. Szymanis, Wokó³ poezji ks. Paw³a Heintscha
Cz³owiek, Bo¿e igrzysko – rzecz o kondycji ludzkiej z cyklu Interakcje.
Miêdzy tradycj¹ a wspó³czesnoœci¹ – J. Sosnowski, S. Obirek, T. Mazur
K. Rutkowski, Wokulski w Pary¿u
„Exegi monumentum…? Poeta i jego rola we wspó³czesnej kulturze z cyklu Interakcje. Miêdzy tradycj¹ a wspó³czesnoœci¹ – P. Matywiecki, J. Mueller,
J. Kapela, J. G³a¿ewski
R. Podraza, G. B¹biak, Wokó³ ksi¹¿ki „Magdalena – córka Kossaka. Wspomnienie o Magdalenie Samozwaniec”
„Ksi¹¿ki zbójeckie” i ksi¹¿ki zbójeckie – dziœ. Spotkanie z Wojciechem
Karpiñskim
Wschód i Zachód – dwa bieguny naszej to¿samoœci z cyklu Interakcje.
Miêdzy tradycj¹ a wspó³czesnoœci¹ – B. Toruñczyk, L. Szaruga, T. Ró¿ycki,
M. Piska³a
28. Zielona Góra, 12 cz³onków, 3 odczyty
T. Bujnicki, Litewski raj i krwawy mit Ukrainy
T. Bujnicki, Po co Sienkiewicz?
M. Ruszczyñska, Inflancka szko³a poetów
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok II (XLIV) 2009
CONTENTS
ARTICLES AND TREATISES
Marek Nalepa, Some quotations frozm biographies of post-Partition castaways .............................. 5
Iwona Wêgrzyn, „Pantofel. Historia mojego kuzyna by Ludwik Sztyrmer. Variations on
the theme of a small biography and a grand library ................................................................. 25
Tadeusz Budrewicz, Job’s grass (a gloss to J.I. Kraszewski) .......................................................... 47
Tadeusz Bujnicki, Sienkiewicz crossing the borders. A ‘turning point’ in the novelist’s life
and work ..................................................................................................................................... 63
Urszula Kowalczuk, Accounts and value in/of a biography. The Letters of Stanis³aw
Brzozowski .................................................................................................................................. 86
Anna Wydrycka, „Trajectories of the ray”. Some remarks on Bronis³awa Ostrowska’s
biography and recollection short-stories ................................................................................. 106
Zbigniew Chojnowski, Mazurian biographical miniatures (initial findings) ................................ 128
JULIUSZ S£OWACKI. 200TH ANNIVERSARY OF THE POET’S BIRTH
Dorota Kulczycka, Tiberias as seen by 19th-century travellers (Lamartine, S³owacki,
Ho³owiñski … and more) .......................................................................................................... 141
Agnieszka Czajkowska, Fearless influence. Jaros³aw Marek Rymkiewicz reading Juliusz
S³owacki ................................................................................................................................... 160
Jacek Brzozowski, „In days of yore, thought I of doing things frantic…” Some remarks
on the idea of Juliusz S³owacki’s Collected Works ................................................................... 174
COMPARATIVE STUDIES
Tomasz Bilczewski, The origins of comparative studies: Between anatomy and art .................... 187
Koichi Kuyama, A translator’s experience: Yukio Kudo, the Japanese translator
of Pan Tadeusz .......................................................................................................................... 198
Marta K³adŸ, The heroic myth in works by J .R. R. Tolkien and Stanis³aw Lem, analysed
in a comparative fashion .......................................................................................................... 217
310
EDITORIAL SECTION
Marek Troszyñki, Mieczys³aw Kamieñski’s last will of a soldier ................................................... 239
TRANSLATIONS
Claude Pichois, Jean-Paul Avice, Baudelaire. Dictionary (translated by Monika
Soja-Niciñska) .......................................................................................................................... 253
REVIEWS AND SURVEYS – CHRONICLE
Od Redakcji:
Redakcja „Wieku XIX” pragnie sprostowaæ b³êdn¹ pisowniê nazwisk Pañ
Czes³awy Szeteli i Magdaleny Saganiak, wbrew naszym szczerym chêciom
i staraniom utrwalon¹ na s. 237 i 254 poprzedniego Rocznika (2008).
Przeka¿ nam 1% swojego podatku!
Bank Millenium:
73116022020000000029215599
Dziêkujemy za wp³aty w roku 2008