pobierz - Nowy Czas
Transcription
pobierz - Nowy Czas
Przeżyjmy to razem! RetRansmisja mszy Świętej beatyfiKacyjnej jana Pawła ii 1 maja, westminsteR cathedRal »4 london 18 april 2011 7 (164) fRee issn 1752-0339 Alleluja! taKie czasy »13 ekskomunika michał sędziKowsKi: –To odeszli naGle. chcieli złożyć hołd ofiaRom. złożyli ofiaRę w hołdzie. »3-4 była herbata z miodem i cytryną, a nie podejrzana mikstura, a moja podopieczna traktowała wcześniej swoją grypę wodą z kranu – tłumaczę. – Podałeś jej to, by ją uleczyć, więc to była medyczna mikstura – zaoponował. Co by było, gdyby twoje polskie lekarstwo zaszkodziło twojej podopiecznej? Rozmowa na czasie »15 Kocham Polskę KultuRa »18 Siła naszego jazzu Katy caRR: – Swoje dzieciństwo anna Gałandzij: Jeden z najbardziej pamiętam jako beztroskie i radosne, byłam nieświadoma problemów, z jakimi borykają się moi polscy krewni ani tego, jak ciężkie jest życie w kraju komunistycznym. Wiedziałam natomiast, że moi polscy przyjaciele nie mają dostępu do wielu produktów, i że muszą stać w długich kolejkach, aby zdobyć tak podstawowe rzeczy, jak mięso czy ubranie. oryginalnych dźwięków we współczesnej muzyce polskiej, zespół Pink Freud, gościł ostatnio na dwóch koncertach w Londynie. Czerpiąc odważnie z tradycji free jazzu i bawiąc artystycznym rozpasaniem w stylu Johna Zorna, formacja Wojtka Mazolewskiego od kilku lat wyznacza nowe trendy na polskiej scenie – jest dobrze, będzie jeszcze lepiej. 2| 18 kwietnia 2011 | nowy czas ” Sobota, 16 kwietnia, benedykta, Julii 1912 1917 Amerykanka Harriett Quimby jako pierwsza kobieta przeleciała samotnie nad kanałem La Manche. Początek drugiej bitwy nad Aisne. Zginęło 187 tysięcy Francuzów. Dowodzący armią francuską generał Neville stracił swoje stanowisko. niedziela, 17 kwietnia, RobeRta, Rudolfa 1794 Wybuch Powstania Kościuszkowskiego w Warszawie. Lud stolicy pod wodzą Jana Kilińskiego wypędził garnizon rosyjski z miasta. poniedziaŁek, 18 kwietnia, boguSŁawy, apoloniuSza 1025 1926 Koronacja Bolesława Chrobrego w Gnieźnie na pierwszego króla Polski. W Warszawie uruchomiono pierwszą stację radiową w Polsce. wtoRek, 19 kwietnia, tymona, leona 1943 W getcie warszawskim zdesperowani Żydzi wzniecili powstanie. Trwało do 16 maja 1943 roku. ŚRoda, 20 kwietnia, agnieSzki, CzeSŁawa 1893 Urodził się Joan Miró, hiszpański malarz i rzeźbiarz; jeden z najwybitniejszych artystów XX wieku. CzwaRtek, 21 kwietnia, anzelma, baRtoSza 1773 Poseł nowogródzki Tadeusz Reytan wygłosił pełne dramatyzmu przemówienie w Sejmie będące sprzeciwem wobec I rozbioru Polski. piĄtek, 22 kwietnia, ŁukaSza, teodoRa 1931 Urodził się Krzysztof Komeda, pianista i kompozytor jazzowy; autor m.in. m.in. muzyki do filmów Polańskiego „Nóż w wodzie” i „Dziecko Rosemary” Sobota, 23 kwietnia, woJCieCha, JeRzego 1616 Zmarł William Shakespeare, twórca najwybitniejszych w swoim gatunku. dzieł dramatycznych. niedziela, 24 kwietnia, alekSandRa, gRzegoRza 1961 Z Bałtyku szwedzcy archeolodzy wydobyli XVII-wieczny galeon Vasa, który zatonął w 1628 roku w czasie swojego dziewiczego rejsu. poniedziaŁek, 25 kwietnia, JaRoSŁawa, maRka 1920 Rozpoczęła się wojna polsko-bolszewicka, zakończona traktatem w Rydze, który wytyczył granicę polsko-sowiecką obowiązującą do agresji ZSRR na Polskę w 1939 roku. wtoRek, 26 kwietnia, maRii, maRzeny 1986 Na skutek błędów operatora i wyłączenia systemów awaryjnych doszło do utraty kontroli nad reaktorem elektrowni atomowej w Czernobylu. ŚRoda, 27 kwietnia, zyty, teofila 1792 W Petersburgu polscy magnaci przeciwni reformom Sejmu Wielkiego zawiązali konfederację, ogłoszoną potem w Targowicy. CzwaRtek, 28 kwietnia, pawŁa, witaliSa 1939 Niemcy wypowiedziały ponownie pakt o nieagresji wobec Polski, zażądały zwrotu Gdańska. Szanowny Panie Redaktorze, w związku z artykułem pt. „Dokumenty zdrady – uzupełnienie” (NC, 5/162, 14.03) proszę o zamieszczenie poniższego sprostowania: PAFT [Polonia Aid Foundation Trust – red.] nie miał, nie ma oraz nie może mieć oficjalnego stanowiska jako ciało odnośnie sprzedaży Fawley Court, ponieważ nie jest to sprawa leżąca w statutowej kompetencji PAFT. Łączę wyrazy poważania dr ANDRZEJ SuChCiTZ Przewodniczący Rady Powierników PAFT kulą w płot trafione Na fragment listu Alexa Sławińskiego (NC nr 163, 26.03) zawierający zarzut: „Najlepszym przykładem na to, jak traktują nas starsi działacze jest to, że na „Kawałek podłogi" Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie również otrzymał zaproszenie. Skorzystały z niego dwie, trzy osoby. Prywatnie. Reszta Związku i niemalże wszystkie ‘liczące się organizacje’ imprezę zignorowały” – zmuszeni jesteśmy autorowi tych słów odpowiedzieć. Związek Pisarzy imprezy PoeEzji Londyn nie zignorował. Związek Pisarzy odstąpił wcześniej zarezerwowaną dla siebie Jazz Cafe na inauguracyjne spotkanie PoeZji Londyn i za tę salę po koleżeńsku – zapłacił. W artykule Alexa Sławińskiego nawet jeden raz nie padła nazwa KaMPe, a to właśnie Koło Młodych Poetów, działające blisko REDAKTOR NACZELNY: Grzegorz Małkiewicz ([email protected]); REDAKCJA: Teresa Bazarnik ([email protected]); Jacek Ozaist, Daniel Kowalski ([email protected]), Aleksandra Ptasińska; WSPÓŁPRACA REDAKCYJNA: Lidia Aleksandrowicz; FELIETONY: Krystyna Cywińska, Wacław Lewandowski; RYSUNKI: Andrzej Krauze; WSPÓŁPRACA: Małgorzata Białecka, Grzegorz Borkowski, Adam Dąbrowski, Włodzimierz Fenrych, Mikołaj Hęciak, Robert Małolepszy, Grażyna Maxwell, Michał Opolski, Łucja Piejko, Michał Sędzikowski, Wojciech Sobczyński, Agnieszka Stando. 1TR5A k% redytu EX O ZA DpiAerRwM szym (przy iu) doładowan p 2 /min 2p Polska tel. stacjonarny Słowacja tel. stacjonarny 7p Polska tel. komórkowy 1p Stałe stawki 24/7 Marcin Rogoziński ([email protected]), Wydanie dofinansowane ze środków Kancelarii Senatu w ramach opieki nad Polonią i Polakami za granicą w 2011 roku. HARD WORKING CLASSES płytę Cd wylosowali: aleksandra brzeska, anna kruk, tadeusz Slaski. gratulujemy! (koszt £5 + stand sms) Wybierz 020 8497 4029 a następnie numer docelowy np. 0048xxx i zakończ #. Proszę nie wybierać ponownie po numerze docelowym. DZIAŁ MARKETINGU: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 [email protected] WYDAWCA: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia. © nowyczas SORRY BOYS: Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616 prenumerata prasy polskiej z wysyłką za granicę za pośrednictwem „RuCh” S.a. www.ruch.pol.pl e-mail: [email protected] Tel.: 0207 639 8507, [email protected], [email protected] 2011; POSK jawić mu się będzie jako pustynia kulturalna rozświetlona imprezą PoEzji Londyn. Nic bardziej błędnego. POSK od lat rozpina nad Polonią przyjazny parasol. Doświadczamy od ośrodka wiele dobrego. Na przykład KaMPe korzysta ze zniżek lokalowych, ponieważ prowadzi cykliczne, comiesięczne, otwarte spotkania. Zapraszamy szczególnie Alexa Sławińskiego na najbliższe imprezy, po retusz do jego artykułu: 17 maja na poetycko-filmową hybrydę artystyczną, 22 maja na wieloobsadowy spektakl „Tu i Tam” w opracowaniu Dany Parys-White, a 19 czerwca na wieczór poetycko-muzyczny członków grupy KaMPe. O czym zawiadamiają w imieniu Zarządu Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie REgiNA WASiAK-TAyLOR i ALEKSy WRóbEL Polska Połączenie parlamentów Anglii i Szkocji. Powstanie Wielkiej Brytanii. 63 King’s Grove, London SE15 2NA Tales z Miletu od roku przy ZPPnO nawiązało współpracę z PoEzją Londyn. Jej założyciele, Adam Siemieńczyk i Marta brassart, na zaproszenie KaMPe brali udział w ubiegłorocznym spektaklu zaduszkowym w St Leonard Church, w warsztatach kreatywnego pisania prowadzonych przez naszego członka, Marię Jastrzębską. Tuż przed bożym Narodzeniem, na spotkaniu opłatkowym, KaMPe zaofiarowało pomoc PoEzji Londyn, odstąpiło zarezerwowany dla siebie 20 lutego br. lokal Jazz Cafe na ich pierwsze publiczne spotkanie z publicznością i jak – życzliwy starszy kolega – pokryło koszt wynajmu sali. W imprezie tej wzięła udział czwórka naszych poetów: Anna Maria Mickiewicz, Dana Parys-White, iza Smolarek i Aleksy Wróbel. A propos zaproszenia: przypomnieliśmy organizatorom o kurtuazyjnym zaproszeniu prezesa ZPPnO na „Kawałek podłogi”, niestety, nikt tego nie dopatrzył. A inna część Związku Pisarzy bawiła się znakomicie dwa piętra wyżej, oglądała w tym samym czasie w Sali Teatralnej Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego spektakl multimedialny „Krystyna Skarbek kwiat wojny” według scenariusza Mieczysławy Wazacz (członek ZPPnO), wystawiony przez Scenę Poetycką przy bardzo licznym udziale widowni polskiej i angielskiej. Nie chcemy nikogo pouczać ani tym bardziej moralizować, ale od informacji prasowej oczekujemy wiarygodności. Ktoś czytający artykuł pana Sławińskiego, powiedzmy za lat kilka, wyrobi sobie zupełnie fałszywy obraz środowiska polskiego w Londynie roku [email protected] piĄtek, 29 kwietnia, piotRa, boguSŁawa 1707 Największą mądrością jest czas, wszystko ujawni. Niemcy tel. stacjonarny Irlandia tel. stacjonarny Czechy tel. stacjonarny USA Dobra jakość Bez nowej karty SIM Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 www.auracall.com/polska T&Cs: Ask bill payer’s permission. SMS costs £5 + std SMS. Calls charged per minute & apply from the moment of connection. Connection fee varies between 1.5p & 20p. Calls to the 020 number cost std rate to a landline or may be used as part of bundled minutes. Text AUTOOFF to 81616 (std SMS rate) to stop auto-top-up when credit is low. Credit expires 90 days from last top-up. Prices correct at time of publishing: 07/04/2011. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, required please call 084 4545 3788. ANKIETA Drogi Czytelniku! Ty nas już znasz, dłużej lub krócej, my też pragniemy poznać Ciebie. Oto ankieta, za pomocą której chcielibyśmy znaleźć odpowiedzi na ważne dla nas pytania – kto jest naszym odbiorcą, dlaczego nas czyta, co w nas ceni i co chciałby zmienić? Będziemy bardzo wdzięczni za poświęcony czas na „Nowy Czas”. 10 kwietnia na Trafalgar Square 2. Z której formy wydania „Nowego Czasu” korzysta Pan/-i częściej? wersja papierowa wersja elektroniczna 3. Czy ma Pan/-i trudności w zdobyciu papierowego wydania „Nowego Czasu”? NIE TAK (proszę podać powód ………………………………….................................................) Annamaria Reinoso Na Trafalgar Square biało-czerwone kolory. Wszędzie widoczne polskie flagi. W niedzielę, 10 kwietnia, Polacy zebrali się tutaj, by uczcić tych, którzy rok temu zginęli w katastrofie samolotowej pod Smoleńskiem. Wiec zorganizowany przez Polską Wszechnicę w Wielkiej Brytanii oraz Klub „Gazety Polskiej” miał też na celu zainteresowanie opinii publicznej na rzecz powołania międzynarodowej komisji, która zbadałaby przyczyny katastrofy, jako że prowadzone przez Rosjan śledztwo budzi wiele wątpliwości. Choć jestem Brytyjką, dowiedziałam się o tym wiecu i przyszłam na Trafalgar Square. Wcześniej, dzięki moim polskim przyjaciołom, poznałam dr Marka Laskiewicza, założyciela PWWB, ekonomisty, inżyniera i badacza historii, który pisze teraz książkę na temat katastrofy zatytułowaną „Smoleńsk”. Kiedy spotkałam go po raz pierwszy, powiedział mi, że prawdopodobnie katastrofa smoleńska nie była wypadkiem. Duża liczba ludzi, włącznie z nim, tak właśnie myśli i jest niezadowolona z prowadzonego śledztwa oraz z tego, w jaki sposób jest to przedstawiane przez media. – Jest wiele aspektów dotyczących katastrofy fałszywie przedstawianych przez media. Nie ma żadnych dowodów, że samolot próbował lądować cztery razy, wręcz przeciwnie: są dowody na jedną próbę podejścia do lądowania, którego pilot chciał uniknąć, ale niestety nie udało się. To, że wrak samolotu i czarne skrzynki do tej pory nie zostały zwrócone stronie polskiej rodzi coraz więcej podejrzeń wobec działań władz rosyjskich. Te argumenty stanowiły punkt odniesienia analizy przedstawionej podczas wiecu. Chcąc dowiedzieć się więcej, sprawdziłam, co na temat katastrofy smoleńskiej pisały media brytyjskie. Wszystkie sugestie próbujące podważyć twierdzenie, że katastrofa smoleńska była zwykłym wypadkiem. komentowane są jako teorie spiskowe. – Teraz każda wypowiedź, która nie jest zgodna z oficjalną wersją rządową określana jest jako teoria spiskowa – mówi Marek Laskiewicz… Zaintrygowana poszłam na Trafalgar Square, by posłuchać wypowiedzi dr Laskiewicza i zobaczyć jak reaguje na to polska społeczność. Na wiecu, dobrze zorganizowanym, usłyszałam sporo mocnych słów przeciwko Rosji w wypowiedzi dr Laskiewicza, w której wielokrotnie powtarzającym się motywem było to, że Smoleńsk nie jest tylko sprawą polską, lecz że jest to problem, który dotyczy całego świata. Jego wypowiedź spotkała się z dużym aplauzem publiczności. W ciszy natomiast słuchano słów Małgorzaty Piotrowskiej reprezentującej Klub „Gazety Polskiej” w Londynie, która mówiła o tym, jak ciężko jest pogodzić się z tragedią rodzinom ofiar, które nie mają pewności kogo pochowały. Nie można było przeprowadzić sekcji zwłok ani identyfikacji ciał, nie przeprowadzono żad- 1. W jaki sposób trafił/-a Pan/-i na „Nowy Czas”? skrzynka w mieście polski sklep polski kościół POSK polecenie znajomych/rodziny uczestnictwo w ARTerii inne jakie?................................................................................................................................. 4. Jak często sięga Pan/-i po „Nowy Czas” lub zagląda na naszą stronę internetową? regularnie często sporadycznie 5. Jakie rubryki „Nowego Czasu” lubi Pan/-i czytać najbardziej? (maks. 3) wiadomości z kraju i ze świata reportaż felietony i opinie kultura gospodarka czas na relaks podróże ogłoszenia sport listy do redakcji 6. Co Pan/-i ceni w „Nowym Czasie”? poziom artykułów różnorodność tematyczną rzetelność i profesjonalizm publicystów wiarygodność i obiektywność przydatność informacji inne ................................................................................................................................. nego śledztwa – trumny przyjechały zalutowane i wydano zakaz ich otwierania. To powoduje, że dla wielu rodzin czas nie jest wcale żadnym lekarstwem. Zapytałam Małgorzatę Piotrowską co sądzi o wystąpieniu polskiej organizacji [Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii – przyp. red.], która zniechęciła ludzi do wzięcia udziału w wiecu. – Chcą reprezentować wszystkich Polaków, ale sami nic nie planowali, by uczcić tę rocznicę. Powiedzieli, że nie chcą reprezentować żadnej politycznej partii. Nasz wiec dotyczy tragedii, nie polityki. To sprawa publiczna. Wiec trwał mniej więcej dwie godziny. Kiedy około czwartej po południu tłum zaczął się rozchodzić, zapytałam kilka osób, co sądzą o tym wydarzeniu. Przeważająca większość uważała, że było za mało ludzi. – Jest tylu Polaków w Londynie, gdzie oni są? – pytała 35-letnia Jola. – To bardzo smutne, że emigracja jest podzielona – powiedziała, 49-letnia Gabriela i dodała: – Niektórzy Anglicy są zainteresowani tą sprawą, ale większość z nich nie wie o tym nic. Ludzie powinni mieć świadomość tego, jakim zagrożeniem jest Rosja. Opuszczając Trafalgar Square myślałam o tym, że wiec przebiegł dobrze, oczywiście mogło być więcej ludzi, ale te 300-400 osób, które tam przyszły, dotrwały do końca. Odniosłam wrażenie, że zarówno dr Laskiewicz, jak i Małgorzata Piotrowska zaprezentowali wiarygodną argumentację, która prowadzić powinna do rzetelnego śledztwa. Prawda na temat Smoleńska powinna być ujawniona, niezależnie od tego, jaka ona będzie. Jeśli chodzi o Smoleńsk, nie mam swojej opinii, czy był to wypadek czy nie, ale myślę, że Polacy zbyt długo czekają na rzetelne śledztwo w tej sprawie. Tłumaczyła Teresa Bazarnik 7. Czy ma Pan/-i ulubionego autora „Nowego Czasu”? Jeśli tak, proszę podać nazwisko………......................................................................................................... 8. Co możemy zrobić, by „Nowy Czas” był Pana/-i zdaniem lepszą gazetą? zmiana szaty graficznej dodanie nowej rubryki tematycznej (jakiej?)............................................................................................................................. więcej artykułów o lekkiej tematyce więcej reklam i ogłoszeń inne (jakie?).................................................................................................................... 9. Czy byłby/-aby Pan/-i gotów/-owa regularnie płacić funta za „Nowy Czas”, gdyby stał się gazetą płatną? TAK NIE 10. Jeśli odpowiedź na poprzednie pytanie brzmi „tak”, czy: zamówiłby/-aby Pan/-i prenumeratę? kupowałby/-aby Pan/-i gazetę w sklepie, supermarkecie? Informacje o uczestniku ankiety: Płeć: K M Wiek: do 25 lat 26-35 36-45 46-55 56 i powyżej Wykształcenie: …………………………........................................................................................ Wykonywany zawód: …………………………............................................................................ Czas pobytu w UK: ……………………...................................................................................... Dane kontaktowe (dobrowolnie): ……………………............................................................. Wśród osób, które podadzą swoje dane kontaktowe, rozlosujemy nagrody w postaci kolacji dla dwóch osób w restauracji Tatra oraz Daquise. Ankietę prosimy odesłać na adres: „Nowy Czas”, 63 King's Grove, London SE15 2NA lub wypełnić na stronie internetowej: www.nowyczas.co.uk 4| 18 kwietnia 2011| nowy czas czas na wyspie Pierwsza rocznica 10 kwietnia w pierwszą rocznicę tragedii smoleńskiej w kościele pw. św. Andrzeja Boboli została odprawiona uroczysta msza św. w intencji ofiar katastrofy. Uczczono pamięć ostatniego prezydenta II RP Ryszarda Kaczorowskiego i proboszcza parafii św. Andrzeja Boboli, prałata Bronisława Gostomskiego, którzy zginęli rok temu pod Smoleńskiem. Odeszli nagle. Chcieli złożyć hołd ofiarom. Złożyli ofiarę w hołdzie. Szczególnie symboliczna jest śmierć prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego, który uniknął śmierci w Związku Sowieckim, poświęcił swoje życie pamięci pomordowanym i chcąc oddać hołd ofiarom Katynia zakończył swoje życie i służbę Ojczyźnie. Po mszy św. w kościele pw. św. Andrzeja Boboli odsłonięto dwie tablice pamiątkowe. Pierwsza poświęcona sześciu prezydentom RP na uchodźstwie, druga proboszczowi parafii księdzu Gostomskiemu. W uroczystości rocznicowej udział wzięły: wdowa po prezydencie Ryszardzie Kaczorowskim – pani Karolina Kaczorowska i wdowa po prezydencie Kazimierzu Sabbacie – pani Anna Sabbat. W przeddzień pierwszej rocznicy tragicznej śmierci ostatniego prezydenta II RP w Ognisku Polskim w South Kensington odbyła się sesja naukowa zorganizowana przez Polski Uniwersytet na Obczyźnie we współpracy z Uniwersytetem Jagiellońskim, poświęcona prezydentowi Kaczorowskiemu i jego poprzednikom. Jeden z uczestników konferencji prof. Wiesław Jan Wysocki z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie powiedział: „Prezydent Kaczorowski pozostawił po sobie nie tylko świat wartości, ale także model sprawowania władzy pojmowanej jako służba publiczna. Pokazał to siłą swego charakteru i osobowości”. Prof. Wysocki stwierdził w referacie, że samo istnienie władz niepodległej RP na uchodźstwie, choć w świecie nie uznawanych, ale czerpiących mandat z konstytucji kwietniowej 1935 roku, przypominało, że komuniści nie mieli prawnego tytułu do sprawowania władzy w Polsce. Ryszard Kaczorowski został prezydentem po śmierci Kazimierza Sabbata w 1989 roku. 22 grudnia 1990 roku przekazał insygnia prezydenckiej władzy, m.in. tłoki i pieczęcie prezydenckie, oryginał konstytucji kwietniowej i inne symbole Lechowi Wałęsie – pierwszemu demokratycznie wybranemu prezydentowi RP po wojnie. W kolejnych prelekcjach przedstawiono sylwetki i dorobek prezydentów RP na uchodźstwie: Władysława Raczkiewicza (1939-47), Augusta Zaleskiego (1947-72), Stanisława Ostrowskiego (1972-79), Edwarda hr. Raczyńskiego (1979-86), Kazimierza Sabbata (1986-89). Czcząc pamięć prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego, PUNO rozpoczęło tradycję corocznych „Konferencji Kwietniowych”, w drugą sobotę kwietnia. Grzegorz Małkiewicz Nowe władze Zjednoczenia Uroczystość beatyfikacyjna Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii wybrało nowe władze. W sobotę 9 kwietnia br. w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym odbyło się Walne Zebranie Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii. Delegaci reprezentujący organizacje członkowskie udzielili absolutorium ustępującym władzom i wybrali nowe. W procedurze wyborczej zgłoszono dwóch kandydatów: Małgorzatę Sztukę (pełniąca funkcję sekretarza generalnego w kadencji Prezydium 2009-2011) i Włodzimierza Mier-Jędrzejowicza (przewodniczącego Koła Członków Indywidualnych). W wyniku głosowania większością głosów Prezesem Zjednoczenia Polskiego Wielkiej Brytanii na kadencję 2011–2013 został Włodzimierz Mier-Jędrzejowicz. Dotychczasowa prezes federacji Helena Miziniak zgodziła się wspierać nowego prezesa, przyjmując obowiazki jego zastępcy. W skład Prezydium weszli: Tadeusz Stenzel – wiceprezes „z terenu”, Maria Kruczkowska-Young – sekretarz generalny, Krystyna Ostaszewska – skarbnik, Wojciech Tuczyński – rzecznik prasowy oraz Zenon Handzel, Anna Rączkowska, Katarzyna Zagrodniczek. Sześć lat temu tysiące Polaków przeszło w Marszu Papieskim z Trafalgar Square pod Katedrę Westminster. Wyrazili w ten sposób wielki żal i smutek po śmierci największego w historii Polaka, Jana Pawła II. Następnego dnia wielomilionowy tłum zgromadzony podczas uroczystości pogrzebowych na placu św. Piotra w Watykanie skandował: Santo Subito! Po sześciu latach to życzenie spełnia się: 1 maja Jan Paweł II zostanie przez papieża Benedykta XVI wyniesiony na ołtarze. Przeżyjmy te chwile razem! Spotkajmy się w Katedrze. APEL POLICJI Policja poszukuje mężczyznę, z którym chce porozmawiać w sprawie dochodzenia o morderstwo, podczas którego w wyniku pożaru na Chepstow Road w Newport zmarł w sobotę rano 12 marca 2011 Ramunas Raulinautis (34 lat). Pożar był na podjeździe do hotelu Gateway Express Hotel w środę 9 marca 2011, podczas którego Ramunas Raulinautis został podpalony oraz pobity. Stanisław Gliszczyński (30 lat) ma ciemno brązowe włosy do ramion i brązowe oczy. Ma również tatuaż na lewym ramieniu z wzorem plemiennym i celtycki wzór wokół lewej nogi. Prosimy o kontakt z policją w hrabstwie Gwent, numer 01633 838111 lub Crimestoppers, numer 0800 555 111 oraz na stronie Naszej Klasy www.nk.pl pod nazwą Gwent Police i zostawić tam dla nas wiadomość. Jana Pawła II w Westminster Cathedral Program: • Oficjalne otwarcie uroczystości o godz. 14.00 • Przesłanie gospodarza Katedry Westminster abp Vincenta Nicholsa i metropolity krakowskiego kard. Stanisława Dziwisza przekazane poprzez telebimy • Prezentacja filmu dokumentującego drogę do świętości Jana Pawła II • Odtworzenie mszy beatyfikacyjnej z Watykanu • Modlitwa dziękczynna i odśpiewanie pieśni religijnych, m.in. „Barki” Rozsiani po świecie Polacy chcą ważne dla naszego kraju chwile przeżywać razem, tworzyć wspólnotę. Niech wyniesienie na ołtarze Ojca Świętego spowoduje, że znów będziemy stanowić jedność. Rok temu na Trafalgar Square wsłuchiwaliśmy się w głos dzwonu Zygmunta bijącego na pożegnanie Pary Prezydenckiej. 1 maja w Katedrze Westminster wraz z katolikami innych narodowości wyrazimy swą wdzięczność i wspólnie zbliżymy się do Jana Pawła II, który tak nas umiłował, i z którego my byliśmy tak dumni. Pokażmy światu jako katolicy i Polacy, że Jan Paweł II na zawsze będzie naszym wzorem i nigdy nie przestanie gościć w naszych sercach. |5 nowy czas | 18 kwietnia 2011 Od 35 lat zaświadcza o prawdzie Norfolkline jest teraz częścią DFDS Seaways Co roku, w kwietniu w rocznicę zbrodni katyńskiej, Polacy składają wieńce i kwiaty pod Pomnikiem Katyńskim na Gunnesbury Cemetery w zachodnim Londynie. W tym roku historię powstania Pomnika przypomniała zebranym Eugienia Maresh. Historię walki o prawdę historyczną. Płyń z Dover do Dunkierki 0871 574 7221 już od 35 lat temu, mimo politycznych przeszkód ze strony naszych sprzymierzonych, jak i ówczesnego bloku sowieckiego, powstał na Gunnesbury Cemetery Pomnik Katyński . Jest to dla nas, a szczególnie dla młodszej generacji, niezwykle ważna rocznica, gdyż droga do jego powstania była haniebnie długa i wypełniona przeszkodami. Z tej okazji, należy przypomnieć wysiłek i determinację Polsko-Brytyjskiego Komitetu Budowy Pomnika, który formalnie powstał z opóźnieniem, po ostatniej nieudanej próbie przedstawienia sprawy Katynia w parlamencie brytyjskim w 1971 roku. Debatę rozpoczął nasz niestrudzony przyjaciel Lord Barnby. Zadaniem jej było doprowadzenie do publicznego potępienia rządu sowieckiego za dokonane zbrodnie. Żądał on także przedstawienia przez rząd brytyjski sprawy Katynia na forum Narodów Zjednoczonych, bowiem rząd polski na uchodźstwie nie miał tych możliwości, gdyż nie był oficjalnie uznawany. W odpowiedzi powołano się na fakt, ze indywidualni parlamentarzyści mają prawo mieć osobiste życzenia i poglądy, natomiast rząd brytyjski nie może występować jako arbiter w sprawach historycznych, które niestety nie zostaną rozwiązane bez udziału dwóch najważniejszych partnerów, jakimi są rządy Polski oraz Związku Sowieckiego, na którego terytorium popełniono zbrodnię. Spraw dotyczących budowy pomnika i rozmów z ówczesnym Sekretarzem Stanu Sir Douglasem Home, podjął się były oficer brytyjski, więzień oflagu w Toruniu, członek brytyjskiej Egzekutywy do Zbrodni Wojennych w Norymberdze i parlamentarzysta Airey Neave. Mało kto wie, że mimo przyrzeczenia, że napis Rok 1940, nie będzie figurował na pomniku, zbieranie funduszy na materiał, jak też i wykonanie inskrypcji były daleko zaawansowane. W międzyczasie nadchodziły zażalenia od ambasadora Związku Sowieckiego jak też i rządu reżymowego w Warszawie z żądaniem zakazu wzniesienia pomnika w Londynie i groźbą represji. Wezwany do gabinetu podsekretarza stanu Airey Neave perorował, że jest to symboliczne „uznanie za poniesione krzywdy”. Broniąc stanowiska Komitetu Budowy, pytał: „Jak długo rząd Jej Królewskiej Mości ma zamiar utrwalać zbrodnie sowieckie? Świa- domy zaplecza sympatyzujących z nim parlamentarzystów, odważnie radził, by podsekretarz sam stanął przed Komisją Budowy i poprosił o wyjaśnienie, dlaczego wyryta jest data śmierci zbrodni katyńskich? Władza jednak nie poprzestała na tych środkach zapobiegawczych. Równolegle toczyły się sprawy o znalezienie odpowiedniego miejsca na pomnik, najpierw na Thurlow Place, małym skwerze, na przeciwko Victoria and Albert Muzeum, należącym wtedy do Ministerstwa Edukacji, które odrzuciło podanie, sugerując jako miejsce polski kościół lub cmentarz. Drugim wybranym miejscem był ogród kościoła anglikańskiego St. Luke na Chelsea, jednak władze kościelne po konsultacji z Whitehall wraz z poparciem grupy rezydentów, nie były skłonne dać pozwolenia. Sprawa oparła się o sąd diecezjalny – ale bez skutku. Pokładano nadzieję, że nowo wybrany rząd laburzystów zmieni swój pogląd na sprawę. Odpowiedz żyjącego jeszcze Roya Hattersleya, ówczesnego Sekretarza Stanu, brzmiała ostatecznie: It would be wrong for me to give you the impression that the present administration would be any readier than their predecessors either to be associated with the plan to erect a memorial in this country or to promote a new enquiry into the circumstances of the massacre. HMG have absolutely no standing in this matter and that the only result of a new enquiry would be – to open old wounds. Airey Neave zareagował z pasją: „O czyje rany tu chodzi?’ To dzięki takiej odwadze i determinacji Komitetu Budowy Pomnika oraz całej diaspory Polaków i grupy brytyjskiej, świadczącej hojnie - pomnik ku czci wszystkich pomordowanych Polaków ostatecznie powstał na gruncie cmentarnym. Otoczony sosnami, jest owocem pracy ludzi niezłomnych, którzy w większości już sami pomarli. Należy przywołać tę wzruszającą ceremonię, gdy wdowa po oficerze zamordowanym w Katyniu, pani Maria Chełmecka odsłoniła pomnik ukazując skromny napis wyryty w czarnym granicie. Dziś, nieliczne grono rodzin katyńskich zebrane wokół pomnika składa hołd pomordowanym i tym, którzy walczyli o prawdę historyczną. Eugienia Maresh 25 funtów w jedną stronę Jest teraz częścią DFDS Seaways 6| 18 kwietnia 2011| nowy czas czas na wyspie Pamięć i wdzięczność To już ponad rok odkąd Polskę i świat obiegła smutna wiadomość o tragicznej śmierci tych, którzy pragnęli złożyć hołd ofiarom zbrodni katyńskiej w jej 70. rocznicę. Dla członków parafii pw. Matki Bożej Miłosierdzia na Willesden Green to już rok, odkąd ich wierny parafianin Ryszard Kaczorowski nie zasiada wraz z Małżonką na swoim miejscu w kaplicy, nie bierze czynnego udziału w życiu religijnym, nie krzepi swym uśmiechem i dobrym słowem swoich rozmówców.… – Dla nas, jako wspólnoty parafialnej, było i jest wielkim zaszczytem i przywilejem, że właśnie tutaj, jedną ulicę dalej od Walm Lane, Państwo Ryszard i Karolina Kaczorowscy założyli swoje rodzinne gniazdo, że uczestniczyli w życiu parafii od samego jej założenia, korzystali z sakramentów świętych, uczestniczyli we mszy św. – wspominał prezes Rady Parafialnej Paweł Samojłowicz. Podkreślał również wkład i zaangażowanie w życie tutejszego kościoła pani Karoliny Kaczorowskiej. – Pomimo pracy zawodowej, prowadzenia domu i wychowywania dzieci, znajdowała czas i siły, by udzielać się w parafii. W naszej pamięci Ryszard Kaczorowski zapisał się nie tylko jako ostatni prezydent II Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie, Harcmistrz RP, wybitny mąż stanu, ale po prostu jako wspaniały, mądry człowiek. Świadectwem naszej wdzięczności za jego posługę dla Polski i naszej parafii stała się uroczysta rekwialno-wspomnieniowa msza św. w niedzielę 3 kwietnia o godz. 10.30 w naszej kaplicy, z udziałem wdowy po śp. Ryszardzie Kaczorowskim, jego córek Jadwigi i Aliny wraz z rodzinami, harcerzy z drużyn „Dunajec” i „Ósemka”, szacownej wiekiem emigracji niepodległościowej, solidarnościowej i najmłodszej, unijnej. – Jesteśmy Bogu wdzięczni za tego wspaniałego człowieka, wielkiego Polaka oddanego bez reszty Bogu i Oj- czyźnie. Jesteśmy wdzięczni Bożej Opatrzności, że postawiła go na naszych drogach – brzmiały słowa homilii proboszcza parafii o. Leszka Gołębiewskiego SJ, dedykowanej zmarłemu Prezydentowi. Po mszy św. i wystąpieniu prezesa Rady Parafialnej, wszyscy udali się na dalszą część celebracji do Sali im. o. Milewicza SJ w domu parafialnym. Podniosły charakter mszalnej uroczystości wzbogaciło to, co wydarzyło się po jej zakończeniu – harcerska pieśń i gawęda. Poprzedził je akt odsłonięcia przez panią Karolinę tablicy pamiątkowej, następnie recytacja wiersza autorstwa Janusza Kowalskiego Lot do wieczności, dedykowany ofiarom katastrofy, w wykonaniu Jolanty Pietrzyk, prezes Koła Przyjaciół Harcerstwa, przy fortepianowym akompaniamencie Nicole Turner. Na tablicy umieszczono między innymi życiowe motto śp. Prezydenta II Rzeczypospolitej, inspirujące jego zaangażowanie: Krzyż z lilijką stał się dla mnie świętością, czymś niezwykle ważnym... Od dnia złożenia przyrzeczenia harcerskiego pozostałem na zawsze w służbie Bogu, Polsce i bliźnim. Cała moja publiczna i polityczna późniejsza aktywność wyrosła z tych wskazań. Kominkiem harcerskim, z repertuarem patriotycznych i skautowskimi piosenkami przeplatanymi wspomnieniami kierowała harcmistrzyni Maria Bnińska. Na zakończenie pani Karolina serdecznie dziękowała wszystkim przybyłym i organizatorom uroczystości. Wyrażała uznanie i radość, że tak pięknie uczczono pamięć Jej Męża. – Warto było żyć w tej parafii 60 lat, żeby się przekonać, jakich ma się przyjaciół – podkreśliła. Niech nam towarzyszą jak testament słowa z usłyszanego wiersza: Dziś nam pozostaje dług Odeszłym spłacić / Z Rodzinami ból przeżyć… wiarą się wzbogacić. Monika Burzyńska LIVE-IN CARER W„The Guardian” Location: WARWICKSHIRE, ENGLAND, SOUTH WALES Hours: 6-week on, 2-week off basis; Wage: £360-490 per week Description: To provide care and support for eldery or disable people Adam Wojnicz in their own homes on a live-in basis. We provide seriveces to people with a range of conditions and illnesses from people who are phisically fit, but have early stages of dementia, to people who are severly disable and need full personal care and use of special equipment. Previous experience is not essential as a 5-day training will be given. We expect enthusiastic and positive people, responsible and with good attitude to work. How to apply: For further details about job refence please check website and e-mail: www.goodcare.eu Przez cały tydzień brytyjski dziennik „The Guardian” poświęcał w każdym wydaniu kilka stron na przybliżenie swoim czytelnikom Polski. Otwierające serię poniedziałkowe wydanie, miało nawet zmieniony kolor winiety – „The Guardian” w polskich barwach. Polska znalazła się w kręgu zainteresowania redaktorów brytyjskiego dziennika w związku z rozpoczętym wcześniej cyklem przedstawiania krajów Unii Europejskiej. W takich odsłonach prezentacja, nawet najbardziej wyczerpująca, siłą rzeczy przykrojona jest na potrzeby czytelnika, który ma niewielką wiedzę na temat danego kraju. Nie do powierzchowności więc mam zastrzeżenia, lecz do jednostronności. Źródłem informacji było dla angielskich dziennikarzy środowisko „Gazety Wyborczej” albo „Krytyki Politycznej”. Rozpiętość tematyczna imponująca, spojrzenie wąskie, uzasadnione jednak lewicowym profilem dziennika. Można więc mieć tylko pretensje do innych gazet, że takich cyklicznych prezentacji nie zamieszczają. Mielibyśmy pełne spektrum. Sporo było w tym tygodniowym maratonie stereotypów, ale były też ciekawe analizy, które polskim dziennikarzom z powodu polaryzacji postaw i środowiskowych nacisków już nie wychodzą. Do takich artykułów można zaliczyć próbę przedstawienia sylwetki Lecha Wałęsy, polityka chyba najlepiej znanego zachodniemu czytelnikowi, ale zwykle z okresu jego największych tryumfów. Autor artykułu Julian Berger potraktował byłego przywódcę „Solidarności” i byłego prezydenta bez namaszczenia, ale też bez agresji czy irytacji z powodu wygłaszanych apodyktycznie tez. Julian Borger z nutą ironicznego zdziwienia zapisuje wypowiedzi Wałęsy i konstatuje, że jednej cechy Wałęsa z upływem czasu na pewno nie stracił – pewności siebie. Zrobił wszystko najlepiej jak było można, a że nie jest najlepiej, to już nie jego wina. Rodacy zmarnowali daną im (przez Wałęsę) szansę. Jedyny błąd, do którego Wałęsa się przyznał dotyczy jego ukrywanej, nawet przy pomocy sądów, młodości. Po wielu rozprawach i publikacjach historyków Wałęsa w końcu przyznał, że podpisał zobowiązanie do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa, bo wtedy nie wiedział, że może odmówić. Bardziej ludzkie wyjaśnienie – zauważa autor – niż wcześniejsze opowieści o świadomej grze z bezpieką czy – co gorsza – kwestionowanie takiego epizodu. Przegląd zawiera eksportową ikonografię polskiej rzeczywistości: politycznej, społecznej, kulturowej. Dużo jest w materiałach o kontrastach (bogaci – biedni), doganianiu Zachodu w stylu życia i braku tolerancji. Pisząc o zmieniającym się obrazie polskiego społeczeństwa nie sposób pominąć religii i osoby Jana Pawła II. Z jednej strony, zdaniem autorów, religijność społeczeństwa słabnie, z drugiej – jak twierdzą duchowni w rozmowie z dziennikarzami – nie ma powodu do wyciągania takich wniosków. Religijność pokazana jest jednak od strony „przemysłu pamiątkarskiego” i masowej produkcji pomników Jana Pawła II. |7 nowy czas | 18 kwietnia 2011 czas na wyspie W sieci phishera Phishing to prosta, ale skuteczna forma hackingu. Kody i zabezpieczenia chroniące konto elektroniczne trudno jest złamać. Znacznie łatwiej komputerowemu wilkowi przebrać się w skórę baranka i grzecznie poprosić o dane. Przyzwyczajeni do transakcji internetowych, poproszeni o dane, naiwnie je podajemy… Grzegorz Borkowski Następnego dnia po odpowiedzi na dziwny email, wysłany w tym wypadku rzekomo z Lloyds TSB, Andrzej zauważył, że z jego konta zniknęło 600 funtów. – Mail wyglądał na autentyczny. Miał logo banku, kolorystykę, jak jego rodzima strona internetowa... Nie pomyślałem, tylko odruchowo odpisałem – opowiada ograbiony rodak z Southampton. Mail, wysłany rzekomo z centrali zabezpieczeń banku, informował, że wystąpiły pewne kłopoty z kontem internetowym klienta. „Bank” radzi mu zalogować się ponownie, korzystając z dołączonego do maila łącza. Podczas logowania trzeba było oczywiście podać wszystkie dane konta – łącznie z numerem klienta i hasłem dostępu... Na pierwszy rzut oka wszystko wiarygodne, tyle że pod mailem krył się nie bank, lecz komputerowy hacker, który tego samego miesiąca okradł setki naiwnych klientów, podszywając się pod konsultanta Lloyds TSB. – Kiedy sprawdziłem stan mojego konta, zamarłem z przerażenia. Zniknęło 600 funtów. Złodziej był za sprytny, by zabrać wszystko. Wziął trochę z konta bieżącego i z ISA. Ale razem wyszła okrągła sumka – opowiada dalej Andrzej. – Natychmiast pobiegłem do banku. Byłem pewien, że pieniądze straciłem bezpowrotnie. Tu jednak mnie zaskoczyli. Wzięli stratę na siebie i obiecali, że środki wrócą na moje konto następnego dnia. Jednocześnie doradzili mi, bym zablokował istniejące konto i zmienił hasła. Ja jednak postanowiłem w ogóle je zamknąć i otworzyć w tym banku nowe konto, z zupełnie innym numerem. Poprosiłem też o nowy numer klienta i nowe karty. Tak w razie czego. Pieniądze rzeczywiście wróciły do Andrzeja następnego dnia. Miał jednak za sobą dwie nieprzespane noce i masę strachu. – Już nigdy nie popełnię podobnego błędu. Podczas rozmów z pracownikami banku dowiedziałem się, że wbrew pozorom złodziej nie był taki sprytny, bo skradzione pieniądze przelewał na własne konto, łatwe do wytropienia i że policja już ma go w garści – dodaje. ••• Oszukanych było więcej. Na internetowych forach polonijnych zaroiło się od ostrzeżeń. Okazuje się, że prób wyłudzania było wiele także i wcześniej. I – niestety – w wielu przypadkach zakończyły się pozytywnie. Annie zniknęło z konta 500 funtów, które poszły na konto rzekomej firmy bukmacherskiej. Po telefonie do banku konto zostało zablokowane, a pieniądze wróciły do właścicielki. Kasia kilka razy dostała nadaną rzekomo przez Lloyds TSB wiadomość, że wygrała pokaźną sumę i – by ją odebrać – musi potwierdzić swoje dane. Podobny w treści e-mail dostała inna osoba, którą bank poinformował, że narodowa loteria brytyjska chciała przelać na jej konto pół miliona, wcześniej jednak musiała potwierdzić swoje dane. Niektórzy posiadacze kont w kilku bankach dostali podejrzane maile od każdego z nich. ••• Wygląda na to, że ten proceder jest dziś bardzo popularny. Jak się bronić? – Phishing to określenie procedury pozyskiwania przez wyłudzaczy poufnych danych, takich jak hasła dostępu do kont bankowych przy prowadzeniu rachunków przez internet, dane kart kredytowych i płatni- Cztery szybkie porady, jak poznać fałszywy e-mail z banku: 1. Sprawdź adres nadawcy; w przypadku Lloyds TSB powinien to być [email protected] lub [email protected]. 2. E-mail powinien zawierać cztery ostatnie numery twojego konta. 3. Nie powinien być zaadresowany bezosobowo, jak np. Dear Customer, tylko twoim imieniem i nazwiskiem klienta. 4. Sprawdź, czy link na pewno prowadzi do banku – po nakierowaniu kursora myszki na link powinien się ukazać url banku, zaczynający się od: http://email.lloydstsb.com ••• czych. Robią to wysyłając e-mail, który sprawia wrażenie wiadomości od godnej zaufania organizacji, często samego banku – mówi Aiden z centrum obsługi klienta banku Lloyds TSB. – Nasz bank kontaktuje się z klientami od czasu do czasu za pomocą SMS-ów i maili, ale nigdy w tych komunikatach nie prosi o podanie poufnych danych. Nigdy nie prosimy o wprowadzanie jakichkolwiek danych klientów w okna typu pop-up. Jeśli widzisz takie okno z taką prośbą, natrafiłeś na oszustwo. W żadnym przypadku nie wolno ci wprowadzać tam jakichkolwiek danych. p a1 Polsk Bez zakładania konta Phishing nie musi wyłącznie dotyczyć konta bankowego. Warto być ostrożnym przy realizowaniu jakiejkolwiek formy płatności telefonicznej czy internetowej za pośrednictwem karty kredytowej. Po kolejnych próbach ataku na swoich klientów akcję informacyjną na szeroką skalę zaczął PayPal (najpopularniejszy chyba dziś pośrednik transakcji internetowych). Zwraca on uwagę swoim klientom, że nawet adres nadawcy e-maila identyczny z rzeczywistym, nie może być wskaźnikiem stuprocentowego bezpieczeństwa. Adres nadawcy można zawsze skopiować. W fałszywym e-mailu powitanie jest zawsze bezosobowe, reszta informacji napisana jest w tonie wskazującym na sprawę niecierpiącą zwłoki. Ot, chociażby: „kilkakrotnie próbowaliśmy się z tobą skontaktować, ale nie udało nam się. Jeśli jak najszybciej nie skorygujesz swoich danych klikając na to łącze, twoje konto wkrótce zostanie zablokowane”. No i najważniejsze – jeśli e-mail wydaje się podejrzany, nigdy, przenigdy nie należy otwierać jego załączników, gdyż możemy niechcący rozpakować wirusa, który będzie próbował wyszpiegować nasze zabezpieczenia. A transakcji kartą przez telefon najlepiej unikać w ogóle. 24/7 Stałe stawki połączeń Polska Obsługa Klienta /min Z tel stacjonarnego wybierz 084 4862 4029 a następnie numer docelowy np.: 0048xxx. Zakończ # i poczekaj na połączenie. 1p Wybierz 084 4862 4029 5p Wybierz 084 4545 4029 Polska tel. komórkowy Polska tel. stacjonarny USA Niemcy tel. stacjonarny Orange, Plus GSM 6p Wybierz 087 1518 4029 Polska tel. komórkowy Era www.auracall.com/polska Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T&Cs: Ask bill payer’s permission. Calls billed per minute, include VAT & apply from the moment of connection. BT call setup fee applies. Cost of calls from non BT operators & mobiles may vary. Check with your operator. Prices to other Poland’s mobile networks will be charged at 20p/min. Prices correct at time of publishing: 07/04/2011. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788. NCZ1904_P08-09C:NC 19.4.2011 8:39 Page 10 8| 18 kwietnia 2011 | nowy czas fawley court Their haven, our special idyll… Peaceful, unchallenged public rights to walk, through ages of parkland, along hushed aged pathways, and undisturbed saunters, to our meandering river. ith brutal timing just when World War 2 ended, a divisive “iron curtain” shuddered down on Europe. And to add to the Nazi forced exodus, another class of refugee was born – stranded Poles, who fled Stalin’s Soviet expansionist communist reign of terror. From the late 1940s, throughout the 1950s and onwards, many of these displaced Poles, Britain’s wartime allies, now in exile, saw in Fawley Court their haven, which today is our special idyll… W And so to another, serene, more peaceful age, Georgian England… Throughout much of 1771, and particularly in October, Lancelot Capability Brown (1717-1783), England’s great gardener, horticulturist, and landscapist, would have started his busy day knowing ah ha, today there is much to do at Fawley Court, Bucks. And so there was. Decisions on seeding, lawn layout, turf and soil banking, vistas, water ornaments, and of course tree planting. All of this required his expert attention. Nothing was beyond Capability Brown, a genius arborist; his naturalist landscapes would mostly enjoy the presence of hardwood trees, such as elms, oaks, or beeches (which love the Chiltern soil). Interspersed with these would be ashes, lime, possibly mature Scots firs, and a few (Lebanon) cedars for “emphasis”. All of these he planted at Fawley Court, some remain on view to this day. Otherwise Capability Brown shunned the then fashion for exotic tree imports, be it from China or North America. Hence Fawley Court’s famous China tree (by the statue of Chronos) – the only other example today being at Kew Gardens – was a later addition. Known as Capability, because he saw all land as capable of being landscaped to the command of his gardening craft, Lancelot Brown left his mark on some 120 gardens, estates and country houses around England, (he refused commissions in Ireland, on the grounds that he had to finish off England first). His more famous works are to be found at Kew Gardens, Hampton Court, Blenheim Palace, Syon Park and the lesser known Caversham Park. T FAWLEY COURT during 1771 Capability established a strong bond with Sambrook Freeman, the then owner, and laid out the Fawley Court grounds with his usual taste, and that they contained a menagerie, and most elegant dairy. Such was the quality for example of grasses and lawns at Fawley Court, that in 1771-1772, Capability bought from S Freeman of Fawley Court 1,120 lb of Dutch clover seed, to be used for seeding the valley and rising mounds at the Milton Abbey estate in Dorset, where he had a commission. Today, as we go on one of our Public Rights of Way walks through Fawley Court’s (Marlow Road), North or South Lodge entrances, we pass by the splendid fifteen foot high wrought iron piers, each one which should carry a bronze A Open entrance for public access/walks to Fawley Court and the river Thames for 60 years stag’s head. (Embarrassingly, someone has recently put up the most hideous, unaesthetic, philistine gates – how declasse! There is just no accounting for poor taste…). The paths from the entrances converge before the lawn and stone balustrade in front of the beautiful main red brick building, now thought to be designed by Inigo Jones (1573-1652), rather than Sir Christopher Wren (1632-1723). But perhaps it was neither, and simply our own Lancelot Capability Brown, and James Wyatt (1746-1813), FAWLEY COURT AND FATHER JOZEF What price a grave? £9.5 milion? UNEXPECTED LETTER FROM MINISTRY OF JUSTICE OFFERS EVEN MORE HOPE! If ever there was a plea for help from the sacred terrain of the departed, surely none could be more plaintive, louder or clearer than that emanating from the spirit of Father Jozef at Fawley Court and the neighbouring souls of the Grotto and St Anne’s Church burial ground – and it is “leave us in peace!” But the Marian clique (trustee priests – Trust No 1075608 – Naumowicz, Gowkielewicz, Jasinski, Nawalaniec and Byczkowski) just do not know when to let go. They have now turned belatedly, through their solicitors, (who is funding all this?), to the Ministry of Justice asking it to renew the licence no: 10-03-0156, to exhume Fr. Jozef which expired on 28 February this year! Despite two years and more of vehement protest; from Fr Joseph’s own family, the public and Polonia, (over two thousand representations to the Ministry of Justice) and in the face of a High Court injunction and now Judicial Review, still these Marian trustee-priests plough on – in defiance of basic Catholic principles, teachings, humanity, and widespread protestation. On 7 April, by letter, the Ministry of Justice “invited” Fawley Court Old Boys for; “comments from those known to have an interest in the (exhumation) matter, including FCOB.” The letter adds; We would be grateful to receive any comments… about whether or NOT the licence should be extended… you may wish to consider whether to reiterate any points previously made, to make any new points, or to bring to our attention any new or changed circumstances, or any other relevant factors you believe we should take into account. PA, Ministry of Justice. Naturally, FCOB have responded immediately expressing our FIRM OPPOSITION to the exhumation of Fr. Jozef, or any renewal of the said licence. Of course a fascinating situation in law arises here; if the Ministry of Justice is now minded not to renew the exhumation licence where does that leave the Judicial Review in the High Court? Does Fr Jozef remain at his chosen place of burial in perpetuity? There are a host of other legal questions. These will be dealt with as and when they arise. Three integral points of fact also arise. It has now come to light that on 9 June 1961, the Marians made a successful planning application (No: WR/899/61 TYPE F), to use the land now around Fr Jozef’s grave as a private BURIAL GROUND at Fawley Court, on behalf of Fr Jozef and the Polish community! Moreover, it is well known that the Marian Trust’s (No: 1075608) own journal, “Zwiastun”, Autumn 1997, made the point emphatically quoting from Fr Jozef himself; That I (he) be buried humbly, facing the school (Divine Mercy College, at Fawley Court), playing fields, so that I (he) could WATCH MY (HIS) BOYS PLAYING FOOTBALL. The intent and wish is absolutely clear. On 17 December 2009, the Bishop of Northampton, Peter Doyle makes a very curious intervention. Writing to the Ministry of Justice he says; As Bishop, I have NO JURISDICTION over the Marian Fathers. The Bishop then adds; While the request to transfer the body of Father Jarzebowski MUST BE UNUSUAL, it would be good for his body (sic) to rest alongside brother Marian Fathers in the cemetery in Henley. Doubtless, the High Court, the Ministry, and readers, will all make up their own minds… So how much is Father Jozef’s grave worth then? Of course it is priceless, and no amount of money could buy it. But as we know, a little curio appeared from the lips of trustee-priest Andrzej Gowkielewicz when confronted by Ealing parishioners in November 2010 over the scandalous Fawley Court ‘sale’. He said enigmatically the terms of the ‘sale’ were; … all a secret. Not before the High Court, the Charity Commission, the Ministry of Justice, Attorney General or the Polonia beneficiaries. These ‘terms’ are most certainly NOT ‘secret’. It now transpires that an exchange of contracts between the Marians and Cherrilow, was entered into on 10 December 2008 (!). However due to outside pressures – it appears panic set in – the financial terms were modified by a ‘secret’ memorandum. In the fullness of time it should be revealed threw their hats in the ring, and had a go… You can go to your left passing near the established Toad Hall Nursery, the Water Tower (when was that sold, for how much, and to whom?) or otherwise past the brick barn and stables. Alternatively passing that strange walled alley, you join the path with the flint buildings, (what should today be St Faustina Kowalska’s Apostolate Centre), and carry on circuitously, passing the magnificent vistas made up from years-old Yew hedgerow, (from whence again, a that an agreed deal of £22.5m was after some haggling, reduced to £13m at the time of completion (13 April 2010), much depending not only on the outcome of the exhumation but also Fawley Court’s public rights of way. So there we have it. A mercenary motive. The price on Father Jozef’s head – or rather his grave – is £22.5m minus £13m, giving us the extraordinary sum of £9.5m as the price to pay for exhuming Fr Jozef. Whilst truly a shamefully stunning price and one for the Guinness Book of records, it is one the Marian’s should hang their heads in shame over. ••• We welcome t he letter (see letters, page 2,) from the Polish Aid Foundation Tr ust, signed by its chhairman Dr Andrzej Suchcitz – a one time pupil of Divine Mercy College – disclaiming any role in the ‘sale’ of Fawley Cour t. However this disclaimer does not go far enough. It has been alleged that certain sections of t he Polish Aid Foundation Trust stand to receive £1million from the sullied, and as yet wholly unclar ified ‘sale’ of Fawley Court. Whilst the letter is addressed to t he Editors of Nowy Czas, for its part Fawley Cour t Old Boys would appreciate a full denial from PAFT that it is in, or will be in receipt of any moneys from the ‘sale’ of Fawley Court. In fairness to Polonia, and in the interests of financial transparency, FCOB is firmly of t he view that the Mar ians should put all and any funds that have accr ued from the ‘sale’ of Fawley Court, on deposit, in a designated interest bear ing suspense account, these funds to be frozen until such time when the whole issue is totally clarified. F ur thermore, FCOB believes that all Polish institutions abroad or in Poland, should not be in receipt of any proceeds from the said ‘sale’, and if they are, to safeguard the same on deposit on the same terms as above, pending a full enq uir y and clar ification of the Fawley Cour t ‘sale’,which – it should be stressed – may well be reversed. NCZ1904_P08-09C:NC 19.4.2011 8:39 Page 11 |11 |9 fawley court fawley court nowy czas |18 kwietnia 2011 important SSSI; fifteen acres of a Site of Special Scientific Interest which guards the rare Loddon Lily flower!). From here, crossing back on the wooden public footbridge, there has traditionally been access to St Anne’s Church, and the burial ground opened in 1961. Again, thousands, for sixty years, have enjoyed public walking rights every Zielone Świątki, (Whitsun), both to the church and main building. Walking on from St Anne’s you have of course Fawley Court’s marvelous parkland, which we have all enjoyed as of right, (especially the path with M Sawicka’s moving Stations of the Cross). In the midst of an opening is the famous China tree. Not farna from this is the eight foot statue of ją fun du sze przeznaczone Centrum Apostolatu, choć ku ze sprzedażą Fawley Chronos (Time), behind which nestle Brother ły one wpisane w rozliczenie finansowe 2000 roku. pca 2010 roku archairman tykuł pt. FCOB on unchallenged Czesław’s famous crimson rhododendrons. umenty zdrady – ełnienie FAWLEY AW L E Y C O U R T O L D B OY S F C OURT O LD B OYS 82 PORTOBELLO ROAD, NOTTING HILL, LONDON W11 2QD ILL, LONDON W11 2QD nie by- tel. 020 7782 27P5ORTOBELLO 025 Fax: 0ROAD 20 8,8N 96OTTING 2043 H em ail: kr [email protected] tel. 020 7727 5025 Fax: 020 8896 2043 email: [email protected] Re2008 welacje o sporze rzekomej właścicielki Fawley Court, paHere ni a mention of our beloved Brother walk through Fawley (www.nowy czas.co.uk) , Court, sia- Banaszkiewicz, a war veteran, must be TO WHOM IT MAY CONCERN Czeslaw nych wydaniach gazety Aidy Hersham z byłym wspólnikiem wykazały, że wartość po FAWLEY COURT, lovely Co glimpse of the main building), up by made. singlehandedly, for halfso a bot century, li wspie ranie szkół nich i harRe: cerstwa. Nie zna czy toHENLEY jednak, dłościending Fawley Court po usunięciu przeszkód (np. grobu o. Jó ze- Often, iami Fawley urt Old the left side of Capability’s ornamental waterway. taking over from Lancelot Capability Brown, he że ta ko we fun du sze ma ją być uzy ska ne kosz tem zmar no wa nia fa i pra wa do swo bod ne go prze cho dze nia przez te ren Faw ley This notice is directed to anynajytań dotyczą sprze - has been at work, and (Herecych again some philistine maintained Fawley Court’s parkland and lawns. parties whokamay thatka they cen niej sze go do rob ku Po lo nii i znisz czenia tolicconsider kiego ośrod Co urt) wraz z ze zwo le niem na no we bu dow nic two wy no si oko ło t jednak coplaced raz awię cej.recently – you can tell by the Eventually, his back bent double from crippling gate very have oświatyBrother z bezCzeslaw cennym Mustill zeum, oce nianym jako jeden z najważmilio nów. Uzyskana w tym kontekście kwota £13 milioarthritic nów spondylitis, fresh jubilee clips, and shining£100 cross-head screws, would a beneficial interest in Fawley thus sabotaging sixty years of za public walks). Fawley Court’s parkland, main szych zbio rów hilawns, storycz nych po za nicami Polshould ski (któnote rego doro bek całej Polonii jest skandalicznie i bezprawnie zanipersevere żona –niej Court,gra Henley. They You can in fact reach this same spot walking building and St Anne’s church, his and our that the sale of the property bygo the część tylko przewieziono do Lichenia) i złamania woli wybitne biura Attorney General otrzymali- (Komunikat FCOB, NC, 10.10.2010). from the South Lodge route, passing the now IDYLL, which meant everything to him. Marian Fathers to the new owners kaknown o. Józe Jarzębowskiego. may be defective and that any new Wstatue, tym by czathe sie FCOB otrzymało list od adwokatów pani Her - Po cego prawa dofamous tycząceBlessed go jaw ności Newman Finally, Cardinal it isla well thatfaKenneth O. Jó zef uczył swoichbook, wychowan ków wiabery,vulnerable uczciwości sham in for mu ją cy, że nie jest ona wła ści ciel ką Faw ley Co urt, mi (Freedom of Inmain formabuilding, tion Act), do title may to i radoand then walking either side, Grahame, author of the famous children’s challenge. unchallenged, of thedo splendid waterway, tola join The in Willows basedCzę his animal w życiu. sto przypominał, w pierwszych latach szkoły, że że udzie ła wywiadów prasie brytyjskiej za taką się poda jąc.Wind ści Commission. Zna lazł się tam - mo another characters on footpath Fawley mathe riaarea niearound nie wie dzą Court z dniaand na dzień jak zwią zać ko niec z końcem Jej nathe zwiThames. sko pojawiło się również w związku z planowanym przez (conveyance), pod pisapublic ny przez o. alongside Patrick Streeter and Co, The public route through Fawley Court to the up the river Thames to Cliveden. And as his i zapła cićWebie żąan ceenduring rachunki, Bóg po maga i słucha monią kup Toad Hall i z próbą nabycia South Lodge, któracharacter zo- Badger klaraby- thousands a z 8 październiriver ka has 1953 (De Chartered Accountants been enjoyed fornem sixty years says; are lot, ale Pan 1 Watermans End, dlitw. W tych po cząt ko wych la tach Faw ley Co urt był obciążony sta ła nie daw no sprze da na za £700 000. że Fawley Court ku pio ny zo stał z during Henley Royal Regatta week. and we may move out for a time, but we Matching, HARLOW, marvelous wait,and patient, back we by come. ogrom ną and hipo teką, ły poważne trud no ści fi nansowe. Kiedy wa beatyfikacji o. Józefa Jarzębowskiego nie była po ru- are acyjne. OtrzymaliFrom śmy the rówriver nieżyouzacan - espy theSpra Essex CM17 ORQ little stone bridge (a mini Venetian Rialto) – with AND SO IT WILL EVER BE. Tel: 01279 308następcy, o. Jaskie go (i731 Jego manent Building Society, który na szana w „Dokumentach”. Pisała o tym przez wiele lat prasa po- jednak zabrakło o. Józefa Jarzębow public footpath beneath it – which leads to the Brother Czesław next email: [email protected] nic kie go) Faw ley Co urt był już za bez pie czo ny na przyszłość. Ze lo nij na, a w ostat nim dzie się cio le ciu in for ma cja na te mat wierników fundaderelict, cji wielisted loma ogra to the stutue of Chronos Mirek Malevski, Chairman FCOB boathouse. (To your left is the czką zaciągniętą na zakup Fawley zamierzonego procesu beatyfikacyjnego była zamieszczona na wszystkich zdrad, sprzeniewierzenie się tym, którzy ufnie pomanowiono ją spłacić jak najszybciej stronie internetowej Zgromadzenia Księży Marianów, skąd znik- gali i wierzyli marianom, wykonywali wolę i realizowali wizję o. enie Polskich Kombatantów). Jak nęła tuż przed sprzedażą Fawley Court. Ukazały się na ten temat Jarzębowskiego jest chyba najgorsze w całym skandalu otaczająo dokumentu, potwierdzającego ostre komentarze w „Tygodniu Polskim”, generalnie przychyln- cym Fawley Court. Koło Byłych Wychowanków Kolegium Bożego Miłosierdzia ży Fawley Court („Świętość, go Kolegium Boże go Miłosierdzia emu marianom i sprawie sprzeda The FCOB is lodging a complaint to the appropriate authorities Fawley Court in 1964, that is three years later, it is likely that ley Coerected urt nadal walczy o odwrócenie haniebnego aktu sprzechwi wo over nie ana tym, were oprócz FCOB, nikt się oand itsFaw ional Trust). Braku je też wcześniej against Thames Valley-Police who,loafter yearręofkę”), ale poza others buried there. The Church crypt were thewę evidence of breaches ten years later (Planning permission for church daand ży, crypt ufając że prawda i sprawiedliwość zwyciężą. tę spra nie upo mina. of the ających zbiórki correspondence, na kupno Fawareleystill ignoring Burial in relation from theskiego 10/7/1970, ref:rze WR/896/70), next to -Fr. Jarzębowski’s grave. We Wizjąofo.human Józeremains fa Jarzę bow było stwo nie i prowa dze d dłuższego czasu proAct simy Komito- the movement crypt of St. Anne’s Church at Fawley Court, reported to them in have been telling the Police for over a year that St. Anne’s has a katolic go ośrod ka oświatyconsecrated dla nowych koleńand Poalacrypt kówwhichKrzysz dowego pod prze wodnic twem February 2010. Theydr refusenie to consult thekie Crown Prosecution burialpo ground is a place oftof burialJa as strzębski nacorrespondence, Wyspach. Za go cza sów, aż defined do lat by dzie dzie siąresponse tych XXhas been zdrowicz-Woodley. Setokre FCOB--Service in this matter. In past theJe Police informed thewięć Act, yet their talk tarz about “urns 5 urns moved,wieku, following w thehym guidelines of Paul above ground”. nie Bo osiemdziesiątychuswthat Faw ley were Court że Ansell coś Polskę śpie wano „Ojczyznę wolną (of the Ministry of Justice) who stated that the Act does not apply On the 19 March the Chief Constable received notice by letter dkryciem dotyczą cym znik nię cia i racz nam wró cić Pa nie”, nikt nie przy pusz czał, że wyzwolimy się to urns above the ground and that no licences are necessary. from the FCOB that they must consult the CPS “at least on the tów z Muzeum o. Ja rzę bow skie go. spod so wiec kiej do mi na cji i że w no wym mi lenium się naof the two missing artefacts Na wiecznej warcie They now say that all of them but one are gone. In recent matter of the Baron andzja on wią the matter correspondence we have focussed on the sepulchre of the Baron from the Museum” and a complaint about their “investigation” of aukcyjnym Christies marianie wy- Wyspie milionowe rzesze Polaków, które tu założą rodziny. To (Pamięci Ojca Józefa du Puget Puszet and the tomb of Prince Radziwill, pointing out W. Duda in connection with the missing trust deed and deletion of natów z muzeum, np. po sąg bo gi był czas, kie dy na le ża ło umac niać ośro dek oświa ty w Faw ley Co that the structure of the Baron’s sepulchre is identical to that of the previous charity, completed in just 48 hours – or appropriate Jarzębowskiego) pół zarezerwowa cenytomb, (World a nie planobrick waćstructure spieniężenie tej insty jakagainst to zro biliInma thenej Prince’s althoughurt, smaller: an upright action will tu becji, taken them. this- long letter, Paul Ansell’s joined tolej theność wall and crypt advice wassły further questioned insofar as he had made no mention riathe nie. Jak(thus móbelow wi poground), eta: „Zbrodnia to nie chana…”. Ko wy-floor of rs…, NC 20.11.10). by an We nu alsojąc made clearnithat a mariań of Ecclesiastical in Napięt poitwier ków skich, któLaw rzyand dothat prohis wageneral dzili advice was politicalKiedy ymi w tym czasiecovered byli: o. Doinscribed mań- headstone. przechodzisz rano part of the upright Columbarium (now gone), a later addition to the nature. Our letter was accompanied by an appendix of the full do(one sprze daaccording ży Fawley Court, nie moż naofzathepoBurial minać, że nie dziadirectives niepokojąca. Macrypt, rianiewas zabelow trudnia Obok namiotu kościoła theją ground metre to Police version Act, government on burial including łashould li oni have w próż ni,applied i tymtosa mym poajęguide cie zdra dy ground się rozmanagers szerza. and Ktodetails of the Ecclesiastical óry pracuje nad praw ną doand kumen - Act Mogiłę samotną uszanuj statements) that the been the for burial burial ground as a whole. The Police have side-stepped all the Courts Jurisdiction Act. The letter stated that the Catholic rdzia w celu rejestracji nowego tru- był za sprzedażą Fawley Court, a kto przeciw? Kto protestował Przez pochylenie czoła. put to them. Of the Baron’s sepulchre, Andy Taylor (Head community is aggrieved by Thames Valley Police who are seen as pu blicz nie, a któ re or ga ni za cje mil cza ły? Czy za ist niał kon flikt m czasie dyrektorissues szko ły o. Ja nic ki of Crime Support) writes (10 Jan 2011): “They were not in a tomb abetting the Marians and the current “owner” in the curtailment of intere sów nahave emi graclosely cji? Dobrym poof rów nathe niem jest próba alingu. Na jego and miej mariawas nie required. sosce no licence The family been ourtu rights way, right to worship and in not upholding theW południe, gdy słońce jesienne involved in the process and removed the ashes well over a year Burial Act. This letter was followed by . Gurgula, wystawiając jednocze- sprzedaży katolickiego St John & Elizabeth Hospial, którą uniean- email reiterating theOzłoci liście na grobie ago and have had them re-interred with all costs paid by the demand for CPS involvement, enclosing photos of the Baron’s and poPrince’s interwen cji kard. Murphy ą upoważniającąMarians”. powierThe ników do możliwiła Charity Commission the O Dobrym Człowieku pomyśl Chief Constable, Sara Thornton, follows this up on tombs for comparison. O’Con zwierzch ka diecezji West min i poofarJustice, tykułach w complaint about theOn zawsze myślał o tobie. ótce z niejasnych24po wo zarazreferred Jan 11:dów, “the ‘tomb’ to is anor, memorial plaqueniplaced As for thester Ministry a strong over the containing cremated ashes. Gu It was free standing of Mr. sie („The aradian” itd.). Poladvice ska Mi sjaPaul KaAnsell tolicto kaThames podleValley ga Police was lodged on ianie zamykają szko łę, box publicz nie thepra and the remains were not theste ground”, 26 January addressed diece zjiinterred Westinmin r, ale but widocznie jej by2011, ły rek tor, ks. toTaKenneth deuszClarke QC MP, Secretary ci sprzedaży Fawstructure ley Court. A gdy wieczorem przyjdziecie mentions elsewhere that the “structure” is no longer there. “None of State for Justice, asserting mercenary motive in all the removals Ku kla photographs nie zgłosiłyou sprze wu, bo w respon dencjiofFCOB abp. from the consecrated Kolegium BożeofgotheMi łosierdzia, Po polsku wyszepczcie pacierze structures in the most recent havecisent andko planned removals human remains Vincent Nichols (na–stęp ca kard. nor),and twier dził, nie ma iego, nagle ma swój niec,when ale po wereko present we attended to inspect the site” referring to O’Con burial ground crypt of Stże Anne’s without licence. With Bo On tu na Wiecznej Warcie the photos thewie sepulchre to Hereford Police, spra stanoof withe skaBaron (I have noreference wiera Dom Pielgrzy ma zofdethe klaColumbarium ra- w tejand Słowa polskiego strzeże. standing in this mat terwho ). Zdiddoseek - CPS advice and are and his wife, which they called an urn last year. acting on it, we stated that “it is absurd for two different Police Bożego Miłosierdzia. Do dziś nie stęp nych nam da nych wia do mo, że Pol ska Mi sja Ka to lic ka za ofe On 11 March Andy Taylor states that they have “sought advice Forces to apply different yardsticks to the same matter and the rzeźbą Zeusa, któ raboth znikła w tym of Justice rowaand ła ma nom £8 mi lionów, cze gooffenders”. marainie nie przyjęli. I nocą, gdy strzechę wysoką from the Ministry localria undertakers”, despite same our requests that they should seek guidance from the Crown Thames Valley Police have not replied. We invite the readers to miast, że Commodus został sprzeW 2008 roku, po ogłoszeniu intencji sprzedaży Fawley Court Kościoła mgła osnuwa Prosecution Service and not from civil servants with a political look at the photos submitted to the Police and make up their own cjonera” w rokuagenda, 2005 na au kcji w by ło du żo pro te stów na ła mach pra sy, ale tak że wy ło ni ły się gło sy z Tutaj, nad Małą Polską as the Act refers to “any place of burial”. There is no minds as to whether Thames Valley Police are acting to uphold the ma ta nie jest wyka zana raAct chun - be róż nych as źró deł popermission pierającefor sprze Ten Wielki Polak czuwa. doubt thatwthe should applied planning a daż law. – między innymi z szeregów burialmis ground was made 9/06/1961 marianów Chariprivate ty Com sion. Zrzeand szegranted nia Naon uczy cielstwa (ref: Polskiego za Granicą i w wypowiedziach Krzysztof Jastrzembski, Secretary FCOB WR/899/61). Jarzębowski died and buried £400,000 ze sprze daży wSince 2005FatherSzy mona Za rem bywas (pre zesaatPolskiej Fundacji Kulturalnej, wydawJ. W. Górski adłości przy bramie należącej do cy „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza”) na zebraniu z Ko5.12.1972 był podpisany przez dwóch księży: mitetem Obrony Dziedzictwa Narodowego. Niewyraźne jest też zeja Gowkielewicza, co jest tym stanowisko Zjednoczenia Polskiego. Natomiast PAFT (Polonia Aid TO WHOM IT MAY CONCERN oni mniejszość wobec zarejestro- Foundation Trust), którego powiernicy dysponują funduszami Re: FAWLEY COURT, HENLEY Missing bodies, artefacts, deeds – Oxford Police say “no crime detected” 10| 18 kwietnia 2011 | nowy czas nowy czas felietony opinie [email protected] 0207 639 8507 63 King’s Grove London SE15 2NA Wirtualne zmory Krystyna Cywińska 2011 Zdradził mnie o świcie. Odszedł w siną dal. Zdradził mnie mój mit o mojej ojczyźnie. A byłam mu wierna przez wiele lat na obczyźnie. Mitowi solidarnej, rozsądnej, dzielnej, wolnej Polski. Tolerancyjnej, wszystkich ogarniającej, wybaczającej, cywilizowanej. Już w samo południe zaczęłam mieć wątpliwości, a pod wieczór ogarnęło mnie zdumienie. I zwątpienie. Patrzyłam na ekran telewizyjny i nie wierzyłam temu, co widzę i słyszę. Nie ma już wolnej Polski… Nie ma, skoro tłum moich rodaków na Królewskim Trakcie w Warszawie wznosi modlitewne błaganie o wolności przywrócenie. Oddają moją ojczyznę pod patronat niebieski, w bluźnierczej nienawiści do jej władz doczesnych. A potem przed kamerami telewizyjnymi uwłaczają sobie, szkalują się, wzajemnie oskarżają, wymyślają i rezonują bez umiaru. Piana bije z telewizyjnego ekranu. Lada chwila – myślę – krew się poleje. I myślami wracam do lat emigracyjnych, kiedy ojczyzna nam się widziała w przyszłej krasie swobód i cnót obywatelskich. A wolność była marzeniem tych z nas, którzy oddali albo gotowi byli za nią oddać życie. Kiedy myśmy Boga prosili o wolność, Polska była zniewolona. Za ten śpiew błagalny, groziło nam widmo więzień, obozów koncentracyjnych, tortur i śmierci. Co grozi dziś tym, którzy bluźnią? Bluźnią, bo tę wolność mają. Wolność nieokiełznaną, niedocenianą, szkalowaną. Nie chciałabym mieszać w to Pana Boga. Ale czy wolno nadużywać jego cierpliwości? Ten wrzeszczący na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie tłum nie jest statystycznym przedstawicielem społeczeństwa. Ale jest w swojej mniejszości nie mniej przerażający. Uświadamia nam, tym, którzy z wizją wolnej Polski żyli i żyją, że coś w niej pękło, że jad się sączy. Jad nienawiści na grobach poległych w Smoleń- sku. Jad zwątpienia w prawdę o ich śmierci. Tych zdradzonych o świcie – jak poetę Herberta zacytował Jarosław Kaczyński. Dziś zdradzanych przez polityczne rozgrywanie ich śmierci. Do dziś z wdzięcznością wspominam ś.p. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Za to, co zrobił dla nas, AK-owców. Za przywrócenie nam godności i wpisanie nas w świadomość narodową. Za uczczenie pamięci naszych kolegów z AK w 60. rocznicę Powstania Warszawskiego. Godnie, szumnie, wzruszająco. Bez względu na meritum tego zrywu. Na jego tragiczne skutki i zgliszcza stolicy. Nie wiem, jakim był prezydentem. Dobrym czy złym. Ale wiem, że nie zasłużył sobie na urąganie mu i obrażanie go za życia. Ani na licytowanie się jego życiem po śmierci. I niegodna jest jego pamięci i pamięci tych, co zginęli, ta histeryczna orgia żałobna. To rozdzieranie szat i ran. Zdradził mnie o świcie mit mojej ojczyzny. Dość już mam żałoby, jęków, szlochów i zawodzenia. Dość już mam tego ceremoniału de profundis. Dość już mam, choć straciliśmy w Smoleńsku naszego drogiego kuzyna Czesława Cywińskiego, prezesa Światowego Stowarzyszenia AK-owców. I dość już mam rozważań o honorze Polaków. O honorze patriotycznym, wymagającym nieustannych pretensji do sąsiadów, byłych zaborców. Czegóż to w imię tego honoru nie robiono! Składano życie na ołtarzu ojczyzny, często niepotrzebnie. Popełniano samobójstwa z jej utratą. Też niepotrzebnie. Robiono różne głupstwa, puste gesty, wbrew zdrowemu rozsądkowi. A honor jest pojęciem umownym, złożonym. Co dla jednych honorowe, dla innych bezsensowne. Uwarunkowane religią, doktryną, systemami, mitami. Niektórzy twierdzą, że honor może być i był narzędziem terroru. W jego imieniu popełnia się zbrodnie indywidualne i masowe. Młode pokolenia takiego poczucia honoru już nie mają. Uważają go za romantyczny atrybut błędnych rycerzy minionych epok czy opowieści. Kto by dziś wskoczył konno do Elstery z okrzykiem „Bóg mi powierzył honor Polaków!”? To arogancja i szaleństwo. I kto by dziś strzelał sobie w łeb z powodu przegranej bitwy. A byli i tacy. I tacy też będą pewnie. Myślę, że czasem honor i humoreska chadzają w parze. Pojęcie honoru dla wielu niewiele ma już wspólnego z cnotami patriotycznymi. Jest to pojęcie społeczne albo towarzyskie. I dlatego wzburza mnie – szafowanie tym pojęciem w tej mojej ekranowej ojczyźnie, bo taką najlepiej znam. Tusk i Komorowski – słyszę – powinni honorowo zejść ze sceny politycznej. Zamordowali kogoś? Oszukali? Okradli? Istnieją jeszcze pojęcia przyzwoitości, uczciwości, godności osobistej, ale niektórzy Polacy wierzą, że sam Pan Bóg im powierzył szafowanie honorem. A także powierzył im przydzielanie paszportu polskości. Dobrego Polaka w odróżnieniu od złego, co się słusznie lub niesłusznie przypisuje poglądom Jarosława Kaczyńskiego. Mój pradziadek, rodem z Krakowa, był obywatelem cesarstwa Austro-Węgier. Moja prababka, rodem z Jędrzejowa, obywatelką carskiej Rosji. Pisywali do siebie przez granicę czułe listy, zakrapiane fracuszczyzną. A kiedy pradziadek postanowił paść do nóg rodzicom swojej wybranki i prosić o jej rękę, musiał sobie wyrobić paszport, żeby przekroczyć granicę. Paszport był kanarkowego koloru, z czarnym orłem, bez fotografii. W paszporcie był tylko jego rysopis. Sprytni kupcy polscy i żydowscy pożyczali sobie nagminnie takie paszporty. A co z rysopisem? – Miałem wąsy panie władzo, ale zgoliłem. Miałem czuprynę, ale wyłysiałem, oczy mi wyblakły, policzki się zapadły. – A ten średni wzrost? – Co to znaczy średni? Człowiek mógł wtedy nawet z cudzym paszportem przekraczać granicę własnego kraju. I wszyscy czuli się dobrymi Polakami. I to stanowiło o paszportach ich polskości. Zdradził mnie o świcie i odszedł w siną dal mit o bezwzględnej polskości wszystkich mieszkańców mojej ojczyzny. A może mi się to wszystko śniło? Po koszmarnej wirtualnej wizji mojego kraju. Co się stało z dziewczynami? Wydarzyło się to w samym centrum Londynu. W jednym z dużych domów towarowych spotkały się dwie Polki. Beata i Ania. Obie pracują w tej samej firmie, ale w różnych działach. Pech chciał, że pewnego ranka Ania musiała zrobić zakupy w dziale, w którym pracuje Beata. – O jejku, jakie ty masz dziwne nazwisko? – śmiała się Beata przyglądając się karcie rabatowej, którą podała jej Ania. – Ale nie przejmuj się, pewnego dnia i ty spotkasz kogoś, kto cię zechce i wtedy będziesz mogła zmienić to nazwisko – nie dawała za wygraną Beata. Anię to tak zamurowało, że nie wiedziała co pwiedzieć. – To nigdy nie było moją ambicją! – wydusiła z siebie Ania.Wzięła resztę, paragon i wróciła do swojej pracy. Niby nic wielkiego, a jednak muszę przyznać, że jestem tą historią trochę zaskoczony. W końcu co to kogo obchodzi, jakie kto ma nazwisko, czy jest jest panną albo nie? Okazuje się jednak, że może to być bardziej skomplikowany problem. Opublikowane właśnie w Wielkiej Brytanii wyniki sondażu przeprowadzonego wśród tutejszych nauczycieli pokazują smutny obraz żeńskiej części szkolnej społeczności: „Zachowanie dziewcząt w szkolnej klasie pogarsza się równie szybko, jak wśród chłopców” – mówią autorzy badań. I przytaczają dane, z których wynika, że ponad 44 proc. badanych jest zdania, że mają problem z coraz to gorszym zachowaniem dziewcząt w szkole. Dla porównania, 43 proc. ankietowanych jest podobnego zdania w stosunku do chłopców. Co ciekawe, ponad połowa badanych stwierdza, że w ciągu ostatnich pięciu lat zauważyli pogarszające się zachowanie chłopców w szkole, gdy jedynie 48 proc. przyznało, że to samo dotyczy dziewcząt. W czym jest więc problem? Jeden z badanych nauczycieli stwierdził, że w przypadku chłopaków mamy do czynienia z przemocą fizyczną w stosunku do kolegów z ławki, dziewczęta zaś mają problem z wyzwiskami, wszelkiego rodzaju psychicznym molestowaniem. „Wśród nich największym problemem jest prawdopodobnie bulling, taki jak izolacja społeczna czy grupowa tej czy innej dziewczyny, rozpowszechnianie wszelkiego rodzaju plotek, niestosowne komentarze, krytykowanie sposobu ubierania się czy nawet wyśmiewanie się z faktu nie posiadania najnowszego telefonu komórkowego” – stwierdzają w komentarzach badani. Powodów może być wiele, nie bez znaczenia jest jednak fakt, iż prawie każdy nastolatek jest teraz na jednym lub więcej portalach społecznościowych takich jak Facebook, a to, co się tam dzieje, bardzo często znajduje swoje odbicie w za- chowaniu w szkole. –„Dziewczyny lubią plotkować i znacznie więcej czasu zajmuje im rozwiązywanie problemów, podczas gdy chłopcy mają tendencje do tego, aby wszystkie sporne sprawy rozwiązać bardzo szybko” – dodaje 34-letni nauczyciel z Reading. Dla asystentki z Weston-Super-Mare „dziewczyny są zdecydowanie bardziej agresywne, łączą się w szkolne gangi, które są znacznie brutalniejsze od tych, tworzonych przez chłopców..” Ministerstwo Edukacji przyznaje, że nauczyciele nie mogą uczyć skutecznie, jeśli na terenie szkoły występuje problem z dyscypliną. I już mówi się o nowych uprawnieniach, które mają pomóc gronu pedagogicznemu w jej utrzymaniu. Co ciekawe, w tym samych tygodniu podobnym tematem zajęła się również felietonistka „The Stylist” – bezpłatnego magazynu mody rozdawanego na ulicach Londynu. Jak twierdzi – to dziewczyny wylewają na siebie najwięcej jadu, obrażają i obgadują jedna drugą. „Dziewczyny lubią się nienawidzić!” Czyli reakcja Beaty na Ani nazwisko to nie tylko polska specjalność... V. Valdi Dodaj swój komentarz na www.nowyczas.co.uk nowyczas.co.uk |11 nowy czas | 18 kwietnia 2011 felietony i opinie Na czasie KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO Grzegorz Małkiewicz Będąc chłopięciem uwielbiałem buszować na strychu rodzinnego domu, swego rodzaju bazy danych kilku pokoleń. Taki starodawny internet. Dostęp do niego był ograniczony, trzeba było przechytrzyć dorosłych, złamać zakazy, tak jak teraz dzieciaki łamią kody dostępu do internetu, o wiele zasobniejszego. A jednak ten tradycyjny skład przeszłości, rzeczy dawno już niepotrzebnych, ale zachowanych, miał swoją przewagę nad rzeczywistością wirtualną. Był fizyczny, konkretny, pobudzający wyobraźnię. Z rzeczy odkrytych pamiętam do dziś przedwojenną broszurę o intrygującym tytule Młodzieży, ciebie bałamucą. Treści nie pamiętam, tytuł został mi w głowie. Teraz po latach mogę tylko sobie dopowiedzieć, co ta broszura zawierała. Pewnie jakieś ostrzeżenia jednego obozu politycznego przed drugim, pokazywała mechanizm manipulacji, pułapki demagogii. To były jednak niewinne początki. Obecnie socjotechnika, wzmocniona technologią, osiągnęła skuteczność rażenia docelowego z precyzją laserową. Zanim do tego jednak doszło w Polsce przez prawie 50 lat obowiązywała powszechna nieufność do przekazu mediów publicznych. Telewizja, radio, prasa kłamały. Propaganda nie trafiała do społeczeństwa, o czym wszyscy wiedzieli, łącznie z propagandzistami. Oni realizowali swój główny cel – niedopuszczania do przestrzeni publicznej niewygodnych tematów i niewygodnych ludzi. Trochę te niedawne jeszcze czasy przypomniało mi oświadczenie Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii, które nadal uważa, że reprezentuje wszystkich Polaków na Wyspach. W oświadczeniu dystansującym się od wiecu na Trafalgar Square w rocznicę katastrofy smoleńskiej była mowa o organizowaniu go przez „nieznane podmioty”. A więc nie tylko nadużycie jeśli chodzi o uzurpowanie sobie prawa do reprezentowania „wszystkich Polaków”, ale też zwyczajne kłamstwo, bo „podmioty” występowały z imienia i nazwiska, a jeden „podmiot”, Marek Laskiewicz, kandydował nawet w wyborach na stanowisko przewodniczącego POSK. Gorzej jest w Polsce. Pamięć o latach komunistycznej manipulacji skutecznie zatarła naiwna wiara w wolność słowa, a kłamstwa świadomie przekazywane przez środki masowego przekazu w atrakcyjnej, wzorowanej na zachodniej telewizji formie, urabiają do tego stopnia świadomość, że spora część społeczeństwa zaczęła mówić „tvenem”. Powszechną metodą stało się „wrzucanie” kłamstwa, którego media po kompromitacji nie prostują. Można tu podać całą listę insynuacji, jak chociażby rzekomą kłótnię generała Błasika z kapitanem Protasiukiem na płycie lotniska przed odlotem. „Gazeta Wyborcza” znalazła nawet świad- ków. Dziennikarskie śledztwo podważyła jednak prokuratura, o czym media już nie informowały. Znajomy, obecny na Krakowskim Przedmieściu 10 kwietnia, po obejrzeniu relacji TVN doszedł do wniosku, że brał chyba udział w innych uroczystościach. W jego relacji zgromadzeni w spokoju i z godnością oddali hołd tragicznie zmarłym, bez ekscesów widoczych na ekranach TVN. Zgodził się jednak z tym, że w wielotysięcznym tłumie można znaleźć dowody na każdą tezę, w tym na „początek kampanii wyborczej” i dominację „moherowych beretów”. Było inaczej, a uczestnicy zróżnicowani wiekowo i społecznie, o czym wiedzieli dziennikarze. Wiedzieli też, że nie wszyscy widzowie są w stanie to zweryfikować. Tradycyjnie już przedstawiono wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego jako dowód wykorzystywania przez niego tragedii w celach politycznych. Ten wątek prowadzi do logicznego wniosku, chociaż makabrycznego, że prezes PiS w swojej żądzy władzy sam spowodował wypadek samolotu. Awantury wokół Smoleńska pokazują, jak bardzo daleko nam do demokracji. W tak tragicznych wydarzeniach dla całego kraju, nie ma miejsca na politykę. Niestety, rząd zdecydował inaczej, między innymi ogłaszając – w kilka godzin po katastrofie – że winę za nią ponoszą piloci. Z podobną tezą wystąpił londyński „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza” w pierwszą rocznicę tragedii. W tej sytuacji każdy obywatel RP ma prawo, a nawet obowiązek zadawać pytanie, co zrobił rząd w celu wyjaśnienia przyczyn katastrofy, w której zginęło 96 osób z polskiej elity? Podobno, jak ostatnio ujawnił gen. Petelicki, jednym z pierwszych posunięć rządu był SMS o skandalicznej treści: „Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił”. Przebieg śledztwa potwierdza próbę udowodnienia tej tezy, a nie wyjaśnienia przyczyn. Brak zgody politycznej po tragedii doprowadził do oburzających oskarżeń i pomówień. Na szczęście zbliżają się Święta Wielkiej Nocy, które bez względu na religijność zwaśnionych stron mają moc kojącą, przynajmniej przez kilka dni, czego Państwu w tym podniosłym czasie życzę. Wacław Lewandowski Czas obłudników Gdzieś tak od końca marca zaroiło się w Polsce od ludzi zatroskanych. Frasobliwych, przejętych, współczujących. Gdy tylko partia rządząca dziś krajem ogłosiła, ze zbliżającą się rocznicę tragedii smoleńskiej Jarosław Kaczyński zechce wykorzystać do efektownego rozpoczęcia kampanii wyborczej, zatroskani chwycili za pióra, ruszyli przed kamery i mikrofony. O co się troszczą? O różne sprawy. Od bardzo przyziemnych po bardzo wzniosłe. Znaleźli się na przykład spece od liczenia kosztów, którzy mówią, że Warszawa zbankrutuje, gdy służby miejskie co miesiąc będą musiały czyścić teren pod Pałacem Prezydenckim, wywozić stamtąd znicze i kwiaty. Znana dziennikarka zatroszczyła się zaś o zagadnienie z rejonów obyczajowości sakralnej i ogłosiła, że w Polsce profanuje się znak krzyża, bo wykorzystują ów znak ci, którzy przychodzą pod tenże pałac czcić rocznicę śmierci ofiar Smoleńska. Ktoś inny ubolewa, że zatracamy narodowe zwyczaje obchodzenia żałoby, miast cierpieć dyskretnie w domowym zaciszu, niektórzy wolą spotykać się z innymi w miejscach publicznych i – o zgrozo! – nie chcą tego zaprzestać, mimo że właśnie mija rok, zatem usankcjonowany tradycją okres „ob- noszenia się z żałobą” właśnie się kończy! Inni jeszcze troszczą się o Kościół, o religijność rodaków, o ład życia publicznego. Co interesujące, im bardziej ktoś na co dzień daleki od tejże religijności i od Kościoła, tym mocniej się troszczy. Są i tacy, którzy w „nadmiernie częstym” wspominaniu zmarłego Prezydenta RP, a zwłaszcza w żądaniu upamiętnienia go pomnikiem w centrum stolicy, widzą hydrę nacjonalizmu oraz chęć „dzielenia społeczeństwa” niemal według rasistowskich kryteriów. Piszę to 10 kwietnia, gdy w Warszawie i innych polskich miastach gromadzą się ludzie, uznający iż pamięć o Prezydencie, który zginął w czasie pełnienia obowiązków, takoż pamięć o innych państwowych urzędnikach i dowódcach wojskowych, nie powinna być pielęgnowana wstydliwie, półgębkiem i w skrytości ducha, ale winna być sprawą publiczną i pierwszoplanową. Nie dlatego, by wciąż „żyć katastrofą i przeszłością” (to ulubiony zarzut „zatroskanych”), ale chociażby dlatego, że nasza państwowość powinna być dumna i niezawisła, nie – wstydliwa i zakompleksiona. Wiem, co od jutra wyczytam w gazetach, co usłyszę z radia i telewizji. Chór „zatroskanych” będzie ubolewać, że dzień rocznicy nie upłynął jak powinien, że to „dzieli”, „jątrzy”, a nawet przynosi wstyd Polsce. I – oczywiście – że się wypacza religijność, angażując ją w walkę polityczną. Wiem także, jak wszyscy wiedzą, że ci, którzy przeżywają rocznicę tragedii nazwani zostaną ludźmi anachronizmu, wstecznikami, tymi, którzy nie chcą Polski nowoczesnej. Wiem, bo te wywody są powtarzalne, a ich zasób ograniczony. I zawsze czerpiący z tego zasobu wypowiadają się z zatroskaniem, pozują na mędrców, którzy cierpią przez głupotę tłumu. Cierpią, bo przecież chcieliby ten tłum oświecić, a tłum oświecić się nie daje. Mądremu biada! – chce się zakrzyknąć, gdy się ogląda te umęczone troską twarze. A mówiąc poważnie – wieje nudą, gdy po raz kolejny ogląda się ten sam spektakl. I miedziane czoła obłudników, specjalistów od wychowywania społeczeństwa. Ale mimo tej nudy, zdarzyło się jednak coś, co jest nowością w ostatnim dwudziestoleciu. Otóż telewizja publiczna, podobnie jak czyniła to jej poprzedniczka tv-PRL, nie zauważyła, że w wigilię rocznicy katastrofy w Warszawie ludzie manifestowali pod ambasadą Rosji, pod Pałacem Prezydenckim i pod Kancelarią Premiera. Po prostu – nie dostrzegła. Albo uznała, że to nie news. 12| 18 kwietnia 2011 | nowy czas czas przeszły teraźniejszy Angielskiej galerii polskie początki Znane są powszechnie skłonnności Anglików do przedsięwzięć charytatywnych – fundowania instytucji użyteczości publicznej, szpitali, szkół, college’ów, muzeów, galerii itp. Ale fakt, że najstarsza publiczna angielska galeria – Dulwich Picture Gallery, powstała dzięki kolekcji zebranej na zamównienie polskiego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego – nie jest powszechnie znany, choć w samej galerii i w jej publikacjach pełno śladów świadczących o polskich korzeniach tego miejsca. Teresa Bazarnik Przypomnijmy więc historię dziwnego zbioru obrazów, który stał się bezpośrednią inspiracją do powstania pierwszej publicznej galerii na Wyspach Brytyjskich. W 1790 roku król Staś, znany w kręgach europejskich miłośnik i koneser sztuki, za pośrednictwem swego brata Michała Poniatowskiego złożył zamówienie na kolekcję obrazów, która miała stanowić zalążek polskiej galerii narodowej. Zadanie stworzenia takiej kolekcji powierzył dobrze prosperującemu, osiadłemu w Anglii francuskiemu marszandowi Noelowi Desenfans. W ciągu kilku lat kolekcja rozrosła się do zbioru znakomitych płócien. Niestety, nadszedł rok 1795. Tragiczny dla losów naszego kraju, króla Stasia i dość dramatyczny dla francuskiego marszanda, którego abdykacja polskiego monarchy zostawiła ze wspaniałą kolekcją i… pustą kieszenią. Desenfans, nie bacząc na polityczne pryncypia, zaczął podejmować próby odzyskania swoich pieniędzy. Niestety, król Staś był niewypłacalny, caryca Katarzyna obojętna na finansowe zobowiązania króla bez tronu, a rząd angielski nie wykazywał zainteresowania kolekcją. Za swoją pracę Desenfans zdążył jednak otrzymać zapłatę honorową – król Stanisław Poniatowski, zanim został pozbawiony tronu, nadał mu honorowy tytuł Consul General of Poland. Finansowe tarapaty nie zabiły, na szczęście, w marszandzie prawdziwego miłośnika sztuki i filantropa. Obrazy zebrane na zamówienie polskiego króla połączone z jego własną kolekcją postanowił udostępnić społeczeństwu, nosząc się z zamiarem otwarcia pierwszej w tym kraju galerii publicznej. Chciał również, by galeria stała się miejscem, gdzie młodzi adepci sztuk pięknych mogliby studiować płótna wielkich mistrzów. Choć nie zdążył urzeczywistnić swojej idealistycznej wizji, to nim zmarł, zdołał zarazić swoim pomysłem przyjaciela, malarza i również kolekcjonera sztuki. Francis Bourgeois, nadworny malarz króla Stasia, który od polskiego monarchy otrzymał szlachectwo, stał się spadkobiercą kolekcji Noela Desenfans, z zastrzeżeniem jednak, że ma być ona przekazana na cele publiczne i pieczołowicie chroniona. Po śmierci Bourgeois kolekcja Desenfans została przekazana do Dulwich College. W celu udostępnienia jej szerszej publiczności Bourgeois przekazał też w swoim testamencie dziesięć tysięcy funtów na zbudowanie specjalnego miejsca na ekspozycję zebranych dzieł sztuki. Zaprojektowaniem galerii miał się zająć rozsławiony już wówczas autor projektu architektonicznego budynku Bank of England John Soane. Galeria została otwarta w 1813 roku, dwa lata po śmierci Bourgeois, jako pierwsza publiczna galeria w Anglii. Oprócz swej podstawowej funkcji spełnia jeszcze inną – część galerii jest mauzoleum jej fundatorów. Zatrzymując kolekcję, Desenfans nigdy nie odzyskał swoich pieniędzy, ale dzięki temu król Polski Stanisław August Poniatowski wpisał się na trwałe w historię brytyjskich muzeów i przysporzył chwały marszandowi, którego bankructwo doprowadziło do stworzenia trwałej wartości publicznej. Dulwich Picture Gallery, położona na terenie przylegającym do Dulwich College i naprzeciwko pięknego parku, jest miejscem niezwykle urokliwym, o bardzo specyficznej atmosferze, gdzie w ciągu tygodnia w ciszy i spokoju można podziwiać płótna największych mistrzów (m.in. Rembrandta, Van Dycka, Rubensa, Poussina, Murilla, Watteau, Canaletta, Gainsbourough, Hogartha) eksponowane bez męczącego natłoku wielkich galerii i ze znakomitym światłem, dzięki sufitowym otworom okiennym, a także podziwiać oryginalną architekturę budynku stworzonego przez Johna Soane’a. W weekendowe dni galeria jest znacznie bardziej zatłoczona, gdyż piękne tereny Dulwich Village i okolic przyciągają nie tylko turystów, ale także londyńczyków z innych dzielnic stolicy. Organizowane są tam też wystawy czasowe artystów tworzących współcześnie. Czy wiesz, że inwestując zaledwie kilka funtów dziennie możesz zadbać o swoją stabilną przyszłość? Efektywne oszczędzanie w celu zapewnienia sobie stabilnej przyszłości finansowej jest prostsze niż myślisz! Zadbaj o to aby w jesieni swojego życia cieszyć się z zasłużonego odpoczynku. Nie czekaj, dowiedz się więcej już dziś! www.profittree.co.uk, Tel: 02088498259 E-mail: [email protected] facebook twitter Zapraszamy na Forum Finansowe – "Sposoby osiągania niezależności finansowej" 15/05/11 4 pm POSK Londyn |11 nowy czas | 18 kwietnia 2011 felietony i opinie Na czasie KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO Grzegorz Małkiewicz Będąc chłopięciem uwielbiałem buszować na strychu rodzinnego domu, swego rodzaju bazy danych kilku pokoleń. Taki starodawny internet. Dostęp do niego był ograniczony, trzeba było przechytrzyć dorosłych, złamać zakazy, tak jak teraz dzieciaki łamią kody dostępu do internetu, o wiele zasobniejszego. A jednak ten tradycyjny skład przeszłości, rzeczy dawno już niepotrzebnych, ale zachowanych, miał swoją przewagę nad rzeczywistością wirtualną. Był fizyczny, konkretny, pobudzający wyobraźnię. Z rzeczy odkrytych pamiętam do dziś przedwojenną broszurę o intrygującym tytule Młodzieży, ciebie bałamucą. Treści nie pamiętam, tytuł został mi w głowie. Teraz po latach mogę tylko sobie dopowiedzieć, co ta broszura zawierała. Pewnie jakieś ostrzeżenia jednego obozu politycznego przed drugim, pokazywała mechanizm manipulacji, pułapki demagogii. To były jednak niewinne początki. Obecnie socjotechnika, wzmocniona technologią, osiągnęła skuteczność rażenia docelowego z precyzją laserową. Zanim do tego jednak doszło w Polsce przez prawie 50 lat obowiązywała powszechna nieufność do przekazu mediów publicznych. Telewizja, radio, prasa kłamały. Propaganda nie trafiała do społeczeństwa, o czym wszyscy wiedzieli, łącznie z propagandzistami. Oni realizowali swój główny cel – niedopuszczania do przestrzeni publicznej niewygodnych tematów i niewygodnych ludzi. Trochę te niedawne jeszcze czasy przypomniało mi oświadczenie Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii, które nadal uważa, że reprezentuje wszystkich Polaków na Wyspach. W oświadczeniu dystansującym się od wiecu na Trafalgar Square w rocznicę katastrofy smoleńskiej była mowa o organizowaniu go przez „nieznane podmioty”. A więc nie tylko nadużycie jeśli chodzi o uzurpowanie sobie prawa do reprezentowania „wszystkich Polaków”, ale też zwyczajne kłamstwo, bo „podmioty” występowały z imienia i nazwiska, a jeden „podmiot”, Marek Laskiewicz, kandydował nawet w wyborach na stanowisko przewodniczącego POSK. Gorzej jest w Polsce. Pamięć o latach komunistycznej manipulacji skutecznie zatarła naiwna wiara w wolność słowa, a kłamstwa świadomie przekazywane przez środki masowego przekazu w atrakcyjnej, wzorowanej na zachodniej telewizji formie, urabiają do tego stopnia świadomość, że spora część społeczeństwa zaczęła mówić „tvenem”. Powszechną metodą stało się „wrzucanie” kłamstwa, którego media po kompromitacji nie prostują. Można tu podać całą listę insynuacji, jak chociażby rzekomą kłótnię generała Błasika z kapitanem Protasiukiem na płycie lotniska przed odlotem. „Gazeta Wyborcza” znalazła nawet świad- ków. Dziennikarskie śledztwo podważyła jednak prokuratura, o czym media już nie informowały. Znajomy, obecny na Krakowskim Przedmieściu 10 kwietnia, po obejrzeniu relacji TVN doszedł do wniosku, że brał chyba udział w innych uroczystościach. W jego relacji zgromadzeni w spokoju i z godnością oddali hołd tragicznie zmarłym, bez ekscesów widoczych na ekranach TVN. Zgodził się jednak z tym, że w wielotysięcznym tłumie można znaleźć dowody na każdą tezę, w tym na „początek kampanii wyborczej” i dominację „moherowych beretów”. Było inaczej, a uczestnicy zróżnicowani wiekowo i społecznie, o czym wiedzieli dziennikarze. Wiedzieli też, że nie wszyscy widzowie są w stanie to zweryfikować. Tradycyjnie już przedstawiono wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego jako dowód wykorzystywania przez niego tragedii w celach politycznych. Ten wątek prowadzi do logicznego wniosku, chociaż makabrycznego, że prezes PiS w swojej żądzy władzy sam spowodował wypadek samolotu. Awantury wokół Smoleńska pokazują, jak bardzo daleko nam do demokracji. W tak tragicznych wydarzeniach dla całego kraju, nie ma miejsca na politykę. Niestety, rząd zdecydował inaczej, między innymi ogłaszając – w kilka godzin po katastrofie – że winę za nią ponoszą piloci. Z podobną tezą wystąpił londyński „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza” w pierwszą rocznicę tragedii. W tej sytuacji każdy obywatel RP ma prawo, a nawet obowiązek zadawać pytanie, co zrobił rząd w celu wyjaśnienia przyczyn katastrofy, w której zginęło 96 osób z polskiej elity? Podobno, jak ostatnio ujawnił gen. Petelicki, jednym z pierwszych posunięć rządu był SMS o skandalicznej treści: „Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił”. Przebieg śledztwa potwierdza próbę udowodnienia tej tezy, a nie wyjaśnienia przyczyn. Brak zgody politycznej po tragedii doprowadził do oburzających oskarżeń i pomówień. Na szczęście zbliżają się Święta Wielkiej Nocy, które bez względu na religijność zwaśnionych stron mają moc kojącą, przynajmniej przez kilka dni, czego Państwu w tym podniosłym czasie życzę. Wacław Lewandowski Czas obłudników Gdzieś tak od końca marca zaroiło się w Polsce od ludzi zatroskanych. Frasobliwych, przejętych, współczujących. Gdy tylko partia rządząca dziś krajem ogłosiła, ze zbliżającą się rocznicę tragedii smoleńskiej Jarosław Kaczyński zechce wykorzystać do efektownego rozpoczęcia kampanii wyborczej, zatroskani chwycili za pióra, ruszyli przed kamery i mikrofony. O co się troszczą? O różne sprawy. Od bardzo przyziemnych po bardzo wzniosłe. Znaleźli się na przykład spece od liczenia kosztów, którzy mówią, że Warszawa zbankrutuje, gdy służby miejskie co miesiąc będą musiały czyścić teren pod Pałacem Prezydenckim, wywozić stamtąd znicze i kwiaty. Znana dziennikarka zatroszczyła się zaś o zagadnienie z rejonów obyczajowości sakralnej i ogłosiła, że w Polsce profanuje się znak krzyża, bo wykorzystują ów znak ci, którzy przychodzą pod tenże pałac czcić rocznicę śmierci ofiar Smoleńska. Ktoś inny ubolewa, że zatracamy narodowe zwyczaje obchodzenia żałoby, miast cierpieć dyskretnie w domowym zaciszu, niektórzy wolą spotykać się z innymi w miejscach publicznych i – o zgrozo! – nie chcą tego zaprzestać, mimo że właśnie mija rok, zatem usankcjonowany tradycją okres „ob- noszenia się z żałobą” właśnie się kończy! Inni jeszcze troszczą się o Kościół, o religijność rodaków, o ład życia publicznego. Co interesujące, im bardziej ktoś na co dzień daleki od tejże religijności i od Kościoła, tym mocniej się troszczy. Są i tacy, którzy w „nadmiernie częstym” wspominaniu zmarłego Prezydenta RP, a zwłaszcza w żądaniu upamiętnienia go pomnikiem w centrum stolicy, widzą hydrę nacjonalizmu oraz chęć „dzielenia społeczeństwa” niemal według rasistowskich kryteriów. Piszę to 10 kwietnia, gdy w Warszawie i innych polskich miastach gromadzą się ludzie, uznający iż pamięć o Prezydencie, który zginął w czasie pełnienia obowiązków, takoż pamięć o innych państwowych urzędnikach i dowódcach wojskowych, nie powinna być pielęgnowana wstydliwie, półgębkiem i w skrytości ducha, ale winna być sprawą publiczną i pierwszoplanową. Nie dlatego, by wciąż „żyć katastrofą i przeszłością” (to ulubiony zarzut „zatroskanych”), ale chociażby dlatego, że nasza państwowość powinna być dumna i niezawisła, nie – wstydliwa i zakompleksiona. Wiem, co od jutra wyczytam w gazetach, co usłyszę z radia i telewizji. Chór „zatroskanych” będzie ubolewać, że dzień rocznicy nie upłynął jak powinien, że to „dzieli”, „jątrzy”, a nawet przynosi wstyd Polsce. I – oczywiście – że się wypacza religijność, angażując ją w walkę polityczną. Wiem także, jak wszyscy wiedzą, że ci, którzy przeżywają rocznicę tragedii nazwani zostaną ludźmi anachronizmu, wstecznikami, tymi, którzy nie chcą Polski nowoczesnej. Wiem, bo te wywody są powtarzalne, a ich zasób ograniczony. I zawsze czerpiący z tego zasobu wypowiadają się z zatroskaniem, pozują na mędrców, którzy cierpią przez głupotę tłumu. Cierpią, bo przecież chcieliby ten tłum oświecić, a tłum oświecić się nie daje. Mądremu biada! – chce się zakrzyknąć, gdy się ogląda te umęczone troską twarze. A mówiąc poważnie – wieje nudą, gdy po raz kolejny ogląda się ten sam spektakl. I miedziane czoła obłudników, specjalistów od wychowywania społeczeństwa. Ale mimo tej nudy, zdarzyło się jednak coś, co jest nowością w ostatnim dwudziestoleciu. Otóż telewizja publiczna, podobnie jak czyniła to jej poprzedniczka tv-PRL, nie zauważyła, że w wigilię rocznicy katastrofy w Warszawie ludzie manifestowali pod ambasadą Rosji, pod Pałacem Prezydenckim i pod Kancelarią Premiera. Po prostu – nie dostrzegła. Albo uznała, że to nie news. 12| 18 kwietnia 2011| nowy czas reportaż Koleżanki z nieludzkich czasów Dwie dziewczynki w ukraińskich strojach ludowych. Lidka jakby wyjęta z kart powieści Iwana Franko – ciemne oczy, warkocz z czarnych włosów ułożony w „struclę”. Irenka to blondynka o jasnych oczach. Bardziej wygląda na Polkę niż Ukrainkę. Naprawdę Lidka to Lili, a Irenka to Zosia. Żadna z nich nie jest Ukrainką. Robert Małolepszy Codzienna porcja korespondencji: prośby od organizacji charytatywnych, różnych instytucji, zaproszenia, podziękowania. Lili Stern Pohlmann przegląda listy. Jest postacią znaną w polskim Londynie. Od lat czyni wiele dla rozwoju dialogu polsko-żydowskiego oraz kreowania pozytywnego wizerunku Polski oraz Polaków. Ręcznie zaadresowana, różowa koperta wyróżnia się spośród kilkunastu innych. Imię i nazwisko nadawcy z Izraela niewiele jednak pani Lili mówi. Kilka słów, także napisanych odręcznie: „...zobaczyłam Twoje zdjęcie na filmie z krakowskiej wystawy o lwowskich Żydach. Napisałam do Galicja Jewish Museum. Od nich dostałam adres. Tyle jest do opowiedzenia, tyle do wysłuchania...” Podpisano Esther Yotvat. W nawiasie, Erna Weiss. Erna? Oczywiście, Erna! 1941 rok, szkoła we Lwowie. Ta sama klasa. Była też tam Zosia Nacht – koleżanka z ławki. Jest adres e-mailowy, jest telefon. Trzeba tylko opanować wzruszenie. Przynajmniej na tyle, żeby można było mówić. – Halo, Erna? – Lili? Wielki Boże! Gdzieś uleciało 70 lat i znów rozmawiają ze sobą dwie szkolne koleżanki. Chcą sobie w jednej chwili powiedzieć o wszystkim – swoich losach w czasie wojny, życiu po wojnie, rodzinie, znajomych. Okaże się, że byli wspólni znajomi, a Lili z Erną niemalże mijały się w drzwiach ich mieszkań. Erna opowiada o podróżach do Krakowa. Okazuje się, że jej kuzynką była profesor Maria Orwid, wybitna psycholog i psychoterapeutka, zmarła przed dwoma laty. Z prof. Orwid przyjaźniła się także Lili. Skąd jednak mogła przypuszczać, że w rodzinie pani profesor może być jej koleżanka z czasów okupacji. – A nie wiesz przypadkiem, co się stało z Zosią, to znaczy z Irką? – dla Lili Pohlmann to bardzo bliska osoba. Razem ukrywały się w grekokatolickim klasztorze na przedmieściach Lwowa. TakIegO ZdjęCIa prZeCIeż... NIe ma – Nic się nie stało, ma się dobrze. Kilka dni temu piłyśmy wspólnie herbatę. Tu już nie ma mowy, żeby powstrzymać łzy. Lili płacze. Z radości. Bogu dzięki, Irenka przeżyła. Na usta cisną się setki kolejnych pytań, w tym to najbardziej oczywiste: – A jak ty mnie Er- na właściwie poznałaś? Rozumiem, że to Żydzi-lwowiacy byli na wystawie w Galicja Museum i nakręcili z niej film, który zobaczyłaś. Tak, rzeczywiście było tam zdjęcie naszej rodziny i jeszcze jedno, tylko moje, na takiej małej kolumnie w parku. Ale jak to wypatrzyłaś? – Mam w albumie twoje zdjęcie na tej kolumnie. Jest też na tej fotografii twój braciszek Uriel i twoja mama. Lili jest bardzo zdziwiona – takiego zdjęcia nie pamięta. Takiego zdjęcia nie było... Prosi o zeskanowanie i przesłanie e-mailem. Fotka drogą elektroniczną dociera tego samego dnia. Nie ma wątpliwości – z prawej pani Cecylia Stern, a na małej kolumnie siedzi Lilka i stoi mały Uryś. To było we Lwowie, wiosną 1939 roku. Ale kto je zrobił? Uliczny fotograf? Jak znalazło się u Erny? Szkoda, że nie ma jeszcze taty – Filipa. Byłaby cała szczęśliwa rodzina – jak na innym zdjęciu, które pani Lili traktuje jak relikwię. Pani Irenka ma jeszcze inna fotografię – ona i Lili w strojach ukraińskich. Lili była wtedy Lidką. Jakby wyjęta z kart powieści Iwana Franko – ciemne oczy, warkocz z czarnych włosów ułożony w „struclę”. Irenka (to imię tak do niej przylgnęło, że już nie wróciła do Zosi) to blondynka o jasnych oczach. Bardziej wygląda na Polkę niż Ukrainkę. To zdjęcie Lili Pohlmann świetnie pamięta, miała swoją odbitkę, ale kilka lat temu zaginęła. Tu powracają całkiem inne wspomnienia. pamIęTaj, jeSTem IreNka, a żegNaj SIę TrZy raZy Okupacja hitlerowska we Lwowie. Filipa i małego Urysia wydaje gestapowcom dozorca, Ukrainiec-policjant. Dzięki ich śmierci wzbogaci się o radio z mieszkania Sternów i zegarek Filipa. Jakiś czas później mała Lili wraz z mamą znajdują schronienie w mieszkaniu Niemki Irmgard Wieth. W kamienicy zamieszkałej przez niemieckich dygnitarzy i wysokich oficerów SS są, o dziwo, bardziej bezpieczne niż byłyby może gdzie indziej. Ukrywa się tam jeszcze żydowskie małżeństwo. Trwa to rok – od listopada 1942 do listopada 1943. Tymczasem front coraz bliżej. Sowieci nacierają, Niemcy zaczynają ewakuować cywilny personel. Irmgard siedzi na walizkach. Żydowskie małżeństwo ma dokąd pójść. On był dyrektorem apteki i dostarczał leki dla ukraińskiego duchowieństwa. Pomoc obiecał im metropolita lwowski arcybiskup Andrzej Szeptycki. – Więc weźmiecie ze sobą Lili i Cecylię. Albo nie pójdzie nikt – ostro sta- Zosia Nacht, czyli Irenka (z lewej) i Lili Stern, czyli Lidka Ostrowska w klasztorze Otcia i Syna i Swiatoho Ducha). Dzieci patrzą zdziwione, ale zakonnica, siostra Anastazja tłumaczy, że Lidka jest z mieszanej rodziny, gdzie czasem modlono się według polskiego obrządku. Okazuje się, że dla Lili nie ma łóżka. Zosia natychmiast wyraża chęć podzielenia się miejscem na swoim. Gdy wszystkie dzieci zasną pod kołdrą wyszepce: – Pamiętaj, nie znamy się. Ja teraz jestem Irenka. Spotkasz tu też inną Żydówkę, Hanusię i jej małą siostrzyczkę. Udawaj, że nic o nich nie wiesz... TrZeba SIę SpOTkać, pOwSpOmINać Ostatnia spokojna wiosna – Lili siedzi, za nią stoi Uryś, z prawej mama Cecylia wia sprawę Niemka. Sama odprowadza je pod sobór św. Jura, gdzie ma siedzibę ukraiński metropolita. – Nie bój się dziecko – te słowa potężnego, brodatego dostojnika pamięta pani Lili jakby powiedziane zostały wczoraj. Metropolita odsyła je do klasztoru Ubocz, na obrzeżach Lwowa. Lili będzie Lidką Ostrowską – sierotą, której ojciec był Polakiem, a matka Ukrainką. Cecylia musi udawać głuchoniemą. Choć miała zdolność do języków – biegle mówiła po niemiecku, oczywiście po polsku, a po wojnie nauczyła się angielskiego i podstaw francuskiego, nie była w stanie przemóc się do ukraińskiego. Gdy Lili przyprowadzono do grupy dziewczynek, od razu poznała Zosię. Ta aż pobladła z przerażenia. Co będzie jeśli koleżanka, choćby gestem zdradzi, że się znają? Tak, trzeba bardzo uważać, nieostrożność może kosztować życie. Nawet małe dzieci wiedziały to doskonale. Lili, choć ucieszona, nie mrugnie więc nawet powieką. Akurat była kolacja. Po posiłku modlitwa. Trzeba się przeżegnać – Lili żegna się bardzo ładnie... po polsku. Ukraińcy żegnają się trzy razy i w znaku krzyża kładą najpierw rękę na prawym ramieniu (W imia Choć od tej pory trzymały się wszystkie razem, nawet między sobą prawie nie rozmawiały o tym, co było wcześniej. Dopiero po jakimś czasie Lili, czyli Lidka, wyjawiła koleżankom, że w klasztorze jest też jej mama. Cecylia mieszkała w rezydencji matki przełożonej zgromadzenia, siostry Josify (Ołeny Witer) i szyła ubrania dla dzieci oraz zakonnic. Jak projektantka mody, z kawałka jakiejkolwiek tkaniny potrafiła wyczarować kreację. Do dziś wdzięcznie wspomina Cecylię siostra Chryzantia – w czasie wojny młodziutka zakonnica, która wyprowadzała ją wieczorami, aby zaczerpnęła świeżego powietrza. Dziewczynki uczyły się i pracowały w klasztorze. Tam doczekały końca wojny. Dopiero po wielu latach Lili Pohlmann dowie się, że oprócz tych trzech, które znała, było tam więcej żydowskich dzieci. Rozeszły się ich drogi, a świat bez Facebooka był kiedyś o wiele większy. Pani Lili zamieszczała nawet ogłoszenia w izraelskiej prasie. Szukała właśnie Irenki i Hanusi. Bez skutku. Dziś telefonują do siebie co kilka dni. Lili już wie, że Erna została wywieziona przez Sowietów na Syberię. Wróciła dopiero po amnestii na mocy układu Sikorski-Majski. Następnie znalazła się w Palestynie, podobnie jak Irenka i Hanusia. Razem odbyły służbę wojskową. Po wojnie Erna zjeździła świat, jako żona ambasadora Izraela, m.in. w Teheranie, Baku i Rzymie. Jest co wspominać, jest o czym opowiadać. Teraz planują wspólne spotkanie. Po tylu latach nie zabraknie wzruszeń i tematów do długich rozmów. Może dojdzie do niego w czasie Międzynarodowego Zjazdu Dzieci Holokaustu, w sierpniu tego roku, w Warszawie. |15 nowy czas | 18 kwietnia 2011 rozmowa na czasie Fot. Ben Wright Kazimierz Piechowski i Katy Carr. Dwie osoby, dwa różne światy, dwie odmienne historie, przepaść wiekowa i jedna wspólna piosenka. Brytyjska performerka o polskich korzeniach, niesamowicie poruszona brawurową historią ucieczki czterech więźniów z obozu koncentracyjnego w Auschwitz w samochodzie komendanta obozu, postanawia skontaktować się z bohaterami wydarzenia. Trafia do Kazimierza Piechowskiego i tak powstaje zachwycająca muzyka, interesujący teledysk oraz film dokumentalny w oryginalny sposób upamiętniający tamto wydarzenie. My, Polacy, doskonale znamy historię obozów zagłady, każdy z nas widział przynajmniej kilka filmów o tej tematyce. Jednak krótki film i piosenka pt. The Kommander's Car to całkiem inne, świeże, urzekające spojrzenie (nie ma w tym ani martyrologii, ani nic obrazoburczego). Jest to przedstawienie w oryginalnej formie niezwykłej historii Kazika i komanda, które młodzi więźniowie wymyślili na potrzeby ucieczki. Londyński pokaz w Baden Powell House wypełnił salę po brzegi. Przyszło wielu młodych ludzi, by spotkać się z Kazimierzem Piechowskim, Katy Carr i reżyserką dokumentu Hannah Lovell. Posłuchać na żywo wykonania piosenki, obejrzeć film, zamienić kilka słów z panem Kazimierzem i artystkami. To dzięki odwadze, opanowaniu i biegłej znajomości niemieckiego Kazik – jak pieszczotliwie mówi o nim Katy – zdołał wywieźć swoich kolegów zza murów obozu. Desperacki okrzyk „Kazik, zrób coś!” zadziałał na młodego więźnia jak płachta na byka. W decydujących o ich życiu sekundach warknął po niemiecku na strażnika w głównej bramie obozu i rampa się poniosła. To jedna z najbardziej spektakularnych ucieczek w historii Auschwitz. Pan Kazimierz, 92-letni harcerz, jeździ po Polsce i Europie, uczestniczy w spotkaniach z młodzieżą i rozpowszechnia swoją historię za pomocą słowa i daje świadectwo. Teraz jego opowieść będzie mogła jeszcze silniej oddziaływać na odbiorców dzięki piosence The Kommander’s Car i filmowi dokumentalnemu o tym samym tytule. Aleksandra Junga Kocham Polskę Z Katy Carr, która za punkt honoru postawiła sobie pokazanie szerokiemu światu brawurowego wyczynu Kazimierza Piechowskiego, rozmawia aleksandra Musiał Jakie są twoje polskie korzenie? – Urodziłam się w Nottingham. Mój tata jest Brytyjczykiem ze szkockimi korzeniami, zaś mama to stuprocentowa Polka z Bielska-Białej, uroczej miejscowości położonej u stóp Beskidów. Odkąd pamiętam, mama podkreśla swoją miłość do ojczyzny i ogromne do niej przywiązanie. Wyjechała z Polski dla mojego taty, ale nigdy nie zapomniała skąd pochodzi. Może dlatego tutaj, w Anglii, kiedy Polacy nie rozmawiają z nią po polsku, irytuje się. Mój tata, jako inżynier elektryk zatrudniony przez Petrocarbon, został wysłany do Pionek i to właśnie tam, w 1970 roku spotkał moją mamę. Czy miałaś taki moment, w którym uświadomiłaś sobie, że masz potrzebę pielęgnowania swojej polskości? – Kiedy byłam dzieckiem, często odwiedzałyśmy Polskę, głównie w czasie przerw świątecznych i wakacji, czyli mniej więcej trzy razy do roku. Spędzałam mnóstwo czasu z moimi krewnymi, zazwyczaj w Bielsku-Białej, gdzie mieszka moja babcia Joanna oraz we Wrocławiu, Krakowie i Warszawie, gdzie mieszkają moje ciocie. Mam wiele pięknych wspomnień z tamtego okresu, pamiętam zabawy z rówieśnikami w chowanego, święcenie jajek na Wielkanoc, śpiewanie piosenek ludowych z babcią czy też pieczenie makowca z ciocią Emilią (ręcznie mieliłyśmy mak – to dopiero doświadczenie!). Swoje dzieciństwo pamiętam jako beztroskie i radosne, byłam nieświadoma problemów, z jakimi borykają się moi – O Kazimierzu dowiedziałam się w 2008 roku. W Bielsku-Białej oglądnęłam w telewizji dokument pt. Uciekinier. Pamiętam, że siedziałam z nosem przyklejonym do telewizora, ta historia ogromnie mnie zainteresowała. Rekonstrukcja ucieczki, pokazana w filmie, a zwłaszcza te decydujące ostatnie 80 metrów, były inspiracją do napisania piosenki pt Kommander’s Car. Moim celem było pokazanie emocji, które towarzyszyły Kazimierzowi podczas tej eskapady. Jak więc zaczęła się twoja znajomość z tym niezwykłym człowiekiem? – Chciałam przekazać swoją piosenkę Kommander’s Car Muzeum Auschwitz, z dedykacją dla Kazimierza. Zadzwoniłam więc do muzeum, a tam przekazano mi informację, że pan Piechowski jeszcze żyje. To była dla mnie rewelacyjna wiadomość! Pomyślałam, że miło by było, gdybym wysłała mu płytę CD z moim utworem. Z pomocą różnych polskich kontaktów starałam się zdobyć jego adres oraz numer telefonu, reszta jest historią… Ile czasu zajęło ci zmontowanie filmu o Kazimierzu oraz nagranie piosenki? – Skomponowanie i nagranie piosenki zajęło mi trzy miesiące, ponieważ chciałam dokładnie poznać jego historię. Nasz film Kazik and the Kommander’s Car został po raz pierwszy wyświetlony w Imperial War Museum w październiku 2009 roku. Od tamtego czasu do teraz Hannah i ja pracowałyśmy nad udoskonaleniem filmu i napisami. Kazimierz powierzył nam prawa autorskie, dlatego możemy publikować wszystkie jego teksty, a także rysunki pana Mariana Kołodzieja, który również był więźniem Auschwitz. Jakie są twoje plany na najbliższą przyszłość? Katy Carr i Kazimierz Piechowski polscy krewni ani tego, jak ciężkie jest życie w kraju komunistycznym. Wiedziałam natomiast, że moi polscy przyjaciele nie mają dostępu do wielu produktów, i że muszą stać w długich kolejkach, aby zdobyć tak podstawowe rzeczy, jak mięso czy ubranie. Pamiętam, że moja mama za każdym razem, kiedy jechałyśmy do Polski, robiła paczki z pomarańczami, bananami i innymi rzeczami. Miałyśmy dużo radości wiedząc, że sprawiamy innym przyjemność i że możemy jakoś pomóc. Pamiętam też, że bardzo ciężko było się przedostać przez polską granicę. Nie raz czekałyśmy nawet cały dzień zanim zostałyśmy wpuszczone do kraju. Wszystkie wartościowe rzeczy ukrywałyśmy wtedy między dziecięcymi ubrankami. Czujesz się bardziej Polką czy Brytyjką? – Jeśli chodzi o moją tożsamość to zdecydowanie uważam się za Brytyjkę o polskich korzeniach. Byłoby niesprawiedliwe, gdybym powiedziała, że jestem Polką, ponieważ ani nie posiadam polskiego paszportu, ani nie wychowałam się w Polsce. Jednak kocham Polskę tak samo mocno jak Wielką Brytanię! Jeśli miałabym podzielić moje ciało na polskie i brytyjskie kawałki, to moja głowa (zdolność do logistyki i ścisłego, naukowego myślenia) jest brytyjska, natomiast moja kreatywność, serce i dusza są typowo polskie. Jestem dumna z bycia brytyjską piosenkarką i pisarką. Myślę, że jak każdy Brytyjczyk, doceniam i celebruję wielokulturowość (w moim przypadku jest to połączenie polsko-szkocko-brytyjskich korzeni). Czy często odwiedzasz Polskę? – Tak, uwielbiam pobyty w Polsce! Moim ulubionym miejscem jest Bielsko-Biała, tam mieszka moja babcia Joanna i przyja- ciółki z dzieciństwa (Kasia i Grażynka). Kocham również Warszawę, którą znam nie tylko z czasów dzieciństwa. W 2010 roku w Domu Spotkań z Historią odbył się koncert z okazji 65-lecia wyzwolenia obozu Auschwitz. Moja przyjaciółka Ewelina Pękała, która tam pracuje, zorganizowała spotkanie pt. Uciekinier, podczas którego pan Kazimierz, Hannah i ja przedstawiliśmy historię słynnej ucieczki Kazika. Wszyscy się bardzo zżyliśmy. Ewelina towarzyszyła także panu Piechowskiemu podczas jego wizyty w Londynie. Co lubisz, a czego nie w polskiej kulturze? – Bardzo podoba mi się polska gościnność, ten szczególny sposób, w jaki są witani ludzie w polskich domach. Każdemu spotkaniu towarzyszy miła, ciepła atmosfera a także mnóstwo jedzenia na stole. Podoba mi się to, że kiedy rozmawiam po polsku z kimkolwiek, kto ma polskie pochodzenie, zawsze występuje między nami ta niezwykła, unikatowa więź. Polacy z reguły są dumni ze swojego pochodzenia i dbają o to, aby rozmawiać w ojczystym języku. Nawet jeśli od kilku pokoleń mieszkają poza krajem – tak jak moja ciocia Elizabeth Goryl, która mieszka w Connecticut w USA – miłość i więź z ojczyzną pozostaje na zawsze. Kocham Polskę, dlatego nie umiem mówić o niej negatywnie. Jest mi jedynie przykro z powodu jej trudnej historii, barbarzyńskiego najazdu dwóch mocarstw oraz krzywd, które wyrządzono ludziom. Mam nadzieję, że granice Polski już na zawsze pozostaną stabilne i że Polacy już nigdy nie zaznają żadnej krzywdy. Jak dowiedziałaś się o istnieniu Kazimierza Piechowskiego? – Jeśli chodzi o promocję filmu oraz piosenki, mam w planie wydać album DVD pt. Kazik and the Kommander’s Car. Ukaże się on w czerwcu 2012 roku, z okazji 70. rocznicy ucieczki pana Kazimierza. Planuję zorganizować kilka uroczystości z tej okazji. Poza tym udało mi się zebrać grupę artystów oraz historyków, którą nazwaliśmy Kazik Kollectiv. Pracujemy nad książką, w której przedstawimy, w jaki sposób została przyjęta historia Kazika. Ponieważ jest on również poetą, na pewno umieścimy w niej kilka jego wierszy. Chciałabym też dołączyć wiersz Zbigniewa Herberta Pan Cogito. Film Kazik and the Kommander’s Car będzie wyświetlany na każdym z moich koncertów – Escapologist Tour (sponsorowanych przez Arts Council England). Trasa koncertowa w Wielkiej Brytanii będzie trwała od maja do lipca 2011 roku. Więcej informacji można znaleźć na stronie: www.katycarr.com Czy planujesz jakąś promocję swoich utworów w Polsce? – Tak, bardzo chciałabym ściśle współpracować z Polską w przyszłości. Nawiązałam już kontakt z Instytutem Adama Mickiewicza oraz Domem Spotkań z Historią w Warszawie. Chciałabym także ruszyć w trasę koncertową po Polsce. Jesienią ukaże się mój najnowszy album Paszport, zainspirowany pobytem Kazika w Armii Krajowej oraz historią polskich partyzantów. Napisałam też piosenkę o Wojtku, niedźwiedziu maskotce, który towarzyszył żołnierzom 22. Kampanii Zaopatrywania Artylerii w 2. Korpusie Polskim gen. Andersa. Mam także nadzieję, że uda mi się wydać płytę utrzymaną w klimacie lat czterdziestych (przy współpracy z wytwórnią Decca), z kilkoma piosenkami Hanki Ordonówny oraz Mieczysława Fogga. Wtedy na pewno ruszę w trasę koncertową po Polsce oraz Chicago. 16| 18 kwietnia 2011 | nowy czas kultura Esmail Khoi? Gdzie go można spotkać? Włodzimierz Fenrych K iedy Mohammed Reza Pahlavi został szachem Iranu, sądził, że będzie władcą konstytucyjnym. Całe panowanie jego ojca było pod znakiem modernizacji, czyli przerabiania struktur państwa na wzór europejski, a w Europie, jeśli już były monarchie, to konstytucyjne. Wstępując na tron w 1941 roku Mohammed Reza sądził, że taka też będzie monarchia perska. Monarcha miał być głową państwa, ale rządzić w imieniu narodu miał Madżlis (sejm) i wyłoniony z niego rząd. Tak też sądził premier Mohammed Mossadeq, który w 1951 roku znacjonalizował cały przemysł wydobywczy. Mossadeq uważał, że brytyjskie kompanie wydobywcze zbyt się na irańskiej ropie bogacą i że większa część zysków powinna zostać w Iranie. Brytyjczycy jednak, podobnie jak Amerykanie, uważali taką nacjonalizację za pogwałcenie wszelkich praw i postanowili odsunąć Mossadeqa od władzy. W wyniku finansowanej przez CIA akcji o kryptonimie „Ajax” nastąpił zamach stanu, rząd Mossadeqa upadł, a koncernom naftowym przywrócono wszystkie prawa. Szach w czasie zamieszek chciał już uciekać z kraju, ale został przez sprzymierzeńców przekonany, że tylko on może utrzymać kraj w ryzach. I utrzymywał – przy pomocy srogiej tajnej policji SAVAK. Od tego czasu datuje się rozpowszechniona w Iranie nieufność wobec Brytyjczyków, a jeszcze bardziej wobec Amerykanów. Wtedy akta CIA nie były odtajnione i szczegóły operacji „Ajax” nie były znane, ale nie trzeba było wcale tych akt czytać, by wiedzieć kto na tej akcji zyskiwał. Nikt w Iranie nie był zainteresowany tym, by oddawać Brytyjczykom znacjonalizowany już przemysł. Zapewne po części owa nieufność powodowała, że duża część inteligencji wspierała lewicową partię Tudeh. Nazwa brzmi egzotycznie, w rzeczywistości była to partia komunistyczna, wspierająca Związek Sowiecki. Pewna część młodej inteligencji lat sześćdziesiątych minionego wieku uważała system sowiecki nie za socjalizm, lecz za państwowy kapitalizm wcale nie lepszy od amerykańskiego. Ta młodzież chciała zwalczać oba imperializmy – ten amerykański i ten sowiecki. Sztuka i życie Aleksandra Ptasińska Znany jest z tego, że nie boi się poruszać niewygodnych tematów i otwarcie krytykować chińskiej polityki. Zagorzały wróg reżimu komunistycznego i obrońca prawdy o tragedii w Syczuanie. Twórca instalacji Sunflower Seeds w Tate Modern i współtwórca słynnego stadionu Ptasie Gniazdo w Pekinie. Był kilkakrotnie aresztowany, a w 2009 roku brutalnie pobity w pokoju hotelowym. Kilkanaście dni temu zatrzymano go na lotnisku i od tego czasu słuch o nim zaginął – Ai WEiWEi. Włodzimierz Fenrych i Esmail Khoi spotykają się nie tylko po to, by dyskutować o polityce, tłumaczą też wspólnie poezję Jednym z tych młodych intelektualistów był Esmail Khoi, urodzony w 1938 roku. Nie wstąpił on do Tudeh, był za to współtwórcą nowej partii, prawdziwie socjalistycznej. On i jego towarzysze sądzili, że islam może być ich sprzymierzeńcem, bo przecież głosi równość wszystkich ludzi i sprawiedliwość społeczną. W zespół więc z ajatollahami dążyli do obalenia szacha. Kiedy jednak przyszła upragniona rewolucja – okazało się, że ajatollahowie wcale nie są sprzymierzeńcami bezbożnych ateistów. Lewicowi działacze po kolei znikali, aresztowani i oskarżani o zdradę. Esmail też pewnego dnia nie wrócił do domu – w którym była żona i dwie córeczki. Miał szczęście – to żona dała mu znać, by nie wracał, bo kilku jego przyjaciół wcześniej tego dnia aresztowano. Ukrywał się czas jakiś w Iranie, potem przez pustynię uciekł do Pakistanu, w końcu znalazł schronienie w Londynie. Ale Esmail Khoi to nie tylko ani nawet nie przede wszystkim polityk. Jest filozofem – jeszcze w latach sześćdziesiątych studiował ten kierunek w Londynie. Potem go wykładał – najpierw w Iranie, później również w Londynie. Ale przede wszystkim jest poetą. Należał do zarządu Związku Literatów Irańskich, do jego przyjaciół należały gwiazdy poezji, takie jak Forugh Farrokhzad i Ahmad Shamlu. Spotkałem Esmaila już sporo lat temu, skontaktował mnie z nim ktoś z moich perskich przyjaciół. Prowadziłem z nim długie dyskusje. Dziwne to były dyskusje – byłego dysydenta, który pół życia spędził na zwalczaniu komunizmu z radykalnym lewicowcem, który pół życia spędził przygotowując rewolucję. Kiedy mu opowiadałem o roku ’56 w Poznaniu i ’70 w Szczecinie – dziwił się. Jak to – socjalistyczny rząd wysłał wojsko przeciw robotnikom? Dziś się już raczej nie dziwi. Dziś przypuszcza, że gdyby jego lewacka rewolucja zwyciężyła, on by pewnie był jednym z pierwszych wysłanych do łagra. Ale odwiedzałem go nie tylko po to, by dyskutować o socjalizmie. Odwiedzałem go, by tłumaczyć poezję. Moja znajomość perskiego nie wystarcza, by samodzielnie tłumaczyć wiersze, ale z pomocą poety, czemu nie? Tłumaczyliśmy współczesną perska poezję – Forugh, Shamlu. Tłumaczyliśmy oczywiście również wiersze samego Esmaila. Jakie są te wiersze? Ha! O jego instalacji w Tate Modern wspominał na łamach „Nowego Czasu” Wojciech Sobczyński: „Gigantyczne rozmiary tego obiektu, jego monochromatyczność oraz sama przestrzeń, w której zainstalowano tę pracę zmusza widza do kontemplacji i refleksji. Czy jest to nowy izm? Jeśli tak, to nazwałbym to zjawisko neoegzystencjalizmem i polecam szczególnie gorąco czytelnikom, by obejrzeli je w skupieniu i ciszy” (NC nr 2/159). Artysta, urodzony w 1957 roku w Pekinie, swoimi Ziarnami słonecznika wzbudził niemałe kontrowersje (będąc w Tate usłyszałam komentarz, że jeśli „to” ma być sztuka, to Tate schodzi na psy). Czytam słowa na planszy wiszącej na ścianie galerii: „To, co widzisz, nie jest tym, co widzisz, a to co widzisz, nie jest tym, co oznacza”. Opis bardzo enigmatyczny, i – rzeczywiście – instalację Ai Weiwei ciężko w ogóle zauważyć, bo wtapia się w naturalną strukturę tej przestrzeni. Hala Turbin, która gościła w 2009 roku pracę Mirosława Bałki, tym razem zamieniła się w szare pole, usypane jakby ze żwiru. Kiedy podchodzimy bliżej, dostrzegamy, że nie są to kamyki, a ziarna słonecznika. Ale dopiero kiedy uklękniemy i przypatrzymy im się jeszcze dokładniej, zauważymy ich nadnaturalne proporcje i piękny kształt. Ziarna zrobione są bowiem z porcelany, a każde z nich zostało ręcznie uformowane i pomalowane przez chińskich modelarzy. W sumie jest ich ponad sto milionów! Kiedy mija pierwszy szok i niedowierzanie, zaczynamy zadawać sobie pytania: czy wyprodukowanie instalacji tych rozmiarów byłoby możliwe gdziekolwiek indziej, poza China- mi? Co oznacza w tym kontekście hasło: Made in China? I – jakie znaczenie ma w dzisiejszym świecie bycie jednostką? Ai Weiwei swoją instalacją zmusza to takich właśnie refleksji. Nieprzypadkowo wybrał ziarna słonecznika – za czasów Mao plakaty propagandowe przedstawiały wodza jako słońce, natomiast obywateli Chin jako słoneczniki zwrócone ku niemu. Jednak rzeczywistość daleko odbiega od tych idyllicznych obrazów. Ai Weiwei – oprócz tego, że jest obecnie jednym z najbardziej cenionych chińskich artystów – od kilku lat zajmuje się problemami społecznymi w Chinach, stając się jednym z najbardziej znaczących aktywistów. Jego blog cieszy się ogromną popularnością, na Twitterze jego profil obserwuje tysiące użytkowników. Zasłynął przede wszystkim publikowaniem list z imionami dzieci, które zginęły lub zaginęły w wyniku trzęsienia ziemi w prowincji Syczuan 12 maja 2008 roku. Do tej pory nie jest znana dokładna liczba ofiar, a rząd Chin podaje liczby zaniżone. Wiadomo jednak, że znaczną część (kilka, a może nawet kilkanaście tysięcy) ofiar stanowiły dzieci, ponieważ trzęsienie zniszczyło głównie szkoły zbudowane z bardzo kiepskich materiałów, lekceważąc wymogi bezpieczeństwa, zwane pogardliwie „szkołami z tofu”. Ai Weiwei wraz z innymi artystami i wolontariuszami próbował odszukać rodziców, którzy stracili dzieci w katastrofie, a następnie zamieszczał listy z ich imionami na swojej stronie internetowej. Listy były wciąż usuwane, a Ai Weiwei za każdym razem publikował nowe, z jeszcze większą liczbą imion. Część rodziców do dzisiaj nie wie, czy zdołano odnaleźć zwłoki ich ••• Od red.: W niedzielę, 17 kwietnia w Jazz Cafe w POSK-u, odbyło się spotkanie z poetą prowadzone przez Włodzimierza Fenrycha. Esmail Koi recytował swoje wiersze, a ich polskie tłumaczenia czytali Monika Lidke i Włodzimierz Fenrych Esmail Khoi to niewątpliwie ciekawa postać, filozof i poeta, który barwnie opowiadał o swoim życiu w Iranie i ucieczce od tamtejszsego reżimu. Poezja w Persji zajmowała ważną pozycję w życiu narodu. Włodzimierz Fenrych przytoczył kilku jeszcze poetów, których wiersze Esmail ze wzruszeniem recytował z pamięci. |17 nowy czas | 18 kwietnia 2011 kultura Powiew wiosny… Wojciech A. Sobczyński W pierwszą niedzielę kwietniową w galerii POSK otwarło swoją wystawę troje polskich artystów: Renata Kamińska, Jolanta Rejs i Maciej Urbanek. Wystawa zapowiadana była w elektronicznym biuletynie Polish Culture Institute (PCI), przez Polish Deconstruction Group, na łamach „Nowego Czasu”, a także przez samą galerię POSK, tworząc tym samym wrażenie oczekiwania na jakieś wydarzenie. Wybrałem się więc na otwarcie z przyjaznym nastawieniem, tym bardziej że tylko jeden z artystów przekroczył trzydziesty rok życia, a więc zanosiło się na coś w rodzaju przygody, której można oczekiwać po młodych. Młodzi mogą wiele, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, tak bardzo zdominowanych kulturą przez nich produkowaną i przeznaczoną na konsumpcję dla ich rówieśników. Nie trzeba się krępować, oglądać przez ramię w obawie przed krytyką. Kontrowersje są pożądane, błędy są wybaczalne, a na pomyłkach można się wiele nauczyć. A więc do rzeczy! Czy wystawa ta spełniła moje oczekiwania? Wchodząc do galerii przeniosłem się natychmiast w polski klimat, ale niekoniecznie poprzez dzieła artystów, lecz dzięki zapachowi znakomitego bigosu, serwowanego szczodrze przez jedną z polskich restauracji, która sponsorowała wernisaż. Galerię wypełniały młode twarze. Wśród nich wielu przyjaciół i studentów londyńskich szkół artystycznych, z których wywodzą się wystawiający. Jolanta Rejs i Maciej Urbanek studiowali wcześniej w Goldsmith College, a obecnie w Royal Academy of Arts, natomiast Renata Kamińska studiuje w Camberwell College of Arts. Na ścianach galerii powieszono osiem prac, a dziewiąta znalazła swoje miejsce na podłodze. Wszystkie powstały w mniejszym lub większym stopniu przy użyciu technologii cyfrowej. To właśnie technologia daje tym pracom pewien wspólny mianownik, bo obróbka materiału uzyskanego z takich źródeł, jak aparat cyfrowy czy też skaner odbywa się w dość typowy sposób, przy wykorzystaniu powszechnie używanych programów komputerowych. Dzieje się to bez względu na to, czy aparat jest wycelowany na widok ogrodu, zimowego krajobrazu czy też fragmentu starej fotografii. Jest to więc tylko narzędzie. Reszta zależy od tego, co eksponujemy i jak to jest pokazane. Urbanek pokazuje jedną pracę, fotografię płomieni ognia. Duży format, dobre nasycenie, centralna pozycja na ścianie, a jednak czegoś tam brakuje. Dlaczego? Podejrzewam, że chodzi o to, że ten spory obiekt, wydrukowany na białym papierze, wisi na białej ścianie, która wsysa go w siebie, rozciąga i rozcieńcza. Jakże inaczej wyglądałaby ta praca powieszona tak samo, ale na szarej ścianie! Jolanta Rejs pokazuje dwa zimowe pejzaże, fotografowane na Mazurach. Fotografie zrobione o zachodzie słońca, w mroźny dzień, stwarzają wrażenie, jakby robione były na Spitsbergenie a nie w Polsce. Sylwetka mężczyzny wpisana jest w tarczę słońca na horyzoncie, podobnie jak miało to miejsce w słynnym rysunku Leonarda. Kto to jest? Może to jest zwiastun niepewnych czasów na naszej planecie, a może to neoromantyczny bohater, współczesny druid? Artystka pokazuje dwie inne prace. Wykorzystując fragment starej fotografii, poddanej obróbce skanerem i powiększonej, widać w zasadzie mozaikę cyfrowych cegiełek. Ta dekonstrukcja interesuje artystkę szczególnie, i szkoda, że nie pokazała w podobny sposób swoich zimowych pejzaży, które chociaż są ładne, podchodzą zbyt blisko do kategorii zdjęć z przewodnika turystycznego. Renata Kamińska próbuje w swoich czterech pracach wyjść poza płaszczyznę, montując i dzieląc swoje fotogramy na części geometrycznie zorganizowane. Tematem są sceny wyjęte z londyńskiej codzienności, jak przedmiejski ogród widziany z tylnego okna angielskiego jednorodzinnego domu czy też salonik, prawdopodobnie z tego samego domu, być może wynajętego studentom. Pomysł sam w sobie jest dobry, lecz na pewno patrzyłbym na tę koncepcję przychylniej, gdybym nie musiał patrzeć na fragmenty wnętrza, które są wręcz odpychające w swej pospolitej brzydocie. Na domiar złego, ostatni obiekt, proponowany przez artystkę jako „podłogowy”, był raczej banalny w swojej prostocie. Czy powiało w galerii POSK wiosennym młodym wiatrem? Aby skonfrontować swoje wrażenia, poprosiłem o komentarz troje artystów. Odpowiedź była niestety jednogłośna i podobna do mojej. Za mało tu jeszcze sztuki, nie mówiąc o ekspozycyjnych walorach. A jednak z ciekawością czekać będę na następne wystawy tej trójki w nadziei, że ich talent rozwinie się we właściwym kierunku. ••• A tymczasem w Londynie powiało prawdziwą wiosną. Ulice miasta, które jeszcze niedawno usłane były zwałami jesiennych liści przyprószył biały śnieg płatków spadających z japońskich wiśni i Fot. Wojciech A. Sobczyński Renata Kaminska i Jolanta Rejs na tle swoich prac wielu innych owocowych drzew. Białe chmury kwiatów pokrywających konary uginają się pod ich ciężarem. Widać je teraz wszędzie, także w okolicach Kings Cross, gdzie w Gagosian Gallery otwarto dużą wystawę amerykańskiego artysty Philipa Taaffe. Określony trafnie przez galerię jako postmodernista, Taaffe komponuje swoje duże obrazy zbierając informacje z wszystkich możliwych źródeł. Czerpie z równym entuzjazmem z antyku i współczesnego świata, jak i z dalekich kultur wyspiarskich, budując z różnych elementów obrazy przypominające projekty tkanin z powtarzającymi się rytmicznie motywami. Jaskrawe często kolory, czerpane z kultur Indii i Indonezji, współżyją z szablonowymi krawędziami czerni, przypominającymi czasem średniowieczne witraże, a innym razem kalejdoskopowe wizje wywołane LSD. Wystawa jest przeglądem prac artysty z ostatniej dekady. Polecam ją nie dlatego, że ma ona wielką wagę dla wszystkich, którzy interesują się współczesną sztuką, ale przede wszystkim dlatego, że ekspozycja w Gagosian jest jak zwykle na najwyższym poziomie. Czystość prezentacji, rozmieszczenie, proporcje, podobieństwa i kontrasty to język kuratorów tej galerii. Polecam tę wystawę także jako przykład dla młodych artystów z POSK-u, bo chciałbym kiedyś patrzeć na ich dzieła bez obciążeń obniżających ich lot. PS. Parę dni temu przeczytałem artykuł, opublikowany w londyńskim „Dzienniku Polskim” przez Andrzeja Borkowskiego, w którym polemizuje ze mną na temat wystawy Modern British Sculpture w Royal Academy. Wystawa właśnie dobiegła końca, a więc dialog na ten temat nie może już być poddany weryfikacji in situ. Większość komentarzy prasowych, włącznie z moim artykułem w „Nowym Czasie”, poddała ją krytyce, z powodu wydumanej koncepcji kuratorskiej. Zgodziło się z tą opinią wielu specjalistów. W konkluzji mojego artykułu zachęcałem jednak czytelników do obejrzenia wystawy i wielu pięknych eksponatów, pomimo irytującej dydaktomani kuratorów. Z żalem muszę więc stwierdzić, że wspomniany przez Andrzeja Borkowskiego zarzut powierzchowności dotyczy przede wszystkim jego powierzchownego przeczytania mojej recenzji. Fot. Wojciech A. Sobczyński dziecka lub gdzie je pochowano. Władze milczą. Tuż po katastrofie rząd Chin odebrał nawet gratulacje z Zachodu, że tak szybko zareagował i natychmiast wysłał pomoc do Syczuanu. Z całego świata płynęły pieniądze na pomoc ofiarom, ale jakie kwoty zasiliły najpierw budżety skorumpowanych urzędników, nie dowiemy się nigdy. Teraz, na pokaz, burzy się nawet nienaruszone szkoły, jako dowód na „zaangażowanie” władz w bezpieczeństwo dzieci. Ale krzywd sprzed dwóch lat nikt nikomu już nie wynagrodzi. Jedyne, co można jeszcze zrobić, to pamiętać o ofiarach. I o to walczył Ai Weiwei. Artysta był niejednokrotnie represjonowany za swoją działalność, tym bardziej że od kilku lat był częstym gościem zagranicznych mediów, bez ogródek opisując, co dzieje się w Chinach. Jego prace również inspirowane były polityką, będąc często niemym sprzeciwem wobec tego, z czym artysta się nie zgadzał. W wywiadzie dla „Süddeutsche Zeitung” (SZ, 8.04.2009) powiedział: „Jeśli sztuka nie ma nic wspólnego z życiem, to nie potrzebujemy sztuki”. Kilka miesięcy po udzieleniu tego wywiadu został ciężko pobity, w wyniku czego w jego czaszce powstał groźny dla życia krwiak. Tylko natychmiastowa operacja w Niemczech uratowała go od śmierci. Ai Weiwei jechał na rozprawę Tan Zuorena, również zaangażowanego w sprawę ofiar trzęsienia, gdzie Instalacja Ai Weiwei w Tate miał zeznawać jako świadek. W nocy przed rozprawą do pokoju hotelowego zapukało dwóch policjantów... W 2010 roku Ai Weiwei znajdował się przez pewien czas w areszcie domowym, a jego studio zostało zdemolowane. Po tym wydarzeniu coraz częściej wspominał o przeprowadzce do Berli- na. Dwa tygodnie temu, w niedzielę 3 kwietnia, chciał udać się do Hongkongu. Podczas odprawy został zatrzymany i słuch po nim zaginął. Zatrzymanie zbiegło się w czasie z wizytą niemieckiego ministra spraw zagranicznych Guido Westerwelle w Pekinie, który uczestniczył w otwarciu przygotowanej przez Niemców wystawy pt. Kunst der Aufkärung (Sztuka oświecenia) na Placu Niebiańskiego Spokoju. Dopiero po powrocie do Niemiec minister usłyszał wieść o zatrzymaniu Ai Weiwei. Rząd niemiecki wystosował apel o natychmiastowe uwolnienie artysty, a organizatorzy wystawy zastanawiają się, co dalej robić. Głosy są podzielone – jedni chcą ją zamknąć na znak protestu, inni uważają, że oznaczałoby to krok do tyłu. Wiadomo jedno – zatrzymanie Ai Weiwei było pstryczkiem w nos ministra i wszystkich zachodnich „misjonarzy”, którzy próbują mówić Chinom, co wolno, a co nie. Rząd chiński niezbyt wziął sobie do serca słowa Westerwelle, a teraz ostrzega Zachód przed mieszaniem się w sprawy wewnętrzne państwa, twierdząc, że powodem zatrzymania artysty były popełnione przez niego przestępstwa gospodarcze. Jednak – jakiego rozmiaru przestępstwa musiałby dokonać Ai Weiwei, żeby usprawiedliwić tak nagłe zatrzymanie, brak jakichkolwiek wiadomości o miejscu przetrzymywania i niepoinformowanie żony o stanie jego zdrowia? Instalacja Ai Weiwei gości w Tate Modern tylko do 2 maja. Kto jeszcze nie zdążył jej obejrzeć, powinien jak najszybciej udać się na Bankside. To jedyne, co możemy dla niego w tej chwili zrobić, zanim będzie można podpisywać petycje i wywierać naciski na chiński rząd. Czy jednak interesy gospodarcze Zachodnu pozwolą na takie działania? 18| 18 kwietnia 2011 | nowy czas kultura Siła polskiego jazzu Fot. Krystian Data Jeden z najbardziej oryginalnych dźwięków we współczesnej muzyce polskiej, zespół Pink Freud, gościł ostatnio na dwóch koncertach w Londynie. Czerpiąc odważnie z tradycji free jazzu i bawiąc artystycznym rozpasaniem w stylu Johna Zorna, formacja Wojtka Mazolewskiego od kilku lat wyznacza nowe trendy na polskiej scenie – jest dobrze, będzie jeszcze lepiej. Anna Gałandzij Oba występy – pierwszy odbył się 10 kwietnia w londyńskim klubie Cargo, drugi 13 kwietnia w Barbican w ramach Polskiego Festiwalu Filmowego KINOTEKA – okazały się ważnymi wydarzeniami kulturalnymi. Oba pokazały, że istnieje niebywałe zapotrzebowanie na doświadczenie muzyczne spod znaku Pink Freud. Na muzykę, która zachwyca wysokim kunsztem artystycznym, stawia wyzwania, bawi przewrotnym humorem i elektryzuje intensywnością i bogactwem dźwięków. Na kilka dni przed koncertem Pink Freud w Londynie, opiniotwórczy dziennik „The Guardian”, opublikował artykuł w ramach serii New Europe Poland, w którym przedstawia współczesną Warszawę jako raj dla fanów muzyki techno, zwracając również uwagę na takich artystów jak Kemp!, L Stadt oraz Ballady i Romanse. Artykuł ukazuje świeżą siłę polskiej muzyki niezależnej. Wojtek Mazolewski, pytany o komentarz na kilka godzin przed występem w Cargo, nie był tym zaskoczony: – Scena muzyczna w Polsce rozwija się bardzo dobrze. Prowadziliśmy w zespole ożywioną rozmowę na ten temat – muzycy polscy żyją w bardzo dobrych czasach. Potencjał twórczy jest ogromny, warsztatowo jest bardzo dobrze, jesteśmy przygotowani, aby grać na światowym poziomie. Dziennikarze zachodni, którzy widzieli polskich muzyków, są zdziwieni jakością i różnorodnością oferty. Nasza scena muzyczna nie wydaje się być jednak znajoma słuchaczowi globalnej wioski. Oprócz Kapeli ze Wsi Warszawa, która w 2003 roku została zauważona na Wyspach, Mazolewski wymienia jazzową formację Skalpel, która nagrywa w brytyjskiej wytwórni Ninja Tune. Mazolewski ze swoim projektem Wojtek Mazolewski Quintet planuje natomiast wydanie płyty z amerykańskim jazzmanem Dennisem Gonzalesem. Czy można tu jednak mówić o scenie tak rozpoznawalnej, jak choćby w przypadku jazzu skandynawskiego? – Czego brakuje polskiej scenie, to zdrowej promocji. Gdybyśmy tylko potrafili zaprezentować tę muzykę, aby oddziaływała w takim stopniu na resztę świata jak jazz nowojorski… – mówi Mazolewski. – Kiedy Tony Malaby wydaje nową płytę, wiedzą o tym w Nowym Jorku, Londynie, Paryżu, wiemy o tym my. Kiedy w Polsce najlepszy artysta jazzowy wydaje płytę, reszta świata nie ma o tym pojęcia. Polski jazz zawsze dobrze stał; mamy dobre tradycje, mamy się o co oprzeć, ale muzyka ta niestety nie przebija się do świadomości innych. Na okładce ostatniej płyty Smells Like Tape Spirit nagranej przez Wojtek Mazolewski Quintet, muzyk z pobudek patriotycznych umieścił znaczek: Made In Poland. Czy to nie jest zbyt ryzykowny ruch? Znana polska bizneswoman, dr Irena Eris, w wywiadzie dla „The Guardian”, sugeruje, iż jej kosmetyki, sprowadzane na Wyspy przez sieć Boots, z pewnością sprzedawałyby się lepiej, gdyby na opakowaniach nie figurował znak Made in Poland. Mazolewski patrzy jednak optymistycznie na przyszłość polskiej muzyki jazzowej. – Świat staje się eklektyczny, poszukujący i z pewnością jest w nim miejsce na nowe marki – dodaje z przekonaniem. Pink Freud, założony w 1998 roku, zdołał w ostatnich la- Pink Freud podczas koncertu w Cargo tach przekonać rynek fonograficzny w Polsce do muzyki niezależnej i ambitnej, docenianej przez słuchacza wymagającego i poszukującego nowych doświadczeń. Po wydaniu płyty Sorry Music Polska w 2003 roku zespół zapewnił sobie kontrakt z wytwórnią Universal Polska. – Okazało się, że w tamtym czasie w Universalu mogliśmy być bardziej niezależni niż w niektórych niezależnych wytwórniach. My nie jesteśmy po to, aby zarabiać tam pieniądze, ale by Universal wysadzić w powietrze. Na takie á la punkowskie nastawienie może pozwolić sobie tylko muzyk dojrzały artystycznie i pełen twórczej pasji. Mazolewski, który wymienia Van Gogha, Henry’ego Rollinsa, Johna Coltrane’a i Alberta Aylera wśród artystów dostarczających mu inspiracji, debiutował na scenie z punkowym zespołem Iwan Groźny już w wieku 10 lat. W gorączce jednego z koncertów rozbił gitarę o scenę, rozdzierał nożem misia, który w środku miał keczup zamiast krwi, szybko zdając sobie sprawę, że dużo lepiej wyraża emocje i komunikuje się ze światem grając na gitarze. Na ile pozwala sobie na swobodę artystyczną, a na ile racjonalizuje podczas komponowania? – U mnie nie ma racjonalizowania w procesie twórczym i cieszę się, że ludzie to tolerują. Wolność artystyczna jest dla mnie radością, wielkim szczęściem, że możemy w sposób bezpośredni się realizować. Im bardziej robię to, co chcę, tym lepiej jest to odbierane. Pozwalam sobie na skok w nieznane, na przeżycie nowej przygody. Muzyka Pink Freud to wszechsztuka, to potwór, który zżera wszystko, co spotka na swojej drodze, a efektem trawienia są nasze kompozycje. Wydana w ubiegłym roku płyta Monster of Jazz trafnie odzwierciedla radość czerpaną z artystycznych wojaży. Płyta, określana jako najbogatsza brzmieniowo w dorobku zespołu, łączy w sobie bogatą ekspresję free jazzu, zabawy z elektroniką i witalność rocka. Jak określa Mazolewski, to jedna wielka kula energii: – Monster of Jazz ładnie soczewkowała wiele doświadczeń, które zdobyliśmy przez ostatnie lata. Koncertowaliśmy po Ameryce Południowej – Chile, Peru, Argentyna, potem pojechaliśmy do Maroko. Podróże te były dla nas wspaniałym doświadczeniem, które pozwoliło nam czerpać z tych kultur całymi garściami. Inspiracje nie są słyszalne bezpośrednio, bo to nie o to chodzi, ale ukazują nowe możliwości. Nieprzerwane poszukiwania nowych rozwiązań brzmieniowych i naturalna wrażliwość na klasykę stały się znakiem firmowym Pink Freud. Formacja pokazuje, jak wykorzystać w muzyce improwizowanej elementy elektroniki, by wyrazić emocje w czasie rzeczywistym – zamierzenie radykalne i jednocześnie inspirujące nowe pokolenie sceny polskiej. Sceny, która stopniowo dojrzewa do ukazania swojej indywidualności. Miejmy nadzieję, iż stan ten będzie trwał, trwał i trwał! Na koncertach w Londynie Pink Freud wyst ąpili w składzie: Wojtek Mazolewski – bas; Tomasz Duda – saksofony, f let, laptop; Adam Baron – trąbka, laptop; Jurek Rogiewicz – perkusja. To nie koncert życzeń, lecz szaleństwa muzycznego potwora … Niedziela, godzina siódma trzydzieści. Zostawiłam za sobą promienie słoneczne i przekraczam wejście znanego londyńskiego klubu Cargo. Tam na mnie i na grono pozostałych ofiar czeka jazzowy potwór, Pink Freud. Twór z ogromnym potencjałem. Obiektywnie będzie krótko, bo nie potrafię w tym wypadku. Sala była pełna, fotografowie pstrykali zdjęcia, zespół dawał z siebie co mógł. Czuć było wibracje z prawej, z lewej, z przodu, z tyłu. Subiektywnie będzie dłużej, ponieważ od początku jest subiektywnie. Zakochałam się w muzyce, dźwiękach, całokształcie. Słucham płyty Monster of Jazz na okrągło od niedzieli i nie pojmuję, jak kilka lat temu w krakowskiej Alchemii mogłam przejść tak obojętnie obok tego, co działo się wtedy na scenie w wykonaniu Pink Freudów. Po to chyba przyjeżdża się do Londynu, żeby odkrywać polskich muzyków i polską sztukę na nowo. Czary dźwiękowe w wykonaniu Tomka Dudy i Adama Barona hipnotyzowały, Wojtek Mazolewski elektryzował swoją ekspresyjną grą na basie, a Jerzy Rogiewicz nie dawał zapomnieć, że gdzieś z tyłu on wali w perkusyjne talerze. Kto nie wkroczył do tej jaskini pociągającego, porywającego, pomysłowego twora tego niedzielnego wieczoru, wiele stracił. Taki koncert już na pewno nie będzie miał miejsca. Będą inne. Lepsze, gorsze, ale nie takie same. O muzykach, podsłuchane na widowni: – W skali jeden do dziesięć prawie dziewięć. Bardzo dobrze chłopaki grali. Prosto, ale z tematem. – Ja normalnie to krytykuję, nawet chciałbym, ale było ponad ten poziom, gdzie mogę krytykować. – Very energetic and really loved the frontman and punky sounds in jazz performance. I couldn’t stand in calm so I danced. O publiczności, podsłuchane ze sceny: – Publiczność była podobna do publiczności w polskich miastach. Masa pozytywnych emocji. Miałem takie wrażenie, jakby to było kolejne nieodkryte jeszcze przez nas miasto w Polsce północnej; – Dobra publiczność, od której wróciła też energia, jaką nadaliśmy ze sceny. Podsłyszałam, że Pink Freudzi najbardziej lubią kolorowe trasy koncertowe po Ameryce Południowej, a w planach mają wielką imprezę taneczną w centrum Argentyny, w różowej posiadłości należącej do rządu i nagranie tam płyty. Tytuł? Ktoś zgadnie? Sprezentowałabym bilet na tę imprezę szczęśliwemu zwycięzcy, choć sama bym chciała taki bilet dostać, więc zdradzę tytuł bez biletu. Pink House jest w planach. Polecam już dziś koncerty wszelkie, zaraźcie się tym brzmieniem jazzu. Aleksandra Junga |19 nowy czas | 18 kwietnia 2011 kultura KINOteka Jacek Ozaist 9 edycja KINOTEKI za nami. Gniewny Wojcieszek, techniczny Wrona, kameralny Lechki, nostalgiczny Kolski, tryumfujący Skolimowski, zabawny Kondratiuk – tak ich zapamiętamy. Większość pokazywanych filmów miała swoje premiery rok temu lub nawet wcześniej, ale Made in Poland Wojcieszka oraz Erratum Lechkiego pokazano w Londynie równocześnie z premierą w polskich kinach. Spory postęp w stosunku do lat poprzednich, gdy raczej odgrzewano tytuły, których echo dawno przebrzmiało. Niestety, tak było w tym roku ze świetnym Domem złym Wojciecha Smarzewskiego. Tytuł ten powinien znaleźć się w zeszłorocznej edycji, a trafił do Londynu dopiero teraz. Prawdopodobnie tak będzie za rok ze zdobywcą Złotych Lwów w Gdyni – Różyczką Jana Kidawy-Błońskiego oraz nagrodzoną za reżyserię Joanną Feliksa Falka i Małą maturą 1947 Janusza Majewskiego. Różyczka dziwnym trafem pojawi się w Londynie już 30 kwietnia 2011 w ramach East London Festival. Jedyny i premierowy pokaz odbędzie się w kinie Genesis Cinema na Whitechapel. Czyli można. Przez ostatnie lata z pokazywanych podczas KINOTEKI filmów wyłaniał się obraz kraju unurzanego w trudnej historii, społeczeństwa nierozliczonego z PRL-em i narzuconą niewolą. Kraju smutnego dla człowieka Zachodu, nawet nieco egzotycznego. Polska publiczność zanosiła się rechotem w momentach, gdy londyńczycy milczeli mocno skonsternowani. Sporo było elementów kulturowych i językowych kompletnie niemożliwych do przetłumaczenia na angielski. W obecnej edycji postawiono na filmy mówiące bardziej o współczesnej Polsce i ludziach żyjących tu i teraz (być może dlatego nie mogliśmy obejrzeć tytułów, które wymieniłem wcześniej, bo wpisane są w poetykę ujarzmiania naszej historii). Jest to obraz w miarę jednorodny i mocno przygnębiający. Nasi utalentowani twórcy zajmują się głównie patologiami społecznymi – terrorystami, mordercami, gangsterami, prostytutkami, wyrodnymi matkami, uchodźcami, odludkami, wariatami, dziwakami... Nawet księgowy z Erratum musi najpierw przejechać bezdomnego samochodem, żeby jego los nabrał fabularnego kolorytu. Przy tym wszystkim retrospektywa Janusza Kondratiuka wyglądała jak przegląd filmów z Marsa. Bywało, że sala pękała w szwach (Essential Killing, Wenecja), choć bywały seanse bardziej kameralne. Naturalną koleją rzeczy filmy kończone spotkaniem z twórcą cieszyły się większą frekwencją. Polskie kino miewało różne okresy. Rzadziej było uwielbiane na świecie, częściej zbywano je obojętnością. Nagroda specjalna w Wenecji dla Skolimowskiego za Essential Killing przypomniała wszystkim, że Kieślowski, Wajda, Zanussi, Kawalerowicz, Holland, Has współtworzą historię kina światowego. Uznawany za najlepszy film polski okresu przedwojennego Dybuk (1937) Michała Waszyńskiego był grany we francuskich kinach przez kilka tygodni przy niemal pustych salach. Nie został doceniony ani zrozumiany. Film Waszyńskiego oraz inną adaptację słynnego żydowskiego dramatu Szymona Anskiego, czyli Ślubowanie Henryka Szaro z tego samego roku przypomniała publiczności West London Synagogue. Na koniec w londyńskim Barbicane zaprezentowano przez lata uznawany za zaginiony, a potem cudownie odnaleziony obraz Szaro pt. Mocny człowiek (Strong Man) z 1915 roku. Osiągnięcia polskiej kinematografii z wczesnych lat XX wieku praktycznie nie istnieją. Zaginęły podczas kolejnych wojen. Znakomitą oprawę muzyczną do tego niemego filmu zapewnili muzycy z zespołu Pink Freud. ••• Każdy festiwal filmowy posiada własną, specyficzną atmosferę. Lutowe Berlinale znane jest z żywiołowych reakcji publiczności. Gwizdy, niepoprawne politycznie pytania padające z widowni były i są na porządku dziennym. Era Nowe Horyzonty (obecnie wrocławski festiwal Romana Gutka) uwielbiana jest przez kinomaniaków za niestandardowe wybory filmowe i nieformalną atmosferę. Ciekawa byłam jak w kontekście moich doświadczeń festiwalowych spisze się londyńska KINOTEKA. Spisała się, choć myślę, że mogłaby się bardziej postarać. Czemu? Na niektóre wydarzenia bilety wykupione były już na miesiąc przed (cudem udało mi się zobaczyć Mocnego człowieka na gali w Barbicanie, a wielu nie miało tego szczęścia), w Roxy Bar podczas pokazów filmów krótkometrażowych ciężko było znaleźć miejsce siedzące. Poza tym liczyłam na więcej nowości filmowych. Rekomendacja na przyszły rok. Więcej odwagi i wiary w polskie kino i jego wielbicieli na Wyspach! Nie mogę odżałować, że nie zobaczyłam wystawy plakatów Franciszka Starowiejskiego, dokumentów prezentowanych w ramach szkoły Wajdy, żadnych filmów przygotowanych w ramach retrospektywy Kondratiuków. Ale to, co widziałam, pozostawiło miłe wspomnienia. Zachwyciła mnie Katy Carr, jej piosenka i film dokumentalny inspirowany postacią uciekiniera z obozu w Auschwitz, Kazimierza Piechowskiego. Zespół Pink Freud nie zawiódł również i na zakończenie KINOTEKI – dał w Barbicanie znakomity koncert. Sala pękała w szwach, muzyka dodawała filmowi niesamowitego uroku. Seans niemy z muzyką na żywo to moim zdaniem warty powtórzenia element festiwalu. Może w przyszłości takie pokazy można by zorganizować w plenerze, jak to zrobiono w tamtym roku z Metropolis (film prezentowano na ogromnym telebimie przy Bramie Brandenburskiej). Pokazy w barach to świetny pomysł (tylko niech te bary będą trochę większe). Nieformalna festiwalowa atmosfera sprzyjająca dyskusjom została zapewniona. Nawet gwizdy się pojawiły. Do dziś z uśmiechem przypominam sobie Arię dla szatniarza, króciutki musical o sercowych problemach tytułowego szatniarza czy świetną Animowaną historię Polski Tomka Bagińskiego. KINOTEKA już za nami, jednak wielbicielom kinematografii polskiej jak i kompletnym amatorom polecam publikację Polish Cinema Now!, wydaną przez Instytut Adama Mickiewicza. I co ważne, dla czytelników nie tylko polskojęzycznych. Publikacja przygotowana jest w języku angielskim. Aleksandra Junga Męskie nie znaczy szowinistyczne Wybrałeś Katowice, a nie Łódź. Dlaczego? Z MarcineM Wroną, reżyserem, którego film „chrzest” prezentowany był podczas tegorocznej KinoTeKi, rozmawia Jacek ozaist Studiowaliśmy ten sam kierunek. Pamiętam cię z Gołębiej, gdy stawiałeś pierwsze kroki z kamerą. Najpierw ukończyłeś filmoznawstwo na UJ, dopiero potem katowicką filmówkę. Warto było tracić czas na teorię? Tyle przez ten czas można było zrobić filmów. – Wiesz, filmoznawstwo w Krakowie dużo mi dało i kiedy poszedłem na reżyserię, byłem obkuty na cztery nogi. Te studia polegają na tym, że oglądasz masę filmów, a potem o nich dyskutujesz. Czysta przyjemność. Grażyna Stachówna czy Tadeusz Lubelski potrafią mówić o filmie tak pięknie, że podrywają człowieka z krzesła. Dla nich warto reżyserować. Ilekroć mam okazję, zapraszam ich na premierę swoich filmów. Sam zresztą zrobiłem doktorat i zostałem nauczycielem akademickim. Uczę studentów praktycznej strony zawodu, pracy z kamerą, aktorem, organizacji planu. – Złożyłem papiery tu i tu. Różnica polegała na tym, że w Łodzi odpadłem w pierwszym etapie i w ogóle mnie nie rozumiano, w Katowicach zdałem za to od razu i poczułem, że to jest miejsce dla mnie. Łódź była wtedy jak zastygła konserwa – starzy mistrzowie, którzy od 20 lat nie robili filmów, decydowali o klimacie tamtejszej uczelni. W Katowicach czuć było powiew świeżości i mnie to bardzo odpowiadało. Nie żałuję ani jednej chwili spędzonej na tej uczelni, czy to jako student czy jako nauczyciel. Jak wpadłeś na to, że zrobić dwa, trzy filmy oparte na tym samym mechanizmie zastąpienia bohatera w roli społecznej przez inną osobę? – Od dawna miałem zarysowany plan zrobienia trzech filmów o podobnym schemacie, ale dziejących się w innym środowisku. Moja krew dotyczyła bokserów, Chrzest gangsterów, trzeci film będę chciał osadzić w realiach świata kobiet. Lubię robić męskie kino, jestem posądzany o szowinizm, więc niejako w odpowiedzi zrobię film o kobietach. Nie mogę za wiele powiedzieć, wspomnę tylko, że zainspirowała mnie prawdziwa opowieść o bydgoskiej seryjnej morderczyni. Moją krew zrobiłem najpierw, bo była mi szczególnie bliska. Sam miałem podobne pomysły na życie. Boksowałem, grałem w koszykówkę – nawet w kadrze narodowej. Bokserzy mają zwykle ciekawe życiorysy, z których łatwo uszyć niebanalną historię filmową. Bardzo sobie u ciebie cenię to, że wolisz wygrać pewne emocje poprzez pracę z aktorem, a nie efekty komputerowe. Skąd się to u ciebie wzięło? Pewnie z Teatru Telewizji. Dużo w nim reżyserowałem, więc nie boję się pracy z aktorem. Robimy sporo prób i aktorzy czują, jak wiele do filmu wznoszą. Daję im na planie swobodę i pracujemy nad daną kwestią tak długo, aż wszyscy będą w pełni zadowoleni. Stąd pewnie taka moc niektórych scen. Jestem na planie otwarty, nigdy nie twierdzę, że wiem wszystko. Nie mam rozrysowanych poszczególnych ujęć, jak Hitchcock. Słucham rad i sugestii. Jeśli robię film o marynarzu, próbuję wysłuchać jakiegoś. Miałem wątpliwości co do scenariusza Chrztu. Aby je rozwiać, poszliśmy do więzienia i przez kilka dni rozmawialiśmy ze sprawcami najcięższych przestępstw. Oni sprawili, że zmieniłem początek i zakończenie. Przy filmie Moja krew spędziłem sporo czasu na rozmowach z Markiem Piotrowskim, dziewięciokrotnym mistrzem świata w kick boxingu. Samo życie tego faceta to piękny materiał na scenariusz. Marek znakomicie zagrał u mnie trenera po przejściach, który doskonale rozumie umierającego boksera. Lekarza zagrał zresztą borykający się ze śmiercią Krzysztof Kolberger. Maksimum wiarygodności. Robisz filmy o męskiej, bardzo wymagającej przyjaźni. Masz lub miałeś takiego przyjaciela? – Hm, aż takiego to nie. Lubię męskie historie. Po prostu łatwiej jest mi się wczuć w twardego, męskiego bohatera, który ma jakąś ideę lub sprawę do załatwienia. Podczas gali finałowej Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni zrugałeś Telewizję Polską za brak finansowania polskiego kina... –... potem miałem problemy z tego powodu. W TVP panował wtedy kryzys i nadal trwa. Z gromadzeniem funduszy na Moją krew nie było łatwo. Chrzest” zrobiłem dużo mniejszym kosztem, bo to film bardziej kameralny, oszczędny formalnie. Trzecia część zaplanowanej trylogii jest w fazie kończenia scenariusza. Niedługo zdjęcia. Dzięki, i powodzenia! 20| 18 kwietnia 2011 | nowy czas spacer po londynie Covent Garden Niezależnie od pory dnia w Covent Garden roi się od ludzi. Przybywają tu londyńczycy i turyści, a zakątek jest sercem miasta. Tak jest jednak od niedawna. Adam Dąbrowski uratowane przez recesję. Ambitne plany zabetonowania historii trzeba było porzucić. Zabrakło pieniędzy. Jeszcze w XIX wieku okolica nie cieszyła się najlepszą reputacją. To dlatego dwie wykwintne panie z pierwszych scen Pigmaliona Bernarda Shawa tak źle czuły się, czekając na taksówkę. Damom nie wypadało pokazywać się w Covent Garden. XX-wieCzny ReneSanS iTalia w śROdku lOndynu Rynek istniał tu od 1670 roku, ale historia tego miejsca sięga V wieku. Wygląda na to, że znajdowała się tutaj osada saksońska. W czasach średniowiecznych ziemie te należały do Kościoła, a po reformacji przeszły rzecz jasna na własność państwa. Wkrótce stały się własnością hrabiów Bedford. Dzisiejszy kształt plac zawdzięcza w dużej mierze czwartemu z nich. Inigo Jones zafascynowany był klasyczną architekturą, dlatego zażyczył sobie, by w centrum Londynu powstało rzymskie miasto w miniaturze. Koniec z plątaniną krzywych, wąskich uliczek! Covent Garden miało być symetryczne, uporządkowane i majestatyczne. Klasycystyczne inspiracje zdradza też kościół św. Pawła z uroczym, dobrze schowanym przed oczami turystów dziedzińcem. TeaTR i inne plaGi Majestatu odebrała miejscu decyzja o ulokowaniu to targu owocowo-warzywnego. W dodatku – o zgrozo! – król Karol II wydał zgodę na otwieranie tu teatrów. To zapoczątkowało efekt domina. Jakie przybytki natychmiast pojawiają się wokół takich gniazd plugawej rozrywki jak teatry? Rzecz jasna, kasyna i domy publiczne. Nic dziwnego, że miejscowe wyższe sfery szybko zaczęły opuszczać te okolice. Co za dużo, to niezdrowo. Miejscem docelowym ich emigracji była najczęściej dzielnica Mayfair, po której wierni czytelnicy „Nowego Czasu” już z nami spacerowali. Najdłużej wytrzymał chyba malarz William Hogarth, który miał tu swoje studio do 1733 roku. Jednak w końcu i jemu kiepskie sąsiedztwo zaczęło ciążyć. Ci, którzy się stąd wynieśli, wiele stracili. Na przykład jedne z pierwszych na Wyspach przedstawień kukiełkowych nazywanych Punch and Judy. W 1642 roku zachwycał się nimi Samuel Pepys. Tutaj też swój debiut miały dziwaczne owoce, dotąd spotykane tylko w Nowym Świecie. Soczyste, pachnące, pokryte chropowatą, grubą skórą nie od razu zyskały sobie przychylność konserwatywnych Brytyjczyków. Ale dziś Wyspiarze spożywają ananasy bez skrupułów. Nawet, jeśli przybyły do nich poprzez dzielnicę o szemranej reputacji. BeTOnOwy OGRód? Tak naprawdę to wielkie szczęście, że możemy dziś spacerować po historycznym Covent Garden. Okolica ledwo bowiem uciekła spod łopaty. I nie chodzi tu o epidemie czy niemieckie naloty w czasie wojny. Na zakątek czyhali podstępni architekci i politycy. Gdy w drugiej połowie XX wieku okazało się, że okoliczne uliczki są absolutnie zakorkowane, władze postanowiły zamknąć targ i przenieść go na Nine Elms, po drugiej stronie rzeki w pobliżu Vaxhall Bridge, nazywając go New Covent Garden. Na plac miały wjechać spychacze i całkowicie go… wyrównać. Plan był prosty: postawmy tu parę wieżowców! Covent Garden zostało jednak Dziś Covent Garden znów tętni życiem, przypominając nieco klimatem europejskie starówki. Rozłożyli się tu cyrkowcy, artyści i muzycy. Dla każdego coś miłego: od chodzenia po linie, przez połykanie ognia po różnej maści komików. Różnorodność panuje też w położonej nieopodal hali targowej Jubilee Hall. Znajdziemy tu prawdziwe mydło i powidło: antyki (bardzo często po prostu widelec „po dziadku”), obrazy (królują: zachodzące słońce, jeleń na rykowisku i Żyd liczący pieniądze) oraz biżuteria (w wersji ekonomicznej). Można też kupić sobie londyńską pamiątkę – obecnie rekordy popularności biją gustowne talerze z księciem Williamem i Kate Middleton. Usytuowany na środku placu Apple Market to już zupełnie inna historia. Rozlokowały się tu urocze małe sklepiki. Kusi zapach mydlarni, po krętych schodkach wejść możemy do herbaciarni. W świetnie zachowanej hali rynku ulokowała się też francuska perfumeria. Zapraszają okoliczne knajpki, szczególnie te znajdujące się na tarasie hali targowej, skąd – szczególnie w ciepłą, letnią noc – rozchodzi się fantastyczny widok. Fani muzyki z pewnością chociaż zerkną na znajdujący się pod numerem szóstym Rock Garden. To kultowe, przypominające nieco charakterem Hard Rock Cafe miejsce było mekką dla początkujących rockmanów. Debiutowali tu The Stranglers (jak głosi legenda, zniesmaczona publiczność obrzuciła grupę spaghetti), śpiewał Bono (zanim jeszcze stał się słynny i postanowił samodzielnie naprawić świat), a Sułtanów Swingu wyczarowywał Mark Knopfler z Dire Straits. MuzeuM TRanSpORTu Jest też coś dla dzieciaków lub dorosłych dzieci – flagowy sklep Disneya. Maluchom (i nie tylko) spodoba się też Londyńskie Muzeum Transportu, wybudowane na miejscu XIXwiecznego targu kwiatowego. Wstęp jest wprawdzie płatny, ale bilet umożliwia odwiedzanie placówki przez cały rok. A co w zbiorach? Stare pojazdy, które niegdyś woziły ludzi po Londynie, oryginalne mapy metra (z Sobotnie przedpołudnie na Covent Garden czasów, gdy o Jubilee Line i DLR nikomu się jeszcze nie śniło), fotografie związane z komunikacją miejską i archiwum plakatów (Nie musisz pytać policjanta! Teraz w metrze znajdziesz mapy! – ogłasza dumnie jeden z nich). Wiele z nich, utrzymanych w stylu art deco, jest dziś uważane za prawdziwe dzieła sztuki. najwybitniejszych śpiewaków z całego świata, w tym również z Polski (Piotr Beczała, Mariusz Kwiecień, Aleksandra Kurzak czy Małgorzata Walewska). ROyal OpeRa HOuSe Swoim pięknem i wyniosłością przykuwa uwagę budynek Royal Opera House, najważniejszy obok English National Opera przybytek tej sztuki na Wyspach, który jest nie tylko siedzibą opery, ale również baletu (The Royal Ballet). Zbudowany w latach siedemdziesiątych XVIII wieku, był trzecim budynkiem teatralnym w Covent Garden (pozostałe dwa spłonęły). W1997 roku rozpoczęto prace remontowe na gigantyczną skalę (całkowity koszt 178 tys. funtów!) i renowację zabytkowej oranżerii (prace zakończono trzy lata później) i dziś obok La Scali, Opery Wiedeńskiej czy Metropolitan Opera to jeden z najznamienitszych i najpiękniejszych budynków operowych świata. W latach pięćdziesiątych XX wieku debiutował tu pierwszy Polak – Marian Nowakowski. Teraz Royal Opera House gości Royal Opera House |21 nowy czas | 18 kwietnia 2011 podróże po wyspie Na urodziny do Williama Był nim Henry Wriothesley. Jednak od 1592 roku uważa się Shakespeare'a za uznanego autora przynajmniej siedmiu sztuk. William zbija majątek na udziałach w grupie teatralnej i wystawianiu kolejnych sztuk. Dzięki temu do Stratford wraca jako człowiek majętny. Kupuje nowy dom, zwany New Place, wybudowany sto lat wcześniej. William uchodzi od tej pory za jednego z najbogatszych obywateli miasta. Dzieli swe życie między interesy w Londynie i inwestycje oraz rodzinę w Stratford upon Avon. Dom po jego śmierci dziedziczy najstarsza córka Susanna. New Place został zniszczony przez kolejnego właściciela budynku, który nie mógł znieść tłumów wielbicieli Shakespeare'a. Targany złością czy nienawiścią kazał więc budynek zburzyć. Małgorzata Białecka T aksówkarz, który mnie wiezie do B&B mówi, że to dobry czas na zwiedzanie miasta: pada, pusto, mało turystów, ściemnia się już około siedemnastej… – Zawsze możesz wrócić w kwietniu, na urodziny Shakespeare’a, wtedy mamy tu inwazję Amerykanów, trochę słońca i tłumy na ulicach – dodaje z właściwym sobie angielskim humorem. Koniec rodu Stratford upon Avon zachowało układ ulic i wiele XVI-wiecznych budynków w takim samym układzie, jak miało to miejsce w dniu przyjścia na świat słynnego dramatopisarza. Dojeżdżam tam z Londynu autobusem National Express, cel mojej podróży wyznacza promocyjna cena biletów – 1 funt! (jeśli kupimy je z wyprzedzeniem). Jest to nieduże miasteczko położone nad rzeką Avon w hrabstwie Warwickshire. Można je określić jako niezwykle urokliwe, jeśli wcześniej przejedziemy przez przemysłowe Coventry i Birmingham. Zwiedzanie miejsc związanych z życiem dramatopisarza trzeba zacząć od rana. Kasjer w Centrum Szekspirowskim ostrzega mnie, że mogę nie zdążyć zobaczyć wszystkiego, jeśli chcę w tym samym dniu przespacerować się do posiadłości, w których urodziły się i matka i żona Williama. Radzi wziąć taksówkę. W samym miasteczku jest szesnaście szekspirowskich zabytków, jeśli podążać za mapą, w tym trzy domy i miejsce wiecznego spoczynku Williama w Holy Trinity Church. A wszystko zaczęło się od Shakespeare's Birthpalce, czyli od domu rodzinnego przy Henley Street. Syn ręKawiczniKa William urodził się 23 kwietnia 1564 roku jako trzecie dziecko Mary i Johana. Data jest przybliżona i ustalona na podstawie daty chrztu odnotowanej w kronikach kościelnych. W tamtych czasach dzieci chrzczono trzy dni po narodzeniu. Jego dwie starsze siostry zmarły z powodu szalejącej zarazy. Williama otoczyło jednak wkrótce młodsze rodzeństwo. Właśnie z lęku przed utratą kolejnego dziecka Mary wysłała małego Williama na czas zarazy do swojej rodziny na wieś do domu obecnie nazywanego Mary Arden’s Farm. Był on uważany za dziedzictwo matki Williama. W roku 2000 historycy doszli jednak do wniosku, że w rzeczywistości był to dom obok, zwany teraz Glebe Farm. Oba domy są obecnie otwarte dla zwiedzających i pełne replik z epoki oraz wolontariuszy odgrywających role dawnych rzemieślników czy chłopów. William spędził swoje chłopięce i młodzieńcze lata mieszkając w domu obok warsztatu ojca. Pan John Shakespeare zajmował się wyrabianiem skór i szyciem rękawiczek, które sprzedawał na dwóch lokalnych targowiskach przy High Cross. Na tyłach posiadłości znajdował się ogród, szopa i warsztat, z przodu był sklep. W świat sprzed czterech stuleci wprowadza zwiedzających prezentacja multimedialna i informacje wyświetlane z projektora. W ciemnych salach Centrum Szekspirowkiego, od którego zaczynam zwiedzanie, słychać odgłosy życia z dawnych lat. Przejeżdża powóz, pieje kogut, ludzie schodzą się na targ. Brakuje tylko zapachu uryny i ekstrementów albo jajek, których używano do garbowania skór zwierzęcych na rękawiczki i inne eleganckie wyroby skórzane, żebyśmy uwierzyli, że on tam wciąż mieszka. Wraz z wejściem do ogrodu kończy się obcowanie z nowoczesną techniką. Małe klomby, karłowate drzewka, kilka ścieżek. Wejście do domu, gdzie urodził się William jest bardzo niskie, zaraz za progiem stoi wolontariusz w stroju z epoki i rozpoczyna swoją opowieść o Williamie, jego rodzinie i znajdujących się tam przedmiotach. Dowiadujemy się więc jak w XVI-tym wieku szyto rękawiczki i jakie były zwyczaje nocne… Sypialnia jest jednym z najciekawszych miejsc w domu. Wypełniona zapomnianymi przedmiotami ożywa dzięki opowieściom starszego pana oczytanego w źródłach historycznych. Łóżko wydaje się śmiesznie małe, bo ludzie byli wtedy znacznie niżsi. Obok łóżka stał obowiązkowo nocnik, by nie trzeba było biegać za potrzebą na dwór, a spod łóżka wysuwało się jakby dodatkowe posłanie. Służyło ono jedynie temu, by kołdra nie spadła na podłogę, jeśli sen był nerwowy lub by sięgnąć po dodatkowy koc. Od tej strony łóżka, gdzie spała kobieta stała kołyska z maleństwem. W ramie łóżka znajdowały się małe otworki, w które wpychano kołki, by posłanie całą noc znajdowało się na swoim miejscu. Baldachim chronił od insektów. Niewiele tego zwiedzania, ale trudno wyjść z domu geniusza, który cieszy się rosnącą sławą przez całe czterysta lat. Dom przy Henley Street William odziedziczył po ojcu. Prawdopodobnie mieszkał tam zaraz po ślubie ze swoją żoną Anną. Później przekazał dom swojej najstarszej córce Susannie. Stał się on pubem oraz zajazdem. Jednak sława Shakespeare'a tak szybko rozeszła się po świecie, że już w XIX wieku kolejni właściciele zmęczeni byli odwiedzającymi. Utworzono więc Shakespeare Birth Committee, w skład którego wchodził np. Charles Dickens, i wykupiono posiadłość z rąk prywatnych, by przekazać ją narodowi.. JaKo mąż i nie mąż Jak i kiedy William odkrył w sobie zamiłowanie do teatru pozostaje zagadką. Wiadomo jednak, że jako nastolatek mógł spotkać się z najznakomitszymi przedstawicielami teatru swojej epoki dzięki trupom objazdowym. Sztuka jednak nie zaprzątała go zbyt wiele. Już jako 18-nastolatek ożenił się z osiem lat starszą Anną Hathaway. William nie był pełnoletni, ślub wymagał więc uzyskania zezwolenia. Nie można było jednak czekać, ponieważ Anna była w ciąży. Do ówczesnych zwyczajów należał fakt zaręczania się po żniwach. Zaręczyny były równoznaczne z zaślubinami, których dokonywano znacznie później. Młodzi ludzie wzięli tę interpretację dosłownie i skonsumowali związek zaraz po zaręczynach. Nie wiadomo do końca z czego utrzymywał się Shakespeare w pierwszych latach małżeństwa. Jego żona wniosła znaczny posag jako córka bogatego chłopa. Jej rodzinną posiadłość poza miastem oglądać można do dziś. Dom jest ogromny, otaczało go pokaźne gospodarstwo i pola ojca Anny. Shakespeare nie miał jednak zamiłowania do wsi i po kilku latach małżeństwa ruszył do Londynu w poszukiwaniu sławy i pieniędzy. W Stratford zostawił żonę z dziećmi. Wkrótce okazało się, że decyzja była słuszna, bo William wrócił, by kupić rodzinie nowy dom. z nienawiści do ShaKeSpeare’a Snując się ulicami, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że czas się tu zatrzymał. Choć Henley Street jest teraz deptakiem pełnym nowoczesnych butików, stoi wciąż przy niej wiele zabytkowych domów. Ich pobielane ściany przeszyte brązowym drewnem belek sprawiają, że ulegam magii tego miejsca. Mam chyba dość głupią minę na widok kolejnej ciekawostki, bo przechodnie uśmiechają się do mnie i kiwają porozumiewawczo głowami. High Street prowadzi mnie do kolejnego punktu na mapie, ulica ta nie starciła niemal nic z uroku XVII-wiecznej arterii. Wpadam do kolejnego domu z nadzieją, że ktoś znowu w barwny sposób opowie mi o kolejnym etapie w życiu Williama. Wolontariusz już czeka i aż się rwie, by zdradzić nam kilka ciekawostek z życia pisarza. Po przybyciu do Londynu Shakespeare zyskał mecenasa, który wspierał go finansowo. Elizabeth, wnuczka Williama, wyszła za mąż za Thomasa Nasha, który był właścicielem domu sąsiadującego z New Place. Przeżyła z Nashem 20 lat. Po jego śmierci wyszła ponownie za mąż za uważanego za miłość jej życia Johna Barnarda. Odziedziczyła też po dziadkach New Place. Jednak wraz z mężem zamieszkała w Nonhamptomshire. Umarła bezdzietnie kończąc bezpośrednią linię potomków Shakespeare'a. Ściemnia się szybko, jak ostrzegał mnie taksówkarz, biegnę więc do Hall’s Croft, kolejnego domu związanego z rodziną dramatopisarza. John Hall był zięciem Williama i mężem jego córki Susanny. John był też autorem XVII-wiecznego podręcznika dla lekarzy. W domu do dziś czuć rękę higienisty. Obszerny ogród na tyłach domu dostarczał medykowi ziół do sporządzanych naturalnych leków. Najstarsze drewniane partie domostwa powstały w 1613 roku. W domu możemy zobaczyć odnaleziony przez robotników złoty sygnet z inicjałami WS. Taki sygnet został wykorzystany na pieczęci umieszczonej na testamencie sporządzonym przez Williama. Jest więc tym, o którym William pisał jako o zagubionym. Uwagę przykuwa też pięknie wykonana XVII-wieczna drewniana komódka na przybory i leki. Shakespeare bez wątpienia cenił swojego zięcia, zaledwie jedenaście lat młodszego od siebie. Wśród bohaterów jego dramatów pojawiają się medycy, a zwrot akcji dokonuje się dzięki lekom lub truciznom. od chrztu po grób Życie Shakespeare'a zatoczyło koło, gdy złożono jego kości w grobowcu w kościele Holy Trinity Church. We wspólnym grobowcu w nawie spoczęli prawie wszyscy członkowie rodziny Shakespeare'a. Przyczyny śmierci dramatopisarza nie są znane. John Hall odnotował w swoich dziennikach, że w roku śmierci teścia szalała zaraza, najprawdopodobniej tyfus. Do Stratford upon Avon rocznie ściąga kilka milionów zwiedzających. Miasto wypełni się niezliczonymi tłumami w weekend kolejnych urodzin Williama. Spodziewać się wtedy można parad, wystepów teatrów ulicznych i orkiestr. Prezentacji lokalnych szkół oraz setek aktorów w kostiumach z epoki Williama – wtedy czas zatrzyma się na dobre. Więcej o obchodach na http://gouk.about.com 20| 18 kwietnia 2011 | nowy czas co się dzieje jacek ozaist WYSPA [42] cy e ej u a Siedzę naprzeciw niewysokiego człowieka w rogowych okularach i zastanawiam się, co ja tu w ogóle robię. Znalazłem lokal, nawiązałem kontakt, złożyłem ofertę. I co? I nic! Od kilku tygodni jesteśmy wodzeni za nos, jak gdyby ten ktoś prowadził tajemny eksperyment zgłębiający ludzką wytrzymałość. Lokal nazywa się The Clock i mieści w Hanwell, nieopodal Ealing Hospital. Ma kilka pokoi na górze oraz dużą salę z barem na parterze. Mało tego, w piwnicy jest kuchnia oraz spore powierzchnie magazynowe. Trzy kondygnacje możliwości! Właściciel budynku zwleka i zwodzi. Nie bardzo wiemy, o co mu tak naprawdę chodzi. Chyba o pieniądze. Przed podjęciem ostatecznej decyzji, zostaliśmy wezwani do biura pośredniczącego agenta. Poproszono nas o napisanie skróconego biznesplanu i przedstawienia go podczas szybkiej konsultacji. Siedzę i patrzę. Mam ochotę założyć ręce na piersi i pouśmiechać się głupkowato. Właściciel przyprowadził jakiegoś starszego pana i teraz obaj udają bardzo ważnych przedstawicieli arcyważnego rodu landlordów. Opowiedziałem im już bardzo szczegółowo, co i jak chcę w ich lokalu urządzić oraz ile się spodziewam z tego wyciągnąć. Widzę, jak Aneta przewraca oczami. Ona też nie rozumie. Nawet agent nie rozumie postępowania tych ludzi. Powiedział mi cichcem, że pierwszy raz spotyka się z sytuacją, by właściciel nieruchomości wzywał potencjalnego najemcę na spotkanie z biznesplanem. Pewnie będzie trzeba to zrzucić na „naszą urodę”, „nasze szczęście” albo „my już tak mamy”. Chce mi się wyć. – Myślę, że wystarczy nam informacji – człowiek w okularach wyciąga wypielęgnowaną dłoń, uśmiechając się lekko. Nie wiem, co mam myśleć o tym uśmiechu. Zaciskam zęby i odwzajemniam go. – Damy znać. Wychodzimy na zalaną słońcem ulicę. – A może trzeba było siedzieć cicho u Marka? – myślę na głos. – E, tam. On nas też ma dość. Nie przynosisz mu już tyle kasy, co wcześniej. – Na własne życzenie. Mógł się nie wtrącać i pozwolić mi robić swoje. W milczeniu wleczemy się przez City. Prawie zapomniałem, jaki Londyn potrafi być piękny, jak zaskakuje wbudowanym między stal i szkło starym kościółkiem, urokliwym skwerkiem, placykiem zakończonym stawem z rybami, zaułkiem z fikuśnymi schodkami, małym parkiem czy klombem. W codziennym emigracyjnym kieracie tak rzadko wychylamy głowy poza sypialniane osiedla, na których mieszkamy. Zwykle zwiedzałem Londyn, gdy ktoś do mnie przyjeżdżał w gości. Wypadało wtedy pojechać z nim na zwiedzanie. Trafalgar, Buckingham Palace, południowy brzeg Tamizy od Westminsteru po Tower Bridge. Pocztówkowo. Później mnie to znudziło i zacząłem uciekać od metropolii, by wejść na chwilę do lasu, poleżeć na łące, połazić po plaży i obejrzeć klify. Teraz, idąc placem obok katedry św. Pawła, znów na chwilę czuję magię Londynu. – Boję się – mówi cicho Aneta, wybijając mnie z przyjemnego odrętwienia. Ciągnę ją na najbliższą ławkę. Słońce świeci mi w oczy. – Boję się, że nam tego nie dadzą. W tych ludziach jest coś złowieszczego. Sama nie wiem. To tylko przeczucie. – Poszukamy czegoś innego – mruczę bez przekonania. – Ile można szukać..? Nie odpowiadam. Myślę sobie w duchu, że naturalnym elementem rozwoju człowieka ambitnego jest parcie do przodu. Każdego dnia posuwa się o cal, o krok, o włos, myśląc, że jest bliżej celu. Ale co zrobić, gdy okaże się, że zabrnął w ślepą uliczkę? Ma się wycofać, prze- prosić wszystkich po drodze i poszukać innej drogi? Do diabła, nie! Nie ma żadnej ślepej uliczki! Jeszcze nie! – Dobra. Pozwólmy sobie na jeden strzał – mówię z przekonaniem. – Spróbujmy jeszcze raz, a jak się nie uda, to poszukamy sobie innego zajęcia. Przecież możemy robić cokolwiek. Ale może ci od Clocka w to wejdą. – Męczy mnie ta ciągła tułaczka. Tyle lat tu jesteśmy, a od stabilizacji dzieli nas naprawdę wiele. Ciebie cieszy nieustanna walka. Wciąż od nowa, od nowa. Czasami myślę, że dłużej nie dam rady. Kiwam ponuro głową. Coś rzeczywiście w tym jest. Cieszy mnie marsz, nie cel sam w sobie. Włażę z mozołem na jakąś górę i nawet przez moment nie umiem usiedzieć na jej szczycie. Już widzę następną, spoza której wyziera kolejna. W godzinie choroby lub śmierci będę naprawdę zaskoczony. Gdy dojeżdżamy do knajpy, okazuje się, że ruch mamy dziś całkiem spory. To już ostatni tydzień, ale z jakości nie rezygnujemy. Jak na złość, jeden z klientów chce wykupić obiady w abonamencie na cały miesiąc. Kiwam palcem z dezaprobatą w stronę Najwyższego. Kopa w dupę rozumiem, ale ciosy poniżej pasa na koniec? Ej, no! Ruch jak w ulu. Muszę zakasać rękawy i do roboty. Zaczyna brakować surówek. Lubimy to. Cholera, jak my to lubimy! Po to człowiek otwiera knajpę, żeby mieć koło czego biegać. A emigrant to klient niewdzięczny i niestabilny. Dziś zje i pochwali, jutro pogoni głód Pudliszkami albo kebabem. Dzień do dnia niepodobny. Raz sala zionie pustkami, innym razem brakuje stolików. Ale to już nie nasz problem. Teraz wykażą się inni. Na koniec dnia dostaję od Marka SMS: „Jack, chętnie odkupię wasze sprzęty kuchenne. Daj znać, czego nie potrzebujesz”. Moje ręce sięgnęły kolan. Kiedyś Mark powiedział mi, że przede wszystkim jest biznesmenem. Dodałem sobie, że tam gdzie dużo biznesmena, człowieka jest za mało. Nie dostaniesz ani opakowania po soli – złośliwie się w myślach. – Odpal sobie e-Bay. Powodzenia. Gdzie ja nie byłem, gdy wyposażaliśmy kuchnię w Duke’u! Po sztućce i zastawę ze stali nierdzewnej pojechałem aż do Bridlington w Yorkshire, po stoły i regały kuchenne do Bristolu, a po podgrzewacz do talerzy do maleńkiej wioski w Shropshire. Teraz Mark chciał to odkupić za jałmużnę, sądząc, że wycofujemy się z interesu na dobre. I pomyśleć, że tak niedawno rozważał oddanie pubu w moje ręce. cdn poprzednie odcinki @ www.nowyczas.co.uk/wyspa JACEK OZAIST Z URODZENIA BIELSZCZANIN, Z SERCA KRAKOWIANIN, Z DESPERACJI LONDYŃCZYK. ABSOLWENT FILMOZNAWSTWA UJ PISZE GŁÓWNIE PROZĄ, POEZJĄ PARA SIĘ NIEREGULARNIE kino Rio Udomowiona papuga imieniem Blu wyrusza pewnego dnia w podróż ze swojej prowincjonalnej mieściny w Minesocie. Dociera do Brazylii – miasta nieustannego świętowania, śmiechu, radośći i… miłości. No właśnie. Blu spotyka tu miłość swojego życia. Ale szybko pojawiają się komplikacje… Animacja autorstwa Carlosa Saldanhy, twórcy „Epoki lodowcowej”. R Kelly R Kelly, znany z takich przebojów jak „I Belive I Can Fly”, „Ignition” czy „If I Could Turn Back the Hands of Time”, przyjeżdża do Londynu, by promować swój najnowszy, jedenasty już album zatytułowany „Love Letter”. Piątek, 22 kwietnia, godz. 19.00 Hammersmith Apollo, Queen Caroline Street, W6 9QH galerie/wystawy Bertolucci: retrospektywa Watercoulour Kino Bertolucciego jest, intelektualne, poetyckie, i bardzo odważne. Nosi na sobie piętno dzieł Pasoliniego, z którym reżyser w młodości współpracował. Znajdziemy tu też jednak echa włoskiego neorealizmu. Z drugiej strony epickie dzieła późniejszego okresu zdradzają fascynację ambitnym kinem amerykańskim. Podczas londyńskiej retrospektywy zobaczymy między innymi „Konformistę”, opowieść o uwikłaniu w faszyzm i mroczny thriller z podtekstem polityczno społecznym zatytułowany „The Grim Reaper”. W gęstym dramacie „La Luna” Bertolucci daje wyraz swojej fascynacji psychoanalizą opowiadając o skomplikowanej relacji między matką i synem. Legendarny film „1900” to epicka, trwająca cztery godziny epopeja z Robertem de Niro i Gerardem Depardieu w rolach głównych. Szczegółowy program przeglądu znaleźć można na stronie BFI: http://www.bfi.org.uk/ Do 30 kwietnia Od mglistych, „prześwietlonych” pejzaży Turnera, przez malarstwo architektoniczne Thomasa Gritina aż po dzieła artystów współczesnych, takich jak Tracy Emin czy Anish Kapoor. Tate Britain poleca wystawę, która skupia się na „bardzo brytyjskiej” technice malowania: akwarelach. You Will Meet a Tall Dark Stranger Tate Britain, Millbank, SW1 Deutsche Börse Photography Prize 2011 Doskonała galeria Photogapher’s Gallery jest właśnie przebudowywana, ale w tym roku i tak przyzna swoją doroczną nagrodę. Prace finalistów obejrzeć można na University of Westminster. 35-100 Marylebone Rd NW1 5LS New Order Ideologia i utopia oczami sześciorga artystów, w tym naszego rodaka – Mirosława Bałki. White Cube Mason's Yard, 25-26 Mason's Yard, SW1Y 6BU Watteau: Drawings W swoim najnowszym filmie Allen zabiera nas do Londynu, gdzie poznajemy dwie pary zmagające się ze stresem i niepewnością współczesności. Uciekają w romans i przygodny seks. Jedna z pań buntuje się przeciwko racjonalizmowi, angażując w dziwaczny związek z tajemniczym przepowiadaczem przyszłości. Obsada, jak zwykle, imponująca: Anthony Hopkins, Antonio Banderas, Naomi Watts i Josh Brolin. muzyka Mesjasz na Wielki Piątek Tuż przed Wielkanocą Royal Choral Society wykonuje dzieło Haendla już od 133 lat. Piątek, 22 kwietnia, godz. 14.30 Royal Albert Hall Kensington Gore, SW7 2 AP Don Guralesko Don Guralesko, czyli Piotr Gumny, znany jest z takich formacji hiphopowych jak K.A.S.T.A czy PDG Kartel. Współpracował z Peją, Tede, OSTR czy Fokusem. W Londynie będzie pronował swój album solowy pt. „Totem leśnych ludzi” 24 kwietnia, godz. 21.00 Rythm Factory 16-18 Whitechapel Road E11 EW Francuski artysta nurtu rokoko znany jest przede wszystkim ze spokojnych, sentymentalnych sielanek i dworskich scenek, popularnych w tym okresie we Francji. Na co dzień możemy je oglądać w Wallace Collection i National Gallery. Tymczasem Royal Academy of Arts proponuje nam wystawę rysunków francuskiego artysty. Malarz zawsze zaczynał tworzenie swoich obrazów od szkiców, do których przywiązywał wielką wagę. Dlatego osiemdziesiąt wystawionych w Royal Academy prac imponuje dbałością o szczegóły i precyzją. Royal Academy of Arts, Piccadilly, London W1J 0B London Street Photography Od najstarszych, pożółkłych, dokumentujących świat, którego już nie ma, po zrobione całkiem niedawno – Museum of London chwali się swoją kolekcją fotografii. Jest ich ponad dwieście, ale wszystkie mają wspólny temat: Londyn. Museum of London London Wall, EC2Y 8DS Joan Miró: The Ladder of Escape W Tate Modern nowo otwarta |21 nowy czas | 18 kwietnia 2011 co się dzieje wysatwa wybitnego Hiszpana Joan Miró. 150 obrazów, rysunków i rzeźb, a ponadto pięć ogromnych rozmiarów tryptyków, które nigdy razem nie były wystawiane. Tate Modern Park Street, Bankside, E1 9TG Images of the Crucifixion by Wojciech Antoni Sobczynski & Paul Freud jedną z jego późniejszych sztuk, „Cause Celebre”. Oparta na faktach opowieść o osiemnastoletniej Almie Rattenbury, która w połowie lat trzydziestych minionego wieku brutalnie zabija swego męża, za co – wraz ze swym kochankiem – trafia wkrótce przed sąd. Old Vic The Cut, SE1 8NB The Umbrellas of Cherbourg Siedemnastoletnia Genevie prowadzi mały, rodzinny sklepik z parasolkami. Podkochuje się w starszym od niej o trzy lata mechaniku imieniem Guy. Spędzają razem ze sobą noc. Ale na drodze ich wspólnej przyszłości staje wojna w Algierii. Guy opuszcza Francję na dwa lata. Listy przychodzą coraz rzadziej, a tymczasem Genevie odkrywa, że jest w ciąży. Gielgud Theatre Shaftesbury Avenue, W1D 6AR Macbeth Kto powiedział, że by obejrzeć przedstawienie teatralne trzeba koniecznie pchać się do centralnego Londynu? Stolica Wielkiej Brytanii może się przecież pochwalić niezliczoną wręcz liczbą małych, niezależnych teatrów. Przykładem jest Greenwich Playhouse, który oferuje nam adaptację słynnej sztuki Szekspira. Greenwich Playhouse Greenwich Station Forecourt, SE10 8JA wykłady/odczyty Historia sztuki w pigułce W czasie Wielkiego Tygodnia i Royal Wedding Week w Julian Hartnoll Gallery prezentowane będą prace tematycznie związane z okresem Wielkanocy dwóch artystów: Paula Freuda, syna Luciana Freuda oraz Wojciecha Antoniego Sobczyńskiego (na zdjęciu jego rzeźba „Golgota”) Od 18 do 20 kwietnia oraz 26 i 27 kwietnia od godz. 12.00 do 18.00. 37 Duke Street, St James’s SW1Y 6DF teatry Od średniowiecznego ołtarza, przez harmonijny pejzaż Tycjana po mroczne portrety Rembrandta i świat roztopiony światłem u Moneta. W National Gallery jest niemal wszystko. Podczas godzinnych sesji przewodnicy związani z galerią poprowadzą nas przez historię sztuki. Codziennie, godz. 11.30 i 14.30 National Gallery, Trafalgar Square, WC2N 5DN KRÓL DAWID, HAMLET I ZŁODZIEJ Z SOHO Rocket to The Moon Sztuka Clifforda Odetsa z 1938 roku rozgrywa się w poczekalni gabinetu dentystycznego. Na horyzoncie jest już wojna, kryzys wciąż jeszcze pozostaje żywym wspomnieniem. Widzowie obserwują relacje między kilkoma osobami, rzuconymi bardziej lub mniej przypadkowo do niewielkiego pokoiku w środku Ameryki. National Theatre South Bank, SE1 9PX Cause Celebre Old Vic oddaje hołd jednemu z największych brytyjskich dramaturgów, Terence’owi Rattiganowi. W tym roku Rattigan obchodzi swoje setne urodziny. Z tej okazji na Southwark zobaczymy The Globe budzi się z zimowego snu. Co zobaczymy w tym sezonie? Prawdziwy The Globe, teatr założony przez niejakiego Williama Szekspira, powstał w 1599 roku. Nie przetrwał długo, bo czternaście lat później pochłonął go pożar. Drugie życie trwało niemal trzydzieści lat. Zakończyli je purytanie, zamykając wszystkie teatry w stolicy Anglii. Od trzynastu lat na londyńskim Southbank znów stoi charakterystyczna, okrągła bryła teatru. Pierwsze przedstawienia w zrekonstruowanym The Globe odbyły się w 1997 roku. Ponieważ w dużej mierze teatr jest nieosłonięty, jesienią zapada w drzemkę. Budzi się w kwietniu. Odwiedzić będziemy go mogli już w Niedzielę Palmową. Zobaczymy pierwszą odsłonę „The Bible” – przedstawienia napisanego z okazji 400-lecia „Biblii” Króla Jakuba – słynnego protestanckiego tłumaczenia Pisma Świętego. Od Księgi Rodzaju po Apokalipsę – aktorzy The Globe zabiorą nas w podróż po jednym z najważniejszych tekstów w historii kultury. Pierwszy spektakl – „Genesis and Exodus” – rozpocznie się o godz. 10.00. Przez następny tydzień – nie wyłączając Wielkiego Piątku czy Wielkiej Niedzieli – biblijna opowieść będzie toczyć się dalej: od pojedynku Dawida i Goliata, przez upadające mury Jerycha, przepowiednie Malachiasza, ukrzyżowanie aż po ostateczną walkę Dobra ze Złem. Pod koniec miesiąca zobaczymy też opowieść o nieszczęsnym księciu Danii. Był szaleńcem, albo może ostatnim człowiekiem zasad w rozpadającym się świecie? Jakiej odpowiedzi udzieli reżyser Dominic Dromgoole? Będziemy mogli szukać odpowiedzi już od 23 kwietnia. Cztery dni później premiera „Wszystko dobrze, co się dobrze kończy” – jednej z najoryginalniejszej komedii Barda. W maju do repertuaru dołączą „Jak wam się podoba” i „Wiele hałasu o nic”. W tym sezonie w The Globe zobaczymy też sztukę wielkiego rywala Szekspira – Christophera Marlowe’a. To opowieść o ludzkim pragnieniu potęgi i wiedzy, o wiecznym niespełnieniu. „Doktor Faustus” zadebiutuje 18 czerwca. Znajdzie się też miejsce dla historii – uznany reżyser Howard Brenton wystawi „Anne Boleyn”. Pod koniec lata na scenę The Globe zawita natomiast nowoczesność. Trafimy w sam środek Soho z jego sex shopami, barami i tańcbudami. Przedstawienie „The God of Soho” zadebiutuje 27 sierpnia. Szczegółowy program znaleźć można na stronie teatru www.shakespearesglobe.com Adam Dąbrowski 24 | 18 kwietnia 2011 | nowy czas czas na relaks czy możliwe jest Gotowanie za cztery funty? czego nie widaĆ ludzkiM okieM » Tak przynajmniej było w 1932 roku, a mania Gotowania chodziło o roczne koszty związane ze zużyciem energii potrzebnej do gotowania na kuchni typu Aga. Mikołaj Hęciak Zadzwoniła do mnie pewna pani z zapytaniem, czy byłbym w stanie przygotować trochę jedzenia na jej przyjęcie. Od razu zapytała też, czy znam piec typu Aga. Nie znałem. Moja odpowiedź musiała być na tyle żałosna, że pani więcej nie zadzwoniła. Ale dzięki tej rozmowie zacząłem szukać, co jest specjalnego w tych piecach, że nie każdy może na nich gotować. W ciągu kilku tygodni dostałem się na kurs gotowania na tych piecach, organizowany w jednym z punktów sprzedaży. Możemy smażyć (z mniejszą ilością tłuszczu), piec, gotować, grilować, dusić i co jeszcze można sobie zażyczyć. I ważne – jedzenie lepiej smakuje i traci mniej wartości odżywczych. Brzmi niewiarygodnie? Trzeba samemu popróbować i zacząć gotować, bo trudno w to uwierzyć na słowo. Można dodać, że firma proponuje szeroką gamę źródeł energii: gaz naturalny, propan, energię elektryczną, olej, ropę, drewno, czy biopaliwa. Wróćmy jednak do gotowania, nawet jeśli nie mamy pieca Aga, bo są to przepisy, które nie stawiają osobie przyrządzającej je zbyt dużych wymagań. KanapKi z twarożKiem i szczypiorKiem Wiosna w pełnym rozkwicie, więc podaję przepis wiosenny – bez korzystania z jakiegokolwiek pieca. Ser ze śmietaną, szczypiorkiem i rzodkiewką. Potrzebujemy: 300 g twarogu, około 125 ml śmietany (single cream), 2-3 łyżki siekanego szczypiorku (spring onions lub lepiej chives), sól i pieprz do smaku, pęczek rzodkiewek, ewentualnie sałata do przybrania. Ser ucieramy ze śmietaną, masa powinna być dość gęsta. Dodajemy posiekany szczypiorek i rzodkiewki. Doprawiamy solą i pieprzem. Smacznego!!! Muszę przyznać, że do tej pory żyłem w ignorancji. Historia pieca jest bardzo ciekawa, a zaczęła się w 1922 roku. Dr Gustaf Dalén w wyniku wypadku w pracy doznał poważnego uszczerbku na wzroku. Notabene za swoje osiągnięcia w dziedzinie fizyki otrzymał Nagrodę Nobla. Próbując odnaleźć się w nowej sytuacji, zaprojektował nowy typ pieca. Przyświecały mu dwa założenia. Piec musi być bezpieczny nawet dla osoby niewidomej czy nawet dla dzieci oraz ma zapewnić komfort i wygodę w gotowaniu, tak, by skrócić czas spędzany w kuchni. Tutaj przejawiała się troska o żonę, na którą spadły wszelkie obowiązki domowe, gdy mąż stracił wzrok. I tak powstał prototyp pieca Aga. Do dzisiaj jest produkowany w prawie niezmienionej formie. I rzeczywiście jest bezpieczny, pomimo że temperatura jednej z płyt osiąga 300oC. Jest na tyle efektywny, że pozwala na bardzo szybkie gotowanie, jak również utrzymanie niższej temperatury potrzebnej do slow cooking. Trudno to nawet sobie wyobrazić, że im więcej się gotuje, tym oszczędniej to wychodzi. Jak to jest możliwe? Piec Aga jest włączony non-stop, piekarnik i blat jest nieustannie gotowy do użycia. Dzięki akumulacji ciepła, im więcej się ten piec używa, tym więcej oszczędza się energii. Tak jak dawniej, tak i dziś, oprócz podstawowej funkcji gotowania, piec ogrzewa kuchnię, nagrzewa wodę i ułatwia suszyć pranie. Wyróżnia się trzy podstawowe modele, których podział zależy od liczby palników. Mogą być dwa, trzy lub cztery. W 1929 roku piece Aga zawitały do Anglii i od tamtej pory stały się jednym z symboli dziedzictwa narodowego. Na pierwszy rzut oka stoimy przed niepozornie, choć stylowo wyglądającym piecu z kilkoma płytami o różnej temperaturze każda i kilkoma piekarnikami poniżej. I pomyśleć tylko, że możemy na tym piecu przyrządzić grzanki, czyli popularne w Anglii tosty wraz z całym śniadaniem: jajkami sadzonymi, kiełbaskami i tak dalej. KrewetKowo-pomarończowy stir-fry Dla 4 osób potrzebujemy: 5 cm korzenia imbiru, 2 ząbki czosnku, 1 łyżka oleju sezamowego, pół suszki chilly, sól i świeżo mielony czarny pieprz, 500 g surowych, obranych dużych krewetek, 1 czerwona papryka, 2 łodyżki szczypioru (spring onions), 2 pomarańcze, 1 łyżka oleju słonecznikowego. Imbir ścieramy, czosnek rozgniatamy, chilly rozcieramy. Wszystko razem z solą i pieprzem mieszamy z olejem sezamowym i używamy jako marynatę do krewetek. Te odstawiamy do lodówki przynajmniej na pół godziny. (Możemy je zamarynować dzień wcześniej). Nagrzewamy wok. Na oleju słonecznikowym podsmażamy paprykę pociętą w paski. Dodajemy szczypior. Gdy zmięknie, dodajemy krewetki. Mieszamy często. Na koniec dodajemy cząstki pomarańczy, zdejmujemy z ognia i podajemy. Maciej Będkowski Głęboki oddech Dzisiaj kilka praktycznych rad, jak w prosty i szybki sposób polepszyć swój stan zdrowia. Sam stosuję wiele technik, które mają za zadanie utrzymywać ciało i ducha w bardzo dobrym stanie. Aby to osiągnąć, należy zwrócić się ku sobie i z dystansu przyjrzeć własnej osobie. Odżywianie, ćwiczenia fizyczne, oddychanie, regularny odpoczynek, pozytywne myślenie to podstawowe aspekty, na które należy zwrócić uwagę. Prowadząc zabiegi z pacjentami, przyglądając się ludziom w metrze, znajomym, przyjaciołom, zauważam, że większość z nich oddycha płytko i krótko. Wciągają powietrze wprost do klatki piersiowej z częstotliwością kilku sekund. Sądzę, że wynika to z nieświadomości tego, jak ważny jest głęboki, spokojny oddech. Oddychanie to najważniejsza czynność, jaką człowiek musi wykonywać, czy mu się chce czy nie. To esencja naszej egzystencji. Wdychane przez nas powietrze jest mieszanką azotu, tlenu, argonu, dwutlenku węgla, helu i kilku innych gazów. Biochemia dokładnie wyjaśnia, w jaki sposób proces utleniania oddziałuje na oddychanie każdej żywej komórki ciała. Oprócz dowiedzionych naukowo składników chemicznych powietrze zawiera również pewną magiczną moc, która według hinduizmu nazywana jest praną. Im bardziej świadomie oddychamy, tym silniej i intensywniej możemy poczuć działanie tej energii. Świadome oddychanie praną jest podstawą we wszystkich systemach jogicznych, ma zapewniać zdrowie i być źródłem wewnętrznych sił życiowych. Mamy dwie fazy oddechu – wdech i wydech. Każdą z nich możemy odbierać inaczej, chodzi o to, aby oddech był świadomy. Proszę sobie przypomnieć lekcje biologii, na których omawiany był ten temat. Chodzi o proces, w którym podczas wdechu powietrze wnika do płuc, tlen przenika przez ich delikatne membrany do krwi, a za jej pośrednictwem do komórek, tkanek. Wydech to proces uwalniania. Gazy powstałe podczas przemiany materii wraz z dwutlenkiem węgla opuszczają układ krwionośny i zostają wydalone. Ćwiczenie: 1. Usiądź wygodnie, niech twoje stopy spoczywają płasko na ziemi. Zaobserwuj jak oddychasz, pozwól, by twój oddech stał się miarowy, głęboki i spokojny. 2. Przyjrzyj się brzuchowi i klatce piersiowej. Podczas pełnego oddychania brzuch również wymaga ruchu. Swobodnie połóż swoje ręce na brzuchu i wyobraź sobie, że to jest balon, który za każdym wdechem napełniasz a następnie opróżniasz. 3. Bądź rozluźniony, zacznij powoli wciągać powietrze przez nos. Trzymając dłonie na brzuchu, spokojnie napełniaj swój balon. Niech powietrze wchodzi do brzucha. 4. Zacznij wypuszczać powietrze z balonu, poczuj jak powietrze zgromadzone w brzuchu opróżnia się. Niech brzuch swobodnie opada wraz z wypuszczaniem powietrza. 5. Wykonaj to ćwiczenie kilka razy. Zwróć uwagę na różnicę miedzy wdechem a wydechem. Poczuj jak się czujesz oddychając w ten sposób. 6. Wykonaj kolejne trzy wdechy i wydechy, tym razem wstrzymując powietrze w płucach na trzy sekundy. 7. Bądź rozluźniony, oddychaj spokojnie i głęboko, zanim przejdziesz do kolejnego, policz do trzech. Podczas ćwiczenia kręgosłup powinien być prosty. Sylwetka ciała bardzo jasno odzwierciedla wnętrze człowieka i jego stan świadomości. Oddech bardzo znacząco wpływa również na kondycję psychiczną. Pełne oddychanie polepsza trawienie i ułatwia sen, ma zbawienny wpływ na stany przygnębienia. Poprzez świadome, prawidłowe głębokie oddychanie szybko polepszysz swój nastrój i samopoczucie. Ci z Państwa, zaznajomieni z medytacją i głębokim oddychaniem, zapewne przyznają rację, iż dzięki tak prostemu ćwiczeniu, jakie opisałem, można wiele skorzystać. Jeśli w proces oddychania włączymy wyobraźnię oraz wiedzę o czakrach, ich kolorach i funkcjach, mamy niesamowite możliwości pracy z samym sobą. Świadomie oddychając, możemy pozbyć się stresów, traum, oczyścić się z przykrych wspomnień oraz zalegających blokad energetycznych. Możemy również napełniać się energią, żyć dłużej i zdrowiej, a tego przecież każdy z nas chce. Czas poświęcony pracy nad własnym oddychaniem odwdzięczy się tysiąckrotnie. Jeśli mają Państwo pytania związane z medycyną alternatywną, bioenergoterapią lub zechcą, abym wyjaśnił pewne zagadnienia, z przyjemnością w miarę moich możliwości odpowiem na pytania na łamach Nowego Czasu lub odpisując bezpośrednio. Wszelkie zapytania proszę kierować na mój adres emailowy. Zainteresowanych spotkaniem zapraszam na stronę internetową www.bedkowskitherapy.com, proszę o kontakt mailowy: [email protected] lub telefoniczny: 078721 07282 |25 nowy czas | 18 kwietnia 2011 czas na relaks Gra w zadowolenie ObrAZek dZIeWIąTy W nastroju rozkwitającej wiosny postanowiłam wypełnić swój dawno odwlekany obowiązek towarzysko-społeczny i przyjęłam zaproszenie na kolację. On, klasycznie elegancki, z manierami całkiem innej epoki, wypytał mnie wcześniej, gdzie czuję się dobrze i jaką kuchnię lubię o tej porze roku. Dosyć oryginalne podejście do wieczoru, pomyślałam nie myśląc. Na naszą kulinarną posiadówkę wybrał małą włoską restaurację. Było rodzinnie i domowo, ze starymi zdjęciami na ścianach, drewnianymi meblami i obrusami zdobionymi kremową koronką. Wszedł. Wyglądał jakby wcale nie nosił na sobie tych osiemdziesięciu lat. Pachniał Paco Rabanne, surowa męskość jak paczka czerwonych marlboro przytłoczona do siodła kowboja. Włosy siwe, jak dym pykany z fajki. Dumny potomek Adama bez tandetnych wdzięków. Miał coś w sobie z kryształu górskiego, emitował wysokogatunkową nierozszyfrowywalną energią. Jego blask przyciągał. Był zaprzyjaźniony z siłami przyrody i stąd ta żywiołowa witalność. Ani wyblakły, ani zużyty, ani melancholijny samotnik. Tajemniczy na miarę greckich tragedii i szekspirowskich szaleństw. Wojownik światła z widomym cieniem gniewu. Harmonijny, trochę próżny i trochę uwodzicielski. – Jesteś taka, jak myślałem – patrzy na mnie okiem, w którym miesza się morska burza z piorunami, i wiosenny deszcz w tęczy. – Jak egzotyczny ptak. A kiedy odrywasz się od ziemi, to w czym się zatracasz? – Pytasz jako meteorolog? – Chciałbym bardzo odczytać pogodę twoich myśli i mapę twojego serca. Ma intrygujący talent budzenia wesołości – myślę. Cieszę się, że tego wieczoru sięgnęłam po błysk, moja sukienka mieni się i połyskuje czernią księżycowych cekinów, jakbym wyszła z cygańskiego taboru. Ukryję się pod nimi. Na stole pojawił się mój najulubieńszy ze wszystkich Pol Roger, jedyny z szampanów wyłącznie z winogron Pinot Noir. On podnosi kieliszek w stronę niebios, intensywnie we mnie patrząc. – Kocham cię, cudotwórco. Ta młodociana egzaltacja nie jest przypadkowa – i śmieje się tym pięknym śmiechem. – Z tobą chciałbym wypić swój kielich do dna . – Czy jesteś bardziej podobny do swoich książek, czy do swoich obrazów? – pytam. – Jak mnie zasmucisz, to będę o tobie pisał. Jak przyniesiesz mi spokój, to będę cię malował. I już widzę, jak tka płótno nićmi mojego serca. Boję się jego oczu. On mnie widzi całą, jestem dla Niego przezroczysta. Chciałabym się oblać różowym lukrem i zmienić w wielkanocny mazurek. – Każdy ma zdolność przenoszenia czarów – śmieje się On, czytając z łatwością moje myśli. – Ja właśnie też pakuję w ozdobne pudełko marzenie i wysyłam w niebiańską przestrzeń, tam, gdzie ani przyszłość ani upływ czasu nie mają znaczenia. Rozmowa z Nim jest jak oddychanie. Szukam nowych skojarzeń, by Go móc opisać. – Czy wiesz, że na nasze spotkanie pracował cały wszechświat od chwili zarania?. Konieczna była epoka lodowcowa, wędrówki ludów, a nawet wojny secesyjne. W wielkiej loterii życia zachodzą rożne konstelacje zdarzeń. – Wiem, zdumiewająca gra przypadku i konieczności – kokieteryjnie kończę jego myśl. – Spotkałaś mnie w najlepszym okresie mojego życia. Po sześćdziesiątce mężczyzna myśli alegorycznie i widzi, że świat nie jest ani dobry, ani zły. Jest nieokreślony, jak woda nabierająca kształtu naczynia, w które jest wlana. – A czym wobec tego wypełnione jest alabastrowe naczynie zwane kobietą? – pytam prowokacyjnie. – Octem, trucizną czy słodyczą? Mój mądry futurolog nie daje się jednak wyciągnąć na manowce zwodniczej retoryki. – Raczej pijmy ten boski napój za wszystko co piękne i szlachetne. Za radość myślenia i istnienia! Znalazłam się w samym sercu romantycznego zaczynu. Wpadłam we własne sieci rozbujanej kwiecistej wyobraźni i zaczynam mieć senne przywidzenia. Czuję, że psotliwy albo przepracowany Eros wypuścił zatrutą strzałę bez pojęcia i przez Odpowiednim makijażem możesz skorygować – oczy wąsko osadzone: ANIA GASTOL MAkIJAżOWy POrAdNIk NA WIOSNę Wiosna to czas na zmiany... Natura budzi się do życia, świat nabiera kolorów, dzień staje się dłuższy... i my czujemy, że to czas, by coś w sobie zmienić! Zacznijmy więc od najłatwiejszej metamorfozy... makijażu! Oto kilka przydatnych porad, jak zmienić swój wygląd na wiosnę! Rysuj kreski delikatnie wychodzące poza zewnętrzne kąciki oczu – w ten sposób optycznie je rozciągniesz. Jeśli nie przepadasz za mocną kreską, możesz ją rozetrzeć cieniami do powiek, używając pędzelka. Rzęsy mocno wytuszuj i wyczesz na zewnątrz. – opadające powieki: W trakcie nakładania tuszu podkręcaj rzęsy w zewnętrznych kącikach oczu, można też w tym miejscu dokleić sztuczne kępki. Nad nimi rozetrzyj cień – tylko na nieruchomej części powieki oraz narysuj delikatne kreseczki kredką, wychodząc poza zewnętrzny kącik oka, lekko zakręcając w górę. – oczy małe: należy używać jasnych, rozświetlających cieni, również w wewnętrznych kącikach oczu, nie obrysowywać ich dookoła eyelinerem. Wewnętrzną linię dolnej powieki podkreślić białą kredką, tuszować rzęsy, wyciągając je na zewnątrz. – oczy duże: należy obrysować kredką lub eyelinerem, tworząc ramkę, która je optycznie zmniejszy. Jeśli masz szeroko osadzone oczy, powieki obrysuj kredką, ale pamiętaj, żeby kreski nie przypadek mnie trafił. Właśnie popełniłam Ósmy Grzech Główny i zakochałam się w mężczyźnie o czterdzieści lat starszym od siebie. Szukam frazy muzycznej do refleksji, która zawsze daje możliwość zmiany kierunku i zawrócenia z drogi, ale nie mogę zebrać myśli. Coś mnie olśniło i na przekór logice uciekam w to oszołomienie. W nadziei na cud wciągam woń wanilii, mój niezawodny aromat pocieszenia. Widzisz ,moja droga – mówi ze spokojem On – wolność wyboru to tylko migotliwa fraza. Nawet tak intensywni indywidualiści jak my,mogą nagle zapragnąć bliskości drugiego człowieka. Nie musieliśmy się wspinać do tej miłości powoli, po stopniach, ale szybką windą objawienia dostaliśmy się na sam szczyt! Nie wiem już sama, czy próbuję owoców z drzewa zakazanego czy z drzewa poznania. Wszystko inne w życiu krzyczy, a miłość szepcze. On mówi, że jest czasem i przestrzenią, którą tylko nasze serca mogą wypełnić. Jest słońcem i dobrem. Myślę, że nawet szczęście potrzebuje odrobinę powodzenia i wołam o pomoc Houdiniego, mistrza znikania i uwalniania się z wszelkich ludzkich kajdan. Przekroczyliśmy bezpowrotnie granice zdziwienia i spokojnie cieszymy się sobą. Czy można unieść się radością na siedząco? Chyba tak, bo przy następnym mocnym ataku wesołości pojawiła się Mary Poppins, wypełniła nas rozwalniającym gazem i unosimy się pod sam sufit. Sobie tylko wiadomym sposobem sprowadziła również zastawiony stół i usiedliśmy w powietrzu. Szczebiotam jak szesnastolatka do telefonu, podczas gdy On deklamuje „Odę do młodości. – Powiedziałbym ci, które z cech młodości nie podróżują dobrze w wiek późny, ale trudno się mówi przez łzy w oczach. Nagle wyciąga z kieszeni aksamitne pudełko, unosi wieczko, zbliża do mnie i poważnym głosem prosi mnie o rękę. – Chciałbym, żebyś była moim dniem i nocą, zimą i latem, nasyceniem i pragnieniem. Będziemy stali blisko siebie jak dwa filary wspierające świątynię naszego życia. Mówię „tak” i składam poważną przysięgę małżeńską, że będę lepiła codziennie pierogi, mimo że mam uczulenie na mąkę. On obiecuje, że przekroczy pustynię Gobi dla mnie i ukradnie znicz z Łuku Triumfalnego. Będziemy żyli jak najmniej ufając przyszłości, będę cię malował codziennie innymi kolorami i będziemy pisać wariacje literackie na temat moralności erotycznej. – Najważniejsze to mieć plan! – Jeszcze mały aneks do tego cyrografu – dodaje On z udana powagą. – Czekałem na ciebie całe osiemdziesiąt lat, więc wybaczysz mi, że chciałbym mieć pewność, że to ty jesteś mi pisana. Muszę zrobić ci test według ojca O’Reilly. Taki szybki rejestr cnót niewieścich w skali dziesięciopunktowej i jeśli oblejesz z kretesem, to będę niestety musiał się wycofać; zapał religijny, wyrzeczenie się mody, pogoda ducha, biegłość w robótkach ręcznych, unikanie nieczystej literatury... Nie dokończył, bo zasypałam go pocałunkami. Jedynym sposobem, żeby opaść z powrotem na dół, to pomyśleć o czymś poważnym i smutnym. Spojrzeliśmy na siebie wesoło. Naładowani śpiewem i gazem i wbrew prawom grawitacji jednym mocnym skokiem wyrwaliśmy się wyżej i wyżej, by wylądować w niebie. Staliśmy się znowu częścią boskiego, uporządkowanego świata. Będziemy negocjować możliwość innych reguł gry w życie i w istnienie człowieka, przez mądrość, głupotę i ironię. On wziął mnie za rękę i poszliśmy „drogą zaklętą, sennym zielem porośniętą, pełną ciszy i milczenia i dziwnego przeznaczenia”. Grażyna Maxwell spieszające gojenie, nawilżające, redukujące wydzielanie sebum czy też antybakteryjne. Polecam Maybelline Pure Foundation Mineral lub The Body Shop – Nature’s Minerals. wychodziły poza oko w kierunku skroni. Możesz również rozetrzeć blady róż między wewnętrznym kącikiem oka a łukiem brwiowym, daje to iluzję wgłębienia w tym miejscu. Jak nakładać kreski na powieki? Kreska na górnej powiece pasuje prawie wszystkim. Kolor skóry powieki wyrównaj bazą lub nałóż warstwę cienia do powiek, i namaluj kreseczkę, używając kredki lub eyelinera (do moich ulubionych należy eyeliner w kamieniu firmy Kryolan, nakładany na mokro cienkim pędzelkiem). Pamiętaj, aby spod rzęs nie prześwitywały jasne plamki skóry, inaczej popsuje to cały efekt. Zaletą eyelinera jest fakt, że nawet delikatne, cienkie linie wyglądają efektownie i przyciągają uwagę. Kreskę możesz poprowadzić na calej długości powieki lub na długości 3/4 – to efektownie otwiera oko i podnosi zewnętrzny kącik (w tym miejscu warto też trochę pogrubić kreskę). Jak tusz do rzęs: Rynek kosmetyczny oferuje całą gamę przeróżnych tuszów, ze szczoteczkami o różnych kształtach... wybór jest duży. Do moich ulubionych należy Estee Lauder Sumptuous oraz Rimmel Lash Puder brązujący Accelerator. Zmieniaj tusz co kilka miesięcy – na szczoteczce zbierają się bakterie, tusz staje się mniej elastyczny. Podkład mineralny: Wygląda jak puder. Składa się głównie ze sproszkowanych minerałów. Ale uwaga! Niektórzy producenci nazywają swe produkty mineralnymi, choć tylko częściowo odpowiadają temu opisowi, gdyż zawierają sztuczne konserwanty, które to mogą blokować pory i podrażniać wrażliwą skórę. Te w stuprocentach naturalne zawierają minerały, tj. potas, cynk, wapń, krzem itd. Mają one właściwości przy- W pierwszych dniach wiosny najlepiej sprawdza się opalenizna w subtelnym, naturalnym odcieniu. Wybierz puder brązujący w najjaśniejszym odcieniu, nakładaj niewielką ilość dużym, miękkim pędzlem na policzki, czoło i nos, czyli na te partie twarzy, które w naturalny sposób najszybciej łapią słońce. Nie chodzi o to by zmienić koloryt cery, wystarczy dodać jej ciepłego blasku. SZTUKA MAKIJAŻU nie jest sztuką trudną, należy jednak poznać jej techniki i sekrety, pomagające nam zatuszować niedoskonałości i podkreślić nasze walory. Jeśli jesteś zainteresowana szczegółowym poznaniem tajników makijażu, zapraszam na prywatną konsultację dobierania makijażu lub naukę makijażu indywidualnego lub w grupie w wersji dziennej oraz wieczorowej: makijazowesztuczki.blogspot.com 07999 423 556 26| 18 kwietnia 2011 | nowy czas czas na relaks Pieniądze szczęścia nie dają… … dopiero zakupy – stwierdziła Marilyn Monroe. Trudno się z nią nie zgodzić, jednak, aby doszło do udanych zakupów, potrzebujemy tego, co Brytyjczycy nazywają dosh, wonger, boodle, dough, spondulicks, moolah (albo po prostu moola), bread i jeszcze na wiele innych sposobów, a co oznacza po prostu siano, kasę, mamonę, szmal, czyli – pieniądze. Wyspiarze doszli do perfekcji w nadawaniu potocznych nazw poszczególnym nominałom, przy czym prym wiedzie w tym cockney rhyming slang, czyli rymowany slang charakterystyczny dla mieszkańców wschodniej części Londynu. Podstawową jednostką monetarną na Wyspach jest funt szterling (pound sterling), na który składa się 100 pensów (pence). Tak jest od roku 1971, kiedy to miała miejsce reforma monetarna, przedtem jeden funt miał wartość dwudziestu szylingów, a każdy szyling – dwunastu pensów. Funt jest najczęściej oznaczany symbolem £, co pochodzi od łacińskiego słowa libra, czyli waga. Zamiast słowa funt, często używa się określeń nicker, nugget albo quid. To ostatnie słowo liczy sobie już kilkaset lat i prawdopodobnie wzięło się z łacińskiego powiedzenia quid pro quo (coś za coś, wymiana czegoś na coś innego). Należy pamiętać, że liczba mnoga słowa quid jest taka sama, jak pojedyncza, np. 5 quid, a nie 5 quids. Innymi nazwami dla jednego funta we wspomnianym już cockneyu jest Bin Lid (rym do quid) oraz Huckleberry Hound (rym do pound). Dwa funty nazywane są: deuce, super nugget albo – i tu znowu rymowane skojarzenie rodem z cockneya – bottle: bottle of spruce = deuce, choć inne źródła podają, że chodzi o rym bottle of glue = two. Najpopularniejsze nazwy pięciu funtów, to fiver i lady Godiva, w skrócie po prostu lady. „Dziesiątka” to tenner. Wykorzystując podobieństwo w wymowie tenner i tenor, niektórzy na £10 mówią Pavarotti. 100 funtów nazywane jest ton, stąd £50 to half a ton. Grand oznacza 1000 funtów, a do tego w cockneyu usłyszeć można bag of sand, ewentualnie w skrócie samo sand. W pisowni natomiast często spotkać można literę k (rzadziej K), co wzięło swój początek ze słowa kilo, czyli tysiąc, a zostało rozpowszechnione przez maniaków komputerowych, stosujących na co dzień wyrażenia takie jak kilobytes. Stąd gdy widzimy kwotę £5k, to oznacza ona pięć tysięcy funtów. Slang jest odmianą języka, która bardzo szybko się zmienia, zatem ciągle powstają nowe określenia, a stare tracą na popularności. Tak było miedzy innymi z określeniem sumy dwóch tysięcy funtów, która pod koniec ubiegłego wieku często była określana słowem archer. Wzięło się to od nazwiska brytyjskiego polityka, Jeffreya Archera, który rzekomo miał przekazać pewnej prostytutce łapówkę w tej wysokości i który za to znalazł się na sali sądowej. Słowniczek: dosh, wonga, dough, spondulicks, moolah, bread – pieniądze nicker, quid, Bin Lid, Huckleberry Hound – 1 funt deuce, bottle – 2 funty fiver, lady (Godiva) – 5 funtów tenner, tenor, Pavarotti – 10 funtów half a ton – 50 funtów ton – 100 funtów grand, (bag of) sand – 1000 funtów Tekst powstał przy współpracy lektora ze szkoły języków obcych online Edoo.pl. Ta rubryka jest częścią kampanii edukacyjnej Enjoy English, Enjoy Living, która odbywa się pod hasłem „Język to podstawa. Zacznij od podstaw”. Więcej na temat kampanii znajdziesz w serwisie www.edoo.pl/enjoy SINGLE EUROPEAN CATHOLIC GENTLEMAN WOULD LIKE TO HEAR FROM LADY FOR FRIENDSHIP AND EXCHANGING LANGUAGE LESSONS. 07811327399 krzyżówka z czasem nr 24 Poziomo: 1) pisarz polski, autor „Ludzi bezdomnych”, 7) szeroki brzeg kapelusza, 8) polska grupa rockowa, której założycielem, autorem muzyki i tekstów większości piosenek jest Andrzej Adamiak, 9) potęgą jest i basta, 10) plantacja winorośli, 13) parlament kraju związkowego wchodzącego w skład Austrii lub Niemiec, 17) chowa głowę w piasek, 18) zorganizowana specjalnie sprzedaż pewnego rodzaju artykułów, urządzana okresowo z okazji np. jakiegoś święta lub otwarcia czy zamknięcia sezonu handlowego, 19) gruba tkanina wełniana, 20) stolica Syrii. Pionowo: 1) duży ptak o długiej szyi i prostym dziobie, 2) pewność siebie, rezolutność, 3) kubański pisarz i działacz rewolucyjny, 4) maszyna do krajania chleba, 5) defilada, 6) odgałęzienie, ramię, 11) osoba niechętnie widziana w jakimś środowisku, 12) drobna różnica, 14) opera Belliniego, 15) robotnik zajmujący się piłowaniem kłód za pomocą ręcznej piły, 16) Anna, polska aktorka filmowa, odtwarzała rolę Heli Trojańskiej w serialu „Hela w opałach”. Rozwiązanie krzyżówki z czasem nr23: Jerzy Maksymiuk sudoku łatwe 4 7 8 5 1 1 8 2 8 9 5 3 8 7 9 4 8 9 6 6 7 8 8 3 2 3 8 7 4 6 średnie 3 7 9 8 1 5 trudne 8 5 3 9 9 6 4 8 1 7 8 5 9 7 2 8 6 5 7 3 2 5 6 9 2 3 9 6 7 3 2 4 3 7 9 5 4 8 8 3 1 2 5 1 7 9 4 2 1 2 3 6 5 7 1 8 6 2 9 7 3 5 |27 nowy czas | 18 kwietnia 2011 sport Tadeusz Stenzel: Łączymy pokolenia polskiej emigracji też współzawodnictwa w innych dyscyplinach. W porównaniu z poprzednimi latami zmniejszyła nam się drastycznie liczba działaczy, co naturalnie zmniejsza nasze możliwości organizacyjne. To nasza największa bolączka. Chcemy to jednak również zmienić. Jakie warunki trzeba spełnić, aby zostać waszym członkiem. Tadeusz Stenzel Z sekretarzem Związku Polskich Klubów Sportowych w Wielkiej Brytanii rozmawia Daniel Kowalski. – W szeregi Związku Polskich Klubów Sportowych w Wielkiej Brytanii może wstąpić każdy klub lub organizacja krzewiąca ideę kultury fizycznej pod każdą postacią. Najważniejsze, aby statut danej organizacji nie był sprzeczny z naszym. ZPKS powstał w 1953 roku aby poprzez sport promować polski język i kulturę. W przeszłości była to bardzo prężnie działająca organizacja, w kalendarzu której było wiele imprez w kilku dyscyplinach. Obecnie działalność ogranicza się przede wszystkim do organizacji piłkarskiego turnieju o Puchar Przechodni SPK im. Generała Władysława Andersa. Puchar Generała Andersa Ile w tej chwili klubów jest zrzeszonych w ZPKS? – Na dzień dzisiejszy w naszych szeregach zrzeszonych jest ponad dwadzieścia pięć klubów piłkarskich. Oprócz tego jest jeszcze około dziesięciu drużyn siatkówki, jednak w tym momencie ZPKS nie organizuje jakichkolwiek rozgrywek. Nasze plany zakładają jednak zwiększenie tych liczb i powrót do polonijnych mistrzostw Wielkiej Brytanii w siatkówce. Sztandarowa impreza waszej organizacji to coroczny turniej o Puchar Generała Andersa. – Jeszcze sześć lat temu w Londynie odbywały się turnieje tenisa stołowego, organizowaliśmy Dlaczego warto być członkiem ZPKS. Co daje członkostwo? – Nasza organizacja za pomocą sportu łączy oraz integruje dwa pokolenia polskiej emigracji. Członkostwo w ZPKS daje też możliwość uczestnictwa w najbardziej prestiżowej piłkarskiej imprezie polonijnej w Anglii, jaką jest bez wątpienia Puchar Andersa, który rozgrywany jest bez przerwy od 1949 roku. Za dwa lata ZPKS obchodzić będzie jubileusz 60-lecia działalności. – Chcemy oczywiście zorganizować coś szcze- gólnego. Na razie wszystko jest na etapie planowania. Może uda się do tego czasu zreorganizować troszeczkę Puchar Andersa, aby mogło wystąpić więcej drużyn niż teraz, bo każdego roku chętnych jest więcej niż miejsc. Być może turniej potrwa dłużej niż tylko jeden dzień. Myślimy również poważnie o druku jubileuszowego wydawnictwa, bo ostatnia taka pozycja powstała ponad trzydzieści lat temu. Czy Związek Polskich Klubów Sportowych będzie miał swoich reprezentantów podczas tegorocznych Światowych Igrzyskach Polonijnych we Wrocławiu? – Kiedyś było pod tym względem dużo lepiej. W 2001 roku do Sopotu wysłaliśmy ponad pięćdziesięciu sportowców, podobnie było cztery lata później w Warszawie. Do Poznania (2003), Słupska (2007) i Torunia (2009) już niestety nie pojechaliśmy jako grupa zorganizowana, jedynie indywidualne osoby brały udział. Generalnie chętnych jest sporo, wszystko jednak rozbija się o finanse. Eskapada do Wrocławia to przelot, zakwaterowanie i wyżywienie. W chwili obecnej nas, jako organizację, po prostu nie stać na pokrycie takich kosztów. Gdzie znajdziemy informacje na temat waszej działalności? – Mamy swoją stronę internetową (www.zpks.co.uk), jednak jest w tym momencie bardzo skromna i wymaga sporego wkładu czasu, by ją uzupełnić i doprowadzić do ładu. Klub Olimpijczyka w Londynie bem na życie. Z takimi, którzy osiągnęli sukcesy i mogą inspirować innych. Jesteśmy też zainteresowani współpracą przy organizacji różnego rodzaju imprez dla naszych rodaków. Mam tu na myśli zawody sportowe, głównie dla dzieci i młodzieży. Swoją działalność zainaugurował Klub Olimpijczyka. Organizacja kierowana przez Jakuba Górskiego będzie promować sport oraz ideę ruchu olimpijskiego szczególnie wśród dzieci i młodzieży. Pierwsze spotkanie odbyło się na obiektach Craven Cottage, gdzie na co dzień o ligowe punkty w Premier League walczy Fulham Londyn. Na konferencji pojawiło się wiele ciekawych osobistości, a wśród nich nestor polskiego dziennikarstwa sportowego Tadeusz Olszański oraz Karolina Kaczorowska – wdowa po ostatnim prezydencie Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie, śp. Ryszardzie Kaczorowskim. Redaktor Olszański przy tej okazji promował swoją najnowszą książkę „Stanisławów jednak żyje”. O pierwszych efektach działalności klubu usłyszymy już niebawem. Prezes Górski zapowiada, iż na kolejnych spotkaniach pojawią się znane postacie ze świata sportu. Będą to nie tylko sportowcy, ale również trenerzy i dziennikarze. Więcej informacji o Klubie Olimpijskim w Londynie można znaleźć na oficjalnej stronie internetowej: www.klubolimpijski.pl Daniel Kowalski Z Jakubem Górskim, prezesem Klubu Olimpijskiego w Londynie, rozmawia Daniel Kowalski. Jak doszło do powstania KO? – Pomysł założenia Klubu podsunął mi Mirek Gołek. To człowiek, który zajmował się podobną działalnością w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych właśnie w Londynie. W jaki sposób zamierzacie realizować swoje plany? Pani Karolina Kaczorowska z redaktorem Tadeuszem Olszańskim – Chcemy organizować spotkania z ludźmi, dla których sport jest sposo- Kiedy usłyszymy o waszych pierwszych sukcesach? – Liczymy na to, że uda nam się wysłać polskich sportowców z Wielkiej Brytanii na Światowe Igrzyska Olimpijskie, które w tym roku odbędą się we Wrocławiu. Kto tworzy Klub Olimpijczyka w Londynie? – Oprócz mnie na stałe w projekt są zaangażowane jeszcze dwie osoby. Jeśli jest jednak ktoś, kto potrzebuje pomocy w realizacji pomysłów, to serdecznie zapraszamy. Działalność w KO opiera się na wolontariacie. 28| 18 kwietnia 2011 | nowy czas port Redaguje Daniel Kowalski [email protected] [email protected] [email protected] POLSKA LIGA PIĄTEK PIŁKARSKICH LONDYN BIRMINGHAM 1 I LIGA 1 Inko Team FC 20 55 187:44 Scyzoryki 20 44 95:44 36 67:49 2 Piątka Bronka 4 White Wings Seniors 3 5 KS04 Ark 6 You Can Dance 8 Motor 7 9 10 11 12 13 14 PCW Olimpia Janosiki Jaga Inter Team Słomka Builders Giants Buduj.co.uk 20 20 20 20 20 20 20 20 20 20 20 20 52 100:38 38 36 33 27 82:48 94:90 72:67 80:85 25 86:76 18 58:116 15 49:84 14 49:10 13 57:102 0 41:170 Wyniki XX kolejki: You Can Dance – Piątka Bronka 0:5, White Wings Seniors – Giants 10:2, Inko Team FC – Janosiki 10:5, Jaga – Scyzoryki 1:5, KS04 Ark – Motor 5:7, Buduj.co.uk – Janosiki 1:14, Inter Team – Słomka Builders Team 5:0 Zestaw par XXI kolejki: You Can Dance – KS 04 Ark Buduj.co.uk – Piątka Bronka Inter Team – Janosiki Jaga – PCW Olimpia Giants – Motor Font Scyzoryki – White Wings Seniors Inko Team FC – Słomka Builders 2 FC Revolution MOPS Szerszenie 3 FC Mazowsze 5 No Name 4 PL Squad 6 FC Polonia 7 The Patriots PL 9 10 Róg Waszyngtona RKS Zbieranka 8 Olimpia 13 13 13 13 13 13 13 13 13 13 37 29 26 22 18 18 17 12 8 3 78:18 90:30 49:28 57:50 52:38 39:38 52:46 42:77 37:76 28:123 Wyniki XIII kolejki: RKS Zbieranka – No Name 1:13 Olimpia – FC Revolution MOPS 4:8 PL Squad – Róg Waszyngtona 6:4 Szerszenie – The Patriots PL 3:5 FC Mazowsze – FC Polonia 3:1 Zestaw par XIV kolejki: FC Mazowsze – Olimpia RKS Zbieranka – FC Polonia PL Squad – The Patriots PL Róg Waszyngtona – No Name Szerszenie – FC Revolution MOPS LUTON II LIGA 1 Kelmscott Rangers 20 58 144:46 3 North London Eagles 20 44 89:49 5 The Plough 37 78:53 31 83:57 2 4 6 FC Cosmos Czarny Kot FC Panorama 7 Prestigekm.co.uk 9 10 11 12 13 KS Pyrlandia MK Seatbelt Made in Poland Somgorsi Warriors of God 8 14 Biała Wdowa Parszywa 13 20 20 20 20 20 20 20 20 20 20 20 20 48 107:56 39 109:58 33 31 19 15 15 14 13 81:61 74:76 62:106 49:75 57:103 53:109 50:105 10 34:116 Wyniki XX kolejki: Parszywa 13 – KS Pyrlandia Panorama – The Plough Warriors of God – Made in Poland Prestigekm.co.uk – Biała Wdowa North London Eagles – Czarny Kot FC FC Cosmos – Kelmscott Rangers Somgorsi – MK Seatbelt Tenisowe Grand Prix Miłośnicy tenisa ziemnego z Northampton zapraszają wszystkich chętnych zawodników i kibiców na otwarty turniej z cyklu Polonijne Grand Prix Northampton 2011. Pierwsza impreza odbędzie się już 15 maja 2011 o godzinie 10:00 na kortach Northampton County Lawn Tennis Club (54 Church Way, West Favell, Northampton, NN3 3BX). Dla najlepszych organizatorzy przygotowali atrakcyjne nagrody. Opłata wpisowa wynosi 10 funtów, a zgłoszenia do turnieju przyjmują Artur (tel: 0759 545 5672, email: [email protected]) oraz Michał ([email protected]). Lista startowa zostanie zamknięta w dniu zawodów o godzinie 9:30. Podczas turnieju organizatorzy planują wspólne rodzinne grilowanie. (dako) Już za trzy miesiące we Wrocławiu odbędą się XV Światowe Letnie Igrzyska Polonijne. O medale w dwudziestu pięciu dyscyplinach, Polacy z całego świata rywalizować będą przez osiem dni (od 14 28 45:33 3 KS Victoria 14 21 33:31 4 5 6 Canarinhos LSD Team Jedenastka WRP 14 24 14 18 14 16 14 13 40:36 37:37 28:37 33:42 Wyniki XIV kolejki: Jedenastka – Promil Luton 0:4 Canarinhos – KS Victoria 2:5 LSD Team – WRP 5:2 Zestaw par XV kolejki: WRP – Victoria Jedenastka – LSD Promil Luton – Canarinhos 100 dni do Igrzysk Polonijny klub piłkarski Blue Magic Dublin został wicemistrzem Irlandii w futsalu. Drużyna, którą praktycznie w stu procentach tworzą Polacy, przegrała jedynie ze Sportingiem Fingal. Zespół powstał w 2009 roku, a w irlandzkiej Lidze Futsalu był beniaminkiem. Mistrzostwa Irlandii są rozgrywane systemem pucharowym. W turnieju wzięło udział 32 ekipy. (dako) Promil Luton 2 Zestaw par XXI kolejki: MK Seatbelt – Made in Poland, KS Pyrlandia – The Plough, Parszywa 13 – North London Eagles, Panorama – FC Cosmos, Biała Wdowa – Czarny Kot, Warriors of God – Kelmscott Rangers, Somgorsi – Prestigekm.co.uk Polacy wicemistrzami Irlandii! 1 30 lipca do 6 sierpnia). Organizatorzy czekają na zgłoszenia od polonijnych sportowców, również tych z Wielkiej Brytanii. Jak informuje Jakub Górski z Klubu Olimpijskiego w Londynie rozegrany zostanie również turniej familijny, w którym udział wezmą rodziny składające się z co najmniej trzech osób. Celem tej rywalizacji jest wyłonienie najbardziej usportowionej rodziny dolnośląskich Igrzysk. Zgłoszenia będą przyjmowane do końca czerwca. Wszystkie potrzebne informacje zainteresowani mogą znaleźć na stronie www.igrzyskapolonijne.dolnyslask.pl oraz na oficjalnej stronie Klubu Olimpijczyka www.klubolimpijczyka.pl. Daniel Kowalski COVENTRY 1 2 3 4 5 6 White Eagles 1 3 6:2 Black Horse 1 3 4:2 White Eagles 2 International FC Stoprocent Gazmyas 1 1 1 1 3 0 0 0 Wyniki I kolejki: White Eagles 2 – Gazmyas 4:0 Black Horse – International 4:2 White Eagles – FC Stoprocent 6:2 Zestaw par II kolejki: International – White Eagles 2 FC Stoprocent – Black Horse Gazmyas – White Eagles 4:0 2:4 2:6 0:4
Similar documents
pobierz - Nowy Czas
([email protected]), Aleksandra Junga, Aleksandra Ptasińska ([email protected]); WSPÓŁPRACA REDAKCYJNA: Lidia Aleksandrowicz; FelIetONy: Krystyna Cywińska, Wacław Lewandowski; RySUNkI...
More informationpobierz - Nowy Czas
reDakcja: Teresa Bazarnik ([email protected]), Jacek Ozaist, Daniel Kowalski ([email protected]); WSPÓŁPRACA REDAKCYJNA: Joanna Ciekanowska, Krystyna Cywińska, Adam Dąbrowski, Włodz...
More information