Jestem opowiadaczką historii. Mam swoje
Transcription
Jestem opowiadaczką historii. Mam swoje
54 wina naturalne | alice feiring 55 Wina naturalne alice feiring Alice Feiring to jedna z bardziej barwnych postaci dzisiejszej sceny winiarskiej. Jej blog „The Feiring Line” oraz dwie książki „The Battle for Wine and Love or How I Saved the World from Parkerization” (Bitwa o wino i miłość, czyli jak zbawiłam świat przed parkerazycją i „Naked Wine” (Nagie wino) zyskały jej przydomek adwokatki win naturalnych. Czym jest wino naturalne i dlaczego warto je pić, opowiada w rozmowie z Ewą Wieleżyńską. Kiedy doszłaś do wniosku, że wino naturalne jest tym winem, któremu chcesz poświęcić swoje zawodowe życie? To się stało, gdzieś około roku 2000, kiedy przygotowywałam Food & Wine Magazine Official Wine Guide. Odbywając liczne, przekrojowe degustacje, zdałam sobie sprawę, że na szeroką skalę dokonała się transformacja; tradycyjne smaki zostały wymazane przez sztuczne i zuniformizowane. Na początku myślałam, że główną winowajczynią jest nowa beczka, ale potem spotkałam amerykańskiego importera Joe Dressnera, który sprowadzał właśnie takie wina, za jakimi tęskniłam i to on mi uświadomił, jak bardzo można manipulować smakiem, uciekając się do technologii. Zainspirowana do dalszych poszukiwań, odkryłam degustacje „win naturalnych”, choć nigdy tak naprawdę nie nazywałam ich naturalnymi. Po prostu były to dla mnie dobre wina zrobione w najprostszy możliwy sposób. Zaczęłam też dużo więcej czasu spędzać w winnicach, rozmawiając z winiarzami o tym, jak robią wino. Po prostu uczyłam się i pisałam o winach, które mi smakowały. Nie była to z mojej strony żadna świadoma decyzja. Dopiero w w w.magazynwino.pl | kwiecień 2012 jakieś 12 lat później o winach naturalnych zrobiło się głośno. Nicolas Joly powiedział kiedyś, że „Wino powinno być przede wszystkim prawdziwe, a dopiero później dobre”. Co ty na to? Myślę, że dobre i prawdziwe powinno iść ze sobą w parze. Bez dobrego nie ma prawdziwego. Ale dobre niekoniecznie oznacza prawdziwe. Ale, jak wiesz, wielu zarzuca Joly’emu skrajny nieinterwencjonizm, a nawet leseferyzm. Richard Kelley MW wręcz zasugerował, że Joly powinien wziąć lekcje enologii u porządnego winiarza, jakim jest chociażby biodynamiczny Gérard Gauby. I zapytywał: „Czy on tak naprawdę pije wino, a co ważniejsze, czy je lubi?”. Nie sądzę, żeby ten akurat cytat był objawem leseferyzmu. Czytam to zdanie raczej tak, że bez dobrego siedliska i dobrych owoców, nie może być „wina prawdziwego”. Nie wydaje mi się też, żeby Nicolas był aż takim nieinterwencjonistą, szczególnie jeśli chodzi o użycie siarki. Ale trzeba przyznać, że jego serce szybciej bije dla samego naturalistycz- nego ruchu niż dla win. Co powiedziawszy, muszę stwierdzić, że jego wina ostatnio znacznie się poprawiły. Choć Nicolas, jak wielu innych hardcorowych biodynamików, nie pije zbyt dużo. No właśnie, napisałaś gdzieś, że jednym z powtarzających się ataków na tych, którzy kochają wina naturalne, jest to, że pociąga ich sama romantyczna idea, a nie smak. Co ciebie w winach naturalnych uwodzi? Energia. Życie. Wibracja. Zazwyczaj odbywa się to tak, że próbuję wino. Uwielbiam je. Uwielbiam je tak bardzo, że muszę spotkać osobę, która je zrobiła. To nigdy nie odbywa się w przeciwnym kierunku: od idei do smaku. W swojej ostatniej książce dziwisz się, że Jacques Néauport, konsultant, którego nazywasz „Michelem Rollandem winiarzy naturalnych,” nie widzi związku miedzy narodzinami idei wina naturalnego a filozofią Guy Deborda, który należał w latach 1970/80 do tego samego środowiska. Debord poświęcił swoje pisma braku autentyczności relacji międzyludz- Alice Feiring kich, które w „społeczeństwie spektaklu” zostały zapośredniczone przed obrazy, pisał o naszym fetyszystycznym stosunku do rzeczy. Jak to jest? Chodzi o zwykłą przyjemność, jaką daje wino naturalne, czy w grę wchodzą też jakieś filozoficzne założenia? Idealnie, jedno z drugim się wiąże. Zacytuję to, co niedługo przed śmiercią, powiedział mi Baldo Capellano: „Przy drodze wiodącej do Serralungi mieszka Szwajcar, który ma krowy i sprzedaje mleko. Uwielbiam to mleko – niepasteryzowane i prosto od krowy. Ale nie zawsze mogę tam podjechać. Czasami muszę iść do supermarketu. Jest miejsce na dwa rodzaje mleka. I na dwa rodzaje wina. Zbrodnia polega na czym innym: przemysł udaje, że robi rękodzieło i ludzie w to wierzą. To jest zbrodnia.” A także to, co powiedział Joly: „Im więcej ludzie będą jedli fast foodu, tym więcej będzie miejsca na slow food”. By przenieść to na inny poziom, im więcej jest sztuczności w świecie, tym bardziej ludzie tęsknią za tym, co autentyczne. I o tym pisze Debord. Zaprzeczanie, że jego pisma nie miały żadnego wpływu na rozwój ruchu naturalistów, wydaje mi się rozmyślne. Ale dlaczego Néauport miałby celowo temu zaprzeczać? To jest dobre pytanie, ale nie znam na nie odpowiedzi. Może się ze mną droczył, albo może rzeczywiście chciał robić wina bez siarki, żeby nie cierpieć na kaca, jak mówi. Jednak dla mnie związek z Debordem jest oczywisty. W latach 1970. rolnictwo było tak skażone chemią, a wina tak niedobre, że wywołało to sprzeciw, który się w filozofii De- borda odbija. I nie chodzi tu o etykę, chodzi o autentyczny smak. Tak po prawdzie, jestem hedonistką, szukam przyjemności. Choć oczywiście jestem przeciwna zatruwaniu środowiska, bo nie ma takiej możliwości, by dobre jedzenie i dobre wino pochodziły z upraw traktowanych chemią. A czy nie masz czasem wrażenia, że jest bardzo wiele win naturalnych, które przez stosowanie pewnych technik, smakują podobnie? Innymi słowy, że wina naturalne też są podatne na standaryzację smaku? Zjawiska, takie jak oksydacja, gdzie nie jest ona tradycją, obecność bretta, który chętnie rozwija się, gdy nie ma siarki, jabłkowe i jesienne aromaty będące pochodną długiej maceracji na skórkach czy też charakterystyczny zapach cynamonu będący efektem maceracji węglowej – czy to wszystko bardziej nie przykrywa terroir niż je wyraża? Każda technika wywiera jakiś wpływ na wino, ale niektóre są bardziej nachalne niż inne. Myślę, że klucz tkwi w odpowiedzi, na pytanie, czy posługujemy się techniką po to, by przekształcić smak i teksturę wina. Takie podejście jest na antypodach tego, jakie mają winiarze naturalni. Jasne, że dostrzegam podobieństwa w winach długo macerowanych na skórkach, albo tych, które w 100% fermentowały z szypułkami (co skądinąd uwielbiam), winach dojrzewanych w amforach lub tych, które przeszły macerację węglową. Ale jakkolwiek cynamonian, wydzielający się przy maceracji węglowej, nie byłby atrakcyjny dla konsumenta, nie jest to coś, co zostało do wina dodane, coś, co do niego nie przynależy. Weźmy na przykład wina Andrei Caleka (naturalny winiarz czeskiego pochodzenia robiący wina w Ardèche – przyp. red.). Wszystkie przechodzą macerację węglową, aczkolwiek nie w niskich temperaturach. I są prawdziwą ekspresją terroir. Maceracja węglowa na zimno faktycznie potrafi upodobnić do siebie wina, która zaczynają bardziej przypominać sok owocowy. Ale w gruncie rzeczy wolę pić takie vins de soif niż wina aromatycznie zafałszowane i podkręcone przez technologię. Gdybym miała wybierać mniejsze zło? Spontaniczna maceracja węglowa czy spontaniczna fermentacja w nowym mocno wypalonym dębie? Bez wahania wybrałabym macerację węglową. Nie jest jednak moim zamiarem promowanie jakiegoś dogmatu. Nie mam żadnych idealnych recept na wino. To by zabiło przygodę. Interesująca i otwarta jest na przykład kwestia siarki, którą poruszyłaś. Niektórzy uważają, że siarka pomaga się wypowiedzieć terroir, inni sądzą, że je przykrywa. Z pewnością brak siarki powoduje, że wino ma inną ekspresję niż wina konwencjonalne, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni. Lotna kwasowość, „jabłkowo-cydrowe” nuty nie są jednak, jak czasami się uważa, efektem braku siarki, lecz błędów w winifikacji. Kiedy mówisz o naszych przyzwyczajeniach, przychodzą mi na myśl sancerres Sébastiena Riffaulta, który praktycznie nie dodaje siarki i robi wina z bardzo dojrzałych, zbotrytyzowanych gron, które nie smakują jak żadne znane mi sancerre, nie mają tej typowości, jaką przyzwyczailiśmy się przypisywać loarskiemu terroir. Na VinNatur usłyszałam, że tak smakuje k wiecień 2012 | w w w.magazynwino.pl fot. Charles French Potęga smaku Jestem opowiadaczką historii. Mam swoje zdecydowane przekonania na temat smaku, ale historia jest zawsze dla mnie ważniejsza niż rekomendacja